138 41 7MB
Polish Pages 242
HISTORYCZNE BITWY TOMASZ ROGACKI
EGIPT 1798-1801
Dom Wydawniczy Bellona Warszawa 1999
To, co zrobiłem do tej pory, nie liczy się. Jestem na początku drogi, którą muszę przemierzyć... Nie potrafię już przymusić się do posłuszeństwa, po znałem smak władzy i nie mogą się jej już wyrzec. Bonaparte, 1798
WSTĘP Wyprawa Bonapartego do Egiptu nie doczekała się, jak do tej pory, szczegółowego omówienia w polskiej historiografii. W porównaniu z przeogromną ilością prac biograficznych czy ogólnych, traktujących o kampaniach Napoleona, ta ekspedycja stanowi margines zainteresowań i pozostaje niezauważona. Tymczasem jest ona równie ważna w dziejach świata, jak chociażby utworzenie Księstwa Warszawskiego dla walki o niepodległość Polski. Zupełnie niesłusznie jest więc pomijana przez naszych historyków. Stanowi bowiem nieodłączny element epoki napoleońskiej. Zwraca również uwagę na istotne aspekty sztuki wojennej. Przede wszystkim jednak zwróciła wówczas uwagę wszyst kich liczących się potęg na newralgiczny charakter tego regionu Bliskiego Wschodu. Dała właściwie początek rywali zacji Francji i Anglii w akwenie Morza Czerwonego. W drugiej połowie XIX wieku dołączyły do ich grona Włochy, Rosja oraz Austria. Współzawodnictwo to trwa po dzień dzisiejszy — zmienili się jedynie niektórzy partnerzy i doszli nowi. Zdobyte w Egipcie i Syrii doświadczenia wojenne stały się przedmiotem studiów wszystkich sztabów wojsk, którym przy szło działać na tym obszarze aż po okres II wojny światowej. Nie mniejsze znaczenie, i zarazem najbardziej trwałe, miało przybliżenie Europie obrazu Egiptu z czasów minionej
6 świetności, co dało podstawy do powstania nowoczesnej egiptologii. Już sam fakt zabrania na wyprawę wojenną grupy naukowców stanowi z jednej strony swoiste kuriozum (nikt przedtem ani potem nie zastosował takiego amalgamatu), z drugiej — nadaje tej ekspedycji specjalną rangę. Jak to określił wówczas Bonaparte, Europa była kretowiskiem, na Wschodzie można było dokonać rzeczy wielkich i ustanowić nowy ład. Przecenił Wschód, to fakt, ale nie dlatego, że wyprawa ta była jego osobistą ambicją, lecz dlatego, że jeszcze go nie znał, że dopiero na miejscu mógł to właściwie ocenić i skonstato wać, iż z dawnej starożytnej świetności pozostały tylko ruiny, na których nie da się zbudować lepszej przyszłości. Stała się jednak rzecz niezwykła, która wywarła przemożny wpływ na dalsze losy Egiptu. Bonaparte zupełnie nieświadomie przyczynił się swą ekspedycją do położenia podwalin pod nowoczesny Egipt. Wstrząs, jakiego ten kraj doznał pod wpływem pobytu Francuzów, nie mógł pozostać bez echa. Muhammad Ali, objąwszy władzę w Egipcie po odjeździe Francuzów, dokonał tam tego, czego Francuzi nie mogli zrobić z dwóch powodów: 1. byli obcymi w tym regionie, a na domiar złego „niewiernymi”, 2. trafili na zupełnie surowy grunt, nie przygotowany na tak gwałtowne przemiany. Zasiali więc jedynie ziarno, które wzeszło, kiedy ich już w Egipcie nie było. Literatura obca dotycząca wyprawy do Egiptu jest bardzo bogata — szczególnie francuska. Przedstawia jednak różną wartość, a ocena wydarzeń nie zawsze jest pełna i obiektywna. Dlatego też dobór materiału nastręczał spore trudności. Sytua cję tę komplikowały jeszcze kłopoty z pozyskaniem niektórych materiałów w kraju. Nieocenioną pomoc w skompletowaniu tychże oddali mi moi francuscy przyjaciele oraz kuzynka Lucie Gilbert, za co serdecznie im dziękuję. Autor
PRZYGOTOWANIA DO WYPRAWY Europa to kretowisko, tylko w Azji można dokonać rzeczy wielkich
DLACZEGO EGIPT
Rewolucja francuska sprawiła, że nie urodzenie, lecz talent i odwaga decydowały o karierach, wynosząc dziesiątki ludzi z nizin społecznych na wyżyny sławy i zapewniając im stałe miejsce w historii. To właśnie rewolucja pozwoliła młodemu oficerowi artylerii Napoleonowi Bonaparte, który walnie przyczynił się do zdobycia Tulonu, błyskawicznie awansować z kapitana na generała brygady, a następnie na dowódcę samodzielnej armii — Armii Włoch. Pobiwszy w latach 1796-1797 cztery armie austriackie, zapewnił on Francji całą północną Italię, z której następnie wyciągnął miliony w gotów ce i naturze, przyczyniając się zarazem do odepchnięcia wojsk koalicyjnych od rdzennych granic Francji. Opromieniony włoską sławą Bonaparte wrócił triumfalnie do Paryża — gorąco witany przez lud, fałszywym zaś uniesieniem i pochlebstwami przez Dyrektoriat. Członkowie rządu z konieczności dusili w sobie zawiść i chęć rozprawienia się z nim za niewypełnianie instrukcji, wypaczanie ich, za zawarcie pokoju w Campoformio, kiedy oni — członkowie Dyrektoriatu — domagali się marszu na Wiedeń. Zadomowiwszy się w Paryżu, Bonaparte zaczął szukać nowych dróg dla utwierdzenia już zdobytej pozycji. Zamyślał
8 więc, łamiąc cenzus wiekowy, wejść w skład Dyrektoriatu, lecz ten zdecydowanie się temu sprzeciwił i szukał tylko pretekstu, by obedrzeć Bonapartego z laurów i jakoś usprawied liwić potem ten postępek przed narodem. Zbyt samodzielny i ambitny generał stanowił dla nich realne zagrożenie. Bonaparte zaś doskonale zdawał sobie sprawę, że w tak burzliwym okresie, kiedy niemal codziennie pojawia się nowa sława, nie może pozostawać bezczynny, gdyż automatycznie skazuje się na zapomnienie. Co prawda od 26 października 1797 r. miał już w kieszeni nominację na dowódcę Armii Anglii, przeznaczonej do inwazji na Albion (jej przyjęcie potwierdził pismem do Dyrektoriatu z 5 listopada), ale sprawa była wielce wątpliwa. Dyrektoriat nie bez powodu powierzył mu to stanowisko, zakładając, że zadanie to będzie niewykonalne nawet dla niego. Bonaparte przyjął tę funkcję bez oporów, świadom ciężaru obowiązku, jaki był z tym związany. Nie mogąc jednak liczyć na wejście do rządu, wykazać się musiał znowu tylko w polu. Innych dróg wówczas dla niego nie było. Zresztą sama myśl inwazji była niezwykle ponętna. Jeszcze Lazare Carnot planował uderzenie , angażując do wykonania tego zadania gen. Hoche'a (1796). Nawiązano wtedy nawet kontakt z T. W. Tone'em — przywódcą organizacji „Zjed noczeni Irlandczycy". Akcja zakończyła się jednak fiaskiem, co było zresztą skutkiem słabości militarnej Francji na morzu. Obecnie sytuacja wcale nie wyglądała lepiej. Sam Bonaparte już w lecie 1797 r. (zanim został dowódcą armii inwazyjnej) rozważał szanse tego uderzenia, ale uwzględ niał przy tym kierunek zupełnie odmienny — mianowicie Egipt . Zaraz po zdobyciu Wenecji polecił zajęcie Wysp Jońskich, widząc w nich przyszłą bazę wypadową. Zamyślał jednocześnie zawładnąć Maltą . Swoje zdanie na ten temat 1
2
3
1
2
3
M. R e i n h a r d , Le grand Carnot, t. II, Paris 1952, s. 2 1 6 - 2 1 8 . A. C h u q u e t, Journal de voyage de general Desaix, Paris 1907, s. 209. E. T a r l e , Napoleon, Warszawa 1950, s. 63.
9 wyraził w liście do Dyrektoriatu z 16 sierpnia 1797 r.: „...Bliski już czas, kiedy zrozumiemy, że aby rzeczywiście zgnieść Anglię, musimy zawładnąć Egiptem”. Już wcześniej, latem, rozmawiał o tym z gen. Desaixem w Passariano. Swoją drogą nie był on prekursorem tej idei. Już wielki Gottfried Wilhelm Leibniz proponował Ludwikowi XIV podbój Egiptu (1672) w swojej De expeditione Aegyptica regi Franciae proponenda Leibnizi justa dissertatio (Rzetelna rozprawa Leibniza proponująca królowi Francji wyprawę do Egiptu). Przedstawił w niej ekonomiczne korzyści tego przed sięwzięcia dla Francji. Jednak wtedy pozostało to bez echa. Pomysł ten podtrzymywał Etienne François hr. de Stainville ks. de Choiseul (1719-1785), doprowadzając do wyraźnego wzrostu zainteresowania tą kwestią w II połowie XVIII w. Do Kairu udał się wtedy baron François de Tott (1733-1793). Ze swej misji złożył on tajny raport w Paryżu, ale i wówczas do interwencji jeszcze nie doszło. Koncepcję Dyrektoriatu dotyczącą podboju Egiptu wysunął ponoć konsul francuski w Kairze, Charles Magallon (1741-1820), w memoriale z 1795 r. Ten krótki przegląd potwierdza opinię Charles-Roux, że idea ekspedycji egipskiej nie zrodziła się spontanicznie w kilku umysłach, lecz w wyniku długiego rozwoju . W Paryżu również Talleyrand zainteresował się całą sprawą i 3 lipca 1797 r. wystąpił z memoriałem o zaletach nowych kolonii w warunkach współczesnych . Wreszcie i Dyrektoriat zaczął doceniać wartości takowej ekspedycji. Bonaparte, chcąc osobiście przekonać się o szansach zawo jowania Albionu, 8 listopada 1797 r. ruszył z Lannes'em, Sułkowskim i Bourienne'em na wybrzeże. Był w Calais, 4
5
6
Ch. M a g a l l o n , Memoire sur l'Egypte, consolideree comme possession agricole, commerciale, militaire et politique, Paris an VI. 4
F. C h a r l e s - R o u x , Les origines de l'Expedition d'Egypte, s. 6. G. L a c o u r - G a y e t , Talleyrand 1754-1838, t. I, Paris 1928-1934, s. 215-218. 5
6
10 Dunkierce, Boulogne, Ostendzie, Newport, Antwerpii i przepro wadził szereg rozmów z marynarzami i przemytnikami. Obser wacje wypadły jednak bardzo negatywnie. Przekonał się na własne oczy o słabości marynarki francuskiej i kiepskich możliwościach zabezpieczenia finansowego. Oczywiście trudno ści te, przy pełnym poparciu Dyrektoriatu, można by przezwycię żyć, ale któż zaręczy, znając układ stosunków Bonaparte-członkowie Dyrektoriatu, że ci ostatni zechcą wspierać człowieka, którego radzi by się pozbyć? Kto wie, czy mianując go wodzem tak niepewnej ekspedycji, nie chcą obedrzeć go z laurów włoskiej glorii i tak skompromitowanego zdeptać. Wówczas, w przypadku klęski, lud też nie ująłby się za nim. Sam to zresztą plastycznie określił Bourienne'owi, kiedy ten przekonywał go o olbrzymiej popularności w Paryżu: „Motłoch pobiegłby za mną tak samo, gdyby mnie prowadzono na szafot” . Po powrocie do stolicy 17 czy 18 listopada podjął już nieodwołalną decyzję uderzenia na Egipt. W tym miejscu nasuwa się zasadnicze pytanie: dlaczego Bonaparte rezygnuje z inwazji na angielskie wyspy z powodu nikłych szans powodzenia („Jest to przedsięwzięcie, w którym wszystko zależy od szczęśliwego przypadku. W takich okolicznościach nie zamierzam wystawiać na ryzyko losów wspanialej Francji”) i decyduje się na Egipt, gdzie szanse te nie są przecież wcale większe? Poseł rosyjski w Stambule, książę Koczubej, pisał 9 grudnia 1797 r.: „Może się mylę, sądzę jednak, że nie będzie on na tyle głupi, aby wziąć na swoje barki zadanie, które splami jego wielką sławę” . Okazało się, że nie był na tyle głupi, by zaufać Dyrek toriatowi. Tymczasem to, o czym myślał już we Włoszech, 7
8
7
Memories de M. Bourienne,
ministre d'etat, sur Napoleon,
le Directoire,
le consulat, I'empire et la Restauration (dalej cyt.: B o u r i e n n e , Memories), t. II, Paris 1830, s. 3 2 . * A. M a n f r e d , Napoleon Bonaparte, Warszawa 1980, s. 214.
11 czyli ekspedycja do Egiptu, znajdowało poparcie finansjery i kupców marsylskich, a to zapewniało wyprawie bazę materialną. Warstwy te od dawna zainteresowane były opano waniem handlu w tej strefie. W grę wchodził więc przede wszystkim aspekt ekonomiczno-polityczny. W XVIII w. wartość obrotów towarowych Francja-Egipt kształtowała się na średnim rocznym poziomie 5,5 mln piastrów . Samo położenie Egiptu nadawało mu w ówczesnym świecie ol brzymią rangę strategiczną w komunikacji z koloniami (o trzy miesiące skracało się trasę z Indii do Europy). Można rzec, że serce Anglii biło wtedy w Egipcie, a nie w Londynie, co w warunkach gwałtownej utraty znaczenia przez Turcję, pod której jurysdykcją znajdował się wówczas Egipt, z niezwykłą ostrością eksponowało nowe źródło rywalizacji anglo-francuskiej. Uchwycenie przez Francję delty Nilu dałoby jej moż liwość pełnej kontroli nad całym handlem między Wschodem a Zachodem, a co za tym idzie — zawrotne zyski. Dla Bonapartego cele wyprawy zamykały się w trzech zasadniczych punktach: 1. dezorganizacja handlu Anglia-Indie, 2. zdobycie Indii, 3. rozproszenie sił morskich Anglii i zrujnowanie jej finansów. Duże znaczenie dla tej decyzji Bonapartego miał również czynnik czysto partykularny. Bourienne'owi mówił, że w ciągu sześciu lat zupełnie przeobrazi Egipt („Te sześć lat wystarczą mi, jeśli wszystko się uda, żeby iść do Indii... trzeba iść na wschód”). Określony wpływ na tę decyzję wywarła też zapewne jego młodzieńcza fascynacja Wschodem („Europa to kretowisko, tylko w Azji można dokonać rzeczy wielkich”). Ale czynnika tego nie należy przeceniać. Bonaparte bowiem rozumiał znakomicie, że jego klęska w Europie — w tak newralgicznym punkcie jak kanał La Manche — miałaby 9
9
C h a r l e s - R o u x , op. cit., s. 6.
12 tragiczne następstwa dla dalszej jego kariery, czy nawet egzystencji. Ewentualna zaś klęska w Egipcie — na peryferiach świata, jak sam to określił — nie będzie miała takiego oddźwięku. Nie mógł mieć w tym wypadku absolutnej pewności sukcesu z tej prostej przyczyny, że jego wiedza o Egipcie była dość mglista — ograniczała się do pamiętników barona de Totta, Dziejów Arabów Marigny'ego i książki księcia Volneya o Egipcie i Syrii. Od czasów rzymskich żaden z Europejczyków nie zapuścił się w głąb tego kraju celem jego eksploracji. Do podjęcia tej nader ryzykownej — wręcz ryzykanckiej — decyzji skłoniła go też zapewne wiara w swą szczęśliwą gwiazdę. W czasie kampanii włoskich bardzo często balansował na skraju przepaści, lecz z każdej opresji wychodził obronną ręką. Prawdę powiedziawszy, był to chyba jedyny atut, na jaki mógł liczyć — tylko bowiem szczęśliwy traf, wyjątkowy zbieg okoliczności, mógł przynieść powodzenie przedsięwzięciu. Realnie rzecz biorąc, szanse były nikłe — przede wszystkim w fazie operacji morskiej, kiedy należało przeprowadzić przez całe Morze Śródziemne setki transportowców. W dalszej perspektywie Bonaparte zakładał uderzenie na Indie, gdzie przy poparciu Majsuru spodziewał się znieść panowanie angielskie i przywrócić Francji na tym terenie osiągnięcia Dupleixa”. Dyrektoriat chętnie zgodził się na tę zamorską wyprawę, dzięki której pozbywał się Bonapartego z Europy, licząc przy tym, że zginie tam odcięty od Francji przez flotę angielską bądź padnie ofiarą jakiejś zarazy. W nocy z 1 na 2 marca 1798 r. plan został zatwierdzony, a 5 marca Larevelliere, Lepeaux i Merlan podpisali rozkaz polecający przygotowanie ekspedycji. 10
'" Constantin François de Chasseboeuf. 11
J. F. markiz de Dupleix (1697—1763), gubernator Pondichery od 1741 r.
Zręczną polityką doprowadził do rozwoju francuskiej kolonii w Indiach, która objęła Karnatak i Hajdarabad z 30 mln m i e s z k a ń c ó w ( ó w c z e s n a Francja — 23 mln). Przyjął tytuł nababa południowych Indii. Wskutek intryg dworskich odwołany w 1754 r. do Paryża.
13 Na zakończenie trzeba jeszcze zwrócić uwagę na fakt poparcia wyprawy przez dużą część finansjery żydowskiej, jak też część gminy żydowskiej. To właśnie w ich imieniu Aron Ben Levi powiedział: „Bonaparte to wybraniec opatrz ności, naczelny i najświetniejszy główny dowódca wojsk francuskich w Afryce i Azji”. Jakie zaś cele przyświecały tej grupie społecznej, pozostaje się tylko domyślać. ORGANIZACJA ARMII I FLOTY
Bonaparte, potwierdziwszy Dyrektoriatowi listem z 5 lis topada 1797 r. przyjęcie dowództwa Armii Anglii, natychmiast rozpoczął intensywne przygotowania. Już 9 listopada przeor ganizował całą armię włoską i przerzedził sztab gen. Vignolle'a. Część generałów, których udział w tej wyprawie przewi dywał, otrzymało rozkazy wyjazdu na północne wybrzeże. Byli to: Massena, Bernadotte, Brune, Rampon, Joubert, Pijon, Duphot, Victor, Verdier, Mireur, Friant, Belliard, Veaux, Monnier, Lannes, Menard, Gardanne, Point, Leclerc (prze znaczony na dowódcę lekkiej kawalerii) i Dumas (na dowódcę dragonów), Songis, Andreossy, La Tournerie, Doumic, Roze, Jailliot, Delaitre, Sugny, Lespinasse, Lamojere, Dintroz (ar tyleria), Chasseloup-Laubat, Sanson, Maubert i Mario (wojska inżynieryjne). Zabezpieczenie medyczne dróg przemarszu wojsk na północne wybrzeże Bonaparte zlecił zarządcy Hallerowi i głównemu komisarzowi Villemauzy'emu. Wszystkie przygotowania, czynione, rzecz jasna, pod kątem inwazji na Anglię, w istocie miały okryć nimbem tajemnicy rzeczywisty cel ataku, którym stać się miał oczywiście Egipt. Sam Bonaparte 17 listopada wyjechał do Mediolanu, 5 grudnia zaś zjawił się w Paryżu, gdzie przeprowadził rozmowy z ministrem wojny gen. Schererem i ministrem marynarki Pleville-le Pelleyem. Rozmowy dotyczyły głównie planów przeprowadzenia wojsk na północne wybrzeże Francji i kon centracji floty wojennej w Breście.
14 Do 14 grudnia Bonaparte opracował w sumie osiem projek tów zawierających wszelkie szczegóły planowanych operacji, w których flota grała pierwszorzędną rolę — szczególnie w pierwszej fazie. Francja oczywiście znacznie ustępowała Anglii na morzu, zarówno liczebnie, jak i ilościowo; mimo to dysponowała jeszcze 150 jednostkami, w tym 57 liniowcami, z których w Breście stacjonowało 34, w Lorient — 2, w Rochefort — 1, w Tulonie — 5 i Korfu — 6. Pozostałe 9 to zdobyczne okręty weneckie, uzbrojone w 64—74 działa. Resztę stanowiło 30 doskonałych fregat (technicznie przewyższały angielskie), 15 korwet i około 50 mniejszych okrętów. Bonaparte zakładał koncentrację głównych sił floty w Breś cie, gdzie powinny zebrać się w sumie 44 liniowce (w tym 6 z Korfu i 4 z Tulonu). Dodatkowym wsparciem dla innych miały być okręty hiszpańskie i holenderskie. Wiceadm. Truquet udał się w tej sprawie do Madrytu, a minister spraw zagranicz nych Delacroix — do Hagi. Działaniom tym sprzyjać też miało zawarcie 10 sierpnia 1797 r. pokoju z Portugalią, ale sytuacja skomplikowała się właśnie, bowiem regent, pod wpływem angielskiego złota i gróźb, nie ratyfikował tego układu. W tej sytuacji gen. Augereau miał postawić swą 10 dywizję w Perpignan w stan gotowości bojowej i przechodząc przez sprzymierzoną Hisz panię, opanować Portugalię. Zgodnie z założeniami planu, Armia Anglii miała składać się z 40 półbrygad piechoty, 32 regimentów kawalerii, 4 pułków artylerii, 4 kompanii minerów, 4 kompanii robo czych, 2 batalionów robotników fortecznych i 2 oddziałów mostowych. Co do generalicji — wykaz z 12 stycznia 1798 r. obejmował 18 generałów dywizji i 47 generałów brygady. Byli to generałowie dywizji: Berthier (szef sztabu), Kilmaine (dowódca jazdy), Marescot (wojska inżynieryjne), Lespinasse (artyleria), Lefebvre, Gouvion Saint-Cyr, Championet, Massena, Kleber, Brune, Serurier, Victor, Damas, Baraguay d'Hillieres, Dellemagne, Hautpoul, Grenier, Duhesme i gene-
15 rałowie brygady: Lannes, Vial, Menard, Rampon, Veaux, Duphot, Belliard, Point, Lanusse, Monnier, Friant, Pijon, Hardy, Damas, Desolle, Decaen, Rochepance, Montrichard, Chasseloup-Laubat, Cervoni, Kellermann, Murat, Leclerc, Girard Starszy, Dommartin, Mireur, Sorbier, Davout, Ney, Oudinot, Caffarelli du Falga, Vandamme, Mennet, Gardanne, Lecourbe, La Boisiere, O1ivier, Walther, Dulauloy, Chamberhlanc, Tharreau, Boisgerard, Klein, Humbert, Soult, Verdier, Dupuy. Stanowisko lekarza generalnego przyznano Desgesnettes'owi, naczelnego chirurga — Percy'emu, chirurgami zostali Larrey i Yvan. Cywilnymi komisarzami zaś — Dubreton, Sucy, Mathieu, Lambert i Aubernon. Armia miała liczyć łącznie 42 tysiące bagnetów w 5 dywiz jach i 4600 szabel. Początek marca 1798 r. dał asumpt do konkretnych działań na rzecz ekspedycji do Egiptu. 5 marca bowiem Bonaparte przedstawił listę środków niezbędnych do jej realizacji, a Dyrektoriat wysłał nad Morze Śródziemne komisję z kontradm. Blanquetem du Chayla na czele. Na miejscu zostali mu podporządkowani: główny płatnik Sucy, komisarz marynarki Le Roy i szef artylerii gen. Dommartin. Przygotowania nabrały tempa, a rozporządzenia przygotowane przez Bonapartego 12 kwietnia nadały ostateczny kształt Armii „Wschód”. Pracując dzień i noc w zaciszu pałacyku przy ulicy Chanteraine, osobiście dobierał generałów. Caffarellemu polecił ustalić skład uczonych. Polecił przygotować eskadrę w Civita Vecclua i zorganizować tam jedną dywizję. Nakazał koncentrację statków w Marsylii, Genui, na Korsyce, przede wszystkim zaś w Tulonie. Rozkaz z 20 kwietnia naznaczał na dowódcę dywizji tworzonej w Tulonie gen. Klebera (jego szefem sztabu został Caffarelli du Falga, pełniący dotąd tę funkcję przy Berthierze). 28 kwietnia podporządkowano mu dywizję gen. Reyniera, koncentrowaną w Marsylii, i gen. Menarda, ześrodkowywaną na Korsyce. Gen. Reynier wyjechał z Paryża 10 kwietnia, a 22 doszły go rozkazy organizacji dywizji w Marsylii (z 20 kwietnia).
16 Na początku maja przygotowania były zakończone, wobec czego 8 maja Reynier podjął próbę przejścia do Tulonu. Uniemożliwiły mu to jednak przeciwne wiatry: Próbę ponowił więc 11 maja i jeszcze tego samego dnia dotarł do celu (Reynier znajdował się na fregacie „L'Alceste”). Przygotowania w Genui nadzorował konsul Redon de Belleville. Wyznaczony zaś tu do organizacji przedsięwzięcia gen. Baraguay d'Hillieres przybył na miejsce w końcu marca. 19 kwietnia otrzymał rozkaz przejścia 25 lub 26 tego miesiąca do Tulonu. Załadowane na pokłady wojska udały się zatem do miejsca przeznaczenia, ale tu nowy rozkaz nakazał im kurs powrotny. W nocy z 9 na 10 maja Baraguay d'Hillieres powrócił więc do Genui, gdzie z kolei doszedł go rozkaz z 2 maja polecający ostatecznie powrót do Tulonu, co nastąpiło 17 tego miesiąca. Rozporządzeniem z 16 marca Dyrektoriat wyznaczył gen. Desaixa na dowódcę dywizji organizowanej w Civita Vecchia. Opuścił on zatem Paryż i 2 kwietnia dotarł do Rzymu, gdzie do pomocy dołączyli do niego komisarze Haller i Villiemauzy oraz uczony Monge. W tym miejscu należy wyjaśnić, dlaczego wojska d'Hillieres'a otrzymywały zmienne rozkazy, które objęły również dywizję Desaixa. Otóż związane to było z przebiegiem rozmów w Wiedniu. Wobec rosnącego napięcia, już 23 kwietnia gen. Brane (który objął dowództwo wojsk we Włoszech po gen. Berthierze) otrzymał prawo do dysponowania wojskami d'Hillieres'a i Desaixa, o ile Austriacy wystąpią z ofensywą na całym froncie. Z tego powodu rozkazy opuszczenia Civita Vecchia jeszcze 29 kwietnia nie zostały zrealizowane. Dopiero 10 maja Bonaparte pisze o postawieniu wojsk w gotowości do wypłynięcia z zastrzeżeniem, że połączenie grupy Desaixa z główną masą powinno nastąpić na wysokości Korsyki. Dodatkowe rozkazy wysłane zostały drogą lądową przez 12
12
Desaix od 27 października 1797 r. był tymczasowym dowódcą Armii
Anglii. 27 marca 1798 r. zdał d o w ó d z t w o gen. Kilmaine'owi.
17 Genuę, dokąd dostarczył je C. Berthier (brat szefa sztabu), a stąd dalej, do Desaixa, Redon de Belleville. Ale przed nim zdołał je przywieźć bryg „La Salamine”. Desaix, zebrawszy w sumie 61 jednostek, w tym 1 fregatę „La Courageusse”, na którą zaokrętował się osobiście wraz z Monge'em), 2 brygi, 2 awiza i 2 kanonierki, opuścił 26 maja Civita Vecchię i skierował się do wyznaczonego spotkania. W tym czasie trwały też prace organizacyjne na Korsyce, ale z uwagi na specyficzną sytuację, miały one przebieg znacznie wolniejszy. Gen. Menard został zastąpiony przez gen. Vaubois, który przybył do Bastii na początku kwietnia. Niebawem jednak otrzymał on polecenie udania się do Włoch, a jego miejsce miał zająć gen. Casalta. Temu z kolei na zajęcie stanowiska nie pozwoliło zdrowie, wobec czego Bonaparte, rozkazem z 13 maja, wyznaczył na to miejsce, awansowanego właśnie na generała dywizji, Bona. Dywizja korsykańska otrzymała 19 maja rozkaz przejścia na północ od Sardynii — do La Maddaleny. Wraz z przygotowaniami militarnymi uruchomiono też szeroką akcję dezinformującą — szczególnie w Londynie, Konstantynopolu, Petersburgu i Wiedniu. Wojska przebywające na południu Francji otrzymały nazwę Prawego Skrzydła Armii Anglii. Do powszechnej wiadomości podano, że głównodowo dzący, gen. Bonaparte, wyjechał do Brestu, gdzie przebywały główne siły floty wojennej. Snuto więc teraz domysły co do celu przygotowywanej wyprawy. Przypuszczano, że ruszy ona do Indii, na Lewanty i Maltę, na Irlandię, do Portugalii lub Albanii, do Brazylii, na Neapol, a może nawet na Anglię. Właściwy cel wyprawy trzymany był w tajemnicy i wie działo o nim stosunkowo nieliczne grono osób, a mianowicie: pięciu członków Dyrektoriatu, Talleyrand, jego sekretarz, Magallon, Bourienne, Monge, Berthollet, Ruffin, Dolomieu, Brune, Geoffroy Saint-Hilaire i jego brat Marc Antoine, Curvier, 13
13
W związku z tym gen. Dąbrowski otrzymał 20 maja rozkaz skierowania
do garnizonu Civita Vecchia 2 6 0 legionistów.
18 Sucy, Caffarelli, Najac (główny płatnik), Desaix, Brueys, Kleber, Marmont, S ułkowski, Duroc, Eugène de Beauharnais, Lavalette, Merlin, bracia Bonapartego i Garat. Bonaparte nie poinformował o tym ani sióstr, ani żony, ani nawet ministra wojny Scherera. Dla osób bliżej zainteresowanych tematem było jednak niemal pewne, że celem będzie Egipt. Wskazywało na to wiele przesłanek, chociażby wciągnięcie na służbę kilku Egipcjan i Syryjczyków, intensywne poszukiwania w Paryżu uczonych znających arabski, twarde żądania Bonapartego o wydanie mu arabskich czcionek, prowadzone przez Desaixa i Monge'a intensywne poszukiwania w bibliotekach Rzymu książek traktujących o Egipcie, Syrii i Persji. Wielu spośród przyszłych uczestników ekspedycji także domyślało się, dokąd popłyną. Gen. Belliard w swym dzienniku zanotował: „Dokąd wyruszymy, tego jeszcze nie wiem, jednak należy sądzić, że pożeglujemy do Egiptu”. Kpt. Thurman w liście do ojca podawał: „Mówi się o Egipcie”. Murat, już z Malty, pisał do ojca: „Nie wiem dokąd, przypuszczam jednak, że do Egiptu”. Określone informacje posiadali też dyplomaci. Pruski poseł w Paryżu, Sandoz-Rollin, pisał 24 marca do Berlina: „Mówi się o Malcie i Cartagenie, by stamtąd polować na Anglików na Morzu Śródziemnym, inni mówią o Egipcie”. Następnie 19 kwietnia podawał, że o szczegółach wyprawy do Egiptu poinformował go gen. Marmont. Garat z kolei (francuski poseł w Neapolu) zapewniał podobno gen. Actona, że szykuje się uderzenie na Egipt. Zdaje się, że wszelkie ciche oświadczenia o inwazji na Egipt bardziej przyczyniły się do niewiary w to przedsięwzięcie aniżeli roztaczanie nad nim tajemnicy. Tymczasem Bonaparte, w otoczeniu Józefiny, Duroca, Bourienne'a i Lavalette'a, opuścił w nocy z 3 na 4 maja Paryż i ruszył do Tulonu. Droga wiodła przez Auxerre, Chalons-sur-Saone i Lyon, gdzie dotarł 6 maja. Stąd, nazajutrz, udał
19 się statkiem do Awinionu, a następnie znów powozem, przez Roquavaire, prosto do głównego punktu koncentracji armii i floty, gdzie przybył 9 tego miesiąca. Kilka dni spędził w Tulonie na ostatnich przygotowaniach. 18 maja polecił wyjść w morze liniowcom „Spartiate” i „L'Aquillon”. Tego dnia, o godz. 5.00, wojska dostały rozkaz załadowania się na transportowce i okręty. Następnego dnia nastąpiło wyjście z portu. Ogółem na wyprawę wyruszyło ponad 54.000 ludzi, w tym 13.000 marynarzy floty wojennej, 3000 handlowej (z których tylko część stanowili Francuzi). Na wojska lądowe składało się ogółem 34.910 ludzi, w tym: sztab generalny sztab artylerii sztab inżynierii komisarze wojenni płatnicy kontrolerzy urzędnicy uczeni i naukowcy służby medyczne
143 (w tym 11 generałów dywizji, 20 generałów brygady) 67 66 26 35 6 445 167 168 1123 ludzi
piechota lekka 5403 piechota liniowa 19 669 jazda 2810 480 ((w tym 180 konnych) guidowie artyleria i inżynieria 3155 korpus oficerski 2270 33 787 ludzi (bez uwzględnienia garnizonu Malty) 14
14
N.
Ph.
D e s v e r n o i s , Avec
Bonaparte
brw, s. 9 8 , określa stan j a z d y na 2 8 2 0 ludzi.
en
Italie
et
en
Egypte,
Paris
20 Dla przewiezienia tej armii stanęło pod żaglami 565 jednostek, w tym 13 okrętów liniowych, 9 fregat, 11 korwet , 232 łodzie i ponad 300 transportowców (z czego 200 w Tulonie) . Przygotowaniem tych okrętów na wyprawę zajmował się inż. P. A. Forfait. Flota liniowa podzielona została na trzy eskadry: — wiceadm. Brueys d'Aigalliers na „L'Orient” (czerwona flaga) z kontradm. Ganteaume jako szefem sztabu, — kontradm. Blanquet du Chayla na „ F r a n k l i n ” (flaga niebieska), — kontradm. Villeneuve na „Guillaume T e l l ” (biało¬ -czerwona). Dozór nad konwojem sprawował kontradm. Decres z fre gaty „Diane”. Zasadnicze stanowiska objęli: Sucy — główny komisarz ordonator (później zastąpiony przez Aube'a), Le Roy — finanse marynarki, Esteve — główny płatnik, Poussielgue — generalny kontroler, Desgenettes — naczelny lekarz armii, Larrey — naczelny chirurg, Royer — naczelny aptekarz (po nim Boudet). l5
l6
15
Trzon floty wojennej stanowiły: „ L ' O r i e n t ” ( 1 2 0 dział), „Guillame Tell”
(80), „Franklin" (80), „ T o n n a n t ” (80), „ S p a r t i a t e ” ( 7 4 ) , „ L ' A q u i l l o n ” ( 7 4 ) , „ G u e r r i e r ” ( 7 4 ) , „ G e n e r e u x ” (74), „Peuple d u S o u v e r a i n ” ( 7 4 ) , „ T i m o l e o n ” (74), „ H e u r e u x ” ( 7 4 ) , „Mercure" (74) i „ C o n q u e r a n t ” (74), ponadto dwa stare liniowce użyte j a k o okręty aprowizacyjne: „La C a u s e ” ( 7 0 ) i „Le Dubois” (64) oraz fregaty: „La J u s t i c e ” (40 dział), „ D i a n e ” ( 4 0 ) , „Le J u n o n ” (40), „ L ' A l c e s t e ” ( 3 6 ) , „Le S e r i e u s e ” (36), „La S e n s i b l e ” (36), „La Courrageuse” (36), „La C a r r e r e ” (36). Ogółem flota wojenna obejmowała 65 okrętów. 16
13
O składzie floty dane są zróżnicowane. M a g a l l o n określał jej siłę na liniowców,
14
fregat
i
400
transportowców;
Bouhler
(Napoleon,
Munchen 1942, s. 6 2 ) podaje 15 liniowców, tyleż fregat, 8 korwet i 3 0 0 transportowców; L. A. T h i e r s (Expedition d'Egypte, s. 2) wymienia, poza 13
liniowcami, 2 okręty weneckie (po 64 działa), 6 fregat weneckich,
8 francuskich, 72 korwety, kutry, brygi i szalupy kanonierskie, razem 5 0 0 jednostek; D e s v e r n o i s (op. cit., s. 9 8 ) pisze o 13 liniowcach, 8 fregatach, 2 brygach oraz innych mniejszych jednostkach w ogólnej liczbie 7 2 , ponadto 4 0 0 transportowców.
21 Stanowiska adiutantów przy Bonapartem otrzymali: Duroc, Lavalette, Sułkowski, Croissier, Guibert, Julien, Junot, Merlin (syn członka Dyrektoriatu), Ludwik Bonaparte, Eugene de Beauharnais (potem doszedł jeszcze E. Colbert). Na wyprawę ruszało 11 generałów dywizji: Berthier, Bara guay d'Hillieres, Bon, Desaix, Dugua, A. Dumas, Kleber, Menou, Dumuy, Reynier i Vaubois oraz 20 generałów brygady: Andreossy, Belliard, Caffarelli du Falga, Chanez, Damas, Davout, Dommartin, Friant, Fugiere, d'Hennzel, Lannes, Leclerc, Manscourt, Mireur, Murat, Rampon, Veaux, Verdier, Vial, Zajączek. Z Polaków, oprócz Zajączka i Sułkowskiego, udział w eks pedycji wzięli: szefowie batalionu Łazowski i Grabiński, kapitanowie Haumann i Szumlański oraz sześciu dalszych, których niestety nie znamy. Znaleźli się oni w dywizji gen. Desaixa i przydzieleni zostali do 7 pułku h u z a r ó w . Na pokłady okrętów załadowano także 700 koni i 500 powozów. Żołd miesięczny dla armii obliczano na sumę 925.269 franków. Ważnym elementem przygotowań do wyprawy było dla Bonapartego zebranie grupy uczonych, którzy mieli wyjaśnić tajemnice Egiptu. Kierownictwo komisji uczonych powierzył gen. Caffarellemu du Faldze, który miał też zająć się skom pletowaniem stosownej biblioteki. W tym ostatnim przedsię wzięciu wspomógł go szczególnie literat i ekonomista w jednej osobie I. B. Say, który w bibliotekach Rzymu i Paryża dokonał wyboru książek (550) i map. Wyszperał także opisy z podróży po Wschodzie Volneya, Totta, Savary'ego, Reala, Magallona, Dubois-Thainville'a i Poussielgue'a, wreszcie najświeższą, bo z września 1797 r., relację wiceadm. Rosily'ego. W podręcznej bibliotece Bonapartego znalazł się również Koran. I trudno się temu dziwić, zważywszy że wszelkie przejawy życia Egipcjan regulowała właśnie ta księga. 17
17
Bonaparte zakładał pierwotnie udział w ekspedycji l e g i o n ó w p o l s k i c h ,
ale zamiar ten upadł w o b e c z d e c y d o w a n e j niechęci P o l a k ó w do takich w y p r a w .
22 Zgromadzono też całą masę niezbędnych przyrządów nauko wych, których zakupiono za sumę 215.509 franków. EGIPT XVIII WIEKU
Egipt podlegał nominalnie imperium osmańskiemu od 641 r. W XIII wieku władzę przejęła tutaj gwardia mamelucka , która spośród siebie wybrała sułtana. Jednakże w latach 1516-1517 sułtan turecki Selim I podbił Egipt i Syrię, która wchodziła w jego skład, opanowując zarazem zależny od Egiptu żywnościowo Hidżaz z Mekką i Medyną . W od niesieniu sukcesu pomogli Selimowi Beduini, którzy wydali mu sułtana mameluków Tuman Beja, jak też sama ludność, odnosząca się do Turków jak do wyzwolicieli. Egiptowi nadano kanunname (księga przepisów prawnych Sulejmana II Wspaniałego) i podzielono pierwotnie na 14 prowincji. Ale już w końcu XVII wieku ich liczba wzrosła do 34 (w Dolnym Egipcie — 7, w Środkowym — 6, w Górnym Egipcie — 2 1 ) . Ustanowiono tu władzę paszy, który zajął siedzibę w zbudowanej w XI wieku cytadeli kairskiej. Miał on do dyspozycji janczarów , którzy kwaterowali w wyższej części cytadeli, panując tym samym nad resztą tejże oraz częścią miasta. W niższych pomieszczeniach przebywali azabowie . 18
19
20
21
22
18
Mameluk, mamelucy (tur. memluk, arab. mamluk) — biali niewolnicy-
-wyzwoleńcy kupowani w rejonie Kipczaku, Kurdystanu i Kaukazu (także ich potomkowie). Pierwszego zakupu 12 tys. chłopców dokonano w 1230 r. " J. R e y c h m a n , Historia Turcji, Ossolineum 1973. 20
B.
Stępniewska-Holzer,
nego państwa egipskiego, Wrocław 21
Muhammad Ali.
1978, s.
Narodziny
nowoczes
15.
Janczar, janczarzy (tur. jeni ceri) — wyborowa jednostka wojsk tureckich,
rekrutowana pierwotnie poprzez dewszirme (brankę) chrześcijańskich dzieci, później — w XVII w. — tylko spośród muzułmanów. 22
Azab, azabowie (arab.
'a'zab) — 7-oddziałowa jednostka wojskowa
przeznaczona do strzeżenia bezpieczeństwa, janczarom.
politycznie ustępująca
tylko
23 Pasza, który obejmował stanowisko w Egipcie, wjeżdżał uroczyście do Kairu, po czym zamykał się w swej rezydencji i właściwie już jej nie opuszczał. Władzę swą sprawował poprzez podległy mu Dywan, który tworzyli bejowie, zarządcy prowincji, szejkowie meczetów i dowódcy gwardii, przy czym w Dywanie uczestniczyli tylko ci, którzy przebywali w Kairze. Dlatego też wielu z nich na stałe mieszkało w stolicy, gdzie zbudowali sobie okazałe rezydencje (okolice jeziora Ezbekyeh). W początkach XVIII wieku Dywan tworzyło blisko 4000 osób. Obowiązki paszy Egiptu sprowadzały się właściwie do czterech zasadniczych punktów: 1. politycznej reprezentacji sułtana tureckiego, 2. płacenia rocznego trybutu na rzecz Porty, 3. ekspediowania doń wojsk w razie potrzeby, 4. udziału w świętach religijnych, corocznej uroczystości otwierania Kanału Kairskiego przy nilometrze i żegnaniu pielgrzymek do Mekki i Medyny. Władza paszy była poważnie ograniczona pozycją wojsk janczarskich, tureckich i samych mameluków, a efemeryczne rządy poszczególnych paszów uniemożliwiały zbudowanie silnego stanowiska wobec Stambułu (w latach 1517-1798 władzę sprawowało 111 paszów!). W XVIII wieku paszowie stracili swe znaczenie na rzecz mameluckich bejów. Coraz częstsze były zatem próby uniezależnienia się od Porty. W 1746 r. wybił się na czoło Ibrahim Bej Kiahya. W 1758 r. funkcję szejka al-balad (zarządcy kraju) objął Ali Bej (Ibrahima zamordowano). W wyniku walk wewnątrzmameluckich musiał on jednak uciekać do Górnego Egiptu. Tu zebrał pod swoimi rozkazami 3000 mameluków i poparty przez Stambuł odzyskał władzę. Od 1768 r. przerwał płacenie trybutu, ściślej zapanował nad Górnym Egiptem i zajął 23
23
W XVII wieku na terenie Górnego Egiptu powstało, założone przez
przybyłych z paszałyku Tunisu Arabów Hawara, silne gospodarczo państwo, którego zależność od Egiptu sprowadzała się tylko do płacenia corocznego trybutu w postaci zboża. W 1769 r. Ali Bej rozbił to państwo, rządzone
24
Ilidżaz. Panując w ten sposób nad obu brzegami Morza Czerwonego, trzymał w swym ręku transport towarów poprzez Suez. Przybrał tytuł „Sułtana Egiptu i Obojga Mórz”. Następnie opanował jeszcze paszałyk Damaszku, ale w 1772 r. zginął z bejem mameluckim Ahmudem Abu Dahabem, którego wojskami dowodził Murad Bej. Sułtan mianował Abu Dahaba paszą. Po jego śmierci wybuchły walki między bejami Ibrahimem, Muradem i Ismailem. Interweniowały wojska tureckie sułtana Abdulhamuda pod wodzą Hassana. Ten, nie mogąc doprowa dzić do spokoju, zawarł w 1787 r. porozumienie z Ibrahimem i Muradem, pozostawiając pod ich władzą Górny Egipt. W końcu XVIII wieku przebywało w Egipcie 25-30 tys. żołnierzy, podczas gdy ludność kraju liczyła jakieś 2,3 mln. Do tego dochodziło 200 tys. Koptów, tyluż Turków, 100 tys. Beduinów, 100 tys. mameluków, kilka tysięcy Greków i Or mian. Razem więc prawie 3 mln. Dwie trzecie ludności stanowili chłopi (fellahowie) . Zasadnicze źródło dochodów w imperium osmańskim, a więc i w Egipcie, stanowiły podatki obciążające fellahów (60% dochodów). Ściągano je bezwzględnie, a brak jednolitości miar i w a g sprzyjał wyzyskowi. Podatki wzrastały wprost proporcjonalnie do tempa kryzysu ekonomicznego, jaki zaczął ogarniać całe państwo tureckie, powodując spustoszenia na wsiach (oprócz Anatolii) i wzrost nieużytków nawet na najbardziej żyznych obszarach. Identyczna sytuacja wystąpiła również w rzemiośle i handlu (przynosiły 3 3 % dochodów skarbu) . 24
25
26
w ó w c z a s przez szejka al-hammaum Ibn Jussufa al-Hawardiego, o którym pamięć przetrwała do czasu inwazji Francuzów w 1798 r. 24
G.
S p i l l m a n n, Napoleon et
l'Islam,
Paris
1969;
S tępn iew-
s k a-H o 1 z e r, op. cit,, s. 27; A. Z a h o r s k i, Napoleon, Warszawa 1984, s. 75. 25
Feddan — 0 , 4 - 0 , 6 ha, ardabb — 1 5 0 - 1 7 0 kg, kantar — ok. 45 kg,
kantar aleksandryjski — ok. 140 kg. 26
Historia
1978, s. 3 2 2 .
nowożytna
krajów
Azji
i
Afryki,
praca
zbiorowa,
Warszawa
25 Ekonomiczną podstawę Egiptu — rolnictwo — znamiono wał system iltizamu, który w XVIII wieku objął niemal całą gospodarkę. Sprowadzał się on do dzierżawy dóbr państwo wych i ziemskich, co przynosiło bejom olbrzymie dochody. Władzę na wsiach pełnili multizamowie, którzy z kolei, korzystając z prawa odstępstwa ziemi, wydzierżawiali ją wakfom na 90 i więcej lat, dzięki czemu nie płacili z tego tytułu podatków. Trudnili się też lichwą. Wiek XVIII przyniósł wsi egipskiej nową formułę ekonomicz ną — gospodarkę towarowo-pieniężną, dzięki której można było przeznaczać zbiory na sprzedaż. Rozwijała się wraz z tym praca najemna. Chłopi z Górnego Egiptu przybywali do Delty, gdzie za pracę (orka, sadzenie ryżu, żniwa, zbiory lnu, roślin strączkowych) otrzymywali zapłatę w naturze lub pieniądzu. Chłop egipski był przywiązany do ziemi. Nie miał prawa jej zostawić, a miasta obowiązywał zakaz przyjmowania zbiegów. Mimo to chłopi uciekali (za granicę, na pustynię), głównie z powodu ucisku podatkowego, który obejmował aż 70 powinności (m.in. od nawodnienia, naprawy mostów i kanałów, wymierzania gruntów, przepisania ich na spadko biercę, obowiązku noclegu i żywienia wojsk bejów, dostar czania koni i furażu) . Rozwój rolnictwa hamowało wewnętrzne rozprzężenie ad ministracji mameluckiej. Do ściągania podatków wysyłano poborców w asyście wojska. Zarządcy prowincji — kaszifowie — posiadali specjalne karne oddziały. Za świadczenia, po rządek i organizację wsi odpowiadał szejk, a za uchylanie się od powinności pojedynczych fellahów — cała wieś. Wszystko to spowodowało, że już w XVIII wieku wieś egipska nie odczuwała przeludnienia. Przysłużyły się też temu liczne choroby i epidemie (dżuma, cholera, malaria, bilharcjoza ). 21
28
27
2S
Tamże, s. 3 1 7 . Bilharcjoza — tropikalna choroba zakaźna o ciężkim przebiegu, w y w o
ływana przez przywry ( s c h o z o s t o m y ) . Obecnie cierpi na nią w Afryce, Azji i A m e r y c e Południowej o k o ł o 2 0 0 mln ludzi.
26 Rolnictwo egipskie egzystowało na zasadzie sztucznego nawadniania. W celu utrzymania wody na polach budowano tamy i kanały umożliwiające przepływ wody na odleglejsze pola. Tamy i groble o znaczeniu ogólnopaństwowym znaj dowały się pod jurysdykcją władzy centralnej, co wcale nie przeszkadzało, by prace przy nich wykonywali fellahowie, i to w ramach powinności, mimo że skarb państwa dysponował funduszami publicznymi. W Egipcie uprawiano przede wszystkim pszenicę (w Delcie 1/2 upraw, w Górnym Egipcie — 1/4), ryż, jęczmień, proso, kukurydzę (tę od XVIII wieku na 12% upraw). Produkcję rolną natomiast stanowiły bawełna, indygo, cebula, trzcina cukrowa, czosnek, wełna i rośliny strączkowe . Zaznaczył się też rozwój handlu wieś-miasto. Przysłużyły się temu szczególnie organizowane od 1775 r. jarmarki. Obok Kairu największego znaczenia nabrała Tanta. Na przełomie XVII i XVIII wieku znacząco rozwinął się handel z Europą , Wschodem i Afryką. Z Egiptu wywożono żywność, tkaniny i przędzę, skóry, ryż, kawę, saletrę, zboże, len i gumę arabską. Importowano zaś papier, metale, barwniki, kosztowności. Punktami wywozowymi były Aleksandria, Rosetta, Damietta, Fayoum, El-Mehilla el Kubra. W Kairze około 4000 kupców zajmowało się handlem z zagranicą. W Egipcie powstały konsulaty Francji, Anglii, Austrii, Rosji, Holandii, Wenecji, Szwecji. Najaktywniej występował konsul francuski. Dzięki aktom kapitulacyjnym kupcy zagraniczni płacili cło tylko przy wwozie w wysokości 3-5%, podczas gdy rodzimi kupcy płacili 7-10%, i to kilkakrotnie, a za worek kawy nawet 70%! Utrudniało to oczywiście rozwój rodzimego handlu, krępowanego dodatkowo pirackimi i beduińskimi napadami. Wszystko to spotęgowane jeszcze było podatkami, które, podobnie jak na wsi, szybko 29
30
29
30
Historia nowożytna...,
s.
317.
Do Damictty szło co roku około 5 tys. ardabbów ryżu i 3 0 0 tys.
ardabbów pszenicy.
27 wzrastały, niejednolitym prawem handlowym i archaicznymi formami administracyjnymi. Egipt miał dla Osmanów znaczenie gospodarczo-strategiczne. Dawał wysoki coroczny trybut, a ponadto umożliwiał kontrolę handlu w tak newralgicznym punkcie. Dość długo utrzymywano tutaj zakaz wpływania statków europejskich nie dalej niż do Dżiddy. Anglikom za Ali Beja udało się ten zakaz przełamać i dopływać aż do Suezu; stąd drogą lądową kierowali się do Damietty i Aleksandrii, zyskując tym samym trzy miesiące. W 1785 r. również Francuzi uzyskali ten przywilej (układ z Muradem Bejem, szefem urzędu celnego i szejkiem Beduinów), w 1787 r. zaś, wykorzystując wewnętrzne animozje między bejami, otrzymali prawo swobodnego ruchu po Morzu Czerwonym. W końcu XVIII wielu Rosja także wykazała zainteresowanie tą strefą, tyle że czysto polityczne, w związku z wojną z Turcją. Doszło do porozumienia z Ali Bejem, ale pomoc, którą mu obiecano, spóźniła się, natomiast późniejsza misja barona de Thomesa zakończyła się fiaskiem. Ludność miejska Egiptu też nie miała łatwego życia. Rzemieślnicy skupieni byli na przestarzałych już cechach i gildiach. Ich szejkowie tworzyli radę miejską. Kair dzielił się na 53 hara (dzielnice), w tym 2 greckie, z szejkami na czele. Każda hara miała swój targ, meczet i bramy. Istniało też stanowisko głównego szejka hara, a zarazem przywódcy ludności miejskiej. W 1798 r. Kair zamieszkiwało, według Jomarda, 307 tys. ludzi, z czego 24 tys. liczył Boulaq. Było to w zasadzie jedyne miasto, gdyż ludność Aleksandrii spadła w tym czasie do 5 tys. (lub 10 tys. według innych szacunków). Inne miej scowości, choć nazywane miastami, trudno było właściwie za takie uznać. Swoich przywódców, zwanych kabirami (główni zarządcy dzielnicy) i raisami (zarządcy dzielnicy), miały w Kairze
28 także poszczególne grupy społeczne. Miały też przypisane określone zawody. Koptowie zajmowali się rejestrami podat kowymi i operacjami finansowymi. Byli też sarrafami . Stanowili zamożną grupę ludności. Grecy trudnili się produkcją mydła i olejków, Żydzi zaś jubilerstwem, złotnictwem, zaj mowali także urzędy celne. Europejczycy z kolei, czasowo mieszkający w Egipcie, prócz handlu zajmowali się jeszcze farmacją i medycyną (u bejów i paszów). Co ciekawe, Europejczycy nie mieli prawa poruszać się po Kairze konno (oprócz konsulów), lecz tylko na osłach, z których musieli schodzić, kiedy przejeżdżał bej, aga czy inny muzułmanin. Od XVII wieku działały w Egipcie misje — głównie kapucynów, franciszkanów i jezuitów. Kolejną grupę społeczną tworzyli ulemowie, czyli teolodzy i prawnicy biegli w naukach Koranu. Zaliczano też do nich muflich, imamów i kadich. Domeną ich działalności były meczety, w tym główny w Kairze Al-Azhar, który spełniał zarazem (od X wieku) funkcję uniwersytetu muzułmańskiego. To właśnie ta grupa społeczna utrzymywała się z nieopodatkowanych wakfów oraz z dotacji państwowych i darów osób prywatnych. W XVIII wieku ulemowie nie posiadali większego znaczenia politycznego. Ograniczało się ono do funkcji kadiego askar, tj. głównego sędziego Egiptu. Wbrew szumnej nazwie podlegały mu tylko Kair i Boulaq. Nad resztą pieczę sprawował kadi prowincji. Trzeba tu zaznaczyć, że Egipt posiadał odmienne od reszty państwa Osmanów prawo muzułmańskie. Wszędzie bowiem obowiązywała szkoła hanaficka, w Egipcie natomiast malekicka. W Al-Azhar szejk hanaficki aż do wejścia Francuzów nie zajmował żadnego stanowiska. Warto jeszcze podkreślić, że Egipt, jako jedyny paszałyk Porty, mógł się poszczycić tolerancją religijną. Zupełnie odrębną grupę ludności stanowili Beduini. Byli również opodatkowani — od bydła i pastwisk — i do tego 31
31
Sarraf — agent multazima odpowiedzialny za pobór podatków.
29 tylko sprowadzała się władza kaszifów nad n i m i . Ich bunty były dla bejów sygnałem o stanie zagrożenia wewnętrznego. Beduini, prócz pasterstwa i napadów rabunkowych, trudnili się kontrolą żeglugi w Delcie, uprawą trzciny cukrowej, palmy daktylowej oraz ochroną i organizacją karawan i piel grzymek. To ostatnie zajęcie nie przeszkadzało im zresztą napadać na nie. Zdarzyło się raz, że zrabowali nawet mahmil (ozdobna lektyka niesiona przez pielgrzymkę). Siedziby swe mieli w prowincji Sa'id (Górny Egipt) i w południowej części Delty (Szarkija, Baharija). Wypada jeszcze wspomnieć o ostatniej już — lecz pierwszej w hierarchii klasowej — grupie społecznej w Egipcie — mamelukach. Byli to biali niewolnicy — wyzwoleńcy kupowani jako dzieci w rejonie Kipczaku, Kurdystanu i Kaukazu. Właściciele (kiedyś niewolnicy) wychowywali ich wyłącznie z zamiarem zapoznania z zasadami rządzenia krajem i taj nikami rzemiosła wojennego. Jako ciekawostkę warto podać fakt, że wśród mameluków trafiały się też nacje europejskie — Niemcy, Hiszpanie, Grecy, Włosi. Mamelucy utrzymywali wysoce specyficzną więź rodzinną. Od dzieciństwa wpajano im, że małżeństwo wywiera zgubny wpływ ma mężczyznę, a małżeństwo z Egipcjanką równa się wykluczeniu z kasty. Dlatego też potomków własnych mame lucy mieli niewielu i każde nowe pokolenie praktykowało kupno białych niewolników. Wychowywali ich na swoich następców, opierając się, oczywiście, na zasadach wiary muzułmańskiej. Takie podejście do sprawy sprzyjało utrzymywaniu stosun ków homoseksualnych, ale to absolutnie nie przeszkadzało mamelukom uchodzić w Egipcie za elitę społeczną. Rody mameluckie tworzyły często bardzo wielkie rodziny, tyle że nie połączone ze sobą więzami krwi. Stąd rzadko zdarzało się, by syn po śmierci ojca obejmował schedę. 32
32
Właściwi zarządcy prowincji, ponieważ bejowie przebywali na stałe
w stolicy kraju — Kairze.
30 Otrzymywał ją zazwyczaj człowiek najbardziej zaufany i za jmujący najwyższe stanowisko w hierarchii. Domy mameluckie liczyły nawet do 3000 osób, a w ówczesnych warunkach była to już siła, z którą trzeba się było liczyć. Podstawą bogactwa mameluków były opłaty celne i dzier żawa dóbr (iltizam). Nie stronili oni jednak przy tym od wyzyskiwania, czy wręcz rabowania Egipcjan. Wśród mameluków szczególne znaczenie miały takie stano wiska, jak szejk el-beled (dowódca sił zbrojnych), emir el-hadżdż , który co roku prowadził pielgrzymkę do Mekki i Medyny, dafterdar, który był skarbnikiem i prowadził rejestry podatkowe, oraz chazine przewożący coroczny trybut do Stambułu. Pośród bejów największą rolę odgrywali bejowie rządzący w Górnym Egipcie, a to z racji zaopatrywania Kairu w ży wność. Każdego mameluka wyróżniał przepyszny, choć uderzający już anachronizmem strój: na głowie zielony turban przepasany żółtą tkaniną, pod szatą wierzchnią kolczuga, bijące blaskiem czerwone spodnie, skórzane rękawice i czerwone spiczaste buty. Uzbrojenie z kolei stanowiły: para pistoletów, długa, zakrzywiona szabla z damasceńskiej stali, buzdygan, angielski karabin z kolbą bogato inkrustowaną srebrem i miedzią, a nawet drogimi kamieniami oraz kołczan pełen strzał. Tak pokaźne i różnorodne uzbrojenie wymagało odpowiedniego siodła. Było ono wykonane z drzewa i metalu, toteż osiągało znaczny ciężar. Samo tylko miedziane strzemię ważyło do 6 kg. Uzupełnieniem były wspaniałe konie arabskie, których dosiadali i za które gotowi byli płacić każdą cenę. Zdecydowana większość mameluków mieszkała na stałe w Kairze (bejowie w dzielnicy nad jeziorem Ezbekyeh). Domy ich z zewnątrz nie wyróżniały się niczym szczególnym, 33
33
Bejów często nazywano emirami.
31 może prócz obszernych balkonów wysuwanych nad ulice. Wnętrza za to wypełniały nieprzebrane bogactwa — perskie dywany, wspaniale malowane ściany, wygodne otomany i jedwab, a na dziedzińcach prześliczne marmurowe fontanny. I — rzecz znamienna — żaden z pokoi, łącznie z haremem, nie stanowił sypialni. Po prostu w dzień pościel umieszczano w skrzyni, a na noc układano się, gdzie kto miał ochotę — w okresie wyjątkowych upałów nawet na dachu. Oprócz domu w Kairze mamelucy posiadali także przepięk ne rezydencje wiejskie, tonące w zieleni i wszelkiej roślinności. Pod dwoma za to względami nie wybijali się: ich dieta nie była zbyt wyszukana, spożywali trzy posiłki dziennie, prze strzegali także wszelkich świąt i postów. Mamelucy, będąc ciągle wasalami sułtana, już dawno uczynili tę zależność iluzoryczną. Nie płacili trybutu, a ów czesny wicekról Wysokiej Porty, Abu Bekr Pasza, stał się zupełnie zależny od 23 bejów, wśród których prym wiedli Murad Bej i Ibrahim Bej. Złamali oni układ z 1787 r., zawarty z Hassanem, rozprawiając się zarazem z przeciwnikami. W 1790 r. wylądowała w Egipcie armia turecka, wskutek czego musieli oni uchodzić na południe. Ale w 1791 r. ponownie usadowili się w Kairze. Murad Bej został zwierzch nikiem pątników i objął władzę wojskową (emir el-hadżdż), a Ibrahim Bej wielkorządcą kraju z władzą administracyjną (szejk el-beled). Ich rządy nacechowane były wzajemną nieufnością i podejrzliwością. Ibrahim, który miał już ponad 60 lat — chciwy i trwożliwy zarazem — zaczął coraz bardziej ustępować młodszemu o lat 10 Muradowi — porywczemu, twardemu i energicznemu . Ten ostami, żonaty z córką Ali Beja — Setti Nefizeh — kobietą niezwykle bogatą, wpływową i inteligentną, zdobył wśród mameluków niekwestionowane pierwszeństwo. Jego osobista gwardia liczyła 400 mameluków. Miał ponadto flotyllę na Nilu. Łącznie zaś mógł dysponować 34
3J
B e n o i t - M e c h i n, Bonaparte en Egypte ou le reve innasowi, Clair-
fontaine-Lausanne 1966, s. 88; T h i e r s , op. cit., s. 16.
32 10 tys. jazdy i 30 tys. nieregularnej piechoty. Nikt więc nie miał wątpliwości, że prowadząc oddziały do walki osobiście, odniesie zwycięstwo. Egipt w ówczesnych warunkach był krajem trudnym do zdobycia. Zachodnie jego rubieże przesłaniały rozległe pustynie, które jeszcze w 140 lat później okazały się nie do przebycia dla jednostek zmotoryzowanych. W kraju tym były właściwie tylko dwa drożne szlaki komunikacyjne. Jeden wiódł wzdłuż Nilu do serca Afryki, drugi na wschód przez Przesmyk Sueski. Nie były one jednak brane pod uwagę przez francuskie oddziały inwazyjne. W pełni dostępnym terenem, nisko i płasko położonym, była dla nich jedynie Delta Nilu. Można tu było lądować w dowolnym miejscu, a flocie zapewnić ochronę w porcie aleksandryjskim. Opanowawszy bowiem to miasto, a także Rosettę z ujściem Nilu, można było bez przeszkód ruszyć w głąb Egiptu — na Kair. Na tym 150-kilometrowym szlaku woda i prowiant nie stanowiły w zasadzie problemu. Klimat w Delcie jest wysoce specyficzny. Prawie nigdy nie pada tu deszcz, nie ma burz ani przymrozków, a sprawność kanałów i nawadnianie ziemi, dzięki odpowiednim zasobom wody, zapewniały zbiory dwu- i trzykrotnie w roku. Zdarzają się, lecz rzadko, burze piaskowe. Wysoka temperatura, prócz okresów wrześniowych wylewów, nie jest zbyt dokuczliwa, natomiast w miesiącach zimowych panuje wspaniała pogoda. Suche i zarazem antyseptyczne powietrze pustyni stanowi tu wystarczającą zaporę dla szkodników i epidemii. Na około 3 mln mieszkańców blisko 85% zasiedlało właśnie Deltę. Górny Egipt zamieszkiwany był przez swego rodzaju mieszankę rasową. Wzdłuż Nilu ciągnęły się nie wielkie poletka plemion nubijskich, a z dala od rzeki — zagospodarowane oazy . 35
A. M o o r e h e a d , Nad Nilem Błękitnym i Białym, Warszawa 84-85. 35
1985, s.
WZIĘCIE MALTY Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy otworzyli nam bramy twierdzy. Gdyby pozostały zamknięte, żadne siły naszej armii nie zdołałyby ich otworzyć.
19 maja 1798 r. armada Bonapartego opuściła port w Tulonie. Okręty były tak obładowane, że kilem niemal zahaczały o dno. Wyszły jednak w morze bez przeszkód. Kłopoty z opuszczeniem portu miał jedynie ogromny „L'Orient”, co zabobonni odczytali jako niepomyślną wróżbę. Okręt w końcu znalazł się na morzu. W straży przedniej armady płynął adm. Decres z fregatami i korwetami. Flota rozrzucona na przestrzeni 4 mil uformowała wieczorem szyki i ruszyła naprzeciw przeznaczeniu. Najpierw popłynęła w kierunku Genui, gdzie dołączyła do niej grupa zorganizowana przez gen. Baraguay d'Hilliersa, a następnie w kierunku Korsyki, gdzie z kolei dołączył gen. Vaubois z Ajaccio. 1 czerwca, na wysokości przylądka La Carbonara, Bonaparte został powiadomiony przez korsarską „La Cisalpine” o obec ności krążących nieopodal Anglików. Dotarłszy dwa dni później pod Sardynię, obrał kurs na południowy wschód, i po opłynięciu Sycylii od południa, przyjął azymut na Maltę. Na
34 Anglików nie natrafiono. Spotkano jedynie pięć statków neutralnych. Koło Sycylii miała dołączyć do sił głównych dywizja gen. Desaixa z Civita Vecchia. Do połączenia jednak nie doszło, ponieważ flota posuwała się bardzo wolno z powodu burz liwego morza i zmiennych wiatrów. Z kolei na wysokości Monte Christo zapanowała wręcz zupełna cisza, co uniemoż liwiło chwilowo dalszy rejs. Natomiast eskadra adm. Nelsona, pilnie przeczesująca zachod nie obszary Morza Śródziemnego w poszukiwaniu floty Bona partego, natknęła się na potężny sztorm. Zmusiło ją to do szukania schronienia przy Wyspie Św. Piotra koło Sycylii. Ten szczęśliwy dla Francuzów zbieg okoliczności doprowa dził do tego, że obie floty rozminęły się. Nelson zatracił właściwą sobie intuicję i szybko ruszył szukać Francuzów u wybrzeży Egiptu. W rzeczywistości dał im wystarczająco dużo czasu na przepłynięcie całego morza bez przeszkód. Tymczasem zgrupowanie z Civita Vecchia miało opuścić port 20 maja, ale tutaj wstrzymała je burza i dopiero 26 maja o godz. 19.00 wypłynęło w morze 61 jednostek pod dowódz twem kpt. Standeleta, z 6 tys. ludzi i 300 końmi na pokładach (okręt flagowy „La Courrageuse”). Desaix nie spotkał po drodze ani Anglików, ani też floty Bonapartego, toteż płynąc koło Korsyki, Sardynii i Sycylii, zmierzał ku pierwszemu celowi wyprawy, jakim był Archipelag Maltański — słynny z piękności, znaczenia strategicznego i przeszłości. Archipelag ten tworzyły: Malta (316 km ), Gozo (60 km ), Comino, Cominotto i kilka pomniejszych wysp (10 km ). W 1530 r. zostały one przez Karola V Habsburga oddane w lenno zakonowi joannitów (Ordo militiae sancti Joannis Baptistae hospitalis Hierosolimitani), który jako ostatni opuścił Ziemię Świętą i usadowił się na Rodos. Wyspę tę jednak, wskutek szerokiej ekspansji Osmanów, zmuszony był opuścić, lecz w zamian otrzymał właśnie Maltę. Tutaj zakon prze kształcił się w kawalerów maltańskich. Tworzyli go w głównej 2
2
2
35 mierze rycerze z Francji, Włoch, Hiszpanii i Niemiec, po dzieleni na narodowe auberge. Z siedmiu auberge zbudowa nych w latach 1571-1590 według projektu maltańskiego architekta Gerolamo Cassara do dziś pozostało pięć. Z samej Malty rycerze nie byli zbytnio zadowoleni, ponieważ była ona pozbawiona większych walorów obronnych, a przede wszyst kim uzależniona od kontynentu żywnościowo. Z biegiem lat jednak, dzięki funduszom zakonu (daniny płynęły z licznych włości w Europie, zwłaszcza z Francji), poważnie rozbudowa no fortyfikacje i poprawiono sytuację materialną mieszkańców. W 1565 r. zakon (700 rycerzy, 8000 Maltańczyków), pod wodzą wielkiego mistrza Jeana Parisot de la Valette'a, obronił się przed 20-tysięczną armią inwazyjną Osmanów, wspoma ganą przez berberyjskich piratów. Po tym najeździe znaczenie zakonu ogromnie wzrosło, a wraz z szerokim inwestowaniem w gospodarkę wyspy, wzrosła zamożność jej mieszkańców, zatrudnianych w wystawnych willach rycerzy, przy pracach budowlanych i w portach. Na cześć wielkiego mistrza Jeana de Parisot wybudowano nową, silnie umocnioną stolicę — La Valettę. Fortyfikacje rozbudowywano zresztą nieustannie i jeszcze w XVIII w. uchodziły one za niemożliwe do zdobycia, czego niestety nie można było już powiedzieć o kawalerach maltańskich, których wielowiekowa świetność poszła w zapomnienie wraz z suro wymi zasadami zakonu. Życie Malty skupiało się wokół potężnie obwarowanej linią bastionów — zwanych Cottonera — zatoki, otoczonej pięcioma miastami, które w 1772 r. skupiały niemal 40 tys. mieszkańców (cały archipelag zamieszkiwało wtedy około 100 tys. ludzi): La Valetta (20 780), Birgu (3766), Senglea (5539), Bormla (7112) i Floriana. Wejścia do Wielkiego Portu od strony morza strzegły dwa potężne forty — San Elmo i Sant Angelo. Ten ostatni zbudowali Saraceni jeszcze w IX w., joannici rozbudowali go, a w 1555 r. powstał tu pałac wielkiego mistrza.
36 S. Bełza w sto lat po opisywanych tu wydarzeniach pisał: „La Valetta [...] na pierwszy rzut oka robi wrażenie dużego miasta. Rzeczywiście przecież dużym nie jest. Ale domy piętrzące się jedne nad drugimi na skalistym przylądku uniesionym nad poziom morza na przeszło sto stóp, ale wieże katedry dominują ce nad okolicznymi dachami, robią wrażenie niezmiernie imponujące [...]. Miasto całe jest rzeczywiście tem, czem się przyjezdnemu od strony morza okazuje [...]. Jest małym cackiem wciśniętym w środek kipiącej od życia zatoki [...]”. Wielkim mistrzem był od 1797 r. jedyny w dziejach zakonu Niemiec — Ferdynand von Hompesch. Miał on do dyspozycji 5000 żołnierzy oraz 1500 milicji maltańskiej , zasilanych przez 910 dział, z zapasami żywności na sześć miesięcy. Zajęcie Malty było nieodzowne dla powodzenia całego przedsięwzięcia. Stanowiła ona bowiem kluczowy obszar Morza Śródziemnego i miała stać się punktem etapowym i zbornym floty. Jak wielką wagę przywiązywał Bonaparte do jej zdobycia, świadczy fakt wysłania na wyspę z jego inicjatywy, niemal rok wcześniej, pracownika francuskiego poselstwa w Genui, Poussielgue'a. Miał on do wypełnienia delikatną misję pozyskania wpływowych osobistości zakonu, który pomimo podległości królowi Obojga Sycylii i utraty wraz z wybuchem rewolucji dóbr we Francji, pozostał jednak neutralny. Poussielgue przekupił kilku rycerzy — pozostało już tylko czekać na pomyślny rozwój wypadków w nadchodzącym dniu próby . Posunięcie to było niezmiernie ważne z tej prostej przyczyny, że wobec przewagi Anglików na morzu długotrwałe oblężenie Malty absolutnie nie wchodziło w rachubę. 6 czerwca u brzegów Malty pojawiła się grupa okrętów z Civita Vecchia. Dwa dni krążyła wokół wyspy w oczekiwaniu eskadry tulońskiej, która nadeszła 9 czerwca. Bonaparte, nie tracąc czasu, tego jeszcze dnia wysłał list do von Hompescha 1
2
1
Poussielgue określał siły von H o m p e s c h a na 2 2 0 0 żołnierzy i 1 0 . 0 0 0
milicji. 2
J. C z e r n i a k, Pięć wieków tajnej wojny, s. 188.
37 z żądaniem wpuszczenia okrętów francuskich do Wielkiego Portu celem dokonania niezbędnych napraw, rozlokowania wojsk francuskich na lądzie, przyjęcia chorych, zaopatrzenia w żywność oraz wodę. Wielki mistrz nie wierzył, że Bonaparte zdecyduje się na użycie siły, i odrzucił te żądania. W tej sytuacji w nocy z 9 na 10 czerwca Bonaparte przygotował wojska do wysadzenia desantów w czterech punk tach: gen. Reynier miał lądować na wyspie Gozo i opanować ją, gen. Baraguay d'Hilliers — na przylądku San Paul, gen. Desaix — na wysokości fortu Marsa Scirocco, a po jego opanowaniu ruszyć na La Valettę, którą z przeciwnej strony będzie atakował gen. Vaubois (łącznie około 4 tys. ludzi). Te dwie ostatnie kolumny miały jako punkt zborny akwedukt — jedyne źródło słodkiej wody na wyspie. Dywizja gen. Vaubois została po dzielona na dwie grupy. Jedna, z 7 batalionami pod dowództwem gen. Lannes'a, miała przejść wzdłuż fortu Marsa Musciet, na prawo od La Valetty, i po wejściu tam dążyć do opanowania jednego z fortów nad przejściem. Pozostałych 5 batalionów, pod adiutantem Mannontem, miało iść na prawo od akweduktu i zamknąć przesmyk, który łączy La Valettę z wyspą. Lądowanie zaczęło się o świcie przy nikłym oporze obroń ców. Opanowano Marsa Scirocco, a wojska zakonne wycofały się za akwedukt i do samej twierdzy. Atakującą fort awangardę Marmonta tworzyło 500 ludzi pod adiutantem Józefem Suł kowskim, który jako pierwszy doszedł pod twierdzę . Pozostałe kolumny opanowały w tym czasie całą wyspę, Reynier zaś zdobył wyspę Gozo. Gen. Bonaparte w towarzystwie gen. Caffarellego i sztabu, przybywszy uroczyście do Mdiny (pierwsza stolica Malty), zjawił się w katedrze, gdzie zapewnił władze duchowne, żyjące zresztą w stałym konflikcie z za konem, że prawa ich nie zostaną naruszone. Wieczorem powrócił na „L'Orient”. 3
1
M.
Brandys,
Oficer największych
nadziei, s.
135;
J.
Pachoński,
Józef Grabiński, s. 7 1 . W a r t o z w r ó c i ć u w a g ę , że za tę akcję, p r z e p r o w a d z o n o na c z e l e 10 p ó l b r y g a d y l i n i o w e j , B o n a p a r t e m i a n o w a ł M a r m o n t a g e n e r a ł e m .
38 Tymczasem przedmieścia nie opanowanej jeszcze twierdzy, opuszczone przez kawalerów, ogarnęło zamieszanie. Maltań czycy uważali, że są zdradzeni przez zakon. W dodatku poprawne zachowanie Francuzów osłabiło bojowe nastawienie Maltańczyków. W efekcie doprowadziło to do buntu przeciw zakonowi. Wieści o nim dotarły niebawem do wielkiego mistrza. Na domiar złego, 11 czerwca w łonie zakonu auberge francuska pod komendą kawalera de Toussarda odmówiła wręcz walki przeciw rodakom. Jakby i tego było mało, przed von Hompeschem zjawiła się jeszcze reprezentacja maltańskich notabli z prośbą o zrezygnowanie z oporu i rozpoczęcie rokowań (adwokat Terregiani, baron G. F. Dorrel, markiz M. Testaferrata, markiz G. Delikata, G. B. Grognet i doktor G. N. Muscat). 11 czerwca o godz. 6.00 von Hompesch otrzymał też list od konsula Carusona, który sugerował mu, by zawarł z Fran cuzami układ i zgodził się na wpuszczenie do portu jedno cześnie czterech okrętów. Wielki mistrz, postawiony już właściwie wobec faktów dokonanych, niepewny swych wojsk i tego, czy mury wytrzymają ostrzał nowoczesnej artylerii, zdecydował się na pertraktacje. Przez konsula Republiki Batawskiej, Fremoux, przesłał pismo o armistycjum. Bonaparte otrzymał je nocą i zaraz wysłał swego adiutanta Junota, Poussielgue'a oraz dawnego rycerza zakonu Dolomieu (musiał opuścić zakon za sprowokowany pojedynek). Ci dotarli do wielkiego mistrza 12 czerwca o godz. 13.00, a już o godz. 18.00 powrócili na okręt flagowy wraz z delegacją von Hompescha (M. Testaferrata, N. Muscat, T. Frisani i hiszpański dyplomata F. de Amati). Bonaparte po krótkiej, lecz uprzejmej rozmowie przedstawił im do podpisania gotową już umowę. Podpisana „ u m o w a ” mówiła o zrzeczeniu się przez braci 4
4
Au bord de
l'ordre de
St.
l'Orient
Jean
Convention
de Jerusalein
et
entre le g e n e r a l en chef Bonaparte et article
additionels pour
la
reunie
de
la
ville et de l'ile de Malte et des ses depenses aux Francais ( A G B 6 , 24 prarial an VI).
39 szpitalnych św. Jana z Jerozolimy praw do Malty, wysp Gozo i Comino. Von Hompesch uzyskałby księstwo w Niemczech, co miano wynegocjować na kongresie w Rastatt. Oprócz tego otrzymałby dożywotnią pensję w wysokości 300 tys. franków i jednorazowe odszkodowanie w wysokości 600 tys. franków. Ponadto dla każdego kawalera auberge francuskiej ustalono pensję w kwocie 700 franków, natomiast dla każdego sześć dziesięciolatka 1000 franków. Przyrzeczono też podjąć starania o tego typu świadczenia w krajach, z których pochodzą pozostali kawalerowie. 13 czerwca flota francuska przepłynęła między fortami San Elmo i Sant Angelo i weszła do Wielkiego Portu. Bonaparte konno wjechał do La Valetty. Następnego dnia odbyła się wielka uroczystość na cześć Jakuba de Molay — ostatniego wielkiego mistrza zakonu templariuszy — w 1313 r. spalonego na stosie pod zarzutem herezji. Była to wielka demonstracja polityczna przeciw monarchii i papiestwu. Kiedy potem Bonaparte obchodził fortyfikacje La Valetty w towarzystwie gen. Caffarellego, ten rzekł: „Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy otworzyli nam bramy twierdzy, gdyby pozostały zamknięte, żadne siły naszej armii nie zdołałyby ich otworzyć”. Zdobycie Malty nie było zatem wynikiem działań militarnych, które kosztowały zaledwie 100 zabitych i rannych. Miały one raczej odświeżyć pamięć tym, którzy uprzednio pobrali pewne kwoty od Poussielgue'a (był wśród nich dowódca artylerii, który zaopatrzył swych ludzi w wilgotny proch i kule innego kalibru). Główną zaś jego przyczyną był kryzys duchowy zakonu datujący się już od XVIII w. Zachowanie zaś Maltańczyków było wynikiem nie tyle znajomości czy przychylności dla idei rewolucji francus kiej, ile istniejącego od początku rządów zakonnych braku sympatii dla kawalerów, którym mimo wszystko zawdzięczali swój dobrobyt. Zresztą na zmianę tego stosunku nie pozwalali sami kawalerowie, noszący się wyniośle i zachowujący daleko idącą nieprzystępność oraz odrębność.
40 „ U m o w a ” z Bonapartem kończyła definitywnie 268-letnie rządy zakonu — Malta przechodziła pod władzę Francji. Bonaparte zdawał sobie doskonale sprawę, że właśnie uchwycił ten punkt, wyprzedzając nie tylko Anglików, ale i patrzących nieobojętnie na wyspę Austriaków czy Rosjan, których władca ogłosił się przecież w 1797 r. protektorem Malty, nadając jej w granicach cesarstwa cały szereg prerogatyw popartych zawartym z von Hompeschem traktatem, uznającym oficjalnie protektorat i dającym Rosjanom — prawosławnym przecież — możliwość wstępowania do katolickiego zakonu (sic!). W ciągu pierwszych sześciu dni pobytu Francuzi zreor ganizowali administrację wyspy, powołując nowy liberalny rząd i ustanawiając system podatków. Dzieci notabli maltań skich odesłano do szkół w Paryżu — raczej jednak jako zakładników aniżeli w celu edukacji . Komisarzem cywilnym mianowany został Regnaud de Saint-Jean d'Angely, który przewodził dziewięcioosobowemu zarzą dowi w składzie: V. Caruana, P. Ciantar, J. F. Dorrel, S. Caruana, Bosredon-Ransijat, G. Astor, Grongo, B. Scembri i C. Frenolo. Dowódcą garnizonu liczącego 3000 ludzi mianowano gen. Vaubois, komendantem placu — gen. Chaneza. Już w ciągu tego pierwszego tygodnia Maltańczycy poznali prawdziwe oblicze nowej władzy. Bonaparte, mimo że za gwarantował w Mdinie nietykalność kościoła, zarządził, że wyspę muszą opuścić wszyscy duchowni nie będący Maltań czykami, z wyjątkiem biskupa. Za tym poszły dalsze ograni czenia. Szlachta maltańska, nobilitowana w 1372 r. przez Fryderyka IV i zdobywająca od tamtego czasu szereg przywi5
6
5
Z a h o r s k i , Napoleon, s. 76.
6
T h i e r s (op. cit., s. 7) określa siły garnizonu na 3 0 0 0 , podobnie J.
Szumlański
(Pamiętniki Józefa
Szumlańskiego.
Wyprawa
Egipska
1798,
„ L w o w i a n i n ” 1842, z. I, s. 120). 4 0 0 0 podaje A d e r (Histoire de l'expedition d'Egypte,
Paris
1826);
F.
M.
Kircheisen
Pyramiden und seine Nachfolger 1798—1801,
(Napoleon
Munchen
im
Lande
des
1918, s. 3 0 7 ) podaje
dokładnie 4 0 5 0 , w tym 3 5 0 ludzi regimentu maltańskiego.
41 lejów, została ich pozbawiona. Przystąpiono też do reformy szkolnictwa, które miało upodobnić się do francuskiego. Bonaparte polecił uruchomić jedną szkołę wyższą i 15 zwykłych (ponadto jeden szpital). Chociaż Francuzi nie traktowali Maltańczyków jak ludności kraju podbitego i szanowali własność prywatną, odmówili jednak uregulowania długów zakonu, mimo że przejęli przecież cały majątek ruchomy. Decyzja ta dotknęła przede wszystkim dostawców i rzemieślników pracujących na potrzeby braci w habitach. Jedno z zarządzeń uderzyło z kolei w rzeszę wysłużonych funkcjonariuszy i sług zakonu, którym Francuzi odmówili uregulowania przeróżnych zobowiązań finansowych, a w tych sprawach, przyznać należy, zakon był niezwykle hojny. Oprócz tego Francuzi od razu przystąpili do szeroko zakrojo nej gospodarki rabunkowej. Łupem zwycięzców padły 2 okręty liniowe, 1 fregata, 4 galery, 1200 dział (w tym 100 moździerzy), 40 tys. karabinów, 1,5 mln funtów prochu i 3 mln franków ze skarbca kościoła św. Jana, na którego wieży czerwony sztandar z białym krzyżem maltańskim zastąpiony został przez trójkoloro wy (uwolniono również 1000 jeńców muzułmańskich). W ręce Francuzów wpadło też całe archiwum zakonne. Na „L'Orient” załadowano między innymi 12 figur apostołów odlanych w brązie (Bonaparte, kiedy je zobaczył, zapytał z głupia frant: „Co to za postacie?”. „Ależ to dwunastu apostołów” — odpowie dziano mu. „Więc zabrać ich stąd i przetopić na pieniądze, niech czynią to, co ich pan im nakazał”), drzwi z katedry w La Valetcie, 3 tony wyrobów srebrnych i 600 tys. funtów szterlingów. Majątek pozazakonny, jaki Francuzi wywieźli i zniszczyli, oszacowano później na 250 tys. funtów. Warto w tym miejscu wspomnieć o samej katedrze: „...z zewnątrz skromna, niczem nie mówi o swej minionej wielkości, ale wejdź do środka, a choćbyś nie wiedział, gdzie jesteś, wyczytasz to jak w otwartej k s i ę d z e ” (Bełza). Niezliczona ilość kaplic, przecudna podłoga wyłożona 400 marmurowymi płytami, przepiękne złocenia i ornamentyka stanowiły o jej
42 niepowtarzalności. Taką prezentowała się katedra w 1900 r. Jak więc musiała wyglądać, zanim ogołocili ją Francuzi? 15 czerwca głównodowodzący wydał kolację, w której oprócz wyższych oficerów i kilku uczonych brali udział członkowie nowego rządu. Tego samego dnia Bonaparte wysłał okręt „Santa Maria" z wieściami i instrukcjami do gen. Chabota (na Korfu). 17 czerwca z kolei wyprawił adiutanta Lavalette'a na fregacie „Arthemise” do paszy Janiny Ali Tebelena z wiadomością, że zajął Maltę i przywrócił wolność tureckim jeńcom, samego zaś paszę uważa za swego przyjaciela. Również 17 czerwca na fregacie „La S e n s i b l e ” odpłynął gen. Baraguay d'Hilliers (dywizję jego przejął gen. Menou), który znacznie podupadł na zdrowiu, a teraz otrzymał misję dostarczenia do kraju trofeów wojennych (sztandary wielkiego mistrza, regimentu maltańskiego i gwardii wielkiego mistrza). Nie dotarł on jednak do Tulonu — został przechwycony 26 czerwca przez angielską fregatę „Sea Horse”. Zdążył przedtem wyrzucić do morza depesze i zdobycze wojenne. Bonaparte, dawszy armii ledwie sześć dni odpoczynku, zarządził na 19 czerwca dalszy rejs. Tuż przed odjazdem — w nocy z 17 na 18 czerwca — wielki mistrz Ferdynand von Hompesch opuścił swój pałac i statkiem handlowym, pod eskortą francuskiej fregaty, opuścił wyspę wraz z 16 kawalerami, 2 Maltańczykami, kapelanem i francuskim emigrantem, kierując się do Triestu. 21 rycerzy otrzymało prawo pozostania na wyspie z uwagi na podeszły wiek, 3 zatrzymano dla czasowego pełnienia funkcji administracyjnych, 74 odesłano jako jeńców do Francji, gdzie przebywali ponad rok, 44 zaś wstąpiło do armii francuskiej (wzięli udział w wyprawie do Egiptu i okazali się bardzo przydatni, ponieważ wielu z nich znało arabski). Na służbę francuską przeszło też 358 żołnierzy regimentu maltańskiego . 1
7
T. W i t u c h, Dzieje Malty, W a r s z a w a 1 9 8 0 , s. 197.
PODBÓJ DOLNEGO EGIPTU
Ci Francuzi są obłąkani, maszerując przez pustynię w środku lata
KU BRZEGOM EGIPTU. LĄDOWANIE
19 czerwca wielka flota z armią na pokładach opuściła Maltę i korzystając z pomyślnych prądów, posuwała się na wschód, mając w pamięci odezwę głównodowodzącego, która właściwie nic nie mówiła o ostatecznym celu tej wyprawy: „Żołnierze! Jesteście jednym ze skrzydeł Armii Anglii. Odbyliście wojnę w górach, na równinach i przy oblężeniach. Pozostała wam do dokonania wojna morska. Legiony rzymskie, które naśladujecie, ale jeszcze im nie dorównaliście, walczyły z Kartaginą na tym morzu i na równinach Zamy. Zwycięstwo nie opuszczało ich nigdy [...]. Żołnierze! Europa patrzy na was. Macie wielkie rzeczy do wypełnienia, bitwy do wydania, niebezpieczeństwa i zmęczenie do przezwyciężenia. Zrobicie więcej niż możecie dokonać dla pomyślności ojczyzny, szczęścia ludzi i waszej chwały...” 1
Wyjście z portu nastąpiło już 17 czerwca, ale uformowanie ogromnej armady zajęło aż dwa dni. 1
44 Tegoż 19 czerwca fregata „La Justice”, krążąca u wybrzeży Włoch, zaobserwowała angielską eskadrę złożoną z 16 jedno stek. Oczywiście było to zgrupowanie adm. H. Nelsona. Po usunięciu na wyspie St. Pierre uszkodzeń powstałych w czasie burzy, zasilony w tym czasie przez lorda St. Vincent (adm. J. Jervisa) , Nelson dotarł najpierw pod Tulon (1 czerwca) i stwierdziwszy wyjście Francuzów, ruszył na redę Taliamonu, a następnie do Neapolu (20 czerwca). Tu dowiedział się, że Francuzi są na Malcie. Natychmiast więc podążył w tym kierunku, gotując się do przechwycenia całej armady i wydania jej wielkiej bitwy. Bonaparte liczył się z ewentualnością starcia na pełnym morzu i dlatego polecił wyznaczyć na każdym okręcie 500 wyborowych żołnierzy, ich dowódcom zaś postawił zadanie dążenia w razie bitwy do abordażu i walki wręcz. Monotonną podróż Bonaparte, zaniepokojony jedynie groźbą pojawienia się Anglików, urozmaicał sobie spotkaniami z ofi cerami sztabu i uczonymi, poddając zawsze osobiście temat do dyskusji. Bogate w nie były zwłaszcza wieczory. Roz prawiano o dogmatach religii, metodach rządzenia państwami, budowie Ziemi, a nawet wróżbach i snach. Mianowawszy Arnaulta swoim bibliotekarzem, Bonaparte przykazał mu: — Innym wolno ci pożyczać tylko romanse, dla nas zostaw książki historyczne. Kiedy jednak spostrzegł, że wszyscy namiętnie pogrążyli się w tej banalnej literaturze, zmienił decyzję: — Arnault, odtąd masz im dawać tylko książki historyczne. Korzystając z ciągle pomyślnych wiatrów, flota dopłynęła bez przeszkód do Kandii (Kreta). Tu jednak wzmógł się wiatr. Armada zakotwiczyła zatem, ale nocna burza znacznie roz proszyła okręty i odseparowała transportowce od eskadry 2
2
A d m . J. Jervis otrzymał ten tytuł za z w y c i ę s t w o nad flotą hiszpańską
adm. de Cordoby, odniesione 14 lutego 1797 r. w bitwie koło przylądka St. Vincent.
45 wojennej. Rano, po podniesieniu się mgieł, można było zaobserwować kilka luźnych grup statków zmagających się z falami oraz zakotwiczonych przy brzegach Kandii. Na szczęście, pomyślny, nadal wschodni wiatr ułatwił skoncen trowanie sił. Okoliczność ta spowodowała 24-godzinne opóźnienie, ale okazało się ono zbawienne dla francuskiej floty, ponieważ w czasie kiedy ta opływała w nocy Kandię z północy, pędzący w poszukiwaniu Francuzów Nelson, mijał ją z przeciwnej strony, spiesząc do Aleksandrii. Obie floty nie miały przy tym pojęcia o wzajemnym, tak bliskim, położeniu. Dwa dni później do armady Bonapartego dołączyła galera z Malty, donosząc o powrocie fregaty „La Justice” i podając orientacyjne, niezbyt dokładne dane o położeniu Anglików . Francuzi zatem płynęli nadal nie zagrożeni przez przeciwnika, tyle że już kursem na południe. 30 czerwca pojawili się nieopodal wybrzeży Egiptu, na wysokości wysuniętego na 10 mil na wschód od Aleksandrii cypla Abukir. Bonaparte wysłał wcześniej w okolice miasta fregatę „La Junon”, aby zdobyła jakieś informacje o sytuacji i przeciwniku. Jeszcze 29 czerwca podpłynęła ona na wysokość Aleksandrii. W tym czasie udało się wymknąć z miasta łodzią francuskiemu konsulowi Magallonowi oraz tłumaczowi Bracevichowi, którzy następnego dnia rano zostali dostarczeni na pokład „L'Orient”. Bonaparte dowiedział się od nich, że 28 czerwca w pobliżu Aleksandrii był Nelson ze swoją eskadrą i komunikował się z weneckim konsulem Carlo Rosettim. Jako że ten nic nie wiedział o francuskiej armadzie, Anglicy pożeglowali natychmiast w kierunku Konstantynopola. Jednocześnie poinformowali, iż bejowe egipscy już od dwóch miesięcy są ostrzeżeni przez Konstantynopol o możliwości francuskiej inwazji i czynią intensywne przygotowania. Podali też, że do portu aleksandryjskiego nie da się wejść, ponieważ jest on dobrze ufortyfikowany. 3
3
A. S k a ł k o w s k i , Les Polonais en Egypte 1798-1801, Cracovie
s. 13.
1910,
46 Po krótkiej analizie uzyskanych wiadomości Bonaparte zarządził lądowanie na wysokości wieży Marabout (Al-Adżani) . Dywizja Klebera miała lądować na prawo od pozycji liniowca „L'Orient”, dywizja Bona na lewo, za nimi dywizja Reyniera, na prawo od tejże — Desaixa, na lewo zaś — dywizja Menou. Dywizje miały zająć wyznaczone pozycje na lądzie i oczekiwać dalszych rozkazów, na okrętach zaś obowiązane były pozostawić po 150 ludzi . Tymczasem przeprowadzenie tej akcji nie było wcale prostą sprawą. Fatalna pogoda, silny północny wiatr niosący wysoką falę i skalisty brzeg nie sprzyjały przedsięwzięciu. Z tych powodów adm. Brueys d'Aigalliers proponował przesunąć termin lądowania, lecz głównodowodzący skon statował krótko: „Nie mamy chwili do stracenia, los dał mi tylko trzy dni. Jeśli ich właściwie nie wyzyskam — jesteśmy zgubieni” . Rozpoczęto zatem przygotowania. Okręty wojenne stanęły półkolem, zwinięto żagle i zarzucono kotwice. W trakcie tych manewrów dwa okręty zbliżyły się niebezpiecznie do admiral skiego, który — by nie doszło do kolizji — musiał zerwać kotwicę. Następnie Bonaparte wydał jeszcze instrukcję, by statki zachowały odpowiednią odległość od lądu, co w razie wichury miało je uchronić przed wyrzuceniem na brzeg. Sam przesiadł się teraz na galerę maltańską, która miała być okrętem zbornym dla wszystkich szalup (z „Franklina” prze siadł się również na nią gen. Kleber) . Niespodziewanie na horyzoncie dostrzeżono żagiel. Zapa nowała chwila konsternacji. Bonaparte wykrzyknął: „Fortuno! Opuszczasz mnie? Dlaczego? Jeszcze tylko pięć dni!”. Obawa 4
5
6
7
4
Charles-Roux,
L'Angleterre
et
l'expedition
française
d'Egypte, t. I,
Caire 1925, s. 5 5 . 5
Tamże.
6
Bourienne,
7
Napoleon
I.
Memoires.
Correspondance
(dalej
cyt.:
Corr.),
t.
IV,
2765;
J.
La
J o n q u i e r e , L'expedition d'Egypte, s. 37; „Revue d ' E g y p t e ” 1895, s. 58.
47 przed bliskością Anglików była bowiem niezwykle silna, a ich pojawienie się w tym momencie mogło oznaczać koniec Armii „Wschód”. Wkrótce jednak okazało się, że jest to francuska fregata, i wszyscy odetchnęli z ulgą. Co prawda rozkazy do przeładowywania się na łodzie wydano już o godz. 9.00, ale do godz. 17.00 załadowano wojskiem ledwie trzydzieści. Łodzie te pod wpływem fal wpadały na siebie, a tuż przy brzegu pojawiło się niebez pieczeństwo uszkodzenia ich na falach przybojowych. Wresz cie — jako pierwsi — postawili stopę na piasku żołnierze gen. Menou (około godz. 1.00 w nocy), przy czym część szalup lądowała dalej od wyznaczonego punktu — za piaszczystym wzgórkiem, na którym znajdował się meczet Marabout. Oddziały połączyły się wkrótce na wysokości ruin Sidi el-Palabri, gdzie sformowano czworobok — na wypadek niespodziewanego napadu Arabów, którzy już zaczynali nie pokoić Francuzów. O godz. 3.00 Bonaparte (który przespał się krótko na piasku) wydał rozkaz do marszu. Najpierw wzięto szturmem niewielki fort Marabout leżący na wysepce Al-Marabout. Potem siłami 2600 ludzi (wszyscy, którzy do tej pory wylą dowali) ruszono ku Aleksandrii (6,5 km) w trzech kolumnach: w centrum posuwał się gen. Kleber z samym Bonapartem i oficerami sztabu (za nimi niewielka rezerwa), na prawo od niego, po równinie podążał gen. Bon, z lewej zaś szedł wzdłuż brzegu gen. Menou. Generałowie Desaix i Reynier pozostali na brzegu, organizując dalsze lądujące oddziały. W czasie marszu Arabowie zamierzali poszarpać kolumnę środkową, ale zrezygnowali z tego po pierwszej salwie. W końcu, 2 lipca, około godz. 6.00, maszerujący ujrzeli kolumnę Pompejusza, po czym wstąpili na łańcuch okolicznych pagórków, z których rozpościerał się widok na miasto.
48 ZDOBYCIE ALEKSANDRII
Sławna w zamierzchłej przeszłości Aleksandria o stu wieżach nie zdradzała już śladów dawnego splendoru. Z 4000 świątyń, teatrów, pałaców i pomników pozostały tylko ruiny, a kanał łączący miasto z Nilem od dawna był zamulony. Eksponowana była jedynie dzielnica zamieszkała przez Turków i Europejczyków. Arabowie mieszkali w Starym Mieście, które trudno byłoby tak nazwać, gdyby nie to, że całość otaczały wiekowe mury obronne dochodzące gdzieniegdzie do 12 m wysokości, z kilkunastu wieżami i bramami, i od gradzające miasto od wszechobecnej pustyni. Aleksandrię zamieszkiwało niecałe 10.000 ludzi (niektóre źródła mówią o jedynie 5000). Garnizon, którego liczebność szacowano na 500 ludzi, w rzeczywistości nie miał więcej niż 200 zdolnych do walki i artylerię właściwie nie do użytku . Na wieść o zbliżających się Francuzach uzbrojeni miesz kańcy tłumnie wylegli na mury, gotowi do obrony. Bonaparte, rozejrzawszy się w terenie, polecił generałom zająć pozycje wyjściowe i o godz. 9.00 dał sygnał do natarcia w trzech kolumnach: po prawej, na Bramę Rosetty, uderzył gen. Bon, w centrum — na kolumnę Pompejusza — gen. Kleber, po lewej — na Katakumby — gen. Menou. Awangarda pod dowództwem gen. Veaux również szła po lewej stronie. Żołnierze z generałami na czele szybko podeszli pod mury i rzucili drabiny. Nękani ogniem przeciwnika, pomagając sobie wzajemnie, poczęli wdrapywać się na mury. Zrzucani — ponawiali wysiłki lub padali martwi czy ranni u ich podnóża. Kule nie wybierały. Legł ranny w głowę gen. Kleber, gen. adiutant L'Escale otrzymał ranę w ramię, a szef brygady Mas został zabity. Ranni zostali również gen. Menou i gen. Morand. 8
8
S k a ł k o w s k i , op. cit., s. 14.
49
50 Tymczasem kolumna gen. Veaux, w której szeregach był też Sułkowski, znalazła wyłom w murze od strony morza i wdarła się natychmiast do miasta. Wkrótce żołnierze Klebera dostali się na mury, a żołnierze gen. Bona sforsowali Bramę Rosetty. Część obrońców uciekła wówczas na pustynię, ale większość, cofając się, stawiała opór. Po sformowaniu kolumn Francuzi ruszyli w miasto, niszcząc punkty obrony i zmierzając ku Nowemu Miastu, gdzie mieszkańcy zabarykadowali się w swych domach. Stawiająca nadal opór reszta obrońców pod wodzą szejka Seida Muhammada el-Koraima zamknęła się w starym meczecie, nie mając zamiaru kapitulować. Francuzi obstawili w tym czasie wszystkie place i bramy miasta, kierując poszczególne kolumny pod meczet, w którym Koraim bronił się jeszcze przez parę godzin. Wreszcie poddał się. Niedługo potem gubernator miasta, Ismael Bej, oraz kilku wyższych dostojników przybyli również przed oblicze Bona partego, oddając się do jego dyspozycji. Ten zaś zadeklarował, że zwyczaje ludności, religia i mienie nie będą naruszone, że nie walczy on z sułtanem, lecz tylko przeciw mamelukom — uzurpatorom i ciemięzcom Egiptu, oraz że miasto nie zostanie obłożone kontrybucją. 3 lipca Bonaparte objechał Aleksandrię. Wydał rozkaz rozbrojenia mieszkańców (300 z nich padło w walkach), noszenia trójkolorowych kokard oraz naprawy fortyfikacji. To ostatnie zadanie powierzył płk. Cretinowi. Polecił ponadto 40 poległych w walkach żołnierzy francuskich (w tym 6 oficerów) pochować przy kolumnie Pompejusza, na której wyryto ich nazwiska (120 żołnierzy odniosło rany) . Gen. Kleber, który z powodu rany nie mógł uczestniczyć w planowanym ruchu na Kair, mianowany został gubernatorem miasta. Do dyspozycji oddano mu garnizon 3000 żołnierzy. Gen. Manscourt został komendantem placu, a kpt. Dumanoir le Peley 9
'' J. T r a n i e, J. C. C a r m i g i a n i, Bonaparte — la campagne d'Egypte, Paris 1988, s. 67; Campagnes des s. 84.
Français
en Italie, en Egypte..., Lyon brw,
51 — komendantem portu. Szejk Koraim, po złożeniu przysięgi, zachował swoje godności . 3 lipca zaczęły też wpływać do Starego Portu statki z całym zaopatrzeniem i pozostałym jeszcze na pokładach wojskiem. Eskadra wojenna, nie mając informacji na temat głębokości wejścia do portu, zakotwiczyła na redzie. 7 lipca zakończyła się akcja wyładowywania statków, nato miast specjalnie powołana komisja marynarki podjęła prace nad oceną możliwości wejścia okrętów wojennych do portu. Wyembarkowana już całkowicie armia została od razu zorganizowana zgodnie z rozkazami głównodowodzącego, wydanymi jeszcze 23 i 29 czerwca na pokładzie „L'Orient”. Tworzyły ją: l0
Dywizja gen. J. Klebera (teraz pod dowództwem gen. Menou) 4598 ludzi — 2 półbrygada lekka — gen. bryg. J. A. Verdier (1368 ludzi) — 25 półbrygada liniowa (1530 ludzi) — 75 półbrygada liniowa — gen. bryg. J. Lannes (1700 ludzi) 11
Dywizja gen. L. Ch. Desaix de Veygoux 5300 ludzi — 21 półbrygada lekka — gen. bryg. A. D. Belliard (2000 ludzi) — 61 półbrygada liniowa (1800 ludzi) — 88 półbrygada liniowa — gen. L. Friant (1500 ludzi) Dywizja gen. L. A. Bona 5916 ludzi — 4 półbrygada lekka — gen. bryg. A. F. Marmont (1016 ludzi) — 18 półbrygada liniowa (1550 ludzi) — 19 półbrygada liniowa — gen. bryg. A. W. Rampon (1500 ludzi) — 32 półbrygada liniowa (1850 ludzi)
10
des
M. A d e r , Français...
Histoire
de l'expedition d'Egypte, Paris
1828; Campagnes
Zastąpił gen. Damasa na podstawie rozkazu z 27 czerwca. Damas pozostał przy dywizji, ale bez przydziału. 11
52 Dywizja gen. J. F. Menou (teraz pod dowództwem gen. H. Viala) 4949 ludzi — 22 półbrygada lekka — gen. bryg. A. Veaux (1019 ludzi) — 13 półbrygada liniowa (2430 ludzi) — 69 półbrygada liniowa — gen. bryg. H. Vial (1500 ludzi) Dywizja gen. J. L. Reyniera 3229 ludzi — 9 półbrygada lekka (1509 ludzi) — 85 półbrygada liniowa — gen. bryg. J. Fugière (1720 ludzi) Kawaleria: inspektor — gen. Ch. F. Dugua dowódca — gen. A. D. Dumas Straż przednia — gen. bryg. J. Bessières — 4 kompania jazdy (180 ludzi) — 1 kompania piesza (300 ludzi) — gidowie
480 ludzi
Brygada kawalerii gen. Ch. Leclerc d'Osteina 960 ludzi — 3 regiment dragonów (360 ludzi) — 7 regiment huzarów (600 ludzi) — płk Duplessis Brygada kawalerii gen. F. Mireura 750 ludzi — 22 regiment strzelców konnych (250 ludzi) — płk Lasalle — 20 regiment dragonów (500 ludzi) — płk Boussard Brygada kawalerii gen. J. Murata 800 ludzi — 14 regiment dragonów (600 ludzi) — płk Duvivier — 15 regiment dragonów (200 ludzi) — płk Pinon Brygada kawalerii gen. L. N. Davouta — 18 regiment dragonów — płk Bouvaquier
300 ludzi
Artyleria — gen. E. A. G. Dommartin Park artylerii — gen. N. M. S ongis de Courbons Inżynieria — gen. L. M. J. M. Caffarelli du Falga Mosty — gen. A. F. Andréossy
53 Razem 3180 ludzi: 1132 minerów i saperów, 2023 artylerzystów oraz 25-osobowy oddział aerostatyczny. Do wyżej wymienionych sił należy jeszcze doliczyć 1 ba talion 6 półbrygady (520 ludzi), 1 batalion 80 półbrygady i 3 kompanie grenadierów (560 ludzi). Sztab liczył 143 osoby (w tym 11 generałów dywizji, 20 generałów brygady; wśród nich J. Zajączek i D. M. Dupuy pozostający bez przydziału przy kwaterze głównej), sztab artylerii — 67 (w tym 38 oficerów), sztab inżynierii — 66 (31 oficerów), komisarzy wojennych — 26, oficerów służby zdrowia — 168, płatników — 35 (głównym płatnikiem był komisarz Sucy), kontrolerów — 6, pracowników administracji — 445, oficerów ogółem — 2270. W sumie daje to 34 743 ludzi (oraz 167 uczonych). Armii odczytano odezwę z 28 czerwca: „Żołnierze! Rozpoczynacie kampanię, która będzie miała nieobliczalny wpływ na cywilizację świata [...]. Bejowie mameluccy, którzy tyranizują nieszczęsny lud Egiptu, padną w kilka dni po naszym przybyciu [...]. Nie dopuszczajcie się gwałtów i rabunków, wzbogaciłyby one niewielką część ludzi, a ściągnęłyby na nas nienawiść ludu, który winien stać się naszym przyjacielem” . Zaraz też rozplakatowano w mieście odezwę Bonapartego do ludności. Warto ją tu przytoczyć, aby ocenić styl propagan dowy, którym Bonaparte zamierzał pozyskać tubylców: „Już od długiego czasu ta zgraja niewolników kupowana w Grecji i na Kaukazie tyranizowała najpiękniejszy kraj świata, ale Bóg, od którego wszystko zależy, zrządził, że jej panowanie jest skończone. Ludy Egiptu! Powiedzą wam, że ja chcę zburzyć waszą religię. Nie wierzcie im. Odpowiadajcie, że przybyłem, aby zachować wasze prawa, zwyciężyć uzurpatorów i że ja respektuję bardziej niż mamelucy Boga, Jego Proroka i Koran. l2
12
K i r c h e i s e n , Napoleon im Lande..., s. 8 2 - 8 3 .
54 Mówcie, że wszyscy ludzie są wolni wobec Boga. Mądrość, talenty i cnota są jedynymi między nimi różnicami. A zatem jaka mądrość, jakie talenty, jakie cnoty wyróżniają mamelu ków? Z jakiej racji oni posiadać mieliby wyłącznie to, co czyni życie miłym i przyjemnym? Czy jest jakaś urodzajna ziemia, piękna niewolnica, piękny koń, piękny dom, który by nie należał do mameluków? [...] Były tu niegdyś wielkie miasta, wielkie kanały, wielki handel. Któż to wszystko zniszczył, jeśli nie skąpstwo, niesprawiedliwość i samowola mameluków? Kadiowie, szejkowie, imamowie, czorbadżowie — powiedzcie ludowi, że my jesteśmy przyjaciółmi praw dziwych muzułmanów. Czyż nieprawda, że obaliliśmy papieża, który twierdził, że trzeba walczyć z muzułmanami? [...] Czyż to nie my byliśmy przez wszystkie wieki przyjaciółmi Sułtana (Oby Bóg spełnił jego życzenia!) i nieprzyjaciółmi jego nieprzyjaciół? Mamelucy na odwrót — stale sprzeciwiali się władzy Sułtana, którego nie uznają nadal. Spełniają oni tylko swoje zachcianki. Trzykroć będą szczęśliwsi ci, którzy będą z nami, będą mieli swoje majątki i swoją pozycję. Szczęśliwi będą ci, którzy pozostaną z nami — będą mieli czas nas poznać i współdziałać z nami. Ale biada, po trzykroć biada tym, którzy będą walczyli po stronie mameluków, tym, którzy będą walczyli z nami! Nie będzie dla nich ratunku, zgubimy ich, a ich ślady zatrzemy!” 13
Bonaparte utrzymał w administracji i sądownictwie tych samych przedstawicieli tj. Muhammada el-Koraima i Muhammada el-Nasiri. Zwołał następnie szejków i muftich i spisał z nimi dwustronną deklarację: „Oto porozumienie zawarte między znacznymi obywatelami miasta Aleksandrii [...] a dowódcą armii francuskiej stacjo nującej w tym mieście [...]. Szejkowie przyrzekają nie knuć 13
O d e z w a Bonapartego do Egipcjan datowana była 14 messidora roku VI
(tj. 2 lipca 1798 r.), 18 dnia w miesiącu muharrem 1213 roku hidżry. Należy tu wyjaśnić, że mahometanie liczą lata od ucieczki Mahometa z Mekki do Medyny, tj. 16 lipca 6 2 2 r.
55 intryg przeciwko armii francuskiej [...] i nie przystępować do żadnego spisku przeciwko niej [...]. Naczelny dowódca przy rzeka zaś nie dopuścić do tego, by żołnierze niepokoili mieszkańców Aleksandrii [...]. Uroczyście obiecuje nigdy nie zmuszać żadnego mieszkańca do wyrzeczenia się wiary [...] i zapewnić mieszkańcom nienaruszalność dobytku wszelkimi środkami, jakimi rozporządza [...]” . Następnie przygotował jeszcze list do tureckiego paszy w Kairze Seid Abu-Bekra, zapowiadając w nim przywrócenie władzy tureckiej w Egipcie i likwidację uzurpatorów-mameluków. Francuzi, rozejrzawszy się po mieście, odebrali zdecydowa nie negatywne wrażenia. Szumlański wspominał: „Nareszcie dnia 7 lipca stanęliśmy wszyscy w Aleksandrii, lecz zawiedzeni w nadziei oczekiwanych przyjemności, bowiem zastaliśmy miasto puste, sklepy acz liche, jednak pozamykane, niesłychane gorąco, a w miejsce ludzi mnóstwo jadowitych much, owadów i wszelkiego rodzaju robactwa [...]” . Denon zaś odnotował: „Domy były zamknięte, ulice opustoszałe, i tylko kilka obdartych kobiet wałęsało się jak duchy wśród ruin, a w całym mieście panowała głucha cisza. Nawet kolumna Pompejusza nie robiła z bliska zbyt dużego wrażenia [...]”. Nie było jednak czasu na roztkliwianie się nad upadkiem tego sławnego miasta. Trzeba było czym prędzej ruszać na stolicę kraju — Kair. Wiodły do tego celu dwie drogi: krótsza, ale zarazem trudniejsza, przez pustynię, oraz druga, przez Rosettę, biegnąca 400-metrowej szerokości ciaśniną między morzem a jeziorem Edkou. Na główny przemarsz Bonaparte wybrał tę pierwszą . Druga została potraktowana 14
15
l6
14
J. L a s s e r r e ,
l'armée
Al'Armée
d'Egypte. Discipline.
d'honneur [w:] „Revue des Etudes
Recompenses diverses et
Napoléoniennes",
R. 19. 15
S z u m l a ń s k i, op. cit., s. 120.
16
B e n o i t-M é c h i n, Bonaparte en Egypte..., s. 80.
1930, X X X ,
56 jako kierunek pomocniczy — należało zająć Rosettę, leżącą u ujścia Nilu, a organizowana właśnie flotylla rzeczna miała tą drogą wejść na Nil i połączyć się następnie z siłami głównymi na wysokości Ramanieh, by wspierać ich działania w kierunku ogólnym na Kair. Bonapartemu zależało przede wszystkim na czasie: byle zdążyć przed wylewem Nilu i jak najprędzej usadowić się w punkcie, z którego można sterować całym państwem. MARSZ NA KAIR. CHOBRAKHITT I PIRAMIDY
W nocy z 3 na 4 lipca, jako awangarda sił głównych, wyruszył na pustynię gen. Desaix, wiodąc z sobą 4600 piechoty i 160 jazdy. Kawalerzyści, w trzech czwartych spieszeni, nieśli z sobą uprząż, siodła i broń, cała zaś kolumna — suchy prowiant na cztery dni. Pierwszym celem było miasteczko Damanhur, gdzie dywizja miała zaczekać na pozostałe oraz nieco wypocząć. 4 lipca wieczorem osiągnięto El-Bediah, gdzie odkryto studnię z wodą, tyle że zawaloną kamieniami przez uciekinie rów z Aleksandrii. Po jej oczyszczeniu okazało się, że wodę trzeba było racjonować spragnionym żołnierzom i to ledwie po pół szklanki, by wystarczyło dla wszystkich. Już po pierwszym dniu marszu żołnierze mieli odparzone nogi. Nikt jednak nie mógł pozostawać w tyle dla odpoczynku. Ten bowiem, kto decydował się na to, ginął niebawem z rąk Beduinów. Sam Desaix omal nie wpadł w ich ręce, kiedy oddalił się ledwie o 50 m od kolumny. Pustynia od pierwszych chwil dawała o sobie znać w wybit nie ostrej formie. Niestosowny w tym klimacie mundur, ciężki ekwipunek i trudy podróży skumulowały się teraz w całej pełni. Już 5 lipca Desaix pisał do głównodowodzącego: „[...] Jeżeli armia nie przejdzie błyskawicznie przez pustynię, zginie [...]”. Sytuacja zaś była o tyle trudna, że zapas zabranej żywności już zużyto albo po prostu wyrzucono.
57 Kpt. François wspominał: „Woda, jaką zabraliśmy z Alek sandrii, wyczerpana została już pierwszego dnia. Sporo ludzi wyczerpanych przez trudy, obciążonych upałem, wyrzucało suchary, jakie im wydano w Aleksandrii, jak też kurty mundurowe, przez co wielu żołnierzy zostało bez ubiorów, kurtek, czy nawet koszul [...]” . Kpt. Szumlański tak pisał: „W ciągu tego pochodu trudy i cierpienia nasze były wyższe nad wszelkie wyrazy. Ustawicz na napaść Arabów, którzy kupami ze wszech stron garnęli się za nami, mordując najsroższym sposobem tych, co opadłszy na siłach, zostawali w tyle dla odpoczynku. Mozolny przechód grząskim piaskiem, pośród kłębów wznoszącego się pyłu, nadzwyczajne gorąco, pragnienie, a nigdzie kropli wody [...] najodważniejsi nawet zwątpili o wywalczeniu życia. Prawie drzemiąc wlekliśmy się przez pustynię, czasami tylko głośnym okrzykiem Arabów zbudzeni [...] . Kiedy Muradowi Bejowi doniesiono o marszu Francuzów, stwierdził on: — Ci Francuzi są obłąkani, maszerując przez pustynię w środku lata. Kiedy z kolei otrzymał informację, że składają się głównie z piechoty, ocenił rzecz krótko: — Moi słudzy wystarczą, by ich rozbić. To arbuzy, które trzeba ściąć. Doszedłszy do Birket-Gitas, dywizja Desaixa przeczekała upał dnia, po czym ruszyła w dalszą drogę. Wreszcie, po trzech dniach mordęgi, z morza piasku wyłoniło się owo zbawcze Damanhur. Tymczasem z Aleksandrii wyruszyły już pozostałe dywizje: Reyniera, która poszła zaraz za Desaixem, Viala (dawniej Menou), która opuściła Aleksandrię 6 lipca o świcie, i Bona oraz rezerwa w sile 2600 ludzi pod dowództwem gen. Murata. Wszystkie te siły szły tą samą trasą — przez El-Bediah, 17
18
17
18
Journal du capitaine
François,
Paris 1903, s. 1 9 5 - 1 9 7 .
S z u m l a ń s k i , op. cit., s. 121.
58 El-Akrich i Birket-Gitas, mając możliwie szybko dotrzeć do Damanhur. Dywizja Dugua, z dwoma spieszonymi brygadami jazdy po 1500 ludzi każda, udała się w kierunku Rosetty. Artyleria piesza i konna prowadziły z sobą 44 działa, 6 lawet do wymiany i 6 kuźni polowych. Amunicję dźwigały wielbłądy . 7 lipca nadeszły do Damanhur dwie dywizje. 8 lipca dywizja Bona. Jeszcze 7 lipca dotarły wieści o zbliżających się mamelukach. Były one prawdziwe: 1200 jeźdźców wiódł z sobą Osman el-Bardisi, ale nie zaatakował miasteczka — rozpłynął się gdzieś na pustyni. 8 lipca Desaix rozesłał więc rekonesanse do okolicznych wiosek, by dowiedzieć się czegoś o przeciwniku. Około godz. 14.00 kpt. Quin rozpoznał mameluków, przechodząc przez wieś Bilu. Desaix ruszył zatem ze swą kolumną 9 lipca. Od razu też pojawili się liczni Arabowie, śledzący nieustannie jego ruchy i usiłujący wyszarpnąć coś niecoś z kolumny. Tego dnia rano zginął gen. Mireur — zamierzał udać się na pagórek leżący o 200 kroków od obozu. Idący za wzniesieniem trzej Beduini pozbawili go życia . W nocy z 9 na 10 lipca wojsko ruszyło ku Nilowi — do Ramanieh, gdzie miało nastąpić spotkanie z grupą gen. Dugua. Najpierw poszły dywizje Reyniera i Viala, o świcie ruszyła kwatera główna, a w godzinę później Desaix i bagaże. Dywizja Bona została na razie w Damanhur. W międzyczasie z Kairu nadeszły posiłki mameluckie pod wodzą Muhammada el-Elfi. Doszedł on do Ramanieh; dowie dziawszy się tu o nadchodzących Francuzach, opuścił ten rejon i połączył się z grupą 200 mameluków obserwujących maszerujące kolumny. Postanowił zarazem zaatakować ostatnią z nich — gen. Desaixa. Ten spodziewał się ataku już od rana. Sformował więc w marszu silną awangardę, dwie brygady wystawił na flanki, 19
20
" 20
K i r c h e i s e n , Die Memoiren seines Lebens, s. 3 5 1 - 3 5 2 . Corr., t. IV, nr 2 8 3 4 . D o w ó d z t w o brygady jazdy przejął po nim gen.
Davout (Corr., t. IV, nr 2791).
59 a resztę sformował w czworobok, lokując w jego wnętrzu bagaże. Umęczona kolumna doszła w tym szyku do Ramanieh. Tu żołnierze na widok Nilu rzucili się do wody jak stali — byle zażyć ochłody, a potem odpocząć. I w tym właśnie momencie zjawił się Muhammad el-Elfi z 800 mamelukami. Na razie jednak tylko obserwował Francuzów. Wrażenie, jakie odniósł, nie bardzo bowiem zgadzało się z jego pojęciem żołnierzy. Sądził wręcz, że widzi niewolników Bonapartego — źle odzianych i wyposażonych. Desaix zaś, na widok przeciwnika, natychmiast zebrał żołnierzy w czworoboki, ustawił artylerię i czekał na atak. Było to pierwsze spotkanie obu wojsk i miało się teraz okazać, jacy są mamelucy. Od chwili wylądowania w Egipcie Francuzi wiele słyszeli zarówno o ich okrucieństwie, jak i świetności. Mówiono, że Murad Bej dowodzi nimi, do siadając mlecznobiałego wielbłąda, bogato odziany i nie ma litości dla wrogów. Niebawem też nastąpiła szarża, ale działa Desaixa roz proszyły atakujących, którzy w większości rzucili się na pustynię. Ci natomiast, którzy przedarli się przez ogień dział, doszli na 30 kroków do linii czworoboków i dostali się w salwowy ich ogień. To, co z niego ocalało, zniknęło zaraz w bezmiarze pustyni i tumanach kurzu. Na pobojowisku pozostało 40 zabitych mameluków. Francuzi mieli tylko kilku kontuzjowanych. Bonaparte, usłyszawszy huk dział, zawrócił zaraz z kilkoma batalionami, ale pomoc ich okazała się niepotrzebna . Założono więc biwak i zarządzono 46-godzinny odpoczynek. Przez ten czas wszelki ślad po mamelukach przepadł. 11 lipca rano w Ramanieh dołączyła do armii dywizja gen. Dugua. Miała ona do pokonania znacznie mniej trudności aniżeli wojska idące przez pustynię. W drodze na Rosettę towarzyszyła jej flotylla 15 jednostek załadowanych ryżem 21
21
S k a ł k o w s k i, op. cit., s. 4 2 - 4 3 , M o o r e h e a d, op. cit., s. 103.
60 i zbożem. Dowodził nią szef dywizjonu J. B. E. Perrée, a obsadzona była przez 600 marynarzy. Tworzyły ją: galera „Le Cerf”, szebeka „La Revanche”, szalupy kanonierskie „L'Helene”, „La Victoire”, „L'Esperance”, małe kanonierki „La Capricieuse”, „Sans Quartier”, „Pluvier”, ,1'Etoile”, „L'Eclaire”, półgalery „La Coquette”, „L'Amoureuse” i trzecia o nieznanej nazwie oraz dwa małe statki, z których jeden nazywał się „Schebeck”, a płynęli na nim m.in. uczeni Monge i Berthollet. Dugua zdołał sforsować ujście Nilu bez większych kłopotów, chociaż w pewnym momencie flotylla weszła na mielizny powstałe wskutek niskiego stanu wód; w dodatku wiał silny wiatr. Akcja przebiegała jednak pomyślnie, a sama Rosetta oddała się bez walki 8 lipca koło południa (gen. Dommartin z częścią artylerii i inżynierii dotarł tu dzień później). W forcie strzegącym ujścia Nilu znajdowała się wprawdzie 20-funtowa armata, ale była zupełnie bezużyteczna już od dłuższego czasu, a według Denona „zapewniała lekkie porody tym kobietom ciężarnym, które wierząc w jej cudowną moc, siadały na niej okrakiem”. Sama Rosetta wywarła na Francuzach zdecydowanie korzyst ne wrażenie — w odróżnieniu od dotychczasowych widoków: „najbardziej świeża i zielona kraina, jaką można sobie wyobrazić” (Denon). Nie było jednak czasu na korzystanie z dobrodziejstw tego raju. Dugua, pozostawiwszy w mieście niewielki garnizon, ruszył dalej lewym brzegiem Nilu, utrzymując stały kontakt z flotyllą. Spieszona jazda pod gen. Zajączkiem, która uprzed nio przeszła do Damanhur (tu została zreorganizowana), ruszyła następnie do Ramanieh ku siłom głównym. Tam czekano już tylko na dywizje Bona i Dugua. Ta ostatnia, jak wspomniałem, dołączyła 11 lipca rano. Bon dotarł do Damanhur za dnia. Flotylla nadpłynęła wieczorem 22
S k a ł k o w s k i, op. cit., s. 4 5 - 4 6 .
61 i zakotwiczyła na wysokości wsi. Stanowiło ją w tej chwili 7 uzbrojonych jednostek, a wśród nich 14-działowa szebeka i jedna półgalera. Wieczorem również przybył Bonaparte. 12 lipca wieczorem głównodowodzący polecił spieszonej jeździe gen. Zajączka (1200 ludzi) załadować się na statki. W nocy ogłosił alarm i armia ruszyła w kierunku wsi Miniet-Salameh, gdzie rozbito obóz. Rano 13 lipca rekonesanse doniosły o 4000 mameluków rozlokowanych na wysokości wsi Chobrakhitt. Ich prawe skrzydło opierało się o samą wieś, gdzie mieli ulokowane działa (było ich 8), i sięgało brzegu Nilu, na którym kotwiczyła ich flotylla. Tymczasem w obozie mameluckim, już od chwili wylądo wania Francuzów w Egipcie, brakowało jedności co do wyboru środków przeciwdziałania. Murad Bej wezwał nawet do siebie konsula weneckiego C. Rosettiego, by przybliżył mu obraz Francuzów. Ten usiłował wytłumaczyć mu, kim jest Bonaparte i na czym polega siła jego wojsk. Nie przekonał jednak beja, który uważał, że Francuzi niezdolni są do zawojowania Egiptu i że pokona ich tak samo, jak w 1249 r. pokonane zostały wojska Ludwika IX Świętego. Oświadczył Rosettiemu w iście orientalnym stylu: — Czego pan chcesz, abyśmy obawiali się ludzi, którzy u nas prowadzą kawiarnie? Jeśliby nawet przypłynęło ich sto tysięcy, wystarczy, że wyślę przeciw nim oddział uczniów mameluckich, a poucinają oni Francuzom łby ostrzami swych strzemion. Tragizm całej sytuacji polegał na tym, że mamelucy nie rozumieli i nie zdawali sobie sprawy z ewolucji, jaką od XIII w. przeszła Europa (a Francja szczególnie) i że wy przedziła już zdecydowanie Wschód, a tym bardziej Egipt, izolowany od wszelkich wpływów zewnętrznych. To zderzenie dwóch różnych światów miało doprowadzić do potężnego wstrząsu, który dał asumpt do rozpadu tak silnej tu jeszcze cywilizacji epoki średniowiecza.
62 Francuzi z kolei działaniem w tym specyficznym obszarze stawali się swego rodzaju empirystami. Nikt przecież nie znał się na metodach walk pustynnych i taktyce mameluków i nie mógł przewidzieć, jaki będzie ostateczny wynik. Nie było w tym przedmiocie żadnej literatury. Wszystko miało objawić się już wkrótce w wielkim starciu. Elita mamelucka, rozpatrując powstałą sytuację, brała również pod uwagę jakiś kompromis, który w istocie spowo duje, że Francuzi dobrowolnie opuszczą Egipt. Ibrahim Bej proponował radzie pertraktacje, ale został przegłosowany. Sprawę tę zresztą rozstrzygnął w pewnym sensie list Bona partego do paszy Seid Abu-Bekra, który mamelucy prze chwycili. W liście tym, jak wspomniałem wyżej, Bonaparte zapewniał paszę, iż nie zamierza walczyć z sułtanem, lecz jedynie z mamelukami-uzurpatorami. Gwarantował zarazem zachowanie w kraju wszelkich zwyczajów i praw sułtańskich . W efekcie tego Abu-Bekr musiał ustąpić z urzędu, a mamelucy uznali ostatecznie, że sprawę powinien roz strzygnąć oręż. Murad Bej zaś pewien był zwycięstwa. Miał przecież w sumie 10 tys. świetnej jazdy i 30 tys. nieregularnej piechoty. Na Nilu posiadał flotyllę złożoną z 6 szalup kanonierskich i 5 czy 6 dżerm. Dysponował ponadto szeregiem innych uzbrojonych statków, jak też dwoma 20-działowymi kor wetami, ale te ostatnie, z powodu niskiego stanu wód, nie mogły być brane pod uwagę. Wódz Francuzów, mając już skoncentrowane siły, także parł do bitwy. Poinformowany o zgrupowaniu nieprzyjaciela pod Chobrakhitt, ruszył naprzód o godz. 5.00 rano (jazdy na koniach miał tylko 200). Flotylla wypłynęła w tym samym 23
23
Corr., t. IV, nr 2 7 1 9 , 2 8 1 9 , 2 8 2 4 . W liście pisał m.in.: „Ty, który
powinieneś być najwyższym z bejów, pozbawiony jesteś władzy i szacunku w Kairze, będziesz błogosławił moje przybycie. W i e s z już zapewne, że nie przybywam po to, by przedsięwziąć cokolwiek przeciw Koranowi i sułtanowi [...] Przyjdź mi w i ę c z pomocą i przeklnij bezbożne imię bejów”.
63 czasie. Atak miał bowiem nastąpić równocześnie na lądzie i wodzie. Jednakże ta pierwsza w karierze Bonapartego operacja współdziałania marynarki z armią wypadła niezbyt fortunnie. Silny północny wiatr, którego mocy Bonaparte nie wziął pod uwagę spowodował, że flotylla wyprzedziła wojska lądowe o pięć kilometrów, a w dodatku wchodziła do boju partiami i bez zachowania szyku, co w połączeniu z brakiem doświadczenia w żegludze na Nilu niemal spo wodowało klęskę. Jeszcze 12 lipca adiutant sztabu P. F. J. Boyer został wysłany na rekonesans z 3 szalupami kanonierskimi. W nadnilowych wioskach miał uzyskać informacje o mamelukach. W trakcie rejsu, penetrując wsie po obu brzegach rzeki, spotykał się z diametralnie różnymi reakcjami ludności — w je dnych bowiem witały go strzały, w innych z kolei ofiarowy wano mu żywność. Dywizjon jego wyprzedzał armię o 3 mile; za nim chaotycz nie płynęły pozostałe jednostki flotylli. Pod wieczór zakot wiczył niedaleko Chobrakhitt, po czym wysłał raport do Bonapartego. 13 lipca o świcie dostrzegł nagle sześć zbliżających się ku niemu dżerm egipskich. Sytuacja wyglądała dla Francuzów nieciekawie. Wprawdzie Boyera zasiliła właśnie półgalera, ale cala flotylla znajdowała się w zwężeniu rzeki otoczona wysokimi jej brzegami, podczas gdy przeciwnik był dogodnie rozciągnięty w jej kolanie na długości około mili i dysponował 25 uzbrojonymi dżermami. Boyer jednak o godz. 4.30 ruszył przeciw nadpływającemu nieprzyjacielowi i... znalazł się od razu w nie lada opałach. Mamelucy bowiem obrócili na rzekę wszystkie działa stojące w Chobrakhitt, rażąc z nich flotyllę z wysokiego brzegu. Dołączył do tego jeszcze gęsty ogień piechoty (w Chobrakhitt skupiona była główna siła mamelucka, awangarda zaś wysu nięta w kierunku Miniet-Salameh). Już pierwsze strzały posłały na dno statek kierowany przez oficerów inżynierii,
64 z którego ludzie i niewielka część bagaży ledwie zdołały się uratować. Przeciwnik, lepiej obeznany w żegludze na Nilu, zaczął zdobywać wyraźną przewagę. Kilka francuskich dżerm z ba gażami wpadło na mielizny bądź poszło na dno. Stracono też kanonierkę i półgalerę, na których pokłady wdarli się mame lucy — rąbiąc szablami wszystkich, którzy nie zdążyli wskoczyć do wody — i przystąpili od razu do rabunku ich zawartości. Gen. Andréossy, spostrzegłszy, że znajduje się w trudnym położeniu i nie widząc pożytku ze swych wojsk na pokładach, polecił gen. Zajączkowi wyładować żołnierzy na ląd i sfor mować ich w czworobok dla osłony flotylli z prawego brzegu. Nie była to również sprawa łatwa, ponieważ z przeciwnego brzegu ziało niesamowitym ogniem, a nieprzyjaciel zaczął się właśnie pojawiać także na prawym brzegu, gdzie Zajączek formował akurat lądujących żołnierzy. Była to w zasadzie zbieranina różnych oddziałów, lecz wartość jej podnosiła stosunkowo duża liczba oficerów (m.in. F. Łazowski). Utwo rzony czworobok zaczął osłaniać flotyllę, otaczany już jazdą mamelucką i rażony ogniem z brzegu przeciwnego. Na wodzie tymczasem pozostałe jednostki francuskie wcale nie kwapiły się do boju w obawie, by nie podzielić losu swych poprzedników. Szef dywizjonu, Perrée, chcąc dać przykład, ruszył sam w wir walki i wykazał na „Le C e r f ” najwyższe męstwo, ale nie wsparty przez całość flotylli, stracił jeszcze dwie kanonierki, a sam odniósł lekkie rany. Perrée, mimo beznadziejnej niemal sytuacji, nie ustąpił. Skoncentrował teraz cały swój wysiłek na dowódczej łodzi przeciwnika i spowodował, że ta wyleciała w powietrze. Zdezorganizowało to szyki nieprzyjaciela. Francuzi odbili stracone jednostki, na powrót obsadzili i włączyli do dalszej akcji, w wyniku której spalili jeszcze 5 dżerm. Straty te spowodowały szybki odwrót ocalałych jednostek egipskich,
65 Perree tymczasem przystąpił do zwalczania ostrzeliwującej go nieustannie baterii dział . Bonaparte, doceniając zasługi Perrée'go w tym boju, mia nował go 27 lipca kontradmirałem. 24
* Dochodziła właśnie godz. 9.00, kiedy nadciągnął Bo naparte, który powiadomiony o sytuacji, przyspieszył marsz swych kolumn. Na miejscu sformował od razu pięć dy wizyjnych czworoboków z artylerią na flankach, tak by jeden czworobok flankował ogniem drugi: dywizja Desaixa zajmowała wieś Mahallet-Bekr, na prawo od niej dywizja Reyniera flankująca na lewo dywizję Bona; prawe skrzydło Reyniera przedłużały dywizje Viala i Dugua, a kilkuset ludzi, bagaże i eskorta roztasowały się w Miniet-Salameh, którą armia osiągnęła w nocy. Obóz mamelucki rozłożony był w Chobrakhitt na równinie. Konnica została skoncentrowana przez Murada Beja wokół 10 proporców. Połyskując złotem i metalem 1200 jeźdźców ruszyło do szarży. Pędząc na długości prawego skrzydła, złożonego z czworoboków Reyniera, Viala i Dugua, przebiegli galopem przez ich morderczy ogień, gnając dalej w kierunku wsi Miniet-Salameh. Przyjęci tutaj ogniem przez czworobok Desaixa, zostali odrzuceni i zmuszeni do zawrócenia. Ostrze liwani salwowym ogniem potrójnych linii kwadratów, wspo maganych przez artylerię, miotali się między tymi ruchomymi twierdzami, nie mogąc żadnej z nich skruszyć. Nie na wiele zdała się szalona brawura i sława najlepszych jeźdźców. Bezsilni, rzucili się w końcu do ucieczki. Próba ponownego 24
La
batalionu française
J o n q u i e r e , L'expedition d'Egypte, t. II, s. 1 5 9 - 1 6 0 , relacja szefa Detroye'go;
Richardot,
Nouveaux
memoires
sur
1'armee
en Egypte et en Syrie..., Paris 1848, s. 37—39; P. M a r t i n, Histoire
de l'Expedition d'Egypte, t. I, Paris
1815, s.
190; Correspondance inedit... de
Napoleon I, pod red. Panckoucke'a, s. 2 6 8 - 2 7 0 .
66 sformowania przez nich szyków udaremniona została przez artylerię. Teraz Bonaparte, skoordynowawszy ruchy dywizji, ruszył naprzód. Do akcji weszła również grupa gen. Zajączka, atakując trzema kolumnami wieś nieopodal Chobrakhitt. Osiągnąwszy ją, czekała tam na efekty działań sił głównych, z których do przodu wysforowała się dywizja gen. Bona. Zdobyto Chobrakhitt, gdzie mamelucy zostawili 7 dział, już bez oporu uchodząc z pola walki w kierunku Kairu. I to był właściwie koniec. Jedynie jeszcze hazkadar Murada Beja, nie mogąc pogodzić się z klęską, pognał z szablą na francuskich tyralierów, lecz został rozniesiony na ich bagnetach. Dwugodzinna bitwa kosztowała mameluków przeszło 400 zabitych i rannych. Francuzów — 75. Bonaparte oceniał straty przeciwnika na 800, a własne na 300-400 ludzi. Być może chciał podkreślić zaciekłość walki, choć niewykluczone, że wliczył w to też straty marszowe na pustyni . 14 lipca, po odpoczynku pod Kaum el-Czerik, armia francuska ruszyła w dalszą drogę i 15 lipca doszła do Aląuam. Tu gen. Andréossy z częścią spieszonej jazdy załadował się na pokłady flotylli. Zajączek z resztą i paru kompaniami karabinierów (około 1200 ludzi) pomaszerował prawym brze giem, skąd miał dosyłać głównym siłom wszelkie środki żywności, jakie tylko zdoła pozyskać. Flotylla miała płynąć nieco w przodzie przed maszerującymi oddziałami, z których dywizje Desaixa i Reyniera tworzyły awangardę, Bona i Viala — trzon, Dugua zaś — rezerwę. Od samego początku wystąpiły poważne problemy z flotyllą. Wskutek niskiego poziomu wód, ledwie powiewającej bryzy 25
25
O stratach takich w s p o m i n a m.in.
D e s v e r n o i s (Avec Bonaparte en
Italie et en Egypte, Paris, brw, s. 1 1 2 - 1 1 4 ) , podając, że po j e d n y m ze starć awangardy z mamelukami było 38 zabitych i rannych, a zanim osiągnięto Damanhur — j e s z c z e 2 0 ; K i r c h e i s e n, Die Memoiren..., s. 3 6 9 ; B e n o i t - M e c h i n, op. cit., s. 9 0 .
67 i licznych mielizn już pierwszego dnia pozostała w tyle. Perree zrezygnował zaraz na początku z użycia w dalszej żegludze szebeki i 2 awiz, obniżając siłę bojową do 4 szalup kanonierskich, z którymi płynęły liczne dżermy załadowane wszelkim zaopatrzeniem. Francuzi nie znali rzeki, toteż utracili kilka z nich na mieliznach. Zostawiono je na pastwę Arabów i Beduinów. Nie mniejsze trudności przeżywały też maszerujące kolum ny. Z Chobrakhitt do Kairu było jeszcze 130 km, a im bardziej posuwano się do przodu, tym większy doskwierał upał. Marszruta wiodła przez Chabour, Kaum el-Czerik, Alquam, Terraneh, Abu-Nachabeh. Na tej właśnie trasie zetknięto się z trzecią siłą w Egipcie — Beduinami, których napady nieustannie nękały kolumny. Miał też z nimi do czynienia Zajączek (18 lipca w Terraneh). Denon napisał o nich: „Beduin jest pierwotnym myśliwym; lenistwo i niezależność stanowią o jego charakterze [...]. Tam, gdzie jest łup, tam jest wróg Beduinów [...] nie możemy im zresztą zaoferować żadnego ekwiwalentu w zamian za rzecz tak dla nich cenną, jak rabowanie naszego dobytku” Żołnierze byli ogromnie wyczerpani. Kiepsko było przy tym z żywnością. Podstawę wyżywienia stanowiły właściwie arbuzy i soczewica; notowano coraz więcej przypadków dyzenterii, która przy pustym żołądku, prowadziła do wycieńczenia orga nizmu. Oczekiwany konwój żywności z Aleksandrii nie mógł nadejść z powodu przeciwnych wiatrów. Nastroje były jak najgorsze, a oficerowie gardłowali bardziej niż prości żołnierze. Adiutant sztabu Boyer w liście do rodziców (już z Kairu) tak opisywał pustynne przeżycia: „Żołnierz niósł z sobą żywność na pięć dni, obciążony ekwipunkiem, okryty w serż, dręczony upałem i objuczony ciężarem, odciążał się, wy rzucając żywność i myśląc tylko o chwili obecnej, nie myśląc 26
26
Denon
V i v a n t,
Voyage dans le basse et la haute Egypte pendant
les campagnes du g e n e r a l Bonaparte en Egypte..., s. 91—92. Z tej zaczerpnięte są również inne spostrzeżenia Denona.
książki
68 o jutrze. Dręczy go pragnienie, a on nie ma wody, głód, a on nie ma chleba [...] widziało się żołnierzy umierających z pragnienia, wycieńczenia i upału, innych jeszcze, widzących cierpienia kolegów, strzelających sobie w łeb, jeszcze innych rzucających broń i ekwipunek do Nilu i ginących w nurtach rzeki...” Kpt. Gay, również w liście do rodziców z Kairu, zanotował: „Maszerowaliśmy 17 dni bez chleba, wina czy wódki, a 5 dni bez wody [przez pustynię — przyp. T. R.], po rozpalonych równinach, a wróg nieustannie na naszych skrzydłach [...]. Walczyliśmy z Arabami, którzy nie znając żadnych praw wojny, dopuszczali się wszelkich okrucieństw na nieszczęś liwych Francuzach, którzy wpadli im w ręce [...]. Przez siedemnaście dni nasze pożywienie stanowiły tylko pasteq i melony [...] tubylcy strzelali do nas z odległości pół strzału karabinowego od kolumny. Nie bacząc na tych biednych, którzy padli z osłabienia, musieliśmy maszerować w ścisłej kolumnie, ponieważ ich jazda korzystała z każdej chwili, kiedy rozprzęgaliśmy się i atakowała nas. Dzień i noc staliśmy pod bronią, to zaś powodowało śmiertelne zmęczenie. Nieza dowolenie malowało się na twarzach wszystkich. Żołnierze byli już skłonni odmówić dalszego marszu. Wielu strzeliło sobie w łeb, inni rzucali się w Nil. Dopuszczano się rzeczy strasznych” . Winę za te wszystkie cierpienia zrzucano na intelektualistów — opowiadano, że to oni namówili Bonapartego na tę wyprawę, a teraz szukają nie wiadomo czego wśród ruin i kamieni. Uczeni jednak nie oszczędzali się — Monge i Berthollet byli w ogniu na pokładzie „Schebeck” w bitwie na Nilu. Denon z kolei żył często w gorszych warunkach niż prości żołnierze. W każdym razie ponad dziesięć dni marszu, w tak koszmar nych warunkach, przy braku informacji o nieprzyjacielu, 27
28
27
R i c h a r d o t , op. cit, s . 3 1 - 3 3 .
28
Copies
des
lettres
originales
de
l'armee
du
general
Bonaparte
en
Egypte..., cz. II, London 1799, s. 3 8 - 4 0 , cyt. za: S k a ł ko ws k i , op. cit., s. 3 4 .
69 pozbawiło ludzi jakiejkolwiek zdrowej myśli. Armia szła już tylko dlatego, że innej możliwości w tej sytuacji nie było. 18 lipca armia francuska dotarła do Quardasz . 19 lipca, po pokonaniu 5 mil, zatrzymano się we wsi Omm-Dinar — 35 km od Kairu. Tu wreszcie uzyskano wieści, że 6000 mameluków i setki Arabów szykują się do wielkiej bitwy pod stolicą, fortyfikując wieś Embabeh. Bonaparte zarządził więc dzień odpoczynku. Tymczasem w Kairze powrót pobitego Murada Beja wywo łał popłoch. Na gwałt wykupywano żywność, ukrywano kosztowności, zamykano sklepy, sposobiąc się do opuszczenia miasta. Gwałtownie poszły w górę ceny koni, mułów i wiel błądów. Dopuszczano się rozbojów, te jednak udało się częściowo uśmierzyć. Usiłujących opuścić miasto wtrącano do więzienia. Pod wpływem tych wydarzeń doszło niemal do pogromu Żydów i chrześcijan, ale władze opanowały w porę sytuację. Sam Murad Bej, wściekły, zamierzał ściąć wszystkich Francuzów w Kairze, lecz odwiódł go od tego Rosetti. Zamknięto ich więc w cytadeli, którą natychmiast otoczył rozwścieczony tłum. Wówczas żona Ibrahima Beja — Zetti Zulejka — umieściła ich w swym pałacu. Ibrahim Bej zwołał naradę wojenną, na której postanowiono bronić Kairu. Wysłano gońców do Stambułu z prośbą o pomoc. Na murach ustawiono działa, koło wyspy Boulaq zatopiono w poprzek rzeki łodzie, by uniemożliwić flotylli francuskiej dotarcie do miasta. Pod Embabeh zaczął powstawać obóz polowy, w którym ogłoszono zbiórkę wszystkich zdolnych do noszenia broni. Wielką Chorągiew Proroka przeniesiono z cytadeli na wyspę Boulaq, gdzie spodziewano się nieprzyjaciela, o którym nie było jednak pewnych wieści. Z łodzi przeniesiono działa i ustawiono w okopywanej wsi Embabeh. 29
29
W tej fazie marszu adiutant de Nantos — bratanek Lacepede'a — wpadł
w ręce Arabów, którzy zabrali go do s w e g o o b o z u . Bonaparte usiłował wykupić g o , ale w ó w c z a s Arabowie wszczęli kłótnię. D o w o d z ą c y tu szejk zastrzelił wtedy de Nantosa, a pieniądze odesłał w o d z o w i Francuzów.
70 Sam obóz przybrał niebawem wygląd wielkiego bazaru. Spłynęły do niego rzesze handlarzy, rozkładając swe stragany. 20 lipca przebywało tu blisko 60 tys. ludzi, z czego jedynie 10 tys. mameluków stanowiło siłę godną nazwy wojska. Umocniona wieś, oparta o rzekę, tworzyła prawe skrzydło pozycji i broniona była przez 20 tys. fellahów oraz 4000 janczarów Abu-Bekra. W lewo od niej rozciągnęła się przed bitwą długa, połyskująca złotem i stalą, linia mameluków. Między nimi a piramidami stanęło jeszcze kilka tysięcy arabskiej jazdy o wątpliwej jednak wartości bojowej. Wraz z Muradem Bejem w obozie przebywali Seid Abu-Bekr — pasza Egiptu, Ali — pasza Trypolisu i Nassif Pasza. Ibrahim Bej z tysiącem mameluków, żonami bejów, niewol nikami i bogactwami pozostał na przeciwnym brzegu Nilu. Bonaparte zaś 20 lipca o świcie ruszył w dalszą drogę i idąc przez dwanaście godzin, stanął na noc w Nikleh — kilka kilometrów od Embabeh. 21 lipca, o godz. 1.00 w nocy, wznowił marsz i o świcie, w blasku wschodzącego słońca, dotarł na wyżynę Waraq-el-Hader, gdzie ujrzał mameluków, którzy stali rozciągnięci przed wsią. Wyjechał wówczas konno przed front swoich wojsk i z perspektywy zlustrował stanowiska nieprzyjaciela. W okamgnieniu wymyślił bitwę, którą można by uznać za pierwowzór Austerlitz. Warto przyjrzeć się bliżej temu planowi — tym bardziej że Bonaparte stworzył go w zupełnie obcym kraju i w specyficz nych warunkach, nie znając wcześniejszych prac o sposobie prowadzenia walk pustynnych, ponieważ takich nie było. Siłę przeciwnika w obozie ocenił na 20 tys. ludzi i 40 dział. Działa te od razu zwróciły jego uwagę, gdyż nie posiadały ani kół, ani lawet. Zdecydował się więc wykorzystać ten czynnik i trzymać się początkowo poza zasięgiem ich ognia, a rozbić w tym czasie jazdę mamelucką, stanowiącą kościec armii przeciwnika. W przypadku wsparcia jej przez piechotę — zmu szenie tejże do walki w otwartym polu, bez pomocy własnej
71 artylerii. Po rozbiciu jazdy nastąpi atak na obóz, przy czym wydzielone zgrupowanie stanie w poprzek drogi do Gizeh — za obozem — aby uniemożliwić ewentualne próby wsparcia piechoty, dla której nie będzie wówczas drogi odwrotu, chyba że do Nilu. Wszystko przebiegało zgodnie z jego przewidywaniami — przeciwnik działał tak, jak mu dyktował Bonaparte. Sądzić jednak należy, iż w swym planie mamelucy zakładali z kolei, że Francuzi podejmą próbę ataku na obóz, a wtedy oni uderzą na ich skrzydła. Armia francuska stanęła w pięciu czworobokach w sza chownicę, przy czym dywizje Reyniera i Desaixa tworzyły prawe skrzydło, Dugua (dawna dywizja Klebera) — cen trum, Menou (pod komendą gen. Viala) i Bona — lewe skrzydło. Z zachowanego opisu ustawienia dywizji Desaixa (bok północny — 88 półbryg., południowy — 61 półbryg., boki krótsze — 21 półbryg. lekkiej, artyleria w narożnikach, jazda, bagaże w środku czworoboku) wnosić można, że pozostałe czworoboki zestawione były podobnie — boki dłuższe two rzyło 6 szeregów, krótsze — 3 (250 m na 25 m). Podobno Bonaparte tuż przed bitwą miał wysforować się przed front szyku i zawołać: „Soldats! Du haut de ceux pyramides quarantes siecles vous regardent!” . 30
30
Według innej wersji powiedział: „Allez et pensez que du haut dc ceux
pyramides quarantes siecles vous regardent!”. Zdaje się, że właśnie to zawołanie nadało starciu nazwę bitwy pod piramidami, choć w istocie powinna się ona nazywać „bitwą o K a i r ” (piramidy są położone około 14 km dalej). Z kolei we wspomnieniach D e s v e r n o i s (op. cit., s. 1 3 0 - 1 3 1 ) z n a l e ź ć można o d e z w ę do armii, która kończy się s ł o w a m i : „Żołnierze! Przybyliście w te o k o l i c e , aby z n i s z c z y ć barbarzyństwo, ż e b y nieść c y w i l i z a c j ę na W s c h ó d i uchronić tę piękną c z ę ś ć świata przed j a r z m e m A n g l i i . Pamiętaj cie, że z w y s o k o ś c i tych piramid czterdzieści w i e k ó w na w a s patrzy!”. Bardzo zatem m o ż l i w e , że nie były to s ł o w a w y p o w i e d z i a n e przed frontem armii, ale p o s z c z e g ó l n y m d y w i z j o m o d c z y t a n o p o prostu o d e z w ę g ł ó w nodowodzącego.
72
73 Koło godziny 11.00 Desaix otrzymał polecenie ataku na prawe skrzydło mameluków. Upłynęły jednak prawie trzy godziny, zanim piechota w czworobokach, z grenadierami w narożnikach i artylerią między batalionami, poszła naprzód. O godzinie 14.00, w palących promieniach słońca i przy silnym północnym wietrze, Murad Bej wydał rozkaz do szarży, wołając: — Posiekamy ich jak melony! Zorientował się bowiem, że ruch dywizji Desaixa prowadzi w istocie do izolacji jego konnicy od piechoty i obozu. Do ataku ruszyło około 6000 mameluków. Zaledwie Desaix oparł się o niewielki kompleks palm i sformował szyki, już runęła na niego nawała jazdy mameluckiej. Podpuścił ją na 50 kroków, po czym dał znak do otwarcia ognia. Mamelucy wściekle atakowali — prosto na działa. Jedni padli, inni rozpierzchli się na boki, próbując z innej strony przypuścić szarżę. Tam jednak napotykał ich ten sam ogień i las najeżonych bagnetów, a w dodatku wpadli jeszcze w ogień idącej za Desaixem dywizji Reyniera. Murad Bej, pędząc na czele pierwszej szarży, został lekko ranny w policzek. Przy kolejnej szarży powstał niesamowity tumult. Rozszalałe konie pędziły między czworobokami bez jakiegokolwiek porząd ku. Kto od razu nie umknął — ginął w ogniu francuskiej piechoty i artylerii. Jeżeli nawet któremu udało się przedrzeć do samej linii, ciął jakiś czas szablą, aż rozniesiono go na bagnetach. W tym czasie ruszyły naprzód pozostałe trzy dywizje — Bona i Viala oraz wspierająca je dywizja Dugua (w jej czworoboku był sam Bonaparte) — kierując się na Embabeh. Murad Bej zrozumiawszy, że nie wygra już tej batalii, zebrał naprędce niedobitki (około 3000) i umknął w kierunku piramid, ścigany nieliczną jazdą Desaixa, która następnie obeszła obóz, stając niedaleko Nilu. Tymczasem dywizje, zbliżywszy się do szańców, wy dzieliły z pierwszych szeregów czworoboków kolumny
74 atakowe (bataliony pod dowództwem Marmonta i Rampona). Ale wówczas ruszyli do szarży mamelucy (2000) pozo stawieni przez Murada na wsparcie obrony wsi. Kolumny zatem zatrzymały się, sformowały błyskawicznie małe czwo roboki, odpierając z łatwością trzykrotnie ponawiany atak. Teraz zwarte kwadraty, poprzedzane nadal kolumnami atakowymi, zmierzały już prosto na działa przeciwnika, które, pozbawione możliwości ruchu, nie brały na razie udziału w bitwie. Teraz zdołały ledwie raz wystrzelić, a już Francuzi wdarli się do szańców. Murad Bej zamierzał jeszcze wesprzeć obóz, ale na prze szkodzie stała dywizja Desaixa. W Embabeh zaś zaczęła się rzeź, ponieważ odwrót z niej odcięty był już przez dywizje Desaixa i Reyniera oraz jazdę. Tysiące ludzi uciekało więc w kierunku Nilu. Nie było tam jednak żadnych łodzi, toteż rzucali się do rzeki, często wraz z końmi. Wielu utonęło porwanych wartkim prądem, część poszła w niewolę. W Embabeh wybuchły pożary. Ibrahim Bej, stojąc bezradnie po prawej stronie Nilu ze swymi mamelukami i tłumami ciekawskich, patrzył na to wszystko ze zgrozą. Murad Bej, w otoczeniu już tylko 2000 mameluków, odjechał do swej letniej rezydencji koło piramid, by po kwadransie puścić się dalej w kierunku Beni-Souef, podpaliw szy uprzednio 60 łodzi stojących koło wyspy Ar-Raudah z osobistym majątkiem mameluków, którego nie był w stanie unieść ze sobą. Ibrahim z kolei wycofał się pod koniec bitwy do miasta, skąd zabrawszy kobiety i dzieci, odjechał w nocy na wschód. Bramami miasta uchodzili też ci, którzy jeszcze mieli czym — panowało bowiem przekonanie, że po wkroczeniu do Kairu Francuzi urządzą krwawą rzeź. Ludzie ci jednak już kilka kilometrów za miastem zostali napadnięci i obrabowani przez Beduinów i tylko Ibrahim Bej ze swymi zbrojnymi przeszedł bez szwanku.
75 W samym mieście natomiast do głosu doszła biedota, wdzierając się do domów bejów i rabując wszelkie sprzęty, nie cofając się nawet przed podpaleniem. Francuzi mogli obserwować te pożary z zachodniego brzegu. „Była to najstraszniejsza noc w historii Kairu" (el-Djabarthi). Na polu bitwy pod piramidami legło trzy-cztery tysiące mameluków i piechurów, tysiąc wzięto do niewoli, zdobyto 40 dział, 400 wielbłądów i drugie tyle zwierząt jucznych obładowa nych wszelkim dobytkiem . Mamelucy bowiem przybyli tutaj, swoim zwyczajem, z całym majątkiem. Była więc i żywność i klejnoty, srebro i złoto, bogate stroje i wspaniale inkrustowana broń. Było tego tyle, że każdemu z żołnierzy dostał się jakiś łup. Nawet marynarzom i żołnierzom z flotylli trafiły się łupy, mimo że nie brali udziału w bitwie. Walcząc z przeciwnym prądem, oddaleni byli od pola walki o kilka kilometrów i słyszeli jedynie grzmot dział, dość długo niepewni wyniku starcia. Ale po jakimś czasie prąd rzeki niósł z sobą coraz więcej ciał martwych nieprzyjaciół. Bogato odzianych wyławiano, zabierając wszelkie kosztowności. Belliard wylicza, że wielu żołnierzy zebrało do 200-300 luidorów, Marmont z kolei podaje, że kilku złożyło do kas pułkowych około 30 tysięcy franków. O podobnych przypad kach pisał też sam Bonaparte w raporcie do Dyrektoriatu. Po tylu trudach i niewygodach było to dla żołnierzy istne eldorado, o jakim im się nawet nie śniło, a przed nimi było jeszcze wielkie miasto z 400 meczetami. To ogromne, czy raczej bogate zwycięstwo, kosztowało ich tylko 40 zabitych i 120 rannych . Bonaparte, dotarłszy nad rzekę, zatrzymał się wieczorem w Gizeh — w rezydencji Murada Beja; chodząc po apar31
32
31
Gen. Dumas w liście do swego przyjaciela gen. Klebera pisał, że
mamelucy stracili bez przesady 7 0 0 - 8 0 0 ludzi. Belliard w swym dzienniku liczył ich straty na 1000 ludzi. Należy zatem domniemywać, że pozostali to arabska piechota i jazda oraz janczarzy. 32
Larrey w swych notatkach pisał o 260 ciężko rannych.
76 tamentach, podziwiał przepych otoman, draperii i jedwabiów. Stąd napisał też raport do Dyrektoriatu, przedstawiając swój triumf i sang froid swych żołnierzy. Szef brygady Destaing z dywizji Bona mianowany został na polu bitwy generałem brygady. Lasalle podniesiony został do rangi szefa brygady za wyróżnienie się w boju na czele 400 kawalerzystów z 7 pułku huzarów i 22 strzelców konnych. Wbrew dość powszechnej opinii o decydującym starciu pod piramidami, należy stwierdzić, że klamka zapadła już tydzień wcześniej — 13 lipca pod Chobrakhitt. Jak już wspomniałem, brak było jakiejkolwiek informacji pisanej i nikt nie znał taktyki mameluków, wobec czego Bonaparte nie mógł ocenić wartości ich kawaleryjskich szarż inaczej, jak tylko empirycz nie. Od czasu Ludwika Świętego żadna przecież armia europejska nie prowadziła tu wojny. To pierwsze starcie jednak od razu wyjaśniło Bonapartemu stosunek wartości. Dla mameluków Chobrakhitt było w istocie szokiem. Osobista brawura i pogarda śmierci nie zdały się na nic wobec zwartych szyków francuskich, zapartych ogniem i żelazem, nie przyjmujących już archaicznych zasad walk harcowniczych. Wielka szarża mameluków w bitwie pod piramidami była ostatnią w stylu Moyen Age. Była zarazem pierwszym aspektem przemijającej świetności. O zwycięstwie mamelucy nie mogli już myśleć — pozostały im tylko desperacja i walka do końca. ZAJĘCIE KAIRU. PIERWSZE ZARZĄDZENIA I KONFLIKTY
Bonaparte, poleciwszy zająć wyspę Ar-Raudah, leżącą naprzeciw Kairu i oddzieloną od niego tylko jednym wąskim kanałem, oczekiwał w Gizeh na deputację władz miejskich. Alimowie wybrali spośród siebie dwóch, którzy 22 lipca rano udali się do wodza Francuzów i poinformowali go, że Ibrahim Bej zbiegł, zabierając z sobą Abu-Bekra Paszę, a z ważniej szych osobistości pozostał tylko zastępca paszy — Mustafa
77 Bej. W odpowiedzi Bonaparte zapewnił ich, że o ile miasto nie stawi oporu, nie zastosuje żadnych represji. Zalecił przy tym otworzenie sklepów i zaprowadzenie porządku, a także przygotowanie kwater dla wojska. Odprawiwszy ich z powrotem do miasta, polecił też prze kazać tam jego intencje, rozlepić proklamacje dla ludności i sprowadzić przed jego oblicze czołowych jej przedstawicieli. 23 lipca zjawili się przed nim szejkowie i po paru godzinnych rozmowach poddali oficjalnie Kair. Nie miało to w zasadzie żadnego znaczenia — jedynie formalne. Gen. Dupuy mianowany został komendantem stolicy i wraz z szejkami udał się do miasta, aby przygotować je na uroczysty wjazd wodza. Sam Dupuy wjechał tam w asyście dwóch kompanii 32 półbrygady (300 ludzi) o godz. 2.00 w nocy i udał się prosto do cytadeli. Wejście to niezwykle wyraziście ujął jeden z grenadierów: „Wyobraź sobie 300 ludzi wkraczających do trzystutysięcznego miasta, oddzie lonych od armii rzeką bez mostów”. W zasadzie już od wieczora 22 lipca żołnierze zaczęli obejmować w posiadanie kluczowe punkty Kairu. Akcja trwała jeszcze przez cały 23 lipca. Obsadzono port Boulaq, centrum i cytadelę. Sam Dupuy ulokował się kwaterą w domu Ibrahima Beja — tuż nad samym Nilem. 24 lipca, krótko przed odjazdem do Kairu, Bonaparte wydał jeszcze kilka rozkazów — polecił założyć w Gizeh magazyny dla armii, ulokować tam park artyleryjski i inżynieryjny, zbudować lazaret oraz polową piekarnię. Te dwa ostatnie elementy miały być też zorganizowane w stolicy, Boulaq i w Starym Kairze (Vieux Caire). Opuściwszy Gizeh, głównodowodzący dokonał uroczystego wjazdu w prawdziwie wschodnim stylu — konno, przy wtórze bębnów i trąb, jechał wolno przez miasto, tłumnie oglądany przez ciekawskich i podejrzliwych zarazem Egipcjan, uniżenie witany przez wyższych urzędników i przedstawicieli władz miejskich. Uroczystościom wjazdu przyświecały liczne jeszcze
78 pożary w kilku dzielnicach. Płonął między innymi pałac Murada Beja. Dla głównodowodzącego przygotowano kwaterę w domu El-Elfi Beja — przy placu Ezbekyeh . Na stałe przebywali tu przy nim dwaj tłumacze — Amadée Joubert i Venture de Paradise. Okoliczne domy wokół kwatery głównej obsadzili wyżsi oficerowie oraz naukowcy. Główny płatnik Esteve zajął pałac El-Bekry. Sam Bonaparte zaczął się niebawem prowadzić w iście wschodni sposób. Największą zaś sensację wzbudzał jego stangret Cezar, powożący po wąskich ulicach miasta karetą zaprzężoną w szóstkę koni (!). Tak naprawdę stangret nazywał się Germain, ale od czasu gdy zabił w jakiejś potyczce Araba — i to na oczach Bonapartego (który rzekł: „Do diabła! To ci zuch! Prawdziwy Cezar!”) — przydomek przylgnął już do niego na stałe. Bonaparte przystąpił z miejsca do prac organizacyjnych. Nakazał żołnierzom powstrzymać się od aktów grabieży (część z nich przyłączyła się bowiem do rabującego tłumu), skonfiskował dobra zbiegłych mameluków , dom paszy tureckiego zabezpieczył i obsadził wartą (przyjazny gest wobec Turcji), zagwarantował nietykalność majątku właś cicieli, do ludności zaś wydał proklamację podobną w treści do aleksandryjskiej. Warto tu zwrócić uwagę, że zarówno w tych, jak i przyszłych odezwach, Bonaparte zachowywał wschodni styl pisania. Odezwę rozpoczynała Szahadah, czyli islamskie wyznanie wiary: „Nie ma Boga oprócz Boga, a Mahomet jest Jego Prorokiem" (La illaha illa 'llah Muhammadun rasulu llah), po czym następowała Basmala — formuła 33
34
33
Służbę p o k o j o w ą pełnili przy Bonapartem: Hebert, Lavigne i Dervieu;
pieczę nad kuchnią sprawował Galliot. 34
D w i e trzecie posiadłości ziemskich przejęła Republika Francuska. Z 3 0 0 0
osad j e d n a trzecia należała do 6 0 0 0 właścicieli. Musieli oni teraz u z y s k a ć w p i s do rejestru, za który trzeba b y ł o zapłacić 2% wartości uzyskiwanej w ciągu roku p o m n o ż o n e przez 2 0 .
79 otwierająca wszystkie (oprócz jednego) rozdziały Koranu, i dopiero wówczas pojawiała się właściwa treść. Bonaparte utrzymał ponadto ściąganie podatku, tzw. m i r i , oraz wprowadził podatki od sprzedaży, wymiany, darowizny, zatwierdzenia tytułu własności. Z czasem pokazały się także podatki doraźne na potrzeby armii (dla przykładu kupcy z Rosetty musieli wpłacić z tego tytułu 100 tys. franków, kupcy z Damietty 150 tys. franków). Nakazał również oddać wszystkie muły na potrzeby armii. Złamanie tego zarządzenia groziło grzywną w wysokości 1800 franków. Utrzymał nadal bicie monety z nazwiskiem Selima, co stanowiło kolejny akt dobrej woli wobec Wysokiej Porty . 35
36
Zaraz na wstępie francuskich rządów bogata warstwa posiada czy stwierdziła, że glejty ochronne wydawane przez gen. Dupuy (oczywiście za opłatą), przytwierdzone na frontony domów, dają im pełne zabezpieczenie przed rewizją bądź grabieżą. Spore niezadowolenie wzbudził za to nakaz noszenia przez wszystkich trójkolorowych kokard (członkowie Dywanu takież szarfy) . Dla prowincji wydano w tym celu specjalny rozkaz: „Wszystkie wsie w promieniu trzech mil od miejsca, przez które przechodzić będzie armia francuska, mają obowiązek wywieszać na znak poddania trójkolorowy sztandar francuski. Wsie, które będą stawiać zbrojny opór armii francuskiej, zostaną spalone”. Najbliższe dni przyniosły wyłapanie ukrywających się mameluków (dzięki denuncjacjom), z których część powie szono. Ich małżonki i haremy przeszły pod opiekę Francuzów, którzy zażądali za tę przysługę wysokiego okupu. Największy okup, równowartość 72 tys. franków, musiała zapłacić pozo stała w Kairze żona Murada Beja — Fatima. 37
35
A d e r , op. cit., s. 92 nn.
36
N i e na w i e l e się to jednak zdało. Już we wrześniu 1798 r., kiedy sułtan
w y p o w i e d z i a ł Francji wojnę, skierował on do m u z u ł m a n ó w firman potępiający niewiernych. Mało tego — pod j e g o naciskiem patriarcha Konstantynopola, Grzegorz, o b ł o ż y ł Francuzów anatemą. 37
Corr., nr 3 2 3 9 .
80 Niebawem ukazał się kolejny edykt Bonapartego — zakaz chowania zmarłych w pobliżu domów. Przystąpiono w związku z tym do rozkopywania grobów na placu Ezbekyeh. Wywołało to jednak wielkie rozdrażnienie, wobec czego Bonaparte przerwał tę akcję. Oburzenie wzbudziło też zarządzenie zezwalające Żydom i Koptom poruszać się konno po mieście i nosić broń. Nie mniejsze wrzenie wywołał także nakaz oświetlania w nocy domów na zewnątrz. Patrole wojskowe bowiem sprawdzały, czy palą się lampy, a ponieważ ich prymitywna konstrukcja była przyczyną częstych awarii, patrole uznawały to za łamanie ustanowionego prawa i natychmiast zabijały drzwi gwoździami. Dopiero wpłacenie grzywny usuwało zator. Dla rozwiązania tej sprawy polecił Bonaparte wprowadzić miejskie oświetlenie. W celu zmniejszenia zagrożenia epidemiami zorganizowano na wyspie Boulaq kwarantanny dla podróżnych, a mieszkań com nakazano w ciągu piętnastu dni dokładnie wyszorować mieszkania i wszystkie w nich przedmioty. W tym czasie miały też miejsce bardziej istotne wydarzenia. 25 lipca głównodowodzący powołał do życia Dywan złożony z trzech najznamienitszych szejków. W jego skład weszło ponadto trzech szejków wiejskich, trzech Koptów, jeden fellah i jeden Beduin. Przewodniczącym wybrano Abdallaha Al-Szarkawi, posiadającego w Al-Azhar największy autorytet, wiceprzewodniczącym został szejk El-Sadat . Sekretarzem Dywanu mianowany został El-Mahdi — Kopt, który w swoim czasie przeszedł na islam. Zyskał on szczególne uznanie w oczach Bonapartego, gdyż okazał się niezastąpionym pośrednikiem między Francuzami a ludnością. Głównodowo dzący wyraził się o nim: „To najbardziej elokwentny i naj większy uczony między szejkami, mimo że najmłodszy". Dla 38
38
Nie
udało
się
Bonapartemu
pozyskać
głowy
egipskich
potomków
Mahometa Omar-Makrama. Z tego powodu mianował on szarifem szarifów szejka El-Bekry, potomka Abu-Bekry.
81 kontroli i udzielania wskazówek Bonaparte przydał Dywanowi — jako komisarzy — Monge'a i Bertholleta (przez pewien czas pieczę nad Dywanem miał były członek Konwentu Tallien). Warto w tym miejscu zaznaczyć, że zarząd nad Egiptem sprawowały właściwie dwie administracje: wojskowa, reprezentowana przez szefa sztabu gen. Berthiera, głównego ordonatora Sucy i głównego płatnika Esteve'a, oraz cywilna w osobach Monge'a, Bertholleta i Magallona. Rozkazem z 27 lipca Bonaparte polecił powoływać sied mioosobowe Dywany, tam gdzie armia francuska już objęła władzę, oraz sześćdziesięcioosobowe oddziały janczarów z agą na czele, mające spełniać funkcje policyjne. W Kairze oddziałem takim dowodził grecki awanturnik Barthelemy, którego najbardziej ulubionym zajęciem było ścinanie głów. Dywany miały obowiązek przekazywania skarg Bonapar temu, dbania o interesy prowincji i zapobiegania wojnom między wsiami. W październiku 1798 r. Bonaparte zwołał do Kairu Dywan Narodowy. W wyniku rewolty w stolicy rozpuścił go i już więcej nie zwoływał. 30 lipca Bonaparte mianował głównego poborcę podat kowego w osobie Girgees'a el-Guary'ego. Stanowiska pobor ców objęli tradycyjnie Koptowie; musieli jednak wnieść przedtem specjalną opłatę za swą funkcję. Emirem el-hadżdż mianowany został Mustafa Bej — kiahya paszy Egiptu (w maju 1799 r. zdradzi, wywołując bunt we wschodniej Delcie). Stanowisko to otrzymał na początku września w obecności Dywanu i przy huku ar tyleryjskich salw. Bonaparte ofiarował mu przy tym wspa niałego konia z rzędem, zieloną pelisę i pióropusz z dia mentami. Chcąc zaś ułatwić bejowi działanie, uruchomił korespondencję w sprawie karawan do Mekki z władcami Trypolisu, Damaszku, Darfuru i Maroka . Notabene Maroko 39
39
Corr., nr 3 0 4 3 , 4 0 6 0 , 4 2 3 5 , 4 3 5 8 .
82 miało największe bodaj znaczenie. O wpływy tam walczyli Francuzi, Hiszpanie i Anglicy. Bonaparte pozyskał przychyl ność sułtana Maroka, Mulaj Slimana, odesłaniem jeńców pochodzenia marokańskiego z Malty, w tym pewnej szarify — krewnej sułtana. Elementem wzmacniającym tę przychyl ność była gwarancja Bonapartego, że zapewni karawanom udającym się do Mekki ochronę wojskową. Anglicy próbowali podsycać fanatyczne nastroje, twierdząc, że Francuzi poprzez wkroczenie do Egiptu chcą zwalczać islam. Jednak próby te skutecznie torpedowali konsul generalny Guillet urzędujący w Tangerze oraz wicekonsul Broussonet w Mogadorze. Kiedy pod koniec 1798 r. ruszyła z Meknezu pielgrzymka do Mekki, Mulaj Sliman oświadczył: „Nie zapominajcie, że Egipt jest pod władzą Francji, ale nie powinno to przeszkodzić w kontynuowaniu podróży, której nie zakłócą Francuzi, pozostający ze mną w przyjaźni”. Kiedy władzę w Egipcie objął gen. Menou, Mulaj Slimana również zapewnił, że marokańscy kupcy i pielgrzymi mogą nadal liczyć na ochronę francuskiej administracji w Egipcie. Jak wiadomo, opanowano na razie tylko dwa główne porty kraju — Aleksandrię i Rosettę. Do tej ostatniej wysiany został jeszcze 10 lipca z Aleksandrii gen. Menou, by objąć tam gubernatorstwo prowincji. Zachodziła teraz konieczność opanowania w całości Dolnego i Środkowego Egiptu. Dlatego też, tego samego dnia jeszcze, gen. Vial, dowodzący obecnie dywizją gen. Menou, dostał rozkaz udania się Nilem do Damietty z batalionem piechoty, oddziałem kawalerii i 100 dragonami. Gen. Zajączek skiero wany został 26 lipca do prowincji Menouf (28 sierpnia zastąpił go gen. Lanusse, Zajączek zaś przejął prowincję Beni-Souef), gen. Rampon — 1 sierpnia — do Atfieh, a płk Bribes miał udać się do Ramanieh dla objęcia zarządu prowincji Bahirieh. Z uwagi jednak na chorobę pozostał on w Rosetcie, a prowincję objął płk Leturq.
83 Rozkazem z 5 sierpnia gen. Fugiére wyznaczony został do objęcia w Mahallet el-Kebir prowincji Garbieh . Później — 30 sierpnia — otrzymał rozkaz przejęcia po gen. Verdierze prowincji Mansurah. Na znaczniejsze przeszkody ze strony tubylców natrafili generałowie w prowincjach Szarkieh, Damietta, Garbieh i Mansurah. Oporna ludność napadała na drobne oddziały i kurierów, mordując ich. Tym sposobem na przykład zlik widowano w prowincji Mansurah około 120 żołnierzy, a pod wsią Marabout całą załogę fregaty „Anemone”. Jednak bardzo ostre represje zastosowane między sierpniem a listopadem 1798 r. zmusiły mieszkańców do posłuchu. Jeszcze 2 sierpnia Sucy otrzymał od Bonapartego polecenie zorganizowania stanowisk administracyjnych między Alek sandrią a Kairem i Rosetta. Opanowany obszar podzielono na 13 prowincji z gubernatorem, który do pomocy miał wspo mniany już siedmioosobowy Dywan, 60 janczarów, a ponadto intendenta i poborców podatkowych. Przy Dywanie, w celu kontroli, był zawsze jeden Francuz. Oczywiście wszystkie te zarządzenia wiązały się z re organizacją armii. Musiała ona zostać siłą rzeczy rozpar celowana na tyle, by swymi garnizonami pokryć zdobyte obszary, a jednocześnie nadal stanowić zwarty organizm bądź być ciągle w gotowości do nagłej koncentracji. 29 lipca kawaleria francuska zyskała znacznie na swej wartości dzięki otrzymaniu 3000 znakomitych koni arabskich. Jednocześnie własne konie przekazała na rzecz artylerii i taborów. W tym czasie Bonaparte podjął też kroki mające na celu poprawę obronności stolicy. Burzono więc bramy poszczegól nych hara, aby ułatwić dostęp do nich, podjęto prace nad budową drogi do Boulaq, za które suto płacono (w głębokim zamyśle Bonaparte planował uczynić z Kairu Paryż Wschodu). Dzięki wysiłkom uczonych doprowadzono do uruchomienia 40
40
Corr., t. IV, nr 2 9 5 9 , 2 9 7 1 , 3 1 5 3 .
84 maszyny hydraulicznej zaopatrującej w wodę cytadelę. Przez Nil przerzucono most pontonowy. Zaczęto też budowę pieka rni, młynów, ludwisarni, fabryk saletry, prochu, papieru oraz sukna. To ostatnie umożliwiło odnowienie wyniszczonych mundurów, przy czym każda półbrygada przyjęła jeden ostry kolor na modłę krajową: niebieski, czerwony, zielony, poma rańczowy. Z kolei brak możliwości pozyskania oryginalnego sukna w pełnym asortymencie skłonił do zaopatrzenia nie których półbrygad w spodnie w czerwono-białe pasy (18, 25, 32, 75 półbrygady). Duża fantazyjność ubioru panowała wśród oficerów. Mu rat na przykład, mimo upałów, nosił kaftan z tygrysiej skóry. Dopiero na początku 1799 r. udało się Bonapartemu i inten dentowi Daure'owi ograniczyć znacznie tę dowolność. Podjęte zostały także prace nad uruchomieniem drukarni i mennicy. Gen. Caffarelli du Falga wysłany został do Kuhbauch (Ventre-de-la-Vache) i Ramanieh, aby tam za planował budowę niezbędnych umocnień. Kiedy z kolei żołnierze zaczęli chorować na oftalmię, przystosowano pałac Ibrahima Beja na szpital z wszelkimi ówczesnymi możliwościami . Nie zapomniał też Bonaparte o flocie. Miała ona bowiem przejść na Korfu, a następnie przewieźć do Egiptu, jeszcze w tymże 1798 r., drugą część Armii „Wschód”. Umożliwiłoby to realizację na początku 1799 r. planowanej ekspedycji do Indii, w której miało wziąć udział 30 tys. żołnierzy posił kowanych przez pomocnicze wojska tubylcze. Egipcjanie i Francuzi nieufni początkowo w stosunku do siebie — mimo ogromnej różnicy w obyczajach — zaczęli się jakoś wzajemnie przyzwyczajać, aczkolwiek pewne cechy raziły obie strony, inne z kolei budziły zdumienie, bądź zdziwienie. Dla przykładu — Francuzi płacili za wszystkie 41
42
41
Zaraz po zajęciu Kairu Bonaparte polecił przewieźć drukarnię z Alek
sandrii. D o k o n a n o tego na grzbietach 20 wielbłądów. 42
D e s v e r n o i s , op. cit., s. 150.
85 towary fantastyczne sumy. Z drugiej strony Egipcjanie, wbrew Koranowi, umieli kraść, kłamać i oszukiwać. To ostatnie wyrażało się chociażby w tym, że piekarze zdumieni łat wowiernością przybyszy zza morza, zaczęli w końcu dodawać do pieczywa piasek i wypiekać mniejsze bochenki. Francuzów natomiast raziły przedziwne zwyczaje Egipcjan. Z jednej strony skromność kobiet przykrytych od stóp do głów, z drugiej rozwiązłość ulicznych tancerek (ghazije), uprawiają cych taniec „rozpoczynający się lubieżnie, by wkrótce stać się rozpustnym, przeobrażając się w bardzo wulgarny i nieprzyzwoi ty pokaz ekstazy zmysłów” (Denon). Śmieszyło zaś tarzanie się w piasku podczas modłów, dziwaczna muzyka, za pomocą której wyprowadzali węże z domów, czy stawianie do góry nogami mebli w przypadku śmierci członka rodziny. Francuzi nie mogli też zrozumieć zachowań tubylców uznających z jednej strony sublimację aktu płciowego w tańcu za rzecz zupełnie naturalną, a przeciwnych z drugiej strony cudzołóstwu i bezbożnictwu. Oczywiście reakcje te wytwarzały się pod wpływem zde rzenia dwóch krańcowo różnych światów i kultur. Tutaj Francuzi mający w sobie poczucie patriotyzmu i ducha dziejów, uważający się za pielgrzymów niosących w świat podmuchy wolności i szczęścia, tam Egipcjanin — skrajny konserwatysta, odrętwiały umysłowo, którego życie w naj drobniejszych szczegółach reguluje Koran, który nie pragnie żadnych zmian i nawet nie myśli o buncie przeciw mameluckiej władzy wyzyskującej go pod każdym względem. Francuzi, organizując nowy tryb życia Egipcjan, kierowali się rewolucyjną zasadą, iż wszyscy ludzie dążą do postępu i wolności. Nie znalazło to jednak zrozumienia tutaj, gdzie pojęcia te były zupełnie obce i odczytywane przez tubylców jako nowa, gorsza wręcz forma poddaństwa i uciemiężenia. Nawiasem mówiąc, identyczny błąd popełnili 120 lat później przywódcy rewolucji bolszewickiej, przekonani, że są awan gardą światowej rewolucji, której pragnie cały proletariat. Ich
86 ofensywa zatrzymała się już w Polsce; Lenin musiał później przyznać, że nie uwzględniono narodowościowych dążeń Polaków wynikających przecież z wcześniejszych doświadczeń historycznych. Dlatego też Bonaparte nie mógł marzyć o pozyskaniu egipskiego społeczeństwa, ani nawet określonych jego warstw. Dla nich bowiem był kolejnym, który chce objąć władzę po mamelukach i to wszystko. Prawienie o równości i braterstwie nie znajdowało podatnego gruntu, ponieważ takiego jeszcze w Egipcie nie było. Był to jeszcze kraj innej epoki, a pozytyw ne efekty pobytu Francuzów wystąpią dopiero wówczas, kiedy ich już tu nie będzie. Zderzenie feudalnego Egiptu z burżuazyjną Francją było swego rodzaju szokiem i potrzebny był czas, aby szok ten w nie przygotowanym do tak gwałtownych przemian społe czeństwie minął. Mimo to Bonaparte różnymi sposobami próbował pozyskać sobie to społeczeństwo. Powołał nawet radę starszych złożoną z Egipcjan, a na spotkaniu z nimi wystąpił w ich stroju, oświadczając przy tym: — Kiedy znajduję się we Francji, jestem chrześcijaninem, w Egipcie jestem mahometaninem. Religia Chrystusa to groźba, religia Mahometa — to obietnica. POŚCIG ZA IBRAHIMEM BEJEM. W KAIRZE
Kiedy tylko Bonaparte przedsięwziął podstawowe środki organizacyjne, postanowił dokończyć zmagania z dwoma najgroźniejszymi bejami. O Muradzie wiedział, że ten wycofał się do Górnego Egiptu. Nie musiał więc na razie obawiać się go, a w perspektywie zakładał rzucenie w ten rejon korpusu ekspedycyjnego, który powinien pobić go do reszty, a zarazem opanować cały region. Licząc jednak jeszcze na pozyskanie Murada Beja, wysłał do niego 1 sierpnia konsula weneckiego Carla Rosettiego, który posiadał zaufanie beja. Rosetti omal
87 nie doprowadził do porozumienia, kiedy wieść o całkowitej klęsce floty francuskiej pod Abukirem przekreśliła jego wysiłki. W tym czasie Bonaparte skupił cały swój wysiłek przeciw Ibrahimowi Bejowi, o którym donoszono, że przebywa w oko licach Belbeys. W związku z tym jeszcze 1 sierpnia polecił gen. Leclerc d'Osteinowi, by wyruszył w tym kierunku z częścią swej brygady jako awangarda (4 szwadrony, 1 bata lion, 2 działa artylerii lekkiej). 5 sierpnia po południu ruszyła z Kairu dywizja gen. Reyniera, 6 sierpnia około godz. 11.00 — dywizja gen. Lannes'a (dowodził Menou), a 7 o świcie — dywizja gen. Dugua. Do El-Matarieh wysłano kilka oddziałów z dy wizji gen. Bona, aby utrzymywały łączność grupy eks pedycyjnej z Kairem, w którym pod nieobecność głów nodowodzącego (opuścił stolicę 8 sierpnia o godz. 4.00 rano) władzę objął gen. Desaix. Bonaparte, minąwszy w El-Matarieh dywizję gen. Dugua, dotarł do El-Kankah, gdzie stały już siły główne wraz z awangardą, która została tu odrzucona przez konnicę arabską. Stąd zarządził zaraz dalszy ruch na Belbeys. Po drodze — 9 sierpnia — natrafił na karawanę z Mekki obrabowaną przez Arabów. Ująwszy w błyskawicznym pościgu część złoczyńców, zdołał odebrać im zagrabione mienie, po czym żegnany tysiąckrotnym dziękczynieniem, odesłał karawanę do Kairu. 10 sierpnia dotarł do Koraim, nazajutrz podszedł pod Belbeys. Ibrahim Bej wycofał się natychmiast na Es-Salhahyeh, gdzie doścignięty, stawił opór z 800 mamelukami (stanowili ariergardę i osłaniali bagaże). Starcie było nie spodziewane i krótkie, toteż Bonaparte nie zdążył wprowadzić w bój piechoty. Jazda jego zaś (7 pułk huzarów, 22 strzelców konnych — 150 ludzi) odczuła wyższość mameluków znako micie trzymających się na koniach i władających wszelką bronią. Zaraz na wstępie rozbity został jeden pluton strzelców konnych. Uciekając schronił się on za linię drugiego plutonu,
88 który powstrzymał ogniem karabinowym wściekły atak mamelu ków i zmusił ich do ucieczki, wsparty w działaniu dwoma szwadronami dragonów z 3 i 15 pułków pod dowództwem samego gen. Leclerca. Ibrahim ścigany uszedł na pustynię, zostawiając kilkudziesięciu zabitych i 50 wielbłądów. Francuzi mieli 60 zabitych i rannych. Pomiędzy tymi ostatnimi znalazł się też szef brygady Sułkowski, którego rany okazały się tym razem na tyle poważne, że został oddelegowany do pracy cywilnej. Jak wspominał Larrey „...prawie wszystkie rany zadane były białą bronią. W tej ostatniej bitwie poznaliśmy po raz pierwszy straszliwe efekty damasceńskiej szabli mameluków. Wielu z tych rannych miało całe członki odcięte, inni bardzo rozległe cięcia czaszki, ramion, pleców i poszarpane uda”. Po usunięciu Ibrahima B e j a z Egiptu Bonaparte zlecił wybudowanie w Es-Salhahyeh fortu. Prace nad tym powierzył gen. Caffarellemu. Do Ibrahima wysłał jeszcze pojednawcze pismo, ale pozostało ono bez odpowiedzi. Kiedy zakończono budowę fortu, Bonaparte zostawił dywi zję gen. Reyniera (zwycięzcę mameluków spod El-Kankah 5 sierpnia), a jemu samemu oddał gubernatorstwo prowincji Szarkieh (12 sierpnia). Pozostał tu również gen. Leclerc d'Ostein z jazdą, dywizja Lannes'a natomiast wyruszyła 12 sierpnia do Kairu, gdzie dotarła 15. Wydawszy ostatnie rozkazy, Bonaparte opuścił Es-Salhahyeh 13 sierpnia o godz. 11.00. Przed północą dotarł do Belbeys. W drodze dopadł go jednak adiutant gen. Klebera, Boyer, przywożąc hiobową wieść — cała flota wojenna została zniszczona 1 i 2 sierpnia na redzie Abukiru, a wiceadm. Brueys padł w bitwie. Bonaparte przyjął tę wiadomość z kamiennym spokojem — jak zwykle w niebezpiecznych sytuacjach. Powiedział przy tym dobitnie: — Jesteśmy zatem zdani na Egipt. Dobrze, trzeba wznieść głowę ponad fale, wygładzą się one [...] może będzie nam 41
43
Wraz z Ibrahimem uszedł też A b u Bekr Pasza, któremu
Bonaparte
w imieniu sułtana proponował p o n o w n i e objęcie stanowiska. Ten jednak nawet nie raczył o d p o w i e d z i e ć na list.
89 dane zmienić oblicze Wschodu. Albo tu zostaniemy, albo opuścimy ten kraj wielcy jak starożytni. Przybywszy 14 sierpnia do Kairu, rzucił się w wir pracy. W przypływie energii zaczął snuć nowe wielkie plany. Jego korespondencja z tego okresu nacechowana jest rzeczowością i realizmem . Chcąc zabezpieczyć wybrzeże przed ewentual nym desantem Anglików, wysłał 18 sierpnia Marmonta zjedna półbrygada do Aleksandrii (miał on tam zastąpić gen. Manscourta, z którego Bonaparte nie był zadowolony), a 21 gen. Dommartina, by zabezpieczył wybrzeże w Aleksandrii i Rości cie. Wojska Marmonta przewieźć miał Nilem kontradm. Perrée. Sam Marmont przybył na wybrzeże 29 sierpnia — akurat w czasie gdy Anglicy podjęli próbę lądowania. 44
W armii klęska wpłynęła na pogłębienie smętnych nastrojów. Tak eskcytujący przedtem Egipt okazał się w rzeczywistości krajem pełnym uciążliwości. Nieustające upały w dzień, chłód w nocy, morze piasków, bieda i ciemnota ludu — cóż za kontrast w stosunku do malowniczych i bogatych Włoch. Bonaparte, chcąc rozładować narastającą nostalgię, za rządził urządzenie kawiarni i teatrów z muzyką i aktorami. Teatr kairski założony przez Rigela znalazł lokum w domu Karima Beja. Przy placu Ezbekyeh powstał lokal rozryw kowy „ T i v o l i ” wzorowany na słynnym paryskim kabarecie, zapewniający wszelakie atrakcje, z kobietami włącznie. Odczuwano jednak brak Europejek, a przerwana łączność z krajem uniemożliwiała wypełnienie tej luki. Co prawda 300 kobiet przybyło wraz z armią — i legalnie, i przeszmuglowanych przeróżnymi sposobami. Kpt. Fourés na przykład przewiózł własną żonę (Margueritte Pauline Bellisle) przebraną w mundur. Jej przywiązanie do męża i poświęcenie znalazło uznanie wśród żołnierzy. Wkrótce jednak piękna blondyneczka, nazywana La B e l l i l o t t e , 45
44
Corr., t. IV, nr 3 0 1 5 - 3 0 1 9 , 3 0 4 5 - 3 0 4 6 .
45
Żołnierze nazywali ją też „ K r ó l o w ą ” bądź „Kleopatrą”, a nawet „Matką
Boską W s c h o d u ” .
90 uległa seksualnym zapędom głównodowodzącego, który poznał ją właśnie w „ T i v o l i ” . Pragnąc ułatwić sobie zadanie, Bonaparte wysłał jej męża z misją do Francji, dla niej zaś polecił przygotować siedzibę w sąsiedztwie pałacu Elfi Beja. Jednak kpt. Fourés został po drodze przechwycony przez Anglików. W tym momencie okazało się, że wywiad angielski, którego sztab mieścił się na okręcie „Layon”, był wcale nieźle zorientowany w tym, co dzieje się w Armii „Wschód”. Jeden z jego pracowników — niejaki Bernett — zaproponował zgładzenie Napoleona. Pierwotnie chciał wykorzystać do tego celu La Bellilotte. Kiedy to nie powiodło się, zdecydował użyć ujętego właśnie kpt. Fourésa, którego oczywiście nie omieszkał przedtem o rzeczy całej poinformować. Fourés, wściekły, powrócił przy pomocy Anglików do Egiptu, ale na miejscu honor zwyciężył. Wziął więc rozwód z żoną i dymisję z wojska, po czym zdołał bez przeszkód powrócić do Francji. Od tej pory Bonaparte zupełnie nie krył się ze swą miłostką, a Paulina towarzyszyła mu zawsze i wszędzie. Głównodowo dzący obiecał jej nawet ślub, o ile urodzi mu syna. Z drugiej jednak strony „ta mała głuptaska”, jak ją nazywał, mało go interesowała. Stanowiła właściwie tylko epizod na marginesie egipskich wydarzeń. Po pewnym zaś czasie Bonaparte skwitował sprawę krótko: „Ta gęś nie umie nawet rodzić dzieci". Paulina z kolei, kiedy na ten temat żartowano, odpowiadała z przekąsem: „Jak gdyby to była moja w i n a ” . 46
47
46
W tym czasie Bonaparte miał prawdopodobnie romans z żoną gen.
Verdiera. N i e dał się jednak n a m ó w i ć na tak zachwalane Czcrkieski, które uznał za zbyt otyłe i nieobyte. 47
Opuszczając
Egipt,
Bonaparte
pozostawił
Paulinę
pod opieką g e n .
Klebera, któremu polecił w y e k s p e d i o w a ć ją przy pierwszej okazji do Francji. Ten jednak zatrzymał ją na miejscu, uważając chyba, że wraz z d o w ó d z t w e m m o ż e także przejąć kochankę, co mu się zresztą w pełni udało. Paulina Foures dożyła s z c z ę ś l i w i e 92 lat, w y s z ł a p o n o w n i e za mąż, zaliczyła wielu kochan ków, pozostając do śmierci osobą wesołą i rześką.
91 Bonapartego dręczyło teraz ustawiczne pytanie — co dalej? Irytował go brak informacji z Francji. Na uspokajające stwierdzenia Bourienne'a rzekł krótko: — Ach, ten wasz Dyrektoriat to kupa gówna. Nienawidzą mnie i dadzą mi tu zginąć . Później znów mówił do Bourienne'a: — Zobaczę raz jeszcze Francję. Największą moją ambicją byłaby piękna wyprawa w Kotlinę Bawarską. Chciałbym tam wygrać wielką bitwę i pomścić Francję za Höchstadt. Chyba nawet nie przypuszczał wtedy, że ziści się to już w siedem lat później. Okres między 15 sierpnia a 23 grudnia Bonaparte spędził w Kairze, poświęcając czas w głównej mierze na organizację kraju. Tylko trzykrotnie w tym czasie opuszczał stolicę — 18 września udał się do Gizeh, 19 do piramid, w październiku z kolei do wsi El-Matarieh. W tym okresie miało miejsce kilka znaczących uroczystości: Święto Nilu (18 sierpnia), Święto Proroka (19) i Republiki (22 września). Nil stanowił dla Egipcjan swoistą świętość — wy lewając co roku szeroko na pola, nanosił na nie życiodajny muł. Naród zawsze w podnieceniu oczekiwał, kiedy nilometr umieszczony przy południowym krańcu wyspy Ar-Raudah — koło Mekias — osiągnie poziom 18 łokci. Bonaparte oczywiście wziął udział w tym wielkim święcie, ubrany w orientalny strój, w otoczeniu swego sztabu, wyższych oficerów i znaczniejszych cywilów, a także uprzywilejowanych warstw społecznych (Dywan, ulemowie, szejkowie, zastępca paszy Mustafa Bej). Ogromne tłumy Egipcjan zebrały się na okolicznych wzgórzach. Kiedy prowadzący ceremoniał szejk stwierdził, że Nil osiągnął wymagany poziom, Bonaparte dał znak, po którym przerwano groblę i wody Nilu wylały z szumem na pola. Różnobarwne oflagowane statki, stateczki i barki zapełniły natychmiast przestrzeń wodną, dodając 48
48
O odniesionych do tej pory sukcesach Bonaparte pisał do Dyrektoriatu
17 sierpnia 1798 r. (Corr., t. IV, nr 3 4 8 8 ) i 10 lutego 1799 r. (Corr., nr 3 9 5 8 ) .
92 splendoru uroczystości. Lud swym zwyczajem wrzucał do wody różne przedmioty, między innymi monety, które zgodnie ze zwyczajem wyławiali żebracy. Po zakończeniu ceremonii Bonaparte wrócił do stolicy. Towarzyszyła mu część tubylców, śpiewając pochwalne pieśni na jego cześć: „Oto przybyłeś, by nas na rozkaz miłosiernego Boga uwolnić, odniosłeś zwycięstwa dla siebie i najwspanial szego Nilu [...] oto dobrodziejstwa, jakie Allah nam zesłał”. Na miejscu głównodowodzący rozdawał prezenty miejs cowym dostojnikom, a wieczorem urządził wystawne przyjęcie w swej kwaterze. 19 sierpnia zaczęło się Święto Proroka, które obchodzono przez trzy dni, iluminując przy tym najważniejsze obiekty miasta. Wieczorem na placu Ezbekyeh odbyła się defilada wojskowa. Urządzone 20 sierpnia u szejka El-Bekry — szarifa szarifów — wielkie przyjęcie, zaszczycił swą obecnością Bonaparte w towarzystwie swej świty i Dywanu. Obdarowawszy szejka sobolim futrem, powierzył mu urząd po zbiegłym właśnie szejku Omar-Effendim . Miesiąc później, 22 września, obchodzono pompatycznie szóstą rocznicę rewolucji. Posłużyła ona Bonapartemu za pretekst do wydania proklamacji sugerującej tubylcom korzyści wypływające z francuskiego pobytu w Egipcie i braterstwo . W Kairze przygotowano ogromny teatr obudowany kolumnami symbolizującymi departamenty Francji, zjedna bramą w kształ cie łuku i obrazem bitwy pod piramidami, drugą zaś — w kształcie portyku ozdobioną islamskim wyznaniem 49
50
4 9
511
S z u m l a ń s k i, op. cit., s. 129. „Żołnierze! Świętujemy pierwszy dzień s z ó s t e g o roku Republiki. Od
pięciu lat n i e p o d l e g ł o ś ć ludu francuskiego jest zagrożona, ale wy z d o b y l i ś c i e Tulon [...] Rok później pobiliście Austriaków pod D e g o . W roku następnym o s i ą g n ę l i ś c i e s z c z y t y Alp. Walczyliście pod Mantuą i odnieśliście wspaniałe z w y c i ę s t w o p o d Saint Georges [...] Od pięciu m i e s i ę c y , które dzielą nas od [opuszczenia — T. R.] Europy, staliśmy się obiektem troski naszych rodaków. W t y m dniu 40 m i l i o n ó w obywateli myśli o nas...”
93 wiary. Specjalna deputacja miała zatknąć trójkolorowy sztandar francuski na najwyższej z piramid. Dla uświetnienia całej imprezy Conti wypuścił w powietrze balon systemu Montgolfier, który wzbudził niezwykłą ciekawość tłumów. W Aleksandrii z kolei obchodzono Święto Rewolucji u stóp kolumny Pompejusza, w Górnym Egipcie zaś — wśród ruin Teb. Pomimo jednak tych wszystkich wspaniałości, problemów nie ubywało. Stale dochodziło do zadrażnień i konfliktów. Dosięgły one nawet gen. Zajączka, którego szef sztabu, gen. Berthier, posądził w sierpniu o niewpłacenie do kasy armii 2000 talarów z zebranej kontrybucji. Zajączek, urażony takim podejrzeniem, wyjaśnił sprawę u samego Bonapartego . Uzyskał ponadto zgodę na przyjazd do Kairu. W prowincji miał go zastąpić na ten czas gen. Lanusse . Najpoważniejszy jednak wówczas wydźwięk miał konflikt samego głównodowodzącego z gen. Kleberem. Kleber, ranny w czasie szturmu Aleksandrii, pozostał w tym mieście i zajął się energicznie organizacją administracji w prowincji. We wrześniu doszło do zaostrzenia stosunków między nim a Bo napartem na tle stosowanych środków administracyjnych i represyjnych. Sprawy zaszły tak daleko, że 7 września Kleber złożył rezygnację z funkcji zarządcy prowincji, a nawet zażądał dymisji z wojska. Nieporozumienia załagodziła dopiero mediacja gen. Caffarellego. Caffarelli skłonił Bonapartego do napisania listu, w którym wezwał Klebera do siebie, natomiast zarząd prowincji powierzał gen. Menou (także prowincję Bahirieh). Udobruchany Kleber zjawił się w Kairze 21 października, a więc w czasie uśmierzania buntu kairczyków. 18 września Bonaparte udał się ze swą świtą na rekonesans do Gizeh, gdzie zorientował się w zakresie realizacji zleconych przez niego prac. Zadowolony z tego, co zastał, wrócił do Kairu, po czym zaczął przygotowania do wyprawy do piramid. 51
52
51
S k a ł k o w s k i, op, cit., s. 8 3 - 8 5 .
52
Corr., n r 3 1 5 3 , 3 1 9 3 .
94 Od pewnego już czasu Bonaparte nosił się z zamiarem obejrzenia tych egipskich cudów. Dobrał sobie na tę wy prawę specjalną grupę uczonych i wyższych oficerów. Z uwagi na wylew Nilu trzeba było bezwzględnie korzystać z łodzi. Bonaparte sam dokonał wyliczenia czasu niezbęd nego na dotarcie do celu z uwzględnieniem nawet ewentual nych błędów nawigacyjnych w toku wyprawy, które należało wziąć pod uwagę, ponieważ wylew rzeki zupełnie zmienił krajobraz. 19 września łodzie ruszyły. Bonapartemu towarzyszyli: Berthier, Caffarelli du Falga, Dommartin, Gloutier, Monge, Berthollet, Costaz, Denon, Fourier, Geoffroy de Saint-Hilaire i Perceval de Grandmaison. Dwuipółgodzinną podróż Bonapar te spędził na rozmowach o gospodarce kraju. Dotarłszy wreszcie do piaszczystego brzegu, wszyscy ruszyli w kierunku widocznych już piramid, by po kwadransie marszu znaleźć się oko w oko z czterdziestoma wiekami historii. W Europie opowiadano o piramidach rzeczy niesamo wite, toteż w zetknięciu z rzeczywistością obecni odczuli pewne rozczarowanie, ponieważ nie wyglądały one już ani tak świetnie, ani tak imponująco jak w starożytności — także monumentalny sfinks. Przysypane częściowo piaskiem pus tyni wydawały się raczej małe i nieciekawe. Mimo to Bonaparte, powodowany nieodpartą ciekawością, nie omiesz kał odwiedzić wnętrza jednej z nich, gdzie pokazano mu mumię faraona. BITWA MORSKA W ZATOCE ABUKIR (1-2 sierpnia 1798 r.)
Aby przedstawić wydarzenia, jakie w tym czasie nastąpiły na morzu, musimy nieco cofnąć się w ich opisie. Jak pamiętamy, powołana specjalnie komisja marynarki przeprowadziła badania sondażowe, w efekcie których doszła do wniosku, że duże okręty wojenne nie wejdą do portu aleksandryjskiego, ponieważ jest zbyt płytki. Bonaparte tym-
95 czasem brnął już przez piaski Pustyni Egipskiej, poleciwszy przedtem tam właśnie zakotwiczyć. W tej sytuacji zdecydo wano, iż do czasu uzyskania od niego wieści, flota przejdzie do zatoki Abukir (24 km na północny wschód od Aleksandrii). Wiceadm. Brueys d'Aigalliers skierował się tam zatem z es kadrą wojenną, stając na kotwicy 7 lipca po południu. Admirał nie bardzo wiedział, co właściwie dalej robić. Od Bonapartego ciągle brakowało wieści. Trudno więc było przewidzieć, czy posuwa się on nadal zwycięsko naprzód, czy też został pobity i flota będzie musiała być gotowa do przyjęcia wojsk na pokłady. Z drugiej zaś strony Bonaparte planował przecież wykorzystać flotę do przewozu reszty żołnierzy Armii „Wschód” z Europy, a jednocześnie trzeba było jeszcze liczyć się też z eskadrą Nelsona, która nie zrezygnowała z poszukiwań francuskiej armady. Brueys d'Aigalliers, nie chcąc brać całej odpowiedzialności za decyzje na swoje barki, zwołał naradę, której tematem był sposób przeciwstawienia się Anglikom w przypadku ich pojawienia się. Kontradm. Blanquet du Chayla uważał, że należałoby raczej wyjść na pełne morze, Ganteaume i Villeneuve postulowali przyjąć obronną postawę na kotwicy w zatoce, wykorzystując dogodne położenie . Brueys przy chylił się do zdania tych ostatnich. Zdawał sobie bowiem sprawę, że jego marynarze nie mają wystarczającego doświad czenia w obsłudze żagli i dział, a więc dwóch zasadniczych elementów decydujących o sukcesie w ówczesnej bitwie morskiej. Zresztą zatoka Abukir rzeczywiście dawała znaczne korzyści taktyczne. Przy odpowiednim ustawieniu okrętów można było stawić tu czoła flocie nawet dwakroć silniejszej. Brueys, opierając się na tych zaletach, ustawił posiadane 13 okrętów liniowych na kotwicy, możliwie blisko brzegu (około 4500 m), w lekko wygiętej linii o długości 3 km, zachowując 150-180-metrowe odstępy między nimi. Linia dzieliła się na trzy 53
53
K i rc h e i se n, Napoleon im Lande..., s. 172.
96 odcinki: awangardę, trzon i odwód (ariergardę). Szyk rozpo czynał „Geurier”, który zakotwiczył w odległości 2400 m od wyspy Abukir. Za nim kolejno stały: „Conquerant”, „Spartiate”, „L'Aquilon”, „Peuple du S o u v e r a i n ” (ogółem 370 dział). Trzon obejmował okręty: „Franklin”, „L'Orient”, „Tonnant”, „Heureux”, „Mercure” (428 dział). Wreszcie straż tylną stano wiły: „Guillaume Tell”, „Genereux”, „Timoleon” (228 dział). Flota zdana była całkowicie na siebie. Zbyt duża odległość uniemożliwiała bowiem wsparcie jej przez artylerię z fortu Abukir, jak i z wyspy o tej nazwie. Ruchome wzmocnienie dać miały 4 fregaty pływające po wewnętrznej — od czoła: „Serieuse”, „Arthemise”, „Justice”, „ D i a n e ” (156 dział). Przy straży tylnej znajdowały się ponadto 3 galeoty: „Hercule”, „Oranger”, „Portugaise”, ale nie odegrały one żadnej roli w nadchodzącej bitwie. Brueys, czekając na instrukcje i wiarygodne informacje o położeniu wojsk lądowych, polecił przystąpić w tym czasie do malowania okrętów, uzupełniania zapasów w pobliskiej Rosetcie, dając zarazem części załóg zgodę na udanie się na ląd (ponad 3000 marynarzy) — tym bardziej że wielu marynarzy było chorych, a i sam Brueys nie czuł się najlepiej. Przy panującej beztrosce doszło do obniżenia dyscypliny. Mimo zarządzenia o uporządkowaniu pokładów, nadal były one zawalone skrzyniami, pakami i budami. Wprawdzie 20 lipca zauważono w pobliżu fregatę angielską „Terpsihore” i można było przewidzieć, że niebawem pojawi się tu cała eskadra, mimo to czasu nie wykorzystano właściwie. Sam Nelson, po intensywnych poszukiwaniach floty fran cuskiej, powrócił na Sycylię. Tutaj, 19 lipca w Syrakuzach, dowiedział się, że Francuzi znajdują się u egipskich wybrzeży. Odnowiwszy więc zapasy, ruszył zaraz na południowy wschód z 14 liniowcami (25 lipca). Był tak przy tym podekscytowany, że prawie nic nie jadł. Od załogi prze chwyconego po drodze brygu uzyskał informację, że Francuzi są w Aleksandrii.
Szturm Aleksandrii
97 — Mieliśmy rację — stwierdził — Egipt! Pożeglowali tylko za szybko i przybyli tam zbyt wcześnie. 1 sierpnia Nelson przybył pod Aleksandrię i... nie znalazł śladów francuskiej eskadry. Rozczarowanie i przygnębienie objęło teraz wszystkich. Ale o godz. 14.45 liniowiec „Zealous”, wróciwszy z rekonesansu, doniósł Nelsonowi o obecności floty francuskiej w zatoce Abukir. Zapanowała szalona radość i admirał natychmiast obrócił tam swą eskadrę; zjadłszy posiłek, powiedział do obecnych: — Rano o tym czasie będę miał miejsce albo w izbie wyższej, albo w katedrze westminsterskiej. Dysponował w tej chwili 13 liniowcami („Culloden” holował pryz), jednym brygiem i jedną fregatą — 1012 działami i 8068 marynarzami — przy czym 2 liniowce wysłane na rekonesans („Alexandre”, „Swiftsure”) dołączyć miały później. Przybywszy pod Abukir, Nelson zlustrował szybko szyk przeciwnika i doszedł do wniosku, iż najsłabszym punktem jest czoło, najsilniejszym zaś centrum. Postanowił więc pójść na zbliżenie w szyku torowym, po czym częścią sił przejść przed dziobem czołowego okrętu francuskiego na wewnętrzną stronę szyku, atakując dwuskrzydłowe Każdy z jego okrętów miał przy tym ostrzelać czołowy okręt francuski, a następnie związać walką całą awangardę, wybierając przeciwnika zgod nie ze swym miejscem w szyku i rzucając kotwicę od rufy. Tym sposobem w pierwszej fazie walki cała eskadra angielska walczyć będzie tylko z częścią francuskiej, której reszta — w obawie przed rozerwaniem szyku — nie będzie chciała prawdopodobnie wesprzeć. Nie będzie już zresztą mieć czasu na zmianę ugrupowania. Mimo późnej pory Nelson zdecydował się przystąpić do walki jeszcze tego dnia. O godz. 17.30 zarządził formowanie szyku z 11 obecnych liniowców. Brueys d'Aigalliers, powiadomiony jeszcze o godz. 14.00 o pojawieniu się Anglików, wydał godzinę potem rozkaz przygotowania się do walki, a podwładnym admirałom
98 przekazał stosowne rozkazy (decyzja walki na kotwicy), po czym udał się na pokład rufowy, skąd obserwował przeciw nika. Polecił też poprzesuwać zbędne pakunki i skrzynie na lewe burty okrętów. Decyzję tę, a także niedostateczne przygotowanie do walki luków artyleryjskich po tej stronie burt, miał przypłacić klęską. Na domiar złego doszedł do wniosku, że tego dnia już do bitwy nie dojdzie i będzie miał dość czasu na osiągnięcie pełnej gotowości bojowej. Po godz. 18 Nelson przystąpił do realizacji swego zamiaru. Wydał jeszcze przedtem rozkaz, aby każdy okręt na głównym maszcie umieścił po cztery światła rozpoznawcze. O godz. 18.15 Brueys dał rozkaz do otwarcia ognia. Dla Anglików przebycie dystansu dzielącego ich od Francuzów, stanowiło teraz najtrudniejszy etap — ostrzeliwani, sami z konie czności „milczeli”, płynąc w szyku torowym, który otwierał „ Z e a l o u s ” kpt. Hooda. Wkrótce wyprzedził go „ G o l i a t h ” kpt. Foleya, który o godz. 19.00 jako pierwszy przeszedł przed dziobem czołowego liniowca francuskiego „Geurier” kpt. Trulleta Starszego, ostrzeliwując go zmasowanym ogniem burtowym i wciskając się jednocześnie między brzeg a francuską linię. Rzucona kotwica nie utrzymała go jednak na zamierzonej pozycji i przesunął się dalej — do „Conqueranta”, z którym podjął jednostronny pojedynek artyleryjski. „Conquerant” bowiem, jak wszystkie okręty francuskie, nie dysponował z tej strony burty żadnym czynnym działem. Brak przezorności Brueysa i niedocenienie przeciwnika miało się teraz w pełni zemścić. Dopiero po jakimś czasie udało się Francuzom uruchomić po kilka dział, ale nie miało to większego znaczenia. Do tego czasu mogli oni odpowiadać jedynie ogniem muszkietów. „Geurier”, pominięty na wstępie przez „Goliatha”, został teraz wzięty pod ogień „Zealousa”, który również przeszedł na wewnętrzną. Po tym podwójnym ostrzale „ G e u r i e r ” stracił wszystkie maszty i o godz. 20.30 spuścił banderę. Na wewnętrzną jako kolejny wszedł „Orion”, biorąc na cel piątego w szyku francuskim „Peuple du Souverain” i ostrzeli-
99 wując również „Franklina”. Po tej stronie burt Anglicy mieli bezwzględną przewagę i wykorzystywali ją bezpardonowo. Stawała się ona coraz bardziej odczuwalna. Nieco odmienny przebieg miała walka po prawej burcie Francuzów. Tutaj salwy eskadry Brueysa siały śmierć i znisz czenie. Pierwsze pociski, które trafiły szósty w szyku — fla gowy „Vanguard” — powaliły na nim 35 ludzi. W czasie całej bitwy kule trafiły w to miejsce jeszcze dwukrotnie, kładąc łącznie prawie 100 ludzi. Ranny został też i Nelson — odłamek żelaza trafił go w czoło; zmusiło go to do opuszczenia pokładu. Nie pozwolił jednak opatrzyć się w pierwszej kolejności, na kazując chirurgowi zadbać o tych wszystkich, którzy znaleźli się tu przed nim. „Vanguard”, przebywszy strefę ognia, zbliżył się do „Spartiate”, z którym prowadził heroiczną walkę aż do godz. 23.00, kiedy ten wreszcie skapitulował. Stojący za nim „L'Aquilon” starł się z „Minotaurem”, który wyminął „Vanguarda”. „ L ' A q u i l o n ” skapitulował już o godz. 20.30, po śmierci kpt. Tevenarda. „Defiance” — kolejny w angielskim szyku — podszedł do „Peuple du Souverain”, ostrzeliwanego już od wewnętrznej przez „Oriona”. Wkrótce dołączył tu jeszcze „Goliath”. W tym potrójnym ogniu „Peuple du S o u v e r a i n ” nie miał żadnych szans. Wyszedł w końcu z szyku i o godz. 23.00 przerwał ogień, a o godz. 3.00 nad ranem, 2 sierpnia, poddał się „Orionowi". O godz. 21.00 zakończył walkę „Conquerant”, zmasak rowany ogniem pięciu kolejnych okrętów angielskich, a stale ostrzeliwany przez dwa. Kiedy zaś dołączył jeszcze „Audacius” — spuścił banderę. Tymczasem na plac boju nadciągały „Alexandre” i „Swiftsure”, wysłane jeszcze za dnia (z braku fregat) na rekonesans. Idąc po zawietrznej, płynęły bardzo blisko mielizn, na których o godz. 19.00 utknął „Culloden” kpt. Troubridge'a. Próby
100 ściągnięcia go z mielizny przez „ L e a n d e r a ” i bryg „Mutine” nie dały rezultatów (okręt został uwolniony dopiero o godz. 2.00). Jego dowódca wściekał się, że nie weźmie udziału w bitwie. Pech ten jednak przysłużył się dwóm nadciągającym właśnie liniowcom. „ C u l l o d e n ” stanowił bowiem teraz swoisty punkt orientacyjny. Kapitan, widząc, co zagraża im na trasie, uprzedził je w porę światłami. „ A l e x a n d r e ” i „Swiftsure”, odbiwszy więc nieco w lewo, weszły wreszcie o godz. 20.00 do bitwy — głównie przeciw „L'Orient”. Francuski flagowiec miał na wstępie za przeciwnika dzie wiąty z kolei w szyku angielskim „Bellerophon”. Górując nad nim zdecydowanie (120 dział wobec 74), zmasakrował go swym ogniem, położył prawie 200 ludzi (w tym dowódcę okrętu kpt. Darby'ego) i zniósł wszystkie maszty. Aby uratować okręt przed zatonięciem, przecięto liny kotwiczne, dzięki czemu zdryfował on poza zasięg ognia „L'Orient”. Ten ostatni krótko po godz. 20.00 został wzięty w zmaso wany ogień. Podszedł do niego „Swiftsure”, ostrzeliwując flagowca oraz rufę „Franklina”. Od bakburty zaszedł go „Alexandre”. Niebawem dołączyły jeszcze „ L e a n d e r ” i „Defiance”. Wiceadm. Brueys już o godz. 19.00 został ranny — w rękę i głowę. Pół godziny później dostał postrzał w biodro i stracił nogę. Mimo to nie opuszczał swego stanowiska rozkazując: — Zostawcie mnie tu, w środku bitwy. To najlepsze miejsce na żeglarską śmierć. Ugodzony po raz czwarty i niemal przecięty na pół — skonał. O godz. 21.00 na „ L ' O r i e n t ” wybuchł pożar. „Pompa była uszkodzona. Siekiery ukryte pod szczątkami takielunku. Wiadra trzymane zazwyczaj w pogotowiu — na forkasztelu [...]. Po szaleńczych ale bezskutecznych wysiłkach opu ściliśmy pokład średni, cały pokryty płonącymi trupami i ogniem...” (Lachanede).
101 Francuzi próbowali jeszcze zalać wodą magazyn prochowy, ale akcja nie powiodła się. Zaczęto więc opuszczać okręt. Ogień, szybko rozprzestrzeniając się, sięgnął prochowni, powodując o godz. 22.00 straszliwą detonację, która rozerwała okręt na strzępy. Anglicy, widząc co się dzieje, oddalili się od „l'Orient”, nie przerywając ostrzału i przygotowując się na swych pokładach do tłumienia płonących żagwi, które mogłyby spaść na ich pokłady z chwilą detonacji. Wraz z okrętem na dno poszło 12 postaci apostołów odlanych w brązie, 600 tys. funtów szterlingów, 3 tony wyrobów srebrnych oraz drzwi zabrane z katedry w La Valetcie. Z prawie 1000-osobowej załogi ocalało ledwie 60 ludzi, w tym ranny kpt. Ganteaume (7 listopada 1798 r. Bonaparte mianował go kontradmirałem). Heroicznie walczył też „Franklin” z kontradm. Chayla na pokładzie. O godz. 20.00 został ranny admirał, w pół godziny po nim dowódca okrętu — kpt. Gillet. Mimo to, mając przeciw sobie aż trzech przeciwników („Leander”, „Defiance”, „Swiftsure”), bronił się do godz. 23.30. „Tonnant”, stojący w szyku za „L'Orient”, stawiał nie mniej zaciekły opór, mając za przeciwnika „Bellerophon”, a po nim „Alexandre” i „Swiftsure”. Jego dowódca — kpt. Dupetit Thouars — stracił ramię i nogę, ale nie opuszczał stanowiska. Uszkodzony okręt, z 360 zabitymi i rannymi, dryfował ku brzegowi, gdzie utknął o godz. 3.30. Nie mając lodzi ratunkowych, by okręt opuścić i spalić, załoga musiała następnego dnia (3 sierpnia) oddać się do niewoli. Bezpośredni bój nie ominął też dwóch ostatnich liniowców francuskiego centrum. Dziewiąty z kolei w angielskim szyku — „Majestic” — ostrzelawszy i ominąwszy potem (o godz. 20.00) „Heureux”, podszedł do „Mercure”, który uszkodzony, zerwał się z kotwicy, zdryfował ku brzegowi i 3 sierpnia spuścił banderę. Poprzedzający go „Heureux” wziął nieznaczny udział w boju i stracił jedynie 70 ludzi. 2 sierpnia o godz. 3.00 przerwał ogień
102 i spłynął ku brzegowi, gdzie osiadł nieopodal „Mercure”. Poddał się następnego dnia w obliczu trzech angielskich liniowców. Z francuskiej ariergardy niewielki udział w boju miał tylko „Timoleon”, który również 2 sierpnia osiadł na brzegu. Jego dowódca — kpt. Trullet Młodszy — zadbał jednak o to, by nie dostał się w ręce wroga i podpalił go (prawdę mówiąc okręt był w tak złym stanie technicznym, że nie nadawał się do wyprowadzenia z zatoki wraz z pozostałymi jednostkami straży tylnej). Nocny bój wyczerpywał jednakowo obie strony. Kanonierzy zasypiali przy działach, budzili się, oddawali salwę i znów zasypiali. Przez całą noc w różnych punktach pola bitwy wybuchała co chwila strzelanina. Nad ranem wszystko ucichło. Z 13 francuskich liniowców na dno poszły dwa, dziewięć oddało się do niewoli. Spośród czterech fregat dwie zostały zatopione. „Serieuse”, która przed bitwą musiała oddać 150 swoich ludzi na wzmocnienie załogi „Tonnanta”, w czasie boju przeciwstawiła się „Orionowi”, który zniszczył ją, zanim wystąpił przeciw „Peuple du Souverain” . „Serieuse" osiadła do połowy w wodzie i 2 sierpnia o godz. 3.00 jej załoga poddała się. „ A r t h e m i s e ” z kolei, która również musiała przekazać połowę swych ludzi na uzupełnienie stanu załóg liniowców, przybiła do brzegu i następnego dnia, opuszczona, została spalona. Pozostałe jednostki pomocnicze schroniły się pod osłonę fortu Abukir. Z całej floty zdołały wymknąć się (2 sierpnia o godz. 10.00) dwa liniowce pod dowództwem wiceadm. P. Villeneuve'a („Guillaume Tell”, „Genereux”) oraz dwie fregaty z kontradm. Decrésem („Diane”, „Justice”) . Ogółem około 2000 ludzi. 54
55
54
G.
Bidwell
(Admirał i kochanek, K a t o w i c e 1989, s.
154) podaje, że
„ S e r i e u s e ” z n i s z c z y ł „Goliath”. 55
G.
prodromes t. I, s. 7 8 .
Dounin,
La
flotte
de
Bonaparte
sur
les
cotes
d'Egypte.
Les
d'Aboukir [w:] „Revue des Etudes N a p o l é o n i e n n e s " 1923, R. 12,
103 Francuzi stracili w bitwie 5225 ludzi, w tej liczbie 1700 zabitych i utopionych, 1500 rannych i 2000 j e ń c ó w . Pośród zabitych znaleźli się m.in. wiceadm. Brueys d'Aigalliers, kapitanowie Peyret, Casabianca, Dupetit Thouars i Thevenard Młodszy. Anglicy przyznawali się do 250 zabitych (w tym kapitan „ M a j e s t i c a ” Westcott) i 727 rannych. Wiele ich okrętów odniosło poważne uszkodzenia — w ich wyniku jeden z nich później zatonął. 56
Pisząc do lorda St. Vincent, Nelson raportował: „Milordzie. Bóg wszechmogący pobłogosławić raczył orę żowi Jego Królewskiej Mości i zezwolił odnieść wielkie zwycięstwo nad flotą nieprzyjacielską [...]. Nic nie mogło powstrzymać naszej eskadry [...]. Była nie do pokonania...” Wypada teraz zapytać, jak to się stało, że cokolwiek słabsza flota angielska pobiła francuską na dogodnej pozycji, którą ta zajmowała. Odpowiedź w tym przypadku jest prosta. Metoda, którą przyjął Nelson, odwróciła te proporcje. Admirał bowiem oparł swój plan na pewnej pasywności ze strony przeciwnika, a zachodząc go z obu burt, chciał zaraz na wstępie boju wyeliminować część jego sił, i to zanim reszta przyszłaby z ewentualną pomocą. Ten zuchwały plan powiódł się całkowicie i tylko w pewnym stopniu zachwiany został przez wściekłą obronę Francuzów. Dla nich bitwa została przegrana w momencie kiedy się zaczęła. W pierwszej bowiem jej fazie 8 liniowców angielskich z 300 działami (licząc po jednej burcie) miało przeciw sobie tylko 6 francuskich z 200-240 działami, przy czym każdy z tych okrętów wzięty został w dwa, trzy ognie, nie mając przygotowanej do walki artylerii po lewej burcie, a sama szpica ostrzeliwana była kolejno przez wszystkie liniowce. Nelson zachował swą przewagę do końca boju. Kiedy o godz. 20.30 miał już w walce wszystkie okręty (13 jednostek 56
J e ń c ó w i rannych o d e s ł a n o następnie na ląd.
104 — 470 dział) występowało przeciw niemu już tylko osiem francuskich (do 350 dział). Pokrzyżować plany Nelsona i jeżeli nie wygrać bitwę, to przynajmniej zadać przeciwnikowi znaczące straty, mogło tylko złamanie rozkazu przez Villeneuve'a i włączenie się do bitwy tak, by trzema posiadanymi liniowcami stworzyć drugą linię (114 dział). Było to możliwe mimo przeciwnego wiatru. Villeneuve jednak nie zdobył się na to, przyczyniając się tym samym do rozmiarów klęski . Uratowanie dwóch liniowców nie miało zaś dużego znacze nia — tym bardziej że i tak obydwa wpadły później w ręce przeciwnika. Na klęskę złożyły się też i inne przyczyny: słabsze wyszkolenie załóg, brak pełnej obsady (znaczna część marynarzy na lądzie), nie usunięcie na czas niepotrzebnego balastu z okresu transportowania wojsk lądowych i brak przezorności naczelnego dowódcy, adm. Brueysa, który nie spodziewał się, że nieprzyjaciel zdecyduje się na bitwę nocną w nieznanym akwenie. W tym miejscu zadać należy jeszcze jedno zasadnicze pytanie: kto właściwie ponosi odpowiedzialność za tę klęskę? Ile w tym winy samego Bonapartego? Z dokumentów wynika, że zainteresowanie flotą było u Bonapartego nie mniejsze od zainteresowania wojskami lądowymi. Flota stanowiła w końcu jedyny środek łączności z krajem i miała przecież przewieźć dalsze posiłki. Jeszcze 3 lipca w Aleksandrii Bonaparte polecił Brueysowi wejść do Starego Portu po wykonaniu sondowania. Rozmawiał z nim w tej sprawie, osobiście zapoznając go z najbliższymi zamia rami. W liście z 27 lipca z Kairu wyrażał mniemanie, że flota stoi bezpiecznie w Aleksandrii. W podobnym tonie pisał 30 lipca, wyrażając przy tym życzenie, by flota była przygotowana do drogi na Korfu. 57
57
O bitwie z o b . : A d e r , op. c/7., s. 98 nn.; K i r c h e i s e n , Napoleon im
Lande..., s. 2 5 8 nn., T r a n i e, Ca rm i g i a n i, op. cit., s. 101 nn., B i d w e l l, op. cit., s. 154 nn.; Corr., t. IV, nr 2 7 2 8 , 2 8 5 1 , 2 8 7 8 .
105 Rzecz jednak w tym, iż żadne z wymienionych pism nie doszło do adresata, a listy wiezione z Kairu do Aleksandrii przez adiutanta głównodowodzącego nie dotarły do miejsca przeznaczenia, ponieważ Jullien został zabity po drodze. Zresztą nawet gdyby przybył, nie dotarłby do Aleksandrii wcześniej niż 5 sierpnia, a więc i tak po czasie. Skąd zatem wzięła się decyzja zakotwiczenia eskadry w zatoce Abukir? Jak już wspomniałem wyżej, pomiary sondażowe wykazały, że okręty liniowe nie wejdą do portu, ponieważ jest on zbyt płytki. Popełniono błąd w obliczeniach, niewykluczone, że celowo — w obawie, że flota zostanie na dobre zablokowana w Aleksandrii. Z drugiej zaś strony potrzebne było uzasadnienie dla tej decyzji wobec Bonapartego, który nie znosił zmiany tego, co sam ustalił. Wybrano wówczas zatokę Abukir, która swymi walorami naturalnymi zapewniała względne bezpieczeństwo, umożliwiając jedno cześnie dokonywanie wypadów na pełne morze. Tutaj właśnie Brueys zamierzał czekać dalszych dyspozycji, przygotowując okręty do dalszych działań. Nie zdążył ukończyć tych przygo towań, a zdawszy się całkowicie na rozkazy głównodowodzą cego, przyczynił się walnie do własnej klęski. Bonaparte, pisząc o tym do Dyrektoriatu zaznaczył: „Jeżeli w tym fatalnym wydarzeniu popełnił błędy, odpokutował je chwalebną śmiercią". * Zakończywszy bitwę świetnym zwycięstwem, Nelson zde cydował się pozostać u wybrzeży Egiptu jeszcze przez kilka dni, by jako tako doprowadzić do porządku swe okręty, a zarazem zebrać francuskie pryzy. Z tych ostatnich trzy najbardziej uszkodzone polecił spalić („Mercure”, „Heureux”, „Gerieur”). 5 sierpnia wysłał liniowiec „ L e a n d e r ” z listami donoszącymi o zwycięstwie. Ten jednak nie dotarł do Europy, ponieważ po drodze, 18 sierpnia, przechwycił go i po krótkiej
106 walce wziął w niewolę kpt. Le Joille na „Genereux”, z którym uszedł spod Abukiru, a teraz zmierzał na Korfu. Do Neapolu dotarł za to bryg „ M u t i n e ” wysłany z podob nymi pismami przez Nelsona 13 sierpnia. Przywiezione wieści wywołały istny szał radości. Dowódca brygu, kpt. Martin, wyruszył do Londynu via Wiedeń, niosąc wszędzie wieść o Abukirze. Do stolicy Anglii dotarł 2 października, a więc równo dwa miesiące po bitwie. Rząd w dowód uznania mianował Nelsona baronem Nilu, zapewniając mu ponadto 2000 funtów dożywotniej pensji (jednak awansu na admirała nie otrzymał). Turecki sułtan i król Neapolu, a nawet car Rosji nadesłali mu swoje podarunki i ordery, prześcigając się w gratulacjach oraz życzliwości. Nieco makabryczny prezent otrzymał Nelson od kapitana „Swiftsure”, który wyłowiwszy część masztu „L'Orient”, polecił wykonać z niego trumnę i przesłać ją na okręt admiralski z listem: „Pozwalam sobie ofiarować Panu trumnę [...] aby, gdy Pańska kariera wojenna dobiegnie końca, mógł Pan być pochowany we własnym trofeum...” Tymczasem Nelson otrzymał wreszcie tak długo ocze kiwane fregaty („Sea Horse”, „Alcmone”, „Emeralde”). Czwarta fregata, która przybyła później, dostarczyła Nel sonowi rozkazy od lorda St. Vincent, aby z kilkoma okrętami udał się do Neapolu, resztę zaś odesłał do Gibraltaru. Admirał 14 sierpnia wysłał wiceadm. J. Saumareza z li niowcami: „Orion”, „Theseus”, „Minotaur”, „Audacius”, „Defiance”, „Majestic”, „Peuple du Souverain”, „Aquilon”, „Franklin”, „ T o n n a n t ” do Gibraltaru (miały one później wziąć udział w operacjach przeciw Minorce). Sam natomiast 19 sierpnia opuścił wody egipskie z „Vanguardem”, „Cull o d e n e m ” i „Alexandrem”, płynąc do Neapolu, gdzie po witany został uroczyście przez króla i królową. Na blokadzie Aleksandrii i wybrzeża pozostał wiceadm. Hood z trzema liniowcami („Zealous”, „Swiftsure”, „Goliath”) oraz trzema fregatami.
107 29 sierpnia dołączyła do Hooda portugalska eskadra kontradm. markiza de Nizzy (4 liniowce, 2 fregaty). Dysponując taką siłą, Hood zamierzał, oprócz demonstracji siły, prze prowadzić konkretne działania, ale de Nizza zadeklarował aktywny udział tylko w przypadku operacji przeciwko Malcie, gdzie też wkrótce udał się ze swymi okrętami (przybył na miejsce 19 września). Pięć dni po nim zjawił się tu wiceadm. J. Saumarez z 13 liniowcami (w tym zdobyczne francuskie), dając tym samym początek morskiej blokadzie Malty. Dowodzący flotą na Morzu Śródziemnym adm. lord St. Vincent opanował 15 listopada Minorkę. Podlegająca mu też eskadra wiceadm. Keitha blokowała tymczasem Kadyks. Sidney Smith z kolei skierowany został ze swoim dywizjonem ku wybrzeżom egipskim, gdzie miał zluzować kpt. Troubridge'a, który w międzyczasie zmienił tam już Hooda. Tak więc koniec 1798 r. przyniósł w zasadzie odcięcie Armii „Wschód” od Francji. Można było stwierdzić zarazem, że Morze Śródziemne zostało definitywnie opanowane przez flotę angielską. Francuzi utrzymywali na nim jedynie Maltę i Wyspy Jońskie. Klęska w zatoce Abukir wywarła przygnębiający wpływ na żołnierzy oraz generałów, przekonanych, że zostali na dobre odcięci od ojczyzny i skazani na zagładę . Bonaparte podjął natychmiast radykalne środki, by opanować te nastroje, a do jednego szczególnie gardłującego generała rzekł zwięźle: — Prowadził pan tutaj, generale, buntownicze rozmowy. Proszę się strzec, abym nie musiał wypełnić swej powinności. Pański wysoki wzrost nie uchroni pana przed rozstrzelaniem w ciągu dwóch godzin . 58
59
58
Pierwsze wiadomości z Francji dotarły do Egiptu j e s z c z e w drugiej
p o l o w i e lipca. 17 lipca w y s z e d ł z Tulonu „ C h a s s e u r ” i 21 przybył do Aleksandrii. 18 lipca wypłynął „ V i f ” i dotarł na miejsce 25 tego miesiąca. Okręty te przywiozły m.in. Talliena i gen. Lanusse'a. 59
E. L a s - C a s e s, Le Memoriał de Sainte-Helene, t. I, Paris 1961, s. 142.
108 BUNT W KAIRZE (21-22 października 1798 r.)
Trzymiesięczny pobyt Francuzów w Egipcie nie mógł być sam w sobie tak uciążliwy, aby tubylcy chwycili za broń. Przyczyny wybuchu buntu były bardziej złożone. Rażąca dysproporcja zwyczajów i nawyków, nieufność, brak przeko nania co do pokojowych zamiarów przybyszy zza morza, wprowadzanie rygorystycznych porządków prawnych i reje strów, bezwzględne ich egzekwowanie, ingerencja ustaw we wszelkie przejawy życia regulowane dotychczas tylko przez Koran budziły powszechny niepokój i o p ó r . Nastroje te zaczęły się uzewnętrzniać pod wpływem rozpowszechnianych przez emisariuszy sułtana i mameluków wieści o klęsce francuskiej floty pod Abukirem i wypowiedzeniu wojny Francji przez Turcję. Opublikowanie cennika opłat za rejestrację posesji miejskich, grożące zarazem konfiskatą w przypadku nie wniesienia opłaty, przepełniło czarę. 60
30 szejków i emisariuszy mameluków spotkało się w mecze cie Al-Azhar, by uzgodnić plany. Przygotowania do powstania prowadzone były w dużej tajemnicy. Zachowanie jej było stosunkowo łatwe — Francuzi nie znali bowiem języka tubyl ców, toteż nawoływania muezzinów z wież minaretów uszły ich uwadze, powstanie zaś było całkowitym zaskoczeniem. 21 października o godz. 6.00 rano w różnych dzielnicach miasta zaczęły się gromadzić tłumy. Głównym punktem dyspozycyjnym buntu stał się meczet Al-Azhar (Meczet Kwiatów), skąd kierujący ruchawką wydali odezwę: „Niech wszyscy, którzy wierzą w jedynego Boga, kierują się do meczetu Al-Azhar. Nadszedł dzień rozprawienia się z nie wiernymi, pomszczenia naszych krzywd, starcia hańby, która nas o k r y w a ” . 61
60
Zob.: Corr., n r 2 9 5 0 , 3 1 3 8 , 3 2 3 9 , 3 3 2 0 , 3 3 3 5 - 3 3 3 6 , 3 3 8 2 - 3 3 8 6 , 3 3 9 9 ,
3466. 61
Nakoula
e l - T u r k , Histoire de l'expedition des
Français
Paris 1 8 3 9 , s . 7 7 - 7 8 ; S k a ł k o w s k i , op. cit., s . X X X I I I .
en Egypte,
109 Sygnałem do wystąpienia był ogień, który wybuchł jedno cześnie w kilku dzielnicach. Zabarykadowano ulice wokół meczetu Al-Azhar, po czym tłumy zaatakowały rozrzucone po mieście oddziały francuskie i dzielnicę chrześcijańską. Chrześ cijanie stawili opór w klasztorze synajskim. Gen. Dupuy z oddziałem gidów udał się natychmiast na miejsce zamieszek, nie zdając sobie sprawy z ich rozmiarów. Dopadnięty przez rozwścieczony tłum, został ciężko ranny i umarł z upływu krwi. Wieść o śmierci Dupuya szybko obiegła miasto. Dowódz two przejął natychmiast gen. Bon. Poszczególne oddziały wycofywały się w walce na plac Birket el-Fil, gdzie mieściły się koszary. Buntownicy tymczasem zaatakowali też Instytut oraz splądrowali całkowicie dom gen. Caffarellego. Do komendanta 7 sekcji, która obejmowała meczet Al-Azhar, wysłano szybko wzmocnienie w postaci czterech kompanii grenadierów i 2 dział pod dowództwem adiutanta sztabu Valentina. 32 półbrygada już stała pod bronią, gotowa do akcji. Rebelianci tymczasem zdążyli już zamordować kadiego Kairu i podpalili jego pałac. Wiceprzewodniczący Dywanu, El-Sadat, pochwycony przez nich, został ogolony, przebrany w mundur zamordowanego żołnierza francuskiego i sprzedany na najbliższym targu za 13 piastrów. Gen. Bonaparte, pomimo sygnalizowanych mu już wcześniej podejrzanych ruchów w mieście, zabrawszy z sobą generałów Berthiera, Dommartina, Caffarellego, szefa brygady Detroye'go i jeszcze kilku innych oficerów, udał się do Starego Kairu i na wyspę Ar-Raudah, by zlustrować przeprowadzane tam prace, a także omówić rozpoczęte już przygotowania do wyprawy syryjskiej. Niebawem usłyszano tu strzały , a około godz. 10.00 doniesiono głównodowodzącemu o wybuchu buntu i śmierci komendanta miasta. Bonaparte powrócił więc natychmiast ze świtą pod osłoną przysłanego mu oddziału gidów. Na jednej 62
Corr., nr 2 9 1 2 .
110 z wąskich ulic miasta wiodących do placu Ezbekyeh rozsier dzony tłum obrzucił ich kamieniami. Bonaparte ledwie zdążył zorientować się w sytuacji, a już dostarczono mu pismo od Monge'a, oblężonego w Instytucie, w dzielnicy Nasrieh: „Przyślijcie czym prędzej posiłki. Nadchodzą z dwóch stron, odcinają nas, a jest nas ledwie dwudziestu p i ę c i u ” . Bonaparte, licząc jeszcze na pokojowe stłumienie rozruchów, wszedł w pertraktacje. Wobec ich bezskuteczności polecił gen. Dommartinowi, o godz. 12.30, ustawić działa pod osłoną dwóch batalionów nieopodal El-Quobet — na wzgórzach Djebel Mokattan — na północny wschód od miasta, skąd można było dokonać ostrzału meczetu Al-Azhar i jego okolic. Rozkazał też nawiązać kontakt z gen. Bonem i komendantem cytadeli . Rano 22 października, dowiedziawszy się, że do miasta nadciągają tłumy Arabów, Bonaparte wysłał adiutanta J. Sułkow skiego z 15 gidami na rozpoznanie drogi do Belbeys (inna wersja mówi, że wysłany został do dowódcy kawalerii gen. Dumasa). W drodze powrotnej, przy bramie Bab-el-Nasr, napadnięty przez tłum, został rozsiekany wraz z większością swego patrolu . Około południa Bonaparte dał znak do otwarcia ognia z dział, a kilka kompanii z 32 półbrygady gen. Bona zajęło główne ulice wiodące ku Al-Azhar i przystąpiło do tępienia buntowników. O godz. 18.00 przed Bonapartem pojawili się wysłannicy rebeliantów z prośbą o przerwanie ognia. Ten rzekł: — Godzina zemsty wybiła, wy zaczęliście — ja skończę. Rozpoczął się teraz gwałtowny ostrzał meczetu. O godz. 20.00 przywódcy rebelii, bez broni, padli u stóp Bonapartego, 63
64
65
63
M o n g e do Bonapartego. W Kairze, 30 vendemiaire'a (Arch. Hist. de la
Geurre). 6 4
S k a ł k o w s k i, op. cit., s. X L .
65
Corr.,
nr 2 9 1 2 .
Belliard [w:] L a
Liczba
uratowanych
gidów
p o d a w a n a jest
się”; L a v a l e t t e (op. cit., s. 2 8 7 ) : „ d w ó c h ” ; Bibliotheque de 356:
różnie.
J o n q u i e r e , op. cit., s . 2 8 1 : „czterech g i d ó w uratowało Soiuvenirs,
s.
„Jeden j e d y n y g i d na piętnastu przybył cały z a k r w a w i o n y d o n i e ś ć
Bonapartemu o t y m s m u t n y m wydarzeniu”.
111 ponownie błagając o zaprzestanie ognia. Tym razem głów nodowodzący zgodził się. Obraz H. Levy'ego spektakularnie ukazuje Bonapartego konno na stopniach meczem przyjmują cego kapitulację zbuntowanych. Delanoue, cytując El Djabartiego, podaje, że meczet został spustoszony, zabito kilku ulemów, a Francuzi wbiegali doń „jak dzikie k o z y ” . W mieście były duże zniszczenia. Mimo że jeszcze 22 października około godz. 22.00 Bonaparte urządził sławną scenę ułaskawienia, to jednak wszystkich pochwyconych z bronią w ręku polecił potajemnie ścinać, a ich korpusy wrzucać do Nilu, aby w wioskach, gdzie zostaną wyłowieni, ukazać jego wolę i stanowczość. Przez kilka dni z rzędu tracono po 12—30 osób. Między nimi znalazło się też 80 przedstawicieli elity, w tym kilkunastu uczonych i sześciu z 11 szejków, którym udowodniono udział w buncie. Ścięto także wszystkich z plemienia Beduinów, które dopuściło się wymordowania konwoju 21 chorych żołnierzy z dywizji Reyniera, idących transportem z Belbeys. Głowy ściętych buntowników wystawiono na widok publiczny. Bonaparte rzekł: — To poskutkuje, łagodnością nic tu nie wskóram. W wyniku rewolty śmierć poniosło 250-300 Francuzów, w tym kilku uczonych (L. Duval — inżynier, Testeviude — inżynier geograf, C. F. Thevenod — inżynier dróg i mostów, którzy zginęli w obronie domu gen. Caffarellego, oraz wspomniany już J. Sułkowski). Dla upamiętnienia śmierci Dupuya i Sułkowskiego nowo budowane forty, mające w przyszłości zabezpieczyć Fran cuzów przed niespodziewanymi rozruchami, ochrzczono ich nazwiskami. Pośród mieszkańców ilość ofiar jest różnie oceniana — od 700 do 3000. Należy domniemywać, że bliższa prawdy jest ta druga liczba. 66
66
XIX
G.
D e l a n o u e , Moralistes et
siécle
politique
(1789-1882), Lille 1980, s. 105.
musulmans dans
l'Egypte
du
112 Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na jeszcze jedną istotną sprawę — umyślne wysłanie Sułkowskiego przez Bonapartego na śmierć. Otóż rzecz ta nie znajduje potwier dzenia w faktach. Twierdzenia niektórych historyków i pisarzy polskich oparte są zazwyczaj na biografii Sułkowskiego pióra Saint-Albina. Sułkowski, z uwagi na wcześniej odniesione ciężkie rany, odkomenderowany był do pracy cywilnej, ale będąc tego dnia przy Bonapartem, z pewnością sam zade klarował się wykonać to zadanie. Oprócz niego był przy głównodowodzącym tylko Junot. Jullien, jak wiemy, został już wcześniej zabity. Croissier wysłany został z instrukcjami do Aleksandrii , Duroc do Desaixa, Ludwik Bonaparte do Europy, a Eugene de Beauharnais i Merlin byli jeszcze zbyt mało doświadczeni. Nie ma więc specjalnego powodu do szukania sensacji tam, gdzie jej nie ma. 67
Zaprowadziwszy spokój Bonaparte powierzył dowództwo w Kairze gen. Bonowi, a komendanturę — gen. Destaing. W dwa miesiące po wybuchu buntu — 21 grudnia — powołał ponownie Dywan złożony z 60 osób, desygnując przy nim jako komisarza Gloutiera. Wspomnieć jeszcze należy, że bunt kairski doprowadził też do wrzenia w kilku okolicznych osadach. Dla uspokojenia nastrojów Bonaparte wysłał tam swego adiutanta Croissiera z karną ekspedycją, która dla przykładu spaliła jedną wieś, mężczyzn wycięła w pień, kobiety i dzieci pognała do Kairu, a ścięte głowy buntowników, przywiezione w workach na osłach, wysypane zostały na głównym placu miasta. To okrucieństwo we wschodnim stylu odniosło pożądany skutek . Zresztą Bonaparte nie cofał się nawet przed karaniem dostojników. Gen. Kleber, jako gubernator Aleksandrii, uwięził pod zarzutem zdrady stanu samego szejka Koraima. Pod 68
67
25 października pisał on do Bonapartego o angielskiej próbie lądowania
w 20 szalup w okolicach Aleksandrii 68
23
października gen.
Arabów pod B e l b e y s .
(Corr.,
nr 3 5 0 5 ) .
Reynier zmusił d o poddania zrewoltowanych
113 konwojem przewieziono go do Kairu, gdzie oświadczono mu, że za ocalenie życia musi zapłacić 300 tys. franków. Koraim był jednak fatalistą i stwierdził: — Jeżeli sądzone jest mi umrzeć teraz, to nic mnie nie uratuje i oddam swoje piastry za darmo, jeżeli zaś nie sądzone jest mi umrzeć, to po co mam je oddawać. Bonaparte polecił go ś c i ą ć , a głowę j e g o obnosić po ulicach Kairu z napisem: „Tak ukarani zostaną wszyscy zdrajcy i krzywoprzysięzcy”. Pieniędzy j e g o wprawdzie nie znaleziono, ale inni bogacze, zastraszeni, oddawali wszystko, czego od nich żądano. Tym sposobem zebrano około 4 mln franków. W pięć dni po uśmierzeniu kairskiej ruchawki (27 paździer nika) Bonaparte wydał rozkaz o sformowaniu trzech stuosobowych kompanii z Greków — po jednej w Kairze, Rosetcie i Damietcie. Dowództwo nad kompanią kairską objął były admirał mameluckiej floty, Grek, Nicolas Papas Oglou, który po klęsce pod piramidami przeszedł na stronę Francuzów (z czasem powstał Legion Grecki liczący 1500 ludzi, nad którym Oglou otrzymał dowództwo). 69
BONAPARTE W SUEZIE
W pierwszych dniach grudnia 1798 r. Bonaparte mógł stwierdzić, że ma w swym ręku Dolny i Środkowy Egipt. Dobiegało końca podporządkowanie Górnego Egiptu, a nad morzem pozostał j u ż tylko do owładnięcia Suez. Z zamiarem zajęcia tego ważnego punktu, łączącego drogi z Morza Czerwonego do Morza Śródziemnego, Bona parte nosił się już w październiku, jednak szereg różnorakich spraw zmusił go do odłożenia w czasie całego przed sięwzięcia. Teraz jednak — 1 grudnia — gen. Bon otrzymał rozkaz wzięcia ze sobą 700 bagnetów i 50 szabel oraz 69
Corr., nr 3 2 4 8 , N a k o u l a e l - T u r k, op. cit., s. 7 5 .
114 2 dział i zajęcia Suezu. 3 grudnia ekspedycja opuściła stolicę. Przez Birket el-Hadżdż oraz Adshemud dotarła bez przeszkód do celu i 7 grudnia zajęła miasto bez oporu ze strony mieszkańców. 9 stycznia 1799 r. chorego gen. Bona zastąpił Junot. Kiedy ten z kolei udał się z Bonapartem na wyprawę do Syrii, funkcję przejął szef batalionu, Siere. Na początku stycznia 1799 r. porucznik marynarki Collot wyruszył z Suezu w kierunku Al-Kusajr (Cosseir), której zajęcie odcięłoby dopływ świeżych sił dla walczącego jeszcze w Górnym Egipcie Murada Beja. Akcja ta zakończyła się jednak niepowodzeniem — przerwano ją, kiedy łódź „Tagliamento” wyleciała w powietrze. W związku z tym zadanie to spadło później na barki gen. Desaixa, dokonującego właśnie podboju tego obszaru. Od czasu zajęcia Suezu Bonaparte zamierzał osobiście zlustrować to miejsce. 24 grudnia 1798 r., przekazawszy na czas swej nieobecności dowództwo nad stolicą oraz prowin cjami Keliub, Atfieh i Gizeh w ręce gen. Klebera, wyruszył do Suezu w towarzystwie Berthiera, Dommartina, Caffarellego, kontradm. Ganteaume'a, Bourienne'a, głównego płatnika Daure'a, chemika Bertholleta, matematyka Monge'a, geometry Costaza, naczelnego inżyniera J. M. Le Pere'a, fizyka Descotilsa oraz kilku wpływowych Turków. Osłonę wyprawie zapewniał szef brygady Bessieres z 200 gidami pieszymi, 100 konnymi i jednym działem. Do wyprawy dołączyło też kilkunastu cywili liczących na rozkręcenie w Suezie swoich interesów. Pierwszej nocy wyprawa osiągnęła Birket el-Hadżdż, na stępnej — sławną budowlę Hamra. Zimne noce dokuczały niepomiernie. Próba pozyskania ciepła poprzez palenie w og niskach leżących po okolicy szczątków zdechłych wielbłądów została zarzucona z uwagi na wydzielający się przy tym odór. 26 grudnia oddział ruszył już o godz. 3.00 rano. Bonaparte, chcąc dotrzeć na miejsce jeszcze tego samego dnia, wziął ze
115 sobą najbliższych i pod osłoną małego oddziału konnych gidów dotarł wieczorem do Suezu. Główny oddział spędził tę noc o pięć godzin marszu od tego portu — pod Adshemud. Następnego dnia Bonaparte spotkał się z notablami Suezu, zapoznał się ze stanem handlu i zapewnił, że bierze mieszkań ców pod swoją opiekę. 28 grudnia wyruszył poza miasto na rozpoznanie świętych źródeł, leżących o 3 mile od Suezu. Objechawszy północny cypel Morza Czerwonego, dotarł około godz. 14.00 na miejsce. Obejrzał tu sławne źródło Nabah. Do Suezu powrócił wieczo rem. W drodze powrotnej jednak spotkała wyprawę przykra niespodzianka — powracający właśnie przypływ omal nie zniósł uczestników tej wyprawy, a gen. Caffarellemu, który drewnianą nogą utknął w grzęzawisku, uratowała życie przy tomność umysłu koniuszego Charbonniera. Za ten czyn otrzymał on od Bonapartego szablę honorową z inskrypcją Passage de la Mer Rouge. 29 grudnia Bonaparte zapoznaje się z możliwościami rozwinięcia handlu w Suezie oraz z jego urządzeniami obronnymi. 30 ponownie opuszcza miasto i udaje się do Adshemud. Po drodze odłącza się z małą grupką, by poszukać śladów starożytnego kanału Sezostrysa, który ongiś łączył Suez z jedną z odnóg Nilu. Natrafia na jego koryto, ale po 5 milach traci ślad. Wieczorem powraca do Adshemud. Stąd wysyła do Kairu część ludzi, z resztą natomiast przemieszcza się do Belbeys. Noc z 31 grudnia na 1 stycznia 1799 r. spędził w pół drogi do Belbeys. 1 stycznia wieczorem dociera na miejsce i spotyka się z urzędującym tutaj gen. Reynierem. 2 stycznia dokonuje przeglądu wojsk i lustracji prac for tyfikacyjnych. Zwiedza okolice. 3 stycznia, wraz z Berthierem, Caffarellim i kilku innymi, wyrusza na poszukiwania Kanału Sueskiego. Nie znajduje nic. Po powrocie do Kairu powie: — Rzecz jest wielka, ale to nie ja będę mógł ją wykonać . 70
7 0
T r a n i e, C a r m i g i a n i, op. cit., s. 121.
116 Z 3 na 4 stycznia zatrzymał się między Koraim a Sabu-Bihar. Noc z 4 na 5 spędził w Sabu-Bihar. Z 5 na 6 wrócił do Belbeys, skąd 6 stycznia rano wyruszył do Kairu. W drodze powrotnej zabrano wojowniczo nastawionemu plemieniu Arabów sporą liczbę wielbłądów. Tej samej nocy Bonaparte znalazł się na powrót w stolicy. Podróż do Suezu przyniosła jeszcze jedno istotne doświad czenie, które wykorzystano w sferze militarnej. Bonaparte poznał bowiem wartość dromaderów — jednogarbnych wiel błądów charakteryzujących się niezwykłą wytrzymałością i szybkością w warunkach pustynnych. Już 9 stycznia głów nodowodzący wydał rozkaz formowania regimentu dromade rów złożonego z 2 szwadronów po 4 kompanie każda (kompania — 64 ludzi, w tym 1 oficer). Wybierano do niego najlepszych ludzi z poszczególnych półbrygad. Jeździec tego pułku posiadał błękitny mundur z białymi metalowymi zapię ciami, płaszcz z białej wełny, biały turban. Wyposażony był w długą lancę, karabin, bagnet, krótką szablę, parę pistoletów i sztylet. Każdy z dromaderów był przystosowany do zabrania na grzbiet także po jednym żołnierzu piechoty, który siadał tyłem do jeźdźca. Ten egzotyczny oddział zdobył sobie niebawem wielkie uznanie. Poczytywano sobie za honor pełnić w nim służbę . Do wództwo nad szwadronem dromaderów powierzono płk. Cavalierowi i płk. Bruno (zwanemu „Jednookim”). W czasie wyprawy do Górnego Egiptu podobny oddział sformował gen. Desaix. 71
71
Kircheisen,
Napoleon
im
m i g i a n i, op. cit., s. 180 i 196.
Lande...,
s.
202—203;
Tranie,
Car-
PODBÓJ GÓRNEGO EGIPTU
Był to najdzielniejszy, najbardziej aktywny i najniebezpieczniejszy z naszych wrogów.
OD EL-FAYOUM DO SIENNE
Jak wspomniałem, klęska na redzie Abukiru przecięła defini tywnie stałą łączność z Francją. Bonaparte więc skupił się teraz na tym, by przywrócić bezpieczeństwo żegludze nilowej, spokój w Delcie, a jednocześnie zagarnąć Górny Egipt, skąd istniało stałe zagrożenie ze strony Murada Beja. Zebrał on bowiem prawie 2000 mameluków i około 5000 nieregularnej konnicy arabskiej, nękając częstymi wypadami Deltę, a nawet sam Kair . Na domiar tego Murad utrzymywał stały kontakt ze swymi zwolennikami w stolicy (także poprzez swą żonę Fatimę) oraz z przebywającym w Syrii Ibrahimem Bejem. Bonaparte zdecydował się w pierwszym rzędzie podjąć ekspedycję do Górnego Egiptu w celu rozbicia groźnego przeciwnika, ustanowienia na tych ziemiach francuskiej ad ministracji i dokonania przy okazji eksploracji tego regionu. Ekspedycja ta nie była wcale rzeczą prostą. Nie można jej było opierać na żadnych założeniach czy przesłankach. Od czasów rzymskich bowiem siły żadnej armii europejskiej nie zagłębiły się w te obszary, znane jedynie z map Nordena i d'Anville'a oraz z opisu podróży Bruce'a do Etiopii. 1
1
M o o r h e a d , op. cit., s. 128.
118 Rzeczywistego oblicza tej krainy mieli zatem dopiero doświadczyć realizatorzy przedsięwzięcia. Bonaparte przeznaczył na dowódcę tej wyprawy gen. Desaixa. Na zastępcę wyznaczył mu gen. Belliarda, ponadto gen. Frianta, adiutanta komendanta Donzelota i płk. La Tournerie; ten ostatni jako dowódca artylerii. Głównym intendentem ekspedycji naznaczony został Kopt, Malem Jacob, który przedtem służył u boku Murada we wszystkich jego kampaniach przeciw Turkom. Po bitwie pod piramidami dywizja gen. Desaixa kwaterowała w Gizeh. Stąd właśnie miała rozpocząć tę wielką wyprawę. Głównodowodzący zakładał udział w ekspedycji 3000 żołnierzy, kolumny wielbłądów i flotylli rzecznej — ta ostatnia pod dowództwem kpt. Guicharda (pierwotnie uzbrojony statek „Schebeck”, awizo, 2 półgalery, później wzmocniona dodat kowymi jednostkami). Flotylla miała posuwać się wraz z kor pusem ekspedycyjnym i zapewnić mu stałą łączność oraz dostawy aprowizacyjne . 25 sierpnia Desaix zabrał z sobą 4 bataliony liniowe (61 i 88 półbrygady) i 2 lekkie (21 półbrygada) — około 3000 ludzi załadowanych na flotyllę w Boulaq — stawiając sobie za cel pierwszy odrzucenie Murada od oazy El-Fayoum. 6 września Desaix dotarł do Abu-Girgeh. Tu otrzymał informację, że flotylla 12 statków mameluckich załadowanych żywnością przebywa w Rechnise. Podążył tam natychmiast, uderzył na mameluków i Arabów osłaniających na lewym brzegu marsz statków z Kanału Józefa ku Górnemu Egiptowi i przechwycił wszystkie. 16 września stanął w Siut (Asiut), gdzie flotylla Guicharda dostarczyła żywność i amunicję (wskutek przeciwnego wiatru i niskiego stanu wód nie była w stanie posuwać się symul2
2
Z c z a s e m w wyprawę zaangażowanych zostało 8 0 0 0 ludzi, w tym 1200
jazdy.
119 tanicznie z korpusem ekspedycyjnym). Desaix, osłoniwszy teraz Kanał Józefa dywizjonem 6 uzbrojonych statków, wyruszył do Bahr Joseph, gdzie stanął 24 września. 6 października dostrzegł Murada nieopodal Al-Lahun, ale ten, po kilku strzałach, wycofał się w porę. Desaix zatrzymał więc wojsko na odpoczynek, podejmując kroki mające na celu koordynację działań z flotyllą. Dowiedziawszy się o nowym miejscu postoju Murada Beja, poderwał 2000 żołnierzy — 8 października, między godz. 2 a 3 — do marszu na Sediman. Znajdowało się tam 4000 mameluków i 8000 Arabów . Około godz. 8 spostrzeżono wojska Murada. Desaix sfor mował natychmiast dwa czworoboki po 800 ludzi każdy, a ponadto dwa małe (180-osobowe) wysunięte do przodu jako swego rodzaju reduty. Murad swoim zwyczajem rzucił jazdę do szarży. Zaraz na wstępie rozniosła ona jeden z małych czworoboków, złożony z żołnierzy 21 półbrygady lekkiej, a to przez głupotę jego dowódcy, który dopuścił atakujących zbyt blisko, bo na dwadzieścia kroków, przez co mamelucy samym rozpędem wpadli między piechurów i rozsiekali błyskawicznie dwu dziestu z nich. Reszta, bezradna, padła na ziemię, by ocalić życie, a wówczas artyleria francuska otworzyła ogień, zała mując impet przeciwnika. Drugi z małych czworoboków odparł szarżę bez większych strat. 3
Murad Bej zmienił wówczas taktykę. Piechotą arabską obsadził okoliczne wzniesienia, a na jednym zmontował baterię dział, bijąc z niej w szyki Francuzów. Jazdę natychmiast rozdzielił na kilka grup, otaczając przeciwnika ze wszystkich stron. Desaix w kontrataku uderzył bagnetami na działa, niwelując siłę ich ognia. 3
Tak podają T r a n i e , C a r m i g i a n i (op. cit., s. 112); B i e s i e k i e r -
s k i (Życie generała Desaix, Warszawa 1820, s. 2 2 ) określał te siły na 3 0 0 0 m a m e l u k ó w i 1 0 . 0 0 0 Arabów.
120 W tym czasie jedna z grup mameluckiej jazdy wdarła się do obozu Francuzów, grabiąc go i mordując zgromadzonych tam rannych. Wyrzucono ich jednak stamtąd, a wściekli żołnierze nie dawali wrogom pardonu. Murad, straciwszy już 400 ludzi i działa, uciekł z pola bitwy. Desaix zajął Sediman i zagarnął pozostawione przez adwersarza bagaże. W raporcie do Bonapartego Desaix przyznawał się tylko do 30 zabitych i 80 rannych. Głównodowodzący z kolei, pisząc do Dyrektoriatu 17 października, określał już straty na 36 zabitych i 90 rannych. Uwzględniając jednak charakter walki, sądzić należy, że straty sięgały około 200 ludzi. Murad, opuszczony przez Arabów, wycofał się za jezioro Ghazah. Desaix zaś, współdziałając z flotyllą, wpadł 9 paź dziernika do Illahoun i zdobył kilka barek mameluckich. 18 października Bonaparte zawiadomił go, iż z uwagi na stałe zagrożenie ze strony Murada, przystąpić ma do or ganizacji prowincji Fayoum i Miniet. Gen. Zajączek miał objąć prowincję Beni-Souef (w trzeciej dekadzie października, z powodu choroby Zajączka, otrzymał ją gen. Belliard z batalionem 88 półbrygady, wreszcie 14 grudnia — gen. Veaux, a 30 stycznia 1799 r. — na powrót Zajączek, który jednocześnie sprawował gubernatorstwo Fayoum). Oprócz zarządzania prowincjami Zajączek spełniał jeszcze jedną znaczącą rolę — informował gen. Desaixa na bieżąco o ruchach Murada Beja. Informacje te zdobywał poprzez dwóch szpiegów. Nie wiemy, kim byli ci dwaj, i raczej już się nie dowiemy. Ale właśnie dzięki nim Desaix nie dawał Muradowi chwili wytchnienia. W końcu października udał się Desaix do stolicy prowincji Fayoum, Medinet, gdzie przystąpił do prac organizacyjnych, naznaczył kontrybucję, świadczenia na rzecz armii i wybrał konie. Udał się następnie do Kairu, by osobiście zdać relację głównodowodzącemu z dotychczasowych działań i uzyskać posiłki. Bonaparte obiecał mu 1000 jazdy i trzy działa (pod
121 dowództwem gen. Davouta ), które dołączyły 1 grudnia. Desaix, powróciwszy na pokładzie ofiarowanej mu przez wodza łodzi ,,L'Italie”, przystąpił do tłumienia rozruchów w zbuntowanych wsiach, podburzanych przez sprzyjających Muradowi bejów i kaszifów. Sam Murad odważył się nawet wysłać 1000 mameluków i 3000 Arabów do ataku na Medinet-el-Fayoum (8 grudnia), gdzie pozostawał gen. Robin z 500 ludźmi. W momen cie ataku chorował na oczy (zapadło na tę chorobę 150 jego żołnierzy). Mimo szczupłych sił do obrony, szefowie batalionów Expert i Sacrost, postanowili stawić czoła przeciwnikowi — najpierw pod samym miastem, a następnie w obrębie murów, gdzie wykorzystując rozproszenie atakujących, rozbili ich i przymusili do ucieczki, kładąc trupem blisko dwustu. Powiadomiony o napaści, Desaix pospieszył z odsieczą, ale kiedy przybył 11 grudnia na miejsce — było już po wszystkim. Ruszył więc 16 grudnia dalej, do prowincji Beni-Souef i Miniet, kontynuując pościg za Muradem, który przebywał akurat na lewym brzegu Kanału Józefa. 22 grudnia osiągnął portyki Achmunain. W El-Miniet Desaix zdobył 5 łodzi i 12 armat, a Koptowie i Grecy opuścili szeregi Murada i przeszli do Francuzów. 25 grudnia korpus ekspedycyjny osiągnął Siut (400 km od Kairu), a 30 grudnia — Girge (Dżirdżę), gdzie dalszy ruch został wstrzymany, ponieważ flotylla wioząca żywność i amu nicję została z powodu przeciwnych wiatrów znacznie w tyle. Murad Bej, wykorzystując przymusową bezczynność Fran cuzów, przejawił swą aktywność w okolicach Girge i Siut, napadając na samotne oddziały i wykorzystując do tego żądnych łupu Beduinów oraz podburzając miejscową ludność. Wysłany tam z jazdą Davout rozbił przeciwnika 3 stycznia 4
4
Cała zaangażowana w ekspedycję jazda liczyła w ó w c z a s
1200 ludzi.
Tworzyły ją: 15 pułk dragonów (dowódca — płk Pinon), 20 pułk dragonów (płk Boussard), c z ę ś ć 7 pułku huzarów (płk Duplessis), c z ę ś ć 22 pułku strzelców konnych (płk Lasalle) oraz oddziały z 3, 14 i 18 pułku dragonów (płk Bouvaquier).
122 pod Sawaki, po czym udał się do Siut, gdzie właśnie doszło do buntu. 9 stycznia dotarł z główną siłą do wsi Tatha, a w tym czasie mamelucy zaatakowali jego ariergardę złożoną ze szwadronu dragonów. Zawrócił więc i rozniósł wroga, kładąc podobno aż 1000 buntowników. W pościgu za resztą dostrzegł nadchodzącą flotyllę, która korzystając z pomyślnego wiatru, zaczęła się wreszcie zbliżać i ostatecznie, 19 stycznia, dobiła do Girge, dzięki czemu Desaix odzyskał swobodę ruchów. Mimo nieustannych zwycięstw i zawojowania tak olbrzy mich obszarów, kraj nie dawał się ujarzmić. Żołnierzom dokuczały nieznośne upały i oparzeliny nóg. Buty, z powodu trudnego podłoża, zmieniano regularnie co miesiąc. W dodatku trzeba było mieć się na baczności nawet w nocy, ponieważ znęceni chęcią łupu i zysku tubylcy, Beduini, czy wręcz pospolici rabusie, zakradali się często do samego obozu. Pewnej nocy skradziono konia nawet samemu Desaixemu. Wbrew jednak tym wszystkim przeciwnościom korpus ekspedycyjny zachowywał stałą gotowość bojową i nie upadał na duchu. Sprzyjało temu zresztą pełne zaopatrzenie żywno ściowe; sama kraina również była bogata we wszelkiego rodzaju dobra. Żołnierze nie mogli też narzekać na brak możliwości zaspokajania potrzeb bardziej intymnych. Ciężkiej w tej strefie klimatycznej doli żołnierzy znacznie ulżyło nadejście pory zimowej — temperatury w dzień były znośniejsze, natomiast w nocy panował przyjemny chłód. Co do Murada Beja — był on ciągle nie pobity i nie można było przewidzieć, kiedy wreszcie jego wola oporu zostanie złamana. Pozostawał nieuchwytny i nie spożyty w działaniu. Jak to zaznaczył w swych memuarach Bourienne, „był to najdzielniejszy, najbardziej aktywny i najniebezpieczniejszy z naszych wrogów”. I nie mylił się. Desaix, dowiedziawszy się niebawem o nowym miejscu pobytu beja — niedaleko świątyni Abydos, pod Samhud Bohun — wyruszył natychmiast naprzeciw (około 5000 ludzi i 14 dział). 22 stycznia 1799 r. doszło tu do bitwy. Desaix
123 sprawił swą piechotę w dwa czworoboki, ustawiając między nimi jazdę, flankowaną na rogach bateriami po 7 dział. Murad dysponował 1800 mamelukami, 7000 konnicy arabskiej, 2000 Arabów z Yambo i otrzymał właśnie posiłki w postaci 2000 janczarów, którzy po pielgrzymce do Mekki przybyli do Al-Kusajr, a stąd nad Nil. Murad włączył ich więc do boju, mając nadzieję, że jako elita armii tureckiej dadzą sobie radę z Francuzami. Stało się jednak inaczej — janczarzy zostali rozgromieni już w pierwszym starciu. Murad rzucił wówczas do szarży swą jazdę, podczas gdy Arabowie z Yambo zaatakowali lewe skrzydło Francuzów. Desaix skierował na Arabów karabinie rów, a na jazdę mamelucką szwadron huzarów, który zaskoczył przeciwnika uderzeniem z boku. Rozbite oddziały nieprzyja ciela rzuciły się do ucieczki, zostawiając na placu boju 250 zabitych i jeszcze więcej rannych. Zwycięstwo to kosztowało Francuzów tylko 4 zabitych. 24 stycznia Desaix ruszył w dalszy pościg za przeciwnikiem. Bez specjalnych przeszkód przeszedł przez Dandarę, Luksor, sławną Dolinę Królów, Isnę (Esnę), Idfu, ocierając się o Kaum Umbu (tego nie zobaczono, ponieważ leżało po przeciwnej stronie Nilu). Po wielkim marszu Desaix szykował się do finalnego skoku — na Sienne (Asuan). Było to ostatnie miejsce, gdzie jeszcze mógł dopaść Murada. Za nim były już tylko przepastne piaski Nubii. Wykonanie tej ostatniej operacji nie było w rzeczy samej łatwe. Od Idfu bowiem coraz bardziej rzucała się w oczy niska jakość ziemi i jej zagospodarowania. Musiało to, oczywiście, odbić się na efektywności dalszych działań. 29 stycznia Desaix wszedł do Homsey, gdzie zostawił Frianta z jego półbrygada. 30 ruszył do Sienne, którą osiągnął 2 lutego. Stąd ścigał dalej Murada i dziesięciu wspomagających go bejów (m.in. Hassana z Yambo, Osman-Hassana, Solimana, Elfiego). 3 lutego zbliżył się do wyspy File, gdzie zdobył
124 wiele niezbędnych zapasów i ponad 50 barek ściągniętych tu przez mameluków i porzuconych przez nich na wieść o zbli żających się Francuzach. Desaix, nie mając środków przeprawowych, nie mógł zdobyć samej wyspy — powierzył więc to zadanie gen. Belliardowi, pozostawionemu w Sienne z lekką półbrygada. Murad tymczasem wycofał się do bezludnej i zapomnianej przez Boga i ludzi krainy Brebe (4 mile od Sienne), gdzie zaczynała się Nubia. Dalszy pościg za nim był już niemożliwy (940 km od Kairu!). Desaix zarządził więc odpoczynek, nakazując zarazem budo wę fortu. Zajął się też od razu utrzymaniem całego regionu w spokoju, co wobec ogromnych przestrzeni, braku dobrych dróg i specyficznych warunków klimatycznych, było zadaniem niezmiernie trudnym — tym bardziej że Murad i inni bejowie często pokazywali się w różnych punktach, szerząc zarzewie buntu. Kampania wchodziła teraz w swą drugą fazę — utrzyma nia stanu posiadania, zorganizowania na tych terytoriach administracji i zapewnienia swobody żeglugi po Nilu. Co do zarządzania Górnym Egiptem — przyznać należy, iż Desaix wykazał się niezwykłymi umiejętnościami. Zjednał bowiem sobie tubylców metodami postępowania, a ci nadali mu przydomek „Sułtana Sprawiedliwego”. WOJNA BEZ KOŃCA
Po trudach kampanii Francuzi zajęli się organizacją wypo czynku. Pobudowali kantyny i kawiarnie, w których z braku wina serwowano miejscowe piwo. Desaix w tym czasie udał się do Asjut, powierzając nadzór i administrowanie Belliar dowi. Ten ostatni, wysyłając zwiady w kierunku pierwszej katarakty, dowiedział się, że Murad Bej pustoszy okoliczne wsie nubijskie, a jego furierzy docierają nawet do Sienne. Belliard zorganizował wyprawę, zaskoczył przeciwnika w nocy i zmusił do ucieczki.
125 5 lutego sam gen. Desaix wyruszył z jazdą do Homsey. Szedł obu brzegami Nilu, przy czym jedna z kolumn (szef brygady Canroux) dotarła 7 lutego do Kene (tu Canroux rozbił 800 Arabów z Yambo i Yeddah; w walkach wyróżnił się szef batalionu Dorsenne ); on sam zaś, 10 lutego, osiągnął Homsey. Stąd polecił gen. Friantowi, by z resztą swej brygady ruszył do Homsey, odbierając po drodze kontrybucję i konie. 11 lutego gen. Davout dopadł i pobił Osmana Beja i Hassana Beja pod Redesjieh. Było to drugie starcie jazdy w tej kampanii. Awangarda 15 pułku dragonów i 22 pułku strzelców konnych została zaatakowana przez 200 mameluków. Doszło do zaciekłej walki, którą rozstrzygnął precyzyjnym atakiem płk Lasalle. Starcie to kosztowało jednak 47 zabitych i 43 rannych. 10 lutego z kolei Desaix wyruszył do Kous, zostawiając w Homsey 200-osobowy garnizon. Po drodze uderzył na Kene (12 lutego), gdzie zgromadzili się buntowniczo nastawieni Arabowie z Yambo i Yeddah. Rozpędziwszy ich, zatrzymał się na noc w Kene. Nad ranem został ponownie zaatakowany, ale położywszy paruset rebeliantów, zmusił pozostałych do spiesznej ucieczki na pustynię Abumana. Tam połączyli się oni z oddziałem Hassana, który namawiał do buntu mieszkań ców prawego brzegu Nilu, deklarując, że z chwilą otrzymania posiłków, zniszczy wszystkich niewiernych. 17 lutego wyruszył przeciw niemu Friant. Uderzył na Hassana w Abumana (Abu Marrah), rozbił i ścigał przez pięć godzin. 400 buntowników zabito, reszta uciekła na pustynię, gdzie wielu umarło z wyczerpania. Friant udał się z powrotem do Girge. Gen. Desaix, z dwoma pułkami dragonów, osiągnął 18 lutego Kous. Wziął tu konie i pieniądze. W tym czasie Hassan Bej, zasilony 1500 Arabami z Yam bo, którzy dotarli do niego Nilem i przyłączyli się w okolicach Kous, dowiedział się, że Desaix, udawszy się do Siut, zostawił z powodu przeciwnych wiatrów swoje barki i łodzie 5
5
D e s v e r n o i s, op. cit., s. 177.
126 (12 jednostek) o półtorej mili powyżej Benut (El-Barut). Hassan wyprawił się tam i 3 marca zaatakował statki wypeł nione żywnością, amunicją, rannymi i chorymi. Rozdzielił swe siły i uderzył z obu brzegów rzeki. Francuzi bronili się dopóty, dopóki nie zaczęło brakować amunicji. Dowódca flagowej łodzi „L'Italie” — kpt. Morandy — nie chcąc dopuścić do zajęcia jej przez przeciwnika, rozbił ją o brzeg, a następnie wysadził w powietrze. Wszystkie pozostałe jedno stki zostały zdobyte i złupione, a ludzie wymordowani. Zginęło w ten sposób około 500 Francuzów (w tym 200 marynarzy). Kiedy Bonaparte dowiedział się o utracie „L'Italie”, rzekł: — Jest w tym coś proroczego. Zapewne Francja traci właśnie Italię. I miał, niestety, słuszność. Walki nie ustawały. Mamelucy pojawiali się w różnych miejscach, zmuszając do stałej czujności, marszów i kontrmarszów. Sam Desaix, zmęczony ciągłym stanem napięcia, pisze w końcu do Bonapartego: „Schorzenia oczu są przerażające. Straciłem ponad 400 ludzi. 100 z nich oślepło [...]. Jesteśmy nadzy, bez butów, nie mamy już nic [...]. Ale nie chcę Pana, generale, nudzić naszymi cierpieniami”. Tymczasem Murad Bej, który pojawił się w okolicach Asjut, zamierzał połączyć się z Elfi Bejem. Wysłany przeciw niemu Friant dopadł go 4 marca pod Suhama i rozbił zupełnie, kładąc 500 buntowników. Murad uchodził szybko z pola boju tylko ze 150 mamelukami. Arabowie rozproszyli się w różne strony. Elfi Bej, nie zdążywszy połączyć się z Muradem, udał się z powrotem na drugi brzeg Nilu. 8 marca na swą kolejną wyprawę wyruszył gen. Belliard, przekroczywszy Nil pod Alkemonte. W Copthos, 9 marca, rozbił w puch oddział zbuntowanych Arabów z grupy Hassana. Natknął się przy tym na rozbitą flotyllę. W pościgu za 6
6
We flocie francuskiej służyło w ó w c z a s d w ó c h braci Morandy. Morandy
M ł o d s z y był r ó w n i e ż d o w ó d c ą półgalery.
127 Arabami doszedł 11 marca do wsi Benut, gdzie zebrały się znaczne siły powstańcze, opierające swą obronę o meczet i dom mameluków, w którym zgromadzone były zapasy wojenne i żywność (częściowo także na zakotwiczonej w pobliżu barce). Belliard jedną kolumną otoczył dom, drugą uderzył na wieś. Atak na meczet został odparty. Zdobyto jednak barkę, a wieś podpalono. Mur otaczający dom mameluków rozsadzono, a sam dom zdobyto, wybijając wszystkich jego obrońców. Położono trupem ponoć aż 1200 rebeliantów, pośród których był także Hassan. Zdobyto 9 dział zabranych uprzednio przez Arabów z flotylli. Sukces ten okupiono stratą tylko 30 ludzi . Dzięki temu zwycięstwu odzyskano w Benut stracone uprzednio barki. Odtworzono też przerwaną łączność Belliarda z Desaixem. Desaix, 29 marca, wysłał Belliardowi pod konwojem świeże zapasy do Kene, gdzie tenże stacjonował. Jednocześnie Desaix zaczął tworzyć lotne kolumny, po czym udał się z 1500 ludźmi i 4 działami do Birambra (Bir-el-Bar) i Hagazi. W Birambra stanął osobiście z batalionem z 61 półbrygady, 18 pułkiem dragonów, 7 huzarów i 2 działami. Dowiedziawszy się o obecności mameluków w pobliżu, ruszył przeciw nim z 200 konnymi i 350 pieszymi. Doszło do gwałtownego starcia 400 mameluków z jazdą francuską, w któ rego wyniku ta ostatnia poniosła ciężkie straty — 51 zabitych (w tym dowódcy: 7 pułku huzarów, płk Duplessis, i 18 pułku dragonów, płk Bouvaquier) oraz 43 rannych. Zmuszono jednak mameluków do ucieczki w kierunku oazy Guitta. 7
5 kwietnia Desaix dotarł do Kene, gdzie zostawił 500 ludzi. Utworzył następnie kolumnę marszową pod dowództwem gen. Davout, który współdziałając z komendantem Girge — gen. Morandem — miał zlikwidować oznaki buntu w oko licach Abumana. Arabowie jednak, na wieść o tym, wynieśli się za Nil — w rejon Bardis. 7
B i e s i e k i e r s k i , op.
cit., s . 5 3 ; T r a n i e , C a r m i g i a n i (op.
s. 172) piszą o 33 zabitych i 100 rannych.
cit.,
128 Doszło teraz do całej serii starć. Morand bowiem zabrał z sobą 250 ludzi i 7 kwietnia podszedł pod Bardis, rozbijając przeciwnika. Wróciwszy do Girge, stoczył kolejną walkę z Arabami, którzy wtargnęli do miasta, dopuszczając się rabunków. Zabito 200 buntowników. Dowodzący w Siut Pinon, któremu zlecono uspokojenie rejonu Malaoui, przywołał na ten czas do Siut Lasalle'a z Tatha. Kiedy 10 kwietnia wrócił ze swej wyprawy, nadeszły wieści, że Arabowie z Yambo pustoszą z kolei Tathę. Lasalle zabrał więc ze sobą batalion piechoty, regiment strzelców konnych i 1 armatę; dopadłszy Arabów pod Gehemi, rozgromił ich, kładąc 300 na placu boju. Davout, ścigając ich niedobitki, dokończył dzieła, po czym powrócił do Siut. Tutaj niebawem nadeszły wieści, że znaczne siły Arabów i mameluków, zasilonych darfurczykami, zbierają się we wsi Beneadi (Beni-Aden). Davout, dołączywszy do swej kolumny jeszcze jeden batalion i pułk dragonów, pojawił się w tej okolicy 20 kwietnia. Jedną kolumną uderzył na wprost, drugą — obejmu jącą głównie jazdę — otoczył wieś, rozbijając tym samym całkowicie przeciwnika, który stracił podobno aż 2000 ludzi. Pośród obfitej zdobyczy trafiły się również skrzynie ze złotem. Podczas walk pod Beneadi inna grupa Arabów — z Geamma — pojawiła się pod Miniet, gdzie również tliło się zarzewie buntu. Szef brygady Detres, używszy nadzwyczajnych środ ków, zaprowadził tu jednak porządek . Tymczasem Arabowie z Yambo pokazali się pod Beni Souef, którego okolice również nie były wówczas spokojne. Davout przystąpił tu do zaprowadzenia ładu. Kiedy jedna z wsi na drodze jego marszu odmówiła mu zaopatrzenia w żywność, polecił ją otoczyć i zetrzeć następnie z powierzchni ziemi. Kiedy doszedł do Beni-Souef, Arabowie uciekli na drugi brzeg Nilu. Nie mógł ich dalej ścigać, ponieważ właśnie otrzymał wezwanie do Kairu. 8
8
Bie
siekierski,
op. cit., s. 6 2 .
129 W tym czasie uaktywnili się też bejowie Hassan, Osman i Jeddani, którzy wyruszyli z oazy Guitta na Sienne. Belliard, zadziaławszy w porę, zmusił ich jednak do ucieczki za pierwszą kataraktę. Umieścił zarazem w Hesney 500 ludzi, którzy mieli ściągnąć kontrybucję i powstrzymać mameluków przed nowymi próbami ataków. Mimo to ci ostatni ponownie pojawili się w okolicach Sienne. Wysłany przeciw nim z Hesney kpt. Renaud dopadł ich 16 maja o pół mili przed Sienne. Zabiwszy 50 i raniwszy 60, zmusił ich do ucieczki za kataraktę. Między rannymi w tym starciu znaleźli się także bejowie Hassan i Osman (umarli w kilka dni po potyczce). Belliard powrócił w tym czasie do Kene, gdzie przebywał już Desaix. Obaj, dla utwierdzenia panowania nad Górnym Egiptem, zaplanowali zawładnąć jeszcze Kosseirą. Ten port leżący nad Morzem Czerwonym miał niebagatelne znaczenie. Tędy właśnie przebiegał ważny szlak handlu z krajami arabskimi i tędy mamelucy otrzymywali janczarskie posiłki. Desaix, zawarłszy więc z przybyłymi do Kene kupcami z Kosseir i Gedoko umowę o pokoju i protekcji, polecił gen. Belliardowi przygotować wszystko do wyprawy i ufortyfikować Kene. Przed swym odjazdem mianował go komendantem prowincji Teb. Udawszy się z kolei do Girge, powołał tam oficjalnie na komendanta gen. Moranda, a przybywszy 16 maja do Siut, przystąpił do zbierania wielbłądów i zapasów na wyprawę, którą zamierzał przeprowa dzić symultanicznie z kosseirską — przeciw Muradowi, o któ rym donoszono, że jest w okolicy Elauach. Kiedy jednak nadeszły wieści o pojawieniu się w pobliżu Kosseir Anglików, całą uwagę skierowano na ten punkt i 26 maja gen. Belliard opuścił Kene. W trzy dni później wszedł do portu, zajmując go bez żadnych trudności. Zostawił tutaj gen. adiutanta Donzelota z 250 ludźmi, zlecając mu odnowienie fortyfikacji. Z resztą wojska powrócił 4 czerwca do K e n e . 9
9
Tamże.
130 Notabene była to już druga wyprawa Francuzów na Kosseir. Pierwszą podjął jeszcze na początku stycznia 1799 r. porucznik marynarki Collot z Suezu, ale tamta akcja zakończyła się niepowodzeniem. DOMINIQUE VIVANT DENON W GÓRNYM EGIPCIE
Ten niezwykły człowiek znalazł się w ostatniej grupie włączonej do korpusu ekspedycyjnego gen. Desaixa. Z racji swych dokonań w tym epizodzie egipskiej kampanii zasługuje on na bliższe poznanie. Miał już wówczas lat 51 i pochodził z arystokracji. Ale nie przeszkadzało mu to zajmować się dramatem, aktorstwem, malarstwem, projektowaniem czy archeologią. Zabłysnął inteligencją, obyciem towarzyskim i dowcipem. W czasach Royaume'u odwiedził prawie wszystkie dwory europejskie w charakterze dyplomaty. Za czasów Ludwika XV był kustoszem królewskiej kolekcji g e m m , ale nie stronił od bardziej przyziemnych uciech tego świata i... stał się faworytem Madame de Pompadour (dla niej zresztą założył tę kolekcję). Wysłany przez króla do Petersburga jako sekretarz ambasady francuskiej, zaskarbił sobie względy samej carycy Katarzyny II. Przebywając w Szwajcarii, poznał się z Wolterem. Po wybuchu Wielkiej Rewolucji wrócił do Paryża, ale tu okazało się, że majątek jego skonfiskowano. Dorabiał więc rysunkami na paryskich uli cach. Poznanie w tym czasie Davida ocaliło mu kark przed nożem gilotyny. Zdobywszy z kolei uznanie w oczach Robespierre'a, odzyskał majątek. Poprzez Józefinę poznał się z Bonapartem, który — również uwiedziony nietu zinkowym charakterem Denona — zabrał go z sobą na wyprawę egipską . 10
11
10
G e m m a — kamień szlachetny
lub półszlachetny, rzeźbiony
wklęsło
(tzw. intaglio) lub w y p u k ł o (tzw. kamea). Dzisiaj sztuka prawie nieznana. 11
Z. K o s i d o w s k i , Kiedy
słońce
było bogiem, s. 8 6 - 8 7 .
131 Zaraz po przybyciu do Kairu Denon udał się pod piramidy w asyście 200 żołnierzy. Tu zapoznał się z wnętrzem piramidy Cheopsa i opisał sfinksa — wykutego w monolitycznej skale lwa z głową mężczyzny, przykrytą królewską chustą z ureuszem, uosobieniem władzy faraona Chefrena. Stąd wyruszył dalej — do Sakkary — słynnej z grobowego zespołu faraona Dżesera, gdzie uczestniczył w wydobyciu z glinianych naczyń 500 zmumifikowanych ibisów. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę Czytelnika na powód bal samowania tych ptaków przez Egipcjan. Otóż ptak ten uważany był w Egipcie za świętego, a łączono go zwłaszcza z księży cowym bogiem Totem, przedstawianym w ludzkiej postaci, ale z głową ibisa. Jego białe upierzenie symbolizowało światło słońca, czarna skóra szyi — cień księżyca, korpus — serce, nogi — trójkąt (obecnie w Egipcie ptak ten już nie występuje). Pełnię swych archeologicznych talentów ujawnił Denon dopiero w czasie ekspedycji Desaixa do Górnego Egiptu, która okazała się ogromnym sukcesem przede wszystkim na polu nauki. To, co wówczas na swej drodze oglądał Denon, stanowi dziś normalną trasę turystów znających te dzieła z uprzednich przeglądów filmów bądź fotografii. W tamtym jednak czasie, kiedy od ponad tysiąca lat rzadko kto zagłębiał się w tajemnice tych monumentów, stanowiło to nie lada atrakcję. Świątynie w Edfu (szczególnie świetnie zachowana świąty nia Horusa), wyrastające wprost z morza piasków, zrobiły na Denonie niezwykłe wrażenie; odczuwał on także wielki niedosyt potęgowany nieustannym pragnieniem zobaczenia czegoś więcej. Nie zawsze, niestety, był na to czas, choć nie mniejsi pasjonaci antyku — Desaix i Belliard — pomagali mu jak mogli. Nakazem chwili była jednak wojna i temu (jak też faktowi, że jedynymi źródłami wiedzy były wtedy dzieła Pauzaniasza, Herodota i Strabona) przypisać należy, że spo strzeżenia Denona nie zawsze były słuszne. Bywało często, że zanim zdążył naszkicować jakiś widok, już trzeba było
132 maszerować dalej. Niejednokrotnie Denon musiał uciekać pod gradem kul Beduinów, gdy zbyt długo pozostawał w tyle, izolując się tym samym od kolumny. Chorując często, pierwszy wstając, ostatni kładąc się spać, żyjąc gorzej niż żołnierze, stwierdził wreszcie, iż nie jest dalej zdolny do żadnego wysiłku umysłowego. Miał już wtedy za sobą najważniejsze miejsca, które chciał zobaczyć — Dandarę, Luksor, Dolinę Królów, Esnę, Edfu, Kaum Umbu — tyle tylko, że odbyło się to w wielkim pośpiechu. Olbrzymie wrażenie na Denonie zrobiła świątynia w Dandarze. W swym dzienniku zanotował, że była poświęcona Izydzie. Pomylił się — jej główne świątynie znajdowały się w Busiris, File i Amydos. Tu natomiast największym kultem otaczano Hathor. Nie mniejsze wrażenie zrobiły na nim ruiny Luksoru, gdzie znajdowała się największa budowla starożytności — świątynia Amona-Ra. Jednak ani Denon, ani Desaix nie mieli okazji obejrzeć kolumnady, ponieważ mieszkający tam troglodyci (jaskiniowcy) powitali ich kamieniami i oszczepami . Al-Karnak natomiast rozczarowało Denona: „Ani cyrku, ani areny, ani teatru. Świątynie, tajemnice, inicjacje, kapłani, ofiary. Zamiast rozrywek — obrzędy, zamiast luksusu — groby [...]. Kolosy Memnona nie mają ani wdzięku, ani żywości. Nic nie cieszy w nich oka". W trakcie szkicowania Denon tak był zaabsorbowany pracą, iż stwierdził nagle, że został zupełnie sam. W Isnie Denon doszedł do wniosku, że Egipcjanie nie kopiowali wzorców stylu jońskiego czy doryckiego, lecz brali je z obserwacji natury. Modelem ich kolumny była łodyga papirusu, a głowicy — pęk lotosu. W Edfu zdołał jedynie zanotować, że ma cechy świątyni z Dandary. Zauważył przy tym, że jej nieodparty urok zeszpeciły arabskie lepianki zbudowane we wnętrzu. 12
12
Były
tam r ó w n i e ż
d w a obeliski, z których j e d e n
w 1836 r. na Placu Z g o d y w Paryżu.
został u s t a w i o n y
133 Po dotarciu do Sienne Denon zapragnął zobaczyć świątynie na wyspie File (wtedy nie były jeszcze zalane, ponieważ nie było tam obecnej tamy). Pierwsza jego wyprawa łódką zakończyła się fiaskiem wobec wrogiego stosunku tubylców. Dopiero szturm wyspy umożliwił mu zaspokojenie ciekawości. Zobaczył przy tym sceny straszne: kobiety w obawie, że dzieci ich zostaną wzięte w niewolę, topiły je masowo w rzece. Denon zaadoptował tutaj pewną dziewczynkę okrutnie okaleczoną. Zanotował również kilka cennych uwag dotyczą cych Nubijek pisząc, że odznaczają się one większą urodą od Egipcjanek i mają wysoką cenę wśród handlarzy niewolników, gdyż ich skóra jest chłodna w dotyku. Po wykonaniu szkiców świątyni w File (notabene na bramie świątyni Izis Castex wyrył pochwalną inskrypcję na cześć Bonapartego, Desaixa i armii francuskiej) Denon powrócił w czerwcu do Kairu, gdzie złożył Instytutowi obszerny raport z wyników kampanii w dziedzinie nauki i kultury, wzbogacony setkami manuskryptów, rysunków, kopii i zapisanych notatek dotyczących dosłownie wszystkiego — od opisu burz piasko wych i szarańczy po asuański nilometr i życie jaskiniowców. Pod wpływem jego sprawozdania Instytut podjął decyzję o wysłaniu specjalnej grupy naukowców w celu kontynuacji prac odkrywczych. W jej skład weszli m.in. Girard, Castex, Du Bois-Ayme, Jollois i Villiers. Później na trzech uzbrojonych dżermach wyruszyły jeszcze dwie ekspedycje — 15 sierpnia 1799 r. pod przewodem Costaza (uczeni: Nouet, Mechain, Coutelle, Coquebert, Savigny, Ripault, Balzac, Corabeuf, Lenoir, Labatte, J. B. Le Pere, St. Genis, Vincent) i 18 sierpnia — pod kierunkiem Fouriera (uczeni: Parceval, Villoteau, De Lile, Geoffroy, Le Pére, Redouté, Lacipiére, Chabrol, Arnollet, Vincent) . 13
INSTYTUT EGIPSKI Chwała oręża towarzyszyła odkryciom. Oto czym była ekspedycja egipska.
Jak już wspomniałem, w ekspedycji egipskiej wzięła również udział dobrana grupa uczonych — zarówno tych o wielkiej sławie, jak i tych nie znanych jeszcze, czy też bardzo młodych (najmłodszy miał lat 15, najstarszy 59). Lista sporządzona 15 kwietnia 1798 r., zawierała 197 nazwisk . Jednak 21 z nich nie wzięło udziału w wyprawie: Amault, Beaudoin, Benaden, Benazet, Bréguet, Chézy, Dangos, Debaudre, Demoulin, Duc-Lachapelle, Isnard, Leblond, Maiziéres, Mollard, Nepveu, Pere, Portal, R. Pottier, Regnault de Saint Jean d'Angely, Thomas, Thouin. 7 innych także nie wchodziło w skład komisji uczonych, ale współpracowało z nią: Berge, Bouchard, Estève, Lacy, Lethuile, S chouani, Thierry. Estève — główny płatnik armii — wykazywał na swej liście 167 osób, wśród których byli też urzędnicy i oficerowie przypisani do poszczególnych dziedzin naukowych : 6 drukarzy — Beauduin, Besson, Galland, Laporte, Marcel, Puntis, 1
2
1
Villiers
2
T r a n i e , Ca r m i g i a n i, op. cit., s. 278.
du
T e r r a g e , Mémoires.
135 4 astronomów — Beauchamp, Méchain, Nouet, Quesnot, 4 architektów — Balzac, J. B. Le Père, Norry, Protain, 4 mineralogów — Cordier, Dolomieu, Dupuy, Rozières, 5 zoologów — Duchanoy, Geoffroy, Gérard, Redouté, Savigny, 5 botaników — Coquebert, Marie, Milbert, Nectoux, Raffenau Alyre, 1 rzeźbiarz — Castex, 8 rysowników — Caquet, Denon, Dutertre, Fouquet, Joly, Rigel, Rigo, Villoteau, 15 geometrów — Andréossy, Bonaparte, Bringuier, Charbaud, Corancez, Costaz, Fourier, Fiseau, Le Roy, Malus, Moret, Say, Viard, Villiers du Terrage, L. F. Vincent, 15 inżynierów geografów — Bertre, Bourgeois, Coraboeuf, Dulion, Faurie, Jacotin, E. F. Jomard, J. B. Jomard, Lafeuillade, Laroche, Lecesne, Leduc, Leveque, Simonel, Testevuide, 5 inżynierów okrętowych — Bonjean, Boucher, Chaumont, Gresle, J. B. Vincent, 18 inżynierów dróg i mostów — Alibert, Arnollet, Bodart, Caristie, Chabrol, Duval, Faye, Fevre, Girard, Jollois, Lancret, J. M. Le Père, G. Le Père, Martin, Moline, Raffenau Adrien, Saint-Genis, Thevenod, 8 chemików i fizyków — Bernard, Berthollet, J. N. Champy, J. P. Champy, Descotils, Picquet, Pottier, Regnault, 21 mechaników — P. Adnes, Adnes syn, Aime, Cassard, Cecile, Cirot, Collin, Conte, Coutelle, Couvreur, Du Bois-Ayme, Favier, Fouquet, Hassenfratz, Herault, Hochu, Lemaitre, Lenoir, Lhomond, Monge, Plazanet, 12 lekarzy — G. P. H. J. Bessiéres, Bidou, Daburon, Desgenettes, Desvesvres, E. H. C. Dubois, J. M. J. A. Dubois, Labate, Lacipierre, Larrey, Pouqueville, Real, 3 farmaceutów — Boudet, Roguin, Rouyer, 15 literatów — Bourienne, Caffarelli, Desaix, Dugua, Gloutier, Lerouge, Parseval, Pourlier, Poussielgue, Reynier, Ripault, S aint-S imon, S ucy, S ułkowski, Tallien,
136 10 orientalistów — Belleteste, Bracevich, Delaporte, Jaubert, Lhomac, Magallon, Monachis, Panhusen, Raige, Venture, 8 poza kategoriami — Brunet-Denon, Burel, Colin, Julien, Kleber, Lafon, Legentil, Maillot. Z chwilą wylądowania w Egipcie Bonaparte zabrał ze sobą do Kairu tylko grupę kilku uczonych, reszta pozostała w Alek sandrii i Rosetcie. Dopiero 21 sierpnia gen. Kleber otrzymał rozkaz odesłania do stolicy grupy aleksandryjskiej, a gen. Menou takiż rozkaz w Rosetcie. Jeszcze 20 sierpnia Bonaparte zlecił Monge'owi, Bertholletowi, Caffarellemu, Geoffroy de Saint-Hilaire'owi, Costazowi, Desgesnettes'owi i Andréossy'emu opracowanie zasad, na których mógłby zostać utworzony planowany Instytut Egipski. Wreszcie, 22 sierpnia 1798 r., głównodowodzący specjalnym dekretem powoływał do życia „L'Institut d'Egypte” . Nadchodził więc teraz czas „darmozjadów i osłów” , którzy, szykanowani i pogardzani przez żołnierzy, mieli jednak skuteczniej utrwalić ten epizod w dziejach, aniżeli armia. Instytut obrał siedzibę w Kairze, w dzielnicy Nasrieh — w pałacu kaszifa Hassana, otoczonym wielkim ogrodem. Ogród ten przekształcono z czasem w botaniczny. W samym pałacu na miejsce obrad i spotkań, które miały odbywać się dwa razy w ciągu dekady, wyznaczono salę stanowiącą przedtem miejsce haremu. Część sal zaadaptowano na miesz kania dla uczonych, ale większość zajęły przywiezione z Euro py urządzenia i maszyny. Jedynie laboratorium chemiczne znalazło inną lokalizację, a mianowicie w samej kwaterze głównej, gdzie Berthollet przeprowadzał często eksperymenty w obecności Bonapartego i wyższych oficerów. 23 sierpnia o godz. 6 rano odbyło się inauguracyjne spotkanie, na którym G. Monge wybrany został prezydentem 3
4
3
Corr., nr 3 0 8 3 .
4
Ten ostatni epitet przylgnął do nich od bitwy pod piramidami, kiedy to
Bonaparte zakomenderował: „Osły i uczeni do środka”.
137 Instytutu, natomiast Bonaparte wiceprezydentem. Głównodo wodzący bardzo sobie cenił ten tytuł wyrażający szacunek i uznanie uczonych dla jego wiedzy. Odtąd wszystkie doku menty podpisywał: „General en chef, Membre de l'Institut". Sekretarzem mianowany został Fourier (był w Rosetcie, tymczasowo zastępował go Costaz). Dekretem z 16 października Bonaparte określił listę płac dla uczonych . Instytut tworzyły cztery sekcje: I. matematyki — Bonaparte (przewodniczący), Andréossy, Costaz, Fourier, Girard, L. M. Le Pére, Le Roy, Malus, Monge, Nouet, Quesnet, Say (po jego śmierci Lancret), II. fizyki — Berthollet (przewodniczący), Champy ojciec, Conte, Descotils, Desgenettes, Dolomieu, Dubois, Geoffroy de Saint-Hilaire, Raffenau de Lile, Savigny (po powrocie Dubois do Francji w jego miejsce Larrey; dołączony też później zostanie Beauchamp), III. historii naturalnej i ekonomii politycznej — Caffarelli du Falga (przewodniczący), po jego śmierci Corancez, Gloutier, Poussielgue, Sucy (po jego śmierci — Bourienne), Sułkowski, Tallien, IV. literatury i sztuki — Perceval-Grandmaison (przewod niczący), Denon, Dutertre, Norry (po jego śmierci J. B. Le Pere), Rafael de Monachis (grecki pop), Redoute, Rigel, Venture de Paradis (po jego śmierci Ripault). Instytut liczył zatem 36 członków na 48 maksymalnie określonych dekretem (na razie dwa wakaty w sekcji II, sześć w III i cztery w IV). Opracowano taki program działania Instytutu, jakiego nie powstydziłaby się dziś żadna renomowana placówka naukowa: — w dziedzinie sztuki: opracowanie historii starożytnego Egiptu, studia nad piramidami, opracowanie słownika francusko-arabskiego, przygotowanie dwóch wydawnictw; 5
5
Corr., nr 3 4 8 0 .
138 — w dziedzinie techniki: opracowanie projektu kanału łączącego Morze Śródziemne z Czerwonym oraz projektu systemu tam na Nilu, które umożliwią utrzymanie stałego poziomu wody; ponadto doświadczenia z nowymi uprawami, badania oftalmiczne, studia nad przyczynami wylewów Nilu, reorganizacja systemu szpitalnictwa oraz poprawa stanu sanitarnego; — w dziedzinie ekonomii: opracowanie nowego, jedno litego systemu miar i wag; — w dziedzinie matematyki: opracowanie kartograficzne kraju, przeprowadzenie spisu ludności, badania geologiczne i przyrodnicze (m.in. wyjaśnienie zjawiska mirażu pustynnego, ruchy ciał niebieskich, obserwacja życia krokodyli i hipo potamów). Jednakże pierwsze poczynania uczonych ukierunkowane zostały całkowicie na potrzeby ludności i wojska. Zadbano więc o ulepszenie metod wypieku chleba, poprawę gatunku chmielu używanego do wyrobu piwa, oczyszczenie wód Nilu i poprawę smaku wody pitnej, oprócz tego — określenie surowców możliwych do zastosowania przy wyrobie prochu, uruchomienie młynów napędzanych wodą i wiatrem, zbadanie zakresu działalności wymiaru sprawiedliwości. Uczeni, przybywając do Egiptu, zaopatrzyli się we wszelkie znane wówczas środki techniczne i przyrządy, ale wiozący je statek („Patriotę”) rozbił się podczas lądowania pod Aleksan drią, przez co część z nich przepadła bezpowrotnie. Dalsze straty w wyposażeniu ponieśli uczeni w czasie buntu kairskiego, kiedy to spora część przyrządów uległa zniszczeniu w siedzibie gen. Caffarellego. Doszła więc uczonym dodat kowa praca, mianowicie odtworzenie w miarę możliwości bazy technicznej. Na tym polu szczególną aktywnością i po mysłowością wykazał się Conté. Bonaparte wyznaczył Instytutowi rolę szczególną. Dlatego też brał udział w jego posiedzeniach, kiedy tylko pozwalały mu na to obowiązki. Gdy przychodził później, a zabrakło
139 miejsca, stał, nie żądając dla siebie krzesła. Uważał bowiem, że wobec nauki wszyscy są równi, a dla samej nauki trzeba mieć szacunek. Na 31 sesji odbytych za jego pobytu w Egip cie uczestniczył w 19 (za Klebera i Menou odbyło się jeszcze 17 sesji). Na przełomie 1798 i 1799 r. grupa uczonych (Berthollet, Duchanoy, Fourier, Regnault, Redouté Młodszy), pod eskortą wojsk gen. Andréossy'ego, udała się w okolice jeziora Natron, gdzie przeprowadziła rozległe badania. W tym czasie Burel badał prowincję Gizeh, Lathouille — Menufieh i Garbieh, natomiast Jomard, Martin i Bertre — Fayoum. Delile zajął się uprawami Delty, Arnollet i Champy Młodszy — minerałami Morza Czerwonego, Geoffray de Saint-Hilaire — gatunkami ryb w Nilu i jeziorze Menzaleh. Costaz badał skład piasku pustynnego, Berthollet i Descotils prowadzili badania nad barwnikami roślinnymi, Regnault — nad walorami mułu nilowego. Conté bezustannie przejawiał aktywność na polu wytwarzania coraz to nowych machin i trzykrotnie prze prowadził próby z balonem systemu Montgolfier. W Górnym Egipcie, oprócz Denona, badania prowadzili też Girard, Costaz, Fourier, Villiers de Terrage, Jollois, Schouani. Desgenettes, Larrey i Bruant zajęli się badaniem przyczyn dżumy i zapalenia oczu. To ostatnie, szczególnie rozpowszech nione w Egipcie, najbardziej odczuli żołnierze Desaixa. Wielką wagę przywiązywał Bonaparte do opracowania planów przekopania Kanału Sueskiego. Sam przecież wyprawił się do Suezu w końcu 1798 r., ale jak wiemy, znalazł tam tylko nieliczne ślady kanału faraona Necho z XXVI dynastii. Głównodowodzący wysłał więc tam grupę uczonych, którzy mieli kontynuować poszukiwania i dokonać niezbędnych pomiarów. 15 stycznia 1799 r. Le Pére i Saint Genis, pod osłoną wojsk Junota, udali się do Suezu, gdzie 31 stycznia podjęli swe badania. Udało im się odnaleźć fragmenty kanału, który oszacowali na 4 - 6 m głębokości i 25—30 m szerokości. Ale i oni — w okolicach jeziora Bitter — stracili dalsze jego
140 ślady. Przeżyli jeszcze napad Arabów, po czym 9 lutego powrócili do Kairu. Relację z tych badań Le Pére zdał na 27 sesji — 29 czerwca 1799 r. Poprzednia sesja odbyła się 4 lutego. Jako że w tym czasie trwała ekspedycja do Syrii, nie było sprzyjającej atmosfery dla kontynuacji badań. Kolejna wyprawa do Suezu ruszyła we wrześniu 1799 r. z inspiracji gen. Klebera. Trzecia natomiast wyszła z Kairu 16 listopada i ostatecznie zakończyła badania z wynikiem nega tywnym. Le Pére obliczył bowiem, że Morze Czerwone leży wyżej od Morza Śródziemnego o 9,903 m, co oczywiście przesądziło sprawę. Le Pére popełnił jednak błąd, co stwierdził później Ferdynand Lesseps, kiedy przystąpił do opracowywania projektu przekopania kanału. Fundamentalne znaczenie dla przyszłych badań nad staro żytnym Egiptem miało odkrycie płyty z czarnego bazaltu podczas prac wykopaliskowych prowadzonych w forcie Jullien pod Rosettą. Odkrycia tego dokonał oficer inżynierii kpt. Boussard, a zawierała ona przedziwne znaki. Kamień ten zabrali później Anglicy (1801) i do dziś przebywa on w British Museum, ale przedtem Francuzi zdjęli z niego odciski in skrypcji. W kilkanaście lat później Francuzowi — F. J. Champollionowi — przypadł sukces odczytania zapisu. Płyta pochodziła ze 195 r. p.n.e. i zawierała trójjęzyczny napis (hieroglify, demotyczny, grecki) ku czci Ptolemeusza V Epifanesa, sławiąca go za anulowanie długów stanu kapłańskiego. Stała się później tematem rozlicznych badań i ostatecznie umożliwiła odczytanie egipskich hieroglifów. Jomard przed stawił ją w swym wielkim dziele Description de l 'Egypte. Równolegle z pracami eksploracyjnymi prowadzono również inne działania. Utworzono wspomniane wyżej laboratorium chemiczne, gabinet fizyczny i bibliotekę. Bonaparte przymie rzał się nawet do założenia obserwatorium astronomicznego, ale nie doszło to do skutku. Powstała za to drukarnia, którą prowadził Marcel Starszy. To tutaj wydawano drukiem rozkazy, rozporządzenia i odezwy
141 dla armii i ludności. Tu wydrukowano też słownik i gra matykę języka. Powołano również do życia dwa pisma. 11 września 1798 r. ukazał się pierwszy numer „Courier d'Egypte”. Pismo to omawiało prace Instytutu i zawierało ciekawe informacje z jego prac. Redagował je najpierw Fourier, potem Costaz, wreszcie Desgenettes. 1 października ukazał się z kolei pierwszy numer „La decade egyptienne, journal litteraire et d'economie politique” redagowany przez Percevala-Grandmaisona i Talliena. Pismo to obejmowało 38 stron. Pojedynczy egzemplarz kosztował 1 franka, prenumerata roczna — 10 franków. Wychodziło w wersji dwujęzycznej i przeznaczone było głównie do celów polityczno-propagandowych. Po odjeździe Bonapartego Instytut Egipski został zreor ganizowany przez gen. Klebera tak, by kontynuować badania zarówno nad starożytnym, jak i nowym Egiptem. Podzielono go na dziesięć działów: I — ustawodawstwo, zwyczaje, religia, II — administracja, III — policja, IV — rząd i historia, V — wojskowość, VI — handel i przemysł, VII — rolnictwo, VIII — historia naturalna i demografia, IX — zabytki i ubiór, X — geografia i wodoznawstwo. Już po powrocie do Francji członkowie Instytutu przystąpili do opracowywania zgromadzonych materiałów. Spośród nie zliczonych ich prac największą sławę zdobyło sobie, wydane przy ogromnych kosztach, 20-tomowe dzieło Jomarda, ozdo bione rysunkami Denona pt. La Description de l'Egypte (pierwsze wydanie w latach 1809-1813, 1818-1828, drugie 1821-1829). Praca ta zawierała 4000 rysunków czarno-białych
142 oraz ręcznie kolorowanych miedziorytów, niezwykle wiernie — aż do przesady — odzwierciedlających to, co w Egipcie odkryto i zaobserwowano. Nie mniejsze powodzenie miała wydana w 1802 r. praca samego Denona zatytułowana Voyage dans le Basse et Haute Egypte pendant les campagnes du general Bonaparte, która zdobyła sobie rzesze czytelników w całej Europie. Spośród innych prac warto jeszcze wymienić: Galland, Tableau de l'Egypte pendant le sejour de l'armee française, avec un coup d'oeil sur l'economie politique de ce pays (Paris 1803), Villiers du Terrage, Journal et souvenirs sur l'expedition d 'Egypte (Paris 1899), Desgenettes, Histoire medicale de l'armée d'Orient (Paris 1802), Redoute, L'Egypte en 1798, d'apres journal inedit d'un membre de l'Institut d'Egypte (1894). Francuskich uczonych wspierali także tubylcy. Rekrutowali się spośród nich chociażby Elias Pharaon z Baalbeck, który był świetnym tłumaczem, czy Elliovs Bocthor — twórca wspaniałego słownika francusko-arabskiego. Obaj opuścili Egipt wraz z Francuzami w 1801 r. W Palestynie z kolei wspierał Francuzów niejaki ojciec Francesco z Konwentu Propagandy w Kairze, który nie tylko biegle władał arabskim, ale także doskonale znał tereny Galilei. Na zakończenie wypada też wspomnieć o polskim akcencie w pracach Instytutu Egipskiego, a mianowicie Józefie Suł kowskim, znawcy języka arabskiego, hebrajskiego i tureckiego. Już 23 sierpnia 1798 r. został on powołany do komisji mającej opracować dokumenty w zakresie sądownictwa cywilnego i karnego Egiptu oraz dokonać oceny oświaty. 28 sierpnia, na drugim posiedzeniu Instytutu, wraz z czterema innymi uczo nymi, wyznaczony został do opracowania słownika francus ko-arabskiego na użytek powszechny. Na trzeciej z kolei sesji,
143 2 września, odczytał swój opis drogi z Kairu do Salhahyeh, będącym ciekawym studium socjologiczno-ekonomicznym . 7 września, na czwartej sesji, Sułkowski podał informację o swej wyprawie archeologicznej w okolice wsi Ferraneh (Terraneh) i znalezieniu tam biustu bogini Izydy oraz dwóch kamieni pokrytych hieroglifami. Dalsze działania Sułkowskiego na polu nauki przerwała śmierć podczas kairskiej ruchawki. Notabene w okresie ekspedycji zginęło, zmarło bądź zostało zamordowanych w sumie 32 uczonych, z czego 7 ofiar pochłonęła dżuma. Innym polskim akcentem w Egipcie była działalność Pro spera Burzyńskiego — misjonarza i lekarza w jednej osobie, który przebywał w tym kraju już od trzech lat. Przez pewien okres był tłumaczem gen. J. Zajączka. Do kraju powrócił dopiero w 1815 r. Doniosłość badań eksploracyjnych dokonanych przez In stytut Egipski nie znajduje sobie równych — to ogromne w swym wymiarze przedsięwzięcie do dzisiaj budzi podziw i uznanie. Uczeni otworzyli drogę do poznania wielkich tajemnic dawnej świetnej przeszłości. Jednak odkrycia te nie mogłyby się odbywać bez nie mniej wielkich sukcesów na polach bitew. Dlatego też Bonaparte, rekapitulując egipski epizod, mógł powiedzieć swoim zwyczajem krótko, ale jakże wymownie: „Chwała oręża towarzyszyła odkryciom. Oto czym była ekspedycja egipska”. Przedstawiony powyżej opis powstania i działalności In stytutu Egipskiego to w zasadzie tylko zarys. Prezentuje jednak cały ogrom prac wykonanych przez uczonych. Na ten temat można by napisać osobną pracę. 6
6
Description de la route de Caire a Salhahyeh, zob.: S k a ł k o w s k i, op.
cit., s. 8 6 - 9 4 .
EKSPEDYCJA DO SYRII
...Wszyscy pójdą p i e s z o , ja pójdę pierwszy...
UWARUNKOWANIA POLITYCZNE
Jeszcze przed wyjazdem z Tulonu Bonaparte podjął kroki mające na celu pozyskanie Turcji, bądź przynajmniej zapew nienie sobie jej neutralności. Po śmierci Aubert-Dubayeta do Konstantynopola wysłany został gen. Carra Saint-Cyr. Za trzymał się on jednak w Bukareszcie, skąd tymczasem prowadził sprawy. W związku z tym Talleyrand, 7 marca 1798 r., upoważnił tłumacza ambasady Ruffina, by prowadził całość spraw do czasu przybycia nowego posła. 11 maja (list dotarł 28 czerwca) informował go ogólnie o zamiarze ataku na Egipt. Ruffin postawiony w obliczu braku konkretnych instrukcji i nie mając jasnego obrazu zamiarów Dyrektoriatu, znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji — tym bardziej że do tureckiej stolicy zaczęły już docierać pogłoski o francuskim planie inwazji Egiptu. Kiedy sama ekspedycja doszła do skutku, rząd turecki zachował się pasywnie wobec francuskiej potęgi — pomimo stałego nacisku Londynu (obawiającego się teraz o swe
145 kolonie w Indiach), aby zbrojnie upomniał się o swą domenę. Kiedy w końcu sierpnia dotarły do Konstantynopola wieści o rozbiciu floty francuskiej na redzie Abukiru, Turcy uznali to za początek końca Bonapartego. Podjęli natychmiast kroki przeciw francuskim kupcom i dyplomatom oraz przygotowania do wojny. Ruffin został 2 września wtrącony do Yedii Küle (Siedem Wież), skąd wyszedł 9 tego miesiąca po interwencji hiszpańskiego posła Bouligni. Został też zaraz wyekspediowa ny do Francji z wypowiedzeniem jej 9 września wojny przez Selima I I I . 1
Stało się zatem to, czego Bonaparte najbardziej się obawiał. A pokładał dotąd wielkie nadzieje w misji Talleyranda, który miał, zgodnie z pierwotnymi ustaleniami, udać się osobiście do Konstantynopola. Tylko bowiem on mógł wykonać to dość karkołomne zadanie. Jeszcze 16 czerwca z Malty Bonaparte wysłał Najaca na fregacie „Sensible”, która miała następnie przewieźć Talleyranda. 19 sierpnia w liście do Dyrektoriatu pytał: „Czy Talleyrand jest już w Konstantynopolu?”. 11 grudnia wysłał z kolei pismo do niego via Konstantynopol, przekonany, że ten już się tam znajduje. W tym czasie podjął też kroki dla wspomożenia działań Talleyranda, usiłując porozumieć się z wielkim wezyrem i innymi wysokimi dostojnikami Porty. Wszedł w sojusz z paszą Janiny, Alim Tebelenem. Do paszy Egiptu Abu Bekra pisał jeszcze z po kładu „ L ' O r i e n t ” (30 czerwca), potem 22 lipca z Gizeh, wreszcie 31 sierpnia z samego Kairu. Wysiłki Bonapartego okazały się w zasadniczej swej mierze bezowocne, bowiem Dyrektoriat, zaraz po jego odjeździe z Tulonu, nie zgodził się na wyjazd Talleyranda. Temu ostatniemu było to zresztą na rękę (zapewne sam się do tego przyczynił), ponieważ nie widział w tym wyjeździe żadnego osobistego interesu. Tymczasem na miejscu, w Paryżu, prze bywali akurat amerykańscy armatorzy, którzy dobrze płacili 1
S k a ł k o w s k i, op. cit., s. XVIII.
146 za świadczone im usługi. Talleyrand z natury nie mógł przepuścić takiego interesu i nie zapewnić w nim sobie udziału. Wynikła wprawdzie potem z tego afera, ale znowu na rękę Talleyrandowi, któremu posłużyła ona za pretekst do podania się do dymisji i tym samym odcięcia się od coraz mniej popularnego Dyrektoriatu. Wszystko to było całkowicie zgodne z jego charakterem. Ten przenikliwy polityk, a zarazem król zdrady (dla utrzymania się na powierzchni i zrobienia przy tym majątku gotów był sprzedać własnego ojca) przewi dywał bliski koniec obecnego rządu i dlatego też zawiódł Bonapartego. Było to jego pierwsze sprzeniewierzenie. Potem przyjdą dalsze. 2 września Dyrektoriat podjął decyzję o wysłaniu w jego miejsce Descorches'a [Marie Henri Louis d'Escorches, pan de Saint-Croix i de Mesnil (-Defray)], który wypełniał już podobne misje w czasach Konwentu. Miał on zapewnić Selima III o przychylnych zamiarach Francji i udziale w me diacji peszewara Oglu. Wyjazd zaplanowany był na 12 października, ale Talleyrand przez hiszpańskiego posła w Pa ryżu Azarę dowiedział się na początku miesiąca o uwięzieniu Riffina, wobec czego odjazd odłożono bezterminowo. Turcy tymczasem podjęli szeroko zakrojone przygotowania wojenne. Jako że wymagały one czasu, zdecydowano się na razie rzucić eskadrę adm. Kadira Beja — 6 liniowców, 8 fregat, 4 korwety (około 16 tys. ludzi) — z zadaniem owładnięcia Wyspami Jońskimi. W działaniu tym miała ona zostać zasilona przez rosyjską eskadrę wiceadm. Uszakowa — 6 liniowców, 7 fregat, 3 awiza (7400 ludzi, w tym 1700 piechoty). SIŁY I ZAMIARY STRON
Prowadzone w międzyczasie tureckie przygotowania na lądzie nie dały w pełni oczekiwanych rezultatów. Dzehezzar Pasza dowodzący w Syrii liczył na zebranie 50-tysięcznej
147 armii, ale ta nigdy liczby tej nie osiągnęła. 20 grudnia 1798 r. w obozie pod Gazą przebywało zaledwie 12 tys. żołnierzy. Spodziewano się jeszcze po 10 tys. ludzi z Damaszku, Aleppo i Iraku oraz 8000 z Jerozolimy. Na razie z Konstantynopola wysłano do Jaffy 40 dział i 1500 artylerzystów z 200 wozami amunicyjnymi. Gromadzono zapasy prochu, sucharów i wody w Jaffie, Ramleh i G a z i e . 2
Podobnie wyglądała organizacja drugiej armii (Mustafy Paszy) na wyspie Rodos, gdzie przebywało na razie tylko 8000 żołnierzy. Zakładano jeszcze przybycie 10 tys. Albańczyków, 15 tys. janczarów z Azji Mniejszej, 8000 z Grecji i 9000 z Konstan tynopola. W tym ostatnim zaczęto formować flotę dla transportu wojsk. Okazało się jednak, że z przewidywanych tu również 50 tys. ludzi będzie można zebrać najwyżej 20 tys., ponieważ na Rodos zdążą dotrzeć właściwie tylko Albańczycy. W ostatecznym rozrachunku wyszło na jaw, że w pierwszej fazie wojny z przewidywanych 100 tys. uda się wprowadzić ledwie 35 tys., a i to nierównocześnie. A przecież plan zakładał dwustronne uderzenie na Kair: z Gazy przez pustynię na Salhahyeh-Belbeys-El Kankan i z Rodos poprzez lądowanie w okolicach Abukiru bądź Damietty. Tak więc Turcja, uwierzywszy zapewnieniom Anglii, rozpoczynała wojnę nie przygotowana, z niedbale opracowanym planem, lekceważąc przy tym przeciwnika. Pierwsze wieści o szeroko zakrojonych działaniach przygo towawczych Turcji dotarły do Bonapartego na początku stycznia 1799 r. Przełom 1798 i 1799 r. poświęcił więc on na obserwowanie ruchów wojsk nieprzyjacielskich, sposobiąc jednocześnie własne siły, którymi zamierzał pokrzyżować jego plany wyprzedzającym uderzeniem, i to najlepiej tak, by każdą z tych armii pobić osobno. Według wykazów z 1 stycznia 1799 r. głównodowodzący dysponował jeszcze nadal armią w sile 29 700 żołnierzy. 2
K i r c h e i s e n , Die Memoiren..., s. 2 5 .
148 Z wojsk tych około 16 700 ludzi należało pozostawić dla utrzymania w posłuchu Egiptu. Rozlokowanie tych sił wyglądało następująco: wyszczególnienie
Dolny Egipt
Górny Egipt
razem
piechota
7000
5000
12 0 0 0
jazda
1000
1200
2200
art. i inż.-sap.
1300
300
1600
w polu
700
150
850
Razem
10 0 0 0
6650
16 6 5 0
niezdolni do akcji
3
Do wyprawy na Syrię — bo to miał być pierwszy etap nowej wielkiej kampanii — Bonaparte przygotował dokładnie 13.059 żołnierzy; w skład tej armii wchodziły następujące formacje: — dywizja gen. Reyniera (awangarda) — 2160 (gen. Lagrange) — dywizja gen. Klebera — 2336 (gen. Verdier, Junot) — gen. Bona — 2449 (gen. Vial, Rampon) — dywizja gen. Lannes'a — 2938 (gen. Veaux, Robin, Rambaud) razem: 9943 — dywizja jazdy gen. Murata — 900 — brygada gidów pieszych i konnych szefa brygady Bessiéres'a — 400 — kompania dromaderów — 89 — artyleria gen. Dommartina — 1387 — inż.-sap. gen. Caffarellego du Falgi — 3404 Każda z dywizji piechoty wyposażona była w 6 dział, kawaleria i gidowie po 6 dział konnych (razem 36 dział), a ponadto 16 dział artylerii oblężniczej (cztery 12-funtowe, 3
Tamże, s. 28.
149 cztery 8-funtowe, cztery granatniki, cztery moździerze 6-calowe). Zgromadzono też przy armii sprzęt inżynieryjny. Natomiast zasadniczy trzon artylerii oblężniczej: cztery działa 24- i 16-funtowe, cztery 8-calowe moździerze oraz środki żywności zgromadzono w Damietcie na sześciu szebekach i tartanach dowodzonych przez kpt. Standeleta. Podobny skład znajdował się w Aleksandrii na trzech fregatach kontradm. Perree („Junon”, „La Courrageuse”, „Alceste”). Bonaparte, mając za sobą doświadczenia pustyni z marszu na Kair i dysponując egipskim zapleczem, mógł tak za planować przemarsz przez Pustynię Synajską, aby był on jak najmniej uciążliwy. Do transportu żywności dla wojska i paszy dla 3000 koni (zapas 14-dniowy) przeznaczono 10 tysięcy wielbłądów. Dalsze 2000 wielbłądów dźwigać miało zapas wody na trzy dni. Świeże partie wody można było pobrać na trasie tylko w Katieh i El-Arisz. Przygotowano również 3000 osłów do transportu bagaży i amunicji, przy czym część z nich oddano po jednym na każdych 10 żołnierzy, dzięki czemu odciążono osobisty ekwipunek żołnierzy o prawie 8 k g . Tak przygotowana armia czekała już tylko na sygnał do wymarszu. Bonaparte chciał opuścić Kair już 5 lutego, lecz od Marmonta z Aleksandrii nadeszła wieść, że wysłał on do stolicy dwóch kupców z Triestu z bardzo ważnymi informacjami (Hamelin, Livron). 8 lutego Hamelin stanął przed głównodowodzącym w Kairze, donosząc mu, iż układy w Rastatt przeciągają się bez wyraźnego skutku, zjednoczona flota turecko-rosyjska oblega Wyspy Jońskie i że wybuchła wojna z Neapolem. Oczywiście, wiadomości te nie wpłynęły w niczym na zmianę planów, bo i wpłynąć nie mogły — sprawy te działy się z dala od Egiptu, a tymczasem tu, na miejscu, wyprawa do Syrii miała jeszcze swój polityczny aspekt. Wykładnią tego było pismo wysłane 25 stycznia do Tipu Sahiba— wodza majsurskiego walczącego w Indiach z Anglikami — w którym Bonaparte 4
4
A d e r , op. cit., s. 187-188.
150 pisał: „Wiesz już zapewne o tym, że dotarłem do brzegów Morza Czerwonego z niezliczoną i niezwyciężoną armią, która chciałaby wyzwolić was z oków angielskiego ucisku...” PALESTYNA W XVIII w.
Syria i Palestyna dostały się pod panowanie tureckie w 1517 r. w wyniku pobicia sułtana Egiptu Kansu el Gluwi przez wojska Selima I. W Palestynie większość gruntów pozostała w rękach arabskich feudałów. W północnej Palestynie naj większym był szejk Zahir. W 1770 r. wódz mameluków Ali Bej odzyskał Syrię i zajął Damaszek, w czym pomógł mu też wybuch powstania pod wodzą wielkorządcy północnej Pales tyny szejka Zahira. Ali Bej umiera w 1773 r. W dwa lata później Turcy ponownie zajmują Syrię i Palestynę. Władzę nad tym regionem otrzymał Dzehezzar Pasza (właściwie Ahmed Bej) — człowiek bezwzględny i okrutny, do niedawna jeszcze zwykły rozbójnik i szpieg w jednej osobie. Pierwszym posunięciem nowego władcy było gwałtowne podniesienie podatków. Spowodowało to oczywiście wybuch buntu wśród palestyńskich Beduinów i szyitów. Został on stłumiony z całym okrucieństwem. Jeńców kazał Dzehezzar zamurowywać żywcem. Wśród nieustających rozruchów i rzezi Dzehezzar rządził niezmiennie aż do 1798 r., kiedy to powstanie w Damaszku zmusiło Wysoką Porte do zmiany na stanowisku zarządcy. Dzehezzar jednak nie popadł w niełaskę. Otrzymał po prostu we władanie inne regiony Syrii. ZDOBYCIE KAALAT EL-ARISZ
2 stycznia 1799 r. Dzehezzar Pasza wysłał spod Gazy 4000 swych żołnierzy pod wodzą paszy Damaszku Abdallaha z zadaniem obsadzenia Kaalat el-Arisz. Grupa ta, po dotarciu do celu, zajęła wieś i fort, tworząc awangardę armii.
151 W tym czasie awangarda francuskiego korpusu ekspedycyjne go — dywizja Reyniera — przebywała w forcie Katieh, w którym zakończono właśnie prace fortyfikacyjne. Sam Reynier ze sztabem wyruszył z Kairu 23 stycznia drogą na Salhahyeh. 5 lutego przybył do Katieh, a już następnego dnia ruszył naprzód. W dwa dni później — 8 lutego — dotarł do oazy Mesudiah. W jej okolicach przechwycił gońca mameluków, który fałszywie poinformował go, iż w pobliżu ma przed sobą całą armię turecką. Zaniepokojony swym położeniem Reynier wysłał natychmiast kuriera na wielbłądzie do Bonapartego z tą wiadomością i prośbą o szybkie wsparcie. Sam zaś podszedł na odległość strzału armatniego do el-Arisz i zajął pozycję na piaszczystym pagórku. Turcy tymczasem obsadzili lasek palmowy i źródła wody oczekując pomocy od Dzehezzara z Gazy. Ten przysłał im wieczorem 12 dział (dotąd mieli tylko 3 w forcie). Jazda turecka, ośmielona nieliczną francuską, wypuściła się na flanki i tyły Reyniera. Ten, po półgodzinnej kanonadzie, pchnął 85 półbrygadę do szturmu na el-Arisz i zdobył wieś po zaciętej walce. Pięciuset Turków zostało zabitych, rannych, bądź wziętych do niewoli. Reszta uszła do fortu, a kawaleria odskoczyła na drogę do Gazy zajmując pozycję pod osłoną głębokiego wąwozu. Jednak Reynier okupił swój sukces ciężkimi stratami — było podobno aż 200 zabitych i 300 rannych, co obudziło spore niezadowolenie w dywizji . Tymczasem o godz. 23 na wysokości pozycji zajmowanej przez jazdę turecką nadeszły główne siły i stanęły za jazdą po prawej stronie wąwozu. Teraz Reynier, blokując fort zaledwie 2000 ludzi, znalazł się w obliczu około 11 500 żołnierzy przeciwnika. Na szczęście Abdallah nie przejawiał poważniej szej aktywności, dzięki czemu Reynier doczekał się nadejścia dywizji gen. Klebera, która wyruszywszy z Damietty 3 lutego przez jezioro Manzaleh, dotarła pod fort Tineh (koło ruin 5
5
K i r c h e i s e n , Die Memoiren..., III, s. 31.
152 Pelusium), a 6 lutego do Katieh, skąd szybkim marszem osiągnęła Kaalat el-Arisz 12 lutego rano. Kleber przejął od razu blokadę fortu, podczas gdy Reynier zebrał koło południa swe wojska i ruszył w kierunku wąwozu, lokując się w pal mowym lasku. Dwa najbliższe dni poświęcił na rozeznanie się w terenie i przygotowanie skutecznego ataku. 14 lutego o godz. 23 wykonał ruch naprzód. Przebył wąwóz, stając przy nim lewym skrzydłem, prawym zaś przeskrzydlając lewą flankę Turków. Do ataku przygotował trzy kolumny, ustawiając w przerwach między nimi artylerię, a na 200 kroków przed każdą kolumną — po 150 grenadierów i 50 jezdnych. Żołnierze, dla rozpoznania w ciemnościach, mieli ramiona przepasane białymi chustkami. Kolumny francuskie szybko podeszły pod obóz turecki i wykorzystując zaskoczenie przeciwnika, wdarły się do środka, siejąc śmierć i zniszczenie. Reynier z środkową kolumną parł prosto na namiot paszy, który pieszo ledwie zdołał zbiec. Przepadły wszystkie wielbłądy i bagaże, większość koni i namiotów. Zdezorganizowana armia turecka zdołała się zebrać dopiero w okolicach Khan Junis (25 km od Gazy). Straciła w walce do 500 zabitych i 900 jeńców. Francuzi mieli tym razem tylko 3 zabitych i do 20 rannych. Ze swym zwycięstwem trafił Reynier akurat na przyjazd głównodowodzącego, który z dywizjami Bona i Lannes'a opuścił Kair i 10 lutego dotarł do Belbeys, a 11 do Koraim. Tu dopadł go kurier wysłany 9 lutego. Na skutek wieści otrzymanych od niego Bonaparte ruszył natychmiast na dromaderze i pędząc całą noc, przybył 15 lutego o godz. 10 do Katieh (tego dnia dotarła tu dywizja Lannes'a). Noc z 15 na 16 lutego spędził w Bir-el-Abd, 16 wieczorem był w Mesudiah, 17 w Kaalat el-Arisz, gdzie następnego dnia przybył też Lannes. Po uporządkowaniu zdobyczy Reynier przysposobił obóz do obrony tak, by móc w nim osłonić blokadę fortu el-Arisz (17 lutego Bonaparte przeprowadził tu rekonesans). Przebywało w nim 1000 ludzi pod wodzą Ibrahima Nizama. Gen. Caffarelli
153 ustawił w baterię 8 dział i 4 granatniki i 18 lutego rozpoczął ostrzeliwanie fortu. Spodziewał się poza tym nadejścia czterech ciężkich dział, którymi mógłby skruszyć mury. Gen. Dommartin, podwoiwszy zaprzęgi, sprawił, iż już 19 lutego rano dwa z nich nadeszły i po pięciogodzinnym ostrzale zrobiły w murze wyłom. Gen. Berthier zażądał wówczas kapitulacji fortu, ale odpowiedziano mu, że obrońcy będą walczyć aż do śmierci, ewentualnie proponują dwutygo dniowe armistycjum i o ile w tym czasie nie nadejdzie pomoc — skapitulują. Bonaparte nie mógł jednak tak długo czekać, tym bardziej że poziom wody w okolicy zaczął się niepokojąco zmniejszać. 20 lutego rano Dommartin, zebrawszy wszystkie granatniki, zbombardował fort, po czym do akcji wkroczyła piechota. Obrońcy, widząc się w potrzasku, skapitulowali w zamian za obietnicę swobodnego wyjścia w kierunku Bagdadu — musieli jednak złożyć deklarację, że do końca tej wojny nie wystąpią przeciw Francuzom. Z możliwości tej skorzystała niewielka grupa żołnierzy, ponieważ 400 było już zabitych bądź rannych, 300 zaś zgłosiło akces do francuskich szeregów. W forcie zdobyto 250 koni, około 100 wielbłądów i 3 działa. Jego mury zostały natychmiast naprawione, wyposażone dodatkowo w cztery umocnienia w kształcie półksiężyca i obsadzone załogą. 20 lutego nastąpiła pełna koncentracja francuskiego korpusu ekspedycyjnego. Ponaglane w marszu przez Bonapartego wojska, które wyszły z Kairu, 12 lutego osiągnęły Salhahyeh, 13 el-Arisz, 14 Katieh, 15 Bir-el-Abd, 16 Birket-el-Aisz, 17 Mesudiah i między 18 a 20 lutego el-Arisz. ZDOBYCIE GAZY
21 lutego awangarda pod dowództwem gen. Klebera i jazda Murata ruszyły w dalszą drogę — na Gazę. Następnego dnia Bonaparte ruszył z Lannes'em i Bonem. 22 lutego spodziewano
154 się osiągnąć studnie Zawi, a nazajutrz Khan Junis, odległe od el-Arisz o 60 km. Tymczasem już pierwszego dnia marszu doszło do pomyłki, która mogła kosztować życie głównodowodzącego i zniszczyć dywizję Klebera. Kleber bowiem, przebywszy na drugim etapie 14 km, zboczył z drogi do Khan Junis i odbił nieświadom w prawo — na Gain i dalej na Kerak. W późnych godzinach popołudniowych jeden z żołnierzy zwrócił uwagę, iż mimo piętnastogodzinnego marszu kolumna nie doszła jeszcze do grobu derwisza Karuba, który stanowił punkt orientacyjny i gdzie powinny znajdować się liczne uprawy roślin strączkowych. Doniesiono o tym Kleberowi, który pojął nagle, że znalazł się w środku pustyni, bez możliwości uzupełnienia wody, a miał tylko dwa wielbłądy z jej zapasem. W tej sytuacji dał wojsku nieco wypocząć i ruszył zaraz po wschodzie słońca w kierunku Zawi. Tymczasem Bonaparte, 23 lutego o godz. 13, z oddziałem wielbłądów i 200 konnymi grenadierami, ruszył śladem awangardy, minął Zawi i dotarł do Reyfah. Tu jednak nikt nie słyszał o żadnym wojsku, wobec czego ruszył dalej — na Khan Junis, gdzie dotarł o zmierzchu. Stanąwszy na wzgórzu, spostrzegł wielki obóz, który właśnie ze względu na swą wielkość nie mógł być obozem Klebera. Wtem doniesiono mu, że ma przed oczyma obóz turecki, a wokół krążą mamelucy Ibrahima Beja. Bonaparte zarządził więc natych miastowy odwrót. Zauważony przez mameluków był przez nich ścigany aż do Reyfah, gdzie urządzona zasadzka po wstrzymała ich dalsze działania. O godz. 23 oddział dotarł z powrotem do Zawi na zupełnie wyczerpanych koniach. Na poszukiwanie zaginionej kolumny wysłano teraz kilka patroli. Nie przyniosły one żadnych wieści. Dopiero o godz. 3 nad ranem oddział na wielbłądach wysłany w kierunku Gain przywiódł jakiegoś Araba, który opowiedział o kierunku marszu kolumny Klebera. Bonaparte wyruszył zatem osobiście na jej spotkanie, do którego doszło
155 o godz. 10. Dywizja Klebera była wyczerpana i zdezor ganizowana. Głównodowodzący zebrał ją, wygłosił krótką mowę i doprowadził w południe do Zawi, gdzie miała wypocząć. Mimo tej fatalnej pomyłki i uciążliwego marszu powrotnego dywizja straciła tylko pięciu ludzi . Rolę awangardy przejęła teraz dywizja Lannes'a, który jeszcze 24 lutego wieczorem dotarł do Khan Junis. Za nim podążały pozostałe dywizje. Na miejscu armia miała odnowić zapasy wody. 25 lutego o świcie wojsko ruszyło w dalszą drogę i po trzech godzinach marszu znalazło się w obliczu awangardy Abdallaha. Pochwycony jeniec podał, że pasza ma 2 działa i 10-12 tysięcy ludzi, z których połowę stanowi jazda, i że oczekuje nadejścia wojsk agi Jerozolimy (około 8000) oraz 14 dział z Jaffy. O godz. 15 obie armie stanęły oko w oko na przedpolach Gazy. Niebawem też okazało się, że ani aga Jerozolimy jeszcze nie dotarł, ani też działa z Jaffy (brak zaprzęgów), a wojsko Abdallaha stanowi prawdziwą mieszankę nie najlepszego gatunku. Piechota jest w zasadzie niewyszkolona, z jazdy 1000 stanowią mamelucy Ibrahima Beja (ale z tych tylko 600 na koniach), 3000 to jazda Dzehezzara Paszy, 2000 — damasceńska. Abdallah obsadził piechotą wyniosłe wzgórze Hebron, stanowiące prawe skrzydło jego pozycji. Na lewym zgrupował całą jazdę. Miasto było ogołocone z wojska. Obsadzono jedynie cytadelę. Bonaparte z kolei ustawił na lewym skrzydle dywizję Klebera, w centrum dywizję Bona, na prawym skrzydle jazdę Murata, którą dla zrównoważenia przewagi liczebnej kawalerii tureckiej zasilił dywizją Lannes'a sformowaną w trzy czworoboki. Atak francuski nastąpił całą linią. Bon uderzył z frontu, podczas gdy Kleber ruszył przez dolinę leżącą między Gazą 6
6
T r a n i e , C a r m i g i a n i , op. cit., s. 1 8 6 - 1 8 9 .
156 a wzgórzem Hebron, by wyjść na flankę nieprzyjaciela, a Murat z Lannes'em na oskrzydlenie lewego skrzydła tureckiego. Turcy po krótkim oporze rzucili się do ucieczki. Jedynie jazda Ibrahima Beja stawiła silny opór, rozpraszając na wstępie trzy szwadrony Murata, a wspierający ich czorbadżowie zaatakowali dragonów. Dopiero atak z flanki złamał ich siłę oporu. Pościg powstrzymywany chwilami przez mameluków szedł jeszcze przez 10 km. To krótkie starcie kosztowało Abdallaha 300 zabitych i rannych. Francuzi stracili 60 ludzi. Weszli też od razu do miasta, otaczając cytadelę, która poddała się następnego dnia rano. Zdobyto wiele ciężkich dział, zapasy wody wojsk tureckich i materiał wojenny. Samo miasto nie zrobiło na Francuzach korzystnego wrażenia. Jego świetność dawno już przeminęła. Teraz składało się tylko z lichych domów zamiesz kałych przez niecałe 3000 ludzi. Mimo że położone było około 1 km od morza, nie miało portu. Za to okolice Gazy stanowiły jej przeciwieństwo — piękne i żyzne, upstrzone zadbanymi wioskami, licznymi gajami oliwkowymi i poprze cinane nie mniej licznymi strumieniami. Wojsko stanęło obozem pod miastem, korzystając z dob rodziejstw tej okolicy i odpoczywając przez cztery dni po trudach pustynnego marszu. Żołnierze spodziewali się, że kolejnym etapem ich wyprawy będzie przesławna Jerozolima. Czuli się w swym dziele spadkobiercami krzyżowców, ponownie wyzwalających Ziemię Świętą z rąk niewiernych. Mieli się jednak zawieść. Bonapar temu bowiem był pilnie potrzebny port, do którego mogłaby zawinąć flotylla ze sprzętem oblężniczym i aprowizacją, których nie sposób było przecież transportować przez pustynię. W tym czasie gen. Berthier odbił w polowej drukarni proklamację do ludności Palestyny i Syrii przygotowaną przez ulemów z meczetu Al-Azhar, a mającą na celu zapewnienie sobie przychylności tubylców.
157 ZAJĘCIE JAFFY
Po czterodniowym odpoczynku armia ruszyła w dalszą drogę — na Ramleh. Na długości 25 km wiodła ona otwartą równiną. Przechodząc przez ruiny Ascalonu, Bonaparte zatrzymał się tu trzy godziny, aby obejrzeć pole bitwy I wyprawy krzyżowej, gdzie Gotfryd de Bouillon pobił wojska Ahmeda el-Mustali. 1 marca, po przejściu kolejnego etapu (30 km), wojsko stanęło pod Esdud. 2 marca, przebywszy następne 30 km, osiągnięto R a m l e h , skąd już tylko jeden marsz dzielił armię od Jerozolimy. Patrole skrzydłowe zapuszczały się nawet na 12 km od miasta. Jeszcze tutaj wojsko liczyło na to, że zobaczy wszystkie dziwy tego starożytnego miasta, ale rozkaz wodza rozwiał te nadzieje — kierował marsz w przeciwnym kierunku, na Jaffę. Zapytany wówczas przez Bourienne'a, czy pójdzie na Jerozolimę, stwierdził wymownie: „Bynajmniej, Jerozolima nie leży na mej linii operacyjnej”. Od Jaffy dzieliła go odległość 22 km, którą pokonał jednym marszem, stając 3 marca pod jej murami. Miasto liczyło wówczas 8000 mieszkańców i obsadzone było przez czterotysięczną załogę z liczną artylerią dowodzoną przez Abdallaha. Miasto dość regularnie rozłożone, otoczone było wysokimi murami z wieżami i choć nie posiadało fos, stanowiło stosunkowo silny punkt obronny z racji korzystnego położenia na płaskowzgórzu, dającym szeroki wgląd w okolicę. Abdallah liczył poza tym na odsiecz od Dzehezzara, spieszącego do Jaffy z wojskiem i siłami artylerii. Bonaparte opasał twierdzę dwoma dywizjami — po lewej Lannes, po prawej Bon. K l e b e r — j a k o osłona od strony Akki — stanął nad rzeką Nar el-Ugeh. Reynier, idący w ariergardzie, dopiero 5 marca doszedł do Ramleh. Warzyw i wody wojsku jak na razie nie brakowało. Reszta zaopatrzenia szła z Gazy i Ramleh. 7
7
B o u r i e n n e , Memoires..., t. II, s. 2 1 7 .
158 4 marca Francuzi dokonali rozpoznania twierdzy, w nocy zaś ustawili trzy baterie, z których dwie do bombardowania (po cztery działa 8-funtowe i po dwa granatniki), a jedną do wyłomu (cztery działa 12-funtowe, cztery granatniki). Garnizon Jaffy urządził dwa wypady, usiłując przeszkodzić Francuzom w przygotowaniach. Wysiłki te zostały jednak udaremnione. Od wziętych jeńców dowiedziano się za to, że w garnizonie znajdują się żołnierze z fortu el-Arisz, którzy uprzednio przysięgli nie brać udziału w dalszych działaniach wojennych. 6 marca ogień artyleryjski uczynił wyłom w murach, po czym Berthier wysłał do dowódcy twierdzy parlamentariusza z propozycją kapitulacji. W odpowiedzi parlamentariuszowi i trębaczowi ścięto głowy i wywieszono je na murach . W tej sytuacji rozpoczęto natychmiastowy ostrzał (o godz. 7.00), a szef batalionu F. Łazowski z 45 żołnierzami zabezpieczył przejście do wyłomu; uderzyła nań 22 półbrygada płk. Lejeune'a, przy której stanął sam gen. Lannes. Płk Lejeune bowiem został śmiertelnie ugodzony pociskiem, który Bonapar temu zdmuchnął z głowy kapelusz. Jednocześnie gen. Bon wykonał pozorowany atak na mur. Żołnierze Lejeune'a wpadli szybko do miasta zajmując kilka wież. Także żołnierze Bona wdarli się po drabinach do wewnątrz. Doszło do rzezi. Miasto bowiem za próbę oporu wystawione zostało na 30-godzinną grabież. Nikomu nie dawano w tym czasie pardonu . Przera żeni żołnierze tureccy ginęli pod ciosami bagnetów i kolb. Część zdążyła się schronić i zamknąć w cytadeli. Oficerowie francuscy, bez wiedzy naczelnego wodza, zadeklarowali im życie za natychmiastową kapitulację. Bonaparte wpadł w gniew z tego powodu, albowiem jeńców tych było prawie 2500. Nie mógł przecież wypuścić ich na parole, nauczony już doświadczeniem załogi el-Arisz, i nie miał też sił, by wydzielić ich część do eskortowania tak dużej liczby zdro8
9
8
T a m ż e , s. 187.
9
Corr., V, nr 4 0 0 9 , La J o n q u i e r e , IV, s. 261 nn.
159 wych mężczyzn do Egiptu. Po trzech dniach wahań wydał więc rozkaz uśmiercenia wszystkich. Zarzucano mu później po wielekroć tę zbrodnię (on sam nie unikał odpowie dzialności za tę decyzję), ale żaden dowódca w tej sytuacji nie miałby innego wyjścia. Abdallah — dowódca garnizonu — ukrył się najpierw w przebraniu. Potem zjawił się przed obliczem Bonapartego i padł mu do stóp. Ten przyjął go wspaniałomyślnie, po czym odesłał do Kairu. Przy szturmie Jaffy wyróżnili się gen. Andréossy, płk Duroc i szef batalionu Aimé. Zdobyto olbrzymie magazyny aprowizacyjne, 40 dział różnych kalibrów (w tym 30 z brązu) i sporo bogato inkrustowanej broni. Wojsko dzięki grabieży wzbogaciło się pokaźnie, bowiem zajęte rzeczy odsprzedawało potem mieszkańcom za dziesiątą część wartości. Dodatkową zdobycz stanowiła flotylla 16 statków kupiec kich, które wpłynęły do portu w dzień po zdobyciu Jaffy. Przywiozły one ryż, mąkę, oliwę, proch i amunicję. Jako że poprzednio przebywały w Akce, zostały zarekwirowane, a kontradm. Ganteaume obsadził je załogami, przygotowując do rejsu na Hajfę. ZARAZA W MIEŚCIE
Od momentu rozpoczęcia kampanii korpus ekspedycyjny przebył prawie 600 km, w tym około 180 przez pustynię. Siły jego zostały więc poważnie nadwerężone. Urządzony w klasztorze lazaret nie mógł już wkrótce pomieścić wszyst kich chorych i rannych, których liczba doszła do 700. Larrey nie mógł dać sobie rady. Stany ciężkie kończyły się śmiercią w ciągu doby od umieszczenia w lazarecie. U niektórych chorych wystąpiły niepokojące objawy — naj pierw wymioty, potem febra i wreszcie delirium. Rozpoznano w tym objawy dżumy. Wybuchła panika. Przerażeni za konnicy, którzy dotąd pomagali, teraz zamknęli się w swych
160 celach. Panika opanowała też podstawową pomoc sanitarną, a oficerowie nie byli w stanie zapewnić właściwej dystrybucji środków w lazarecie. Spowodowało to dalsze pogorszenie warunków, przez co dżuma zaczęła przybierać na sile, a panika udzieliła się już nawet generałom. Bonaparte, poinformowany o tym, co się dzieje, wyeksmi tował zakonników do Nazaretu i Jerozolimy, po czym 11 marca sam udał się do lazaretu na inspekcję obchodząc pomieszczenia, gdzie leżeli chorzy i ranni. Rozmawiał z nimi, a sławną scenę dotknięcia zadżumionego uwiecznił na swym płótnie Gros (późniejszy baron Cesarstwa). Ten ryzykowny gest, który wykonał Bonaparte, miał przede wszystkim na celu przekonanie wojska, że to nie dżuma. Czy w to uwierzono, nie wiadomo. W każdym razie działanie to przyniosło uspokojenie w szeregach. Sądzić należy, że sama epidemia wybuchła z powodu olbrzymiej liczby trupów, które w tym klimacie szybciej się rozkładały, aniżeli zdołano je uprzątać. Wybuch zarazy wpłynął też zapewne na przyspieszenie decyzji wymarszu. STARCIE POD NABLUS. ZAJĘCIE HAJFY
W związku z planami dalszego marszu, kontradm. Ganteaume wydał rozkaz flotylli stojącej w Damietcie, aby przybyła do Jaffy. Identyczny rozkaz zawiózł kurier do Aleksandrii dla kontradm. Perrée. Pierwszy przybył do Jaffy kpt. Standelet z Damietty (12 marca), przywożąc na pokładach sprzęt oblężniczy. 14 marca korpus ekspedycyjny ruszył w dalszą drogę — ku stanowiącemu dotąd osłonę boczną gen. Kleberowi, który jeszcze 7 marca udał się w kierunku największego syryjskiego obszaru leśnego Meski, upamiętnionego w starożytności krwawą bitwą Saladyna z Ryszardem Lwie Serce. Po drodze napotykano bezustannie lotne oddziały przeciwnika, które niepokoiły maszerujących Francuzów. Wielu ludzi zostało po
161 drodze rannych, a gen. Dumas zginął, oddaliwszy się zbytnio od głównej kolumny. Jeszcze tego samego dnia Bonaparte dotarł do lasu Meski. Tutaj rozważał dalszy kierunek marszu. Miał bowiem do wyboru dwie drogi do Akki: 105 km wzdłuż wybrzeża morskiego i 115 km krawędzią równiny. Wybrał ostatecznie tę drugą z uwagi na fakt, iż Przełęcz Hajfy, leżąca na szlaku nadmorskim, mogłaby być broniona, a tym samym powstrzy mać płynny dotąd marsz naprzód. 15 marca awangarda korpusu podeszła w pobliże wsi Kakhun, skąd zaobserwowała liczną jazdę turecką wspieraną przez 4000 Nablusczyków. Stali oni w szyku bojowym wzdłuż drogi do Akki. Francuzi szybko sprawili szyki, łamiąc w natar ciu opór przeciwnika po krótkiej, acz zaciekłej walce. Nablusczycy uciekli do miasta, Turcy do Akki. Na polu bitwy zostawili prawie 1000 zabitych i rannych, w tym wielu znaczniejszych Nablusczyków. Lannes, na którym spoczął główny ciężar walki, miał aż 250 rannych, co wywołało irytację Bonapartego. Skutek tej walki był jednak taki, że mieszkańcy tego regionu pozostali niemal do końca tej kampanii spokojni. Wieczorem 15 marca Francuzi stanęli obozem pod Zaitha. 17 marca marsze doprowadziły ich pod El-Harti, skąd gołym okiem było już widać górę K a r m e l — według Biblii miejsce modlitwy proroka Eliasza i odwiedzin Sunamitki u proroka Elizeusza. Góra Karmel stanowi zakończenie pasma Nablusu i posiada znakomite walory obronne. Jej wysokość dochodzi do 800 m, ma liczne źródła wody pitnej i daje wgląd w Zatokę Hajfy oraz w całą równinę. Bonaparte zatrzymał się na lewym brzegu rzeki Kison. Do Hajfy miał już tylko 13 km. Miasto to otoczone starymi, wysokimi murami z wieżami liczyło około 3000 mieszkańców 10
10
Góra Karmel (hebr. Kerem-el) czyli W i n n i c a Pańska.
162 i miało znakomicie położony port. Zajęcie tego punktu teraz, kiedy zbliżały się flotylle z Damietty i Aleksandrii, było nieodzowne. Na szczęście miasto stawiło słaby, wręcz sym boliczny opór i już o godz. 17 Bonaparte wkroczył w jego mury. W magazynach zajęto 150 tys. porcji sucharów, spore zapasy ryżu i oliwy. Bonaparte, rzuciwszy okiem na zatokę, zauważył, że na redzie Akki stoją dwa okręty wojenne. Jak się okazało, był to dywizjon 74-działowych liniowców Sidneya Smitha („Theseus”, „Tiger”), przybyły tu dwa dni temu z Konstantynopola. Głównodowodzący pchnął natychmiast podjazd na Tanturah, aby w tej sytuacji uprzedził flotyllę o zagrożeniu ze strony angielskich okrętów, które zresztą krótko potem wyszły w morze z zadaniem paraliżowania francuskiej żeglugi. Podjazd wykonał zadanie, jednak efekt tego był dwojaki: 8 statków wiozących żywność poszło zdecydowanie naprzód i 19 marca o świcie weszło do portu w Hajfie, 16 statków wiozących sprzęt oblężniczy wykonało zwrot na pełne morze z zamiarem powrotu do bazy. Na lądzie tymczasem podjęto dalsze działania. 18 marca w nocy jednostki techniczne przerzuciły dwa mosty przez Kison, a dywizje francuskie doszły tego dnia na wysokość młyna Szerdam. Po osiągnięciu rzeki el-Rahmin płk Bessiéres z 200 gidami i 2 działami przeprawił się na drugi brzeg, tworząc tym samym awangardę, pionierzy zaś postawili przez noc dwa mosty. 19 marca o świcie Bessiéres wchodzi na Górę Meczetu, skąd roztacza się widok na równinę i miasto Akkę. FRANCUZI POD AKKĄ
Akka, której umocnienia pochodzą z XII wieku, leży nad Zatoką Hajfy, w odległości 170 km od Damaszku, a 130 km od Jerozolimy. Do najbliższego miasta — Hajfy — drogą morską jest 14 km, drogą lądową 18 km. Miasto otacza
163 rozległa równina o długości 35 km i szerokości 10 km. Przecina ją sześć strumieni, z których największe to Kison i Belus. 19 marca armia francuska, przeszedłszy Belus, stanęła obozem nad Turonem pod osłoną dywizji Reyniera, która nawiązała walkę ogniową z żołnierzami garnizonu, zajmują cymi ruiny przed miastem. Francuzi rozłożyli się obozem na zboczach Turonu stano wiącego podstawę trójkąta, w jakim zamykały się ich pozycje. Prawe skrzydło objął gen. Kleber, centrum Bon i Lannes, lewe Reynier. W centrum pozycji biegł akwedukt oraz mieścił się magazyn zaopatrzeniowy, nad którym pieczę miał intendent Daure. U podnóża Góry Meczetu, w dużym domu, założono lazaret polowy. Główne lazarety znajdowały się w Chafr Amr, Hajfie, Jaffie i Ramleh. Bonaparte zabezpieczył sobie zaplecze 2000 ludzi roz rzuconych w czterech punktach i podzielonych na cztery oddziały. Grupa szefa szwadronu Lamberta (załogi w Hajfie i Chafr Amr) otrzymała zadanie obserwacji z góry Karmel całego wybrzeża i dróg wiodących ku Nablus oraz równiny Ezdrelon, grupa gen. Junota (główna baza w cytadeli Nazaret) prowadziła obserwacje poniżej jeziora Genezaret, oddział gen. Murata sprawował nadzór nad górną częścią jeziora Genezaret i mostem Jakuba, natomiast oddział gen. Viala pilnował przejść przez góry Saron, mając patrole wysunięte w kierunku Tyru. Ponadto utrzymywano załogi w Gazie, el-Arisz i Katieh, a kolumny marszowe były w ciągłym ruchu. Zaopatrzenie oparto o magazyny Hajfy, które z kolei uzupełniane były z Jaffy drogą morską i lądową. Istniały ponadto magazyny w Sefed, które uzupełniał szejch Daher, i w Chafr Amr, kompletowane z miejscowych zasobów. Paszę dla zwierząt zbierano z kolei z okolic Akki i Ezdrelon obfitujących dostatecznie w ten materiał. Kiedy tylko Francuzi usadowili się pod Akką, przybył do ich obozu szejk Abbas el-Daher na czele 400 konnych (przez
164 dwa dni oczekiwał na Francuzów w Chafr Amr). Przed meczetem, o godz. 10, spotkał się z Bonapartem, któremu złożył przysięgę na wierność, otrzymując pod zarząd pro wincję Safed i obietnicę odzyskania schedy po ojcu Omar-Daherze . Szejk Daher pozostał w obozie Francuzów przez następne dwa dni. Tydzień później podpisał umowę, w której zobowiązał się wystawić 5000 zbrojnych mających nadzorować Jordan, część wybrzeża od podnóża gór po Cezareę oraz oddawać w ramach trybutu połowę dochodów z podległych mu terenów. Przymierze z Abbasem el-Daherem przyniosło Bonapartemu spore korzyści. Szejk bowiem utrzymywał żywy kontakt z Damaszkiem i dostarczał ważne wieści o bieżących wyda rzeniach. Udało mu się też pozyskać Beduinów, którzy zobowiązali się nie napadać na Francuzów. Ponadto Abbas dbał o stałe zaopatrzenie obozu francuskiego we wszystko, co było niezbędne dla jego utrzymania. Oprócz el-Dahera mógł Bonaparte liczyć na jeszcze jednego sprzymierzeńca. W kilka dni po Daherze zjawiła się u niego grupa 900 Mutwalów, w tym kobiety i dzieci. Było też wśród nich 260 zbrojnych, z czego połowa konno. Poinformowali oni wodza Francuzów, że plemię ich liczyło 10 tysięcy ludzi, ale Dzehezzar wymordował większość, a resztę przepędził z ich ziemi. Kiedy Bonaparte otrzymał wieść, że gen. Vial przebył Saron i zajął Sur (starożytne Tyrus), oddał to terytorium Mutwalom, za co ci zobowiązali się pełnić dozór na wybrzeżu, a do końca maja zebrać 500 konnych, którzy pójdą z Fran cuzami na Damaszek. W obozie francuskim zjawili się także chrześcijanie z okolic Nazaretu w liczbie prawie 1000. Uszczęśliwieni, że po tylu 11
10
Kwatera G ł ó w n a pod Akką, 26 ventose'a roku VIII (19 marca 1799),
pismo
do
szejka
Abbasa
el-Dahera
przywracające
mu
dobra
po
ojcu
i zobowiązujące m i e s z k a ń c ó w do podporządkowania się n o w e m u władcy oraz zwrot w s z y s t k i c h dóbr, jakie posiadał w Nazarecie Omar-Daher.
165 latach mogą porozmawiać ze współwyznawcami, opowiadali o sobie. Okazało się przy tym, że lepiej znają Biblię, aniżeli sami Francuzi. Chrześcijanie ci podczas oblężenia Akki oddawali nieoce nione usługi: urządzili w obozie targ, oferując świeże warzywa, sery, mleko, mąkę, ryż, wino i inne wiktuały, oraz opiekowali się rannymi. Bonaparte przyjął również delegację mahometan, żalących się na okrucieństwa Dzehezzara i pokazujących na dowód ludzi, których pasza swoim kaprysem pozbawił nosów. Żydzi zamieszkujący licznie Syrię również żywili duże nadzieje — przekonani byli, że po zdobyciu Akki Francuzi opanują Jerozolimę i przywrócą tam świątynię Salomona. Sam Bonaparte umiejętnie wykorzystywał te wszystkie nastroje. Ponadto wysłał agentów do Damaszku, Aleppo, a nawet do Armenii, głosząc swą obecność i posłannictwo armii francuskiej. Wyprawił nawet zaufanego człowieka na dwór teherański, zapoczątkowując tym posunięciem swe kontakty z szachem Persji. UTRATA SPRZĘTU OBLĘŻNICZEGO. WALKI POD HAJFĄ
22 marca z Góry Meczetu zaobserwowano liniowce Sidneya Smitha wychodzące w morze. Jednocześnie zauważono też sześć z 12 tartanów wiozących właśnie sprzęt oblężniczy dla wojsk Bonapartego pod Akką. Zespołem tym dowodził kpt. Standelet. Sidney Smith, mając informacje o tej flotylli, wyruszył na jej poszukiwanie i przechwycenie, zanim zdąży wyładować swą zawartość. Kpt. Standelet, zauważywszy angielskie okręty, wykonał natychmiast zwrot na północny zachód mając nadzieję ujść. Jednak Anglikom po 36-godzinnym pościgu udało się po chwycić 6 tartanów, reszta uchodziła kursem na Francję. Ta pomyślna dla oblężonych akcja pokrzyżowała plany Bonapartego, który, pozbawiony tym sposobem artylerii
166 oblężniczej, nie mógł już myśleć o prawidłowym oblężeniu twierdzy takiej jak Akka. Notabene niejasne jest w tym wszystkim stanowisko kpt. Standeleta posądzanego o ignorancję, chęć powrotu do kraju, czy wręcz tchórzostwo. O prawdziwych powodach jego decyzji nie dowiemy się już raczej nigdy. Pewną rekompensatą za to niepowodzenie były walki pod Hajfą. Sidney Smith bowiem próbował teraz zablokować port, ale rafy koralowe przecięły liny kotwiczne „Theseusa”, który zdryfował niebezpiecznie w pobliże portu. Sidney Smith zdecydował się wówczas uderzyć na miasto, licząc na łatwy sukces. 26 marca o świcie załadował 400 ludzi do łodzi. Oddział ten wylądował bez przeszkód na lądzie i wszedł na ulice Hajfy. Dopiero teraz ruszyła kontrakcja szefa szwadronu Lamberta. Najpierw ostrzelał Anglików z 3 dział i ogniem 100 strzelców, a następnie rzucił na ich flanki dwa 30-osobowe oddziały dragonów. Zaskoczeni zupełnie Anglicy stracili blisko 150 ludzi, a ponadto 32-funtową karonadę z szalupy „Tigera”. Reszta w popłochu odpłynęła w kierunku swych okrętów, ponosząc jeszcze dalsze straty od ścigających ich ogniem dział francuskich. Sidney Smith wycofał się po tej porażce, nie próbując już więcej tego typu akcji. Kilka dni później Lambert odniósł jeszcze jeden sukces. 1 kwietnia o świcie na kotwicowisko Hajfy podeszła turecka fregata z Konstantynopola. Lambert polecił natychmiast wciąg nąć turecką flagę. Dowódca okrętu, pewny, że miasto jest jeszcze w rękach swoich, spuścił szalupę i z 30 ludźmi udał się do portu. Spotkała go tu przykra niespodzianka: został natychmiast przechwycony i wzięty do niewoli. Z szalupy zdjęto 24-funtową karonadę. Szczególnie ta ostatnia zdobycz była cenna — wraz z uprzednio zdobytym działem angielskim przekazana została pod Akkę na baterię wyłomową, co choć w pewnej części rekompensowało utratę własnych dział oblężniczych.
167 UTRATA WYSP JOŃSKICH
Wyspy Jońskie (Lewanty) tworzyły archipelag siedmiu wysp (a właściwie dwudziestu): Kythira (Ceriko), Zakynthos (Zante), Kefalonia, Lefkas (S. Maura), Itaka, Paksos i Kerkira (Korfu). Zamieszkane były wówczas przez 170 tys. ludzi. Francuzi przejęli władzę nad archipelagiem podczas konfliktu z Rzecząpospolitą Wenecką. Dokonała tego ekspedycyjna dywizja gen. A. Gentilly (Gentille), przy czym największą z tych wysp — Korfu (594 km ) — opanowano 28 czerwca 1797 r. Traktat z Campo Formio (17 października 1797 r.) oficjalnie przyznał Lewanty Francji. Ta, uchwyciwszy tak newralgiczny punkt, wysłała tam natychmiast komisarza V. Corbigny'ego, który miał na miejscu utworzyć nowy departament Korkiry. Jednocześnie przystąpiono do tworzenia bazy morskiej. 15 stycznia 1798 r. dowództwo nad 3-tysięcznym gar nizonem wysp objął gen. L. Chabot. Komisarzem cywilnym był już w tym czasie Comeyras. W bliskowschodnich planach Bonapartego Lewanty wraz z Maltą stanowiły zasadniczy element. Dlatego też uczulał on nieustannie Dyrektoriat, aby oba te punkty zasilać wojskiem i zaopatrzeniem. Wprawdzie jesienią 1798 r. przygotowano wypad 3 liniowców i kilku transportowców pod dowództwem kpt. Allemanda (wyróżnił się w kampanii włoskiej na jeziorze Garda), który wyruszył z Ancony 28 listopada, ale sztormy i przeciwne wiatry pokrzyżowały cały plan. Gen. Chabot, kiedy tylko dowiedział się o tureckich przygotowaniach do ataku na departament Korkiry, ściągnął drobne załogi utrzymywane dotąd w kilku punktach albań skiego wybrzeża i przygotowywał się do obrony. Jeszcze 2 września wzmocnił go kpt. Le Joille, który z liniowcem „Le Généreux” uszedł spod Abukiru i po drodze na Korfu zagarnął angielski liniowiec „Leander”. Dzięki temu morski zespół Lewantu liczył teraz 2 liniowce i 4 mniejsze jednostki, co jednak, wobec zdecydowanej przewagi sprzymierzonych na 2
168 morzu, nie stanowiło żadnej realnej siły. Na pomoc paszy Janiny — Ali Tebelena — nie mógł liczyć, ponieważ ten w zmienionej sytuacji politycznej postawił na sułtana, za co został wezyrem. 7 października koło wybrzeży archipelagu pojawiły się okręty turecko-rosyjskie. Adm. Uszakow przybył z Bosforu w 6 liniowców, 7 fregat i 3 awiza (7400 ludzi, w tym 1700 żołnierzy), adm. Kadir Bej w 6 liniowców, 8 fregat i 4 korwety z 16 tys. ludzi na pokładach. Na wstępie działań, w krótkim zresztą czasie, sprzymierzeni opanowali Kythirę, której szczupła załoga poddała się za obietnicę powrotu do Francji. W podobny sposób opanowano Zakynthos (23 października) i Lefkas (16 listopada). Na Kefalonii natomiast nieliczny garnizon zmusiła do kapitulacji ludność. Były to jednak drobne sukcesy, albowiem większość sił gen. Chabota skupiona była na głównej wyspie — Korfu (1800-2200 żołnierzy z 380 działami, dla których jednak brakowało pełnej obsady). Tutaj część floty turecko-rosyjskiej pojawiła się już 4 listopada, reszta zaś 20. Twarda obrona Chabota i nieporozumienia w obozie sprzy mierzonych spowodowały, że walki zaczęły się przeciągać. Gdyby nie wyczerpywały się zapasy żywności i amunicji, sprzymierzeni zmuszeni byliby poniechać swych zamiarów. Chabot, skazany tylko na siebie, bez nadziei jakiejkolwiek pomocy z Francji, oddaje 3 marca 1799 r. wyspę, uzyskując w zamian prawo powrotu do kraju z honorami, ale bez okrętów. Upadek Korfu spowodował bezpośrednie zagrożenie desan tem z Ancony. Do tego wprawdzie nie doszło, ale w tym momencie ostatnią wyspiarską bazą w akwenie śródziem nomorskim pozostającą w rękach Francuzów była Malta. OBLĘŻENIE AKKI (19 marzec-25 kwiecień)
Bonaparte, stanąwszy pod Akką, polecił generałom Caffarellemu du Faldze i Dommartinowi oraz pułkownikom Sansonowi i Songie'emu dokonać rozpoznania umocnień twierdzy. Zostało
169 ono przeprowadzone jeszcze w nocy z 19 na 20 marca. Ranny przy tym został płk Sanson. Oficerowie artylerii i inżynierii uważali, że Akka będzie tak samo łatwa do wzięcia, jak Jaffa. Sądzili też, iż do uczynienia wyłomu wystarczą dwa 12-funtowe działa. Akka tworzyła trapez otoczony z dwóch stron morzem. Od lądu mury obronne, które — po stronie wschodniej — ciągnęły się na długości 600 m, wzmocnione były pięcioma wieżami. Strona północna, długa na 1000 m, miała siedem wież i konak paszy zakwalifikowany na cytadelę. W stożkowatym zbiegu obu linii murów tkwiła potężna stara wieża — górująca nad pozostałymi i nad miastem — którą żołnierze w czasie oblężenia ochrzcili mianem „przeklętej”. Przeciwwagą dla niej była w okolicy jedynie Góra Meczetu położona w odleg łości 900 m. Stary port, zaniedbany, był płytki i leżał przy wschodniej stronie murów. 600-metrowa przestrzeń przed murami, pokryta ruinami starego miasta i dawnych fortyfikacji, porosła kaktusami. Nieopodal Grubej Wieży położony był wodociąg długi na 12 km. Akka przez szereg lat była w upadku. Jej restytucją zajął się Daher. Dzehezzar Pasza z kolei rozbudował ją, stawiając też tradycyjnie meczet i bazar. On też kierował teraz obroną twierdzy, mając do dyspozycji 7000 żołnierzy. Głównym jego doradcą był kolega Bonapartego ze szkoły w Brienne, obecnie kontrrewolucjonista, spiskowiec i intrygant w jednej osobie — Le Picard de Phéllipeaux, wspierany z kolei przez Sidneya Smitha, który z morza zapewnić miał stałe dostawy żywności, amunicji i ludzi. Zorientowani szerzej w temacie wiedzą, że w swoim czasie Sidney Smith został schwytany przez Francuzów i jako niebezpieczny przestępca i pirat zamknięty w Tempie. Nie siedział tam długo — 21 czerwca 1798 r. przybyła do więzienia grupa żandarmów z rozkazem zabrania więźnia. Ledwie ten opuścił mury Tempie, wyszło na jaw, że żadnego rozkazu nie było. Na piśmie widniały zręcznie podrobione
170 podpisy wszystkich dyrektorów, zaś grupie „żandarmów” przewodził właśnie Le Picard de Phéllipeaux. Wszelkie dochodzenia i poszukiwania nie przyniosły rezul tatu. Obaj zdołali umknąć do Anglii, a stąd niebawem dostali się na wschód, stając przeciw Bonapartemu. Ten ostatni, pozbawiony artylerii oblężniczej, miał do dyspozycji jedną karonadę 32-funtową, jedną 24-funtową, cztery moździerze 6-funtowe i 36 dział polowych. 12 z posia danych dział przeznaczył do wsparcia grup wydzielonych. Do obu zdobytych karonad polecił dorobić w najbliższych dniach lawety. Z braku amunicji dla wielkich kalibrów, zastosowano dość oryginalny pomysł na jej pozyskanie — prowokowano okręty Sidneya Smitha, a także artylerię twierdzy do ostrzału wybrzeża, następnie wysyłano ochotników do zbierania kul, płacąc im po 5 sou od sztuki. Tym sposobem zebrano ich prawie 300 obu kalibrów. 21 marca pionierzy przygotowali o 300 m od miasta pierwsze okopy przebiegające tuż przy wodociągu. Przygoto wano też rowy dobiegowe, ale te okazały się zbyt płytkie, co bardziej narażało żołnierzy na ogień nieprzyjaciela (miały tylko 3 stopy głębokości, czyli znacznie poniżej 1 m). Artyleria podzielona została na 8 baterii. Dwie z nich skierowano przeciw latarni morskiej, obsadzonej przez Turków dwoma działami, trzy baterie zaś przeciw trzem wieżom — razem 16 dział 4-funtowych i cztery 8-funtowe. Grubą Wieżę atakować miały cztery 6-calowe moździerze, natomiast dla uczynienia wyłomu w części murów na wschód od Grubej Wieży wykorzys tano dwie baterie złożone z czterech dział 12-funtowych, czterech 8-funtowych i dwóch haubic. Przez następne trzy dni saperzy wykonali podkop, dochodząc na 10 m do twierdzy. Następnie sporządzili jeszcze szeroką paralelę, z której wychodzić miały ataki na Akkę. Jeszcze 23 marca rozpoczęto ostrzał artyleryjski, zmuszając do milczenia działa tureckie na wyznaczonym do ataku odcinku murów oraz w latarni.
171
FRANCUZI POD AKKĄ 1 grób gen. Caffarellego 2 baterie
3 kierunek gł. ataku
6 druga paralela
4,5 pierwsza paralela
7 trzecia paralela
24 marca otworzyła ogień bateria wyłomowa, ale nie osiągnęła żadnego sukcesu. Okazało się teraz, że 12-funtowe działa, wbrew opiniom oficerów inżynierii i artylerii, są za słabe; obawiano się, że nie wystarczą nawet 24-funtowe. Ale o godz. 16 runął nagle kawał muru po wschodniej stronie, nieopodal Grubej Wieży. Jeden z oficerów pionierów
172 usiłował dostać się do wyłomu, ale został ostrzelany z murów przez obrońców. Wyznaczono więc 25 żołnierzy, aby zlik widowali ten opór, oraz 25 saperów dla oczyszczenia podejścia do wyłomu. Akcję jednak trzeba było odwołać, ponieważ odkryto niewidoczny do tej pory głęboki rów o stromych brzegach, głęboki na 10 stóp i szeroki na 15. Tymczasem w twierdzy zapanowała panika. Dzehezzar ze skarbcem i kobietami załadował się od razu na statek i spędził tam w niepewności całą noc. Wojsko zaś pozostawało bez przerwy na murach, prowadząc ogień muszkietowy. Dzehezzar dopiero wieczorem 26 marca opanował się i powrócił do konaku, swej kwatery głównej, przygotowując z miejsca wypad, który jednak nie doszedł do skutku. Bonaparte, chcąc uzyskać dostęp do wyłomu, polecił założyć minę tak, by rozsadzić rów utrudniający ten dostęp. 28 marca o godz. 3 rano nastąpił wybuch, a kpt. Mailly de Chateau-Renaud z 5 robotnikami i 10 pionierami, pod osłoną 25 grenadierów, miał teraz oczyścić przejście do wyłomu. Akcja powiodła się; w tym czasie szef batalionu Laugier przygotował się do szturmu z 800-osobową kolumną — w odległości 30 m od wyłomu, za wodociągiem. Za nim w okopach gromadziła się dywizja gen. Bona, by wesprzeć pierwsze uderzenie. Mailly, jako szpica, podskoczył ze swymi ludźmi pod wieżę, gdzie przystawił trzy drabiny i wdarł się na pierwsze piętro (na bezpośrednim odcinku podejścia do wieży pozostał jeszcze fragment rowu, którego Mailly nie wysadził). Na jego sygnał ruszył Laugier, idąc brzegiem okopów. Mailly w tym czasie dotarł już na ostatnie piętro wieży i zdarł turecki sztandar. Miał przy sobie już tylko 10 ludzi. Trwała zacięta walka pod murami, gdzie zginął Laugier. Padł też Mailly. Część żołnierzy zaczęła się w tej sytuacji wycofywać. W tym momencie przybył sam Bonaparte i spostrzegł część nie wysadzonego przez Mailly'ego odcinka rowu, w związku z czym polecił wstrzymać natarcie Bona i cofnąć już zaan gażowane wojska.
173 W Akce zaś Dzehezzara ponownie ogarnął popłoch, kiedy spostrzegł, że z wieży zdarto sztandar. Natychmiast udał się na statek. Sydney Smith, obawiając się wzięcia Akki, opuścił pod błahym pretekstem port, nie interesując się losem sprzy mierzeńca (powrócił na redę 2 5 - 2 6 kwietnia, kiedy dowiedział się, że twierdza trzyma się nadal). Mieszkańcy, również tym razem przerażeni, rzucili się do łodzi lub schronili w meczetach. Ale oto 5 mameluków z przybocznej gwardii paszy, widząc, że na wieży jest ledwie 3 Francuzów, ruszyło tam śmiało. Zabili dwóch (trzeci zdołał uciec) i zatknęli ponownie turecką chorągiew. Schodząc niżej, znaleźli konających Mailly'ego i dwóch jego żołnierzy. Obcięli im głowy i obnosili je potem triumfalnie po mieście. Odbitą wieżę obsadziło teraz 500 Maghrebinów i Albańczyków, stojących dotychczas w meczecie. Pierwszy poważny szturm zakończył się niepowodzeniem. Kosztował 25 zabitych i 87 r a n n y c h . W zaistniałej sytuacji uznano, że artyleria polowa nie może wiele zdziałać przeciw twierdzy i prowadzący oblężenie gen. Caffarelli du Falga polecił założyć kolejną minę. 1 kwietnia zniszczyła ona pozostały odcinek rowu, a wprowadzone do akcji dwie zdobyczne karonady dokonały nareszcie porządnego wyłomu. Oblężeni usiłowali na gwałt zamknąć wyłom faszyną i belkami, ale 25 grenadierów zdołało się już przy nim umocnić. Bronili się tam czas jakiś, ale Turcy, zdając sobie sprawę ze znaczenia tego punktu, obrzucili go masowym ogniem. Zmusiło to w końcu ocalałych grenadierów do odwrotu. Dzehezzar otrzymał w tym czasie posiłki dostarczone przez Sidneya Smitha — około 100 oficerów i kanonierów, a między tymi płk. Douglasa i wspomnianego już wyżej francuskiego emigranta płk. Phellipeaux, który stał się wkrótce filarem obrony. Sidney Smith dostarczył ponadto zdobyczne francuskie działa 16-funtowe i 24-funtowe oraz 8-calowe moździerze. 12
12
Tamże, s. 2 0 2 - 2 0 3 .
174 Dzehezzar mógł też liczyć teraz na regularne dostawy ludzi, żywności i amunicji z Cypru i Trypoli. Podniesieni wyraźnie na duchu obrońcy kpili sobie teraz z francuskich kanonierów, wołając nocami: Sultan Selim pang, pang, pang Bonaparte peng, peng, peng Gen. Caffarelli du Falga prowadził tymczasem roboty podkopowe z zamiarem założenia miny pod najwyższą wieżę. Phéllipeaux, zdając sobie sprawę, czym grozi wyłom w tym miejscu, zorganizował grupę do wykonania kontrminy, ale w porę ostrzeżeni francuscy saperzy udaremnili akcję przeciwnika. W tych okolicznościach Phéllipeaux wymógł na Dzehezzarze dokonanie wypadu siłami trzech kolumn po 1500 ludzi każda — z kierunku bramy morskiej, z konaku i końca murów twierdzy wybiegających na plażę. Sfor mowano też specjalny oddział złożony ze 150 Anglików i 300 wybranych Turków pod dowództwem płk. Douglasa i mjr. Oldfielda, którzy z południowej strony, pod osłoną wieży, mieli zlikwidować minę. O świcie zaczął się wielki wypad. Wzmogła się strzelanina. Ogłoszono alarm we francuskim obozie. Kolumna Douglasa, przeznaczona do zniszczenia miny, podeszła do niej na 30 m, ale tu natrafiła na osłonowy batalion francuski, który w walce na bagnety rozbił cały oddział. Turków odrzuciły z powrotem do twierdzy bataliony odwodowe. Wypad okupili oblężeni stratą 800 ludzi, w tym 60 Anglików (zabity mjr Oldfield, ciężko ranny kpt. Wright). Wziętymi do niewoli rannymi Anglikami zaopiekowano się na równi z Francuzami. Warto w tym miejscu wspomnieć o jeszcze jednym cieka wym epizodzie związanym z tym wypadem. Otóż okazało się, że do niewoli dostał się czarny mameluk Ali — zaufany Dzehezzara i współuczestnik jego krwawych mordów. Znaj dujący się w obozie francuskim chrześcijanie rozpoznali go i zamierzali wziąć odwet, ale ten, doprowadzony przed oblicze
175 Bonapartego, został przez niego wspaniałomyślnie przyjęty i zaproszony do stołu. Przeszedł na stronę Francuzów. Zginął później w drugiej bitwie na Abukirze, kiedy pędził do szarży na czele jednego z oddziałów francuskiej kawalerii. Nadal niezmordowanie prowadzono prace nad podkopami i przeciwokopami. Gen. Caffarelli du Falga był w tych działaniach nieugięty, ale 20 kwietnia kula armatnia strzaskała mu ramię (podczas służby w Armii Sambry i Mozy stracił nogę). Zmarł 25 kwietnia. Jego stanowisko objął płk Cretin. Bonaparte stracił jednego z nielicznych znakomitych współ pracowników. BITWA POD GÓRĄ TABOR (16 kwietnia 1799 r.)
Na początku kwietnia 1799 r. położenie francuskiego korpusu ekspedycyjnego w Palestynie uległo znacznemu pogorszeniu. Z 13 tysięcy żołnierzy, którzy wzięli w niej udział, 1000 było już zabitych bądź rannych w wyniku walk na trasie przemarszu i podczas pierwszych walk pod Akką. Dalszych 1000 leżało chorych w lazaretach Gazy, Jaffy, Ramleh, Chafr Amr i Nazaret. Na garnizony w Katieh, Kaalat el-Arisz, Gazie i Jaffie trzeba było przeznaczyć 2000. Utrzymanie oblężenia Akki wymagało minimum 5000 ludzi. Zatem do działań ruchowych na rozległym teatrze wojny zostawało ledwie 4000. Tymczasem wokół Francuzów gromadziły się znaczne siły przeciwnika. Pasza Damaszku Abdallah zebrał prawie 30 tysięcy (w tym 12 tys. jazdy). W Nablusie zebrało się około 6000 Nablusczyków pragnących wziąć odwet za klęskę po Kakhun. Łączność między tymi dwoma zgrupowaniami zapew niało po lewym brzegu Jordanu parę tysięcy jazdy Dzehezzara i Ibrahima Beja. Sam Dzehezzar trzymał się w Akce, a zaopa trywany i uzupełniany z morza, nie miał zamiaru kapitulować. Ogółem wokół wojsk francuskich tworzył się pierścień z około 47 tys. żołnierzy, a wieść niosła, że do Akki przybędzie jeszcze turecka armia z Rodos.
176 Dzehezzar wysłał tymczasem do paszy Damaszku rozkaz, aby ten czym prędzej przekroczył Jordan, złączył się z Nablusczykami na równinie Esdrelon, a następnie otoczył Fran cuzów pod Akką. W związku z rosnącym zagrożeniem z kwatery Berthiera wyszły rozkazy przerzucenia wszystkich lazaretów z Chafr Amr, Hajfy, Nazaretu oraz punktu opatrunkowego spod Akki na Jaffę. Ponadto zalecał skierować tam wszystkich jeńców, bagaże, jak też wszystko to, co w danej sytuacji jest armii niepotrzebne. 4 kwietnia armia damasceńska, idąca w dwóch kolumnach, osiągnęła brzegi Jordanu, przy czym kolumna prawa (8000) — pod rozkazami synów paszy — obsadziła most Jakuba, rzucając część swych sił na opanowanie fortu Safed. Jednak próby wzięcia go spełzły na niczym. W tym czasie drobne komendy paszy zaczęły już szeroko penetrować całą Galileę. Główna armia zatrzymała się na razie obozem na lewym brzegu Jordanu, przy jednym z brodów, wysyłając straż przednią na brzeg przeciwny w celu zajęcia pozycji na wzgórzach Lubieh. Parę dni później doszło do pierwszych starć. Gen. Junot, przebywający ze swą lotną kolumną w Nazarecie (150 karabinierów komendanta Desnoyers'a z 2 półbrygady lekkiej, 150 grenadierów z 19 półbrygady, 100-osobowy szwadron z 14 pułku dragonów płk. Duvuviera), po uzyskaniu informacji, że 3-tysięczna awangarda nieprzyjaciela przeszła Jordan, ruszył jej na spotkanie i w zaskakującym starciu pobił jej część (2000 jazdy) 8 kwietnia na równinie Kanaan, zdobywając m.in. 6 chorągwi. Wobec wielkiej przewagi przeciwnika musiał jednak szybko ustąpić. Miał jedynie 12 zabitych i 48 rannych, przeciwnik stracił 500 ludzi. Bonaparte zawiadomiony o bliskości nieprzyjaciela wysłał jeszcze 9 kwietnia wieczorem dywizję gen. Klebera. Ten 10 kwietnia napotkał pod Szargarą 4500 Turków (w tym 500 jazdy). Rozbił ich w krótkim starciu i następnego dnia połączył
177 się z Junotem, przejmując dowództwo nad całością (2200—2300 ludzi). Z siłą tą uderzył na wzgórza Lubieh, bijąc tam awangardę paszy, mimo że zasiliło ją przedtem prawie 7 tys. ludzi. Dalej jednak Kleber nie mógł się posuwać, ponieważ przewaga wroga mogła spowodować odcięcie go od Akki. Powrócił zatem na pozycje pod Nazaretem. W tym czasie Abdallah ponownie obsadził wzgórza Lubieh, pod osłoną których zwrócił się w lewo i uzyskał połączenie z Nablusem. Skutkiem tego obrotu straż przednia stała się teraz tylną i miała zadbać o utrzymanie łączności z Damaszkiem. Kleber, ośmielony dotychczasowymi łatwymi sukcesami, powiadomił Bonapartego, że rusza ze swą dywizją na równinę z zamiarem zaskoczenia w nocy obozu przeciwnika manewrem odcinającym go od Damaszku. Spodziewał się przy tym podejść nieprzyjaciela o godz. 2 w nocy, licząc na powtórzenie sukcesu Reyniera spod Kaalat el-Arisz. W istniejącej sytuacji zamiar taki nie dawał szans powodzenia — choćby z racji nieznajomości terenu, po którym w dodatku trzeba będzie posuwać się nocą. Przebycie w tych warunkach dzielącej go od Abdallaha odległości 22 km nie zapewniało mu na czas informacji o położeniu obozu przeciwnika. Ponadto nie mógł liczyć na wsparcie, co w wypadku klęski spowodowałoby zniszczenie dywizji i narażenie reszty armii na konieczność zakończenia oblężenia i przebijania się przez ciżbę nie przyjaciół. Trzeba też przy tym uwzględnić stosunek sił, który kształtował się jak 11:1. Bonaparte, zorientowawszy się, co grozi Kleberowi, stawia natychmiast do marszu dywizję gen. Bona, resztę jazdy, jaka jeszcze była w dyspozycji i rezerwę artylerii (ogółem 3000 ludzi) i 15 kwietnia o godz. 13 opuszcza obóz, idzie aż do nocy, po czym rozbija obóz na wzgórzach pod Safareh. 16 kwietnia o świcie rusza w dalszą drogę krawędzią wąwozu — w kierunku wsi Fuli i majaczącej w oddali góry Tabor. O godz. 9 równina Esdrelon otwiera przed nim swe uroki.
178 Tymczasem pewny swego Kleber szedł naprzód, lecz zamiast o godz. 2 w nocy dotarł pod turecki obóz dopiero 16 kwietnia o godz. 7 rano i zastał armie Abdallaha gotową do boju w sile 15 tysięcy pieszych, rozłożonych pod wsią Fuli i 12 tysięcy jezdnych rozciągniętych na równinie. Abdallah zdołał się przygotować do bitwy zaalarmowany przez forpoczty, które nawiązały kontakt bojowy z Francuzami. Kleber, poznawszy teraz całą grozę swego położenia, uznał, że jego jedyna możliwość to walka. Natychmiastowy odwrót mógłby przynieść tylko zgubę. Sformował więc swą dywizję w dwa czworoboki, które wkrótce zostały zaatakowa ne przez tysiące jeźdźców. Obydwa kwadraty, spowite kłębami kurzu i dymu prochowego, odpowiadały na każdą szarżę równymi salwami, wytwarzając wokół swej pozycji zwały powalonych koni i ludzi, które niebawem utworzyły swoisty szaniec. W miarę przeciągania się boju Turcy zaczęli obsadzać okoliczne wzniesienia, otaczając Klebera ze wszystkich stron. Ten, widząc beznadziejność swej sytuacji, zamierzał, zagwoździwszy działa, cofać się powoli ku Nazaretowi. Bonaparte, przebywający wówczas w odległości 14 km, obserwował przez swą znakomitą lunetę to, co działo się na równinie. Jej urodzajna ziemia była akurat pokryta dojrzałym zbożem, wysokim na około 6 stóp. Głównodowodzący wyko rzystał ten atut do skrytego zbliżenia się do pola bitwy, co też wykonał, podzieliwszy wojsko na trzy kolumny — o sile regimentu każda — idące w odległości 800 m od siebie. Tworzyły tym sposobem trójkąt z otoczonym czworobokiem Klebera, który stanowił jego wierzchołek. Kolumny posuwały się w taki sposób, by odciąć Turków od Nablusu (kolumna gen. Viala). Kleber już pięć godzin zmagał się z nieprzebraną liczbą nieprzyjaciół. Wreszcie, zrezygnowany, nakazał formowanie kolumn atakowych i zagwożdżenie dział, ale w tym momencie doniesiono mu, że „nadchodzi mały kapral”. Generał nie
179 chciał w tym momencie uwierzyć w ten cud, ale po chwili, z pobliskiego pagórka, sam ocenił, że to rzeczywistość. Bonaparte, zająwszy pozycje przy samotnym pagórku, zauważył nagle, że Turcy szykują się do wielkiego natarcia, natomiast kwadrat Klebera nagle zniknął (był to właśnie moment przechodzenia w kolumny atakowe), a znajdował się przecież nie dalej niż o pół mili. W tej sytuacji polecił gen. Ramponowi z 32 półbrygada ruszyć z odsieczą, a swe przybycie objawił Abdallahowi w sposób iście teatralny — wystrzałem z 12-funtowego działa. Teraz sytuacja uległa diametralnej zmianie. Kleber ponownie zwarł swe szeregi, a ośmiodziałowa artyleria Bonapartego zaczęła ostrzeliwać Turków. Ci ostatni byli całkowicie za skoczeni pojawieniem się nowego przeciwnika. Mamelucy Ibrahima Beja, znajdujący się najbliżej atakujących, rozpoznali od razu Francuzów i rzucili się szalonym galopem do ucieczki. Zaczęli też uciekać Nablusczycy, kiedy zobaczyli, że jedyna droga na Nablus została odcięta. Bonaparte, wydzieliwszy 300-osobowy oddział, zdobył nim obóz turecki z jego zawartością, a podpaliwszy go, wywołał popłoch i przerażenie w reszcie armii Abdallaha. Kleber, oswobodzony z nacisku wroga, zaatakował wieś Fuli i zdobył ją, bagnetami siejąc wśród broniących się spustoszenie. Pościg za uciekającymi Turkami prowadzono aż pod Junin. Część Turków uciekających przez górę Tabor i dalej przez el-Mekamieh osiągnęła Jordan, ale tu — przy moście Jakuba — rozbici zostali przez jazdę Murata. Niemal 1000 z nich utonęło w nurtach wezbranej po ulewie rzeki. Bitwa kosztowała Klebera prawie 300 zabitych i rannych, Bonapartego tylko 4. Straty tureckie były wielokrotnie wyż s z e . Zdobyto poza tym 400 wielbłądów i 3 treny paszy. 13
13
Francuzi twierdzili, że w cztery tysiące w a l c z y l i z 35 t y s i ą c a m i , zadając
w r o g o w i straty w w y s o k o ś c i 5 tys. zabitych, rannych i j e ń c ó w . Straty w ł a s n e w g Larreya w y n o s i ł y j e d y n i e 1 0 0 rannych.
180 Po bitwie Bonaparte udał się na sławną z Pisma Świętego górę Tabor (to tu szatan kusił Chrystusa), skąd roztaczał się widok na sporą część Palestyny. 17 kwietnia o godz. 3 gen. Kleber, po nocy spędzonej w namiocie wodza, udał się do swej dywizji obozującej nad Jordanem. Tego dnia prowadził jeszcze pościg za uchodzą cym Abdallahem. Przy natychmiastowej ofensywie można było 19 kwietnia dotrzeć do Damaszku. Jednakże mając za plecami nie zdobytą twierdzę, pod którą zostało tylko 4000 żołnierzy wobec 8000 oblężonych, oraz niespokojne za plecze i szczupłe siły, nie zdecydowano się na taką akcję, aczkolwiek było to wielce kuszące z uwagi na nieprzebrane zasoby tego miasta i możliwość uzyskania wówczas popar cia chrześcijan syryjskich. Wprawdzie 17 kwietnia Bona parte przeprowadził rozmowy z wysłannikami Druzów i Maronitów, ale ci ofiarowywali pomoc dopiero po wzięciu Akki, motywując to tym, że potrzebują około 40 dni na zebranie 6000 ludzi. Sam zaś szejk Daher może dać od razu najwyżej 200 . 14
Pierwotnie Bonaparte zamierzał w odwecie za poparcie dla Turków spalić wszystkie wsie Nablusu. Skończyło się na splądrowaniu i spaleniu trzech dużych wsi. Obawiając się możliwości wymordowania 18 tysięcy chrześcijan w Damasz ku, nie nałożył jednak kontrybucji. Akcja o tak ograniczonym zasięgu przyniosła ten efekt, że z Nablusu przybyła delegacja, błagając o przebaczenie i łaskę. Nastąpiło też uspokojenie nastrojów w całym regionie. Głównodowodzący, nie mogąc dłużej przebywać w tej okolicy, zarządził powrót pod Akkę, polecając Kleberowi powrócić na prawy brzeg Jordanu i stanąć tu w obserwacji (2000 ludzi własnej dywizji, 500 jazdy i 12 dział). 14
Bonaparte, dążąc do pozyskania jak najszerszych warstw s p o ł e c z n y c h
Palestyny
i
Syrii,
wydał
całą
masę
proklamacji
do
szejków,
ulemów
i m i e s z k a ń c ó w G a z y , Ramleh, Jaffy i Damaszku (patrz: Corr., nr 3 9 9 1 , 4 0 2 2 , 4025, 4047, 4063).
181 19 kwietnia Bonaparte znalazł się z powrotem pod Akką, ale jeszcze przedtem żołnierze gen. Bona mieli okazję spędzić trochę czasu w klasztorze w Nazarecie prowadzonym przez mnichów włoskich i hiszpańskich (znalazł się tam też jeden Francuz), gdzie obejrzeli święte miejsca związane z narodzinami Chrystusa. Przy tej okazji w piwnicach klasztoru znaleźli bardzo dobre wina, których próżno by szukać w całej okolicy. Po powrocie pod Akkę do Bonapartego ponownie przybyli wysłannicy Druzów i Maronitów, z którymi ten zawarł teraz tajne porozumienie. Na jego mocy oddziały złożone z obu nacji (po 6000 każdy) przyłączą się do Francuzów pod Damaszkiem. W tydzień po nich zjawiła się we francuskim obozie delegacja chrześcijan z dalekiej Armenii, deklarując swoje poparcie i wyrażając nadzieję na wyzwolenie z okowów tureckiego jarzma. RAJD KONTRADMIRAŁA PERRÉE
Kontradm. Perrée, przebywający w Aleksandrii, otrzymał od Bonapartego instrukcje, żeby w odpowiednim momencie zasilić działania korpusu ekspedycyjnego operacjami na morzu. Kiedy więc tylko nadeszła wieść, że armia wkroczyła do Syrii, opuścił on port z zespołem 3 fregat („Junon”, „Alceste”, „Courageuse”) i omijając mało skuteczną blokadę okrętów Sidneya Smitha, dotarł 15 kwietnia do Jaffy. Tutaj doszły go konkretne rozkazy: udać się możliwie blisko Akki, paraliżować żeglugę przeciwnika i nie dać się rozpoznać. Perrée znakomicie wykonał to zadanie. Dotarł na wysokość góry Karmel, gdzie zorientował się w sytuacji, a nie zauważony przez Sidneya Smitha (mimo odległości tylko 13 km) dokonał wyładunku 6 dział dużego kalibru pod Tanturah. Zwróciwszy się następnie na pełne morze i krążąc między Akką a Rodos, zahaczył najpierw konwój rodoski, zabierając z niego 2 statki
182 z 400 żołnierzami, 6 działami polowymi i kasą zawierającą w przeliczeniu 150 tysięcy franków. Przekazawszy na ląd zdobycz i informacje, ruszył ponownie w rejs, rozpędzając tym razem flotyllę małych statków, na których Nablusczycy usiłowali dotrzeć do Akki. Tym razem został jednak zauważony przez Sidneya Smitha, który natych miast ruszył w pościg. Perrée, wykorzystując lepszą żeglowność swych okrętów, nie dał się ująć i umknął. Fakt przebywania francuskiego dywizjonu fregat przez niemal miesiąc na pełnym morzu wystawia bardzo złe świadec two Sidneyowi Smithowi, który był przecież odpowiedzialny za bezpieczeństwo regularnych dostaw do Akki. Podawało to w wątpliwość angielskie panowanie na Morzu Śródziemnym. Sidney Smith zaś, mając do dyspozycji dwa 80-działowe liniowce, jedną fregatę i 8-10 awiz, trzymał to wszystko w porcie, skupiając swą uwagę na zagadnieniach lądowych, w których jego znajomość rzeczy była co najmniej wątpliwa. Tym sposobem zaniedbał swe podstawowe zadanie i w zasa dzie w niczym nie przysłużył się lądowej obronie twierdzy. DALSZE OBLĘŻENIE AKKI (25 kwietnia-21 maja)
Unicestwiwszy próby lądowej odsieczy dla Akki, Bonaparte przystąpił do kontynuowania oblężenia. Mimo nielicznego nadal parku artylerii oblężniczej (tylko dwa działa 24-funtowe, cztery 18-funtowe i 2 moździerze) liczył niezmiernie na sukces, pokładając duże nadzieje w akcjach minowych. Już 25 kwietnia zdetonowano minę pod główną wieżą, ale naj widoczniej zaszła pomyłka w obliczeniach, albowiem tylko połowa tejże legła w gruzach, grzebiąc wszakże 400 Turków i cztery działa. Do piwnic wysłano zaraz 10 pionierów pod osłoną 20 grenadierów, ale ci nie mogli nic zdziałać, ponieważ schody wiodące na pierwsze piętro zostały zniszczone, toteż trzymającego się w ocalałej części wieży przeciwnika nie sposób było stamtąd wyrzucić. Wycofano więc oddział,
183 kierując tu ogień z 24-funtowego działa, które w parę godzin zniszczyło wieżę do końca. Wysłany tam natychmiast oddział pod wodzą por. Liédata umocnił się w jej ruinach, ale okazało się, że za zwaloną wieżą Turcy mają umocnienie szańcowe. Wobec tego skierowano na ten szaniec ogień jednej z baterii. W tym czasie udało się też dokonać wyłomu w murze koło drugiej wieży, pod którą zaczęto zaraz montować kolejną minę. Umocnienie się Francuzów w obu tych punktach umoż liwiłoby prowadzenie bezpośredniego ostrzału konaku i me czetu. Artyleria francuska przeważała zdecydowanie nad turecką, a poważne zniszczenia murów pozwalały mieć nadzieję na niedługi upadek Akki. Dzehezzar trzymał się jednak, a umożliwiał mu to otwarty ciąg komunikacyjny przez morze, dzięki któremu otrzymy wał niemal codziennie zaopatrzenie i ludzi, rekompensując całkowicie ponoszone straty. Mógł sobie przeto pozwolić na liczne wypady, których dokonał w sumie prawie dwa dzieścia, i choć stracił w nich niemal 9000 ludzi (z czego dwie trzecie stanowili jeńcy), siła j e g o obrony w niczym nie osłabła. Co prawda, w końcu kwietnia Dzehezzar zaczął tracić już nadzieję na utrzymanie twierdzy, ponieważ odsiecz armii z Rodos odwlekała się w nieskończoność, płk Phélipeaux utrzymywał jednak, że można z powodzeniem stawiać opór właśnie poprzez liczne wypady i niszczenie prac inżynieryj nych przeciwnika, który w dodatku nie może liczyć na wzmocnienie, a ma jeszcze do utrzymania zaplecze. Usiłował nawet nakłonić paszę do wykonania desantu na tyłach Fran cuzów, by zmusić ich tym do podziału sił, ale Dzehezzar, świadom, z jaką łatwością Bonaparte rozbił wielotysięczną armię paszy Damaszku, nie dał się na to namówić. Przyjęto plan obrony Akki na zasadzie przeciwdziałań i w tym kierunku podjęto wszelkie wysiłki. Przed bramą latarnianą i konakiem zbudowano dwa szańce w kształcie półksiężycy i obsadzono je 24-funtowymi działami. Od obu
184 szańców poprowadzono okopy wychodzące na wyłom Grubej Wieży i na skrzydła oblegających. Nad całością tych prac, prowadzonych w zawrotnym tempie, czuwał bezustannie sam Phéllipeaux. Zakończyło się to dla niego tragicznie — dostał udaru słonecznego i 1 maja umarł . Jednak działania te zmusiły Francuzów do ustawienia baterii przeciw nowym punktom oporu przeciwnika, by związać je ogniem, i przystąpienia jednocześnie do wykonania przeciwokopów. Prace te zajęły Francuzom dwa tygodnie, opóźniając w istocie normalny przebieg oblężenia. Walki ziemne trwały teraz w zasadzie bez przerwy. Czasami obie strony podchodziły do siebie podkopami na 6-4 m. Francuzi, lepiej obeznani w sztuce inżynierskiej, dokonywali wówczas podkopu z flanki, zakładali minę i wysadzali ścianę działową, grzebiąc znajdujących się tam Turków. W końcu i ci ostatni poznali się na tych operacjach. Jako że niemożliwe było wprowadzenie jakiegoś oddziału w wyłom (Turcy trzymali go w krzyżowym ogniu), trzeba było nadal kontynuować podkopy. 4 maja udało się wybić drugi wyłom oraz zniszczyć umocnienia znajdujące się między Grubą Wieżą a sąsiednią. Przygotowano od razu minę, która miała eksplodować 5 maja. Potem miał nastąpić szturm. Turcy jednak dokonali cichego wypadu, wybili minerów i zniszczyli minę. Zmusiło to oblegających do przełożenia szturmu na 9 maja. Ale i ten plan uległ zmianie, ponieważ 7 maja dostrzeżono około 40 statków zbliżających się do Akki z tak długo zapowiadanymi posiłkami dla twierdzy. Bonaparte od razu zmienił rozkazy, polecając gen. Lannes'owi przygotować natych miast atak; liczył bowiem na to, że przy słabym wietrze od lądu statki nie dojdą do twierdzy przed upływem 24 godzin. Zostały zmontowane trzy kolumny atakowe: grupa gen. Rambeauda miała dostać się przez wyłom w umocnieniach do miasta, grupa 15
15
Jego funkcje przejął płk Douglas, ale nie posiadał ani talentu, ani
samozaparcia s w e g o poprzednika.
185 gen. adiutanta Escale'a — działać w kierunku na Grubą Wieżę, natomiast oddział gen. Lannes'a występował jako rezerwa. 8 maja nastąpiło uderzenie. Rambeaud wdarł się do miasta, biorąc 2 działa i 2 moździerze. Na tym skończyły się jednak jego sukcesy. Wiatr bowiem zmienił kierunek i j u ż przed świtem posiłki dotarły do portu. Zmusiło to Francuzów do opuszczenia miasta. Utrzymano jedynie wyłom przy Grubej Wieży. Podczas tej akcji zginął gen. Rambeaud. Gen. Lannes otrzymał ranę w głowę. Tureckie posiłki zaraz po wylądowaniu przeszły do natarcia, licząc na opanowanie francuskich baterii. Początkowo wyrzucili Francuzów z wyłomu oraz opanowali część okopów i baterii, ale zaatakowani z flanki zostali częściowo otoczeni i rozbici. 3000 z nich padło zabitych lub rannych, drugie tyle dostało się do niewoli. Tylko 2000 zdołało powrócić do twierdzy. 10 maja po bombardowaniu Francuzi przeszli do kontruderzenia siłami 25 półbrygady z dywizji Klebera, odbili wyłom i ponownie obsadzili część miasta. Walki o poszczególne domy trwały jeszcze cały dzień. Osiągnięcie dalszych sukcesów okazało się jednak niemożliwe. Zginął adiutant gen. Klebera, Fouler, wszyscy pozostali jego adiutanci zostali ranni. Były to właściwie ostatnie duże walki. W mieście bowiem panowała dżuma, co stanowiło większe zagrożenie niż tureckie kule — tym bardziej że Francuzi odczuli jej skutki j u ż wcześniej, ponieważ do obozu przyniosła ją z Damietty 2 półbrygada lekka. Skumulowanie się tej zarazy mogło spowodować ogromne spustoszenie w szeregach, a na to Bonaparte nie mógł sobie absolutnie pozwolić. Uznał więc w końcu, że musi zrezygnować ze zdobycia Akki i wrócić do Egiptu — tym bardziej że napłynęły również informacje o nowej koalicji przeciw Francji oraz anglo-tureckich przygo towaniach do wysadzenia silnej armii w Egipcie. Decyzja ta oznaczała w istocie rezygnację z dalekosiężnych planów marszu do Indii i dokonania podbojów w stylu Aleksandra Macedońskiego.
186 Bonaparte, przygotowując się do odwrotu, skomasował całą posiadaną artylerię w jedną baterię, waląc z niej do twierdzy przez następne sześć dni. Tymczasem do Jaffy wyprawiono transporty z rannymi, chorymi i bagaże, a lazarety z Ramleh, Gazy i Kaalat el-Arisz przerzucano do Kairu. 20 maja o godz. 22 jako pierwsza wyruszyła spod Akki dywizja Reyniera. Na ariergardę przeznaczono dywizję Kle bera. 12 ciężkich dział (24-, 18- i 12-funtowe), w tym zdobyczne, z uwagi na niemożność transportowania ich przez pustynię, zagwożdżono i wrzucono do morza. Do armii wydał Bonaparte odezwę: „Żołnierze! Przebyliście pustynię oddzielającą Afrykę od Azji z szybkością arabskiego konia. Armia, która stanęła przeciw, by Egipt zawojować, została unicestwiona. W nasze ręce wpadł ich wódz, całe wyposażenie, bagaże, zapasy wody, wielbłądy. Wzięliście wszystkie ich twierdze, owładnęliście pustynnymi studniami. Pod górą Tabor rozpędziliście ogromną liczbę nieprzyjaciół, którzy jak gęsta chmura z wszystkich zakątków Azji przybyli, żywiąc nadzieję, że będą w możności złupić Egipt. Trzynaście okrętów, które od dwunastu dni widzieliście wpływające do Akki, przywiozły armię, która miała oblegać Aleksandrię. Ponieważ ona wszelako wpierw do Akki przybyć musiała, znalazła tutaj swój żałosny koniec, mnóstwo jej sztandarów nasz zwycięski powrót do Kairu uświetni. Przez trzy miesiące z garstką ludzi w samym sercu Syrii wojnę prowadziliśmy, czterdzieści dział, pięćdziesiąt sztan darów zdobyli, sześć tysięcy jeńców wzięli, umocnienia Gazy, Jaffy, Hajfy, Akki z ziemią niemal zrównali. [...] Żołnierze! Nowe trudy i niebezpieczeństwa czekają na was. [...] Znajdziecie się w nowych okolicznościach, będziecie zdobywać sławę, a kiedy codzienne walki śmierć bohaterów będą znaczyć, wy musicie te miejsca nowymi bohaterami wypełnić [...]” . 16
16
Corr., t. IV, nr 4 1 4 6 .
187 62 dni oblężenia okupione zostało poważnymi stratami. Zabitych zostało 500 żołnierzy, a wśród nich tacy generałowie jak Bon, Caffarelli du Falga, Rambeaud. Rany otrzymali gen. Lannes i adiutanci wodza — płk Duroc i kpt. E. de Beauharnais. Ponadto zabitych i rannych zostało 4 generałów adiutan tów, 10 oficerów pionierów, pułkownicy Boyer (z 18 regimen tu) i Vernoux (z 25). Sam Bonaparte został lekko ranny, a jego ulubiony koń zabity. Kiedy pewnego razu przebywał na rozpoznaniu w okopach, podoficerowie przyboczni — Carbonel i D a u m e s n i l — osłonili go własnymi ciałami przed wybuchającym pociskiem, przy czym Carbonel został lekko ranny. Innym razem kula, która zerwała mu z głowy kapelusz, zraniła w usta kpt. Arrighiego (późniejszego generała i dowód cę korpusu jazdy). Oprócz zabitych korpus ekspedycyjny miał jeszcze 2500 rannych, z których 800 lekko kontuzjowanych wróciło w sze regi. Z pozostałych 1700 dziewięćdziesięciu — po amputacjach — j u ż wyekspediowano do Kairu. O wiele większe straty poniósł Dzehezzar. Dane nie są ścisłe, ale wynosiły najpewniej 10 tysięcy zabitych, zmarłych i rannych. 17
POWRÓT DO EGIPTU
21 maja rano Turcy, przekonani, że wielkie bombardowanie twierdzy jest zapowiedzią ostatecznego szturmu, stwierdzili z radością, iż Francuzi odstąpili. Pościg za nimi nie wchodził w rachubę z uwagi na brak jazdy. Odwrót Francuzów odbywał się zatem spokojnie. 21 maja o godz. 8 rano dywizja Reyniera dotarła do Cezarei, siły 17
Warto
tu
na
marginesie
wspomnieć
a w a n s o w a ł na d o w ó d c ę g i d ó w , a w
o
Daumesnilu,
który
później
1 8 0 6 r. został k a p i t a n e m s t r z e l c ó w
k o n n y c h gwardii. P o d W a g r a m stracił n o g ę , w
1 8 1 2 r. został g e n e r a ł e m
brygady i d o w ó d c ą L e g i o n u H o n o r o w e g o , a następnie k o m e n d a n t e m t w i e r d z y V i n c e n n e s . K i e d y w 1 8 1 4 r. sprzymierzeni obiegli t w i e r d z ę i z a p r o p o n o w a l i m u kapitulację, odrzekł: „Oddajcie m i w p i e r w moją n o g ę , t o j a o d d a m w a m twierdzę”.
188 główne pod Tanturah, a ariergarda do Hajfy. W Tanturah zameldowano Bonapartemu, że 200 rannych, uznanych pier wotnie za zdolnych do marszu, nie jest w stanie iść dalej pieszo. Ten natychmiast wydał rozkaz, by wszystkie konie i muły oddać dla rannych, chorych i zadżumionych (nawet oficerowie jazdy oddali swe konie podręczne). Głównodowo dzący dla przykładu oddał swoje jako pierwsze, a kiedy pojawił się przed nim koniuszy Vigogne, pytając, którego konia chciałby zatrzymać, ten wpadł we wściekłość, uderzył go szpicrutą krzycząc: — Wszyscy pójdą pieszo, ja pójdę pierwszy! Nie słyszał Pan rozkazu?! Precz! Była to jedna z owych sławnych scen, którymi Bonaparte ujmował swych żołnierzy. Trudno w zasadzie było określić, kiedy takie reakcje następowały spontanicznie, kiedy zaś była to zwykła gra nastawiona na osiągnięcie zamierzonego celu. 22 maja siły główne stanęły obozem pod Cezareą. Tutaj, w porcie, wódz naczelny zażył kąpieli, mając zarazem okazję ocenić minioną świetność miasta na podstawie rozrzuconych wokół resztek porfiru, marmuru i granitu. Następnego dnia armia doszła do Mina Saburah, 24 maja po moście pontonowym przebyła rzekę Nahr el Ugeh. Nocą Bonaparte osiągnął Jaffę. Tu odpoczywano przez trzy dni, niszcząc jednocześnie urządzenia obronne twierdzy i opróż niając całkowicie magazyny i lazarety. 27 maja wydano rozkaz gotowości marszowej. Tego dnia o 13.00 Lavalette, po lustracji magazynów i lazaretów, zameldował Bonapartemu, że w szpitalu pozostaje nadal 11 chorych na dżumę, którzy niezdolni są do dalszego marszu i w najbliższym czasie umrą. Głównodowodzący, rozmawiając o tym z Desgenettes'em i Larreyem, rzekł: — Zabiłbym własnego syna, żeby ulżyć jego cierpieniom, wiedząc, że mu już nic nie pomoże. Nie uzyskał jednak ich akceptacji, a Desgenettes stwierdził jednoznacznie:
189 — Zadaniem moim jest leczyć ludzi, a nie ich uśmiercać. W tej sytuacji Bonaparte zdecydował się pozostawić tę grupę, zlecając Muratowi, który powinien tu dotrzeć następ nego dnia po południu, by zostawił tym, którzy jeszcze będą żyć, po dawce opium. 28 maja armia ruszyła na Ramleh, skąd następnego dnia rano dotarła do Gazy. Po drodze podpalono pola pokryte dojrzałym zbożem, aby pozbawić przeciwnika możliwości pozyskania żywności w terenie. 2 czerwca osiągnięto Kaalat el-Arisz — dobrze już ob warowany i zaopatrzony na sześć miesięcy. 4 czerwca armia dotarła do Katieh. Tutaj fort również był już obwarowany i choć umocnienia wykonane zostały jedynie z drzewa palmowego, stanowił on pewny punkt oparcia. Następnego dnia Bonaparte zwiedził Tineh i Pelusium, gdzie udał się na plażę, by obejrzeć z bliska miejsce zamor dowania Pompejusza. 7 czerwca osiągnięto Salhahyeh. Przed armią był jeszcze kilkudniowy marsz po rozpalonym morzu piasku i pod palącymi promieniami słońca (+34°R, tj. 44°C). Aby dotrzeć do studni, z nie najlepszą przecież słonawą wodą, trzeba było codziennie 11 godzin marszu. Armia, idąc do Syrii, przeszła trasę 492 km etapami po 25 km. Wracając pokonała 478 km, średnio 28 km na etap . Teraz, będąc j u ż w Egipcie, Bonaparte zarządził apel. Wykazał on, że korpus ekspedycyjny liczy jeszcze 11.133 ludzi. Ubytek wynosił zatem tylko 1926 żołnierzy, przy czym straty bezpowrotne wynosiły jedynie 1200 (500 zabitych na polach bitew, 700 zmarłych z powodu ran i chorób). Z reszty około 600 pozostało jako załogi garnizonów Katieh i Kaalat el-Arisz, a 200 j u ż wcześniej powróciło do Egiptu. Trzeba jeszcze dodać, że pośród 11 tysięcy, których wykazywał apel, 1500 było rannych, w tym 85 po amputacjach (pięciu zmarło l8
18
T r a n i e, C a r m i g i a n i, op. cit., s. 2 1 4 .
190 podczas marszu przez pustynię), 1200 z nich jednak już wróciło do szeregów i wzięło potem udział w bitwie na Abukirze. Ogólna zatem liczba bezpośrednio straconych i czasowo niezdolnych do walki nie przekroczyła 1500 ludzi, czyli niecałe 11,5% siły żywej korpusu. BONAPARTE W KAIRZE
Z Salhahyeh Bonaparte udał się z większością sił (8 tys.) do Kairu, natomiast dywizję gen. Klebera skierował do Damietty, która od tej pory stanowić miała jej bazę. Mieszkańcy, poinformowani o powrocie wodza do stolicy, tłumnie wylegli na jego powitanie, gromadząc się pod Kabbeh el-Azeb. Delegaci cechów i stowarzyszeń przygotowali dla niego bogate dary, w tym piękne konie, dromadery, niewol ników, cudownie wyszywane dywany, jedwabie, kaszmir i wiele innych rzeczy. Na urządzonym przed miastem specjal nym placu jedzono i pito przez kilka godzin. 14 czerwca Bonaparte wjechał uroczyście do miasta przez Bab el-Nasr (Bramę Zwycięstwa), poprzedzany przez muftich, ulemów, przywódców cechów i mameluków milicji miejskiej. Szejk el-Bekry podarował mu wspaniałego wierzchowca, a wraz z nim mameluka Rustama. W liście do Dyrektoriatu Napoleon tak o tym pisał: „Mój powrót nastąpił 26 Prairiala; olbrzymie tłumy oblegały drogę. Wszyscy muftiowie jechali na mułach, ponieważ Prorok te zwierzęta umiłował, cały korpus janczarów, odiakowie, agowie, policja, przybyli też Abu Bekr, Fatima, czekając na moje przyjęcie, i otoczyli mnie. Przede mną znaczniejsi kupcy, jak też koptyjscy patriarchowie, pochód zamykały greckie oddziały posiłkowe...” Bonaparte wracał zatem jak zwycięzca, aczkolwiek w istocie nie osiągnął zamierzonego celu, a zasępione czoło wskazywało, że myśl wodza wybiegała już daleko w przyszłość.
191 Jeszcze przez najbliższy miesiąc napływały do stolicy delegacje miast i prowincji, składając hołdy Sułtanowi el-Kebir . Bonaparte jednak nie tracił tego czasu. Zadbał przede wszystkim o uzupełnienie luk w szeregach przerzedzonych przez kule. Z ciężko rannych sformował 4 kompanie forteczne, powierzając im obronę cytadeli i wież. Pokrył braki w koniach oraz parku artyleryjskim i ostatecznie na początku lipca armia była już w znakomitej kondycji, gotowa do dalszych działań. A należało się ich spodziewać, ponieważ pasza Rumelii — wezyr Mustafa kończył ostatnie przygotowania swej rodoskiej armii. Ze strony Dzehezzara Paszy nie groziło na razie żadne niebezpieczeństwo — patrole wysyłane z Kaalat el-Arisz aż po Khan Junis nie stwierdziły tam obecności nieprzyjaciela. 19
INDYJSKI MIRAŻ
Krótko przed wyruszeniem do Syrii, która miała być jedynie etapem na drodze do Indii, Bonaparte wysłał — 25 stycznia 1799 r. — list do ówczesnego władcy Majsuru, Tipu Sahiba: „Poinformowano Cię już zapewne o moim przybyciu nad Morze Czerwone z nieprzeliczoną i niezwyciężoną armią, która pragnie wyrwać Cię z brytyjskiego jarzma. Zechciej poinformować mnie o zamiarach kanałami Maskatu i Mekki. Chciałbym też, abyś przysłał do Suezu lub Kairu zaufanego człowieka, z którym mógłbym konferować”. Bonaparte, zdecydowany iść do Indii, był w pełni świadom źródła potęgi Anglii i wiedział, że będzie to uderzenie w samo serce. Zamierzał więc przedtem zapewnić tam sobie przychylną bazę, a takową mogło być tylko terytorium Tipu Sahiba. Zarówno on, jak i wcześniej jego ojciec — Haydar Ali-Khan — wspierani przez Francuzów, stoczyli już szereg kampanii 19
T a k i m m i a n e m Bonaparte został obdarzony przez t u b y l c ó w , a o z n a c z a ł o
o n o „Sułtan O g n i a ” .
192 z Anglikami. Haydar Ali w latach 1767-1769, Tipu Sahib w latach 1780-1784 i 1790-1792. Tipu Sahib utrzymywał stały kontakt z konsulem Maggalonem, a jednocześnie montował koalicję, do której udało mu się pozyskać Wielkiego Szeryfa Mekki i Zemaun-Szacha (z Afganistanu). Dowiedziawszy się o wyprawie Bonapartego do Egiptu, czekał już tylko na stosowny moment. Ale Anglicy, czując nad karkiem wiszący miecz, przystąpili z miejsca do kontrakcji. Tradycyjnie złotem kupili sobie Mahrattów oraz nizama Hajdarabadu. W lutym 1799 r. ze wschodu ruszył na Majsur gen. Harris (20 tys. ludzi), z zachodu gen. Stuart (23 tys.). Tipu Sahib, nie odniósłszy sukcesu w rajdzie na tego ostatniego, obrócił się przeciw Harrisowi w 35 tys. piechoty i 15 tys. jazdy. 27 marca doszło do bitwy po Mallawelly. Tipu został pokonany i wycofał się do swej ufortyfikowanej stolicy — twierdzy Seringapatam. 5 kwietnia podeszli tu Anglicy. Po dwudziestu dniach mężnej obrony twierdza padła 4 maja wskutek zdrady kilku majsurskich dostojników, przekupionych przez Anglików. Sam Tipu Sahib został zabity, albo raczej zamordowany — chociażby dlatego, że zgodnie z prawem majątek władcy można było przejąć tylko w przypadku jego śmierci, a w skarbcu Tipu Sahiba znaleziono bogactwo wartości 1.143.266 funtów szterlingów, co na ówczesne czasy stanowiło sumę kolosalną. Miraż indyjski Bonapartego dobiegał więc swego końca. Przypieczętowała go rezygnacja ze zdobycia Akki i powrót do Egiptu. Sam Bonaparte określił to krótko: „Ta nędzna skorupa przeszkodziła mi dojść do Indii i zadać Anglikom śmiertelny cios”. Mimo tego niepowodzenia Napoleon nigdy nie zrezygnował ze swych orientalnych planów, które podtrzymywane były przez niego w różnych formach przez cały okres Cesarstwa.
ABUKIR
...Generale..., j e s t e ś wielki jak świat, lecz świat jest dla ciebie za mały
WYDARZENIA W EGIPCIE (styczeń-lipiec 1799 r.)
Podczas gdy Bonaparte wyruszył do Palestyny, Anglicy nie zaprzestawali blokady egipskiego wybrzeża. Tylko nielicznym statkom i okrętom udawało się ją przerywać. Przebywający pod Aleksandrią kpt. S. Hood (brat admirała) z kilkoma liniowcami, próbował kilkakrotnie ostrzelać miasto, ale bez większych rezultatów. 3 lutego przybył tutaj kpt. Th. Troubridge z liniowcami „ C u l l o d e n ” i „ T h e s e u s ” oraz trzema małymi statkami, by zluzować Hooda. I on próbował ostrzału (między 3 a 5, 7 i 8 oraz 13 i 22 lutego), ale odniósł taki sam skutek jak jego poprzednik. 3 marca zmienił go w dowodzeniu Sidney Smith, przybyły z Konstantynopola na liniowcu „Tiger”. Ten jednak, kiedy tylko dowiedział się, że Bonaparte poszedł do Syrii, wyruszył z „Tigerem”, „ T h e s e u s e m ” i kilkoma innymi okrętami ku wybrzeżom Palestyny. W Egipcie tymczasem nastąpiło nasilenie rozruchów. Wpra wdzie gen. Desaix utrzymywał kontrolę nad Nilem w Górnym
194 Egipcie, a komendant Kairu, gen. K. F. Dugua, zarządzał Deltą od Rosetty po Damiettę (utrzymywać spokój pomagała mu tutaj aktywna postawa gen. Lanusse'a), ale mimo to nie ustawała działalność emisariuszy tureckich podburzających do buntu oraz sporadyczne akcje mameluków. Poważniejsze wystąpienie miało miejsce w kwietniu, w pro wincji Szarkieh, kiedy to wpływowy emir el-hadżdż, uwierzy wszy emisariuszom Dzehezzara, że armia Bonapartego w Syrii została zniszczona, zaplanował zdobycie Damietty i wydał proklamację wzywającą ludność do walki z niewiernymi i informującą o klęsce Francuzów. Otrzymał wsparcie trzech wsi, a jedno z plemion Beduinów przysłało mu 200 jezdnych. Emirem zajęli się jednak natychmiast gen. Lanusse ze swą lotną kolumną i szef batalionu Duranteau, likwidując całe zgrupowanie w okolicach Szarkieh. Następnie spalili owe trzy wsie, które poparły bunt. Sam emir, z ledwie 50 ludźmi, uszedł do Jerozolimy. Uspokojono też napięcie w kilku innych prowincjach. Innego rodzaju bunt spowodował imam Ahmed z Demy, który wśród Arabów znany był jako wielce pobożny człowiek. Ogłosiwszy się aniołem el-Mahdi i wmówiwszy nieśmiertel ność tym wszystkim, którzy staną w obronie świętej wiary, zebrał wokół siebie 120 ludzi, z którymi następnie napadł na karawanę 300 Maghrebinów idących z Fezzanu do Mekki. Przekonawszy i tych o swoim nadprzyrodzonym posłannictwie, zapalił ich umysły, po czym z całą grupą napadł na Damanhur, gdzie wymordował jego niewielki 60-osobowy garnizon, zdobywając broń oraz 4-funtowe działo. Ten nieznaczny sukces został szybko rozdmuchany jako wielkie zwycięstwo. W efekcie do Damanhur zbiegły się setki fellahów z prowincji Bahirieh. W meczecie el-Mahdi ponownie wygłosił płomienną mowę, zapewniając rozfanatyzowane tłumy, że tych, którzy staną w obronie islamu, nie będą się imać ani kule, ani szable, ani lance.
195 Szef brygady Lefebvre, dowodzący fortem nieopodal el-Ramanieh, zaniepokoił się rosnącym buntem. Wziąwszy ze sobą 400 ludzi, wyruszył do Damanhur. Nie doszedł tam jednak, ponieważ el-Mahdi wyszedł mu naprzeciw z około 5000 ludzi (w tym prawie 1000 uzbrojonych w karabiny i fuzje, reszta w lance i widły). Obskoczyli oni zewsząd Francuzów, którzy zbiwszy się w czworobok, zaczęli cofać się do fortu, kładąc po drodze wielu wojowników el-Mahdiego. Płk. Lefebvre'owi udało się wyprowadzić swych ludzi z opresji po prawie godzinnej walce, a sam el-Mahdi musiał po walce wytłumaczyć wdowom po zabitych, dlaczego pomimo jego zapewnień kule francuskie zadawały śmierć. El-Mahdi, powo łując się na Koran, zapewnił, że zginęli jedynie ludzie małej wiary. Pobudziło to jeszcze bardziej fanatyzm tłumów, powo dując rozpalenie płomieni buntu na całą prowincję Bahirieh. Niemały wpływ na rozwój rebelii miała też odezwa wy stosowana przez szejków Kairu, wzywająca do powstania przeciwko Francuzom. Wobec wyraźnego wzrostu napięcia w prowincji płk Lanusse opuścił ze swym wojskiem okolice Szarkieh i udał się do Damanhur, które zdobył 8 maja, wyrzynając wszystkich opornych. Pośród 1500 zabitych znaleziono też el-Mahdiego. Wprawdzie rozgłaszano jeszcze wieści, że el-Mahdi żyje i nadejdzie w odpowiednim czasie, ale samo zarzewie buntu zostało stłumione . Tymczasem w pierwszych dniach maja przed Suezem pojawił się angielski 50-działowy liniowiec w asyście fregaty. Przybyły one tutaj z Kalkuty. Anglicy sprawiali wrażenie, jakby mieli zamiar zdobyć miasto, ale kiedy zorientowali się, że jest ono przygotowane do obrony, 5 maja podnieśli kotwicę i odpłynęli. 14 czerwca, jak wiemy, powrócił do Kairu Bonaparte. Zorientowawszy się szybko w sytuacji, wysłał gen. Dommartina, 1
1
O rozruchach,
s. 196 nn.
patrz:
L a v a l e t t e , Memoires et Souvenirs,
Paris
1931,
196 19 czerwca, na dżermie do Aleksandrii, by stamtąd zlustrował całe wybrzeże i uzbroił odpowiednio w artylerię. Spodziewał się bowiem desantu armii rodoskiej. Wprawdzie zagrożenie zostało znacznie pomniejszone poprzez zneutralizowanie wojsk nieprzyjaciela w Syrii, co umożliwiło bicie go teraz częściami, ale mimo wszystko niebezpieczeństwa nie można było lekceważyć. Tymczasem gen. Dommartin nie dotarł do celu. Po drodze, 23 czerwca, został napadnięty przez niedobitki wojowników el-Mahdiego. Po dłuższej walce połowa ludzi na dżermie padła zabita bądź ranna. On sam otrzymał 4 kule. Łódź wprawdzie dopłynęła do Rosetty, ale tutaj, 9 lipca, generał umarł z powodu odniesionych ran. Wypadł tym samym z kohorty Bonapartego kolejny znakomicie zapowiadający się oficer. Powiadomiony o tym Bonaparte mianował na jego miejsce gen. Songisa. Od chwili powrotu głównodowodzący przejął w swe ręce całość spraw, reorganizując prowincje i podejmując środki przeciw turecko-angielskiemu lądowaniu. Od 14 czerwca do 13 lipca nie opuszczał miasta . Spodziewał się ataku nie przyjaciela w środku lata. Tymczasem przełom czerwca i lipca przyniósł ożywienie wśród bejów. Pobudziło ich wezwanie o wsparcie przygoto wywanej ekspedycji armii tureckiej na Egipt. Trzeba tutaj dodać, że z propozycją takiej akcji wystąpił Sidney Smith do wiceadm. Patrony Paszy i saraskiera armii rodoskiej Seid Mustafy Paszy. Proponował on im załadować przebywających na Rodos 18 tys. ludzi na okręty, dołączyć do nich 7000 janczarów strzegących Dardaneli i dokonać desantu na wy brzeże egipskie. Uważał sukces za pewny, ponieważ, jak udowadniał, armia Bonapartego została unicestwiona w Syrii i teraz tylko trzeba ją dobić. 2
2
W z w i ą z k u z w y j a z d e m z Egiptu k a d i e g o askar, m i a n o w a n e g o j e s z c z e
przez T u r k ó w , Bonaparte p o w o ł a ł na to stanowisko szejka El-Arichy.
197 Turcy mieli wątpliwości co do skuteczności działań samej piechoty, ale komodor wystąpił wówczas z propozycją nawią zania współpracy z mameluckimi bejami, którzy dostarczą swych jezdnych. Obliczał przy tym, że oddziały, które zbiorą bejowie Ibrahim, Elfi i Murad dadzą jakieś 6000 konnicy. Ostatecznie dowództwo tureckie zaakceptowało ten plan, przyjmując jako miejsce lądowania półwysep Abukir. Tutaj też miała nadejść konnica bejów. Ci ostatni, zachęceni nadzieją na zwycięstwo nad niepoko nanym dotąd wrogiem, przystąpili do działania. Elfi Bej i Osman Bej z 300 mamelukami ruszyli na prawy brzeg Nilu, przyłączyli do siebie około 400 Beduinów i stanęli 7 lipca obozem przy źródle Saba Bijar. Byli już jednak ścigani przez kolumnę gen. Lagrenge, który z 9 na 10 lipca otoczył ich tam, rozbił całe zgrupowanie, biorąc bagaże, wielbłądy i 30 mameluków do niewoli. Niedobitki z obu bejami uciekły w bezmiar pustyni, wycofując się ponownie do Nubii. Ibrahim Bej dotarł w tym czasie do Gazy, ale kiedy dowiedział się o rozbiciu obu bejów — zawrócił do Syrii. Murad Bej z kolei, dołączywszy do siebie 100 Beduinów, pojawił się w okolicach Fayoum docierając do jeziora Natron. Przeciw niemu wystąpił natychmiast gen. Murat, biorąc do niewoli 15 mameluków i jednego kaszifa. Sam bej z resztą uszedł w kierunku piramid, gdzie 13 lipca ze szczytu najwięk szej z nich porozumiał się znakami ze swą żoną Setti Nefizeh, która w tym celu opuściła Kair i udała się do swej letniej rezydencji w Gizeh. Warto tu wyjaśnić, w jaki sposób dotarła do Murada informacja, aby przystąpił do współdziałania z mającymi wylądować Turkami. Otóż w swoim czasie Bonaparte pozwolił Setti Nefizeh powrócić do Kairu. Od wiedził ją w jej rezydencji w imieniu wodza jego pasierb — Eugeniusz de Beauharnais. Setti Nefizeh zaszczyciła go nawet zwiedzeniem haremu, co było nie lada wyróżnieniem, a na pożegnanie obdarzyła go pierścieniem wartości 1000 luidorów zdjętym z własnego palca. Oczarowany Bonaparte
198 zapewnił ją o swej przychylności i wzięciu pod opiekę. W efekcie jej wysłannicy spokojnie krążyli od tej pory między nią, Konstantynopolem a Muradem w Górnym Egipcie. Niewykluczone, że Bonaparte chciał tym sposobem nawią zać stosunki z najbardziej nieprzejednanym bejem, chociaż możliwe są też i inne hipotezy. Kiedy tylko powiadomiono Bonapartego o pojawieniu się Murada w okolicach piramid, zarządził on alarm i ruszył z wojskiem, by go przechwycić. Dotarłszy na miejsce, zaczął już sprawiać szyk bojowy, ale o godz. 14 dotarł do niego kurier z wiadomością o pojawieniu się na redzie Abukiru, 12 lipca, floty anglo-tureckiej złożonej z 13 liniowców 74i 80-działowych, 9 fregat, 30 kanonierek i 90 transportowców. Pod wpływem tej wiadomości, a ku radości Murada, Bonaparte zwinął front i nakazał natychmiast marsz na północ. Nie mając pewnych informacji, szacował, że przeciwnik posiada do 30 tysięcy ludzi, wliczając w to także wojska angielskie. Zarządził więc ściągnięcie wszelkich wojsk poza niezbędnymi garnizonami i koncentrację w rejonie El-Rahmanija. O godz. 22 Berthier przygotował wszystkie rozkazy. Do Desaixa poszedł rozkaz ewakuacji z Górnego Egiptu i przy bycia do Kairu, do Reyniera w Belbeys — skierowania się do El-Rahmanija i pozostawienia jedynie 300 ludzi w Es-Sal hahyeh dla obserwacji kierunku wschodniego; do Klebera w Damietcie — również udania się do El-Rahmanija i ob sadzenia Esbet el Berg jedynie weteranami i depotami. Gen. Lannes, dowodzący dywizją Bona i całą jazdą stojącą w Kairze, już w nocy ruszył naprzód. W stolicy jako komendant został gen. Dugua z kilku kompaniami Greków, mając polecenie obsadzenia cytadeli i Gizeh weteranami i depotami. W wyniku tych zarządzeń głównodowodzący spodziewał się zebrać 20 tysięcy bagnetów, 3000 szabel i 60 dział. 19 lipca kwatera główna, pokonawszy w ciągu trzech dni 160 km, dotarła do El-Rahmanija. Stąd Bonaparte wysłał proklamację do szejków Gama el-Azhar, informując w niej
199 o zjawieniu się przed Abukirem wojsk anglo-tureckich, które on otoczy i zniszczy do ostatniego człowieka, a jeńców, działa i sztandary ujrzą oni na własne oczy — prowadzonych do Kairu przez Bramę Zwycięstwa (Bab-el-Nasr). Nawoływał zarazem do zachowania spokoju. Szejkowie, przestraszeni treścią odezwy, odczytali ją wier nym, uświadamiając im zarazem potrzebę utrzymania spokoju. LĄDOWANIE ARMII RODOSKIEJ NA ABUKIRZE. POZYCJE OBU WOJSK
Półwysep Abukir ma formę trójkąta przechodzącego za fortem w ostrą szpicę. Podłoże piaszczyste, gdzieniegdzie porośnięte palmami, z jednym tylko zdatnym do picia źródłem wody. Cały półwysep pokrywały ponadto liczne wysokie wydmy. W połowie drogi między Abukirem a Aleksandrią leżała niewielka zatoczka nadająca się na miejsce do lądo wania. Z fortu Abukir działa pokrywały zasięgiem kotwicowisko i wewnętrzną stronę redy. Około 1000 m od lądu leży niewielka wyspa, skąd działami również można było osiągnąć miejsce kotwiczenia. Dość skaliste wybrzeże stanowiło dodat kową przeszkodę dla próbujących tu podejść okrętów. Około 1000 m na zachód od fortu, u stóp Wydmy Wezyra, leży wieś o nazwie Abukir. Prawie 1500 m na południe od wydmy znajduje się wzmiankowane źródło wody. Z kolei na zachód od Wydmy Wezyra wyrasta Wydma Szejka, która dominuje nad morskim wybrzeżem. Te trzy wyniosłości stanowią swoisty trójkąt, którego boki porastają palmy. Jeszcze w lutym 1799 r. gen. Caffarelli du Falga polecił płk. Cretinowi, dowodzącemu w Aleksandrii pionierami, rozebrać domy we wsi na budulec i przeznaczyć na umo cnienie fortu z murowanym półksiężycem i okopami oraz kontraskarpą. Wyburzenie wsi rozszerzyłoby bowiem pole ostrzału z fortu. Jednak do wykonania tych prac nie doszło, ponieważ gen. A. Marmont zmienił decyzję, zamierzając
200 wykorzystać zabudowania na zakwaterowanie wojska. Polecił jedynie wybudować szaniec na Wydmie Wezyra. Miało to wydać niebawem zgubne skutki. 14 lipca Seid Mustafa Pasza przystępuje do lądowania. Odbywa się ono bez przeszkód ze strony garnizonu Abukiru, który składał się tylko z 360 żołnierzy. Mustafa rozciąga swoje wojska od Wydmy Studziennej do Wydmy Szejka, po czym przystępuje do natarcia na szaniec obsadzony 300 żołnierzami i 5 działami pod szefem batalionu Godartem. W obronnie położonym na samym cyplu forcie, zaopatrzonym we wszelkie niezbędne środki, pozostało jedynie 60 ludzi z kpt. inżynierów Vinache. Wszystkie ataki Turków odpierano aż do godz. 17, ale potem muzułmanie wpadli do wsi zagrażając połączeniom fortu, a następnie, okrążając szaniec, wybili jego obronę. 17 lipca w południe poddała się załoga fortu. Wprawdzie gen. Marmont wyszedł z Aleksandrii z 1200 ludźmi, aby wesprzeć garnizon, ale znalazłszy przeciwnika w wielkiej liczbie, wycofał się z powrotem do miasta, obawiając się pozostawienia go bez obrony. A znajdowały się tu przecież wszystkie zapasy amunicji i artylerii. Dzięki temu Mustafa Pasza miał czas na umocnienie swej pozycji, która z samej natury była już silna. Posiadała bowiem oparcie w umocnieniach szańców i fortu oraz wsparcie floty. Mógł więc spokojnie oczekiwać przybycia janczarów z Dardaneli, zaprzęgów artyleryjskich i jazdy. Sam z dwiema setkami koni oficerskich sformował przyboczną straż konną, a także kilka lotnych patroli. Wojska Bonapartego, wyszedłszy 19 lipca z Gizeh, szły przez Quardash — El-Ramanieh do Aleksandrii, dokąd dotarły 23 lipca. Stąd przeszły do Birket Gitas, gdzie stanęły obozem. Pozycja ta osłaniała Aleksandrię przed atakiem nieprzyjaciela, a jednocześnie zapewniała możliwość uderzenia na niego z obu skrzydeł. Sam głównodowodzący, przybywszy do Aleksandrii, dokonał lustracji prac poczynionych dla poprawienia stanu
201 obronności miasta. Działania płk. Cretina spotkały się z wielkim uznaniem. Marmont natomiast został skarcony za brak inic jatywy w momencie lądowania Turków na półwyspie. 24 lipca Bonaparte opuścił Aleksandrię i o świcie, 25 lipca, dotarł do obozu, zamierzając zaskoczyć Osmanów. Było to możliwe, ponieważ jazda garnizonu Aleksandrii kontrolowała wszystkie wyjścia z półwyspu, dzięki czemu wezyr nie miał żadnych wieści od bejów, których przecież niecierpliwie oczekiwał. Ale kompania pionierów wysłana z Aleksandrii do Birket Gitas zmyliła drogę i wpadła na obóz turecki, w wyniku czego 10 pionierów dostało się do niewoli, a Turcy uświadomili sobie obecność armii francuskiej ledwie o godzinę drogi od ich pozycji. W efekcie całą noc na 25 lipca spędzili pod bronią, gotowi do odparcia nagłego ataku. Pozycje tureckie składały się z trzech linii. Pierwsza opierała się o dwa mamelony świeżo zbudowane na skrzydłowych wydmach: Szejka (na prawo), które obsadziło 1000 ludzi, i Źródlanej (po lewej), na której stanęło 2000. Centrum tej linii wypełniło 4000 żołnierzy, opierając się o dwa wielkie domy stojące paręset metrów przed wsią. Cały front zasilało 18 dział. W drugiej linii stanęło 7000 ludzi i 12 dział rozciągniętych na prawo i lewo od Wydmy Wezyra opierając skrzydła o brzegi półwyspu. Szerokość frontu nie przekraczała 800 m. Wreszcie w trzeciej, rezerwowej linii ustawiło się 4000 żołnierzy, zajmując wieś Abukir i fort połączony z morzem dwoma podkopami. Tu znajdowały się również bagaże, skarbiec i cały obóz. Skrzydła tureckiej pozycji miały zapew nione wsparcie kanonierek z morza i redy wewnętrznej. Sam Seid Mustafa — pasza Rumelii — stanął na Wydmie Wezyra. Był z nim komodor Sidney Smith, który zadeklarował się służyć przy nim w charakterze adiutanta-doradcy. Nie miało to właściwie żadnego praktycznego znaczenia, albowiem nie miał on absolutnie pojęcia o taktyce walki na lądzie. Tymczasem o świcie, 25 lipca, armia francuska ruszyła z Birket Gitas na spotkanie wroga. W straży przedniej szli
202 Murat ze swą kawalerią (600 szabel — 3 i 14 pułk dragonów, 7 huzarów), brygada gen. Z. Destaing (1700 bagnetów i 4 działa). Za nimi posuwał się gen. J. Lannes (2700 ludzi, 5 dział — 18 i 32 półbrygady liniowe), w rezerwie — gen. F. Lanusse z dywizją gen. Rampona (2400 ludzi, 6 dział — 22 półbrygada lekka, 69 liniowa). Armia posuwała się, mając po prawej stronie jezioro Madieh, na którym Patrona Bej trzymał 12 kanonierek. Te zaczęły nękać ogniem maszerujące kolumny, wobec czego gen. Songis zmontował baterię z dwóch dział 24-funtowych, trzech 12-funtowych oraz trzech haubic, którymi odpędził przeciwnika. Kiedy około godz. 9.00 zaczął zbliżać się batalion z dwoma działami, który wyszedł z Rosetty pod dowództwem gen. Menou, flotylla turecka — w obawie przed odcięciem — opuściła wody jeziora. Teraz już Francuzi bez przeszkód sformowali linię bojową. Na lewym skrzydle stanął gen. Destaing, na prawym Lannes, w centrum, w trzech rzutach, jazda Murata, w rezerwie — Lanusse w dwóch liniach. Kiedy Francuzi zmontowali szyki, przybył z Kairu w 300 szabel gen. Davout. Otrzymał on od głównodowodzącego rozkaz zachowania łączności z Aleksandrią i nie dopuszczenia na półwysep mameluków ani Beduinów. W drodze były jeszcze wojska generałów Reyniera i Klebera, ale Bonaparte, przekonawszy się, że wojska angielskie nie wspierają Turków (było z nimi jedynie kilkunastu oficerów angielskich i rosyj skich), nie czekał już dłużej i przystąpił do bitwy. 3
BITWA NA ABUKIRZE
Obie armie, stanąwszy naprzeciw siebie, pozostawały w bez ruchu przez prawie dwie godziny. W tym czasie kilku oficerów angielskich podjechało na 10 kroków przed francuskie linie, wdając się w rozmowy. Był to jednak już ostatni akcent tej 3
Gen. Rampon przejął dywizję po śmierci gen. Bona.
203 swoistej sielanki. Przed południem zaczął się bój, któremu początek dały ciężkie działa gen. Songisa. Skierowały one swój ogień głównie przeciw kanonierkom, które w razie francuskiego natarcia mogłyby wspierać Turków, rażąc flanki atakujących. Kilka z nich zatopiono, reszta zerwała kotwice uchodząc poza zasięg strzału. Krótko potem do dzieła przystąpili artylerzyści gen. Lan nes'a i gen. Destaing, mierząc się z tureckimi działami na Wydmie Szejka i Źródlanej. Murat w tym czasie wyciągnął swą jazdę w dwie kolumny złożone z 4 szwadronów i 3 dział każda, podczas gdy Destaing uderzył na Wydmę Szejka, Lannes zaś na Źródlaną. W tym czasie ogień baterii Songisa zaczął odnosić już wyraźny skutek, a jeden szwadron z jazdy Murata wyszedł na tyły szańca leżącego na Wydmie Szejka, w wyniku czego Turcy, obawiając się odcięcia linii odwrotu, rzucili się do ucieczki. Identycznie rozegrała się walka przy Wydmie Źródlanej, gdzie kawaleria Murata również wyszła na tyły nieprzyjaciela. Uciekający tu z szańców Turcy wpadli prosto pod szable i kopyta francuskiej konnicy, a ogarnięci paniką, zostali częściowo przyparci do morza, częściowo do redy wewnętrz nej. Tutaj rzucali się masowo w morze, usiłując dopłynąć do stojących w oddali okrętów, ale bardzo niewielu miało to szczęście. Centrum pierwszej linii, widząc klęskę skrzydeł, usiłowało ruszyć wszerz, na pokrycie, ale nim zdołało manewr ten wykonać, zostało obskoczone z obu stron przez Murata, a na domiar złego z francuskiego centrum ruszył w kolumnach batalionowych podwójnym krokiem gen. Lanusse, stojący dotąd za zgrupowaniem jazdy. Turcy, przyduszeni tym sposo bem do morza, próbowali jeszcze salwować się wpław. Skończyli jednak jak ich poprzednicy. Tak więc w niecałą godzinę Bonaparte unicestwił pierwszą linię tureckiej obrony. Ponad 4000 Turków utonęło, 1400
204 legło na placu boju, a 1200 z 18 działami, 50 chorągwiami i 30 proporcami wpadło w ręce zwycięzców. Zająwszy pierwszą linię tureckiej obrony, Bonaparte chciał umocnić się na niej i dać swym wojskom nieco wytchnienia. Zauważył jednak wówczas, że działa stojące nieopodal Wydmy Studziennej (Źródlanej), na cyplu wcho dzącym w redę wewnętrzną, mogą z racji swej pozycji wziąć w ogień lewe skrzydło przeciwnika. Kazał więc natychmiast otworzyć w tym kierunku ogień, który w istocie spowodował zwinięcie lewej flanki tureckiej i zamieszanie; tym samym utworzyła się w tureckim froncie 400-metrowa luka, w którą błyskawicznie wlał się Murat, ukryty dotąd w palmowym lasku. Pojawił się tu też zaraz płk Cretin, gen. Destaing i gen. Lanusse zaś naciskali na centrum i prawe skrzydło. W okolicy szańca zbudowanego przed wsią, na który nacierała 32 półbrygada, doszło do ostrzejszej walki. 18 półbrygada, mająca zajść tyły, nierozważnie podprowadzona, dostała się w ogień karabinów i dział. Padło 50 ludzi, w tym Leturą. Gen. J. U. Fugiére stracił ramię. Półbrygada cofała się zmieszana. Murat podsunął się w międzyczasie z jazdą, by wejść w przestrzeń między jeziorem Madieh a szańcem. Wykonał parę szarż, ale wzięty w ogień dział i karabinów, musiał odskoczyć. Wówczas Turcy, swoim zwyczajem, wypadli z pozycji, by ściąć głowy leżącym na placu Francuzom. Bonaparte wykorzystał ten nierozważny krok przeciwnika i pchnął natychmiast w bój po batalionie z półbrygad 22 lekkiej i 69 liniowej, które od pierwszego uderzenia wdarły się na szaniec. Z prawej sekundowała jej 18 półbrygada, a Murat, ciągle na czele, wymachując swą szablą z inskrypcją L'honneur et les dames, ponowił szarżę, wchodząc między wieś a wydmy, i ciął Turków, gnając ich aż do morza. Jeden z j e g o szwadronów wpadł do wsi Abukir, ku której niebawem obrócił się Lannes. Cały front turecki pękł.
205 Nastąpiła rzeź. Murat wpadł do namiotu Mustafy. Ten z pistoletu ranił go w głowę. Murat z kolei ciął Turka szablą obcinając mu dwa palce prawej dłoni, po czym wezyr oddał się do niewoli. Oprócz niego jeńcami stało się 1000 ocalałych żołnierzy. Ci Turcy, którzy szukali schronienia w morzu, znaleźli tam przeważnie śmierć. Sam Sydney Smith ledwie uszedł z życiem na swój okręt. Bitwa była skończona. Pod wieczór z Damietty przybył na półwysep gen. Kleber ze swoją dywizją. Olśniony tym niezwykłym zwycięstwem, ujął Bonapartego pod ramię i rzekł: „Wybacz, generale, że Cię ucałuję. Jesteś wielki jak świat, lecz świat jest dla Ciebie za m a ł y ” . Klęska armii rodoskiej była zupełna — 2000 Turków zostało zabitych, 8000 utonęło, 2000 popadło w niewolę. W ręce Francuzów wpadły ponadto 32 działa, 120 wozów amunicyjnych, 100 chorągwi , 200 koni, wszystkie bagaże i namioty. Ogółem Turcy stracili 12.200 żołnierzy. Uratowało się zaledwie 1200, a około 3800 zamknęło się w forcie Abukir . Pomiędzy jeńcami znalazł się również niejaki Muhammad Ali — przyszły władca Egiptu, który kraj ten postawi 4
5
6
4
Tak podaje
D e n o n w Description
d'Egypte.
Ernouf i
Pajol
w swych
pamiętnikach twierdzą, że s ł o w a te padły p o d górą Tabor. Bonaparte miał na nie o d p o w i e d z i e ć : „ N i e ma p i ę k n i e j s z e g o w i d o k u jak Kleber w b i t w i e ” . 5
B y ł o w ś r ó d nich w i e l e b u ń c z u k ó w . M i a ł y o n e wartość sztandarów. Ich
ilość ś w i a d c z y ł a o w a ż n o ś c i dostojnika. W c z a s i e kampanii w o j e n n y c h przed sułtanem n i e s i o n o 7—9 b u ń c z u k ó w . Wielki w e z y r m i a ł p r a w o do pięciu, b a s z o w i e w randze w e z y r ó w rezydujący w stolicach prowincji (także w Kairze) — do trzech, p a s z o w i e i gubernatorzy prowincji — do d w ó c h , b e j o w i e z a ś — j e d n e g o . Podczas postoju w o j s k buńczuki ustawiane b y ł y przed n a m i o t a m i dostojników. Francuzi zdobyli ich na Turkach i m a m e l u k a c h o g r o m n ą i l o ś ć . Kilkanaście z nich m o ż n a obejrzeć w M u z e u m Armii, d w a — w M u z e u m C e s a r s t w a w Salon-de-Provence. 6
S a m Bonaparte różnie o c e n i a ł siły nieprzyjaciela. D o D e s a i x ' g o pisał 2 7
lipca o 15-tysięcznej armii, z c z e g o tysiąc zabito, 8 t y s . u t o n ę ł o , 5 tys. z a m k n ę ł o się w forcie. Do D u g u a , 2 sierpnia, pisał o 1 5 - 1 8 tysiącach.
206 na takim poziomie, że w pewnym momencie omal nie podważy całej potęgi imperium otomańskiego. Straty Bonapartego w tej bitwie wyniosły jedynie 200 zabitych i 550 rannych , ale wśród zabitych znaleźli się też płk Cretin, adiutant głównodowodzącego Guibert, adiutant sztabu Leturą oraz pułkownik dragonów Duvivier, który dopiero co przybył z Kairu i wziął udział w szarży. Pomiędzy zdobytymi działami znalazły się również dwa angielskie, podarowane w swoim czasie sułtanowi przez króla Anglii. Bonaparte przekazał je w dowód zasług kawalerii Murata (rozkaz z 27 lipca), polecając wyryć na nich numery pułków jazdy, które wyróżniły się w tej bitwie (3, 14 pułki dragonów, 7 huzarów), nazwiska Murata (awansowanego jednocześnie do stopnia generała dywizji), Roize'a i Duviviera oraz słowa: La bataille d'Aboukir. Warto w tym miejscu przywołać jeszcze dwa wydarzenia. Zaraz po bitwie Bonaparte podjechał do Murata i, za chwycony niezwykle wielką aktywnością jego konnicy w bit wie, zapytał: — Czyżby jazda przysięgła sobie zrobić dziś wszystko? O wiele większą wagę miał jednak epizod zgoła odmiennej natury. Oto niechlujny i ciągle zrzędzący Davout zaczął po bitwie głośno tym razem utyskiwać. Bonaparte wziął go wówczas pod ramię, zaprowadził do swojego namiotu i ... Davout wyszedł stamtąd jako najwierniejszy i najbardziej przywiązany do Bonapartego człowiek. O czym rozmawiali, w jaki sposób Bonaparte pozyskał go, tego nie dowiemy się już nigdy. W każdym razie Davout pozostał wierny Bonapar temu do ostatnich jego dni i w imię tej wierności, w dniach powszechnej zdrady marszałków, odrzucił nawet jedynego przyjaciela, jakiego miał — Oudinota. 7
Wziętego do niewoli wezyra Bonaparte odwiedził następ nego dnia po bitwie, zapewniając mu kurtuazyjnie tartanę dla 7
W e d ł u g pisma Berthiera — 150 zabitych i 7 5 0 rannych. Larrey określał
liczbę rannych na 8 0 0 .
207 przewiezienia go do Konstantynopola. Mustafa, nim opuścił ląd, wysłał jeszcze pismo do swego syna — kiahyi — by złożył broń, dzięki czemu otrzyma prawo załadowania się na okręty. Jako że ten propozycję odrzucił, zapewniając, że walczyć będzie do ostatniego człowieka, nie pozostało nic innego, jak przygotować się do podjęcia regularnego oblężenia . Bonaparte wyznaczył do tej operacji gen. Lannes'a. Płk Faultier dowodził artylerią, szef batalionu Bertrand kierował robotami oblężniczymi. Sam głównodowodzący udał się do Aleksandrii. Tymczasem Mustafa raz jeszcze skierował pismo do swego syna, wykładając mu beznadziejne położenie. W czasie kilkudniowego zawieszenia broni Bertrand skorzystał z okazji dostarczenia tego listu i obejrzał sobie umocnienia fortu. Po odwieszeniu krótkiego armistycjum Turcy od razu wykonali wypad, opanowując kilka domów we wsiach, w któ rych się umocnili. Lannes chciał ich stamtąd wyrzucić, ale Bertrand odradzał ten pośpiech, sugerując w to miejsce przeprowadzenie podkopów, dzięki którym fort zostanie całkowicie zablokowany bez straty ludzi. Przeprowadzenie tych robót wymagało dwóch, trzech dni. Tymczasem jednak, 28 lipca, Turcy wykonali kolejny wypad, opanowując jeszcze kilka domów i zagrażając j u ż teraz bezpośrednio Wydmie Szejka. Tym razem Lannes zebrał ludzi, wykonał kontratak i odrzucił przeciwnika w tył. Został przy tym raniony kulą karabinową i musiał zdać dowodzenie. Przejął je gen. Menou. 30 lipca zakończono prace przy okopach i przygotowano baterie. Turcy ponownie wykonali wypad i opanowali jedną z pozycji. Zostali jednak szybko odrzuceni przez gen. Davout, który jednocześnie odbił wieś, ostatecznie zamykając obrońców w forcie. 8
8
O bitwie na Abukirze z o b . : Corr., t. V, nr 4 3 2 4 , 4 3 3 4 .
208 Wkrótce przystąpiły do akcji przygotowane trzy baterie dział i dwie baterie moździerzy, a w nocy na 30 lipca zaczęto przygotowywać minę pod kontraskarpę. Nie doszło już do jej zdetonowania, bowiem 2 sierpnia resztki trzymających się jeszcze na nogach Turków, w liczbie około 800, wyszły z fortu, błagając o wodę. W jego obrębie pozostało 1200 zabitych i 1800 rannych, w tym wielu dogorywających. Po tak znacznych liczbach sądzić należy, że spory procent rannych pochodził z pewnością z dnia bitwy na Abukirze. Francuzi, nie chcąc obciążać się tak wielką liczbą rannych, przekazali ich wszystkich na okręty anglo-tureckie. Tak więc kolejna próba zniszczenia armii francuskiej zakończyła się totalną klęską i likwidacją całej niemal armii osmańskiej, która wylądowała na Abukirze. Takiej klęski nie ponieśli nawet mamelucy, a Bonaparte nigdy nie odniósł podobnego zwycięstwa — ani przedtem, ani potem. Tym samym dotrzymał on zapowiedzi, którą ogłosił w proklamacji do szejków . Pisząc zaś o bitwie do gen. Dugua, zaznaczył: „Zapewne słyszał już pan o bitwie pod Abukirem. Jest to najpiękniejsza bitwa, jaką kiedykolwiek widziałem. Z wysadzonej na ląd armii nieprzyjaciela nie ocalał ani jeden człowiek". 11 sierpnia o godz. 5 Bonaparte konno wkroczył do Kairu, wiodąc w triumfalnym orszaku 3000 tureckich jeńców z Mus tafą Paszą na czele, otoczonym przez 30 jego wyższych oficerów. 100 wziętych sztandarów i buńczuków, w tym buńczuk wezyra, uzmysłowiły Kairczykom ogrom francuskiego zwycięstwa. Teraz Bonaparte mógł spokojnie pomyśleć o zor ganizowaniu powrotu do Francji. 9
9
Warte
o d n o t o w a n i a jest j e s z c z e j e d n o
wydarzenie.
W
tym
czasie
Bonaparte z w r ó c i ł u w a g ę na p i ę k n e g o i w y s o k i e g o Gruzina, Rustama R a z ę , p o d a r o w a n e g o m u przez szejka El-Bekry. G ł ó w n o d o w o d z ą c y , o b d a r o w a w s z y go szablą, przyjął do grona s w y c h sług. Przez następne 15 lat Rustam wiernie mu s ł u ż y ł , sypiając u progu j e g o drzwi. Potem zdradził, jak w i e l u innych, n i e p o m n y o t r z y m a n y c h dobrodziejstw.
209 ESKADRA WICEADM. BRUIX NA MORZU ŚRÓDZIEMNYM
Już od pewnego czasu Francuzi nosili się z zamiarem przechwycenia inicjatywy na Morzu Śródziemnym i od tworzenia tym samym komunikacji z Armią „Wschód” w Egip cie. Po klęsce w zatoce Abukir, w Tulonie nie przebywała żadna eskadra liniowców zdolna wykonać to zadanie. Za planowano więc wymknięcie się z Brestu silnej eskadry wiceadm. Bruix, która w odpowiednim momencie miała przerwać się przez angielską blokadę i ruszyć na Morze Śródziemne. Dla wsparcia tej akcji pozyskano dodatkowo Hiszpanów, którzy w drodze mieli dołączyć do Francuzów. 26 kwietnia nadarzył się odpowiedni moment i wiceadm. Bruix, z 25 liniowcami (w tym czterema trójpokładowymi) i 8 fregatami, wymknął się niezauważony na morze. Blokujący Brest 16 liniowcami adm. Bridport zorientował się w sytuacji dopiero w 36 godzin później. Obawiając się, że Francuzi pożeglowali ku wybrzeżom Irlandii, udał się na wysokość przylądka Clear, alarmując zarazem o wydarzeniach admirali cję. W Londynie natychmiast postawiono w stan gotowości wszystkie siły rezerwowe, tworząc pod koniec maja dwie silne eskadry: Bridporta w rejonie przylądka Clear (z 30 liniowcami) i Duncana w rejonie Texel (z 22 liniowcami). Bruix tymczasem najspokojniej w świecie płynął na południe. 4 maja przeskoczył Cieśninę Gibraltarską, po czym... zmienił nagle kurs i 9 maja zawinął do Tulonu. Tę niezrozumiałą i nagłą zmianę decyzji tłumaczył potem admirał przeciwnymi wiatrami, licznymi awariami okrętów i koniecznością połączenia z Hiszpa nami. Argumentacja taka nie wytrzymuje jednak krytyki, ponieważ manewrem tym Bruix zaprzepaścił kapitalną szansę wsparcia Armii „Wschód”. Nie zmieniając kursu, mógł być w połowie maja pod Akką i, wykorzystując bezwzględną przewagę (tylko 2 liniowce angielskie), doprowadzić do upadku twierdzy, po czym zniszczyć jeszcze turecką flotę inwazyjną przygotowywaną przy wyspie Rodos.
210 Tak się jednak nie stało, a Bonaparte przez cały okres swej kariery nie miał niestety szczęścia do dobrych admirałów. 20 maja przybił do Tulonu adm. Mazzarredo z 21 liniow cami hiszpańskimi. W tydzień później Bruix z całą siłą 46 liniowców wyprawił się na morze; jego akcja jednak sprowa dzała się tylko do przewozu i wyładunku wojska oraz zaopatrzenia między Genuą a Livorno. Przedsięwzięcie to zrealizował bez przeszkód ze strony Anglików, po czym 9 czerwca zawinął ponownie do Tulonu. Stąd ruszył niebawem z powrotem do Brestu, zahaczając po drodze o Cartagenę i Kadyks (Cadiz); do celu dotarł 8 sierpnia. Przez cały ten czas Anglicy niezmiennie utrzymywali w pogotowiu eskadry Duncana i Bridporta, obawiając się francuskiej inwazji na Irlandię. Dopiero wiadomość od lorda Saint Vincent (adm. Jervisa), który ze swoją eskadrą 18 liniowców zaobserwował powrót Francuzów do bazy, spowo dowała odwołanie alarmu. Reasumując całe to wydarzenie, stwierdzić można, że operacja, przygotowana wielkim nakładem sił i środków, przyniosła minimalne efekty. W niczym nie zmieniła sytuacji Francji w basenie Morza Śródziemnego, a przede wszystkim nie zostało wykonane podstawowe zadanie — odtworzenie łączności z Egiptem. Nie wykorzystano nawet tej szansy na rzecz wzmocnienia garnizonu Malty, co w owym czasie również jeszcze było możliwe. KONIEC WALK Z MURADEM BEJEM
Murad Bej, dowiedziawszy się, że Turcy zostali pobici na Abukirze, podjął odwrót do Górnego Egiptu, gdzie znów zaczął go ścigać niezmordowany Desaix. Bej tracił już powoli siły i na początku sierpnia dał się zaskoczyć pod Samhud. Uciekł wprawdzie, ale zostawił w swym namiocie wszystko. Pościg i poszukiwania trwały jeszcze cały miesiąc. Zawsze
211 jednak, kiedy Francuzi byli tuż tuż, Murad w ostatniej chwili unikał spotkania z nimi i ginął w bezmiarze pustyni. Wreszcie oddział dromaderów dopadł go w oazie El-Fayoum, gdzie doszło do zażartej walki i zupełnego rozbicia resztek wiernych mu mameluków. Teraz nie pozostało mu już nic innego, jak uchodzić z powrotem do Nubii, zebrać ludzi i przeczekać. Uaktywnił się ponownie w styczniu 1800 r., ale już 25 tego miesiąca zaskoczy! go i rozbił pod Sediman gen. Zajączek, zdobywając bagaże, 70 wielbłądów, 15 koni i namiot samego Murada; w starciu tym bej został poważnie ranny. Krótko potem Setti Nefizeh przekazała informację, że jej mąż chce pertraktować. W efekcie zawarł on z gen. Desaixem ośmiodniowy rozejm, w kwietniu zaś miano sfinalizować przymierze. Kończył się zatem okres walki z najbardziej nieprzejed nanym i wytrwałym przeciwnikiem, który nie opuścił Egiptu i przez ponad rok wiązał siły i uwagę Francuzów, niepokojąc ich w różnych zakątkach rozległego kraju. Dla gen. Desaixa kończył się tym samym okres prawie 15-miesięcznego podboju Górnego Egiptu — obszaru równego wielkością połowie Francji. Wszystko to przy użyciu niewiele ponad 8000 ludzi. ODJAZD BONAPARTEGO
Po odniesieniu wielkiego zwycięstwa na Abukirze Bona parte przygotował raporty dla Dyrektoriatu, podkreślając znaczenie tego wydarzenia dla umocnienia kolonii . Jedno cześnie, korzystając z pretekstu zwrotu jeńców wziętych na Abukirze, a głodny stale świeżych informacji z Europy, zlecił Merlinowi oraz oficerowi marynarki Descorches'owi, nawią zanie rozmów z Sydneyem Smithem. Rozmowy te zostały przez Anglików podjęte, ponieważ liczyli oni, iż mimo 10
10
Corr., t. V, nr 4 3 2 3 , 4 3 3 4 .
212 wszystko Francuzi będą chcieli prowadzić negocjacje w spra wie Egiptu. Wysłannik Smitha, J. Keith, przybywszy do namiotu gen. Menou, dostarczył tam plik gazet (były to „Gazette da Fancfort" i „Le Courier français de Londres") podających wieści z Europy do 10 czerwca. Cel tego był oczywiście jeden — uświadomić Francuzom, że ich zwycięs two ma znaczenie marginalne, bowiem w Europie położenie Francji stało się wręcz katastrofalne. Merlin zabrał gazety natychmiast do Aleksandrii, by przedstawić je głównodowodzącemu. Dotarł do niego w środ ku nocy, 2 sierpnia. Bonaparte leżał na łóżku, kiedy Merlin wszedł. — Co się stało, Merlin? — zapytał wódz. — Generale, Scherer pobity w Italii, straciliśmy cały kraj. 1 maja nasza armia odeszła za Bormidę. Jourdan pobity w Schwarzwaldzie znowu stoi nad Renem. Po tych słowach Bonaparte zerwał się z łóżka. — Łajdacy! — zawołał. — Włochy stracone. Wszystkie moje zwycięstwa poszły na marne. Muszę zaraz wracać! Wezwawszy do siebie Berthiera, spędził z nim cztery godziny. 3 sierpnia o świcie wezwał jeszcze kontradm. Ganteaume'a, z którym zamknął się w swym gabinecie na dwie godziny. W tym właśnie momencie ruszyła tajemna machina przy gotowań mających na celu wypracowanie sposobu powrotu Bonapartego do Francji. 5 sierpnia Bonaparte wyjechał z Aleksandrii i wieczorem zatrzymał się w Birket Gitas. Następnego dnia dotarł do El-Ramanieh, gdzie pozostał do 9 sierpnia, ogłaszając rozkazy dekoncentrujące armię. W tym czasie wydał też cały szereg rozporządzeń i decyzji, ogarnięty już całkowicie myślą powrotu do Francji. Znalazł wreszcie tak długo oczekiwany pretekst, by wrócić. Nie zastanawiał się na razie, jak będzie przyjęty, kiedy wróci bez armii. Klęska floty francuskiej w zatoce Abukir odcięła
213 Armię „ W s c h ó d ” od regularnej komunikacji z krajem. Bona parte, choć przeszedł nad tym do porządku dziennego, nie mógł uwolnić się od ustawicznej myśli — co dalej? Faktem jest, że jeszcze zanim opuścił Francję, bo 13 kwietnia 1798 r., pisał do Dyrektoriatu, że inwazję na Anglię przesuwa na wrzesień. Można więc było wnioskować, że przybędzie osobiście pokierować całą operacją. Z kolei w liście do brata Józefa z 28 lipca zaznaczył: „Za dwa miesiące mogę być we Francji”. Brak wieści z Europy był dokuczliwy, a łączność niezwykle utrudniona. Dopiero 9 września dotarł do niego Lesimple na awizie „ L ' A n e m o n e ” (opuścił Tulon 17 lipca). Następnie, w połowie listopada, dotarły listy i plik gazet z informacjami o sytuacji w Europie do połowy sierpnia. Są to jednak tylko okruchy. Bonaparte, pisząc do Dyrek toriatu, domaga się stosowania wszelkich prób przekazywania korespondencji — na przykład poprzez wykorzystywanie francuskich konsulatów w Tunisie, Algierze, czy też wysyłania pism nawet w sześciu egzemplarzach. „Żadnych wiadomości z F r a n c j i ” — to zdanie często powtarzało się w korespondencji Bonapartego z tego czasu. Kiedy ukończono przygotowania do wyprawy syryjskiej, nadeszła do Kairu wiadomość od Marmonta z Aleksandrii o przybyciu dwóch kupców — Hamelina i Liwona, którzy przywieźli z sobą świeże wieści. Wódz w odpowiedzi pisał 5 lutego — „Od ośmiu miesięcy są to pierwsze wiadomości, jakie otrzymaliśmy z Europy”. Kiedy 8 lutego po południu rozmawiał z Hamelinem i czytał list francuskiego konsula z Ancony (z 1 listopada 1798 r.) oraz odebrał pakiet gazet z informacjami do października, dowie dział się o napiętej sytuacji i rosnącym zagrożeniu Francji ze strony Królestwa Neapolu oraz ewentualnej nowej koalicji. „O ile raport Hamelina potwierdzi się w ciągu miesiąca i Francja znajdzie się w niebezpieczeństwie, wówczas wrócę do Francji" (10 lutego 1799 r.).
214 11 lutego o świcie Bonaparte wyruszył z Kairu do armii. 26 lutego na Abukirze wylądował Mourveau. Przez Rosettę i Kair wyruszył do Syrii i 25 marca zjawił się pod Akką. Tu dostarczył głównodowodzącemu kolejne wieści z Europy, które absolutnie nie napawały optymizmem. Kiedy 14 czerwca Bonaparte powrócił do Kairu, musiał podjąć przygotowania do dania odporu Turkom z Rodos, co nastąpiło, jak pamiętamy, 25 lipca na Abukirze. Ale jeszcze przedtem, bo 21 czerwca, polecił kontradm. Ganteaume'owi przygotować fregaty „La C a r e r e ” i „La M u i r o n ” oraz awiza „La R e v a n c h e ” i ,,La Fortune”. Decyzja powrotu do Francji była j u ż nieodwołalna. Teraz jedynie pozostało czekać na sprzyjający moment. 17 sierpnia głównodowodzący otrzymał datowane na 14 sierpnia pismo Ganteaume'a, w którym ten podawał, że Anglicy odpłynęli od brzegów Egiptu i admirał jest gotów w ciągu siedmiu, ośmiu dni wypłynąć. Bonaparte pisze więc jeszcze do Jussufa Paszy (17 sierpnia), dając mistrzowski pokaz dyplomacji i wyczucia. Z listem tym miał być wysłany, wzięty do niewoli na Abukirze Mehmed Effendi. Pomimo całej swej maestrii list ten nie mógł j u ż jednak odnieść żadnego skutku, albowiem Turcy zawarli 5 stycznia 1800 r. układ z Anglikami, na mocy którego żadna z układa jących się stron nie zawrze separatystycznego pokoju z Francją, a warunkiem porozumienia z nią może być tylko opróżnienie przez Francuzów Egiptu. Część ludzi z najbliższego otoczenia Bonapartego oraz niektórzy uczeni domyślali się, że szykuje się jakaś tajemna podróż, a sądząc po pakowanych także trofeach zdobytych w Syrii i na Abukirze, można było przypuszczać, że na pewno celem tej wyprawy nie będzie żadna egipska prowincja, czy jakiś arabski kraj, ale... Bonaparte obawiając się, że najbardziej dociekliwi — Costaz i Fourier — wymogą na Monge'u i Berthollecie ujawnienie
215 celu planowanej podróży, doprowadził do wyznaczenia ich na kierowników wyprawy naukowej do Górnego E g i p t u . Sam, 17 sierpnia wieczorem, zjawił się w sali Instytutu, skąd zabrał Monge'a i Bertholleta, po czym o północy udał się z nimi do Boulaą, gdzie czekały na Nilu przygotowane do podróży statki „La R e v a n c h e ” i „La Venetienne”. 11
18 sierpnia o godz. 3 rano podniesiono kotwice i jeszcze za dnia osiągnięto Menouf. Tu Bonaparte, spotkawszy się z gen. Lanusse'em, uświadomił go, że opuszcza Egipt, po czym napisał list do Klebera, aby przybył do Rosetty 24 sierpnia na rozmowę z głównodowodzącym. 20 sierpnia dywizjon stateczków rusza dalej i wieczorem zatrzymuje się w El-Rahmanieh. Stąd, poprzez Berthiera, wysyła pismo do gen. Menou, że chce z nim rozmawiać w Rosetcie i ten ma tam przybyć. W El-Rahmanieh wódz przesiada się na uprzednio przygo towane konie i 21 sierpnia wieczorem dociera do Birket Gitas. 22 sierpnia, dotarłszy do El-Bediah, zarządził postój. Poinfor mowany przez Ganteaume'a, że morze jest nadal wolne od nieprzyjaciela, rusza natychmiast, polecając, aby przygotowane przez admirała okręty zakotwiczyły w pogotowiu o 4 km na wschód od Aleksandrii. Spotkawszy się z gen. Menou, Bonaparte uświadamia go co do zamiaru opuszczenia Egiptu. Przekazuje mu zarazem infor mację, iż gen. Klebera mianuje swym następcą, zostawiając na tę okoliczność stosowną nominację oraz przygotowane już uprzed nio pisma dotyczące administracji, obronności i armii oraz pismo, aby Kleber przy najbliższej okazji odesłał do Francji gen. Desaixa oraz gen. Junota. W adresie do Dywanu kairskiego zaznaczył, że wróci do Egiptu za 2-3 miesiące. W trakcie rozmowy z Menou przybywa łódź. Bonaparte natychmiast wsiada do niej i 22 sierpnia o godz. 9 staje na pokładzie fregaty „La Muiron”. Teraz pozostaje już tylko 11
Corr., t. V, nr 4 3 5 3 .
216 oczekiwanie na pomyślny wiatr. Wreszcie, 24 sierpnia, powiała lekka bryza i okręty ruszyły. Wraz z Bonapartem Egipt opuszczali: Berthier, Eugene de Beauharnais, Duroc, Lannes, Bessieres, Murat, Marmont, Lavalette, Monge, Berthollet i 250 gidów. Na egipskiej ziemi została już tylko odezwa naczelnego wodza do armii. Trasa podróży nie wiodła bezpośrednio do Europy. Obrano najpierw azymut na zachód — nieopodal afrykańskiego brzegu — płynąc tylko w nocy, pozorując w dzień statki na połowach. Ganteaume miał wyraźne rozkazy unikania uczęszczanych szlaków wodnych. Ta niezwykła w swej wymowie podróż trwała 47 dni. Przez pierwsze dwa tygodnie brak korzystnych wiatrów sprawia, że statki prawie że nie posuwają się naprzód. Nikt w czasie rejsu nie pyta o przyszłość ani o teraz. Dopłynąć do Francji — tylko to nurtuje uczestników rejsu. Sam Bonaparte, jak gdyby nigdy nic, spędza czas na konwersacjach, snuje opowieści o wielkich wyczynach minionych wojen. Nikt nie śmie wtrącić i zapytać — co będzie dalej? Wiele czasu głównodowodzący poświęca grze w oczko. Oszukuje przy tym bezczelnie, następnie śmieje się i zwraca niesłusznie zdobyte pieniądze bądź obdziela nimi swoich służących. Najwięcej skorzystał na tym egipski nabytek wodza — mameluk Rustam — w ciągu trzech dni „zarobił” 2000 franków! Pewnego dnia Bonaparte roztacza przed obecnymi, kierując słowa pod adresem Monge'a, katastroficzną wizję: — Cóż by pan zrobił, gdyby nas Anglicy złapali? Przyjąć bitwę — niepodobna. Poddać się? Tego nie zechce pan tak samo jak ja. Pozostaje nam więc tylko wysadzić się w powie trze. Polecę to zrobić panu. Wszyscy przyjęli te słowa z ironicznym uśmiechem. Monge jednak, zbladłszy, potraktował je bardzo poważnie. Kiedy kilka dni później spostrzeżono na horyzoncie okręt, uznano go za angielski. Alarm okazał się wprawdzie fałszywy,
217 ale w międzyczasie przepadł ślad po Monge'u. Odszukano go później u drzwi magazynu prochowego z zapaloną pochodnią. Na wysokości przylądka Bon okręty obracają dzioby ku wybrzeżom Europy. Mając pomyślny wiatr, posuwają się szybko naprzód. W nocy, ze zgaszonymi światłami, przemy kają się przez kordon angielskich okrętów patrolowych. Na horyzoncie majaczy Korsyka. Czy jeszcze francuska? Bonaparte wysyła jeden ze statków na rozpoznanie. Pomyślna wiadomość. Cała flotylla zawija do Ajaccio. Jeszcze kilka lat temu Bonaparte musiał stąd uchodzić, obecnie tłum wita go entuzjastycznie. On przyjmuje to powitanie dość sceptycznie. Wzrusza się, kiedy pośród okrzyków słyszy znajomy głos wołający: „Figlio! Caro figlio!”. To jego dawna mamka, Camilla Ilari, teraz pięćdziesięcioletnia już kobieta. Kilka najbliższych dni spędza na wyspie, zbierając wieści z ostatnich trzech miesięcy. Ogarnia go niepokój — co dalej? Jak go przyjmą? Może uznają go za dezertera, za generała, który ocaliwszy głowę, pozostawił armię na łasce losu? Przerywa te niejasne rozważania, kiedy Ganteaume donosi mu, że znów powiały sprzyjające wiatry. Rusza dalej — ku Francji. I znowu angielskie patrolowce. Nie sposób przerwać się do Tulonu. A więc — do Frejus! 9 października 1799 r. flotylla szczęśliwie dobija do tego małego portu. Lotem błyskawicy obiega miasteczko niezwykła wieść: Bonaparte przybył! Szał ogarnia wszystkich. Jakiś urzędnik przebąkuje coś o kwarantannie. — Raczej zaraza, niż Austriacy! — wołają z tłumu. Czyżby aż tak źle było z Francją? Czym prędzej do Paryża. Trzeba się ważyć na rzeczy wielkie. Nie ma już odwrotu. Chciałby tam być jak najprędzej, lecz wszędzie witają go rozradowane tłumy. Jedzie przez Valance i Lyon. W Aix odbiera list od Dyrektoriatu sprzed paru miesięcy: „Dyrektoriat oczekuje pana, generale, i walecznych, którzy są z panem...”
218 Gazety pisały: „Wylądowanie Bonapartego jest jednym z tych zdarzeń, w które się zrazu nie wierzy. W oka mgnieniu rozeszła się wieść w teatrach i towarzystwach; w najobskurniejszych nawet knajpach pito za jego powrót [...]. Wierzymy wszyscy, że sława, pokój i szczęście idą za nim". Po drodze nieustannie zbiera nowe informacje o sytuacji Francji i coraz bardziej przekonuje się, iż tyle razy wy powiadane oskarżycielskie słowa — „Co uczyniliście z Fran cją, gdy mnie nie b y ł o ? ! ” — teraz trzeba będzie sobie darować. Dowiedział się bowiem, że Massena pobił Rosjan pod Zurychem i ci już wycofują się z wojny. Brune z kolei zmusił do odwrotu Anglików w Holandii. W tej sytuacji Bonaparte wysyła do Dyrektoriatu wielce powściągliwy list, przedstawiając w nim motywy swego powrotu. Podkreśla przy tym, iż pozostawił Egipt w dobrych rękach, a armię w dobrym stanie . 12
16 października rano Bonaparte dociera do Paryża i natych miast, o godz. 6 rano, wraz z Berthierem, Monge'em i Bertholletem, zjawia się w Dyrektoriacie. Dwa dni później składa oficjalną wizytę, o czym „Mon i t e u r ” donosił w wymownych słowach: „Sale i dziedziniec zapełniły osobistości pragnące ujrzeć człowieka, którego śmierć ogłoszono przed rokiem w Londynie wystrzałem armatnim z wieży...” W trzy tygodnie później Bonaparte, na drodze zamachu stanu, zostaje pierwszym konsulem Republiki Francuskiej. Od tego momentu Francja wstępuje w nową epokę, którą 14 czerwca 1800 r. utrwali niezwykła bitwa na polach Marengo.
Corr., t. V, nr 4 3 8 2 .
ZAKOŃCZENIE
Pojawienie się Francuzów w Egipcie spowodowało całkowity przewrót w systemie administracyjno-politycznym tego kraju. Uprzywilejowana dotąd elita mamelucka straciła wszelki wpływ na jego życie. Do zarządzania powołano przywódców muzułmańskich, Koptów, a nawet fellahów. Tych ostatnich uznano właścicielami uprawianej ziemi — oczywiście, o ile płacili podatki. Podczas swej bytności w Egipcie Francuzi ukształtowali nową grupę posiadaczy, wśród których umacniały się ten dencje utrzymania raz zdobytej pozycji społecznej. Jednak przez cały czas ekspedycji nie udało się Francuzom pozys kać ludności. Współpracowały z nimi jedynie określone warstwy. Wszelkie proklamacje i odezwy odnosiły krótko trwały skutek. Dywan, pomimo zachowanych form, miał spełniać rolę pośrednika pomiędzy ludnością a władzą, natomiast Dywany prowincjonalne miały we francuskim założeniu służyć przede wszystkim zaspokajaniu potrzeb armii. Jednolity system podatkowy spowodował zburzenie ana chronicznej zasady iltizamu. Poussielgue, a po nim Estève, wprowadzili rejestry katastralne według obszaru i jakości ziemi. Określono też wielkość feddanu. Powstała poczta,
220 wydawano dwa dzienniki, dbano o podnoszenie stanu higieny i zdrowotności. Podatki pobierano tylko w pieniądzu, z których połowa wpływała do skarbu, połowa szła na pensje i bieżące roboty inwestycyjne. Oprócz podatków ustalonych administracyjnie, istniały jeszcze podatki jednorazowe na potrzeby armii — bar dzo niepopularne wśród ludności. W czasie całego swego pobytu w Egipcie (1798-1801) Francuzi ściągnęli w formie różnych świadczeń dokładnie 59.332.267 franków. Reprezentując Europę, pokazali z całą jaskrawością, j a k daleko w tyle pozostał Orient, a zarazem j a k słaba go spodarczo i militarnie jest Turcja. Nie przekopano wprawdzie Kanału Sueskiego i nie zrobiono z Kairu Paryża Wschodu, z pięknymi bulwarami i kanałami. Zbyt krótki i burzliwy był to czas. Z chwilą odjazdu Francuzów ustanowione przez nich prawa zostały zarzucone. Rzec by więc można, że cała ekspedycja minęła się właściwie z celem, przynosząc żałosny finał. Nie jest to jednak prawdą. W istocie wszystkie prawie posunięcia Bonapartego doczekały się z czasem realizacji. Jego niekoronowanym sukcesorem stał się tutaj Muhammad Ali, na którym Napoleon wywarł niezwykłe wrażenie i który stał się twórcą nowoczesnego państwa egipskiego. Tym samym Bonaparte położył podwaliny pod historię nowoczesnego Egiptu, obudzi wszy w nim dążenia niepodległościowe, o czym świadczą późniejsze posunięcia Muhammada Alego. Nie mniejsze reperkusje wywołała ta ekspedycja na arenie międzynarodowej. Anglicy docenili nagle ogromną rolę strategiczną tego obszaru, z którego można było zagrozić ich posiadłościom w Indiach i który stał się potem, na długie lata, źródłem rywalizacji anglo-francuskiej. Ade kwatnego znaczenia nabrały Morze Czerwone, Etiopia i Su dan, a rywalizacja w tym regionie, z różnym natężeniem, trwa do chwili obecnej (krzyżują się tutaj interesy wszystkich liczących się potęg świata).
221 Największe osiągnięcia przyniosła jednak ta wyprawa na polu nauki. Francuscy uczeni bowiem skuteczniej utrwalili to wydarzenie w historii od żołnierzy, którzy powszechnie pogardzali „darmozjadami”. Tymczasem opracowana już po powrocie do Francji monumentalna 24-tomowa Description d'Egypte wypełniła lukę niewiedzy o starożytnym Egipcie. Praca ta przedstawia wszelkie aspekty życia tego kraju. Pedantycznie dokładne rysunki (podniszczone zębem czasu budowle, kolumny, posągi przedstawiano w ich pier wotnym stanie) ukazują całe piękno i niepowtarzalność minionych epok. Pomimo szeregu nieścisłości czy błędnych wniosków, dzieło to nie znajduje sobie równych do chwili obecnej. Jak wielką wartość poznawczą posiada ta praca, najlepiej świadczy fakt korzystania z jej zawartości przez wszystkich zainteresowanych tym regionem agresorów XIX wieku. Uczeni opracowali również znakomitą mapę kraju, prze prowadzili cały szereg badań geologicznych, biologicznych i medycznych, językowych i archeologiczno-historycznych, kładąc podwaliny pod nowoczesną egiptologię. Wraz z załamaniem się francuskiego panowania w Egip cie prysł mit o dotarciu do Indii, chociaż, prawdę mówiąc, Napoleon nigdy z tego nie zrezygnował. Świadczą o tym jego późniejsze posunięcia — porozumienie z carem Pa włem I (1800) w celu wspólnego uderzenia na Indie, nawiązanie kontaktów z bejami Algieru, Tunisu, Trypolisu (1802) czy z Persją (1806). Gen. Decaen proponował Napoleonowi w 1805 r. ekspedycję do Indii 40 tysięcy żołnierzy, by wspólnie z Mahrattami wyrzucić stamtąd Anglików. Nigdy jednak pozaeuropejskie plany Bonapartego nie weszły w stadium realizacji. Anglia w pełni zdawała sobie sprawę, czym to grozi i dlatego nie szczędziła wysiłków i pieniędzy na montowanie coraz nowych koalicji, które uniemożliwiały Napoleonowi poświęcenie uwagi tej kwestii.
222 Podczas trwania ekspedycji egipskiej (do października 1801 r.) armia francuska straciła w Egipcie 9815 ludzi. Do Francji powróciło prawie 27.000 (bez Malty), w tym 870 tubylców, którzy współpracowali z Francuzami bądź służyli w ich armii. Warto dodać, że w wyprawie egipskiej zginęło w sumie ośmiu Polaków. Sułkowski zginął w Kairze, Haumann nie przetrzymał lochów Yedi Küle, pozostałych sześciu nie znamy. Wiemy, że istnieli, ponieważ zostali umieszczeni na Pomniku ku czci legionów — kompozycji malarskiej pędzla M. Stacho wicza (1828 r.). Niestety, spłonęła ona w 1850 r. w krakowskim Pałacu Biskupim.
BIBLIOGRAFIA Ad er M., Histoire de l'expedition d'Egypte, Paris 1828 A u b r y O., Napoléon, Paris 1961 B e ł z a S., W Tunisie i na Malcie, Warszawa 1905 B e n o i s t - M e c h i n , Bonaparte en Egypte ou le reve innasouvi, Clairefontaine-Lausanne 1966 B i d w e l l G., Admirał i kochanek, Katowice 1989 B i e s i e k i e r s k i J., Historia generała Desaix, Warszawa 1825 B o u l a y de la M e u r t h e , Le Directoire et l'expedition d'Egypte, Paris 1880 B o u r i e n n e M., Memoires de M. Bourienne, ministre d 'etat, sur Napoleon, le Directoire, le consulat, l 'empire et la Restauration, Paris 1829 B r a n d y s M., Oficer największych nadziei, Warszawa 1969 Campagnes des Français en Italie, en Egypte..., Lyon brw C h a r 1 e s-R o u x F., Bonaparte gouverneur d 'Egypte, Paris 1936 C h a r 1 e s-R o u x F., Les origines de l 'expedition d 'Egypte, Paris 1910 C h u q u e t P., Journal de voyage de gen. Desaix, Paris 1907 Napoleon I, Correspondance, Paris 1858-1870 D e s v e r n o i s N. Ph., Avec Bonaparte en Italie et en Egypte, Paris brw
224 D m o c h o w s k i F. S., Włochy, obraz historyczny i opisowy krajów na Półwyspie Włoskim znajdujących się oraz Sycylii, Malty, Korsyki i Sardynii, Warszawa 1837 D o g u r e a u , Journal de l'expedition d'Egypte, Paris 1904 Driault E., L'Aventure de Bonaparte en Egypte, [w:] „Revue des Etudes Napoleoniennes. Organe de lTnstitute de Napoleon", 1923, XXII G u i t r y P. G. M., L'armée de Bonaparte en Egypte, Paris 1921 H o m s e y G., Le generał Jacob et l 'expedition de Bonaparte en Egypte, Paris 1961 H o u r d a r d L., Le Service de Sante de l'Armee d'Egypte, [w:] „Revue des Etudes Napoleoniennes", 1934, XXXVIII, R. 23 Jonquiere de l a , L'expedition d'Egypte (praca nie dokończona) Journal du capitaine Francois, Paris 1903 Journal d'un dragon dEgypte, Paris 1899 K a h n M., Bonaparte en Egypte, Paris 1938 K i r c h e i s e n F. M., Napoleon im Lande des Pyramiden undseine Nachfolger 1798-1801, München 1918 K i r c h e i s e n M. F., Napoleon — obraz życia, t.1, Katowice 1931 L a c o u r-G a y e t G., Talleyrand 1754-1838, Paris 1928-1934 Lasserre J . , A l ' A r m e e d'Egypte. Discipline. Recompanses diverses et l'arme d'honneur, [w:] „Revue des Etudes Napoleoniennes", 1930, XXX, R. 19 L u c a s D u b r e t o n , Murat, Paris 1944 M a c d o n e 11 A. G., Napoleon i jego marszałkowie, War szawa 1938 M a h a n Th., Die Schlachten bei Abukir und Trafalgar, Berlin brw M a h a n Th., Der Einfluss der Seemacht auf die Geschichte, Bd 2 (1783-1812), brw M a n f r e d A., Napoleon Bonaparte, Warszawa 1982
225 M a s o n P., M u r a c c i o l e J., Napoleon et la marine, Paris 1968 M i c k i e w i c z M., Okręt Nelsona, Gdańsk 1969 M i e g e M., Histoire de Malte, t. 3, Paris 1940 M i l l e t P., Souvenirs de la campagne d'Egypte, 1798—1801, Paris 1903 M o o r e h e a d A., Nad Nilem Błękitnym i Białym, Warszawa 1985 N a d z i e j a J., Generał Józef Zajączek, Warszawa 1975 Nadzieja J., Zmierzch francuskiej wyprawy w Egipcie (marzec-wrzesień 1801), [w:] „Studia Historyczne WAP", Warszawa 1967 N a k o u l a - e l - T u r k , Histoire del'expedition des Français en Egypte, Paris 1839 N a p o l e o n ( K i r c h e i s e n F. M.), Die Memoiren seines Lebens, t. 4 - 5 , brw N a p o l e o n , Meine ersten Siege, brw P a c h o ń s k i J., Legiony polskie. Prawda i legenda, t. 2, Warszawa 1976 P a s t r e J. L. G., Bonaparte en Egypte, Paris 1932 P o u t h a s Ch. H., Histoire de l'Egypte (1517-1937), Paris 1950 Europa i świat w epoce napoleońskiej, Warszawa 1967 Historia nowożytna krajów Azji i Afryki, Warszawa 1978 „Revue d'Egypte" R i c h a r d o t , Nouveaux memoires sur l'armee francaise en Egypte et en Syrie..., Paris 1848 S a i n t - B e u r e , L'Expedition d'Egypte, Paris 1851 S i x G., Dictionnaire biographiąue des generaux et des admireawc de la Revolution et..., Paris 1934 Skałkowski A., Les Polonais en Egypte 1798-1801, Cracovie 1910 S p i 11 m a n n G., Napoleon et l 'Islam, Paris 1969 Stępniewska-Holzer B., Muhammad Ali. Narodziny nowoczesnego państwa egipskiego, Warszawa 1978
226 T a r l e E., Napoleon, Warszawa 1950 T a r l e E., Talleyrand, Warszawa 1953 T h i e r s L. A., Bonaparte en Egypte, Leipzig 1907 T h i e r s L. A., Bonaparte en Egypte et en Syrie. Avec commentaire T h i e r s L. A., Historia Konsulatu i Cesarstwa, t. I, Warszawa 1848 T r a n i e J., C a r m i g i a n i J . C , Bonaparte - Campagne d'Egypte, Paris 1988 Umiastowski R., Plan Napoleona wyprawy do Indii, [w:] „Przegląd Historyczno-Wojskowy", Warszawa 1930, t. 2, R II U r ł a n i s C, Wojny a zaludnienie Europy, Warszawa 1968 V o 1 n e y, Voyage en Egypte et en Syrie, Paris la Haye 1959 W i t u c h T., Dzieje Malty, Warszawa 1980 Z a h o r s k i A., Napoleon, Warszawa 1984
HISTORYCZNE BITWY
Obóz mamelucki rozłożony był w Chobrakhitt na równinie. Konnica została skoncentrowa na przez Murada Beja wokół 10 proporców. Połyskując złotem i metalem 1200 jeźdźców ru szyło do szarży. Pędząc na dłu gości prawego skrzydła, złożo nego z czworoboków Reyniera, Viala i Dugua, przebiegli galo pem przez ich morderczy ogień, gnając dalej w kierunku wsi Miniet-Salameh. Przyjęci tutaj ogniem przez czworobok Desaix'go, zostali odrzuceni i zmuszeni do zawrócenia. Ostrzeliwani salwowym ogniem potrójnych linii kwadratów, wspomaganych przez artylerię, miotali się między tymi rucho mymi twierdzami, nie mogąc żadnej z nich skruszyć. Nie na wiele zdała się szalona brawura i sława najlepszych jeźdźców. Bezsilni, rzucili się w końcu do ucieczki. Próba ponownego sformowania przez nich szyków udaremniona została przez ar tylerię.