Valmy 1792 [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

B O G D A N BORUCKI

VALMY 1792 W y d a w n i c t w o Bellona Warszawa 1 9 9 0

PRZEDMOWA Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz Ilustrację na obwolucie projektował: Michał Jędrczak Redaktor: Jacek Biernacki Redaktor kartograficzny: Maria Stępniowska Redaktor techniczny: Jadwiga Kaznowska

© Copyright by Wydawnictwo Bellona Warszawa 1990

Wydanie I. Nakład 9850 + 150 egz. Objętość 9,2 ark. wyd., 12,5 ark, druk, (z wkładkami) Papier offsetowy V ki. 70 g. 82 X 104/32. Sktad i łamanie systemem Polfype 3 w Wydawnictwie Bellona. Druk ukończono w październiku 1990 r. Wojskowe Zakłady Graficzne im. A. Zawadzkiego w Warszawie Zam nr 3118

Nazwę Valmy opatrzoną datą 20 września 1792 roku można spotkać w prawie każdym podręczniku historii powszechnej. Nie oznacza to jednak, że stoczona opodal tej wioski bitwa jest powszechnie znana. Funkcjonuje ona w historiografii głównie jako hasło wywoławcze i cezura kolejnego etapu rewolucji 1789 roku. Jeszcze mniej uwagi poświęca się wydarzeniom militarnym, które poprzedziły ową bitwę - przytłoczyły je swą wagą przemiany ustrojowe zachodzące w tym czasie we Francji. Jeśli przyjrzymy się ogromnej bibliografii rewolucji, ude­ rzy nas fakt, jak mało prac traktuje o armii francuskiej. Stwierdzenie to odnosi się zwłaszcza do lat 1789-1792. Ten niedostatek stanie się tym bardziej odczuwalny, jeśli uświa­ domimy sobie, jak wiele prac naukowych i z dziedziny beletrystyki poświęcono armiom napoleońskim. A przecież owe cesarskie przewagi wojskowe miały swe źródło w do­ świadczeniach wojen zainicjowanych w 1792 roku, a także w reformach dokonanych jeszcze przed tym rokiem. To zachwianie proporcji odczuwalne jest zwłaszcza w polskiej historiografii. Opisując wypadki wojenne czwartego roku rewolucji, nie

6 wolno ich przedstawiać w oderwaniu od dokonań burzy­ cieli starego porządku w Paryżu. Byłoby to wbrew logice i niepodważalnym zasadom sformułowanym przez Carla von Clausewitza. Tym bardziej że, jak stwierdzili znakomi­ ci historycy, Francois Furet i Denis Richet, „nigdy (dotąd) wojna nie była tak bardzo polityczna i tak mało militar­ na" 1. Aby zrozumieć jej istotę, należy trochę więcej miejsca poświęcić wydarzeniom pozornie odległym od spraw armii. 1

CA I RA?

F.F u r e t et D. R i c h e t, La Rholution francaise, Paris 1979, s. 152.

„Przybywam dzisiaj, aby zgodnie z konstytucją zapropo­ nować Zgromadzeniu Narodowemu wojnę przeciw królo­ wi Węgier i Czech" 1 . Słowa te, wypowiedziane 20 kwiet­ nia 1792 roku przez króla Francji Ludwika XVI, zostały przyjęte owacyjnie. Wniosek przeszedł ogromną większoś­ cią głosów, tylko sześciu deputowanych powiedziało „nie". Plan kampanii przeciw Austrii był już gotowy. Jego głów­ nym autorem był minister spraw zagranicznych, generał Charles Dumouriez. Kariera tego 53-letniego oficera jest niezwykle barwna, a chwile chwały sąsiadują w niej z sytu­ acjami co najmniej dwuznacznymi. Rozpoczął wspaniale - podczas wojny siedmioletniej jako dwudziestoletni mło­ dzieniec tak zajadle bronił niesionego przez siebie rozka­ zu przed kilkunastoma huzarami nieprzyjaciela, że nim trafił do niewoli, odniósł wiele ran. Potem, objęty redukcją wojska, spełniał różnego rodzaju „misje specjalne", szpie­ gowskie i dywersyjne, w Szwecji, Polsce za czasów kon­ federacji barskiej, Hiszpanii, na Korsyce, a tuż przed re­ wolucją w Niderlandach austriackich. Ta ostatnia misja dopomogła mu w 1792 roku w opracowaniu szczegółów 1

Władcy Austrii Franciszka nie koronowano jeszcze na cesarza.

działań wojennych, których terenem miały być właśnie nes. Armia Północna podzielona była na dwie dywizje. Niderlandy, obejmujące obszar dzisiejszej Belgii i Luksem­ 1 dywizja stacjonowała w departamentach Nord i Aisne, burga, rozcięte na dwie części przez biskupstwo Liege 117 zaś w departamencie Pas-de-Calais. Stan liczebny armii (Leodium). Izolacja, w jakiej pozostawały oddalone o setki ': wynosił 52 634 ludzi, co stanowiło 46 batalionów piecho­ kilometrów od metropolii wojska przeciwnika, stwarzała ty, tyleż szwadronów jazdy, 4 bataliony artylerii i 30 ba­ teoretycznie szanse sukcesu dla tego projektu. Liczono talionów ochotników narodowych. Jednakże po odlicze­ także na czynne wsparcie ludności miejscowej, której po­ niu chorych, nie wyszkolonych rekrutów i służb garnizo­ nowych Rochambeau miał do swej dyspozycji jedynie wstańczy zryw Austriacy stłumili ponad rok wcześniej. około 30 tysięcy żołnierzy. „Oddziały austriackie - pisał Dumouriez - rozproszone na Na południe od Armii Północnej znajdowały się stano­ dość dużej przestrzeni tego kraju, zaskoczone przez nie­ wiska Armii Środka, rozmieszczonej od Montmedy do spodziewany atak jego mieszkańców, upadłe na duchu na Bitche. Kwatera główna tej armii znajdowała się w Metzu. skutek dezercji wycofają się i prawdopodobnie zdecydują Armia Środka była także podzielona na dwie dywizje, się ponownie zebrać na granicach Holandii (...), aby tam z których 3 została rozlokowana w departamencie Moselle, czekać pomocy Prusaków" 2 . 4 zaś w departamentach Meurthe i Vosges. W jej skład Do prowadzenia działań zaczepnych wydzielono trzy wchodziły 34 bataliony piechoty, 51 szwadronów jazdy, armie. Czwarta - Armia Południowa, była w stadium 3 bataliony artylerii oraz 15 batalionów ochotniczych. formowania. Dowodzenie Armią Północną powierzono I W sumie stanowiło to około 30 tysięcy ludzi, z czego 2/3 członkowi Klubu Jakobinów, 66-letniemu marszałkowi , znajdowało się w stanie gotowości bojowej. Na czele Armii Jeanowi de Rochambeau. Był on weteranem wojny sied­ | Środka stał dawny podkomendny Rochambeau, genemioletniej, a później dowódcą francuskiego korpusu eks­ rał-lejtnant Gilbert markiz de La Fayette, którego mit pedycyjnego w Ameryce, gdzie wsławił się zdobyciem Yor- wybitnego dowódcy opierał się raczej na autoreklamie niż ktown. W swych poglądach na taktykę podkreślał znacze­ na rzeczywistych sukcesach bitewnych. Dowództwo wysuniętej najbardziej na południe Armii nie dyscypliny, toteż teraz, widząc rozprzężenie panujące w wojsku francuskim, dość sceptycznie zapatrywał się na Renu sprawował marszałek Nicolas von Liickner. Ten możliwość osiągnięcia sukcesu. Mimo to schorowany mar­ 70-letni Niemiec karierę wojskową rozpoczynał pod roz­ szałek uznał za obowiązek służyć ojczyźnie swym doświad­ kazami Fryderyka II. Był odważnym i zaprawionym w bo­ czeniem i autorytetem, w sytuacji gdy większość wyższych jach żołnierzem, lecz nie miał, tak jak i La Fayette, doświadczenia w dowodzeniu większymi jednostkami. dowódców udała się na emigrację. Armia Północna została rozmieszczona wzdłuż granicy Mankament ów pogłębiała postępująca skleroza tego doniderlandzkiej, od morza po rzekę Mozę. Kwatera głów­ : wódcy. Armia Renu była rozmieszczona od Landau do Hunningue, a jej kwatera główna znajdowała się w Wisna marszałka de Rochambeau mieściła się pod Yalenciensembourgu. Spośród wchodzących w skład tej armii dwóch dywizji 5 obsadziła departamenty Haut-Rhin i Bas-Rhin, 2 Cyt. za: P. et P. G i r a u 11 de C o u r s a c, Enąuete sur le proces du roi ! a 6 departamenty Haute-Saone, Doubs, Jura i Ains. MarLouis XVI, Paris 1982, s. 395.

10

11

12

14 finał, gdyby przeciwnik był gotów do przeprowadzenia natychmiastowej kontrofensywy. Szczęśliwie dla rewolu-cyjnej Francji główne siły pruskie i austriackie były jeszczd daleko. Armia francuska nie była przygotowana do wojny i Co więcej, Francuzi ustępowali przed wrogiem nie po dejmując walki, pierzchali na sam widok nieprzyjaciela Dlaczego zatem wypowiedzieli wojnę? W przededniu konfliktu przybył z Berlina do Paryża Johann Friedrich Reichardt. Ten światły człowiek, uczeń Kanta, znający dobrze potęgę pruskiego oręża, napisał wówczas: „Stwierdziłem ze zdziwieniem, że wszyscy, z któ­ EUROPA I REWOLUCYJNA FRANCJA rymi rozmawiałem, nie tylko, że nie boją się wojny, lecz 5 wręcz jej pragną" . Rzeczywiście, Ludwik XVI składając deklarację miał poparcie nie tylko Zgromadzenia Narodowego, ale właś­ Członkowie Zgromadzenia Narodowego, uchwaliwszy 20 ciwie całego społeczeństwa, które wręcz przejawiało entuz­ kwietnia 1792 roku dekret o wojnie, uzasadnienie swej jazm dla tej idei. Nikt prawie nie słuchał głosów od­ decyzji powierzyli deputowanemu Condorcetowi. Wybór radzających konflikt zbrojny, a były to głosy ludzi o nie­ nie był przypadkowy. Jean-Antoine-Nicolas Condorcet, podważalnym autorytecie, m.in. radykalnego w swych po­ pochodził ze starej pikardyjskiej rodziny. W czasach ancien glądach Robespierre'a i umiarkowanego monarchisty Pier- regime'u mógł szczycić się nie tylko szlachecką partykułą re Samuela Duponta (de Nemours), znanego już przed „de", ale przysługiwał mu również tytuł markiza. Zarazem rewolucją znawcy ekonomii. Ich racjonalne argumenty, był wybitnym matematykiem i filozofem, kontynuatorem niewiele znaczyły wobec powszechnego entuzjazmu. Fran-[ idei wielkich myślicieli Oświecenia. cuzi różnego stanu, odmiennych zapatrywań politycznych, Przemówienie Condorceta było pełne oskarżeń pod ad­ wszyscy chcieli wojny. Aby zrozumieć przyczyny takiego resem obcych mocarstw, choć jedynie Austria została wy­ stanu rzeczy, należy się nieco cofnąć w czasie. mieniona z nazwy. Zarzucono im stworzenie „ligi", która swymi knowaniami zmusiła Francję do wypowiedzenia 5 J. F. Reichardt, Un prussien en France en 1792, Paris 1892, s. 304. wojny. Zgromadzenie Narodowe - twierdził mówca „... nadal pragnęło pokoju, ale musiało wybrać raczej wojnę l niż niebezpieczną dla jej wolności cierpliwość" . Condor­ cet zaatakował również emigrantów oraz książąt niemiec­ kich i papieża, którzy upominali się o swoje, anektowane • 1 Wszystkie cytaty z obrad Zgromadzenia Narodowego pochodzą z „Monitora" (wyd. Reimpression de l'Ancien Moniteur..., Paris 1863-1870).

16

17 w graniczących z Francją Niderlandach austriackich, po szybkim stłumieniu rozruchów w grudniu 1790 roku, pano­ wał względny spokój. Leopold z reguły nie reagował na listy z prośbą o inter­ wencję, wysyłane przez jego siostrę, Marię Antoninę. Do­ piero nieudana ucieczka pary królewskiej w czerwcu 1791 roku poruszyła go do tego stopnia, że 6 lipca 1791 roku wystosował memoriał do władców europejskich, w którym proponował podjęcie wspólnych działań celem zapewnienia 'bezpieczeństwa Ludwikowi XVI i jego żonie oraz obrony ustroju monarchicznego we Francji. Jednakże bardzo pręd­ ko począł się wycofywać ze swych niewczesnych pomys­ łów. W dniach 25-21 sierpnia Leopold spotkał się w Pilnitz, letniej rezydencji elektorów saskich, z królem pruskim Fryderykiem Wilhelmem II. Wspólna deklaracja obu mo­ narchów została odebrana w Paryżu jako ingerencja w we­ wnętrzne sprawy Francji. W istocie w dokumencie tym wyrażano zaniepokojenie obu mocarstw sytuacją we Fran­ cji, ale sformułowano to tak ostrożnie, że perspektywa interwencji zbrojnej Austrii i Prus była praktycznie żadna. „Jego Wysokość cesarz i Jego Wysokość król Prus - stwie­ rdzono w deklaracji - wysłuchawszy próśb przedstawicieli Monsieur (tak tytułowano hrabiego Prowansji, brata Lud­ wika XVI i Monsieur hrabiego d'Artois oświadczają zgod­ nie, iż uważają sytuację, w jakiej obecnie znajduje się król Francji, za wspólny przedmiot troski wszystkich władców Europy" 2 . Umieszczona w deklaracji klauzula zastrzegają­ ca, iż jakakolwiek akcja zbrojna przeciwko Francji wyma­ ga zgody „wszystkich monarchów Europy", odbierała te­ mu dokumentowi nawet pozory groźby. Do podjęcia pewnych działań przeciwko Francji (lecz nie militarnych) zmusiły Leopolda dekrety Zgromadzenia Na­ rodowego z 4 sierpnia 1789 roku. Na ich mocy zarządzono 2

2

Cyt. za: F u r e t et R i c h e t, op. cit., s. 147.

Valmv...

19 m.in. zniesienie przywilejów feudalnych książąt niemiec­ kich w drobnych lennach senioralnych na terenie Alzacji i Lotaryngii. Było to pogwałcenie umów międzynarodo­ wych. Zgromadzenie zaproponowało żywo protestującym książętom odszkodowania. Jednakże na skutek knowań wysłannika Ludwika XVI - Augearda, propozycja ta zo­ stała odrzucona. Był to znakomity pretekst do wojny - Leopold II jednak, będący zwierzchnikiem Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, tego nie wykorzystał. Również we Francji, mało kto myślał wów­ czas o wojnie. Inaczej rzecz się miała u schyłku jesieni 1791 roku. Rozpoczęta przez Francuzów wymiana not z rządem aust­ riackim na temat zbrojnych oddziałów emigrantów, for­ mowanych w ościennych państwach niemieckich, oraz rze­ komych zamierzeń interwencyjnych cesarza doprowadziła do zaognienia sytuacji. Nie bez winy pozostawał tu sędziwy kanclerz Wentzel Anton Kaunitz, który w swych notach dość niezgrabnie, co mogło być poczytane za wyzwanie, pouczał Francuzów, jak mają rozwiązywać swe kwestie wewnętrzne. Mimo to na dworze austriackim nie myślano poważnie o działaniach militarnych, sądzono raczej, że wystarczy za pomocą gróźb i demonstracji siły zastraszyć Zgromadzenie Narodowe, aby zapewnić w ten sposób znośne warunki egzystencji Ludwikowi XVI i móc się cieszyć widokiem Francji „wahającej się, słabej wewnętrz­ 3 nie i nic nie znaczącej zewnętrznie" . Pod takim stwierdzeniem mógłby się z pewnością pod­ pisać rząd Williama Pitta, który w swej mowie wygłoszonej w parlamencie na początku 1792 roku prorokował piętnas­ toletni okres pokoju. Niechęć do wojny z Francją wynikała po trosze z sympatii, jaką społeczeństwo angielskie darzyło rewolucję francuską, ale przede wszystkim z korzyści hand3

Cyt. za: R. H. Lo rd, Drugi rozbiór Polski, Warszawa 1984, s. 130.

lowych, czerpanych ze słabości odwiecznego konkurenta. Inaczej rzecz się miała na kontynencie. Tutaj wszelkie działania skierowane przeciwko rewolucyjnej Francji szcze­ gólnie ochoczo popierało dwoje monarchów: król szwedzki Gustaw III i Katarzyna II. Jeśli nastawienie pyszałkowatego mornarchy podupadającej jako mocarstwo Szwecji nie miało większego znaczenia, to z pewnością nie można tego powiedzieć o stanowisku cesarzowej Rosji. Ta niegdysiej­ sza „przyjaciółka filozofów", nazywana wzniosie przez Woltera Semiramidą Północy szczerze nienawidziła rewo­ lucji. Przekazała m.in. 250 tysięcy rubli braciom Ludwika XVI na uzbrojenie swych emigracyjnych oddziałów. Kata­ rzyna była jednak zbyt wytrawnym politykiem, aby dla jakiś uniwersalnych idei zbrojnie angażować się w konflikt z Francją. Zamierzeniem cesarzowej było popchnięcie Aus­ trii i Prus do wojny na zachodzie Europy, co ułatwiłoby niezmiernie realizację jej planów wobec Rzeczypospolitej. Od początku 1792 roku na dworze wiedeńskim (w Ber­ linie nawet nieco wcześniej) zaczął dominować pogląd, że łatwa i krótkotrwała, jak mniemano, wyprawa wojenna przeciwko Francji może przynieść znaczne korzyści. Po­ gląd ten spotkał się z przychylnym przyjęciem Fryderyka Wilhelma II, dysponującego potężną i wspaniale wyćwi­ czoną armią. Pruska opinia publiczna natomiast przeciwna była konfliktowi z Francją. Jak zanotował podróżujący po tym kraju lord Holland: „...chociaż spodziewali się sukcesu (militarnego), to nie każdy na równi się z tego radował. Należący do arystokracji oficerowie (...) uważali tę wojnę za sprzeczną z polityką, gdyż prowadzącą do powiększenia siły Austrii. Lud zaś, we wszystkich północnych, protestan­ ckich prowincjach pragnął, oczywiście, choć nie czyniąc sobie większych nadziei, zwycięstwa rewolucyjnej Francji. Większość kupców i świata literackiego nie okazywała swych obaw, widząc nadciągający triumf monarchii, arys­ tokracji i władzy wojskowej nad zasadami równości, które

20

21 Niderlandy bądź terytoria państw nadreńskich, których Leopold II jako cesarz^ musiałby bronić. Dlatego też zimą 1792 roku władca austriacki szykował się już do wojny z Francją, mimo że zdawał sobie dobrze sprawę, że wzmac­ nia w ten sposób pozycję Rosji na wschodzie Europy. W historiografii powszechne jest twierdzenie, że konflikt zbrojny między rewolucyjną Francją a feudalną Europą był wcześniej czy później nie do umknięcia. Prawdopodob­ nie, gdyż nie można tego zweryfikować, jest to stwierdzenie słuszne, ale ten determinizm tylko w nikłym stopniu wyni­ kał z uwarunkowań politycznych w ówczesnej Europie.

23

PRZEDWOJENNA FRANCJA

24

25

26

27

28 29

9

Tamże, s. 128.

OD VARENNES DO WOJNY

Porównanie nastrojów społecznych w czasie tzw. kryzysu Varennes i tych z listopada i grudnia 1791 roku, kiedy to propaganda na rzecz wypowiedzenia wojny wybuchła z po­ tężną siłą i prawie natychmiast zyskała aplauz większości Francuzów, rodzi pytanie: z czego wynikła ta nagła zmia­ na? Przyczyna tej zmiany tkwi w sytuacji wewnętrznej państwa francuskiego. Rezultatem poruszenia wśród rewolucjonistów, stano­ wiącego następstwo ucieczki króla, był, jak to nazywa Jan Baszkiewicz, „remis polityczny". Sprawujący de facto wła­ dzę politycy związani z triumwiratem, dążący do wyhamo­ wania rewolucyjnego pędu przemian, przeforsowali wpra­ wdzie dekrety nakazujące ścigać winnych zaburzeń, ale jednocześnie odstąpili od planowanych zmian w przyszłej konstytucji. Nie mówiono już więcej o wzmocnieniu wła­ dzy monarszej ani o utworzeniu arystokratycznej Izby Parów. Dzięki wrześniowej amnestii ustały także wkrótce prześladowania radykałów. 3 września 1791 roku przedstawiono królowi do akcep­ tacji ustawę zasadniczą uchwaloną przez Zgromadzenie Narodowe zwane Konstytuantą. „Dziedziczny przedstawi-

35 34

36

38

39

42

45

46

47

49

PRZECIWNICY

fortuny lub śmierci, jako iż nie mam innego zatrudnienia". Wreszcie jeden z generałów wyjaśnia: „Przyczyna tej woj­ ny, która nęka od lat dwudziestu Azję, zrodziła się z kłótni między eunuchem żony wielkiego króla Persji a gryzipiór­ kiem wielkiego króla Indyj" l. Przedstawiony - w powiastce Woltera obraz pasuje jak ulał do armii francuskiej osiemnastego wieku. Sens wojen, takich jak ta o sukcesję austriacką czy następna, siedmio­ letnia, rozumiany był tylko przez nielicznych. Patriotyzm, który wówczas utożsamiano z lojalnością wobec panującej dynastii, był motorem działania jedynie wyższych oficerów. Podoficerowie i żołnierze, jeśli zdarzyło im się odznaczyć dzielnością, kierowali się raczej chęcią awansu i czasem tym, co Francuzi nazywają „esprit de corps", tj. poczuciem pewnej więzi wewnątrz pułku. Wielu Francuzów walczą­ cych u boku źle wyekwipowanych, nielicznych, a mimo to zwycięskich oddziałów insurgentów amerykańskich, uświa­ domiło sobie, że może istnieć inny czynnik, który popycha ludzi do walki. Znakomitej jednak większości wyższych "dowódców i teoretyków wojskowych zapadła bardziej w pamięci wojna siedmioletnia, w której wojska francuskie ponosiły same porażki i to często w bitwach z mniej licznym przeciwnikiem. Wszyscy byli przekonani o konie­ czności wprowadzenia w wojsku (tak jak w całej monarchii Burbonów) rychłych i zdecydowanych zmian. Jednakże przykład zwycięskiej armii pruskiej zdecydował o wytwo­ rzeniu się wśród'reformatorów przeświadczenia, że wystar­ czy za przykładem Fryderyka Wielkiego tak zreogranizować wojsko, aby ów francuski esprit de corps znów odnosił sukcesy. Nie należy się bynajmniej dziwić temu, że szla­ checcy reformatorzy armii francuskiej wybrali feudalny model pruski zamiast amerykańskiego, w odwrotnym bo­ wiem wypadku sami zrezygnowaliby z tak zaciekle bronio-~ nych przywilejów stanowych. 1

W o l t e r , Tak toczy się światek..., Warszawa 1951, s. 8.

4 - Va!my...

51

50

dla tych, którzy mogli udokumentować swoje szlacheckie pochodzenie. Ostatnią próbą ancien regime'u uporządkowania spraw armii było powołanie w 1787 roku Rady Wojennej, na czele której stanął marszałek Philippe-Henri de Segur, zastąpiony wnet przez o wiele młodszego i niższego rangą oficera - pułkownika hrabiego de Guibert. Mimo młodego wieku i stosunkowo niskiego stopnia był on jako teoretyk wojskowy autorytetem nie tylko we Francji. Uznanie przy­ niósł mu opublikowany w 1770 roku (autor miał wówczas 26 lat) traktat Essai generał de tactiąue, w którym z talen­ tem rozwijał zasady pruskiego linearnego ugrupowania taktycznego. Po lekturze tej pracy Wolter napisał: „Poją­ łem, że wojna jest pierwszą pośród sztuk..." 3 . Rozgłos, jaki zyskał traktat Essai generał de tactiąue, nie byłby tak wielki, gdyby autor nie okrasił go hojnie zasadami zaczerp­ niętymi z pism filozofów Oświecenia. W 1786 roku de Guibert został przyjęty do Akademii Francuskiej. Wcześ­ niej zaprosił go do współpracy hrabia Saint-Germain, pełniący funkcję ministra wojny. Od 1787 roku Guibert sam sprawował pieczę nad wprowadzaniem reform, które w generalnej swej linii były kontynuacją dzieła Saint-Germaina. Wśród 35 ordonansów Rady Wojennej, jakie wydano od wiosny 1788 roku, znajduje się również zarządzenie na­ kazujące wprowadzenie pruskiej dyscypliny, którą autor Essai generał de tactiąue uważał za niezbędny warunek skuteczności nowej taktyki walki. Niewątpliwie i teraz musiało to rozgniewać żołnierzy, ale Guibert udobruchał ich trochę nieznacznym podwyższeniem żołdu. Żadnych powodów do radości nie miała natomiast szlachta. Liczbę marszałków zmniejszono z 18 do 12, zredukowano także znacznie liczbę wyższych oficerów, których armia francus3

Cyt. za: J. A. H. de Guibert, Strategiąues, Paris 1977, s. 13.

52 ka miała dziesięciokrotnie więcej od pruskiej. Rozwiązano§ również parę „mało zdyscyplinowanych" pułków. Osoby, które czuły się zagrożone z powodu zarządzeń Guiberta, przystąpiły do przeciwdziałania - pamfletom, interwencjom u dworu, oświadczeniom parlamentu nie było końca. Wywołało to niemały zamęt i zniweczyło część owoców reformy. Przedstawiciele Tiersu liczyli po cichu na jakiś gest ze! strony Guiberta, który zasadę awansu wojskowego opierał na zasługach i który swe dzieło zadedykował nie, jak to było w zwyczaju, panującemu władcy, lecz narodowi. Tym­ czasem inspirowana przez Guiberta Rada Wojskowa, nie tylko nie zniosła ordonansu z 1781 roku, ale jeszcze to prawo zaostrzyła. „Wprowadzano równość do salonów i razy kija w obozach wojskowych. Pomstowano na szlach­ tę, lecz nikt nie mógł zostać oficerem, jeśli nie był szlach cicem" 4. Pretensje te powtarzały się często w tzw. kajetach skarg, przedkładanych królowi w początkowym okresie rewolucji. Oto fragment jednego z nich: „Jest rzeczą nad wyraz niesprawiedliwą, by obywatele pochodzący ze stanu trzeciego, stając się żołnierzami mili­ cji prowincjonalnej lub też ochotnikami, którzy wstąpili do innych pułków, byli traktowani przez obywateli ze sta­ nu szlacheckiego w sposób niegodny żadnego człowieka, a tym bardziej wysłużonego żołnierza. Nie zezwala się już na przyjmowanie członków stanu trzeciego jako oficerów pułkowych bez względu na ich wykształcenie i majątek, co jest rzeczą niesłuszną, albowiem nie ma podstaw, by twier­ dzić, że gdyby byli przyjęci - służyliby gorzej od in­ nych (...). Ale czyż nie jest to rodzajem sprzysiężenia przeciwko stanowi trzeciemu, że w tym samym czasie, gdy wzbrania mu się dostępu do korpusu oficerskiego, poddaje się go jako żołnierza niewolniczej dyscyplinie? Cyt. za: Hublot, op. cit., s. 77.

53 Jeśli dopuszcza się człowieka do zaszczytu brania udzia­ łu w obronie ojczyzny bez względu na jego stopień wojs­ kowy, to właśnie w tym celu, aby bił on tych, którzy odważyliby się mu grozić, a nie po to, aby był bity (...). Należałoby zarządzić reformę tych haniebnych porząd­ ków, w przeciwnym razie dokona się ona sama. Stan trzeci okręgu trybunalskiego Nemours żąda, by nie był pozba­ wiony dostępu do stopni oficerskich... by wszelka kara cielesna była wzbroniona... by żołd został podwyższony w ten sposób, aby żołnierz mógł otrzymać dostateczną ilość wyżywienia. Ilość chleba, jaką otrzymuje żołnierz, jest dla większości niewystarczająca i jakość jego nie jest dość dobra..." 5 W 1789 roku armia francuska pod względem liczeb­ ności zajmowała czwarte miejsce w Europie i liczyła od 160 do 180 tysięcy żołnierzy. Najmniejszą jednostką organizacyjną pozostawały, mimo prób zmierzających do rozwiązania ich, oddziały tzw. Maison de Roi, liczące ponad 7 tysięcy ludzi. W ich skład wchodziły: najliczniejszy pułk Gardes Francais, stacjonujący w Wersalu i Paryżu; pułk Gardes Suisses, kompania Cent-Suisses (obie jednostki, jak sama nazwa wskazuje, złożone z zaciężnych Szwajcarów) i cztery kompanie Gar­ des du Corps, w których pełnili służbę synowie najbardziej utytułowanych rodzin. Każdemu szeregowcowi Gardes du Corps przysługiwał stopień porucznika. Regularne oddziały piechoty składały się ze 102 regimen­ tów. Każdy z nich obejmował dwa bataliony liniowe oraz trzeci, najmniej liczny, który służył jako oddział garnizo­ nowy. Oba bataliony liniowe liczyły po cztery kompanie fizylierów. Ponadto w składzie pierwszego batalionu znaj­ dowała się kompania grenadierów, a drugiego kompania 5

Cyt. za: Brun-Bronowicz (J. Leverrier), Narodziny armii narodowej, Warszawa 1956, s. 24-25.

54

55 francuskich wywodziła się z najuboższych warstw ludności. Nie oznacza to jednak, że nie było odstępstw od tej reguły; tak jak zawsze i wszędzie znajdowało się wielu młodzień­ ców, których czy to z racji temperamentu, czy pod wpły­ wem mirażu awansu społecznego pociągało pełne przygód życie wojskowe. Przykładem może być choćby Lazare Hoche, przyszły generał armii Republiki Francuskiej, któ­ ry sam wyruszył na poszukiwanie ekipy werbowniczej. Jej członkowie, jak to mieli w zwyczaju, przed podpisaniem kontraktu spili dokumentnie młodego Hoche'a i wysłali go do całkiem innego pułku niż wcześniej mu obiecali. Najtrwalszym i najbardziej widocznym efektem reform wojskowych u schyłku ancien regime'u było unowocześ­ nienie uzbrojenia. W artylerii i korpusie inżynierii pozos­ tawiono furtkę, która umożliwiała awans na wyższe stop­ nie oficerskie utalentowanym ludziom spoza stanu szlache­ ckiego. Być może dlatego właśnie tutaj, w przeciwieństwie do innych rodzajów wojsk, łatwiej było wprowadzać udos­ konalenia. Od 1765 roku w wyposażeniu armii znalazły się 4-, 8- i 12-funtowe działa systemu Gribeauvala. W odróż­ nieniu od wcześniej stosowanych dział systemu Valliere'a Gribeauval wprowadził ścisły podział na artylerię oblężniczą i polową. Dzięki znacznemu zmniejszeniu wagi armat łatwiej było zmieniać stanowiska artylerii w czasie bitwy, a także ratować działa w wypadku odwrotu. Nowy system zwiększał także szybkostrzelność i celność ognia. Przy strzałach „rdzennych", tj. wówczas gdy tor nie przewyższał wysokości celu, oddawano od trzech do pięciu strzałów pociskiem kartaczowym na odległość od 400 do 800 metrów. Kulą laną strzelano na 1200, 1500 i 1800 metrów, w zależności od kalibru. Przy Ustawieniu lufy armaty pod kątem 45° kule szybowały na odległość od 3 do 4 tysięcy metrów. Jednakże celność takich strzałów była praktycznie żadna. Brak dobrych przyrządów optycznych decydował o małym zainteresowaniu ówczesnych konstru-

56

57

58 59

62

64

Musztra żołnierzy fran kiej piechoty liniowej

Musztra ochotnikc

Napoleon Bonaparte w mundurze porucznika ar­ tylerii. Obraz z okresu, gdy przyszły cesarz Fran­ cuzów był dowódcą I ba­ talionu ochotników z Korsyki

Marszałek Jean-Baptiste Rochambeau

Generał Gilbert markiz La Fayette

tołnierz 2 pułku huza­ rów, jednego z nieli­ cznych oddziałów fran­ cuskich, który nie ulegl panice pod Quievrain

Bjczyzna w niebezpie­ czeństwie. Obraz ale­ goryczny

Marszałek I.uckner

Nicolas

von|

65 sze sformowane bataliony zaczęły wyruszać w kierunku granicy już w połowie października. Nie jest to raczej przypadkowa zbieżność faktów.

STAN ARMII FRANCUSKIEJ W PRZEDEDNIU WOJNY Sukces werbunku do oddziałów ochotniczych był tym większy, że jaskrawo odbijał się na tle niemocy systemu uzupełnień armii regularnej. 4 marca 1791 roku na wniosek Alexandre'a Lametha Zgromadzenie wydało dekret o po­ wołaniu 100-tysięcznych „auxiliów". Choć warunki służby wyły korzystniejsze niż poprzednio, akcja ta, podobnie jak późniejsza z 17 lipca, zakończyła się całkowitym fiaskiem. Sytuacja stała się alarmująca, albowiem na mocy dekretu z 20 marca zostały rozwiązane oddziały milicji prowinc­ jonalnej. Było to zresztą jedynie usankcjonowanie istnieją­ cego stanu rzeczy. I stycznia 1791 roku została uproszczona organizacja armii. Miała ona teraz liczyć 157 tysięcy ludzi (piecho­ ta - 117,5 tysiąca, kawaleria - 30 tysięcy, artyleria i inne formacje - 9,5 tysiąca). Były to jednak tylko stany etato­ we. 27 marca minister wojny Duportail stwierdził, że stan rzeczywisty zamyka się liczbą 130 tysięcy ludzi. II października w przemówieniu wygłoszonym na forum Zgromadzenia Duportail stwierdził: „Armia, Panowie, składa się najwyżej ze 146 000 ludzi (...) Jeśli stan osobowy oddziałów mógłby być podniesiony do stanu gotowości bojowej, tak jak to zadekretowano 27 kwietnia i 4 lipca, liczba piechoty powinna wzrosnąć do 163 000 ludzi, od­ działy jazdy do 37 000, a artyleria do 12 000". Minister wojny zwrócił również uwagę na fakt, że magazyny są prawie puste. Ten mankament udało się bardzo szybko usunąć, sprowadzając z zagranicy, głównie z Anglii, ar­ maty, proch i karabiny. 5- Yaltny...

66

67 jonistom nie zależy na jej utrzymaniu w dawnej formie. Do rangi symbolu urasta dekret Legislatywy z lutego 1792 roku uwalniający z galer Szwajcarów z pułku „Chateauvieuks", wyłączonych wcześniej z dobrodziejstw królew­ skiej amnestii wydanej w związku z proklamowaniem kon­ stytucji. Organizowane z okazji uchwalenia konstytucji święta są demonstracją jedności narodowej. Jeden z po­ chodów przygotowany starannie przez Louisa Davida przetacza się przez ulice Paryża na pięć dni przed wypowie­ dzeniem wojny: „Oddziały gwardii narodowej, wymieszane z obywatelami, trzymały się z nimi pod ręce" - zachwycała się jedna z obserwatorek tej uroczystości u. Czynnikiem dodatkowo osłabiającym armię były we­ wnętrzne konflikty. Do dawnych animozji między kawale­ rią i piechotą doszły nowe między nowymi i starymi oficerami oraz oficerami i żołnierzami. Istniał także kon­ flikt między żołnierzami wojsk liniowych a wolontariusza­ mi. Żołnierze zawodowi, wywodzący się z niższych warstw społecznych, zazdrościli wolontariuszom, w większości obywatelom „czynnym", łagodnej dyscypliny, wyższego żołdu i możliwości porzucenia służby. Do tych konfliktów dochodziły osobiste uprzedzenia dowódców, np. Rochambeau i Biron z Armii Północnej nie znosili La Fayette'a, dowódcy Armii Środka. Nad tym chaosem mógł zapanować jedynie ktoś, kto miałby taką reputację i talent wojskowy, które postawiłyby go ponad konfliktem burżuazji i dworu, ponad wszelkimi animozjami. Takiego człowieka we Francji nie było. Stąd też zaczęto czynić starania o pozyskanie obcokrajowca. W końcu 1791 roku misję tę powierzono Francoisowi Custine'owi, synowi generała. Wybór padł na owianego sławą licznych zwycięstw (także nad Francuzami) starego 11 Cyt. za: J. Baszkiewicz, S. Meller, Rewolucja francuska 1789-1794. Społeczeństwo obywatelskie, Warszawa 1983, s. 399.

68

69

70

71

łem całą kampanię z jednym z tych muszkietów, z którego nawet psa nie można było zastrzelić" 1 2 . Choć emigranci nie rozproszyli się mimo cesarskiego rozkazu z połowy stycznia 1792 roku, a jedynie zrzuci mundury i zaprzestali ćwiczeń, to jednak przerwa w wypłacaniu żołdu spowodowała znaczny odpływ żołnierz) z szeregów. Niechętny im był naczelny wódz aliantół książę Brunszwiku, który zdecydowanie odmówił powierzania oddziałom kontrrewolucjonistów poważniejszyct zadań militarnych. Barwne dzieje armii francuskich książąt krwi są nie­ zwykle wdzięcznym tematem dla historyków, lecz tu nie warto poświęcać im więcej miejsca, gdyż w kampanii 1792 roku armia ta odegrała bardzo nieznaczną rolę. Nasuwa się natomiast konstatacja innego rodzaju. Z wartości tej arna doskonale zdawali sobie sprawę brissotyni, mający w Nad­ renii mnóstwo agentów. Można więc przypuszczać, żf alarm, który ogłosili w końcu 1791 roku, przestrzegają przed grożącym ze strony emigrantów niebezpieczeństwem, był elementem propagandy. 20 kwietnia 1792 roku oddziały emigrantów oficjalnie już nie istniały, a głównym przeciwnikiem armii francuskiej miały być w założeniach wojska austriackie. Austria dys ponowała armią, która na stopie wojennej liczyła 223 tysiące ludzi. Organizacja piechoty, której siły szacuje się na 170 tysięcy żołnierzy, tak jak w innych krajach po wojnie siedmioletniej, była wzorowana na armii fryderycjańskiej. Kawaleria austriacka, licząca 44 tysiące żołnierzy, podzielona na 34 pułki, uważana była za jedną z lepszych w Europie. Szczególnie cenione były pułki węgierskie, W 1786 roku Gabriel de Mirabeau stwierdził w liście do Talleyranda: „Ogólnie rzecz biorąc, oddziały austriackie 12

371.

manewrują dobrze kompaniami, nawet możliwie pułkami. Ale kiedy są połączone, wykazują olbrzymią niższość w stosunku do armii pruskiej. Co do tego opinia jest jednomyślna. Nawet defilując przed Cesarzem nie potrafią zachować (odpowiednich) odległości" 1 3 . Wartość armii austriackiej zwiększało świeżo zdobyte w wojnie z Turcją (1788) doświadczenie bojowe. Armia pruska takiego doświadczenia nie miała, gdyż od czasu wojny siedmioletniej (jeśli nie liczyć pacyfikacji Ho! landii w 1787 roku) pozostawała bezczynna. Jednakże to właśnie ona uchodziła za najlepszą w Europie. W przeci­ wieństwie do Francji wojsko pruskie tylko w części składa­ ło się z oddziałów zaciężnych. Obowiązek służby wojs­ kowej spoczywał na chłopach, urlopowanych na czas po­ koju. Kraj był podzielony na kantony, w których po­ szczególne pułki wybierały rekruta. „Obrona państwa - czytamy w Prawie kantonalnym - jest przyrodzonym obowiązkiem każdego poddanego, który cieszy się opieką państwa". Armia pruska w czasie wojny liczyła 171 tysięcy piechoty i 41 tysięcy kawalerii. Są to liczby imponujące, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że w Prusach mieszkało tylko około 6 min ludzi. Piechota liniowa była podzielona na regimenty, z których każdy obejmował po dwa bataliony muszkiete­ rów, jednym batalionie grenadierów i batalionie rezerwo­ wym (odwodu). Batalion piechoty dzielił się z kolei na cztery kompanie. W każdej kompanii muszkieterów znaj­ dowało się 10 strzelców celnych zaopatrzonych w broń gwintowaną. Piechota pruska była uzbrojona w dość ciężkie karabiny, które pod względem precyzji i donośności ustępowały francuskim, ale można z nich było oddać od 6 do 7 strza­ łów na minutę. Broń ta wykonana była ze zbyt twardej

F.R. Chateaubriand, Memoires d'outre-tombe, Paris 1973, t. I, s, 13

La mission secrete de Mirabeau a Berlin, Paris 1900, s. 238.

72 73

75

76

77

78

79

80

11

6 - Valmy..

82 jakobini porzucają waśnie i zwierają swe szeregi. Jednakże nie jest to bynajmniej wróg zewnętrzny, lecz feuillanci. Przywódcy jakobińscy zbyt dobrze znają historię, aby lekceważyć La Fayette'a, który teoretycznie może stać się nowym Cromwellem. Stoi on przecież na czele armii, której przychylności dla swej polityki jakobini mimo wszystko nie są pewni. Pierwszą rundę walki wygrywają nieznacznie feuillanci - La Fayette pozostaje bezkarny, choć bez zgody ministra wojny opuścił swe wojska, i znów stoi na czele Armii Środka. Rząd jest całkowicie pod ich wpływem. Mer Petion, obwiniony o dopuszczenie do manifestacji 20 czerw­ ca, zostaje zawieszony w czynnościach. Jakobini nie zamie­ rzali jednak ustępować. 3 lipca Vergniaud wygłosił w Zgro­ madzeniu mowę przeciw królowi, której echo rozniosło się po całej Francji. W przemówieniu tym została zawarta tylko lekko zawoalowana groźba detronizacji. Mówca wskazał na bezczynność generałów, sprzyjającą inwazji, i przypomniał, że to w obronie króla emigranci weszli w sojusz z obcymi mocarstwami, których armie maszerują na Francję. Vergniaud zwrócił się do członków Zgroma­ dzenia z zapytaniem, czy tej sytuacji właśnie nie dotyczy jeden z arykułów konstytucji, który głosi: „Jeśli król staje na czele armii i kieruje siły zbrojne przeciwko narodowi albo też jeżeli nie sprzeciwia się aktem formalnym takiemu przedsięwzięciu, które ma być wykonane w jego imieniu, będzie to uważane za jednoznaczne z abdykacją". Inny artykuł próbował wykorzystać La Fayette. Artykuł ten przewidywał, że król może oddalić się od Paryża bez specjalnej zgody Zgromadzenia na odległość 20 mil (ok. 88 km). Zdaniem La Fayette'a ów passus należało wyzys­ kać do zorganizowania ucieczki królewskiej. Króla nama­ wiali do wyrażenia zgody wszyscy ministrowie. Ludwik jednak, wsparty przez małżonkę, pozostał nieugięty. Moż­ na rzec, parafrazując zasadę głoszoną przez rewolucjonis-

83 tów, że wolał zginąć niż żyć jak niewolnik. Po cichu zresztą monarcha liczył, że do takiej ostateczności nie dojdzie, albowiem do granic Francji wreszcie poczęły zbliżać się wojska pruskie. 10 lipca, pod presją deputowanych, a po części także na skutek postawy króla, wszyscy ministrowie zrezygnowali ze swych funkcji. Ludwik mianował nowy rząd, złożony z mało znanych ludzi, którzy jednak, tak jak i porzednio, rekrutowali się w większości spośród feuillantów. Wobec tak burzliwych wydarzeń w stolicy można by domniewywać, że i na froncie coś się działo. Trudno jednak o mylniejsze przypuszczenie. Sytuację na froncie doskonale charakteryzuje fragment wspomnień kobiety, która jako dziecko mieszkała w 1792 roku w Douai - miejscowości położonej dwadzieścia kilka kilometrów od granicy nider­ landzkiej: „W tym czasie wojna była uśpiona. Wartownicy ze swych otworów strzeleckich czuwali jedynie nad bez­ pieczeństwem zbyt śmiałych dzieci, które zapuszczały się w okolice prochowni, gdzie rosły dzikie hiacynty i narcyzy, albo ześlizgiwały się do suchej fosy, gdzie jaśniały najpowabniejsze, bo trudno dostępne, kwiaty. Były one tak piękne, że wszyscy uczniowie z tego (...) miasteczka jeden po drugim przesadzali wysokie palisady, narażając się na śmierć, aby dotrzeć do tych odległych kwiatów, zwod­ niczego przedmiotu ich młodzieńczych westchnień. Jednak­ że zawsze jakiś poczciwy żołnierz przybywał na czas z po­ mocą..." 1 0 T a k wyglądał początek trzeciego miesiąca woj­ ny w nadgranicznym garnizonie. Ten niewąptliwie upięk­ szony obraz oddaje jednak dobrze stan aktywności bojowej wojsk francuskich. Analiza sytuacji, jaka się wytworzyła we Francji po porażce w Niderlandach, nasuwa przypuszczenie, że w kra­ ju tym coraz realniejsza stawała się perspektywa wojny 10

Cyt. za: F. Ambiere, Le siecle des Yalmore, Paris 1987, s. 55.

84

*

domowej. Aby ona wybuchła wystarczyłoby chyba, żeby Prusy i Austria, wzmocniwszy swe garnizony w Niderlan­ dach, porzuciły plany interwencji militarnej. Jednakże na! dworach w Berlinie i Wiedniu nikt o tym nie myślał, gdyż po porażkach wojsk francuskich przekonanie o łatwości; zwycięstwa było teraz powszechne. Klęska armii francuskiej w Niderlandach stała się dla rodzimej i obcej propagandy wdzięcznym tematem aV szyderstw. Przekręcano hasło idących w bój Francuzów „vaincre ou mourir" (zwyciężyć lub zginąć) na „vaincre ou mourir" (zwyciężyć lub zwiewać). Skojarzono też fakt wytwarzania w departamencie Nord barwionej na niebies­ ko ceramiki Fougesa z kolorem mundurów wolontariuszy. Odtąd całą armię francuską (także noszących białe mun­ dury żołnierzy wojsk liniowych) poczęto nazywać „niebies­ kim fajansem". Wszyscy w Europie, nawet ludzie przychy­ lni rewolucji, byli pewni, że ten „fajans" rozleci się na drobne kawałki od samego tupnięcia buta pruskiego żoł­ nierza.

OJCZYZNA W NIEBEZPIECZEŃSTWIE

Zbliżanie się do granic Francji potężnej armii aliantów spowodowało ponowną konsolidację szeregów rewolucjo­ nistów. 11 lipca Zgromadzenie ogłasza: „Obywatele, Oj­ czyzna jest w niebezpieczeństwie". W wydanym również przez Zgromadzenie Adresse aux Francais stwierdzono: „Wasza konstytucja opiera się na zasadach wieczystej sprawiedliwości; liga królów została utworzona, aby ją zniszczyć. Ich bataliony zbliżają się, są liczne, poddane rygorystycznej dyscyplinie i od dawna ćwiczone w sztuce wojennej (...). Nasze armie nie są jeszcze skompletowane. (...) Francuzi, wy którzy od czterech lat walczycie z des­ potyzmem, ostrzegamy was przed niebezpieczeństwem, aby skłonić was do wysiłku, który je pokona". Jakże inny jest ton tej wypowiedzi od hurraoptymistycznych deklaracji z czasów przedwojennych. Dwukrotne niepowodzenie ofensywy w Niderlandach uświadomiło Francuzom powagę sytuacji. Dufność zamie­ niła się teraz w obawę przed nadciągającymi siłami wroga. Legislatywa uchwaliła rekrutację 50 tysięcy ludzi do wojsk liniowych i utworzenie 42 nowych batalionów ochotników o stanie 33 600 żołnierzy. Możliwości rekrutacji były już

86

87 z ochotników cudzoziemskich legiony i tzw. wolne kom­ panie, tworzone na mocy dekretu z 31 maja. Nawiązywały one do kombinowanych konno-pieszych oddziałów, uży­ wanych od 1740 roku przez Maurycego Saskiego. Oddziały te miały prowadzić rozpoznanie, dbać o bezpieczeństwo i zaopatrzenie obozów, a także nękać niespodziewanymi ł napadami wojska przeciwnika. Duża dowolność zasad formowania owych legionów i wolnych kompanii sprawiła, że w większości były to oddziały niespójne wewnętrznie i o małej wartości bojowej. Wysłani na początku sierpnia do Armii Północnej komisarze Legislatywy donosili, że wolne kompanie „... składają się z wielu osób o podej­ rzanych poglądach, które (tworzą) małe republiki, gdzie każdy pragnie wydawać rozkazy, a nikt ich nie chce wykonywać"2. Formując nowe oddziały ochotników, wolne kompanie i legiony, a także podnosząc na mocy dekretu z 12 maja stany osobowe batalionów do 800 ludzi, Legislatywa osiągInęła jedynie zwiększenie liczebności armii. Inne bolączki były trudniejsze do szybkiego usunięcia. „...Nasza armia istnieje tylko na papierze - pisał w końcu maja Biron do Dumourieza - brakuje nam ludzi, koni, broni, ubrań, ekwipunku, wyposażenia obozów, wyższych oficerów i in­ nych"3. W dwa miesiące później, kiedy główne siły koalicji stały już na granicy francuskiej, sytuacja w armii nie była wiele lepsza. Problemy wynikające z braku uzbrojenia dla nowo forI mowanych oddziałów usiłowano złagodzić, wyposażając ochotników w piki. Zwolennikiem takiego rozwiązania był m.in. Carnot, który 25 lipca złożył Zgromadzeniu szczegó­ łowy raport i projekt dekretu o dystrybucji pik. Na jego też 2

Cyt. za: M. Reinchard, Uarmee et la Revolutionpendant la Convention, Paris 1957, s. 11-12. 3 Duc de Lauzun, Correspondance intime, Paris 1906, s. 275.

W PRZEDEDNIU INWAZJI

90

91

92

93

94

OD LONGWY DO VERDUN

9 sierpnia, a więc tego samego dnia, kiedy La Fayette ratował się ucieczką za granicę, armia dowodzona przez siecią Brunszwiku, do której dołączył 15-tysięczny korpus Clerfayta, przystąpiła do oblężenia twierdzy Longwy. Woj|kom prusko-austriackim nie mógł zagrozić o wiele słab­ szy, liczący tylko 19-tysięcy żołnierzy, korpus francuski itacjonujący pod Sedanem, który pozostawał bez dowódcy sztabu. Lewe skrzydło armii alianckiej dowodzone przez tsięcia Hohenlohe-Kirchberga skierowało się w stronę Thionville, za którym to miastem kilkanaście kilometrów klej, w Richemont, stacjonowało 17 tysięcy żołnierzy rancuskich pod wodzą Lucknera. Liickner wysłał wpraw­ dzie w kierunku Longwy swą awangardę, na czele której stal generał Etienne-Philibert Deprez-Crassier, została ona ednak zmuszona do odwrotu przez liczniejsze wojska iruskie pod dowództwem księcia Hohenlohe-Ingelfingena. W tej sytuacji książę Brunszwiku mógł bez przeszkód irzystąpić do oblężenia Longwy. Fortyfikacje tej twierdzy, aprojektowane przez wielkiego inżyniera Ludwika XIV, faubana, nie były w najlepszym stanie, o czym nie omiesział poinformować Prusaków Bouille. Nieliczna załoga,

96

97

98

99

100

101

DESZCZ

Zdobycie Verdun i Longwy było dla wojsk alianckich warunkiem niezbędnym do otworzenia sobie drogi na Paryż. Natomiast opanowanie dwóch innych fortec: Mont­ medy i Thionville na południu, mogło ułatwić kontrolę nad ^tą drogą, lecz nie było konieczne. Dlatego też książę Brunszwiku polecił dowódcy prawego skrzydła - Clerfaytowi, i lewego - Hohenlohe-Kirchbergowi zneutralizować te miasta. W wypadku zaistnienia szczególnie sprzyjają­ cych okoliczności, takich jak np. panika wśród obroń­ ców, wojska austriacko-pruskie miały podjąć próbę zajęcia tych twierdz. Markiz Bouille nie przypadkiem wybrał rok wcześniej Montmedy jako cel ucieczki króla Ludwika XVI, for­ tyfikacja tego miasta była bowiem w znakomitym stanie. Gubernatorem Montmedy był generał Rene-Charles hra­ bia de Ligniville - jeden z trzech oficerów sztabu La Fayette'a, który nie opuścił Francji wraz z nim. Ten doświadczony dowódca, wzorowo spełniający swe obo­ wiązki, miał pełne poparcie mieszkańców miasta i okolic. Clerfayt,- który nie dysponował artylerią oblężniczą, zre­ zygnował z próby sforsowania umocnień. Wojska austria-

104

105

107

106

108 siów polecił powiesić. Austriacy natomiast nie tylko nie wypłacili żadnego odszkodowania, ale także nie u k f l żadnego ze swych żołnierzy. Takich problemów jak Prusacy nie mieli Francuzi. Ochotnicy narodowi, którzy stanowili ponad połowę armii, już w chwili zaciągu wiedzieli, że o żywność i odzież sami będą musieli się troszczyć. Inna sprawa, że powodowało to czasem rabunek dóbr współobywateli. Żołnierz francuski niejednokrotnie doznawał chłodu i głodu, ale świadomość celu walki sprawiała, że łatwiej mu było znosić te niedo­ godności niż popędzanemu kijem gemeinowi pruskiemu, j

SYTUACJA NA PÓŁNOCY

Jak już wspomniano, 27 sierpnia Dumouriez przybył do Sedanu i objął dowództwo Armii Północnej. Zadanie, przed którym stanął nowy dowódca, nie było łatwe. Wpraw­ dzie większość żołnierzy Armii Północnej nie podzielała poglądów politycznych swego byłego wodza, La Fayette'a, ale zyskał on ich szacunek dzięki swej uczciwości, po­ szanowaniu godności podwładnych, dbałości o dobrą or­ ganizację i zaopatrzenie obozów. Nie bez echa pozostały oskarżenia La Fayette'a, głoszącego, że były minister spraw zagranicznych jest sprawcą niepowodzeń wojsk fran­ cuskich. Dlatego też przybyłego do obozu Dumourieza powitały groźne pomruki oddziałów. Nowy dowódca nie należał jednak do ludzi lękliwych, a ponadto obdarzony był darem przekonywania. Nic więc dziwnego, że wkrótce został zaakceptowany przez podkomendnych. Wydatnie pomógł mu w tym przysłany przez Dantona komisarz, generał Francois-Joseph Westermann. O wiele szybciej od rewolucjonistów na wartości Du­ mourieza poznali się emigranci. Przedstawiciel Ludwika XVI na emigracji, baron Breteuil, na początku września wysłał do dowódcy Armii Północnej dwóch emisariuszy.

Można się było domyśleć, co zawierały propozycje emig­ rantów, znamy bowiem odpowiedź Dumourieza, który „tuż przed nosem wysłanników podarł list na strzępy i z zimną krwią, dobitnie odrzekł: odpowiem wystrzałami z armat" K Nie powiódł się także inny plan emigrantów, przyznaj­ my, oryginalny. Pełen temperamentu generał wojsk re­ wolucyjnych już od dłuższego czasu durzył się, raczej bez wzajemności, w siostrze wybitnego antyrewolucyjnego publicysty Rivarola. Rodzeństwo przebywało na . emigracji w Belgii. Tę sposobność chciał wykorzystać Breteuil, który postanowił wysłać do obozu przeciw­ nika pannę Rivarol, aby ta, znanymi sobie sposobami, przyhamowała zapał bojowy Dumourieza. Trudno po­ wiedzieć, czy intryga ta miała szanse na sukces, gdyż szybki rozwój wypadków na froncie uniemożliwił rea­ lizację projektu Breteuila.

panii. Thouvenot, który był znakomitym topografem, za­ proponował powstrzymanie wroga w lesistych Argonnach, które świetnie nadawały się do prowadzenia działań obron­ nych. Aby obsadzić przejścia przez tę przeszkodę naturalną odpowiednimi siłami, Dumouriez postanowił ściągnąć gros wojsk broniących granicy z Belgią. Posunięcie to było niezbędne dla właściwej realizacji planu, ale nastąpiło ono w chwili, gdy wojska austriackie stacjonujące w Niderlan­ dach podjęły działania zaczepne. Zanim przejdziemy do omówienia przebiegu walk na głównym kierunku działań, przyjrzyjmy się sytuacji na pół­ nocy. Po odejściu korpusu Clerfayta księciu Albertowi von Sachsen-Teschen, dowodzącemu wojskami austriackimi w Niderlandach i biskupstwie Leodium (Liege), pozostało 37 batalionów piechoty i 40 szwadronów jazdy, tj. łącznie około 22 tysięcy ludzi. W obawie przed ewentualnymi rozruchami miejscowej ludności Austriacy wydzielili około 120 szwadronów jazdy i 14 batalionów piechoty i rozmieścili je po garnizonach od Ypres i Courtrai po Liege i Brukselę. Reszta wojska stacjonowała w dwóch obozach, które znaj­ dowały się pod Mons oraz w Tournai. W pierwszym z nich było 14 batalionów piechoty i 22 szwadrony jazdy, w dru­ gim zaś - 9 batalionów piechoty i 6 szwadronów jazdy.

Po objęciu dowództwa nad Armią Północną Dumouriez energicznie zabrał się do opracowywania planu obrony granic ojczyzny. Pierwotnym jego zamiarem był atak na Belgię i Holandię. W ten sposób Dumouriez chciał zmusić armię inwazyjną do cofnięcia się i przyjścia z pomocą Austriakom. Jednocześnie stacjonująca w Alzacji Armia W Belgii stacjonował także oddział księcia de Bourbon, Renu powinna przeciąć komunikację armii pruskiej z Treliczący od 4 do 5 tysięcy żołnierzy. Oddział ten, jak już wirem. Jednakże ta interesująca koncepcja miałaby szanse wspomniano, na tle innych formacji emigrantów wyróżniał powodzenia jedynie w wypadku, gdyby ją próbowano realizować wcześniej. Teraz wojska alianckie wtargnęły już się dość dobrym zdyscyplinowaniem i wyszkoleniem. Jed­ w głąb kraju i istniała groźba, że zanim działania na ich nakże Austriacy, podobnie jak dowództwo pruskie, nie­ tyłach osiągnęłyby jakiś skutek, książę Brunszwiku mógł­ chętnym okiem spoglądali na to wojsko. Dopiero po by wejść do Paryża. W tej sytuacji Dumouriez wraz ze pewnym czasie zdecydowali się pomóc ustawicznie cier­ swym niezwykle uzdolnionym sztabowcem, generałem piącym na brak funduszy emigrantom. „Od niedawna Pierre'em Thouvenotem, opracowali odmienny plan kam- I- pisał jeden z oficerów kawalerii księcia de Bourbon - zaczęliśmy otrzymywać paszę, mięso i chleb. Ulżyło to znacznie naszym wydatkom, ale ten ostatni artykuł tak 1 Cyt. za: [Fe r s e n], Le comte de... et la Cour de France, Paris 1878,

112

113

bardzo różni się od najgorszego, czarnego chleba, iż daje­ i stronę Valenciennes i Bouchain. Na placu boju pozos­ my go naszym koniom" 2 . tało kilka dział. Austriacy zadowolili się zrównaniem z zie­ Książę Albert i bez emigrantów dysponował tak znacz­ mią fortyfikacji Maulde i triumfalnie powrócili do Tourną siłą, iż z powodzeniem mógł podjąć działania zaczepne, fiai. W wyniku tej wyprawy na stałe zajęli jedynie kilka ale względy polityczne zadecydowały, że wolał bronić po­ piast, m. in. Orchies i Saint Amand. Forpoczty wojsk ce­ siadłości austriackich i ograniczyć się jedynie do zdobycia sarskich podeszły pod twierdzę Conde, którą zdradziecki jednej z francuskich twierdz. Aby zamaskować swe zamia­ jczy też tchórzliwy gubernator chciał natychmiast poddać. ry, wysłał kilka oddziałów wojska w różnych kierunkach. Albert von Sachsen-Teschen nie wykorzystał jednak tej 3 września kolumna dowodzona przez generała Sterraya ru­ sposobności, gdyż okupacja Conde nie była konieczna do szyła przez Beaumont na Philippesville. Inna pod komen­ realizacji jego planów. Syci chwały Austriacy uczynili prze­ dą generała Beaulieu przekroczyła granicę w Quievrain. rwę w działaniach zaczepnych, aby ściągnąć z Holandii Trzecia kolumna, której dowódcą był generał Baillet de la działa oblężnicze i zgrupować większość swych sił pod Tour, wyruszyła z Tournai i 5 września dotarła w rejon Tournai. Dopiero 24 września książę Albert odkrył karty Lille. Żołnierze tej kolumny wyparli wojska rewolucyjne i ruszył na Lille. z Lannoy i Roubaix, a następnie zatopili strzałami z moź­ dzierzy na rzece Lys 14 statków francuskich z żywnością i amunicją. W tym czasie nadgraniczne oddziały francuskie uległy znacznemu osłabieniu. 7 września na polecenie Dumourieza generał Beurnonville opuścił z 9 tysiącami ludzi Maubeuge i pomaszerował w kierunku Argonnów. Zadanie obrony granicy z Belgią spadło teraz na barki generała Moretona, który miał do swej dyspozycji 11 batalionów piechoty i 2 szwadrony jazdy. Uznał on, że z tak szczup­ łymi siłami nie zdoła powstrzymać nieprzyjaciela i po­ stanowił wycofać się do Bruille, gdzie stały oddziały ge­ nerała Bernerona, które strzegły drogi łączącej Valenciennes z Douai. Generał La Tour, dowiedziawszy się o tyra manewrze, wysłał w pościg niewielki oddział, który ude­ rzył na ariergardę francuską. Mimo że zagrożenie było niewielkie, Francuzi, tak jak to było cztery miesiące wcześ­ niej, wpadli w popłoch i zaczęli uciekać w wielkim nieładzie 1 [Com te de M o d e n e ] , Lc... et ses correspondants, Paris 1942, t. I, s. 56.

• Valm>. .

115

LAS ARGOŃSKI

Według słów użytych przez Dumourieza w liście do Zgro­ madzenia Argonny miały się stać Termopilami Francji. Las argoński jednak bynajmniej nie przypominał słynnego greckiego wąwozu. Jego przeciętna szerokość wynosiła około dwunastu kilometrów. Rozciągał się on od rejonu Sedanu na północy aż za Sainte Menehould na południu. Na jego obu krańcach wznosiły się wzgórza, porośnięte drzewami i gęstymi krzewami. Pośrodku teren obniżał się, lecz nie stawał się przez to dostępniejszy. Wzniesienia ustępowały tu miejsca czyhającym na wędrowca bagnom i trzęsawiskom. Przez tę naturalną przeszkodę wiodły trzy dość dogodne przejścia, wytyczone przez koryta rzek. Naj­ dalej na północ położona była droga przez Chesne-Populeux (dziś: La Chesne), która łączyła Sedan z Rethel i Vouziers. Drugi trakt biegł wąwozem Grandpre, wyżło­ bionym przez dwie rzeczki. Wąwóz ten był wprawdzie szeroki, ale konfiguracja terenu sprawiała, że stanowi! on wymarzone miejsce do prowadzenia działań obron­ nych. Trzecia droga prowadząca z Clermont-en-Argonne do Sainte Menehould przebiegała przez Les Islettes. Tędy wiodła najkrótsza droga z Yerdun do Paryża. Kilka kilo-

metrów na północ od Les Islettes usytuowane było wąskie przejście w La Chalade. Jak widać teren, na którym zamierzano stoczyć z nie­ przyjacielem bitwę obronną, został wybrany trafnie. Jed­ nakże realizacja planu dowództwa francuskiego wcale nie wydawała się prosta, tym bardziej że Dumouriez miał pod swoimi rozkazami żołnierzy, którzy dotychczas niczym na polu bitwy się nie wyróżnili. „Termopile Francji? - Zgoda - pisał wówczas Choderlos de Laclos - ale trzeba mieć do tego Spartan! Zresztą, umrzeć nie oznacza zwyciężyć!" ł . Wojska nieprzyjaciela znajdowały się znacznie bliżej lasu argońskiego niż Francuzi. Chcąc więc wyprzedzić wroga i obsadzić przejścia przez Argonny, Dumouriez musiał rozwiązać nie lada problem. Dowódca Armii Północnej miał do wyboru dwie drogi. Pierwszą z nich można było dotrzeć do celu od zachodu, przez Mezieres. Zaletę tej drogi, odległej od miejsc, w których nieprzyjaciel skoncen­ trował swe wojska, stanowił niewątpliwie fakt, że była ona bezpieczniejsza. Jednakże wybór jej wiązał się z koniecz­ nością nadłożenia wielu kilometrów, co opóźniłoby znacz­ nie przemarsz i dałoby przeciwnikowi czas na zorientowa­ nie się w zamiarach dowództwa francuskiego. Dumouriez wybrał więc drugą stronę, prowadzącą wschodnią częścią lasu argońskiego. Tu jednak czyhało inne niebezpieczeń­ stwo, albowiem, aby pokonać tę trasę, należało najpierw przedefilować przed frontem korpusu Clerfayta, a później wojsk księcia Brunszwiku. Gdy przebywający w Mouzon, miejscowości położonej na południowy wschód od Sedanu, Arthur Dillon został powiadomiony o decyzji dowódcy Armii Północnej, doznał wrażenia, że rozkazy te wydał wariat. Plan był w istocie niezwykle zuchwały, ale bynajmniej nie szaleńczy, choć z pewnością niekonwencjonalny. Dumouriez wiedział bo1

Cyt. za: H u b l o t , op. cit., s. 240.

116

117

119

120

121

122

123

124

126 cytowany wcześniej młody książę de Ligne, odzyskał utra? coną pozycję. Jednakże już w dwie godziny później nad­ ciągnęły główne siły Clerfayta, które po ciężkim, kilku­ godzinnym boju ponownie zdobyły Croix-aux-Bois i zmui siły Francuzów do szybkiego odwrotu w stronę Vouziers. Trudno jest winić Chazota za utratę Croix-aux-Bois, albowiem zarówno on, jak i jego żołnierze bili się dzielnic z przeważającymi siłami wroga. Cała odpowiedzialność za utratę tego przejścia spada na Dumourieza, który niJ zadbał o jego należytą obronę. „Wyjątkowa popędliwość WRÓG WKRACZA DO SZAMPANII geniuszu Dumourieza - pisał Adolphe Thiers - prowadziła go często do nierozwagi" 8 . Na darmo poszedł wielki trud; z jakim organizowano system obrony lasu argońskiego. Solidne rzemiosło księcia Brunszwiku wzięło górę nad Dumouriez nie należał do ludzi, którzy łatwo się poddają. rozwichrzonym talentem francuskiego wodza. Po upadku Croix-aux-Bois szybko zebrał oficerów swego sztabu i dokonał wraz z nimi analizy sytuacji. Dalsze 8 A . T h i e r s , Histoire de la Revolution francaise, Bruxelles 1840,1.1, utrzymywanie Grandpre nie miało już sensu, gdyż przeciw­ s. 188. nik mógł teraz z łatwością okrążyć broniące tego wąwozu wojska francuskie. Po sforsowaniu przez nieprzyjaciela |asu argońskiego dowództwo wojsk rewolucyjnych musia­ ło zmienić swe plany. W obecnej sytuacji trudno już było mużyć przeciwnika głodem i drobnymi potyczkami. Nale­ żało raczej próbować pokonać go w otwartej bitwie. Aby tego dokonać, trzeba było uzyskać taką przewagę liczebną, która by zrównoważyła wyższą wartość bojową oddziałów pruskich. Dlatego też Dumouriez postanowił ruszyć na południe, do Sainte-Menehould, i ściągnąć w okolice tego miasta wszystkie oddziały. Jedynie wojska Dillona miały pozostać w La Chalade i Les Islettes, blokując drogę Hesom i Austriakom Hohenlohe-Kirchberga. 14 września, gdy ewakuacja była już postanowiona, w obozie francuskim pojawił się wysłannik pruski, który w imieniu Hohenlohe-Ingelfmgena poprosił o spotkanie jednego ze swych oficerów z Dumouriezem. Dowódca

128 Francois-Claude Armii Ardenów przystał na to. Przybyłego wieczorem d jenerał mour dc Bouille Grandpre majora Massenbacha przyjął w zastępstwie Dumourieza generał Duval. Oprowadził on pruskiego wysław nika po doskonale ufortyfikowanym obozie i z iście francuską werwą poinformował go, że wkrótce przybędzie d Grandpre Beurnonville z 18 tysiącami ludzi i Kellermann ze swą 30-tysięczną armią. Trudno jest przypuszczać, że pruski oficer sztabowy dał wiarę słowom Duvala, ale mógł on osobiście stwierdzić, że w obozie francuskim nie widać żadnych przygotowań do wymarszu. W istocie, żołnierze francuscy nieświadomi decyzji swych przełożonych spokojnie układali się do snu. Dopiero o pół­ nocy Dumouriez i inni wyżsi oficerowie wydali roz­ kaz zwinięcia obozu. Ciężkie deszczowe chmury sprawiły że noc była wyjątkowo ciemna, co utrudniało sformowanie kolumn. Mimo to przed świtem, o godz. 3.00, oddziały francuskie opuściły już obóz, pozostawiwszy w nim dla zmylenia przeciwnika rozpalone ogniska. Wojska rewolu cyjne posuwały się wzdłuż lewego brzegu Aire aż do jej ujścia do rzeki Aisne. Po sforsowaniu Aisne w rejonie wiosek Senuc i Montcheutin pomaszerowały lewym brze­ giem tej rzeki w kierunku Sainte-Menehould. Marsz wojsk francuskich osłaniała silna ariergarda pod dowództwem Duvala i Stengla. Ariergarda nie była jednak ostatnim oddziałem zdążają­ cej na południe kolumny wojsk francuskich. Za nią bo wiem maszerował oddział Chazota, który spóźnił się na skutek opieszałości swego dowódcy. Uprzedzony przez Dumourieza miał on ruszyć z Voużiers wcześniej od wojsk broniących Grandpre, a tymczasem przy moście w Mont­ cheutin zjawił się już po przejściu ostatnich oddziałów francuskich. W chwilę później dotarli tu huzarzy awangar­ dy pruskiej, którzy w trakcie rekonesansu stwierdzili, że wąwóz Grandpre jest nie broniony i podążyli za wojskami Dumourieza. Żołnierze Chazota, którzy trzy dni wcześniej enerat Charles-Francois Lmouriez

Generał Pierre Beurnon ville

Kawaleria francuska

1 fcainte Menehould Dumourieza

gmach, w którym mieściła się siedziba sztabu



Artyler7yści francuscy

Wiatrak na wzgórzu Valmy

*

Żołnierz piechoty pruskiej Generał Armand-I.ouis Bimn

Generał Francois-Christo Generał Charles-Francois phe Kellermann Dumouriez. Rzeźba Houlona

129

Bombardowanie Lille

dzielnie stawiali opór Austriakom w Croix-aux-Bois, teraz na widok ponad trzykrotnie mniej licznego wroga, ze znanym spod Quievrain okrzykiem: „ratuj się, kto moii że", ruszyli żwawo do ucieczki we wszystkich możliwych kierunkach. Jedynie żołnierze 2 pułku huzarów nie ulegli panice i stawili czoło półtoratysięcznemu oddziałowi prukiemu. Dzięki temu ariergarda Duvala i Stengla zdołała przybyć na czas. Wchodzące w jej skład wojska nie tylko dparły nieprzyjaciela, ale ponadto wzięły do niewoli 300 :ołnierzy wroga. Gnani strachem uciekinierzy z oddziałów Chazota zdo­ łali wyprzedzić kolumnę Dumourieza i dotarli przed nią do Sainte-Menehould i Suippes, wszędzie rozgłaszając wieści o rzekomej klęsce Armii Ardenów. 16 września Liickner pisał z Chalons do Servana: „...Wczoraj o dziesiątej wie­ czorem oficer batalionu Lombardów przywiózł nam nowi­ nę, że przybywając do Suippes napotkał mnóstwo ochot­ ników (...) zmykających co sił w nogach, którzy powiedzie­ li mu, że wróg otoczył Suippes i rozniósł ich batalion. Odwrót wojsk pruskich Chwilę później dwóch kawalerzystów i strzelec podnieśli wielki alarm stwierdzając, że armia Dumourieza została pokonana, a awangarda w Sainte-Menehould dowodzo­ na przez pana Dillona została zaskoczona o wpół do szós­ tej wieczorem i posiekana na kawałki..." 1 Takie nastro­ je panowały w Chalons, ostatnim mieście na drodze do Paryża. Szerzący defetyzm uciekinierzy z oddziału Chazota dołą­ czyli również do maszerującej Armii Ardenów. Dumouriez jednak szybko opanował tę groźną sytuację i przywrócił lad w szeregach. Najbardziej tchórzliwym i krzykliwym dezerterom nakazał zgolić głowy, brwi i wąsy oraz zedrzeć undury. Jego sposób postępowania, zdecydowany i zara­ zem stosunkowo łagodny, miał zbawienny wpływ na stan Cyt. za: Valmy..., s. 108-109. |)-Valmy...

130

133

134

135

137

138

139

140

141

142

143

145

VALMY - ZWYKŁA KANONADA?

„W tym miejscu i od tego dnia rozpoczyna się nowa epoka' w historii świata". To zdanie można znaleźć prawie w każ­ dej książce traktującej o rewolucji francuskiej. Wyryte zostało ono także na pomniku Kellermanna wzniesionym w setną rocznicę bitwy nie opodal wiatraka stojącego na wzgórzu Valmy. Słowa te miał wypowiedzieć Goethe wie­ czorem po ustaniu zmagań bitewnych. Pozostając z całym szacunkiem dla geniuszu wielkiego pisarza śmiemy wątpić w prawdziwość datowania tej wy powiedzi, chyba że była ona objawieniem. Nikt bowien z postronnych obserwatorów nie mógł tak szybko zorien­ tować się, że jest to koniec kampanii. Mało tego, tuż p( bitwie tylko niewielu ludzi w obu sztabach zdawało sobif sprawę, że była ona zwycięska dla Francuzów. Wiedziel o tym stratedzy: Dumouriez, Thouvenot i być może rów­ nież Valence, a po przeciwnej stronie książę Brunszwiku Sam Kellermann nie był jeszcze świadom tego, że jest zwycięskim wodzem. Minister wojny Servan po otrzyma­ niu raportu Dumourieza dość lakonicznie pogratulowa mu dzielnej postawy armii, ale zarazem z niepokojem zapytał, co dowódca Armii Ardenów zamierza robić dalej.

Jego zdaniem „nieprzyjaciel uczynił to, co chciał", a mia­ nowicie zajął pozycje między armią francuską a Paryżem *. Dla licznych komentatorów rewolucji 1789 roku bitwa pod Valmy była tylko zwykłą kanonadą. Określenie to, deprecjonujące militarne znaczenie bitwy, przez długi czas funkcjonowało jako aksjomat. Spotykane jest zresztą i dziś, mimo że historycy wojskowości podważyli, ostatecz­ nie prawdziwość tej opinii. Tej niezbyt krwawej bitwy, w której po obu stronach poległo niespełna 500 żołnierzy, nie można porównywać z późniejszymi wielkimi bataliami armii rewolucyjnych czy napoleońskich. Choć bitwa pod Valmy została sto­ czona w czasie rewolucyjnych przemian, które nie omi­ nęły również i wojska, to jednak, tak jak i cała kampania 1792 roku, pod względem sztuki wojennej należy do minio­ nej epoki. Książę Brunszwiku i Dumouriez byli wierni zasadom osiemnastowiecznej wielkiej taktyki, jak nazywa­ no wówczas strategię, które zalecały unikać, w miarę możności, bitew. Koszty werbunku rekrutów sprawiały, że życie żołnierza było w cenie. Zdobywanie twierdz, przeci­ nanie szlaków komunikacyjnych, a przede wszystkim od­ cięcie wojsk wroga od baz aprowizacji, jednym słowem zdobycie przewagi nad nieprzyjacielem przez znużenie go, a nie przez fizyczne zniszczenie, oto cel marszów i kontrmarszów ówczesnych armii w czasie wojny. Walna bitwa stanowiła ostateczność, a wydawała ją często ta strona, która była w niekorzystnej sytuacji. Fryderyk II jest tu najlepszym przykładem. Na nim zapewne wzorował się je­ go syn, odrzucając plan księcia Brunszwiku i nakazując zni­ szczenie przeciwnika w bezpośrednim, decydującym starciu. Decyzja o stoczeniu walnej bitwy podjęta przez Frydery­ ka Wilhelma II w chwili, gdy dwie armie francuskie połą­ czyły się w wybranym przez siebie miejscu, nie świadczy 1

Cyt. za: H. L a c h o u q u e , Aux armes Citoyens, Paris 1969, s. 133.

10 - Valmy...

146 dobrze o znajomości zasad sztuki wojennej. Władcę Prus usprawiedliwia w pewnej mierzę fakt, że uległ on powszech­ nemu wśród aliantów przeświadczeniu o nikłej wartości żoł­ nierza przeciwnika. Rezydujący w Brukseli Axel von Fersen w Uście z 11 października 1792 roku przytoczył powszechnie podawane wyjaśnienie przyczyn porażki księcia Brunszwiku: „Ci, którzy go znają, nie podważają jego umiejętności, nie odmawiają odwagi, lecz zarzucają mu, że rebeliantów (tj. rewolucjonistów) traktował jak regularną armię i że stracił za wiele czasu na manewrowanie przeciwko nim, kiedy trzeba było żywo nacisnąć, nie dając im czasu na chwilę oddechu" 2 . Nie była to, jak wiemy, opinia bezpodstawna. Czy król pruski, mając w pamięci niedawne rejterady Francuzów, nie mógł się spodziewać, że również pod Valmy pierzchną oni na sam widok jego doborowych od­ działów? Tymczasem „Sankiuloci trwali niewzruszenie na pozycjach zdwajając ogień. (...) Pod gradem pocisków zawodowego wojska, które cieszyło się największą sławą w Europie, nie zachwiał się ani jeden żołnierz" 3. Przyto­ czone słowa zostały zaczerpnięte z książki czołowych his­ toriografów rewolucji francuskiej, Waltera Markova i Al­ berta Soboula. W tej dość rozpowszechnionej interpretacji bitwa pod Valmy jawi się nam jako transcendentne zwycię­ stwo niewyszkolonego sankiuloty nad „tresowanym w bie­ rnej dyscyplinie" pruskim najemnikiem. Przeglądając listę jednostek, które wzięły czynny udział w bitwie pod Valmy, bardzo trudno jest znaleźć owych sankiulotów. Wokół wiatraka walczyły wprawdzie dwa bataliony ochotników z departamentów Moselle i Saóne-et-Loire oraz trzeci z Yonne, wspomagający dzielnie artylerzystów d'Aboville'a, ale wszystkie one zostały ut­ worzone w 1791 roku, a zatem składały się w większości 2

F e r s e n , op. cii., s. 383. W. M a r k o v , A. S o b o u l , Wielka Rewolucja Francuzów 1789, Ossolineum 1984, s. 206.' 3

147

148

149

Nietrudno zgadnąć, co leżało u podstaw tej oczywis­ paryskich. Dziennikarze rewolucyjni, wobec trudnej sytua­ cji, w jakiej znalazło się państwo francuskie, wykorzys­ tej niesprawiedliwości potomnych. Kellermann odważny, tywali każdą nadarzającą się okazję, aby podnosić na choć mierny, dowódca wspaniale nadawał się do odegrania duchu swoich czytelników i przekonywać ich o słuszności roli bohatera narodowego. Równie dzielnie walczył za króla w okresie wojny siedmioletniej, jak i za „wolność obranej przez władze drogi. { Wielu historyków - i nie tylko historyków - upatruje i równość" w czasach I Republiki. Napoleon uhonorował przyczyn zwycięstwa Francuzów w rozbudzonym wśród go tytułem księcia Valmy, restaurowani Burbonowie zaś żołnierzy Kellermanna patriotyzmie. „Valmy - pisał Cle- nadali mu tytuł para. Niezależnie od tego w imię jakiej manceau - nie próbujcie tego wytłumaczyć, nie pojmiecie walczył idei, zawsze był wierny Francji. Natomiast kosmo­ tego ani z bliska, ani z daleka. To... fenomen moralny" 5. polita, najemnik i polityczny intrygant, jakim był DumouBadacze ci zapominają jednak o tym, że wojsko francuskie riez, zupełnie się nie nadawał do roli czytankowego herosa. Valmy bardzo szybko stało się obiektem politycznych dowodzone było przez Niemców (Stengel, Luckner), Ir­ machinacji dokonywanych przez różnych dyspozycyjnych landczyków (Dillon), Anglików (Money, Lynch), Wenepseudohistoryków. Podobnie rzecz się miała z pochodzą­ zuelczyków (Miranda) i Polaków (Miączyński, Mieszkowcym ze Strasburga Kellermannem. Wielu historyków franski). Nie wolno jednak nie doceniać zasług oficerów fran­ cuskich przesadnie uwypuklało jego patriotyzm, co miało cuskich, jak to czyniło wielu historyków, którzy opisując bitwę pod Valmy wysuwali na plan pierwszy Kellermanna stanowić argument przemawiający za przynależnością Al­ zacji do Francji. W 1935 roku w stolicy Alzacji odbyły się kosztem Dumourieza. uroczystości związane z obchodami dwusetnej rocznicy W okolicach sennej wioski Valmy jest niemało miejsc narodzin księcia Valmy. W tym samym czasie dr Robert upamiętniających stoczoną tam bitwę. Nad wzgórzem, Ernst z Berlina „odkrył", że Kellermann przyszedł na świat przeciętym teraz polną drogą, dominuje pomnik Keller­ w Wirtembergii i że o jego dzielności zadecydowało czysto manna i „Obrońców Ojczyzny" wzniesiony w setną rocz­ niemieckie pochodzenie. Jedna z nazistowskich gazet pisa­ nicę bitwy. Obok znajduje się wystawiony 70 lat wcześniej ła: „Nawet jeśli Kellermann, w okresie pewnej słabości obelisk z dumnym napisem: „Gallia exteris liberata". Zo­ i (wewnętrznego) rozdarcia narodu niemieckiego, oddał stał on ufundowany przez syna i córkę generała Kellerman­ swe siły, wiedzę i zdolności na służbę wrogiego mocar­ na, nic więc dziwnego, że tylko jego nazwisko figuruje na stwa, to mamy za złe Francuzom, że to oni czczą pamięć tym obelisku. Trochę dalej, między obeliskiem a odbudo­ tego wielkiego żołnierza" 6. Oczywiście, rewelacje dr. Erns­ wanym w nieco innym miejscu wiatrakiem, mieści się grób ta były wyssane z palca. Szkoda tylko, że zarówno ten spór i kaplica prawnuczki Kellermanna. Obok drogi prowadzą­ niemiecko-francuski, jak i inne czynniki pozahistoryczne cej na wzgórze do wioski znajduje się popiersie Mirandy. wpłynęły na deprecjację roli odegranej przez Dumourieza, Wyryta na nim inskrypcja informuje, że generał ten walczył który był rzeczywistym ojcem zwycięstwa Francuzów w bi­ u boku Kellermanna i Dumourieza. Jest to jedyna wzmian­ twie pod Valmy. ka o naczelnym dowódcy wojsk francuskich. 5

Cyt. za: H u b l o t , op. cit., s. 373.

6 Cyt. za: M. A. F., Les Origines du marechal Kellermann, „Revue Historiąue de 1'Armee" nr 3 z 1946.

151

152 króla pruskiego, że w jego interesie jest wyrzec się tego sojuszu, który nie jest ani naturalny, ani korzystny" 2 . 25 września Dumouriez ponownie gościł w Dampierre Mansteina. Dowódca Armii Ardenów wręczył wysłanniko­ wi pruskiemu egzemplarz „Monitora", zawierający relację z historycznego posiedzenia Zgromadzenia Narodowego. W kwestii wymiany jeńców pozostał nieugięty, odmawiając włączenia do zawartej konwencji punktów dotyczących emigrantów francuskich. Następnego dnia Thouvenot przyjęty w Hans przez księcia Brunszwiku, na pytanie, jaki los spotka wziętych do niewoli emigrantów, odpowiedział: „Muszą oczekiwać całej surowości prawa, choć być może okoliczności sprawią, że doczekają się pobłażliwości naro­ du ukonstytuowanego w republikę" 3 . Prusacy nie nalegali dłużej i zasady wymiany jeńców zostały ustalone. Dumouriez i Kellermann nakazali swym podkomend­ nym, aby starali się utrzymywać dobre stosunki z żoł­ nierzami nieprzyjaciela. Bywało, że Francuzi dzielili się I z Prusakami chlebem i winem. Nieprzypadkowo wśród żołnierzy wysuniętych straży francuskich znalazło się wielu Alzatczyków, władających biegle językiem niemieckim. Namawiali oni Prusaków do przechodzenia na stronę wojsk rewolucyjnych, rozpowszechniając wśród nich wy­ drukowaną w dwóch językach ulotkę, która powołując się na uchwałę Zgromadzenia obiecywała każdemu dezertero­ wi korzyści materialne. Swoistym sposobem przypodobania się Prusakom był wybór posłańców. Listy do obozu przeciwnika najczęściej przynosiły dwie hoże panny - siostry Fernig 4 . 27 wrześ2

L u d w i k F i l i p , op. cit., s. 503. Cyt. za: A. C h u q u e t , La retraite de Brunswick (dalej cyt.: IM retraite...), Paris 1887, s. 92. 4 Marie-Felicite-Louise i Marie-Theophile-Francois Fernig mimo młodego wieku (pierwsza z nich miała 22, druga zaś 17 lat) nie były malowanymi żołnierzami. Już w końcu kwietnia, w męskim przebraniu, 3

153 |ia Dumouriez przesłał Fryderykowi Wilhelmowi kawę 12 funtów cukru. Ten gest nie został dobrze przyjęty irzez władcę Prus. Zirytowany Fryderyk Wilhelm napisał i liście do dowódcy Armii Ardenów: „Ośmielam się proić Pana o oszczędzenie sobie na przyszłość podobnych łopotów". Gniew króla pruskiego spowodowany był nie tylko czylem Dumourieza, lecz także wynikał z faktu, że prowadzole rokowania nie przynosiły korzystnych dla Prusaków istaleń. 28 września polecił on księciu Brunszwiku podlisać deklarację, pełną inwektyw pod adresem rewoluconistów, w której ustanowienie republiki określano jako „zbrodnię Zgromadzenia Narodowego". Efekty dotychaasowych działań armii alianckiej w żadnej mierze nie uzasadniały buty zawartej w tym piśmie. Zwrócił na to wagę baron Breteuil, który stwierdził: „Książę Brunsz­ wiku wydał nową deklarację, ma ona jeden mały manka­ ment - ten, że wróg nie został pokonany" 5. Dumouriez, któremu ową deklarację przywiózł MansItein, wpadł we wściekłość. Nawiązując do pacyfikacji Ho­ landii z 1787 roku powiedział do parlamentariusza pru­ skiego: „Książę Brunszwiku bierze mnie bez wątpienia za jakiegoś burmistrza Amsterdamu. Proszę mu powiedzieć, że zawieszenie broni skończy się jutro rano". Dowódca Armii Ardenów doskonale zdawał sobie sprawę z przewagi

I

próbowały zaciągnąć się do batalionów ochotniczych, czego o mało nie przypłaciły życiem, gdyż wzięto je za szpiegów. Nie ustały jednak w pró­ bach i w końcu zdołały się zaciągnąć do batalionu wolontariuszy, w któ­ rym walczyły u boku swojego ojca. Do walki pchała je m. in. chęć zemsty, Austriacy bowiem spalili domostwo sióstr Fernig nie opodal Valenciennes. Pewnego dnia w czasie przeglądu wojska rozpoznał je Beurnonville, który wspaniałomyślnie pozwolił siostrom pozostać w szeregach armii. Potem zaopiekował się nimi Dumouriez, któremu pozostały wierne do końca. Przebyły wraz z nim drogę z Maulde przez Sedan, Grandpre do Valmy. Walczyły pod Jemappes, po czym podążyły za swym generałem na emigrację. 5 Cyt. za: F e r s e n , op. cit., t. II, s. 378.

154

155

swych wojsk nad Prusakami i z faktu, że każdy dzień tę przewagę powiększa. Innego zdania był Kellermann, który koniecznie chciał przegrupować swe oddziały i ustawić je między Chalons a Paryżem. Pisał o tym wielokrotnie do Servana, który podzielał jego zdanie. Konflikt między Dumouriezem a Kellermannem niepokojąco rozszerzał się na podległych im żołnierzy. Antagonizm ten zaostrzały braki zaopatrzeniowe występujące zwłaszcza w czasie pier­ wszych pięciu dni po bitwie pod Valmy. Francuzom za­ częło brakować chleba. Jedyna droga prowadząca z Cha­ lons, gdzie znajdowały się magazyny armii francuskiej, przez Vitry-le-Francois była w bardzo kiepskim stanie. Aby ją naprawić, Dumouriez wysłał ośmiuset robotników. Dowódca Armii Ardenów ponaglał komendanta wojsko­ wego Chalons, domagając się regularnych dostaw żywno­ ści. „Jeśli mi pan nie przyśle żywności - pisał doń w jed­ nym z listów - o którą prosiłem, to postawi mnie Pan w położeniu, w jakim ja postawiłem Prusaków" 6. Starania Dumourieza przyniosły efekt dopiero po kilku dniach. Bitwa pod Valmy natchnęła żołnierzy francuskich wiarą we własne siły. Jeden z ochotników pisał 26 września z Sainte-Menehould: „Stoimy twarzą w twarz z wrogiem. Codziennie trzech lub czterech parlamentariuszy przyby­ wa, aby doręczyć listy generałowi. Nie wiemy, co o tym sądzić. Nieprzyjaciel rujnuje nasze wioski, emigranci pod­ rzynają gardła naszym dzieciom i żonom, a my łagodnie­ jemy na łasce Prusaków. (...) Pobilibyśmy ich, gdyby wszy­ scy mieli na to ochotę. Nie podoba mi się widok ich posłańców przyjeżdżających do naszych generałów" 7 . Koncepcja strategiczna Dumourieza, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że czas pracuje na korzyść Francuzów, wywołała zaniepokojenie w Paryżu. Gazety żyrondystów atakowały dowódcę Armii Ardenów, zarzu6 7

Cyt. za: C h u ą u e t , La retraite..., s. 117. „Revolutions de France et de Brabant" nr 1 z 1792 r.

cając mu przerwanie działań bojowych i pozostawienie Prusakom wolnej drogi do stolicy. Servan przekazywał do wiadomości publicznej listy Kellermanna, w których po­ wtarzało się zdanie: „Jeśli mógłbym być w Chalons!" Dumouriez nie miał łatwego zadania, gdy usiłował prze­ forsować swą koncepcję strategiczną. Starał się różnymi sposobami pozyskać dla swych planów Kellermanna, ale ten mając oparcie w rządzie i opinii publicznej Paryża po­ zostawał niewzruszony. Dumouriez miał w Radzie Wyko­ nawczej jednego tylko, lecz za to potężnego poplecznika - Dantona. Jego wpływowi należy przypisać to, że Servan, mimo wahań, utrzymywał zwierzchnictwo Dumourieza nad wszystkimi armiami znajdującymi się w Szampanii. Dowódca Armii Ardenów mógł zatem kontynuować we­ spół z Westermannem negocjacje z przeciwnikiem. Nie ograniczał się zresztą wyłącznie do rozmów. 22 września zwrócił się do władz departamentu Marne z wezwaniem, aby skłoniły ludność do przemieszczenia się z dobytkiem i inwentarzem na lewy brzeg Marny, gdzie polecił także przenieść magazyny wojskowe z Chalons. Tego samego dnia nakazał również spalić most na Marnie. Dubouąuetowi rozkazał wyruszyć z Chalons na czele oddziału liczące­ go 15 tysięcy ludzi i zająć pozycje między Fresne i Tillioy. Generał d'Harville, dowodzący garnizonem Reims, miał z kolei pomaszerować ze swymi żołnierzami nad rzekę Suippe. Marsz wojsk d'Harville'a zmusił kawalerię emig­ rantów obozującą w Suippes do wycofania się w kierunku Croix-en-Champagne. W ten sposób Dumouriez zaciskał pierścień wokół wojsk nieprzyjaciela, którym pozostała jedyna droga odwrotu prowadząca przez Grandpre. Ocze­ kiwał też, że dowódca Armii Renu, Biron, ruszy na Toul i Bar-le-Duc, aby odciąć komunikację z Verdun. List Dumourieza do Birona dotyczący tej sprawy dotarł jednak za późno, a mianowicie wówczas, gdy oddziały Armii Renu toczyły już walki w Nadrenii. -

156 Prusacy i ich sprzymierzeńcy byli skazani na negocja­ cje. 24 września, w czasie narady, w której uczestniczyli wszyscy dowódcy, książę von Nassau-Siegen i marszałek de Castries usiłowali przeforsować plan ataku na oddziały Kellermanna. „Cofnąć się w obliczu nieprzyjaciela, to znaczy dodać mu odwagi!" - mówił nie bez racji marsza­ łek de Castries. Gdy spytano wreszcie o zdanie uparcie milczącego Clerfayta, ten wyrzekł słowa, które oddawały pogląd większości: „Zrobię wszystko, co zechcecie z chwi­ lą, gdy będę miał chleb" 8. 29 września w liście napisanym do Lebruna Dumouriez następująco scharakteryzował postawę dowództwa prus­ kiego: „Ci ludzie są butni, ale pokój jest im niezbędny. Wielki kłopot sprawia im zachowanie decorum podczas tych rokowań. Jestem całkowicie przekonany, że manifest księcia Brunszwiku zostanie unieważniony, a także, iż powróci się do propozycji bardziej rozsądnych. Skądinąd sądzę, że król Prus z pewnością nie porzuci Austrii" 9. Nie były to słowa jasnowidza, Dumouriez miał po pro­ stu znakomite rozeznanie w nastrojach panujących w obo­ zie nieprzyjacielskim i wiedział, że dowództwo pruskie niebawem podejmie decyzję o odwrocie. Triumf taktyki Dumourieza był całkowity - wygrał kampanię nie wygry­ wając ani jednej bitwy. Wybitny historyk wojskowości, Arthur Chuąuet, napisał o dowódcy Armii Ardenów: „...rokowania, które rozpoczął dwa dni po Valmy i prze­ ciągał przez osiem dni, zniszczyły armię pruską. Ten ty­ 10 dzień bezczynności był wart więcej niż wygrana bitwa" .

ODWRÓT

f

8 9 10

Cyt. za: C h u ą u e t , La retraite.. s. 118. Tamże, s.107. Tamże.

ankiem 30 września wojska nieprzyjaciela rozpoczęły Iwrót w kierunku Grandpre. 2 października armia alian­ cka pokonała Aisne między Termes i Vaux-les-Mouron, a pierwsze jej oddziały dotarły do przełęczy Grandpre. Następnego dnia przybyła tu cała armia. 5 października wszystkie oddziały sprzymierzonych opuściły Szampanię. Odwrót przebiegał bez zakłóceń. Francuzi wprawdzie deptali po piętach swym wrogom, ale nie przeprowadzili żadnej akcji zaczepnej, choć mieli ku temu wiele dogod­ nych okazji. Taka postawa nie wynikała z braku odwagi. Żołnierze republiki palili się wprost do walki, rozkazy Dumourieza jednak ją uniemożliwiały. Był to bez wąt­ pienia rezultat tajnych rokowań prusko-francuskich. Po­ stanowienia, które zapadły w wyniku tych rokowań, znane były na pewno Dumouriezowi, Westermannowi i być może komuś jeszcze. Wszystko wskazuje na to, że nad dotrzyma­ niem warunków układu w Paryżu czuwał Danton. Jeden z punktów porozumienia gwarantował niewątpliwie armii pruskiej swobodny przemarsz przez las argoński. W za­ mian za to, jak sądzi wielu historyków, Prusacy obiecali zerwanie aliansu z Austrią.

158 Dumouriez był pewien, że oficerowie jego armii nie złamią zakazu atakowania wroga. Takiej pewności jednak nie mógł mieć w stosunku do Kellermanna, który najpraw­ dopodobniej nic nie wiedział o zawartym porozumieniu. Już w dzień po bitwie pod Valmy dowódca Armii Środka w pełni dał wyraz swej głębokiej niechęci do Dumourieza i zaczął przejawiać skłonności do niesubordynacji. Mog­ ło to grozić pogwałceniem ustaleń tajnego traktatu prusko-francuskiego. W tej sytuacji Zgromadzenie postanowiło (być może z inspiracji Dantona) wysłać do armii komisa­ rzy, którzy otrzymali zadanie złagodzenia konfliktu mię­ dzy Dumouriezem a Kellermannem. Ich misja najwyraźniej zakończyła się sukcesem, skoro 7 października zakomuni­ kowali Konwencji: „Zgoda, jaka panuje między naszymi generałami, wróży nam wielkie sukcesy. Jest cnotą wolnych ludów zaniechać niebezpiecznych zawiści, które godzą czę­ sto w interes publiczny. Widzimy tu tylko braci, walczą­ cych za tę samą sprawę i radujących się wspólnie swymi l sukcesami" . Dzięki temu pojednaniu Dumouriez mógł liczyć na to, że Kellermann podporządkuje się jego pole­ ceniom. Wykorzystał to dość bezwzględnie, wydając mu takie rozkazy, które uniemożliwiały Armii Środka bezpo­ średni kontakt z wrogiem. Warunki porozumienia francusko-pruskiego mogły być naruszone przez ochotników z 1792 roku służących pod rozkazami Dumourieza. Nie doszło wprawdzie wśród nich do poważniejszych aktów niesubordynacji, ale jedno wyda­ rzenie napsuło sporo krwi generałowi. Niechlubnymi boha­ terami owego incydentu byli żołnierze dwóch batalionów sformowanych we wrześniu 1792 roku w Paryżu. Na po­ czątku października znajdowały się one pod rozkazami generała Chazota. Ochotnicy paryscy szukając żywności natrafili w jednej z oberż na czterech dezerterów z armii 1

Receuil des Actes du Comite de Salut Public, Paris 1889, t. I, s.109.

I ustriackiej, których w przypływie patriotycznej gorliwości j amordowali. Chazot, gdy tylko dowiedział się o tym lcydencie, postanowił rozbroić żołnierzy obu batalionów odesłać ich do stolicy. Dumouriez zaakceptował to polanowienie, co przysporzyło mu później sporo kłopotów f Paryżu, gdzie Marat rozwinął kampanię w obronie I skrzywdzonych" ochotników. j Podobne problemy miał d'Harville, dowodzący oddziaimi, wśród których gros stanowili ochotnicy. Jeden z jego i odkomendnych wysłał 8 października denuncjatorski list i o Paryża: „Nasz generał, d'Harville, nie odpowiada nai eej odwadze. Dał dwa dni wyprzedzenia wrogom i to tak, t nie będziemy mogli ich dogonić. Jesteśmy przekonani, że I trzymywana jest korespondencja między naszą armią uciekającymi emigrantami, która pobudza uczucia litości II naszych dowódców, a przecież te łotry przybyły, aby nam | oderżnąć gardła. (...) Osiem dni temu 2000 (emigrantów) i pało w zamku o milę od nas. Prosiliśmy o zgodę na atak nie było rozkazu; i w tych okolicznościach mówi się :szcze o dyscyplinie? Nie, póki republika będzie wysługi­ wała się (...) szlachtą, poty będzie zawierzała swe interesy j aturalnym wrogom" 2 . i O ile wojska francuskie unikały atakowania Prusaków, j) tyle pozostałe oddziały armii inwazyjnej nie miały zapewj iionego spokojnego odwrotu. Dillon dostał wprawdzie j ©lecenie od Dumourieza, aby starał się odciągnąć Hesów \ id Austriaków umożliwiając tym pierwszym swobodny i idwrót, ale książę Wilhelm nie przystał na propozycje rancuskie. Pod rozkazami Dillona, po otrzymaniu posił| ;ów od Dumourieza, znajdowało się dwadzieścia bataliolów piechoty i dziewięć szwadronów jazdy. Dodatkowym vzmocnieniem były oddziały awangardy Armii Środka i )od dowództwem generała La Baroliere'a. Austriacy i He2

„Revolutions de France et de Brabant" nr 11 z 1792 r.

161

160

wadził je ze strony francuskiej Kellermann (Dumouriez sowie cofali się stawiając nikły opór. 2 października Dillon wyruszył do Paryża). Tego samego dnia nadeszła wiado­ zajął Clermont-en-Argonne. Tego samego dnia pod Aut- mość, że generał Custine z oddziałami Armii Renu zdobył recourt, wioską nad rzeką Aire, oddziały francuskie stoczy­ Spirę i zbliża się do Moguncji. Landgraf heski, widząc, że ły potyczkę z nieprzyjacielem. 10 pułk dragonów poc bezpieczeństwo jego państwa może być zagrożone, oświad­ dowództwem świeżo awansowanego generała Neuilly zmu­ czył księciu Brunszwiku, że nie może więcej liczyć na armię sił do odwrotu pododdział kawalerii heskiej i austriackiej heską i zapowiedział natychmiastowy odwrót swych wojsk. dowodzonej przez alzatczyka Wurmsera. Poległo pięciu Wkrótce potem naczelny wódz sprzymierzonych dowie­ huzarów austriackich i dwudziestu dwóch dragonów hes­ dział się, że korpus Clerfayta ma zgodnie z decyzją księcia kich. Dwa dni później Francuzi wkroczyli do Dombasle, von Sachsen-Teschena wesprzeć oblężenie Lille, które no­ a nazajutrz byli już w Sivry-la-Perche. Dalsze postępy tabene zostało już w tym czasie zwinięte. Oddziały Hohenwojsk francuskich ograniczył książę Brunszwiku przysyła­ lohe-Kirchberga miały osłaniać marsz Clerfayta z Luksem­ jąc z Buzancy 5 października dziesięć szwadronów jazdy burga. W tej sytuacji nie należy się dziwić, że dowództwo i sześć batalionów piechoty pod wodzą Kalckreutha. Głó­ pruskie, dysponujące zdziesiątkowaną przez choroby ar­ wne siły armii pruskiej po przekroczeniu 7 października mią, nie zdecydowało się bronić Verdun. 11 października Mozy w Vilosnem następnego dnia rozbiły obóz w Consen- podczas spotkania Kalckreutha z Galbaudem i La Barovoye, kilka kilometrów od Verdun. 8 października w nie liere'em ustalono warunki kapitulacji, którą podpisano na­ wielkiej odległości od murów tej twierdzy doszło do ostrej zajutrz. Oddziały pruskie powinny do południa 14 paździer­ wymiany ognia artyleryjskiego między obu armiami. Gal- nika opuścić miasto, magazyny z żywnością miały być prze­ baud, wykorzystując mobilność artylerii francuskiej, pod jęte przez Francuzów. Chorzy i ranni żołnierze nieprzyja­ ciągnął swe baterie tak blisko przeciwnika, że ten zmuszo ciela mogli pozostawać w szpitalach aż do wyleczenia. ny został do cofnięcia się. 13 października Kellermann przeniósł swój sztab do VerMożna się było spodziewać, że alianci po przekrocze­ dun, a następnego dnia miasto było na powrót francuskie. niu Mozy, mając oparcie w Verdun i Longwy, będą starali Wycieńczone fizycznie i upadłe na duchu wojska nie­ się utrzymać rejon tych twierdz jako bazę operacyjną do przyjaciela maszerowały w kierunku Longwy. „Opuściliś­ przyszłej kampanii. Towarzyszący armii pruskiej książę my Verdun - wspominał Chateaubriand. - Deszcze rozmy­ Reuss, ambasador cesarski w Berlinie, 2 października pisał ły drogi. Wszędzie napotykaliśmy porzucone jaszcze, za­ do księcia Alberta: „Będziemy tu jeszcze próbować zdobyć grzebane w błocie armaty i ich łoża, powywracane wozy, 3 Sedan i Thionville..." . Tak się jednak nie stało, albowiem markietanki z dziećmi na plecach, zmarłych lub jeszcze w ciągu dwóch następnych tygodni Prusacy ewakuowali dogorywających w błocie żołnierzy" 4. Kompania Chateauswe wojska z terytorium francuskiego. brianda została rozwiązana 16 października. Podobny los 8 października o zmierzchu dowództwo wojsk rewolu­ spotkał w tym czasie inne oddziały emigrantów, prócz cyjnych wznowiło rozmowy z Prusakami. Tym razem pro- tych, które sformowali książę de Conde i jego syn. Ksią3 Quellen zur Geschichte der Deutschen Kaiserpolitik Oesterreichs, Wien 1874, t. II, s. 241.

4

C h a t e a u b r i a n d , op. cit., s. 393.

11 - Valmy...

162 żę Albert odrzucił prośbę króla pruskiego i księcia Brun­ szwiku o zapewnienie armii braci Ludwika XVI leż zimo­ wych na terytorium Niderlandów. Austriacy, którzy chcieli prowadzić działania w półno­ cnej Francji, liczyli, że ich sojusznik utrzyma Longwy. Tymczasem już w dniu ewakuacji Verdun naczelne dowó­ dztwo pruskie rozpoczęło za pośrednictwem bystrego i wy­ mownego Kalckreutha rozmowy w sprawie poddania tej twierdzy. Akt kapitulacyjny został podpisany po czterech dniach pertraktacji. Prusacy zobowiązali się opuścić mias­ to do 22 października, pozostawiając w nim artylerię twierdzy i magazyny z żywnością, 23 października Francja była wolna od interwentów.

KONTROWERSJE WOKÓŁ KAMPANII

25 października do zamku w Aubange, leżącego na terenie Luksemburga, przybyli Kellermann i Valence. Podejmował ich książę Brunszwiku w otoczeniu generalicji. Francuzi żywili nadzieję, rozbudzoną przez Prusaków, na zawarcie odrębnego traktatu pokojowego czy nawet przymierza. Zawiedli się jednak srodze. Zostali wprawdzie przyjęci grzecznie, ale Girolamo Lucchessini, porte-parole Frydery­ ka Wilhelma, stwierdził, że na ten temat może prowadzić rozmowy tylko z bardziej autorytatywnymi przedstawicie­ lami Francji i dodał: „Przymierze jest najwyższym wyra­ zem zażyłości. Pragniemy pokoju, ale podczas negocjacji mówiliśmy jedynie o całkowitym zawieszeniu broni. Dwór berliński nie będzie rokować bez dworu wiedeńskiego. Oba mocarstwa są sprzymierzone i jedno nie może prowadzić rozmów bez drugiego..." 1. Oświadczenie Lucchessiniego sprawiło, że Francuzi po­ czuli się oszukani. Na głowę Dumourieza poczęły spadać gromy. Zresztą już wcześniej nie oszczędzano go. 16 paź­ dziernika generał złożył wizytę w paryskim Klubie Jakobi1

Cyt. za: L a c h o u q u e , op. cit., s. 143.

164

165

nów, gdzie zaatakował go m.in. Collot d'Herbois. Zwraca­ jąc się do Dumourieza powiedział on: „To nie król cię mianował, lecz twoi współobywatele. Należy ci zarzucić nadmiar wspaniałomyślności dla nieprzyjaciół. Odprowa­ dzasz króla Prus, zamiast go pokonać" 2 . Dzień wcześniej Marat oskarżył Dumourieza o brak patriotyzmu przypo­ minając sprawę rzekomo niesłusznego ukarania żołnierzy batalionów ochotniczych przez Chazota. Sytuacja była groźna, nagonka na dowódców wojskowych przybierała na sile. Atakowano ich na łamach prasy, np. Louis-Marie-Prudhomme, redaktor wielce poczytnego tygodnika „Revolutions de Paris", ostrzegał swych czytelników: „Nie ufajcie generałom". Arthur Dillon został 12 października odwołany ze stanowiska za podejrzane kontakty z wro­ giem. Deputowany Couthon domagał się wręcz sądu nad nim. Podobne kłopoty będzie przeżywał później dowódca Armii Południowej - Montesąuiou. Dumourieza z opresji wybawił Danton, który wygłosił mowę pochwalną na jego cześć. Autorytet tego polityka zrobił swoje. Nie stanowiło to z jego strony jakiegoś aktu kumoterstwa, po prostu w przeciwieństwie do innych Danton był dobrze poinfor­ mowany i zdawał sobie sprawę z zasług dowódcy Armii Ardenów. Kto jednak miał rację, Danton czy oskarżyciele Dumou­ rieza? Czy dowódca Armii Ardenów mógł zniszczyć armię aliancką podczas jej odwrotu? Bez wątpienia tak. Tyle tylko, że odwrót ten nastąpił w wyniku tajnego porozumie­ nia. Jeden z jego punktów gwarantował z pewnością bez­ pieczeństwo wycofującej się armii pruskiej. W innym bo­ wiem wypadku tak doświadczony, a przede wszystkim rozważny aż do przesady dowódca, jak książę Brunszwiku, nie narażałby swej armii na pewną zgubę. Miał przecież do 2

s. 33.

Cyt. za: M. R e i n h a r d , Uarmee et la Revolution, Paris 1957,

vyboru inną drogę, którą notabene proponował Hohenohe-Ingelfingen, prowadzącą przez Revigny, Bar-le-Duc Chaumońt-sur-Aire do Verdun. Armia pruska, choć nocno osłabiona, stanowiła w końcu września nadal znazną siłę. Książę Brunszwiku miał ponadto do swej dysozycji korpus Clerfayta i kawalerię emigrantów. Jeśli awet wojska te nie były zdolne do przeprowadzenia riększej ofensywy, to na pewno mogły skutecznie bronić ię i kontratakować. Dumouriez musiał być świadom tej roźby. Francuzi nie przeżywali takich kłopotów aprowiacyjnych jak Prusacy, ale za to mieli problemy z uzbrojeliem i ekwipunkiem dla swych żołnierzy. Wysłannicy zgromadzenia Narodowego - Carra, Sillery i Prieur de la tlarne, w swym raporcie z Sainte-Menehould 7 paździer• lika pisali: „Nie skończymy żadnego z naszych listów bez irzypomnienia wam o konieczności (dostarczenia) płasz;zy, butów, odzieży wszelkiego rodzaju dla naszych dzieli łych obrońców Republiki" 3 . Pod ostrzałem krytyki znalazł się również Ferdynand, siążę Brunszwiku. Zarzuty, jakie mu stawiano, nie były latury wojskowej. Najczęściej atakowali księcia francuscy ;ontrrewolucjoniści. Jeden z nich jeszcze po kilkudziesięiu latach powtarzał w swych pamiętnikach rozpowszechlioną tezę, która głosiła, że naczelny wódz armii alianckiej >ył zdrajcą: „Przypominam sobie (...) zdradę księcia Brun] zwiku, który dla rzuconych mu jedenastu milionów po' więcił Ludwika XVI, swe słowo i honor króla Prus, który o, gdyby nie to wiarołomstwo, wkroczyłby osiem dni )óźniej do Tuileries" 4 . Według tej tezy księciu Brunszwi:u obiecano także tron francuski. Podstawy, na których opiera się przedstawiona wyżej eza, są nad wyraz wątłe. Nieco lepiej udokumentowana 3 4

Receuil des Actes..., s. 109-110. De F r e n i l l y , Memoires, Paris 1987, s. 129.

166

167

Przyczyn porażki sprzymierzonych doszukiwano się tak­ jest kolejna wersja wydarzeń, w której też dominuje mo­ że w koligacjach rodzinnych księcia Brunszwiku. Jego tyw przekupstwa. W połowie września 1792 roku w Pary­ córka zaręczyła się z brytyjskim następcą tronu, a on sam żu dokonano rabunku w magazynie zwanym garde-meub- pojął za żonę siostrę Jerzego III. Te rodzinne powiązania le, w którym przechowywano kosztowności koronne. Po miał wykorzystać rząd Williama Pitta, który wydał księ­ śmierci księcia Brunszwiku, będącego zapalonym kolek­ ciu Brunszwiku odpowiednie dyrektywy.. Anglicy rzeczy­ cjonerem kamieni szlachetnych, która nastąpiła w wyniku wiście niechętnym okiem spoglądali na początkowe sukran odniesionych w bitwie pod Auerstadt, wśród 2400 ;esy Austrii i Prus w wojnie z Francją, obawiali się bo­ różnych klejnotów stanowiących jego własność znaleziono wiem zbytniego wzmocnienia obu tych mocarstw. Autorzy wspaniały Błękitny Diament Złotego Runa, ukradziony tej pozornie racjonalnej hipotezy zapominają jednak, że niegdyś w Paryżu. Ozdoba salonów, słynna z urody i tem­ do klęski sprzymierzonych przyczynił się nie naczelny peramentu Aime de Coigny, zanotowała w swym dzien­ wódz, lecz król pruski, który nadmiernie ingerował w sfe­ niku: „...jestem pewna, że rozpoznałam wśród klejno­ rę dowodzenia. tów księcia Brunszwiku brylanty Marii Antoniny w kształ­ Bliższy prawdy wydaje się pogląd przedstawiony przez cie serc, wszystkie zrabowane tegoż 17 września w gar- spowiednika Ludwika XVI, księdza d'Edgeworth. W czerw­ de-meuble" 5 . cu 1793 roku na łamach „Courrier Francais" przytoczono O udział w rabunku kosztowności koronnych posądzony jego słowa o propozycji uczynionej za pośrednictwem Dubył Danton, który miał je, korzystając z pośrednictwa mourieza królowi Prus przez mera Paryża Petiona, przed­ Westermanna, zaoferować księciu Brunszwiku w zamian stawiciela Komuny Manuela oraz żyrondystę Kersainta. za poniechanie marszu na Paryż. Jednakże udziału w tej W zamian za zaprzestanie działań wojennych oferowali oni kradzieży nikt nigdy nie udowodnił Dantonowi, nawet je­ gwarancje bezpieczeństwa dla uwięzionego monarchy fran­ go wróg numer jeden pośród historyków, znakomity ba­ cuskiego. Autentyczność tej oferty miał potwierdzić we dacz Albert Mathiez. własnoręcznie napisanym liście Ludwik XVI. Trzeba przyznać, że książę Brunszwiku swym niereago- Spekulowano też chętnie na temat masońskich powiązań waniem na rzucane nań kalumnie przyczyniał się do po­ uczestników negocjacji. Niewątpliwe jednak jest to, że siła wstawania coraz to nowych plotek. Hrabia Roger de Da- argumentów strony francuskiej wynikała przede wszystkim mas, którego w czasie odwrotu z Szampanii książę zaprosił z wcześniejszych dokonań na polu walki i międzynarodo­ do swej kwatery, po zrelacjonowaniu gospodarzowi szar­ wych uwarunkowań politycznych. gających jego dobre imię plotek, miał w odpowiedzi usły­ Najpoważniejszym błędem popełnionym przez księcia szeć: „Daję panu moje słowo honoru, że jeślibym spisał Brunszwiku w czasie kampanii było zmarnotrawienie dzie­ (uzasadnienie) mego postępowania i pozwolono by je wy­ sięciu dni po zdobyciu Verdun, co umożliwiło Francuzom dać, to nikt nie mógłby mi nic zarzucić, lecz obowiązek zajęcie przejść przez las argoński. Odległość z Verdun do mi na to nie pozwala" 6. Les Islettes wynosi zaledwie trzydzieści parę kilometrów. 5 W tej sytuacji aż dziw bierze, iż tak doświadczony dowód­ Journal d'Aimee de Coigny, Paris 1981, s. 88. 6 Cyt. za: S. S. B i r o , The German Policy and the Revolutionary ca nie obsadził tej miejscowości wydzielonym oddziałem. Francy, Harvard 1957, t. I, s. 78.

168 Zwolennicy poglądu, że książę Brunszwiku był w zmowie z Dumouriezem, mogliby orzec, iż fakt ten potwierdza ich teorię. Przypomnijmy jednak, że w pierwszej fazie działań, która miała trwać aż do wiosny 1793 roku, naczelny wódz sprzymierzonych nie zamierzał przekraczać linii Mozy i prawdopodobnie dlatego nie zadbał o zapewnienie sobie wolnej drogi przez Argonny. Niewątpliwie słusznie obarcza się winą Fryderyka Wil­ helma za to, że zmusił dowódcę swej armii do przepro­ wadzenia operacji wojskowej w sposób, który doprowadził do porażki. Nie oznacza to jednak, że uczynił tak z py­ chy czy głupoty. Zauważmy, że ten sam monarcha swą perfidną, z punktu widzenia polskiego, polityką dopro­ wadził do powiększenia terytorialnego Prus kosztem Rzeczypospolitej. Nie posądzajmy go zatem o całkowity brak rozsądku. Kiedy Fryderyk Wilhelm ponaglał księ­ cia Brunszwiku, zdawał sobie sprawę, że przeciąganie wojny we Francji leży raczej w interesie Rosji i Austrii. Wcześniejsze ustalenia z carskim aliantem co do indemnizacji wojennych nie były znów tak pewne; w począt­ kach września przybył nad granicę francuską wysłannik cesarza, Anton Spielman, w celu ponownego ich przedy­ skutowania. Austriacka zgoda na przyłączenie do Prus części terytorium Polski była uzależniona od rekompen­ sat terytorialnych we Francji i Bawarii. Nieoczekiwanie dla obu mocarstw Francja, traktowana dotąd jako jeden z przedmiotów przetargu, po bitwie pod Valmy stała się stroną w rokowaniach, co znacznie zakłóciło przebieg rozmów austriacko-pruskich. W trakcie odwrotu niesna­ ski wśród aliantów pogłębiły się, a punktem kulminacyj­ nym była odmowa obrony Longwy przez Hohenlohe-Kirchberga, który wycofał się do Niderlandów. Król pruski, zdenerwowany na autora porozumienia, Bischoffswerdera, nie przebierał w słowach: „Oto i ci p... sprzy­ mierzeńcy, których mi pan naraił, jestem gotów do zer-

169 wania z nimi" 7 . Jednakże ten skłonny do wybuchów mo­ narcha wkrótce po opuszczeniu przez wojska pruskie Fran­ cji oświadczył za pośrednictwem Lucchesiniego liczącym na sojusz rewolucjonistom, iż nie opuści swego cesarskie­ go sprzymierzeńca. Na podstawie tej deklaracji można by sądzić, iż słuszny jest zarzut stawiany Dumouriezowi, że w rokowaniach prowadzonych po bitwie pod Valmy dał się zwieść pruskim obietnicom sojuszu, zapewniając armii nieprzyjaciela spo­ kojny odwrót. Nie wolno jednak zapominać, że w wyniku tych rokowań armia pruska powróciła w głąb Niemiec, a Austriacy pozostali osamotnieni w swej walce z Repub­ liką Francuską. Czyż to nie było faktyczne zerwanie przy­ mierza austriacko-pruskiego? Clerfayt, który widział, że Austriacy nie są dopuszczani do rokowań, napisał 19 paź­ dziernika w liście do księcia Alberta von Sachsen-Teschena, iż obawia się zdrady ze strony Prusaków. O tym, że nie były to obawy bezpodstawne, świadczy list wysłany 21 października przez księcia Brunszwiku do Hohenlohe-Kirchberga, w którym naczelny dowódca armii alian­ ckiej odrzucił prośbę o osłonę przemarszu wojsk austria­ ckich do Belgii. Nikt z rewolucjonistów nie liczył chyba, że Fryderyk Wilhelm rozkaże swym żołnierzom ruszyć na wojska cesar­ skie. Wystarczająco dotkliwym ciosem było pozbawienie Austriaków pomocy pruskiej, niezbędnej dla obrony Ni­ derlandów. Inna sprawa, że król pruski nie mógł im już zapewnić skutecznego wsparcia. Z 42 tysięcy świetnych żołnierzy pruskich pozostało niespełna 17 tysięcy zdolnych do służby ludzi. Stało się tak nie na skutek rzekomej zdra­ dy księcia Brunszwiku, lecz w. wyniku autentycznego zwy­ cięstwa Francuzów. Jego główny autor, Dumouriez, dał dowód, że można wygrać kampanię, nie wygrawszy ani 7

Cyt. za: L o r d , op. cit., s. 336.

12 - Vahny...

171

170

jednej bitwy. To właśnie zwycięstwo militarne zapewniło I czeństwa francuskiego, co wraz z błędami logistycznymi, wynikającymi ze zrutynizowanej taktyki, przyczyniło się Dumouriezowi późniejszy sukces w rokowaniach. W zarażonej rewolucyjnym duchem Nadrenii po kawiar­ do klęski armii sprzymierzonych. Uderza niezwykła powol­ niach i kabaretach krążył tekst zatytułowany Dziennik ność działań wojk alianckich. Na przebycie drogi od granidobosza, który powrócił z Szampanii. „Przyszła nam chrap­ I cy do Valmy długości około 100 km Prusacy potrzebowali ka na winobranie u obcych - pisał autor owego tekstu 32 dni. Na sukces francuski wpłynął także w pewnym stopniu - zamiast harówki na naszych pięknych brzegach Renu. rozbudzony patriotyzm żołnierzy. Jednakże gdy mówimy Przybyliśmy do tego przesławnego miejsca gdzieś w poło­ o pozamilitarnych czynnikach oddziaływujących na wynik wie września. Słońce nie dość silnie świeciło w sierpniu, toteż grona były jeszcze niedojrzałe. Nasz szef, papa von kampanii, musimy przede wszystkim wspomnieć o stanie Brunszwik, sam zapragnął skosztować owoców, nim po­ ducha strony przeciwnej. Przebywający wiosną 1792 roku zwolił swoim poczciwym żołnierzom winobrać. Zanurzył w Prusach lord Holland zauważył: „W usposobieniu opi­ się aż po szyję w krzewy, napchał się winogron i poczuł jak nii publicznej zwróciły mą uwagę dwie okoliczności, dob­ chwyta go straszliwa kolka. W tej chwili wydało mu się, że rze tłumaczące wypadki zaszłe później w Europie. Pierw­ słyszy kroki Francuzów nadchodzących na winobranie. sza, ogólne przekonanie, że Francja będzie zwyciężona, Ratował się więc ucieczką on i jego oddział przez kraj druga to niezadowolenie, a nawet niepokój, wzbudzony perspektywą takiego rezultatu (wojny) w prawie wszyst­ wodnistego błota, rękami podtrzymując gacie" 8 . 10 Doceniając zasługi Dumourieza trzeba stwierdzić, że kich klasach społeczeństwa" . Ta niewiara w słuszność przeciwnik ułatwił mu zadanie. Prusacy nie wyciągnęli prowadzonej walki mogła mieć szczególny wpływ na żoł­ wniosków z porażki Anglików w Ameryce i nadal upor­ nierzy pruskich w chwilach niepowodzeń. Z chwilą przekroczenia przez wycofującą się armię wro­ czywie postępowali według zasad strategii fryderycjańskiej. ga Argonnów Dumouriez przestał się interesować dalszym Jak pisał Franciszek Mehring: „Wojna (osiemnastego wie­ przebiegiem kampanii, być może dlatego, że znał jej scena­ ku) była, rzec można, interesem finansowym opartym na riusz, napisany podczas tajnych rokowań. Udał się do kalkulacji. Znano w przybliżeniu środki pieniężne, stan Paryża, gdzie zamiast święcić triumf, musiał wysłuchiwać skarbu państwowego i kredyt przeciwnika; znano także wielkość jego armii. Możliwość znacznego powiększenia gorzkich wymówek polityków. Do swej armii powrócił 19 środków finansowych i wojskowych w czasie wojny w ogó­ października. Zwycięstwo pod Valmy i udzielona przypu­ le nie wchodziła w rachubę. Materiał żołnierski był wszę­ szczalnie przez Prusaków obietnica rezygnacji z działań 9 przeciw Francji umożliwiły Dumouriezowi przystąpienie dzie mniej więcej jednakowy" . W sztabie alianckim zlekceważono zupełnie wartość do realizacji jego starego planu, który miał na celu wy­ francuskich sił zbrojnych, przeceniając jednocześnie siłę zwolenie Belgii spod panowania austriackiego. własnych wojsk. Niewłaściwie oceniono nastroje społeOkolicznością sprzyjającą przeprowadzeniu zamierzeń Dumourieza były sukcesy Francuzów na innych frontach. 8 9

Cyt. za: E. G a c h o t , La dispute du Rhin, Paris 1936, s. 169. F. M e h r i n g , Pisma wojskowe, Warszawa 1960, s. 185.

10

H o l l a n d , op. cit., s. 37.

172 Generał Adam Philippe Custine, podkomendny Birona dowodzącego Armią Renu, 25 września zdobył Spirę, a 5 października wkroczył do Wormacji. 19 października dzięki przychylności mieszkańców zdołał wymóc kapitu­ lację Moguncji, w dwa dni później zaś zajął Frankfurt. Nieco wcześniej, bo w nocy z 21 na 22 września, naczelny wódz Armii Południowej, generał Annę Pierfe Montesquiou-Fezensac, opanował bez walki Sabaudię, wchodzącą w skład Królestwa Sardynii. Inny oddział tej armii, pod dowództwem generała d'Anselme'a, 29 września wkroczył do Nicei.

LILLE

Tak lakoniczne przedstawienie działań Armii Renu i Po­ łudniowej nie ma na celu banalizowania ich znaczenia. Działania te, tak jak i przeprowadzona niebawem ofen­ sywa w Belgii, należą już do całkiem innej wojny, którą Gdy w okolicach lasu argońskiego rozstrzygały się losy rewolucjoniści będą uparcie określać „wyzwalaniem ludów : kampanii, na granicy francusko-austriackiej panował z jarzma tyranów", a „wyzwalane ludy" nazwą wkrótce względny spokój. Wojska cesarskie po odniesieniu w pier­ podbojem. Celem niniejszej książki było zaprezentowa­ wszym tygodniu września kilku drobnych zwycięstw szyko­ nie dwóch początkowych faz wojny rewolucyjnej Francji wały się do uderzenia na Lille. Cel, jaki postawił sobie z państwami alianckimi: nieudanych działań zaczepnych naczelny wódz armii austriackiej w Niderlandach, książę wiosną 1792 roku oraz obrony kraju przed obcą interwen­ Albert von Sachsen-Teschen, nie był łatwy do osiągnięcia. cją. Ostatni rozdział poświęcamy walkom pod Lille. Do­ Zbudowane na planie pentagonalnym fortyfikacje Lille szło do nich wprawdzie już po zajęciu Spiry czy Sabau­ uchodziły za arcydzieło pośród rozlicznych prac genialne­ dii, ale to właśnie w Lille nastąpił ostatni akt tego sta­ go Vaubana. Rozbudowywane i ulepszane w ciągu wieku, dium wojny. prezentowały się wciąż znakomicie. Jednakże gra była warta świeczki, bo Lille to nie tylko punkt o znaczeniu militarnym, lecz również ludny, siedemdziesięciotysięczny ośrodek przemysłowy, faktyczna stolica północno-zachod­ niej Francji. Realizację planu księcia Alberta ułatwiała słabość mili­ tarna wojsk rewolucyjnych stacjonujących w tym rejonie. Po odejściu na południe oddziałów Duvala i Beurnonville'a Francuzi dysponowali w polu 9 tysiącami ludzi pod dowództwem generała Moretona. Wojska te w przeważa­ jącej części składały się z piechoty. Sytuacja była groźna,

175

174 albowiem Francuzi nie mogli liczyć na posiłki z głębi kraju. Dlatego też dowodzący batalionem ochotników z Conde pułkownik Louis Davout zaproponował komisarzom Zgromadzenia Narodowego inny, radykalny środek. Jego zdaniem należało „zebrać wszelką broń znajdującą się w tym kraju (...) naśladować w tym względzie zasady po­ stępowania przyjęte w Paryżu, zwłaszcza wizyty domowe (czytaj: rewizje) zapewniały ich skuteczność. Zabrać ko­ nie, które nie są niezbędne, celem tworzenia kompanii konnych. (...) Aby je jak najrychlej sformować, nie zaj­ mować się ujednolicaniem siodeł, uprzęży, mundurów itp. Niech mają jakiś znak rozpoznawczy i to wystarczy" '. Po odejściu korpusu Clerfayta w Niderlandach pozos­ tało około 22 tysięcy żołnierzy austriackich, z czego nieco ponad połowa mogła być użyta do działań zaczepnych. Nie była to liczba wystarczającą, a mimo to książę Albert kategorycznie odrzucił prośby emigrantów i nie włączył w skład wojsk biorących udział w ekspedycji oddziału księcia de Bourbon, który liczył 4 tysiące żołnierzy. Od­ dział ten pozostał pod Namur. Mimo usilnych starań Austriacy nie zdołali zgromadzić odpowiednio silnej artylerii. 50 dział i 12 moździerzy, któ­ re prowadzili pod Lille, to w większości broń przestarzała, pościągana z różnych zakątków Belgii i Holandii i do­ prowadzona do stanu jakiej takiej używalności. Wobec słabości swych wojsk Austriacy mogli liczyć je­ dynie na zastraszenie mieszkańców Lille bombardowa­ niem, a niedawny przykład Longwy i Verdun zdawał się wskazywać, że nie były to nadzieje bezzasadne. Podtrzy­ mywali ich w tej wierze emigranci francuscy. Innego zda­ nia byli postronni obserwatorzy. Pewna Angielka, przemie­ rzająca w tych niespokojnych czasach departament Nord, 1 Cyt. za: D. R e i c h e l , Davout et l'art de la guerre, Neuchate/ 1975, s. 169.

zanotowała w swoim dzienniku: „Przybycie Austriaków pod tę twierdzę jest spodziewane lada dzień. Mogą ją zniszczyć, ale jej nie zdobędą. To nie wojskowy punkt widzenia sprawia, że poważam się wypowiadać sądy w spo­ sób tak zdecydowany. Mam równie nikłe pojęcie o za­ sługach Vaubana, jak i o wartości garnizonu. Wyciągam wnioski płynące z entuzjazmu mieszkańców wszystkich klas; każdy wydaje się go podzielać. Ulice rozbrzmiewają patriotycznymi okrzykami, wojowniczymi, buńczucznymi. (...) Istnieją tu, jak wszędzie, rozbieżności polityczne, ale wydaje się, że groźba oblężenia usunęła je na rzecz zamysłu wspólnej obrony" 2 . Generał Ruault, który 30 sierpnia przejął obowiązki dowódcy garnizonu, bardzo potrzebował poparcia miesz­ kańców. W tak ludnym mieście, jak Lille, gdzie łatwo o zamieszki czy demonstracje, był to warunek konieczny. Załogę twierdzy stanowiło 7 - 8 tysięcy żołnierzy piechoty liniowej i ochotników narodowych, 1200 kawalerzystów oraz 132 kanonierów. Wojska cesarskie, wydzielone do działań przeciwko Lil­ le, zgrupowane tuż nad granicą, liczyły około 11 tysięcy piechoty i 1840 jazdy. Austriacy ruszyli 24 września i tego samego dnia podeszli pod Lille, wydzieliwszy uprzednio dwa bataliony piechoty i sześć szwadronów jazdy, które pozostały w Sameon z zadaniem obserwowania garnizo­ nów Valenciennes, Douai i Conde. Już pierwszego dnia doszło pod Lille do dość krwawej potyczki. Strzelcy tyrol­ scy po wyparciu z Hellemmes francuskich huzarów z tru­ dem powstrzymali kontratak batalionu ochotników. Po tym starciu Austriacy przystąpili do rozmieszczania swych wojsk. Centrum armii stanęło we Flers, prawe skrzydło oparło się o Mons-en-Baroeul, lewe zaś o Lezannes. Naza­ jutrz silny oddział austriacki pod dowództwem generała 2

Un sejour en France..., s. 23.

176



Starraya zmusił przednią straż wojsk francuskich do opu­ szczenia przedmieść Saint Maurice i Fives. W czasie walk stoczonych w tym dniu wśród obrońców wyróżnił się zwłaszcza batalion złożony z Belgów. Dzięki udanej akcji Starraya Austriacy opanowali cał­ kowicie przedpole twierdzy i mogli przystąpić do prac oblęzniczych. Postępowały one szybko i bez przeszkód, Francuzi bowiem nie kwapili się do organizowania zbroj­ nych wycieczek. Po czterech dniach nieprzyjaciel zakończył sypanie szańców i ustawił na nich pięć baterii o łącznej sile 29 dział. 29 września pod jedną z bram Lille rozległ się głos trąb­ ki oznajmiający przybycie poselstwa austriackiego z propo­ zycją kapitulacji. Ruault, mający pełne poparcie mera i mieszkańców miasta, zdecydowanie odrzucił tę propozy­ cję. Odjeżdżających parlamentarzystów żegnały obelgi i ka­ mienie. Dwie godziny później nieprzyjaciel rozpoczął ostrzał miasta, który będzie trwał z równym natężeniem do 3 października włącznie. W tym czasie na Lille spadło około 30 tysięcy pocisków zapalających i 6 tysięcy kul. Wśród oblężonych pojawili się tacy, którzy głośno mówili o konieczności poddania miasta. „Wczoraj po obiedzie - napisano w liście sześciu deputowanych Zgromadzenia wysłanym do Paryża - przemierzaliśmy dymiące ruiny dzielnicy Saint-Sauveur. Za nami podążał tłum obywateli. Szli z nami po szczątkach swych domostw, straganów, wśród swych rodziców i przyjaciół pogrzebanych pod gru­ zami. Co chwila odkrywając nowe nieszczęście dzielnie wznosili okrzyki: Niech żyje naród! Niech żyje Republi­ ka! Niech sczezną tyrani!" 3 Wspomniani przedstawiciele Zgromadzenia przybyli do miasta już po rozpoczęciu oblężenia, aby podtrzymać obrońców na duchu. Świadczy to zarówno o ich odwadze, 3

Receuil des Actes..., s. 106.

177 ak i nieszczelności austriackiego pierścienia wokół Lille. Austriacy mieli zbyt mało ludzi, aby otoczyć miasto izczelnym kordonem. Dzięki temu Lille nieustannie było zaopatrywane w żywność, a także pompy strażackie przy­ syłane przez okoliczne miasta. 1 października generał Lanarliere wprowadził w obręb murów twierdzy dwa reginenty piechoty liniowej, sześć batalionów ochotników 37 dział z Bethune. 4 i 5 października do miasta przybyły lwa następne regimenty. Na darmo więc Austriacy ustawii kolejną, szóstą baterię, której obsługę zachęcała do boju, >rzybyła na pole walki małżonka księcia Alberta, Maria Krystyna, siostra uwięzionej królowej Francji. Oblegają­ cym zaczęło w dodatku brakować amunicji. Domyślili się tego Francuzi, bo już 2 października cesarscy kanonierzy ostrzeliwali miasto kawałkami żelastwa. Dwa dni później ogień baterii austriackich znów przybrał na sile, ale był to łabędzi śpiew, albowiem nazajutrz nieprzyjaciel nie miał już czym załadować dział. Jednocześnie do księcia Alberta poczęły docierać ponure wieści z Szampanii, toteż 6 paź­ dziernika podjął on decyzję o zwinięciu oblężenia. Mieszkańcy Lille święcili triumf, a wraz z nimi cieszyła się cała rewolucyjna Francja. Zgromadzenie Narodowe uchwaliło pomoc dla zniszczonego miasta w wysokości sześciu milionów liwrów. Pomoc ta nie była znowu tak hojna, jeśli weźmiemy pod uwagę rozmiary szkód. W efek­ cie bombardowania prawie doszczętnemu zniszczeniu uleg­ ły dwa przedmieścia, a w całym mieście ogień austriacki obrócił w ruinę blisko siedemset budynków. Niemało też było zabitych, zwłaszcza wśród ludności cywilnej. Mimo to zdecydowana większość mieszkańców miasta nie upadła na duchu w czasie oblężenia. Ich nieugięta postawa stała się wzorem i symbolem republikańskiej odwagi. Jeśli o symbolach mowa, w których tak bardzo lubowali się rewolucjoniści, to przypadek sprawił, że Lille było widownią pierwszej i ostatniej sceny dwuaktowego drama-

178 tu wojennego. Przypomnijmy, że to właśnie tu w końcu kwietnia 1792 roku mieszkańcy pomagali uciekającym żoł­ nierzom bestialsko mordować swych oficerów, a także bezbronnych jeńców i dezerterów z armii austriackiej. Cóż, czasy się zmieniły i ludzie również. Żołnierze francuscy, których jeszcze miesiąc temu przeciwnicy zwali „niebies­ kim fajansem", uwierzyli we własne siły, i to tak dalece, iż wkrótce mieli zawładnąć całą Europą. Właściwy po­ czątek tym podbojom dał 6 listopada Dumouriez zwycię­ ską bitwą pod Jemappes, ale to już całkiem inna historia, odrębny etap militarnych zmagań młodej republiki.

BIBLIOGRAFIA

Materiał źródłowy, dotyczący armii i wojen okresu, któremu poświęcono tę książkę, jest ogromny. Doniesienia z frontu zawie­ rała właściwie każda ówczesna gazeta. Tu wykorzystano: „Moniteur", „Revolution de France et de Brabant" oraz „Journal de Paris". Wśród interesujących nas materiałów wspomnieniowych największe znaczenie mają pamiętniki Dumourieza, który w kla­ rowny sposób przedstawił wypadki kampanii 1792 roku. Nie są one jednak wolne od przeinaczeń i niesprawiedliwych ocen, wyni­ kających z różnego rodzaju resentymentów albo chęci uwypuklenia własnych dokonań. To samo można powiedzieć o wspomnieniach Ludwika Filipa, który równie wiernie prezentuje przebieg wojny. Gorzej pod tym względem ma się sprawa z pismami innych generałów, np. La Fayette'a, Kellermanna czy Mirandy. Bardziej obiektywne, choć cząstkowe, są relacje pomniejszych uczestników wojennych zmagań, jak np. Journal du cannonier Bricard, Memoire de colonel Leclaise czy Journal de marche du sergent Fricasse. Wiele takich źródeł wykorzystał w swym świetnym wyborze Jean Paul Bertaud (Valmy. La democratie en armes, Paris 1970). Nieco odmienne spojrzenie, zawierające dużą dozę poetyki, cechuje wspomnienia Chateaubrianda i Goethego. Spośród do­ wódców walczących po stronie aliantów interesujące pamiętniki j pozostawił też von Massenbach i hrabia Roger de Damas. Na

180 granicy literatury pamiętnikarskiej i historycznej syntezy znajdu­ je się książka generała Minutoliego, który w 1792 roku walczył w armii pruskiej. Książka ta zatytułowana Der Feldzug der Verbtindeten in Frankreich im Jahre 1792 wyróżnia się zwłaszcza znakomitymi mapami. Z wcześniejszych opracowań dziejów wojen toczonych przez rewolucyjną Francję na czoło wysuwa się wydane w 1805 roku dzieło Henriego de Jomini Histoire critiąue et militaire de compagnes de la Revolutions. W latach 1886-1894 Arthur Chuquet opub­ likował dwunastotomową pracę, która ukazała się pod ogólnym tytułem Les guerres de la Revolution. Trzy pierwsze tomy tej pracy dotyczą interesującego nas okresu. Jest to dzieło klasyczne i mimo późniejszej krytyki do dziś niezastąpione. Wydane od tamtej chwili syntezy wojen rewolucyjnych nie wnoszą nic szczególnie nowego; dotyczy to także pracy H. Lachouque'a Aux Armes Citoyens! (Paris 1969). Powstało natomiast wiele interesujących artykułów i prac .o charakterze przyczynkarskim poświęcpnych poszczególnym regionom, dowódcom czy formacjom. Wyróżnia się tu swą rzetelnością dzieło Mattiego Laurema, Uartillerie de campagne francaise pendant les guerres de la Revolution (Helsinki 1956). Dopiero w sto lat po opublikowaniu pierwszego tomu dzieła Chuąueta ukazała się kolejna wartościowa praca poświęco­ na kampanii 1792 roku. Mowa tu o książce Valmy ou la defense de la nation par le armes (Paris 1987). Jej autor, generał w stanie spoczynku, Emanuel Hublot, w sposób znamionujący starego praktyka omawia aspekty militarne tej kampanii. Jak wspom­ niano w przedmowie, nie powinno się sprowadzać dziejów wojny 1792 roku jedynie do wypadków na froncie. Mająca takie ambicje praca Bertrauda, La Revolution armee (Paris 1979) nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Bardziej interesujące jest opracowa­ nie Marcela Reinharda, L 'armee et la Revolution pendant la Convention (Paris 1957), które jednak tylko częściowo dotyczy interesującego nas okresu. To samo stwierdzenie można odnieść do dzieła Jeana Jauresa, Armia ludowa (Warszawa 1970). Z in­ nych prac należy wymienić książkę Juliana Bruna, Narodziny armii narodowej opublikowaną w 1939 roku pod pseudonimem J. Leverrier (wyd. pol. Warszawa 1956). Na uwagę zasługuje także opracowanie Alberta Soboula, U armee national sous la

181 Revolution (Paris 1945). Obie te pozycje pomimo niewątpliwych walorów odznaczają się tendencyjnością w interpretowaniu fak­ tów. Na osobną wzmiankę zasługują prace Samuela Scotta, The response of the royal army to the French Revolution (Londyn 1978) i Gillberta Bodiniera, Les officiers de Varmee royale de Yorktown ', a l'an II (Paris 1985). Wśród szerszych tematycznie opracowań, bez których zro­ zumienie istoty kampanii 1792 roku byłoby niemożliwe, należy . wymienić prace Jana Baszkiewicza i Stefana Mellera {Rewolucja francuska 1789-1794. Społeczeństwo obywatelskie, Warszawa 1983), Jeana Egreta (La Pre-Revolution francaise 1787-1788, Paris 1962), Francisa Fureta i Denisa Richeta (La Revolution francaise, Paris 1979), Jacąuesa Godechota (La contrę-Revolution. Doctrine et action 1789-1804, Paris 1961 i La grandę Nation, Paris 1956), Jeana Jauresa (Histoire socialiste de la Revolution francaise, Paris 1901 -1904), Alphonse'a de Lamartine'a (Histoire des Girondins, Paris 1984), Georgesa Lefebvre'a (La Rewlution francaise, Paris 1951), Alberta Mathieza (Rewolucja francuska, Warszawa 1956), Alberta Sorela (L'Europę et la Revolution francaise, t. I-VIII, Paris 1885-1904) i Alexisa de Tocqueville'a (Dawny ustrój i rewolucje, Warszawa 1970).

183

WYKAZ ILUSTRACJI

Jacąues Pierre Brissot. Repr. z: J. L e v r o n , La /?evolution francaise, Paris 1966. Twierdza Montmedy, cel ucieczki Ludwika XVI w czerwcu 1792 r. Repr. z: E. H u b l o t , Valmy, Paris 1987. Musztra żołnierzy francuskiej piechoty liniowej. Repr. z: j.w. Musztra ochotników. Repr. z: J.P. B e r t a u d , Valmy, Pa­ ris 1970. Napoleon Bonaparte w mundurze porucznika artylerii. Obraz z okresu, gdy przyszły cesarz Francuzów był dowódcą 1 ba­ talionu ochotników z Korsyki. Repr. z: Napoleon, Lausanne 1969, t. I. Marszałek Jean-Baptiste Rochambeau. Repr. z: H u b l o t , op. cit. Generał Gilbert markiz de La Fayette. Repr. z: L e v r o n, op. cit. Marszałek Nicolas von Liickner. Repr. z: H u b l o t , O/J. cit. Żołnierz 2 pułku huzarów, jednego z nielicznych oddziałów francuskich, który nie uległ panice pod Quievrain. Repr. z: Napoleon. Ojczyzna w niebezpieczeństwie. Obraz alegoryczny. Repr. z: B e r t a u d , op. cit. Ludwik XVI. Repr. z: L e v r o n, op. cit. Ucieczka La Fayette'a z obozu pod Sedanem. Repr. z: A. C h u q u e t , Guerres de la Revolution, Paris 1934. Książę Brunszwiku. Repr. z: j.w.

SPIS TREŚCI

Przedmowa Ca ira? Europa i rewolucyjna Francja Przedwojenna Francja Od Varennes do wojny Przeciwnicy Bardzo dziwna wojna Ojczyzna w niebezpieczeństwie "W przededniu inwazji Od Longwy do Verdun Deszcz Sytuacja na północy Las argoński Wróg wkracza do Szampanii Bitwa Valmy - zwykła kanonada? Negocjacje Odwrót r Kontrowersje wokół kampanii Lille Bibliografia Wykaz ilustracji

5 1 15 22

'.

4. 74 85 89 95 103 109 114 127 132 144 15f lf 16;> 173 179 182