Normandia 1944 [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

HISTORYCZNE B I T W Y

ROBERT BIELECKI

NORMANDIA 1944 W y d a w n i c t w o Bellona Warszawa 1991

WSTĘP Niewiele jest takich pól bitewnych, gdzie zwiedzający miałby poczucie bezpośredniego obcowania z historią, gdzie doznawałby wrażenia, że oto znalazł się w miejscu wielkich wydarzeń, które w sposób zasadniczy wpłynęły na losy świata. Tak właśnie jest na plażach Normandii, na owym gigantycznym pobojowisku pierw­ szego dnia inwazji, która zapoczątkowała proces wyzwalania zachodniej części naszego kontynentu spod niemieckiej okupacji. Owo wrażenie obcowania z historią jest rezultatem oddziaływa­ nia kilku elementów, przede wszystkim jednak stanowi ono efekt moralnego wymiaru samej operacji, od której zależał przecież los ujarzmionych narodów. Klęska alianckich wojsk inwazyjnych, zepchnięcie ich do morza - wszystko to byłoby równoznaczne z odroczeniem upadku Trzeciej Rzeszy. Sukces lądujących wojsk oznaczał natomiast, iż rozpoczął się ostatni etap walki z faszyz­ mem i że wolność, na którą od lat czekały uciemiężone narody, jest już kwestią najbliższych dni, tygodni lub miesięcy. Działania wojsk inwazyjnych były z uwagą śledzone nie tylko przez mieszkańców zachodniej Europy. Wielu Polaków, którzy przeżyli okupację, podkreśla w swych wspomnieniach, jak wielkie wrażenie wywarła na nich wiadomość, że „nareszcie zaczęło się". Na utworzenie drugiego frontu czekano bowiem od dawna, co najmniej od wiosny 1943 roku. Ów emocjonalny stosunek Pola­ ków do działań prowadzonych w Normandii wynikał nie tylko z przeświadczenia, że każde zwycięstwo nad Niemcami - na Wschodzie i na Zachodzie - przyspiesza koniec Trzeciej Rzeszy. 5

Był to również rezultat tego, że na Wyspach Brytyjskich znaj­ dowały się liczne polskie jednostki wojskowe. Domyślano się więc, że w operacji lądowania biorą udział polscy lotnicy i mary­ narze. Przypuszczano, że walczą tam również polskie siły lądowe, przede wszystkim zaś dywizja pancerna gen. Stanisława Maczka. Poczucie obcowania z historią to także rezultat samych roz­ miarów pola bitwy. Ciągnie się ono wąskim pasem wybrzeża długości 90 km od ujścia rzeki Orne i miasteczka Ouistreham aż po osadę Sainte Merę Eglise. Ta rozległość pola bitwy przypomi­ na zwiedzającym, iż już w pierwszym dniu inwazji po stronie alianckiej walczyło 150 tys. ludzi i że przez plaże te w następnych tygodniach przeszło ponad 2 min żołnierzy. W przeciwieństwie do wielu innych pól bitew drugiej wojny światowej na plażach Normandii napotykamy na każdym kroku świadectwa toczonych tu niegdyś walk. Zachowały się niemieckie bunkry i kazamaty, zamienione na muzea i pomniki bądź też po prostu pozostawione w takim stanie, w jakim znajdowały się one w czerwcu 1944 roku. Z wysokiego brzegu plaży „Omaha", z płaskich wydm plaży „Utah" widać w czasie odpływu wraki barek inwazyjnych, które zatonęły pamiętnego dnia „ D " . W mia­ steczku Arromanches można bez trudu dostrzec w odległości 1,5 km od brzegu przeżarte rdzą kadłuby starych statków i okrę­ tów wojennych, które - wypełnione betonem - zatopiono tu, by utworzyć sztuczny port „Mulberry". Niektóre fragmenty normandzkiego pobojowiska nie zmieniły się zupełnie od 1944 roku. Tak jest chociażby z Pointę du Hoc, owym urwiskiem skalnym zdobytym przez rangersów ppłk. Jamesa Ruddera. Cały ten teren uznano za swoisty rezerwat. Jego część - wciąż ogrodzona zasie­ kami - nie została rozminowana do tej pory. Plaże Normandii są bez wątpienia najliczniej zwiedzanym na świecie polem bitwy. Bez względu na porę roku zawsze tu pełno turystów, choć najczęściej spotyka się ich w czerwcu, w czasie obchodów rocznicowych. Są to turyści różnego rodzaju i różnych narodowości, głównie Francuzi, Anglicy, Amerykanie i, oczywiś­ cie, Niemcy. Wśród zwiedzających zwracają uwagę kombatanci - uczestnicy zmagań z czerwca, lipca i sierpnia 1944 roku, którzy powracają tu wielokrotnie. Łatwo ich odróżnić, noszą oni bo­ wiem zazwyczaj miniaturki odznaczeń, berety lub furażerki. Stosunkowo często teren bitwy odwiedzany jest przez rodziny poległych. W Normandii znajdują się liczne cmentarze wojenne, wśród których jest także polski cmentarz w Langannerie-Urville. Spoczywa na nim 650 żołnierzy dywizji pancernej gen. Maczka. 6

Wprawdzie nie brali oni udziału w walkach toczonych w pierw­ szych dniach inwazji, ale za to odegrali doniosłą rolę w końcowej fazie bitwy o Normandię. Przy bramie cmentarnej ozdobionej metalowymi odznakami wszystkich jednostek dywizji pancernej gen. Maczka znajduje się kapliczka, a w niej księga, do której wpisują się zwiedzający. Tę 500-stronicową księgę zmienia się przynajmniej raz w roku, tak częste są bowiem wpisy. W Normandii istnieje dziś kilkanaście muzeów związanych tematycznie z inwazją. Największe z nich powstało w 1989 roku, a więc w 45 rocznicę bitwy, na północnym skraju Caen, w daw­ nym niemieckim bunkrze, w którym niegdyś mieściło się stanowi­ sko dowodzenia jednego z korpusów. To muzeum ma dość specyficzny charakter, ukazuje bowiem bitwę na znacznie szer­ szym tle, jako jeden z kulminacyjnych momentów walki z hit­ leryzmem, który zaczął zagrażać Europie od 1933 roku.

GENEZA OPERACJI „OVERLORD" 14 lipca 1940 roku - zaledwie w sześć tygodni po klęsce brytyjskiego korpusu ekspedycyjnego pod Dunkierką-Winston Churchill, przemawiając w Izbie Gmin, zapowiedział, że Wielka Brytania podejmie w 1942 roku działania ofen­ sywne na kontynencie. W owym czasie mało kto wierzył w możliwość spełnienia tej obietnicy. Brytyjska armia lądo­ wa składała się z zaledwie trzech dywizji, z których tylko jedna była w komplecie. Na razie trzeba było stawić czoło całej potędze Trzeciej Rzeszy, rozpoczęła się bowiem bitwa o Anglię. Nad Wyspami Brytyjskimi pojawiały się codzien­ nie myśliwskie i bombowe eskadry Luftwaffe, które starały się zniszczyć angielską obronę powietrzną i morską, tak aby można było dokonać operacji desantowej. W dwa lata później, 23 kwietnia 1942 roku, na tajnym posiedzeniu Izby Gmin, Winston Churchill przyznał, że w owym czasie wystarczyłoby, aby Niemcy przeprawili przez kanał La Manche 150 tys. ludzi, a brytyjska obrona lądowa załama­ łaby się. Na szczęście - dzięki znakomitej postawie lot­ ników brytyjskich i polskich - bitwa o Anglię została wygrana. 12 października 1940 roku Hitler odłożył do następnej wiosny operację „Lew morski", czyli próbę desan9

tu na Wyspy Brytyjskie. W rzeczywistości była to ostatecz­ na rezygnacja z takiej operacji. Właśnie w tym czasie, tj. jesienią 1940 roku, na mocy decyzji Churchilla został utworzony Dyrektoriat Operacji Kombinowanych (Directorate of Combined Operations). Na jego czele stanął adm. Roger Keyes, który jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej zajmował się zagad­ nieniami operacji desantowych. Dyrektoriat był niezależny od dowództw trzech rodzajów broni - wojsk lądowych, marynarki wojennej i lotnictwa 1 . Dyrektoriat Operacji Kombinowanych miał za zadanie nie tyle przygotować przyszłą - na razie jeszcze rysującą się bardzo mglisto - operację desantową „gdzieś w Europie", ile raczej szkolić kadry na potrzeby działań na znacznie mniejszą skalę, w rodzaju wypadów komandosów na wy­ brzeża okupowanego kontynentu. Dopiero później przewi­ dywano podjęcie operacji na znacznie większą skalę, łącz­ nie z inwazją. Zaczęto od przyjmowania ochotników, do­ konując przy tym ich surowej selekcji. To z nich właśnie zostały utworzone pierwsze oddziały komandosów. Praco­ wnicy Dyrektoriatu zajmowali się również projektowaniem i produkowaniem sprzętu, który miał być wykorzystany w czasie przyszłej inwazji. Właśnie w okresie dowództwa Keyesa przeprowadzono doświadczenia z nowym typem barek desantowych - Landing Cr aft Assault (LCA). Od­ były się one na rzece Clyde i zostały uznane za tak obiecujące, że Keyes polecił rozpocząć produkcję tych jednostek. W lipcu 1941 roku został opracowany pierwszy, na razie bardzo schematyczny, plan inwazji w północno-zachodniej Europie. Przygotował go Inter Services Training and Development Centrę (ISTDC) - ośrodek ekspertów zajmują­ cych się zagadnieniami operacji morsko-lądowych. Auto1

10

G. B l o n d , Le Debarąuement, Paris 1984, s. 16.

rzy planu inwazji oceniali, że do takiej operacji trzeba będzie użyć co najmniej 15 dywizji pancernych i 20 dywizji piechoty, nie licząc oddziałów tyłowych i pomocniczych. Siły te miały wyruszyć z Wysp Brytyjskich. Autorzy planu zwracali uwagę na duże znaczenie trans­ portu. Zakładali, że każda dywizja, wraz z jednostkami wspomagającymi, będzie liczyć po 45 tys. ludzi i 6 tys. pojazdów. Większość tych wojsk trzeba będzie przewieźć ze Stanów Zjednoczonych. Dla brytyjskich eskpertów nie ulegało wątpliwości, iż już w niedługim czasie Amerykanie przystąpią do wojny z Niemcami i że tylko masowy udział ich wojsk w walkach może zapewnić zwycięstwo nad Trzecią Rzeszą 2 . Łatwo było obliczyć, że dla przetransportowania takiej masy wojska z Ameryki do Anglii, a potem z Wielkiej Brytanii przez kanał La Manche do Europy potrzebna będzie ogromna flota o łącznej wyporności co najmniej miliona BRT. Nawet potężny przemysł stoczniowy USA potrzebowałby pół roku na wyprodukowanie takiej liczby statków. Brytyjczycy próbowali nakłonić Amerykanów do prze­ dyskutowania planu inwazji podczas konferencji Churchil­ la z Rooseveltem odbytej w sierpniu 1941 roku na po­ kładzie angielskiego okrętu wojennego „Prince of Wales". Stany Zjednoczone jednak nie były wówczas jeszcze w sta­ nie wojny z Niemcami i dlatego też Amerykanie nie chcieli podejmować rozmów na temat konkretnych operacji. W październiku 1941 roku Churchill mianował nowego dowódcę Combined Operations. Został nim wiceadmirał lord Louis Mountbatten, prawnuk królowej Wiktorii, ku­ zyn brytyjskiego monarchy, dowódca, który odznaczył się już w wojnie morskiej z Niemcami. Od momentu swej nominacji zasiadał on w Komitecie Połączonych Szefów 2

A. H i n e , Lejour ,j", Paris 1966, s. 4-6.

11

Sztabów (Joint Chiefs of Staff), któremu przewodniczył Churchill 3 . Lord Mountbatten otrzymał zadanie „przestudiowania możliwości operacji inwazyjnej w Europie przez kanał La Manche". On to właśnie słusznie uchodzi za ojca operacji desantowej w Normandii przeprowadzonej w czerwcu 1944 roku. Jego zastępcami i pomocnikami zostali marszałek lotnictwa Sholto Douglas i gen. Bernard Paget. 7 grudnia 1941 roku Japończycy zaatakowali amerykań­ ską bazę morską w Pearl Harbor na Hawajach. 24 grudnia do Waszyngtonu przybył Winston Churchill. Podczas kon­ ferencji odbytej przez premiera Wielkiej Brytanii z Rooseveltem obaj politycy ustalili, że mimo wszystko w pierwszej kolejności należy pokonać hitlerowskie Nie­ mcy, a dopiero potem Japonię. Nie była to decyzja łatwa do przeforsowania, bo „lobby Pacyfiku" miało duże wpły­ wy, a miliony Amerykanów po zdradzieckiej napaści na Pearl Harbor domagały się surowego ukarania Japonii. Od tego momentu dowództwo amerykańskie zaczęło pracować nad planem inwazji. Zajmowało się tym Biuro Operacji - nowy organ powstały w łonie Departamentu Obrony, którym kierował mało jeszcze wówczas znany gen. Dwight Eisenhower. Na przełomie grudnia 1941 i stycznia 1942 roku Biuro Operacji rozważyło wstępnie różne możliwości działań amerykańskich w Europie. Najpierw rozpatrywano projekt pokonania Trzeciej Rzeszy poprzez masowe bombardowa­ nia jej terytorium i państw okupowanych. Uznano jednak, że oznaczałoby to miliony ofiar wśród ludności cywilnej, przy czym nie było żadnej gwarancji, iż Niemcy skapitulu­ ją. Dyskutowano też nad projektem wysłania do Związku Radzieckiego silnego amerykańskiego korpusu ekspedycyj­ nego. Można było tego dokonać tylko drogą południową 3

przez Zatokę Perską albo północną przez Murmańsk. Koszty takiej operacji, a przede wszystkim trudności tech­ niczne, były tak ogromne, że projekt został zaniechany. Zastanawiano się również nad przeprowadzeniem opera­ cji desantowej w południowej Europie, najlepiej na Bał­ kanach. Uznano jednak, że jest to niewykonalne. Trudno­ ści, jakie musieli pokonać Brytyjczycy, by dotrzeć ze swymi konwojami na Maltę, wskazywały na to, że lądowanie na Bałkanach pociągnęłoby za sobą ogromne straty. Roz­ ważano też koncepcję lądowania we francuskich posiadłoś­ ciach w Afryce Północnej. Tu szanse powodzenia były o wiele większe. Jednakże opanowanie Maroka, Algierii i Tunezji przez wojska amerykańskie byłoby tylko częś­ ciowym sukcesem. Projekt ten został zrealizowany jako operacja „Torch" w listopadzie 1942 roku 4 . Na początku 1942 roku uznano, że tylko wielka operacja inwazyjna w zachodniej Europie, przeprowadzona z Wysp Brytyjskich poprzez kanał La Manche, może przynieść rozstrzygnięcie wojny z Trzecią Rzeszą. Koncepcję tę za­ twierdził najpierw amerykański szef sztabu sił lądowych, gen. George Marshall, a 1 kwietnia prezydent Roosevelt. 14 kwietnia na konferencji w Londynie Churchill, Marshall i najbliższy współpracownik Roosevelta, Harry Hopkins, ustalili, że operacja inwazyjna poprzez kanał La Manche, podjęta wspólnymi siłami amerykańskimi i brytyjskimi, będzie stanowić główne uderzenie aliantów zachodnich na okupowaną Europę. Oznaczało to, że od tej pory Stany Zjednoczone będą kierować na Wyspy Brytyjskie swoich żołnierzy i sprzęt wojskowy w ilościach, jakich wymagać będzie taka inwazja. Rozpoczynającą się akcję przerzuca­ nia wojsk amerykańskich do Wielkiej Brytanii nazwano operacją „Bolero". Podczas konferencji londyńskiej Amerykanie przedsta-

B l o n d , op. cit., s. 18-19. 4

12

W. T u t ę , D-Day, London 1984, s. 21-23.

13

wili własną wersję planu operacji inwazyjnej, przygotowa­ ną przez sztab gen. Dwighta Eisenhowera i oznaczoną kryptonimem „Roundup". W inwazji miało wziąć udział 48 dywizji, z czego 30 byłoby amerykańskich, a 18 brytyjs­ kich. Siły lotnicze potrzebne do wsparcia lądujących wojsk oceniano na 5800 samolotów bojowych, w tym 2550 bry­ tyjskich. Ustalono, że trzeba będzie zgromadzić 7000 jed­ nostek desantowych najprzeróżniejszych typów oraz okrę­ tów wojennych. Wyznaczono nawet orientacyjny rejon lądowania, który znajdował się „gdzieś między Boulogne a Hawrem". Operacja miała być przygotowana na 1 kwie­ tnia 1943 roku. Brytyjczykom nie przypadła do gustu przedstawiona przez Amerykanów wersja planu operacji inwazyjnej. Nie czuli się jeszcze przygotowani do prowadzenia masowych działań w Europie, tym bardziej że sami ponosili klęski na Dalekim Wschodzie w wojnie z Japonią i w Afryce Północ­ nej w walkach z korpusem Rommla. Ich zdaniem, jeśliby już trzeba było dokonać inwazji na Europę w ciągu najbliż­ szego roku, to powinna to być operacja przeprowadzona jedynie siłami 8-10 dywizji. Proponowali więc zajęcie pół­ wyspu Cotentin z portem w Cherbourgu i stworzenie tam przyczółka. Plan ten nosił kryptonim „Sledgehammer". Na konferencji londyńskiej nie podjęto jeszcze decyzji, która z dwu wersji planu operacji inwazyjnej będzie reali­ zowana. Sztaby alianckie miały pracować nad obydwiema, uściślając je w szczegółach. 25 czerwca 1942 roku przybył do Londynu gen. Eisen­ hower, mianowany przez Roosevelta dowódcą wojsk ame­ rykańskich w Europie. Jego kwatera została oznaczona skrótem ETOUSA (European Theater of Operation Uni­ ted States Army). Sztab Eisenhowera zajął się rozmiesz­ czaniem wojsk amerykańskich na Wyspach Brytyjskich oraz szkoleniem ich w ramach przygotowań do operacji 14

inwazyjnej. Nadzorował też akcję bombardowania przez lotnictwo amerykańskie terytorium Trzeciej Rzeszy 5 . W czerwcu i lipcu 1942 roku na Wyspy Brytyjskie przybyły pierwsze oddziały amerykańskie. Były to drobne oddziały 34 dywizji piechoty i 1 dywizji pancernej, a także jednostki 8 Floty Powietrznej. 4 lipca 6 amerykańskich samolotów typu Boston wzięło po raz pierwszy udział w bombardowaniu celów w okupowanej Europie. W tym właśnie czasie Związek Radziecki zaczął nalegać na Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone, aby państwa te utworzyły drugi front na kontynencie europejskim. Sytua­ cja Armii Czerwonej była bardzo trudna i Moskwa doma­ gała się takich działań inwazyjnych, które odciągnęłyby z frontu wschodniego przynajmniej 40 dywizji niemieckich. Rozmowy w tej sprawie prowadził w Londynie i Waszyng­ tonie w maju i czerwcu 1942 roku radziecki minister spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow. Churchill i brytyjscy dowódcy wojskowi byli zdecydowa­ nie przeciwni tworzeniu drugiego frontu już w 1942 roku. Argumentowali, że operacja taka zakończy się nieuchron­ ną klęską, Wielka Brytania bowiem nie jest jeszcze przygo­ towana nawet do przeprowadzenia operacji „Sledgeham­ mer", nie mówiąc już o „Roundup". Utworzenie drugiego frontu stało się jednak sprawą natury moralnej. Brytyjska opinia publiczna uważała, że należy w taki właśnie sposób dopomóc Rosjanom, na których spoczywał wtedy główny ciężar walki z Niemcami. Amerykanie byli bardziej skłonni do utworzenia drugie­ go frontu. W czerwcu 1942 roku przybyli do Londynu gen. Marshall, adm. King oraz Harry Hopkins. Dali oni jasno do zrozumienia, że jeśli w 1942 roku nie zostanie podjęta duża operacja wspomagająca Rosjan, to Stany Zjednoczo5

J. C o m p a g n o n , Le Debarąuement en Normandie, Rennes 1984, s. 20.

15

ne skoncentrują się na walce z Japonią. Ostatecznie przyję­ to rozwiązanie kompromisowe, zaakceptowane 25 czerwca przez Roosevelta. Przewidywało ono, że inwazja na Euro­ pę przez kanał La Manche dojdzie do skutku w 1943 roku, a tymczasem alianci rozpoczną przygotowania do operacji „Torch", której celem było opanowanie Afryki Północ­ nej 6 . Niemniej jednak trzeba było podjąć jakieś działania na samym kontynencie. Churchill zdecydował się na prze­ prowadzenie operacji „Jubilee", która z jednej strony stała­ by się okazją do sprawdzenia sprzętu i metod walki opra­ cowanych przez Directorate of Combined Operations, a z drugiej udowodniłaby Rosjanom i brytyjskiej opinii publicznej, że inwazja na Europę na razie jest zupełnie niemożliwa. 19 sierpnia wylądowało w Dieppe 6 tys. żoł­ nierzy kanadyjskich i 1 tys. brytyjskich komandosów wspieranych przez 30 czołgów typu Churchill oraz działa okrętów wojennych. Żołnierze alianccy mieli opanować port i okoliczne fortyfikacje. Po dziewięciu godzinach walki ponieśli jednak całkowitą klęskę. 3369 z nich zostało zabitych, rannych bądź też znalazło się w niewoli. Mimo tej klęski operacja pozwoliła na zebranie wielu istotnych doświadczeń, niezbędnych w dalszych przygoto­ waniach inwazyjnych. Przede wszystkim stało się jasne, że Niemcy nie pozwolą na opanowanie żadnego portu bez zniszczenia jego urządzeń. Zresztą urządzenia te zostaną i tak zniszczone w wyniku poprzedzającego inwazję alianc­ kiego bombardowania i ostrzału z morza. Od czasu lądo­ wania w Dieppe zarzucono koncepcję przeprowadzenia inwazji w pobliżu dużych portów z myślą ich natychmias­ towego opanowania i wykorzystania. Okazało się także, że duże zgrupowanie okrętów wojen­ nych i jednostek transportowych może utrzymać się przez

cały dzień przy dobrej pogodzie w pobliżu wybrzeża kon­ tynentu. Niemcy nie są w stanie zniszczyć skoncentrowa­ nych okrętów alianckich ani nawet zadać im poważniej­ szych strat. Pod Dieppe udało im się zatopić zaledwie jeden niszczyciel. Stwierdzono też, że ogniem dział okrętowych nie można zmusić do milczenia, a tym bardziej zniszczyć obrony nadbrzeżnej przeciwnika. W konsekwencji trzeba było po­ myśleć o znacznym zwiększeniu własnej siły ognia, naj­ lepiej poprzez wykorzystanie lotnictwa. Jednakże nie było wcale pewności, czy połączenie bombardowania z ostrza­ łem z morza wystarczy do unieszkodliwienia obrony nad­ brzeżnej przeciwnika. Okazało się również, że Wał Atlantycki, tj. system nie­ mieckich fortyfikacji wzdłuż wybrzeży Francji, ma najsil­ niej rozbudowane umocnienia właśnie w rejonie Dieppe, a więc na tym odcinku kanału La Manche, gdzie jest on najwęższy. Miało to istotny wpływ na wybór miejsca przyszłej operacji inwazyjnej7. W styczniu 1943 roku - już po opanowaniu przez aliantów Afryki Północnej - odbyła się w Casablance kolejna konferencja Roosevelta z Churchillem. To właśnie wtedy powołano międzyaliancki sztab specjalny, którego zadaniem miało być przygotowanie ostatecznego planu inwazji na Europę. Otrzymał on nazwę Chief of Staff of the Supremę Allied Commander (COSSAC). 12 marca mianowano szefa tego sztabu. Został nim generał brytyjski Frederick Morgan. W kwietniu 1943 roku utworzono Sztab „X", złożony w większości z Brytyjczyków, który miał się zająć morską stroną przyszłego desantu. Nie wyznaczono natomiast jeszcze dowódcy planowanej opera­ 8 cji inwazyjnej . 7

6

16

T u t ę , op. cit., s. 23-24.

8

B l o n d , op. cit., s. 35. D. H o w a r t h, 6 Juin a V aube, Paris 1964, s. 9-12.

2 - Normandia 1944

17

26 kwietnia 1943 roku gen. Morgan otrzymał od Komiu Połączonych Szefów Sztabów dyrektywy dotyczące :ech różnych operacji. Kryptonimem „Starkey" oznaczooperację dywersyjną na kontynencie europejskim, którą )żna by przeprowadzić już w 1943 roku. Celem takiej eracji byłoby związanie znacznych sił niemieckich i prze­ rodzenie nieprzyjacielowi w przerzuceniu ich na front ehodni lub włoski. Operacja „Rankin" była przewidyma na wypadek, gdyby doszło do nagłego załamania zeciej Rzeszy. Chodziło o to, by alianci w każdej chwili towi byli w takim wypadku do przeprowadzenia maso:go desantu na kontynencie. Wreszcie operacja „Overrd" polegała na dokonaniu inwazji na kontynent w syacji, gdy przeciwnik jest jeszcze bardzo silny, a więc gdy leży się liczyć z jego zaciekłą obroną i groźbą przeciwlerzenia. Zakładano, że taka operacja będzie możliwa ipiero w 1944 roku. 25 maja COSSAC otrzymał od Komitetu Połączonych :efów Sztabów dodatkowe wytyczne dotyczące operacji )verlord". Ustalono, że celem jej ma być w pierwszym ipie opanowanie stosunkowo dużego terenu, tak aby ożna było wykonać dalsze uderzenia i doprowadzić do jęcia kilku portów. Przez te porty mogłyby być dowożo: posiłki bezpośrednio ze Stanów Zjednoczonych w teme 3-5 dywizji miesięcznie. W pierwszej fazie inwazji siły ianckie miały się składać z 9 dywizji. Szczegółowy plan j operacji miał być gotowy 1 sierpnia 1943 roku. Termin 9 dowania wyznaczono na maj 1944 roku . Przez pierwsze półrocze 1943 roku oficerowie z OSSAC zastanawiali się nad wyborem najdogodniejszego iejsca do przeprowadzenia desantu. W grę wchodziły lko dwa rejony - wybrzeże Pas de Calais oraz Normana. Amerykanie byli zwolennikami lądowania w pierw9

C o m p a g n o n , op. cit., s. 23.

szym z wymienionych rejonów, przede wszystkim z tej racji, że gdyby udało się utworzyć przyczółek w Pas de Calais, to stamtąd wiodła już prosta i stosunkowo krótka droga do Zagłębia Ruhry, a więc centrum przemysłowego Trzeciej Rzeszy. Brytyjczycy, opierając się na własnych doświadczeniach, opowiadali się za lądowaniem w Nor­ mandii. Wskazywali oni, że niemiecka obrona jest tu wyraźnie słabsza, a Wał Atlantycki tylko fragmentami wybudowany. Z informacji wywiadu brytyjskiego i donie­ sień francuskiej Resistance wynikało, iż Niemcy spodzie­ wają się inwazji w Pas de Calais i że tam właśnie skoncent­ rowali gros swoich sił. Lądowanie w Normandii dawało jeszcze inne korzyści. Półwysep Cotentin osłaniał bowiem wybrzeża Francji mię­ dzy rzekami Orne i Vire od silnych prądów morskich i wiatrów z zachodu, a to miało przecież istotne znaczenie w pierwszej fazie inwazji. Co więcej, północno-zachodnią Francję można było stosunkowo łatwo odizolować od reszty kraju poprzez zniszczenie mostów na Sekwanie i Lo­ arze. Gdyby udało się wysadzić w powietrze bądź zbom­ bardować te mosty, to wówczas alianci mieliby do czynie­ nia tylko z 7 armią niemiecką, która przynajmniej w pierw­ szym okresie walk byłaby pozbawiona posiłków ze wscho­ du i południa. Normandia leży dalej niż Pas de Calais od wybrzeży Anglii, ale nie miało to większego znaczenia. Oficerowie z COSSAC wiedzieli bowiem, że skala operacji inwazyjnej będzie tak wielka, iż dla przewiezienia wojsk pierwszego rzutu i niezbędnego sprzętu zostaną wykorzystane wszyst­ kie porty brytyjskie od ujścia Tamizy aż po Kanał Bristolski. W takiej sytuacji alianckie okręty wojenne oraz jedno­ stki transportowe i tak musiałyby przebyć wiele mil mors­ kich 1 0 . 10

T u t ę , op. cit., s. 37.

19

Gen. Morgan wraz z większością oficerów z COSSAC >owiedział się za lądowaniem w Normandii. 15 lipca 1943 roku COSSAC przedstawił Komitetowi sączonych Szefów Sztabów pierwszy szczegółowy plan wazji. Zwrócono w nim uwagę na następujące kwestie: - konieczność zapewnienia po wylądowaniu stałego do3zu wojsk inwazyjnych i niezbędnego sprzętu; - potrzebę znacznego zwiększenia liczebności własnych ajsk lądowych biorących udział w pierwszym dniu operai, a także wzmocnienia sił lotniczych i morskich; - konieczność natychmiastowego podjęcia takich dzia­ li, które zwiększyłyby szanse planowanej operacji (działaa dywersyjne, dezinformowanie przeciwnika co do terinu i miejsca inwazji, przerywanie łączności i komunikai wroga)x l. W sierpniu 1943 roku podczas konferencji w Quebecu an ów przedstawiono do zaaprobowania Rooseveltowi Churchillowi. Obaj przywódcy zatwierdzili zasadnicze jnkty planu, ale jednocześnie wskazali na to, że rachuby, ;odnie z którymi po piętnastu dniach walki alianci będą /sponować na kontynencie już 18 dywizjami piechoty idź pancernymi i 30 eskadrami startującymi z 14 lotnisk Dlowych, są zbyt optymistyczne. Zalecili także, by niezażnie od lądowania w Normandii przewidziano desant południowej Francji, najlepiej w Prowansji. Miała to być peracja o kryptonimie „Anvil". Podczas konferencji w Quebecu ustalono, że dowódcą lanowanej operacji będzie Amerykanin, a jego zastępcą Brytyjczyk. Brytyjczykami mieli być także dowódcy oszczególnych rodzajów broni. Przyjęto, że inwazja naąpi w maju 1944 roku. Zatwierdzono też ostatecznie ryptonim operacji - „Overlord" (Suzeren). Część morska :j operacji otrzymała miano „Neptun". 11

0

D. Remy, Le debarguement en Normandie, Paris 1982, s. 41.

Od czasu konferencji w Quebecu COSSAC, zajmujący się dotychczas tylko planowaniem, stał się dowództwem operacyjnym. Oznaczało to, że musiał on podjąć szereg decyzji, a mianowicie: - ustalić dokładnie, jakie siły i środki są potrzebne do przeprowadzenia planowanej operacji; - wyznaczyć dywizje, które będą uczestniczyć w inwazji, aby mogły one już rozpocząć ćwiczenia; - zorganizować służbę bezpieczeństwa czuwającą nad tym, aby szczegóły planowanej operacji nie dotarły do nieprzyjaciela; - zintensyfikować działania służb wywiadowczych w związku z potrzebami operacji „Overlord". 20 października dowództwo operacji „Neptun" objął admirał brytyjski, Bertram Ramsay, który w 1940 roku kierował ewakuacją Dunkierki, a w 1942 roku był autorem planu operacji „Torch". Jemu właśnie podlegał teraz Sztab „X". Na czele floty amerykańskiej mającej uczestniczyć w inwazji stanął kontradm. Alan Kirk. Znaczne komplikacje wywołała sprawa obsadzenia sta­ nowiska dowódcy wojsk inwazyjnych. Wiadomo było, że ma nim zostać Amerykanin i Churchill godził się na to, tym bardziej że przecież wojska Stanów Zjednoczonych miały odegrać decydującą rolę w planowanej inwazji. Ame­ rykanie jednak wystąpili z sugestią, aby był to nie tylko dowódca sił inwazyjnych, ale w ogóle wszystkich wojsk alianckich walczących z Trzecią Rzeszą. Oznaczałoby to podporządkowanie Amerykanom całej armii brytyjskiej, a taka decyzja miałaby, oczywiście, doniosłe konsekwencje polityczne. Byłaby ona także oznaką znacznego osłabienia pozycji Wielkiej Brytanii. Kiedy na konferencji w Teheranie Roosevelt zgłosił propozycję powierzenia stanowiska dowódcy alianckich wojsk inwazyjnych gen. Marshallowi, Churchill energicznie sprzeciwił się temu. Marshall był od początku wojny sze21

m sztabu amerykańskich sił lądowych i zajmował kluczoi pozycję w systemie władzy Stanów Zjednoczonych, go kandydatura była nie do przyjęcia dla Brytyjczyków. Dopiero w grudniu 1943 roku Roosevelt mianował doódcę alianckich wojsk inwazyjnych. Został nim gen. wight Eisenhower, który w owym czasie sprawował koendę nad wojskami walczącymi w basenie Morza Śródsmnego. Eisenhower był bardzo popularny w Wielkiej rytanii. W dodatku jego pozycja w samych Stanach jednoczonych była o wiele słabsza niż Marshalla, co taśnie odpowiadało Churchillowi. W styczniu 1944 roku stanowisko zastępcy dowódcy ojsk inwazyjnych objął brytyjski marszałek lotnictwa rthur Tedder, dotychczasowy dowódca alianckiego lotctwa w basenie Morza Śródziemnnego. Cieszył się on lakomitą opinią i uważany był nawet za inteligentniejego i energiczniejszego dowódcę od Eisenhowera, wskuk czego przypuszczano, że to właśnie on będzie faktycze kierować przygotowaniami do inwazji. Eisenhower zadowoleniem przyjął nominację Teddera, był bowiem jrącym zwolennikiem ścisłego współdziałania lotnictwa wojskami lądowymi. Aliancką marynarką wojenną dowodził, jak już mówiliśiy, adm. Ramsay. Dowódcą lotnictwa został marsz. Traf>rd Leigh-Mallory, któremu podporządkowano taktyczne ły powietrzne sojuszników, tj. 2 Taktyczną Flotę Powiet:ną RAF i 9 Flotę Powietrzną USA. Szczególnego znaczenia nabrała kwestia obsady stanowica dowódcy inwazyjnych wojsk lądowych. Eisenhower iciał, aby objął je gen. Harold Alexander, cieszący się •esztą pełnym zaufaniem Churchilla. Brytyjski premier znał jednak, że Alexander powinien pozostać we Wło:ech i dokończyć prowadzone tam operacje. W tej sytuacji anowisko dowódcy inwazyjnych wojsk lądowych powie­ lono gen. Bernardowi Montgomery'emu.

Eisenhower przybył do Londynu w styczniu 1944 roku. Ponieważ nie chciał, aby jego sztab znajdował się w cen­ trum stolicy, wybudowano prawdziwe miasteczko namio­ tów w Bushey Park, na zachodnich krańcach miasta. Sztab ten - bardzo rozbudowany - podlegał gen. Walterowi Bedell Smithowi. Był on już szefem sztabu Eisenhowera w czasie walk w rejonie Morza Śródziemnego. Ten świetny organizator wziął na siebie większość prac administracyj­ nych i uwolnił Eisenhowera od roztrząsania szczegółów przygotowań do operacji „Overlord". Po objęciu swych nowych funkcji Eisenhower i Mont­ gomery od razu stwierdzili, że siły przewidziane do prze­ prowadzenia operacji „Overlord" są zbyt małe, a sektor, w którym mieliby lądować alianci, zbyt wąski. Zażądali więc zwiększenia liczby wojsk uczestniczących w inwazji oraz ściągnięcia dalszych jednostek transportowych. Żąda­ nia te pociągnęły za sobą konieczność przesunięcia terminu operacji „Overlord". Ze względu na Stalina, któremu pod­ czas konferencji w Teheranie obiecano utworzenie drugie­ go frontu w maju, nie można jednak było zbyt długo z tym zwlekać. Uznano więc, że inwazja rozpocznie się na po­ czątku czerwca. Dokładny termin operacji „Overlord" wybrano biorąc pod uwagę przypływy i odpływy morza. Ze zdjęć lot­ niczych wykonanych przez RAF wynikało, że Niemcy rozmieścili na plażach i w płytkiej wodzie tysiące różnego rodzaju przeszkód. W czasie przypływu przeszkody te były niewidoczne. Groziło to uszkodzeniem, a nawet zatopie­ niem jednostek desantowych. Należało więc dokonać lądo­ wania podczas odpływu, kiedy wspomniane przeszkody były odsłonięte. W takiej sytuacji jednak żołnierze musieli­ by pokonać duży odcinek płytkiej wody i plaży pod og­ niem nieprzyjaciela. Eisenhower i Montgomery zdecydowali się na lądowanie podczas odpływu. Operacja desantowa miała zostać po23

edzona bardzo silnym bombardowaniem lotniczym itrzałem artyleryjskim z morza. Przed lądującą piechotą iły posuwać się czołgi. Ustalono również, że przeszkody ;nowe na plażach i płyciznach zostaną jak najszybciej szczone, tak aby można było kontynuować operację iantową w sześć godzin później, kiedy zacznie się przy"W. 3

ewne kontrowersje wywołała pora dnia, o której miano począć operację. Dowódcy marynarki chcieli podwozić działy inwazyjne nocą, ale lotnicy oświadczyli, że poebują światła dziennego, by dokonać celnego bombarwania. Ostatecznie ustalono, że operacja rozpocznie się godzinę po świcie. Z analizy przypływów i odpływów wynikało, że najlep: warunki do przeprowadzenia operacji desantowej będą :zerwca. Dzień wcześniej i dzień później warunki miały ć nieco gorsze. Potem korzystny układ przypływów Kłpływów powtarzał się dopiero 20 czerwca, wówczas lnak nie było już pełni księżyca, której potrzebowano do zeprowadzenia desantu spadochroniarzy i precyzyjnego, iowania szybowców. Eisenhower i Montgomery wybrali jako dzień „ D " (De;ive Day) 5 czerwca, co dawało margines 48 godzin wypadku, gdyby w ostatniej chwili trzeba było odłożyć wazję. Godzina „ H " (początek operacji) została wyznaona na 6.30 dla zachodniego sektora inwazyjnego i 7.30 a sektora wschodniego. To, że w sektorze zachodnim dowanie rozpoczynałoby się z godzinnym wyprzedzeem, wynikało z faktu, iż tam odpływ morza zaczynał się 12 :ześniej . Na żądanie Eisenhowera sektor operacji inwazyjnej zoał rozszerzony do 90 km. Obejmował on teren od ujścia eki Dives w pobliżu Cabourga aż do wschodnich wy12

H o w a r t h , op. cit., s. 9-12.

brzeży półwyspu Cotentin. Lądowanie miało nastąpić na pięciu plażach o szerokości od 5 do 7 km każda. Patrząc od wschodu były to plaże oznaczone kryptonimami: „Sword", „Juno", „Gold", „Omaha" i „Utah". Cztery pierwsze znajdowały się na obszarze departamentu Calvados, a ostatnia na terenie departamentu Manche. Aby zwiększyć szanse operacji inwazyjnej, na wschod­ nim i zachodnim skraju sektora lądowania miał zostać przeprowadzony silny desant spadochronowy. Brytyjczycy mieli lądować w rejonie osady Benouville, Amerykanie zaś - w rejonie miasteczek Sainte Merę Eglise i Sainte Marie du Mont. Amerykanom przydzielono dwie plaże - „Utah" i „Omaha". Całość amerykańskich oddziałów inwazyjnych zo­ stała nazwana 1 armią amerykańską. Jej dowódcą miano­ wano gen. Omara Bradleya. Brytyjczycy mieli lądować na plażach „Gold", „Juno" i „Sword". Całość ich oddziałów inwazyjnych została nazwana 2 armią brytyjską. Dowodził nią gen. Miles Dempsey. Łącznie 1 armia amerykańska i 2 armia brytyjska utworzyły 21 Grupę Armii. Numer tej armii powstał w wyniku połączenia numeru 2 armii brytyj­ skiej i 1 amerykańskiej. Udział Amerykanów i Brytyjczyków w operacji inwazyj­ nej miał być mniej więcej równy, jeśli chodzi o wojska lądowe i lotnictwo. W skład armii brytyjskiej wchodził jednak silny kontyngent kanadyjski, który, jak przewidy­ wano, miał wylądować na plaży „Juno". Biorąca udział w operacji „Overlord" marynarka wojenna składała się natomiast w trzech czwartych z okrętów brytyjskich 13 . 13

C o m p a g n o n, op. cit., s. 62-66.

WAŁ ATLANTYCKI Wiosną 1944 roku, bezpośrednio przed inwazją aliancką, dowódcą wojsk niemieckich na potencjalnym froncie za­ chodnim (Oberbefehlshaber „West") był feldmarsz. Gerd von Rundstedt, którego kwatera znajdowała się w Saint Germain en Laye pod Paryżem. Podlegały mu dwie Grupy Armii - „B" i „G", oraz Dowództwo Wojsk Pancernych „Zachód". Na czele Grupy Armii „B" stał od 15 stycznia feldmarsz. Erwin Rommel, jeden z najlepszych dowódców niemiec­ kich, znany szczególnie z walk w Afryce Północnej, bardzo popularny w odziałach Wehrmachtu. Jego kwatera mieś­ ciła się w średniowiecznym zamku La Roche-Guyon poło­ żonym na północny zachód od Paryża, na prawym brzegu Sekwany. Zamek ten znajdował się w pobliżu węzła waż­ nych dróg. Z La Roche-Guyon stosunkowo łatwo można było dotrzeć na wybrzeże kanału La Manche. Grupa Armii „B" składała się z 7 i 15 armii oraz samodzielnego 88 korpusu armijnego. Oddziały 7 armii stacjonowały na terenie północnej Francji, między Sek­ waną i Loarą. Armią tą dowodził gen. Friedrich Doll26

mann, mający swą kwaterę w Le Mans, głównym ośrodku departamentu Sarthe. W skład 7 armii wchodził m.in. 84 korpus armijny, przeznaczony do obrony długiego odcinka wybrzeża ciąg­ nącego się od ujścia Sekwany do słynnego klasztoru Mont Saint Michel, położonego u nasady Półwyspu Bretońskiego. Korpusem tym dowodził generał artylerii Erich Marcks, którego kwatera znajdowała się w zamku Chiffrevast w Tamerville, na terenie departamentu Manche. Po śmierci Marcksa w połowie czerwca jego następcą został gen. Fahrmbacher. 84 korpus armijny składał się z 716 dywizji piechoty gen. Wilhelma Richtera, stacjonującej między Caen i Bayeux, 352 dywizji zmotoryzowanej gen. Kraissa, broniącej pozy­ cji między Bayeux a Carentan, oraz 709 dywizji piechoty gen. Karla von Schliebena, rozmieszczonej między ujściem Vire a Cherbourgiem, a więc już na półwyspie Cotentin. To właśnie te trzy dywizje w przyszłości jako pierwsze wzięły na siebie ciężar uderzenia lądujących wojsk alianckich. Dowództwo 84 korpusu armijnego mogło liczyć na wsparcie 21 dywizji pancernej, stacjonującej w Saint Pierre sur Dives koło Caen i w najbliższej okolicy tego miasta, 91 dywizji zmotoryzowanej gen. Wilhelma Falleya, rozmiesz­ czonej w rejonie Valognes, 6 pułku spadochronowego, skoncentrowanego koło Carentan, oraz 243 dywizji pie­ choty gen. Heinza Hellmicha, zajmującej pozycje w pół­ nocnej części półwyspu Cotentin. W dyspozycji dowództwa 84 korpusu znajdowało się też kilka mniejszych jednostek, takich jak: 30 brygada rucho­ ma, stacjonująca w Saint Ló, oraz wyposażone w stary sprzęt francuski bataliony czołgów - Panzer Abteilung 100, rozmieszczony koło Carentan, i Panzer Abteilung 206, skoncentrowany w La Hague położonym na zachód od Cherbourga. Wysp Normandzkich (Jersey i Guernsey) broniła 319 27

dywizja piechoty 1 . Wzdłuż wybrzeży Bretanii, od klasztoru Mont Saint Michel do ujścia Loary, były rozmieszczone: 77 dywizja zmotoryzowana, 266 i 343 dywizja piechoty, 353 dywizja zmotoryzowana oraz 265 dywizja piechoty. Bezpośrednim wsparciem dla nich były 3 i 5 dywizja strzelców spadochronowych. Wszystkie te jednostki wcho­ dziły w skład 74 korpusu armijnego, dowodzonego przez gen. Straubego, którego kwatera znajdowała się w Guingamp. 15 armia niemiecka rozlokowana była między ujściem Skaldy i Sekwany. W jej skład wchodziły rozmieszczone wzdłuż wybrzeża jednostki 81, 82 i 89 korpusu armijnego: 48, 49, 245, 344, 346, 348, 711 i 712 dywizja piechoty, 85 dywizja zmotoryzowana oraz 18 polowa dywizja Luftwaffe. Bezpośrednie wsparcie dla nich stanowiły 182 i 326 dywizja piechoty, 85 i 331 dywizja zmotoryzowana oraz 17 i 19 polowa dywizja Luftwaffe. 88 korpus armijny gen. Friedricha Christiansena bronił Holandii. Składał się on z 347 i 719 dywizji piechoty oraz 16 polowej dywizji Luftwaffe. Grupa Armii „ G " znajdująca się pod rozkazami gen. Johannesa Blaskowitza, który miał swą kwaterę w Tuluzie, zajmowała centralną i południową Francję. Była ona o wiele słabsza od Grupy Armii „B", chociaż składała się także z dwu armii - 1 i 19. 1 armia niemiecka dowodzona przez samego gen. Blas­ kowitza broniła wybrzeży Atlantyku od ujścia Loary do •granicy hiszpańskiej. W jej skład wchodziły 11, 158 i 708 dywizja piechoty oraz 26 dywizja zmotoryzowana. 19 armia gen. Georga Sodensterna była rozmieszczona wzdłuż wybrzeży Morza Śródziemnego. Obejmowała ona 148, 242 i 338 dywizję piechoty oraz 271, 272 i 277 dywizję zmotoryzowaną2. 1 2

28

T u t ę , op. cit., s. 45. C om p ag n o n , op. cit., s. 54-61.

Obok Grup Armii „ B " i „ G " istniało też Dowództwo Wojsk Pancernych „Zachód" (Panzergruppe „West") pod­ ległe gen. Geyrowi von Schweppenburgowi. Był to odwód pancerny von Rundstedta. 21 marca feldmarsz. Rommel, obejmując dowództwo Grupy Armii „B", uzyskał od Hit­ lera obietnicę podporządkowania sobie większości owego odwodu. Składał się on z 10 dywizji pancernych, z których 6 było rozlokowanych na północ od Loary, a więc na terenie działania Grupy Armii „B", a 4 na południe od tej rzeki, tj. na obszarze działania Grupy Armii „ G " . 1 dywizja pancerna Waffen SS oraz 2 i 116 dywizja pancerna znajdowały się na północ od Sekwany, w rejonie Mons, Peronne i Senlis. 21 dywizja pancerna gen. Edwarda Feuchtingera stacjonowała w Saint Pierre sur Dives, w po­ bliżu Caen. Dywizja ta została rozbita podczas walk w Af­ ryce Północnej i odtworzona we Francji. Składała się ona z młodych żołnierzy, którzy nie brali jeszcze udziału w wal­ kach. 12 dywizja pancerna Waffen SS „Hitlerjugend" gen. Fritza Witta stacjonowała między Evreux i Lisieux na terenie Normandii. Wreszcie szkolna dywizja pancerna Waffen SS „Panzerlehr", dowodzona przez gen. Fritza Bayerlina, była skoncentrowana w rejonie Chateaudun. Obietnica Hitlera oddania do dyspozycji Rommla więk­ szości pancernej rezerwy feldmarsz. von Rundstedta nie została spełniona. Z Berlina nie nadeszły żadne dyspozycje w tym względzie. Gen. Geyr von Schweppenburg zachował kontrolę nad organizacją i szkoleniem tych dywizji. W pe­ wnej mierze podlegały one też von Rundstedtowi. Rom­ mel, który należał do zwolenników ścisłego współdziałania wojsk pancernych z obroną wybrzeża, uzyskał jedynie to, że 2, 21 i 116 dywizja pancerna zostały przesunięte bliżej morza, nie na tyle jednak, aby mogły wejść do akcji natychmiast po wylądowaniu aliantów. Łącznie feldmarsz. von Rundstedtowi podlegały więc 29

2 Grupy Armii („B" i „G"), 4 armie, 15 korpusów armij­ nych, 40 dywizji piechoty lub dywizji zmotoryzowanych, 4 dywizje spadochronowe, 4 polowe dywizje Luftwaffe, 9 dywizji pancernych i dywizja grenadierów pancernych. Dwie trzecie tych sił wchodziło w skład Grupy Armii „ B " przeznaczonej do obrony długiej linii wybrzeża od Holan­ dii aż po ujście Loary 3 . Wartość owych jednostek niemieckich nie była jednako­ wa. O ile dywizje pancerne, z wyjątkiem odtworzonej 12 dywizji, były doskonale wyszkolone, o tyle inaczej przed­ stawiały się dywizje piechoty, zwłaszcza zaś te, które miały bronić wybrzeży Normandii. Dywizje te tylko w 50 procen­ tach składały się z rodowitych Niemców. Przynajmniej połowę służących w nich żołnierzy stanowili „ochotnicy" wcieleni siłą do Wehrmachtu. Byli to obywatele najprzeró­ żniejszych państw podbitej Europy, a także dawni radziec­ cy jeńcy wojenni - Ukraińcy, Rosjanie, Litwini, Łotysze, Gruzini, Uzbecy, Turkmeni i Azerbejdżanie. 162 dywizja piechoty, stacjonująca w Bricąuebec, skła­ dała się wyłącznie z żołnierzy tzw. legionów wschodnich, a więc kolaboranckich jednostek turkmeńskich, uzbeckich, azerbejdżańskich, gruzińskich i innych. W skład 709 dywi­ zji piechoty wchodziły 649 batalion gruziński, stojący w Val de Saire, i 795 batalion gruziński, stanowiący gar­ nizon Tarqueville. W 243 dywizji znajdował się 561 bata­ lion złożony z dawnych jeńców radzieckich, a w 716 dywizji - 439, 441 i 642 batalion własowców, które sta­ nowiły trzecią część piechoty dywizyjnej. W skład 711 dywizji wchodził wydzielony batalion turkiestański, a w 17 polowej dywizji Luftwaffe znajdował się 835 batalion północnokaukaski. Żołnierze 621 batalionu własowców ob­ sługiwali działa baterii w Dieppe. Dwa inne bataliony tejże formacji stały na Wyspach Normandzkich. W Gavray

stacjonował 752 pułk własowców złożony z 281 i 635 batalionu. Nieco dalej, pod Coutainville, stał 797 batalion gruziński 4 . Ogółem w strefie planowanego lądowania wojsk alianc­ kich znajdowały się 23 bataliony złożone z dawnych radzie­ ckich jeńców wojennych, którzy przywdziali mundury nie­ mieckie. Dowódca Cherbourga, gen. Karl von Schlieben, mawiał, że „bardzo wątpliwe jest, aby udało się nam skłonić tych Rosjan do walki za Niemcy na terenie Francji przeciw Amerykanom i Anglikom". Wartość owych for­ macji kolaboranckich była jednak różna. Większość z nich rzeczywiście biła się słabo, ale np. taki 795 batalion gruziń­ ski stawił Amerykanom twardy opór pod Tarqueville. W Normandii znajdowało się także kilka tysięcy tzw. Hiwis, czyli Hilfswillige. Żołnierze ci również wywodzili się z dawnych jeńców wojennych. Teraz byli kierowcami, woźnicami, kucharzami oraz sanitariuszami, i to nawet w oddziałach Waffen SS. Kierowca gen. Kurta Meyera był Kozakiem. Uratował on życie Meyerowi wyprowadzając go z okrążenia pod Falaise. W dywizjach piechoty służyli przeważnie żołnierze starsi wiekiem (powyżej 40 roku życia) albo też zupełnie młodzi - 18-letni. Większość kanonierów baterii nadbrzeżnych stanowili ludzie dobiegający 50 roku życia. Dodawano im do pomocy tzw. Marinę Hilfer i Marinę Hilferinnen, czyli licealistów i licealistki, którzy korespondencyjnie kontynu­ owali naukę. Niektóre jednostki były więc czymś pośred­ nim między normalnym wojskiem liniowym a rezerwą złożoną z pospolitego ruszenia. Prawdziwy dziwoląg stano­ wiła 70 dywizja piechoty nazywana „dywizją na białym chlebie". Składała się ona z żołnierzy cierpiących na choro­ by przewodu pokarmowego, którzy musieli być na diecie. 4

3

30

Remy, »p. cit., s. 24.

F. B e n a m o n , Normandie. Album Memoriał. 6 Juin -22 Aoitt 1944, Bayeux 1983, s. 15-20.

31

Żołnierze 7 armii niemieckiej, która przyjęła na siebie cały ciężar alianckiego uderzenia w dniu „ D " , byli uzbroje­ ni w najrozmaitsze modele broni i używali 252 typów amunicji, a w tym 47 takich, których już nie produkowano. Wskutek tego w wielu jednostkach owej armii nie prowa­ dzono strzelań ćwiczebnych. Baterie nadbrzeżne nie mogły doczekać się przyrządów celowniczych, które były przecież niezbędne w walce z ruchowymi obiektami, takimi jak okręty wojenne. 6 pułk spadochronowy - elitarna jedno­ stka, w której przeciętna wieku nie przekraczała nawet 18 lat, miał 70 samochodów 50 różnych marek i typów. Kiedy jego dowódca płk von der Heydte domagał się nowoczesnej broni, odpowiedziano mu, że „spadochroniarzom wystar­ czą chyba same noże". Dowódcy batalionów piechoty nie mieli samochodów terenowych i, aby przenosić się z miejs­ ca na miejsce, musieli używać koni 5 . Największym mankamentem niemieckiej obrony był brak koordynacji działań między poszczególnymi sztabami i rodzajami sił zbrojnych. Mówiliśmy już o komplikacjach związanych z podległością wojsk pancernych. Pełną samo­ dzielność zachowała 3 Luftflotte, czyli lotnictwo niemiec­ kie we Francji, dowodzona przez marsz. Hugona Sperrlego. Nie podlegała ona ani von Rundstedtowi, ani tym bardziej Rommlowi, lecz była podporządkowana bezpo­ średnio marsz. Hermannowi Goeringowi. Sperrle dyspono­ wał 419 maszynami, w tym tylko 172 myśliwcami, z których jedynie część (Fliegerkorps II i IX) znajdowała się na lotniskach polowych w północnej Francji i mogła być użyta od razu do walki z lądującymi oddziałami alianckimi. Samodzielność zachowały również 3 korpus armijny obrony przeciwlotniczej, dowodzony przez gen. Pickerta, oraz jednostki marynarki wojennej podległe adm. Theodo­ rowi Kranckemu, który otrzymywał rozkazy bezpośrednio 5

G. P e r r a u l t , Le secret du Jour „J", Paris 1964, s. 16-18.

3 - Normandia 1944

33

od adm. Karla Doenitza. Adm. Krancke dowodził Grupą Marynarki Wojennej „Zachód" (Marinegruppe „West"). Jej obszar działania podzielony był na trzy sektory, z któ­ rych tylko jeden - „Kanalkuste", obejmował teren przy­ szłej inwazji. Sektor ów dzielił się na trzy podsektory. Pierwszy z nich ciągnął się od ujścia Skaldy do Pas de Calais, drugi - od ujścia Sommy do ujścia Orne, trzeci zaś - od ujścia Orne do Conesnou. Adm. Krancke dysponował w sektorze „Kanalkuste" tylko 140 małymi jednostkami, z czego 76 stało w Hawrze, 15 - w Cherbourgu, a reszta - w Fecamp, Dieppe i Ouistreham. Były to głównie kutry torpedowe. Rommel nie zdołał skłonić Kranckego do przyspieszenia tempa prac związanych z zaminowywaniem wód przy­ brzeżnych oraz wznoszeniem różnego rodzaju zapór i prze­ szkód na plażach i terenach zalewanych przez morze. A przecież miny naciskowe, umiejętnie użyte, mogły stano­ wić bardzo duże zagrożenie dla uczestniczących w desancie okrętów alianckich. Nie było też koordynacji działań między artylerzystami wojsk lądowych i marynarki wojennej. Nie uzgodnili oni rozmieszczenia baterii nadbrzeżnych, sposobu ich użycia i współdziałania z okrętami Kriegsmarine. Te ostatnie, zablokowane we francuskich portach, praktycznie stały się bateriami nadbrzeżnymi. Trzeba tu dodać, że artylerzyści wojsk lądowych byli o wiele lepiej przygotowani do wyko­ nywania zadań obronnych. Stosowali oni już nowe metody walki i nowoczesne sposoby maskowania swych dział. Tymczasem marynarze - zupełnie nie przeszkoleni w reali­ zowaniu tego typu zadań - zdani byli na improwizację. Wiele dział zostało zdjętych z okrętów Kriegsmarine i ustawionych wprost na plażach, stąd też bardzo łat­ wo mogły stać się one celem ataków alianckiego lotnic­ twa. Mówiliśmy już, że Rommlowi nie podlegała obrona 34

przeciwlotnicza. Tymczasem feldmarszałek przywiązywał wielką wagę do wykorzystania 88-milimetrowych dział przeciwlotniczych jako broni przeciwpancernej. Chciał ich użyć do zwalczania alianckich czołgów z chwilą, gdy te pojawią się na plażach. Rommel z powodzeniem wykorzys­ tywał owe działa jako broń przeciwpancerną podczas walk w Afryce Północnej. Domagał się on przesunięcia baterii przeciwlotniczych jak najbliżej wybrzeża. Jednakże nie zgadzał się na to gen. Pickert. W sporze, jaki wywiązał się między Rommlem a Pickertem, Hitler przyznał rację temu ostatniemu. Reasumując, feldmarsz. Rommel, odpowiedzialny za obronę wybrzeży Belgii i północnej Francji, nie miał wpły­ wu na rozmieszczenie większości wojsk pancernych i jedno­ stek obrony przeciwlotniczej, nie podlegały mu też ani marynarka wojenna - jakże potrzebna do skutecznej obro­ ny wybrzeża - ani lotnictwo. Nawet te jednostki, którymi formalnie dysponował, nie były w pełni podporządkowane jego rozkazom. Cztery polowe dywizje Luftwaffe podlegały mu wprawdzie taktycznie, ale Rommel nie mógł np. zmie­ niać dowodzących nimi oficerów. Poglądy Rundstedta i Rommla co do sposobu przeciw­ stawienia się alianckiej inwazji różniły się zasadniczo. Rundstedt chciał rozbić oddziały inwazyjne w głębi Fran­ cji, a więc dopiero w kilka czy nawet kilkanaście dni po ich wylądowaniu. Dlatego też był przeciwny natychmiastowe­ mu użyciu dywizji pancernych, rezerwując je do przep­ 6 rowadzenia zmasowanego przeciwuderzenia . Rommel na­ tomiast słusznie wskazywał na różnice między typową ofensywą lądową a operacją inwazyjną. O ile w wypadku typowej ofensywy przeciwnik jest najsilniejszy w pierw­ szym dniu walki i stopniowo słabnie w następnych dniach 6

R e m y , op. cit., s. 19.

35

w wyniku ponoszonych strat i konieczności pozostawienia części jednostek na zdobytym terenie, o tyle, gdy mamy do czynienia z operacją inwazyjną, sytuacja wygląda odwrot­ nie. Pierwszego dnia nieprzyjaciel jest najsłabszy, ale jego siły narastają z każdym następnym dniem, bo po prostu wprowadza do akcji nowe oddziały. Dlatego też - twierdził Rommel - trzeba przeciwstawić się aliantom już na pla­ żach, a nawet wcześniej - wtedy, kiedy będą na barkach desantowych zbliżać się do lądu. Oto dlaczego kazał umieś­ cić miny i kozły na płyciznach, plażach i wydmach. „Decy­ dujące będą pierwsze 24 godziny - głosił Rommel. - Jeśli nie zdołamy wówczas powstrzymać i zepchnąć Ameryka­ nów i Anglików do morza, to z pewnością przegramy" 7 . Termin „Wał Atlantycki" pojawił się w niemieckiej propagandzie późną jesienią 1940 roku, kiedy to zawieszo­ no przygotowania do operacji „Lew morski", czyli inwazji na Wyspy Brytyjskie. W rekordowym tempie powstały wówczas betonowe umocnienia, wzniesione przez Kriegsmarine na wybrzeżach Pas de Calais, przeznaczone dla baterii, których zadaniem było przerwanie brytyjskiej żeg­ lugi na kanale La Manche. Wybudowano wtedy cztery baterie, a mianowicie baterię „Kurfurst" (4 działa po 280 mm) położoną pod Cap Griz-Nez, baterię „Lindemann" (3 działa po 406 mm) wzniesioną koło Sangatte, baterię „Friedrich August" (3 działa po 305 mm) umiesz­ czoną w La Tresorerie i baterię „Todt" (4 działa po 380 mm) znajdującą się na południe od Cap Griz-Nez. To właśnie ta ostatnia bateria była najczęściej przedstawiana przez niemiecką propagandę 8 . Broniące wybrzeży Francji i Belgii oddziały mogły też liczyć na wsparcie baterii 7

Cyt. za: H i n e , op. cit., s 19. La participation de la marinę francaise aux debarquements de Nor­ mandie, de Corse et de Provence (dalej cyt.: La participation..), Vincennes 1969, s. 16. 8

36

zainstalowanych na platformach kolejowych. Były to na ogół działa o kalibrze 170 i 280 mm. Niemcy przygotowywali się do odparcia alianckiej in­ wazji już od 1942 roku, tj. od czasu, gdy pod Dieppe wylądowali Kanadyjczycy. Atak ten został odparty w ciągu paru godzin i przyniósł aliantom bardzo znaczne straty, niemniej jednak zaniepokojony owym desantem Hitler polecił przyspieszyć wznoszenie umocnień Wału Atlantyc­ kiego, który miał osłonić wybrzeża Belgii i Francji oraz stworzyć podstawę „Twierdzy Europa". Hitlerowska pro­ paganda poświęcała dużo uwagi budowie Wału Atlantyc­ kiego. Na polecenie Goebbelsa starano się wytworzyć przekonanie, iż Wał Atlantycki powstaje w szybkim tempie i że z każdym dniem jest coraz trudniejszy do przełamania. Wiosną 1944 roku propaganda niemiecka głosiła już, że Wał Atlantycki nie zostanie nigdy przełamany przez alian­ tów 9 . Istotnie, od 1942 roku przy budowie Wału Atlantyc­ kiego prowadzono bardzo intensywne prace. Kierowano tu tysiące ton stali i cementu, wysyłano wciąż nowych robot­ ników z Organizacji Todta. Pod koniec 1943 roku przy budowie Wału Atlantyckiego pracowało prawie pół milio­ na ludzi. Bardzo szybko okazało się jednak, że możliwości niemieckiego przemysłu są ograniczone. Stal i cement nad­ chodziły z opóźnieniem. Po klęsce pod Stalingradem i po intensyfikacji alianckich nalotów na Niemcy pojawiły się inne pilniejsze zadania, m. in. budowa schronów przeciw­ lotniczych dla ludności cywilnej i zakładów przemysło­ wych. Gdy zaczęło brakować stali, postanowiono używać do budowy baterii nadbrzeżnych betonu. Oznaczało to jed­ nak, że pole ostrzału dział i karabinów maszynowych będzie ograniczone. Betonowe kopuły nie mogły przecież 9

C. R y a n , Le jour leplus long, Paris 1960, s. 32.

37

obracać się. Aby wzmocnić fortyfikacje Wału Atlantyc­ kiego, zaczęto też demontować stalowe kopuły linii Magi­ nota, a nawet linii Zygfryda 10 . W harmonogramie budowy Wału Atlantyckiego występo­ wały coraz większe opóźnienia. Najbardziej zaawansowana była budowa umocnień na terenie departamentu Pas de Calais. O wiele gorzej wyglądał system obrony wybrzeży Normandii. Tu betonowe bunkry zostały wykonane tylko częściowo i nie tworzyły jeszcze zwartego, powiązanego systemu umocnień. Były to raczej pojedyncze punkty oporu. Feldmarsz. von Rundstedt napisał po wojnie, że „Wał Atlantycki był tylko mitem. Nic przed nim, nic za nim, po prostu pozory. W najlepszym wypadku można było trzy­ mać się tu 24 godziny" 1 1 . Wprawdzie von Rundstedt -jako dowódca odpowiedzialny za obronę Francji - starał się w ten sposób odeprzeć zarzut, iż nie zdołał powstrzy­ mać przeciwnika, ale mimo wszystko jego opinia jest w znacznym stopniu prawdziwa. Kiedy w styczniu 1944 roku Rommel objął dowództwo Grupy Armii „B", zdał sobie niemal natychmiast sprawę z ogromu opóźnień w budowie Wału Atlantyckiego i nie­ dostatków w jego wyposażeniu. Nie mógł wprawdzie przy­ spieszyć samych prac budowlanych, ale starał się przynaj­ mniej wzmocnić obronę przedpola. To właśnie na jego rozkaz wykonano tysiące stalowych kozłów z zaostrzony­ mi końcami, które ustawiono na plażach i w płytkiej wodzie. Umieszczono tam też betonowe stożki, które po­ dobnie jak kozły miały powodować przedziurawianie i za­ tapianie barek desantowych. Na rozkaz Rommla wszystkie plaże nadające się do przeprowadzenia inwazji zostały zaminowane. Feldmarszałek polecił też zaminować nad­ morskie wydmy i te drogi, które nie były używane przez

Wehrmacht. Miny rozmieszczono też na płytkiej wodzie. Od kwietnia 1944 roku żołnierze i zmuszeni do tego cywile rozmieszczali na plażach drewniane słupy z zaostrzonymi końcami, połączone ze sobą stalowym drutem. Uderzenie w słup lub też szarpnięcie za drut powodowało eksplozję ukrytej miny. W ciągu trzech miesięcy rozmieszczono ogó­ łem ponad 3 min min przeciwczołgowych i przeciwpiechot­ nych. Rommel chciał jednak, aby było ich 60 m i n 1 2 . Na rozkaz Rommla zamknięto też większość śluz w nadmors­ kich rzekach, zatapiając tysiące hektarów łąk i pól upraw­ nych. Żołnierze oddziałów piechoty broniących wybrzeża zo­ stali umieszczeni w betonowych blokhauzach bądź też domach wzmocnionych betonowymi konstrukcjami. Takie blokhauzy, nazywane przez aliantów „pileboxes", były otoczone zasiekami z drutu kolczastego. Między sobą połączone były podziemnymi przejściami lub przynajmniej transzejami. Pozwalało to na wzajemne wspieranie się załóg owych blokhauzów w czasie walki. Artyleria, którą dysponowali obrońcy Wału Atlantyc­ kiego, mimo wysiłków Rommla przypominała istne mu­ zeum. Były to działa pochodzące aż z 10 krajów, 28 różnych typów, o kalibrze od 75 do 210 mm. Najwięcej było dział francuskich kalibru 155 mm wz. 1916. Sporo było także dział radzieckich kalibru 122 mm, czechosło­ wackich kalibru 210 mm, wyprodukowanych przez za­ kłady Skoda, a także niemieckich kalibru 105, 152, 170 i 210 mm. Zdarzały się nawet działa polskie. W zdecydo­ wanej większości artyleria Wału Atlantyckiego pochodziła 13 z łupów wojennych . Stanowiska artyleryjskie nie były jeszcze ukończone. Baterie, które budowała Kriegsmarine, stały na podłożu

10

Hine, op. cit., s. 20. ' Cyt. za: F. L e m o n n i e r , Les cent jours de Normandie, Paris 1961, s. 25-26. 1

38

12 13

G. P e r r a u l t , Le Grand Jour, Paris 1974, s. 39-44. La participation..., s. 22.

39

betonowym, wkopanym w ziemię, przez co chciano unik­ nąć wstrząsów. Baterie budowane przez Wehrmacht były przykryte betonowymi stropami. Aż do momentu inwazji nie udało się Niemcom roz­ wiązać problemu łączności. Kable telefoniczne były za­ zwyczaj położone wprost na ziemi i łatwo mogły zostać uszkodzone. Już w pierwszym dniu inwazji okazało się, że eksplozja pocisku artyleryjskiego, który rozpadał się na setki drobnych odłamków, powodowała przecięcie kabla w wielu miejscach. Kable nie były zabezpieczone przed przerwaniem, nawet jeśli zostały zakopane na głębokości 2 m. Eksplozja bomby powodowała bowiem lej głęboki na 6-7 m. Tymczasem sprawne kierowanie ogniem zależało od trwałości linii telefonicznych. Ponieważ budowa wielu baterii nie była ukończona i działa stały pod gołym niebem, narażone na bombar­ dowania alianckiego lotnictwa, Rommel rozkazał w ostat­ nich dniach maja, by cofnięto je o kilka kilometrów w głąb lądu. Znajdujące się na półwyspie Cotentin baterie „Gatteville" (4 działa po 155 mm), „Parnelle" (4 działa po 170 mm) i „Morsalines" (4 działa po 155 mm) nie mogły wspierać swym ogniem wojsk niemieckich w dniu inwazji. Wynikało to stąd, że pierwsza z nich mogła strzelać tylko w kierunku północnym, dwie pozostałe zaś wycofano na tyły w obawie przed zbombardowaniem. Baterie te nie miały zresztą jesz­ cze przyrządów celowniczych. Najsilniejszym punktem obrony niemieckiej w Norman­ dii była, niewątpliwie, bateria „Saint Marcouf" (4 działa po 210 mm). Mogła ona jako jedyna skutecznie ostrzeliwać wojska alianckie lądujące na plaży „Utah". Baterie „La Madeleine" i „Azeville" zostały przeniesione na tyły. Na zachód od ujścia rzeki Vire rozpoznanie alianckie wykryło baterię zbudowaną na wierzchołku urwiska Pointę du Hoc. Sądzono, że znajdują się tam 4 działa kalibru 40

155 mm. Tymczasem w rzeczywistości Niemcy nie zdążyli ich jeszcze zainstalować. Budowa baterii „Longues" (4 działa po 152 mm) była już prawie ukończona. Natomiast bateria „Graye", wypo­ sażona w 4 zdobyczne działa radzieckie, nie miała jeszcze przyrządów celowniczych. Bateria „Riva Bella", umiesz­ czona początkowo na wschodnim skraju plaży „Sword", została cofnięta o 5 km w głąb lądu, ale mogła ze swych nowych pozycji ostrzeliwać lądujące oddziały. Wreszcie ostatnia bateria „Merville" składała się z 4 starych dział kalibru 75 mm, alianci jednak nie wiedzieli o tym i przypu­ szczali, że są to działa o wiele większego kalibru 1 4 . 14

Tamże.

INNOWACJE TECHNICZNE Rozmiary planowanej operacji „Overlord" i jej nowatorski charakter wymagały od aliantów zastosowania nie znanych do tej pory środków technicznych. Innowacje te dotyczyły trzech dziedzin: budowy sztucznych portów, transportu wojska i sprzętu ku wybrzeżom Normandii oraz likwidacji przeszkód na plażach normandzkich w momencie inwazji. Początkowo dowództwo alianckie opowiadało się za uchwyceniem już w pierwszych dniach operacji dużego portu, do którego mogłyby zawijać statki transportowe. Doświadczenia desantu pod Dieppe dowiodły jednak nie tylko tego, że niemiecka obrona dużych portów jest bardzo silna, ale również, iż alianckie bombardowania przygoto­ wawcze muszą nieuchronnie spowodować tak znaczne zni­ szczenia, że dany port - nawet gdyby został szybko zdoby­ ty - nie nadawałby się przez długi czas do użytku. Już od grudnia 1941 roku Sztab Operacji Kombinowa­ nych przygotowywał - jako jeden z możliwych wariantów - plan zbudowania sztucznego portu. Ostateczne przyjęcie takiego rozwiązania nastąpiło jednak dopiero w lipcu 1943 roku na konferencji w Larges z udziałem członków COSSAC i Komitetu Połączonych Szefów Sztabów. To właśnie 42

wtedy zapadła decyzja o zbudowaniu dwu sztucznych portów o kryptonimie „Mulberry", z których pierwszy (oznakowany literą „A" - Americans) miał powstać na­ przeciw Saint Laurent sur Mer na plaży „Omaha", a drugi (oznaczony literą „ B " - British) - w Arromanches na plaży „Gold". Łącznie oba te porty powinny osiągnąć przepus­ towość normalnych portów brytyjskich tej skali co Dover czy Gibraltar. Zakładano, że w dniu „D + 21", czyli po trzech tygodniach inwazji, oba porty będą mogły przyj­ mować dziennie 12 tys. ton załadunków i 2500 pojazdów. Budowę sztucznych portów miał nadzorować kontradm. Tennant, jeden z organizatorów ewakuacji Dunkierki *. Budowa sztucznych portów i przystani była zadaniem skomplikowanym. Przede wszystkim postanowiono osło­ nić każdą z pięciu plaż, na których miano dokonać lądo­ wania, sztucznymi łamaczami fal, oznaczonymi krypto­ nimem „Gooseberry". Ustalono, że potrzeba do tego 70 dużych statków transportowych bądź okrętów wojennych, na tyle starych i zużytych, aby nie opłacało się już eks­ ploatować ich. Statki i okręty miały zostać zatopione - po kilkanaście - równolegle do plaż desantowych, na głęboko­ ści 5 m, tak aby niezależnie od przypływu czy odpływu ich kadłuby wystawały ponad powierzchnię morza. Powstała w ten sposób sztuczna tama mogłaby przyjmować na siebie uderzenia nawet najsilniejszych fal w czasie sztormu. Roz­ ładunek statków transportowych byłby dzięki temu o wiele łatwiejszy i bezpieczniejszy. Późną jesienią 1943 roku brytyjskie Ministerstwo Trans­ portu i amerykański Shipping Board przystąpiły do wy­ znaczania jednostek, które miały być użyte do budowy sztucznych tam. Na liście „blockships" znalazło się 18 brytyjskich stat­ ków handlowych, 22 amerykańskie i panamskie, 3 greckie, 1

T u t ę , op. cit., s. 73.

43

2 norweskie, 1 holenderski, 1 belgijski i 1 polski. W plano­ wanym przedsięwzięciu miały także zostać użyte 4 okręty wojenne: brytyjski pancernik „Centurion" zbudowany w 1911 roku i od dawna używany przez Royal Navy jako pływający cel, francuski pancernik „Courbet", pochodzą­ cy także z 1911 roku, holenderski krążownik „Sumatra" z 1920 roku oraz brytyjski krążownik „Durban" z 1912 roku. Jednostki te wiosną 1944 roku zgrupowano w Methil i Oban w Szkocji, gdzie miały czekać na rozpoczęcie inwazji. W grodziach wodoszczelnych tych jednostek wy­ cięto otwory i założono ładunki materiałów wybuchowych. Wymontowano z nich także silniki i większość urządzeń pokładowych. Były to więc właściwie już tylko wraki, niezdolne do poruszania się o własnych siłach. Dlatego też wyznaczono kilkadziesiąt holowników, które w dniu in­ wazji miały doprowadzić owe statki do wybrzeży Norman­ dii. Aby utrzymać w tajemnicy przygotowania do inwazji, załogom zgrupowanych w Methil i Oban statków wydano zakaz opuszczania pokładów. Wewnątrz każdego ze sztucznych portów typu „Mulberry" projektowano zakotwiczenie ciężkiej tratwy, zbudowa­ nej z wielkich cylindrów kauczukowych. Cylindry te, połą­ czone ze sobą, tworzyłyby dosyć obszerną platformę. Swym ciężarem łagodziłaby ona falowanie morza, ułat­ wiając tym samym spokojny wyładunek. Doświadczenia z owymi kauczukowymi cylindrami, przeprowadzone na wiele miesięcy przed inwazją, uznano za wielce obiecujące. Uprzedzając wydarzenia możemy stwierdzić, iż w rzeczywi­ stości platformy te nie w pełni zdały egzamin. Kiedy bowiem 19 czerwca u wybrzeży Normandii szalał sztorm, kauczukowe cylindry zerwały się z kotwic i fale rzuciły je na plażę 2 . 2

44

B l o n d , op. cit., s. 42-51.

Oba sztuczne porty miały się składać z trzech zasad­ niczych typów elementów. Elementy pierwszego typu nosi­ ły miano „Phoenix". Były to wielkie kesony wykonane ze zbrojonego betonu. Miały one różne rozmiary - zależnie od tego, gdzie zamierzano je ulokować. Największe były długości 70 m, ich szerokość sięgała 13 m, a wysokość 20 m. Wyporność owych kesonów przekraczała 6 tys. ton. Zamierzano je przyholować z portów angielskich do brze­ gów Normandii i zatopić w odpowiednich miejscach. W czasie pierwszych prób z holowaniem jeden z kesonów zatonął i wówczas okazało się, że pompy wodne, jakimi dysponuje marynarka brytyjska, są zbyt mało wydajne, wskutek czego nie można takiego kesonu podnieść z dna. W gruncie rzeczy był to szczęśliwy przypadek, dzięki które­ mu podjęto energiczne prace nad skonstruowaniem o wiele wydajniejszych pomp. Gdyby nie stwierdzono owej niedo­ skonałości sprzętu, mogłoby się zdarzyć, że budowa sztucz­ nych portów nie byłaby możliwa. Wówczas los całej opera­ cji „Overlord" byłby bardzo, niepewny. Łącznie przygoto­ wano 146 „Phoenixów" w sześciu różnych rozmiarach. Z kesonów typu „Phoenix" zamierzano zbudować sztu­ czne mola. Nabrzeża natomiast, wyposażone w dźwigi do rozładowywania jednostek transportowych, miały powstać z innego typu kesonów - tym razem stalowych, o roz­ miarach 70 na 20 m. Na każdym z czterech rogów takiego kesonu - oznaczonego kryptonimem „Whale" - zamon­ towano stalową pochwę. Najpierw projektowano wbicie potężnych słupów w dno morza, a następnie osadzenie na nich kesonów za pomocą owych stalowych pochew. W ten sposób kesony przemieszczałyby się w górę i w dół wraz z ruchem fal, a całość nabrzeża tworzyłaby zwartą powierz­ chnię. Każde z nabrzeży miało składać się z siedmiu elementów typu „Whale". Aby połączyć nabrzeża z lądem, skonstruowano metalowe pontonowe mosty. Wprawdzie dowództwo brytyjskiej marynarki wojennej 45

nie bardzo chciało pozbywać się starych transportowców, ale w końcu udało się zgromadzić 60 takich jednostek. Skoncentrowano je w portach szkockich i umieszczono na nich ładunki wybuchowe. Statki te były gotowe do pod­ niesienia kotwicy i odbycia ostatniego już rejsu ku plażom Normandii. Jeśli chodzi o przygotowanie elementów sztu­ cznych portów, to pracowało nad tym kilkanaście kom­ panii i ponad 20 tys. robotników. Największe z tych elementów - „Phoenixy" - konstruowane były nad brzega­ mi Tamizy i Medway. Przewidywano, że do przewiezienia tych betonowych i stalowych elementów trzeba będzie użyć 200 holowników. Wiele elementów sztucznych portów zgromadzono wokół wysepek leżących u południowych wybrzeży Anglii, gdzie czekały na dzień „ D " . COSSAC zajął się też innym przedsięwzięciem, niezbęd­ nym dla powodzenia inwazji. Trzeba było bowiem pomyś­ leć o zaopatrzeniu w paliwo własnych czołgów i pojazdów. Bez dostatecznych ilości paliwa nie można było przecież prowadzić działań zaczepnych. Tak powstał projekt PLU­ TO (Pipę Linę under the Ocean). Zgodnie z nim miano zbudować rurociąg naftowy między wyspą Wight leżącą u południowych brzegów Anglii a Cherbourgiem. Do bu­ dowy owego rurociągu zamierzano przystąpić z chwilą opanowania wymienionego portu przez aliantów. W po­ czątkach 1943 roku przeprowadzono między Swansea i Ilfracombe pierwsze doświadczenia, ale COSSAC nie był nimi zachwycony. Prowadzono także prace nad budową wielkich betonowych cystern, które zamierzano przyholo­ wać z portów brytyjskich do wybrzeży Normandii, gdzie miały zostać użyte jako zbiorniki paliwa dla wojsk inwazyj­ nych. Ostatecznie wybrano rozwiązanie przewidziane przez projekt PLUTO. Operacje inwazyjne na wielką skalę były czymś zupełnie nowym. Dlatego też trzeba było opracować projekty róż­ nego rodzaju jednostek desantowych, które mogłyby prze46

wozić na ląd nie tylko piechotę, ale również czołgi, działa, pojazdy samochodowe, sprzęt, amunicję i zarazem prowa­ dzić ostrzał pozycji nieprzyjacielskich na wybrzeżu. Do 1942 roku Anglicy i Amerykanie zdołali skonstruować cztery typy takich jednostek, które wykorzystano w lis­ topadzie 1942 roku w operacji „Torch", tj. podczas lądo­ wania wojsk alianckich w Afryce Północnej. Pierwszą z tych jednostek transportowych był Landing Craft Personnel Large (LCPL) o długości kilkunastu met­ rów. Przy użyciu takiej barki można było przewieźć na ląd 30-35 ludzi. Nie miała ona jeszcze opuszczanej burty, ale za to jej dziób był niski i zaopatrzony w dosyć szeroką kładkę. Landing Craft Personnel Ramped (LCPR) był udos­ konaloną wersją poprzedniego typu, zaopatrzoną w ram­ pę, co zresztą podkreślono w nazwie tej jednostki. Landing Craft Vehicule (LCV) był barką podobnych rozmiarów, o szerszej jednak i wytrzymalszej rampie, która umoż­ liwiała przewożenie na ląd pojazdów samochodowych. Landing Craft Mechanized (LCM) o długości 15 m mógł przewozić czołg o wadze 30 t. Wszystkie te jednostki przewożono dużymi statkami transportowymi, a następnie, w odległości kilku mil od plaży, spuszczano na wodę. Tam też piechota zajmowała miejsca w barkach desantowych. Operacja „Torch" wyka­ zała jednak, że wszystkie te jednostki są jeszcze niedo­ skonałe. Pod Fedala, przy idealnej pogodzie, gdzie nie było żadnych przeszkód terenowych ani też poważniejszego oporu Francuzów, Amerykanie stracili ponad 40 procent barek transportowych użytych w tej operacji. W latach 1942-1944 prowadzono intensywne prace ba­ dawcze, starając się maksymalnie ulepszyć barki desan­ towe. To właśnie wtedy wyprodukowano kilkanaście no­ wych typów takich barek. Oto najważniejsze z nich: Landing Craft Personnel (LCP) - znacznie ulepszona 47

wersja modelu, o którym była już mowa. Długość 11,17 m, szerokość - 3,30 m, zanurzenie - na dziobie 0,74 m, na rufie 1,07 m, wyporność bez ładunku 6,5 t, z ładunkiem 9 t, silnik benzynowy lub Diesla o mocy od 150 do 250 KM, prędkość - 7-9 węzłów, załoga - 3 ludzi, ładowność - 26-36 ludzi lub 41 sprzętu, poszycie z drewna. Landing CrafAssault (LCA). Długość - 12,55 m, szero­ kość - 3,10 m, zanurzenie - 0,55 m, wyporność - 9-13 t, 2 silniki V 8 Forda o mocy 65 KM, prędkość - 7-10 węzłów, załoga - 4 ludzi, ładowność - 35 ludzi plus 400 kg sprzętu. Jednostki tego typu miały wzmocnione stalową blachą burty i stalowe wrota z tyłu. Landing Cr aft Yehicule (LCV) - niewielka barka z dre­ wna, przeznaczona do transportu lekkich pojazdów albo piechoty. Długość - 10,97 m, szerokość - 3,30 m, zanurze­ nie - 0,66 m, wyporność 7-11 t, silnik Diesla o mocy 225 KM, prędkość - 9 węzłów, załoga - 3 ludzi, ładowność - działo 1-tonowe albo 5 t ładunku, albo 36 ludzi. Landing Craft Mechanized (LCM) - barka przeznaczo­ na do transportu średnich pojazdów. Długość - 15,24 m, szerokość - 4,29 m, zanurzenie - na dziobie 0,91 m, na rufie 1,22 m, wyporność - 52 t, 2 silniki Diesla o mocy od 110 do 225 KM, prędkość - 8 węzłów, załoga - 4 ludzi, ładowność - czołg 30-tonowy albo 30 t ładunku, albo 60 ludzi. Landing Craft Infantry (LCI) - barka przeznaczona do transportu piechoty. Długość - 48,30 m, szerokość 7,10 m, zanurzenie - na dziobie 0,81 m, na rufie 1,47 m, wyporność - 234 t, 2 silniki Diesla, prędkość - 14 węzłów, załoga - 3 oficerów i 21 żołnierzy, uzbrojenie - 4 działka kalibru 20 mm, ładowność - 200-250 ludzi, zależnie od długości trasy. Landing Craft Tanks (LCT) - barka przeznaczona do transportu czołgów. Długość - 48,75 m, szerokość 9,45 m, zanurzenie - bez ładunku 0,58 m, z ładunkiem 1,12 m, 48

wyporność 296 t, 3 silniki Diesla, prędkość - 11 węzłów, załoga - 2 oficerów i 10 żołnierzy, uzbrojenie - 2 działka kalibru 40 mm, ładowność - 3 czołgi 40-tonowe lub 6 czoł­ gów 25-tonowych, lub 5 samochodów, lub też 250 t ła­ dunku. Landing Craft Assault (LCA) - jednostka wspierająca, uzbrojona w 6 moździerzy, używana do niszczenia pól minowych na płyciznach. Landing Craft Support (LCS) - wersja S. Załoga - 6 lu­ dzi, uzbrojenie - sprzężony ciężki karabin maszynowy kalibru 12,7 mm, 2 karabiny maszynowe 7,6 mm, 2 wyrzut­ nie rakietowe oraz 2 wyrzutnie granatów dymnych. LCS - wersja M. Załoga - 6 ludzi, uzbrojenie - 2 karabi­ ny maszynowe kalibru 12,7 mm, 2 karabiny maszynowe 7,6 mm, moździerz 102 mm lub przeciwlotniczy karabin maszynowy 20 mm. LCS - wersja L. Załoga - oficer i 12 żołnierzy, uzbro­ jenie - sprzężony ciężki karabin maszynowy kalibru 12,7 mm, 2 karabiny maszynowe 7,6 mm i moździerz 102 mm, Landing Craft Gun (LCG) - jednostka przeznaczona dc zwalczania nieprzyjacielskich czołgów i bunkrów. Długość - 47,10 m, szerokość 6,80 m, zanurzenie - 1,68 m, wypor­ ność - 380 t, załoga - 3 oficerów i 27 żołnierzy, uzbrojenie - 11 haubic kalibru 88 mm, 11 przeciwlotniczych ciężkich karabinów maszynowych 20 mm oraz 11 karabinów ma­ szynowych 7,6 mm. Landing Craft Tank (LCT) - jednostka przeznaczona do neutralizowania obrony nieprzyjaciela na plażach m kilka minut przed lądowaniem własnej piechoty. Uzbrojo­ na w rakiety 127 mm mogła w ciągu 30 sekund wystrzelić 1080 takich rakiet, pokrywając ich ogniem strefę o szero­ kości 700 m i głębokości 20 m. Ponowne załadowanie wszystkich wyrzutni wymagało wielu godzin. Landing Craft Flak (LCF) - jednostka przeznaczona dc prowadzenia obrony przeciwlotniczej. „Flak" to termii 4 - Normandia 1944

4