Zieleńce--Mir--Dubienka 1792 [Wyd. 1 ed.]
 83-11-09108-0, 9788311091085 [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

HISTORYCZNE

BITWY

PIOTR DERDEJ

ZIELEŃCE-MIR -DUBIENKA 1792

Dom Wydawniczy Bellona Warszawa 2000

Dom

Wydawniczy

Bellona

książek za zaliczeniem

prowadzi

pocztowym

sprzedaż

wysyłkową

z 20-procentowym

ceny detalicznej. Nasz adres: Dom W y d a w n i c z y Bellona ul. G r z y b o w s k a 77 00-844 W a r s z a w a tel./fax 652-27-01

(Dział Wysyłki)

bezpłatna infolinia: 0-800-12-03-67 internet: www.bellona.pl e-mail: biuro@ bellona.pl

Wydanie I

Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz Ilustracja na okładce: Paweł Głodek Redaktor: Z y g m u n t Banulski Redaktor techniczny: Andrzej Wójcik Korekta: Alina Przyborowska

© Copyright by Piotr Derdej, W a r s z a w a 2000 © Copyright by Dom W y d a w n i c z y Bellona, W a r s z a w a 2000

ISBN 83-11-09108-0

swoich

rabatem

od

OD AUTORA Są wydarzenia w naszej historii, którym poświęca się dużo uwagi (czasy jagiellońskie, wiktoria wiedeńska, czasy Sejmu Wielkiego — do Konstytucji 3 maja oraz insurekcja kościuszkowska). Są jednak i takie wstydliwe karty naszej historii, których się nie opisuje zbyt dokładnie (czasy saskie, targowica, bilans polityczny trzydziestoletnich rządów Stanisława Augusta Poniatowskiego), bo nie należy to do dobrego tonu „nierozdrapywania ran narodowych". Ja jednak zaliczam się do historyków odważnych, którzy nie unikają tematów drażliwych i kontrowersyjnych, uważam bowiem, jako uczeń profesorów Jerzego Łojka, Andrzeja Zahorskiego i Jerzego Skowronka, że bez znajomości np. czasów saskich nie sposób wyjaśnić przyczyn upadku Polski, a bez mówienia o targowicy nie można wyjaśnić genezy powstania kościuszkowskiego. Do pomijanych tematów należy niewątpliwie polityczno-wojskowe ujęcie historii upadku Konstytucji 3 maja (1792-1793), co jest treścią mojej książki. Na temat samej wojny w obronie Konstytucji 3 maja historycy napisali bardzo mało. Pełny j e j opis znajdujemy w obszernej pracy Adama Wolańskiego Wojna polsko-rosyjska 1792 roku, wydanej pod pseudonimem T. Soplica w 1906 roku w Krakowie, które to dzieło do dziś jest podstawową lekturą dla zajmujących się tym zagadnieniem. Tylko u Wolańskiego znaleźć można

szczegółowy opis kampanii 1792 roku na Litwie i bitwy pod Mirem. Jest to jednak praca już bardzo stara i w świetle nowszych badań po prostu trąci myszką, ponieważ autor nie miał jeszcze dostępu do archiwów państw zaborczych, które otworzyły się dla historyków dopiero po roku 1918. Ponadto dokumenty zgromadzone przez samego autora uległy zniszczeniu w pożarze jego dworu na Wołyniu i nikt poza nim już ich nie oglądał, a więc wszyscy późniejsi historycy musieli z konieczności powoływać się tylko na jego opracowanie, bez możliwości weryfikacji zawartych tam cytatów źródłowych i opisów. Następną monografią dotyczącą samej wojny jest praca K. Górskiego Wojna 1792 roku, drugie wydanie w Krakowie w 1917 r. Górski koncentruje się jednak tylko na działaniach wojennych w Koronie, a o sytuacji w Wielkim Księstwie Litewskim pisze mało i dosyć pobieżnie. Zresztą ta pozycja również została napisana dość dawno i nie uwzględnia nowszych badań w tym zakresie. Jest tak samo niedostępna w zwykłych bibliotekach, jak książka Wolańskiego. Trzecią pracą o działaniach wojennych 1792 roku, ale tylko na Wołyniu, jest książka B. Pawłowskiego Wojna polskorosyjska 1792 r. na Wołyniu, która została wydana w Równem w 1936 roku, a jest przedrukiem z Rocznika Wołyńskiego t. V. Jest to mała broszurka, której treść kończy się przed bitwą pod Dubienką. Nie jest ona co prawda przestarzała, ale równie trudno dostępna w bibliotekach. Tyle opracowań całościowych. Po II wojnie światowej ukazało się, co prawda, sporo prac o poszczególnych bitwach kampanii koronnej, zwłaszcza o bitwie pod Dubienką (Sułek — Kraków 1984, Majewski — Warszawa 1992), ale opisania całości działań wojennych w 1792 roku nikt się w naszych czasach nie podjął (głównie z powodów politycznych). Materiały źródłowe, dotyczące tego tematu, choć istniały, nie były obiektem specjalnego zainteresowania, bo nie odpowiadało to ówczesnym, oficjalnym poglądom na historię Polski końca XVIII wieku, a większość z nich dotąd nie została zarchiwizowana.

SEJM WIELKI A OBRONNOŚĆ RZECZYPOSPOLITEJ Kiedy w 1787 roku odbył się zjazd króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego z imperatorową Wszechrosji Katarzyną II i cesarzem Austrii Józefem II, wojna rosyjsko-turecka wisiała w powietrzu. Stanisław August postanowił przedłożyć carycy zarys przymierza obronnego przeciw Porcie. Zgodnie z nim Rzeczpospolita miałaby wystąpić zbrojnie po stronie Rosji i Austrii, j e j armia miałaby zostać powiększona do 120 tys. żołnierzy w służbie stałej (z tego 30 tys. korpus ekspedycyjny miał być skierowany do Mołdawii w celu bezpośredniego udziału w wojnie). Ustrój Rzeczypospolitej miałby być zreformowany w duchu silnej monarchii konstytucyjnej. Polska miałaby otrzymać od carycy subsydia na wzmocnienie armii, a ponadto gwarancje nienaruszalności granic i udział w podziale ziem zdobytych na Turkach. Królowi chodziło przede wszystkim o uzyskanie dostępu do Morza Czarnego, co pozwoliłoby Rzeczypospolitej zarabiać na tranzycie towarów z Imperium Osmańskiego do Gdańska, z pominięciem austriackiego już wówczas Lwowa, oraz na nieskrępowany handel Polski z Lewantem. Imperatorowa odmówiła jednak królowi w sposób tyleż uprzejmy, co stanowczy. W interesie Rosji nie leżało bowiem wzmocnienie militarne i gospodarcze swojego protektoratu,

który od prawie stu lat (tzn. od 1704 r.) stanowił okno Rosji do Europy i wygodną zasłonę od strony Prus i Austrii. Katarzyna zgodziła się jedynie na udział Polaków w wojnie, ale na własnych warunkach 1 , które sprowadzały się do dalszego osłabienia Polski bez żadnych gwarancji, co do j e j przyszłości. Była to kolejna (po załamaniu się jego planów reformatorskich w latach 1764-1773) dotkliwa klęska polityki Stanisława Augusta. Powrócił więc do swojej starej polityki, która zakładała, że póki Katarzyna II żyć będzie, nie może być mowy o delikatnych nawet odmianach stanu rzeczy w Koronie i na Litwie. Jedyne, czego można się było po Rosji spodziewać, to przeszkodzenie zaborczym planom pruskiego kanclerza Hertzberga 2 oraz niedopuszczenie do naruszenia granic w tej części Europy. Odtąd król będzie starał się lawirować między Rosją a j e j wrogami, usiłując wygrać czas potrzebny do umiarkowanych posunięć reformatorskich, zanim Rosja zdoła wyplątać się z wojny. Zbliżał się sejm, który miał się rozpocząć na jesieni 1788 roku. We wrześniu 1787 roku wojna turecko-rosyjska stała się faktem. Król i koła reformatorskie w Polsce starały się działać jak najszybciej. Sytuacja międzynarodowa zdawała się sprzyjać ich planom. Zaraz po rozpoczęciu działań wojennych na Ukrainie i w Mołdawii, Rosja otrzymała dotkliwy cios w plecy — Szwedzi przystąpili do wojny, atakując północną część imperium i zagrażając samemu Petersburgowi. Wszystko wskazywało na to, że wojna przeciw Porcie przerodzi się w kryzys ogólnoeuropejski, a to oznaczałoby, że Polacy będą mieli — przez kilka lat — wytchnienie od rosyjskiej „opieki". 7 października w sejmie zawiązała się konfederacja na rzecz aukcji wojska i podatków na obronę kraju. Ambasador rosyjski ustąpił pod presją posłów sądząc, że zapobiegnie w ten sposób wybuchowi powszechnej nienawiści do Rosji i uda mu się przeforsować projekt antytureckiego przymierza, ale było już za późno. '

H. R. L o r d , Drugi rozbiór Polski, Warszawa

2

Tamże, s. 52-55.

1973, s. 62.

Prusacy nie żałowali grosza i słów, a sytuacja w Polsce rzeczywiście im sprzyjała. Gdy więc na pierwszym posiedzeniu generalnym poseł pruski Buchholtz wystąpił z notą od swego monarchy (pełnej pochwał pod adresem Polaków i nieprzyjaznej wobec Katarzyny II) i ostro sprzeciwił się aliansowi polsko-rosyjskiemu oraz przedłożył projekt sojuszu polsko-pruskiego, szlachta poparła go masowo i, mimo ostrzeżeń i błagań króla, który twierdził, nie bez racji, że w propozycji pruskiej kryje się zdrada i że jedynie Rosja gwarantuje całość Rzeczypospolitej, układ sojuszniczy z Prusami przegłosowano natychmiast. Rzeczpospolita była wolna. Naród polski uniesiony radością brał teraz odwet za sto lat niewoli, za wojnę północną, za rządy ambasadorów rosyjskich, za grabieże, gwałty, elekcję Augusta III Sasa, konfederacje dysydentów i dyzunitów (wyznawców Kościoła wschodniogreckiego, którzy nie przystąpili do unii brzeskiej), za konfederację radomską, za biskupa Sołtyka, za stłumienie konfederacji barskiej, za pierwszy rozbiór, za Radę Nieustającą, za poniżenie Polski na arenie międzynarodowej. Pierwszą rzeczą, której dokonał sejm opanowany przez patriotów, było zniesienie Rady Nieustającej (w tym departamentu wojskowego). Zaczęto przygotowania do powiększenia armii. Posunięcia te dokonały się w ciągu kilku tygodni. Zaniepokoiło to wszystkie dwory ościenne. Nawet Prusacy nie przewidywali tak szybkiego biegu wypadków. Zaczęli się obawiać, czy czasem polski ruch patriotyczny nie zwróci się przeciwko ich planom. Wzmocnienie Polski na pewno nie leżało w interesie Berlina. Na razie jednak poseł pruski w Warszawie otrzymał polecenie, aby dążyć do zawarcia korzystnego układu sojuszniczego z Polską oraz skłócić patriotów z królem, utrzymać w Polsce chaos, który zahamowałby dalsze reformy. W Wiedniu zdano sobie natychmiast sprawę z tego, iż przymierze polsko-pruskie to zagrożenie dla Austrii. Równocześnie kanclerz austriacki Kaunitz oraz cesarz postanowili" wycofać się z wojny tureckiej za wszelką cenę.

Katarzyna II była wściekła. Polacy „nie docenili j e j wielkoduszności" i mieli czelność zrywać układy, które stanowiły o ich losie. Nie mogła spokojnie na to patrzeć. Oto, co pisała do Potiomkina w liście z 27 listopada (8 XII) 1788 roku: „Przysięgam na Boga Wszechmogącego, iż czynię, co tylko w mojej mocy, aby ścierpieć wszystko to, co podejmują owe dwory (warszawski i berliński — przyp. P. D.) a w szczególności wszechpotężny dwór pruski, lecz jest on tak nadęty, że jeśli sam nie pęknie, to nie widzę możliwości zgody na jego haniebne żądania. Nie jestem mściwa, lecz to, co godzi w honor mojego imperium i w jego istotne interesy, jest szkodliwe. Nie będę oddawać prowincji za prowincję 3 ani nie pozwolę na dyktowanie sobie praw. Jeszcze kiedyś tego pożałują, bo nikomu nie powiodła się dotąd taka polityka. Zapomnieli (Polacy — przyp. P. D.), kim są i z kim mają do czynienia; i dlatego będziemy zbierać owoce nadziei tych głupców" 4 . Z treści tego listu wynika, że imperatorowa już wówczas brała pod uwagę możliwość zbrojnego przywrócenia w Polsce starego porządku. Na razie jednak wojna z Turcją i Szwecją była ważniejsza od nieposłuszeństwa Polski. Tymczasem Polacy zabierali się do powiększenia armii, jednak szło im to opornie, ponieważ szlachta, a zwłaszcza magnateria, nie była skora do płacenia podatków, a skarb królewski był, jak za Sasa, pusty. Rzecz dziwna, że Polacy, którzy potrafili entuzjastycznie uchwalać podatki, sami potem nie kwapili się ich płacić, a więc wzrost liczebności wojska był bardziej teoretyczny niż praktyczny. Do tego, na wniosek Branickiego, armia zachowała dominację kawalerii, co na ówczesnym polu walki było już od dawna anachronizmem. Wiele dni obrad sejmowych trawiono na niepotrzebne nikomu dysputy, z których nie wynikało nic konkretnego dla wzmocnienia wojska. Złośliwi historycy i pamiętnikarze wspominali o kłótniach na temat kroju munduru w nowej armii, kto ma 3 4

Tj. Galicji za Gdańsk, Toruń i Wielkopolskę. L o r d , op. cit., s. 77.

sfinansować zakup broni za granicą i jaki ma być kształt siodła w kawalerii narodowej. Wojsko Rzeczypospolitej Obojga Narodów mogłoby z łatwością osiągnąć stan liczebny wynoszący sto, sto pięćdziesiąt lub dwieście tysięcy, ale któż z feudałów duchownych lub świeckich oraz szlachty chciał łożyć na takie rzeczy jak wyposażenie i uzbrojenie aż stu tysięcy królewskiego żołnierza, utrzymanie fortec, manufaktur zbrojeniowych, kiedy samemu miało się prywatne milicje, częstokroć silniejsze od armii królewskiej, które nie służyły monarszemu absolutyzmowi, lecz celom własnego domu. Wśród szlachty popularne było jeszcze przeświadczenie, że silny król to koniec wolności w Polsce. Poza tym istniał jeszcze jeden powód niechęci możnych do aukcji wojska — przecież w nowej armii służyliby głównie chłopi, a im większa armia tym mniej robotników w folwarkach, a to oznaczałoby spadek dochodów, a nawet ruinę wielu dziedziców. Ogólnie więc panowało wśród szlachty przekonanie, iż aukcji wojska należy dokonać, ale nie kosztem szlachty i magnaterii, lecz mieszczan, Żydów i szkatuły samego króla. Problem jednak leżał w tym, że mieszczanie i Żydzi, owszem, mogli dać pieniądze, ale nie byli tak zasobni jak magnaci i niewiele można było z nich wycisnąć, a co do szlachty, magnaterii i duchowieństwa, to były one od wieków nawykłe do nieponoszenia żadnych kosztów na rzecz państwa. Na dodatek nie było zgody, co do charakteru armii. W rezultacie powstały trzy projekty: 1. Projekt obozu królewskiego — Armia regularna, dowodzona przez króla i mianowanych przez niego generałów, zasilana przez stały kontyngent chłopskiego rekruta. Zabronione zostałoby kupowanie urzędów i stopni wojskowych. Kadra oficerska miała być wszechstronnie wyszkolona i lojalna wobec państwa i króla. Plan królewski zakładał, ze armia składać się będzie z 30 tys. piechoty i 15 tys. kawalerii plus milicje wojewódzkie, jako korpus posiłkowy (18 batalionów piechoty i 35 szwadronów jazdy), który miałby zastąpić

dawne pospolite ruszenie szlachty, oraz silnej artylerii rozlokowanej po fortecach (Kamieniec Podolski, Częstochowa, Gdańsk, Toruń, Poznań, Kraków, Wilno, Bar). Razem armia liczyłaby około 100 tys. doborowego żołnierza dowodzonego przez doświadczonych cudzoziemskich i krajowych oficerów. Armię ową chciano sformować w oparciu o krajowe podatki oraz dotacje finansowe ze strony Rosji 5 . 2. Projekt opozycji magnackiej — Armia stutysięczna, składająca się z wojsk magnackich, milicji wojewódzkich oraz pospolitego ruszenia szlachty. Dowództwo nad nią sprawować miałaby konfederacja Branickich, Potockich, Rzewuskich i Czartoryskich. Projektowano odsunięcie od władzy nad wojskiem króla. Armia miała być w większości konna. Sfinansowanie aukcji miałoby odbyć się kosztem polskich magnatów, księcia Potiomkina i dworu petersburskiego. Powiększona armia polska miała być użyta przeciw Turkom i ewentualnie przeciw Prusakom, gdyby ci wystąpili zbrojnie przeciwko Austrii albo Rosji 6 . 3. Projekt obozu patriotycznego. — Armia regularna, zorganizowana na wzór armii pruskiej. Dowództwo nad nią sprawować miałby sejm, który powoływałby Komisję Wojskową Obojga Narodów, pod przewodnictwem króla. Hugo Kołłątaj przedstawił też szczegółowy projekt organizacji i liczebności przyszłej armii: Sztab generalny (król i hetmani oraz generalicja) — 26 osób. Kawaleria narodowa — 11250 osób: 5 brygad po 2250 (w brygadzie 2 pułki) 10 pułków po 1125 (w pułku 5 szwadronów) 50 szwadronów po 233 (w szwadronie 2 chorągwie) 100 chorągwi po 111 (50 towarzyszy i 50 pocztowych) Straż przednia — 11150 osób: 5 pułków po 2230 (w pułku 10 szwadronów) 50 szwadronów po 221 (w szwadronie 2 chorągwie) 100 chorągwi po 110 (50 towarzyszy i 50 pocztowych) 5

L.

Rataj czyk,

Warszawa 1975, s. 17. 6

Tamże.

Wojsko

;

obronność

Rzeczypospolitej.

1788-1792,

Piechota — 43700 osób: 20 regimentów po 2185 (w regimencie 2 bataliony) 40 batalionów po 1092 (w batalionie 5 kompanii) 200 kompanii po 217 (w kompanii 200 gemajnów) Artyleria z fizyHerami 1000 osób: (brak wewnętrznego podziału) Razem 67126 osób. Do tego doszłoby pospolite ruszenie szlachty, mieszczan i chłopów, co dałoby (razem z wojskiem regularnym) ponad 100 tys. wojska 7 . Ostatecznie zwyciężył kompromis między powyższymi projektami. Uznanie większości sejmowej znalazła armia w liczbie 100 tys., z przewagą kawalerii, oparta na zawodowej kadrze oficerskiej, finansowana z podatków i dobrowolnych ofiar. Mimo długich sporów armia polsko-litewska dość szybko przeobrażała swą strukturę i organizację. Król ściągał do kraju polskich oficerów służących w innych armiach. Już wkrótce po uchwaleniu aukcji wojska (1788 r.) powrócił do Polski młody pułkownik austriacki, książę Józef Poniatowski, który objął dowództwo wojsk koronnych na Ukrainie. Oprócz niego sprowadzono z Austrii płk. Michała Wielhorskiego, a z Saksonii rtm. gw. Jana Henryka Dąbrowskiego. Powołano też do służby czynnej gospodarującego swym mająteczkiem na Polesiu uczestnika wojny amerykańskiej, gen. Tadeusza Kościuszkę. Przybyło do Polski również kilku oficerów cudzoziemskich, wśród nich mąż Marii Czartoryskiej, najstarszej córki księstwa Adama Kazimierza i Izabelli, późniejszy dowódca armii litewskiej i zdrajca, ks. Ludwik Wirtemberski. Z inicjatywy króla powstały manufaktury, które produkowały broń strzelecką. W Kozienicach robiono sztucery, a w Koninie karabiny i pistolety na potrzeby wojska. W całej Rzeczypospolitej powstały ludwisarnie odlewające armaty, wytwórnie broni białej. Znaczną partię karabinów zakupiono 7

lamie, s.

19-20.

w Prusach 8 . W połowie 1790 roku liczebność armii polskiej wzrosła z 24 tys., na początku Sejmu Wielkiego, do 56 tys., co było niewiarygodne dla postronnych obserwatorów, którzy przyzwyczaili się do tego, iż Polska armii prawie wcale nie posiada 9 . Tymczasem sytuacja międzynarodowa skomplikowała się jeszcze bardziej. 14 lipca 1789 r. lud paryski zdobył Bastylię, co dało początek Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Wobec tego faktu wszelkie waśnie monarchów europejskich zaczęły tracić na znaczeniu. Austria myślała tylko o interwencji na rzecz Ludwika XVI i Marii Antoniny, Anglicy wycofali się z koalicji antyrosyjskiej, to samo zrobili Holendrzy. Turcy i Szwedzi po pierwszych sukcesach zaczęli ponosić klęski, a Prusy ostatecznie zrezygnowały z możliwości podjęcia wojny z Austrią, do której zamierzały wciągnąć Polskę jako sojusznika 10 . Ostatecznie sojusz z Prusami podpisano 27 marca 1790 roku, ale Berlin odnosił się do niego bez entuzjazmu, aczkolwiek publicznie tego nie okazywał. Układ sojuszniczy zawierał obustronne gwarancje nienaruszalności granic z klauzulą 0 możliwości dobrowolnego porozumienia się w przyszłości w sprawie dokonania korzystnych dla obu stron zmian. Na wypadek agresji rosyjskiej lub austriackiej przewidywano wzajemną pomoc wojskową. Rzeczpospolita miałaby wystawić 8 tys. kawalerii i 4 tys. piechoty, a Prusy 4 tys. kawalerii i 14 tys. piechoty. Poza tym przewidywano pomoc dyplomatyczną 1 pośrednictwo w sprawach dotyczących sojusznika". Krach polityki Prus nastąpił ostatecznie 27 lipca 1790 roku, kiedy to na konferencji austro-pruskiej w Reichenbachu Austria ustąpiła żądaniom Pras pod warunkiem nienaruszalności j e j granic 12 i tym sposobem zażegnała groźbę wojny. Dla Polaków 8

Sejm nakazał królowi zakup broni palnej w Prusach i w Holandii, co

j e d n a k nie mogło zaspokoić potrzeb armii. 9

Od początku XVIII w. armia polska liczyła od 12 do 26 tys. żołnierzy,

którzy pełnili przeważnie f u n k c j e reprezentacyjne. 10

L o r d , op. cit, s. 52-54.

"

Tamże, s. 86-92.

12

Tamże, s. 103-107.

był to pierwszy sygnał niekorzystnych zmian sytuacji międzynarodowej. Nie dość, że nie odzyskali Galicji, to jeszcze Prusacy postawili niewykonalne żądania przekazania im dobrowolnie przez Polaków Gdańska i Torunia. Było jasne, że w tych warunkach dalsza współpraca Berlina z Warszawą staje się coraz bardziej problematyczna. Należało w tym czasie zadbać o należyte przygotowanie do ewentualnej wojny z Rosją. Tymczasem jednak stan liczebny wojsk polskich wzrósł w 1791 roku tylko do 65 tys., co wobec 100 tys. armii pruskiej i 300 tys. armii rosyjskiej było nadal kroplą w morzu. Co prawda, latem 1791 roku (już po uchwaleniu ustawy rządowej) odbyły się wielkie manewry pod Gołębiem, Bracławiem i Mińskiem, gdzie wszystko wyglądało jak najlepiej, ale broni było za mało dla nowej armii, a ta, która była — w większości była przestarzała. Polska pod koniec 1791 roku posiadała: — karabinów piechoty 40 441 szt. — karabinów jazdy 16 068 szt. — pałaszy i szabel 21 201 szt. — pistoletów 21 038 par. Potrzebowano jeszcze: — karabinów piechoty 18 408 szt. — karabinów jazdy 7000 szt. — pałaszy i szabel 8019 szt. — pistoletów 3967 par. Stan uzbrojenia armii polskiej i litewskiej w przededniu wojny w obronie Konstytucji 3 maja przedstawiał się więc nie najgorzej, ale też daleko mu było do doskonałości i pełnego zaspokojenia potrzeb 13 . Znacznie lepiej było w odniesieniu do artylerii. W wyposażeniu armii koronnej i litewskiej znajdowało się: armat 509 haubic 74 13

i

Obliczenia moje na obronność Rzeczypospolitej

podstawie 1788-1792,

danych L. s. 417.

Ratajczyka w:

Wojsko

moździerzy 126 Razem 709 Znaczna część artylerii była jednak przestarzała, licha, czy nawet uszkodzona 1 4 . Na fatalny stan zaopatrzenia wojska miały wpływ przede wszystkim finanse Rzeczypospolitej, która wydatkowała na armię około 30 min zł rocznie (w okresie Sejmu Wielkiego), podczas gdy Rosja wydawała w tym samym czasie na ten sam cel około 250 min zł (w przeliczeniu), a Prusy ok. 75 min zł rocznie, zaś Austria ok. 180 min zł 15 . Obliczono, że aby stworzyć armię równą swoim sąsiadom, Rzeczpospolita musiałaby wydatkować około 90 min zł przez co najmniej trzy lata 16 , wydawała zaś (w szczytowym okresie reform) mniej niż połowę tej kwoty. Pisałem już wcześniej, że chociaż wszyscy doceniali potrzebę aukcji wojska, nikt nie chciał na nie łożyć przez dłuższy czas. Prawdą jest, że opodatkowano niemal wszystkich, łącznie z dobrami jezuitów i kawalerów maltańskich, ale efekty tego były mierne. Wynikało to z anachronicznego systemu podatkowego Rzeczypospolitej, który nie zmienił się od czasów Jagiellonów, a nowy jeszcze nie był do końca wprowadzony w życie. Paradoks sytuacji polegał na tym, że tego, czego nie mógł dokonać król, mogli swobodnie dokonać magnaci, ale oni nie byli zainteresowani wzmacnianiem pozycji króla, którego programowo zwalczali. Tymczasem jednak nastąpił przełom — Konstytucja 3 maja, która zatrzęsła fundamentami Rzeczypospolitej. Usankcjonowała to, co dokonał dotąd Sejm Wielki: armia znalazła się pod wodzą króla w czasie wojny, a Komisji Obojga Narodów (ówczesnego ministerstwa spraw wojskowych), która wchodziła w skład Straży Praw (ówczesnego rządu), w czasie pokoju. W artykule XI Konstytucji 3 maja, pod tytułem: Siła zbrojna narodowa zapisano: 14 15 16

Tamże, s. 416, J. Ł o j e k , Wokół sporów i polemik, Lublin Tamże, s. 115.

1991, s.

115.

„Naród winien jest sobie samemu obronę od napaści i dla przestrzegania całości swojej. Wszyscy przeto obywatele są obrońcami całości i swobód narodowych. Wojsko nic innego nie jest, tylko wyciągnięta siła obronna i porządna z ogólnej siły narodu. Naród winien wojsku swemu nagrodę i poważanie za to, iż się poświęcajedynie dlajego obrony. Wojsko winno narodowi strzeżenie granic i spokojności powszechnej, słowem winno być jego najsilniejszą tarczą. Aby przeznaczenia tego dopełniło nieomylnie, powinno zostawać ciągle pod posłuszeństwem władzy wykonawczej, stosownie do opisów prawa, powinno wykonać przysięgę na wierność narodowi i królowi, i na obronę Konstytucji narodowej. Użytym być więc wojsko może na ogólną kraju obronę, na strzeżenie fortec i granic lub na pomoc prawu, gdyby kto egzekucji jego nie był posłusznym" 1 7 . W prawie dotyczącym miast królewskich z 18 kwietnia 1791 roku zapisano: „W całym wojsku (prócz kawalerii narodowej — przyp. P. D.) w każdym korpusie, regimencie i pułku dla obywatelów kondycji miejskiej będzie odtąd wolny wstęp do dosługiwania się rang oficerskich stopniami 18 . A który dosłuży się rangi sztabs-kapitana lub kapitana chorągwi u piechoty, a rotmistrza pułku, mocą teraźniejszego prawa szlachcicem z potomkami swymi w wszelkich do niego przywiązanych prerogatywach zostanie i my król diplomata nobilitatis takowym, za okazaniem patentu, wydawać będziemy 1 9 , od którego opłata stempla następować nie ma" 20 . Dalej stwierdzano: „Do komisjów porządkowych cywilno-wojskowych województw, ziem i powiatów dozwala się obierać komisarzów z miast w obrębie komisjów leżących, po trzech do każdej komisji, bądź z urodzenia szlacheckiego, albo kondycji miejskiej, byle w mieście posesje dziedziczne mających" 2 1 . 17 18 19 20 21

Konstytucja 3 maja 1791, s. 99-100. Dotąd stopnie oficerskie były zastrzeżone dla szlachty i kupowane. Tj. zaświadczenia o dosłużeniu się tego stopnia. Konstytucja 3 maja 1791, s. 117. Tamże, s.

118.

Tak więc armia polska stała się, przynajmniej w teorii, nowoczesną siłą zbrojną, porównywalną z armiami innych mocarstw europejskich. Wysiłek społeczeństwa w tym celu był jednak o wiele za mały, aby armia ta mogła obronić niepodległość Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Złożyło się na to i niedoświadczenie członków Komisji Wojskowej Obojga Narodów, która często kierowała się raczej pobożnymi życzeniami niż rzeczywistością, i przestarzały system rekrutacji żołnierzy i oficerów, i pospolita korupcja, dzięki której lwia część funduszy na potrzeby wojska znikała w kieszeniach oficerów oraz cywilnych urzędników, którzy byli przyzwyczajeni do kradzieży grosza publicznego w okresie saskim i teraz postępowali tak samo, mimo patriotycznych frazesów na ustach, i brak rozwiniętego zaplecza przemysłowego, i wiele innych przyczyn. Polska była krajem, który od stu lat nie miał pojęcia o prawdziwej armii i prawdziwej wojnie, a więc nie mógł j e j stworzyć w przeciągu czterech lat. Na to potrzeba było o wiele więcej czasu, a tego właśnie zabrakło. Tak więc Polacy przystępowali do wielce niebezpiecznej rozgrywki, od której mógł zależeć los państwa, praktycznie osamotnieni, choć jeszcze wierzyli w pruskie obietnice. Ogół szlachecki i mieszczański był jednak przekonany o sile Rzeczypospolitej i trwałości sojuszy z Prusami i Anglią. Polacy myśleli, że albo Rosja ustąpi i wojny nie będzie, albo wojna zakończy się klęską Rosji. Tylko król i przywódca patriotów Ignacy Potocki zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji, ale nie dopuszczali myśli, że może stać się najgorsze. Trzeba jednak przyznać, że i tak przez cztery lata sejmowe dokonano w strukturze wojska polsko-litewskiego zmian rewolucyjnych, które pozwoliły zdeptanemu od stulecia narodowi odzyskać dumę i poczucie własnej godności. Armia polska miała odtąd aż do 1831 roku być symbolem bytu państwowego kraju, który już niedługo miał zniknąć z mapy Europy na ponad sto lat.

OPOZYCJA WOBEC KONSTYTUCJI MAJOWEJ Zanim zacznę opisywać działania Szczęsnego Potockiego, Seweryna Rzewuskiego i Ksawerego Branickiego oraz braci Szymona i Józefa Kossakowskich, chciałbym przedstawić ich krótkie życiorysy. Na ich podstawie łatwiej zrozumieć przyczyny, dla których zeszli oni na drogę współpracy z wrogami ojczyzny. Szczęsny Potocki byl panem ogromnych latyfundiów na Ukrainie, ze stolicą w Tulczynie. Jego ród znany byl w Polsce od XII wieku. Należał do linii, która w XVIII wieku doszła do największego majątku i znaczenia. Włości należące do niego obejmowały 1,5 min ha i 240 tys. poddanych we wsiach i miastach. Roczny z nich dochód szacowany byl od 1,5 do 3 min zl. Przypomnę tylko, że cały skarb Rzeczypospolitej dysponował rocznym dochodem około 20 min zl. Pan na Tulczynie dysponował więc ogromną siłą ludzką i finansową, co pozwalało mu mieć większość kresowej szlachty po prostu w kieszeni. Gdy Sejm Czteroletni rozpoczynał obrady, Szczęsny Potocki miał 36 lat. Przybył na obrady jako nowy Zamoyski — trybun i bożyszcze gołoty szlacheckiej. Ażeby zjednać sobip panów braci, demonstracyjnie zrzekł się urzędów senatora i wojewody ruskiego, by zostać wybranym na posła z województwa

bracławskiego, które prawdę mówiąc, niemal w całości do niego należało. Od Alojzego Briihla, syna kanclerza Brtihla, nabył stanowisko generała artylerii koronnej i objął dowództwo dywizji bracławskiej, którą potem przejął po nim ks. Józef Poniatowski. Szczęsny Potocki uśmierzył z powodzeniem kilka buntów hajdamackich na Ukrainie. Wszyscy wiedzieli, iż na potrzeby Rzeczypospolitej ofiarował 24 trzyfuntowe armaty, że zobowiązał się wystawić własnym sumptem 40 piechurów i że ulżył doli chłopów w swych włościach. Przeto trudno dziwić się, że o względy tego „najszlachetniejszego z Polaków", jak podówczas sądzono, zabiegali wszyscy. Sam Hugo Kołłątaj tak pisał o nim w liście do Małachowskiego: „Trzeba JW Panu (Małachowskiemu — przyp. P. D.) silnych pomocników, równie cnotliwych, jak mocnych w kredyt (...) Wezwij Potockiego, jenerała artyleryi, którego czyny powszechność uwielbia. Niech on pierwszy zachęci liczną i zasłużoną familię swoją, ażeby wchodząc do świątyni Rzeczypospolitej wszyscy z równem jemu weszli sercem, to jest: przejętem miłością nieszczęśliwej ojczyzny, uszanowaniem dla majestatu i duchem najściślejszej jedności'". Widzimy więc, jak bardzo ceniono Szczęsnego Potockiego w kręgach reformatorskich. Dowodem tego uznania było wybranie go na wielkiego mistrza polskiego wolnomularstwa. Szczęsny ostatecznie wybrał stronnictwo „pieczeniarzy" głównie dlatego, iż mieszkając blisko granicy utrzymywał przyjazne kontakty z Rosjanami, a zwłaszcza z ks. Potiomkinem. Jako wielki pan, był z zasady przeciwny wzmocnieniu władzy królewskiej, a to że nienawidził Stanisława Augusta, było powszechnie wiadomo. Jedno go tylko łączyło z królem — platoniczna miłość do Katarzyny II. Obaj wierzyli w „wielkość duszy" imperatorowej. Początek Sejmu Wielkiego zapowiadał się dla Szczęsnego całkiem pomyślnie. Udało mu się przeforsować kompromisowy 1

M. Ko z to w s k i, Krajobrazy przed bitwą, Kraków

1985, s.

18-25.

projekt o sejmie nieustającym, a także wysunąć projekt ulżenia doli chłopów w Rzeczypospolitej. Gdy jednak górę wzięła orientacja pruska (Kołłątaj, Ignacy Potocki, Dmochowski, Staszic oraz poseł pruski Lucchesini), Szczęsny, jako stronnik Rosji, znalazł się pod pręgierzem opinii publicznej. Z dnia na dzień stracił autorytet u panów braci, był bojkotowany przez warszawskie salony, lżony od „pieczeniarzy" i „carskich sługusów". To właśnie spowodowało, że nie wytrzymał nerwowo i zamiast uprawiać legalną opozycję wobec króla i patriotów, zaczął spiskować przeciwko nim z ambasadorem rosyjskim w Warszawie, hr. Stackelbergiem, jego następcą na urzędzie hr. Jakowem Bułhakowem oraz z ks. Potiomkinem i z samym Petersburgiem. Był jeszcze jeden powód tego, że Szczęsny obraził się na wszystkich zwolenników reform — on, wielki pan, którego dotąd całowano po rękach, został nagle ośmieszony, wyszydzony w mowach sejmowych i ulotnych paszkwilach. Ulica warszawska witała go obelgami, urąganiem i zgniłymi jajami, gdziekolwiek się pokazał. A przecież przyjechał do stolicy konno i kolaśnie, a więc był osobą godną szacunku (tak bywało dawniej). Wszystko, co ujrzał podczas sejmu, napawało go panicznym strachem. Dotąd nikt nie ośmielił się w Polsce tak traktować magnata. Zapachniało mu francuskimi nowinkami, a rewolucji nie znosił i bał się j e j bardziej niż rozbioru. Gotów był sprzymierzyć się nie tylko z carycą, ale i z samym diabłem, byle tylko uratować ojczyznę od króla i burzycieli starego ładu. Co do sojuszu z Prusami, to nie miał złudzeń. Oto, co pisał w liście do Rzewuskiego: „Król pruski nie może za nikim się rozszerzać, tylko za nas ani nas w siłach, ani w rządności mieć nie będzie chciał" 2 . Przewidywał zatem, podobnie jak król, że Berlin knuje zdradę i że nie wolno, tym bardziej teraz, zadzierać z Petersburgiem, którego pomocy Rzeczpospolita może wkrótce bardzo potrzebować. 2

Tamże, s. 20.

Nic zatem dziwnego, że na początku 1789 roku obrażony magnat opuścił Warszawę, a niedługo potem Rzeczpospolitą. Udał się do Wiednia, gdzie zamieszkał jako emigrant polityczny. Drugim wielkim malkontentem wobec ustawy rządowej z 3 maja był hetman polny koronny Seweryn Rzewuski. Była to nader osobliwa i ciekawa persona. W 1767 roku kilku polskich senatorów zostało wywiezionych do Kaługi. Wśród nich był Wacław Rzewuski z synem Sewerynem. Na zesłaniu przebywali pięć lat. W oczach konfederatów barskich byli bohaterami narodowymi i męczennikami sprawy wolności ojczyzny. Po powrocie obsypano ich zaszczytami. Seweryn otrzymał liczne starostwa i buławę polną koronną. Ta buława i związane z nią prerogatywy przesłoniły Rzewuskiemu cały świat. Odtąd gotów był na wszystko, byle tylko umocnić swoją władzę i broń Boże nic z niej nie utracić. Poza tym Seweryn Rzewuski zaliczał się do ludzi bardzo zdziwaczałych. Wywodził swe korzenie od władcy Jadźwingów Rzewina herbu Kameleon (który nigdy nie istniał), tytułował się szumnie „księciem oleskim i kowelskim", mimo iż takie księstwo nigdy nie istniało. Był do tego myślicielem (we własnym mniemaniu) i genialnym wynalazcą. Wynalazł maszynerię do skraplania powietrza oraz maszynę rolniczą do wyrywania krzaków z gleby. Budował gipsowe ule i trudnił się tajemną sztuką alchemii. W swoich dobrach zaprowadził iście wojskowy dryl. Wprowadził reglamentację zboża na wyżywienie chłopów i sam obliczał, ile zboża przypada statystycznie na jedną duszę oraz ile z korca upiec można bochenków chleba. Wprowadził też — co brzmi niewiarygodnie — obowiązek picia wódki przez poddanych bez różnicy płci i wieku! Odwrotnie niż Szczęsny Potocki, Rzewuski nie był zorientowany w polityce zagranicznej mocarstw europejskich. Gotów był na wszystko, byle ograniczyć władzę króla albo w ogóle

ją zlikwidować, a umocnić urząd hetmana, czyli swój własny. W tym celu zmawiał się wytrwale z Austrią i Prusami, obiecując nawet oddanie części terytorium Rzeczypospolitej w zamian za pomoc w umocnieniu władzy hetmańskiej. Również był przerażony tym, co działo się w sejmującej Warszawie i podobnie jak Szczęsny wybrał emigrację polityczną do Austrii. Ciekawa rzecz, że kiedy w 1788 roku przedstawiono ambasadorowi rosyjskiemu w Warszawie oraz ks. Potiomkinowi listę Polaków ewentualnie skłonnych do współpracy z Rosją, obaj zapytali, czy Seweryn Rzewuski jest tym samym, którego więziono w Kałudze, a kiedy okazało się, że to ta sama osoba, obaj stwierdzili, że w takim razie trudno będzie liczyć na jego przyjazny stosunek do Petersburga. Rzeczywistość miała okazać się inna. Innym, tym razem krajowym, malkontentem, okazał się Ksawery Branicki — hetman wielki koronny. Nie głosił on publicznie swoich poglądów, ale również nie cierpiał króla, nowinek i rozpolitykowanego motłochu. W przeciwieństwie do Potockiego i Rzewuskiego wytrzymał ostrzał ulicznej krytyki i nie wyjechał z Warszawy, chcąc na miejscu przeciwdziałać rewolucji. Nie zdołał jednak zapobiec uchwaleniu ustawy rządowej, co bardzo przeżył. Z inicjatywy króla, który pragnął zgody narodowej, został Branicki mianowany ministrem wojny w Straży Praw. Wykorzystał to oczywiście do sparaliżowania polskich przygotowań wojennych, a następnie wyjechał, za zgodą króla, za granicę, aby „ratować sterane zdrowie". Dołączył do Szczęsnego Potockiego i Rzewuskiego, przebywających podówczas na zaproszenie księcia Potiomkina w Jassach, o czym szerzej w następnym rozdziale. Ci trzej panowie byli „koroniarzami". Na Litwie działał zaś malkontencki duet: Szymon i Józef Kossakowscy. Szymon Kossakowski był legendarnym zagończykiem z czasów barskich. Wsławił się brawurowym rajdem kawaleryjskim

z Litwy pod Warszawę i z powrotem. Mówiono wtedy, że dwóch jest rycerzy w Rzeczypospolitej — Pułaski w Koronie i Kossakowski na Litwie. Jednak po upadku konfederacji Szymon Kossakowski zmienił poglądy i został Rosjaninem z ducha, a w 1790 roku otrzymał rangę generała armii carskiej. Jego szczytną działalność cechowało dążenie do oderwania Wielkiego Księstwa od Korony i utworzenia litewskiego państwa (pod własnym berłem) przy pomocy Rosji. Sekundował mu dzielnie brat Józef, biskup inflancki, którego najlepiej scharakteryzuje nieco późniejsza satyra: Biskup przystojny, Mówca zabawny, Hulaka wielki, Gracz w wista sławny, Intrygant zręczny, Podszyty cnotą, Króla i naród Oddał za złoto 3 . Jedyną jego zasługą, docenioną przez potomnych, było to, iż jako mecenas sztuki przebudował kilka wileńskich kościołów, a przede wszystkim nadał nowy kształt katedrze, co możemy podziwiać do dziś. Obaj bracia mieli liczne znajomości w Petersburgu. Obaj też doczekali się w końcu odpowiedniej do zasług nagrody: Szymon zawisnął na szubienicy w Wilnie, a Józef w Warszawie, w czasie insurekcji kościuszkowskiej w 1794 roku. Wszyscy powyżej opisani liczyli na zbrojną pomoc Rosji i Austrii w obaleniu reform stronnictwa patriotycznego, odsunięciu od władzy rodziny Poniatowskich i przekształceniu Rzeczypospolitej w luźną Rzeszę państw magnackich. Pokrywało się to z planami ks. Grzegorza Potiomkina, faworyta 3

Autor nieznany; dużo takich pamfletów ulotnych krążyło wówczas wśród rozpolitykowanej gawiedzi stołecznej.

Katarzyny II i księcia Taurydy (Krymu), który marzył o koronie polskiej lub o przyłączeniu Podola do planowanego Królestwa Dacji, mającego powstać po pokonaniu Porty i nad którym on miał panować 4 . Tak przedstawiają się krótkie charakterystyki ludzi, których działalność odcisnęła się złym piętnem na losach całej Środkowej Europy. Można zastanawiać się, co wpłynęło na ich wrogą postawę do zreformowanego i odmienionego, ale przecież własnego kraju. Konstytucja 3 maja nie znosiła przecież stanów ani poddaństwa, więc Szczęsny Potocki, Rzewuski, Branicki i bracia Kossakowscy nie musieli obawiać się utraty swoich majątków, spadku dochodów, czy wręcz zagrożenia życia i mienia, jak to miało miejsce w rewolucyjnej Francji, gdzie arystokracja utraciła wszystko. W Warszawie nikomu nie groziła gilotyna, konfiskata całego majątku, utrata czci i praw publicznych na zawsze, co najwyżej, jakiś złośliwy pamflecista napisał mniej lub bardziej zjadliwą satyrę, a lud poczęstował karetę „pieczeniarza" zgniłym j a j e m . Można zrozumieć francuskich emigrantów, którzy wobec zawalenia się ich świata, szukali pomocy u obcych dworów i nie traktowali tego jako zdrady, ponieważ po 1790 roku Francja nie była już ich ojczyzną. W przypadku polskich i litewskich „królewiąt" można rozpatrywać ich postawę polityczną tylko w kategoriach urażonej do żywego ambicji i panicznego lęku o utratę własnego znaczenia. Historycy dowiedli, że już w XVII wieku Rzeczpospolita szlachecka przekształciła się w Rzeszę państewek magnackich, które prowadziły samodzielną politykę, mało licząc się z królem i polską racją stanu. Przykładem tego może być chociażby postawa polskiej magnaterii w okresie „potopu" szwedzkiego, rokoszu Lubomirskiego, wolnych elekcji i wojny północnej (1700-1721), kiedy to poszczególne partie magnackie prowadziły ze sobą mniej lub bardziej otwarte wojny, wchodziły w układy z obcymi dworami, motywując to tylko i wyłącznie interesem własnego' rodu lub 4

L o r d , op. cit, s. 59-61.

chęcią wykorzystania sprzyjającej koniunktury dla wyniesienia własnego domu ponad inne. Już w XVI wieku polska magnateria zaczęła nasiąkać kosmopolityzmem. Skoligaceni z obcą arystokracją magnaci polscy w XVII, a szczególnie w XVIII wieku zatracili poczucie więzi z ogółem szlacheckiego narodu. Uważali, że Rzeczpospolita jest im w zasadzie niepotrzebna i najlepiej byłoby zastąpić ją luźną konfederacją państw magnackich na wzór Rzeszy Niemieckiej, w której elektorzy nie musieli być zależni od cesarza w czymkolwiek. Jeżeli spojrzymy na postawę polskich magnatów od tej strony, ich postępowanie staje się zrozumiałe. Silna, scentralizowana Rzeczpospolita była tym, czego obawiali się najbardziej, gdyż mogliby w niej pełnić co najwyżej funkcje urzędników królewskich, związanych z dworem w Warszawie. Oznaczałoby to utratę prywatnych armii, silniejszych od królewskiej, własnych stolic, własnej administracji, dworów, a co za tym idzie — znaczenia, które od dwustu lat było wyznacznikiem ich pozycji i sensem ich życia. Dlatego byli gotowi w desperacji doprowadzić kraj do ruiny, a nawet zagłady politycznej, byle dopiąć swego celu — ustanowić trwałą Rzeszę magnacką. Nie sądzili przy tym, by upadek Rzeczypospolitej pociągnął za sobą ich katastrofę. Stało się jednak inaczej i już wkrótce mieli drogo zapłacić za swoją wybujałą ambicję i graniczącą z zaślepieniem krótkowzroczność polityczną. Z „sobiepanów" przeistoczyć się musieli w posłusznych urzędników tym razem obcych mocarstw, arystokrację drugiej kategorii, drżącą o swoje majątki i apanaże, truchlejącą na myśl o niełasce monarchy, który w jednej chwili mógł pozbawić ich wszystkiego. Zaiste, ich los stał się widomym przykładem politycznego bankructwa, wręcz drwiny Historii.

DROGA DO ZDRADY Błyskotliwe zwycięstwo reformatorów zaskoczyło i przeraziło obóz magnacki. Tak się złożyło, że większość „pieczeniarzy" nie wróciła jeszcze z ferii wielkanocnych. Uchwalenie Konstytucji odbyło się pod naciskiem tłumu i miało wszelkie znamiona zamachu stanu lub rewolucji, chociaż bez przelewu krwi. W jednej chwili zawalił się cały świat sarmacki — a to, co powstało, było bardziej podobne do Anglii niż do dawnej, „nierządem stojącej", Rzeczypospolitej czasów saskich. Emigranci z Wiednia rozpoczęli pisanie listów i błagalnych monitów do Leopolda II i Kaunitza, do Potiomkina i carycy Katarzyny II. Pisali w nich, że cały naród jęczy pod tyrańskimi rządami „Ciołka" i Polacy idą w ślady bezbożnych Francuzów, a jeśli Rosja i Austria udzielą opozycji zbrojnej pomocy, można będzie utworzyć konfederacje w Koronie i na Litwie, które zbrojną ręką przywrócą dawny lad w Rzeczypospolitej, co i dla Wiednia, i dla Petersburga byłoby najkorzystniejsze. Pomylili się jednak co do Austriaków, ponieważ Leopold II zajmował się w tym czasie przygotowaniami kampanii francuskiej, a wojna z Polską mogłaby sprowokować Prusy do agresji, tak niedawno zażegnanej w Reichenbachu. Wojna na dwa fronty rzadko kończy się zwycięstwem, o czym Leopold II doskonale wiedział. Poza tym dwór wiedeński' sprzyjał poczynaniom króla Stanisława Augusta, zbywał więc polskich

magnatów ogólnikami, nic konkretnego im nie obiecując, ajednocześnie wykazywał dużo sympatii dla polskich przemian ustrojowych. Inaczej zareagowała Katarzyna II. Natychmiast przekazała Potiomkinowi tajne reskrypty, niemal w całości pokrywające się z sugestiami malkontentów. Jeden z tych reskryptów, datowany 29 lipca 1791 roku w Carskim Siole, zawiera szczegółową instrukcję dla księcia Taurydy. Imperatorowa pisze w nim: „Przemiana rządu w Polsce, jeżeli tylko nabierze stałej siły i działalności, nie może być korzystną dla j e j sąsiadów. Dlatego takowa zmiana zmusza nas obmyśleć wcześnie sposoby ku odwróceniu niebezpieczeństw któremi nam zagraża państwo to, tak bogate w środki liczne i potężne" 1 . Przechodząc do szczegółów caryca zalecała: „ Z a w i ą z a n i e konfederacji wolnych, które reprezentując naród, ogłosiłyby nieprawnym wszystko, co w Warszawie było albo będzie zrobionym — j e s t rzeczą nieodbicie potrzebną. Jednak zastanowić się trzeba, czy te konfederacje mają być zawiązywane przed wstąpieniem wojsk rosyjskich do Polski, czy też po ich wstąpieniu. Pierwsze byłoby dla nas przyzwoitsze i dogodniejsze, bo w tym razie bylibyśmy zaproszeni do podania pomocy od znacznej liczby obywateli obstających za swymi swobodami przez nas gwarantowanymi. Lecz może będzie trudno takie konfederacje zawiązać wobec środków, jakie rząd przeciw nim przedsięweźmie i wobec wojsk polskich wszędzie rozłożonych; chyba, by liczba niechętnych wzrosła do tego stopnia, żeby przemogła stronnictwo królewskie; albo gdyby wielu ze znaczniejszych dowódców wojskowych przystało do patriotów (czytaj do „malkontentów" — przyp. P. D.). O wszystkim ty lepiej się książę dowiesz przy osobistym waszym porozumieniu zjenerałem artyleryi Potockim" 2 . Jak widać, Katarzyna II nie zamierzała pogodzić się z faktami dokonanymi na terenie byłej rosyjskiej kolonii. ' 2

M.

K o z ł o w s k i , Krajobrazy przed bitwą Kraków

Tamże, s. 28.

1985, s. 28

Reskrypt ten zawierał tajny fragment, który nie był przeznaczony do wiadomości polskich magnatów. Katarzyna zalecała w nim, co następuje: „Trudno obrachować, jaki będzie wypadek dzisiejszych naszych zabiegów; lecz jeśli z pomocą Wszechmogącego, na naszą stronę rezultat wypadnie, to dwojakiego rodzaju korzyści mogą dla nas wypaść: albo obalając teraźniejszą formę rządu i przywracając dawną polską wolność zapewnimy tym samym na dalsze czasy państwu naszemu spokój zupełny, albo gdyby król pruski okazał nieprzełamaną chciwość, zmuszeni będziemy, dla uniknięcia dalszych zajść i niepokojów, zezwolić na nowy podział Polski między trzema połączonymi mocarstwy. W tym ostatnim razie osiągniemy tę korzyść, że rozszerzając granice państwa naszego, zwiększymy też jego bezpieczeństwo, przyłączając do posiadłości naszych nowych poddanych jednej z nami wiary i jednego plemienia, którzy od dawna pod uciskiem, pokładają w nas nadzieję. Polskę wtedy zawrzemy w takich granicach, ażeby (choćby naj czynniej szy w niej rząd był na przyszłość) nie była szkodliwą dla sąsiadów, a służyła tylko między nimi za przegrodę" 3 . Jest to cała rosyjska racja stanu. Znamienne, iż plany rozbiorowe snuła caryca już w 1791 roku, dwa lata przed rozbiorem. W świetle tego dokumentu widać, że od samego początku manipulowała przyszłymi targowiczanami i wypada tylko dziwić się, że byli oni tak naiwni (dotyczy to zwłaszcza Szczęsnego Potockiego) i nie rozumieli, że za każdą pomoc obcych trzeba będzie płacić rozbiorem Rzeczypospolitej. Na razie jednak ks. Potiomkin wystosował uprzejme zaproszenie dla malkontentów do Jass gdzie stał kwaterą jako naczelny wódz armii rosyjskiej walczącej z Turkami. Przybyli panowie magnaci prawie natychmiast, z wielką ochotą porzucając głuchy na ich błagania Wiedeń. Zanim jednak tam dotarli, ks. Potiomkin zmarł nagle. Oto co pisał na temat przybycia do Jass polskich panów najbliższy współpracownik zmarłego, szef sztabu wojsk J

Tamże, s. 2 8 - 2 9 .

rosyjskich, gen. Wasyl Popow w raporcie do Katarzyny II z 19 października 1791 roku: „W sam dzień wyjazdu zmarłego księcia z Jass przyjechał tu polski jenerał artyleryi Potocki, a nazajutrz i hetman polny Rzewuski (...) Śmierć księcia przeraziła do tego stopnia tych panów, że nie wiedzieli, co robić. Z hrabią Potockim widziałem się i opierając się na tym, co mawiał zmarły książę, ośmieliłem się zapewnić go o naj miłościwszej łasce Waszej Cesarskiej Mości" 4 . Zdawało się, że wszystkie plany legły w gruzach. Byłoby tak rzeczywiście, gdyby tylko ks. Potiomkin snuł plany antypolskie, ale niestety tak nie było — Katarzyna II cieszyła się dobrym zdrowiem, teraz więc ona bezpośrednio zaczęła realizować swe plany w kwestii polskiej. 16 października 1791 roku podpisano pokój ze Szwecją. Wkrótce zakończono rokowania pokojowe z Portą. Ogromna armia rosyjska mogła teraz ruszyć ku granicom Rzeczypospolitej. Znamienne, że do Jass przyjechał na rokowania z Turkami i potajemnie z Potockim i Rzewuskim wicekanclerz Aleksander Bezborodko. Był on przeciwnikiem planów Potiomkina, którego uważał za awanturnika, swymi ambitnymi planami szkodzącego interesom Rosji na arenie międzynarodowej. Malkontentom doradzał cierpliwość, umiar w deklaracjach i ostrożność w działaniu. Tłumaczył, że Rosja nie może interweniować w Polsce sama, bez uprzedniego powiadomienia Prus i Austrii. Tymczasem w Petersburgu doszedł do głosu młody hrabia Płaton Zubow — ostatni kochanek carycy. On i jego rodzina byli zwolennikami szybkiego działania w myśl planów Potiomkina, ponieważ liczyli na intratę przy rozbiorze Polski. Ich przyjacielem był także Szymon Kossakowski. W tym czasie przybył do Jass również Branicki oraz wsławiony tragikomicznym protestem przeciw uchwaleniu Konstytucji 3 maja poseł Suchorzewski. Po ratyfikacji pokoju z Portą, Katarzyna II zaprosiła Polaków do Petersburga. Pierwszy przybył Szymon Kossakowski. 4

Tamże, s. 29.

W połowie marca zjechali Rzewuski i Potocki. Hetman Branicki zjawił się nad Newą ostatni. Przyjęcie nie było tak entuzjastyczne, jakby mogli się tego spodziewać. Oto, co na ten temat pisał do króla Stanisława Augusta poseł polski w Petersburgu Deboli: „Nikomu publiczność nie dawała obficiej imienia zdrajców, jak tym ichmościom, pospólstwo nawet na rynku o nich rozmawia i nazywa ich zdrajcami" 5 . Trudno się dziwić, że większość Rosjan patrzyła na tych ludzi jak na zdrajców i podżegaczy wojennych. Interwencja w Polsce oznaczała konieczność nowej wojny. A przecież właśnie udało się, z niemałym trudem, zakończyć wojnę na dwa fronty. Konflikt z Polską mógł wciągnąć do działań wojennych Prusy, które wciąż były formalnym sojusznikiem Rzeczypospolitej. To zaś mogło oznaczać długą wojnę z przeciwnikiem groźniejszym niż Turcja i Szwecja razem wzięte. Rosja była jednak krajem, gdzie liczył się tylko głos władcy, który ludu nigdy o zdanie nie pytał. Działo się więc to, co Katarzyna i Płaton Zubow uznali za słuszne dla dobra imperium. Ostatecznie 27 kwietnia 1792 roku w Petersburgu podpisano akt konfederacji, która przeszła do historii jako konfederacja targowicka. Jej marszałkiem został Szczęsny Potocki, a akces do niej wyrazili: Seweryn Rzewuski, Ksawery Branicki, kasztelan przemyski Antoni ks. Czetwertyński, kawaler orderów Jerzy Wielhorski, chorąży czerwonogrodzki Antoni Złotnicki, chorąży bracławski Adam Moszczeński, podczaszy włodzimierski Jan Zagórski, wojski wschowski Jan Suchorzewski, pułkownik pułku buławy polnej koronnej Michał Kobyłecki, wojewodzie podolski Jan Swiejkowski, łowczy czernichowski Franciszek Hulewicz oraz nadworny poeta z Tulczyna, sekretarz konfederacji Dyzma Bończa-Tomaszewski. Wszyscy oni należeli do klientów Szczęsnego Potockiego i wszyscy byli związani z ugrupowaniem „pieczeniarzy" na 5

Tamże, s. 33.

Sejmie Wielkim. Wyjątek stanowili tylko Kobyłecki, który był totumfackim Rzewuskiego i Suchorzewski, który wdał się w tę awanturę myśląc, że w ten sposób ratuje Polskę i staje się drugim Reytanem. Sam akt konfederacji spisano na czterdziestu stronach, Jest on napisany bardzo kwiecistym, typowo sarmackim językiem doby saskiej. Rozpoczyna się od inwokacji: „Nigdy jeszcze sztuka zwodzenia w tym u nas nie była widziana stopniu, w którym okazała się w ostatnich czasach" 6 . Potem następuje bardzo długie wyliczanie krzywd, które rzekomo zostały wyrządzone Polakom i Litwinom przez króla — despotę i jego nowinkarskich (inspirowanych z Paryża) doradców. Utyskuje się na zniesienie konfederacji, liberum veto, nadanie praw miastom, a przede wszystkim na obalenie wolnej elekcji, która dotąd była podstawą ustroju Rzeczypospolitej. Krótko mówiąc, oszustwem, podstępem, przemocą i terrorem garstka jakobinów zaprowadziła tyranię w Rzeczypospolitej, nie bacząc na protesty większości obywateli, a opornych strasząc przykładem Paryża. Toteż uciśniony naród szlachecki został bez pomocy. „A że Rzeczpospolita podbita i w rękach swych ciemięży cielów moc całą m a j ą c a , własnymi się z niewoli dźwignąć nie może siłami, nic j e j innego nie zostaje, tylko uciec się z ufnością do wielkiej Katarzyny, która Narodowi Sąsiedniemu (Rosji — przyp. P. D.) przyjaznemu i sprzymierzonemu z taką sławą i sprawiedliwością panuje, zabezpieczając się tak na wspaniałości tej wielkiej monarchini jako i na traktatach, które ją z Rzecząpospolitą wiążą; a nade wszystko wielkość j e j duszy pewną nam daje nadzieję nieinteresownej, wspaniałej, j e d n y m słowem godnej dla nas pomocy" 7 . Imperatorowa przygotowała rzeczywiście godną pomoc: stacjonujący w okolicach Kijowa korpus gen. Michaiła Wasiliewicza Kachowskiego liczył 64 tys. doborowego żołnierza 6

Tamże, s. 37.

7

Tamże, s. 38.

(plus Kozacy i Kałmucy), a od północy (z Inflant ł ze Smoleńszczyzny) nadciągał ku polskim granicom gen. Michaił Nikitycz Kreczetnikow z 34-tysięczną armią. Katarzyna planowała, iż nie będzie to wojna, lecz dobrosąsiedzka pomoc, dla drogiego j e j sercu narodu, który cierpi ucisk. Nakazywała zatem swoim generałom: „Wszędzie, gdzie to możliwe, zachowywać pozory zachowania przyjacielskiego" 8 . Konfederaci mięli być traktowani uprzejmie, ale nad ich posunięciami czuwać miał baron Karol Biihler, który, gdyby robili coś niezgodnego z wolą carycy, miał prawo do wszelkich działań zapobiegawczych dla dobra imperium. Konfederaci mieli ogłosić akt konfederacji niezwłocznie po wkroczeniu wojsk sojuszniczych na terytorium Rzeczypospolitej. Na razie opuścili gościnną stolicę Rosji i udali się nad granicę, gdzie rozpoczęli akcję propagandowo-dywersyjną. Zaczęli rozsyłać listy do polskich dowódców na Ukrainie. W listach tych, pęczniejących od patosu i grafomanii, tak że często nie wiadomo było, o co autorom w zasadzie chodzi 9 , wzywali znanych sobie i nie znanych dowódców polskich, aby przystępowali do konfederacji, która grupuje prawdziwych Polaków. Apele popierali groźbami i obietnicami awansów, zaszczytów i innych dobrodziejstw, w zamian za niestawianie opora ich sojusznikom, Rosjanom. Odzew był jednak prawie żaden. Rosyjski plan „pomocy dla Rzeczypospolitej" przedstawiał się następująco: Generał Kachowski miał posuwać się starym szlakiem najazdów tatarskich przez Ukrainę w kierunku Kamieńca Podolskiego, Chełma i Lublina, a następnie oskrzydlić Warszawę od południa. Przewidywano, że nie napotka on poważnego oporu ze strony słabych wojsk koronnych. Generał Kreczetnikow miał posuwać się szlakiem najazdów moskiewskich na Mińsk, Wilno, Brześć Litewski i Białystok. 8

Tamże, s. 38.

9

Większość tych listów jest prawdę m ó w i ą c o niczym.

Jego zadaniem było obejście Warszawy od północy i połączenie się z Kachowskim. Liczono, że armia litewska będzie jeszcze słabsza od koronnej i szybko pójdzie w rozsypkę. Trzeba dodać, że Rosjanie dysponowali dość dobrym wywiadem na terytorium Rzeczypospolitej i nieźle orientowali się w rozmieszczeniu i liczebności oraz wartości bojowej wojsk przeciwnika 10 . Pod koniec kwietnia przygotowania do inwazji zostały ukończone. Czekano tylko na sygnał. Wojna zbliżała się nieuchronnie.

10

Odsyłam czytelnika do wspomnień Tadeusza Kościuszki i ks. Józefa

Poniatowskiego.

WARSZAWA SZYKUJE SIĘ DO WOJNY Uchwalenie ustawy rządowej dokonało się nadspodziewanie łatwo. Nie było poważniejszego oporu ze strony środowisk konserwatywnych. Patrioci z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim na czele mogli sobie powinszować wspaniałego zwycięstwa i ziszczenia tak długo niemożliwych do realizacji marzeń — naprawy Rzeczypospolitej. Euforia, która towarzyszyła tym wydarzeniom, ogarnęła wszystkich bez wyjątku. Polakom zdawało się, że teraz nic już nie może zagrozić dziełu Sejmu Czteroletniego i że czasy podległości wobec sąsiadów nieodwołalnie się skończyły. Lud warszawski świętował zwycięstwo, czemu towarzyszyły nieustanne festyny, bale, widowiska, parady. Ten nastrój udzielił się też najwyższym sferom państwa. Wszędzie panowała beztroska, połączona z niczym nie uzasadnionym poczuciem własnej siły i znaczenia. Ogół narodu uważał, iż skoro rozpoczęto aukcję wojska, uchwalono pierwszą konstytucję w Europie i zawarto układ sojuszniczy z potężnym, zachodnim sąsiadem, czyli Prusami, oraz skoro większość dworów europejskich pochwalała, a nawet stawiała innym za wzór polskie przemiany ustrojowe, to Polska nie ma się czego obawiać. Katarzyna II nigdy nie odważy się wystąpić zbrojnie przeciwko krajowi, którego sojusznikiem jest cala postępowa Europa. Dowodem na to są liczne wypowiedzi Hugona

Kołłątaja, Ignacego Potockiego (który był ówcześnie zaufanym współpracownikiem ministra interesów zagranicznych Joachima Litawora Chreptowicza), Stanisława Staszica, a nawet samego króla — wystarczy przejrzeć ówczesne stołeczne gazety i korespondencję osób zbliżonych do dworu i obozu patriotycznego. Także ówczesna twórczość literacka pęczniała od radości z odniesionego tryumfu. Konstytucję 3 maja i j e j twórców opiewano w pieśniach i poematach, jak chociażby ten: Zgoda sejmu to sprawiła, Ze nam wolność przywróciła. Wiwat wszystkie, wszystkie stany! Niechaj żyje król kochany! Taka jest narodu wola: Za swych braci i za króla, Obywatel każdy wszędzie Życie swoje łożyć będzie. Wiwat sejm i naród cały! Dziś nam nieba żywot dały. Wiwat wszystkie, wszystkie stany! Niechaj żyje król kochany! 1 Taki nastrój udzielił się całej Rzeczypospolitej. Nikt nie brał poważnie złowróżbnych odgłosów dochodzących z Wiednia, Jass i Petersburga. Wszyscy woleli spychać w niebyt myśl o starciu z Rosją, przekonując siebie i innych, że coś takiego jest niemożliwe. Król, który na początku Sejmu Wielkiego doceniał niebezpieczeństwo rosyjskie i przestrzegał naród przed zrywaniem sojuszu ze wschodnim mocarstwem, teraz dał się ponieść fali ogólnego entuzjazmu. Po raz pierwszy od chwili wstąpienia na tron w roku 1764, poczuł się wolny od opieki Rosjan 1

Polonez Trzeciego Maja w: Ojców naszych śpiew, Komorów

1992, nr 43.

i zaczął snuć rozległe plany na przyszłość. Marzył o uzupełnieniu Konstytucji 3 maja konstytucją ekonomiczną i konstytucją moralną, które miały być drogowskazem nie tylko dla Polski, ale dla całej ówczesnej Europy (co skończyło się tylko na projektach). Oczyma duszy widział już Rzeczpospolitą jako pierwsze mocarstwo w Europie, które zadziwi cały świat doskonałością ustroju, siłą armii, dokonaniami nauki i mądrością obywateli. Kiedy dowiedziano się o knowaniach Potockiego i Rzewuskiego, początkowo śmiano się z nich, bagatelizując zagrożenie, ponieważ powszechnie wiedziano, że Leopold II sprzyja Polakom. Jeszcze 1 października 1791 roku król Stanisław August pisał do ambasadora polskiego w Petersburgu, Debolego: „Z Wiednia tyle wiemy, że Potiomkin gęsto pisuje do jenerała artyleryi (Szczęsnego Potockiego — przyp. P. D.), że ten mocno żąda pojednania naszego z Moskwą, ale przecież nie żąda wnijścia wojska moskiewskiego w Polskę" 2 . Świadczy to źle o polskiej dyplomacji, która nie potrafiła dostarczać królowi kompetentnych i wiarygodnych informacji o działaniach nie tylko dworów ościennych, lecz także jego własnych poddanych. Jak się później okazało, także wywiad wojskowy, już w czasie wojny, działał podobnie. Co prawda, to w deklaracji sejmu z 5 maja 1791 roku napisano: „Uczyniwszy zadosyć radości powszechnej, dajemy pilne oko na ubezpieczenie tej Konstytucyi, stanowiąc, iż ktobykolwiek śmiał być przeciwnym niniejszej Konstytucyi lub targać się na j e j zepsucie, albo wzruszał spokojność dobrego i szczęśliwym być zaczynającego narodu przez zasiewanie nieufności, przewrotne tłomaczenie Konstytucyi, a tym bardziej przez formowanie jakiegokolwiek w kraju rokoszu, czyli konfederacyi onej przodkowa! lub jakowym sposobem do tego dokładał się, ten za nieprzyjaciela ojczyzny, za j e j zdrajcę, za buntownika uznany, najsurowszymi karami natychmiast przez sąd 2

M . K o z ł o w s k i , Krajobrazy przecl bitwą,

Kraków

1985, s. 27.

sejmowy ukarany będzie. Dlatego nakazujemy, aby sąd sejmowy w komplecie nieprzerwanym tu w Warszawie agitował się, sesyje swoje od dnia do dnia limitował, wszystkich zaś doniesionych sobie przez dobrze osiadłego obywatela, delacyją biorącego 3 , w asystencji instygatorów Obojga Narodów o podnoszenie rokoszu lub namawianie do niego natychmiast sądził, o osobach wyrokowi swemu mających podlegać ubezpieczał się, do czego wojska narodowe za zniesieniem się sądu z władzą wykonawczą mają być gotowe i powolne" 4 . Niestety, ten groźnie brzmiący cytat mijał się z rzeczywistością prawną pomajowej Rzeczypospolitej. Nikt nie był w stanie karać przeciwników reform i zdrajców. Nikt nawet poważnie o tym nie myślał, ani nawet nie wiedział, jak to zrobić. Tymczasem malkontenci rozpoczęli już rokowania z Rosjanami i byli w trakcie przygotowywania konfederacji. Jak wielkie było niedoinformowanie Warszawy w tych sprawach, świadczyć może fakt, że hetman Branicki wyjechał sobie spokojnie z Polski do Jass, przyrzekłszy tylko królowi, że nie weźmie udziału w żadnych spiskowych działaniach przeciwko reformom oraz że powróci najdalej za cztery niedziele. Dodać należy, że wszyscy zdrajcy nominalnie pozostawali nadal w służbie czynnej dla Rzeczypospolitej, a gdy w końcu wydało się, co knuli, pozbawiono ich tylko urzędów, a i to po bardzo długiej dyskusji. Podobno bardzo to ich nie zmartwiło, a nawet gratulowali sobie mówiąc, że już niedługo odzyskają wszystko z nawiązką. Sejm, zamiast potępić zdrajców, wezwał ich do przysięgi na Konstytucję 3 maja i do powrotu w ciągu trzech miesięcy. Przyszli targowiczanie nie śpieszyli się z odpowiedzią. Odpisali dopiero pod koniec roku 1791. Potocki pisał: „Na rząd, co by nie był republikański w Polsce, żadna moc na świecie do przysięgi przymusić mnie nie zdoła" 5 . 3

Składającego doniesienia.

4

Konstytucja 3 maja 1791

5

K o z 1 o w s k i, op. cit., s. 31.

r„ s.

106-107.

Rzewuski zaś napisał, że na absolutyzm w Polsce nie pozwoli i przestrzegł króla i sejm, że Rosja, Prusy i Austria prędzej zgodzą się na nowy rozbiór, aniżeli pozwolą, aby tron polski był tronem dziedzicznym. Branicki odpisał sejmowi w podobnych słowach. W tej sytuacji Stanisław August i Ignacy Potocki rozpoczęli grę dyplomatyczną, mającą na celu ściślejsze związanie Warszawy z Wiedniem, Berlinem i Dreznem. Temu miała służyć misja ks. Stanisława Poniatowskiego, bratanka króla, do Wiednia (w listopadzie 1791 roku). Książę Stanisław zaproponował cesarzowi Leopoldowi II sojusz polskoaustro-prasko-saski przeciw Rosji. Warunkiem sojuszu miałoby być poparcie dla infantki saskiej lub dla elektora Fryderyka Augusta w prawach do korony polskiej, poparcie dla wzmocnienia Rzeczypospolitej i dla dalszych reform. Prusy odpowiedziały na propozycje austro-polskie, iż jakakolwiek unia Rzeczypospolitej z Saksonią nie leży w interesie Prus. Co zaś się tyczy elektora saskiego, to na polskie monity w sprawie objęcia tronu przez Wettinów, odpowiadał zrazu wymijająco, a w końcu stanowczo odmówił, bojąc się reakcji Rosji i Prus. Austria z kolei również odmówiła poparcia sprawy polskiej, ponieważ Prusy nie poparły j e j działań, a poza tym sprawy francuska i bawarska 6 były dla niej podówczas pilniejsze. Tylko ambasador austriacki przez jakiś czas starał się odwieść carycę od zamiaru zbrojnej interwencji w Polsce, ale jego wysiłki na nic się nie zdały, bo wojna była już postanowiona. Król Stanisław August podjął w tej sytuacji ostatnią, rozpaczliwą próbę nakłonienia Szczęsnego Potockiego do odstąpienia od rozpętania wojny, ponieważ łudził się, że krok ten zniweczyłby zamiary reszty spiskowców. Król ciągle jeszcze miał nadzieję, że Katarzyna da się ułagodzić i przystąpi do rokowań z Polską. W końcu 1791 roku pojechał do Jass kuzyn Szczęsnego Potockiego, poseł lubelski, Stanisław Kostka Potocki. Kiedy przybył na miejsce, okazało się, że pokój z Turcją został 6

Austria była podówczas zainteresowana aneksją Bawarii. Zainteresowanych odsyłam do Lorda op. cit.

podpisany. Rosjanie mieli nad posłem polskim przewagę argumentów siły i faktów dokonanych — ich armia była gotowa do wymarszu nad polską granicę. Nic dziwnego zatem, że rozmowy obu krewniaków upłynęły w miłej atmosferze, ale zakończyły się fiaskiem. Szczęsny Potocki zbyt dobrze już wiedział, czego chce, a ofertę kuzyna potraktował jako oznakę słabości i strachu „Ciołka". Na dodatek z tą misją związana była zgoła fantastyczna pogłoska. Deboli informował z Petersburga: „Napisano z Warszawy, że Stanisław Potocki miał się z tym dać słyszeć, iż gdy ich nie nawróci, będzie się starał, aby im zadać truciznę. Zlękli się tego, a osobliwie eks-jenerał artyleryi i gorąco prosili Bezborodkę, aby wyjazd Stanisława Potockiego był przyspieszony" 7 . Była to najprawdopodobniej złośliwa plotka, puszczona przez magnatów z Jass (a może i przez Petersburg), w celu pozbycia się niewygodnego posła i zdyskredytowania polskiej dyplomacji w świecie. Nie wydaje się prawdopodobne, żeby ktokolwiek w Warszawie myślał o posługiwaniu się trucizną, a już najmniej Stanisław Kostka Potocki. Zresztą i tak by to planów Katarzyny II względem Rzeczypospolitej nie zmieniło. Ona chciała wojny i do j e j wywołania konsekwentnie dążyła. Niemniej jednak w Warszawie nadal łudzono się, że skończy się na demonstracji siły i konferencji pokojowej, podobnej do tej w Reichenbachu, w trakcie której Rosja uzna niezawisłość Polski, dzięki mediacji Prus, Austrii i Saksonii. Zresztą Prusy do końca zapewniały Polaków, że dotrzymają zobowiązań sojuszniczych z 27 marca 1790 roku. Wojna z Turcją i Szwecją kończyła się dla Rosji mimo wszystko pomyślnie. Co prawda plan grecki upadł, przez co opanowanie Konstantynopola odsuwało się w mglistą przyszłość, ale wojny europejskiej udało się uniknąć. Dla wszystkich w Europie było jasne, że następną ofiarą wojsk carycy musi stać się Polska. Ambasador rosyjski w Warszawie nigdy 7 K o z t o w s k i, op. cii., s. 31.

nie ukrywał, że zerwanie gwarancji rosyjskich będzie drogo Polaków kosztować i że Katarzyna II nigdy nie pogodzi się z utratą kontroli nad Polską. Rozumiał to dobrze król Stanisław August — nie rozumieli tego patriotyczni posłowie. W początkach roku 1792 Polska nie miała praktycznie na kogo liczyć. Prusy, którym nie ziściły się marzenia o Gdańsku i Toruniu, przestały traktować Polskę poważnie i dążyły do porozumienia z Rosją w sprawie nowego rozbioru. Austria była już wtedy zaangażowana wyłącznie w sprawy francuskie. Turcja i Szwecja były pobite. Anglia nigdy, tak naprawdę, nie chciała angażować się w egzotyczne i niebezpieczne, z j e j punktu widzenia, awantury z Rosją o odległą, i zupełnie obcą interesom Albionu Polskę, która i tak była skazana na upadek z powodu swej słabości. Zresztą rewolucyjna Francja była dużo bliżej i mogła zagrozić Anglii w sposób realny, podczas gdy Rosja, nawet skłócona z Brytyjczykami, mogła najwyżej zaniechać handlu, ale nic oprócz tego zdziałać przeciw Anglikom praktycznie nie mogła. Poza tym straszak rosyjski był potrzebny przeciwko Francuzom. Prusy też były dla Anglii cennym sojusznikiem w walce z jakobinami, a elektor saski, który nawet sprzyjał Polakom, był zbyt słaby, ażeby przeciwstawiać się Prusom lub Rosji. Francuzi byli zajęci rozpaczliwym odpieraniem armii interwencyjnych I koalicji i nawet mowy nie było o jakiejkolwiek pomocy dla Polski, nie licząc oczywiście słownych deklaracji poparcia. Paryż myślał zresztą o poświęceniu Polski, aby Francja mogła odetchnąć i zebrać siły. Wszyscy politycy polscy zakładali, że jeśli nawet dojdzie do wojny z Rosją, to należy ją traktować tylko jako tło do rokowań z Katarzyną II, a nie jak starcie decydujące o istnieniu Rzeczypospolitej. Stanisław August powtarzał często, że będziemy wojować bardziej piórem niż orężem, a Hugo Kołłątaj sugerował, aby: „tylko siła nasza zbrojna pozwoliła nam tonować" 8 (tj. wpływać na rezultaty rokowań — przyp. P. D.). 8

T. Cegielski, Warszawa 1990, s. 244.

Ł.

Kądziela,

Rozbiory

Polski1772-1793-1795,

Jak widać, sfery rządzące Rzeczypospolitej pozostawały w błogiej nieświadomości groźnego dla kraju rozwoju wypadków za wschodnią granicą. Za zachodnimi granicami też zresztą zbierały się chmury. Niespodziewanie 1 marca 1792 roku zmarł w Wiedniu przychylny Polsce cesarz Leopold II. Tron po nim objął Franciszek II, który odsunął od władzy starego kanclerza Kaunitza, zastępując go P. Cobenzlem i A. Spielmannem, którzy zaczęli szukać porozumienia z Prusami, co oznaczało zmianę austriackiej polityki w kwestii polskiej. Niedługo później Francja wypowiedziała Austrii wojnę (stało się to 20 kwietnia 1792 r.). Od tej pory Wiedeń, choćby nawet bardzo chciał, nie mógł angażować się zbytnio po stronie polskiej, a do tego toczył jeszcze wojnę z powstańcami belgijskimi, co zupełnie uniemożliwiało jakąkolwiek akcję w sprawie polskiej, poza działaniami dyplomatycznymi, którymi Petersburg mało się przejmował. Polska dyplomacja nadal jednak nie orientowała się w rzeczywistym układzie sił w tej części Europy. Przykładem tego może być postawa polskiego konsula w Mirhorodzie (Mołdawia). Do tegoż konsula zgłosił się pewien oficer rosyjski pracujący w kancelarii ks. Potiomkina. Ów oficer gotów był odsprzedać za sumę 200 czerwonych złotych całą korespondencję ze Szczęsnym Potockim i Rzewuskim, licząc na to, że w ogólnym rozgardiaszu po śmierci księcia nikt nie zauważy zniknięcia listów. Poseł polski nie skorzystał z tej oferty, podobno dlatego, że nie miał pewności, czy listy są autentyczne, a poza tym cena była, jego zdaniem, zbyt wygórowana. W ten sposób Warszawa straciła niebywałą szansę poznania prawdziwych planów emigrantów i Rosjan wobec Polski i Konstytucji 3 maja. Tymczasem ambasador Deboli przysyłał do Warszawy niepełne i mocno zniekształcone informacje o sytuacji w Petersburgu. Pisał o wahaniach imperatorowej i j e j otoczenia w kwestii polskiej, o istnieniu w sferach rządowych silnej opozycji przeciwko planom Zubowa, o niechęci Rosjan do

nowej wojny i przewidywał, że wszystko zakończy się jakimś kompromisem, w którym mogą dopomóc bona officicP dyplomacji pruskiej, austriackiej i saskiej. Ambasador polski w Petersburgu wiedział o pobycie nad Newą malkontentów, ale nie wiedział, o czym konferują z carycą, nie znał ich liczby, ani nawet wszystkich nazwisk. Na wiosnę 1792 roku Katarzyna II ujawniła swoje plany względem Polski Wiedniowi i Berlinowi, ale nie podała szczegółów. Prusacy i Austriacy dowiedzieli się tylko, że Rosja ukróci siłą polską rewolucję i przywróci stary porządek, zaś mocarstwa niemieckie powinny w tym samym czasie to samo zrobić we Francji. Oczywiście wiadomość ta dotarła również do Warszawy, ale Deboli utrzymywał, że to tylko demonstracja siły, by zmusić Polaków do ustępstw i że do prawdziwej wojny nie dojdzie. Nawet król Stanisław August nie liczył się z możliwością rosyjskiej inwazji i pisał w liście do ambasadora polskiego w Londynie: „do wojny jednak otwartej podobno nie dojdzie" 1 0 . To samo mówili ambasadorowie Prus, Austrii i Saksonii w Warszawie. Ambasador rosyjski milczał lub odpowiadał wymijająco. W kwietniu Polacy zdecydowali się wreszcie na podjęcie przygotowań obronnych. W dniach 16 i 21 kwietnia na tajnym posiedzeniu sejm uchwalił środki konieczne dla przygotowania kraju do odparcia agresji. Liczba wojska miała natychmiast wzrosnąć do 100 tys., król Stanisław August został mianowany naczelnym wodzem, ale bez prawa zawarcia ostatecznego pokoju, upoważniono króla do rozpoczęcia rokowań o pożyczkę wys. 30 min zł oraz do wydatkowania na potrzeby wojenne 9 min zł ze skarbca koronnego. Rozważano powołanie pod broń ukraińskich Kozaków, litewskich Tatarów, a jeśli zaszłaby taka potrzeba, również całego narodu. Liczono nawet na werbunek ochotników z zagranicy, głównie oficerów artylerii i inżynierii. Komunikat o tych decyzjach przesłano natychmiast 11 10

Łac. dobre usługi. K o z ł o w s k i, op. cit., s. 35.

do Berlina, Wiednia i Drezna, razem z deklaracją chęci obrony Rzeczypospolitej i j e j ustroju do ostatniego żołnierza. Dosłownie w przeddzień wojny król wezwał na zamek warszawski ks. Józefa Poniatowskiego i ks. Ludwika Wirtemberskiego, aby odbyć z nimi naradę wojenną". Stanisław August powierzył bratankowi naczelne dowództwo wojsk polskich na Ukrainie. W skład tej armii miała wchodzić jego własna dywizja bracławska, korpus posiłkowy ks. Michała Lubomirskiego, załoga Kamieńca Podolskiego oraz pospolite ruszenie szlachty i Kozaków. Razem około 17 tys. żołnierzy. Siły te były rozproszone na bardzo dużym obszarze. Ich zaopatrzenie w artylerię i amunicję pozostawiało, delikatnie mówiąc, bardzo wiele do życzenia. Ks. Józef, znając realia odmówił przyjęcia tej funkcji, ponieważ nie wierzył w możliwość zdziałania czegokolwiek z taką armią, a poza tym uważał, że jest zbyt młody i niedoświadczony, żeby dowodzić samodzielnie na tak dużym teatrze wojennym. Król jednak uważał, że tu chodzi o honor kraju i rodziny Poniatowskich i nie zmienił decyzji. Ks. Ludwik Wirtemberski otrzymał dowództwo nad armią litewską, która podówczas liczyła około 14 500 ludzi i była w jeszcze gorszym stanie niż armia koronna. W trakcie narady ustalono, że broń, amunicja i działa dla obu armii nadejdą w możliwie jak najkrótszym czasie. Dodatkowo obaj dowódcy powinni byli zwerbować kilka tysięcy Kozaków i Tatarów do formacji ochotniczych. Ponieważ wschodnia granica Rzeczypospolitej była długa i do obrony całości nie starczało sił, postanowiono zebrać rozproszone dotychczas oddziały w najkorzystniejszych do obrony punktach i bronić się do czasu nadejścia odsieczy z głębi kraju. Obie armie miały wspomagać się wzajemnie i hamować, jak długo się da, działania nieprzyjaciela na kierunku wileńskim i warszawskim. Król miał organizować zaopatrzenie i siły drugiego rzutu w głębi kraju, a kiedy zakończy się ich formowanie, wyruszyć " Patrz: 1871, s. 5.

J.

Poniatowski,

Pamiętniki

wojenne

1792-1812,

Drezno

z nimi tam, gdzie akurat będzie najbardziej potrzebny i objąć dowodzenie nad całością. Liczono też na zbrojną pomoc ze strony Prus, które obiecały 30-tysięczny korpus posiłkowy na wypadek wojny. Stanisław August liczył chyba na to, iż w dowodzeniu połączonymi siłami zastąpi go któryś z pruskich generałów, ponieważ, jak powszechnie wiedziano, znał się na wszystkim z wyjątkiem spraw wojskowych. 18 maja 1792 roku ambasador rosyjski w Warszawie hr. Jaków Bułhakow wręczył królowi, za pośrednictwem Joachima Chreptowicza, notę zawiadamiającą o wkroczeniu wojsk rosyjskich w granice Rzeczypospolitej, co nastąpiło w nocy z 18 na 19 maja. W czasie następnej sesji sejmu (21 maja) przy zapełnionej sali odczytano notę rosyjską. Z początku zapanowała grobowa cisza, ale kiedy czytano fragment o wkroczeniu Rosjan w celu przywrócenia wolności narodowi polskiemu, sala zareagowała śmiechem i głośnymi wyrazami oburzenia. W odpowiedzi Bułhakowowi ogłoszono „Uniwersał króla i sejmujących stanów do narodu", wzywający cały naród do walki z najazdem: „Nie masz przykładu w dziejach ludzkości, aby naród do narodu, rząd do rządu z taką zniewagą przemawiał. Deklaracja targa wszystkie narodów prawa, bo nie mówi do Polski jak do udzielnego narodu, ale jakby podbitej prowincji samodzielne daje rozkazy. Kto przeciw ojczyźnie waszej wprowadzi obce wojsko, ten nie ufności waszej, ale zemsty jest godzien. Jużeście doświadczyli co to znaczy opieka Rosji. Wzięcie spod boku nas, króla i sejmu, senatorów, ministrów i posłów, haniebne traktowanie szlachty, zgwałcenie domów, ucisk miast, zbieranie i wyprowadzanie włościan z kraju, nareszcie rozszarpanie części Rzplitej oto są skutki gwarancji od Moskwy narzuconej. Możecie sobie coś lepszego od tego mocarstwa obiecywać? Skoro was tylko uwiedzie, odnowi dawne rany ojczyźnie naszej, odnowi j e j klęski. Szlachcic i mieszczanin tym srożej uczuje ciężar wtłoczonego na nowo jarzma, że się odważył być wolnym" 1 2 . 12

K o z ł o w s k i , op. cii., s. 43.

Uniwersał wzywał wszystkich do zjednoczenia się wokół monarchy i mężnej obrony. Król nawoływał zgromadzonych do odwagi i determinacji, zapewnił, iż uczyni wszystko, co możliwe, dla ocalenia ojczyzny i wymienił dostępne środki do j e j obrony. Rzecz znamienna, że o carycy król nie powiedział złego słowa, sugerując, że skoro tylko zostanie lepiej poinformowana o stanie rzeczy w Polsce, to nie posunie się do najgorszego. Wyraził ufność w pomoc króla Prus, który dotąd tak wiele pomógł Polakom w dziele naprawy Rzeczypospolitej. Radził, aby co prędzej udać się po bona officia do Wiednia i Drezna. Dalej zaś mówił: „gdyby się dały znaleźć jeszcze i inne drogi, przez które by otworzyć się mógł wstęp do traktatowania raczej piórem niż orężem, żadnego by odrzucać, żadnego zaniedbywać by nie należało" 13 . Kończył przemówienie odważnym zapewnieniem: „Wierzajcie mi, gdyby zaszła potrzeba, iżbym życie swoje miał poświęcić, nie oszczędzę go" 14 . Tym słowom towarzyszył powszechny zapał całego narodu. Wkrótce potem 29 maja 1792 roku sejm zawiesił obrady, aby nie utrudniać królowi prowadzenia działań wojennych. W istocie był to koniec Sejmu Czteroletniego, choć nikt jeszcze wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy. Teraz wszystko zależało już tylko od Opatrzności, króla i armii. Trzeba przyznać, że Sejm Wielki nie spełnił pokładanych w nim nadziei — nie uczynił wszystkiego, aby wzmocnić siły zbrojne Rzeczypospolitej tak, aby były one zdolne do odparcia agresji. Przez cztery bezcenne lata dobrej koniunktury międzynarodowej debatował nad sprawami drugorzędnymi, a całkowicie zaniedbał dyplomację, wywiad, a nade wszystko obronę kraju. Tych zaniedbań nie można było nadrobić w ciągu kilku miesięcy, przy najlepszej nawet woli całego narodu. Najgorsze jednak było to, że za te zaniedbania przyszło płacić 13 14

L o r d , op. cit., s. 209. Tamże.

straszliwą cenę ponad stu lat niewoli. Najpiękniejsze słowa nie mogły bowiem zastąpić karabinów, armat i doświadczonych dowódców na polach bitew tej wojny. Wojny o stawkę największą — o dalsze istnienie Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

OD TARGOWICY DO DUBIENKI — KAMPANIA KORONNA Kiedy n o c ą z 18 na 19 maja 1792 roku potężna armia rosyjska sforsowała Dniepr, naruszając w ten sposób granice Rzeczypospolitej, okazało się, że strona polska nie była przygotowana do wojny. Słabe jednostki polskie na Ukrainie dopiero rozpoczynały koncentrację i nie były zdolne do poważniejszych akcji bojowych. Książę Józef przybył z Warszawy do Tulczyna 10 maja i prawie natychmiast rozpoczął lustrację powierzonych sobie oddziałów. Stan ich byl bardzo zły. Żołnierzom brakowało dosłownie wszystkiego. Wódz naczelny armii polskiej na Ukrainie w raporcie do króla i Komisji Wojskowej Obojga Narodów stwierdzał: „Wielka część parku bez koni, kilka korpusów bez namiotów i polowych rekwizytów. Kasy bez pieniędzy, gdy od kwartału do kwartału późno pieniądze przychodzą. Broń od piechoty zla, kulbaki, ekwipaże końskie w najniegodziwszym stanie, lazarety nie zaopatrzone ani felczerami, ani rekwizytami, umundurowanie zaczęte, ale dla opóźnienia sukna nigdzie nie dokończone. Wielka część oficerów od korpusów oderwana. To jest stan wojska pod komendą moją pozostającego. Lecz przytem muszę dodać, że ochota największa w służeniu Królowi i Ojczyźnie" 1 . 1

B. P a w ł o w s k i , Wojna polsko-rosyjska „Rocznik Wołyński" 1936, t. 5, , s. 17.

w roku

1792 na

Wołyniu w:

Liczebność wojsk polskich na Ukrainie była zbyt mała w stosunku do sił nieprzyjaciela. Dywizja ukraińska liczyła ogółem 17 tys. ludzi, w tym 8 tys. piechoty i 9 tys. jazdy. Stanowiąca j e j odwód dywizja wołyńsko-podolska, dowodzona przez gen. lejtnanta ks. Michała Lubomirskiego, liczyła faktycznie 4535 ludzi, chociaż na papierze j e j stan wynosił ponad 8 tys. Wyszkolenie tych oddziałów było różne. W oddziałach ks. Józefa i Kościuszki wyglądało to na ogół dobrze, ale jednostki podległe ks. Lubomirskiemu nie były prawie w ogóle przeszkolone, ponieważ ich dowódca zajmował się przede wszystkim administracją swoich majątków, a na sprawach wojskowych znał się raczej słabo. Do tego dochodziła jeszcze załoga Kamieńca Podolskiego, licząca z końcem lutego 1792 roku 3374 ludzi dowodzonych przez generała majora Józefa Orłowskiego, która praktycznie nie wzięła czynnego udziału w działaniach wojennych i ostatecznie poddała się Rosjanom na wyraźny rozkaz króla. Oprócz tego tworzono na Wołyniu korpus rezerwowy gen. Zajączka, złożony z pięciu batalionów piechoty, kompanii artylerii, a także brygad kawalerii narodowej Biernackiego i Hadziewicza. Korpus ten, mający liczyć 5520 ludzi, był dopiero przemieszczany z Wielkopolski na Ukrainę i praktycznie do końca wojny nie zdążył się w pełni sformować. Tymczasem armia rosyjska gen. Kachowskiego liczyła 64 000 ludzi, weteranów wojny tureckiej, i dzieliła się na cztery korpusy: Korpus pierwszy — dowodzony przez gen. Michaiła Goleniszczewa-Kutuzowa, liczył 17 000 piechoty i 6600 jazdy. Stanowił on wyborową jednostkę całej armii. Umieszczony był przy nim sztab główny gen. Kachowskiego. Korpus drugi — dowódca gen. Dunin. Stan: 13 100 piechoty i 4300 jazdy. Korpus trzeci — dowódca gen. Derfelden. Stan: 6600 piechoty i 4600 jazdy. Korpus czwarty — dowódca gen. Lewanidow. Stan: 8300 piechoty i 3500 jazdy.

Przewaga Rosjan nad Polakami była zatem trzykrotna. Tymczasem Polacy nie wiedzieli nawet, ile wojska rosyjskiego stoi nad granicą i jakie są zamiary wroga. Informacje zdobywane przez wywiad, straż graniczną lub od podróżnych były fragmentaryczne, a czasami wręcz bałamutne. Na przykład szambelan Mossakowski, wracający z Rosji, twierdził, że ruchy wojsk rosyjskich mają na celu tylko obsadzenie zdobytych na Turkach prowincji i że o żadnej wojnie nie ma mowy. Powoływał się na osobistą rozmowę z Kachowskim, który zapewniał go, iż Polacy mogą spać spokojnie 2 . Ten brak rzetelnych informacji spowodował podział armii koronnej na trzy korpusy, co jeszcze bardziej ją osłabiło, oraz niewłaściwe j e j rozmieszczenie. W rezultacie oddziały polskie ustawiły się tak, że gen. Kachowski miał wolną drogę w głąb Rzeczypospolitej 3 . Polacy oczekiwali nieprzyjaciela od strony Kijowa i Bałty, gdzie stanął korpus Kościuszki z trzema batalionami piechoty i dwudziestoma szwadronami jazdy. Gen. Wielhorski formował korpus obserwacyjny złożony z takiej samej liczby wojska. Sam ks. Józef stanął obozem między Winnicą a Chmielnikiem z dziewięcioma batalionami piechoty, trzydziestoma dwoma szwadronami kawalerii i artylerią. Rosjanie zaś planowali przekroczyć granicę pod Mohylowem (Kutuzow), pod Kośnicą (Dunin), pod Bohopolem (Derfelden), pod Wasylkowem (Lewanidow), a więc tam, gdzie wojsk polskich akurat nie było. Myślą przewodnią ich planu było okrążenie i zniszczenie sił polskich już na Ukrainie, aby nie mogły osłaniać Warszawy. Ks. Józef zdążył jeszcze przed wybuchem wojny wysłać kapitana Hekla, aby ufortyfikował Połonne, przeznaczone na główny punkt oporu wojsk koronnych. Plany mobilizacji były jeszcze dalekie od zakończenia. Nocą 18 maja ruszył korpus Kutuzowa. Przeprawa przez Dniestr pod Mohylowem nie napotkała żadnych przeszkód ze strony słabiutkich posterunków polskich. Oficer polski wykazał 2 3

Tamże, s. 20. Tamże, s. 23.

maksimum lekkomyślności, posyłając na drugi brzeg rzeki dwa promy z miejscowymi kupcami, które natychmiast posłużyły do przeprawy części wojsk rosyjskich. Dopiero kiedy Rosjanie zaczęli budować most pontonowy, zażądał zrazu zwrotu promów, a potem, gdy uświadomił sobie, że to nie są manewry, wysłał do Czerniej owiec umyślnego z wiadomością, że Rosjanie wkraczają dużymi siłami na polskie terytorium. Następnie oddał salwę i wycofał się w kilkanaście koni, nie rozpalając nawet ogni alarmowych 4 . Kutuzow na razie rozłożył się obozem na polskim brzegu i rozesłał we wszystkie strony podjazdy kozackie. Niektóre z nich wkrótce potem napotkały polską jazdę pod Serbami i stoczyły potyczkę, w której poniosły porażkę 5 . Kachowski z Kutuzowem mniemali, że mają przed sobą główne siły Kościuszki, a zatem postanowili czekać na Dunina i Derfeldena. Tymczasem były to tylko słabe podjazdy Grochowskiego, które szybko wycofały się w stronę Tulczyna. Tej samej nocy wkroczył do Rzeczypospolitej gen. Dunin. Przeprawa jego korpusu odbyła się bez przeszkód pod Kośnicą. I tu Polacy przyglądali się biernie, jak kolumny wojsk rosyjskich forsują Dniestr, co trwało aż cztery dni. Również 18 maja wkroczył do Rzeczypospolitej korpus gen. Derfeldena, przy którym znajdowali się Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski. Korpus ten przekroczył graniczny Boh między Olwiopolem a Bohopolem. Nazajutrz w nadgranicznym miasteczku Targowicy rozplakatowano akt konfederacji petersburskiej, fałszywie datowany na 14 i 19 maja 1792 roku. Odegrano też na miejscu komedię obioru władz konfederacji, które, jak wiemy, dawno zostały wybrane przez carycę i Zubowa w Petersburgu. Prawomocność aktu wymagała bowiem, aby konfederację zawiązać w granicach Rzeczypospolitej (treść aktu konfederacji omówiłem w rozdziale trzecim). Oprócz tego rozlepiano odezwy poszczególnych dowódców rosyjskich do miejscowej ludności. 4

A. W o l a ń s k i ,

s. 75-77. 5

Tamte, s. 80-83.

Wojna polsko-rosyjska w roku 1792, t.

1, Poznań

1922,

Położenie wojsk Poniatowskiego i Kachowskiego w pierwszych dniacf

Wreszcie 22 maja wkroczył na Ukrainę korpus gen. Lewanidowa. Przekroczył on polską granicę pod Wasylkowem, a konkretnie w Motowidłówce. Oddziały rosyjskie nie musiały tutaj forsować żadnych przeszkód wodnych. Lewanidow po prostu zajął polski posterunek graniczny, a następnie wysłał przodem adiutanta z trębaczem. Jakoż niedługo natrafili oni na szwadron jazdy polskiej, której dowódcą był rtm. Żychliński z pułku straży przedniej księcia Michała Lubomirskiego. Polacy zdążyli sformować szyki i wysłali swoich parlamentariuszy naprzeciw Rosjan, którzy wręczyli im manifest informujący o wkroczeniu wojsk Najjaśniejszej Imperatorowej Wszechrusi w celu pomocy uciśnionym Polakom. Rtm. Żychliński uznał, że opór nie ma sensu i wycofał się pospiesznie do Białej Cerkwi. Tymczasem konfederaci usiłowali zebrać stronników i utworzyć własne formacje zbrojne. Okazało się jednak bardzo prędko, że ukraińska szlachta nie jest tak skora do łączenia się ze zdrajcami, jak początkowo sądzili. To prawda, że reformy Sejmu Czteroletniego nie budziły tu takiej euforii jak w Warszawie, ale przeciętny szlachcic kresowy nosił w sercu wstręt do wojny jako takiej i myślał tylko o tym, aby wszystkie strony konfliktu dały mu po prostu święty spokój, aby mógł przeczekać burzę bez angażowania się w cokolwiek, co mogłoby doprowadzić do spalenia dworu, spustoszenia majątku, rekwizycji, dragonad i tym podobnych „rozkoszy" wojny. Oto co pisał komisarz dóbr Szczęsnego Potockiego, Antoni Dunajewski, w liście do swego pana: „Szlachta więcej światła i znaczenie m a j ą c a j e d n a rozjechała się w momencie, druga będąc pod miastem ani się łączyć, ani przyjść nie chciała — samego tylko szaraczkowego motłochu osób kilkadziesiąt podpisało się i przysięgło" 6 . Nie udało się także pozyskać dla konfederacji oficerów armii koronnej, mimo zakrojonej na dużą skalę akcji propagandowej, prowadzonej przez zdrajców jeszcze przed wybuchem 6 K o z ł o w s k i, op. cit., s. 40.

wojny. Oto próbka listu imć pana Złotnickiego do jednego z oficerów polskich: „Spodziewam się, że jako prawy Polak przyjdziesz wraz z komendą swoją do Czerniowiec (...) Radzę mu szczerze i poczciwie, honor mój w zastaw dając, iż wiele wygrasz, gdy głosu swego przyjaciela wysłuchać raczysz" 7 . A oto odpowiedź majora Perekładowskiego: „Lubo mię dawniej zaszczycałeś swoją przyjaźnią, z żalem spostrzegam, iż nie znałeś WPan mego sposobu myślenia, gdy kusisz mię, abym honor mój i zaprzysiężoną ojczyźnie wierność zdradziectwem skaził i z komendą moją do wojsk nieprzyjacielskich poszedł. Sejm posłów wolnych, od narodu nań wybranych, nazywasz WPan spiskiem, siebie zaś, przybyłych z nim z Petersburga wspólników i wojsko moskiewskie, już z nami potykające nazywasz WPan narodem polskim i władzą prawą i najwyższą. Podobne rezonowanie nie wiem w czyjej rozsądnej głowie i sercu cnotliwem miejsce znajdzie" 8 . Co prawda, Szczęsny rozkazał swoim oficjalistom, aby spędzili siłą szlachtę z jego dóbr do Targowicy, ale, ku jego przerażeniu, 22 maja stanęło tam ledwie dwustu panów braci. Z takim „poparciem całej Rzeczypospolitej" zaiste ciężko było cokolwiek przedsiębrać. Doszło do tego, że konfederaci, musieli uciec się do pomocy rosyjskiego alianta w kaptowaniu stronników. Potocki zlecał: „Aby szlachcic niech podpisuje, bo jak będzie ąuantitas9, to się znajdzie qualitasw,n, Chodziło zatem nie o jakość, tylko o ilość sprzysiężonych przeciwko nowemu porządkowi w Rzeczypospolitej. Niewątpliwie, gdyby to poparcie nabrało bardziej masowego charak7 s 9 10 11

Tamże, s. 39. Tamże, s. 39-40. Łac.: ilość. Łac.: jakość. K o z 1 o w s k i, op. cit., s. 40

teru, pozycja przywódców konfederacji wzrosłaby zarówno wobec Rosjan jak i wobec Polaków, co miałoby ogromne znaczenie przy późniejszym podziale władzy w Rzeczypospolitej. Wobec tak nikłego odzewu dla haseł konfederacji, j e j przywódcy stali się z dnia na dzień politycznymi marionetkami w rękach Rosjan, tracąc resztki autorytetu wśród szlachty. Przerażony stanem rzeczy Moszczeński pisał do Potockiego wręcz histeryczne słowa: „Jeżeli tedy Konfederacja nasza taki wzrost mieć będzie, jaki ma początek — prawdziwie ubolewać trzeba nad Polski stanem" 12 . W końcu Szczęsny Potocki zażądał stałej rosyjskiej eskorty, „bo inaczej Bóg wie, co dziać się będzie mogło" — pisał do gen Kachowskiego 13 . Dopiero, gdy otrzymał sześć szwadronów jazdy oraz dwa bataliony piechoty, poczuł się bezpieczny w swoich własnych latyfundiach. Tak więc panowie magnaci mogli liczyć tylko na działa i bagnety swoich sojuszników. Rzecz znamienna, że panicznie bali się nie tyle wojska polskiego, co... własnych poddanych 1 klientów. Kiedy do Tulczyna dotarła wieść o wkroczeniu wojsk rosyjskich, ks. Józef obawiając się okrążenia nakazał odwrót przez Tywrów do Winnicy. Stanął tam 26 maja. Młody wódz, jak wynika z jego listów do króla, był wyraźnie przygnębiony. Swoje położenie uważał za prawie beznadziejne, bo przeciwnik miał dziesięciokrotną przewagę. Każda utarczka z Rosjanami kosztowała go utratę żołnierzy, a miał tylko 14 tys. wojska. Straty te na razie były niemożliwe do uzupełnienia. Szybki odwrót armii koronnej uniemożliwił pobór Kozaków i zorganizowanie pospolitego ruszenia. Zorganizowano tylko niewielkie oddziały ochotnicze, zwane „wiernymi Kozakami", złożone z Kozaków dworskich, które stanowiły zawiązek 2 pułków kozackich. Jednym z dowódców został mjr Józef Poniatowski (nie mylić z ks. Józefem). Składały się one z Kozaków ofiarowanych przez ks. Czartoryskiego, Jana 12

Tamże.

13

Tamże.

Potockiego i innych magnatów. Po połączeniu z oddziałami Kozaków berszadzkich i korsuńskich sformowano z nich między innymi pułk w sile dziesięciu sotni, pod dowództwem płk. Stanisława Urbanowskiego, a czterdziestu najdzielniejszych mołojców dobrał sobie ks. J ó z e f j a k o oddział przyboczny i od tej pory Kozacy uważali królewskiego bratanka za swego atamana. Prezentowali się naprawdę malowniczo. Ich strój składał się z czarnych szarawarów i kontuszy oraz karmazynowych żupaników, zaś ks. Józef stawszy się ich wodzem, zaczął nosić swą słynną burkę z wielbłądziego włosia, z którą nie rozstawał się do końca życia, nawet wtedy, gdy został marszałkiem Francji. Była to odznaka godności atamańskiej. Odwrót wojsk polskich odbywał się wśród ciągłych starć z Kozakami Kachowskiego, którzy szli w ślad za Polakami i szarpali ich jak wilki. Miejscowa ludność ruska, Kozacy, Żydzi, a nawet szlachta, odmawiali im pomocy, a życzliwie witali Rosjan, którzy zresztą mieli wyraźne rozkazy, ażeby udawać przyjaźń wobec miejscowych i powstrzymać się, przynajmniej na razie, od gwałtów. Armia koronna nie była w stanie opędzić się od chmary Kozaków i Kałmuków, nękających ciągle c o f a j ą c e się oddziały ks. Józefa. Polska jazda nie dysponowała tak zwrotnymi końmi, ani nie mogła liczyć na pomoc miejscowej ludności, która często prowadziła Rosjan sobie tylko znanymi drogami, co pozwalało im zawsze zaskakiwać Polaków. Ks. Józef wobec takiej sytuacji uznał, że wypada mu oddać Ukrainę bez walki i wycofać się na Wołyń, gdzie ks. Lubomirski miał przygotować magazyny i gdzie znajdowała się główna kwatera armii koronnej — Połonne. 30 maja pod Ulanowem dołączyły do ks. Józefa i gen. Wielhorskiego oddziały gen. Kościuszki oraz pomniejsze jednostki cofające się znad granicy. Wojsko polskie powiększyło stan liczebny i wskutek tego morale żołnierzy podniosło się znacznie. Ks. Józef pisał w raporcie do Komisji Wojskowej i króla:

„Byłem tak szczęśliwy, że mimo ustawiczne usiłowanie wojska moskiewskiego, które szukało zewsząd mię przerzynać, ściągnąłem wszystkiejuż moje posterunki. Pułkownik Zawisza dnia wczorajszego do obozu wstąpił, dziś oczekuję majora Poniatowskiego, pojutrze majora Lubowidzkiego, który jeszcze sam pozostał w kilkadziesiąt koni naprzeciw kolumn nieprzyjacielskich dla obserwowania ich obrotów. Toż samo dzieje się z płk. Piotrowskim'" 4 . Polacy rozważali możliwość obrony. Gen. Kościuszko proponował uderzenie całością sił na jedną z kolumn rosyjskich, aby wykorzystać chwilową przewagę liczebną i w ten sposób rozbijać je kolejno albo przynajmniej odepchnąć którąś z nich. Ks. Józef był jednak wierny instrukcjom stryja — unikać walki ofensywnej, bronić się lub cofać, czekając na odsiecz. Nakazał więc dalszy odwrót. 1 czerwca armia koronna dotarła do Lubaru. Tu rozłożyła się obozem, w pobliżu klasztoru bazylianów, na drodze do Czartorii, w miejscu z natury obronnym, między Słuczą a bagnami. Wojsko polskie zdołało oderwać się od nieprzyjaciela, który na razie dochodził do Winnicy. Ks. Józef nakazał odpoczynek, korzystając ze względnego spokoju. Sztabowcy polscy nie mieli jakiegoś skonkretyzowanego planu dalszych działań, ponieważ z Warszawy zamiast sprecyzowanych rozkazów nadchodziły te same mgliste i ogólnikowe wytyczne. Wyczekiwana odsiecz ciągle j e d n a k nie nadchodziła, a armia koronna była zbyt słaba, ażeby samemu podejmować jakieś akcje. Inicjatywę zatem pozostawiano Rosjanom i dopiero od ruchów ich wojsk uzależniano własne posunięcia. Ks. Józef tak o tym pisał w raporcie do Komisji Wojskowej Obojga Narodów: „Dotąd stoję obozem pod Lubarem, dokąd się stąd obrócę, jeszcze sam nie wiem, gdyż to zawisło od okoliczności, na które oczekuję" 1 5 . 14

P a w ł o w s k i , op. cit., s. 24.

15

Tamże, s. 26.

Poza tym mtody wódz bal się akcji zaczepnych, ponieważ był zbyt młody i niedoświadczony, aby stawać w szranki z takimi weteranami wojny tureckiej, jak Kutuzow czy Derfelden. Zdawał sobie sprawę, że w razie przegranej odpowiedzialność spadnie wyłącznie na niego. Nie był też pewny, jak zachowa się wojsko w generalnym starciu. Nie ufał większości oficerów, najczęściej ludzi przypadkowych, którzy, jak ks. Lubomirski, kupili po prostu swoje rangi za pieniądze. Nie polegał też na świeżym żołnierzu, lada jak wyekwipowanym i uzbrojonym, niewyszkolonym, a na dodatek prawosławnym, a więc ciążącym ku wrogowi. Przypomnę tutaj, że żołnierzom trzeba było już w czasie odwrotu przypominać elementarne zasady zachowania się w obliczu nieprzyjaciela. Propaganda rosyjska i targowicka również robiła wiele złego w szeregach koronnych. Wrogowie wyolbrzymiali swoją siłę i obiecywali złote góry temu, kto przejdzie na ich stronę. Co prawda, książę stanowczo tępił owe ulotki i manifesty oraz zdecydowanie odrzucił propozycję Rzewuskiego, aby przeszedł na stronę konfederatów, ale nie był pewny, czy w decydującej chwili bodaj część jego podkomendnych nie zdradzi. Stał więc bezczynnie i czekał, co los zgotuje. Z goryczą pisał w liście do króla: „Mnóstwo oddziałów lekkich, jakiemi rozporządza nieprzyjaciel, a którym nie możem nic przeciwstawić, trzyma nas w ustawicznem pogotowiu, przyprawia o utratę furażu, zabija i niszczy nasze konie, zmuszając do podejmowania straszliwych marszów, aby dopaść przeciwnika, a gdy my wreszcie tam dochodzimy, on ucieka i zagraża nam z innej strony. Powolność, z jaką czynią się przygotowania w Warszawie, doprowadziła do tego, że wszystko, co jest zrobione na papierze, dalekiemjest od istotnego wykonania. Ponieważ nie ma magazynów furażowych, trzeba go kupować za gotówkę i może nam zabraknąć go w najbliższych dniach. Operacje nasze zdane są na dobrą wolę mieszkańców, tam, gdzie chłopi nas nienawidzą i są naszymi wrogami, obywatel zaś nie zna

ofiarności, a obawa utraty lub zmniejszenia się jego dóbr, nie pozwala mu nic wykonać. Nie mamy okolicy, w której by można było założyć odpowiednio zabezpieczony magazyn. Jeżeliby był w bliskości nas, byłby narażony na niebezpieczeństwo, do położonego dalej, bardzo trudno jest urządzić dowóz, ponieważ nie posiadamy wojskowych furgonów. Mamy wielu chorych, prawie bez pomocy, bez miejsca dla nich bezpiecznego. Nasza broń jest okropna, siodła kaleczą konie, jednem słowem całe nasze wyekwipowanie jest przeznaczone raczej dla oka, aniżeli dla praktycznego użytku. Gdy przypuszczam, że nadeszła sposobność pobicia jednej kolumny, czas potrzebny do j e j wyszukania umożliwia innym kolumnom odcięcie nas, albo posunięcie się naprzód w innem miejscu. Nasze straty są niepowetowane. Każdy żołnierz zabity, każdy karabin i każda szabla stracone, to ubytki nie do zastąpienia. Zwycięstwo jest dla nas ruiną. Prowadzimy działania nie przeciw konfederatom, lecz przeciw regularnym wojskom, które podejmują przeciw nam różne ruchy. (...) Jestem daleki od chęci podsuwania W.Kr.M. rady, która by mogła przynieść ujmę Jego osobie i dobru kraju i jestem jak najsilniej przekonany, że lepiej jest wszystkim zginąć, niżeli haniebnie kapitulować, lecz mądrość W.Kr.M. być może znajdzie jakiś sposób odwłoki do czasu, gdy będziemy pewniejsi do spraw zewnętrznych oraz nieco wzmocnimy się wewnątrz — zawieszenie broni, które by powstrzymało ruchy nieprzyjaciela. Mówię jak ślepy o kolorach, jednak uważam za swój obowiązek niczego nie ukrywać przed W.Kr.M. Jesteśmy gotowi na wszystko i proszę być pewnym, że do ostatniego tchu będziemy się starali wypełnić Jego wolę" 16 . Niewątpliwie pomysł z zawieszeniem broni do czasu nadejścia odsieczy lub wynegocjowania przez Prusy i Austrię dogodnych dla Polski warunków ugody nie był zły, ale w ówczesnych warunkach całkowicie nierealny. Tymczasem gen. Kachowski wkroczył do Winnicy, a inne kolumny wojsk rosyjskich dotarły do Pohrebyszcza i do 16

Tamże, s. 28-29.

Pawołoczy. Razem z nimi podążali zdrajcy. W Winnicy spotkali się na początku czerwca Branicki, Szczęsny Potocki, Złotnicki i Moszczeński. Stamtąd podążyli do Tulczyna, który na miesiąc stał się kwaterą główna targowiczan. Tu też zaczęli gromadzić się ich krajowi poplecznicy, wśród których znalazł się znany zabijaka i rębajło Piotr Borzęcki. Odkąd udało się konfederatom zarekwirować w Jaryszewie drukarnię, ruszyła produkcja uniwersałów, odezw, ulotek i proklamacji na masową skalę. Udało się im wreszcie utworzyć własne oddziały, szumnie nazywane pułkami, brygadami i dywizjami, co zakrawało na farsę, ponieważ ich stan osobowy był bardzo mizerny. Wojsko konfederackie zajmowało się przede wszystkim rabunkiem m a j ą t k ó w patriotycznie nastawionej szlachty, burdami po karczmach i zajazdach, paleniem czego popadnie, wybieraniem podatków, rekwizycjami, gwałtami i temu podobnymi „chlubnymi" czynami żołnierskimi. Nic dziwnego, że Rosjanie nie dopuszczali tej hałastry na pierwszą linię, aczkolwiek panowie magnaci usilnie na to nalegali. Istniało dosyć duże prawdopodobieństwo, że targowickie „pułki" uciekłyby z pola walki, zanim doszłoby do starcia. Lepiej więc — z rosyjskiego punktu widzenia — było, aby dzielna szlachta pacyfikowała tyły armii sojuszniczej, niż ażeby wspomagała ją w walce. Rosjanie po tygodniowym postoju w Winnicy ruszyli na Lubar, chcąc okrążyć i zniszczyć obóz wojsk koronnych. Podzielili się na dwie kolumny: jedna szła przez Chmielnik, druga przez Cudnów. Wobec groźby okrążenia, sztabowcy polscy podjęli decyzję o dokonaniu rozpoznania ruchów nieprzyjaciela. Już na samym początku polskie podjazdy poniosły dotkliwe porażki. 11 czerwca mjr Lubowidzki stracił połowę swego oddziału w utarczce z Kozakami pod Ostropolem, a mjr Perekładowski dał się wciągnąć w zasadzkę pod Sieniawką i stracił 300 ludzi ze swego oddziału oraz sam dostał się do rosyjskiej niewoli. W tej sytuacji ks. Józef, stojąc dotychczas obozem w Lubarze, mógł liczyć tylko na oparcie się o umocnione miasta

Dubno i Połonne, gdzie miały zbierać się miały być przygotowane magazyny dla jego wódz słał usilne prośby do królewskiego nadesłać mu jakieś szczegółowe instrukcje, dalej robić.

posiłki oraz gdzie oddziałów. Młody stryja, aby raczył bo nie wie, co ma

Tymczasem Rosjanie przybliżyli się i zaczęli okrążać armię koronną. 24 czerwca Lewanidow pojawił się na północy, od strony Miropola i zagroził odcięciem Polaków od Połonnego, a inne oddziały rosyjskie zaszły od południa, od strony Ostropola. Poniatowski p o d j ą ł w tych warunkach decyzję o ewakuacji kasy i magazynów z Połonnego, które nie nadawało się jeszcze do obrony. Kasę wysłano do Dubna, a magazyny, tabory i lazarety ewakuowano do Szepietówki. Naprzeciwko kolumny Lewanidowa wyruszył Kościuszko z 5000 ludzi i silną artylerią, a w celu rozpoznania sił nieprzyjacielskich na południu, wyruszył gen. Mokronowski ze swą brygadą kawalerii narodowej. Sam ks. Józef wkrótce potem udał się w ślad za Mokronowskim na czele pułku straży przedniej ks. Józefa Lubomirskiego. Kościuszko, jak długo mógł, obserwował posunięcia Lewanidowa i opóźniał jego marsz, zaś Mokronowski z Poniatowskim stoczyli w pobliżu Dembkowa potyczkę ze znacznymi siłami rosyjskimi, które zmusili do odwrotu i gnali aż w pobliże obozu korpusu Kutuzowa i Kachowskiego. Poniatowski przekonał się, że znowu wzięty został w kleszcze, więc po powrocie z podjazdu nakazał generalny odwrót do Połonnego jeszcze tej nocy. Od strony Czartorii ubezpieczał go Kościuszko ze swoją dywizją. Tabor, ubezpieczony przez dywizję Wielhorskiego, poszedł krótszą drogą przez Boruszkowce. Był to duży błąd, ponieważ tą samą drogą szły rosyjskie oddziały Kachowskiego, a główne siły polskie, maszerujące przez Czartorię, nie były w stanie udzielić pomocy obciążonej taborami dywizji Wielhorskiego. Gen. Wielhorski dysponował około 6500 ludźmi i 12 armatami. Szedł rozmokniętymi, wskutek deszczów, drogami, przez tereny, których wcześniej nie zbadał. Droga wiodła wśród lasów, które mogły

stanowić dobrą osłonę dla wojsk rosyjskich i utrudniały polskim oddziałom ewentualną obronę. Tymczasem podjazdy Kachowskiego doniosły swemu dowódcy, że obóz koronny pod Lubarem jest pusty, a nieprzyjaciel kilkoma drogami szybko maszeruje w kierunku Połonnego. Rosyjski wódz, mimo że jego plan okrążenia i rozbicia Polaków spalił na panewce, pchnął za nimi pościg w sile dwóch pułków kozackich Orłowa i części kawalerii Tormasowa. Dogonili oni tyły taboru polskiego i rozbili go. Potem wywiązało się szereg starć między rosyjską i polską jazdą, a jeszcze później bój piechoty i artylerii obu stron. Polacy z kolumny gen. Wielhorskiego walczyli w osamotnieniu, w bardzo ciężkich warunkach. Dla kawalerii było za mało miejsca do odpowiedniego rozwinięcia szyków, a poza tym j e j ruchy utrudniały ciężkie i niezwrotne, a do tego ogarnięte paniką, tabory. Siły rosyjskie ciągle wzrastały, dzięki przybywającym na pole bitwy posiłkom, a kolumny Poniatowskiego i Kościuszki były zbyt oddalone, aby udzielić pomocy na czas. Ogólne zamieszanie, które powstało w trakcie walki, nie pozwala dziś na dokładne odtworzenie przebiegu bitwy boruszkowskiej. Prawdopodobnie polska kawaleria odparła pierwszy atak rosyjski, a następnie usunęła się na tyły, nie widząc dla siebie możliwości dalszej walki z powodu niesprzyjających warunków terenowych, a obroną taborów zajęła się piechota pod osłoną artylerii. W niedługim czasie znalazły się one w pułapce, gdyż pod ustępującą jazdą zawalił się jedyny pod Derewiczami most na bagnistej rzece Derewiczce. W wyniku tego jedyna droga odwrotu dla polskich taborów, dział i piechoty została odcięta. Izolowane w ten sposób dwa bataliony piechoty z regimentów Gorzeńskiego i im. Potockich, w sile około 1000 karabinów oraz artyleria stawiły na grobli zacięty opór i powstrzymywały przeważające siły Rosjan przez ponad dwie godziny, a gdy nie mogły doczekać się odsieczy, ustąpiły z pola walki pod ogniem nieprzyjaciela, przechodząc w bród okoliczne stawy i bagna. Odwrót ten kosztował Polaków dość dużo ofiar w ludziach i sprzęcie.

Armia koronna utraciła siedem dział i prawie wszystkie tabory, co wobec i tak słabego wyposażenia armii (jak wynika szczególnie z listów ks. Józefa do króla i Komisji Wojskowej Obojga Narodów) było stratą nie do naprawienia. Jedyną pozytywną stroną bitwy pod Boruszkowcami było to, że grupa gen. Wielhorskiego zatrzymała na kilkanaście godzin pościg wojsk rosyjskich, uniemożliwiając tym samym rozgromienie głównych sił polskich i zdobycie Połonnego z marszu, co nieuchronnie musiałoby nastąpić, gdyby nie ów parogodzinny nierówny bój. Zagłada armii ks. Józefa Poniatowskiego otwarłaby Kachowskiemu drogę do Warszawy i Krakowa, co równałoby się totalnej klęsce Rzeczypospolitej i zagładzie dzieła Sejmu Czteroletniego po zaledwie miesiącu wojny z Rosją. Do Połonnego połączone siły polskie dotarły w nocy 15 czerwca. Wskutek niemożliwości obrony niedostatecznie ufortyfikowanego miasta (bo na dokończenie prac inżynierskich i saperskich zabrakło czasu) i szybkiego nadciągania przeważających sił wroga, postanowiono na radzie wojennej wycofać się do lepiej umocnionego Ostroga i zorganizować obronę w oparciu o linię Horynia. O świcie 17 czerwca oddziały polskie opuściły Połonne i ruszyły do Szepietówki. Kolumna posuwała się w następującym porządku: w awangardzie ks. Józef ze swoją dywizją, za nim dywizja gen. Wielhorskiego, w ariergardzie gen. Kościuszko ze swoją dywizją i resztą taborów. Wymarsz straży tylnej opóźnił się o cztery godziny. Dlatego Kościuszko musiał zatrzymać depczących mu po piętach Rosjan. Stanął na mocnej pozycji i uszykował swoje regimenty do bitwy, o czym zawiadomił ks. Józefa. Przez dwie godziny oczekiwał na atak rosyjski, który jednak nie nastąpił. Na skutek tego wyczekiwania dywizja Kościuszki osiągnęła Szepietówkę dopiero późną nocą. W Szepietówce wódz polski odebrał wiadomość, że dywizja ks. Michała Lubomirskiego nareszcie (z dwutygodniowym opóźnieniem) stanęła obozem pod Zasławiem, gdzie miały

Ddwrót armii Poniatowskiego z Połonnego i bitwa pod Zieleńcami

być przygotowane magazyny dla armii koronnej. Ks. Józef domagał się, żeby ks. Michał wyszedł mu naprzeciw, bowiem obawiał się ataku Rosjan, zbliżających się z prawej flanki. Do spotkania oddziałów ukraińskich i wołyńskich doszło w okolicy Zieleniec. Ks. Michał Lubomirski zjawił się na czele regimentów Gorzeńskiego, fizylierów i buławy wielkiej koronnej oraz pułku przedniej straży buławy wielkiej koronnej, co razem wynosiło około 2000 bagnetów i 1000 szabel. Obok ks. Michała oddziałami tymi dowodzili generałowie Zajączek i Trokin. Oddziały obsadziły dominujące nad okolicą wzgórze, leżące na północ od drogi z Połonnego do Zasławia, które od wschodu sąsiadowało z moczarami, a od zachodu przytykało do wsi Zieleńce. Piechota zajęła centrum ugrupowania. Flankowała ją jazda. Wczesnym rankiem 18 czerwca pojawili się Rosjanie dowodzeni przez gen. Markowa. Była to przednia straż korpusu gen. Kutuzowa. Celem tej grupy było natarcie na lewe skrzydło maszerującej do Zasławia armii polskiej i urwanie j e j reszty taborów, podobnie jak to miało miejsce pod Boruszkowcami. Oddział rosyjski składał się z dwóch pułków piechoty (około 6000 bagnetów), trzech pułków jazdy liniowej (około 2500 szabel), brygady kozackiej Orłowa (około 2000 koni) i 24 dział. Razem gen. Marków dysponował ponad 10 000 ludzi. Napotkał jednak gotowe do walki siły polskie. Gen. Zajączek natychmiast posłał do ks. Józefa po wsparcie. Tymczasem Marków rozwinął się na nizinie u podnóża wzniesienia, na którym stały oddziały polskie. Szyk rosyjski był taki sam jak polski, z tą różnicą, że z dwóch nie rozlokowanych batalionów, jeden stanowił odwód, a drugi pozostał w tyle jako straż taboru. Zaczęło się od wymiany ognia artyleryjskiego i harców kawaleryjskich. Marków miał zamiar około 7 rano zaatakować znacznie słabszego przeciwnika, w ostatnim jednak momencie zmienił rozkazy, bo na polu bitwy pojawiły się oddziały ks. Józefa w sile dwóch batalionów piechoty, pułku przedniej straży ks. Józefa Lubomirskiego, brygady kawalerii narodowej

Mokronowskiego i 12 armat. W ślad za nimi nadciągała dywizja Wielhorskiego, Kościuszko zaś pozostał na miejscu, aby przeciwdziałać ewentualnym atakom na tyły polskie ze strony korpusów Lewanidowa i Dunina. Poniatowski wzmocnił stojącą na skrzydłach jazdę, umieszczając na prawej flance Mokronowskiego, a na lewej ks. Józefa Lubomirskiego. Wzmocnił też wydatnie baterie artylerii, które znajdowały się po obu stronach stanowisk piechoty. W odwodzie pozostawił batalion regimentu im. Potockich. Natomiast oddziały Wielhorskiego ustawiły się w znacznej odległości z tyłu, pod lasem i stanowiły drugi rzut sił polskich. Przez kilka godzin trwała kanonada z obu stron. Koło południa Rosjanie zmasowali ogień, a potem rozpoczęło się natarcie piechoty na polskie centrum. Silny ogień działowy i zmasowany atak Rosjan wywołał panikę wśród nieostrzelanych jeszcze rekrutów polskich, którzy szybko podali tyły. W panicznej ucieczce o mało co nie porwali ze sobą odwodowego batalionu Potockich. Ks. Józef zareagował szybko: pojawił się natychmiast osobiście w zagrożonym punkcie, na nowo sformował batalion Potockich, wzmocnił go batalionem ordynacji ostrogskiej i poprowadził do kontrataku. Wywołało to zamieszanie w szeregach rosyjskich. Jegrzy, rażeni celnym ogniem polskich dział i zaskoczeni pojawieniem się atakującego nieprzyjaciela, cofnęli się, ścieląc pole trupem. Tymczasem inny oddział rosyjski zajął wieś Zieleńce, leżącą na prawym skrzydle zgrupowania polskiego i kryjąc się pośród chałup i opłotków, nękał ogniem karabinowym stojącą naprzeciw kawalerię polską. Poniatowski wysłał tam oddział jazdy, aby wykurzył Rosjan, ale to się nie udało. Dopiero właściciel wsi, ks. Eustachy Sanguszko, wicebrygadier, doradził j e j podpalenie, co dało efekt — Rosjanie uciekli. To zaniedbanie było winą gen. Zajączka, który powinien zająć wieś, zanim jeszcze doszło do bitwy. Później tłumaczył się w swym pamiętniku, że miał ten zamiar, ale z powodu zamieszania wywołanego przybyciem posiłków i naczelnego wodza, zapomniał o tym. Prawda jednak jest taka, że żaden

rozgardiasz nie usprawiedliwia tak poważnych błędów dowódcy dywizji, co gen. Zajączkowi zdarzało się niestety dosyć często. O wiele lepiej udawały mu się krasomówcze wystąpienia i intrygi, niż dowodzenie na polach bitew, czego dowiodła cała długa i barwna kariera przyszłego księcia-namiestnika Królestwa Polskiego. W tym czasie ogień rosyjski przeniósł się na prawe skrzydło ugrupowania polskiego, co wywołało niepokój wśród stojącej tam konnicy. Na dodatek od strony Zieleniec pojawiła się kawaleria nieprzyjaciela, rozwijająca się do szarży. Co prawda pierwszy j e j impet powstrzymały czołowe szwadrony Mokronowskiego, dowodzone przez ks. Sanguszkę, ale w oddziale pułku buławy wielkiej koronnej powstało zamieszanie, które szybko udzieliło się tylnym szwadronom brygady Mokronowskiego. Konnica polska poczęła zatem pierzchać z pola walki, ale Sanguszko i inni oficerowie zdołali opanować panikę, na nowo sformować szeregi i rozpocząć szarżę na konnicę rosyjską. Wszystko to stało się w ciągu kilku minut i dlatego udało się zaskoczyć wroga. Dopiero co uciekające szwadrony polskie, wsparte częścią drugoliniowej brygady Lubowidzkiego, uderzyły z furią na rozsypanego w pościgu i kompletnie zdezorientowanego przeciwnika, co spowodowało jego kompletne rozbicie, a potem pościg aż pod Zieleńce. W tej sytuacji Poniatowski rozkazał gen. Czapskiemu, dowódcy prawego skrzydła drugiej linii, żeby wsparł całością sił ów pościg, co przyczyniłoby się do kompletnego, być może, rozgromienia rosyjskiej jazdy, a nawet całej grupy Markowa. Jednak Czapski odmówił wykonania tego rozkazu, ponieważ nie miał go na piśmie. Prawdziwy powód odmowy był taki, iż gen. Czapski był ukrytym sympatykiem targowicy i sprzyjał stronie przeciwnej. W rezultacie pościg prawego skrzydła, aczkolwiek skuteczny, utknął w opłotkach płonących Zieleniec i nie przyniósł efektów, które mógł przynieść — Kozacy uniknęli zagłady. W tym czasie Rosjanie atakowali także lewe skrzydło ugrupowania polskiego i ks. Józef musiał tam posłać z drugiej

linii dwa bataliony piechoty z regimentów Malczewskiego i im. Potockich. Jednak natarcie rosyjskie pod gęstym ogniem armatnim i karabinowym załamało się, kiedy polskie baterie zdziesiątkowały grenadierów jekatierynosławskich. Aczkolwiek w wyniku walki oddziały polskie musiały się nieco cofnąć i poniosły dość znaczne straty. Natarcie rosyjskie zostało zatem odparte na całej linii. Teraz z kolei Poniatowski przeszedł do działań zaczepnych. Utworzył grupę uderzeniową z najmniej wykrwawionych oddziałów pod wodzą gen. Wielhorskiego, składającą się z trzech batalionów piechoty, regimentów im. Potockich, Malczewskiego i ordynacji ostrogskiej, brygady kawalerii narodowej Dzierżka i pułku przedniej straży ks. Józefa Lubomirskiego, z zamiarem uderzenia na prawe skrzydło rosyjskie. Marków spostrzegł to i zwrócił przeciwko Polakom większą część swych oddziałów, a opuszczone przez nie stanowiska obsadził chwilowo spieszonymi szwadronami jegrów jelizawietgradzkich. Naprzeciwko nich znajdowało się polskie centrum. Wielhorski z powodzeniem zaatakował konnicę wroga i zmusił ją do odwrotu, ale kiedy napotkał piechotę, musiał się zatrzymać z powodu słabości własnej piechoty, gdyż kawaleria polska nie umiała jeszcze samodzielnie rozbijać zgrupowań piechoty, czego nauczyła się świetnie dopiero w epoce napoleońskiej. Dlatego polskie natarcie utknęło i nie przyniosło zdecydowanego sukcesu. Ostatecznie Marków, nie doczekawszy się pomocy Kutuzowa, zwinął piechotę w czworoboki i około godziny piątej po południu ustąpił z pola walki. Polski wódz miał jeszcze możliwość ściągnięcia dywizji Kościuszki i uderzenia całością sił na cofającego się Markowa, co musiałoby zakończyć się kompletną klęską Rosjan, bał się jednak pozostałych kolumn wojsk rosyjskich, o których niewiele wiedział, poza tym, że są blisko i mogą poważnie zagrozić jego tyłom. Ponadto żołnierz polski był' zmęczony całodziennym bojem. Brakowało mu żywności i amunicji.

Konieczny był więc postój i dlatego ks. Józef zaniechał pościgu za pobitym przeciwnikiem. Został jakiś czas na pobojowisku i dopiero pod wieczór nakazał odwrót do Zasławia. Było to pierwsze polskie zwycięstwo od czasów Sobieskiego. Nie przyniosło ono jednak większego sukcesu operacyjnego, ani nie wpłynęło na przebieg kampanii. Okupione też zostało poważnymi stratami. Mokronowski raportował nazajutrz po bitwie: „Każdy żołnierz i towarzysz nie ma więcej ładunków jak piętnaście, gdyż przez częste przekręcanie broni i zamoknięcie rekwizytów, przez słoty częste, połowa niemal zepsuła się amunicyi. Przeto brygada komendy mojej w tym czasie potrzebować będzie tylko prochu i papieru, gdyż kule od zepsutych ładunków pozostały się" 17 . Podobna sytuacja była we wszystkich oddziałach koronnych. Amunicję miano dopiero dowieźć z głębi kraju, ludzi też było coraz mniej, brakowało żywności. Ks. Józef Poniatowski mógłby powtórzyć za królem Epiru, Pyrrusem, owo słynne zdanie: „Jeszczejedno takie zwycięstwo, a zginiemy bez ratunku". Trzeba jednak przyznać, że młody dowódca poradził sobie dość dobrze z dowodzeniem tak dużą jednostką jak armia koronna, a jego postawa na polu bitwy była bardzo dobra. Gen. Marków nie mógł darować sobie tej porażki i po odejściu wroga zawrócił i zajął opuszczone pobojowisko, ogłaszając się zwycięzcą w tej bitwie, co uczynił hucznie i paradnie. Pod wieczór pod Zieleńcami pojawiła się dywizja Kościuszki, maszerująca do Zasławia. Marków próbował wziąć na niej odwet za niedawną klęskę i chciał wciągnąć Polaków do bitwy. Rozpoczął więc ostrzał artyleryjski. Kościuszko odpowiedział mu tym s a m y m . ' P r z e z dwie godziny trwała kanonada, jednak polski generał, widząc nieustępliwość przeciwnika i będąc obciążonym taborami, nie chciał angażować się w starcie, które mógłby przegrać. Zawrócił więc w stronę 17

W o 1 a ń s k i , op. cit., s. 214.

Sławuty, a następnie lasami przeszedł do Zasławia. Późną nocą dotarły tam wszystkie polskie oddziały. W Zasławiu wojsko polskie wypoczywało przez jeden dzień. Tam dokonano pierwszego bilansu strat bitwy pod Zieleńcami. Okazało się, że w czasie odwrotu zbiegł do obozu rosyjskiego wicebrygadier kawalerii narodowej Jerlicza, imć pan Rudnicki. Ucieczkę tę trzymano przez jakiś czas w tajemnicy przed wojskiem, mówiąc, że poległ. W końcu jednak trzeba było ujawnić prawdę. Nad Rudnickim odprawiono sąd, skazano go, ale powieszono tylko jego portret, bowiem sam podsądny znajdował się w tym czasie w szeregach armii targowickiej, gdzie awansował na generała majora. Podobno ordynans pana brygadiera, który został podstępem uprowadzony do obozu wroga, nie chciał zdradzić króla i ojczyzny i mimo próśb i gróźb nie przystał do targowiczan. Podobno tak odpowiedział na rosyjskie propozycje: „Komendant zdrajca, nikomu przykładem być nie może. Gdybym ja był wiedział o jego myśli, nie byłby on przysiągł, bobym mu był, jak psu, na drodze w łeb palnął" 1 8 . Poza tym jednak wojsko koronne zachowało się dobrze podczas dotychczasowych starć z Rosjanami. Nie było masowych dezercji, ani przechodzenia całych oddziałów do nieprzyjaciela, na co tak bardzo liczyli konfederaci. Wojsko wykazywało dużą chęć do dalszej walki. Nie było zdemoralizowane, mimo odwrotu i doznanych niepowodzeń. Wszyscy chcieli się bić i z nadzieją oczekiwali przybycia do obozu króla z posiłkami i sojusznikami z Prus. Do Warszawy wysłano zdobyty pod Zieleńcami rosyjski sztandar. Razem z nim dotarł do rąk króla Stanisława Augusta list ks. Józefa, w którym znajdowała się lista kandydatów do odznaczenia nowym orderem wojskowym, ustanowionym w dniu bitwy pod Zieleńcami — Virtuti Militari. Uczynię małą dygresję, aby przedstawić okoliczności ustanowienia orderu, który miał odegrać tak wielką rolę w historii Polski przez następnych dwieście lat. 5

Tamże, s. 326-327.

Sama koncepcja powołania odznaczenia ściśle wojskowego, tj. nadawanego tylko żołnierzom i tylko za zasługi na polu walki, zrodziła się we Francji, gdzie w 1693 roku ustanowiono Order Św. Ludwika. W roku 1736 elektor saski i król polski August III wprowadził w armii saskiej Wojskowy Order Św. Henryka, a w 1740 roku w Prusach Fryderyka Wielkiego zaczęto przyznawać order Pour le Merite. Od 1750 roku nadawano w Austrii Order Elżbiety Teresy, który w 1757 zmienił nazwę na Order Marii Teresy lub Order Wojennej Zasługi. W 1759 roku ustanowiono w Księstwie Wirtembergii Order Wojskowej Zasługi. Ordery te były nadawane wyłącznie oficerom i stanowiły odznakę wierności wobec dynastii panującej. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów order wojenny nie był znany. Istniało tylko odznaczenie zaszczytne za długoletnią służbę w wojsku (za przesłużenie w jednym korpusie albo regimencie osiemnastu lat). Ordery Orła Białego i Św. Stanisława, jak również Krzyż Barski, nadawany przez konfederatów w czasie obrony Jasnej Góry, były odznaczeniami przyznawanymi osobom cywilnym. Pomysł polskiego orderu wojskowego był najprawdopodobniej wspólnym dziełem króla i ks. Józefa 1 9 . Ustanowienie takiego odznaczenia musiało zostać postanowione już na początku wojny. Pierwsze medale z napisem „Virtuti Militari", czyli „Męstwu Wojskowemu", zostały wybite w warszawskiej mennicy już 15 czerwca 1792 roku. Oficjalne ustanowienie orderu nastąpiło właśnie w dniu bitwy pod Zieleńcami (18 czerwca), co pięknie uzupełniło to pierwsze od stu lat zwycięstwo polskiego oręża i sprawiło, że morale armii koronnej na Wołyniu wzrosło jeszcze bardziej. Już 12 czerwca król pisał w liście do bratanka: „Przyszło mi do głowy przesłać Ci rodzaj medali owalnych, które z jednej strony mieścić będą moje imię, a z drugiej napis „Virtuti Militari", a które będzie można nosić tak jak krzyże orderu Marii Teresy, na wąskiej wstążce podobnej do wstążki 19

K. Fi 1 i po w, Order Virtuti Militari 1792-1945, Warszawa 1990, s.

11.

orderu Św. Stanisława. Będą to medale srebrne dla szeregowych, a złote dla oficerów" 2 0 . Ordery te nadeszły razem z listem królewskim, datowanym 22 czerwca w obozie pod Kozienicami, gdzie Stanisław August gromadził swój korpus. Król pisał: „Jeżeli czas i okoliczności pozwolą, ustanowię instytucję formalną orderu wojskowego. Teraz z największym pośpiechem posyłam Ci 20 medalów złotych, oznaczonych dewizą „Virtuti Militari", dla znaczniejszych oficerów, którzy odznaczyli się w ostatnich bitwach obecnej kampanii. Zamierzałem początkowo ustanowić pewne stopnie i odróżnienia co do formy wstążek, ale żeby właśnie nadać większą wartość tej odznace, pragnę na początek, ażeby medal, który sam nosić będziesz, nie wyróżniał się w samym zawiązku od tych medalów, które w mojem imieniu rozdasz innym, a które winny być noszone na wierzchu sukni, tak jak krzyże Marii Teresy, Św. Ludwika lub Św. Jerzego w innych państwach. Wstęga wąska, którą umyślnie w tym celu dołączam, jest taka sama, jak przy Orderze Św. Stanisława, gdy jest zawieszony na szyi. Jest was 16 wymienionych na załączonym wykazie, ale ponieważ może się zdarzyć, iż znajdzie się jeszcze kilku, już zasługujących na tę odznakę, dodaję przeto jeszcze 4 dla tych, których nazwiska mi wskażesz. Przesyłam Ci nadto 40 medalów srebrnych dla niższych oficerów i prostych żołnierzy, których nazwiska mi nadeślesz, zachowując wykazanie stopni na później" 2 1 . Pierwsze nadania orderu odbywały się nadzwyczaj skromnie. A oto lista pierwszych odznaczonych: ks. Józef Poniatowski, gen. Tadeusz Kościuszko, gen. Franciszek Poupart, gen. Michał Wielhorski, bryg. Stanisław Mokronowski, wicebryg. ks. Eustachy Sanguszko, płk Józef Poniatowski, ppłk Jan Grochowski, ppłk Filip Hauman, mjr Sariusz Franciszek Łaźniński, mjr Jan Krasicki, mjr Jan Zabłocki, mjr Jan Kanty Gem20 21

Tamże, s. 8-9. Tamże, s. 11-12.

barzewski, kpt. Ambroży Gawroński, por. Ludwik Metzel, por. Sebastian Marszycki, por. Karol Tepfer i ppor. Seweryn Bukar 22 . Wkrótce ta mała grupka rozrosła się w kilkusetosobowy zastęp kawalerów, który otrzymał statut i kapitułę, jak w średniowiecznych zakonach orderowych. Virtuti Militari nie był podobny do innych orderów osiemnastowiecznych, mimo że był wzorowany na Orderze Marii Teresy, i przypominał raczej dawne zakony rycerskie lub angielski Order Podwiązki, który też ma charakter zakonu rycerskiego. Zanim opiszę statut i klasy naszego orderu, chcę wyjaśnić czytelnikom, na czym polega różnica między zakonem orderowym, a zwykłym odznaczeniem honorowym, ponieważ często myli się te dwa pojęcia. Słowo „order" pochodzi od łacińskiego orclo czyli m.in. reguła. Tak więc orderem można nazwać zarówno dominikanów, jak też templariuszy. Z czasem jednak słowo „order" przyjęto za określenie li tylko zakonów rycerskich, zwanych inaczej kawalerami danego orderu, tj. zakonu. Przyzwyczailiśmy się mniemać, że zakony rycerskie to tylko te, które powstały w czasie wypraw krzyżowych. Mniej zorientowani twierdzą, że były tylko trzy zakony rycerskie, tj. joannici, templariusze i krzyżacy. Jest to nieprawda, gdyż zakony rycerskie powstawały w różnych wiekach, w różnych krajach i do różnych zadań. Jedno, co je łączyło, to obowiązek obrony wartości chrześcijańskich, organizacja zakonno-wojskowa i strój albo też inny znak przynależności do zakonu. Często o przynależności do danego zgromadzenia świadczył płaszcz lub tylko krzyż czy gwiazda, które to odznaki zwano również orderami. Do dziś wiele zakonów rycerskich nosi na piersiach lub szyjach swoje godła orderowe. Przykładem mogą być kawalerowie maltańscy, którzy noszą na piersiach srebrne krzyże swego zakonu i opaski z takim samym godłem na rękawach. Krzyżacki ksiądz jeszcze dziś nosi na sutannie czarny krzyż, który doskonale znamy z tylu obrazów bitwy 5

Tamże, s. 326-327.

pod Grunwaldem. Ojcowie kamilianie noszą wyszyte na piersi wielkie czerwone krzyże — swoje godło zakonne. Mało kto wie, że oprócz rycerskich orderów duchownych istniały również ordery świeckie. Pierwszym z nich był angielski Zakon Podwiązki. Jego członkowie mogli się żenić, ale zobowiązani byli do przestrzegania konstytucji zakonnej i cyklicznych spotkań w specjalnej kaplicy opactwa Westminster. Wielkim mistrzem orderu był król. Później takich orderów świeckich powstało więcej. Wspomnę tylko Order Złotego Runa z Flandrii, brandenburski Zakon Łabędzia z Ansbach, Zakon Sw. Michała z Hiszpanii, Order Czerwonej Gwiazdy i Krzyża z Czech, który posiada piękny barokowy kościół w Pradze. Zainteresowanych odsyłam do świetnej książki prof. Edwarda Potkowskiego Zakony rycerskie. Jest to najlepsza jak dotąd praca poświęcona zakonom rycerskim i orderowym. Natomiast odznaczenie różni się od orderu tym, że nie stoi za nim żadna organizacja. Posiada ono tylko grupę uprawnioną do jego nadawania, zwaną mylnie kapitułą. Nadanie odznaczenia nie pociąga za sobą żadnych dodatkowych obowiązków ani konieczności przestrzegania jakiegoś specjalnego kodeksu honorowego lub reguły, a często zależy tylko od woli głowy danego państwa. Dla przykładu: odznaczeniem jest Krzyż Walecznych, wszystkie tzw. ordery rosyjskie i radzieckie, niemiecki Żelazny Krzyż i francuska Legia Honorowa. Są to wyłącznie nagrody za zasługi, które często bałamutnie udają prawdziwe ordery, chociaż nimi nie są. Virtuti Militari jest prawdziwym orderem, czyli zakonem rycerskim. Jego statut, uchwalony już po zakończeniu wojny, przewidywał, że kawalerowie będą tworzyli bractwo, którego jedynym celem będzie przywrócenie ojczyźnie dawnego blasku i chwały. Znamienne, że król wydawał patenty orderowe już po kapitulacji, a kierowanie kapitułą przejął ks. Józef. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że zakon składał się z najodważniejszych, sprawdzonych na polach bitew wojskowych* i przypomnimy sobie jego założenia ideowe, okaże się, iż kawalerowie

orderu mieli być ostatnim ratunkiem dla Rzeczypospolitej, a więc mieli tworzyć konspirację wojskową, rozpoznając się po noszonym orderze, i przygotować obalenie targowicy oraz wyzwolenie kraju spod rosyjskiej okupacji. Zdrajcy i wrogowie wiedzieli dobrze o tych działaniach, dlatego też od początku starali się zniszczyć tę organizację (celował w tym ambasador rosyjski), co ostatecznie nastąpiło 7 stycznia 1794 roku. Mimo to prawie wszyscy kawalerowie orderu wzięli udział w konspiracji i powstaniu narodowym pod wodzą Kościuszki, ale to już zupełnie inna historia. Czas wrócić do sytuacji armii koronnej na Wołyniu. Po jednodniowym postoju w Zasławiu, wojsko polskie ruszyło do Ostroga, a dywizja ks. Michała Lubomirskiego do Kuniowa. Ks. Józef myślał o obronie w oparciu o zamek w Ostrogu, który był dość silną twierdzą i, jak przypuszczano, mógł wytrzymać dłuższe oblężenie. Spodziewano się, że obrona powstrzyma na jakiś czas posuwanie się nieprzyjaciela i pozwoli zorganizować zaopatrzenie oraz doczekać przybycia odsieczy. Zamiast tego nadszedł list od króla, z datą 14 czerwca, w którym znajdowały się pełnomocnictwa dla Poniatowskiego do podjęcia rokowań z wodzem rosyjskim o zawieszenie broni. Dowódca polski wysłał zatem odpowiednie pismo do sztabu Kachowskiego, z datą 22 czerwca, ale wódz rosyjski ani myślał przerywać ofensywę, która mu tak dobrze szła. Zresztą caryca nie przewidywała takiej ewentualności. Udało się więc tylko uzyskać zatrzymanie marszu kolumn rosyjskich na jeden dzień. W tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak dalej walczyć. W tym celu Poniatowski zażądał od króla natychmiastowego przybycia na Wołyń z armią rezerwową oraz przysłania amunicji i żywności. Król odpowiedział pytaniem, czy aby na miejscu zapewnią mu wygody i przyzwoitą kuchnię. Ks. Józef mimo to szykował się dó twardej obrony w Ostrogu. Rozkazał ks. Michałowi Lubomirskiemu

przenieść swą dywizję z Kuniowa do Międzyrzeca, dla obrony prawej flanki. Rozkazał też zniszczyć pięć mostów na Wilii i batalionem regimentu Ilińskiego, pod komendą ppłk. Przybyszewskiego, zatarasować groblę, przez którą prowadził trakt z Zasławia do Ostroga. W samym Ostrogu pozostawił trzy bataliony piechoty i dwa cugi (plutony) konnicy. Pozostałe oddziały rozstawił na wzgórzach górujących nad miastem i na prawym brzegu Wilii, skąd artyleria mogła ostrzeliwać ważniejsze punkty i brody przez rzekę. Po południu 25 czerwca oddziały rosyjskie podeszły pod miasto i usiłowały sforsować rzekę, aby okrążyć armię koronną. Zostały jednak odparte. Gen. Kachowski w tej sytuacji nakazał części swych wojsk przeprawić się nieco dalej przez Horyń, aby wyjść na głębokie tyły polskie, a sam ograniczył się tego dnia do bombardowania Ostroga z 54 dział. Polacy wytrzymali tę kanonadę, ale ponieważ nie mieli już amunicji do dział i byli zagrożeni okrążeniem, postanowili jeszcze tej samej nocy wycofać się do Dubna, tam bowiem ks. Lubomirski miał, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, przygotować magazyny dla armii koronnej. Odwrót się udał. Podobnie jak pod Lubarem, pozostawiono rozpalone ogniska i Rosjanie dopiero po jakimś czasie odkryli nieobecność przeciwnika w obozie. Korpus ks. Józefa pomaszerował głównym traktem przez Hulczę, zaś korpus Lubomirskiego i Zajączka szedł boczną drogą przez Mizocz. Oddziały polskie połączyły się w Dubnie. Konfiguracja terenu sprzyjała obronie. Od wschodu broniła miasta rzeka Ikwa, a samo Dubno leżało na wzniesieniu panującym nad okolicą. Oddziały Poniatowskiego obsadziły lewy brzeg rzeki. Lubomirski usadowił się na prawym skrzydle, a gen. Kościuszko bronił lewej flanki w okolicach Smordw, Młynowa i Dobratyna. Na miejscu okazało się, że magazyny co prawda są, ale prawie puste. Żywności było tam zaledwie na dwa dni — później okazało się, że resztę, która była znacznie większa, ukryto, ażeby potem przekazać Rosjanom. Amunicji było też na lekarstwo. Nie było też żadnych wieści o oddziałach

królewsko-pruskich, na które tak liczono. Tymczasem zjawił się goniec z listem, w którym Stanisław August zawiadamiał bratanka, że zwinął obóz w Kozienicach i przeniósł korpus rezerwowy na Pragę, a sam wrócił do Warszawy. Stało się jasne, że na razie o żadnej odsieczy nie może być mowy i trzeba liczyć tylko na własne siły, coraz bardziej topniejące. Tymczasem dwa korpusy rosyjskie usiłowały osaczyć Polaków w Dubnie, a korpus Lewanidowa maszerował przez Równe, Klewań, Kowel i Luboml, z zamiarem odcięcia Poniatowskiemu drogi odwrotu ku Warszawie. Na dodatek wyszło na jaw, iż dowódca dywizji wołyńskiej, ks. Michał Lubomirski rozpoczął tajne rokowania z Kachowskim, prosząc, by nie bombardował Dubna, które było siedzibą księcia i oddawał w zamian zawartość magazynów. Ks. Józef stale miewał utarczki z ks. Lubomirskim, a Kościuszko zanotował lakonicznie: „Gdy się wojsko rozlokowało koło Dubna, najpierwsza rzecz była księcia Michała zabezpieczyć miasto od zburzenia przez Moskali; wszedł po kryjomu w korespondencyę z generałem... i otrzymał obietnicę ocalenia jego; co zaś do obowiązku swego, nic nie uczynił, nie przygotował chlebów i furażu, nie wyprowadził sukna na płaszcze dla całego wojska, namiotów ani prowiantu lub innych sprzętów, chociaż był ostrzegany zawczasu od księcia generała (Poniatowskiego — przyp. P. D.). W czasie przytomności armii amunicya tylko po części wywieziona była i nieroztropnie w lesie przy granicy austryackiej złożona, która potem równie z magazynem dubieńskim łupem się dostała Moskalom. Tak znaczna strata dla kraju nie powinna nigdy iść w niepamięć w gorliwem sercu obywatela" 2 3 . Szczutowski zaś meldował z Beresteczka 3 lipca, znacząco podkreślając, co następuje: „Jeden szpieg z Dubna przywiózł mi niniejsze nowiny, że Moskale wczoraj rano przez Dubno maszerowali i że wszędzie załogi poddawane były i że dońcy i wszyscy Moskale głośno 23

W o I a ń s k i, op. cii., s. 276.

gadali P r o ś c i e P a n a B o g a z a w a s z e g o k s i ę c i a , że w a m się nic nie stało"24. Przy tym wiedziano, że większość szlachty wołyńskiej trzyma z konfederatami i prowadzi tajne układy z wrogiem, aby ratować własne majątki. Sytuacja była bardzo trudna, tym bardziej że wielu oficerów z dywizji wołyńskiej pod różnymi pozorami zaczęło rozjeżdżać się do domów. Ks. Józef prosił stryja o odwołanie ks. Michała, ale Stanisław August bał się zrażać do siebie potężnego magnata, więc zwlekał z tą decyzją. Tymczasem powstał projekt, aby wywołać na tyłach armii rosyjskiej dywersję na Podolu, w oparciu o Kamieniec Podolski, który znajdował się jeszcze w rękach polskich, mimo że był izolowany od reszty kraju. Na Podolu działał już oddziałek partyzancki kasztelana kamienieckiego Onufrego Morskiego, a także partia chorążego podolskiego Starzyńskiego i adiutanta królewskiego Humieckiego, które to oddziały mocno szarpały Derfeldena i jego polskich kompanów, mając stały kontakt z komendantem Kamieńca gen. mjrem Józefem Orłowskim oraz z ks. Józefem. W Kamieńcu Podolskim znajdowało się 2748 ludzi zdolnych do walki i dość dobrze wyposażonych w artylerię i amunicję oraz zapasy żywności 25 . Na pomoc im miał wyruszyć brygadier Wojciech Turski, który: „Wziąwszy w komendę swoją ludzi konnych 105, prócz oficerów i unteroficerów, złożonych z ochotnika i pewnych, ma wzdłuż kordonu iść na Podole jak najostrożniej i najprzezorniej; znosić się wszędzie z przyjaznem ziemiaństwem, brać dawaną przez nie broń i ochotnika. Z otrzymanych na drogę 1000 dukatów może czerpać na szpiegów, przekupstwa i to wszystko, co korzyść i przyspieszenie zamysłu jego przynieść może, gdyby zaś zabrakło na lennungi 26 , doda mu Orłowski, komendant Kamieńca, ma więc z nim się znosić 24 25 26

Tamże, s. 277. Tamże, s. 283-291. Staropol.: na wydatki.

jako z bezpośrednim swoim zwierzchnikiem, a ks. Józefa raportami zawiadamiać o przebiegu misyi. Winien odszukać rozprószonych żołnierzy lub wziętych w niewolę i wcielanych przymusowo do obcych szeregów. W razie nieudania, ma udać się do Kamieńca i zachować najściślejszą o wszystkiem tajemnicę" 2 7 . Jednakże Turski nie zdołał przebić się przez front i cała akcja dywersyjna, na którą wyraził zgodę sam król, nie doszła do skutku. Gen. Orłowski trzymał twierdzę aż do końca wojny. Dopiero na wyraźny rozkaz z Warszawy oddał ją w ręce targowiczan. Komendantem Kamieńca został wtedy Antoni Złotnicki, który w rok później przekazał twierdzę wraz z całą załogą pod rozkazy carycy i został z j e j mianowania pierwszym rosyjskim komendantem twierdzy. Oddziały partyzanckie zostały wkrótce rozproszone i tak zakończyła się wojna 1792 roku na Podolu. Tymczasem ks. Józef Poniatowski zdecydował o opuszczeniu Dubna i wycofaniu się za Bug, w okolice Dubienki i Opalina. Doniósł o tym królowi w oficjalnym raporcie z 30 czerwca, w którym z goryczą i bez osłonek napisał o przebiegu dotychczasowych działań na terenie Ukrainy, Podola i Wołynia. Miał książę trzy okazje przeciwdziałania marszowi rosyjskiemu: pierwszą pod Lubarem, drugą pod Ostrogiem, a trzecią pod Dubnem. Żadnej nie wykorzystał z braku zaopatrzenia, posiłków i braku współdziałania, a nawet szkodnictwa niektórych swoich podkomendnych. Zawiodła też obiecana pomoc z głębi kraju, która nie nadeszła, mimo wcześniejszych zapewnień. Uważał, że Bug nadaje się na rubież obronną, pod warunkiem, że wreszcie wojsko dostanie wszystko, czego mu potrzeba, i że zostanie nawiązane współdziałanie z Litwinami, którzy będą bronić Brześcia przed Kreczetnikowem oraz że król obejmie wreszcie naczelne dowództwo, albo powierzy je dowódcy z prawdziwego zdarzenia. Można by wtedy wreszcie powstrzymać Rosjan i rozpocząć z nimi pertraktacje na równych prawach. 27

W o l a ń s k i , op. cit., s. 288-289.

Jednocześnie wysłał do króla list poufny, w którym prosił go i zaklinał, aby nie myślał o kapitulacji i nie rozmawiał z Bułhakowem jak pokonany ze zwycięzcą i aby nie wierzył zapewnieniom osób postronnych o wykonaniu jego zarządzeń i raczej wierzył jemu. Kończył tak: „Lecz na Boga, żadnej słabości, a zwłaszcza żadnej litości dla tych łotrów, zdrajców króla, prawa i własnego kraju. Wasza Królewska Mość zda z tego rachunek przed Bogiem" 2 8 . Już od dawna chodziły bowiem między żołnierzami głuche wieści, że król i jego otoczenie mają zamiar zgłosić akces do konfederacji targowickiej i skapitulować w sposób haniebny. Drugiego lipca armia koronna opuściła Dubno, wywożąc z niego resztki uratowanych zapasów. Korpus ks. Józefa maszerował na Włodzimierz, zaś ks. Lubomirski na Młynów i Krasne. Udało się tym razem uniknąć bałaganu i starć z nieprzyjacielem. Straż tylna, dowodzona przez Kościuszkę, stoczyła tylko niewielką potyczkę z Kozakami pod Pereweredowem. Czwartego lipca oddziały polskie stanęły w Łokaczach, dokąd zjechał wysłannik sejmowy, poseł Aleksander Linowski, przysłany w celu zbadania nastrojów panujących w oddziałach. Przywiózł on ze sobą list od Stanisława Augusta do ks, Józefa. Król obawiał się złych języków, które rozpowszechniały wiadomość, jakoby ks. Józef wykonywał tajne dyrektywy stryja i dlatego cofał się bez walki. Oskarżano o to nie tylko księcia, lecz także całe jego otoczenie. Poniatowski zareagował na te oszczerstwa cierpkim listem do stryja i do sejmu, a także zaznajomił Linowskiego z prawdziwym stanem armii. W liście tym pisał: „Jest to okropne, że ludzie, którzy nie mają o tem najmniejszego pojęcia, pozwalają sobie na wydawanie sądów tak śmiałych (...) Mój Boże, czy jest możliwe stawić skuteczny opór nieprzyjacielowi o tyle silniejszemu, jeżeli się nie ma zabezpieczonych tyłów! Niech ci ichmościowie,*tacy zdolni 28

P a w ł o w s k i , op. c/f., s. 45.

i odważni, przyjdą tu objąć dowództwo, chętnie będę im służył jako szeregowiec, a wtedy sami się przekonają, czy to bojażń mną rządzi, czy też roztropność kieruje mojemi krokami (...) Jeżeli mam złych doradców, należy mi odebrać dowództwo, ponieważ sam sobie nie radzę, jeżeli w kim niesłusznie pokładam mą ufność, nie wiem już jak mam postępować. Bóg jest moim świadkiem, a sumienie moim sędzią" 29 . W sytuacji, kiedy brakowało wszystkiego, a gen. Kachowski był tuż tuż, trzeba było już następnego dnia opuścić Łokacze i ustępować najpierw do Włodzimierza, a następnie, przez Uściług, Rużajpol i Korytnicę, za Bug, w rejon Dubienki i Opalina. 5 lipca nastąpił generalny odwrót wojska polskiego. Ks. Józef, Wielhorski i Kościuszko przeprawili się przez Bug koło miejscowości Binduga, uchodząc kozackiej pogoni. Natomiast generałowie Lubomirski, Zajączek i resztki dywizji wołyńskiej wybrali drogę przez Torczyn, Zaturce i Werbę. Tu zaskoczyła Polaków silna grupa kawalerii rosyjskiej, która opanowała tabory i wywołała panikę wśród żołnierzy. Ks. Michał Lubomirski uznał nawet iż został otoczony. Rozwinął swe oddziały w szyku bojowym, wysyłając część jazdy pod generałem Zajączkiem na rekonesans. Zajączek zdołał zmusić Rosjan do odwrotu i unikając dalszej walki powrócił do swoich. Następnie oddziały Lubomirskiego pociągnęły do Korytnicy, a nie zastawszy tam Poniatowskiego,maszerowały dalej, do Dubienki, gdzie nastąpiło połączenie całej armii koronnej. W Dubience czekała na ks. Michała Lubomirskiego dymisja i odwołanie do Warszawy. Od tej pory dywizja wołyńska weszła w skład korpusu ks. Józefa. Już 30 czerwca dowództwo armii koronnej powzięło zamiar obrony linii Bugu. Kilka dni później (10 lipca) Rada Wojenna w Warszawie podjęła decyzję, że również armia litewska będzie bronić się w oparciu o Bug. Pomimo że panowała podówczas susza i stan wody w rzece nie był wysoki, Bug był jednak dość dużą przeszkodą wodną, a do tego płynął bagnistą 5

Tamże,

s.

326-327.

doliną, która mogła ułatwić działania obronne i budowę fortyfikacji. Ks. Józef zajął pozycje pod Świerżem, a czujki wysunął pod Okopy, niedaleko od Dorohuska. Gen. Wielhorski rozłożył swoją dywizję między Siedliszczem a Uhruskiem. Gen. Kościuszko stał ze swoją dywizją pod Uhańką. Pułk wiernych Kozaków płk. Józefa Poniatowskiego z 3 pułkiem straży przedniej w 1800 koni dozorował Bug aż po Brześć. 16 lipca Kościuszko zwrócił się do wodza naczelnego wojsk koronnych z propozycją skupienia około 3/5 sił pod Uhańką. Proponował stoczenie walnej bitwy głównymi siłami skupionymi na kierunku przewidywanej przeprawy wojsk rosyjskich przez rzekę. Tamtędy bowiem przebiegał wygodny dla kolumn nieprzyjaciela trakt z Wołynia w kierunku Warszawy. Ks. Józef odrzucił plan Kościuszki jako zbyt ryzykowny. Nie przypuszczał, aby Rosjanie chcieli sforsować Bug poniżej Dubienki, co skończyłoby się niechybnie odcięciem Polaków od Warszawy, przyparciem do kordonu austriackiego i kapitulacją. Niczego nie rozwiązywała propozycja Kościuszki, aby jedną dywizję skierować dla osłony, pod Brześć. Mogłoby to tylko niepotrzebnie rozczłonkować siły polskie. Kościuszko postępował i rozumował jak typowy dowódca dywizji, który dostrzega tylko własny odcinek, tracąc z oczu całość sytuacji strategicznej. Rosjanie rozporządzali inicjatywą strategiczną i mieli dobre siły rozpoznawcze w postaci Kozaków. Mogli przeprawić się przez Bug w dowolnym miejscu, a Polaków było zbyt mało, aby dostatecznie obsadzić brzeg rzeki na długości około 90 km. Kościuszko i Poniatowski zamierzali bronić Bugu zgodnie z tzw. systemem dywizyjnym, który sprowadzał się do samodzielnego operowania dywizjami lub korpusami na polu walki. Problem polegał tylko na tym, że nikt, nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie, nie umiał jeszcze skutecznie stosować tego systemu, który został opanowany pó mistrzowsku dopiero przez Napoleona, a więc w kilka lat później. Na

dodatek gen. Kościuszko, który swoją karierę wojskową rozpoczął w armii amerykańskiej, był zanadto zapatrzony w doświadczenia tamtej wojny i często niewolniczo przenosił do Polski wzory, które u nas nie zdawały egzaminu. Tym razem również nie docenił miejscowej specyfiki terenowej ani siły rosyjskich armat 30 . Główna pozycja dywizji Kościuszki w rejonie Uhańki była skierowana frontem na południe i rozciągała się na trzy kilometry. W j e j skład wchodziły: — trzy dwubatalionowe regimenty: — trzeci — pod komendą gen. mjra Mikołaja Czapskiego, — piąty fizylierów — pod komendą Franciszka Rzewuskiego, — dwunasty — pod komendą Jana Malczewskiego, — pierwszy batalion trzynastego regimentu ordynacji ostrogskiej, — oddziały jazdy: — pierwsza ukraińska brygada kawalerii narodowej pod dowództwem gen. lejtn. Stefana Lubowidzkiego (w sile 12 szwadronów), — druga wielkopolska brygada kawalerii narodowej pod komendą Pawła Biernackiego (w sile 12 szwadronów), — pierwszy pułk straży przedniej szefostwa Krzysztofa Dunin-Karwickiego. Ogółem dywizja liczyła 4100 piechoty i 4000 jazdy, m a j ą c na stanie 10 dział polowych: 2 armaty 12-funtowe, 6 dział 6-funtowych, 2 haubice 8-funtowe oraz 14 3-funtowych armat batalionowych 31 . Z prawej flanki osłaniał Kościuszkę las i kordon austriacki. Pozycje polskie znajdowały się na wzgórzu Woli Habowej oddzielonym łąką od innych pagórków. Dalej był bagnisty teren szerokości około 200 metrów, za nim wzgórze Uhańki, 30

W.

M a j e w s k i , Bitwa poci Dubienką.

18.07.1792 r.

Przegląd Historyczny" 1992, t. 37, nr 2, s. 151. 31

Tamże, s.

151.

w:

,fWojskowy

osłonięte od południa i południowego wschodu skarpą strumienia, tworzącego kilka stawów. Ta część pozycji była więc trudniej dostępna. Lewa flanka polska opierała się o skarpę, 200 metrów od Bugu, u stóp której rozciągała się bagnista łąka. Punktem centralnym pozycji był bagnisty smug 32 . Dzielił on pozycję polską na dwie części. Dodatkowo broniły j e j błota i zarośla oraz niewielkie zagajniki. Na skrzydłach umieszczono po jednej baterii, obok nich w pierwszej linii zbudowano 6 flesz 33 , każdą z nich obsadzała kompania piechoty. W drugiej linii było prawdopodobnie 7 lub 8 flesz, obsadzonych przez 2-3 kompanie. Przedpola tych umocnień pokryto wilczymi dołami. Zagajnik przed prawą flanką obsadzony został strzelcami trzeciego i piątego regimentu (być może byli tam również strzelcy trzynastego regimentu, ale na potwierdzenie ich obecności brak dokładnych danych). Z tyłu, za nimi, ustawiono częstokół, ażeby strzelcy mieli choćby chwilową osłonę w razie wyparcia ich z lasku. Na prawej flance ustawiono bataliony: pierwszy z 12, drugi z 3 i pierwszy z 5 regimentu (brak informacji na temat rozstawienia pozostałych). W tyle, za nimi, stanął 1 pułk straży przedniej, wspierany przez 13 i 14 szwadron z drugiej wielkopolskiej brygady kawalerii narodowej, której reszta znajdowała się za centrum ugrupowania polskiego. Pierwsza ukraińska brygada kawalerii narodowej stała za lewą flanką. Dowódcą na lewym skrzydle był gen. mjr Stanisław Wielowiejski, na prawym skrzydle zapewne dowodził bryg. Rzewuski. Nad całością sprawował pieczę Kościuszko. Stojący od 14 lipca pod Włodzimierzem główny sztab rosyjski opracował plan sforsowania Bugu pod Dubienką, rozbicia dywizji Kościuszki, wyjścia na tyły i zniszczenia pozostałości armii koronnej, przypartej do rzeki. Dla związania innych grup wojska polskiego pozorowaną walką o przeprawę, wysłano korpus Lewanidowa, liczący około 8500 ludzi, który miał niepokoić dywizję Wielhorskiego, zaś przeciwko ks. Józefowi skierowano 32

Tamże, s.

152.

33

Tamże, s.

152.

grupę Tormasowa, w sile 7500 bagnetów i szabel, która miała sforsować Bug pod Dorohuskiem, jeśli będzie to możliwe. Reszta wojsk rosyjskich, w liczbie około 20 000 ludzi (w tym ok. 12 200 piechoty i 6800 jazdy), ruszyła przeciwko Kościuszce. Już 17 lipca kolumna Kutuzowa, z samym Kachowskim na czele, przeszła Bug na południe od Dubienki. Pozostałość Rosjan, dowodzona przez gen. Iwana Dunina, wyruszyła następnego dnia rano z Korytnicy, odległej o 15 km od Dubienki. Przewaga rosyjska była 2,5-krotna: w piechocie 3-krotna, a w artylerii aż 4,5-krotna 34 . Dowództwo rosyjskie skutecznie zamaskowało ruchy swoich sił, czemu służyła działalność silnych podjazdów kozacko-kałmuckich. Kachowski pozorował, że przeciw Kościuszce pójdą tylko niewielkie siły, zaś właściwy atak nastąpi bardziej na północ. Spowodowało to całkowity brak rozeznania w sztabie polskim. Ani Poniatowski, ani też Kościuszko nie mieli, aż do południa 18 lipca, pewności, gdzie w zasadzie nastąpi atak rosyjski. 18 lipca grupa Tormasowa przeprawiła się przez Bug w okolicach Dorohuska, rozbijając i zmuszając do odwrotu grupę mjra Krasickiego. Zaś korpus Lewanidowa tylko udawał przeprawę pod Opalinem, czym związał Wielhorskiego i ks. Józefa. Wobec przygniatającej przewagi wroga Polacy wycofali się stamtąd około godziny dziewiętnastej 3 5 . Tymczasem Kachowski dokonał rozpoznania pozycji Kościuszki i wezwał Dunina na pole bitwy. Około 15.30 czoło kolumny Dunina zbliżyło się na odległość jednego kilometra do stanowisk polskich. Przed główne swe siły Dunin wysunął jegrów jekaterynosławskich, na skrajną lewą flankę dwa bataliony pod dowództwem płk. Sałtykowa, na prawą flankę tyle samo pod dowództwem ppłk. Pustowałowa. Jegrzy byli wspierani przez dwa pułki Kozaków. Siły główne rozstawiły się w dwóch liniach. Na prawym skrzydle stało w pierwszej linii 6 batalionów i 24 armaty, na lewym skrzydle 4 bataliony 34

Tamże, s.

152.

35

Tamże, s.

153-154.

i 32 armaty. W drugim rzucie na prawym skrzydle 11 szwadronów jazdy, na lewym, gdzie dowodził gen, Marków stanęło 38 szwadronów oraz 4 bataliony piechoty. Całym prawym skrzydłem dowodził gen. Dunin. Wszystko wskazuje na to, że główne natarcie miało być wykonane siłami lewego skrzydła, a duża koncentracja konnicy w tym miejscu miała służyć obejściu umocnień polskich przez Galicję. Już od godziny 15.30 rozpoczęła się wymiana ognia między artylerią polską i rosyjską, a o godz. 17 Kachowski zaczął przygotowanie ogniowe do natarcia. W tym samym czasie jegrzy Sałtykowa zaatakowali zagajnik z polskimi strzelcami i wyparli ich z zachodniej części lasku. Jednak Polakom udało się utrzymać tę pozycję. Inaczej potoczyły się losy grupy Pustowałowa, której atak ugrzązł w podmokłym terenie, w rezultacie czego poniosła ona duże straty od polskiej artylerii i strzelców. Natarcia rosyjskie załamywały się trzykrotnie. Dopiero, gdy do akcji zostali skierowani grenadierzy kijowscy i sybirscy, udało się Rosjanom, po zaciekłej walce, wyprzeć strzelców z lasku 36 . Gen. Kachowski, wobec nieskuteczności natarcia czołowego, wydał kawalerii rozkaz obejścia pozycji polskich przez kordon austriacki. To zadanie zlecił jelizawietgradzkim strzelcom konnym dowodzonym przez płk. Palmbacha. Grupa ta liczyła 1100 szabel oraz jakieś mniejsze oddziały. Pod osłoną lasu jazda rosyjska przeniknęła na tyły pozycji polskich. Po pewnym czasie Kachowski rozkazał pozostałej jeździe Markowa iść tą samą drogą. Palmbach zaatakował od tyłu flesze polskie, obsadzone przez bataliony 3, 12, a być może i 5 regimentu. Wskutek niespodziewanego ataku Polacy częściowo poszli w rozsypkę, jednak celny ostrzał fizylierów, a zaraz potem szarża jazdy Karwickiego rozniosła strzelców Palmbacha, a on sam padł od kuli fizyliera. W tym momencie zza kordonu austriackiego wyszły trzy szwadrony charkowskich strzelców konnych (350 szabel) ppłk. Bauera, które natychmiast rozpoczęły kontrszarżę na 5

Tamże, s. 326-327.

Bitwa pod D u b i e n k ą 1 8 . 0 7 . 1 7 9 2 r.

Karwickiego. Zostały doszczętnie rozbite, ale umożliwiły odwrót resztkom grupy Palmbacha. Tymczasem rozproszona piechota polska zdołała się zebrać. Ponieważ jednak ciągle istniało niebezpieczeństwo, że inne oddziały rosyjskie zechcą obejść polskie umocnienia, pozostawiono przy kordonie pułk Karwickiego. Rzeczywiście, po jakimś czasie z lasu wyłoniła się konnica rosyjska (około 3000 szabel). Fizylierzy przywitali ją silnym ogniem, powodując duże straty w ludziach i w koniach. Zamieszanie wykorzystał Karwicki, szarżą zmuszając Rosjan do wycofania się za kordon. Tymczasem, wykorzystując zamieszanie spowodowane dywersją Palmbacha, grenadierzy kijowscy i sybirscy zdobyli dwie lub trzy flesze tuż przy bagnistym smugu, po jego zachodniej stronie, a polski kontratak, niestety, nie poprawił sytuacji. Mimo odparcia ataku płk. Palmbacha i przeprowadzonego równocześnie silnego szturmu piechoty, połączone siły jegrów i resztek strzelców konnych wdarły się w centrum ugrupowania polskiego i zagroziły rozerwaniem szyków. Kościuszko, będący podówczas na lewej flance, wezwał drugą wielkopolską brygadę kawalerii narodowej, która jednak dała się porwać uciekającej piechocie i rozsypała się w panice. Sam Kościuszko, na czele kilku szwadronów pierwszej ukraińskiej brygady kawalerii narodowej bezskutecznie usiłował zapobiec rozerwaniu polskich szyków. Został rozbity przez odwodowe szwadrony jazdy rosyjskiej, a następnie, mimo prób uporządkowania szyków, uniesiony z pola walki przez ogarniętą paniką masę koni i ludzi 37. Mniej więcej w tym samym czasie wracający od kordonu austriackiego Karwicki pobił główne siły strzelców Palmbacha, co jednak nie mogło już wpłynąć na losy bitwy. Trzy bataliony grenadierów kijowskich ostatecznie złamały opór polskiego centrum i wsparte czterema batalionami grenadierów sybirskich rozpoczęły natarcie na resztki prawego skrzydła, gdzie dowództwo objął Karwicki. Wobec bezsensu dalszej walki i trwałego rozdzielenia szyków, wycofał się on 5

Tamże, s. 326-327.

około godz. 21, wśród zapadających ciemności. Ruszył za nim pościg rosyjski w sile 5 szwadronów jazdy, 3 pułków kozackich 1 10 batalionów piechoty, dowodzony przez gen. mjra Miłaszewicza i gen. mjra Zubowa 3 8 . Lewe skrzydło wojsk polskich w sile około 3500 żołnierzy, broniące się na wschód od smugu, stawiło zacięty opór oddziałom płk. Zołotuchina (który poległ w walce) i sekund-majora Nieczajewa (ponad 6000 ludzi), ale wobec dużej przewagi Rosjan mjr Wielowiejski dał rozkaz odwrotu. W pościg za nim ruszył płk Lesli na czele 2 pułków kozackich 39 . Z uwagi na sprzeczne i niejasne relacje na temat bitwy oraz rozbieżność sądów historyków, odtworzenie rzeczywistego przebiegu zdarzeń nie jest możliwe i musimy opierać się jedynie na domniemaniach. Wielowiejski cofał się drogą na Kolemczyce, ale wskutek zablokowania j e j przez Rosjan, poszedł do Husynnego, a następnie do Turki. Pościg rosyjski dotarł tylko do Husynnego. Wielowiejski zdecydował się więc na marsz do Kumowa, gdzie miał nadzieję spotkać resztę dywizji. Kościuszko tymczasem zdołał opanować panikę jazdy, ale na powrót na pole bitwy było już za późno, na dodatek Rosjanie odcięli go od Dubienki. Nie wiedział, co stało się z resztą jego dywizji i myślał, że Karwicki i Wielowiejski zostali kompletnie rozbici. Napisał wtedy do ks. Józefa: „Wszystkośmy stracili". Z pozostałą przy nim kawalerią ruszył, aby ratować przynajmniej niedobitków ze swojej dywizji. Po drodze napotkał grupę Karwickiego, nad którą natychmiast objął dowództwo 4 0 . Na wiadomość o przeprawieniu się Rosjan przez Bug pod Dorohuskiem Kościuszko i Karwicki cofnęli się na południowy zachód, w kierunku Kumowa. W ariergardzie szedł pierwszy batalion fizylierów mjra Szuszkowskiego, który zwinięty w czworobok i wyposażony w dwa działa, dzielnie opierał się 38

Tamże.

39

Tamże, s.

40

Tamże.

156.

atakującym oddziałom rosyjskim, raz po raz dając ognia z armat i karabinów. Około godziny 2 w nocy Kościuszko dotarł do Kumowa, a godzinę później przybyła tam grupa Wielowiejskiego. Dywizja Kościuszki połączyła się. Bilans bitwy pod Dubienką przedstawiał się następująco: straty polskie wyniosły około 650 ludzi zabitych, rannych lub wziętych do niewoli, co świadczy o wysokim morale świeżego przecież żołnierza i o umiejętnościach dowódcy. Pomimo że dywizja Kościuszki ustąpiła z pola walki, nie została rozbita i zachowała pełną zdolność bojową. Ze sprzętu postradano tylko 2 armaty 12-funtowe, 3 działa 3-funtowe i 1 haubicę, co naprawdę nie było wielką stratą. Rosjanie stracili 500 zabitych i rannych oraz 641 koni. Na dodatek Polacy uprowadzili ze sobą 14 jeńców 4 1 . Za bitwę pod Dubienką Stanisław August nadał 80 krzyży Virtuti Militari, a sam Kościuszko otrzymał awans na stopień generała lejtnanta i Order Orła Białego 42 . Bitwa pod Dubienką stała się początkiem legendy Kościuszki — tej legendy, która dwa lata później utorowała mu drogę do dyktatorskiej władzy nad wojskiem i narodem. Niechętni Kościuszce badacze, z Adamem Skałkowskim i Jerzym Łojkiem na czele, uważali, że Kościuszko uzyskał popularność i naczelnictwo powstania dzięki intrygom i naciskom Czartoryskich 43 , z którymi był związany. To stwierdzenie nie jest poparte żadnymi wiarygodnymi dowodami, a nawet zakrawa na czystą złośliwość wobec człowieka, który nie dostąpiłby przecież tylu zaszczytów, gdyby okazał się dowódczym beztalenciem i żadne magnackie stronnictwo, choćby nie wiem jak wpływowe, nie zdołałoby przekonać ludu i wojska, że ów zbankrutowany dowódca klęski ma być zbawcą Rzeczypospolitej i że należy mu powierzyć nieograniczoną władzę. Tymczasem późniejsze fakty wskazują na to, 41

Tamże, s. 157.

42

Tamże. Tamże, s. 195-196. 43

158, oraz J. Ł oj e k, Wokół sporów i polemik, Lublin 1991, s.

iż Tadeusz Kościuszko b y ł j e d y n y m poważnym kandydatem na stanowisko wodza naczelnego insurekcji. Podporządkowali mu się bez szemrania wszyscy generałowie i politycy, których nie można posądzić o brak rozeznania w tak ważnej sprawie (wszyscy mieli na świeżo w pamięci kampanię 1792 r. i Dubienkę), a więc jeśliby Kościuszko okrył się hańbą, oni nie dopuściliby go nawet do dowodzenia ciurami na tyłach, a co dopiero do dyktatury! Sława Tadeusza Kościuszki od czasu bitwy pod Dubienką wciąż rosła. Z nie znanego nikomu amerykańskiego generała przeistoczył się z dnia na dzień w gwiazdę pierwszej jasności na polsko-litewskim firmamencie. W 1794 roku podporządkował mu się nawet jego były przełożony — ks. Józef Poniatowski, a także sam król! Tej pozycji Naczelnika nie zachwiała nawet, zawiniona przez niego, klęska pod Maciejowicami, która dodała mu tylko męczeńskiego nimbu. Legenda Kościuszki rosła i potężniała wraz z klęskami narodu i już za kilka lat Napoleon i Aleksander I musieli rozmawiać z nim jak z niekoronowanym królem Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Słowa Kościuszki stały się dla Polaków rozkazem i wyrocznią. Wszystko zaczęło się jednak od bitwy pod Dubienką, która wytrzymuje porównanie z bitwami pod Raszynem, Grochowem i Możajskiem — bitwami nie rozstrzygniętymi, które nosiły w sobie zarzewie przyszłych zwycięstw. Nie było winy Kościuszki w tym, że ustąpił przed przygniatającą przewagą wroga, a porwanie wodza przez uciekające masy żołnierzy zdarzyło się kilka razy nawet samemu Fryderykowi II i nie przyniosło mu najmniejszej ujmy — podówczas uniesienie dowódcy z pola bitwy nie należało do rzadkości. Po oddaniu linii Bugu, armia koronna połączyła się w okolicach Chełma, a następnie pomaszerowała w stronę Lublina. Nie była rozbita, a j e j morale podniosło się znacznie. Sztab polski szykował plany dalszej walki w oparciu o Wisłę i o Warszawę.

KAMPANIA LITEWSKA W Petersburgu ustalono, że konfederacja na Litwie, starym zwyczajem, będzie odrębna od koronnej. Dlatego też Szymon Kossakowski wyjechał z rosyjskiej stolicy jeszcze w kwietniu i nie przysięgał na akt ogłoszony później w Targowicy. Udał się natychmiast nad granicę, skąd rozsyłał emisariuszy i szpiegów po całej Litwie i Kurlandii, przygotowując grunt pod zawiązanie konfederacji. Wreszcie w dniu 30 kwietnia kilku panów braci w Połocku, który od pierwszego rozbioru (1773 r.) znajdował się na terytorium Rosji, podpisało akt konfederacji orszańskiej i połockiej, podyktowany przez Kossakowskiego. Pan hetman chwalił się później, że u niego na Litwie konfederację zawiązano przed wkroczeniem aliantów, a nie jak w Koronie, gdzie można było działać dopiero za parawanem sojuszniczych bagnetów. Dowódcą wojsk rosyjskich idących z dobrosąsiedzką pomocą Litwie został gen. Michaił Nikitycz Kreczetnikow. Był on dowódcą mniej niż przeciętnym, do tego stopnia, iż musiano ułożyć dla niego szczegółowy plan marszów z wyszczególnieniem miast do zajęcia i punktów etapowych. Autorem planu byl Niemiec, gen Herman, z petersburskiego kolegium wojskowego. Według tego planu armia rosyjska została podzielona na cztery korpusy:

Korpus I — pod wodzą samego Szymona Kossakowskiego, liczył 5800 piechoty, 2500 jazdy i 16 dział polowych. Przy nim znajdował się sztab Kreczetnikowa. Miejsce dyslokacji — Połock. Korpus II — dowódca gen. lejtn. hr. Mellin, 4500 piechoty, 2500 jazdy oraz 13 armat. Miejsce dyslokacji — Tołoczyn nad Drucią. Korpus III — pod wodzą gen. lejtn. Dołgorukowa, w sile 6400 piechoty i 9000 jazdy, a także 16 armat. Miejsce dyslokacji — Dynaburg. Korpus IV — dowódca gen. lejtn. hr. Fersen (późniejszy zwycięzca Kościuszki spod Maciejowic), liczył 6200 piechoty, 2100 jazdy i 13 dział. Miejsce dyslokacji Rohaczew nad Dnieprem 1 . Tej sile Litwini mogli przeciwstawić około 15000 wojska źle wyekwipowanego, źle wyszkolonego, źle dowodzonego i nie mającego prawie żadnej artylerii (wzmocnionego w maju 1792 r. przez wydzielone jednostki wojsk koronnych w sile ok. 3000 ludzi). W porównaniu z Koroną, gdzie poczyniono jednak jakieś przygotowania wojenne, w Wielkim Księstwie nie uczyniono praktycznie nic. Pułki jazdy i regimenty piechoty stały sobie spokojnie w całej Litwie i nie były w najmniejszym stopniu gotowe do walki. Na dodatek wodzem naczelnym armii litewskiej został mianowany Prusak — ks. Ludwik von Wirtemberg (1756-1817). Był on synem ks. Fryderyka Eugeniusza i ks. Fryderyki Zofii Hohenzollern — siostry króla Prus, Fryderyka Wielkiego. Ks. Ludwik przez wiele lat służył w armii pruskiej i dosłużył się w niej stopnia gen. mjra, co razem z koneksjami rodzinnymi spowodowało, iż został zięciem ks. Adama Czartoryskiego. Dzięki protekcji teścia został przyjęty w roku 1790 do służby w armii Rzeczypospolitej i awansowany do stopnia generała lejtnanta. Doprawdy trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie tego faktu, chyba żeby tłumaczyć to podziwem Polaków dla armii 1 A. W o l a ń s k i , t. 2, s. 7 - 9 .

Wojna polsko-rosyjska

w

roku

1792,

Poznań

1922,

pruskiej, która wtedy uchodziła za najlepszą w Europie. Można więc przyjąć, że król Stanisław August i posłowie Sejmu Wielkiego widzieli w nim dobrego fachowca, który umie zwyciężać. Protekcja Czartoryskich też robiła swoje. Dość, że w przededniu wojny przyjęto do służby człowieka niepewnej konduity politycznej, raczej miernych zdolności wojskowych, a do tego pochodzącego z kraju, który Polsce nie chciał i nie mógł życzyć zwycięstwa, ponieważ był zainteresowany j e j zagładą. Powierzono mu jednak — o zgrozo! — dowództwo naczelne nad całą armią na Litwie. Inicjatorem tego pomysłu był sam król, który nie potrafił potem podać żadnego rozsądnego wytłumaczenia dla tej decyzji. W armii polskiej i litewskiej pełno było innych, równie zdolnych lub o wiele zdolniejszych generałów, którzy jednak będąc Polakami, byli zainteresowani w utrzymaniu swojej ojczyzny przy życiu i obce im było pojęcie zdrady. Co gorsza, nikt z patriotów przeciwko królewskiej decyzji nie oponował. Pozostali generałowie litewscy, z wyjątkiem może Bielaka i Zabiełły, też nie grzeszyli zbytnią wiedzą wojskową, co bardzo ujemnie dało znać o sobie w czasie wojny. Król i Komisja Wojskowa Obojga Narodów wydali tylko ogólne wytyczne, zgodnie z którymi armia litewska miała podzielić się na dwie grupy, aby osłaniać Kowno i Mińsk. Były też plany formowania korpusów posiłkowych w Wilnie i Grodnie, ale ks. Wirtemberg ani żaden z jego podwładnych nie wykonali królewskich zaleceń. Dwudziestego drugiego maja Rosjanie rozpoczęli przekraczanie litewskiej granicy. Korpus Kossakowskiego i Kreczetnikowa przeprawił się przez graniczną Dźwinę i w czterech kolumnach pomaszerował w głąb kraju, nie napotykając żadnego oporu, bowiem graniczne posterunki litewskie zawczasu uciekły, nie próbując walki z przeważającym wrogiem. Korpus Dołgorukowa tegoż dnia rano spokojnie przebył Dźwinę i znalazł się w polskiej Kurlandii. Pięć "dni później doszło do pierwszej potyczki Kozaków z Tatarami litewskimi

pod Opsą. Tatarzy ustąpili w kierunku Kowna, tracąc około 100 ludzi. Korpus Mellina przekroczył granicę w tym samym czasie, wysyłając naprzód podjazdy, a następnego dnia przeprawił przez Druć resztę swych sił. Nie napotkał poważniejszego oporu ze strony Litwinów, którzy pod tatarskim generałem Bielakiem cofali się szybko w stronę Mińska, aby połączyć się z gen. Judyckim. Po drodze oganiali się od Kozaków i Kałmuków, nie dając się okrążyć i rozbroić. Do największej potyczki doszło 27 maja pod Borysowem, gdzie kawaleria litewska zadała Kozakom dotkliwe straty. Udało się połączyć oddziałom Bielaka z oddziałami Judyckiego. Korpus Fersena przeprawił się przez Dniepr bez większych przeszkód, zmuszając siły płk. Chlewińskiego, który pilnował tego odcinka granicy, do szybkiego odwrotu w kierunku Bobruj ska. Rosjanie po drodze wszędzie zakładali ośrodki rebelianckie, z a w i ą z u j ą c konfederacje i przywożąc w swych taborach targowickich urzędników. Tymczasem ks. Wirtemberg po dłuższym wahaniu wyruszył do swojej armii. Nie ujechał jednak daleko. Zatrzymał się w Wołczynie i tam — j a k sam twierdził: „zapadł na zdrowiu", więc dalej nie jechał, tylko wydawał sprzeczne rozkazy generałom na Litwie. Nie zaniepokoiło to bynajmniej króla ani Straży Praw. Tymczasem Litwini tracili coraz większe połacie kraju i musieli organizować się sami: „Jenerał Judycki na Litwie, skupiwszy do siedmiu tysięcy ludzi, z tym korpusem, ośm tylko armatek batalionowych m a j ą c y m , opierał się nieco Moskalom, a przednia straż jego, pod komendą jenerała Bielaka, ustawicznie ścierała się z nieprzyjacielem, gdzie korzyść rzadko kiedy przy Polakach nie była." 2 . Tymczasem gen, Judycki i gen. Bielak siedzieli w Mińsku i obserwowali ruchy korpusu Mellina, który poważnie zagrażał 2

Dmochowski,

Kołłątaj,

Konstytucji Polskiej 3go Maja, Lwów

Potocki, 1793, s.

O

342.

ustanowieniu

i

upadku

miastu i obozowi wojsk litewskich. W liście datowanym 24 maja Judycki tak opisywał Wirtembergowi sytuację w mieście: „Dotąd na skład magazynów i amunicji miejsc wcale nie opatrzono. Niedostatek nie tylko pieniędzy, ale nawet koniecznie na samym wstępie potrzebnej amunicji, gdyż zaledwo po 60 ładunków na żołnierza liczyć można. Słowem na tem gruntuje się doniesienie moje, że wojsko zgoła żadnego w niczem nie ma zapasu (...) Jeśli mocniejsze dalsze nieprzyjacielskie kroki dotrą aż do mnie, nie wiem jeszcze, gdzie będę mógł zamierzyć swoją rejteradę" 3 . Miasto było przepełnione wojskiem i uciekinierami. Spodziewane armaty z Wilna i z Nieświeża nie nadeszły. Zaczęto więc myśleć o ewakuacji Mińska. Dwudziestego dziewiątego maja Judycki raportował do Warszawy: „Moskwa coraz na nas nastaje (...) Dywizja generała Fersena podzieliła się na dwoje, a druga już część pod komendą gen. Knorringa od Swisłoczy nam nadchodzi. Toż potwierdziły i patrole... Zebrałem radę przytomnych tu sztabs-oficerów (...) Roztrząsaliśmy punkta następujące: 1. że ordynansu inszego od Prześwietnej Komisji nie mamy, jak żeby się pod Mińsk ściągnąć, 2, że nie wiemy, czyli od JO Księcia Wirtemberskiego wsparcia spodziewać się lub nie — bo on tylko pisał, radząc mi, żebym podawał mu projekta do ułożenia wojennych przygotowań — żebym posiłował JW. Generała Bielaka — żebym zasłonił Wilno i Kowno — i żebym nakoniec przysłał mu JW. Generała Bielaka dla ułożenia się z nim o formowanie przedniej straży. Ja zaś wykonać pierwszego nie mogłem, bo już wojnę mamy na głowie, zatem projektowanie jako rzecz daleka ustąpić musi prędkiej rezolucji (...) Bielak skarży się, iż nie ma czem żywić ludzi i koni — posiłkiem moim bardziej bym go ogłodził, a dać mu wielkiego nie mogę, bo bym siebie osłabił. Zaleciłem mu zatem, aby zatrudniając ile można Moskwę, coraz do mnie się retirował 4 , co też i on czyni. Wilna i Kowna zasłaniać nie 3

W o 1 a ń s k i, op. cit., s. 91.

4

Staropol.: cofał się.

mogę, bo nie mam ozem — jedno ode mnie leży o 25 mil, drugie o 38. JW. Bielaka posłać nie mogłem, dla projektowania przedniej straży, bo on jest zatrudniony biciem się teraz (...) Od przejeżdżających dowiaduję się, że spotkali JW Generała Cronemmanna idącego ku mnie, ale bez armat. Posłałem natychmiast, żeby pospieszał, a jeżeli armat ze sobą nie ma, żeby temuż posłańcowi dał zlecenie do arsenału swego (do Wilna — przyp. P. D.) zabrania tych sztuk, jakie tam są i pocztą do mnie transportować ich kazałem — inaczej Moskwa, co idzie do Wilna, pewnie by je zabrała (...) Zdecydowała rada, że w Mińsku czekać nie możemy. Zatem postanowiłem, żeby wszystek bagaż wprzód dzisiaj wysłać z Mińska ku Kojdanowu i sam jutro z dywizją ruszę za nim. Przeprawimy się pod Stołpcami za Niemen i tam czekać będziemy pierwszej moskiewskiej dywizji, jaka się nasunie (...) Piszę do generała Cronemmanna żeby za mną do Stołpców zboczył i armaty pocztą też tam sprowadził. JW Bielakowi i Chlewińskiemu dałem ordynans, żeby do Stołpców się retirował. Ma on zlecenie, żeby bronił każdego kroku, ale Moskale artylerię i piechotę wprzód prowadzą, a kawaleria idzie w tyle, zatem on z jazdą samą opierać się niewiele może" 5 . Odwrót od Mińska nastąpił 31 maja. Na miejscu pozostawiono tylko Tatarów Bielaka, którzy po godzinnym boju wycofali się do Kojdanowa, paląc za sobą most na Swisłoczy. Mellin wkroczył do pustego miasta, co bardzo zaskoczyło Kreczetnikowa, który przypuszczał, że Mińsk będzie zaciekle broniony. Rosjanie zabawili w Mińsku do 7 czerwca. W tym czasie Kreczetnikow opracował plan rozbicia wojsk litewskich w Stołpcach, do czego wyznaczył korpusy Mellina i Fersena. Obaj dowódcy mieli okrążyć Judyckiego, Chlewińskiego i Bielaka i albo zniszczyć, albo rozproszyć, a przede wszystkim zawładnąć litewską artylerią. Mellin wyznaczył termin operacji na 10 czerwca. 5

W o 1 ań s k i , op. cit., s. 93-94.

Tymczasem ks. Wirtemberg niemalże umierał w Wołczynie i ciągle zasypywał króla raportami, w których mało co pisał 0 sytuacji swoich oddziałów, za to dużo i wylewnie o chorej nodze, która rzekomo uniemożliwiała mu wyruszenie na front. W końcu wybuchła afera, kiedy komisja cywilno-wojskowa w Łomży, która od dłuższego czasu podejrzliwie obserwowała poczynania Prusaka, aresztowała podejrzanego kuriera, wiozącego listy do Berlina, adresowane na nazwisko Mauclaira. Kiedy otworzono pakiet, okazało się, że są to poufne listy Wirtemberga do króla Prus, w których niefortunny wódz wojsk litewskich pisał, iż umyślnie dąży do zagłady swojej armii i prosił, aby powiadomić Katarzynę II o jego szczerym oddaniu dla niej. Komisja łomżyńska przekazała natychmiast te rewelacje do Warszawy i król Stanisław August rad nie rad musiał odebrać zdrajcy dowództwo na Litwie i wydalić z Rzeczypospolitej jako persona non grata. Zrezygnował wszakże z możliwości aresztowania, osądzenia i przykładnego ukarania tego pruskiego szpiega, ponieważ bał się narazić Czartoryskim i Fryderykowi Wilhelmowi, na którego pomoc wojskową ciągle liczył. Całą aferę szpiegowską zatuszowano więc na polecenie króla. Ks. Wirtemberski na wieść o tym z początku jeszcze bardziej się rozchorował, a następnie nagle wyzdrowiał i zaczął jeździć od Grodna i Wilna po obóz Judyckiego, wszędzie rozpowiadając, że rusza na front bić Moskali. W obozie doszło 6 czerwca do ostrej wymiany zdań między gen. Judyckim, a Wirtembergiem, który utrzymywał, że ciągle jest wodzem armii litewskiej i przybył właśnie, żeby się bić, co mu Judycki uniemożliwia. Kiedy jednak okazało się, że wszyscy już wiedzą o zdradzie, ks. Ludwik uciekł do Grodna 1 zaczął palić papiery, a następnie pognał w kierunku Warszawy, gdzie markiz Lucchesini wręczył mu owe listy stanowiące dowód zdrady, i dalej do Prus. Znamienne, że Stanisław August podpisał dymisję Wirtemberga dopiero 1 czerwca, gdy wojska rosyjskie wdarły się już głęboko w litewskie terytorium i na ratowanie sytuacji było już za późno. Na dodatek król

zdymisjonował ks. Ludwika nie za zdradę, jakby sądzić należało, lecz z powodu złego stanu zdrowia, co zakrawało na farsę. Haniebna uległość monarchy wkrótce wyszła na jaw, co wywołało wśród ludu pierwsze podejrzenia o zdradę. Nowym wodzem naczelnym na Litwie został gen, Judycki. Nie był przynajmniej zdrajcą, jak poprzednik. Nominację tę odczytano w wojsku litewskim 4 czerwca. Oto co o nim pisano: „Poczciwy i osobiście odważny, ale nie widziawszy nigdy wojny hr. na Łojowie Józef Judycki, człowiek pod względem wojskowym bez żadnych zdolności i wykształcenia. Rad cudzych nie słuchał przez zarozumiałość, nie posiadał miru u żołnierza, ani zaufania i to tak dalece, że go w wojsku powszechnie nienawidzono, bo próżnością i cierpkim traktowaniem podwładnych pozrażał wielu" 6 . Od rozpoczęcia rosyjskiego najazdu na Litwę upłynęło 14 dni. Przez ten okres nieprzyjaciel zdążył zająć, prawie bez walki, całą wschodnią część Wielkiego Księstwa. Korpus Dołgorukowa zajmował okolice Michaliszek, Kossakowski zajął Narwę, Mellin opuścił właśnie Mińsk, a Fersen zajął Hłusk i maszerował w kierunku Słucka. Obrona nizinnej Litwy, przy tak małej liczbie skoncentrowanego wojska i przy bardzo słabym uzbrojeniu i zaopatrzeniu, była wręcz niemożliwa. Oddziały litewskie stały w nieładzie pod Swierżniem, wysyłając podjazdy w stronę Stołpców i Kojdanowa. Nowy wódz, mimo iż miał przy sobie radę wojenną, nie potrafił działać skutecznie, a ponieważ na sprawach wojskowych się nie znał, jego rozkazy potęgowały tylko bałagan w obozie. Jego szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że Mellin nie zdołał połączyć się na czas z Fersenem, w czym wielka zasługa płk. Chlewińskiego, który jak tylko mógł opóźniał ruchy kolumny Fersena, a także dlatego, że generał rosyjski był w sprawach wojskowych ignorantem podobnym do Judyckiego. 5

Tamże, s. 326-327.

Zgodnie z planem, Rosjanie zamierzali okrążyć i rozbić armię litewską siłami korpusów Mellina i Fersena, co planowano uczynić 10 czerwca. Zależało im szczególnie na wzięciu litewskich armat. Stosunek sił przedstawiał się następująco: siły rosyjskie obliczano na około 9600 ludzi, a litewskie w obozie pod Swierżniem liczyły około 7700 ludzi i 10 wiwatówek 3funtowych. Stanisław Kostka Potocki pisał do króla: „Posiadamy ludzi w proporcyi mniej więcej równej piechoty i jazdy. Siły nasze obecnie wynoszą wszystkiego z 8000 głów. Kleist i Wedelstedt na szczęście tu przybyli, by nam dopomóc do wprowadzenia porządku; pracujemy jak w ciężkich robotach, ale zadanie nie takie łatwe. Wawrzecki i ja byliśmy zniechęceni. Pierwszym naszym staraniem było pozyskanie wiadomości pewnych. Żyli tutaj (żołnierze litewscy — przyp. P. D.) z dnia na dzień, c o f a j ą c się ciągle, a nie bardzo wiedząc dla jakiej przyczyny. Początkowe dni naszego pobytu zostały użyte do zaprowadzenia trochę ładu w obozie, czego potrzebował gwałtownie i któremu by zabrakło wszystkiego" 7 . 8 czerwca podjazdy płk. Chlewińskiego przejęły Kozaka wiozącego rozkazy Kreczetnikowa dla Mellina i Fersena. Pisma te wzbudziły panikę. Następnego dnia rada wojenna postanowiła przenieść obóz do Mira. Miejsce to miało tę dobrą stronę, że na równinie można było użyć kawalerii, a zamek z jego umocnieniami mógł stanowić oparcie dla wojsk litewskich. Odwrót trwał przez całą noc. Dla obserwowania ruchów nieprzyjaciela pozostawiono w Swierżniu Tatarów gen. Bielaka. Ten musiał sam stawić opór całemu korpusowi Mellina, aby uniemożliwić Rosjanom przeprawę przez Niemen. Judycki, mimo iż słyszał kanonadę, nie udzielił Bielakowi pomocy i Niemen został sforsowany. Tatarom udało się jednak uniknąć rozbicia i uskoczyć do Mira. 5

Tamże, s. 326-327.

Potocki pisał:

/

„W tej chwili wojska maszerują z obozu pod Swierżniem do tutejszego. Kiedy wychodziły, strzały karabinowe były gęste między naszymi, a rosyjskimi wedetami. Donoszą 0 korzyściach obozowiska rozciągającego się dosyć daleko. Obóz nasz na wzniesieniu, lewe skrzydło bronione przez olbrzymi zamek, góruje ze wszystkich stron nad niezmierną równiną, gdzie bić się potrzeba w czystem polu, co nie jest w guście kozaków i baszkirów, a tego pełno u Mellina" 8 . Jeszcze w nocy doszło do starcia polskiej jazdy z oddziałem kozackim wysłanym po języka. Efekt tego starcia był odwrotny do zamierzeń rosyjskiego dowództwa — Polacy wzięli do niewoli 20 Kozaków i od nich dowiedzieli się o zamiarach nieprzyjaciela. Rankiem 10 czerwca Polacy zwrócili się frontem do nieprzyjacielskich wojsk, które właśnie sforsowały Niemen 1 nadciągały pod Mir w całej potędze. Gen. Bielak zajął wysuniętą pozycję na pagórku, na lewym brzegu Niemna. Jakoż niedługo doszło do pierwszego starcia, kiedy oddział Bielaka rozbił wspaniałą szarżą rosyjskąjazdę, przeprawiającą się przez rzekę, w sile około 1000 koni. Niestety, Rosjanom przybyła odsiecz regularnego pułku konnicy i Bielak musiał się wycofać, ponosząc znaczne straty. Ten odwrót omal nie pociągnął za sobą rozbicia regularnej jazdy Sulistrowskiego, stojącej bezczynnie w odwodzie. Bielak widząc tragizm sytuacji, gdy atakujący ze skrzydeł Rosjanie zagrażali całemu zgrupowaniu, poderwał kawalerię do nowej szarży i zmusił przeciwnika do ucieczki w rozsypce. W tym czasie nadeszły rosyjska piechota i artyleria, które natychmiast zaczęły ostrzeliwać Litwinów i Tatarów, tak że trzeba było wycofać się do Mira. Rosjanie zajęli Swierżeń, ale tego dnia nie podejmowali już walki. Cały dzień upłynął w obozie polskim na gorączkowych naradach i swarach między gen. Judyckim a Kostką Potockim i Wawrzeckim. Litewskie oddziały stały zaś bezczynnie, s

Tamte, s.

144.

rozmieszczone w szyku linearnym naprzeciw wroga, który również nic nie robił. Najgorsze w tym wszystkim było to, iż litewski sztab po prostu nie wiedział, co robić. Wysyłano tylko podjazdy na prawo i lewo, dla zbadania sytuacji, co trzeba było zrobić jakieś trzy dni wcześniej. Podjazdy te starły się, co prawda, z Kozakami, ale zostały odparte i z powodu strasznej ulewy zawróciły do obozu. Podjazdami tymi dowodził późniejszy wódz insurekcji na Litwie płk Jakub Jasiński. Ostatecznie postanowiono ustąpić pod Nieśwież, aby bronić się w oparciu o warowne gniazdo Radziwiłłów i tamtejszą artylerię. Na razie jednak nie ruszano, ponieważ nie wiedziano niczego pewnego o nieprzyjacielu. Następnego dnia gen. Mellin, rozeznawszy się w słabości wojsk litewskich i panującym tam bałaganie, postanowił atakować. W tym celu wyznaczył dwie kolumny w sile po 2000 ludzi każda, aby dokonały głębokiego obejścia obozu litewskiego i w chwili frontalnego ataku sił głównych, wzięły Litwinom tyły. W tym samym czasie w obozie litewskim Kostka Potocki z Wawrzeckim przeforsowali plan dokonania zwiadu w pobliżu obozu rosyjskiego. Około południa dowodzony przez nich oddział, złożony z 500 piechurów mjra Grabowskiego z V regimentu oraz 400 szabel Sulistrowskiego i 4 dział polowych, wyruszył w stronę obozu Mellina. Litewska kawaleria szybko zniosła rozproszone czujki rosyjskie i weszła na wzgórek ponad obozem rosyjskim, który stał otworem. Wywołało to panikę wśród Rosjan, którzy nie spodziewali się takiego obrotu sprawy i będąc przekonani, że to całość armii litewskiej nadciąga, zaczęli mieszać szyki w nieopisanym tumulcie. Litwini dali ognia, a do gen. Judyckiego wysłali gońca z wiadomością o możliwości rozbicia nieprzyjaciela. Gen. Judycki rzucił się całością sił na wroga, jednak Mellin zdołał już opanować sytuację i przywitał Litwinów kanonadą, która jednak nie wyrządziła im większej szkody. Litwini odpowiedzieli im tym samym z podobnym skutkiem. W końcu Rosjanie wyszli z obozu i zaczęli spychać oddział Kostki Potockiego i Wawrzeckiego w kierunku obozu litews-

kiego. Tymczasem nadeszły z odsieczą główne siły litewskie, ale gen. Judycki nie p o d j ą ł walki, tylko rozstawił swoje oddziały w szyku bojowym z jazdą osłaniającą flanki i wezwał swoich sztabowców na naradę, trwającą około dwóch godzin. W tym czasie żołnierze stali bezczynnie narażeni na huraganowy, ale niecelny, ogień artylerii rosyjskiej. W końcu kawaleria narodowa nie wytrzymała nerwowo i uciekła do Mira, niosąc wieść o zupełnej klęsce. Za nią uciekli również Tatarzy Bielaka i Kirkora. Odsłonięcie skrzydeł i ucieczkajazdy wobec nadciągającego wroga, spowodowało panikę w oddziałach piechoty. Niektóre złamały szyki, ale oficerowie, przy osobistym udziale Judyckiego, przywrócili porządek w szeregach. Mellin dostrzegł to zamieszanie, przegrupował pod osłoną wzgórz swoje oddziały do ataku, ale nie zaatakował z przyczyn niewiadomych. Na razie ustawił całą artylerię w jednym wielkim zgrupowaniu i rozpoczął bardzo silną kanonadę, którą piechota litewska wytrzymała w ponurym milczeniu. W tym momencie na tyłach obozu litewskiego ukazały się rosyjskie oddziały oskrzydlające, wysłane z rana. Litwinom pozostało tylko wycofać się lub skapitulować. Wódz naczelny stracił głowę i kompletnie nie wiedział, co robić. Na szczęście płk Jasiński wskazał ostatnią wolną drogę parowem do nieświeskiego traktu. Pomysł ten przyjęto natychmiast, zwinięto wojsko w kolumny i rozpoczęto odwrót. Było to o 8 wieczorem. Rosjanie nie przeszkodzili temu i dopiero, gdy Litwini wyszli z parowu na równinę, Kozacy i dragoni zaatakowali szarżą, która jednak załamała się w ogniu litewskich dział i karabinów. Dalszy odwrót grupy Judyckiego następował bez przeszkód, przy nieszkodliwej kanonadzie rosyjskich armat. Utracono jednak łączność z jazdą, która uciekła do Mira, a i o grupie Chlewińskiego nie było żadnych wiadomości. W Mirze tymczasem zostali Bielak, Sulistrowski i 250 piechurów kpt. Ludwika Tettaua oraz tabory. Sytuacja w mieście, wg Twardowskiego, wyglądała następująco:

„Opatrzność prawdziwie zrządziła, żeśmy całego bagażu nie stracili. Gdyby był nieprzyjaciel wysłał dobrą pogoń, nic by nie uszło — bagaże nasze i mała eskorta byłyby przepadły. Wszyscy żołnierze szemrzą, że są zdrajcy między nami. Ja temu nie wierzę, ale źle, że taka opinia" 9 . Ogarnięci paniką kawalerzyści Sulistrowskiego, podzieleni na małe, a do tego topniejące wskutek dezercji grupki, nie opamiętali się nawet w Mirze, a Kostka Potocki z Wawrzeckim na próżno, z narażeniem życia, starali się opanować sytuację. Potocki w liście do króla gorzko pisał: „Znaczna część jazdy przechodziła przez miasto w wielkim nieładzie i pośpiechu. Robiliśmy wszystko, co możliwe, by ją powstrzymać, lecz za całą odpowiedź starczyło, iż cnotliwy Wawrzecki ujrzał się trzykrotnie w takiem położeniu, że mu omal kulą łba nie roztrzaskano. Widząc, że z tymi panami nie ma nic do roboty, pomknęliśmy się we dwóch ku Nowogródkowi na drogę do Grodna" 10 . Tymczasem Mellin zaatakował Mir, aby zdobyć tabory i chociaż tym powetować sobie wypuszczenie z rąk Judyckiego. Jednak sytuację uratował kapitan Tettau, który z zamku przyjął Kozaków silnym ogniem i kartaczami, tak że musieli ustąpić, ścieląc pole trupem. Pod osłoną nocy Litwini wycofali się z taborami, które osłaniali Tatarzy. Straty obu stron są niemożliwe do ustalenia wskutek rozbieżności w opisach źródłowych i ich niekompletności. Oddziały Judyckiego cofały się przez Nieśwież i Słonim do Grodna. Po drodze dołączyła do niego grupa Bielaka i Chlewińskiego. Wilno pozostało bez osłony i gen. Zabiełło musiał rad nie rad, ewakuować co się da, do Grodna. Hugo Kołłątaj tak to opisywał w rok później: „Gdy tak, od jednej ściany, część wojska moskiewskiego zaprzątnioną znajdowała się na Litwie, dążyła druga, bez żadnej przeszkody, ku Wilnu. Było tam wprawdzie do trzech tysięcy polskich żołnierzy; ale ci, nie m a j ą c żadnych dział, po 9

Tamże, s.

10

Tamże.

162.

lekkim oporze do Grodna uchodzić musieli, gdzie się artyleria i wojsko koronne gromadziło; szczęśliwi i zręczni, że bez żadnego w artylerię opatrzenia, w przytomności wojska moskiewskiego wycofać się mogli" 11 . 14 czerwca wojska rosyjskie wkroczyły tryumfalnie do stolicy Litwy. Szymon Kossakowski utworzył tam Generalność Konfederacji Wielkiego Księstwa Litewskiego i 25 czerwca został j e j marszałkiem. Z j e j ramienia też ogłosił się tego dnia hetmanem polnym litewskim, co uczczono z odpowiednim przepychem. Ksiądz Kitowicz zanotował: „(...) generał Kossakowski profitując z okoliczności dla kraju nieszczęśliwej, a dla siebie pożądanej, tymże aktem przymuszony zrobił się hetmanem polnym litewskim. To obranie swoje ogłosił solennym nabożeństwem w kościele Św. Jana, do którego spędzone pospólstwo i szlachta musiały asystować z chorągwiami i śpiewami Te Deum Lauclamus, jakby naród z jarzma niewoli Konstytucji 3 maja wyzwolony, a do wolności prawdziwej przez Imperatorową Moskiewską przywrócony został. Kossakowski, nowy hetman litewski, podczas nabożeństwa siedział blisko ołtarza na krześle kobiercami ozdobionym, a brat jego, biskup inflancki, koadiutor 12 wileński, dogadzając pysze, nie miał wstydu. Po skończonym nabożeństwie generał Kreczetnikow i Kossakowski dawali wielką ucztę dla dystyngowanych osób, dla pospólstwa zaś generał Kreczetnikow kazał wystawić na rynku kilka wołów pieczonych, piwa, miodu, gorzałki pod dostatkiem i rozrzucił między niego (jak wieść niosła) 2 tysiące rubli, łagodząc umysły ludu, rabunkami i okrucieństwem po prowincjach wyrządzonymi zakrwawione" 1 3 . "

D m o c h o w s k i , K o ł ł ą t a j , P o t o c k i , op. cit., s . 342.

12

Pomocnik wyznaczony przez władze kościelne posiadaczowi urzędu kościelnego; biskup tytularny, albo pomocnik biskupa ordynariusza —• tu: biskup pomocniczy ordynariusza wileńskiego. 13 S. Leśniewski, Warszawa 1992, s. 242.

Poczet

hetmanów polskich

i

litewskich

XVIII

w.,

Rzeczywiście wojska rosyjskie znaczyły swój pochód przez Litwę zgliszczami, rabunkami, gwałtami. Kossakowski swoją brutalnością wobec opornych budził nawet sprzeciw Kreczetnikowa. Sotnie kozackie niszczyły dosłownie wszystko, co spotkały na swojej drodze. Zwolenników Konstytucji 3 maja karano sekwestrem dóbr, jeśli w ciągu dwóch tygodni nie przystąpili do którejś z lokalnych konfederacji. Tymczasem Rosjanie wysłali 14 czerwca silny korpus gen. Chruszczowa, w skład którego wchodził batalion grenadierów petersburskich (825 ludzi), 60 jegrów estlandzkich, 2 roty muszkieterów kurskich, 2 szwadrony karabinierów (306 ludzi), a także sotnia Kozaków, w celu zajęcia Kowna 14 . Siły te wkroczyły tam 20 czerwca, nie napotykając żadnego oporu, następnie ograbiły miasto i zmusiły spędzoną do katedry ludność do przysięgi na wierność Katarzynie II. Spowodowało to aferę i Chruszczow musiał 23 czerwca odwołać akt tej przysięgi, ponieważ, caryca nie życzyła sobie ujawniania przedwcześnie j e j planów rozbiorowych (Kowno pozostało w granicach Rzeczypospolitej do 1795 roku). Poprzestał więc tylko na zawiązaniu konfederacji w Kownie. Tymczasem korpus Fersena ruszył się wreszcie spod Hłuska i przez Słuck i Romanów dotarł 15 czerwca pod mury Nieświeża. Stolica państwa radziwiłłowskiego uchodziła za jedyną fortecę w Wielkim Księstwie Litewskim. Była ona dobrze zaopatrzona w broń, żywność, artylerię i mogła się długo bronić, tym bardziej że Rosjanie nie posiadali dział oblężniczych. Załogę zamku stanowiło niespełna 1000 ludzi — była to gwardia radziwiłłowska oraz wydzielone oddziały z korpusu Judyckiego 1 5 . Komendantem twierdzy był, mianowany przez naczelnego wodza armii litewskiej, płk Dominik Dederko, odznaczający się wyjątkową ślamazarnością i tępotą umysłową, a do tego tchórz. Po czterodniowej parodii oblężenia, podczas którego litewskie działa na murach zamku wszystkiego dwa razy wypaliły, komendant poddał twierdzę 14

W o 1 a ń s k i, op. cit., s. 184.

15

Tamże, s.

188.

Fersenowi, który rozbroił załogę i częściowo wcielił do armii targowickiej, a częściowo puścił do domu. Następnie Rosjanie wywieźli z zamku w Nieświeżu wszystko, co dało się wywieźć. Dederko — zdrajca, który powinien być sądzony przez sąd polowy — spokojnie wyjechał do Grodna, a potem do Warszawy i włos mu z głowy nie spadł. Wojska rosyjskie kilka dni obozowały pod Nieświeżem, a 21 czerwca ruszyły w dalszy pochód, by 25 zająć pusty Słonim. Oddziały litewskie i posiłki koronne stały tymczasem w Grodnie bez jakiegokolwiek planu dalszych działań i bez wiary w zwycięstwo. Po miesiącu wojny padły kolejno, bez jednego strzału główne miasta Litwy: Mińsk, Wilno, Nowogródek, Słuck, Kowno, Nieśwież i Słonim. Jedyna w dotychczasowej kampanii bitwa pod Mirem wykazała skrajne niedołęstwo naczelnego wodza i jego sztabu. Przez kraj przelewały się wojska rosyjskie, czyniące razem z targowiczanami okrutne gwałty i rabunki. Ludzie uciekali, gdzie oczy poniosą, lub znosili upodlenie, jakiego od czasów wojen w XVII wieku nie zaznali. Ksiądz Kitowicz pozostawił wstrząsający opis kampanii litewskiej: „Generał moskiewski Kossakowski w Litwie grasował, ogniem i mieczem paląc, rabując i pustosząc przyjaciół Konstytucji i swoich osobistych nieprzyjaciół, miasta i wsie. Rozwiązłe kozactwo i sołdaty moskiewskie sromocili wszędzie płeć niewieścią, nie przepuszczając nawet szlacheckim damom w domach gwałconym, albo do nasycenia lubieżnych chuci z sobą za obozem włóczonym. Wzajemnie wojska polskie, choć nie ogniem, ale z ciężkimi nakładami furażów i prowiantów, tudzież zabieraniem wszelkich dobytków, niszczyły jak tylko mogły, nim do nich Moskwa nadciągnęła, dobra zdrajców. W powszechności zaś cały kraj, tam gdzie toczyła się wojna, od Moskwy i swoich do szczętu został spustoszony, tak, że tylko zostało niebo i ziemia" 16 . 16

L e ś n i e w s k i, op. cit., s. 241.

Represje jednak nie były najgorsze. Znacznie gorsze było dla Litwinów upokorzenie związane z koniecznością nazywania Konstytucji 3 maja zdradą i tyranią, zaś zdrady i najazdu wyzwoleniem, a do tego stwierdzaniem owego absurdu pod przysięgą. Anonimowy korespondent z Litwy pisał do warszawskiej „Gazety Narodowej i Obcej": „Można obcą przemocą zniszczyć naród, ale mieć ten naród za głupi, spodziewać się, że zgubców swoich mieć będzie za wybawców, to do okrucieństwa obelgę przydawać. Nie podpisuję się, bo listy otwierają na poczcie i mógłbym być nieszczęśliwym" 17 . W samym Grodnie panowało takie zagęszczenie wojska i uciekinierów, że brakowało dla nich żywności. Posiłki, które obiecywał król, nie nadchodziły. Za to kolumny nieprzyjacielskie podchodziły coraz bliżej i byle pogłoska wywoływała w mieście panikę. Gen. Judycki był coraz mniej popularny w wojsku i wśród ludności. Zewsząd słano pisma do Stanisława Augusta Poniatowskiego, prosząc i nalegając, by kogo innego zrobił naczelnym wodzem na Litwie. Oto co pisał Wawrzecki: „Stan rzeczy na Litwie nie jest zdesperowany, jeżeli wojsko nasze pójdzie z Grodna i bić się będzie. Lecz choć jestem krewnym i przyjacielem Judyckiego, wątpię pod komendą jego o wszelkim powodzeniu. Potrzeba tu komendy i rady bić się chcącej, czynnej, ufność wojska i kraju posiadającej, Judycki, oprócz osobistej śmiałości i dobrego obywatelstwa, więcej nic nie ma od A aż do Z, co do generała komenderującego należy. Osobiście odważny, nie żyjący z wojskiem, ani z obywatelami, nie chcący i nie umiejący pracować, bez wiadomości, dyspozycji kierowania, a nawet bez aplikacji niewiele zrobi. Wszyscy tu Michałowi Zabielle ufają. Korpus koronny drży na wspomnienie Judyckiego nad sobą komendy, a obywatele z familiami, tysiącznie zebrani, przeświadczeni równie o prawdziwem męstwie i obywatelstwie Judyckiego, 17

K o z ł o w s k i , op. cii., s. 42

jako i o jego aktualnej, zupełnej do komenderowania niezdatności trapią się. Wielu chce pisać do Waszej Królewskiej Mości, ja ich wyręczam, przedkładając odmianę komendanta za rzecz nieodbicie i nieodwołalnie potrzebną. Mógłbyś, Wasza Królewska Mość, wezwać go, dająć razem jemu ordynans, aby zdał, a Michałowi Zabielle, aby objął generalną komendę, nad którego między będącymi tutaj generałami nie widzimy zdatniejszego i pracowitszego" 1 8 . Kleist pisał jeszcze dosadniej: „Czuję się w obowiązku oznajmić, żeby JK Mość dłużej głównego dowództwa nie zostawiał w rękach tak wielkiego nieuka, jakim jest gen. Judycki. Wojska w nim żadnego nie pokładają zaufania, uważają go za zdrajcę, wiedzą zaś także, że w swym fachu niezdolny. On jest leniwy, a nigdy nie pójdzie za cudzą radą. Wedle mojej opinii zdatny jest ledwo do komenderowania kompanią" 1 9 . Stanisław Kostka Potocki i Sulistrowski ujęli to krótko: „Potrzeba nam tylko innych dowódców. Z takim, jakiego nam dano, żadna siła na świecie nie będzie w stanie nas ochronić od największych nieszczęść" 20 . Tymczasem w Warszawie brak było wiarygodnych informacji o położeniu wojsk na Litwie. Niejaki Jurewicz przywiózł tam wieści o całkowitym pogromie wojsk rosyjskich pod Mirem, zdobyciu sztandarów i śmierci Mellina, a także o rozbiciu korpusu Fersena pod Nieświeżem. Król i rada wojenna postanowili przejść do kontrofensywy i polecili Judyckiemu sformować oddziały partyzanckie na tyłach wroga. Dopiero 17 czerwca dotarł do Warszawy adiutant Judyckiego, niejaki Pernett, który przywiózł nareszcie prawdziwy opis wydarzeń pod Mirem i pod Nieświeżem, a także rys sytuacji w Grodnie. Te informacje wywołały w otoczeniu monarchy szok i trwogę. Zaraz też wydano nominację dla Michała Zabiełły na naczelnego wodza na Litwie. 19 czerwca gen. 18

W o l a ń s k i , op. cit., s. 201.

19

Tamże, s. 201. Tamże, s. 201-202.

20

Zabiełło przejął komendę od Judyckiego, który w ciągu szesnastu dni dowodzenia wykazał się tylko ignorancją w sprawach wojskowych i utracił całą Litwę z wyjątkiem Grodna i Brześcia. Wkrótce opuścił on Grodno i udał się do Warszawy — dla niego wojna była skończona. Oficjalnie Michał Zabiełło został naczelnym wodzem dopiero 23 czerwca. Nie był on geniuszem w sprawach wojskowych lecz odznaczał się rzutkością w podejmowaniu decyzji, sporą dozą energii oraz na pewno większą wiedzą wojskową od poprzednika. Rozpoczął on od zaprowadzenia porządku w armii litewskiej, co zajęło mu sześć dni, a trzeba przyznać, że udało mu się to nadspodziewanie dobrze. Armia odzyskała wiarę we własne siły i pełną zdolność bojową. Szlachta i mieszczanie Grodna ogłosili kontrmanifest w stosunku do aktów targowickich, w którym ujawnili światu podłe działania Kossakowskich i Rosjan. Ten datowany 19 czerwca, dokument kończy się słowami: „Gdyby zaś na którymkolwiek i kiedykolwiek z nas przemoc obcego oręża lub domowej złości przezeń wspartej, r e c e s j a k i lub inny postępek niniejszemu aktowi oświadczenia lub ustawie rządowej przeciwny wymusiła — to wszystko, jako dzieło gwałtu, niechaj nigdy ważne nie będzie w oczach Boga, ojczyzny i świata, a to jedno za niewzruszone podajemy i ogłaszamy, iż udzielności Rzplitej, wolności publicznej i prywatnej, słowem ustawy rządowej 3 i 5 maja, i praw in conseąuenti2' onej uchwalonych, nie odstępujemy i nigdy nie odstąpimy, spodziewając się tego wszystkiego po cnocie i poczciwości, oświeceniu i przywiązaniu do ojczyzny prześwietnych prowincjów koronnych. A niniejszy akt oświadczenia rękami naszemi z serca podpisujemy" 2 2 . Kreczetnikow w tym samym czasie opracowywał plan uderzenia na Grodno i zniszczenia całości wojsk koronnych i litewskich w tamtym rejonie. W tym celu rosyjskie korpusy rozpoczęły marsz w kierunku Grodna, aby się połączyć 21 22

Łac.: w efekcie. W o 1 ań s k i, op. cit., s. 228-229.

i wydać Litwinom walną bitwę. Posuwały się jednak powoli, często zatrzymując się po drodze. Zabiełło postanowił działać: „Wnet wyruszywszy z Grodna na czele piętnastu tysięcy żołnierzy, w przedsięwzięciu odcięcia dywizji jenerała moskiewskiego Fersena od dywizji jenerała Mellina. Wysłany w tym celu Wedelstedt, na czele przedniej straży, żwawemi utarczkami zatrudniał Fersena. Ale chociaż zamysł jenerała Zabiełły pomyślnie się udał, żadnego skutku nie sprawił. Nagła ulewa przez kilka dni wciąż trwająca nie pozwoliła zaatakować nieprzyjaciela, który tymczasem do złączenia się sposobność uzyskał. W tem czasie odebrał jenerał Zabiełło od króla rozkaz bronienia Bugu" 23 . Tyle pamiętnikarze. Dokładne działania armii litewskiej przedstawiały się następująco: W Grodnie obserwowano ruchy korpusów rosyjskich, które mogły doprowadzić do osaczenia i zniszczenia wojsk litewskich. Gen. Zabiełło postanowił uderzyć na Słonim i rozbić korpus Fersena, zanim zdoła się on złączyć z innymi. W tym celu rozpuszczono pogłoskę o wysłaniu na tyły innych korpusów wroga oddziałów dywersyjnych, co wywołało wśród Rosjan niemałe zamieszanie. Dwudziestego szóstego czerwca wieczorem wojska litewskie zaczęły opuszczać Grodno. Zabiełło prowadził około 14 000 żołnierza z 43 armatami, co dawało mu znaczną przewagę nad 9000 korpusem Fersena. Wysłany z przednią strażą Wedelstedt starł się nad Zelwą z pierwszymi posterunkami rosyjskimi i rozbił je. Następnie zajął miasteczko o tej samej nazwie i dzielnie odparł ataki rosyjskich oddziałów Łanskoja. W bitwie tej, choć oddziały litewskie musiały się wycofać, Rosjanie ponieśli dość duże straty, a za męstwo odznaczono krzyżem Virtuti Militari kapitana Józefa Sułkowskiego 24 . Gen, Zabiełło tak pisał o tym starciu do króla: „Awangarda nasza dokonała bardzo pięknego odwrotu pod rozkazami majora Wedelstedta. Ten oficer, dzielny - z d o l n y , 23 24

D m o c h o w s k i , K o ł ł ą t a j , P o t o c k i , op. cii., s . 343-344. W o l a ń s k i , op. cit., s. 255-262.

miał pod swoją komendą tylko 1474, był w porę podtrzymany i z wielką brawurą przez mój pułk pod wodzą pułkownika Chlewińskiego w koni 404. Odwrót nie był już niepokojony po dwóch milach marszu. Zachowanie się naszych wojsk i porządek powstrzymał przeciwnika" 25 . Litwini stracili w tej bitwie 50 zabitych i 6 rannych, których wszystkich zabrano ze sobą, aby nie zostawić ich wrogowi. Rosjanie stracili ponad 200 ludzi 26 . Następnie Zabiełło postanowił wydać Fersenowi bitwę pod Izabelinem, jednak niekorzystne warunki atmosferyczne i ogromne lasy, stanowiące zasłonę dla Rosjan, uniemożliwiły wykonanie planu i korpusy rosyjskie zdołały się połączyć. Zabiełło tak to opisywał w liście do króla: „Nasza radość trwała krótko. Od nadziei pójścia na wroga przeszliśmy nagle do rozpaczy, spowodowanej 60 godzin trwającą ulewą. Czwartego lipca, gdyśmy o północy mieli wyruszać, ziemia została tak rozmokniętą, noc taka ciemna, deszcz tak gwałtowny, żeśmy nic nie mogli przedsięwziąć bez ryzyka zagrząźnięcia armat po drodze i bez żadnej możliwości zużytkowania strzelb. Gleba w tym kraju prawie całkiem gliniasta — potrafiliśmy tylko z trudem rozpiąć nieliczne namioty. Nazajutrz i dniem później deszcz silniejszy lał jak nigdy, a trzeba było zmienić obóz koniecznie" 27 . Przez te dwa dni Fersen zdołał połączyć się z Mellinem. Wobec takiego obrotu spraw Zabiełło był zmuszony wycofać się do Brześcia, którego król nakazywał mu bronić w razie niepowodzenia działań zaczepnych. Oddziałom litewskim udało się wśród ciągłych starć z nieprzyjacielem przekroczyć 11 lipca Narew pod Płoskami i wycofać się w kierunku Brześcia. Tymczasem 5 lipca Dołgorukow bez strzału zajął Grodno i wjechał do miasta jako tryumfator. Zaraz po nim zjawił się korpus Kossakowskiego i Kreczetnikowa. Nieliczny garnizon 23

Tamie, s. 261.

26

Tamże, s. 262. Tamże, s. 264.

27

litewski pułkownika Ignacego Giedroycia (800 ludzi) ustąpił do Warszawy. W mieście natychmiast zawiązano konfederację grodzieńską. Droga na Warszawę stała dla Kreczetnikowa otworem. Oddziały litewskie stanęły obozem w Bielsku Podlaskim. 17 lipca awangardy rosyjskie wkroczyły do Białegostoku, skąd planowano szybki marsz do Wisły, aby zdobyć Warszawę bez wystrzału. Litwini nie mogli całością sił wykonać rozkazu króla, żeby bronić linii Bugu w połączeniu z oddziałami ks. Józefa, ponieważ wtedy trakt Warszawa-Białystok byłby bez osłony. Oddziały koronne i litewskie mogły nareszcie udzielać sobie wsparcia, ale korpusy rosyjskiej armii południowej były zbyt silne, aby można było liczyć na to, że ks. Józef będzie w stanie cokolwiek oddelegować na pomoc Zabielle. Wobec tego Litwini podzielili się na dwie grupy: naczelny wódz obsadził Bug na północ od Brześcia, broniąc przepraw i traktu białostockiego, a j e g o brat, Szymon Zabiełło, obsadził Brześć, broniąc najkrótszej drogi do stolicy. Brześć był pełen ciurów i uciekinierów z Litwy, co komplikowało i tak trudna sytuację generała, który dysponował załogą liczącą około 5000 ludzi w tym około 1800 poborowych „ochotnie rwących się do walki lecz niezupełnie z bronią obytych" 2 8 i 18 armatami. Miasto położone było w miejscu w y j ą t k o w o nadającym się do obrony, na dużej wyspie oblanej wodami Bugu, Muchawca i Szlajerki. Górował nad nim zamek wzniesiony jeszcze przez Kazimierza Wielkiego, a poza tym były tu stare umocnienia ziemne pamiętające czasy szwedzkiego „potopu". Płk Jakub Jasiński zajął się natychmiast fortyfikowaniem miasta, co udało mu się znakomicie i Brześć stał się w ciągu kilku dni silnym węzłem oporu. Brakowało tylko ludzi do obrony. W tym samym czasie zaświtała pewna nadzieja. Stojący dotąd na Pradze królewski korpus posiłkowy, którym komenderował gen. Arnold By szewski, 15 lipca wyruszył w stronę Bugu. W Brześciu liczono na współdziałanie z nim, tym 5

Tamże, s. 326-327.

bardziej że Fersen dochodził do Kobrynia. Jednak rachuby na współdziałanie zawiodły, bo Byszewski maszerował w iście ślimaczym tempie i na razie kręcił się w okolicach Sokołowa Podlaskiego, Węgrowa i Siedlec, bez wyraźnych rozkazów i bez wyraźnego celu. Król nakazywał mu to marsz do Brześcia, to obronę linii Narwi, to znów powrót do Warszawy i wymarsz na północ w celu obrony Zakroczymia i Płocka przed rzekomymi zagonami rosyjskimi, dość, iż na usilne prośby Szymona Zabiełły o pomoc, odpowiedział, że nie ma takiego rozkazu i w końcu w ogóle nie wziął udziału w tej wojnie. Rankiem 23 lipca czołówki korpusu Fersena podeszły pod Brześć, usiłując zdobyć miasto z marszu i wyprzeć Litwinów za Bug, jednak początkowe ataki Kozaków i regularnej jazdy rosyjskiej na przedmieścia zostały krwawo odparte przez Tatarów Bielaka i kawalerię narodową. Następnie doszło do wielkiej kanonady artyleryjskiej z obu stron, przerywanej szarżami rosyjskiej jazdy i atakami piechoty, które załamywały się w celnym ogniu litewskich dział. Nadspodziewanie dobrze spisujący się w walkach ulicznych świeży rekrut, wsparty starymi żołnierzami, krwawo odparł trzy ataki. Tylko w y j ą t k o w a nieudolność wodza, który rozdrobnił i tak szczupłe swoje siły, a potem nie potrafił ich zebrać, zadecydowała o zniweczeniu rezultatów tak heroicznej obrony. Wobec parokrotnej przewagi wroga Litwini oddali centrum miasta, a następnie w jakim takim porządku, mimo braku wyraźnych rozkazów, wycofywali się pojedynczymi oddziałami, ostrzeliwując się gęsto z armat i broni ręcznej. Tocząc opóźniające potyczki, często walcząc na bagnety i zadając bardzo dotkliwe straty nieprzyjacielowi, Litwini stracili w tej bitwie około 300 zabitych i rannych, a Rosjanie około 1000, choć te dane nie są pewne. Wymęczeni ośmiogodzinnym bojem żołnierze Fersena nie ścigali już Litwinów, którzy spokojnie wycofali się do Białej Podlaskiej. Mimo klęski, postawa żołnierza litewskiego wzbudziła respekt, a nawet podziw u przeciwnika, który po raz pierwszy

w tej kampanii spotkał się z tak zaciętym oporem i poniósł tak dotkliwe straty. Tymczasem główne siły litewskie stały na lewym brzegu Bugu w okolicach Grannego i Krzemienia, gdzie w dniach 22 i 23 lipca doszło do jedynej wygranej przez Litwinów w tej wojnie bitwy z oddziałami Denisowa. Zabielle wzmocnionemu przez posiłki z Warszawy udało się wykorzystać ukształtowanie terenu i doprowadzić do obustronnego oskrzydlenia wojsk rosyjskich przy udziale piechoty wspartej bateriami artylerii na wzgórzach. Tylko przez opieszałość jazdy Potockiego, który nie zdążył szarżą z prawej flanki odciąć Rosjanom jedynej drogi odwrotu, Denisów zdołał wycofać się przez most i ujść pogromu „usławszy tylko trupami pobojowisko" 2 9 . Pisał później, iż nigdy nie bał się tak bardzo, jak wtedy pod Grannem. W bitwie, której dokładnych planów poza opisem w pamiętnikach Sułkowskiego niestety nie posiadamy, chodziło głównie o obronę przepraw pod Grannem, Krzemieniem i Drohiczynem. Odznaczył się w niej szczególnie Józef Sułkowski, który za swe męstwo w walce z przeważającymi siłami wroga w obronie mostu pod Grannem został odznaczony Virtuti Militari. Po dwugodzinnej bitwie, która trwała od 5 do 7 rano Denisów wycofał się w panice, ale oddziały litewskie, wobec nadciągania głównych sił Kreczetnikowa musiały ustąpić w kierunku Warszawy, łącząc się po drodze z Szymonem Zabiełłą i z Byszewskim. Tak oto zakończyły się działania wojenne w Wielkim Księstwie Litewskim, będące pokazem w y j ą t k o w e j nieudolności dowódców, połączonej ze zdradą i brakiem jakiejkolwiek koncepcji prowadzenia walki. W porównaniu z Koroną, to co się działo na Litwie, zasługiwało na najsurowszą krytykę.

5

Tamże, s. 326-327.

BERLIN ZDRADZA WARSZAWĘ Od początku tej nieszczęsnej wojny zdawano sobie sprawę w Warszawie, że Rzeczpospolita jest znacznie słabsza od przeciwnika i sama nie może zbyt wiele zdziałać. Dlatego uzyskanie militarnej i dyplomatycznej pomocy z zewnątrz było koniecznością, a czas naglił. Jasne było więc, iż należy zażądać od Prus wykonania zobowiązań sojuszniczych z 29 marca 1790 roku. Berlin zobowiązywał się wtedy udzielić Warszawie pomocy dyplomatycznej oraz wysłać trzydziestotysięczny korpus ekspedycyjny w razie jakiejkolwiek ingerencji państwa trzeciego (czyli Rosji lub Austrii) w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej. Polacy jednak nie wiedzieli — lub nie chcieli wiedzieć — dwóch rzeczy, które były powszechnie znane w całej Europie: po pierwsze, że Prusy mogą rozwijać się terytorialnie tylko i wyłącznie kosztem Rzeczypospolitej, która już od dawna została w Berlinie skazana na zagładę, o czym świadczy polityka Fryderyka Wielkiego i plany rozbiorowe opracowywane w Poczdamie już w pierwszej polowie XVIII w.', kiedy ani w Petersburgu, ani w Wiedniu nie brano tego jeszcze w ogóle pod uwagę. Po drugie, że nikt nie zawiera sojuszu ze słabszym partnerem, jeżeli nie chce uzyskać przez to korzyści ' Zainteresowanych tematem odsyłam do książki J. Kracherowa Partyzant moralności, Katowice 1989.

dla siebie. Prusaków można było podejrzewać o wszystko, ale na pewno nie o altruizm w polityce — do tego byli zdolni tylko Polacy. Stalinowska zasada: „w polityce nie ma sentymentów" była wykładnią działania dworu berlińskiego na 200 lat przed narodzinami j e j twórcy. Wiek Oświecenia był czasem powszechnego łamania traktatów i umów, więc postępowanie Prusaków nie było znowu niczym w y j ą t kowym, ani niespodziewanym. Dziwić tylko może, że Polacy nie przewidywali takiego biegu wypadków, co świadczy tylko jak najgorzej o ich znajomości układów międzynarodowych. Traktat polsko-pruski był od początku tylko narzędziem w polityce Prus, zmierzającej do uzyskania od Rzeczypospolitej Gdańska i Torunia. Kiedy nie udało się uzyskać tych miast po dobroci od samych Polaków, Berlin postanowił dostać je przy pomocy Rosji, w wyniku nowego rozbioru. Poza tym odrodzona i wzmocniona reformami Rzeczpospolita mogłaby być tylko groźnym rywalem dla Prus, z czego nad Szprewą zdawano sobie dokładnie sprawę. Już od dłuższego czasu markiz Lucchesini odpowiadał w y m i j a j ą c o i ozięble na polskie noty i ponaglające wezwania, kierowane za jego pośrednictwem do Berlina, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że w razie konfliktu polsko-rosyjskiego król pruski nie może udzielić pomocy Polakom, ponieważ sytuacja zaistniała w Rzeczypospolitej po 3 maja 1791 roku nie odpowiada dobrze pojętym interesom Pras. Jednak Ignacy Potocki i Stanisław August ciągle łudzili się, że pacta servanda sunt1. Oto co pisał król do swego bratanka 20 maja: „Uważam za niemożliwe, aby dwory berliński i wiedeński odmówiły nam ostatecznie i całkowicie swojej pomocy, skoro jest stwierdzone, że przez un article separe3 swojego traktatu przymierza, rzeczywiście podpisanego, zobowiązały się wzajemnie do utrzymania naszej niepodległości, wolnej konstytucji u nas i całości naszego obszaru. Gdyby zaś było to naruszone, 2 3

Łac.: U m ó w należy dotrzymywać. Franc.: osobny artykuł.

uważam za niemożliwe, aby oba te dwory patrzyły spokojnie na to, jak Polska staje się znowu rosyjską prowincją" 4 . Rzeczywistość wyglądała znacznie mniej różowo niż królewskie sny o pruskiej wierności, ale walczący na Ukrainie ks. Józef nie mógł o tym wiedzieć i z niecierpliwością oczekiwał pruskiej odsieczy. Zdecydowano się więc w Warszawie na wysłanie specjalnego kuriera dyplomatycznego do Berlina, aby wymógł na Fryderyku Wilhelmie wykonanie zobowiązań sojuszniczych. Misji tej p o d j ą ł się Ignacy Potocki znany z dobrych układów z pruskimi dyplomatami. Przebieg misji jest dobrze znany dzięki notatkom samego Potockiego. Ignacy Potocki wyjechał z Warszawy wieczorem 31 maja, a do Berlina dotarł 4 czerwca. Zaopatrzony był w osobisty list Stanisława Augusta do Fryderyka Wilhelma, którego kopię wręczył natychmiast pruskiemu ministrowi spraw zagranicznych Schulenburgowi. Jednakże nie otrzymał prawa do natychmiastowej audiencji u króla. Dopiero 7 czerwca pruski monarcha raczył przyjąć polskiego wysłannika na krótkim posłuchaniu i poza dużą ilością nic nie znaczących słów nie miał mu nic do powiedzenia, tylko odesłał go do Schulenburga, który miał ustalić z nim konkrety. Minister spraw zagranicznych przyjął Potockiego 9 czerwca i w ostrych słowach stwierdził, że Konstytucja 3 maja na tyle zmieniła układ sił w Rzeczypospolitej, że król pruski uznał sojusz za niebyły, bo zawierał go z republiką, a Polska teraz jest monarchią. Poza tym Schulenburg stwierdzał, że Polacy sami sprowokowali wojnę, na co przedstawiał listy z Petersburga i wskutek tego dwór berliński nie uważa za stosowne mieszać się w to, a nadto ani polska konstytucja, ani niepodległość nie są zagrożone. Gdy Potocki przedstawił swój najmocniejszy atut, którym był list Fryderyka Wilhelma II z gratulacjami dla Polaków za uchwalenie konstytucji z datą 9 maja 1791 roku, Schulenburg wykrzyknął: „Pan nie ma prawa mieć tego listu!", a następnie stwierdził, że jest to dokument bez wartości, 4

J. L oj e k, Geneza i obalenie Konstytucji 3 maja, Lublin 1986, s. 303-305.

ponieważ Prusy musiały to zrobić, aby nie doszło do wymierzonego przeciw nim sojuszu Warszawy, Petersburga i Wiednia, ale Fryderyk Wilhelm II nigdy nie popierał tak groźnej dla swego królestwa ustawy. Kiedy Potocki żądał podjęcia choćby akcji dyplomatycznej, Prusak odparł, że w żadnym razie nie leży to w interesie jego kraju, bowiem mediacja musiałaby zakończyć się wojną z Rosją. Na koniec zaś oświadczył bez ogródek, co następuje: „nie możemy być sprzymierzeńcami konstytucji, która — zważywszy zaludnienie waszego kraju i wasze zasoby — w ciągu dwudziestu lat uczyniłaby was państwem silniejszym i znaczniejszym, niż my jesteśmy dzisiaj. Nie możemy przeszkodzić Rosji w przywróceniu swoich wpływów u was — bez uczestnictwa w wojnie, a nie mamy żadnego interesu, aby taką wojnę prowadzić. — Jeżeli chcecie walczyć, my temu przeszkadzać nie będziemy. Pobijecie Rosjan, to dla nas obojętne" 5 . Na tym zakończyła się ta konferencja. Jednocześnie wysłano do Warszawy odpowiedź na list królewski, która zawierała tą samą treść — bardziej dyplomatyczną w formie. Mimo to, Prusacy zadbali, aby polski poseł był przekonany o dobrej woli Fryderyka Wilhelma i o jego „szczerej sympatii do szlachetnego narodu polskiego", toteż zgotowali Potockiemu wspaniałe pożegnanie, zgodne z najlepszymi zasadami ceremoniału dyplomatycznego, dając mu na odjezdnym wiele dobrych rad, które sprowadzały się do jednego: „kapitulujcie jak najszybciej". Zwłaszcza zaufany doradca króla, płk Bischofferder, jak najgoręcej doradzał przerwanie działań wojennych i zdanie się na łaskę carycy. Kiedy Ignacy Potocki 13 czerwca opuszczał Berlin, nie miał już najmniejszych złudzeń, co do intencji byłego alianta. Powracał do Warszawy ze świadomością dotkliwej porażki osobistej oraz klęski orientacji politycznej Stronnictwa Patriotycznego, któremu przewodził. Jeszcze z Berlina pisał do Stanisława Augusta Poniatowskiego: 5

Tamże, s. 326-327.

„Dobrze by było, aby do pewnego czasu odpowiedź króla jmci pruskiego pod tajemnicą była, ale podobno Lucchesini głośną ją uczyni. Nie doradzam WKMci wchodzić z nim w żadne eksplikacje 6 . Przyjęcie onegoż zimne i obojętne, ukrycie wewnętrznego czucia, a tym bardziej dalszych WKMci zamysłów po tym kroku pruskim, uczynią w nim wrażenie okolicznościami najprzyzwoitsze. Odnowią się teraz rady udania się do Moskwy. Pierwsza myśl WKMci: nie zaczynać negocjacji innej, jak tylko uzbrojonej, do czego śmiem dodać: w obozie, a nie w stolicy, zdaje mi się najzbawienniejsza" 7 . Jednakże Polacy nie zdawali sobie sprawy z najważniejszego — a mianowicie, że już od czterech lat dwór berliński różnymi drogami dążył do zbliżenia z dworem petersburskim i że, co było utrzymywane w najgłębszej tajemnicy, ambasador pruski przedstawiał Rosjanom coraz to nowe plany kolejnego rozbioru Rzeczypospolitej, czemu dwór Katarzyny II, a nawet sama Imperatorowa Wszechrosji bynajmniej się nie sprzeciwiali. W Rosji nic nie mogło dziać się bez wiedzy i zgody imperatorowej, a więc rozbiór Polski musiał być jednym z dopuszczalnych przez nią rozwiązań. Dużą rolę w tych zakulisowych działaniach odegrał poseł rosyjski w Berlinie, Maksym Alopeus, który już w 1789 roku prowadził tajne rozmowy z ministrami Fryderyka Wilhelma II na temat zbliżenia obu powaśnionych ze sobą mocarstw, za co nagrodą mógłby być nowy, wspólny rozbiór Polski. Podobne rozmowy musiały uzyskać akceptację carycy, a więc twierdzenie, jakoby Katarzyna II do ostatka sprzeciwiała się rozbiorowi i uległa dopiero pod presją wydarzeń w Europie Zachodniej w drugiej połowie 1792 roku, którą to wersję lansowali historycy rosyjscy i radzieccy, a podchwycili polscy apologeci Stanisława Augusta Poniatowskiego, nie wytrzymuje krytyki. Wiele poszlak i faktów zdaje się przemawiać za tym, iż w czasie, gdy Potocki bawił w Berlinie, nowy rozbiór Polski był już uzgodniony, a tajny sojusz rosyjsko-pruski zawarty. To, że rozbiór nastąpił 6

Staropol.: w żadne układy.

7

Ł o j e k , op. cit., s. 327-328.

w rok później, o niczym nie świadczy. Wiadomo, że do zatwierdzenia rozbioru potrzebny był sejm, który nie mógł zebrać się wcześniej niż za rok, z powodu wojny, a zanim przygotowano grunt w Rzeczypospolitej pod sejm rozbiorowy, musiał upłynąć jakiś czas. Podobnie jak misja Ignacego Potockiego w Berlinie zakończyły się polskie zabiegi dyplomatyczne w Wiedniu i w Dreźnie. Cesarz Austrii i elektor Saksonii odmówili Rzeczypospolitej swojego wsparcia. Polacy i Litwini zostali zatem sami wobec inwazji rosyjskiej, a do tego z niepewnymi Prusami na tyłach. W takiej sytuacji mieli do wyboru dwie drogi: albo bić się do końca, albo próbować układów z Rosją. Pierwsza — w przypadku zwycięstwa, albo, co bardziej prawdopodobne, wyczerpania militarnego wroga — mogła ocalić byt państwa i reformy Sejmu Czteroletniego. Druga już wkrótce okazała się ślepą uliczką, z której nie było wyjścia.

OD MARKUSZOWA DO KAPITULACJI Po oddaniu linii Bugu wojska koronne i litewskie wycofały się w pobliże Warszawy, zakładając dwa wielkie obozy: w Markuszowie (obecnie przedmieście Lublina) — Koroniarze i w Węgrowie — Litwini. Można było stamtąd obserwować ruchy kolumn rosyjskich, jednocześnie blokując dwie główne drogi do stolicy. Znakomity historyk, Wacław Tokarz, który pisał te słowa świeżo po bitwie pod Warszawą w 1920 roku, sam będąc żołnierzem, tak oceniał ówczesne położenie wojsk Rzeczypospolitej : „W lipcu 1792 roku nasze położenie wojskowe było poważne, ale nie przesądzone wcale. Armia polska skoncentrowała się, nabrała do siebie zaufania, pragnęła bić się dalej. Rosjanie dużą część swych sil rozrzucili na etapach i liniach komunikacyjnych, utracili więc bezwzględną przewagę liczebną; można było z powodzeniem bronić linii Wisły" 1 . Przypomnijmy fakty: w czerwcu i na początku lipca wojska koronne i litewskie zdołały stoczyć kilka bitew z najeźdźczymi korpusami rosyjskimi, zadać im duże straty i mimo trudnej sytuacji ujść pościgowi oraz uniknąć rozbicia. Oddziały polskie, które wcześniej były rozrzucone na dużej przestrzeni, przez co nie mogły stawić skutecznego oporu najeźdźcy, teraz ' K o z 1 o w s k i, op. cit., s. 49.

ześrodkowały się w niewielkiej odległości od Warszawy, gdzie z n a j d o w a ł y się duże siły królewskiego korpusu posiłkowego, zasobne magazyny oraz całe rzesze ochotników z głębi k r a j u , którzy nie zostali j e s z c z e zmobilizowani. Razem z uczestniczącymi w walkach oddziałami regularnej armii tworzyli potencjalnie ponad 100 tys. wojska gotowego do obrony kraju za wszelką cenę. Rosjanie zaś stanowili, co prawda groźną siłę, ale wyczerpaną długimi marszami, walką i chorobami, co nie jest niczym dziwnym, zważywszy, iż w ciągu dwóch miesięcy musieli przejść na własnych nogach około 1000 km od granic Rzeczypospolitej do Warszawy, a do tego toczyć bitwy, p a c y f i k o w a ć kraj i zostawiać wszędzie posterunki i załogi, dla zabezpieczenia linii k o m u n i k a c y j n y c h z Rosją. Pod Warszawę doszło więc tylko około 60 tys. ze 100 tys., które rozpoczęły wojnę. Siły obu stron były zatem mniej więcej wyrównane, po raz pierwszy w tej kampanii. Muszę tu dokonać pewnej dygresji, bowiem od wielu już lat liczni polscy historycy piszą o rzekomej przewadze rosyjskiej nad ówczesną armią polską (zwolennikiem tej tezy był m. in. Emanuel Rostworowski) 2 , bowiem Rosja posiadała wówczas 300 tys. żołnierza, a my zaledwie 60 tys. świeżego rekruta. Twierdzenie to jest jednak z gruntu fałszywe. Historycy ci nie biorą bowiem pod uwagę tego, iż Imperium Rosyjskie było najrozleglejsze na świecie, a więc te 300 tys. wojska było rozrzucone na dziesiątkach tysięcy kilometrów, a państwo rosyjskie miało podówczas wielu wrogów. Armia rosyjska musiała pilnować jednocześnie granicy tureckiej, szwedzkiej, perskiej, mongolskiej, chińskiej, koreańskiej, japońskiej, angielskiej na Alasce, no i rzecz jasna, polskiej. Na dodatek ktoś musiał utrzymywać porządek na ogromnych przestrzeniach Rosji właściwej i Syberii. Petersburg też nie mógł pozostać bez ochrony, bo rosyjską specyfiką były wielkie 2

E.

R o s t w o r o w s k i , Maj

nej, Warszawa 1985.

1791-maj

1792.

Rok monarchii konstytucyj-

bunty chłopskie, które co jakiś czas zagrażały stolicy i dworowi, jak chociażby wielkie powstanie Pugaczowa (1773-1775). Nie było w osiemnastowiecznej Rosji ani dobrych dróg, ani kolei żelaznej, ani innych wynalazków, które dopiero w naszych czasach umożliwiły przerzucanie ogromnych ilości wojska na znaczne odległości w rekordowo krótkim czasie. Ówcześnie ściągnięcie oddziałów znad Amuru nad Dniepr mogło trwać nawet rok, nie mówiąc już o tym, ilu żołnierzy ginęło po drodze. W tamtych czasach wojsko mogło przejść co najwyżej 20 km w ciągu dnia. Należy więc założyć, iż w przypadku klęski Kachowskiego i Kreczetnikowa w Polsce, Rosjanie nie mogliby szybko wystawić nowej armii. A zatem nieprawdą jest, że w tej wojnie nie mogliśmy liczyć na sukces. Należy również stwierdzić, że dowódcy rosyjscy nie byli geniuszami i, jak pokazuje historia tej wojny, niejednokrotnie pokonanie ich przez Polaków i Litwinów było możliwe. Często Rosjanie wychodzili cało z opresji tylko dlatego, że Polacy lub Litwini okazywali się większymi niedołęgami od nich lub działali zbyt opieszale. Przykładem może być tu bitwa pod Mirem lub bój pod Grannem. Oddziały rosyjskie biły się dobrze, kiedy szły do przodu, ale każda większa przegrana lub zacięty opór poważnie nadszarpywały ich morale. Żołnierz rosyjski w przypadku klęski tracił wartość bojową i uciekał na oślep, mordując własnych dowódców. Każdy generał rosyjski bał się klęski, bo nigdy nie mógł przewidzieć reakcji swoich podkomendnych, którzy w każdej chwili mogli powiesić go na pierwszym lepszym drzewie, jeśliby stracił nad nimi kontrolę. Klęska Rosjan w kilku bitwach mogłaby pociągnąć za sobą katastrofę, a to zmusiłoby Katarzynę II do uległości wobec Stanisława Augusta i do rokowań z Polakami. Ich skutkiem mogłoby być uratowanie dzieła Sejmu Wielkiego. Imperatorowa Wszechrusi, mimo najszczerszych chęci, nie mogła rzucić przeciwko Rzeczypospolitej więcej niż 100 tys. wojska jednorazowo, co i tak było d l a j e j państwa wysiłkiem graniczącym z katastrofą. Oczywiście można sobie, przy odrobinie fantazji, wyobrazić, że caryca

kieruje przeciw Polsce całą swoją potęgę militarną, ale wtedy całą Rosję natychmiast zalewają hordy najeźdźców ze wszystkich stron, do czego dołączają się potężne ruchawki chłopskie i w efekcie zamiast kolejnego rozbioru Polski następuje zniknięcie Imperium Rosyjskiego z mapy świata. Nie można podejrzewać rosyjskich polityków o aż tak wielkie ryzykanctwo. Skoro więc Rosja nie była aż tak silna i można było ją pobić, zatem nasuwa się wniosek, że los Rzeczypospolitej w XVIII wieku wcale nie był przesądzony, jak chce tego część polskich historyków. Można powiedzieć coś wręcz przeciwnego, że los polskiej państwowości zadecydował się dopiero w latach 1788-1793 i że do końca Polacy mieli wszelkie szanse, aby uratować byt państwowy i zreformować kraj, co oznaczałoby przetrwanie. Co zaś się tyczy obcej pomocy, to mogła ona nadejść tylko wtedy, jeśli Polska zaczęłaby brać górę nad sąsiadami i opłacałoby się ją poprzeć dla własnych celów. Gdy zaś Rzeczpospolita przegrywała w polu i na arenie dyplomatycznej, żaden z liczących się krajów Europy, zajętych na dodatek walką z widmem jakobinizmu francuskiego, nie był zainteresowany w reanimowaniu trupa i zadzieraniu z trzema najpotężniejszymi państwami na kontynencie. Nie jestem też przekonany, że ciągłe wmawianie narodowi o trzechsetletniej tradycji mocarstwowej, iż musiał upaść i ciągłe straszenie go potęgą sąsiadów (a zwłaszcza tego ze Wschodu) rzeczywiście służy dobrze pojętej polskiej racji stanu. Myślę również, że powtarzające się w naszej historii błędy biorą się właśnie ze złego nauczania historii w naszym kraju i zakażania tym fałszywym piętnem całych pokoleń Polaków. Efektem tego jest uleganie wszystkim dookoła, wyrzekanie się własnego dziedzictwa i czekanie na Mesjasza z Francji, Anglii lub Ameryki, który ofiaruje nam niepodległość i dobrobyt, bez naszego udziału. Wróćmy jednak do tematu naszych rozważań, czyli sytuacji militarnej w lipcu 1792 roku.

do

Ks. Józef już 21 lipca przesłał królowi projekt skoncentrowania całości sił koronnych i litewskich na głównych traktach prowadzących do Warszawy, a następnie bicia po kolei kolumn nieprzyjaciela, mocno już wojną wyczerpanych. Zakładał on, że gdyby nawet jeden korpus rosyjski został rozbity lub mocno poturbowany, reszta musiałaby się c o f n ą ć lub przynajmniej wstrzymać pochód, co dałoby czas niezbędny na ściągnięcie posiłków z Krakowskiego i z Wielkopolski. Nastrój wśród żołnierzy był więcej niż dobry — wszyscy chcieli się bić i rozumieli, że wojna dopiero rozpala się na dobre. Tak rozumowali wszyscy, od wodza naczelnego do szeregowca. Ani pod Markuszowem, ani pod Węgrowem nikt nie śmiał nawet myśleć o zaprzestaniu walki i zdaniu się na łaskę wroga. W Warszawie myślano jednak inaczej... Król Stanisław August był — jak wiemy — przeciwnikiem przymierza z dworem pruskim i całą reformatorską gorączkę Sejmu Czteroletniego uważał za wielce niebezpieczny eksperyment. To prawda, że w późniejszym okresie i on zaraził się wolnością, popierając projekt Konstytucji 3 maja, a następnie poprzysiągł uroczyście bronić j e j do ostatka. Nie mogło to zmienić faktu, iż w głębi duszy pozostawał nadal zastraszonym przez imperatorową małym człowieczkiem, uciekającym przy najmniejszym zagrożeniu w j e j ramiona. Nie umiał okazać przed narodem tego, iż naprawdę godzien jest zwać się królem narodu polskiego i Augustem 3 . Od samego początku wojny król poszukiwał możliwości układów z dworem petersburskim, chcąc ratować kraj, reformy i swoją pozycję. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że od samego początku działań wojennych rozmowy w Warszawie z ambasadorem rosyjskim (który notabene z Rzeczypospolitej nie wyjechał) toczyły się w atmosferze upokarzającej wręcz uległości wobec najeźdźcy. Dochodziło do tego, że minister interesów zagranicznych Chreptowicz prosił Bułhakowa o rady, co już trudno nazwać dyplomacją. 3

Łac.: peten szacunku.

Również członkowie Straży Praw w większości myśleli tylko o tym, jak ułagodzić Katarzynę II, aby pozwoliła na utrzymanie dzieła reform. Ostatecznie wysłano do imperatorowej pismo z datą 22 czerwca, w którym proponowano ni mniej ni więcej tylko... oddanie tronu polskiego dynastii Romanowów w osobie wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza. Było to niewątpliwie aktem desperacji dla ratowania przynajmniej części reformatorskiego dorobku, jednak efekt tego posunięcia byłby taki, iż Rzeczpospolita zaprzepaściłaby wszystkie dotychczasowe dokonania ustrojowe, zostałaby faktycznie przyłączona do Rosji, a wielki książę Konstanty rezydowałby w Warszawie jakieś 30 lat wcześniej i nie w Belwederze, jako namiestnik cara, lecz na zamku, z polską koroną na głowie. Była to więc ślepa uliczka. Ludzie rządzący Rzecząpospolitą popełnili najgorszy błąd, jaki mogą popełnić mężowie stanu: skazali na zagładę własne najchlubniejsze dzieło, bo zamiast go bronić, myśleli o tym, jakby wyjść z awantury możliwie bezboleśnie. Tymczasem 0 kompromisach z Rosją nie mogło już być mowy. Król, co prawda, wygłaszał dużo patriotycznych mów, pełnych łzawych sloganów w rodzaju: „Stanę i wystawię się w obronie kraju mego!" 4 albo „Bóg mi świadkiem, iż do ostatka gotowym bronić Konstytucji" 5 , ale gdy przyszło co do czego, nie był w stanie wyruszyć na front lub przynajmniej uczciwie przyznać się do swego dyletanctwa wojskowego 1 przekazać dowództwo nad armią komu innemu, chociażby ks. Józefowi. Jego dowodzenie, wsparte dyletanctwem i tchórzostwem doradców i pomniejszych urzędników, dawało opłakane efekty. Do tego dochodziło tchórzostwo polskich sfer rządzących i ich ignorancja w dziedzinie polityki zagranicznej. Przekonanie, że można najpierw pokłócić się z Rosją, a następnie wrócić do niej udając, że było to tylko sąsiedzkie nieporozumienie, nie świadczy dobrze o wyrobieniu politycznym ówczesnych przywódców Rzeczypospolitej. 4

L o r d , op. cit., s. 208.

5

Tamże, s. 208.

Znamienne jest, że król i rząd prowadzili wobec własnego narodu podwójną grę, z jednej strony wzywając do bezkompromisowej walki w obronie niepodległości i reform, z drugiej zaś strony, prowadząc tajne rokowania z ambasadorem moskiewskim, zmierzające do kapitulacji i przekreślenia dorobku poprzednich czterech lat. Stronnictwo Patriotyczne po fiasku rozmów berlińskich Ignacego Potockiego przeżywało kryzys. Ignacy Potocki tak oto pisał do króla: „Co do mnie, Najjaśniejszy Panie, nie wpływałem do interesów powszechnych, tylko z powinności, w sposób prawy i otwarty. Jeżeli oddalenia się od nich wymaga dobro publiczne, wczesną WKMci z urzędu mego czynię ofiarę. Podoba li się Opatrzności nie pobłogosławić dzieła konstytucji? Non est sapientia, non est consilium contra Dominum6. Co tym śmielej do siebie stosuję, że się mędrszym, roztropniejszym nie tylko nad innych, ale nawet w miarę drugich nie czuję" 7 . Potocki gotów był natychmiast złożyć swój urząd i usunąć się w zacisze domowe. Jako przywódca stronnictwa był skończony. Również Małachowski nie stanął na wysokości zadania — raporty z frontu tak go przeraziły, iż coraz częściej napomykał 0 nieuchronności klęski i konieczności rokowań z Rosją. Największym panikarzem wśród patriotów okazał się jednak Hugo Kołłątaj, który w czerwcu 1792 roku popadł w stan graniczący z histerią. Bojąc się o swoje stanowisko, majątek 1 przede wszystkim o dzieło reform, nakłaniał króla i całe swoje otoczenie do ugody z Rosją i jak najszybszego zakończenia wojny, nawet kosztem zaprzepaszczenia Konstytucji 3 maja. Posuwał się nawet do tajnych pertraktacji z targowicą, chcąc uzyskać j e j przebaczenie. Oto co pisze na ten temat Wacław Tokarz: „W dniu 13 lipca 1792 r., a kto wie, czy nie wcześniej, za pośrednictwem Leona i Benedykta Hulewiczów zwrócił się do 6

Łac.: Nie ma rady, nie ma sposobu działania przeciwko Bogu.

7

J.

Ł o j e k , Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja,

s. 392.

Szczęsnego Potockiego, proponując mu podobno wstrzymanie kroków nieprzyjacielskich, prawdopodobnie przepełniając jednak swój list tymi samymi pochlebstwami dla Szczęsnego oraz przypominaniem oddanych mu przez się usług, jakich nie szczędził mu potem w listach do Bnińskiego i Hulewicza" 8 . Nieco później, bo 29 września 1792 roku, ksiądz podkanclerzy pisał do Ludwika Strassera pełne histerii słowa już z emigracji w Lipsku, które dobitnie świadczą o jego stanie ducha: „Dla Potockich o ratunku myśleć będą Potoccy, dla Małachowskiego — Małachowscy, a mnie kto zasłoni?" 9 . Jednocześnie większość posłów na Sejm Wielki uchodziła co prędzej z Warszawy, aby ukryć się w swoich majątkach i przeczekać najgorsze, aż król dogada się z carycą i wszystko wróci do normy. Wielkie ideały ustawy rządowej poszły w zapomnienie. Teraz najpopularniejszym hasłem panów posłów było: Ratuj się kto może i jak może! Te spośród osób zbliżonych do króla, które pozostały w Warszawie, bynajmniej nie myślały o dalszej walce, ale w oczekiwaniu na odpowiedź imperatorowej układały plan negocjacji pokojowych, który miał stanowić również pacta conventa dla Konstantego, w przypadku objęcia przezeń tronu Rzeczypospolitej. Projekt ten przytaczam w całości za Jerzym Łojkiem: „Tymczasem pracowano w Warszawie nad szczegółowym planem negocjacji z dworem petersburskim, spodziewając się, iż rozpoczną się one wkrótce po nadejściu odpowiedzi Katarzyny II. Według informacji zebranych przez Lucchesiniego plan ten przygotowywali wspólnie Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj. Jest to bardzo prawdopodobne, gdyż jedyny znany dotychczas egzemplarz obszernego memoriału, przedstawiającego przyszłe propozycje polskie pod adresem dworu rosyjskiego (datowanego dnia 1 lipca 1792 roku), zachował się właśnie wśród papierów marszałka litewskiego. Interesujący 8 9

Tamże, s. 396. J. Ł o j e k, Wokół sporów i polemik, s. 95.

ten dokument, który dla wyjaśnienia polityki polskiej w czasie wojny 1792 roku ma znaczenie podstawowe, nie zwrócił jednak uwagi badaczy. (...) Autorzy stwierdzali przede wszystkim, że skoro imperatorowa nie uznaje legalnych władz Rzeczypospolitej, popieranych przez całą Europę, dopatruje się natomiast reprezentacji narodu w grupie malkontentów targowickich, których z kolei władze w Warszawie nie mogą traktować poważnie — j e d y n y m wyjściem z trudności protokolarnych (bez przesądzania sprawy przyszłej reprezentacji narodowej) jest nawiązanie negocjacji miedzy królem a imperatorową, przy czym król reprezentowałby legalne władze Rzeczypospolitej, imperatorowa natomiast protegowanych przez siebie malkontentów polskich. Z rokowań tych powinno wyniknąć porozumienie w sprawie przyszłej konstytucji Rzeczypospolitej (decydowano się więc na rezygnację z Ustawy Rządowej 1791 roku, byle tylko najważniejsze j e j zasady ustrojowe przeszły do nowej konstytucji), której gwarancja ze strony Rosji nie byłaby aktem odrębnym i jednostronnym, lecz włączona by została do ogólnego traktatu pokojowego między dworem petersburskim a Rzecząpospolitą. Nowa konstytucja powinna być zgodna z tradycjami republikańskimi Rzeczypospolitej, ale gwarantować także dostateczną moc i sprawność władzy wykonawczej celem zapewnienia ładu i bezpieczeństwa wewnętrznego — powinna być oddalona jednako od anarchii i despotyzmu. Najlepiej wzorować ją więc na o b o w i ą z u j ą c e j od dnia 5 maja 1791 roku nowej Ustawie rządowej, jedynej, która może łączyć wszystkie te zalety i która zyskała niemal jednomyślne poparcie społeczeństwa polskiego. Szczególny nacisk autorzy memoriału kładli na utrzymanie w nienaruszonym stanie armii polskiej oraz otworzenie dla handlu polskiego możliwości ekspansji w rejonie Morza Czarnego. Sformułowano następujące konkretne zasady przyszłego porozumienia między imperatorową a Rzecząpospolitą: 1 Traktat pokoju z dworem petersburskim powinien być uzupełniony traktatem wieczystego przymierza, który zobo-

wiązywałby Rosję do niewchodzenia w żaden alians czy układ wymierzony przeciwko interesom Polski, natomiast Rzeczpospolitą do niezawierania żadnych porozumień politycznych bez wiedzy Rosji. Za cenę trwałego związku sojuszniczego z dworem petersburskim Rzeczpospolita chciała więc uzyskać gwarancję, iż Rosja nie zgodzi się nigdy na żaden nowy rozbiór Polski; 2. Ustawa Rządowa z dnia 3 maja powinna być zachowana w swoim duchu i zasadach w tym zakresie, w jakim dotyczy administracji wewnętrznej, natury i zakresu działania trzech władz podstawowych — a więc ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej — oraz prerogatyw wszystkich klas obywateli; 3. Powinny zostać ustalone stale zasady sukcesji tronu, takie, jakie imperatorowa uzna za stosowne, które zapobiegłyby raz na zawsze niebezpieczeństwu bezkrólewi w Polsce; 4. Pacta comenta, zaprzysięgane przez nowo wstępującego na tron króla, zastąpić należy formułą przysięgi na konstytucję; 5. Armia polska winna być utrzymana na etacie wystarczającym dla zabezpieczenia pokoju wewnętrznego i wypełnienia obowiązków sojuszniczych względem Rosji; 6. Emigranci korzystający z protekcji imperatorowej — a więc wszyscy malkontenci występujący pod firmą konfederacji targowickiej — skorzystają z amnestii dotyczącej zarówno praw osobistych jak i majątkowych. Takie postawienie sprawy miało istotne znaczenie polityczne, autorzy memoriału odrzucali bowiem uznanie w targowiczanach strony negocj u j ą c e j i niedwuznacznie określali ichjako przestępców wobec Rzeczypospolitej, którym ze względów politycznych kara miała być darowana; 7. Wszystkie długi królewskie lub długi zagraniczne zaciągnięte na podstawie uchwał sejmowych będą uznane za długi skarbu państwa i gwarantowane przez Rzeczpospolitą. Była to bardzo ważna koncesja na rzecz interesów prywatnych króla, aczkolwiek wprowadzenie takiego artykułu do traktatu z imperatorową bardzo podniosłoby również szansę pełnego wykorzystania pożyczek holenderskich, zaciąganych na cele

obrony narodowej, które można by po zakończeniu wojny zużytkować na pokrycie zobowiązań skarbu Rzeczypospolitej wewnątrz kraju; 8. Powinien zostać zawarty osobny traktat handlowy między Rzecząpospolitą a dworem petersburskim, umożliwiający rozwój handlu polskiego w rejonie czarnomorskim; 9. Osobny traktat tego samego rodzaju powinien zabezpieczyć handel polski w rejonie Bałtyku. Chodziło zapewne 0 zobowiązanie imperatorowej do wymuszenia na dworze berlińskim ustępstw w sprawie ceł tranzytowych; 10. Wreszcie jeden z punktów memoriału stwierdzał enigmatycznie: Małżeństwo ks. Józefa z księżniczką, która dogadzałaby Rosji, 1 Księstwo Kurlandzkie. Być może wiązało się to z planem osadzenia w przyszłości ks. Józefa na lennie kurlandzkim Rzeczypospolitej, co zwiększyłoby znacznie jego szansę sięgnięcia w przyszłości nawet po koronę Rzeczypospolitej" 1 0 . Były to oczywiście warunki nie do przyjęcia dla strony rosyjskiej, można nawet powiedzieć, że zamiast ułagodzić Katarzynę II, mogły ja tylko rozsierdzić. Polacy zachowywali się tak, jakby to oni zwyciężali i dyktowali warunki, co w przypadku, gdy wojska polsko-litewskie cofały się, było farsą. Zresztą 1 lipca nic nie wskazywało jeszcze na przegraną armii Rzeczypospolitej (do bitwy pod Dubienką było jeszcze osiemnaście dni), więc nie było jeszcze bezpośredniego zagrożenia dla Warszawy, aby trzeba było bać się o los reform, a tym bardziej myśleć o poddaniu się, czy uciekać w panice z Warszawy. Twórcy Konstytucji 3 maja zapomnieli też o tej starej prawdzie, że aby rokować, trzeba być silniejszym lub równym przeciwnikowi, a jeśli się jest słabszym, to strona silniejsza może żądać tylko bezwarunkowej kapitulacji i dyktować swoje warunki. Dziwi tylko brak rozeznania polskich polityków ówczesnej doby połączony z panicznym strachem, uległością godną niewolnika oraz dużą dozą bezczelności. Dobrze się zatem stało, iż wyżej* cytowany 10

J. Ł o j e k, Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja, s. 367-368.

projekt nie dostał się w ręce carycy, bo wówczas los Rzeczypospolitej byłby pewnie znacznie gorszy niż był. Poza tym zawarcie jakiegokolwiek sojuszu z Rosją mogłoby oznaczać jedynie powolne wchłonięcie Polski przez organizm imperium Romanowów. Politycy z Warszawy ufali jednak, iż uda się przemówić do serca imperatorowej, wzruszyć ją i że w końcu będzie można zawrzeć kompromisowy pokój, który zadowoli obie strony. Czekano tylko na odpowiedź z Petersburga, a ta nie nadchodziła. Tymczasem z Wielkopolski zaczęły nadchodzić alarmujące pogłoski o koncentracji nad granicą Rzeczypospolitej znacznych sił pruskich, mających wkroczyć lada dzień. Trudno dziś dociec, skąd brały się te informacje, których zresztą nikt ze strony polskiej nie sprawdzał. Całkiem prawdopodobne, że kryli się za tym szpiedzy rosyjscy lub emisariusze targowiccy. Już w pierwszych tygodniach czerwca pisarz komory celnej w Zakrzewie niejaki Rembieliński, zasłyszał nie wiedzieć od kogo plotkę iż „wojsko pruskie dostało ordynans maszerowania w kraj polski pod Warszawę"". Imć pan Rembieliński nie ustalił jednak, czy chodziło o pruską pomoc wojskową dla Rzeczypospolitej, czy też o najazd skoordynowany z działaniami wojsk rosyjskich. Dość, że pogłoska rozniosła się lotem błyskawicy, wywołując panikę wśród Wielkopolan, którzy z kolei zaalarmowali Warszawę, prosząc o zorganizowanie jakiejś obrony granicy zachodniej przed spodziewaną lada dzień inwazją. Najbardziej przestraszył sięjednak Stanisław August i grono jego doradców. 6 czerwca Komisja Wojskowa Obojga Narodów wydała rozkaz oddziałom stacjonującym nad granicą pruską, „aby w przypadku wkroczenia tychże wojsk, pomimo pozwolenia od krajowej władzy, ślad gwałtu przez nie był zostawiony" 12 . Znaczyło to, iż oddziały polskie mają cofać się, walcząc z Prusakami, aby pokazać światu, że Rzeczpospolita nie oddaje Wielkopolski dobrowolnie. "

Tamże, s. 386.

12

Tamże, s. 387.

Mimo że pogłoski o groźbie inwazji pruskiej okazały się nieprawdziwe, bo 6 lipca król pruski wypowiedział wojnę Francji i na pewno nie zamierzał walczyć na dwa fronty, Stanisław August oraz jego otoczenie uznali, że Rzeczpospolita znalazła się w położeniu bez wyjścia i że trzeba niezwłocznie kapitulować, aby ratować ojczyznę przed katastrofą nowego rozbioru. Liczyli przy tym na powstrzymanie przez udobruchaną carycę wojsk pruskich na polskiej granicy. W tym samym czasie do Warszawy ściągały tłumy ochotników, chcących walczyć za ojczyznę do ostatniej kropli krwi. W obawie przed nimi i przed ludem Warszawy oraz przed armią rokowania z ambasadorem rosyjskim trzymano w najściślejszej tajemnicy, jednocześnie zapewniając wszystkich dookoła o tym, że król i ministrowie mają nieugiętą wolę walki aż do zwycięstwa. Jeszcze 4 lipca Stanisław August wzywał tłumy do obrony, a jednocześnie już był gotów do zupełnego zdania się na łaskę i niełaskę Katarzyny. Król w poufnych rozmowach z Bułhakowem prosił nawet o ochronę wojsk rosyjskich dla swojej osoby, po zajęciu przez nie stolicy na wypadek rozruchów. Wielu historyków przypuszcza, że król p o d j ą ł ostateczną decyzję o kapitulacji między 15 a 17 lipca, ale zwlekał z j e j ujawnieniem, aż do momentu otrzymania odpowiedzi z Petersburga. Jednak tajemnicy długo nie dało się utrzymać. Już wkrótce zaczęły kursować z ust do ust głuche wieści o zdradzie króla i ministrów, co niejako potwierdzała sytuacja wojenna i totalny bałagan panujący we wszystkich urzędach państwowych. Jeden ze szpiegów Szczęsnego Potockiego tak opisuje sytuację w Warszawie w dniu 17 lipca: „Po wyciągnięciu regimentów warta w Zamku z pontynierów i municypałów, po innych też miejscach i przy rogatkach municypalnych; od ruszenia obozu w Zamku warty podwojono i oprócz rontów gęstych z mieszczan pikieta przy Zamku wczorajszej nocy stała od 60 koni. Ładunki rozdane i skrzynia otwarta była przez noc wypełniona ładunkami. Tej bojaźni to zdaje się być okazją, że między pospólstwem

wrażenie jest jedno, że król jest sekretnie z Moskwą, wojsku cofać się każe, a do tego, że i do obozu nie wyjechał" 1 3 . Informacje ze stolicy o tajnych układach króla i Straży Praw z nieprzyjacielem oraz o planach kapitulacji dotarły także do obozów koronnego i litewskiego. Ks. Józef starał się, co prawda, tępić te pogłoski, ale nie można było wytłumaczyć oficerom, a zwłaszcza prostym żołnierzom, dlaczego magazyny, które miały być pełne, są puste, dlaczego odsiecz z królem na czele nie nadchodzi, a sam monarcha nawet nie raczył odwiedzić swoich żołnierzy, aby zagrzać ich do rozstrzygającej walki z Moskalami, dlaczego rozkazy, wydawane przez króla i Komisję Wojskową Obojga Narodów zalecająjedynie wycofywanie się bez walki, a często wręcz wzajemnie się wykluczają, dlaczego nie podjęto dotąd żadnych działań zaczepnych przeciwko Rosjanom, dlaczego nie ogłoszono do tej pory pospolitego ruszenia i nie powołano całego narodu pod broń, dlaczego nie dostarczono wojsku obiecanych armat i amunicji z arsenałów warszawskich, dlaczego formowanie oddziałów posiłkowych przebiega tak ślamazarnie, dlaczego wreszcie poczta dyplomatyczna kursuje często i swobodnie między Petersburgiem a Warszawą, mimo że toczy się wojna, a monsieur Bułhakow nie dość, że nie opuścił Warszawy i w ogóle Rzeczypospolitej, jak przystało ambasadorowi wrogiego państwa, to jeszcze śmie konferować, nie wiadomo o czym, z polskimi ministrami i z najbliższym otoczeniem króla?! W rozumieniu ogółu wojska oznaczało to po prostu zdradę narodu i konstytucji, której wierność zaprzysięgli wszyscy, na czele z samym Stanisławem Augustem. W imię tej przysięgi żołnierze polscy i litewscy przelewali krew na polach Zieleniec i Mira, Zelwy i Dubienki. Wierny tej przysiędze gen. Orłowski nie oddał fortecy w Kamieńcu Podolskim, aż na wyraźny rozkaz królewski. Jak pisze w swoich wspomnieniach gen. Tadeusz Kościuszko w obozie coraz częściej mówiono, że król zdradził i zamiast wyruszyć do obozu „muruje Łazienki". 5

Tamże, s. 326-327.

Ks. Józef wobec tych pogłosek słał do stryja list za listem wzywając, żeby nie pertraktował ze zdrajcami oraz, żeby nie hańbił swego imienia przez uległość wobec wroga. W liście z 25 lipca pisał: „Chodzą tu wieści, jakobyś miał traktować ze zdrajcami ojczyzny i tym sposobem pokój okupować walecznemu narodowi. Same takie wieści wzbudziły już w wojsku niezmierne szemranie i nieukontentowanie. Niech król z narodem traktuje, niech roztropność WKMości nawet nad zapał nasz szukania wojennego honoru pokój zawiera, bo to wszystko byłoby wolą i wyrokiem WKMości i narodu. Lecz podłość zniżenia się aż do zdrajców ojczyzny byłaby grobem naszym" 14 . Stanisław Augustjednak milczał. Kiedy 21 lipca odbyła się ostatnia, dziewiętnasta sesja rady Wojennej, j e j członkowie: Stanisław Małachowski, Ignacy Potocki, Hugo Kołłątaj, Tomasz Ostrowski, Stanisław Kostka Potocki, Kazimierz Nestor Sapieha, gen. Augustyn Gorzeński, Tadeusz Dembowski i gen. Jan August Cichocki zadali królowi trzy pytania: 1. „Czy JKMość życzyłby sobie odwiedzić obóz dla ożywienia ducha i dania Moskwie dzielniejszego jeszcze odporu?" 2. „Jak postąpić wobec niemożności zasłonienia Warszawy wojskiem cofającym się?" 3. „Podzielone wojsko — j a k JKMość chciałby nim zadysponować — albo przestać wojować?" 1 5 . Raport z posiedzenia Rady Wojennej stwierdzał, co następuje: „Bez tej determinacji Najjaśniejszego Pana, Rada Wojenna, chociaż przekonana o sposobach obrony, środków żadnych podać nie mogła" 16 . Najjaśniejszy Pan w odpowiedzi rozczarował członków Rady: 14

K o z t o w s k i, op. cit., s. 49.

15

J.

16

Tamże, s. 400.

Ł o j e k , Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja, s.

399 A 100.

„Względem pierwszego zapytania zawiesił swą determinację. Względem obslonienia Warszawy nie dał rezolucji. Względem wojsk podzielonych obiecywał swoje rozkazy wydać" 17 . Był już zdecydowany na kapitulację. Możliwości obronne Rzeczypospolitej oceniał jako mizerne. Bał się wszelkiego ryzyka. Ufał natomiast w to, iż uda mu się ułagodzić uległością potężną, dawną swoją pierwszą i jedyną miłość — Katarzynę. Mniemał, że imperatorowa wzruszy się przecież i nie da skrzywdzić człowieka, z którym niegdyś łączyło j ą — a przynajmniej tak się Stanisławowi Augustowi wydawało — głębokie uczucie. Historia jednakże już niebawem pokazała, jak bardzo się mylił — caryca bowiem nie była nigdy, w przeciwieństwie do niego, sentymentalistką i nie miała najmniejszej litości dla pokonanych polskich „buntowszczikow". 21 lipca kurier z Petersburga przywiózł królowi odpowiedź imperatorowej na jego propozycje. Było to tego samego dnia wieczorem, kiedy Rada Wojenna przedstawiła monarsze swoje trzy pytania odnośnie do planów dalszej walki. Nic dziwnego więc, że król dał odpowiedź w y m i j a j ą c ą , nie chcąc wiązać sobie rąk jakimiś niewygodnymi posunięciami, które mogłyby skomplikować spodziewane w niedługim czasie rokowania kapitulacyjne. Pamiętnego dnia 23 lipca 1792 roku odbyło się na zamku warszawskim posiedzenie Rady Wojennej wraz z królem, które przeszło do historii Polski jako dzień największej hańby w dziejach pierwszej Rzeczypospolitej, ponieważ wszystkie inne godne potępienia wydarzenia, które nastąpiły później, były tylko efektami tej tragicznej w skutkach narady. Król przedstawił na niej treść listu carowej: miał przerwać działania wojenne i bez żadnych warunków przystąpić do konfederacji targowickiej. Z relacji Bułhakowa 1 8 wynika, że Stanisław August próbował jeszcze z nim pertraktować i wahał 17

Tamże. Chodzi tu o raport Bułhakowa zamieszczony w Historii upadku Polski, Siergieja Sołowiewa patrz: S. S o l o v e v , Istorija padenija Polszi, Moskva 1863. 18

się, czy przystać na tak upokarzającą kapitulację, czy też udać się do obozu ks. Józefa lub Michała Zabiełły i walczyć do końca. Zwołał w tym celu nawet naradę członków rodziny i najbliższych doradców (było to 22 lipca), na której jednak dobro rodziny przeważyło nad interesem państwa. Poniatowscy bali się po prostu, że w razie dalszego prowadzenia wojny, w przypadku j e j przegrania, utracą tron, prestiż, wpływy i majątki, a do tego przychylność potężnej imperatorowej, która będzie mścić się na całej rodzinie za nieposłuszeństwo Stanisława Augusta i za czynny opór Józefa. W naradzie Rady Wojennej wzięli udział: prymas Michał Poniatowski, marszałek wielki koronny Michał Mniszech, Ignacy Potocki, marszałek nadworny litewski Stanisław Sołtan, kanclerz Jacek Małachowski, Hugo Kołłątaj, Joachim Chreptowicz, podskarbi nadworny koronny Tomasz Ostrowski, podskarbi nadworny litewski Antoni Dziekoński, podskarbi wielki litewski Ludwik Tyszkiewicz, Stanisław Małachowski, Kazimierz Nestor Sapieha, Kazimierz Poniatowski. Informacje o przebiegu tej narady są sprzeczne i niepewne. Nic dziwnego, bowiem gdy szło o los całej Rzeczypospolitej, każdy z j e j uczestników przypisywał sobie po fakcie cnoty odwagi i poświęcenia dla ojczyzny, a mieszał z błotem innych j e j uczestników, zgodnie z zasadą, że zwycięstwo ma wielu ojców, a klęska żadnego. Zależnie od opcji politycznej, różnie przedstawiano przebieg tego wydarzenia 19 . Wiadomo jednak na pewno, że król zwołał posiedzenie Rady Wojennej w trybie nagłym, tak że większość zebranych nie wiedziała, po co ich wezwano. Wprowadzono ich do gabinetu króla, gdzie czekał już król razem ze swoimi braćmi. Na wstępie Stanisław August odczytał list imperatorowej, a następnie stwierdził, że zamierza wykonać j e j wolę: „Wziąłem silną rezolucję pisać się do Konfederacji Targowickiej i tej rezolucji już nie odmienię" 20 — zakończył. 19

Posiadamy aż sześć relacji dotyczących tego wydarzenia, które znacznie

różnią się między sobą. 20

Ł o j ek, Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja, s. 411.

Po tym oświadczeniu zapadło milczenie. Król chciał to wykorzystać i uznać, że milczenie wyraża zgodę, ale Ignacy Potocki oznajmił, iż milczenie jest tylko chęcią przedstawienia przez wszystkich racji za i przeciw monarszej decyzji. Zebrani zaczęli mówić kolejno. Za decyzją króla, a przeciw Konstytucji opowiedzieli się: prymas Michał Poniatowski, Michał Mniszech, Jacek Małachowski, Ludwik Tyszkiewicz, Joachim Chreptowicz, Antoni Dziekoński, Hugo Kołłątaj. Przeciw przystąpieniu do konfederacji, a w obronie Konstytucji byli: Ignacy Potocki, Stanisław Sołtan, Tomasz Ostrowski, Stanisław Małachowski, Kazimierz Nestor Sapieha. Kazimierz Poniatowski wstrzymał się od głosu 21 . Argumentacja za i przeciw była różna — przeciwnicy Konstytucji 3 maja argumentowali, że wobec niemożliwości dalszej walki, należy jak najszybciej łączyć się z targowicą, żeby choć kraj ratować (prymas, Mniszech, Jacek Małachowski, Tyszkiewicz, Chreptowicz i Dziekoński). Kołłątaj wystąpił z mową, w której argumentował, że chociaż jest zwolennikiem Konstytucji, gdy nie ma dla niej ratunku, radzi połączyć się z konfederatami. Zakończył słowami: „Dziś jeszcze, Miłościwy Panie, przystąpić trzeba do konfederacji nie jutro, każdy moment jest drogi, bo krew go Polaków oblewa" 22 . Zwolennicy Konstytucji 3 maja i dalszej walki w j e j obronie wskazywali na ciągle jeszcze wielkie możliwości obronne Rzeczypospolitej (Sołtan, Małachowski). Niektórzy z nich, jak Potocki i Sapieha, odmówili w ogóle łączenia się ze zdrajcami. Potocki oświadczył: „Nie znam innej konfederacji nad warszawską i przeto, chociażby druga jakowa miała poparcie pięciu monarchów, nie jest legalna" 23 . Sapieha zaś stwierdził: 21

Tamże, s. 411.

22

Tamże, s. 413.

23

Tamże, s. 414.

„WKMość często nazywałeś mię niepoprawnym ladaco. Zobaczymy, czy słusznie. Nadto kocham moją Ojczyznę i szanuję świętość przysięgi, ażebym się mógł łączyć z tą konfederacją, dążącą do obalenia tej ustawy konstytucyjnej, którąśmy wszyscy uchwalili i zaprzysięgli" 24 . Tomasz Ostrowski powiedział, że jeśli nawet król przystąpi do zdrajców, to bez jego zgody. Wzywał monarchę do udania się na front i wydania generalnej bitwy nieprzyjacielowi u bram Warszawy. Wszyscy zaś przeciwnicy kapitulacji radzili, by zwołać sejm i żeby posłowie wypowiedzieli się, czy walczyć, czy też nie. Stanisław Augustjednak ich nie słuchał, lecz ostro polemizował z ich argumentami. Uznał, że zwołanie sejmujest w obecnej sytuacji niemożliwe (i t u j e d y n i e miał rację). Powoływał się na rzekomo ciężką sytuację wojska na froncie, któremu brak wszystkiego, a przewaga moskiewska jest przygniatająca. Żalił się, że skarb koronny jest pusty, w czym popierał go Dziekoński. Odrzucił też propozycję opuszczenia Warszawy i udania się do Krakowa, aby tam się bronić i dowodzić wojną szarpaną, wzorowaną na działaniach Czarnieckiego z okresu „potopu" lub, jeśli sił nie stanie, przekroczyć kordon austriacki i wybrać emigrację, jak niegdyś Jan Kazimierz. Twierdził, że Austria stanie po stronie Rosji, a jeśli on nadal walczyć będzie, Katarzyna przeprowadzi jego detronizację a może nawet nowy rozbiór. Ciągle powtarzał, że nie ma innej drogi ratowania ojczyzny, jak tylko bezwarunkowa kapitulacja. Sprawa była przesądzona — wynik głosowania 7:5 był nieodwracalnym faktem — Rzeczpospolita skapitulowała. Uczestnicy narady rozeszli się do domów. Znakomity historyk, Bronisław Dembiński, n a j t r a f n i e j skomentował to posunięcie, które kosztowało Rzeczpospolitą tak drogo: „Chciał (Stanisław A u g u s t — przyp. P. D.) wybrać mniejsze zło, a wybrał najgorsze, czyn ten nie był ani aktem politycz5

Tamże, s. 326-327.

nego rozumu i zdrowego sensu, ani wyrazem uczucia i poczucia honoru; nie był ani praktyczny, ani etyczny. Za czyn ten spada ciężka odpowiedzialność na większość rady, najcięższa na samego króla" 25 . Wydaje się, że Bronisław Dembiński miał zupełną rację, ponieważ Stanisław August Poniatowski był królem, a król musi być wierny pewnym zasadom moralnym, które stanowią 0 racji stanu. Przysiągł uroczyście bronić konstytucji i nic go z tej przysięgi zwolnić nie mogło. Można, co prawda, tłumaczyć, że każdy europejski władca zmieniał wtedy sojusze 1 zapatrywania polityczne w zależności od układów sił na kontynencie, ale Stanisław August nie był zwykłym europejskim królem, a jego kraj znajdował się w sytuacji wyjątkowej. Europejscy monarchowie mogli bowiem zmieniać sojusze, ale tylko w ramach własnej racji stanu i tylko wtedy, jeśli nie zagrażało to wolności lub integralności terytorialnej ich państw. Rzeczpospolita zaś była państwem zagrożonym rozbiorem i obcą dominacją, a więc Stanisław August nie mógł próbować tego samego, a do tego wbrew polskiej racji stanu, bo to groziło nieobliczalnymi skutkami państwu i koronie, a także jemu samemu. To bowiem, co w przypadku takiej na przykład Anglii oznaczało tylko giętkość polityczną, w Polsce, zagrożonej przez trzy ościenne mocarstwa, mogło oznaczać tylko zdradę, niewolę dla kraju oraz wieczną niesławę nie tylko dla króla lecz także dla każdego, kto nosił nazwisko książąt Poniatowskich. Dlatego właśnie królowi nie wolno było tak postąpić i dlatego drogi jego i narodu musiały się rozejść, aby już nigdy się nie spotkać. Jest rzeczą bardzo dziwną, że członkowie Stronnictwa Patriotycznego nie uczynili niczego, aby zmusić króla do zmiany decyzji, a środki po temu były w ich ręku — był lud Warszawy, który przecież rok wcześniej wymusił na posłach uchwalenie konstytucji, było wreszcie wojsko, które jak już wspominałem, nie chciało kapitulować i mogło dokonać zamachu stanu, gdyby oczywiście ktoś mógł objąć dowodzenie 5

Tamże, s. 326-327.

i rząd w miejsce króla. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Dopiero 24 i 25 lipca doszło w Warszawie do poważnych rozruchów z udziałem szlachty i mieszczaństwa. Opis tych wydarzeń przytaczam za Jerzym Łojkiem: „Zaczęło się podobno od zamieszek w Ogrodzie Saskim, gdzie Kazimierz Nestor Sapieha wystąpił publicznie przeciwko kapitulacji, atakując tych uczestników narady z dnia 23 lipca, którzy poparli Stanisława Augusta, nie oszczędzając przy tym — jak można sądzić z urazy podkanclerzego — skompromitowanego swym odstępstwem Kołłątaja. W ogrodzie zebrał się tłum liczący około tysiąca ludzi. Wznoszono okrzyki przeciwko królowi. Tłum uniósł Sapiehę i podążył w stronę Krakowskiego Przedmieścia pod pałacyk marszałka Małachowskiego, aby tam demonstracyjnie wyrazić mu wdzięczność za obronę interesów Rzeczypospolitej. Następnie demonstrowano pod domem Ignacego Potockiego. Jest bardzo znamienne, że obaj ci dygnitarze nie ukazali się tłumowi i w ogóle unikali podniecania patriotycznych nastrojów opinii publicznej. Świadczy to o porzuceniu przez nich całkowicie idei jakiegokolwiek kontynuowania walki. W związku z powyższymi faktami za całkowite nieporozumienie uznać trzeba twierdzenie Sołowiewa, jakoby marszałkowie Potocki i Sołtan krążyli tego dnia po ulicach Warszawy i namawiali mieszczan do powstania. Przewrót w Warszawie był bardzo prawdopodobny. Jednakże przywódcy patriotów czynili właśnie wszystko, aby do takiego wstrząsu nie dopuścić. Przerażony nagłym zwrotem opinii publicznej, która surowo potępiła jego odstępstwo, podkanclerzy Kołłątaj spakował się błyskawicznie i w nocy z wtorku na środę (z 24 na 25 lipca) w towarzystwie brata Rafała opuścił Warszawę swoim powozem, udając się przez Raszyn na południe kraju i dalej za granicę (ksiądz podkanclerzy zanim wyjechał, złożył akces do konfederacji targowickiej na ręce swojego przyjaciela — przyp. P. D.). Nazajutrz, dnia 25 lipca, rozruchy w Warszawie przybrały jeszcze groźniejszą postać. Według relacji „Nouvelles Ex-

traordinaires" 26 w demonstracjach brało udział około 4 tysięcy osób. Z demonstrującymi przedstawicielami szlachty (która licznie zebrana była w stolicy z racji ochotniczego zaciągu do nieregularnych formacji wojskowych Siissmilcha, Rotteburga i Trębickiego) łączyć się poczęli mieszczanie. Wzrastał udział plebsu. Tego dnia na ulicach Warszawy zaczęto wznosić okrzyki: Konstytucja nawet bez króla! Było to dowodem znacznej radykalizacji nastrojów opinii publicznej, która w tym momencie gotowa była zapewne uznać każdą władzę narodową niezależną od króla, a zdecydowaną na kontynuowanie wojny. Stanisław August wystraszył się tym ogromnie. W ślad za swoim adiutantem Kirkorem, który dnia 24 lipca wysłany został do ks. Józefa z rozkazem przerwania działań wojennych, król wyekspediował do obozu drugiego kuriera z listem do synowca, w którym donosząc o wydarzeniach w Warszawie, stwierdzał konieczność natychmiastowego powrotu do stolicy obu pułków gwardii pieszej. Dowodzi to, że dnia 25 lipca Stanisław August liczył się z koniecznością stłumienia siłą patriotycznych rozruchów w Warszawie. Rozeszły się w Warszawie pogłoski (zupełnie zresztą prawdopodobne), że król zażądał również od Bułhakowa jak najprędszego wkroczenia do stolicy wojsk imperatorowej. Stanisław August zaprzeczał potem usilnie tym podejrzeniom, tłumacząc się w liście do Debolego, że to Bułhakow bez mojej wiedzy pisał i do Kreczetnikowa, i do Kachowskiego, żądając przyspieszenia ich tu bytności, którą rozumiał być koniecznie potrzebną dla uśmierzenia buntu w Warszawie. Jak by nie było, sam fakt rozchodzenia się tego rodzaju pogłosek świadczy o zasadniczej zmianie stosunku opinii publicznej do króla po niespodziewanej kapitulacji" 27 . Tymczasem w obozach koronnym i litewskim nic nie wiedziano o kapitulacji. Kiedy adiutant królewski dotarł do Markuszowa rankiem 25 lipca, nikt nie przypuszczał, co przywozi. Sądzono, że rozkazy nowej dyslokacji. Wiadomość 26

Tytuł gazety lejdejskiej.

27

Łojek,

Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja,

s.

420-421.

o kapitulacji spadła na oba obozy jak grom z jasnego nieba. Na dodatek generałowi Zabielle król polecił zawiadomić Kreczetnikowa o zawieszeniu broni. W tych warunkach w obozie ks. Józefa zrodziła się szalona idea, żeby kilku zaufanych oficerów wyruszyło do stolicy, porwało króla i uwięziło go w obozie przy zachowaniu pozorów, że zmienił swoje plany i nadal prowadzi wojnę. Jednak plan ten upadł, ponieważ spiskowcy nie mogli znaleźć człowieka, który mógłby zastąpić króla na stanowisku naczelnego wodza. Ks. Józef nie czuł się na siłach, aby tego dokonać — nie miał zresztą takiego autorytetu wśród narodu, który praktycznie jeszcze go nie znał. Gen. Kościuszko także nie miałjeszcze wystarczającego autorytetu — na to potrzeba było czasu. Inni generałowie nie liczyli się jako kandydaci na stanowisko wodza całej Rzeczypospolitej. Ks. Józef wysłał więc do Warszawy delegację złożoną z generałów: Wielhorskiego i Mokronowskiego, aby przedstawili królowi nastroje panujące w armii i przekonali go, żeby raczył zmienić swoją haniebną decyzję. Stanisław August przyjął obu generałów zapewne 26 lipca rano. Przebieg tej rozmowy znany jest dzięki zapiskom gen, Zajączka 2 8 . Według niego Mokronowski z Wielhorskim przekazali monarsze propozycję bratanka, ażeby dał się dla pozoru wobec Bułhakowa porwać do obozu przez oddział sprzysiężonych i stanął na czele armii lub też, jeśli nie czuje się na siłach, by samemu dowodzić, przekazał swoją władzę w ręce ks. Józefa. Król zareagował w sposób następujący: „Stanisław oburzył się, błagał na kolanach, aby uspokojono armię, roztoczył swe ubolewania, płakał, ale projektu nie przyjął" 2 9 . Generałowie opuścili więc zamek wyłącznie z poczuciem straconego czasu i głębokiej pogardy do człowieka, za którego jeszcze nie tak dawno gotowi byli oddać życie. Stanisław August po prostu nie dorósł moralnie do korony, którą od prawie trzydziestu lat nosił na głowie. 28 29

Tamże, s. 425. Tamże.

Nie mogąc nic wskórać u Stanisława Augusta, delegaci udali się do Ignacego Potockiego, myśląc, że może on poprze ich zamiary i okaże się godnym synem swej ojczyzny w tak przełomowym momencie j e j dziejów, ale Potocki właśnie się pakował w wielkim pośpiechu i myślał o tym, jakby tu uciec z Polski, a nie jak dalej walczyć. Do propozycji objęcia władzy zamiast króla odniósł się sceptycznie i uzależnił własną zgodę od zdania swoich kolegów ze Stronnictwa Patriotycznego, z którymi nie było o czym rozmawiać, bo albo już uciekli za granicę, albo właśnie kończyli pakować kufry i z generałami w ogóle mówić nie chcieli. Szło im już tylko o ratowanie własnej skóry. Twierdzili, że najlepiej będzie przeczekać złe czasy w Saksonii i wrócić, kiedy król ułagodzi rozgniewaną carycę i wszystko wróci do normy. Z całego serca radzili ks. Józefowi, aby się poddał woli stryja i nie komplikował mu i tak trudnej sytuacji dyplomatycznej swoją nieodpowiedzialną brawurą. Radzili przeczekać — bali się rewolucji na wzór francuski. Tego samego dnia, 26 lipca, ks. Józef, załamawszy się psychicznie i chcąc zginąć jak bohater, zamiast kapitulować przed Kachowskim, z właściwą sobie brawurą, kawalerską fantazją i szaleńczą odwagą wyruszył przeciwko całej potędze rosyjskiej z dwunastoma szwadronami kawalerii. Między Kurowem a Lublinem rozpoczął się chaotyczny bój kawaleryjski, w którym zginęło około 20 Polaków i sporo Kozaków 3 0 . Sam ks. Józef szarżował na wroga ze szpicrutą w ręku i omal nie zginął z ręki jakiegoś atamana Dońców, a życie zawdzięczał tylko szybkim nogom swej angielskiej klaczy, która przesadziła dwa płoty i uniosła go w bezpieczne miejsce 31 . Nie dane mu było jeszcze wtedy zginąć, nad czym bardzo ubolewał. Starcie to zakończyło się ogłoszeniem zawieszenia broni przez polskich parlamentariuszy. W kilka godzin później 30 31

W o l a ń s k i , op. cit., s. 422-423. Tamże, s. 422.

polski wódz spotkał się z generałem Kachowskim i ustalił warunki zawieszenia działań wojennych, tak aby oba wojska nie wchodziły sobie w drogę. Następnego dnia rano armia koronna ruszyła do Kozienic, gdzie wyznaczono j e j miejsce postoju. Po drodze napotkano generałów powracających z Warszawy. Wieźli oni dwa listy do księcia Józefa od królewskiego stryja — j e d e n oficjalny, drugi zaś prywatny. Król pisał: „Przybycie ichmościów panów Wielhorskiego i Mokronowskiego ile mnie w pierwszym momencie uradowało, tyle zasmuciło, jak prędko tylko przeczytałem raport WKs. Mości de 25 Julii. Zaklinam WKs.Mć i całe pod jego komendą zostające wojsko, na tę wierność, której mi tyle tak chwalebnych dowodów, abyście mnie osobiście, a co większa, całej Ojczyzny nie podawali w największe niebezpieczeństwo, a raczej w ostatnią nie wtrącali zgubę, przeciwiąc się temu, c o m j a j u ż przyrzekł, to jest, że przestajemy wojować i że wraz ze mną wojsko Rzeczypospolitej przystępuje do konfederacji, powagą i interesowaniem imperatorowej zaszczyconej. Jest nieodbita potrzeba, aby rozkazy, które onegdaj przywiózł WKs. Mości adiutant mój Kirkor były wykonane niezwłocznie. Inaczej podpadłbym plamie złej wiary, a zemsta zniszczeniem kraju, a osobistą zgubą moją zostałaby oznaczona" 3 2 . W prywatnym zaś liście, pisanym po francusku, król zaklinał synowca na uczucia rodzinne, a nawet groził, że umrze z rozpaczy, jeśli bratanek ośmieli się dalej walczyć. Zastanawiające wobec kogo Stanisław August miałby dotrzymać danego słowa — wobec wrogów i zdrajców, którzy łamali wszelkie przysięgi i umowy?! Zaiste, człowiek, dla którego ważniejsze są własne sprawy rodzinno-uczuciowe niż ojczyzna i honor, nie może być nie tylko królem, ale nawet osobą godną współczucia. Taki człowiek może być tylko nazwany tchórzem i zdrajcą. W tym samym czasie armia litewska ściągała w okolice Żerania, 32

śledzona przez korpus Kossakowskiego, żeby nie

Ł o j e k , Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja, s. 427.

zechciała się dalej bić. Nastroje w obozie były wybuchowe. Oto co Zabiełło pisał do króla w tych dniach: „Oficerowie wyżsi i niżsi mówią głośno o porzuceniu raczej służby, niż mieliby składać nową przysięgę i służyć pod obcymi generałami, pozbawionymi ich szacunku. Mam zaszczyt przesłać nazwiska kilku z nich, naciskających mnie, by prosić WKMość o zupełne ich uwolnienie. Jestem z liczby tych Najjaśniejszy Panie, co będą dość nieszczęśliwi nie móc dłużej usługiwać swemu królowi i swojej ojczyźnie. Nie jest tajemnicą dla WKMości, iż miałem chwałę zaproszenia WKMości do przysięgi na nową konstytucję 33 . Z podobnym skutkiem wywołałem też ruch przeciw buntownikom wobec prawa, Potockiemu i Rzewuskiemu, i postradali swoje urzędy. Nie potrafiłbym zwolnić się od przysięgi, ani służyć pod nimi. Ryzykuję podwójnie jako poseł (inflancki — przyp P. D.) i wojskowy, jako sprawca tych dwóch czynności i członek konfederacji, co założyła naszą sławę i przyszłą wielkość ojczyzny. Nie zdołam długo pozostać w Polsce bez narażenia się na okrutne i krwawe skutki proskrypcji. Winienem uciekać z ojczyzny i zrzec się j e j na zawsze — winienem opuścić dobrego, lecz nieszczęśliwego króla w prześladowaniu przez stronnictwo ohydne, któremu to królowi zamyślałem służyć użytecznie do końca dni moich. Przywiązałem się wszystkiemi uczuciami do WKMości. Nasza sława z jego sławą była złączona, ten zaś węzeł moralny i polityczny nie powinien być nigdy rozerwanym między dobrymi poddanymi i królem, co wart stanowić całą ich rozkosz" 34 . W końcu lipca pierwsze oddziały rosyjskie dotarły do Warszawy, nieco później wjechali do stolicy panowie Branicki, Rzewuski i Kossakowski — zaczęły się w Rzeczypospolitej mroczne czasy targowickich rządów. Wojsku nakazano złożyć nową przysięgę o rocie następującej: „Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej jedynemu, iż ja Konstytucję 3 Maja jako grobem wolności 33 34

To j e s t Konstytucję 3 maja. W o l a ń s k i , op. cii., s. 368.

i Rzeczypospolitej będącą, wszystkimi siłami niszczyć będę, sukcesją tronu i monarchią wszystkimi siłami odwracać będę, władzy królom polskim rozszerzenia dopuszczać nie będę. Tych, co przeciw wolnościom szlacheckim za rozszerzeniem władzy króla intrygować, namawiać lub machinować będą Konfederacją i Publicznością wydawać będę. Z adherentami 35 Konstytucji 3 Maja żadnego porozumienia mieć nie będę, a choćby mi było od kogokolwiek ofiarowane, tedy go nie przyjmę, tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna męka Jego" 36 . Nic dziwnego, że w tych warunkach żaden człowiek honoru nie mógł dłużej służyć w armii tak bardzo upodlonej przez wroga i przez własnego króla. Ks. Józef, Kościuszko, Wielhorski i wielu innych demonstracyjnie złożyło dymisję. Woleli tułacze życie za granicą, niż służenie Branickim, Szczęsnym, Ożarowskim, czy Kossakowskim. Wojsko pożegnało swego wodza uroczyście: na jego ręce skierowano dziękczynny adres i wybito pamiątkowy medal, który przedstawiał j e g o popiersie z napisem: „Josephus Princeps Poniatowski", zaś na rewersie było napisane: „Miles Imperatori MDCCXCII". Adres był zaś treści następującej: „Nie masz z nas nikogo, ktoby przekonanym nie był 0 męstwie, waleczności, trudach, staraniach i przywiązaniu do każdego oficera i żołnierza JOX. JMCi Poniatowskiego generała-leutn., komenderującego główną armią w kampanii przeciw Rosyi. Znamy, ile mężne, przezorne i szlachetne we wszystkim władanie jego sprawiło broni ojczystej wieczną sławę i każdemu żołnierzowi honor i szacunek. Z tego powodu dopóki imię żołnierza nie wygaśnie, dopóki cnota wdzięczności ludziom miłą będzie, zaręczamy Mu tym pismem naszym nieśmiertelną wdzięczność, głębokie uszanowanie 1 niezatarte przywiązanie nasze. Ażeby zaś niniejszy hołd, który męstwu, cnocie, talentom i szlachetności duszy Jego oddajemy, całemu światu był wiadomy, medal bić zlecamy, na którym z jednej strony ma być wybity biust Jego, a na 35

Staropol.: ze zwolennikami.

36

K o z 1 o w s k i, op. cit., s. 54

drugiej ten napis: Miles Imperatori. Niniejsze pismo nasze dla większej wagi i waloru, ręką generałów naszych stwierdzone, aby przez jednego sztabs-oficera, oficera i żołnierza w każdym korpusie podpisane zostało, umyśliliśmy. Dan w obozie pod Kozienicami dnia 6 M-ca sierpnia 1792 roku. Podpisał: Tadeusz Kościuszko GL., de Ponppart GM., Michał Wielhorski, Dzierżek, Wielowieyski GGMM., Brodowski GM., Mokronowski GM." 37 . O północy 6 sierpnia ks. Józef i jego dymisjonowani towarzysze opuścili obóz i po krótkim pobycie w Warszawie udali się na emigrację do Saksonii. Tak skończyła się przedostatnia kampania wojenna w dziejach I Rzeczypospolitej. Po latach Artur Oppman poświęcił tym wydarzeniom piękny, wzruszający wiersz, który, według mnie, stanowi najlepsze zakończenie książki. List księcia Józefa 1792 Nocą, z obozu, Najjaśniejszy Panie, Piszę do Ciebie ten żołnierski list. Jeszcze mam w uszach trąb Dubienki granie I spod Zieleniec szczęk szabel, kul świst; Na wieść z Warszawy, z oficjerów korem, Jam się z mym polskim rozsądzał honorem — I z Twych się, Królu, wypisuję list!... Sercu rycerza ciężka chwila taka, Kiedy z karnością musi toczyć bój, A l e m j a pierwej miano miał Polaka, Zanim, o Królu, wdziałem mundur Twój! Byłeś mi ojcem, Najjaśniejszy Panie, Ale mnie Matki dobiega wołanie: Tam jest me serce, posterunek mój!... 37

W o 1 ań s k i , op. cit., s. 4 4 6 A 4 7 .

Twarde te słowa niech mi Bóg przebaczy, Bo wiem, jak krwawo ranią łono Twe, Lecz, mój Monarcho, lepiej zginąć raczej, Niż wlec w kajdanach pohańbione dnie! Gdybyś tu, Królu, z podniesioną głową, Pod swą chorągwią stanął purpurową — Duch — by zwyciężył, co, jak wulkan, wre! Jeszcze nade mną szumią polskie znaki, Anioł z Pogonią, z Orłem samotrzeć! Jeszcze mi moje hukają kozaki: „Bat'ku Josype! na armaty wieclź!" Lecz już z Ilińskim, z Wielhorskim, z Kościuszką Nie skoczę wichrem z moją Białonóżką, Wołając do niej: „Leć na wroga, leć!..." Nie mogąc umrzeć jako bohatery, Dla Ciebie, Królu, i ojczyzny swej, Z listem Ci moje odsyłam ordery, Te, które wszystkie miałem z łaski Twej; Z jednym się tylko nie rozstanę długo: Z krzyżem Virtuti zdobytym zasługą, — Ten mi do trumny kiedyś włożyć chciej!... Porozpraszani, jak przez burzę ptactwo, Nim na mogiłach braci wzejdzie wrzos, Z towarzyszami pójdziem na tułactwo, Ojczyzny miłej opłakiwać los; Zwykłe do konia i oręża dłonie Cóż będą czynić w cudzej, obcej stronie, Gdy z trosk przedwcześnie pobieleje włos?... Za nich to, Królu! za moich kamratów! Do królewskiego czucia wstawiam się: Oni szli mężnie na ogień granatów,

A iluż legło w nieprzespanym śnie! Wdowom, sierotom i tym, którzy w ranach Na ziemi polskiej zostaną kurhanach, Daj chleb: niech obcy nie sromoci je!... A teraz, Królu, myślę, jak to lepiej, Jak mam zakończyć krwawy życia szmat. Czyli się Tobie przypomnieć: „Twój Pepi", Pepi z tych dawnych, łazienkowskich lat? Czy mam krwią serca nakreślone głoski Podpisać tylko: Józef Poniatowski — Króla czy stryja zostawić tu ślad... W namiocie świta — i słyszę wezwanie, Że już mi pora za ojczyzny próg! Żegnam Cię — Królu! ja o jedno proszę, Niechaj do śmierci, jako sztandar noszę Ten honor Polski, co mi zwierzył Bóg!...

EPILOG W sierpniu 1792 roku rozpoczął się, trwający do czerwca 1793 roku, okres rządów rosyjsko-targowickich w Polsce i na Litwie. Nowe władze dążyły nie tylko do spacyfikowania kraju, ale przede wszystkim do zniszczenia wszelkich śladów po Sejmie Wielkim i Konstytucji 3 maja. Przy bezwolności króla dokonywano gwałtów, łamania elementarnych praw obywatelskich i pospolitych łotrostw w majestacie prawa. Szlachta, mieszczanie i wojskowi, którzy byli w jakikolwiek sposób zaangażowani w ruch reformatorski, uciekali masowo do Galicji. Panowie konfederaci w krótkim czasie doprowadzili kraj do ruiny i upodlenia. Nie mogąc zaradzić rosnącym trudnościom politycznym i ekonomicznym, o których rozwiązywaniu nie mieli zielonego pojęcia, targowiczanie organizowali akcje zastępcze, jak chociażby polowanie na zwolenników reform, do czego zmobilizowali godny podziwu ogólnopolski ruch donosicielski i szpiegowski, zachęcając ludzi do śledzenia własnych sąsiadów, a nawet członków rodziny. Przystąpili w porozumieniu z Petersburgiem do redukcji armii polskolitewskiej, co tłumaczyli pustkami w skarbie. Zmuszali ludzi uczciwych do przysięgi na wierność konfederacji, a opornych karali konfiskatą m a j ą t k u , dragonadą, czyli przymusowym kwaterowaniem rosyjskich żołnierzy, a na-

wet więzieniem. Wprowadzono cenzurę pism i książek. Życie w Rzeczypospolitej stało się nie do zniesienia. Rozradowani powodzeniem, targowiczanie zajmowali się głównie świętowaniem na cześć Katarzyny i rosyjskich aliantów, nie przypuszczając, że tymczasem nad Newą dokonywane są ostatnie ustalenia rozbiorowe między Prusakami a Rosjanami — w początkach grudnia 1792 roku imperatorowa złożyła swój podpis pod traktatem podziału Rzeczypospolitej. Wśród ludu już od dłuższego czasu chodziły z ust do ust pogłoski o koncentracji dużych jednostek armii pruskiej nad polską granicą, ale ani konfederaci, ani Stanisław August, który ciągle liczył na wielkoduszność carowej, nie mogli w to uwierzyć. Tymczasem czarne chmury gromadziły się nad Polską. Bułhakowa zastąpił na stanowisku ambasadora w Warszawie okrutny, bezwzględny i cyniczny baron Jakob Johann Sievers, zaś komendę nad wojskiem rosyjskim objął generał baron Josif A. Igelstrom (z w y j ą t k i e m ziem przyznanych traktatem rozbiorowym Rosji, gdzie władza pozostała w rękach gen. Kreczetnikowa). Wiadomość o przekroczeniu granicy przez wojska pruskie zastała konfederatów w Grodnie (było to 16 stycznia 1793 r.), w y w o ł u j ą c histeryczną reakcję Szczęsnego Potockiego, który rozpłakał się wobec swoich kamratów, nie wiedząc, co robić. Rzewuski, j a k o hetman, chciał organizować pospolite ruszenie i bić Prusaków, jednak Sievers z Igelstromem uniemożliwili mu to, broniąc dostępu do warszawskiego arsenału. Od stycznia 1793 roku Rosjanie objęli faktyczne rządy w Polsce, spychając targowiczan na boczne tory i w p r o w a d z a j ą c na terenie kraju stan w y j ątkowy. Król nie reagował. Mimo tak jaskrawych gwałtów, ograniczał się jedynie do łzawych manifestów do narodu o zachowanie spokoju i niewszczynanie rewolucji przeciw wojskom rosyjskim, które mają na względzie tylko dobro Polski

i Polaków. W tym to czasie zaczęły wśród ludu krążyć wierszyki w rodzaju: „Dwiem przysięgi wykonał a obiem przełamał, Na trzecią się gotuję i w niej będę kłamał. Nie ziszczam przyrzeczenia, zawodzę nadzieję, Naród zdradzam, lecz bytu mego nieodmienię. Kto mi szczerze zaufał, biedna tego dola, Zdradzać, łudzić, omamiać, to jest moja rola".' Któż to jest? — Stanisław August Poniatowski. Tymczasem 7 kwietnia 1793 roku ościenne mocarstwa oficjalnie ogłosiły dokonanie kolejnego, największego i najboleśniejszego rozbioru Polski — Rzeczpospolita stawała się niezdolnym do samodzielnego bytu kadłubem. Od tej chwili dla wszystkich, tak w Saksonii jak i w Polsce, stało się jasne, że zupełny rozbiór jest głównym celem ościennych mocarstw i nie ma nadziei na odwrócenie tej polityki drogą pokojową. W kraju i na emigracji poczęto przygotowywać się do walki zbrojnej o niepodległość. Powstały organizacje spiskowe. Rosjanie tymczasem postanowili zwołać sejm do Grodna, aby Polacy sami zatwierdzili cesje na rzecz sąsiadów. Targowiczanie, co prawda, odmówili współpracy, tłumacząc, że przysięgli zachować całość Rzeczypospolitej, a więc nie mogą przyłożyć ręki do j e j rozbioru, jednak nie byli już oni do niczego potrzebni, bo pod bokiem znalazły się dawne organa rządzące — monarcha i Rada Nieustająca, które zwołały sejm na 17 czerwca. Był to faktyczny koniec konfederacji targowickiej. Posłów na sejm zatwierdził sam Sievers. Z królem było nieco kłopotu, bo nie chciał jechać do Grodna, ale kiedy postawiono go przed alternatywą: albo pojedzie i podpisze akt rozbiorowy, albo Katarzyna sprocesuje jego pokaźne, prywatne długi — pojechał i podpisał rozbiór swego królestwa, mimo protestów większości posłów. ' K o z ł o w s k i, op. cit, s. 55.

Od tej pory przyśpiewkę:

w

Warszawie

zaczęto

śpiewać

taką oto

My Krakowiacy nosim guz u pasa, Powiesim sobie króla i prymasa! 2 Co zaś do targowiczan, to na początku 1793 roku ukazała się anonimowa broszura, której autor tak pisał: „Zżymacie się na kilkanaście tysięcy wchodzących Prusaków, a wprowadziliście sami sto tysięcy Moskwy. Król pruski to tylko naśladuje, co mu wasza boska Katarzyna wskazała swym przykładem. Oto są skutki tego, żeście obalili rząd narodowy. Znajdowaliście go niegodnym: tak, w istocie był on niegodny sąsiadom. Wy na wywrócenie go weszliście do Polski za zasłoną stu tysięcy Moskałów; obaliliście go obcym orężem, mową i gwałtem, zdradą domową. Rzecz dziwna; lali krew uporczywie obywatele za rząd im niegodny, gdy wy, apostołowie prawdy, rycerze wolności, kryliście się za wojskiem moskiewskim i ukazać się bez niego nie śmieliście. Wyście zdradę i niezgodę z bronią obcą do narodu wnieśli, wyście z mdłym Stanisławem zniszczyli jedyną porę jego powstania; wyście doprowadzili Polskę do tej przepaści, nad którą dziś się znajduje" 3 . Była to prawda — naród został zepchnięty w bagno i musiał p o d j ą ć przerwaną w lipcu 1792 roku walkę, aby ratować resztki ojczyzny i odzyskać szacunek u samego siebie. Warunki geopolityczne były jednak o wiele mniej korzystne, niż przed rokiem. Przygotowania do powstania były w toku. Zbliżał się kwiecień pamiętnego roku 1794. Koniec wieku XVIII to przełom w dziejach historii wojskowości. Odchodzi w cień fryderykowska doktryna wojenna, zastępowana powoli przez system dywizyjny i tyralierę. Nie 2

To j e s t Stanisława Augusta i Michała Poniatowskiego.

3

K o z ł o w s k i, op. cit, s. 67.

nadeszły jednak jeszcze czasy Napoleona, który udoskonalił działania dywizyjne. Nikt więc na dobrą sprawę jeszcze nie wie, jak walczyć według nowej koncepcji. Dlatego działania wojenne roku 1792 są mieszanką starej szkoły fryderykowskiej, systemu dywizyjnego i doświadczeń z wojny amerykańskiej, które próbował zastosować pod Dubienką Tadeusz Kościuszko. Przewaga sił po stronie rosyjskiej była znaczna, co nie świadczy, że Polacy i Litwini nie byli w stanie sprostać przeciwnikom. Nie ulega wątpliwości, że polska piechota i artyleria na polach bitew sprawowały się nadspodziewanie dobrze. Zwykle pierzchała jako pierwsza kawaleria, a inne formacje wycofywały się w ordynku. Przegraną spowodowały niedociągnięcia organizacyjne, dowódcze oraz oczywiste błędy polityczne, na które armia nie miała wpływu. Kapitulacja nastąpiła zbyt szybko, za co winę ponosi król i jego otoczenie. Wszystko wskazuje na to, że była szansa przeprowadzenia pod Warszawą manewru zaczepnego połączonymi siłami wojsk polskich i odepchnięcia Rosjan od stolicy. Przedłużanie się wojny mogło działać tylko na naszą korzyść. W krótkim czasie doszłoby do pata, a to zmusiłoby Rosję do kompromisu z Rzecząpospolitą, co w konsekwencji mogłoby uratować naszą niepodległość. Po zaprzepaszczeniu tej okazji insurekcja kościuszkowska miała nikłe szanse powodzenia na okrojonym i ograbionym skrawku Rzeczypospolitej. Następna taka sposobność dla Polski pojawiła się dopiero w roku 1807.

BIBLIOGRAFIA Źródła Antologie ogólne Abyśmy o ojczyźnie naszej radzili. Antologia publicystyki doby stanisławowskiej, oprać. Zbigniew Goliński, Warszawa 1984. Materiały do biografii polskiej służby zagranicznej w latach 1788-1795. Oprać. Jerzy Łojek, „Przegląd Historyczny" 1962, t. 53, z. 3. Materiały do dziejów Sejmu Czteroletniego, oprać. Artur Eisenach, Janusz Woliński, Jerzy Michalski, Emanuel Rostworowski, t. 1-6 Wrocław 1955-1969. Materiały do historii wojskowości polskiej (1791-1793), pod red. Ludwika Fmkla, „Bellona" 1919, t. 2,s. 254-263, 321-326 Polska sztuka wojenna w latach 1764-1793, oprać. Antoni Juszczyński, Marian Krwawicz, Warszawa 1957. Polska sztuka wojenna w okresie powstania kościuszkowskiego, oprać. Andrzej Zahorski, Warszawa 1960. Diariusze oraz dorobek ustawodawczy Sejmu Wielkiego i sejmu grodzieńskiego Konstytucja 3 Maja 1791 roku w dokumentach, oprać. Maria Woźniakowa, Warszawa 1991. Prawo polityczne i cywilne Korony Polskiey y Wielkiego Xiąstwa Litewskiego to iest: Nowy zbiór praw Oboyga

Narodów, [wyd:] Antoni Trębecki, t. 1-2: 1789-1791, Warszawa 1791. Ustawodawstwo Sejmu Wielkiego z 1791 r., z. 1-8, Kórnik 1985. Korespondencja i publicystyka Kołłątaj i inni. Z publicystyki doby Sejmu Czteroletniego, oprać. Łukasz Kądziela, Warszawa 1991. Poniatowski Józef, Korespondencya w: Obraz Polaków i Polski w XVIII wieku, czyli zbiór pamiętników, dyaryuszów, koresponclencyj publicznych i listów prywatnych, podróży i opisów zdarzeń szczególnych służących do wyjaśnienia stanu Polski w wieku wspomnianym, wyd. Edward Raczyński, Poznań 1842, t. 16, s. 159-205. [Poniatowski Stanisław August, Deboli Augustin], Rok nadziei i rok kląski 1791-1792. Z korespondencji Stanisława Augusta z posłem połskim w Petersburgu, Augustynem Debołi, oprać. Jerzy Łojek, Warszawa 1964. [Suvorov Aleksandr Vasil'ević], Generalissimus Suvorov, Sbornik dokumentov i materialov, pod. red. N. M. Korobkova, [Moskwa] 1947. Pamiętniki Kiliński Jan, Z pamiętników, Warszawa 1953. [Kościuszko Tadeusz], Manuskrypt Tadeusza Kościuszki opisujący kampanią odprawioną przeciw Moskalom w roku 1792. w: Obraz Polaków i Polski w XVIII wieku, czyli zbiór Pamiętników, dyariuszów, korespondencyj publicznych i listów prywatnych, podróży i opisów zdarzeń szczególnych służących do wyjaśnienia stanu Polski w wieku wspomnianym, wyd. z rękopisów przez Edwarda Raczyńskiego, t. XVI, Poznań 1842. [Kościuszko Tadeusz], Tadeusza Kościuszki opis kampanii r. 1792, wyd. Zygmunt Celichowski, Poznań 1917. Niemcewicz Julian Ursyn, Pamiętniki czasów moich, t. I-II, oprać, i wstęp Jan Dihm, przypisy oprać. Zofia Łewinówna i Jan Dihm, Warszawa 1957,

Poniatowski Stanisław, Pamiętniki synowca Stanisława Augusta Poniatowskiego, oprać. Jerzy Łojek, Warszawa 1979. [Sievers Jan Jakub], Drugi rozbiór Polski z pamiętników Sieversa, Poznań 1865, (reprint: Jak doprowadziłam do drugiego rozbioru Polski, Warszawa 1992). Sułkowski Józef, Szczegóły historyczne tyczcie się wojny polsko-rosyjskiej na Litwie 1792 roku, Poznań 1928. Z a j ą c z e k J. Pamiątniki albo historia rewolucji polskiej 1792 [fakt. 1794], Poznań 1862. Opracowania Askenazy Szymon, Dwa stulecia XVIII i XX. Badania i przyczynki, Warszawa 1910. Askenazy Szymon, Książę Józef Poniatowski 1763-1813, wstęp Andrzej Zahorski, posłowie Stanisław Herbst, Warszawa 1974. Askenazy Szymon, Przymierze polsko-pruskie, wyd. 3, Warszawa 1918. Askenazy Szymon, Tadeusz Kościuszko 1746-1817, Warszawa 1917. Bartoszewicz J., Znakomici mężowie polscy XVIII wieku. Żywoty sławnych Polaków, t. I-III, Petersburg 1855-1867. Bartoszewicz Kazimierz, Odrodzenie Polski za Stanisława Augusta, cz. 1 - 2 , Warszawa 1914. Bauer K., Wojna w obronie Konstytucji 3 Maja i niepodległości Rzeczypospolitej (cz. 1-3), „Wiadomości Historyczne" 1983, t. 26, nr 2, s. 148-157, nr 3, s. 2 0 3 - 2 0 8 , nr 4, s. 307-333. Bortnowski Władysław, Armia narodowa jako czynnik kształtowania sią polskiego narodu burżuazyjnego. Wpływ środowiska rosyjskiego na kształtowanie się patriotyzmu polskiego w: Konferencja Metodologiczna Historyków Polskich (Pierwsza), t. II, Warszawa 1953, s. 185-188. Cegielski Tadeusz, Kądziela Łukasz, Rozbiory Polski 1772-1793-1795, Warszawa 1990.

Chodakowski J., Tadeusz Kościuszko a książę Józef Poniatowski, b. m. w. 1918. Chyliński Michał, Hugo Kołłątaj wobec Targowicy. Ustęp Z politycznych dziejów Polski od 1792 do 1794 w: Sprawozdania Wydziału Czytelni Akademickiej we Lwowie z czynności w roku 1874, Lwów 1874. Cytowski Jerzy, Wychowanie wojskowe w Polsce w XVIII wieku, Warszawa 1975. Cztery lata nadziei. 200 rocznica Sejmu Wielkiego, pod red. H. Kocója, Katowice 1988. Dembiński Bronisław, Misja Ignacego Potockiego w Berlinie w roku 1792, „Kwartalnik Historyczny" 1937, t. 51, s. 171-188, (odb. Lwów 1937). Dembiński Bronisław, Polska na przełomie, Lwów, Warszawa, Poznań [1913], Dihm Jan, Kościuszko nieznany, przedm. Stanisław Herbst, Wrocław 1969. Dihm Jan, Przygotowanie Konstytucji 3 Maja ważnym elementem w urzeczywistnieniu idei niepodległości w: Pamiętnik V Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Warszawie w 1930 r. Referaty, Lwów 1930. Drozdowski Marian, Osiemnastowieczne źródła antagonizmu między Połskąa Prusami, „Przegląd Zachodni" 1980, t. 30, nr 4, s. 72-87. Dudek Lesław, Tadeusz Kościuszko a sprawy zaopatrywania i obsługi wojsk (w 150 rocznicę śmierci), „Przegląd Kwatermistrzowski 1967, t. 18, z. 4, s. 88-95. Dutkiewicz Józef, Polska a Turcja w czasie Sejmu Czteroletniego 1787-1792, Warszawa 1934. Dutkiewicz Józef, Prusy a Polska w dobie Sejmu Czteroletniego w świetle korespondencji dyplomatycznej pruskiej, „Przegląd Historyczny" 1935, t. 33, s. 55-88. Dutkiewicz Józef, Sprawa Gdańska w dobie Sejmu Czteroletniego w oświetleniu korespondencji dyplomatycznej pruskiej, „Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu" 1954, t. 20, z. 1-4, s. 329-373.

Epoka Konstytucji 3 maja. Materiały z sesji naukowej w Uniwersytecie Warszawskim cłnia 3 maja 1982 r., red. i oprać. Stanisław Dubisz, Warszawa 1983. Filipow Krzysztof, Order Virtuti Militari 1792-1945, Warszawa 1990. Gembarzewski Bronisław, Rodowody pułków połskich i oddziałów równorzędnych od r. 1717 do r. 1831, [Warszawa] 1925. Górski K., Wojna 1792 roku, Kraków 1917. Handelsman Marceli, Konstytucja Trzeciego Maja roku 1791, Warszawa 1907. Herbst Stanisław, Potrzeba historii, czyłi o połskim stylu życia. Wybór pism, oprać. A. Zahorski, t. 1-2, Warszawa 1978. Herbst Stfanisław], Studia nad polską wojną rewolucyjną 1794 r., „Sprawozdania Polskiej Akademii Umiejętności" 1949, t. 50, nr 8, s. 431-134. H o f f m a n Karol Boromeusz, Historia reform politycznych w dawnej Polsce, Warszawa 1988. Janeczek Zdzisław, Ignacy Potocki (1750-1809), Katowice 1992. Józef Wybicki, Księga zbiorowa, pod red. A. Bukowskiego, Gdańsk 1975. Kalinka Waleryan, Sejm Czteroletni, wyd. 4, t. 1-3, Kraków 1895-1896, (toż: wyd. powojenne t. 1-2, Warszawa 1991). Kalinka Waleryan, Ostatnie lata panowania Stanisława Augusta, cz. 1, Kraków 1868. Kieniewicz Stefan, Ignacy Działyński 1754-1797, Kórnik 1930. Kipa Emil, Materiały do biografa Jakuba Jasińskiego, „Przegląd Historyczny" 1949, t. 40, nr 1, s. 306-320. Kocój Henryk, Konstytucja 3 maja w opisach posła saskiego w Warszawie — Augusta Franciszka Essena, „Przegląd Humanistyczny" 1983, t. 27, nr 1/2, s. 1-8. Konopczyński Władysław, Połska a Turcja 1683-1792, Warszawa 1936 [antydat. 1935], Konstytucja 3 maja. Prawo — połityka — symbol, Warszawa 1992.

Korzon Tadeusz, Kościuszko, Biografia z dokumentów wysnuta, Kraków 1894. Korzon Tadeusz, Odrodzenie w upadku. Wybór pism historycznych, oprać. M. H. Serejska i A. F. Grabski, Warszawa 1975. Kowecki Jerzy, Małachowicz Hanna, Senatorowie i posłowie Sejmu Wielkiego, Warszawa 1991. Kozłowski Maciej, Krajobrazy przed bitwa» Kraków 1985. Kraszewski Jfózef] Ifgnacy], Polska w czasie trzech rozbiorów 1772-1799, Studia do historii ducha i obyczaju, t. 1-3., Poznań 1873-1875. Krzeczunowicz Kornel, Ulani Księcia Józefa. Historia 8 pułku ułanów ks. Józefa Poniatowskiego 1784-1945, Londyn 1960. Kukieł Maryan, Z dziejów organizacyi wojsk połskich (1717-1864), b.m.w. 1916. Lelewel Joachim, Panowanie króla Polskiego Stanisława Augusta Poniatowskiego, obejmujące trzydziestoletnie usiłności Narodu podźwignienia się, ocalenia bytu i niepodległości, Warszawa 1831. Leśniewski Sławomir, Poczet hetmanów polskich i litewskich XVII wieku, Warszawa 1992. Lord Robert Howard, Drugi rozbiór Polski, wstęp: Jerzy Łojek, przekład: Andrzej Jaraczewski, Warszawa 1973 (wyd. 2: Warszawa 1984). Loret Maciej, Watykan a Polska w dobie rozbiorów (1772-1795), „Przegląd Współczesny" 1934 r. 13 t. 49, s. 337-360, (odb.). Łaszewski Ryszard, Delegacja sejmowa jako instrument ratyfikacji I i II rozbioru Polski, „Czasopismo PrawnoHistoryczne" 1971, t. 23, z. 2, s. 87-102. Łepkowski Tadeusz, Polska — narodziny nowoczesnego narodu, Warszawa 1967. Łojek Jerzy, Dzieje zdrajcy. Szczęsny Potocki, Katowice 1989. Łojek Jerzy, Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja, Lublin 1986. Łojek Jerzy, Kapitulacja Stanisława Augusta w' 1792 roku, „Przegląd Humanistyczny" 1974, t. 18, nr 4, s. 9-30.

Łojek Jerzy, Konstytucja 3 Maja, Geneza polityczna, „Kierunki" 1981, t. 26 nr 18-22. Łojek Jerzy, Między Warszawą a Petersburgiem w czasie wojny 1792 r„ „Znak" 1975, t. 27, nr 3, s. 317-340. Łojek Jerzy, Przed konstytucją Trzeciego Maja. Z badań nad międzynarodowym położeniem Rzeczypospolitej w latach 1788-1791, Warszawa 1977. Łojek Jerzy, Upadek Konstytucji 3 Maja. Studium historyczne, Wrocław 1976. Łubieński Tomasz, Bić się czy nie bić, wyd. 1-2, Kraków (1978) 1980. Łukaszewicz Witold, Targowica i powstanie Kościuszkowskie. Ze studiów nad historią Polski XVIII w., Warszawa 1953. Majewski Wiesław, Bitwa pod Dubienką 18.07.1792 r., w: „Wojskowy Przegląd Historyczny" 1992, t. 37, nr 2, s. 150-163. Morawski Kazimierz Marian, Zródlo rozbioru Polski. Studya i szkice z ery Sasów i Stanisławów, Poznań 1935. Mrozowska Kamilia, Szkoła Rycerska Stanisława Augusta Poniatowskiego 1765-1794, Wrocław 1961. Nadzieja Jadwiga, Generał Józef Zajączek. Od Kamieńca do Pragi. 1752-1794, Warszawa 1964. Nadzieja Jadwiga, Generał Józef Zajączek. 1752-1826, Warszawa 1975. Pachoński Jan, Generał Jan Henryk Dąbrowski 1755-1818, Warszawa 1981. Pasztor Maria, Hugo Kołłątaj na Sejmie Wiełkim w łatach 1791-1792, Warszawa 1991. Pawłowski B., Wojna połsko-rosyjska w roku 1792 na Wołyniu, „Rocznik Wołyński", 1936, t. 5, s. 1-52. Pawłowski Bronisław, Od konfederacji barskiej do powstania styczniowego. Studia z historii wojskowości, Warszawa 1962. Ratajczyk Leonard, Kierownictwo wojskowe i doktryna wojenna Rzeczypospolitej przed Sejmem Czteroletnim, „Zeszyty Naukowe WAP" 1973, nr 76, s. 251-268.

Ratajczyk Leonard, Problemy doktryny wojennej w Konstytucji 3 maja w: Studia historyczne Stanisławowi Herbstowi na sześćclziesiąciolecie urodzin, „Zeszyty Naukowe WAP" 1967, nr 48, s. 69-78. Ratajczyk Leonard, Sprawa rozbudowy regularnego Wojska Polskiego u schyłku XVIII wieku i jego rola w patriotycznym integrowaniu społeczeństwa, „Dzieje Najnowsze" 1983, t. 15, nr 3, s. 3-20. Ratajczyk Leonard, Wojsko i obronność Rzeczypospolitej 1788-1792, Warszawa 1975. Rawski Tadeusz, Kościuszko — wódz, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości", 1968, t. 14, cz. 1, s. 160-230. Reychman Jan, Józef Sulkowski 1770-1798, Warszawa 1952. Rostworowski Emanuel, Hugo Kołłątaj wobec zagadnienia obywatelskiej siły zbrojnej (1784-1793), „Przegląd Historyczny" 1951, t. 52, s. 331-364. Rostworowski Emanuel, Ostatni król Rzeczypospolitej, Geneza i upadek Konstytucji 3 maja, Warszawa 1966. Rostworowski Emanuel, Sprawa aukcji wojska na tle sytuacji politycznej przed Sejmem Czteroletnim, Warszawa 1957. Rostworowski Emanuel, Sprawa milicji mieszczańskiej w ostatnim roku Sejmu Czteroletniego, „Przegląd Historyczny" 1955, t. 46, s. 561-584. Rostworowski Emanuel, Z dziejów genezy Targowicy, Sprawa kawalerii narodowej w dobie sejmu czteroletniego, „Przegląd Historyczny" 1954, t. 45, s. 14-35. Schmitt Henryk, Dzieje panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, t. 1 - 3 (+tom dodatkowy), Lwów 1868-1884. Serczyk Władysław, Katarzyna II, Wrocław 1983. Skałkowski Adam Mieczysław, Jan Henryk Dąbrowski, cz. 1: Na schyłku dni Rzeczypospolitej 1755-1795, Kraków 1904. Skałkowski A[dam] Mfieczysław], Książą Józef, Bytom 1913. Smoleński Władysław, Konfecłeracya Targowicka, wyd. 2, Kraków 1903. [Smolka Stanisław], Stanowisko mocarstw wobecKonstytucji Trzeciego Maja. Odczyt miany na publicznem posiedzeniu

Akademii Umiejętności w dniu 30 maja 1891 r. przez Stanisława Smółką „Roczniki Zarządu AU w Krakowie" 1891, s. 120-146. Solovev Sergej, Istorija padienija Połszi, Moskwa 1863. Sulek Zdzisław, Bitwa pod Dubienką 18 lipca 1792 r., „Studia i materiały do historii wojskowości" 1960, t. 6, cz. 1, s. 119-211. Sułek Zdzisław, Bitwa pod Dubienką 18 lipca 1792 r. w: Powstanie niespełnionych nadziei 1863, Kraków 1984 (seria „Arsenał Polski"). Sułek Zfdzisław], Wojskowość połska w łatach 1764-1794 w: Zarys wojskowości połskiej do roku 1864, t. II, Warszawa 1966. Szyndler Bartłomiej, Tadeusz Kościuszko 1746-1817, Warszawa 1991. Tokarz Wacław, Rozprawy i szkice, t. I-II, oprać. Stanisław Herbst, Warszawa 1959. Tomczak Edward, Taktyka artylerii konnej według regulaminu Tadeusza Kościuszki, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości" 1962, t. 8, cz. 1, s. 213-241. Walter-Janke Zygmunt, Wojska koronne po zakończeniu działań wojennych 1792 w: Zwyciąstwo czy kłąska?, pod red. H. Kocója, Katowice 1984, s. 17-36. Wielhorski Janusz, Wysiłek zbrojny Polski w okresie wojny 1792 roku. Wycena stanów liczbowych wojsk obojga narodów w polu i rezerwie maj-10 VIII 1792, „Przegląd Kawalerii i Broni Pancernej" 1983, t. 11, nr 109/110, s. 155-208. Willaume Juliusz, General Józef Wielhorski (1759-1817), Poznań 1925. Willaume Juliusz, Książą Józef Poniatowski. Profil historyczny, „Przegląd Humanistyczny" 1975, t. 19, nr 8, s. 17-24. Wolański A., [T. Soplica], Wojna polsko-rosyjska 1792 r., t. 1 Kraków-Poznań 1920, t. 2 Poznań 1922. Zahorski Andrzej, Stanisław August połityk, wyd. *2 popr. i rozsz., Warszawa 1966.

Zahorski Andrzej, Uzbrojenie i przemysł zbrojeniowy w powstaniu kościuszkowskim, Warszawa 1957. Ziomek Jerzy, Hugo Kołłątaj w czasie Sejmu Czteroletniego, „Pamiętnik Literacki" 1950, t. 41. Zych Gabriel, Jan Henryk Dąbrowski. 1755-1818, Warszawa 1964. Żuraw J., Tadeusz Kościuszko — twórca koncepcji nowoczesnych metod dowodzenia, „Myśl Wojskowa" 1975, t. 31, nr 11, s. 89-99. Żytkowicz Leonid, Ze stosunków Jasińskiego z Konfederacją Targowicką „Ateneum Wileńskie" 1938, t. 13, z. 1, s. 170-182.

SPIS ILUSTRACJI Król Stanisław August Poniatowski Cesarzowa Katarzyna II Ks. Józef Poniatowski Gen. Jakub Jasiński Gen. Antoni Madaliński Gen. Michaił N. Kreczetnikow Gen. Szymon K. Kossakowski William Pitt Gen. Grigorij A. Potiomkin Hugo Kołłątaj Kazimierz Nestor Sapieha Tomasz Ostrowski Stanisław Sołtan Stanisław Szczęsny Potocki Franciszek Ksawery Branicki Seweryn Rzewuski Augustyn Antoni Deboli Stanisław Małachowski Ignacy Potocki Król Fryderyk Wilhelm II Karta tytułowa I wydania Konstytucji 3 maja Pierwowzór Virtuti Militari Oficer regimentu i dragon gwardii konnej koronnej

Gemajn regimentu gwardii pieszej koronnej i dobosz regimentu 2 pieszego koronnego Generał major i grenadier regimentu gwardii pieszej koronnej Oficer i żołnierz kompanii saperów korpusu inżynierów koronnych Generał artylerii konnej i generał lejtnant wojsk koronnych Oficer, strzelec i gemajn regimentu 10 pieszego koronnego Wojskowe ubiory z 1791-1794 r. Dragoni i grenadierzy rosyjscy Muszkieterowie i jegrzy rosyjscy Bitwa pod Zieleńcami Ks. J. Poniatowski i gen. T. Kościuszko ze sztabem

SPIS MAP Położenie wojsk Poniatowskiego i Kachowskiego w pierwszych dniach maja 1792 r. 52 Odwrót armii Poniatowskiego z Połonnego i bitwa pod Zieleńcami .64 Obrona linii Bugu w 1792 r. i bitwa pod Dubienką .. 82-83 Bitwa pod Dubienką 18.07.1792 r. 89

SPIS TREŚCI Od autora Sejm Wielki a obronność Rzeczypospolitej Opozycja wobec Konstytucji majowej Droga do zdrady Warszawa szykuje się do wojny Od Targowicy do Dubienki - kampania koronna Kampania litewska Berlin zdradza Warszawę Od Markuszowa do kapitulacji Epilog Bibliografia Spis ilustracji Spis map

5 7 19 27 35 .48 94 118 124 154 159 169 171

Król Stanisław August

Poniatowski

Cesarzowa Katarzyna II

Ks. Józef Poniatowski

Gen. Jakub Jasiński

Gen. Antoni Madaliński

Gen. Michaił N. Kreczetnikow

Gen. Szymon K. Kossakowski

William Pitt

Gen. Grigorij A. Potiomkin

Hugo Kołłątaj

Kazimierz Nestor Sapieha

Tomasz

Ostrowski

Stanisław Sołtan

Stanisław Szczęsny

Potocki

Franciszek Ksawery Branicki

Seweryn

Augustyn Antoni Deboli

Stanisław

Rzewuski

Małachowski

Karta tytułowa I wydania Konstytucji 3 maja

Ignacy Potocki

Król Fryderyk Wilhelm II

Pierwowzór Virtuti

Militari

Oficer i

regimentu

dragon

gwardii

konnej koronnej

Gemajn

regi-

mentu gwardii pieszej koronnej

i

dobosz

regimentu pieszego ronnego

2 ko-

Generał major i grenadier regimentu gwardii pieszej koronnej

Oficer i żołnierz kompanii saperów Korpusu inżynierów koronnych

Generat

artylerii

konnej i generał lejtnant wojsk koronnych

Oficer, strzelec i gemajn

regimentu

10

pieszego koronnego

W o j s k o w e ubiory z 1 7 9 1 - 1 7 9 4 r.

Dragoni i grenadierzy rosyjscy

Muszkieterowie i jegrzy rosyjscy

Bitwa pod Zieleńcami

Ks. J. Poniatowski i gen. T. Kościuszko ze sztabem

HISTORYCZNE BITWY

Przez kilka g o d z i n t r w a ł a kanonada

z

południa wali

stron.

Koto

zmaso-

ogień, a potem

częło na

obu

Rosjanie

się

natarcie

polskie

rozpo-

piechoty

centrum.

Silny

ogień działowy i z m a s o w a n y atak R o s j a n w y w o ł a ł p a n i k ę wśród cze

nieostrzelanych jesz-

rekrutów

polskich,

któ-

rzy s z y b k o podali tyły. W panicznej nie

u c i e c z c e o m a ł o co

porwali

ze

sobą odwo-

dowego

batalionu

kich.

Józef zareagował

Ks.

szybko:

Potoc-

p o j a w i ł się

natych-

miast o s o b i ś c i e w z a g r o ż o n y m p u n k c i e , n a n o w o sformował

batalion

wzmocnił go

Potockich,

batalionem

dynacji ógtrogśkiej wadził

do

wołało

i

kontrataku. to

or-

poproWy-

zamieszanie

w szeregach rosyjskich. Jegrzy,

rażeni c e l n y m o g n i e m

polskich

dział i

pojawieniem

się

zaskoczeni atakujące-

go n i e p r z y j a c i e l a , cofnęli się, ś c i e l ą c pole t r u p e m .