Quebec 1759 [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

WSTĘP Kiedy u progu XVII w. na dobre zaczęła się kolonizacja europejska Ameryki Północnej, imperia kolonialne Hiszpanii i Portugalii w Ameryce Południowej i Środkowej znajdowały się już w pełnym rozkwicie. Jakkolwiek Hiszpania miała pewne zdobycze także na Florydzie, w Teksasie, w Nowym Meksyku i w Kalifornii, jej osiedla pozostały jedynie granicz­ nymi strażnicami wielkiego imperium położonego na półkuli południowej. Główną rolę w podboju kontynentu północno­ amerykańskiego odegrali Francuzi i Anglicy. Początkowo aktywniejsi w Nowym Świecie byli Francuzi, którzy osiedlali się przede wszystkim na terenach nad Rzeką Św. Wawrzyńca w Kanadzie, podczas gdy Anglicy zwracali swoje zainteresowanie ku ziemiom leżącym na południowo-wschodnim wybrzeżu dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Pomiędzy terenami zajmowanymi przez Francuzów i An­ glików, w dolinie rzeki Hudson, pojawili się również Holend­ rzy, zakładając tam swoją kolonię — Nowe Niderlandy. Charakter kolonizacji europejskiej w Ameryce Północnej różnił się zasadniczo od modelu zastosowanego przez kon­ kwistadorów hiszpańskich w południowej i środkowej części kontynentu. Brak na północy wysoko rozwiniętych cywilizacji indiańskich sprawił, że zamiast gorączki złota Francuzi

6 i Anglicy ulegli gorączce ziemi. Od samego początku koloni­ zacji Ameryki Północnej ziemia stała się głównym celem ekspansji i o nią przez prawie 300 lat toczyły się zaciekłe walki zarówno pomiędzy białymi i Indianami, jak i między samymi Europejczykami. Podejmując próby osadnictwa w Ameryce Anglicy okazali się tam spóźnionymi gośćmi i napotkali poważne trudności. Odizolowanie od Europy kontynentalnej, brak floty i tradycji dalekomorskich oraz roszczenia innych państw stanowiły poważny problem na drodze do zamorskiej kolonizacji Ame­ ryki. Mimo to Anglikom udało się przezwyciężyć początkowe trudności, w wyniku czego przez cały XVII w. trwał duży napływ kolonistów do Ameryki. Dzięki temu posiadłości angielskie w Nowym Świecie znacznie się rozszerzyły. Jedno­ cześnie, na skutek przegranej wojny Holandii z Anglią (1665-1667), nastąpił upadek kolonii holenderskich. Na mocy traktatu pokojowego w Bredzie (31 lipca 1667 r.) Holandia musiała odstąpić Anglikom swoje posiadłości północnoamery­ kańskie z Nowym Amsterdamem, który przechodząc w ręce Anglików zmienił nazwę na Nowy Jork. Po wyeliminowaniu Holendrów, u schyłku XVII w. walkę o panowanie nad Ameryką Północną prowadziły już tylko dwie potęgi europejskie — Francja i Anglia. W latach 1689-1763 oba państwa, w składzie różnych koalicji, stoczyły ze sobą w Europie serię wojen, które miały także głęboki wpływ na sytuację w ich koloniach zamorskich. W praktyce jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym, powodem wszystkich tych walk było dążenie do objęcia pełną kontrolą kontynentu północnoamerykańskiego. Współzawodnictwo pomiędzy Francją i Anglią w Ameryce Północnej toczyło się w trzech odrębnych rejonach: na terytorium Luizjany, na północ od wybrzeża Zatoki Mek­ sykańskiej, w krainie Illinois, na terenach między rzekami Missisipi i Ohio, oraz na obszarze Wielkich Jezior sąsiadują­ cym z francuskimi posiadłościami w Kanadzie (Nowa Francja).

7 Rywalizacja francusko-angielska w Ameryce miała ogromne znaczenie, zarówno dla losów metropolii, jak i całej Ameryki Północnej (a także dla kolonistów obydwu narodowości i sprzymierzonych z nimi plemion indiańskich). Jej końcową fazę stanowiła wojna siedmioletnia (1756-1763), w wyniku której potęga Francji w Ameryce Północnej została złamana. Ostatni akt dramatu Nowej Francji rozegrał się nad Rzeką Św. Wawrzyńca, gdzie jej najważniejszym bastionem był Quebec, doskonale ufortyfikowana twierdza położona na trudno dostępnym od strony wody skalistym wzgórzu Przylądka Diamentowego (Cap Diamant). W 1759 r. silna flota angielska dotarła do Quebecu, a przywiezione przez nią wojska młodego brytyjskiego generała, Jamesa Wolfe'a, obiegły miasto. W de­ cydującej bitwie stoczonej 13 września 1759 r. na Równinie Abrahama opodal Quebecu Anglicy pokonali siły francuskie gen. Louisa Montcalma i zajęli stolicę Nowej Francji. Rok później panowanie Francuzów w Kanadzie dobiegło końca. Chociaż wydawało się, że po zwycięstwie nad Francuzami otworzył się nowy, wspaniały rozdział w historii imperium brytyjskiego, rzeczywistość okazała się bardziej surowa i skom­ plikowana. Wewnętrzne sprzeczności pomiędzy metropolią a jej koloniami wybuchły piętnaście lat później płomieniem rewolucji, w wyniku której kolonie amerykańskie uzyskały niepodległość.

POCZĄTKI KOLONIZACJI EUROPEJSKIEJ W AMERYCE PÓŁNOCNEJ Na przestrzeni XVI w. potęgi europejskie badały wybrzeże atlantyckie Ameryki Północnej w poszukiwaniu nowych dróg handlowych na Wschód oraz nowych łowisk na Atlantyku. Prawdopodobnie już pod koniec XV w. kupcy angielscy z Bristolu dotarli do dzisiejszej Kanady, wiadomo bowiem, że prowadzili ożywiony handel z Islandią oraz być może z Gren­ landią, skąd w 1494 r. mieli dotrzeć do Nowej Fundlandii'. Pod angielską flagą popłynął też na zachód do Ameryki rodak Krzysztofa Kolumba, Giovanni Caboto (ok. 1450-1498), który po naturalizacji w Anglii, już jako John Cabot, uzyskał w 1496 r. przywilej króla Henryka VII upoważniający go do zorganizowania wyprawy w celu znalezienia bezpośredniej drogi do Chin przez Ocean Atlantycki. Na wiosnę 1497 r. Cabot wraz z 18 ludźmi wypłynął z Bristolu na statku „Matthew", aby pod koniec czerwca dotrzeć do wschodnich wybrzeży Nowej Fundlandii lub Labradoru. W ten sposób na rok przed Kolumbem stanął na kontynencie amerykańskim, gdzie 24 czerwca 1497 r. zatknął ' Istnieją dowody na to, że pierwszymi Europejczykami, którzy ok. 1003 r. dotarli do wschodnich wybrzeży Kanady z Grenlandii, byli Wikingowie z zatogi okrętu Leifa Ericcsona.

y flagę Anglii. W następnym roku Cabot wyprawił się ponownie do Ameryki i w czasie tej podróży zginął. Podróże Cabota oraz następne wyprawy angielskie do Ameryki Północnej, które odbywały się z udziałem jego syna, Sebastiana, miały duże znaczenie dla przyszłej kolonizacji brytyjskiej w Ameryce. W 1509 r. Sebastian Cabot wyruszył na poszukiwanie nowego szlaku północno-zachodniego do Azji i dotarł do wejścia do Zatoki Hudsona. Potem jednak zainteresowanie Anglików ekspedycjami do Ameryki ustało, rozwijały się tylko połowy ryb na łowiskach zachodniego Atlantyku. Na początku XVI w. na szlakach atlantyckich pojawili się także Portugalczycy i Francuzi. W 1501 r. portugalski żeglarz Gasapar Corte-Real wylądował na Labradorze i spenetrował wybrzeże Nowej Fundlandii, gdzie zetknął się po raz pierwszy z Indianami Boethuk (prawdopodobnie od ich zwyczaju malowa­ nia ciał czerwoną farbą wzięła się nazwa „czerwonoskórzy"). Niedługo potem angielscy, francuscy i portugalscy rybacy zbliżyli się do ujścia Rzeki Św. Wawrzyńca. Przyciągnęły ich tam ławice dorsza i miejsca rozmnażania się wielorybów. Aby ususzyć i przetworzyć złowioną zdobycz, europejscy rybacy wybudowali nad Rzeką Św. Wawrzyńca i na wybrzeżu Labrado­ ru sezonowe obozowiska. Stały się one ośrodkami handlu z okolicznymi Indianami należącymi do wielkiej rodziny Algonkinów. W krótkim czasie na północ od Rzeki Św. Wawrzyńca rozkwitł handel futrami, które tamtejsi Indianie chętnie wymieniali na metalowe narzędzia i wyroby europejskie. U zbiegu rzek Saguenay i Św. Wawrzyńca, niedaleko miejsca rui wielorybów w Tadoussac, francuscy rybacy założyli faktorię, która stała się najważniejszym punktem handlowym w północno-wschodniej części kontynentu. Francuzi nieco później od Anglików przystąpili do pe­ netracji Ameryki Północnej. W 1506 r. żeglarz francuski Jean Denys z Honfleur dotarł do wschodniego wybrzeża Nowej Fundlandii i odkrył cieśninę Belle Isle, oddzielającą

10

tę wyspę od Labradoru. W 1508 r. badania na tym terenie prowadził Thomas Aubert z Dieppe. Dopiero jednak w 1524 r. Florentyńczyk Giovanni da Verrazzano odbył na polecenie króla Franciszka I wyprawę wzdłuż wschodniego wybrzeża Ameryki, od dzisiejszej Karoliny Północnej do Nowej Fundlandii, która stała się pierwszym dokładniejszym źródłem informacji o nowo odkrytym kontynencie. W czasie swojej wyprawy Verrazzano poznał i skartografował niemal całe atlantyckie wybrzeże Ameryki Północnej, wskazując dogodne przystanie i miejsca obozowania. Następcą Verrazzano, szczególnie jeśli chodzi o eksplorację ziem dzisiejszej Kanady, był bretoński żeglarz Jacąues Cartier (ok. 1492-1557). W 1534 r. Cartier jako pierwszy Europejczyk opłynął Nową Fundlandię i Labrador, a następnie pożeglował w górę Rzeki Św. Wawrzyńca. Zetknął się tam z Indianami z plemienia Montagnais (Innu) i uroczyście wziął odkryte ziemie w posiadanie króla Francji. Wyprawa Cartiera z 1534 r., uważana za symboliczne narodziny Nowej Francji, otworzyła perspektywy dla przyszłej francuskiej kolonizacji Kanady. W 1535 r. Franciszek I ponownie wysłał Cartiera do Kanady w celu odszukania bogatych królestw Kanata i Hochelaga, o których opowiadali napotkani wcześniej Indianie Montagnais znad rzeki Saguenay. W czasie tej podróży Cartier dotarł do indiańskiej osady Stadacona, na miejscu której wznosi się dziś miasto Quebec, i z rozczarowaniem stwierdził, że słowo kanata oznaczało w języku miejscowych Indian z rodziny Irokezów po prostu „wieś, w której jest dużo długich domów". W październi­ ku 1535 r. dotarł też Cartier do Hochelagi, która okazała się osadą Irokezów z Niziny Św. Wawrzyńca, położoną w miejscu dzisiejszego Montrealu. Mimo dalszych prób poszukiwań drogi wodnej do Chin Cartier nie znalazł ani przejścia, ani bogactw, o których opowiadali mu indiańscy przewodnicy, i w 1536 r. powrócił do Francji. W 1541 r. Cartier wyprawił się do Kanady po raz trzeci. Tym razem głównym celem jego wyprawy było podjęcie

11 próby zasiedlenia nowych terenów amerykańskich i trwałe przyłączenie ich do Francji. Na pięciu statkach pod rozkazami Cartiera znalazło się 300 ludzi, w tym pewna liczba przyszłych osadników. Płynąc w głąb Kanady Cartier zbadał dokładnie dolny bieg Rzeki Św. Wawrzyńca i w okolicach wspomnianej wioski indiańskiej, Stadacony, wybudował na nadbrzeżnej skale prowizoryczny fort dla kolonistów. Wiosną 1542 r. uznał swoje pierwsze przedsięwzięcie kolonialne za nieudane i powrócił do kraju, rozwiewając przy okazji nadzieje Fran­ cuzów na odkrycie bogatych królestw indiańskich. Dalsze próby eksploracji Kanady przez Francuzów prze­ rwała na wiele lat wojna z Habsburgami oraz konflikty wewnętrzne we Francji, która wchodziła właśnie w trudny okres wojen religijnych. Na blisko 50 lat działalność ko­ lonialna Francji zamarła i następne wyprawy zamorskie trzeba było na razie odłożyć. Wyprawy Cartiera do Ameryki Północnej nie pociągnęły wprawdzie za sobą bezpośrednich skutków kolonizacyjnych, pozwoliły jednak Francuzom spenetrować wrota do Kanady, Zatokę i Rzekę Sw. Wawrzyńca. Począwszy od 1581 r. Francuzi pojawili się znowu w dolnym biegu Rzeki Św. Wawrzyńca, którą spływali aż do zlewiska z rzekami Ottawa i Richelieu. Miejsce to stało się wkrótce punktem docelowym handlu transatlantyckiego. Tadoussac zostało centrum handlu futrami, do którego ściągały okoliczne plemiona Algonkinów. Całą wymianę handlową z Francuzami kontrolowali Indianie Montagnais, co spowodowało ich zatargi z Mohawkami należącymi do potężnej Ligi Irokezów 2 . 2

Liga Irokezów (Liga Pięciu Narodów) — konfederacja indiańska powstała ok. 1570 r. w rejonie Wielkich Jezior, stawiająca sobie za cel ustanowienie i utrzymanie pokoju wśród bratnich narodów irokeskich i stworzenie siły zdolnej przeciwstawić się potencjalnym agresorom. Początkowo tworzyło ją pięć plemion z irokeskiej grupy językowej: Mohawk, Kajuga (Cayuga), Onondaga. Oneida i Seneka (Seneca). Po 1715 r. przystąpiło do niej plemię Tuskarora (Tuscarora), wyparte przez białych ze wschodniej części Karoliny Północnej (Liga Sześciu Narodów).

\2 Około 1584 r. francuski kupiec Francois Grave du Pont zawarł przymierze z Indianami Montagnais skierowane przeciwko Mohawkom. Dzięki temu francuscy handlarze mieli zapewniony stały dopływ pierwszorzędnych futer, a Montagnais mogli uczyć się języka francuskiego i zaopatrywać w broń palną, co pozwoliło im zdominować cały region. Na początku XVII w. niektóre plemiona Algonkinów, Huroni 3 i Francuzi zawiązali swoisty sojusz oparty na wymianie handlowej, który przyczynił się do ułatwienia późniejszej francuskiej kolonizacji w Kanadzie. W tym okresie rozpowszechnił się też zwyczaj pozostawiania na zimę wśród Indian młodych Francuzów (w tym czasie Francuzi nie spędzali jeszcze zim w Kanadzie), którzy uczyli się miejscowych narzeczy i poznawali kraj, stając się przewodnika­ mi i pośrednikami kupców francuskich. Kolejną próbę kolonizacji Nowej Francji podjął kupiec z Dieppe, Pierre de Chauvin, który od 1594 r. zajmował się handlem futrzanym w Kanadzie. W 1600 r. otrzymał on od króla Francji Henryka IV monopol na handel kanadyjskimi skórami w zamian za pomoc w osiedleniu w ciągu 10 lat 500 kolonistów francuskich w dolinie Rzeki Św. Wawrzyńca. Po zakończeniu wojen religijnych państwo francuskie chciało zaludnić kolonię, aby zaprowadzić w niej porządek feudalny. Próba ta, podobnie jak wcześniejsze przedsięwzięcie Cartiera, zakończyła się niepowodzeniem. Trudne warunki klimatyczne zdziesiątkowały kolonistów, a kiedy sam de Chauvin zmarł w 1602 r., resztki osadników powróciły do Francji. Nieco lepiej powiodło się futrzarskiej kompanii Monts 4 , która w 1604 r. zdołała osiedlić 120 kolonistów w Akadii, 1 Huroni (Wyandoci) — plemię z irokeskiej grupy językowej, wrogie Lidze Pięciu Narodów. Pierwotnie zamieszkiwało na północny wschód od jeziora Huron, W 1609 r.. kiedy po raz pierwszy zetknęli się z Francuzami, liczyli ok. 20 000 gtów. Podczas wielkiej wojny z Irokezami (1648-1650) zostali niemal całkowicie wytępieni. 4 Założona przez towarzysza walki Henryka IV. hr. Pierre'u de Monts (1558-1628). i grupę przedsiębiorców z Rouen.

!i półwyspie na wschodnich krańcach Kanady, który dziś nosi nazwę Nowej Szkocji. W następnym roku wybudowali oni osiedle Port Royal (dzisiejsze Annapolis Royal). W przedsię­ wzięciu kompanii Monts wziął udział kartograf Samuel de Champlain, który już w 1603 r. uczestniczył w ekspedycji poszukującej szlaków wodnych do Zatoki Hudsona i ujścia rzeki Hudson. Jako pierwszy Europejczyk dotarł też do górnego biegu Rzeki Św. Wawrzyńca i zebrał pierwsze wiadomości o Wielkich Jeziorach. Samuel de Champlain (1570-1635) był synem właściciela statku z okolic La Rochelle. W czasie wojen religijnych we Francji walczył po stronie katolickiej. Po zawarciu pokoju zaciągnął się do marynarki hiszpańskiej i wraz z nią odbył rok później podróż do Ameryki. Dzięki opracowanemu po tej podróży fachowemu raportowi otrzymał posadę królewskiego kartografa i w 1603 r. wziął udział w ekspedycji francuskiej wysłanej przez Henryka IV do Kanady. W 1604 r. zatrudnił się w kompanii Monts, biorąc czynny udział w założeniu przez nią kolonii francuskiej w Akadii. Podczas pobytu w Akadii do 1607 r. badał wybrzeża Akadii i Nowej Anglii \ Rok później, po cofnięciu przez Henryka IV przywileju na handel futrami kompanii Monts, z dwoma statkami pojawił się w rejonie dawnej Stadacony i poprosił Indian Montagnais o zgodę na założenie stałej faktorii celem kontroli handlu na tym obszarze. Montagnais, obawiając się najazdów Mohawków, zaaprobowali pomysł i w zamian za pomoc przeciwko Irokezom zezwolili Champlainowi na budowę drewnianej warowni, która dała początek miastu Quebec. Przyjaźni Indianie algonkińscy wiele mówili Champlainowi o okrutnych Irokezach. W 1609 i 1610 r. Francuzi wraz z uzbrojonymi w muszkiety wojownikami Montagnais i Huronami przeprowadzili dwie wyprawy na Irokezów. Podczas Region w północno-wschodniej części USA, zasiedlany przez Anglików °d 1620 r. Obejmuje 6 dzisiejszych stanów: Connecticut, Maine, Mas­ sachusetts, New Hampshire, Rhode Island i Vermont.

II pierwszej z nich pokonali Mohawków w bitwie na półwyspie Ticonderoga nad odkrytym wówczas jeziorem, noszącym dziś imię Champlaina. W czasie drugiej nie doszło do starcia, gdyż Mohawkowie, widząc przewagę uzbrojenia wroga, uciekli na południe, do doliny rzeki Hudson, gdzie sprzymierzyli się z Holendrami (> . Wdzięczni za pomoc w walce z Mohawkami Montagnais zezwolili Champlainowi na założenie dwóch nowych faktorii na północ od Tadoussac. Dzięki uprzywilejowanej pozycji kupcy Champlaina osiągali spore zyski, gdyż Montagnais traktowali ich przyjaźnie, a otrzymując wysokie zapłaty za dostarczane futra, nie starali się bardziej rozwijać handlu z innymi Europejczykami. Później jednak, pomimo ponownego wprowadzenia monopolu w 1612 r., zaczęli handlować z protestanckimi Holendrami i hugonockimi kupcami z La Rochelle. W tym czasie Anglicy, którzy przykładali początkowo niedużą wagę do odkryć na stałym lądzie Ameryki Północnej, podjęli za panowania Elżbiety I (1558-1603) ekspansję morską na szerszą skalę. Ponad sto lat po odkryciu Ameryki dążeniem angielskich awanturników i żądnych bogactw kupców pozostawało odkrycie nowej drogi do Indii. W tym czasie Francuzi mocno już zaznaczyli swoją obecność w Ka­ nadzie, a Hiszpanie na Florydzie (w 1566 r. założyli tam osadę Saint Augustine). Do pogłębienia znajomości północnych obszarów Ameryki przez Anglików przyczyniły się zwłaszcza wyprawy Martina Frobishera z lat 1576-1578 oraz Humphreya Gilberta, który w 1583 r. dotarł do Nowej Fundlandii i symbolicznie wziął ją w posiadanie Korony angielskiej. Wyprawa Gilberta zakoń­ czyła się jednak tragicznie. W drodze powrotnej do Anglii statek dowodzony przez Gilberta zatonął wraz z całą załogą u wybrzeży Wysp Azorskich. Irokezi uzyskali tam pomoc angielskiego żeglarza Henry Hudsona. działającego z ramienia holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, eks­ plorującej tereny dzisiejszego stanu Nowy Jork.

15 Wysiłki Gilberta kontynuował jego przyrodni brat, słynny żeglarz angielski, Walter Raleigh (ok. 1552-1618). W 1584 r. otrzymał on od Elżbiety I przywilej na założenie w Ameryce kolonii angielskiej na terenach nie zamieszkanych przez chrześcijan, która miała być jednocześnie bazą do ataków na statki hiszpańskie wiozące złoto do Europy. W latach 1584-1585 Raleigh zorganizował dwie wyprawy do Ameryki Północnej. Pierwsza z nich dotarła do usianych wysepkami wybrzeży dzisiejszej Karoliny Północnej, druga zakończyła się nieudaną próbą założenia kolonii na wyspie Roanoke 7 . Szesnastowieczne próby założenia przez Anglików kolonii w Ameryce Północnej zakończyły się niepowodzeniem. Do­ piero wyprawa Johna Smitha z 1607 r. stała się początkiem systematycznej akcji osiedleńczej. Utworzona specjalnie w tym celu The Virginia Company of London wysłała w grudniu 1606 r. trzy niewielkie statki wiozące 144 osoby. 26 kwietnia następnego roku zacumowały one u ujścia rzeki James w dzisiejszej Virginii. Tam. na malarycznym półwyspie w zatoce Chesapeake, założono osiedle nazwane na cześć króla Jakuba I Jamestown. Jego los stał się straszliwym przykładem ceny, jaką Anglicy musieli zapłacić, zanim nabrali odpowiednich doświadczeń w kolonizowaniu Ameryki. Mimo przybycia w latach 1608-1609 dalszych statków z kolonistami większość osadników zmarła z powodu chorób, głodu i zabójczego klimatu. W pierwszych trzech latach istnienia kolonii z ponad 900 ludzi, którzy tam przypłynęli, przetrwało tylko 100. Na uwagę zasługuje fakt, że wśród pierwszych mieszkańców Jamestown, którzy przybyli do Ame­ ryki w 1608 r. na pokładzie statku „Mary and Margaret", było kilku Polaków. W 1619 r. w Jamestown mieszkało już ok. 50 naszych rodaków, którzy uruchomili tam pierwsze smolamie oraz wytwórnie szkła i mydła (z tego powodu niektórzy uważają ich za pionierów przemysłu amerykańskiego). Wraz Na cześć królowej-dziewicy. Elżbiety I, Raleigh nadal jej nazwę Virginia (Ziemia Dziewicza).

1(1

z Holendrami uważani byli za „najbardziej pożytecznych ludzi w kolonii". Następną próbą było założenie przez grupę 102 angielskich purytanów z Williamem Brewsterem na czele pierwszej osady w Nowej Anglii. Ci „ojcowie pielgrzymi" — j a k ich nazwano — przybyli do Ameryki na statku „Mayflower" w grudniu 1620 roku. Po zbadaniu wybrzeża i zorganizowaniu kilku wypraw w głąb lądu przybysze wybrali miejsce na osadę, której nadali nazwę New Plymouth, a później nazwali ją kolonią Plymouth (w 1691 r. Plymouth przyłączyło się do kolonii Massachusetts). Dzięki pomocy miejscowych Indian z plemienia Wampanoagów koloniści z Plymouth nie tylko przetrwali pierwszy, trudny okres głodu i chorób (pierwszej zimy zmarły 52 osoby), ale zdołali się umocnić, tworząc przyczółek Nowej Anglii. Pięć lat później gospodarowali już na obszarze 86 ha ziemi darowanej im przez Indian. Pod koniec 1628 r. w Nowej Anglii istniało kilka angielskich osad, które stanowiły podstawę do dalszej fali emigracji purytańskiej. W ciągu 12 lat w Massachusetts osiedliło się ponad 10 000 Anglików, skupionych wokół miasta Boston. W 1621 r. Anglicy zgłosili pretensje do Arkadii 8 i ziem leżących dalej na zachód, aż do Rzeki Św. Wawrzyńca (dzisiejszy Nowy Brunszwik). W 1629 r. zainteresowali się terenami obydwu obecnych Karolin. Od 1634 r. zaczęły powstawać angielskie kolonie na wielkich obszarach nad rzeką Delaware, obejmujące dzisiejsze terytorium Long Island, New Jersey, wschodniej Pensylwanii oraz częściowo Delaware i Maryland. W okresie kiedy John Smith zakładał Jamestown, a Samuel Champlain budował pierwszy fort w Cjuebecu, u wybrzeży Kanady pojawił się angielski odkrywca Henry Hudson ' W 1621 r. prawo do kolonizacji Akadii (jako Nowej Szkocji) otrzymał od króla Karola I szkocki arystokrata, sir William Alexander, a szkocki korsarz David Kirke umocnił tam wpływy Brytyjczyków pod koniec lat dwudziestych XVII wieku.

17 (ok. 1550-1611). Działając z polecenia angielskiej kompanii poszukującej drogi do Azji poprzez szlak północno-zachodni Hudson w 1607 r. dotarł do Grenlandii, a rok później do wybrzeży Nowej Ziemi na Morzu Arktycznym. W 1609 r., tym razem w służbie holenderskiej, dopłynął do Nowej Fundlandii, a następnie odkrył ujście rzeki nazwanej potem na jego cześć Hudson River. W latach 1610-1611, znowu w służbie angielskiej, dopłynął do cieśniny, a później do zatoki nazwanych jego imieniem. We wrześniu 1609 r. Henry Hudson popłynął swoim statkiem „The Half Moon" w górę wielkiej rzeki, którą uważał za północną drogę do Indii. Podczas tej podróży dokonał pierwszej wymiany handlowej z Indianami z plemienia Mohi­ kanów. Pomyślna transakcja i przyjazne nastawienie Indian sprawiły, że od 1610 r. Holendrzy zaczęli wysyłać tam swoje statki, które w zamian za broń palną, narzędzia i inne wyroby europejskie przywoziły skóry bobrów, borsuków, szopów i lisów. W 1613 r. kupcy holenderscy założyli w kraju Mohikanów pierwszą stałą faktorię. W latach następnych Holendrzy, wykorzystując dogodność rzeki Hudson jako drogi wodnej, założyli nad jej brzegami swoją kolonię, nazwaną Nowymi Niderlandami. Na jej obszarze powstało kilka faktorii handlowych, z których największą rolę odgrywała wybudowana w 1614 r. na wyspie Manhattan osada nosząca od roku 1625 nazwę Nowy Amsterdam". W 1621 r. rząd holenderski utworzył Kompanię Zachodnioindyjską, przyznając jej zwierzchnictwo nad Nowymi Nider­ landami i monopol na prowadzony tam handel. Trzy lata później na zachodnim brzegu rzeki Hudson powstał fort Orange (dzisiejsze Albany). Dalsza eksploracja prowadzona przez Holendrów w dolinie Hudsonu pozwoliła im nawiązać W 1626 r. wyspę Manhattan kupił od mieszkających tam Indian z plemienia Carnasie. za garść paciorków wartych 60 guldenów (ok. 24 ówczesnych dolarów), pierwszy zarządca Nowych Niderlandów, Peter Minuit.

IS

kontakty handlowe z mieszkającymi tam Mohawkami, wypę­ dzonymi przez Indian Montagnais i Francuzów z terenów nad Rzeką Św. Wawrzyńca. Dzięki kontaktom z Holendrami Irokezi szybko opanowali sztukę posługiwania się bronią palną. Pamiętając o klęsce zadanej im przez Champlaina napadali odtąd na Francuzów, gdzie tylko się dało. W krótkim czasie stali się największym przekleństwem Nowej Francji i plemion zaprzyjaźnionych z Francuzami. W odróżnieniu od Anglików Holendrzy nastawieni byli głównie na handel i nie mieli zamiaru rozszerzać terenów rolniczych. Dzięki temu utrzymywali na ogół pokojowe, przyjazne stosunki z Indianami. Chętnie zaopatrywali ich w muszkiety, proch i kule, otrzymując z zamian skóry zwierząt, których nie brakowało w okolicznych lasach. Dążyli do zaprowadzenia pokoju między zwaśnionymi sąsiadami: Mohi­ kanami, Mohawkami i północnymi Algonkinami znad Rzeki Sw. Wawrzyńca, uważając, że dobre stosunki międzyplemienne otworzą im drogę do bogatych w zwierzynę lasów nad Wielkimi Jeziorami. Dzięki temu w całym regionie nastąpiło znaczne ożywienie wymiany handlowej, zwiększyła się liczba faktorii, m.in. powstały wtedy pierwsze placówki białych kupców nad rzeką Connecticut. Mimo że polityka kolonialna Holendrów nie przyciągnęła większej liczby kolonistów, w 50 lat po założeniu kolonii, kiedy zdobyli ją Anglicy, zamieszkiwało tam ponad 10 000 ludzi, pochodzących z różnych krajów '". Większość z nich mieszkała w Nowym Amsterdamie (od 1664 r. Nowym Jorku), który swój kosmopolityczny charakter zachował także pod rządami angielskimi. W tym czasie w Albany żyło 1550 białych. Poza Holendrami, którym Anglicy wydarli Nowe Niderlandy w 1664 r., w Delaware osiedlili się Szwedzi, Finowie i Niemcy. 111 W Nowym Amsterdamie osiedlali się oprócz Holendrów także belgijscy Walonowie. Szwedzi. Anglicy, francuscy hugonoci. Żydzi, a nawet niewolnicy afrykańscy.

19 W czasie kiedy Henry Hudson badał północne wybrzeże Kanady. Samuel de Champlain udał się do Francji, zabiegając o pomoc dla swojej kolonii. W 1613 r. powrócił do Kanady ze świeżą koncepcją rozwoju Nowej Francji. Widział ją jako kraj zarządzany przez kolonistów francuskich, ale zamieszkany przez plemiona indiańskie nawrócone na chrześcijaństwo. Myślał o wprowadzeniu wśród Indian europejskiego stylu życia i zasymilowaniu ich z Francuzami, którzy, w przeci­ wieństwie do Anglików, nie mieli uprzedzeń rasowych wobec ludności tubylczej. W tym celu rozwinął Champlain akcję szkolenia tłumaczy poprzez wysyłanie młodych Indian na naukę do Francji oraz pozostawianie Francuzów w osiedlach indiańskich. W celu przeciwdziałania wpływom protestanckim wśród kanadyjskich Indian zaprosił w 1615 r. do Kanady misjonarzy rekoletów (franciszkanów bosych), którzy założyli w Quebecu klasztor i rozpoczęli akcję chrystianizacji Indian. Champlain prowadząc działalność kolonizacyjną nie zapo­ minał o dalszej eksploracji Kanady. Podczas pierwszej, po powrocie z Francji, podróży w głąb kraju zbadał tereny na prawym brzegu Rzeki Sw. Wawrzyńca i wzdłuż rzeki Richelieu. Następnie ruszył indiańską łódką w górę Ottawy, docie­ rając w pobliże Wielkich Jezior (wciąż liczył, że uda mu się znaleźć drogę do Indii). W 1615 r. odbył swoją ostatnią i zarazem największą wyprawę badawczą na terenie Kanady. Odkrył wówczas m.in. jeziora Nipissing, Huron i Ontario. W tym czasie Champlain ponownie sprzymierzył się z Huronami kontrolującymi tereny na wschód od jeziora Huron. W 1615 r. wyprawił się wraz z nimi przeciwko Irokezom Onondaga. Wyprawa zakończyła się jednak niepowodzeniem. Otoczona ostrokołem wioska Onondagów stanowiła zbyt trudną do zdobycia twierdzę, przeciwko której na nic się zdały nawet muszkiety Francuzów. Champlain i Huroni przekonali się o tym próbując przez tydzień zdobyć wioskę Irokezów, którzy skutecznie odpierali wszystkie ataki. Champlain, którego strzały Onondagów zraniły w nogę, musiał zrezygnować

20 z dalszego oblężenia, co bardzo nadszarpnęło reputację Francuzów zarówno w oczach Huronów, jak i ich prze­ ciwników. Wyprawa przeciwko Irokezom z 1615 r. nie przyniosła wprawdzie Francuzom większych sukcesów, utrwaliła jednak więzi przyjaźni łączące ich z Huronami, którzy stali się odtąd tradycyjnymi sojusznikami Francuzów. Sojusz zawarty z Hu­ ronami i plemionami Algonkinów z Krainy Wielkich Jezior, w tym z mającymi szczególny zmysł handlowy Ottawami, okazał się decydujący dla dalszych losów kolonii. Pozwolił również Champlainowi znakomicie poznać kraj, któremu nadano wówczas oficjalnie nazwę Nowa Francja (La Nouvelle France) i którego Champlain /.ostał pierwszym gubernatorem.

IMPERIALNY SEN O NOWEJ FRANCJI

Odkryte przez Champlaina drogi wodne prowadzące w głąb Kanady wykorzystali młodzi francuscy eksploratorzy, którzy osiągnęli spore sukcesy w dziedzinie rozwoju francuskiego handlu futrami. Dali oni początek zupełnie nowej kategorii Kanadyjczyków, określanej mianem „gońców leśnych" (coureurs-de-bois). Ci dzielni wędrowcy (przez Anglików nazwani później traperami) przemierzali lasy w poszukiwaniu futer, handlowali z Indianami i pojawiali się w osiedlach francuskich tylko po to, żeby wydać zarobione pieniądze, zabawić się i uzupełnić wyposażenie. Działalność wczesnych „gońców leśnych", takich jak Etienne Brule i Jean Nicolet, stymulowała rozwój kolonii, ale była też dla niej poważnym zagrożeniem. Przyciągała bowiem uwagę bogatych kompanii francuskich, które zamiast na osadnictwie koncentrowały swoją uwagę wyłącznie na rozwoju handlu. Wolny i niezależny tryb życia pociągał też wielu młodych kolonistów, którzy, rezygnując ze stałego miejsca zamieszkania, wychodzili poza feudalną strukturę społeczeń­ stwa Nowej Francji. W rezultacie przez cały późniejszy okres swojego istnienia Nowa Francja rozwijała się głównie jako kraj energicznych, młodych pionierów owładniętych pokusą życia w lesie

22 i prowadzących twarde życie pośród Indian, przyjmujących ich zwyczaje i chętnie zawierających małżeństwa z tubyl­ czymi kobietami. Nic dziwnego, że pomimo wytężonej pracy Champlaina rozwój kolonii był bardzo powolny i przez wiele lat liczba Francuzów w Kanadzie ograniczała się do niewiel­ kiej grupy rodzin osiadłych w Quebecu i jego najbliższej okolicy. W ciągu pierwszych 10 lat istnienia kolonii wokół Quebecu powstało zaledwie sześćdziesiąt pięć farm zamiesz­ kanych przez ok. 200 kolonistów uprawiających ziemię. Rozwojowi Nowej Francji nie służyła też działalność misyjna rekoletów. Rekoleci nawracali Indian siłą, każąc im osiedlać się w jednym miejscu i uczyć uprawy roli na wzór europejski. Sam Champlain, niczym feudalny władca, próbował wybierać indiańskich wodzów i decydować o losach całych plemion. W celu wzmocnienia administracji kolonii główny doradca króla Ludwika XIII, kardynał Richelieu, utworzył w 1626 r. nową organizację pod nazwą Towarzystwo Stu Wspólników, mającą pomóc w rozwoju kolonizacji i zasymilowaniu Indian podległych królowi Francji. Doprowadziło to do buntu Indian Montagnais, którzy wykorzystali pojawienie się brytyjskich korsarzy atakujących francuskie posiadłości w Akadii i sprzy­ mierzyli się z nimi przeciwko Francuzom z Quebecu. Na wiosnę 1628 r. szkoccy korsarze, bracia Kirke, korzys­ tając z rozpoczęcia działań wojennych przeciwko Francji '. opanowali Port Royal, a następnie zagarnęli na Rzece Św. Wawrzyńca statki z zaopatrzeniem dla Quebecu i przy pomocy Indian zaatakowali stolicę Nowej Francji. W następnym roku ponownie pokonali flotę Towarzystwa Stu Wspólników i we­ zwali Champlaina do kapitulacji. Zamknięty z nieliczną załogą w pozbawionej żywności twierdzy, otoczony przez zbun­ towanych Indian, Champlain nie miał innego wyjścia, jak ' W 1627 r. Anglia poparta francuskich protestantów, wysyłając flotę i żołnierzy na pomoc głównej twierdzy hugonotów. La Rochelle, oblężonej przez wojska kardynała Richelieu.

23 tylko się poddać. Na trzy lata Quebec stał się posiadłością angielską, a jego dawny gubernator trafił jako jeniec do Londynu. Dopiero w 1632 r. przy pomocy zabiegów dyp­ lomatycznych zawarto pokój, w wyniku którego Champlain odzyskał wolność, a Francja władzę nad Quebecem i Akadią. W 1633 r. Champlain powrócił do Kanady, przywożąc ze sobą oprócz zapasów żywności i broni ok. 200 nowych kolonistów, którzy podwoili liczbę stałych mieszkańców Nowej Francji. Do tego czasu Towarzystwo Stu Wspólników zrezygnowało z pomocy rekoletow, których obarczono winą za poniesioną klęskę. W zamian sprowadziło jezuitów, przychylnych rozwojowi kontaktów z Indianami i szanujących ich styl życia 2 . Jezuici szybko dostosowali się do nowych warunków, poznali język i mentalność Indian, zdobywając sobie ich zaufanie. Umocniwszy w ten sposób swoją pozycję, zaczęli szerzyć katolicyzm, tworząc misje na szlakach i dając strzelbę każdemu Indianinowi, który nawrócił się na ich religię. W 1637 r. utworzyli w pobliżu Quebecu pierwszy rezerwat dla Indian Montagnais, zdziesiątkowanych przez europejskie choroby i zrujnowanych przez niekontrolowane wybicie bobrów. Dzięki ich odwadze i poświęceniu wzrósł autorytet władzy francuskiej wśród Huronów i innych plemion kana­ dyjskich. Pojawienie się w Kanadzie przedstawicieli potężnego To­ warzystwa Jezusowego zapoczątkowało stały napływ mis­ jonarzy i księży jezuickich, wśród których nie brakowało ochotników do ciężkiej i niebezpiecznej pracy w kanadyjskiej puszczy. Coroczny raport z wydarzeń w kolonii, znany jako Jesuit Relacion, w istotny sposób oddziaływał na mieszkańców Francji, którym Kanadę przedstawiano jako idealny kraj do wypełniania powinności religijnych. Dominującą pozycję jezuitów w Kanadzie umocniło mianowanie ich wybitnego Pierwsi jezuici przybyli do Kanady w 1625 r. na zaproszenie Champlaina.

24 przedstawiciela, księdza Francoisa de Montmorency-Lavala (1623-1708), głową Kościoła w Nowej Francji. W 1674 r. Laval otrzymał godność biskupa Quebecu, co utrwaliło zapoczątkowaną przez jezuitów tradycję politycznego pod­ porządkowania Nowej Francji monarchii francuskiej, przy jej jednoczesnym podporządkowaniu religijnym Stolicy Apo­ stolskiej. Równie ważne dla kolonizacji XVII-wiecznej Kanady było porozumienie zawarte pomiędzy Lavalem, kardynałem Richelieu i jego następcami oraz jezuitami w sprawie obrony kontrreformacji w Nowej Francji. W rezultacie zabroniono dostępu do Kanady prześladowanym w swoim kraju, najbardziej aktywnym w dziedzinie handlu i żeglugi, hugonotom. Po odwołaniu w 1685 r. edyktu nantejskiego ' (co spowodowało emigrację z Francji około 500 000 hugonotów), większość uchodźców, zamiast w Kanadzie, zna­ lazła schronienie w koloniach angielskich w Ameryce i po­ łudniowej Afryce. Błędne założenia polityki migracyjnej władz Nowej Fran­ cji sprawiły, że wzrost populacji francuskiej w Kanadzie, a co za tym idzie rozwój handlu i przemysłu, pozostał daleko w tyle za rozwojem kolonii angielskich. Nieudolna polityka kolonialna XVII-wiecznej Francji tłumaczy częś­ ciowo angielski podbój Kanady w latach 1759-1760. Przy okazji warto zaznaczyć, że w wypadku Anglii właśnie prześladowani przez rządy Stuartów purytanie tworzyli podstawowy zrąb ludności osiedlającej się w Ameryce Północnej. Klęski poniesione przez Towarzystwo Stu Wspólników w starciach z korsarzami brytyjskimi i trzyletni okres dominacji Anglików w Quebecu spowodowały chwilowe załamanie się francuskiej ekspansji w Kanadzie. Dezorganizację pogłębiła 1

Wydany w 1598 r. prze/ Henryka IV edykt nantejski kończył okres wojen religijnych, zapewniając hugonotom m.in. wolność religijną i równo­ uprawnienie polityczne.

J

25 rychła śmierć Champlaina w 1635 roku. Po jego śmierci Nowa Francja znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Zamiast obiecanych przez Towarzystwo Stu Wspólników 4000 osad­ ników w Quebecu mieszkało zaledwie 250 Francuzów, a w ca­ łej kolonii nie więcej niż 500. Na dodatek wraz z przy­ stąpieniem Francji do wojny trzydziestoletniej w 1636 r. Paryż stracił zainteresowanie kolonizacją Kanady. Na wiele lat ciężar utrzymania Nowej Francji w strefie wpływów francuskich spadł na jezuitów. Praca misjonarska w Kanadzie związana była ściśle z handlem futrami, który pozostał głównym źródłem dochodów kolonii. Podróżując wspólnie z „gońcami leśnymi" jezuici nawiązywali kontakty z licznymi plemionami Indian w całym regionie Wielkich Jezior. Pokojowe misje „czarnych sukien", jak ich nazywali Indianie, odnosiły wiele sukcesów, ale z powodu rosnącej wrogości Irokezów często kończyły się tragicznie. Szczególnie silne wpływy uzyskali jezuici wśród Huronów, którzy zezwolili na budowę w swoim kraju stałej misji Sainte-Marie, położonej nad brzegami zatoki Georgian. Ta i inne misje utworzone później nad jeziorem Huron przyczyniły się w sposób decydujący do chrystianizacji plemienia Huro­ nów 4 . Ponieważ Huroni od dawna pełnili funkcję pośredników w handlu futrami z zachodnimi Indianami, powstanie misji spotkało się z życzliwym przyjęciem wszystkich stron wymia­ ny handlowej. W ten sposób jezuici uzyskali wpływ na ok. 6000 nawróconych Indian, którzy zarzucili dotychczasowy tryb życia i zajęli się uprawą roli i handlem futrami. Miało to jednak i ten skutek, że dotychczasowi dzicy wojownicy złagodnieli, zatracili swoje wojownicze skłonności i całkowicie uzależnili się od dostaw europejskich towarów. Posuwanie się osiedli francuskich w górę Rzeki Św. Wawrzyńca wywołało zaniepokojenie mieszkających na Tereny pomiędzy Rzeką Św. Wawrzyńca a jeziorem Huron. na których rozciągały się wptywy francuskich misjonarzy, zamieszkane przez ochrzczo­ nych Indian, nazywano Huronią.

26 południe od niej Irokezow. Utworzenie w 1634 r. osady Trois-Rivieres przy ujściu rzeki Saint Maurice, a następnie w 1642 r. kolonii Ville-Marie-de-Montreal (od 1700 r. Montreal) 5 u zbiegu rzek Św. Wawrzyńca, Richelieu i Ottawy, skłoniło Irokezow do rozpoczęcia wojny podjazdowej. Wielu jezuitów i kupców francuskich zostało zamordowanych, często w okru­ tnych męczarniach, z czego słynęli Irokezi. W pobliżu Montrealu watahy Irokezow napadały na Huronów i Ottawów wiozących futra do Quebecu. dezorganizując handel i powo­ dując trudności finansowe kolonii. Po 1640 r. Irokezi, wspierani przez Holendrów z doliny Hudsonu, rozpoczęli przygotowania do całkowitego wyeliminowania Huronów i francuskich misjonarzy w celu przejęcia kontroli nad bogatymi dostawami futer z północy. Decydujące uderzenie Irokezow rozpoczęło się w 1647 r. i trwało przez kilka następnych lat. Jezuickie misje w Huronii padły ofiarą dzikich wojowników, budynki spalono, a księży wymordowano. Na pierwszy ogień poszły misje nad jeziorem Huron. W 1648 r. duża wyprawa wojenna Irokezow zniszczyła wsie Huronów na półwyspie Ontario i starła z powierzchni ziemi misję Sainte-Marie. Prowadzący ją ojciec Jean Brebeuf i jego dzielni towarzysze ponieśli męczeńską śmierć. Później przyszła kolej na francuskie misje nad jeziorami Michigan i Górnym. Francuzi, otoczeni w swych warowniach, nie mogli normalnie uprawiać pól i prowadzić handlu, a tym bardziej udzielić pomocy Huronom. Odwykli od naturalnego trybu życia Huroni nie potrafili stawić skutecznego oporu wojowniczym Irokezom (Liga Irokezow mogła w tym czasie wystawić jednorazowo ponad 3000 wojowników). W 1649 r. pięć plemion Irokezow ruszyło przeciwko Huronom i niemal całkowicie ich wytępiło. Niedobi­ tki plemienia rozpierzchły się wśród innych Indian lub schroniły pod opiekę Francuzów, zakładając swoje siedziby s

Założona jako misja dla Indian przez związanego z jezuitami francuskiego żołnierza, Sieura de Maisonneuve. i księdza Jeana Mańce.

27 pod samym miastem Quebec. Podobny los spotkał inne plemiona irokeskic sprzyjające Francuzom (Erie, Neutral, Petun i Wenro). po których pozostały tylko nazwy. Niektóre z nich przestały istnieć, inne, rozbite i wygnane z własnej ziemi, rozpoczęły prawdopodobnie pochód ku zachodowi, gdzie na skraju prerii żyły ludy utrzymujące się z polowania na bizony. Z powodu braku poparcia ze strony Paryża kanadyjscy Francuzi nie mogli powstrzymać ofensywy Ligi Irokezów. Po zwycięstwie nad Huronami Irokezi od razu przystąpili do organizowania napadów na francuskie osiedla nad Rzeką Św. Wawrzyńca. Łupieżcze rajdy Irokezów docierały do samego Quebecu i Trois-Rivieres, a Montreal stał się wysuniętym posterunkiem wojskowym żyjącym w stanic ciągłego ob­ lężenia przez okres 10 lat. Wyposażeni w broń palną przez Holendrów Irokezi osiągnęli taką przewagę, że Francuzi musieli ich prosić o rozejm. W zamian za zaprzestanie napadów na Nową Francję plemiona Ligi Irokezów uzyskały kontrolę nad drogą prowadzącą w głąb Kanady, co pozwoliło im rozwinąć handel z holenderskimi i angielskimi koloniami z południa. Zawarty z trudem rozejm został zerwany w 1658 roku. Irokezi, namawiani przez Holendrów i Anglików, którzy chcieli się pozbyć ich rękami francuskiej konkurencji w Ame­ ryce Północnej, wznowili najazdy na osiedla w Nowej Francji. Kulminacyjny moment wojny nastąpił dwa lata później. Na wiosnę 1660 r. kilkutysięczna wyprawa Irokezów ruszyła na Montreal, broniony przez garstkę żołnierzy wspartych pewną liczbą kolonistów i Huronów. Wydawało się, że los Montrealu jest przesądzony, tym bardziej że Huroni za cenę darowania życia złożyli broń i uciekli. Pozostali obrońcy Montrealu pod wodzą Adama Dollarda stawili napastnikom zacięty opór przy wodospadach Longue Sault na rzece Ottawa. Po dramatycznej Walce wszyscy Francuzi zostali zabici, ale straty poniesione przez Irokezów zniechęciły ich do oblężenia miasta i dzięki

28 temu Montreal ocalał. Irokezi, zadziwieni oporem Francuzów, zrezygnowali z kontynuowania walki, dając kolonistom czas na odbudowanie zniszczonych osiedli. Ofiara życia obrońców Montrealu i dziesiątków jezuickich misjonarzy nie poszła na marne. Zbiegła się ona ze zwycię­ skim zakończeniem przez Francję wojny z Hiszpanią (1635-1659). Pozwoliło to umocnić władzę królewską i scen­ tralizować rządy Ludwika XIV. Anglia pod panowaniem sprzyjającego katolikom Karola II (1660-1688) nie stanowiła większego zagrożenia, a Holendrzy przestali się wkrótce liczyć w rozgrywce po utracie swych amerykańskich kolonii na rzecz Anglików (1664). Co więcej, ambitny Ludwik XIV, zachęcony przez swojego pierwszego ministra, Jeana-Babtiste Colberta, okazał więcej zainteresowania Kanadą i merkantylistycznym projektom imperialnej polityki wobec zamor­ skich kolonii. Ich rezultat okazał się dla Nowej Francji iście rewolucyjny. W 1663 r. zlikwidowane zostało Towarzystwo Stu Wspól­ ników, które nie spełniło pokładanych w nim nadziei. W tym samym roku król Francji przejął bezpośrednio ster rządów w Nowej Francji. Kanada stała się oficjalnie królewską prowincją zarządzaną na wzór metropolii. W 1664 r. do Kanady przyjechał królewski zarządca, Pierre Boucher. Z jego raportu wynika, że na obszarze o powierzchni 10 milionów kilometrów kwadratowych, do którego rościła sobie prawa Francja, koloniści francuscy zajmowali zaledwie 34 kilometry kwadratowe. Ich liczba nie przekraczała 3000 (z tego 800 w samym Quebecu) i była kroplą w morzu 200 000 żyjących dookoła Indian. Wpływ kultury francuskiej na tubylców był znikomy i to raczej koloniści zdradzali skłonność do prze­ jmowania zwyczajów Indian. Wydarzenia z połowy XVII w. pokazały, że dotychczasowy francuski system zarządzania koloniami jest niezdolny do przeprowadzenia kolonizacji terenów kanadyjskich i ich obrony przed napadami Irokezów. Wkrótce do Kanady sprowadzono

2 9

nowych osadników i wprowadzono bardziej sprawny system organizacyjny. Nowa Francja znalazła się pod zarządem urzędników królewskich, a życie kolonii zostało całkowicie podporządkowane woli Paryża i dworu francuskiego. Najwyższym organem lokalnej władzy wykonawczej i są­ downiczej, powołanym do administrowania kolonią i nad­ zorowania przestrzegania edyktów królewskich, była ustano­ wiona w 1663 r. Rada Najwyższa (Conseil Superieur). Decydującą rolę odgrywali w niej powoływani i odwoływani przez króla: gubernator generalny, wielki intendent i biskup Nowej Francji. Najwyższym dygnitarzem w kolonii był gubernator general­ ny. Jego władza obejmowała obszar całej Nowej Francji. Podlegały mu sprawy administracji wojskowej, obrony i poli­ tyka zagraniczna kolonii. W innych dziedzinach gubernator dzielił władzę z intendentem, mającym bardzo rozległe upraw­ nienia w zakresie wymiaru sprawiedliwości, utrzymania po­ rządku oraz ściągania podatków. Stopniowo intendent stał się najważniejszym urzędnikiem Nowej Francji, uzyskując wpływ także na sprawy morskie, rybołówstwo, transport, bezpieczeń­ stwo wewnętrzne oraz rolnictwo i przemysł. Domeną biskupa, który był drugą po gubernatorze generalnym najbardziej wpływową osobą w kolonii, było nie tylko życie religijne. Kierowany przez niego Kościół katolicki miał wpływ na życie polityczne i społeczne, oświatę, kulturę, wychowanie i obyczaje ludności. Pierwsza parafia w Kanadzie powstała w 1664 r. (Quebec). Pod koniec istnienia Nowej Francji było tam już ponad 100 parafii. Początkowo, mimo ostrej rywalizacji na tle kompetencyj­ nym, rządy w Nowej Francji funkcjonowały całkiem sprawnie. Gubernatorowi generalnemu, intendentowi i Radzie Najwyższej podlegali urzędnicy niższego szczebla. Powstała w ten sposób dość rozbudowana i zbiurokratyzowana machina urzędnicza, na której opierała się francuska administracja kolonialna w Nowym Świecie.

30 Powierzenie władzy w kolonii ludziom zdolnym i zdeter­ minowanym w działaniu oraz tendencja do obsadzania niższych szczebli administracji urzędnikami dobrze znającymi uwarun­ kowania lokalne i mającymi naturalne zdolności przywódcze było czynnikiem stałego rozwoju Nowej Francji. Stopniowo rozwinęła się sieć sądownictwa podległego Wielkiej Radzie i intendentowi, feudalny system zarządzania gospodarką oraz administracja wojskowa. Dość szybko uregulowano budżet kolonii, określono wydatki na cele wojskowe, ustalono ceny i podatki, wydając w tym celu odpowiednie przepisy i za­ rządzenia. W przeciwieństwie do kolonii angielskich autokratyczny charakter rządów w Nowej Francji hamował możliwość powstawania ciał przedstawicielskich. Umacniał się w ten sposób system feudalno-absolutystyczny, stojący na prze­ szkodzie rozwoju demokracji. W rezultacie przez cały okres swojego istnienia Nowa Francja miała charakter typowy dla krajów pogranicza, gdzie większy wpływ na rozwój kraju miało awanturnictwo i aktywność jednostek niż ewolucja całych grup społecznych. Decydujące dla istnienia kolonii były sprawy obronności. Administracja wojskowa Nowej Francji została podporząd­ kowana bezpośrednio gubernatorowi generalnemu. Wszystkie osiedla, faktorie handlowe, nawet misje, stanowiły jednocześnie ośrodki militarne i podlegały władzom wojskowym. Obrona kolonii opierała się na sieci fortów budowanych w strategicz­ nych punktach, szczególnie na brzegach rzek i jezior będących naturalnymi szlakami komunikacyjnymi. Najważniejszą rolę w kanadyjskim systemie obrony od­ grywały trzy silnie ufortyfikowane miasta: Louisbourg w Akadii oraz Quebec i Montreal nad Rzeką Św. Wawrzyńca. Ten pierwszy, położony na wyspie Cape Breton, bronił wejścia do Zatoki Św. Wawrzyńca. Po wybudowaniu potężnych murów obronnych był aż do 1758 r. główną bazą wojenną Nowej Francji. Quebec miał świetne naturalne położenie obronne,

31

32 które po roku 1620 uzupełniono systemem murów obron­ nych, stale rozbudowywanych aż do połowy XVII wieku. Najsłabsze fortyfikacje miał Montreal. Wokół innych miast nie budowano obwarowań, żeby nie hamować ich rozwoju przestrzennego. Kraj podzielono na okręgi, w których władzę wojskową w imieniu gubernatora sprawowali kapitanowie milicji. Cała męska ludność była zorganizowana w oddziały milicji, utwo­ rzone z rozkazu Ludwika XIV. Nie przedstawiały one większej wartości bojowej w czasie regularnych bitew, odnosiły jednak wiele sukcesów w toczonych w trudnym terenie walkach partyzanckich. Kanadyjskich milicjantów i „gońców leśnych" cechowały hart, waleczność i nieustępliwość, wytworzone pod wpływem ciężkich warunków życia i w toku walk z Indianami. Sporadycznie Francja wysyłała do Kanady oddziały wojsk regularnych. W 1665 r. przybył do Nowej Francji regiment regularnej piechoty Carignan-Salieres, złożony z 1300 żoł­ nierzy. Po wylądowaniu w Qubecu weterani wojny austriacko-tureckiej (1662—1664)6 zniszczyli osiedla zaskoczonych Irokezów, wybudowali linię fortów zabezpieczających od połu­ dnia podejścia do Rzeki Św. Wawrzyńca, a następnie, niczym rzymscy legioniści, zostali osadzeni na strategicznych ziemiach pogranicza. W krótkim czasie potęga Irokezów została złama­ na, wielu Indian zginęło lub zmarło z głodu. Na jakiś czas zapewniło to Nowej Francji bezpieczeństwo i stworzyło podstawy do dalszego rozwoju. Wyrazicielem imperialnej polityki Ludwika XIV w Ameryce Północnej był pierwszy wielki intendent Nowej Francji, Jean Talon (1625-1694). Mając wieloletnie doświadczenie wynie­ sione z pracy w administracji królewskiej we Francji (przez 10 lat był intendentem w departamencie Hainault), Talon był nie tylko świetnym administratorem, ale także posłusznym narzędziem w rękach króla. Jego nominacja miała być przeciwPułk ten walczył m.in. w zwycięskiej dla sprzymierzonych bitwie z Turkami pod Szentgotthard w 1664 roku.

33 wagą dla gubernatora d'Argensona, który zbytnio ulegał wpływom wielkiej arystokracji francuskiej, i miała doprowa­ dzić do ściślejszego powiązania Kanady z metropolią. Mimo pewnego dualizmu władzy w Nowej Francji dzięki energii i zdolnościom Talona powstały waamki do zbudowania w Ameryce Północnej rozległego francuskiego imperium kolonialnego. Jean Talon objął urząd wielkiego intendenta w 1665 r. i sprawował go do roku 1672, wykazując „niezmor­ dowaną aktywność w poszukiwaniu sposobów uczynienia z Nowej Francji kraju prosperity" 7 . Po siedmiu latach jego rządów w Kanadzie mieszkało już ponad 6000 Francuzów, w tym kilkaset młodych kobiet z Normandii sprowadzonych tu jako żony dla żołnierzy i innych samotnych mężczyzn 8. Z jego inicjatywy osiedlono na obszarach nadgranicznych weteranów z regimentu Carignan-Salieres. Chociaż wojny prowadzone przez Ludwika XIV doprowadziły po 1672 r. do przerwania popieranej przez państwo akcji emigracyjnej, populacja Francuzów w Kanadzie zaczęła szybko rosnąć w sposób naturalny. Działo się tak m.in. dzięki wprowadzonej przez Talona polityce popierania wczesnych małżeństw, dawania posagów i nagradzania rodzin wielodzietnych (dzie­ 9 sięcioro i więcej dzieci) . Talon starał się też za pomocą różnych zarządzeń i nagród stymulować rozwój wielkich posiadłości rolniczych wzorowanych na feudalnym systemie senioralnym. System ten faworyzował szlachtę i arystokrację, której przedstawiciele po złożeniu przed intendentem uroczys­ tej przysięgi wierności otrzymywali w Nowej Francji ogromne tereny, pod warunkiem zasiedlenia ich swoimi poddanymi. Sam senior zatrzymywał dla siebie część ziemi, w zamian za K. M c N a u g h t , The Pelican History of Canada, Penguin Books, London 1969, s. 28. W latach 1634-1673 przybyło do Kanady w celach matrymonialnych Ponad 1000 francuskich dziewcząt. Na skutek takiej polityki Nowa Francja w XVII i XVIII w. miała najwyższy przyrost naturalny na świecie. Quebec 1754

34 użytkowanie której był zobowiązany do rozmaitych świadczeń na rzecz państwa. Resztę oddawał w dzierżawę rolnikom, od których otrzymywał czynsz. Z reguły wyglądało to tak, że wyjeżdżający do Kanady szlachcic francuski zabierał ze sobą pewną liczbę rodzin chłopskich, które osiedlano na całkowicie dzikich i nie zagospodarowanych terenach, stanowiących włas­ ność szlachcica. Oprócz symbolicznego raczej czynszu, będą­ cego wyrazem uznania jego zwierzchności, senior pobierał od rolników różne świadczenia pieniężne i osobiste, mające charakter pańszczyzny. Obok przedstawicieli arystokracji, wysłużonych żołnierzy, nagradzanych przydziałami ziemi, i ubogiej szlachty, szu­ kającej szczęścia w koloniach, wśród nowych osadników było wielu wychowanków królewskich sierocińców, ban­ krutów i drobniejszych skazańców, deportowanych tu za karę. Najwięcej jednak było chłopów z nadmorskich de­ partamentów francuskich, zwłaszcza z Normandii i Bretanii, gdzie od pokoleń zmagano się z ciężką do uprawy ziemią. Kanadyjski system senioralny w rolnictwie był zmody­ fikowaną i złagodzoną w porównaniu z Francją formą feudalizmu. W trudnych warunkach kolonialnych stosunek seniora do osadników był jednak bardziej przyjazny i bliski niż w Europie. Pionierskie, pełne niebezpieczeństw warunki życia w Ameryce zbliżały do siebie pana i osiedlonych chłopów, przyczyniając się do powstania nowej warstwy wolnych, niezależnych i bogacących się Kanadyjczyków. Faworyzując rolnictwo Talon nie zapominał o rozwoju rodzimego przemysłu. Popierał rybołówstwo i hodowlę bydła, ściągał francuskich rzemieślników i zakładał ma­ nufaktury. Dzięki niemu narodził się w Kanadzie przemysł stoczniowy, odzieżowy, piwowarski, a także przetwórstwo drewna i produkcja smoły. Z braku siły roboczej i kapitału nie powiodły się natomiast plany Talona nawiązania bliższej współpracy z francuskimi koloniami w rejonie Morza Ka­ raibskiego.

35 Mimo wysiłków Talona i jego następców osadnictwo francuskie w Kanadzie, oparte na wzorach przeniesionych z Francji, napotykało wiele trudności. Początkowo skupiało się ono głównie w okolicy warownych miast. Wokół Quebecu, Trois-Rivieres i Montrealu, miast otoczonych morzem bez­ kresnych lasów, zakładano wioski na planie prostokąta w duchu geometrycznym, charakterystycznym dla renesansowej Europy, nie zważając na ukształtowanie terenu. Ponieważ jedynymi drogami w kolonii były rzeki, w miarę napływu kolonistów osadnictwo zaczęło się rozciągać wąskim pasem wzdłuż Rzeki Św. Wawrzyńca i częściowo nad rzeką Richelieu. Parcele położone z dala od tych rzek ze względu na trudności komunikacyjne nie przyciągały osadników. Wielu z nich zresztą wolało opuścić gospodarstwo i udać się do puszczy w poszukiwaniu wartościowych futer. Dlatego też tereny położone na północ od Rzeki Św. Wawrzyńca były zamiesz­ kane niemal wyłącznie przez Indian. Pomiędzy Quebecem a Labradorem pozostały tylko cztery odizolowane faktorie prowadzące handel z Indianami. Feudalna w istocie organizacja życia w Nowej Francji wykształciła specyficzną strukturę społeczną kolonii. Domi­ nowała w niej masa drobnych osadników uprawiających ziemię, pozostających w zależności od nielicznej klasy boga­ tych właścicieli ziemi i hierarchii kościelnej. W Nowej Francji nie było warstw średnich, które stały się podstawą rozwoju północnoamerykańskich kolonii angielskich, gdzie przeważała gospodarka wczesnokapitalistyczna. Bogaci kupcy byli po­ wiązani z monopolistycznymi kompaniami i sferami rządzą­ cymi, brakowało większych ośrodków rzemieślniczych, a zna­ czna część manufaktur upadała po krótkim czasie. Drobni kupcy handlujący z Indianami i „gońcy leśni" w praktyce nie należeli do struktury społeczeństwa Nowej Francji. Większą część roku spędzali w niedostępnych lasach, często żyjąc pomiędzy Indianami. Nie mieli żadnych przesą­ dów rasowych, chętnie żenili się z Indiankami, przyczyniając

36 się do powstania nowej rasy mieszańców, zwanych mety sami. Izolację społeczną „gońców leśnych" pogłębiały próby urzęd­ ników królewskich objęcia ich kontrolą i pozbawienia zys­ kownego handlu futrami przez poddanie go monopolowi państwa i wpływowych seniorów francuskich. Władze kolonii usiłowały kontrolować wymianę handlową, wydając w tym celu odpowiednie przywileje. Określały one dokładnie rejon działalności handlowej, liczebność ekspedycji handlowych, rodzaj towaru oraz ilość zabieranego ze sobą alkoholu. Jednym z powodów wprowadzenia ograniczeń było rozpowszechnienie przez handlarzy wśród Indian zgubnego nałogu pijaństwa. Próby ograniczenia sprzedaży alkoholu Indianom nie dawały jednak rezultatu ze względu na rozległość kraju i konkurencję ze strony kupców angielskich. W tych warunkach walka z przemytem stawała się sprawą prawie niewykonalną. Dopóki wielkim intendentem Nowej Francji byl Jean Talon, „gońców leśnych" trzymano w ryzach, a za sprzedaż alkoholu Indianom groziła nawet kara śmierci. Opór wolnych i niezależ­ nych Kanadyjczyków okazał się jednak tak silny, że nie pomogły nawet sankcje administracyjne i wkrótce trzeba było zrezygnować z prób wprowadzenia monopolu do handlu skórzanego. Skorzystali z tego również koloniści, którzy często polowali wzorem „gońców leśnych" w okolicznych lasach, łącząc pracę na roli z myślistwem i uzyskując przez to dodatkowe dochody. Ten tryb życia, pełen trudów i niebez­ pieczeństw, kształtował nowe pokolenia Kanadyjczyków, przyzwyczajonych do ciężkiej pracy i walki, wysoko ceniących sobie wolność i swobodę, jaką dawały wielkie i dzikie obszary kanadyjskie. Już w połowie XVII w., po zawarciu chwilowego rozejmu z Irokezami, leśni włóczędzy zaczęli penetrować głębiej położone terytoria kanadyjskie. Dwaj z nich, Medard Chouart Sieur de Grosseillers i Pierre Radisson, dokładnie zbadali tereny wokół Jeziora Górnego i dotarli aż do Zatoki Hudsonu.

37 zaprzyjaźniając się z wodzami miejscowych plemion indiań­ skich. Ze swojej wyprawy przywieźli ogromny ładunek futer i plany nawiązania bezpośrednich stosunków handlowych i Indianami. Ku swojemu zdumieniu nie tylko nie zyskali aprobaty gubernatora d'Argensona, ale na dodatek ukarano ich wysoką grzywną i odebraniem licencji za „nielegalny handel z Indianami". Rozczarowani opuścili Kanadę i przeszli na służbę kupców angielskich. W 1668 r. Grosseillers i Radisson doprowadzili statki Anglików do wybrzeży Zatoki Hudsona. Sukces wyprawy przyczynił się do założenia w 1670 r. kompanii handlowej Hudson's Bay Company. Jej możnym protektorem został siostrzeniec króla angielskiego Karola I, wybitny dowódca kawalerii z okresu wojny domowej i zdolny admirał, ks. Rupert. Wkrótce król Anglii Karol II przyznał kompanii przywilej na handel w rejonie Zatoki Hudsona, na terenach zwanych odtąd Ziemią Ruperta. Kompania Hudsońska rozwijała handel skórami kosztem francuskich szlaków prowadzących od Wielkich Jezior do Rzeki Św. Wawrzyńca. W ten sposób angielscy kupcy stali się poważnymi konkurentami Francuzów, tym bardziej groźnymi, że ich towary były lepsze i tańsze od francuskich. W 1680 r. Francuzi, chcąc zmniejszyć straty w handlu spowodowane obecnością Anglików nad Zatoką Hudsona, powołali Kompanię Północną {La Compagnie du Norcl) i założyli na północy sieć własnych placówek handlowych. Mimo rozwoju handlu angielskiego na północy kontynentu i zagrożenia okrążeniem przez posiadłości angielskie Francuzi nie zrezygnowali z penetracji terytoriów kanadyjskich. Dzieło rozwoju Kanady kontynuował z powodzeniem Louis de Buade, hrabia Frontenac (1622-1698), gubernator Nowej Francji w la­ tach 1672-1682 oraz 1689-1698. Frontenac rozwinął administra­ cje kolonialną, wzmocnił obronę Nowej Francji przed Irokezami i rozbudował system fortów francuskich, obejmujący także rejon Wielkich Jezior. Zabiegając o rozszerzenie władztwa francuskie-

38 go w Kanadzie zwalczał wpływy wielkiej arystokracji i Koś­ cioła. Spowodowało to chroniczny konflikt gubernatora z in­ tendentem i biskupem, którzy bronili przywilejów warstw posiadających. Wzmocniwszy swoją pozycję Frontenac wy­ powiedział walkę potężnemu zakonowi jezuitów, budującemu własny system administracji kościelnej konkurujący z ad­ ministracją rządową. Będąc człowiekiem rozsądnym i praktycznym Frontenac szybko zdał sobie sprawę ze znaczenia bogactw lasów kanadyj­ skich dla rozwoju kolonii. Zniósł monopole i przywrócił wolny handel skórami, oparty na systemie licencji. Popierał także rozwój kontaktów z zachodnimi Indianami i dalszą eksplorację obszarów kanadyjskich. Okazywał życzliwość w stosunku do „gońców leśnych" (pod koniec jego urzędowa­ nia było ich w Kanadzie ok. 500), co pozwoliło mu zyskać ich sympatię i uczynić z nich swoich sprzymierzeńców. Dzięki pomocy indiańskich przewodników i leśnych traperów udało się Frontenacowi rozwinąć handel skórzany i osadnictwo francuskie w rejonie Wielkich Jezior i w innych częściach zachodniej Kanady. Po wyniszczeniu przez Irokezów strategicznie usytuowanych Huronów, którzy kiedyś pełnili funkcję pośredników w kontak­ tach francuskich kupców z zachodnimi plemionami, a następnie wyparciu z ich dawnych ziem Irokezów, na obszarze dawnej Huronii powstała próżnia. Za nią rozciągały się bogate łowiska zachodnich Indian, oczekujących z niecierpliwością na dostawy europejskich towarów. Z inicjatywy Frontenaca w górę Ottawy. przez Wielkie Jeziora i dalej na zachód, podążały coraz liczniejsze wyprawy kupieckie oraz setki „gońców leśnych" misjonarzy i odkrywców, wypełniając lukę pozostałą po Huro nach. Na brzegach jezior Michigan i Huron, a nawet wysunie tego daleko na zachód jeziora Leśnego powstały nowe misje i faktorie, przez które do składów handlowych w Montrealu i Trois-Rivieres płynął nieprzerwany strumień świeżych skórek bobrów i innych zwierząt futerkowych.

39 Mimo niewątpliwych sukcesów w zarządzaniu kolonią w 1682 r. Frontenac został odwołany do Francji, głównie na skutek ciągłych kłótni z przedstawicielami administracji cywilnej i Kościoła. Ustępując pozostawił po sobie wybitnego współpracownika w osobie Renę Roberta, Cavaliera de La Salle. La Salle (1643-1687) pochodził z rodziny kupieckiej z Rouen, związanej interesami z Towarzystwem Stu Wspól­ ników. W poszukiwaniu przygód i fortuny przybył w 1667 r. do Kanady, gdzie wkrótce zasłynął jako śmiały podróżnik i odkrywca. Pod wpływem opowieści Indian i „gońców leśnych", za własne pieniądze uzyskane ze sprzedaży majątku pod Montrealem, zorganizował w 1669 r. pierwszą, nieudaną wyprawę na zachód. Rok później, przy finansowej pomocy Talona, odbył podróż przez jeziora Erie, Huron i Michigan do rzeki Illinois i dalej do górnego biegu Missisipi. Każda nowa wyprawa handlowa, misjonarska czy badawcza przesuwała granice Nowej Francji bardziej na zachód. W 1673 r. jezuici zorganizowali konkurencyjną wobec dokonań La Salle'a wyprawę w poszukiwaniu drogi rzecznej do Chin, na czele której stanęli jezuicki misjonarz Jacques Marąuette i handlarz Louis Joliet. Wyprawili się oni z zatoki Green Bay na jeziorze Michigan do górnego biegu Missisipi, skąd wielką rzeką dopłynęli aż do zbiegu z jej prawo­ brzeżnym dopływem, rzeką Arkansas. Drogi do Azji nie znaleźli, gubernator Frontenac jednak właściwie ocenił znaczenie komunikacyjne dokonanych odkryć. Dalszą penetrację odkrytej drogi na zachód Frontenac powierzył doświadczonemu La Salle'owi. W 1674 r. La Salle u dał się do Francji, gdzie jako wysłannik Frontenaca przed­ stawił na dworze królewskim rozległe plany eksploracji nowych ziem. Uzyskawszy tytuł szlachecki i poparcie samego ministra Colberta, w latach 1679-1681 wyprawił się dwukrot­ ne za rzekę Illinois i nad Arkansas, skąd przywiózł wiele cennych informacji na temat żyjących tam plemion indiańskich.

40 W 1682 r. popłynął w dół Missisipi, docierając do Zatoki Meksykańskiej. Doprowadził do wybudowania kilku placówek francuskich w dolinie Missisipi i wziął nowo odkryte ziemie w posiadanie Francji, nadając im na cześć Ludwika XIV nazwę Luizjana (Louisiana). W 1684 r. La Salle udał się ponownie do Francji, by szukać tam protekcji dla swoich planów utrwalenia francuskiej hegemonii w dolinie Missisipi i utworzenia z Luizjany potężnego imperium francuskiego, zdolnego konkurować z położonymi na południu koloniami hiszpańskimi. Jego propozycje spotkały się z życzliwym przyjęciem ze strony Ludwika XIV. Planom La Salle'a sprzyjały wojenne zamiary króla wobec Hiszpanii i zainteresowanie, jakie monarcha wyraził bogatymi kopalniami srebra w północnym Meksyku. Na początku 1685 r. niewielka flotylla francuska złożona z czterech statków z kolonistami dotarła do wybrzeży Teksasu. Tam, w zatoce Matagorda, koloniści wybudowali ufortyfikowane osiedle nazwane fortem Saint Louis. Mimo ciężkich warunków klimatycznych, chorób i starć z In­ dianami La Salle zorganizował w ciągu dwóch lat trzy wyprawy badawcze w głąb Teksasu. Ich rezultatem były francuskie próby zgłaszania pretensji do hiszpańskiego Tek­ sasu i ustanowienia granicy Luizjany na rzece Rio Grandę. W marcu 1687 r. La Salle zginął zamordowany przez jednego ze swoich niezadowolonych podwładnych. Wraz z jego śmiercią wyprawę spotkał żałosny koniec. W wyniku wewnętrznych waśni i walk z Indianami większość miesz­ kańców kolonii wyginęła. Tylko siedmiu ludzi spośród 400, jacy przypłynęli z La Salle'em do Teksasu, zdołało się uratować i zanieść do Kanady wiadomość o tragicznym końcu dzielnego odkrywcy. W 1689 r. powrócił na stanowisko gubernatora Kanady stary hrabia Frontenac. Ponowna nominacja Frontenaca była wynikiem nieudolności jego dwóch poprzedników, La Barre'a i Doneuville'a, którzy przez siedem lat nieobecności Fron-

41 tenaca w Nowej Francji zniweczyli owoce jego pracy z lat 1672-1682. Głupia i niedołężna polityka przysłanych z Francji urzędników uniemożliwiła wykorzystanie dokonanych odkryć La Salle'a, spowodowała załamanie się systemu obronnego Nowej Francji i sprowokowała nowe napady Irokezów. Pomimo ograniczonego czasu sukcesy Talona i Frontenaca w dziedzinie rozwoju osadnictwa, handlu, obronności oraz organizowania administracji i sądownictwa przyczyniły się do stopniowego rozwoju kolonii. W ciągu 30 lat nad brzegami Rzeki Św. Wawrzyńca powstała zmodyfikowana replika francuskiej prowincji, zamieszkana pod koniec XVII w. przez 15 000 Francuzów. Z czasem zaczęło w niej powstawać nowe społeczeństwo, wolne, dumne, przedsiębiorcze i zahartowane. Styl życia tych ludzi był zupełnie odmienny od feudalnego stylu życia mieszkańców Francji. Jego charakter trafnie oddał jeden z wielkich intendentów Kanady, Gilles Hocąuart, który w swoim raporcie z 1737 r. pisał o francuskich Kanadyj­ czykach: „Kochają, kiedy się ich docenia i zwraca na nich uwagę, są dumni ze swojej odwagi i boleśnie odczuwają brak szacunku i wszelkiego rodzaju kary. Strasznie dużo piją, aż trudno w to uwierzyć [...] Są bardzo religijni, rzadko trafiają się wśród nich przestępcy. Są kapryśni i niestali, mają o sobie wygórowane mniemanie [...] Musimy do tego dodać próżność i skłonność do bezczynności, co jest wynikiem długich i srogich zim. Uwielbiają polowanie i podróże, nie mają w sobie nic z prostackich manier francuskich chłopów. Kiedy są sprawiedliwie rządzeni, zachowują spokój, jednak z natury l0 trudno nimi władać" . Pod koniec XVII w. francuskie władztwo w Ameryce Północnej sięgnęło daleko poza dolinę Rzeki Św. Wawrzyńca. Do tego czasu Francuzi utworzyli w Ameryce Północnej rozbudowaną sieć misji i posterunków handlowych, która pokrywała cały region Wielkich Jezior i dolinę Missisipi, 10

M c N a u g h t , op. cii., s. 30-31.

42 sięgającą na zachodzie Wielkich Równin, a na północy terenów nad Zatoką Hudsona. Na południe od Wielkich Jezior Francuzi wkroczyli do doliny rzeki Ohio, gdzie na przeszkodzie ich ekspansji stanęły interesy rozwijających się powoli, ale systematycznie kolonii angielskich. Wkrótce stało się jasne, że procesy rozwoju obu sąsiadujących społeczności, francuskiej i angielskiej, muszą doprowadzić do decydującego starcia. Francuzi nie mogli pogodzić się z tym, że Anglicy próbują ich pozbawić zyskownego handlu z Indianami, Anglicy natomiast, że Francuzi odcinają ich od bogatego wnętrza kraju. Jeden z ówczesnych francuskich komendantów Montrealu trafnie zauważył: „To będzie trudne, by nasza kolonia albo ich mogła przeżyć, nie niszcząc jedna drugiej" ".

" K. D z i e w a n o w s k i , Brzemię białego człowieka. Jak zbudowano Imperium Brytyjskie, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 1996. s. 375.

SIŁY ZBROJNE FRANCJI I ANGLII W KOLONIACH AMERYKAŃSKICH INDIAŃSKI SPOSÓB WALKI W okresie kolonialnym Ameryka Północna była nowym kontynentem różniącym się całkowicie od krajów europejskich, skąd pochodzili jej zdobywcy. W porównaniu z zachodnią Europą kolonie położone po drugiej stronie Atlantyku były ogromnym, gęsto zalesionym i słabo zaludnionym terytorium, ciemnym, niedostępnym i wzbudzającym przez długie lata trwogę wśród Europejczyków. Na początku można je było penetrować wyłącznie od strony morza albo wzdłuż wybrzeża, albo poprzez szlaki wodne, jakimi były liczne rzeki wpadające do Oceanu Atlantyckiego. Rozległość terytorium, do którego rościły sobie prawa mocarstwa kolonialne, ogromne odległości dzielące poszcze­ gólne kolonie, ich ograniczona populacja oraz specyficzne warunki terenowe spowodowały, że w kolonialnej Ameryce prawie nigdy nie toczono bitew na otwartym polu i nie stosowano formalnych działań oblężniczych. W przeciwień­ stwie do europejskiego sposobu prowadzenia wojny w Ame­ ryce wykształciły się zupełnie nowe formy organizacji woj­ skowej i metody prowadzenia walki. Wynikały one z bardziej

44 demokratycznego charakteru społeczności kolonialnych i in­ dywidualizmu kolonistów ukształtowanego pod wpływem trudnych warunków życia w dziczy oraz wzorów zaczerp­ niętych z indiańskiego sposobu wojowania. Głównym przeciwnikiem wczesnych kolonistów były nieli­ czne plemiona indiańskie zamieszkujące lasy północno-wscho­ dniej części Ameryki Północnej, należące do algonkińskiej i irokeskiej grupy językowej '. Według standardów europej­ skich Indianie ci byli prymitywnymi i dzikimi ludźmi, którzy nigdy nie umieli prowadzić otwartej walki i nie chcieli się tego nauczyć. Ludność indiańska była zorganizowana w plemiona (czasami nazywane przez białych „narodami") o zbliżonych wzorcach kulturowych. Każde plemię składało się z pewnej liczby wspólnot rodowych zamieszkujących z reguły ufortyfikowane osiedla położone na leśnych polanach w pobliżu rzek i jezior. Były one porozrzucane po dość rozległym, ale zwykle dokład­ nie określonym terytorium plemiennym. Mieszkańcy tych osiedli budowali drewniane domy 2 i szałasy (wigwamy), zajmowali się myślistwem, rybołówstwem i zbieractwem, uprawiali kukurydzę, fasolę i dynie. Ubrania, sprzęty, broń i inne potrzebne rzeczy produkowali sami lub wymieniali handlując z innymi plemionami. Indianie żyli w zgodzie z naturą i doskonale znali otaczające ich lasy. Podczas częstych wypraw myśliwskich, handlowych i wojennych potrafili przemierzać rozległe tereny, podróżując wyłącznie pieszo albo za pomocą lekkich łodzi z brzozowej kory nasączonej żywicą, zwanych kanu (canoe). 1 Szacuje się, że w okresie wczesnej kolonizacji Ameryki Północnej wschodnie obszary kontynentu zamieszkiwało ok. 300 000 Indian. 2 Na przykład wioski Irokezów składały się z domów krytych korą. o średniej długości 20 m, szerokości 6 m i wysokości 6 m, zwanych ganohh'sees (długie domy). Mogły one pomieścić, w zależności od wielkości. od 5 do 20 rodzin. Chociaż podobne domy wznosiły także inne plemiona tego regionu, to właśnie Irokezów określano ogólną nazwą „ludzie z długich domów".

45 Na czele poszczególnych wspólnot rodowych i plemion stali wodzowie wspomagani przez rady starszych, mający dosyć ograniczoną władzę, wynikającą głównie z doświad­ czenia oraz z szacunku dla ich mądrości, rozsądku i sposo­ bu rozwiązywania konfliktów międzypiemiennych. Niektóre plemiona, ze względów militarnych, łączyły się w kon­ federacje, z których najbardziej znana była Liga Irokezów, skupiająca pięć (później sześć) plemion zamieszkujących tereny pomiędzy górnym biegiem rzeki Hudson a Rzeką Św. Wawrzyńca i jeziorem Ontario (północna część dzi­ siejszego stanu New York). Ze względu na swoje położenie w bezpośrednim sąsiedztwie terenów kolonizowanych przez Francuzów i Holendrów (później Anglików) był to region o dużym znaczeniu strategicznym. Z tego powodu Irokezi zazdrośnie strzegli swojej dominującej pozycji, dzięki której mogli kontrolować główne szlaki umożliwiające eksplorację i handel na ziemiach leżących pomiędzy północnymi kolo­ niami angielskimi a wewnętrznymi obszarami kontynentu. Niektóre plemiona regionu północno-wschodniego były bardziej wojownicze od innych, w życiu wszystkich jednak wojna odgrywała niezwykle istotną rolę. Przed przybyciem białych przyjmowała ona najczęściej formę indywidualnych, krótkotrwałych i toczonych na ograniczoną skalę walk, podejmowanych z zemsty za doznane krzywdy lub w celu sprawdzenia waleczności młodych wojowników i wzięcia łupów. Czasami, jak w wypadku Irokezów i Huronów, wykazujących najwięcej okrucieństwa, celem było zdobycie jeńców na rytualne tortury. Okazjonalnie silniejsze i lepiej zorganizowane plemiona stać było na prowadzenie dłuż­ szych i zakrojonych na szerszą skalę działań wojennych z udziałem większej liczby wojowników. Operacje militarne Przeprowadzano zazwyczaj latem, kiedy Indianie mieli ochotę na wyprawę. Plemiona indiańskie nie miały zor­ ganizowanego systemu prowadzenia wojny. Wojownicy na ochotnika formowali wyprawy pod dowództwem swych

46 wodzów wojennych i po prostu wkraczali na „wojenną ścieżkę". Indiański sposób walki miał w sobie dużo ze zorganizowa­ nego sportu i polegał głównie na skrytym podejściu pod wioskę przeciwnika, niespodziewanej napaści, zadaniu wrogo­ wi strat i ewentualnie zdobyciu ofiary na rytualne tortury. Czasami przed zaatakowaniem wrogiej osady wojownicy porywali młode kobiety i dzieci, żeby je zabrać w celu zaadoptowania. W potyczkach międzyplemiennych liczba ofiar była niewiel­ ka. Młodym wojownikom bardziej zależało na wykazaniu swojej odwagi i zdobyciu łupów niż zabiciu wroga. W bitwie każdy wojownik walczył indywidualnie, nie zwracając uwagi na swoich towarzyszy. Zazwyczaj po zabiciu lub zranieniu kilku przeciwników napastnicy przerywali walkę i wycofywali się ze zdobytymi łupami i jeńcami. Zawsze starali się unieść z pola walki swoich poległych, rannych zaś transportowali na plecach na prowizorycznie skleconych nosidłach z wikliny. Kiedy przeciwnik organizował pościg, dążyli do wciągnięcia go w zasadzkę i zadania mu dalszych strat. Indianie z reguły starali się unikać otwartych i rozstrzyga­ jących bitew, szukając zwycięstwa raczej w niespodziewanym ataku pod osłoną lasu. Tylko w razie całkowitego zaskoczenia lub wtedy, gdy dysponowali wyraźną przewagą liczebną, decydowali się na bezpośrednią walkę. W skrytym podejściu do wroga i w walce wręcz Indianin potrafił wykazać szczególne umiejętności, które zupełnie nie pasowały do europejskiego wyobrażenia o wojowaniu. Pomagały mu w tym wyostrzone zmysły, indywidualna odwaga, wytrwałość w znoszeniu nie­ wygód i odporność na ból. Kierując się jednak swoistym etosem wojny i charakterystycznym dla prymitywnych społe­ czeństw okrucieństwem, wojownik indiański nie okazywał żadnych względów pokonanemu przeciwnikowi, zabijając na równi mężczyzn, kobiety i dzieci. W obliczu przewagi wroga Indianie często opuszczali pole walki i odchodzili do domów.

47 Taki sposób prowadzenia wojny sprawiał, że nawet nieudany atak na wioskę przeciwnika nie był uważany za przegraną. Jej celem nie było bowiem zniszczenie osady wroga ani zdobycie jego terenów łowieckich i ziemi. Słabą stroną indiańskiej sztuki wojennej było jej nastawienie na bezpośrednie i natychmiastowe korzyści. Wojownicy wal­ czyli, jeśli mieli nadzieję na zdobycie łupów i sławy, i to tylko, dopóki mieli na to ochotę. Rzadko zdarzało się, by prowadzili bardziej złożoną i długotrwałą akcję, która miałaby przynieść określone korzyści w przyszłości. Nie umieli pro­ wadzić dalekiego zwiadu, ograniczając się jedynie do tropienia przeciwnika, rzadko też stosowali w marszu ubezpieczenie (z wyjątkiem szperaczy i straży tylnej, której zadaniem było wciągnięcie w zasadzkę ścigającego ich nieprzyjaciela). Nie mogli zrozumieć, dlaczego biali atakują w zimie, po sezonie wojowania, kiedy jest pora na odpoczynek. Często nie wy­ stawiali wart obozowych, dzięki czemu łatwiej było ich zaskoczyć w uśpionych osiedlach. Najważniejszą bronią leśnych Indian, używaną zarówno przed, jak i po zetknięciu się z białymi, był łuk ze strzałami oraz maczuga z kamiennym lub drewnianym obuchem, która stanowi­ ła niezwykle groźny oręż w walce wręcz. Łuk i strzały zaczęła (z czasem wypierać broń palna, a drewnianą maczugę zastąpiła stalowa siekierka (tomahawk). Indianie szybko poznali wartość europejskiego muszkietu i nauczyli się nim doskonale posługi­ wać. Biali kupcy, zwłaszcza francuscy i holenderscy, chętnie dostarczali Indianom broń palną oraz stalowe noże i tomahawki w zamian za cenne futra zwierzęce. Jednak nawet przyswojenie sobie broni palnej nie wpłynęło znacząco na sposób prowadzenia walki przez Indian3. Ich ulubioną taktyką pozostał niespodziewa­ ny napad na izolowane osiedla przeciwnika, którym od połowy XVII w. coraz częściej bywał europejski kolonista. Powszechne stosowanie broni palnej przyczyniło się do rezygnacji Wartego przez niektóre plemiona leśne pancerza ochronnego wykonywa—. ?- drewna lub wzmocnionej skóry jeleniej.

48 W kontaktach z białymi kolonizatorami Indianie tak jak mogli starali się ochraniać swoje najbardziej żywotne interesy. Początkowo wiele plemion przyjęło pojawienie się europejs­ kich przybyszów z zadowoleniem, pomagając im przetrwać najgorszy okres i umocnić się w nowym środowisku. Bez pomocy plemienia Pówhatan osada w Jamestown, pierwsza stała kolonia Anglików w Nowym Świecie, nie przetrwałaby pierwszej srogiej zimy na przełomie 1607 i 1608 roku. Również kolonia „ojców pielgrzymów" w Plymouth praw­ dopodobnie upadłaby, gdyby nie wsparcie plemienia Wampanoagów. W zamian za żywność i wysoko cenione przez białych futra zwierzęce Indianie mogli liczyć na stały dopływ pożądanych wyrobów europejskich, a niekiedy także na pomoc dobrze uzbrojonych Europejczyków w walkach z odwiecznymi wrogami. Biali nauczyli Indian, jak skuteczniej niż dotychczas zwalczać swych najbliższych sąsiadów, zdobywać nowe tereny łowieckie i eksploatować niewolników. Rozwój handlu wy­ miennego z Europejczykami spowodował nie znane przedtem dążenie do zdobycia kontroli nad możliwie największym obszarem wokół głównych ośrodków handlowych. Niektóre bratobójcze wojny prowadzone były wyłącznie z tego powodu. Począwszy od połowy XVII w. na terenach należących do wschodnich Indian zaczęło szybko rozwijać się osadnictwo europejskie, zwłaszcza anglosaskie 4 . Żądni ziemi osadnicy poczęli wdzierać się do kraju Indian, zagarniając wciąż nowe tereny i wypierając zdziesiątkowane przyniesionymi chorobami plemiona w głąb kontynentu. W przeciwieństwie do Hiszpanów i Francuzów Anglicy nie potrzebowali wcale indiańskich rąk do pracy ani nie liczyli zbytnio na pomoc plemion indiańskich w walce z innymi państwami kolonialnymi. Dla spragnionych ziemi kolonistów angielskich Indianie byli tylko przeszkodą, którą należało bezwzględnie usunąć. Rozpoczęły się krwawe 1 W 1675 r. na terenie Nowej Anglii mieszkało już 40 000 białych osadników, podczas gdy liczba Indian należących do dziewięciu różnych plemion nie przekraczała 20 000.

49 walki masakry Indian, zapoczątkowujące ich eksterminację \ W odwecie nastąpiły rzezie białych osadników. Te plemiona, które uniknęły zagłady i zdołały się oprzeć pierwszej fali najeźdźców, zostały wkrótce wciągnięte do rywalizacji po­ między samymi kolonizatorami. W konflikcie angielsko-francuskim sojusze z Indianami miały duże znaczenie i, chociaż nigdy nie wpływały w sposób decydujący na wynik walki, dawały często lokalną przewagę jednej lub drugiej stronie. Oba mocarstwa walcząc o dominację w Ameryce chętnie korzystały z pomocy Indian. Ponieważ liczne walki na pograniczu toczyły się zarówno o tereny uważane przez indiańskie plemiona za własne, jak i o zdobycie lepszej pozycji w handlu z białymi, udział wojowników indiańskich w wojnach imperialnych był nieunikniony. Bez względu jednak na to, kto był zwycięzcą, a kto przegranym, tracili zawsze Indianie. Warto zaznaczyć, że to Anglicy rozpowszechnili wśród Indian zwyczaj skalpowania zabitych wrogów, nieoszczędzania ludności cywilnej i wycinania w pień całych osiedli. Ostatecznie okrutne i brutalne walki na pograniczu toczyli przede wszystkim indiańscy sprzymierzeńcy Anglików i Fran­ cuzów. Ponosili przy tym ogromne straty, które poważnie przerzedziły ich szeregi i doprowadziły do utraty nieza­ leżności na rzecz białych. Francuzi z Kanady pierwsi nawiązali przyjazne stosunki z wojowniczymi Indianami z plemienia Abnaki (Abenaki). zamieszkującymi tereny Akadii (dzisiejszy Nowy Brunszwik w Kanadzie i stan Maine w USA) oraz Huronami i różnymi W latach 1636-1637 Anglicy niemal całkowicie wytępili liczące 3000 głów plemię Pekotów (Pequot) z Connecticut. Do 1675 r. oczyszczono 2 Indian Wirginię i Maryland, w wyniku zaś tzw. wojny króla Filipa (675-1677) angielscy koloniści z Massachusetts, Rhode Island i Plymouth łamali opór Algonkinów znad atlantyckiego wybrzeża Nowej Anglii (zabito wówczas ponad 3000 Indian, pozostałych zaś wygnano lub sprzedano w niewolę na Karaiby po 30 szyi ingów za głowę). Quebec 1759

30 grupami Algonkinów, mającymi swoje siedziby wzdłuż Rzeki Św. Wawrzyńca i w rejonie Wielkich Jezior. Na obszarach położonych na południe od Rzeki Św. Wawrzyńca i linii Wielkich Jezior Francuzom nie udało się przełamać holender­ skiego, a następnie angielskiego przymierza z plemionami Ligi Irokezów. Irokezi byli lepiej zorganizowani politycznie i bardziej wojowniczy niż ich hurońscy i algonkińscy wrogowie. Na Europejczykach robili wrażenie najzacieklejszych i najokrutniejszych wojowników we wschodniej części kontynentu. Zaopatrywani w broń palną przez Holendrów, a później przez Anglików, przez sto lat napadali na Francuzów, pamiętając, że na początku XVII w. zwalczał ich Samuel de Champlain wspólnie z kilkoma plemionami kanadyjskich Indian. W latach późniejszych Francuzi za pośrednictwem jezuitów zabiegali o poprawę stosunków z potężną Ligą Irokezów, władze kolonii angielskich, które traktowały ziemie Irokezów jako zaporę dla kolonizacji francuskiej, wszelkimi sposobami podsycały jednak ich nienawiść do Francuzów. W okresie wojen angielsko-francuskich Irokezi pozostali w większości związani z Anglikami. Podczas swoich łupież­ czych wypraw zapuszczali się głęboko na terytoria opanowane przez Francuzów, gromiąc Huronów i inne plemiona kanadyj­ skie odgrywające ważną rolę we francuskim systemie przy­ mierzy i handlu. Na Irokezach spoczęło też zadanie obrony terenów położonych w strategicznym korytarzu w dolinie rzeki Hudson i wzdłuż jezior George i Champlain, głównej drogi do Nowego Jorku i innych angielskich kolonii nad Atlantykiem. Udział tych znakomitych wojowników w wojnie siedmioletniej po stronie Anglików przyczynił się w znacznej mierze do klęski Francji. Wojny z Indianami zmusiły kolonistów europejskich do zmiany swych tradycyjnych metod walki i przyjęcia wielu sposobów wojowania stosowanych przez Indian. Nie nastąpiło to od razu. Początkowo indiańska sztuka walki z zaskoczenia,

51 ataków z ukrycia, zasadzek i szybkich odwrotów budziła pogardę białych i uważana była za przejaw barbarzyństwa i tchórzliwości. Szybko jednak okazało się, że działania regularne w terenie amerykańskim przeciwko bardzo ruch­ liwemu i rozproszonemu przeciwnikowi są niepraktyczne i kosztowne. Zamiast walczyć w ścisłych formacjach, z uży­ ciem bębnów, ciężkiego uzbrojenia oraz armat przewożonych na wozach, biali zaczęli stosować szyk rozproszony, prowadząc ogień indywidualny zza osłony drzew, skał i wznoszonych naprędce szańców. W celu uniknięcia zasadzki wysyłali przodem zwiadowców. Ucząc się takiego sposobu walki większy nacisk kładli na rozwój indywidualnej inicjatywy i odwagi niż ścisłej dyscypliny i kierowania się wyłącznie rozkazami dowódców. Przyswoiwszy sobie partyzanckie metody walki Indian koloniści nie gorzej od czerwonoskórych zaczęli stosować zaskakujący atak i działania przeciwko wysuniętym osiedlom nieprzyjaciela. Zgodnie z taktyką „spalonej ziemi" ich celem stało się niszczenie zabudowań i zasiewów, mordowanie ludności cywilnej i niesienie fali terroru na terenach zajętych przez wroga. W walkach z Indianami biali koloniści nauczyli się także wykorzystywać naturalne słabości przeciwnika. Mimo dosko­ nałych umiejętności prowadzenia walki w trudnym terenie amerykańskim Indianie nigdy nie nauczyli się stosować odpowiednich środków bezpieczeństwa i prawie nigdy nie prowadzili działań wojennych zimą, która — jak już wspo­ mniano — była w ich tradycji okresem pokoju i odpoczynku. Ulubioną taktyką lepiej wyposażonych i zorganizowanych kolonistów stały się zimowe ekspedycje do kraju Indian, podczas których starano się atakować indiańskie wioski tuż Przed świtem, kiedy ich mieszkańcy spali w szczelnie zam­ kniętych domach w poczuciu pełnego bezpieczeństwa. W re­ zultacie brutalni napastnicy palili osady zaskoczonych Indian 1 zabijali ich mieszkańców bez różnicy płci i wieku. Do tego

52 rodzaju masakr dochodziło przez cały okres walk z Indianami. Ogniem i mieczem wyniszczano całe wsie wrogich plemion, tratowano pola uprawne, palono zapasy żywności, wypędzając pozostałych przy życiu ludzi lub chwytając ich w niewolę, żeby oddać następnie w ręce indiańskich sojuszników lub handlarzy niewolników. W walkach na pograniczu biali osadnicy często zabezpieczali się przed atakami Indian, budując linie fortów, które tradycyj­ nie wyznaczały zachodnią granicę kolonizacji i przesuwały się wraz z nią. Forty te składały się na ogół z naprędce wzniesio­ nych budowli obronnych z surowych bali (blokhauzów), otoczonych wysoką palisadą z wbitych pionowo w ziemię pni drzew. Fortece owe służyły głównie jako miejsce, w którym okoliczni osadnicy mogli schronić się w razie ataku Indian. Nie posiadającym artylerii Indianom trudno było zdobyć nawet tak prymitywne fortyfikacje. Mogli tego dokonać wyłącznie przez zaskoczenie lub przy użyciu płonących strzał. Rzadko jednak wojownicy decydowali się na frontalny atak. grożący poważnymi stratami za cenę wątpliwego sukcesu. Wbrew powszechnie przyjętym opiniom wodzowie indiańscy nie mieli wystarczającej władzy, aby zmusić swych wojow­ ników do podejmowania działań, które mogły spowodować wysokie straty (wprost przeciwnie, wodzowie wojenni mieli obowiązek oszczędzania życia swych współplemieńców) Plemiona były nieliczne i Indianie tradycyjnie szanowali życie, zwłaszcza mężczyzn, od których zależało powodzenie i bezpieczeństwo całego plemienia. ORGANIZACJA WOJSKOWA I SIŁY ZBROJNE NOWEJ FRANCJI Od początku rywalizacji z Anglią w Ameryce Północnej Francuzi wydawali się być bardziej świadomi potrzeby prowa dzenia polityki obejmującej swym zasięgiem cały kontynent W wyniku opanowania dorzeczy dwóch najważniejszych rzek Ameryki Północnej (Rzeki Św. Wawrzyńca i Missisipi) udał'

53 im się ograniczyć kolonizację Anglików do obszaru wąskiego odcinka wybrzeża atlantyckiego. W 1720 r. istniała już rozległa sieć fortów francuskich ciągnących się od Quebecu, poprzez tereny wokół Wielkich Jezior i wzdłuż całego biegu Missisipi, aż do jej ujścia do Zatoki Meksykańskiej. Posuwanie się Francuzów na zachód spowodowało jednak ich zupełne rozproszenie. Kiedy przyszło później do walnej rozprawy z bardziej skoncentrowanymi i liczniejszymi kolonistami angielskimi, Francuzi przegrali batalię o Kanadę i utracili rozległe tereny w Ameryce Północnej. Mimo ogromnych różnic demograficznych pomiędzy Nową Francją a koloniami angielskimi (u zarania konfliktu francuska ludność Kanady liczyła 12 000, podczas gdy w samej Nowej Anglii mieszkało ponad 100 000 kolonistów brytyjskich, w koń­ cowej fazie natomiast stosunek ten wynosił odpowiednio 80 000 Kanadyjczyków do 1,5 min mieszkańców kolonii angielskich) Francuzi posiadali pewne atuty, które początkowo dawały im przewagę nad Anglikami. Najważniejszym była centralizacja władzy w Nowej Francji, pozostająca w jaskrawym kontraście z rozproszoną administracją i brakiem jedności w koloniach angielskich. Siłę imperium francuskiego stanowiła też doskonała sieć naturalnych dróg wodnych, etniczna i wyznaniowa spoistość francuskiej społeczności oraz dobre stosunki z Indianami, od których Francuzi, szybciej od Anglików, nauczyli się prowadze­ nia walki w amerykańskich lasach. W konflikcie z Anglikami większość plemion indiańskich stanęła po ich stronie. Faktem jest, że dysponując ograniczoną liczbą ludzi Fran­ cuzom ciężko byłoby prowadzić w Ameryce wojnę z Ang­ likami bez pomocy indiańskich sojuszników. To głównie przy ich udziale Kanadyjczycy mogli organizować i przeprowadzać ataki na granice angielskich kolonii i skutecznie odpierać Brytyjczyków przez większą część okresu, w którym toczyła się walka o panowanie nad Ameryką Północną. Był to jednak sojusznik wymagający, kapryśny i dosyć kosztowny. Utrzymanie dobrych stosunków z Indianami

54 wymagało ciągłych pochwał, oznak szacunku i podkreślania ich odwagi. Wojownicy, w zależności od kaprysu, nagle i bez zapowiedzi potrafili porzucać ścieżkę wojenną i odchodzić do domów. Uzależniwszy się od europejskich towarów i dobrze znając swoją wartość domagali się ciągłych dostaw musz­ kietów, prochu, amunicji, stalowych noży i tomahawków, alkoholu i innych pożytecznych przedmiotów produkowanych przez białych. Nie bez przyczyny gen. Montcalm, który zetknął się po raz pierwszy z Indianami w 1756 r., pisał w jednym z listów do żony: „Odkąd tu przybyłem jestem ciągle nachodzony przez deputacje ich starszyzny, która głośno domaga się pochwał i podarków [...]" 6. Jak na ironię najwięk­ sze problemy sprawiali Francuzom ochrzczeni Indianie po­ chodzący z jezuickich misji, którzy już dawno wyzbyli się umiejętności wojowania i całkowicie przejęli zwyczaje białych, przede wszystkim skłonność do alkoholu. Żołnierzy francuskich przybyłych z Europy, nie przy­ zwyczajonych do obecności Indian i ich zwyczajów, szokowa! zwłaszcza wygląd egzotycznych sprzymierzeńców. „Nie spo­ sób rozróżnić strojów, ozdób, tańców i pieśni tych wszystkich plemion — pisał jeden z oficerów Montcalma. — Zwykle chodzą nago, z wyjątkiem przepaski na biodrach. Są pomalo­ wani w różne wzory, które szpecą ich w oczach Europejczyka [...] Głowy mają wygolone, z wyjątkiem kosmyka włosów na czubku, przystrojonego w pióra, paski wampumów i inne ozdoby opadające im na ramiona [...] Niezależnie jednak od tego, jak wyglądają i co osobiście do nich czujemy, tu w lasach Ameryki mają dla nas wartość taką, jaką ma 7 kawaleria na odkrytej przestrzeni" . W walkach na pograniczu Francuzi mogli także liczyć na pomoc doświadczonych i znających puszczę jak mało kto „gońców leśnych", z których wielu ożeniło się z indiańskimi 6 P. K a t c h e r, Armies oflhe American Wars 1753-1815, Hastings Housc Publishers, New York 1975, s. 3. 7 Ibidem, s. 4.

55 Kobietami lub miało w sobie domieszkę indiańskiej krwi. Chociaż niezdyscyplinowani i nieprzydatni w regularnej walce jeszcze bardziej niż Indianie, byli niezastąpieni w działaniach zwiadowczych i partyzanckich. Składające się z nich grupy wypadowe dokonywały niszczycielskich rajdów w głąb kolonii angielskich, siejąc nie mniejszy postrach w sercach Anglików niż napady Indian, i lokalnie wiązały dużo liczniejsze siły brytyjskie. Wprawdzie wojownicy indiańscy i leśni traperzy byli zawsze obecni w imperialnym konflikcie Francji z Anglią w Ameryce, nie stanowili jednak nigdy czynnika decydującego. Kanady broniła własna milicja, której oddziały zaczęto tworzyć już w latach siedemdziesiątych XVII w. z rozkazu Ludwika XIV, oraz wojska kolonialne formowane od czasów kardynała Richelieu specjalnie do służby w koloniach francuskich. Okresowo siły te były zasilane przez kontyngenty wojsk regularnych z Francji. Pierwsze formacje milicji zostały zorganizowane w Kana­ dzie w 1672 r. przez gubernatora Frontenaca. Zgodnie z przy­ jętą zasadą każda parafia, odpowiednio do liczby mieszkańców, wystawiała kompanię milicji, zachowując lokalną równowagę pomiędzy żołnierzami a cywilami potrzebnymi do pracy na roli i w rzemiośle. Służbie w milicji podlegał każdy mężczyzna w wieku od 15 do 60 lat, oficjalnie jednak stosowano system zwolnień obejmujący przedstawicieli niektórych zawodów, w tym urzędników królewskich, duchownych i sędziów. Teoretycznie w czasie wojny siedmioletniej liczebność milicji kanadyjskiej wynosiła 15 000 ludzi, w praktyce liczba ta była dużo mniejsza. Na przykład w 1758 r. w walkach brało udział zaledwie 1100 milicjantów, dalsze 4000 wykorzystywano do transportu i zaopatrzenia walczących wojsk. Milicjanci kanadyjscy nie otrzymywali żołdu, byli jednak Wyposażani w broń i ekwipunek z magazynów rządowych. Za to po demobilizacji mieli prawo do zakupienia muszkietu po symbolicznej cenie, co było istotnym czynnikiem przyciąga-

56 jącym ludzi do służby wojskowej. Nie mieli jednolitego umundurowania. Nosili własne ubrania będące mieszaniną francuskich ubiorów cywilnych, skórzanych koszul myśliw­ skich i strojów indiańskich. Dopiero w 1759 r. kompanie kanadyjskiej milicji zorganizowano w trzy korpusy regionalne, których członkowie różnili się od siebie kolorem specjalnie wprowadzonych przy tej okazji nakryć głowy (rodzaj dzianej szlafmycy). Milicjanci z Quebecu nosili czerwone, z Trois-Rivieres białe, a z Montrealu niebieskie czapki, które do końca pozostały jedynym elementem ich oficjalnego umun­ durowania. Milicja kanadyjska nie przedstawiała większej wartości bojowej w czasie regularnych bitew, wykazując brak do­ statecznej dyscypliny i wrażliwość na zorganizowany ogień wojsk brytyjskich (zazwyczaj uciekała po pierwszej salwie Anglików). Cechowało ją jednak wiele zalet w wojnie podjaz­ dowej, działaniach zwiadowczych oraz terrorystycznych raj­ dach na pograniczu. Jest oczywiste, że zbieranina złożona z Indian, chłopów oderwanych od uprawy roli i półdzikich „gońców leśnych" nie mogła bronić Nowej Francji przed regularnym wojskiem w prawdziwej wojnie. Rozumiał to już kardynał Richelieu. który, tworząc w 1626 r. Towarzystwo Stu Wspólników, polecił sformowanie kilku regimentów do służby na okrętach kompanii i obrony jej interesów w Kanadzie. Dopiero jednak w 1680 r., kiedy to zarząd kolonii przeszedł w ręce Depar tamentu Spraw Morskich, zorganizowano pierwszą stała formację do obrony francuskich posiadłości w Ameryce. Były to tzw. Samodzielne Kompanie Piechoty Morskiej (Les Com pagnies Franehes de la Marinę), wchodzące co prawd: w skład sił marynarki wojennej i dowodzone początków przez oficerów marynarki, ale nie mające oficjalnie statusu wojsk regularnych. Jednostki piechoty morskiej (marines) organizowano w od działy nie większe od kompanii. W skład kompanii wchodził

57 kapitan, porucznik, chorąży, dwóch sierżantów, czterech kaprali, dobosz oraz od 35 do 80 szeregowych. Samodzielne kompanie marines, wbrew swojej nazwie, były w praktyce zwykłą piechotą, która prawie nigdy nie pełniła służby na okrętach wojennych. Początkowo ich żołnierze byli wyłącznie Francuzami, których po zakończeniu służby nakłaniano do osiedlania się w koloniach. W czasie wojny, wobec trudności z rekrutacją i uzupełnianiem stanów, przyjmowano do nich ochotników spośród ludności miejscowej. Za to oficerowie z czasem zaczęli się wywodzić w całości spośród lokalnej szlachty (noblesse), kształconej od 1730 r. w ramach kolonial­ nego korpusu kadetów (cadets a Veąuillette) w specjalnych szkołach wojskowych przygotowujących kadry dowódcze dla samodzielnych kompanii marines w Ameryce. Aż do 1763 r. obrona francuskich kolonii w Ameryce spoczywała głównie w rękach samodzielnych kompanii pie­ choty morskiej. W roku 1755 w służbie było 150 kompanii marines, w tym 30 w Kanadzie (w 1757 r. ich liczbę powiększono do 40), 36 w Luizjanie i 24 w Louisbourgu. Pozostałe stacjonowały w Gujanie i na francuskich wyspach w basenie Morza Karaibskiego. Obok samodzielnych kompanii piechoty morskiej do służby w koloniach amerykańskich powołano także artyleryjskie kompanie kanonierów-bombardierów (Les Compagnies des Cannoniers-Bombardiers). Pierwsza z nich w 1738 r. weszła w skład garnizonu Louisbourga. W 1750 r. utworzono 50osobową kompanię kolonialnej artylerii w Quebecu, a w 1759 r. kolejną w Luizjanie. Po zakończeniu wojny siedmioletniej resztki kolonialnych kanonierów-bombardierów włączono do korpusu regularnej artylerii królewskiej. W miarę jak narastała groźba poważnego konfliktu zbroj­ nego z Anglią, a Brytyjczycy zaczęli wzmacniać swoje siły w koloniach amerykańskich pułkami wojsk regularnych, zaszła konieczność wysłania tam także regularnych oddziałów francuskich.

58 Przed 1745 r. niewielki garnizon wojsk regularnych złożony z najemnych Szwajcarów z regimentu Kerrer (560 ludzi) stacjonował tylko w twierdzy Louisbourg na wyspie Cape Breton u wejścia do Zatoki Św. Wawrzyńca. Dopiero w 1755 r. Ludwik XV wysłał do Kanady sześć regularnych batalionów piechoty 8 z regimentów: La Reine, Artois, Guyenne, Languedoc, Bearn i Bourgogne pod dowództwem niemieckiego najemnika w służbie francuskiej, gen. barona Ludwiga Dies­ kaua. Rok później siły te zostały wzmocnione przez dwa bataliony z regimentów La Sarre i Royal Roussillon, przybyłe do Kanady wraz z następcą Dieskaua, gen. Louisem de Montcalmem. W składzie jego wojsk znalazła się też niewielka grupa królewskich artylerzystów i inżynierów oraz 200 kawalerzystów. W sumie wojska regularne, jakimi dysponował gen. Montcalm w decydującej batalii o Kanadę, liczyły ok. 4000 żołnierzy (trzy dalsze bataliony regularne z regimentów: Artois, Bourgogne i Cambis oraz oddział 20 regularnych artylerzystów weszły w skład garnizonu Louisbourga i dostały się do niewoli brytyjskiej po upadku twierdzy w 1758 roku). Przeciętny francuski batalion piechoty liczył ok. 500 ofice­ 1 rów i żołnierzy '. Składał się z 10 kompanii, w tym jednej kompanii grenadierów, jednej kompanii lekkiej piechoty i ośmiu kompanii piechoty liniowej (fizylierów). Dowódcą batalionu był podpułkownik, mający do pomocy adiutanta (w armii francuskiej nie było wówczas stopnia majora). W skład kompanii dowodzonej przez kapitana wchodził: porucznik, chorąży, dwóch lub trzech kadetów, dwóch sier­ żantów, dwóch kaprali, dobosz i 45 szeregowych. Kompania dzieliła się na dwa plutony. * W lym czasie typowy francuski regiment piechoty składał się z dwóch batalionów. ' W czasie podróży do Kanady w 1755 r. jeden z francuskich statków wiozący cztery kompanie z. regimentów Languedoc i La Reine wpadł w ręce Brytyjczyków. Oba bataliony z tych regimentów do czasu ich uzupełnienia w końcu 1757 r. miały stany niższe od pozostałych.

59 Do kompanii grenadierów specjalnie dobierano najwyższych i najsilniejszych żołnierzy. W okresie wojny siedmioletniej grenadierzy nie byli już przystosowani do rzucania granatów i w zasadzie pełnili tę samą funkcję co piechota liniowa. Nadal jednak byli uważani za elitę armii. W szyku stawali na zaszczytnym prawym skrzydle, podczas parad i przemarszów prowadzili kolumny batalionowe, a w razie potrzeby for­ mowano z nich warty i posterunki honorowe. W Kanadzie po raz pierwszy zaczęto ich wyróżniać wspaniałymi czapkami z niedźwiedziego futra (bermycami), które od 1763 r. stały się oficjalnym nakryciem głowy francuskich grenadierów. Lekka piechota pojawiła się we Francji w okresie wojny o sukcesję austriacką, początkowo jako formacja nieregularna. Szkolono ją specjalnie do przeprowadzania zwiadu, zasadzek oraz prowadzenia celnego ognia w szyku luźnym i zza osłony. Od początku XVIII w., kiedy to wyszła z użycia kombinacja rusznicy i piki, uniwersalną bronią w armiach europejskich stał się muszkiet skałkowy (flinta) z bagnetem. Był on droższy, ale bardziej niezawodny, odporny na warunki pogodo­ we i lżejszy. Pierwszy ujednolicony model muszkietu (fusil ordinaire) pojawił się we Francji w 1717 roku. Miał on lufę długości 115 cm i był wyposażony w bagnet mierzący ok. 40 cm, nasadzany na koniec lufy za pomocą tulejki. Ważył 5,4 kg, miał kaliber 17,25 mm i strzelał ołowianymi kulami o ciężarze 18 gramów. W latach późniejszych byl wielokrotnie modyfikowany (w 1728, 1746, 1754 i 1763 r.), zasadniczo pozostał jednak nie zmieniony. Każdy żołnierz oprócz musz­ kietu miał do dyspozycji róg z prochem i ładownicę zawiera­ jącą przeciętnie 24 ładunki. Francuski muszkiet był bronią dobrą, prawdopodobnie najlepszą, jaką produkowano w owym czasie w Europie. Podobnie jak wszystkie strzelby skałkowe byl jednak ciężki, nieporęczny i skomplikowany w obsłudze. Regularny żołnierz, szkolony do walki ogniowej w szyku linearnym, wykonywał czynności związane z jego obsługą ściśle na komendę. Zgodnie

60 z regulaminem piechoty francuskiej z 1755 r., żeby oddać strzał, trzeba było wykonać co najmniej trzynaście różnych czynności. Mimo to dobrze wyszkolony piechur mógł wy­ strzelić w krótkim czasie trzy kule na minutę. Była to zatem jak na owe czasy broń szybkostrzelna, ale o niewielkim zasięgu i małej celności. Skuteczność muszkietu polegała więc przede wszystkim na ogniu salwowym, i to prowadzonym na niewielką odległość (do 180 metrów). Podczas regularnej bitwy bataliony piechoty ustawiano plutonami w trzy szeregi, zwarte (każdy żołnierz w odstępie jednego metra od drugiego) i wyszkolone do prowadzenia ognia masowego na zmianę. Pierwszy szereg klękał, trzeci zaś stawał w przerwach pomiędzy żołnierzami drugiego szeregu. Strzelano salwami, całymi szeregami lub plutonami tak, aby część batalionu była zawsze gotowa do oddania strzału. W warunkach amerykańskich, gdzie mierzono do siebie z ukrycia lub zza osłony, żołnierze ładowali, celowali i strzelali indywidualnie, zależnie od swojej woli. Szybko też zrezyg­ nowali z użycia bagnetu, który tylko przeszkadzał w marszu i podczas walki w lesie. Milicjanci i marines zamiast bagnetu woleli używać noży i tomahawków, świetnie nadających się do pracy na biwaku i walki wręcz. Do podstawowego uzbrojenia piechura francuskiego na­ leżała także prosta szpada z mosiężną rękojeścią (grenadierzy dla odmiany nosili ciężkie, zakrzywione szable). Poniewa/ jednak żołnierze w koloniach często skarżyli się na jej nieprzydatność, w Kanadzie na ogół nie była używana, podobnie jak bardzo niepopularne podoficerskie halabard} i oficerskie szpontony. Ostatecznie biała broń boczna została wycofana z uzbrojenia piechoty francuskiej w 1764 r.. z wyjątkiem oficerów, podoficerów, grenadierów i muzyków Wcześniej, bo w 1758 r., zarzucono halabardy i szpontony. a podoficerom i oficerom wszystkich stopni zezwolono na noszenie muszkietów (pierwotnie mogli się nimi po­ sługiwać tylko porucznicy i chorążowie).

^

61 Teoretycznie uzbrojenie francuskich wojsk regularnych i kolonialnych nie różniło się. W praktyce jednak kompanie marines używały starszych typów broni, z reguły wycofanej z użycia we Francji lub gorszej jakości (podstawowym uzbrojeniem był muszkiet marynarski będący modyfikacją modelu z 1728 roku). Dotyczyło to także kolonialnych kanonierów-bombardierów, którzy w polu obsługiwali z reguły lekkie działa starszych typów (ciężkie działa były nieprzydatne w puszczy i znajdowały się niemal wyłącznie na wyposażeniu fortów i twierdz). Oddając prawdziwy stan rzeczy, jeden z oficerów francuskich zanotował w 1755 r.: „Do tego kraju wysyła się tylko broń wycofaną ze wszystkich arsenałów królewskich. To samo dotyczy artylerii, niemal wszystkie działa są uszkodzone przez rdzę" l 0 . Prowadzenie przez Francuzów wojny w Ameryce zależało od regularnego systemu dostaw i uzupełnień z metropolii. >Vobec dominacji floty brytyjskiej na morzu i braku większego zainteresowania dworu francuskiego frontem kanadyjskim wojska francuskie stale cierpiały na braki w zaopatrzeniu i niedostatek żołnierzy. Pewien angielski oficer, trzymany jako jeniec wojenny w Quebecu w 1757 r., poczynił na­ stępujące spostrzeżenia na temat liczebności armii Montcalma: „Oceniam, że oprócz milicji [...] mają osiem batalionów gularnych, które — jak myślę — nie mają więcej niż połowę stanów osobowych. Oprócz tego trzydzieści sześć kompanii marines, które powinny liczyć 70 ludzi, ale są niekompletne [...] Z rozmów zasłyszanych wśród pospólstwa wnioskuję, że na wiosnę spodziewają się mieć dziesięć tysięcy udzi pod bronią, ale oficerowie nie liczą na więcej niż cztery lub pięć batalionów gotowych do walki" ". Charakter większości walk francusko-angielskich na po­ graniczu amerykańskim nie odbiegał zbytnio od tego, jaki miały wojny z Indianami. Francuzi w rzeczywistości nie byli "' K a t e l i e r , op. cii, s. 13. " Ibidem, s. 17.

62 przygotowani do prowadzenia większej wojny w Ameryce. Niewielka liczba wojsk regularnych w garnizonach Nowej Francji nie pozwalała na prowadzenie działań wojennych na szerszą skalę. W tej sytuacji woleli polegać na swych indiańskich sojusznikach, których obficie zaopatrywali w broń palną. Wykorzystując ruchliwość, wojowniczą naturę i lepszą znajomość terenu zaprzyjaźnionych Indian nakłaniali ich do niszczycielskich rajdów przeciwko pojedynczym farmom i nadgranicznym osiedlom angielskim. W strategicznycli miejscach wznosili silne forty obsadzane przez niewielkie garnizony wojsk regularnych. Część załóg wysyłano zwykle w celu wspierania operacji wojskowych prowadzonych przez milicję i wojowników indiańskich. Działaniami tymi dowodzili młodsi oficerowie, często poprzebierani za Indian, którzy nabywali w ten sposób doświadczenia bojowego i zaznajamiali się z taktyką walki partyzanckiej. Paniczny strach, jaki budziły zaskakujące napady kanadyj­ skich Indian i półdzikich traperów, bezlitosne zabijanie wrogów, gwałty (najczęściej popełniane przez białych, Indianie bowiem wierzyli, że osłabia to ich siły i waleczność), okaleczanie i dość powszechne stosowanie tortur (oficerowie francuscy z reguły nie powstrzymywali Indian przed brutalnym traktowaniem Anglików), towarzyszyły angielskim kolonistom przez cały czas trwania konfliktu. „Prowadzą wojnę z nie­ słychanym okrucieństwem, nie oszczędzając ani mężczyzn, ani kobiet i dzieci" — przyznawał Montcalm po zapoznaniu się ze sposobem walki swoich sprzymierzeńców. Używając takich metod Francuzi odnosili wiele lokalnych sukcesów i przez długie lata utrzymywali pogranicze angiels­ kich kolonii w stanie ciągłego zagrożenia. Ostatecznie jednak przewaga liczebna Brytyjczyków, potęga przemysłowa i finan­ sowa Wielkiej Brytanii, której Francja nie mogła dotrzymać kroku, a także dominacja angielskiej marynarki na morzu, okazały się decydujące w wojnie oddalonej o 5000 km od domu. W sytuacji, gdy polityka zagraniczna Ludwika XV

prowadzona była pod wpływem jego faworyty, markizy Pompadour, której głównym celem była walka z królem Prus, Fryderykiem II, odległe kolonie pozostawiono głównie ich własnemu losowi. Jakby nie dość tego, sprawa zaopatrzenia kolonii znalazła się w rękach oszustów i nieuczciwych dostawców, często popieranych przez skorumpowanych urzęd­ ników królewskich. System francuskich rządów był zły, a ludzie, którzy go tworzyli, nieudolni i często nieuczciwi. I chociaż gen. Montcalm okazał się znakomitym dowódcą, odważnym i przewidu­ jącym, a jego żołnierze walczyli dzielnie i skutecznie, mogli jedynie odwlec ostateczną klęskę najwyżej o kilka lat. ARMIA BRYTYJSKA W KOLONIACH AMERYKAŃSKICH

Anglia początkowo niezbyt się troszczyła o swoje amerykań­ skie kolonie, nie budowała w nich fortów i w okresie pokoju nie utrzymywała stałych garnizonów wojskowych l2 . Koloniza­ cję prowadziły w zasadzie kompanie handlowe, przedsiębiorcy prywatni lub grupy uchodźców poszukujących w Ameryce swobód religijnych i politycznych. Odmienne pochodzenie i początki kolonii sprawiały, że rozwijały się one w sposób spontaniczny i różnorodny, bez oglądania się na sąsiadów. Większość kolonii stała się wkrótce prowincjami królewskimi i przeszła pod władzę króla. Były one zależne od Korony angielskiej, ale nie jako całość, brak było bowiem pomiędzy nimi więzi instytucjonalnej. Każda z trzynastu kolonii stanowiła autonomiczne pań­ stewko o dużym stopniu samorządności, kierujące się głównie własnymi interesami. Na czele kolonii stał rząd, będący w zasadzie wierną kopią rządu brytyjskiego. Najwyższą władzę w kolonii sprawował gubernator koronny. Miał on duże uprawnienia w zakresie administracji i nadzoru nad Wyjątkiem byl Nowy Jork, gdzie od końca XVII w. stacjonował garnizon złożony z czterech reeularnych kompanii piechoty.

64 wykonywaniem prawa, był także naczelnym dowódcą woj­ skowym na swoim terytorium. Gubernator rządził przy pomo­ cy Zgromadzenia Ogólnego (General Assembly), czyli kolo­ nialnej legislatury, wzorowanej na parlamencie angielskim. Głównym zadaniem zgromadzenia było uchwalanie podatków i uchwalanie ustaw. W jego skład wchodzili nominowani przez gubernatora przedstawiciele lokalnej arystokracji ziem­ skiej (izba wyższa) oraz reprezentanci wybierani przez ogól wolnych obywateli (izba niższa). Kolonie nie miały własnej siły zbrojnej. W tej sytuacji system obrony kolonii został oparty na powszechnym obowiąz­ ku służby wojskowej w formacjach milicyjnych (trainbands), silnie zakorzenionym w militarnej tradycji Anglii. Odpowiadało to staroangielskiej zasadzie, że wszyscy ludzie wolni biorą udział w funkcji rządzenia i w pospolitym ruszeniu. Pierwsi koloniści angielscy w Ameryce Północnej byli zaskoczeni gościnnością tamtejszych Indian, której często zawdzięczali przetrwanie w najtrudniejszym okresie po przy­ byciu do Nowego Świata. Pozostawało to w niezgodzie z ówczesnymi wyobrażeniami o mieszkańcach Ameryki, będącymi dla Anglików ucieleśnieniem zła i dzikości, a więc ludźmi pozbawionymi praw, religii, żyjącymi bez stałych osiedli, niczym zwierzęta, których należało traktować twarda ręką i w razie potrzeby bezwzględnie eliminować. Zakładana z góry wyższość Anglików nad Indianami, która przewidywała podporządkowanie miejscowych plemion i pod­ bój opornych, szybko doprowadziła do napięcia w stosunkach z ludnością tubylczą. Jego wynikiem było rozpoczęcie cyklu wojen z Indianami, zapoczątkowanego masakrą 347 kolonistów z Jamestown w Wirginii. Dokonali jej wojownicy z plemienia Powhatan, oburzeni przypadkami podstępnego zabijania Indian „dla przykładu i odstraszania" oraz arogancją Anglików i ich ekspansją na ziemie plemienia. Wszystkie późniejsze akcje osiedleńcze Anglików odbywały się w przeświadczeniu, że pierwszą koniecznością powstających kolonii jest organizacja

'/• }

Bitwa z Irokezami nad Jeziorem Champlain w 1609

„Długi Dom" Irokezów

Wojownik indiański skalpujący pokonanego wroga

Żołnierze francuscy w Nowej Francji w końcu XVII w.

La Salle z wizytą u Indian

Markiz de Vaudreuil

Sir William Johnson

Żołnierze francuscy z pierwszej połowy XVIII w.

L-/"--ir - :"'-i' ^~*?N-''iJ?T?5j w -*

Kanadyjski „goniec leśny"

Milicjant kanadyjski z okresu wojny siedmioletniej

I

Żołnierz francuskich wojsk kolonialnych w stroju zimowym

Francuski oficer z regimentu de Languedoc

65 wojskowa. Strach przed Indianami sprawił, że wielu wczesnych przywódców w koloniach, jak John Smith, Thomas Dale czy Miles Standish, było zawodowymi wojskowymi. Dowodzeni przez nich osadnicy wprowadzili pojęcie dyscypliny wojskowej od wczesnych lat istnienia kolonii. Wszystkie kolonie angielskie powstałe w XVII i XVIII w. zorganizowały kolejno własne systemy służby milicyjnej wzorowane na doświadczeniach wyniesionych z Anglii (wyjąt­ kiem była Pensylwania, założona i przez długi czas zdomino­ wana przez pokojowo nastawioną sektę kwakrów). Pierwsza uczyniła to Wirginia, stając się w 1624 r. kolonią królewską, przerażona rozmiarami masakry dokonanej dwa lata wcześniej przez Indian Powhatan. W Massachusetts szkolenie milicji rozpoczęto w 1631 r., purytanie z Plymouth zaś zorganizowali własny system obronny kolonii jeszcze przed uchwaleniem w 1634 r. pierwszej ustawy o milicji. W 1635 r. we wszystkich koloniach Nowej Anglii wprowadzono powszechne ćwiczenia wojskowe. Służba w milicji była obowiązkiem każdego wolnego obywatela. Podlegali jej wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni w wieku od 16 do 60 lat. Mimo że system zakładał powszechną służbę, także i tu, podobnie jak w Nowej Francji, stosowano liczne zwolnienia. Jednostki milicji organizowano zazwyczaj w kompanie piechoty dowodzone przez kapitana. Oprócz niego w skład kompanii wchodził porucznik, chorąży, kilku podoficerów oraz bliżej nieokreślona liczba szeregowych, rekrutujących się spośród lokalnych farmerów, rzemieślników, drobnych kupców i robotników rolnych ' 3 . W koloniach północnych, gdzie istniały bardziej rozwinięte procedury demokratyczne, milicjanci sami wybierali swoich oficerów (często kryterium wyboru stanowiły nie tyle faktyczne umiejętności dowódcze, ile popularność kandydata i jego status materialny). Na południu, gdzie milicja W koloniach angielskich istniała zasada, że ani Indianie, ani Murzyni służyli w milicji, nie mieli bowiem statusu wolnych obywateli. ~" Quebec 175')

66 była wyrazem bardziej hierarchicznego charakteru społeczeń­ stwa, oficerami byli przedstawiciele arystokracji, mianowani przez gubernatora. W miarę rozrastania się kolonii i powiększania liczby mieszkańców pojawiła się także organizacja pułkowa, wy­ stępująca najczęściej na szczeblu kolonii lub jej poszczegól­ nych okręgów (hrabstw). Bardzo rzadko zdarzało się jednak, aby wykorzystywano ją w działaniach wojennych. Najczęściej widoczna była podczas sporadycznych ćwiczeń lub prze­ glądów, pełniła także ważną funkcję społeczną, dając okazję do spotkań towarzyskich umacniających więź społeczną miesz­ kańców kolonii. Generałowie milicji i dowódcy pułków pochodzili z nominacji gubernatora lub byli wybierani przez zgromadzenie. W niektórych koloniach oprócz piechoty istniały oddziały kawalerii (zwłaszcza na południu, gdzie był większy odsetek ludności pochodzenia szlacheckiego, tradycyjnie nawy­ kłej dojazdy konnej) i artylerii. Z założenia każdy wolny obywatel kolonii dysponował własną bronią, amunicją, wyposażeniem i żywnością na wypadek krótkotrwałych działań wojennych. Miał obowiązek uczestniczyć w ćwiczeniach wojskowych przez określoną liczbę dni w roku i pozostawać w stałej gotowości na wypadek ataku Indian lub w razie innej konieczności. Ćwiczenia odbywały się co tydzień lub co miesiąc, w zależności od przyjętej praktyki lub stopnia zagrożenia kolonii. Ich celem było prowadzenie podstawowego szkolenia wojskowego, prze­ gląd broni i wyposażenia oraz sprawdzanie gotowości bojowej milicjantów. W XVIII w. podstawową bronią kolonialnej milicji by i muszkiet skałkowy typu wojskowego, z tą jednak różnicą, że prawie nigdy nie był wyposażony w bagnet. Zamiast niego milicjanci uzbrajali się w noże, kordelasy i tomahawki Członkowie milicji mieli obowiązek utrzymywania broni w należytym porządku i posiadania niezbędnego zapasu prochu i amunicji. Ci, którzy byli za biedni, żeby zakupić broń n

6 7

własny rachunek, otrzymywali ją z arsenałów kolonii. Władze lokalne utrzymywały także zmagazynowane zapasy rezer­ wowych muszkietów, prochu, amunicji i lekkich dział. Uży­ wanie ciężkich dział w warunkach amerykańskich było mało praktyczne z powodu braku dróg i odpowiedniej przestrzeni do prowadzenia ognia. Jako organizacja cywilnych obywateli nie będących zawo­ dowymi żołnierzami milicja była słabo zdyscyplinowana, a jej wartość bojowa różna. W miarę zmniejszania się zagrożenia ze strony Indian w niektórych koloniach lub w ich częściach zdolność bojowa milicji słabła. Szkolenie wojskowe ograni­ czono do jednego dnia w miesiącu lub nawet jednego dnia w roku. Lokalna mobilizacja przestała służyć celom wojs­ kowym, przekształcając się często w okazję do zabawy, podczas której ucztowano i organizowano huczne parady z udziałem wszystkich mieszkańców. Tylko na granicach kolonii, gdzie napady wroga stanowiły wciąż realne zagrożenie, milicja zachowała swą początkową wartość i gotowość do podjęcia natychmiastowej akcji. Milicja do końca pozostała organizacją cywilną o charak­ terze lokalnym. Jej głównodowodzącym był gubernator, a de­ cyzje w sprawie organizacji, zaopatrzenia i użycia były każdorazowo podejmowane przez zgromadzenie. Nie należy też zapominać, że każda z kolonii angielskich w Ameryce Północnej dysponowała oddzielną formacją milicyjną, zor­ ganizowaną i funkcjonującą według odrębnych zasad i sys­ temów prawnych. Rząd każdej kolonii koncentrował się na obronie swojego terytorium i rzadko bywał zainteresowany współdziałaniem z sąsiadami. Jeśli już dochodziło do wspól­ nych operacji, były to niemal wyłącznie krótkie ekspedycje wojenne do kraju wrogich Indian, organizowane przez dwie lub trzy zainteresowane taką akcją kolonie. Zasadą było jednak, że oddziały milicji walczyły tylko na swoim terenie. Wynikało to z faktu, że milicjanci i ich bezpośredni dowódcy byli ściśle związani z lokalną społecznością, a ich pierwszym

68 obowiązkiem było ochraniać siebie i swoich najbliższych sąsiadów. W tej sytuacji wykazywali niewielki entuzjazm do prowadzenia walki z dala od miejsca zamieszkania. System organizacji amerykańskiego pospolitego mszenia sprawiał, że w razie zagrożenia lokalne kompanie milicji mogły być szybko zmobilizowane do obrony poszczególnych części kolonii. Najczęściej jednak milicja stanowiła tylko bazę szkoleniową i rekrutacyjną dla żołnierzy, którzy wcho­ dzili w skład wydzielonych sił ekspedycyjnych prowadzących aktywne działania wojenne. Organizowano wówczas oddziały składające się z ochotników o różnym poziomie profe­ sjonalizmu, pochodzących z różnych jednostek lokalnych. Po zakończeniu wyprawy ci, którzy wyszli z niej cało. wracali do swoich miejsc zamieszkania bogatsi o nowe doświadczenia wojenne, uzyskując szansę awansu w sze­ regach lokalnej milicji. W przeciwieństwie do formacji milicyjnych oddziały ochotnicze były organizowane od góry do dołu. Najpierw gubernator kolonii lub zgromadzenie wybierało dowódców a ci dopiero rekrutowali żołnierzy gotowych podjąć służhc pod ich rozkazami. Dowództwo powierzano zazwyczaj lu­ dziom znanym i popularnym, którzy — nawet jeśli nie mieli dostatecznego doświadczenia wojskowego — potrafili przyciągnąć wystarczającą liczbę rekrutów. Siły ochotnicze otrzymywały żołd i wyposażenie ze środków pozostających w dyspozycji władz kolonii. Chociaż służba w oddziałach ochotniczych miała w zasadzie charakter dobrowolny, w razie potrzeby lokalni dowódc\ mieli prawo powołać do niej określony kontyngent ludzi wra/ z wyposażeniem (służba poza granicami kolonii wymagała ich zgody). Zasadą było, że żołnierze formacji ochotniczych mieh obowiązek służyć przez określoną liczbę dni, nąjczęściei przez okres trwania kampanii (wyprawy przeciwko Indianon trwały nie dłużej niż 3 do 6 miesięcy, a w czasie wojen kolonialnych okres ten wynosił z reguły jeden rok).

69 Tendencje separatystyczne w koloniach angielskich spowo­ dowały, że nawet podczas wojen kolonialnych nigdy nie doszło do zjednoczenia wysiłków militarnych poszczególnych kolonii i zorganizowania wspólnego frontu przeciwko Fran­ cuzom. Rząd brytyjski próbował czasami ingerować w politykę wewnętrzną kolonii, wyznaczając kontyngenty milicji, rodzaj i wielkość zapasów zaopatrzenia oraz kwoty pieniędzy na cele wojskowe. Zalecenia te były jednak często ignorowane. Nic dziwnego, że kiedy doszło do decydującej wojny z Francuzami główny ciężar prowadzenia walki spadł na Brytyjczyków. Rząd Wielkiej Brytanii zmuszony był wysyłać do Ameryki coraz więcej oddziałów regularnych. Tylko w latach 1757-1758 przybyło tam ponad 23 000 żołnierzy oraz flota licząca 14 000 marynarzy. Brytyjscy dowódcy, zanim poznali wartość bojową kolonistów w wojnie podjazdowej, odnosili się do nich z lekceważeniem i pogardą. Nawet najlepsze jednostki amerykańskie traktowano z charakterystyczną dla Anglików wyniosłością i ignorancją. Zawodowi oficerowie brytyjscy nie traktowali poważnie wojska, któremu — w ich mniemaniu — brakowało wszystkiego, co jest potrzebne nowoczesnej armii: ludzi, dyscypliny, dobrze wyszko­ lonych dowódców i umiejętności prowadzenia regularnej wojny. W XVIII w. liczebność stałej armii lądowej w Wielkiej Brytanii stawiała ją w rzędzie krajów drugorzędnych (w 1750 r. armia angielska na etacie pokojowym liczyła 17 000 ludzi). Anglia mogła jednak w razie wojny wystawić liczne armie zaciężne (70 000-100 000 ludzi), w których służyło wielu najemnych Irlandczyków, Szkotów i Niemców. Oddziały regularne stacjonowały głównie poza granicami kraju. Do obrony wyspy przeznaczona była milicja hrabstw. Armia nigdy nie cieszyła się w Anglii wielkim szacunkiem i Jej szeregi wypełniało głównie pospólstwo. Przy marnym żołdzie, surowej dyscyplinie i ciężkich warunkach służby rekrutacja do armii napotykała trudności i odbywała się głównie Poprzez przymusowe wcielanie oraz nabór włóczęgów i drób-

70 niejszych skazańców. Za to koipus oficerski wywodził się w całości z arystokracji. Z reguły młodszy syn szlachecki nabywał patent oficerski i wiązał swoją dalszą karierę z woj­ skiem (zwykle zaczynał od stopnia chorążego i awansował kupując coraz to wyższe stopnie w miarę powstawania wakatów). Najbogatsi oficerowie organizowali swoje własne regimenty, stając od razu na szczycie hierarchii wojskowej. W rezultacie poziom kompetencji dowódców był często bardzo niski, chociaż w decydujących momentach trafiały się wybitne indywidualności. Podstawową jednostką armii brytyjskiej był dowodzony przez pułkownika regiment, liczący teoretycznie ok. 850 ludzi. Początkowo regimenty oznaczano nazwiskami ich dowódców (często tylko tytularnych). Od 1751 r. zaczęto je numerować, chociaż nadal utrzymywał się zwyczaj określania ich nazwiskami oficerów, którzy nimi dowodzili. Zwykły regiment liniowy składał się zasadniczo z dwóch batalionów, większość regimentów miała jednak tylko jeden batalion, którym dowodził podpułkownik lub nawet major Dopiero w 1756 r. brytyjskie ministerstwo wojny (War Office) postanowiło sformować drugie bataliony w tych regimentach, które ich nie miały (już jednak w 1758 r. zostały one wydzielone, a na ich bazie utworzono nowe regimenty). Podniosło to stan liczebny armii o dodatkowe 15 000 ludzi. Typowy brytyjski regiment piechoty z okresu wojny sied­ mioletniej w Ameryce liczył 500-700 ludzi. Na przykład 15 regiment gen. Amhersta (I5th Regt. of Foot Amherst's) składał się z podpułkownika, majora, 4 kapitanów, 16 poruczników 8 chorążych, 33 sierżantów, 14 doboszy, 2 flecistów i 455 szeregowych, razem 538 ludzi (stan z 1760 roku). Podczas wyprawy Wolfe'a na Quebec najsłabszy regiment liczył 594 ludzi, najsilniejszy (dwubatalionowy) 1269. W skład regimentu wchodziło 12 kompanii liczących przeciętnie od 45 do 70 żołnierzy dowodzonych nominalnie przez kapitana, który miał do pomocy porucznika i chorążego

(w kompaniach grenadierskich dwóch poruczników). Jedną kompanię stanowili zwykle grenadierzy, pozostałe zwykła piechota liniowa. Każda kompania dzieliła się na dwa plutony. Od 1755 r. w regimentach stacjonujących w Ameryce zaczęto tworzyć kompanie lekkiej piechoty przeznaczone do szybkich przemarszów w zalesionych terenach amerykańskich (oficjalnie włączono je do każdego batalionu liniowego dopiero w 1770 roku). Podczas oblężenia Quebecu lekką pieciiotę zorganizo­ wano w osobny „korpus piechoty lekkiej*' dowodzony przez ppłk. Williama Howe'a. Wszyscy żołnierze brytyjscy od czasów Cromwella nosili ciężkie, sukienne mundury w kolorze czerwonym. Z powodu niskich stanów osobowych, a co za tym idzie z braku wystarczającej liczby ludzi do rozwinięcia pełnego frontu, w piechocie brytyjskiej stary potrójny szyk liniowy zaczęto zastępować nowym szykiem złożonym z dwóch szeregów. Z tego powodu uszykowanie piechoty brytyjskiej w tym okresie zwykło się określać mianem „cienkiej czerwonej linii". Artyleria i kawaleria były zorganizowane w oddzielne formacje, nie odegrały one jednak większej roli w amerykań­ skich wojnach imperialnych. Artyleria angielska była trak­ towana jako broń pomocnicza piechoty. Od 1741 r. or­ ganizowano ją w kompanie, czasami, zwłaszcza podczas działań oblężniczych, formowano w brygady złożone z kilku baterii. Zwykle działa polowe umieszczano przed linią piechoty lub w przerwach pomiędzy batalionami, gdyż wykorzystywano je przede wszystkim do prowadzenia ognia bezpośredniego. W warunkach amerykańskich dział używano głównie podczas ekspedycji lądowo-morskich. Kłopoty z transportem i brak dostatecznej liczby wyszkolonych artylerzystów znacznie ograniczały możliwość użycia artylerii w działaniach lądowych (w bitwie na Równinie Abrahama Anglicy mieli do dyspozycji tylko dwa lekkie działa polowe). Wyniki większości operacji Prowadzonych przez Brytyjczyków w głębi lądu, w których użyto dział, w żadnym stopniu nie usprawiedliwiały wysiłku

72 związanego z ich transportem po niewygodnych drogach w amerykańskiej puszczy. Kawaleria angielska, zarówno kolonialna, jak i regularna, nigdy nie została w Ameryce użyta na szerszą skalę ani w wojnach z Indianami, ani z Francuzami. Tereny, na których toczyły się walki, nie nadawały się do działań jazdy, brakowało dróg i miejsca do manewrowania. Powszechnym zjawiskiem był brak paszy dla koni poza obszarami zamieszkanymi przez osadników, a jej transport stanowił zbyt wielkie obciążenie dla słabo zorganizowanych służb kwatermistrzowskich. Kawalerzyści nie nadawali się do prowadzenia wojny podjaz­ dowej, w której o sukcesie decydowało zwykle nie zauważone podejście do nieprzyjaciela i umiejętność ukrycia się w lesie. Najczęściej jeźdźców używano do przeprowadzania zwiadu lub jako kurierów, chociaż i do tej roli starano się wykorzys­ tywać przede wszystkim zaprzyjaźnionych Indian lub miejs­ cowych kolonistów znających puszczę. Podstawową bronią piechoty brytyjskiej w połowie XVIII w. był gładkolufowy muszkiet skałkowy, zwany Brown Bess. Pierwszy model o nazwie Long Land Service kalibru 0,75 cala (ok. 19 mm) wprowadzono do uzbrojenia w 1717 roku W czasie wojny siedmioletniej używano jego zmodyfikowanej wersji z 1742 roku 1 4 . Miał on lufę długości 116 cm, ważył 5,3 kg i był wyposażony w nasadzany bagnet tulejowj mierzący 43 centymetry. Amunicję do muszkietu stanowił papierowy nabój zawierający ładunek prochu, pakułę i oło­ wianą kulę o wadze 28 gramów. Podobnie jak inne muszkiety z tego okresu była to broń mało celna (skuteczny strzał można z. niej było oddać na odległość 70-90 m) i przystosowana głównie do prowadzenia ognia salwowego. Dobrze wyszkoloin żołnierz mógł z niej wystrzelić 3-4 kule w ciągu minuty. " W 1768 r. opracowano nową, lżejszą wersji; tej broni o nazwie Shon Land Service, mającą lufę długości 106 centymetrów. Lekka piechota i kawaleria używała jeszcze krótszej, bo liczącej tylko 96 cm, odmiany tegn modelu.

73

Piechota brytyjska, szkolona od 1756 r. według regulaminu i musztry wzorowanych na pruskim drylu, słynęła z żelaznej dyscypliny i odwagi. Po wystrzeleniu salwy atakowała śmiało wyciągniętymi do przodu bagnetami. Atak prowadzony z szybkim krokiem w szyku zwartym, z niewielkiej odległości, wprowadzał często panikę w szeregach przeciwnika. Szczególną bitnością odznaczały się pułki złożone ze szkockich górali (Royal Highlanders), którzy w walce wręcz używali ciężkich siedmiokilogramowych mieczy i sztyletów. W niedługim czasie oddziały szkockie stały się elitą armii brytyjskiej l5 . Ogromną rolę w wojnach kolonialnych odegrała flota brytyjska (Royal Navy), która tradycyjnie cieszyła się w spo­ łeczeństwie angielskim największym zaufaniem. W XVIII w. nie miała ona sobie równych na świecie. W marynarce wojennej służyło w czasie pokoju 10 000-20 000 ludzi, w razie wojny zaś liczbę tę powiększano trzy- lub czterokrotnie. Bazą rekrutacyjną marynarki była wielka brytyjska flota handlowa. Liczba angielskich okrętów wojennych wahała się w różnych okresach od 200 do 400. Trzon floty stanowiło ok. 100 potężnych okrętów liniowych, z których każdy wyposażony był w 50 do 80 dział (niektóre miały nawet po 100 dział). Te pływające kolosy zapewniły Wielkiej Brytanii panowanie na większości mórz. Nie potrafiły go przełamać nawet połączone floty Francji i Hiszpanii, chociaż ich okręty miały często lepszą konstrukcję od angielskich. W razie poważniejszego zagrożenia kolonii do ich obrony wysyłano połączone siły morskie i lądowe, które stanowiły główną siłę uderzeniową militarnych ekspedycji przeciwko bazom nieprzyjaciela l 6 . W 1746 r. Anglicy, przy pomocy wiernych sobie klanów szkockich, zdławili ostatnie powstanie szkockich górali (tzw. jakobitów), pokonując ich w decydującej bitwie na wrzosowisku Culloden Moor. Chcąc uniknąć represji i utraty środków do życia wielu Szkotów zaciągnęło się później do służby w armii brytyjskiej. Podczas trzech pierwszych wojen imperialnych w Ameryce Północnej i g l i c y nie angażowali wojsk regularnych do działań w głębi kontynentu, uzywając ich jedynie w ekspedycjach morskich przeciwko Kanadzie.

74 Pierwsze, nieudane doświadczenia z użyciem w Ameryce Północnej wojsk regularnych skłoniły Brytyjczyków do zmiany taktyki i zaadaptowania jej do miejscowych warunków i spo­ sobu walki przeciwnika. Wymagało to szybszego przemiesz­ czania się w zalesionym terenie, rezygnacji z ciężkiego ekwipunku, umiejętności krycia się, prowadzenia ognia zza osłony i stosowania nagłego ataku na wzór indiański. Aby to osiągnąć, brytyjski War Office podjął decyzję o włączeniu niektórych jednostek kolonialnych do regularnej armii brytyjs­ kiej (British Regular Establishment) lub przejęciu na żołd brytyjski nieregularnych formacji pomocniczych, określanych mianem wojsk prowincjonalnych (Provincials). W 1755 r., jeszcze przed oficjalnym wybuchem wojny z Francją, podjęto decyzję o sformowaniu 4-batalionowego pułku lekkiej piechoty znanego jako 60 regiment amerykań­ skich strzelców królewskich (The Royal Americans). Składał się on głównie z niemieckich osadników z Pensylwanii, służących pod dowództwem niemieckich i szwajcarskich oficerów, z których wielu było najemnikami z Europy. W 1756 r. rozpoczęli oni szkolenie na Wyspie Gubernatorskiej w No­ wym Jorku. Amerykańscy strzelcy królewscy, mimo że uzbrojeni w lżej­ sze karabiny i szkoleni do walki partyzanckiej, początkowo nadal nosili czerwone mundury zupełnie nie pasujące do amerykańskich lasów. Nieco później sformowano 80 regimem lekkiej piechoty, którego żołnierzy ubrano już w brązowe surduty i wyposażono w lepszy, lżejszy ekwipunek. Oddziały strzelców amerykańskich uzbrojono po raz pierw­ szy w nowy, gwintowany karabin myśliwski wynaleziony ok. 1750 r. przez niemieckich osadników z Pensylwanii, niesłus/ nie nazwany później „karabinem z Kentucky" (Kentucky Rifle). Karabin pensylwański o wydłużonej gwintowanej lutu' kalibru 0,44 cala (11 mm) był dokładniejszy i skuteczniejs/} od muszkietu wojskowego. Dobry strzelec mógł z niego trafić cel wielkości ludzkiej głowy z odległości 200 kroków

75 początkowo każdy egzemplarz wykonywano ręcznie i wypo­ sażano w osobną formę do odlewania kul. Kule miały średnicę mniejszą od przekroju lufy i wymagały użycia natłuszczonej łatki do utrzymania w lufie, przez co wydłużał się czas ładowania. Dłuższy czas ładowania i brak bagnetu sprawiał, że karabin pensylwański nie nadawał się dla regularnych oddziałów liniowych. Był jednak śmiercionośną bronią w rę­ kach doświadczonego strzelca prowadzącego indywidualny ogień zza osłony. W 1756 r. na terenie Nowej Anglii powstały także pierwsze nieregularne kompanie rangersów, słynnych amerykańskich zwiadowców przeznaczonych do prowadzenia działań specjal­ nych. Najbardziej znaną formacją rangersów była kompania (następnie batalion) dowodzona przez 25-letniego wówczas kapitana (później majora) Roberta Rogersa (1731-1795) z New Hampshire, autoryzowana przez gubernatora Massachusetts, gen. Williama Shirleya, 24 marca 1756 roku ' 7 . „23 marca spotkałem się z generałem — pisał Rogers o okolicznościach powstania oddziału — który przedstawił mi projekt objęcia przeze mnie dowództwa nad samodzielną kompanią zwiadowców, a następnego dnia rano miałem już w rękach patent oficerski i komplet instrukcji. Zgodnie z rozkazami generała moja kompania miała się składać z 60 szeregowych z żołdem 3 szylingów dziennie, 3 sierżantów po 4 szylingi, chorążego za 5 szylingów, porucznika za 7 szylin­ gów, i mnie, którego żołd miał wynosić 10 szylingów dziennie. Każdy żołnierz miał otrzymać dodatkowo po 10 dolarów hiszpańskich na zakup ubrania, broni i koców. Kazano mi zorganizować kompanię tak szybko, jak to będzie możliwe, Kompania Rogersa nosiła cechy kompanii kaniej, ponieważ jej sfor­ mowanie powierzono mu W zamian za darowanie kary za fałszerstwo, a znaczna część jego żołnierzy była drobnymi skazańcami. Nie przeszkodziło to Rogersowi zostać ulubieńcem angielskich kolonii i bohaterem wojny z Francuzami, choć później zmarł w biedzie i niesławie oskarżony o kolabora­ cję z Anglikami podczas amerykańskiej wojny o niepodległość.

76 rekrutując wyłącznie ludzi nawykłych do podróżowania i po­ lowania, na których odwadze i wierności mógłbym całkowicie polegać. Mieli oni podlegać dyscyplinie wojskowej i prawu wojennemu" l 8 . W krótkim czasie na tzw. Wyspie Rogersa na rzece Hudson. w pobliżu angielskiego fortu Edward, powstał ośrodek szko­ leniowy rangersów. Zorganizowano tam łącznie pięć kompanii zwiadowców, z których sformowano batalion dowodzony przez Rogersa. Każda kompania składała się z kapitana, dwóch poruczników, chorążego, czterech sierżantów i stu szeregowych. Jedną z nich tworzyli w całości ochrzczeni Indianie ze Stockbridge (wzorowa wioska misyjna dla Indian z doliny Hudsonu, założona w pierwszej połowie XVIII w. przez Braci Morawskich nad rzeką Housatonic w Massachu­ setts) „przyjęci do służby Jego Królewskiej Mości i dowodzeni przez indiańskich oficerów, mianowanych zgodnie z prawem przez generała Shirleya" ". Na wzór oddziału Rogersa zorganizowano kilka innych samodzielnych kompanii rangersów (His Mąjesty's Indepen­ dent Companies of American Rangers). Większość z nich wzięła potem udział w oblężeniu Quebecu jako tzw. korpus rangersów dowodzony przez płk. Johna Gorehama. W 1758 r. amerykańskich rangersów po raz pierwszy umundurowano w ochronne, zielone uniformy. Rangersi rekrutowali się głównie spośród pionierów i ludzi pogranicza, którzy najbardziej ucierpieli od Indian i Francuzów, szukających na nich zemsty za napady i zniszczenia. Byli to często ludzie brutalni i prymitywni, stosujący równie okrutne metody walki, co ich przeciwnicy. Chętnie golili sobie głowy i malowali twarze na wzór indiański. Walczyli w szyku rozproszonym, kryjąc się za drzewami i strzelając z ukrycia. Nie stronili od walki wręcz, podczas której posługiwali się 18 P.Youn g, The British Anny 1642-1970. William Kimber and Compain Lid.. London 1967, s. 103-104. " Ibidem, s. 104.

^

77 nożami, tomahawkami i kolbami karabinów. Spośród ranger­ sów wywodziło się wielu późniejszych dowódców w amery­ kańskiej wojnie o niepodległość. Wojna siedmioletnia w Ameryce nie miała charakteru wyłącznie walk toczonych w lesie. Decydująca bitwa została stoczona na odkrytej przestrzeni, z udziałem głównie wojsk regularnych. O jej wyniku przesądziło lepsze wyszkolenie i dyscyplina żołnierzy brytyjskich oraz inicjatywa, determinacja i odwaga ich dowódcy. Lekcja wyniesiona z wojen kolonial­ nych w Ameryce pokazała, że chociaż święciła w nich triumfy taktyka partyzancka, o ostatecznym sukcesie zadecydował udział regularnej armii i floty. Lepsza organizacja, dyscyplina taktyczna i przewaga materiałowa sprawiła, że w decydującej rozgrywce zwycięstwo przypadło w udziale żołnierzom w czer­ wonych mundurach.

PIERWSZE WOJNY IMPERIALNE W AMERYCE PÓŁNOCNEJ WOJNA KRÓLA WILHELMA W latach 1688-1689 nastąpił w Anglii przewrót znany w historii pod nazwą „rewolucji wspaniałej" (Glorious Revolution). W jego wyniku ostatecznie obalono tam absolutyzm i usunięto z tronu przyjaznego Francuzom katolickiego króla Jakuba II. Jego miejsce zajął znany z wrogiego nastawienia do Francji Wilhelm III Orański (1689-1702). Przekreśliło to sojusz z Francją i umożliwiło Anglii podjęcie politycznej i handlowej rywalizacji z monarchią Ludwika XIV o zdobycie hegemonii w świecie. Dopóki władzę w Anglii sprawował Jakub II, Nowej Francji nie groziło niebezpieczeństwo. Przystąpienie Wilhelma do koalicji antyfrancuskiej zmieniło sytuację, stało się bowiem jasne, że Anglia zintensyfikuje swą ekspansję kolonialna i zechce zdobyć nowe kolonie w Ameryce i Azji. Wojna króla Wilhelma (1689-1697), pierwsza z długiej serii wojen imperialnych w Ameryce Północnej, rozpoczęta się w Europie, gdzie znana jest pod nazwą wojny Ligi Augsburskiej. Wzajemna wrogość szybko przeniosła się za Atlantyk, stając się sygnałem dla angielskich kolonistów

79 i sprzymierzonych z nimi Irokezów do rozpoczęcia napadów na francuskie osiedla w Kanadzie. Zaangażowanie obu stron w Europie sprawiło, że kolonie francuskie i angielskie nie mogły liczyć na pomoc metropolii i musiały polegać wyłącznie na własnych siłach. Wybuch wojny z Anglikami zbiegł się z ponownym przyjazdem do Kanady hrabiego Frontenaca. Na kilka tygodni przed jego przybyciem potężna wyprawa ponad 1000 Irokezów zmiotła z powierzchni ziemi osiedla zaprzyjaźnionych z Frańcuzami Indian w dolinie Rzeki Sw. Wawrzyńca i przyniosła zgubę 200 mieszkańcom francuskiej osady Lachine, położonej zaledwie 7 mil od Montrealu. W ciągu kilku miesięcy Frontenacowi udało się odbudować zniszczone forty, pozyskać do walki z Anglikami przychylnych Francji wodzów indiańskich (szczególnie ważne było od­ nowienie sojuszu z okrutnymi Abnakami) oraz zabezpieczyć szlaki handlowe w rejonie Wielkich Jezior. Zimą 1690 r. Frontenac zorganizował trzy nieduże grupy wypadowe, złożone z Francuzów i Indian, które zaatakowały angielskie osiedla na północnym pograniczu, od rzeki Mohawk po Maine. Największy cios wymierzył Anglikom oddział 200 Kanadyj­ czyków i Indian, który w nocy z 8 na 9 lutego 1690 r. napadł na miejscowość Schenectady nad rzeką Hudson i dokonał rzezi jej mieszkańców. Zginęło wówczas 60 kolonistów, 27 wzięto w niewolę, a samo osiedle całkowicie spalono. 18 marca inny oddział francuski uderzył na Salmon Falls w New Hampshire, zabijając 30 Anglików i uprowadzając ze sobą 50 innych. Trzecia grupa napadła 20 maja na angielskie osady Falmouth i York w zatoce Casco na wybrzeżu Maine. Seria napadów na osiedla podległe władzy angielskiej sterroryzowała północne pogranicze. Prestiż Francuzów wśród plemion in­ diańskich wydatnie wzrósł. W wyniku rajdów grup wypadowych Frontenaca na północne granice Nowej Anglii, 1 maja 1690 r. zebrał się w Nowym Jorku pierwszy w historii Ameryki Kongres Międzykolonialny.

80 Na zjazd, zwołany specjalnie w celu zorganizowania wspólnej obrony przeciwko Francuzom i Indianom, przybyli delegaci z New York, Massachusetts, Plymouth, Connecticut i Mary­ land. Zanim udało się ustalić zasady współpracy, 11 maja 1690 r., z inicjatywy Williama Phipsa z Massachusetts, siły ekspedycyjne tej kolonii przeprowadziły atak na Port Royal. główną osadę na terenie francuskiej Akadii. Wojska Phipsa bez oporu zajęły bezbronne miasto, doszczętnie je ograbiły i triumfalnie powróciły z bogatym łupem do Bostonu. Udana wyprawa Phipsa do Akadii podsunęła delegatom na Kongres Międzykolonialny pomysł zawładnięcia doliną Rzeki Sw. Wawrzyńca poprzez jednoczesne zaatakowanie przez wojska kolonii New York i Massachusetts głównych centrów administracyjnych Kanady, Montrealu i Cjuebecu. Dokonać tego miały dwa korpusy ekspedycyjne, jeden nacierający drogą lądową z Albany na północ wzdłuż jezior George. Champlain i rzeki Richelieu, drugi przerzucony drogą morską z Bostonu w górę Rzeki Sw. Wawrzyńca . Szybko okazało się, że organizatorzy wyprawy do Kanady nie docenili stojących przed nimi trudności. Zgromadzone w Albany oddziały nowojorskie pod dowództwem Petera Schuylera miały do pokonania ponad 150 mil w leśnej dziczy, co było możliwe tylko przy wydatnej pomocy Indian. Tym­ czasem większość plemion Ligi Irokezów odmówiła udziału w walce z powodu szalejącej epidemii czarnej ospy. Na dodatek nie udało się zgromadzić odpowiedniej liczby łodzi do transportu wojska przez wody jezior George i Champlain oraz dostatecznych zapasów zaopatrzenia. W tej sytuacji wyprawę trzeba było odwołać. Niepowodzenie nowojorskiej wyprawy na Montreal nie zniechęciło Phipsa, który jesienią 1690 r. wyruszył przeciwko Quebecowi na czele ekspedycji liczącej 2000 ochotników i 34 ' Plan ten, opracowany po raz pierwszy w 1690 r., stal się później podstawą wszystkich większych operacji wojskowych przeciwko Kanadzie aż do końca okresu kolonialnego.

SI

statki transportowe. I ta wyprawa zakończyła się niepo­ wodzeniem. Frontenac, wolny od zagrożenia ze strony Schuylera, przygotował miasto do obrony i nie dał się zaskoczyć. Phips wysadził swoje wojska na północnym brzegu Rzeki Św. Wawrzyńca, nieco poniżej Quebecu, a następnie przypuścił atak od strony wody i lądu. Już pierwsze walki udowodniły, że naturalne warunki obronne miasta i sprawność jego obrońców są przeszkodą nie do pokonania dla słabo dowodzonych i źle zaopatrzonych ochotników Phipsa. Kiedy na dodatek wśród oblegających wybuchła epidemia ospy, musieli się w końcu wycofać do Bostonu. Nieudana ekspedycja do Quebecu kosztowała Anglików życie 300 ludzi, 50 tysięcy funtów, a samego Phipsa utratę reputacji dobrego dowódcy (mimo to rok później Phips został mianowany gubernatorem koronnym kolonii Massachusetts). Po niepowodzeniu pierwszej próby podboju Kanady bezpo­ średnie działania wojenne sił angielskich i francuskich ustały. Ich miejsce znowu zajęły walki pograniczne z udziałem Indian. W 1691 r. Anglicy próbowali nakłonić niektórych wodzów Abnaków do podpisania traktatu pokojowego, ale już w roku następnym Indianie ci wraz z Kanadyjczykami ponownie zaatakowali York. Zginęło 48 mieszkańców, a 70 dostało się do niewoli. Konflikt ciągnął się przez kilka następnych lat jako wojna przygraniczna. W 1696 r. Frontenac zaatakował wioski Irokezów i zadał im poważne straty. Skłoniło to przywódców Ligi Pięciu Narodów do negocjacji pokojowych. W tym samym roku Ludwik XIV wysłał do Kanady flotę pod dowództwem Pierre'a d'Iberville. Francuzi najechali wybrzeże Maine, wylądowali w Akadii i odzyskali ją dla Nowej Francji przy niewielkim oporze ze strony Anglików. Następnie zwrócili się Przeciwko angielskim osadom rybackim na Nowej Fundlandii i opanowali je. Wkrótce potem zawładnęli wszystkimi (z Wyjątkiem jednej) angielskimi faktoriami handlowymi nad ~~ Quebec 1759

82 Zatoką Hudsona. W 1697 r. Francuzi z Indianami najechali na osadę Haverhill w Massachusetts. Do eskalacji działań nie doszło, gdyż 30 września 1697 r. w Rijswijk w Holandii podpisany został traktat pokojowy, który przywrócił status quo sprzed wojny. Francja i Anglia wyrzekły się zabranych sobie w Ameryce terytoriów i miały je sobie zwrócić. Francuzi wracali do Akadii, a Anglicy na Nową Fundlandię i nad Zatokę Hudsona. Granice Ziemi Ruperta, Akadii i Maine miały być ustalone w wyniku przyszłych negocjacji, podobnie jak kwestia zwierzchności nad Irokezami. Największymi przegranymi w wojnie, w której ani w Euro­ pie, ani w Ameryce nie było zwycięzców, okazali się Irokezi. Chociaż walki trwały osiem lat, ofiary wśród białej ludności można było liczyć najwyżej w setki, podczas gdy Irokezi stracili prawdopodobnie ok. 1300 wojowników. Poważnie osłabieni i rozczarowani przebiegiem wojny zaczęli odtąd lawirować pomiędzy Anglikami i Francuzami, skłaniając się do zajęcia pozycji neutralnej. Od tego czasu wśród plemion Ligi zaznaczył się rozłam. I choć większość Irokezow pozostała w sojuszu z Anglikami, doświadczenia wyniesione z walk w latach 1689-1697 uświadomiły im ich własne interesy, wpływając na zachowanie poszczególnych plemion w następ nych wojnach. Rok po zawarciu pokoju w Rijswijk zmarł gubernator Nowej Francji, hrabia Frontenac. Jego następcy wzmocnili sojusze z Indianami i ufortyfikowali wiele nowych placówek handlowych i wojskowych. W 1687 r. na przesmyku pomiędzy jeziorami Ontario i Erie wzniesiono fort Doneuville 2 , a rok później, w miejscu, gdzie Rzeka Św. Wawrzyńca wypływa 2

Najwcześniejszy fort został założony w tym miejscu przez La Saltu'.' który nazwał go fortem Conti. Późniejszy fort Doneuville z 1687 r. przetrwał tylko rok (zima. 1677-1678 z załogi liczącej 100 żołnierzy pozostało tylko 1reszta zmarła wskutek chorób i głodu). Stałe fortyfikacje fortu Niagara Francuzi wznieśli tu dopiero w 1726 roku.

83 z jeziora Ontario, powstał fort Frontenac. W 1701 r. jeden z dowódców Frontenaca, Antoine de la Mothe Cadillac, założył strategicznie położony fort Detroit, który miał zapewnić kontrolę szlaku handlowego pomiędzy jeziorami Erie i Huron. Daleko na południu Pierre d'Iberville poprowadził wyprawę nad Zatokę Meksykańską, stawiając pierwszy krok w kierunku objęcia przez Francuzów kontroli nad ujściem Missisipi. Stąd kolonizatorzy francuscy posunęli się w górę wielkiej rzeki, rozciągając swoją władzę na środek kontynentu, WOJNA KRÓLOWEJ ANNY Pokój w Rijswijk nie załatwił niczego. Okazał się tylko rozejmem przed kolejną rozgrywką. W Europie szybkimi krokami zbliżała się nowa wojna, w której Anglia i Francja znalazły się znowu we wrogich obozach. Ekspansywna polityka Francji w Ameryce Północnej wy­ wołała wielkie zaniepokojenie Anglików, niecierpliwie ocze­ kujących na dogodny pretekst do wznowienia walk. Bezpo­ średnią przyczyną wojny stał się jednak europejski spór o sukcesję hiszpańską. W maju 1702 r. wybuchła hiszpańska wojna sukcesyjna (1702-1714), której amerykański epizod znany jest pod nazwą wojny królowej Anny 3 . W 1703 r. nowy gubernator Kanady, Philippe de Rigaud, markiz de Vaudreuil (1643-1725), namówił plemię Abnaki do rozpoczęcia działań na północnych rubieżach Maine. Ataki na osiedla w Maine przyniosły Anglikom straty, ale generalnie •eh miasta pozostały bezpieczne. Następnie Francuzi, wyko­ rzystując napięcia w stosunkach pomiędzy Nową Anglią a dążącą do zachowania neutralności kolonią New York, Przenieśli ciężar walk dywersyjnych w granice Massachusetts. Gubernator tej kolonii, Joseph Dudley, próbował zneutralizo­ wać wojowniczych Abnaków, ale bez powodzenia. a

Od imienia panującej wówczas w Anglii królowej Anny (1702-1714), 'niego przedstawiciela dynastii Stuartów.

W nocy z 28 na 29 lutego 1704 r. oddział złożony z 450 Kanadyjczyków i Indian napadł na miasto Deertield nad rzeką Connecticut. Z 270 mieszkańców zabito 49, a ponad 100 uprowadzono jako jeńców na północ. Pastwą płomieni padło 17 spośród 41 domów. Oddział ochotników podążył za napastnikami, zadał im nawet pewne straty, ale nie odzyska! żadnego z pojmanych. Wielu z nich zostało potem zamor­ dowanych w drodze do Kanady. Podobny los co Deerfield spotkał w 1708 r. miasto Haverhill, które już raz padło ofiarą najazdu wroga podczas wojny króla Wilhelma. Napad na Haverhill doprowadził do wściekłości kolonistów z Massachusetts. Wiosną 1704 r. płk Benjamin Church, który zdobył sławę jako pogromca Indian podczas wojny z królem Filipem, na czele 550 ochotników i 150 Indian dokona! wypadu na wioski Abnaków w północno-wschodnim Maine W czerwcu najechał francuską osadę Minas nad zatoką Fund} w Akadii, niszcząc doszczętnie zabudowania i zasiewy Fran cuzów. Koloniści angielscy spustoszyli znaczną część Akadii. nie osiągnęli jednak swojego głównego celu i nie zdołali zając dobrze bronionego Port Royal. Port Royal był w owym czasie ważną bazą francuskich kaprów, którzy napadali na rybaków brytyjskich i nowoan gielskich. W 1707 r. gubernator Dudley zorganizował nową operację morską, mającą na celu zajęcie miasta i likwidacje dokuczliwego gniazda korsarzy. Wyprawa licząca ponad 1000 żołnierzy i marynarzy pod dowództwem płk. Johna Marclha zakończyła się niepowodzeniem. March i jego oficerowie nawykli do walk na pograniczu, stanęli bezsilni wobec fortyfikacji Port Royal, nie wiedząc, jak pokierować ob­ lężeniem. Nie pomogły nawet posiłki przysłane przez Dudleya Po kilku nieudanych szturmach Anglicy zaniechali wysiłków i wycofali się do Bostonu. Uwolnieni od oblężenia Francuzi rozpoczęli wówczas ofensywę na zachodnim Atlantyku, od nosząc wiele sukcesów. Tylko w 1708 r. zdobyli i zniszczyli 35 statków angielskich. Najechali też angielskie osiedla na

wybrzeżu Nowej Fundlandii i poważnie zagrozili brytyjskim szlakom morskim wiodącym do Nowej Anglii. W 1709 r. Wielka Brytania postanowiła zaangażować się aktywnie w działania w Ameryce Północnej. Zmusiło to władze kolonii New York do rezygnacji z polityki neutralności. Wkrótce potem Massachusetts i New York połączyły swe wysiłki, kiedy z Londynu nadeszła wiadomość, że rząd brytyjski wyśle flotę i regularne wojsko do pomocy w uderze­ niu na Kanadę. Atak miał nastąpić z dwóch stron, zgodnie z planem będącym kopią planu z 1690 roku. Do walki z Francuzami udało się wciągnąć nawet Irokezów, którzy do tej pory zdecydowanie obstawali przy swojej neutralności. Oddziały z New York, New Jersey i Connecticut, wspoma­ gane przez Irokezów, zebrały się późną wiosną 1709 r. w Albany. Całością sił dowodził płk Francis Nicholson, były gubernator Nowego Jorku. Rozpoczęcie inwazji zależało od przybycia do Bostonu angielskiej floty. Ta jednak nie nad­ płynęła. We wrześniu Nicholson wycofał się z Albany i roz­ puścił swoje oddziały. Miesiąc później do Bostonu nadeszła oficjalna wiadomość, że rząd brytyjski zrezygnował z prze­ prowadzenia zaplanowanej na ten rok operacji. Na początku 1710 r. Nicholson, w towarzystwie Petera Schuylera i czterech irokeskich wodzów z plemienia Mohawków, udał się do Londynu, aby osobiście zabiegać o posiłki brytyjskie. Wrócił w lipcu 1710 r. z 6 okrętami wojennymi i regimentem piechoty morskiej. Przedłużające się przygotowania do inwazji na Kanadę raz jeszcze odwlekły operację. W tej sytuacji Zgromadzenie kolonii Massachusetts podjęło szybko uchwałę o zorganizowaniu nowej wyprawy na Port Royal. W październiku 1710 r. ekspedycja złożona z 5 okrętów wojennych, 24 statków transportowych oraz 1900 ochotników i żołnierzy brytyjskich pod dowództwem Nicholsona ponownie obiegła Port Royal. Po tygodniu bombardowania francuski garnizon skapitulował. W rezultacie miasto przemianowano

86 na Annapolis (na cześć królowej Anny), a Akadia stała się kolonią angielską jako Nowa Szkocja. Zdobycie Port Royal podbudowało wiarę Anglików w osta­ teczne zwycięstwo. W roku następnym rząd brytyjski wyraził zgodę na podjęcie kolejnej próby podboju Kanady. W czerwcu 1711 r. flota licząca ok. 60 okrętów wojennych i statków transportowych pod dowództwem adm. Hovendena Walkera przerzuciła przez Atlantyk liczący 5000 żołnierzy korpus gen. Johna Hilla (siedem regimentów piechoty i batalion piechoty morskiej), który miał wesprzeć siły kolonialne w uderzeniu na Quebec. W tym samym czasie oddziały lewego skrzydła armii inwazyjnej dowodzone przez Nicholsona (2000 ochotników i Indian) zebrały się ponownie w Albany, gotowe do marszu na Montreal. Walker i Hill ociągali się z rozpoczęciem wyprawy prze/ kilka tygodni, tocząc w Bostonie nerwowe spory z kolonistami Kupcy nowoangielscy znacznie podnieśli ceny na żywność dostarczaną królewskim żołnierzom i marynarzom, piloci starali się uniknąć poprowadzenia floty na zdradzieckie wodv Rzeki Św. Wawrzyńca, a mieszkańcy okolicznych osiedli ukrywali brytyjskich dezerterów. Wszystko to wywoływało niechęć i pogardę angielskich oficerów, wśród których wielu wątpiło w celowość udzielania pomocy upartym i zachłannym kolonistom. Siły ekspedycyjne, znacznie wzmocnione okrętami i od­ działami prowincjonalnymi, wypłynęły z Bostonu dopiero 30 lipca. Pod koniec sierpnia brytyjska armada licząca 11 okrętów wojennych eskortujących 60 statków transportowych i jedno­ stek pomocniczych oraz blisko 12 000 żołnierzy, marynarzy i Indian dotarła wreszcie do Rzeki Św. Wawrzyńca. Gubernatoi Vaudreuil mógł jej przeciwstawić zaledwie 2500 żołnier/\ i wojowników indiańskich. Sity brytyjskie przeznaczone do zajęcia Quebecu całkowicie wystarczały do wykonania zadania, wyprawa nie przebiegała jednak zgodnie z planem. Dowódcy angielscy, choć doświad

87 czeni w bojach, nie wykazywali entuzjazmu ani nie byli wystarczająco wytrwali, żeby doprowadzić operację do zwy­ cięskiego końca. Na dodatek zbliżała się jesień i adm. Walker słusznie obawiał się, że przedłużające się oblężenie uwięzi jego flotę w lodowych okowach rzeki i narazi ludzi na zimową głodówkę. Przeciwko Anglikom sprzysięgła się nawet pogoda i trudne do nawigacji wody Rzeki Św. Wawrzyńca. Wieczorem 23 sierpnia gęsta mgła i zdradzieckie prądy doprowadziły do katastrofy. Siedem transportowców wyłado­ wanych wojskiem i jeden statek pomocniczy wpadły na podwodne skały przy północnym brzegu rzeki. Utonęło 900 ludzi, w tym 750 regularnych żołnierzy i marynarzy brytyjs­ kich. Wprawdzie strata ta nie ograniczyła zbytnio zdolności bojowej wojsk Walkera i Hilla, obniżyła jednak ich morale i wyczerpała wolę walki. Po konsultacjach ze swoimi oficerami obaj dowódcy zrezygnowali z dalszej wyprawy. W tym czasie oddziały Nicholsona posuwały się wolno wzdłuż jeziora Champlain w kierunku Montrealu. Kiedy miesiąc po katastrofie Walkera na Rzece Św. Wawrzyńca wiadomość o tragedii dotarła do Nicholsona, mógł on jedynie wybuchnąć gniewem i zawrócić wojsko do Albany. Nowa Francja ocalała po raz kolejny. Nieudana wyprawa brytyjska na Kanadę była ostatnią większą operacją wojskową tej wojny w Ameryce. Tylko w koloniach południowych, gdzie od 1704 r. panował względny spokój, agresywny ekspansjonizm Anglików z Ka­ roliny Północnej doprowadził do wybuchu walk z indiańskim plemieniem Tuskarora. W latach 1712-1713 oddziały ko­ lonistów dowodzone przez płk. Johna Bamwella rozbiły Tuskarorów i zniszczyły wszystkie ich osiedla. Ci Indianie, którzy ocaleli, zbiegli na północ, gdzie dołączyli do Ligi Irokezów. W ten sposób ok. 1715 r. konfederacja irokeska Przekształciła się w Ligę Sześciu Narodów. Wyczerpane walką mocarstwa europejskie spotkały się w holenderskim Utrechcie, gdzie w 1713 r. zawarto układ

,

^

1

88 pokojowy kończący wojnę. Wprawdzie w Ameryce Brytyj­ czycy nie osiągnęli znaczniejszych sukcesów, ale na wszystkich innych frontach ich pozycja była wyraźnie mocniejsza niż Francuzów. Traktat w Utrechcie był dla Anglii bardzo korzystny. Na jego mocy Francja zrzekła się ostatecznie praw do terenów nad Zatoką Hudsona i do Nowej Fundlandii, oddała też Nową Szkocję (Akadię). Francuscy mieszkańcy Nowej Szkocji mieli złożyć przysięgę na wierność Koronie brytyjskiej (większość odmówiła przysięgi, co stało się później przyczyną nowych konfliktów). Za cenę poważnych ustępstw politycznych, ekonomicznych i terytorialnych Francuzom udało się utrzymać łowiska u wybrzeży Kanady oraz strategicznie położone przy wejściu do Zatoki Św. Wawrzyńca wyspy Św. Jana (dziś Księcia Edwarda) i Cape Breton. Granice sąsiadujących posiadłości nie zostały jednak dokładnie wytyczone. Pokój w Utrechcie zakończył pierwszą fazę wojen imperial­ nych. Wraz ze zmianą na tronie Anglii (w 1714 r. królem został Jerzy I z dynastii hanowerskiej) oraz śmiercią Ludwika XIV (1715) w Ameryce nastał 25-letni okres względnego spokoju. Od czasu do czasu przerywały go jedynie krwawe potyczki z udziałem Indian lub starcia wynikające ze sporów granicznych. Ponieważ granice imperiów kolonialnych w Ameryce nie został) nigdy jasno określone, oba mocarstwa znacznie rozszerzyły swój stan posiadania na terenach położonych w głębi kontynentu. Francuzi zdawali sobie sprawę z imperialnych aspiracji Wielkiej Brytanii. Po zakończeniu wojny zasiedlili tereny w dolnym biegu Missisipi i w następnych latach zaczęli się posuwać na północ, dążąc do połączenia z Kanadą. Opanowa­ nie Luizjany dawało im władzę nad ogromnymi obszarami zamieszkanymi przez liczne plemiona Indian i szanse na znaczne rozszerzenie handlu. W celu umocnienia swojego panowania we wnętrzu Ameryki i odgrodzenia kolonii angiel skich od interioru wybudowali pas umocnionych posterunków ciągnący się od ujścia Missisipi aż do odległej o 3001

^

89 kilometrów Kanady. W praktyce okazało się jednak, że garnizony francuskie były zbyt szczupłe, żeby powstrzymać angielskich handlarzy, wdzierających się na tereny należące nominalnie do Francji. Na północy Francuzi wzmocnili obronę w rejonie Wielkich Jezior (forty Niagara, Sault Ste. Marie i Michilimackinac) i w strategicznym korytarzu w pasie jezior pomiędzy Albany a Montrealem (fort St. Frederic wzniesiony w 1731 r. na południowym krańcu jeziora Champlain). W 1713 r. rozpoczęli na wyspie Cape Breton budowę potężnej bazy morskiej Louisbourg, która miała zabezpieczać Kanadę przed atakami Anglików od strony morza. W 1720 r., po siedmiu latach budowy, twierdza była gotowa. Wybudowana z rozmachem kosztem 30 milionów franków, miała potężne kamienne mury o wysokości 9 metrów, otoczone fosą i zewnętrznymi fortami. Pierwszą załogę Louisbourga stanowiło 1400 ludzi wyposażo­ nych w 250 dział. Budowa twierdzy wywołała wielkie zanie­ pokojenie w koloniach angielskich. Reakcją Brytyjczyków na poczynania Francuzów było przekroczenie pasma gór Allegheny, uważanego do tej pory za umowną granicę kolonizacji angielskiej. Mając nadzieję na ograniczenie rosnącej potęgi Francji Anglicy wybudowali w 1726 r. nad jeziorem Ontario fort Oswego, który stał się realnym zagrożeniem dla francuskiego szlaku handlu futrami. Daleko na zachodzie, poza Krainą Wielkich Jezior, angielscy kupcy znad Zatoki Hudsona wyszli na prerie Manitoby, konkurując o wpływy z francuskimi faktoriami znad jeziora Winnipeg. Rywalizacja angielsko-francuska w głębi Ameryki Północnej zapowiadała wybuch nowej wojny. Wstęp do niej stanowiły łupieżcze rajdy dokonywane od początku lat dwudziestych XVIII W. na pograniczu Maine przez plemiona leśnych Indian, zaniepokojone rosnącą liczbą angielskich osadników wdziera­ jących się na ich ziemie po 1713 roku. Największy udział niieli w nich zaciekli wrogowie Nowej Anglii, Abnakowie,

90 których nienawiść do protestanckich Brytyjczyków podsycali francuscy misjonarze. W latach 1724-1725, podczas tzw. wojny gubernatora Dummera, koloniści z Massachusetts dowodzeni przez kpt. Johnsona Harmona, ignorując fakt, że wkraczają na ziemie uważane przez Francuzów za pozostające pod ich jurysdykcją, zniszczyli wsie Abnaków przy francuskich misjach katolickich w Norridgewock i w Peąuawket. Wśród zabitych w Norridgewock był jezuicki misjonarz, ksiądz Sebastian Rasles, którego Anglicy uważali za głównego inspiratora napadów Indian na osiedla brytyjskie. Po tych porażkach Abnakowie stali się mniej agresywni. Ponieważ Nowa Francja nie stanęła aktywnie w ich obronie, w 1725 r. zostali zmuszeni do uległości i zawarcia traktatu pokojowego z Anglikami. Dwa lata później, wraz z innymi plemionami uchodzącymi przed agresją Brytyjczyków, opuścili Maine i osiedlili się w Kanadzie we wsi St. Francois (St. Francis) u ujścia rzeki o tej samej nazwie do Rzeki Św. Wawrzyńca. WOJNA KRÓLA JERZEGO W październiku 1739 r. Anglia wypowiedziała Hiszpanii wojnę, która rok później przerodziła się w europejską wojnę o sukcesję austriacką (1740-1748). Wynikała ona przede wszystkim z angielskiej polityki kolonialnej i została wywołana m.in. dążeniami Anglii do zdobycia hegemonii w handlu amerykańskim. W 1744 r. do wojny, znanej w koloniach amerykańskich jako wojna króla Jerzego, włączyła się Fran­ cja 4 . I tym razem wszystkie swoje siły Francja zaangażowała na europejskich polach bitew, pozostawiając Kanadyjczyków bez wyraźnej pomocy. Jak zwykle wojna zaczęła się od walk podjazdowych prowadzonych przez Indian. W marcu 1744 r. Francuzi, zagrożeni aktywnością brytyjskich handlarzy futer, spekulan 4

Nazwa pochodzi od imienia króla Jerzego II (1727-1760).

^A

1)1

tów ziemią i pionierów, rozpoczęli działania w pasie od Maine do północnej części doliny Hudsonu. W lecie zagarnęli u wybrzeży Nowej Anglii 25 statków należących do kupców z Bostonu, paraliżując brytyjski handel między koloniami. Zimą 1744-1745 r. francuski desant z Louisbourga zajął osiedle brytyjskich rybaków Canso w Nowej Szkocji. Wzięty tam do niewoli garnizon pod dowództwem por. Johna Bradstreeta został początkowo odesłany na Cape Breton, a następnie do Bostonu. Miało to dla Francuzów poważne następstwa, Bradstreet bowiem, znający Lousbourg z wcześniejszych pobytów, zauważył zaniedbane fortyfikacje i niezadowolenie wśród załogi twierdzy, o czym nie omieszkał powiadomić gubernatora Massachusetts, Williama Shirleya. Zanim jednak do tego doszło, wojenna wyprawa Francuzów i Indian z Akadii pod dowództwem Antoine'a Coulona de Villiers przeszła przez pokryty śniegiem stumilowy odcinek dzielący ich od brytyjskiego osiedla Grand Pre na zachodnim wybrzeżu Nowej Szkocji. Wyposażeni w rakiety śnieżne i sanie do transportu zaopatrzenia Kanadyjczycy całkowicie zaskoczyli 500-osobowy garnizon żołnierzy z Massachusetts dowodzony przez płk. Arthura Noble. Doszło do walki, w której poległ Noble i wielu jego ludzi. Pozostali złożyli broń, uzyskując w zamian zgodę na odejście do odległego o 65 mil Annapolis. Na początku 1745 r. gubernator Shirley, wykorzystując informacje otrzymane od Bradstreeta, przygotował plan wspól­ nego ataku kolonii brytyjskich na Louisbourg. Komendę nad wyprawą powierzono płk. Williamowi Pepperellowi, dowódcy milicji z Maine (Maine było w tym czasie częścią kolonii Massachusetts). Pod koniec marca silna flota z Nowej Anglii, licząca 12 okrętów wojennych ze 150 działami oraz 100 statków trans­ portowych wiozących ponad 3000 żołnierzy z Massachusetts, Connecticut i New Hampshire (Rhode Island przysłała tylko kilka statków, a Nowy Jork trochę artylerii), wyruszyła z Bostonu w celu zdobycia Louisbourga. Siły te wzmocniła

• ^

92 przybyła z Antyli eskadra brytyjskiej marynarki komodora Petera Warrena (4 okręty i 300 żołnierzy piechoty morskiej). Francuski dowódca Louisbourga, Louis Duchambon, mógł przeciwstawić Brytyjczykom tylko 560 regularnych Szwaj­ carów i 1400 niedostatecznie przeszkolonych żołnierzy wojsk kolonialnych oraz 80 sprawnych dział. Wiedział, że w twierdzy brakuje amunicji i żywności, a morale jego wojsk nie jest wysokie, liczył jednak na potężne mury i dobrze rozlokowaną artylerię oraz rychłą odsiecz z Francji. Pod koniec kwietnia, tuż po stopnieniu lodów, Brytyjczycy opuścili swoją bazę w Canso. 30 kwietnia wylądowali na Cape Breton i, pokonując słaby opór Francuzów, zdobyli przyczółek w zatoce Gabarus (Gaharous Baie), kilka mil na południe od Louisbourga. Rozpoczęło się trwające 49 dni oblężenie miasta. Mimo braku zawodowego przygotowania Brytyjczycy już na początku zdobyli kilka zewnętrznych fortów, w tym wielką baterię, w której Francuzi pozostawili kilkanaście zagwożdżonych dział. Anglikom udało się ponownie przewiercić otwory prochowe i przy pomocy floty zaczęli ostrzeliwać twierdzę i jej mury. Nie mogli jednak zdobyć głównej baterii położonej na wyspie u wejścia do portu. Opanowano ją dopiero po pięciu atakach, tracąc tylko w jednym z nich prawie 300 ludzi. Duchambon, człowiek słabego charakteru i niezdecydowany, nie zdobył się na żadną stanowczą akcję zaczepną i postanowił czekać na pomoc z Francji. W tym samym czasie Warren odciął miasto od posiłków ze strony morza. Okrętom angielskim udało się przechwycić na Atlantyku 10 francuskich statków transportowych i zmusić do poddania wielki, uzbrojony w 74 działa okręt „Le Vigiliant", płynący z odsieczą do Louisbourga. Mimo to oblężenie przeciągało się i Warren, oficer doświadczony i pełen ambicji, widząc brak kompetencji Pepperella w prowadzeniu regular­ nych działań oblężniczych, zażądał przeprowadzenia jednoczesnego ataku od strony lądu i morza. W połowie czerwca. po zniszczeniu baterii broniącej dostępu do portu, obaj

93 dowódcy doszli do porozumienia i okręty Wairena wpłynęły do środka, zajmując pozycje do generalnego ataku. Nieustanne bombardowanie, brak nadziei na odsiecz i groźba nieuchronnego ataku zmusiły w końcu Duchambona do poddania twierdzy. Jego głównym warunkiem kapitulacji było odtransportowanie do Francji pozostałej przy życiu załogi i mieszkańców miasta, na co Brytyjczycy chętnie przystali. 17 czerwca 1745 r., po siedmiu tygodniach oblężenia, najpotęż­ niejsza twierdza Kanady, nazywana „Gibraltarem Nowej Francji", skapitulowała. Miasto, na które podczas całego oblężenia padło 9000 kul armatnich i 600 bomb zapalających, legło w gruzach. Żołnierzy garnizonu i większość cywilnych mieszkańców, zgodnie z warunkami kapitulacji, przewieziono do Francji na pokładach okrętów Warrena. Warunki poddania Louisbourga, szczególnie prawo za­ chowania przez odpływających Francuzów najcenniejszych rzeczy, wzburzyły rzecz jasna ochotników Pepperella, którzy idąc na wyprawę liczyli na złupienie miasta i obfitą zdobycz. Na dodatek, zamiast obiecanego powrotu do domów, czekała ich służba garnizonowa w zrujnowanej twierdzy. W ciągu nadchodzącej zimy wielu z nich zmarło z zimna i chorób. Najgorsze jednak miało ich spotkać trzy lata później, kiedy to na mocy traktatu pokojowego miasto zostało zwrócone Francji. Zdobycie Louisbourga, choć na pewien czas uwolniło od zagrożenia brytyjską strefę połowów i północnego handlu, okazało się dla kolonistów z Nowej Anglii „pyrrusowym zwycięstwem". Likwidacja francuskiej bazy w Louisbourgu nie zakończyła wojny. W 1746 r. francuska flota wysłana w celu odbicia twierdzy została zniszczona przez sztorm na Atlantyku. Rok później kolejna flota wysłana do Kanady przez Ludwika XV została pokonana przez okręty brytyjskie tuż po wypłynięciu z La Rochelle. Mimo tych sukcesów rząd brytyjski odrzucił propozycję Shirleya, aby ponownie zaata­ kować Quebec. Londyn odmówił pomocy, a kolonie nie były w stanie zebrać po raz drugi sił zdolnych do przeprowadzenia

94 samodzielnej akcji. Wojna w Ameryce przerodziła się w cykl walk partyzanckich utrzymujących w ogniu cale północne pogranicze przez trzy kolejne lata. W listopadzie 1745 r. z fortu St. Frederic wyszła ekspedycja złożona z 520 Kanadyjczyków i Indian pod dowództwem śmiałego zagończyka, por. Paula Marina. Celem francuskiego ataku stało się miasteczko Saratoga położone zaledwie 35 mil na północ od Albany. Korzystając z całkowitego zaskoczenia napastnicy zabili wielu mieszkańców, pojmali 100 innych. a całe miasto puścili z. dymem. W następnym roku podobna wyprawa zajęła fort Massachusetts nad rzeką Hoosick, 25 mil od Albany. Francuskie grupy wypadowe zniszczyły także liczne osiedla w spornej strefie na pograniczu Maine i Akadii. Wielu kolonistów straciło życie lub dostało się do niewoli. Władze Nowej Anglii spóźniały się z wysłaniem pomocy zbrojnej, zresztą zapewnienie bezpieczeństwa małym, roz­ rzuconym po całym pograniczu osadom i farmom było praktycznie niemożliwe. Nie udało się też angielskie kontruderzenie na fort St. Frederic, który stał się główną bazą wypadową Kanadyjczyków na tereny kolonii New York. W 1747 r. walki zaczęły wygasać. Wymieniono jeńców i powstrzymano wypady indiańskich sprzymierzeńców. W październiku 1748 r. zawarty został pokój w szwajcarskim Aix-la-Chapelle, kończący długą i nie rozstrzygniętą wojnę w Europie. W zamian za rezygnację ze zdobyczy we Flandrii i w Indiach Francja odzyskała w Ameryce Cape Breton z Louisbourgiem, co wywołało wielką konsternację w Nowej Anglii. Oddanie Louisbourga uświadomiło kolonistom, że sprawy amerykańskie nie mają dla Wielkiej Brytanii decydujące go znaczenia i że ważniejsze są dla niej interesy europejskie. Granice wpływów znowu nie zostały ustalone, nie uregulowano także spraw indiańskich, co uniemożliwiło osiągnięcie trwałego pokoju i stabilizacji. Po obu stronach granicy było jasne, że rozstrzygnięcia trzeba będzie szukać w kolejnej wojnie.

WOJNA Z FRANCUZAMI I INDIANAMI

KAMPANIA JERZEGO WASZYNGTONA 1754 ROKU

Pokój w Aix-la-Chapelle przerwał działania wojenne w Eu­ ropie na osiem lat, ale w Ameryce nie miał większego znaczenia. Między Anglią i Francją trwała zimna wojna, w której każda ze stron usiłowała powstrzymać ekspansję drugiej. Próby ustalenia granic kolonii, rozpoczęte w 1750 r., nie przyniosły żadnych rezultatów i wkrótce doszło do nowych konfliktów. Obie strony gorączkowo umacniały swoje pozycje w przewidywaniu nowej wojny. W Kanadzie Francuzi wzięli się za odbudowę Louisbourga, wznieśli też dwa nowe forty, Beausejour i Gaspereau, na wąskim przesmyku Chignecto, oddzielającym ich posiadłości od Nowej Szkocji. Rząd brytyjski, ponaglany przez Shirleya, odpowiedział na to budową na wschodnim wybrzeżu Nowej Szkocji miasta i bazy morskiej Halifax. W celu jego zasiedlenia przysłano z Anglii 2500 nowych kolonistów, którzy mieli stanowić przeciwwagę dla 10 000 francuskich Akadyjczyków zamieszku­ jących położoną po drugiej stronie półwyspu dolinę Annapolis. Nowa Szkocja i spory wokół łowisk u wybrzeży Kanady Wywoływały niepokoje, jednak główny ciężar rywalizacji Przesunął się teraz w stronę interioru, do doliny rzeki Ohio.

96 W końcu lat czterdziestych XVIII w. Brytyjczycy zaczęli coraz częściej przenikać przez pasmo gór Allegheny w po­ szukiwaniu nowych szlaków handlowych i terenów pod osadnictwo. Handlarze futer i spekulanci ziemią, często zorganizowani w kompanie i finansowani przez bogatych kupców i wpływowych polityków, posuwali się na zachód, zagrażając żywotnym interesom Francji. Przodowała w tym wirginijska Ohio Company of Virginia, która w 1749 r. otrzymała przywilej nadający jej 200 000 akrów ziemi w gór­ nym biegu rzeki Ohio, na terenach, przez które biegła najkrótsza droga łącząca Kanadę z Luizjaną. U progu lat pięćdziesiątych Francuzi ocenili sytuację jako groźną i uznali konieczność wyparcia Anglików z doliny Ohio. W tym samym 1749 r. gubernator Kanady, markiz Duąuesnu de Menneville, wysłał jednego ze swoich dowódców, Josepha Celerona de Bienville, wraz z 200 żołnierzami nad jezioro Erie. a potem na południe, w widły rzek Allegheny i Monongahela. skąd bierze początek rzeka Ohio, i dalej, aż w okolice rzek Miami i Maumee. Po drodze Francuzi zakopywali w ziemi ołowiane tabliczki informujące o ich prawach do tych terenów i odwiedzali miejscowych Indian w celu zawarcia z nimi sojuszy Nie odstraszyło to angielskich kupców, którzy w 1750 r. wysłali na zachód handlarza futrami, Christophera Gista. z zadaniem umocnienia stosunków z plemionami żyjącymi za rzeką Ohio. W rezultacie grupa sprzymierzonych z Francuzami Indian spaliła w czerwcu 1752 r. angielską faktorię założoną przez kupców z Pensylwanii w wiosce Pickawillany należącej do plemienia Miami. W 1753 r. gubernator Duąuesne wysłał kolejną ekspedycję która miała wybudować łańcuch nowych fortów, ciągnący sk od południowego brzegu jeziora Erie do wideł rzeki Ohio. Pospiesznie wzniesiono forty Presque Ile (dzisiejsze Erie), Le Boeuf i Venango. Pogłoski o tym, że Francuzi umacniają drogę od jeziora Erie na południe, prowadzącą przez tereny, do których rościła

97 sobie pretensje Kompania Ohio, spędzały sen z oczu gu­ bernatora Wirginii, Roberta Dinwiddie. Zaniepokojony po­ czynaniami Francuzów Dinwiddie, uzyskawszy na to zgodę króla Jerzego II, wysłał jesienią 1753 r. specjalną ekspedycję zwiadowczą, która miała ustalić pozycje Francuzów i znaleźć w widłach Ohio odpowiednie miejsce na budowę fortu. Na jej czele stanął 21-letni major milicji wirginijskiej, z zawodu mierniczy, Jerzy Waszyngton (1732-1799), przy­ szły bohater amerykański i pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych. W razie potwierdzenia obecności Francuzów na ziemiach, do których zgłaszali pretensje Brytyjczycy, Waszyngton miał im polecić opuszczenie spornych terenów i wycofanie się do Kanady. Zgodnie z otrzymanymi rozkazami w grudniu 1753 r. Waszyngton, prowadzony przez Gista i kilku irokeskich przewodników, dotarł do fortu Le Boeuf, położonego 200 mil na północ od wideł Ohio, nad strumieniem French Creek, dopływem rzeki Allegheny. Wypełnił swoją misję, przed­ stawiając napotkanym oficerom francuskim ultimatum Jerze­ go II, spotkał się jednak z grzeczną, lecz stanowczą odmową ze strony ich dowódcy, kawalera Legardeure'a de St. Pierre. Chcąc powstrzymać dalszy marsz Francuzów gubernator Dinwiddie wysłał w lutym 1754 r. oddział składający się z 33 ludzi, aby wybudowali fort Wirginia w widłach Ohio, w miej­ scu trafnie wybranym poprzedniej zimy przez Waszyngtona. W kwietniu, kiedy nadeszły stamtąd pogłoski o zajęciu przez Francuzów nie ukończonych fortyfikacji i rozpoczęciu przez nich wznoszenia własnej warowni (nazwanej imieniem guber­ natora Duquesne), władze Wirginii wysłały ponownie eks­ pedycję wojskową pod dowództwem Waszyngtona w celu przeciwstawienia się francuskiej „inwazji". W maju 1754 r. 159-osobowy oddział Waszyngtona (awan­ sowanego do stopnia podpułkownika milicji) dotarł do miejsca Zwanego Great Meadows, 50 mil na południowy wschód od fortu Duquesne (koło dzisiejszego Uniontown w Pensylwanii). Quebec 1759

98 Tam Waszyngton otrzymał od zaprzyjaźnionych Irokezów wiadomość o obozującej w pobliżu grupie 32 Francuzów. Chociaż Anglia i Francja nie były ze sobą formalnie w stanie wojny, Waszyngton samowolnie postanowił zaatakować intruzów. Zabrał 40 milicjantów i garstkę Indian i 28 maja o świcie napadł na obóz Francuzów spokojnie biwakujących przy ogniskach. W starciu, do jakiego doszło, zginęło 10 Francuzów, wśród nich dowodzący oddziałem chorąży Jo­ seph Coulon de Villiers, Sieur de Jumonville, zabity praw­ dopodobnie już po zakończeniu walki przez wodza Iroke­ zów, zwanego przez Anglików Pół-Królem (Half'King). Wzięci do niewoli Francuzi wyjaśnili, że poległy oficei pełnił funkcję posła, podobną do tej, jaką kilka miesięcy wcześniej sprawował Waszyngton. Jego zadaniem byto uprzedzić Brytyjczyków o francuskich roszczeniach do doliny Ohio. Zdaniem jeńców Wirgińczycy napadli na pokojową misję dyplomatyczną i zamordowali francuskiego parlamentariusza. Waszyngton, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, odrzucił oskarżenia Francuzów i wycofał się do Great Meadows, gdzie wzniósł prowizoryczne fortyfikacje nazwane fortem Necessity (fort Konieczność). Wzmocniony posiłkami przysłanymi przez Dinwiddiego (w tym dwoma regularnymi kompaniami garnizonowymi z Nowego Jorku i Karolin) Południowej) czekał na reakcję Francuzów, „gotów stawie czoło każdemu niebezpieczeństwu". 3 lipca 1754 r. szczupły oddział Waszyngtona został otoczony przez 600 żołnierzy francuskich i 100 Indian z fortu Duąuesne pod dowództwem kpt. Louisa Coulona de Villiers. brata zabitego Jumonville'a. Doszło do bitwy, podczas której Francuzi rozlokowali się na okolicznych wzgórzach, skąd mogli prowadzić krzyżowy ostrzał angielskich umocnień. Po całodziennym boju, w którym Brytyjczycy stracili w zabitych i rannych ok. 100 ludzi, Waszyngton skapitulował. Nie mając doświadczenia 4 lipca podpisał dokument, biorąc w nim na

99 siebie odpowiedzialność za śmierć Jumonville'a, co Francuzi wykorzystali w celach propagandowych. Skutki porażki Waszyngtona pod fortem Necessity okazały się dla Anglików bardzo poważne. W przededniu nowej wojny, która faktycznie została rozpoczęta, choć formalnie zaczęła się dwa lata później, Wielka Brytania została uznana nie tylko za agresora, ale i za kraj nie uznający prawa międzynarodowego i mordujący dyplomatów. Co gorsza, większość plemion indiańskich (w tym część Irokezów), przewidując porażkę Brytyjczyków, uznała, że w nadchodzą­ cym konflikcie lepiej stanąć po stronie prawdopodobnych zwycięzców i opowiedziała się po stronie Francuzów. KATASTROFA GEN. BRADDOCKA

Zagrożenie francuskie zmobilizowało kolonie angielskie do podjęcia próby koordynacji działań i zbudowania jednolitego frontu obrony. W czerwcu 1754 r. z inicjatywy gubernatora Nowego Jorku, Jamesa De Lanceya, zwołano w Albany kongres z udziałem reprezentantów siedmiu kolonii (Maryland, New York, Pensylwania, Massachusetts, Connecticut, New Hampshire i Rhode Island) oraz sprzymierzonych Indian. Powstał na nim projekt utworzenia unii obronnej przeciwko Francuzom i ustanowienia centralnych władz, które miałyby prawo powoływania armii, nakładania podatków i negocjacji z Indianami. Mimo przyjęcia go przez zebranych, projekt nie został zaakceptowany przez poszczególne zgromadzenia kolo­ nialne, od dawna patrzące podejrzliwie na wszystkie próby centralizacji władzy. Nie udało się także uzyskać jednoznacznej obietnicy sojuszu przeciwko Francuzom ze strony Irokezów. Dzięki ogromnej liczbie prezentów (wyjeżdżając z Albany wodzowie indiańscy zabrali ze sobą 30 pełnych wozów z darami) i staraniom komisarza do spraw Indian kolonii New York, Williama Johnsona (1715-1774), Brytyjczycy otrzymali co prawda od

100 Irokezów deklaracje pokojowych intencji, ale nie zdołali przekonać ich do odnowienia przymierza. Tylko zaprzyjaźnieni z Johnsonem Mohawkowie przyrzekli swoją pomoc i wkrótce dołączyli do oddziałów Johnsona, który w stopniu generała brygady wojsk prowincjonalnych objął dowództwo połączo­ nych sił angielsko-irokeskich w górnym biegu Hudsonu 1 . Niepowodzenie zjazdu w Albany i porażka Waszyngtona przekonały rząd w Londynie, że koloniści amerykańscy nic zdołają sami odeprzeć francuskiego zagrożenia. W listopadzie 1754 r. konserwatywny gabinet brytyjski księcia Newcastle (premier w latach 1754-1756) zdecydował o wysłaniu do Ameryki wojsk regularnych w celu wyparcia Francuzów z wideł Ohio. Rząd francuski zaprotestował, po czym sam skierował do Kanady sześć regularnych batalionów wojska (3000 ludzi) pod dowództwem barona Ludwiga Dieskaua. Wypłynęły one jednak z Brestu ze znacznym opóźnieniem w stosunku do posiłków brytyjskich. Mimo blokady angielskiej eskadry adm. Edwarda Boscawena statki wiozące oddziały Dieskaua wpłynęły na Rzekę Sw. Wawrzyńca i w czerwcu 1755 r. dotarły do Quebecu. Nieco wcześniej, 14 kwietnia, w porcie Alexandria w Wir ginii wylądowało 800 regularnych żołnierzy brytyjskich z 44 i 48 regimentów pieszych pod dowództwem gen. mjr. Edwarda Braddocka (1695-1755). Braddock, zawodowy żołnierz z 45-letnim stażem, który sławę zdobył w 1747 r. na polach bitewnych Flandrii, od razu wziął się do roboty. Jako naczelm dowódca wojsk brytyjskich w Ameryce Północnej jeszcze w kwietniu zwołał konferencję gubernatorów kolonii, n której przygotowano plan działań przeciwko Francuzom. Plan przewidywał jednoczesne uderzenie czterema kolumnami na 1

W 1738 r. Johnson założył faktorię nad rzeką Mohawk, potem zaprzyjaźnił się z Irokezami i został przyjęty do plemienia Mohawków. Ożenił się z córka jednego z ich wodzów, Molly Brant, i wielokrotnie reprezentował Indian na naradach z białymi kolonistami. Był szwagrem najsłynniejszego wodza Mohawków i wiernego sojusznika Anglii. Josepha Branta (1742-1807).

101 francuskie pozycje w dolinie Ohio (Braddock), fort Niagara (Shirley), fort St. Frederic (Johnson) i francuskie forty na granicy z Nową Szkocja, (pik Robert Monckton). Brytyjska kampania 1755 r. rozpoczęła się w czerwcu w Nowej Szkocji. Połączone siły prowincjałów z Nowej Anglii i wojsk regularnych z bazy w Halifaxie (2000 ludzi) pod komendą płk. Moncktona zdobyły francuskie forty Beausejour (19 czerwca) i Gaspereau (21 czerwca) na przesmyku Chignecto. Do 30 czerwca cały przesmyk znalazł się pod kontrolą Brytyjczyków. Zapewniło to bezpieczeństwo Nowej Szkocji, której zagrażali tylko francuscy osadnicy z doliny Annapolis. Większość z nich pod wpływem swoich katolickich księży uparcie odmawiała złożenia przysięgi na wierność królowi Anglii. Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęła się też kampania gen. Braddocka. Jego wyjście z bazy w forcie Cumberland (na granicy Wirginii i Maryland) opóźniały kłopoty z zaopatrzeniem armii w prowiant i konie, potrzebne do przebycia gór i transportu wielkiej liczby wozów. Wybu­ chowy i znany jako zwolennik żelaznej dyscypliny Braddock popadł w konflikt z władzami poszczególnych kolonii, które zwlekały z dostarczeniem niezbędnych środków i tradycyjnie już ze sobą rywalizowały. Ponieważ regularne siły Braddocka wydawały się zbyt szczupłe do wykonania zadania, oba brytyjskie regimenty uzupełniono do stanu 1400 ludzi ochotnikami z Wirginii. Obniżyło to jednak ich wartość bojową, gdyż nowi żołnierze byli słabo wyszkoleni. W skład ekspedycji wszedł również pułk milicji wirginijskiej. Liczebność armii przeznaczonej do wyparcia Francuzów z wideł Ohio wzrosła do 2200 ludzi. Adiutantem-ochotnikiem Braddocka. jako najlepiej znający teren przyszłych działań, został Jerzy Waszyngton. Zebrani w forcie Cumberland koloniści zgadzali się, że kluczową sprawą dla powodzenia wyprawy będzie pomoc ze strony Indian. Rozkazy, jakie Braddock otrzymał od

^ 102 przełożonych, zalecały mu pozyskanie wojowników indiań­ skich, generał jednak, wykazujący taką samą pogardę i lek­ ceważenie dla nieregularnych oddziałów kolonialnych, co i dla Indian, nie zadbał o ich wsparcie. Nie słuchał przestróg Waszyngtona i nie dał się przekonać, że Kanadyjczycy będą walczyć inaczej niż Francuzi w Europie, a Indianie mają własne sposoby walki w lesie. Odrzucił ewentualny sojusz z Irokezami, o który usilnie zabiegali angielscy agenci. Ostatecznie musiał się zadowolić 8 indiańskimi zwiadowcami z plemienia Mohawków, przysłanymi w ostatniej chwili dzięki interwencji Williama Johnsona. W końcu przygotowania zakończono i 7 czerwca armia Braddocka opuściła fort Cumberland, wyruszając w stronę odległego o 120 mil na zachód fortu Duąuesne. Przemarsz był ciężki, trasa wiodła przez dwa łańcuchy górskie i dzikie ostępy całkowicie pozbawione dróg. Wielokrotnie trzeba było pokonywać rzeki i górskie potoki, taszcząc ze sobą całe zaopatrzenie. Tempo marszu opóźniały gęste lasy wschodniej Pensylwanii, przez które prowadził szlak wy­ prawy, przez co wynosiło ono zaledwie 2 mile dziennie. Mimo to koloniści towarzyszący Braddockowi byli pod wrażeniem angielskich inżynierów, którzy na czele 300-osobowego oddziału z siekierami szli przed siłami głównymi i wycinali drogę, układając równy, starannie umocniony trakt dla artylerii i taborów. 16 czerwca, mniej więcej w połowie drogi do Duąuesne, Braddock, za radą Waszyngtona, wybrał 1400 spośród swoich najlepszych ludzi i poprowadził ich naprzód razem z 10 działami i 30 wozami. Resztę wozów i ludzi (800) pozostawił pod komendą swojego zastępcy, płk. Thomasa Dunbara, aby posuwały się dalej w wolniejszym tempie. W taborze pozostał także Waszyngton, którego zmogła ciężka choroba (praw­ dopodobnie dyzenteria). Wielu późniejszych krytyków Braddocka zarzucało mu, że rozdzielenie armii było błędem, a on sam upartym i wyniosłym

^

103 dyletantem, przekonanym o wyższości regularnego wojska j nie umiejącym walczyć w trudnym terenie amerykańskim 2 . Nawet jeśli tak było, Braddock nie był wcale głupcem i dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał walczyć w odmiennych warunkach, w których w każdej chwili może spodziewać się zasadzki. Jego marsz poprzedzał silny oddział zwiadowczy dowodzony przez ppłk. Thomasa Gage'a, operu­ jący pół mili przed główną kolumną, a boki zabezpieczali szperacze mający ostrzegać przed ewentualnym zaskoczeniem. Zemścił się jednak brak dostatecznej liczby indiańskich zwiadowców, którzy z pewnością stanowiliby lepszą gwarancję bezpieczeństwa. 8 lipca 1755 r. wojska Braddocka dotarły do łuku Monongaheli, gdzie dogonił je wciąż daleki od wyzdrowienia Waszyngton. Następnego dnia Brytyjczycy dwukrotnie prze­ kroczyli rzekę przez brody w odległości 9-10 mil od Duquesne. Forsowali ją ostrożnie, z zawodową sprawnością, nie napoty­ kając żadnego oporu. Dookoła widać było ślady pobytu Indian, nie zauważono jednak ani jednego wojownika. Tuż za drugim brodem ubrani w widoczne z daleka czerwone mun­ dury, obciążeni tornistrami i ściśnięci w wąską kolumnę żołnierze Braddocka wyszli na płaski teren i zagłębili się w szeroką na ponad 3 metry przecinkę wyrąbaną w lesie przez inżynierów. Po ok. godzinie marszu, w odległości 6 mil od fortu, przednia straż ppłk. Gage'a znalazła się w wąskim parowie o zboczach porośniętych lasem, przez który wiódł szlak do Duquesne. Nagle z przodu huknęły strzały i czoło wyprawy natknęło się na oczekujące w zasadzce oddziały przeciwnika. Tego samego dnia rano francuski dowódca Duąuesne, Sieur de Contrecoeur, zdając sobie sprawę, że nie zdoła obronić Zanotowano, że przed wyprawą Braddock miał się wyrazić o kanadyjskich dianach: ,.Te dzikusy są może groźnym przeciwnikiem dla całkiem surowej iii ej i amerykańskiej, ale nie zaimponują wyszkolonym i zdyscyplinowanym Ziałom króla".

104 fortu przed uzbrojonymi w działa Brytyjczykami, podjął ryzykowną decyzję o wyjściu im naprzeciw i zaatakowaniu nieprzyjaciela z zaskoczenia. Wysłał do przodu oddział złożony 2 70 regularnych żołnierzy francuskich, 150 kanadyjskich milicjantów i 650 Indian (głównie Ottawów, Potawatomich i Czipewejów znad jeziora Michigan) pod dowództwem kpt. Daniela Lienarda de Beaujeu. Zajęli oni dogodne pozycje w wyjściu z parowu i ostrzelali nadciągającego wroga. Początek starcia wcale nie zapowiadał porażki Brytyj­ czyków. Mimo zaskoczenia oddział ppłk. Gage'a odpowiedział salwami z muszkietów i podciągnął dwa działa, które zasypały Francuzów i Indian gradem kartaczy. Beaujeu poległ, a więk­ szość jego ludzi rzuciła się do ucieczki. Panice nie ulegli tylko żołnierze regularni, którzy — choć musieli się cofnąć — po­ wstrzymali natarcie Anglików. Komendę przejął wówczas kpt. Jean Dumas, który zastąpił poległego dowódcę. Zdołał on zatrzymać uciekających i poprowadził ich z powrotem do walki. Podczas gdy garść regularnej piechoty francuskiej stawiała czoło Brytyjczykom, Dumas rozdzielił pozostałe siły i rzucił je pod osłoną lasu na skrzydła oddziału Gage'a. Ukryci za drzewami Kanadyjczycy i Indianie celnymi strzałami zabijali jednego żołnierza za drugim. Wówczas Anglicy cofnęli się w nieładzie i wpadli na śpieszącą im na odsiecz główną kolumnę Braddocka. Braddock, usłyszawszy strzały i okrzyki wojenne Indian, zamiast rozluźnić szyki i przygotować się do obrony, kazał żołnierzom przyjąć regulaminową pozycję i przyśpieszył marsz. Strzelanina wzmagała się, co oznaczało, że straż przednia uwikłała się w poważną potyczkę. Wkrótce przecinka zaroiła się uciekającymi w popłochu żołnierzami Gage'a W całej kolumnie brytyjskiej powstało zamieszanie, oddziały zmieszały się ze sobą nie mogąc posuwać się ani do przodu. ani do tyłu. Jednocześnie z obu stron lasu na skłębiony tłum „czerwonych kurtek" spadła lawina ognia ukrytych za drze­ wami Kanadyjczyków i Indian.

105 Nastąpiła prawdziwa masakra. Regularni żołnierze an­ gielscy, całkiem nie zaprawieni do walki indywidualnej, wpadli w panikę i zaczęli się nawzajem ostrzeliwać. Do­ siadający koni oficerowie próbowali ustawić swoich ludzi w szyku, ale sami stali się doskonałym celem dla ukrytych w lesie strzelców. Tylko milicjanci z Wirginii rzucili się w bok i zaczęli strzelać na oślep w kierunku niewidocznego, siejącego spustoszenie wroga. Braddock z Waszyngtonem przy boku jeździli konno wśród ogarniętego przerażeniem tłumu starając się na próżno za­ prowadzić porządek. Pod Waszyngtonem zabito dwa konie, ale szczęśliwym trafem nie drasnęła go ani jedna kula. Uparty Braddock stanowczo odrzucił żądanie Waszyngtona, aby pozwolono mu zebrać miejscowych żołnierzy i poprowadzić ich w las, aby „podjąć walkę z przeciwnikiem zgodnie z jego własną taktyką" 3 . Myślał tylko o jednym, jak przywrócić regulaminowy szyk oddziałów i odpowiedzieć wrogowi sal­ wami z muszkietów. Walka trwała ponad dwie godziny, kiedy Brytyjczykom zaczęła się kończyć amunicja. W końcu Braddock został trafiony i runął z konia na ziemię. Waszyngton, jeden z nielicznych, którzy mogli wykonywać jeszcze jego rozkazy, złożył ciężko rannego dowódcę na mały kryty wóz i zaczął wycofywać się z tymi, którzy trzymali się jeszcze na nogach. Rozpoczął się bezładny odwrót, znaczony ciałami zabitych i rannych, i tylko indiańskiej żądzy brania łupów i skalpów należy przypisać, że niedobitkom udało się wycofać i za­ prowadzić jaki taki porządek. Dwa dni później, po przerażającym nocnym marszu, któremu towarzyszyły jęki i lamenty rannych, pozostali przy życiu żołnierze Braddocka dotarli do oddalonego o 50 mil taboru. Pędzący przodem Waszyngton usiłował sprowadzić posiłki, jednak Dunbar i jego ludzie byli zbyt przerażeni, by wyruszyć ' J. T. FI e x ner, Washington, PIW, Warszawa 1990, s. 36.

106 na pomoc. Śmiertelnie raniony Braddock zmarł. Pochowano go przy drodze w nie oznakowanym grobie, żeby uchronić zwłoki przed profanacją ze strony Indian. Pełniący teraz obowiązki dowódcy płk Dunbar kazał zwinąć obóz, zniszczyć zapasy i wyposażenie, po czym wycofał się do fortu Cumber­ land, a potem do Filadelfii. Bitwa nad Monongahelą była największą katastrofą w ca­ łej anglo-amerykańskiej historii. Z 1374 żołnierzy znaj­ dujących się pod bezpośrednim dowództwem Braddocka zginęło lub zostało rannych ponad 900 4 . Z 86 oficerów przeżyło tylko 30. Utracono wszystkie działa, amunicję i większość zapasów. Wyprawa na fort Duqucsne zakończyła się totalną klęską. Dolina Ohio pozostała na razie w rękach Francuzów i ich indiańskich sojuszników, którzy poczęli atakować nadgraniczne ziemie Wirginii, Pensylwanii i Mary­ landu, paląc angielskie osady i zmuszając osadników do ucieczki na wschód. Następcą Braddocka na stanowisku dowódcy wojsk brytyjs­ kich w Ameryce Północnej został gen. Shirley. W sierpniu 1755 r. Shirley razem z Johnsonem ześrodkowali w rejonie Albany-Schenectady ponad 5000 ludzi, aby zgodnie z wcześ­ niejszym planem wyruszyć przeciwko fortom Niagara i St. Frederic. Wyprawa Shirleya (1500 żołnierzy) ruszyła w górę rzeki Mohawk, lecz utknęła we wrześniu w forcie Oswego, po tym. jak do Shirleya dotarła wiadomość o francuskich posiłkach dla Niagary. Chcąc nie chcąc Shirley wycofał się do doliny Hudsonu. Na jesieni jego wojska wybudowały w górnym biegu rzeki Hudson fort Edward, odległy o 45 mil na północ od Albany. Nie lepiej powiodło się Johnsonowi (3500 ochotników i 300 Mohawkow). 8 września jego kolumna natknęła się przy południowym brzegu jeziora George na 2000 regularnych 4

Różne źródła szacują straty brytyjskie na od 863 do 977 ludzi.

108 żołnierzy francuskich, Kanadyjczyków i Indian pod dowódz­ twem barona Dieskaua, którego gubernator Kanady wysłał natychmiast po przybyciu z Francji do obrony fortu St. Frederic. W ciągu jednego dnia Johnson i Dieskau stoczyli ze sobą w puszczy trzy bitwy. Brytyjczycy ponieśli większe straty, ale nie dopuścili Francuzów do fortu Edward i wzięli do niewoli rannego Dieskaua. Pozbawieni dowódcy Francuzi cofnęli się na północ, gdzie na drugim krańcu jeziora George, w odległości 11 mil od St. Frederic, wznieśli nowy fort Carillon (Ticonderoga). Mimo zwycięstwa w bitwie nad jeziorem George żołnierze Johnsona, zniechęceni stratami, odmówili dalszej walki. Nie mogąc kontynuować ofensywy Johnson wybudował na połu­ dniowym brzegu jeziora George silnie umocniony fort William Henry, zostawił w nim na zimę niewielki garnizon, a resztę wojsk rozpuścił do domów. Kampania roku 1755 zakończyła się tam, gdzie się roz­ poczęła, w Nowej Szkocji. We wrześniu brytyjski guber­ nator Charles Lawrence postanowił oczyścić półwysep z lo­ jalnych wobec Francji kolonistów z doliny Annapolis. W pa­ ździerniku ok. 7000 Akadyjczyków, którzy nie złożyli przysięgi na wierność królowi Anglii, zostało po barba­ rzyńsku wygnanych z domów, załadowanych na statki i wywiezionych do południowych i środkowych kolonii brytyjskich. Część z nich dotarła z powrotem do Nowej Szkocji, gdzie złożyli przysięgę lojalności i w dalszej fazie konfliktu pozostali neutralni. Wielu zostało na ob­ czyźnie walcząc z trudem o przetrwanie we wrogim oto­ czeniu. Inni przedostali się do Luizjany bądź powrócili do Francji. Wysiedlenie kolonistów francuskich z Nowej Szkocji spotęgowało negatywne opinie o Brytyjczykach, wywołane niekompetencją Waszyngtona w sprawie zamor­ dowanego Jumonville'a i spotkało się z oburzeniem na całym świecie.

109 DZIAŁANIA WOJENNE W LATACH 1756-1757

Niepowodzenia operacji wojennych w 1755 r. wprawiły w zakłopotanie rząd brytyjski, który sądził, że uda się zlikwido­ wać francuskie zagrożenie w Ameryce, a może nawet zdobyć Kanadę, bez wszczynania nowej wojny europejskiej. Dla wielu polityków angielskich było jednak oczywiste, że wojna nadcho­ dzi i żeby ją wygrać, należy wzmóc wysiłek militarny. Już w końcu 1755 r. gabinet ks. Newcastle podjął decyzję o mobili­ zacji floty i powiększeniu do 5000 ludzi korpusu piechoty morskiej podległego Admiralicji. Kilka miesięcy później podnie­ siono także stan sił lądowych do 35 000, z czego 13 000 przeznaczono do obrony kolonii. Wojska brytyjskie w Ameryce wzmocniono regularnymi regimentami „czerwonych kurtek" i szkockich górali. Jednocześnie tworzono nowe pułki prowincja­ łów i oddziały rangersów. Dokonano także zmian na stanowiskach dowódczych w Ameryce. Na wiosnę 1756 r. z funkcji naczelnego dowódcy odwołano gen. Shirleya. Jego miejsce zajął przysłany z Anglii szkocki arystokrata, gen. John Campbell, hrabia Loudoun. Mimo wieloletniej zawodowej służby nie był on jednak człowiekiem nadającym się do tej funkcji. Próżny służbista, powolny i niezdecydowany w działaniu, nie osiągnął podczas swojej kadencji żadnych sukcesów. Nie bez przyczyny pewien polityk brytyjski powiedział po jego nominacji: „Nie wróżę najlepiej wydarzeniom nadchodzącego lata, skoro wysyła się do Ameryki oddziały pod dowództwem człowieka, którego nawet dziecko może przechytrzyć lub przestraszyć za pomocą pistoletu-zabawki" \ Zastępcą Loudouna mianowano gen. mjr. Jamesa Abercrombie, który objął tymczasowo dowództwo, do czasu przyjazdu Loudouna w lipcu 1756 roku. Przeciwnikiem Loudouna w Ameryce został nowy dowódca francuski, gen. Louis de Montcalm. Przyjazd Montcalma do 5

J. F u l l e r , A military history of the Western World. vol. 2, Funk and Wagnalls Company, New York 1955, s. 244.

1 10 Kanady (11 maja 1756 r.) zbiegł się z wybuchem wojny w Europie. 20 maja Wielka Brytania oficjalnie rzuciła Francji wyzwanie, rozpoczynając angielsko-francuski okres wojny siedmioletniej (1756-1763). Do historii Ameryki weszła ona pod nazwą wojny z Francuzami i Indianami (French and Indian War). Gen. Louis Joseph de Montcalm-Gozona, markiz de Saint-Veran (1712-1759), był prawdopodobnie największym do­ wódcą po obu stronach w dziejach całej rywalizacji angielsko-francuskiej w Ameryce. Urodził się w Candiac, koło Nimes, na południu Francji. Pochodził ze starej, choć zubożałej rodziny arystokratycznej. Do armii wstąpił jako chorąży w wieku 15 lat. Dwa lata później ojciec kupił mu stopień kapitana. Podczas austriackiej wojny sukcesyjnej od 1741 r. walczył z Austriakami na terenie Czech i brał udział w okupacji Pragi. W 1743 r. został pułkownikiem regimentu d'Auxerrois, na którego czele przez trzy lata walczył na różnych frontach przeciwko Austriakom i Sabaudczykom. Wyróżnił się w czasie walk we Włoszech w 1746 r., służąc pod rozkazami marsz, de Maillebois. W bitwie pod Piacenzą (16 czerwca 1746 r.) został pięciokrotnie ranny szablą i dostał się do niewoli austriackiej. Po zakończeniu wojny wrócił do rodzinnej posiadłości, nie zabiegając o zaszczyty i prowadząc spokojny tryb życia z dala od królewskich salonów. Na początku 1756 r. został niespodziewanie awansowany do stopnia generała majora i wysłany do Kanady na miejsce barona Dieskaua. Montcalm, człowiek błyskotliwy i dowcipny, wyróżniał się niskim wzrostem i wielkim nosem, który niechętni mu porównywali do ptasiego dzioba. Był jednak śmiałym, ener­ gicznym i inteligentnym żołnierzem, lubianym przez żołnierzy i cieszącym się zaufaniem oficerów. Otrzymawszy rozkaz wyjazdu do Ameryki nie był wcale zachwycony. Odległa i zimna Kanada, o której niewiele wiedział, nie była jego wymarzonym miejscem, tak bardzo różniąc się od ukochanego południa Francji. Co więcej, w powszechnym odczuciu dobrze

111 ustosunkowanych francuskich generałów w przededniu nowej, wielkiej wojny uchodziła za miejsce zesłania i końca kariery wojskowej. Po przybyciu do Kanady Montcalm, żołnierz wychowany w tradycyjnej szkole europejskiej, a przy tym człowiek nerwowy i na swój sposób próżny, z rezerwą patrzył na Kanadyjczyków i ich indiańskich sprzymierzeńców. Od razu też popadł w konflikt z gubernatorem Kanady. Pierre'em de Rigaud, markizem de Vaudreuil (synem wcześniejszego guber­ natora) 6 . Stary, niedołężny, a przy tym zazdrosny o swoją pozycję i nie mający większego pojęcia o wojsku Vaudreuil z góry patrzył na Montcalma i próbował mu się mieszać w szczegóły dowodzenia. Jeszcze przed swoim odwołaniem w marcu 1756 r. głów­ nodowodzący po stronie brytyjskiej, gen. Shirley, opracował nowy plan kampanii na nadchodzący rok. W konsekwencji, zanim nowy dowódca, hr. Loudoun, zdążył przybyć do Ameryki (23 lipca) i zapoznać się z planami poprzednika, działania rozpoczęto bez jego udziału. Późną wiosną silny oddział prowincjałów z Massachusetts pod komendą gen. Johna Winslowa został skierowany do bazy w forcie Edward, a połączone siły żołnierzy regularnych i ochotników z New York dowodzone przez płk. Jamesa Mercera — do fortu Oswego. Energiczny Montcalm wy­ korzystał zamieszanie po stronie brytyjskiej i latem skon­ centrował w forcie Frontenac, na północnym brzegu jeziora Ontario, ponad 3000 Francuzów i Indian. Nie czekając, aż Brytyjczycy zbiorą odpowiednie siły do inwazji, po­ stanowił uprzedzić ich atak i na początku sierpnia przeprawił swoje wojska przez Ontario. 10 sierpnia oddziały francusko-indiańskie (3300 ludzi) otoczyły fort Oswego obsadzony przez 1700 zaskoczonych żołnierzy płk. Mercera. Po czterodniowym oblężeniu, w trakcie 6 61-letni Vaudreuil byl pierwszym gubernatorem Kanady urodzonym w Ameryce. Wcześniej pelnil funkcję gubernatora Luizjany.

1 112 którego poległ Mercer, załoga skapitulowała. W ręce Fran­ cuzów wpadło 1600 jeńców i 121 dział. Niestety, zwycięski Montcalm nie potrafił lub nie chciał zapanować nad trium­ fującymi Indianami, którzy wymordowali 80 poddających się Brytyjczyków. Francuzi spalili fort i z jeńcami wycofali się do Montrealu. Na jesieni Montcalm przesunął swoje siły, liczące teraz 5000 żołnierzy regularnych i milicjantów, do fortu Carillon. Loudoun, który miał pomiędzy Albany a jeziorem George 10 000 ludzi, nie zaryzykował uderzenia, pozwalając Fran­ cuzom umocnić się w Carillon i zostać tam na zimowych kwaterach. Sam zostawił silne garnizony w fortach William Henry i Edward, po czym rozpuścił wojska prowincjonalne, planując dużą ofensywę dopiero w następnym roku. Tylko na południu, na granicy Pensylwanii, Marylandu, Wirginii i obu Karolin, trwały jeszcze napady Indian, kończące zwycięską dla Francuzów kampanię 1756 roku. W grudniu 1756 r. kluczowe stanowisko ministra spraw zagranicznych w rządzie brytyjskim objął wybitny polityk stronnictwa wigów, William Pitt Starszy (1708-1778). Jako zdecydowany rzecznik angielskiej ekspansji kolonialnej pod­ porządkował sobie sprawy wojskowe i faktycznie objął ster państwa (pełnił tę funkcję przez cztery najważniejsze lata wojny, do 1761 roku). Rozbudował flotę, wprowadził porządek w armii i dokonał nowych zaciągów. Prowadzenie wojny w Europie powierzył głównie zaciągniętym za angielskie pieniądze wojskom heskim (8000) i rosyjskim (40 000). Dzięki temu mógł wysłać do kolonii świeże, dobrze wyszkolone i uzbrojone oddziały brytyjskie. Strategia Brytyjczyków w Ameryce począwszy od 1757 r. była w decydującej mierze jego dziełem. Na wiosnę 1757 r. Loudoun opracował śmiały plan pobicia sił Montcalma w forcie Carillon i bezpośredniego ataku na Quebec. W wyniku nalegań Pitta, który uważał, że w pierwszej kolejności należy opanować wejście do Zatoki Sw. Wawrzyn-

113 ca, a dopiero potem zdobyć Quebec we współdziałaniu z flotą brytyjską, zmienił cel ataku na Louisbourg. Wczesnym latem Loudoun zgrupował swoje oddziały w No­ wym Jorku, aby przy pomocy floty przewieźć je do Halifaxu, który miał być jego bazą do ataku na Louisbourg. 30 czerwca siły ekspedycyjne wzmocniła eskadra brytyjska adm. Francisa Holbome'a. Na pokładach jego okrętów przybyło siedem regularnych regimentów przysłanych przez Pitta do pomocy w ataku na Louisbourg. Podniosło to stan wojsk ekspedycyj­ nych do 12 000 ludzi. Przygotowania do inwazji jak zwykle przeciągały się i Brytyjczycy byli gotowi do zaatakowania Louisbourga dopiero pod koniec sierpnia. Dało to Francuzom czas na przygotowanie obrony i wzmocnienie własnej floty bazującej w twierdzy (w tym 15 okrętów liniowych). Kiedy w końcu wszystko było gotowe, pogorszyła się pogoda. 24 września silny sztorm rozproszył eskadrę Holbome'a blokującą Cape Breton. Kilka dni później Loudoun uznał, że bez pomocy floty nie uda mu się zdobyć twierdzy. Przygotowana z wielkim trudem operacja została odwołana i wojska powróciły do Nowego Jorku. Tymczasem Montcalm wykorzystał fakt, że większość sił brytyjskich została skierowana do Nowej Szkocji i rozpoczął ofensywę nad jeziorem George. Podczas gdy Loudoun przy­ gotowywał się do ataku na Louisbourg, Montcalm wyruszył z fortu Carillon na południe. Prowadził ze sobą 6000 Fran­ cuzów i 1600 Indian oraz 30 dział, spławianych w dół jeziora George na specjalnych platformach ustawionych na łodziach wielorybniczych. • 3 sierpnia oddziały francuskie rozpoczęły oblężenie fortu William Henry. Fortu broniło 2300 żołnierzy brytyjskich (z czego dwie trzecie stanowili koloniści) i kilkudziesięciu Mohawków pod dowództwem doświadczonego szkockiego oficera, ppłk. George'a Munro. W odległym o 16 mil na Południc torcie Edward stacjonowało dalsze 5000 Brytyjczyków, r- Quehec 1759

114 którymi dowodził gen. mjr Daniel Webb. Przestraszony po­ głoskami o dużej sile Montcalma (francuski jeniec celowo oszacował liczbę jego wojsk na 11 000 ludzi), Webb uznał, że nie ma wystarczających sił do udzielenia pomocy załodze fortu William Henry i pozostawił ją własnemu losowi. 6 sierpnia w ręce Francuzów wpadło pismo Webba, w którym brytyjski generał wcale nie zachęcał ppłk. Munro do obrony, doradzał szybką kapitulację, a jako powód podawał bez osłonek, że nie może przysłać ani jednego żołnierza. Oblężenie fortu William Henry, które stało się najważniej­ szym wydarzeniem kampanii 1757 r., trwało sześć dni. Obrońcy stawili zacięty opór i odparli trzy francuskie ataki. Nie mogąc się doczekać pomocy Webba, Munro spróbował odciągnąć Francuzów spod William Henry. W tym celu wysłał z fortu wycieczkę w sile 400 ludzi pod dowództwem ppłk. Parkera w celu zademonstrowania ataku na fort Carillon. Montcalm nie dał się jednak oszukać i wysłał za Parkerem Indian. Ci wciągnęli ludzi Parkera w zasadzkę, sprawiając im krwawą łaźnię. Z całego oddziału ocalało zaledwie 2 oficerów i 70 żołnierzy. 7 sierpnia nadeszło ciężkie działo francuskie, którego ogień zniszczył część fortyfikacji i większość brytyjskich armat. Następnego dnia, mając rozbite działa i wyczerpane zapasy amunicji, Munro poddał fort razem z pozostałymi 1400 ludźmi. W umowie kapitulacyjnej Montcalm zgodził się, aby po złożeniu broni załoga brytyjska zachowała sztandary i bezpiecznie odeszła do fortu Edwarda. Ciężko ranni i chorzy mieli pozostać na miejscu pod opieką Francuzów. Po raz kolejny jednak Montcalmowi nie udało się zapanować nad swoimi indiańskimi sojusznikami, którzy poczuli sic oszukani warunkami kapitulacji. 9 sierpnia, kiedy rozbrojona kolumna brytyjska wyszła z fortu, spragnieni skalpów wojow­ nicy wymordowali rannych, a potem zaatakowali odchod/ą cych Anglików. Nastąpiła rzeź, która po raz drugi położyła się cieniem na honorze francuskiego dowódcy. „Na naszych

115 ! oczach zabijali i skalpowali wszystkich chorych i rannych" .— zeznał później jeden z ocalałych żołnierzy brytyjskich 7 . Zanim regularni piechurzy francuscy z bagnetami na karabi­ nach przywrócili porządek i przerwali masakrę, zginęło co najmniej 200 ludzi, a drugie tyle porwano do niewoli. Zadowolony ze zwycięstwa Montcalm zniszczył umocnienia zdobytego fortu, ale nie mając odpowiednich sił do zaatako| wania Webba wycofał się z powrotem do fortu Carillon. Wkrótce potem musiał zwolnić kanadyjskich milicjantów, którzy chcieli wrócić do domów, żeby zająć się żniwami. Opuścili go także unoszący zdobyte łupy Indianie. Wiadomość o krwawych wydarzeniach znad jeziora George, które weszły do historii wojen kolonialnych pod nazwą „rzezi pod fortem William Henry", rozeszła się lotem błyskawicy po angielskich koloniach, wywołując panikę i podsycając niena­ wiść do Francuzów i Indian. O poczuciu zagrożenia może świadczyć fakt, że nawet mieszkańcy Nowego Jorku podjęli przygotowania do zniszczenia łodzi, mostów i dróg prowadzą­ cych do miasta. Panikę powiększała obawa, że po klęsce Brytyjczyków sprzymierzeni do tej pory z Anglikami Irokezi zmienią front i zechcą zdobyć łupy na stronie przegrywającej. Po powrocie z nieudanej wyprawy na Louisbourg Loudoun zamierzał pomścić niepowodzenia i zaplanował marsz w górę Hudsonu. Nigdy jednak nie zrealizował swojego zamiaru. W grudniu 1757 r., kiedy zima przerwała leśne walki, Pitt odwołał nieudolnego Loudouna do kraju, mianując na jego miejsce gen. Jamesa Abercrombie. Zaraz też przystąpił do przygotowywania nowego planu wyeliminowania Francji z Ameryki Północnej.

D z i e w a n o w s k i , op. eit., s. 386.

POCZĄTEK BATALII O KANADĘ

UPADEK LOUISBOURGA

Na sukcesy nowej polityki wojennej Pitta nie trzeba było długo czekać. Na przełomie 1757 i 1758 r. przygotowano nowy trzyczęściowy plan, którego celem było zdobycie trzech kluczowych bastionów francuskich w Ameryce Północnej: Louisbourga, fortu Carillon oraz fortu Duąuesne, i przygoto­ wanie tym samym warunków do ostatecznego podboju Kanady. W celu realizacji tego planu wysłano do Ameryki zdolnych brytyjskich generałów: lorda Augustusa Howe'a (jako zastępcę gen. Abercrombie), Johna Forbesa oraz specjalnie ściągniętego z frontu w Niemczech Jeffreya Amhersta (1717-1797). W pierwszej fazie ekspedycja morska pod dowództwem gen. Amhersta miała zająć Louisbourg i otworzyć drogę do Quebecu. Jednocześnie gen. Abercrombie miał rozpocząć ofensywę z Albany przeciwko fortom Carillon i St. Fraderic, a po ich zdobyciu ruszyć na Montreal. Trzecie uderzenie miał wykonać gen Forbes, którego zadaniem było zdobycie fortu Duąuesne i wyparcie Francuzów z doliny Ohio. Do realizacji tych zadań przewidziano zmobilizowanie armii liczącej 50 000 ludzi, z czego 22 000 miały stanowić wojska regularne W rzeczywistości Brytyjczykom udało się zebrać ok. 40 000

117 wojsk zawodowych i kolonialnych, ale i tak była to siła aż nadto wystarczająca do wykonania zadania. Jednocześnie z przygotowaniami do działań lądowych zreorganizowano i powiększono flotę. W lutym 1758 r. pierwszy lord Admiralicji (dowódca floty), adm. George Anson, wysłał do Halifaxu silną eskadrę, która eskortowała 14 regularnych regimentów z artylerią i saperami, przeznaczonych do ataku na Louisbourg. Pozostałe eskadry brytyjskie otrzy­ mały rozkaz zablokowania francuskich baz. morskich w Tulonie i Rochefort, aby uniemożliwić Francuzom wysłanie posiłków do Ameryki. Gen. Montcalm, znalazłszy się w obliczu przeważających sił brytyjskich przygotowanych do ataku na Kanadę z kilku stron jednocześnie, wysłał do Francji jednego ze swoich oficerów, znakomitego żeglarza, Louisa Antoine'a de Bougainville (1729-1811), z prośbą o posiłki. Kiedy Bougainville przybył do Paryża i zwrócił się o pomoc, odpowiedziano mu, że wszystkie siły Francji zaangażowane są w Europie i że Kanada nie może liczyć na wsparcie. Jako przyczynę podano to, że flota brytyjska jest silniejsza od francuskiej, a skarb królewski świeci pustkami. „Kiedy płonie dom — stwierdził minister finansów Berryer — nie czas troszczyć się o stajnie" '. Mimo to rząd Ludwika XV robił co mógł, żeby wysłać do Kanady odpowiednie posiłki. Główna eskadra francuska wyszła z Tulonu, chcąc przedostać się na Atlantyk, lecz okręty adm. Osborne'a operujące na Morzu Śródziemnym zapędziły ją do hiszpańskiej Kartageny i tam skutecznie zablokowały. W tym samym czasie eskadra adm. Hawke'a zaatakowała na Atlantyku francuski konwój wiozący 3000 żołnierzy przeznaczonych do wsparcia sił Montcalma. Konwój został niemal w całości zniszczony. Tylko kilka okrętów z dwoma batalionami piechoty na pokładach dotarło do Louisbourga. Były to jedne z ostatnich 1

Ibidem, s. 386.

118 posiłków i okrętów, jakie ciężko walcząca w Europie Francja mogła poświęcić do obrony Kanady. Pierwszym celem Brytyjczyków w walce o Kanadę stał się Louisbourg. Jego umocnienia po 1748 r. odbudowano i znacz­ nie wzmocniono. Stały garnizon twierdzy liczył 3000 ludzi pod dowództwem kawalera de Drucour, który miał do pomocy flotę złożoną z 12 okrętów wojennych (w tym 5 liniowców). Po wzmocnieniu załogi dwoma regularnymi batalionami przybyłymi z Francji i marynarzami z okrętów, które zostały zablokowane w porcie, Drucour mógł przeznaczyć do obrony Louisbourga ok. 6000 ludzi. Przeciwko tej sile Wielka Brytania zmobilizowała 13 000 żołnierzy, w większości regularnych, oraz flotę złożoną z 22 okrętów liniowych, 15 fregat i 120 statków transportowych, której dowództwo objął wiceadm. Edward Boscawen. Doko­ nując wyboru Boscawena Pitt powiedział: „Kiedy zwracam się do innych oficerów, ci tłumaczą się trudnościami. On zawsze znajduje wyjście z sytuacji" 2 . Wojska Amhersta przeznaczone do ataku na Louisbourg podzielono na trzy brygady, którymi dowodzili trzej pułkow­ nicy: Lawrence, Whitmore i 31-letni James Wolfe, który już rok później miał się okazać decydującą bronią Wielkiej Brytanii w wojnie o Kanadę. 28 maja 1758 r. flota Boscawena przypłynęła do Halifaxu. zastając wszystko w gotowości do wyjścia w morze. Dwa dni później armada 157 żaglowców brytyjskich wyszła z portu, b\ 1 czerwca stanąć na redzie Louisbourga. Przez tydzień wiatr i wysoka fala nie pozwalały na przeprowadzenie desantu. W sztabie gen. Amhersta trwały dyskusje na temat wyboru miejsca lądowania. Energiczny Wolfe opowiadał się za doko­ naniem desantu z dala od twierdzy przy jednoczesnym pozorowanym ataku na Louisbourg od strony portu. Zwycię­ żyła jednak koncepcja wysadzenia wojsk w pobliżu twierdz}'. - C. L o w . Beatles ofthe British Anny, George Routledgc And Sons Ltd.. Glasgow 1890, s. 116.

119 Jako miejsce desantu Amherst wybrał położoną dwie mile na południe od miasta zatokę Gabarus, gdzie w 1745 r. lądowały oddziały inwazyjne Williama Pepperella. 8 czerwca Brytyjczycy rozpoczęli przy wsparciu artylerii okrętowej lądowanie w północnej części zatoki Gabarus. Jej brzegów broniło 1000 żołnierzy francuskich z 8 działami. Obsadzili oni trzy górujące nad plażą bastiony, nazwane przez Anglików Fiat Point, White Point i Freshwater Cove. Podczas gdy brygady Lawrence'a i Whitmore'a wykony­ wały pomocnicze uderzenia na stanowiska Francuzów we Fiat Point i White Point, Wolfe stanął w obliczu głównego punktu oporu wroga we Freshwater Cove. Jego brygada, składająca się z 12 kompanii grenadierów, 550 żołnierzy lekkiej piechoty, regimentu szkockiego i oddziału prowin­ cjonalnych rangersów, zbliżyła się na łodziach do brzegu. Wydawało się, że silny przybój i ogień Francuzów uniemoż­ liwią lądowanie. W pewnej chwili załogi dwóch łodzi dotarły pod osłoną skał do brzegu na końcu plaży. Chwilę potem na ląd wyskoczył Woltę i zaczął wskazywać załogom pozostałych łodzi kierunek desantu. Kiedy na brzegu znalaz­ ła się już wystarczająco duża grupa żołnierzy, Wolfe po­ prowadził ich do ataku w górę skalistego zbocza, wprost na pozycje Francuzów. Nacierając na bagnety Brytyjczycy wyparli przeciwnika ze stanowisk, zdobywając przy tym kilka dział. Następnie brygada Wolfe'a utworzyła przy­ czółek, na którym wylądowała reszta armii inwazyjnej wraz z artylerią. Po utracie Freshwater Point pozostali obrońcy zatoki Gabarus wycofali się do twierdzy. Swój sukces Wolfe okupił stratą 100 żołnierzy. Może dlatego napisał w jednym z listów do kraju, że lądowanie było pośpieszne i nie przemyślane. Trzy dni po wylądowaniu Brytyjczycy podciągnęli artylerię i rozpoczęli regularne oblężenie Louisbourga. Francuzi bronili się energicznie, ostrzeliwując oblegających z licznych dział i wyprowadzając co jakiś czas wycieczki. Mimo to Amherst

120 niszczył metodycznie baterie francuskie jedna po drugiej i nieubłaganie zbliżał się do celu. 12 czerwca Wolfe poprowadził natarcie na ważną pozycję obronną Francuzów wokół latarni morskiej w pobliżu portu (Lighthouse Point). Zagrożeni otoczeniem obrońcy zniszczyli ustawione tam działa i wycofali się za mury. Kilka dni później Brytyjczycy zbudowali w Lighthouse Point własne stanowiska artyleryjskie, z których zaczęli ostrzeliwać wejście do portu i osłaniającą go główną baterię francuską na Wyspie Koziej (Goat Island). Po tygodniu ostrzeliwania pozycje Francuzów na wyspie zostały zniszczone. Po raz kolejny Brytyjczycy ustawili swoje baterie i rozpoczęli systematyczny ostrzał twierdzy. Mimo widocznych postępów oblężenie przeciągało się. Dopiero 19 lipca Amherst dał rozkaz do generalnego bombar­ dowania Louisbourga. Parę dni później w murach twierdzy pojawiły się wyłomy pozwalające na przeprowadzenie szturmu. Drucour, chcąc uniemożliwić Brytyjczykom wpłynięcie do portu, zatopił u jego wejścia cztery spośród swoich okrętów. Część floty Boscawena sforsowała jednak tę przeszkodę i 25 lipca wtargnęła do portu, niszcząc pięć ostatnich okrętów francuskich. Tym samym Louisbourg został wzięty w dwa ognie. 27 lipca Drucour, mając już tylko cztery sprawne działa i żadnej nadziei na pomoc z zewnątrz, podpisał bezwarunkową kapitulację. Po upadku twierdzy do niewoli brytyjskiej dostało się 5500 żołnierzy i marynarzy francuskich. Straty Anglików podczas całego oblężenia wyniosły 523 zabitych i rannych. Jedynym oficerem brytyjskim, który natychmiast po zdoby­ ciu Louisbourga wyraził swoje niezadowolenie, był płk Wolfe. Nie tylko skrytykował 50-dniowe — zbyt długie jego zdaniem — oblężenie, ale zaczął się domagać kontynuowania ofensyw)'. Uważał, że trzeba natychmiast wyruszyć w górę Rzeki Św. Wawrzyńca i zaatakować Quebec. W sztabie Amhersta i Boscawena wiedziano, że w Quebecu pozostała niewielka załoga, gdyż większość oddziałów fran-

121 cuskich przebywała z Montcalmem w pasie jezior, broniąc dostępu do Montrealu. Wydawało się nawet, że argumenty Wolfe'a przekonały Amhersta, większość oficerów jednak była przeciwna wyprawie, obawiając się nadchodzącej zimy. Sprawę rozstrzygnęła opinia Boscawena, który odmówił wpłynięcia na wody Zatoki Św. Wawrzyńca wiedząc, że już we wrześniu pojawiają się tam lody, które mogłyby unie­ ruchomić jego okręty. Z rozstrzygającą kampanią postanowio­ no poczekać do następnej wiosny. Nie przekonało to upartego Wolfe'a. Ambitny pułkownik chciał nawet podać się do dymisji, ale ostatecznie poprosił o urlop zdrowotny i wraz z flotą Boscawena powrócił do Anglii. Zdobycie Louisbourga (przemianowanego po zwycięstwie na Louisburg) było pierwszym ważnym zwycięstwem Wielkiej Brytanii w trwającym od trzech lat konflikcie, które w istotny sposób wpłynęło na dalszy przebieg wojny. Potwierdziło ono jednocześnie całkowitą dominację brytyjskiej floty na morzu i umiejętność współdziałania marynarki z wojskami lądowymi w operacji przeciwko najpotężniejszej francuskiej twierdzy w Ameryce. Wraz z jej upadkiem wyspa Cape Breton, Wyspa Św. Jana (Księcia Edwarda) i ujście Rzeki Św. Warzyńca znalazły się na stałe w rękach Anglików. WYPRAWA GEN. ABERCROMBIE NA FORT CARILLON Działania pod Louisbourgiem były w pełnym toku, kiedy w końcu czerwca rozpoczęła się brytyjska ofensywa w kie­ runku Montrealu. Przeznaczone do tego celu siły gen. Abercrombie, stacjonujące w Albany i forcie Edward, liczyły 15 350 ludzi, z czego 6350 stanowiły oddziały regularne przysłane z Europy. Zagrożony obustronnym uderzeniem Montcalm nie mógł się rozdzielić. Wiedział jednak, że Louisbourg jest potężną twierdzą, która może stawić długotrwały opór. Postanowił zatem zatrzymać gen. Abercrombie i w tym celu skoncentrował

122 swoje siły w forcie Carillon. Było to zadanie niezmiernie trudne, gdyż wyposażonym w ciężką artylerię wojskom brytyjskim Francuzi mogli przeciwstawić zaledwie 5000 ludzi, z czego tylko część stanowili żołnierze regularni. Montcalmowi sprzyjał jednak los i nieudolność brytyjskiego dowódcy. Najpierw Abercrombie przez swoją opieszałość nie wykorzys­ tał efektu zaskoczenia i pozwolił Francuzom przygotować się do walki. Potem pozostawił w tyle swoje działa, w rezultacie czego znalazł się pod Carillon z samą tylko piechotą, po­ zbawiony wsparcia artylerii. 5 lipca kolumna gen. Abercrombie dotarta do ruin fortu William Henry, gdzie na brzegu jeziora George oczekiwała na nią flotylla 1035 łodzi transportowych. Następnego dnia wojska załadowały się na łodzie, które przewiozły całą armię w pobliże fortu Carillon. 7 lipca Abercrombie uformował piechotę w cztery kolumny i ruszył prosto na francuski fort, nie czekając nawet na wyokrętowanie dział. Po drodze jego żołnierze musieli staczać drobne utarczki z małymi grupami kanadyjskich milicjantów, którzy opóźniali pochód Brytyj­ czyków. W jednej z takich potyczek poległ dowodzący strażą przednią zastępca gen. Abercrombie i ulubieniec żołnierzy, gen. Howe 3 . Tymczasem Montcalm, wiedząc, że nie zdoła obronić fortu przed ciężką artylerią Brytyjczyków, wyszedł z Carillon na czele 3600 żołnierzy regularnych i milicjantów, aby po­ wstrzymać wroga na przedpolu fortecy. Kazał ściąć drzewa na grzbiecie niskiego wzgórza w pewnej odległości przed fortem i zbudować z nich szaniec wysokości 1 metra. Następnie zatarasował gałęziami i koronami ściętych drzew wszystkie drogi prowadzące do fortu. 8 lipca 12 000 Brytyjczyków stanęło naprzeciw francuskiej barykady z powalonych drzew. Mimo silnej pozycji Francuzów Abercrombie nie chciał poczekać na pozostawione na łodziach Trumnę ze szczątkami gen. Howe'a odkryto w 1889 r. podczas prac ziemnych w mieście Ticonderoga.

124 działa, których ogień mógłby utorować drogę piechocie. Nie mogąc z powodu zatarasowanych dróg obejść pozycji francus­ kich i zaatakować ich ze skrzydeł, rzucił swoją piechotę do przodu bez żadnego wsparcia. Atakujący żołnierze brytyjscy musieli przedzierać się przez gęstwinę krzaków i stosy gałęzi rozłożonych przez Francuzów na przedpolu, podczas gdy ci ostrzeliwali ich zza swojej barykady. Bezsensowna walka trwała pięć godzin i obfitowała w liczne starcia wręcz. Brytyjczycy przeprowadzili w tym czasie sześć ataków czoło­ wych, które Francuzi za każdym razem krwawo odpierali ogniem muszkietów oraz bagnetami i kolbami karabinów. W końcu Abercrombie, siedząc bezpiecznie w odległym o 2 mile od pola bitwy tartaku, gdzie znajdował się jego punkt dowodzenia, dał sygnał do odwrotu. Na pobojowisku pozostało prawie 2000 Brytyjczyków 4 . Największe straty poniósł nacie­ rający w pierwszej linii słynny 42 regiment szkocki Black Watch (Czarna Straż) 5 , który stracił tego dnia 314 zabitych i 333 rannych. Pozostali żołnierze brytyjscy ulegli demorali­ zacji i wpadli w panikę podczas pośpiesznego odwrotu do miejsca lądowania. Mimo porażki Abercrombie miał wciąż dużą przewagę liczebną, a na dodatek silną artylerię i 3000 świeżych ludzi, którzy nie brali udziału w nieudanym ataku. Nie podjął jednak regularnego oblężenia i wkrótce zarządził odwrót do Albany. Francuzi, chociaż utrzymali linię obrony, także ponieśli ciężkie straty (ok. 400 ludzi). W nocy po bitwie planowali odwrót do Carillon, ale następnego dnia stwierdzili, że to Brytyjczycy się wycofali. W ten sposób Montcalm odniósł jedno ze swoich 4

Straty gen. Abercrombie według oficjalnych danych brytyjskich (praw­ dopodobnie zaniżonych) wyniosły 464 zabitych, 1117 rannych i 29 zaginio­ nych, razem 1610 ludzi. 5 Regiment ten (Royal Highland Regiment) powstał w 1739 r. w wyniku połączenia wiernych królowi Anglii oddziałów szkockich górali, powołanych do utrzymania porządku w Szkocji po powstaniu jakobilów w 1715 roku. Nazwę zawdzięcza początkowemu charakterowi służby i ciemnym spódnicz­ kom (kilts), jakie nosili jego żołnierze.

125 najwspanialszych zwycięstw, Abercrombie zaś zbłaźnił się i utracił autorytet wojskowy. 18 września został pozbawiony naczelnego dowództwa. Zastąpił go gen. Amherst, który znacznie umocnił swój prestiż po zdobyciu Louisbourga. WYPRAWA GEN. FORBESA DO WIDEŁ OHIO Podjąwszy ostateczną decyzję o wyparciu Francuzów z doliny Ohio, Pitt wysłał do środkowych kolonii gen. Johna Forbesa. Forbes przybył do Filadelfii w kwietniu 1758 r. i tak jak jego poprzednik, Braddock, od razu natrafił na problemy administra­ cyjne. Tylko dzięki kombinacji swych talentów kwatermistrzowskich (Forbes był przede wszystkim zawodowym oficerem zaopatrzeniowym) i gróźb udało mu się zmusić niechętne do współpracy Zgromadzenia Pensylwanii i Marylandu do dostar­ czenia niezbędnej liczby wozów, koni i zaopatrzenia. Zajęło mu to sporo czasu i znacznie opóźniło rozpoczęcie ekspedycji. Brytyjczycy wykorzystali jednak ten czas na wysłanie do doliny Ohio swoich agentów, którzy starali się przekonać tamtejsze plemiona indiańskie do porzucenia Francuzów. Armia, którą Forbes miał poprowadzić na fort Duąuesne, składała się z 1900 żołnierzy regularnych (w większości Szkotów), 2700 prowincjałów z Pensylwanii pod dowództwem płk. Johna Armstronga i 2600 ochotników z Wirginii pod komendą płk. Jerzego Waszyngtona. Trzonem oddziałów Forbesa był batalion 60 regimentu Royal Americans, na którego czele stał ppłk Henry Boucjuet, szwajcarski oficer odznaczający się wielkim sprytem i odwagą. Początkowo wydawało się, że wojska Forbesa wyruszą drogą przez Allegheny do Ohio, którą jako pierwszy pokonał Waszyngton, a po nim Braddock. Forbes jednak, zmuszony zaopatrywać się w Filadelfii, postanowił obrać nową, krótszą drogę prosto na zachód z Pensylwanii. Wyruszono na początku lipca, z trudem pokonując liczne przeszkody geograficzne na terenach, których prawie nikt z uczestników wyprawy nie znał.

126 W czasie kiedy oddziały Forbesa mozolnie posuwały się nową drogą, wycinaną przez inżynierów w lasach pasma Gór Niebieskich (Blue Mountain), Brytyjczycy odnieśli ważne zwycięstwo nad jeziorem Ontario. W sierpniu ppłk John Bradstreet, wykorzystując skupienie większości sił francuskich w rejonie jezior George i Champlain, poprowadził 3000 prowincjałów w górę rzeki Mohawk, do ruin fortu Oswego. Tam zbudował flotyllę łodzi, na których przeprawił się przez Ontario, a następnie zaatakował francuski posterunek w forcie Frontenac. 27 sierpnia fort, którego broniło zaledwie 150 ludzi, skapitulował. Zwycięstwo to przełamało francuską kontrolę nad jeziorem Ontario i zagroziło liniom komunikacyjnym pomiędzy Montrealem a Duąuesne. Bradstreet nie wykorzystał jednak w pełni sukcesu i zamiast pozostawić we Frontenac brytyjski ga­ rnizon, ograniczył się do spalenia fortyfikacji. Utracił w ten sposób szansę przecięcia szlaku wodnego Francuzów z Rzeki Św. Wawrzyńca przez Ontario. Pozbawił też stronę brytyjską możliwości ustanowienia wysuniętej bazy do dalszych działań przeciwko Montrealowi. W tym czasie wyprawa Forbesa zbliżała się do wideł Ohio. Brytyjczycy szli powoli, starannie budując drogę i wznosząc w wybranych miejscach ufortyfikowane punkty etapowe. Ich marsz budził trwogę Indian z okolic Duąuesne, którzy na widok brytyjskiej potęgi zaczęli podupadać na duchu. Za­ chęcani przez Francuzów dokonywali wypadów na linie komunikacyjne Forbesa, lecz z niewielkim skutkiem. 8 września doszło do potyczki przedniej straży prowadzonej przez Armstronga i Waszyngtona z Indianami przy brodzie na rzece Allegheny w Kittaning. Podczas walki w lesie dwie jednostki prowincjałów z Pensylwanii i Wirgińczyków, biorąc się nawzajem za wroga, wpadły w popłoch i zaczęły się ostrzeliwać. Zanim Waszyngtonowi udało się opanować za­ mieszanie, padło 14 zabitych i 26 rannych. Po tym wydarzeniu gen. Forbes powierzył komendę nad strażą przednią ppłk.

127 Bouąuetowi. Wkrótce potem ciężko zachorował (resztę kam­ panii spędził głównie na noszach) i Bouąuet przejął faktycznie dowodzenie całością sił. Zbliżywszy się do Duąuesne Bouąuet wysłał na zwiad w pobliże fortu zawodowego oficera szkockiego, mjr. Jamesa Granta, polecając mu rozpoznanie stanowisk Francuzów i schwytanie języka. Grant wziął ze sobą 800 ludzi, regular­ nych Szkotów i milicjantów wirginijskich. W odległości pól mili od fortu Brytyjczycy obsadzili jedno ze wzgórz (Grant's HM), z którego mogli dokonywać obserwacji i sporządzić szkic pozycji francuskich. Po dokonaniu rekonesansu Grant, uspokojony bezruchem panującym po stronie francuskiej, postanowił zaryzykować i zdobyć fort własnymi siłami. Rankiem 14 września rozdzielił oddział na mniejsze grupy i kazał im otoczyć fort, po czym wysłał oficera z eskortą i doboszem z żądaniem kapitulacji. Przeważający liczebnie Francuzi wypadli z fortu, pochwycili parlamentariuszy, a następnie otoczyli główną grupę Brytyjczyków szykującą się do ataku. Grant dostał się do niewoli, poległo 20 oficerów i 300 żołnierzy. Porażka ta, w połączeniu z ciężką chorobą Forbesa, powstrzymała chwilowo dalszy pochód Brytyjczyków. W październiku armia Forbesa tkwiła wciąż w głębi puszczy w pobliżu Duąuesne. W tym czasie władze Pensylwanii toczyły negocjacje z naczelnikami piętnastu plemion indiań­ skich w celu odciągnięcia ich od sojuszu z Francuzami. Ta ważna konferencja została zorganizowana w mieście Easton nad rzeką Delaware i zakończyła się pełnym powodzeniem. Podpisany wówczas traktat zapewnił neutralność Indian z gór­ nej części doliny Ohio i bardzo ułatwił zadanie Forbesa w dalszym ciągu kampanii przeciwko Duąuesne. Krótko potem większość Indian sprzymierzonych z Francuzami opuś­ ciła swoje obozy wokół fortu, pozostawiając garnizon francuski w beznadziejnej sytuacji. Przedtem jednak, 12 października, grupa Francuzów i Indian zaatakowała jeden z brytyjskich

128 punktów etapowych w Loyal Hannah. Była to już ich ostatnia akcja zaczepna przeciwko siłom Forbesa. Forbes postanowił zaczekać z ostatecznym natarciem na Duqucsne do wiosny i zaczął się szykować do budowy zimowych kwater, kiedy przyszła wiadomość o porzuceniu przez Indian stanowisk wokół fortu. Mimo choroby, na czele 2500 ludzi ruszył szybko do przodu, podejmując wszystkie środki ostrożności, żeby nie powtórzyć wcześniejszej klęski Braddocka. 24 listopada w obozie Brytyjczyków pojawili się Indianie dając znaki pokoju. Donieśli, że „nad Duąuesne ściele się gęsty dym". Kilka godzin później zwiadowcy potwierdzili wiadomość, że Francuzi, zdając sobie sprawę, że wobec dezercji Indian oraz przecięcia linii zaopatrzeniowych obrona jest niemożliwa, spalili fort i wycofali się w dół Ohio. 25 listopada 1758 r. Brytyjczycy zajęli ruiny Duąuesne be/ jednego wystrzału. Po raz pierwszy od 1754 r. widły Ohio znalazły się pod ich kontrolą. Wkrótce potem pod naciskiem Brytyjczyków Francuzi wycofali się z całej doliny Ohio. Wszystkie plemiona z tego regionu uznały, że władza Fran­ cuzów ostatecznie upadła i zawarły pokój z Brytyjczykami. Na miejscu zniszczonego fortu Duąuesne wybudowano an­ gielską fortecę, którą Forbes na cześć Pitta nazwał jego imieniem (dziś Pittsburg). Miała to być jedna z jego ostatnich decyzji. Nie odzyskawszy zdrowia zdobywca Duąuesne zmarł zimą 1759 roku. Działania w roku 1758 zakończyły się generalnie sukcesem Brytyjczyków, którzy w końcu otworzyli sobie drogę do Kanady. Louisbourg i Duąuesne znajdowały się w rękach angielskich, a fort Frontenac leżał w gruzach. Kanada, mocno naciskana na obu skrzydłach, znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Tylko w środkowej części frontu, w pasie jezior, wojska Montcalma trzymały się mocno i nadal bloko wały strategiczny korytarz do Montrealu.

Gen. Louis de Montcalm

Gen. James Wolfe

Angielskie działa okrętowe z drugiej polowy XVIII w.

Grenadier brytyjski z 1751 r.

Żołnierz 42 regimentu szkockiego (Black Watch) z 1758 r.

Wódz Irokezów w barwach wojennych

Brytyjskie okręty na Rzece Św. Wawrzyńca

Atak Indian na fort angielski podczas powstania Pontiaka

OBLĘŻENIE OUEBECU Zimą 1758 r. Pitt zdecydował, że w następnym roku operacje przeciwko Kanadzie powinny być prowadzone na szerszym froncie, od ujścia Rzeki Sw. Wawrzyńca do jeziora Erie. Na początku grudnia przesłał swój plan gubernatorom kolonii północnych i środkowych, zobowiązując ich do współdziałania z armią regularną. Nowy plan opanowania Kanady przewidywał przeprowa­ dzenie jednoczesnego ataku sił lądowych gen. Amhersta na francuskie forty nad jeziorami George i Champlain w celu otwarcia drogi do Montrealu oraz desantu morskiego pod Quebecem. Oba zgrupowania wojsk miały się następnie połączyć i dokonać ostatecznego podboju Kanady. W tym samym czasie trzecia ekspedycja brytyjska miała uderzyć na kierunku pomocniczym w rejonie jezior Ontario i Erie, aby zdobyć fort Niagara i odciąć zachodnią Kanadę od terenów nad Rzeką Św. Wawrzyńca. Przed rozpoczęciem kampanii Brytyjczycy pozyskali do współpracy wiele plemion indiańskich, które na skutek za­ blokowania przez flotę angielską wybrzeża Kanady zostały odcięte od regularnych dostaw broni i towarów francuskich. Szczególnie cenna okazała się pomoc Irokezów, którzy od wielu lat prowadzili zręczną politykę neutralności, opartą na 9 — Quebec 1759

130 ocenie aktualnych sił Francji i Anglii. W wyniku wstrzymania dostaw zaopatrzenia z Francji oraz brytyjskich zwycięstw w 1758 r. Indianie doszli do wniosku, że szala wojny przechyliła się na stronę Wielkiej Brytanii i w tej sytuacji korzystniejsze dla nich będzie opowiedzenie się po stronie Anglików. Do poprowadzenia wyprawy na Quebec Pitt wybrał płk. Jamesa Wolfe'a, który odznaczył się podczas oblężenia Louisbourga. James Wolfe (1727-1759) był młody, ale już dobrze znany w armii brytyjskiej. Urodził się w Westerham w hrabstwie Kent w rodzinie zawodowego oficera (jego ojciec, Edward, był wówczas podpułkownikiem w 8 regimencie piechoty). Służbę wojskową rozpoczął w wieku 14 lat (1741) jako chorąży 44 regimentu. Podczas wojny o sukcesję austriac­ ką walczył na kontynencie z Francuzami, wyróżniając się w bitwach pod Dettingen (1743) i Laffeldt (1747). Brał także udział w kampanii przeciwko jakobitom podczas powstania szkockich górali w latach 1745-1746. W 1748 r. otrzymał stopień majora 20 regimentu piechoty. W latach 1750-1757 dowodził w stopniu podpułkownika 20 regimentem, stac­ jonującym w różnych garnizonach na terenie Szkocji i Anglii. W tym czasie uczynił ze swojego pułku wzorową jednostkę, zwracając na siebie uwagę przełożonych. Po wybuchu wojny siedmioletniej wziął udział w nieudanym desancie Brytyj­ czyków pod Rochefort (1757), na atlantyckim wybrzeżu Francji. Jako jeden z nielicznych dowódców spotkał się wtedy z uznaniem rządu. Pitt dostrzegł jego duże możliwości i wybrał go do realizacji swoich planów w Ameryce, mianując Wolfe'a jednym z brygadierów Amhersta w wyprawie przeciwko Louisbourgowi. James Wolfe był wysokim, szczupłym mężczyzną, wyjąt­ kowo słabego zdrowia i kondycji. Od młodych lat cierpiał na bronchit, reumatyzm i kamienie nerkowe, a pod koniec życia zapadł na gruźlicę. Mimo problemów ze zdrowiem, które doprowadzały go nieraz do rozpaczy, był pełen energii

131 i ambicji. W służbie wykazywał niezwykłe zdecydowanie i nie krył wysokiego mniemania o swoich umiejętnościach wojskowych. Bez umiaru szafował swoim zdrowiem, będąc jednym z tych ludzi, którzy wolą zdobyć sławę i umrzeć za młodu, wyczerpując wcześniej wszystkie zapasy sił. Znany był z arogancji, wybuchowego charakteru i napadów złości, podczas których często krytykował braki swoich kolegów i przełożonych. Mimo to cieszył się uznaniem podwładnych, którzy umieli go docenić za ogromną wiedzę militarną i postawę wykazaną podczas walk na kontynencie. Co dziwne, jego nieznośne usposobienie i pojawiająca się czasami opinia szaleńca nie zaszkodziły mu także w oczach przełożonych. Nie tylko nie wydalono go z wojska, ale powierzano mu coraz bardziej odpowiedzialne zadania, dzięki czemu doszedł do wysokiej pozycji w armii. Później­ sze wydarzenia pokazały, że był talentem wojskowym najwyższej miary. Jego pierwsza i zarazem ostatnia samo­ dzielna kampania uczyniła go bohaterem narodowym i poz­ woliła mu wejść do panteonu najbardziej zasłużonych do­ wódców brytyjskich. Wybór Pitta, który do wykonania najtrudniejszego zadania powołał tego młodego i wzbudzającego liczne kontrowersje oficera, który na dodatek nigdy do tej pory nie sprawował samodzielnego dowództwa, wywołał zdumienie w otoczeniu króla. Gdy Pitt powierzył mu zdobycie Quebecu, Jerzemu II natychmiast doniesiono, że na czele armii stoi człowiek, którego zachowania niepodobna przewidzieć. — To szaleniec? — zapytał król. — W takim razie mam nadzieję, że pogryzie niektórych moich generałów! Wolfe zdawał sobie sprawę ze złych cech swojego charak­ teru, ale nie przejmował się głosami ludzi mu nieprzychylnych. „Lepiej być pożytecznym dzikusem niż grzecznym pieskiem, którego wszyscy mają w nosie" — powiedział'. D z i e w a n o w s k i , op. cii., s. 389.

132 James Wolfe nie był wcale głupcem, a Pitt dobrze wiedział co robi czyniąc tego kapryśnego i schorowanego oficera dowódcą wyprawy na Quebec. Pozostawieni w Nowej Szkocji oficerowie pamiętali jego postawę po zdobyciu Louisbourga i głośno domagali się przysłania właśnie jego. Zdawali sobie sprawę, że decydujący cios Francuzom może zadać tylko energiczny i zdecydowany dowódca pokroju Wolfe'a. Podjąwszy ostateczną decyzję o wyprawie do Kanady Pitt miano­ wał Wolfe'a generałem-majorem czasu wojny 2 i dał mu wolną rękę w doborze podkomendnych. Ponieważ większość wojsk dowodzonych przez gen. Amhersta odpłynęła wraz z nim do Nowego Jorku, Pitt, który obiecał Wolfe'owi 12 000 regularnych żołnierzy, musiał sformować armię inwazyjną od początku. Pierwszym problemem, jaki stanął przed Pittem, była sprawa zapewnienia armii lądowej odpowiedniego wsparcia floty. Decydująca batalia o Kanadę jawiła mu się przede wszystkim jako wielkie przedsięwzięcie transportowe. Chodziło o to, żeby w odpowiednim czasie dowieźć w wybrane miejsce żołnierzy Wolfe'a, sprzęt i zaopatrzenie. Ponieważ marsz wielotysięcznej armii z wybrzeża Nowej Szkocji przez dzie­ wiczą puszczę nie wchodził w rachubę, należało zgromadzić przewidziane do inwazji siły w Louisburgu, a potem jednym skokiem osiągnąć Quebec Rzeką Sw. Wawrzyńca i zdobyć go przed nadejściem surowej kanadyjskiej zimy. Po konsultacjach z adm. Ansonem Pitt wybrał do prze­ prowadzenia operacji morskiej trzech wiceadmirałów: Saundersa, Holmesa i Durella. Dwaj pierwsi byli wyjątkowo doświadczonymi marynarzami i mieli ściśle współdziałać z armią Wolfe'a. Zadaniem trzeciego było wcześniejsze zablokowanie wejścia do Zatoki Św. Wawrzyńca w celu uniemożliwienia flocie francuskiej dostarczenia posiłków i zaopatrzenia do Cjuebecu. :

Etatowym stopniem Wolfe'a od kwietnia 1758 r. byta ranga pułkownika 67 regimentu piechoty utworzonego z drugiego batalionu 20 regimentu.

133 Flota oddana pod rozkazy Saundersa składała się z 22 okrętów liniowych, 5 fregat i 18 mniejszych slupów (sloop of war). Holmes miał pod swoim dowództwem 6 liniowców i 9 fregat, eskadra Durella liczyła zaś 8 okrętów liniowych i 6 fregat. Cala armada przeznaczona do ataku na Cjuebec składała się ze 170 okrętów, statków transportowych i jedno­ stek pomocniczych oraz 18 000 marynarzy, co stanowiło jedną trzecią całej floty brytyjskiej. Pierwsza opuściła Anglię na początku lutego 1759 r. eskadra adm. Durella. 14 lutego wyszła w morze eskadra adm. Holmesa eskortująca 76 statków wypełnionych wojskiem. Wkrótce potem wypłynęła także eskadra adm. Saundersa, przy którym znajdował się Wolfe. Obaj wyprzedzili Holmesa i w końcu kwietnia dotarli do Louisburga, gdzie ze zdziwieniem stwierdzili, że z powodu utrzymywania się lodów w Zatoce Św. Wawrzyńca okręty Durella znajdują się wciąż w porcie w Halifaxie. Dopiero 5 maja Durell przypłynął do Louisburga, ale w obawie przed lodami wciąż zwlekał z wpłynięciem na wody zatoki. W rezultacie francuska flota admirała de Lery (18 okrętów), któremu towarzyszył powracający z misji do Francji Bougainville, uprzedziła go i bez przeszkód dotarła do Cjuebecu. Durell próbował ją doścignąć i popłynął w górę Rzeki Św. Wawrzyńca. Nie dogoniwszy Francuzów, 6 czerwca zablokował rzekę, kotwicząc swoje okręty w pobliżu wyspy Ile-aux-Coudres, ok. 60 mil na wschód od Cjuebecu. Nieudana misja Durella omal nie spowodowała fiaska całej operacji. W pobliżu Cape Breton okręty adm. de Lery przechwy­ ciły jednostkę brytyjską, na której znaleziono list gen. Amhersta zawierający dokładny plan kampanii przeciwko Kanadzie. List ten Bougainville szybko dostarczył Montcalmowi. Markiz zostawił obronę na odcinku od jeziora Champlain do fortu Niagara swym podkomendnym, a sam natychmiast udał się do Cjuebecu, żeby przygotować miasto do odparcia inwazji Wolfe'a. 17 maja do Louisburga przypłynęły brytyjskie transportowce z eskortą Holmesa. Po dołączeniu oddziałów prowincjonalnych

134 Wolfe przygotował Order of Banie, dzieląc swoją armię na trzy brygady dowodzone przez wybranych przez niego brygadierów. Na czele pierwszej brygady stanął gen. bryg. Robert Monckton, który wsławił się w walkach w Nowej Szkocji w 1755 roku. W skład jego brygady weszły: 15 regiment Amhersta (594 ludzi), 43 regiment Kennedy'ego (715), 58 regiment Anstruthera (616) i 78 regiment szkocki płk. Simona Frasera (1269). Dowództwo drugiej brygady objął gen. bryg. George Townshend. Tworzyły ją: 28 regiment Bragga (591), 47 regiment Lascellesa (679) i 2 batalion 60 regimentu Royal Americans Moncktona (581). W skład trzeciej brygady, dowodzonej przez gen. bryg. Jamesa Murraya, weszły: 35 regiment Otwaya (899), 48 regiment Webba (853) i 3 batalion 60 regimentu Royal Americans Lawrence'a (607). Ponadto w skład armii Wolfe'a wchodziły trzy kompanie grenadierów wydzielone z regimentów pozostawionych jako garnizon Louisburga (Loitisbourg Grenadiers), batalion 350 artylerzystów ppłk. Wilkinsona, konni zwiadowcy oraz tzw. korpus amerykańskich rangersów w składzie sześciu kompanii: Murraya (326), Gorehama (95), Starka (95), Brewera (85), Hazzansa (89) i Rogersa (112). W sumie armia Wolfe'a liczyła 384 oficerów, 411 podoficerów i 7740 żołnierzy, o trzy tysiące mniej, niż mu obiecano. Zastępcą Wolfe'a został gen. Monckton. Spośród wszystkich wyższych oficerów tylko Townshend przekroczył 40 rok życia. Nic dziwnego, że w Anglii wyprawę na Quebec nazwano później „kampanią chłopców" 3 . Jak wynika z dziennika rozkazów (General Orders), prowa­ dzonego przez gen. Wolfe'a pomiędzy 16 maja a 12 września 1759 r., dowódca wyprawy poczynił wiele wysiłków, aby 3

F u l l e r , op. cit., s. 250.

135 przekształcić swoją małą armię w na tyle doskonały instrument wojny, na ile pozwalał mu na to czas i warunki. Przede wszystkim jasno określił cel, którym było „podbicie Kanady i zakończenie wojny w Ameryce". Żeby go osiągnąć, wpro­ wadził surowe zasady postępowania w nadchodzącej kampanii, uwzględniając przy tym wszystkie błędy popełnione przez jego poprzedników. Przede wszystkim żołnierzom nakazano wyjątkową ostroż­ ność przy poruszaniu się w lesie, gdzie na każdym kroku można było natknąć się na Indian. Ulubione rady, jakie Wolfe dawał swoim podwładnym, brzmiały: „Najpierw ostrożność i środki bezpieczeństwa, dopiero później odwaga" oraz „naj­ lepszymi kwalifikacjami żołnierza w walce w lesie są czujność i ostrożność". Nakazano szczególną dbałość o broń, ekwipunek i porządek w obozie. Surowo zabroniono rabunku i gwałtów. „Nie wolno bez rozkazu palić kościołów, domów mieszkalnych i innych budynków [...], a chłopi, którzy pozostali w swoich domach, ich kobiety i dzieci mają być traktowani humanitar­ nie" — brzmiały rozkazy Wolfe'a. „Jeśli jakaś kobieta padnie ofiarą gwałtu, sprawca zostanie skazany na śmierć. Żaden oficer i podoficer, który dopuści do popełnienia gwałtów, nie może liczyć na wybaczenie" 4 . Kara groziła także za naruszenie dyscypliny, przeklinanie i skal­ powanie poległych, „z wyjątkiem sytuacji, kiedy wrogami są Indianie lub Kanadyjczycy ubrani jak Indianie". Wydawać by się mogło, że ścisłe przestrzeganie rozkazów i utrzymanie dyscypliny stało się obsesją Wolfe'a. Wiedząc jednak o jego zamiłowaniu do perfekcji (znanego od czasu, kiedy został dowódcą 20 regimentu) i zainteresowaniach tajnikami strategii wojskowej (wiadomo, że przed wyruszeniem na wyprawę dokładnie przestudiował błędy popełnione podczas kampanii Braddocka i elastyczną taktykę Bouqueta podczas ekspedycji przeciwko fortowi Duquesne) trudno się dziwić, że 4

Ibidem, s. 248.

136 stojąc w obliczu tak trudnego zadania i mając na jego wykonanie niezbyt wiele czasu (zarówno ze względu na warunki klimatyczne, jak i zdrowie) brytyjski dowódca zamie­ rzał postawić wszystko na jedną kartę. 4 czerwca armia Wolfe'a wypłynęła z Louisburga. Pięć dni później wioząca ją flota, złożona ze 119 okrętów i transpor­ towców oraz kilkudziesięciu płaskodennych barek desan­ towych, podzielona na trzy eskadry: Czerwoną, Białą i Niebies­ ką, wpłynęła do ujścia Rzeki Św. Wawrzyńca, która miała ją zaprowadzić do samego Quebecu. Nigdy przedtem tak wielka flota wojenna nie odważyła się popłynąć w górę zdradliwej Rzeki Św. Wawrzyńca, która nawet dla Francuzów uchodziła za niezdatną do żeglugi, przynajmniej dla dużych jednostek. Mgły, silny prąd i wąskie, kręte kanały pełne mielizn i podwodnych skał sprawiały, że dotarcie w głąb rzeki wielkiej floty dalekomorskiej wiozącej wojsko, artylerię, konie, amunicję, żywność i wszelkie zapasy wydawało się niemożliwe. Ad­ mirałowie angielscy i ich załogi okazali się jednak zna­ komitymi żeglarzami. 23 czerwca pierwsze okręty prącej powoli, ale uparcie w kierunku Cjuebecu floty brytyjskiej dotarły do kotwicowiska przy wyspie Ile-aux-Coudres, gdzie czuwała eskadra adm. Durelia. Po drodze nie utracono ani jednego okrętu. Następnego dnia eskadra Durelia odpłynęła z powrotem do Zatoki Św. Wawrzyńca, a Saunders i Holmes z całą armią ekspedycyjną ruszyli w dalszą drogę do Cjuebecu. Celem brytyjskiej armady była położona 6 mil poniżej miasta przystań w Beauport, gdzie w 1690 r. lądowały oddziały inwazyjne sir Williama Phipsa. Po uchwyceniu przyczółka w Beauport Wolfe zamierzał sforsować oddziela­ jącą go od Quebecu rzekę Saint Charles i wyjść na tyły Francuzów. Tak pomyślany plan zakładał oparcie lewego skrzydła wojsk brytyjskich na wspomnianej rzece St. Charles, a prawego na wysokim brzegu po zachodniej stronie miasta

137 w rejonie wsi Samos i Sillery. Komunikację armii oblężniczej z flotą operującą na Rzece Św. Wawrzyńca miała zapewnić linia umocnionych posterunków ciągnąca się od brzegów rzeki St. Charles do Beauport. Plan Wolfe'a był nieźle pomyślany, nie uwzględniał jednak faktu, że Francuzi nie będą nim wcale zaskoczeni i podejmą odpowiednie środki bezpieczeństwa. Zawczasu ostrzeżony przez Bougainville'a gen. Montcalm wysłał naprzeciw floty brytyjskiej licznych zwiadowców indiańskich, którzy potrafili z wielką szybkością poruszać się po rzece w swych lekkich kanu. Informowany na bieżąco o postępach Brytyjczyków skoncentrował w rejonie Cjuebecu pięć regularnych batalionów wojska, 1200 marynarzy, kilka tysięcy marines i milicjantów oraz ponad 1000 Indian. Razem siły francuskie przeznaczone do obrony Cjuebecu liczyły od 10 000 do 14 000 ludzi. Była to jednak w większości armia nieregularna, której dowodzenie paraliżowała na dodatek ostra rywalizacja pomiędzy Montcalmem a gubernatorem Vaudreuilem. Obaj szczerze się niena­ widzili i w krytycznym dla Kanady momencie w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Wbrew pozorom zadanie Montcalma było nieporównanie trudniejsze niż jego przeciwnika i to nie tylko z powodu ogromnej dysproporcji w liczbie ludności pomiędzy Kanadą (82 000 mieszkańców) a koloniami brytyjskimi (1 300 000 ludności). Rząd Kanady był skorumpowany, nieefektywny i pełen niewiary w możliwość obrony. Montcalm był wyraźnie zdegustowany sytuacją, jaką zastał w Cjuebecu. „Wygląda na to — powiedział — że wszyscy śpieszą się, żeby zbić fortuny, zanim kolonia upadnie, czego wielu z tych łajdaków pragnie, żeby ukryć swoje machinacje" \ Z kolei pewien historyk brytyjski, oceniając ostatnie dni Nowej Francji, napisał: „Wyjątkowa nieuczciwość sprowadziła na nich karę. Rolnictwo i handel zostały sparaliżowane, zanikła lojalność, 5

Ibidem, s. 250.

138 a ograniczenie zasobów żywności i niezadowolenie ludności przyspieszyło nieuchronną katastrofę i brytyjski triumf' 6 . Rzeczywiście, nie dość, że administracja była nieudolna i skorumpowana, to jedna czwarta ludności Kanady stała pod bronią, co spowodowało zaniedbania w gospodarce rolnej. Stałym źródłem kłopotów stała się spekulacja żywnością i niechęć kanadyjskich rolników, którzy musieli żywić kilka tysięcy żołnierzy przysłanych z Francji. Brakowało broni i europejskich towarów. Zniechęceni tym Indianie zaczęli opuszczać dotychczasowych sojuszników i zawierali pokój z Anglikami. Wolfe mógł przeciwstawić Montcalmowi, razem z maryna­ rzami zdjętymi z okrętów Saundersa, ok. 10 000 ludzi. Atakująca armia była więc mniej liczna, choć z pewnością górowała nad przeciwnikiem wyszkoleniem i miała większą wartość bojową. Brytyjski dowódca był pewien swoich ludzi i przewaga liczebna Francuzów nie robiła na nim wrażenia. Największą trudność widział w samym położeniu i fortyfikac­ jach Quebecu, który trzeba było zdobyć w ciągu trzech lub czterech letnich miesięcy. Twierdza Quebec leżała na lewym brzegu Rzeki Sw. Wawrzyńca, na położonej wysoko nad wodą skale w widłach Rzeki Św. Wawrzyńca i rzeki St. Charles. Z trzech stron była otoczona wodą, z czwartej dostępu do miasta broniły potężne kamienne mury. Cały brzeg z prawej i częściowo z lewej strony był na przestrzeni wielu mil stromy i urwisty, usiany licznymi skałami, co utrudniało lądowanie i stwarzało dosko­ nałe możliwości obrony przed armią inwazyjną. Samo miasto, liczące ok. 10 000 mieszkańców, dzieliło się na część górną i dolną. Górna część miasta położona była na wysokim na 60 metrów klifie, dochodzącym w najwyższym punkcie do 100 metrów wysokości. Tutaj znajdowała się cytadela, pałac gubernatora oraz liczne kościoły i klasztory. 6

Ibidem.

139 które w razie potrzeby mogły być łatwo zamienione w trudne do zdobycia punkty oporu. Niższe partie miasta i port, leżące na wąskim pasie lądu u stóp skały, nie miały naturalnego położenia obronnego i były łatwiejsze do zdobycia. Osłaniały je jednak liczne baterie dział rozmieszczone zarówno nad samym brzegiem rzeki, jak i na murach cytadeli. Dostęp do Quebecu był możliwy tylko od zachodu, gdzie otwarte przestrzenie płaskowyżu, zwanego Równiną lub Wzgó­ rzami Abrahama (Plains lub Heights of Abraham) dochodziły aż do zewnętrznych murów miasta. Żeby się tam dostać, trzeba było jednak sforsować rzekę St. Charles i wyjść na tyły Quebecu lub popłynąć pod ostrzałem z twierdzy w górę Rzeki Św. Wawrzyńca, wylądować w jednym z nielicznych miejsc, które się do tego nadawały, a następnie wspiąć na strome, skaliste zbocze rozciągające się wzdłuż całego północnego brzegu rzeki. Żadna z tych operacji nie wydawała się możliwa do wykonania, toteż Montcalm i Vaudreuil główną uwagę skupili na obronie ośmiomilowego odcinka brzegu poniżej miasta, pomiędzy Quebecem a płynącą dalej na wschód rzeką Montmorency. W ciągu kilku tygodni Francuzi wybudowali wzdłuż pół­ nocnego brzegu Rzeki Św. Wawrzyńca pas umocnień ziem­ nych i redut, gęsto obsadzony działami. Centrum francuskiej obrony stanowiła przystań Beauport, gdzie Montcalm założył swą kwaterę polową. Prawe skrzydło Francuzów, dowodzone przez Vaudreuila, opierało się na ujściu rzeki St. Charles i znajdowało się pod osłoną dział z portu i murów Quebecu. Lewa flanka, nad którą komendę sprawował zastępca Montcalma, gen. Francois Gaston de Levis, była doskonale osłonięta przez wysokie, skaliste brzegi rzeki Montmorency i wodospad u jej ujścia do Rzeki Św. Wawrzyńca. Formalnie Francuzi w Quebecu nie mieli jednolitego dowó­ dztwa. Było ono podzielone pomiędzy Vaudreuila i Montcalma. W samym mieście stacjonował garnizon liczący od 1000 do 2000 ludzi, którym dowodził kawaler de Ramesay. Jego

140 żołnierze mieli do dyspozycji 108 dział różnych kalibrów. Pozycje francuskie w rejonie Beauport łączył z Quebecem most pontonowy przerzucony przez rzekę St. Charles. Tak długo, jak długo flota nieprzyjacielska pozostawała poniżej Quebecu, miasto miało zapewnioną komunikację i zabezpieczone linie zaopatrzenia z terenami położonymi w górze Rzeki Sw. Wawrzyńca. Możliwości przedostania się okrętów wroga w górę rzeki Francuzi początkowo nie brali pod uwagę. Na wysokich brzegach na zachód od Quebecu stały nieliczne posterunki, tylko w kluczowych punktach rozmieszczono kilka baterii dział, które mogły swobodnie ostrzeliwać cele na rzece. Na wszelki wypadek przezorny Montcalm kazał odesłać w górę rzeki wszystkie okręty stojące w Quebecu wraz z eskadrą adm. de Lery. W porcie pozostało tylko kilka niewielkich łodzi artyleryjskich i ok. 12 branderów (wyposa­ żonych kosztem ponad 1,5 min franków), które miały być tajną bronią Francuzów na wypadek podejścia pod Quebec floty brytyjskiej. Wejście do portu przegrodzono zaporą, uniemożliwiając w ten sposób wpłynięcie do środka większych jednostek przeciwnika. Plan Montcalma był wybitnie defensywny i oparty na przekonaniu, że Brytyjczykom nie uda się sforsować rzeki powyżej miasta, a niedostatecznie zorganizowane i niezdys­ cyplinowane siły francuskie zdołają utrzymać obronę w rejonie Beauport. Markiz, świadomy jakościowej i materiałowej przewagi wroga, starał się zyskać na czasie i liczył na powstrzymanie armii Wolfe'a do nadejścia wczesnej kanadyj­ skiej zimy, która przyniosłaby mu zwycięstwo. Najpóźniej w październiku bowiem jesienne wiatry i mgła zmusiłyby flotę brytyjską do wycofania się z rzeki i zabrania ze sobą wojsk inwazyjnych. Prace Francuzów nad umacnianiem fortyfikacji jeszcze trwały, kiedy 27 czerwca flota brytyjska dopłynęła do Wyspy Orleańskiej {Ile d'Orleans). Obszerna i długa na 40 kilometrów

141 wyspa, położona tuż poniżej Quebecu, dzieliła Rzekę Św. Wawrzyńca na dwie odnogi, północną i południową, tworząc jakby przedsionek gigantycznej bramy wejściowej do jej górnego biegu. Jeszcze tego samego dnia Wolfe przeprowadził z północnego brzegu wyspy rekonesans, który już na pierwszy rzut oka pozwolił na stwierdzenie, że pierwotny plan lądowania pod Beauport nie wchodzi w rachubę. Nie było innego wyjścia, jak wyładować wojsko na Wyspę Orleańską i opra­ cować nowy plan ataku na Quebec. W nocy 28 czerwca Francuzi puścili w dół rzeki siedem płonących branderów, które mocno przestraszyły załogi okrę­ tów brytyjskich zakotwiczone w południowej odnodze, ale nie wyrządziły im żadnej szkody. Do 30 czerwca wszystkie oddziały armii inwazyjnej wylądowały na wyspie, na której zachodnim krańcu założono obóz warowny. Wkrótce przenie­ siono do niego z okrętów sprzęt i zaopatrzenie. Jeszcze w trakcie wyładowywania wojsk adm. Saunders zasugerował Wolfe'owi konieczność jak najszybszego ob­ sadzenia strategicznie położonego naprzeciw Quebecu cypla Pointę Levis. 30 czerwca Wolfe przeprawił tam z Wyspy Orleańskiej brygadę Moncktona, która zajęła cypel przy minimalnym oporze ze strony Francuzów i Indian. Lądujący w pierwszym rzucie rangersi wzięli w walce dwa skalpy, zabili trzech innych ludzi i pochwycili trzech jeńców, których natychmiast odesłano na przesłuchanie do gen. Wolfe'a. Zaraz po zdobyciu terenu żołnierze Moncktona wznieśli tam umocniony obóz. 1 lipca, mimo ostrzału z pływających po rzece francuskich łodzi artyleryjskich, Monckton przystąpił do ustawiania naprzeciwko miasta baterii zdolnych razić cele w samym Quebecu. Główne stanowiska ciężkiej artylerii usypano w najwęższym punkcie rzeki (szerokiej tu na ok. 1200 metrów), noszącym nazwę Pointe-aux-Peres. 2 lipca Wolfe przybył do Pointę Levis i przeprowadził stąd następny rekonesans, oglądając dokład­ nie Quebec i jego okolice.

142 Rekonesans z 2 lipca utwierdził Wolfe"a w przekonaniu, że zdobycie Quebecu jest możliwe tylko po przełamaniu obrony Francuzów w rejonie Beauport i wyjściu na tyły twierdzy. Powstał wówczas nowy plan, którego istotą miało być wywa­ bienie Montcalma zza jego umocnień poprzez opanowanie wysokiego brzegu bezpośrednio na wschód od ujścia rzeki Montmorency, skąd można było zagrozić lewej flance fran­ cuskiej. Jednocześnie Wolfe i Saunders uznali za możliwe przeprowadzenie okrętów w górę rzeki w celu odciągnięcia uwagi nieprzyjaciela. Żeby tego dokonać, należało najpierw zbombardować stanowiska francuskie w mieście z Pointe-aux-Peres. Do realizacji planu Wolfe przystąpił 9 lipca. W tym celu przeprawił brygady Murraya i Townshenda na północny brzeg Rzeki Św. Wawrzyńca, gdzie niedaleko ujścia rzeki Mont­ morency wzniesiono nowy obóz, i rozpoczął poszukiwanie luki w obronie Francuzów. Na Wyspie Orleańskiej pozostał niewielki oddział pod dowództwem mjr. Hardy'ego strzegący pozostawionego tam obozu i składów zaopatrzenia. W takich okolicznościach rozpoczął się decydujący pojedynek pomiędzy Wolfe'em a Montcalmem, który miał potrwać dwa miesiące. Rano 12 lipca baterie z Pointe-aux-Peres rozpoczęły bom­ bardowanie Quebecu. Pociski z ciężkich 18- i 24-funtowych dział oraz 32-funtowych moździerzy obsługiwanych przez zawodowych artylerzystow ppłk. Wilkinsona z łatwością sięgały celów w mieście powodując zniszczenia i wzniecając pierwsze pożary. Montcalm szybko zorientował się w intencjach Wolfe'a, nie miał jednak odpowiednich dział, które mogłyby nawiązać pojedynek z artylerią brytyjską za rzeką. Jeszcze tego samego dnia przeprawił na południowy brzeg, powyżej pozycji brygady Moncktona, 2000 żołnierzy regularnych i milicji pod dowódz­ twem ppłk. Jeana Dumasa, bohatera znad Monongaheli. Zanim Wolfe zorientował się w niebezpieczeństwie i cokolwiek przedsięwziął, Francuzi zaatakowali z boku brytyjskie baterie.

143 Artylerzysci Wilkinsona w panice opuścili swoje stanowiska i schronili się w umocnionym obozie gen. Moncktona w Pointę Levis. Potrzeba było trzech dni. zanim naprawiono szkody i sprowadzono nowe działa na miejsce tych, które zostały zniszczone lub zagwożdżone przez Francuzów. To pierwsze niepowodzenie nie zmieniło planów Wolfe'a. 14 lipca generał w towarzystwie swojego głównego kwater­ mistrza oraz naczelnego inżyniera, kpt. Delaune, przeprowadził pod osłoną oddziału lekkiej piechoty ppłk. Howe'a rekonesans w rejonie ujścia rzeki Montmorency „w celu znalezienia brodu lub jakiejś innej możliwości przeprawy". 15 lipca działa Wilkinsona wznowiły systematyczny ostrzał twierdzy. Następnego dnia ..pomiędzy godziną 11.00 a 12.00 baterie z Point Peres wznieciły pożar w części miasta Quebec, który trwał do godziny 1.00 w nocy". 18 lipca w godzinach nocnych, po uprzednim zbadaniu toru wodnego pod murami Quebecu, adm. Saunders kazał Hol­ mesowi wysłać w górę Rzeki Św. Wawrzyńca kpt. Rousa, dowódcę liniowca „Sutherland", na czele flotylli pięciu okrętów („Sutherland", fregaty „Diana" i „Sąuirrel" oraz dwa slupy) i dwóch barek desantowych z zaopatrzeniem. Prze­ prowadzona przy sprzyjającym wietrze i wykorzystaniu fali przypływu akcja Rousa, w której osobiście wziął udział gen. Wolfe, nie tylko dowiodła, że cieśnina na wysokości Quebecu jest możliwa do przepłynięcia dla całej floty, ale zmusiła też Montcalma do wysłania 600 ludzi do przystani Cap Rouge, 8 mil powyżej Quebecu, na wypadek przedostania się od­ działów brytyjskich w górę rzeki. Udana operacja przeprowadzenia okrętów pod murami Quebecu zmieniła chwilowo plany Wolfe'a. 19 lipca generał w towarzystwie adm. Holmesa znowu popłynął w górę rzeki, po czym uznał za możliwy desant na północnym brzegu w rejonie wsi St. Michael, 4 mile powyżej miasta. W związku z tym wydał Townshendowi rozkaz natychmiastowego wy­ słania z obozu nad Montmorency dziewięciu kompanii

144 grenadierów ze wszystkimi działami do Pointę Levis, skąd miały być wysłane jako główna siła uderzeniowa do St. Michael. Kiedy część grenadierów przybyła już na punkt zborny, Wolfe po raz kolejny zmienił zamiar. Prawdopodobnie po zastanowieniu doszedł do wniosku, że dokonując desantu pomiędzy Quebeccm a Cap Rouge nie zdoła zapobiec kontr­ atakowi przeważających sił przeciwnika z dwóch stron i utrzy­ mać przyczółka do czasu przerzucenia tam posiłków. Powrócił zatem do koncepcji zaatakowania Montcalma w rejonie ujścia rzeki Montmorency. Najpierw jednak postanowił uszczuplić jego siły dokonując dywersji na dalekich tyłach Francuzów. 21 lipca Wolfe wysłał w górę rzeki silny oddział desantowy płk. Guya Carletona, po to, żeby — j a k donosił w raporcie do Pitta — „podzielić siły wroga i odciągnąć część z nich jak najdalej w górę rzeki" 7 . Następnego dnia Brytyjczycy wylą­ dowali w Pointe-aux-Trembles, 27 mil na zachód od Cjuebecu. Wzięli przy tym dwa skalpy, zdobyli 100 sztuk bydła i schwy­ tali jezuickiego księdza. Odwróciwszy częściowo uwagę Francuzów działaniami od­ działu Carletona Wolfe wrócił do wcześniejszego planu lądowa­ nia w rejonie ujścia Montmorency. 23 lipca na flagowym okręcie adm. Saundersa, liniowcu „Northumberland", odbyła się narada wojenna, po której Wolfe napisał do Pitta: „W chwili, kiedy wszystkie rezerwy rzucone do obrony Quebecu, pięć batalionów regularnych, trochę wojsk kolonialnych i wszyscy Kanadyjczycy zdolni do noszenia broni, nie licząc różnych plemion dzikusów, wyszły w pole i zajęły pozycje, które stawiają ich w korzystniej­ szej sytuacji, trudno mi oczekiwać, że zdołam zdobyć to miasto. Będę jednak szukał okazji do zaatakowania ich armii wiedząc, że moje siły stać na zwycięstwo i rozbicie wroga" 8 . Natarcie zaplanowano na 31 lipca. Zanim doszło do planowanej operacji, 28 lipca w nocy Francuzi przeprowadzili drugi atak na flotę brytyjską za 7

8

Ibidem, s. 255. Low, op. cii., s. 117-118.

145

10 — Quehec 1759

146 pomocą branderów. Podobnie jak pierwszy nie przyniósł on powodzenia. Płonące statki minęły zakotwiczone okręty Brytyj­ czyków i spłynęły w dół rzeki, nie czyniąc im żadnej szkody. Trzy dni później doszło do próby przełamania obrony francuskiej na lewym skrzydle Montcalma, którą określa się mianem bitwy nad Montmorency. Wolfe zamierzał użyć do tej akcji większość swoich sił, prawie 7500 ludzi, włącznie z brygadą gen. Moncktona ściągniętą specjalnie w tym celu z Pointę Levis na Wyspę Orleańską. Przed południem 31 lipca okręt liniowy „Centurion" i dwie fregaty z eskadry Saundersa pokryły ogniem artyleryjskim pozycje Francuzów na odcinku dowodzonym przez gen. Levisa. Pod jego osłoną Wolfe wysłał z Wyspy Orleańskiej oddział uderzeniowy na łodziach, który miał dokonać desantu na północnym brzegu Rzeki Sw. Wawrzyńca, przy ujściu rzeki Montmorency. Jednocześnie brygady Townshenda i Murraya wyruszyły w kierunku wysokich brzegów Montmorency, zamierzając sforsować rzekę na wysokości wodospadu i ude­ rzyć na Francuzów z boku. „Około południa znaleźliśmy się wszyscy w płaskodennych łodziach — wspominał anonimowy uczestnik desantu. — Przez sześć godzin wiosłowaliśmy tam i z powrotem przed oczami wroga, wystawieni na jego ostrzał, czekając prawdopodobnie na uciszenie nieprzyjacielskich baterii (co się naszym okrętom nie udało) i na odpływ umożliwiający przekroczenie wody koło wodospadu (...)" 9 . Dalszy bieg wypadków omal nie doprowadził do klęski na miarę katastrofy Braddocka. Wolfe kazał dla dodania animuszu żołnierzom zagrać orkiestrze marsz grenadierów, który tak podniecił pierwszą falę lądujących oddziałów, że nie można ich było utrzymać w ryzach. Trzynaście kompanii grenadierów i kompania rangersów, które prowadziły atak, dobiło do północnego brzegu i ruszyło w stronę pozycji francuskich nie 9

F u 11 e r, O/J. cii., s. 256.

147 czekając na wsparcie. W rezultacie Francuzi krwawo odparli bezładny atak grenadierów, zanim jeszcze zdążyły wejść do walki brygady Moncktona z Wyspy Orleańskiej i Townshenda zza rzeki Montmorency. Nieudane lądowanie kosztowało Wolfe'a 443 zabitych i rannych (w tym ok. 30 oficerów) spośród jego najlepszych ludzi. Wielu rannych pozostawionych przed pozycjami Francuzów wpadło w ręce Indian i zostało oskalpowanych. Straty byłyby zapewne jeszcze większe, gdyby nie rzęsisty deszcz, który spadł podczas bitwy i zmusił Francuzów do zaprzestania ognia. Wolfe wpadł w szał obwiniając grenadierów o brak dyscyp­ liny i popędliwość. „Nasz dowódca dostał furii — napisał w swym pamiętniku pewien oficer saperów. — Zarzucił grenadierom wszystko, z wyjątkiem odwagi i oskarżył ich o to, że nie czekali na jego rozkazy [...]". Zupełnie inny nastrój zapanował w obozie francuskim. „Wszyscy sądzą, że kampania skończyła się na dobre" — zanotował jeden z ofi­ cerów Vaudreuila'". Nieudany desant z 31 lipca wprawił Wolfe'a w charakterys­ tyczny dla niego zły nastrój i chwilową depresję. Jego nie najlepszy stan psychiczny i fizyczny pogłębiała rosnąca krytyka ze strony niektórych oficerów. Celował w niej zwłaszcza gen. Townshend, lepszy rysownik niż żołnierz, który nie krył swojej wrogości do Wolfe'a, pozwalając sobie nawet na rozpowszechnianie własnoręcznie rysowanych karykatur do­ wódcy. Czas płynął, a Wolfe nie mógł się zdecydować, co robić dalej. Tymczasem pod Quebec napłynęły wiadomości o sukcesach Brytyjczyków na pozostałych odcinkach frontu. W czerwcu 1759 r., kiedy oddziały Wolfe'a wypływały z Louisburga, gen. Amherst rozpoczął ofensywę na francuskie forty w pasie jezior George i Champlain. Jednocześnie skierował z Albany w górę rzeki Mohawk ekspedycję, którą dowodził gen. bryg. 10

Ibidem, s. 256.

148 John Prideaux (2000 żołnierzy regularnych i 900 Irokezów wiernych Williamowi Johnstonowi). Prideaux zatrzymał się początkowo w zniszczonym forcie Oswego, aby odbudować tę ważną twierdzę. Następnie przepłynął przez jezioro Ontario i w końcu czerwca wylądował pod fortem Niagara. Przez miesiąc trwało oblężenie kamiennej fortecy francuskiej, pod­ czas którego Prideaux poległ. Dowództwo po nim przejął Johnson, jako generał sił prowincjonalnych. Komendant Niagary, kpt. Pouchot, mając zaledwie 600 ludzi załogi zwrócił się o pomoc do dowódcy fortu Venango, gdzie zbierały się większe siły francuskie szykujące się do odbicia wideł Ohio. 24 lipca odsiecz, z Venango rzeczywiście nadeszła, lecz wpadła wprost w brytyjską zasadzkę, ponosząc przy tym znaczne straty. Następnego dnia, na skutek zniszczeń spowo­ dowanych ostrzałem armatnim i dezercji sprzymierzonych Indian, Pouchot poddał fort Johnstonowi. O autorytecie Williama Johnstona wśród Irokezów może świadczyć fakt, że zdołał on powstrzymać swoich Indian od zwykłego w takich wypadkach rabunku i skalpowania. W uznaniu zasług, Johnson otrzymał nominację na komisarza rządu Wielkiej Brytanii do spraw Indian na całym terytorium północnych kolonii znaj­ dującym się we władzy Anglii, a król Jerzy III wkrótce po zakończeniu wojny nadał mu tytuł szlachecki sir. Odbicie przez Brytyjczyków Oswego i zajęcie Niagary zmusiło Francuzów do rezygnacji z planowanych działań w widłach Ohio i ewakuacji odciętych placówek w Venango i Presque Ile. Zachodnia linia obrony Kanady przesunęła się znowu na Rzekę Św. Wawrzyńca. 21 lipca armia gen. Amhersta w sile 11 000 ludzi, specjalnie przygotowanych do walki w warunkach leśnych, przeprawiła się za pomocą flotylli łodzi i tratw z artylerią przez jezioro George. lądując pod fortem Carillon. 26 lipca Francuzi, nie mogąc stawić skutecznego oporu, wysadzili w powietrze umocnienia i magazyny, po czym wycofali się do fortu Si Frederic. Wysłani na północ zwiadowcy donieśli wkrótce

149 Amherstowi, że załoga francuska ewakuowała także St. Frederic. 31 lipca Brytyjczycy wkroczyli do opuszczonego fortu. Ich dalszy marsz do Montrealu powstrzymała jednak nowa pozycja obronna Francuzów na wyspie Ile-aux-Noix, na południowym krańcu jeziora Champlain. Wobec napotkanych trudności Amherst zrezygnował na razie z kontynuowania ofensywy. W oczekiwaniu na ostateczne uderzenie na Kanadę odbudował oba zdobyte forty (nazwał je Ticonderoga i Crown Point) i rozpoczął budowę dwóch niewielkich okrętów wojen­ nych, zdolnych pokonać jezioro Champlain oraz rzekę Richelieu i dotrzeć do Wolfe'a pod Cjuebecem. Tymczasem Wolfe, dowiedziawszy się od jeńców o zajęciu przez Amhersta francuskich fortów w pasie jezior (co zmusiło Montcalma do wysłania do Montrealu gen. Levisa, który miał przygotować obronę miasta przed Amherstem, i przesunięcia floty adm. de Lery bliżej Montrealu), postanowił nawiązać z nim łączność w celu jak najszybszego podjęcia wspólnych działań przeciwko Quebecowi. Aby tego dokonać, musiał najpierw zlikwidować groźbę ze strony francuskich okrętów bazujących w górze Rzeki Św. Wawrzyńca, u stóp progów rzecznych Richelieu Rapids, ok. 7 mil na zachód od osiedla Pointe-aux-Ecureils. 5 sierpnia na prośbę Wolfe'a adm. Saunders skierował przeciwko flocie francuskiej okręty adm. Holmesa eskortujące 20 płaskodennych barek desantowych, które miały zabrać 1200 ludzi z brygady Murraya wysłanych lądem do St. Antoine, na południowym brzegu Rzeki Św. Wawrzyńca. Zaalarmowany tym Montcalm wydzielił ze swoich sił 1500 żołnierzy regularnych pod dowództwem płk. Louisa de Bougainville i przerzucił ich do Ecureils. 8 sierpnia Murray i Holmes dokonali nieudanego desantu w Pointe-aux-Trembles. Osiem dni później wylądowali nie­ spodziewanie w Deschambault, gdzie udało im się spalić francuskie magazyny z zaopatrzeniem dla Quebecu i floty adm. de Lery. Na wieść o tym gen. Montcalm opuścił front pod Beauport i osobiście poprowadził posiłki dla

150 Bougainville'a, przybył jednak za późno. 20 sierpnia Murray zdążył się wycofać bezpiecznie do swojej bazy w St. Antoine. Dowiedziawszy się o opuszczeniu przez Montcalma pozycji pod Beauport, Wolfe zrezygnował z dalszych działań przeciw­ ko francuskiej flocie, którą zablokowały w rejonie Richelieu Rapids okręty Holmesa, i zaczął przygotowywać nowy atak na Quebec. Plan ten wymagał jednak powrotu wojsk Murraya. Jego brygada opuściła St. Antoine i szybkim marszem podążyła do Pointę Levis, paląc i niszcząc po drodze napotkane osiedla i farmy Francuzów. 20 sierpnia Wolfe, zanim jeszcze zdążył poinformować o szczegółach nowego planu swoich dowódców, nagle za­ chorował. Najpierw zaczęła boleć go wątroba, później nerki, męczył go także gruźliczy kaszel. Przez tydzień leżał zupełnie niezdolny do działania w swojej kwaterze na farmie koło obozu nad Montmorency. Zdesperowany wskutek pogłębiającej się choroby i braku postępów pod Quebecem postanowił zmienić swoją dotychczasową taktykę i odstąpić od humanitar­ nych zasad walki, jakie przyświecały mu na początku kampanii. Nie mogąc złamać Francuzów siłą, Wolfe zdecydował się osłabić ich wolę oporu terrorem i głodem. Ponieważ Quebec nie był właściwie oblężony i mógł otrzymywać dostawy żywności z terenów położonych w górze rzeki, zarówno drogą wodną, jak i lądem (lewym brzegiem), brytyjski dowódca postanowił odciąć miasto od zaplecza, a całą okolicę miasta obrócić w perzynę. Spodziewał się, że w ten sposób nie tylko pozbawi obrońców dostaw żywności, ale zmusi też część kanadyjskiej milicji do dezercji w celu obrony swych domów i skłoni wreszcie Montcalma, aby go zaatakował. Zgodnie z nowymi rozkazami Wolfe'a w trzeciej dekadzie sierpnia brytyjskie oddziały pacyfikacyjne, złożone głównie z konnych zwiadowców, rangersów i sprzymierzonych Indian, rzuciły się na bezbronne osiedla francuskie w dolinie Rzeki Św. Wawrzyńca. Na pierwszy ogień poszły wsie leżące poniżej Quebecu, którym Francuzi nie mogli przyjść z pomocą.

151 Już 23 sierpnia jeden z oddziałów brytyjskich, dowodzony przez kpt. Alexandra Montgomery'ego z 43 regimentu, napadł na osadę Saint Joachim, zabijając i skalpując katolickiego księdza i 20 innych mężczyzn. 24 sierpnia spalono wieś L'Ange Gardien, a dzień później Wolfe kazał zniszczyć wszystkie francuskie osiedla i farmy w bezpośrednim sąsiedz­ twie obozu nad Montmorency. Przez trzy tygodnie Brytyjczycy systematycznie palili domy i pola francuskich osadników zmieniając okoliczny kraj w pustynię. Płomienie i dymy palonych wiosek widać było w promieniu mili od Rzeki Św. Wawrzyńca. Okrucieństwo Wolfe*a szokowało nawet jego własnych ludzi, którzy pamię­ tali wcześniejsze rozkazy, okazało się jednak taktycznie uzasadnione. Do końca sierpnia i w pierwszych dniach września z szeregów Vaudreuila i Montcalma zdezerterowało 3000 kanadyjskich milicjantów, a kiedy Brytyjczycy ostatecz­ nie weszli do Quebecu, znaleźli tam zaledwie dwudniowe zapasy żywności. Jednocześnie z pustoszeniem okolic Quebecu trwało nie­ ustanne bombardowanie miasta. W czasie dwumiesięcznego oblężenia Brytyjczycy wystrzelili na Quebec 40 000 bomb, kul i granatów artyleryjskich oraz 10 000 pocisków zapalają­ cych. Całe dolne miasto zostało kompletnie zniszczone. W górnej części spłonęła katedra, a większość budynków uległa uszkodzeniu. Z 539 domów w Quebecu tylko 4 pozo­ stały nietknięte. Mimo to obrońcy trwali na posterunkach wiedząc, że czas działa na ich korzyść. W obozie brytyjskim wszyscy wiedzieli, że Wolfe jest chory na gruźlicę i ma znowu ataki kamieni nerkowych. Przeciągająca się bezczynność wywoływała coraz większe obawy o wynik kampanii. Mimo to niektórzy oficerowie z satysfakcją odbierali niemoc dowódcy, choć groziła ona ewidentną klęską. Trawiony gorączką i niemal oszalały z bezsilności Wolfe napisał w liście do Pitta: „Zachorowałem i jestem wciąż taki słaby [...], a wróg jest bardzo ostrożny

152 i wysyła pod nasze stanowiska Indian, przez co nie jest możliwe przeprowadzenie żadnej zaskakującej akcji [...] Opiera się nam prawie cała uzbrojona Kanada. W tej sytuacji mam przed sobą taką rozmaitość trudności, że sam nie wiem, co powinienem wybrać"". Pod koniec sierpnia Wolfe poczuł się trochę lepiej, choć z jego osobistych zapisków wynika, że liczył się z możliwością rychłej śmierci. Do opiekującego się nim lekarza zwrócił się z prośbą: — Wiem, że nie możesz mnie wyleczyć. Postaw mnie tylko na nogi tak, żebym mógł przez następne kilka dni wykonywać swoje obowiązki. To wystarczy. 29 sierpnia Wolfe zdecydował się na ostateczną rozgrywkę. Zwrócił się do swoich brygadierów, żeby wspólnie zastanowić się, co robić dalej. „Poprosiłem swoich generałów, żebyśmy naradzili się dla wspólnego dobra [...]" — napisał w meldunku do Pitta. Podczas narady w obozie nad Montmorency Wolfe przed­ stawił brygadierom trzy propozycje dalszych działań. Wszyst­ kie zakładały przełamanie pozycji francuskich pod Beauport i wyjście na tyły obrońców Quebecu: — pomaszerować w górę rzeki Montmorency, sforsować ją i zaatakować Beauport od tyłu; — zaatakować pozycje Francuzów nad Montmorency jed­ noczesnym atakiem od tyłu i od frontu; — przeprowadzić jednoczesny atak na lewe skrzydło fran­ cuskie z Hanki i od frontu. Brygadierzy uznali plan Wolfe'a za nie rokujący powodzenia i przedstawili mu własną propozycję: „Jesteśmy zdania, że najlepszą metodą zadania przeciwnikowi efektywnego ciosu jest przerzucenie wojsk na południowy brzeg rzeki i podjęcie działań powyżej miasta. Kiedy zdobędziemy przyczółek i usadowimy się na północnym brzegu, monsieur de Montcalm " Law, op. cii., s. 118.

153 będzie musiał walczyć z nami na naszych warunkach, ponieważ przetniemy jego linie zaopatrzeniowe i znajdziemy się pomię­ dzy nim a armią francuską opierającą się gen. Amherstowi. Jeśli wyda nam bitwę, a my go pokonamy, Quebec będzie nasz, a cała Kanada będzie musiała oddać się w ręce Jego Królewskiej Mości [...]" '\ Plan przedstawiony przez brygadierów całkowicie burzył dotychczasowe przekonanie Wolfe'a. że Quebec można zdobyć tylko po pokonaniu Francuzów pod Beauport. Kiedy jednak pozytywnie zaopiniowali go admirałowie Saunders i Holmes, Wolfe natychmiast go zaakceptował. Co prawda nadal istniała groźba, że po wylądowaniu powyżej Quebecu wojska brytyjs­ kie znajdą się pomiędzy dwoma zgrupowaniami przeciwnika, Wolfe jednak ufał, że sprawowanie faktycznej kontroli nad rzeką i większa wartość bojowa jego ludzi zapewni mu zwycięstwo. „W lesie jeden Kanadyjczyk wart jest trzech regularnych żołnierzy, ale na równinie jeden żołnierz wart jest trzech Kanadyjczyków" — powiedział. 31 sierpnia Wolfe kazał zlikwidować obóz nad Montmorency i skoncentrować wszystkie siły w Pointę Levis i na zachód od niego, aż do ujścia niewielkiej rzeczki Etchemin. 2 września napisał swój ostatni list do Pitta, w którym scharakteryzował założenia planu przedstawionego mu przez brygadierów i w gó­ rnolotnych słowach zapowiedział „podjęcie stanowczych dzia­ łań dla obrony interesów Wielkiej Brytanii". 3 września u ujścia Montmorency nie było już ani jednego żołnierza brytyjskiego. Z powodu stromizny klifu rozciągającego się wzdłuż północnego brzegu Rzeki Św. Wawrzyńca na zachód od Quebecu, największym zmartwieniem Wolfe'a stał się teraz wybór odpowiedniego miejsca do lądowania. 4 września główne siły piechoty brytyjskiej podjęły marsz w dół rzeki, wzdłuż jej południowego brzegu. Następnego dnia w nocy, 12

F u l l e r , op. cii., s. 258.

154 korzystając ze sprzyjającego wiatru i dobrej pogody, adm. Saunders przeprawił pod murami Quebecu kolejne barki desantowe. Zarówno ten manewr, jak i przemieszczanie się piechoty brytyjskiej na zachód od Pointę Levis nie uszły uwagi Montcalma. Markiz dał znać o ruchach Brytyjczyków przebywającemu w Cap Rouge Bougainville*owi, zwracając mu uwagę na konieczność zabezpieczenia linii komunikacyj­ nych. Zapowiedział też skierowanie do Sillery dodatkowego batalionu z regimentu Guienne, czego jednak z niewiadomych przyczyn nie uczynił. Rozkazał natomiast, żeby oddział Bougainville'a przesuwał się każdorazowo równolegle do ruchu łodzi Brytyjczyków, na wypadek, gdyby ci chcieli przeprawić swoje wojska na północny brzeg rzeki. Tego samego dnia (5 września) gubernator Vaudreuil, jakby dla podkreślenia swojej pozycji, napisał do Bougainville'a, że „bezpieczeństwo kolonii znalazło się w jego rękach". Następnie bez porozumienia z Montcalmem wydał rozkaz rozmieszczenia dodatkowych posterunków w wybranych punktach na brzegu pomiędzy Quebecem a Cap Rouge: 150 ludzi pod dowództwem por. St. Martina miało obsadzić brzeg od Quebecu do zatoczki Anse du Foulon, 30 ludzi z czterema działami — wieś Samos, 50 — St. Michael, 50 — Sillery, a 200 — Cap Rouge. Wspominał także o możliwości skierowania dodatkowych 2100 ludzi (w tym regimentu Guienne) do obrony brzegu dalej na zachód. 6 września ponownie napisał do Bougainville'a informując go o wycofaniu oddziału St. Martina z rejonu Anse du Foulon i przekazaniu jego odcinka 60-osobowemu od­ działowi ppor. de Vergora. 6 września pogoda popsuła się, przez cały dzień padał deszcz i wiał porywisty wiatr. Tej nocy Wolfe dołączył do swoich oddziałów i floty adm. Holmesa w górze rzeki. Okręty Saundersa i flota transportowców pozostały na kotwicowisku u wybrzeży Wyspy Orleańskiej. 7 września wypogodziło się. Rankiem na plaży za ujściem rzeki Etchemin rozpoczął się załadunek 1500 żołnierzy brytyj-

155 skich na okręty Holmesa i 30 barek desantowych. Przy ładnej pogodzie flotylla popłynęła w górę rzeki do Cap Rouge, gdzie znajdowała się kwatera Bougainville'a. Po południu okręty brytyjskie ostrzelały obóz Francuzów, a oddziały desantowe na łodziach zaczęły pływać wzdłuż brzegu pozorując próbę lądowania. Przez następne dwa dni Holmes, wykorzystując sprzyjające wiatry i przypływ, krążył pomiędzy Cap Rouge a Cjuebecem, zmuszając Bougainville'a do wyczerpujących marszów w dół i w górę rzeki. Tymczasem Wolfe popłynął do Pointe-aux-Trembles, gdzie — jak sądził — znajdowało się odpowiednie miejsce do wylądowania. Zamierzał podjąć tu próbę odcięcia Cjuebecu od zaopatrzenia i posiłków nadchodzących z okolic Montrealu lub uderzyć na miasto od zachodu. 9 września, kiedy do Pointe-aux-Trembles przybyli brygadierzy, wezwani po to, aby obejrzeć proponowane miejsce desantu, Wolfe popłynął jeszcze raz w dół rzeki. Tam podczas rekonesansu północnego brzegu „znalazł inne miejsce, bardziej odpowiadające jego zamiarom". W tym czasie pogoda znowu się popsuła. Wojska pływające po rzece musiały przerwać demonstrację i wysiąść w St. Nicholas na prawym brzegu Rzeki Św. Wawrzyńca. 10 września Wolfe przeprowadził ze wzniesienia na połu­ dniowym brzegu Rzeki Św. Wawrzyńca, w rejonie ujścia rzeki Etchemin, dokładną obserwację miejsca, w którym chciał dokonać desantu. Towarzyszyli mu adm. Holmes, generałowie Monckton i Townshend, płk Carleton, kpt. Deiaune oraz 30 ludzi ochrony z 43 regimentu. Dla zmylenia obserwatorów francuskich z Sillery wszyscy oficerowie na­ rzucili na siebie grenadierskie płaszcze, żeby ukryć dystynkcje na mundurach. Miejscem wybranym przez Wolfe'a do zadania decydujące­ go ciosu Francuzom była leżąca 1,5 mili od Cjuebecu zatoczka Anse du Foulon, o której wspominał w swoich rozkazach gubernator Vaudreuil. Obserwujący przeciwległy brzeg ofice­ rowie brytyjscy mieli doskonały widok nie tylko na samą

^ ^ 156 zatoczkę, ale i na znaczną część brzegu pomiędzy nią a Quebecem. Chociaż samo miejsce dawało istotnie pewną szansę na wysadzenie wojsk na brzeg, a następnie wy­ prowadzenie ich na górującą nad nim Równinę Abrahama i zaatakowanie zachodnich murów miasta, to, co ujrzeli, nie napawało ich zbytnim optymizmem. „Zmianę planu operacji sugerowano mu (Wolfe'owi) miesiąc wcześniej, kiedy pierwsze okręty przeszły powyżej miasta — zanotował swoje wrażenia adm. Holmes. — Zdecydował się jednak na to dopiero teraz, kiedy osiągnięcie sukcesu wydawało się zupełnie niepraw­ dopodobne [...]" '\ Rzeczywiście, Wolfe uparł się, żeby lądowania dokonać właśnie w tym punkcie. Brzeg w rejonie Anse du Foulon był tak samo stromy i zalesiony jak wszędzie po zachodniej stronie miasta. Fran­ cuzom wydawał się całkowicie niedostępny, dlatego też strzegł go tylko jeden niezbyt liczny posterunek (dowodził nim wspomniany ppor. de Vergor, oficer — jak się okazało u — niesumienny i lekceważący otrzymane rozkazy) . Z samej zatoczki, od wody, biegła w górę stroma i wąska ścieżka wychodząca na Równinę Abrahama. U jej wylotu znajdowały się co prawda stanowiska francuskich wartowników, ci jednak zupełnie nie spodziewali się, że Brytyjczycy mogliby zaatako­ wać właśnie w tym miejscu. Sama ścieżka była częściowo zatarasowana pniami ściętych drzew, ale ok. 200 kroków na prawo od niej stromizna klifu przechodziła w nieco łagodniej­ szy stok, stwarzający szansę wspięcia się na wzniesienie. Ogólne warunki terenowe, słabość francuskiej obrony i odleg­ łość od głównych sił Montcalma wydawały się Wolfe'owi wystarczającą przesłanką do zaskoczenia nieprzyjaciela i osiąg­ nięcia zwycięstwa. " Ibidem, s. 260. De Vergor, nie wierząc w możliwość brytyjskiego desantu w Anse du Foulon, zwolnił około 40 spośród swoich ludzi ze służby i pozwolił im udać się do pobliskiej wsi Lorette, gdzie mieli pomagać miejscowym rolnikom przy żniwach. 14

157 Zgodnie ze swym nowym planem Wolfe zamierzał związać Francuzów pod Beauport atakiem okrętów adm. Saundersa i pozorowanym desantem na tym odcinku, a następnie wysa­ dzić zgrupowane w górze rzeki wojska z tyłu za miastem, w Anse du Foulon, skąd po wyprowadzeniu na Równinę Abrahama miały uderzyć na Quebec od zachodu i wziąć fortecę z najmniej oczekiwanej strony. Plan był ryzykowny, tak ryzykowny, że prawdopodobnie mato który dowódca odważyłby się na jego wykonanie. James Wolfe nie miał jednak wyboru. Czas uciekał, lato miało się ku końcowi. Admirałowie ostrzegali, że przed nastaniem jesien­ nych sztormów trzeba będzie wycofać się z Rzeki Św. Wawrzyńca. Jeśli Wolfe chciał zakończyć kampanię sukcesem, musiał szybko zrobić coś nieoczekiwanego, czym mógłby zaskoczyć nawet tak znakomitego dowódcę, jakim był markiz de Montcalm.

BITWA NA RÓWNINIE ABRAHAMA

Zupełnie niespodziewanie losy kampanii pod Quebecem znalazły się w rękach adm. Saundersa i jego marynarzy. Żeby jednak wykorzystać flotę do zadania Francuzom ostatecznego ciosu, musiały być spełnione dwa warunki. Pierwszym było wytyczenie toru wodnego w zdradliwym nurcie północnej odnogi Rzeki Św. Wawrzyńca, wzdłuż brzegu Wyspy Orleań­ skiej, drugim zaś sprzyjający wiatr. Zadanie zbadania toru wodnego otrzymał zespół młodych brytyjskich pilotów, wśród których wyróżniał się zupełnie nieznany jeszcze master (młodszy oficer) z liniowca „Pembroke", James Cook (1728-1779). Późniejszy wielki odkrywca, który zdążył już zwrócić uwagę przełożonych swoją ogromną wiedzą o tajnikach nawigacji, brał wcześniej udział w wy­ znaczaniu drogi wodnej pod murami Quebecu dla okrętów kpt. Rousa i adm. Holmesa. Kiedy przyszło do decydującej operacji, Cook i jego koledzy mieli na niewielkich łódkach, przy pomocy kilku wioślarzy, zbadać nocą dno wzdłuż północnego brzegu rzeki, a następnie oznaczyć bojami tor wodny do samego Quebecu. Załogi musiały bardzo uważać, gdyż wzdłuż całego brzegu czuwały francuskie posterunki, a na wodzie można się było natknąć na kanu indiańskich zwiadowców, którzy nieustannie krążyli wokół pozycji brytyj-

159 skich. W nocy z 10 na 11 września angielscy piloci wyprawili się na sondowanie rzeki. Następnej nocy, tuż przed natarciem, postawili kolorowe boje, wyznaczające drogę dla okrętów adm. Saundersa. 10 września wiatr całkowicie ustał. Następnego dnia Woltę wydał wojskom rozkaz zgromadzenia się na plaży poniżej ujścia rzeki Etchemin. „Armia ma być przygotowana do lądowania i uderzenia na wroga" — brzmiały instrukcje. Żołnierzom polecono pozostawić wszystkie zbędne rzeczy i zabrać ze sobą racje żywnościowe na dwa dni. 12 września o godz. 5.00 rano pierwsza fala oddziałów przeznaczonych do lądowania w Anse du Foulon, brygady Moncktona i Murraya, stanęła w gotowości do załadunku na 30 płaskodennych łodzi desantowych osłanianych przez okręty adm. Holmesa. „Troska o oddziały desantowe i zapewnienie im wsparcia okrętów spadła na mnie [...] — wspominał Holmes. — Było to najbardziej ryzykowne i najtrudniejsze zadanie, jakie mi kiedykolwiek powierzono. Odległość od miejsca lądowania, impet przypływu, ciemności nocy i groźba podniesienia alarmu przez wroga podczas lądowania w wyznaczonym miejscu czyniły całe przedsięwzięcie wyjątkowo niebezpiecznym" '. Załadunek oddziałów brytyjskich rozpoczął się o godz. 21.00, kiedy fala przypływu była największa. W pierwszej kolejności zaokrętowała się lekka piechota ppłk. Howe'a, a potem kolejno regimenty: 28, 43, 47, 58 oraz batalion 78 regimentu szkockiego i trzy kompanie grenadierów. Pozostałe regimenty, dla których zabrakło miejsca na łodziach, otrzymały rozkaz przesunięcia się nocą w dół rzeki, skąd miały być przeprawione na drugi brzeg po uchwyceniu przyczółka w Anse du Foulon. Wykorzystując przypływ flotylla brytyjska popłynęła w gó­ rę rzeki i po jakimś czasie zatrzymała się na wysokości Cap Rouge. Czuwające na przeciwległym brzegu oddziały francuskie Bougainville'a podążyły w ślad za nią. Podczas 1

F u l l e r , op. tir., s. 260.

160 kilkugodzinnego postoju naprzeciwko Cap Rouge gen. Wolfe wydał swoje ostatnie rozkazy: „Zdecydowany cios zadany w tej krytycznej chwili — pisał — może zadecydować o losie Kanady [...] Pierwsze oddziały, które wylądują na brzegu, muszą ruszyć prosto na wroga i odrzucić wszystkie jego posterunki [...] Oficerowie i szeregowi muszą pamiętać, czego oczekuje od nich ojczyzna i co potrafi zdyscyplinowana armia doświadczonych żołnierzy stojąca naprzeciw pięciu słabych batalionów wroga przemieszanych z niezdyscyplinowanym chłopstwem. Żołnierze mają uważnie słuchać rozkazów ofice­ rów i śmiało spełniać swoje obowiązki" 2 . Nieco wcześniej tego samego dnia zdarzył się korzystny dla Brytyjczyków wypadek. Marynarze ze słupa „Hunter" pat­ rolującego brzeg w rejonie Sillery pochwycili dwóch francus­ kich dezerterów z oddziału Bougainville'a. Dezerterzy ci poinformowali dowódcę okrętu, kpt. Smitha, że Francuzi nie spodziewają się ataku w pobliżu miasta i że w nocy z 12 na 13 września w Quebecu oczekiwany jest transport łodzi z zaopatrzeniem z okolic Montrealu. Nie wiadomo dokładnie, jaki wpływ miały zeznania fran­ cuskich dezerterów na plany Wolfe'a, faktem jest jednak, że pojawienie się konwoju z żywnością dla Cjuebecu było dla Brytyjczyków szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Okazało się bowiem, że barki transportowe z powodu nieszczelności musiały się zatrzymać na dłuższy postój w Cap Rouge, gdzie poddano je smołowaniu, i nie zdążyły wyruszyć na czas do Quebecu. Nikt jednak nie powiadomił francuskich posterunków w górze rzeki, że termin ich wypłynięcia się opóźnił. Miało to dla strony francuskiej tragiczne następstwa. Tymczasem 12 września zerwał się ponownie północno-wschodni wiatr, na który czekali marynarze Saundersa. Flota brytyjska opuściła dotychczasowe kotwicowisko i opłynąwszy Wyspę Orleańską zajęła pozycje w północnym kanale Rzeki 2

F u l l e r , ibidem, s. 261.

161 Św. Wawrzyńca. Od godz. 16.00 wzdłuż północnego brzegu wyspy, na odcinku od wsi St. Pierre do Ste. Petronille, zaczął się ustawiać długi szereg okrętów eskadry Saundersa. Vaudreuil i Montcalm, na oczach których formowała się brytyjska kolumna, byli gotowi do przyjęcia walki i odparcia spodzie­ wanego desantu pod Beauport. Po zapadnięciu ciemności, ok. godz. 22.30, stojący na czele angielskiej eskadry okręt flagowy „Northumberland" dał wystrzałem armatnim sygnał do rozpoczęcia akcji. Minąwszy zachodni kraniec wyspy czołowe okręty zrobiły lekki zwrot w prawo i zbliżyły się do francuskiego brzegu. Z pokładów spuszczono łodzie, które zaczęły pływać w tę i z powrotem, pozorując przygotowania do lądowania. Jednocześnie artyleria okrętowa otworzyła ogień w stronę stanowisk francuskich. Atak skupił całą uwagę Francuzów, którzy od razu od­ powiedzieli ze swoich dział. Odgłosy walki dochodzące spod Beauport stały się sygnałem dla eskadry Holmesa, która wraz z oddziałami desantowymi Wolfe'a ruszyła wolno w górę rzeki, pociągając za sobą żołnierzy Bougainville'a. Rozciągnięta na długość trzech kilometrów eskadra Saundersa posuwała się wolno w kierunku Quebecu. Do akcji wchodziły coraz to nowe okręty. Francuzi skupili swój ogień na „Northumberlandzie", chcąc go zatopić i zatarasować tor wodny, którym płynęły jednostki brytyjskie. Wielokrotnie trafiony „Northumber­ land" szedł jednak niepowstrzymanie naprzód. Kiedy czoło kolumny zbliżyło się do Quebecu, kanonada wzmogła się, do artylerii francuskiej dołączyły bowiem baterie z cytadeli. Rozległy się także wystrzały z muszkietów, którymi posterunki brytyjskie z południowego brzegu próbowały odpędzić Indian podpływających do eskadry na swych lekkich kanu. Poważnie uszkodzony „Northumberland" przebył najbardziej zagrożony odcinek, zrobił na wysokości Pointe-aux-Peres zwrot w lewo i jako pierwszy wyszedł poza zasięg francuskich iział. Okręt miał poniżej linii wodnej wiele dziur, jego załoga czyniła nadludzkie wysiłki, żeby wypompować wdzierającą '1 — Quebei: 1759

162 się wodę i utrzymać jednostkę na powierzchni. Francuzi przenieśli teraz ogień na płynący w środku kolumny wielki transportowiec „Monmouth", pragnąc przepołowić szyk Brytyj­ czyków i zniszczyć go częściami. Wkrótce okręt zapłonął. Sąsiednie jednostki próbowały go osłonić, ale „Monmouth'" skręcił nagle wprost na pozycje Francuzów i po przepłynięciu niewielkiego dystansu utknął na mieliźnie. Jego ofiara nie poszła na marne. Tor wodny nie został zatarasowany. Brytyjs­ kie okręty płynęły dalej, zostawiając za sobą zryte pociskami stanowiska francuskie pod Beauport i ruiny cytadeli w Quebecu. Krótko po północy kanonada zaczęła cichnąć. Idące na końcu kolumny dwa okręty liniowe „Gwyn" i „Chudleigh" wystrzeliły ostatnie salwy i zawróciwszy odeszły w dół rzeki. Odgłosy wielkiej bitwy przycichły, ciemności nocy rozświetlał tylko płonący niczym wielka pochodnia „Monmouth" i niedogaszone pożary w Quebecu. Wojska brytyjskie w górze rzeki z niepokojem oczekiwały na sygnał do natarcia. Ok. godz. 2.00 w nocy fala przypływu zaczęła się cofać. Wkrótce na najwyższym maszcie okrętu liniowego „Sutherland" zabłysły dwie latarnie, umówiony sygnał do rozpoczęcia dryfu w dół rzeki. Zmęczony nocną akcją Bougairwille, który myślał, że to kolejny manewr Brytyjczyków obliczony na wyczerpanie jego żołnierzy, nie podjął marszu i pozostał w obozie w Cap Rouge. Załogę łodzi zwiadowczej, płynącej na czele brytyjskiej flotylli, stanowiło 24 specjalnie dobranych żołnierzy lekkiej piechoty z kpt. Delaune. Tuż za nią podążały pozostałe łodzie z piechotą Howe'a i Szkoci z regimentu Frasera, z których wielu mówiło płynnie po francusku. Wśród nich byli także gen. Wolfe i kpt. Donald McDonald, dawny szkocki jakobita, mający za sobą służbę w armii francuskiej. Kiedy czołowe łodzie zbliżyły się do Sillery, bystry prąd rzucił nagle jedną z nich na przybrzeżne skały u podnóża klifu, powodując hałas. Z ciemno­ ści rozległ się natychmiast okrzyk francuskiego wartownika: — Qui vive? (dosł. Kto żyje?)

163 — France et vive le Roy! (Francja, niech żyje król!) — odkrzyknął cicho kpt. McDonald. — A ąuel regiment? (Który regiment?) — zapytał znowu wartownik. — De la Reine — odparł Szkot celowo podając nazwę jednego z pułków Bougainville'a. Widać zadowoliło to wartownika, bo o nic więcej nie pytał i łodzie mogły popłynąć dalej, nie wzbudzając podejrzeń. Na wysokości Samos Brytyjczycy dostrzegli jakiegoś człowieka biegnącego wzdłuż urwiska. — Kim jesteście? — zawołał Francuz. — Łodzie z zaopatrzeniem. Nie hałasuj tak, Anglicy mogą nas usłyszeć — odparł znowu McDonald przypominając Francuzowi o zakotwiczonym w pobliżu „Hunterze". I tym razem wartownik dał się zwieść. Brytyjczycy słyszeli jeszcze, jak wołał do swoich towarzyszy na brzegu: — Pozwólcie im przepłynąć, to ludzie z zaopatrzeniem. Niedługo potem przednia straż Brytyjczyków znalazła się przy zachodnim skraju Anse du Foulon. Bystry w tym miejscu prąd wody przesunął pierwsze łodzie nieco w dół rzeki, poza wyznaczoną strefę lądowania. Okazało się to korzystne dla załogi łodzi kpt. Delaune, która mogła dzięki temu przybić do brzegu nie wzbudzając alarmu francuskiego posterunku u wy­ lotu ścieżki. Ok. godz. 4.00 rano pierwsi żołnierze brytyjscy wylądowali w Anse du Foulon u stóp wysokiego na 52 metry klifu. Kilka minut później na brzeg wyskoczył sam gen. Wolfe. Kiedy zobaczył zarysy ciemnej, porośniętej chaszczami ściany klifu, powiedział do otaczających go oficerów: — Nie sądzę, żeby udało nam się dostać na górę, ale musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy. Kpt. Delaune i jego żołnierze pierwsi wdrapali się na krawędź urwiska i niezauważeni wyszli na skraj równiny. W słabym świetle księżyca dostrzegli po lewej stronie jaśniejsze plamy namiotów posterunku ppor. de Vergora. Zbliżywszy się chyłkiem

164 do obozowiska Francuzów, w milczeniu wpadli pomiędzy namioty. Obudzony nagłym hałasem de Vergor chwycił pistolety i wypadł na zewnątrz. Widząc obce postacie w czerwonych mundurach wypalił w ich stronę i zaczął nawoływać swoich ludzi. W odpowiedzi rozległo się kilka wystrzałów i okrzyki triumfujących napastników. Błyskawicznie obezwładniono cały posterunek. Część Francuzów poddała się, de Vergor z kilkoma ludźmi zdołał zbiec zanosząc do miasta wiadomość o pojawieniu się Brytyjczyków w Anse du Foulon. Wolfe, usłyszawszy odgłosy walki na górze, zaczął ponaglać lądujące oddziały i natychmiast wysłał część ludzi, żeby odblokowali zatarasowaną ścieżkę. Brytyjczycy mieli przed sobą wyczerpującą wspinaczkę na kruszące się skały z czar­ nego wapienia. Wkrótce przejście oczyszczono, co pozwoliło na wyprowadzenie na wysoki brzeg większej liczby żołnierzy. Najpierw na górze znalazła się lekka piechota Howe'a, za nią wdrapały się cztery regularne regimenty piechoty. Zmęczeni żołnierze musieli dźwigać ciężkie tornistry, broń i beczki z prochem. Udało się nawet wciągnąć dwa 6-funtowe działa obsługiwane przez marynarzy z okrętów Holmesa. Kiedy tylko pierwsze oddziały wyszły na równinę, Wolfe skierował dwie kompanie lekkiej piechoty do Samos w celu opanowania francuskiej baterii. Po wylądowaniu głównej fali wojsk można było wysłać puste łodzie na drugą stronę rzeki, gdzie na przewiezienie czekało 1200 żołnierzy gen. Townshenda. O świcie wszystkie regimenty brytyjskie były już na górze, grupując się na drodze do Sillery. Ok. godz. 6.00 zwiadowcy donieśli Wolfe'owi, że po drugiej stronie równiny pojawiły się francuskie patrole z miasta. W czasie kiedy oddziały Wolfe'a spływały w dół rzeki. Montcalm analizował w swojej kwaterze w Beauport walkę z okrętami Saundersa. W nocy zameldowano mu o zauważo­ nych łodziach płynących w górę rzeki. Zaniepokojony marki/ wysłał w związku z tym swojego adiutanta do kwatery Yaudreuila. Ponieważ do rana od Yaudreuila nie nadeszto

165 potwierdzenie meldunku, o godz. 6.00 Montcalm. w towarzys­ twie swojego ulubionego oficera sztabowego, kawalera Johnstone'a (dawny szkocki jakobita, który uciekł do Francji po bitwie pod Culloden Moor w 1746 r.), udał się osobiście do obozu Vaudreuila. Tam „pomiędzy godz. 6.00 a 7.00 rano" otrzymał szokującą informację o wylądowaniu Brytyjczyków w Anse du Foulon. Zaskoczenie w obozie francuskim było kompletne, tak bardzo wprowadziła wszystkich w błąd akcja adm. Saundersa pod Beauport. Początkowo nikt nie chciał uwierzyć w do­ niesienia. — Tylko Bóg potrafi czynić cuda, Anglicy tego nie umieją — miał się wyrazić gubernator Vaudreuil po usłyszeniu wieści o desancie oddziałów Wolfe'a za miastem. Montcalm myślał jednak dużo trzeźwiej. — Dlaczego nikt z naszej prawej flanki nie dostrzegł tego, co się wydarzyło w nocy na Równinie Abrahama? — wybuchnął. — Dobry Boże, widzę, że są tam, gdzie nie powinno ich być. W największym pośpiechu Montcalm zaczął ściągać swoje oddziały z frontu pomiędzy Beauport a Montmorency i kie­ rować je w stronę Cjuebecu. Jego decyzja spotkała się od razu ze sprzeciwem Vaudreuila (nominalnie naczelnego wodza), który wciąż był przekonany, że desant w Anse du Foulon jest tylko sztuczką Brytyjczyków, a prawdziwy atak od strony Beauport nastąpi dopiero teraz (Vaudreuil chciał początkowo skierować przeciwko Brytyjczykom na Równinie Abrahama tylko oddział Bougainville'a, do którego wysłał o godz. 6.45 rozkaz natychmiastowego marszu pod Quebec). Kłopoty markizowi sprawiał także kawaler de Ramesay, formalnie wykonujący rozkazy gubernatora. Kiedy Montcalm poprosił go o 25 dział, de Ramesay przysłał mu jedynie trzy (w rezultacie Montcalm użył w bitwie tylko dwóch dział). Zemścił się brak jednolitego dowództwa i zgody wśród dowódców francuskich. Rozkazy mieszały

166 się ze sobą. potęgując zamieszanie. W takich okolicznościach Montcalm zebrał na naradę swoich oficerów. Podczas pośpiesznie odbytej narady nie było jednomyślności co do oceny zamiarów przeciwnika. Niektórzy oficerowie przekonywali, że Wolfe zechce umocnić się na równinie, ograniczy się do przecięcia linii komunikacyjnych i spróbuje głodem zmusić Quebec do kapitulacji. Inni twierdzili, że Brytyjczycy spróbują najpierw opanować most na rzece St. Charles w celu odcięcia miasta od wojsk zajmujących pozycje pod Beauport i dopiero wtedy zaatakują Quebec od tyłu. Byli też tacy, którzy sugerowali natychmiastowy atak na wroga. Markiz de Montcalm był zbyt doświadczonym dowódcą, aby czekać biernie na rozwój sytuacji. Tak naprawdę nie miał większego wyboru. W twierdzy znajdowały się tylko paro­ dniowe zapasy żywności, a Brytyjczycy po wyjściu na Równinę Abrahama mogli bez trudu odciąć Cjuebec od zaplecza lub sprowadzić ciężkie działa oblężnicze i w ciągu kilku godzin rozbić zmurszałe mury miasta. Francuzom pozostawało walczyć, dać się zagłodzić lub kapitulować. Jako dzielny żołnierz Montcalm wybrał walkę. — Jeśli damy im czas, aby się umocnili, z każdą godziną będą silniejsi, a nam nie starczy sił, żeby ich stamtąd wyrzucić — oświadczył kończąc naradę. Nie tracąc czasu kazał słać swoje bataliony w stronę Równiny Abrahama, aby dostać się na pole bitwy, zanim Brytyjczycy zdążą przygotować się do walki. Krytykowano później Montcalma za to, że działał zbyt pośpiesznie i nie poczekał na zebranie większych sił. Markiz wiedział jednak, że jego mniej zdyscyplinowane i słabiej wyszkolone oddziały nie sprostają całej armii Wolfe'a. Chciał zapewnić swoim wojskom przewagę psychiczną, jaką daje atak. Jeśli można mu coś zarzucić, to tylko to, że nie poczekał na przybycie oddziału Bougainville'a. Ten ostatni dowiedział się jednak o lądowaniu Brytyjczyków dopiero ok. godz. 9.00, a Montcalm nie chciał odwlekać bitwy. Liczył na to. że

167 atakując bez zwłoki uniemożliwi Brytyjczykom wprowadzenie do walki wszystkich sił i zdoła zepchnąć wroga z powrotem do rzeki. Miał nadzieję, że Bougainville zdąży w tym czasie nadejść z Cap Rouge i wziąć Wolfe'a w dwa ognie. Równina Abrahama, na której miały się spotkać armie Wolfe'a i Montcalma, zawdzięczała swoją nazwę francuskiemu pilotowi Abrahamowi Martinowi, który był kiedyś właś­ cicielem tego terenu. Był to w istocie obszerny, na ogół równy płaskowyż opadający lekko w kierunku miasta, porośnięty wysoką trawą i miejscami upstrzony kępami drzew i krzaków. Od południa zamykał go stromy klif nad brzegiem Rzeki Sw. Wawrzyńca, a od północy droga z Quebecu do wsi Saint Foy, za którą widać było koryto rzeki St. Charles. Szeroką na milę równinę przecinała droga do Sillery. W szarym świetle poranka 13 września 1759 r., przy zachmurzonym niebie, z. którego zaczął padać drobny deszcz, drogą od strony Anse du Foulon nadciągnęły regimenty Wolfe'a. Widząc wysypujące się w pośpiechu z miasta wojska francuskie Brytyjczycy sprawnie rozwinęli się do bitwy na zachodnim skraju równiny w odległości ok. kilometra od murów twierdzy. Było już zupełnie widno, kiedy obaj dowódcy ustawili w szyku swoje oddziały, gotując się do decydującego starcia. Na prawym skrzydle Francuzów, które opierało się na drodze do St. Foy, Montcalm rozwinął batalion milicji w sile 350 ludzi oraz batalion regularny z regimentu Bearn (200 ludzi), wsparte dwoma działami przysłanymi przez Ramesaya. W centrum stanęły trzy bataliony regularne z regimentów: La Sarre (320), Guienne (200) i Languedoc (320). Lewe skrzydło Montcalma, usytuowane pomiędzy drogą do Sillery a klifem, tworzyły regularny batalion z regimentu Roussillon (230) oraz batalion milicji (300). Komendę nad prawym skrzydłem francuskim sprawował zastępca Montcalma, płk Senezergues, dowódcą lewego był płk Beauchatel. Wojska Montcalma były uszykowane tradycyjnie na wzór europejski w trzy szeregi. Ich front wynosił ok. kilometra i był

168 wyraźnie zagięty na prawej flance z zamiarem częściowego oskrzydlenia przeciwnika. W krzakach przed frontem kryły się grupy kanadyjskich milicjantów. Liczny oddział Kanadyj­ czyków i Indian (1500 ludzi) ukrytych w lesie osłaniał też prawe, zawinięte skrzydło francuskie. Ogółem siły francuskoindiańskie liczyły — j a k później obliczono — ok. 4000 ludzi, ale żołnierze regularni stanowili zaledwie jedną trzecią'. Ustawienie wojsk Montcalma wskazywało na to, że markiz zamierzał rozbić lewe skrzydło Wolfe'a, a następnie zepchnąć Brytyjczyków nad klif, a później do rzeki. Konieczność rozwinięcia frontu równego francuskiemu i wy­ dzielenia silnego odwodu na wypadek nadejścia oddziału Bougainville'a zmusiła Wolfe'a do uformowania swojego szyku w dwa szeregi (drugi szereg w odległości 12 metrów za pierwszym). Żołnierzy ustawiono kompaniami w metrowych odstępach, tak aby mogli prowadzić ogień salwowy na całej długości frontu. Pomiędzy regimentami pozostawiono ok. 30-metrowe odstępy. Był to zupełnie nowy szyk, zgodny zresztą z instrukcjami gen. Amhersta ze stycznia 1759 r., według których formacja dwuszeregowa miała wystarczać do odparcia kanadyj­ skich milicjantów i Indian. Nie wiadomo było jednak, czy sprawdzi się w walce z oddziałami regularnego wojska. Na prawym skrzydle brytyjskim, tuż obok klifu, stanął 35 regiment Otwaya (519 ludzi) i grenadierzy z Louisburga (241). W środku, po obu stronach drogi do Sillery, na której ustawiono obydwa działa obsługiwane przez marynarzy, rozwinęły się kolejno regimenty: 28 Bragga (421), 43 Ken­ nedyego (327) i 47 Lascellesa (360). Lewe skrzydło utworzył batalion 78 regimentu szkockiego Frasera (662) i 58 regiment Anstruthera (335). Tuż za lewym skrzydłem, prostopadle do linii regimentu Anstruthera, rozwinął się 15 regiment Amhersta, osłaniający szyk od strony północnej, gdzie między drzewami i w zaroślach czaili się kanadyjscy milicjanci i Indianie, 3 Niektóre źródła brytyjskie i amerykańskie szacują liczebność wojsk Montcalma na 5000 ludzi, w tym 3500 Francuzów i 1500 Indian.

169 zagrażający lewej flance Brytyjczyków. W rezerwie Woltę pozostawił 2 batalion 60 regimentu Royal Americans (322) i 48 regiment Webba (683) pod ogólnym dowództwem płk. Burtona. Dwie kompanie 58 regimentu Anstruthera zostały w Anse du Foulon jako osłona miejsca lądowania, a 3 batalion Royal Americans (540) i lekka piechota Howe'a (400) stano­ wiły straż tylną na wypadek nadejścia Bougainville'a. Prawym skrzydłem brytyjskim dowodził gen. Monckton, lewym gen. Murray. Gen. Townshend objął komendę nad rezerwą i strażą tylną. Ogółem siły brytyjskie liczyły 4829 oficerów i żołnierzy, z czego 3111 zostało użytych w walce. Wojska Wolfe'a były zatem nie tylko liczniejsze od wojsk Montcalma, ale też lepiej wyćwiczone i dowodzone przez „prawdopodobnie najlepszą grupę oficerów, jaka kiedykolwiek znalazła się w polu" 4 . Przygotowując się do bitwy gen. Wolfe wydał oficerom wyraźne instrukcje na temat sposobu prowadzenia walki, który z powodzeniem ćwiczył jako dowódca 20 regimentu piechoty podczas służby garnizonowej w Canterbury w 1755 roku. „Bez względu na okoliczności bataliony mają zachować spokój i nie krzyczeć, dopóki nie dostaną rozkazu ataku na bagnety — brzmia­ ły rozkazy. — Nie ma potrzeby dawania ognia zbyt szybko. Zimny, dobrze wymierzony ogień ze starannie załadowanych muszkietów jest skuteczniejszy niż szybka palba w zamieszaniu 5 [...]" . Żołnierzom przykazano, że mają dobrze wymierzyć i oddać strzały dopiero wtedy, gdy linia nieprzyjacielskiej piechoty zbliży się na odległość 20 kroków. W celu zwiększenia skutecz­ ności ognia kazano im załadować broń dwiema kulami. Ok. godz. 9.00 szyk francuski, odległy od „cienkiej, czerwonej linii" Brytyjczyków o nieco ponad 500 metrów, ruszył powoli do przodu. Francuscy strzelcy wyborowi ukryci w krzakach otworzyli ogień, w wyniku którego w szeregach brytyjskich padły pierwsze ofiary. Na prawej flance brytyjskiej ogień Kanadyjczyków nie spowodował większych strat, ale na 4 5

F u 11 er, op. cit., s. 265. Ibidem, s. 266.

170 lewym skrzydle stał się tak dokuczliwy, że Wolfe kazał wojsku położyć się na ziemi na całej linii i wysunął do przodu własnych strzelców, którzy nawiązali pojedynek ogniowy z Kanadyjczykami. Jednocześnie rozkazał Townshendowi przesunąć na pomoc 15 regimentowi 2 batalion Royal Arnericans i lekką piechotę Howe'a. Po mniej więcej godzinie wzajemnego ostrzeliwania się Francuzi ruszyli do generalnego ataku. Brytyjczycy podnieśli się z ziemi i wyrównali szeregi. Francuzi natarli z animuszem, dodając sobie otuchy głośnym krzykiem. „Szli śmiało w trzech kolumnach z głośnym krzykiem i bronią wyciągniętą do przodu. Dwie z nich skłaniały się ku naszemu lewemu skrzydłu, trzecia kierowała się na prawo [...]" — zanotował gen. Townshend' 1 . Jednocześnie Kanadyjczycy i Indianie ukryci w lesie zaczęli obchodzić lewą flankę Brytyjczyków z zamiarem wyjścia na ich tyły. Atakujący Francuzi otworzyli ogień z dystansu ok. 200 kroków, co na ówczesne warunki było odległością na granicy skutecznego strzału. Mimo to Wolfe, stojący na niewielkim wzniesieniu obok stanowisk grenadierów, odniósł wtedy swoją pierwszą ranę. Jedna z kul trafiła go w nadgarstek. Generał przewiązał ranę chustką i przestał zwracać na nią uwagę. Francuzi zbliżali się szybko, lecz w ich linie wkradło się zamieszanie, kanadyjscy milicjanci mieli bowiem zwyczaj rzucania się na ziemię po oddaniu strzału, żeby ponownie załadować broń. Była to metoda użyteczna podczas walki w lesie, ale zupełnie nieprzydatna w czasie regularnego natarcia na odkrytej przestrzeni, prowadzonego w szyku zwartym. Szeregi francuskie zatrzymały się na chwilę, aby wyrównać szyk, po czym z krzykiem ruszyły dalej. Po przejściu kolejnych kilkudziesięciu metrów Francuzi przystanęli i oddali następną salwę. „Z odległości 130 kroków zasypali nas nierównym ogniem, który osiągnął największe natężenie na obu krańcach 6

Ibidem, s. 266.

172 naszej linii — pisał gen. Townshend. — Nasze wojska wytrzymały go z największym opanowaniem i dyscypliną, wciąż wstrzymując własny ogień i posłusznie czekając na rozkazy oficerów, dopóki nie podeszli na 40 kroków [...]" 7 . Kiedy linia nacierających Francuzów znalazła się w odległości 100 metrów, Brytyjczycy naszyli wolno do przodu. Oba brytyjskie działa dały ognia, ale maszerujące powoli szeregi w czerwonych mundurach wciąż milczały. W chwili, gdy przeciwników dzieliło już. tylko 40 kroków, Brytyjczycy zatrzymali się i oddali pierwszą salwę, która „zabrzmiała jak wystrzał armatni". „Z ogłuszającym trzaskiem — napisał brytyjski historyk — rozległa się od jednego do drugiego krańca brytyjskiej linii, niczym wystrzał z pojedynczej, monstnialnej broni, najdoskonalsza salwa, jaką kiedykolwiek wystrzelono na polu bitwy" 8 . Chmura gęstego prochowego dymu spowiła na chwilę brytyjskie szeregi. Pod jej osłoną żołnierze załadowali broń, zrobili kilka kroków do przodu i wystrzelili ponownie. Przez następne „sześć do ośmiu minut" prowadzili ogień zmienny kompaniami, omiatając całe pole nieprzerwanym deszczem ołowiu. Dwie salwy oddane z bliskiej odległości dosłownie skosiły szeregi Francuzów. Kiedy wiatr rozwiał dym, Brytyjczycy ujrzeli, że główna część francuskiego ugrupowania cofa się w zamieszaniu do miasta, a reszta uchodzi w kierunku rzeki St. Charles. Gen. Wolfe osobiście stanął wówczas nas czele regimentu Bragga i dał rozkaz do ataku na bagnety. Obok niego poszli do natarcia grenadierzy i żołnierze Lascellesa. Na lewym skrzydle gen. Murray pchnął do przodu regiment Anstruthera i Szkotów Frasera, którzy wzbudzali szczególny postrach wymachując z głośnym krzykiem swoimi szerokimi mieczami. Wolfe szedł w pierwszym szeregu zagrzewając żołnierzy do walki. Dość szybko jednak otrzymał postrzał z muszkietu w podbrzusze. Zatoczył się, ale utrzymał na nogach i z ręką przyciśniętą do rany poszedł dalej. Po kilku zaledwie krokach 7

8

Ibidem, s. 266. Ibidem, s. 266-267.

173 następna kula trafiła go w pierś. Tym razem przystanął i tracąc siły osunął się na ziemię. Natychmiast podbiegło do niego paru oficerów. — Podtrzymajcie mnie — rzekł słabnącym głosem. — Nie chcę, żeby żołnierze widzieli, jak padam. Kilku grenadierów od razu odniosło go na tyły. Kiedy rannego dowódcę położono na ziemi, jeden z oficerów zapytał, czy wezwać chirurga. Wolfe pokręcił głową i westchnął: — Po co? I tak już po mnie. Tymczasem losy bitwy zostały rozstrzygnięte. Jako pierwsi uciekli z pola walki kanadyjscy milicjanci i Indianie nienawykli do walki na bagnety. Żołnierze regularni próbowali stawić opór, ale skłuci bagnetami zginęli lub cofnęli się nie mogąc nawet zewrzeć szeregów. W zamieszaniu padł zastępca Montcalma, pik Senezergues. Wkrótce bitwa przemieniła się w ucieczkę i pościg. Na tyłach Brytyjczyków w gronie ludzi otaczających śmiertelnie rannego gen. Wolfe'a rozległ się okrzyk: — Uciekają! Patrzcie, jak uciekają! — Kto ucieka? — zapytał generał jak ktoś, kogo nagle obudzono z głębokiego snu. — Francuzi, sir. Ustępują na całym polu. Z najwyższym trudem Wolfe podniósł głowę. Klęczący obok grenadier o nazwisku Henderson podtrzymał ciało dowódcy. — Niech jeden z was pobiegnie do pułkownika Burtona. Powiedzcie mu, żeby natychmiast ruszał z regimentem Webba i odciął Francuzom odwrót za rzekę Charles — rzekł z wysił­ kiem Wolfe, przekręcając się na bok. — Bogu niech będą dzięki. Teraz umieram w spokoju — wyszeptał i wydał ostatnie tchnienie. W chwili śmierci miał 32 lata. Pod murami Quebecu równie tragiczny koniec spotkał gen. Montcalma. W czasie natarcia Brytyjczyków dzielny markiz jeździł na koniu wśród uciekających żołnierzy, próbując roz­ paczliwie opanować sytuację i zebrać siły, ale było jasne, że bitwa jest przegrana i nic tego nie zmieni. W pewnej chwili

174 angielska kula przeszyła go na wylot. Chwiejącego się dowódcę podtrzymali w siodle dwaj żołnierze, którzy w ogólnym bałaganie pomogli mu dostać się do miasta. Kiedy śmiertelnie ranny Montcalm wjeżdżał do środka, z tłumu zebranego przy bramie Św. Ludwika rozległ się strwożony okrzyk: — O Boże! Markiz nie żyje. — To nic, to nic — wyszeptał słabym głosem Montcalm. — Nie martwcie się o mnie przyjaciele. Tego samego dnia wieczorem Montcalm umarł. Miał 47 lat. Następnego ranka o godz. 8.00 pochowano go w leju po pocisku na dziedzińcu klasztoru sióstr Urszulanek w Quebecu. Ok. godz. 11.00 bitwa na Równinie Abrahama wygasła. Wolfe nie żył, jego zastępca, gen. Monckton, odniósł poważną ranę. Dowództwo nad wojskami brytyjskimi objął najstarszy w kolejności rangą gen. Townshend. Po spędzeniu Francuzów z pola zatrzymał zwycięskie oddziały i zaczął porządkować zdezorganizowane pogonią szeregi. Był już na to najwyższy czas, gdyż na tyłach Brytyjczyków pojawił się śpieszący na pomoc Montcalmowi oddział płk. Bougainville'a. Jak już wspomniano, Bougainville otrzymał od Vaudreuila wiadomość o wylądowaniu Wolfe'a w Anse du Foulon dopiero ok. godz. 9.00 rano. Natychmiast wyruszył pod Cjuebec, ale droga z Cap Rouge zabrała mu ponad trzy godziny. Dopiero „między godz. 12.00 a 1.00 po południu" 1500 doborowych żołnierzy Bougainville'a wyszło drogą z St. Foy na tyły zwycięskich Brytyjczyków. Powiadomiony zawczasu o zbli­ żaniu się Francuzów Townshend zatrzymał marsz Bougainville'a siłami rezerwowego regimentu Webba i 3 batalionu Royal Americans, wspieranymi ogniem dwóch dział. Odparty Bougainville cofnął się do St. Foy, a następnego dnia odszedł w górę rzeki, gdzie dołączył do wycofujących się spod Quebecu oddziałów gubernatora Vaudreuila. Odparcie oddziału Bougainville'a definitywnie zakończyło bitwę. Straty Brytyjczyków w zabitych wyniosły zaledwie 10 oficerów i 48 żołnierzy. Rannych było 37 oficerów i 535

175 żołnierzy. Łącznie Brytyjczycy stracili 630 ludzi — niewielu, jak na starcie, które w praktyce zadecydowało o losach angielsko-francuskiej rywalizacji o panowanie nad Ameryką Północną. Straty francuskie nie są dokładnie znane, szacuje się jednak, że przekroczyły 1400 zabitych i rannych. Niedługo po bitwie gubernator Vaudreuil zwołał w swojej kwaterze naradę wojenną, na której zdecydowano o odwrocie do Montrealu. O godz. 21.00 oddziały francuskie zaczęły opuszczać pozycje za rzeką St. Charles i nocnym marszem, omijając Quebec i Równinę Abrahama szerokim łukiem od północy, „odeszły w nieładzie i pohańbieniu" do leżącego 30 mil w górze Rzeki Św. Wawrzyńca Jacąues Cartier. Następnego dnia po bitwie Townshend rozpoczął oblężenie Quebecu. Francuski komendant, kawaler de Ramesay, bronił się przez trzy dni. Opuszczony przez Vaudreuila i pozbawiony zapasów żywności 17 września podpisał warunki kapitulacji, oddając się do niewoli wraz z 2000 ludzi. 18 września Brytyjczycy weszli do zrujnowanego miasta, pieczętując trzymiesięczną kampanię Wolfe'a. Miesiąc po zdobyciu Quebecu admirałowie Saunders i Holmes odpłynęli do Anglii. Na pokładzie jednego z okrętów przewie­ ziono do kraju trumnę ze zwłokami gen. Jamesa Wolfe'a. 17 listopada powitano ją z honorami w porcie wojennym w Portsmouth. Stąd trumnę przewieziono do Greenwich, gdzie trzy dni później spoczęła w grobie rodzinnym Wolfe'ów w koś­ ciele pod wezwaniem Św. Alfege'a. Po zwycięskim zakończeniu wojny parlament brytyjski uhonorował Wolfe'a wspaniałym pomnikiem w królewskim opactwie w Westminsterze. Nie mniej okazały pomnik stanął też w Greenwich, nieopodal królewskiego obserwatorium astronomicznego. W 1827 r. z inicjatywy guber­ natora generalnego Kanady, lorda Dalhousie, na polu bitwy pod Quebecem wzniesiono obelisk, na którym wyryto łaciński napis poświęcony pamięci obydwu dowódców poległych w tym miejscu 13 września 1759 roku.

KONIEC NOWEJ FRANCJI Upadek Quebecu nie zakończył wojny w Ameryce. Chociaż rok 1759 okazał się decydujący dla losów rywalizacji o kon­ tynent północnoamerykański, zmagania ciągnęły się jeszcze przez dwa lata, zanim Brytyjczykom udało się ostatecznie pokonać Francuzów i zdobyć Kanadę. Na innych frontach wojny siedmioletniej Francuzom także źle się wiodło. Zostali pokonani w Indiach, na Morzu Karaibskim i w Niemczech. W celu odwrócenia niekorzystnego biegu wojny, w Hawrze, Tulonie i Breście Francuzi przygoto­ wywali desant na Anglię. Dążąc do uzyskania chociażby chwilowej przewagi na morzu usiłowali połączyć eskadry z Tulonu i Brestu. W sierpniu 1759 r. okręty brytyjskie adm. Boscawena zniszczyły u wybrzeży Portugalii eskadrę tulońską, która podjęła próbę przedarcia się z Morza Śródziemnego. W listopadzie tego samego roku adm. Edward Hawke pokonał w zatoce Quiberon francuską eskadrę bazującą w Breście. Klęska floty francuskiej oznaczała nie tylko kres marzeń o inwazji Anglii, ale też całkowitą izolację francuskich kolonii. Pełna kontrola Anglii nad morzami postawiła zamorskie terytoria Francji w obliczu przeważających sił wroga. Późnym latem 1759 r., po otrzymaniu wiadomości o zdo­ byciu Quebecu i śmierci gen. Wolfe'a, gen. Amherst wstrzymał

177 dalsze działania wojenne przeciwko Montrealowi. W Quebecu pozostawiono silny garnizon pod dowództwem gen. Jamesa Murraya. Ostatnim akordem kampanii była wyprawa rangersów z oddziałów mjr. Rogersa na wieś St. Francois (St. Francis) w Kanadzie. Wieś ta, zamieszkana przez sprzymierzonych z Francuzami ochrzczonych Indian (głównie Abnaków), od dawna była solą w oku brytyjskich kolonistów z Nowej Anglii. Ich zdaniem nadszedł odpowiedni czas, żeby wziąć odwet za wcześniejsze napady Indian na tereny północnego pogranicza i masakrę pod fortem William Henry. W końcu września 1759 r. 200 rangersów Rogersa wraz z kilkoma przewodnikami z plemienia Mohawków wyruszyło na łodziach z bazy w Crow Point wzdłuż wschodniego wybrzeża jeziora Champlain. Następnie zwiadowcy dotarli do rzeki St. Francis płynącej na północ do Rzeki Św. Wawrzyńca. Idąc z jej biegiem na początku października dotarli w pobliże wsi St. Francis, której mieszkańcy, chronieni przez stojący opodal francuski fort, w poczuciu pełnego bezpieczeństwa szykowali się do przerwy zimowej. 5 października 142 pozostałych po trudach wędrówki rangersów napadło na uśpioną osadę, paląc ją doszczętnie i zabijając wielu za­ skoczonych Indian. Rogers chwalił się później, że jego ludzie wycięli w pień kilkuset czerwonoskórych, w rzeczywistości jednak większość Indian zdołała uciec (zginęło prawdopodob­ nie ok. 30 osób). Odwrót z St. Francois okazał się niebezpieczniejszy niż atak. Wielu rangersów zmarło z ran i wycieńczenia lub zginęło z rąk ścigających ich Indian. Resztki wyprawy, ok. 50 ludzi, dotarły w końcu na terytorium angielskie na wschód od jeziora Memphremagog, chroniąc się w forcie Nr 4 (fort Wentworth) nad rzeką Connecticut. Większość uczestników ekspedycji na St. Francis zginęła, ale wyprawa spełniła swój cel. Uwolniła północne pogranicze od zagrożenia ze strony Abnaków, którzy od dawna uważani byli za plagę Nowej Anglii. Utrwaliła też sławę Rogersa, za którego głowę Francuzi 12 — Quebec 1759

178 wyznaczyli później nagrodę w wysokości 1000 funtów, co jak na owe czasy było sumą bardzo znaczną. Mimo utraty Quebecu Francuzi nie dali jeszcze za wygraną. W zimie gubernator Vaudreuil i następca Montcalma, gen. Francois de Levis, zreorganizowali swoje siły w Montrealu. Na wiosnę 1760 r. de Levis wyruszył z 8500 ludzi w celu odbicia stolicy Kanady. Osłabiony zimnem i chorobami garnizon brytyjski liczył niespełna 4000 żołnierzy. W kwietniu gen. Murray, dowiedziawszy się o marszu Francuzów, wyszedł z miasta na czele 3000 ludzi z 23 działami i zajął pozycję obronną u ujścia rzeki Cap Rouge. 26 kwietnia, wobec zdecydowanej przewagi Francuzów, wycofał się do Quebecu. Levis rozbił obóz w St. Foy, gdzie rozpoczął przygotowania do oblężenia miasta. 28 kwietnia Murray wyszedł z miasta i zaatakował obóz Francuzów. Ostrożny i utalentowany dowódca francuski nie dał się jednak zaskoczyć. Bitwa pod St. Foy odbyła się na znajomym gruncie, tyle że przy odwróconych pozycjach. Mający dużą przewagę liczebną Francuzi odparli pierwszy atak Brytyjczyków i zmusili ich do wycofania się do miasta. Murray stracił jedną trzecią swoich sił oraz większość artylerii. Po bitwie de Levis obiegł Quebec, Murray bronił się jednak energicznie. 16 maja, kiedy Francuzi byli już bliscy odbicia miasta, przybyła na odsiecz flota brytyjska, wioząca posiłki i zaopatrzenie z Anglii. Po trzech tygodniach oblężenia de Levis odstąpił od Quebecu i wycofał się do Montrealu. Zabezpieczywszy Quebec i zgromadziwszy odpowiednie siły Brytyjczycy przygotowali latem 1760 r. potrójne uderzenie na Montreal. Główny atak wyszedł z Oswego, gdzie gen. Amherst zgromadził armię liczącą 10 000 żołnierzy. Po przepłynięciu jeziora Ontario Amherst ruszył w dół Rzeki Sw. Wawrzyńca, aby uderzyć na Montreal od zachodu. Od południa, wzdłuż jeziora Champlain i rzeki Richelieu, naciera! ppłk William Haviland dowodzący oddziałem liczącym 3400 ludzi, wśród których byli także rangersi Rogersa. Od wschodu.

179 z Quebecu, wyruszył na łodziach gen. Murray z 3500 żołnierzy. Po drodze Brytyjczycy składali napotkanym plemionom Indian propozycje zawarcia pokoju, obiecując gwarancje bezpieczeń­ stwa i handlu. De Levis próbował opóźniać marsz Brytyjczyków, ale wobec powszechnej dezercji Indian musiał się ciągle cofać, zacieśniając linie obrony wokół słabo ufortyfikowanego Mont­ realu. 6 września wszystkie trzy kolumny brytyjskie połączyły się pod Montrealem. Następnego dnia gubernator Veudreuil i gen. Amherst rozpoczęli rokowania w sprawie poddania miasta i zaprzestania walki w całej Kanadzie. 8 września Vaudreuil, nie widząc szans na dalszą obronę, podpisał warunki kapitulacji. Gen. Amherst odmówił oddania Francuzom hono­ rów wojskowych, ale poza tym warunki kapitulacji były bardzo łagodne. Milicjantom, po złożeniu broni, pozwolono odejść do domów, żołnierzy regularnych odesłano do kraju, zabezpieczono także własność prywatną i kościelną. Po zajęciu Montrealu gen. Amherst wysłał na zachód mjr. Rogersa w celu odebrania kapitulacji pozostałych placówek francuskich. W ciągu kilku tygodni wszystkie francuskie forty na zachodzie, z wyjątkiem fortu Chartres nad Missisipi, przeszły w ręce Brytyjczyków. Najważniejszy z nich, fort Detroit, poddał się Rogersowi 29 listopada 1760 roku. Mimo zajęcia przez Wielką Brytanię Kanady pokój nie przyszedł łatwo. Na początku 1761 r. osłabiona wojną Francja próbowała wytargować zwrot części swojego imperium kolo­ nialnego w zamian za zdobycze w Europie. Pitt, którego głównym celem było złamanie potęgi Francji i wyeliminowanie jej z rywalizacji w świecie, pozostał nieugięty. W kraju ogromne ciężary prowadzenia wojny zwróciły jednak przeciw­ ko niemu znaczną część opinii publicznej. W październiku 1761 r. Pitt podał się do dymisji i zrezygnował z kierowania polityką zagraniczną państwa 1 . 1 W 1766 r. Pitt został członkiem Izby Lordów, a w latach 1766-1768 pelnil funkcję premiera.

180 Tymczasem Francja zwróciła się o pomoc do Hiszpanii, co na początku 1762 r. doprowadziło do wybuchu wojny angielsko-hiszpańskiej. W krótkim czasie Brytyjczycy opanowali pozostałe posiadłości francuskie na Antylach, wyparli Hisz­ panów z Portugalii i wysłali korpusy ekspedycyjne na Kubę. do Buenos Aires i na Filipiny. Francji i Hiszpanii nie pozostało nic innego, jak tylko dążyć do zawarcia pokoju. Pitt nie stał już na straży interesów Wielkiej Brytanii, a jego następca, lord Butę, i nowy król Anglii, Jerzy III (1760-1820), byli bardziej skłonni do zakończenia wojny. Długoletnia wojna wyczerpała siły wszystkich państw, toteż w listopadzie 1762 r. rozpoczęły się w Paryżu rokowania pokojowe. Zakończono je 10 lutego 1763 r. podpisaniem traktatu pokojowego, który zakończył wojnę siedmioletnią i cykl wojen o panowanie w Ameryce Północnej. W wyniku negocjacji paryskich Francja utraciła swoje posiadłości północnoamerykańskie, z wyjątkiem dwóch małych wysp w Zatoce Św. Wawrzyńca (St. Pierre i Miquelon), które miały służyć jako baza dla francuskich rybaków na Atlantyku. Wielka Brytania uzyskała nie tylko Kanadę z wyspami Cape Breton i Księcia Edwarda, ale także wszystkie tereny Luizjany na wschód od Missisipi, bez Nowego Orleanu. W celu zrekompensowania Hiszpanii strat poniesionych na rzecz Anglii (Floryda i część Hondurasu) Francja odstąpiła jej zachodnią Luizjanę i Nowy Orlean 2 . Francja utraciła także swoje posiadłości w Indiach, z wyjątkiem Pondicherry i czte­ rech mniejszych faktorii handlowych. W basenie Morza Karaibskiego w posiadaniu Francuzów pozostały jedynie wyspy Martynika, Gwadelupa i St. Lucia. W wyniku wojny siedmioletniej potęgi kolonialne Francji i Hiszpanii zostały mocno osłabione. „Tak więc Francja : Obszary te wróciły do Francji na mocy tajnego traktatu zawartego pomiędzy Hiszpanią a napoleońską Francją w San Ildefonso w 1800 roku. W 1803 r. Napoleon Bonaparte sprzedał Luizjanę Stanom Zjednoczonym za sumę 15 milionów dolarów.

181 zniknęła z Ameryki Północnej, jak te plemiona Indian, z którymi sympatyzowała" — napisał francuski polityk i pisarz epoki romantyzmu, Francois Chateaubriand 3 . Klęska pozbawiła Francję nie tylko imperium kolonialnego i floty, ale także przyniosła jej ruinę finansową, która stała się później jedną z głównych przyczyn rewolucji francuskiej. Za to Wielka Brytania wygrała na całej linii, stając się odtąd największą potęgą morską i kolonialną w świece. Nie bez powodu brytyjski polityk, John Carteret, hrabia Granville, stwierdził w styczniu 1763 r., kiedy dano mu do przeczytania preliminaria traktatu paryskiego: „To była najwspanialsza wojna i najbar­ dziej triumfalny pokój, jakie kiedykolwiek znała Anglia" 4 . Jednakże uczynienie z Ameryki Północnej kontynentu nieodwracalnie anglosaskiego okazało się dla Wielkiej Brytanii wątpliwym sukcesem. Być może, gdyby Francuzi nadal stanowili zagrożenie w Kanadzie, kolonie brytyjskie pozo­ stałyby częścią imperium. Ponieważ jednak strach przed Francuzami przestał być główną troską kolonistów i więzią łączącą ich interesy z metropolią, zaistniały przyczyny, które w niedługim czasie miały doprowadzić do wojny o niepodleg­ łość i utworzenia Stanów Zjednoczonych. W tym kontekście na szczególną uwagę zasługuje myśl, jaką wyraził polityczny przeciwnik Pitta, książę Bedford, w liście do księcia Newcastle z 9 maja 1761 roku: „Tak więc, mój lordzie, nie wiem, czy sąsiedztwo Francji nie było najlepszą gwarancją zależności naszych kolonii w Ameryce Północnej od macierzystego kraju, czuję bowiem, że po usunięciu Francuzów, będzie ona 5 stale malała [...]" .

1 4 5

F u l l e r , op. ci!., s. 269. Ibidem, s. 269. C o r e 1 1 i, op. r/f., s. 212.

ZAKOŃCZENIE Koniec wojny siedmioletniej nie oznaczał automatycznego pokoju w Ameryce Północnej. Likwidacja władzy Francji na zachodzie kontynentu otworzyła drogę dla dalszej kolonizacji brytyjskiej na terenach leżących poza pasmem Appalachów. Upłynęły ledwie trzy miesiące od chwili podpisania traktatu w Paryżu, kiedy na pograniczu amerykańskim znowu polała się krew. Stało się tak na skutek silnego i doskonale zor­ ganizowanego powstania Indian, kierowanego przez wielkiego wodza Ottawów, Pontiaka (1720-1769). Wszystko zaczęło się 27 kwietnia 1763 r. nad brzegami rzeki Ecorse, w pobliżu fortu Detroit. Zebrało się tam na wielką naradę wojenną wiele plemion i odłamów Indian, które walczyły po stronie Francuzów i nie chciały się pogodzić ze skutkami przegranej wojny. Na apel Pontiaka odpowiedziały prawie wszystkie plemiona Algonkinów z Krainy Wielkich Jezior. Obok Ottawów były tam skonfederowane z nimi plemiona Potawatomich, Czipewejów i Mtamisów (Miami), które pod wodzą Pontiaka sprawiły kiedyś krwawą łaźnię wojskom Braddocka nad Monongahelą. Zjawili się potężni niegdyś Huroni, Menomini i Winnebagowie znad jeziora Michigan, Saukowie, Lisy i Kickapoo z lewego brzegu Missisipi, Szaunisi z doliny Ohio, Delawarowie znad rzeki

1X3 Susquehanny oraz przedstawiciele dwóch plemion Ligi Irokezów, Kajugowie (Cayuga) i Senekowie (Seneca), których ziemie w okolicy fortu Niagara gen. Amherst przydzielił swoim oficerom — weteranom wojennych. Większość Irokezów, dzięki interwencji Williama Johnstona, odmówiła udziału w powstaniu, wiedząc, że Pontiak liczy na pomoc francuskich osadników z Illinois i Luizjany. Po przejęciu przez Brytyjczyków podbitych terenów Indianie szybko dostrzegli różnicę pomiędzy Francuzami i Anglikami. Panowanie Francuzów nie było uciążliwe, ich kupcy wpraw­ dzie dbali o swoje interesy, byli jednak uprzejmi i nie traktowali Indian z góry. „Gońcy leśni" ubrani w strój indiański wędrowali przez puszcze, mieszkali w obozach Indian, uczyli się ich obyczajów i mowy, przystając do nich niekiedy na stałe i biorąc sobie za żony indiańskie kobiety. Oficerowie francuscy przyjaźnili się z indiańskimi wodzami, uczyli ich europejskiego sposobu walki i zaopatrywali w broń palną. Oszczędzając swoich żołnierzy wychwalali zręczność i walecz­ ność Indian, zachęcali ich do walki, potrafili jednak utrzymy­ wać przyjaźń i braterstwo. Oddanie francuskich fortów bez walki Brytyjczykom zdu­ miało i oburzyło Indian. Ich podejrzliwość zwiększała polityka niebratania się z czerwonoskórymi i skąpstwo Anglików. Nowi najeźdźcy gardzili Indianami, trzymali się od nich z daleka, nie przysyłali darów, jak dawniej czynili to Francuzi (w 1762 r. głównodowodzący wojskami brytyjskimi w Ame­ ryce, gen. Amherst, o 40 procent zmniejszył wydatki na współpracę z Indianami), a kupcy oszukiwali ich bezczelnie, każąc sobie płacić za proch i strzelby stosami futer. Niechęć do Brytyjczyków zwiększała także nowa fala chciwych i brutal­ nych osadników, wdzierających się na ziemie plemion żyjących poza pasmem Appalachów. 10 maja 1763 r. skonfederowane plemiona Indian zaatakowały fort Detroit. Brytyjski komendant twierdzy, mjr Henry Gladwin (ciężko ranny podczas kampanii Braddocka w 1755 r.), ostrze-

184 żony o konspiracji Pontiaka, obronił Fort, powstanie rozszerzyło się jednak na cały region Wielkich Jezior. Pomiędzy 16 maja a 21 czerwca w ręce wojowników z 18 plemion uczest­ niczących w powstaniu wpadły wszystkie brytyjskie forty na zachód od Niagary. Niektóre placówki padły przy pierwszym gwałtownym ataku, inne po dłuższym oblężeniu lub na skutek świetnie obmyślonych podstępów. Pontiak nie zdołał opanować tylko dwóch kluczowych pozycji w systemie fortów angielskich tego rejonu: fortu Detroit i fortu Pitt. W lecie Indianie odnieśli kilka zwycięstw nad oddziałami wysłanymi na pomoc ob­ lężonym fortom. Dopiero 5 sierpnia 1763 r. płk. Henry'emu Bouąuetowi, dowodzącemu słynnym 60 regimentem Royal Americans i oddziałem szkockiej Czarnej Straży (Black Watch), udało się rozbić Indian w zaciętej, dwudniowej bitwie nad strumieniem Bushy Run w Pensylwanii, a następnie (10 sierp­ nia) uwolnić od oblężenia fort Pitt. Niepowodzenie w bitwie z wojskami Bouqueta, jak również przeciągające się oblężenie Detroit, zniechęciło Indian do dalszej walki. W październiku, kiedy okazało się, że Francuzi nie udzielą Indianom pomocy, powstanie zaczęło wygasać. 28 listopada Pontiak, opuszczony przez większość sytych chwały i skalpów sojuszników (w walkach z indiańskimi powstańcami zginęło ok. 400 żołnierzy brytyjskich i praw­ dopodobnie 1500 osadników), zwinął oblężenie Detroit. Wkrót­ ce potem nastąpiła zmiana na stanowisku dowódcy wojsk brytyjskich w Ameryce Północnej. Niechętnego Indianom gen. Amhersta zastąpił jeszcze jeden bohater znad Monongaheli, gen. Thomas Gage. Z jego inicjatywy rozpoczęły się rokowania pokojowe. W 1764 r. wodzowie poszczególnych plemion zaczęli zawierać pokój z Brytyjczykami. W 1766 r. na konferencji pokojowej w forcie Ontario uczynił to także nieprzejednany do tej pory Pontiak. Krótko po zawarciu pokoju, stosunkowo sprawiedliwego, przewidującego bowiem m.in. amnestię dla Pontiaka oraz zakaz osiedlania się białych kolonistów na zachód od Appalachów. sławny wódz został

185 zamordowany przez przekupnego Indianina, opłaconego przez angielskiego kupca. Żadna obietnica i żaden układ nie były jednak w stanie zahamować naporu białych na ziemie Indian. Już we wczesnych latach siedemdziesiątych XVIII w. przed­ siębiorczy i żądni ziemi Anglicy przeszli Appalachy. rozpo­ czynając nowy etap kolonizacji i wojen z Indianami. Wyeliminowanie Francji z Ameryki Północnej i stłumienie powstania Pontiaka oznaczało ogromny wzrost władztwa brytyjskiego, rozciągającego się teraz od Zatoki Hudsona na północy po Zatokę Meksykańską na południu. Dawna Nowa Francja stała się brytyjską prowincją Quebec, która weszła w skład brytyjskiej Ameryki. Anglicy od początku starali się zintegrować zdobyte terytoria kanadyjskie z 13 starymi koloniami amerykańskimi. Mimo odrębności etnicznej i kulturowej Quebecu organizacja władz i życia politycznego tej prowincji oparta została na takim samym systemie, jaki obowiązywał we wszystkich koloniach angielskich. Chcąc zrównoważyć wpływy francuskojęzycznej ludności Kanady władze brytyjskie czyniły wysiłki w celu osiedlenia w Ouebecu osadników angielskich i wzmocnienia tam elementu anglosaskiego. Dwadzieścia lat później sprowa­ dziły do Kanady 40 000 nowych osadników. Byli to w więk­ szości angielscy lojaliści (tzw. torysi), którzy opuścili kolonie angielskie podczas amerykańskiej wojny o niepodległość. Znaczna część z nich osiadła w Nowej Szkocji, pozostali wybrali tereny na zachód od Quebecu (tzw. Górna Kanada, która w przyszłości stała się prowincją Ontario). Po 1760 r. opuściły Cjuebec dawne władze, kupcy i księża francuscy. Ich miejsce zajęli urzędnicy i kupcy angielscy. Ogół ludności był jednak francuski, jeśli chodzi o pochodzenie, i katolicki. Ogólnie znienawidzony w Wielkiej Brytanii Kościół katolicki pozostał w Quebecu główną organizacją religijną, zaakceptowaną przez brytyjską administrację wojskową w la­ tach 1760-1763. W 1764 r. władzę w prowincji przejęła administracja cywilna. Na jej czele stanął dawny podkomendny

186 gen. Wolfe'a, James Murray (1722-1794), który od 1760 r. sprawował funkcję wojskowego gubernatora Quebecu. Będąc doskonałym administratorem, a jednocześnie miłośnikiem kultury francuskiej, Murray starał się godzić interesy francus­ kojęzycznej większości i nielicznej kolonii brytyjskich protes­ tantów, przyczyniając się do utrzymania pokojowego współis­ tnienia obu grup narodowościowych i religijnych. Pokojową politykę Murraya kontynuował od 1768 r. nowy gubernator Kanady, gen. Guy Carleton (1724-1808), również dawny oficer gen. Wolfe'a. Będąc entuzjastą francuskiego charakteru Quebecu, usiłował pozyskać miejscową arystokrację francuską i duchowieństwo katolickie do sojuszu przeciwko buntującym się koloniom amerykańskim. W przededniu rewo­ lucji amerykańskiej rząd w Londynie uznał trafność zabiegów Carletona i zaniechał prób narzucenia Quebecowi siłą polityki asymilacyjnej. Tradycyjna niechęć katolickich mieszkańców Quebecu do protestanckich Amerykanów skłoniła ich do zachowania neutralności w nadchodzącej wojnie. Dzięki nim Quebec pozostał wielką francuską wyspą w amerykańskim Imperium Brytyjskim. W 1791 r. władze brytyjskie wydały Akt konstytucyjny, na mocy którego Quebec został podzielony na dwie części. Zachodnia część (tzw. Górna Kanada), zamieszkana głównie przez ludność pochodzenia brytyjskiego, otrzymała angielskie prawo i instytucje. Część wschodnia (tzw. Dolna Kanada), gdzie zdecydowaną większość stanowiła ludność francuska, zachowała prawo francuskie, Kościół katolicki i dawny system senioralny. Dla obu części ustanowiono osobnych guber­ natorów (podlegających zwierzchnictwu gubernatora general­ nego) i oddzielne ciała parlamentarne. W ten sposób Akt konstytucyjny z 1791 r. doprowadził do likwidacji historycz­ nego Quebecu i otworzył nowy okres w dziejach Kanady.

BIBLIOGRAFIA B a r n et Corelli, Britain and her Anny 1509-1970, London 1979. B a r t n i c k i Andrzej, C r i t c h l o w T. Donald, Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki, t. 1, 1607-1763, War­ szawa 1995. D u p u y R. Ernest, D u p u y Trevor, The Encyclopcdia of Military History, London 1970. D z i e w a n o w s k i Kazimierz, Brzemię białego człowieka. Jak zbudowano Imperium Brytyjskie, Warszawa 1996. E g g e n b e r g e r David, A Dictionary of Battles, London 1967. Encyclopcdia of the American History, New York 1994. F 1 e x n e r T. James, Washington, Warszawa 1990. F u 11 e r F. Ch. John, A military history of the Western World, vol. 2, New York 1955. G a n o e William, The History of the US Anny, New York 1943. Historia Powszechna wiek XVIII, Warszawa 1994. Historia wojen Indian Ameryki Północnej, Poznań 1995. K a t c h e r Philip, Armies of the American Wars 1753-1815, New York 1975.

ISS

L o w Charles, Battles of the British Army, Glasgow 1890. M c N a u g h t Kenneth, The Pelican History of Canada, London 1969. Pi e r o ni Piero, Wielcy wodzowie Indian, Warszawa 1970. R e g a n Geoffrey, The Guiness Book of Military Blunders, London 1991. R o z b i c k i J. Michał, Narodziny narodu. Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki do 1861 roku, Warszawa 1991. W i n d r o w Martin, M a s o n K. Francis, A concise dictionary of the Military Biography, London 1990. Y o u n g Peter, The British Army 1642-1970, London 1967. Z i n s Henryk, Historia Anglii, Wrocław 1979. Z i n s Henryk, Historia Kanady, Wrocław 1975.

SPIS ILUSTRACJI Bitwa z Irokezami nad Jeziorem Champlain w 1609 r. „Długi Dom" Irokezów Wojownik indiański skalpujący pokonanego wroga Jean Talon Hr. Frontenac Cavalier de La Salle Żołnierze francuscy w Nowej Francji w końcu XVII w. La Salle z wizytą u Indian Masakra Pekotów w Nowej Anglii Quebec na początku XVIII w. Markiz de Vaudreuil Sir William Johnson Żołnierze francuscy z pierwszej połowy XVIII w. Kanadyjski „goniec leśny" Milicjant kanadyjski z okresu wojny siedmioletniej Żołnierz francuskich wojsk kolonialnych w stroju zimowym Francuski oficer z regimentu de Lcmguedoc Gen. Louis de Montcalm Gen. James Wolfe Angielskie działa okrętowe z drugiej połowy XVIII w. Grenadier brytyjski z 1751 r. Żołnierz 42 regimentu szkockiego (Black Watcli) z 1758 r.

190 Wódz Irokezów w barwach wojennych Brytyjskie okręty na Rzece Św. Wawrzyńca Brytyjska mapa oblężenia Quebecu Śmierć Wolfe'a w bitwie na Równinie Abrahama Pomnik Wolfe'a w Greenwich Pontiak Atak Indian na fort angielski podczas powstania Pontiaka

SPIS MAP

Nowa Francja w 1667 r Wojna siedmioletnia 1754-1763 r. w Ameryce Północnej Północny obszar starć w kampanii 1758 r Oblężenie Quebecu 1759 r Operacje przeciwko Quebecowi 1759 r. i plan bitwy na Równinie Abrahama 13 września 1759 r

31 107 123 145 171

SPIS TREŚCI Wstęp Początki kolonizacji europejskiej w Ameryce Północnej Imperialny sen o Nowej Francji Siły zbrojne Francji i Anglii w koloniach amerykańskich Indiański sposób walki Organizacja wojskowa i sity zbrojne Nowej Francji Armia brytyjska w koloniach amerykańskich Pierwsze wojny imperialne w Ameryce Północnej Wojna króla Wilhelma Wojna królowej Anny Wojna króla Jerzego Wojna z Francuzami i Indianami Kampania Jerzego Waszyngtona 1754 roku Katastrofa gen. Braddocka Działania wojenne w latach 1756-1757 Początek batalii o Kanadę Upadek Louisbourga Wyprawa gen. Abercrombie na fort Carillon Wyprawa gen. Forbesa do wideł Ohio Oblężenie Quebecu Bitwa na Równinie Abrahama Koniec Nowej Francji Zakończenie Bibliografia Spis ilustracji Spis map

5 8 21 43 43 52 63 78 78 83 90 95 95 99 109 116 116 121 125 129 158 176 182 187 189 191