138 76 3MB
Polish Pages 312 Year 2011
HISTORYCZNE BITWY MICHAŁ LESZCZYŃSKI
OSTROŁĘKA 1831
V BELLONA
Warszawa
WSTĘP
Tak zwane momenty krytyczne zajmują w historii wojen poczesne miejsce. Wojna jest bowiem trochę jak waga, na której szalach obie strony składają swoje szanse na zwycięs two. Wraz z rozwojem konfliktu przeciwnicy rzucają na nią coraz to nowe atuty — przewagę techniczną, deter minację czy liczebność rezerw. Waga przechyla się wtedy to na jedną, to znowu na drugą stronę. W końcu któryś z walczących przeważa i to on zostaje zwycięzcą. Bardzo rzadko zostaje nim słabszy przeciwnik. To on najczęściej musi pierwszy wyłożyć karty na stół, zagrać przysłowiowe va banque — zebrać wszystkie dostępne siły i wyprowadzić przy ich pomocy decydujący cios już niemal tryumfującemu przeciwnikowi. Jeśli uderzenie okaże się celne, zwycięstwo nagle przestaje być niemożliwe, jak przekonali się o tym Amerykanie pod Yorktown w 1781 roku. Jeśli tak wiele ważący cios jednak chybi... cóż, nikt nie będzie mógł przynajmniej zarzucić przegranym, że nie próbowali. Niestety, matematyka jest najczęściej bezlitosna. Zwy cięzcą okazuje się prawie zawsze strona silniejsza liczebnie, lepiej uzbrojona, niekoniecznie najbardziej zdeterminowana. Wystarczy przywołać choćby armię Północnej Wirginii generała Roberta Lee, która podczas wojny secesyjnej dokonała cudów waleczności, by w końcu ulec po czterech
latach przelewu krwi. Cóż dopiero mówić o Japończykach podczas drugiej wojny światowej — ich poświęcenie wydawało się nie znać granic, a jednak musieli ustąpić technicznej i liczebnej przewadze aliantów. Polacy podczas wojny polsko-rosyjskiej z 1831 roku także nie dali się łatwo „połknąć” wielokrotnie liczniejszemu przeciwnikowi, choć nie mieli swojego Austerlitz czy Buli Run. Potrafili wygrywać potyczki i mniejsze bitwy, przegry wali jednak, gdy dochodziło do większych starć. Winą za to historycy i pisarze najczęściej obarczali polskie elity — rząd, sejm, ale przede wszystkim generalicję. Najwyższej rangi dowódcom zarzucano bierność, brak wiary w zwycięstwo czy po prostu mierne zdolności, które miały doprowadzić do zaprzepaszczenia szans powstania listopadowego. Niemalże w centrum przetaczającej się fali krytyki stał zawsze generał Jan Zygmunt Skrzynecki, który od 26 lu tego do 12 sierpnia 1831 roku pełnił funkcję naczelnego wodza wojsk polskich. Najwybitniejsi historycy powstania, tj. Stanisław Barzykowski, Ludwik Mierosławski, Wacław Tokarz, długo zachodzili w głowę, jak można było za przepaścić okazję rozbicia wojsk rosyjskich podczas ofen sywy wiosennej czy pod Kuflewem, kiedy to większość okoliczności wydawała się Polakom wybitnie sprzyjać. Ale to były sukcesy, choć małe, to jednak wciąż sukcesy. Za grzech śmiertelny pozostanie chyba na zawsze poczytana Janowi Skrzyneckiemu inna operacja, znana pod nazwą „wyprawy na gwardię”, podjęta w maju tegoż samego roku. Jej architekt, kwatermistrz generalny wojsk polskich generał Ignacy Prądzyński ani przez chwilę nie wątpił w doniosłość swojego projektu. Unicestwienie w maju 1831 roku stacjo nującej w widłach Bugu i Narwi gwardii cesarskiej, na którą składały się najbardziej wyborowe jednostki rosyjskie, przez liczące ponad 40 000 żołnierzy zgrupowanie polskie mogło bez wątpienia przynieść trudne do przewidzenia skutki. I faktycznie, wyprawa doprowadziła do długo oczekiwanego
przełomu w wojnie polsko-rosyjskiej, zgoła innego jednak do zamierzonego przez generalnego kwatermistrza. W istocie bowiem to polskie szanse na zwycięstwo zostały pogrzebane, wieńcząca zaś wyprawę na gwardię bitwa pod Ostrołęką okazała się jedną ze smutniejszych kart polskiej historii. To właśnie niefortunnej ofensywie polskiej w stronę wideł Bugu i Narwi chciałbym poświęcić niniejszą pracę. Celem jej nie jest tylko przybliżenie tamtych wydarzeń. Pragnąłbym także umożliwić czytelnikowi lepsze poznanie bohaterów tego jakże ważnego okresu w historii Polski. Wyprawa na gwardię, jak zresztą i całe powstanie lis topadowe, pozostawiła po sobie obfitą spuściznę w postaci literatury zarówno naukowej, jak i pamiętnikarskiej. Informacje na jej temat zawierają pierwsze szerokie monografie po święcone powstaniu listopadowemu — członka rządu narodo wego Stanisława Barzykowskiego (Historya powstania lis topadowego, t. II-IV, Poznań 1883) oraz Ludwika Mieros ławskiego (Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831: od epoki na której opowiadanie swoje zakończył Maurycy Mochnacki, t. I-II, Paryż 1845). Pisali o niej szeroko Wacław Tokarz (Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, Warszawa 1930, najnowsze wydanie z 1994 roku; Bitwa pod Ostrołęką, Poznań 1922), Władysław Zajewski (wydane pod jego redakcją Powstanie Listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnę trzne, militaria, Europa wobec powstania, Warszawa 1980), a także Aleksander Puzyrewski (Wojna polsko-ruska 1831, Warszawa 1899), który oparł swe badania na pierwszej monografii powstania — Geschichte des polnischen Aufstands (1830-31) Friedricha von Smitta, wydanej w Berlinie w roku 1839. Także Marian Kukieł poświęcił jej fragment w Zarysie historii wojskowości w Polsce, Londyn 1949. Dzieła tych autorów umożliwiają dobry wgląd w całokształt konfliktu i jego genezę, mają przy tym tę zaletę, że autorzy korzystali ze źródeł dziś już nieistniejących bądź niedostępnych. Poprze dzające wyprawę operacje doczekały się monografii autorstwa
m.in. Wiesława Majewskiego (Grochów 1831, Warszawa 1982) i Tomasza Strzeżka (łganie 1831, Warszawa 1999). Liczni pamiętnikarze pozostawili ślad po wyprawie w swo ich dziełach. Byli to choćby powszechnie znani Ignacy Kruszewski (Pamiętniki z roku 1830-1831 ś.p. Generała Ignacego Skarba-Kruszewskiego (herbu Habdank) byłego dowódcy 5-go pułku ułanów połskich, podczas emigracji dowódcy dywizji lekkiej kawaleryi w wojsku belgijskiem wydanych przez córkę Karolinę z Kruszewskich Grabiańską w Krakowie 1890, Warszawa 1930), Józef Patelski (Wspo mnienia wojskowe Józefa Patelskiego z lat 1823-1831, Warszawa 1921), Władysław Zamoyski (Jenerał Zamoyski 1803-1868, Poznań 1913), oraz oczywiście pełniący w maju 1831 roku de facto funkcję szefa sztabu armii polskiej Ignacy Prądzyński (Pamiętniki generała Prądzyńskiego, Kraków 1909), a także generałowie Dezydeiy Chłapowski (Pamiętni ki, Poznań 1899), Henryk Dembiński (Pamiętnik Henryka Dembińskiego jenerała wojsk polskich, Poznań 1860), Kle mens Kołaczkowski (Wspomnienia jenerała Klemensa Koła czkowskiego, ks. IV, Kraków 1901) i zwykli żołnierze: Tadeusz Józef Chamski (Opis krótki lat upłynionych, Warsza wa 1989), Franciszek Salezy Gawroński (Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa (1787-1831) pułkownika Franciszka Sałezego Gawrońskiego, Kraków 1916), Ludwik Jabłonowski (Pamiętniki, Kraków 1963), Stanisław Jabłonow ski (Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej gwardyi królewsko-polskiej, Kraków 1916), Jakub Lewiński (Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, Poznań 1895), Napoleon Sierawski (Pamiętnik Napoleona Sierawskiego oficera konnego pułku gwardyi za czasów W. Ks. Konstantego, Lwów 1907), Leopold Szumski (Wspo mnienia o Trzecim Pułku Ułanów byłego Wojska Polskiego, Kraków 1892), Roman Wybranowski (Pamiętniki jenerała Romana Wybranowskiego, 1.1, Lwów 1882), Józef Bem (O powstaniu narodowym w Polsce, Warszawa 1956).
W Polsce są także powszechnie dostępne biografie ważnych postaci owego okresu jak na przykład Ignacego Prądzyńskiego (J. Wysokiński, Generał Ignacy Prądzyński, Warszawa 1985), ówczesnego prezesa Rządu Narodowego AJ. Czartoryskiego (J. Skowronek, Adam Jerzy Czartoryski 1770-1861, Warszawa 1994), cara Mikołaja I (W. Bruce Lincoln, Mikołaj I, Warszawa 1988), generała Henryka Dembińskiego (B. Szyndler, Henryk Dembiński 1791-1864, Warszawa 1984), Józefa Bema (J. Chudzikowska, Generał Bem, Warszawa 1990). Znacznie starsza jest biografia Ludwika Kickiego (L. Nabielak, Ludwik Kicki. Jenerał wojsk polskich (1791—1831), Poznań 1878). Bardzo wiele cennych informacji na temat organizacji, liczebności i uzbrojenia obu armii znalazłem w książkach: Marka Tarczyńskiego, Generalicja powstania listopadowe go, Warszawa 1988, Władysława Dziewanowskiego, Zarys dziejów uzbrojenia w Polsce, Warszawa 1935, Tomasza Strzeżka, Kawaleria Królestwa Polskiego w powstaniu listopadowym: mobilizacja i podstawy funkcjonowania w wojnie, Olsztyn 2006, a także Jana Wimmera, Historia piechoty polskiej do roku 1864, Warszawa 1978. Nieocenionym źródłem wiedzy na temat raportów, roz kazów i korespondencji w polskiej armii są zebrane przez Bronisława Pawłowskiego, Źródła do dziejów wojny polskorosyjskiej 1830-1831 r., t. 3, Od 12 maja do 15 lipca 1831 roku, Warszawa 1933. Zabiegi powstańców o poparcie swych wysiłków na arenie międzynarodowej, będące nie bez znaczenia dla ich działań militarnych, opisał Władysław Zajewski w W kręgu Napoleo na i rewolucji europejskich 1830-1831, Warszawa 1984. Informacji na temat wielu interesujących wydarzeń, postaci i zjawisk omawianego okresu można też szukać w obszernej Encyklopedii wojen napoleońskich autorstwa Roberta Bielec kiego (Warszawa 2001).
TŁO HISTORYCZNE — MAJ 1831 ROKU
Po trzech miesiącach ciężkich walk, na początku maja 1831 roku, wojna nad Wisłą zamarła na pewien czas. Kwietniowa próba sił w okolicach Kuflewa wyczerpała obie strony na tyle, że zarówno Polacy, jak i Rosjanie potrzebowali chwili wytchnienia. Co prawda, walki toczyły się jeszcze w oddali, na Litwie, Ukrainie czy Lubelszczyźnie, były to jednak fronty poboczne. Na głównym teatrze działań, odcinku między Siedlcami na wschodzie a War szawą na zachodzie, zapanowała około dwutygodniowa przerwa w działaniach militarnych. Stacjonującego w Jędrzejowie wodza naczelnego wojsk polskich nie martwił taki stan. Wręcz przeciwnie, uważał, że czas działa na jego korzyść. Miał ku temu pewne podstawy — oto wojsko polskie osiągnęło w tym okresie szczyt swojej siły, ponad 86 870 żołnierzy1 oczekiwało przeciwnika na linii frontu, ciągnącej się od Zamościa po Modlin. Istniały pewne problemy z zaopatrzeniem takiego tłumu, ale wróg miał wcale nie mniej zmartwień. Przewóz zaopatrzenia z głębi Rosji utrudniały zarówno szalejące na Litwie powstanie, jak i ataki polskich partyzantów. Co więcej, przebywającym na terytorium ' M . T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, Warszawa 1988, s. 161.
Królestwa Polskiego najeźdźcom dawała się bardzo we znaki epidemia cholery. Skrzynecki chciał wykorzystać nadarzającą się okazję, by gruntownie zreorganizować siły, nie będąc niepokojonym. Liczył też na wsparcie Rządu Narodowego, który starał się o pomoc czy choćby mediację zachodnich mocarstw, deba tujących w tym czasie w Londynie nad przyszłym kształtem Europy. Zaopatrzenia w obozie między Dębem Wielkim a Miłosną było wystarczająco dużo, więc ogólnie wśród żołnierzy i oficerów panowały raczej dobre nastroje. Wódz naczelny musiał z tym większym zdziwieniem odebrać kolejne listy od prezesa Rządu Narodowego, księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, ponaglające go do przejęcia strategicznej inicjatywy w polu. Skrzynecki w odpowiedzi starał się uspokoić stołecznych polityków, twierdząc, że sytuacja militarna sprzyja wybitnie stronie polskiej, w głębi duszy musiał się jednak domyślać, iż jego pozycja jest zagrożona. Miał wielu przeciwników wśród członków sejmu, zwłaszcza w lewicowym Towarzystwie Patriotycz nym, ale także pewne osoby spośród polskiej generalicji z chęcią zastąpiłyby go kimś innym na stanowisku naczel nego wodza. Być może to właśnie z powodu podobnych podejrzeń Skrzynecki zagalopował się nieco, wysyłając do Warszawy list, którego treść była daleka od dyplomatycznej grzeczno ści. Zarzucał w nim księciu Adamowi, że wtrąca się w sprawy wybiegające poza kompetencje rządu, co więcej — także kompetencje samej osoby księcia. Znając charakter Czartoryskiego, człowieka poczciwego i ugodowego, wódz naczelny liczył najprawdopodobniej, że na tym skończy się nagabywanie z jego strony. Mylił się jednak, i to bardzo. Następny list prezesa Rządu Narodowego był utrzymany w tonie niemalże ultymatywnym. Czartoryski sięgnął w nim po najbardziej wymowny środek nacisku, jakim dysponował — liczby. Wymieniał
wszystkie zasoby, jakie jeszcze pozostały Królestwu do prowadzenia wojny. Rząd ocenił, że zapasów amunicji, żywności, mundurów i prochu starczy jeszcze na cztery miesiące. Jeśli w tym czasie nie doszłoby do rozstrzy gnięcia, wojna musiałaby się zakończyć klęską, i to „bez honoru, bez chwały, lecz owszem wśród przekleństwa i hańby”2. Co więcej, książę Adam dysponował lepszym od Skrzyneckiego rozeznaniem w sprawach międzynaro dowych. Wiedział, jak bardzo sprawie polskiej zaszko dziła decyzja sejmu o detronizacji cara Mikołaja I sprzed kilku miesięcy. Polscy dyplomaci nie mogli już od tamtej chwili negocjować korzystnych dla Kró lestwa rozwiązań na gruncie postanowień kongresu wiedeńskiego, gdyż detronizacja stanowiła ich złamanie. Streszczając warunki, w jakich musiała funkcjonować jego dyplomacja, książę żalił się: „Znaleźliśmy wszędzie rządy nie chcące wcale słuchać naszych przedstawień, bojące się nawet wchodzić z naszymi agentami w roz mowy”3. Tylko sprzyjająca polskiemu powstaniu opinia publiczna we Francji i Wielkiej Brytanii rokowała jakąkolwiek poprawę na tym froncie. 21 kwietnia wysłannikowi Czartoryskiego, Aleksandrowi Walewskiemu (nota bene nieślubnemu synowi Napoleona Bonapartego i przyszłemu ministrowi spraw zagranicznych Francji), udało się wreszcie odbyć krótką rozmowę z mini strem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, lordem Palmerstonem. Anglik jak zwykle unikał zobowiązań wobec przedstawicieli rozmówcy, jedyną wskazówką odnośnie zamiarów brytyjskiego rządu była zdawkowa uwaga mini stra, że dotychczasowych zwycięstw Polaków „nie uważa 2 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, Warszawa 1994, s. 319. 3 J. S k o w r o n e k , Adam Jerzy Czartoryski 1770-1861, Warszawa 1994, s. 292.
za decydujące”4. Płynęła stąd oczywista konkluzja, że jeśli Polacy chcą liczyć na jakąkolwiek pomoc, najpierw muszą pomóc sobie sami. Wielka Brytania i Francja z pewnością nie zapłakałyby, gdyby pozycja potężnej Rosji osłabła na kontynencie europejskim, nie miały jednak zamiaru ryzyko wać swojej reputacji, stawiając na przegranego konia. Na ciężką sytuację powstańców nakładał się jeszcze jeden problem — sprawa powstania na Litwie. Jakiś czas wcześniej w polskiej kwaterze głównej gościł wysłannik litewski i poczyniono pewne obietnice co do wysłania pomocy walczącym Litwinom5. Abstrahując już od zobo wiązań moralnych, zawierucha nad Niemnem leżała w stra tegicznym interesie wojsk polskich. Tak oto Skrzynecki znalazł się, można by powiedzieć, pod ścianą. W sensie prawnym mógł zignorować polecenia rządu, gdyż był odpowiedzialny głównie przed sejmem, jednak konsekwencje gniewu księcia Czartoryskiego byłoby trudno zignorować. Jakby na złość z frontu zaczęły nad chodzić coraz gorsze informacje. Coraz więcej źródeł potwierdzało wiadomość o fatalnym końcu wyprawy kor pusu generała Dwernickiego na Ukrainę. Wysłany mu na pomoc, spóźnioną zresztą, oddział Wojciecha Chrzanows kiego po kilku potyczkach zamknął się w Zamościu i został tam unieruchomiony. Chcąc nie chcąc, trzeba było działać. Wobec tego wódz naczelny, we właściwym sobie buń czucznym tonie, wysłał do księcia list, który zaczynał się wiele mówiącym zdaniem: „Znudziliście mnie, więc ruch rozpoczynam”6. W wojsku polskim znajdowały się wtedy 4 W. Z a j e w s k i , W kręgu Napoleona i rewolucji europejskich 1830-1831, Warszawa 1984, s. 397. 5 L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831: od epoki na której opowiadanie swoje zakończył Maurycy Mochnacki, t. II, Paryż 1845, s. 234. ĆS. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, Poznań 1883, t. III, s. 386.
bodaj dwie osoby na tyle doświadczone, wykształcone i zdolne, by przygotować plan operacji na wielką, strategi czną skalę. Pierwszą był z pewnością ówczesny szef sztabu Skrzyneckiego, generał Wojciech Chrzanowski. Weteran wojny rosyjsko-tureckiej z lat 1828-1829 nie znajdował się akurat, jak wiemy, blisko naczelnego wodza. Pod koniec kwietnia wyruszył na ryzykowną wyprawę do Lubelskiego, nieoficjalnie po ostrej scysji z przełożonym. Drugim, być może nawet lepszym, sztabowcem był kwatermistrz generalny wojsk polskich, generał Ignacy Prądzyński. Wcześniej skonfliktowany z Chrzanowskim, z dużą dozą optymizmu patrzył w przyszłość po jego wyjeździe. Zakładał, że teraz otrzyma niejaką „wyłącz ność” na doradzanie wodzowi naczelnemu. Problem polegał jednak na tym, że o ile pomysły strategiczne Prądzyńskiego były bardziej ambitne i pełne rozmachu od tych Chrzanowskiego, o tyle mniej chciał o nich słyszeć Skrzynecki. Już 5 maja energiczny kwatermistrz zaproponował wo dzowi naczelnemu natarcie na główne siły rosyjskie feld marszałka Iwana Dybicza stacjonujące w widłach rzek Kostrzynia i Liwca. Argumentował, że przy odpowiednio szybkim działaniu Polacy mogli zebrać ponad 60 000 żołnierzy w jednym miejscu i uderzyć na osłabionego epidemią cholery przeciwnika. Skrzynecki odrzucił plan, wskazując na znaczną przewagę przeciwnika w działach (ponad 3:1), a także na fakt, że pozycja w rejonie Kostrzynia jest mocno oszańcowana. Osobiste oględziny, które odbyli wraz z kwatermistrzem w trakcie jednego z rekonesansów, potwierdziły przypuszczenia7. Ponadto Skrzynecki obawiał się, tak samo jak kilka tygodni wcześniej podczas ofensywy wiosennej, że Rosjanie obejdą jego prawe skrzydło w trak cie marszu w kierunku Siedlec. 7 I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojnie polsko-rosyjskiej w roku 183 J, Kraków 1 894, s. 126.
Na skrzydłach głównej armii rosyjskiej operowały dwa mniejsze zgrupowania — na lewym około 12-tysięczny korpus generała Cypriana Kreutza, na prawym zaś nie byle kto, gdyż gwardia cesarska pod dowództwem młodszego brata cesarza, wielkiego księcia Michała Pawłowicza. Przeciw nim także można było odnieść korzyść, tyle że wynik takiego starcia, choćby i najpomyślniejszy, nie gwarantował takich sukcesów jak rozprawienie się z Dybiczem. Zwłaszcza zaatakowanie Kreutza, operującego dość zuchwale na Lubelszczyźnie, wydawało się ryzykiem zdecydowanie przewyższającym potencjalne korzyści. Ina czej miała się sprawa z gwardią. Ta elitarna formacja, której kadry składały się z członków najlepszych petersburskich rodzin, przybyła na ziemie polskie w pierwszej połowie marca, zajmując pozycje w widłach Narwi i Bugu. Zadaniem gwardii od początku nie miała być walka z powstańcami, lecz po prostu tryumfalne wkroczenie do Warszawy po pewnym, jak sądzono, zwycięstwie nad Polakami. Jako że koniec wojny oddalał się, Dybicz miał z niej niewielki pożytek. Teorety cznie jednostki gwardyjskie osłaniały go od północy, ale wobec swojej nieruchawości pełniły raczej rolę „zjadacza” zaopatrzenia z głębi Rosji. Dodatkowo rosyjski feldmar szałek otrzymał od cesarza surowy nakaz baczenia, by gwardii nic się nie stało, co tylko zwiększało zakres jego obowiązków i zmartwień. Choć oddziały wielkiego księcia Michała nie pomogły głównej armii ani podczas polskiej ofensywy wiosennej, ani w trakcie starć w okolicy Kuflewa, ich obecność mimo wszystko zawsze działała mitygująco na Skrzyneckiego, który nigdy nie podejmował działań ofensywnych przeciw ko Rosjanom bez wystawienia wcześniej silnych oddziałów obserwacyjnych od strony Bugu. Zniszczenie gwardii nie dawało jeszcze zwycięstwa w całej wojnie w sensie materialnym, w sensie politycznym
zaś mogło przynieść kolosalne następstwa. Wzięcie do niewoli dużej liczby szlachetnie urodzonych oficerów dałoby Polsce trudny do oszacowania atut przetargowy w negocjacjach z Petersburgiem. Porażka najbardziej elitarnej formacji cesarstwa rosyjskiego mogła też mieć kolosalne znacznie moralne, o zasięgu być może znacznie wykraczającym poza nadwiślańskie granice. Był to krok wręcz rewolucyjny w swojej wymowie. Oto armia buntow ników rozbijała w jego myśl podporę najpotężniejszej monarchii w Europie —jak przyjęłaby podobne wydarzenie żyjąca w dobie legalizmu Europa? Ograniczmy się do stwierdzenia, że zniszczenie korpusu cesarskiego brata musiało skierować losy wojny z 1831 roku na zupełnie nowe tory. W sensie wyłącznie militarnym plan uderzenia na gwardię nie był nowy w kręgach polskiego dowództwa okresu powstania. Pierwszy projekt jej zaatakowania wy sunął szef sztabu, Wojciech Chrzanowski, jeszcze w marcu, czyli w tym samym miesiącu, w którym przybyła ona na terytorium Królestwa Polskiego. Nie spotkał się wówczas z akceptacją wodza naczelnego. W maju, kiedy potrzeba czynu znowu nagliła, Ignacy Prądzyński odkurzył pomysł swojego niedawnego konkurenta i przerobił tak, że powstały dwie wersje8. Skrzynecki, aczkolwiek wysoce niechętnie, w końcu przystał na jedną z nich. Zaczęto się pospiesznie przygotowywać do wyprawy.
8
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 315-317.
WALCZĄCE STRONY, TEREN DZIAŁAŃ ORAZ PLAN WYPRAWY NA GWARDIĘ
NAPOLEOŃSKA SZTUKA WOJENNA
Z trwających prawie nieustannie od 1789 do 1815 roku wojen nie tylko Europa, ale też i jej armie wyszły odmienione. W niepamięć odeszły przewlekłe manewry przeciwnych wojsk, toczone tak długo, aż któraś ze stron albo się podda, albo zechce wreszcie stoczyć bitwę. Armia rewolucyjnej Francji, tak z racji swej liczebności, jak i na wpół obywatelskiego charakteru, nie miała już czasu ani chęci na dżentelmeńskie pojedynki, ową przysłowiową „wojnę w koronkach” z żołnierzami wrogich monarchów. Zaczęła dążyć do starcia za wszelką cenę, a tym samym do zupełnego zniszczenia przeciwnika. Co prawda, na polach bitew, tak samo jak w czasach ancien regime, podstawową jednostką taktyczną pozostawał batalion (ok. 1000 ludzi)1, Francuzi unowocześnili jednak sposób wykorzystania podobnego zgrupowania piechoty. Wprowadzili tak zwany szyk liniowy en bataille. Aby go utworzyć, bataliony pułku piechoty rozwijały się w szeroki, około 280-metrowy front o głębokości trzech szeregów. Dwa pierwsze oddawały strzały do przeciwnika, trzeci zaś —1 J. W i m m e r , Historia piechoty polskiej do roku 1864, Warszawa s. 382.
najczęściej nabijał karabiny dla pierwszych dwóch. Po zwalało to na prowadzenie gęstszego, a co za tym idzie efektywniejszego ognia karabinowego. Drugim istotnym novum była taktyka tyraliersko-kolumnowa. Wchodzące w skład batalionu kompanie strzel ców (woltyżerów) tworzyły szeroki, rozproszony szyk tyralierski, mający związać walką ogniową przeciwnika przy wykorzystaniu wszystkich możliwych przeszkód terenowych. Stojące z tyłu kolumny uderzeniowe miały być z kolei główną siłą manewrową armii. Formowane w różnej skali (w zależności czy atak miał być prze prowadzony „plutonami”, czy „dywizjonami”), a także wsparte ogniem strzelców i artylerii, służyły do prze łamywania linii bojowej przeciwnika. Niewielu obrońców mogło bowiem zachować zimną krew w obliczu ataku najeżonej bagnetami, zwartej grupy ludzi2. W stosunku do poprzedniej epoki nie zmieniła się za to broń palna. Nadal dominowały karabiny skałkowe (o zamku krzosowym/skałkowym). Ich charakterystyczna nazwa pochodziła od „skałki” — krzemienia, umiej scowionego w szczękach kurka. Do wystrzału z karabinu dochodziło, gdy poprzez naciśnięcie spustu krzemień uderzał w krzesiwo na panewce, a wywołana w ten sposób iskra zapalała proch3. Amunicja znajdowała się w papierowym ładunku, który piechur musiał najpierw przegryźć. Proces ładowania był dość długi — dobry strzelec mógł oddać do trzech strzałów na minutę. Jeśli doliczymy do tego stosunkowo mały zasięg karabinów (skuteczny — ok. 200 m)4, szybko zrozumiemy, dlaczego dowódcy armii rewolucyjnych tak często decydowali się na bezpośrednią walkę. 2 R. B i e 1 e c k i, Encyklopedia wojen napoleońskich, Warszawa 2001, s. 461. 3 J. W i m m e r , Historia piechoty polskiej do roku 1864, s. 185-186. 4 R. B i e 1 e c k i, Encyklopedia wojen napoleońskich, s. 303-304.
Napoleon Bonaparte, który w momencie objęcia w 1799 roku funkcji Konsula zastał już większość opisanych wcześniej rozwiązań wdrożonych, poszerzył je jeszcze i udoskonalił. To on wprowadził wyspecjalizowane kom panie woltyżerskie w każdym batalionie, połączył pułki i brygady w dywizje. Te ostatnie tworzyły, wraz z kawalerią i artylerią, tak zwane korpusy połączonych broni — ruch liwe, a także bardzo samodzielne zgrupowania. Wprowa dzenie dywizji oraz korpusów ułatwiło ogromnie manew rowanie wielkimi masami żołnierzy. Nowy system można było w bardzo elastyczny sposób dostosowywać do zmie niających się na polu bitwy wydarzeń. I tak na przykład operowanie dywizjami pozwalało osaczać skupione w du żych, nieruchawych zgrupowaniach armie nieprzyjacielskie i zmuszać je do przyjęcia bitwy na warunkach dyktowanych przez Francuzów5. Kawaleria, którą armia rewolucyjna w dużej mierze zaniedbała, zyskała w latach Konsulatu i Cesarstwa nową organizację. Pułki jazdy dzieliły się od tej chwili na szwadrony, te zaś na kompanie. Wprowadzono też nowy podział ze względu na sprawowane funkcje. Ciężka kawaleria, do której zaliczano przede wszystkim uzbrojonych w stalowe pancerze kirasjerów, miała przeła mywać szyki nieprzyjacielskie w wyniku gwałtownych szarż. Zadania kawalerii lekkiej były bardziej złożone. Oprócz walki była zobowiązana do prowadzenia rozpo znania, a także ubezpieczania miejsc postoju armii. Kawalerzyści w trakcie walki przyjmowali zwykle jeden z dwóch szyków — rozproszony lub zwarty. Ten pierwszy przydawał się zwłaszcza w wypadku pościgu bądź odwrotu, szyk zwarty zaś służył przede wszystkim do ataku. Istniały dwa rodzaje szyku zwartego — kolumnowy oraz rozwinięty. Zwłaszcza ten drugi wymagał świetnego 5 M. K u k i e ł , Zarys historii wojskowości w Polsce, Londyn 1949, s. 106-108.
wyszkolenia i dyscypliny, gdyż w trakcie jazdy było konieczne zachowanie odpowiednich odstępów między kawalerzystami6. Dotychczas statyczna artyleria stała się nagle mobilną i niebezpieczną bronią. Napoleon, artylerzysta z wy kształcenia, podzielił ją na łatwe do przemieszczania i kierowania w bitwie baterie (piesze lub konne) oraz nauczył „koncentrować ogień” na wybranym punkcie. W trakcie bitwy obierała za cel konkretny odcinek, gdzie znajdowała się armia nieprzyjaciela, bijąc w niego tak długo, aż można było wypełnić powstałą lukę własną piechotą bądź kawalerią7. Najskuteczniejszą formę ostrzału stanowił tak zwany strzał rdzenny, kiedy lufa armaty była ustawiona pod kątem zero stopni, to jest prawie zupełnie poziomo. Kula leciała wówczas na odległość kilkuset metrów, a po kontakcie z podłożem (oczywiście, najlepiej suchym) odbijała się jeszcze kilka razy bądź toczyła, niszcząc wszystko po drodze. Można sobie tylko wyobrazić, jakie spustoszenie mogło spowodować podobne trafienie choćby w czoło nacierającej kolumny piechoty. Zwykle zwiększano kąt podniesienia lufy, aby uzyskać większy zasięg ostrzału. Skuteczny zasięg działa 12-funtowego wynosił najczęściej trochę ponad 1000 m, 6-funtowego zaś nie więcej jak 850 m. Innym sposobem wykorzystania armat w omawianym okresie było rażenie przeciwnika kartaczami. Najczęściej miały one prostą konstrukcję — metalowy pojemnik wypełniony kulkami bądź kawałkami ostrego metalu. Kartacze rozrywały się w powietrzu i obsypywały masze rującą piechotę swoją zawartością. Jeśli odpowiednio skróciło się zapłon takiej puszki, wybuchała ona praktycznie 6 T. S t r z e ż e k , Kawale-ria Królestwa Polskiego w powstaniu lis topadowym, Olsztyn 2006, s. 65-66. 7 M. K u k i e 1, Zarys historii wojskowości w Polsce, s. 97.
zaraz po opuszczeniu lufy — w ten sposób artyleria broniła się przed bezpośrednią agresją piechoty bądź kawalerii8. Przez lata Wielka Armia Napoleona nie miała sobie równych w Europie, a zwycięstwa w bitwach takich jak pod Marengo, Austerlitz, Frydlandem czy Wagram przy niosły jej dowódcy nie tylko tytuł cesarza Francuzów, ale także panowanie nad wielką połacią Europy. Pozostałe mocarstwa nie zaprzepaściły jednak tego okresu i stopniowo zaczęły unowocześniać swoje wojska. Porażka Wielkiej Armii podczas wyprawy na Moskwę w 1812 roku pozwoliła im ostatecznie pokonać potężnego cesarza Francuzów. Wraz z nastałym po kongresie wiedeńskim długim okre sem pokoju dla większości europejskich państw nadszedł moment rozrachunku z bogatym dziedzictwem, pozostawio nym przez rewolucję francuską. Armia nie była wyjątkiem. Po epoce pełnej zmian w świadomości żołnierzy ich monar chowie postanowili przypomnieć rekrutom, kto jest ich prawdziwym panem. Obywatelską solidarność ponownie zastąpiono dyscypliną, patriotyzm zaś postanowiono utoż samić z dotrzymaniem wierności panującemu władcy. Z tych powodów na lata 1815-1830 przypada zdecydowany tryumf tak zwanej taktyki „rewiowej” w armii. Wspomniany zwrot był widoczny szczególnie w wojsku rosyjskim, gdzie poczucie niezależności wśród żołnierzy postanowiono ze szczególną surowością wyplenić. Na dalsze zaostrzenie kursu w Petersburgu wpłynęło powstanie dekabrystów w 1825 roku, które wybuchło u zarania rządów nowego cara, Mikołaja I. Wywołali je młodzi oficerowie pragnący, by Rosja miała rząd i konstytucję na wzór państw zachodniej Europy. Bunt utopiono we krwi powstańców, a treść ich programu jeszcze bardziej upewniła władze carskie w podjętej decyzji wyrugowania resztek demokratyzmu z armii. 8 Por.: W. M a j e w s k i , Grochów 1831, Warszawa 1982, s. 53 oraz R. B i e l e c k i , Encyklopedia wojen napoleońskich, s. 41-42.
To, co w Rosji jednakże było ponurą tradycją, w innym państwie podległym Mikołajowi I musiało spotkać się z oporem. Chodzi tu o małe, liczące niespełna 128 000 km2 powierzchni Królestwo Polskie z populacją liczącą w 1830 roku około 4,2 miliona osób. Powstało ono decyzją człon ków kongresu wiedeńskiego na zgliszczach stworzonego niegdyś przez Napoleona Księstwa Warszawskiego. Jego królem miał być od 1815 roku każdorazowo car Rosji, a szeroką autonomię gwarantowała państwu, przynajmniej w teorii, liberalna konstytucja oraz własna, oddzielna od rosyjskiej armia. Tytanicznego i być może od samego początku Syzyfo wego wysiłku dostosowania wojska polskiego do norm rosyjskich podjął się brat cara, wielki książę Konstanty, napotkał jednak na znaczny opór. Dowódcy oraz żołnierze armii Królestwa Polskiego, spadkobiercy napoleońskich tradycji, pamiętali jeszcze służbę odmienną od tej, którą wprowadził po 1815 roku jej nowy zwierzchnik. Nie było w niej poniżających kar cielesnych, nieustannych parad i rewii, które miały utrzymać wojsko w ślepej dyscyplinie. Wielu oficerów, zniechęconych do nowych porządków, odeszło z wojska, natomiast wielu nie doczekało się lepszego losu od umierających na Syberii dekabrystów, uczestnicząc w tajnych związkach. A jednak pomimo wspomnianego drenażu powstanie listopadowe było w dużej mierze kontynuacją napoleońskiej epopei wojska polskiego, jej spóźnionym epilogiem. Po obu stronach walczyli ci sami dowódcy, którzy niegdyś potykali się na polach Iławy Pruskiej, Borodino czy Lipska. Niemal każdy z nich wyróżnił się podczas kampanii napoleońskich, choćby pomniejszym epizodem w bitwie. Co prawda, armia polska w 1830 roku była zorganizowana na wzór rosyjski, ale twórcą wzorów był przecież Antoine-Henri Jomini, szef sztabu jednego z marszałków Napoleona, Michela Neya. Sposób or-
ganizacji dywizji, tak piechoty, jak i jazdy, taktyka używana przez nie w polu — wszystko było powiązane z minioną epoką. Równocześnie był też widoczny pewien regres, zwłaszcza w dowodzeniu na wyższym szczeblu. Głównodowodzący obu stron konfliktu nie wykazali się ani błyskotliwością, ani wyobraźnią swoich odpowied ników z lat 1799-1815. Pomimo kilku przebłysków wojna polsko-rosyjska nie miała trwałego wpływu na sposób prowadzenia walk w pierwszej połowie XIX wieku. O ile brak istotnych nowinek technicznych jest zrozumiały, o tyle stosowana przez przeciwników taktyka często rozczarowuje, sprawia wręcz wrażenie topornej. Na polach większych bitew nie sposób dostrzec na przykład pięknej sztuki manewru, tak właściwej napoleońskim bataliom. Spotkania znacznych sił polskich i rosyjskich zamieniały się najczęściej w krwawe zapasy, z których zwycięzcą wychodził przeciwnik dys ponujący większymi rezerwami. Pozostaje jeszcze sprawa zróżnicowania antagonistów. Zwłaszcza na początku wojny umundurowanie Polaków i Rosjan niemalże niczym się nie różniło. Co więcej, w armii cesarskiej służyły oddziały wołyńskie, litewskie, nieraz złożone z krewnych i przyjaciół żołnierzy polskich. Wspomniane fakty skłaniały niektórych historyków do stwierdzenia, że walka wojsk cesarskich z powstańcami miała w 1831 roku pewne cechy wojny domowej. GŁÓWNI DOWÓDCY POLSCY
Mianowanie 26 lutego 1831 roku generała brygady Jana Zygmunta Skrzyneckiego (1787-1860) wodzem naczelnym musiało być dla wielu osób zaskoczeniem. Wszak został on generałem zaledwie kilka tygodni wcze śniej (3 lutego — w chwili otrzymania naczelnego dowództwa był przedostatni pod względem starszeństwa
wśród polskiej generalicji)9, a przed wybuchem powstania w ogóle niewielu o nim słyszało. Główny doradca, kwatermistrz i szef sztabu Skrzyneckiego, Ignacy Prądzyński, po latach streszczał bezlitośnie zdolności militarne zwierzchnika: „Gdy cię zaprosił na obiad, zastałeś u niego zawsze na stole salonowym kilka dzienników zagranicznych, komentaryusze Cezara i Tacyta po łacinie, kampanie Napoleona i Fryderyka II i mapy; w ustach miał zawsze Napoleona, Stefana Czarnieckiego, ojczyznę, wielkość i honor; umiał bardzo zręcznie podawać takowe przedmioty do dyskusyi, do której jednak sam się nie mięszał, i bardzo słusznie, gdyż jego niewiadomość była zupełna”10. Adiutant Władysław Zamoyski, już bardziej wyrozumiały, zaraz po pierwszym spotkaniu charakteryzował go słowami: „Doczekało się wreszcie wojsko wodza, nie pozornie albo mimowolnie, jak dotąd sprawującego swój urząd, ale dzielnego i chęt nego”11. Dopiero po kilku miesiącach dodał z pewną goryczą: „Skrzynecki, jak Chłopicki i wielu innych, chorował na niewiarę w możność pokonania wroga”12. Nie do końca sprawiedliwa była zwłaszcza pierwsza ocena. Skrzynecki okazał się dobrym dowódcą batalionu jeszcze z czasów wojska Księstwa Warszawskiego, w któ rego szeregach zapisał kilka pięknych kart. Uczestniczył w kampaniach w latach 1807 i 1809 na ziemiach polskich. Za udział w bitwie pod Raszynem 19 kwietnia 1809 roku przeciwko Austriakom został awansowany do stopnia podporucznika, po szturmie na Sandomierz zaś dosłużył się stopnia kapitana13. Uczestniczył w wyprawie Na 9
M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s. 278. I. P r ą d z y ń s k i , Czterej ostatni wodzowie polscy przed sądem historyi, Poznań 1865, s. 86. 11 W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, t. II, Poznań 1913, s. 143. 12 Tamże, s. 181. 13 M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s. 278. 10
poleona Bonapartego na Moskwę w 1812 roku (za bitwę pod Borodino otrzymał Order Virtuti Militari), a także w kampaniach z lat 1813-1814. Jako jeden z żołnierzy armii cesarza Francuzów miał okazję poczuć gorycz porażki, kiedy wojska sprzymierzonych powoli, acz nie ubłaganie zmierzały ku Paryżowi. Podczas bitwy pod Arcis-sur-Aube (20-21 marca 1814) ponoć uratował życie samego cesarza, który musiał schronić się przed ogniem Austriaków wewnątrz czworoboku polskiego batalionu piechoty. Za to dokonanie został udekorowany Orderem Legii Honorowej14. W armii Królestwa Polskiego Skrzynecki najpierw (25 lu tego 1815) trafił do wzorowego batalionu grenadierów. Kilka lat później został dowódcą 8. pułku piechoty liniowej i pułkownikiem15. Jako dowódca pułku w czasie pokoju niczym szczególnym się nie wyróżnił. Z rozkazów dzien nych wielkiego księcia Konstantego miałoby wręcz wyni kać, że był jednym z najgorszych dowódców polskiej armii. Nie troszczył się o żołnierzy, sporo czasu spędzał poza pułkiem. Nieniej pensja przysługująca stopniowi pułkownika była w wojsku Królestwa Polskiego bardzo przyzwoita16, co więcej — praktyka administracyjna za chęcała do oszczędności kosztem pułku, gdyż sumy w ten sposób generowane najczęściej pozostawały w kiesie jego dowódcy. Skrzynecki nie był przysłowiową „czarną owcą”, jeśli wierzyć źródłom, w pułku późniejszego bożyszcza polskiej kawalerii, Józefa Dwernickiego, porządki panowały ponoć jeszcze bardziej skandaliczne17. 14
S. B a r z y k o w s k i ,
Historya powstania listopadowego, t. III,
s. 33. 15
M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s. 278. Tamże, s. 184. 17 Mawiano nawet, że mityczna Beczka Danaid to szczelnie zamknięte naczynie w porównaniu z kasą Dwernickiego — L. J a b ł o n o w s k i , Pamiętniki, Kraków 1963, s. 164-165. 16
Na marginesie wypada jeszcze dodać, że o pułkowniku Skrzyneckim tylko raz podczas piętnastolecia istnienia Królestwa Polskiego zrobiło się głośno. W roku 1828 jako jedyny z przysięgłych na sądzie wojskowym przeciwko Walerianowi Łukasińskiemu opowiedział się przeciwko wyrokowi skazującemu. Sprzeciw swój później odwołał, motywując go materialnymi zobowiązaniami wobec Towa rzystwa Patriotycznego18. Wybuch powstania przyspieszył karierę pułkownika Skrzyneckiego. 17 grudnia 1830 roku ówczesny dyktator, Józef Chłopicki, mianował go niespodziewanie dowódcą 2. Brygady 2. Dywizji Piechoty. Zagadką pozostaje, dla czego zrobił to z pominięciem starszeństwa, gdyż gwoli sprawiedliwości funkcję tę powinien otrzymać Ludwik Bogusławski19. Być może wypowiadający się krytycznie o rewolucjach francuskiej i belgijskiej pułkownik wzbudzał w dyktatorze większe zaufanie niż dowódca 4. pułku piechoty liniowej, który trochę wbrew własnej woli stał się jednym z bohaterów nocy z 29 na 30 listopada20. Jeśli rzeczywiście właśnie to było przyczyną decyzji Chłopickiego, uwidocznia się pewna elastyczność Skrzyneckiego, który potrafił szybko odnajdywać się na chwilami bardzo zmiennej arenie politycznej powstania. 26 stycznia 1831 roku, z rozkazu nowego wodza naczel nego, Michała Radziwiłła, Skrzynecki otrzymał kolejny awans, tym razem na dowódcę nowo sformowanej 3. Dy wizji Piechoty21. Trzeba przyznać, że sprawdził się w tej roli bardzo dobrze. Stoczył 17 lutego z rosyjskim VI Kor pusem generała Rosena udaną bitwę w okolicach Dobrego. Podczas kluczowej bitwy o Olszynkę Grochowską (25 lu tego) dowodził zupełnie przyzwoicie, imponując obser 18 19 20 21
M. T a r c z y ń s k i , Generalicjapowstania listopadowego, s. 50-51. Tamże, s. 80. W . M a j e w s k i , Grochów 1831, s. 7-25. M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s . 8 8 .
watorom odwagą i uporem do tego stopnia, że po stronie polskiej po Chłopickim można go było śmiało nazwać głównym bohaterem dnia. Dzięki takiej opinii (a także pewnej dawce retoryki) został 26 lutego jednogłośnie obrany na radzie wojennej w Warszawie nowym wodzem naczelnym w miejsce niezbyt nadającego się do tej funkcji Michała Radziwiłła. Sytuacja strategiczna wojsk polskich, jaką zastał Skrzyne cki pod koniec lutego, nie była korzystna, aczkolwiek po części dzięki bezczynności Rosjan udało mu się odbudować nadwątlone szeregi, a także wypromować wielu młodych i popularnych oficerów. Swoją pozycję jako wodza naczel nego ugruntował zwycięską dla wojsk polskich tzw. ofen sywą wiosenną, która przyniosła Polakom nie tylko zwy cięstwa (Dobre, Dębe Wielkie, łganie), ale także udaremniła wojskom feldmarszałka Dybicza przeprawę przez Wisłę w jej górnym biegu. Gwiazda bohatera spod Dobrego zaczęła blednąc dopiero w maju 1831 roku wraz z kolejnymi niepowodzeniami wojsk polskich. Biorąc pod uwagę styl dowodzenia, Skrzynecki jako wódz naczelny był przede wszystkim ostrożny, co stało w dość dużej sprzeczności z jego zachowaniem na polach bitew, gdzie niejednokrotnie narażał życie. Przypominał pod tym względem napoleońskiego marszałka Michela Neya. Tak jak sławny Francuz prawdopodobnie nigdy nie powinien awansować ponad stopień dowódcy dywizji — czuł się najlepiej, gdy mógł ogarnąć wzrokiem wszyst kich swoich podwładnych, przemówić do nich. Dowództwa wyższego szczebla, wymagające planowania, pilnowania szczegółów takich jak współdziałanie różnych formacji i broni, tylko dezorientowały generałów tego typu, wpędzały ich w przesadną ostrożność. Na samym początku pełnienia funkcji naczelnego wodza Skrzynecki obiecał posłom na sejm, że nie ma zamiaru wydawać walnych bitew, jak to czynił wcześniej Chłopicki.
Twierdził, że „chce być Fabiuszem Kunktatorem, iż chce oszczędzić kwiat tej młodzieży, aby nie był tak bez uwagi ścinany, jak w dniach poprzednich”22. Nic nie wskazuje, by słowa, które wówczas wypowiedział, były cynicznym chwytem „pod publiczkę”. Skrzynecki za wszelką cenę starał się unikać walnych rozstrzygnięć, podwładnym miał nieraz mówić: „ja wam nie skończę Maciejowicami jak Kościuszko, ja z Dybiczem menueta tańcować będę: ilekroć on się naprzód posunie, to ja pójdę w tył, jak on w tył pójdzie, to ja się za nim posunę”23. Siłę polityczną powstania upatrywał głównie w jego trwaniu — z rządem, sejmem i silną armią — tak długim, by debatujące w Londynie mocarstwa musiały w końcu wyjść z propozyc jami arbitrażu. Każdy, kto spotykał się z wodzem naczelnym, przy znawał, że robił na rozmówcach bardzo dobre wrażenie. Wysoki, postawny, świetnie się prezentował w generalskim mundurze. Miał przy tym charyzmę i spryt właściwe rasowemu politykierowi, choć była mu nieobca mało stkowość, czasami zbyt jawnie okazywana. Cechował go sybarytyzm, któremu zawdzięczał przyganę generała Kołaczkowskiego, „mając wyborowego kucharza, dla na rady z nim względem najlepszej przyprawy do sandacza, gotów był opuścić najważniejszą radę wojenną”24. Mimo to do końca swego urzędowania zachował sympatię wśród prostych żołnierzy, którzy nadali mu niemal królewskie przezwisko „Jana IV”. Skrzynecki stworzył ciekawy, bardzo odpowiadający mu system dowodzenia. Na szefa sztabu i generalnego kwater 22 23
W. Z a j e w s k i, W kręgu Napoleona, s. 323. B. S z y n d l e r , Henryk Dembiński 1791-1864, Warszawa 1984,
s. 94. 24 K. K o ł a c z k o w s k i , Wspomnienia jenerała Klemensa Kołacz kowskiego, ks. IV, Kraków 1901, s. 69-70.
mistrza wybrał dwóch młodych, zdolnych i zarazem kon kurujących ze sobą oficerów — Wojciecha Chrzanowskiego i Ignacego Prądzyńskiego. Ich wzajemna rywalizacja po zwalała Skrzyneckiemu odgrywać rolę arbitra, który wedle uznania zatwierdzał bądź odrzucał przedkładane przez obydwu generałów plany. Właśnie w ten sposób cała trójka przeprowadziła na przełomie marca i kwietnia zwycięską ofensywę wiosenną25. Wraz z odejściem Chrzanowskiego po bitwie pod Kuflewem, tym smutniejszym, że dokonanym w nie najlepszej atmosferze, system decyzyjny załamał się i trzeba go było zastąpić nowym. Prawdopodobnie Skrzy necki chciał wtedy przejąć większą kontrolę nad ośrodkiem decyzyjnym armii. Świadczy o tym między innymi no minacja na szefa sztabu generała Hubnera, który miał dość mętne pojęcie o obowiązkach związanych z pracą na podobnym stanowisku26. Prądzyński zinterpretował wyniesienie figuranta jako zachętę dla siebie do od grywania większej roli w sztabie armii. Ówczesny kwatermistrz generalny należy do najciekaw szych, ale i najbardziej frapujących postaci powstania. Z jednej strony uważany za bohatera, genialnego stratega, de facto lepszą stronę duszy Skrzyneckiego, z drugiej zaś krytykowany przez przeciwników za intryganctwo, wybu jałe ambicje, a także słaby charakter. Jego ciągłe spory z wodzem naczelnym stały się niemal legendarne, osiągając apogeum właśnie podczas wyprawy na gwardię. Ignacy Prądzyński (1792-1850) urodził się w Sannikach koło Kostrzyna27. Służbę wojskową rozpoczął 8 listopada 1807 roku w 11. pułku piechoty Księstwa Warszawskiego. 25
T. S t r z e ż e k , łganie 1831, Warszawa 1999, s. 29-30. I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 122. 27 W stanie służby Prądzyńskiego widnieje inne miasto urodzenia — Poznań (J. W y s o k i ń s k i , Generał Ignacy Prądzyński, Warszawa 1985, s. 8). 26
Okazał się zdolnym żołnierzem i szybko awansował. Wrodzone predyspozycje intelektualne pchały go ku tzw. broniom uczonym. Już wcześniej, podczas studiów w Dreźnie, wykazywał zainteresowanie topografią i fo rtyfikacjami. Oczywistym wyborem dalszej edukacji była więc Szkoła Aplikacyjna Inżynierów i Artylerii w Wa rszawie, w której murach kształcili się m.in. Józef Bem, Wojciech Chrzanowski i Klemens Kołaczkowski28. W latach 1808-1810 Prądzyński piął się dynamicznie po szczeblach kariery, awansując na stopień porucznika pier wszej klasy i adiunkta inżynierii. Uczestniczył w kampanii przeciwko Rosji w 1812 roku. Pełnił wówczas funkcje sztabowe u boku Jana Henryka Dąbrowskiego. Zaskarbił sobie zaufanie i sympatię starego generała, służąc w jego sztabie także w kampaniach w latach 1813 i 1814. Zdobył wówczas opinię oficera wszechstronnego, o sporej wiedzy teoretycznej, zdolnego pełnić zarówno funkcje sztabowe, jak i inżynieryjne. Z tych samych względów znalazło się dla niego miejsce w armii Królestwa Polskiego, którą od podstaw tworzył właśnie Dąbrowski. Prądzyński trafił do kwatermistrzostwa generalnego w stopniu majora. Kwatermistrzostwo, po dobnie jak i cały sztab generalny, pełniło w czasach wielkiego księcia Konstantego raczej rolę dekoracyjną i zajmowało się różnego rodzaju pracami mierniczymi i kartograficznymi29. Lata dwudzieste przyniosły gwałtowny zwrot w karierze młodego oficera. Najpierw przyszły zaszczyty — został mianowany nadzorcą budowy Kanału Augustowskiego, jednej z największych inwestycji małego państwa polskiego. Związane z funkcją gratyfikacje pozwoliły mu zakupić niewielki majątek i wz:iąć ślub. Wydawało się, że może 28 29
J. C h u d z i k o w s k a , General Bern, Warszawa 1990, s. 36. M. T a r c z y ń s k i , Gerteralicja powstania listopadowego, s . 3 2 .
spokojnie patrzeć w przyszłość. Niestety, w nocy 25 lutego 1826 roku, około pięć miesięcy po ślubie, został aresz towany za udział w tajnej organizacji niepodległościowej — Towarzystwie Patriotycznym. Sąd wojskowy skazał go na trzy lata więzienia. Trudno obiektywnie określić, jak bardzo ten przymusowy pobyt w warszawskim więzieniu wpłynął na psychikę Prądzyńskiego, miał za to na pewno bardzo zły wpływ na jego zdrowie fizyczne. Gdy wyszedł z więzienia w 1829 roku, był już innym człowiekiem. Odsiadka złamała mu wojskową karierę, która z oczywistych przyczyn nie mogła już zyskać takiego rozpędu jak niegdyś. Gdy wybuchło powstanie listopadowe, przyłączył się doń całym sercem, choć z pewnością wiedział, że skazuje w ten sposób na zagładę swój niewielki majątek w Augustowie. Najpierw został skierowany do Zamościa jako nowy komendant twierdzy, następnie trafił do sztabu głównego, awansowany na pułkownika. Choć o Chłopickim wypowiadał się w pamiętnikach niejednokrotnie krytycznie, trudno mu było ukryć, że dyktator imponował mu pod wieloma względami. Dopiero Skrzynecki nadał Prądzyńskiemu stopień ge nerała oraz funkcję generalnego kwatermistrza. Niemały wpływ na tę decyzję miała zapewne popularność Prą dzyńskiego wśród powstańczej lewicy, a także bliska znajomość z księciem Czartoryskim. Od początku współpraca między wodzem naczelnym a generalnym kwatermistrzem nie układała się dobrze. Prądzyński zamęczał Skrzyneckiego wciąż to nowymi planami zaczepnymi, do których popierania nieraz skła niał także wysoko postawionych polityków, co tylko dodatkowo rozsierdzało zwierzchnika. Jako typowy „jas trząb” nie akceptował biernej strategii, którą wojsko polskie stosowało od lutego — jego żywiołem była taktyka agresywna, połączona z szybkimi manewrami
i zaskoczeniem, głównym celem zaś — zniszczenie armii przeciwnika. Z wyglądu Prądzyński był raczej niepozorny, niski, bladej karnacji i obrzękłej twarzy — zupełne przeci wieństwo Skrzyneckiego. Członek rządu, Stanisław Barzykowski, pisał o nim: „Jeżeli skąpa była dla niego natura pod względem fizycznym, to znów pod względem umysłowym stała się hojna i szczodra. Pojęcie bystre, umysł otwarty i wszechstronny, imaginacyja bujna i twó rcza, pamięć dobra, głowa myśląca”30. Z kolei nieprzy jazny mu pamiętnikarz Tadeusz Józef Chamski oceniał go bezlitośnie jako człowieka „złej wiary, zazdrości, zawiści i podstępu”31, żonę Prądzyńskiego zaś określił mianem „Kleopatry polskiej”32. Odstawiając na bok zabawną alergię Chamskiego na postać generalnego kwatermistrza, trzeba przyznać, że Prądzyński często intrygował przeciw swojemu zwierzch nikowi, upodabniały go do niego także spore ambicje. W odróżnieniu od Skrzyneckiego wydawał się osobą skromniejszą i mniej łasą na zaszczyty, nie miał jednak siły, jaka powinna charakteryzować wodza naczelnego. Chwile żywiołowej aktywności często przeplatał nastro jami zniechęcenia i bezradności. Ulepiony „z twardszej gliny” Skrzynecki zdecydowanie szybciej podnosił się z niepowodzeń, potrafił też lepiej maskować uczucia wobec podwładnych — w chwilach napięcia nigdy nie tracił rezonu. Wyprawa na gwardię miała być epilogiem ich wzajemnej współpracy. Po niej ich drogi zaczęły się powoli rozchodzić.
30 31 32
S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 37. J.T. C h a m s k i , Opis krótki lat upłynionych, Warszawa 1989, s. 188. Tamże, s. 189.
GŁÓWNI DOWÓDCY ROSYJSCY
Generał Iwan Iwanowicz Dybicz (1785-1831), zwany Zabałkańskim, okazał się dla polskich generałów przeciw nikiem nad wyraz nierównym. Potrafił całymi tygodniami trzymać swoje armie w miejscu, robiąc niewiele, by nagle przejść do ofensywy, w trakcie których działał co prawda energicznie, jednak w większości przypadków — bardziej instynktownie niż świadomie. Na wytłumaczenie takiego postępowania można było przytoczyć wiele argumentów, którymi zresztą feldmar szałek bronił się ze swojej bezczynności przed carem: fatalna komunikacja, kłopoty z zaopatrzeniem, wreszcie dziesiątkująca jego szeregi epidemia cholery i słaby wy wiad. Trudno jednak nie zauważyć, że przynajmniej połowa z tych niedogodności, trapiła również stronę przeciwną. Podobnie postrzegał to car Mikołaj, który nie szczędził swojemu podwładnemu gorzkich słów i upomnień. Z dużą, choć może trochę ironiczną estymą pisał o nim Barzykowski: „Wódz sławny, wiele zwycięstw i tryumfów carowi przysporzył i nazywał się wybranym z wybranych”33. Ale nie tylko w zwycięstwach militarnych należało szukać źródeł silnej pozycji Dybicza na dworze petersburskim. Ogromne znaczenie miało jego doświadczenie z okresu wojen napoleońskich. Ten urodzony w Lipie na Górnym Śląsku (w służbie rosyjskiej od 1801 roku) dowódca brał wówczas udział w wielu znacznych bitwach, między innymi pod Iławą Pruską, Frydlandem, Liitzen oraz Kulm (w dwóch ostatnich był kwatermistrzem generalnym korpusu Wittgensteina). Za bitwę pod Lipskiem otrzymał nawet stopień generała lejtnanta34. Jako bliski współpracownik cara Aleksandra I był ze swoim władcą w 1825 roku, gdy ten wydawał ostatni dech w Taurogach. To on jako jeden 33 34
S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I I , s . 7 7 . W . M a j e w s k i , Grochów 1831, s . 2 7 .
z pierwszych zawiadomił cara Mikołaja I o zamiarach zbrojnego wystąpienia części oficerów rosyjskich, którzy chcieli wymusić na nowym carze nadanie państwu kon stytucji. W trakcie krwawo stłumionego buntu dekabrystów Iwan Dybicz stał wiernie po stronie monarchii absolutnej, uczestniczył też w sądzeniu i skazywaniu buntowników, czym zaskarbił sobie wdzięczność cara Mikołaja. Wreszcie skronie Iwana Iwanowicza przyozdobiła wawrzynami zwy cięska kampania przeciwko Turcji w latach 1828-1829. Przejął w jej trakcie dowodzenie nad armią bałkańską z rąk dawnego przełożonego, nieudolnego feldmarszałka Wittgensteina. Choć wówczas znacznie bardziej niż Turcy dały się we znaki Rosjanom warunki atmosferyczne oraz braki w zaopatrzeniu, Dybicz potrafił twardą ręką utrzymać nadwątlone siły i w bitwie pod Kulewczą zdecydowanie pobić Turków. Zagrażając następnie Istambułowi od za chodu, przyczynił się do zwycięstwa cesarstwa rosyjskiego w wojnie35. To właśnie za te zasługi otrzymał tytuł feldmarszałka i przydomek „Zabałkański”. Gdy Petersburg dowiedział się o buncie Polaków w 1830 roku, wybór dowódcy wyprawy karnej sam się narzucił. W momencie wybuchu powstania Iwan Dybicz przebywał w Berlinie jako specjalny wysłannik cara Mikołaja. Był gorącym zwolennikiem interwencji rosyjskiej w Belgii36. Nikt wówczas nie przewidywał, że wojna z Polską będzie trwała dłużej niż kilka tygodni, tymczasem nie tylko przeciągnęła się znacznie, ale okazało się też, iż armię rosyjską spotkało w jej trakcie kilka dotkliwych kompromitacji. Nie potrafiła rozbić pod Grochowem znacz nie mniej licznych Polaków, szturm Warszawy w ogóle nie doszedł do skutku, próba sforsowania Wisły na początku wiosny zakończyła się zaś pospiesznym odwrotem w ob35
W . T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 67-68. Powstanie listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne, militaria, Europa wobec powstania, red, W. Z a j e w s k i, Warszawa 1980, s. 39^-2. 36
liczu ofensywy wojsk polskich na tyły Rosjan. Feldmar szałek Dybicz bardzo przeżywał te porażki. Nie tylko spadały na niego gromy w postaci listów od niezadowolo nego cara, ale wśród Polaków z czasem stał się obiektem niewybrednych kpin, choć początkowo budził grozę. Nazy wano go „waldmarszałkiem” i przedstawiono na rysunkach, jak pije wodę z Wisły, od której rośnie mu kołdun (był bowiem w rzeczywistości człowiekiem dużej tuszy)37. Podobne karykatury krążyły po całej Europie. Jako naczelny wódz rosyjski w wojnie w 1831 roku Dybicz niczym szczególnym się nie wyróżnił. Nie potrafił umiejętnie koordynować działań różnych korpusów czy broni. Nie należał również do ludzi chętnie podejmujących ryzyko. Potwierdza to pewien przekaz jeszcze z czasów wojny tureckiej. W trakcie bitwy pod Kulewczą miał jakoby przebywać daleko za linią frontu i obserwować ruchy swojej armii przez lunetę38. Zrodziło to zarzuty, że wszelkie sukcesy zawdzięcza jedynie wytrwałości własnych żołnierzy oraz świetnemu szefowi sztabu, jakim był Karl Wilhelm von Toll (1777-1842). Toll, reprezentant starej inflanckiej rodziny, dysponował wszelkimi zaletami dobrego oficera. Miał duże doświad czenie wojskowe, w wojsku przebywał od 1796 roku. Uczestniczył w niefortunnej wyprawie generała Rimskiego-Korsakowa do Szwajcarii, gdzie Rosjanie zostali pobici przez Francuzów pod Zurychem. Brał także udział w kolej nej kampanii przeciwko Francji w 1805 roku, a także w wojnie przeciwko Turcji w latach 1806-1809. W 1810 roku trafił do przybocznego sztabu cara Alek sandra I. Dopiero tam było mu dane naprawdę rozwinąć skrzydła. Był świetnym sztabowcem: plany kampanii przeciw Napoleonowi w 1812 roku, a także rok później były w dużej mierze jego dziełem. Po generale Kutuzowie 37 38
W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 159. B.W. L i n c o l n , Mikołaj I, Warszawa 1988, s. 133.
kolejni rosyjscy głównodowodzący cenili wysoko zdolności organizacyjne Tolla, powierzając mu najpierw rolę kwater mistrza 1. Armii Zachodniej w 1812 roku, a od grudnia tego roku funkcję kwatermistrza generalnego39. Mianowany w 1826 roku generałem piechoty dwa lata później został szefem sztabu armii rosyjskiej, walczącej w Turcji pod dowództwem najpierw feldmarszałka Wittgensteina, później Iwana Dybicza. W 1831 roku spotkał się z tym drugim ponownie, pełniąc dokładnie takie same funkcje jak poprzednio. Rosyjski historyk Aleksander Puzyrewski zachował bar dzo dobre zdanie o szefie sztabu Dybicza: „Toll posiadał umysł niepospolity, zdolność orientowania się w chwilach najtrudniejszych i energiczną stanowczość”40. Wzbudzał sympatię prostych żołnierzy, których potrafił zjednać zimną krwią i stanowczym słowem; dla starszyzny był niemalże postrachem, gdyż pośród bitewnego zgiełku nie baczył w ostrych słowach na stopień oficerski. Najwyraźniej dlatego, w odróżnieniu od Dybicza, brakowało mu sprzy mierzeńców na cesarskim dworze. Car nie znosił go na tyle, że po śmierci Dybicza to nie Toll został nowym głównodowodzącym sił rosyjskich, choć znajdował się na miejscu i dysponował pełną wiedzą na temat toczonych w Królestwie Polskim operacji. W trakcie działań wojennych często spierał się ze swoim przełożonym. Zachęcał do bardziej stanowczych działań przeciw Polakom. To on był autorem straceńczej i niepotrzebnej szarży kirasjerów księcia Alberta pod Grochowem, choć trzeba przyznać, że bardziej zawiodło wykonanie niż plan. Jak na ironię podczas polskiej wyprawy na gwardię przynajmniej raz role miały się 39
R. B i e 1 e c k i, Encyklopedia wojen napoleońskich, s. 549. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, Warszawa 1899, s. 41. 40
odwrócić — to rosyjski szef sztabu namawiał feldmar szałka do ostrożności. Aby dopełnić listę głównodowodzących armii carskiej, wypada jeszcze wspomnieć o dowódcy gwardii rosyjskiej, mianowicie wielkim księciu Michale (1798-1849), młod szym bracie cara Mikołaja I. Najmłodszy z rodzeństwa, był ostatni w kolejce do tronu, za to świetnie nadawał się do reprezentowania rodziny cesarskiej na polach bitewnych i paradach. Wdał się pod tym względem wybitnie w Mikołaja i wielkiego księcia Konstantego. Uwielbiał rewie i parady, pozostawił po sobie wraz z bratem wiele regulaminów odnośnie umundurowania oraz tempa marszu żołnierza. Wszystkie drobiazgowe regulacje nie miały bodaj żadnego zastoso wania na polu bitwy. Pod względem wiedzy wojskowej Michał nie wykraczał zresztą poza poziom oficera sztabo wego pułku. Gwardia pod jego dowództwem nie miała się zresztą bić, lecz po prostu wkroczyć tryumfalnie do Warszawy, gdy walki wygasną. Prywatnie Michał był antypatyczny i nieco dziwaczny (jak zresztą wszyscy Romanowowie). Czuł się dobrze jedynie w towarzystwie wojskowych. Na temat jego pożycia z księżną Eleną, kobietą inteligentną i wytworną, krążyły w Petersburgu liczne anegdoty. Ponoć zaraz po ślubie zamiast do książęcych apartamentów wielki książę udał się na paradę wojskową. Nie raz zdarzało mu się wtargnąć na wytworne przyjęcie swojej żony ze śmierdzącym cygarem w ustach i wielkim psem na smyczy. Od razu maszerował wówczas do męs kiego towarzystwa, wśród którego głośno sypał niezbyt przyzwoitymi dowcipami41.
41
B.W. L i n c o l n , Mikołaj /, s. 164.
ARMIA POLSKA
W maju 1831 roku stan wojska polskiego osiągnął zawrotną, jak na skromne możliwości Królestwa, liczbę około 86 000 żołnierzy42, zgrupowanych w pięciu dywiz jach piechoty i trzech korpusach jazdy, a także w kilku mniejszych oddziałach i garnizonach twierdz. Dodajmy, że mimo dość dużego upustu krwi od początku konfliktu wciąż było to wojsko bardzo dobrej jakości, gdyż oprócz świeżych rekrutów znajdowało się w nim wielu doświad czonych wiarusów. Prawdopodobnie sytuacja strategiczna nigdy już nie wyglądała dla Polaków równie korzystnie. Znaczne siły rosyjskie wiązali bowiem na Litwie tamtejsi powstańcy. Armia Skrzyneckiego stanowiła z pewnością barwną zbieraninę. Przed powstaniem wojsko Królestwa Polskiego zasadniczo nie przekraczało liczebnie 42 000 żołnierzy (z czego pod bronią było 37 000)43, zgrupowanych w dwóch dywizjach piechoty i dwóch dywizjach jazdy. Każda dywizja dysponowała trzema dwupułkowymi brygadami, dywizja kawalerii zaś dwoma brygadami (też dwupuł kowymi). Było to grono absolutnie elitarne, którego kadrę oficerską wykształciły pola bitewne wojen napoleońskich, szeregowych zaś twarda dyscyplina czasów wielkiego księcia Konstantego. W oczywisty sposób stanowili świetne źródło kadr do nowych formacji, które powstały, gdy Królestwo stanęło u progu wojny z Rosją. Proces aukcji prowadzono od samego początku dwu torowo — najpierw poprzez zwiększenie starych pułków, a następnie poprzez tworzenie nowych, już na wstępie upośledzonych organizacyjnie i materiałowo44. Ciekawie rozwiązano kwestię poboru. Już 2 i 3 grudnia 1830 roku 42 43 44
M . T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s. 161. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 5 0 . Tamże, s.116-118 i 120-121.
Rada Administracyjna, organ rządowy Królestwa, nakazała utworzyć w miastach i wsiach tak zwane Straże Bez pieczeństwa, do których mieli być rekrutowani mężczyźni w wieku od 18. do 45. roku życia. Na bazie Straży powstała tak zwana Gwardia Ruchoma, podzielona już na bataliony, z których wybierano rekrutów do wojska liniowego45. Taki system umożliwił w pierwszych miesiącach po wstania utworzenie łącznie czterech dywizji piechoty. Każda z nich dzieliła się na dwie brygady, po trzy pułki każda. Oprócz dwóch pułków liniowych (ppl) brygady zawierały początkowo pułk strzelców pieszych (psp). W trakcie dalszych walk stosunek ten uległ jednak dewaluacji. Okres od 24 kwietnia do 8 maja, czyli bezpośrednio poprzedzający wyprawę na gwardię, poświęcono na grun towną reorganizację sił. Postanowiono przede wszystkim „zbrygadować” (czyli połączyć) stare doświadczone pułki piechoty z nowymi (o numerach 12., 14., 15., 16. i 19.), utworzonymi wcześniej na bazie gwardii ruchomej. Wy glądało to mniej więcej w ten sposób, że dywizje liniowe miały teraz dysponować dwoma brygadami, przy czym w każdej, oczywiście w miarę możliwości, po jednym pułku starej i po jednym nowej piechoty46. Zwiększenie w ten sposób głównej armii o jedenaście batalionów nowej piechoty pozwoliło na utworzenie dodatkowej, piątej już dywizji tej broni, której dowództwo otrzymał świeżo mianowany generał brygady, Henryk Kamieński. Jeśli chodzi o wyszkolenie oraz chęć do walki, wspo mnianą piechotę wypada ocenić bardzo wysoko. Stara piechota była, co prawda, szkolona według regulaminu rosyjskiego, jednak jej wieloletni inspektor, generał Stani sław Trembicki, unowocześnił jego zapisy w kilku istotnych 45 46
Tamże, s. 108, 110. J. W i m m e r, Historia piechoty polskiej do roku 1864, s. 490-491.
dziedzinach. Między innymi przyspieszył przechodzenie piechoty z marszu do szyku rozwiniętego, a także for mowanie przez nią czworoboków. Co więcej, polscy żołnierze, jako nieliczni w Europie, byli ćwiczeni w pły waniu i szermierce bagnetami47. Zdecydowanie gorzej prezentowała się piechota nowa. Sformowana późno (a wprowadzona do walki jeszcze później) demonstrowała liczne braki w wyszkoleniu. Bardzo nierówno prezentowała się też kwestia wyposa żenia i umundurowania. Powołany celem zawiadywania tymi dziedzinami Komisariat Wojskowy radził sobie, jak mógł, ale środki miał nad wyraz skromne. Problem z uzbrojeniem piechura w karabin pojawił się już w grudniu poprzedniego roku, gdy wydano rozkaz tworzenia czwartych batalionów. Standardową bronią palną armii Królestwa Polskiego był karabin wzoru rosyjskiego (kaliber 17,78 mm). Wyparł on z jej po czątkowego wyposażenia świetne karabiny francuskie wzoru 1777 (kaliber 17,5 mm), które jednak zapewne wciąż były w użytku w czasie powstania. Karabin rosyjski był krótszy od francuskiego, miał za to dłuższy bagnet, typu tulejkowego48. Oficerowie używali szpad typu ro syjskiego, także tasaki były tej produkcji (wzoru 1817)49. W czwartych batalionach, a zwłaszcza nowych pułkach, karabiny były rzadkością, dlatego na czas bitwy, w roz winiętym szyku linowym, trzeci rząd żołnierzy był naj częściej uzbrojony w kosy. Tradycyjna piechota Królestwa Polskiego miała mun dury koloru granatowego, białe spodnie i wyłogi w kolorze żółtym (kolor naszywek zależał od pułku). Do tego dochodził biały płaszcz zimowy oraz kaszkiety z pom 47
Tamże, s. 471-475. W. D z i e w a n o w s k i . Zarys dziejów uzbrojenia w Polsce, War szawa 1935, s. 79 i 129. 49 Tamże, s. 39 i 66. 48
ponem. Umundurowanie nowych pułków zależało od województw, które je wystawiały50. Tuż przed wyprawą na gwardię do rzadkości należał już widok kaszkietów na głowach żołnierzy, skóra z nich przydawała się bowiem do naprawy butów. Piechota polska miała kilka oddziałów, które można było określić mianem doborowych. Zasłużoną renomą cieszył się 4. ppl, dowodzony niegdyś przez Ludwika Bogusławskiego. Uczestniczył on w epopei powstania już od nocy listopadowej, a wcześniej był ulubionym pułkiem wybrednego przecież wielkiego księcia. Przynależność do pułku weteranów z 3. Dywizji Piechoty przynosiła zaszczyt i zobowiązywała do wzorowego zachowania na polu bitwy. Dużą i niepowetowaną stratą było za to odłączenie od głównej armii zahartowanej w boju brygady generała Hieronima Ramorino i wysłanie jej w początkach maja na dość dyskusyjną wyprawę Chrzanowskiego do Lubelskiego. Jazda została podzielona na trzy korpusy — dwa liniowe i jeden rezerwowy. Każdy z nich składał się z trzech brygad, w tym jednej tak zwanej straży przedniej. Już w czasach Królestwa Polskiego jazda miała status broni elitarnej. Wpływała na to nie tylko legenda epoki napoleoń skiej, ale także bardziej wyśrubowane niż w piechocie warunki rekrutacji. Najsłynniejszą formacją polskiej kawa lerii byli uzbrojeni w lance ułani, których sława wybiegała daleko poza granice kraju. Oprócz pułków ułanów (puł) w skład polskiej kawalerii wchodziły także pułki strzelców konnych (psk), wyposażonych w karabinki. W obu przypad kach była to jazda lekka. Jedyną na poły ciężką kawalerię, jaką dysponowali w 1831 roku Polacy, stanowił dywizjon tzw. karabinierów, złożony z byłych żandarmów51. Już na początku wojny przystąpiono do energicznego zwiększania liczebności kawalerii, na przeszkodzie stanęła 50 51
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 116. T. S t r z e ż e k , Kawaleria Królestwa Polskiego, s. 136-141.
jednak dostępność koni oraz dłuższy proces jej wyszkolenia. Nad tym ostatnim czuwał w trakcie powstania tryumfator spod Stoczka, generał Józef Dwernicki. W dotychczasowych starciach kawaleria nie poniosła tak wysokich strat jak piechota, bardzo szybko za to męczyły się konie. Dobrym przykładem, do czego była zdolna dobrze wykorzystana polska kawaleria, gdy dawano jej trochę swobody, była bitwa pod Domanicami (10 kwietnia 1831), gdzie dowo dzony przez Ludwika Kickiego 2. puł, dysponując zaledwie czterema szwadronami, zmusił do odwrotu trzy pułki rosyjskich huzarów52. Nowa jazda prezentowała się w boju nierówno. Tak jak w przypadku piechoty już w grudniu polecono tworzyć pułki tzw. jazdy dymowej, podług tradycji powstania kościuszkowskiego. Oprócz programowo tworzonych od działów wyróżniły się formacje ochotnicze, najczęściej pochodzące z konkretnego regionu kraju, jak ochotniczy pułk jazdy kaliskiej czy dywizjon poznański. Ich poziom bojowy był raczej niski, uzależniony od tego, czy dowódcy udawało się zgromadzić bardziej doświadczoną kadrę. W niektórych formacjach dawały o sobie znać sejmowe tradycje polskiego narodu. Wspomniana już jazda kaliska miała w zwyczaju wybierać sobie dowódców i nawet wysyłać do przełożonych deputacje, by wymuszać zmiany rozkazów. Podobne wypadki zmusiły Komisję Rządową Wojny do wydania 30 stycznia „przepisu frontowej służby dla nowo formowanych pułków jazdy”53. Uzbrojenie ułana stanowiła specjalna lanca długości od 2,296 do 2,583 m, opatrzona grotem i trzewikiem, a także charakterystycznym proporczykiem, przytwierdzonym do grota śrubami. W użyciu były głównie szable lekkiej jazdy rosyjskiej, choć zapewne niejeden oficer z rozrzewnieniem wrócił do szabli typu francuskiego bądź polskiego jeszcze 52 53
S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 158. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 5 1 .
sprzed rozbiorów. Strzelcy konni byli wyposażeni w krótkie karabinki produkcji rosyjskiej, a dokładniej z fabryki tulskiej; miały kaliber 7 linij (17,78 mm). Karabinierzy jako jedyni w polskim wojsku nosili kaski podobne do kirasjerskich54. Umundurowanie kawalerii prezentowało się różnorodnie. Już na początku wojny Chłopicki nakazał konkretnym województwom umundurować kawalerzystów, co dało bardzo barwne rezultaty. Ciekawie musiał wyglądać ułan starej jazdy w granatowym mundurze i czapce z roga tywką, jadąc obok Krakusa odzianego w tradycyjną na ziemi krakowskiej białą lub granatową sukmanę. Kwatera główna nie potrafiła dobrze wykorzystać świetnej broni. Duże znaczenie miała jej dość przestarzała metoda szkolenia przed powstaniem. Strzelcy konni nie uczyli się strzelania z konia ani też współdziałania z piechotą i ar tylerią55. Nagminnym zjawiskiem było stałe „szatkowanie” oddziałów kawaleryjskich — dowództwo często dzieliło raz utworzone zgrupowania na mniejsze części, które następnie kierowano do różnych, często pobocznych zadań jak zwiad czy wsparcie piechoty. Podobne praktyki rodziły zamieszanie i uniemożliwiały sformułowanie spójnej koncepcji użycia jazdy56. Pomimo tych braków polska kawaleria wielokrotnie wykazywała wyższość nad rosyjską w trakcie wojny z 1831 roku. Mit niezwyciężonej polskiej jazdy upadł dopiero podczas wyprawy na gwardię. Wsparcie ogniowe piechocie oraz kawalerii miały zapew nić około 144 działa, zgromadzone w dywizjach (mniej więcej od 12 do 20 dział), rezerwie (32 działa)57, a także porozrzucanych po mniejszych oddziałach i korpusach. 54 W. D z i e w a n o w s k i , Zarys dziejów uzbrojenia w Polsce, s. 62, 84, 129, 163. 55 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 5 1 . 56 T. S t r z e ż e k, Kawaleria Królestwa Polskiego, s. 347. 57 S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 392-395.
W twierdzach gromadzono działa typu wałowego, które z racji swojej specyfiki były rzadko ujmowane w ogólnej statystyce. W pole wraz z główną armią wyprowadzano najczęściej około setki dział (lub mniej). Duża dysproporcja w liczbie używanych armat w stosunku do Rosjan (około 1:3) zachęcała polskich dowódców do ich oszczędzania, brako wało też szerszej wizji ich wykorzystania w polskiej kwaterze głównej. Idea koncentracji ognia na jednym punkcie dziwnie umykała polskim decydentom, a przecież utworzona proforma rezerwa artylerii właśnie temu powin na służyć. Polacy mieli świetną kadrę niższych rangą oficerów artylerii, którym długo udawało się swą odwagą i skutecz nością równoważyć przewagę przeciwnika. Jej matecz nikiem była wspomniana już Szkoła Aplikacyjna In żynierów i Artylerii w Warszawie. Dużą ruchliwością, a zarazem bardzo agresywną taktyką wyróżniały się zwłaszcza baterie konne, których gwardyjski rodowód dawał o sobie znać w postaci brawury jej dowódców, a także szybkostrzelności. Kadra oficerska wojsk powstańczych stanowiła w przed dzień wyprawy na gwardię bardzo zróżnicowaną grupę. Skrzynecki nie darzył zaufaniem oficerów o lewicowych poglądach, w momencie objęcia przez siebie funkcji wodza naczelnego kazał usunąć z czynnej służby tzw. akademków, oficerów, którzy stanowiska zawdzięczali kontaktom, tu dzież politycznym zasługom z czasów tajnych związków. Zdobył sobie w ten sposób, co prawda, wdzięczność starych żołnierzy, rychło jednak stanął wobec problemu uzupełniania składu wraz ze stratą doświadczonych ofice rów. Problem rozwiązał poprzez dość dynamiczną politykę awansową, której sam w pewnym sensie też był benefic jentem. Jeśli zastanowimy się nad proporcjami w polskim wojsku pomiędzy starymi a nowymi oficerami, to w maju
1831 roku, podobnie jak w przypadku szeregowych i pod oficerów, sytuacja nie była jeszcze dramatyczna. Słabo prezentował się poziom umiejętności dowódczych generalicji na najwyższych stanowiskach, także w wyniku politycznych przetasowań. Dowódcy dywizji piechoty — Maciej Rybiński i Antoni Giełgud — okazali się przeciętni, Kazimierza Małachowskiego i Henryka Ka mieńskiego można ocenić jedynie nieco wyżej. Wśród dowódców korpusów jazdy nie było lepiej — Tomasz Łubieński był w najlepszym wypadku niechętnym po wstaniu wojskowym rzemieślnikiem, Jan Umiński zaś, chyba bardziej identyfikujący się z powstaniem, pozo stawał w ciągłym sporze z wodzem naczelnym, co bardzo negatywnie wpływało na dalsze wydarzenia. Najbardziej doświadczony polski generał — Jan Krukowiecki, pias tował urząd gubernatora Warszawy i nie uczestniczył w starciach liniowych. Poglądy zdecydowanej większości kadry oficerskiej Królestwa Polskiego należałoby umieścić po prawej stronie sceny politycznej. Optowali za legalizmem, ścisłą hierarchią społeczną, a także negocjacjami z carem, której celem miały być zażegnanie wojny oraz powrót do status quo ante. Wydarzenia z 29 listopada przeraziły wyższych szarżą oficerów. W buncie podchorążych i warszawskiej ludności widzieli objawy anarchii, ochlokrację i łamanie porządku publicznego (jakby na potwierdzenie ich obaw tego dnia zabito trzech generałów). Symbolem wszelkiego zła i roz kładu było dla wojskowych lewicowe Towarzystwo Pat riotyczne, działające w sejmie pod patronatem Joachima Lelewela. Słynne z dość radykalnych poglądów ugrupowa nie zjednało sobie ich nienawiść ciągłą krytyką negocjacji pokojowych z carem, działań wojennych, a także posunię ciami takimi jak detronizacja cara. Strach budziły też poszczególne wypowiedzi klubistów, którzy narzekali ponoć na to, że niektórzy generałowie dobrze dowodzą: „Co to za
bieda z tymi arystokratami, nie będzie można wszystkich wywieszać!”58. Dużym, a przy tym rzadko wspominanym mankamentem polskiej armii podczas powstania listopadowego był brak... sztandarów pułkowych! Od czasów wodzostwa naczelnego Michała Radziwiłła na polu bitwy używano jedynie chorą gwi z napisem „za wolność naszą i waszą”, które zresztą wyrzucano bądź tracono przy lada okazji. A przecież sztandar pułkowy miał w owych czasach istotne znaczenie moralne — dbając o jego bezpieczeństwo, żołnierze bardziej identyfikowali się ze swoim oddziałem; co więcej, na polu bitwy powiewająca w górze chorągiew pozwalała szybciej zebrać rozbite oddziały59. Nadzwyczaj dobrze i nowatorsko, jak na swoje czasy, prezentowała się po stronie polskiej połowa służba zdrowia. Lekarz naczelny armii czynnej, Karol Kaczkowski, potrafił poradzić sobie z niedoborem leków i łóżek w szpitalach. Na tyłach organizował punkty opatrunkowe, do których znosili rannych sanitariusze (używali do tego związanych kos w charakterze noszy). W razie potrzeby ciężej kontuz jowanych przewożono w okolice Warszawy, gdzie od poczywali w klasztorach, budynkach publicznych bądź prywatnych60. Niestety, sposób prowadzenia działań wojen nych przez polskie dowództwo często niepotrzebnie utrud niał lekarzom działanie. Tuż przed wyprawą w widły Bugu i Narwi do armii polskiej dołączył doktor Francesco Antommarchi, który sprawował funkcję osobistego lekarza Napoleona Bonaparte w trakcie wygnania cesarza na Świętej Helenie — został generalnym inspektorem polskich szpitali. Na koniec wypada podkreślić, że armia polska w czasie powstania listopadowego miała w dużej mierze charakter 58 59 60
W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 239. I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 155. W. T o k a r z , Wojna pols-ko-rosyjska 1830 i 1831, s. 132-133.
improwizowany i spontaniczny. Siłą rzeczy dyscyplina rozluźniła się w porównaniu z czasami wielkiego księcia Konstantego. Ignacy Prądzyński żalił się w pamiętnikach, że w maju 1831 roku: „Sprawy się gmatwały, więzy karności rozluźniały się z dniem każdym. [...] Wkrótce tylko dobra wola pojedynczych ludzi utrzymywała razem armię”61. Generalny kwatermistrz chyba w przesadnie czarnych barwach opisał sytuację Polaków, niemniej faktem jest, że przykładów rozluźnienia dyscypliny w ich szeregach podczas wyprawy na gwardię było dość dużo. Musimy przy tym pamiętać, że to właśnie owa spontaniczność oraz większa świadomość celu walki niż po stronie przeciwnej w dużej mierze rzutowały na przewagę Polaków w pierw szych starciach. ARMIA ROSYJSKA
Choć według wszelkich ówczesnych standardów Rosja była na początku XIX wieku krajem zacofanym i despotycz nym, jej licznej armii, noszącej miano pogromczymi Napo leona, bał się w Europie niemal każdy. Liczba ludności cesarstwa (52 milionów dusz)62, a także jego ogromny obszar obiecywały potencjalnemu przeciwnikowi wojnę długą i wyczerpującą, jeśli nie przegraną już na starcie. Na pierwszy rzut oka walka takiego kolosa z małym Królestwem Polskim nie mogła trwać długo — stało się jednak inaczej. Przyczyn było kilka. Przede wszystkim rosyjska ad ministracja wojskowa prezentowała się fatalnie. Rozdęta i przeżarta korupcją już w trackie wojny z Turcją w latach 1828-1829 nie stanęła na wysokości zadania63. Mobilizację żołnierzy przeprowadzono wówczas w ślimaczym tempie i tylko fakt, że dwa lata później powstanie listopadowe 61 62 63
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 122. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 59. Tamże, s. 66-69.
zastało ją w trakcie przygotowań do wyprawy na Belgię, pozwoliło na w miarę szybkie skierowanie sił przeciw Polakom. Powtórzono natomiast wszystkie pozostałe błędy. Bardzo słabo prezentował się dowóz zaopatrzenia i uzu pełnień. Choć feldmarszałek Dybicz dosłownie dwoił się i troił, aby stworzyć możliwie skuteczny system służby zdrowia dla swoich żołnierzy, nie był w stanie zapobiec szybkiemu ubytkowi ludzi z rosyjskich szeregów. W szpi talach brakowało dosłownie wszystkiego — opatrunków, lekarstw, a nawet wykwalifikowanych lekarzy64. Również warunki sanitarne, w jakich przebywali chorzy, pozo stawiały wiele do życzenia; wiosną w rosyjskim obozie wybuchła epidemia cholery, która rychło zaczęła wyłączać z walki więcej żołnierzy niż polskie kule i bagnety. Pomimo dotkliwych braków 10 maja w granicach Króles twa Polskiego znajdowało się wciąż około 93 000 żołnierzy posłusznych rozkazom cara Mikołaja I. W trakcie prowa dzonej już kilka miesięcy wojny ich organizacja uległa pewnym zmianom. W skład głównej armii wciąż wchodziły I Korpus Piechoty Pahlena, korpus grenadierów księcia Szachowskiego, a także III Rezerwowy Korpus Jazdy generała Witta. Stanowiły one jądro sił zgrupowanych w rejonie Siedlec. Rozlokowana w widłach Bugu i Narwi gwardia składała się z jednej czterobrygadowej dywizji piechoty, oddziałów strzelców fińskich i saperów oraz dwóch dwubrygadowych dywizji jazdy — kirasjerów i lekkiej, wspartych oddziałem kozaków65. Pod względem organizacyjnym wspomniana gwardia była raczej wyjątkiem. Rosyjski korpus piechoty teoretycz nie składał się z czterech dywizji, ale w praktyce dys ponował trzema. Każda dywizja była podzielona na trzy brygady — dwie piechoty liniowej i jedną strzelców 64
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 6 4 . S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 388-392. 65
pieszych. Podobna brygada liczyła zwykle dwa pułki, a te z kolei po trzy bataliony66. W mundurze rosyjskiego piechura dominowały kolory zielony oraz biały. Na polu walki jednakże trudno było odróżnić żołnierzy obu stron, bowiem przed wojną proces ujednolicania wiernych carowi armii, przynajmniej pod względem wyglądu oraz oporządzenia, posunął się zbyt daleko. Rosyjscy i polscy żołnierze nosili podobne kasz kiety, krój munduru, płaszcze zimowe. Mylenie „swoich” z „wrogami” było w trakcie wojny nagminne i jeszcze w maju 1831 roku zdarzało się często. Dlatego dowódcy obu stron, przynajmniej na początku kampanii, nie szczę dzili wysiłków, aby można było odróżnić walczących. Stąd na przykład Dybicz nakazał swoim żołnierzom przed bitwą pod Grochowem umocować gałązki choiny na czakach kaszkietów, Polacy zaś równocześnie zrywali ze swoich mundurów i nakryć głowy wszelkie znaki podporząd kowania carowi (np. blachy z orłem cesarskim na kasz kietach). Stosowano białe lub biało-czerwone opaski na ramionach. Wszystkie wymienione środki były, jak już wspomnieliśmy, dalece niewystarczające — cierpiała na tym zwłaszcza walka tyralierska, która z racji częstego prowadzenia jej w trudnych warunkach terenowych nieraz pozwalała poznać wroga lub przyjaciela dosłownie w ostat niej chwili. Piechota rosyjska była gorzej wyszkolona od polskiej. Nie zmieniała szyku płynnie, nie mówiąc już o wy kazywaniu agresywności i pewnego rodzaju spontanicz ności właściwej armiom obywatelskim. Strzelcy piesi nie różnili się, co ciekawe, prawie niczym od piechoty liniowej. Jej celność prezentowała się w ogóle skan dalicznie słabo, a to głównie z powodu małej liczby amunicji przeznaczonej na roczne ćwiczenia (trzy naboje 66
W . T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 6 4 .
na żołnierza!)67. Rosyjska broń palna prezentowała się niewiele lepiej niż polska. Puzyrewski napisał, że „karabi ny były złe i psute bezrozumnem czyszczeniem, z pogię tymi lufami i popsutemi zamkami”68. Ruchy w polu utrudniała ciężkość oporządzenia. Piechota carska udowad niała swą największą wartość w obronie, uparte utrzymy wanie pozycji, nacechowana charakterystyczną dla Rosjan dozą fatalizmu, stanowiła ważki atut w momencie prowa dzenia bitwy. Rosjanie prowadzili atak, po ówczesnym uformowaniu odpowiedniego szyku, bez entuzjazmu, ale często z uporem godnym podziwu. Dola rosyjskiego żołnierza była ciężka, zarówno w czasie pokoju, jak i wojny. Do wojska zaciągano w cesarstwie rosyjskim arbitralnie i na 25 lat. Dla przeciętnego chłopa był to więc wyrok porównywalny z odsiadką w więzieniu. Kary cielesne były wymierzane szeregowcom niemal bez ustalonych granic. Poprzez bezlitosną musztrę starano się sprowadzić żołnierza do poziomu czegoś w rodzaju zwie rzęcia, mającego bez wahania wykonywać polecenia swo jego pana. Na szczęście dla Polaków do wojny w 1831 roku był on przygotowany dość słabo, zarówno jeśli chodzi o wyposażenie, jak i wyszkolenie. Głównym celem armii rosyjskiej była bowiem nie walka, lecz błyszczenie na stołecznych paradach. Nie wszystkim dowódcom odpowia dał podobny stan. O tego typu porządkach bardzo krytycznie wypowiadał się chociażby bohater wojny z Napoleonem, generał Denis Dawydow, który utyskiwał na zabijanie w żołnierzach zdolności umysłowych oraz inicjatywy69. Kawaleria rosyjska stanowiła rodzaj broni bez porów nania bardziej urozmaicony od polskiej. Nie było w niej zbyt wielu ułanów, funkcje jazdy lekkiej pełnili huzarzy, ubrani w dolmany ze złotymi szamerunkami, a także 67 68 69
A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 38. Tamże. Tamże.
kozacy. Prawdziwym postrachem dla buntowników miała być zapewne niezrównana na otwartym terenie ciężka jazda — okuci w zbroje kirasjerzy. W trakcie walki byli jednak, podobnie zresztą jak i cała rosyjska kawaleria, nieodpowiednio prowadzeni. Oprócz słabych i niewykazujących inicjatywy dowódców mściły się znów petersburskie parady — rosyjskie konie miały niepraktyczne oporządze nie, wypieszczone szybko padały pod wpływem ciężkich warunków polowych70. Na większą swobodę operacyjną pozwalano ruchliwym sotniom kozackim, jednakże już sama pogarda, jaką darzyli je oficerowie, pokazuje, co myślano o podobnym wykorzystaniu jazdy. Rosyjska artyleria dysponowała wieloma zdolnymi do wódcami wyższej rangi, którzy potrafili dobrze dobierać pozycje dla dział i koncentrować ich ogień71. Nie zmieniało to jednak faktu, że artylerzyści rosyjscy strzelali znacznie mniej celnie od polskich. Głównym atutem owej broni po stronie rosyjskiej była kilkakrotna przewaga w liczbie dział. O służbie zdrowia porównywalnej z polską Rosjanie mogli tylko marzyć. Śmiertelność wśród żołnierzy carskich była ogromna, o czym już wspomnieliśmy. Ciężkie rany prawie zawsze kończyły się śmiercią. Od czasu wojen napoleońskich opinia o kadrze oficerskiej Rosjan była w całej Europie krytyczna. Zarzucano jej kompletny brak fachowości oraz zbyteczne szafowanie życiem żołnierzy. Zdaniem pewnego Brytyjczyka: „Brako wało im inteligencji i efektywności... [byli] nie wiele lepsi od na poły barbarzyńców”72. Bunt dekabrystów w 1825 roku pogorszył obraz, ukarani oficerowie stanowili bowiem kwiat wykształconej kadry armii rosyjskiej. Car Mikołaj od 70
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 7 2 . Tamże. 72 P. H a y t h o r n t h w a i t e , The Russian Army of the Napoleonic Wars (1): Infantry 1799-1814, Men-At-Arms Series: 185, Londyn 1987, s. 6. 71
tamtej chwili nie ufał już wykształconym żołnierzom, uważając ich za potencjalnych buntowników. Nie mylił się zresztą, gdyż w trakcie wojny nagminną praktyką było okazywanie przez niższych rangą oficerów rosyjskich sympatii Polakom. Niestety, dla tych ostatnich jedynie werbalnej. Dowódcy korpusów w 1831 roku, którzy pamiętali jeszcze wojny z Napoleonem, prezentowali na ogół dobry poziom. Wśród nich zdecydowanie pozytywnie wyróżniali się generał Cyprian Kreutz, dowódca V Korpusu Jazdy, oraz dowodzący I Korpusem generał Paweł Pahlen I. Obaj myśleli samodzielnie, co nie było regułą wśród rosyjskiej generalicji; także w boju radzili sobie całkiem nieźle, kierując wojskami pewnie i stanowczo. Popularniejszy od nich książę Szachowski, dowódca elitarnego korpusu gre nadierów, choć bohater spod Borodino, nie dorównywał im pod względem umiejętności. Był przede wszystkim znany z ojcowskiego traktowania swych żołnierzy oraz graniczącej z brawurą odwagi73. Wielką niewiadomą wojny miała się okazać gwardia cesarska. Rozlokowana zwykle w najbliższym otoczeniu rosyjskiego władcy, czyli w okolicach Petersburga, była formacją o długich tradycjach i elitarnym charakterze. Aby trafić w jej szeregi, trzeba było spełnić bardzo wysokie wymagania. Jej żołnierze musieli być postawni, wytrzymali, nienagannie wyglądający w mundurze. Oficerowie gwardii, rekrutowani z najlepszych petersburskich rodzin arysto kratycznych, znali na pamięć regulamin musztry. Jej najstarsze oddziały — pułki piechoty preobrażeński oraz siemionowski, utworzył jeszcze Piotr I Wielki (1672-1725). Były to wówczas pierwsze jednostki rosyjskie spełniające europejskie standardy zarówno pod względem wyszkolenia, jak i wyposażenia. To w dużej mierze dzięki 73
A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 4 2 .
nim car utrzymał się przy władzy pomimo niepopularnych reform wewnętrznych. Powstały nieco później pułk izmaiłowski utworzyła w 1730 roku caryca Anna Iwanowna. Był on złożony głównie z Niemców. Spośród kawalerii do najstarszych i najbardziej elitarnych jednostek gwardii należał pułk karabinierów, którego początki sięgały jeszcze 1722 roku74. Wielu polskich dowódców i żołnierzy niesłusznie lek ceważyło jednostki gwardyjskie. Jak już wspomniano, nie planowano korzystać z nich w polu, dlatego powszechnie twierdzono, że: „Panicze Petersburga, syny bojarów pod zasłoną innych, mieli pędzić życie bez trosk i bez pracy”75. Działania wojenne wykazały, że przynajmniej część for macji gwardii dysponowała świetnym przygotowaniem bojowym. Również jej wyposażenie stało na najwyższym poziomie pod względem jakości76. POŁOŻENIE ARMII I PLANY KAMPANII
Królestwo Polskie kształtem i rozmiarem nie mogło się równać z Turcją, której górzyste pasma i pustkowia tak bardzo dały się we znaki armii rosyjskiej w latach 1828-1829. Bez wątpienia najważniejszą przeszkodą tere nową, jaką napotkali Rosjanie podczas kampanii 1831 roku, była Wisła. Przecinała ona ówczesne Królestwo Polskie niemalże w połowie, dzieląc państwo na dwie części. Obszar po lewej stronie rzeki należał prawie w całości do Polaków. Stanowił ich główne zaplecze ludzkie i materiałowe; co więcej, na południu przebiegała arcyważna granica z Austrią — główne źródło zagra nicznej pomocy (Prusy na północy i zachodzie szczelniej 74
R. B i e 1 e c k i, Encyklopedia wojen napoleońskich, s. 500. S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 104. 76 S . J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej gwardyi królewsko-polskiej, Kraków 1916, s. 86-87. 75
zamknęły swoje granice dla Polaków). Do Rosjan należała północno-wschodnia część Królestwa, wraz z tak zwanym Półwyspem Litewskim. Ich siły były bardziej skupione od polskich, co należy odnotować, biorąc pod uwagę przewa gę liczebną nad przeciwnikiem, były za to mało operatyw ne, przez co same pozbawiały się atutów wynikających z pierwszego faktu. Bezpieczeństwa lewego brzegu Wisły, zaczynając od wschodu, strzegł niewielki, zgromadzony w Zamościu korpus generała Chrzanowskiego (5572 doświadczonych żołnierzy, 10 dział) wraz z garnizonem twierdzy (ok. 3820 ludzi). Choć jego misja, czyli pomoc Dwernickiemu, zakończyła się niepowodzeniem, szachował on dość skutecznie potencjalne uderzenie Rosjan w kierunku górnej Wisły. Zamość od początku wojny stanowił najpewniejszą i najlepiej utrzymaną twierdzę w rękach Polaków, doświadczenia z roku 1813 pozwalały zaś wątpić, czy Rosjanie spróbują go szturmować. Dalej górnego biegu Wisły, w kierunku północno-zachodnim, na odcinku między Janowem a Puławami pilnowała grupa generała Dziekońskiego (9541 słabo wyszkolonych i uzbrojo nych żołnierzy oraz 10 dział). Jej główny atut stanowiła Wisła, szeroka i trudna do przeprawy w tym rejonie. Gdyby nie ona, Dziekoński zapewne niedługo mógłby się opierać silniejszym agresorom. Groźnym przeciwnikiem mógł być bez wątpienia korpus generała Kreutza (12 112 zaprawionych w boju żołnierzy i 38 dział), stanowiący lewe skrzydło armii rosyjskiej. Zogniskowany wokół Lublina zdążył już napsuć wiele krwi Polakom, którzy dwukrotnie wysyłali przeciwko niemu niewystarczające siły. Dalej na północ, w dół Wisły, mieściło się główne centrum operacyjne powstania — licząca ponad 130 000 osób Warszawa. Mniej więcej 50 km na wschód od niej swój obóz miała na początku maja główna armia polska pod dowództwem Jana Skrzyneckiego — pięć dywizji
piechoty, trzy korpusy jazdy (łącznie ok. 48 467 żołnierzy) i 138 dział. Była to podstawowa siła manewrowa Królestwa. Po odparciu pod koniec kwietnia ofensywy Dybicza na Kuflew Skrzynecki rozmieścił armię wzdłuż łuku miejs cowości Pustelnik, Dębe Wielkie i Wiązowna. Prócz nich mógł jeszcze liczyć, w razie zagrożenia, na wsparcie garnizonu umocnień miasta (nowe pułki — 6491 ludzi), które łączyła z Kałuszynem i Jędrzejowem dogodna szosa siedlecka. Główna armia feldmarszałka Dybicza stacjonowała bez piecznie w widłach rzek Liwca i Kostrzyna, dokładnie naprzeciw pozycji polskich. W maju 1831 roku liczyła około 53 262 ludzi (40 863 piechoty, 10 613 jazdy i 245 dział)77, zmęczonych już niezbyt efektywną kampanią. Pamiętając o niespodziance, jaką sprawili mu Polacy na początku wiosny, feldmarszałek skupił armię w bezpiecznej odległości od Siedlec, gdzie znajdowały się główne maga zyny z zaopatrzeniem. Tutejsze pozycje były dobrze oszańcowane i nie rokowały dużego powodzenia w razie prób frontalnego ataku. Na opisywanym froncie obie armie się szachowały. Położenie wojsk Skrzyneckiego niedaleko stolicy wydawało się przy tym nieco korzystniejsze, gdyż skracało jego linie zaopatrzeniowe, mimo to żołnierze polscy i tak sarkali na braki w dostawach. Podobnie jak rosyjskim przeciwnikom dawała się im ponadto we znaki cholera oraz ponure wyniszczenie pobliskich terenów przez wojnę. Bez wąt pienia wszyscy odczuwali potrzebę przeniesienia działań militarnych na nietknięte dotąd tereny, gdzie lepsze warunki sanitarne i świeższe powietrze mogły zatrzymać postęp dokuczliwej epidemii. Znajdowały się one na północy, wewnątrz tak zwanego Międzyrzecza Łomżyńskiego. Opasające je linie dwóch 77 S. B a r z y k o w s k i , s. 388-395.
Historya powstania listopadowego, t. III,
rzek (Bugu i Narwi) biegły na terenie Królestwa Polskiego niemalże symetrycznie — wpływały od wschodu, kierując się na północ. Następnie stopniowo skręcają w kierunku zachod nim, by wreszcie pod ostrym kątem połączyć się w rejonie Serocka i w postaci tak zwanej Bugo-Narwi wpłynąć do Wisły. Teren, który opasały, biegnąc w ten sposób, stanowił w 1831 roku autonomiczny sektor działań wojennych. Od północy i zachodu odgradzała go Narew, rzeka z być może niewielkim korytem, ale za to dość szeroka (1,5-3 km), z często podmokłą doliną. Od południa Międzyrzecze ograniczał Bug, przepływający przez mniej dzikie tereny, ale za to ubogi w brody umożliwiające przeprawę. Dużym utrudnieniem dla wojska chcącego prowadzić tutaj działania były nie tylko rzeki, lecz i Puszcza Biała, rozciągająca się między nimi. Przecinały ją dwa większe trakty, wiodące z Warszawy na Litwę, z czego oba znajdowały się w dość kiepskim stanie. Lepszy, zwany „dawnym”, wiódł z Serocka w kierunku wschodnim, niemalże równolegle do linii Bugu. W Broku skręcał nagle na północ w kierunku Ostrowa, za którym biegł dalej, przez Zambrów ku Surażowi nad Narwią, przecinając Międzyrzecze od strony wschodniej. Drugi trakt, zwany inaczej „furmańskim”, zdecydowanie gorzej utrzymany i przechodzący przez środek Puszczy Białej, biegł od Serocka przez Długosiodła, Wąsewo i Śniadowo do Łomży. Jedyną drogą w regionie o bitej nawierzchni była tak zwana szosa kowieńska, łącząca Warszawę z Kownem. Ukończona w 1825 roku stanowiła jedną z czołowych inwestycji ministra finansów Królestwa, księcia Lubeckiego. Z Serocka biegła prawym brzegiem Narwi przez Pułtusk i Różan aż do Ostrołęki, gdzie przekraczała rzekę. Tutaj prowadziła prosto do Łomży, odcinając jakby północne zakole Narwi linią biegnącą przez te dwa bardzo ważne, dysponujące mostami miasta. Z racji swego zbyt wysunię tego na północ położenia szosa kowieńska siłą rzeczy nie
mogła stanowić podstawy działań w Międzyrzeczu Łom żyńskim, co najwyżej spełniała rolę pomocniczą, przy tym jednak dość istotną. Można bowiem powiedzieć, nie mijając się zapewne bardzo z prawdą, że ten, kto kontrolował Ostrołękę, Łomżę oraz łączący je odcinek szosy, był zarazem panem znacznej części Międzyrzecza78. Od początku wojny wnętrze łuku Bugu i Narwi było oszczędzane przez działania wojenne. Dla Rosjan uderzenie na to miejsce stanowiło potencjalne wejście w ślepy zaułek, jaki tworzyły Serock i Modlin, niemniej opłacało im się utrzymywać tutaj większe siły, które mogły pełnić rolę osłony północnej flanki armii Dybicza. Między 10 a 15 marca przybyła tu gwardia cesarska pod dowództwem wielkiego księcia Michała (24 050 ludzi oraz 72 działa). Jak już wspomnieliśmy, siła ta nie miała być wykorzystana do czynnych walk, toteż jej położenie w oko licach Śniadowa miało początkowo bardziej komunikacyjny niż militarny charakter. Dostarczane szosą kowieńską zaopatrzenie (dla gwardii wyjątkowo szczodrze, oczywiście) i korespondencja miały łatwy dostęp przez Łomżę (w kierunku południowym). Z czasem pozycje gwardii stały się przedmiotem obaw feldmarszałka Dybicza, który nie bez racji stwierdził, że były one trochę „zawieszone w powietrzu” — od dzielone od głównej armii Bugiem i dość szerokim pasmem terenu na północ od niego. Wobec tego starał się nakłonić wielkiego księcia Michała, by zbliżył się w kierunku Bugu, co mogło zapewnić lepsze współ działanie między obiema rosyjskimi armiami w razie śmielszego wypadu przeciwnika. Gwardia ostatecznie przesunęła się nieco w kierunku południowym, na co niemały wpływ miały informacje o planowanym przez Polaków wysłaniu bliżej nieokreślonych sił na Litwę 13 maja. 78 Por.: S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 398-399 oraz W. Maj e w s k i , Grochów 1831, s. 42-46.
W maju lwia część gwardii stacjonowała pod Śniadowem, tylko pułk strzelców konnych pozostał w Ostrowiu, aby pilnować dróg do Zambrowa i Jędrzejowa79. Pełniący rolę pomocniczą (ale niebędący częścią gwardii) oddział gene rała Sackena (4217 ludzi, 8 dział)80 pozostał w Ostrołęce z zadaniem osłony prawego skrzydła wojsk wielkiego księcia oraz pilnowania tamtejszego mostu. Przez cały czas wielki książę nie wydawał się traktować poważnie potencjalnych zagrożeń dla swego korpusu. Czas spędzał miło w Zambrowie, goszczony hojnie przez bliżej nieznanego nam duchownego katolickiego81. Polacy dysponowali w Międzyrzeczu kilkoma oddziałami. Lewe skrzydło całego polskiego frontu opierało się twierdzy Modlin, leżącej u ujścia Bugo-Narwi do Wisły. Stara twierdza z czasów napoleońskich, leżąca około 25 km na zachód od Serocka, była przed wojną mocno zaniedbywana przez władze Królestwa Polskiego. Wciąż jednak, po pewnych remontach, mogła stanowić schronienie dla liczącego 5490 żołnierzy korpusu generała Jana Ledóchowskiego. W rejonie wideł Narwi i Bugu, niedaleko Serocka, operował ponadto niewielki oddział generała Antoniego Jankowskiego (3237 ludzi)82, którego zadaniem było obserwowanie gwardii, stacjonującej, jak wiemy, nieopodal. Przy okazji wypada podkreślić znaczenie nazwy tak zwanego trójkąta twierdz — Warszawy, Serocka i Modlina — którego pomysłodawcą był Napoleon Bonaparte. Wciś nięty pomiędzy Wisłę, Bug i Narew zespół twierdz umoż liwiał kontrolującej go armii przeciwdziałanie atakom przeciwnika z dowolnej strony w myśl preferowanych przez Napoleona strategii — uderzenia z położenia środ kowego oraz działań na liniach wewnętrznych. 79 80 81 82
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 242. Tamże, s. 389-390. S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 413. Tamże.
Prądzyński już od pewnego czasu zbierał informacje na temat położenia gwardii i jej składu. Bardzo pomógł mu nowy szef polskiego wywiadu, Józef Załuski (pełnił tę funkcję od 5 maja). Weteran zarówno wojen napoleońskich, jak i z Turcją potrafił na tyle dobrze zorganizować swój resort, że w przeddzień wyprawy Polacy mieli dość szczegółowe dane na temat dyslokacji sił carskich w wid łach Bugu i Narwi83. Komentowany później przez strategów europejskich plan Prądzyńskiego był prosty w założeniu, ale nieco bardziej złożony, jeśli chodzi o szczegóły jego wykonania. Z tego, co możemy wnioskować z jego wspomnień (nie zachowała się oficjalna wersja planu, zresztą i tak później modyfiko wanego po decyzjach Skrzyneckiego), zamierzał w tajem nicy przed przeciwnikiem skoncentrować dużą armię w Se rocku, będącym niejako wrotami do Międzyrzecza Łom żyńskiego, i stamtąd skierować ją przeciwko siłom wielkiego księcia Michała. Po przekroczeniu Narwi siły Polskie miały się rozdzielić, tworząc coś w rodzaju wideł z trzema ostrzami. Lewe miało uderzyć na Ostrołękę i opanować tamtejszy most na Narwi. Stamtąd, po ewen tualnym wzmocnieniu, mogłoby ruszyć szosą kowieńską w kierunku Łomży, by odciąć gwardii możliwość odwrotu. Środkowe zgrupowanie, najsilniejsze, miało zająć się główną masą sił nieprzyjaciela, maszerując ku niemu jednym ze wspominanych już traktów — „furmańskim” bądź „dawnym”. Prawe ostrze powinno ruszyć prawym brzegiem Bugu ku miasteczku Nur, i ta część planu budzi najwięcej wątpliwości. Tam jego zadaniem byłoby obser wowanie tudzież zabezpieczenie mostów, którymi na ratunek gwardii mógłby przybyć Dybicz. Trudno powie dzieć, ile czasu według Prądzyńskiego miała zająć cała operacja wraz z walną bitwą przeciwko gwardii. Wiemy 83
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 318.
tylko, że pierwsza wersja planu, przedłożona wodzowi naczelnemu jeszcze 27 kwietnia, przewidywała osiem dni na realizację84. Wykonanie operacji zdecydowano się powierzyć czterem dywizjom piechoty i dwóm korpusom jazdy. Na dotych czasowych pozycjach głównej armii polskiej miał pozostać generał Umiński z 10 776 żołnierzy (4. Dywizja Piechoty generała Henryka Milberga, dywizja jazdy generała Tomic kiego oraz 28 dział) z zadaniem markowania działań całego zgrupowania Skrzyneckiego. Nie zmieniono układu obozu, by przeciwnik możliwie najpóźniej dowiedział się o wymarszu na północ większości Polaków. 12 maja Umiński otrzymał z kwatery głównej instrukcję zaczynającą się słowami: „Przedsięwziąłem uskutecznić wyprawę przez Serock na prawy brzeg Bugu na komunika cję nieprzyjaciela i dla podania ręki Litwie”. Po krótkim wstępie wódz naczelny wymienił następnie skład sił po wierzonych generałowi Umińskiemu i rozgraniczył dokład nie jego kompetencje. Najważniejszy wydaje się fragment, w którym określił zadanie nowo utworzonego korpusu: „Dopóki działania głównego wojska nie zaczną wywierać swojego wpływu na armję nieprzyjacielską, postępowanie Pana Generała powinno być odznaczone jak największą przezornością, nic nie należy mu ryzykować, a mieć zawsze na głównym celu utrudzenie nieprzyjacielowi przeprawy Wisły, spóźnianie mu wszystkich celów do tego dążących, a nade wszystko obrona Warszawy”85. A więc w razie ataku Dybicza Umiński otrzymał pole cenie energicznej obrony, połączonej z wycofywaniem się w kierunku stolicy. W razie wyruszenia armii feldmarszałka na pomoc gwardii polski generał był zobowiązany powo84 8 4 JJ.. W Wyyssookkiińńsskkii, , Generał Generał Ignacy Ignacy Prądzyński, Warszawa Warszawa 1985, s. 166-167. 85 BP pPaa w w-1831 ll oo w w sr., s kkt.ii ,,3,Źródła Źródła do dziejów dziejów wojny polsko-rosyjskiej 1830 1830 1933, s. 1-2. Od 12do maja do 15wojny lipca polsko-rosyjskiej 1831 roku, Warszawa -1831 r., t. 3, Od 12 maja do 15 lipca 1831 roku, Warszawa 1933, s. 1-2.
dować jak najwięcej strat na jego tyłach. Przez cały czas, niezależnie od wydarzeń, winien składać kwaterze regularne i wyczerpujące meldunki na temat sytuacji na swoim froncie. Jak się wydaje, pojedynczy korpus odebrał zbyt dużo różnorodnych zadań. Równolegle do rozprawy z gwardią wielkiego księcia Michała polska kwatera główna przygotowywała drugą, nie mniej doniosłą w swoim znaczeniu operację. Jak już wspominaliśmy, od kilku miesięcy na Żmudzi trwało powstanie przeciwko caratowi. Na przełomie kwietnia i maja delegat tamtejszych władz powstańczych, Feliks Wrotnowski, bawił nawet w Warszawie i kwaterze Skrzy neckiego, prosząc o wsparcie materiałowe i instruktorów wojskowych86. Prezes Rządu Narodowego, książę Czar toryski, doskonale zdawał sobie sprawę, że utrzymanie ogniska walk na Litwie leżało w żywotnym interesie sprawy polskiej, toteż rychło zaczął naciskać na wodza naczelnego, by wydzielił niewielką jednostkę wojskową, której żołnierzy wysłano by na Żmudź w charakterze instruktorów i kadr dla tamtejszych powstańców. Skrzynecki podchwycił ten pomysł jeszcze przed za twierdzeniem majowej wyprawy. Idea dywersji niewielkimi siłami była bliska jego koncepcji prowadzenia działań, liczył zresztą, że zamknie w ten sposób usta malkontentom w Warszawie. Na dowódcę wyprawy został wybrany pułkownik Dezydery Chłapowski, żołnierz o dużym do świadczeniu (od 1808 roku był oficerem ordynansowym Napoleona, w 1811 roku trafił do szwoleżerów gwardii) i przebojowej osobowości, który nie miał dotychczas okazji wykazać się w wojnie z Rosją. Nominację przyjęto różnie. Niektórzy sarkali na Chłapowskiego, nazywali go „udawaczem krzykliwym” i „chwatem tylko w gębie”87. Nawet przychylny mu Prądzyński przyznawał, co prawda, że 86 87
L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 234. J.T. C h a m s k i , Opis krótki lat upłynionych, s. 190.
Chłapowskiemu nie brak odwagi i zdolności, nie omieszkał jednak później w pamiętnikach dodać: „nad tem wszystkiem jednak niezmiernie górowała w nim ambicya”88. Zainteresowany tak wspominał moment powiadomienia go o nominacji: „Skoro wszedłem do jen. Skrzyneckiego, zapytał mi się, czy się podejmę z 1. pułkiem ułanów i bateryą konną przeprowadzić w Trockie pod Wilno 200 oficerów i podofi cerów, przeznaczonych na instruktorów dla powstania litews kiego, które podług ostatnich wiadomości było koło Trok zebrane. — Nigdy, służąc od dzieciństwa, nie wybierałem sobie nic, każdy rozkaz będę się starał wypełnić — brzmiała moja odpowiedź”89. W trakcie dyskusji obaj panowie ustalili, że do zadań w lesistym terenie Litwy bardziej odpowiednia będzie piechota niż cały pułk ułanów. Skrzynecki pozwolił Chłapowskiemu wybrać stu żołnierzy i oficerów z 1. psp. Razem z wcześniej wymienionym 1. puł liczebność grupy wysyłanej na Litwę wynosiła 820 ludzi90. Byli to zarazem najlepsi z najlepszych. Rozkazy odnośnie wydzielenia owych sił rychło trafiły na biurko stacjonującego w Serocku generała Antoniego Jankowskiego91, były przy tym jedynie czubkiem góry lodowej przy nawale pracy, jaką miał wówczas do wyko nania. Jego skromne siły musiały równolegle wznieść dwa mosty na Bugu, po których niebawem miało przejść prawie 50 000 polskich żołnierzy. Pośpiech był wskazany, bowiem 12 maja ruszała polska wyprawa na gwardię.
88 89 90 91
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 162. D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, Poznań 1899, s. 49. Tamże, s. 52. B. P a w ł o w s k i, Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 3.
POCZĄTEK WYPRAWY (12-14 MAJA)
12 MAJA
Polska kwatera główna w Jędrzejowie wydała pierwsze, zdawkowe rozkazy 12 maja rano. Tego dnia wypadało Święto Wniebowstąpienia Pańskiego i zwykli żołnierze zapewne nie spodziewali się żadnych rewolucyjnych wy darzeń. Większe zamieszanie przewidywano na dzień następny, gdyż Skrzynecki celowo kazał nagłośnić infor mację, jakoby 13 maja Polacy mieli wysłać większy oddział w kierunku Litwy. Zamiar wyprawy na gwardię ukryto na tyle starannie, że nawet wielu generałów do ostatniej chwili nie miało o nim pojęcia. Niestety, wśród niedoinformowanych znalazły się także osoby, które żadną miarą nie powinny być zaskakiwane. Bardzo późno wiado mość o planowanej operacji dotarała na przykład do intendenta generalnego, co musiało się źle odbić na dostarczaniu zaopatrzenia dla armii. Prawdopodobnie najwięcej danych o szykowanej wy prawie, choć i oni nie zostali o niej poinformowani oficjalnie, mieli generałowie Antoni Jankowski i Jan Umiński. Ten pierwszy dowodził niewielkim korpusem stacjonującym w Serocku, na który składały się dwa pułki piechoty (1. ppl i 18. ppl) i jeden jazdy (1. pul), łącznie
3237 ludzi oraz miejscowi partyzanci1. Do jego obo wiązków należało nie tylko pilnowanie mostów, przez które można było dokonać szybkiej przeprawy przez Bug, ale także stopniowe „przyzwyczajenie” gwardii rosyjskiej do obecności wojsk polskich w klinie Bugu i Narwi. Most w Serocku był gotowy już 8 maja, rychło też Jankowski zaczął wysyłać patrole zwiadowców, by poznać lepiej lokalizację poszczególnych oddziałów carskich, o czym zresztą raportował kwaterze głównej2. Ani jego, ani załogi niedalekiego Modlina nie zawia domiono za to o konieczności przerzucenia mostu pon tonowego w dolnym biegu Narwi, który byłby bardzo przydatny, jeśliby zakładano atak na Ostrołękę od zachodu. Istnieją przesłanki, by sądzić, że generał Umiński był wcześniej informowany o zaczepnych zamiarach wodza naczelnego. Na pewno pojawił się 12 maja w kwaterze głównej w Jędrzejowie. Otrzymał zarówno ustne, jak i pisemne (przytaczane już wcześniej) rozkazy przejęcia dowództwa nad korpusem, który miał ukryć rozpoczęcie wyprawy, a także osłaniać Warszawę. Do wykonania tego zadania przydzielono mu 4. Dywizję Piechoty generała Milberga (brygady Andrychiewicza i Wronieckiego, łącznie 7456 żołnierzy z 20 działami) oraz dywizję jazdy generała Tomickiego (3320 koni z 8 działami), łącznie 10 776 żołnierzy i 28 dział3. Siły te teoretycznie powinny wystar czyć, by stawić opór Dybiczowi przez jakiś czas bądź w razie potrzeby rzucić się na jego tyły. Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że druga, ofen sywna, część rozkazu wagą zdecydowanie ustępowała pierwszej, defensywnej. Po pierwsze, Skrzynecki bardzo obawiał się o bezpieczeństwo swoich tyłów i często podkreślał konieczność obrony stolicy. Umiński miał go 1 2 3
S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . III, s. 396. B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 4—5. Tamże, s. 404.
informować na bieżąco i regularnie o wszystkim, co się dzieje nad Kostrzyniem. Po drugie, Prądzyńskiego, pomys łodawcę operacji, być może zgubiła przesadna dbałość o szczegóły w trakcie pisania rozkazów. Wyrażało się to w zbyt dokładnym przedstawianiu dowódcom stawianych im celów, co nieraz ich dezorientowało4. Po trzecie, można było przewidzieć, że politycy w Warszawie nie pozwolą oddalić się swojej jedynej materialnej zasłonie przed Rosjanami. Reasumując, chyba trafnie ocenił sytuację historyk Ludwik Mierosławski, pisząc, że: „Skrzynecki uczynił z Umińskiego awangardę załogi Pragskiej, zamiast uczynić z załogi Pragskiej aryergardę Umińskiego”5. Nietrudno się domyśleć, dlaczego to właśnie Umiński został wybrany na wykonawcę tak trudnego zadania. Był on dowódcą bardzo energicznym i odważnym, a przy tym potrafiącym samodzielnie myśleć, co niestety nie zawsze wychodziło mu na zdrowie6. Jeden z pamiętnikarzy tak go opisał: „Postawy groźnej, niski, chudy, czarny jak cygan, surowy aż do twardości wzrokiem [...]. Wewnątrz i zewnątrz zacinał trochę na huzara, trochę na hiszpańskiego «guerilla», trochę na butnego szlachcica. Czujny jak Davout, miał idiosynkrazję do szpiegów [...] i długich ceremonii z nimi nie robił”7. Nie znosił Skrzyneckiego (ze wzajemnością), którego pogardliwie przezywał ,,1’abbé” (franc, „ksiądz”) ze wzglę du na jego wręcz karykaturalną pobożność. Ten natomiast w odwecieb marginalizował Umińskiego, kierując go do raczej drugorzędnych działań jak osłona lewej flanki 4 Co ciekawe, rozwlekły sposób pisania dyspozycji stał w dość jaskrawej sprzeczności z zaleceniami Napoleona Bonapartego, a także praktyką jego wybitnego szefa sztabu — marszałka Berthiera. Cesarz wielokrotnie podkreślał, że na wojnie, podobnie jak w sztuce, najlepsze są proste rozwiązania. 5 L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 254. 6 D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s. 41—43. 7 L. J a b ł o n o w s k i , Pamiętniki, s. 173.
głównej armii podczas ofensywy wiosennej. Wódz naczelny z radością trzymał go z dala od siebie, Prądzyński zaś z tym większą chęcią powierzył mu tę nader odpowiedzialną funkcję, jaką była osłona wyprawy na gwardię. Potrzebował na tym odcinku właśnie takiej energicznej osoby. Wybór Umińskiego niósł jednak także i niebezpieczeństwa — ta jemnicą poliszynela były jego ambicje. Nigdy nie ukrywał, że widziałby siebie jako wodza naczelnego wojsk polskich. W rezultacie nominacja ta dała Skrzyneckiemu jeszcze jeden powód do oglądania się za siebie. Inne dywizje otrzymały rano jedynie ogólne instrukcje odnośnie tras i kierunków wieczornego wymarszu8. Leopold Szumski, porucznik 3. puł, był jednym z tych, którzy o decyzji wyprawy na gwardię dowiedzieli się praktycznie „z biegu”. Jego pułk brał wcześniej udział w wyczerpującej bitwie pod Kuflewem, więc Szumski, ranny w trakcie walk, spodziewał się dłuższego wypoczynku. „Po takich trudach wszystko było nad wszelki wyraz zmęczone, tak konie, jak i żołnierze” — zapisał. Żołnierze 5. puł za trzymali się na popas w Mińsku, gdzie zauważyli przede wszystkim małą liczbę sił polskich, jakby dokonał się niedawno ważny ruch na szczeblu całej armii. „Już po skromnym popasie mieliśmy wsiadać na koń, gdy nadeszły nasze furgony [...]. Doczekaliśmy się przecie wódki i tyto niu, tych arcyważnych potrzeb dla żołnierza w obozie”9. Odpoczynek nie trwał jednak długo. Po drugiej stronie frontu feldmarszałek Dybicz sposobił swoje oddziały do marszu. Całkiem poważnie potraktował informację, jakoby 13 maja bliżej niezidentyfikowane oddziały polskie mogły podjąć próbę przedostania się na Litwę. Poinformował o tym wielkiego księcia Michała, zalecając ostrożność, sam zaś postanowił podrażnić w nad chodzących dniach linie nieprzyjacielskie. Liczył praw8
B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 5 . L . S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów byłego Wojska Polskiego, Kraków 1892, s. 90. 9
dopodobnie na to, że uda się zaskoczyć przeciwnika w trakcie jakiegoś przegrupowania, a może chodziło mu po prostu o to, by dać żołnierzom jakieś zajęcie, Petersburgowi zaś dowód swej aktywności. Tak więc zarówno w obozie polskim, jak i obozie rosyjskim 12 maja trwał nerwowy rozgardiasz. Tej samej nocy, gdy żołnierze Skrzyneckiego mieli spakować plecaki i wyruszyć na zachód, trzon sił rosyjskich zajął pozycje wyjściowe pod miejscowością Jabłonka i przygotowywał się do ataku. Dybiczowi nie zależało jednak na pośpiechu. Rozkazy wymarszu wydał podwładnym dopiero koło 18.00. Krótki okres pomiędzy wydaniem dyspozycji a terminem działań nie pomógł porządnemu wykonaniu akcji, cały manewr przygotowywano zresztą po stronie rosyjskiej z prze sadną ostrożnością10. Pamiętając o wydarzeniach spod Kuflewa, feldmarszałek Dybicz prawdopodobnie nie wierzył, by 13 maja udało mu się coś zdziałać. Drobnym pocieszeniem dla Rosjan mogły być nadesłane informacje o zagładzie korpusu polskiego generała Dwer nickiego, który wysłany jakiś czas temu na Ukrainę, party ze wszystkich stron przez carskie wojska, musiał wreszcie pod koniec kwietnia złożyć broń w austriackiej Galicji. Gdy odczytano wiadomość o tych wydarzeniach w namiocie głównego dowództwa, wśród rosyjskich generałów rozległo się ponoć głośne „hurra”11. W obozie polskim kończono tymczasem przygotowania do wymarszu. Ostatecznie około 23.00, kiedy ciemności na dobre już zasłały otoczenie, armia wyruszyła w drogę. Pierwszym celem był Serock nad Bugiem. Piechota i jazda miały zmierzać doń trasą przez Okuniew i Kobyłkę, artyleria zaś dłuższym łukiem, szosą na Pragę i Jabłonnę. Podjęto liczne kroki, by zamaskować ruch sił polskich. Przykładowo, gdy 3. Dywizja Piechoty Antoniego Giełguda i II Korpus Jazdy Tomasza Łubieńskiego opuściły pozycje 10 11
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 320. S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 378.
w okolicach Kałuszyna, ich miejsce zajęły dwie kompanie piechoty z dywizji Milberga, które miały utrzymać łańcuch pozostawionych ognisk12. Armia całą noc z 12 na 13 maja spędziła, maszerując. Choć trasa w pewnym punkcie niewiele omijała Pragę, oficerowie otrzymali kategoryczny zakaz udawania się do stolicy. Rozkaz nie objął jedynie wodza naczelnego oraz generała Chłapowskiego, którzy jeszcze tej nocy krótko przebywali w Warszawie13. W mieście nie zdawano sobie sprawy z rozmiaru ruchu wojsk, wszędzie szeptano tylko o wyprawie na Litwę. Przytaczany już Leopold Szumski tak wspomina wyru szenie w drogę: „Oddziały, które w wyprawie pułkownika Dembińskiego udział brały, otrzymały poprzednio rozkaz wrócenia do swoich pułków i po krótkim spoczynku w Mińsku ruszyły w pochód. My także, po załatwieniu się z furażowaniem, pospieszyliśmy za niemi. Dziwiło nas tylko, żeśmy zaraz od Mińska kierunek marszu zmienili, udając się na prawo z głównego gościńca, jak również i ta okoliczność, że naszym furgonom kazano za pułkiem postępować, z czego widocznem było, że już nie w Pradze, ale w innej miejscowości furażować będą. To wszystko różne nasuwało myśli”14. Obyty żołnierz, wobec milczenia dowódców, cenne informacje zdobywał sam, po drodze, w dużej mierze dzięki doświadczeniu i znajomości terenu. 13 MAJA
Marsz głównych sił polskich przebiegał 13 maja zasad niczo sprawnie, pod wieczór ich trzon znajdował się już na drodze z Zegrza do Serocka. Niespodziewanie pozostające 12
L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 255. D . C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s. 52; L. M i e r o s ł a w s k i, Po wstanie narodu polskiego, s. 255-256. 14 L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s . 9 1 . 13
najbardziej z tylu oddziały (2. Dywizja Piechoty generała Antoniego Giełguda i II Korpus Jazdy Łubieńskiego) usły szały od wschodu odgłosy dalekiej kanonady. Skrzynecki nakazał wstrzymanie marszu. Przez chwilę wydawało się, że ambitny plan wyprawy wziął w łeb i Dybicz dowiedział się, że w Jędrzejowie nie ma już głównych sił polskich. Jak wiemy, nic takiego nie miało miejsca. Nie ulega jednak wątpliwości, że napięcie musiało być ogromne, zarówno w kwaterze wodza naczelnego, jak i jego głównego doradcy, generała Prądzyńskiego. Umiński pozostał w Jęd rzejowie sam na przeciw prawie pięciokrotnie liczniejszego nieprzyjaciela, który nawet w tej chwili mógł forsować polskie linie obrony. A co jeśliby nie wytrzymały? W istocie poranek 13 maja zaczął się w okolicach Jędrzejowa i Kałuszyna naprawdę intensywnie. Już około 4.00 rosyjska straż przednia (osiem batalionów piechoty i sześć szwadronów jazdy, wsparte kilkoma działami) pojawiła się w miasteczku, wychodząc z lasu w pobliżu tamtejszego cmentarza. Na miejscu zastała jedynie dwa bataliony (pięć kompanii) piechoty, przynależące do 3. psp podpułkownika Śmigielskiego, i dwa szwadrony jazdy dowodzone przez pułkownika Bukowskiego. Umiński po lecił jeszcze w nocy generałowi Milbergowi pozostawić te siły w Kałuszynie. Pod ręką znajdował się jeszcze jeden batalion (trzy kompanie) piechoty, maszerujący do Trzebuczy, oraz cztery bataliony w pobliskich wioskach — Grosz kach i Chwalibogach. Reszta wojsk, stanowiąca drugą, ostatnią linię oporu, stacjonowała w pobliżu Jędrzejowa, kilka kilometrów na zachód. Generał Umiński znajdował się w drodze do Jakubowa (nieco na północny zachód od Jędrzejowa) wraz z ośmioma szwadronami jazdy i czterema działami15. Sytuacja przed stawiała się więc arcygroźnie, siły polskie były nie tylko 15
L. M i e r o s ł a w s k i, Powstanie narodu polskiego, s. 257.
małe, ale i rozciągnięte. W tym krytycznym położeniu Umiński, weteran złotego pułku huzarów Księstwa War szawskiego, który jako jeden z pierwszych wkroczył w 1812 roku do Moskwy, nie stracił głowy. O pojawieniu się Rosjan pod Kałuszynem zawiadomiła go kanonada z oddali. Szybko zdał dowództwo nad kawa lerią w Jakubowie generałowi Tomickiemu, po czym popędził w kierunku Jędrzejowa, gdzie zbierała się już reszta jego sił. W mieście Umiński zastał mocno sfatygowane walką oddziały Śmigielskiego i Bukowskiego — na szczęście przeciwnik nie naciskał ich tego ranka zbyt mocno. Słabe tempo natarcia Rosjan pozwoliło polskiemu generałowi skupić około 6.00 w Jędrzejowie dziewięć batalionów, szesnaście szwadronów i dwadzieścia sześć dział, a więc siły, z którymi trzeba było się liczyć16. Teren walki sprzyjał obrońcom. Duża polana, rozciąga jąca się pod Jędrzejowem, zmuszała żołnierzy Dybicza do rozwijania szyków pod ogniem piechoty i artylerii Umińs kiego. Dodatkowo tutejszy las zabezpieczał miasto przed ewentualnymi próbami obejścia i zapewniał dogodną drogę odwrotu. Widząc to, polski dowódca rozstawił siły w dwóch liniach — w pierwszej cztery półbataliony pułku grenadie rów, wsparte dwoma działami, w drugiej zaś pozostałe dwa bataliony grenadierów, wąchający już tego dnia proch 3. psp oraz cztery działa. W odwodzie pozostały jeszcze 15. ppl, brygada jazdy Bukowskiego oraz bateria artylerii pozycyjnej Rzepeckiego17. Zaskoczony szybkim zorganizowaniem obrony mias teczka feldmarszałek chyba zwątpił w sens dalszych działań. Miał pod Jędrzejowem ze sobą tylko jeden pełny korpus piechoty (około 24 000 żołnierzy i 40 dział)18, a poczynania a
16 17 18
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 321. L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 258. Tamże.
przeciwnika nasuwały podejrzenia, że ma on za sobą większą siłę. Niepodobna było jednak wycofać się bez chociażby wypróbowania determinacji Polaków na tym odcinku. Po drugiej stronie Umiński musiał grać tą samą kartą. Zbyt szybkie wycofanie się uzmysłowiłoby przecież Dybiczowi, że Polacy nie mają już żadnych poważnych odwodów. Na szczęście akurat wytrzymałość w ogniu była jego specjal nością. Jak wspomina Ludwik Jabłonowski, oficer 5. puł, wracając pamięcią do czasów napoleońskich: „Nasz książę Józef i król Neapolitański, pierwszy kitą i burką, drugi dziwacznym strojem, doskonale na tyle uzdatnieni, wyżywali się czasem, który bez potrzeby dłużej wystoi w działowym ogniu. Umiński także w takiej ciepłej zasmakował kąpieli”19. Bitwa rozszalała na dobre o 6.00. Czoło kolumny rosyjskiej opuściło wówczas las pod Jędrzejowem i zaczęło się szykować do ataku. Nagle spadł na nie atak polskich grenadierów, którzy, wyciągnąwszy przed siebie bagnety, z głośnym „hurra!” natarli na nieprzygotowanego do odparcia ataku przeciwnika. Rosjanie wycofali się z powrotem do lasu pod osłonę rozstawianych już na jego obrzeżu baterii dział. Nim te wyplątały się z gęstwiny i uciekających batalionów, minęło na tyle dużo czasu, by Umiński zdążył cofnąć swe czołowe siły za drugą linię obrony, gdzie już czekały dobrze ustawione działa baterii Lewandowskiego. Rosjanie ponownie rozwinęli jednostki naprzeciw lasu i ruszyli do natarcia. Tym razem przywitały ich kartacze i gęsty ogień karabinowy. Choć działa Dybicza tym razem wpierały atak, najwyraźniej nie zdziałały dużo, gdyż piechota rosyjska musiała się po krótkiej wymianie ognia wycofać z dużymi stratami. Nastąpił długi pojedynek artyleryjski, który nie dał rozstrzygnięcia, tak jak we wszystkich po przednich bitwach tej wojny, gdzie celność polskich ar ty lerzystów równoważyła przewagę liczebną Rosjan. 19
L. J a b ł o n o w s k i , Pamiętniki, s. 173.
Po pięciu godzinach bezowocnych zmagań feldmarszałek Dybicz, wyraźnie zdenerwowany, rzucił do trzeciego i czwartego szturmów resztę 1. Dywizji i 3. Dywizję Piechoty. Ponownie kule i kartacze zdziesiątkowały napas tników. Rosjanie ponosili wysokie straty zwłaszcza w od wrocie, przeprowadzanym za każdym razem na otwartym polu. Parokrotnie Polacy przechodzili do natarcia wręcz. Opłaciło się zostawienie Tomickiego z kilkoma szwadro nami ułanów w Jakubowie. 13 maja odparli oni atak rosyjskiej brygady huzarów, których celem było obejście lewej flanki polskiego korpusu. Około 11.00, być może trochę później, Umiński ustąpił wreszcie z Jędrzejowa20. Skierował się do Janówka, gdzie jeszcze raz odparł atak nieprzyjaciela, a następnie do Brzezin, pozostawiając liczącą jeden batalion i osiem szwadronów straż tylną w Mińsku Mazowieckim. Ogólnie polskie straty w bitwie miały jakoby wynosić dwustu kilkudziesięciu zabitych i kilkunastu maruderów wziętych do niewoli. Dużą stratą była śmierć majora Serkowskiego, dowódcy batalionu grenadierów, który swą odwagą wielokrotnie imponował podwładnym i przyjacio łom. Rosjanie zaś stracili około 1500 żołnierzy21. Wyższe straty atakujących są w tym wypadku zrozumiałe, choć być może trochę przesadzone. Istotniejsze było znaczenie bitwy w skali strategicznej i moralnej. Feldmarszałek, zaskoczony silnym oporem Umińskiego, stracił chęć do dalszej walki, wierząc zresztą wciąż, że jest on zapewne jedynie awan gardą głównej armii Skrzyneckiego. Rosjanie pozostali więc przez resztę dnia w Jędrzejowie, a 14 maja wycofali się z powrotem na dawne pozycje. Tak więc pomimo opanowania miasta przez zmęczonego przeciwnika to Umiński był faktycznym bohaterem dnia — utrzymał w tajemnicy odejście większości armii polskiej 20 21
Historycy nie są co do tego faktu zgodni. L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 262-263.
na wyprawę przeciw gwardii, co było jego priorytetowym celem, Dybicz zaś znów nic nie uzyskał. Niestety, Umiński swoim postępowaniem zaraz po bitwie odarł sukces z części atutów, jakie przyniósł. W głównej kwaterze polskiej po usłyszeniu pierwszych strzałów od strony Jędrzejowa chwilowo zapanowała kon sternacja, jeśli nie drobna panika. Trudno było ocenić rozmiar zagrożenia na tyłach, Skrzynecki zatrzymał więc dalszy marsz w stronę Serocka. Wywołało to duże nieza dowolenie kwatermistrza Prądzyńskiego, który jak nikt rozumiał, że powodzenie ofensywy przeciw gwardii zależy od pośpiechu jej wykonania. Upłynęło wiele godzin ner wowego czekania, nim wreszcie raport Umińskiego odnoś nie wydarzeń na szosie siedleckiej trafił na biurko wodza naczelnego. Opóźnienie to trzeba zapewne złożyć na karb złej organizacji łączności po stronie polskiej, która ucier piała na skutek pośpiechu w realizacji wyprawy. Gdy Skrzynecki przeczytał wreszcie raport Umińskiego, był wściekły. Nie podobało mu się prawie wszystko w poczynaniach generała — uważał, że atak rosyjski nastąpił w wyniku opieszałości w ruchach polskich pod Kałuszynem, wycofanie zaś z Jędrzejowa uznał za przed wczesne i mogące narazić na szwank całość prowadzonej operacji. Co więcej, ton, w jakim był utrzymany raport oraz następne listy Umińskiego, wódz naczelny uznał, najprawdopodobniej zupełnie przesadnie, za obraźliwy. Zamiast pochwał posłał Umińskiemu oficjalną naganę22. Nietrudno się domyśleć, jak zareagował adresat zarzutów. Konflikt między dwoma generałami miał bardzo istotne i jak najgorsze konsekwencje w przyszłości. Wypada jeszcze wspomnieć, że wódz naczelny nie był osamotniony w swojej krytyce. Obecny przy siłach głównych, świeżo upieczony generał Henryk Dembiński wspomina 22
B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 1 4 .
wiadomość o bitwie pod Jędrzejowem w pamiętniku: „Za przyczynę tego ataku poczytywaliśmy wtedy spóźnienie się jenerała Umińskiego w zajęciu wskazanych sobie pozycyj. Skutek i raporta nieprzyjaciela później przekonały nas, że rzecz się miała inaczej [...]. Cokolwiek bądź, szemrano między jenerałami i w sztabie na opóźnienie, jakiego dopuścił się jen. Umiński”23. A więc można z dużym prawdopodobień stwem założyć, że z powodu złego przepływu informacji, a także napięcia wywołanego ryzykowną operacją zły nastrój udzielał się wszystkim w polskim obozie. Skrzynecki nakazał dalszy marsz w kierunku Serocka. Leopold Szumski wspominał: „Z kierunku, w jakim po stępowaliśmy, widocznem już było, że dążymy ku Mod linowi. Okolica tu lesista, a robactwo dokuczliwie nie uprzyjemniało pochodu. [...]. W jakiś czas później za trzymano pułk nad małym strumykiem, zatem w bardzo dogodnem miejscu, było tu bowiem drzewo i woda. Rozłożono się do obozowania i zaraz skrzętnie wzięto się do gospodarowania. Ponieważ tu dłuższy miał być spoczy nek, zatem przede wszystkiem powiązano konie, zdjęto kulbaki, zadano obroki i rozpalono ognie do gotowania. [...] Dłuższy czas odpoczynku był bardzo dobrze zużyt kowany, a cieszyło nas to, że żołnierze, chociaż bezsennoś cią znużeni, ochoczo pracę wykonywali”24. Oficerowie i żołnierze 3. puł z dość mieszanymi uczu ciami odebrali tego dnia wiadomość, że w dalszej fazie działań będzie nimi dowodził generał Henryk Dembiński. Dembiński miał opinię dowódcy wymagającego i dość trudnego we współpracy. Nie innego zdania był Szumski, który przed snem kazał do siebie wezwać jeszcze felczera. Jątrzyły go rany ręki i boku, odniesione kilka dni wcześniej w bitwie pod Kuflewem, właśnie pod dowództwem Dem 23 H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego jenerała wojsk polskich, Poznań 1860, s. 179-180. 2 4 L . S z u m s k i , Wspomnieniu o Trzecim Pułku Ułanów, s . 9 2 .
bińskiego. Gdy w końcu zmorzył go sen, mijała właśnie pierwsza pełna doba wyprawy na gwardię. 14 MAJA
W godzinach porannych 14 maja oddziały polskie (około 44 000 bagnetów i szabel oraz 104 działa25) zawitały wreszcie do Serocka. Widok armii zgrupowanej w jednym miejscu z pewnością musiał zrobić ogromne wrażenie na okolicznych mieszkańcach. Jeszcze kilka miesięcy wcześ niej nikt w Europie nie sądził, że małe Królestwo Polskie będzie w stanie wystawić i zaopatrzyć armię tej wielkości. Napoleon Bonaparte mógł tylko pomarzyć o podobnej sile, gdy wyruszał na podbój Włoch w 1796 roku. Wódz naczelny, po ostatnich wydarzeniach wciąż pełen obaw o swoje tyły, pozwolił żołnierzom na jednodniowy odpoczynek. Historycy potępiają tę decyzję jako niepotrzebną stratę czasu, która narażała na szwank operację przeciw gwardii, tak bardzo przecież zależną od efektu zaskoczenia. Na dodatkowy dzień postoju nie wydawała się jednak narzekać armia, a zwłaszcza kawaleria, która jeszcze od czasu bitwy pod Kuflewem nie zdążyła wyrównać wszystkich braków w ludziach i koniach. W czasie gdy żołnierze odpoczywali, w sztabie głównym trwały gorączkowe prace nad realizacją dalszej części planu Prądzyńskiego. Wieczorem 13 maja Skrzynecki umieścił swą kwaterę główną w Jabłonnej nieopodal Serocka, gdzie zajął piękny pałac państwa Wąsowiczów, niegdyś należący do rodziny Poniatowskich. Czekała tu już na niego żona, którą 25 Autorzy różnią się, podając liczbę polskich dział biorących udział w wyprawie. Barzykowski (S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 406) i Tokarz (Wojna polsko-rosyjska 1831, s. 322) utrzymują, że było ich 104, tylko Prądzyński, ważny świadek tych wydarzeń, twierdzi, iż Polacy zabrali na wyprawę 92 armaty (I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 129).
wcześniej powiadomił o kierunku marszu swoich wojsk. Ze wspomnień adiutanta wodza naczelnego, Franciszka Salezego Gawrońskiego, wynika, że pobyt w tej spokojnej, dotychczas niezniszczonej przez wojnę okolicy upływał w bardzo miłej atmosferze. Razem z panią Skrzynecką (nota bene swoją daleką kuzynką) zdołał przejrzeć serię karykatur Dybicza, sprowadzonych z zagranicznej prasy („niektóre bardzo dowcipne” — przyznawał). Pisząc pamiętnik, nie mógł się powstrzymać od wyrażenia zachwytu: „inna postać tej okolicy, która od lutego nie widząc wojska, w całości egzystuje; pola uprawne pozasiewane, zieloność piękna, czysto jeszcze wszędzie, zupełnie powietrze inne, nie tak gęste jak w nieszczęsnym Jędrzejowie”26. Skrzynecki nie miał jednak czasu na podziwianie wiosennych krajobrazów. Martwił się sytuacją w Jęd rzejowie i Kałuszynie, skąd oczekiwał od Umińskiego wyczerpujących raportów. Działające jako awangarda skromne siły Jankowskiego donosiły, że wróg posunął się naprzód w kierunku Przetyczy, co mogło oznaczać, iż wielki książę Michał dowiedział się o zamiarach Pola ków27. Jakby zmartwień nie było dosyć, tego samego dnia do kwatery głównej przyjechał Piotr Wysocki, bohater nocy listopadowej, z hiobowym meldunkiem o zagładzie korpusu Dwernickiego na Ukrainie. Co prawda, wiadomo ści na ten temat już jakiś czas temu zaczęły panoszyć się po polskim obozie, dopiero teraz jednak groza tego faktu musiała wszystkim w całej okazałości stanąć przed oczami. Tym więcej wysiłku kosztowało Prądzyńskiego skłonienie wodza naczelnego do kontynuowania operacji. Tam bo wiem, gdzie Skrzynecki widział poważne problemy, ścisły 26
F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa pułkownika Franciszka Salezego Gawrońskiego, Kraków 1916, s. 144. 27 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 12-13.
(1787-1831)
sztabowy umysł generalnego kwatermistrza upatrywał okazję. Wysunięcie do przodu części sił gwardii dawało możliwość wejścia szosą ostrowską (chodzi o odcinek traktu „dawnego”) pomiędzy awangardę a główne siły przeciwnika i zniszczenie obu sił oddzielnie. Stanowczy opór Umińskiego na tyłach mógł jedynie bardziej pomóc w ukryciu pierwotnych założeń wyprawy przed nieprzy jacielem. Tym czysto militarnym argumentom Skrzynecki przeciwstawiał swoje racje — odpowiedzialność za armię, ryzyko związane z każdym posunięciem, a także lęk o bezpieczeństwo Warszawy. Ostatecznie obaj osiągnęli kompromis, choć, jak się później okazało, rozumieli go zupełnie inaczej. Postano wili kontynuować natarcie, ale bez wariantu obejścia. W myśl pierwotnych założeń armię podzielono na trzy główne części, z których środkowa, największa, miała działać przeciwko gwardii, mniejsze zaś, na skrzydłach, otrzymały zadania poboczne. Dla załagodzenia obaw wodza naczelnego odesłano tabory z amunicją artyleryjską do Modlina (artylerii pozostała tylko amunicja w jasz czach, które miała ze sobą). W opinii Skrzyneckiego przesądzało to o demonstracyjnym charakterze wyprawy, dla Prądzyńskiego sprawa wciąż pozostawała otwarta. Gwardia rosyjska, zgrupowana pomiędzy obiema rze kami w ich najbardziej wysuniętym na północ biegu, stanowiła dla potencjalnego przeciwnika bardzo kuszący cel, pod warunkiem że w porę udałoby się ją odciąć od Bugu, przez który utrzymywała łączność z główną armią feldmarszałka Dybicza. Zadanie to miało wypełnić prawe skrzydło armii pol skiej, nad którym dowództwo otrzymał generał Tomasz Łubieński. Była to postać bardzo niejednoznaczna, nie mniej ciesząca się dużym zaufaniem wodza naczelnego. Ten niegdyś dzielny wojak Napoleona, weteran spod Wagram, Drezna i Kulm, gdzie udało mu się uratować
swój 2. Pułk Ułanów Nadwiślańskich niemal od pewnej zagłady28, był w 1831 roku człowiekiem statecznym i zamożnym, który na powstaniu mógł tylko stracić. Choć ludność Warszawy w pierwszych dniach po 29 listopada nastawała nawet na życie jego rodziny, Tomasz Łubieński podjął w końcu służbę w nowej armii polskiej i jako dowódca jazdy uczestniczył prawie we wszystkich bitwach powstania, od Grochowa po ofensywę wiosenną. Miał opinię wojskowego znającego się na swoim rzemiośle, ale przy tym powolnego i mało zdecydowanego w działaniach, co akurat w wypadku dowódcy kawalerii wydaje się być bardzo dużą wadą. Na szczęście otrzymał na czas wyprawy na gwardię świetnego szefa sztabu w osobie pułkownika Jakuba Lewińskiego, powszechnie łubianego i bardzo kompetentnego oficera. Będący również weteranem wojen napoleońskich Lewiński sprawował w armii Królestwa Polskiego funkcję szefa sztabu całej kawalerii. Urząd piastował sumiennie i uczciwie, co nie było łatwe, zważywszy, że jego bezpośredni zwierzchnik, generał jazdy Aleksander Rożniecki, uchodził za pijaka, oszusta i bezwstydnego kolaboranta29. Lewiński wspomina w pamiętnikach wrażenia z tam tych dni: „W dniu przybycia mego do głównej kwatery, 11-go maja, Skrzynecki pomaszerował do Serocka; tamże w nocy z dnia 11-go na 12-go maja [chodzi oczywiście 0 15 maja — przyp. aut.] przywołał mnie do siebie 1 rozkazał udać się do jenerała Tomasza Łubieńskiego, jako szef sztabu jego korpusu; nie szczędził pochlebnych dla mnie wyrazów i szczególniejszy na to kładł nacisk, że miejsce, które mi przeznacza, jest dowodem zaufania gorliwości i zdolności mojej; wręczył mi prócz tego 28 M. Ł u k a s i e w i c z, Armia Księcia Józefa 1813, Warszawa 1986, s. 234-235. 29 M. T a r c z y ń s k i , Generalicia powstania listopadowego, s. 266-267, 276.
prywatny, własnoręczny list do jen. Henryka Kamieńs kiego, komenderującego dywizją piechoty w korpusie jenerała Łubieńskiego, zalecający mu, aby w ścisłej ze mną zostawał harmonii, abyśmy wspólnie w ważniej szych okolicznościach wspierali radą i czynem jenerała Łubieńskiego a nade wszystko skłaniali go do energicz nego działania”30. Łubieński otrzymał do dyspozycji na prawym skrzydle 5. Dywizję Piechoty oraz dywizję jazdy generała Józefa Kamieńskiego (łącznie 11 593 ludzi i 20 dział). „Prze znaczeniem korpusu Łubieńskiego było udać się do Nura, gdzie feldmarszałek Dybicz miał most na Bugu, strzec przeprawy, spalić most, utrudniać ile możności ruchy feldmarszałka w tym punkcie, nie wdając się jednak w walną bitwę z nierównymi siłami, a na koniec, gdy armia nieprzyjacielska przeprawę już uskuteczni, cofać się w miarę okoliczności wolniej lub spieszniej ku armii Skrzyneckiego”31. Wysłanie tak dużego korpusu do Nura budzi liczne zastrzeżenia. Był on przecież za mały, żeby nawiązać równą walkę z Dybiczem, za duży zaś, jeśliby miał pełnić jedynie rolę obserwacyjną. Co gorsza, jak słusznie zauważył Ludwik Mierosławski, nie pomyślano o bliższym powiązaniu jego działań z oddziałem Umińskiego po drugiej stronie Bugu32. Współdziałając, oddziały mogłyby znacznie wydatniej bloko wać ruchy Dybicza; mściła się otaczająca operację tajemnica. Niemalże idealnie środkiem pomiędzy Bugiem a Narwią, drogą przez Długosiodło na Śniadowo (trakt „furmański”), miała podążać główna masa uderzeniowa polskiej armii, która składała się z oddziałów trzech dywizji piechoty (1., 2. i 3. — razem ponad 24 000 żołnierzy i 38 dział), dywizji 30 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, Poznań 1895, s. 45^-6. 31 32
Tamże, s. 46. L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 268.
rezerwowej jazdy (3053 szabli, 8 dział) oraz artylerii rezerwowej (24 działa)33. Prowadził ją osobiście Skrzynecki. Obranie marszruty na Śniadowo stanowiło oczywisty błąd, jeśli celem operacji było szybkie rozprawienie się z gwardią. Skrzynecki rezygnował w ten sposób z obejścia jej od południa, w okolicach Zambrowa, co byłoby w tym wypadku bardziej celowe. Wybór traktu „furmańskiego” był o tyle bardziej problematyczny, że pozostawał on od niepamiętnych czasów w stanie permanentnego zaniedbania, co skazało armię na powolne poruszanie się do przodu. Najprawdopodobniej kluczowy przy podejmowaniu przez Skrzyneckiego decyzji był meldunek Jankowskiego, który donosił, że zauważył siły nieprzyjaciela w okolicy Długosiodła. Skrzynecki-dywizjoner musiał widzieć prze ciwnika, z którym miał zamiar walczyć. Należałoby także już na wstępie zastanowić się, czy polski wódz naczelny w ogóle miał zamiar stoczyć większą bitwę z gwardią. Jeśli nie, a wiele czynników na to wskazuje, to wybór drogi nie miał większego znaczenia — ba, im wolniej poruszały się wojska, tym lepiej, gdyż zawsze umożliwiało to gwardii wycofanie się i zakończenie całości operacji „honorowym” remisem. Dowództwo nad lewym skrzydłem wojsk polskich otrzy mał generał Henryk Dembiński. Jak już wspominaliśmy, był to człowiek bardzo wymagający dla swoich podwładnych. „Budowy silnej rysów twarzy pełnych wyrazu, lecz ostrych i surowych, cery ciemnej, krwisty i namiętny”34. Pochodził ze Strzałkowa w okolicach Sandomierza; podobnie jak Skrzynecki karierę wojskową zaczął w wojsku Księstwa Warszawskiego, z którym odbył kampanie w latach 1809, 1812, 1813, 1814, do armii Królestwa Polskiego jednak nie wstąpił. Powstanie zastało go w województwie krakowskim, gdzie rychło zaczął tworzyć oddziały jazdy na potrzeby 33 34
S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 407. Tamże, t. IV, s. 427.
wojny z Rosją. Za swoje zasługi w bitwie pod Kuflewem otrzymał stopień generała brygady oraz zaskarbił sobie sympatię wodza naczelnego. Cechował go rzadki wśród polskiej generalicji upór. Jeśli otrzymywał już jakieś zadanie, można się było spodziewać, że nie spocznie tak długo, jak będzie istniała jakakolwiek szansa na powodzenie. Grupa, nad którą otrzymał dowodzenie 14 maja, liczyła 3877 żołnierzy i 6 dział. Dembiński pisał o niej: „Siła mnie powierzona składać się miała z pułku 3go ułanów, 6 dział i 4ch batalionów piechoty, zwykle załogę Modlina tworzą cych; to jest 4go batalionu z pułku 4go liniowego, 4go batalionu pułku 3go strzelców pieszych i nowego pułku 18go piechoty, który miał dwa bataliony. Piechota ta oprócz batalionu 4go pułku, który miał karabiny i tylko 50 kosynierów, miała więcej niż dwie trzecie części swych ludzi w kosy uzbrojonych; oprócz tego było przy tej piechocie 220 koni jazdy płockiej z zakładu pułku wziętych, które czekały formacyi i wygojenia odpsutych koni”35. Zadaniem tych sił było, po uprzednim sforsowaniu Bugu w Różanie, poruszanie się po prawej stronie Narwi ku Ostrołęce, gdzie miały przechwycić most. Z punktu widze nia Skrzyneckiego było to arcyważne zadanie36. Gdyby Dybicz dowiedział się o niebezpieczeństwie grożącym gwardii i postanowił odciąć Polaków od Bugu, przeprawa przez Narew w Ostrołęce stanowiłaby główną drogę od wrotu głównych sił polskich. Już na wstępie rzuca się w oczy nieadekwatna do wyznaczonych celów liczebność sił Dembińskiego, który miał atakować w Ostrołęce prze ciwnika liczniejszego i lepiej wyposażonego. Dopiero dalsze wydarzenia rzucają więcej światła na koncepcję Prądzyńskiego, nie usuwają jednak wszystkich wątpliwości. 35
H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 182-183. B. P a w l o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 21-22. 36
KIERUNKI DZIAŁAŃ WOJSK POLSKICH (15-17 MAJA)
15 MAJA
Rano armia polska nareszcie wkroczyła wewnątrz Mię dzyrzecza Łomżyńskiego. Tak jak zaplanowano, jej główny, środkowy człon (1. i 3. Dywizje Piechoty, III Korpus Jazdy oraz artyleria rezerwowa) ruszył traktem do Długosiodła. Wódz naczelny powierzył dowodzenie awangardą doświad czonemu generałowi Antoniemu Jankowskiemu, który, jak wiemy, dotychczas prowadził rozpoznanie. W skład awan gardy wchodziły oddziały 1. psp oraz brygada konna Chłapowskiego, a także 1. Dywizja Piechoty pod dowództ wem generała Macieja Rybińskiego. Rybiński miał doświadczenie bojowe zbliżone do Skrzy neckiego. Tak jak on dosłużył się stopnia dowódcy batalionu w armii Księstwa Warszawskiego, w Królestwie Polskim zaś otrzymał pod komendę pułk. Miał dość szeroką wiedzę teoretyczną, między innymi przełożył na język polski Zasady Strategii arcyksięcia Karola Habsburga. W akcji jednak się nie sprawdzał, działał opieszale, jak określił to jeden z jego podwładnych, w czasie bitwy trzeba było „rozkazy z niego korkociągiem wydobywać”1. Stanowisko szefa dywizji za1
W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 145.
wdzięczal Skrzyneckiemu, który nominował go w miejsce znienawidzonego Krukowieckiego. 1. Dywizja Piechoty stanowiła najliczniejsze zgru powanie tego typu w armii powstańczej. Niezbyt ener gicznego dowódcę uzupełniali w trakcie różnych kampanii świetni brygadierzy (Ramorino, Młokosiewicz, Muchowski, później także Langermann). Nie można się więc dziwić, że to właśnie żołnierze Rybińskiego mieli ruszyć pierwsi do ataku. Za nimi podążał „korpus rezerwowy” armii, czyli 3. Dywizja Piechoty Kazimierza Małachowskiego, III Korpus Jazdy Kazimierza Skarżyńskiego oraz artyleria rezerwowa. Dowództwo nad nimi otrzymał generał Ludwik Pac, bogaty magnat, którego dotknęła reorganizacja ogółu wojska na początku maja (był przed nią dowódcą rezerwy armii, złożonej z nowych pułków piechoty). Wódz naczelny, wzruszony do głębi listem Paca, w którym informował go o swym położeniu, postanowił wyrównać mu stratę2. A było to bardzo sowite zadośćuczynienie. 3. Dywizja Piechoty generała Małachows kiego miała zasłużoną opinię najlepszej w polskim wojsku. Składały się na nią stare 4. i 8. ppl, a także złożony głównie z warszawiaków (stąd nazwa pułku „dzieci warszawskich”3) 5. psp i pułk weteranów czynnych. Całość pewną ręką trzymał sędziwy weteran wielu kampanii — generał Kazimierz Małachowski, o którym jeden z pamiętnikarzy pisał: „był to jeden z najpiękniejszych charakterów naszych wojen i cierpień za niepodległość ojczyzny; stary, zgrzybiały, ale z gorącym sercem dla Polski”4. 2 3 4
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 123. J. W i m m e r, Historia piechoty polskiej do roku 1864, s. 486-487. I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831 ś.p. Generała
Ignacego Skarba-Kruszewskiego (herbu Habdank) byłego dowódcy 5-go pułku ułanów polskich, podczas emigracji dowódcy dywizji lekkiej kawaleryi w wojsku belgijskiem wydanych przez córkę Karolinę z Kruszew skich Grabiańską w Krakowie 1890, Warszawa 1930, s. 53.
Ostatnia jednostka, 2. Dywizja Piechoty, dowodzona przez generała Antoniego Giełguda, choć powiązana w kwe stiach operacyjnych z głównym zgrupowaniem, na razie ruszyła na wschód za korpusem Łubieńskiego. Marsz w kierunku Długosiodła odbywał się powoli, z nieba dokuczał żar majowego słońca, a kurz unoszący się nad drogą pod wpływem tupotu tysięcy stóp dodatkowo wzmacniał uczucie pragnienia. Warto w tym miejscu zauważyć, że w obliczu panujących późną wiosną warun ków atmosferycznych polskie dowództwo źle zorganizo wało marsz żołnierzy. W drogę ruszali z samego rana i nie zatrzymywali się na dłużej aż do zmierzchu. W czasach napoleońskich, aby uchronić armię przed uciążliwym upałem, trąbiono na pobudkę trochę wcześniej, jeszcze przed wschodem słońca, aby w godzinach połu dniowych, gdy słońce jest w zenicie, móc bez straty cennych kilometrów zorganizować żołnierzom kilkugo dzinną przerwę5. Kwatera główna opuściła Serock po południu. W drodze wodza naczelnego eskortował korpus jazdy Skarżyńskiego, czyli 2. i 5. puł, pułk poznański i pułk karabinierów. Oprócz tego Skrzyneckiego chroniła osobista eskorta szwad ronu Krakusów6. Przebywający obok wodza Franciszek Gawroński tryskał optymizmem: „Wszystkie raporta przybyłe rokowały nam pomyślne naszej wyprawy wypadki; wojsko tchnęło naj lepszym duchem, kraj nic nie zniszczony, zboża wszędzie piękne, pogody; wychodzą wszędzie mieszkańcy wsiów okolicznych na drogę, którędy wojsko idzie, przynoszą chleba, mleka, wódki, z radością nas witają”7, tylko na marginesie utyskuje nad wolnym tempem marszu. 5
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, Poznań 1922, s. 32. F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 152. 7 Tamże, s. 153. 6
Tego samego dnia do sztabu głównej armii przybył inny adiutant naczelnego wodza, postać niezwykle barwna, młody podpułkownik Władysław Zamoyski. Przez ponad pięć tygodni przebywał on poza głównym teatrem działań, lecząc rany, jakie odniósł w bitwie pod Kałuszynem (2 kwietnia 1831 — amputowano mu palec). Zmęczony przymusową bezczynnością ruszył na front, gdy tylko pozwolili mu na to lekarze. Mając rękę w temblaku, nie mógł, co prawda, uczestniczyć w działaniach wojennych, ale i bez tego jako adiutant oraz najstarszy dziedzic rodziny miał dosyć zajęć. Przy sztabie głównym znajdowali się jego dwaj młodsi bracia — August i Konstanty. Matka, do której wysyłał częste i bardzo osobiste listy, nie wybaczyłaby mu, gdyby coś im się stało, zwłaszcza że to on teraz, w miejsce przebywającego w Petersburgu ojca, pełnił rolę głowy rodziny. Oprócz tego Zamoyski chciał doglądać 5. puł, wchodzącego w skład dywizji Skarżyńskiego. Jego aukcja była w dużej mierze dziełem rodziny Zamoyskich. Tego samego dnia dowódca 4. baterii lekkokonnej (dawnej artylerii konnej gwardii Królestwa Polskiego), kapitan Stanisław Jabłonowski, żegnał się czule z żoł nierzami 5. plutonu swojego oddziału. Miał on wraz z Chłapowskim ruszyć na Litwę i tam być jego podstawową siłą artyleryjską. Jabłonowski nie krył rozrzewnienia: „Bo cóż to byli za kanonierzy 5-go plutonu! Jaka subordynacyja, jaka akuratność, jakie męstwo w boju, jak tam każdy swój obowiązek pełnił i to ze wzorową cichością! Gdy pluton raz armaty odprzodkował, nie słychać tam było żadnej wrzawy prócz strzału armat. Pożegnałem was czule kano nierzy i nigdy was już nie zobaczę!”8. Z perspektywy czasu trudno określić, która część 4. baterii miała więcej szczęścia. Na prawym skrzydle marsz nie postępował szybciej. Jadący z Serocka generał Lewiński nie znalazł tego dnia 8
S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi
konnej, s. 76-77.
korpusu Łubieńskiego tam, gdzie wskazał mu go Prądzyń ski. Jest to z pewnością dowód na pewne zamieszanie panujące w polskim sztabie. Przez tę pomyłkę zagubiony generał omal nie wpadł w ręce patrolu kozackiego, przed którym ostrzegł go pewien przyjaźnie nastawiony, okoliczny chłop. Mając na uwadze zagrożenie, Lewiński skręcił z głównego traktu, ale minęło jeszcze wiele godzin, nim znalazł wreszcie korpus, którego miał być szefem sztabu9. Pod koniec 15 maja siły Łubieńskiego znajdowały się w rejonie Kręgowa i Rybna. Również lewe skrzydło postępowało niespiesznie, wie czorem dotarło zaledwie do Pułtuska. Oddział składał się przede wszystkim z kawalerii, natomiast oddziały piechoty, stanowiące dotychczas załogę Modlina, miały dołączyć dopiero po drodze. Dembiński odbył rozmowę o nich z generałem Ledóchowskim (dowódcą garnizonu twierdzy) zaraz po wyjeździe z Serocka10. Leopold Szumski, oficer 3. puł, wspomina drogę do Pułtuska: „Okolica była nam nieznaną [...]. Nie znać tu było jeszcze wielkiego zniszczenia, jakie wojna za sobą pociąga, nawet powietrze było o wiele czyściejsze i niezatrute miazmami płytko pogrzebanych tak ludzi jak koni, jak tego doświadczyliśmy w opuszczonych przez nas obozowiskach. Oddychało się też pełną piersią”11. Szumskiego i jego towarzyszy zaskoczyła tego rana wiadomość, że nie podążają z główną armią. Gdy jednak zobaczyli okolice, a także dobrze zaopatrzone magazyny Pułtuska, nikt nie narzekał. Pod koniec 15 maja awangarda głównych sił polskich dotarła do Porządzia, reszta zaś rozłożyła obóz w Woli Mystkowskiej. Tamtejsza domena, podług Gawrońskiego, wyglądała raczej mizernie. Adiutant wspomina, że położył 9
J. L e w i ń s k i ,
Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
roku, s . 4 6 . 10 11
H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 183. L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s . 9 5 .
się spać około północy razem ze współlokatorem izby — generałem Załuskim, który jeszcze po zmroku przeglądał raporty wywiadu. Dla nikogo nie było tajemnicą, że nazajutrz szykowało się starcie z przeciwnikiem, o którego obecności w Przetyczy donosił w ostatnich meldunkach Jankowski. 16 MAJA
Zgrupowanie Skrzyneckiego rozpoczęło dalszy marsz rano. Kontakt z gwardią nawiązała awangarda Jankows kiego w Porębie i Sieciechach — dwóch niewielkich wsiach w pobliżu Przetyczy. Pierwszą walkę stoczył 4. psk, tracąc przy tym kilku jeńców, ale biorąc kilkunastu. Z Sieciechów przeciwnik się wycofał, nie stawiwszy żadnego oporu12. Łatwy początek zmagań nie zapowiadał jeszcze nadchodzących kłopotów. Jankowski poruszał się ostrożnie. Kolejna wymiana strza łów miała miejsce w Przetyczy. Bronił jej 3. batalion jegrów lejbgwardii, dwie roty strzelców fińskich, trzy szwadrony lejbkozaków oraz dwa działa13. Dowodzący nimi generał Jan Poleszko po krótkiej ocenie sytuacji postanowił wycofać swoje siły do Długosiodła (jakieś 4,5 km na północny zachód), stawiając jednak opór, gdzie tylko było to możliwe. Obronę Przetyczy powierzył kilkudziesięciu jegrom i strzel com fińskim, którzy uformowali tyralierę naprzeciw wsi. Rozciągnięta na polanie leśnej i przecięta strumieniem Przetycz mogła stanowić niebezpieczny punkt oporu, dlatego Jankowski od razu wysłał w jej kierunku batalion 1. psp. Ukryci w lesie strzelcy rosyjscy i fińscy przywitali nadchodzącą piechotę rzęsistym ogniem. Co ciekawe, akurat nieopodal jechał wódz naczelny ze sztabem i adiu tantami pod eskortą Krakusów. Kilka kul przeleciało 12 13
S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 410. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 244-245.
w bezpośredniej odległości Skrzyneckiego, na szczęście straty orszaku ograniczyły się do jednego martwego konia14. Finowie dzielnie stawiali opór, jednak musieli się rychło wycofać, gdyż Polacy zaczęli obchodzić ich prawą flankę. Choć wiejski most przez strumień został zniszczony, nie przeszkodziło to strzelcom nieprzyjaciela wycofać się bez większych strat w stronę Długosiodeł, przy czym po drodze kilkakrotnie odpierali ataki ułanów z 1. puł, którzy nadjechali od strony Jaszczułt. Rosjanom pomógł las — walka tyralierów trwała w nim zażarcie, ale bez porządku, w dodatku wydany przez kogoś okrzyk „generał Bistrom jedzie” natchnął cesarskich żołnierzy nadzieją, że nadchodzi odsiecz15. Poleszko bardzo sprawnie wykorzystywał teren, by utrudniać napastnikom posuwanie się naprzód. Droga do Długosiodła biegła przez gęsty las i była usiana parowami, co pozwalało utrzymywać Rosjanom w miarę krótki front. Ich dowódca nakazał całej piechocie ruch w stronę wsi, zasłaniając go trzema szwadronami lejbkozaków. W Długosiodle trakt prowadzący na Śniadowo i Łomżę krzyżował się z traktem na Zambrów, co nadawało tej pozycji obronnej duże znaczenie. Tak jak w Przetyczy lasy i zarośla wokół wsi świetnie nadawały się na stanowiska strzeleckie, podobnie jak zabudowania, których skupisko przecinał bystry strumień. Rosyjski generał, który tak sprawnie dotąd się bronił, przygotował na Polaków pułapkę. Budynki obsadził fińskimi strzelcami, na wzgórzu przed mostem zaś pozostałą piechotę i dwa działa. Kozacy zajęli pozycje na skrzydłach. Przygotowani Rosjanie oczekiwali na przeciwnika, ci jednak nie nadchodzili. Dowódca polskiej awangardy zatrzymał się w parowie Choroszczy, gdzie postanowił poczekać na Rybińskiego. 14 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 154. 15 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 245.
Historyk Ludwik Mierosławski czyni w tym miejscu zarzut Jankowskiemu, że nie wykorzystał chwilowego zamieszania w szeregach nieprzyjaciela, by przebojem wjechać do Długosiodła, co więcej, nazywa jego po stępowanie „niezgrabnym” i „lękliwym”16. Ocena ta nie wydaje się do końca sprawiedliwa. Antoniemu Jan kowskiemu, weteranowi wojny w Hiszpanii i wyprawy na Rosję w 1812 roku, z pewnością nie brakowało odwagi. Prawdopodobnie komenderujący polską awan gardą generał obawiał się, czy w Długosiodłach nie napotka na nowe siły nieprzyjaciela. Wszak jeszcze niedawno stacjonowała tam duża grupa bojowa gwardii generała Bistroma w sile ponad dywizji. Pierwsze polskie tyraliery zaczęły zbliżać się do zabu dowań, gdy do stojących nieopodal Antoniego Jankows kiego i Dezyderego Chłapowskiego podjechał pędzący wprost od wodza naczelnego Ignacy Prądzyński. Nie wdając się w zbędne szczegóły, rozkazał szarżować Długosiodło jeźdźcom 1. puł. Kwatermistrz generalny liczył zapewne na efekt zaskoczenia, był on jednak już w tym momencie niemożliwy. Do pierwszego ataku przystąpił szwadron majora Hempla, którego miał poprowadzić osobiście Dezydery Chłapow ski. Ten ostatni pozostawił wiele mówiący opis pierwszego starcia: „Maszerowaliśmy szóstkami i tak weszliśmy na groblę, która też nie była szerszą, a zatem formować na niej plutonów nie można było. Gdyśmy uszli kilkanaście kroków, piechota moskiewska z poza mostka, który o sto może kroków była przed nami, rzęsistym nas przywitała ogniem i spostrzegłem, że dyle z mostu zaczęła zbierać. Nie było czego czekać, zakomenderowałem: Marsz, marsz! Koń mój potknął się, przeskakując przez lukę w moście, z którego dopiero dwa dyle zdążyli zebrać, ale się nie 16
L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 273.
przewrócił. Kilkunastu ułanów także przez tę lukę przesa dziło i wpadło między piechotę. Był to jegierski leibregiment. Wtedy te jegry, które na grobli były, rzucały broń i poddawały się. Jednak wielu z nich przeszło było przez rów i płotek i tam bezpiecznie z poza płota ognia do nas w bok o sześć kroków dawało, tak, że adjutant mój, Chłapowski Stanisław, dostał strzał w bok i chociaż kula go minęła, przecież przybitka przeszyła mundur i raniła dosyć mocno. Pomiędzy jegrami na grobli tylko jednego widziałem oficera. Miał białą twarz, jak śnieg. Wcisnął się pomiędzy swoich uciekających i uszedł. Kilku ułanów spadło zabitych i rannych”17. Ułani dostali się w krzyżowy ogień strzelców, prowa dzony z zabudowań wsi. Sztucery fińskich żołnierzy charakteryzowały się, jak każda zresztą broń gwintowana, dużą celnością. Jeździec na koniu, w dodatku o ograniczo nym przez budynki i płoty polu manewru, był wręcz wymarzonym celem. W tym momencie przed Długosiodło zajechali Krakusi. Szwadron 1. pułku jazdy krakowskiej, oddelegowany do kwatery głównej jako eskorta naczelnego wodza, stanowił wybór żołnierzy z tego regionu Królestwa — barwnie umundurowany i zaopatrzony w doskonałe konie18. Na ich czele stał kolejny już po Gawrońskim i Zamoyskim adiutant Skrzyneckiego i zarazem pamiętnikarz — major Ignacy Marceli Kruszewski. Ten niecodzienny odwód nasunął gorączkowo myślącemu Prądzyńskiemu kolejny pomysł: „Wtem gener. Prądzyński rzekł do mnie: «Kruszewski, weź pluton eskorty Krakusów i obejdź wieś na lewo, zrobisz, co można». Wykonałem natychmiast ten rozkaz, wziąłem Krakusów, będących pod komendą młodego Aleksandra Wodzickiego i Wiktora Osławskiego, poszliśmy kłusem po prawej stronie wsi. 17 18
D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s. 52-53. T. S t r z e ż e k , Kawaleria Królestwa Pilskiego, s. 331-332.
Ponieważ ja pod Dębem-Wielkiem towarzyszyłem Toma szowi Potockiemu, gdy się podsunął pod nieprzyjaciela z dwoma armatami, on także przyłączył się w tym momencie. Tyraliery finlandzkie spiesznie zaczęli się wymykać między budynkami; przy końcu wsi dopiero, gdy musieli przez małą łąkę przechodzić, wpadliśmy na nich, skłuli i zrąbali kilku, a do 20-tu wzięli w niewolę. Kolumny nieprzyjacielskie rejterowały ściśnione przez wieś, miały jeszcze do przebycia opłotki dość długie i mały mostek na rzece, która przerzynała te odstępy pod kątem prostym; — w tak niestosownem miejscu dla jazdy; gdzie dla materyalnych przeszkód nie można było rozbić nieprzyjaciela, widzę jadący środkiem wsi do szarży z 1-go pułku ułanów pod majorem Hemplem, chciałem mu dopomóc z boku Krakusami, — posunęliśmy się na Moskali, ale opłotki przedzielały nas od ich kolumny. Szarża Hempla odpartą została, kapitan szwadronu Józef Zabiełło był rannym, kilku ułanów zabitych; w tym momen cie przyjaciel mój i wiemy towarzysz boju, Tomasz Potocki dostał kulą w szyję i spadł z konia. Przyskoczyłem do niego, zawołałem na Krakusów, aby go zasłonić od bagnetów Finlandczyków, a gdy ci się dalej zrejterowali, unieśliśmy go ciężko rannego do wsi”19. Rana odważnego i powszechnie łubianego Tomasza Potockiego musiała zrobić na świadkach wrażenie śmier telnej. Chłapowski wspomina: „Na prawo na łące poza płotem przypadł do nas adjutant jen. Skrzyneckiego, Tomasz Potocki, z plutonem Krakusów białych krakowskich i w chwili, gdy gębę otwierał do powiedzenia czegoś, kula karabinowa wpadła mu w nią i tyłem wyszła. Padł na miejscu. Sądziłem, że na śmierć ugodzony”20. W tym momencie przewaga liczebna Polaków zaczęła mieć znaczenie, zwłaszcza że nadeszła piechota Rybiń skiego. Generał Poleszko nakazał odwrót w kierunku 19 20
I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 106. D. C h ł a p o w s k i, Pamiętniki, s. 53.
Plewek. Rosjanie dokonali go pod osłoną Finów, którzy wciąż nie dawali się wypędzić z zabudowań Długosiodła. W Plewkach do Rosjan przyłączyła się spóźniona odsiecz w postaci drugiej roty 1. batalionu strzelców gwardii, dwóch rot strzelców fińskich i dwóch dział. Tyraliery obu armii wciąż ścierały się ze sobą, przy czym przewaga Polaków w tym sposobie prowadzenia walki zaczynała być coraz bardziej widoczna. Jak wspomina Chłapowski: „O pół mili dopiero pod Potyczą zatrzymać się musiały nasze tyraliery, bo tam stała brygada rosyjska piechoty [oczywiś cie nie cała brygada, lecz jedynie wspomniany batalion strzelców gwardii — przyp. aut.], a przed nią finlandzki jegierski pułk. Finlandczycy te kładąc się na ziemię za wyniosłościami, bardzo celnie strzelali i wielu na żołnierzy ranili i ubili. Ale skoro jen. Rybiński uformował batalion kompaniami i poszedł do ataku, cofać się poczęli i jegry i brygada”21. Po drodze polscy żołnierze pochwycili kilku dezerterów z pułku siemionowskiego, a więc nie byle jakiego oddziału gwardii. Wycofując się dalej na północny wschód, Poleszko napotkał jeszcze dwie roty strzelców oraz pułk ułanów gwardii. W Bródkach postanowił utrzymać się do zmroku, rozmieszczając piechotę w centrum, kozaków na prawym, a ułanów na lewym skrzydle22. Dzień jednak zmierzał już ku końcowi. Jankowski dogonił, co prawda, jeszcze Rosjan w Bród kach, jednak nadchodzący zmrok uniemożliwił mu nawią zanie zdecydowanej walki: „Wszystko się skończyło na próżnej strzelaninie”23. Pod osłoną ciemności Poleszko wycofał się do Wąsowa, a następnie, nie zastawszy tam sił Bistroma, do Sokołowa, gdzie trafił po forsownym marszu około 5.00 następnego dnia. 21 22 23
Tamże, s. 54. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska J831 roku, s. 246. L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 274.
Wystawienie Jankowskiemu zbyt surowej oceny za działania z 16 maja nie jest zasadne, choć jako dowódca awangardy mógł się wykazać większą inicjatywą; atak jazdy na Długosiodło, nakazany przez Prądzyńskiego, był już niepotrzebnym i spóźnionym ryzykanctwem. Działania rosyjskiego generała Poleszki wypada za to ocenić bardzo wysoko. Ze szczupłymi siłami udało mu się zatrzymać przez cały dzień wielokrotnie silniejsze oddziały polskie. Po emocjonującym dniu polska kwatera główna zawitała na noc do Długosiodeł. Rychło rozpoczęto przesłuchania jeńców. Gawroński wspomina: „Oglądaliśmy prześliczną broń tych finlandzkich strzelców gwardii, których trudno było zająć dużo, bo nadzwyczajnie ostrożni; ujęto jednak kilku. Mówią dawniejsi oficerowie, że ta broń jest war szawska, po gwardyach królewskich niegdyś zabrana, ale ja mam w tem wątpliwość, bo i fabryki moskiewskie w Tule piękną broń robią i ta zdaje się być nowiuteńka, donośna bardzo i niezmiernie długie ma bagnety, a przytem bardzo letka, za osobliwość wielką uważana. Rozmowa z tymi Finlandczykami bardzo trudna, bo języka ich nikt nie rozumie; podoficer wzięty dobrej familii, umie po niemiecku, służy za tłumacza g-łowi Załuskiemu, eg zaminującemu resztę, a szczególniej oficera”24. Nie były to przesłuchania dotkliwe. Stanisław Jabłonow ski zapisał w pamiętniku, jak zaproszono kilku pochwyco nych oficerów na śniadanie u podpułkownika Bema, dowódcy 4. baterii artylerii lekkokonnej. „W rozmowie zaczęliśmy się dziwić, że oni, Szwedzi, od swojej matki ojczyzny siłą oderwani, tak zacięcie biją się za sprawę tego rządu, który ich zawojował — przeciwko nam, którymby rękę przyjaźni podać powinni, zwłaszcza że się znajdujemy w tem samem co i oni położeniu. Odpowiedź Szwedów była: «Prawda radzibyśmy się z wami połączyć, ale nasz 24
s. 155.
F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa,
kraj daleki i malutki, a Moskwa wielka i tuż na karku — Co nam każą, czy przyjemnie lub nie, wykonywamy z akuratnością»”25. W wojsku żałowano wielu rannych i poległych. Dwóch poszkodowanych oficerów — wspomniany już Tomasz Potocki oraz adiutant generała Rybińskiego, kapitan Stani sław Wolski — przedstawiało smutny widok. „Obydwa krwią zbroczeni, wszelkie starania koło nich robią. Sam wódz naczelny i gł Prądzyński rozpłakali się nad cier piącymi”26. W liście do matki Władysław Zamoyski przy znawał: „Co za okropne nieszczęście, strata tego dzielnego Tomasza Potockiego. Rana jego na nieszczęście jest tak ciężka, że zagraża życiu. Gdyby nawet wyszedł, stracony będzie dla tej wojny, a to strata dla wojska i dla kraju. Mówią, że on i Wolski, szwagier Krukowieckiego, też zdolny młodzieniec, zginęli przez zapał nierozważny. Żałuję ich dwójnasób. Bolesne jest po takiem nieszczęściu słyszeć jeszcze odzywających się: Poco tam lazł? Nie mogę nie bronić młodych, gdy łakną niebezpieczeństwa, dodaję jednak, że moja kolej już przeszła!”27. Potocki, wbrew zdawałoby się wszelkim rachubom, wyleczył ciężką ranę, choć do końca swego życia (umarł w 1861 roku) do skwierała mu boleśnie. Strata oficerów, wraz z jeszcze co najmniej trzydziestoma innymi żołnierzami28, zrobiła na Skrzyneckim fatalne wrażenie. Jeśli już pojedyncze bataliony gwardii stawiały tak zażarty opór, to czego można było się spodziewać po 24 000 jej żołnierzy, wspartych działami? Na domiar złego wódz naczelny otrzymał alarmujący meldunek od Łubieńs 25
S. J a b ł o n o w s k i ,
Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi
konnej, s . 7 9 . 26 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 155. 27 W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 199. 28 S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 411.
kiego, z którego wynikało, że bezpieczeństwo całej operacji wisi na włosku. Ogólnie nic nie wydawało się iść zgodnie z planem, a niechętny całej wyprawie wódz naczelny chłonął złe informacje z podwójną wrażliwością. Po raz kolejny Prądzyńskiemu udało się jednak przekonać zwierzchnika do kontynuowania operacji, ale nie bez zachowania dodatkowych środków bezpieczeństwa. Przede wszystkim zrezygnowano z marszu na Ostrów, którego zajęcie odcinało zdecydowanie gwardię od południa, ale też umieszczało polskie zgrupowania niebezpiecznie między nią a wojskami Dybicza. Główna armia miała kontynuować marsz na Wąsewo, dywizja Giełguda, dotychczas krocząca za Łubieńskim, dostała polecenie obrania jak najkrótszej marszruty do Sokołowa. Co więcej, dowódca południowego skrzydła otrzymał rozkaz niezwłocznego zajęcia Nura z tamtejszym mostem29. Dla podniesienia morale wódz naczelny rozkazał nagrodzić żołnierzy, którzy w porę zsiedli z koni i unieśli rannych Potockiego i Wolskiego. Na prawym skrzydle w opisanym dniu niewiele się działo. Wcześnie rano dołączył zagubiony Lewiński wraz z rozkazami, których odbiór dowódca zgrupowania skwap liwie potwierdził w raporcie datowanym na ten dzień. Przy okazji zamieścił w nim także niepokojącą wiadomość o posunięciach Rosjan w regionie. Przybywający z Wysz kowa książę Giedroyć opowiedział Łubieńskiemu o wyco faniu stamtąd w kierunku Broku niewielkiego korpusu generała Nostitza. To oraz wieści krążące wśród napot kanych chłopów przekonały generała, że Rosjanie mogli już wiedzieć o zamiarach polskiej wyprawy na gwardię30. Informacje te były zupełnie przesadzone i wprowadziły jedynie niepotrzebne zamieszanie w kwaterze głównej, o czym już wspomnieliśmy. Pod koniec dnia korpus Łubieńskiego bez większych problemów zajął Brok. 29 30
B . p a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 27. Tamże, s. 22-23.
Również na lewym skrzydle obyło się bez dramatów. Wypoczęty oddział generała Dembińskiego szedł raźniej niż poprzedniego dnia. Choć ciągnął za sobą furgony, starano się uzupełniać zaopatrzenie w trakcie marszu, korzystając z obfitości mijanych okolic. Od Szelkowa do Różana zgrupowanie stopniowo zwięk szało swą liczebność o obiecane oddziały piechoty z Mod lina. Szumski, podobnie jak wcześniej jego dowódca, zauważył, że owe jednostki piechoty „po większej części kosami były uzbrojone, niewiele więc wzbudzały ufności”31. Mimo to humory wszystkim dopisywały: „Nie obeszło się bez konceptów, a wiadomo już starym wiarusom, że przy każdem spotkaniu kawaleryi z piechotą bez wzajemnych przymówek się nie obeszło [...]. Najwięcej jednakże żar towali żołnierze, przechodząc koło dział lekkich, jakby wiwatówki, bo cztero-funtowych. Zapytano kanonierów: «Na odpust, czyli na jakie imieniny spieszycie?». Na co odpowiadali jedni z nich: «Że na chrzest Dybicza»; inni znów: «Żartujecie sobie zdrowi, będziecie się na nas miłosiernie oglądali, jak wam będzie za gorąco, by was ochłodzić»”32. Wieczorem korpus Dembińskiego dotarł do Różana. Dembiński pisze w pamiętnikach: „Strawiłem całą noc prawie na pisaniu raportu i zasiąganiu wiadomości o nie przyjacielu, przesadne bowiem miałem wyobrażenie o sile nieprzyjaciela z przyczyny, iż znaczny korpus jenerała Umińskiego poprzednio punkt ten trzymał w obserwacyi, i że prócz tego nieprzyjaciel aż do Różana, a czasem i do Szelkowa posuwał się”33. Wobec niebezpieczeństwa wrogich podjazdów zwiększono stopień ostrożności w pol skim obozie. 31 32 33
L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s . 9 6 . Tamże, s. 97. H. D e m b i ń s k i, PamiętniJc Henryka Dembińskiego, s. 184-185.
17 MAJA
O ile dla Skrzyneckiego chwile spędzone w Długosiodle musiały być z pewnością nerwowe, o tyle trudno sobie wyobrazić, jak bardzo musiały zaniepokoić wielkiego księcia Michała informacje docierające do sztabu gwardii. Najpierw Poleszko raportował o silnym nacisku, jaki wywiera na niego bliżej niezidentyfikowany polski oddział. To jeszcze można było wytłumaczyć planowaną przez przeciwnika wyprawą na Litwę. Prawdziwa bomba wybuchła dopiero w nocy z 16 na 17 maja. Poprzedniego dnia, w trakcie patrolu w okolicach Ostrowa, doszło do niewielkiej potyczki między częścią 4. puł a szwadronem rosyjskich strzelców konnych gwardii. Rosjanie pojmali niejakiego porucznika Kamieńskiego, adiutanta Toma sza Łubieńskiego. To właśnie ten pechowy oficer udzielił przeciwnikowi informacji o wyprawie na gwardię, które uzmysłowiły wielkiemu księciu zarówno skalę, jak i mrożący krew w żyłach stan zaawansowania polskiej operacji. Trudno powiedzieć, czy Michał wiedział już o Kamieńs kim, gdy dawał wszystkim oddziałom gwardii dyspozycje na 17 maja. Rozkazując ześrodkowanie w rejonie Śniadowa, mimowolnie pomógł Polakom, odcinał się bowiem w ten sposób od Dybicza na południu34. Prawdopodobnie jednak dysponował już pewnymi danymi. W razie ataku Polaków wyprowadzonego z Serocka od początku możliwe były jedynie dwie drogi odwrotu, by połączyć się z Dybiczem — przez Narew bądź ku Bugowi. Aby podjąć drugą drogę, dowódca gwardii musiałby nie wiedzieć, jak blisko Broku i Nura znajduje się Łubieński. Koncentracja wokół Śniadowa lub ruch w dowolną stronę musiały odbywać się powoli ze względu na kiepski stan dróg w rejonie oraz tabory gwardii, na których wyposażenie Petersburg nigdy nie oszczędzał. Jeśli dodać 34
W . T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 325-326.
do tego informacje płynące z różnych miejsc na skrzydłach i w centrum oddziałów Michała Pawłowicza, perspektywy na najbliższe dni musiały wyglądać zatrważająco. Być może dlatego decyzje wielkiego księcia datowane na następny dzień sprawiają wrażenie, jakby były podejmo wane w pośpiechu. Przebywszy swój chrzest ogniowy, grupa bojowa Poleszki, nie doczekawszy ani odsieczy generała Bistroma, ani ataku Polaków, ruszyła w nocy 17 maja najpierw do Wąsewa na północy, a następnie w kierunku Sokołowa nad rzeką Orzyc. Dopiero tutaj, około 5.00 lub trochę później, połączyła się z resztą straży przedniej gwardii (3. brygada połowa gwardii oraz działa polowe) oraz jej dowódcą, który tak małodusznie pozostawił Połeszkę na pastwę wojsk polskich poprzedniego dnia. Na wytłumaczenie postawy Bistroma można jedynie przytoczyć pogłoskę, że zawdzięczał on swój stopień nie umiejętnościom, lecz małżeństwu z pewną Murzynką, ulubie nicą carycy Katarzyny II35. Siły polskie ruszyły w dalszą drogę stosunkowo późno, ponieważ około 9.00. Śladem Poleszki Jankowski przeszedł Wąsewo i ruszył w kierunku Sokołowa. Las przerzedzał się w tym miejscu, ustępując bezleśnej równinie, która bardziej sprzyjała potencjalnej walce ogniowej. Ogólnie marsz odbywał się niezbyt energicznie, gdyż Skrzynecki wciąż oczekiwał na meldunki Łubieńskiego, niemniej zmartwiony sytuacją na lewym skrzydle, gdzie Dembiński nie zdążył jeszcze związać walką Sackena. „Nie przestawał być zamyślony, ponury i posępny, a usposobienie jego nieko rzystnie na armię wpływało”36. Mierosławski pisze złoś liwie, że „śnił mu się nieustannie Dybicz na Pradze”37. Prądzyński, nakładający na siebie zbyt dużo funkcji w trak 35 N. S i e r a w s k i, Pamiętnik Napoleona Sierawskiego oficera konnego pułku gwardyi za czasów W. Ks. Konstantego, Lwów 1907, s. 211. 36 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 412. 37 L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 278.
cie wyprawy, nie był w stanie go pocieszyć. Jeździł cały czas między awangardą i głównymi siłami, był w ciągłym ruchu, stale coś doglądając, nie zauważył przy tym, że prace sztabu, a zwłaszcza wydziału korespondencyjnego, mocno cierpią na jego nieobecności. Z Wąsewa armia kroczyła w kierunku Czerwina i Lasek w dwóch (niektórzy historycy przyjmują, że w trzech38) równoległych kolumnach. Czerwin leży nad wspomnianą już błotnistą rzeką Orzyc. Wpływa ona do Narwi od południa, przecinając ostrym kątem drogę do Śniadowa — stanowiła wobec tego dosyć poważną przeszkodę na drodze do głównego obozu gwardii. Można ją było prze kroczyć przez most w Czerwinie, ale również Sokołów na wschodzie dysponował odpowiednią przeprawą, stąd zapew ne druga kolumna podjęła marsz na wieś Laski. Co ważne, powolne tempo manewrów nie gwarantowało uchwycenia żadnej z przepraw. Karygodnym zaniedbaniem ze strony Rosjan było pozo stawienie nietkniętego mostu w Czerwinie, który około południa zajęły dwa bataliony strzelców z 1. Dywizji Piechoty Rybińskiego. Mimo zajętego mostu Skrzynecki nie skorzystał w tym miejscu z przeprawy i skierował się dotychczasową stroną rzeki na wschód, w kierunku Soko łowa. Tam dopiero, między 15.00 a 16.00, napotkał wreszcie Bistroma, umocnionego i przygotowanego do obrony. Gawroński, przebywający w towarzystwie wodza, wspomina: „Koło wsi Sokołowa, na drugiej stronie rzeczki Orży, ku wsi Księżopole, na wielkiej równinie pokazał się znaczny obóz nieprzyjacielski i ruch w nim wielki”39. Rosjanie na widok nadchodzącego gościńcem sokołowskim nieprzyjaciela odprzodkowali działa. Polacy również rychło obrali pagórek, na którym roztasowali działa. „Wódz z nami 38
Między innymi Ludwik Mierosławski i Ludwik Nabielak. F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 155-156. 39
wyjechał na niego, patrząc przez lunetę na ruch obozu naprzeciw stojącego”40. Minęła krótka chwila, polscy artylerzyści z precyzją zegarka rozłożyli swoje działa we wskazanym punkcie i wkrótce zaczęli odpowiadać na lecące z przeciwnej strony pociski. Będący wśród nich Stanisław Jabłonowski pisze: „Rozpoczęła się silna kanonada, z naszej strony jęły się ukazywać z lasu liczne kolumny i tak znaczną siłę tworzyły w stosunku do sił nieprzyjacielskich, że gdyby Skrzynecki był uderzył na te nieprzyjacielskie oddziały, niezawodnie byłby je pokonał”41. Rzeczywiście, dysproporcja musiała być wielka. Bistrom dysponował zaledwie kilkoma tysiącami żołnierzy, podczas gdy po drugiej stronie rzeki były już dwie dywizje piechoty i rezerwowy III Korpus Jazdy pod dowództwem generała Kazimierza Skarżyńskiego. Ten ostatni dostał polecenie przejścia rzeki brodem gdzieś w okolicach Czerwina i zaata kowania Rosjan od prawej flanki. Skarżyński, który słynął z elegancji i urody, a także energii, niebędącej, jak wiemy, wśród polskich dowódców regułą, szybko zabrał się do wykonania postawionego mu zadania, odległość pola bitwy od najbliższych brodów była jednak zbyt duża, by manewr tak wielkiego zgrupowania koni pozostał niezauważony. Tymczasem niektórych żołnierzy, patrzących bezradnie na przeciwnika po drugiej stronie rzeki, wprost rozpierała fantazja i chęć do boju. „Ujrzały nasze Krakusy kręcących się w wiosce pobliskiej oficerów, ale rzeką przedzieleni byliśmy; [...] Prosiły Krakusy, aby im wolno było ruszyć na rekonesans za rzekę, co gdy się stało, ujęli na oczach naszych oficera, niosącego rozkaz, i przyprowadzono go do wodza. Przyprowadzony oficer żalił się bardzo, że go Krakus jeden lancą swoją z tyłu drasnął; przeproszono go grzecznie, ale nie bez żartów, bo to młody oficer jakiś, nie 40
Tamże, s. 156. S. J a b ł o n o w s k i , konnej, s . 8 0 . 41
Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi
bardzo doświadczony jeszcze był, nazwiskiem książę Zasiekin”42. Młody Rosjanin raczej nie mógł być zadowo lony z dostania się do niewoli polskich buntowników, jego konsternację powiększyła z pewnością rejterada, do jakiej doszło w rosyjskim obozie. Czy to z powodu działań korpusu Skarżyńskiego, który nadjeżdżał w oddali, czy też może na skutek rozkazu wielkiego księcia, Bistrom po krótkiej wymianie ognia z polską artylerią zwinął pospiesznie siły i ruszył dalej na północny wschód w stronę Jakaci nad rzeką Ruż. Pole bitwy pozostało w rękach Polaków. Obserwując pobieżnie mapę i śledząc dotychczasowe posunięcia wojsk polskich, nie można po raz kolejny nie zauważyć pewnej ociężałości działań polskiej armii, zarów no jeśli chodzi o jej manewry, jak i ogólną koncepcję planowania. Gdyby Skrzynecki nakazał przeprawę w Czer winie zamiast kierować tam jazdę już po nawiązaniu kontaktu z przeciwnikiem, zyskałby nie tylko dużo czasu, ale i mógłby zajść Bistroma od tyłu. W ten sposób Rosjanie zdążyli jeszcze przed potyczką zrzucić most w Sokołowie, przez co trzeba było czekać cenną godzinę na jego naprawę43. W tym czasie przeciwnik zdążył obsadzić przeprawy na kolejnej rzece. Gdy wreszcie naprawiono most, Jankowski posłał kawa lerię naprzód przez bród po lewej. Szpicę tworzył 1. puł z Dezyderym Chłapowskim na czele. W okolicy Nadborów ujrzał na horyzoncie dwa pułki rosyjskiej kawalerii — uła nów i huzarów gwardii. Rosjanie po raz kolejny nie podjęli walki. Polscy ułani doścignęli ich dopiero pod Jakacią nad rzeką Ruż, gdzie doszło do krótkiej walki. Chłapowski od razu spostrzegł i ocenił znaczenie tutejszej długiej grobli, bez której o dalszym marszu w kierunku 42
F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 156. 4 3 D . C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s . 5 4 .
Śniadowa nie mogło być mowy. „Spostrzegłszy więc ją, wzdłuż całą okrytą przez cofających się ułanów i huzarów, dwa działa konne, które za pierwszym moim szwadronem maszerowały, stanęły wprost grobli i tak żwawo w nich strzelały, że wszystek zapas kul i granatów porucznik Żabiński wypotrzebował. Ułani i huzary zwieszali raz po raz głowy na końskie karki, tłoczyli się kłusem, wielu ich tam paść musiało”44. Bistrom, na widok zbliżającego się przeciwnika (do ułanów dołączyła niebawem piechota Rybińskiego), po stanowił zniszczyć most w Jakaci. Do pojedynku ogniowego z polską artylerią konną użyto dziesięciu rosyjskich dział, podczas gdy saperzy, wspierani przez dotychczas niezawod nych strzelców fińskich, usiłowali znieść kłopotliwą prze prawę. Na szczęście nadbiegł 1. psp z 1. Dywizji Piechoty i po zażartej walce odparł napastników. Most pozostał w rękach polskich, Jankowski nie doczekał się jednak na wsparcie, które pozwoliłoby mu wykorzystać inicjatywę. Skrzynecki skoncentrował większość sił w Nadborach, zadowoliwszy się w pełni postępami tego dnia. W tym samym czasie bowiem oddziały polskiej 3. Dywizji Piechoty Kazimierza Małachowskiego złapały także inny most na Rużu (w Kłeczkowie, jakieś 7,5 km na zachód), którego obrony gwardia karygodnie zaniedbała. Na noc polskie dywizje zajęły następujące pozycje: straż przednią cofnięto do Nadborów, III Korpus Jazdy Skarżyń skiego spoczął w Pyskach, 3. Dywizja Piechoty stacjo nowała (oprócz Kleczkowa) wraz z artylerią rezerwową w Księżpolu, 2. Dywizja Piechoty Giełguda nadeszła zaś wreszcie od strony Ostrowa i zatrzymała się w Sokołowie nad Orzycem45. Gwardia wielkiego księcia Michała koń czyła w tym samym czasie koncentrację w okolicy Śniado wa, straż przednia Bistroma pozostała wysunięta w kierunku 44 45
Tamże. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 326.
Jakaci. Wbrew pozorom, choć mniejsza liczebnie (liczyła tutaj 23 000 żołnierzy i 70 dział przeciwko polskim 30 000 ludzi i 80 działom), miała szansę na wygraną w razie wydania bitwy — od strony Jakaci i Kleczkowa prowadziły do Śniadowa wąwozy, które ułatwiały obronę46. Można uznać, że pierwszy etap wyścigu o najlepsze pozycje wygrali Rosjanie. Wielki książę nie myślał chyba jednak o walce, skoro tak lekko oddał obie przeprawy na Rużu. Skrzynecki umieścił swą kwaterę w Księżpolu, gdzie ugościł go stary znajomy, niejaki pan Jabłoński, właściciel wsi. Dom gospodarza był dość mizerny, więc reszta oficerów i generałów musiała zadowolić się legowiskiem w spichlerzu oraz stodołach. Gawrońskiemu i Józefowi Załuskiemu trafiło się szczęśliwie mieszkanko ogrodnika47. Prądzyński, choć zapewne niezadowolony z opieszałości dowódców sił głównych, mógł być pod koniec 17 maja zasadniczo dobrej myśli. Polacy weszli w posiadanie dwóch przepraw na Rużu, przeciwnik był w odwrocie. Nic nie wskazywało, by feldmarszałek Dybicz dowiedział się czegokolwiek o wyprawie Polaków. Prądzyński przygoto wał wobec tego plan działań na następny dzień z myślą o wydaniu gwardii walnej, niszczącej bitwy. Aby zrozumieć sedno jego zamiarów, należy wziąć pod uwagę, że gorączkowo zbierający siły za Rużem wielki książę miał tylko dwie drogi ucieczki spod Śnia dowa — na północ, gdzie mógłby skorzystać z przeprawy przez Narew w Łomży, a także w kierunku wschodnim, w stronę Tykocina. Pierwsza droga była krótsza i do godniejsza, ale stwarzała zagrożenie wciśnięcia Rosjan w zakole Narwi, skąd z powodu taborów trudno byłoby im się wydostać. Druga droga, na Złotorię i Tykocin, była dłuższa i zdecydowanie mniej dogodna ze względu 46
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 248. F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 156. 47
na teren oraz konieczność prześlizgnięcia się między Narwią a siłami nieprzyjaciela. Wszystko wskazuje na to, że Prądzyński miał zamiar zmusić dowódcę gwardii do przyjęcia pierwszej opcji i zniszczenia gwardii w okolicach Łomży. Planował prze rzucić w nocy całość sił w kierunku Głęboża, u źródeł Ruża, a potem ruszyć na północ, w kierunku Śniadowa, drogą przez Duchny48. W ten sposób zaszedłby gwardię od tyłu i nie musiał liczyć się z jej strażą przednią. Kalkulacja Prądzyńskiego była w istocie prosta, skupienie się na podstawowym celu strategicznym stanowiło istotny im peratyw napoleońskiej sztuki wojennej — posiadając inicja tywę i pędząc główne siły nieprzyjaciela, wódz mógł być pewien, że sparaliżuje jego pozostałe ruchy. Tego szczegółu nie rozumiał Skrzynecki, który jako prosty dowódca pułku czy dywizji piechoty, patrząc na mapę, widział całość sił rosyjskich i konieczność liczenia się z każdą ich częścią. Niepokoił go Sacken w Ostrołęce, o którego sile cały wywiad polski miał zbyt wygórowane mniemanie. Martwiło go wreszcie milczenie Łubieńskiego i Umińskiego. Prądzyński nie zgadzał się z tym podejściem. Dowodził między innymi, że brak meldunków od wspomnianych oficerów jest właśnie najlepszym dowodem, iż nic się na ich frontach nie dzieje, najwyraźniej jednak nie przekonał zwierzchnika. Skrzynecki forsował plan opanowania w pierw szej kolejności mostu w Ostrołęce. Kwestią sporną było dla niego jedynie pytanie, jakie siły wydzielić do tego zadania. Przesunięcie punktu ciężkości działań polskiej armii w kierunku lewego skrzydła w istotny sposób zmieniało założenia planu Prądzyńskiego. Przede wszystkim droga odwrotu przez Gać na Tykocin i Białystok pozostawała w wyniku zmian niebezpiecznie otwarta dla gwardii. Zamiast niezwłocznego ataku na osaczonego nieprzyjaciela armia miała 18 maja odpoczywać. Rozkaz: wymarszu otrzymał 48
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 18f0 i 1831, s. 328.
jedynie niewielki (trzy bataliony i kilka dział49) oddział kapitana Kossa, wydzielony z 2. Dywizji Piechoty Giełguda. Miał on ruszyć w sukurs Dembińskiemu w Ostrołęce. Oburzony takim lekceważeniem swoich projektów kwater mistrz generalny odmówił pisania postulowanych rozkazów. Po latach Prądzyński tak wspominał ową wymianę zdań z wieczoru 17 maja: „Straszne były te sprzeczki z tym tak upartym człowiekiem. W towarzystwie nabrał przyzwycza jenia i gustu do błahych dyskusyi, które często przechodziły w sprzeczki, pozostawiając w rezultacie tylko rozgorycze nie”50. Trudno powiedzieć, czyje nerwy bardziej zawiodły, w każdym bądź razie: „Od tego dnia gener. Skrzynecki z Prądzyńskim byli poróżnieni, i ta niezgoda coraz bardziej się powiększała”51 — konkluduje Kruszewski. Tymczasem Dembiński zbliżył się wreszcie do Ostrołęki. Przez większość dnia zbierał informacje i parł powoli do przodu. Wysłani na lewy brzeg Narwi emisariusze przynieśli złe wiadomości: „listy od różnych żon obywatelskich i innych osób, w których zapewniano mnie, że Sacken nie ma więcej nad 10 000 wojska”52. Siły oceniane przez Załuskiego na 7000 ponownie więc sztucznie urosły, a przecież, jak wiemy, w rzeczywistości nie przekraczały 4200 żołnierzy. Dembiński pytał po latach: „Czy te listy były przez nieprzyjaciela dyktowane? nie wiem — lecz ich styl był tak prawdziwy”53. Mimo wszystko wypadało chociaż spróbować zająć miasto. Zalecano taki ruch w no wym rozkazie, dostarczonym tego dnia przez adiutanta wodza naczelnego54, tak wreszcie nakazywały napływające 49
Tamże. I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 134. 51 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 108-109. 52 H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 185-186. 53 Tamże, s. 186. 54 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 28-29. 50
ze sztabu głównego informacje o postępach reszty armii. W ich świetle grupa Sackena stawała się drzazgą werżniętą pomiędzy polskie centrum a lewe skrzydło. Na szczęście Sacken wiedział niewiele więcej od Dem bińskiego o swoim przeciwniku. Potwierdził to ujęty przez oddział jazdy płockiej patrol kozaków. Polski dowódca musiał coś zrobić: „Zdecydowałem się skorzystać z niewiadomości nieprzyjaciela, i nie uważając na nierówność sił, w nocy, dla ukrycia tej nierówności, atak rozpocząć”. Z wiadomości zaciągniętych od okolicznych chłopów można było mniej więcej zrekonstruować schemat obrony mostu i miasta. Dostępu do tego pierwszego bronił szaniec przedmostowy (a w zasadzie grobla), do tego za rzeką Omulew, która wpadała prostopadle do Narwi poniżej Ostrołęki, miała stacjonować straż: 200 piechurów i 100 kozaków nocą, dniem zaś piechota sprowadzona z miasta. „Nieprzyjaciel nie mógł widzieć poruszenia mojego ani pozycyi, z przyczyny lasku między mną a Omulewem leżącego [...]. O godzinie 7ej wieczorem uczyniłem następują ce rozporządzenie: na szosie postawiłem dwa działa w pozy cyi, ku Omulewu i w asekuracyi tychże dwie kompanie pułku 18go podkomendą kapitana Kosobudzkiego. Miał on rozkaz bronienia uporczywie pozycji, w razie, gdyby ją nieprzyjaciel atakował; miał prócz tego dodanych 60 ludzi z jazdy płockiej, którzy przed Narwią trzymali forpoczty. Z resztą korpusu cofnąłem się pół mili w tył, przedarłszy się manowcami, około lOej w nocy stanąłem naprzeciwko brodu na Omulewie pod wsią Kruki. Już poprzednio poleciłem był kilku wieśnia kom, aby pod pozorem pracowania w młynie, będącym na Omulewie, szluzy wszystkie pootwierali, a tem samem wodę na brodzie zniszczyli”55. Żołnierze czwartego batalionu z 4. ppl majora Szpotańskiego rozebrali się i szybko przeprawili w tym punkcie 55
H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 186-187.
przez rzekę, trzymając broń oraz ładunki nad głową. Dembiński czekał jeszcze tylko na informacje od kapitana Janowicza, który ze szwadronem 3. puł miał sprawdzić, jak wygląda sytuacja pod mostem w Ostrołęce. Odpowiedź dotarła o 23.00 — most nieobsadzony i nietknięty56! Nie było sensu dłużej czekać, Dembiński dał sygnał do ataku... Na prawym skrzydle wyprawy 17 maja upłynął pod znakiem niespodzianek. Siły Łubieńskiego wyruszyły z Bro ku z samego rana. „Upał był wielki, kurz potężnie dokuczał ciągle postępującemu wojsku. W miarę załamków drogi, to widzieliśmy, to traciliśmy z oczu Bug”57 — wspomina idący wraz z nimi Napoleon Sierawski, porucznik 5. psk. Już po dwóch milach trzeba było zarządzić odpoczynek dla wojska. Właśnie wówczas miało miejsce dziwne zdarzenie, które wpłynęło na dalszy przebieg operacji nad Bugiem. Jego świadkami byli obaj znajdujący się w korpusie Łubieńskiego przyszli pamiętnikarze. „Mija mnie generał Lewiński, szef sztabu korpusu, z dwoma adjutantami, pokazuje wioskę od traktu w lewo na kilkadziesiąt sążni oddaloną, i mówi: «pójdźmy się umyć z kurzu i coś przekąsić»”58. Sierawski nie daje się długo prosić, wraz z kilkoma oficerami sztabowymi i ułanami panowie skręcili w kierunku zabudowań: „Zsia dłszy z koni, weszliśmy do pierwszej chałupy, ale tylko cośmy próg przestąpili, usłyszeliśmy jakiś hałas na dwo rze; zaciekawieni wypadamy z izby i widzimy, jak ordynans mój szamoce się z kozakiem”59. Zaskoczony Le wiński przygląda się krótko kłótni, prowadzonej przez obie strony w ich ojczystym języku. Stojący za nim Sierawski tak wyjaśnia wydarzenie: „Kozak, uwiedziony 56
L. S z u m s k i, Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s. 97. N. S i e r a w s k i, Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 207. 58 Tamże. 59 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 4 7 . 57
mundurem naszego ułana z pąsowymi wyłogami, po zdrowił go po swojemu, ten znów go sklął po naszemu, a był przymusowo bezczynny, bo trzymał w ręku cugle pięciu koni. Kozak zawsze w błędzie, sądząc, że ułan Polaka udaje, zaczyna go łajać, ale w końcu na nasz widok domyśla się prawdy, i nim siedliśmy na koń, umknął”60. Nic nie pomogło, że jak wspomina Lewiński: „Oficero wie nasi spiesznie powsiadali na konie, strzelali do niego o parę kroków, ordynans mój pchnął go lancą, chłopi rzucali drągi pod nogi koniowi”61 — kozak wymknął się, a wraz z nim szansa zaskoczenia przeciwnika w Nurze. Generał mógł jedynie westchnąć po latach: „ileż to razy większych nawet bitew powodzenie lub niepowodzenie od równie drobnych okoliczności zależy!”62. Pojawienie się kozaka oznaczało, że przynajmniej w tym momencie Rosjanie w Nurze kompletnie nie spodziewali się przeciwnika. Pozostawało jedno rozwiązanie: błys kawicznie uderzyć na miasto, nim dowódca tamtejszego garnizonu zdąży przyswoić nowe, zaskakujące informacje. Lewiński nie tracił czasu: „porwawszy drugi szwadron 5-ego strzelców konnych pod dowództwem kapitana Skar szewskiego w awangardzie będący, pobiegłem kłusem do Nura; jenerała Łubieńskiego uwiadamiając o tem prosiłem, aby resztę pułku 5-ego strzelców konnych i parę dział artyleryi konnej spiesznie za mną przysłał. Do nura było jeszcze 1,5 mili i droga nader piaszczysta; zastałem już cały garnizon pod bronią, przed miasteczkiem uszykowa ny”63. Sierawski, jadący razem z generałem, wspomina: „Z pierwszego wzgórza za lasem, widzimy na dole o jakie parę tysięcy sążni miasteczko Nur, oblewał je z prawej 60
N . S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 208. J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 4 7 . 62 Tamże. 63 Tamże. 61
strony Bug, na nim most rzucony, a od naszej strony, silny oddział piechoty rojącej się, bo bębny biją na alarm”64. Postawiony nagle przed faktem pojawienia się znikąd wojsk polskich komendant rosyjskiego obozu (według Puzyrewskiego był nim kapitan saperów gwardii Nazimow65) spanikował; wysłał w stronę Lewińskiego parlamentariusza z zapytaniem, kim właściwie jest ze swoimi ludźmi i czego od niego chce. Polski generał, nie straciwszy rezonu, przedstawił się, żądając zarazem natychmiastowego złożenia broni przez garnizon Nura. Otrzymawszy tak stanowczą replikę, komen dant obozu nakazał części swojej piechoty ustawić się pod miastem w tyralierę. Ten luźny szyk mógł być co prawda przydatny, jeśli jego zadaniem było powstrzymywanie i wiązanie walką nieprzyjacielskiej piechoty, jednak szybka i stanowcza szarża kawalerii najczęściej nie miała problemu z jego rozbiciem. Pluton 5. psk dokonał tego bez większych problemów, biorąc przy okazji do niewoli trzydziestu saperów rosyjskich66. Wśród jeńców znalazł się kolejny już tego dnia niefor tunny oficer rosyjski, tym razem niejaki podporucznik Bezborodny — „młody bardzo człowiek, płakał z rozpaczy, dostawszy się w nasze ręce; gdy przedstawiłem na pociechę, że to jest los wojny, który każdego spotkać może, powie dział mi, że nie nad sobą płacze, ale nad stratą trzydziestu najdzielniejszych starych żołnierzy, okrytych krzyżami za męstwo w kilku kampaniach okazane”67. Potyczka trwała być może godzinę, potem „nadszedł pierwszy szwadron 5 pułku strzelców konnych z kapitanem Teleżyńskim i dwa działa nie konne, lecz piesze, wszystko to 64
N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 208. A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 247. 66 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 4 8 . 67 Tamże. 65
spiesznym marszem bardzo pomęczone”. Nie było to zgodne z planem, ale Lewiński najwyraźniej stwierdził, że związanie wroga walką jest lepsze od bezczynności. Rychło artylerzyści polscy zaczęli szykować działa. Widok artylerii przekonał wreszcie dowódcę rosyjskiego, że ma przed sobą większe siły, jednak wciąż mógł wyrządzić Polakom wiele szkody, mając przy sobie kompanię saperów oraz szwadron ułanów (Lewiński dodaje w pamiętniku jeszcze kompanię piechoty liniowej)68. Na widok jazdy Nazimow nakazał uformowanie czworo boków i powolne wycofywanie się w stronę Ciechanowca. Polski dowódca nie miał zamiaru ryzykować bezpośredniego ataku. Nakazał szwadronowi Skarszewskiego osłaniać rażące nieprzyjaciela działa na dotychczasowych pozycjach, sam zaś ze szwadronem Teleżyńskiego ruszył w stronę Ciecha nowca, by odciąć Rosjanom drogę odwrotu. Cały plan wziął w łeb, gdy do stanowiska Skarszewskiego podjechał nagle generał Kamieński (prawdopodobnie Józef, który dowodził jazdą). Widząc uchodzący czworobok przeciwnika, rozkazał ułanom zaatakować i zniszczyć go69. Sierawski pisze: „Wnet działa odprzodkowane, dają kilkanaście strzałów kartaczami... widzimy zamieszanie między Rossyanami, padają ich szeregi. Komenda wydana: idziemy do szarży z naszym zwykłym okrzykiem”70. Ale saperzy gwardii, jak już wspominał ich oficer, nie byli świeżymi rekrutami i dokładnie wiedzieli, jak przyjąć atak kawalerii. „Przed moim szwadronem, na jakie dziesięć kroków, biegł w całym pędzie swego konia, Aleksander Skarszewski, przy nim trębacz. Dudni głucho ziemia pod kopytami koni. Czworobok rossyjski przypuszcza nasz na sześćdziesiąt kroków, daje ognia całym frontem, a ścianami 68
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 247-248. J. L e w i ń s k i , Generała Takuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s. 48-49. 70 N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 208. 69
bocznemi ukośnie. Zakotłowało się między naszymi... ale na komendę oficerów, dopadamy Moskali, przybywa jeszcze jeden szwadron od armat naszych; rozpoczyna się walka ręczna — rąbią nasi pałaszami, Moskale bronią się bag netem... zbijają się w nieforemną kupę, to znów rozerwani cofają; tak pasujemy się z nimi czas jakiś nieobrachowany”71. Choć Sierawski opisuje potyczkę w barwach heroicznych, na generale Lewińskim w oddali zrobiła ona raczej przykre wrażenie: „Wypadek ten popsuł mi szyki; przyznać obok tego trzeba, iż komendant saperów rejteradę swoją w naj większym porządku i ze znajomością rzeczy prowadził [...]; cofanie swe też wykonywał bez pospiechu, zatrzymując się i odstrzeliwując od czasu do czasu”72. Choć w pewnym momencie z Rosjanami walczyły już cztery szwadrony, czworoboku nie udało się rozbić. Straty wśród ułanów były duże i niepotrzebne — zginął między innymi przeszyty dwoma kulami Skarszewski, oprócz tego poległo jeszcze dwóch innych oficerów, kilkunastu żołnierzy, dwóch ofi cerów sztabowych było ciężko rannych73. Około 20.00 Nazimow dotarł do Ciechanowca. Jeszcze w drodze, nieniepokojony już od strony Nura, podpalił pobliskie magazyny z mąką i innymi zapasami, na szczęście przybyli w porę Polacy i ugasili ogień74. Most na Bugu w Nurze, pod który podłożono ogień najprawdopodobniej jeszcze przed przybyciem Lewińskiego, do zmierzchu spłonął doszczętnie75. Choć Sierawski twierdzi, że Rosjan poległo przeszło stu, a wziętych do niewoli było prawie dwustu, raczej 71
Tamże, s. 209. J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 4 9 . 7 3 N . S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 209. 74 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 4 9 . 75 N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 209. 72
przesadzał w swych szacunkach. Straty przeciwnika nie przekraczały zapewne kilkudziesięciu ludzi. Do niewoli dostał się zaś tylko jeden, wspomniany już oficer — „ten pełne kieszenie miał kart i poniterek, oraz trochę pienię dzy, które mu nasi z zegarkiem odebrali”. Dodatkowo w opuszczonym obozie znaleziono jeszcze trochę zaopat rzenia, między innymi chleb, dwie sztuki bydła, słoninę, a także dwa kufy wódki76. W trakcie rachowania zdobyczy do miasteczka przybył wreszcie o zmroku generał Łubieński. Lewiński zdał mu sprawę z wydarzeń w Nurze, poza tym ze wszystkich stron napływały nowe informacje, które wypadało zanieść w rapor cie wodzowi naczelnemu. Łubieński meldował wzięcie do niewoli rosyjskiego junkra (być może chodzi o oficera ujętego w Nurze), który zarzekał się, że przynajmniej 15 maja, kiedy opuszczał sztab Dybicza, nikt nie wiedział niczego o zamiarach Polaków. Co więcej, donosił też, że most w Nurze jest zniszczony i nie ma także mostów w Granne i Ciechanowcu77. Reasumując, nad Bugiem nie zanotowano obecności głównej armii rosyjskiej. Nawet jeśliby nadeszła, nie byłaby w stanie przeprawić się na drugą stronę. Prawdopodobnie Łubieński nie przeczuwał nawet, że Skrzynecki niecierpliwie oczekuje raportu z jego frontu ani też iż z powodu jego braku wstrzymał natarcie na gwardię. Generał wyprawił w nocy z meldunkiem leśniczego, który na wszelki wypadek był przebrany w chłopskie ubranie — zmierzał w stronę Ostrołęki w poszukiwaniu polskiej kwatery głównej78. Z powodu niewyjaśnionych okoliczności minęło wiele godzin, nim raport Łubieńskiego trafił wresz cie na biurko naczelnego wodza. 76
Tamże. B. P a w 1 o w s k i, Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 32-33. 78 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 4 9 . 77
OSACZENIE GWARDII (18-19 MAJA)
18 MAJA
Wraz z nadejściem dnia wśród żołnierzy armii polskiej w Książpolu i Sokołowie zapanował nieopisany entuzjazm. Powszechnie oczekiwano rozkazów uderzenia na gwardię w Śniadowie. „Całe wojsko tego pragnie” — zapisał Gawroński — „nasze dywizye czekają rozkazu, aby przechodzić groblą pod Jakaciami, pragną się zmierzyć z gwardyą; taką mają chętkę na ich piękne konie, bo wczoraj widzieliśmy próbkę, a nadzieja w zwycięstwie pewna przy takiej ochocie”1. Rozkaz opuszczenia pozycji otrzymały jednak jedynie oddziały skierowane do po bocznych teatrów działań. Przede wszystkim ruszyła od dawna zapowiadana wy prawa na Litwę. Odpowiedzialny za nią generał Chłapowski wspomina: „Odebrałem rozkaz cofnięcia się na Nadbór, gdzie była kwatera główna. Tu mi jenerał Skrzynecki powiedział: Teraz pora dla ciebie, gwardye się cofają, masz wolne przejście na Litwę. Innych nie daję ci instrukcji, tylko zaprowadź Litwinom instruktorów i formuj z nich wojsko regularne. Zapytałem go się, czy mam nad niemi 1
s. 158.
F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa,
objąć dowództwo, bo powiadano mi, że tam są starsi ode mnie, np. jen. Tyszkiewicz. Za jenerałem zapewne wyślemy całą dywizyą — odpowiedział na to nie Skrzynecki, ale Prądzyński — więc i starszego generała”2. Jeśli generalny kwatermistrz rzeczywiście użył w trakcie rozmowy tych słów (pamiętajmy, że Chłapowski spisał pamiętnik już po powstaniu), były one prorocze. Niewielki korpus Chłapow skiego (ok. 820 ludzi i 2 działa) opuścił rankiem 18 maja obóz polski pod Książpolem i skierował się w stronę Czyżewa na wschodzie. Zniknął na trwałe z głównej areny działań powstania. W tym samym czasie traktem z Sokołowa do Ostrołęki ruszył wspomniany już oddział kapitana Kossa. Rozkazy tego dnia, pisane osobiście przez wodza naczelnego, pod wieloma względami nie wystawiają autorowi najlepszej oceny. Choć do Dembińskiego wysłano zawiadomienie 0 zbliżającym się do niego wsparciu z lewego brzegu Narwi, zrobiono bardzo dużo, by mimowolnie spowolnić obiecaną odsiecz. Wiele wskazuje na to, że oddział Kossa był już dosłownie kilka wiorst od Ostrołęki, gdy Skrzynecki zatrzymał go i kazał ruszyć w tę samą stronę całej dywizji Giełguda, do której dołączył wkrótce wraz ze sztabem 1 adiutantami. Abstrahując od zasadności użycia 2. Dywizji, która miała przepędzić Sackena, a być może nawet i zniszczyć jego korpus (już teraz wiązany przez Dembińskiego walką), trudno sobie wyobrazić, co mogło spowodować tak nie odpowiedzialne opuszczenie przez dowódcę większej części swojej armii i przeniesienie centrum dowodzenia daleko na północ. Łatwo dostrzec przy tym brak pewnych proporcji w postępowaniu naczelnego wodza. Pozostawieni nad Rużem Małachowski, Rybiński i Skarżyński mieli do dyspozycji mniej więcej 18 000 żołnierzy przeciwko licz 2
D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s . 5 4 .
niejszej, jak wiemy, armii wielkiego księcia, podczas gdy wódz naczelny zamierzał skierować łącznie prawie 13 000 żołnierzy przeciwko słabemu Sackenowi. Powodów takiej decyzji mogło być kilka. Po pierwsze, Skrzynecki, co sygnalizowaliśmy już wcześniej, chyba nie zdawał sobie jeszcze wtedy sprawy z małej liczebności sił Sackena. Po drugie, panowanie nad mostem odwrotowym w Ostrołęce już wcześniej urosło w mniemaniu naczelnego wodza do rangi priorytetu, zwłaszcza wobec braku mel dunków od Łubieńskiego i Umińskiego. Po trzecie, Skrzyne cki, nad czym biadał wielokrotnie Prądzyński, nie miał szerszej wizji strategicznej, która pozwoliłaby mu zrozumieć, że szybkie zniszczenie gwardii w Śniadowie oznaczało równoczesną, niemal automatyczną zagładę korpusu Sackena. Wszystkie hipotezy są oczywiście obar czone nadrzędnym założeniem, że Skrzynecki w ogóle chciał pobić gwardię. Do wątpliwości z tym związanych jeszcze wrócimy. Na temat ciągnącej 18 maja do Ostrołęki 2. Dywizji Piechoty i jej dowódcy można powiedzieć tyleż dobrego, co i złego. Z jednej strony Prądzyński często używa w odniesieniu do niej określeń „piękna” czy o „najlepszej naszej artyleryi”3, z drugiej jednak osoba Antoniego Gieł guda i sposób prowadzenia przezeń ludzi w trakcie kampanii budzą liczne wątpliwości. Urodzony na Litwie Giełgud zasłużył się w Księstwie Warszawskim tym, że wystawił z własnej kieszeni pułk, co automatycznie dawało mu stopień oficerski. Niegdyś przy stojny, podobający się damom, na wojnie stracił dużo ze swej urody. Wśród prostych żołnierzy krążyły legendy o jego szklanym oku, które właściciel darzył szczególną troskliwością, czyścił i spryskiwał perfumami4. Podobne historie nie wzmacniały autorytetu Giełguda jako dowódcy, a
3 4
I . P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 135 i 159. M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s. 195.
dyscyplina wśród jego żołnierzy uchodziła zresztą za dość niską. Idąca początkowo z Łubieńskim 2. Dywizja Piechoty (7070 ludzi oraz 18 dział) skręciła w Broku na Ostrów Mazowiecki i 17 maja dotarła do Sokołowa na tyłach głównej armii polskiej. Wówczas, mniej więcej przed południem następnego dnia, znalazła się na trakcie wiodą cym na północ w stronę Ostrołęki. Oprócz Skrzyneckiego towarzyszyli jej między innymi wyraźnie sfrustrowany Prądzyński oraz znani już nam adiutanci naczelnego wodza: Kruszewski, Gawroński i Zamoyski. W drodze do miasta słyszano dobiegającą z oddali kanonadę5. Dembiński miał w istocie tego dnia mnóstwo pracy. Zapowiadający się początkowo pomyślnie atak na Ostro łękę w nocy z 17 na 18 maja nie przyniósł spodziewanych rezultatów. Sformowana w trzech kolumnach piechota polska szybko zajęła szaniec przedmostowy oraz tak zwane Nowe Miasto na prawym brzegu Narwi, jednak pośród ciemności nie sposób było dalej się posunąć. Nieco po północy żołnierze przebywający pośród muro wanych domów Nowego Miasta usłyszeli odgłosy rąbania drewna po drugiej stronie rzeki. Niechybnie oznaczało to, że Rosjanie mają zamiar zrzucić kluczowy dla powodzenia całej operacji most. Dembiński nakazał żołnierzom ot worzyć ogień z broni ręcznej w tamtym kierunku, co ponoć przegoniło na jakiś czas robotników, w sukurs przyszedł im jednak około 1.00 ogień kartaczowy rosyj skich dział. Polacy podsunęli więc działa stojące dotych czas nad Omulewem. Dembiński przyznaje: „Szczęście, żem te ruchy w nocy mógł wykonać, ogień bowiem redut nieprzyjacielskich poza Narwią będących byłby mi wiele szkody narobił”6. Rozpoczęła się kanonada, która trwała nieprzerwanie do rana. 5 6
Tamże, s. 135. H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik: Henryka Dembińskiego, s. 189-190.
W posiadaniu nieprzyjaciela znajdowały się trzy reduty na drugim brzegu Narwi. Walka od początku nie była równa, gdyż Rosjanie dysponowali, oprócz ciężkich 12funtowych armat, artylerią konną, która na przemian raziła polskie prawe skrzydło oraz most. Szumski, stojący dzielnie wraz z 3. puł pod miastem, wspomina: „Nieprzyjaciel wszakże miał na całej linii pozycyę górującą nad naszą, przytem działa ciężkie, dlatego w krótkim czasie zdemon tował dwa nasze lekkie działa [...]. Stojące w miejscu szwadrony nasze, były jakby tarczą dla dział nieprzyjaciel skich i one też zwróciły na nas gwałtowny ogień. Teraz jedynie te domki, które mieliśmy przed sobą, stały się jaką — taką ochroną przynajmniej od strzałów rdzennych, chociaż nie żałowano nam dla odmiany i granatów”. Nie była to najlepsza pozycja dla kawalerii, mimo to pułk musiał ją utrzymywać do 9.00, chociaż „ci [...], co nas chłodzić mieli, od dawna już zamilkli”7. O wspomnianej godzinie już cztery z sześciu dział Dembińskiego zostały wykluczone z walki, a do tego „amunicya prawie zupełnie była wypotrzebowaną”8. Polski dowódca musiał, chcąc, nie chcąc, cofnąć się nieco poza zasięg rosyjskich armat. Pozostawił jedynie dwa ostatnie działa, 12-funtówki, na straży mostu i czekał, ponieważ mniej więcej w tym czasie otrzymał meldunek z kwatery głównej, że od rana w kierunku Ostrołęki maszeruje cała dywizja piechoty. Mijały kolejne godziny, a obiecana odsiecz nie nad chodziła. Około 11.00 Sacken, ośmielony chwilową bez czynnością Polaków, skierował kilka kompanii piechoty i trochę jazdy w stronę ujścia Omulewa, gdzie ponoć znajdował się bród. Gdyby uderzył w tym miejscu sta nowczo, niechybnie zdobyłby tabory Dembińskiego i zmu sił jego korpus do pospiesznej rejterady. Jak jednak 7 8
L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s . 9 8 . H . D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 191.
w większości przypadków tej wojny, przezorność znów zatryumfowała nad smakiem ryzyka. Zdesperowany polski dowódca postanowił wysłać do kwatery głównej kuriera z prośbą o amunicję i posiłki: „Przez cały czas, gdy na ziemi leżąc pisałem kartkę o nadesłanie amunicyi i kół do dział zdemontowanych, cztery razy kule nieprzyjacielskie padające obok mnie zasypały mi kartkę ziemią”9. Gdy wreszcie Dembiński wysłał kuriera Artura Gołuchowskiego z listem, zmorzony pracowitą nocą postanowił się zdrzemnąć. Oczekiwana w Ostrołęce dywizja faktycznie zwlekała z nadejściem. Gawroński pisał jak zwykle optymistycznie: „Idziemy wesoło, na przodzie eskorta nasza Krakusów, prowadzi ją podpułkownik Szydłowski, śpiewają żołnie rze”10. Odgłosy kanonady z oddali skłoniły Skrzyneckiego do większej ostrożności, spowolnił marsz i przybył w oko lice Ostrołęki dopiero między 14.00 a 15.00. Sackena dawno już tam nie było, najprawdopodobniej zaalarmował go wcześniej nieniepokojony na południu oddział Kossa. O 13.00 ostatnie rosyjskie oddziały opuściły miasto, kierując się w stronę Miastkowa, 19 km na północny wschód11. Jak niewiele wiedziano o sytuacji w Ostrołęce, najlepiej ilustruje fragment pamiętnika Kruszewskiego, który wspo mina, jak w pierwszej chwili tyraliery 2. Dywizji nawiązały krótką walkę ogniową z siłami Dembińskiego, stojącymi na przedmieściach. Dopiero osobista interwencja autora pamiętnika przerwała wymianę strzałów12. Po ponad trzech dobach maszerowania osobno oddziały lewego skrzydła i centrum wojsk polskich ponownie nawiązały bezpośrednią łączność. Wraz z miastem w ręce 9
Tamże, s. 192. F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 159. 11 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 250. 12 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 109. 10
Polaków wpadło 600 korców owsa, kilkanaście tysięcy cetnarów soli i podobna ilość sucharów. Oprócz tego pewien polski urzędnik wręczył Dembińskiemu 15 000 złotych ze sprzedaży soli, które ukrył przed Rosjanami, zakopawszy je pod ziemią13. Dowódca lewego skrzydła, który spostrzegł siły wodza naczelnego z wieży ratusza, wyjechał Skrzyneckiemu na spotkanie. Pewien dobrze wykonanego zadania zaprezen tował przybyszom ostrołęckie zdobycze. Niestety, atmosfera rozmowy była daleka od kurtuazyjnej. Dembiński, który już od 14.00 był panem miasta, miał pretensje do sztabu za opieszałość w przeprowadzeniu odsieczy, której spodziewał się co najmniej pięć godzin wcześniej. W odpowiedzi Prądzyński wybuchł złością i złajał generała za to, że zupełnie niepotrzebnie powystrzelał prawie całą oddaną mu do dyspozycji amunicję artyleryjską. Wściekły generał odparł zarzut stwierdzeniem: „Nie wiem [...] jak miasto położone za rzeką bez strzelania atakować można”14. Zarzut kwatermistrza generalnego faktycznie wydaje się niesłuszny. Choć z pewnymi stratami, Dembińskiemu udało się w końcu opanować Ostrołękę, a wraz z nią most, mimo że mocno uszkodzony po ostrzale. Dysponując poza tym małą liczbą karabinów, dowódca lewego skrzydła Polaków nie mógł nawiązać walki z Rosjanami po drugiej stronie rzeki inaczej niż za pomocą dział. Dembińskiemu należało się, zamiast cierpkich słów, wyróżnienie, gdyż podjął walkę pomimo przekonania o dość znacznej przewadze liczebnej przeciwnika, co było absolutnym ewenementem wśród polskich dowódców powstania. Prądzyński nie myślał jednak w tym momencie podob nymi kategoriami. Dawało mu się we znaki rozdrażnienie z powodu oporu wodza naczelnego wobec jego koncepcji. Trudno chyba sobie wyobrazić, jaki musiał przeżywać 13 14
H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 193. Tamże, s. 195.
stres, widząc powolną erozję pierwotnych założeń wyprawy na gwardię. Przy czym sprawca jego zmartwień pozostawał, choćby z racji swojego stanowiska, bezkarny. Pod ręką byli tylko podwładni, często cieszący się większym mirem u wodza naczelnego. „Żałować potrzeba — pisał później Dembiński — że człowiek wyższych talentów, jakim niezaprzeczalnie był Prądzyński, tak drobnej pasyi, jaką jest zazdrość, ulegał”15. Na razie Skrzynecki rozdzielił antagonistów. Dotych czasowe siły Dembińskiego zostały przydzielone do po mniejszych zadań, on zaś miał stanąć na czele konnej awangardy dywizji Giełguda, która w godzinach popołu dniowych wyruszyła w pościg za Sackenem. Oprócz tego pojedynczy batalion piechoty otrzymał polecenie pozostania w Ostrołęce i czuwania nad naprawą uszkodzonego mostu. Podczas pościgu za Sackenem na drodze do Miastkowa miał miejsce mały epizod, który w liście do matki Włady sław Zamoyski określił mianem „istnej bitwy morskiej”16. Mniej więcej pół mili za Ostrołęką do jadącego wraz ze szwadronem 4. psk Ignacego Kruszewskiego przyskoczyli okoliczni chłopi z informacją: „że pięć berlinek czyli statków krytych płynie niedaleko na Narwi z magazynami rosyjskimi, że to nam bardzo łatwo będzie zabrać, że tylko mała ilość piechoty na nich się znajduje”17. Najwyraźniej Sacken, nie chcąc opóźniać swego pochodu, wysłał część zaopatrzenia w górę Narwi. Jako najwyższy stopniem oficer w pobliżu Kruszewski postanowił pokusić się o tak tłustą zdobycz. Rozkazał pozostać części szwadronu na drodze, po czym z drugą grupą strzelców konnych skręcił w stronę Narwi, wysyłając równocześnie prośbę do wodza naczelnego o posiłki, w razie gdyby Rosjanie eskortujący berlinki stawiali opór. 15 16 17
Tamże. W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 200. I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 109.
Nad rzeką Kruszewski dokonał kolejnego podziału sił, zostawiając za sobą pięćdziesięciu ludzi w rezerwie pod dowództwem kapitana Działyńskiego. Lodzie transportowe faktycznie znajdowały się niedaleko: „Wychodząc z krza ków, widzę pięć berlinek, płynących wolno pod wodę, a na każdej z nich po kilkunastu żołnierzy od piechoty. Moi strzelcy, zaczynają strzelać z karabinków, a ja wysuwam się na łąkę nad brzeg rzeki, powiewam chustką i wołam na Moskali: «kryczy pardon!». Lecz zamiast odpowiedzi oficer, na pokładzie pierwszej berlinki stojący, bierze od żołnierza karabin, składa się do mnie, za nim wszyscy inni zmierzają do mnie i palą”. Najwyraźniej morale Rosjan nie upadło jeszcze tak nisko, jak zapowiadałaby to rejterada gwardii i Sackena. Kruszewski z ledwością uniknął trafienia: „Jak rój pszczół kule koło głowy mi świsnęły, rzadko byłem w większym niebezpieczeństwie [...]. Cofnąłem się przecież nieuszko dzony w krzaki — przybył i Działyński z rezerwą, eskortowaliśmy ich ponad rzeką, utrzymując ciągły ogień, ale bez żadnego skutku, nędzne nasze karabinki kawaleryj skie nie trafiły ani jednego. Już oni zaczęli się zbierać, by wysiąść na brzeg i na nas bagnetami uderzyć, gdy nareszcie przybywa dwie kompanie piechoty wskutek mojej posyłki. Skoro Moskale ujrzeli długie karabiny i te zmierzone ku nim znad brzegu rzeki, oficer zawołał «pardon!» — poddali się. Kilku uciekło na drugą stronę Narwi, rzuciwszy się w wodę, a około 60-ciu dostało się w niewolę”18. Majowa „bitwa morska”, którą zdecydowa nie wygrali Polacy, zakończyła się pojmaniem jeńców oraz zdobyciem bliżej nieokreślonej ilości korców owsa i oporządzenia piechoty. Całą chwałę zań zebrał jednak dziwnym trafem działający nieopodal podpułkownik Szyd łowski, a nie adiutanci naczelnego wodza, na co żali się 18
Tamże, s. 110.
w pamiętnikach Kruszewski. W spóźnionym pościgu za Sackenem 2. Dywizja Piechoty dotarła tego dnia do Rydzewa, 4 km od Miastkowa. Działania Polaków z 18 maja wypada ocenić bardzo negatywnie. O ile koncepcję opanowania Ostrołęki i bieg nącej przez nią drogi odwrotowej można jeszcze obronić, 0 tyle wykonanie manewrów, tempo oraz organizacja działań ze strony naczelnego wodza i jego sztabu nie wytrzymują krytyki. Bardziej stanowcze działania na lewym skrzydle pozwoliłyby rozbić oddział Sackena, poprzestano jednak jedynie na przestraszeniu go. Natomiast ruchy centrum sił polskich nad Rużem uległy tego samego dnia zupełnemu zamrożeniu, co w połączeniu z podzieleniem sił poprzez odłączenie dywizji Giełguda narażało armię na groźne niebezpieczeństwo w przypadku ataku liczniejszej 1 skupionej w jednym miejscu gwardii. Na szczęście przeciwnikiem Skrzyneckiego w tym rejonie nie był nieprzewidywalny Dybicz ani uparty Toll, lecz wielki książę Michał Pawłowicz. Wiele wskazuje na to, że nawet nie rozważał on działań zaczepnych przeciw Pola kom. Dowódca gwardii wciąż jeszcze chyba nie otrząsł się z szoku, jaki wywarł na nim nagły wypad głównej armii Skrzyneckiego z pozycji pod Warszawą. Jak dosadnie stwierdza Mierosławski: „Wielki Książę jakoby magnetyzowany od szesnastu godzin fatygującem spojrzeniem naszych bateryj, nie poczuł, nie zrozumiał tej ewolucyi szybkiej a zmiennej jak załam światła w obłoku”19, którą było rozproszenie sił przeciwnika. Ponadto wciąż obowią zywały go rozkazy brata Mikołaja dotyczące oszczędzania żołnierzy gwardii. Owemu dziwnemu paraliżowi decyzyjnemu Michała Pawłowicza należy zapewne przypisać karygodne zanie dbanie, jakim było wypuszczenie Sackena w kierunku 19
L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 295-296.
Łomży (gdzie nie mógł się przecież utrzymać z tak skromnymi siłami) zamiast wezwanie go w rejon stac jonowania gwardii. W ten sposób zarówno korpus tego dowódcy, jak i przeprawa w Łomży zostały stracone dla sił w Śniadowie. Zdumiony tą niefrasobliwością dziewiętnas towieczny historyk mógł tylko napisać: „Zdawało się, jakoby niezmordowana i nie zrażona niczem fortuna, uparła się gwałtem naprawiać co Skrzynecki popsował”20. Zagrożenie bezpieczeństwa drogi odwrotu przez Łomżę, jakie stanowiła obecność dywizji Giełguda, przesądziło 0 wybraniu przez wielkiego księcia kierunku wycofania gwardii na Gać, Mężenin i Białystok. Od rana kierowano tabory i parki artyleryjskie w stronę Starej Wsi, by nie krępowały marszu głównych kolumn. Wysłano dodatkowe dwa bataliony i dwa działa w stronę posterunku w Źyznowie, naprzeciw opanowanej przez Polaków przeprawy w Kłeczkowie nad Rużem. Siły te dwukrotnie w nocy z 18 na 19 maja próbowały bezskutecznie odebrać przeprawę 3. Dywizji Kazimierza Małachowskiego21. Na noc kwatera główna Skrzyneckiego cofnęła się do Troszyna, leżącego na pokonanym wcześniej trakcie z So kołowa do Ostrołęki. Gościł ją tutaj, bardzo wygodnie zresztą, niejaki pan Puchała. Troszyn od Nadborów i Kleczkowa dzieliły dość znaczne odległości (odpowiednio 12 1 7,5 km), co wskazywało, że to nie funkcjonalność terenu, w razie rozpoczęcia działań ofensywnych, była głównym powodem wyboru lokacji dla kwatery głównej. Gawroński wspomina, jak dokonano w Troszynie prze glądu łupów, które dotychczas straż przednia zdobyła na gwardii: „powozów kilka, karetę piękną poczwórną g-a Bystrma, gdzie mnóstwo sreber, win, wygódek różnych; to przez licytacyę na korzyść pułku 5go jazdy, który ją zabrał, sprzedane będzie. Wodzowi darowano piękne puzderko 20 21
Tamże, s. 296. I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 137.
z cybuchem hebanowym i pipkę wielkiego bursztynu tam znalezioną”22. Od wieczora do późnych godzin nocnych Skrzynecki prowadził z Prądzyńskim długie rozmowy na temat działań, które należało podjąć następnego dnia. Tej samej nocy do Troszyna dotarły dwa jakże istotne meldunki — zarówno Umiński, jak i Łubieński23 informowali w nich (poza standardową litanią narzekań), że Dybicza nie widać ani w Kałuszynie, ani w Nurze nad Bugiem. Trudno przecenić znaczenie dwóch listów. Oczekiwane od dawna stanowiły główny argument Skrzyneckiego w dotychczasowym od suwaniu ataku na gwardię. Teraz trzeba było wreszcie wyłożyć karty na stół. Gdy 18 maja zmierzał ku końcowi, Władysław Zamoyski, przekonany, że ostatnie przeszkody stojące na drodze pokonania gwardii zostały właśnie usunięte, ułożył się na słomie w jednej z troszyńskich stodół i spokojnie zasnął. „Ufałem, że ze świtem dowiem się o rozkazach w nocy wydanych na dzień następny” — przyznał po latach. 19 MAJA
Adiutantowi wodza naczelnego dane było spać spokojnie do późnego rana: „Gdym się przebudził w jasny już dzień, uderzyła mnie cichość niespodziewana. Tak byłem przygo towany na wczesny ruch wojska, że sobie wystawiłem, iż jakieś zaszło nieporozumienie, że wojsko odeszło, a mnie zostawiono”24. Nic jednak podobnego nie miało miejsca, jak rychło dowiedział się od swojego służącego; cała armia wciąż stała tam, gdzie zmrok zastał ją poprzedniego dnia. 22 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 159. 23 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 29-33. 24 W. Z a m o y s k i, Jenerał Zatmoyski 1803-1868, s. 202.
Zadecydowały o tym brzemienne w skutki wydarzenia w nocy z 18 na 19 maja. Wówczas, kończąc długą, prowadzoną do późnych godzin rozmowę, wódz naczelny wyraził wreszcie zgodę na rozpoczęcie następnego dnia ataku na gwardię. Prądzyń ski szybko uchwycił się tej upragnionej decyzji. Nie zważając na zmęczenie, zabrał się do pracy. Razem z Kruszewskim zajęli jeden z pokoi troszyńskiej posiadłości i nie wyszli stamtąd póki nowy, gruntownie zmodyfikowany plan batalii nie był gotowy. W myśl jego założeń Małacho wski, Skarżyński i Rybiński mieli atakować od frontu — pierwsi dwaj przez Kłeczków, by związać walką przeciwnika, ostatni przez Jakać, a potem na wschód, by odciąć gwardii drogę na Białystok. Obejście lewej flanki nieprzyjaciela po wydarzeniach 18 maja było już znacznie trudniejsze, toteż główną siłą przełamującą musiała być wzmocniona oddziałem Dembińskiego 2. Dywizja Piechoty Giełguda, maszerująca od strony Miastkowa na prawym skrzydle wielkiego księcia25. Plan miał istotne mankamenty. Przede wszystkim tworzył oddzielne grupy manewrowe — o ile komunikacja pomię dzy Rybińskim a Małachowskim była jeszcze możliwa, o tyle Giełgud musiał działać bez kontaktu z pozostałymi oddziałami, co zwiększało wydatnie znaczenie koordynacji posunięć poszczególnych grup armii, ta zaś, co Prądzyński zapewne miał na uwadze, pamiętając ofensywę wiosenną, nie stanowiła najmocniejszej strony wojsk polskich. Co więcej, w nowym planie dużo zależało od tego, jak zachowa się wielki książę. Podzielenie armii na trzy kolumny manewrowe przynajmniej w teorii ułatwiało mu odwrót. Mimo to nowy plan kwatermistrza generalnego wypada ocenić wysoko, zważywszy, ile czasu miał na jego sporzą dzenie. Prądzyński potrafił w błyskotliwy sposób uchwycić 25
W. Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 331.
właściwości położenia stojących naprzeciw siebie armii i przetworzyć je tak, by uzyskać optymalny plan działań. Ufny w szczęście, które dopisało mu pod Iganiami, Prądzyń ski chciał początkowo sam kierować grupą Giełguda, bojąc się jednak zostawiać wodza naczelnego samego, poniechał tego pomysłu26. Gotowy plan Ignacy Kruszewski zaniósł do drugiego pokoju. „Generał Skrzynecki siedział przy dużym stole, na którym kilka dzienników leżało, w ręku trzymał Journal des Débats, który, jak na nieszczęście, dopiero co przynie siono. «Panie generale, przynoszę rozkazy do podpisu». «Połóż je na stole». Położyłem i wyszedłem”. Na dziedzińcu adiutant obstalował trzech godnych zaufania oficerów, którzy mieli rozwieźć podpisane rozkazy. Minęło pół godziny. Kruszewskiego, który wrócił po rozkazy, wódz naczelny zbył ponownie, ale tym razem z wyraźnym zniecierpliwieniem. Adiutant wycofał się i poszedł powia domić o wszystkim Prądzyńskiego. Razem czekali kolejną godzinę. Kiedy po raz trzeci odprawiono Kruszewskiego, kwatermistrz generalny sam wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, jaki dokładnie przebieg miała rozmowa Prądzyńskiego i wodza naczelnego rankiem 19 maja. Kruszewski, jedyny potencjalny świadek zdarzenia, wspominał po latach: „Prądzyński podobno rzucał się na kolana i błagał; słyszałem tylko podniesione głosy, a może po kwadransie żywej kłótni wyszedł Prądzyń ski zaczerwieniony i w takiem zmartwieniu, żem się od niego słowa dopytać nie mógł”27. Powołując się na osobistą rozmowę z generalnym kwater mistrzem, odbytą ponad tydzień po opisywanych wydarze niach, historyk Stanisław Barzykowski starał się wiele lat później zrekonstruować tę jakże brzemienną w skutki nie 26 27
Tamże. I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 112.
tylko dla kampanii, ale i dla całej wojny sprzeczkę. Według niego Skrzynecki początkowo próbował zbyć Prądzyńskiego podobnymi słowami, jak poprzednio swojego adiutanta. Gdy to zawiodło i kwatermistrz dalej nalegał na pośpiech, wódz naczelny nareszcie wyłożył swoje plany: „Wojsko będzie jutro wypoczywać, tylko Giełgudowi ma być rozkaz dany, aby do Łomży ciągnął”. „Na te słowa Prądzyński osłupiał i dopiero po kilku minutach zdołał się odezwać: «Jenerale, wodzu, co chcesz czynić, zwycięstwo dobrowolnie wypuszczasz i Giełguda na zgubę posyłasz». «Ja nie mogę gwardyi atakować, zawołał Skrzynecki, dopóki panem Łomży nie będę, bo inaczej Sacken znów do Ostrołęki powróci i w tyłach naszych stanie». «Sacken — odrzekł Prądzyński — tam udać się powinien, gdzie huk dział wzywać go będzie, lecz jeżeli popełni to głupstwo, że do Ostrołęki wróci, tem lepiej, bo gwardyom pomocy nie da, lecz tego z pewnością nie zrobi, bo by zginął»”. Obaj panowie przerzucali się coraz to nowymi argumentami. Było pewne, że spór zmierza donikąd. Ostatecznie Skrzynecki zakończył rozmowę stanowczymi zdaniami: „Ja jestem wo dzem, na mnie cała odpowiedzialność spoczywa, przeto wszystko podług mej woli dziać się musi i powinno. Do pana jenerała zaś, jako kwatermistrza armii należy podług mojej decyzji rozkazy ułożyć i do dowódców je przesłać”. Prądzyński nie pozostał dłużny, oburzony tonem przełożonego rzucił: „Ja jestem kwatermistrzem armii i na mnie pewna odpowiedzial ność także spoczywa, przeto służy mi prawo odmówić wydania rozkazów, w których zgubę widzę. Mam też sobie za powinność oświadczyć wodzowi, że podobnych rozkazów nie wydam i niech je kto inny pisze”28. Opisana kłótnia stanowi jeden z najbardziej zagadkowych i doniosłych momentów w historii Polski. Skrzynecki dał 28 S. B a r z y k o w s k i , s. 420-421.
Historya powstania listopadowego, t. III,
w niej do zrozumienia, że nie stoczy bitwy z gwardią, a może nawet, iż nigdy jej nie planował. Wydaje się niemożliwe, by dowódca, który miał tak dogodną okazję, by prawdopodobnie nawet zakończyć wojnę i kompletnie odmienić bieg historii, wykazał się tak nieopisaną mało dusznością. Choć Skrzynecki wielokrotnie wykazywał się operacyjnym dyletantyzmem, wprost nie chce się wierzyć, by nawet on nie dostrzegał ogromnej przewagi, jaką Polacy mieli nad gwardią 17-19 maja. Jeśli przyjmie się, że istnieje coś takiego jak domniema nie niewinności, możemy chyba jedynie założyć, iż Skrzy necki nie tylko nie wierzył w pokonanie gwardii, ale też nie zakładał, że nawet ewentualne zwycięstwo cokolwiek zmieni. Zapewne przypuszczał, że car Mikołaj na wieść o zniszczeniu jego doborowej jednostki, symbolu ce sarstwa, nie tylko nie osłabi nacisku na Królestwo Polskie, ale wręcz zapała doń taką nienawiścią, iż jakiekolwiek układy w przyszłości nie będą możliwe. Prawdopodobnie takie rozumowanie kryło się za ciągłym przeszkadzaniem Prądzyńskiemu w rozwijaniu rozmachu wyprawy, stąd systematyczne wydawanie rozkazów ataku na wroga od frontu bądź bezpłodne manewrowanie zamiast prób odcięcia przeciwnika? Prawdy, jak już wspomnieliśmy, nigdy się nie dowiemy. Ostateczne przygotowania do odwrotu gwardii na Gać były tego dnia już w stadium końcowym. Około 9.00 wielki książę Michał skierował piechotę, artylerię rezer wową oraz pułk kawalergardów we wspomnianym wcześ niej kierunku. W okolicach Śniadowa i nad Rużem pozostał jedynie, jako straż tylna, generał Bistrom wraz z pięcioma batalionami piechoty i resztą jazdy29. W obozie polskim z kolei panowało tego dnia zupełne zamieszanie. Prądzyński, choć poróżniony z wodzem 29
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 332.
lun Zygmunt Skrzynecki
Henryk Dembiński
Henryk Kamieński
Ignacy Prądzyński
Ignacy Kruszewski
Maciej Rybiński
Tomasz Łubieński
Józef Bem
Ludwik Michał Pac
Wielki książę Michcił
Iwan Osipowicz Witt
Iwan Szachowski
naczelnym, dalej pisał rozkazy, jednak bez przekonania, co od razu dało się odczuć. Do zdezorientowanych oddziałów kierowano kilkakrotnie sprzeczne rozkazy, z których można było wysnuć jedynie dość mglistą myśl przewodnią. Giełgud otrzymał rano nakaz zajęcia Łomży. Z Rydzewa, gdzie nocowała jego dywizja, do wskazanego miejsca było około 22 km dogodną szosą kowieńską. Niedaleko wsi Chojny Stare Giełgud otrzymał kolejny list od wodza naczelnego, w którym zawiadamiał go tym razem o silnym oddziale Rosjan w okolicach Kleczkowa na południu i nakazywał baczenie na swoje prawe skrzydło30. Giełgud, już bez tych dezorientujących instrukcji bardzo ostrożny dowódca, szedł na Łomżę zupełnie podłamany. Widok miasta — umocnionego i zapełnionego Rosjanami — ode brał mu resztę odwagi. Wówczas otrzymał trzeci list z kwatery głównej, który nakazywał co prawda uderzenie na Łomżę, ale miało ono być prowadzone przez... generała Dembińskiego! Dembiński faktycznie został poprzedniego wieczora mianowany dowódcą awangardy 2. Dywizji Piechoty, ale w chwili, kiedy Giełgud z duszą na ramieniu obserwował umocnienia Łomży, był jeszcze daleko z tyłu ze swoją kawalerią. Oprócz natarcia Skrzynecki nakazywał też Giełgudowi pozostawienie części swojego korpusu we wsi Chojnę, aby uważała na Rosjan z Kleczkowa31. Z zupełnie niepasujących do rzeczywistości poleceń wodza naczelnego jednooki generał wykoncypował w końcu najwygodniejszy dla siebie tok postępowania. Postanowił wycofać się w kierunku Miastkowa, by odnaleźć Dembiń skiego. Dopiero wzmocniony jego kawalerią i doświad czeniem miał zamiar ruszyć ponownie na majaczącą z oddali Łomżę. Plany przedstawił na zwołanej pospiesznie radzie wojennej, która prawie jednogłośnie (sprzeciwił się 30
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 138. B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 44-45. 31
jedynie pułkownik Valentin d’Hauterive) zaakceptowała zaproponowaną wykładnię32. Dembiński przez większość dnia był zajęty w Ostrołęce rozdzielaniem zadań pomiędzy różne części swojego nie wielkiego korpusu. W myśl poleceń z kwatery głównej pozostawił batalion piechoty na straży mostu na Narwi. Oprócz tego musiał jeszcze wysłać mały oddział pułkow nika Sierakowskiego (dwa bataliony 18. ppl, jazdę płocką oraz dwa działa) na północny wschód, aż za Narew, gdzie miały zablokować drogę z Łomży na Rajgród33. Dopiero po zestawieniu rozkazów, jakie 19 maja otrzymali Dem biński i Giełgud, wynurza się mimo wszystko pewna spójna koncepcja działań w tym dniu. Ich zgranie w czasie wyszło jednak, jak widzimy, fatalnie. Tak więc do Miastkowa Dembiński wyruszył dopiero około 15.00 wraz z batalionem 4. psp, szwadronem kawa lerii oraz dwoma 12-funtowymi działami. Dotarł tam dopiero o 20.00, a więc bardzo późno. W mieście wiele nasłuchał się od mieszkańców na temat pospiesznej rej terady Sackena poprzedniego dnia. Ponoć carski dowódca również zużył w Ostrołęce całą amunicję artyleryjską. Pokrzepiony tą nowiną Dembiński już miał zamiar kłaść się spać, gdy od strony Łomży ujrzał wyłaniającą się w oddali kolumnę wojska — była to 2. Dywizja Piechoty. „Wyszedłszy naprzeciwko, spotkałem generała Rolanda, pułkownika Piętkę i innych oficerów sztabowych. Z największem zdziwieniem zapytałem: «co ich do odwrotu zmusza, czy otrzymany rozkaz, czy przemagające siły nieprzyjaciela?». Z uczuciem boleści, którego wyrazić nie umiem, dowiedziałem się, że ani pierwsze, ani drugie [...]”. Dalsze wypytywanie tylko zdenerwowało oficerów, którzy chyba dopiero teraz zdali sobie sprawę z absurdalności 32 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 423^124. 33 H. D e m b i ń s k i , Pamiętni!. Henryka Dembińskiego, s. 195-196.
własnych posunięć. Na zarzut, że nie przyszedł im z pomo cą, Dembiński odparował, iż z garstką kosynierów i dwoma działami raczej nie uczyniłyby różnicy pod Łomżą, na koniec dodał tylko, że żałuje: „żem nie wziął poczty, i osobiście do panów nie przybył, gdyż dalibóg podobnego błędu [jak wycofanie się spod Łomży — przyp. aut.] nie byłbym dopuścił”. Za swoimi oficerami nadjechał Giełgud. „Nieśmiały, niepewny, czy nie zrobił grubego błędu” zaczął wypytywać Dembińskiego, co teraz wypada zrobić, swoje postępowanie zaś tłumaczył tym, „że się uważał za słabym, a pozycyę Łomży nader mocną”34. Dembiński z właściwą sobie energią nakłonił go do powrotu pod Łomżę, zaoferował się także, że sam, zgodnie z rozkazem kwatery głównej, poprowadzi awangardę korpusu. Generał Giełgud, za dowolony, że ma z kim wreszcie podzielić odpowie dzialność, przystał na to. 2. Dywizja Piechoty dostała godzinę wypoczynku, po czym ruszyła już po raz drugi w ciągu tej samej doby w kierunku Łomży, tym razem pośród ciemności, która umożliwiała lepsze ukrycie swojej liczebności przed wrogiem. Podobne manewry musiały robić na prostych żołnie rzach fatalne wrażenie. Wśród niektórych oficerów chęć do walki musiała być jednak wielka, skoro zaraz puł kownicy Kiekiemicki i Valentin d’Hauterive zapropo nowali, że osobiście poprowadzą nad ranem pierwsze kolumny do ataku35. Równie bezładnie wyglądała sytuacja na głównym fron cie zmagań. Jak już wspominaliśmy, gwardia wielkiego księcia już o 9.00 opuściła Śniadowo. Ariergarda Rosjan, którą dowodził generał Bistrom, wycofała się w tym samym kierunku dopiero o 14.00 (w nocy zdążyła jeszcze dojść do Gaci), ale i tak nikt jej nie ścigał. Dowódcy 34 35
Tamże, s. 196-198. S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 424.
dywizji nad Rużem słali do kwatery głównej w Troszynie meldunki o wycofywaniu się przeciwnika, a także zapytania, co mają w związku z tym robić36. Skrzynecki znów nie stanął na wysokości zadania — naj pierw rozkazał Małachowskiemu, Rybińskiemu i Skarżyń skiemu postępować za nieprzyjacielem, a potem odwołał rozkazy, na koniec zaś rozkazał każdemu ze zgrupowań zatrzymać się w miejscu, gdzie zastał je ostatni rozkaz37. W rezultacie każdy z polskich dowódców robił tego dnia to, co uważał za stosowne; armia poruszała się: „Bez rozkazu i bez wodza, lecz naturalnym tylko instynktem wiedziona [...] za uchodzącym przeciwnikiem”38. Ostatecznie Jankowski wraz z 1. Dywizją Piechoty Rybińskiego, maszerując „żółwim krokiem”, dotarł o zmie rzchu do Śniadowa, 3. Dywizja Małachowskiego nocowała niewiele za nimi, od strony Kleczkowa, III Korpus Kawa lerii zaszedł zaś 19 maja pod Kruki. Skrzynecki przez cały dzień (19 maja) nie ruszał się z Troszyna. Gawroński wspomina, że około 14.00 podano przepyszny obiad, na którym goszczono między innymi wspomnianego już, wziętego do niewoli pod Jakacią, księcia Zasiekina39. Po obiedzie wódz naczelny wciąż debatował nad możliwościami rozbicia gwardii, zbierał informacje od Załuskiego — nic jednak, jak wiemy, nie przedsięwziął. Nasuwa się tylko pytanie: czy wiedział, jaką okazję właśnie wypuszcza z rąk? Prądzyński, po raz kolejny już w trakcie tej wojny, nie zdobył się na żaden otwarty protest: „Po gniewie i rozpaczy 36 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 48-50. 37 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 332. 38 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 425^26. 39 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830S31 i kronika pamiętnikowa, s. 160.
[...], nastąpiło między nim a naczelnym wodzem wzajemne dąsanie się”. Widząc, co się dzieje, Władysław Zamoyski wysłał tego samego dnia dramatyczny list do swojego wuja, księcia Czartoryskiego, w którym prosił: „przyjedź wuju kochany, przyjedź przemówić, może nawet w imię rządu. [...] Wszystkie warunki są po temu, żebyśmy gwardye doszczętnie zniszczyli. Ale strasznie się obawiam, że poprzestaniemy na poturbowaniu ich i że damy im się wymknąć”40. Przynajmniej noc po 19 maja przyniosła jakiś pozytyw. Wysłany przez idącego na Łomżę Giełguda podjazd pobił w okolicy Szczepankowa szwadron dragonów gwardii, biorąc ponoć sześćdziesięciu jeńców41.
40 41
W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 204. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 332.
POŚCIG ZA GWARDIĄ (20-22 MAJA)
20 MAJA
Wyspawszy się, Skrzynecki około 8.00 ruszył do swoich wojsk w rejonie Śniadowa. Droga nie była przyjemna — Zamoyski wspomina: „zamiast zapału, przemogło teraz w szeregach uczucie znużenia i niedostatecznej żywności”. Najgorzej ze wszystkich wyglądał, co zresztą było wytłumaczalne po ostatniej sprzeczce, kwatermistrz generalny: „Najbardziej rozstrojony był Prądzyński. Martwo wykony wał rozkazy Skrzyneckiego”1. Zachowanie kwatermistrza generalnego, wobec fiaska jego szeroko zakrojonych pla nów, było zrozumiałe. Na podstawie pamiętników można wnioskować dość dobitnie, że tego dnia wódz naczelny dysponował jedynie mglistym wyobrażeniem sytuacji na froncie. Z dużym zaskoczeniem odnotowano, że nieprzyjaciel nie broni przeprawy w Kłeczkowie2. Okazało się też, że Jankows kiego i 1. Dywizji Piechoty nie ma już w Śniadowie (wraz z nastaniem dnia ruszyli dalej za przeciwnikiem). Skrzyne cki został wobec tego zmuszony pytać okolicznych miesz kańców o kierunek, w który odeszli”. 1 2
W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski ] 805-1868, s. 205. Tamże.
„Naczelny wódz zgubił ślad swojej własnej armii!” — z oburzeniem notował później Prądzyński. Nie można zaprzeczyć, że Skrzynecki poprzedniego dnia bardzo wiele zrobił, by spotęgować chaos wśród podkomendnych i sam był w dużej mierze winien tej żenującej dla siebie sytuacji. Jak już wspominaliśmy, kwatermistrz generalny nie ukrywał w Śniadowie swej frustracji. „Widok takiego prowadzenia wojny mógł każdego prawdziwego żołnierza doprowadzić do waryacyi; byłem żołnierzem, i nie mogłem wytrzymać dłużej. Wiedząc o tem, że Łomża była ufor tyfikowana i przypuszczając, że Sacken będzie się w niej bronić, postanowiłem udać się do Giełguda, aby mu pomódz w prowadzeniu ataku”3. Wiele wskazuje na to, że nagłe przypomnienie sobie o dowódcy 2. Dywizji Piechoty stanowiło jedynie wymówkę, by oddalić się od głównej armii. W ten sposób Prądzyński, bądź co bądź główny „mózg” wyprawy, najprawdopodobniej chciał pokazać, jak bardzo Skrzynecki odczuje jego nieobecność — taka postawa, gdy jawnie pobrzmiewają nuty ambicjonalne kwatermistrza, zasługuje prawdopodobnie na niemniejszą krytykę niż poczynania wodza naczelnego. Prądzyński zastał Giełguda koło południa w Łomży. Do zapowiadanej 19 maja rozprawy z Sackenem, ku wielkiemu rozczarowaniu żołnierzy, nie doszło. Nocą rosyjski dowódca zdołał bez większego problemu wycofać siły na wschód, w kierunku wsi Stawiski na drodze do Rajgrodu. Wziął przy tym ze sobą wszystko, co tylko jego żołnierze mogli unieść (zaopatrzenie, kosztowności), pozostawił jedynie szpital z 800 rannymi i chorymi, lewobrzeżną zaś stronę miasta oraz most na Narwi kazał spalić. Pierwsze jednostki polskie pojawiły się pod Łomżą mniej więcej o 4.00. Była to awangarda Dembińskiego 3
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 139.
— czterdziestu jeźdźców oraz batalion strzelców pieszych pod dowództwem pułkownika Valentina d’Hauterive’a. Widok spalonego miasta zrobił na przybyłych smutne wrażenie, tym bardziej cieszyło ich, że: „Liczni mie szkańcy wyszli naprzeciwko nas z winem i innemi pokarmami. Damy, pomimo tak rannej pory, były wy strojone, wszyscy nadzwyczajną okazywali radość, lecz zarazem ubolewania, żeśmy z wigilią nie zajęli miasta, w którem już tylko 2 bataliony zostawało piechoty i 150 jazdy”4. Z każdą minutą żołnierze coraz bardziej żałowali niewykorzystanej szansy. Opuszczając miasto, Rosjanie zabrali ze sobą sześćdziesięciu mieszkańców Łomży, co do których wierności mieli obawy, ponadto straty przez nich wyrządzone zostały przez skrupulatnych łomżan obliczone na 1,5 min złotych5. A jednak, być może właśnie ze względu na niespodzie waną rejteradę Rosjan, generał Giełgud był tego dnia w świetnym humorze. Odrzucił propozycję Dembińskiego, aby zboczyć na południe i spróbować zaatakować gwardię od flanki. Zmęczonym oraz częściowo zniechęconym żołnierzom postanowił dać trochę odpoczynku, ale przedtem oczywiście mieli tryumfalnie wkroczyć do miasta. Wejście odbyło się przy akompaniamencie muzyki i strzałów armatnich. Folgowanie podwładnym przyniosło przy okazji tragiczne skutki, o czym wspomina będący na miejscu Leopold Szumski: „Mówiono nam, że w jednej szopie mają być złożone różne bagaże oficerów nie przyjacielskich w pośpiechu odwrotu pozostawione. [...] Kiedy się ta wieść rozeszła szerzej, nasze ciekawe piechurki pospiesznie się zabrali do poszukiwania owej zdobyczy w mieście”. Nie minęło wiele czasu, nim odnaleźli owo miejsce, była to stara szopa położona nieopodal łomżańskiego klasztoru benedyktynek: usłyszeliśmy wielki 4 5
H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 201. Tamże.
hałas, kiedy ją otworzono. Wyrzucano z niej i rozchwyty wano futra, walizy, mantelzaki, juki, wszystko spakowane, a były to oficerskie bagaże; lecz przy tej zdobyczy rozpoczęła się tak zacięta bójka, że zbrojnie amatorów rozpędzić musiano”. Ułanom, którzy pielęgnowali konie nieopodal miasta, brak zdobyczy wyszedł na dobre, „bo piechurki, prócz zdobyczy, która ich nęciła, zdobyli także i cholerę grasującą tu bardzo naówczas”6. Około 12.00 nadjechał Prądzyński. W obecności Gieł guda Dembiński wyłożył mu swój krytyczny pogląd na wczorajsze bezpłodne manewry. Kwatermistrz generalny przyznał, że popełniono błędy, dodał jednak: „wyjaśnię później, że nie moja w tem wina”7. Na takie tłumaczenie niepokorny generał pokazał Prądzyńskiemu rozkazy z kwatery głównej, podpisane przez niego. Nieustanne scysje generałów miały źródło jeszcze przed wyprawą na gwardię. Po raz pierwszy starli się poważnie miesiąc wcześniej, kiedy Prądzyński rozesłał do warszawskich gazet sprawozdanie z bitwy pod Kuflewem, które ponoć celowo tak zredagował, aby umniejszyć zasługi Dembiń skiego w walce8. Dembiński nigdy mu nie wybaczył tej zniewagi, uważał zresztą generalnego kwatermistrza za „złego ducha” Skrzyneckiego i intryganta. Na potwierdzenie swojej opinii o nim przytoczył w pa miętnikach wydarzenie z 20 maja, które stawia uchodzącego za wzór cnót Prądzyńskiego w nie najlepszym świetle. Oto bowiem, gdy przyszedł rozkaz, by nazajutrz cała 2. Dywizja Piechoty skręciła na południe i dołączyła do reszty armii w marszu na Tykocin, kwatermistrz generalny wybrał się w drogę bynajmniej nie pieszo, lecz pięknym powozem, podarowanym mu przez Giełguda. Stanowi to dość mocne potwierdzenie podejrzeń, snutych również przez Stanisława 6 7 8
L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s. 101. H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 203. B. S z y n d l e r , Henryk Dembiński 1791-1864, s. 97-98.
Barzykowskiego9, jakoby skłócony z przełożonym Prądzyński tworzył za jego placami własne stronnictwo wojskowe. Z tak kosztownego prezentu wynikał bowiem, jak to ujął Dembiński, „pewien obowiązek wdzięczności”; kwituje też zaraz z nieukrywaną złością: „powóz zdobyty był własnoś cią pierwszego, który go chciał mieć; lecz według mnie, taka własność plami właściciela”10. Tymczasem Skrzynecki znalazł wreszcie swoje wojsko nieopodal wsi Baczę Suche, mniej więcej 9 km na północny wschód od Śniadowa. Tutaj wódz naczelny, przy pomocy pułkownika Klemensowskiego (który czasowo musiał za stąpić Prądzyńskiego), wydał rozkaz energicznego pościgu za gwardią. Domyślając się, że zmierza ona w kierunku przepraw na Narwi, polecił 3. Dywizji Piechoty Małachow skiego skierować się w stronę Gaci i Rudek (ponad 20 km na wchód), dywizję Rybińskiego i III Korpus Kawalerii zaś rzucił szerszym lukiem na południe, by drogą zambrowską obeszły Rudki. Szeroki manewr oskrzydlający drugiego zgrupowania miał na celu odcięcie gwardii drogi na Mężenin11. Skrzynecki łudził się jeszcze, że dopadnie chociaż ariergardę wielkiego księcia. Jak wiemy jednak, mając prawie dzień przewagi, Michał Pawłowicz zdążył już odskoczyć na dość sporą odległość od polskiej armii. 20 maja gwardia zdołała dotrzeć aż do Łopuchowa, prawie 16 km za Mężeninem w kierunku Tykocina, zdecydowanie za daleko, by Polacy mogli ją doścignąć. Bistrom, znów na czele ariergardy, pozostał w Mężeninie, aby osłaniać odwrót zdecydowanie najpowolniejszej części armii, czyli tabory i artylerię. W gęstym lesie pod Rudkami pozostawił dotychczas niezawodnego generała Poleszkę z dwoma batalionami piechoty strzelców gwardii, dwoma szwadronami jazdy i czterema działami. Siły te miały 9
S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 422. H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 204. " A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 254.
10
opóźniać postępy przeciwnika w analogiczny sposób jak pod Długosiodłem12. Skrzynecki myślał jak zwykle zbyt gorączkowo, po kilku kilometrach marszu odwołał Rybińskiego z grupy obchodzącej i nakazał mu powrót na trasę z Łomży do Mężenina, ponownie w roli awangardy reszty wojsk. Jak nietrudno się domyśleć, stracił po raz kolejny dużo czasu, nie mówiąc już o kondycji swoich żołnierzy, wśród których coraz częściej sarkano: „Nacóż znowu pędzić i zadyszeć się w upał, jeżeli, doszedłszy do nieprzyjaciela, znowu mu pozwolimy ujść przed nami”13. O ujęciu gwardii nie mogło już być mowy, co więcej, z każdą chwilą rosło zagrożenie ze strony Dybicza, który musiał przecież w końcu dowiedzieć się o wyprawie Polaków. Kontynuując bezowocny pościg, Skrzynecki zaprzeczał wszystkim wcześniejszym lękom o sprawność komunikacji, która w momencie tak dalekiego rozciągnięcia jej na wschód stawała się w istocie bardziej zagrożona niż kiedykolwiek wcześniej. Co go skłoniło, by jednak kontynuować pościg? Dlaczego Skrzynecki w jednej chwili przemienił się z Fabiusza Kunktatora w ryzykanckiego Michela Neya? Są to kolejne pytania, na które nie można udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. Być może przeląkł się opinii publicznej w War szawie, na której ucieczka gwardii mogła zrobić fatalne wrażenie. A może wypędzenie gwardii z terytorium Króles twa było od początku jedynym celem strategicznym, jaki sobie postawił. Którąkolwiek wersję nie przyjmiemy za obowiązującą, trzeba przyznać, że decyzja wodza naczelnego z 20 maja o podjęciu pościgu za wielkim księciem Michałem wystawiała armię na śmiertelne niebezpieczeństwo. Z oczywistych względów marsz w kierunku Mężenina musiał się odbywać trybem forsownym, co nie dawało 12 13
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 334. W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 205.
wielu pozytywów, za to powiększyło szeregi maruderów. Rosnące i zrozumiałe rozprzężenie pośród polskich szere gów w tych dniach kontrastowało z postawą gwardii. „Z zadziwieniem uważać trzeba było porządny marsz w cofaniu się gwardyów; nigdzie nadużyciów, nigdzie się nie skarżono, nigdzie żadnego nie spotkaliśmy marodera” — pisał Gawroński, zapewne nieco koloryzując. Wojna musi bowiem karmić się sama, i Polacy nie byli wyjątkiem, skoro, jak notuje ten sam autor, nieopodal wsi Modzele: „Dognano kupca Żyda z wozem wielkim, który wiózł jako markietan, różne napoje i żywności za obozem rosyjskim; zabrano mu naturalnie wszystko”14. Kontakt bojowy z ariergardą gwardii Polacy nawiązali mniej więcej o 16.00. Nieopodal dwóch wiosek (Kołomyji i Kołomyjek) rosyjscy strzelcy ostrzelali wodza naczelnego. Kruszewski napisał: „Nad wieczorem [...] widzimy nieda leko znaczny las przed sobą; naczelny wódz jechał w pojeździe, za nim cały sztab konno; wyprzedziliśmy już byli wszystkie kolumny i znalazłszy się za pierwszym oddziałem przedniej straży, jechaliśmy stępą — upał dokuczał, gener. Skrzynecki drzemał zapewne w powozie, kiedy my drze maliśmy z tyłu na koniach, po prawej stronie drogi były wzgórza i na nich wioska; — wtem spoza budynków — dym i huk armaty — kula świszczę i uderza w ziemię między adjutantami a koczem naczelnego wodza — «konia, konia», krzyknął Skrzynecki — strzał na niego był wymie rzony”15. Dosiadłszy wierzchowca, wódz naczelny rozkazał idącej za nim piechocie rozproszyć się w tyralierę i wypędzić wroga z zabudowań pobliskiej wioski. Ten nie podjął walki, umknął ze swoim działem do pobliskiego gęstego lasu, który oddzielał Kołomyję od Brudek. Już pobieżne 14 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830^31 i kronika pamiętnikowa, s. 162. 15 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 113.
obserwacje wskazywały na to, że przeciwnik zgrupował tam większe siły. W oczekiwaniu na resztę oddziałów Skrzynecki zajął jeden z budynków na wzgórzu. Tam odbyła się krótka narada pomiędzy nim a generałami Jankowskim, Skarżyńskim, Kickim oraz niższymi rangą oficerami. Jankowski, choć nie krył się z krytyką ostatnich poczynań kwatery głównej, otrzymał zadanie wypędzenia Rosjan z lasu16. Do dyspozycji miał wówczas jedynie dwa bataliony 2. ppl (z 1. Dywizji Piechoty), które pospiesznie formowały kolumny batalionowe pod osłoną baterii czternastu dział rażących kartaczami przedpole lasu. Gdy artyleria umilkła, do akcji weszli piechurzy, wymieniając strzały z dobrze ukrytymi za drzewami rosyjskimi żołnierzami. Jankowski, któremu nigdy nie brakowało fantazji, zachęcał swoich ludzi do wysiłku, sam dając dowody ogromnej odwagi w obliczu świszczących wokół kul. Nie zdołał jednak złamać oporu przeciwnika, który powoli, acz sukcesywnie wciągał pierwszy batalion 2. pułku w głąb lasu. Gdy Polacy byli już wystar czająco oddaleni od wsi, Poleszko wsparł nagle swój czołowy batalion dwoma rotami drugiego batalionu i nadspodziewanie mocnym kontratakiem odepchnął nadchodzących Polaków17. Zaskoczenie było kompletne. W ręce Rosjan dostała się nawet pewna liczba jeńców; niewiele brakowało, a jednym z nich byłby Jankowski18. Nadspodziewanie silny opór przeciwnika skłonił Skrzy neckiego do większej intensyfikacji działań. Jankowski miał ponownie atakować od czoła, tym razem wsparty drugim batalionem 2. ppl oraz strzelcami podlaskimi. Równocześnie generał Kicki, ze swoją brygadą jazdy i 1. psp, otrzymał rozkaz obejścia lasu od prawej i przecięcia przeciwnikowi drogi odwrotu w okolicach wsi Rudki. 16 17 18
Tamże. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 254. S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 428.
Równolegle do Kickiego, ale większym lukiem, poruszał się, jak wiemy, wraz z większą częścią III Korpusu Jazdy i artylerią konną Bema generał Kazimierz Skarżyński. Liczono, że uda mu się przeciąć potencjalną drogę odwrotu Poleszki pod Mężeninem, od którego Rudki oddzielała kolejna partia gęstego lasu19. Gdy Jankowski ponownie wszedł do walki, w Kołomyi pojawiła się silna brygada generała Bogusławskiego (ponad 4000 żołnierzy) z 3. Dywizji Piechoty. Wchodzące w jej skład 4. i 8. ppl (dawny pułk Skrzyneckiego) miały opinię elitarnych, toteż od razu postanowiono je wykorzystać. Bogusławski miał obejść z nimi tym razem prawą flankę Poleszki, zatem niezwłocznie ruszył w drogę20. Tymczasem walka w lesie znów przybrała na sile. W jej trakcie doszło do dramatycznego wydarzenia, opisanego przez Kruszewskiego: „Wielu ludzi nam ginęło — między rannymi widziałem z wzruszeniem powracającego z lasu poetę Suchodolskiego (brata znanego malarza, Januarego), kula przerwała mu brzuch — szedł sam wyprostowany z pogodną twarzą, śpiewając pieśni narodowe dosyć silnym głosem, a ręką wstrzymywał flaki, aby mu się nie wysnuły [sic!]. Nie przeżył tej rany — cześć pamięci patryoty! Rozognił niejedno serce swemi piosenkami [...]”21. Pomimo dużej ofiarności atak Polaków został odparty, gdy Rosjanie wprowadzili do walki resztę rezerwowych rot. Aby podtrzymać słabnące natarcie, Skrzynecki wprowa dził do walki nowo przybyły 12. ppl (brygada Muchowskiego) z 1. Dywizji Rybińskiego. Byli to przeważnie niedoświadczeni rekruci, uzbrojeni w kosy, ale mimo to nie zlękli się przeciwnika22. 19
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 254. S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. III, s. 428. 21 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 114. 22 Tamże. 20
Tymczasem Poleszko również otrzymał posiłki. Bistrom przysłał mu z Mężenina pułk strzelców fińskich, którzy tak dobitnie udowodnili swą skuteczność pod Długosiod łem, oraz rozkaz utrzymania pozycji do zapadnięcia zmroku23. Wsparcie przyszło w samą porę, gdyż rychło dało się słyszeć z prawej strony strzały brygady Bogu sławskiego. Szczęśliwie dla Rosjan, czy to z powodu powoli zapa dającego w lesie mroku, czy też ogólnego rozgardiaszu wywołanego walką, idące z różnych stron jednostki polskie nie rozpoznały się i zaczęły do siebie strzelać. Zamieszanie dodatkowo pogłębiały decyzje podejmowane przez nie których oficerów, o czym pisał wiele lat później Józef Tadeusz Chamski, wspomniany już gorący zwolennik Skrzyneckiego, który pod Rudkami pełnił funkcję dowódcy plutonu woltyżerów 4. pułku w stopniu podporucznika. Opisuje on dowódcę swojego batalionu, podpułkownika Józefa Borzęckiego: „Ten sztabsoficer, tęgi chwat, ale jeszcze tęższy szuler, a zwykły iść w bój pod dobrą datą, skoro jenerał Bogusławski, zwinąwszy bataliony w kolum ny, kroczył od wsi Rutek ku lasowi, co przedzielał dwie walczące z sobą linie, [...] mniemał przez zapał butelkowego bohaterstwa, że to pułki nieprzyjacielskie, zaraz tedy wrzasnąwszy «hurraa, za mną wiara, hurraa!» z dobytym pałaszem puścił się galopem na koniu z pola w las rąbać, siekać... drzewka i krzaki. [...] Za nim inni dowódcę batalionów chwacko, by nie zostać w tyle, lubo trzeźwi, lecz podchwyceni raptownie, w mniemaniu, że Borzęcki zoczył rzeczywiście Moskali, choć nie widzieli nic przed sobą, zaczęli również krzyczeć «hurraa!» i galopować w las. Na koniec żołnierze z kolumn ochoczo kopnęli się oślep [...] i wbiegłszy hurmem za przewodnikami w las, rozsypali się po lesie, gdzie w gąszczu w pięć minut tak 23
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 254.
się ze sobą pomieszali, że z pułków zamienili się po prostu w tumult ludu”24. Podobne wypadki w połączeniu z nagłym przybyciem Finów spowodowały zatrzymanie kolejnego, już trzeciego natarcia Polaków. Walce położył kres zmrok, który zasnuł niebo około 22.00. Pod jego osłoną Poleszko wycofał swoje siły do Mężenina. Zawiodły, najwyraźniej z powodu złych map, obie grupy polskiej jazdy, wysłane, by odciąć mu odwrót. Dotarły wprawdzie na wyznaczone pozycje, ale w ciemnościach nie mogły już kontynuować działań zaczepnych25. W krwawej bitwie pod Rudkami prawdopodobnie zginęło lub dostało się do niewoli 200-300 żołnierzy polskich26. Generał Poleszko i jego żołnierze po raz kolejny udowod nili, że są mistrzami „aktywnej obrony”. Rosyjski dowódca prowadził walkę z zimną krwią, wykorzystując warunki terenowe i stopniowo dosyłając na front rezerwy. Skrzyne cki tymczasem potwierdził, że nie potrafi prowadzić złożonych działań na większą skalę. Pomimo dużej prze wagi liczebnej ogólna organizacja polskich ataków wy glądała źle, koordynacja zaś działań różnych broni — bar dzo niezadowalająco. Żołnierze musieli też zapewne za uważyć, że ich poświęcenie, z którego wódz naczelny nie potrafił mądrze skorzystać, nie przynosi proporcjonalnych efektów. Jak słusznie podsumowuje potyczkę Ludwik Mierosławski: „Podobne turnieje o tyle nadwątlają ducha w wojsku ścigającem, o ile go podnoszą w ściganem”27. Pozytywnym zwieńczeniem dnia było wyniesienie na dowódcę brygady ochotnika francuskiego, pułkownika Jerzego Langermanna. Kruszewski bardzo żywo pamiętał 24
J.T. C h a m s k i , Opis krótki lat upłynionych, s. 193-194. Por.: W. Tok ar z, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 334 oraz I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 141. 26 Tamże. 27 L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 307. 25
tamto wydarzenie: „Słońce chyliło się od zachodu, huk armaty i ręcznej broni rozlegał się z lasu, brygada mu przeznaczona [była to pierwsza brygada dywizji Rybińskiego — przyp. aut.], uszykowana kolumnami, po większej części klęczała, śpiewając hymn do Boga 0 zwycięstwo. Jak głębokie wrażenie musiało na nim zrobić to solenne przyjęcie, jakie uszanowanie wzbudzić dla naszej sprawy!”28. Langermann zastępował na stanowisku dowódcy pierw szej brygady generała Młokosiewicza, bohatera spod Fuengiroli w Hiszpanii (14-15 października 1810), gdzie czterystu Polaków pobiło ponad 4500-tysięczną armię brytyjsko-hiszpańską29. Już nazajutrz Francuz udowodnił, że armia nie straciła na tej zamianie. Skrzynecki musiał poprzestać tego dnia na zajęciu Rudek 1 rozłożeniu wojsk na nocleg pod lasem. Gawroński zanotował w pamiętniku: „główna kwatera nocuje w Koło myi dość niedogodnie, ciśnie się każdy pod dach, a budynek szczupły. Rannych dużo przenieśli na folwark i tam ich opatrują”30. 21 MAJA
Dla żołnierzy Poleszki, którzy tak dzielnie stawali pod Długosiodłem i Rudkami, oderwanie się od nacierających Polaków wcale nie oznaczało odpoczynku. Bistrom dał im w Mężeninie zaledwie godzinę na uporządkowanie szere gów, po czym już o 1.00 nakazał marsz na Łopuchowo. Również wielki książę Michał nie próżnował pod osłoną ciemności. Gdy parki artyleryjskie i tabory wreszcie nadrobiły odległość, ruszył czym prędzej na wschód, 28
I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 115. R. B i e l e c k i , Encyklopedia wojen napoleońskich, s. 182-183. 30 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 163. 29
w stronę przepraw na Narwi. Wiele wskazuje na to, że już nad ranem minął Tykocin, po czym przez Złotorię doszedł nareszcie do Żółtek (prawie 34 km od Mężenina), gdzie długi most umożliwił mu przejście przez rzekę31. Narew, która niegdyś groziła jego wojskom zagładą, teraz stała się pewnym gwarantem bezpieczeństwa gwardii — oddzielony od przeciwnika rzeką i mając za sobą Białystok, który w razie czego można było przysposobić do obrony — jej wódz tak naprawdę nie musiał się już niczego obawiać. Dogonienie wielkiego księcia, zanim przekroczył Narew, było już tego dnia dla wojsk polskich fizycznie niemożliwe. Istniała jeszcze pewna szansa pochwycenia kierowanej przez Bistroma ariergardy, ale potencjalne zyski związane z podobnym przedsięwzięciem raczej nie wyrównywały możliwych strat. A jednak Skrzynecki wraz z nadejściem poranka 20 maja postanowił, jak to ujął Mierosławski, „zdublować stawkę” i puścić się w dalszą pogoń32. Pierwszym, oczywistym celem był Mężenin. Dla Kru szewskiego, podobnie zapewne jak i dla większości żoł nierzy, przemarsz przez pobojowisko pod Rudkami nie stanowił miłego przeżycia: „Wiele trupów leżało, a wszys tkich już chłopi z butów i mundurów obdarli; trzeba się było domyślać, do którego narodu należą — z powodu wielkiego gorąca ciała ich były w tak krótkim czasie zsiniałe i opuchłe”33. W Mężeninie, bardzo pięknej wsi, gdzie nocował nie tak dawno wielki książę, przywitany przez okoliczne damy wódz naczelny wraz ze sztabem dowiedzieli się o szybkiej, nocnej rejteradzie Bistroma. Nic nie wskazywało na to, by poprzedniego dnia Mężenin miał się długo bronić w razie energicznej napaści, okazja do niej została jednak po raz kolejny zaprzepaszczona. „Wina spada najwięcej na opie 31 32 33
W . T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 334. L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s . 3 1 1 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 115.
szałość g-ła Skarżyńskiego, który miał największą sposob ność szkodzenia nieprzyjacielowi, będąc więcej na przodzie”34 — konkluduje słusznie Gawroński. Być może właśnie w tym miejscu, jeśli nie wcześniej, Skrzynecki postanowił podzielić swoje siły na dwie kolum ny, by zwiększyć efektywność pościgu. 1. i 3. Dywizje Piechoty miały kroczyć głównym traktem na Złotorię i niszczyć wszystko na swojej drodze. III Korpus Kawalerii Skarżyńskiego otrzymał tymczasem rozkaz skręcenia na południe, na Choroszcz, aby odciąć drogę odwrotu potenc jalnego przeciwnika na wspomniane już Żółtki i Złotorię35. W całym manewrze nie jest jasna jedynie rola 2. Dywizji Piechoty, która dołączyła do głównej armii w nocy. Prawdopodobnie potrzebowała odpoczynku, dlatego Skrzy necki trzymał ją z tyłu jako generalny odwód. Jak widzimy, wódz naczelny trafnie odgadł kierunek odwrotu gwardii, niestety ze sporym opóźnieniem. Jeśli manewr oskrzydlający na Choroszcz odniósł jakikolwiek namacalny skutek, to bodaj tylko taki, że Bistrom, lękając się odcięcia od gwardii, skierował się nie do Żółtek, lecz na północ, do Tykocina36. Tykocin miał dla Polaków istotne — historyczne i geo graficzne — znaczenie. Znajdował się tam pomnik het mana Stefana Czarnieckiego, który otrzymał starostwo tykocińskie w XVII wieku w zamian za zasługi w walce ze szwedzkim najeźdźcą. Czarniecki był dla wielu XIX-wiecznych Polaków niedoścignionym wzorem pat riotyzmu — nie ze względu na zwycięskie bitwy, których wcale nie miał aż tak dużo, ale na niezwykłą determinację w działaniu, cechę tak rzadką wśród generalicji powstania. Przebiegała tędy także bardzo ważna przeprawa przez 34
F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 163. 35 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 334. 36 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 255.
Narew. Rzeka rozdziela się za miastem na dwa koryta, tworząc pośrodku błotnistą wyspę. Tak utworzona grobla utrzymywała w 1831 roku cztery mosty — trzy mniejsze i jeden główny, wzniesiony z prądem rzeki. Mimo to przeprawa na drugi brzeg nie była wcale prosta. Główny most, widziany z góry, wyginał się po środku w dziwny, zakręcający w lewo zygzak, który premiował w momencie forsowania przeprawy raczej obrońców niż atakujących, bowiem ci pierwsi mieli więcej czasu na oddanie strzałów w trakcie pokonywania przez napastników zakrętu. Bistrom dotarł do miasta około 9.00. Uznał słusznie, że przekroczenie Narwi było w tej sytuacji priorytetem. Osłonięty przez rzekę mógł się połączyć z gwardią w Kny szynie (kierunek na Białystok) albo w ostateczności z Sackenem w Rajgrodzie. W Tykocinie, na lewym brzegu rzeki, rosyjski dowódca pozostawił dwie roty pułku finlandzkiego, za mostami zaś sześć pozostałych rot, wspartych dwoma działami. Nieco ponad 3 km za nimi stała lekka kawaleria generała Nostitza, dalej, w stronę Krypna, reszta rosyjskiej ariergardy37. Alarmowany obecnością Bistroma na swojej północnej flance wódz naczelny zatrzymał główne zgrupowanie polskich sił w Zawadach, prawie 15 km za Mężeninem. Ich awangarda (4. psk) widziała ze szczytu okolicznych wzgórz majaczący w oddali na północnym wschodzie Tykocin. Kruszewski, który szedł wraz z pułkiem, notował później: „mieszkańcy wiosek przyjmowali nas ze łzami, z unie sieniem radości, jak zbawców, rozumieli biedni, że już do nich nie powrócą Moskale. Po południu może była z 3-cia godzina, wyszliśmy na wzgórze, ujrzałem przed sobą Tykocin, za miastem po obu stronach kręto płynąca Narew, dalej litewskie pola i lasy. Serce mi bić zaczęło, dawna wielkość ojczyzny stanęła mi przed oczami”38. 37 38
Tamże. I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 115.
Początkowo wódz naczelny wysłał w stronę miasta jedynie oddział złożony dwóch-trzech batalionów 1. psp (z 1. Dywizji Piechoty) pod dowództwem Jerzego Langermanna, a także Ignacego Prądzyńskiego39. Obecność niechętnego Skrzyneckiemu kwatermistrza generalnego na pierwszej linii może nieco dziwić. Do głównej armii dołączył ponownie w nocy wraz z 2. Dywizją Piechoty. Zamoyski, dobrze znający obu, wspomina, jak rankiem 21 maja wódz naczelny polecił mu wezwać do siebie Prądzyńskiego: „Rozmowa między nimi była dość długa, wymawiali sobie winy wzajemne, a na koniec ze łzami uściskali się z obietnicą zapomnienia z obu stron o przeszłości”. Najprawdopodobniej Skrzynecki dostrzegł już niebezpieczeństwo pozycji, w jakiej się znalazł, i potrzebował niezawodnego doradcy, aby się z niej wyplątać. Czy trwała zgoda między nimi była jednak możliwa? Zamoyski odpowiada: „Oczywiście nie, bo charak tery zostały te same a stąd i te same powody do różności zdań i do ciągłego ich ścierania się”40. Chwilowo topór wojenny został zakopany. Zmierzający w kierunku Tykocina kwatermistrz generalny wysforował się przed piechotę w towarzystwie szwadronu Krakusów oraz kilku oficerów, między innymi Ignacego Kruszewskiego i Franciszka Gawrońskiego. Razem dotarli do rogatek miasta, gdzie zaskoczyła ich wszechobecna cisza. Nikt tym razem nie przyszedł powitać wybawców chlebem i solą, choć Kruszewski utrzymuje, że rozmawiał wcześniej z delegacją okolicznej ludności żydowskiej, która ponoć namawiała go do ataku na miasto41. Być może, dedukował początkowo Gawroński, cisza w Tykocinie była spowodowana tym, że Żydzi obchodzili szabas (21 maja wypadał w sobotę)42. 39
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 334-335. W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 207. 41 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 115-116. 42 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r, 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 164. 40
Podobne dywagacje zostały niebawem przerwane przez „komitet powitalny”, złożony z fińskich strzelców. Zgru powani wokół miejskiego rynku, nad którym górował pomnik Czarnieckiego, zaczęli oddawać pojedyncze strza ły w stronę stojących nieopodal jeźdźców. Finom rychło zaczęły wtórować dwa działa, również pozostawione przez Bistroma. Miasto błyskawicznie wypełnił kara binowy huk, wystrzelone wysoko kule gruchotały da chówki okolicznych domów43. Na szczęście na pomoc dowódcom przybył niebawem 1. psp. Na odgłos strzałów żołnierze szybko przyspieszyli marsz, wpadli zwartą kolumną na rynek miasta, po czym, oddając salwę, rozsypali się w poszukiwaniu ukrywającego się po zakamarkach nieprzyjaciela. Wśród polskich strzel ców był młody podporucznik Józef Patelski, weteran wielu bitew powstania i zarazem autor pisanych jędrnym językiem pamiętników. Wspomina w nich moment wejścia do Tykocina 21 maja: „O godzinie 4-tej z południa byliśmy w Tykocinie i tę dawną warownię Czarnieckiego udało nam się dosyć łatwo odebrać nieprzyjacielowi, gdyż wtar gnęliśmy do miasta wraz z oddziałem gwardji, przez nas ściganym, tak nagle i niespodziewanie, iż przed nami zatarasować się nie zdołano”44. Wiele wskazuje, że faktycznie żołnierze Bistroma nie spodziewali się przeciwnika w większej sile, szczególnie piechoty. Prawdopodobnie sądzono, bądź co bądź logicznie, że Polacy skierują wszystkie siły na Żółtki i Złotorię. Walka wśród zabudowań miejskich, gdzie bagnet często bywał poręczniejszy od kul, zamieniła się w krótkim czasie w serię mniejszych pojedynków i potyczek. W jed nej z nich omal nie zginął znany z odwagi podpułkownik Feliks Breański, bohater spod Białołęki i przyszły generał 43
Tamże. J. P a t e l s k i , Wspomnienia wojskowe Józefa Patelskiego z lat 1823-1831, Warszawa 1921, s. 14-8. 44
armii tureckiej: „Strzelec finlandzki, zaczajony za węgłem domu, wysunął się wprost na niego i sztucier przyłożył mu niemal do samych piersi. Kapitan Skrodzki, który jako adiutant pułkowy towarzyszył na koniu Breańskiemu, rzucił się na Finlandczyka i cięciem pałasza w głowę uprzedził wystrzał”45. Nieszczęsnego Skandynawa zakłuto bagnetami. Korzystając ze znacznej przewagi liczebnej, batalion 1. psp wyparł dwie roty Finów z miasta i zepchnął ich w stronę rzeki. Pułkownik Langermann znajdował się na czele pościgu, wraz z plutonem strzelców dopadł w końcu upragnionych mostów znajdujących się za miastem. Widok, jaki zastał, z pewnością nie natchnął go optymizmem. Wróg, wycofując się, zdołał zamknąć bramę, a właściwie wielki żelazny łańcuch, który zagradzał drogę na wspo mniany już główny most przez Narew. Co więcej, zarówno z niego, jak i kilku mniejszych mostów ściągnięto część belek, bowiem Finowie po obu stronach rzeki nie próż nowali, słysząc kanonadę od strony miasta46. Szybko, pośród prujących gęsto kul, Langermann i Prądzyński podzielili się zadaniami. Pierwszy postanowił zdobyć nadpsute mosty, drugi szarpnął za cugle konia i ruszył nawoływać żołnierzy znajdujących się bardziej w głębi miasta, aby zbierali drewno dla choćby prowizory cznej reperacji przepraw47. Porywczy Francuz zdecydował się wziąć przeszkodę frontalnym atakiem. Napór jego ludzi zerwał bramę, zaraz za nią zostali jednak przywitani rzęsistym ogniem z dru giego brzegu rzeki (prawdopodobnie także i wspomniana już wyspa pośrodku Narwi była obsadzona przez nie przyjaciela). Pod dzielnym Langermannem ubito konia, 45
Tamże. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 256. 47 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 164-165. 46
żołnierze 1. psp w pierwszej chwili podali zaś tyły. Oto, co ujrzał Ignacy Prądzyński, gdy zwrócił w tym momencie wzrok w stronę mostu: „Langermann sam jeden z szablą w ręku idzie po belkach na spotkanie batalionu. Zwracam się wówczas do pułku pierwszego, przedstawiając mu całą hańbę, jakąby się okrył, opuszczając nikczemnie cudzoziem ca, który przybył z tak daleka, aby objąć nad nimi dowództwo. Oddział wraca na te słowa, prowadzę go więc do jego dowódcy”48. Przybyły też kolejne bataliony 1. pułku. Mniej więcej w tym momencie z kwatery głównej dotarł rozkaz opano wania przepraw na Narwi, tym samym walka o kluczowe mosty rozpoczęła się na nowo. „1-szy batalion naszego pułku był nieczynnym, lecz za to wszystkie trzy inne bataljony użyte zostały do sforsowania przeprawy” — wspo mina Patelski. „Langermann, żywy i wesoły, jak każdy Francuz, straciwszy konia, pieszo z dobytym pałaszem w ręku, na czele żołnierzy z kompanii Olędzkiego i Machwitza, zachęcając okrzykiem «Vive ojcisna!», zdobywał most po moście. My pchaliśmy się za nim, krzyczeli z całego gardła «hurra» lub śpiewali «Jeszcze Polska nie zginęła», usiłując tym śpiewem i krzykiem zagłuszyć trzask granatów, rozwalających mosty, i jęk rannych spychanych naprędce z grobli dla ratowania od śmierci stratowania”. Niebawem nadeszły kolejne oddziały 1. Dywizji Pie choty, ale rosyjska obrona nie straciła przez to na zażartości. Zdobywanie dobrze bronionych przepraw, gdy dodatkowo przeciwnik dysponował wsparciem ar tyleryjskim, siłą rzeczy okazało się żmudne. Atakujący musieli skupić się w wąskiej kolumnie, podatnej na trafienia ze wszystkich stron. Na dobrą sprawę mogli liczyć jedynie na to, że obrońcy przelękną się impetu 48
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 142.
nacierających bądź ognia osłonowego z drugiej strony rzeki. Na szczęście pod Tykocinem Polacy mogli jeszcze skorzystać z innych, mniejszych mostów na Narwi, aby spróbować rozszczepić koncentryczny ogień nieprzyja ciela. Żołnierze parli nieustępliwie do przodu, prze skakując zdjęte belki i dodając sobie nawzajem otuchy. „I bez tej zachęty bataljony nasze rwały się naprzód i wpadały jak w otwartą czeluść piekła, niebaczne i nieświadome, iż opanowanie ostatniego mostu nie było zawisłem od woli i mocy ludzkiej”49. Do zmroku Polacy opanowali sześć z dziewięciu mostów na rzece. Pozostałe były już w dużej mierze zniszczone. Jeszcze przez jakiś czas pojedyncze strzały rozświetlały ciemność. W nocy Rosjanie zwinęli po kryjomu posterunki i odeszli, dając tym samym patrolom przeciwnika moż liwość wejścia na ziemię białostocką. Tym samym, kosztem prawie dwustu rannych i poległych (przy stratach rosyjskich rzędu 250-300 ludzi)50 przeprawa na Narwi została ostatecz nie zabezpieczona przez wojska polskie. Pozostaje pytanie o zasadność tej operacji. Zabezpiecze nie przeprawy ma dla armii sens tylko wtedy, jeśli ma ona zamiar z niej korzystać, choćby w sposób bierny, nic zaś nie wskazywało, by Skrzynecki, oglądający się cały czas za siebie, zamierzał przenieść działania wojenne na ziemie litewskie. Co więc chciał zyskać, decydując się na krwawe zdobywanie mostów? Prawdopodobnie potrzebował po prostu jakiegoś małego zwycięstwa dla poprawy morale wojsk. Być może sądził, że bohaterskie starcie o narewskie mosty będzie dobrze wyglądało w prasie. Główne siły Michała Pawłowicza nie znajdywały się jednak wówczas w Tykocinie, lecz w Złotorii, około 12 km 49
J. P a t e l s k i , Wspomnienia wojskowe Józefa Patelskiego z lat 1823-1831, s. 149. 50 Por.: W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 335 oraz A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 256.
na wschód, gdzie Narew utrzymuje jeszcze swój połu dnikowy bieg. Miasteczko leżało w 1831 roku po prawej, „litewskiej” stronie rzeki. Od strony Królestwa zasłaniały ją jedynie dwa niskie budynki — komora celna oraz biuro urzędników pobierających myto. Za domami rozciągała się w kierunku zachodnim równina, a za nią wzgórza, z których można było obserwować okolicę. Jak już wiemy, wielki książę Michał przeprawił się przez tutejszy most jeszcze nad ranem. Po drugiej stronie Narwi pozostawił jedynie pułk kirasjerów gwardii, który prawdopodobnie patrolował zachodnie wybrzeże. Powie rzenie tego zadania kirasjerom rosyjskim, ciężkiej kawalerii wzorowanej na francuskiej jeździe, ubranej w kirysy i kaski, było posunięciem nieco zaskakującym. Stanisław Jabłonowski, którego bateria ścigała gwardię tego dnia wraz z korpusem jazdy Skarżyńskiego, dobrze zapamiętał, jakie wrażenie zrobili na nim ci jeźdźcy, z których kilku dostało się do niewoli: „Jeszcze nie widziałem tak ciężkiej jazdy: oprócz zwyczajnego uzbro jenia kirasyerskiego w pałasz ciężki, karabin z bagnetem i parę pistoletów, jeszcze mieli dodane wielkie rycerskie piki bez chorągiewek. Niezawodnie przyborami każdego z nich można było doskonale uzbroić czterech kawalerzystów”51. By przegonić uzbrojonych po zęby gigantów, wystarczył pojedynczy pułk ułanów (dokładniej 2. puł z brygady Ludwika Kickiego)52, którego Skarżyński puścił przodem dla zbadania przeprawy. Dochodziła 12.00, gdy cały III Korpus zbliżył się wreszcie do Narwi i z okolicznych wzgórz mógł spojrzeć na Złotorię. Stamtąd Jabłonowski zdołał jeszcze wypatrzyć rejterujących za rzekę jeźdźców rosyjskich, ich sztab, kasę pułkową oraz dwa działa. Skarżyński, nie mając zapewne 51
S. J a b ł o ń o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s . 8 2 . 5? W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 334.
dokładnych informacji na temat liczebności przeciwnika, nie podjął energiczniejszego pościgu za uchodzącymi53. Tymczasem Rosjanie nie próżnowali. Wielki książę Michał rozkazał rozmieścić po swojej stronie rzeki silną baterię dwudziestu czterech dział. Pod ich osłoną jeden z najstarszych i najbardziej elitarnych oddziałów gwardii — pułk siemionowski — miał rozebrać most i uwolnić swego dowódcę raz na zawsze od ścigającego go nie przyjaciela54. Kazimierz Skarżyński niewiele mógł zrobić, aby mu w tym przeszkodzić. Wciąż czekał na piechotę, bez której nie sposób było szturmować mostu. Obiecana mu 2. Dywi zja Piechoty znajdowała się jednak jeszcze daleko w tyle i nie było jej pisane wejść 21 maja do walki. Bohaterem dnia został wyróżniający się dowódca 4. ba terii lekkokonnej, podpułkownik Józef Bem. Zirytowany bezczynnością zabrał ze sobą dwa działa szóstego plutonu baterii pod dowództwem porucznika Rupniewskiego i umie ścił je niemal dokładnie pomiędzy dwoma wspomnianymi budynkami po polskiej stronie rzeki. Osłonięty przez nie z boków zaczął ostrzeliwać działa rosyjskie, co sprowoko wało ich natychmiastową reakcję. „Cała nasza dywizya na wierzchołku pagórków rozstawiona przyglądała się wido kowi tej gimnastyki artyleryjskiej” — napisał Jabłonowski. „Trwało to aż do znudzenia, bo od 10-tej z rana do późnej nocy Bem i Rupniewski z dwóch dział strzelali, a ta dobroduszna artylerya nieprzyjacielska moc ładunków napróżno zmarnowała”55. Dla Polaków pojedynek przy słowiowego Dawida z Goliatem musiał stanowić faktycznie nie lada widowisko. Przy tym Bem, później bohater spod 53
S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s . 8 4 . 5 4 A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 257. 55 S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s . 8 5 .
Ostrołęki i generał węgierski, wykazywał się tego dnia nie lada fantazją. Gdy tylko jego ludzie zgłodnieli, zobowiązał się przynieść im posiłek; cały III Korpus obserwował, jak „podpułkownik Bem sam idzie i wśród kul i granatów ser, chleb, mięso i inne wiktuały wynosi i kanonierom rozdaje”. Po południu do polskich kawalerzystów podjechał nie spodziewany przybysz. Jabłonowski wspomina: „Leżałem sobie w bezpiecznym miejscu na wzgórzu, przypatrując się kanonadzie, gdy nadjechał podpułkownik Władysław Za moyski i rozmawiając ze mną, podał mi myśl, bym jechał z nim do Bema i Rupniewskiego”. Młody kapitan wszak nie palił się do zdobywania tego dnia wawrzynów. „Przy znam się, że kiedy mi każą, święcie dopełniam rozkazu, zresztą od początku wojny dosyć mi było kul i granatów ponad głową przeleciało i spodziewałem się, że jeszcze nieraz na nie będę wystawiony, więc od razu odmówiłem tego przyjemnego spaceru” — napisał po latach. „Sam więc Zamojski pojechał. Śliczny to był widok widzieć tego oficera, werstę blizko najwolniejszym stępem wśród nawału kul i granatów jadącego”56. Zamoyski potwierdza swoją ekspedycję w kierunku rażonej ogniem baterii. „Bem stał przy działach i ja tam dojechałem. Wkrótce zauważyłem, że kule nieprzyjaciela, acz pozycyjne, zaledwie nas dosięgały, że przeto nasze działa lekkie sześciofuntowe nie czyniły żadnej nieprzyja cielowi szkody. Pozwoliłem sobie z uszanowaniem na stręczyć Bemowi przesunięcie bateryi o kilkaset kroków naprzód. Wskazałem nad samą rzeką brzeg nieco wzniesio ny, za którym działa nasze bezpieczniej stać mogły [...]. Bem po chwili namysłu spojrzał na mnie nieco zdziwiony, pochwalił radę i wydał rozkaz”. Przyjaźń generałów prze trwała powstanie, niejednokrotnie spotkali się jeszcze na emigracji. „Byłem wiekiem o wiele od niego młodszy, 56
Tamże, s. 88-89.
więc zapamiętał i później wspominał to pierwsze, jak się wyrażał, poznanie się nasze” — napisał Zamoyski57. Znaczenie niemal całodniowej kanonady okazało się symboliczne. Polacy nie byli w stanie zapobiec zniszczeniu mostu, ale nie ponieśli również wielkich strat. Co prawda, Puzyrewski twierdzi, że Rosjanom udało się zniszczyć jedno polskie działo i dwa jaszczyki amunicyjne, Jab łonowski dementuje jednak te dane, konkludując:, Jedynym rezultatem tej czynnej kanonady było zabicie krowy, którą strażnicy w stajni zapomnieli”58. Niewielkimi potyczkami pod Złotorią i Tykocinem zakończył się ostatecznie trwający dwa dni forsowny i nie do końca logiczny pościg za gwardią Michała Pawłowicza. Straciła ona w toku całej operacji — od momentu nawią zania kontaktu bojowego z Polakami — łącznie 38 oficerów i 689 szeregowych59, co trzeba uznać za wynik wysoce rozczarowujący, biorąc pod uwagę rozmach wyprawy polskiej. Oddziały wielkiego księcia zostały w końcu wymanewrowane poza terytorium Królestwa Polskiego, nie straciły jednak prawie nic ze swojej wartości bojowej i wciąż stanowiły poważne zagrożenie dla powstania. Straty Polaków w ludziach były podobne60, choć pod minowanego zaufania żołnierzy do swoich dowódców nie sposób obiektywnie zmierzyć. Większość armii polskiej spędziła noc z 21 na 22 maja w Tykocinie. Dla wielu rannych służby medyczne zor ganizowały szpital w miejscowym klasztorze bernardynów. Józef Patelski był tam zaledwie chwilę, a i tak widok, jaki tam zastał, wrył mu się głęboko w pamięć: „Jakiż wzrusza jący obraz nędzy i cierpień ludzkich przedstawiał wówczas 57
W . Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, s . 208. S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s . 8 6 . 59 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 335. 60 I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s . 143. 58
przybytek Pański! Uchodząc z niego co prędzej, wzrok mój zatrzymał się pomimo woli na skrwawionej beczce z cukru, spojrzałem na nią i ujrzałem zarzuconą odciętemi nogami i rękami żołnierzy...”61. Skrzynecki wraz ze swoim sztabem wymościł sobie gniazdko w obszernym domu na przedmieściach Tykocina. Naczelny wódz przez cały dzień, pomimo dokuczliwego upału, demonstrował spokój i opanowanie, objeżdżając pozycje, które zajmowały jego wojska. 1. i 3. Dywizje Piechoty nocowały na obrzeżach miasta, tylko cztery działa ustawiono na rynku, pod pomnikiem Czarnieckiego. Gaw roński opisuje: „Konie pomieszczone, furaż z magazynu dostają, obiad nam wieczorem dają, wina Żydzi przynoszą [...]; ja z g-łem Załuskim w osobnym pokoju stoję i piszę rozkazy dalsze, mój pamiętnik wyprawy zapełniam i listy do swoich; reszta oficerów częstują się niepospolicie”62. 22 MAJA PRZED POŁUDNIEM
Przebieg wyprawy na gwardię, a także jej ogromne znacznie dla sprawy powstania z oczywistych względów bardzo interesowały opinię publiczną w Warszawie. Przed stawiciel dyplomatyczny Królestwa Francji w mieście stołecznym, Raymond Durand, pisał kilka dni wcześniej w raporcie do swego rządu: „Nadzieje, jakie wiążę się z operacją podjętą przez polskiego wodza, umocniły się od dwu dni dzięki doniesieniom o sukcesie, choć do tej pory doniesienia te nie potwierdziły się”63. Prezes Rządu Naro 61 J. P a t e l s k i , Wspomnienia wojskowe Józefa Patelskiego z lat 1823-1831, s . 150. 62 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s . 166. 63 R. D u r a n d, Depesze z powstańczej Warszawy 1830-1831: raporty konsula francuskiego w Królestwie Polskim, tłum. R. B i e l e c k i , Warszawa 1980, s. 170.
dowego, książę Czartoryski, już od jakiegoś czasu planował wysłanie do polskiej kwatery głównej przedstawiciela swojego gabinetu (początkowo wysłannikiem miał być Stanisław Barzykowski, późniejszy historyk powstania), by skłonić wodza naczelnego do energiczniejszego działania. Dochodzące do rządu wieści o niefortunnym przebiegu wyprawy, a także prawdopodobnie wspomniany już list Władysława Zamoyskiego skłoniły księcia do zmiany zamiarów i udania się w widły Bugu i Narwi. Natłok obowiązków sprawił, że Czartoryski wyruszył z Warszawy dopiero 20 maja w towarzystwie Henryka Lubomirskiego, znanego działacza niepodległościowego, który przybył niedawno z Galicji64. Drogę do Tykocina książę Adam musiał z pewnością przebyć w zmartwieniu. Z raportów wodza naczelnego, przesłanych do Warszawy, wynikało jasno, że gwardia nie została zniszczona65, nie było też tajemnicą, iż w obozie polskim panuje bałagan i niezgoda. Szczęśliwym dla podróżnych zrządzeniem losu w nocy z 21 na 22 maja napotkali jadącego traktem z Mężenina do Tykocina Henryka Dembińskiego. Generał spędził cały poprzedni dzień w Łomży, czuwając nad reperacją mostów. Około wieczora otrzymał rozkaz wyruszenia do Tykocina, co niezwłocznie zrobił, stąd to niespodziewane spotkanie. Czartoryski zaprosił uprzejmie Dembińskiego do wnętrza swojego powozu i zaczął go wypytywać. Potrzebował każdego, choćby najbardziej subiektywnego skrawka infor macji. Generał tak zapamiętał tę rozmowę: „Książę zapytał mnie, jak rzeczy idą? Odpowiedziałem: «idą jak najgorzej». — «Jakto? mówił, i z czyjejż to winy?». «Nikt od niej wolnym nie jest», odrzekłem. Szkodzić nikomu nie chciałem, czego zawsze dawałem dowody; lecz chciałem aby wpływ 64
S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . III, s. 431. B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 25-26, 34-35, 63. 65
i powaga Prezesa Rządu dała uczuć, komu należy, że mamy prawo wymagać więcej energii w działaniu. Zapytany o szczegóły, odpowiedziałem: «Robimy forsowne marsze, a w chwili gdy trzeba na nieprzyjaciela uderzyć i wszelkie dla nas okazują się korzyści, wahamy się, i najdroższy czas na niczem upływa»”66. Gdy książę dotarł wreszcie do Tykocina w godzinach porannych, okazało się, że wodza naczelnego nie ma akurat w kwaterze głównej. Dla Skrzyneckiego i jego żołnierzy 22 maja zaczął się piękną, słoneczną pogodą. Nic nie zapowiadało mających nadejść problemów. Rankiem do kwatery głównej dotarł jeniec, przysłany przez generała Chłapowskiego. Był nim pułkownik Schamhorst, syn sławnego twórcy pruskiej Landwehry, niemieckiego boha tera wojny przeciwko Napoleonowi67. Służył on w armii rosyjskiej jako adiutant wielkiego księcia Michała Paw łowicza. Ludzie Chłapowskiego złapali go, gdy wracał do przełożonego z rozkazami Dybicza. Po przesłuchaniu Schamhorsta uzyskano informacje o kiepskim stanie koni w obozie głównej armii Dybicza. Już niebawem dane te się potwierdziły68. Tak się składało, że na 22 maja 1831 roku przypadała niedziela, dodatkowo były to Zielone Świątki. Znany z graniczącej z dewocją pobożności wódz naczelny nie mógł sobie podarować obecności na mszy, odprawionej w leżącym nieopodal kościele ojców pijarów. Świątynię ufundowała wiele lat wcześniej familia Sanguszków, przy czym traf chciał, że dwaj potomkowie rodu, bracia Roman i Władysław, byli akurat adiutantami wodza naczelnego69. 65
H . D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s . 205. F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 168. 68 D. C h ł a p o w s k i, Pamiętniki, s. 56. 69 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1839/31 i kronika pamiętnikowa, s . 168. 67
Równolegle bądź zaraz później odbyła się uroczysta msza dziękczynna na rynku miasta, gdzie wystawiono piękny ołtarz. Okoliczni mieszkańcy mogli po raz pier wszy od bardzo dawna podziwiać polskich żołnierzy, którzy stali pośrodku miasta, sformowani w ogromny czworobok. Grzmiały salwy z dział, biły dzwony — w Tykocinie panowała niemal atmosfera festynu70. Chyba tylko obecni na nabożeństwie oficerowie nie podzielali wszechobecnej sielanki. Kruszewski wspomina z goryczą: „gorzkie to były dzięki, któreśmy Bogu składali — należało Go chyba błagać o przebaczenie. W tem mieście, gdzie pamięć śmiałego Stefana Czar nieckiego obejmie każde serce polskie, jakież smutne porównanie cisnęło do myśli między nim a generałem Skrzyneckim!”71. Gdy wódz naczelny, zapewne dobrze usposobiony po udanej uroczystości, wrócił do swej kwatery głównej, gdzie zastał niecodziennych gości — prezesa Rządu Naro dowego oraz powszechnie szanowanego Henryka Lubomir skiego. Witając Skrzyneckiego, książę Adam rzucił: „Pocztą trzeba doganiać jenerała”72. Każdy, kto znał chociaż trochę Czartoryskiego, mógł się domyśleć, ile ironii ukrył pod tym kurtuazyjnym stwierdzeniem. Skrzynecki nie stracił jednak nic z tonu. Reszta przed południa upłynęła na rozmowach i dyplomatycznych gestach wobec przedstawiciela najwyższej władzy cy wilnej. Wódz naczelny pokazał gościom słynny pomnik Czarnieckiego, razem też przeszli na drugą stronę Narwi, aby wypić na ziemi litewskiej toast za powodzenie grupy Chłapowskiego73. 70
S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 2 . I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s . 118. 72 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . III, s. 432. 73 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s . 169. 71
Cały dzień popsuł około 11.00 kurier74, który przywiózł datowaną na 21 maja wiadomość od generała Łubień skiego75. Ostrzegał on, że niedźwiedź, dotychczas uśpiony po drugiej stronie Bugu, się przebudził. Feldmarszałek Dy bicz wraz z całą armią rosyjską zmierzał na pomoc gwardii.
74
S . B a r z y k o w s k i , Historyapowstania listopadowego, t . I V , s . 3 . B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 66-67. 75
DZIAŁANIA NA POZOSTAŁYCH FRONTACH WYPRAWY NA GWARDIĘ (14-22 maja)
DZIAŁANIA GŁÓWNEJ ARMII ROSYJSKIEJ
Bierność rosyjskiego korpusu ekspedycyjnego w kluczo wych dniach (14-20 maja) może się początkowo wydawać zupełnie niezrozumiała, zwłaszcza wobec wydarzeń, które miały miejsce na północy, w widłach Bugu i Narwi. Feldmarszałek Dybicz podarował Polakom prawie cały tydzień, a więc aż nadto czasu, na osaczenie i zniszczenie gwardii. Dlaczego? Najbardziej prawdopodobne wydaje się przypuszczenie, że rosyjski dowódca nie wierzył, by wojska Skrzyneckiego, nawet przy całym ich rozwoju liczebnym od początku powstania, ośmieliły się zagrozić wielkiemu księciu Michałowi. Dochodzi także wiele mniej istotnych czynników — jak dezinformacja i psychologia — które, zebrane razem, byłyby w stanie przesądzić o biegu niejednej, nawet prowadzonej z większym roz machem kampanii. Tymczasem feldmarszałek Dybicz znajdował się w Ję drzejowie, skąd przegonił 13 maja korpus Umińskiego. Zaskoczony silnym oporem Polaków zdecydował się za trzymać dalszy marsz, przekonany, że reszta sił prze ciwnika znajduje się nieopodal (co akurat 13-14 maja jeszcze nie mijało się z prawdą) i w każdej chwili
może go zaszachować jak niegdyś pod Kuflewem. 14 maja nakazał wojskom powrót na pozycje wyjściowe w widłach rzek Kostrzynia i Liwca, niedaleko Siedlec1. Tego samego dnia otrzymał od wielkiego księcia Michała wiadomość 0 wzmożonej aktywności Polaków w rejonie Serocka, jednak początkowo zrzucił ją na karb nagłaśnianej wów czas wyprawy na Litwę. Do mylnego rozpoznania zamiarów przeciwnika przyło żył się też inny zbieg okoliczności. W tym samym meldunku znajdowało się nazwisko Umińskiego jako do wodzącego siłami przeprawiającymi się w Serocku, tym czasem Dy bicz i Toll wiedzieli już na podstawie korespon dencji, że Umiński znajdował się w okolicach Kałuszyna 1 to on walczył z nimi poprzedniego dnia2. Informacje te tylko pogłębiły wrażenie, że wielki książę, dyletant w spra wach wojskowych, wszędzie wietrzy zagrożenie. Tymczasem jeszcze 17 maja rosyjskie czaty donosiły, że polskie oddziały są rozlokowane w rejonie Mińska Mazo wieckiego. Trochę niepokoju mogły przysporzyć feldmar szałkowi jedynie podjazdy przeciwnika w Jadowie i Dobrem na północy. 18 maja postanowił oddelegować w ten rejon silny oddział generała Kismera (brygadę ułanów i dwa pułki kozaków)3 do strzeżenia traktu prowadzącego przez Liw do Nura nad Bugiem. W tym samym dniu wysłał wielkiemu księciu list, w którym zalecał, aby w razie kontaktu z przeciwnikiem skierować kroki gwardii na Białystok, sam zaś obiecał w podobnym wypadku najpóź niej do 21 maja zająć Nur, aby oba ugrupowania mogły zachować łączność4. Nic nie wskazuje, by opisane posunięcia były podyk towane realnymi obawami. Feldmarszałek doradzał już 1 2 3 4
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 321. Tamże. S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 4 . W. T o k a r z, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 336.
wcześniej wielkiemu księciu korektę w rozłożeniu sił, konieczność zaś zapewnienia bezpieczeństwa drodze na Nur była zrozumiała bez zbędnego tłumaczenia. 18-19 maja nie dotarły, ze zrozumiałych względów, żadne wiadomości od niemal okrążonej gwardii. O zajęciu przez Łubieńskiego Nura Dybicz dowiedział się 18 maja niemal przez przypadek od operującej na północy grupy Kismera5. Feldmarszałek początkowo najwyraźniej zbaga telizował fakt zdobycia przez Polaków miasta. Być może sądził, że to kolejny po korpusach Dwernickiego, Sierawskiego i Chrzanowskiego oddział Polaków, który został wysłany w niedotknięte przez wojnę regiony do zdobycia zaopatrzenia bądź rekruta. By zneutralizować potencjalne zagrożenie, rosyjski dowódca wyprawił 19 maja w kierunku Sokołowa (27 km na północ od Siedlec) straż przednią pod dowództwem generała Ugriumowa (1. Dywizję Grenadierów, sumski pułk huzarów oraz grupę Kismera)6. Wraz z nią, choć docelowo znacznie dalej (aż nad Bug), miał się udać szef sztabu armii, Karl Toll, aby zbadać możliwość przeprawy przez rzekę. Informacje, jakie Toll pozyskał w trakcie krótkiej es kapady, musiały bez wątpienia poważnie zaniepokoić feldmarszałka. Nur był obsadzony nie przez niewielki polski oddział, jak początkowo przewidywano, lecz korpus w sile ponad dywizji. Co gorsza, forsowanie w tym miejscu przeprawy nie rokowało dużego powodzenia, gdyż zajęty przez przeciwnika północny brzeg rzeki wy raźnie górował nad południowym. Toll doradzał stanowczo przeprawę w okolicach wsi Granne, 19 km na południe od Nura. W tym miejscu nie tylko nie stwierdził ak tywności nieprzyjaciela, ale także oprzeć swoje działania 5 6
Tamże. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 260.
na magazynach zaopatrzenia, rozlokowanych w Bielsku i Brańsku7. Dybicz skwapliwie przystał na ten projekt. Trudno stwierdzić, czy już wówczas poważnie liczył się z moż liwym niebezpieczeństwem, grożącym gwardii Michała Pawłowicza. Musiał wszakże odblokować strategiczny most w Nurze w myśl zaleceń, które udzielił wielkiemu księciu. Rozpoczynając wielki marsz na północ, feldmarszałek podzielił siły na trzy duże grupy. Lewa kolumna pod dowództwem hrabiego Pahlena I (trzy dywizje piechoty, dwa pułki huzarów oraz dwa pułki kozackie Sekretowa i Borisowa) miała iść w kierunku Węgrowa. Umieszczona w centrum grupa księcia Szachowskiego (dywizja grena dierów, oddział pieszy gwardii oraz pułk huzarów) zmie rzała na Sokołów. Prawa kolumna pod dowództwem hrabiego Witta (dywizja kirasjerów, artyleria rezerwowa wraz z kompanią asekuracyjną oraz pociągi wojskowe i pułk huzarów grodzieńskich) kierowała się na Rogów. Razem ze strażą przednią Ugriumowa siły te liczyły 55 batalionów piechoty, 67 szwadronów jazdy, 197 dział i 18 sotni kozackich (bez niej 46,5 batalionu, 58 szwadronów i 148 dział), a więc nieco ponad 40 000 żołnierzy. Nawet jeśli doliczymy pozostawiony na straży Siedlec oddział Pahlena II (dwie brygady piesze, batalion saperów, trzy pułki huzarów, dwa pułki ułanów, pułk kirasjerów oraz dwa pułki kozaków Ilina i Jegorowa — łącznie 9 batalio nów, 32 szwadrony, 26 dział i 12 sotni kozackich)8 oraz oddział Sackena, uciekający w tym czasie przed Giełgudem w kierunku Litwy, łatwo spostrzeżemy, jak wielkie straty ponieśli Rosjanie przez cztery miesiące wojny w Królestwie. Przetrzebione chorobami oraz brakiem zaopatrzenia wojsko Dybicza było już zaledwie cieniem dumnego korpusu 7
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 336. Por. tamże i A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 260. 8
ekspedycyjnego, który w sile 120 000 rozpoczynał tłumie nie powstania w lutym tego roku. Obliczając, być może trochę przesadnie, straty Rosjan w toku całej kampanii aż do połowy maja na 70 000 żołnierzy, Ludwik Mierosławski z uniesieniem pyta: „Czyż te cyfry nie są najwymowniejszym dowodem radykalnej bezsilności najazdów moskiewskich nad Wisłą, ile razy dobrowolnie nie złożymy przed niemi broni?”9. Dopiero późnym wieczorem 20 maja Dybicz otrzymał meldunek wielkiego księcia Michała, datowany na 18 maja. Nadchodzącej nocy rosyjski dowódca na pewno nie przespał. Przecież podczas gdy jego żołnierze maszerowali w stronę Bugu, po gwardii w Międzyrzeczu Łomżyńskim mógł już równie dobrze pozostać tylko popiół. Już samo dopuszczenie do podobnej sytuacji groziło gniewem cara w Petersburgu. W obecnej sytuacji rosyjscy żołnierze siłą rzeczy musieli się spieszyć. 21 maja awangarda generała Ugriumowa przerzuciła w ekspresowym tempie dwa mosty niedaleko Grannego. Pierwsze siły rosyjskie przeszły na drugą stronę Bugu jeszcze tego samego dnia10. Od 17 maja, gdy wypędził Rosjan z miasta, generał Tomasz Łubieński organizował swoje siły w Nurze. Nie znając dokładnego położenia przeciwnika w regionie, rozpoczął przygotowywanie dobrego wywiadu, co akurat wyszło mu nie najgorzej. Rozsyłane we wszystkie strony podjazdy zapewniły mu stały dopływ dość dokładnych informacji na temat przeciwnika, zwłaszcza dotyczących grupy bojowej Dybicza. Polski generał stosunkowo szybko dowiedział się choćby o ruchu Kismera z 18 maja11. Niestety trzeba też przyznać, że nie potrafił efektywnie ich wykorzystać. 9 10 11
L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s . 317-318. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 337. Tamże.
Choć wiedział o potężnej luce między gwardią a wojskami Dybicza, nie zdecydował się chociażby na energiczniejsze działanie przeciwko pełnym magazynom rosyjskim w Bielsku i Brańsku na wschodzie. Brak inicjatywy obciąża go tym bardziej, że wcześniej osobiście zobowiązał się unieszkodliwić wspomniane bazy zaopatrzeniowe (między innymi przed generałem Chłapowskim)12. Chłapowski zajął oba miasta 21 i 22 maja, ale nie zniszczył magazynów, sądząc zapewne, że leży to w gestii Łubieńskiego13. Jeden śmiały zagon dywizji kawalerii Józefa Kamieńskiego mógł tego dokonać bez problemu. Niestety, Tomasz Łubieński, o czym już wcześniej pisaliśmy, nie był śmiałym dowódcą. Zamiast pokusić się 0 większą zdobycz, wysłał jedynie 19 maja skromny oddział Jakuba lewińskiego (batalion 3. pułku piechoty i dwa szwadrony Mazurów)14 w stronę mniejszego rosyjskiego magazynu w Ciechanowcu, 12 km na wschód od Nura. Lewiński, który wyruszył wieczorem, postanowił po dzielić swoje siły i wziąć garnizon wsi podstępem z kilku stron: „Nie poszedłem traktem głównym, lecz bocznemi dróżkami przez lasy, by wejść z tyłu do Ciechanowca od strony Siemiatycz, a miałem przewodnika młynarza, dos konale z miejscowością obznajomionego”. W drogę wziął ze sobą jedynie połowę wspomnianego batalionu piechoty 1 jazdę. „Pułkownik Jastrzębski, dowódca 3-go pułku piechoty, z drugim pół batalionem, zabrawszy wszystkie całego naszego korpusu furgony i tyle fur, ile tylko z okolic spędzić można było, udał się w prostym kierunku, głównym traktem, ku Ciechanowcu”15. Okolica, w odróżnieniu od 12 Wskazuje na to między innymi korespondencja ze sztabem głównym. Patrz: B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 6 7 , 13 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 228. 1 4 Tamże, s. 3. 15 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 0 .
pozostałych części Międzyrzecza Łomżyńskiego, była na skutek przemarszów rosyjskich ogołocona z zaopatrzenia, dlatego Lewiński zamierzał wziąć z Ciechanowca wszystkie dostępne produkty. Podstęp się powiódł. Wprawdzie Rosjanie strzegący magazynu spostrzegli w porę oddział Jastrzębskiego i zdą żyli zrzucić dla bezpieczeństwa okoliczny most na Nurcu, ale pojawienie się rankiem 20 maja dodatkowej piechoty na drodze z Siemiatycza, a także jazdy, która odcięła drogę odwrotu z Ciechanowca, do reszty złamało wolę walki obrońców. Lewiński wziął 200^4-00 jeńców16, liczne zaś zapasy zgromadzone w tutejszych magazynach od tej chwili miały służyć korpusowi Łubieńskiego. To, czego nie zdołano unieść, rozdano okolicznym włościanom17. Potyczka pod Ciechanowcem stanowiła wszak jedyny pozytywny aspekt działalności generała Łubieńskiego w tych dniach. Choć dowiedział się błyskawicznie, że Rosjanie przerzucają 21 maja mosty w Grannem18, nic nie zrobił, by im w tym przeszkodzić. 22 maja po drugiej stronie Bugu znajdowała się już niemal cała armia Dybicza. Zegar odliczający czas do podjęcia jakiejkolwiek akcji zaczął tykać coraz głośniej. Na szczęście Rosjanie spowolnili ruchy. Rankiem 21 maja feldmarszałek Dybicz odebrał od wielkiego księ cia Michała informacje o bezpiecznym wycofaniu się gwardii za Narew. Teraz mógł się spokojnie zastanowić nad dalszym kierunkiem działań. Korespondencyjnie po lecił wielkiemu księciu posuwanie się przez Białystok w stronę Bielska na południu. Michał Pawłowicz miał 16
s.
Por.: S . B a r z y k o w s k i , History a powstania listopadowego, t . I V , 3 oraz J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki
z 1831 roku, s. 51. 17 J. Lewiński,
Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
roku, s. 5 1 . 1 8 B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 6 7 .
zebrać po drodze wszystkie dostępne siły, aby w razie natarcia Polaków efektywnie związać Skrzyneckiego wal ką. W razie zbyt silnej presji przeciwnika najbardziej pożądanym rozwiązaniem byłoby wycofanie się w kierun ku Grodna. Każda rzeczka, każdy fragment umocnień oraz okazja do działań zaczepnych miały być wykorzystane, by spowolnić ruch Polaków. Dybicz wciąż jeszcze nie wie dział, że polski wódz naczelny znajduje się daleko za gwardią, w Tykocinie, skąd nie miał zamiaru ruszać dalej na wschód. Dopiero kolejne doniesienie dowódcy gwardii przekonało o tym dobitnie feldmarszałka19. Przeprawa postępowała sprawnie. Do południa 21 maja rzekę przekroczył za Ugriumowem hrabia Witt z dywizją kirasjerów. Wieczorem tego dnia ukończono w Grannem drugi most, z którego od razu skorzystał książę Szachowski — jego kolumna przeszła Bug jeszcze przed zapadnięciem zmroku, przy czym dla pośpiechu część jazdy przeprawiła się w bród, poniżej mostu. W ten sposób w Grannem i leżącym nieopodal Perlejowie znalazły się jeszcze tego samego dnia dwie główne kolumny rosyjskie, tutaj też nocowały wraz ze swoją kwaterą główną. Najbardziej z tyłu znajdowała się kolumna Pahlena I, z którą szły artyleria i tabory. 21 maja zdążył z nimi dojść zaledwie do Sokołowa. 22 maja, gdy ociężały oddział Pahlena wyruszył wreszcie z Sokołowa w stronę przeprawy, Witt otrzymał rozkaz udania się wraz ze swoim oddziałem w stronę Ciechanowca20. BITWA POD NUREM
Wacław Tokarz, wybitny historyk powstania listopado wego, w publikacji Wojna polsko-rosyjska niezwykle krytycznie oceniał działania Łubieńskiego z 21-22 maja. 19 20
A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 260. Tamże, s. 194-195.
Jeśli miał on zamiar się bronić do upadłego przed Ros janami, to pozycja pod Ciechanowcem — bagnista i osło nięta przez Nurzec — była znacznie lepsza od zajmowanej przez niego w tym czasie. Jeśli zaś od razu miał zamiar podać tyły, to droga na Czyżewo (14 km na północ) stała otworem i powinien jak najszybciej z niej skorzystać. Każde z rozwiązań, choć obarczone oczywiście man kamentami, wydawało się bez porównania lepsze niż dalsze pozostawanie w Nurze21. A jednak polski generał nie ruszył się z Nura, choć już rankiem 22 maja wiedział z całą pewnością, że korpus generała Iwana Witta (9,5 batalionu, 40 szwadronów i 32 działa, łącznie około 8500 ludzi)22 znajduje się w Ciecha nowcu, kilka godzin później zaś, iż zmierza już na Nur. Generał Jakub Lewiński, który dzień wcześniej wrócił z Ciechanowca, tak opisuje powody tej zwłoki: „Jenerał Łubieński [...] chciał czekać do wieczora i pod noc dopiero opuścić Nur [...]: najpierw dlatego, żeby zgromadzić porozsyłane patrole, a mianowicie patrol pod komendą kapitana Bernarda Potockiego na zwiady wysłany do Ślepowron; następnie dlatego, iż według instrukcyi miał, cofając się, mieć nieprzyjaciela na oku, a ściśle do tych wyrażeń zastosować się pragnął”23. Faktycznie, zachowały się stosowne rozkazy z kwatery głównej, potwierdzające to przekonanie24. Problem w tym, że z Ciechanowca Witt miał bliżej do Czyżewa niż wojska Łubieńskiego z Nura25, pojawiła się więc realna groźba przecięcia komunikacji tych ostatnich ze zgrupowaniem Skrzyneckiego. 21
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 339-340. A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 261. 23 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 2 . 24 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s . 63-64. 25 W. T o k a r z, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 340. 22
Na początku Polacy nie wierzyli najwyraźniej, by słynący raczej z powolności Dybicz ośmielił się na bardziej energiczne kroki. Czołową kolumną wojsk rosyjskich dowodził tym razem jednak nie flegmatyczny feldmar szałek, lecz Iwan Witt, któremu pomagał dopiero co przybyły z Petersburga generał Fiodor Berg. Młody, palący się do działania Berg wielokrotnie jeszcze dał się we znaki Polakom, zarówno w trakcie tej wojny, jak również kilkadziesiąt lat później, będąc namiestnikiem Królestwa Polskiego. Pierwszą próbkę swoich możliwości pokazał wszakże właśnie pod Nurem 22 maja. Już pierwsze starcia tego dnia zakończyły się dla Polaków niepomyślnie. Pod Tymiankami Rosjanie rozbili dwa szwa drony Mazurów, pozostawione na czatach. Od jeńców Witt dowiedział się, że Łubieński wciąż przebywa w Nurze26. Między 16.00 a 17.00, być może nawet wcześniej, gdyż Sierawski pisze o „ogromnych tumanach kurzu, podnoszą cych się nad lasami”27, umieszczone najbardziej na wschód forpoczty korpusu Łubieńskiego ujrzały pierwsze oddziały nieprzyjaciela. Rychło padły strzały. Powiadomiony o zbliżaniu się Rosjan generał Lewiński udał się na wskazane miejsce: „Pobiegłem przekonać się 0 tem naocznie i naliczyłem 14 batalionów piechoty 1 4 pułki jazdy, wychodzące z Tymianki; dosyć mi było tego, by powziąść przekonanie, że to nie jest rekonesans, ale czoło kolumny całej armii Dybicza, która debuszuje. Nie tracąc ani chwili, pobiegłem z tą wiadomością do jenerała Łubieńskiego”28. Generał pozostawił na miejscu straż przednią (dwa bataliony 14. ppl, cztery szwadrony 5. psk i sześć dział)29 z zadaniem wiązania przeciwnika 26
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 261. N . S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s . 213. 28 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 3 . 29 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 340. 27
jak najdłużej. Napoleon Sierawski pisze: „Rozwinęliśmy się więc w linię, z właściwą rezerwą. Pułk nasz stanął na samem lewem skrzydle, prawie wzdłuż traktu do Czyżewa; od prawej naszej pułk piechoty kaliskiej pułkownika Krasickiego; za nim baterya artyleryi konnej Kołyski [chodzi oczywiście o baterię Benedykta Kołyszki — przyp. aut.]”30. Gdy oddziały te stawiały opór na pierającemu przeciwnikowi, Łubieński nakazał całemu korpusowi stanąć pod bronią i przygotować się do wymarszu na Czyżew. Konieczność wycofania znacznych sił, zwłaszcza wobec nawiązania kontaktu bojowego z przeciwnikiem, nasuwała wiele trudności. Polski generał postanowił podzielić jedno stki i prowadzić odwrót częściami. Większa grupa, w skła dzie siedmiu batalionów piechoty (najprawdopodobniej głównie 3. ppl i 20. ppl z 5. Dywizji Piechoty), czternastu szwadronów jazdy i czternastu dział, otrzymała rozkaz natychmiastowego wyruszenia wraz z taborami w stronę Czyżewa na północy. Dowodzenie nad nią powierzono generałowi Józefowi Kamieńskiemu31. Druga, mniejsza grupa — cztery bataliony 6. ppl i 14. ppl, cztery szwadrony Mazurów, dwa szwadrony wy próbowanego już 5. psk oraz dziesięć dział32 — kierowana przez Łubieńskiego, miała pozostać w Nurze do wieczora. Lewiński streszcza jej zadanie: „Po odejściu głównej części korpusu, tylna straż została jeszcze jakiś czas na pozycyi, trzeba bowiem było wyprzedzającej nas kolumnie do statecznie pozwolić się wyciągnąć i uzyskać pewną od niej odległość, ażeby uniknąć natłoku, zwłaszcza że wszystkie furgony, kiesony i powózki razem z nią poszły”33. Oddziały, 30
N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s . 213. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 340. 3 2 Tamże. 33 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 3 . 31
które przed bitwą stanowiły awangardę korpusu, zostały teraz jego strażą tylną. Od samego początku rzucało się w oczy, że przeciwnik nie nacierał stanowczo. Według Napoleona Sierawskiego: „Około 3 z południa wyszła z lasów jakaś kawalerya i rozpoczęła się silna utarczka flankierów. Po niejakim czasie, wytknęły z lasu czoła czterech kolumn piechoty[...]”. Podczas gdy cztery bataliony rosyjskich karabinierów wiązały od czoła polskie jednostki, cztery szwadrony huzarów grodzieńskich okrążyły lasek od strony Bugu. Tu zatrzymał ich ogień polskich armat ustawionych w okoli cach Nura. Niebawem i Rosjanie podprowadzili baterię dzieisęciu dział — rozpoczął się głośny bój artyleryjski. „Trwał on bez końca; że Rossyanie silniej nie nacierali, staliśmy w miejscu — wspomina Sierawski. — Słońce zaszło i jak zwykle na wiosnę szybko się ściemniło”. Równolegle generał Lewiński nadzorował wydawanie roz kazów do wymarszu: „Wszystkie owe rozporządzenia i ruchy zajęły parę godzin, nieprzyjaciel tymczasem zbliżał się, [...] działa nasze na strzały jego odpowiadały, kiedyśmy z tylną strażą cofać się zaczynali nareszcie”34. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Tylna kolumna, zszedłszy z drogi na Wyszków, posuwała się na północ przesmykiem między dwoma rzadkimi, moczarowatymi lasami35. Zdążyła jednak pokonać ledwie milę, gdy jej czoło napotkało niezidentyfikowanych jeźdźców, for mujących w milczeniu dwie linie bojowe. Lewiński tak opisuje ten zagadkowy moment: „spostrzegliśmy z dala przed nami kręcących się ułanów i czerniejącą się linię — zmierzchało się tak mocno, że nie można było rozpo znać, jakie to wojsko — sądziliśmy, że to pozostała część jakaś naszego, i należąca do wyprzedzającej nas kolumny, aczkolwiek zadziwiającem mogło być takie opóźnienie. 34 35
N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s . 213. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 340.
Chcąc się w tym względzie objaśnić, porwałem pluton jazdy i kłusem naprzód pobiegłem”36. Okazało się, że bynajmniej nie była to polska kawaleria, o czym generał przekonał się zapewne po tym, jak kirasjerskie kaski odbijały księżycowy blask. Generał Witt użył bowiem podstępu podobnego do tego, którym jeszcze nie tak dawno Lewiński zajął Ciechanowiec. Zaraz po minięciu Tymianków, gdzie spędził polskie czaty, rosyjski dowódca nakazał części kawalerii (24 szwadronom kirasjerów) pod dowództwem generałów Kabłukowa i Berga skręcenie na prawo, na Laskowice. Podążając drogą szybko, udało im się wejść na drogę z Nura do Czyżewa w okolicach Strękowa, gdzie stał most, przerzucony nad niewielką rzeczką Żużelą37. Odcięli w ten sposób drogę odwrotu Łubieńskiemu. Co ciekawe, dokonali tego już po odejściu na północ grupy Józefa Kamieńskiego. Na widok wrogiej kawalerii Łubieński niezwłocznie nakazał piechocie sformować czworoboki. Formację tę od czasów wojen napoleońskich z powodzeniem stosowano przeciwko szarżującej kawalerii, środkowe plutony kolumny batalionowej odwracały się na boki, skrajne zaś — do tyłu38. Proces ten przypomina trochę gięcie pręta stali tak, by jego końce stykały się ze sobą. Tworzenie czworoboku wymagało dużo wprawy i polscy dowódcy mogli się obawiać zwłaszcza o 14. pułk, grupujący głownie nowych piechurów, którzy mieli wykonać podobny manewr w obliczu przeciwnika po raz pierwszy. Gdy cztery czworoboki zostały już sformowane, Łubieński skierował całą artylerię między je, resztę jazdy zaś, jaką dysponował, ustawił z przodu i na tyle39. 36
J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 53-54. 37 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 262. 3 8 J . W i m m e r , Historia piechoty polskiej do roku 1864, s . 473. 39 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 4 .
Skupieni Polacy ruszyli naprzód, gdy wtem rozległ się spomiędzy linii kirasjerskich dźwięk trąbki, obwieszczający wysłanie parlamentariusza. Oto jak całe wydarzenie zano tował później Sierawski, którego 5. psk znajdował się na przedzie razem z generałem Lewińskim: „W istocie zbliża się kilku jeźdźców, a jeden z nich po francusku oświadcza się z chęcią rozmówienia się z generałem Łubieńskim; posłano po niego, przybył też w jednej chwili. Parlamen tarzem tym był generał Berg, w trzydzieści lat później namiestnik Królestwa, a wówczas zastępca szefa sztabu głównego Dybicza”40. Rosyjski generał nie pozostawia polskim przeciwnikom złudzeń, stwierdzając: General! J’ai confiance de vous prévenir, qui nous sommes sur vos derriéres. Vous reste plus rien å faire, que de mettre bas les armes („Generale!
Przychodzę z zaufaniem, by was uprzedzić, że jesteśmy na tyłach waszych. Nic wam nie pozostaje innego, jak broń złożyć”). Oburzony takim postawieniem sprawy, choć niepewny swojego położenia, Łubieński odmówił kapitula cji. Generał Lewiński miał w tym miejscu dorzucić: nous passerons sur vos ventres! („Przejdziemy [Przerżniemy się] po brzuchach waszych!”)41. Berg skinął Polakom na pożegnanie, po czym na umówiony znak artyleria rosyjska otworzyła ogień42. 40
N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s . 213-214. Zachowały się różne wersje rozmowy. Por.: S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 9 ; J . L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 54—55; A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 262; N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s . 213-214, W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 340-341. 42 Autorzy różnią się co do sposobu dania sygnału, według Barzykowskiego Fiodor Berg miał podnieść do kapelusza dłoń z białą chusteczką (S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 9 ) , zdaniem Sierawskiego z otoczenia parlamentariusza oddano z pistoletu strzał w powietrze (N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s . 214). 41
Łubieński jako dowódca nie po raz pierwszy musiał się wydostawać z matni. 30 sierpnia 1813 roku pod Kulm, gdy wojska sprzymierzonych osaczyły francuski korpus generała Van Damme, jako jedyny uratował swój oddział z okrąże nia43. Wtedy jednak dowodził głównie jazdą, i to ułanami, teraz miał pod sobą przede wszystkim piechotę, w więk szości nową, złożoną z niedoświadczonych rekrutów. Być może dlatego w pierwszej chwili polski dowódca stracił głowę, nie kierował walką w zdecydowany sposób. Na szczęście miał do pomocy świetnych oficerów — generałów Jakuba Lewińskiego, Henryka Kamieńskiego i Karola Tuma, a także dowodzącego brygadą piechoty pułkownika Jakuba Krasickiego. Ogień dział rosyjskich, prowadzony ze zbyt bliskiej odległości, okazał się nieskuteczny. Puszki z kartaczami przelatywały nad głowami żołnierzy Łubieńskiego. Polacy najpierw próbowali przedrzeć się przez prawe skrzydło nieprzyjaciela. Do ataku ruszyły dwa szwadrony 5. psk. Będący z nimi Sierawski wspomina: „Pułk nasz rzuca się z miejsca do szarży... nagle coś czerni przed nami... olbrzymieje co sekunda... dochodzimy w całym pędzie koni i uderzamy o mur stojących w miejscu kirasyerów. Rozpęd naszych koni był tak silny, że złamaliśmy pierwsze ich szeregi, a sami jakby przez odbicie, cofnęliśmy się 0 kilka kroków. Ktoś krzyknął ogromnym głosem: «Wiara do karabinków! zapluć im ślepie!». Ledwie skończył już nasi dali ognia z pierwszych szeregów, sypiąc w pyski kirasyerów strzały z ładunkami i kulami”. Gdy w karabin kach kawaleryjskich zabrakło amunicji, strzelcy sięgnęli po broń białą — „Znów komenda: «Teraz na pałasze!» 1 zaczęła się rąbanina po ciemku, że gdzie niegdzie aż iskry się z szabel sypały. Każdy ciął przed siebie nie zasłaniając się [...]. Ale prą nas kirasyery własnym swym ciężarem, 43
M. Ł u k a s i e w i c z, Armia Księcia Józefa 1813, s. 234-235.
w cztery szeregi uformowani; nie możemy im podołać... umykamy kołując w prawo i w lewo, dążąc za naszą piechotą”44. Pierwsza próba zrobienia wyłomu nie powiodła się, teraz to kirasjerzy przeszli do ataku. Kawaleria z czasów wojen napoleońskich zwykle atakowała w dwóch szeregach — drugi atakował, gdy pierwszemu nie udało się rozbić piechoty. Szarżę rozpoczynano, zwykle jadąc stępa, potem przechodzono w kłus, a następnie (mniej więcej 40-80 kroków od nieprzyjaciela) w galop tak, aby wbić się we wroga z największą prędkością45. Nadszedł moment krytyczny bitwy pod Nurem, po spiesznie sformowane czworoboki oparły się jednak atakowi ciężkiej jazdy rosyjskiej. Charakterystyczne prostokątne formacje miały zwykle szerokość trzech szeregów żołnierzy. Jeden lub dwa najbardziej wysunięte otwierały ogień do nacierających, podczas gdy trzeci ładował karabiny (w ferworze walki trudno jednakże o podobny porządek)46. Raz sformowany czworobok był bardzo trudny do rozbicia przez kawalerię, która starała się wówczas najczęściej atakować jego narożniki, gdzie natężenie ognia karabino wego było najmniejsze. Nie udało się to pod Nurem ani razu, choć Puzyrewski twierdzi, że jeden z czworoboków został rozproszony47. Nawet 14. ppl, złożony z uzbrojonych głównie w kosy rekrutów, nie ustąpił, w czym z pewnością pewna zasługa otaczających ciemności oraz, być może, strasznych strat kirasjerów w koniach, o których donosił Chłapowski. Nie popisała się za to druga bateria lekkokonna Kołyszki. Najwyraźniej spanikowawszy pod wpływem bliskości star cia, oficerowie i artylerzyści zbiegli, odcinając konie od 44 45 46 47
N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s . 214-215. T. S t r z e ż e k, Kawaleria Królestwa Polskiego, s. 65-66. R. B i e l e c k i , Encyklopedia wojen napoleońskich, s . 128. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s . 262.
dział i jaszczyków. Na szczęście żołnierze 6. ppl pod dowództwem dzielnego majora Żarskiego zdołali później uratować wszystkie działa oprócz jednego, które utknęło w błocie. Zajęła się nimi bateria piesza Neymanowskiego48. „W ciągu może pół godziny, cztery razy wracały kirasyery do szarży, lecz zawsze ich nasza piechota dzielnie odpierała” — wspomina Sierawski. „A w czworobokach grzmią ciągle bębny, dowódzcy wołają: «Naprzód! Na przód! bagnetami otwierać drogę!». Tu już nie czworoboki regularne, ale tłum ludzi ściśnionych z sobą posuwa się depcząc trupy i rannych Rossyan. Tak noga za nogą posuwamy się, przedzierają się pierwsi, następnie i inni, nie dając się rozerwać, chociaż ułany, za kirasyerami stojący49, jeszcze dwie szarże przepuścili, a ogień karabi nowy grzmi promieniami w około”50. Łubieńskiemu udało się pod osłoną piechoty oraz Mazu rów Karola Tuma przedrzeć do mostu na Żużeli. Niestety, zastał go zrzuconego, i to najprawdopodobniej jeszcze przez grupę Józefa Kamieńskiego. Lewiński przypuszczał, że już straż tylna tego ostatniego potykała się z kirasjerami Kabłukowa i most zrzuciła dla bezpieczeństwa, nie myśląc o drugiej kolumnie, którą uznano najwyraźniej za straconą51 (podejrzenia te w zasadzie potwierdza idący z czołową grupą pułkownik Roman Wybranowski52). Józef Kamieński, 48
W. Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 341; J. Le wiński, Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s. 55; B. P awłowski, Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 92. 49 Udział w bitwie ułanów po stronie rosyjskiej wydaje się akurat wątpliwy, ale ciemność i ferwor walki mogły zrobić swoje w przypadku młodego porucznika Sierawskiego. 50 N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 215. 51 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 5 . 5 2 J . W y b r a n o w s k i , Pamiętniki jenerała Wybranowskiego, t . I , Lwów 1882, s. 211.
zwolennik surowego rygoru w armii oraz człowiek, o któ rym mówiono, że „gdy się rozgniewał nie było z nim rady ani żartów”53, nigdy nie narzekał na nadmiar sympatii wśród żołnierzy. Teraz miał także stracić szacunek ofice rów. Gdy Lewiński obserwował zerwany most, podjechał do niego generał Henryk Kamieński, „któremu kartacz przeszył mundur na piersiach”. Dowódca 5. Dywizji Piechoty zaproponował, by z brygadą piechoty przebijać się na Brok, „bo niezawodnie daleko większa siła niż ta, z którą mieliśmy do czynienia, musiała nam drogę zastąpić”. Szef sztabu Łubieńskiego uspokoił swojego kolegę — jak na razie bili się tylko z jazdą i to na zmęczonych koniach — nic nie zapowiadało, by za rzeką jeszcze ktoś był. „Jenerał H. Kamieński usłuchał mojej rady i nieraz mi potem za nią dziękował”54 — wspomina Lewiński. Żołnierze przekroczyli rzekę wpław, najpierw przepusz czając jazdę i artylerię. Dało się przy tym zauważyć pewne oznaki rozprzężenia w szeregach55, spowodowanego zapew ne ciemnością i gęstym zalesieniem okolic, co sprzyjało maruderce. Mimo wszystko nad ranem 23 maja uznana przez wszystkich za straconą grupa Łubieńskiego dotarła do Czyżewa, gdzie oczekiwała ją reszta korpusu. Dla Józefa Kamieńskiego musiał to być poniżający moment, gdyż niedawno wysłał do kwatery głównej informacje o zagładzie tylnego oddziału56. Bitwę pod Nurem należy ocenić pod względem taktycz nym pozytywnie, stanowiła przykład wydostania się z okrą żenia pomimo licznych przeciwności. Ciężki egzamin w warunkach bojowych zdali żołnierze i oficerowie, którzy w krytycznym momencie w większości nie stracili zimnej 53
N. S i e r a w s k i, Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 198. J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 6 . 5 5 W . T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 341. 56 Tamże. 54
krwi. Rosj:anom, pomimo udanego manewru odcięcia komunikacj i, nie udało się rozbić bądź wziąć do niewoli całego korpusu. Pod względem strategicznym bitwa traci jednakże dmżo ze swego blasku, gdyż na dobrą sprawę strona polslka nie powinna do niej dopuścić. Łubieński za dużo i chybia niepotrzebnie ryzykował, pozostając w Nurze, Rosjanie zaś udowodnili, że są pomimo przypisywanej im ociężałości zdolni do szybkich decyzji i błyskotliwych działań. Była to dla powstańców bardzo zła wróżba na przyszłość. Biorąc ptod uwagę rozmiar ryzyka, z jakim wiązała się bitwa pod Nurem, stratę korpusu Łubieńskiego trzeba uznać za niewielką. Według Puzyrewskiego Polacy mieli około 90 zabitych lwb rannych, do niewoli zaś dostało się aż 159 żołnierzy57. Lewiński uważa, że zginęło bądź odniosło rany tylko 40 Polaków, przy czym nie ubył żaden oficer58. Na pewno stracono jedno działo59. Ubytki Rosjan miały wynosić około 90 zabitych i rannych, ponoć 23 wzięto do niewoli60. W oszacowaniu pełni strat przeszkadzał duży odsetek maruderów, którzy zgubili wojsko w nocy, a potem przez cały dzień (23 maja) wracali do swych szeregów. Jako przykład można przytoczyć przygodę kapitana Moniuszki, ojca słynnego kompozytora. Sierawski pisze, że „straciwszy ubitego mu konia, rzucił się w błota i nad ranem pieszo połączył siię z nami w takim stanie, żeśmy go zaledwie poznali”61. 57 58
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 262.
J . L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 6 . 5 9 W . T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 341; S. Ba r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 1 0 . 60 S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. IV, s . 10; I. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 6 . 61 N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 216.
DZIAŁANIA KORPUSU UMIŃSKIEGO
W czasie, kiedy feldmarszałek Dybicz uganiał się nad Bugiem za oddziałem Łubieńskiego, dla pozostających po południowej stronie rzeki wojsk polskich powstała nie lada okazja do działania. Jak już pisaliśmy, na drodze do Siedlec pozostał jedynie średniej wielkości oddział Pahlena II (około 13 000 bagnetów i szabel), potencjalnie niebezpieczny korpus generała Cypriana Kreutza znajdował się zaś daleko na południu, w rejonie Lublina. Niestety, pozostający z większością swych sił pod Dębem Wielkim generał Jan Nepomucen Umiński nie wykorzystał należycie powstałej po odejściu feldmarszałka próżni. Zemściła się stosowana przez Skrzyneckiego praktyka dowodzenia, który niechętnie dawał kierować ruchami wojsk komukolwiek innemu. Teoretycznie powierzył Umińskiemu dwa zadania: osłonę stolicy i operowanie na tyłach Dybicza, gdyby ten ruszył na północ. W praktyce elastyczne stosowanie się do tych wytycznych okazało się niemożliwe. Aby móc zagrozić Pahlenowi II bądź osłonić się przed Kreutzem, Umiński musiał współdziałać z innymi zgrupowaniami polskimi na południe od Bugu — korpusem Dziekońskiego bądź w ostateczności z Chrza nowskim. Jeśli zaś miał zamiar skutecznie szkodzić Dybiczowi, musiałby współdziałać ściślej z Łubieńskim. Rozkazy wydawała wszystkim oddziałom jednakże nie uchwytna kwatera główna, ścigająca gwardię, a nie Umiński. Na brak koordynacji działań korpusów narzekał już Mierosławski62. Co gorsza, do polskiego generała docierał istny chaos informacyjny. Pod nieobecność Józefa Załuskiego dane wywiadowcze zbierała i rozsyłała po dowódcach działająca w Warszawie Komisja Rządowa Wojny, która nie była 62
L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 254.
najlepiej przygotowana do podobnego zadania. Często dawała wiarę licznym niesprawdzonym informacjom63. Zdecydowanie lepiej poinformowany gubernator Warszawy, generał Krukowiecki, z racji odsunięcia od wyprawy na gwardię zajmował się głównie koordynowaniem działań korpusów Chrzanowskiego i Dziekońskiego w Lubelskiem. Wobec tych przeciwności Umiński uznał najwyraźniej za swoje główne zadanie osłonę stolicy. Zresztą, jak pamiętamy, za wykazanie inicjatywy pod Jędrzejowem 13 maja otrzymał, zamiast pochwał, ciężką naganę. Po wspomnianej bitwie Umiński odskoczył z większością sił do Brzezin, wsi nieopodal Mińska Mazowieckiego. W tym ostatnim pozostawił jedną brygadę kawalerii, drugą zaś wysłał do Stanisławowa na północy. Z pozycji nie ruszył się nawet po tym, jak Dybicz wycofał siły za Liwiec i Kostrzyn. Dopiero 19 maja Umiński ruszył podjazdy pod Jadów, Kałuszyn i dalej (to one tak zaalarmowały Dybicza, że postanowił wysłać Ugriumowa w stronę Bugu). Między 19 a 20 maja polski generał otrzymał od jednej z grup rozpoznawczych pod dowództwem majora Kamieńskiego meldunek o tym, że Rosjanie mają zamiar obejść Liw od północy i zaatakować Warszawę. Była to informacja błędna, aczkolwiek oparta na słusznych przesłankach. W obozie rosyjskim rzeczywiście panował w tych dniach ruch, ale celem marszu Dybicza było Granne, a nie Warszawa64. Meldunek w połączeniu z pogłoskami o przesunięciu się korpusu generała Kreutza bardziej na północ prawdopodob nie zadecydowały o zachowawczej postawie Umińskiego w nadchodzących dniach. Generał cofnął się z powrotem do Brzezin i czekał tam, prosząc gubernatora Warszawy o posiłki65. Dopiero 22 maja przekonano się o mylności 63
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 337-338. Tamże. 65 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 68-69. 64
doniesień Kamieńskiego. Umiński wyprowadził wówczas kilka akcji zaczepnych, prowadzonych jednak w zbyt dużym rozproszeniu, aby mogły realnie zagrozić czy to Pahlenowi II, czy też przeprawie Dybicza przez Bug. Tego samego dnia brygada kawalerii pułkownika Józefa Millera (4. puł, pułk jazdy lubelskiej) ruszyła w stronę Sokołowa, na Krzemień i Granne. Śmiały zagon pozwolił pochwycić ponoć aż 400 jeńców. Nie mogąc pokusić się o zdobycie obsadzonego piechotą i artylerią Krze mienia, Miller skręcił na położony daleko na wschodzie Drohiczyn, gdzie znów pojmał jeńców, a także zdobył znaczne magazyny66. Równocześnie w stronę Siedlec pomaszerowały dwa inne oddziały. Generał Tomicki wraz z brygadą jazdy i czterema działami szedł drogą przez Trzebuczę, Mokobrody i Chodów. Pułkownik Antoni Wroniecki, który wziął ze sobą brygadę piechoty (13. ppl, 3. psp), pięć szwadronów jazdy i cztery działa ruszył z kolei przez Bojmie67. Tomickiemu udało się zaskoczyć w Mokobrodach nie wielki oddział rosyjski, który wziął do niewoli. Dalej już się nie posunął, gdyż nieprzyjaciel zdjął przeprawy w Chodowie. Wroniecki naprawił co prawda most w Kostrzyniu, ale na sforsowanie Muchawki pod Iganiami, gdzie bronił się Pahlen II, z oczywistych przyczyn nie starczyło mu sił. Doznał tu niepowodzenia pomimo kilku ataków68. Rankiem 24 maja wszystkie grupy wróciły w okolice Suchej i Kałuszyna, gdzie w obawie przed atakiem Kreutza przebywał Umiński z resztą sił. 26 maja strach przed 66 Por.: S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. IV, s. 12; A. P u z y r e w s k i, Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 286, W. To k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 338. 67 W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 338. 68 Por.: S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. IV, s. 12; A. P u z y r e w s k i, Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 286; W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 338.
korpusem Kreuzta skłonił polskiego dowódcę do ponow nego wycofania się do Brzezin69. Jak widać, Polakom nie udało się poważnie zagrozić tyłom Dybicza. Trzeba przyznać, że w świetle nadchodzą cych wydarzeń byłaby to niezwykle cenna dywersja. Stosunkowo największe powodzenie odniosła ruchliwa, złożona głównie z jazdy grupa pułkownika Millera. Jest to tylko jeden przykład, jak bardzo skuteczna może być taktyka tak zwanych zagonów kawaleryjskich, które z du żym rozmachem wykorzystali następnie Amerykanie i Pru sacy. Także w historii polskich wojen podobne operowanie dużymi jednostkami kawalerii nie stanowiło nowości, karygodne zaniedbanie takich wypraw w 1831 roku należy więc zapewne złożyć przede wszystkim na karb tego, że większość, i to najdłużej piastujących swoje stanowiska, wodzów naczelnych powstania wywodziło się spośród dowódców piechoty.
69
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s . 338-339.
BITWA POD OSTROŁĘKĄ (26 MAJA)
ODWRÓT ARMII POLSKIEJ Z TYKOCINA W KIERUNKU RUŻA (22-24 MAJA)
Wiadomość o sforsowaniu Bugu przez wojska Dybicza ze zrozumiałych przyczyn skonsternowała polską kwaterę główną, choć na dobrą sprawę można się jej było spodzie wać już od dawna. Do Skrzyneckiego najwyraźniej dopiero teraz dotarło, na jak wielkie niebezpieczeństwo naraził armię, wyruszając z nią w pościg za gwardią aż do Tykocina. Linia zaopatrzenia i komunikacji z Warszawą została w ten sposób naciągnięta do granic możliwości — wystarczył jeden stanowczy ruch rosyjskiego feldmar szałka, by ją przerwać. Mimo to jako plus należy zaliczyć, że po wodzu naczelnym nie można było poznać objawów paniki czy zwątpienia; przez resztę dnia (22 maja) działał trzeźwo i stanowczo. Tego samego dnia odbyła się rada wojenna1, na której razem z Prądzyńskim dosz:li do wniosku, że jest konieczne jak najszybsze wycofanie armii w rejon Czyżewa, gdzie miał też skierować swoje kroki ścigany przez Dybicza Łubieński. Pozostawało wszakże jeszcze pytanie, jak po1
s. 169.
F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa,
stępować. Jak pokierować wyprawą, która na razie zawiodła tak haniebnie? Prądzyński, jak pamiętamy, od początku był wobec idei rozprawy z gwardią sceptyczny, poświęcił się jej bez reszty dopiero wtedy, gdy już uzyskała akceptację naczelnego wodza. Zdawał sobie sprawę z ryzyka, na jakie Polacy narażają swoje linie komunikacyjne, wykonując manewry blisko głównej armii rosyjskiej. Ryzyko takie uprawniało jedynie szybkie i śmiałe zniszczenie gwardii, a do tego przecież nie doszło. Mimo wszystko 22 maja polska armia wciąż dyspono wała kilkoma atutami. W jej posiadaniu znajdowały się chociażby dwa ważne miasta na Narwi — Ostrołęka i Łomża. Gwarantowały one, dzięki swym mostom, z jednej strony swobodną komunikację ze zrewoltowaną Litwą, z drugiej zaś odcinały Dybicza od granicy z Prusami, której wagę w nadchodzących wydarzeniach już wtedy przewidywano. W tej sytuacji Prądzyński zaproponował plan arcyryzykowny. Armia polska miała się wycofać, ale nie jak wcześniej rozważano do Ostrołęki, lecz do Łomży. Umoc nienia tego miasta miały zapewnić Polakom bezpieczeństwo nawet kosztem łączności z Warszawą. Stąd można było zarówno zagrażać głównej armii Dybicza, gdyby pragnęła iść przez Serock w kierunku Warszawy, jak i prowadzić działania partyzancko-liniowe na terytorium Litwy, gdzie już wówczas operowały niewielkie oddziały Chłapowskiego i Sierakowskiego. Pomysł, chyba jednak zbyt brawurowy z powodu skromnych możliwości aktywnej realizacji, przeszedł bez większego echa. Skrzynecki zaproponował w jego miejsce plan kom promisowy. Zgodził się z kwatermistrzem w kwestii znaczenia przepraw na Narwi, a także konieczności liczenia się z możliwym atakiem Rosjan na którąkolwiek z nich. Wobec podobnego zagrożenia wódz naczelny postulował podzielenie sił i równoczesne zajęcie obu miast. Jeśli
trzeba było przyjąć bitwę w oparciu o jedno z nich, część armii obecna w drugim mogła flankować przeciwnika. Podobna kombinacja, choćby tylko tymczasowa, pozwalała naczelnikowi zachować twarz, uniknąć wrażenia pospiesz nej rejterady przed Dybiczem, co więcej, zadawalała także Prądzyńskiego, gdyż nie wykluczała konfrontacji z rosyjs kim wodzem. Być może dlatego kwatermistrz generalny przystał na nią; nazwany przez Wacława Tokarza planem tykocińskim miał odtąd obowiązywać w armii Skrzynec kiego przez najbliższe cztery dni2. Wódz naczelny nie krył przy tym złości na Umińskiego, który miał przecież ze wszystkich sił przeszkadzać Dybiczowi w przeprawie przez Bug. „Kazał napisać list bardzo ostry do niego, który zapewne przez ks. Czartoryskiego pójdzie; będzie znowu mocna uraza” — kwituje Gawroński3. Tego samego dnia, po owocnej naradzie, w kwaterze głównej odbył się uroczysty obiad. Wódz naczelny wychwalał w niebogłosy pułkownika Jerzego Langermanna, który tak dzielnie sprawił się podczas bitwy o mosty. W dowód uznania otrzymał od Skrzyneckiego awans na generała brygady, Krzyż Złoty Orderu Virtuti Militari, a także nowego wierzchowca w miejsce za bitego 21 maja. Wymarsz wojsk polskich z Tykocina rozpoczął się 22 maja o 16.00. Aby ukryć przed mieszkańcami fakt, że ich wyzwoliciele odchodzą i już nie powrócą, w mieście jeszcze jakiś czas miał pozostać mały oddział jazdy niejakiego Leskiego, adiutanta naczelnego wodza. Dopiero gdy ostatnie ślady polskich kolumn znikły za horyzontem, Leski rozkazał swoim ludziom rozebrać pozostałe w Tyko cinie mosty, po czym ruszył za resztą armii. Równocześnie wysłano rozkazy do Łubieńskiego, by cofał się na Czyżew, 2
W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 28-30. F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 169. 3
a później, zachowując wciąż kontakt bojowy z nieprzyja cielem, w kierunku Zambrowa4. Pierwszym przystankiem był Mężenin. Skrzynecki roz lokował się w pobliskiej poczcie, gdzie przez całą noc pisali z Prądzyńskim rozkazy. Gawroński z Czartoryskim oraz generałami Dembińskim i Załuskim zajęli dom nieja kiej pani Besson. „«Więc już i po naszej wyprawie przeciw gwardyom, kiedy nic im nie zrobiwszy, cofać się musimy!» [..] W tych myślach nie bardzo weseli i kontenci, lubo po dobrej wieczerzy u pani Besson, spać się pokładliśmy właśnie, gdy generałowie i książęta obydwa od wodza późno już z rady wrócili”5. Ogólny ruch wojska na 23 maja wyglądał następująco: 3. Dywizja Piechoty Małachowskiego otrzymała rozkaz przesunięcia się w stronę wsi Baczę Stare (nieco na północ od Zambrowa), reszta sił zaś powinna kierować się na Gać. Dywizja Giełguda miała dodatkowo roztoczyć opiekę nad tamtejszym mostem oraz pilnować transportów z rannymi. Najważniejsze zadanie, pełnienia roli awangardy, ponownie spadło na barki niewielkiego oddziału Jankowskiego, który udał się tego dnia aż do Śniadowa, bacząc cały czas na swoją lewą flankę, skąd w każdej chwili mogły wyskoczyć podjazdy rosyjskie. Do pomocy została mu przydzielona bateria konna pułkownika Bema. Rozkaz dzienny zakończono słowami: „Panowie genera łowie zechcą pamiętać, że mamy nieprzyjaciela na lewo, a nawet i z tyłu mogą się ukazać oddziały gwardji, przeto Wódz Naczelny poleca, ażeby wszelka ostrożność w marszu zachowaną była, a zwłaszcza, ażeby nie zostawiać za kolumnami żadnych po wózek ani włóczęgów”6. Z ostatniego zdania można wbrew pozorom pozyskać wiele informacji. Niemal we wszystkich pamiętnikach 4 5 6
Tamże. Tamże, s. 170. B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 79-80.
jednym tchem wspominano o problemach aprowizacyjnych, które dały o sobie znać przy odwrocie wojsk polskich z Tykocina. Z racji przewidywanego wcześniej pośpiechu nie chciano 12 maja obarczać armii taborami, dlatego Rząd Narodowy zlecił komisarzom wojennym zaopatrywanie żołnierzy na miejscu, przydzielając w tym celu odpowiednie środki pieniężne. Rozwiązanie nie zdało egzaminu, zwłasz cza wobec nagłego pościgu 20-21 maja. Nie pomogły nawet magazyny zdobyte wcześniej w Ostrołęce, bowiem zorganizowanie transportu zaopatrzenia z nich wymagało czasu i dobrego przygotowania. Marsz z pustym żołądkiem, połączony jeszcze ze znie chęceniem towarzyszącym chybionej wyprawie, spowodo wał wzrost maruderstwa w polskich szeregach, zwłaszcza że okolica była piękna i obfita w żywność. Oficerowie, jadący często konno poza kolumną swojego oddziału, nie potrafili skutecznie zapobiec temu zjawisku7. W Modzelach, zaledwie kilka kilometrów od Mężenina, kwatera główna otrzymała meldunek Łubieńskiego na temat bitwy pod Nurem8. Generał poświęcił wiele miejsca boha terstwu swoich żołnierzy oraz przemyślności generałów Tuma, Lewińskiego i Kamieńskiego. Wieści te ze zro zumiałych przyczyn wywołały spore poruszenie w sztabie Skrzyneckiego, bowiem od pewnego czasu dochodziły informacje o zupełnej zagładzie oddziału Łubieńskiego. Ten ostatni noc i poranek w Czyżewie spędził na porządkowaniu swoich sił i zbieraniu rozproszonych w oko licy maruderów. Niefortunna potyczka pod Nurem wybiła polskiemu generałowi z głowy jakąkolwiek próbę za chowania „czucia” z nieprzyjacielem, czym prędzej poma szerował więc z nastaniem dnia na północ, do Zambrowa, tracąc od tego momentu kontakt z armią Dybicza9. 7 8 9
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 34-35. B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 91-92. W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 341.
Tego samego dnia Skrzynecki wysłał do Rządu Na rodowego w Warszawie list, w którym zdawał relację ze swoich działań od 12 do 21 maja. Brak powodzenia w zniszczeniu wojsk przeciwnika tłumaczył dość zdaw kowo, obwiniając: „Nadzwyczajny pośpiech, z jakim gwardje odwrót swój uskuteczniały”. Nie szczędził ró wnież pochwał żołnierzom i oficerom uczestniczącym w wyprawie10. 24 maja realizacja planu tykocińskiego weszła w dalszą fazę. Jej podstawowe założenia — zajęcie Ostrołęki i Łom ży — miały wykonać kolejno 3. i 2. Dywizje Piechoty. Oddziały Małachowskiego w pierwszej kolejności otrzy mały rozkaz skierowania się na Czerwin nad Rużem, by zabezpieczyć manewr od południa. Idący wraz z 4. ppl Tadeusz Chamski po latach wspominał jeszcze ów marsz „z dywizjami mocno zhasanymi i niezadowolnionymi boleśnie z jałowej wyprawy, a dodać jeszcze można, iż na nieszczęście — czyli z winy Sztabu Głównego, czy przez niedbalstwo pułkowników, czy opieszalstwo oficerów zaj mujących się dostawą żywności — ni chleb, ni mięso, ni wódka wojsku nie była dostarczoną i żołnierze, znużeni marszami nagłymi, wiele cierpieli głodu, a wieść o wkro czeniu do Galicji jenerała Dwernickiego z korpusem, rozgłoszona w tym czasie, smutne robiła wrażenie”11. Wtórował mu Kruszewski, pisząc: „maszerowaliśmy ciągle z pośpiechem wśród upału, dróg piaszczystych, przy braku żywności i paszy dla koni. Armia upadała pod nadmiarem trudów i niedostatku”, zaraz potem dodał jednak: „ale moralne dobre usposobienie utrzymywało się jeszcze”12. Być może żołnierze po prostu wierzyli, że ich poświęcenie ma jakiś sens, choćby na razie jeszcze przed nimi ukrywany. 10 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 81-86. 11 J.T. C h a m s k i , Opis krótki lat uptynionych, s. 197-198. 12 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 118.
Dopiero po zluzowaniu przez kroczącą z tyłu dywizję Rybińskiego zgrupowanie Małachowskiego mogło wreszcie ruszyć na Ostrołękę. Przed końcem dnia żołnierze 3. Dy wizji Piechoty zdołali dojść jedynie na wysokość Troszyna. Tutaj kwatera główna ponownie się rozlokowała, zupełnie jak w niesławnych dniach 18-20 maja. Zajęcie Łomży powierzono, zresztą po raz kolejny, 2. Dywizji Piechoty Giełguda. Aby tam dotrzeć, musiała ona odbić na prawo w marszu z Gaci, gdzie nocowała. Łomża od początku zajmowała w planach Prądzyńskiego miejsce szczególne z racji znajdującego się tam mostu, a także umocnień pozostawionych jeszcze przez Rosjan. 2. Dywizji przydzielono do pomocy 12-działową baterię pozycyjną podpułkownika Piętki. Reszta armii miała zająć pozycje na południu. Podod działy 1. Dywizji Piechoty zostały rozciągnięte pomiędzy Czerwinem a Piskami. Grupa Łubieńskiego, z którą nawią zano wreszcie bezpośrednią łączność, stanęła w Nadborach i Kosterach, III Korpus Jazdy zaś w Kłeczkowie13. W ten sposób położenie wojsk polskich pod koniec 24 maja przypominało trapez. Jego szerszą podstawę zamykały dwie dywizje piechoty, stacjonujące w pobliżu Ostrołęki i Łomży, wierzchołki krótszej natomiast — 1. Dywizja Piechoty i grupa Łubieńskiego na południu. Te ostatnie miały najwyraźniej pełnić rolę buforu w razie ataku Rosjan od południa. Pozycja obronna nad Rużem wydaje się przy tym stricte tymczasowa. Rzeczka była zbyt płytka, aby stanowić realną przeszkodę dla przeciwnika, co więcej, siły polskie niebezpiecznie rozciągały się w tym punkcie. Brak spójnej idei działań rodził sprzeciw wobec decyzji kwatery głównej. Największym malkontentem okazał się generał Dembiński; zrządzeniem losu znowu został skazany na współpracę z Giełgudem, którego szczerze nie znosił. 13
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 32-33.
W Łomży polecono obu zbudować twierdzę nie do zdoby cia. Dembiński nie widział wszakże dla siebie żadnej roli w zakreślonym planie: „Tu przepełnione żalem serce skłoniło mnie napisać list do naczelnego wodza, aby mnie uwolnił spod komendy Giełguda i gdziekolwiek indziej użył, żywość bowiem moja i chęć działania nie może się zgodzić z gnuśnością i niedecyzyą Giełguda, a służba i subordynacya cierpieć na tem musi”14. W odpowiedzi generał otrzymał rozkaz przybycia do Retowa, gdzie akurat znajdowała się przejazdem kwatera główna. Skrzynecki pragnął uspokoić Dembińskiego, wyliczając zalety dowódcy 2. Dywizji Piechoty. Gdy ten jednak nie dał się przekonać, wódz naczelny wysunął inną propozycję. Przedstawił mianowicie projekt kolejnej, drugiej już wy prawy na Litwę, którą dowódca tak energiczny jak Dem biński mógłby z dużą szansą powodzenia zrealizować. Co prawda, dawnego korpusu, z którym szturmował Ostrołękę, nie udało się ponownie sformować z racji jego rozproszenia, w zanadrzu znajdowały się jednak inne, dotychczas niewy korzystane oddziały. Wskazywano zwłaszcza na dywizjon Jazdy Poznańskiej: „jako ludzi dużo uzdatnionych i mogą cych posłużyć organizacyi tam [tzn. na Litwie — przypaut.] nowych pułków” — wspomina przebywający wówczas przy kwaterze głównej Gawroński i dodaje jeszcze: „Bardzo się ten projekt tu podoba”15. Dywizjon, zwany też Pułkiem Jazdy Poznańskiej, powstał jeszcze w grudniu 1830 roku głównie z inicjatywy Tytusa Działyńskiego, choć w jego finansowanie byli także zaan gażowani inni znani Wielkopolanie — Karol Marcinkowski i rodzina Raczyńskich. Do maja roku następnego udało się sformować i przysposobić do służby liniowej dwa szwad rony Jazdy Poznańskiej pod dowództwem podpułkownika 14
H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 206-207. F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 173. 15
Feliksa Brzeżańskiego. W czasie wyprawy na gwardię służyły one w III Korpusie Skarżyńskiego. Atmosfera w dywizjonie Wielkopolan uchodziła za raczej towa rzyską. Większość kluczowych dla oddziału decyzji podejmowano demokratycznie, tak więc i w tym wypadku odwołano się do głosowania. Chęć pomocy braciom Litwinom wyraziło 120-150 ludzi z dywizjonu16. Dem biński jeszcze tego samego dnia, tj. 24 maja, wyruszył do Ostrołęki po pieniądze i zaopatrzenie potrzebne do planowanej wyprawy. 25 MAJA — W PRZEDEDNIU BITWY
Następnego dnia polska kwatera główna postanowiła dodatkowo wzmocnić obronę Ruża, wysyłając do pomocy Rybińskiemu i Łubieńskiemu niewielki oddział pułkownika Węgierskiego (batalion 5. psp tzw. Dzieci Warszawskich oraz dwa działa). Zajął on Kłeczków, podczas gdy generał Bogusławski z czterema batalionami 4. ppl, batalionem weteranów czynnych oraz czterema działami artylerii konnej obsadził Rydzewo na szosie łączącej Ostrołękę z Łomżą, by pilnować połączenia między miastami17. Rosjanie również nie próżnowali, choć ich pierwsze posunięcia jeszcze nie zapowiadały energicznego pościgu. Zaraz po przegonieniu Łubieńskiego z Nura Karl Toll doradzał jak najszybsze zaatakowanie zmęczonego korpusu w Czyżewie, a po jego rozbiciu wejście na tyły głównych sił polskich. Dybicz nie przystał na to rozwiązanie z kilku powodów. Przede wszystkim wciąż był odpowiedzialny za bezpieczeństwo gwardii, której ochrony zaniedbał ostatnio tak sromotnie, dlatego połączenie z nią uważał za cel priorytetowy18. 16 17 18
T. S t r z e ż e k , Kawaleria Królestwa Polskiego, s. 261-270. W . T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 32-33. S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 7 .
O kierunku dalszego ruchu feldmarszałka zadecydowała wiadomość przysłana przez wielkiego księcia Michała, który informował nie tylko o odwrocie Skrzyneckiego z Tykocina oraz Złotorii, ale także podjęciu przez siebie działań zaczepnych. Dowódca gwardii otrzymał 22 maja wieczorem informację o przeprawie armii feldmarszałka przez Bug pod Grannem. Dopiero następnego dnia nakazał nieśmiały pościg za uchodzącymi z Tykocina Polakami. Miała go prowadzić straż przednia generała hrabiego Nostitza (brygada lekkiej kawalerii, dwa szwadrony koza ków, osiem dział i dwie roty saperów). 24 maja grupa osiągnęła Gać, biorąc po drodze podobno aż 300 polskich jeńców — maruderów bądź okolicznych mieszkańców. Reszta gwardii posuwała się za Nostitzem mniej więcej z jednodniowym opóźnieniem, pozostawiwszy w rejonie Białegostoku oddział huzarów dla osłony traktów przed Chłapowskim19. Najwyraźniej wyczyny tego ostatniego, dokonane w drodze na Litwę, już wtedy zaniepokoiły rosyjskie dowództwo. Tymczasem główna armia rosyjska wymaszerowała z Tymianek i Nura dopiero po południu 23 maja, i to nie drogą przez Czyżew, jak proponował Toll, lecz na Wysokie Mazowieckie, około 20 km na południowy wschód od Zambrowa. Dowództwo nad silnym oddziałem straży przedniej (pułkami karabinierów, grenadierów i huzarów oraz dwoma pułkami kozackimi) objął generał Berg. Marsz spowolniało rozciągnięcie całości sił rosyjskich na linii Granne-Cichanowiec-Nur. Rosjanom dawały się we znaki zwłaszcza problemy z zaopatrzeniem20. Szczęśliwie dla nich Polacy nawet nie tknęli dużych zapasów zgromadzo nych w Bielsku i Brańsku! Armia Dybicza dotarła do Wysokiego Mazowieckiego dopiero 24 maja. Tutaj też nawiązała łączność ze strażą 19 20
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 265. Tamże, s. 197.
przednią wielkiego księcia21. Dopiero teraz, po niemalże tygodniu nieustannego napięcia, feldmarszałek mógł wresz cie odetchnąć pełną piersią. Nierozwiązana pozostawała jeszcze kwestia utraty pre stiżu. Dybicz dał się zwieść 13 maja — był to jego błąd, który teraz naprawił — jednak wciąż nie odniósł zdecydo wanego zwycięstwa. Bitwa pod Grochowem również nie zakończyła się rozstrzygnięciem, ale tylko Polacy wydawali się na nim wówczas skorzystać. Tymczasem car Mikołaj nie wysłał go do Królestwa po to, żeby znów wycofał się pod Siedlce i oczekiwał na kolejny błąd nieprzyjaciela. W listach monarcha nie ukrywał oburzenia z powodu zagrożenia, na jakie wystawiono jego doborową formację: „Cały ten ruch nieprzyjaciela na gwardię byłby prostym szaleństwem, gdybyś go Pan nie przyzwyczaił do przedsię brania wszystkiego bezkarnie”22 — pisał później do feldmarszałka. Wszystko to mobilizowało do działania. Dybicz wiedział, że fatalnego wrażenia, jakie wywołają w Petersburgu ostatnie zajścia, nie zdoła już w żaden sposób zatrzeć, mógł jedynie osłodzić cesarską gorycz zwycięskim starciem z armią Skrzyneckiego, choćby nawet niewielkim. To dlatego, pomimo narzekań Tolla na wy dłużone linie komunikacyjne, feldmarszałek zdecydował się 24 maja na dalszy, forsowny pościg za Polakami. Być może mniemał, że uda mu się złapać niewielką część armii przeciwnika, zanim jej całość przekroczy Narew i stanie się nieosiągalna. Z pewnością nie przeczuwał, że właśnie podjął jedną z donioślejszych decyzji w wojnie. 25 maja feldmarszałek nakazał wczesną pobudkę o 2.00. Armia miała maszerować forsownie w kierunku Pisków (aż 44 km od Wysokich Mazowieckich!) dwiema kolumna mi. Prawa, w której skład wchodziła straż przednia Berga, 3. Dywizja Grenadierów, 1. Dywizja Piechoty, 3. Dywizja 21 22
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . J 5 . W . T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 336.
Huzarów, pułk kirasjerów oraz artyleria rezerwowa, miała podążać drogą przez Jabłonkę i Nadbory. Wydłużało to jej drogę do 53 km, które miała pokonać w niespełna 21 godzin (w Szumowie planowano czterogodzinny postój). Lewa kolumna otrzymała do przejścia krótszy odcinek. Tworzące ją 1. i 2. Dywizje Grenadierów, cztery bataliony gwardii generała Kuruty, pułk huzarów grodzieńskich gwardii oraz III Korpus Rezerwy Jazdy musiały pokonać w tym samym czasie 43-kilometrowy odcinek przez Wiśniówek i Rykacze. Równolegle działania zaczepne prowadziła gwardia; jej awangarda otrzymała rozkaz dotarcia pod Piski, reszta zaś mogła się zadowolić zaję ciem Gaci i Śniadowa. Morderczy marsz wyczerpał Rosjan niemalże skrajnie. Choć udało im się zaskoczyć Polaków, zapłacili za to pozostawieniem w tyle znacznej części swych sił23. Do pierwszego kontaktu bojowego 25 maja doszło około 11.00 w okolicach Kleczkowa i Nadborów, gdzie znajdował się korpus Łubieńskiego i rezerwa kawalerii, pojawiła się tam wówczas straż przednia gwardii. Dowodzący nią hrabia Nostitz poprzestał początkowo na ogniu działowym24. Niestety, w polskiej kwaterze głównej nie orientowano się w sile przeciwnika, szybko więc zaczęto bić na alarm. Obecny tam Kruszewski pisał później, że „przyszedł raport od generała Łubieńskiego [...], że korpus marszałka Dybicza połączył się z gwardyami. Skrzynecki nie chciał temu dać wiary. Wprawdzie trzeba było nadzwyczajnie forsownych marszów ze strony marszałka, aby tego dokonać. Posyła mnie dla powzięcia dokładnej wiadomości od gener. Łubieńskiego”25. Jadący w kierunku Nadborów Kruszewski miał z pew nością dużo wątpliwości do rozwiania. Skrzynecki nie 23 24 25
W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 35-36. Tamże, s. 36. I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 118.
mylił się, zakładając, że Dybicz faktycznie nakazał swoim oddziałom forsowny marsz 25 maja, niestety było to zarazem ostatnie słuszne założenie polskiej kwatery głównej podczas tej kampanii. Gdy adiutant naczelnego wodza przybył wreszcie na miejsce, „widać było poza rzeką na wzgórzach z dwóch stron przybywające kolumny”26. Na szczęście generał Łubieński wpadł na pomysł, jak sprawdzić, z kim dokładnie ma do czynienia. W kierunku nieprzyjacielskich linii wysłał jako parlamentariusza Władysława Zamoyskiego z zada niem wydania dowódcy nadchodzących wojsk listów do księżnej Łowickiej (żony wielkiego księcia Konstantego), które szczęśliwym zrządzeniem losu wpadły w ręce jednego z polskich podjazdów. „Dopełniając rozkazu — wspomina Zamoyski w pamięt niku — ruszyłem z jednym tylko trębaczem i ordynansem ułanem. Jechałem zwolna gościńcem przez groblę i most na Rusie, w milczeniu, pragnąc dotrzeć jak najbliżej do forpocztów nieprzyjacielskich; dopiero, gdyby nam już niebezpieczeństwo groziło, trębacz miał się odezwać, a ja miałem chustką machać”. Młody arystokrata nie dojechał nawet do pierwszych linii kozaków, gdy ujrzał „o jakie sto kroków młodziuchnego oficera nieprzyjacielskiego od szaserów gwardyi, który sam jeden, bez trębacza, widocznie ku nam się chciał zbliżyć i znaki dawał, wznosząc pałasz i chowając go z ostentacyą do pochwy. Zbliżył się nareszcie i zawołał po francusku: «Czy chcesz ze mną poroz mawiać?». A gdy byliśmy tylko kilkanaście kroków od siebie, raz jeszcze zapytał: «Broni nie użyjemy, niepraw daż?». Odpowiedziałem: «Zgoda», a zarazem pokazałem, że mam rękę na temblaku i że jestem bez pałasza. Młody oficer przyskoczył do mnie i zaczął od wyrażania podziwu i uwielbienia dla nas, Polaków”. 26
Tamże.
Młody rosyjski oficer ubolewał nad tym, że musi walczyć z Polakami, stwierdził nawet: „Kto ja jestem? oczywiście niewolnik, nie mający do wyboru służyć lub nie. Kto u nas nie służy carowi, ten niczym nie jest, nie jest człowiekiem [...]. Wy jesteście bohaterami, ale nie wiecie, co to za siły na was idą. Niestety, one was zgniotą”27. Przyjacielską wymianę zdań przerwało nadjechanie rosyjskiego pułkow nika. Zamoyski zdążył już jednak obejrzeć nieprzyjacielskie pikiety i doszedł do wniosku, że pod Nadborami znajduje się jedynie gwardia. Kwatera główna zareagowała na te rewelacje lękliwie i, co gorsza, niezbyt konsekwentnie. Około 12.00 przebywa jący jeszcze w Nadborach Prądzyński wysłał generałowi Rybińskiemu zawiadomienie: „Od godziny przeszło znaczne masy nieprzyjaciela przybywają do wsi Jakać i rozwijają się przed frontem generała Łubieńskiego, który stoi pod Nadborami. Wnosić wypada, że inne jego kolumny po stępują ku Czerwinowi... [...]. Zechcesz Generał zachować jak największą ostrożność... Zamiarem Wodza Naczelnego nie jest przyjmować walnej bitwy po tej stronie Narwi [podkreślenie autora listu]. Skoroby więc nieprzyjaciel rozwinął przed nami znaczne siły, wojsko przejdzie mosty pod Ostrołęką”28. Z treści listu wynika, że Łubieński ze swoim korpusem jazdy i piechotą Kamieńskiego miał stanowić straż tylną całego wojska i wycofywać się w kierunku wspomnianego miasta. Wyruszywszy z Troszyna, kwatera główna połączyła się w lesie z maszerującą w stronę Ostrołęki 3. Dywizją Piechoty Małachowskiego. Być może przejeżdżając obok kolumn swojego wojska, wódz naczelny przypomniał sobie, jak ponad dwadzieścia lat wcześniej szedł w podobnej kolumnie po pierwsze laury. Gawroński pisze: „Złączyliśmy 27 28
W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 215-216. B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 106.
się z wojskiem w lesie; wódz naczelny, jadąc z g-łem Prądzyńskim wśród wojska, rozmawia ciągle z żołnierzami, przypominając im różne dawniejsze wypadki”29. Wówczas z pewnością wszystko wyglądało prościej. Do Ostrołęki rezerwa armii dotarła mniej więcej po południu. To najprawdopodobniej tutaj Skrzynecki doszedł do wniosku, że nad ranem przeszacował siły nieprzyjaciela30. Następny rozkaz wydał ogółowi wojsk dopiero około 17.00. Utrzymał go w bardziej zdawkowym tonie niż poprzednie zawiadomienie. Informował, że cała rezerwa Ludwika Paca (3. Dywizja Piechoty, III Korpus Jazdy i artyleria rezerwowa) przeszła już przez Narew w Ostro łęce. Rybińskiemu polecono zmierzać za nią natychmiast po otrzymaniu rozkazu. Grupa Łubieńskiego zaś, tak jak poprzednio, otrzymała zadanie osłaniania tyłu armii, dodat kowo w drodze na północ miała zabrać ze sobą także oddziały Węgierskiego i Bogusławskiego31. Giełguda tymczasem pozostawiono w Łomży. Skiero wano nawet do niego specjalny rozkaz, zakończony słowami: „Gdyby JW. Generał miał być atakowany w Łomży, Wódz Naczelny jest gotów dać mu pomóc. Rachuję przecież na to, że Generał potrafisz dać tam dzielny odpór, mając dobrą dywizję i stanowisko umoc nione szańcami dobrze wykonanymi”32. Przytoczony frag ment świadczy o tym, że Prądzyński wciąż liczył się z możliwością przeprowadzenia planu tykocińskiego z wa riantem przyjęcia bitwy w oparciu o Narew włącznie. Problem polegał na tym, że nowy kompromis, zawarty ze Skrzyneckim — wycofanie większości sił za rzekę — wy 29
F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 173. 30 W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 3 7 . 31 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 105-106. 32 Tamże, 107.
paczał w znacznym stopniu pierwotną ideę planu. Dywizja Giełguda zawisła bowiem teraz niebezpiecznie w próżni. Oddziały Rybińskiego przeszły most w Ostrołęce mniej więcej o 18.30. Łubieński pozostał na stanowisku w Nadborach i Kosterach nieco dłużej. Czuł się tam bardzo niepewnie, miał bowiem odkrytą prawą flankę w okolicach wsi Głęboże. Wzrastał przy tym nacisk przeciwnika. Do straży przedniej gwardii carskiej dołączyła bowiem wie czorem awangarda głównych sił rosyjskich generała Fiodora Berga33. Tak więc siły Rosjan podwoiły się właśnie wówczas, kiedy Skrzynecki dopiero co zweryfikował swoje pierwotne obawy! Początkowo poprzestawano na potyczkach jazdy i kano nadzie. Bardzo dzielnie sprawiły się zwłaszcza 4. i 5. psk, a także artyleria korpusu, o której Zamoyski pisze z estymą: „niemało się przyczyniła do hamowania śmiałości nie przyjaciela, wymierzając ciągle granaty w stronę, gdzie gęściej flankierów dostrzegała, spędzała ich z tego punktu, jakby muchy”34. Pod ich osłoną generał Łubieński zor ganizował odwrót całego zgrupowania. Najpierw ruszyła piechota, za nią dopiero wspomniana straż tylna. „Jenerał Flenryk Kamieński, jako w dniu tym służbę obozową pełniący, ustanowiony był jej dowódcą, i mnie także jenerał Łubieński zatrzymać się kazał, pochlebnie dodając, że mi porucza baczność na właściwe poprowadzenie dalszego ruchu” — stwierdza Lewiński35. Wycofujących się Polaków niepokoili nieustannie koza cy. Jako że droga w kierunku Ostrołęki była na odcinku z Nadborów bardzo zalesiona, do ariergardy dołączyła także piechota z 5. Dywizji, bardziej nadająca się do działań w podobnym terenie. Kilkakrotnie organizowała 33
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 3 8 . W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 219. 35 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 7 . 34
wymyślne zasadzki na depczących jej po piętach przeciw ników. Lewiński wspomina: „Kozacy gwardyi i liniowi ścigali nas ze zwyczajnym temu wojsku przeciągłym krzykiem, natrzeć jednak nie śmieli na nas, bo ostatni eszelon składał się z batalionu piechoty, a kozacy broni palnej nie miłują. Znudzony ich nieustannym wrzaskiem zasadziłem w wiosce, przez którą przechodziliśmy, piecho tę, czego kozacy przy zapadłej ciemności nie spostrzegli; gdy więc do wioski przybyli, piechota owa plunęła im w oczy ołowiem, i odtąd pozbyliśmy się ich zupełnie. Począwszy o mil dwie od Ostrołęki, ani jednego jużeśmy za sobą nie zobaczyli kozaka”36. Faktycznie, w okolicach wsi Chrostowo jazda nieprzyjacielska dała spokój Polakom. Mniej więcej o 0.30 korpus Łubieńskiego, zmęczony i głodny, dotarł wreszcie do Ław, małej wioski nieopodal Ostrołęki. Tu dołączył do nich nie mniej sfatygowany oddział Węgierskiego37. Dalszy marsz w kierunku miasta został uniemożliwiony przez kolejny rozkaz kwatery głównej, nakazujący całej grupie pozostanie w Ławach i przysposobienie tego miejsca do obrony. Polecenie, otrzymane w nocy niedługo po zgubieniu nieprzyjacielskiego pościgu, wywołało zrozu miałe zdziwienie w sztabie Łubieńskiego. Wszyscy wie dzieli, że reszta armii jest już po drugiej stronie rzeki i na efektywną pomoc z jej strony nie mogą liczyć. Skąd więc ów straceńczy rozkaz? Czyżby kwatera główna nie wie działa, że w pościgu uczestniczy już nie tylko gwardia, ale i feldmarszałek? Zamoyski wysłał szybko raport, ale na razie rozkaz trzeba było wykonać posłusznie. Pośród ciemności, kierując się jedynie słabo oświetloną przez latarnię mapą, rozlokowano głodnych i zmęczonych żoł nierzy na nowych pozycjach38. Sierawski wspomina tamte 36 37 38
Tamże. W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 39. W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803—1868, s. 220.
momenty bardzo zdawkowo: „noc przeszła nam w spoczyn ku, ale wyznam, że głodna”39. Równolegle między 24.00 a 1.00 grupa generała Bogusławskiego otrzymała rozkaz wycofania się z Rydzewa. Jego żołnierze dołączyli do Łubieńskiego dopiero o 4.3040. Wypadałoby w tym miejscu poszerzyć opis okolic Ostrołęki, które poznaliśmy na razie pobieżnie, w czasie gdy przebywał tu 17-18 maja skromny korpus Henryka Dembińskiego. W 1831 roku Ostrołęka była niewielkim, położonym na wschodnim brzegu Narwi miasteczkiem, liczącym około 177 domów oraz 1500 mieszkańców41. Jego dynamiczny rozwój wiązał się głównie z położeniem na szosie kowieńskiej, bardzo ważnej drodze handlowej pomiędzy Warszawą a Petersburgiem. Jedynym murowa nym budynkiem miejskim, dodatkowo opasanym murem, był kościół bernardynów, mieszczący się po północnej stronie rynku miasta, poza nim Ostrołęka nie dysponowała żadną poważniejszą infrastrukturą obronną. Szańce, które zaczęto sypać dopiero 25 maja na wylotach ulic, były słabe i w nadchodzącej bitwie zawiodły całkowicie. Na zachod nim brzegu Narwi istniał także szaniec przedmostowy, z którego korzystał wcześniej, jak pamiętamy, generał Sacken, ale z oczywistych przyczyn mógł on służyć armii jedynie w razie agresji od strony Różana i Pułtuska. W Ostrołęce krzyżuje się kilka dróg. Najlepiej prezen towała się oczywiście bita szosa kowieńska, prowadząca w stronę Łomży. Bardziej na południe biegła droga do Ław, jeszcze niżej zaś — trakt do Ostrowca przez Rzekuń. Para głównych ulic miasta prowadziła prosto w kierunku dwóch przerzuconych przez Narew mostów — szosowego, ustawionego na palach, oraz tak zwanego pływaka (na 39
N. S i e r a w s k i, Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 217. S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s . 9 1 . 41 A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 268. 40
berlinkach). Zwłaszcza most główny był wówczas w bardzo złym stanie, jego pontonowy odpowiednik mógł z kolei wytrzymać jedynie ograniczone ciężary42. Narew osiągała w tym punkcie szerokość około 200 m i późną wiosną bywała dość rwąca. Na jej zachodnim brzegu rozciągała się niewielka rów nina. Drogi odbijały tutaj w dwie strony — można było jechać prosto, przeciętym rzadko zalesionymi wzniesieniami traktem do wsi Antonie na północnym zachodzie, bądź też podążać szosą kowieńską ku Warszawie. Ta druga zbaczała dość gwałtownie na południe jeszcze przed linią wzniesień i przecinała w ten sposób wspomnianą równinę, ograniczoną z czterech stron przeszkodami terenowymi. Z lewej zamy kały ją wspomniane już wzniesienia, z prawej zaś płynąca bystrym potokiem Narew wraz z nielicznymi zabudowa niami tak zwanego Nowego Miasta. Poziome ramienia czworoboku tworzyły — od północy bagniste ramię Narwi, od południa natomiast nie mniej podmokłe brzegi rzeki Omulew. Ogólnie okalający Ostrołękę teren był grząski i nie sprzyjał użyciu kawalerii. Co ciekawe, Ostrołęka nie po raz pierwszy miała w dziewiętnastym stuleciu okazję poczuć na sobie ciężką rękę wojny. 16 lutego 1807 roku doszło tu do bitwy pomiędzy wojskami francuskimi generała Savary’ego a Ros janami generała Essena. Temu ostatniemu nie udało się zdobyć miasta, opanowanego jeszcze w grudniu poprzed niego roku przez wojska Napoleona. Jednak wtedy Rosjanie atakowali bez przekonania. W Ostrołęce cały dzień (25 maja) upłynął przy dźwiękach turkotu kół i kroków niezliczonej ilości stóp. Polacy przeprawili na prawy brzeg Narwi zaopatrzenie oraz większość sił. Gawroński pisze: „Kazano miasto wypróżniać z magazynu tu dużego; Badeni, generalny intendent armii, 42
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 4 3 .
kręci się za wozami, aby zabierać wszystko na drugi brzeg, gdzie armia przechodzi i nie zostawiać nic nieprzyjacielowi, jeżeli nadciągnie, prócz miasta. Wozów tak dużo, iż się między nich trudno przecisnąć”43. Skrzynecki chciał być pewny, że całe jego zaplecze znajduje się bezpiecznie po drugiej stronie rzeki. Wszystko wskazuje na to, że myśli o dalszym prowadzeniu wyprawy wywietrzały mu już z głowy całkowicie. Pozostawienie Łubieńskiego po drugiej stronie Narwi, a także Giełguda w Łomży, miało w tym momencie znaczenie jedynie symboliczne. Zwłaszcza pozyc ja obronna tego pierwszego pod Ławami była pod względem strategicznym bardzo dyskusyjna. Przecież wraz z 25 maja każda polska jednostka pozostawiona na lewym brzegu Narwi była już bezwartościowa, co więcej, stawała wobec znacznej przewagi rosyjskiej. Przeciwnika jednak lekceważono — od czasów bitwy grochowskiej i ofensywy wiosennej Dybicz miał opinię dowódcy powolnego i niezdecydowanego, więc dlaczego akurat teraz miałby zachować się inaczej? Zaniedbano w ten sposób odpowiedniego zabezpieczenia armii. Kruszewski stanowczo stwierdza, że kwatera główna zrobiłaby to, „gdyby naczelny wódz i kwatermistrz general ny byli dopełnili swych obowiązków, lecz pierwszy, jak zwykle, niepracowity, a drugi zdemoralizowany”. Sam zdaje się bardzo dobrze pamiętać moment napisania rozkazu dla Łubieńskiego: „Może była godzina 7-wieczorem, kiedy mnie generał Prądzyński zawołał do mieszkania naczelnego wodza i podyktował mi rozkaz do generała Łubieńskiego tej osnowy: «Pan generał zajmiesz wzgórza piaszczyste przed Ostrołęką pod wsią Ławy, abyś na tej pozycji się bronił, jeźlibyś był atakowanym, — w potrzebie będziesz wspartym choćby przez całą armię»”44. Zapewnienia o od sieczy nie wydają się szczere. Przecież ponowna przeprawa 43
F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 173. 44 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 119.
w Ostrołęce zajęłaby znacznie więcej czasu niż wycofanie Łubieńskiego i rozbicie przeciwnika na zachodnim brzegu Narwi. Bardzo ciekawą relację o powstaniu rozkazu przytacza generał Lewiński: „Po skończonej wojnie, kiedy w 1832 roku, będąc za granicą, odwiedziłem jenerała Skrzyneckiego [...], w Pradze Czeskiej, rzecz naturalna, że świeżo ubiegłe wypadki były przedmiotem rozmowy naszej. Pozwoliłem sobie wówczas przedstawić mu niektóre nad jego operacyami wojennymi uwagi; bardzo cierpliwie i z zimną krwią wszystkie mi objaśniał, a kiedy mu nadmieniłem o owym rozkazie, co się stał główną przyczyną tak niepotrzebnej ostrołęckiej batalii, w następujących tłumaczył się słowach: «gdym od was z pod Gostery odjechał, zabrałem Prądzyń skiego do mego powozu. W drodze Prądzyński powiedział mi, że pod Ławami jest pozycya nadzwyczaj mocna, drugie Termopile, w których z małemi siłami wielkiej armii opór stawić można; kazałem mu, ażeby mi pozycyą w przejeździe pokazał, poczem zdrzymnąłem się, i dopiero na moście ostrołęckim łoskot kopyt końskich mnie zbudził. — Miałeś mi jenerał pokazać pozycyą pod Ławami! — odezwałem się do Prądzyńskiego. — Jenerał spał, i niechciałem go budzić. — odrzekł Prądzyński, ale mogę zaręczyć, że tak jest, jak mówiłem»”45. Wytłumaczenie to prawdopodobnie zamyka całą sprawę. Skrzynecki często zdawał się na innych, jeśli chodzi o szczegóły działań operacyjnych. Zapewnienia Prądzyńs kiego o pozycji obronnej w Ławach przyjął za dobrą monetę, nie chcąc zapewne drażnić mocno już zrezyg nowanego kwatermistrza. Być może ten ostatni założył z góry, że jeśli pozostawi Łubieńskiego na pastwę losu w Ławach, Skrzynecki będzie musiał wreszcie doprowadzić do walnej bitwy, by go ratować. Podobne wyjaśnienie 45 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s. 58-59.
zagadki wydania rozkazu Łubieńskiemu mocno obciąża Prądzyńskiego i nic dziwnego, że wzdrygał się przed nim Wacław Tokarz. PIERWSZA FAZA BITWY — USTĄPIENIE ŁUBIEŃSKIEGO I OBRONA OSTROŁĘKI
Poranek 26 maja zastał armię polską rozdzieloną na trzy duże części. Pierwsza, największa, przeszła już na zacho dni brzeg Narwi, druga, złożona przede wszystkim z 2. Dywizji Piechoty, pozostawała w oddalonej o prawie 35 km Łomży, trzecia zaś, najważniejsza w danej chwili, rozłożyła się frontem do przeciwnika na wschód od Ostrołęki. Dowodzący nią generał Tomasz Łubieński dysponował w tym miejscu siłami liczącymi 10 643 żołnierzy, wcho dzących w skład 5. Dywizji Piechoty (dziesięć batalionów, osiemnaście dział) i II Korpusu Jazdy (dziewiętnaście szwadronów, osiem dział). Oprócz tego pod jego rozkazami pozostawały także oddział generała Ludwika Bogusławs kiego (4. ppl, batalion weteranów czynnych i cztery działa, łącznie około 3500 ludzi) oraz pułkownika Węgierskiego (batalion 5. psp i dwa działa). Zadanie, jakie otrzymał polski generał na 26 maja, nie było skomplikowane — miał po prostu bronić ze swoimi siłami powierzonych pozycji jak najdłużej — ale wobec prawie czterokrotnej przewagi Rosjan na tym brzegu Narwi rychło mogło się okazać niewykonalne. Jak pamiętamy, szef sztabu korpusu Łubieńskiego, Władysław Zamoyski, wysłał w nocy zapytanie w tej sprawie do kwatery głównej. Odpowiedź uzyskał o 6.00. Prądzyński nie tylko nie cofnął rozkazu, ale polecił Łubieńskiemu... bronić się przez cały nadchodzący dzień46. 46
B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 115.
W sztabie korpusu wybuchła żywiołowa dyskusja na temat celowości poświęcania swoich wojsk. Generał Karol Tumo, dowódca brygady jazdy, posunął się nawet do złowrogiego proroctwa: „A więc będziemy dziś mieli Berezynę”47. Niebezpieczeństwo osaczenia i zepchnięcia do rzeki całego korpusu wydawało się dość realne, bowiem pozycja, którą zajmował, była zbyt rozciągnięta, a jego liczebność — dalece niewystarczająca. Łubieński zostawił w Czamowcu nowy 14. ppl, który tak dzielnie sprawił się pod Nurem. Na wschód od Rzekunia, pozycji najważniejszej, gdyż właśnie tą drogą spodziewano się nadejścia Rosjan, swoje linie rozwinęły stare 3. i 6. ppl oraz batalion 20. ppl. Pozycje te można było oprzeć przynajmniej na jakiś czas o błotnisty strumyk, który biegł aż do Goworek, gdzie skręcał na zachód. Dalej w kierunku północnym, w Ławach, stanął II Korpus Jazdy oraz drugi batalion 20. ppl. Cała dostępna jazda miała stanowić odwód korpusu. Jego lewe skrzydło tworzył zaś oddział Bogusławskiego, który przybył w nocy do Goworek i zniszczył okoliczny most48. Ogólnie całą pozycję trudno określać jako szczególnie mocną. Przy odrobinie szczęścia i umiejętności można było stoczyć tutaj co najwyżej krótką bitwę odwrotową. Wiele wskazuje, że nie przewidywano wydania bitwy, o czym najlepiej świadczy spokój, jaki panował tego poranka w Ostrołęce. Stanisław Jabłonowski, który przybył do miasta w nocy po męczącym marszu wraz ze swoją baterią w oddziale Bogusławskiego, pisze: „W oberży zastałem wielu oficerów grających w bilard, jedzących i zabawiających się. Zresztą w tem ładnem miasteczku było wszystko w porządku: sklepy pootwierane, mieszkańcy zajęci codziennymi interesa mi, słowem spokój powszedni”49. 47
W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 221. W . T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 41-42. 49 S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s . 9 2 . 48
Armia rosyjska, zmęczona i nie mniej wygłodniała od polskiej, nocowała 26 maja rozciągnięta na linii Piski-Milewo-Lubotyn, a więc stosunkowo niedaleko Ostro łęki. Bardziej oddalona była gwardia, odpoczywająca w rejonie Gaci i Śniadowa. Do walki mogła w najbliższym czasie wejść tylko jej straż przednia, która 25 maja wysforowała się znacznie przed resztę szeregów i w nocy dotarła do wsi Piski. Wrogie armie nawiązały kontakt mniej więcej o 6.00. Idące ze wsi Piski ku Ostrołęce dwie kolumny rosyjskie generałów Nostitza (awangarda gwardii — dwanaście szwadronów, sotnia, dwie baterie lekkokonne, łącznie 2331 kawalerzy stów i 12 dział) oraz Berga (cztery bataliony, dziesięć szwadronów, bateria piesza — łącznie 2167 piechoty, 1158 jazdy i 8 dział) dowiedziały się od swych zwiadowców o obecności w rejonie Rzekunia ukrytych w lesie polskich żołnierzy. Bitwa rozpoczęła się około 9.00, kiedy pod Rzekuniem pojawił się Fiodor Berg ze swoją kolumną. Już na wstępie został przywitany przez polskich piechurów oraz baterię Neymanowskiego gwałtownym ogniem karabinowym i ar tyleryjskim. W odpowiedzi rosyjski dowódca szybko wpro wadził do walki dwa bataliony karabinierów oraz pułk grenadierów ekaterynowskich, wspartych dwoma działami. Początkowo walka toczyła się niemrawo. Grząskie brzegi płynącego nieopodal strumienia utrudniały manewry Ros janom, za to wyższe położenie wschodniego brzegu pre miowało ich artylerię. Berg próbował obejść lewe skrzydło Polaków jednym batalionem grenadierów, jednakże ten ugrzązł w błocie, przyparty do ziemi ogniem ukrytego bezpiecznie w zaroślach przeciwnika. Dopiero atak drugiego batalionu, dowodzonego osobiście przez generała, miał zepchnąć Polaków na dalsze pozycje. Dowodzący strażą przednią generał Bistrom początkowo chciał obejść napotkane oddziały przeciwnika z pomocą
idącej z prawej kolumny Nostitza. Natarła ona na Polaków w rejonie Ław, jednak i tu Rosjanie napotkali silny opór. Nostitz musiał wobec tego poprzestać na kanonadzie artyleryjskiej oraz oczekiwaniu na resztę armii rosyjskiej, która kroczyła za nim z około godzinnym opóźnieniem. Najbliżej znajdowała się 3. Dywizja Grenadierów generała Nabokowa (jedenaście batalionów, łącznie 6881 żołnierzy i 28 dział) i pułk kirasjerów księcia Alberta. Dalej szły pozostałe oddziały kolumny Pahlena I, kolejno: generał Łopuchin z 1. Dywizją Huzarów (dwanaście szwadronów, dwa bataliony lekkokonne, — 1528 jazdy, 14 dział), generał Manderstern z 1. Dywizją Piechoty (siedem bata lionów — 3278 piechoty, 8 dział), 3. Dywizja Piechoty Szkuryna (sześć batalionów — 3592 piechoty, 28 dział). Na końcu tej długiej kolumny znajdowały się jeszcze: artyleria rezerwowa, pułk huzarów grodzieńskich, część 2. Dywizji Piechoty, litewski i wołyński pułki piechoty oraz pułk kirasjerów nowogrodzkich. Pochód zamykała elitarna 1. Dywizja Grenadierów księcia Szachowskiego wraz z brygadą kirasjerów. Ci ostatni znajdowali się o 2.00 dopiero w Lubotynie, 30 km od Ostrołęki, było więc jasne, że nie prędko będą mogli wejść do walki50. Feldmarszałek Dybicz nie wydawał się jednak znie chęcony ani rozciągnięciem swoich sił, ani zmęczeniem pędzonych ciągle do przodu żołnierzy. Wyprzedził tego dnia swoją armię i konno dotarł do awangardy, toczącej koło Rzekunia boje z Polakami. Z zadowoleniem zauważył, że przeciwnik broni się, co umożliwiało rozbicie go. Aby tego dokonać, wydał Bergowi rozkaz dalszego wiązania przeciwnika walką od czoła, podczas gdy on wraz z nad chodzącymi stopniowo 3. Dywizją Grenadierów oraz 1. i 3. Dywizjami Piechoty obejdzie na południu jego prawe skrzydło w okolicach Czarnowca. 50 Por.: A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 270 oraz W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 51-52.
Berg początkowo sprawnie wywiązywał się z zadania. Wzmocniony siedmioma batalionami 3. Dywizji Grenadie rów pozorował nawet próbę sforsowania strumienia na północ od pozycji polskich pod Rzekuniem. Widok zbliża jących się rosyjskich grenadierów skłonił dowodzącego na tym odcinku Henryka Kamieńskiego do silnego kontrataku, być może z pomocą kawalerii z 4. psk. Spędził on tyralierów przeciwnika na tyle skutecznie, że wziął ponoć do niewoli aż stu szeregowych i czterech oficerów. Na tym jednak Łubieński postanowił zakończyć stawianie oporu na powierzonych mu pozycjach51. Od ujętych oficerów polski generał dowiedział się, jak wielkie siły kroczą przeciw niemu. Co więcej, nacisk Rosjan w okolicach Czarnowca zaczął być coraz bardziej odczuwalny. Zwrócone w tę stronę siły z ledwością uniknęły zagłady, o czym wspomina Lewiński: „20 pułk piechoty na lewem skrzydle tak daleko się zaawanturował, że posłany tam przez jen. Łubieńskiego, zaledwie potrafiłem go z najkrytyczniejszego położenia bez szwanku wy prowadzić”52. 20. ppl miał opinię najlepszego spośród tak zwanych nowych pułków, powstałych już po wybuchu powstania. Jeśli więc nie dawał sobie teraz rady, oznaczało to, że sytuacja powoli stawała się arcypoważna. Rozkaz całodniowego stawiania oporu musiał wobec podobnych wydarzeń ulec gruntownej modyfikacji. Jeszcze przed 10.00 Łubieński nakazał wycofanie jazdy w kierunku Ostrołęki, piechota ruszyła w tę samą stronę niewiele później. Najwyraźniej polski dowódca uznał, że spełnił swój obowiązek i po rozpoznaniu walką ma prawo zadbać o bezpieczeństwo własnych ludzi. Polacy przeprowadzili odwrót we wzorowym porządku, osłaniani przez 6. ppl 51 Por.: J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s. 59 oraz W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 5 2 . 52 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 5 9 .
pułkownika Romana Wybranowskiego53. Łubieńskiemu udało się wyprowadzić swój korpus z najgorszej opresji, Ostrołęka stała przed nim otworem, a za nią zbawienny nurt Narwi. Każdy, kto myślał, że bitwa dobiegła końca, grubo się mylił. Większość sił polskich była tego dnia bezpiecznie rozlokowana po prawej stronie rzeki. Jak już wspominaliś my, nad tutejszą płaszczyzną górowały od zachodu piasz czyste wzniesienia. Jedno z nich, szczególnie wysokie i przecinające trakt biegnący na północny zachód od wsi Antonie, zajęła z rozkazu Prądzyńskiego 3. kompania dział pozycyjnych majora Turskiego (dwanaście dział) oraz część 1. kompanii dział pozycyjnych kapitana Soleckiego (sześć dział). Za nią, w odległości około 1,5 km od mostów, ukryły się w lesie 3. i 1. Dywizje Piechoty. Żołnierze Małachowskiego byli wysunięci bardziej na wschód, nie opodal miejsca, gdzie trakt rozgałęział się na północ i zachód — 8. ppl i 5. psp stały tuż za wzgórzem w pierwszym rzucie, batalion weteranów czynnych i legia litewsko-wołyńska zaś z tyłu. 1. Dywizja Piechoty stacjo nowała dalej od wzgórza, między krawędzią lasu a niewiel ką, płynącą pionowo rzeczką Piasecznicą. Brygada Muchowskiego (12. i 2. ppl, batalion strzelców podlaskich) stała z przodu, Langermanna natomiast (1. psp, 16. ppl) bardziej w tyle. Pozycję Rybińskiego osłaniała 1. lekka bateria piesza kapitana Łapińskiego (dwanaście dział). Druga część 1. kompanii dział pozycyjnych (sześć dział), pod dowództwem kapitana Zawadzkiego, stanęła na przeciw mostów nad Narwią, dosłownie kilkanaście kroków u ich wylotu. Ustawienie dział tak blisko po tencjalnej przeprawy budzi pewne wątpliwości — znaj dowały się dość wyraźnie na linii strzału artylerii Tur skiego i Soleckiego. Co więcej, w razie pospiesznego 53
W . T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 52-53.
odwrotu Łubieńskiego mogły utworzyć niebezpieczny zator bądź wpaść w ręce nieprzyjaciela. Na dobrą sprawę nie wiemy nawet, kto dowodził 26 maja tą półbaterią oraz kiedy została rozmieszczona na pozycjach54. III Korpus Jazdy stał tymczasem bezpiecznie znacznie dalej na południu, w okolicy wsi Drążewo nad rzeką Omulew. Najwyraźniej Prądzyński uznał, że jazda nie przyda się w walce na tutejszym grząskim gruncie. W ślad za nią wysłał też 4. baterię lekkokonną pułkownika Bema (cztery działa), mocno okrojoną po wydzieleniu zeń grupy Jabłonowskiego (sześć dział), a także wysłaniu dwóch dział z Chłapowskim na Litwę55. Wystarczy pobieżna analiza mapy, aby zauważyć poten cjalne korzyści, jakie oferowało takie uszykowanie wojsk polskich. Wacław Tokarz posuwa się nawet do tezy, że Prądzyński myślał o przygotowaniu po prawej stronie Narwi pułapki. Artyleria ustawiona na wzgórzu obejmowała zasięgiem całe przedmoście oraz sporą część równiny na południu i wschodzie. Potencjalni przeciwnicy mogli, po uprzednim sforsowaniu rzeki, spróbować co prawda obejść stanowiska polskiej artylerii od południa, ale wtedy właśnie spadłaby na nich ukryta w lesie piechota. Za podobnym rozwiązaniem przemawiają także późniejsze rozkazy wy dane korpusowi Łubieńskiego. Są jednak i argumenty przeciwko tej teorii, które wybitny historyk powstania akcentuje równie silnie. 26 maja, z samego rana, odesłano w kierunku Różana większość parku artyleryjskiego i wozów amunicyjnych. Na skutek tej decyzji w jaszczykach miało jakoby pozostać jedynie 54 Padają dwa nazwiska — kapitanów Zawadzkiego i Bieleckiego. Por.: S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 3 9 ; B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 161-163; A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 269; W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 4 5 . 55 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 45^-6.
80 ładunków na jedno działo lekkie i 54 na działo pozycyjne. Co więcej, do Różana odesłano tego dnia również ambulanse dywizyjne z większością opatrunków i zaplecza medycznego armii. Tylko dzięki osobistej interwencji naczelnego lekarza Polaków, doktora Kacz kowskiego, udało się zachować trochę opatrunków (ponoć około stu) „na czarną godzinę”56. Czy armia, która szykuje się do bitwy, dobrowolnie rezygnuje z amunicji i służby zdrowia? Dodatkowo, o czym będzie jeszcze mowa, po czyniono przygotowania do zniszczenia mostów, jakby na znak, że po przejściu Łubieńskiego przez rzekę armia zamierza odciąć się od Dybicza zupełnie i wrócić do Warszawy wraz z całym zapleczem. Czyżby schizofrenia? Nic bardziej mylnego, Polacy mieli bowiem tego dnia, jak zresztą podczas całej wyprawy na gwardię, faktycznie dwóch dowódców. Podczas gdy Skrzynecki, posiliwszy się kolacją, spał w Ostrołęce, kwatermistrz generalny objeżdżał okoliczny teren, robił notatki, wydawał wreszcie przez całą noc rozkazy, z czego ten przekazany Łubieńskiemu jest podpisany wyłącznie przez niego57. Czy rzeczywiście miał jakiś plan zasadzkowy w zanadrzu? A może była to jedynie mglista koncepcja, która nigdy nie przybrała w jego umyśle realnych kształtów? Prawdy nigdy się nie dowiemy. Faktem jest, że kwatermistrz generalny nie wtajemniczał nikogo w armii w żadne plany. 26 maja dominowały w niej nastroje odpoczynku, Gawroń ski, który rankiem objeżdżał oddziały, widział, co następuje: „piechota na wzgórkach, artylerya nad rzeką Omulew, jazda mająca już konie rozkulbaczone i pławione, bo ciepło było mocne, na folwarku wódz naczelny z g-łem 56
Tamże, s. 46-50. Z samego rana 26 maja Prądzyński otrzymał oficjalną nominację na szefa sztabu w zastępstwie Wojciecha Chrzanowskiego ( S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. IV, s. 22). Może stąd to chwilowe ożywienie generała? 57
Prądzyńskim, rozpatrujący się na karcie sztabowej wielkiej. Obiad w polu na trawniku robiono, wszystko przygotowane do spoczynku”. Chyba najbardziej przejętą osobą na prawym brzegu Narwi była pewna niemiecka gospodyni, częstująca kawą generała Dembińskiego: „w wielkiej niespokojności będąc z powodu, że miasto opuszczamy i miała słuszna bardzo trwogę”. Gawroński twierdzi nawet, choć jest w swojej opinii osamotniony, że postój całej armii miał początkowo trwać nawet dwa dni. Kwaterę główną przeniesiono z samego rana do wsi Kruki na zachód od Ostrołęki, za wypływającą z Omulewa rzeką Piasecznicą. Tam około 9.00 przybył generał Dembiński: „kazano wystąpić hufcowi poznańskiemu, który miał pójść w marsz z g-łem Dembińskim za Sackenem i dalej nawet, gdyby się udało [...]. Po wystąpieniu Poznańczyków na plac miał do nich wódz naczelny przemowę pożegnalną, rachując na ich dobrą konduitę, że gdy oddani pod nowe dowództwo, idąc może aż na Litwę, tam uformują tyle pułków, ile dziś liczą szwadronów”58. W tym samym czasie często przez nas przywoływany Ignacy Kruszyński został awansowany na stopień majora. Choć na pewno zadowolony z awansu, nie daje tego po sobie poznać w swoich pamiętnikach, wspomina jedynie: „pospieszyłem przeto po konia i złączyłem się ze sztabem, gdy gener. Skrzynecki przemawiał do Poznańczy ków. Było to koło godziny 8-mej, wtem dają się słyszeć strzały armatnie; nic w tem nie było dziwnego, lecz ogień zaczyna się powiększać i zbliżać. — naczelny wódz, będąc już na koniu, jedzie w stronę Ostrołęki [ale bez Prądzyńskiego! — przyp. aut.] przez ciekawość pewno bez żadnej myśli, aby jechał na batalię”59. Po drodze do mostów Skrzynecki spotkał porucznika Mycielskiego, który jechał wraz z raportem od Łubieńs 58 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 174-175. 59 I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 120.
kiego i być może jeńcami, których ten ostatni ujął pod Rzekuniem. W ten sposób wódz naczelny dowiedział się nie tylko o rozmiarach sił rosyjskich na lewym brzegu Narwi, ale także o wycofaniu całego korpusu obserwacyj nego w stronę Ostrołęki. Jego reakcja okazała się nie tylko instynktowna, ale też w dużej mierze irracjonalna. Od działowi Bogusławskiego (4. ppl, batalion weteranów czynnych oraz czwarta bateria lekkokonna) nakazał bronić miasta do upadłego, dowództwo nad nim zaś powierzył generałowi Ludwikowi Pacowi, dotychczas nominalnie kierującemu rezerwą armii60. Najprawdopodobniej adiutanci Skrzyneckiego jeszcze notowali rozkazy, gdy na mostach pojawiły się pierwsze szwadrony II Korpusu Jazdy, wysłanego przodem przez Łubieńskiego. Jadący wraz z 5. psk Napoleon Sierawski wspomina, jak ujrzał wodza naczelnego, dodaje przy tym: „Jakby jednomyślnie, nie powitaliśmy go żadnym zwykłym okrzykiem”. Trudno się temu dziwić. Mniej więcej od momentu bitwy pod Nurem II Korpus Jazdy cały czas zasłaniał tyły głównej armii, płacąc za to ciągłym po czuciem zagrożenia i niedostatkiem. Jego żołnierze nie czuli się zobowiązani do uprzejmości względem zwierzch nika. Pragnęli tylko i wyłącznie odpoczynku: „Dążyliśmy raźno do przeprawy za Narew, w przekonaniu, że nas oczekuje niezawodny wypoczynek i że Rossyanom poka żemy zęby zza rzeki”61. Tych samych nadziei nie mogli żywić „czwartacy” ani ich dowódca. Stanisław Jabłonowski, pod którego pieczą pozostawała skromna artyleria oddziału mającego bronić Ostrołęki, zapisał wiele lat później: „Generał Bogusławski przyjeżdża do mnie i powiada mi: «Już ostatnia dywizya nasza przeszła na drugą stronę Narwi, a ja sam zostawiony jestem z moim oddziałem. Mam roz;kaz trzymania się do 60 61
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 5 4 . N . S i e r a w s k i , Pamiętnik -Napoleona Sierawskiego, s. 217.
upartego i bronienia się do późnej nocy, a wtenczas, jeżeli żyć będziemy i do niewoli nas nie zabiorą, przejedziemy przez most i po przejściu naszem zniszczymy go, a zatem w kapitanie i w pańskich działach głównie nasza obrona. Moja piechota niezawodnie panu placu dotrzyma i armat nie odstąpi. Pamiętaj, kapitanie, że jesteśmy pocztem straconym»”62. Bogusławski, weteran spod Smoleńska i Grochowa, z pewnością nie miał złudzeń co do możliwości stawienia skutecznego oporu całej armii Dybicza przez 4500 ludzi. Uczepił się najwyraźniej myśli o zrzuceniu mostów, chociaż trudno powiedzieć, czy Skrzynecki, dyk tując rozkaz, w ogóle o nich myślał. Jak już wspomniano, z samego rana 26 maja podjęto pewne prace nad zrzuceniem mostów. Gawroński wzmian kuje, że belki na nim zostały poluzowane: „aby go łatwiej w razie potrzeby zrzucić, do czego wyznaczeni byli od saperów oficerowie i ludzie”. Przygotowania do zrzucenia przepraw potwierdził generał Jakub Lewiński, który jako ostatni z korpusu Łubieńskiego przeszedł Narew: „chciałem przejechać przez most na palach, ale dla zdjętego już po części pokładu, wrócić się musiałem i przebyłem Narew po moście tratwianym [...]. Z zadziwieniem spostrzegłem, iż prócz obwinięcia palów słomą żadnego innego przygoto wania do zniszczenia stałego mostu nie zrobiono”63. Podob ne niedopatrzenia z pewnością prowokowała ogólna dez orientacja polskiej kwatery głównej. Ta sama dezorientacja spowodowała zapewne pozo stawienie Bogusławskiego w Ostrołęce, chociaż źródła zgodnie twierdzą, że po odejściu stamtąd 5. Dywizji Piechoty na ściągnięcie „czwartaków” i spalenie mostów pozostało jeszcze dosyć czasu, nim zaatakowali Rosjanie. 6 2 S . J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s. 93-94. 63 J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831 roku, s . 6 0 .
Ostrożnie rachując, Wacław Tokarz mówi o 30 minutach, Jabłonowski twierdzi nawet, że piechota zdążyła złożyć broń w kozły, wszystkie zaś bagaże Bogusławskiego, a także zbędne jaszcze artyleryjskie zdążono bez problemu przeprawić na drugą stronę rzeki64. Do pomocy obrońcom Skrzynecki przysłał jedynie drugi batalion 8. ppl, który wraz z czwartym batalionem 4. ppl miał stanowić drugą linię obrony miasta oraz osłaniać odwrót przez mosty. Ze względu na małą liczbę ludzi Bogusławski nie mógł obsadzić wzgórz okalających Ostrołękę, co być może przedłużyłoby opór. Swoje siły polski dowódca rozstawił następująco: trzeci batalion 4. ppl przy drodze do Goworków, najbardziej ku północy; batalion weteranów czynnych rozłożył się w centrum, przy wylocie trasy na Ławy; pierwszy i drugi bataliony 4. ppl stanęły na południu, na przeciw drogi ku Rze kuniowi. Korzystając z sugestii odchodzącego generała Łubieńskiego, podzielono skromną artylerię oddziału: dwa działa 4. baterii lekkokonnej pod dowództwem porucznika Rupniewskiego stanęły na wysokim wzgórzu między centrum a lewym skrzydłem polskiego ugru powania, pozostałe zaś cztery armaty umieszczono na wzniesieniach wieńczących południowy skraj miasta65. Rosjanie początkowo nie prowadzili efektywnego po ścigu. Potrzebowali czasu na uporządkowanie sił, zwłaszcza że część z nich znajdowała się od 32 godzin w niemal nieustannym marszu. Stąd najwyraźniej półgodzinna luka w działaniach między Ławami a Ostrołęką. W końcu Dybicz nakazał posuwanie się dalej. Pierwsze kroczyły dwie brygady karabinierów i grenadierów 3. Dywizji pod 64
S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s . 9 6 . 65 Takie położenie swoich sił przedstawia Bogusławski w raporcie. Pułkownik Kłemensowski, autor popularnej i wielokrotnie kopiowanej mapki, nie zgadza się z nim (W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 55).
dowództwem generała Nabokowa, osłaniane z prawej strony przez pułk ułanów, z lewej zaś pułk huzarów (oba z kolum ny gwardii Nostitza), wsparte dodatkowo czterema działami. Za Nabokowem kroczyła drogą na Wypychy kolumna Berga, wzmocniona dwoma pułkami: ułanów i kirasjerów. W pewnej odległości od nich znajdowała się jeszcze spora kolumna jazdy (trzy pułki kirasjerów i tyleż samo huzarów) pod dowództwem Pahlena I66. Musiało być już po 11.00, gdy Dybicz mógł wreszcie przyjrzeć się Ostrołęce z okolicznych wzgórz. Z pewnością mile zaskoczyła go wieść, że Polacy mają zamiar ponownie stawiać opór w tym miejscu, i to tak małymi siłami. Feldmarszałek przygotował uderzenie na miasto sprawnie, praktycznie z biegu. Oddziały piechoty otrzymały rozkaz obejścia Polaków od południa i odcięcia ich czołowych pozycji od mostów. Równocześnie jazdę oraz artylerię konną rzucono przeciwko głównym pozycjom Bogusław skiego na wschodnich przedmieściach, aby związać je walką. Drogą z Ław ruszyły w stronę Polaków dwa pułki jazdy gwardii wraz z artylerią konną, drogą z Rzekunia zaś przez wieś Pomiany dwie brygady grenadierów generała Nabo kowa (czteiy pułki — astrachański i Sworowski, dowodzone przez generała Martynowa, oraz 5. i 6. pułki karabinierów Bistroma). Tę ostatnią grupę asekurował na lewym skrzydle dodatkowo Berg z czterema batalionami piechoty, ośmioma szwadronami jazdy i dziewięcioma działami. Przewaga Rosjan na południowym odcinku była miażdżąca, gdyż Polacy mogli im przeciwstawić tylko jeden, maksymalnie dwa bataliony piechoty. Poważniejszym utrudnieniem mog ły okazać się jedynie warunki terenowe — las oraz wzniesienia — dlatego Dybicz wysłał na południowy odcinek Karla Tolla z pułkiem huzarów i dwoma działami, aby przyspieszyć natarcie67. 66 67
A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 271. W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 5 5 .
Od początku bitwy rosyjskie działa zaczęły zasypywać broniących się w Ostrołęce Polaków pociskami i granatami. Odpowiedzialny za artylerię książę Gorczakow szybko ześrodkował przeciwko miastu silną baterię 26 dział z korpusów Pahlena i Nostitza, która z oczywistych względów nie napotkała pod Ostrołęką równego prze ciwnika68. Polacy mogli jej przeciwstawić tylko sześć dział z 4. ba terii lekkokonnej, którą dodatkowo podzielili. Dowodzący większą częścią Stanisław Jabłonowski wspomina, jak ujrzał nacierających Rosjan: „naraz z lasu wysypuje się masa tyralierów moskiewskich, za którymi postępują silne kolumny piechoty. Rozpoczynam od razu kartaczowy ogień, na który liczna artylerya moskiewska niebawem odpowiadać zaczyna. Niektóre ich działa na tak blizką odległość się posuwały, że kartacze, w puszce jeszcze za mój front przelatując, tam się dopiero rozsypywały”69. Początkowo obyło się bez strat, ale nie mogło to trwać wiecznie; rosyjska artyleria była znana z szybkiego, karkołomnego wręcz posuwania się do przodu i zaj mowania pozycji — z takim zapasem armat mogła sobie na to pozwolić. W centrum artyleria konna Dybicza nie dawała spokoju Polakom, podchodząc miejscami aż o 200 m od ich frontu. Ogień utrudniała jej dość gęsta tyraliera 4. ppl, która raziła z karabinów co odważniejszych kanonierów nieprzyjaciela. Do rozstrzygnięcia doszło na rosyjskim lewym skrzydle. Dybicz rzucił w tym kierunku łącznie siedem batalionów grenadierów, poprzedzanych gęstą tyralierą. Widząc tak ogromną przewagę, przebywający w Ostrołęce generałowie Pac i Bogusławski nakazali, poprzez Władysława Zamoys kiego, wycofanie artylerii Jabłonowskiego na bezpieczniej 68
A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 273. S . J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s . 9 7 . 69
sze pozycje. Dzielny kapitan długo sprzeciwiał się roz kazowi, jak pisze Zamoyski: „Poczciwy Jabłonowski, Staś, jakeśmy go nazywali, ze zwykłą sobie porywczością rzekł do mnie: «To ja tu sam pozostanę. Pierwszy raz dowodzę bateryą, nie ustąpię bez rozkazu»”. Do odwrotu skłoniła go dopiero osobista interwencja generała Paca70. Niestety, doszło wtedy do tego, czego Jabłonowski obawiał się od początku. Dotychczas spoczywająca bez piecznie na wyniosłym stoku artyleria po zaprzestaniu ognia stała się wygodnym celem dla rosyjskich artylerzystów. „Generałowie odjechali, a ja zaprzodkowanie zako menderowałem, i wtem, gdy przodkara podjeżdża pod lawetę i działo na nią się spuszcza, kula armatnia zabija pociągowego od przednich koni, konie przestraszone chcą się unosić; chwytam za ich cugle i kanonierowi wierz chowemu nakazuje zsiąść z konia swego”. Jabłonowski próbował niezwłocznie zastąpić woźnicę, gdy: „kartacze, przelatując, ocierają się o grzbiet konia mego, i obalają go wraz ze mną na ziemię. Kanonierzy wołają: «Kapitan Jabłonowski zabity», i nie wiedząc pozycyi przez generała Paca wskazanej, cwałem udają się ku miastu”. Na szczęście kapitan Jabłonowski zdołał się podnieść, lekko ogłuszony dołączył do piechoty, która pod naporem Rosjan zaczęła się już wycofywać w kierunku zabudowań. Również Rupniewski, widząc uchodzących kanonierów swojego zwierzchnika, zwinął swoje dwa działa i odjechał w kierun ku mostów71. Obrońcy Ostrołęki zostali pozbawieni reszty wsparcia artyleryjskiego. Stojący wobec znacznej przewagi nieprzyjaciela generał Bogusławski zwinął swe oddziały sprzed miasta i nakazał 70 W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 225; S. Ja b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s. 98-99. 71 S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s. 99-100.
obronę w jego zabudowaniach. Żołnierze 4. ppl i batalionu weteranów zaczęli wybijać okna w mieszkaniach, baryka dować od środka drzwi — każdy dom musiał być od tej chwili twierdzą. Zwłaszcza trzeci batalion „czwartaków” zajął szczególnie mocną pozycję obronną w klasztorze bernardynów nieopodal rynku. Była to, jak już wspo mnieliśmy, jedyna murowana budowla wewnątrz Ostrołęki. Natarcie drogą z Rzekunia, prowadzone przez pułki grenadierów astrachańskich i Sworowskich, ugrzęzło, przyszpilone do ziemi rzęsistym ogniem ukrytych w do mach żołnierzy pierwszego batalionu 4. ppl oraz wetera nów czynnych. Za pierwszą linią Rosjan szło także silne, złożone w dużej mierze z zaprawionych w boju karabi nierów, zgrupowanie Bistroma. Wzięło ono na siebie rolę kolumny obchodzącej i po uprzednim wyminięciu pierw szej linii Polaków uderzyło od południa na stojący w odwodzie drugi batalion 4. ppl. Atak był na tyle piorunujący i wściekły, że Polacy wycofali się w nieładzie, odsłaniając niebezpiecznie połączenie Ostrołęki z mostami. Zagrożonemu drugiemu batalionowi „czwartaków” musieli ruszyć na pomoc weterani z pierwszej linii, zupełnie jakby nie była ona już i tak wystarczająco płytka. Punkt ciężkości walk przesuwał się tym samym coraz bardziej w kierunku rynku, gdzie do obrońców dołączył jeszcze batalion 8. ppl72. Ostrołęka zaczynała coraz bardziej przypominać piekło. Po nieustannej kanonadzie zabudowania stanęły w ogniu, który cały czas się rozprzestrzeniał. Jabłonowski wspomina: „Cóż za okropny widok! Miasto palić się zaczynało, mieszkańcy, nie wiedząc co ze sobą robić, z domów płomieniem zajętych uciekali na ulicę i rynek, gdzie wrzała bitwa [...]. Nieszczęśliwa ludność, słaniając się pod murami domów, Bogu się polecała i z rezygnacyą okropnego 72
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 5 8 .
swego przeznaczenia oczekiwała”73. Żołnierze obu stron walczyli dosłownie o każdą piędź ziemi. Część „czwar taków” została odcięta w klasztorze, skąd Rosjanie zdołali ją wypędzić dopiero po podciągnięciu dwóch dział. Oczysz czanie kolejnych domów było wyjątkowo żmudne — w jed nym z nich niejaki porucznik Kamocki umocnił się z dzie sięcioma towarzyszami i przez długi czas bronił się, zadając napastnikom poważne starty74. Atakowany równie mocno przez dwa pułki karabinierów batalion 8. ppl stracił w tym samym czasie około 370 żołnierzy. Sytuacja niemal odciętych Polaków dodatkowo uległa pogorszeniu, gdy od północy, szosą kowieńską, natarły na Ostrołękę oddziały 1. Dywizji Ułanów Gwardii75. Dowodzący czwartym, najmniej doświadczonym batalio nem 4. ppl major Szpotański próbował zablokować nie przyjacielskim jeźdźcom drogę na ulicy Bernardynek, „lecz sam przeszyty kilkoma kulami, śmiercią bohatera pada”. Jego żołnierze, głównie nieostrzelana załoga Modlina, nie wytrzymali presji i zaczęli się cofać w popłochu w kierunku mostu pływakowego. Nie zatrzymał ich nawet widok Ludwika Paca, który próbował uporządkować uciekających, dobywszy pałasza76. Generał Bogusławski z pewnością był załamany takim marnotrawieniem ludzi. Pod Grochowem i Dębem Wiel kim jego żołnierze dzielnie trzymali się aż do otrzymania posiłków, ale wtedy ich poświęcenie miało chociaż jakiś sens. Nie widząc szans na odsiecz ani skuteczną obronę, ranny i zmęczony Bogusławski nakazał żołnierzom (oczywiście tym, z którymi miał jeszcze jakąkolwiek łącz 7 3 S . J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s. 101. 7 4 A . P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 273-274; W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 5 8 . 7 5 W . T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 5 9 . 76 S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 3 7 .
ność) odwrót oraz przedarcie się w kierunku mostów na Narwi za pomocą bagnetów. Tu napotkał jednak poważne problemy. Podążający za swoją baterią kapitan Jabłonowski pisze: „Ledwie potrafiłem przedrzeć się do rzeki. Tu ujrzałem moje działa na tamtej stronie. Biegnę za niemi, dochodzę do końca mostu, wtem z pod moich nóg saperzy, na straży będąc, podłogę rozbierać zaczynają. Podchodzę do oficera dowodzącego nimi, porucznika Sulistrowskiego, i powiadam mu: «Co pan robisz! Pan każesz most rozbierać, a jeszcze pięć naszych batalionów wraz z dwoma generałami są za mną». Odpowiada mi: «Ja, kapitanie, skrupulatnie wypeł niam dany mi rozkaz, a ten jest, aby skoro tylko przejdzie ostatnie działo, podłogę rozebrać a resztę podpalić». I nie przestał swoich czynności”77. Czy Skrzynecki wydał ten rozkaz? A może po prostu dowódca saperów trzymał się poleceń, które otrzymał jeszcze przed bitwą? Niezależnie od odpowiedzi rozebranie mostów oznaczało zagładę oddziału Bogusławskiego. Tuż za artylerią Jabłonowskiego do mostu dobiegł w nieładzie czwarty batalion 4. ppl. Jego żołnierze ani myśleli o zatrzymaniu się, w celu uporządkowania szere gów. Widząc, że saperzy zdążyli już w dużej mierze zdemontować główny most (zdjęto pomost oraz dwie z pięciu belek przęsła), uciekający rzucili się tłumnie na most „pływakowy”. Zamieszanie powiększył dodatkowo generał Pac, który na zachodnim brzegu znów przystąpił do zbierania uciekinierów, nie zważając, że z drugiej strony rzeki zamiast „czwartaków” Bogusławskiego przy bywało coraz więcej Rosjan. Dość kruchy most nie wy trzymał i zawalił się pod ciężarem ludzi. Świadkowie piszą nawet o kilkuset ofiarach tej katastrofy, ale zapewne przesadzają. „Pływak” zanurzył się na tyle, że woda sięgała 77 S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s. 101-102.
Fiodor Wilhelm von Berg (portret z lat późniejszych)
Polscy ułani
Polski piechur
Żołnierze rosyjscy
Ciężka kawaleria rosyjska
Gen. Skrzynecki ze sztabem (J. Kossak)
Ułan w walce z Kozakiem (W. Kossak)
Bitwa pod Ostrołęką (J. Kossak)
Bitwa pod Ostrołęką (K. Malankiewicz)
Bitwa pod Ostrołęką (lit. J. Lacroix, rys. F. Schelver)
Bitwa pod Ostrołęką (sztych F. Campergo, ryt. J.B. Wunder)
Artystyczna wizja śmierci generała Henryka Kamieńskiego (Rafał Hadziewicz)
Żołnierze unoszą ciało gen. Kickiego z pola bitwy pod Ostrołęką (W. Kossak)
Pomnik upamiętniający szarżę artylerzystów Bema (fot. Piotr Brichacek) Mauzoleum poległych w bitwie (fot. Piotr Brichacek)
przechodzącym do kolan. Najwyraźniej liny, umocowane po obu stronach rzeki, wciąż utrzymywały chybotliwy most w całości78. Bogusławski, który znalazł się w ślepym zaułku, spycha ny przez grenadierów, nakazał żołnierzom przeprawę przez rzekę wpław79. Dla 4. ppl była to rzeczywiście „druga Berezyna”, Zamoyski wspominał po latach: „wszystko w nieładzie okropnym. Sam wśród nich pędzony tłumem przybyłem na pole drugiej tego dnia bitwy i patrzałem z niewymownym żalem na uciekające rozbitki walecznego 4 pułku, który naówczas nie był już do siebie podobny. Żołnierze nieszczęśliwi biegli, niczyjego głosu nie słysząc i wołając «zdrada»”80. Niektórzy z nich dokonali przeprawy na drugi brzeg po pozostałych na głównym moście belkach, co nie było proste, zważywszy na to, że w powietrzu zaczęły już huczeć pociski z rosyjskich dział konnych. Stacjonująca naprzeciw mostu bateria Zawadzkiego nie mogła im odpowiedzieć, gdyż raziłaby swoich. Wśród szczęśliwców, którzy przeżyli tę fatalną bitwę, znajdował się podporucznik 4. ppl Tadeusz Józef Chamski. Jak pisał później o sobie: „Tadeusz, tu zepchnięty z mostu przy przejściu Narwi, potrafił się szczęśliwie wyratować, będąc patentowanym pływakiem”81. Lata męczących ćwi czeń w armii wielkiego księcia Konstantego, które obe jmowały także naukę pływania, tym samym znów się opłaciły. Obrona Ostrołęki 26 maja przez skromne siły Bogusław skiego trwała blisko godzinę i zakończyła się dla obrońców katastrofą. Straty tylko 4. ppł wyniosły 16 oficerów i 782 78
Por.: L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s. 111; W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 6 0 , W . Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 227. 79 W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 59-60. 80 W. Z a m o y s k i, Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 227. 81 J.T. C h a m s k i , Opis krótki lat upłynionych, s. 198.
żołnierzy (zabitych, rannych i wziętych do niewoli)82. Feldmarszałek Dybicz, dzięki błędnej decyzji Skrzynec kiego, zdobył nie tylko miasto, ale również dogodne pozycje strzeleckie na lewym brzegu armii. Otrzymał także niepowtarzalną okazję opanowania mostów na Narwi, których Polacy nie zdążyli do końca rozebrać. DRUGA FAZA BITWY — OBRONA MOSTÓW, NATARCIA 3. DYWIZJI PIECHOTY
Początkowo przeprawom zagrażali jedynie ułani gwardii, siejący zamęt po przeciwnej stronie rzeki — przepędziły ich kartaczami dwie armaty podporucznika Albina Fran kowskiego z 1. kompanii pozycyjnej, ustawione u wylotu głównego mostu. Pod ich ogniem kroczący za ułanami karabinierzy musieli ukryć się wewnątrz domów na skraju Ostrołęki. Najprawdopodobniej w tym momencie na miejsce to czonych walk podjechał Prądzyński, który próbował upo rządkować nieco obronę polskiego brzegu rzeki. Baterii Zawadzkiego — dwóm działom Frankowskiego przy głów nej przeprawie oraz jeszcze czterem armatom podporucz nika Swiderskiego, stojącym na przeciw mostu pływako wego — nakazał dalsze odpędzanie Rosjan, przydzielając jej do pomocy półbaterię 5. kompanii pozycyjnej majora Neymanowskiego. Ta ostatnia, po przejściu mostu razem z grupą Łubieńskiego, została ustawiona nieco na wschód od domków Nowego Miasta na południu. Krzyżujące ogień polskie działa miały osłonić zrzucanie głównego mostu przez saperów, po czym wycofać się — Zawadzki do reszty swojej kompanii na zachodnim wzniesieniu, Neymanowski zaś w kierunku Omulewa83. 82 B. P a w ł o w s k i, Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, załącznik nr 1. 83 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 46.
Dość powiedzieć, że pomysł był nieco desperacki na tym etapie bitwy. Neymanowski znajdował się na swojej pozycji za daleko od mostów, by strzelać kartaczami, w razie gdyby Rosjanie podjęli próbę forsowania przeprawy. Z kolei cztery działa Swiderskiego naprzeciw pływaka znajdowały się zbyt nisko, aby nawiązać równą walkę z działami przeciwnika po drugiej stronie rzeki. Tych zaś było w istocie coraz więcej. Na północ od Ostrołęki generał Gerbel zajął okoliczne wzgórki, roz stawiając tu na razie cztery działa. Toll, wysłany jak pamiętamy do asekuracji lewego skrzydła Rosjan, roz stawił początkowo na południe od miasta dwa działa lekkie, jednak stopniowe dosyłanie nowych baterii zwię kszało systematycznie tę liczbę. Do końca bitwy Rosjanie krzyżowali ogień około 28 dział na swoim prawym skrzydle i do 34 na lewym84. Była to potężna siła, która dosłownie zmiatała walecznych Polaków. Po zachodniej stronie rzeki saperzy zabrali się wreszcie za zrzucanie mostów, ale robili to bez przekonania, pod rosnącym ostrzałem tak armatnim, jak i karabinowym. Początkowo nic nie zapowiadało szturmu Rosjan, Neymanowskiemu udało się nawet ponoć uciszyć na swoim odcinku dwa lekkie działa Tolla. Rosnące natężenie ognia rosyjskiego zrobiło jednak swoje: „Najprzód kilkunastu saperów odeszło, za nimi wszyscy robotnicy, tak, że w końcu kilku saperów zaledwie z litości zrzucili parę bali i most tak opuścili”85 — pisał w raporcie podporucznik Frankowski. Widząc taki obrót sytuacji, feldmarszałek Dybicz, być może naglony przez zawsze energicznego Tolla, wydał kolejny doniosły rozkaz tej wojny — nakazał grenadierom zdobyć mosty bronione przez Polaków. Jako pierwszy ruszył drugi batalion pułku astrachańskiego 84 S3
A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 273. B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 162.
pod dowództwem generała Grabbego. By podnieść morale, przed straceńczym atakiem nakazano wystąpić z oddziału kawalerom Orderu św. Jerzego. To oni mieli prowadzić kolegów do natarcia. Jak nietrudno się domyśleć, straty Rosjan w trakcie przeprawy były ogromne, o czym wspomina obserwujący ją Jabłonowski: „nieprzyjacielskie pułki grenadyerów Astrachanu i Suwarowa, rozpoczynając pochód kolumn, pod morderczym ogniem 24 dział polskich [widocznie baterie Turskiego i Soleckiego wspierały tę kanonadę — przyp. aut.] most mimo strat nadzwyczajnych przebyły [...]. Co tam ich naginęło, ile w nurty Narwi wpadło!”86. Mimo wysokich strat pułk astrachański znalazł się w końcu po drugiej stronie rzeki. Równolegle na zachodnim brzegu generał Pac usilnie starał się ponownie sformować swoje siły. Ten ekscentryk i magnat, który „majątek nie na krocie, lecz na miliony rachował”87, był w swoim żywiole. Jeździł wciąż na koniu pomiędzy niedobitkami, nawoływał. Kogo mógł, odsyłał za załom szosy na północy, aby tam, z dala od rosyjskich pocisków, sformować nową kolumnę uderzeniową. Były to jednak starania od początku zdane na niepowodzenie — gdy Pacowi w końcu udało się zebrać część czwartego batalionu 4. ppl i pchnąć go do szturmu na forsujących most Rosjan, zauważył, jak nikłe siły prowadzi: ,,przy by wszy na czoło mostu, ujrzałem się tylko z dwoma oficerami i kilkunastu żołnierzami. Ci, lubo biegiem zmęczeni, mężnie jednak z bagnetem nacierali” — wspominał później. Niekorzyst nego stosunku liczebnego nie zmienił też dzielny major Majewski, który przyprowadził do walki o mosty resztkę trzeciego batalionu 4. ppl88. 86 S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s. 105. 87 M. T a r c z y ń s k i , Generalicja powstania listopadowego, s. 181. 88 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 62.
Adiutant Ludwika Paca, porucznik Adolf Gerszof, pisał później w raporcie: „Generał Pac zszedł z konia i na czele [...] kompanii usiłował zatrzymać bagnetem kolumny nie przyjaciela debuszującego”, [lecz] odparty, cofnął się za szosę”. Przewaga liczebna i ogniowa Rosjan była zbyt wielka, by odważny generał mógł cokolwiek zdziałać. Mniej więcej w tym samym momencie polskie starania o oczysz czenie przepraw przestała wspierać bateria Neymanowskiego, którą do planowanego użycia kartaczy trzeba było podciągnąć bliżej mostów. Wybór czasu na przeprowadzenie tego taktycznego manewru był całkowicie nietrafiony. Pośród zamieszania musieli ustąpić nie tylko polscy piechurzy, ale i artyleria. Frankowski, który był już ranny, opisuje ten moment w raporcie: „Jedno działo zostało zaprzodkowane i to maszerując nazad wywróciło się, a kilku z pozostałych ludzi zaledwie przodek uratowali. Drugie działo żołnierze wcale nie zdążyli zaprzodkować, lecz z przodkiem i jasz czykami uszli z rąk nieprzyjacielskich”. Dowódca pozostałej części półbaterii, podporucznik Swiderski, „został kartaczami śmiertelnie raniony i w kilka dni życia dokonał”, jego oddział zdążył w porę wyprowadzić z opresji kapitan Giedroyć, który skierował go za Omulew89. Niewielki oddział Ludwika Paca został rozpędzony przez Rosjan, a reszta 4. ppl oraz mocno okaleczony batalion 8. ppl zrejterowały za rzekę Omulew pod dowództwem pułkownika Antoniniego90. Podobnie postąpił Neymanowski, który wi dząc, co się dzieje, nie czekał na dalszy rozwój wypadków i czym prędzej zwinął 5. kompanię pozycyjną ze swoich pozycji, by następnie skierować ją w stronę Szelkowa, gdzie od rana zmierzał już zresztą cały polski park artyleryjski91. Mosty zostały pozbawione obrony. 89 B. P a w t o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 163-165. 90 Tamże, s. 158. 91 W. To k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 6 3 .
Co w tym krytycznym momencie robiła polska kwatera główna? Wódz naczelny musiał widzieć bezładną uciecz kę żołnierzy znad Narwi oraz spychający go pułk astrachański, który przechodził na drugą stronę rzeki, „niosąc deski rozebranych w Ostrołęce domów dla naprawy”92 uszkodzonego mostu. Widok przeraził naj wyraźniej Skrzyneckiego do tego stopnia, że zapomniał o wszelkich proporcjach i postanowił skupić wszystkie siły na jednym celu — odebraniu Rosjanom przeprawy. W tym celu, podczas gdy Pac stawiał jeszcze bez nadziejny opór, około 12.00 Skrzynecki uwijał się wraz ze swoimi adiutantami pośród reszty 3. Dywizji Piechoty, która stała najbliżej mostów. Żołnierze przygotowywali się do boju powoli, gdyż jeszcze pół godziny wcześniej nikt nie przewidywał bitwy. Wszystko razem spowodo wało, że 3. Dywizja Piechoty zamiast jedną masą ruszyła do natarcia częściami. Na pierwszy ogień miały iść pierwszy i trzeci bataliony 8. ppl. Skrzynecki, który był jego dowódcą jeszcze z czasów rządów wielkiego księcia Konstantego, osobiście prowadził żołnierzy do ataku na mosty, manewr skoordynował i prze prowadził jednak fatalnie. Zawiodło przede wszystkim wsparcie artyleryjskie — rozkaz przesunięcia bliżej prze ciwnika otrzymała, nie wiedzieć czemu, silna, ale przez to nieruchawa bateria pozycyjna majora Turskiego (dwanaście dział). Pomimo protestów dowódcy musiała zejść z korzys tnego dla siebie wzniesienia, przez co nie tylko dała Rosjanom cenny czas na zreorganizowanie przyczółka, ale też sama popadła w tarapaty, wyprzedzając znacznie własną piechotę zamiast ją wspierać. Zaledwie kanonierzy Turs kiego odprzodkowali działa w okolicach grobli, już dostali się pod ogień tyralierów przeciwnika93. 92 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 177. 93 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 65.
Rosyjski przyczółek, zogniskowany w rejonie szańca przedmostowego, nie był wtedy jeszcze wszechmocny, ale był wzmacniany z każdą minutą. Dybicz posłał na pomoc drugiemu batalionowi pułku astrachańskiego pierwszy batalion tegoż samego pułku, dwa bataliony pułku suworowskiego oraz ponad dwa szwadrony ułanów gwardii (łącznie około 2249 piechurów, 374 kawalerzystów oraz działo konne)94. Większość sił przybyła mostem pływakowym, gdyż główny wciąż był naprawiany. Dowodzący przyczół kiem generał Martynow chodził pomiędzy żołnierzami i dodawał im ducha słowami: „Pamiętajcie, dzieci [...] trzymać się ostro, nie cofać do rzeki, a po pięciu nadziewać na bagnet”95. Wciąż chybotliwe mosty opóźniały przysyła nie posiłków, ale rosyjski dowódca mógł liczyć na silne wsparcie artylerii z drugiego brzegu Narwi, skąd strzelało już przynajmniej kilkanaście dział Tolla i Gerbela. Do ataku na przyczółek 8. ppl szedł wzdłuż traktu do Antonii (pierwszy batalion po prawej stronie drogi, trzeci po lewej), torując sobie drogę pomiędzy źle ustawionymi działami Turskiego. Pokonując tę drogę, musiał najpierw zejść ze wzniesienia, a później iść odkrytą równiną, gdzie był idealnym celem dla dział przeciwnika, gdyż nie dysponował liczącym się wsparciem artyleryjskim. Natęże nie rosyjskiego ognia armatniego zmusiło polskich dowód ców do rozluźnienia dotychczas zwartych kolumn uderze niowych i wysyłania coraz większej liczby kompanii do walki tyralierskiej. Prowadząc luźną walkę ogniową, 8. ppl wypchnął chwilowo Rosjan na bezpieczną odległość, ratując w ten sposób artylerię Turskiego. Żołnierze obu stron byli w pewnym momencie tak blisko siebie, że słyszano wzajemne obelgi (np. „precz, wy moskale”). W walce wręcz oprócz karabinów używano także kamieni i piasku. Polakom nie udało się jednak zepchnąć Rosjan dalej. 94 95
Tamże, s. 63. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 276.
Działa przeciwnika wstrzelały się bowiem w atakujących i na odważny pułk zaczął spadać grad stali. W bardzo krótkim czasie stracił on 23 proc. oficerów oraz 15 proc. szeregowych. Niewspierane żadnym odwodem natarcie przerodziło się w paniczną ucieczkę. Wraz z 8. ppl w stronę zbawiennych wzgórz na zachodzie uciekła także niefortunna bateria Turskiego, tracąc na rzecz Rosjan cztery z dwunastu dział96. Starcie o przyczółek nie wygasło jeszcze, gdy stanęła wreszcie gotowa reszta 3. Dywizji Piechoty, tj. brygada Węgierskiego (5. psp, drugi batalion weteranów czynnych, a także legia litewsko-wołyńska). Wysyłanie jej do ataku było już w tym momencie mocno dyskusyjne. Zdawał sobie z tego sprawę Prądzyński, który, jak sam twierdził, znalazł się wówczas przy boku Skrzyneckiego: „Przybyłem w chwili, gdy już obie baterye wycofały się z akcyi, a Węgierski ruszał ze swą brygadą. Na to zrobiłem uwagę, że atak ten wydaje się mi zbyt słabym i przedwczesnym. «Dobrze więc, — rzekł wódz naczelny, — wstrzymaj pan Węgierskiego»; gdy jednak ruszyłem się, aby wydać ten rozkaz, odwołał mię znowu, mówiąc: «Z pomocą boską atak może się uda, a więc niech idzie»”97. Na czele tak zwanych dzieci warszawskich, tą samą drogą co przed chwilą 8. ppl, szedł słynny 5. psp. W drugiej linii asekurowały go: na lewym skrzydle legia litewsko-wołyńska, na prawym zaś batalion weteranów czynnych. Ponownie rozpoczęto natarcie kolumnami, po raz kolejny trzeba było też rozpuszczać kompanie w tyralierę, gdy kule armatnie zaczęły wyrywać krwawe bruzdy w polskich szeregach. Przez cały czas panowało przy tym straszne zamieszanie, gdyż nikt nie rozpoznał wcześniej terenu walk. Mimo tych przeciwności polscy żołnierze atakowali odważnie. Z szeregów legii litewsko-wołyńskiej, złożonej 96 91
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 65—66. I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 152-153.
głównie z ochotników zza rosyjskiej granicy, można było nawet usłyszeć pieśń Dalej bracia do bułata!9S. Szyk nowego ataku był od początku wybrany nietrafnie. Ogień artyleryjski przeciwnika zmusił brygadę Węgier skiego do skręcenia na prawo od szosy i ciągłego roz wijania kolumny w szyk luźniejszy. W miarę zbliżania się do grobli, stanowiącej szaniec przedmostowy, dało się słyszeć krzyki, że oto wycofuje się okaleczony 8. ppl, a Rosjanie zdobyli działa Turskiego. Węgierski oddzielił zatem trzeci batalion od 5. psp i rzucił go na lewo, by odbić cztery armaty. Gwałtownością swojego uderzenia Polacy zaskoczyli unoszących działa Rosjan, zadając im spore straty (utracili między innymi dwóch oficerów). Dowodzący 5. psp pułkownik Czołczyński tak wspomina wykonanie zadania przez swój trzeci batalion: „Żołnierze moi z męstwem do zdziwienia walczyli. Widziałem w rękach ich ozdoby oficerów rosyjskich i krzyże polskie, które z nich zdjęli”. Utracone działa Turskiego szczęśliwie udało się odzyskać, trzeci batalion „dzieci warszawskich” musiał jednak pozo stać na miejscu po lewej stronie szosy, aby pomóc artylerii w odtoczeniu zguby". Osłabiło to główny atak na szaniec przedmostowy, w którym wzięły udział cztery bataliony (pierwszy i drugi 5. psp, drugi weteranów czynnych oraz legia litewsko-wołyńska), choć być może w pierwszym rzucie nawet tylko trzy, gdyż legia pozostawała nieco w tyle. Nieopodal linii nieprzyjacielskich dowodzenie nad atakującymi przejął Ludwik Pac, pragnący najwyraźniej wciąż wykonać zadanie zepchnięcia Rosjan do rzeki. Wspominał ten atak później: „Tam prócz korpusu oficerów, którym chlubną winien jestem oddać zaletę męstwa, od znaczył się jeden z młodych oficerów, który zapewne poległ w tej uporczywej walce, i dobosz nazwiskiem 98 99
W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 66. Tamże, s. 67.
Cudny, który wraz ze mną nieustraszenie postępowali 30 kroków przed kolumną, wśród najgęstszego ognia ręcznego i kartaczowego”100. Polacy, tak jak poprzednio 8. ppl, zepchnęli żywym ogniem karabinowym Rosjan z szosy za groblę, znów jednak trafili w krzyżowy ogień baterii zza rzeki. Jak pisał w raporcie adiutant Paca, Gerszow: „Do starcia się bagnetem kolumn nie przyszło. Nasi trzy razy nacierali i trzy razy wracali. Generał Pac zostaje ranny dwiema kulami karabinowymi”101. Rana Paca była poważna: „odebrawszy dwa postrzały karabinowe, przez osłabienie z powodu krwi uchodzącej zmuszony byłem opuścić plac bitwy. Oddaliłem się z żalem, iż nie mogłem dopiąć zamierzonego celu i być dłużej świadkiem waleczności podkomendnych moich”102. Według Gerszofa brygada Węgierskiego dwukrotnie jeszcze powtarzała natarcie po pierwszym niepowodzeniu, wsparta jedynie trzecim batalionem 5. psp, który chyba jednak nie zdążył zakończyć zadania po lewej stronie szosy. Za swoją determinację brygada zapłaciła dużymi stratami, do których przyczyniła się zwłaszcza tragiczna pomyłka w trakcie drugiego z ataków. Ktoś krzyknął wtedy: „kawalerja nieprzyjacielska uderzy na nas!”, widząc najwyraźniej ułanów gwardii, poruszających się na rosyjskim przyczółku. Do żadnego ataku kawalerii nie doszło, piechota zaś, która instynktownie sformowała czworoboki, stała się od razu wybornym celem dla rosyjskiej artylerii. Zginęli wówczas wszyscy dowódcy batalionów 5. psp (majorowie Piotrowski, Koszutski i Laskowski), ciężkie rany otrzymali natomiast dowódca pułku weteranów czynnych podpułkownik Kierwiński, majorowie Gałczyński i Krzyżtoporski, a także Węgierski. Zwłaszcza wyłączenie z walki Kierwińskiego, który 100 101 102
Tamże. B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej', s. 165. W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 67.
szedł odważnie w pierwszym szeregu, musiało wpłynąć fatalnie na morale żołnierzy103. Chwiejący się przyczółek rosyjski otrzymał w tym samym czasie pierwsze posiłki. Z pomocą dotarł generał Fiodor Berg z czterema batalionami piechoty (3. pułkiem karabinierów i pułkiem grenadierów ekaterynosławskich) i czterema działami. Jego żołnierze własnoręcznie obwiązali powrozami most pontonowy, uzyskując wreszcie w ten sposób trwałą przeprawę104. Rosyjski dowódca, widząc zamieszanie w szeregach przeciwnika, rzucił aż osiem batalionów do natarcia na jego lewe skrzydło. Tworzący je 5. psp nie wytrzymał i podał tyły, tracąc znów cztery niedawno odzyskane z trudem działa. Być może właśnie ta strata, oprócz zwykłej żołnierskiej przekory, zmobilizowała brygadę Węgierskiego do trzecie go, ostatniego już ataku. I on załamał się ostatecznie, jednakże legia litewsko-wołyńska oraz batalion weteranów zdołały w ferworze walki odbić z rąk rosyjskich tyralierów trzy z czterech dział Turskiego (ponoć wyróżnił się szczególnie niejaki porucznik Byczyński z legii litewsko-wołyńskiej), ostatnie zaś, które utknęło w nadrzecznym piasku, zagwożdżono105. Dopiero teraz resztki sił żołnierzy brygady Węgierskiego uległy wyczerpaniu. Poniosła ona duże straty. 5. psp stracił podczas bitwy ostrołęckiej ogółem 552 żołnierzy (zabitych, rannych i wziętych do niewoli — 28 proc. stanu) oraz 16 oficerów (25 proc.), legia litewsko-wołyńska zaś 163 szeregowych (28 proc.) i 4 oficerów (33,3 proc.). Stosun kowo najmniejsze straty poniósł batalion weteranów czyn nych — 24 proc. oficerów i 0,08 proc. żołnierzy niższych stopniem, ale razem z batalionem broniącym wcześniej Ostrołęki z szeregów tego elitarnego pułku ubyło 9 oficerów 103 104
105
Tamże, s. 67-68. A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 277. W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 68.
oraz 227 szeregowych106. Ich poświęcenie nie przyniosło żadnych trwałych skutków, wyłączając być może czysto moralne wrażenie, jakie zrobiło ono na Rosjanach. Analizując natarcie całej 3. Dywizji Piechoty z 26 maja pod Ostrołęką, trudno oprzeć się wrażeniu, że w razie lepszego zgrania (rzucenia do walki od razu siedmiu batalionów), a także solidnego wsparcia artyleryjskiego (błędnie ulokowana bateria Turskiego zrobiła więcej za mieszania niż pożytku) mogło ono wypchnąć Rosjan z przyczółka. Zawiodło też „przygotowanie” ataku. Nie sformowano piechoty wcześniej, choć czasu od starcia Łubieńskiego pod Rzekuniem, ba, nawet od szturmu Dybicza na Ostrołękę, było dosyć. Skrzynecki nie zbadał też właściwie terenu, na którym miała się toczyć bitwa. Nie wybrał miejsca, która miała obsadzać artyleria, co więcej, pozbawił ją w krytycznym momencie amunicji. Wszystkie argumenty udowadniają w całej rozciągłości, jak mało liczył się z możliwością bitwy 26 maja. TRZECIA FAZA BITWY — NATARCIE 1. DYWIZJI PIECHOTY ORAZ SZARŻE KAWALERII
Niepowodzenie 3. Dywizji Piechoty nie zniechęciło Skrzyneckiego do dalszych ataków na rosyjski przyczółek. Widząc coraz liczniejszych przeciwników po zachodniej stronie rzeki, wódz naczelny najwyraźniej stracił panowanie nad sobą, znów stał się dowódcą batalionu spod Arcissur-Aube i dywizjonerem spod Dobrego. Podobno jeździł pomiędzy swoimi oddziałami, wykrzykując: „Piechota, jazda, artylerya, wszystko na przód, wszystko w ogień!”107. Zniszczenie przyczółka uważał za priorytet, o niczym innym nie myślał. Musiało być blisko 13.00, gdy rozkazał 106 Por.: B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, załącznik nr 1 oraz W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 6 8 . 107 S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 4 1 .
następne natarcie w kierunku mostów, tym razem prze prowadzone siłami 1. Dywizji Piechoty Macieja Rybińs kiego. Mniej więcej w tym samym momencie do wodza naczelnego podjechał Ignacy Kruszewski z wiadomością o ranieniu Paca. Skrzynecki odpowiedział swojemu adiutan towi rozkazem: „Jedź mi po kawaleryą!”108. I ten odwód miał być wykorzystany w walce. Gdzie był w tych krytycznych momentach kwatermistrz generalny? Dembiński, który jeździł pomiędzy żołnierzami bez żadnego zadania czy komendy w szalejącej wokół bitwie, wspomina, że widział jak: „Prądzyński chodził po placu z postacią tak zdemoralizowanego człowieka, że trudno więcej sobie coś wyobrazić. Rękę prawą trzymał w zanadrzu munduru, głowę schyloną ku ziemi: widziałem go, gdy szedł ku Krukom i gdy ztamtąd powracał [...]. Mycielski [dowódca 2. puł — przyp. aut.], nieustraszonej odwagi człowiek, powiedział do Prądzyńskiego: «proszę Cię jenerale, odejdź sprzed mojego pułku, bo mi pułk zdemoralizujesz», co bardzo do Mycielskiego było podob ne”109. Wszystko wskazuje na to, że niepowodzenie wy prawy na gwardię, ciągłe utarczki ze zwierzchnikiem, a także widok upadku kolejnych zamierzeń załamały tego w gruncie rzeczy bardzo wrażliwego człowieka. Skrajna demoralizacja Prądzyńskiego spowodowała między innymi zaniechanie zawiadomienia dywizji Giełguda w Łomży o konieczności natychmiastowego przybycia pod Ostrołękę. Stosowny rozkaz, którego wydanie pozostawało wybitnie w gestii tymczasowego szefa sztabu, został wysłany dopiero wieczorem. Prądzyński milczy na temat tego zaniedbania w swoich pamiętnikach. Atak 1. Dywizji Piechoty, rozpoczęty około 13.00, był przygotowany zdecydowanie lepiej od poprzedniego, bowiem po raz pierwszy skutecznie wykorzystano ukształtowanie 108 109
I. K r u s z e w s k i, Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 22. H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 259-260.
terenu. Przede wszystkim wreszcie do akcji weszła polska artyleria. Turski cofnął się na poprzednią pozycję — wzniesienie przecinające drogę do Antonii, gdzie wraz z Soleckim mógł skupić nawet do dwudziestu jeden dział pozycyjnych. Równocześnie na prawe skrzydło polskie nadjechała 1. bateria lekka majora Łapińskiego (dwanaście dział). Zajęła ona piaszczyste wzgórze na drodze warszawskiej, gdzie nie zagrażały jej pociski artylerii Tolla, świetnie zaś mogła ostrzeliwać lewe skrzydło szańca przedmostowego110. Prawe skrzydło natarcia miała stanowić druga brygada 1. Dywizji Piechoty pułkownika Muchowskiego. 2. ppl stanął w okolicach wzgórza Łapińskiego i zaczął rozwijać swoje kompanie w tyralierę; pod jej osłoną dwa bataliony 12. ppl zagrażały każdej potencjalnej ofensywie Rosjan odcięciem od przyczółka. W centrum, dokładnie naprzeciw mostów, silne kolumny uderzeniowe uformowała brygada Langermanna — cztery bataliony 1. psp w pierwszym rzucie i dwa z 16. ppl w drugim. Lewe skrzydło ataku utworzyła mocno już zmęczona brygada Węgierskiego, z której tylko 5. psp był jeszcze użyteczny. Nieco cofnięta mogła przynajmniej odpocząć chwilowo od rosyjskiego ostrzału. Pierwsza do akcji wkroczyła od czoła brygada Langer manna, poprzedzana gęstą tyralierą. Idący na przedzie wraz z 1. psp podporucznik Józef Patelski wspominał wiele lat później: „Pusta i naga równina piaszczysta, pełna rowów, błot i tam poprzecznych, oddzielająca nas od szosy, zawalona setkami trupów i rannych z poprzednich a nieudanych ataków brygad gen. Bogusławskiego i Węgier skiego, okropny przedstawiała widok. Pomimo licznych zawad dotarliśmy do punktu, ostrzeliwanego krzyżowym ogniem, Bóg wie, ilu baterji rosyjskich. Przebycie tej strefy 110
W. Tokarz, Bitwa pod Ostrołęką, s. 70.
śmierci, którą strzegł z drugiej strony las bagnetów piechoty rosyjskiej w zbitych kolumnach bataljonowych, było oczywistem szaleństwem”. Rosjanie ponownie wychylili się ze swoich pozycji przy mostach, prawdopodobnie na karku uchodzących żołnierzy Małachowskiego. Był to błąd, gdyż w ten sposób zmniej szali efektywność własnej artylerii, ale wobec rosnących sił własnych (1. Dywizja Piechoty i 3. Dywizja Grenadierów prawdopodobnie zasilały już wtedy przyczółek posiłkami) najwyraźniej uznali, że mogą sobie pozwolić na pościg. Powtórzyła się sytuacja sprzed pół godziny. „Dowódca 2-go bataljonu major Pawłowicz, jeszcze nie wyleczony z tykocińskiej rany, zwalił się zaraz z konia z rozbitą nogą od granata. Tuż za nim spadający na głowy żołnierzy drugi granat straszną dziurę wyrwał w bataljonie. Kule karabino we i szrapnele, jak grad sypały się w to miejsce. Langer mann, jakkolwiek nieustraszony, odgadł niepodobieństwo dalszej przeprawy i wbrew rozkazom rozbił nasze batalj ony w chmury tyraljerów; a tak rozsypani, pojedynczo lub garstkami, choć nie bez straty, przebyliśmy ów czyściec na ziemi, i dorwali się do żywego mięsa naszych nieprzyja ciół”111 — pisze Patelski. Dowodzący brygadą Francuz najwyraźniej słusznie uznał, że kontynuowanie natarcia w kolumnach jest samobójcze. Jedynie bataliony 16. ppl pozostawił tak uformowane, z całego zaś 1. psp (czterech batalionów) Langermann utworzył ich ogniową zasłonę. Do natarcia przyłączył się także wódz naczelny, który osobiście poprowadził ludzi do boju112. Potężne uderzenie czterech batalionów odrzuciło rosyjs kich tyralierów. „Nie mając nad głowami tych przeklętych kartaczy i granatów, co tylu naszych oficerów i żołnierzy zakopały na tej małej przestrzeni pomiędzy łachą i nową 111
J . P a t e l s k i , Wspomnienia wojskowe Józefa Patelskiego z lat
1823-1831, s. 152. 112
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 7 1 .
szosą, już śmielej zbiegaliśmy się w kupki i uderzali na Rosjan”. Patelski wraz z towarzyszami zdołał wreszcie przebić się w kierunku przyczółka: „Szczęście służyło nam 0 tyle, iż tysiącami strzałów przerzedziliśmy trochę gąszcz bataljonów Martinowa, pędzili je przed sobą, omietli nieco szosę i ujrzeć zdołali z obydwóch stron mostu płaskie brzegi Narwi, o ile bagniska i moczary dozwalały”. Skrzynecki próbował w tym miejscu podciągnąć nieco do przodu 16. ppl i dokonać wreszcie wyłomu. Kruszewski pisze nawet, że wódz naczelny: „posunął się na koniu naprzód, zamiast pałasza wzniósł czapkę do góry i tak zaimponował tem Moskalom, że się zwrócili w tył, a nasza młoda piechota nabrawszy odwagi, poszła na nich męż nie”113. Niestety, jak pisze podporucznik 1. psp: „Daremne zabiegi!... Artylerja rosyjska z przeciwległego brzegu panowała z dwuch stron nad szosą i swym ogniem dośrodkowym rozszarpała wkrótce na szmaty naszą siostrzycę brygadną”. Załamany Langermann: „stracił dwa konie 1 pieszo z pałaszem, zdruzgotanym od kartacza, zaledwie szczątki z 16-go pułku za łańcuch naszych [czyli 1. psp — przyp. aut.] tyraljerów poukrywać zdołał”"4. Nie pomogło współdziałanie z brygadą Muchowskiego, która ustawiona prostopadle do grobli flankowała niemal szaniec przedmostowy. Bardzo słabo (oprócz baterii Łapiń skiego!) wypadło też polskie wsparcie artyleryjskie115. Najwyraźniej przetrzebiona wcześniej kompania pozycyjna Turskiego nie odzyskała pierwotnej wartości bojowej. Walka prowadzona przez 1. Dywizję Rybińskiego była wyjątkowo zażarta. „Ciasnota miejsca około mostu była tak wielka, iż nabijanie broni, strzelanie lub kłucie bag netem, należało do rzędu czynności niemożliwych. Obydwie 113
I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 124. J . P a t e l s k i , Wspomnienia wojskowe Józefa Patelskiego z lat 1823-1831, s. 152-153. 115 W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 7 0 . 114
strony walczące, zderzywszy się piersiami o siebie, przed stawiały jedną wielką zbitą masę ludu, która nie krzycząc, lecz wyjąc, biła się pięściami i kolbami, kopała nogami i drapała po twarzy, pchając z całej siły naprzód lub zsuwała w tył [...]. Podczas tego spychania się tam i nazad, przypominającego kalwaryjski odpust lub studenckie gnie cenie sera, pluliśmy sobie z Rosjanami w oczy, szarpali za rzemienie, chwytali pod gardła lub za łby wodzili; a śmiało utrzymywać mogę, iż złoty krzyż zasługi wojskowej, jaki otrzymałem za Ostrołękę, z włosów nieprzyjaciół mojej Ojczyzny wytargałem sobie”116 — pisze Patelski. Podczas bezproduktywnego ataku 1. psp utracił 14 oficerów i 268 żołnierzy, 16. ppl natomiast 8 oficerów oraz 300 szeregowych. Brygada Muchowskiego prezentowała się po starciu jeszcze gorzej: z szeregów 2. ppl ubyło 14 oficerów i 272 żołnierzy, z 12. ppl zaś — 12 oficerów oraz aż 413 podoficerów i szeregowych! Zwłaszcza straty tych pierwszych, wahające się bez wyjątku w granicach 11-21 proc. kadiy oficerskiej, były dotkliwe117, kolejnymi for macjami dowodzili coraz niżsi stopniem wojskowi. Rosjanie jednym kontratakiem wypchnęli zdeformowane polskie pułki na wyjściowe pozycje. Na zachodnim brzegu Narwi mieli już siedemnaście batalionów piechoty i pięć dział. Około 15.00 1. Dywizja Piechoty generała Mandersterna (pięć batalionów) wyminęła drogę warszawską i zaczęła doskwierać ogniem tyralierskim działom na wzniesieniu. Dybicz już wcześniej chciał zastąpić zmęczo nych żołnierzy Martynowa świeżymi oddziałami, ale bał się, że dojdzie wśród nich do paniki spowodowanej pozorami odwrotu. Teraz, po odparciu Polaków, Mandersten uzyskał wolną rękę do posuwania się szosą ku Antonii. 1,6
J. P a t e l s k i ,
Wspomnienia wojskowe Józefa Patelskiego z lat
1823-1831, s. 153-154. 117
Por.: B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, załącznik nr 1 oraz W. T o k a r z , Bil n u pod Ostrołęką, s. 14.
Artyleria Turskiego, tak jak wcześniej słabo wspierała uderzenie 1. Dywizji Piechoty, tak i tym razem nie przeciwdziałała w stopniu zadawalającym manewrom nie przyjaciela. Widząc to, Skrzynecki sięgnął po kolejny odwód. Oba korpusy jazdy, po które Kruszewski podjechał jeszcze przed ruszeniem w bój 1. Dywizji Rybińskiego, stały już gotowe na polskich tyłach. Za brygadą Muchowskiego zajął pozycję 2. puł, na lewo od niego 5. puł i 3. puł, dalej zaś 1. pułk Mazurów. Osłonięte przez wzgórze Turskiego stały 5. psk oraz 2. pułk Mazurów. Za nimi usatwiono jeszcze 4. psk i 6. puł, na drodze do Drążewa zaś prawe skrzydło całego szyku zabezpieczała 4. bateria lekkokonna Bema (wzmocniona do dziesięciu dział powrotem Jab łonowskiego), asekurowana przez dywizjon karabinierów i dywizjon konnej legii litewsko-wołyńskiej. Bezpośrednio nad Omulewem stał jeszcze 2. psk118. Już na początku dało się zauważyć, że odziały te były miejscami za bardzo wysunięte w stronę przeciwnika. Stojący wraz z 5. psk Napoleon Sierawski wspomina: „Dla ciasnoty placu ani rozwinąć się nie było możnością, ani manewrować, by z boku wpaść na nieprzyjaciela [...]. Od tego wściekłego boju byliśmy tak blisko, że kule ręcznej broni przeciwników, co chwila nam żołnierzy na froncie zabijały i konie kaleczyły — świst ich był nieprzestanny. Bój ten trwał już od godzin, słońce dopiekało; przejeżdża koło mnie generał Jagmin, a widząc manierkę przez plecy u mnie przewieszoną, pyta czy nie mam co pić? Było w niej trochę wina z wodą. Zdejmuję ją natychmiast z siebie, faworyt generała i ordynans jego za nim jadący bierze mi z ręki manierkę — w tem kula karabinowa trafia go w samo serce... spadł z konia biedny i ani jęknął, Jagmin łzę po wąsach płynącą otarł”119. u s w . T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 74-75. N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 220.
1,9
Rozkaz natarcia na Rosjan przez kawalerię, wydany przez Skrzyneckiego około 15.00, był błędem i to przynaj mniej z kilku powodów. Po pierwsze, teren wybitnie nie sprzyjał — był podmokły i poprzecinany bagnistymi smugami, co spowolniłoby potencjalną szarżę, na domiar złego i tak utrudnioną przez kotlinowe ukształtowanie terenu. Po drugie, kawaleria nie mogła zdziałać nic więcej, niż próbowała dokonać zaprawiona w bojach piechota. Nawet gdyby spędziła rosyjskie tyraliery, pozostawałby jeszcze na jej drodze niedostępny szaniec przedmostowy, 0 który fala nawet najlepszych jeźdźców po prostu musiała się rozbić. Dowódca III Korpusu Kawalerii, generał Skar żyński, narzekał: „To szaleństwo w to piekło kogokolwiek wprowadzać!”120. Ale Skrzynecki nie myślał w tym momencie logicznie, jak słusznie zauważył niegdyś generał Lewiński: „nie miał on rzutu oka militarnego [...], nie umiał zastosować czasu do odległości, a byleby się linie nieprzyjacielskie zaczerniły, opanowywał go jakiś rodzaj gorączki, tracił zimną krew 1 rozwagę”121. Przeciwnik, którego unikał, a może nawet podświadomie się bał, znajdował się teraz przed nim. Instynkt Skrzyneckiego podpowiadał mu tylko jedno — na leżało walczyć. W innym wypadku nie powtarzałby wciąż słów, które przypisuje mu Puzyrewski: „Powinniśmy tu zwyciężyć lub zginąć wszyscy! [...] tu się los Polski rozstrzyga”122. Czy wreszcie zrozumiał, co czuł zmęczony wojną Kościuszko pod Maciejowicami, ten sam, od którego wzorów tak stanowczo się wcześniej odżegnywał? Kawaleria polska ruszyła do szarży, zaczynając atak od swojego lewego skrzydła. Pierwszy uderzył 3. puł. 120
S . J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi
konnej, s. 109. 121
J. L e w i ń s k i ,
Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
roku, s . 6 2 . 122
A. Pu zy re w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 280.
Walczący w jego składzie Leopold Szumski pisze: „Zaraz z południa, kiedy już nasza piechota po ciężkich stratach ze znużenia upadała, kazano i naszej brygadzie, pod dowództwem jenerała Kickiego będącej, posunąć się z prawego naszego skrzydła ku lewemu i zająć stanowis ko naprost mostu [...]. Zaledwie uszykowaliśmy się po przejściu z jednej flanki na drugą, zaraz zaczęły się wyłomy w szeregach i co chwila słychać było można komendę: «Naprzód! Zemknij się do prawego! Stój! Równaj się! Od prawego do trzech odlicz się!». Tak znaczyliśmy krwawo nasz każdy krok”123. 3. puł spędził tyralierów rosyjskich z linii drogi do Warszawy, jednak nie bez problemów, gdyż wiele z jego koni utknęło w błotnistych smugach. Następnie zaatakował 5. puł, on również utracił prawie cały impet na przeszkodach terenowych. Obserwujący te manewry pułkownik Klemensowski przyznawał później: „szarże naszej kawalerii dla łąk bagnistych, za któremi stały kolumny nieprzyja cielskie, nie mogły rozbić ich zupełnie”124. Ostrzelany 5. puł ruszył mimo to do jeszcze jednej szarży, tym razem wsparty 2. puł z prawego skrzydła. Był to największy atak jazdy tego dnia, razem oba pułki miały ponad 1000 jeźdźców (przynajmniej w momencie rozpoczęcia wyprawy w połowie maja), znacznie więc przewyższały liczebnie słynną brytyjską Lekką Brygadę, której straceńczy atak na rosyjskie baterie pod Bałakławą wstrząsnął Europą dwadzieścia trzy lata później. Niestety, efekt starań polskich kawalerzystów 26 maja był w naj gorszym tego słowa znaczeniu podobny. Wspólny atak 5. oraz 2. puł zakończył się fatalnie — ugrzęźnięciem w jednym z bagnistych smugów i koniecznością wyco fania sił125. 123 124 125
L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s. 112. B. P a w ł o w s k i, Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 160. Tamże.
Druga szarża 2. puł, wsparta początkowo (jeśli wierzyć Sierawskiemu) także przez 5. psk126, odniosła zdecydowanie najlepszy skutek. Najdokładniej opisuje ją Barzykowski: „Waleczny Kicki i pułkownik Mycielski prowadzą dziel nych. Pułk oddzielony jest od nieprzyjaciela wąskim smugiem, którego przebyć nie można. W obliczu całej linii nieprzyjacielskiej, pod ogniem karabinowym i kartaczowym, jak na paradzie, zwolna pułk zmienia front, szwad ronami w kolumnach małym kłusem smug obchodzi, a doszedłszy wysokości wzgórz piaszczystych formuje się i ku prawemu skrzydłu nieprzyjaciela się posuwa. Ze wszystkich stron ogień działowy i ręczny ku niemu zwra cają, ale waleczni nie znają niebezpieczeństwa, postępują dalej, dosięgają bataljonów, rozbijają je i pędzą za nie przyjacielem, aż ku grobli. Jeden ze szwadronów uniesiony śmiałością, przesadza groblę i ku mostowi się zapędza”127. Wkrótce jednak, niepoparty przez nikogo, i on musi się wycofać, poprzestając na zrobieniu zamieszania w szere gach Rosjan. Za te ulotne sukcesy Polacy zapłacili wysoką cenę — łącznie trzy pułki ułanów utraciły tego dnia ponad 205 oficerów i niższych rangą zabitych, rannych lub wziętych do niewoli128. Dla porównania atak pod Bałakławą w 1854 roku kosztował brytyjskich kawalerzystów około 360 jeźdźców129. Najbardziej niepowetowaną stratą była jednak śmierć generała Ludwika Kickiego w trakcie jednej z szarż. Sierawski wspomina: „Znów stawamy na wzgórkach piasz czystych, jakby na celu Moskali, aż tu niosą kogoś na płaszczach ułani... Pytamy: «kto zginął?» «Kicki, generał» 126
N . S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 221. S. B a r z y k o w s k i, Historya powstania listopadowego, t . I V , s . 4 6 . 128 Por.: B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, załącznik nr 1 oraz W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 7 6 . 129 J. S w e e t m a n, Balaclava 1854, Osprey Campaign Series, London 1990, s. 82. 127
— odpowiadają! — Serce mi się ścisnęło, uczułem ból w piersiach niesłychany, bo Kicki był naszym ulubieńcem. W powyższym ataku kula działowa wyrwała mu cały kłąb prawy ciała i wywlekła wnętrzności”130. Do ubolewania nad stratą popularnego generała przyłącza się Szumski: „Wiadomość ta lotem błyskawicy rozeszła się po brygadzie i niewypowiedzialny smutek sprawiła”131. Bohater spod Grochowa i Domanic nie męczył się długo, został po chowany nieopodal pola bitwy wraz z niejakim majorem Ołtarzewskim: „Obu na tyłach, w płaszcze obwiniętych, w wykopany dół piaskowy złożono i zasypano a żołnierze z gałązek choiny uwity krzyżyk, w tę mogiłę wetknęli. Taka to śmierć żołnierza... taki jego obrzęd pogrzebowy!” — pisze z goryczą porucznik 5. psk w pamiętnikach132. Rozmiaru tragedii dopełnia jeszcze fakt, że Kicki zginął dokładnie pięć miesięcy po ślubie z Natalią Biszping. Nigdy nie dane mu było zobaczyć swojej córki133. CZWARTA FAZA BITWY — KONTRATAK ROSJAN
Dochodziła 17.00, kiedy resztki polskiej kawalerii wy cofały się na pozycje wyjściowe. Nie mniej przetrzebieni Rosjanie wciąż utrzymywali przyczółek na prawym brzegu Narwi, jednak ich szeregi regularnie rosły. Dybicz dotychczas nie brał czynnego udziału w bitwie, choć wzmacniał siły, najwyraźniej nie kierował walką bitwą na zachodnim brzegu rzeki, większą aktywnością wykazywali się jego podwładni — Berg oraz waleczny Martynow. Przyczyn bierności rosyjskiego dowódcy przez większość dnia było przynajmniej kilka. Przede wszystkim wciąż płonęły zabudowania Ostrołęki, do których gaszenia 130 131 132
133
N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 221. L. S z u m s k i , Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s. 112. N. S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 221. L. N a b i e l a k , Ludwik Kicki, Poznań 1878, s. 27 i 45.
zaangażowano pospiesznie 1. pułk strzelców. Gęste opary dymu z pewnością nie ułatwiały Rosjanom dowodzenia. Od polskich jeńców Dybicz dowiedział się najprawdopo dobniej o stacjonowaniu w Łomży silnej (choć jak zwykle mocno przeszacowanej) grupy Giełguda. Polska kwatera główna zapomniała co prawda wezwać 2. Dywizję Piechoty pod Ostrołękę, jednakże już jej pobyt na odległej prawej flance Rosjan zmuszał Dybicza do pozostawienia w zanad rzu silnego odwodu. Co więcej, daleko za wojskami rosyjskimi cały czas kroczyła 1. Dywizja Grenadierów księcia Szachowskiego. Feldmarszałek, będąc ostrożnym dowódcą, wolał na niego poczekać i przejść do działań zaczepnych, dysponując już pełnym siłami134. Ostatecznie zagęszczenie oddziałów na niewielkiej prze strzeni zmusiło Rosjan do wyjścia poza groblę. Około 17.00 mieli już na zachodnim brzegu rzeki siedemnaście batalionów piechoty, w tym aż dziewięć świeżych135. Dodatkowo ostatnia szarża jazdy przeciwnika — desperacka i źle przygotowana — przekonała najwyraźniej oficerów Dybicza, że morale Polaków jest już na skraju załamania. Ruszyło największe w bitwie pod Ostrołęką natarcie rosyjskie. Rosjanie zaangażowali aż jedenaście batalionów piechoty, w większości niezmęczonych jeszcze walką. Całością dowo dził generał Manderstem — w centrum, na pierwszej linii, prowadził osobiście rosyjski 2. psp, na skrzydłach zaś (drugiej linii) umieścił 3. i 4. pułki morskie oraz pułk grenadierów Rumiancewa (po lewej), a także 3. pułk karabinierów oraz pułk grenadierów syberyjskich (na prawym skrzydle)136. Grot uderzenia skierowano na zajmowane przez Turskiego wzgó rze, umocnienie lewej flanki zaś wyraźnie wskazywało, że rosyjski dowódca obawiał się oskrzydlenia przez przeciwnika. 134 135 136
A. Pu z y r e w sk i, Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 280. W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 77. Tamże.
Najprawdopodobniej jeszcze u podstawy wzniesienia rosyjski 2. psp napotkał silny ogień tyralierów 3. Dywizji Piechoty, liżącej od kilku godzin rany na polskim lewym skrzydle. Także Turski i Łapiński, widząc wysuniętego poza drogę warszawską przeciwnika, wzmogli ogień kartaczowy, powstrzymując chwilowo natarcie Manderstema. Nie mogło to jednak na długo zatrzymać Rosjan. Wbrew wyraźnym radom Prądzyńskiego wódz naczelny postanowił więc wprowadzić do walki ostatni odwód — 5. Dywizję Piechoty. Była to jedna z trafniejszych decyzji rozgorącz kowanego Skrzyneckiego w toku bitwy. Proponowany przez kwatermistrza generalnego natychmiastowy odwrót mógł, wobec nacierających sił Manderstema, przerodzić się w katastrofę. Przeciwnikowi trzeba było dać jeszcze jeden wyraźny odpór, aby ostudzić jego agresywne zapędy. Adiutanci szybko pojechali po dowódcę dywizji, który rozmawiał akurat z Henrykiem Dembińskim: „Dopiero co zsiadł z konia, i ja podobnież, i rozmawialiśmy ze sobą, gdy i jemu przyszedł rozkaz ruszenia ku mostowi. Kamień ski na otrzymany ten rozkaz wydobywa zegarek i mówi do mnie: w pół do piątej, słońce wysoko, ostatnia rezerwa idzie do ognia, czymże on zechce bitwę zakończyć?”137. Henryk Kamieński należał do młodszego pokolenia gene rałów, energiczniejszych i bardziej przyjaznych powstaniu niż starsi oficerowie. Bohater spod Labiawy nieopodal Królewca, gdzie 3 stycznia 1813 roku uratował dzięki brawurowej szarży na bagnety całą ariergardę korpusu marszałka MacDonalda, był niezwykle popularny zarówno w armii, jak i poza jej strukturami138. Gdy na początku maja powierzono mu dowództwo nad nową 5. Dywizją Piechoty, nadzieje związane z jego osobą (niektórzy typowali go nawet na następcę Skrzyneckiego) przeplatały się z obawami, czy nowe polskie zgrupowanie, złożone w połowie z nowych 137 138
H. D e m b i ń s k i, Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 260. J. C h u d z i k o w s k a , Józef Bem, Warszawa 1990, s. 47.
pułków, wytrzyma próbę ogniową w starciu z zaprawionymi w bojach rosyjskimi żołnierzami. Obawy, jeśli dobrze przypomnimy sobie dokonania 5. Dywizji pod Nurem i w korpusie Łubieńskiego, okazały się bezzasadne, ale teraz, 26 maja, sytuacja była odmienna. Ostatni odwód Skrzyneckiego pod Ostrołęką, w odróżnieniu od 1. i 3. Dywizji, nie miał ani nocy wytchnienia od co najmniej dwóch dni, w trakcie których żołnierze osłaniali z pustymi żołądkami polskie tyły. Trudno się więc dziwić, że po przekroczeniu Narwi pierwsze, o czym myśleli ludzie Kamieńskiego, to odpoczynek. Nie lepiej prezen towała się sprawa z oficerami. Dembiński przypomina sobie, jak rozmawiał z jednym z nich zaraz po przejściu dywizji przez mosty: „natrafiłem na dowódzcę pułku, który w wiliją pod Nurem najdzielniej się znalazł. Opowiadał mi, jak otoczony kirasyerami przełamał ich szyki. Lecz opo wiadał to z żywością i głosem tak zmienionym, żem był pewny, że tu więcej jak trzy minuty nie wystoi [...] poznałem w pułkowniku, że go napada to, co Niemcy zowią: «Kanonenfieber»”139. Wszystko razem rodziło oba wy, że 26 maja ostatnia karta w rękawie Skrzyneckiego może być zdecydowanie za niska, by przelicytować Rosjan. Kamieński ustalił wraz ze Skrzyneckim szczegóły pol skiego przeciwnatarcia w ekspresowym tempie. Naprzeciw Rosjan, za wzniesieniem Turskiego i bagnistym smugiem, ustawiły się kolejno od południa 6. ppl, 20. ppl, 3. ppl i w końcu 14. ppl, przylegające do drogi ku Antonii. Na prawym skrzydle stanęła będąca stosunkowo w niezłym stanie brygada Muchowskiego (2. i 12. ppl). Poza asekuro wały je jeszcze oba korpusy kawalerii140. 139 H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 258-259. Dziś psychiatrzy nazwaliby takie zachowanie objawem choroby znanej jako Zespół Wstrząsu Pourazowego. 140 Por.: B . P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 160-161, 170 oraz W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 77-78.
Plan natarcia nasuwał się niemal automatycznie. Prący do przodu drogą do Antonii Rosjanie jakby mimowolnie odsłaniali swoją lewą flankę, naprzeciw której stał Muchowski. Także bateria niestrudzonego Łapińskiego mogła wydatnie wspierać manewr. Skrzynecki początkowo miał zamiar wykorzystać całą 5. Dywizję, ale Henryk Kamieński przekonał go, by pozostawił brygadę Zawadzkiego (6. i 20. ppl) w odwodzie. Zamiast więc trzynastu do akcji wprowa dzono jedynie osiem batalionów piechoty141. Był to jednak błąd, gdyż sytuacja wymagała użycia absolutnie wszystkich sił, aby wyprzeć Rosjan za Narew. Kamieński rzucił jeszcze tylko wodzowi naczelnemu kilka słów, po czym wraz z pułkownikiem Krasickim poprowadził swoich żołnierzy na Rosjan. Generał przewo dził dywizji, poruszając się pieszo, co nie odpowiadało panującemu zwyczajowi, miało za to piękną tradycję — tak właśnie żołnierzy prowadził w bitwie pod Raszynem w 1809 roku książę Józef Poniatowski. Brygada Krasickiego, wydawałoby się wbrew logice i zmęczeniu, ruszyła do boju chwacko, widząc swoich najwyższych rangą dowódców świecących przykładem. Również Skrzynecki, posiliwszy się odrobiną wódki, wrócił do walki, stając na czele brygady Muchowskiego. Pierwsze starcie z tyralierami rosyjskimi musiało po działać na wroga piorunująco, gdyż spędzono go bardzo szybko ku drodze warszawskiej. „Krasicki zgromadza swoich tyralierów i w kolumnie podwojonym krokiem ku nieprzyjacielowi dąży. Kamieński krok w krok pospiesza za nim i razem uderzają. Pierwszy raz w dniu tym krwawym, bagnet, kosa i kolba polska Moskwę dosięga i morderczy bój się rozpoczął. Kosynierzy pułku 12 i 14 szczególniej się odznaczają: na około siebie tną i koszą i Moskwa przełamana, cofać się musi”142. Jak widać, nowe 141
W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 7 8 . S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania s. 47-48. 142
listopadowego,
t.
IV,
pułki, dobrze dowodzone, sprawiły się świetnie, jeden z kosynierów zabił tego dnia ponoć własnoręcznie aż trzynastu nieprzyjaciół143. Po spędzeniu tyralier obie idące z naprzeciwka kolumny zwarły się w potężnym uścisku. Rosjanie dzielnie do trzymywali pola, ale rychło zaczęli ponosić ogromne straty. Uderzenie Muchowskiego od flanki zniosło praktycznie oba pułki morskie (3. pułk stracił prawie 37 proc. stanu, 4. pułk zaś aż 64 proc.). Ciężko raniono generała Manderstema (kula zdruzgotała mu szczękę), zginęli obaj dowódcy pułków morskich, pułkownicy Sazonow oraz Timezenek-Rubach144. Polaków wspierała, nareszcie skutecznie, ar tyleria z obu skrzydeł — na prawym Łapiński strzelał do ostatniej kuli, Prądzyński wspomógł lewy bok sześcioma działami pod dowództwem Bielickiego. Wszystko razem sprawiło, że szyki rosyjskie dosłownie pękły. Most zapełnił się uciekinierami, a Dybicz przyznawał później w raporcie: „Szybko, gwałtownie i ze wściekłością było to uderzenie przez buntowników wykonane”145. Należy jednak pamiętać, że Rosjanie mieli rezerwy. Ranny Martynow wprowadził więc do walki pozostałe sześć batalionów, które znajdowały się na zachodnim brzegu rzeki. Choć nie można im było odmówić de terminacji, liczne godziny nieprzerwanych marszów oraz wcześniejsze walki sprawiły, że wśród pułków astra chańskiego oraz suworowskiego dało się słyszeć coraz głośniejsze krzyki: „Połno! Nie strieląj!”146. Weteran wielu kampanii generał Pahlen I, widząc kruszejący przyczółek, ruszył ku mostom zatrzymywać uciekinierów W . T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 7 9 . Por.: S. B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t . I V , s. 48; A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 280; I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 159. 145 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 79. 146 Tamże, s. 80. 141
144
— po raz kolejny to nie piechota rosyjska przesądziła o porażce Polaków. Uzyskawszy wolne pole ostrzału, zaryczała w kierunku skrzyżowania dróg potężna, złożona z prawie siedem dziesięciu dział bateria rosyjska, zasypując literalnie Pola ków żelazem. Zginął w tym momencie filar ataku: „prowa dząc [...] swą dywizyą 5-tą piechoty, g-ł Henryk Kamieński, przed czołem idąc pieszo, od kuli działowej obydwie miał urwane nogi i tą nową ofiarą zachwiała się na chwilę odwaga jego żołnierzy”147 — zapisał obserwujący bitwę z oddali Gawroński. Gdyby dzielny generał jechał konno, może uniknąłby śmiertelnej rany. Straciwszy ulubionego dowódcę, Polacy ulegli demoralizacji. Co więcej, przestał ich wspierać Łapiński, który zużył już ostatnie pociski. Okazję uchwycił Pahlen, rzucając do kontrataku wszystko, czym dysponował. Przerzedzona ogniem działowym 5. Dy wizja Piechoty rozpoczęła paniczny odwrót. 14. ppl stracił 13 oficerów i 293 żołnierzy, zginął też jego dowódca, podpułkownik Malinowski. Najgorszy los spotkał jednak 3. ppl, którego część zdołał odciąć nagły kontratak Rosjan. Zginęło lub zostało rannych 20 oficerów i ponad 475 żołnierzy! Aż 252 szeregowych 3. ppl dostało się do niewoli rosyjskiej, pośród nich także dowódca brygady, pułkownik Krasicki, którego w ferworze walki ogłuszono kolbą148. Z danych tych wynika jasno, że Polacy musieli drogo zapłacić za ostatni, początkowo zwycięski kontratak. Po raz pierwszy wykorzystali wszystkie zalety terenu, a także skuteczne wsparcie artylerii. Trudno ocenić, czy do ze pchnięcia Rosjan zabrakło pozostającej z tyłu brygady Zawadzkiego. Wydaje się to dosyć prawdopodobne. Pozo staje też zagadką, jaki byłby wynik bitwy, gdyby Skrzynecki od początku prowadził ją z zimną krwią. 147 F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa, s. 181-182. 148 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 80.
Wycofującą się 5. Dywizję widział bardzo dobrze Szumski: „przykro było patrzeć na te [bataliony], które z czoła linii schodziły; pot zmięszany ze sadzą od ciągłych strzałów spływał strumieniem czarnym po twarzach żoł nierzy, a przytem widocznym był po nich upadek sił z wysilenia zupełny”. Wtem porucznik 3. puł ujrzał zmierzający w stronę jego oddziału kondukt. „Widocznem już było, że ofiarą jest jakiś wysokiej rangi oficer, czterech bowiem żołnierzy niosło nosze, a obok nich szło dwóch oficerów. Tą ofiarą był jenerał dywizyi Kamieński, któremu kula armatnia obydwie nogi powyżej kolan urwała [...]. Jeden z oficerów, idących obok tego żałobnego konduktu, ciągle się nachylał do konającego, zapewne, by usłyszeć ostatnią jego wolę. Widok to był nad wszelki wyraz bolesny, nawet w owej chwili zupełnego zobojętnienia”149. Kamieński nie miał tyle szczęścia co Kicki. Jego śmierć była długa, a także bardzo bolesna. Swoim adiu tantom miał powiedzieć: „umieram i nie żałuję, bo dla ojczyzny — ale ze smutkiem bo i bitwa haniebna i bez zwycięstwa”150. PIĄTA FAZA BITWY — SZARŻA ARTYLERII KONNEJ BEMA, KONIEC BITWY
Musiała być mniej więcej 18.00, gdy reszta bohaterskiej 5. Dywizji Piechoty wycofała się w nieładzie na tyły. Stanisław Jabłonowski wspomina: „Na owej nieszczęsnej równinie między Ostrołęką a naszym obozem był rozciąg nięty łańcuch naszych tyralierów, silnie party przez licz niejszych tyralierów moskiewskich, których było kilka tysięcy rozpuszczonych. Ogień armatni nieprzyjacielski szedł w tym momencie słabo i rzadko. Linia nasza tyralierska do nas się cofała tak, że wódz naczelny, sztab 149 150
L. S z u m s k i , 'Wspomnienia o Trzecim Pułku Ułanów, s. 114. S. B a r z y k o w s k i, Historya powstania listopadowego, t. IV, s. 49.
i nasza baterya na nadzwyczajnie gęsty ogień karabinowy wystawieni byliśmy”151. Trudno się dziwić powolnemu ustępowaniu polskich żołnierzy, ogólny stan armii Skrzyneckiego po całodniowej bitwie był bowiem fatalny. Jedynie brygada Zawadzkiego oraz większość kawalerii mogły jeszcze walczyć, ale należało konieczne i bezzwłocznie sprowadzić z Różana wozy amunicyjne. Tragiczny w skutki okazał się ubytek dużej części oficerów, Ludwik Jabłonowski z 5. puł otwarcie przyznaje: „O tej porze nikt już nie dowodził; każdy robił co uznawał za stosowne. Widziałem prostych żołnierzy prowadzących w ogień kompanie, których dowód cy na moście legli”152. Tylko wódz naczelny, zmęczony i z twarzą osmaloną od prochu, wciąż wydawał się nie tracić ducha. Jego postawa tego dnia, choć karygodna z punktu widzenia taktyki, pod względem żołnierskim zjednuje mu przychylność niemal wszystkich pamiętnikarzy i historyków. Gawroński oddaje mu sprawiedliwość słowami: „na wszelkie wysilenia gotów, wszędzie obecny, poświęcający się wszędzie, okazał odwagi i przytomności, z zimną krwią połączonej, nad wszelki opis. Mężny i niewzruszony, znajdował się wśród największego ognia na placu boju, jak chorągiew, około której wszystko się zgromadzało”153. Teraz ten dzielny, choć niezbyt utalentowa ny dowódca stanął przed kolejnym, niemożliwym zdaje się do rozwiązania dylematem. Nie miał już żadnych rezerw, a wśród Rosjan na horyzoncie można było zaobserwować zamieszanie. Czyżby nadchodził nowy atak? Rosjanie pod koniec 26 maja znajdowali się na skraju wyczerpania. Dybicz miał jeszcze na swoim brzegu około 151
S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi
konnej, s. 111. 152
L. J a b ł o n o w s k i, Pamiętniki, s. 186. F.S. G a w r o ń s k i , Pamiętnik r. 1830J3I i kronika pamiętnikowa, s. 181. 153
jedenastu świeżych batalionów piechoty, trzydzieści osiem szwadronów jazdy, a także pięćdziesiąt dział, które jeszcze nie oddały żadnego strzału. Wstrzymywał się wszakże z ich użyciem. Wolał najpierw poczekać na dywizję księcia Szachowskiego, wciąż też obawiał się Giełguda, do którego według wszelkiego prawdopodobieństwa dopiero teraz, między 18.00 a 19.00, Polacy wysłali kuriera z rozkazem jak najszybszego przybycia154. Feldmarszałek wciąż ponadto wiedział mało o przeciwniku, którego determinacja zrobiła na nim nie mniejsze wrażenie niż kilka miesięcy wcześniej pod Grochowem. Właśnie celem bliższego zapoznania się z sytuacją po drugiej stronie rzeki Dybicz wraz z Karlem Tollem udali się około 19.00 w kierunku rosyjskiego przyczółka. Jego obec ność spowodowała duże poruszenie wśród żołnierzy Martynowa i to je najprawdopodobniej zaobserwowali Polacy z drugiego końca pola bitwy. Dla nich zamieszanie w rosyjs kich oddziałach mogło równie dobrze oznaczać ponowne formowanie kolumn uderzeniowych. Nagłe umilknięcie wrogich armat przypomniało weteranom wojen napoleońs kich słynne cisze przed burzą spod Pruskiej Iławy i Lipska. Wówczas z inicjatywą wyszedł adiutant wodza naczel nego, Ignacy Kruszewski: „Jadąc z rana po kawaleryę, widziałem za Omulewem podpułkownika Bema, stojącego tam ze swą bateryą, — teraz przypomniałem sobie o tem i powiedziałem to naczelnemu wodzowi. «To jedź do Bema!» odebrałem odpowiedź”155. Józef Bem, który po połączeniu się z Jabłonowskim i Rupniewskim dysponował dziesięcioma działami, w rze czywistości już wcześniej rwał się do działania, jednak wyżsi rangą dowódcy nie wyrazili dotychczas zgody na użycie ostatniej artyleryjskiej rezerwy, jaką była 4. bateria lekkokonna. 154 155
W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 86. I. K r u s z e w s k i , Pamiętniki z roku 1830-1831, s. 126.
Bem podjechał na pozycję zajmowaną przez wodza naczelnego, gdzie otrzymał od niego zwięzłe polecenie: „Każ pan działa odprzodkować i daj do nich ognia, a dobrze ich przepędź!”. Jabłonowski dobrze zapamiętał ten moment: „Tego Bem potrzebował i żądał. Powraca zaraz do bateryi i powiada mi: «Każ kapitan siąść na koń i ruszyć, a ja wyjadę naprzód i obiorę pozycję, a kapitan z bateryą do mnie przyjeżdżaj!». Baterya ruszyła z miejsca stępo, ja zaś wiodłem oczyma za pułkownikiem, bym wiedział, gdzie prowadzić działa. Patrzę: przejeżdża nie tylko linię naszych tyralierów, lecz i łańcuch tyralierów moskiewskich, staje za nimi, wydobywa perspektywę i zaczyna się przypatrywać kolumnom moskiewskim [...]. Jakim nadzwyczajnym trafem nie został raniony lub zabity, do dziś dnia nie pojmuję”156. Bem zajął pozycję za drugim bagnistym smugiem, niemal dokładnie naprzeciwko rosyjskiego przyczółka. Jabłonow ski, który posłusznie podążył za swoim zwierzchnikiem wraz z całą baterią, nie wspomina przy tym, że jego oddział był jedynie częścią szerszego manewru. Równolegle do posunięć 4. baterii lekkokonnej zademonstrować swą siłę miały brygada Zawadzkiego oraz część jazdy pod dowództwem Henryka Dembińskiego157. Cały manewr miał przekonać Rosjan, że Polacy mają jeszcze skrywane za wzgórzami rezerwy i jeśli Dybicz będzie wciąż obstawał przy posuwaniu się dalej, musi być gotowy na przeprawę tak samo ciężką jak dotychczas. Bem zakomenderował: „«Stój! odprzodkuj!». Ponieważ front nasz był w pozycyi ukośnej, a zatem lewe skrzydło o wiele było bliżej od kolumn moskiewskich, daję więc rozkaz, by trzy pierwsze plutony używały granatów i kul, 156
S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi
konnej, 111-112. 157 Por.: H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka s. 260-262 oraz W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 81-83.
Dembińskiego,
a dwa ostatnie kartaczy. W tej chwili wielka cisza panowała [...]. Podpułkownik Bem daje rozkaz: «Od prawego ognia!». No, jak tylko wystrzeliliśmy z dział parę razy, niebawem odezwała się cała linia artyleryi moskiewskiej” — pisze Jabłonowski. Młody kapitan żałował tylko, że nie podsunął swoich dziesięciu dział jeszcze bliżej, wtedy Rosjanie musieliby oszczędzać kartacze i strzały rdzenne w obawie przed trafieniem własnej piechoty158. Bem wspominał po latach swoją szarżę znacznie bardziej zdawkowo: „W tym krytycznym momencie bateryja 4 artyleryi konnej nadeszła na plac boju i posunąwszy się galopem aż na linią tyralierów moskiewskich, kartaczami masę piechoty nieprzyjaciels kiej, a kulami na mosty ognia dawać zaczęła i śmierć wokoło siebie roznosiła”159. Późniejszy generał węgierski do końca powstania przeprowadzał podobne szarże, połą czone z nagłą koncentracją ruchliwej artylerii, co było jego specjalnością. Pojedynek artyleryjski trwał przez jakiś czas w naj lepsze. Jego świadek, Henryk Dembiński opisuje: „Ogień artyleryi nieprzyjacielskiej był tak silny i krzyżowo da wany do mojego frontu, że niektóre kule czterech ludzi i cztery konie naraz zabijały. Artylerya Bema ciągle na most strzelała. Pamiętam księcia Jabłonowskiego Sta nisława, jak ten, zrzuciwszy mundur z siebie, ładownicę mając na białej pikowej kamizelce, sam działa nabijał oburącz, aby ludzi przez to do wytrwania zachęcić. Trwał ten piekielny ogień trzy kwadranse, poczem się zrobiła cisza zupełna”160. W rzeczywistości kanonada trwała około pół godziny. 4. bateria lekkokonna Bema, po oddaniu dwustu pięćdziesięciu strzałów, a także utracie jednego 158 S. J a b ł o n o w s k i , Wspomnienia o bateryi pozycyjnej artyleryi konnej, s. 113-114. 159 J. B e m, O powstaniu narodowym w Polsce, Warszawa 1956, s. 136. 160 H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 261-262.
oficera (owym nieszczęśnikiem był podporucznik Sachnowski) oraz trzynastu żołnierzy zaprzodkowała działa i się wycofała161. Spór, na ile skuteczna była ostatnia akcja polskiego wojska 26 maja, ma bardzo długą tradycję. Choć Sierawski z uznaniem przyznaje: „trzeba było widzieć skutki tych strasznych strzałów, jakby wachlarzem posyłanych. Każdy z nich w ściśnionych szeregach grenadyerów, jakby całe ulice wycinał”162. Z kolei Dembiński umniejsza rolę artylerii w ostatniej demonstracji, akcentując raczej męstwo swojej jazdy. O tej nie wspomina nawet Ja błonowski. Czyżby więc do głosu dochodził stary, opi sywany już przez Szumskiego antagonizm między różnymi rodzajami broni? Faktem jest, że na Rosjanach demonstracja najwyraźniej zrobiła wrażenie. Dybicz nie podjął już rękawicy (jeśli, oczywiście, w ogóle to zamierzał), a pod osłoną nocy wycofał swoich żołnierzy na lewy brzeg Narwi, zostawiając na przyczółku jedynie nieliczne czaty163. Wieczorem 26 maja, między 20.00 a 22.00, Skrzynecki zwołał na błoniach pod Ostrołęką radę wojenną, na której zjawili się generałowie Łubieński, Prądzyński, Skarżyński, Rybiński, Dembiński, Tumo i Langermann. Oprócz nich przybyli także dowódcy brygad — pułkownicy Konarski, Bem, Zawadzki i jeszcze kilku innych. Wielkimi nieobec nymi byli za to Bogusławski i Pac, obaj leczący rany, a także Kazimierz Małachowski, który musiał zbierać rozsianych po całym pobojowisku maruderów. Spotkanie upływało w grobowej atmosferze. Aby nie zdradzać swoich pozycji, Polacy nie rozpalili tej nocy ognisk obozowych, tak więc generałowie rozmawiali jedynie przy świetle księżyca, pośród smrodu spalenizny i*1 W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 8 3 . N . S i e r a w s k i , Pamiętnik Napoleona Sierawskiego, s. 222. 163 W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s . 8 4 .
162
i jęków zalegających na polu dookoła rannych. Zgodnie ze zwyczajem radę rozpoczął przemówieniem wódz na czelny. Podobno brzmiała tak: „Spotkanie było haniebne, lecz honor każe nam tutaj się zagrzebać. Piechoty nie wiele mamy. Zgromadzę ją i w kolumny w zaroślach ustawię; zaś 40 dział naprzeciw mostu zatoczę, a jazda ku ich zasłonie stanie. Tę pozycyę będę trzymał aż Giełgud nadciągnie, zresztą niech się dzieje co chce, zginąć trzeba umieć”. Tak więc pierwszą myślą Skrzyneckiego było pozostanie na polu bitwy. Podobne rozwiązanie niosło ze sobą pewne korzyści: natury moralnej, ponieważ pozwalało uniknąć wrażenia klęski, a także czysto materialnej — nie zdążono jeszcze bowiem zebrać wszystkich rannych, utrata dywizji Giełguda byłaby zaś już zupełnym przyznaniem się do przegranej. Pozostanie na placu boju stwarzało jednak i zagrożenia. Polacy dysponowali niewieloma rezerwami, park artyleryjski oraz ambulanse trzeba było ściągać z Szelkowa i Różana, co wymagało nie lada trudów. Czas działał na niekorzyść Skrzyneckiego. Nie wiedział, ile sił ma jeszcze do dyspozycji Dybicz, co gorsza, wraz z nadej ściem dnia przeciwnik będzie mógł nareszcie zauważyć, że buńczucznie stojąca polska linia jest jedynie fasadą, za którą nic się nie kryje. Biorąc to pod uwagę, nie dziwi, że po pierwszej, zdecydowanej części przemówienia padło wreszcie pytanie: „A panów jakie jest zdanie?”164. Łubieński, któremu wyznaczono wcześniej zadanie ze brania i uporządkowania jazdy po bitwie, jako pierwszy sceptycznie odniósł się do propozycji Skrzyneckiego. Dowodził, że zebranie na następny dzień czterdziestu armat jest mało prawdopodobne, a zorganizowanie jazdy do jej osłony — jeszcze mniej. Zdanie dowódcy II Korpusu Kawalerii rychło potwierdziły i inne osoby 164
s. 57-58.
S . B a r z y k o w s k i , Historya powstania listopadowego, t. IV,
obecne na radzie. Skrzynecki nie opierał się tej argumen tacji, stwierdził tylko: „Kiedy panowie koniecznie tak nalegacie, więc odwrót nakażę; lecz kto będzie tylną straż prowadził?”. „Ja”, zgłosił się Dembiński, „jestem najmłod szym z nominacyi jenerałem, przeto mnie z prawa to się należy”. Zaskoczony tym przejawem inicjatywy, tak odróżniającym się spośród spiętych i milczących genera łów, Skrzynecki uścisnął rękę Dembińskiego. „Zawsześ ten sam” — rzekł mu. Gdy wszystko wydawało się już ustalone, niespodzie wanie powróciła sprawa dywizji Giełguda. Dembińskiemu bardzo zależało na niewielkim korpusie Sierakowskiego, który kilka dni temu wysłano w kierunku Rajgrodu. Wówczas Prądzyński odezwał się: „Tutaj nie idzie tylko 0 oddział Sierakowskiego, ale szczególniej o dywizyę Giełguda”. Kwatermistrz zapewniał, że około południa wysłał do dowódcy 2. Dywizji Piechoty gońca z rozkazem natychmiastowego przybycia. Dembiński zaatakował go wtedy słowami: „jakże z tak ważnym rozkazem, jeden tylko posłany? Trzeba było co pół godziny wysyłać gońca”. W pamiętnikach Prądzyński przedstawia swój udział w radzie wojennej 26 maja jako zagorzałego stronnika pozostania na pozycjach, człowieka odważnego 1 przemawiającego z pasją165. W rzeczywistości było najprawdopodobniej inaczej — wszyscy obecni pamiętali jeszcze, jak bardzo zawiódł na polu bitwy, jak słabym okazał się wtedy człowiekiem. Jego zdanie w tym klu czowym momencie prawie nic nie znaczyło. Skrzynecki przerwał tyradę Dembińskiego krótkim, ale stanowczym: „daj spokój, stało się”. Jeśli Giełgud przy odrobinie szczęścia wyruszył z Łomży jeszcze przed 22.00, to przy odległości dzielącej go od Ostrołęki (pamiętajmy, że musiał maszerować prawym 165
I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 159-161.
brzegiem Narwi) można się go było spodziewać w okoli cach miasta około południa 27 maja. Zdecydowanie za późno, by nie uzewnętrzniłyby się wszystkie wymienione mankamenty pozostania na pozycjach nad Narwią. Co więcej, znając energię Giełguda, wielce prawdopodobne było jego przybycie jeszcze później. A jednak coś trzeba było zrobić. Dembiński w końcu wyszedł z nieoczekiwaną propozycją: „Moi panowie, są okoliczności w których nic taić sobie nie wolno. Armii już nie mamy, jeżeli nieprzyjaciel będzie umiał położenia korzystać, będziemy zmuszeni korzystać z ukła dów. Rzućcie więc dywizyę Giełguda na Litwę i zważcie, czyli w tym sposobem szala układów nie przechyli się na naszę stronę”. Propozycja Dembińskiego musiała bez wątpienia wszyst kim obecnym dać do myślenia. Jak twierdzi: „Wszyscy to z radością przyjęli, oprócz jenerała Prądzyńskiego, który cedząc głosem, jak to było zawsze jego zwyczajem kiedy solennie chciał mówić, powiada: „Si la division marche en Lithuanie, elle est perdue [„Jeżeli dywizja pomaszeruje na Litwę, jest stracona” — tłum. aut.]. Lecz po krótkiej chwili dodał: mais si elle marche, pour nous rejoindre, alle est perdue aussi [„ale jeżeli pomaszeruje, aby się z nami połączyć, jest stracona także” — tłum. aut.], co oczywiście posłanie dywizyi na Litwę zdecydo wało”. W praktyce rzeczywiście nie było nawet czego roztrząsać. Wysłanie silnego oddziału na Litwę nie tylko obiecywało strategiczne korzyści, ale także umożliwiało natychmiastowy powrót reszty armii do Warszawy, na który tak naprawdę wszyscy już po cichu liczyli. Pozo stała tylko jeszcze kwestia osoby, która zawiozłaby nowe wytyczne do Giełguda. Zgłosił się oczywiście Dembiński: ,,«Ja» mówię na czele szwadronów poznań skich, które nie miały udziału w bitwie”. Skrzynecki zaraz też napisał stosowny rozkaz ołówkiem na kartce
papieru. W miejsce Dembińskiego ariergardę sił głów nych zaoferował się poprowadzić jego szwagier, generał Karol Turno. Rada wojenna dobiegła końca166. Generałowie rozeszli się, by pośród ciemności zbierać żałosne resztki swoich oddziałów. Czasu nie mieli dużo, gdyż na 22.00 wy znaczono wymarsz całej armii w kierunku Różana i dalej na warszawską Pragę. Znów dał o sobie znać, tak jak wcześniej pod Grochowem i Iganiami, brak sztandarów w polskich pułkach — z nimi oficerowie mogliby zebrać swoich ludzi prawdopodobnie szybciej, zanim jeszcze ciemność zakryła pole bitwy. Wodza naczelnego nie było już pod Ostrołęką w chwili wymarszu armii. Zaraz po opuszczeniu rady wsiadł wraz ze swoim kwatermistrzem generalnym do powozu, po czym odjechał w kierunku Warszawy, pozostawiając na czele wycofującej się armii generała Tomasza Łubieńskiego. Jeśli wierzyć Prądzyńskiemu, Skrzynecki wyszedł z rady kompletnie załamany, jakby dopiero teraz doszły do jego świadomości rozmiary katastrofy, do której się przyczynił. W powozie wciąż szeptał: Finis Poloniae bądź też „prze graliśmy bitwę haniebnie”, był przy tym rozgorączkowany i ciężko oddychał. Na pierwszym przystanku miał nawet wysłać do rządu list z zawiadomieniem, że „wszystko stracone”167. Jeśli tak faktycznie zrobił, postąpił analogicz nie do swojego nemezis, Kościuszki, który po klęsce pod Dubienką w 1792 roku raportował, także przedwcześnie, dokładnie to samo. W ten sposób ironicznie koło historii po raz kolejny się zamknięto.
166
Jej przebieg dość wyczerpująco relacjonują: S. B a r z y k o w s k i ,
Historya powstania listopadowego, t. IV, s. 57-62; H. D e m b i ń s k i , Pamiętnik Henryka Dembińskiego, s. 262-265 oraz I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 159-161. 167 I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 161.
ODWRÓT ARMII POLSKIEJ NA PRAGĘ
Odwrót Polaków spod Ostrołęki był prowadzony bardzo źle i od razu dało się zauważyć, kto przegrał bitwę. Na polu bitwy pozostawiono wielu rannych, którym nie można było udzielić pomocy z braku ambulansów. Poza kilkoma tysiącami idących w porządku piechurów oraz jazdy reszta wojska stanowiła zaledwie tłum maruderów, który rychło zablokował całą drogę w okolicy Różana, utrudniając odwrót taborom i parkom artyleryjskim168. Oprócz Skrzy neckiego także Prądzyński rozsyłał na wszystkie strony rozpaczliwe listy. Do gubernatora Warszawy, Jana Krukowieckiego, pisał na przykład: „straty nasze w zabitych i rannych są niezmierne, że wojsko, po większej części zdezorganizowane, ustępuje ku Warszawie”169. W podobnej sytuacji każdy bardziej stanowczy ruch ze strony feldmarszałka Dybicza mógł unicestwić polską armię i tym samym zakończyć wojnę. A jednak, w niemalże analogiczny sposób jak wcześniej pod Grochowem, rosyjski dowódca zaprzepaścił daną mu szansę. Dysponował wciąż świeżymi, nieużytymi jeszcze w wal ce siłami, łącznie z dywizją grenadierów Szachowskiego, która przybyła na pole walki nieco przed północą, utrzy mywał także upragniony przyczółek na Narwi oraz świetne pozycje dla swojej artylerii. Mimo to gdy Karl Toll domagał się w nocy z 26 na 27 maja energicznego pościgu, Dybicz odmówił. Istniało kilka powodów tej decyzji. Przede wszystkim Rosjanie ponieśli w bitwie bardzo duże straty. Z ich szeregów ubyło od 4700 do 5696 szeregowych oraz 172 oficerów (zabitych, rannych lub wziętych do niewoli), a więc około 40 proc. sił zaangażowanych w walkę na prawym brzegu rzeki. Brak taborów, które w trakcie 168 169
W. T o k a r z , Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, s. 354-355. B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, s. 120.
forsownego marszu pozostawiono daleko w tyle, uniemoż liwił udzielenie pomocy najbardziej potrzebującym. Z tego samego też powodu noc z 26 na 27 maja upłynęła żołnierzom rosyjskim o głodzie i zmęczeniu. Następny transport, złożony z około 695 wozów ruchomego maga zynu, wyruszył z Brześcia Litewskiego między 22 a 24 maja, jednak na skutek pogłosek o oddziale Chłapowskiego, grasującym w tych regionach, konwój zatrzymał się w Wy sokiem Mazowieckiem. Była to duża, choć pewnie nie świadoma zasługa polskiego generała170. Poza tym Dybiczowi widocznie po raz kolejny za imponował przeciwnik. Skoro walczył z taką determinacją, zapewne trzymał jakieś odwody, w innym wypadku co by robiła dywizja Giełguda w Łomży, czyżby szykowano jakiś nowy fortel? Wszystko razem zadecydowało, że podjęty rankiem 27 maja rosyjski pościg w sile trzech pułków kozaków okazał się słaby i spóźniony. Tumo powstrzymał go bez większego problemu w okolicach Różana. Kiedy około 12.00 generał Witt wyruszył śladem kozaków z Ostrołęki wraz z dziesię cioma batalionami piechoty oraz trzema pułkami jazdy, szansa na całkowite rozbicie Polaków została zaprzepasz czona. Zmęczeni Rosjanie maszerowali wolno i pojmali po drodze jedynie około 1000 maruderów171. Dopiero uzyskane od nich informacje pozwoliły Dybiczowi ocenić rozmiary swojego sukcesu z 26 maja. Bohaterowi wojny z Turcją nie dane było jednak cieszyć się nim długo. Zmarł na cholerę 10 czerwca we wsi Kleszewo pod Pułtuskiem, osierocając swą armię na wiele tygodni. Straty Polaków w bitwie pod Ostrołęką okazały się mniejsze, niż początkowo sądzono. Gdy zmęczona i wy głodniała armia dotarła wreszcie 29 maja na Pragę, doli170 Por.: A. P u z y r e w s k i , Wojna polsko-ruska 1831 roku, s. 284-286 oraz W. T o k a r z , Bitwa pod Ostrołęką, s. 84. 171 W. T o k a r z, Bitwa pod Ostrołęką, s. 92-93.
czono się 1878 poległych, 3103 rannych oraz 1446 zagi nionych (łącznie 6427 żołnierzy wyłączonych z walki)172. Stanowili oni około 15 proc. ogółu sił zaangażowanych w wyprawę, co jest liczbą poważną, ale jeszcze nie zatrważającą (przykładowo, pod Waterloo, ostatniej bitwie okresu napoleońskiego, straty obu stron wyniosły aż 23 proc. stanów). Te i podobne obrachunki pozwoliły polskiej kwaterze głównej, po kilku dniach skrajnego załamania, na nutę optymizmu. W rozkazie z 29 maja do komendanta Modlina Prądzyński podkreśla: „Strata nasza pod Ostrołęką okazuje się co chwila mniejszą, aniżeli się zrazu mniema ło”173, po czym poleca baczyć na maruderów, którzy w tym okresie coraz liczniej wracali do szeregów. Skrzynecki ochłonął po kilku dniach, okazało się bowiem, że jego pozycja polityczna w Warszawie wcale nie była tak zagrożona, jak mógł podejrzewać tuż po bitwie z 26 maja. Władze powstańcze, stojące wobec potencjalnych roz ruchów w stolicy, a także pragnące ukryć przed krajową i międzynarodową opinią publiczną rozmiary porażki wyprawy na gwardię, nie ośmieliły się zaatakować prote gowanego przez siebie wodza naczelnego. Sejm, wiemy przysłowiu, że „nie zmienia się kapitana okrętu w trakcie sztormu”, posunął się nawet do wysłania do Skrzyneckiego deputacji z gratulacjami za bitwę ostrołęcką, co było już dość żenującym zagraniem i oznaką słabości warszawskich władz ustawodawczych174. Wódz naczelny opublikował w tych dniach zupełnie nowy raport na temat swych działań w trakcie wyprawy na gwardię, jakże inny od pierwszego, dyktowanego przez emocje listu z 26 na 27 maja. Obecnie podkreślał szczegól nie znaczenie wysłania korpusu Giełguda i Dembińskiego 172 B. P a w ł o w s k i , Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej, załącznik nr 1. 173 Tamże, s. 137. 174 I. P r ą d z y ń s k i , Pamiętnik historyczny i wojskowy, s. 174-175.
na Litwę, co uważał za największy sukces operacji, bitwę ostrołęcką przedstawiał zaś jako udaną próbę osłonięcia ich wymarszu za Niemen175. Jedynym, który nie bał się publicznie wyśmiać podobnej argumentacji, był gubernator Warszawy, generał Jan Krukowiecki. W liście do rządu wypunktował bezlitośnie wszystkie niedociągnięcia w re alizacji wyprawy. „Zamiarem moim — pisał w nim — jest jedynie okazać Rządowi Narodowemu konieczną potrzebę niestracenia najmniejszego momentu zaradzenia temu złemu i wstrzymanie niszczących skutków, jakie z zupełnego teraz rozprzężenia większej części wojska pod Ostrołęką w walce byłego, wyniknąć mogą, a nawet muszą”176. Skrzyneckiemu po zażartej kampanii udało się doprowadzić do usunięcia natręta z wojska, podobnie zresztą musiał zapłacić za swój niewyparzony język Jan Umiński. To wokół tych dwóch generałów niebawem zaczęła się groma dzić wojskowa opozycja. Dzięki wytrwałej pracy organizacyjnej Polacy jeszcze w czerwcu zdołali odbudować liczebność armii do stanu sprzed niefortunnej wyprawy, ale nie było to już pewne siebie i niezłomne wojsko. Ubyło wielu doświadczonych oficerów i podoficerów, którzy wcześniej stanowili kręgo słup polskiej armii, a także przyczynę jej sukcesów na polach bitew. Podobnie zakończyły się czerwcowe zabiegi Adama Jerzego Czartoryskiego o mediację mocarstw zachodnich. Konsul francuski w Warszawie, Raymond Durand, rapor tował do Paryża na temat bitwy pod Ostrołęką w tonie ostrożnym: „Przynosi zaszczyt Polakom to, że pozostali panami pola walki, ale jest rzeczą oczywistą, że nie byli w stanie utrzymać go następnego dnia. Wojskowi najbar dziej powołani do trzeźwego osądu przyznają, że gdyby 175 B. P a w ł o w s k i , s. 118-119. 176 Tamże, s. 130-131.
Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej,
marszałek Dybicz ścigał ich podczas odwrotu, jak tego wszyscy oczekiwali, to następstwa owej bitwy mogły być fatalne”177. Mimo to właśnie Francuzi wyszli 8 lipca z propozycją, by wraz z Wielką Brytanią wspólnie mediować na rzecz Polaków w Petersburgu. Nadzieje prezesa Rządu Narodowego szybko się jednak rozwiały — Anglicy nie mieli zamiaru zniechęcać do siebie Rosjan, w których zwycięstwo w wojnie z Polakami mocno wierzyli178. Pozostaje pytanie, czy gdyby w maju 1831 roku zagładzie uległa gwardia cara, Londyn miałby podobne skrupuły? Wojna polsko-rosyjska, w co wielu obserwatorom trudno było uwierzyć, znajdowała się dopiero na półmetku. W czer wcu Litwą wstrząsnął płomień powstania, na nowo roz palony kilkunastotysięcznymi posiłkami z Królestwa Pol skiego. Choć Giełgudowi, Dembińskiemu i Chłapowskiemu nie udało się zdobyć Wilna, znów odwrócili na jakiś czas uwagę rosyjskiej machiny wojennej od Warszawy. Zreorganizowane wojsko polskie ponownie ruszyło latem do walki, ale nigdy już nie było tak blisko zupełnego zniszczenia przeciwnika jak podczas majowej wyprawy na gwardię.
177 178
R. D u r a n d, Depesze z powstańczej Warszawy 1830-1831, s. 182. W. Z a j e w s k i, W kręgu Napoleona, s. 398-399.
ZAKOŃCZENIE
Wiosenna wyprawa wojsk polskich przeciwko gwardii poruszała wyobraźnię wielu historyków i uczestników powstania listopadowego już niemal od swojego zakoń czenia. Nawet pomimo upływu czasu w pracach oraz wspomnieniach wielu z nich wydarzenia opisywano bardzo emocjonalnie. Jeden z historyków, aby podsumować prze bieg wyprawy, posunął się nawet do stwierdzenia: „Zo stawmy na boku wszelką logikę strategiczną, bo za pomocą jej do ładu ze Skrzyneckim nie dojdziem”1. Wiele posunięć polskiej kwatery głównej 12-29 maja faktycznie nie wytrzymuje krytyki. Fatalnym i trudnym do jednoznacznego wytłumaczenia wydarzeniem pozostaje wypuszczenie gwardii z jej stanowisk nad Rużem, gdzie przebywała 18-19 maja, oczekując niemalże pewnej zguby. Dalszy pościg za wielkim księciem Michałem, a także opieszałe wycofanie sił polskich za Narew jeszcze bardziej dezorientuje. Skrzynecki, który bał się odcięcia połączeń swojej armii ze stolicą, w ciągu jednego dnia, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienił się w skraj nego ryzykanta, gotowego ścigać przeciwnika aż do granicy rosyjskiej. Gdy przeciwnik znajdował się już poza jego 1
1L. M i e r o s ł a w s k i , Powstanie narodu polskiego, s. 372-373.
zasięiem, w wodzu naczelnym znów zwyciężyła tendencja do kunktatorstwa. Mimo to prawie się udało. Choć Skrzynecki popełniał błędy niemalże od samego początku ryzykownej operacji, Rosjanie bardzo późno poznali jej faktyczny rozmach, a jeszcze później zareagowali adekwatnie. Podobny przy padek stanowi ważki argument na rzecz wyższości czynnika inicjatywy na polu walki nad pasywnym oczekiwaniem na rozwój wydarzeń. Niefortunne zakończenie wyprawy świad czy zarazem o tym, że nawet najlepsze aktywa można zmarnować, co również trafnie uchwycił dziewiętnasto wieczny historyk: „Urok naszej przewagi głęboko tkwił w duszy najazdu. Wtedy każdy nasz krok dorzeczny czy nie, równo ważył w jego przestrachu. Najniewinniejsze więc Skrzyneckiego zapomnienia kładziono na karb głębo kiej a tajemnej przebiegłości, i obchodzone bywały przez podejrzliwego Feldmarszałka jakoby zasadzki jakie. Więk sza część powodzeń strategicznych składa się z zadłużonej w ten sposób reputacyi. Wszakże przychodzi nareszcie moment spłacenia jej w walnej bitwie; a wtedy biada niegotowym dłużnikom! Takim momentem bankructwa dla armii Polskiej jest dopiero bitwa Ostrołęcka”2. Bitwa pod Ostrołęką nasuwa nieprzyjemne wnioski, gdy podda się jej bliższej analizie. Snując domysły na temat rzekomego planu zasadzkowego generalnego kwatermistrza z 26 maja, Wacław Tokarz z pewnością miał przed oczyma bitwę pod Frydlandem, stoczoną przez Napoleona Bonapartego z Rosjanami 14 czerwca 1807 roku. Bardzo długo był to w historii wojskowości modelowy przykład zaskoczenia i pobicia przeciwnika, który znajdował się w trakcie przeprawy, wciśnięty w łuk rzeki (w tym wypadku Łyny w Prusach Książęcych). Czy jednak korpus Łubieńskiego miał na siebie wziąć rolę korpusu Lannesa, który wiązał 2
Tamże, s. 316.
Rosjan walką, podczas gdy 1. i 3. Dywizje Piechoty, niczym siły marszałka Neya, zaszłyby go od prawej flanki i przecięły na pół — nie znajdujemy wystarczających dowodów na poparcie podobnej tezy. Równie zdolny polski sztabowiec, generał Jakub Lewiński, pisze w pamiętnikach: „Szczerze wyznaję, że mi dziś jeszcze niepodobna pojąć, jaka myśl przewodniczyła wydaniu bitwy ostrołęckiej. Wyraźna niedeterminacya co do celów i zamiarów cechuje całą tę operacyą”3. Zupełnie jakby chciał uciąć w ten sposób dalszą dyskusję na temat głębszego sensu bitwy na błoniach ostrołęckich. Zresztą im więcej faktów przytoczy my, tym więcej frapujących pytań się rodzi: po co zo stawiono Łubieńskiego na lewym brzegu Narwi? dlaczego zaniedbano środków, by zniszczyć mosty? Dlaczego wresz cie Skrzynecki przez cały dzień uderzał głową w mur, chociaż pozycje do urządzenia zasadzki miał całkiem dobre? Na pewno zawiódł całkowicie polski system dowodzenia. Skrzynecki i Prądzyński po prostu nie potrafili współ pracować harmonijnie, ich spór miał zresztą głębsze, kom petencyjne podłoże, co słusznie podkreślał Chłapowski: „podczas naszej wojny skład sztabu głównego, przejęty z organizacyi wprowadzonej za księcia Konstantego, był złym i pociągał złe skutki za sobą. Szefostwo sztabu było rozdwojone [...]. Wprawdzie po wymarszu Chrzanowskiego do Zamościa został Prądzyński sam jeden, ale przyjął rosyjskie urządzenie, korespondował wprost z szefami sztabów korpusowych i raporta odbierał. Jenerał Umiński, który krótko tylko za w. księcia służył i więcej do francuzkiej orgaznizayi był przyzwyczajonym, powiadał mi, że jak tylko się o tem dowiedział, natychmiast zakazał takowej korespondencyi, której przez jakiś czas ani się domyślał”. Zgodnie z francuskimi wzorami kładziono większy nacisk na jedność w dowództwie, szef sztabu był w tej konfiguracji 3
J. L e w i ń s k i , Generała Jakuba Lewińskiego Pamiętniki z 1831
roku, s. 61-62.
jedynie wykonawcą woli zwierzchnika — Polacy w 1831 roku jakby o tym zapomnieli, choć podobne rozwiązanie sprawdziło się niegdyś świetnie w wojnie z Austrią w 1809 roku. „W wojsku rosyjskiem przeciwne temu urządzenie pochodzi z niedowierzania, dają zawsze głównie dowodzą cemu do sztabu oficerów takich, którzy go pilnują i o każdym jego działaniu donoszą albo wprost monarsze, albo prze znaczonemu do tego powiernikowi. Są to jakby szpiegowie przy dowodzącym”4 — tłumaczy Chłapowski. Wpływ generalnego kwatermistrza na przebieg wyprawy na gwardię był bez wątpienia doniosły, choć niejednokrotnie dwuznaczny, co trzeba z przykrością przyznać. Prądzyński dość często korespondował z innymi generałami, pomijając zwierzchnika, w podobny sposób jak to opisywał Chłapow ski. Tak było między innymi, i tu szkodliwość podobnego działania uwidacznia się najbardziej, w nocy między 25 a 26 maja, kiedy to nakazał korpusowi Łubieńskiego pozostać na lewym brzegu Narwi. Skrzynecki z kolei udowodnił w toku tej operacji, że na wodza naczelnego po prostu się nie nadaje. Nie potrafił koordynować działań poszczególnych korpusów, zasada ekonomii sił była mu obca, co pokazują najlepiej jego działania przeciwko Sackenowi w Ostrołęce. Nie miał wreszcie tak zwanej wyobraźni przestrzennej, na mapę spoglądał zawsze lękliwie, obawiając się przeciwnika z każdej strony. Forsowny pościg za gwardią 19-22 maja, a także sposób prowadzenia bitwy pod Ostrołęką zdradziły kolejną dyskwalifikującą wadę Skrzyneckiego. W momen cie napięcia działał on niezwykle emocjonalnie, nie licząc się z potencjalnymi stratami. Skromne siły powstania nie mogły sobie pozwolić na takiego dowódcę. Reasumując, obaj dowódcy zawiedli podczas wyprawy na gwardię. Nasuwa się tu wobec tego dość przewrotny 4
D. C h ł a p o w s k i , Pamiętniki, s. 104-105.
wniosek, który najlepiej ujął Władysław Zamoyski: „Tak to raz jeszcze objawiło się błędne pojęcie o pożądanej u nas «zgodzie i jedności». Na brak jedności zwykliśmy ciągle narzekać, wszyscy nam go zarzucają: był on w istocie zbyt częstem piętnem dziejów naszych, chociaż nam nie brakło nigdy upominania się wzajem do «zgody». Niestety, nie dość jest chcieć zgody; nie zdobywa się jej, chcąc sprzeczne zdania pogodzić. Zdania z konieczności muszą być rozmaite, jedność nie w zdaniach, ale w czynach objawiać się powinna”5. Gdyby przez cały czas wódz naczelny trzymał się planu Prądzyńskiego, być może wygrałby wojnę i zapewnił Królestwu Polskiemu przynaj mniej autonomię. Gdyby zaś zrealizowano koncepcję Skrzyneckiego, armia polska zapewne długo jeszcze sie działaby bezpiecznie pod Jędrzejowem albo w obrębie murów Warszawy i nie doznała może tak gwałtownego upustu krwi, jak 26 maja nad Narwią. Czy więc można powiedzieć, że paradoksalnie to „kompromis” zgubił sprawę polską podczas wyprawy na gwardię?
5
W. Z a m o y s k i , Jenerał Zamoyski 1803-1868, s. 230-231.
ANEKS
SKŁAD WALCZĄCYCH ARMII ARMIA POLSKA Główna armia polska pod dowództwem generała Jana Skrzyneckiego (okolice Jędrzejowa i Kałuszyna) — 48 467 żołnierzy, 138 dział. 1. Dywizja Piechoty, generał dyw. Maciej Rybiński — 12 batalionów, 8221 żołnierzy, 16 dział pierwsza brygada, pułkownik Franciszek Młokosiewicz, później generał bryg. Jerzy Langermann: 1. pułk strzelców pieszych — 4 bataliony: 2488 żołnierzy, 16. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 1680 żołnierzy, druga brygada, pułkownik Paweł Muchowski: 2. pułk piechoty liniowej — 3 bataliony: 2123 żołnierzy, 12. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 1550 żołnierzy, Wolni Strzelcy Podlascy — 1 batalion: 380 żołnierzy, połowa 1. kompanii artylerii pozycyjnej (kpt. Bielecki): 6 dział, 1. kompania artylerii lekkiej (mjr Łapiński): 12 dział. 2. Dywizja Piechoty, generał dyw. Antoni Giełgud — 13 batalionów, 7070 żołnierzy, 18 dział pierwsza brygada, pułkownik Valentin d’Hauterive: 2. pułk strzelców pieszych — 3 bataliony: 1698 żołnierzy, 4. pułk strzelców pieszych — 3 bataliony: 1774 żołnierzy.
druga brygada, generał bryg. Franciszek Roland: 7. pułk piechoty liniowej — 3 bataliony: 2009 żołnierzy, 19. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 1589 żołnierzy, 3. kompania artylerii pozycyjnej (mjr Bielski): 6 dział, 2. kompania artylerii lekkiej (kpt. Adamowski): 12 dział. 4. Dywizja Piechoty, generał bryg. Henryk Milberg — 11 batalionów, 7456 żołnierzy, 20 dział pierwsza brygada, generał bryg. Walenty Andrychiewicz: pułk grenadierów — 4 bataliony: 2591 żołnierzy, 15. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 1315 żołnierzy. druga brygada, generał bryg. Antoni Wroniecki: 13. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 1311 żołnierzy, 3. pułk strzelców pieszych — 3 bataliony: 2239 żołnierzy, 4. kompania artylerii pozycyjnej (mjr Rzepecki): 8 dział, 3. kompania artylerii lekkiej (mjr Matuszewicz): 12 dział. 5. Dywizja Piechoty, generał bryg. Henryk Kamieński — 11 batalionów, 8273 żołnierzy, 18 dział pierwsza brygada, pułkownik Jakub Krasicki: 3. pułk piechoty liniowej — 3 bataliony: żołnierzy, 14. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: żołnierzy. druga brygada, pułkownik Walenty Zawadzki: 6. pułk piechoty liniowej — 3 bataliony: żołnierzy, 20. pułk piechoty liniowej — 3 bataliony: żołnierzy,
2033 2120
2209 1911
5. kompania artylerii pozycyjnej (mjr Neymanowski): 6 dział, 4. kompania artylerii lekkiej (kpt. Lewandowski): 12 dział. I Korpus Kawalerii, generał dyw. Jan N. Umiński — 24 szwadrony, 3320 żołnierzy, 8 dział brygada straży przedniej, pułkownik Ludwik Bukowski: pułk jazdy lubelskiej — 4 szwadrony: 664 konie, pułk jazdy płockiej — 4 szwadrony: 486 koni. dywizja generała bryg. Jana Tomickiego, brygada generała bryg. Dezyderego Chłapowskiego: 1. pułk ułanów (w korpusie Jankowskiego) — 4 szwadrony: 640 koni, pułk jazdy augustowskiej — 4 szwadrony: 625 koni. druga brygada, pułkownik Józef Miller: 3. pułk strzelców konnych — 4 szwadrony: 516 koni, 4. pułk ułanów — 4 szwadrony: 527 koni, 3. bateria artylerii lekkokonnej (mjr Jaszewski): 8 dział. II Korpus Kawalerii, generał bryg. Tomasz Łubieński — 23 szwadrony, 2874 żołnierzy, 8 dział brygada straży przedniej, pułkownik Mamert Dłuski. Legia litewsko-wołyńska konna — 4 szwadrony: 305 koni: 7. pułk ułanów — 4 szwadrony: 265 koni. dywizja jazdy generała bryg. Józefa Kamieńskiego: pierwsza brygada, pułkownik Bonifacy Jagmin: 5. pułk strzelców konnych — 4 szwadrony: 508 koni, 2. pułk Mazurów — 4 szwadrony: 792 konie. druga brygada, pułkownik Karol Tumo: 4. pułk strzelców konnych — 4 szwadrony: 584 konie, 6. pułk ułanów — 3 szwadrony: 420 koni, 2. bateria artylerii lekkokonnej (mjr Kołyszko): 8 dział.
Korpus Rezerwowy pod dowództwem generała dyw. Lud wika Paca: 3. Dywizja Piechoty, generał dyw. Kazimierz Małachowski — 13 batalionów, 7953 żołnierzy, 18 dział: pierwsza brygada, generał bryg. Ludwik Bogusławski: 4. pułk piechoty liniowej — 4 bataliony: 2204 żołnierzy, 8. pułk piechoty liniowej — 3 bataliony: 1980 żołnierzy. druga brygada, generał pułkownik Emilian Węgierski: 5. pułk strzelców pieszych — 3 bataliony: 1953 żołnierzy, pułk weteranów czynnych — 2 bataliony: 1295 żoł nierzy, legia litewsko-wołyńska — 1 batalion: 521 żołnierzy, 3. bateria artylerii pozycyjnej (mjr Turski): 12 dział. III Korpus Kawalerii, generał bryg. Kazimierz Skarżyński — 28 szwadronów, 3300 koni, 8 dział: brygada straży przedniej, generał bryg. Henryk Dem biński: 3. pułk ułanów — 4 szwadrony: 542 konie, 1. pułk Mazurów — 4 szwadrony: 558 koni. pierwsza brygada, generał bryg. Stanisław Wąsowicz: 2. pułk Krakusów (częściowo w eskorcie kwatery głównej) — 4 szwadrony: 670 koni, 2. pułk strzelców konnych — 4 szwadrony: 624 konie, pułk karabinierów — 2 szwadrony: 280 koni, dywizjon poznański — 2 szwadrony: 286 koni. druga brygada, generał bryg. Ludwik Kicki: 2. pułk ułanów — 4 szwadrony: 602 konie, 5. pułk ułanów — 4 szwadrony: 408 koni. 1. bateria artylerii lekkokonnej (kpt. Narzymski): 8 dział.
Artyleria Rezerwowa: 2. bateria dział pozycyjnych (płk. Piętka): 12 dział, bateria rakietników: 8 wyrzutni, 4. bateria lekkokonna (płk. Bem): 12 dział. Batalion saperów — około 800 ludzi. Oddzielne korpusy: Korpus generała bryg. Wojciecha Chrzanowskiego (Za mość) — 7 batalionów, 8 szwadronów, 5575 żołnierzy, 10 dział: brygada piechoty generała bryg. Hieronima Ramorino: 1. pułk piechoty liniowej — 3 bataliony: 1743 żołnierzy, 5. pułk piechoty liniowej — 3 bataliony: 1974 żołnierzy, Batalion Wolnych Strzelców Sandomierskich — 500 żołnierzy. brygada kawalerii generała bryg. Ambrożego Skar żyńskiego: 1. pułk strzelców konnych — 4 szwadrony: 624 konie, 1. pułk Krakusów — 4 szwadrony: 609 koni, szwadron jazdy płockiej — 125 koni. Bateria mieszana: 8 dział lekkich i 2 ciężkie. Korpus generała bryg. Kazimierza Dziekońskiego (między Janowem a Puławami) —- 10 batalionów (szacunkowo), 9 szwadronów, 9541 żołnierzy, 10 dział: 10. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 1394 żoł nierzy, 11. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 2049 żoł nierzy, 21. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 1412 żołnierzy,
22. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 2406 żołnierzy, batalion z 2. pułku piechoty liniowej — 431 żołnierzy, batalion wolnych strzelców — 730 żołnierzy, 2. pułk jazdy kaliskiej — 4 szwadrony: 702 konie, 2. pułk jazdy sandomierskiej — 5 szwadronów: 417 koni, artyleria — 10 dział różnego kalibru. Korpus generała bryg. Antoniego Jankowskiego (okolice Serocka) — 4 bataliony (szacunkowo), 4 szwadrony, 3237 żołnierzy, 4 działa: 18. pułk piechoty liniowej — 2 bataliony: 2462 żołnierzy, partyzanci Godlewskiego — około 400 żołnierzy, partyzanci Zaliwskiego — około 300 żołnierzy, 1. pułk ułanów — 4 szwadrony: 640 koni. Twierdze: załoga Warszawy, generał bryg. Julian Bieliński — około 8243 ludzi, załoga Modlina, generał bryg. Ignacy Ledóchowski — około 5490 ludzi, załoga Zamościa, generał bryg. Jan Krysiński — około 3820 ludzi.
ARMIA ROSYJSKA
Główne zgrupowanie pod dowództwem feldmarszałka Iwana Dybicza (okolice Siedlec) — 70V2 batalionu, 89 szwadronów, 53 262 żołnierzy, 245 dział: straż przednia generała Pahlena II — 8 batalionów (4058 żołnierzy), 18 szwadronów (1843 konie), 711 kozaków, 28 dział: łącznie 6612 ludzi. korpus generała Pahlena I — 25 batalionów (12 755 żołnierzy), 18 szwadronów (1951 żołnierzy), 76 dział: łącznie 14 703 żołnierzy. korpus grenadierów księcia Szachowskiego — 19V2 bata lionu (12 209), 30 dział: łącznie 12 209 żołnierzy. III Korpus Rezerwowy Kawalerii — 28 szwadronów (3222 żołnierzy), 16 dział. Straż przednia generała Manderstema — 6 batalionów (3101 żołnierzy), 6 szwadronów (650 żołnierzy), 12 dział: łącznie 3751 żołnierzy. Oddział generała Gurko — 8 batalionów (4729 żołnierzy), 7 szwadronów (646 żołnierzy), 8 dział: łącznie 5375 żołnierzy. Gwardia wielkiego księcia Konstantego — 4 bataliony (2762 żołnierzy), 12 szwadronów (1586 żołnierzy), 20 dział; łącznie 4348 żołnierzy. Artyleria rezerwowa — 1249 żołnierzy, 55 dział.
Oddział podjazdowy pułkownika Traskina — 715 kawalerzystów, 325 kozaków: łącznie 1040 żołnierzy. Oddział podjazdowy pułkownika Kuźniewa — 750 ko zaków. Korpus gwardii pod dowództwem wielkiego księcia Michała (Międzyrzecze Łomżyńskie) — 18 batalionów, 38 szwad ronów, 24 050 żołnierzy, 72 działa: 1. Dywizja Piechoty Gwardii: pierwsza brygada — 4 bataliony (4054 żołnierzy), druga brygada — 4 bataliony (4031 żołnierzy), trzecia brygada — 4 bataliony (3895 żołnierzy), czwarta brygada — 4 bataliony (3779 żołnierzy), 2x2 ciężkie baterie i jedna lekka — 24 działa (łącznie 48 dział), batalion strzelców finlandzkich — 531 żołnierzy, batalion saperów — 956 żołnierzy. 1. Dywizja Kirasjerów: pierwsza brygada — 8 szwadronów (1445 koni), druga brygada — 8 szwadronów (1573 konie), bateria dział ciężkich — 8 dział. Dywizja jazdy lekkiej: pierwsza brygada — 8 szwadronów (1445 koni), druga brygada — 8 szwadronów (1494 konie), pułk kozaków — 6 szwadronów (847 żołnierzy). 2 baterie artylerii lekkiej — 16 dział. Korpus pod dowództwem generała Cypriana Kreutza (oko lice Lublina) — 10 batalionów, 39 szwadronów, 12 112 żołnierzy, 33 działa: litewska brygada grenadierów — 6 batalionów (3520 żołnierzy),
brygada z 24. Dywizji — 4 bataliony (1500 żołnierzy), 2. Dywizja Dragonów — 18 szwadronów (1900 koni), 1. brygada strzelców konnych — 8 szwadronów (1200 koni), brygada 2. Dywizji Strzelców Konnych generała Fimana — 7 szwadronów (1200 koni), pułk dragonów generała Dawydowa — 6 szwadronów (636 koni), 6 dział, 3 pułki kozaków — 2156 koni, artyleria korpusu — 27 dział. Korpus pod dowództwem generała Fabiana Sackena (Ostro łęka) — 53/4 batalionu, 4217 żołnierzy, 8 dział. pułk grenadierów — 1V2 batalionu (1178 żołnierzy), pułk księcia Witgensteina — 2 bataliony (1245 żołnierzy), pułk księcia Karola — l3U batalionu (1173 żołnierzy), oddział kawalerii — 621 kozaków i lekkiej jazdy, artyleria —: 8 dział różnego kalibru.
BIBLIOGRAFIA
B a r z y k o w s k i Stanisław, Historia powstania listopa dowego, t. II-IV, Poznań 1883. Bem Józef, O powstaniu narodowym w Polsce, Warszawa 1956. B i e l e c k i Robert, Encyklopedia wojen napoleońskich, Warszawa 2001. C h a m s k i Tadeusz Józef, Opis krótki lat uptynionych, Warszawa 1989. C h ł a p o w s k i Dezydery, Pamiętniki, Poznań 1899. C h u d z i k o w s k a Jadwiga, Józef Bem, Warszawa 1990. D e m b i ń s k i Henryk, Pamiętnik Henryka Dembińskiego jenerała wojsk polskich, Poznań 1860. D z i e w a n o w s k i Władysław, Zarys dziejów uzbrojenia w Polsce, Warszawa 1935. G a w r o ń s k i Franciszek Salezy, Pamiętnik r. 1830/31 i kronika pamiętnikowa (1787-1831) pułkownika Fran ciszka Salezego Gawrońskiego, Kraków 1916. H a y t h o r n t h w a i t e Philip, The Russian Army of the Napoleonic Wars (1): Infantry 1799-1814, Men-At-Arms Series: 185, London 1987. J a b ł o n o w s k i Ludwik, Pamiętniki, Kraków 1963. J a b ł o n o w s k i Stanisław, Wspomnienia o bateryi po zycyjnej artyleryi konnej gwardyi królewsko-polskiej,
Kraków 1916.
K o ł a c z k o w s k i Klemens, Wspomnienia jenerała Kle mensa Kołaczkowskiego, ks. IV, Kraków 1901. K r u s z e w s k i Ignacy, Pamiętniki z roku 1830-1831 ś. p. Generała Ignacego Skarba-Kruszewskiego (herbu Habdank) byłego dowódcy 5-go pułku ułanów polskich, podczas emigracji dowódcy dywizji lekkiej kawaleryi w wojsku belgijskiem wydanych przez córkę Karolinę z Kruszewskich Grabiańską w Krakowie 1890, War
szawa 1930. K u k i e ł Marian, Zarys historii wojskowości w Polsce, Londyn 1949. L e w i ń s k i Jakub, Generała Jakuba Lewińskiego Pamięt niki z 1831 roku, Poznań 1895. L i n c o 1 n W. Bruce, Mikołaj I, Warszawa 1988. M a j e w s k i Wiesław, Grochów 1831, Warszawa 1982. M i e r o s ł a w s k i Ludwik, Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831: od epoki na której opowiadanie swoje zakończył Maurycy Mochnacki, t. I-II, Paryż 1845. N a b i e 1 a k Ludwik, Ludwik Kicki, Poznań 1878. P a t e l s k i Józef, Wspomnienia wojskowe Józefa Patelskiego z lat 1823-1831, Warszawa 1921. P a w ł o w s k i Bronisław, Źródła do dziejów wojny polskorosyjskiej 1830-1831 r., t. 3, Od 12 maja do 15 lipca 1831 roku, Warszawa 1933. Powstanie Listopadowe 1830-1831. Dzieje wewnętrzne, militaria, Europa wobec powstania, red. Władysław
Zajewski, Warszawa 1980. P r ą d z y ń s k i Ignacy, Pamiętniki generała Prądzyńskiego, Kraków 1909. P u z y r e w s k i Aleksander, Wojna polsko-ruska 1831, Warszawa 1899. S i e r a w s k i Napoleon, Pamiętnik Napoleona Sierawskiego oficera konnego pułku gwardyi za czasów W. Ks. Konstantego, Lwów 1907. S k o w r o n e k Jerzy, Adam Jerzy Czartoryski 1770-1861,
Warszawa 1994.
S t r z e ż e k Tomasz, łganie 1831, Warszawa 1999. S t r z e ż e k Tomasz, Kawaleria Królestwa Polskiego w po wstaniu listopadowym: mobilizacja i podstawy funk cjonowania w wojnie, Olsztyn 2006. S w e e t m a n John, Balaclava 1854, Osprey Campaign Series, London 1990. S z u m s k i Leopold, Wspomnienia o Trzecim Pułku Uła nów byłego Wojska Polskiego, Kraków 1892. S z y n d l e r Bartłomiej, Henryk Dembiński 1791-1864,
Warszawa 1984. T a r c z y ń s k i Marek, Generałicja powstania listopado wego, Warszawa 1988. T o k a r z Wacław, Bitwa pod Ostrołęką, Poznań 1922. T o k a r z Wacław, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831, Warszawa 1994. W i m m e r Jan, Historia piechoty polskiej do roku 1864, Warszawa 1978. W y b r a n o w s k i Roman, Pamiętniki jenerała Romana Wybranowskiego, Lwów 1882. W y s o k i ń s k i Jan, Generał Ignacy Prądzyński, Warszawa 1985. Z a j e w s k i Władysław, W kręgu Napoleona i rewolucji europejskich 1830-1831, Warszawa 1984. Z a m o y s k i Władysław, Jenerał Zamoyski 1803-1868, Poznań 1913.
WYKAZ ILUSTRACJI
Jan Zygmunt Skrzynecki Henryk Dembiński Henryk Kamieński Ignacy Prądzyński Kazimierz Małachowski Ludwik Kicki Ignacy Kruszewski Maciej Rybiński Tomasz Łubieński Józef Bem Ludwik Michał Pac Wielki książę Michał Iwan Osipowicz Witt Iwan Szachowski Karol Wilhelm von Toll Piotr Piotrowicz Pahlen Fiodor Wilhelm von Berg (portret z lat późniejszych) Polscy ułani Polski piechur Żołnierze rosyjscy Ciężka kawaleria rosyjska Gen. Skrzynecki ze sztabem (J. Kossak) Ułan w walce z Kozakiem (W. Kossak)
Bitwa pod Ostrołęką (J. Kossak) Bitwa pod Ostrołęką (K. Malankiewicz) Bitwa pod Ostrołęką (lit. J. Lacroix, rys. F. Schelver) Bitwa pod Ostrołęką (sztych F. Campergo, ryt. J.B. Wunder) Artystyczna wizja śmierci generała Henryka Kamieńskiego (Rafał Hadziewicz) Żołnierze unoszą ciało gen. Kickiego z pola bitwy pod Ostrołęką (W. Kossak) Pomnik upamiętniający szarżę artylerzystów Bema Mauzoleum poległych w bitwie
SPIS TREŚCI
Wstęp ................................................................................. Tło historyczne — maj 1831 roku ..................................... Walczące strony, teren działań oraz plan wyprawy na gwardię .......................................................................... Napoleońska sztuka wojenna ......................................... Główni dowódcy polscy ................................................ Główni dowódcy rosyjscy ............................................. Armia polska ................................................................. Armia rosyjska ............................................................... Położenie armii oraz plany kampanii ............................ Początek wyprawy (12-14 maja) ....................................... 12 maja ......................................................................... 13 maja ......................................................................... 14 maja ......................................................................... Kierunki działań wojsk polskich (15-17 maja) .................. 15 maja ......................................................................... 16 maja ......................................................................... 17 maja ......................................................................... Osaczenie gwardii (18-19 maja) ........................................ 18 maja ......................................................................... 19 maja ......................................................................... Pościg za gwardią (20-22 maja) ........................................ 20 maja .........................................................................
5 10 17 17 23 33 38 47 53 63 63 68 75 82 82 87 97 113 113 124 134 134
21 maja ......................................................................... 145 22 maja przed południem .............................................. 158 Działania na pozostałych frontach wyprawy na gwardię (14-22 maja) ................................................................... 163 Działania głównej armii rosyjskiej ................................ 163 Bitwa pod Nurem ........................................................... 170 Działania korpusu Umińskiego ...................................... 182 Bitwa pod Ostrołęką (26 maja) .......................................... 186 Odwrót armii polskiej z Tykocina w kierunku Ruża (22-24 maja) ................................................................... 186 25 maja — w przededniu bitwy ..................................... 194 Pierwsza faza bitwy — ustąpienie Łubieńskiego i obrona Ostrołęki ......................................................... 207 Druga faza bitwy — obrona mostów, natarcia 3. Dy wizji Piechoty ................................................................ 226 Trzecia faza bitwy — natarcie 1. Dywizji Piechoty oraz szarże kawalerii ...................................................... 236 Czwarta faza bitwy — kontratak Rosjan ....................... 246 Piąta faza bitwy — szarża artylerii konnej Bema, koniec bitwy ................................................................... 253 Odwrót armii polskiej na Pragę ..................................... 263 Zakończenie ....................................................................... 268 Aneks: Skład walczących armii ......................................... 273 Bibliografia ........................................................................ 282 Wykaz ilustracji ................................................................. 289
W popularnonaukowej serii pt. „Historyczne bitwy" ukazały się dotychczas: Z. Stąpor, BERLIN 1945 • L. Podhorodecki, WIEDEŃ 1683 • W. Majewski, GROCHÓW 1831 • K. Kaczmarek, BUDZISZYN 1945 • W.A. Serczyk, POLTAWA 1709 • A. Wolny, OKINAWA 1945 • A. Karpiński, KURSK 1943 • K. Sobczak, LENINO 1943 • T. Malarski, WATERLOO 1815 • T. Jurga, BZURA 1939 • I. Rusinowa, SARATOGA-YORKTOWN 1777-1781 • J. Sikorski, KANNY 216 p.n.e. • R. Tomicki, TENOCHTITLAN 1521 • R. Dzieszyński, LENINGRAD 1941-1944 • E. Potkowski, CRÉCY-ORLEAN 1346-1429 • K. Kaczmarek, STALINGRAD 1942-1943 • L. Podhorodecki, KULIKOWE POLE 1380 • B. Brodecki, SZYPKA I PLEWNA 1877 • A. Murawski, AKCJUM 31 p.n.e. • L. Wyszczelski, MADRYT 1936-1937 • J.W. Dyskant, ZATOKA ŚWIEŻA 1463 • H. Wisner, KIRCHOLM 1605 • W. Biegański, BOLONIA 1945 • W. Wróblewski, MOSKWA 1941 • T. Konecki, SEWASTOPOL 1941-1942, 1944 • A. Toczę wski, KOSTRZYN 1945 • L. Pod horodecki, CHOCIM 1621 • E. Dąbrowa, GAUGAMELA 331 p.n.e. • J. Odziemkowski, NARWIK 1940 • R. Bielecki, SOMOSIERRA 1808 • B. Brodecki, DIEN BIEN PHU 1954 • J.W. Dyskant, CUSZIMA 1905 • J. Nadzieja, LIPSK 1813 • R. Bielecki, BEREZYNA 1812 • M. Nagielski, WARSZAWA 1656 • S. Leśniewski, MARENGO 1800 . J. Wojtasik, PODHAJCE 1698 • B. Borucki, VALMY 1792 • W. Mikuła, MACIEJOWICE 1794 • E. Potkowski, WARNA 1444 • W. Król, WIELKA BRYTANIA 1940 • G. Swoboda, GETTYSBURG 1863 • R. Bielecki, BASTYLIA 1789 • R. Bielecki, NORMANDIA 1944 • L. Wyszczelski, NIEMEN 1920 • M. Klimecki, GORLICE 1915 • M. Borkowski, MIDWAY 1942 • P. Olender, LISSA 1866 • L. Podhorodecki, LEPANTO 1571 • A. Nadolski, GRUNWALD 1410 • R. Bielecki, AUSTERLITZ 1805 • Z. Kwiecień, TOBRUK 1941-1942 • S. Leśniewski, WAGRAM 1809 • Z. Flisowski, BITWA JUTLAN DZKA 1916 • R. Romański, BERESTECZKO 1651 • J. Nadzieja, ZAMOŚĆ 1813 • M. Wagner, KLISZÓW 1702 • Z. Flisowski, LEYTE 1944 • M. Plewczyński, OBERTYN 1531 • R. Kulesza, MARATON 490 p.n.e. • W.J. Długołęcki, BATOH 1652 • T.M. Gelewski, JALU 1894 • J. Naziębło, SYCYLIA 1943 • L. Wyszczelski, WARSZAWA 1920 • S. Leśniewski, JEROZOLIMA 1099 • M. Winid, SANTIAGO 1898 • R. Romański, CUDNÓW 1660 • J. Maroń, LEGNICA 1241 • J.W. Dyskant, PORT ARTUR 1904 • J. Wojtczak, ALAMO-SAN JACINTO 1836 • S. Czmur, EL ALAMEIN 1942 • M. G. Przeździecki, KUNERSDORF 1759 • R. Romański, RASZYN 1809 • R. Kulesza,
ATENY-SPARTA 431-404 p.n.e. • G. Swoboda, LITTLE BIG HORN 1876 • M. Klimecki, LWÓW 1918-1919 • J. Wojtczak, MEKSYK 1847 • T. Strzeżek, WARSZAWA 1831 • J.W. Dyskant, KO CHANG 1941 . L. Wyszczelski, KIJÓW 1920 • T. Rogacki, EGIPT 1798-1801 • K. Olejnik, GŁOGÓW 1109 • T. Strzeżek, IGANIE 1831 • P. Szabó, LUK DONU 1942-1943 • J. Wojtczak, NASEBY 1645 • P. Derdej, ZIELEŃCE, MIR, DUBIENKA 1792 • P. Drożdż, ORSZA 1514 • M. Klimecki, CZORTKÓW 1919 • J. Wojtczak, QUEBEC 1759 • R. Kłosowicz, NOWY ORLEAN 1815 • W. Włodarkiewicz PRZEDMOŚCIE RUMUŃSKIE 1939 • D. Kupisz, SMOLEŃSK 1632-1634 • S. Augusiewicz, PROSTKI 1656 • C. Grzelak, SZACK-WYTYCZNO 1939 • R. Kisiel, STRZEGOM, DOBROMIERZ 1745 . K. Kęciek, BENEWENT 275 p.n.e. • M. Sowa, BUDAPESZT 1944-1945 • E. Koczorowski, OLIWA 1627 • C. Grzelak, WILNO-GRODNO-KODZIOWCE 1939 • K. Kęciek, KYNOSKEFALAJ 197 p.n.e. • J. Wojtczak, BIG HOLE 1877 • S. Czerep, ŁUCK 1916 • P. Rochala, CEDYNIA 972 • J.W. Dyskant, TRAFALGAR 1805 • P. Drożdż, BORODINO 1812 • J. Wojtczak, BANNOCKBURN 1314 • W. Włodarkiewicz, LWÓW 1939 • R. Romański, FARSALOS 48 p.n.e. • K. Kęciek, MAGNEZJA 190 p.n.e. • G. Swoboda, BATOCHE 1885 » A. Dmochowski, WIETNAM 1962-1975 • J. Soszyński, HASTINGS 1066 • J. Nadzieja, FALAISE 1944 • R. Kisiel, PRAGA 1757 • D. Kupisz, POŁOCK 1579 • P. Skworoda, ARKA-GNIEZNO 1656 • R. Szczęśniak, KLUSZYN 1610 • P. Biziuk, HATTIN 1187 • W. Biernacki, ŻÓŁTE WODY-KORSUŃ 1648 • T. Rogacki, PRUSKA IŁAWA 1807 • N. Bączyk, ARDENY 1944-1945» P. Rochala, NIEMCZA 1017 • A. Dusiewicz, TARUTINO 1812 • D. Gazda, POWSTANIE MAHDIEGO 1881-1899 • P. Derdej, KORONOWO 1410 • J. Wojtczak, VICKSBURG 1862-1863 • A. Zieliński, MALTA 1565 • T. Bohun, MOSKWA 1612 • M. Klimecki, GALICJA WSCHODNIA 1920 • R. Kłosowicz, INCZHON-SEUL 1950 • P. Biziuk, BABILON 729-648 p.n.e. . D. Gazda, POLA KATALAUNIJSKIE 451 • P. Rochala, LAS TEUTOBURSKI 9 r. n.e. • R. Dzieszyński, MAGENTA I SOLFERINO 1859 • M. Gawęda, POŁONKA-BASIA 1660 • M. Sowa, SIEDMIO GRÓD 1944 • K. Śledziński, ZBARAŻ 1649 • P. Szlanta, TANNENBERG 1914 • A. Sudak, DETROIT 1757 • P. Skworoda, HAMMERSTEIN 1627 • G. Swoboda, DUBLIN 1916 • A. Tarczyński, CAJAMARCA 1532 • J. Szkudliński, CHANCELLORSVILLE 1863 • A. Borcz, PRZEMYŚL 1656-1657 • P. Rozwadowski, WARSZAWA 1944-1945 • M. Klimecki, KRYIVI 1854-1855 • T. Romanowski, ALEZJA 52 p.n.e. • A.A. Majewski, MOSKWA 1617-1618 •
D. Kupisz, PSKÓW 1581-1582 • M. Witasek, CIVITA CASTELLANA 1798 • K. Kubiak, FALKLANDY-PORT STANLEY 1982 • A. Dusiewicz, SMOLEŃSK 1812 • A. Bojarski, NAVARINO 1827 • J. Wojtczak, SAND CREEK 1864 • K. Śledziński, CECORA 1620 • D. Gazda, ADRIANOPOL 378, RZEKA FRIGIDUS 394 • G. Lach, WYPRAWA SYCYLIJSKA 415-413 p.n.e. • Ł. Przybyło, CHARKÓW-DONBAS 1943 • R. Dzieszyński, SADOWA 1866 • D. Orłowski, CHOCIM 1673 . P. Brudek, AFRYKA WSCHODNIA 1914-1918 • M. Witasek, KONSTANTYNOPOL 1453 • R. Kowal czyk, MAŁOJAROSŁAWIEC 1812 • B. Nowaczyk, POWSTANIE SPARTAKUSA 73-71 p.n.e. • R. Radziwonka, BLENHEIM-HÖCHSTÄDT 1704 • J. Wojtczak, BOYNE 1690 • L. Wyszczelski, WILNO 1919-1920 • K. Mazowski, FUENGIROLA 1810 • B. Nowaczyk, KARTAGINA 149-146 p.n.e. • M. Klimecki, PEKIN-SZANGHAJ-NANKIN 1937-1945 • P. Derdej, KAMIENIEC PODOLSKI 1672 • S. Kosim, MIŃSK BIAŁORUSKI 1941 • R. Dzieszyński, SEDAN 1870 • Z. Wawer, MONTE CASSINO 1944 • J. Wojtczak, WOJNA MEKSYKAŃSKA 1861-1867» J. Cen tek, VERDUN 1916 • B. Nowaczyk, MASADA 66-73 n.e. • P. Derdej, WESTERPLATTE-OKSYWIE-HEL 1939 • L. Wyszczelski, WARSZAWA 1939 • B. Szyndler, RACŁAWICE 1794 • P. Strzyż, PŁOWCE 1331 • R. Rabka, BAŁKANY 1912-1913 • G. Bennett, JUTLANDIA 1916 • M. Korczyńska-Zdąbłarz, KYME 474 p.n.e. • D. Ostapowicz, BOREML 1831 • R. Radziwonka, RAMILLIES 1706 • J. Molenda, PANAMA 1671 • J.W. Dyskant, MADAGASKAR 1942 • T. Fiszka-Borzyszkowski, WOJNA ZULUSKA 1879 • W. Nowak, SAMHORODEK-KOMARÓW 1920 • J. Polii, CHINY 1946-1949 • G. Lach, SALAMINA-PLATEJE 480-479 p.n.e. • P. Benken, OFEN SYWA TET 1968 • P. Olender, CZESMA 1770 • S. Leśniewski, JENA i AUERSTÄDT 1806 W przygotowaniu: M. Olędzki, WOJNY MARKOMAŃSKIE 162-185 n.e.
Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o. 90-520 Łódź, ul. Gdańska 1 30
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową wszystkich swoich książek z rabatem. www.ksiegarnia.bellona.pl Nasz adres: Bellona SA ul. Grzybowska 77 00-844 Warszawa Dział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01 fax (22) 620 42 71 Internet: www.bellona.pl e-mail: [email protected]
Ilustracja na okładce: Łukasz Mieszkowski Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska Redaktor merytoryczny: Tomasz Kompanowski Redaktor techniczny: Andrzej Wójcik Korektor: Sylwia Piecewicz
© Copyright by Michał Leszczyński, Warszawa 2011 © Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2011
ISBN 978-83-11-11997-0