Historia Francji
 83-04-04397-1 [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

JAN BASZKIEWICZ

HISTORIA

FRANCJI OSSOLINEUM

JAN BASZKIEWICZ

HISTORIA FRANCJI

WROCŁAW • WARSZAWA • KRAKÓW ZAKŁAD NARODOWY IMIENIA OSSOLIŃSKICH WYDAWNICTWO

Okładkę projektował JACEK SIKORSKI

Redaktorzy I wydania EWA RACZKOWIAK i STEFANIA SŁOWIKOWA

Redaktor IV wydania JOLANTA KAWALEC

Redaktor techniczny RYSZARD ULANECKI

© Copyright by Zakład Narodowy imienia Ossolińskich



Wydawnictwo, Wrocław 1974, 1999

Wydanie czwarte poprawione i uzupełnione

ISBN 83-04-04397-1 Printed in Poland

Druk i oprawa Wrocławska Drukarnia Naukowa PAN im. S. Kulczyńskiego Sp. z o. o.

OD AUTORA

T om ten różni się trochę od poprzed­ nich wydawnictw ossolińskiego cyklu historii krajów świata. Nie zamyka opisu na 1945 r., lecz prowadzi narrację aż do Piątej Republiki, która należy do żywej, jeszcze płynnej francuskiej współczesności. Jest także obszerniejszy od poprzednich tomów. Oczywiście to nie przesunięcie daty granicznej wykładu poza 1945 r. spowodowało ów wzrost objętości. Usprawiedliwia go, po pierwsze, historyczna rola Francji, po drugie zaś chęć zastosowania nieco odmiennej konwencji pisarskiej. Dziejowe znaczenie Francji nie wymaga uzasadnień. Uznając, że to rzecz oczywista, należało zapewnić odpowiednie miejsce nie tylko jej historii politycznej, jakże fascynującej, ale również dziejom jej społeczeń­ stwa. Wypadało uważnie pochylić się nad dorobkiem francuskiej kultury. Należało wreszcie pamiętać o barwnej historii związków Francji z Polską i Polakami. Rozwinięcie wszystkich tych wątków ogromnie zwiększyło objętość tekstu, zmuszając autora (i skłaniając Wydawcę: pragnę mu za to podziękować) do rezygnacji z wcześniej zaplanowanych limitów. Napisać historię Francji dla polskiego czytelnika nie jest łatwo. Wiedza o francuskiej historii i kulturze wśród Polaków zawsze była rozległa. Mamy do nich stosunek bardzo osobisty, nieraz różnimy się w opiniach na niektóre sprawy (nasz stosunek do Bonapartego stanowi tu przykład klasyczny, ale wcale nie jedyny). Dzieje i tradycje Francji potrafią poruszać nasze emocje zbiorowe. Trudno zapomnieć wstrząs, jaki w okupowanej Warszawie w czerwcu 1940 r. wywołał upadek Paryża. Pamiętamy, jak dwadzieścia siedem lat później przyjmowano w polskich miastach pierwszą wizytę prezydenta Republiki Francuskiej. Doprawdy trudno pisać w Polsce historię Francji w sposób chłodny i bezosobowy. Nie znaczy to, że można tę historię oceniać bezkrytycznie. W 1625 r. sławny Holender Hugo Grocjusz twierdził, że tylko królestwo niebieskie jest lepsze od królestwa Francji. Łatwo mnożyć podobne opinie. Nie mam powodu, by ukrywać także i moją sympatię dla kraju, 0 którym piszę. Tym trudniejsze zadanie: pogodzić tę sympatię z trzeźwą oceną procesu historycznego. Starałem się znaleźć dla tej książki konwencję pisarską mniej może akademicką, bardziej osobistą. A przede wszystkim chciałem napisać tekst, który służyłby do czytania, a nie tylko do sprawdzania nazwisk 1 dat: po to istnieją doskonałe encyklopedie. Nie mam pewności, czy udało mi się to osiągnąć tak, jak zamierzałem.

Warszawa, w kwietniu 1972 r. 5

PRZED FRANCJĄ

Przed Francją była Galia. (Augustin Thierry)

OSOBOWOŚĆ FRANCJI

R

Bo hater Wspomnień mojego przyja­ ciela Anatola France’a zaczynał swą edukację historyczną od recytowa­ nia rymowanej historii Francji pióra księdza Gauthiera. Na samym początku wiersza zawierał znajomość z Faramundem, pierwszym z kró­ lów, „których na tron francuski w Galii wyniesiono” . Tak uczył się dziejów ojczystych młody Francuz w połowie XIX w. Ale jeszcze niedawno mediewista francuski Robert Latouche, wspominając swe szkolne lata, cytował inny wierszyk o Faramundzie, pierwszym władcy Francji, który panował w latach 420 —428. Nie szanująca szkolnej wiedzy historiografia krytyczna ujawniła już przed laty, że ów dzielny Faramund jest postacią z legendy. Ale dla tradycjonalistów odkrycie to skróciło tylko nieznacznie dzieje Francji. Wystarczy odnaleźć we współczesnej francuskiej encyklopedii tablicę chronologiczną królów Francji, by się przekonać, iż długi ich poczet dzieli się na trzy „rasy”, tj. dynastie, a otwiera go król Meroweusz (448 —458), dziad słynnego Klodwiga. Merowingowie, potomkowie Meroweusza, są więc w tym schemacie pierwszymi królami Francji. Zarazem od czasów romantycznej historio­ grafii niemieccy badacze zaczęli traktować Merowingów jako pierwszych władców niemieckich. Chyba jednak nie będziemy próbowali rozstrzy­ gać, kto ma lepsze prawa do Merowingów, a kto ich sobie tylko przywłaszcza: wdawanie się w te dawne spory byłoby zajęciem jałowym. Narodziny państwa i narodowości są procesem nieskomplikowanym tylko w kolorowych albumach z wizerunkami władców. Francja nie jest oczywiście tworem jednego króla ani nawet jednej dynastii. Jej pojawie­ nie się na mapie Europy poprzedzał długi, splątany ciąg procesów i zdarzeń. Jeśli jednak mamy wystawić Francji metrykę urodzenia, to zgodnie z rozpowszechnioną opinią wypiszemy ją na czterdzieste lata IX w., a zatem cztery stulecia po królu Meroweuszu. Dwa wydarzenia mają tu wagę symbolu. W 842 r. tzw. przysięga strasburska dała okazję do pierwszej solennej manifestacji różnic językowych między Francuzami i Niemcami. W następnym, 843 roku układ w Verdun przyniósł podział spuścizny po Karolu Wielkim pomiędzy trzech jego wnuków. Zachodnia część imperium karolińskiego stała się trzonem państwa francuskiego, a jej władca Karol Łysy może już uchodzić za francuskiego króla. 7

Mylne byłoby jednak mniemanie, że cztery setki lat pomiędzy Meroweuszem i Karolem Łysym stanowią historyczny fundament, na którym uformowała się Francja. Historia tego, co było przed Francją, jest znacznie dłuższa. „Przed Francją była Galia” — pisał półtora wieku temu historyk francuski Augustin Thierry. Była przed Francją Galia celtycka, była Galia rzymska, była też Galia frankijska. Nie można więc zaczynać opisu dziejów Francji od lat czterdziestych IX w. Gdy spoglądamy na mapę Francji, uderza wyrazistość jej geograficz­ nego oblicza: dostrzegali to już starożytni. Geograf antyczny Strabon zwracał uwagę na naturalną jedność kraju Galów, jego harmonijną strukturę, korzystne warunki do obrony od zewnątrz i komunikacji wewnątrz tego obszaru. Galia, zamknięta od wschodu Alpami i Renem, od południowego zachodu Pirenejami, poza tym zaś granicami morski­ mi — ujęta była jakby w naturalne fortyfikacje. Jak prawdziwe dzieło sztuki podziwiał naturalne granice Galii późnorzymski historyk Ammianus Marcellinus. A w XIX stuleciu to właśnie miał na myśli Juliusz Michelet, gdy pisał o osobowości Francji. Geografia Francji wyznacza jej możliwości: jest to kraj mocno osadzony na kontynencie, a zarazem otwarty ku Morzu Śródziemnemu, kolebce naszej cywilizacji, i ku oceanowi. Kraj ujmujący bogactwem i różnorodnością środowisk naturalnych, barw, pejzaży: od skał i mgieł Bretanii aż po winnice i gaje oliwne Prowansji. Jednakże naturalne granice nie uchroniły kraju przed wojnami, najazdami i zaborami. Tak pięknie ukształtowana struktura ziemi była tyglem stapiającym bardzo różne elementy etniczne. Trzy spośród nich miały znaczenie pierwszorzędne: Francja to amalgamat Celtów, Rzymian i Franków. W XVIII i XIX w. historycy francuscy lubili pisać o antagonizmie między „rasą” celtyckich Galów i „rasą” germańskich Franków. W wal­ ce burżuazji i szlachty szukano przedłużenia konfliktów celtyckiej rasy podbitej i frankijskiej rasy zdobywców. Dopiero Michelet stwierdził, że nie ma sensu mówić o „walce ras” u progu dziejów Francji. Inny historyk francuski, o pokolenie młodszy od Micheleta, Fustel de Coulanges, zasłynął jako wróg „kultu rasy” w tej specyficznie niemieckiej wersji, która przypisywała nadnaturalne talenty „rasie germańskiej” . Polemika z nauką niemiecką nie pozostała bez wpływu na wartościowanie skład­ ników, z których rodziła się Francja. Fustel de Coulanges i jego uczniowie wysoko cenili wartość i ciągłość cywilizacji galijskiej i rzymskiej na ziemiach przyszłej Francji. Trzeci składnik, germańskich Franków, Fustel oceniał jako „zbrojne bandy”, „szczątki rasy pozbawionej siły” , których wtargnięcie do Galii rzymskiej przyniosło tylko „ruiny, okrucieństwo i nieład” . Fundamentem cywiliza­ cji średniowiecznej, także francuskiej, byłaby więc trwająca mimo znisz­ czeń spuścizna rzymska. Dobrodziejstwa cywilizacji rzymskiej w Galii Fustel przeciwstawiał apokaliptycznej wizji rozpasanego barbarzyństwa po wtargnięciu na ten obszar Franków. Spory Fustela i jego zwolenników — tak zwanych romanistów — z rzecznikami „germanizmu”, którzy podstawy Europy średniowiecz­ 8

nej przypisywali właściwościom „rasy germańskiej” , z biegiem lat traciły na gwałtowności i jadowitości. Nauka niemiecka zaczęła się godzić z ideą Fustela o ciągłości rozwoju dziejowego od antyku do średniowiecza, akcentując zresztą nadal szczególną rolę Germanów w tej ewolucji. Z drugiej strony nauka francuska łagodziła skrajne sądy na temat negatywnej roli Germanów w kształtowaniu podstaw państwa, narodo­ wości i cywilizacji średniowiecznej Francji. A przecież wpływ dawnych konfliktów między romanistami i germanistami można dostrzec po dzień dzisiejszy w interpretacji tego, co było przed Francją. POCZĄTKI

Jak wszędzie, tak i na obszarze dzisiejszej Francji proces przy­ stosowania się człowieka pierwotnego do warunków naturalnych, a po­ tem jego oddziaływanie na kształt świata zewnętrznego — to zjawiska ogromnie powolne. Zanim jeszcze — około 10000 lat przed Chr. — dobiegła końca epoka lodowcowa, człowiek pierwotny był to już homo sapiens; jego ekwipunek psychiczny nie różnił się zasadniczo od wyposa­ żenia ludzi na wyższych szczeblach cywilizacji. Postęp cywilizacyjny człowieka wyrósł z umiejętności wytwarzania narzędzi, krzesania ognia, porozumiewania się ludzkim (choć prymitywnym) językiem. Już w śred­ nim paleolicie ludzie przestają wieść życie wiecznych tułaczy —nomadów, znajdują schronienie w grotach. Człowiek nie ogranicza się do polowa­ nia, łowienia ryb, zbierania płodów natury: produkuje on już dzieła sztuki, ozdabia swe groty wizerunkami ludzi i zwierząt. Urzekają one świeżością spojrzenia, realizmem, bogactwem środków artystycznych. Tych zdobionych grot paleolitycznych najwięcej jest oczywiście tam, gdzie gęstość zaludnienia była najwyższa: w Pirenejach, nad dolnym Rodanem, w Périgord i Quercy... To groty w Tue d’Audoubert, Espélugues, Rouffignac, Bayol i wiele jeszcze innych — wśród nich najsławniejsza, i zasłużenie, grota w Lascaux koło Montignac. Po wielu skomplikowanych przetworzeniach cywilizacyjnych prehis­ toria kończy się na obszarze dzisiejszej Francji dopiero u progu pierw­ szego tysiąclecia przed Chrystusem, wraz z początkiem cywilizacji żelaza. Ale w pierwszej połowie tego millenium kraj jest jeszcze ciągle bardzo słabo zaludniony. Nową epokę w jego dziejach otworzy dopiero, ok. 450 r. przed Chr., pojawienie się Celtów, którzy wchłonęli ludność miejscową i nadali Galii nowe oblicze materialne i duchowe. Jeszcze wcześniej, ok. 600 r. przed Chr., na południe kraju dotarł wpływ grecki, powstał tu ważny ośrodek portowy (Massilia), a potem oddziałał na kulturę celtycką Galii południowej. GALIA CELTYCKA

Celtyccy Galowie to lud wojowniczy. Na ich wyposażenie bojowe składały się oszczepy i dzidy, miecze najwyższej jakości, hełmy — często wspaniale zdobione, wozy bojowe, stanowiące również świetne dzieła sztuki. U schyłku V w. przed Chr. niektóre plemiona Galów przeszły 9

Alpy, lokując się w dolinie Padu. W 387 r. najazd 30 tys. Galów dotarł aż po Rzym, zdobyty i złupiony z wyjątkiem Kapitolu, ocalonego alarmem legendarnych gęsi. Najazd ten był wielkim zaskoczeniem i bolesną klęską, długo przez Rzymian pamiętaną. Ale od tej pory Rzym brał stopniowo na Galach srogi odwet. Późniejsze ataki Galów były w IV i III w. przed Chr. odpierane z powodzeniem; dolina Padu, zagarniana przez Rzymian, ulegała powolnej romanizacji. Wojna przeciw Galom, podjęta przez Rzym w 125 r. przed Chr., pozwoliła Rzymianom przeniknąć za Alpy. Umocnili się oni w pasie Galii południowej, nadmorskiej. Tak powstała prowincja Rzymu, Galia Narbońska, łącząca Italię pomostem lądowym z podbitą wcześ­ niej przez Rzym Hiszpanią. W I w. przed Chr. istniały zatem już dwie Galie: Gallia togata, odziana w rzymską togę, i Gałlia comata, „długowłosa”, celtycka. Tę drugą podbił dla Rzymu w latach pięć­ dziesiątych przed Chr. ambitny i utalentowany wódz — Gajusz Juliusz Cezar. Banalne jest twierdzenie, że podbój rzymski ułatwiły konflikty domowe licznych a skłóconych plemion galijskich. W strukturach plemiennych Galów brak było stabilizacji, respektu dla ustalonego ładu: „rewolucje pałacowe” stanowiły zjawisko nagminne. Niektóre plemiona, jak np. Eduowie, Remowie, jawnie sprzyjały Rzymianom; galijska arystokracja często stawiała Rzymianom tylko miękki opór; komplikował położenie Galów także nacisk germańskich Swewów pod wodzą Ariowista. Niekiedy jednak podbój rzymski starano się tłuma­ czyć wyłącznie domowym skłóceniem Galów, tak jak gdyby nie istniał motyw rzymskiej przewagi. Przewagi potencjału i techniki wojennej, bo nie wyższości cywilizacyjnej. Plemiona celtyckie, tak bardzo skłó­ cone, ujawniły wszelako zdumiewającą jedność kultury na całym roz­ ległym obszarze Galii. W czasach Cezara Galowie byli ludem o wyso­ kiej cywilizacji materialnej i świetnej kulturze duchowej. Sam Cezar z uznaniem wypowiadał się o ich zmyśle inwencji. Ich kraj był gęsto zasiedlony, pola zbożowe i winnice przynosiły produkcję obfitą i wy­ sokiej jakości. W sferze kultury agrarnej Galowie „mogliby udzielać lekcji najsławniejszym agronomom świata łacińskiego” (R. Pernoud). Liczne osady miejskie były ośrodkami nie tylko życia publicznego, lecz również handlu i produkcji. Metalurgia, ceramika, emalierstwo ujaw­ niają świetną sprawność techniczną i smak rzemieślników. Zdumiewa znakomita umiejętność pracy w szkle i drewnie. Las u Galów nie był wrogim ludziom ostępem, był oswojony i wybornie wykorzystywany. Produkty pracy stolarzy — wozy, łodzie, okręty, beczki — to dzieła bardzo wysokiej klasy. Sztuka galijska jest niezwykle bogata i wyrafi­ nowana; rzec by można: barokowa w swoim zamiłowaniu do krzywizn i spirali, do deformacji, do finezji ornamentacyjnej. Pamiętniki Cezara o wojnie galijskiej ukazują społeczeństwo Ga­ lów niezmiernie zróżnicowane. „Cała Galia dzieli się na trzy części” — tym zdaniem zaczynał Cezar swój opis wojny z Galami. Na północ­ nym wschodzie — Belgowie; centralną część kraju zajmowali najlicz­ niejsi Galowie (w węższym znaczeniu); najmniejsza była trzecia część 10

Galii, południowo-zachodnia, zamieszkana przez Akwitanów. Ale w każ­ dej spośród tych trzech części kraju siedziały bardzo liczne plemiona galijskie, różnej wielkości i o nierównomiernym poziomie społecznej ewolucji. Na ogół rozkład dawnych wspólnot był mocno zaawansowany. Podstawowy trzon ludności znajdował się w wyraźnej zależności od plemiennej arystokracji. Religia Galów, nie pozbawiona poetyckiego wdzięku, jest jednak wciąż nader tajemnicza. „W miarę postępów badań nad celtycką religią ma się wrażenie studiowania przedmiotu, który wciąż nam się wymyka” (J. Vendryes). Ostoją tej religii była potężna korporacja kapłańska. Galijscy kapłani, druidowie, mieli w ręku ważne ogniwa organizacji społecznej. Tak jak i u innych społeczeństw antycznych, własnością kapłanów były u Galów nie tylko wtajemniczenia religijne, ale również sekretne formuły, wyrocznie i przepowiednie, recepty medyczne, plemien­ ne legendy. Ich zadaniem była wykładnia reguł postępowania, sądzenie wykroczeń, edukacja młodzieży z arystokratycznych rodów, kultywowa­ nie pisma (ale podstawy kultury duchowej Galów przekazywała tradycja ustna, pismo odgrywało niedużą rolę). Rzymianie nie bez racji upat­ rywali w druidach ostoję rodzimych tradycji i galijskiej niezależności, toteż tępili druidyzm bezlitośnie. Wojny galijskie Cezara (od 58 r. przed Chr.) obfitowały w epizody dramatyczne. Mimo potęgi wojskowej Rzymian i geniuszu ich wodza nie brak w tej historii bolesnych klęsk rzymskich legionów. Rzymianie mścili się mordując i sprzedając w niewolę dziesiątki tysięcy ludzi. Podbiwszy szybko Galów (56 r.) rozlokowali w kraju swoje wojska, nałożyli na ludność wysoki roczny podatek, obowiązek pomocy zbrojnej i utrzymy­ wania okupacyjnych garnizonów. Umiejętnie wykorzystywali podziały plemienne popierając niektóre plemiona i upokarzając inne. Rzymskie represje i zdzierstwa skupiły liczne plemiona galijskie w powstańczej koalicji (52 r.), do której przystąpiły nawet grupy tradycyjnie Rzymia­ nom przychylne. Na czele związku stanął dwudziestoletni wódz z plemie­ nia Arwernów, Wercyngetoryks. Szansą powstania było rozproszenie sił rzymskich w Galii, a także zamęt polityczny w Rzymie, gdzie właśnie dopełniała się agonia ustroju republikańskiego. Wercyngetoryks, świetny taktyk, odniósł sukces obronny pod Gergowią; ale oblężony w Alezji, blisko źródeł Sekwany, wzięty został przez Cezara głodem. Operacja pod Alezją, w której Cezar oblegał warownię i sam odpierał atak Galów idących z pomocą Wercyngetoryksowi, przeszła do historii wielkich czynów militarnych. Wercyngetoryks został przewieziony do Rzymu i potem stracony, powstanie Galów utopiono we krwi. Rzymski podbój Galii budził w świadomości historycznej Francuzów uczucia mieszane. Wercyngetoryks stawał się niekiedy patronem francus­ kiego nacjonalizmu; z upadku galijskiej niepodległości próbowano wycią­ gać aktualne konkluzje polityczne: wojna domowa (a to znaczy: konflik­ ty socjalne) osłabia kraj w obliczu zewnętrznego wroga. Ale jednocześnie ocena rzymskiego podboju na ogół nie jest negatyw­ na. „Jesteśmy do dziś dumni z Wercyngetoryksa — pisał Jacques Bainville — lecz byłoby nieszczęściem, gdyby zatriumfował” . Ferdinand 11

Lot, autor fundamentalnego dzieła o Galii, ubolewał nad upadkiem Alezji („największa katastrofa w naszej historii”), ale twierdził, iż podbój rzymski był dla kraju zbawieniem i dobrodziejstwem. Opinie takie wynikały często z przeświadczenia, że lepsze jest przyjęcie obcych wzorów ustrojowych i kulturalnych niż stan, w którym kraj „był ofiarą rewolucji społecznych i politycznych” (F. Lot). Ceniąc dobrodziejstwa rzymskiego podboju, nieraz jednak zbyt nisko szacowano biedną cy­ wilizację galijską wobec przepychu kultury rzymskiej. Galia celtycka miała wszak kulturę wielkiej klasy. Legitymowała się świetną cywilizacją materialną w sferze rolnictwa i rzemieślniczej inwencji (choć nie dorów­ nywała Rzymowi w dziedzinie architektury i urbanizmu). Miała roz­ winięty i zróżnicowany ustrój społeczny. Reprezentowała także niemały poziom kultury duchowej: respekt dla wiedzy i poezji, religię bynajmniej nie prymitywną, efektowną kulturę artystyczną. Fałszywe byłoby mnie­ manie, iż Galia to kraj analfabetów, choć ustępowała światu rzymsko-hellenistycznemu poziomem piśmienności (stąd szczególna rola wykopa­ lisk archeologicznych dla odtworzenia dziejów Galii; prace wykopalis­ kowe podjęto na wielką skalę po 1860 r. i przyniosły one świetne rezultaty). Ustrój polityczny był słabością kraju, trudno jednak wierzyć w trwałą niezdolność Galów do stworzenia silnych form politycznych społecznej egzystencji. GALIA RZYMSKA

Romanizacja podbitej Galii postępowała nierównomiernie. Silniejsza była na południu i wschodzie, słabła ku północnemu zachodowi, gdzie ze znaczną siłą utrzymywały się celtyckie obyczaje i instytucje. Wieś słabiej ulegała romanizacji niż miasta, których rola rosła: Galię rzymską pokryła gęsta sieć fundacji miejskich. Świetne rzymskie drogi ułatwiały i handel, i dyfuzję kultury łacińskiej. Instrumentami wpływu rzymskiego były administracja i armia. W niektórych dziedzinach (język, budownic­ two) romanizacja osiągnęła duże sukcesy, w innych kształtował się stop rzymsko-galijski lub trwała tradycja celtycka. Wpływ rzymski słabo tylko dotknął galijski styl ubierania się; w plastyce utrzymywał się mocno gust celtycki, religia stworzyła swoisty amalgamat: panteon bogów powstał z przemieszania bóstw rzymskich i celtyckich. Prawda, że politeizm rzymski we wszystkich krajach podbitych wchłaniał kulty lokalne, jednakże w Galii udział religii celtyckiej był szczególnie znaczny. Romanizacja Galii nie dokonywała się poprzez masowy napływ rzymskiej ludności. Rzymskich żołnierzy, kolonistów, urzędników czy kupców nie było aż tylu, by mogli decydować o obliczu kraju. Zresztą wielką część imigrantów stanowili nie Rzymianie, lecz przybysze z pro­ wincji cesarstwa. Romanizacja była w Galii faktem kulturowym, a nie demograficznym. Niezależnie od nierównomierności jej rytmu w różnych regionach i w różnych sferach cywilizacji — także w układzie klasowym przebiegała ona rozmaicie. Wyższe warstwy społeczne najszybciej przyj­ mowały obyczaj śródziemnomorski. I tak np. łacinę — język admini­ stracji, wojska, szkoły, potem także Kościoła — przyswajali sobie naj­ 12

łatwiej Galowie zamożni i wpływowi, podczas gdy lud długo mówił po celtycku lub celtycko-łacińskim volapükiem. Jeszcze przed edyktem cesarza Karakalli (212 r.), upowszechniającym obywatelstwo rzymskie, w Galii udostępniano jego nabycie galijskim bogaczom, urzędnikom, wojskowym. Wśród galijskiej arystokracji żywe były rzymskie snobizmy, nierzadkie zaś i rzymskie kariery. Galijska elita zaczęła wchodzić do rzymskiego senatu i do kręgów najwyższego towarzystwa. Prawda, że dotyczyło to przede wszystkim Galii południowej, najdłużej z Rzymem związanej. Już w połowie II w. cesarzem został Antoninus Pius, pochodzący właśnie z Galii południowej, z Nîmes. Był znakomitym rządcą wielkiego Imperium Romanum. Dzięki wysiłkom cesarzy z rodu Flawiuszy w drugiej połowie I w. powstała na wschód od Renu potężna, ufortyfikowana strefa. Ów rzymski limes zapewnił Galii przez prawie dwa stulecia osłonę od germańskich najazdów. Pax Romana sprzyjała spokojnej pracy rolnika, rzemieślnika i kupca. Koniunktura ekonomiczna otwierała nowe rynki przed galo-rzymskim rolnictwem i bogaciła arystokrację ziemiańską; w miastach umacniała swą społeczną rangę warstwa zamożnych pro­ ducentów i kupców. Wspaniałe budowle publiczne — świątynie, termy, teatry, cyrki — były nie tylko wyrazem prestiżu rzymskiej władzy i rzymskiej cywilizacji: zaspokajały one również rozwijające się aspiracje kulturalne kraju. Nic tedy dziwnego, że historycy francuscy zwykli oceniać okres galo-rzymski jako czas wyjątkowej równowagi, dobrowolnego i spon­ tanicznego połączenia dwóch cywilizacji. Można jednak zastanawiać się, czy badacze tamtych czasów nie spoglądają na nie oczami galo-rzymskiej elity, dobrze zadomowionej w systemie rzymskiego imperium. Obraz pokoju wewnętrznego, który przyniosło Galii rzymskie panowanie, przedstawiano często w historiografii nazbyt optymistycznie. Przez sto kilkadziesiąt lat po podboju Galii przez Cezara tliły się tu przejawy buntu i opozycji, także wśród galijskiej elity, zdesperowanej presją fiskalną i nadużyciami administracji. Później przyszło pewne uspoko­ jenie. Ale w III w. rozpalił się znów pożar gwałtownych poruszeń społecznych, którym towarzyszyły separatyzmy polityczne. Przyczyny tych niepokojów kryły się w postępującym kryzysie całego systemu społecznego. Posiadłości rzymskiego imperium przybrały w II w. kolosalne roz­ miary — od Mezopotamii do Atlantyku, od doliny Nilu po Wielką Brytanię. Cesarstwo raczej broni tego stanu posiadania, niż szuka nowych zdobyczy. Kurczył się dopływ niewolnej siły roboczej, a próby wzmożonej eksploatacji pracy niewolnej nie mogły przynieść innego rezultatu niż kryzys demograficzny (spadek liczby niewolnych) i bunty niewolnicze, idące w parze z poruszeniami wolnych nędzarzy. Galijskie powstania bagaudów w III w. były składnikiem takich właśnie, po­ wszechnych w cesarstwie, rewolt społecznych. Jednocześnie rzymski limes przestał bronić Galię: w III w., zwłaszcza od połowy stulecia, mnożyły się inwazje germańskich Alamanów, Franków, Burgundów. Przez kilkanaś­ 13

cie lat (260 —275) Galia podejmowała próby samoobrony: ujawniły się tendencje do separatyzmu politycznego, działaniami obronnymi kiero­ wali „galijscy cesarze” (Postumus, Marius, Victorinus.. .)■ Nie na długo wystarczyły próby opanowania sytuacji i gruntownej reformy imperium, podjęte od schyłku III w. przez cesarza Dioklecjana. Rozpaczliwy wysiłek obrony nieprawdopodobnie wydłużonych gra­ nic przed inwazjami obcych ludów wyczerpywał siły cesarstwa i kładł się brzemieniem ucisku fiskalnego na jego ludności. A mimo to nie dawał oczekiwanego rezultatu. Wśród ekonomicznego regresu i politycznego zamętu narastały zjawiska niechęci do rzymskiej władzy, obywatelskiej apatii, nienawiści klasowych. Odradzały się dawne partykularyzmy i tradycje prowincji; także w Galii wraz ze słabnięciem rzymskiego wpływu odnawiały się niektóre składniki cywilizacji celtyckiej. „Świat cały miota się w swych posadach — pisał u progu V w. św. Augustyn — jak człowiek śmiertelnie chory w swoim łóżku” . Jednak to, co ludzie oceniali wtedy jako społeczną patologię, przejaw gniewu Bożego lub zapowiedź końca świata — było w istocie trudnym i długim fermentowaniem, z którego wyłonić się miał nowy system społeczny. Na wsi rozpadały się latyfundia, operujące zmasowaną pracą niewolną. Powolne i zawiłe przemiany ujawniały już kierunek ewolucji: podstawą nowego systemu stać się miała wielka własność, złożona z wielu zależnych gospodarstw chłopskich. W miastach kryzys był szczególnie ostry: następowało ich kurczenie się, upadek miejskiej ekono­ miki i kultury. Przyczyną tych zjawisk było nie tylko i nie tyle zniszczenie powodowane przez obce najazdy, ile ogólny rozkład starego systemu. Powszechny kryzys ekonomiczny i polityczny wypędzał sporą część ludności miejskiej na wieś, gdzie mimo wszystko łatwiej się było utrzymać, choćby za cenę zależności od wielkich właścicieli ziemskich. Bystry świadek epoki, Salvianus z Marsylii, pisał, że jak w Odysei Circe zmieniała ludzi w wieprze, tak migracja na wieś zmienia ludzi wolnych w niewolników. Rezultatem tych przemian była postępująca agraryzacja życia. Nie­ wolnicza cywilizacja grecko-rzymska najściślej była związana z miastem: ono stanowiło tam ośrodek polityki i kultury. Postępy agraryzacji u schyłku cesarstwa rzymskiego to już zapowiedź feudalnego średnio­ wiecza. WĘDRÓWKI „BARBARZYŃCÓW”

Wszystkie te przeobrażenia zostały przyśpieszone przez migracje i inwazje ludów nazywanych barbarzyńskimi, Germanów i Słowian. Nie tylko zresztą przyśpieszone: wędrówki barbarzyńców skomplikowały i wzbogaciły przebieg tych procesów. Dzieje Galii najściślej są związane z inwazjami germańskimi. Do Germanów nie najlepiej zresztą pasuje określenie „barbarzyńcy” . W IV i V stuleciu nie byli to już prymitywni koczownicy. Germańskie plemiona i szczepy miały wówczas za sobą długie migracje i marsze, które trudno ocenić jako bezładne i bezowocne włóczęgostwo. Ludy te, młode, 14

inteligentne, chłonne, nie były niewrażliwe na połączone z owymi migracjami kontakty cywilizacyjne. Od dawna znały już rolnictwo, hodowlę i własność prywatną. Drobna, wolna własność ziemi wyróż­ niać będzie przez długi czas osadników germańskich na ziemiach cesarstwa od niewolnej lub zależnej ludności miejscowej, choć i wśród Germanów zarysowały się wcześnie społeczne zróżnicowania. Rozwój wielkiej własności stopniowo obejmować będzie germańską elitę, gdy proces poddańczego uzależniania ogarnie masę wolnej ludności germań­ skiej. Pokojowa penetracja „barbarzyńców” przeplatała się w IV i V w. z najazdami grabieżczymi, zagarnianiem ludzi, ziemi i łupów. Tak samo przeplatały się później w Galii rzymskiej dwie postawy wobec Ger­ manów. Nie brak przejawów przerażenia i obrzydzenia do „dzikusów”, troski o los cywilizacji, refleksu rzymskiego patriotyzmu i chęci obrony imperium. Ale w środowisku galo-rzymskim nie brakowało też satysfak­ cji z germańskiego osadnictwa: „barbarzyńcy” , którzy dawniej tylko łupili kraj, teraz — w IV stuleciu — wzbogacają go już swą pracą, trudzą się nad uprawą roli, nad zagospodarowaniem ziem, których uprawy zaniechano wśród ekonomicznego regresu i które szybko porastały lasem. Najeźdźca stawał się chłopem, posyłającym na rynek produkty swej zapobiegliwości rolniczej i hodowlanej. Wciąż jeszcze żywe były antypatie do ludzi, którzy nie znali rzymskiej kultury i mowy. Jednakże wśród tych uprzedzeń pojawiały się próby dowodzenia, iż „barbarzyńcy” nie są wcale tak bardzo barbarzyńscy. Szczególnie przenikliwy był sąd cytowanego już Salvianusa z Marsylii. Oto — pisał ów duchowny — porządek rzymski stał się znacznie gorszy od najgorszego nieładu. Rzymianie pożerali się w walkach domowych i demoralizowali, bar­ barzyńcy natomiast zwyciężali, bo wspierały ich rzesze nędzarzy. Przewa­ żająca część ludności wolała barbarzyńskie rządy niż ucisk Rzymu. „Wolą bowiem mimo pozorów niewoli żyć swobodnie, aniżeli cierpieć niewolę mimo pozorów wolności” . Obywatele rzymscy odżegnywali się od swego obywatelstwa, uciekali do „barbarzyńców” lub sami się barbaryzowali jeszcze przed przybyciem Germanów. Dzieje inwazji barbarzyńskich w Galii V stulecia są zawiłe. Wizygoci po długich wędrówkach zainstalowali się na południowym zachodzie, w Akwitanii (416 r.); potem rozszerzyli swe terytoria o nadmorski pas Galii południowej. Od lat czterdziestych V w. Burgundowie tworzyli sobie państwo w Galii południowo-wschodniej, nad Rodanem i Saoną. Po najeździe anglosaskim na Wielką Brytanię (441 r.) celtyccy Brytowie migrowali stamtąd do Galii północno-zachodniej (Armoryka), dając początek celtyckiej Bretanii. Mniejsze znaczenie miały ataki Sasów czy Alamanów; groźny najazd na Galię turkskich Hunów Attyli powstrzy­ many został w 451 r. zwycięstwem na Polach Katalaunijskich, od­ niesionym pod wodzą Aecjusza, „ostatniego Rzymianina” . Dalsze losy Galii zawisły głównie od poczynań plemion germańskich, które znalazły się nad dolnym Renem oraz na północno-wschodnich terytoriach galij­ skich. Właśnie te plemiona nadać miały swe imię całemu krajowi: nosiły one nazwę Franków. 15

GALIA MEROWIŃSKA

U schyłku V w. plemiona frankijskie skupił i poprowadził wybitny wódz i władca Klodwig. Z jego imieniem złączyły się początki niezwykłej kariery Franków, którzy poprzednio niczym się nie wyróżniali. Kariera ta zaczęła się od zajęcia całej północnej Galii: w dorzeczu Sekwany trwały dotąd resztki Galii rzymskiej pod władzą rzymskiego dygnitarza Sjagriusza. Zwycięstwo Klodwiga nad Sjagriuszem pod Soissons (486 r.) oceniano dawniej jako sukces sił germanizmu nad ideą cesarstwa rzymskiego; może jednak trafniej będzie dostrzegać w tym konflikt dwóch rywali konkurujących o władzę w Galii. Panowanie nad całą Galią nęciło zresztą także i innych konkurentów: Wizygotów na połu­ dniowym zachodzie kraju, Alamanów z siedzibami nad górnym Renem i Dunajem. Tych ostatnich Frankowie pobili pod Tolbiac w 496 r.; następnie Klodwig zdecydował się przyjąć chrzest z rąk katolickiego biskupa św. Remigiusza. Motywy religijne odegrały sporą rolę w przebiegu ówczesnych zda­ rzeń. Galia rzymska, podobnie jak potem celtycka Irlandia, przyjęła chrystianizm stosunkowo łatwo. Propagowali tę wiarę w Galii już w II i III w. duchowni, przeważnie pochodzący z Grecji i Azji Mniejszej. Wizygoci i Burgundowie, władający wielką częścią Galii u schyłku V w., przyjęli chrystianizm wcześniej niż Frankowie, jednakże w wersji ariańskiej, potępionej przez Kościół rzymski. Katolicyzm Franków, jakkol­ wiek świeży i powierzchowny, stał się w tej sytuacji ważnym elementem gry politycznej. Konwersja Klodwiga na wiarę katolicką zapewniła mu nie tylko poparcie biskupów i katolików w zasięgu jego wpływów, tj. w północnej Galii. Dała mu także argument obrony katolików na południu, gdzie byli oni rządzeni przez ariańskich władców wizygockich i burgundzkich. Biskupi państwa wizygockiego prosili Klodwiga o po­ moc dla katolickich Galo-Rzymian, „jęczących w jarzmie heretyków” . Katolicyzm ułatwił więc Frankom działanie wśród ludności galo-rzymskiej, której poparcie było niebłahym elementem gry o władzę nad Galią. O jej względy zabiegali zresztą także władcy wizygoccy i burgundzcy. Jednakże w VI w. Frankowie zwyciężyli. W 507 r. Wizygoci zostali wyrugowani z Akwitanii. Zachowali tylko (oprócz władzy w Hiszpanii) posiadłości w części dawnej Galii Narbońskiej, od Pirenejów do Rodanu (tzw. Septymania). Frankowie otworzyli sobie natomiast dostęp do Morza Śródziemnego dalej na wschodzie, zdobywając w 536 r. Prowan­ sję, w której na krótko tylko zdołali się usadowić Ostrogoci. Jeszcze wcześniej (534 r.) Frankowie ostatecznie podbili państwo Burgundów nad Rodanem. Wreszcie w skład państwa frankijskiego weszły terytoria Alamanów, Turyngów i Bawarów. Bawarowie rozluźnili potem swe związki z państwem Franków pod rządami lokalnej dynastii Agilulfingów, zapewne burgundzkiego pochodzenia. Ale i tak rola elementu germańskiego w państwie frankijskim była bardzo znaczna. Klodwig ulokował centrum państwa w Paryżu; teraz jego punkt ciężkości przesu­ nął się na wschód. 16

W Galii ludność galo-rzymska miała ogromną przewagę liczebną: w VI w. było tu od 7 do 10 min Galo-Rzymian, gdy Franków salickich około 100 tys., a Burgundów nie więcej niż 50 tys. Jednakże to nie liczby decydowały. Podbój Galii scementował jedność Franków, tworzących przedtem luźny związek plemienny pod wodzą Klodwiga. Ten ostatni potrafił ze zręcznością nie pozbawioną okrucieństwa pozbyć się potenc­ jalnych rywali. Ród Klodwiga — Merowingowie — stał się nie kwes­ tionowaną dynastią rządzącą. Władza królów merowińskich wyrosła z dowództwa wojskowego: to ją ograniczało tradycją demokracji wojen­ nej, ale też dawało jej siłę wynikającą z wojskowej dyscypliny. Historia wazy z Soissons, opisana przez kronikarza VI w., biskupa Grzegorza z Tours, jest doskonałą tego ilustracją. Klodwig pragnął arbitralnie zadecydować o wspaniałym naczyniu kościelnym, które znalazło się wśród łupów jego wojska i które obiecał oddać biskupowi. Gdy jeden z wojowników sprzeciwił się temu („dostaniesz tylko to, co ci los przeznaczy”), król ugiął się przed starą tradycją podziału zdobyczy w drodze losowania. Ale nikt nie zaprotestował, gdy po roku podczas przeglądu wojskowego Klodwig wziął odwet na hardym Franku: pod pretekstem, że źle utrzymuje broń, rozpłatał mu głowę siekierą. Grzegorz z Tours, Galo-Rzymianin, wspomina, iż rozsądniejsi Fran­ kowie chcieli poddać się woli Klodwiga w kwestii podziału łupów, aprobowali bowiem zasadę bezwzględnego posłuszeństwa królowi. Ale to chyba wymysł kronikarza, naginającego sytuację do romanistycznych schematów władzy absolutnej. W pojęciach frankijskich królestwo było czymś zupełnie innym niż absolutna władza rzymska. Królestwo Fran­ ków to własność rodzinna Merowingów, dzielona wedle reguł prawa spadkowego. Już Klodwig (zm. 511 r.) podzielił swe państwo między czterech synów, w następnych pokoleniach rodziny panującej podziały kontynuowano. Historia tych nieustannych działów rodzinnych jest tak powikłana, jak libretto romantycznej opery. Wciąż nowym i coraz to innym podziałom towarzyszyły nieustanne intrygi, rywalizacje rodzinne i walki o władzę. Pretendentów wspierały różne partie możnowładcze, które umiały wykorzystać wyczerpywanie się dynastii w rodzinnych konflik­ tach. Rosnąca rola polityczna możnych panów w 614 r. znalazła wyraz w tzw. edykcie paryskim króla Klotara II, nazywanym czasem Wielką Kartą Wolności frankijskich wielmożów. Każdy nowy przywilej był ceną poparcia możnowładczego dla tego lub innego członka dynastii w rodzin­ nych rywalizacjach między Merowingami. Królowie merowińscy to reges criniti, monarchowie długowłosi. Włosy, spadające w długich puklach na plecy, były symbolem władzy (tym się król różni od poddanych) i wyrazem siły magicznej. Tak jak biblijny Samson, król krył w swej czuprynie nadnaturalne właściwości. Toteż pokonanym pretendentom zwycięski rywal kazał zawsze obcinać włosy. Ścinanie włosów zbliżało się do tonsury duchownej, bo zde­ tronizowani Merowingowie wędrowali zwykle do klasztoru, co oznaczało wyrzeczenie się świata. Czasem jednak obcięcie włosów nie pomagało: wtedy zbyt ambitnym i upartym rywalom w walce o tron ścinano głowy. 2 — Historia Francji

17

Wśród zmiennych i płynnych podziałów Galii zarysowały się wszakże pewne zróżnicowania trwalsze. Północno-wschodnie obszary państwa Franków to Austrazja (nazwę tę znał już w VI w. Grzegorz z Tours). Tu przeważają żywioły germańskie: Frankowie, Alamanowie, Turyngowie i inni. Zachodnią część państwa Franków, Neustrię, cechuje szybkie wymieszanie elementu germańskiego z ludnością galo-rzymską. Dawne państwo burgundzkie w południowo-wschodniej części Galii stanowi trzeci duży składnik państwa frankijskiego. Bawaria usamodzielniła się; to samo dotyczy marchii akwitańskiej. Także celtycka Bretania żyła własnym życiem. Najważniejsze składniki tej luźnej struktury, Austrazję i Neustrię, zwykło się w nauce traktować jako kolebki późniejszych Niemiec i Francji. Ale długa jeszcze do nich droga. Wiek VII to stulecie politycznego kryzysu: w starciach dynastycznych degenerowała się rodzina panująca. Ostatni Merowingowie to już tylko fikcyjni, „gnuśni” królowie, rois fainéants. Ale zapowiedzią odnowienia potęgi państwa Franków była kariera rodu Arnulfingów. Zdobyli oni prawo dziedziczenia wysokiej godności austrazyjskich majordomów; złamali rywalizację majordomów Neustrii; narzucili swą przewagę „gnuśnym” Merowingom. Arnulfmgowie z tytułem książąt Heristalu od schyłku VII w. byli już na drodze wiodącej ku jedności państwa frankijskiego. Ten właśnie ród, pod nazwą Karolingów, zapisze się potem trwale w dziejach Europy. SPOŁECZEŃSTWO CZASÓW MEROWIŃSKICH

Na szczycie struktury społecznej sytuowała się frankijska arystokra­ cja i stapiająca się z nią elita galo-rzymska. To wielcy właściciele ziemi i dygnitarze państwowi. Dygnitarstwo było źródłem bogacenia się: rzym­ skie domeny państwowe przypadły frankijskim władcom, którzy hojną ręką rozdawali je swym dostojnikom i oficerom, a w większym jeszcze wy­ miarze instytutom kościelnym. Spory dynastyczne zmuszały władców do wzmożonego rozdawnictwa, by kaptować sobie stronników. Dobra nada­ ne wielmożom (najpierw duchownym) zachowywały przywilej dawnych domen państwowych: wyjęcie spod kompetencji sędziów i urzędników króla (immunitet, upowszechniony dopiero później, za Karolingów). Klasa wielkich właścicieli ziemskich nie była jeszcze zamknięta. Trwała fermentacja społeczna, w wyniku której można było stracić status arystokraty i można było do tej grupy społecznej awansować. Niemniej istniała pewna ciągłość rozwoju: trudno przyjąć opinię, iż arystokracja czasów frankijskich składała się tylko z ludzi nowych. Ciągłość ta trwać będzie i w dalszej ewolucji. Gwałtowne fermentowanie społeczeństwa nie przekreśliło trwania pewnych linii możnowładczych od pierwszych wie­ ków epoki feudalnej aż po rok tysięczny. Możnowładztwo przeżarte było rywalizacjami wewnętrznymi i kon­ fliktami z dynastią; panowały wśród wielmożów prywata, samowola i łupiestwo. Możni monopolizowali coraz wyraźniej obsadę wysokich godności duchownych, nieraz po prostu kupowali je sobie. Ignorancja i prostactwo niektórych biskupów VI i VII w. tym się m.in. tłumaczą. 18

Tendencje ekonomiczne i społeczne, zarysowane już w późnym okresie rządów rzymskich, trwały i nasilały się w Galii merowińskiej. Miasta nadal kurczyły się i traciły dotychczasowe znaczenie produkcyjne zachowując rolę ośrodków administracji i kultu. Miasta Galii połu­ dniowej tylko do VII w. opierały się upadkowi. Im mniejsza była waga ekonomicznych związków wsi z miastem, tym większa samowystarczal­ ność włości monarszych, kościelnych i prywatnych. Wielka własność rozbudowuje zatem różne zakłady i warsztaty, mające zaspokoić elemen­ tarne potrzeby (młyny, stolarnie, kuźnie itd.). System latyfundialny wciąż jeszcze był silny: wielkie obszary ziemi zarządzane były przez pańskich ekonomów, a uprawiane przez niewolnych. Niewolników jest ciągle bardzo wielu, zwyczajowe zaś prawo frankijskie (lex Salica) traktuje ich bardzo surowo. Poddaje się w niewolę jeńców, branych w częstych wojnach, trwa też handel niewolnikami. Poprawa losu niewolnych, powolna, lecz stała, stanowiła rezultat przemian w systemie produkcji. Çoraz ważniejszym składnikiem tego systemu stawał się niewolnik osadzony na małym gospodarstwie rolnym, kolon związany z ziemią, wolny chłop popadający w zależność od wielmoży. W Galii dla takiego rozwoju społecznego kapitalne znaczenie miał żywioł germański: nie ze względu na metafizyczne cechy „rasy germań­ skiej”, lecz po prostu w rezultacie oddziaływania struktury społecznej Germanów. Frankowie zasłużyli się dziejom Francji nie tylko tym, że dali jej swe imię, ale tym także, że odmłodzili sklerotyczny system społeczny Galii i przyśpieszyli formowanie się nowych stosunków socjal­ nych. Różnice etniczne w Galii rodziły splot wzajemnych niechęci między Galo-Rzymianami i Frankami, zwłaszcza tam, gdzie liczba „barbarzyń­ ców” była znaczna (na południowy zachód od Sekwany osadnictwo germańskie było słabe). Nie należy jednak przeceniać tej wrogości. Dla wielu ludzi rządy Franków były przecież lepsze niż zdzierstwa Rzymian i niż perspektywa władzy innych „barbarzyńców” . W południowych regionach kraju etniczne i kulturalne wymieszanie się elementu germań­ skiego i galo-rzymskiego przebiegało nader szybko. „Frankowie zromanizowali się przynajmniej w tej mierze, w jakiej Galo-Rzymianie się zbarbaryzowali” (Ch. Lelong). Dla Grzegorza z Tours w VI w. (a bar­ dziej jeszcze dla kronikarzy VII w.) Francus to każdy mieszkaniec Galii, jeśli jest wolny, bez względu na etniczne pochodzenie. Grzegorz niewiele ma do powiedzenia o Germanach, ich języku, obyczajach czy poezji (wcale bogatej). Jako dobry chrześcijanin odezwie się niekiedy z przekąsem o zabobonach „barbarów”, o reliktach poganizmu; nie ma jednak w jego kronice wrogości wobec Franków. Zresztą tylko frankijska „góra” — królowie, dwory, wielmoże — jest obecna w dziele Grzegorza z Tours, ta góra społeczna Franków, która stapiała się z arystokracją galo-rzymską. Już w VI w. imiona nie stanowią kryte­ rium rozpoznawczego: od czasów Klodwiga galo-rzymska elita lubiła nadawać dzieciom imiona germańskie (brak natomiast śladów odwrot­ nego zwyczaju). Niezłe to świadectwo prestiżu zdobywców wśród elity miejscowej. 19

Chyba trafna jest opinia, że Frankom zawdzięczała arystokracja galo-rzymska swą odnowioną świadomość państwową. Grzegorz z Tours był głęboko związany z państwem, które Frankowie stworzyli, a które jego klasie zapewniło znaczną rolę społeczną. Oczywiście Grzegorz nie czuje się Germaninem, ale czuje się obywatelem państwa frankijskiego. Prawda, że Merowingowie — mimo rzymskich tytułów i dekoracji, którymi się zdobili — zatracili wiele z tradycji państwowych Rzymu. Ścieśniła się sfera działań władzy państwowej, upadły inwestycje publicz­ ne antycznego cesarstwa, zatracono dawną zawodową organizację armii. Drażniły łupiestwa dygnitarzy, coraz silniej powiązanych z lokalnym możnowładztwem, coraz bardziej wymykających się królom. Konflikty dynastyczne Merowingów rodziły nieład i brak stabilizacji. Hasło położe­ nia kresu tym konfliktom formułował właśnie Grzegorz z Tours, choć w jego czasach nie były one tak dokuczliwe, jak później, w VII w. Potępienie wojen domowych na początku piątej księgi Historii Franków Grzegorza brzmi ze szlachetnym patosem; motyw ten wraca nieustannie w tekście kroniki. Ganiąc to, co jest, autor zwraca się ku temu, co było: ale nie ku umarłej tradycji cesarskiej, lecz ku dziełom Klodwiga, który pod swą władzą zapewnił jedność „wszystkich Galii” („bił wrogie ludy, podporządkował sobie rodzime ziemie \patriaś\, a władzę nad nimi przekazał wam [następcom] nienaruszoną i nieosłabioną”). Pogląd o barbaryzmie ludzi świeckich w merowińskiej Galii i o uczoności duchownych jest nazbyt schematyczny. Najważniejszy świadek tamtej epoki, Grzegorz z Tours, należący do elity duchownych, był wykształcony nader powierzchownie (do czego się zresztą przyznawał). Pobożny biskup Domnolus wyznawał szczerze swe prostactwo (simpłicitas) i obawy, że czekają go upokorzenia wśród wykształconych świeckich dostojników z południa Galii. Prawdą jest, że przeciętny poziom kulturalny kleru przewyższał poziom ludzi świeckich. Jednakże solidny podkład kultury celtyckiej, odnawiającej się w miarę słabnięcia wpływu rzymskiego, zapewniał trwałość pewnych tradycji kulturalnych wśród mas. Z kolei wśród galo-rzymskiej i frankijskiej elity, na dworach królów i wielmożów, nie brakowało zainteresowania i respektu dla wiedzy oraz sztuki. Król Dagobert słynął z humanistycznej kultury i artystycznego smaku. Król Chilperyk I pisał wiersze, a nawet traktaty teologiczne (które zresztą kler potępiał jako błędne). Świecka elita stwarzała szanse kariery ludziom uczonym, choćby byli — jak Andarchus, biegły w literaturze, matematyce i prawie — niewolnego po­ chodzenia lub —jak Asteriolus i Secundinus — nieznośnego charakteru. Chrystianizacja społeczeństwa była wciąż nader powierzchowna, a ludzie przesiąknięci wyobrażeniami pogańsko-magicznymi. Siłę magi­ czną przypisywano królom: dobry władca dysponuje nadnaturalną mocą, którą wyzyskuje dla dobra swego ludu (zwycięża wrogów, zapewnia dobrą pogodę, urodzaje, chroni przed klęskami żywiołowymi itd.). Relikty tych wyobrażeń trwać miały długo w średniowiecznej Francji. Ale i biskup Grzegorz z Tours tłumaczył, iż bożki pogańskie to ludzie obdarzeni magiczną potęgą, która spowodowała ich uznanie za bogów. Świątobliwym biskupom kronikarze również przypisywali siłę magiczną, 20

tyle że z Bożej, a nie-własnej mocy (znakiem krzyża biskupi obalają pogańskie posągi, gaszą pożary, oddalają morowe powietrze). Szeroki zasięg reliktów pogaństwa i zabiegów magicznych wśród ludu Galii merowińskiej potwierdziły gruntowne studia Edwarda Salina. Cechą merowińskiego społeczeństwa była wreszcie wielojęzyczność. Frankijska elita przyswajała sobie stopniowo znajomość łaciny i stawała się dwujęzyczna. Łacina arystokracji galo-rzymskiej traciła wytworność, ale wzbogacała się nowymi, żywymi składnikami. Wśród prostego ludu Galo-Rzymian obok łaciny wulgarnej trwały ciągle dialekty galijskie. Droga do języka francuskiego była jeszcze daleka, ale obserwować można twórcze procesy współistnienia i współprzenikania różnych tra­ dycji językowych. Niekiedy próbowano pomagać tym procesom: król Chilperyk I dodał do łacińskiego alfabetu cztery nowe litery potrzebne ze względu na fonetyczne cechy języka Franków. Wymownym symbolem stapiania się różnych tradycji było włączanie legendarnych dziejów Franków do nurtu historii grecko-rzymskiej. Mit trojańskiego pochodzenia służył już dawniej Rzymianom i niektórym plemionom galijskim. W VII w. w tzw. kronice Pseudo-Fredegara poja­ wił się z kolei zapis mitu o trojańskim pochodzeniu dzielnego i niezwy­ ciężonego ludu Franków. Wywodzenie Franków od Trojan zdejmowało z germańskich zdobywców znamię młodszości cywilizacyjnej, dawało im uprzywilejowaną pozycję w historii społeczeństw. Wystarczy może stwier­ dzić to stapianie się tradycji, oddziaływań, wpływów; nie warto nato­ miast wdawać się w trwające od lat spory, czy dzieje Galii merowińskiej oznaczają barbaryzację Galo-Rzymian, czy też romanizację „barbarzyń­ ców” . Trudno jedynie byłoby traktować tę epokę jako schyłkową. To nie koniec starego społeczeństwa, to już początek nowego. PAŃSTWO KAROLINGÓW

Początkiem olśniewającej kariery Karolingów było odnowienie po­ wagi i jedności władzy państwowej. Jeszcze jako majordomowie przy „gnuśnych” Merowingach dokonali oni niemało. Skupili w swych rękach spory zakres władzy i zdołali szczęśliwie uniknąć jej roztrwonienia i podziału. Karol Martel świetnym zwycięstwem pod Poitiers (732 r.) odwrócił od Galii groźbę arabskiego podboju, której nie uniknęła sąsiednia wizygocka Hiszpania. Ten sam władca zapoczątkował ważną dla państwa reformę kościelną, którą kontynuował jego syn Pepin Krótki w sojuszu z papiestwem, szukającym protekcji u Franków. Formalne bowiem zwierzchnictwo cesarzy Bizancjum nie dawało papieżom ochro­ ny; Rzym i znaczna część Italii były wtedy pod władzą germańskich Longobardów, z którymi papieże nie żyli w komitywie. Papieskie poparcie dla frankijskiego sojusznika pozwoliło Pepinowi za zgodą wielmożów zlikwidować ostatecznie fikcję rządów merowińskich i przy­ jąć tytuł królewski (751 r.). Królewskie namaszczenie udzielone Pepinowi Krótkiemu przez papieża Stefana II w Saint-Denis pod Paryżem (754 r.) umocniło świeży autorytet monarszy byłego majordoma i jego zwierzch­ nictwo nad Kościołem Galii. Król, Boży namiestnik i pomazaniec, 21

reformował stosunki kościelne, mianował biskupów, wydawał ustawy dla kleru (słynny kapitularz z Verneuil, 755 r.). Te kościelne powiązania Karolingów sprzyjały formułowaniu idei o szczególnym posłannictwie Franków jako ludu Bożego: to oni (a nie Bizantyńczycy i ich cesarze) mają zatem przewodzić Zachodowi. Motyw ten rozwijano w VIII w. na dworze papieskim, mającym powody, by schlebiać Frankom i ich władcom. Ale pojawił się on także na dworze frankijskim: to już zapowiedź późniejszej formuły o działaniu Boga przez Franków. Można jednak ów frankijski mesjanizm uznać za coś więcej niż za przejaw politycznego wyrachowania papieży i dworskich propagandystów. Jest w nim i refleks niezwykłych sukcesów państwa karoliń­ skiego. Wschód, południe i południowy zachód stanowiły kierunki karolińskiej ekspansji. Na południowym zachodzie po sukcesie pod Poitiers Frankowie odebrali Arabom Narbonne, resztę dawnej wizygockiej Septymanii, co rozszerzyło dostęp państwa Franków do Morza Śródziemnego (759 r.). Karolowi Wielkiemu, synowi Pepina Krótkiego, udało się przekroczyć Pireneje i stworzyć do 811 r. marchię hiszpańską ze stolicą w Barcelonie. W Pirenejach nie obyło się jednak bez klęsk: podczas wyprawy z 778 r. Baskowie wycięli w wąwozie Roncevalles tylną formację armii Karola Wielkiego z hrabią Rolandem. Tę klęskę francus­ ka poezja rycerska XI w. potrafiła przetworzyć w genialną Pieśń 0 Rolandzie, bardziej płodną dla idei patriotycznej niż opis świetnego zwycięstwa. Również na południowym zachodzie Pepin Krótki i Karol zdołali rozciągnąć swą władzę nad Akwitanią, która od dawna wymykała się władcom frankijskim. Karol Wielki osadził tu swego syna Ludwika: kontrolując ściśle Akwitanię zapewnił jej w ten sposób cień autonomii. Teraz już tylko celtycka Bretania na północnym zachodzie nie uznawała króla Franków; poza tym cała Galia była pod jego władzą. Na południu wysiłki Pepina i Karola, podejmowane od połowy VIII w., spowodowały upadek państwa Longobardów w Italii. Północne, a po części i środkowe regiony Włoch znalazły się pod władzą Franków. Wreszcie na wschodzie Karol Wielki podbił Sasów nad dolną Wezerą 1 Łabą po ciężkich i długich wojnach (772 —803) oraz uzależnił od państwa Franków Bawarię. Te sukcesy otworzyły Karolowi drogę jeszcze dalej na wschód: u schyłku VIII w. podbita została część państwa awarskiego, zniszczonej przez Karola Wielkiego naddunajskiej formacji politycznej, obejmującej m.in. ludność słowiańską między Dunajem a Drawą. Miał też Karol Wielki wpływ polityczny na Słowian Połabskich i Czechów. Wszystkie te sukcesy wyrosły z twardej dyscypliny powszech­ nej służby wojskowej ludzi wolnych: uchylanie się od niej groziło niewolą lub śmiercią, spóźnienie na wyprawę — srogimi postami. Kronikarze jako rzadki ewenement wspominali te lata — np. rok 802 — gdy Karol rządził ąuietus sine hoste, spokojnie i bez kampanii wojennej. U schyłku VIII w. Karol Wielki był panem wielu krajów; przypieczę­ towaniem tego awansu stała się rzymska ceremonia 800 r., gdy przy aklamacji wielmożów papież ogłosił Karola Wielkiego cesarzem. Decyzja papieska o nadaniu Karolowi tytułu cesarskiego była — jak pisał 22

kronikarz Einhard — monarsze frankijskiemu niemiła. Jeśli wierzyć temu świadectwu (a różne co do tego są w nauce opinie), wypadałoby sądzić, że Karol bez entuzjazmu przyjmował ów awans od papieża Leona III, osobistości moralnie wątpliwej, której władza w Kościele przez niektó­ rych była kwestionowana. To raczej papieżowi potrzebne było od­ nowienie zachodniego cesarstwa (przeciw Bizancjum, którego cesarze grzęźli zdaniem papieża w herezji; przeciw rzymskim przeciwnikom Leona III, których Karol miał osądzić za zbrodnię obrazy majestatu, zastrzeżoną prawnie jurysdykcji cesarza). W dodatku drugim, obok decyzji papieskiej, aktem cesarskiego awansu Karola była aklamacja wielmożów rzymskich, których frankijski król nie szanował ani nie cenił. Tak czy inaczej, Karol przyjął jednak tytuł cesarski. Trudno mu wszakże przypisywać zamysły odnowienia „uniwersalnego” rzym­ skiego cesarstwa. Jego cesarstwo było bardziej frankijskie niż rzymskie, jego ambicją nie było wskrzeszenie imperium „światowego” w antycz­ nym stylu, ale równouprawnienie z drugim, bizantyńskim, cesarstwem. Ten parytet cesarstw zapewniła ugoda z cesarzem Bizancjum Michałem w 814 r., tuż przed śmiercią Karola. Państwo Karola Wielkiego, jakkolwiek rozległe i uświetnione cesar­ skim tytułem, było tworem kruchym. Prawda, przyniosło postęp w rządze­ niu. Dwór monarszy, tak jak i w czasach merowińskich, wędrował z miejsca na miejsce. Ośrodki władzy po sukcesach terytorialnych na wschodzie przesunęły się jednak z dawnych stolic (Paryż, Reims, Soissons) ku wschodowi (Wormacja, Nimwegen, a przede wszystkim Akwizgran). Współpraca z możnymi poprzez walne zjazdy (comentus, placitum) zapewniała monarsze ich radę i informację. Pismo grało w administracji większą rolę, urzędnicy byli nieco bardziej sprawni i oświeceni niż za Merowingów. Kontrolowali ich działania cesarscy wysłannicy (missi), od 802 r. wyposażeni w rozległe uprawnienia. Byli to dygnitarze z elity społecznej, co najmniej równi tym, których kontrolowali, a nadto wy­ starczająco zamożni, by nie ulec pokusom korupcji (kronikarze z uzna­ niem pisali, że missi nie przyjmowali „prezentów”). Ale monarchia Karola Wielkiego była w sumie luźnym związkiem polityczno-wojskowym, podminowanym spiskami arystokracji oraz separatyzmami prowincji. Przemiany społeczne w karolińskiej Galii postępowały szybko. Wojo­ wnicza polityka władców przeobrażeniom tym sprzyjała na obu społecz­ nych biegunach. Przyśpieszała poddańcze uzależnianie wolnych chłopów (wciąż licznych, głównie na południe od Loary), a zarazem ułatwiała wykształcenie się systemu lennego, organizującego klasę feudalną. System pospolitego ruszenia wolnych, stale gotowego do licznych wypraw, a także koszty uzbrojenia były nieznośnym obciążeniem dla ludzi mniej zamoż­ nych. Stąd ruina wielu gospodarstw, sprzedawanych bogaczom; stąd też ucieczki chłopów od służby wojskowej przez rezygnację z własności ziemi na rzecz możnych, co chroniło od wypraw wojennych. Nie brakowało również brutalnej uzurpacji, zagarniania chłopskiej własności siłą. Teoretycznie nadal podstawowa linia podziału społecznego przebiega między wolnymi i niewolnikami. „Są tylko dwa stany: liber (wolny) i servus (niewolnik)” — mówił swym dygnitarzom Karol Wielki. Chłop, który 23

utracił własność swego gospodarstwa, w zasadzie nadal należał do ludzi wolnych (chyba że wyzuł się przy okazji i z wolności, np. z powodu skrajnej nędzy). Jednakże jego wolność coraz mniej była warta. Karolin­ gowie nie byli przychylni zagarnianiu własności chłopskiej przez wielką własność, głównie w obawie o pospolite ruszenie. Skoro jednak nie byli w stanie procesowi temu zapobiec, starali się przynajmniej wyzyskać wielkich właścicieli do kontrolowania masy chłopskiej. Nadal zatem upowszechniały się immunitety: władcy nadawali je szeroko Kościołowi, tolerowali uzurpowanie immunitetu przez panów świeckich. Liczono na to, że immunitety osłabią pozycję lokalnych funkcjonariuszy (hrabiów), a jednocześnie na to, że monarcha zachowa kontrolę nad immunizowanymi majątkami, co okazało się złudzeniem. W rezultacie właściciele ziemscy sprawowali w swych majątkach władzę sądowo-policyjną. Chło­ pów coraz częściej zamiast grzywną karano chłostą, tak jak niewolników. Właściciel narzucał chłopom nowe, nie przewidziane z początku świad­ czenia i robocizny, co także zbliżało ich los do położenia niewolnych. Nie bez znaczenia dla tej degradacji był rozkład wspólnot sąsiedzkich, które poprzednio zapewniały wolnym chłopom szanse oporu, a także niepowoływanie wyzutych z własności ziemi chłopów do pospolitego ruszenia. Wyprawy były rujnujące; jednakże w społeczeństwie ówczesnym służba wojskowa stanowiła podstawę społecznego prestiżu. Toteż w VIII — —IX w. chłop, siedzący na cudzej ziemi, tracił de facto status człowieka wolnego. Stawał się poddanym właściciela ziemi. Zarazem poprawiał się los wciąż licznych niewolników. Niewielu już jest skoszarowanych i pracujących pod surowym nadzorem pańskich rządców. Większość jest osadzona na wydzielonych gospodarstwach. Od chłopów, teoretycznie wolnych, ale siedzących na cudzej ziemi, różni ich wyższy wymiar świadczeń i robocizn, mniej też dokładnie określonych. Niektórzy spośród niewolnej czeladzi obejmują funkcje w zarządzie pańskich majątków, prowadzą pański młyn lub obsługują prasę do wina. Gorzej ze statusem osobistym niewolnych: podlegają arbitralnym karom pana, nie mogą przyjmować święceń duchownych, świadczyć lub przysię­ gać w sądzie itd. Proces stapiania się niewolnych i chłopów, siedzących na cudzej ziemi, dopiero się zaczynał. Kryzys pospolitego ruszenia wolnych piechociarzy, licznych, lecz mało zdyscyplinowanych i źle wyćwiczonych, szedł w parze ze wzrostem znaczenia jazdy. Zapewniała ona niemałe atuty: szybkość koncentracji i działań, zawodowość, skuteczność operacji. Rodzący się system lenny stwarzał dogodne warunki do wprowadzenia nowych form wojowania. Wasale otrzymywali od króla i możnych ziemię z zależnymi gospodar­ stwami chłopskimi, obciążoną obowiązkiem zawodowej służby woj­ skowej na koniu. Armia Karolingów nie była złożona wyłącznie z wasali, ale lenne nadania wydatnie ją umocniły. Rozszerzały się w ten sposób podstawy feudalnej klasy: obok wielkiej własności wielmożów pojawiła się mniejsza (od 100 do 200 ha) własność feudalna wasali-kawalerzystów. System lenny wyzyskany także został jako instrument rządzenia. Król podówczas głównie wojuje i sądzi; sedno jego monarszej władzy (ban) to prawo komenderowania ludźmi wolnymi oraz stosowania przymusu 24

i karania. Ale nawet w tym uproszczonym sensie niełatwo było ogarnąć władzą królewską ogromne terytoria monarchii karolińskiej. Agraryzacja życia i upadek gospodarki pieniężnej nie pozwalały na rozbudowę płatnego, biurokratycznego aparatu administracji; słabość oświaty nie rokowała nadziei na stworzenie licznych a kompetentnych kadr funkcjo­ nariuszy. Właściciele ziemscy już od dawna sprawowali arbitralną władzę nad ludnością niewolną w swoich majątkach. Teraz rozszerzanie się immunitetu dawało im władzę nad ogółem poddanych w obrębie dóbr obdarzonych tym przywilejem. Spośród ludności chłopskiej monarchę interesowali na dobrą sprawę głównie chłopi w jego domenie. Tak więc władca chciał umocnić swą władzę nad arystokracją przede wszystkim, nad średnimi i drobnymi właścicielami ziemskimi w dalszej kolejności. W tym celu Karolingowie zdecydowali się upowszechnić system wasalnej wierności: arystokraci stać się mieli bezpośrednimi wasalami króla (cesarza), średni i drobni właściciele ziemscy z kolei wejść mieli w sto­ sunki wasalne z arystokratami. Ceną upowszechnienia tego systemu były lenne nadania (bénéficia) i przywileje monarsze dla potężnych wasali. Władcy sądzili, że umocnią w ten sposób poważnie swój wpływ na arystokrację, która miała być ich podporą. Gwarancją tego wpływu byłaby lojalność wobec władcy wasali niższej rangi, toteż ustawy (kapitu­ larze) Karola Wielkiego formułowały zasadę, iż wierność monarsze obowiązuje zawsze primo loco: w wypadku konfliktu lojalności dla seniora i dla króla ta druga powinna przeważyć. Wysłannicy Karola zbierali zresztą od wszystkich mieszkańców kraju generalną przysięgę wierności dla króla i jego synów (789 r., potem 802 r.), ale praktyczna skuteczność tych dodatkowych zabezpieczeń była wątpliwa. Karolingowie postawili zatem na system wierności wasalnej. Roz­ szerzono go za Karola Wielkiego i jego syna, Ludwika Pobożnego, na wszystkie wysokie funkcje państwowe i kościelne. Hrabiowie i biskupi stali się wasalami monarchy z tytułu pełnionych urzędów. Tak więc hrabia jako wasal monarchy otrzymywał rozległe nadanie lenne, a jako hrabia — uposażenie w ziemi, przynależne do urzędu. Ale ewolucja pójść miała w kierunku stopienia się tych dóbr i praw w jeden potężny blok, najpierw dożywotni, potem de facto dziedziczny. Ujawniły się niebez­ pieczeństwa systemu lennego, zastosowanego do urzędów {honores)-. zamiast umocnić władzę monarszą, doprowadził on do jej rozpar­ celowania między możnych. Już zresztą w 806 r. (kapitularz w Nimwegen) Karol Wielki skarżył się na nadużywanie systemu lennego dla prywatnych pożytków potężnych wasali. To pierwszy sygnał, że wasalstwo rozsadza ramy nadawane mu przez władcę. Czasy Karola Wielkiego cechowało ożywienie kulturalne, określane w nauce mianem renesansu karolińskiego. Niewątpliwy był pewien postęp oświaty; na dworze monarszym skupiła się grupa dobrych pisarzy i uczonych; odrodziła się wśród elity kulturalnej znajomość klasycznej łaciny; w klasztorach pracowicie kopiowano rękopisy; dwór dawał impuls artystycznemu rzemiosłu. Aktywność ta miała praktyczne cele. Karol chciał podnieść autorytet swych urzędów, ogarniał nimi coraz to nowe ziemie, rozwijał twórczość ustawodawczą, toteż dwór pobudzał 25

oświatę w imię kształcenia funkcjonariuszy. Ale nauka i sztuka miały także umocnić prestiż władcy. Prestiż Karolingów był młody, podstawy ich władzy nie nazbyt stabilne, toteż dworski przepych i dworska propaganda były potrzebne nawet na wyrost. W sztuce i literaturze ówczesnej nie odnajdziemy renesansu najlep­ szych wzorów antycznych. Silne za to były oddziaływania późnorzymskie i bizantyńskie. Dużo odtwarzano (symbolizuje to właśnie przepisywanie rękopisów), mniej tworzono oryginalnych wartości. Przełamywano jed­ nak pewne tradycje kultury „barbarzyńskiej” z okresu germańskich migracji. I tak dominacja motywów ornamentacyjnych, właściwa okreso­ wi wędrówek, ustępowała upowszechniającej się sztuce figuralnej, in­ spirowanej wpływem późnego Rzymu i Bizancjum. Zachowano jednak właściwy okresowi migracji gust do małych form. To sygnał, że społe­ czeństwo jest zagraryzowane, że miasta są słabe (bo właśnie w miastach może rozkwitać sztuka monumentalna). Wędrujący dwór monarszy z natury rzeczy popierał sztukę małych form, łatwych w transporcie. Małe formy nie oznaczały zresztą małej wartości: są w tej twórczości dzieła wielkiej klasy. Pepin Krótki i Karol Wielki rządzili ponad 60 lat: tyle trwało budowanie wielkiego imperium karolińskiego. Wystarczyło niespełna 30 lat, by nastąpił jego rozkład. Panowanie syna Karola, Ludwika Poboż­ nego, wypełniła ta szybka dekompozycja. Przyczyną jej była niejednorod­ ność karolińskiego tworu państwowego, której nie można było prze­ zwyciężyć wobec zainteresowania wielmożów osłabieniem monarszej władzy. Frankijska tradycja podziałów rodzinnych wydatnie pomogła roz­ kładowi imperium. Do 843 r. Karolingowie — nie bez zbiegu szczęś­ liwych okoliczności — unikali skutków tej tradycji. W 843 r. nastąpił podział, który okazał się trwały: po nim już rodzą się podstawy Francji i Niemiec. Znaczenie imperium karolińskiego wykracza poza potoczną formułę 0 „kolebce Francji, Niemiec i Włoch” . Owszem, było ono ostatnim ogniwem ewolucji politycznej, bezpośrednio poprzedzającym ukształ­ towanie się Francji i Niemiec. Ale było też państwem, w którym stworzone zostały formy społeczno-prawne feudalizmu zachodnioeuro­ pejskiego. Nadało kształt stosunkom społecznym, administracji, ideo­ logii. Legenda Karola Wielkiego ożywiała świadomość państwową 1 dumę patriotyczną w średniowiecznej Francji (ale też i w Niemczech). Robert Folz poświęcił ogromne dzieło rejestracji wpływów tej legendy. Wreszcie i dla dziejów Polski inspiracja karolińska nie była bez znacze­ nia. Odnajdziemy ją w niektórych formach organizacyjnych państwa wczesnopiastowskiego. Karol Wielki był i na Wschodzie wzorem władcy: od jego imienia biorą się słowiańskie terminy król, król, korol. A Gal Anonim legendę Bolesława Chrobrego modelować będzie na legendzie Karola Wielkiego.

I. OLIGARCHIA BARONÓW

Każdy baron jest suwerenny w swojej baronii. {Philippe de Beaumanoir)

STRASBURG I VERDUN

W

ś r ó d rosnących ambicji Kościoła ▼▼ S i świeckich wielmożów, wśród konfliktów z synami cesarz Ludwik Pobożny zarzucić musiał ideę utrzymania jedności frankijskiego im­ perium. Wyrażona w ustawie z 817 r., która stać się miała swego rodzaju konstytucją państwa Franków — idea jedności ustąpiła już w 831 r. zasadzie podziału imperium. Jednakże definitywny podział przeprowa­ dzono dopiero po śmierci cesarza Ludwika, zmarłego w 840 r. Najstarszy syn Ludwika, Lotar, próbował wznowić ideę jedności. Jego atutami były nie tylko starszeństwo i tytuł cesarski, lecz także wsparcie sporej części kleru i arystokracji. Lotar był zręcznym dyplomatą, po­ kładającym ufność nie tyle w rozstrzygnięciach militarnych, ile w pozys­ kaniu możnych panów. Gra dyplomatyczna okazała się jednak nieskutecz­ na w obliczu sojuszu wojskowego młodszych braci Lotara — Ludwika i Karola. W lutym 842 r. obaj juniorzy spotkali się w Strasburgu, na pograniczu romańskiej i germańskiej części frankijskiego państwa. Karol, zwany później Łysym, związany był już dawniej z zachodnią, romańską częścią imperium i stamtąd przyprowadził wojsko; Ludwik, nazwany potem Niemieckim, reprezentował wschodnią, germańską część monarchii karolińskiej. W Strasburgu obaj bracia złożyli jednobrzmiące przysięgi wiernego przymierza przeciw Lotarowi. Ale —jak pisał kronikarz Nithard — „Ludwik przysięgał w języku romańskim, by go zrozumiały oddziały brata, Karol zaś w języku niemieckim (teutońskim)”. Potem oba wojska, każde w swym języku, złożyły przysięgę, że nie będą wspierać swego pana, jeśliby bratu złamał wiarę. Rola armii jako świadka, a zarazem gwaranta zawartego sojuszu jest odległym echem frankijskiej demokracji wojennej. Ale ciekawszy wydaje się inny fakt: obaj młodzi Karolingowie są jeszcze dwujęzyczni, potrafią mówić po romańsku i po germańsku, natomiast ich armie — już nie. Rota przysięgi Ludwika, przekazana przez Nitharda, uchodzi za pierw­ szy dokument języka francuskiego, jakkolwiek toporne jej brzmienie nie przypomina eleganckiej francuszczyzny. Język stawał się wyróżnikiem wielkich wspólnot, zresztą bardzo luźnych. Wkrótce po przysięgach strasburskich, wczesną wiosną 842 r., wyda­ wało się, że Lotar ustępuje z pola i zamierza ograniczyć swój dział do posiadłości włoskich. Ludwik i Karol Łysy postanowili wówczas podzielić imperium tak, by Ludwik otrzymał cały kompleks ziem

27

Imperium karolińskie i podział w Verdun

germańskich, Karol — obszary języka romańskiego. Okazało się jednak, że Lotar nie zrezygnował z gry. Wypadło zatem zawrzeć kompromis. W zamian za rezygnację star­ szego brata z cesarskiego zwierzchnictwa nad całym imperium młodsi uznali zasadę podziału państwa na trzy mniej więcej równorzędne części. Od połowy 842 aż do sierpnia 843 r. toczyły się wokół tego podziału dyskusje i targi; pracowało nad nim aż 120 ekspertów. Ostatecznie traktat w Verdun (843 r.) ustalił granice. „Ludwik otrzymał część wschodnią, Karol część zachodnią; Lotar, najstarszy, dział środkowy” — zapisano w Rocznikach fuldajskich. Prócz posiadłości włoskich w ręku Lotara znalazł się wąski pas sięgający od Marsylii po ujście Renu i Wezery do Morza Północnego. Obejmował on zarówno terytoria germańskie, jak i romańskie. Traktat z Verdun pozostawił więc poza granicami Francji — tak wolno już nazwać posiadłości Karola Łysego — południowo-wschodnią część dawnej Galii z ludnością mówiącą po romańsku i z silnymi tradycjami galo-rzymskimi. Natomiast na północnym wschodzie państwo Karola 28

Łysego sięgało po ujście Skaldy i objęło terytoria z ludnością mówiącą po germańsku. Historyków od dawna zastanawiała sztuczność tego podziału, nie respektującego kryteriów etniczno-językowych, stwarzającego twór tak dziwaczny i trudny do rządzenia, jak północny korytarz działu Lotara. Próbowano wyjaśnić ten podział kryteriami ekonomicznymi: pisano 0 zbieżności działu Lotara z wielkim szlakiem handlowym od Wenecji do Fryzji. Zdaniem znawcy geografii historycznej Rogera Diona traktat w Verdun zapewniał równy udział wszystkich braci w głównych kul­ turach ekonomicznych, usytuowanych szerokimi pasami z zachodu na wschód. Niejednokrotnie zwracano też uwagę na polityczne i strategiczne walory działu Lotara. W jego państwie znalazły się dwie stare stolice: dawnego cesarstwa — Rzym, i Karola Wielkiego — Akwizgran. W jego ręku była Lombardia i przełęcze alpejskie, on kontrolował bieg Renu 1 Rodanu z Saoną. Wraz z cesarską godnością mogła to być podstawa do prób odnowienia karolińskiej jedności. Ambicji takich Lotarowi nie brakło i przed, i po układzie z Verdun. Jednakże karolińska idea imperialna była już anachronizmem. Utrwalenie się przedziału między Niemcami i Francją nie było, jak twierdził Édouard Perroy, rezultatem „przypadku i okoliczności dynas­ tycznych” . Prawdą jest, że podział w Verdun był kolejnym ogniwem w długim łańcuchu merowińskich i karolińskich podziałów rodzinnych, nie mniej arbitralnym niż działy wcześniejsze. Ale płynność dawniejszych granic wynikała nie tylko z okoliczności dynastycznych; poprzednie podziały przeprowadzano wszak w okresie wielkiej fermentacji. Powol­ nemu krystalizowaniu się układów etniczno-kulturalnych odpowiadała stopniowa stabilizacja politycznego przedziału między zachodnią i wschodnią częścią karolińskiego imperium. Nie oznacza to, że wszystko już było z góry przesądzone. Wewnętrzna niespójność państwa Karola Łysego była zapowiedzią wielu politycznych niespodzianek. Granica między przyszłą Francją i przyszłymi Niemcami, oddzielonymi w Verdun korytarzem Lotara, była jeszcze płynna i ruchoma przez wiele stuleci. Namiastką jedności karolińskiej po 843 r. miała być proklamowana uroczyście braterska zgoda i wzajemna pomoc trzech władców. Na rzecz tej zgody działał aktywnie Kościół we wszystkich trzech państwach. Synody dostojników duchownych z wszystkich części imperium, zjazdy monarchów — miały być w drugiej połowie IX w. wyrazem jedności i koordynacji działań. Na wielkich zjazdach — w Meersen, Koblencji, Savonnières — powracano nieustannie do idei braterskiej zgody i wzaje­ mnej pomocy karolińskich dziedziców Ale musiano ją ciągle odnawiać, bo nieustannie się załamywała wśród intryg, wrogości, konfliktów. ROZPAD IDEI KAROLIŃSKIEJ

„Ojczyzna Karola Łysego to była Francja” , pisał Ernest Lavisse. Jest to spojrzenie z naszej perspektywy. W czasach po układzie z Verdun ojczyzną Karola Łysego była jedna z trzech Francji, Francja zachodnia (.Francia occidentaliś). Istniała też Francia orientalis, wschodnia, ojczyzna 29

Ludwika Niemieckiego; termin ów powoli będzie ustępował pojęciom Niemiec, Germanii. Istniała wreszcie Francia media, środkowa — kory­ tarz Lotara; określenie to zniknie wraz z rzeczą samą. Karol Łysy nie miał wpływu na wszystkie obszary przyznane mu w Verdun. Niezależna od niego była celtycka Bretania. Wymykała mu się Akwitania, której polityczna odrębność miała tradycje sięgające państwa wizygockiego. Separatyzm akwitański próbował wykorzystać do swych celów Ludwik Niemiecki, przysparzając Łysemu wielu kłopotów. Sojusz ze Strasburga nie ostał się bowiem długo, nastąpiło odwrócenie aliansów (Karol, w konfliktach z Ludwikiem, zbliżył się do Lotara). Sytuację władcy francuskiego komplikowały najazdy Normanów, rewolty i ambi­ cje wielmożów. Dygnitarstwa państwowe (honores) wymykały się spod kontroli monarszej. Urząd hrabiowski coraz mniej był instrumentem króla, trudniej go teraz było odebrać dygnitarzowi kiepskiemu czy nielojalnemu, coraz rzadziej król mógł przenosić hrabiów z miejsca na miejsce. Karol Łysy próbował ratować co się da z królewskich upraw­ nień; wielmoże umacniali jednak swe związki z okręgiem urzędowania i torowali drogę zasadzie dziedziczenia dygnitarstw. Przy tym lojalność możnych panów była bardzo niepewna: dynastyczne rywalizacje Karolin­ gów sprzyjały buntom baronów. Tylko poparcie Kościoła i skłócenie wśród możnych ratowały monarchię przed upadkiem. A przecież Karol Łysy nie był władcą małego formatu. Uchodził — nie bez pewnej przesady — za króla-filozofa. Starał się ściągać na dwór monarszy pisarzy i uczonych. Byli wśród nich płascy pochlebcy, jak ów poeta zapewniający królewskiego protektora, iż wielcy ludzie zawsze wyróżniali się łysiną. Ale znaleźli się też w kręgu Karola Łysego wybitni przedstawiciele ówczesnej kultury. Kultury prawnej, jak autor tzw. dekretałów Pseudo-Izydora, zbioru ważnego dla myśli polityczno-praw­ nej średniowiecza. Kultury historiograficznej, jak Nithard, po matce wnuk Karola Wielkiego, obserwator spostrzegawczy i inteligentny. Filozofii politycznej, jak Hinkmar, arcybiskup Reims, zręczny i wpływo­ wy. Na dworze Karola uprawiana była także poezja, bardziej zresztą kunsztowna niż inspirowana talentem i wrażliwością. Ale tym osiągnięciom kultury nie towarzyszyły sukcesy polityczne i militarne. Po śmierci cesarza Lotara (855) na obszarze dawnego imperium istniało już pięć niezależnych królestw, bo państwem Lotara podzielili się trzej jego synowie. Ludwik II wziął Italię wraz z tytułem cesarskim, Karol — południową część dawnego korytarza (Prowansję i obszary przyległe), wreszcie Lotar II północną część korytarza. Króle­ stwo Lotara II zyska nazwę Lotaryngii i stanie się na długie stulecia jabłkiem niezgody między Francją i Niemcami. Lotar II, pozbawiony legalnego dziedzica i wplątany w skandal rozwodowy, miotał się bezrad­ nie między stryjami Karolem Łysym i Ludwikiem Niemieckim, którzy coraz bardziej sobie wrodzy — liczyli na lotaryński spadek. Tymczasem zmniejszyło się rozbicie dawnego imperium karoliń­ skiego. Po śmierci Karola Prowansalskiego jego dziedzictwem podzielili się bracia, Ludwik II i Lotar II (863): teraz były już tylko cztery karolińskie monarchie. Po zgonie Lotara II (869) pozostały trzy, 30

bo bezdziedzicznym spadkiem podzielili się Karol Łysy, Ludwik Nie­ miecki i cesarz Ludwik II. Układ w Meersen (870) przyznał Francji sporą część Lotaryngii z miastami Maastricht, Verdun i Toul. Co więcej, po śmierci Ludwika II (875) Karol Łysy ubiegł syna Ludwika Niemieckiego, Karlomana, wspieranego przez część włoskich panów; z poparciem papieża król Francji objął nowy wakujący spadek, a więc Italię i połu­ dniowo-wschodnią część dawnej Galii, oraz dostał cesarską koronę. Wreszcie po śmierci Ludwika Niemieckiego (876) Karol Łysy postanowił zagarnąć resztę Lotaryngii, przekreślając podział z Meersen. Gdyby plan ów się powiódł, cała dawna część Lotara I, wytyczona w Verdun, znalazłaby się pod władzą francuskiego króla. Jednakże syn Ludwika Niemieckiego, Ludwik Młodszy, udaremnił ten zamysł. Wydarzenia ostatnich lat Karola Łysego przypominają czasy frankijskie: po podziale rodzinnym następuje ponowne jednoczenie państwa. Ale podobieństwo to jest pozorne; przynależność wielu obszarów nie była jeszcze przesądzona, spójność formacji państwowych słaba, niemniej losy dziejowe Francji, Niemiec i Włoch miały już swe własne tory. Panom francuskim, zwłaszcza świeckim, nie imponował cesarski tytuł ich wład­ cy. Nie zależało im też na utrzymaniu nabytków włoskich. Włochy były bowiem spadkiem wielce kłopotliwym. Wystawione na pustoszące najaz­ dy Arabów, wymagały pilnej pomocy wojskowej. Właśnie w nadziei na nią papieże skusili Karola Łysego perspektywą cesarskiej sukcesji we Włoszech. Tymczasem Francja była również zagrożona wzmożonymi atakami normańskimi. Karol Łysy zdecydował się opłacić odwrót Normanów, ale na zapłacenie okupu musiał nałożyć uciążliwy podatek. Te niepopularne decyzje umożliwiły zorganizowanie wyprawy włoskiej. W trakcie przygotowań do niej, na zjeździe w Quierzy (877), Karol Łysy unormował bieg spraw państwowych na czas swej nieobecności w kraju. Decyzje z Quierzy, dotyczące losów urzędu hrabiowskiego, który by się opróżnił pod nieobecność króla, uważano dawniej za prawną podstawę dziedziczności urzędów. Tak nie jest: reguły ustalone w Quierzy są wypadkową dążeń króla do zachowania wpływu na obsadę „hono­ rów” i aspiracji wielmożów do przekazywania urzędu synom lub innym krewniakom. Ale kapitularz z Quierzy poświadcza, że w praktyce ta druga tendencja brała górę. Karol Łysy zmarł podczas ekspedycji włoskiej (877) wśród niepowo­ dzeń militarnych i politycznych; we Francji zbuntowali się możni panowie, a i we Włoszech wystąpili przeciw Karolowi zwolennicy niemieckiej linii Karolingów. Śmierć Karola Łysego spowodowała, wśród wielkiego zamętu, utratę wszystkich jego nabytków dynastycz­ nych. W Prowansji królem uznano (879) współpracownika Łysego, hrabiego Bosona. Zachodnia część Lotaryngii, przyznana Francji w Me­ ersen, układem w Ribemont (880) przeszła pod panowanie linii niemiec­ kiej. Wreszcie spadek cesarski we Włoszech przypadł także władcy niemieckiemu, Karolowi Otyłemu (881). Wydawało się, że nowy cesarz podejmie z kolei skutecznie sprawę jedności karolińskiego imperium. Karol Otyły osiągnął więcej niż poprzednio Karol Łysy, ale jego sukcesy w zbieraniu ziem karolińskich były równie efemeryczne. Sprzy­ 31

jały mu okoliczności przypadkowe: śmierć prześladowała bowiem fran­ cuską linię Karolingów. W pięcioleciu 879 —884 zmarli kolejno syn Karola Łysego, Ludwik Jąkała, oraz dwaj jego synowie. Wśród najaz­ dów normańskich i wewnętrznej anarchii Francja znalazła się w 884 r. bez króla. Żył wprawdzie pogrobowiec Ludwika Jąkały, Karol, zwany później Prostakiem, ale był to chłopiec pięcioletni. W tej sytuacji panowie francuscy powołali na tron władcę Niemiec i Włoch, Karola Otyłego (885). Łączono z nim nadzieje na ukrócenie nieładu wewnętrznego i grabieży normańskich. Nadzieje te zupełnie zawiodły: Karol Otyły pojawił się we Francji, ale uchylił się od walki z Normanami. Śmierć Karola (888), pozbawionego legalnego dziedzica, oznaczała definitywny upadek jedności karolińskiej. Dawne imperium znowu się rozpadło na pięć niezależnych państw. Co więcej, tylko w Niemczech dom karoliński pozostał przy władzy: uznano tu za władcę karolińskiego bastarda, Arnulfa. Poza tym jednak — same wyłomy od zasady rządów karolińs­ kich. Na północ od Prowansji, w której już wcześniej ustalił swe rządy hrabia Boson, powstało królestwo Burgundii z hrabią Rudolfem (w 933 r. obie te formacje polityczne połączą się, tworząc królestwo Burgundii lub, inaczej, Arelatu). We Włoszech władzę królewską obejmie także miejscowy wielmoża, Wit (Gui) hrabia Spoleto. Wreszcie we Francji, z pominięciem młodego karolińskiego dziedzica, Karola Pro­ staka, wybrano królem hrabiego Paryża Odona (Eudes). W jego osobie na tronie Francji zasiadł w 888 r. pierwszy przedstawiciel rodu Robertynów: to ten sam ród, który od schyłku X w. rządzić będzie Francją pod nazwą dynastii Kapetyngów. Hrabia Odo zawdzięczał swą królewską promocję nie tylko energii, jaką wykazywał w charakterze namiestnika Karola Otyłego, ale i za­ sługom ojcowskim. Odo był synem Roberta Mocnego, który sprawował w połowie IX w. dowództwo wojskowe na obszarze między Sekwaną i Loarą, szczególnie narażonym na normańskie grabieże. Wśród paniki paraliżującej wolę oporu, w obliczu bezsilności króla Robert Mocny walczył z Normanami i odnosił zwycięstwa. Jego żołnierska śmierć (867), ubarwiona legendą, znalazła piękny opis w kronice Reginona z Priim i może być wpisana do tego heroicznego rejestru, do którego należy też śmierć hrabiego Rolanda. Nie wszyscy zresztą tę legendę akceptowali. Arcybiskup Hinkmar z satysfakcją odnotował śmierć Roberta jako karę za przywłaszczenie sobie opactwa Św. Marcina w Tours. NAJAZDY I ICH NASTĘPSTWA

Nowe fale inwazji, które przeżyła Galia w IX i X w., to przede wszystkim furor Normandorum, budząca grozę „wściekłość ludzi Pół­ nocy” . Ludźmi Północy, Normanami, nazywano Skandynawów, których względne przeludnienie ziem ojczystych skłaniało do szukania łupu i siedzib na obcym terenie. Surowość skandynawskich obyczajów nie powinna wprowadzać w błąd: Normanowie nie byli dzikusami. Należeli do społeczności chłopów, rzemieślników i kupców; trudne warunki egzystencji zamieniały ich w grabieżców, a wspaniałe talenty marynarskie 32

ułatwiały im dalekie rozbójnicze wyprawy. Złupione lub zdobyte w cha­ rakterze okupu zachodnioeuropejskie precjoza przetapiali u siebie i prze­ rabiali wedle skandynawskiej mody. „Jest to świadectwo cywilizacji szczególnie pewnej wartości swych tradycji” (Marc Bloch). Początkowo inwazje normańskie to szybkie, sezonowe (letnie) rajdy band, które swą małą liczebność kompensowały błyskawicznym tempem napaści. Stopniowo Normanowie organizowali się w większe, lepiej ustabilizowane armie: w 885 r. potrafili zgromadzić mocną formację wojskową, z którą cesarz Karol Otyły paktował w sposób upokarzający. Zmieniała się też taktyka normańskich inwazji. Normanowie zaczęli od połowy IX w. zakładać stale bazy wypadowe, w których zimowali: w ten sposób sadowili się przy ujściu Renu, a we Francji nad dolną Sekwaną i Loarą. Jednocześnie uczyli się łączyć pirackie wyprawy w górę rzek z ruchami jazdy; stałe siedziby pozwalały bowiem skuteczniej wykorzys­ tywać konia. Ataki normańskie stawały się coraz rozleglejsze. Dość prymitywne fortyfikacje miast nadrzecznych nie były prze­ szkodą trudną do pokonania. Paryż i Orlean, Rouen i Nantes, Bordeaux i inne miasta zdobywane były i łupione. Gdy jednak ulepszano umoc­ nienia, a przede wszystkim gdy decydowano się na stanowczą obronę miasta, normańskie oblężenie załamywało się. Ale i wtedy najeźdźca potrafił obejść lądem, wraz z łodziami, nie zdobyty punkt oporu na rzece. Wezwania do oporu były rzadkie i nieskuteczne. Frankijskie po­ spolite ruszenie umiało się bić, ale zbierało się powoli; tymczasem Normanowie działali błyskawicznie. Domowe konflikty wielmożów nie ułatwiały organizowania obrony; postępy systemu lennego i związanej z nim decentralizacji władzy stwarzały jedynie szansę obrony lokalnej. Nie zagrożeni, wielcy seniorowie często uchylali się od udziału w walce. Toteż środkiem obrony przed Normanami były przede wszystkim ucieczki z niebezpiecznych obszarów. Ucieczki te przyczyniały się do poprawy położenia niewolnych: zmieniając siedziby, gubili oni swój niewolny status prawny. Inna metoda unikania normańskich grabieży to okupywanie odejścia rabusiów z zagrożonego obszaru. Do tego sposobu uciekali się m.in. Karol Łysy i Karol Otyły. Normański okup wypadało pokryć podatkiem ściąganym od ludności, toteż okupywanie się nie mogło być uznane za wykonanie królewskiego obowiązku obrony kraju. „Był to nędzny paliatyw, który tylko odwlekał termin napaści lub ją przenosił na inne miejsce” (Louis Halphen). Druga połowa IX w. stanowiła najcięższy okres normańskich ataków, ale przyniosła też pierwsze sukcesy w walce z Normanami, a więc i zachętę do obrony czynnej. Zapamiętano zwycięstwa Roberta Mocnego z lat 864 —865. W 885 r. potężna armia Normanów utknęła pod Paryżem, bronionym przez syna Roberta, hrabiego Odona, i biskupa Gozlina. Oblężenie miasta trwało od jesieni 885 do września 887 r. i nie dało Normanom sukcesu. Mnich z paryskiego opactwa St.-Germain-des-Prćs, Abbon, poświęcił cały utwór entuzjastycznemu przedstawieniu heroicznych „walk miasta Paryża”, bella Parisiacae urbis. Jest w tym 3 — Historia Francji

33

dziełku pompatyczna pochwała tego miasta, położonego w centrum królestwa Franków, „królowej wszystkich miast” . To pierwsza zapo­ wiedź wspaniałej kariery Paryża. Ulepszano fortyfikacje, próbowano tu i tam organizować obronę: musiało to wpłynąć na zmianę sytuacji militarnej i moralnej. Do tego dodać należy ewolucję samych Normanów. Tworzenie stałych siedzib było krokiem ku osiadłości, a więc ku warunkom egzystencji, które Normanom były właściwe w Skandynawii. W normańskich bazach pojawiały się kobiety: oblężeni paryżanie mogli słyszeć, jak zawodziły nad zwłokami swoich zmarłych. W normańskich siedzibach uprawiano zajęcia rolnicze i hodowlę; ludność okoliczna nawiązywać zaczęła nie­ śmiało stosunki z niebezpiecznymi sąsiadami, stabilizującymi się w no­ wych siedzibach. U schyłku IX w. francuski władca Karol Prostak usiłował unormować sytuację Normanów w obszarze dolnej Sekwany. Dopiero jednak w 911 r. udało mu się osiągnąć ten cel. Wódz Normanów znad dolnej Sekwany, Rollon (Rolf, Hrolf), poniósł właśnie dotkliwą porażkę militarną; jego ludzie przywykli do nowych siedzib, a ich powrót do północnej ojczyzny stawał się całkiem nierealny. Spotkanie Rollona z Karolem Prostakiem w St.-Clair-sur-Epte w lipcu 911 r. ustaliło zasady współżycia Normanów z królewskim rządem Francji. Król zalegalizował władzę Rollona na obszarze wokół Rouen, Caux, Evreux i Lisieux: to zalążek przyszłego księstwa Normandii. Rollon złożył królowi hołd lenny i przyjął chrześcijaństwo. Normanowie wchodzili do francuskiej wspólnoty politycznej; Karol pozyskiwał w oso­ bie Rollona lennika i — jak to określano — „obrońcę królestwa” . Na francuskim dworze przewidywano, iż nowy lennik Korony zainteresowa­ ny będzie w obronie swego stanu posiadania przed atakami z zewnątrz. Prawda, że Rollon i jego następcy dążyli do rozszerzenia swych posiadło­ ści i wnet je zaokrąglili do rozmiarów całego księstwa Normandii. Prawda, że inne grupy Normanów nie zaprzestały ataków: jeszcze w początku XI w. trwały normańskie inwazje, a lojalność następców Rollona wobec królewskiego seniora była nieraz słabsza od pobratymstwa z „ludźmi Północy”. W sumie jednak Normanowie szybko wtopili się we francuskie otoczenie; nie bez wpływu małżeństw z miejscowymi kobietami, bo normańskich było niewiele, przyjęli francuski język i oby­ czaje. Książęta Normandii potrafili na swym terytorium zapewnić ład i porządek, toteż miejscowi awanturnicy, w których odzywała się krew przodków-piratów, szukali przygód gdzie indziej, niekiedy w odległych regionach Europy. Żeglarskie talenty uczyniły mieszkańców Normandii pionierami francuskiej marynarki. Dawnych wrogów historia zmieniła w pożytecznych obywateli francuskiej społeczności. Nie udało się natomiast ustabilizować Normanów na innym obszarze, gdzie tworzyli oni swe bazy, mianowicie nad dolną Loarą. Kraj, zwany Armoryką, a potem Bretanią, zasiedlony od dawna przez celtyckich mieszkańców, stał się na wiele lat sferą wpływu normańskich najeźdźców. Jednakże w 936 r. celtycki wódz, Alan Krzywobrody, skupił siły swych ziomków i z angielską pomocą usunął stąd normańskie wpływy. Od­ rodziła się tu wspólnota celtycka, zazdrosna o swą niezawisłość, nie 34

potrafiąca jednak ustrzec się przed zamętem wojen domowych i wewnę­ trznych podziałów. Drugą plagą były inwazje arabskie. Trzymając mocno Hiszpanię, podbiwszy Sycylię i sporą część południowych Włoch, Arabowie pano­ wali nad zachodnim Sródziemnomorzem. Ale ruch handlowy na morzu zamarł, nie było tu kogo łupić. Toteż od połowy IX w. Arabowie hiszpańscy coraz częściej zapuszczali się na południowe wybrzeża dawnej Galii, pustosząc je i grabiąc. Szczególnie złą sławę zyskała arabska cytadela w Freinet (Fraxinetum) w pobliżu dzisiejszego Saint-Tropez. Prowansja żyła długo pod terrorem arabskich napaści; rzadko jednak udawały się Arabom większe wyczyny. Zwykle kontentowali się łupie­ niem kupców i pielgrzymów na przełęczach alpejskich, czasem pobiera­ niem okupu, gdy wpadł im w ręce znaczniejszy jeniec. Dopiero u schyłku X w. hrabia Prowansji, Wilhelm Wyzwoliciel, zdołał uporać się z arabs­ kimi rozbójnikami. Na opuszczone uprawne ziemie Prowansji wróciło osadnictwo, ale nie obyło się przy tym bez licznych uzurpacji i gwałtów; jak zwykle w tamtych czasach, siła decydowała o własności. Rozmiary strat i zniszczeń spowodowanych przez Arabów na połu­ dniu były bez wątpienia wyolbrzymiane przez duchownych dziejopisarzy, którzy szkody Kościoła i pielgrzymów odczuwali szczególnie boleśnie. Bezradność słabych władców Prowansji i Burgundii wobec garstki saraceńskich łupieżców jest jednak uderzająca. I jeszcze jedną plagę przyniósł Francji początek X w., choć w wymia­ rze mniejszym niż Niemcom i Włochom. To najazdy Madziarów, którzy z dalekich stepów przybyli do Europy. Szybkość, z jaką poruszała się węgierska konnica, odwaga w walce i dzikie obyczaje Madziarów siały terror. W pierwszej połowie X w. najazdy węgierskie dotknęły zwłaszcza Burgundię, ale docierały także w głąb Francji. Madziarzy, „nowi Hunowie”, niszczyli, łupili i brali jeńców. Zanik węgierskich napaści w drugiej połowie X w. przypisuje się zwykle zwycięstwu, jakie nad Węgrami odniósł w 955 r. król niemiecki Otto I (bitwa nad rzeką Lech). Może jednak ważniejsze było lepsze zorganizowanie obrony granic królestwa niemieckiego, a jednocześnie wyczerpywanie się impetu M a­ dziarów, którzy stabilizowali się w siedzibach nad Dunajem. U schyłku X w. Francja odetchnęła, wyzwolona od koszmaru inwazji. Pozostawiły one jednak głębokie ślady w całym organizmie społecznym. Nie tylko w postaci zniszczeń, co do których rozmiaru historycy się spierają. Zapewne należy zredukować wyolbrzymione oceny kronikarzy, ale właśnie przesada tych świadectw jest dowodem stanu świadomości ludzi struchlałych i porażonych niebezpieczeństwem, które może zagrozić w każdej chwili i którego odwrócić się nie umie. Nastroje niepewności jutra, zniechęcenia i strachu przyniosły może nie mniej szkód niż same obce inkursje. Stąd zahamowanie ekonomicznego postępu, który wyma­ ga minimum bezpieczeństwa, a w niektórych regionach nawet regres w porównaniu z przełomem VIII i IX w. Stąd także istotne przemiany w systemie społecznym Francji. Wśród prywaty możnych i zagrożenia przez „barbarzyńców” najpierwszą potrzebą stawało się bezpieczeństwo osób i mienia. Rodziło się 35

pojęcie wolności odmienne od wyobrażeń nowożytnych: wolność nie polega na niezależności, wolny jest ten, kogo zabezpiecza ktoś potężny i wpływowy. Im silniejszy protektor, tym większa wolność protegowane­ go. To jedna z przyczyn sukcesów, jakie odnosił system lenny. SUKCES SYSTEMU LENNEGO

„W większym stopniu niż czasy lenna są to czasy zamków” (G. Duby). Warowny zamek X w. symbolizuje rozproszkowanie władzy państwowej i zarazem powszechną potrzebę bezpieczeństwa. Karol Łysy daremnie nakazywał burzenie prywatnych fortyfikacji (edykt z Pitres, 864). Zamek na wzniesieniu, naturalnym lub sztucznym, to widomy znak panowania nad okolicą i jej mieszkańcami, a zarazem refugium, schronie­ nie w wypadku zagrożeń. Drewno jako główny budulec zaczęło ustępować od końca X w. przed kamieniem. System obronny doskonalił się (wał, fosa, palisada, pod­ noszenie drzwi warowni ponad poziom gruntu). Podstawowym elemen­ tem fortyfikacji była wieża (donjon): taka, jakiej szczątki można oglądać w Langeais koło Tours (zbudował ją około 990 r. wojowniczy hrabia Fulk Nerra). W X w., a głównie po 950 r., powstała największa liczba zamków. Po 1000 r. budowano ich mniej, bo koszty budowy były coraz wyższe, a opór dzierżycieli zamków przeciw tworzeniu nowych warowni coraz silniejszy. Główną rolę w rozbudowie sieci zamków odegrali hrabiowie, ale rychło zawiadujący zamkami kasztelanowie potrafili zdobyć znaczną niezależność od swych zwierzchników (zwłaszcza we Francji środkowej i południowej, mniej na północy, gdzie w Normandii i Flandrii kontrola książęca nad zamkami była mocna). Od schyłku XI w. rosnąca władza króla w jego domenie, a także książąt i hrabiów w ich terytoriach przyniesie obleganie oraz burzenie licznych niepokornych zamków. Duch niezależności feudalnej, związany tak silnie z „epoką zamków” , poświadcza klęskę nadziei monarchów co do roli systemu lennego. Miał on być dla Karolingów instrumentem królewskiego rządu, miał zor­ ganizować właścicieli ziemi, ułatwić opanowanie terytorium państwa i utrzymanie dyscypliny wojskowej. Poprzez wielkich panów władcy chcieli opanować żywioł drobnych właścicieli, zachowując nad wszyst­ kimi kontrolę. Było w tym jednak ryzyko, że drobni wasale stać się mogą w wypadku konfliktów ostoją swych seniorów, a nie króla. System lenny stał się własnością możnych i rycerstwa: mimo pewnych oddziaływań nie objął chłopów i ludności miejskiej. Od chłopa także domagano się wierności wobec pana, ale to inny rodzaj wierności niż wynikająca z więzi lennej, choćby dlatego że osiągano ją brutalnym przymusem. Lenna wierność wymagała, by wasal służył swemu seniorowi pomocą i radą. Pomoc — to przede wszystkim służba wojskowa, której formy i rozmiary ukształtować miał zwyczaj, ale także pomoc pieniężna w wypadku szczególnej potrzeby. Dobra rada była potrzebna dla ważnych decyzji, dla sprawiedliwego — w myśl feudalnych pojęć — sądu; ale była także potrzebna dla podtrzymania więzi osobistej między 36

seniorem i jego wasalami. Stosunek lenny jest związkiem personalnym, łączącym ludzi twarzą w twarz. I wymaga kontaktów osobistych: w ich braku następuje niechybne osłabienie więzi lennej. Tym ważniejsze jest częste odnawianie takich kontaktów, że rzadziej występuje w X w. dawniejszy sposób wynagradzania wierności lennej przez utrzymywanie wasala na senioralnym dworze. Dotyczy to jedynie bardzo młodych adeptów zawodu rycerskiego; poza tym senior zapewnia swym ludziom środki utrzymania przez przyznanie im ziemi i poddanych bądź też dochodów płynących z różnych feudalnych uprawnień. Klarowny w teorii system zależności lennych, układający się w hierar­ chiczną piramidę z królem na szczycie, ulegał w X w. głębokim zmianom, m.in. w rezultacie umacniania praw wasali do lenna. Nastąpiło objęcie lenna regułami dziedziczenia; zaczęto dopuszczać dysponowanie lennem (sprzedaże, darowizny). W zasadzie senior mógł odmówić przyjęcia hołdu i nadania lenna komuś, kto lenno nabył w drodze dziedziczenia, kupna czy innej transakcji. Coraz trudniej było jednak odebrać lenno dziedzicom i nowonabywcom bez narażania się na powszechne niezado­ wolenie lenników. „Strzeż się wydzierać lenno sierocie” — pouczał Karol Wielki swego syna w jednej z rycerskich pieśni, późnej, ale wyrażającej pogląd utrwalony długą tradycją. W konsekwencji dziedziczności i zbywalności lenn rodził się splątany gąszcz powiązań: ten sam wasal mógł mieć z tytułu swych posiadłości wielu seniorów na różnych szczeblach lennej hierarchii. Coraz częstsze były konflikty, gdy kilku panów potrzebowało jednocześnie pomocy i rady tego samego wasala, gdy interesy różnych seniorów były sprzeczne, a ich wzajemne stosunki wrogie. Brak było zadowalającej odpowiedzi na pytanie, któremu seniorowi wasal ma wtedy pomagać. Osobisty charak­ ter więzi lennej słabnie. Na niższych szczeblach więź ta jest z reguły trwalsza i silniejsza niż na szczycie struktury społecznej. Już we wczesnym stadium rozwoju systemu lennego hrabstwa i inne urzędy uległy feudalizacji, stały się lennem; ewolucja ku dziedziczności „honorów” w drugiej połowie IX w. była w pełnym toku, o czym świadczy kapitularz z Quierzy. Dygnitarstwa państwowe przekształcały się w dziedziczny blok dóbr i praw; posiadłości i dochody związane z urzędem stapiały się z innymi dobrami dygnitarza. W efekcie potężni wasale Korony przejmowali na swój rachunek zadania państwowe. Sfera ambicji państwa nie była rozległa: nie interesowało się ono oświatą i opieką socjalną, reglamentacją ekonomiki i publicznymi inwestycjami. Zadaniem władzy państwowej jest utrzymanie „pokoju i sprawiedliwości” . Uprawnienia publiczne obejmowały zatem organiza­ cję służby wojskowej i sądownictwo. I to właśnie jest domeną wielkich właścicieli ziemskich, a zarazem dygnitarzy. Są oni zwierzchnikami wojskowymi swoich obszarów „urzędowych”, mają uruchamiać skomplikowany system służby lennej. Miarą rozpadu władzy państwowej jest przewaga troski o lokalną obronę, trudności zorganizowania działań w szerszym wymiarze, pod królewską komendą. Dygnitarze sprawują także funkcje sądowe, atrak­ cyjne dzięki dochodom, które z nich płyną. Zresztą zakres tego sądownic­ 37

twa ulega poważnym ograniczeniom: zasadą bowiem staje się, że chłopów poddanych sądzi ich pan, a wasali sąd lenny, złożony z wasali równych rangą podsądnemu. W X w. dygnitarstwa państwowe ulegały przeobrażeniom i prze­ grupowaniom. Z tej fermentacji wyrastały większe całości w postaci księstw terytorialnych. Geneza ich była różna, nie zawsze dostatecznie zbadana mimo wielu szczegółowych studiów (m.in. J. F. Lemarigner). Na ogół kształtowanie się księstw przypadało na początki X w. Trwał jedno­ cześnie proces usamodzielniania się hrabiów na obszarach, które wyłaniały się ze skomplikowanych przegrupowań terytorialnych (decydujące znacze­ nie miała tu połowa X w.). Wreszcie na przełomie X i XI w. swoją porcję uprawnień wywojowali panowie dzierżący zamki i kontrolujący ich okolice (kasztelanowie). W ich ręce przeszło dawne królewskie prawo roz­ kazywania {ban). Kasztelan narzucił ludności swego okręgu (także wolnym chłopom) świadczenia militarne (na utrzymanie zamku, załogi, prowadze­ nie wojny). A dalej liczne obciążenia ekonomiczne (przymus korzystania, za dużą opłatą, z młyna, pieca, prasy do wina itd., opłaty od podróżnych, towarów i kupców za „protekcję”). Wreszcie kasztelan sądził ludność swego terytorium. Tak szeroko ukształtowany ban stanowił w rękach kasztelanów „wspaniałe narzędzie dominacji” (Ch. E. Perrin). Nie koniec jednak na tym: wielu właścicieli ziemskich nie będących kasztelanami zagarnęło w XI w. część uprawnień wynikających z banu. Dotyczy to głównie korzyści ekonomicznych: wspomnianych monopoli młyna, pieca, prasy, a także opłaty za „protekcję” . Ponadto właściciele ziemscy sądzą z reguły swoich chłopów, przynajmniej w zakresie niższego sądownictwa, i czerpią znaczne dochody z grzywien sądowych. W ten sposób właściciel ziemi łączy w swym majątku, seniorii (seigneurie) uprawnienia feudalne, właścicielskie (czynsze, daniny, robocizny od poddanych) i część uprawnień publicznych. Nastąpiło więc rozsypanie państwowych praw pomiędzy feudałów różnych szczebli, od potężnych książąt, poprzez hrabiów i kasztelanów, do zwykłych właścicieli ziemi. Pojęcia zrodzone przez system lenny przeniknęły różne sfery ludzkiego życia. Wyobrażenia lenne sięgały aż do nieba: Bóg modelowany był wedle wzoru idealnego i bardzo potężnego seniora, niebiański dwór apostołów i świętych wedle pojęć o lennej hierarchii. Dawny rytuał modlitwy do Boga w postawie stojącej z rozłożonymi rękami ustępował (przynajmniej u świeckich) gestom odwzorowanym z hołdu lennego (składano go na klęczkach ze złożonymi rękoma). Symbole, gesty i wyobrażenia lenne przesyciły rycerski model miłości; ideał wierności łatwo było przenieść ze stosunku wasalnego do świata uczuć miłosnych. Także życie rodzinne nie­ trudno było ująć w ramy pojęć lennych. Również w Kościele i wśród za­ możnej ludności miejskiej wystąpią wyraźne wpływy lennych oddziaływań. RYWALIZACJE DYNASTYCZNE

Król Francji w X w. nie był jeszcze, jak w stuleciu następnym, kimś w rodzaju honorowego prezydenta oligarchii baronów. Tracił wpływ na dygnitarzy, nie był już w stanie swobodnie manipulować urzędami 38

hrabiowskimi. Ale był zwierzchnikiem lennym wielmożów, dysponował swoją domeną, a przede wszystkim zachowywał sporą część monarszego prestiżu. Stopniowo dopiero zależność lenna książąt i hrabiów od monarchy będzie traciła znaczenie, domena monarsza skurczy się, a prestiż obniży. Całe stulecie od 888 do 987 r. wypełni rywalizacja dynastyczna między ostatnimi Karolingami i Robertynami, wysuwającymi się na czoło francuskiej arystokracji. Znamienne, że o ostatnich Karolingach współcześni niewiele mieli dobrego do powiedzenia. Przydomki tych królów z reguły są mało pochlebne: Karol Łysy, Karol Otyły, Ludwik Jąkała, Karol Prostak (ale ten przydomek, Simplex, jest jeszcze wersją elegantszą; mawiano też: Carolus Stultus, a więc po prostu Karol Głupiec). I potem w X w. Ludwik (IV) Zamorski, Ludwik (V) Gnuśny. Tymczasem fundator rodu Robertynów to Robert Mocny, a głowa rodu w X w. to nawet Hugo Wielki. Ale i wśród Karolingów zdarzali się w X w. władcy wybitni: inteligentny Ludwik IV, energiczny Lotar. W 888 r. wybrano królem pierwszego z Robertynów, hr. Odona, z pominięciem karolińskiego dziedzica, małego Karola Prostaka. Ostat­ nie lata rządów Odona wypełniła wojna domowa ze zwolennikami Karola Prostaka. Kompromisem było ustanowienie Karola dziedzicem tronu: w 898 r. dynastia karolińska powróciła na tron Francji. I znów w 922 r. elekcja zbuntowanych wielmożów wyniosła na tron Roberta, brata króla Odona. Robert, sprawujący dowództwo wojskowe między Sekwaną i Loarą, a więc w samym sercu Francji, był hrabią Paryża, Blois, Tours i Anjou. Wkrótce po elekcji zginął w bitwie. Po nim — ponownie przeciw Karolowi Prostakowi — królem został wybrany powiązany z domem robertyńskim Raul, książę Burgundii, zięć zabitego Roberta. Rządzący z burgundzkiego ośrodka, nowy król mniej wagi przywiązywał do spraw północnej Francji, która była dotąd oparciem władzy królewskiej. Ułatwiło to formowanie się tam silnych władztw terytorialnych, niezależnych de facto od Korony. Ambitny twórca jednej z tych struktur, Herbert hrabia Vermandois, pojmał i więził aż do śmierci (929) niefortunnego Karola Prostaka. W 936 r. zmarł także król Raul. Największy autorytet miał podów­ czas wśród francuskiej arystokracji najstarszy z rodu Robertynów, Hugo Wielki. Jednakże Hugo nie zdecydował się na wzięcie korony, doradzając możnym wybór syna Prostaka, Ludwika (IV). Wywieziony do Anglii w okresie walk o tron, powrócił on do kraju wznawiając rządy karolińskie. Nazywano go Ludwikiem Zamorskim. Kronikarz Richer twierdzi, iż Hugo stawiał Ludwikowi warunek „słuchania jego rad po wyborze na króla” . Jednakże Ludwik Zamorski nie był stworzony do roli marionetki: nie odpowiadała ona jego ambicjom i inteligencji. Ludwik IV zdołał, po wielu perypetiach, ugiąć arystokratyczną opozycję. Ostatnie jego lata wypełniła walka z Madziarami. Gdy zginął, spadając z konia na polowaniu (954), Hugo Wielki znów narzucił swą przewagę synowi Ludwika, królowi Lotarowi. Wpływ ten Lotar usiłował zwalczać; rywalizacja z robertyńskimi aspiracjami zaostrzyła się po 39

śmierci Hugona Wielkiego, gdy głową rodu Robertynów został jego syn, Hugo Kapet. Rywalizacje karolińsko-robertyńskie nie tylko osłabiały Koronę i przyśpieszały parcelację monarszych dóbr i praw między wielmożów. Miały one także wpływ na stosunki Francji z Niemcami. Już od schyłku IX w. niemieccy królowie usiłowali interweniować w tych sporach. Król Arnulf, a potem Otto I z dynastii saskiej mieszali się chętnie we francuskie rywalizacje. Udając rozjemcę, władca Niemiec w istocie podsycał współzawodnictwo rywali. Było to dlań korzystne, bo paraliżo­ wało zabiegi ostatnich Karolingów francuskich zmierzające do zajęcia Lotaryngii, której losy najżywiej interesowały Ludwika IV i zwłaszcza króla Lotara. Rządy tych dwu władców były ostatnim błyskiem karolińskiej świet­ ności. Syn Lotara, Ludwik V Gnuśny, po roku nieciekawego panowania zmarł bezpotomnie, spadając z konia: znów ta śmierć godna średnio­ wiecznego pana, kawalerzysty i myśliwego. Był to rok 987; teraz elekcja możnowładcza wprowadziła na tron Robertyna, Hugona Kapeta. Była to także elekcja przeciw Karolingom: żył bowiem jeszcze syn Ludwika Zamorskiego, Karol, który od władcy Niemiec dzierżył lenno Dolnej Lotaryngii. Nikt nie mógł się domyślać, że dom robertyński rządzić będzie odtąd Francją przeszło osiem stuleci, bijąc wszystkie rekordy ciągłości rządów w Europie. W nauce pojawiało się czasem twierdzenie, że Hugo Kapet za­ wdzięczał koronę cesarzowi rzymsko-niemieckiemu Ottonowi III i grupie duchownych francuskich z arcybiskupem Reims, Adalberonem. Pisano wręcz o spisku niemiecko-klerykalnym. Władca Niemiec poparł Kapeta, bo miał dość kłopotów z lotaryńskimi ambicjami francuskich Karolin­ gów; francuskim duchownym polityka Ottona III była bliska, bo zdawała się wcielać fantazje o uniwersalnym cesarstwie chrześcijańskim. Prawdą jest, że Hugo Kapet sprzeciwiał się lotaryńskiej ekspansji króla Lotara, że fantazje Ottona III uwodziły wyobraźnię niektórych książąt Kościoła Francji, że panowie duchowni z Adalberonem aktywnie poparli wybór Kapeta przeciw Karolowi Lotaryńskiemu. Kronikarz Richer przekazał argumenty arcybiskupa Adalberona podczas elekcyj­ nego zjazdu. Było tu pryncypialne poparcie zasady elekcji przeciw prawom dziedziczenia: to stały punkt widzenia średniowiecznego Koś­ cioła. Były sugestie, że Kapet uchroni państwo przed nieszczęściami i ruiną; kler francuski od Kapeta, militarnego wodza centrum Francji, oczekiwał gwarancji pokoju wewnętrznego. Ale w mowie wyborczej Adalberona był i inny argument: Karol, lennik niemiecki, nie jest godny tronu Francji, albowiem „głupio się poniżył tak dalece, że bez wstydu służy obcemu monarsze” . I to był argument ważny, przemawiający do świeckich baronów. Kapet to nie kreatura cesarza i biskupów; był on także kandydatem poważnej części panów świeckich. Król jest w ich opinii wierzchołkiem społecznej piramidy, należy mu się dbałość o auto­ rytet, zwłaszcza w relacji z monarchą niemieckim. Pouczająca jest w tej mierze anegdota zapisana przez Richera. Gdy na spotkaniu Ludwika Zamorskiego z Ottonem I w Attigny (940) obaj władcy siedzieli na 40

jednym łożu, ale król Niemiec usadowił się wyżej, w „głowach” łóżka, interweniował gwałtownie Wilhelm, książę Normandii (nie przystoi bowiem, by król Francji siedział niżej niż ktokolwiek inny). FRANCJA ROKU 987

Pisząc o elekcji 987 r. dawniejsi (a niekiedy i nowsi) historycy francuscy chętnie posługiwali się określeniem „rewolucja roku 987” . W istocie Francja nie przeżyła wówczas żadnej rewolucji politycznej. Hugo Kapet był nie pierwszym Robertynem na francuskim tronie, ale trzecim. Także w ustroju państwa nic się nie zmieniło, rządy pierwszych Kapetyngów nie różniły się od panowania ostatnich karolińskich królów Francji. Sam termin „Francja” jest niejednoznaczny, określa w tym czasie cały kraj poddany władzy króla Francji (rex Franciae), ale używany jest też w sensie węższym dla oznaczenia północnej części diecezji paryskiej. Granicę wschodnią kraju wyznacza linia ustalona w Verdun; na połu­ dniowym zachodzie granica przekracza Pireneje, obejmując ciągle jeszcze hrabstwo Barcelony. Na tym obszarze rozciąga się teoretycznie władza króla Francji; przy całej chwiejności delimitacji obszar ten w powszechnej świadomości wyróżnia się od państw sąsiednich: Niemiec, królestwa Burgundii (Arelatu), drobnych królestw chrześcijańskich w Hiszpanii. Ale jakże daleko posunięte jest wewnętrzne zróżnicowanie tego obszaru! Francji brak jednorodności językowej: na jej obrzeżach ciągle są żywe obce języki bądź też obce wpływy językowe. Na północnym wschodzie Flamandowie {Flamingi) mówią po germańsku, dalej na zachód, w Normandii, trwają jeszcze oddziaływania językowe skan­ dynawskie. Bretania mówi dialektem bretońskim języka Celtów, którym ongiś porozumiewała się cała Galia. Wreszcie u podnóża Pirenejów, w żyznych dolinach usadowili się (od końca VI w.) bitni górale baskijscy. Baskowie (Vascones, Gaskonowie) nie ulegli wpływom językowym ro­ mańskim po utrwaleniu się w nowej siedzibie: Gaskonia długo jeszcze rozbrzmiewa językiem baskijskim. Jednakże są to marginesy; ogromne centrum Francji mówi po romańsku. Tylko że zróżnicowanie dialektów romańskich jest ogromne: wykazały to studia F. Brunota nad historią języka francuskiego. Zaryso­ wały się m.in. istotne odmienności, które będą charakteryzować dwie strefy językowe, północ i południe Francji. Ale za różnicami językowymi kryją się jeszcze poważniejsze odmien­ ności tradycji i obyczajów. Trwały ciągle ślady dawnych przedziałów pomiędzy Neustrią, Akwitanią i Burgundią. W granicach Francji znalaz­ ła się tylko mała część Burgundii; reszta wraz z Prowansją tworzyła królestwo Arelatu — niezależne do 1032 r., potem wchłonięte przez władców niemieckich. Dawna Neustrią, na północ od Loary, była ośrodkiem francuskiej monarchii tak za ostatnich Karolingów, jak i za pierwszych władców kapetyńskich. Mniej zromanizowana za czasów rzymskich, otrzymała potem silną przymieszkę Franków, zwłaszcza na wschód od Sekwany. Akwitania miała inną kompozycję etniczno-kul41

turową. Silniejsze tu były oddziaływania rzymskie, wpływ germański zaznaczył się obecnością Wizygotów (najbardziej gęstą na samym połu­ dniu, w Septymanii). Bliskość Hiszpanii ułatwiła tu penetrację atrakcyj­ nej kultury arabskiej. Nie należy bowiem przenosić na wiek X tej eksplozji wrogości wobec Arabów, którą przyniosła epoka krucjat. Kronikarz Raul Glaber (tj. Łysy lub Bezbrody) daje świadectwo, że na przełomie X i XI w. nie traktowano we Francji Arabów po prostu jak pogan; wiedziano (chociaż niedokładnie), iż islam ma powiązania z chrystianizmem, że wątki biblijne nie są obce Koranowi. Odmienne układy etniczne i kulturowe stworzyły więc wyraźny przedział między ziemiami języka romańskiego na północ i na południe od Loary. Przedział nie tylko polityczny; był to także antagonizm kultury i obyczajów. Surowsze zwyczaje północy źle się godziły z południowym wyrafinowaniem, traktowanym w Normandii czy w Paryżu jak czyste błazeństwo. Przykładem tych antagonizmów były opinie współczesnych 0 dwóch próbach umocnienia królewskiego wpływu w Akwitanii poprzez małżeństwa. Najpierw król Lotar ożenił swego syna Ludwika (V) z Akwitanką Adelajdą i zostawił go na południu. Jednak Ludwik nie tylko nie umocnił autorytetu króla Francji na południu, ale — jak stwierdza zgorszony kronikarz (Richer) — sam uległ miejscowym oby­ czajom. Eksperyment zakończył się zupełnym niepowodzeniem i roz­ wodem. Później syn Kapeta, król Robert Pobożny, ponowił próbę żeniąc się z córką Adelajdy, Konstancją. Południowa świta, która przybyła z akwitańską hrabianką na dwór królewski, wzbudziła zgorszenie. „Byli to ludzie nadzwyczaj lekkomyślni i próżni — pisał Raul Łysy. — Ich obyczaje i stroje były dziwaczne, oręż i końskie rzędy zaniedbane. Strzygli sobie włosy do połowy czaszki i golili brody jak błazny, nosili nieprzystojne buty i pantofle” . Co gorsza, zarażali Francuzów i Burgun­ dów „deprawacją i bezeceństwem” . Wzajemne niechęci ludzi z północy 1 z południa miały trwać przez czas długi; na początku XIII w. dodały one niezwykłego okrucieństwa krucjacie przeciw południowym ruchom heretyckim. KRÓL I BARONOWIE

Szczątki domeny Karolingów francuskich skupiały się wokół Laon i Reims. Domena pierwszych Kapetyngów, jakkolwiek szczupła, była rozleglejsza. Robertynowie od początku związani byli z dawną Neustrią; główne ośrodki kapetyńskiego wpływu to Paryż i Orlean. Obok więk­ szych kompleksów (hrabstwa Orleanu czy Etampes) domena obejmo­ wała niewielkie hrabstwo Senlis, terytorium wokół Attigny na lotaryńskiej granicy, kasztelanię Poissy koło Paryża i przejęty z rąk hrabiów Flandrii port morski w Montreuil. Znawca geografii historycznej Francji August Longnon obliczał domenę Hugona Kapeta w 987 r. na niespełna 7000 km2. To niewiele; ponadto części składowe domeny były rozproszone i nawet komunikacja między nimi nie zawsze była łatwa. W tych czasach, 42

gdy dwór jeszcze wędruje z miejsca na miejsce, wichrzycielscy baronowie z Corbeil i Montlhćry, kontrolujący drogę Paryż —Orlean, utrudniali królowi poruszanie się w obrębie domeny. Poza domeną królewską — wielkie morze posiadłości lennych, a wśród nich niektóre bezpośrednio zależne od monarchy. Z kolei wśród tych ostatnich — kilka wielkich lenn potężnych książąt i hrabiów. Więzy ich zależności od monarchy osłabły znacznie, ale nie uległy zerwaniu. Książęta Normandii czy Burgundii, hrabiowie Flandrii, Blois czy Chart­ res odnawiali niekiedy hołd lenny, asystowali czasem w uroczystościach dworskich, zdarzało się też, że wypełniali lenny obowiązek pomocy zbrojnej, dostarczając posiłków na królewską wyprawę (ost). W większym stopniu król mógł liczyć na finansową pomoc dygnitarzy kościelnych; monarcha symbolizował wszak szansę pokoju wewnętrz­ nego, tak potrzebnego Kościołowi. Poza tym król zachował decydujący wpływ na obsadę licznych godności duchownych. Wymykały mu się wprawdzie biskupstwa na południu, a także w Normandii i Bretanii. Jednakże, wedle obliczeń F. Lota, król Francji wywierał wpływ na wybór czterech arcybiskupów i około dwudziestu biskupów. Miało to istotne znaczenie polityczne, a przynosiło także władcy korzyści ekonomiczne, związane z administrowaniem dobrami Kościoła w przedłużanym niekie­ dy celowo okresie wakansu. Od czasów Klodwiga władcy frankijscy, a później francuscy potrafili wyciągać niebłahe pożytki ze swych dobrych stosunków z Kościołem. Wśród zagrożeń zewnętrznych i anarchii możno władczej duchownym weszło w krew poszukiwanie gwarancji bezpieczeństwa na monarszym dworze. Stan ten utrzymywał się również w czasach dla Korony najtrudniejszych. Wpływ pierwszych Kapetyngów na dużą część „Koś­ cioła Galii” wynikał bardziej z rojalizmu biskupów niż z siły monarchów. W dużo większym stopniu przewagę nad swymi biskupami uzyskali np. książęta Normandii. Ale jeśli nawet poparcie Kościoła dla monarchy wynikało bardziej z tradycyjnego rojalizmu duchownych niż z autorytetu Korony, to jednak było to poparcie niezmiernie cenne. Król miał wpływ na obsadę wielu biskupstw, był też świeckim opatem kilku klasztorów (stąd przydomek Kapet, od kapy — płaszcza kościelnego). Zależne od władcy biskupstwa i opactwa były w większości sytuowane poza jego domeną; to dawało królowi wygodne przyczółki na terytoriach wielkich wasali. Panowie kościelni służyli królowi pomocą i radą: pomocą skuteczniejszą, radą światlejszą niż panowie świeccy. Ponadto Kościół podtrzymywał słabnący prestiż królewski, rozbudowując ideologię rojalizmu, swoistą „religię monarszą” . Tylko król jest namaszczony przez biskupów świętymi olejami: to widomy wyraz wyboru władcy przez Boga i roli króla jako Bożego namiestnika. Od IX w. arcybiskupowie Reims utrzymywali, że dla namaszczania władców przechowują ampułkę z olejem, którą gołębica przyniosła z Nieba, gdy się chrzcił fundator potęgi Franków, król Klodwig. Jakiż może być lepszy dowód, że władcę Francji ustanawia na urzędzie samo Niebo? Namaszczenie (sakra) króla nadaje mu nieznisz­ 43

czalne znamię: nic już nie może zmazać z czoła królewskiego śladu świętej oliwy. Jako namiestnik i pomazaniec Boga król jest nietykalny: napaść na jego osobę byłaby straszliwym świętokradztwem. Król jest wreszcie cudotwórcą. Mnich Helgaud, biograf Roberta Pobożnego, pisał 0 tym władcy, iż „jako człowiek doskonały otrzymał z mocy Bożej wielką łaskę uzdrawiania ciał” . Twierdzenie o cudotwórczej mocy królów kapetyóskich stanie się potem składnikiem dworskiej doktryny, a leczenie chorób dotknięciem monarszej ręki będzie ujęte w ramy ceremoniału. Upowszechniane przez Kościół motywy ideologii króla-namiestnika Bożego, nietykalnego pomazańca i cudotwórcy, podtrzymywały wśród politycznego rozbicia wyobrażenie, że król ma władzę szczególnego rodzaju, że nie jest tylko jedną z cegiełek lennej piramidy, choćby 1najwyżej położoną. Książęta fundowali sobie dwory i insygnia nie mniej od monarszych wspaniałe, ale żaden nie korzystał ze świętej sakry, żaden nie był nietykalnym pomazańcem. „Religia królewska” przenikała do szerszej świadomości społecznej: poświadcza to epika rycerska, której nie były obce pewne elementy folkloru. Pieśń o Rolandzie ukazuje w postaci Karola Wielkiego model rycerskich wyobrażeń o władzy królewskiej. Monarcha ma tu, za pośrednictwem aniołów, intymny kontakt z Bogiem, który mu wyjawia rzeczy przyszłe. Aniołowie wspierają władcę w bitwie, Wszechmocny czyni dlań cuda. Król ma nawet władzę odpuszczania grzechów. Oto wpływ „religii królewskiej” na wyobrażenia o władcy. Stąd ambiwalencja postaw wielmożów. Króla wybrali sobie sami, znali pierwszych Kapetyngów w ich ludzkiej słabości. Ale czy siła tradycji, blask korony, autorytet sakry, cała moc „religii królewskiej” mogły nie wpływać na ich wyobraźnię? Toteż książęta i hrabiowie traktują swego słabego królewskiego zwierzchnika z osobliwą mieszaniną pokory i bezczelności. W efekcie nie we wszystkich eposach rycerskich król przypomina władcę z Pieśni o Rolandzie: w niektórych {Koronacja Ludwika, Piel­ grzymka Karola Wielkiego) król jest tylko koronowaną kukłą. Warto też zacytować odpowiedź, którą — wedle kronikarza Ademara de Chabannes — dał Hugonowi Kapetowi i jego synowi niepokorny hrabia Pćrigordu. Na pytanie: „Kto cię uczynił hrabią?” — odrzec miał: „A kto was uczynił królami?” Odpowiedź bezczelna, ale realistyczna: to nie król tworzył hrabiów, to książęta i hrabiowie wybrali sobie na króla jednego ze swoich, Hugona Kapeta. WIELKIE LENNA KORONY

Wśród wielkich panów z północy kraju dwaj są najważniejsi: książę Normandii i hrabia Flandrii. O księstwie Normandii była już mowa. Hrabiowie Flandrii z części swych ziem byli lennikami króla Francji, a z tzw. Flandrii cesarskiej — wasalami cesarzy rzymsko-niemieckich. Flandria to kraj o dużym znaczeniu strategicznym, to gęsto zaludniona ziemia rolników i marynarzy, gdzie wcześnie też rozwinęło się osadnictwo miejskie, handel i rzemiosło. Normandia i Flandria miały pewne cechy 44

wspólne: już w XI w odbudowana tu została siła władzy publicznej, skupionej w ręku miejscowych książąt. Hrabiowie Flandrii i książęta Normandii to często indywidualności wybitne, ciekawsze od pierwszych Kapetyngów (Baldwinowie IV i V we Flandrii, w Normandii Ryszard II, Robert Diabeł i Wilhelm Bastard). Ład i porządek, zapewnione przez koncentrację książęcej władzy, skłaniały awanturników flamandzkich i normandzkich do wędrowania po świecie w poszukiwaniu wojennych zajęć: są w Skandynawii i Italii, wojują w Hiszpanii przeciw Arabom, wędrują aż do Bizancjum, potem brać będą udział w krucjatach. Trudne warunki życia ludu w żyznej, ale przeludnionej Flandrii spowodują rozwój flamandzkiej kolonizacji, w krajach niemieckich głównie, sięgnie jednak ona aż do Polski. Na południe od Normandii —dwa ambitne ośrodki władzy. Hrabiowie Blois, Tours i Chartres byli na tyle silni, że próbowali obalać królów (Kapeta, potem Henryka I). Rywalizacja tym bardziej niebezpieczna, że hrabia Blois, Odo II, zdołał opanować hrabstwa Troyes i Szampanii, oskrzydlając kapetyńską domenę. Na zachód od Blois —hrabstwo Anjou, kraj, z którego wyjdzie potężna dynastia Plantagenetów. Hrabiowie Anjou rywalizowali nieustannie z książętami Normandii o graniczne terytorium Maine, a także o panowanie nad osłabioną Bretanią. Byli to wybitni wojownicy: Fulk Nerra, zwany drugim Cezarem, czy Gotfryd Martel prowadzili kampanie wedle reguł sztuki militarnej, a nie po bałaganiarsku jak większość książąt. Na dworze hrabiów Anjou nie brakowało też artystów i uczonych. W połowie X w. hrabia Fulk Dobry, wyszydzany za gust do uczoności, zasłynął jako autor listu do króla Francji z dosadnym stwierdzeniem, iż nieoświecony król wart jest tyle, ile osioł w koronie. Na południowy wschód od kapetyńskiej domeny — księstwo Burgundii. Król Robert Pobożny prowadził długie wojny z burgundzkim władcą i nawet zdołał przyłączyć ten obszar do domeny; sukces ten nie utrwalił się jednak. Wreszcie na południu Francji wielcy panowie są od króla prawie niezależni. Najważniejsi czterej — to hrabiowie Barcelony i Tuluzy, książęta Gaskonii i Akwitanii. Książęta Akwitanii z ośrodkiem władzy w Poitiers wżenili się w księstwo Gaskonii, z powodzeniem rozegrali rywalizację z hrabiami Tuluzy i skupili pod swą władzą ogromny obszar. Książę Akwitanii Wilhelm Wspaniały wymieniał posłów z europejskimi monarchami; pompa akwitańskiego dworu zaćmiewała dwór królewski. Niekiedy władcy z południa wykonywali gesty mogące świadczyć, iż uznają najwyższy autorytet królów Francji; w istocie jednak ich niezależ­ ność była kompletna. Król Francji liczyć się musiał nie tylko z wielkimi wasalami, takimi jak książę Normandii czy hrabia Blois. Na szczęście dla Korony ci wielcy toczyli między sobą nieustanne spory i wojny. Król mógł lawirować wśród tych konfliktów i utrzymywać względną równowagę. Pomoc Flandrii i Normandii umożliwiła Kapetyngom zażegnanie groźby, jaką stanowiła ekspansja hrabiów Blois. Także wewnętrzne spory w nie­ których księstwach były Kapetyngom na rękę; rywalizacje rodzinne i bunty wasali osłabiły ambicje książęce. 45

Ale miarą słabości królów u schyłku X i w XI w. są kłopoty, jakich im przysparzali nawet słabi sąsiedzi, hrabiowie z Corbeil, Soissons czy Vermandois. Zagrozić Kapetyngom, jak hrabiowie Blois, nie byli w sta­ nie, sami jednak w swych zamkach byli dla króla nie do ugryzienia. Na konflikty z tymi uciążliwymi sąsiadami pierwsi władcy kapetyńscy zużywali sporą część środków i energii. POLITYKA PIERWSZYCH KAPETYNGÓW

O wyborze Hugona Kapeta pisano, że padł na władcę pochodzącego „z samych trzewi Francji” . Kapetyńska dynastia, „Dom Francji”, wcielić miała w przyszłości ideę jedności narodowej. Kapet nie miał nic z narodowej wieloznaczności licznych średniowiecznych wielmożów. Nie mówił ani po łacinie, ani po niemiecku: gdy się spotykał z cesarzem Ottonem II, władca niemiecki mówił językiem uczonych, łaciną, a biskup Orleanu tłumaczył te wywody na użytek Kapeta. Skłócenie książąt uniemożliwiło im starania o koronę, która ostatecz­ nie pozostała w rodzie Hugona Kapeta. Niejaką rekompensatą dla francuskich wielmożów były później ich awanse królewskie poza grani­ cami Francji. Panowie francuscy zasiadali — dłużej lub krócej — na różnych europejskich tronach: w Anglii i w królestwie Sycylii, w Portugalii i Aragonie, w Jerozolimie, Konstantynopolu (cesarstwo łacińskie) i na Cyprze. Także boczne linie domu kapetyóskiego sprawo­ wały królewską władzę — niekiedy aż do XIX w. — w wielu krajach: na Półwyspie Iberyjskim i w Neapolu, na Węgrzech i w Polsce. Dwór pierwszych Kapetyngów był koczowniczy, urzędy dość nie­ określone w swych funkcjach. Niekiedy dwór się ożywiał: podczas wypraw wojennych, sakry i koronacji, wielkiego święta pojawiali się tu książęta i hrabiowie. Nigdy jednak nie udawało się zebrać w komplecie choćby najważniejszych wasali Korony. Ich uczestniczenie w uroczystoś­ ciach dworskich to raczej szukanie towarzyskiej atrakcji niż wykonanie lennego obowiązku. Aż do schyłku panowania Roberta Pobożnego król próbował jeszcze wciągać do swej rady baronów, rządzić przy pomocy zgromadzenia biskupów, książąt i hrabiów. Ale pojawiali się oni na dworze coraz rzadziej. Potem w otoczeniu króla zaczęli przeważać panowie z monarszej domeny: średnia arystokracja, a nawet zwykli rycerze, bardziej wpływowi w swojej okolicy. Król wypromował niejednego kasztelana do hrabiowskiej rangi, średnia arystokracja odgrywała coraz większą rolę przy monarszym boku. Królowie XI w. — jak pisał Jean-François Lemarigner — „obracali się wśród niewielkich ludzi, zajmując się niewielkimi sprawami. Ale zarazem mnożyli swe kontakty z ludźmi i zapuszczali mocniej korzenie w społeczeń­ stwie Ile-de-France. To była gwarancja bliskiego już podniesienia się”. Spośród owych panów i panków z królewskiej domeny, ambitnych, oddanych królewskiemu protektorowi, monarchowie zaczynają wybierać najzdolniejszych, kształtować swe otoczenie, tworzyć zalążki ekipy rządzą­ cej. Absencja wielkich panów na dworze nie była katastrofą dla Korony, wiek XI nie był stracony dla monarchii. 46

Poważnym sukcesem Kapetyngów w XI w. stało się utrwalenie zasady, iż syn króla za życia władcy zostaje przez możnych wybrany, a potem namaszczony, ukoronowany i dopuszczony do współrządów. Był to zresztą wynalazek karoliński. Procedurę tę zręcznie powtórzył Hugo Kapet, koronując Roberta Pobożnego. Otworzyło to perspektywę utrwalenia dziedziczności tronu w rodzie kapetyńskim. Rodzinna ciągłość władzy sprzyjała Kapetyngom; starali się oni jej dopomóc. Skandale towarzyszące trzem małżeństwom Roberta Poboż­ nego zapewne nie tyle wynikały z miłosnych kaprysów bigoteryjnego władcy, ile z wytrwałego starania się o pozostawienie dziedzica tronu. Jednakże rola rodziny królewskiej nieraz była zdecydowanie negatywna. Trzecia żona Roberta, Konstancja, okazała się prawdziwą megierą („można jej wierzyć tylko wtedy, gdy obiecuje coś złego” — mawiał biskup z Chartres). Wymusiła najpierw na Robercie następstwo tronu dla syna Hugona, ale ten, maltretowany przez matkę, uciekł, żył z rozbojów i umarł młodo. Znamienne, że zawód rycerza-rabusia znęcił nawet królewskiego syna. Potem Konstancja chciała widzieć na tronie innego syna, Roberta. Gdy namaszczony został starszy, Henryk (I), usiłowała nie dopuścić go do władzy. Ceną, którą Henryk I zapłacił za oddalenie tych intryg, było oddanie młodszemu bratu w dziedziczne władanie Burgundii, przyłączonej przez Roberta Pobożnego do królewskiej do­ meny. Burgundia stała się (do 1361 r.) dziedzictwem młodszej linii kapetyńskiej. Najważniejsze wydarzenia polityczne z czasów pierwszych Kapetyn­ gów można wyliczyć krótko. Hugo Kapet (987 —996) musiał wojować z roszczeniami odsuniętego od tronu Karolinga, Karola Lotaryńskiego. Miał także zatargi z władcą Akwitanii i z hrabią Flandrii. Robert Pobożny (996—1031) oceniany był niejednoznacznie. Richer go chwalił za dzielność i uczoność. Ale biskup z Laon szydził z Roberta, a niektórzy wielmoże wręcz go określali jako zupełną nicość. Niemniej Robertowi nie brakło ambicji, skierowanych głównie ku granicy wschodniej. Chciał on zdobyć wpływy w Lotaryngii, burzącej się przeciw nowemu niemiec­ kiemu władcy, Konradowi Salickiemu. Nic nie wyszło z tych planów, Robert powiększył jednak dość poważnie domenę królewską, przede wszystkim o księstwo Burgundii i hrabstwo Melun. Zabezpieczył też dla Korony sukcesję hrabstwa Sens. Natomiast w rywalizacji z hrabiami Blois Robert popadł w poważne tarapaty. Jego następca, Henryk I (1031 —1060), określony został przez jednego z kronikarzy mianem regulus, królik. Musiał ostatecznie porzucić marze­ nia o Lotaryngii, Burgundię oddał bratu. Borykał się z trudnościami, wspierany przez sojusz z księciem Normandii. Osobiście dzielny, ale niezbyt fortunny, ograniczony w zamysłach i działaniach. Małżeństwo Henryka I z córką władcy Rusi Kijowskiej, Anną Jarosławną, jest ciekawym świadectwem kontaktów ze wschodem Europy, lecz nie miało politycznych następstw. Związek z córką monarchy wielkiego państwa kijowskiego był zresztą splendorem dla francuskiego „królika” . Długie panowanie Filipa I (1060—1108) przyniesie zaczątki pew­ nych zmian. Władcy temu zarzucano egoizm i lenistwo (tak np. Suger 47

z St.-Denis). Może jednak ta kiepska reputacja króla Filipa u duchow­ nych kronikarzy wynikała częściowo z zastarzałego konfliktu na tle skandalu matrymonialnego na dworze (król rozwiódł się z żoną, która mu się wydawała za gruba, i ożenił się z Bertradą, odebraną hrabiemu Anjou). Ale już to, że Filip nie ugiął się przed naciskami ludzi Kościoła, świadczy o pewnej energii. To właśnie Filip I wzmocnił materialną podstawę władzy monarszej i zaczął kompletować rządzącą sprawnie ekipę. WARUNKI ŻYCIA

Jedną z oznak regresu była w X w. dalsza agraryzacja życia i zasklepianie się w wąskich ramach życia gospodarczego. Wymownym zaś tego dowodem była słabość miast i niski stan komunikacji. Pod­ trzymywano wprawdzie i adaptowano na skromne potrzeby resztki urządzeń i dróg czy akweduktów stworzonych w epoce galo-rzymskiej. Większa ich część znajdowała się jednak w ruinie i opuszczeniu. Podróż była przygodą wskutek zaniedbania dróg i braku oznaczeń: powodowało to objazdy i błądzenie. Ilustruje tę sytuację opis podróży do Chartres, podjętej u schyłku X w. przez kronikarza Richera. Jest to sugestywny obraz błądzenia na skrzyżowaniu dróg, braku gospód po drodze, dziurawych mostów (tak że trzeba kłaść tarczę pod nogi konia, by zakryć kolejne dziury), wreszcie — strachu przed ciemnościami nocy, lasem, burzą i bandytami. A jednak wśród osiadłości głównych klas, panów ziemi i chłopów, wśród agraryzacji życia rodzącej konserwatyzm i monotonię bytowa­ nia — dalekie podróże mają moc narkotyczną. Mimo nie sprzyjających warunków ruchliwość jest znaczna. Kiepskie i niebezpieczne drogi przyjmują nie tylko tych, których z domu wygnała nędza lub klęska żywiołowa, najazd wrogów, wojna domowa lub pobożność pielgrzyma. Krążą też po drogach poszukiwacze przygód. Uciekają z domu młodsi synowie rycerskich rodzin, pozbawieni szans na samodzielność, a nawet na założenie rodziny. Uciekają ci, którzy nie mogą znieść tyranii rodziców: przytoczona już historia syna Roberta Pobożnego, Hugona, świadczy, że dotyczy to i rodziny królewskiej. Wreszcie — po drogach krążą całe karawany kupców. Importem artykułów luksusowych z Azji i Afryki trudnią się kupcy arabscy i żydowscy; wpływ Bizancjum i Hiszpanii arabskiej na rozbudzenie zamiłowań do luksusu wśród francuskich panów był znaczny. Pojawiają się na możnowładczych zamkach perły i drogie kamienie, egzotyczne zwierzęta, cenne tkaniny, zioła lekarskie i wonności, aromatyczne korze­ nie i kordobańskie skóry. Samowystarczalność włości feudalnych i naturalny charakter gos­ podarki chłopskiej były zasadą. A jednak trwały, w określonych miejs­ cach i w określone dni, bardzo liczne targi: oferowały bogaty wybór produktów rolnych, hodowlanych i rękodzielniczych. Te ostatnie są często dziełem rzemieślników wiejskich. Miasta są słabe i szczupłe, mieszczą się w obrębie starych fortyfikacji lub nawet rzymskich aren, 48

a ich mieszkańcy nie stronią od zajęć rolniczych. Gorące pochwały Paryża u Abbona z St.-Germain, cytowane wyżej, nie zmieniają faktu, że ta „królowa wszystkich miast” nie przekracza 9 hektarów powierz­ chni. W sumie jednak handel lokalny czynił od IX w. postępy, poświad­ czone masowym biciem srebrnych pieniędzy, służących codziennym transakcjom. Luksusowe importy są dostępne jedynie najzamożniejszym; status całej klasy feudalnej wyraża się w możliwości jedzenia do syta. Na stole panów i rycerzy — prawie wyłącznie na nim — pojawiało się mięso z polowań i hodowli (wieprzowina, drób). Zboża, rośliny strączkowe, miody i tłuszcze roślinne są podstawą jadłospisu ludzi prostych. Niedoży­ wienie nie jest chroniczne i powszechne, ale częste zakłócenia produkcji przez ludzi lub siły przyrody powodują klęski głodowe. Wzmianki 0 wielkich głodach powracają, jak monotonny refren, w kronice Raula Łysego. Jednak nie tyle klęskom żywiołowym, ile zahamowaniu postępu ekonomicznego przypisać wypadnie zastój demograficzny. U progu XI w. ludność całej Francji z pewnością nie przekraczała 10 min, a być może oscylowała wokół 7 min. PODDANI

Uczony biskup francuski tłumaczył około roku tysiącznego, że społeczeństwo jest podzielone na trzy części. „Jedni się modlą, drudzy wojują, a trzeci pracują. Te trzy części są solidarne i nie znoszą separacji” . W owej analizie społeczeństwa nie brak akcentów reali­ zmu: jest tu uznanie, że poddany utrzymuje swego pana, a nie odwrot­ nie („Pieniądze, ubranie, pożywienie na całym świecie są owocem pracy poddanych. Żaden człowiek wolny nie mógłby żyć bez pod­ danych”). Poddani to jednak społeczność wydziedziczonych. Któż zdoła zliczyć wszystkie ich zajęcia, marsze i prace? W dodatku ich smutny stan jest koniecznością nieodwracalną. „Łzy i jęki poddanych nigdy nie ustaną”. W istocie gospodarstwo chłopskie nie wszędzie jest już włączone w system poddańczy. Władza możnych panów rozciąga się nad wszyst­ kimi chłopami, a to w rezultacie przejęcia przez wielmożów uprawnień publicznych: wojskowych i sądowych. Zamek kasztelański, symbol tej władzy, może zapewnić chłopom uratowanie życia podczas wojny czy najazdu. Kryjąc się w bezpiecznym schronieniu chłop wystawiał swój inwentarz i zbiory na łup wroga. Wśród „powietrza, głodu, ognia 1 wojny” , a także wśród pańskiego wyzysku respekt budzi cierpliwość i pracowitość francuskiego chłopa, który utrzymuje cały ten tłum rycerzy, kasztelanów, hrabiów, książąt, ludzi Kościoła. Klęski żywiołowe i ludzka złość zmuszały go, by niejedną pracę zaczynać wciąż od nowa. Chłopska praca jest bardzo ciężka wobec prymitywnych technik produk­ cyjnych. Kiepskie narzędzia, słabość siły pociągowej (nie każdy zresztą ma wołu, są chłopi dysponujący tylko siłą swych mięśni), ubóstwo nawozu — zmuszały do rozciągania upraw na dużym areale, mało intensywnie wykorzystywanym. Pomnaża to wysiłek, bo gospodarstwo 4 — Historia Francji

49

chłopskie jest rozproszone. A mimo całego trudu ziemia odwdzięcza się ledwie podwójnym, czasem potrójnym plonem z siewnego ziarna. Świadczenia feudalne chłopów zmniejszyły się od czasów karoliń­ skich. Daniny, czynsze, robocizny nieco mniej ciążyły. Pańska rezerwa ziemi w X —XII w. kurczyła się z różnych przyczyn (m.in. pewien wzrost wydajności ziemi sprawiał, że mniej było jej trzeba, aby utrzymać dwór pana). Ale rezerwa ciągle trwała i z reguły była znacznie większa niż pojedyncze gospodarstwo chłopskie (tenure). Uprawiała ją służba niewolna, trochę pracowników najemnych. Robocizny poddanych na pańskiej rezerwie zmniejszały się nawet tam, gdzie — głównie na północy — ich wymiar był tradycyjnie wyższy. Na południe od Loary, na zachodzie i południu kraju rola robocizn od dawna była nikła. Jeśli zmniejszyła się rola ciężarów feudalnych, to znacznie wzrosła eksploatacja poddanych wskutek przejęcia przez panów uprawnień wynikających z państwowego banu. Narzucano chłopom nowe służby, regulowano ściśle rytm ich pracy, zmuszano do dużych opłat za korzystanie z młyna, prasy winnej, pieca (banalités). Arbitralnie żądano opłat za protekcję pańską {taille). Prawa sądowe panów szczególnie były dotkliwe wobec dowolności grzywien. Te nowe ciężary „banalne” przy­ nosiły panom więcej korzyści niż dawne feudalne świadczenia. Umoż­ liwiały również bogacenie się pańskim sędziom, zarządcom, młynarzom, piekarzom: to wśród mieszkańców wsi warstwa uprzywilejowana. W kronikach, zafascynowanych czynami możnych, czasem przecież notowano niektóre przejawy społecznych niepokojów. Klasyk historio­ grafii francuskiej, Achille Luchaire, konstatował, iż chłop X —XI w. miał jedynie „wybór między rolą ofiary i rolą buntownika” . Nie zawsze wybierał pierwszą możliwość. Konflikty społeczne przeciwstawiały sobie nie tylko poddanego i właściciela ziemi. Zdarzały się też starcia zbiorowe, w których próbom chłopskich sprzysiężeń starano się zaradzić zorganizowaną siłą feudal­ nej władzy: przykładem powstanie chłopów normandzkich z 997 r. Normandia miała swoisty układ społeczny: pod wpływem osadnictwa normańskiego i skandynawskich tradycji poddaństwo było tu mniej przygniatające, liczniejsze grupy chłopów wolnych. Ale nawet wolna ludność chłopska znajdowała się w twardej zależności od władzy ksią­ żąt i książęcych funkcjonariuszy. Gdy w 997 r. chłopi zamyślali przed­ stawić propozycje co do użytkowania wód i lasów i wybrali w tym celu swoich delegatów, książę Normandii Ryszard kazał zniszczyć ów chłop­ ski „sejm” . Tylko klasa rządząca ma prawo się organizować i zrzeszać: klasa producentów powinna trwać w stanie atomizacji paraliżującym chęć oporu. Chłopskim delegatom obcięto ręce i nogi, po czym ode­ słano ich do rodzinnych wsi, „aby na przyszłość uczynić chłopów ostrożniejszymi w obawie przed surowszą karą” — jak pisał autor Historii Normanów, mnich Wilhelm z Jumièges. U Roberta Wace’a, autora poematu o księciu Rollonie, represje wobec zbuntowanych chłopów są jeszcze potworniejsze. Mowa tam o wbijaniu na pal, wyrywaniu zębów i oczu, paleniu żywcem i wrzucaniu chłopów do roztopionego ołowiu. 50

Wyzyskiwany i terroryzowany chłop musi wreszcie znosić ciężar upokorzeń. W miarę jak zacierała się granica między człowiekiem niewolnym a poddanym, przenoszono często na grupy poddanych tradycyjne obciążenia niewolnych w sferze ekonomicznej (ciężary i opłaty związane ze stanem niewolnym) oraz prawnej (ograniczenia w sądzie i w Kościele). Było to zjawisko, które długo przetrwa w niektórych prowincjach (np. w Szampanii, we Franche-Comté). W zasadzie podstawowe składniki sytuacji chłopów poddanych po 1000 r. ujednolicały się. Chłopskie gospodarstwa były de facto dziedzicz­ ne, obciążenia poddanych obejmowały tak dawne świadczenia feudalne, jak nowe ciężary „banalne” . Jednak wymiar i dolegliwość tych obciążeń zmieniały się w różnych senioriach bardzo znacznie; istniała duża gama odcieni systemu eksploatacji. Wszędzie natomiast poddany traktowany był w sposób upokarzający. Określenia oznaczające chłopów (imanentes, rustici, villani) nabierały zabarwienia pogardliwego. Epika rycerska traktowała poddanych z brutalną wyniosłością: chłop to zwierzę w ludz­ kiej postaci, cechuje go ohydna brzydota, chłop jest jak koń, którego rycerz dosiada i którym kieruje wedle swej woli. Głęboka przepaść pogardy oddzielała panów i ich żywicieli. LUDZIE WOJUJĄCY

Dawniej noszenie broni i wojowanie było prawem wszystkich wol­ nych i niejako symbolem wolności. W X —XI w. to monopol właścicieli ziemi — kawalerzystów. „U Franków — pisał arabski podróżnik — cała przewaga należy do jeźdźców. To w istocie jedyni ludzie, którzy się liczą. Oni udzielają rady, oni wymierzają sprawiedliwość” . Konna służba oczywiście nie jest dostępna hołyszom. Wyposażenie kawalerzysty było bardzo kosztowne: koń bojowy osiągał wysoką cenę, zbroja nieraz była zaliczana do podstawowego kompleksu majątkowego i traktowana na równi z własnością nieruchomą. Wyćwiczenie jeźdźca wymaga długiego treningu, a zatem wolnego czasu. Rycerz jest więc z reguły lennym właścicielem ziemi. Na południu i we Francji środkowej jego wasalne obowiązki wojskowe były lżejsze i niezbyt precyzyjnie określone, toteż i lenna mniejsze. Większe były natomiast rycerskie seniorie w bogatych księstwach północy (Normandia, Flandria). Rycerst­ wo nie jest warstwą bardzo liczną. W Normandii książę mógł w począt­ kach XII w. zgromadzić około tysiąca rycerzy. Baronowie korzystali też niekiedy z usług rycerzy-zawodowców, wynajmujących się za zapłatą. Rycerz-właściciel ziemski nie dorównuje oczywiście majątkiem kasz­ telanom, przepaść jest między jego skromną seniorią a wielkimi komplek­ sami dóbr hrabiów i książąt. Ale tak samo jak baronowie, rycerstwo nie zajmuje się organizowaniem produkcji i kontrolowaniem chłopów: od tego ma swych włodarzy. W najważniejszym dla rolnika czasie — wiosną i latem — właściciel ziemski wojuje, bo wojna to także zajęcie sezonowe. Nie trudniąc się rolnictwem, rycerz dzielił jednak przez pozostałą część roku wiejskie bytowanie chłopów. Oczywiście nie głodował jak oni; jego ekonomiczny status dawał mu, wedle G. Duby’ego, dużo żywności, lecz 51

mało pieniędzy. Zabezpieczony w swych elementarnych potrzebach, może swobodnie uprawiać wojskowe rzemiosło. Twierdzenia, że mamy tu do czynienia z grupą zamkniętą, są przesadne. Sporo rodzin rycerskich wygubiły i zdeklasowały wojny, krucjaty, klęski; inne rodziny zapewniały sobie rycerski awans. Nie było jeszcze reglamentacji rycerskiego pasowania: młodego człowieka paso­ wać mógł każdy rycerz. W XIII w. Filip de Beaumanoir opisywał z dezaprobatą, jak trzech rycerzy „uszlachciło” napotkanego przypad­ kowo chłopa, gdy im zabrakło przy pewnym akcie prawnym czwartego rycerskiego świadka. Poszczególne linie rycerskie gasły, inne się pojawiały. Nie było jeszcze szlachty jako zamkniętego stanu, obwarowanego przywilejami. Wyjąt­ kowo pojawiały się grupy dziedziczne i zamknięte, do których szlachet­ nego klubu nie było dostępu (np. na północ od Sommy, gdzie trwały mocno pewne tradycje frankijskie). Rzadkim zjawiskiem była duma genealogiczna z przodków. Nawet pamięć dotycząca przodków często była niepewna (nie zawsze zresztą byłoby się czym chwalić). Struktura rodziny rycerskiej, a nawet możno władczej dość długo była „pozioma” : od pamięci przodków ważniejsza jest duża liczba krewnych bocznych, powinowatych, przyjaciół, bo to stanowi o znaczeniu i wpływach rodu, 0 sukcesie w sądzie (sądy wciąż żądały znacznej liczby świadków 1 współprzysiężników), o dostępie do ośrodków władzy. Powoli dopiero kształtował się model rodziny agnatycznej, w której silna więź łączy krewnych wstępnych i zstępnych, w której jest miejsce na pamięć przodków i dumę z drzewa genealogicznego. Ta więź rodzinna (lignage) szybciej się rozbudowała w rodzinach książęcych i hrabiowskich, potem kasztelańskich — w miarę stabilizacji dóbr i praw arystokracji. Jednakże jeszcze u schyłku XI w., gdy hrabia Anjou Fulk spisywał czyny {gęsta) swych andegaweńskich przodków, o dawniejszych nie wiedział prawie nic (ledwie ich znał z imienia); o pradziadku miał bardzo skąpe informacje i dopiero dziad (Fulk Nerra) znany był mu lepiej. Owe andegaweńskie gęsta — to przede wszystkim bitwy i kampanie wojenne; ale autor opisywał także swych przodków jako budowniczych zamków i fundatorów domów zakonnych, jako pielgrzymów aż do dalekiej Jerozolimy. Pobożność, dokumentowana bogatymi fundacjami i eg­ zotycznymi pielgrzymkami, może być także dowodem potęgi rodu. Ale prawdziwie chrześcijańska cnota wśród arystokracji jest rzadkością, chociaż dla zbudowania innych skwapliwie jest wykorzystywana przez hagiografów (św. Gerald hrabia Aurillac należy do takich postaci wyjątkowych). Natomiast zainteresowania intelektualne i kulturalne wśród arystokracji są częstsze, niż się czasem przypuszcza. Zainteresowań tych nie było pozbawione i rycerstwo. Przekaz ustny (konwersacja, recytowanie i czytanie na głos) daje mu pewną sumę ogłady i kultury. Świetna poezja rycerska adresowana była do tej właśnie publiczności. Rycerstwo rozpoznaje w niej siebie, świat swych pojęć, gustów i obyczajów, rodzący się kodeks rycerskiego postępowania. Zainteresowania wojenne dominują u tych ziemian, którym obce są troski rolnika, których nudzi spokojny pobyt na wsi. Gdy nie mają 52

sposobności wojować, stwarzają sobie zajęcia będące namiastką wy­ prawy wojennej i zaprawą do niej. Są to turnieje: zwyczaj organizowania zawodów rycerskich w połowie IX w. poświadcza kronikarz Nithard. Żadne zakazy i ograniczenia tego sportu nie były skuteczne. Sportu, w którym obok amatorów pojawili się zawodowcy, polujący na tur­ niejowe nagrody, na konia i zbroję pokonanych, niekiedy na okup za nich. Dawniej, za czasów Nitharda, turniej był bowiem kompetycją zbiorową całych oddziałów; potem to już głównie indywidualne po­ jedynki. Łączyło się to ze zmianą techniki wojowania, która wysuwała na czoło — od IX w. — system starć „męża z mężem” . Inny surogat wyprawy wojennej to polowanie. Tylko niezwykłe przywiązanie do tej rozrywki wśród panującej klasy potrafi wyjaśnić wagę takich zjawisk, jak tereny zastrzeżone i monopole łowieckie, przywileje polowania i srogie kary za kłusownictwo. Niejeden poważny konflikt toczył się wokół tej sfery uprawnień. Jednak żywiołem rycerstwa jest prawdziwa wojna. Wojna, która jest realizacją rycerskiego powołania, ale i lukratywnym przemysłem. Rycerz liczył przecież na prezenty swego seniora (tytułem nagrody lub zachęty), na szansę złupienia cudzego dobytku, na okup za wziętego jeńca. Dłuższy pokój oznaczał dla rycerstwa, wedle formuły M. Blocha, „kryzys ekonomiczny i kryzys prestiżu” . KOŚCIÓŁ

Kler nie stanowi klasy jednorodnej: ubogiego wiejskiego księdza oddziela przepaść od biskupa z hrabiowskiej rodziny. Duchowieństwo jest teoretycznie stanem oddzielonym od świata laików odrębną sytuacją prawną i regułami dyscypliny. Ale wśród zeświecczenia kleru prawa kościelne nagminnie nie są szanowane, a dyscyplina jest łamana. Dopiero od schyłku XI w. reforma gregoriańska zwalczać zacznie świecki styl życia kleru (małżeństwa, udział w konfliktach zbrojnych, rozpustę i szastanie majątkiem kościelnym), a jednocześnie zacznie emancypować kościoły spod świeckiej przewagi. Poprzednio zależność biskupów i Opa­ tów od króla i wielmożów była regułą. Król w swojej sferze wpływu decyduje o obsadzie biskupstw i opactw, w pewnej mierze dysponuje też dobrami biskupimi. To samo robią książęta i hrabiowie w swoich strefach wpływu. Kapituły, wyposażone w osobne dobra, także (przynaj­ mniej w części) są kompletowane pod presją świeckich. W X —XI w. godności biskupów, opatów czy kapitulnych kanoników nie są jednak przystanią dla rozbitków z arystokratycznych rodzin, dla kalek czy nazbyt już licznych młodszych synów. Kariera kościelna nie jest pozbawiona atrakcyjności. Jej ekonomiczne walory są oczywiste. Ale nie brak jej i politycznych atrakcji. Dygnitarze kościelni sprawują urzędy państwowe, uzyskują wpływ na książąt i królów. Przy swobodnym, zeświecczonym trybie życia hierarchii przyjęcie święceń nie oznacza wielkich umartwień i prywacji. Jedenastowieczna historia biskupów Mans ujawnia gwałty i uzurpacje tych książąt Kościoła, ich ignorancję w świętych naukach, rozpustę i chciwość. „Jakże pięknie byłoby być 53

arcybiskupem, gdyby nie trzeba było odprawiać mszy” — podobno mawiał jeden z arcybiskupów Reims u schyłku XI w. Świeckie zwyczaje wdzierały się do stosunków kościelnych: biskupi rozdzielali dobra kościelne między swych synów, domagali się hołdów lennych od kanoni­ ków czy opatów. Niewiele lepiej na dole. Rozbudowa systemu parafialnego w X w. dobiegała już końca. Im mocniej chłopi włączani byli w system poddańczej zależności, tym bardziej rosła też na wsi presja Kościoła. Ksiądz wiejski, biedny i z reguły obarczony rodziną, znajdował się w materialnej i moralnej zależności od pana wsi. Parafia jest po prostu elementem majątkowego kompleksu właściciela wsi, który mianuje proboszcza i sprawuje nad nim twardy „patronat” . Francuscy biskupi i opaci sami są bogatymi panami feudalnymi. Potężne zaplecze majątkowe (a zwykle i pochodzenie społeczne) daje im dumę, poczucie własnej godności; nieraz rodzi to niechęć do świeckich protektorów, którym zawdzięczają swe stanowisko i którzy zbyt brutal­ nie chcieliby tę protekcję wykonywać. Zeświecczenie mimo wszystko nie ogarnęło całej hierarchii. Stan anarchii wewnętrznej — wojny baronów, napady rycerzy-rabusiów — nie pozwala Kościołowi korzystać spokojnie z nagromadzonych bogactw, a często przynosi mu dotkliwe straty. Nie bardzo pomagały inicjatywy biskupów (najpierw Akwitanii i Burgundii), by panowie świeccy zobowiązywali się przysięgą do przestrzegania rozejmu bożego (zakaz wojowania w określone dni tygodnia) i pokoju bożego (zakaz nękania określonych osób i obiektów). Listy tych zakazów w rotach pokojowych przysiąg są zresztą pouczającym katalogiem najbardziej dokuczliwych przejawów anarchii feudalnej. Mowa tam 0 zaborze pieniędzy chłopów i kupców, chłostaniu ich dla wymuszenia ukrytego dobra, kradzieży pasących się koni i mułów, wina wiezionego na wozie, zboża we młynie. Częste były podpalenia domów, wycinanie winnic, burzenie młynów. Zwracają uwagę liczne zakazy napadania na księży i kleryków, mnichów i pobożnych pielgrzymów oraz zakazy rabowania i niszczenia kościelnego dobra. To ślad konfliktów między świeckimi i klerem. Próby ograniczenia anarchii i bandytyzmu poprzez rozejmy i pokoje boże dały w XI w. nikły rezultat, o czym świadczy rozgoryczona wypowiedź Raula Łysego (wielcy panowie rychło łamali przysięgi i „zaczynali jak dawniej, albo i bardziej jeszcze, rabunki poczęte z chciwości; za ich przykładem ludzie średni i mali praktykowali także te gorszące występki”). Tylko tam (jak we Flandrii i Normandii), gdzie książęta potrafili zapewnić ład i spokój, ruch pokojowy mógł liczyć na sukcesy. Na tle upadku moralnego i zeświecczenia kleru rodziły się reakcje pobożniejszych lub ambitniejszych duchownych. Pobożni chcieli moral­ nej naprawy, ambitni — emancypacji spód świeckiej przewagi. Sprzyjali tym prądom królowie i niektórzy książęta: podniesienie intelektualnego 1 etycznego poziomu kleru mogło im zapewnić uczciwych i oświeconych doradców, a dążenia kościelne do pokoju i ładu były zgodne z ich interesem. Dlatego monarchowie niemieccy poparli próby odnowy w domach zakonnych Lotaryngii (Brogne, Verdun, Górze). We Francji 54

reforma wyjdzie z opactwa w Cluny (koło Mâcon we francuskiej Burgundii). Cluny, ufundowane w 910 r. jako opactwo niezależne od czynników świeckich i zeświecczonych biskupów, stało się w X —XI w. modelem szybko upowszechnionym oraz ambitnym ośrodkiem reformy. Czystość tych wspólnot zakonnych szła w parze z wielką zamożnością i wspaniałością ceremonii religijnych. STAN KULTURY

Kulturę Francji X —XI w. badacze skłonni są oceniać jako niższą niż w innych krajach sukcesji karolińskiej. W północnej Italii dostrzega się, prócz rzymskiego podkładu, ożywczy wpływ Bizancjum i arabskiej Hiszpanii; w niektórych krajach niemieckich — trwalsze niż we Francji ślady renesansu karolińskiego. Trudno jednak kulturę francuską oceniać globalnie: inny był jej stan w Normandii czy Ile-de-France, inny np. w Akwitanii, gdzie mocniej trwały tradycje rzymskie i żywy był wpływ Hiszpanii arabskiej. Tak samo uproszczony jest sąd, że po śmierci Karola Wielkiego zanikła kultura dworska, jedynymi zaś ośrodkami kultury stały się klasztory. Ambicje mecenatu kulturalnego nie znikły na dworach Karola Łysego i Roberta Pobożnego, a także na licznych dworach książęcych i hrabiowskich, u Wilhelma Wspaniałego w Akwitanii, ale również w Angers, gdzie protegował nauki wojowniczy Fulk Nerra. Roli kultural­ nej klasztorów kwestionować nie można. Nie należy jednak zapominać 0 związkach klasztorów z żywym, pulsującym światem laików. Benedyk­ tyńska reguła zakonna nakazywała udzielać gościny pielgrzymom i po­ dróżnym: toteż klasztory IX—XI w. były przystanią i punktem spotkań kupców, wędrownych śpiewaków i sztukmistrzów {jongleurs), pielg­ rzymów wszelkiego stanu, błędnych rycerzy. Wiadomo (chociażby z nie­ zadowolenia surowych moralistów), że mnisi nie byli niewrażliwi na wszystkie te laickie impulsy. Także produkcja artystyczna klasztorów: iluminacje rękopisów, malarstwo, rzeźba, złotnictwo czy architektura — jest nieraz dziełem świeckich rzemieślników i mistrzów zatrudnianych przez mnichów. W sferze intelektualnej Kościół broni pewnej sumy prawd wiecznych, odkrytych raz na zawsze: ceni się posiadanie niezmien­ nych wartości, a nie twórczy niepokój umysłu. Toteż klasztorna humani­ styka jest częściej odtwarzaniem niż tworzeniem. Nawet w reformator­ skim domu zakonnym w Cluny nie brakło niechęci do myśli świeckiej, a zwłaszcza szczątków tradycji antycznej. Zdarzały się jednak zjawiska wyjątkowe, których żywymi symbolami byli Gerbert z Aurillac i Fulbert z Chartres. Gerbert, przyjaciel i mentor królów (niemieckiego Ottona III, francuskiego Roberta Pobożnego), u schyłku życia papież (Sylwester II) — to przykład syntezy różnych wartości kulturowych. Skupiły się w nim wpływy i tradycje południa Francji (studia w opactwie Aurillac), oddziaływania Hiszpanii arabskiej 1antyku (pobyt w marchii barcelońskiej i w Rzymie). Tradycje te Gerbert przeniósł na północ, do Reims, gdzie nauczał, do szkoły w Chartres, w której działali jego uczniowie. Solidną kulturę, zainteresowania an­ 55

tykiem pogańskim, nawyki rasowego humanisty (gromadzenie ręko­ pisów) połączył Gerbert z gustem do techniki, matematyki, astronomii, dydaktyki poglądowej (tu właśnie widać wpływ empirycznej kultury arabskiej). Ale ta wszechstronność Gerberta budziła nieufność i niechęć. Współcześni podejrzewali go o zawarcie paktu z diabłem; później, w opisie Williama z Malmesbury, Gerbert jest już postacią zupełnie fantastyczną (za sprawą diabła potrafił zawisnąć w powietrzu, by ujść pogoni, zbudował mosiężną głowę, która dlań rozwiązywała matematy­ czne problemy...). Tradycję Gerberta kontynuował m.in. Fulbert, pio­ nier świetnej szkoły w Chartres, zwany przez uczniów nowym Sok­ ratesem. Włoch z pochodzenia, należy jednak do francuskiej kultury. Literatura francuska zaczyna się od tekstów religijnych. W XI w. to np. prowansalski poemat o świętej Fides i normandzki Żywot św. Aleksego, budująca opowieść o chrześcijańskiej pokorze potomka możnego rodu. Jednakże najbardziej fascynującym zjawiskiem w kulturze Francji XI w. jest epopeja rycerska. Kilka chansons de geste znamy z wersji pochodzących zapewne z tego stulecia: Pieśń o Wilhelmie, zrekonstruowany przez Bćdiera epos o Gormondzie i zdrajcy Isembardzie, Pieśń o pielgrzymce Karola Wielkiego i wreszcie arcydzieło tego gatunku — Pieśń o Rolandzie. Epos rycerski wybiera sobie bohaterów z dawnych czasów, z epoki Karola Wielkiego lub jego następców. Mimo tej odległości w czasie fabuła epopei zawiera z reguły ziarno historycznej prawdy, rozpoznawalnej, choć obrośniętej legendami i zdeformowanej. Tak więc np. historyczne boje z Baskami (Roland) i Normanami (Gormond) przekształciły się w wojnę z Arabami. To zrozumiałe, skoro Baskowie w Gaskonii i Normanowie w Normandii wtapiali się już we francuską wspólnotę. Zarzucono wyobrażenia romantyków, że epos rycerski był tworem spontanicznej, zbiorowej improwizacji, w której nie ma miejsca na rolę wybitnego twórcy. Nie ostała się teoria, wedle której tworzywem dla epopei były dawne pieśni heroiczne z czasów karolińskich (Gaston Paris). Trudno przyjąć w całej rozciągłości twierdzenie Josepha Bćdiera, iż główną rolę odegrały tu klasztory na uczęszczanych szlakach pielg­ rzymek. Na użytek pielgrzymów śpiewacy (jongleurs) wykonywali tu pieśni o dawnych bohaterach: Bćdier sądził, że śpiewaków tych uznać można niejako za tubę zakonników. Przecież właśnie klasztory przecho­ wywały stare kroniki, zakonnicy najłatwiej mogli więc dostarczyć tworzy­ wa epopei, zabarwiając ją kościelnymi treściami propagandowymi. Wpływ duchownych na niektóre elementy eposu jest niewątpliwy (akcen­ ty „religii królewskiej” w Pieśni o Rolandzie to przykład kościelnych oddziaływań). Pozostaje jednak pytanie, jakie własne tradycje rycerstwa kształtowały treść eposu. Pozostaje pytanie, jakie piętno na epopei wycisnęli odtwórcy, jongleurs, ludzie o plebejskim rodowodzie, łączący nieraz recytowanie wzniosłych eposów z klownadą, tresurą zwierząt, akrobacją. Niewątpliwie w eposie rycerskim prócz wspomnień historii i duchownej inspiracji odbijał się świat pojęć rycerskich, a także elementy folkloru z jego gustem do trywialności i drastyczności szczegółów. Poezja epiczna opiewa dzielność, wytrwałość w boju, wierność — a jednocześnie zawiść i zdradę ostro szkicowanych czarnych charakterów. Są tu ele­ 56

menty rycerskiego dowcipu i gaskonady. Kłębią się tu wreszcie silne namiętności. Treści to dalekie od kościelnych stereotypów moralnych. Kultura religijna tej epoki jest zresztą swoista. Nie tyle ją przenika Chrystusowe prawo miłości Boga i bliźniego, ile wizja wszechmocy i surowości Bożej. Jesteśmy tu bliżej teologii św. Augustyna niż nauki św. Franciszka. Dla Augustyna ludzkość to wielka „masa grzechu” : w ocea­ nie nieprawości maleńką wyspą jest garstka sprawiedliwych, których Bóg wybrał nieodgadnionym aktem swej łaski. Łatwo było we wczesnym średniowieczu zdeformować myśl Augustyna i utożsamić klasę panującą z wybranymi, a masy ludu z augustyńską masą grzechu. Nadal żywe relikty pogańskiej magii wyrażały się w akcentowaniu rytualnych gestów i zachowań, formuł i zaklęć, w kulcie relikwii (św. Romuald w wędrówce po ziemiach Galii miał takie powodzenie, że zbudowana jego nauczaniem ludność postanowiła go zamordować, by uzyskać tak cenne relikwie). Nie bada się sumień i subiektywnych intencji, ale ocenia obiektywne następstwa ludzkich czynów. Za czyny złe czekają ludzi straszliwe męki piekielne: budzący grozę obraz Sądu Ostatecznego był ulubionym motywem sztuki romańskiej. Juliusz Michelet, wykorzystując głównie świadectwo niespokojnego ducha, Raula Łysego, upowszechnił pogląd o psychozie strachu przed końcem świata w miarę zbliżania się roku tysiącznego. Jednakże ta psychoza nie była na tyle groźna i powszechna, by zakłócić tok życia. Zakłócały ludzką egzystencję znacznie bardziej katastrofy realne: wojny, najazdy, zarazy i głody. Zresztą i sam Raul Łysy oscylował między rozpaczą i optymizmem, między apokalipsą i radością życia. To ambiwalencja typowa dla tamtej epoki. Świetny rozkwit sztuki romańskiej w kościelnej architekturze i rzeźbie XI w. jest symbolem bogactwa i potęgi Kościoła. „Świat... jakby chciał się okryć białym płaszczem kościołów” — pisał efektownie Raul Łysy. Ów płaszcz był zresztą nieco na wyrost w proporcji do liczby wiernych, a piękna, lecz skomplikowana symbolika romańskiego budownictwa i rzeźby nie była dostępna umysłom ludzi prostych. Reforma kluniacka zdynamizowała romańską sztukę plastyczną: więcej w niej teraz ekspresji i fantazji, mniej formalnych rygorów czystej romańszczyzny. Nazwano tę zmianę, przesadnie, przejściem do „późnoromańskiego baroku” . Na południu bardziej wyrafinowana kultura akwitańska lubowała się w przepychu nieco barbarzyńskim, w profuzji kolorów, złota, drogich kamieni. Nie wszystkim się to podobało. Arcybogaty relikwiarz świętej Fides w kształcie ludzkiej postaci (w Conques koło Aurillac) niektórym duchownym wydawał się rażącym reliktem bałwochwalstwa. Sztuka monastyczna wywarła wielki wpływ na postęp kultury plas­ tycznej. Ale Kościół i tu nie miał monopolu. Fundowana przez żonę Wilhelma Zdobywcy u schyłku XI w. wspaniała opona z Bayeux (haft królowej Matyldy) przedstawia dzieje podboju Anglii przez Wilhelma w arcyciekawym cyklu obrazów. To dzieło wielkiego talentu i daru obserwacji rzemieślników-artystów jest w plastyce tym, czym rycerski epos w literaturze francuskiej tego czasu. Różnica w tym jedynie, że opona z Bayeux przedstawia czyny wojenne bohaterów współczesnych. 57

POCZĄTKI ZMIAN POLITYCZNYCH

Królowi Filipowi I historycy lubią zarzucać, że obojętnie potraktował dwa największe wydarzenia polityczne swego czasu: krucjaty, zainic­ jowane przez papieża Urbana II właśnie na francuskiej ziemi (synod w Clermont, 1095), oraz podbój Anglii przez Wilhelma Zdobywcę; podbój, który księcia Normandii uczynił królem wielkiego państwa. Ale obojętność grubego i gnuśnego Filipa miała też dobre strony. Nie trwonił energii (której istotnie nie miał na zbyciu) i pieniędzy na jerozolimską wyprawę, potrafił natomiast korzystać zręcznie z zaangażowania się francuskich baronów w ruch krzyżowy. Bo udział francuskich panów i rycerzy w tym ruchu był entuzjastyczny. Sukcesy pierwszej krucjaty zapewniły im monarsze awanse: francuscy książęta i hrabiowie byli suwerenami królestwa Jerozolimy, władcami Trypolisu i Edessy. Przy ich boku robili egzotyczne kariery pomniejsi rycerze. Ambicje wyładowane w wojnie z „wrogami wiary” nie mogły się manifestować w kraju: organizatorzy krucjat słusznie widzieli w „wojnie świętej” szansę osłabie­ nia wojen prywatnych. Dla Kapetyngów korzystne było to kierowanie ekspansji francuskich panów ku Bliskiemu Wschodowi, a także ku Italii, Hiszpanii, wreszcie Anglii. Rycerze normandzcy, z potomkami niejakie­ go Tankreda z Hauteville na czele, stworzyli w XI i XII w. na Sycylii i w południowej Italii silną i oryginalną strukturę polityczną — królestwo sycylijskie. W Portugalii tron przypadł panom z linii książąt burgundzłtich. Hrabia Barcelony został w XII w. królem Aragonu. A książęta Normandii zasiedli na tronie angielskim. Podbój Anglii przez Wilhelma Zdobywcę stworzył jednak dla królów Francji sytuację trudną i niebez­ pieczną. Wilhelm, wspierając swoje roszczenia na przyrzeczeniach sukcesyj­ nych angielskiego króla Edwarda Wyznawcy, postanowił odwojować Anglię z rąk króla Haralda, którego panowie angielscy wybrali po śmierci Wyznawcy. Pomysł ów niektórym panom normandzkim wydał się szaleńczy. Jednak Wilhelm nie zraził się szemraniem wasali, trudnoś­ ciami przeprawy przez La Manche, stratami przy niej poniesionymi, dezercjami tchórzliwych. Bitwa pod Hastings (1066) wydała Anglię pod panowanie Wilhelma i jego normandzkich baronów. Biograf Zdobywcy, Wilhelm z Poitiers, opisał triumfalne nastroje w Normandii po zwycięst­ wie nad Anglikami. Jej książę, wasal francuskiej Korony, stawał się teraz monarchą silniejszym od swego królewskiego seniora. Potęga anglo-normandzka mogła zdusić Kapetyngów. Ale po śmierci Zdobywcy nastąpił podział spadku po nim, co uspokoiło Filipa I. Normandię otrzymał słaby syn Wilhelma, Robert Krótkonogi. Wyzuli go jednak z dziedzictwa energiczni bracia, królowie Anglii: częściowo Wilhelm Rudy, całkowicie (1106) Henryk I Beauclerc. Próby oddzielenia Normandii od Anglii, które podjął syn Filipa I, Ludwik VI Gruby (1108 —1137), zakończyły się katastrofą (bitwa pod Brćmule, 1119). Wśród powikłań sporu o inwestyturę biskupów między papiestwem i królami Niemiec Filip I zachował się rozsądnie: nie reagował na brutalne przejawy niechęci papieża Grzegorza VII, uznał podstawowe 58



Ważniejsze władztwa terytorialne Francji na początku XI w.

hasło kościelnej reformy, tj. zasadę wyboru biskupów przez kapituły. Interwencje królewskie przy obsadzaniu urzędów biskupich trwały, ale dyskretnie. Pozwoliło to Ludwikowi VI na utrzymanie dobrych stosun­ ków z papieżem i Kościołem francuskim. W rezultacie reforma kościelna postępowała we Francji powoli, ale skutecznie. Jeszcze u schyłku XI w. poziom moralny i intelektualny biskupów był niski. Także w klasztorach nie działo się najlepiej: Piotr Damiani napisał cały traktat (Liber Gomorrhianus) o zepsuciu monastycznych obyczajów. Reforma kluniacka wyczerpała swój rozmach, Cluny stało się zbyt zamożne i zadowolone z siebie. Ale w tym samym czasie powstają nowe klasztorne ośrodki kościelnej reformy: w Grande Chartreuse koło Grenoble, w Cîteaux niedaleko Dijon. Zwłaszcza zakon cystersów, który wyszedł z Cîteaux, odegrał znaczną rolę w XII w., nie bez wpływu najwybitniejszego swego członka, 59

św. Bernarda z Clairvaux. Sporą rolę odgrywały też w dziele reformy kościelne centra naukowe, jak szkoła Św. Wiktora w Paryżu, założona przez teologa i filozofa Wilhelma z Champeaux. Król Ludwik VI popierał reformatorskie wysiłki cystersów, był też przychylny wiktorynom. I odwrotnie, korzystał z poparcia kleru. Inteligentny, praco­ wity, oddany monarszej władzy opat z St.-Denis pod Paryżem, Suger, stał się najbliższym współpracownikiem Ludwika VI, a później Lud­ wika VII. Dobre stosunki z papiestwem naraziły Ludwika VI w 1124 r. na gniew cesarza Henryka V, potężnie skłóconego z papieżem. Pretekstem zamierzonego najazdu niemieckiego na Reims miała być interwencja w obronie zagrożonego przez Ludwika VI hrabiego Blois. Ale oto groźba ataku z zewnątrz przyniosła wyraźny powiew jedności: wasale Korony udzielili królowi pomocy (nawet ów hrabia Blois), pod komendą Lud­ wika VI zebrała się spora armia. Nie uczestniczyli jeszcze w tej akcji książęta i hrabiowie z południa, ale sukces hasła obrony królestwa był znaczny. Henryk V przezornie zrezygnował z napaści; niemniej Suger przedstawił cofnięcie się cesarza jako wielkie zwycięstwo Francji. Dał też retoryczny, ale chyba wierny opis nastrojów wśród francuskich panów, przekonanych, iż ich królestwo jest równe cesarstwu rządzonemu przez Niemców, a nawet lepsze od niego. Przecież to Frankowie, przodkowie Francuzów, rządzili kiedyś w Niemczech! Ale nie tylko sukcesy były zaczynem świadomości narodowej, klęska z Pieśni o Rolandzie także stanowiła inspirację uczuć patriotycznych — wspomnienie „słodkiej Francji” u konającego Rolanda jest przejmującym tego wyrazem. Symbolem narodowej wspólnoty coraz wyraźniej staje się król: Ludwik VI był respektowany jak żaden dotąd z kapetyńskich władców; miał też dobrych doradców z Sugerem na czele. Rola ludzi z królew­ skiego pałacu rosła, w tej ekipie skupiała się inteligencja, zręczność polityczna i wola władzy monarszej. Za Ludwika VI i w pierwszych latach Ludwika VII (1137—1180) Korona osiągnęła niebłahe sukcesy. Należy do nich uporządkowanie domeny. Ludwik VI, zanim zaczęto go zwać Grubym, przezywany był Ludwikiem Który Nie Śpi. Jego aktywność jako policjanta domeny królewskiej skierowana była przeciw niepotulnym wasalom, rabusiom i wichrzycielom (Suger nazywał ich „tyranami”). Król „tyranów” tępił i upokarzał, zdobywał ich zamki („jak chłopskie chaty” — pisał Suger, chyba przesadzając), burzył fortyfikacje i konfiskował na rzecz domeny posiadłości uciążliwych kasztelanów. To samo robił potem Ludwik VII. Posiadłości Kapetyngów odetchnęły, zagwarantowano tu spokojną pracę rolnika i rzemieślnika, bezpieczeństwo dróg, łączność między różnymi kompleksami dóbr króle­ wskich. Przyłączenie do domeny posiadłości najbardziej uciążliwych wasali, Montlhéry i Corbeil, było symbolem złamania lokalnych „tyra­ nów” . Wreszcie rozmiary domeny powiększały się systematycznie. Filip I przyłączył do niej hrabstwo Gâtinais, a dalej Corbie, zabrane hrabiemu Flandrii, i Vexin, terytorium, o które królowie spierali się z książętami Normandii. Ważne było objęcie przez Filipa wicehrabstwa Bourges, którego posiadacz potrzebował pieniędzy na krucjatę, sprzedał więc je 60

królowi. W ten sposób domena monarsza przekroczyła granicę Loary, sięgnęła na niedostępne dotąd południe. Ludwik VI anektował wspomniane Montlhćry i Corbeil. Ludwik VII rozszerzył pośrednio wpływ królewski na południu Francji dzięki przej­ ściu hrabstw Velay i Gévaudan w ręce zależnych od monarchy biskupów. Stworzył też dla Korony przyczółek na obszarze cesarskim, w dawnym królestwie Arelatu, gdyż hrabstwo Forez stało się lennem króla Francji. W ten sposób zbliżył się do Rodanu: pozwalało to myśleć o przyłączeniu w przyszłości do królestwa francuskiego Lyonu i okolicy. Uporządkowanie i pomnożenie królewskiej domeny było możliwe dzięki stabilizacji Kapetyngów na tronie, dzięki zaangażowaniu baronów na zewnątrz kraju, ale też dzięki rosnącej zamożności króla Francji. Królewskie spichlerze napełniały się zbożem, piwnice winem: część tych produktów była przedmiotem rosnącego eksportu. Zjawiska polityczne i ekonomiczne były współzależne. Dalsze bogacenie się królów wymagało zaprowadzenia porządku. Jeśli jednak władcę Normandii stać było na dokonanie podboju Anglii, jeśli królowie Francji mogli zaokrąglić i porządkować swą domenę — to dlatego, że od połowy XI w. coraz wyraźniej zaznaczało się ożywienie ekonomiczne, zwłaszcza na północy Francji. W społeczeństwie tak zagraryzowanym postęp ekonomiczny zaczynał się od rolnictwa. PRZEMIANY NA WSI

Przemiany w rolnictwie francuskim od połowy XI w. stanowiły rezultat ciężkiej chłopskiej pracy. Aby jednak ów trud mógł przynieść pełny efekt, konieczne było pewne minimum bezpieczeństwa i spokoju oraz postęp technik produkcyjnych. Spokoju jest teraz więcej niż w Ç C -X w., w epoce wielkich inwazji, zwłaszcza na północy, gdzie rzą­ dzący — w domenie królewskiej, Flandrii, najwcześniej w Normandii — potrafili przyhamować feudalną anarchię. Co do postępu technicznego — nie ma tu wielkich wynalazków. Składa się nań wiele elementów od dość dawna znanych i stosowanych w przodujących kompleksach gospodarczych. Ich upowszechnianie i związane z tym nowe nawyki produkcyjne ludzi to techniczny fun­ dament postępu. Ulepszenie zaprzęgu pozwała znacznie lepiej wyzyskać siłę zwierząt pociągowych, zwłaszcza koni (chłopi mają ich teraz nieco więcej), ale i wołów. Pojawiło się więcej małych młynów i prostych kół młyńskich, więcej żelaznych narzędzi, dzięki którym łatwiej karczować lasy i głębiej można orać ziemię. Kultura rolna dużo też zawdzięcza upowszechnianiu trójpolówki. W najlepiej prowadzonych gospodar­ stwach i w dobrych latach ziemia odwdzięcza się już sześciokrotnym plonem. Oczywiście tempo rozwoju jest nierównomierne w różnych regionach i gospodarstwach; chłop biedny, pozbawiony zwierząt pocią­ gowych, z trudnością tylko mógł uczestniczyć w procesach modernizacji gospodarstwa rolnego. Powiększanie pól zbożowych i winnic przy dawnych wsiach mogło mieć, z natury rzeczy, ograniczone rozmiary. Toteż w XI i XII w. 61

rozwinął się ruch kolonizowania pustek. Powstają nowe obszary upraw na ziemiach wydartych bagnom, ugorom, zaroślom. Uczestniczyły w tym nowe klasztory, zwłaszcza cystersi. Dla zakonników benedyktyńskich wcześniejszego średniowiecza nakazana przez regułę praca stanowiła instrument pokuty; wszakże ludzie wygnani z raju skazani zostali przez Boga na zdobywanie chleba w trudzie i pocie. Teraz nieco się zmienia pogląd ludzi Kościoła na walor pracy ręcznej. Opanowanie przyrody przez pracę jest wspaniałym darem Bożej łaski: powstaje mnóstwo legend o cudownym uratowaniu ludzi poszkodowanych przy pracy fizycznej. Zauważono, iż sam Bóg był pierwszym robotnikiem: stworzył świat w ciężkim trudzie, po którym „odpoczął dnia siódmego”. Tym łatwiej przychodziło cystersom chwalić wartości ciężkiej pracy fizycznej, że w swych klasztorach prędko ją przerzucili na barki osobnej kategorii braciszków pochodzenia plebejskiego. Przede wszystkim jednak powiększenie areału upraw było dziełem trudu chłopskich „gości”, kolonów — grup ruchliwych, skwapliwie wykorzystywanych przez właścicieli nieużytków. Stopniowo ta kategoria chłopów stabilizuje się, przestaje wędrować z miejsca na miejsce, godząc się na osiadły tryb życia za cenę znośnych, często utrwalonych na piśmie, warunków feudalnej zależności. Ale i chłopi z dawna osiadli starają się okupić lub wywojować lepsze warunki poddaństwa. Lepsze warunki to określenie (często na piśmie, w wiejskich „kartach ulg”, cartes de franchise), a jednocześnie pewne zmniejszenie świadczeń. Traciły coraz bardziej znaczenie robocizny na pańskim. Rezerwy pańskie kurczyły się nadal, trochę z racji ekonomicznych, trochę z powodu podziałów spadkowych. Wprawdzie rezerwa była często duża (powyżej 100 ha), ale system jej uprawy zmieniał się, umożliwiając likwidację robocizn. M.in. właściciel chętnie wydzierżawiał rezerwę (to częste zwłaszcza na północy): dawało mu to spore dochody. Na utrzymanie dworu wystarczały zaś daniny w naturze z coraz liczniejszych gos­ podarstw chłopskich. Gospodarstwa te tworzą głównie dwa typy. Gospodarstwo czynszowe {tenure censive) rządziło się spisaną w kartach i ustabilizowaną formą danin pieniężnych (częściowo też naturalnych). Ów czynsz określany był osobno dla różnych składników gospodarstwa i na ogół niewysoki. Główne dochody pana tenure censive — to wpływy z ciężarów „banal­ nych” (tu też coraz rzadziej występowała arbitralność obciążeń), z grzy­ wien sądowych, opłat pobieranych przy zbyciu gospodarstwa przez chłopa. Bo karty uznawały już nie tylko dziedziczność, ale i zbywalność gospodarstwa (w pełni w XIII w.). Opłata pobierana'przez pana przy zmianie gospodarza ( lods et ventes) była jednak wysoka: 7 1 0 , czasem 1/ 8 wartości sprzedażnej. Drugim typem gospodarstwa chłopskiego była tzw. tenure à champart, upowszechniona wraz z ruchem kolonizacyjnym. Champart polegał na określonym (często tylko ustnie) udziale pana w chłopskich zbiorach. W Ile-de-France przeciętnie pański udział wynosił około 7 10 zbiorów, ale niekiedy tylko 1j XA', podobnie w Lotaryngii; gorzej było na południowym zachodzie kraju, gdzie często pan brał 1/ 5 zboża. Z winnic champart z reguły wynosił więcej (1/4, czasem nawet 1/3)62

Sytuacja prawna tych gospodarstw była podobna jak czynszowych: są one dziedziczne i zbywalne. Chłopów obciążały — prócz tego, co jest klasycznym świadczeniem feudalnym (czynsz, champart) i prócz ciężarów „banalnych” — dziesięci­ ny na rzecz Kościoła. Niewolni dostarczali panom jeszcze innego źródła dochodu — opłacali swój wykup z niewolnej kondycji. A więc poprawa sytuacji ekonomicznej chłopa była wyraźna: stabili­ zacja ciężarów, umocnienie praw do ziemi. Ponadto liczne wsie i związki wsi naśladowały pobliskie komuny miejskie tworząc własne formy organizacyjne; rodziły się zalążki samorządu wiejskiego. Stosunki z dworem są teraz mniej osobiste, bardziej urzeczowione i z większego dystansu. Poddany, którego świadczenia są ustabilizowane, który nie odrabia już krępujących robocizn i posług dworskich, ma poczucie pewnej niezależności od pańskiego dworu. Swobodniejsze są jego kontakty ze światem zewnętrznym — z targiem, na który przy­ chodzi, by sprzedawać i po trochu też kupować, z sąsiednimi wsiami, do których droga się skróciła wskutek postępów osadnictwa i zarazem stała się bezpieczniejsza. Waga protekcji pana zmniejszyła się: władza publicz­ na królów i książąt lepiej broni wieś przed rabusiem. Większą pewność siebie daje chłopu słabnięcie straszliwych klęsk głodowych. Nie oznacza to chłopskiego dobrobytu ani nawet zaniku pauperyzmu. Nadal pro­ blemem będą rzesze nędzarzy, żyjących z kościelnego lub prywatnego miłosierdzia. Ale podstawowa masa chłopstwa w X I —XII w. podnosiła głowę i prostowała ramiona. Lepsze odżywianie to mniejsza śmiertelność, a zarazem większa płodność chłopskich rodzin; stąd postęp demograficzny, który ułatwiał dalsze przemiany: kolonizację pustek, poszerzanie upraw. Większa gęs­ tość zaludnienia zbliżała grupy ludzkie, zmniejszała przestrzeń, tym bardziej że zaczęto dbać o drogi i mosty. Ułatwiała też utrzymanie porządku i tępienie bandytyzmu. Wreszcie wzrost produkcji rolnej umożliwiał wyżywienie większej liczby ludności pozarolniczej i odnowę miast. PODNIESIENIE SIĘ MIAST

Postęp rolniczy i demograficzny był impulsem do produkcji rzemieśl­ niczej i aktywności handlowej: toteż od XI w. miasta podnoszą się ze stagnacji. Stare mury okazują się za ciasne, gdy dawniej były nieraz zbyt obszerne. Powstają nowe dzielnice poza ich obrębem; pojawiają się też nowe skupiska rzemieślniczo-kupieckie. Produkcja się specjalizuje, pod­ nosi się poziom usług. W niektórych dziedzinach miasta produkują już towary eksportowe: dotyczy to w szczególności tkanin. Folusz i warsztat tkacki są symbolem odrodzonej aktywności rzemiosła, przede wszystkim w miastach Flandrii, gdzie surowcem jest m.in. angielska wełna, ale także w Pikardii czy w Berry. Targi flandryjskie i szampańskie stają się giełdą towarową na styku ważnych szlaków handlu europejskiego. Osłabienie pozycji Arabów na Morzu Śródziemnym i krucjaty sprzyjały rozwojowi transportu i handlu morskiego; podnoszą się tedy porty nad Morzem 63

Śródziemnym. Ale i porty atlantyckie korzystają z koniunktury. W hand­ lu uczestniczą już nie tylko dobra luksusowe, ale także towary ciężkie, o niższej cenie, które pozwalają kupcom zarobić tylko przy obrocie na dużą skalę (zboże, wino, drewno). Korporacje handlowe miast (najwcześniej we Flandrii, w XI w.) ciążą nad obrotem całego regionu, a czasem stają się zalążkiem władz samorządowych. W miastach kształtował się nowy typ umysłowości: duch kalkulacji, oceny koniunktury i ryzyka, ważenia i rachowania. Kariery ekonomiczne są niekiedy szybkie, często jednak nietrwałe. Nie zawsze kariera taka jest osiągnięciem indywidualnym. Spółki mieszczańs­ kie (korzystające niekiedy z pieniędzy pożyczanych przez ludzi ze sfer feudalnych) finansują przedsięwzięcia handlowe, kolonizację nowych ziem, lokacje wsi i miast. Procesy te rozkładają się na dziesiątki lat: warunkujące je sukcesy rolnictwa były również powolne. W dodatku zależność miast od panów feudalnych hamowała ich swobodę wykorzys­ tywania sprzyjającej koniunktury ekonomicznej. W źródłach XII w. miasta zajmują coraz więcej miejsca. Flandryjskie centra: Gandawa, Brugia, Lille, Arras tętnią życiem, przedsiębiorczością, produkcją. Troyes, Provins, Lagny — to znów ośrodki targów szampańs­ kich, korzystających z protekcji tutejszych hrabiów. Rozwijają się miasta normandzkie z Rouen i Caen na czele; miasta nad Loarą — Tours, Nantes, a przede wszystkim wyraźnie już stołeczny Paryż. W Paryżu zbiegają się drogi ku Normandii i niedalekiej Szampanii oraz w stronę południa. Wyspa Cité stanowi centrum polityczne i religij­ ne: tu znajduje się pałac królewski, tu powstaje w XII w. katedra Notre-Dame. Na lewym brzegu Sekwany już w XII w. widać zarys dzielnicy łacińskiej: tu, za Małym Mostem, „dialektycy przechadzają się tocząc dyskusje” , jak powie ówczesny kronikarz; tu działa szkoła Św. Wiktora, tu wykłada przez pewien czas, na Wzgórzu Św. Genowefy, znakomity Abelard. Na prawym brzegu natomiast — centrum handlowe. Kupcy paryscy mają już swe organizacje (korporacja kupców wodnych prowadzi handel Sekwaną aż do Normandii i dalej na morze). Z zamoż­ ną burżuazją kupiecką konkurują targi bogatych opactw Św. Dionizego, Św. Wiktora, Św. Germana, Św. Genowefy, patronki miasta. W 1186 r. król Filip August wezwał mieszczańską elitę i nakazał, by — jak pisze kronikarz Rigord — „wszystkie ulice i drogi całego Paryża zostały wybrukowane twardymi i mocnymi kamieniami” . Nakazał — to znaczy­ ło praktycznie: zezwolił, by zamożna burżuazja Paryża zajęła się zdoby­ ciem środków (podatek) i następnie rozporządzaniem nimi dla osiąg­ nięcia zamierzonego celu. Nieco później ten sam monarcha rozbudował paryskie fortyfikacje: powstał wtedy zalążek Luwru w postaci twierdzy przy murze broniącym miasto. Wobec władzy miasto reprezentuje zamożna elita, zachłanna, bez­ względna w robieniu majątku. Jej organizacją są korporacje mieszczańs­ kie, narzucające biedakom warunki i ograniczenia ekonomiczne. Gdy miasta francuskie zaczęły uzyskiwać osobowość prawną i administrację samorządową, elita połączyła wpływ ekonomiczny z władzą admini­ stracyjną. Dokonało się to w długich konfliktach z panami miast. Ruch 64

komunalny zaczynał się od sprzysiężenia (communio), którego uczestnicy zobowiązywali się wspierać wzajemnie. Hasło komuny nie od początku było rozbudowanym programem pozytywnym, niekiedy to raczej protest przeciw feudalnym skrępowaniom. Feudalni panowie miast uważali się za uprawnionych do wywierania na nie despotycznej presji finansowej, do arbitralnych konfiskat i innych samowoli. Struktura własności feudal­ nej i skomplikowane przywileje klasy panującej utrudniały normalne funkcjonowanie organizmów miejskich. Formalistyczny, niekompetentny w sprawach ekonomiki miejskiej sąd feudalny nie umiał rozstrzygać mieszczańskich spraw. Miastom potrzebne jest usunięcie tych wszystkich hamulców i empiryczne budowanie nowych struktur administracyjnych oraz prawnych. Cele te osiągano w ostrej walce. Niekiedy była to walka zbrojna, obfitująca w dramatyczne epizody. Tak było w normandzkim mieście Mans w 1070 r., w 1076 r. we flandryjskim Cambrai (ale to już Flandria cesarska), w 1111 r. w Laon. Relację o powstaniu w Laon przekazał kronikarz Guibert de Nogent. Laon, miasto biskupie, zdołało okupić swą autonomię w układzie z biskupem Gaudri, klerem i możnymi. Król Ludwik VI układ ten zatwierdził. Gdy jednak biskupowi zabrakło pieniędzy, zaczął namawiać króla, by zlikwidował laońską komunę. Mieszczanie pragnęli kupić sobie królewską przychylność, ale biskup i możni ich przelicytowali. Narusze­ nie układów w sprawie autonomii miasta doprowadziło do powstania; biskup Gaudri został zabity, gdy znaleziono go w piwnicy, schowanego w pustej beczce. Ostatecznie dopiero w 1128 r. król Ludwik VI uznał autonomię Laon. Bunty mieszczańskie, palenie okolicznych zamków (jak podczas powstania w Mans) i masakry oraz plądrowanie domów „buntowników” przez rycerstwo (jàk w Cambrai) nie były zresztą regułą. Najwięcej oporów komunalnej autonomii stawiali panowie duchowni, zazdrośnie strzegący swych praw. Świeccy wielmoże łatwiej dawali się skusić ofertami pieniężnymi mieszczan. Duchowni kronikarze uważali ruch komunalny za świętokradczy spisek ludzi, których bogactwo pochodziło ze źródeł nieczystych. „Komuna to nowe i bardzo brzydkie słowo” — pisał Guibert de Nogent. Jednak do schyłku XII w. wielka liczba miast uzyskała karty komunalne, a w nich prawo do władz samorządowych, własnego sądownictwa, do nakładania podatków i organizowania służby wojskowej. Wieża (beffroi) z dzwonem, wzywającym na zgromadzenia lub ogłaszającym alarm, stała się symbolem wolności komunalnej. Nawet te miasta, które nie uzyskały praw komuny, otrzymywały tzw. karty swobód, ograniczające prawa rządzących miastem urzędników i nadające mieszczanom pewne przywileje finansowe oraz wojskowe. Miasta zmieniły w XII w. nie tylko krajobraz rolniczego kraju, ale także jego sytuację społeczną i intelektualną. W poglądach feudalnej elity przeważała niechęć do miast, do sposobu życia mieszczan, ich aktywno­ ści, obyczajów i kultury. Pisarze duchowni lubili porównywać miasta do potępianych przez Biblię ośrodków gwałtu i grzechu: Niniwy i Babilonu, Sodomy i Gomory. Pożary, trawiące często średniowieczne miasta, przyrównywano do katastrofy Sodomy, spalonej ogniem niebieskim, 5 — Historia Francji

65

i traktowano jako Bożą karę. Antypatia do miast nie była jednak zjawiskiem powszechnym. To prawda, że produkcję rzemieślniczą klasa rządząca traktuje pogardliwie, w handlu zaś dopatruje się niemoralnej spekulacji. Jednakże paryski uczony z XII w., Hugo od Św. Wiktora, z uznaniem wypowiadał się o handlowej wymianie (dzięki niej to, co prywatne, staje się „wspólnym dobrem”), a w swej klasyfikacji nauk i sztuk znajdował miejsce dla „sztuk mechanicznych” (które mogą zaradzić ludzkiej słabości i nędzy). Miasta średniowieczne nie rozsadzały bynajmniej feudalnego sys­ temu, przeciwnie — sytuowały się w nim coraz wygodniej. Miasta występowały wobec rolniczej okolicy w roli zbiorowych panów lennych, wyzyskiwały formy lenne we wzajemnych stosunkach, bogaci miesz­ czanie lokowali w ziemi swe kapitały, miejskie oddziały zbrojne broniły murów, ale i uczestniczyły w królewskich wyprawach. Miasta były nie tylko ośrodkami produkcji i wymiany; znajdowały się tam przecież dwory monarsze, książęce, biskupie, rezydencje możnych panów, klasz­ tory i kościoły. Dla wielu członków klasy rządzącej miasta były po prostu atrakcyjne. Z drugiej strony przejawy antagonizmów mieszczańsko-feudalnyęh są wyraźne. Wojowniczość świeckich panów pozostaje w ja­ wnym konflikcie z dążeniem mieszczaństwa do ładu i spokoju wewnętrz­ nego. Konkurencja ekonomiczna klasztorów jest solą w mieszczańskim oku. Dochody kupca czy bankiera są często potępiane przez kler; świeccy panowie pogardzają mrówczą aktywnością mieszczan. Feudalny system sądowy, struktura feudalnej własności, bariery celne na drogach krępują mieszczan w sposób nieznośny. Ale przed tyranią wielmożów miasta mogą szukać protekcji u władzy królewskiej. Dla króla miasta są sojusznikiem w zaprowadzaniu ładu: mogą go wspomóc finansowo i militarnie. Zrozumienie tych możliwości nie przyszło zresztą bez oporów. Stanowisko Ludwika VI wobec komuny w Laon świadczy o czysto merkantylnym podejściu do ruchu komunalnego. Wszelako ten sam Ludwik VI przekonał się, iż nie można lekceważyć roli politycznej miast. Gdy mieszczanie Brugii zbuntowali się przeciw hrabiemu Flandrii Wilhelmowi Clitonowi, Ludwik VI próbował skłonić ich do posłuszeńst­ wa. Jednakże w efekcie musiał się zgodzić na kandydata „ludu flamandz­ kiego” : nowym hrabią Flandrii został Thierry z Alzacji. Ludwik VII zakładał nowe miasta i z postępów urbanizacji czerpał korzyści, ale represjonował zbyt ambitne jego zdaniem roszczenia komunalne Orleanu i Sens. Dopiero Filip August rozumiał w pełni, ile korzyści daje ruch komunalny w sferze ekonomicznej i wojskowej. Niełatwy sojusz króla i miast stawał się faktem politycznym. SUKCESY I KLĘSKI LUDWIKA VII

Na miesiąc przed śmiercią królowi Ludwikowi VI udało się ożenić następcę tronu, Ludwika VII, z Eleonorą Akwitańską. Została ona właśnie po śmierci ojca, księcia Wilhelma X, dziedziczką księstwa Akwitanii. Sukces Korony był ogromny. Król obejmował władzę nad 66

wielkim obszarami południa, gdzie jego zwierzchność była dotąd tylko nominalna. Władza monarsza stawała mocno i pewnie nad Atlantykiem, wzbogacała się potężną domeną książąt Akwitanii (jej główne ośrodki to Poitiers, Bordeaux i Saintes). Liczni wasale książąt akwitańskich, których z królem nic nie łączyło, stawali się teraz jego lennikami. Udało się także Ludwikowi VII rozerwać niebezpieczny związek Normandii z Anglią. W Anglii panował w tym czasie zamęt: słaby król Stefan z Blois, wnuk po kądzieli Wilhelma Zdobywcy, nie przez wszystkich był uznany. Część panów angielskich popierała wnuczkę Zdobywcy Matyldę, żonę hrabiego Anjou Gotfryda Plantageneta. Z po­ mocą Ludwika VII Gotfryd zdołał opanować Normandię. W 1148 r. Ludwik VII poniósł jednak prestiżową klęskę. Jego udział w drugiej wyprawie krzyżowej był zupełnym niepowodzeniem; wielkie koszty i straty nie przyniosły żadnego sukcesu wojskowego. Kronikarz krucjaty, kapelan królewski Odo z Deuil, opisywał nieustanne konflikty między krzyżowcami francuskimi i niemieckimi, a także nieporozumienia z Bizantyńczykami. Na perfidię Greków zrzucono ostatecznie winę poniesionej klęski. Podczas krucjaty zaczęły się nieporozumienia Ludwika VII z Eleono­ rą, żoną nie nazbyt wierną. Pierwsze projekty rozwodowe upadły wskutek papieskiej mediacji. Ale w 1151 r. Eleonorze spodobał się młody Henryk Plantagenet, syn Gotfryda. Pod pretekstem pokrewieństwa (nader odległego) nastąpił rozwód Ludwika i Eleonory (1152) i wnet potem ślub Akwitanki z Henrykiem. Na krytykowanej mocno przez współczesnych decyzji Ludwika VII zaważyły zazdrość, obawa grzesznego związku z krewną (król był nader bigoteryjny), ale i brak męskiego potomka, co dotychczas Kapetyngom się nie zdarzało. Można się było obawiać, że Eleonora nie da tronowi dziedzica (Henrykowi Plantagenet owi urodziła potem pięciu synów). Niemniej rozwód Ludwika VII był klęską. Stał się zaś katastrofą, gdy w 1154 r., po śmierci Stefana z Blois, Henryk Plantagenet powołany został przez angielskich panów na tron Anglii. W ręku zdolnego monarchy znalazł się ogromny blok terytorialny. Po ojcu, Gotfrydzie, objął on hrabstwo Anjou wraz z Maine i Touraine, a także Normandię. Posag Eleonory — to Akwitania łącznie z Gaskonią. Z kolei Henryk został królem angielskim. I wreszcie w połowie XII w. opanował także Bretanię. Oprócz Anglii cała zachodnia połowa Francji znalazła się pod władzą Henryka. Ponieważ ojcowizną Plantageneta było hrabstwo Anjou, w nauce utarło się określenie tego bloku ziem jako imperium andegaweńskiego. Król Ludwik VII nie wyraził na małżeństwo Eleonory z Henrykiem zgody, koniecznej wedle prawa lennego. Pozwał tedy przed sąd lenny Plantageneta i gdy ten nie stanął, orzekł konfiskatę jego lenn. Było to naturalnie orzeczenie niewykonalne. Tak zaczęła się długa rywalizacja Kapetyngów z Plantagenetami. W obliczu niebezpieczeństwa, jakim stała się dla Korony potęga imperium andegaweńskiego, blednie formalna tylko strata nominalnego zwierzchnictwa nad dawną marchią hiszpańską (hrabstwo Barcelony). 67

Hrabiowie Barcelony od dawna daremnie prosili Kapetyngów o pomoc przeciw Arabom. Gdy hrabia Alfons II w 1162 r. został królem Aragonu, hrabstwo Barcelony szybko stopiło się z tym królestwem. Zjazd w Tarragonie (1181) zadeklarował, że monarchowie francuscy nic nie mają do dawnych posiadłości hrabiów Barcelony. Uznanie tego przez Francję nastąpiło dopiero w 1258 r. (traktat w Corbeil). IMPERIUM ANDEGAWEŃSKIE

Henryk Plantagenet, a potem jego syn Ryszard Lwie Serce to fran­ cuscy książęta na angielskim tronie. W Anglii byli suwerennymi królami, a w swych posiadłościach francuskich — wasalami króla Francji. Hen­ ryk II Plantagenet rządził Anglią przez 34 lata, ale spędził na wyspie za­ ledwie lat 13. Tak samo Ryszarda ledwie widziano w Anglii. Kłopoty z utrzymaniem imperium andegaweńskiego (nieposłuszeństwo baronów, ry­ walizacje z Kapetyngami) pochłaniały mnóstwo czasu, energii i pieniędzy. Termin „imperium” mógłby sugerować, iż był to zwarty masyw, ale to sugestia fałszywa. Francuskie posiadłości Plantagenetów były nader zróżnicowane. W kolebce dynastii, tj. w Anjou, Maine i Touraine, już Gotfryd Plantagenet przywrócił zachwiany autorytet książęcej władzy. Brakło tu jednak tak silnej armatury ustrojowej, jaka istniała w Nor­ mandii. Sprawna administracja książęca kształtowała się w Normandii już w XI w. Po pewnym zamęcie w pierwszej połowie XII w. Plantageneci ją odtworzyli. Tak samo domena książęca w Normandii, uszczuplona po śmierci Wilhelma Zdobywcy, została wzmocniona i uporządkowana. Pewne wzory ustrojowe normandzkie okazały się tak udane, że przeniesio­ ne zostały do Anglii i do królewskiej administracji francuskiej. Tak np. normandzka instytucja zaufanych urzędników książęcych (baillis) stała się wzorem dla angielskich szeryfów i kapetyńskich baillis. Normandia miała świetną kontrolę finansową, potężne fortyfikacje książęce, obowiązki służby wojskowej były ściśle przestrzegane. A jednak i tu baronowie korzystali z każdej okazji, by się umocnić kosztem władzy książęcej: podczas buntu żony i synów Henryka Plantageneta przeciw temu monarsze (1173/74) normandzcy panowie skwapliwie dokonywali uzurpacji praw i dóbr władcy. Jeśli jednak baronowie w Normandii niechętnie znosili twarde rządy książąt, to nie znaczy, by zyskiwała na tym ich wierność królowi Francji. Za Wilhelma Zdobywcy i jego synów świeccy i duchowni wielmoże z Normandii odgrywać zaczęli pierwszoplanową rolę w politycznym i społecznym życiu Anglii. Elita rządząca w Anglii i Normandii miała własne cele polityczne, sprzeczne z ambicjami kapetyńskimi. Piśmiennic­ two normandzkie XII w. wyraża niedwuznaczną niechęć do Francuzów, chciwych hołyszów, i ich słabych królów. Dalsza część składowa imperium, które stworzył Henryk Plantagenet, to Bretania, kraj o długiej tradycji walk wewnętrznych i podziałów. Zarówno ta tradycja, jak i odrębność celtycka Bretonów zmuszały do ostrożności w działaniach. Jednakże i na tym trudnym terenie Henryk zdołał umocnić autorytet władzy. 68

Imperium andegaweńskie za Henryka II Plantageneta

Jeszcze trudniejsza była sytuacja w Akwitanii. „Ziemia to bardzo wojownicza, ale wierność tu nietrwała” — pisał Wilhelm le Breton; wedle Jakuba z Vitry, historyka i teologa z XIII w., Akwitańczycy są „zdrajcami zmiennymi jak fortuna” . Niestałość tutejszych panów i ryce­ rzy stała się składnikiem akwitańskiej tradycji politycznej. Plantageneci starali się rozbudować tu domenę książęcą i system fortyfikacji. Mnóst­ wo wysiłku i energii wymagało pozyskanie bądź poskramianie panów akwitańskich; tu właśnie Ryszard Lwie Serce prowadził walki z baro­ nami, tu wreszcie zginął, zastrzelony z łuku podczas oblegania jednego z buntowniczych wasali. 69

Rycerstwo akwitańskie potrafiło się bić. Świetny poeta Bertrand de Born jest przykładem pomieszania różnych cech, właściwego akwitańskim rycerzom: wrażliwość artystyczna połączona z okrucieństwem, męstwo z brakiem politycznej lojalności. Dużą rolę w Akwitanii od­ grywała jej dziedziczka, królowa Eleonora. Nie dochowała wierności małżeńskiej Ludwikowi VII, nie zachowała także politycznej lojalności wobec drugiego męża. Bunt Eleonory i jej synów przeciw mężowi i ojcu, Henrykowi Plantagenetowi, rozlał się po wszystkich posiadłościach francuskiego imperium andegaweńskiego: niewiele brakowało, by rządy Henryka zostały obalone. Także po śmierci Henryka Plantageneta waśnie i rywalizacje w jego rodzinie, za Ryszarda Lwie Serce i Jana bez Ziemi, ułatwiały akwitańskie manewry. Niechęć tutejszych panów do Plantagenetów nie oznaczała zresztą wcale przychylności dla Kapetyngów. Imperium andegaweńskie było więc dalekie od jednolitości. Różne jego części żyją własnym życiem; separatyzmy, ambicje baronów, dążenia komunalne miast, niejednolite stanowisko kleru (w Normandii na ogół wiernego Plantagenetom, ale już w Akwitanii spoglądającego w stronę Kapetyngów) — uniemożliwiały polityczną centralizację. Niemniej po­ wstanie imperium andegaweńskiego stanowiło postęp na drodze prze­ zwyciężania politycznego rozdrobnienia Francji, wysiłki zaś Plantagene­ tów przyczyniły się do podniesienia autorytetu władzy. Owoce tego trudu zbiorą jednak w XIII w. Kapetyngowie. RENESANS XII WIEKU

Utrwaliło się w nauce pojęcie renesansu XII wieku dla oznaczenia wydatnego postępu ówczesnej europejskiej kultury. „Wielkie” Odrodze­ nie w XV i XVI w. otrzymało impuls przede wszystkim z Włoch. Mniejszy renesans, ten z XII w., koncentrował się głównie we Francji. W warunkach większego bezpieczeństwa i materialnego postępu Francja wysunęła się na czoło krajów Zachodu. Międzynarodowe znaczenie francuskiej kultury tamtego czasu poka­ zywano najczęściej na takich przykładach, jak rozkwit szkół (Chartres, Paryż, Reims, Laon), przyciągających mistrzów i uczniów z wielu krajów Europy, jak ukształtowanie się sztuki gotyckiej, która z Francji roz­ szerzyła się w europejskiej skali. Trochę w cieniu tych efektownych przykładów znajduje się inne zjawisko: znaczny postęp kultury laickiej. Jeden z największych pisarzy XII w., Chrétien de Troyes, twierdził, iż po Grekach i Rzymianach właśnie Francja zdołała z kolei połączyć dwie wartości: rycerskość (chevalerie) i najwyższą uczoność {de la clergie la some). W tym zdaniu jest zawarta nie tylko idea kontynuacji, ciągłości kultury, ale także myśl o promocji kulturalnej świeckich panów (chevale­ rie). Dodać do tego wypadnie objawienie się kultury mieszczańskiej na tle postępów urbanizacji. Guibert de Nogent stwierdzał w początkach XII w., że gdy był młodym człowiekiem, tylko w większych miastach można było znaleźć nauczycieli, a „ich wiedza była tak szczupła, że ledwie ją można 70

porównać z wiedzą dzisiejszych kleryków-wagantów” . To słowa bardzo podobne do tych, którymi w XVI w. kwitował kolejny wielki przełom w kulturze Franciszek Rabelais. Autorzy wartościowego studium o rene­ sansie XII w., G. Parć, A. Brunet i P. Tremblay, upatrywali podstawy nowych zjawisk w rozbudzonych „apetytach kulturalnych” szerszych środowisk społecznych. Dzięki temu rozszerzały się sfery zainteresowań, wyraz kultury stawał się swobodniejszy, poszukiwania twórcze — bar­ dziej otwarte na nowe prądy i idee. Wszystko to byłoby nieosiągalne bez postępów oświaty. Szkoły, związane z Kościołem, stawały się liczniejsze, lepiej wyposa­ żone w biblioteki i kadrę, lepiej też ekwipowały swych uczniów w zasób podstawowych technik intelektualnych. Można również obserwować w miastach XII w. początki studium, nie powiązanego organizacyjnie z Kościołem. Jednakże to dopiero zalążki przyszłego rozwoju. Niektóre szkoły — w Paryżu, Chartres — zyskały międzynarodową renomę. Współtworzyli je ludzie przybywający z daleka: Jan z Salisbury i Ryszard ze Św. Wiktora byli Anglikami, Hugo ze Św. Wiktora to niemiecki hrabia, Piotr Lombard był Włochem, Alan z Lille Flamandem, Piotr Abelard i Robert d’Arbrissel przybyli z peryferyjnej Bretanii. W systemie nauczania większą rolę — obok tradycyjnego komentowania czcigodnych tekstów — odgrywa teraz dyskusja, wymiana poglądów, krytyczna refleksja (pierwszym kluczem do mądrości, stwierdzi Abelard, jest pilne i częste pytanie). Ludzie XII w. byli wrażliwi na impulsy innych kultur. Dialogi Platona, pisma logiczne Arystotelesa, traktaty Cycerona i Seneki są czytane uważnie i żarliwie; kształcona na świetnych wzorach łacina uczonych XII stulecia różni się bogactwem stylu od precyzyj­ nego, ale suchego żargonu intelektualistów XIII i XIV w. Francuscy (i z francuskimi szkołami związani) badacze zaczynają się przyglądać światu oczami wielkich uczonych antyku. „Jesteśmy karłami stojącymi na barkach olbrzymów — stwierdzał filozof Bernard z Chartres. — Jeśli widzimy więcej i sięgamy dalej niż oni, to nie dlatego że nasz wzrok jest bardziej bystry lub wzrost wyższy, ale dlatego że wielkość gigantów wyniosła nas do góry i podtrzymuje na wysokości” . Formuła to dwuznaczna, różnie też interpretowana: jako wyraz sceptycyzmu co do wartości własnej epoki („jesteśmy karłami”), albo jako przekonanie 0 postępie wiedzy („widzimy więcej i sięgamy dalej”). Na pewno jednak była w tym myśl o jedności ludzkiej wiedzy: obecna jest przedłużeniem dawnej, nie ma pomiędzy nimi cezury. Właśnie takie było stanowisko szkoły szartryjskiej, która na nowo starała się przemyśleć wielkie tematy filozofii Platona (bo mądrość pogan i Objawienie Boże to nie są sfery przeciwstawne); takie też były ambicje Abelarda. Kryła się za tymi poszukiwaniami próba intelektualizacji wiary, rozwikłania trudnych konfliktów wiary i rozumu: opinie autorytetów {Pisma świętego, Ojców Kościoła) są bowiem, wedle Abelarda, sprzeczne 1 wymagają logicznych operacji dla ich uzgodnienia. Z gry argumentów, pytania, wątpienia ujawnić się miała zgodność wiary i racjonalnego myślenia; nie wypada przecież nie rozumieć tego, w co się wierzy i czego się innych naucza. W istocie Abelard szedł tropem dawnej tradycji, nie 71

tylko średniowiecznej (Boecjusza w VI w., św. Anzelma w XI w.), bo przekazanej już przez niektórych Ojców Kościoła, nawracających ar­ gumentami intelektualnymi uczonych i kulturalnych pogan. Abelard, daleki od podważania zasad wiary, pragnął właśnie wzbogacić metody ich obrony. Nie oszczędziło to jemu — jak i innym nowatorom — napaści i potępień ze strony czujnych strażników ortodoksji. Św. Bernard z Clairvaux, któremu nawet życzliwi wypominali nimiam nimietatem, zbytnią gorliwość, czynił wszystko, co mógł (a mógł bardzo wiele), by złamać Abelarda. Bernard sądził, iż Bóg przekracza możliwości ludz­ kiego poznania i szukał Boga w mistycznej ekstazie, nie poddającej się rygorom intelektualnym. Byl klasycznym reprezentantem wybujałego dwunasto wiecznego mistycyzmu. Ale Bernard był zarazem wykwintnym humanistą; inni konserwatyści francuscy potępiali każdy ślad zaintereso­ wań antyczną kulturą. Duża część tej antycznej spuścizny znalazła się w depozycie Arabów, m.in. w Hiszpanii: stąd zainteresowanie arabskimi przekładami i komen­ tarzami do tekstów greckich i rzymskich. Nie poprzestano na tym: opat Cluny, Piotr Czcigodny, zainicjował łaciński przekład Koranu; w szkole szartryjskiej zainteresowanie kulturą arabską inspirowało zwrot ku matematyce, przyrodoznawstwu, astrologii, mechanice, medycynie. Zwrot tym bardziej aktualny, im bardziej rosła rola miast, a zarazem znaczenie technik produkcyjnych. Paryska szkoła Św. Wiktora próbowa­ ła (dość jeszcze deklaratywnie) integrować nauki teoretyczne i praktycz­ ne, rozszerzyć badania w stronę przyrodoznawstwa, techniki, rolnictwa. Także klasyczna humanistyka stawała się bardziej krytyczna i twórcza: dotyczy to np. analiz historycznych i filologicznych, wyrosłych z trady­ cyjnej egzegezy biblijnej. Wśród uczonych ze szkoły Św. Wiktora głębokie uwikłanie w mistycyzm sąsiadowało z zainteresowaniem nauka­ mi stosowanymi. Rzeczywistość społeczna czasów, w których rolnictwo czyni zadziwiające postępy, mieszczanie rozwijają technikę liczenia i kal­ kulowania, budowniczowie wznoszą gotyckie katedry — ta rzeczywistość dobijała się także do pracowni mistycyzujących uczonych. Dążenia do intelektualizacji wiary i zbliżenie do potrzeb praktyki stanowią więc istotną cechę nowych prądów XII w. Zarazem jest to stulecie awansu indywidualizmu i subiektywizmu. Kultura mieszczańska, rodząca się właśnie, sprzyjała jednostkowej inicjatywie, przedsiębiorczo­ ści, ryzyku. Postępy badań i zainteresowań empirycznych wspierały nurt realizmu: rzeczywiste jest tylko to, co indywidualne i badane empirycz­ nie. Już od XI w. kształtowały się we Francji zalążki tzw. filozofii nominalizmu: Berengariusz z Tours, Roscelin z Compiègne zakwes­ tionowali realny byt pojęć ogólnych (uniwersaliów) uznając realność tylko tego, co indywidualne. Nie istnieje człowiek, istnieją tylko Jan i Mateusz. Z drugiej strony ruchy heretyckie XII w. sprzyjały także indywiduali­ zmowi (liczy się nie stanowisko człowieka w świecie społecznym, ale osobista jego zasługa i wiara). Nawet mistycyzm XII w., kładąc akcent na bezpośredni, intymny kontakt duszy z Bogiem, dawał impuls zainte­ 72

resowaniom psychologią i podkreślał rolę ludzkiej woli. Prądy subiek­ tywizmu skłaniały Abelarda do uznania, iż w sferze moralnej liczy się nie sam czyn, ale intencja sprawcy; w miejsce mechanicznych taryf kar i pokut wstępuje ocena okoliczności czynu. Ten wzrost nurtów subiek­ tywizmu i indywidualizmu stanowił odbicie — nieraz odległe i zdefor­ mowane — realnych procesów społecznych. Na wsi i zwłaszcza w mieście wzrastała przecież rola indywidualnej przedsiębiorczości, specjalizacja zajęć produkcyjnych, społeczna ruchliwość. To pozwalało jednostkom wymykać się, powoli i nieśmiało, spod presji struktur społecznych, wychylać głowy z anonimowej masy ludzkiej. Także rodząca się we Francji XII w. sztuka gotycka, mniej bogata w symbole niż romańszczyzna, była za to bardziej ludzka. Historycy sztuki odrzucają dziś zresztą ostre przeciwstawienie wcześniejszej sztuki romańskiej i późniejszej gotyckiej. Pierwsze przejawy gotyku ujawniły się w okręgu paryskim już około 1130 r., ale bardzo długo nowy styl koegzystował ze sztuką romańską. Ta ostatnia na południu Francji, łącznie z Prowansją, trwała mocno przez cały XIII w.; kryteria wyróż­ niające gotyk od romańszczyzny są długo niepewne i chwiejne, zwłaszcza że sztuka romańska jest niezmiernie zróżnicowana (ugruntowanie wpły­ wów gotyku przyniosło natomiast pewne ujednolicenie głównych cech sztuki). Dla niektórych dziedzin sztuki romańskiej dopiero XII w. jest okresem złotym. Teraz właśnie rozkwitła w pełni romańska rzeźba, przed 1100 r. głównie ornamentacyjna i nie tak doskonała artystycznie. Niektóre pomniki dwunastowiecznej rzeźby romańskiej stanowią arcy­ dzieła: na południu Francji (Tuluza, Moissac); w cesarskiej Prowansji, gdzie wspaniałe efekty wydobywano z marmuru; w Burgundii (Vézelay, Autun), gdzie artyzm rzeźby romańskiej sięgał szczytu. Była to sztuka par excellence wychowawcza: ulubionym jej motywem jest nadal Sąd Ostateczny. Bóg pojawia się tu wielki, majestatyczny i surowy; stłoczona masa maleńkich ludzi jest przedmiotem sądowej rozprawy; częstym motywem jest diabeł pożerający grzeszną duszę. W rzeźbie łatwiej niż w architekturze zdefiniować kryteria wyróż­ niające gotyk od romańszczyzny. Nowa estetyka jest tu bliższa naturze i bardziej ludzka. Od potężnego Boga-Władcy i Sędziego zwraca się do Boga-Człowieka: narodziny Chrystusa, Matka Boga, męka Pańska to motywy pozwalające wydobyć ludzkie treści religijnej tematyki. Zwrot do natury, jeszcze konwencjonalny i nieśmiały, jest też typowy dla epoki, która chętnie szukała Boga w jego dziełach. Postacie rzeźbione w Chart­ res wykazują już cechy indywidualne, wzięte z żywego modelu. Ten gust do indywiduum w sztuce jest odpowiednikiem nominalistycznych prą­ dów w filozofii XII w. Architekturę gotycką dziewiętnastowieczny romantyzm idealizował, szukając w niej wyrazu scholastyki. Upatrywano w gotyckich katedrach ścisłą logikę, matematyczną precyzję i doskonałą funkcjonalność. Później zaczęto ukazywać w gotyckim budownictwie poszukiwania, wewnętrzne konflikty, brak dążeń do „idealnego” wykończenia dzieła. Gotyk budow­ lany rodził się powoli: pierwsze elementy w początku XII w. kształtowały się w Normandii, ale decydującym wzorcem stały się katedry królewskiej 73

domeny, a przede wszystkim opactwo w Saint-Denis, gruntownie przebu­ dowane w trzydziestych i czterdziestych latach XII w. przez opata Sugera. Saint-Denis było najściślej powiązane z polityczną rolą kapetyńskiej monarchii jako miejsce spoczynku królów i skarbiec królewskich insygniów. Patron opactwa, św. Dionizy, to zarazem patron Francji, a Opaci z Saint-Denis związali się mocno z polityką kapetyńską. I oto właśnie zamożne i aktywne opactwo Saint-Denis stało się modelem nowego stylu z jego strzelistością i pełnym wyzyskaniem zalet ostrołuku, stylu napełniającego kościoły światłem, adaptującego do nowej estetyki zdobycze romańskiej rzeźby. Druga połowa XII w. przynosi w północnej Francji wiele gotyckich realizacji, w tym i paryską Notre-Dame. Budownictwo katedr gotyckich było znacznie bardziej skomplikowa­ ne niż kościołów romańskich; wymagało specjalizacji i podziału pracy. Prymitywna praca poddańcza i niewykwalifikowany wkład zakonników nie na wiele tu się mogły przydać. Pomniki architektury gotyckiej były dziełem ekip budowniczych — rzemieślników i artystów, z doświad­ czonym szefem budowy {magister operis), a zwykle i kierownikiem artystycznym {magister lapidum) na czele. Trzon takiej ekipy na ogół miał trwały charakter, choć jej członkowie przechodzili z jednej grupy do drugiej; były to korporacje dość samodzielne, o wysokiej zawodowej świadomości, ruchliwe (choć wielkie przedsięwzięcia zatrzymywały nieraz całą grupę na bardzo długi czas). Długość trwania budowy zależała od dopływu pieniędzy, bo architektura gotycka wyrastała z sukcesu gos­ podarki pieniężnej. Gdy inwestorom zabrakło kapitału, następowały przerwy, nieraz długie; w tym czasie częste były fluktuacje w składzie zespołu, zmieniali się architekci i kierownicy artystyczni, pojawiały się nowe pomysły estetyczne. Właśnie dlatego nie można mówić o gotyckich katedrach jako wzorze artystycznej logiki. W XII w. sztuka gotycka jest par excellence kościelna, katedry tej epoki swą strzelistością przybliżyć mają ludzi do Nieba. Także drugi składnik renesansu XII w. — postęp szkół i nauki — z nielicznymi wyjątkami powiązany jest z Kościołem: pulsujący uczonymi dyskusjami Paryż jego wierny uczeń, Jan z Salisbury, porównywał do drabiny Jakubowej, wzniesionej ku Niebu. Natomiast postęp kultury laickiej poświadcza rozkwit literatury pięknej w języku rodzimym. A właściwie w dwu językach: podział Francji na dwa obszary językowe jest już wyraźnie zarysowany. Na północy —język oil, z trzema głównymi dialektami: normandzkim, pikardyjskim i najważniejszym dialektem Ile-de-France. Na południu natomiast rozwinęła się wspaniała littérature occitane, literatura w języku oc. Wyobrażenie, iż północ kontynuuje tradycję rycerskiego eposu, południe zaś uprawia lirykę, jest nazbyt uproszczone. Wiek XII przyniósł na obszarze całej Francji wzrost aktywności twórczej i wrażliwości czytelniczej w środowiskach rycerskich i mieszczańskich. W miastach i dworach rycerskich więcej jest ludzi umiejących czytać; polor kultury antycznej, która urzekła uczonych humanistów, przenika do szerszych środowisk; awans miast sprzyja piśmiennictwu mieszczańskiemu, skłonnemu do realizmu i krytycyzmu. Nie jest oczywiście nowością mecenat kulturalny potężnych panów: gdy 74

Henryk Plantagenet inspirował twórczość literacką, szedł jedynie śladem swych przodków, hrabiów Anjou, którzy zdradzali ambicje kulturalne już w X i XI w. Ale nowością stała się protekcja dla literatury ze strony Eleonory Akwitańskiej, jej córek — Marii, żony hrabiego Szampanii, i Aélis, żony hrabiego Blois, oraz innych dam. Te „salony literackie” XII w. stanowiły wyraz nowej pozycji społecznej kobiet, co nie pozostało bez wpływu na treść literatury. Pojawiło się teraz kilka nowych gatunków literackich, sama zaś literatura przestała być konsumowana od święta, w recytacji zawodowego śpiewaka. Romans czy wiersz liryczny czytane są kameralnie, w wolnej chwili, dla przyjemności. Ta wielka przemiana wpłynęła i na zasady wersyfikacji, i na technikę narracji. Lektura prywatna w małym gronie wymagała — by nie znudzić czytelnika — efektu niespodzianki, opóźniania rozwiązań, interpolacji, zmienności nastrojów: po mistrzowsku władał tą techniką Chrétien de Troyes. Elementy egzotyki — nie bez wpływu krucjat — pozwalały ubarwić akcję; ale prócz akcji coraz więcej w tej literaturze uczuć, prób introspekcji nie pozbawionych pewnej finezji psychologicznej. Wiwisekcja „stanów duszy” poety czy bohatera romansu stanowi odbicie w literaturze tych prądów subiektywizmu, które właściwe są także kulturze filozoficznej i religijnej XII w. Rosnący prestiż twórczości literackiej wyraził się w jej uprawianiu przez rycerzy i wielkich panów, także najznakomitszych rodów. Szlache­ cki poeta (a od przełomu XII i XIII w. prozaik) przestaje być twórcą anonimowym, ujawnia swe imię. Jednocześnie szlachecki poeta-amator niejako nobilituje poetę-zawodowca. Prostoduszny jongleur zaczyna tracić kontakt z elitą społeczną, dobry poeta zawodowy natomiast ma szansę zrobić karierę zaufanego maître de plaisir na dworze, niekiedy nawet pańskiego przyjaciela i doradcy. Tradycyjne chansons de geste są nadal układane i recytowane w XII stuleciu. Nadal opiewa się czasy Karola Wielkiego, dzielność rycerzy, zwycięstwa i klęski, konflikty lennej wierności, krzywdy i zdrady. Ale nowy gatunek romansu historycznego bierze górę, zdobywając niebywałe powodzenie. Wierszowana powieść historyczna nie ma ambicji wskrze­ szania przeszłości: czytelnik nie musi wierzyć w jej fabułę, wystarcza, że znajduje w niej przyjemność. Romans taki rodzi się w latach 1130 —1170, przede wszystkim na obszarze imperium andegaweńskiego (Anjou, Poi­ tou). Motywy są przeważnie antyczne: rozwijano wątki legend tebańskich oraz Eneidy Wergiliusza; Alberyk z Besançon dał początek opowie­ ściom o Aleksandrze Wielkim; Benedykt de Ste.-Maure, protegowany Eleonory Akwitańskiej, wyzyskał wątek wojny trojańskiej (nie z Homera, lecz z późniejszych przeróbek); na motywach z Owidiusza Chrétien de Troyes stworzył romans o Filomenie. Inne źródło inspiracji to tzw. materia bretońska: wątki legend celtyckich z ich światem czarów miłosnych, cudownych zamków, magicz­ nych zjawisk. Rozbudowane dzięki fantazji Galfryda z Monmouth wątki celtyckie zrobiły karierę w literaturze francuskiej XII w. Z tego pnia wyrosły opowieści o Tristanie i Izoldzie, później naśladowane w Niem­ czech. Na celtyckich motywach oparła swe opowiadania (lais) pisząca 75

w Anglii Marie de France, pierwsza kobieta w literaturze francuskiej. Celtyckie wątki dziejów Izoldy, króla Artura, rycerzy z arturiańskiego dworu są też podstawą fabularną wielu powieści Chrétiena de Troyes. Chrétien obracał się na dworach Szampanii i Flandrii, a więc już poza granicami imperium andegaweńskiego. Twórczość Gautiera z Arras to znów pierwszy wyraz literackich talentów północnofrancuskiej szlachty (Chrétien był duchownym). Wybór tematyki romansów nie był przypadkowy. Dzieje Troi i Enea­ sza mogły uchodzić za prehistorię narodu wobec popularności mitu o trojańskim pochodzeniu Franków i Francuzów. Aleksander Wielki, wódz i zdobywca, jest tu też odkrywcą i badaczem obserwującym niebo z kosza unoszonego przez orły i głębinę morską z batyskafu. Powieści o Aleksandrze, rycerzu i uczonym, pochlebiały świeckim panom, zdra­ dzającym intelektualne ambicje. Wreszcie wątki legend celtyckich nie­ przypadkowo rozwijano w kręgu Henryka Plantageneta i Eleonory Akwitańskiej. Henryk przedstawiał się w ten sposób jako sukcesor dawnych władców Anglii, celtyckich Brytów; postać zaś króla Artura była na tyle atrakcyjna, że można ją było przeciwstawić legendzie Karola Wielkiego, zawłaszczonej przez Kapetyngów. Tak w literaturze odbijały się rywalizacje Plantagenetów z Kapetyngami. Legendarne historie antyczne lub celtyckie transponowane były w realia społeczne XII w. Bohaterowie romansów legitymują się mental­ nością i obyczajami ludzi XII stulecia. To już obyczaje inne niż w jedenastowiecznym eposie, choć romans z XII w. ma wspólne cechy z chanson de geste: i tu są hałaśliwe bitwy, silne namiętności, heroiczne cnoty honoru, wierności, męstwa. Ale na tle wzrostu dobrobytu klasy panującej coraz więcej miejsca w romansie XII w. zajmuje wyrafinowanie gustów, zamiłowanie do luksusu w szatach, zbroi, koniach. Ceni się wymowę, dworność, elegancję, sztukę konwersacji z damami i miłości. Analiza stanów miłosnych bohaterów nie jest pozbawiona finezji. Silny jest nurt miłości pozamałżeńskiej (Cligès, Lancelot Chrétiena de Troyes), pojawia się opis kryzysu w małżeństwie (Erec et Enide tegoż autora). To zbliża romans do poezji lirycznej, sławiącej „dworną miłość” (amour courtois). Intryga romansu jest ciekawa, charaktery bogate, słownictwo urozmaicone, odniesienia do wydarzeń antycznych zakładają, iż czytelnik ma w nich niejakie rozeznanie. Poezja liryczna XII w. zna różne gatunki. Jest tu liryka religijna, są poematy moralizatorskie z odcieniem satyrycznym (sirventes), jest liryka miłosna, sentymentalna i elegijna w skargach młodej kobiety wydanej za starca (chanson de la mal mariée) lub damy tęskniącej przy tkaniu za nieobecnym rycerzem (chanson de toile). Najciekawsze są jednak poema­ ty trubadurów z południa jako wyraz „miłości dwornej” . Wcześnie za tę twórczość zabrali się wielcy panowie i rycerze: książę Akwitanii Wilhelm IX (zm. 1127) należy do klasyków gatunku. Do dziś toczą się ożywione spory wokół wpływów, które ukształ­ towały lirykę „miłości dwornej” . Wskazywano na oddziaływania „na­ miętności Wschodu” , na wpływy arabskie, ale chyba nie należy ich przeceniać (pozycja kobiety w społeczeństwie mahometańskim była 76

wszak zupełnie odmienna). Tak samo nie decydowały inspiracje antyczne (Owidiusz, Tibullus) ani wpływy ludowe („miłość dworna” jest nazbyt wirtuozerska, wyrafinowana). Sporne są oddziaływania religijne (napię­ cie dwunasto wiecznego mistycyzmu, wpływy herezji katarów rozpow­ szechnionej na południu). Bez wątpienia jednak w „miłości dwornej” odbija się awans kobiety ze społecznej elity, a także większe wyrafinowa­ nie uczuć w miarę postępu kultury. Ważne jest tu nie mnożenie miłosnych podbojów, jak w prymitywnej miłości rycerskiej, ale natężenie uczucia. Zapewne, często były konwencjonalne te zapały i skargi miłosne poetów. Wiele jest retoryki w formułach o śmierci z miłości; często można podejrzewać, 'iż poeta bardziej niż w swej damie zakochany jest w swym uczuciu. Konwencjonalne jest ujmowanie „miłości dwornej” w ramy pojęć lennych: służba miłosna damie, wierność jej równe są służbie seniorowi (ale jak i służba lenna, dają roszczenia wzajemne!). Nawet Wilhelm IX, potężny władca, który de facto nikomu lennie nie służył, ubierał swe uczucia do dam w lenne formuły. Ale w konwencjach poetyckich ludzie odnajdywali odbicie realnych przeżyć: stąd powodzenie liryki miłosnej. Odzwierciedla ona feudalne realia obyczajowe: „miłość dworna” jest najczęściej miłością nielegalną, cudzołożną. Ileż bowiem było podówczas małżeństw z piiłości, skoro małżeństwo to instrument polityki familijno-majątkowej? Toteż miłość cudzołożną w liryce (jak i w licznych romansach) jest zjawiskiem nie budzącym repulsji moralnej. Można w tym upatrywać wyraz buntu przeciw obłudzie i rygorom narzuconym przez Kościół (niektórzy badacze właśnie tu dostrzegają związki poezji miłosnej z ruchem katarskim). Klasa feudalna jest aktywna literacko nie tylko w poezji: na samym początku XIII w. pod wrażeniem wydarzeń IV krucjaty (zdobycie Konstantynopola) powstały wspomnienia dwóch uczestników tej wy­ prawy (Geoffroy de Villehardouin, Robert de Clari). Ale w literaturze rodzimej klasa ta nie ma już w XII w. monopolu. Pojawiły się wtedy pierwsze elementy — luźne anegdoty — z których później powstanie klasyczny pomnik literatury mieszczańskiej, Powieść o lisie {Roman de Renart). Tradycje opowieści o antropomorfizowanych zwierzętach są oczywiście bardzo dawne, sięgają antyku i były kontynuowane m.in. w średniowiecznej literaturze kościelnej. Ale niezależnie od inspiracji i zapożyczeń Powieść o lisie będzie wyrazem inteligentnej, zjadliwej i realistycznej oceny feudalnego społeczeństwa. Król-lew (Noble) jest egoistą i niedołęgą; wielki pan-niedźwiedź (Brun) lekceważy obowiązki wobec władcy; rycerz-rabuś wilk (Ysengrin) żyje z tego, co wydrze innym przemocą. Wyszydzone zostają ceremonie religijne i przywary kleru; z feudalnym kultem „dwornej miłości” kontrastuje złośliwy wizerunek kobiet. Lis (Renart) jest chytry i inteligentny, dzięki czemu potrafi wyprowadzić w pole silnych i brutalnych wielmożów. Nie tylko jednak w parodystycznych opowieściach i anegdotach (fabliaux) dochodzi do głosu mieszczaństwo, jego mentalność i jego obraz świata. Także przejście od obrzędowego dramatu religijnego do 77

świeckiego teatru stworzyło nowe formy wypowiedzi, wyzyskane przez literaturę mieszczańską. Około 1200 r. Jan Bodel, funkcjonariusz ko­ muny miasta Arras, dał początek temu gatunkowi swą Sztuką o św. Mikołaju. Miejsce akcji to arabski kraj w Afryce, czas — współczesny, okres krucjat. Ale stolica egzotycznego kraju jest po prostu francuskim miastem XII w., z jego szybko pulsującym, hałaśliwym życiem. Autor zdołał z ekspresją i realizmem przedstawić ludzi i obyczaje mieszczań­ skiego środowiska. Pewien francuski badacz dostrzegł w Bodelu prekur­ sora Szekspira: to przesada, ale jest już w jego sztuce coś z Rabelais’go. Także mieszczański renesans XII w. daje przedsmak „wielkiego” Od­ rodzenia.

II. HEGEMONIA KAPETYŃSKA

Jest tylko jeden król we Francji. ( Ludwik I X Święty)

FILIP II AUGUST, BUDOWNICZY JEDNOŚCI

T T K X V

ró l Filip II (1180-1223) w młodo­ ści przezywany był Rozczochranym; później współcześni nazwali go Filipem Zdobywcą, co może sugerować, iż był on władcą wojowniczym i wybitnym wodzem, a to nie bardzo odpowiada prawdzie. Swoje sukcesy Filip zawdzięczał raczej inteligencji, zręczności nie pozbawionej cynizmu, przedsiębiorczości i odwadze. Czterokrotne powiększenie przezeń kapetyńskiej domeny skłoniło kronikarza Rigorda do nadania Filipowi przydomku Augusta, który średniowieczna uczoność wywodziła od augere, powiększać. Ale August to nie tylko Powiększyciel: ten antyczny przydomek przynosił tchnienie cesarskiej wielkości, podkreślał równorzędność króla Francji oraz cesarza zza wschodniej granicy, łączył się z ożywieniem karolińskiej tradycji. W Niemczech Fryderyk Barbarossa uczynił legendę Karola Wielkiego ważnym składnikiem cesarskiej ideo­ logii: odpowiedzią Filipa były hasła odnowienia świetności Francji „takiej, jak za Karola Wielkiego” . Filip II obejmował rządy mając zaledwie 15 lat. Początek tego panowania wypełniły rywalizacje dwóch dworskich kamaryl: flandryjskiej (opiekunem króla był Filip hr. Flandrii) i szampańskiej (królowa matka i jej bracia, w tym wpływowy arcybiskup Reims). Ale dworskie intrygi to tylko fasada, za którą pracę państwową prowadziła ekipa skompletowana z drobnej szlachty i burżuazji Ile-de-France, ekipa oddana królowi i kompetentna. Filip August doceni znaczenie tego mechanizmu i udoskonali królewską administrację. Pierwszym sukcesem Filipa było małżeństwo z siostrzenicą hrabiego Flandrii, Izabelą z Hainaut. Przyniosło ono królowi wielki posag, który miał przypaść Koronie po śmierci hrabiego Flandrii: Artois, tj. zachod­ nią część hrabstwa Flandrii. Objęcie tego terytorium (1191) poważnie zwiększyło królewską domenę i osłabiło potęgę hrabiów Flandrii. W 1183 r. Filip wmieszał się w spory o sukcesję po Izabeli, hrabinie Vermandois, i zajął część spadku (Amiénois), później zaś przejął niemal całą spuściznę Izabeli (Vermandois, Valois). Zapewniło to połączenie trzonu domeny z zachodnioflandryjskim posagiem królewskiej żony. Na południu Filip pozyskał zwierzchność lenną kilku terytoriów na zachód od Rodanu. Bieg tej rzeki królowie już w XII w. uważali za naturalną granicę Francji; nęcił ich zwłaszcza Lyon. Na usunięcie stąd zwierzchnictwa władców niemieckich wypadło jednak poczekać. Filip August uzyskał też zwierzchność lenną nad kilkoma obszarami, zależ­ nymi od hrabiów Tuluzy.

79

Najważniejsza stawka była jednak gdzie indziej — w rywalizacji z imperium andegaweńskim, przygniatającym z trzech stron kapetyńską domenę. Walkę z Plantagenetami Filip August rozegrał po mistrzowsku: jego zasoby były o wiele słabsze, brakło mu sojuszników na zewnątrz kraju, a mimo to zwycięstwo przypadło królowi Francji. Niewątpliwie pomogły mu słabości rywali. Henrykowi II Plantagenetowi zatruły panowanie rebelie baronów, bunty żony i synów, kłopoty z Kościołem (m.in. głośna sprawa prymasa Becketa). Henryk, mimo swej przewagi nad królami Francji, nie był pozbawiony refleksu lojalności lennej: odstąpił od zdobywania Tuluzy, by nie walczyć ze swym seniorem, Ludwikiem VII, nie wyzyskał zamętu i intryg dworskich podczas małoletności Filipa Augusta. Po śmierci Henryka (1189) rywalizacje i konflikty w rodzie Plantagenetów nasilały się: Filip podsycał je i wyzyskiwał. Pomogły wreszcie Filipowi błędnorycerskie mrzonki Ry­ szarda Lwie Serce i fatalne błędy oraz zbrodnie Jana bez Ziemi, obciążonego chorobą umysłową. Tuż przed śmiercią Henryka Plantageneta Filip zawładnął zręcznie Owernią i ważnymi lennami w prowincji Berry: domena królewska umacniała się w ten sposób na południu. Udział Filipa Augusta w III krucjacie (1190) wspólnie z Ryszardem Lwie Serce nie osłabił antagoniz­ mu kapetyńsko-andegaweńskiego: podczas nieudanej wyprawy trwały ciągłe rywalizacje i spory między chytrym Filipem a megalomaóskim Ryszardem. Gdy Ryszard dostał się do niewoli cesarza Henryka VI, Filip August siał przeciw niemu intrygi w Normandii i Akwitanii. Ostatnie pięć lat życia Ryszarda wypełniły zbrojne konflikty, w których król Francji bynajmniej nie był górą. Toteż śmierć Ryszarda Lwie Serce (1199) była jednym z tych szczęśliwych przypadków, które wspomagały politykę kapetyńską. Dziedzicem imperium Plantagenetów był psychotyk Jan bez Ziemi. Niektórzy uważali go za opętanego przez diabła; inni sądzili, że choroba nie pozwala mu się powstrzymywać od aktów szaleństwa. Szansą dla króla Francji było rozbicie wewnętrz imperium andegaweńskiego: w Bre­ tanii, Anjou, Touraine, Maine silną pozycję mieli przeciwnicy Jana, pragnący widzieć na tronie jego bratanka, hrabiego Artura. Jednakże Jan zdołał się umocnić, wobec czego Filip August przyjął od niego wiosną 1200 r. hołd z francuskich posiadłości, zadowalając się wysoką opłatą hołdowniczą i cesją pewnych terytoriów (Evreux, Berry). Latem 1200 r. Jan niespodziewanie poślubił hrabiankę Angoulême, narzeczoną hrabiego Hugona z akwitańskiego rodu Lusignanów. Lusig­ nan przeciwstawił się Janowi, został przezeń pozbawiony swych ziem i apelował teraz do króla. Filip August skwapliwie skorzystał ze sposobności. Rozdmuchiwał przez dłuższy czas krzywdę, jaką Jan wyrządził jednemu z akwitańskich wielmożów; wreszcie wiosną 1202 r. skłonił baronów przebywających na królewskim dworze do zaaprobowania wyroku sądu lennego, na mocy którego francuskie lenna Jana zostały skonfiskowane i włączone do królewskiej domeny. Podstawą konfiskaty było stwierdzenie, że Plantageneci już od dawna nie wypełniali wobec króla Francji swych 80

obowiązków lennych. Aby jednak wyrok ten wykonać, trzeba było tery­ toria Jana okupować siłą. Filip liczył na poparcie zwolenników młodego Artura, nadal licznych w Bretanii, Anjou, Maine, Touraine, ale też w Akwitanii. Dla siebie pragnął przede wszystkim zająć Normandię: kraj zamożny, uporząd­ kowany, o kluczowym znaczeniu strategicznym. W lipcu 1202 r. hrabia Artur złożył Filipowi hołd z pozostałych ziem, należących we Francji do Jana. Jednakże już w sierpniu Artur wpadł w ręce Jana bez Ziemi; wiosną 1203 r. został zamordowany, podobno przez Jana osobiście. Dopiero po latach zbrodnia ta wyszła na jaw; Francuzi zaczęli wówczas szerzyć zręczną propagandowo wersję, wedle której sąd lenny dworu Francji skonfiskował posiadłości Jana bez Ziemi tytułem kary za zabójstwo hrabiego Artura. Wersja ta przyjęła się tak dalece, że jeszcze do końca XIX w. wierzyli w nią historycy. Dwie okoliczności ułatwiły wyrwanie z rąk Plantagenetów większej części ich francuskich posiadłości. Jan bez Ziemi, który po okresach gorączkowej aktywności popadał w kompletną apatię, nie podjął skute­ cznej obrony; jego bierność odwracała odeń nawet lojalnych wobec domu Plantagenetów francuskich baronów. Czwarta wyprawa krzyżowa także sprzyjała sprawie Filipa: pociągnęli na nią niektórzy panowie z ziem Plantagenetów, a także wasale francuskiej Korony, z którymi mogły być kłopoty. Latem 1204 r. Normandia była już całkowicie opanowana przez Filipa Augusta. Była to dla króla Jana katastrofa polityczna, ale także ekonomiczna (domena książęca była w Normandii niezwykle bogata i uporządkowana); była to wreszcie katastrofa strategi­ czna, bo utrata Normandii utrudniała królowi Anglii dostęp do posiadło­ ści na południu Francji. Wkrótce w ręku Filipa Augusta znalazły się Anjou, Maine i Touraine — ojcowizna Plantagenetów, a także dalej na południu Poitou i Saintonge. Ale tradycyjna nielojalność akwitańskich wielmożów sprawiła, że przez długie lata w Poitou trwały konflikty, zdrady, niesnaski; dopiero następcy Filipa, Ludwikowi VIII, udało się spacyfikować ten obszar. Sukces Filipa Augusta był jednak kolosalny. Domena królewska powiększyła się czterokrotnie, tworząc ogromny i zwarty masyw, a wasa­ le Plantagenetów stali się bezpośrednimi wasalami króla Francji. KOALICJA ANTYFRANCUSKA I BOUVINES

Rozejm 1206 r., chwiejny i nie dość wiernie przestrzegany, położył na razie kres konfliktowi Filipa Augusta z Janem bez Ziemi. Było oczywiste, że Jan zechce odzyskać straty terytorialne, a przede wszystkim wrócić do Normandii. Od czasów Wilhelma Zdobywcy wspólnota anglo-normandzka umacniała się; kanał La Manche nie oddzielał, ale łączył wyspę z Nor­ mandią, a po obu jego stronach związki rodzinne baronów, interesy ekono­ miczne, powiązania kulturalne i kościelne były bardzo ścisłe. Trwała nadal pogardliwa rezerwa wielu panów normandzkich wobec Francuzów i ich króla. Mógł też liczyć Jan na wielmożów z Anjou, kolebki Plantagenetów, a więcej jeszcze na przysłowiową zmienność baronów akwitańskich. 6 — Historia Francji

81

Agenci Jana gorliwie buntowali możnych w nowych nabytkach Filipa; król Francji z kolei głaskał możne rody tych ziem i próbował podburzać baronów w pozostałych jeszcze Janowi posiadłościach na południu. Obie strony rozglądały się też za sojusznikami. Jan bez Ziemi zdołał pozyskać dwóch baronów z francuskiej północy: Renalda hrabiego Boulogne oraz Portugalczyka hr. Ferranda, ożenione­ go z dziedziczką hrabstwa Flandrii. Flandria miała rozgałęzione powią­ zania z Anglią na tle produkcyjnych i handlowych interesów. W dodatku Filip August popełnił błąd: naraził się hrabiemu Ferrandowi. Nową szansę dojrzał wreszcie Jan bez Ziemi w Niemczech. Tu po śmierci cesarza Henryka VI rozdwojony wybór książąt padł na Otto­ na IV Brunszwickiego, który był wnukiem Henryka Plantageneta, oraz na Filipa z rodu Sztaufów. Papież Innocenty III popierał dyskretnie Ottona, Filip August sprzyjał Sztaufowi. Na tronie umocnił się Otto IV, ale wkrótce naraził się papieżowi. Teraz Innocenty III przeciwstawił Ottonowi Fryderyka Sztaufa, późniejszego cesarza Fryderyka II. Kan­ dydaturę tę poparł również Filip August: tak doszło do zbliżenia między królem Francji i papieżem, choć poprzednio ich stosunki były nader kwaśne. Wreszcie po 1209 r. doszło do ostrego napięcia w stosunkach kurii papieskiej z Janem bez Ziemi. Tak ukształtował się wspólny front papiestwa i Francji, a z drugiej strony — koalicja Jana bez Ziemi z Ottonem IV i hrabią Flandrii. Ale już w 1213 r. Jan bez Ziemi ska­ pitulował przed papieżem, uznał się za jego lennika i zakończył w ten sposób wyczerpującą wojnę z Kościołem. Na szczęście dla Filipa Augusta anglo-niemiecko-flandryjska koalicja nie była ani zbyt zwarta, ani zbyt energiczna. W pierwszych starciach (we Flandrii i na morzu, 1213) Filipowi się nie wiodło: latem 1214 r. alianci ruszyli do ataku z dwu stron. Jan bez Ziemi miał atakować od południowego zachodu, a Otto IV i Flamandowie — od północnego wschodu. Francuzi musieli podzielić swe siły. Pięciotysięczna armia, którą dowodził syn Filipa Augusta, Ludwik, zagrodziła drogę wojskom Jana: Anglik cofnął się niemal bez walki. Na północy armiami dowodzili Filip August i Otto IV. Władca Niemiec zamierzał iść na Paryż, ale niedaleko Lille dwunastotysięczna armia Filipa pobiła na głowę koalicję niemiecko-flandryjską pod Bouvines (27 VII 1214 r.). Wydaje się, iż ani Otto IV, ani Filip nie wykazali w tej bitwie wielkich talentów dowódczych. Po stronie francuskiej główną rolę odegrał wojow­ niczy biskup Senlis, Guerin, niezły strateg; sam Filip bił się dzielnie i o mało nie zginął. Ostatecznie wojska niemiecko-flandryjskie rzuciły się do ucieczki: początek jej dał książę Brabantu, być może przekupiony przez Filipa Augusta. Otto IV stracił w ogólnym popłochu cesarskie insygnia bojowe, hrabia Flandrii Ferrand dostał się do francuskiej niewoli. Następstwa bitwy pod Bouvines były dla wszystkich stron bardzo poważne. Jan bez Ziemi musiał pożegnać się z myślą o odzyskaniu strat terytorialnych; co więcej, stanął w obliczu buntu angielskich baronów. Zwycięstwo Francuzów było tedy prologiem wydarzeń, które przyniosły Wielką Kartę Wolności. Flandria znalazła się pod ścisłą kuratelą króla 82

Francji; jej hrabia musiał spędzić kilkanaście lat w paryskim więzieniu. W Niemczech bitwa pod Bouvines spowodowała klęskę Ottona IY w rywalizacji z Fryderykiem Sztaufem. Gdy Filip August przysyłał Fryderykowi zdobyte cesarskie insygnia, był w tym symbol wpływu Francji na losy niemieckiego konfliktu o tron. A nowy władca Niemiec pamiętał, co zawdzięcza francuskiemu sojusznikowi. Dla Francji wreszcie zwycięstwo nad koalicją stało się impulsem dumy narodowej, skupienia sił wokół króla, którego autorytet był teraz bez precedensu. Rywalizacja z Plantagenetami nie zakończyła się zresztą w 1214 r. Dalszym jej ciągiem był epizod angielski królewicza Ludwika (1216 — —1217). Gdy Jan bez Ziemi zaczął się wycofywać z koncesji udzielonych baronom w Wielkiej Karcie, wielmoże angielscy zaofiarowali tron Anglii synowi Filipa Augusta. Ludwik przeprawił się przez Kanał, usiłował skonsolidować swą pozycję, ale śmierć króla Jana zniweczyła jego szanse. SYTUACJA WEWNĘTRZNA

Achille Luchaire pisał, że Filip August „dał swojej dynastii trzy instrumenty rządzenia, których jej było brak: uległych urzędników, pieniądze i żołnierzy” . A więc najpierw funkcjonariusze dworscy: wielkie urzędy dworskie nie zawsze są obsadzane, nawet tak potrzebne, jak urząd kanclerza; nosicielami tych dygnitarstw są ludzie ze średniej arystokracji, związani blisko z monarchą. Ekipa administracyjna dworu składała się z drobnej szlachty, ale i mieszczan; nadal są to głównie ludzie pochodzący z najstarszej części królewskiej domeny — spod Paryża, Orleanu czy Senlis. Nowością było kształtowanie się grupy księży z dobrym przygotowaniem administracyjno-prawnym, oddanych ciałem i duszą władzy świeckiej mimo tonsury i sutanny. Nic u nich z modnego w XII w. mistycyzmu, niewiele teologii, za to namiętna pasja do polityki, administracji, finansów, budowania i organizowania. Nieprzypadkowo w 1219 r. papież Honoriusz III zakazał nauczania prawa świeckiego na uniwersytecie paryskim, który wyrósł ze szkoły biskupiej i miał się stać centralnym w Europie studium teologii. Nauka prawa była tu dla teologii potężną konkurentką wobec świetnych szans administracyjnej kariery. Obok stałej ekipy dworskiej pojawiają się nowi urzędnicy — bajliwowie {baillis), dla których wzorem były urzędy anglo-normandzkie. Początkowo był to urząd kontrolerów badających w imieniu króla zarząd monarszej domeny. Potem zaczęły się kształtować stałe okręgi urzędowania bajliwów; rodziła się tradycja urzędnicza pewnych rodzin, oddanych królowi i kom­ petentnych w administrowaniu. Zadaniem bajliwów stało się zreorganizo­ wanie zarządu nowych ziem poddanych władzy króla, unowocześnienie i egzekwowanie świadczeń, zapewnienie ładu publicznego. Nie wystarczało jednak stworzyć nową armaturę administracyjną; trzeba było nauczyć się nią manipulować. Inaczej należało posługiwać się urzędnikami opłacanymi i całkowicie od króla zależnymi niż starym systemem dygnitarstw, gdy król zdawał się na wierność urzędników. Ważnym warunkiem funkcjonowania aparatu staje się możliwie obszerna informacja. Przyłączenie nowych ziem do domeny skłania administrację 83

do ustalenia królewskiego stanu posiadania i obowiązków nowych bezpośrednich wasali Korony. Innym przykładem troski o informację jest pierwszy zarys państwowego budżetu, który się zachował dla lat 1202—1203. W tym budżecie Filip August dysponował kwotą prawie 200 tys. liwrów: a był to okres przed najważniejszymi nabytkami terytorialnymi. Później oczywiście dochody króla znacznie wzrosły. Pieniądze — to drugi instrument rządzenia. Różne świadczenia należne królowi zamieniane są chętnie na pieniądze. Dochody z domeny są poważne, ale w budżecie 1202—1203 r. nie pokrywały nawet czwartej części wydatków. Rozwój produkcji miejskiej i handlu pozwalał czerpać poważne dochody z miast: świadczyły one tradycyjną „pomoc” lenną, taksy od działalności ekonomicznej, udzielały królowi pożyczek nie zawsze zwracanych; osobne i wysokie sumy ściągane były od żydowskich kupców i bankierów. Zarazem mieszczanie zaczynali odgrywać ważną rolę w królewskiej administracji finansowej. A gdy Filip August ruszał na III krucjatę, to właśnie sześciu patrycjuszom paryskim powierzył strzeże­ nie monarszego skarbca. Sporą część dochodów monarszych ściąga się wreszcie od świeckich i duchownych wielmożów. Niemałą sumę przynosiły tradycyjnie pobiera­ ne przez króla wpływy z wakujących biskupstw: aby przedłużyć okres wakansu, król chętnie opóźniał wybór nowego biskupa. Po śmierci wasala Korony odnowienie stosunku lennego połączone było z opłatą {relief): przedtem często nieściągalne, teraz opłaty te są twardo egzek­ wowane, podobnie jak tradycyjna „pomoc” lenna w wypadku krucjaty, małżeństwa królewskiej córki lub pasowania królewskiego syna. Dopusz­ czono, by wielmoże (zwłaszcza duchowni) zastępowali wojskową służbę lenną opłatą w pieniądzach. To dowodzi, iż Filip August nie miał pełnego zaufania do systemu służby lennej. Pieniądze były potrzebne na rozbudowę zamków, ich zaopatrzenie i strzeżenie; na uzupełnienie niepewnego systemu służby lennej wojskiem zaciężnym. System zaciągu wojskowego był jeszcze prymitywny: oddziały zaciężne werbowano doraźnie i na krótko. Jednak i trzeci instrument rządzenia — wojsko — doskonalił się i umacniał. I oto okazało się, że król, mający wsparcie kleru i mieszczan, dysponujący pieniędzmi i żołnierzami, sprawnymi i oddanymi urzęd­ nikami, jest w stanie wyzyskać na swoją korzyść instytucje lenne. Rygorystyczne egzekwowanie obowiązków lennych dawało monarchii środki finansowe i siłę wojskową. Naruszenie lennej wierności było dla Filipa Augusta podstawą do bezlitosnych konfiskat. Sąd lenny dla wasali Korony działał na dworze sprawnie i aktywnie. Monopol wierności lennej dla króla Francji stał się postulatem szczególnie ważnym w Nor­ mandii, gdzie powiązania możnych z Anglią były tak silne: powiąza­ nia rodzinne, ekonomiczne, polityczne i kulturalne. Dwór francuski twardo przestrzegał zasady, iż wielcy właściciele normandzcy muszą opowiedzieć się jednoznacznie po stronie króla Francji. Ci, którzy pozostali w Anglii, mając tam większe dobra lub dochowując wiary Plantagenetom, tracili swe posiadłości w Normandii, przyłączane do królewskiej domeny. 84

Inna jeszcze zasada prawa lennego została wykorzystana do umoc­ nienia monarchii: Filip August włączał chętnie do domeny lenna wakują­ ce. A pojęcie lenna wakującego (bezdziedzicznego) było arbitralnie rozszerzane wbrew interesom bocznych krewnych spadkodawcy. I wreszcie lenny obowiązek rady uzyskiwał teraz nowy sens: w miarę wzrostu autorytetu monarchy udział biskupów i baronów w królewskiej radzie był przez nich ceniony. Dominująca rola króla w takim wielkim zgromadzeniu nie ulega dla nikogo wątpliwości, ale król ceni współpracę i dobrą radę społecznej elity. W czasach Filipa Augusta potężni wasale Korony nie są już zresztą ani tak liczni, ani tak wpływowi jak w XI czy w pierwszej połowie XII w. Jeszcze podczas małoletności Filipa prawdziwym potentatem był hrabia Flandrii, oscylujący zręcznie pomiędzy Francją, Niemcami i Anglią. Nieformalna protekcja Anglii dawała hrabiom Flandrii poczucie bez­ pieczeństwa w trudnym położeniu między królem Francji i cesarzem. Patriotyzm lokalny i duch niezależności były w miastach flandryjskich silnie rozwinięte. Hrabiowie Flandrii stopniowo powiększali obszar poddany swojej władzy; hrabia Filip sprawował opiekę nad małoletnim Filipem Augustem i w tej roli współdecydował o francuskiej polityce. Po jego śmierci (1191) nastąpiło jednak rozczłonkowanie hrabstwa: jego zachodnia część (Artois) weszła do monarszej domeny. Hrabia Bald­ win IX usiłował potem — w sojuszu z Ryszardem Lwie Serce — odzys­ kać Artois i nawet odniósł pewne sukcesy terytorialne. Ten sam Baldwin został w wyniku IV krucjaty łacińskim cesarzem Konstantynopola. Była to piękna kariera, ale tymczasem Flandria poniosła przygniatającą porażkę w wojnie 1214 r. Po Bouvines hrabia Ferrand znalazł się na wiele lat jako więzień w paryskim Luwrze; Filip August umocnił swój wpływ w hrabstwie. Hrabstwo Bretanii wraz z upadkiem imperium andegaweńskiego weszło w orbitę wpływów króla Francji: jako lenno Korony znalazło się pod władzą prawnuka króla Ludwika VI. Hrabstwo Szampanii zaj­ mowało ważną pozycję pomiędzy cesarstwem i samym sercem francuskiej domeny królewskiej. Jeszcze za czasów Ludwika VII tutejszy hrabia Henryk zmawiał się z Fryderykiem Barbarossą przeciw królowi Francji; brat Henryka Tybald, wysoki dostojnik dworu Francji, zawarł porozu­ mienie z królem Anglii i przez pewien czas prowadził podjazdową wojnę przeciw Ludwikowi VII. Ich siostra hrabianka Adela była żoną Lud­ wika VII i matką Filipa Augusta: podczas małoletności nowego króla dało to „partii szampańskiej” wielkie możliwości politycznego wpływu. Dopiero w 1201 r. Filip August odzyskał w Szampanii przewagę i egzekwował odtąd twardo swe zwierzchnie prawa. W księstwie Burgundii nadal rządziła młodsza linia kapetyńska. Nie było tu na ogół kłopotów z lojalnością książąt wobec Korony. Domena książęca była stosunkowo mniej rozległa, silne instytuty kościelne, zależne od króla, stwarzały tutaj ważny przyczółek monarszej władzy zwierzchniej. W zamożnym, kulturalnym hrabstwie Tuluzy, otwierającym drogę do Morza Śródziemnego, władza hrabiów rozszerzała się systematycznie od 85

X w. (m.in. o hrabstwo Rouergue, markizat Gocji, Agen). Kapetyngowie uzyskali tu pewne wpływy dopiero za Ludwika VII. Ale jeszcze do 1200 r. hrabiowie Tuluzy składali hołd Plantagenetom jako książętom Akwitanii. Oprócz tych pięciu wielkich lenn (Flandria, Bretania, Szampania, Burgundia i Tuluza) wymienić trzeba resztę posiadłości Jana bez Ziemi w Akwitanii — od Bordeaux, ważnego portu handlowego, po Pireneje (w XIII w. zwano ten obszar Gujenną). Ale po wyroku francuskiego sądu lennego z 1202 r. terytorium to nie uznawało już, choćby formalnie, lennego zwierzchnictwa francuskiego króla. W czasach Filipa Augusta istniało ponadto bardzo wiele pomniejszych baronii, nieraz bogatych i silnych, zależnych wprost od Korony. Potęga i autorytet monarchy przytłaczały jednak wszystkich. Kapetyńska hegemonia jest faktem dokonanym, żaden baron nie jest w stanie jej zagrozić ani nawet zakwestionować. HEREZJE XII WIEKU. KRUCJATA ALBIGEŃSKA

Sporadyczne poruszenia heretyckie XI w. wyrażały skomplikowane uczucia ludzi zrażonych moralnym zepsuciem i zeświecczeniem kleru, bogactwem Kościoła, gromadzonym z doskonale zorganizowanego wy­ zysku poddanych, rolą Kościoła jako podpory feudalnego systemu, odległego od ewangelicznych idei miłości bliźniego. Zakwestionowanie stanu Kościoła wieść więc mogło do odrzucenia porządku państwowego i całego społecznego ładu. Podobne motywy skłaniały wielu ludzi do szukania ucieczki od zepsutego świata. Pustelnicy (eremici) i całe wspólnoty eremickie z dumą nawiązywały do tradycji apostołów, do idei prostoty i dobrowolnego ubóstwa. Praktykowanie tych cnót można było pogodzić z posłuszeńst­ wem wobec kościelnej władzy, a i Kościół, acz cierpko, zdobywał się na aprobatę tych poczynań. Gorzej, gdy zwolennicy ubóstwa — miast separować się od świata — zaczynali zachęcać innych żarliwym, wędrow­ nym kaznodziejstwem. Wśród konfliktów między ubogimi kaznodziejami i Kościołem zdarzały się coraz częściej wypadki jawnego buntu, zerwania z kościelną hierarchią. Kościół niepokoił się, a swój niepokój narzucał także państwu. W XII w. wiele czynników sprzyjało postępom ruchów uznawanych za heretyckie. W pracowitych miastach niechęć budził pasożytniczy tryb życia księży i mnichów, a także konkurencja ekonomiczna klasztorów. Postęp handlu sprzyjał kolportażowi nowych idei, a wielkie skupiska ludzkie ułatwiały propagandę heretycką, która z miast rozlewała się na okolice wiejskie. Chłopscy poddani, krzywdzeni przez duchownych wielmożów, nie byli w stanie uzyskać protekcji i pomocy państwa. Gdy poddani paryskiej kapituły katedralnej zdołali dotrzeć ze skar­ gami do Filipa Augusta, król im odrzekł: „Przekleństwo kapitule, jeśli nie ciśnie was do latryny” . Protest upośledzonych przeciw aliansowi Kościoła i władzy świeckiej stanowił ważny składnik poruszeń heretyc­ kich XII w. 86

Ale ogólny postęp kultury duchowej także im sprzyjał. Po prostu razić już zaczynała prymitywna, sformalizowana religijność, wsparta kultem relikwii, mechanicznym rytuałem, zewnętrzną pobożnością. Silne podówczas nurty subiektywizmu stawiały znak zapytania nad takim typem kultury religijnej. Zaczęto przypuszczać, że zbawienie zależy nie od zewnętrznych gestów i obrzędów, ale od intensywnej i czystej wiary, dyktującej całe postępowanie ludzkie. To by jeszcze dało się zmieścić w granicach kościelnej ortodoksji; ale łączyło się z tym wyobrażenie, iż władzę (duchowną, ale może też i świecką) daje tylko osobista zasługa {meritum), a nie piastowany urząd {officium). Takie poglądy musiały niepokoić tak Kościół, jak i państwo. Wśród apostołów moralności stosowanej wielką popularność w dwunastowiecznej Francji zdobył Piotr Waldo. Był to bogaty kupiec z Lyonu, pozostającego jeszcze poza granicami królestwa Francji. W 1176 r. zdecydował się on pójść za przykazaniem, które Chrystus dał amatorom doskonałości moralnej: „Idź, sprzedaj, co masz, i rozdaj ubogim” . To przykład moralnego niepokoju niektórych zamożnych mieszczan, niepewnych godziwości swych ekonomicznych zatrudnień. Co prawda większość skrupulatów usiłowała dokonać zadośćuczynienia w testamencie, a nie, jak Waldo, za życia. Zwolennicy nauk Piotra Waldo, waldensi, rośli w siłę; skupiali się w Arelacie, Francji, we Włoszech. Są w tym ruchu charakterystyczne cechy późniejszej reformacji. A więc najpierw kult Pisma św., które Waldo chciał udostępnić masom, postarał się tedy o przekład tekstów biblijnych na język rodzimy. Następnie ostra krytyka papiestwa i hierar­ chii za bogactwo i zeświecczenie; uznanie, iż cnota, a nie urząd daje duchowną władzę. Ale właśnie dlatego, że decyduje cnota, wielu waldensów nie odmawiało przyjmowania sakramentów z rąk „dobrych” ducho­ wnych rzymskiego Kościoła. Wyrzeczenie się własności, przysiąg, potę­ pienie okrutnych sądów, ascetyczne zasady życia — wszystko to było zakwestionowaniem feudalnego porządku i feudalnych obyczajów. Jed­ nak w swej ideowej warstwie ruch waldensów był chrześcijański; trudniej to powiedzieć o południowofrancuskim kataryzmie. Atmosfera francuskiego południa sprzyjała szerzeniu się ruchu katarskiego. Tradycja swobodniejszych niż na północy obyczajów szła tu w parze z pewną tolerancją religijną. Kronikarz Wilhelm de Puylaurens pisał, iż na zarzuty tolerancji względem heretyków pewien rycerz odrzekł biskupowi Tuluzy, że nie mogą katarów wypędzać: „wychowaliśmy się razem z nimi, mamy wśród nich krewnych i widzimy, że żyją uczciwie” . Co więcej, także hrabiowie Tuluzy dopuszczali, by katarzy działali w ich kraju; również wobec Żydów byli nader tolerancyjni. Kontrastowało to z polityką Kapetyngów, która była tradycyjnie ortodoksyjna i nietolerancyjna. Filip August kazał palić na stosach zwolenników herezji, bluźnierców zaś wrzucać do wody. Prześladowano też Żydów. Gdy uczeni humaniści XII i XIII w. urządzali dyskusje teologiczne z udziałem rabinów, a nawet konsultowali się z nimi w kwestiach egzegezy biblijnej, Ludwik IX mawiał, iż Żydom kwestionującym wiarę chrześcijańską należałoby wbijać miecz w brzuch aż po rękojeść. 87

Kataryzm był w istocie zakwestionowaniem doktryny chrześcijańs­ kiej, choć posługiwał się jej terminologią i symboliką. W klimacie tolerancji tuluskiej zdobywał powodzenie wśród różnych klas społecz­ nych: związki z nim miały m.in. niektóre wielkie rody (dom de Foix) i sfery zamożnego kupiectwa. Dostrzegano w kataryzmie oczyszczone, atrakcyjne moralnie chrześcijaństwo. Jednakże jego powodzenie miało i pozareligijne przyczyny: antyklerykalizm szlachecki i mieszczański, nadzieje na sekularyzację dóbr kościelnych, wśród ludu zaś — na zmianę społeczną. Zwraca uwagę poważna rola kleru katolickiego, zwracającego się ku kataryzmowi. Nie oznacza to, iż kataryzm zdobył większość. Krucjata przeciw katarom była w istocie atakiem na kraj w większości katolicki, któremu za zbrodnię przypisano tolerancję wobec herezji. Ze starych tradycji wschodnich nurtów, manicheizmu i paulicjanizmu, przy inspiracjach bałkańskich (bułgarski bogomilizm) katarzy prze­ jęli skrajnie dualistyczny pogląd na świat (dwie sfery: duchowa i material­ na, jako dzieło dwóch stwórców, dobrego i złego). Dualizm katarów wyraził się też w tezie o istnieniu dwóch kościołów: Chrystusowego i rzymskiego, przy czym w tym drugim zbawienie jest zupełnie niemoż­ liwe. Instytucje organizujące doczesność — własność, wojny, krucjaty, przysięgi, sądy — zostały totalnie odrzucone. Można się zastanawiać, dlaczego upowszechnienie takiego poglądu nie doprowadziło do roz­ kładu społecznej dyscypliny, a także dlaczego ascetyczne potępienie doczesnego życia ogarnęło ludzi południa, skłonnych raczej do radości życia i swobody obyczaju. Rzecz w tym, że rygorystyczne przyjęcie konsekwencji tego poglądu na świat obowiązywało jedynie garstkę „doskonałych”, którzy przyjęli swego rodzaju sakrament, zwany consolamentum. Ta grupa katarów żyła w ubóstwie i surowej ascezie, przestrzegając czystości i ścisłych postów, wyrzekając się zabijania wszelakich stworzeń, żarliwie praktykując ewangeliczną miłość bliźniego. Żywy przykład „doskonałych” przyciągał do kataryzmu zwykłych wy­ znawców, „wierzących” . Ci podziwiali prostotę nowej wiary, pobożność „doskonałych” oraz ich żarliwość w cnocie; sami jednak odkładali consolamentum do ostatniej chwili przed śmiercią. Kościół francuski i kuria papieska były zatrwożone sukcesami katarów, a także oburzone tolerancją hrabiów Tuluzy i wielu katolików współżyjących z heretykami. „Zaraza” przekroczyła granice hrabstwa Tuluzy, ogarniała niektóre ziemie cesarskie, a przede wszystkim Prowan­ sję, którą hrabiowie Tuluzy dzierżyli wówczas jako lenno od cesarza. Papież Innocenty III próbował uśmierzyć kataryzm rękami władzy świeckiej: naciskał na hrabiego Tuluzy Rajmunda VI, ale ten nie chciał tępić heretyków; wywierał presję na Filipa Augusta, ale król Francji, zaabsorbowany walką z Janem bez Ziemi, nie zamierzał trwonić sił w konflikcie z południem. Innocenty III przyjął tedy ofertę hiszpańską, by nawracać katarów przy pomocy wędrownych kaznodziejów, ubogich i o wzorowej moralności. Próby takich działań, podjęte w początku XIII w. przez hiszpańskiego kanoniką Domingo Guzmana (św. Domini­ ka), dały początek potężnemu zakonowi dominikańskiemu, nie wpłynęły jednak na sytuację religijną w południowej Francji. Kuria papieska 88

zdecydowała się tedy na rozprawę zbrojną. Pretekstem do wyprawy krzyżowej przeciw katarom, czyli albigensom (nazwanym tak od miasta Albi, które stanowiło jedną z ich stolic), stało się zabicie w 1208 r. papieskiego legata. Od tego momentu zaczyna się historia straszliwych walk i masakr ludności południowej Francji. Był to, jak pisał Auguste Longnon, „pod pretekstem religii podjęty atak Francji północnej przeciw Francji południa” : niechęć północy do tradycji, sposobu życia, kultury i obyczaju południa sprzyjała hasłom krucjaty. Rezultatem tej wojny domowej była zaś „spoliacja szlachty południowej przez północną” (J. Guiraud). Okrucieństwo tych represji wobec heretyków było potworne. Nawet papież Innocenty III potępił ekscesy krzyżowców. Król Filip August zachował neutralność i niechętnie przyjmował wiadomości o wyczynach swoich poddanych na południu. Na czele krucjaty stanął drobny szlachcic z Ile-de-France, Simon de Montfort-l’Amaury. Papież go wyraźnie nie lubił: subtelny polityk, umiejący zachować pozory, Innocenty III nie gustował w prymitywnym fanatyzmie Montforta. Także Filip August nie był zachwycony, widząc, jak na południu tworzy się pod władzą Montforta nowe księstwo, dynamiczne, przyciągające awanturników z całego kraju. Na soborze laterańskim (1215) uznano bowiem ziemie zdobyte na hrabim Tuluzy, Rajmundzie VI, za lenno Montforta, którego hołd wasalny Filip August przyjął, acz niechętnie (1216). Początkowe sukcesy krucjaty, okupione masakrą tysięcy ludzi, budzi­ ły entuzjazm wielu panów duchownych i świeckich. Propaganda kościel­ na przedstawiała te mordy jako rezultat nadzwyczajnego męstwa krzyżo­ wców i owoc Bożej protekcji nad nimi. Natomiast w hrabstwie Tuluzy okrucieństwa najedźców wzbudzały gorącą nienawiść do „Francuzów” ; wielu katolików udzielało lojalnego poparcia wyklętemu hrabiemu Raj­ mundowi VI w konflikcie z krzyżowcami. Stopniowo rozmach krucjaty słabł. Na czele oporu stanął Rajmund VII, syn ekskomunikowanego hrabiego: Tuluza obroniła się przed nowymi atakami Montforta. W 1218 r. Simon de Montfort zginął, a jego syn Amalryk nie odznaczał się cechami wodza i polityka. W obliczu tuluskiej kontrofensywy Filip August zgodził się na udział swego syna Ludwika w kolejnej wyprawie. Znów masakrowano mężczyzn, kobiety i dzieci (Wilhelm le Breton podaje liczbę 5000 zabitych), ale opór Rajmunda VII nie został złamany. Dopiero po śmierci Filipa Augusta zadany został katarom cios decydujący, tym razem bowiem kuria papieska zdołała pozyskać dla sprawy nowego króla Francji, Ludwika VIII. Papież uspokoił króla, że podczas „wojny świętej” nie zagrozi mu najazd angielskiego Hen­ ryka III. Jednocześnie Amalryk de Montfort scedował swe prawa Lud­ wikowi VIII. W 1226 r. Rajmund VII został wyklęty, a jego ziemie miały przypaść Koronie francuskiej. Król usankcjonował wprowadzony przez krzyżowców Montforta zwyczaj palenia heretyków na stosie. Zarówno autorytet królewski, jak groźba represji nadwątliły ducha oporu w hrabstwie Tuluzy. Wielu baronów poddało się Ludwikowi bez walki; akcja wojsk królewskich była skuteczna. Działały one nie tylko na 89

terytorium Rajmunda zależnym od króla Francji, ale także tam, gdzie Rajmund VII był lennikiem cesarza (w Prowansji). Podczas wyprawy, jesienią 1226 r. zmarł Ludwik VIII, jednakże działania wojenne prowa­ dzone były dalej w imieniu małoletniego Ludwika IX. W 1229 r. traktat paryski dokonał podziału posiadłości Rajmunda: ogromna ich część została włączona do królewskiej domeny. Ustalono zarazem, że córka Rajmunda poślubi jednego z braci króla Ludwika IX i że w braku innych potomków hrabiego Tuluzy reszta jego posiadłości przypadnie w spadku Kapetyngom. Bezlitosna rozprawa z albigensami utrwaliła zatem Kapetyngów na południu, dała im władzę w kraju zwanym później Langwedocją i otworzyła wyjście na Morze Śródziemne. I po pokoju paryskim z 1229 r. trwało prześladowanie katarów tam, gdzie przetrwali. Hrabia Rajmund, praktycznie ubezwłasnowolniony, musiał aprobować te persekucje. Ludwik IX gorliwie popierał inkwizycję, która metodami tortur i tajnych procesów tępiła we Francji wszelkie przejawy herezji. Wkrótce po ustanowieniu inkwizycji (1233) rozwinęła ona gorączkową działalność na obszarze całego królestwa. Dominikańs­ cy inkwizytorzy protegowani byli przez królewską straż i opłacani z królewskiej szkatuły. W ogniu tych represji kataryzm, wnoszący tak oryginalne treści do kultury religijnej średniowiecza, zanikł w początkach XIV w. Klęska domu tuluskiego i konfiskaty majątków szlacheckich na południu wzbogaciły Koronę i północnofrancuską szlachtę. Królowie objęli wielki i ważny strategicznie kraj, ale wyludniony, zdewastowany i wrogi. Implantacja północnofrancuskich panów i paryskich norm zwyczajo­ wych w Langwedocji nie przełamała zresztą wszystkich odrębności tej ziemi. Krucjata albigeńska była nie tylko przyczyną zniszczeń, napięć społecznych, zubożenia kultury religijnej. Był to też cios dla bogatego języka oksytańskiego (langue d ’oc) z jego świetną tradycją trubadurską. Jednak jeszcze przez cały wiek XIII poezja oksytańska wyrażać będzie wierność patriotyzmowi tuluskiemu i protestować przeciw brutalności najeźdźców, stosom, hipokryzji Kościoła. Czynią to nawet skądinąd gorliwi katolicy, jak Pèire Cardenal, trubadur z Puy. ŚMIERĆ LUDWIKA VIII I REGENCJA

Wracając z kampanii przeciw albigensom, Ludwik VIII zmarł na febrę w listopadzie 1226 r. Pozostawił sześciu synów i żonę, Blankę Kastylską. Najstarszy syn królewski, Ludwik IX, miał dopiero lat 12, toteż regencję objęła Blanka. Przez 9 lat, aż do odwlekanej długo pełnoletności Ludwika IX, Francja rządzona była przez królową wdowę: jeszcze jeden dowód nowej pozycji społecznej kobiet. Ponadto pod niewątpliwym wpływem Blanki w testamencie z 1225 r. Ludwik VIII przeznaczył trzem spośród młodszych synów apanaże, których łączny rozmiar stanowił trzecią część królewskiej domeny. W XI i XII w. nie było tego zwyczaju. Raz tylko król Henryk I musiał oddać księstwo Burgundii swemu młodszemu bratu. Nadania królewskie 90

dla młodszych synów, jeśli w ogóle były, to niewielkie; monarchowie woleli szukać dla juniorów ożenku z bogatym posagiem. Ludwik IX, sumienie skrupulatne, aż nadto gorliwie wykonał ojcowską wolę, prze­ kazując apanaże braciom, gdy kolejno osiągali pełnoletność. Nadto gorliwie, bo po śmierci brata Jana przeznaczony dlań apanaż (Anjou i Maine) przekazał innemu bratu, Karolowi, który miał zostać du­ chownym. Robert dostał Artois, Alfons — Poitou, Saintonge i Owernię. Król zachował zresztą istotny wpływ w terytoriach apanażowych, a jego bracia — wierność sprawie jedności Francji. Jednakże insty­ tucja apanaży była niebezpieczna dla idei monarchicznej i politycznie ryzykowna. Regencja Blanki Kastylskiej nie była łatwym zadaniem: francuscy baronowie zdradzali ochotę wyzyskania rządu kobiety i cudzoziemki dla odzyskania utraconej potęgi. Podczas koronacji 12-letniego Ludwika najważniejsi baronowie świecili nieobecnością. W pierwszych latach regencji królowa wdowa musiała groźbą siły i dyplomacją rozładować konspiracje wielmożów, na szczęście niespójne i nie dość zdecydowane. Blanka wykazała bez wątpienia dużą zręczność w stosunkach z baro­ nami. Monarchia cieszyła się też poparciem szerszych środowisk: miesz­ czaństwa i drobnej szlachty, zwłaszcza w Ile-de-France. Nastroje te ujawniają się w tzw. epizodzie z Montlhćry: trzynastoletni Ludwik IX, zagrożony jakoby konspiracją baronów pragnących pojmać króla, zamy­ ka się w tamtejszym zamku i zostaje triumfalnie odprowadzony do stolicy przez paryską milicję miejską, mieszczan i rycerstwo. Szczególnie niebezpieczny dla Korony był prawnuk Ludwika VII, Piotr Mauclerc, rządzący Bretanią. Złożył on hołd z Bretanii angiels­ kiemu Henrykowi III i tworzył koalicje baronów przeciw Ludwikowi IX i Blance. Już pod koniec okresu regencji Ludwik IX zmusił go do uległości: odtąd Bretania była posłuszna królowi. Energia, z jaką Ludwik. IX tłumił buntownicze nastroje baronów, wynikała z jego wysokiego wyobrażenia o roli władcy, Bożego namiestnika na ziemi. Prawa króla, od Boga dane, są nietykalne: należy ich bronić przed uzurpacjami i buntami krnąbrnych baronów oraz wygórowanymi ambic­ jami kleru. Królowa Blanka wychowała Ludwika IX w wielkiej pobożności, gwałcąc jego wybuchowy temperament, ucząc uprzejmości i dyplomatyzowania; ale przede wszystkim przepoiła syna wyniosłym wyobrażeniem o powadze królewskiego urzędu. Powagi tej Ludwik IX bronił skutecznie także przed roszczeniami najbliższej rodziny: przed politycznymi ambic­ jami żony, Małgorzaty Prowansalskiej, i braci z brutalnym Karolem Andegaweńskim na czele. Surowe obyczaje, pobożność i mnisi strój króla dały mu przezwisko Braciszka Ludwika {frater Ludovicus). Późniejsze pokolenia otoczyły postać świątobliwego monarchy legendą i sympatią: w dużej mierze zawierzając opowieściom pana de Joinville, szampańs­ kiego szlachcica, który przez długie lata obracał się w otoczeniu królewskim. Czy jednak przedstawiona z talentem przez Joinville’a dobroduszność i wesoła świętość Ludwika IX, jego skrupulatność moralna i asceza dają istotnie wierny obraz tej postaci? Wspomnienia swe 91

dyktował Joinville w 35 lat po śmierci króla, jako sędziwy starzec. Przez 30 lat anegdoty o królu-świętym powtarzał w zamkach i szlacheckich dworach: można podejrzewać, że obraz Ludwika ułożył mu się z czasem w zbiór upiększonych stereotypów. Zresztą bardzo sugestywnych. Nie ulega natomiast wątpliwości, że Ludwik zdobył sobie znaczny autorytet. Nie był najlepszym politykiem, poniósł wiele klęsk militar­ nych. A jednak właśnie za jego rządów (1226 —1270) Francja uzyskała nareszcie miejsce w loży wielkiego teatru europejskiej polityki. MIĘDZYNARODOWA ROLA FRANCJI

Dwa świadectwa z czasów Ludwika IX. Kronikarz dziejów Anglii Mateusz Paris pisał, że francuski monarcha to król ziemskich królów. Chan mongolski (wedle świadectwa Wilhelma z Ruysbroecke) sprzeciwił się opinii chrześcijańskiego misjonarza, jakoby najpotężniejszym władcą Zachodu był cesarz: „To błąd, jest nim król Francji” . Cesarz rzymsko-niemiecki, najwyższy godnością na Zachodzie, nie był istotnie władcą najpotężniejszym. Otto IV, pobity przez Filipa Augusta pod Bouvines, umarł w zapomnieniu. Jego następca, Fryde­ ryk II, uwikłał się w beznadziejny spór z kurią papieską i godzić się musiał na wyprzedaż praw monarszych, zagarnianych przez zachłanne niemieckie księstwa świeckie i duchowne. Papież Innocenty IV zdołał przeprowadzić na soborze liońskim (1245) wyrok detronizacji Fryderyka; cesarz utrzymał się wprawdzie przy władzy, ale ostatnie lata wypełniła mu dramatyczna walka z papieżem i jego świeckimi sojusznikami. Po śmierci Fryderyka II (1250) w Niemczech zapanowało wielkie bez­ królewie. W Anglii król Henryk III trwonił autorytet Korony niedołężną polityką; w konfliktach wewnętrznych i trudnościach zagranicznych zwracał się nieustannie do papieża, swego protektora. W 1258 r. bunt angielskich baronów spowoduje ubezwłasnowolnienie Henryka i rządy możnowładczego komitetu; z dziewięcioletniego kryzysu monarchia an­ gielska wyszła bez środków materialnych i autorytetu. Za Pirenejami powoli dopiero rosła potęga Kastylii i Aragonu; na Wschodzie cesarstwo bizantyńskie podnosiło się zaledwie z katastrofy IV krucjaty. Kuria papieska wyczerpywała swe siły w konfliktach z cesarstwem, a po śmierci Klemensa IV zapanował w niej potężny zamęt. W tej sytuacji król Francji stał się pierwszoplanową postacią na politycznej scenie. Tradycyjny sojusz Kapetyngów z Kościołem nie oznaczał bynajmniej uległości wobec coraz ambitniejszej kurii papieskiej. Stosunki Filipa Augusta z papieżem Innocentym III, protektorem Jana bez Ziemi, były nader letnie. Ludwik IX, pełen respektu dla duchownej władzy papieża, nie ukrywał niechęci do papieskich ambicji politycznych; potępiał chciwość kurii, pompę papieskiego dworu; zachowywał zręcznie równowagę w rozjątrzonym konflikcie papiestwa z Fryderykiem II. Zagrożony w Rzymie przez cesarza i jego stronników, Innocenty IV przeniósł się do Lyonu, w sferę francuskiego wpływu. Był jednak taki moment, że Francuzi grozili wymówieniem liońskiej gościny, jeżeli papież nie pogodzi się szybko z Fryderykiem II. 92

Innocenty IY mawiał podobno, że po zwycięstwie nad smokiem (cesarzem) wypadnie zdeptać małe węże (królów Francji i Aragonu). Jednakże konflikt z cesarstwem wyczerpał papiestwo. A następcy In­ nocentego IV, Urban IV i Klemens IV, byli Francuzami. Teraz stosunki Ludwika IX z kurią były na ogół dobre, bo też francuscy papieże nie żywili ambicji „zdeptania” francuskiego „węża” . Niemniej znamienne są stosunki Francji z cesarstwem. Doktryna 0 cesarzu jako władcy świata i zwierzchniku królów rozwinęła się w otoczeniu dwu cesarzy drugiej połowy XII w.: Fryderyka Barbarossy 1 Henryka VI. Ale we Francji już wkrótce po odnowieniu zachodniego cesarstwa przez Ottona I (962) pojawiło się mocne przeświadczenie 0 równorzędności cesarstwa i francuskiego królestwa. Trwało ono jako niezmienny składnik francuskiej tradycji politycznej, wspieranej legendą Karola Wielkiego, poprzednika królów Francji. Cesarscy dworacy i północnowłoscy profesorowie prawa mogli sobie wypisywać pisma propa­ gandowe, wiersze i uczone traktaty o cesarzu-zwierzchniku królów; Francuzi nie mieli cienia wątpliwości, że Francja jest wyjęta spod cesarskiej jurysdykcji, a król Francji jest „cesarzem w swoim królestwie”. Sytuacja polityczna Niemiec i ich władców zmieniła się zresztą po śmierci ambitnego Henryka VI. Otto IV poniósł klęskę pod Bouvines. Jego następca, Fryderyk II, zawdzięczał tron m.in. temu zwycięstwu Filipa Augusta. Co więcej, Fryderyk II o tym pamiętał. Wyklinany 1detronizowany przez papiestwo, potrzebował przychylności króla Fran­ cji i zabiegał o nią. Ludwik IX nie dał się uwieść papieskimi propozyc­ jami, by korona cesarska Fryderyka II spoczęła na głowie Kapetynga, królewskiego brata, Roberta hr. Artois. I dopiero po wielu wahaniach Ludwik zgodził się, by inny jego brat, Karol Andegaweński, objął południowowłoską część spadku po zmarłym Fryderyku II: królestwo sycylijskie. Królestwo Sycylii, obejmujące zarówno samą wyspę, jak i połu­ dniową część włoskiego buta z Neapolem, było w pewnym sensie tworem francuskim. W XI i XII w. wśród panującego chaosu nową i silną formację polityczną stworzyli tu po wielu perypetiach potomkowie Tankreda z Hauteville wraz z grupą francuskich Normandów. Dynastia normandzka Hautevillôw (po włosku: Altavilla) rządziła krajem do schyłku XII w.; potem królestwo sycylijskie zagarnął cesarz Henryk VI Sztauf (ojciec Fryderyka II). Altavillowie i Sztaufowie przekształcili to państwo — konglomerat etniczny i kulturalny tradycji rzymskich, arabskich, longobardzkich, bizantyńskich i francusko-normandzkich — w zwartą, dobrze zorganizowaną strukturę polityczną. Gdy Fryderyk II znalazł się w ostrym konflikcie z papiestwem, kuria rzymska poczuła się śmiertelnie zagrożona, gdyż Państwo Kościelne zostało wzięte w dwa ognie. Od północy posiadłości cesarskie, od południa władza Sztaufa w królestwie Sycylii: w tym układzie władza papieży mogła ulec zmiażdżeniu. Toteż po śmierci Fryderyka II papieże (Innocenty IV, Urban IV) zdecydowali się odebrać Sycylię sztaufijskim dziedzicom Fryderyka II i osadzić tam władcę przyjaznego. Rozważano różne kandydatury; 93

wybór padł ostatecznie na Karola Andegaweńskiego. Ten ambitny brat Ludwika IX prócz apanażu w Anjou i Maine miał władzę w Prowansji, stanowiącej posag jego żony Beatrycze; rozszerzył też swój wpływ na niektóre miasta północnowłoskie. Niemniej siły Karola nie wystarczały, by wyrwać Sycylię z rąk ostatnich Sztaufów; zresztą autorytet Ludwika IX był tak wielki, że bez jego zgody Karol nie podjąłby się sycylijskiej wyprawy. Ludwik wahał się; Karol i papież zdołali go przekonać argumentem o roli Sycylii jako bazy dla przyszłej krucjaty. Na mocy układu Karola z papieżem Urbanem IV (1264), z wojskową i finansową pomocą Ludwika IX — Karol z grupą panów francuskich opanował Sycylię. Kazał stracić ostatniego ze Sztaufów, jeszcze chłopca, Konradyna, i stworzył w królestwie sycylijskim system polityczny oparty na przemocy i przywilejach francuskich przybyszów. Ekspedycja sycylijska Karola Anjou rozszerzyła francuski wpływ w basenie śródziemnomorskim. Ludwik IX uporządkował też stosunki Francji z rosnącym w siły królestwem Aragonu. Królowie aragońscy zgłaszali roszczenia do spadku po wygasłym w 1249 r. domu hrabiows­ kim Tuluzy; ale ów langwedocki spadek był cenną zdobyczą Kapetyngów. Toteż aragońskim pretensjom Ludwik IX przeciwstawił prawa królów Francji do dawnej marchii barcelońskiej i hrabstwa Roussillon. Traktat w Corbeil (1258) między Ludwikiem IX i Jakubem Aragońskim zawierał wzajemne zrzeczenie się tych roszczeń. Małżeństwa dzieci Ludwika IX z dynastami Aragonu i Kastylii umocniły dobre stosunki Francji z tymi państwami. Także na froncie angielskim Ludwik IX zmierzał do uregulowań pokojowych. Gdy baronowie akwitańscy z Hugonem hr. Lusignan na czele zbuntowali się w porozumieniu z angielskim Henrykiem III, reakcja Ludwika była zdecydowana i ostra. Król Francji pobił angielskie wojska (bitwy pod Taillebourg i Saintes), zburzył zamki buntowników, złamał koalicję Anglików i akwitańskich wichrzycieli (1242 —1243). Była to nauczka dla baronów, że pobożny i pokorny król, umartwiający się i myjący nogi ubogim starcom, nie jest bynajmniej kukłą na tronie. Ludwik IX skłonny był jednak do istotnych ustępstw dla utrwalenia pokoju. Traktat paryski z Anglikami (1258) przyniósł Henrykowi III spore zyski terytorialne: Ludwik restytuował angielskiemu władcy kilka dawnych posiadłości Plantagenetów (Périgord, Limousin) i dał mu niewielką część spadku po domu tuluskim. W zamian Henryk III złożył Ludwikowi hołd ze swych francuskich posiadłości. Księstwo Gujenny i nowe nabytki Anglika wróciły pod lenną zwierzchność francuskiego króla. Tym też argumentem usprawiedliwiał swe terytorialne ustępstwa Ludwik IX, gdy francuscy baronowie krytykowali ów układ pokojowy z Anglią. Decyzję Ludwika usprawiedliwia może doświadczenie, iż rygorystycznie egzekwowany stosunek lenny daje królewskiemu senioro­ wi niebłahe korzyści. Ale ponowne sprowadzenie króla angielskiego do roli wasala królów Francji kryło w sobie zalążki przyszłych zadrażnień i konfliktów. Gdy w Anglii wybuchły konflikty króla z baronami, obie strony zgodziły się w pewnym momencie (1264) na arbitraż francuskiego króla. 94

Ludwik wyrokiem z Amiens potępił roszczenia baronów i ograniczenie władzy angielskiego monarchy. I znów można znaleźć usprawiedliwienie tej decyzji w wysokim wyobrażeniu Ludwika o prawach królów, od Boga danych. Ale wyrok z Amiens był politycznym błędem: interesom francus­ kim odpowiadało dalsze osłabianie Plantagenetów. To angielscy królo­ wie, a nie angielscy baronowie byli dla Francji niebezpieczni. WYPRAWY KRZYŻOWE LUDWIKA IX

O ile panowie francuscy już od początku z zapałem angażowali się w ruchu krzyżowym, o tyle królowie uczestniczyli tylko dwa razy (Ludwik VII, Filip August), bez nadmiernego zapału i krótko. Zawsze też król był w towarzystwie innych monarchów, z reguły bardziej zaangażowanych, jak Fryderyk Barbarossa i Ryszard Lwie Serce. Teraz przygasającą ideę krzyżową odnowił Ludwik IX, z własnej inicjatywy i własnymi siłami, jako jedyna „tarcza Kościoła” . Paradoksalnie, papież był nader umiarkowany w entuzjazmie dla tego pobożnego dzieła. Papieże woleliby pozyskać siłę Francji dla krucjaty przeciw „bezboż­ nikowi” Fryderykowi IL I znów paradoks: to właśnie ów „ateusz” Fryderyk II Sztauf zdołał częściowo odrobić straty poniesione przez krzyżowców w XII w. Wyzyskując swe dobre stosunki ze światem arabskim, a przede wszystkim z sułtanem Egiptu El-Kamilem, Fryderyk II w drodze pokojowej odzyskał dla chrześcijańskiej władzy Jerozolimę, Betlejem, Nazaret. Sukcesy te (1228 —1229) bardzo nie przypadły do smaku kurii papieskiej. Później Jerozolima wpadła w ręce Turków (1244), co było bezpośred­ nim impulsem idei krzyżowej Ludwika IX. Jego pierwsza krucjata trwała 6 lat (1248 —1254); w tej szaleńczej wyprawie Ludwik IX dał dowody odwagi i charakteru kontrastujące z brakiem politycznego i strategicz­ nego rozsądku. Po pierwszym sukcesie, zdobyciu Damietty, król zwlekał z dalszym rozwijaniem powodzenia; błędem była decyzja atakowania silnie bronionego Kairu, a nie Aleksandrii; błędem był wariacki atak królewskiego brata Roberta d’Artois na twierdzę Mansurah z małym oddziałem, w rezultacie całkowicie wytępionym. W bitwie o Kair Francuzi wykazali sporo odwagi („o tym dniu mówić jeszcze będziemy na pokojach dam” — rzekł w najgorętszej walce hrabia Soissons do Joinville’a). Ale wyniszczona chorobami, źle dowodzona armia francuska poniosła katastrofalną klęskę. Król i jego wojsko znaleźli się w niewoli. Ciężko chory Ludwik jako jeniec wrogów zachował się dzielnie; uwol­ nienie swoje i swoich ludzi musiał jednak opłacić zwrotem Damietty i kolosalnym okupem, który zostawił dotkliwą dziurę w skarbie. Wbrew presjom królowej matki Blanki, sprawującej we Francji re­ gencję, a także wbrew jednomyślnej radzie baronów Ludwik IX posta­ nowił kontynuować krucjatę. Okopał się w Syrii, należącej jeszcze do krzy­ żowców, fortyfikował się tu i rozglądał za sojusznikami (m.in. rokował z chanem mongolskim w naiwnej wierze, iż uda się go nawrócić na chrystianizm). Nie wrócił do Francji nawet po śmierci regentki Blanki (1252). Dopiero w 1254 r. król uznał, iż nie ma sensu kontynuować wyprawy. 95

Ale myśl o powrocie na Bliski Wschód zachował; zajęcie Sycylii przez Karola Anjou zdawało się ułatwiać nową ekspedycję. Z drugiej strony kruszenie się władzy krzyżowców (1268: upadek Antiochii) skłaniało do spiesznego działania. Jednakże projekty króla wzburzyły baronów: nawet królewski faworyt Joinville znalazł wykręt, by uniknąć udziału w nowej krucjacie. Pogłoski, iż emir Tunisu skłonny byłby się nawrócić, skierowa­ ły drugą wyprawę Ludwika IX (1270) właśnie pod Tunis. Ale cholera zdziesiątkowała wojsko francuskie: zmarł syn króla Jan, a potem sam Ludwik IX. Nowy władca, Filip III, który uczestniczył w wyprawie, powrócił do Paryża, wioząc zwłoki ojca, brata, a także własnej żony. Legendy o cudach wokół trumny Ludwika IX były ważną okolicznością w procesie kanonizacji króla (1297). Obie krucjaty przyniosły Ludwikowi rozgłos, a nawet respekt wro­ gów, były jednak katastrofalne. Krucjaty to imprezy znacznie bardziej rujnujące niż tradycyjne wojny feudalne. Zarabiali na krucjatach włoscy bankierzy i armatorzy, jako że transport był ogromnie kosztowny; olbrzymich pieniędzy wymagały zapasy żywności i paszy dla koni, okupy za jeńców, prace fortyfikacyjne w Syrii itd. Skarb królewski zdołał jednak wytrzymać to obciążenie (mimo gospodarczego antytalentu Ludwika), bo sporą część pokrywały świadczenia Kościoła, wkład baronów, eks­ ploatacja fiskalna miast i zwłaszcza Żydów (król Ludwik nie widział nic złego w konfiskatach ich mienia lub w aresztach, z których Żydzi musieli się wykupywać). Po śmierci Ludwika IX nastąpił definitywny upadek władzy krzyżow­ ców na Bliskim Wschodzie. Dawne państwa krzyżowe, w których tak wielki mieli udział panowie francuscy, w których utrwaliły się francuskie obyczaje i prawa zwyczajowe — nie wytrzymały nacisku sułtana Baibarsa, Turka z pochodzenia. Po upadku Cezarei, Antiochii i Trypolisu krzyżowcom pozostał tylko wąski pas wybrzeża z Akkonem (St.-Jean d’Acre). Załamały się projekty sojuszu Francji i Persji przeciw sułtanowi. W 1291 r. sułtan Al Aszraf zdobył i zmasakrował Akkon, ostatni bastion chrześcijański. MONARCHIA LUDWIKA ŚWIĘTEGO

Monarchia francuska czasów Ludwika IX była dostatecznie zabez­ pieczona politycznie i ekonomicznie, by spokojnie rozwijać system ustrojowy, nie likwidując, ale poddając królowi tradycyjne struktury lenne. „Każdy baron jest suwerenny w swojej baronii, ale król jest suwerenem ponad wszystkim” — pisał w tym czasie prawnik Filip de Beaumanoir. Monarcha ma coraz liczniejszych wasali bezpośrednich, ale nie tylko dla nich jest królem. Znawca prawa lennego Jean Blanot konstatował lakonicznie, że ci, którzy nie są pod władzą króla na podstawie lennego hołdu, „znajdują się jednak pod królewską władzą z tytułu naturalnej jurysdykcji, jaką król ma w królestwie” . Ludwik IX respektował prawa baronów, jednakże nie rezygnował bynajmniej z zysków, jakie przynosiły instytucje feudalne. Dwór królew­ ski wykorzystywał zmianę dziedzica lenn, by wymuszać lub wykupywać 96

część lennego terytorium. Z panami duchownymi zawierano, nie bez presji, umowy zwane pariages, dające królowi rodzaj współwładzy na terytorium biskupim lub opackim. Egzekwowano ściśle obowiązki lenne. Stary lenny zwyczaj akcentowania związków osobistych trwał w od­ bywaniu częstych podróży królewskich. Paryż jest już utrwaloną stolicą, ale władca dużo podróżuje, by skontrolować swą administrację i poznać nastroje w prowincjach. Nowe nabytki polityczne stapiały się dość szybko z resztą monarchii, co świadczy o prestiżu króla i niezłym poziomie administracji królewskiej. Instytucje monarchii po części są tradycyjne, po części nabierają już nowego oblicza. Urzędy nadworne, jeszcze dość płynne w swoich kompetencjach, nadal są sprawowane głównie przez średnią szlachtę z królewskiej domeny (choć pojawiają się dygnitarze nieszlacheckiego pochodzenia). Sporo w najbliższym otoczeniu króla duchownych. Wiel­ kie zgromadzenia biskupów, baronów i zamożnych bourgeois zbierali często na dworze Filip August i Ludwik VIII, by się ich radzić w zawiłych kwestiach polityki. Ludwik IX nie radził się ich tak często, jak jego ojciec i dziad. Potrafił zresztą decydować samodzielnie wbrew jednomyślnemu stanowisku baronów. Sakra królewska była dla świą­ tobliwego Ludwika znakiem bezpośredniej komunikacji z Niebem, które władcę inspiruje: lepiej on tedy wie, gdzie jest sprawiedliwe rozstrzyg­ nięcie zawiłej i ważnej kwestii, niż cały kolektyw biskupów i wielmożów. Natomiast w kwestiach technicznych, których nie rozumiał zbyt dobrze, lubił wysłuchać opinii fachowców: radził się więc np. zamożnych miesz­ czan w sprawach polityki finansowej. Chęć decydowania samemu nie oznacza bowiem, że Ludwik IX był w stanie trzymać ster wszystkich spraw i że jego rząd był prymitywny. Nie należy dać się zwodzić anegdotom Joinville’a o królu rozstrzygają­ cym publicznie przedłożone mu sprawy pod dębem w ulubionym lasku Vincennes. W czasach Ludwika IX rozwijała się nadal armatura admini­ stracyjna, w której element techniczny odgrywał coraz większą rolę. Prymitywne archiwum monarsze wędrowało dawniej z władcą; gdy Filip August utracił swe dokumenty w ucieczce taborów (bitwa pod Fréteval, 1198), nastąpiła stabilizacja królewskich archiwów. Stabilizowały się też poczynania najwyższego sądu królewskiego (parlamentu), z reguły zbiera­ jącego się w paryskim pałacu królewskim, a nie w czasie monarszej podróży i nie pod dębem. Wobec upowszechniania się apelacji od sądów terenowych (także senioralnych) parlament rozstrzyga coraz więcej spraw. W kwestiach interesujących ogół baronów uczestniczą tradycyjnie w są­ dzeniu liczni prałaci i świeccy wielmoże. Ale na co dzień zaczyna się wyodrębniać kilkudziesięcioosobowe grono stałych, fachowych sędziów królewskiego sądu. Izba obrachunkowa nieźle kontrolowała dochody i wydatki. Skarb od czasu Filipa Augusta ulokowany był w paryskiej siedzibie zakonu templariuszy, wyróżniającego się talentem do prowadze­ nia bankierskich interesów. Rosnąca rola pieniądza wymaga porządku w stosunkach monetarnych: stąd troska rządu Ludwika IX o stałą wartość i powszechną moc królewskiego pieniądza w całym królestwie (co nie oznaczało jeszcze monopolu państwowego: baronowie nadal wybijali 7 — Historia Francji

97

własne pieniądze). Pieniądz pozwalał na opłacanie urzędników wprost od króla zależnych, a także zaciężnego wojska (werbowanego spośród ludności regionów biednych lub przeludnionych: Gaskonii czy Flandrii). Pieniądz wkraczał szeroko w sferę stosunków lennych: gwarancją wierno­ ści nie dość pewnych wasali były pieniężne kaucje; pieniędzmi król kupował nowe hołdy wasalne; pieniężne lenna, tzw. rentowe, były poręcznym sposobem wynagradzania służb dla króla; skarb królewski stać było na wykupywanie terytoriów lennych (za Ludwika IX kupiono dla domeny m.in. hrabstwo Mâcon). Urzędnicy terenowi to przede wszystkim bajliwowie i seneszalowie: ci drudzy na południu, dość oddaleni od dworu, a zatem i bardziej niezależni. Są to urzędy o szerokich kompetencjach i ustalonych okręgach urzędowa­ nia. Ordonanse królewskie zabroniły bajliwom i seneszalom żenić się i na­ bywać ziemię w ich okręgach bez zgody króla; zabraniały też przyjmowania „prezentów”, uciskania ludności, naruszania prawa królewskiego itd. Dla kontrolowania urzędników i naprawiania nadużyć Ludwik IX wysyłał regularnie komisje śledcze. Byli w nich przeważnie franciszkańscy zakon­ nicy i inne osoby duchowne: ale braciszkom, często nie znającym życia i ludzi, z łatwością mydlono oczy. Toteż po pewnym czasie kierowanie komisjami przejęli fachowcy z dworu: oto zwycięstwo administracyjnego realizmu nad idealizmem świątobliwego monarchy. Zdarzały się, zwłasz­ cza w prowincjach odległych, działania urzędnicze podejmowane z myślą o umocnieniu dygnitarskiej niezależności. Bajliwowie i seneszalowie burzyli feudalne zamki, rozszerzali mało legalnymi sposobami królewską domenę, dokonywali rekwizycji, ńakładali nienależne podatki i okupy. Ale nawet żądza władzy i chciwość funkcjonariuszy ostatecznie pracowały na korzyść monarchy. Umocnienie ich niezależności było przejściowe, nato­ miast trwałe znaczenie miało podważanie potęgi baronów. Była to „praca termitów podgryzających feudalną budowlę” (Ch. Petit-Dutaillis). Prawo świeckie wygnane zostało z uniwersytetu paryskiego decyzją papieża; ale uniwersytet w Orleanie, ze świetną szkołą prawniczą, stał się w XIII w. pepinierą kadr sądowych i administracyjnych. Duża część dygnitarzy i urzędników była tedy światła, rozbudzona intelektualnie. Niektórzy zdradzali żywe zainteresowania kulturalne. Filip de Beaumanoir, bajliw Vermandois, nie tylko pozostawił po sobie świetny spis prawa zwyczajowego, ale także liczne dzieła literackie. W jego dorobku jest m.in. jedno arcydziełko (romans Jean et Blonde) i jeden bestseller literatury popularnej (romans Manekine, przerabiany na prozę i czytany jeszcze w XV w.). Inny królewski funkcjonariusz, z czasów późniejszych, bo z początku XIV w„ Piotr Dubois, okazał się utalentowanym publicystą i teoretykiem polityki. Cała ta sprawna maszyneria administracyjna była w stanie spokojnie rządzić Francją, gdy Ludwik IX przez całe lata uganiał się za mirażem odzyskania Jerozolimy. Z pobożnym królem jego urzędnicy miewali nieraz kłopoty: nie tylko wtedy, gdy żądał coraz to nowych środków materialnych na swoje krucjaty, ale także gdy wydawał ustawy, których przestrzegania mimo całej monarchicznej gorliwości funkcjonariusze nie byli w stanie wyegzekwować. 98

Wspomnieć jeszcze warto o roli królewskiego brata, Alfonsa hr. Poitiers. Do swego rozległego apanażu (Poitou, Saintonge, Owernia) dodał on po śmierci teścia, ostatniego hrabiego Tuluzy Rajmunda VII, przeważającą część jego posiadłości. Rządził tym kompleksem terytoriów na południu sprawnie i wnikliwie. Zrobił wiele dla wzmocnienia auto­ rytetu władzy na tym obszarze, który po jego śmierci (1271) znalazł się pod bezpośrednią władzą króla Francji. TREŚCI SPOŁECZNE RZĄDÓW LUDWIKA IX

Gdy król Ludwik IX Święty traktował urząd królewski jako misję tępienia grzechu i prowadzenia poddanych do bram raju — nie należy wątpić w szczerość jego religijnych intencji. Ale trudno nie dostrzec, że tępiąc grzech kontynuował on konsekwentnie politykę koncentrowania królewskiej władzy. Szczególnym grzechem była w mniemaniu Ludwika IX wojna domo­ wa (jest ona nie tylko bratobójcza, ale też utrudnia skupienie sił do wojny z niewiernymi). Stąd w ordonansach Ludwika IX mnożące się zakazy: wojen wewnętrznych, zemsty prywatnej, nawet noszenia broni; stąd ograniczenia turniejów itd. Te królewskie ustawy nie dawały się jednak wprowadzić w życie: zbytnio się kłóciły z zakorzenioną szlachecką tradycją. Zresztą nie tylko wielmoże byli wojowniczy i niepotulni. Nie brakowało samowoli, konfliktów, okrucieństwa obyczajów także wśród mieszczaństwa i ludności chłopskiej. Mnożyły się zatargi kleru ze szlachtą, mieszczaństwem i poddanymi chłopami. Królewskie zakazy używania przemocy były jednak skierowane przede wszystkim przeciw anarchii feudalnej. Próby rebelii możno władczych były przez rząd królewski represjonowane szybko i zdecydowanie. Manifestowana przez króla dbałość o zachowanie każdemu baronowi sfery jego praw była zapewne szczera. Niemniej królewski sędzia z parlamentu, bajliw czy seneszal ścieśniał w rzeczywistości jurysdykcję i stan posiadania wielkich panów. Są oni nadal podstawową siłą społeczną, ale sprawniej utrzymy­ waną w rygorach monarchicznego ładu. Król, głęboko przekonany o swym bezpośrednim związku z Niebem, nie wahał się także i kleru utrzymywać w ramach tego ładu. Ludwik IX nie bał się ostro przywoływać do porządku zbyt ambitnych biskupów. Protegując na biskupstwa ludzi o wysokich walorach, Ludwik bronił zarazem królewskiego wpływu na wybór biskupów; wpływ to pośredni, ale trudny do ominięcia. Egzekwowano ściśle z dóbr kościelnych powinności lenne, w razie potrzeby zgłaszano stanowcze roszczenia o pomoc z kościelnych skarbców, zapobiegano rozszerzaniu jurysdykcji sądów duchownych na sferę świecką. Walka papieża Innocentego IV z Fryderykiem II potęgowała wśród francuskiej szlachty nastroje antyklerykalne; panowie świeccy wyrażali przekonanie, iż państwo jest tworem rycerzy, a nie klechów. Mniemaniom tym dała dosadny wyraz feudalna liga, zawiązana w 1246 r. przeciw ambicjom kleru. Ludwik IX nie poparł tych poczynań, ale też ich nie potępił. Cenił lojalnych prałatów jako doradców i funkcjonariuszy; jeszcze bardziej cenił w sprawach 99

sumienia mnichów z franciszkańskiego zakonu. Nie godził się jednak na to, by w sprawach politycznych ludzie Kościoła nim manipulowali. Królowie Filip August, Ludwik VIII, a także regentka Blanka po­ pierali ruch komunalny miast, który im zapewniał umocnienie ważnych ośrodków miejskich, siłę zbrojną milicji, wzrost dochodów. Także miastom niekomunalnym udzielali przywilejów, protegowali kupców na drogach handlowych królestwa. Jednakże w obrębie komun miejskich umacniała się mieszczańska oligarchia, co zaostrzało społeczne konflikty. Ludwik IX, który stworzył tylko jedną nową komunę (Aigues-Mortes, port morski potrzebny do organizacji krucjaty), starał się tedy wzmocnić kontrolę państwową nad miastami. Kontrola miała dać miastom protek­ cję w imię pokoju społecznego i bezpieczeństwa; służyła jednak i spraw­ niejszej presji finansowej. Rząd Ludwika IX żyłował miasta na różne sposoby: prócz podatków żądano „prezentów” , pożyczano pieniądze na wieczne nieoddanie itd. Podobnie i na wsi nastąpił w czasach Lud­ wika IX pewien wzrost presji podatkowej; nie odczuwano tego jeszcze jako nieznośnego ucisku wobec niezłej koniunktury ekonomicznej. SYTUACJA SPOŁECZNA XIII WIEKU

Panowie świeccy nie bez kłopotów przeżywali okres awansu gospo­ darki pieniężnej. Nadal ich osobiste zainteresowanie rolnictwem było zupełnie nikłe. Interesuje ich pieniądz, który w dobie rafinowania się gustów, rozbudzania potrzeb i rosnących możliwości ich zaspokojenia stanowił o pańskim stylu życia. Pogłębiały się tedy procesy zapocząt­ kowane w XII w.: zamieniano chłopskie daniny i posługi na czynsze, wydzierżawiano pańską rezerwę ziemi. Ale inna jest sytuacja, gdy wyróżnikiem pańskiej pozycji była obfitość żywności, a inna, gdy staje się nim pieniądz: pieniędzy nigdy nie jest za dużo. Panowie nie wahają się pożyczać pieniądze i sprzedawać część swego majątku: pogłębiało to tylko ich niechęć do bankierów, którzy pieniądze pożyczali na lichwiarski procent, do mieszczańskich nuworyszów, którzy kupili rycerską ziemię. Świecki wielmoża i rycerz nie bardzo mogą szukać rekompensaty w eksploatacji usamodzielnionych miast i w rabowaniu kupców na drogach. Państwo monopolizowało presję fiskalną na miasta i redukowa­ ło zjawisko rycerskiego bandytyzmu. Gospodarka pieniężna zrujnowała wielu rycerzy, a wzrost potęgi króla i książąt zniszczył dawną niezależ­ ność kasztelanów, dzierżycieli zamków. Wiek XIII przynosi za to stabilizację uprzywilejowanej pozycji szlachty: staje się ona stanem {ordo) dziedzicznym, odgrodzonym od „roturierów”, od nieszlachty, choćby zamożnej i wpływowej. To nie pasowanie rycerskie jest podstawą przynależności do szlachty. Ów stary obyczaj nasycał się w czasach Ludwika Świętego religijnymi elementami, rosła malowniczość tej ceremonii. Ale w rzeczywistości nie pasowanie rycerskie, lecz pochodzenie z rycerskiej linii stanowi o przynależności do szlachty. Jeśli ceremonii pasowania, bardzo kosztownej, nie dopełniono, w istocie nic to nie szkodzi dobrze urodzonemu. Bogaty bourgeois wykupując ziemię chętnie przyjmował rycerski status, ale w zasadzie było 100

to teraz możliwe tylko w drodze monarszej laski. Nie tylko zresztą na bogaczy łaska taka spływała (królowi Filipowi IV zdarzało się na przełomie XIII i XIV w. nobilitować plebejów za dzielność w bitwie); nie tylko też królowie uszlachcają roturierów (robią to także książęta krwi — apanażyści, a nawet baronowie, np. hrabiowie Flandrii). Nobili­ tacja była środkiem potężnego drenażu nowobogackich, którzy za szlachecki patent chcieli drogo zapłacić. Zdarzały się wreszcie uzurpacje szlachectwa w drodze faktu, bez królewskich patentów. Ale to wszystko wyjątki od reguły: szlachta jest stanem dziedzicznym, odgradza się od nieszlachetnych. Odgradza się najpierw szlacheckim kodeksem obyczajowym. Pewien system zaleceń formułowały już historyczne romanse XII w. W Percevalu Chrétiena de Troyes rycerz, przyjmujący bohatera do „zakonu rycers­ kiego”, poucza go, jak odtąd ma postępować („Kiedy pokonany prze­ ciwnik błagać będzie o życie... nie zabijaj. Bacz, byś nie mówił za wiele... Jeśli spotkasz męża albo białogłowę, panią lub pannę w strapie­ niu z braku dobrej rady... służ im rad ą... spiesz rad do kościoła błagać Stwórcę... aby zachował cię na tym świecie jako wiernego chrześ­ cijanina”). Francuski podręcznik życia rycerskiego (L 'ordene de chevalerie) zrobił karierę na Zachodzie (z wyjątkiem Anglii); niemniej to, co się określa jako średniowieczny ethos rycerski, jest systemem reguł dość odległych od rzeczywistości i nader ogólnikowych. Jasne jest zalecenie, by nie dobijać pokonanego, nie kłamać, być pobożnym chrześcijaninem. Ale postulat dzielności w dobrej sprawie trudno uznać za wskazówkę postępowania w czasach zawiłych konfliktów lojalności: jaką bowiem sprawę uznać za dobrą? Także nakaz służenia dobrą radą potrzebującym jej jest szla­ chetny, ale nieco ogólnikowy. Wzniosłe kodeksy rycerskiego postępowania wzmagały poczucie dumy i społecznej przewagi nawet u tych spośród szlachty, którzy nie zwykli przestrzegać owych zaleceń. Rycerska literatura XIII w. obfituje w wymowne świadectwa poczucia wyższości nad mieszczaństwem, które uprawia brudne interesy, i nad chłopstwem, które nadal traktowane jest z pogardą. Od tych klas niższych oddziela stan rycerski cały system przywilejów i praw honorowych. Duchowieństwo jest drugim stanem uprzywilejowanym, odgrodzo­ nym od świata laików celibatem, zakazem uprawiania zajęć świeckich, rygorami kościelnej dyscypliny, własnym prawem i sądownictwem. Na szczycie hierarchii monarchia dbała w XIII w. o poziom moralny i polityczną lojalność duchownych. Powtarzają się wprawdzie i teraz krytyki moralnego i intelektualnego poziomu dygnitarzy kościelnych. Pochodzą one często ze środowiska księży-wagantów, uciekinierów ze stanu duchownego, zgorzkniałych i zgryźliwych: ci ludzie, nieraz in­ teligentni i wykształceni, szerzą krytyki niebezpieczne dla Kościoła, nieraz zapewne przesadzone. Nie jest jednak przesadzona krytyczna opinia o poziomie kleru parafialnego. W połowie XIII w. arcybiskup Odo, franciszkanin, prze­ prowadził ankietę o stanie duchowieństwa w Normandii. Z ankiety tej 101

wyłania się smutny stan umysłowy i moralny kleru parafialnego w jed­ nej z najbardziej rozwiniętych prowincji, o świetnych tradycjach koś­ cielnych. Nowym zjawiskiem było szybkie rozszerzenie się działalności zako­ nów żebrzących, dominikanów i franciszkanów. Ich członkowie, żarliwi, aktywni, zdyscyplinowani, rozwinęli gorliwe działanie w środowisku miejskim. Bardzo to Kościołowi było potrzebne w nowej sytuacji społecznej. Miasta bowiem stanowiły miejsce kontaktu różnych środo­ wisk, ośrodek polityki i nauki, tworzenia idei i wymiany towarów; gęstość zaludnienia ułatwiała tu kolportaż myśli często Kościołowi niesympatycznych. Pluralizm kulturalny właściwy miastom skłaniał ich ludność do tolerancji. Żywy był antyklerykalizm. Represje przeciw heretykom w pierwszej połowie XIII w. przytłumiły te nastroje, ale tliły się one nadal. Żebrzący zakonnicy, nie narażeni na liczne zarzuty wytaczane przeciw duchownym, pełni świętej gorliwości, niestrudzeni w działaniu, prowadzili szturm na sumienia i mieli w tej akcji sukcesy. Rychło też stali się niezastąpieni i wpływowi. Na dworze Ludwika IX franciszkanie zdobyli pozycję nie do podważenia, a styl pobożności króla wywodzi się z ich szkoły. Dominikanie obejmowali katedry uniwersytec­ kie i obsługiwali rozbudowaną machinę inkwizycji. Rosła też rola żebrzących mnichów na dworach możno władczych. Miasta powiększały swe obszary i liczbę mieszkańców. Paryż XIII w. osiągnął 80 tys., inne duże miasta 30 tys. mieszkańców. Szybki rozwój mniejszych miast ukształtował obraz całej struktury miejskiej kraju. Cechy rzemieślnicze — coraz liczniejsze — stanowiły ramę wytwórczości coraz bardziej wyspecjalizowanej. Kompilacja statutów paryskich ce­ chów, dokonana w połowie XIII w. przez paryskiego prewota (tj. szefa zarządu miasta) Stefana Boileau, ujawnia ogromne zróżnicowanie rze­ miosł. Ten zbiór — niepełny — obejmuje statuty 101 cechów: są tu np. trzy cechy kapeluszników w zależności od rodzaju surowca, trzy cechy producentów dewocjonaliów (patenôtres), też w zależności od rodzaju wykorzystywanego surowca, itd. Miasta korzystały z rosnącego popytu na towary już nie tylko niezbędne do życia, ale także zwiększające komfort bytowania lub upiększające życie klas wyższych. Coraz bardziej wyrafinowane są szaty duchownych i sprzęt kościelny, oręż i odzież rycerska, umeblowanie (wiek XIII przyniósł wielki postęp w sztuce dobrego i wygodnego urządzania mieszkań), pachnidła i ozdoby dla dam (ale i mężczyźni byli odbiorcami tego towaru). Angielska wełna żywiła system produkcji sukienniczej w miastach flandryjskich, zatrudniający tysiące tkaczy, foluszników, farbiarzy. Sukna flandryjskie zdobyły renomę najwyższej jakości i były poszukiwane w całej Europie: przez Niemcy i Wrocław docierały także do Polski. Ale Flandria, choć przoduje, nie ma mono­ polu: także miasta Szampanii rozwinęły cenioną wytwórczość tekstylną. Paryż już wówczas stanowił wielką fabrykę towarów luksusowych. Drugim filarem postępu miast był handel. Francja stawała się ważnym skrzyżowaniem dróg międzynarodowej wymiany, od Anglii po Sycylię i Syrię, od basenu bałtyckiego po Półwysep Iberyjski. Tradycyjne 102

targi flandryjskie i szampańskie zwiększały skalę obrotów i doskonaliły formy wymiany; rosła rola handlowa Paryża i Bordeaux, Lyonu i Mar­ sylii. Handel coraz pewniej się czul także na szlakach morskich: na Morzu Śródziemnym, mniej teraz narażonym na arabskie ataki; na Atlantyku, gdzie marynarze bretońscy i normandzcy, ale też angielscy poddani z księstwa Gujenny zapewniali łączność Flandrii, Anglii, wy­ brzeży normandzkich i bretońskich aż z Bordeaux. Rozwój handlu poświadczony jest przez wzrost masy pieniądza w obiegu, podnoszenie jego jakości (pojawiają się znów emisje pieniądza złotego) i większą szybkość obrotu. Ale w wielkim handlu transakcje gotówkowe są z różnych względów niewygodne, masa zaś szlachetnych metali jest ograniczona: stąd powodzenie operacji bankiersko-kredytowych. Minęły już czasy monopolizowania zajęć bankierskich przez Żydów. Mieszczanie z południa Francji, z Flandrii, wreszcie i templariusze strzegący skarbu królewskiego mają coraz więcej doświadczenia bankierskiego. Wielkie targi były już w XIII w. terenem zawiłych operacji finansowych. Zmieniał się stosunek do pożyczania na procent; potępiane jako sprzedawanie daru Bożego — czasu, teraz nie bez zastrzeżeń zostało jednak przez kościelną doktrynę dopuszczone. Dla zorganizowania skomplikowanych transakcji handlowych i finansowych kształtowały się nowe formy międzynarodowych powiązań i porozumień między miastami. Ale prze­ cież handel ówczesny to nie tylko zyskowne transakcje międzynarodowe: to także pulsowanie towarów i pieniędzy na rynkach lokalnych, pomię­ dzy produkującą coraz więcej zboża i mięsa wsią a ludnymi miastami i miasteczkami. Paryż XIII wieku jest miastem nie mającym we Francji konkurenta i w skali europejskiej jednym z najważniejszych. W komentarzach uczonych tego czasu Paryż jest dla Francji tym, czym był Rzym dla antycznego imperium. Z Paryżem najściślej związane są kwitnące targi miast szampańskich, tak bliskich i tak silnie powiązanych z drogą wodną Sekwany, wiodącą przez Paryż do morza. W Paryżu, na wyspie Cité, skupił się dwór królewski {hôtel du roi) z jego agendami. Prawy brzeg Sekwany to dzielnice handlowe, rzemieślnicze, żydowskie; tu też w klasz­ torze templariuszy znajduje się skarbiec monarszy. Brzeg lewy to dzielnica uniwersytecka: mieszkają tu nie tylko studenci i uczeni, ale także ci wszyscy, którzy żyją z obsługi uniwersytetu o światowej renomie. Nauka i kultura są bowiem także na sprzedaż: można kupić rękopisy, korepetycje, dzieła sztuki. Bogaty patrycjat kupiecki i bankierski panował nad formami samo­ rządu miast i twardo narzucał swą przewagę pospólstwu. Chciwość bogaczy powodowała często trudności finansowe samorządów i zamęt społeczny. W miastach flandryjskich patrycjat organizował wytwórczość sukienniczą i bezlitośnie eksploatował rzesze rękodzielników. Stąd wczes­ ne przejawy buntów i strajków flandryjskich rzemieślników przeciw eksploatatorom, będącym zarazem panami miast. Bogacze dzięki swym pieniądzom zdobywali kontakt — nie tylko handlowy, także polityczny i towarzyski — z dworem i możnymi panami, co stwarzało możliwości społecznego awansu mieszczańskiej arystokracji. Przejmowała ona nie­ 103

które konwencje obyczajowe szlachty: patrycjat buduje sobie wystawne rezydencje, kształci swych synów, finansuje pobożne fundacje, uprawia mecenat literacki (zasłynęło w tej dziedzinie flandryjskie miasto Arras). Wśród patrycjatu umacniało się jednak zarazem poczucie korporacyjnej solidarności. Powstawała swoista ambiwalencja postaw: z jednej strony przejmowanie atrakcyjnych wzorów feudalnego stylu egzystencji, z dru­ giej — duma z mieszczańskiego trudu, przedsiębiorczości, bystrości, odwagi ryzykowania. Mieszczańskiemu stereotypowi: rycerz to pasożyt i samochwał, duchowny to darmozjad, rozpustnik i hipokryta — prze­ ciwstawiał się feudalny stereotyp: mieszczanin to oszust, fałszerz towaru, wagi i miary, bezbożnik i rozpijacz ludu. Konflikt pomiędzy mieszczańskimi nuworyszami i sferami feudal­ nymi trwa więc i współistnieje ze wzajemnym przenikaniem wpływów. Zyskiwał na tym koloryt życia miejskiego w X II—XIV w. Ale to nie wyczerpuje katalogu konfliktów społecznych. Poniżej patrycjatu znajduje się rzemieślnicze pospólstwo, niejednorodne i skłócone. Rzemieślnicze cechy w XIII w. stały się, jak pisał znawca problemu E. Coornaert, „zaborcze i nietolerancyjne”. Kodyfikacja paryskich statutów cechowych daje obraz drobiazgowej reglamentacji: nauka zawodu, organizacja produkcji, kontrola jej jakości, nieuczciwa konkurencja są przedmiotem rozlicznych zakazów i nakazów, restrykcji i sankcji, rygorów i rytów. Ale w obrębie cechu małe warsztaty popadały w zależność od większych producentów; w obrębie warsztatu czeladnicy i pracownicy najemni byfi mocno upośledzeni. Zdaniem opinii mistrzowskiej czeladnicy i najemnicy to leniuchy i oszuści, w opini czeladniczej patron to wyzyskiwacz tuczący się cudzym wysiłkiem. Zwraca uwagę udział kobiet w ruchu cechowym: paryski cech handlarzy drobiu był sfeminizowany. Na pełny obraz korporacyjnej struktury miasta składały się liczne bractwa, stowarzysze­ nia, konfraternie wypełniające różne funkcje społeczne i kulturalne. W miarę postępów urbanizacji i napływu ludności ze wsi do miasta powiększał się wydatnie w XIII w. nędzarski margines: ludzie żyjący z dorywczych prac, niskich posług, prostytucji, żebractwa, złodziejstwa. Królewska, kościelna i senioralna filantropia nie była dość hojna, by objąć swą szorstką dobroczynnością więcej niż nikły odsetek tych pariasów. Dobrą koniunkturę odczuwa nadal wieś. Wzrost demograficzny był szybki, zmniejszała się wciąż liczba ludności o statusie niewolnych, ulegały uproszczeniu systemy danin i czynszów przy dalszym likwidowa­ niu poddańczych robocizn. Ruch cen zmniejszał realną wartość chłops­ kich czynszów, a postępy gospodarki towarowej i wzrost miast włączały chłopów w obrót rynkowy. Zboże, mięso, wino, roślinne barwniki do tkanin — to poszukiwane towary, które chłopi przywożą na bliższe i dalsze nawet rynki. Uprawy się doskonaliły: przy ogólnym wzroście produkcji i poprawie transportu (jest on teraz łatwiejszy i bezpieczniej­ szy) nie ma uzasadnienia dążenie do samowystarczalności, gwałcącej warunki gleby i klimatu. Nie ma powodu, by uprawiać winorośl tam, gdzie daje ona wino cierpkie i kwaśne jak ocet, zboże zaś tam, gdzie zbiór jest mizerny. W niektórych okolicach i w dobrze prowadzonych gospo­ 104

darstwach specjalizacja przyniosła w XIII w. taką wydajność, której aż do XVIII w. nie uda się przewyższyć. Jednakże w XIII w. widać już pewne zjawiska niekorzystne. Ludności było coraz więcej, a nowych obszarów do wzięcia pod uprawę coraz mniej. Działy spadkowe zmniejszały wielkość licznych gospodarstw chłopskich. Aby się wykupić od uciążliwych świadczeń lub stawić czoło nieurodzajom, chłopi zadłużali się, głównie u mieszczan i kleru, m.in. w formie tzw. renty wieczystej. Wysokie ceny ziemi sprzyjały ofertom kredytowym i stwarzały dla chłopów pokusę zadłużania się. Mniejsze i obdłużone gospodarstwa z trudem tylko utrzymywały chłop­ ską rodzinę. W XIII w. dwa bieguny chłopskiej doli, dostatek i nędzę, dzieli większy dystans. Poddany, który uniknął klęsk czyhających na rolnika, który dobrze się ożenił, a najczęściej ten, który był pańskim funk­ cjonariuszem — żył stosunkowo dostatnio, mógł posłać synów na naukę (nawet na uniwersytet) lub zapewnić im karierę kościelną. W literaturze feudalnej XIII w. chłopski karierowicz jest postacią częstą i obiektem pogardy oraz zawiści. Piśmiennictwo rycerskie kwituje z obrzydzeniem prostactwo i grubiaństwo chłopskie, ale zarazem hardość poddanych. „Chłop jest niby osioł, chłop powinien żyć w lesie odcięty od świata. Jest głupi i brudny; choćby zyskał całe złoto świata, zostanie tym, czym jest: chamem” . W literaturze moralnej z kolei poddani są czasem przedmiotem politowania: pracują nad siły po to, by najlepsze swe plony oddawać na stół pana i księdza. Wojny i polowania bogacą panów, chłopów natomiast niszczą. Ale zamożny chłop jest sam nieludzko twardy dla swych parobków i wiejskich nędzarzy. Parias wyzuty ze wszystkiego nie jest tylko smutnym marginesem życia miejskiego: na wsi także występuje zjawisko skrajnego pauperyzmu. Piśmiennictwo ujawnia w tym okresie stabilizacji i dobrej koniunk­ tury zapiekłe antypatie klasowe. Rzadko wybuchają one ogniem rewolty, ale określają w niemałym stopniu treść codziennych stosunków między chłopstwem a warstwami feudalnymi. Gdy zaś osłabnie chwilowo czujny nadzór królewskiego rządu, potulny lud wiejski staje się niebezpieczny. Tak było w 1251 r., gdy we Francji upowszechniły się wieści o wzięciu do niewoli Ludwika IX przez niewiernych. Krucjata tzw. pastuszków (les pastoureaux), zbierana przez samozwańczych wodzów dla oswobodzenia króla, a gromadząca chłopów i pasterzy, spotkała się pierwotnie z za­ chętą regentki Blanki. Stykały się w tym ruchu nastroje egzaltacji religijnej, chłopska wiara w dobroć króla, plebejski anty klerykalizm, gniew ludzi uciskanych i wyzyskiwanych, wreszcie zwykły bandytyzm różnych opryszków. Od kazań i ataków na kościoły les pastoureaux umieli szybko przejść do rebelii. Wówczas i reakcja władz stała się szybka oraz zdecydowana: królewskie wojsko i mieszczańska milicja stłumiły bunt z całą bezwzględnością. Innym elementem sytuacji społecznej XIII w. było pojawienie się warstw nie mieszczących się w tradycyjnym schemacie, bo nie dających się zaliczyć do klasy feudalnej ani do producentów mieszczańskich czy 105

chłopskich. Są to niżsi funkcjonariusze państwowi opłacani regularną pensją, zaciężni żołnierze, ludzie „wolnych zawodów” , sprzedający za pieniądze swe umiejętności fachowe, a przede wszystkim wiedzę. „Wie­ dza jest darem Bożym i nie można jej sprzedawać”; tę dawną zasadę kościelną zakwestionowały sukcesy ruchu uniwersyteckiego. Francja XIII w. aktywnie uczestniczyła w tym ruchu. NAUKA I KULTURA

Wiek XIII przyniósł załamanie się kościelnego monopolu na oświatę, tak w sensie organizacyjnym, kadrowym, jak i w dziedzinie treści nauczania. Z Kościołem powiązane są nadal szkoły parafialne, nader liczne, co rozszerzało podstawę rekrutacyjną szkół wyższych. Ale uniwer­ sytety, głównie w Paryżu i Tuluzie, miały ambicję kontrolowania wszystkich miejscowych szkół, a same także w obrębie wydziału sztuk wyzwolonych (artium) uczyły czytania, pisania, gramatyki łacińskiej. Można więc było przejść na uniwersytecie wszystkie szczeble nauczania, od elementarnego po najwyższy. Uniwersytet paryski rozwinął się na podstawie, jaką stworzyła w XII w. katedralna szkoła Notre-Dame. Papieże uregulowali swymi ustawami ustrój paryskiej wszechnicy, największego w Europie ośrodka studiów teologicznych. Uczelnia paryska, na której studiowały tysiące zakonników i księży, traktowana była niemal jak instytucja kościelna. Papieską fundacją był też uniwersytet w Tuluzie, założony (1229) dla wykorzenienia wpływu katarów: „mały Paryż” , koncentrujący się także na teologii. Uniwersytet w Montpellier ukształtował się natomiast od schyłku XII w. wokół studium medycyny, a w XIII w. rozbudował także wydział prawa. Ale najlepszym ośrodkiem studiów nad prawem świeckim był uniwersytet w Orleanie: wielu profesorów i absolwentów tej szkoły zrobiło karierę polityczną i administracyjną. Uczelnia paryska wojowała w pierwszej połowie XIII w. o autonomię przeciw kontroli różnych czynników. Uniwersytet nie chciał znosić władzy paryskiego prewota i arbitralności regentki Blanki, która władzę miejską podtrzymywała w sporze z uczelnią: nie bez interwencji papies­ kiej uniwersytet otrzymał satysfakcję. Ale i kontrola czynników kościel­ nych (biskupa paryskiego i kanclerza katedry paryskiej) budziła opory wśród profesorów. Ostatecznie i tę kontrolę ograniczono na korzyść dalekiej, a więc mniej wnikliwej, władzy papieża. Uniwersytet paryski wraz z najliczniejszym wydziałem sztuk liczył u schyłku XIII w. do 6 tys. studentów z całej Europy. Cztery wydziały paryskiej wszechnicy przyrównywano chętnie do czterech rzek płynących w raju. Ale niechętny uczelni kanclerz katedry paryskiej Filip de Grève twierdził, iż są to cztery głowy potwornej hydry: była w tym aluzja do nieustannych waśni i rywalizacji pomiędzy wydziałami, a także wśród profesorów i studentów. Kardynał Jakub z Vitry potępiał studenckie spory i uniwersytecką rozwiązłość obyczajów. Kazania trzynastowiecz­ nych moralistów oburzały się na zatratę religijności wśród studentów, wydanych na łup pokus wielkiego miasta. 106

A jednak mimo krytyk moralistów uniwersytety, zwłaszcza zaś uczel­ nia stołeczna, mają wielki autorytet i siłę przyciągania. Kolegia i hospicja dla niezamożnych studentów umożliwiały naukę synom mieszczańskim, chłopskim i drobnorycerskim. W trzynastowiecznym Paryżu istniało już kilkanaście takich fundacji: najsławniejsze, ale nie najstarsze, było kolegium ufundowane przez kapelana Ludwika IX, Roberta de Sorbon (La Sorbonne). Scholar z hospicjum, którego nie stać na kupno świecy, który się uczy z pożyczanych podręczników, zarabia korepetycjami i chodzi po zamożnych domach z prośbą o wsparcie — to częsty motyw trzynastowiecznego piśmiennictwa. Uniwersytet nie jest elitarny. Paryż mógł się poszczycić profesorami najwyższej rangi. Byli wśród nich przede wszystkim duchowni z zakonów żebrzących, dominikanie, jak Albert Wielki i Tomasz z Akwinu, oraz franciszkanie: św. Bonawen­ tura, Aleksander z Halesu, Roger Bacon. Warto zauważyć, iż te gwiazdy nauki to obcokrajowcy (Niemiec, dwóch Włochów, dwóch Anglików). Profesorowie prawa i medycyny z Orleanu i Montpellier to przeważnie ludzie świeccy, żyjący z nauczania, a nie z bogatych prebend i beneficjów kościelnych. Świecki duch ożywiał także mistrzów i bardzo licznych studentów paryskiego wydziału sztuk wyzwolonych. Impulsem stała się w tej mierze recepcja nauk Arystotelesa: filozofii empirycznej, nasyconej realizmem i racjonalizmem. Przemiany XIII w. były dla niej podatnym podłożem. Panowanie ludzi nad otaczającą ich rzeczywistością nie było już tak chwiejne jak we wczesnym średniowieczu, rosło zaufanie do możliwości poznawczych rozumu człowieka, postępy techniki i ekonomi­ ki ożywiały pragnienie ludzi, by żyć rozumniej i po prostu lepiej. Próby sumowania dorobku wiedzy, podejmowane w XIII w. (np. w dużej syntezie Wincentego z Beauvais), poświadczają rosnące zainteresowania naukami przyrodniczymi. Arystotelizm wspierał mocno te nowe prądy. Wczesnym źródłem poznania Arystotelesa były przekłady jego pism z ich arabskiej wersji, a także arabskie komentarze do tych pism. Szczególne znaczenie miała doktryna dwunastowiecznego arystotelika arabskiego z Hiszpanii, Ibn Roszda, zwanego przez chrześcijan Awerroesem. Doktryna ta urzekła umysły licznych filozofów Zachodu, zwa­ nych awerroistami łacińskimi. Pod jej wpływem zaczęto bronić idei separacji wiary i nauki, odmienności punktów widzenia religii i filozofii. W sferze filozoficznej bowiem awerroiści bronili poglądów rażąco sprzecznych z nauką Kościoła. Ośrodkiem zachodniego awerroizmu stał się właśnie wydział sztuk uniwersytetu paryskiego, ukochanej uczelni papieży. Spowodowało to ostre reakcje ludzi Kościoła. Konserwatyści z biskupem Stefanem Tempierem potępiali w czambuł wpływ Arystotelesa i starali się go wyplenić. Bardziej przenikliwi usiłowali pogodzić nowe prądy z dogmatami wiary, „ochrzcić” Arystotelesa i stworzyć syntezę tradycji oraz nowości. Tego dzieła podjęli się paryscy profesorowie teologii, Albert Wielki i Tomasz z Akwinu. Ani represje konserwatystów, ani subtelne interpretacje filozofów szkoły albertyńsko-tomistycznej nie zdołały jednak wyrugować oddziaływań awerroizmu, które przenikały do literatury, a z nią do szerszej świadomości społecznej. 107

Działania dominikanów z Albertem Wielkim i Tomaszem z Akwinu kierowały się ku ostrożnej syntezie kościelnej tradycji i nowych prądów filozoficznych. Inni dominikanie wojowali z zagrożeniem nauki kościoła orężem przymusu: stworzyli trzon inkwizycji we Francji Ludwika IX. Franciszkanie wybrali odmienne metody: odrzucali rutynę religii sfor­ malizowanej, wspieranej strachem przed karą Bożą na ziemi i w za­ światach. Franciszkańskie kaznodziejstwo apelowało do wrażliwości sumień, pobudzało pobożność wewnętrzną i religijne emocje. Bardzo żywy kult maryjny odkrywał ludzkie treści wiary chrześcijańskiej. Fran­ ciszkańskiemu sentymentalizmowi nie były obce zainteresowania urodą świata, wspaniałej kreacji Boga. Niewątpliwie stwierdzić można w XIII w. wzbogacenie form kultury religijnej. Otwarte jest jednak pytanie, w jakim stopniu efektowne obrzędy i procesje podczas świąt cechowych, fundowanie przez korpora­ cje i zamożne jednostki ołtarzy, rzeźb i witraży to zaspokojenie potrzeb religijnych, w jakim zaś aspiracji kulturalnych i estetycznych, nie znaj­ dujących ujścia w sferze kultury świeckiej. Francja przoduje w Europie świetnością architektury, dającej świade­ ctwo kulturze i zamożności kraju. Nie jest to wyłącznie budownictwo kościelne. Filip August, nękany obawą angielskiego rewanżu, dał impuls budownictwu zamków, murów miejskich, fortyfikacji. Także dwór Lud­ wika IX inspirował świetną grupę architektów, których dziełem były zamki, urządzenia portowe (Aigues-Mortes), szpitale, hospicja. Ale nadal architektura kościelna osiągała najwyższą rangę. „Jak pisarz po na­ pisaniu książki ozdabia ją złotymi i błękitnymi iluminacjami, tak król zdobił swe królestwo pięknymi opactwami i wielką liczbą charytatyw­ nych fundacji” — pisał Joinville. Około 1230 r. ukończono, po kilku­ dziesięcioletniej pracy, paryską Notre-Dame. Przebudowano w nowym stylu liczne katedry i opactwa, a między innymi Saint-Denis, katedry w Chartres, Reims i Amiens — klasyczne wzory architektury gotyckiej. Arcydziełem gotyku jest paryska Sainte-Chapelle, zbudowana w latach 1242-1248. Trzynastowieczny gotyk miał ambicje lekkości i strzelistości; licyto­ wano się w tej mierze aż do ryzyka zawalenia się konstrukcji (co też nastąpiło w Beauvais). Wspaniałe witraże i wielkie rozety osiągają szczyt mistrzostwa, niektóre zaś realizacje rzeźbiarskie zbliżały się do dosko­ nałości greckiej rzeźby antycznej. Toteż francuska sztuka gotycka stała się wartością eksportową: jej wzory wędrowały po całej Europie aż po Skandynawię, Polskę i Węgry, docierając także na Cypr i do państw krzyżowych na Bliskim Wschodzie. Świetność francuskiej literatury sprawiała, że język Francuzów uzys­ ka! międzynarodową atrakcyjność. Posługują się nim czasem i obcy pisarze, jak nauczyciel Dantego Brunetto Latini, Włoch, przekonany, iż język francuski „jest najmilszy i najprzystępniejszy dla wszystkich ludzi” . Mowa ta bogaci się, ciągle wzrasta liczba pisarzy, a forma i treści ich dzieł oddają wiernie społeczne przeobrażenia: postęp kultury mieszczańs­ kiej, wzrost realizmu i laicyzmu, autorytet państwa. Do tradycyjnej literatury kościelnej wdzierały się motywy świeckie: w zbiorach kazań 108

pojawiały się motywy ze szlacheckich chansons de geste i plebejskich fabliaux. Uniwersytet paryski podjął się francuskiego przekładu Biblii. W teatrze dominacja tematyki religijnej kończy się, nowe gatunki to farsa, baśń fantastyczna, śpiewogra z tańcami. Mistrzem teatru był Adam de la Halle, który satyryczną werwę łączył z dużą zręcznością techniczną (Jeu de Robin et Marion). Uderzający jest wzrost popularnej literatury politycznej, czasem spontanicznej, czasem zamówionej i opła­ conej w charakterze „głosu opinii” . Powstają jeszcze w XIII w. wybitne chansons de geste o tradycyjnej karolińskiej tematyce (Berta o wielkich stopach Adeneta le Roi); przej­ mują one jednak elementy właściwe romansom historycznym (tak np. Huon z Bordeaux): różnice między tymi gatunkami zaczynają się zacierać. Rozkwit przeżywa inny gatunek: fabliaux, satyryczne a ucieszne anegdoty, produkt mieszczańskiej kultury (choć zapewne trafiały do poczucia humoru także innych środowisk społecznych). Przedmiotem tych szyderstw są rycerze-samochwały, rozpustni duchowni, zdradzani mężowie, samozwańczy lekarze, pocieszni uczeni. Drastyczność szcze­ gółów idzie tu w parze z bystrością obserwacji społecznej i psycholo­ gicznej. Szczególnie interesujące są dwie postacie trzynastowiecznej literatury. Paryski poeta Rutebeuf: prekursor późniejszych poètes maudits, którzy ocierali się o społeczny margines (niekiedy o dno społeczne), wynosząc jednak cało z tych opresji talent pierwszej wielkości. Rutebeuf, zdolny i do lirycznej pobożności, i do jadowitego antyklerykalizmu, satyryk o cienkiej ironii, ujawnia świeże, żarliwe zainteresowanie problemami politycznymi kraju, fenomenami życia społecznego, prądami intelektual­ nymi nurtującymi wielkie, uniwersyteckie miasto. Także druga wybitna postać literacka XIII w., Jan z Meung, ujawnia poglądy sceptycznej, wolnomyślnej, anarchizującej inteligencji mieszczańskiej. Jego Roman de la Rosę, kontynuacja nudnawego romansu Wilhelma z Lorris, jest zjawiskiem bez precedensu. W konwencję romansową wpisane tu zostały niemal encyklopedyczne wywody na temat przeróżnych kwestii filozofi­ cznych i społecznych. Autor jest agresywny, buntowniczy, zuchwały: posyła do diabła prałatów i mnichów, ale o władzy świeckiej też nie ma wysokiego mniemania (powstała nie z woli Boga, lecz dla strzeżenia własności prywatnej; nie przyniosła jednak spokoju: nadal bogaci drżą 0 majątki, a biedni zazdroszczą bogatym). Poznać Naturę, żyć zgodnie z jej wskazaniami odrzucając skrępowania i konwencje źle urządzonego społeczeństwa — to idea przewodnia Roman de la Rosę. Nonkonformizm, swada i zuchwałość Jana z Meung zapewniły wielką poczytność temu Wolterowi średniowiecza. W geografii kulturalnej Francji XIII w. północ przeważa. Północna architektura przenika na południe, uniwersytet paryski zyskuje kopię w uczelni tuluskiej, literatura w języku francuskim powoli wypiera na południu język oc. Nie bez znaczenia było tu wejście Langwedocji 1 Prowansji w orbitę kapetyńskich rządów. Tylko północna Flandria, gdzie panuje dialekt germański i trwa szukanie własnej politycznej drogi, utrzymuje odrębność kulturalnej tradycji. 109

FILIP ŚMIAŁY: DALSZY WZROST WŁADZY KRÓLA

Syn Ludwika IX, Filip III Śmiały (1270—1285), uchodzi za władcę bezbarwnego, mimo pochlebnego przydomka; nie tyle rządził sam, ile przez fachowców dworskich (na jego panowanie przypada wzrost roli legistów z orleańskiej szkoły w królewskiej ekipie). Ale i w tym piętnastoleciu monarsza władza poczyniła istotne postępy, zwłaszcza terytorialne. Ludwik IX wyznaczył młodszym synom, braciom Filipa III, bardzo nieduże apanaże. Ale w 1270 r. nadal istniały wielkie apanaże, stworzone decyzją Ludwika VIII. Pomyślnym trafem największy z nich, należący do Alfonsa hr. Poitiers, jako bezdziedziczny spadek powrócił w 1271 r. do królewskiej domeny (Poitou, Saintonge, Owernia, Tuluza). Ze spadku po Alfonsie Korona wypuściła jedynie to, co Ludwik IX traktatem paryskim obiecał Anglikom, a także skrawek spadku tuluskiego w Prowansji (Venaissin), który przypadł papiestwu. Sukcesem dworu paryskiego było małżeństwo następcy tronu, przy­ szłego Filipa IV, z dziedziczką pirenejskiego królestwa Nawarry i hrabst­ wa Szampanii, Joanną (1284). Zamożna i ważna strategicznie Szampania znalazła się w sferze kapetyńskiej władzy. Z wielkich lenn koronnych pozostały już tylko: Flandria, Burgundia, Bretania i Gujenna. Filip III umocnił także wpływy królewskie w Lotaryngii i Arelacie, a więc na ziemiach cesarstwa. Wśród zamętu niemieckiego wielkiego bezkrólewia władca Francji interweniował w Lyonie (m.in. protegował swą siłą zbrojną sobór powszechny zwołany do Lyonu w 1274 r.) przygotowując włączenie miasta do francuskiej monarchii. Dał natomiast Filip III dowód rozsądku odrzucając propozycje kandydowania do wakującej korony cesarskiej. Pod koniec rządów Filipa III pojawiły się kłopoty w stosunkach z Aragonem. W 1282 r. wybuchło w Palermo powstanie Sycylijczyków przeciw rządom Karola Anjou. Francuscy rycerze zostali zmasakrowani („nieszpory sycylijskie”), Sycylia przeszła pod panowanie króla Aragonu Piotra III Wielkiego, który się wżenił w rodzinę Sztaufów, dawnych panów królestwa sycylijskiego. Francuski papież, Marcin IV, ogłosił detronizację Piotra i wraz z Karolem Anjou namówił króla Filipa III do włączenia się w konflikt. Po wyroku papieskim, pozbawiającym Piotra tronu, korona aragońska przypaść miała synowi Filipa III, Karolowi Valois. Jednakże konflikt z Aragonem nie przyniósł Francuzom ani sukcesów, ani sławy. Aragoński admirał Roger de Loria rozbił doszczęt­ nie flotę Karola Anjou pod Neapolem. Także wyprawa Filipa III przeciw Piotrowi III zakończyła się fiaskiem. Wracając z nieudanej ekspedycji aragońskiej król Filip Śmiały nabawił się febry, która go zabiła (1285). ZWYCIĘSTWA I KLĘSKI FILIPA PIĘKNEGO

Następca Śmiałego, Filip IV Piękny (1285 —1314), jest postacią niejednoznaczną. Oceniano go jako marionetkę w rękach dworskiego otoczenia, człowieka słabego z wybuchami zimnej wściekłości. Ale są też 110

inne mniemania: Filip IV to wybitny dyplomata, przedkładający grę polityczną i zręczną technikę rządzenia nad reguły rycerskiej walki. Atletyczny, lodowaty w obejściu, o twarzy kamiennej, surowy w obycza­ jach, Filip IV prowadził oszczędny tryb życia na dość ponurym dworze. Z tytułu małżeństwa z Joanną Szampańską został już przed śmiercią ojca królem Nawarry (rządzonej od 1234 r. przez hrabiów Szampanii) i hrabią Szampanii, co go emancypowało w wieku 17 lat. Stosunki lenne w szampańskim posagu żony zastał mocno powikłane. Tutejsi hrabiowie liczne lenna trzymali od cesarza, księcia Burgundii i biskupów (zwłaszcza od arcybiskupa Reims). Szczególnie ważne było pozyskanie licznych lenn cesarskich w Lota­ ryngii. Zależność tych kasztelanii lotaryńskich od cesarza zagubiła się podczas niemieckiego wielkiego bezkrólewia, toteż w istocie granica Francji przesunęła się od początku panowania Filipa IV na wschód: od Sedanu aż po południowy kraniec Lotaryngii. Spośród pozostałych jeszcze czterech wielkich lenn Korony dwa: księstwo Burgundii i hrabstwo Bretanii (w 1297 r. podniesione przez Filipa do rangi księstwa), znajdowały się nadal pod władzą bocznych linii kapetyńskiego domu. Dalsze dwa, hrabstwo Flandrii i księstwo Gujenny, miały przysporzyć Filipowi IV niemałych kłopotów. Próby opanowania tych obszarów przyniosły tylko przelotne sukcesy. Zaczęło się od konfliktów morskich: na tle sporów między maryna­ rzami angielskimi a normandzkimi i bretońskimi zakazano Francuzom zawijać do angielskich portów; Anglicy, już wówczas lubiący korsarstwo, zatapiali francuskie statki i barki. Filip IV pozwolił tedy Normandom uzbrajać statki, co dało impuls francuskiej flocie wojennej. Na jej czele stanął Kastylijczyk Benedykt Zaccaria, wielki admirał króla Francji. Angielski król Edward I jako książę Gujenny pozwany został przed sąd lenny króla Francji (1294), który po różnych perypetiach orzekł konfis­ katę Gujenny. Francuzi odnieśli w Gujennie decydujące sukcesy militar­ ne, jednakże próby blokowania Anglii na morzu zrewoltowały przeciw Filipowi IV Flandrię: rzemiosło flandryjskie nie mogło egzystować bez stałego dopływu angielskiej wełny. Pod koniec XIII w. powtórzyła się więc sytuacja z początków tego stulecia: sojusz Anglii i Flandrii przeciw królowi Francji. Pierwsze rezultaty działań były sukcesem Filipa IV. Prócz zajęcia Gujenny wojska królewskie zapisały na swym koncie poważne sukcesy we Flandrii (zajęcie Lille, Brugii, Courtrai). Przerwę w działaniach przyniósł rozejm 1297 r.; dwa lata później stanął pokój z Edwardem I w Montreuil-sur-Mer. Filip IV oddał Anglikowi Gujennę i rękę swej siostry. Teraz król Francji mógł się zwrócić przeciw zbuntowanej Flandrii. Uwięziony został hrabia Flandrii Guy de Dampierre, kraj jego zajęty i włączony do królewskiej domeny. Jednakże niezręczna polityka rządu, zwłaszcza ekonomiczna i fiskalna, doprowadziła w Brugii do buntu pospólstwa z tkaczem Coninckiem na czele. Nieudolna polityka Francuzów spowodowała przyłączenie się do rebelii także flandryjskiego patrycjatu. W Brugii zmasakrowano francus­ ką załogę („jutrznia brugijska” , nie mniej gwałtowna niż „sycylijskie 111

nieszpory”). Powstaniem Flandrii pokierował wnuk hrabiego Dampierre’a, Wilhelm. Na czele francuskiej „ekspedycji karnej” stanął Robert hr. Artois, kapetyński apanażysta, syn Roberta d’Artois, zabitego pod Mansurah podczas pierwszej krucjaty Ludwika IX. Lekkomyślność wojenna była widać dziedziczna: Robert zlekceważył przeciwnika-mieszczanina, tak jak jego ojciec przeciwnika-Saracena. Bitwa pod Courtrai (1302) była straszliwą masakrą francuskiej jazdy: podstęp Flamandów, zamaskowana fosa, niemało się do tej klęski przyczynił, ale była ona sygnałem głębszego kryzysu feudalnej jazdy. Strata 6 tys. zabitych pod Courtrai nie mogła złamać solidnie już utrwalonego autorytetu króla; podważyła go jednak mocno. Dla zdoby­ cia pieniędzy dwór Filipa IV rozbudzał sentymenty patriotyczne i monarchiczne; umożliwiono służbę rycerską zamożnym mieszczanom. Jednakże dziury w budżecie niełatwo było załatać pożyczkami i podatkami, a nawet psuciem pieniądza. Oskarżano wtedy i później Filipa IV o spowodowanie chaosu monetarnego wskutek pogarszania wartości pieniądza; ale chaos ów wynikał i ze spekulacji kruszcami szlachetnymi, jaka się w tym czasie rozwinęła, i z machinacji wielmożów wybijających swe pieniądze. Może więc przesadził kościelny dostojnik, zarzucający Filipowi IV, iż jest równie fałszywy jak jego moneta. Ogromny wysiłek pozwolił królowi zorganizować wyprawę flandryjską 1304 r. Francuzi zwyciężyli na morzu pod Zierikzee, na lądzie pod Mons-en-Pévèle, gdzie Filip wyróżnił się osobistą odwagą. Kompromiso­ wy pokój 1305 r. uznał autonomię Flandrii pod władzą jej hrabiów; jednakże król Francji zatrzymał Lille, Douai i Béthune. Znacznie trwalsze i mniej kosztowne były inne zdobycze Filipa Pięknego. Pod bezpośrednią władzę Korony przeszły ważne terytoria lenne: wykupione hrabstwo Chartres, zajęte hrabstwa Marche i Angoulême w Akwitanii. W 1292 r. pod lenne zwierzchnictwo Filipa przeszło, na życzenie mieszkańców, cesarskie miasto Valenciennes. Roz­ szerzył też król Francji swe wpływy na hrabstwo Bar-le-Duc, biskupstwo Viviers i przede wszystkim utrwalił władzę nad Lyonem: to wielkie miasto biskupie poddane zostało zwierzchnictwu francuskiego władcy, tracąc formalne już jedynie związki z cesarzem. Sukcesy to niewątpliwe. Ale jednocześnie hrabstwo Flandrii (z wyjątkiem części mówiącej po francusku, a przejętej przez Filipa IV: Lille, Douai, Béthune) właściwie było już stracone dla francuskiej wspólnoty politycznej i kulturalnej. Razem z Flandrią cesarską będzie ono szukać własnej drogi. Konflikty zaś z Anglikami za Filipa IV były prologiem wojny stuletniej. SPÓR Z BONIFACYM VIII. SPRAWA TEMPLARIUSZY

Starcie monarchii francuskiej z papiestwem nie spadło z jasnego nieba. Nad horyzontem ich tradycyjnego sojuszu zbierały się chmury już za rządów Innocentego III i Innocentego IV. U schyłku XIII w. objął tron papieski jeszcze bardziej od tamtych uparty i despotyczny Bonifacy VIII. Na początku stosunki jego z Filipem Pięknym były sielankowe: to właśnie Bonifacy kanonizował w 1297 r. Ludwika IX podnosząc nieby­ 112

wale prestiż kapetyński. Jednakże wojny flandryjskie Filipa spowodowa­ ły kryzys skarbu królewskiego i presję finansową na francuskie ducho­ wieństwo. Na tym tle zaczęły się niesnaski: spór się zaogniał, Filip zakazał wywozić z Francji daniny dla papieża. Konflikt o pieniądze (potem i strona kościelna uzna, iż w istocie mało ważny) przekształcił się w zasadniczy spór o władzę świecką papieża nad królami. W tej kwestii Bonifacy VIII miał wyobrażenia jednoznaczne: w wielkiej mowie konsystorialnej przeciw Filipowi Pięknemu z 1302 r. zapowiadał bez ogródek, iż strąci go z tronu jak niegrzecznego chłopca. Taktyka Bonifacego była prosta: myślał o podburzeniu przeciw Filipowi króla Niemiec Albrechta Habsburga i francuskich baronów. Posłowie, przybyli do Rzymu z Flan­ drii, podsycali oczywiście gniew papieża przeciw Filipowi. Bonifacy był pewny poparcia francuskiej hierarchii duchownej: na synodzie rzymskim 1302 r. znalazło się przecież, mimo królewskiego zakazu, około czter­ dziestu francuskich biskupów i opatów. A jednak Bonifacy VIII nie wygrał sporu, popełnił bowiem błąd w ocenie układu sił. Wzrost władzy monarszej uniemożliwił wywołanie przeciw Filipowi rebelii baronów; co więcej, okazało się, iż nawet kontrola francuskiej hierarchii wymyka się z rąk papieża. Ani polityka podatkowa Filipa IV, ani jego lodowaty upór nie mogły się podobać francuskim biskupom. Jednakże siła państwa i autorytet Korony były solidnie utrwalone; niechęć do papieskiej presji fiskalnej, oburzenie na despotyczne rządy Bonifacego w Kościele, wrażliwość patriotyczna — wszystko to spowodowało, iż stan duchowny Francji zachował lojalność wobec swego monarchy. Szlachta i mieszczaństwo stanęły twardo po stronie Filipa; papież stał się obiektem szyderstw i krytyki. Taki stan umysłów został starannie przez dwór przygotowany; ale dworska propaganda trafiała na podatne podłoże. Ekipa zdolnych i bezwzględnych w wyborze środków ludzi z otoczenia Filipa Pięknego potrafiła rozwinąć działanie propagandowe na skalę dotąd we Francji nie znaną. Pisma polityczne wyszydzały roszczenia Bonifacego w sposób trafiający do szerokiej opinii, bo na poziomie sporu prostego rycerza i wiejskiego proboszcza. Rzecznik rządu, Wilhelm de Plaisian, oskarżał papieża o zamiar zniszczenia narodu francuskiego; twierdzono, iż Boni­ facy porównywał Francuzów do psów, że nienawidził zawsze Francji itd. Wielkie zgromadzenie reprezentantów szlachty, kleru i mieszczan, zwoła­ ne w 1302 r. i tradycyjnie uznawane za początek instytucji Stanów Generalnych (ale już w XIII w. zwoływano na dwór podobne zgromadze­ nia), miało być platformą poparcia społecznego dla polityki Filipa IV. Mowa parlamentarna wejdzie odtąd do arsenału środków propagan­ dowych; sam król potrafił na zgromadzeniu 1302 r. wystąpić przejmująco w obronie suwerenności państwowej przez apel do francuskiego pa­ triotyzmu. Hasło „suwerennej wolności królestwa” znalazło poparcie stanów świeckich, a także kleru (pewne opory stawiały zakony, ale i one w większości ustąpiły pod naciskiem rządu). Jednakże dwór paryski nie poprzestał na obronie. Minister Filipa IV, Wilhelm Nogaret, wykorzystał opozycję przeciw Bonifacemu w kolegium kardynalskim i wśród rzymskiej arystokracji — opozycję, której przewo­ 8 — Historia Francji

113

dziła wpływowa rodzina Colonnów. We wrześniu 1303 r. Nogaret i Sciarra Colonna z oddziałem 600 jeźdźców i 1000 piechurów napadli na miasto Anagni, gdzie rezydował Bonifacy. Służba papieska zamiast bronić swego pana zaczęła rabować; większość obecnych w Anagni kardynałów uciekła. Próba wywiezienia papieża do Francji i wymuszenia jego abdykacji nie powiodła się, bo ludność Anagni zdołała po dwóch dniach uwolnić Bonifacego. Ale wkrótce potem upokorzony i wstrząś­ nięty papież umarł. I po zgonie ścigała go nienawiść Nogareta, który przygotował proces sądowy z oskarżeniem Bonifacego o herezję, bezboż­ ność, sodomię; zeznania świadków, w sporej części spreparowane, były próbą usprawiedliwienia francuskiej polityki wobec zmarłego papieża łącznie z mocno wszędzie krytykowanym zamachem w Anagni. Za rządów papieża Klemensa V, pochodzącego z Gaskonii, spór Francji z papiestwem został załagodzony. Co więcej, Klemens V wybrał na stolicę papieską prowansalski Awinion: przez kilkadziesiąt lat (1309 —1377) papieże mieli tu swą rezydencję. W ten sposób kuria papieska znalazła się w orbicie francuskich wpływów. Byłoby jednak przesadne odmawianie papieżom awiniońskim swobody manewru, także w stosunkach z królami francuskimi. Obraz z Dantejskiego Czyśćca, w którym poeta przedstawił kurię awiniońską pod postacią „wielkiej nierządnicy” zniewolonej przez „olbrzyma”, tj. króla Francji, grzeszy więc znaczną przesadą. Nie umilkły jeszcze echa sporów Filipa IV z Bonifacym VIII, gdy dwór królewski wplątał się w skandaliczną sprawę templariuszy. Ten potężny zakon wzbogacił się kolosalnie w XIII w. na operacjach bankiersko-handlowych. Templariusze mieli własne wojsko, fortece i ok­ ręty; w ich paryskiej siedzibie zdeponowany był skarbiec królewski. Zakon kontrolował też w znacznej mierze francuskie finanse. Filip IV, stale potrzebujący pieniędzy, usiłował narzucić się templariuszom w cha­ rakterze wielkiego mistrza. Gdy to się nie udało, we wrześniu 1307 r. Nogaret przeprowadził sprawnie operację aresztowania wszystkich człon­ ków zakonu. Oskarżono ich o bluźnierstwa, kontakty z niewiernymi, sataniczne orgie i wiele innych zbrodni. Dyskusyjne jest, w jakim stopniu część tych oskarżeń miała pewne podstawy (np. we wpływach kataryzmu mogących oddziaływać na niektóre domy templariuszy). Presją moralną i torturami wymuszono liczne przyznania się do winy; w 1312 r. Filip IV i Nogaret uzyskali od papieża Klemensa V zgodę na kasatę zakonu. Wielki mistrz zakonu Jakub de Molay odwołał zeznania złożone w śledz­ twie, toteż zamiast wyroku dożywotniego więzienia otrzymał karę śmierci. Zginął na stosie w marcu 1314 r. wzywając na sąd Boży swych prześladowców. Wielkie zatem wrażenie wywarła śmierć Filipa IV, papieża Klemensa V i Wilhelma Nogareta jeszcze w tym samym 1314 roku. Sprawa templariuszy nie przyniosła dworowi królewskiemu dobrej sławy. Mimo intensywnej propagandy nie bardzo wierzono monstrual­ nym oskarżeniom: zbyt oczywiste były finansowe motywy tej afery. Filip Piękny, który nie był fanatykiem ani nie lubował się w okrucieństwach (m.in. ograniczył ekscesy gorliwości inkwizycji i uwolnił wielu jej wię­ 114

źniów), schodził ze świata w atmosferze skandalu. Nieprzypadkowo tedy jego następca posłał z kolei na śmierć kilku szczególnie skompromitowa­ nych doradców Filipa IV. OSTATNI K APETYN GOWIE

Wyobrażenie o Boskiej karze, ścigającej Filipa Pięknego w osobach jego synów, podtrzymały zdarzenia niebywałe dotąd w dziejach kapetyńskiej dynastii. W ciągu 14 lat trzej synowie Filipa zmarli młodo i nie pozostawiając dziedzica tronu. Najpierw po półtorarocznym panowaniu (1314—1316) zmarł w wieku 26 lat Ludwik X Kłótnik. Wdowa po nim wprawdzie urodziła syna pogrobowca (Jan I), ale przeżył on ledwie parę dni. Królem został z kolei brat Ludwika X, Filip V Długi, który też zmarł bez dziedzica po pięciu latach rządów i w wieku 28 lat (1316—1322). Tron objął ostatni syn Filipa Pięknego, Karol IV Piękny (1322 —1328). Wznowił on wojnę z Anglikami o Gujennę korzystając z osłabienia prestiżu króla Anglii Edwarda II, szwagra ostatnich trzech Kapetyngów. Sukcesy militarne Karola IV w Gujennie były dość szybkie: w 1324 r. w jego ręku była już większość Agenais. Edward II, uwikłany w konflikty z baronami (wkrótce miał być zdetronizowany i zamordowany), powie­ rzył władzę w Gujennie synowi Edwardowi. Karol Piękny przyjął hołd lenny nowego księcia Gujenny, odmówił jednak zwrotu ziem, zajętych manu militari. Śmierć 33-letniego Karola Pięknego (1328) otworzyła znowu problem sukcesji. Król zostawił jedynie córki. Tymczasem już od 1316 r., od śmierci Ludwika X i Jana Pogrobowca, stosowano zasadę, iż kobiety wykluczone są z dziedziczenia tronu Francji. Nie była to zasada uświęcona tradycją; wprawdzie do tej pory Kapetyngowie zawsze zo­ stawiali męskiego dziedzica tronu, ale rola polityczna kobiet była na dworze od dawna niemała: wystarczy przypomnieć ambicje królowej Konstancji w XI w., Eleonory Akwitańskiej w XII w., dwukrotną regencję Blanki Kastylskiej w XIII w. Jeśli w 1316 r. królewska córka Joanna odsunięta została od sukcesji, to głównie dzięki sprytowi królews­ kiego brata, Filipa Długiego. Jego koronacja, dokonana pośpiesznie, przez wielu panów duchownych i świeckich uważana była za uzurpację. Niemniej zasada wykluczania kobiet od tronu stała się w ciągu kilkunas­ tu lat regułą francuskiego systemu dynastycznego: w chwili śmierci Karola Pięknego nikt nie bronił praw sukcesyjnych jego córek. Wśród różnych kandydatów do tronu liczyło się na serio dwóch: Filip hr. Valois, wnuk króla Filipa III i kuzyn zmarłego Karola IV, oraz król angielski Edward III, wnuk po kądzieli Filipa IV i siostrzeniec Karola IV. Jednakże kandydatura angielskiego monarchy nie budziła entuzjaz­ mu. Rozszerzono tedy regułę wykluczania kobiet od tronu uznając, iż kobiety nie mogą też przenosić praw do tronu Francji. Zasiadł na nim Filip VI Valois, krewny ostatnich Kapetyngów po mieczu. Zaczynały się rządy młodszej linii Domu Francji, Walezjuszy. Od rządu „Kapetyngów bezpośrednich” mniej były szczęśliwe.

115

III. WIEK KRYZYSU

Dość sporów; gdy płonie dom ., - trzeba wspólnie pracować nad jego ugaszeniem (Alain Chartier)

ZAŁAMANIE SIĘ RÓWNOWAGI GOSPODARCZEJ

D