Podręcznik sztuki przetrwania () - [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

aymon

ears

POPPPCZNIK

GL w BTRO TER

K sią żk ę tę p o św ię ca m p a m ię c i K in g sle ya R o y c e ’a Hopkinsa, który p rzez praw ie szesnaście lat był moim przew odnikiem i doradcą. Odszedł, kiedy p ow staw ał j e j rękopis. P ozostanie na zaw sze tym, który ja k nikt p o tra fił p o ko n y w a ć trudności.

Podziękowania Chciałbym podziękow ać tym wszystkim , którzy dodawali mi otuchy i wspierali, kiedy pisałem tę książkę, jak również entuzjastom wędrowania po bezdrożach, z któ­ rymi dzieliłem trudy szlaku i ciepło obozow ego ogniska. Szczególnie zaś tym , któ­ rych bez jakiegoś ustalonego porządku wymieniam teraz: moim wyrozumiałym i cierpliw'ym rodzicom , N ickow i Craneowi - prow odyrow i, Philipowi Wellsowi i Sally Collings, Jam esowi i Brendzie Lockom, Rogerowi Hopkinsowi, za trochę dw udzie­ stowiecznych czarów, Charlesowd „Borsukow i” Taylorowi, Richardowi Kluckhohnowi, Scottowi Kuipersowi, M ikeowi Clinchy, Robertowi Craigie, Kurtowi Folsomowi, Richardow i i Ruth Bennetom i 7 D rużynie Skautów z Purley.

WSTĘP DO POLSKIEGO WYDANIA

„Żeby zrozum ieć otaczający nas świat, nie wystarczy przeczytać wiele książek, zebrać opinie i dośw iadczenia innych, trzeba samemu zanurzyć się w rzeczywistość, dotknąć jej i stać się jej częścią. Wtedy dopiero, gdy po­ czujem y wszystkim i zmysłami, że jesteśm y istotami, ży­ jącym i elem entami w otaczającej nas przyrodzie, możemy wypowiadać się o nas samych, naszych możliwościach i ograniczeniach” . Stanisław Lem, Terra incognita ektura książki M earsa nie rozwiąże za ciebie Czytelniku żadnego tzw. życiow e­ go problem u. Nie jest to podręcznik sztuki przetrw ania w obecnym świecie początku XXI wieku (jako cywilizacja w ybraliśm y inną drogę adaptacyjną). Świat, do którego się odnosi, ju ż praktycznie nie istnieje (przede w szystkim dla nas sa­ mych). N a co dzień nie dostrzegam y go i dlatego nie rozumiemy. Zapom nieliśm y, skąd przyszliśm y i ja k staliśm y się tym, kim jesteśm y. A staliśm y się poprzez zm a­ gania z otaczającą przyrodą. N ajpierw było jej poznanie i adaptacja do różnorod­ nych warunków tak daleka, że jako jedyny gatunek ssaków zam ieszkujem y w szyst­ kie strefy klimatyczne i biosystemy. Później w wyniku błędnego wyboru lub ponurej konieczności poznaliśm y sposoby zmiany środowiska przyrodniczego i dostosowy­ wania go do własnych potrzeb. Zakończyło się to ucieczką od naturalnego środow i­ ska w coraz rozleglejsze obszary tzw. cywilizacji. To, od czego uciekamy, stopnio­ wo zaciera się w naszej pamięci, a jako nieznane zaczyna budzić lęk. Nazyw am y to dziką przyrodą, a um iejętność życia w niej - sztuką przetrwania. Ci z nas, którzy chcą sobie coś niecoś z tego przypom nieć, powinni koniecznie poznać książkę M e­ arsa. Przyroda, którą tak nieciekaw ie traktujemy, przy bliższym kontakcie może okazać się niebezpieczna; nie przez agresyw ność czy nietolerancję w ym ierzoną w najgorszy gatunek, jaki na niej pasożytuje, ale wskutek niezrozum ienia lub nie­ znajomości prawideł, jakie w niej od m ilionów lat rządzą. Dla m nie lektura książki M earsa m a dodatkowy, bardzo praktyczny wymiar. Jako archeolog często stawiam sobie pytanie o sens upraw iania tej dziedziny w świecie, który dzisiejszą w iedzę ju ż jutro odrzuci na składowisko staroci. N asza cywilizacja

L

7

w jej aspekcie technologicznym rozwija się zapewne według krzywej wykładniczej. Nie tow arzyszy temu jednak współm ierny rozwój świadom ości osaczających nas zmian. Frustracje w spółczesnym sposobem życia w ynikają z niezrozum ienia pro­ wadzącego do odrzucenia. Już tylko grupy m łodych potrafią nadążyć za coraz szyb­ szymi zm ianam i. Ledw ie jakieś odkrycie, pom ysł, teoria uzyskają rację bytu, a ju ż stają się przeżytkiem . A gdzie czas na upow szechnienie wiedzy, oswojenie się ze zm ianą, zaakceptow anie i wreszcie polubienie. W tym świecie, pędzącym gdzieś na złam anie karku, archeolodzy przystają na chw ilę i pochylają plecy, żeby w yłu­ skać kawałek starożytnej skorupy naczynia lub krzem ienne ostrze strzały. W takiej chwili nie istnieje dla nas otaczający, rozpędzony świat. Jedyne, czego chcemy, to dow iedzieć się, ja k tego czegoś używ ano i do czego to mogło służyć. Poprzez te cząstki wiedzy poznajem y nas sam ych sprzed setek i tysięcy lat. M ears w swojej książce opisuje wiele rozwiązań sięgających epoki kam ienia. Sposoby pozyskiw a­ nia żywności, w ykorzystywania roślin, zdobywania wody, budowy domostw, w yko­ nyw ania ubrań itp.; w szystko to „patenty” człow ieka epoki kam ienia. Proste, efek­ tywne, dzisiaj niepotrzebne. Czy nikom u, tak jak uprawiana przez nas archeologia eksperym entalna? To, że sięgnąłeś po tę książkę, Czytelniku, jest odpowiedzią. A jeśli jeszcze w ahasz się, czy kupno podręcznika sztuki przetrw ania jest do­ brym pom ysłem , to opowiem Ci coś osobistego. Gdy byłem małym dzieckiem, m ia­ łem ulubionego misia. Towarzyszył mi od najwcześniejszych lat. Kiedy byłem cho­ ry, robiłem mu zastrzyki (o mało nie doprowadziło to do jego rozkładu), na nim przeprow adzałem pierw sze eksperym enty m edyczne i chem iczne, poznaw ałem wytrzym ałość m ateriału, takie zjawiska jak spalanie, wybielanie w chlorowych pre­ paratach, trenow ałem polow anie za pom ocą łuku i strzał oraz rozm aitych pułapek, w efekcie czego nauczyłem się także łatać, szyć, cerować i kleić ubranie; słowem sporo razem przeszliśmy. Moje dzieci zm ieniają zabawki tak szybko, że nie potrafię podać nazwy ich aktualnego ulubieńca. Ich bohaterowie są mało sam odzielni; nie p iłu ją nie tn ą nie w y cin ają nie sklejają nie lepią nic. Oni syntetyzują m etam orfują transform ują przy użyciu syntetyzerów, m etam orfizerów, transform erów itp. do­ słownie wszystko, co przychodzi do głowy kreatorom współczesnej rzeczywistości. Jest to efektem odjazdu (pociągu) w spółczesnego świata. Pokolenie moich dzieci nie jest w stanie wymyślić żadnej sensownej zabawy poza grami spreparowanymi przez twórców popkultury. Żeby bawić się samodzielnie, trze­ ba potrafić zrobić cokolwiek do zabawy. Chyba że bawimy się jedynie w wyobraźni. Jak sam odzielnie zbudować metam orfizer dum oplam y do produkcji dam m onów z książki M earsa nie dowiemy się. Ten stan spowodował trudność w nawiązaniu kon­ taktu em ocjonalnego z moimi dziećmi podczas wspólnej zabawy. Ja nie potrafię ba­ wić się w syntetyzowanie wszystkiego, co mi jest akurat potrzebne, kiedy jedyna trudność polega na zapam iętywaniu coraz to innych nazw gadżetów generowanych przez matamorfizery. Nie mogę bawić się z moimi dziećmi. Ich pociąg odjechał, a ja zostałem na peronie z napisem rzeczywistość. Nie mam zdania, czy jest to dobre, czy złe. Jako naukowiec obserwuję i wyciągam wnioski. Taki kierunek wytyczono naszej 8

cywilizacji i nie ma od tego odwołania. Ale jako ojciec żałuję, że nie jedziem y razem. Nie jest to klasyczny konflikt pokoleń. Mój ojciec potrafił bawić się ze m ną godzinami. I nie robił tego pod przymusem obowiązku, ale dla radości wspólnego działania. Ja nie potrafię obsługiwać najprymitywniejszego miotacza dumooplazmy. I to chyba dlatego swego czasu zająłem się archeologią doświadczalną; dąże­ niem do zrozum ienia prawideł świata, który towarzyszył naszym przodkom - nie po to, aby być przygotow anym na przeżycie w warunkach dzikiej przyrody. Gdybym miał radzić tym, którzy nieoczekiwanie mogą znaleźć się w sytuacji zagrożenia w oto­ czeniu dzikiej przyrody, z dala od ludzkich siedzib, napisałbym podręcznik o sposo­ bach zabezpieczania telefonu kom órkowego, zw iększaniajego zasięgu oraz nieza­ wodności baterii. Zasadniczy rozdział poświęciłbym systemowi lokalizacji satelitar­ nej i w spółczesnym urządzeniom nadawczo-odbiorczym. Polskiego Czytelnika nie brałbym pod uwagę, bo ostatnie niebezpieczne zabłądzenia w rodzim ych dzikich ostępach dotyczą dzieci, które nie posiadły um iejętności czytania. Książka M earsa nie jest więc w mojej opinii przew odnikiem po szkole przetrwania, jest przew odni­ kiem po szkole prawdziwej przygody. Nacisk kładę na przym iotnik praw dziwej, odnoszący się do (jak to mówią moi synowie) trwania w czasie rzeczywistym i świecie jeszcze gdzieniegdzie występującym. Czy jest to przygoda atrakcyjna? Mam pewność, że tak. W szak z peronu, na któ­ rym stoję, m ożna odjechać także w innym kierunku. W przeszłość tak samo atrakcyjn ąjak przyszłość. Tak samo dla przeciętnego człowieka nieznaną i tajem niczą (a to są warunki prawdziwej przygody). Zamieszkaną przez tajemnicze zwierzęta, gdzie rosną dziwne rośliny, a na porządku dziennym zdarzają się nie wyjaśnione zjawiska. Gdzie jest ten świat, zapyta Czytelnik? Jest jeszcze kilka takich m iejsc w naszym kraju, gdzie m ożna spotkać dzika, lisa, sarnę, znaleźć jagody i jadalne grzyby, rosną dzikie pietruszki i trujący barszcz. G dzie mgła nie jest jedynie anom alią pogodow ą utrud­ niającą loty sam olotom , ale opadem atm osferycznym przynoszącym zbaw ienną wilgoć. To nie przesada - zapytajcie wasze dzieci o w spółczesny las. Co m ożna w nim znaleźć, kto go zam ieszkuje, jakie zjaw iska w nim zachodzą? W iedzą o nim mniej niż o nowej emisji pokem onów - zaręczam Wam. Wreszcie jeśli współczesna przyroda nie jest zbyt atrakcyjna, cofnijcie się pociągiem wyobraźni nieco wstecz. Pomoże wam w łaśnie archeologia dośw iadczalna i ta książka. Twórcą polskiej wersji książki M earsa jest Gerard Sawicki, geograf, dziennikarz, miłośnik przyrody, podróżnik, a prywatnie mój przyjaciel. Użyłem celowo słowa twór­ ca, a nie tłumacz, jak pierwotnie zamierzałem. Gerard podszedł do tej książki w spo­ sób wyjątkowy. M ogę powiedzieć, że świadomie - bądź nie - przygotowywał się do tego zadania przez kilkanaście lat. Zetknęliśmy się w 1986 lub 1987 roku w Krze­ mionkach koło Ostrowca Świętokrzyskiego, na terenie jednego z najciekawszych sta­ nowisk archeologicznych, jakie zostały dotąd odkryte w Europie. Krzemionki to kom­ pleks kopalń krzemienia sprzed 5 tysięcy lat znajdujący się na terenie rezerwatu przy­ rodniczego z reliktow ą roślinnością oraz skansen archeologiczny w postaci wioski zrekonstruowanej na podstawie odkryć wykopaliskowych z osad neolitycznych. 9

Gerard jako m łody dziennikarz zetknął się z wykorzystaniem w iedzy archeolo­ gicznej w praktyce badawczej i postanowił wiedzę tę upowszechnić. Nadał jej wszak­ że niespotykaną formułę. Przekaz wiedzy archeologicznej poprzez praktyczną re­ konstrukcję. W ten sposób powstał kilkudziesięcioodcinkowy cykl filmów dokumen­ talnych pt. „R obinsonowie” . Miałem przyjemność w nim uczestniczyć i wcielać się w postacie naszych przodków, którym otaczający świat stawiał całkiem niebanalne wyzwania. Ich realność dosłownie odczułem na własnej skórze. Gerard „nie brał jeńców ”, czyli nie szedł na żadne ustępstwa. Sierp krzem ienny musiał ścinać trawę, a w uszytych przez siebie butach m usiałem grać godzinami niekończące się duble (powtórki). Jeśli nie potrafiłem rozpalić ogniska przy pom ocy świdra ogniowego, to tak długo próbowałem , aż wreszcie zrozumieliśmy, gdzie tkwił błąd. W momentach czarnej rozpaczy, kiedy brakowało nam pom ysłów, Gerard sięgał po podręcznik M earsa i krok po kroku pow tarzaliśm y jego zalecenia. Skuteczność narzędzi i urządzeń prezentow anych w książce zaskakiw ała nas samych. Śmiało m ożna powiedzieć, iż skoro tacy laicy jak my potrafiliśm y sobie poradzić z prezentowanym i rozwiązaniam i technicznym i, to um ożliwiały one sw o­ bodne przeżycie ludziom epoki kamienia. Czasami było bardzo ciężko, nieprzyjem ­ nie i śm iem twierdzić - niebezpiecznie; kiedy powierzałem swoje cenne życie linie uplecionej w łasnoręcznie z trawy lub (nakłaniany przez Gerarda) opychałem się jakim iś podejrzanym i korzeniam i, które M ears reklam ował jako soczyste i pożyw ­ ne. Była to jednak przygoda m ojego życia. Przygoda, na którą w yruszyliśm y z Ge­ rardem jedynie w tow arzystw ie M earsa, w trakcie której spotkaliśm y wielu cieka­ wych ludzi (nawet całą drużynę harcerską), a w reszcie któregoś dnia wyruszyli z nami nasi synowie. Czego i Tobie, drogi Czytelniku, z całego serca życzę. Reklam acje i uwagi przyjm uję codziennie w Państwowym M uzeum A rcheolo­ gicznym w Warszawie. Wojciech Borkowski

WSTĘP

.

„Synu, m usisz wiedzieć, że nikt na tym świecie ci nie po­ może..., m usisz pobiec do tamtej góry i z powrotem . To uczyni cię silnym. Wiedz, mój synu, że nikt nie jest twoim przyjacielem , nawet siostra, ojciec, matka. Twoje nogi są ci przyjaciółm i, twój rozum jest ci druhem, twoje ręce to twoi przyjaciele, m usisz nimi czegoś dokonać” . Słowa A pacza ojca, M orris Opler, Życie Apacza zy lubisz czyste powietrze, rześką wodę i wspaniałą dziką przyrodę? Jeżeli tak, to nie odkładaj tej książki, bo została napisana w łaśnie dla Ciebie. Opisane w niej um iejętności nie są niczym now ym , ludzie, którzy opanow ali je i od prawie stu lat piszą o nich, nadali tej dziedzinie wiedzy nazwę doskonale oddającą jej sens -„ s z tu k a lasu” . W ciągu ostatnich lat uczyniono z niej dom enę prawdziwych „twardzieli” i przem ianow ano na „sztukę przetrw ania” . Nie byłoby w tym nic złego, lecz w trakcie tych przem ian niektóre techniki utraciły swój pierw otny sens i sąniew łaściwie opisywane. Dla ludzi, którzy od najmłodszych lat uczyli się tych pradawnych technik i wciąż z nich korzystają, owe wypaczenia, chociaż czasem zabawne, są bardzo niepokojące. Świadczą one o upadku i stopniow ym zanikaniu w iedzy oraz doświadczenia, które dawniej przechodziły z ojca na syna i z matki na córkę. Gdyby znikły bez śladu, byłoby to w ielką tragedią, ponieważ są one naszym dziedzictwem, ż y w ąw ięz ią z paleolitycznym i przodkami. Pozw alają nam obsetw ow ać i rozumieć naturę w sposób nieskażony naleciałościam i cywilizacji. Dzisiaj coraz trudniej jest dotrzeć do tej pradawnej wiedzy, wielu bowiem daw ­ nych m istrzów odeszło, a nie żyjem y ju ż pośród dzikiej przyrody i nie m usim y tak jak ongiś w alczyć o przetrw anie. Tylko nieliczni znajdują czas na długotrw ałe ter­ minowanie w dziczy. Jeżeli jednak będziesz cierpliwie zgłębiał opisane w tej książce techniki, pow oli opanujesz je , a z czasem nauczysz się perfekcyjnie je w ykony­ wać. U m iejętności te, raz w yuczone, p o zw olą Ci być w pełni sam ow ystarczal­ nym w naturalnym środow isku. Studiując je będziesz m iał rów nież okazję poznać lepiej siebie. N ie je s t to jed y n a ich wartość. N aw et teraz, w dobie eksploracji kosm osu, osiągnięcie stanu harm onii z przyrodą, tow arzyszące zgłębianiu tych um iejętności, zw iększy T w oją pew ność siebie, uśw iadom i, jak kruchy i w ym aga­

C

11

jący troski je st św iat, w którym żyjemy. To w szystko pozw oli Ci w pełni delekto­ wać się działaniem na łonie przyrody. D oznasz praw dziw ego olśnienia, jak b y na­ gle zdjęto Ci z oczu opaskę: rośliny i zw ierzęta w okół C iebie staną się bliższe, użyteczne i pełne znaczenia. W szystkie umiejętności zawarte w tej książce zostały opisane na podstawie w ła­ snych doświadczeń. Wybrałem te techniki, które najbardziej nadają się do sam o­ dzielnej nauki i m ają alternatyw ne warianty. Kiedy je opisywałem , podkreślałem zawsze, że nie jest to jedyna droga do osiągnięcia celu. Jestem przekonany, że z czasem w ypracujesz swoje własne techniki. Moim celem było opisanie metod, które pom ogą Ci odnaleźć drogę do rozwiązań pozw alających obyć się bez now o­ czesnego sprzętu turystycznego i podnieść na w yższy poziom Twoją zdolność po­ strzegania natury. Od kiedy rozpocząłem zgłębianie tych technik, zm ienił się rady­ kalnie sposób patrzenia na świat przyrody. Trawa stała się dywanem , a niebo przy­ jaznym dachem . W iele obaw znikło bez śladu, pozwalając głębiej delektow ać się życiem na łonie natury. Nie potrafię opisać wszystkiego, co przeżywam , kiedy kilka razy w roku wyruszam na w ędrów kę i polegam wyłącznie na technikach leśnego rzemiosła. Tego bogactw a darów natury i poczucia pełnego odrodzenia się w kon­ takcie z dziką przyrodą. Nawet w czasie wspinaczki lub wędrówki z plecakiem roz­ w ijasz swoje leśne um iejętności. O bserw ując zachow anie dzięciołów czy techniki łow ieckie ptaków drapieżnych pow iększysz bagaż zdobytych na szlaku dośw iad­ czeń o nowe wspaniałe przeżycia. Ostatnio pew ien mój uczeń powiedział: „chyba poradziłbyś sobie, gdybyś stracił plecak i cały swój sprzęt, prawda ?” Trafił w sam o sedno. Kiedy przyroda nie ma przed Tobą tajem nic i potrafisz zdobyć w szystkie potrzebne Ci do życia rzeczy - odrzuć obawy, świat należy do Ciebie! Nauka leśnego rzem iosła otworzyła przede m ną niezm ierzone obszary pięknej dzikiej przyrody i wprow adziła mnie w niezw ykły świat wytrawnych znawców pra­ dawnych technik, m istrzów zapom nianych rzem iosł i w spaniałych ludzi, których pochłania badanie przyrody i troska o przyszłość naszego gatunku. Doświadczenia te niew ątpliw ie w płynęły na mój stosunek do natury, chociaż chyba najsilniejszy wpływ m iały moje studia nad technikami przetrw ania stosowanym i przez rdzen­ nych Am erykanów. W iele z tych sposobów przeżycia opiera się na szczególnym stosunku do środowiska, który pokrywa się z nastaw ieniem do otaczającej przyro­ dy, jakie m ają rdzenni m ieszkańcy Australii. Gdyby dokładnie poszukać, to przykła­ dy podobnego stosunku do przyrody m ożna by znaleźć rów nież w Europie. O czy­ wiście mówienie o rdzennej ludności kontynentu jest dużym uogólnieniem. Uwzględ­ niając ten fakt i prawdę, że nawet przedstawiciele kultur opartych na ścisłych zw iąz­ kach z przyrodą ponoszą winę za niszczenie w łasnego środowiska, m ożem y uznać, że to, co napisałem poniżej, jest próbą przedstawienia ogólnych podstaw filozofii życia, wspólnej dla wielu społeczeństw m yśliw ych i zbieraczy z całego św iata za­ równo w przeszłości, jak i obecnie. * * * 12

Rdzenny Amerykanin żył w świecie znaczeń. Każde drzewo, zioło, zwierzę, skała, rodzaj gleby, to wszystko miało określone praktyczne znaczenie. Dzięki uważnej ob­ serwacji dzikiej przyrody i zmian pogody możliwe było podzielenie naturalnego rocz­ nego cyklu na dwanaście lub czternaście odrębnych pór roku. Zbliżenie do Ziemi i dokładne zrozum ienie praw rządzących w naturalnym środowisku były podstawą sztuki przetiwania. Dla tamtych ludzi Ziemia była matką, rodzili się z niej i wracali do niej w chwili śmierci. Dzika przyroda była im domem, a życie darem, z którego czer­ pali radość i korzystali z niego najpełniej jak tylko można. Rola ludzi w przyrodzie polegała na „doglądaniu krainy” . Dzieła natury były dla nich źródłem ciągłej fascyna­ cji i zachwytu. Hartowani przez surowe realia życia myśliwych i zbieraczy, nie za­ ciemniali swojego widzenia świata romantycznymi poglądami. Godzili się z tym, że aby żyć, m uszą odbierać życie roślinom i zwierzętom. Nie oznaczało to jednak braku poszanowania dla istot żywych. W rzeczywistości wielu łowców modliło się i składa­ ło ofiary swojej przyszłej zdobyczy. Wierzyli oni, że zwierzę, pozwalając im się schwy­ tać, ofiarowuje siebie, ponieważ wie, że m uszą się najeść i uszyć sobie ubrania. Z pow odu braku przyrządów pozw alających zobaczyć wirusy i bakterie, w yw o­ ływanie chorób przypisywano złym duchom i wymownie wyjaśniano w mitach i opo­ wieściach. W zestaw ieniu z naszą nowoczesną, naukow ą w izją świata wierzenia te w ydają się śm ieszne i prym ityw ne, lecz w rzeczywistości zaw ierają one szcze­ gółowe w skazów ki, ja k działać, żeby przetrwać w nie ujarzm ionej dziczy. Dzisiaj potrafimy zrozumieć i wyjaśnić wiele zjawisk, które dla dawnych łowców były praw­ dziw ą zagadką. M ożemy, oczyszczając wodę, przegnać złe duchy skryw ające się w zbiornikach stojącej wody, by nie sprow adziły na nas choroby. To daje nam po­ wód do zadow olenia z siebie, ale tylko do m om entu, w którym stajem y na przykład przed koniecznością sforsowania rzeki. W tedy nie m am y ju ż nad rw ącą w odą więk­ szej w ładzy niż nasi praojcow ie czy indiański wojownik, chociaż oni, doceniając niebezpieczeństw o grożące w czasie przeprawy, zatrzym ywali się i składali ofiarę z ja d ła i świętego tytoniu. Świadom ość niebezpieczeństwa jest pierwszym krokiem do jeg o uniknięcia. Z tego powodu powinniśm y poznawać zw yczaje rdzennej lud­ ności i w ykorzystyw ać je do w ypełnienia luk w naszej własnej wiedzy. Jak dawni łowcy i w ojow nicy uczmy się od zw ierząt, m istrzów w skradaniu się, m askowaniu i obserwacji. Na tym polega zdobyw anie leśnej wiedzy. Dni spędzone w dziczy i na szlaku pełne są ekscytujących i fascynujących prze­ żyć. To jest w łaśnie pełnia życia - obozow e ognisko, deszcz, słońce i wiatr. Zapa­ chy zm ieniających się pór roku, szm er prześlizgujących się pod kamieniami jaszczu­ rek czy m ysz, która odw ażyła się przebiec ścieżkę tuż przed Tobą, to wszystko pozostaje na zaw sze w pamięci. Jest jeszcze ryzyko, niebezpieczeństw o i podnie­ cające przygody, które m ogą stać się Tw oją zgubą, jeżeli nie będziesz ostrożny. Zanim w ięc w yruszysz na szlak, poznaj bliżej pew ne podstaw ow e zasady obow ią­ zujące na nim. Jest to, jak je nazywam , dw anaście leśnych przykazań. Zrodzone z dośw iadczenia i obserw acji, Tobie zapew nią bezpieczeństw o, a dziką przyrodę pozw olą zachow ać dla innych poszukiw aczy przygód. 13

Dwanaście leśnych przykazań 1. Nie rzucaj wyzwania przyrodzie, rzucaj j e sobie Zdarza się słyszeć ludzi mówiących o pokonywaniu żywiołów w czasie zdobywania górskiego szczytu, przekraczania pola lodowego czy innego równie heroicznego wyczy­ nu. Tak naprawdę to wyzwanie jest zawsze skierowane do wewnątrz. Czy potrafię? Czy uda mi się przezwyciężyć strach? Niejeden może pokonać żywioły, ale wszyscy ci, którzy przeoczą ostrzegawcze sygnały lub są tak głupi, żeby przeć do przodu nie zważa­ jąc na nic, giną. Zamiast podejmować niepotrzebne ryzyko, postaw sobie za cel, by zawsze wiedzieć, kiedy zawrócić. Doskonal siebie, a przede wszystkim niech będzie dla Ciebie wyzwaniem coraz lepsze poznanie praw rządzących przyrodą. 2. Jeżeli nie dbasz o sw oją wygodę, popełn iasz błąd Tylko głupiec bez potrzeby naraża się na niewygody. Nie ma żadnej korzyści z taszczenia ciężkiego plecaka czy z innych aktów um artwiania się. Dopóki „dajesz sobie w kość” ćw icząc przed wyprawą, jeżeli poprawia to Twoje sam opoczucie i nie szkodzi Ci, m ożesz to robić. W innym wypadku, a szczególnie w warunkach walki o przetrw anie, nawet nieduże pogorszenie warunków może się okazać fatal­ ne w skutkach, kiedy załam ie się Twoje morale. 3. Z aw sze od sam ego początku angażuj 100% wysiłku Cokolwiek czynisz - budujesz schronienie, krzeszesz ogień, jeżeli nie przyłożysz się do tego od razu, to stracisz niepotrzebnie energię i będziesz musiał znowu zaczy­ nać w szystko od zera. 4. Twoim celem j e s t o sią g n ię cie m aksym aln ego efektu p r z y m in im aln ym n akładzie sił Do pracy potrzebna Ci je st energia, a żeby j ą mieć, potrzebujesz pożywienia. Z dala od cywilizacji zdobywanie żywności jest też pracą. Czy kiedy zbierasz drew­ no na opał, nosisz całe naręcza gałęzi czy przynosisz z lasu po jednym patyku? 5. N igdy nie trać okazji Jest to bardzo ważne. W czasie wędrówki możesz napotkać nadającą się do picia wodę, znaleźć pokarm czy materiał przydatny do rozniecania ognia. Zabierz to wszystko ze sobą, kiedy bowiem później te rzeczy będą potrzebne, może ich nie być w pobliżu. Jest to szczególnie istotne w wypadku materiałów do niecenia ognia. Wieczorem, kiedy będziesz chciał rozpalić ognisko, może zacząć padać deszcz lub padało tam wcześniej i wszystko jest mokre. W kieszeniach wielu moich starych spodni i kurtek noszę do dzisiaj kawałki kory brzozowej, które zebrałem kilka lat temu. 6. N a ile to j e s t m ożliw e, dostosu j sw oje oczekiw an ia do m ożliw ości, ja k ie stw arzają Ci warunki, z którym i się stykasz Jeżeli nie jest m ożliwe zbudowanie dużego, wygodnego schronienia, ciesz się, że zbudow ałeś małe. Jeżeli nie możesz przebierać w rozlicznych rodzajach naturalnej żywności, dziękuj opatrzności za to, że znalazłeś chociaż jed n ą rzecz, która nadaje się dojedzenia. Korzystaj z psychologii, żeby sobie pomóc. Bądź re a lis tą - zadbaj o swoje wygody, ale nie przepracowuj się. Po co budować schronienie przypom ina­ 14

jące pałac, skoro potem padnie się w nim z wyczerpania. Nie rób jednak mniej, niż m ożesz zrobić. 7. Jedz tylko to, do czego nie m asz wątpliwości, że je s t ja d a ln e Nie polegaj na próbach sm akowych i nie eksperym entuj w inny sposób z nie znanymi Ci roślinami oraz innymi produktam i, które wyglądają na jadalne. Jedyny sposób na to, żeby śm iało i bezpiecznie jeść, to nauczyć się rozpoznawać i przyrzą­ dzać rzeczy jadalne przed wyruszeniem w drogę. Jeżeli wydaje Ci się to zbyt trud­ ne, nie powinieneś korzystać z naturalnej żywności. 8. Traktuj każdą wodę tak, ja k b y była skażona Nawet najczystsza, kusząca miłym chłodem woda może być zanieczyszczona. Nie da się tego stw ierdzić na pierwszy rzut oka. Gotuj luboczyszczaj każdą wodę - zwracaj szczególną uwagę na oznaki skażenia chem icznego, wtrakcie bowiem gotowania stężenie toksycznych substancji może się zwiększyć. 9. Twoje sam opoczucie je s t w prost proporcjonalne do stanu Twojego ogniska W jakim kolw iek byś był nastroju, jeżeli uda Ci się rozpalić ognisko, ulegnie on poprawie. G dy jed n ak nic z tego nie wyjdzie, poczujesz sięjeszcze gorzej. Dlatego jeśli nie jesteś pewien, czy potrafisz rozniecić ogień w czasie deszczu, lepiej pocze­ kaj, aż przestanie padać. 10. K iedy czerpiesz z p rzyro d y to, co j e s t Ci n iezbędn e do życia, sto su j za ­ sadę n aturalnej selekcji. Postąpisz wtedy zgodnie z pra w a m i natury Weź słabego, a pozostaw silnego. Kiedy zbierasz żywność, zawsze powinieneś zostaw ić pew ną liczbę najzdrowszych roślin, m ałży itp. w celu zachowania gatun­ ku. Dzięki takiemu postępowaniu pozostają przy życiu osobniki zdrowe i silne, które m ają najw iększe szanse na przetrw anie, a więc na rozm nożenie się w przyszłości. 11. Z abieraj ze sobą wyłącznie wspomnienia, pozostaw iaj tylko ślady stóp Gdziekolw iek będziesz, staraj się m inim alizow ać swój wpływ na naturalne śro­ dowisko i zawsze pozostawiaj miejsce, w którym obozowałeś w lepszym stanie, niż je zastałeś. 12. B ądź sprawny, p a n u j n ad sytuacją i nie poddaw aj się nigdy Każdą z opisanych w tej książce um iejętności i technik łatwiej jest opanować i doskonalić, jeżeli jest się sprawnym fizycznie. Pośród dzikiej przyrody czyha na w ędrow ca wiele nieprzew idyw alnych zagrożeń i niebezpieczeństw. W konfronta­ cji z nimi Twoja sprawność fizyczna może okazać się ostatnią deską ratunku. * * * Zaw arta w tej książce wiedza ma pomóc w osiągnięciu puszczańskiego m istrzo­ stwa, pisząc jąjed n a k zakładałem, że znasz podstawowe zasady niesienia pierwszej pomocy. Jeżeli nie, to powinieneś ukończyć przyspieszony kurs, taki jaki organizuje np. Polski Czerw ony Krzyż. Jednym z aspektów pierwszej pomocy, szczególnie ważnym w w arunkach terenowych, jest zrozum ienie, w jaki sposób wysokie i ni­ skie tem peratury oddziałują na Twój organizm. 15

Przechłodzenie Przechłodzenie nazywane bardziej fachowo hipoterm iąjest największym wrogiem entuzjastów przebywania na wolnym powietrzu. Zdobycie dostatecznej wiedzy o tym, czym jest hipotermia i jak jej zapobiegać, stanowi pierwszy krok do bezpiecznego delektowania się plenerowymi formami aktywności. Zanim więc rozpoczniemy po­ znawanie innych umiejętności, pozwól, że zatroszczymy się o Twoje zdrowie. Hipoterm ia to głębokie oziębienie ludzkiego ciała, tak znaczne, że tem peratura najważniejszych organów wewnętrznych spada do poziomu, w którym poważnie osłabiona jest wydolność psychiczna i fizyczna organizmu. Jeżeli dopuści się do jego dalszego w ychłodzenia, może nastąpić śmierć. Problem ten pojawia się naj­ częściej przy niesprzyjających warunkach pogodowych i w pierwszej kolejności dotyka osób krańcowo wyczerpanych. Chociaż na hipoterm ię narażony jest każdy, to najbardziej zagrożeni są: młodzi ludzie pochodzący z krajów o gorącym klimacie, szczególnie ci o ciemnym kolorze skóry; ludzie szczupli z cienką warstwą podskórnej tkanki tłuszczow ej; osoby w złej formie fizycznej; każdy kto odniósł obrażenia fizyczne lub znajduje się w szoku oraz ludzie załamani psychicznie i znajdujący się w sytuacji stresowej spowodowanej na przykład zabłądzeniem. Zagrożenie hipotermią zmniejsza się znacznie, jeżeli ma się na sobie terenow ą odzież dopasow aną do panujących warunków pogodowych. Czynniki zew nętrzne. Chłód, wilgoć i wiatr są trzema czynnikam i zewnętrznymi powodującym i hipoterm ię. Połączenie dwóch z nich zdecydow anie zw iększa nie­ bezpieczeństwo jej wystąpienia, ale najgorsza z możliwych jest sytuacja, kiedy działają wszystkie trzy. Najbardziej niebezpieczny spośród nich jest wiatr. Nawet w gorący, suchy dzień może on sprawić, że poczujesz chłód. Im wiatr jest silniejszy, tym do­ tkliwsze będzie uczucie chłodu. Wiatr owiewający odsłonięte partie ciała przyspie­ sza również odwodnienie organizm u. Przenikliwy w iatr może ponadto drastycznie obniżyć tem peraturę ciała. Nigdy nie wolno Ci o tym zapomnieć. Poza zupełnie wyjątkowymi sytuacjami możemy chronić się przed zimnem zakładając izolującą od chłodu odzież. Sama wilgoć, jak na przykład letnia ulewa, nie powoduje groźnego w skutkach wychłodzenia organizmu. C zynniki w ew nętrzne sprzyjające w ystąpieniu hipoterm ii. Kiedy napotkasz dwa lub w szystkie trzy om ów ione wcześniej czynniki, m ożesz zm niejszyć utratę ciepła w kładając ciepłe ubranie lub szukając schronienia przed chłodem . Żeby utrzym ać stałą tem peraturę ciała, m usisz odżyw iając się podtrzym yw ać procesy spalania zachodzące w Twoim organizm ie. W ęglowodany, a w szczególności cu­ kry, są składnikiem żyw ności najłatwiej przem ienianym przez organizm w ener­ gię. Jeżeli nie jesz pokarm ów zaw ierających w ystarczającą liczbę kalorii, przy­ spieszasz m om ent w ystąpienia objaw ów hipoterm ii. Brak substancji odżyw czych w organizm ie je st jednym z czynników w ew nętrznych sprzyjających hipoterm ii. Dwa pozostałe, do których w ystąpienia nie wolno dopuścić, to odw odnienie i w y­ cieńczenie. O dw odnienie osłabia tem po przem iany przez organizm pokarm u 16

w energię i jeg o zdolność efektyw nego rozprow adzania ciepła do w szystkich za­ kątków ciała. M oże rów nież niekorzystnie oddziaływ ać na Twoją zdolność ro zu ­ m ow ania i podejm ow ania decyzji. Kiedy jest zim no, pragnienie je st mniej dotkli­ we i łatw iej je st nad nim panow ać. O wiele niebezpieczniejsze jest wycieńczenie organizmu. M ożna mu zapobiec na trzy sposoby. Po pierwsze, przez utrzym ywanie sprawności fizycznej na poziom ie w yższym niż konieczny do uprawiania zwykłych form aktywności w terenie. Po drugie, przez zm niejszenie tempa odwodnienia i przyjmowanie pokarmów zawiera­ jących w ystarczającą liczbę kalorii. Po trzecie i najważniejsze, przez oszczędzanie siebie i zgrom adzonych przez organizm zasobów energii. Jeżeli wędrujesz po gó­ rach, staraj się utrzym ywać równe tempo uderzeń serca, niezależnie od ukształto­ wania terenu. Kiedy idziesz pod górę, idź krótszym krokiem. Tempo marszu zm niej­ szy się, będziesz mógł w ten sposób iść dłużej i zajdziesz dalej. Jeżeli napotkasz krańcowo niesprzyjające warunki pogodowe, zastanów się, czy nie pozostać w miej­ scu dającym schronienie i nie poczekać na poprawę sytuacji. Pamiętaj, że jesteś wciąż sprawny i m ożesz wiele dokonać, a wielu ludzi załam ało się i zginęło w gó­ rach, czyniąc ostatni, rozpaczliwy wysiłek, żeby siebie ocalić. Doskonałym przykła­ dem do naśladow ania jest kanadyjski Eskimos, który, jeśli zaskoczy go zła pogoda, szuka bezpiecznego schronienia i przesypia burzę śnieżną, zachowując na później cenne zasoby energii. O bjawy hipotermii. Objawy hipotermii m ogą być trudne do rozpoznania. Problem z postawieniem jednoznacznej diagnozy bierze się stąd, że często rozwija się ona niezauw ażalnie i skrycie. Dotknięci hipoterm ią m ogą nie zauważyć, że dzieje się z nimi coś złego i twierdzić, że czują się dobrze. Jeżeli prowadzisz grupę, musisz uważnie obserw ow ać jej członków, sprawdzając, czy nie w ystępują u nich objawy przechłodzenia. Kiedy zaczniesz podejrzewać, że u kogoś zaczęły się one rozwijać, m ożesz skrócić zaplanow aną trasę lub w m iejscu osłoniętym od w iatru zorganizo­ wać postój z ciepłymi napojami i słodką przekąską. Zawrsze lepiej jest postąpić w ten sposób, niż mówić kom uś wprost, że jest zagrożony hipotermią. Kiedy ju ż w ystąpiąobjaw y hipoterm ii, często szybko następuje pogorszenie i je ­ żeli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki, chory m oże umrzeć. Po okresie pogłę­ biającej się senności, następuje utrata przytom ności, ustają dreszcze. Organizm za­ miera podejm ując ostatni wysiłek, żeby utrzymać się przy życiu. Jest to pogłębiają­ cy się proces, który od braku przytom ności przez stan śpiączki może prowadzić do śmierci. C hociaż fazy te są wyjątkowo niebezpieczne, to nie zawsze następuje po nich śmierć. Jeżeli chory przestanie oddychać, kontynuuj działania m ające na celu przeciw ­ działanie hipoterm ii i zastosuj sztuczne oddychanie. Wykonuj je tak długo, jak to możliwe, nie doprowadzając jednak do wycieńczenia własnego organizmu i powięk­ szenia w ten sposób liczby chorych. Objawy, na które należy zwracać uwagę, to oznaki przem arznięcia, zmęczenie i ospałość, powłóczenie nogami, zaburzenia mowy, pobudliwość, utrata koordynacji 17

ruchowej, ślizganie i potykanie się, zaburzenia wzroku i mimowolne drżenie. Szcze­ gólnie ostatnie dwa są ważnymi sygnałami ostrzegawczymi, których nie wolno lek­ ceważyć. Jeżeli w ędrujesz w gronie przyjaciół, to powinniście wypracować stałe tempo marszu. Dzięki temu wszelkie nietypowe zachowania członków grupy będą od razu w idoczne. Kiedy dwa lata temu wędrowałem przez okręg P eak1, natkną­ łem się na jeden z najbardziej jaskraw ych przykładów lekceważenia zagrożenia hipotermią, jaki kiedykolwiek zdarzyło mi się oglądać. Szliśmy z kilkoma przyjaciółmi górskim grzbietem , kiedy nagle zauważyłem jakieś niezwykłe ślady. Pogoda była fatalna, padał ulewny, zacinający deszcz i wiał silny wiatr. W idoczność spadła do kilku metrów. W łaśnie chciałem się zatrzym ać i sprawdzić, co takiego dziwnego jest w tych śladach, kiedy nagle zobaczyliśm y osobę, która je zostawiła. Była to kobieta w średnim wieku i przeciętnej budowy ciała, która ledwie powłóczyła noga­ mi i miała wyraźne objawy postępującej hipotennii. Szła razem z grupą i została pół kilom etra za nią. Kiedy dogoniliśm y pozostałych uczestników wycieczki, okazało się, iż przewodnik w ogóle nie zauważył tego, że została ona w tyle. P ostępow anie w wypadku pojawienia się objaw ów hipoterm ii. Leczenie hipoterm ii w warunkach terenowych jest o wiele trudniejsze niż podjęcie kroków, które m ogą zapobiec jej wystąpieniu. Przede wszystkim należy zapobiec dalszemu w ychładzaniu się ważnych organów wewnętrznych, a następnie stopniowo przy­ wrócić ciału norm alną temperaturę. Chorego trzeba ochronić przed wpływem czyn­ ników powodujących hipoterm ię i umieścić na przykład w nam iocie, izolując sku­ tecznie od podłoża. Byłoby dobrze, żeby wszedł on do śpiwora. Jeżeli chory ma przemoczone ubranie, korzystnie jest położyć nieprzemakalny podkład, na przykład torbę foliową, pom iędzy nim a izolującą w arstw ą śpiwora. Klasyczna m etoda roz­ grzewania polega na umieszczeniu w śpiworze razem z poszkodowanym osoby zdro­ wej i będącej w dobrej kondycji, która ogrzeje go ciepłem swojego ciała. Najlepszy efekt uzyskuje się przez bezpośredni kontakt skóry ze skórą. Jeżeli jesteś w stanie ogrzać nam iot lub szałas za pom ocą kuchenki, zrób to, ale pamiętaj o zapewnieniu odpowiedniej wentylacji. Jeżeli chory może pić, podawaj mu ciepłe i słodkie napoje. N ajw ażniejszym aspektem leczenia hipoterm ii je st to, żeby podnoszenie tem ­ peratury ciała chorego było stopniowe. Jeżeli ogrzejesz pacjenta zbyt szybko, m ożesz spow odow ać szok term iczny lub pogłębić objaw y hipoterm ii. M oże się tak stać dlatego, że kiedy opada tem peratura ciała, naczynia krw ionośne, którym i ciepła krew dopływ a do kończyn, kurczą się, żeby zm niejszyć utratę ciepła. W ten sposób znaczna jego część zostaje zatrzym ana w organach w ew nętrznych. Jeżeli teraz gw ałtow nie ogrzejem y kończyny używ ając butelek z gorącą w odą lub cie­

1 O k rę g P e a k (P e a k D istric t) - o b s z a r g ó rsk i p o ło ż o n y w A n g lii, w h ra b s tw ie D e rb y sh ire . S tan o w i on p o łu d n io w y k ra n ie c P en n in ó w . W p ó łn o c n e j c z ę ś c i p rz e w a ż a ją w rz o s o w is k a na p o d ło ż u z g ru b o ­ z ia rn is ty c h p ia s k o w c ó w (n a jw y ż sz e w z n ie s ie n ie - K in d e r S co u t 6 3 6 m n .p .m .), z b u d o w a n y z a ś ze sk a ł w a p ie n n y c h c e n tra ln y p ła s k o w y ż ro z c in a ją g łę b o k ie do lin y . W 1950 ro k u u tw o rz o n o P ark N a ­ ro d o w y O k rę g u P eak (T h e P e a k D istric t N a tio n a l P ark - p rz y p . tłu m .).

18

pła ogniska, naczynia krwionośne rozszerzą się, pozw alając, żeby krew popłynęła norm alnie. Ten nagły odpływ ciepłej krwi z organów wewnętrznych pogorszy tyl­ ko sytuację. Klasyczny, mniej ważny problem, związany szczególnie z puszczańskim życiem w w arunkach zim owych, polega na tym, jak rozgrzać ręce, które marzną, kiedy pracuje się na mrozie, na przykład budując schronienie. Zwykle co jakiś czas robi się przerwy, żeby ogrzać ręce przy ognisku, a kiedy poczuje się ciepło, wraca się do pracy. Oczywiście postępując w ten sposób zwiększa się tylko, z wyjaśnionych przed chw ilą powodów, utratę ciepła. Najlepszym sposobem jest wsunięcie dłoni pod pa­ chy lub m iędzy uda, gdzie się rozgrzeją i wróci w nich czucie, lecz nie stanie się to tak gw ałtownie, jak kiedy ogrzewa się je przy ogniu. Kiedy chcesz się rozgrzać, wszystkie wysiłki skoncentruj na ogrzaniu organów wewnętrznych, brzucha i klatki piersiowej, ogrzanie kończyn pozostaw na później. Skoro była mowa o hipotermii, powinniśmy również wspomnieć o odmrożeniach. Jak to ju ż zostało powiedziane wcześniej, kiedy m arzną kończyny, organizm ograni­ cza utratę ciepła, zm niejszając ilość dopływającej do nich krwi. Odmrożenie polega na zamarznięciu tkanek. Dochodzi do niego szybciej, kiedy organizm jest odwodnio­ ny. Krew staje się wtedy gęściejsza i nie może zwężonymi naczyniami krwionośny­ mi dotrzeć do odległych od serca rejonów ciała, takich jak palce rąk i nóg. Kiedy dostarczasz sw ojem u organizmowi wystarczającą ilość płynów, ciepła krew może łatwiej dopłynąć do tych rejonów ciała i rozgrzać je. Udar cieplny. Do udaru cieplnego dochodzi wówczas, kiedy organizm nie może dostatecznie szybko oddać otoczeniu nadmiaru ciepła. Dzieje się tak najczęściej w warunkach wysokiej tem peratury i wilgotności. Najprościej m ówiąc ciało ulega przegrzaniu i odwodnieniu. Zdarza się to często uczestnikom ekspedycji, którzy pra­ cują w m iejscach położonych o wiele wyżej ponad poziomem morza, niż te, w któ­ rych zazwyczaj przebywają, szczególnie wtedy, kiedy przeznaczono zbyt mało cza­ su na aklim atyzację. Udaru cieplnego m ożna łatwo uniknąć nosząc lekką, prze­ w iew ną odzież i ograniczając ciężar niesionego bagażu. Przed rozpoczęciem dzien­ nej aktywności wypij tyle wody, ile tylko m ożesz i wykorzystaj w pełni poranne i późne popołudniowe godziny, kiedy temperatura powietrza jest niższa. W południe zrób przerw ę na sjestę. Objawy udaru cieplnego to bóle głowy, nudności, zaczerw ienienie twarzy, skur­ cze m ięśni, a nawet pewna dezorientacja. Jeżeli nie zastosuje się odpowiednich środków, udar cieplny może się pogłębić. Może wtedy dojść do zatrzym ania wy­ dzielania potu, a czasem do zapaści. Postępowanie w wypadku w ystąpienia obja­ wów udaru cieplnego polega na um ieszczeniu pacjenta w ocienionym , chłodnym miejscu, poluzowaniu ubrania, przykładaniu do kończyn mokrych ręczników i stop­ niowym podaw aniu do picia czystej wody. Pod żadnym pozorem nie wolno dawać pacjentowi soli. * * * 19

Zostałeś w yposażony w solidne podstaw y bezpiecznego działania w terenie. W iedzę tę m ożna pogłębić, stosując opisane w tej książce um iejętności. Mam na­ dzieję, że w niedalekiej przyszłości wszystkie je opanujesz, a z czasem staniesz się m istrzem, który będzie mógł swój kunszt przekazywać innym. Zapamiętaj najw aż­ niejszą rzecz: opisane tutaj techniki m ożna opanować tylko wykonując je w łasno­ ręcznie. Liczą się w yłącznie praktyka i doświadczenie. Muszę to podkreślić z całą mocą. Jedyny sposób, żeby się tego wszystkiego nauczyć, to zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Samo czytanie, obserwowanie m istrzów czy słuchanie dobrych rad nie wystarczą.

WYPOSAŻENIE

„Pom im o że straciłem strzelbę i całą zdobycz, poczułem się bogaczem, kiedy znalazłem w ładownicy nóż i krzesi­ wo. Gdy w promieniu wielu setek mil nie ma innych ludzi, te małe, użyteczne przedm ioty sprawiają, że człow iek czuje się pew niej”. Hugh G lass' w edług Halla yposażenie, ekwipunek, odzież, przybory, narzędzia, jakkolw iek to nazwiesz, w gronie wędrowców są zawsze głównym tem atem rozmów. W czasach, kiedy handel futrami znajdow ał się w największym rozkwicie, strzelby i inne arty­ kuły, będące przedm iotem wymiany między Indianami a traperami, zyskały ogrom ­ ną sławę, a niektóre, jak na przykład strzelby Hawkena2 czy koce znad Zatoki Hudsońskiej3 są ciągle poszukiwanym towarem. Powszechnie twierdzono, powtarzając opinię pionierów, iż każdy szanujący się człowiek gór powinien starać się je zdobyć.

W

1 H u g h G la s s ( 7 -1 8 3 3 ) - o to c z o n a le g e n d ą p o s ta ć , b o h a te r a m e ry k a ń sk ie g o z a c h o d u . P ra w d o p o ­ d o b n ie z p o c h o d z e n ia Irla n d c z y k , m ó w i się , że w m ło d o śc i z a jm o w a ł s ię p ira c tw e m i u p ra w ia ł ten p ro c e d e r ra z e m z Je a n e m L a fitte ’e m w re jo n ie Z ato k i M e k sy k a ń sk ie j. W 1823 ro k u b ra ł u d z ia ł w w y ­ p ra w ie W. H. A s h le y ’a w g ó rę b ie g u M isso u ri i o d n ió sł ran ę w p o ty c z c e z In d ia n a m i A rik ara . W sie rp ­ n iu te g o ro k u z o s ta ł p o tu rb o w a n y p rz e z n ie d ź w ie d z ia g r iz li, z k tó ry m w a lc z y ł u z b ro jo n y ty lk o w n ó ż (w e d łu g in n ej w e rsji n ie d ź w ie d z i b y ło d w a) P o rz u c o n y p rz e z s w o ic h d w ó c h m ło d y c h to w a ­ rz y sz y , k tó rz y z a b ra li m u s trz e lb ę , G la s s n ie m a l o sk a lp o w a n y , z p o ła m a n y m i ż e b ra m i i n o g am i c z o łg a ł s ię w z d łu ż b rz e g ó w G ra n d R iv e r (p o d o b n o ok. 5 0 0 k m ), ż y w ią c się ja g o d a m i i re sz tk a m i p a d lin y p o z o s ta w io n e j p rz e z w ilk i, a ż d o ta rł d o In d ia n , k tó rz y z a o p ie k o w a li się n im . P o d o b n o ru sz y ł tro p e m ty c h , k tó rz y z o s ta w ili g o n a p a s tw ę lo su z z a m ia re m d o k o n a n ia s tra s z liw e j zem sty , k ie d y je d n a k ich o d n a la z ł, z re z y g n o w a ł z niej i p u śc ił o b y d w u w o ln o . W z im ie 1 8 3 2 -1 8 3 3 z o stał w ra z z e sw o im i to w a rz y s z a m i (tra p e ra m i E d w a rd e m R o s e ’em i n ie ja k im M e n a rd e m ) z a m o rd o w a n y p rz e z In d ia n A rik a ra n a d b rz e g a m i Y e llo w sto n e R iv e r (p rz y p . tłu m .). ! S trz e lb a H a w k e n a - n ie z a w o d n a strz e lb a o d p rz o d o w a z z a m k ie m k a p is z o n o w y m s k o n s tru ­ o w a n a n a p o c z ą tk u X IX w ie k u p rz e z sły n n e g o ru s z n ik a rz a S a m u e la H a w k e n a . W y p a rła z c z a s e m u ż y w a n e n a jc h ę tn ie j p rz e z tra p e ró w k e n tu c k ie ru sz n ic e z z a m k ie m s k a łk o w y m i sta ła się j e d n ą z le ­ g e n d D z ik ie g o Z a c h o d u (p rz y p . tłu m .). J W ię k s z o ść In d ia n z a m ie s z k u ją c y c h A m e ry k ę P ó łn o c n ą p ro d u k o w a ła k o ce. C ie p le d erk i ro b ili ze s k ó r b iz o n ic h i n ie d ź w ie d z ic h . T k ali je w p la ta ją c w e łn ę d z ik ic h o w ie c w o sn o w ę z w łó k ie n ro ślin -

21

Dzisiaj wygląda to trochę inaczej, sławy nie zdobyw a się „w polu” , lecz raczej w środkach m asowego przekazu, gdzie reklamuje się nowy turystyczny sprzęt jako lepszy od wszystkich innych podobnych wyrobów. Ubocznym tego skutkiem jest to, że coraz mniej producentów stawia użyteczność i trwałość wyrobu przed takimi cechami jak fason i kolor. Tymczasem tego rodzaju odzież i ekw ipunek nadaje się wyłącznie na niedzielną wycieczkę za miasto. Bardziej wojowniczo nastawieni m i­ łośnicy wędrówek, którzy postanowili zbadać dziewicze rejony świata, na ogół rzu­ cają się na wojskowe stroje w ochronnym kolorze khaki. W większości wypadków nie jest to najszczęśliw szy wybór. Dla początkującego entuzjasty włóczęgi żadna ścieżka nie jest tak usiana wilczy­ mi dołami i przeszkodami, jak ta, która wiedzie do sprzedawcy sprzętu turystyczne­ go. Wejdź do jakiegokolw iek sklepu ze sprzętem , a zobaczysz wyszukane towary z najnow ocześniejszych surowców, które są rew olucją na rynku, ogrom ny wybór strojów we wszystkich kolorach tęczy oraz wyścig cen godny sportowej ryw aliza­ cji. Szczęśliwie jednak potrzeby leśnego wędrowca są skromne, więc wyposażenie, z którego on czy ona korzysta, stanowi zaledwie podstawę ekw ipunku stosow ane­ go w wielu innych, bardziej wyspecjalizowanych formach terenowej aktywności. Przed om ówieniem odzieży i ekwipunku powinienem jednak podkreślić, że naj­ w ażniejsze dla każdego wędrowca są posiadane umiejętności i praktyka. Trudniej je stracić niż nóż czy pelerynę i nigdy nie zapom nisz zabrać ich ze sobą. Trenuj, żebyś bardziej w ierzył w swoje możliwości i był w stanie na poczekaniu zastąpić czymś każdy elem ent ekw ipunku i ubioru, który masz na sobie. Polegaj na swojej wiedzy, a nie na nowinkach współczesnej techniki. Często spotykam ludzi obłado­ wanych w szelkiego rodzaju cackam i, które w dziczy są tylko zbędnym balastem. Pewnego razu natknąłem się na wędrowca wlokącego ze sobą survivalow y ekw i­ punek w ażący tyle co jego namiot i śpiwór razem wzięte. Nie sądzę, żeby kiedykol­ wiek dotarło do niego, że namiot, nóż i inne podstawowe drobiazgi to wszystko, co jest mu potrzebne. Sprowadzając swoje potrzeby do rzeczy najprostszych ulżysz plecom i kieszeni. Kiedy zaczynałem jeździć na biwaki, nie było mnie stać, jak wielu ludzi, na zakup śpiwora i namiotu. Byłem zmuszony pichcić w starych puszkach po herbatnikach, a nam iot zastąpić kaw ałkiem folii. Mam świeżo w pamięci pierwsze wypady ze szkolnym kolegą, który również był mistrzem im prowizacji. Bez śpiwo­ rów spędzaliśm y noc przy obozowym ognisku rozgrzewani jego ciepłem, przede w szystkim radując się sm akiem przygody i świeżo odkrytej wolności. Nie odczu­ wałem potrzeby posiadania śpiwora, chociaż wreszcie, a było to kilka lat później

n y c h ; u ż y w a li d o te g o ce lu k o n o p i, m ię k k ie j kory, p ta s ie g o p u c h u i piór. N a jle p s z e k o c e tk ali z w łó ­ k ien ju k i N a w a h o w ie K ied y b iali p o jaw ili się na k o n ty n e n c ie , sz y b k o z o rie n to w a li się , ja k d o b ry je s t to to w a r w h a n d lu z In d ia n a m i W ysokiej ja k o ś c i k o c e m o ż n a b y ło k u p ić w s k le p a c h fa k to rii n a le ż ą ­ c y c h d o sły n n e j K o m p a n ii Z a to k i H u d s o ń sk ie j, W 1831 r o k u w B u f f a lo w sta n ie N e w Y ork p o w s ta ły w a rs z ta ty p ro d u k u ją c e c ie p łe k o ce z w a n e k o cam i M a c k in a w od le ż ą c e g o w p o b liż u fo rtu n o sz ą c e g o tę n a z w ę , b ę d ą c e g o w a ż n ą p la c ó w k ą h a n d lo w ą (p rz y p . tłu m .).

22

i po wielu wyprawach, kupiłem swój pierwszy śpiwór - dwusezonowy, który po raz pierwszy został użyty na zimowym biwaku przy tem peraturze - 27°C. Teraz, gdy patrzę w stecz na czasy, kiedy byłem nowicjuszem , śmieję się wspom inając, jak pierw szy raz położyłem się na karim acie i uznałem, że jest to niezwykle przydatna rzecz, albo gdy w śnieżną noc rozbiłem biwak w złym m iejscu i byłem budzony przez śnieg spadający z kołysanych wiatrem drzew. Ale to jest właśnie istotą wiel­ kiej włóczęgi: wszystko jest tak ekscytujące i dzikie, że niewygody stają się nieważ­ ne. Dzisiaj, kiedy pracuję z grupami młodzieży, w których każdy dzieciak jest od razu kom pletnie wyposażony, mam świadomość, że też kiedyś byłem nowicjuszem, w tam tych „zielonych” czasach, że dojrzewałem do szlaku, i jestem głęboko zdzi­ wiony, jeśli czegoś nie zgubią. Wymieniony poniżej ekwipunek nie jest nieodzowny. Są to po prostu przedmioty, które możesz kiedyś zgromadzić. Spośród moich uczniów często ci, których nie było stać na ekstrawagancki sprzęt, najszybciej i najgruntowniej opanowywali leśne um iejętności, zdobywając doświadczenie i pewność siebie. Ubiór Terenowy ubiór jest Twoją podstawową ochroną przed żywiołami. Do wielu nieszczęść by nie doszło, gdyby każdy, kto ośm iela się zapuszczać w dzikie rejony, miał odpow iednią odzież. Zastanów m y się więc, cóż to jest owa „odpow iednia odzież”? W Wielkiej Brytanii obowiązuje stereotyp: peleryna, bryczesy, pionierki i chlebak, w którym m uszą być kanapki z serem i marynowanymi ogórkami. Odpo­ wiedź na pytanie jest następująca - taka odzież, która jest dopasowana do panują­ cych warunków, zapew niająca jednocześnie pełną sw obodę ruchów. Wygoda jest naturalnym kryterium w yboru właściwej odzieży. Powinna ona również dać się łatwo adaptow ać do wszelkich sytuacji, z jakim i m ożesz się zetknąć. Kiedy jest ciepło, Twoje ubranie powinno być lekkie i przewiewne, najlepiej z długimi rękawa­ mi i nogawkam i, które chronią przed słonecznym żarem i zm niejszają utratę w ilgo­ ci. W zim nym klim acie odzież powinna zapewnić utrzym anie stałej tem peratury ciała. M oże to oznaczać założenie dodatkowych warstw ubrania, kiedy stoisz lub siedzisz, oraz odzież dobrze wentylowaną, zabezpieczającą przed przegrzaniem w trakcie ciężkiej pracy. Podstawowa zasada dotycząca ubioru mówi, że im mniej jest on skom plikowany, tym lepiej. Ważne jest, żeby było łatwo dopasowyw ać się do panującej sytuacji. Trzy lub cztery warstwy, składające się z podkoszulka, ko­ szuli i wełnianej bluzy, są zwykle lepsze niż sama gruba bluza i coś od deszczu. Bielizna. Poniew aż jest to warstwa ubioru najbliższa ciału, bardzo ważne jest, by należycie ją dobrać. W przeciwnym razie może być przyczyną wielu nieprzyjem ­ nych dolegliwości. Każdy zbyt obcisły ubiór nie stanowi wystarczającej izolacji przy zimnej pogodzie, a czasem może być przyczyną bolesnych otarć, szczególnie kiedy zwilgotnieje od potu. Dobranie wygodnej bielizny jest szczególnie ważne, kiedy przy­ gotow ujem y się do wyprawy. W ybieramy ją więc z uw agą i w w ypadku wątpliw o­ ści co do rozm iaru, zawsze kupujmy większą. Jeżeli przewidujesz forsowanie rzek, 23

m ożesz założyć kostium kąpielowy, lecz zazwyczaj jest on zbyt obcisły, żeby mógł zastąpić bieliznę. Przy prawdziwie zimnej pogodzie będziesz potrzebował bielizny, która ochroni ja k najw iększą powierzchnię ciała, takiej z długimi rękawami i no­ gawkam i. Chociaż ocieplana bielizna jest trochę droższa, powinna być poważnie brana pod uwagę przy planowaniu zakupów. Zresztą ta wykonana z syntetycznych włókien jest tania, bardzo trwała i naprawdę ciepła. Wciąż dość droga jest odzież jedwabna, lecz jest ona wygodniejsza i zdaniem niektórych cieplejsza. Bawełna zdaje egzamin w suchych i chłodnych warunkach, lecz traci swoje term oizolacyjne wła­ ściwości, kiedy jest wilgotno. Ma ona bowiem, niestety, strukturę zbliżoną do bibuły i łatwo wchłania wilgoć, a niechętnie jąoddaje. Raczej unikaj bawełnianej bielizny. Nie zakładaj ciepłej bielizny tylko dlatego, że jest zimno, rozważ, czy jest Ci rze­ czywiście potrzebna. Weź pod uwagę swoją przemianę materii, grubość tkanki tłusz­ czowej i zastanów się, jak wielki wysiłek Cię czeka. Dobieraj odzież w zależności od warunków, które napotkasz. Koszule i swetry. Zw ykle w wypadku drugiej warstwy ubioru wybieram y między bawełną, włóknem sztucznym i wełną. Koszule baw ełniane spraw dzają się w kli­ m acie gorącym , chociaż gruba baw ełniana tkanina może stanowić drugą warstwę w w arunkach chłodnych i suchych. Wełniane koszule są świetne na zim ę lub jako ciepłe nocne ubrania na letnim szlaku. Wełna od dawna je st ulubioną tkaniną m yśli­ wych i traperów, poniew aż nie traci walorów term oizolacyjnych nawet wtedy, gdy jest mokra. Kiedy jest rzeczywiście zimno, osobiście w olę g o lf od koszuli. Ostatnio pojawia się coraz więcej tkanin syntetycznych konkurujących z wełną, które należy brać pod uwagę. Często są one równie ciepłe, a mniej chłoną wodę. Pozostają lekkie nawet wtedy, gdy w otoczeniu jest dużo wilgoci i można je dużo szybciej w ysuszyć. Dżersejowe i ocieplane kurtki. C hociaż pulowery Jersey i Arran z natłuszcza­ nej wełny są wciąż normalnym widokiem w górach Wielkiej Brytanii, to ich czas już się kończy. M uszą teraz konkurować z licznymi tkaninami syntetycznym i. Przede wszystkim z polarem i podobnymi do niego tkaninami. Największym ich plusem jest to, że zachow ują swoje walory term iczne nawet gdy jest mokro. Ubrania z tych tkanin są rów nież bardzo trwałe. M am pulow er z tkaniny produkowanej przez fir­ mę Helly Hansena, który ma już siedem lat i wciąż go używam. Bardzo często pulow er ten w kładałem na wierzch i gdyby był zrobiony z wełny, to już dawno po­ rwałbym go na kawałki podczas przedzierania się przez zarośla i kolczaste krzewy. Wełna jednak jest wciąż łubianym m ateriałem , funkcjonalnym i miłym dla oka. Jej produkcja jest rów nież mniej uciążliw a dla środowiska. O cieplane kurtki nadają się doskonale na ekstrem alne chłody i w sytuacji, gdy pozostajem y przez dłuższy czas w bezruchu. Dla wędrowca zazwyczaj lepszym rozw iązaniem jest założenie kilku warstw odzieży. W ten sposób m ożesz zawsze dostosow ać strój do swoich aktualnych potrzeb. Spodnie. Z wielu powodów są najbardziej podstawowym elementem ubioru. Chronią przed parzącym i i kłującym i roślinam i oraz ukąszeniam i owadów, grzeją, gdy jest 24

zimno, osłaniają nogi przed palącymi promieniami słońca. Cały czas „dostają w kość”, pozostając w ustawicznym ruchu. Nie służy im również siadanie na ziemi i w prze­ ciw ieństw ie do innych części garderoby, które są zdejm owane i zakładane, gdy zmienia się pogoda, oczekuje się, że spełnią swoje zadanie bez względu na panujące warunki. Mimo to jednak pozostają one tym elem entem ubioru, do którego jakości większość zakładów odzieżowych przykłada najm niejszą wagę. Spodnie powinny być lekkie i szybko schnąć, kiedy się zamoczą. M uszą być mocne, odporne na ście­ ranie, a tkanina, z której są zrobione, nie może się topić, gdy spadną na nią iskry z ogniska. Powinny również dawać odpowiednią ochronę przed wiatrem. Jak dotąd udało mi się znaleźć tylko kilka odmian spodni z bawełny łączonej z włóknem synte­ tycznym spełniających te warunki. Najlepsze z nich są lekkie spodnie używane przez armię brytyjską. W iatrówki. Żeby nie zmarznąć, m usisz ograniczyć straty ciepła. Najlepiej to zrobić zatrzymując warstwę ogrzanego ciałem powietrza między warstwami odzieży. Żeby w pełni wykorzystać taką izolację, nie możesz dopuścić do ucieczki ciepłego powie­ trza lub zastąpienia go przez powietrze zimne. N iezbędna jest więc nieprzepusz­ czalna dla wiatru powłoka. Może to być szczególna odzież, taka jak kurtka z „oddy­ chającej” tkaniny lub z jeleniej skóry albo nieprzepuszczalna dla wiatru peleryna. Skarpety i rękawiczki. Stopy i dłonie są częściami ciała wymagającymi szczegól­ nej ochrony przed utratą ciepła. Są one (a zw łaszcza stopy) najbardziej oddalone od serca. Zaw sze więc miej ze sobą spory zapas skarpet. Najlepsze są takie, które m ają 80% wełny i 20% nylonu. Żeby uniknąć pęcherzy, sprawdzaj, czy skarpety nie m ajągruzłów lub luźnych nitek, które mogą być przyczyną powstania odcisków. Zmieniaj skarpetki, gdy tylko staną się wilgotne od potu. Powinieneś mieć zawsze suchą parę do zm iany pod koniec dnia. Niektórzy wolą nosić dwie pary cieńszych skarpet zam iast jednej pary grubych. Poniew aż ręce zawsze m ożna ogrzać pod pachami lub między udami, rękaw icz­ ki są trochę mniej ważne. Powinny być one zrobione z wełny lub polaru i raczej z jednym palcem. N ajlepszym rozwiązaniem są rękawiczki dw uwarstwowe, z nie­ przem akalną warstwą zewnętrzną i wymienialnym wkładem. Kiedy jest zimno i mo­ kro, noś dwie pary rękawiczek. Buty. Od wielu lat są one tem atem gorących sporów. Radzę wybrać dobrej jakości pionierki z podeszw ą um ożliwiającą założenie na nie wodoodpornych ochraniaczy. Będziesz w ten sposób wyekwipowany na wyprawy w góry i to w złych w arun­ kach pogodowych. Upewnij się, czy buty, które wybrałeś, m ają elastyczną pode­ szwę. Trochę czasu musi minąć, zanim je „rozchodzisz”, więc nie kupuj ich nigdy tuż przed wyprawą. M oim zdaniem najlepsze są dobrej jakości buty do wspinaczki. Lekkie i w ygod­ ne, mniej krępują nogę niż buty z cholew ką i m ożna w nich zręcznie poruszać się w terenie. Pod w zględem walorów użytkowych są to najbliższe m okasynom buty, jakie udało mi się znaleźć, m ające dodatkowo podeszwę o dobrej przyczepności. Kiedy jest mokro, nie chronią tak przed wilgocią jak wysokie buty, ale za to szybciej 25

schną. Mogę zabrać ze sobą dwie pary butów i kilka par skarpet, co razem i tak waży mniej niż ciężkie obuwie. Kiedy jednak jest naprawdę mokro lub wybieram się zim ą w góry, zakładam solidne buty. M usisz sam wybrać obuwie, ale na pewno nie kupuj drogich butów, nim nie zdobędziesz doświadczenia, które pozwoli Ci doko­ nać w łaściw ego wyboru. Nakrycia głowy. Zdziwiłbyś się bardzo, gdybyś wiedział, jak wiele ciepła tracisz przez głowę. Kiedy jest zimno, koniecznie coś na nią wkładaj. Najbardziej uniw er­ salnym nakryciem głowy jest w ełniana kominiarka. Można ją zrolow ać i nosić jak zw ykłą czapkę, kiedy zaś zrobi się naprawdę zimno, odwinąć i osłonić nią prawie całą głowę. Kiedy jest gorąco i sucho, kapelusz typu „safari” chroni przed słońcem i dokuczliwymi owadami. Coś od deszczu. Na tym polu prawdziwym strzałem w dziesiątkę są nowe tkani­ ny i powłoki wodoodporne. W ciągu ostatnich lat nastąpił rozwój m ateriałów „od­ dychających”, które od zewnątrz są całkowicie nieprzepuszczalne dla wody, po­ zw alają jednak przenikać wilgoci produkowanej przez nasze ciało. Oznacza to, że pod takim ubraniem jest sucho. N ajdoskonalszą pośród tych tkanin jest gore-tex, który, pom ijając jego w ysoką cenę, jest rzeczywiście nieoceniony. Żeby zabezpie­ czyć konsum entów, ubrania z tego materiału m ogą produkować tylko te firmy, któ­ re spełniają standardy produkcyjne gore-texu, takie jak Berghaus. * * * Narzędzia tnące W głuszy nie ma bardziej użytecznego narzędzia niż nóż. Pozwala on szybko i łatwo obrabiać dostępny w terenie m ateriał i konstruować z niego rozmaite rze­ czy. M ożna oczyw iście kupić pierwszy lepszy nóż i popędzić z nim w ostępy, do­ świadczeni ludzie lasu ucząjednak, żeby przy wyborze noża zwrócić baczną uwagę na wiele szczegółów. Ważny jest jego rozmiar, waga, kształt oraz to, czy jest w yko­ nany z odpowiedniego materiału. Trzeba przy tym powiedzieć, że nie ma noża, któ­ ry by idealnie nadawał się do wszystkiego. Z tego powodu powinieneś m ieć przy­ najmniej dwa noże: mały nóż do strugania i większy do prac obozowych. Ja uży­ wam rozm aitych noży w różnych sytuacjach. Jeżeli uprawiam klasyczną turystykę z plecakiem, to najchętniej zabieram ze sobąm ały, wykonany domowym sposobem, nóż ze stali w ęglow ej, który noszę w pochwie. Jeżeli wyruszam w bardziej odległe i dziew icze rejony, zabieram ze sobą swój duży nóż i scyzoryk. Noże nie są teraz tanie i jest wiele kontrowersji dotyczących sposobu ich używ a­ nia. Na ogół ludzie nie m ają pojęcia, jak duży i m asywny nóż jest im rzeczywiście potrzebny. Prawie na pewno przy wyborze noża będziesz kierow ał się własnymi kryteriam i. Jeżeli nie masz długiej praktyki w jego używaniu, najprawdopodobniej kupisz ich kilka, nim w reszcie znajdziesz ten, który będzie Ci najbardziej odpowia­ dał. Jeżeli m asz wątpliwości, poproś kolegę lub eksperta, żeby w ytłum aczył Ci, 26

czym kieruje się on przy wyborze, i pokazał noże, których lubi używać. Taka rada poparta dośw iadczeniem jest nieoceniona. Moje własne poszukiwania użytecznego noża pozwoliły mi poznać różne ich ro­ dzaje, a nawet doprowadziły do tego, że zacząłem je samodzielnie projektować i wy­ konywać. Przy wyborze noża m usisz brać pod uwagę wiele różnych czynników, wszystkie one bowiem będą decydować o jego przydatności w terenie. Oto pod­ stawowe kryteria wyboru: Stal nierdzew na czy węglowa. Różnica między nożami wykonanymi ze stali wę­ glowej i nierdzewnej polega nie tylko na tym, że stal nierdzewna nie rdzewieje, a węglowa tak. Stal węglowa jest bardziej miękka od nierdzew nej, co sprawia, że daje się łatwiej ostrzyć, lecz szybciej również się tępi (chociaż wytwarza się teraz naw ęglanąstal, która jest twarda i praktycznie nie rdzewieje). W zasadzie powinie­ neś kupić raczej dobry nóż ze stali węglowej niż z nierdzewnej. Rynek jest zalany tanimi nożami z nierdzewnych stali, których nigdy nie da się naostrzyć. Stal nie­ rdzewna jest jednak bardziej higieniczna i nie ulega korozji nawet w najgorszych warunkach. Jeżeli uda Ci się znaleźć nóż wykonany z wysokiej jakości stali chirur­ gicznej lub nożowniczej, osiągniesz najdoskonalszy kompromis. Ta stal, chociaż nie jest tania, da się naostrzyć jak brzytwa i długo pozostanie ostra. Kiedy nabierzesz doświadczenia, powinieneś być w stanie po spojrzeniu na ostrze ocenić jego wartość na podstawie koloru stali. Dobra stal węglow a zwykle jest niebieskoszara, podczas gdy tania, taka z jakiej produkuje się często noże dla płe­ twonurków, je st raczej żółtoszara. H artowanie. W procesie produkcji ostrze jest utwardzane w wysokiej tem peratu­ rze, a następnie odpuszczane, co obniża jego twardość i powoduje, że nie jest ono kruche. Jeżeli ostrze jest zahartowane miękko, łatwo się tępi, ale nie pęka. Ostrze mocno zahartowane m ożna doskonale naostrzyć i nie stępi się szybko, ale jest kru­ che i pęka. Nóż człow ieka lasu powinien mieć klingę hartow aną tak, żeby nie pękła, ale dawała się naostrzyć i długo pozostawała ostra. Kształtowanie twardości stali jest jednym z elem entów nowoczesnego procesu produkcji noży. Jest ono kontrolow a­ ne z dużą precyzją, a twardość określa się w skali Rockwella lub Vickersa. Reno­ mowany producent powinien na Twoje życzenie przedstawić szczegółowe param e­ try produkowanych przez siebie kling. Każdy rodzaj stali ma określone własności. Stal o twardości od 55 do 58 w skali Rockwella nadaje się na klingę dobrego noża dla w ędrowca, ale również taka o twardości 55 i mniejszej jest do przyjęcia. N ie­ stety, wiele zakładów produkujących noże hartuje ich klingi zbyt mocno, żeby się za szybko nie stępiły. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że pękną lub złam ią się pod wpływem bocznego nacisku. Jeżeli tak jak ja nosisz dwa noże, duży i mały, niech ten mniejszy ma twardsze ostrze, a jako dźwigni używaj dużego. K onstrukcja noża. Twój duży nóż pow inien m ieć taką w ielkość, żeby łatw o go było nosić. M aczety i noże o klingach ponadpółm etrow ej długości sąp o w szech 27

nym zjaw iskiem na kursach przetrw ania, lecz rzadko kiedy używa się ich poza strefą klim atu tropikalnego. Pow inieneś starać się skom pletow ać zestaw narzę­ dzi tnących, które będą się dopełniały. Nóż przetrw ania jest nożem uniwersalnym , którym pow inno się rów nie spraw nie w bijać śledzie od nam iotu, ja k w ykonyw ać precyzyjne cięcia. Musi więc spełniać funkcje wielu narzędzi, być doskonałym przyrządem do cięcia i w bijania, m ając przy tym na tyle solidną klingę, by mógł służyć za klin do rozszczepiania. Powinien do tego mieć rozm iary pozw alające na noszenie go przy pasku lub w podręcznej torbie. Moim zdaniem m oże mieć koło 310 mm długości, klingę 6-m ilim etrowej grubości i zmiennej szerokości, w ynika­ jącej z jej kształtu um ożliwiającego skuteczne cięcie. Klinga i trzon rękojeści m uszą być w ykonane z jednego kaw ałka m etalu. R ękojeść pow inna być m asyw na na całej długości, a nie zw ężać się w stronę jelca, jak w w ielu lekkich nożach do spraw iania zw ierzyny. Jelec nie je st niezbędny, ale jeżeli nie jesteś biegły w uży­ waniu noża, to dobrze jeśli jest. Służy on w yłącznie do ochrony palców, które m ogą się ześlizgnąć na ostrze. Piłka na tylcu klingi, otw ór na rzem ień w rękojeści czy inne dodatki nie są niezbędne, lecz jeśli nie zaw adzają i nie w pływ ają na osła­ bienie konstrukcji noża, to w arto je mieć. C zęsto m ogą okazać się bardzo przy­ datne w różnych nietypow ych sytuacjach. Rękojeść nie powinna być wykonana z m etalu, lecz z tworzywa pozw alającego dobrze uchw ycić nóż nawet na mrozie. W przekroju jej kształt powinien być owal­ ny, żeby dobrze leżała w dłoni. Czasami konieczne jest jej pogrubienie lub pocienie­ nie w celu dopasow ania do dłoni. Nie jestem zw olennikiem m ocowania pętli na przegub do noża tej wielkości. Nie powinien on być tak ciężki, żeby łatwo wysuwał się z ręki. Jeżeli tak jest, to albo posługujesz się nim niew łaściw ie, albo nie jest on dobrze dopasowany do Twojej dłoni. Jeśli jednak zdecydujesz, że chcesz mieć pętlę, to załóż ją tak, żeby nóż nie ustawiał się ostrzem w Twoją stronę, kiedy w ypusz­ czasz go z dłoni. Mały składany nóż powinien mieć klingę długości od siedmiu do ośmiu centym e­ trów. Moim ulubionym scyzorykiem jest od lat Opinel No7, którego klingi używam również do krzesania iskier, kiedy rozpalam ogień (patrz rozdział czwarty). Wybierz dla siebie solidny nóż, który nie zawiedzie w żadnej sytuacji (nie taki ze sklepu z upo­ minkami). Jeżeli kupisz nóż ze zbyt długą klingą, będzie Cię czasem korcić, żeby użyć go jako dźwigni, co żadnemu składanemu nożowi nie może wyjść na dobre. K onserw acja i ostrzenie. Dobry nóż staje się częścią Twojej ręki, pozw ala Ci precyzyjnie obrabiać drewno. Musisz mu więc poświęcać jak najwięcej uwagi i trosz­ czyć się o niego. Klinga z nierdzewnej stali wymaga właściwie tylko ostrzenia. Lecz pom imo tych zalet nóż z taką klingą nigdy nie znajdzie się w moim plecaku. N ato­ miast ostrze ze stali węglowej, chociaż tnie wyśmienicie, pokrywa się plamami przy kontakcie z sokami roślin i gdy jest wilgotno. Kiedy tak się dzieje, trzeba poświęcić mu trochę uwagi. Z czasem takie ostrze ściem nieje, pokryje się patyną, co zabez­ pieczy je do pew nego stopnia przed działaniem czynników zewnętrznych. Mimo to jednak cały czas trzeba się o nie troszczyć, czyścić i ostrzyć. 28

Żeby ostrzyć noże, potrzebujesz dużej osełki z piaskowca Arkansas lub Washita do podstaw ow ego kształtow ania ostrza i zestawu dwóch ceram icznych prętów, szorstkiego i gładkiego, służących do regularnego ostrzenia noży w terenie. Jeżeli dbasz o to, żeby Twój nóż był stale ostry, co wiąże się z przerywaniem pracy w celu podostrzenia go, będziesz miał przez długi czas spokój z zabiegami pielęgnacyjnymi związanymi z używaniem gruboziarnistej osełki. W ostateczności możesz użyć jako osełki gładkiego otoczaka z rzeki. Gruboziarnista osełka powinna służyć do utrzy­ m ywania właściw ego kąta ostrza. Żeby zwiększyć skuteczność działania osełki, trzeba j ą naw ilżać, co zapobiega zatykaniu porów przez drobiny metalu. Każda kam ienna osełka, jak ą m ożesz znaleźć lub zam ierzasz zabrać ze sobą na w ędrów ­ kę, powinna być zwilżana tylko śliną lub wodą. Osełki, które są sprzedawane w skle­ pach z narzędziami, można polewać olejem. Ja osobiście używam do tego celu oleju silnikow ego zm ieszanego pół na pół ze spirytusem metylowym. Połączone, tworzą em ulsję, która pokrywając osełkę utrzym uje ją w czystości, co sprawia, że skutecz­ nie ściera ona metal. Torba z w yposażeniem . Czasami nazyw ana torbą survivalową, mieści w sobie te niezbędne drobiazgi i elem enty ekwipunku, które um ożliwiają przeżycie! M ożeszje nazyw ać przetrw aniow ym zestawem człow ieka lasu. Kom pletuje się go według prostych i oczywistych zasad. Jego zawartość będzie się prawdopodobnie zmieniać z sezonu na sezon i z wyprawy na wyprawę, lecz wym ienione poniżej elementy cały czas są w pogotow iu w mojej torbie z wyposażeniem . Towarzyszy im składa­ ny nóż i zestaw ceram icznych osełek. Kom pas z przyczepionym gwizdkiem . Kompas jest podstawowym elem entem zestawu do w yznaczania trasy i orientacji w terenie. Pozwoli Ci on w razie potrze­ by zejść na odludziu ze szlaku bez groźby zabłądzenia. Ważna część Twoich tereno­ wych um iejętności jest rejestrow ana przez podświadom ość. Jest to zapis dośw iad­ czeń zdobytych w czasie śm iałych wypadów tropem płochliwej zw ierzyny na tere­ ny leżące z dala od uczęszczanych dróg. Użycie gwizdka jest najprostszym sposo­ bem zw rócenia czyjejś uwagi i uratowało życie wielu wędrowcom . M iędzynarodo­ wym kodem wzywania pom ocy jest sześć następujących szybko po sobie sygnałów oddzielonych m inutow ą przerwą. Z nawigacyjnymi pomocami często zabieram ołó­ wek do rysowania na folii. Mogę więc na powlekanej mapie lub mapniku zaznaczać i opisyw ać m oją trasę. Zapałki. N ajlepsze są zapałki sztorm owe (czerwone). Żeby zapałki były zabezpie­ czone przed wpływem czynników zewnętrznych i pozostały suche, przechowuję je w specjalnym pojem niku. Jest to małe wodoszczelne pudełko z zakręcanym w iecz­ kiem. Najbardziej odpowiada mi model wykonany ze stopu metali z mniejszym pu­ dełkiem wewnątrz, w którym trzyma się zapałki. Chodzi o to, żeby można było wyjąć zapałkę i zapalić j ą osłoniętą przez pudełko zewnętrzne, do którego przyklejona jest draska. Stw ierdziłem , że jest to dosyć niewygodne i zm odyfikowałem swój pojem ­ nik, przym ocow ując do spodu wewnętrznego pudełka kaw ałek w odoodpornego papieru ściernego. Jest to bardziej niezawodna draska, lecz można o nią zapalać 29

tylko zapałki sztormowe. Żeby nie zamoczyć zapałek podczas wyjm owania, należy przechowyw ać je w pudełku łebkami do dołu. Dobrze jest też mieć na wszelki w y­ padek w pojem niku na zapałki sztuczne krzesiwo. Można go użyć do zapalenia hubek opisanych w czwartej części tej książki. Na większe wyprawy zabieram drugi, schowany w innym miejscu, zapasowy pojemnik z zapałkami. Środki przeciw owadom . Zwykle wystarczy mała butelka bardzo silnego środka. Zazwyczaj, jeżeli to tylko możliwe, staram się nie używać repelentów, lecz w życiu każdego wędrowca nadchodzi taka chwila, że komary stają się praw dziw ą zm orą i zaczynają psuć radość ze spływu czy biwakowania. Wybierz środek, który zaw ie­ ra 95% Diethylm etatoluam idu i trzymaj go z daleka od kompasu i wszelkich przed­ miotów z pleksiglasu lub plastiku. Środek ten jest rozpuszczalnikiem i jeżeli wejdzie w kontakt z nimi może spowodować, że staną się nieprzezroczyste. Awaryjny zestaw medyczny. Chociaż mieści się w tylnej kieszeni dżinsów, jest czymś więcej niż zestawem pierwszej pomocy i zawiera leki dopasowane do moich wła­ snych potrzeb. W miarę, jak zwiększało się moje doświadczenie, powiększał się rów­ nież ten zestaw. Przez lata nosiłem w plecaku tradycyjny pakiet pierwszej pomocy, lecz pewnego razu wyszedłem z obozu i podążając tropem jelenia zagłębiłem się w las. Jak zwykle miałem ze sobą nóż, manierkę i metalowy kubek. Kiedy doszedłem do miejsca odpowiedniego na postój, zatrzymałem się, żeby zaparzyć ziołową herbatę i zacząłem przygotowywać świder ogniowy, poruszany za pomocą łuku. żeby rozpalić nim ogień. Dzień był upalny i wokoło latało mnóstwo bąków. Właśnie wykonywałem kilka mocnych cięć nożem kształtujących podstawę, tzw. serce, świdra, kiedy na uła­ mek chwili bąk rozproszył moją uwagę i ostrze zamiast w drewnie zagłębiło się w moim ciele. Niewiele brakowało, a straciłbym kciuk. W jakiś sposób dzięki refleksowi wy­ hamowałem cięcie i ostrze zatrzymało się na kości, widocznej wyraźnie w ranie, któ­ ra zaczęła porządnie krwawić. Kiedy ciasno owijałem dłoń bandaną, przypomniałem sobie, że na dnie podręcznej torby mam trochę sproszkowanego krwawnika. Po­ wstrzymał on krwawienie i zapobiegł zakażeniu (patrz rozdział szósty). Powrotna droga do obozu trwała o wiele dłużej i miałem mnóstwo czasu, żeby rozmyślać o tym, jaką głupotą było zabranie noża, a pozostawienie zestawu pierwszej pomocy. Przez nie­ które obszary wędrowałem samotnie i to stosunkowo niewielkie zranienie mogłoby okazać się fatalne w skutkach. Zestaw, który teraz noszę ze sobą celowo jest mały, żeby nie zawadzał, a tak pomyślany, aby można było udzielić skutecznej pomocy przy poważnych zranieniach, zakładając, że bandaże będą zaimprowizowane. Koniecznie wyciągnij wnioski z popełnionego przeze mnie błędu i gdy zabierasz nóż, miej przy sobie mały zestaw opatrunkowy. Zawsze bowiem, kiedy używasz noża, choćbyś nie wiem jak był ostrożny, możesz przypadkiem się zranić. Kiedy ju ż nabierzesz doświadczenia i poznasz dobrze swoje medyczne potrzeby, możesz ustalić z lekarzem, co jeszcze powinno się znaleźć w Twoim zestawie pierw­ szej pomocy, żebyś poradził sobie w sytuacjach, kiedy przez trzy lub cztery dni będziesz zdany tylko na siebie. Razem z zestawem m edycznym w Twojej torbie z wyposażeniem powinien się znaleźć szeroki bandaż opatrunkowy. 30

Szpagat. Innym przedm iotem , który zwykle noszę w mojej torbie z wyposażeniem jest szpulka m ocnego szpagatu. To podstawowy elem ent wyposażenia. Z decydo­ wanie wolę szpagat wykonany z naturalnego włókna, który szybko ulega rozkłado­ wi, jeżeli przypadkiem zgubim y go. Jeżeli jednak wolisz zabrać ze sobą naprawdę m ocną linkę, wybierz taką do połowu ryb m orskich firmy Dacron. Latarka. Mała latarka „paluszek” ze świeżą baterią od dawna stanowi część m o­ jego ekwipunku. Te latarki sąjednym z nielicznych elem entów nowoczesnego w y­ posażenia, które zyskały uznanie prawdziwych profesjonalistów. Inne przedm ioty. Jeżeli wyruszam w góry, zwykle powiększam ten ekwipunek o duży worek przetrwaniowy, trochę mocnej nylonowej linki, wolno spalającą się świecę i latarkę „czołów kę” z zapasowym i bateriami. Inne przedmioty, które m oż­ na ew entualnie zabrać, to zestaw do łowienia ryb, rakiety sygnalizacyjne lub świece dymne. Pojemniki na wodę Bez wody nie przeżyjesz więcej niż kilka dni. Chociaż woda jest ciężka, powinie­ neś zawsze mieć pewien jej zapas przy sobie. Dostępnych jest wiele różnych typów pojem ników na wodę. W warunkach polowych doskonale zdaje egzam in w ojsko­ wa m anierka. Lepiej zdecydować się na taką o większej pojem ności. Sam w ybie­ ram worek na wodę lub najchętniej m anierkę armii amerykańskiej o pojemności dwóch kwart (ok. 2,3 litra). Jeżeli Twoja m anierka ma pokrowiec, to znajduje się w nim worek do filtrowania błotnistej wody. W pokrowcu m ożna przechowywać tabletki odkażające. Niektóre pokrowce mają specjalną kieszonkę służącą do prze­ chow ywania tabletek. Śpiwór i koc To jedne z najważniejszych elementów polowego wyposażenia, jakie nabędziesz. Twój śpiw ór pow inien zapew nić Ci na szlaku jak najwięcej przespanych spokoj­ nie nocy. K upow anie śpiw ora to jed n ak dziś skom plikow ana sprawa. Każdego roku pojaw ia się now y w zór lub superciepłe syntetyczne w ypełnienie. Bez w cho­ dzenia w szczegóły podaję kilka praktycznych w skazów ek, które ułatw ią Ci wy­ bór. Jeżeli chcesz teraz podjąć decyzję, poradź się sprzedaw ców i producentów, określając, w jak ich w arunkach zam ierzasz ze sw ojego śpiw ora korzystać. Nie oszczędzaj na tych zakupach. Dobrze przespana noc warta je st tyle złota, ile waży śpiwór, w którym ją spędziłeś. Śpiw ory różnią się w ypełnieniem . M ożna je podzielić na trzy kategorie: Śpiwory puchow e. Są to najcieplejsze śpiwory. Ich ogrom ną zaletą jest niewielka waga. Zdobyły one serca wielu wspinaczy. Najlepiej nadają się na suche, zimne warunki oraz dla biwakowiczów, którzy zawsze używ ają namiotu z podłogą. Kiedy zamokną, tracą sw oją puszystość (zdolność zatrzym ywania przez wypełnienie cie­ 31

płego powietrza) i przez to swoje właściwości izolacyjne. Może się to zdarzyć na­ wet w najsuchszych i najzim niejszych warunkach J e ś li użytkownik nie wietrzy do­ kładnie każdego dnia swojego śpiwora, żeby usunąć wilgoć pochodzącą z ludzkiego ciała. Używane zgodnie ze swoim przeznaczeniem są doskonałe i służą dobrze tak długo J a k długo są suche. Ich najw iększą w adą jest cena, która w wypadku najlep­ szych śpiworów może być naw et czterocyfrowa. Śpiwory ze sztucznym puchem . Są one cięższe od równie ciepłych śpiworów puchowych. W ostatnich latach podbiły jednak rynek ze względu na stosunkowo niską cenę i to, że są reklam owane jako nie tracące tak bardzo swojej puszystości, kiedy są wilgotne. W wilgotnych warunkach dają więc lepszą izolację termiczną. Nie znaczy to jednak, że wilgoć im nie szkodzi. Każdy śpiwór, kiedy jest mokry traci wiele ze swoich walorów term icznych. Z moich doświadczeń wynika, że sztuczny puch nie jest tak trwały jak naturalny. Śpiwory1z polaru. Doskonale zdają egzamin w warunkach dużej wilgotności i w ratow­ nictwie górskim , ponieważ dobrze dopasow ują się do ciała użytkow nika i skutecz­ nie zatrzym ują ciepłe powietrze. Śpiwory te, wygodne w użyciu, są przy tym nie do zdarcia. Ich w adą jest duża waga i fakt, że zajm ują sporo m iejsca. Bardzo prak­ tyczne są polarow e wkładki do śpiworów. Większość producentów określa, w ja ­ kich tem peraturach mogą być używane ich śpiwory. Najczęściej stosują skalę zw ią­ zaną z porami roku: oznaczenie 1 sezon znaczy, że śpiwór jest przeznaczony na lato, 4- lub 5-sezonowe zaś są odpowiednie do najzim niejszych warunków. W w iększo­ ści wypadków najlepsze są śpiwory 3-, 4-sezonowe. Lepiej, jeśli m ają zamek bły­ skawiczny na całej długości, bo wtedy można je rozpiąć, jeśli jest gorąco. Kształt śpiwora i konstrukcja m ają również wielki wpływ na jego praktyczne zastosow a­ nie. W iększość nowoczesnych wytwórni produkujących dobre jakościow o śpiwory stosuje najlepsze rozwiązania konstrukcyjne i w rezultacie wszystko sprowadza się do ceny. Na leśną włóczęgę najlepiej nadaje się śpiwór o wszechstronnych zasto­ sowaniach. W ybierz taki z oznaczeniem „3 -4 sezony” i z zamkiem na całej długo­ ści. Śpiw ór w ypełniony sztucznym puchem jest odpow iedniejszy na biwak, pow i­ nien też mieć kształt mumii i rozszerzenie na stopy. Jeżeli wybierzesz śpiwór z kata­ logu, idź do sklepu i wypróbuj go. Upewnij się, czy nie jest za mały i czy jest w nim wystarczająco dużo m iejsca na ramiona i kolana. Staraj się znaleźć śpiwór z m iłą w dotyku podpinką. Mój ulubiony, który ju ż dawno powinienem wyrzucić i kupić nowy, przetrwał, ponieważ ma czerw oną podszewkę z baw ełny łączonej z w łók­ nem syntetycznym . Poprzedni śpiwór m iał białą stylonow ą podszewkę, która była trwalsza, lecz nie tak miła w dotyku. Pamiętaj na koniec, że kupując dobry śpiwór, kupujesz dobrze przespane noce (patrz rozdział trzeci). M aty do spania Choćbyś miał najcieplejszy śpiwór, zm arznieszjeżeli nie będzie czegoś pomiędzy nim a gruntem. Działanie śpiwora polega na zatrzym ywaniu izolującej warstwy 32

powietrza. Kiedy leżysz, śpiwór jest zgnieciony i nie stanowi izolacji. Z tego powo­ du mata jest naw et w ażniejsza od śpiwora. Kilka razy spędziłem względnie wygod­ nie noc na term areście, przykryty tylko peleryną. Każda mata spełni swoją funkcję, chociaż są maty lepsze i gorsze. Karimaty dają dobrą izolację cieplną, lecz są nie­ zbyt wygodne. To maty bardzo m ocne i trwałe, ale trudne do pakowania. Ich głów ­ ną zaletą jest niska cena. Dmuchane m aterace to sama wygoda, lecz trzeba kłaść na nie sw eter lub inną część garderoby, żeby zatrzym ać ciepło uciekające przerw a­ mi pom iędzy segm entam i. Są one ponadto ciężkie i podatne na przebicia. Bez w ątpienia najlepszym posłaniem jest term arest łączący walory izolacyjne piankowej maty z m iękkością dm uchanego materaca. Nie są to posłania tanie, lecz lepiej niż jakiekolw iek inne pozwalają dobrze się wyspać. Przez wiele lat używałem standardowej wersji długości trzy czwarte, obozując na skałach, leśnej ściółce naje­ żonej cierniami i pustyniach porośniętych kaktusami, a nigdy nie uległa ona przebi­ ciu. Po dziesięciu minutach leżenia na macie zaczyna ona grzać jak koc elektryczny i, co najw ażniejsze, złożona zmieści się łatwo w Twoim plecaku. Sch ron ienie Na prow izoryczne schronienie doskonale nadaje się pałatka lub wojskowe pon­ cho. M ożna je łatwo rozpinać na różne sposoby, używając zaim prowizowanych m asztów i kaw ałka nylonowej linki. Są przy tym m ocne i tanie. W ciągu ostatnich lat modne stały się gore-texowe płachty biwakowe, pod którymi można się schronić razem ze śpiworem , ich cena je st jednak wysoka. Namioty są bardziej wyspecjali­ zowanymi schronieniam i, które podobnie jak śpiwory powinny być starannie dobie­ rane do W aszych potrzeb. Zasięgnijcie fachowej porady, zanim w ydacie pieniądze na takie schronienie (patrz rozdział trzeci). Przybory kuchenne W obozowej kuchni nierdzewna stal wypiera wszystkie inne materiały. O czyw i­ ście m ożesz zaim prow izow ać m enażkę z puszki po konserwach, lecz nic nie do­ równa dobrze zaprojektow anem u zestawowi garnków turystycznych. Są one bez wątpienia najlepsze, dają się bowiem łatwo czyścić, proces gotowania zachodzi w nich rów nom iernie i m ożna w takich garnkach gotować zarówno nad otwartym ogniem , jak i na kuchenkach turystycznych. Jeżeli chcesz gotować na ogniu, w y­ bierz garnki z pokrywkam i i ze wszystkim i częściam i metalowym i. Kiedy zam ie­ rzasz zabrać ze sobą tylko jeden garnek, wybierz duży. Jest to bardziej praktyczne, zw łaszcza tam , gdzie m usisz gotować wodę zarówno do picia, jak i do mycia. Na ogół wystarczy jeden duży garnek i kubek, plus dodatkowy g arn e k je śli grupa liczy do trzech osób. Razem ze swoim zestawem kuchennym (do którego powinien być dołączony pokrow iec) noś łyżkę i widelec z nierdzewnej stali i te przyprawy, któ­ rych zw ykłeś używać (patrz rozdział dziesiąty). 33

P lecaki Żeby nosić te w szystkie rzeczy, będziesz potrzebował odpow iedniego plecaka. Tu znowu nowoczesna technologia spowodowała ogrom ne zmiany i sprawiła, że dokonanie właściwego wyboru nie jest łatwe. Bez względu na to, jaki plecak kupisz i co będą Ci wmawiać producenci, nie unikniesz poważnego wydatku. Dobrze w y­ brany plecak pozwala nieść bagaż dłużej i przenosić go na większe odległości, umoż­ liwia bowiem zachow anie właściwej postawy ciała. Przede wszystkim powinieneś szukać plecaka renomowanej firmy, zaprojektowanego tak, by główna część baga­ żu spoczyw ała na ramionach lub nieco ponad nimi. Unikaj plecaków starego typu, które m ają dół szerszy niż górę. Upewnij się, czy plecak jest wyposażony w wy­ ściełany pas biodrowy, um ożliwiający przeniesienie części ciężaru na biodra. Ko­ biety powinny w ybierać ze szczególną uwagą, jako że większość plecaków dostęp­ nych na rynku przystosow anych je st do męskiej budowy ciała. Wbrew temu, co tw ierdzą producenci, w zależności od kształtu Twoich pleców pewne typy pleca­ ków będą bardziej odpowiadały Twoim potrzebom niż inne. Wypróbuj je i, jeśli bę­ dzie to możliwe, poproś sprzedawcę, żeby dla ich obciążenia zapakował do nich prawdziwe ubrania, a nie nic nie ważące wypełnienie, jakim wypycha się w skle­ pach plecaki. Najlepszym sposobem na znalezienie plecaka, który będzie Ci odpo­ wiadał, jest przym ierzanie w sklepach lub pożyczanie od przyjaciół, żeby wyrobić sobie pojęcie o tym, jaki plecak jest wygodny i jak działają różne rozwiązania kon­ strukcyjne. Niektóre z bardziej znanych wytwórni produkują plecaki o różnej długo­ ści części przylegającej do pleców. Sprawdź, jak długie m asz plecy, żeby znaleźć właściw y dla siebie rozm iar plecaka. Uważaj na zbyt entuzjastycznych sprzedaw ­ ców, bo źle dopasowany plecak może łatwo stać się prawdziwym utrapieniem. Wybierz plecak o dużej pojemności z systemem pasów umożliwiających jej zm niej­ szenie, kiedy zabierasz niewielką liczbę rzeczy. Plecak powinien być duży nie po to, żeby przenosić w nim ciężki bagaż, ale żeby zm ieściły się w nim ciepłe zimowe ubrania, które zajm ują dużo miejsca. Zdecyduj się na plecak z wewnętrznym stela­ żem, który dopasowuje się do Twoich pleców. Jest on wygodniejszy i nie krępuje ruchów tak ja k plecak ze stelażem zewnętrznym. Na koniec radzę, raczej ze w zglę­ du na moje własne preferencje niż praktyczne znaczenie, wybrać plecak bez zbyt wielkiej liczby pasków i sprzączek. Uwagi ogólne Chociaż dobry ekwipunek terenowy zw iększy naszą radość z przebywania z da­ la od cywilizacji, to łatwo jego kompletowanie może stać się celem samym w sobie. To nie sprzęt uczyni Cię lepszym terenowcem, spraw ią to zdobyte um iejętności, cierpliwość, zapał i doświadczenie. Z tego powodu celowo ograniczyłem swoje roz­ w ażania na tem at sprzętu.

34

SZAŁASY I INNE SCHRONIENIA

„Kiedy twoja włóczęga dobiegnie końca i nadejdzie czas na wspom inanie przygód i wrażeń z przeszłości, to daw­ ne obozowiska wytyczą szlak, którym powędruje pamięć. Więc posłuchaj mojej rady i kiedy przygotow ujesz noc­ leg, wybieraj uważnie m iejsce na biwak, bo tak napraw­ dę budujesz wtedy scenę dla swoich w spom nień” . N ieznany wędrowiec zasami hipnotyczna siła wywabia ludzi z obozowiska, każe sprawdzić, co jest za zakrętem strumienia lub zdobyć szczyt, którego przypominający iglicę wierz­ chołek przyciągnął ich wzrok. Połowa dnia minęła niezauważenie i powrót do obo­ zu przed zapadnięciem zmroku jest niemożliwy. N owicjusz w takiej chwili może poczuć strach. Pośród ciszy panującej w lesie cienie w ydłużają się, ciem niejące drzewa zdają się gęstnieć wokół przerażonego wędrowca, który wpada wreszcie w panikę. Dla dośw iadczonego człow ieka lasu jest to jednak świetna okazja do przeżycia fascynującej przygody. Powrotu przy świetle księżyca do obozu lub bi­ waku zaim prowizowanego na odludziu. Świadom y posiadanych um iejętności, doświadczony w ędrowiec oceni, co spo­ śród otaczających go naturalnych m ateriałów może wykorzystać do budowy i spo­ kojnie zacznie konstruować schronienie, w którym spędzi noc. Kiedy zaś opadnie ciemna kurtyna nocy, będzie siedział grzejąc się przy ognisku, wsłuchany w odgłosy nocnych stworzeń krzątających się w mroku, aż w końcu ziewając szeroko zwali się na pachnące posłanie z liści. Opanowanie umiejętności znajdowania lub budowania sobie schronienia jest naj­ ważniejszym krokiem , jaki musisz zrobić, jeżeli chcesz czuć się w dziczy jak w do­ mu. W większości wypadków nie jest to trudne zadanie, ale prawie zawsze w ym a­ ga wysiłku fizycznego. Dlatego ważne jest, żebyś wykonał tę pracę tak, by pochło­ nęła ona jak najm niej energii. Jeżeli chcesz zbudować dobry szałas, m usisz mieć przede wszystkim rozsądny plan i właściwie zorganizować sobie pracę. Każde schro­ nienie musi spełniać dwa warunki: po pierwsze dobrze chronić przed wiatrem i desz­ czem, a po drugie zapewnić wygody pozwalające dobrze się wyspać. Projekt budo­ wy nie powinien być zbyt ambitny, żeby praca przy jego realizacji nie wyczerpała

C

35

Twoich sił. Staraj się osiągnąć jak najw iększą skuteczność działania przy m inim al­ nym wysiłku. W ielokrotnie obserwowałem pojedynczych ludzi i większe gm py przy budowie szałasów i doszedłem do wniosku, że istnieją cztery podstawowe czynniki wewnętrz­ ne warunkujące skuteczność wysiłków związanych z wykonaniem tego zadania: 1. Nastawienie psychiczne. Jeżeli chcesz, próbując przetrwać z dala od cywilizacji, uniknąć sytuacji stresowych, to musisz ograniczyć swoje oczekiwania do rzeczywi­ stych fizycznych potrzeb. Dzięki temu osiągnięcie pełnego komfortu przestanie być celem, a stanie się miłą nagrodą. Najlepszymi terenowcami są ci, którzy działają w każ­ dych warunkach i z optymizmem dążą do poprawienia swojej sytuacji. 2. M yślenie. Twoim największym atutem jest zdolność opracow ania koncepcji przyszłych działań. Zbyt często jednak konstrukcja szałasów świadczy o braku pla­ nu przy ich budowie. Gdy zaczynam budować schronienie, to prawie 80% działań wykonywanych jest według precyzyjnie ułożonego planu: wybór miejsca na biwak, dokładne zbadanie terenu, poszukiwanie m iejsca, które jest optym alne dla danego typu schronienia i w yobrażenie sobie w tym miejscu szałasu we wszystkich sta­ diach budowy. Kiedy więc zaczynam gromadzić m ateriał, wiem ju ż dokładnie, cze­ go szukam. W trakcie stawiania szałasu działam elastycznie i dokonuję modyfikacji pierw otnego planu, w miarę jak powiększa się moja wiedza na temat m ateriału, z którego buduję. 3. Św iadom ość posiadanych um iejętności. Każdy, kto uczył się stawiać szałasy i ju ż je kiedyś budował ma nad innymi przewagę. Doświadczeni ludzie, naw et jeśli znajdą się w zupełnie obcym środowisku, przystąpią do budowy schronienia pewni swoich umiejętności. To zupełnie wyeliminuje obawę porażki i pozwoli skoncentro­ wać się na rozw iązyw aniu konkretnych problem ów zw iązanych z budową. Przy stawianiu szałasów nie da się przecenić korzyści wynikających z doświadczenia. 4. Determ inacja. Nowicjusze na ogół poświęcają za dużo czasu na budowę osnowy szałasu. Pozostaje go wtedy zbyt mało na ocieplenie schronienia i zgromadzenie drewna na opał. Doświadczony człowiek lasu robi wszystko tak, by odpowiednio wcześnie zakończyć budowę szałasu i spędzić noc w cieple. Mimo że na ogół w terenie należy działać spokojnie i bez pośpiechu, to nie dotyczy to stawiania szałasu. Jeżeli nie za­ pewnisz sobie dobrych warunków w nocy, to następnego dnia rano Twoje morale będzie poważnie osłabione. Zamiast zająć się innymi ważnymi sprawami, będziesz musiał stracić cenny czas na poprawianie konstrukcji szałasu. Im szybciej postawisz solidne schronienie, tym szybciej zaadaptujesz się w nowym otoczeniu. Jaki typ szałasu wybrać? Istnieje niezliczona liczba rozm aitych wzorów szałasów, z których m ożesz sko­ rzystać w wielu różnych sytuacjach i typach środowisk. Jak więc zorientować się, który z nich jest w danym wypadku najlepszy? W znalezieniu odpowiedzi na to py­ tanie pom oże Ci spokojna analiza położenia, w jakim się znalazłeś. Czy znajdujesz 36

się w sytuacji zagrożenia? Czy jesteś ranny? Czy jesteś sam? Czy ma to być szałas na jed n ą noc czy schronienie na dłużej? Jakim m ateriałem budowlanym dysponu­ jesz? Ile czasu pozostało do zapadnięcia zmroku? Co masz przy sobie takiego, co m ógłbyś wykorzystać budując schronienie? Przed czym ma Cię chronić Twój sza­ łas? Czy jesteś w stanie rozpalić ogień? Czy masz śpiwór? Powyższe pytania pom ogą Ci określić Twój cel, rozpoznać posiadane zasoby i przewidzieć trudności. Schronienia dzielą się na dwie kategorie: takie, które trzeba budować, i nadające się do wykorzystania naturalne ukrycia. Każdy typ szałasu ma swoje zalety, więc nie odrzucaj żadnego, nim dokładnie nie poznasz walorów każde­ go z nich. Na pozór wydaje się, że najprościej jest wykorzystać jakieś naturalne schronienie. Z moich doświadczeń jednak wynika, że uczynienie ich zdatnymi do zam ieszkania wym aga takiego sam ego nakładu pracy co zbudow anie od podstaw szałasu dobrze dostosow anego do naszych potrzeb. Kom prom isowym rozw iąza­ niem jest poszukanie takiego m iejsca, z którego łatwo m ożna uczynić schronienie. Gdy znajdziesz się w sytuacji, w której będziesz musiał zbudować szałas, to zrób wszystko, żeby dotrzeć do obszaru obfitującego w materiał budowlany. Najlepszym takim miejscem jest oczywiście las. Ten wysiłek się opłaci. Jeżeli powrót tam, gdzie ostatnio w idziałeś takie miejsce, może Ci zabrać godzinę, to wkrótce odzyskaszją, kiedy będziesz mógł sprawnie zbudować szałas. N aturalne schronienia Jaskinie. To najbardziej znany rodzaj naturalnego ukrycia. Przez wiele tysięcy lat dawały one naszym przodkom schronienie przed złymi warunkami atm osferyczny­ mi i dzikimi zwierzętami. Nie wszystkie jaskinie nadają się jednak do zamieszkania. Zwykle są one w ilgotne, panują w nich przeciągi i zawsze są ciemne. Gdybyś prze­ niósł się w czasie do starszej epoki kam ienia, żeby obserwować życie ludzi m iesz­ kających w jaskini, zobaczyłbyś wnętrze cuchnące i zadymione. Żeby bowiem się ogrzać i mieć trochę światła, palili oni łój oraz kości. W wielu regionach świata jaskinie kojarzone są z nieszczęściem i złymi mocami. Czasami jest to zapewne związane z ogrom ną liczbą nietoperzy zamieszkujących niektóre z nich. Wdychane zarodniki grzybów, rozwijających się na guanie tych ssaków, m ogą powodować poważne schorzenie zwane histoplazm ozą, które często kończy się śmiercią. Zda­ rzają się rów nież wypadki zachorowań spowodowane kontaktem z ptakami. O czy­ wiście niektóre jaskinie m ogą być doskonałym schronieniem, ale z moich doświad­ czeń wynika, że tylko nieliczne. Nawisy skalne. W wielu częściach świata są one wciąż wykorzystyw ane do bu­ dowy domostw. Bardzo często dobudowuje się ściany pod nawisem, by ograniczyć przeciągi i zw iększyć komfort. Prawie zawsze schronienia te zlokalizow ane są na ścianach o ekspozycji południowej, co jest najkorzystniejsze ze w zględu na opera­ cję słoneczną i lokalne wiatry. W Nowym Meksyku ściany urwisk są tak m iękkie, że żyjący tam niegdyś przedstawiciele kultury Anasazi mogli drążyć domy w skale. 37

Czynili to prawie bez wyjątku na nasłonecznionych stokach. Jeśli napotkasz nawis skalny, pod którym można by spędzić noc, sprawdź, czy podłoże pod nim nie jest wilgotne. Dowiesz się w ten sposób, czy nawis dobrze chroni przed deszczem. M ożesz ograniczyć chłodne powiewy, budując po obu stronach przestrzeni sypial­ nej niskie ściany ustawione pod kątem dziew ięćdziesięciu stopni do urwiska. Dla izolacji od podłoża i zwiększenia wygody możesz zrobić sobie materac i koc (patrz spanie w terenie). Drzewa. Dają chłodny cień w upalne dni, a czasami stanow ią baldachim chroniący przed deszczem . Wiele razy uciekałem przed ulewą pod korony sędziwych drzew. Z leżących pod nimi liści i gałęzi rozpalałem małe ognisko, w ystarczające do pod­ grzania czegoś do picia. N ajlepszą osłonę przed deszczem dają wiecznie zielone drzewa, takie jak cis. Drzewa są wyśmienitymi schronieniami na krótki czas, ale nie nadają się na dłuższe postoje. Kiedy jednak zbudujesz pod osłoną ich gałęzi szałas, to stw ierdzisz, że nawet w czasie straszliwej ulewy nie zagraża mu podm ycie i za­ lanie. M ożesz wtedy zająć się czymś innym, zamiast tracić siły na powiększanie schronienia lub dobudowywanie przedsionka. W ybór m iejsca. Od tego, gdzie rozpoczniesz budowę szałasu, będzie zależało po­ wodzenie całego przedsięw zięcia i to, ile pracy będziesz m usiał w nie włożyć. Za­ nim nauczysz się od razu wybierać właściw e m iejsce, nie żałuj czasu na dokonanie odpowiedniego wyboru. Powinieneś szukać kompromisu - znaleźć miejsce położo­ ne nie za daleko od wody, ale jednocześnie niezbyt blisko niej, żeby znaleźć się poza zasięgiem dokuczliwych owadów. Sprawdź również, czy gdzieś blisko nie ma gniazda os lub szerszeni. Niedaleko powinna być obfitość dobrego budulca i opału na ogni­ sko. Sprawdź, czy w pobliżu nie pozostawiły tropów niebezpieczne zw ierzęta i czy w górze nie ma uschniętych konarów. Upewnij się, czy nie chcesz zbudować szała­ su na obszarze porośniętym gęsto przez sumak pnący lub czy nie znajdujesz się na przykład na dnie kanionu, gdzie w czasie gwałtownej ulewy m ógłbyś zostać zalany przez wodę. Kilka minut poświęconych na dokładne zbadanie otoczenia może uchro­ nić Cię przed nieszczęściem lub wieloma godzinam i niewygody. Sztuczne schronienia Wiaty. Zw alone drzewa stanow ią idealną podstawę, na której można zbudować szałas, rzadko jednak w ykorzystuje się je w ten sposób. Dzieje się tak dlatego, że wiążą się z tym pewne problemy. Żeby zbudować wiatę opartą na zwalonym drze­ wie, trzeba w większości wypadków przedłużyć dach poza zw ieńczenie łuku pnia. Zapobiega to spływaniu deszczu do wnętrza szałasu. Oznacza to jednak, że drzewo zajm uje sporą część przestrzeni mieszkalnej! W pewnych sytuacjach, szczególnie kiedy nie m am y sznurka i zbliża się noc, budowa takiego schronienia jest najlep­ szym rozwiązaniem. W ybierz w łaściw e drzewo, które jest na tyle wysokie, żeby dach m iał odpowied­ ni spadek. Nie może on być jednak zbyt stromy. Jeżeli wiata jest zbyt wysoka, są 38

kłopoty z uszczelnieniem jej boków. Przy zw alonych drzewach pow stają zaw iro­ wania powietrza i przeciągi. Jeżeli nie stworzysz dla nich bariery, to stracisz nie tylko całe ciepło, ale i szansę na norm alny sen. Sposób budowy wiaty zależy od tego, jakim m ateriałem dysponujemy. Najprościej jest zbudować dach z ciasno uło­ żonych gałęzi opartych na drzewie lub skale. Do postawienia takiej konstrukcji nie jest potrzebny sznurek. Dach pokrywa się ułożonymi grubo opadłymi liśćmi lub zachodzącymi na siebie kawałkami kory: brzozy, żywotnika olbrzymiego, klonu (Acer macrophyllum) lub lipy (Tilia americana). Tylko w dzikich leśnych ostępach m oż­ na znaleźć odpow iednią korę, opadłe liście zaś są wszędzie. Stanowią one zresztą lepszy m ateriał izolacyjny. W lasach iglastych możesz używać świerkowych „ła­ pek”, chociaż lepiej wieszać je na dachu, który ma szkielet w formie kratownicy. Kiedy skończysz dach, zajmij się posłaniem. Jeżeli m asz już dach nad głową i w ym ościłeś sobie wygodne łoże, to m ożesz zabrać się za prace wykończeniowe. Przede wszystkim zlikwiduj wszystkie przeciągi. Zwykle buduję ścianki po obu stro­ nach szałasu z ciasno przylegających do siebie gałęzi. Uszczelniam potem wszyst­ kie szpary, używając do tego celu opadłych liści, mchu oraz adobe, czyli błota lub gliny zm ieszanych z traw ą bądź innym w łóknistym materiałem . Jeżeli zam ierzasz korzystać z takiego schronienia przez kilka dni (szczególnie kiedy jest zimno), mo­ żesz nawet przy którejś z bocznych ścian wiaty zbudow ać z adobe palenisko z ko­ minem ze spróchniałej wewnątrz kłody. Innym dobrym materiałem na pokrycie da­ chu takiego schronienia jest darń. M ożna mozolnie wycinać jej płaty na ziemi, lecz znacznie łatwiej jest odrywać ją od skał i głazów, które często porasta. Jeżeli chcesz, żeby darń zaczęła rosnąć i utworzyła zielony dach, połóż najpierw na krokwiach warstw ę ziem i, a dopiero na niej darń. Klasyczne, otw arte z jednej strony wiaty są powszechnie stosowane w w arun­ kach walki o przetrwanie, szczególnie w suchym i zimnym klimacie. Ponieważ je d ­ nak trzeba je ogrzewać ogniem, nie decyduj się na ich budowę, jeśli nie jesteś w stanie go rozniecić. Na m aszty wybierz mocne gałęzie, najlepiej rozwidlone na końcu. Ułatwi to umocowanie poprzeczki i żerdzi podporowych. Wzmocnij połączenia sznur­ kiem. Podstawa szkieletu musi być solidna, żeby mogła wytrzymać ciężar dachu, skonstruow anego w taki sam sposób jak w wiacie opartej na zwalonym drzewie. Podobnie jak w niej, zbuduj ścianki boczne, żeby zlikwidować przewiew. Zaletą tego szałasu jest to, że można rozpalić ognisko naprzeciw jego otwartej strony i po­ stawić za ogniem ekran, który będzie kierował ciepło do wnętrza. Jeżeli do zmroku pozostało mało czasu, zbuduj szałas z poprzeczką podpartą tylko z jednej strony. Zm niejszysz w ten sposób o połow ę ilość m ateriału potrzebnego do zbudow ania dachu i uzyskasz m niejsze wnętrze, które łatwiej jest ogrzać. Jeżeli nie jesteś sam, lepiej jest zbudować jeden taki szałas dla każdego, a ogni­ sko um ieścić m iędzy nimi. W ten sposób całe ciało każdej z osób jest ogrzane, sto­ jący bowiem po drugiej stronie ogniska szałas działa jak ekran. Logicznym rozwi­ nięciem tego pom ysłu jest zbudowanie dla większej grupy ludzi kilku takich szała­ sów, które połączone tw orzą okrąg. Takie połączone wiaty, tworzące okrąg, są 39

pośród szałasów pięciogwiazdkowym hotelem. Cała konstrukcja powinna być sto­ sunkowo m ała i dawać schronienie maksimum siedmiu m ieszkańcom . Przekrocze­ nie tej granicy sprawia, że ilość paliwa potrzebnego do utrzymania wewnątrz ciepła znacznie się zwiększa. Przy ostrożnym stawianiu takiego szałasu nie będziesz po­ trzebował sznurka, każdy bowiem maszt i każda poprzeczka wspiera w szystkie pozostałe. Kiedyś korzystałem z takiej wiaty z grupą składającą się ze zdrowej i nie­ pełnosprawnej młodzieży. Niektórzy z nich poruszali się na wózkach i łatwo marzli. Pilnowali oni ognia, podczas gdy reszta budowała wokół nich wiatę. Tamtej nocy wszyscy usiedli przy ognisku i patrzyli na drzewa tańczące ponad nimi w rytmie listopadowej wichury, która nie mogła wedrzeć się do ich sanktuarium . Jeszcze jed n ą zaletą tego szałasu jest to, że kiedy wstawi się drzwi, ogień będzie całkow icie osłonięty. Dym unosi się wówczas pionowo w górę. Pomimo że szałas ten jest otwarty z jednej strony, nawet w czasie mrozów będzie w nim przytulnie. Człowie­ ka wchodzącego do takiego szałasu uderza fala ciepła. K onstrukcje oparte na potrójnym szkielecie Tipi. K lasycznym typem schronienia, w którym konstrukcja szkieletu opiera się na trzech m asztach, je st tipi. To używ ane przez Indian prerii je st zw ieńczeniem ewolucji tego typu schronień. Niektóre ludy preferują poczwórną podstawę szkieletu, w iększość jednak w ybrała podstaw ę potrójną, o którą opiera się dodatkow e żer­ dzie, całość zaś wiąże. Dzisiaj te nam ioty są wciąż łubiane przez m łodych ludzi ze względu na otaczającą je rom antyczną aurę i fakt, że spraw dzają się w każdych w arunkach. Koledzy, którzy używ ają nam iotów górskich najnow szej generacji, pytali m nie, jak tipi, m ając przecież znaczną wysokość, radzi sobie przy silnych w iatrach. O dpow iedź na to pytanie w ynika z jednej z cech konstrukcyjnych tego nam iotu, która nie je st pow szechnie znana. Oś sym etrii potrójnego szkieletu tipi nie jest ustaw iona prostopadle do podłoża. Zaw ietrzna żerdź jest odstawiona dalej niż dwie pozostałe. To czyni konstrukcję bardziej stabilną i opływ ow ą. Szkielet je st następnie przytw ierdzany do ziem i solidnym kołkiem wbijanym pod w ierz­ chołkiem tipi. W igwam. Inne ludy również stosowały potrójne szkielety. N a obszarach leśnych wigwamy były kryte korą różnych drzew, na przykład brzozy, żywotnika olbrzym ie­ go i lipy am erykańskiej. Są to konstrukcje, których budowa pochłania dość dużo czasu. Warto stawiać je wtedy, kiedy potrzebujem y schronienia na dłużej. W ikiup. Jest to duży szałas o potrójnym szkielecie przeznaczony do krótkotrw ałe­ go użycia. Pokrywany chrustem i ściółką jest w stanie sprostać każdym warunkom atm osferycznym : lekkie poszycie daje osłonę przed dokuczliwym słońcem pustyni i chłodną nocną bryzą, grube chroni zaś przed śniegiem . Wikiup może mieć na­ prawdę duże rozmiary. Największy, jaki udało mi się zbudować, pomieścił pięć osób. M ożna w jego w nętrzu palić ogień, ale trzeba bardzo uważać na iskry, od których może się zapalić poszycie. 40

K onstrukcje o potrójnym szkielecie dla jednej i dwóch osób. Na swoje w ę­ drówki najchętniej w yruszasz sam lub z jednym kompanem. W takich wypadkach mały szałas o potrójnym szkielecie będzie najlepiej odpowiadał Twoim potrzebom. Istnieją dwa podstawowe rozwiązania konstrukcyjne, z których możesz skorzystać. W pierwszym z nich dwa paliki i długa żerdź tworzą podstawę dwuspadow ego da­ chu. Wejście do szałasu znajduje się między palikami, dach zaś układa się po obu stronach opartej o ziemię żerdzi. Błąd konstrukcyjny pojawiający się w wielu szała­ sach z leżącą jednym końcem na ziemi żerdzią nośną polega na tym, że jest ona zbyt krótka. Zanim pokryjesz szkielet, sprawdź, czy ma on właściwe rozmiary. Je­ żeli szkielet jest za krótki, nie będziesz miał miejsca na stopy. Pamiętaj również, że obniży się on pod ciężarem poszycia. Ponieważ szałas tego typu jest zadaszony ze wszystkich stron, świetnie nadaje się na deszczową pogodę. Jego w adą jest to, że nie m ożna go dobrze ogrzać ogniem. Jeżeli nie masz śpiwora, musisz zmniejszyć do m aksim um rozm iary szałasu, żeby ograniczyć utratę ciepła pochodzącego z w ła­ snego ciała. Weź podwójną ilość m ateriału na posłanie i, co najważniejsze, zrób drzwi, które w yelim inują przewiew. Mój ulubiony szałas o potrójnym szkielecie jest prawie zupełnym przeciw ień­ stwem poprzedniego. Jego konstrukcja opiera się na dwóch długich żerdziach i je d ­ nym krótkim maszcie. Jest on otwarty pom iędzy dwiem a żerdziam i, co um ożliwia usytuow anie tu ogniska z ekranem. W rzeczywistości są to dwie zw rócone do sie­ bie otworami łatwe w budowie wiaty. Ponieważ wsparte są one na wspólnym m asz­ cie, w tylnej części znajduje się dużo m iejsca na bagaż. Kiedy układasz elem enty szkieletu dachu, dobieraj ich długość tak, by wystawały ponad żerdzie nośne. W przyszczytowej części szałasu ich końce powinny stykać się ze sobą na odcinku ok. jednego metra. Ta konstrukcja nadaje się najlepiej na schronienie na jed n ą noc dla dwóch osób. Jej ogrom ną przew agą nad innymi szałasami jest to, że buduje się ją wyjątkowo szybko. Jeżeli pracuje się intensywnie i m ateriał jest w zasięgu ręki, to szałas ten m ożna postawić w godzinę. Na posłania zbuduj wysokościenne koje, których opis znajduje się w dalszej części rozdziału. Zabezpieczą one części sypial­ ne przed powiewam i wiatru od strony dachu. Jak zawsze w wypadku szałasów wym agających palenia ognia, miej zgromadzony zapas opalu i rozpałki. K onstrukcje oparte na poczw órnym szkielecie Szałas traperski. Konstrukcją zbliżoną do wikiupa, lecz opartą na czterech, a nie na trzech żerdziach jest szałas traperski. Jest to jeden z najlepszych szałasów dla jednej osoby, który sprawdza się zarówno jako schronienie na krótko, jak i na dłużej. Bardzo ważne jest też, że m ożna go szybko zbudować. Poczwórny szkielet powinien mieć prostokątną podstawę z dłuższym bokiem tak długim, jak jesteś wysoki, plus długość wyciągniętej ręki. Szerokość podstawy po­ winna stanowić dwie trzecie długości. Tylko trzy ściany tego szałasu pokrywa się poszyciem - jed n ą długą i dwie krótkie - pozostaw iony otwór to wejście, przed 41

którym znajduje się ognisko z ekranem kierującym ciepło do wnętrza. W ierzchołek szałasu powinien znajdować się mniej więcej na wysokości piersi lub ramion. Z ale­ ty tego schronienia to duża przestrzeń mieszkalna, którą m ożna ogrzać, sporo m iej­ sca na bagaż i wystarczająco dużo wolnego miejsca, żeby przy złej pogodzie można było w ykonywać różne prace w szałasie. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, jak ważna jest ta przestrzeń, kiedy przeby­ wa się w szałasie dłużej niż kilka dni. Ciasnota bardzo szybko obniża morale, szcze­ gólnie kiedy ciągle w alisz głową o sterczące z dachu gałęzie. Przy budowie każde­ go szałasu warto zadbać o jego schludny wygląd, im bardziej będzie on bowiem przypom inał dom, tym lepiej będziesz się w nim i w jego sąsiedztw ie czuł. Kiedy nadejdzie pora, żeby ruszać dalej, a ty poczujesz żal, że musisz porzucić swoje schro­ nienie, będzie to znaczyło, że d obrzeje zbudowałeś. Chata z chrustu. To jedno z najczęściej opisywanych leśnych schronień. Jest budowane na bazie szkieletu składającego się z dwóch elem entów w kształcie lite­ ry „A” połączonych żerdzią. Nadaje się nieźle na m ieszkanie i znalazła uznanie wielu szczepów. Niestety buduje się ją długo, jest zimna, przewiewna i trudna do ogrzania. W mojej ocenie znajduje się ona daleko za innymi opisywanym i tu szała­ sami. M ożna podnieść jej walory, kiedy się ją szczelnie pokryje poszyciem i poświę­ ci dużo wysiłku na w yelim inowanie wszystkich przeciągów. W gorącym klim acie jednak nadaje się na schronienie dające cień. Szałasy z elastycznych prętów W pew nych wypadkach może się okazać, że młode elastyczne drzewa są łatwiej dostępnym budulcem niż uschnięte gałęzie. W takiej sytuacji musisz dostosować technikę budowy do m ateriału, którym dysponujesz. Norka z prętów wygiętych w kabłąk. Najprostszym szałasem z elastycznych prę­ tów je st norka z prętów wygiętych w kabłąk. Żeby zbudować ten szałas, wyginasz łukowato pręty (grube na palec) i wciskasz oba ich końce w ziemię. Każdy łuk powinien mieć wysokość 6 0-80 cm, a odległość między jego końcami ma wynosić ok. 80 cm. Wbijaj pałąki równolegle do siebie w odstępach 30 cm, tak żeby utworzyły tunel. Jeżeli nie możesz znaleźć na tyle giętkich prętów, żeby zgiąć je w pałąk, użyj dwóch krótszych wbitych w ziemię, tak by były odchylone w przeciwne strony. Na­ stępnie nagnij je ku sobie i spleć razem, by utworzyły łuk. Kiedy tunel jest już gotowy, przepleć dłuższe pręty wzdłuż jego ścian, żeby wzmocnić całą konstrukcję. Teraz, zanim pokryje się szałas poszyciem, można wygodnie ułożyć materiał na posłanie. Wpleć podłużne pręty, tak by w tylnej części połączyły się tworząc zaokrąglony kształt. Na poszycie szałasu możesz wykorzystać opadłe liście, paprocie, długą trawę, korę, trzcinę lub połączenia tych materiałów. Rozpocznij układanie poszycia od dołu po obu stronach szałasu i układaj do szczytu, gdzie ostatnie warstwy poszycia powinny za­ chodzić na siebie. Jest to doskonały szałas na jedną noc, szybki w budowie, nie wy­ magający ogrzewania ogniskiem ani posiadania śpiwora, odporny na złe warunki at­ 42

mosferyczne i bardzo wygodny. Najczęstszym błędem popełnianym przy jego budo­ wie jest układanie zbyt cienkiego posłania. Sprawdź dokładnie, czy zrobiłeś sprężysty materac, który będzie cię dobrze izolował od podłoża. Szałasy w kształcie kopuły. Żeby zbudować z elastycznych prętów większy sza­ łas, powinieneś zdecydować się na konstrukcję w kształcie kopuły. W Ameryce Północnej ludzie budują waginoogany, wigwamy i domy w kształcie kopuły kryte korą. W Afryce Pigm eje żyjący w Zairze konstruują kopulaste szałasy, które po­ mysłowo kryją układanymi jak dachówki wielkimi liśćmi rośliny mongongo. Na rów­ ninach Ameryki Północnej stawiane są z giętkich prętów szałasy potów (sw eat lodges) - indiańskie sauny. Szałasy w kształcie kopuły są wyjątkowo mocne, o czym miałem okazję przekonać się pewnego lata na obszarze British Lake District, gdzie znalazłem się z obozem. Od tygodnia padał deszcz, co w tym regionie nie jest ni­ czym niezw ykłym , ale kiedy zaczął wiać sztorm owy wiatr, m usieliśm y porzucić budowę szałasu potów i wycofać się do namiotów. Tej nocy jednak niektóre z nich nie wytrzym ały porywów wiejącej z pełną siłą wichury. Zawaliły się w szystkie sta­ re i źle rozstawione. Do szałasu potów, szukając schronienia, w cisnęła się połowa obozu. Kiedy wyszli rano, zobaczyli kawałki poszarpanego brezentu i m iejsca po nam iotach porwanych przez wiatr. W szyscy rozmawiali o tym, jak bezpiecznym , mocnym i dającym poczucie pewności schronieniem jest szałas potów w porów na­ niu z ich wątłymi namiotami. Kiedy działamy w grupie, duży kopułowy szałas może być doskonałym miejscem spotkań, szczególnie w mroźne zim owe miesiące. Gdy znajdziesz się w miejscu, w którym będzie dużo odpowiedniej kory, oczywiście z niej wykonasz poszycie. Dobrym pom ysłem jest w ykorzystanie płatów darni lub plastykowej folii, chociaż zgodnie z zasadam i sztuki lasu powinieneś pokryć swój szałas matami z trawy lub podobnymi plecionkami (patrz Koszykarstwo). Przy budowie dużego szałasu w kształ­ cie kopuły używa się w zasadzie takiej samej techniki jak przy stawianiu norki z kabłąków, tyle że kabłąki są o wiele większe, a podstawa konstrukcji jest kołem. Schronienia ze śniegu W brew powszechnem u m niem aniu śnieżne schronienia nie są szczególnie cie­ płe. Korzystam z nich w ostateczności, kiedy inne m ateriały są zamarznięte. Utrzy­ m ują one wewnątrz w yższą tem peraturę od panującej na zewnątrz, chroniąc przed zim nym wiatrem i zatrzym ując ciepło produkowane przez ciało. Ważne je st rów­ nież ciepłe podłoże, ale o nie musisz zadbać sam układając na śniegu sosnowe gałę­ zie, rozkładając skóry lub maty do spania. Wybór schronienia, jakie zdecydujesz się zbudow ać, zależeć będzie od panujących warunków pogodowych, ukształtowania terenu i przede w szystkim od rodzaju śniegu. Śnieg nie jest m ateriałem o stałych param etrach. Podlega ciągłym zmianom. Zm ieniają się jego właściwości i przydat­ ność jak o m ateriału budowlanego. Z tego powodu żaden typ śnieżnego schronienia nie jest uniwersalny. 43

N ajlepszym m ateriałem , jaki m ożesz spotkać, jest firn. To porowaty lód nie spo­ jony jeszcze w litą masę, zawierający dużo powietrza i działający jak dobry izolator termiczny. Daje się kroić, a nawet w ygarniać w formie bloków, z których można budować igloo i śnieżne ściany. Ma takie same walory term iczne jak duże bloki styropianu. Kiedy firn jest używany dłużej niż kilka dni, stopniowo zam ienia się w lity lód i traci swoje właściwości term oizolacyjne. Pojawia się wtedy koniecz­ ność zbudow ania nowego schronienia. Ten proces ulega przyspieszeniu, jeśli w e­ wnątrz używa się piecyka. Q uinze. Próba zbudow ania igloo lub wykopania jam y w sypkim śniegu jest abso­ lutną stratą czasu, takiego śniegu bowiem nie da się spoić w trwałe formy. Żeby poradzić sobie z tym problem em łowcy Dalekiej Północy wymyślili „quinze” albo „usypywane igloo”. Zdaje ono egzamin przy temperaturze poniżej dwudziestu stop­ ni. Do budowy tego schronienia wybierz odpowiednie miejsce i spulchnij śnieg na powierzchni koła o średnicy ok. 2,5-3 m. Kiedy to uczynisz, zacznij wewnątrz koła usypywać stertę ze śniegu. Staraj się, by śnieg osiadał miękko opadając z wysoko­ ści ok. 1 m. Postępuj tak, aż kopiec osiągnie wysokość 1,8-2 m. Teraz m usisz pozostaw ić stertę na godzinę lub trzy, aż śnieg stwardnieje tak, by dał się rzeźbić. W tym czasie zachodzi proces jego rekrystalizacji, dzięki czemu uzyskuje on zw ię­ złą strukturę. Usprawniającej pracę metody nauczył mnie przyjaciel, który jest przewodnikiem alpejskim . Polega ona na obsypywaniu śniegiem sterty plecaków, które wyjm uje się, gdy śnieg stwardnieje. Dzięki temu potrzebujesz o tyle mniej śniegu, ile m usiał­ byś zużyć, żeby zapełnić przestrzeń zajętą przez plecaki. Kiedy śnieg daje się ju ż kształtować, uformuj z niego kopułę. Przy takim kształ­ cie najlepiej rozkładają się siły wewnątrz konstrukcji. Na przykład stożek ma zbyt ciężki w ierzchołek, co grozi zawaleniem się dachu. Drążenie komory m ieszkalnej jest stosunkowo łatwe. Po prostu wykop tunel na poziomie gruntu. Ja zw ykle wko­ puję się na głębokość od 90 do 120 cm i zaczynam wtedy poszerzać boki tunelu. Zaczynam przy wejściu, gdzie mogę właściw ie ocenić grubość ściany. Powinna ona mieć 30 cm u podstawy i zwężać się do 15 cm przy szczycie. Bądź ostrożny i unikaj drążenia tunelu zbyt szybko, żebyś nie przebił się na drugą stronę. Aby dokonać trafnej oceny grubości ściany, m ożesz posłużyć się cienkimi kawałkami drewna o wym iarach drutów do robótek. Dobrze jest co jakiś czas robić przerwy i sprawdzać swoje położenie. Niektórzy radzą wetknąć jeden kij pionowo w środek kopca, a drugi prostopadle do niego na poziomie gruntu. M ają one pomagać w orientacji podczas drążenia jamy, ale nie sądzę, żeby były potrzebne. Jak najszybciej wytnij w pobliżu szczytu 8-centym etrowy otwór wentylacyjny, którym będzie się wydostawał na zewnątrz trujący tlenek węgla pochodzący z Two­ jego piecyka. Jak zawsze w wypadku wszystkich takich otworów, dbaj o to, by nie zatkał go śnieg. O statnią czynnością, jak ą m usisz wykonać, jest, jeśli to możliwe, usunięcie z podłogi śniegu. Indianin powiedziałby Ci, że to M atka Ziem ia ogrzeje Twoje schronienie i miałby rację, w tych warunkach bowiem grunt jest cieplejszy 44

od śniegu. W ygładź rów nież ściany, żeby uniknąć dokuczliwego kapania wody po­ chodzącej z topiącego się śniegu. Teraz w ystarczy tylko ułożyć sosnowe gałęzie albo coś innego, na czym będziesz spał, i to ju ż koniec Twojej pracy. Jam y śnieżne. G łębokie zaspy śnieżne, szczególnie na nachylonym podłożu, za nasypami ziemnymi lub głazami, to miejsca, w których można łatwo zbudować schro­ nienie. Śnieg musi być jednak albo ubity przez wiatr, albo leżeć przez kilka dni, by był zw ięzły i nie osypywał się przy kopaniu. Zacznij kopać, drążąc tunel w głąb zaspy. Staraj się nie przegrzać i nie spocić. Kiedy tylko się rozgrzejesz, zdejmij część ubrania. Jeśli tego nie zrobisz, pot obniży walory termoizolacyjne Twojej odzieży. Podczas drążenia tunelu wygarniaj śnieg za siebie, skąd może być usuwany przez kolegę. Rób częste przerwy i wychodź na zewnątrz dla zaczeipnięcia powietrza. Kiedy wykopiesz mniej więcej metrowy tunel, zacznij drążyć komorę. Jej długość powinna być większa niż Twój wzrost i musi się w niej znajdować podniesiona platforma do spania. Jest to ważne, ciepłe powietrze bowiem znajduje się zawsze blisko sklepienia jam y, a zimne na dole, przy podłodze. Dokładnie tak, jak to robiłeś w quinze, wytnij otwór wentylacyjny. Zależy od tego Twoje życie, inaczej bowiem grozi Ci zatrucie tlenkiem węgla. Nawet niewielki niedobór powietrza może spowodować poważne kłopoty. Bez dostatecznej jego ilości Twój organizm nie może efektywnie spalać po­ karmów i grozi mu wychłodzenie. Wiedzą o tym ci, którzy przemarzli solidnie w cza­ sie snu i po przebudzeniu stwierdzili, że nie są w stanie się ruszać! Kiedy skończysz kopać jam ę, postępuj tak samo jak przy budowie quinze: wy­ gładź ściany i ułóż z tego co masz pod ręką izolującą warstwę na podłodze. O stat­ nim udoskonaleniem, jakie możesz wprowadzić, jest stworzenie bariery dla zimnego powietrza z zew nątrz przez zbudowanie ściany na wprost w ejścia do tunelu. Zapa­ lając w ew nątrz jam y świeczkę znacznie podniesiesz na duchu jej mieszkańców, zrobi się bowiem cieplej i pojawi się krzepiące światło. W czasie korzystania ze schronienia połączone ciepło ciała, piecyka i świeczki spowoduje topienie się śnie­ gu, co obniży jego walory izolacyjne. W zależności od lokalnych warunków bę­ dziesz m usiał budować nowe schronienie co kilka dni. Śnieżne okopy. N ajprostszym i śnieżnymi schronieniam i, które buduje się naj­ szybciej, są okopy śnieżne. Inną ich zaletąjest to, że nie są zamknięte, co zmniejsza ryzyko zatrucia tlenkiem węgla i uduszenia. Zwykle jednak nie są tak ciepłe jak pom ieszczenia zam knięte i to z kolei jest ich najw iększa wada. Najprostszym okopem śnieżnym , jaki można zbudować, jest rów o wym iarach ciała ludzkiego, z dachem z gałęzi ułożonych w poprzek i przysypanych śniegiem (śnieg ma św ietne właściw ości term oizolacyjne). Jeżeli jesteś narciarzem , m ożesz skonstruować takie schronienie wykorzystując narty i kijki jako szkielet dachu, a pon­ cho lub darń na jego poszycie. Jeżeli żaden z tych m ateriałów nie jest dostępny, zawsze m ożesz użyć samego śniegu, budując kolebkowe sklepienie ze śnieżnych bloków. Igloo. To klasyczne w pełnym tego słowa znaczeniu śnieżne schronienie. Jest to konstrukcja dla dwóch lub więcej osób, zapewniająca dobre warunki do m ieszka­ 45

nia, którą buduje się najlepiej, kiedy pracuje się w zespole. W iadomo, że rdzenni m ieszkańcy Kanady staw iają igloo w czterdzieści pięć m inut lub nawet szybciej. Żeby zbudować igloo, musisz przede wszystkim mieć śnieg dobrze ubity przez wiatr. Wycina się z niego bloki m ające z grubsza metr długości, na pół m etra szero­ kie i grube na 15 cm. Jeżeli śnieg je st gorszej jakości, m ożesz być zm uszony do wycinania m niejszych bloków. Do cięcia śniegu używaj noża z długim ostrzem lub wykonaj specjalny nóż z tego, co masz pod ręką. M ieszkańcy północy zwykle ko­ rzystają z noży do śniegu wykonanych z drewna lub kości. Śnieżne bloki są cięższe niż m yślisz, więc pracuj spokojnie. Najlepiej jest, kiedy jedna osoba układa bloki, a pozostali członkow ie grupy w ycinają je i noszą na miejsce budowy. W ybierz płaskie m iejsce i zacznij od ułożenia z bloków pierścienia. W szystkie bloki powinny być lekko nachylone do środka i ciasno przylegać do siebie bokami. Ta niska ściana to fundament, więc upewnij się, czy jest solidnie postawiona i wy­ starczająco mocna. Sekret budowy igloo polega na wykorzystaniu siły ciężkości do spojenia bloków ze sobą. Osiąga się to budując z nich w znoszącą się i zw ężającą ku górze spiralę. W ten sposób każdy z bloków opiera się na warstwie leżącej pod nim i na bloku, który go poprzedza. Początek spirali znajduje się na poziomie ściany stanowiącej fundament. Należy przyciąć poszczególne bloki tak, by utworzyły na­ chyloną pow ierzchnię biegnącą od podstawy któregoś z nich do wierzchołka czter­ dziestego lub pięćdziesiątego z kolei. Zacznij układać bloki, sprawdzając, czy stykają się one z sąsiednimi trzema płasz­ czyznam i. Tylko wtedy połączą się dobrze ze sobą. W m iarę układania zwiększaj kąt, pod którym bloki są nachylone do środka. Jeżeli buduje się źle, to ściana zaczy­ na przyjmować kształt grożący zawaleniem. Gdy z kolei nie będziesz nachylać blo­ ków wystarczająco do środka, to zbudujesz igloo, które nie będzie półkulą, ale stoż­ kiem. Jest to kształt, który nie sprzyja gromadzeniu się ciepła na poziomie mieszkal­ nym, ciepłe powietrze bowiem zbierające się w pobliżu sufitu wznosi się wysoko ponad poziom platform y do spania. Kiedy bloki spirali utw orzą dach, m usisz przy­ ciąć je tak, by powstał otwór o odpowiednim kształcie. W otwór ten wsuwa się jak klin, mający kształt kanciastego jaja, tzw. królewski blok (ten, który spaja całą kon­ strukcję w stabilną całość). Przy prawidłowej technice budowania budowniczy powinien być teraz zamknięty w pozbawionym drzwi igloo. Trzeba wyciąć otwór wentylacyjny w dachu i drzwi na poziomie gruntu. Możesz też zamiast nich dla zabezpieczenia się przed wiatrem wy­ kopać tunel pod ścianą. Do góry wiedzie od niego pod kątem prostym wejście do igloo. Innym rozwiązaniem jest zbudowanie z bloków śnieżnych tunelu prowadzące­ go do wnętrza. Prace wykończeniowe przy igloo polegają na zalepieniu wszystkich szczelin w ścianach śniegiem i przysypaniu nim podstawy całej konstrukcji, żeby za­ pobiec niszczeniu jej przez wiatr. Jeżeli masz pod ręką kawałek krystalicznego lodu, możesz zrobić z niego okno. Tak jak w wypadku wszystkich śnieżnych schronień, powinieneś zrobić platformę do spania, żeby znaleźć się ponad podłogą z dala od zimnego powietrza. Igloo można ogrzewać św iecą lub turystyczną kuchenką (pamię­ 46

taj o wentylacji). Tradycyjnie używano do tego celu lampy koodlik na łój wyciskany i wytapiany z foczego tłuszczu, której knot zrobiony był z roślinnych włókien lub mchu. Spanie w terenie Nie jest ważne, jakiego typu zbudujesz szałas. Jeżeli nie przygotujesz sobie odpo­ wiedniego posłania, nie wyśpisz się dobrze. Jest to najbardziej niedoceniana przetrw aniow a um iejętność. Wybór posłania, które zdecydujesz się przygotow ać, zale­ żeć będzie od panujących warunków, dostępnego materiału i czasu, którym bę­ dziesz dysponował. Koja ze ścianką. Najprostszym posłaniem , zapewniającym w większości w ypad­ ków odpow iednią izolację od podłoża, jest koja ze ścianką. Podstawę posłania sta­ nowi warstwa gałęzi, która oddziela Twoje ciało od pochłaniającej ciepło ziemi. Na niej układa się grubą warstwę paproci lub suchych liści, które tw orzą sprężysty m aterac o doskonałych w łaściw ościach term oizolacyjnych. Najlepiej nadają się do tego suche gałęzie, grube mniej więcej na trzy palce. Ułóż je wzdłuż na m iejscu do spania, a potem z jednej jego strony zbuduj ściankę z dwóch długich pni położonych jeden na drugim . Jeżeli to możliwe, wykorzystaj ścianę szałasu, zamiast budować drugą stronę koi. Ścianki zabezpieczają znajdującą się między nimi w yściółkęz liści przed obsypywaniem się pod Twoim ciężarem. Przekonałem się, że nie ma sensu budować ścianek od strony nóg i głowy. U łóż wystarczająco grubą warstwę liści. Rozsądnie je st ją potroić, pam iętając, że osiądzie pod ciężarem ciała. Posłanie z gałęzi. To sprężysty materac człow ieka lasu. Zbierz elastyczne, świeże gałęzie z drzewa, które niedaw no zostało powalone (najlepiej jesionu). Zwiąż je razem i połóż jako materac. Sprawdź, czy nie ma w nim przerw, m iejsc, od których ciągnie chłodem. Jeśli wszystko zrobiłeś jak trzeba, od ziemi będzie Cię oddzielał kilkucentym etrowej grubości elastyczny materac. Jego walory m ożna podnieść dodając w arstw ę liści lub jeszcze lepiej kładąc na nim pled. Jeżeli nie m asz w ełnia­ nego pledu, m ożesz go sobie utkać z m ateriałów roślinnych. Posłanie ze św ierkow ych łapek. Kiedy znajdziesz się daleko na północy w taj­ dze i wejdziesz do myśliwskiej chaty, zobaczysz na podłodze gruby dywan ze świer­ kowych gałązek. Jego świeży zapach unosi się aż po powałę z grubych bali. Posła­ nie ze świerkowych gałęzi układa się w ykorzystując ich odłam ane końce długości ok. 15 cm. U kładam y je pionowo, tak by złam aniem dotykały ziemi. Każda gałązka jest utrzym yw ana w tej pozycji przez sąsiednie. Żeby się nie rozpadły, dobrze jest układać je w ew nątrz jakiejś ramy. Ponieważ na takie łoże potrzeba dużej ilości gałęzi, z tego sposobu m ożna korzystać tylko na tych dzikich obszarach, gdzie do­ rodne świerki i jodły balsam iczne rosną w dużym zwarciu. Gałązki drzew iglastych można z powodzeniem zastąpić wrzosem. Sam kiedyś zapadłem na nim w sen i spa­ łem tak głęboko jak niedźw iedź w gawrze. Posłanie na gorących węglach. Na Dalekiej Północy panują tak niskie tem pe­ ratury, że kiedy zdejmiesz rękawiczki na dłużej niż kilka minut, ręce zaczynają krwa­ 47

wić z zimna. Żeby w tych warunkach przetrwać noc, rdzenni mieszkańcy tych okolic wym yślili podgrzew ane postanie. Należy oczyścić podłoże do samej ziemi i palić w tym m iejscu przez kilka godzin duże ognisko, aż ziemia wyschnie i nagrzeje się. Teraz usuń żarzące się węgle oraz popiół używając zaimprowizowanych grabi i miotły, no i posłanie gotowe. Podgrzewany odpowiednio długo grunt (przykryty warstwą izolującą od podłoża) powinien oddawać ciepło przez całą noc. Największy problem pojawia się, gdy ziem ia za bardzo się nagrzeje. Odm ianą tej metody, pozw alającą uzyskać jeszcze więcej ciepła, jest posłanie na gorących węglach. Zasada działania jest ta sama, tyle że tu wkłada się do ognia kam ienie wielkości pięści (m uszą być suche i nie powinny mieć szklistej struktury, takie kam ienie bowiem mogą eksplodować w wysokiej tem peraturze). Kiedy już udajesz się na nocny spoczynek, zakopujesz rozżarzone węgle i kam ienie, pokry­ wając je grubą warstw ą ziemi, żeby uchronić się przed niem iłym przebudzeniem! Nim położysz posłanie, poczekaj aż z ziemi odparuje wilgoć.

OGIEŃ

„M agio obozowego ogniska! Chciałoby się czuć jego cie­ pło bez końca. Ludziom, którzy spotkali się przy nim, uła­ twia zbliżenie, lepsze wzajemne zrozumienie i stworzenie podstaw do trwałej przyjaźni” . Ernest Thom pson Seton1, Dwóch małych dzikusów ndianin wiedział, że „B abka O gień”, daw czyni ciepła i światła, jest siłą, którą należy szanow ać. Nie dysponow ał znanymi nam udogodnieniam i, m usiał więc wiedzieć, w których drzewach przysnęła i ja k j ą z tej drzem ki obudzić, by była mu przychylna. Dzisiaj w ciąż śpi ona w tych sam ych drzewach i biegły w swej sztuce człowiek lasu, którem u ogień jest zawsze potrzebny, musi posiąść um iejętność przyw oływ aniajej.

I

N iecenie ognia przez pocieranie Ze wszystkich pradawnych umiejętności, służących przetrwaniu, niecenie ognia przez pocieranie jest najtrudniejsze do opanowania. Wymaga cierpliwości i determ i­ nacji połączonych z techniką i sprawnością fizyczną. Z punktu widzenia mechaniki teoretycznie jest to bardzo proste. Po dojściu do wprawy, okazuje się proste również w praktyce. Najtrudniej jest osiągnąć właściwe nastawienie psychiczne. Wiele razy obserwowałem uczniów, którzy, pomimo że stosowali w łaściw ą technikę, ponosili porażki. Działo się tak, ponieważ poddawali się na moment przed odniesieniem sukce­ su lub od początku nie mieli wiary w swe umiejętności. Determ inacja odgrywa bar­ dzo ważną rolę. Miałem okazję przekonać się o tym, gdy demonstrowałem łuk ognio-

1 E rn e s t T h o m p s o n S e to n (1 4 .0 8 .1 8 6 0 —2 3 .1 0 .1 9 4 6 ) - p rz y ro d n ik i p is a rz , je d e n z p ie rw sz y c h p isz ą c y c h w n o w o c z e s n y s p o s ó b o p o w ie ś c i o z w ie rz ę ta c h . O p o w ie ś c i te z o s ta ły w y d a n e w 1898 ro k u w je g o n a jb a rd z ie j zn an ej k sią ż c e W ild A n im als 1 H av e K n o w n (w y d a n ie p o lsk ie 1 9 0 7 - O p o w i a ­ d a n ia z ż y c ia z w ierząt), G łę b o k o za n ie p o k o jo n y p o stę p u ją c y m n isz c z e n ie m p rerii, w a lc z y ł o z a k ła d a ­ n ie in d ia ń sk ic h re z e rw a tó w i o b e jm o w a n ie o c h ro n ą o b sz aró w , na k tó ry ch ży ty g in ą c e g a tu n k i z w ierząt. Ż eb y u m o ż liw ić d z ie c io m k o n ta k t z p rz y ro d ą , z a ło ż y ł In d ia ń sk ą L e śn ą S z k o lę i z o s ta ł p rz e w o d n ic z ą ­ cy m k o m ite tu , k tó ry u tw o rz y ł a m e ry k a ń sk ą c h ło p ię c ą o rg a n iz a c ję sk a u tó w (p rzy p . tłu m .).

49

wy mojemu koledze, który od lat chciał się nauczyć tej techniki. Kiedy wreszcie trzy­ mał w rękach właściwe narzędzie, nic nie było w stanie go powstrzymać. Pomimo że robił to w sposób o wiele mniej efektywny od właściwego, w momencie, w którym był ju ż na granicy załamania, udało mu się rozniecić ogień. Nie licz na to, że odniesiesz dokładnie taki sam sukces przy swojej pierwszej próbie. Musisz nauczyć się wykony­ wać przyrząd i opanować technikę niecenia. Pamiętaj, żeby na wszystkich etapach wykorzystywać całą swoją energię. Jeżeli zastosujesz odpowiednie połączenie gatun­ ków drewna, dobrze wykonasz przyrząd do niecenia, opanujesz w łaściw ą technikę i będziesz z uporem dążył do osiągnięcia celu, to na pewno odniesiesz sukces. Świdry' ogniowe Istnieją dwa podstaw ow e typy świdrów ogniowych - świder obracany za pom o­ cą łuku (łuk ogniowy) i świder ręczny. Jak sama nazwa wskazuje, ich użycie polega na w ierceniu jednym kaw ałkiem drewna w drugim , pod kątem dziew ięćdziesięciu stopni do słojów. Różnica między nimi polega na tym, że drugi z nich jest wprawiany w ruch obrotow y przez zw ykłe przesuw anie świdra między dłońmi przy w ykorzy­ staniu masy znajdującego się na nim koła zamachowego. Cały sekret polega na uzyskaniu w łaściw ej proporcji m iędzy obrotami świdra a naciskiem skierowanym ku dołowi. To je st coś, co zaczyna się wyczuwać dopiero po jakim ś czasie i co w dużym stopniu zależy od rodzaju drewna oraz zastosowanej techniki. Ł uk ogniowy. Jest to najczęściej stosowana m etoda niecenia ognia przez pociera­ nie. Sw oją popularność zaw dzięcza temu, że zdała egzam in w w ilgotnych w arun­ kach, była bowiem powszechnie stosowana przez Indian zam ieszkujących środko­ w ą część kanadyjskiej Arktyki. Byłaby idealna do wykorzystania w warunkach przetrwaniowych, gdyby nie fakt, że potrzebny jest do niej kawałek mocnego sznur­ ka, który nie zaw sze jest pod ręką. Przy zastosowaniu każdej metody niecenia ognia przez pocieranie stracisz czas i cenną energię próbując wyczarować ogień z niewłaściwego rodzaju drewna. Poniżej wymie­ nione sągatunki drzew najlepiej nadające się do użycia przy zastosowaniu techniki łuku ogniowego. Lista ta oczywiście nie jest kompletna, potrzeba by bowiem całego życia, żeby przetestować wszystkie możliwe kombinacje. Zawiera ona jednak gatunki wystę­ pujące najpowszechniej, których użycie daje największe szanse powodzenia. Przy każ­ dej nadarzającej się okazji powinieneś jednak sam eksperymentować. G atunki drzew, których drewno nadaje się do u tycia p rzy zastosowaniu techniki łuku ogniowego topola osika wierzba* jałowiec wirginijski lipa amerykańska i inne gatunki lip* topola czarna am erykańska żywotnik zachodni dziki bez czarny* korzenie topoli amerykańskiej jo d ła balsam iczna wiąz am erykański 50

klon polny* sosna w ejm utka zdrew niałe żebra kaktusa saguaro topola* sotol (Dasylirion sp.) cis* brzoza* korzenie wiśni* cyprys * G w iazdką zostały oznaczone gatunki gatunki lub rodzaje am erykańskie.

juka leszczyna* dąb* wiąz czerw ony ( Ulmus rubra) jałowiec* sosna wydm owa (Pinus contorta) dzika róża* jawor* lub rodzaje europejskie, pozostałe zaś to

Bardzo w iele zależy od tego, w jakim stanie jest drewno wybrane przez Ciebie do niecenia ognia. Świeże jest zbyt wilgotne, spróchniałe po prostu kruszy się w rę­ kach. M usisz znaleźć m artw e drzewo, w którym nie rozw inęły się jeszcze procesy rozkładu. Tylko czasem m ożesz znaleźć takie drewno na ziemi. N ajlepszym m ate­ riałem są wiszące, uschnięte już, złam ane gałęzie lub ich kikuty, które sterczą z pni. Taki m ateriał m ożna znaleźć również w młodnikach, jeśli drzewa zostały uszkodzo­ ne przez zw ierzęta lub dotknięte przez suszę. Kiedy trafisz na dobre drewno, nie będziesz musiał używać noża, żeby oddzielić potrzebny Ci kawałek. Powinno ono pęknąć gwałtownie, ale niezbyt łatwo. Sprawdź, czy nie je st w ew nątrz spróchniałe, próbując je złamać. Powinno być mocne, nie za twarde i niezbyt miękkie, takie, by m ożna było obrabiać je nożem. Jeżeli ju ż znajdziesz odpowiedni kaw ałek drewna, co zapew ne nie uda się od razu, m usisz go dokładnie obejrzeć. Doświadczony człow iek lasu ju ż na pierwszy rzut oka będzie wiedział, jak ma uformować znaleziony konar. Jego praca polega na uw olnieniu kształtu, który jest od dawna w tym drewnie zaklęty. Używ ając krze­ m iennych narzędzi lub noża wystrugaj z drewna elem enty świdra. Jeżeli rozsądnie wybrałeś surowiec, to poszczególne części powinny być od razu zbliżone do właści­ wych rozm iarów i ich obróbka będzie wym agała niew ielkiego nakładu pracy. Świ­ der ma mieć ok. 2 0-25 mm średnicy i ok. 20 cm długości (każdy koniec zastrugaj na grubość palca). Bardzo ważne jest, żeby był prosty i m iał idealnie cylindryczny kształt. Koniec, który obraca się w gnieździe podstawy, pow inien być tępy, żeby wytworzyć m aksym alne tarcie, podczas gdy przeciwległy musi mieć ostre zakoń­ czenie ograniczające tarcie z elementem dociskowym. Podstawę wykonuje się z tego sam ego drew na co świder. W tym celu zestrugaj gałąź z trzech stron, tak by po­ wstała deska na ok. 40 mm szeroka, 5 mm gruba i m ająca 30 cm długości. Podsta­ wa i św ider sąjedynym i częściam i zestawu do niecenia przy użyciu łuku ogniow e­ go, które m uszą być zrobione ze starannie dobranego drewna. Każdy rodzaj drewna, jeżeli tylko spełni swoje zadanie, może być użyty do w yko­ nania pozostałych części. Klocek dociskowy można wystrugać z twardego, nawet świeżego drewna. Powinien on mieć od 8 do 12 cm długości, dobrze leżeć w dłoni 51

i m ieć małe zagłębienie wystrugane w celu osadzenia w nim zaostrzonego końca świdra. Ten elem ent służy do wyw ierania nacisku skierowanego ku dołowi w celu uzyskania dostatecznego tarcia w gnieździe podstawy. Jeżeli jednak w gnieździe klocka dociskow ego tarcie jest zbyt duże. to całe przedsięw zięcie się nie uda. Żeby je zm niejszyć, m usisz nasm arować gniazdo żyw icą sosnową, tłuszczem lub liśćmi pokrytym i woskiem, na przykład ostrokrzewu lub wawrzynu. Żeby wprawić św ider w ruch obrotowy, będziesz potrzebował kawałka m ocne­ go sznurka. Jest to zwykle najtrudniejsza do wykonania część zestawu. Problem polega na tym, że cięciw a musi być zarówno mocna, jak i nie może się łatwo prze­ cierać. Do tego celu nadają się włókna zaledwie kilku roślin. Łodygi pokrzywy zwyczajnej stanowią najlepszy materiał, lecz wymagają pracochłonnej obróbki i trzeba je splatać poczw órnie (patrz Pow roźnictw oj.W krajach o suchym klimacie m oc­ nych włókien, gotowych od razu do użycia, dostarcza juka i podobne do niej rośliny. Na ogół zabieram powróz ze sobą, najchętniej upleciony z rzem ienia lub z jelit. Po­ wróz powinien mieć trochę ponad metr długości i być dopasowany do wygiętej łukowato gałęzi. Istnieje błędne m niem anie, że łuk świdra musi być tak napięty, jakby m iał służyć do strzelania. W prost przeciwnie, powinien być on napięty lekko lub wcale. W ybierz gałąź o niezbyt twardym drewnie i optym alnym kształcie. Napnij j ą za pom ocą cięciwy, tak by pojedynczo przepleciony przez cięciwę świder był pewnie osadzony. Praktyka. Jeżeli postępow ałeś zgodnie z instrukcją, jesteś gotów do ostatecznego dopasow ania elem entów swojego zestawu do niecenia ognia. Weź ostre narzędzie (krzem ień lub nóż) i wydrąż płytkie zagłębienie w podstawie. Powinno ono znajdo­ wać się w połowie szerokości podstawy, ok. 40 mm od jednego z jej końców. Teraz, trzym ając zestaw tak, jak to pokazano na zdjęciu, zacznij wiercić w podstawie. Jeżeli zastosujesz w łaściw ą technikę, powinieneś stwierdzić, że spom iędzy świdra i podstaw y zaczyna unosić się dym. Przerwij po kilku sekundach i obejrzyj zagłę­ bienie, pow inno być teraz zwęglone na powierzchni koła o średnicy równej średni­ cy świdra. Jeżeli m iałeś problem y z obracaniem świdra, to znaczy, że gniazdo pod­ stawy było zbyt płytkie lub że w trakcie wiercenia nie trzym ałeś łuku równolegle do podłoża. Po w ypaleniu gniazda podstawy pozostało już tylko zrobić w nim wycięcie. Do­ piero wtedy urządzenie będzie mogło działać. Kiedy obracasz świder, jego powierzch­ nia trąca i wnętrze gniazda zw ęglają się. Powstaje drobny gorący pył, który grom a­ dzi się pod wycięciem tw orząc „żar” . Gdy uzbiera się go trochę, zaczyna się on łączyć i wygląda wtedy dokładnie jak żar papierosa. Właśnie z niego uzyskasz ogień. W ycięcie w kształcie litery „V ” wykonuje się prostopadle do boku podstawy, od jej krawędzi do środka zagłębienia. Postaraj się zrobić to dokładnie tak jak na ilustracji. Jeżeli ułożyłeś drewno na ognisko i przygotow ałeś hubkę, to jesteś gotów do rozpa­ lenia ognia. Um ieść pod wycięciem m ały kawałek kory, żeby żar nie spadał na w ilgotną ziemię. Będziesz m ógł go przenieść na korze do przygotow anej wcześniej hubki. 52

Niektórzy w olą wciskać hubkę pod wycięcie. Ten sposób też się sprawdza, chociaż istnieje ryzyko, że hubka zwilgotnieje. Użycie łuku ogniowego. Nie bądź zaskoczony, jeżeli będziesz musiał próbować kilka razy, nim wreszcie Ci się uda. N ajprawdopodobniej nastąpi to dopiero po w y­ konaniu kilku gniazd i nacięć. Jako praktyczną wskazów kę wykorzystaj fotografie znajdujące się we wkładce. Jeżeli jesteś leworęczny, zamień lewą stronę na prawą i na odwrót. Umieść lewą stopę na podstawie dokładnie na lewo od gniazda, tak by podstawa znalazła się pod sklepieniem stopy. Oprzyj prawe kolano na ziemi mniej więcej na długość uda za lew ą piętą, a praw ą stopę wyciągnij do tyłu. Weź teraz św ider i, tak jak to pokazano, przekręć go raz w cięciwie. Umieść trący koniec w gnieździe pod­ stawy, a na górny nałóż klocek dociskowy. Upewnij się przedtem , czyjego gniazdo jest nasm arowane. Trzymaj klocek dociskow y w lewej dłoni i opierając lewy nadgarstek o goleń lewej nogi wzmocnij chwyt, żeby zapobiec chwianiu się świdra. Jest to bardzo w aż­ ne! Uchwyć łuk w ten sposób, żeby palce obejm owały łęczysko2 i cięciwę tak, żebyś mógł zaciskając dłoń napinać cięciwę. Po upewnieniu się, że łuk jest ustawio­ ny rów nolegle do podłoża, zacznij świdrować. Powinieneś uchwycić rytm i wtedy zacząć zw iększać nacisk i tem po, aż zacznie powstawać żar. Wymaga to pewnej wprawy. Obserwuj uważnie gniazdo podstawy i gdy tylko w ydobędzie się z niego dym, zacznij zw iększać nacisk i tempo obrotów, aż stanie się on tak gęsty, że nie będziesz zza niego widział podstawy. Zwykle jest on dość gryzący. W tym m om en­ cie zacznij w ykonywać długie, silne pociągnięcia łukiem, utrzym ując cały czas tę sam ą ilość dymu. Po kilku udanych próbach będziesz w stanie ocenić, kiedy należy przerwać świdrow anie, ale w czasie nauki odlicz dwadzieścia długich pociągnięć. Teraz, jeżeli w szystko jest w porządku, powinieneś mieć kupkę czarnego pyłu, tlącego się pod wycięciem gniazda. Nie rób niczego w panice i pośpiechu, usiądź w ygodnie i odpręż się. Wiele cennego żaru stracono przez zbyt nerwowe działanie. Jeżeli będziesz delikatnie wachlował żar dłonią lub lekko nań dmuchał, to zwiększy sięjeg o tem peratura, zacznie się jarzyć, a przy tym zespoli się lepiej. Następnie weź małą gałązkę lub igłę sosnow ą i, opierając ją na szczycie grudki żaru, przetocz żar dalej od podstawy. Teraz powinieneś móc podnieść grudkę na podkładce z kory i zrzucić ją na kłębek hubki którą wcześniej przygotow ałeś. Upewnij się, czy żar jest ściśle otoczony drobnym i włókienkam i hubki i zacznij w nią dmuchać. Kiedy włókna hubki rozjarzą się jasno, zwykle wystarczy jeszcze jedno dm uchnięcie, żeby pojawił się płomień. Najczęściej popełniane błędy. Jeśli pomimo heroicznych wysiłków nie udało Ci się wyprodukować takiej ilości gorącego pyłu, żeby wypełnił on nacięcie, to znaczy, że popełniłeś jakiś błąd. M oże ich być kilka. Jednym z najczęstszych powodów -

Ł ę c z y s k o - g łó w n y e le m e n t lu k u ; w w y p a d k u łu k u o g n io w e g o m o ż e to b y ć w y g ię ta le k k o g a łą ź

(p rz y p . tłu m .).

53

niepow odzeń jest to, że kawałki drewna, z których wykonano świder i podstawę, m ają różną twardość, przez to jeden z nich ściera drugi, zam iast produkować żar. Inną przyczyną m oże być to, że nie dość mocno dociskałeś św ider lub obracał się on zbyt wolno. W skazuje na to brązowa, a nie czarna barwa pyłu. Gdy zaś nacisk na św ider jest za duży w stosunku do szybkości obrotów, zauważysz, że pod wycię­ ciem leżą włókna, a nie pył. Jeżeli wycięcie wypełnione jest pyłem, lecz nie tli się on, oznacza to, że nie w kładasz wystarczająco dużo wysiłku w to, co robisz - mu­ sisz naciskać i świdrować mocniej. Inne sposoby. Istnieje kilka innych metod niecenia ognia pokrewnych technice łuku ogniowego. W technice stosowanej w rejonach arktycznych, gdzie trudno jest znaleźć kawałek drewna długi na tyle, żeby zrobić z niego przyzwoity łuk, wykorzy­ stuje się rzem ień z uchwytem na każdym końcu. Jeżeli używasz go sam, wtedy trzym asz uchwyty w rękach, a na szczyt świdra napierasz klockiem naciskowym, który ma nacięcia um ożliwiające trzym anie go w zębach. Kiedy jest was dwóch lub trzech, praca jest łatwiejsza. Jeden trzym a klocek naciskowy, a drugi lub dwaj po­ zostali m ogą ciągnąć rzem ień. Kiedy pracuje się w zespole, jest się w stanie uzy­ skać ogień z o wiele większej liczby gatunków drzew niż wtedy, kiedy działa się samemu. Inna często opisywana metoda niecenia ognia w ykorzystuje zestaw opar­ ty na świdrze z kołem zamachowym. Istnieje pogląd, że przy pomocy tego urządze­ nia m ożna rozniecić ogień bez większego wysiłku. Taki przyrząd, z ponadm etro­ wym trzonkiem , był używ any przez Irokezów do niecenia świętego ognia. Sam nie korzystam z tej metody, choć ma ona wielu zwolenników. Konstruowanie urządze­ nia pochłania znacznie więcej wysiłku niż w wypadku łuku ogniowego, a proces niecenia trwa dłużej. Doświadczony człowiek uzyska szybciej ogień używając łuku ogniowego niż świdra z kołem zamachowym . * * * Świder ręczny. Najprostszym do wykonania świdrem ogniowym jest świder ręczny. Jak sugeruje nazw a, niecenie nim polega na obracaniu św idra m iędzy dłońm i. Jego w ielk ą zaletą je st to, że m ożna go łatwo w ykonać i że nie potrzebny je st do tego sznurek. Św ider ten jest lekki i łatwy do przenoszenia. Jego wady to m niej­ sza niż w w ypadku łuku ogniow ego skuteczność w w ilgotnych w arunkach i ko­ nieczność użycia do w ykonania takiego św idra idealnie suchego drewna. Sam a technika niecenia je st tak trudna do opanow ania, że nie m ożesz na niej w pełni polegać. N ie pow inno jednak C ię to zniechęcać. N aw et w wilgotnej Anglii uży­ w ałem ręcznego św idra do niecenia ognia co najm niej dwa razy częściej niż łuku ogniow ego. Z resztą, jeżeli Ci się nie uda, zaw sze m ożesz wrócić do łuku. W po­ równaniu z łukiem ogniow ym ręczny św ider wym aga ogrom nej finezji, poniew aż starasz się uzyskać w ysoką tem peraturę za pom ocą m niej zaaw ansow anego tech­ nicznie urządzenia. Poniew aż działają tu m niejsze siły, m ożesz w ykonać św ider z drzew, które m ają miękki rdzeń (w iększość z nich zupełnie nie nadaje się na 54

św ider napędzany łukiem ). Powodzenie zależy od uzyskania doskonałej proporcji między szybkością obrotów a naciskiem na świder. M etoda ta jest oparta na pro­ stym oprzyrządow aniu, dlatego m usisz działać szybko i spraw nie, bo inaczej wy­ czerpiesz siły na długo, nim uda Ci się uzyskać żar. Wybór drew na na św ider determ inuje technikę, ja k ą należy zastosow ać przy nieceniu. Kiedy na przykład użyjesz podstaw y z dzikiego bzu lub klonu polnego, będziesz musiał obracać św i­ der szybko, w yw ierając nacisk skierow any w dół. Powinien on być tak duży, jak to tylko m ożliwe. G dy zastosujesz św ider z pałki szerokolistnej, której łodyga jest bardzo krucha, pow inieneś św idrow ać z dużą szybkością, ale naciskając świdrem na podstaw ę bardzo lekko lub wcale. Przekonasz się, że zakończenia świdrów wykonanych z różnych gatunków drzew muszą być przygotowane w nieco odmienny sposób. Tę wiedzę zdobędziesz w miarę, jak w zrośnie Twoje dośw iadczenie, lecz, żeby zacząć, m usisz poznać różnice m ię­ dzy drewnem rozmaitych gatunków drzew i możliwe kombinacje różnych rodzajów drew na. G atunki drzew, których drewno nadaje się do w ykonania św idra ręcznego drewno na po d sta w ę drewno na św ider topola osika topola osika łopian* kasztanowiec* żywotnik łopian powojnik* pałka szerokolistna* topola balsamiczna topola balsam iczna dziki bez czarny* dziki bez czarny* jałow iec zwyczajny* jałow iec zwyczajny* sosna wydm owa sosna w ydm owa klon polny* dziewanna* dziewanna* bylica* zdrew niałe żebra kaktusa saguaro sosna orzechowa (Pinus edulis) klon czerwony sotol zdrewniałe żebra kaktusa saguaro jawor* sotol wierzba* jawor* w ierzba iwa* w ierzba iwa* wierzba* * G w iazdką zostały oznaczone gatunki lub rodzaje europejskie, pozostałe zaś to gatunki lub rodzaje am erykańskie. Wybieraj drewno uważnie, najbardziej suche, jakie tylko m ożesz znaleźć. Świder pow inien być jak najdłuższy i tak prosty, jak to tylko m ożliwe (kiedy nabierzesz dośw iadczenia stw ierdzisz, że m ożesz stosować krótsze świdry). 55

P osługując się długim św idrem , m ożesz łatwiej w yw ierać nacisk skierow any do dołu i św idrow ać dłużej, nie robiąc przerw. Średnica św idra zm ienia się w za­ leżności od rodzaju drewna. N iektóre z m oich św idrów m iały następujące w y­ miary: św idry z czarnego dzikiego bzu - średnica 13-11 mm, 500-600 mm długo­ ści; św idry z dziew anny - średnica 8 -1 0 mm (chociaż najczęściej 10), trochę krótsze 37 5 -4 60 mm długości; św idry z pałki szerokolistnej, które są bardzo kru­ che - średnica ok. 9 mm, 480 mm długości. Do pierw szych prób nie używaj św idrów krótszych niż 700 mm. Podstaw ę w ykonuje się w ten sam sposób jak w w ypadku łuku ogniow ego, je st ona tylko proporcjonalnie do św idra mniejsza. Nie pow inna być jednak zbyt cienka - 15 mm to optym alna grubość. Jak to w yni­ ka z listy gatunków, podstaw ę w ykonuje się często z innego drew na niż świder. Nie je st jed n ak konieczne, żeby św ider był wykonany z tw ardszego drew na niż podstaw a. Stosunek tw ardości św idra do tw ardości podstaw y zm ienia się przy różnych kom binacjach gatunków drewna. Tylko dośw iadczalnie m ożesz spraw ­ dzić, czy Twój zestaw do niecenia ognia je s t dobry. Użycie św idra ręcznego. Jeżeli przyjdzie Ci po raz pierw szy zastosować tę tech­ nikę sam odzielnie, będziesz m iał trudności z przytrzym aniem podstawy w czasie prób szybkiego obracania świdra. W szystkie prezentowane tu techniki m ożna opa­ nować tylko przez ćw iczenia praktyczne. Radzę Ci najpierw wykonywać je z po­ m ocnikiem , który będzie przytrzym ywał podstawę, nim nie nauczysz się dobrze niecić. Kiedy ju ż tego dokonasz, m ożesz wypracować w łasną m etodę przytrzym y­ w ania podstaw y w czasie świdrowania. Żeby osiągnąć biegłość w tej technice, m usisz nauczyć się nieprzerw anie obracać św ider pom iędzy dłońm i i jednocześnie wywierać nacisk skierowany do dołu. Efekt ten osiąga się przesuwając dłonie w dół świdra w tracie świdrowania. Żeby obracać go w sposób ciągły, m usisz nauczyć się przenosić je z powrotem na górę. M usisz utrzymać św ider w podstawie jedną ręką, podczas gdy druga przesuwa się ku górze. Ten ruch musi być płynny i szybki, im dłuższe będą bowiem przerwy, tym bardziej spadnie tem peratura żaru. Zacznij świdrowanie powoli i spokojnie (żeby na w stępie ograniczyć zm ęczenie rąk do m i­ nimum), a kiedy zobaczysz dym unoszący się z podstawy, stopniowo zwiększaj szyb­ kość obrotów i nacisk w dół, aż do granic swoich m ożliwości. Korzystając z łuku ogniowego m ożesz dzięki temu technicznemu usprawnieniu świdrować dłużej i moc­ niej. W tej technice jesteś zdany wyłącznie na swoje siły. Kiedy będziesz w stanie ocenić, od którego momentu musisz maksymalnie zintensyfikować działania, stwier­ dzisz, że łatwiej Ci wykonać tę technikę i na dłoniach nie tw orzą się tak szybko pęcherze. Żaru, który uda Ci się wyprodukować, będzie dużo mniej niż przy użyciu łuku ogniowego, m usisz więc obchodzić się z nim z w iększą uwagą. Inne sposoby. W alternatywnej technice do naciskania na św ider z góry używa się klocka dociskow ego trzym anego w zębach. M oże być ona na tyle skuteczna, że umożliwi Ci uzyskanie ognia z drewna twardszego niż to, które nadaje się na kla­ syczny św ider ręczny. W tej technice jednak świder musi być idealnie prosty, żeby ograniczyć w ibracje, które przenoszą się na mózg! 56

Piły ogniow e Dokładnie tak, jak sugeruje to nazwa, technika ta polega na piłow aniu jednym kawałkiem drewna drugiego, tak samo, jak przy użyciu świdra. Jeżeli będziesz piło­ wał odpow iednio mocno i szybko, powstanie pył, który w końcu zamieni się w żar. W ykorzystuje się tu drewno tych samych gatunków drzew co w wypadku łuku ogniowego. Piła nie powinna mieć mniejszych rozmiarów niż 50-75 mm szerokości, 6 0 -9 0 cm długości i 12 mm grubości w części środkowej, a jej krawędzie trzeba zastrugać jak ostrza. Podstawa ma te same wymiary, lecz pośrodku musi mieć wyżłobiony rowek równoległy do krawędzi bocznych. Odgrywa on tę sam ą rolę co wycięcie w podstawie do świdra. Rowek powinien być szeroki na 8 mm i mieć taką sam ą głębokość. Weź piłę i zacznij piłować w poprzek podstawy pod kątem prostym. Powstanie poprzeczna bruzda i kiedy tylko stanie się ona widoczna, ale nie będzie jeszcze głęboko wcięta, przerwij piłowanie i odpocznij przygotowując wszystko do roznie­ cenia ognia. Tajemnica powodzenia przy stosowaniu tej metody polega na szybkim piłowaniu przez krótki czas z jednoczesnym jak najsilniejszym naciskiem skierow a­ nym ku dołowi. N ajw ażniejsze jest to, by podstawa była pewnie przytw ierdzona do podłoża. Nawet jeżeli pracujesz z kimś, umocuj ją kołkami wbitymi w ziemię, żeby nie ruszała się na boki. Zacznij piłować w um iarkowanym tempie, lecz dość szybko przyspiesz. Kiedy piła zagłębia się w drewno, wzrasta tarcie, spowalniając ruchy (dlatego tak w ażne jest, żeby m aksym alnie wykorzystać dużą szybkość, m ożliw ą do osiągnięcia na początku piłowania). Dokładnie w ten sam sposób jak przy użyciu łuku ogniowego wykorzystaj ilość powstającego dymu jako wskazówkę, kiedy prze­ rwać. Przy stosow aniu tej m etody najczęściej zbyt szybko przerywa się piłowanie lub kiedy coraz trudniej jest piłować, zm niejsza się nacisk piły na podstawę. W po­ równaniu z technikam i przedstawionym i wcześniej ta m etoda wym aga co prawda w ytężonego wysiłku, lecz łatwo jest wykonać do niej oprzyrządowanie. Jeśli m o­ żesz liczyć na pomoc kolegi, jest ona godna polecenia, lecz wtedy urządzenie po­ winno być tej wielkości, żebyście mogli wygodnie we dwóch nosić je ze sobą. Pługi ogniow e Pługi ogniowe działają podobnie jak piły ogniowe, przy ich użyciu bowiem rów ­ nież pociera się jednym kaw ałkiem drewna o drugi, tyle że w tym wypadku jest on prow adzony w podłużnym wyżłobieniu. Ze wszystkich podstawow ych metod nie­ cenia ognia tę lubię najm niej, trudno ją bowiem przekazać uczniom , jako że żar nie zbiera się w tak wyraźny i oczywisty sposób jak w pozostałych technikach. N a podstaw ę wystrugaj deskę długą na mniej więcej 60 cm, o grubości 25 mm i szerokości od 50 do 75 mm. W jej środku m usisz w yżłobić bruzdę rów noległą do krawędzi. Powinna być ona na tyle szeroka i głęboka, żeby w czasie niecenia nie wypadał z niej kijek pługa. 57

Kijek pługa powinien mieć długość od 30 do 60 cm i średnicę od 12 do 20 mm. Tu również należy skorzystać z listy gatunków drzew nadających się do wykonania łuku ogniowego. Przed użyciem połóż podstawę na niewielkiej pochyłości; ja wy­ bieram zw ykle stok nachylony pod kątem 45 stopni. W dolnej części połóż hubkę i pocieraj kijkiem w wyżłobieniu produkując pył. który będzie opadał w dół bruzdy, prosto na hubkę. M usisz trzeć z dużą siłą i szybko. Jeżeli jest ktoś z Tobą, poproś, żeby trzym ał podstawę i przy pomocy małego patyczka zgarniał pył w grudkę żaru. Żeby naciskać w dół z m aksym alną siłą, uklęknij na obu kolanach i napieraj w cza­ sie tarcia całym ciałem. Przy tej technice będziesz widział, jak powstaje żar i to pozwoli Ci właściw ie określić m om ent, w którym możesz przestać trzeć. O gień z iskier Jeszcze niedaw no pudełko z hubką, krzem ień i krzesiwo były pow szechnie sto­ sow anym zestaw em do niecenia ognia. Dzisiaj w sklepach ze sprzętem przetrw aniow ym m ożna kupić syntetyczne krzesiw a, z których tryska na hubkę snop iskier. Lecz uzyskanie iskier przy użyciu tradycyjnego krzesiw a jest o wiele trud­ niejsze, jest ich rów nież m niej, co wym aga doskonale przygotow anej hubki i pre­ cyzyjnej techniki. Istnieją dwie podstawowe, skuteczne m etody uzyskiwania iskier w w arunkach polow ych. W pierw szej z nich uderza się krzem ieniem lub kw ar­ cem o piryt, w drugiej krzem ieniem o stal, na przykład o krzesiwo lub klingę noża. Obie m etody w ym agają hubki tej samej jakości, która musi być sucha i dobrze przygotow ana. Połyskujące złociście na dnie strumieni małe kawałki pirytu wiele razy przycią­ gały wzrok niedoszłych poszukiwaczy złota, zyskując popularne wśród w ędrow ­ ców miano „złota głupców ” . Lecz dawni ludzie wiedzieli, że kiedy pow ieją zimne wiatry, gdy pnie drzew będą pękały z hukiem, rozsadzane zam arzającym i w nich sokam i, złoto głupców stanie się prawdziwie bezcennym darem przyrody. Z pirytu mogą powstać iskry do rozpalenia ognia, kiedy uderzymy weń krzem ieniem . Krze­ mień jest kruchy i trudno uzyskać z niego iskry, lecz jeśli uderzym y w niego gw ał­ townie żeleźcem toporka, powstanie niewielka ilość żółtopom arańczow ych iskier, które są w stanie zapalić dobrze przygotow aną hubkę. Krzesiwo jest o wiele doskonalszym przyborem do produkowania iskier. Te w spe­ cjalny sposób w ykonywane narzędzia do niecenia ognia były pow szechnie używ a­ ne przez pierw szych białych osadników. Zostały one bardzo szybko przejęte przez ludność tubylczą. Europejskie krzesiwa m iały na ogół kształt litery „U” i dawały się pewnie trzym ać w ręku, kiedy uderzało się w nie płasko kraw ędzią krzem iennego odłupka3 lub krzem ienną skałką do broni palnej. Powstawał wtedy deszcz czerwonopom arańczow ych iskier, które spadały na hubkę, zwykle przechow yw aną w spe­ cjalnych pudełkach lub puszkach. 1 K a w a łe k sk a ły o d b ity u d e rz e n ie m od w ię k sz e j je j b ry ły (p rz y p . tłu m .).

58

Tubylcy, wśród nich również ludy Dalekiej Północy, woleli trzym ać nieruchomo krzem ień i uderzać weń, z przeciągnięciem po jego krawędzi krzesiwem. Powodo­ wało to deszcz iskier, które wypryskiwały do góry, na hubkę przytrzym yw aną ra­ zem z krzemieniem. Z tą metodą związany jest sposób przechowywania hubki i krze­ mienia w małym woreczku na krzesiwo, uszytym z jeleniej skóry, który noszono na szyi. Było to wyjątkowo korzystne w rejonach, w których grunt bywał wilgotny. To raczej mało prawdopodobne, żebyś miał któreś z tych specjalistycznych na­ rzędzi ze sobą, lecz m ożesz wykorzystać tylec swojego noża. Nie w szystkie noże nadają się do krzesania iskier (bezużyteczna jest stal nierdzewna, jak rów nież wiele noży z dobrej stali węglowej, stosunkowo niskohartowanej). Jeżeli nóż ma składane ostrze, zaklinuj je nieznacznie otwarte, żebyś nie zranił palców krzem ieniem , i uży­ waj go w sposób opisany przy om awianiu krzesiwa w kształcie litery „U ” . Przy stosowaniu metod polegających na krzesaniu iskier ogrom ną rolę odgrywa hubka. Musi ona być sucha jak wiór i dobrze przygotowana. W czasach, kiedy krze­ siwa były w powszechnym użyciu, stosowano do nich specjalne hubki nasączone saletrą. Niestety, w warunkach polowych możesz o nich zapomnieć. Musisz więc znaleźć puch pochodzenia roślinnego (patrz lista hubek), który, kiedy nasiona są doj­ rzałe, jest wyśm ienitą hubką. Inne rozwiązania to wykorzystanie rozdrobnionego na pył próchna. Z wyjątkiem niektórych rodzajów puchu roślinnego wszystkie te natural­ ne hubki będą się raczej tlić, niż zajm ą się płomieniem. Żeby uzyskać ogień z tlących się fragmentów, postępuj tak jak w wypadku żaru powstałego w technikach opartych na tarciu. Kiedy już uda Ci się rozpalić ogień, możesz sporządzić lepszą hubkę z ka­ wałka bawełnianej odzieży. Potnij go na paski, podpal, poczekaj, aż cały zajmie się ogniem i szybko zgaś przysypując piaskiem lub przydeptując. W efekcie otrzymasz pasek zwęglonej bawełny, który, kiedy padną na niego iskry, łatwo się zapali. O g n isk o Natura niektórych rzeczy zdaje się być ponadczasowa. Weźmy na przykład no­ wicjusza uczącego się rozpalać ognisko. Widział kiedyś, jak ktoś rozpalał ogień zręcz­ nie i szybko, stara się teraz zrobić to samo, ale nic z tego nie wychodzi, ma przed sobą bowiem byle jak ułożoną stertę liści i patyków. Takie niepowodzenia m ogą zniechęcić, ale z m oich doświadczeń wynika, że są one ważnym krokiem na drodze do zdobycia prawdziwej wprawy. Następnym razem taki now icjusz będzie obser­ wował, jak ekspert układa ognisko, każdy jego krok zostanie dokładnie podpatrzony i zapisany w pamięci. Dobrze rokujący uczeń w ykorzysta to, czego się nauczył, każdą um iejętność, która została zadem onstrowana. Rozpalenie ogniska zależy od trzech czynników: dostępności odpowiedniego pa­ liwa, zdolności niecenia ognia oraz umiejętności wykorzystania płom ienia do rozpa­ lenia ogniska. Żeby zdobyć prawdziwą biegłość, musisz ćwiczyć rozpalanie ogniska przy użyciu naturalnych środków, w różnych warunkach terenowych i przy najbar­ dziej niesprzyjającej pogodzie. Chociaż, prawdę powiedziawszy, jest to wykonalne 59

w yłącznie dla praw dziw ych profesjonalistów, do tego takich, którzy nigdy nie dają za wygraną. Gdyby zaskoczyło Cię nagłe załam anie pogody, to oczywiście ognisko poprawiłoby Twój nastrój i podniosłoby Cię na duchu. Z drugiej jednak strony, gdy­ byś nie był w stanie rozpalić go, dałoby to odwrotny efekt. Poza tym w czasie prób m usiałbyś zupełnie niepotrzebnie wystawiać się na działanie żyw iołów i przez to pogorszyć jeszcze swój stan. W takiej sytuacji nie powinieneś za w szelką cenę dążyć do rozpalenia ogniska. Najpierw' odpowiedz sobie na pytania: czyjesteś w stanie rozpalić ogień w obecnej sytuacji? Czy m ożesz znaleźć w pobliżu schronienie i po­ czekać, aż warunki pogodowe będą bardziej sprzyjały rozpaleniu ogniska? Dostosuj się do okoliczności. Jeżeli postanowiłeś podjąć próbę i okazało się, że masz trudno­ ści, nie bądź zbyt uparty, lecz po prostu poczekaj na lepsze warunki. Wiele razy widziałem skautów i biwakowiczów, którzy zamiast trochę pom yśleć, wtykali za­ pałkę za zapałką w kłąb przesiąkniętych w odą patyków i gałęzi. Dośw iadczony w ędrowiec powinien w ybiegać m yślą naprzód. Kiedy decyduje się na postój, żeby napić się czegoś ciepłego lub rozbić obóz, wybiera miejsce, w któ­ rym znajdzie te w szystkie rzeczy, które będą mu potrzebne. Jest to szczególnie istotne w wypadku ogniska. Ekspert znajdzie teren, na którym m ożna bezpiecznie rozpalić ogień, gdzie w ystępuje obfitość opału, wybierze nawet m iejsce z określo­ nym rodzajem paliw a, jeśli jest w czym wybierać. M oże się to wydawać bardzo trudne, z czasem jednak, kiedy nabierze się doświadczenia, będzie to proces, który odbywa się praw ie bez udziału świadom ości. Na długo, zanim ognisko zapłonie powinniśm y wiedzieć, czy ma ono dawać cie­ pło, światło, czy będziem y na nim gotować, czy też ma spełniać w szystkie te funk­ cje naraz. W grupie dośw iadczonych wędrowców jedna osoba będzie starała się zgromadzić paliwo, podczas gdy inna poszuka hubki i rozpałki, a jeszcze inna zajmie się przygotow aniem sprzętu do niecenia ognia. Kiedy ogień zapłonie i zawiśnie nad nim kociołek, można się zająć innymi obozowymi pracami. Pierwszym ogniskiem , które powinieneś nauczyć się rozpalać jest „tipi” . To pod­ stawowy typ ogniska, nadający się do zastosow ania w sytuacjach aw aryjnych. Jest ono szczególnie użyteczne przy deszczowej pogodzie i wtedy, kiedy nie chcem y zostać odkryci. O trzym ało ono sw oją nazwę z dwóch powodów: po pierw sze ma kształt tipi, a po drugie w ten sposób rozpalano ogniska w indiańskich nam iotach, działając bowiem jak komin, kierowały one dym, jaki się z nich wydobywał, bezpo­ średnio do góry. Dzięki temu, że m ają kształt stożka, cały żar zużyw any je st na spalanie drewna, co powoduje, że natychm iast odparowywana jest w ilgoć, która daje dym. Pojaw ia się on tylko na początku i szybko znika. Jest podstaw ow ą zasa­ dą, że tę konstrukcję stosuje się tylko przy rozpalaniu ogniska, a potem m ożna je przebudować. O sobną kw estią je st sprawa wyboru w łaściw ego m iejsca na ognisko. Powinno ono znajdow ać się z dala od wszelkiej roślinności, która m ogłaby się zapalić od strzelających węgli i iskier. Najlepiej jeżeli grunt jest równy, jeśli nie, możesz go sam wyrównać. Nie pal ognia na torfie, może on bowiem zapalić się od Twojego ogniska 60

i płonąć w głębi, a kiedy w końcu ogień wydobędzie się ponownie na powierzchnię, m oże spowodować pożar lasu lub wrzosowiska. Z tego sam ego powodu nie należy rozpalać ogniska na korzeniach. Zastanów się, czy do ogniska będzie dobry dostęp: czy można będzie przy nim wygodnie pracować? Czy jest wystarczająco dużo m iej­ sca? C zy jeg o otoczenie nie zamieni się w bagno, kiedy zacznie padać? Kiedy ju ż w szystko dobrze rozważysz, m ożesz zabrać się za rozpalanie ogniska. Zacznij od oczyszczenia skrawka gruntu do gołej ziemi (powinien on mieć około metra średnicy). Będzie to m iejsce na ognisko. Jeżeli chcesz rozpalić je w dołku, powinieneś go wcześniej wykopać. Gdy podłoże jest mokre, ułóż z gałęzi grubych na kciuk platform ę o powierzchni ok. 30 cm 2. Warto stosować tę metodę, ale jest to konieczne tylko w w ilgotnych warunkach. Następnym logicznym krokiem pow inno być ułożenie hubki, lecz jest bardzo praw dopodobne, że nim nadszedłby mom ent jej użycia, zdążyłaby zaw ilgnąć. Le­ piej zbierz ją i schowaj do kieszeni lub pod swetrem, gdzie pozostanie sucha. Jako hubki użyj nadających się do tego celu suchych włókien lub roślinnego puchu. Lista um ieszczona poniżej zaw iera hubki, które lepiej nadają się do użycia z krze­ siwem , kiedy pom iesza się je z innymi hubkam i. N ajbardziej dostępną i najlepiej znaną spośród nich jest kora brzozowa, która płonie długo i daje w ysoką tem pera­ turę, naw et kiedy je s t w ilgotna, zaw iera bow iem olejki. N iestety, trudno znaleźć biw ak, na którym brzozy nie byłyby pokiereszow ane przez nie znających się na rzeczy ludzi, którzy bez um iaru zdzierali z nich korę. Jest to zupełnie niepotrzebne niszczenie drzew, kora brzozow a bow iem w sposób naturalny łuszczy się, jakby specjalnie dla naszej wygody. Zbieraj tylko tę, która zaczęła odchodzić sam a lub korę z pow alonych drzew. Dobrą hubką jest rów nież kora wiśni, ale najlepszą, jak ą udało mi się do tej pory spotkać, jest „fat lighter” („tłusta zapalniczka”) - drewno z karpiny martwej sosny długoigłow ej (Pinus palustris). Ponieważ jest ono nasycone żywicą, wystarczy mały płom yk, żeby wielki kawał drewna zajął się ogniem. Po raz pierw szy miałem okazję przekonać się o rewelacyjnych właściwościach tego sławnego drzewa w sta­ nie Georgia, gdzie obozowałem z kilkoma przyjaciółmi. Wielu z nich uważało się za ekspertów sztuki przetrwania. Kiedy dwóch m iejscowych zaczęło rozpalać ogni­ sko, wydawało się, że coś jest nie tak. Patrzyliśm y z powątpiew aniem na to, co robią, hubką był bowiem lity kaw ałek drewna grubości palca, a m iały się od niej zapalić szczapy gmbe jak nadgarstek. Kiedy ogień zapłonął, co wprawiło mnie w zdu­ mienie, jeden z rozpalających, tłumiąc śmiech, stwierdził: „Z powodu tej «zapalnicz­ ki» nasze umiejętności niecenia ognia są rze..he..he..he..czywiście kiepskie” . W szy­ scy w ybuchnęliśm y śm iechem. Przyroda ciągle nas czymś zadziwia. Od tamtej pory przetestowałem różne inne rodzaje drew na pochodzące z karpin obum arłych drzew iglastych, efekty były nie najgorsze, ale nigdy takie jak w wypadku „tłustej zapalniczki”. Cóż, szukaj karpin obumarłych drzew iglastych i, jeśli jakąś znajdziesz, potnij drewno na szczapki. Inną doskonałą hubką jest huba. Od nazwy tego grzyba pochodzi zresztą to słowo. Te 61

niewielkie czarnobrązow e grzyby rosną na pniach wielu drzew. Są one zwykle kru­ che i wyschnięte, oderw ane od drzewa i podpalone wydzielają zapach zbliżony do zapachu węgla drzewnego. Doskonałą hubką mogą być szyszki sosnowe, podobnie jak sosnow e igły, oczyw iście te suche i brązowe. Podpal dużą ich stertę, a potem podsycaj ogień. H ubki brzozowa kora sucha trawa gniazda ptaków (opuszczone) stare liście ostrokrzewu puch pałki szerokolistnej kora wiciokrzewu kora żyw otnika puch i suche główki ostów kora wiśni puch wierzbówki kiprzycy kora i puch powojnika drewno sosny smołowej puch wełnianki suche paprocie huby sosnowe szyszki i igły G eneralną zasadą postępow ania w wypadku mniej w łóknistych rodzajów hubek jest starać się owinąć je w łóknistą masą, żeby ułatwić ich zapalenie. Rozpałka jest następnym elem entem konstrukcji ogniska. Jest to pośrednie piętro między hubką a paliwem . N adają się na nią w szelkiego rodzaju suche patyczki. M uszą one tylko być w yschnięte i kruche. Najlepiej jest obłam ywać je z gałęzi, które nie m ają kon­ taktu z podłożem . Najczęściej popełnianym błędem jest ułam yw anie zbyt krótkich gałązek, co sprawia, że trudno jest z nich ułożyć stabilną konstrukcję. Kiedy już zdobędziesz materiał na rozpałkę, weź go do obu dłoni i ułóż na ziemi w ten sposób, by obie wiązki stykały się szczytam i i pozostała między nimi w olna przestrzeń na um ieszczenie hubki. Zwykle wkładam pod te patyczki część hubki, żeby m iały one podparcie. Kiedy ta podstawa jest już gotowa, oprzyj o nią inne suche patyki. Za­ cznij od takich grubości ołówka, potem układaj coraz grubsze, aż do patyków gru­ bych jak kciuk. Gdy ju ż to zrobisz, będziesz gotowy do rozpalenia ognia przez zapa­ lenie hubki, którą przechowyw ałeś w bezpiecznym miejscu, i um ieszczenia jej pod hubką znajdującą się wewnątrz przygotowanego stosu. Kiedy ogień zapłonie, dołóż drewna, lecz z um iarem , by ognisko nie było zbyt duże, jego konstrukcja m oże bo­ wiem utracić stabilność i zawalić się. Jeżeli już się tak stanie, to przebuduj je sto­ sownie do swoich potrzeb, w ykorzystując któryś z wariantów opisanych poniżej. O gnisko indiańskie. Stosow ane na szlaku, powstaje po zawaleniu się ogniska typu tipi. Kawałki drewna (nie grubsze niż ramię) stykają się w centrum paleniska. W miarę, ja k ich końce spalają się, są one podsuwane do środka. Wykopanie dołka na palenisko podnosi walory tego ogniska. Jest ono zarówno wydajne, jak i w ygod­ ne w użyciu. Kiedy m usisz odejść od ognia, po prostu popchnij kłody w stronę cen­ trum paleniska i zgarnij popiół do środka. Teraz żar będzie się tlił do czasu, kiedy będziesz znow u chciał rozniecić ogień. Powszechnym błędem popełnianym przez greenhornów jest m yślenie, że dopóki ognisko nie pali się płom ieniem , nie spełnia 62

swojej funkcji. Utrzymywanie przez cały czas płomienia jest bardzo nieekonom icz­ ne. Wymaga ciągłego zbierania drewna na opał. Płomienie to tylko niewielka cząst­ ka tego, czym obdarowuje nas ognisko. Dają one oczywiście światło, przy którym m ożna pracować, m ożna na nich piec, gotować i to ju ż w łaściw ie wszystko. O gnisko gwiaździste. W często m ylonym z indiańskim ognisku gwiaździstym pa­ liwem jest od czterech do pięciu kłód o grubości 15 i więcej centymetrów. Ich koń­ ce, leżące w żarze, stykają się ze sobą, a spalając się powoli i równom iernie, tak jak w ognisku indiańskim , dają przez długi czas stałe ciepło. Jeżeli kłody są grubsze, można na nich postawić kociołek lub puszkę do gotowania i dokładać cienkie gałąz­ ki, które płoną między nimi i dają dodatkowe ciepło. Ten typ ogniska nadaje się raczej na stały biwak; jest ono bardzo wydajne, płonie przez długi czas i prawie nic nie trzeba przy nim robić. Ognisko myśliwskie. Palone przez białych ludzi, nadaje się bardziej na stały biwak niż na krótki postój na szlaku. Indianie przez stulecia codziennej egzystencji w dziczy nauczyli się, że stosowanie większej siły niż wymaga tego osiągnięcie celu działa niszcząco. Ten typ ogniska wymaga lepszej organizacji niż omówione wcześniej. Przy­ padnie ono do gustu tym, którzy lubią porządek. Jego największą zaletą jest to, że może być wykorzystane do wielu różnych kulinarnych celów. Wyjątkowo dobrze na­ daje się do pieczenia i grilowania. Może być szybko rozpalone i sprawnie wykorzy­ stane przez kilka osób przyrządzających posiłki dla większej grupy ludzi. Największą jego wadę stanowi to, że jeśli nie jest właściwie palone i nie ma dobrej wentylacji, to nie jest w nim wtedy możliwe właściwe spalanie i powstaje gryzący dym, który po­ woduje łzawienie. To zwyczajny widok na wielu młodzieżowych obozach! Najprostszą odm ianą ogniska m yśliwskiego jest ogień rozpalony między dwiema kłodami lub dwom a głazami ustawionymi tak, by mogło opierać się na nich kuchen­ ne naczynie. Jeżeli nie ma pod ręką głazów lub świeżych pni, m ożna w ykopać rów. Pozwala to bardziej efektyw nie w ykorzystać paliwo na obszarach, na których nie ma go zbyt wiele. Palenisko powinno mieć m etr długości i być na tyle szerokie, żeby naczynia stały pew nie na podporach. N ależy tak usytuować ognisko, żeby wlot do paleniska był ustawiony pod łagodnym kątem do kierunku, z którego na ogół w ieje wiatr. Ponieważ do budowy tego ogniska w ykorzystuje się świeże pnie, bardzo czę­ stym w idokiem są spalone do połowy kłody rozrzucone w trawie wokół m iejsca, w którym ktoś biwakow ał. Chociaż z czasem rozłożą się one i w rócą do przyrody, to św iadczą o tym, że biwakow ali tam ludzie, którzy nie potrafią uszanować natu­ ralnego piękna. Jeżeli nie jesteś w stanie, nim wyruszysz w dalszą drogę, spalić wszystkich elem entów paleniska, które zam ierzasz zbudować, wykorzystaj wariant z rowem lub rozpal ognisko zupełnie innego typu. O gniska otoczone kam ieniam i. Układanie kam ieni w okół ogniska często jest uważane za dobry sposób zabezpieczający przed rozprzestrzenianiem się ognia. Jednakże ogień rozpalony w dobrze przygotowanym m iejscu nie rozprzestrzeni się sam. M ożna ułożyć kam ienie wokół ogniska, żeby się nagrzały, i w ykorzystać je 63

potem do ugotowania czegoś lub do wysuszenia wełnianych skarpet albo do innych podobnych celów. Należy przy tym przestrzegać zasad bezpieczeństwa. Nigdy nie podgrzewaj mokrych kamieni ani skal o szklistej strukturze, takich jak krzemień. Dotyczy to również porowatych skał zawierających cząstki wody i pęcherzyki po­ w ietrza, podgrzane m ogą bowiem eksplodować. Najczęściej kończy się to rozrzu­ ceniem kilku węgielków, lecz zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że wybuchną z więk­ szą silą, więc raczej nic kuś losu. Lepiej w ogóle nie obudowywać paleniska kam ie­ niami, choćby dlatego, że zrobią się one czarne i będą szpeciły otoczenie, kiedy Ty wyruszysz w dalszą drogę i zostaw isz je za sobą. O gnisko krzyżowe. Kilka lat temu, w zimie, kiedy brałem udział w operacji „Raleigh”, uczestniczyłem w selekcjonowaniu młodych ludzi do telewizyjnej ekspe­ dycji poszukiwaczy przygód. W czasie jednego z etapów selekcji byli oni zabierani w różne dalekie, odludne miejsca i poddawani wstępnym próbom sprawnościowym, które były filmowane. Drugiego dnia po przebudzeniu się stwierdziliśmy, że ziemię pokryła gruba warstwa śniegu, tak że do obiadu wszyscy zdrowo przem arzli. Kie­ rownik produkcji zapytał mnie, czy potrafię rozpalić ognisko, przy którym całe to­ warzystwo mogłoby się posilić. W sumie było tam, jak sądzę, mniej więcej trzydzie­ ści osób i to stwarzało pewien problem. Skąd miałem wziąć tyle ciepła, żeby ogrzać taką masę ludzi, dysponując stosunkowo niew ielką ilością drewna? Jedynym wyjściem było rozpalenie kilku ognisk. Zdecydowaliśmy z kolegami, że rozpalim y trzy, tworzące trójkąt. Był on wystarczająco duży, żeby wewnątrz zm ie­ ściło się trzydzieści osób. Nasz wybór padł na ognisko krzyżowe, ponieważ pali się ono szybko, daje dużo ciepła, wytwarzając solidną warstwę żaru i jego konstrukcja je st w przeciw ieństw ie do ogniska typu tipi stabilna. Podstawa każdego wysokiego na 90 cm stosu tw orzyła kwadrat o boku długości 60 cm. Zostały one podpalone na pięć minut przed podaniem posiłku i, zanim pierwsi członkowie ekipy nadeszli, we­ wnątrz trójkąta było przyjem nie ciepło! W szyscy byliśm y zdum ieni, jak skuteczny okazał się nasz pom ysł i przekonali­ śmy się, że kilka małych ognisk daje więcej ciepła niż jedno duże. Poza tym ognisko krzyżowe jest najprawdopodobniej najlepszą konstrukcją pozw alającą w yproduko­ wać żar do gotowania. Rozpalam je, kiedy chcę uzyskać szybko w ysoką tem pera­ turę. Udaje się to nawet przy złej pogodzie. Zawsze w takich warunkach spraw­ dzało się, jak sądzę, dlatego, iż w czasie kiedy plonie pozostaje zw ięzłą konstrukcją i nie zapada się, podczas gdy ognisko typu tipi wym aga zwykle dokładania paliwa i absorbuje uwagę, kiedy się zawali. Ogniska z ekranem . Budując z jednej strony ogniska ekran uzyskujesz znacz­ nie więcej ciepła. Może on być również w ykorzystany do celów kulinarnych, przy pieczeniu chleba lub podpłom yków (patrz Kucharzenie). W celu efektywnego w y­ korzystania ogniska należy częściowo osłonić je ścianą, która odbija ciepło, i usta­ wić drugi ekran za sobą. Będziem y wtedy otoczeni przez ciepłe powietrze. Ekrany m ogą być wykonane z drewna, m ożna też ustawić za ogniskiem plecak lub foliową płachtę term oizolacyjną (jeżeli ją mamy). 64

Paliwo Dotychczas prześledziliśmy sposoby niecenia ognia i konstruowania ognisk. Skutecz­ ność wszystkich tych technik zależy jednak od tego, czy użyjemy właściwego paliwa. Wątpię, czy jest jakaś inna leśna umiejętność, która pomoże Ci zaoszczędzić tak wiele energii, jak właśnie znajomość właściwości różnych gatunków drewna i wiedza, które z nich paląsię najlepiej. Pośród wielu innych darów las ofiarowuje wędrowcowi wiedzę 0 jego umiejętnościach. W obcym terenie doświadczony podróżnik albo wypyta tubyl­ ców, albo przetestuje różne miejscowe gatunki drewna. Generalna zasada jest taka, że lekkie drewno spala się szybko i daje mało żaru, lecz dużo światła, podczas gdy ciężkie pali się wolno, produkując wiele ciepła i dużo dobrego żaru, który można wykorzystać do celów kulinarnych. Niektóre odmiany twardego drewna mogą potrzebować drewna miękkiego, żeby dobrze się palić. Świeże twarde drewno pali się powoli wytwarzając umiarkowane ciepło i nadaje się najlepiej na kłody do całonocnego ogniska. Biolodzy nazywają twardym drewnem drewno drzew liściastych, a miękkim drzew iglastych, lecz ponieważ wynika z tego, że balsa ma drewno twarde, należy traktować to tylko jako ogólną wskazówkę. Można by bez trudu napisać cały rozdział poświęcony przydatności jako opału różnych rodzajów drewna, lecz biegłość w leśnym kunszcie nie polega na recytowaniu z pamięci nieskończenie długich list. Najprościej można się tego nauczyć zdobywając doświadczenie w terenie i eksperymentując. Dlatego lista, którą tu przedstawiam, jest krótka. Powinieneś bez trudu znaleźć takie zestawienia dotyczące gatunków drzew występujących w Twojej okolicy. Lecz dopiero, kiedy spalisz ich drewno 1porównasz efekty z listą, wyrobisz sobie na ten temat własne zdanie. Istnieje jednak sposób, żeby zapamiętać gatunki drzew, których drewno jest najlepszym paliwem. Jeżeli nie dowierzasz swojej pamięci, to naucz się wierszyka: dąb, buk, jesion, kasztanowiec na ognisko to surowiec! Są to pow szechnie występujące, najlepiej palące się gatunki drewna. Lista drzew, których drewno nadaje się na paliwo Miękkie drewno: topola balsam iczna, świerk, sosna, olsza, lipa am erykańska, ży­ wotnik. N ajlepsze paliw o: jabłoń, jesion, buk, ostrokrzew, głóg, chm ielograb, dąb, kaszta­ nowiec. Świeże, na całonocny biwak: jesion, buk, brzoza, dąb, klon. Paliwa inne niż drew no. Na niektórych obszarach drewno nie je st najbardziej dostępnym paliwem . Na przykład na stepach łatwiej jest zebrać odchody roślinożerców, które, jeśli są suche, palą się doskonale. Przesiąknięte tłuszczem kości rów­ nież palą się dobrze, o czym przekonali się nasi przodkowie z epoki kam ienia. Nie były to jednak pięknie pachnące ogniska. Na Dalekiej Północy przez stulecia palono łój w specjalnych lampach. 65

O gniska do kucharzenia Żeby kucharzyć, potrzebujesz żaru, chociaż, jeśli jesteś wyposażony w now o­ czesny sprzęt do gotowania w terenie, m ożesz również gotować i smażyć na ogniu. M ożesz do tego celu w ykorzystać ognisko krzyżowe, lecz w większości wypadków wystarczy ognisko indiańskie, które m ożna przystosować do tego celu pow iększa­ jąc odstęp między głównymi kłodam i i zgarniając na środek trochę żaru. W ten sposób możesz korzystać z pozostałej części ogniska jako źródła światła, ciepła i więk­ szej ilości żaru. Kiedy chcesz upiec na takim ognisku mięso, pokrój je na wąskie paski, ponabijaj na cienkie, świeże gałązki i umieść nad ogniem. Można piec naraz wiele takich leśnych szaszłyków. Należy wykonać proste podparcie dla patyczków, na przykład z dwóch m ałych kłód. Jeżeli chcesz zw iększyć tem peraturę, m ożesz albo zgarnąć do środka więcej żaru, albo, jak zw ykle ja to robię, położyć trochę suchych patyków grubości palca w miejscu do pieczenia i rozniecić ogień za pom o­ cą płata kory. W ten sposób m ożesz z w iększą precyzją kontrolować tem peraturę paleniska. Jest to doskonały sposób na pieczenie węży, ślimaków, jaszczurek i pę­ draków (więcej typów ognisk przydatnych do przyrządzania posiłków opisano w roz­ dziale o kucharzeniu). W ietrzna i deszczow a pogoda. Jak to ju ż zostało powiedziane, jeżeli nie jesteś pewien, czy będziesz potrafił rozpalić ogień przy złej pogodzie, powinieneś raczej poczekać, aż się rozpogodzi. M uszę jednak stwierdzić, że ogień m ożna rozpalić w najgorszych warunkach i opanowanie tej sztuki jest tym, co m iędzy innymi od­ różnia m ężczyznę od chłopca. Jeżeli kiedyś spędziłeś trochę czasu w górach Bryta­ nii, to wiesz, że deszcz potrafi tam padać przez kilka dni bez przerwy. Zupełnie jak wtedy, gdy prow adziłem szkolenie żołnierzy w dolinie Elan w Walii. W krótce po przybyciu do miejsca wyznaczonego na obóz niebiosa otworzyły się i pozostały otwar­ te przez trzy dni, aż do czasu naszego wyjazdu. Kurs m iał być, tak jak to zaplanowano, sprawdzianem praktycznych um iejętno­ ści. W tych w arunkach spełnił swoje zadanie z nawiązką. Nawet poinstruow anym i w yposażonym w nowoczesny sprzęt do niecenia ognia czynność ta zajęła kilka godzin. Przyczyny ich niepowodzeń były takie jak zwykle. W połączeniu z brakiem determ inacji w działaniu sprawiały one, że nic nie mogło się udać. Po pierwsze wszyscy rzucili się rozpalać ogień bez pom ysłu i sensownego planu. Zauw ażyłem , że w czasie deszczu i w innych nie sprzyjających warunkach ludzie m ają skłonność do patrzenia w dół, zamiast rozglądać się wokół. Dokładnie tak było wtedy. Wiele ognisk, jak się później okazało, rozpalano w źle wybranych miejscach. Lecz klasycznym błędem popełnianym przez nich było to, że m ateriał na rozpałkę zbierali tylko w prom ieniu kilku m etrów od m iejsca na ognisko i że był on mokry. W terenie nie zawsze w szystko będziesz miał w zasięgu ręki. Często będziesz m u­ siał wyprawiać się dość daleko, żeby znaleźć to, czego potrzebujesz. W tej sytuacji byłoby sensowniej poświęcić godzinę na zdobycie suchej rozpałki, niż przez trzy próbować zapalić ociekające wodą drewno. 66

Rozpalając ogień przy złej pogodzie musisz się do tej czynności szczególnie przy­ łożyć. Powinieneś użyć podwójnej ilości hubki i rozpałki. Wykorzystaj w pełni zale­ ty różnych rodzajów kory i szczególnie skutecznych spośród opisanych wcześniej hubek. W czasie wiatru używam potrójnej ilości rozpałki. Najwięcej kładę jej po stronie, w którą skierują się płomienie. Czasem może pomóc zbudowanie baldachi­ mu lub dachu nad m iejscem , w którym rozpalasz ogień. Dobrym sposobem może być podłożenie ognia pod niewielką konstrukcję i dokładanie drewna po trochu, kie­ dy płom ienie ukażą się ponad warstwą, którą ułożyłeś poprzednio. Jednym ze sposobów mogących ułatwić Ci rozpalenie ognia przy brzydkiej pogo­ dzie jest struganie pierzastych patyczków. Są to grube na palec kawałki drewna, które zostały ponacinane tak, że zwinięte strużyny sąjed n ą stroną do nich przytwierdzone. Najlepiej wykonać je z rozszczepionych gałęzi, które w środku pozostają zwykle su­ che. Ułożenie kilku takich patyczków razem powinno dać efekt, chociaż jeżeli uda Ci się znaleźć drewno na tyle suche, żeby można je było z niego zrobić, to powinieneś również znaleźć rozpałkę i hubkę. Szukaj na dole pni drzew iglastych, gdzie pod oka­ pem gałęzi można znaleźć suchą rozpałkę. Jeżeli przećwiczysz rozpalanie ognia przy złej pogodzie, będziesz miał mało problemów, kiedy naprawdę znajdziesz się w awa­ ryjnej sytuacji. Jest to absolutnie najważniejsza przetrwaniowa umiejętność. Przenoszenie ognia Kiedy napraw dę w alczysz o przetrwanie i udało Ci się nadludzkim wysiłkiem rozniecić ogień, nie pozwól m u zgasnąć. Na noc miej przygotow any duży zapas paliwa i przykrywaj żar w arstw ą popiołu i ziemi, żeby spowolnić spalanie. Kładąc się spać, miej przy sobie hubkę i rozpałkę, suchy materiał przyda się następnego dnia. Dobrym sposobem przygotow ania takiej rezerwy jest zawinięcie patyczków na rozpałkę w suchą korę lub trawę. Dwie wiązki stanow ią wystarczające zabez­ pieczenie. W czasie wędrówki rób postoje w miejscach, w których jest odpowiedni materiał i m ożna sporządzić takie rozpałki. Dzięki nim szybciej wieczorem rozpalisz ogień. Jest to szczególnie ważne, gdy zanosi się na deszcz. Jeżeli zam ierzasz wędrować lub przem ieścić się w inne m iejsce, m ożesz bez trudu zabrać ogień ze sobą. Uformuj z suchej włóknistej kory, mchu lub innego odpow iedniego m ateriału coś na kształt w ielkiego cygara. Trzon konstrukcji, która powinna mieć ponad pół metra długości i 5 cm średnicy, stanowi patyk mniej więcej grubości palca. N ależy ciasno obłożyć go włóknistym m ateriałem , owinąć od ze­ wnątrz paskam i kory i przewiązać to wszystko zaim prowizowanym powrozem. Wyjmij patyk, żeby powstał kanał, którym będzie mogło przepływać powietrze. Zapal po prostu cygaro i pozwól mu się tlić. W czasie podróży dbaj o to, by do żaru dopły­ wało powietrze. Jeśli stwierdzisz, że twój lont się ju ż dopala, rozpal ognisko i wyko­ naj następny. Do dziś wiele plem ion zam ieszkujących odległe zakątki św iata nie pozw ala zgasnąć sw ojem u ogniowi. Przedstawiciele niektórych z nich tw ierdzą nawet, że zapom nieli, jak się roznieca ogień. 67

Nie pozostaw iaj śladów Kiedy jestem na wyprawie z moimi uczniami, często dziwi ich, że tak dużo czasu poświęcam na usuwanie wszelkich śladów po ognisku. Jest to jednak bardzo ważna czynność. Jeżeli nie będziemy tego robić, ziemię pokryją stare paleniska. Niestety, na wielu dzikich obszarach tak się już stało. Można czasami spotkać aż sześć otoczo­ nych kamieniami miejsc po ogniskach położonych tak blisko siebie, że stojąc w je d ­ nym, można splunąć do drugiego. Bardzo często walają się w nich stare puszki i po­ tłuczone butelki, szpecąc jeszcze bardziej i tak już zaśmieconą okolicę. Najbardziej smuci mnie to, że tego rodzaju ślady po ogniskach znajduję w miejscach wyjątkowo pięknych, których szczególna uroda przyciąga biwakowiczów. Taka profanacja tych miejsc jest dziełem pętaków, a nie prawdziwych terenowców. Ja zwykle staram się nie pozostawiać żadnych śladów ogniska, ale tam, gdzie zawsze będą one palone, lepiej jest usunąć mniejsze paleniska i pozostawić jedno dobre miejsce do palenia ognia. W szystko powinno zostać przed Twoim odejściem tak uprzątnięte, żeby było widać, że ktoś celowo zlikwidował zbędne paleniska. Najlepszym sposobem wycho­ wywania mniej obytych turystów jest dawanie dobrego przykładu, uczenie bez słów. Kiedy rozpalasz ogień w m iejscu dziewiczym , powinieneś pozostaw ić je takim, jakim je zastałeś - bez jakiegokolw iek śladu świadczącego o tym, że ktoś tam był. Za w szelką cenę staraj się unikać rozpalania ogniska na trawie. Jeżeli nie można tego uniknąć, wytnij płat darni i wykop w tym miejscu miskowate zagłębienie. Otocz je pierścieniem z odwróconej ziem ią do góry darni. Wlej do zagłębienia trochę wody, wym ieszaj ją z ziem ią, tak jakbyś rozrabiał gips. Wysmaruj teraz błotem wnętrze dołka i pierścień tak, żeby całą trawę zabezpieczyć przed płomieniami. Błoto stward­ nieje pod wpływem tem peratury i powstanie wyborne palenisko. Kiedy już ognisko się dopali, ugaś żar, wygarnij zimne węgle i popiół, które należy rozproszyć szeroko wokół, w pewnej odległości od m iejsca, w którym płonął ogień. Rozbij tw ardą po­ wierzchnię zagłębienia, wypełnij je ziemią, użyźnij ziemię odchodami zwierząt i przykryj z powrotem w yciętym płatem darni. Wyprostuj trawę przeczesując ją gałęzią. Na traw ie nie pow inny pozostać żadne ślady po ogniu. Chociaż nigdy nie wychodzi to wszystko tak idealnie, to postępując w ten sposób m inimalizujesz szkody, a ponadto m asz doskonałe palenisko, które na koniec dobrze maskujesz. To dobra nauka dla m łodzieżowych grup i dla harcerzy. Jeżeli jesteś na obszarach leśnych i palisz ognisko na gołej ziemi, postaraj się, żeby przed w ygaszeniem ognia spaliło się dokładnie całe drewno, tak by pozostał tylko schludnie w yglądający kopczyk białego popiołu. Niech ogień wygaśnie sam albo zalej go wodą, zanim w ykopiesz węgle oraz popiół i rozproszysz je w pewnej odległości od paleniska. Teraz powinieneś zagrabić cały teren do czysta i zam asko­ wać wszelkie ślady rozsypując ściółkę. Żar musi być dokładnie wygaszony, nim go wykopiesz i rozsypiesz. Jeżeli zrobiłeś to dobrze, powinieneś móc wziąć węgle do ręki. Nigdy nie zakopuj węgli, m ogą się one bowiem tlić pod ziem ią przez wiele dni i jeżeli jest sucho stać się przyczyną pożaru lasu. 68

WODA

„Przejdź się now oczesnym pasażem handlow ym . Z o­ baczysz fontannę, z której tryska krystalicznie czysta woda, a na jej dnie m onety w rzucane przez przecho­ dzących tędy ludzi, których m arzenia m oże dzięki temu się spełnią. Kiedy św iatło pada na leżące w w odzie pie­ niążki - św ięcą one. Głęboko w naszej podśw iadom o­ ści pojaw ia się obraz spraw ujących pieczę nad w szyst­ kim , co żyje, duchów w odnych, które w edług arturiańskiej legendy m ają moc tak w ielką, że p o trafią u trzy­ m ać w otchłani m iecz E kskalibur” . a całym świecie ludzie oddawali cześć wodzie. W niektórych częściach Wiel­ kiej Brytanii wciąż są żywe starożytne obrzędy zw iązane ze świętymi studnia­ mi i źródłam i. Jeżeli m iałeś to szczęście i wędrowałeś w iosną przez okręg Peak, m ogłeś trafić na studnię ozdobioną kwiatam i przez ludzi, którzy pielęgnują daw ną tradycję dekorowania. Nie ma w tym nic dziwnego, woda jest bowiem życiem i każdy wędrowiec dobrze wie, że na szlaku najważniejszym zadaniem jest ją znaleźć. W oda je s t p o dstaw ow ym elem entem bytow ania w terenie. P oznanie tego w szystkiego, co jej dotyczy, szacunek dla niej są podstaw ą bezpieczeństw a i po­ m yślności w czasie każdej terenow ej w ypraw y. Z upełnie tak sam o jak ogień m oże ona być d o b rodziejstw em i n iszczącą siłą natury. Trzeba się w iele na­ uczyć, żeby w iedzieć, jak w ykorzystać ją dla sw oich potrzeb, a ja k unikać zw ią­ zanych z nią zagrożeń. Ponadto ostatnim i czasy, ciesząc się z ogólnej dostęp n o ­ ści wody, u traciliśm y szacunek dla niej. W puszczam y do niej ścieki i zw iązki toksyczne, które p o w o d u ją skażenia wód i nio są śm ierć. D zisiaj naw et na d zi­ kich i odległych od siedzib ludzkich obszarach do rzadkości należy w idok b a­ raszkujących w rzece wydr. Trudno w to uw ierzyć, ale te figlarne stw orzenia, które w naszych czasach stały się sym bolem siedlisk z czystym i w odam i, były kiedyś pow szechnie spotykane. Skażenie w ód zw iązkam i chem icznym i jest obec­ nie jed n y m z tych problem ów , które osoba b y tująca w terenie m usi nauczyć się bezbłędnie rozpoznaw ać, pom im o że je s t to jed n o z najtrudniejszych do w ykry­ cia zagrożeń.

N

69

D laczego woda jest ważna? Woda pełni w Twoim organizm ie funkcją regulatora, pom aga Ci zachować cie­ pło w zim nym środowisku i obniżyć tem peraturę ciała, kiedy jest gorąco. Odgrywa ona znaczącą rolę w rozprowadzaniu substancji odżywczych i w procesie w ydala­ nia. Twój organizm nie może bez niej funkcjonować. Jeżeli nie uzupełnisz wody, która w naturalny sposób została przez ciało utracona, stan Twojego zdrowia bę­ dzie się pogarszać, aż wreszcie nie będziesz już w stanie szukać jej czy gromadzić. Jeżeli zostałeś odcięty od wody, to jak długo bez niej przeżyjesz, będzie zależało od wielu różnych czynników: jak wiele wody w tym m om encie znajduje się w Twoim ciele, jak a jest tem peratura na zewnątrz, w jakiej jesteś kondycji, czy jesz, czy pa­ lisz, jak jesteś ubrany, czy jesteś spokojny, czy zdenerwow any i jak duży podejm u­ jesz wysiłek. Uważa się, że bez wody można przeżyć średnio od czterech do sze­ ściu dni. Jeżeli podróżujesz przez odludne tereny, staraj się tak zaplanować marszrutę, żeby w regularnych odstępach robić postoje przy m iejscach z pitną wodą. Zdobądź od m iejscowych ludzi inform acje na tem at bezpiecznego korzystania z lokalnych źródeł wody. M ogą oni ostrzec Cię przed gwałtownym i powodziami i dołami z tru­ ją c ą stojącą wodą. Jeżeli nie uda Ci się uzyskać tych infonnacji lub jeśli nie masz mapy, wykorzystaj wszelkie kulminacje terenu, żeby wypatrzyć poniżej doliny m iej­ sca, w których pow inna być woda. Ale przede wszystkim powinieneś zm niejszyć tempo, w jakim się odwadniasz. Jest to strategia, którą należy stosować zawsze, kiedy wędruje się przez nieznane, odludne tereny. O dw odnienie i jak je ograniczyć Apacze, nie znający zm ęczenia wojownicy pustyni, ćwiczyli od małego swoją niezw ykłą odporność, pozw alającą im znosić największe trudy i polegać na sobie. O panowanie technik przetrwania było dla wojownika, którego czekały forsowne m arsze i samotne ucieczki, spraw ą najważniejszą. Jeżeli wróg znał położenie zagłę­ bień z wodą, żadna inna sprawność nie była tak przydatna jak um iejętność znalezie­ nia wody tam, gdzie inni jej znaleźć nie mogli. Apacze ćwiczyli się również w długo­ trwałym przebywaniu na palącym słońcu, wróg bowiem przeszukiwał najpierw ocie­ nione kryjówki. Pierw szą w ażną lekcją kandydata na indiańskiego twardziela była więc nauka oszczędzania zasobów wody zawartych w organizmie. W czasie długiego biegu chłopiec miał pełne usta wody, której nie mógł wypić ani uronić. Dzięki temu ćwiczeniu uczył się oddychać przez nos. Zapobiegało to utracie znacznej części wodnych rezerw organizm u. Ssanie kam ienia pozw ala osiągnąć ten sam efekt, była to jednak technika stosowana przez bardziej zahartowanych wojowników (jeżeli pochuchasz na szkło lub lusterko, to po chwili przekonasz się, ile wody m ożna stracić oddychając przez usta). Ubranie tych prawdziwych wilków pustyni było również tak dobrane, żeby zmniejszyć utratę wody. Lekkie i przewiew­ 70

ne, zasłaniało prawie całą pow ierzchnię ciała. W ten sposób nie dopuszczali oni do nadm iernego parow ania potu. W gorącym suchym klimacie mamy ochotę rozebrać się, ponieważ wtedy jest nam chłodniej. Dzieje się tak dlatego, że pot swobodnie paruje i wychładza po­ wierzchnię ciała. Jest to korzystne, jeśli ma się mnóstwo wody, lecz na pustyni często sprow adza śmierć. Wiele odnalezionych ciał ofiar pustyni było kompletnie nagich. Przy wielkim upale i braku wody m ożesz być nawet zm uszony osłonić całe ciało, w łącznie z głow ą i twarzą. Jest to może mniej wygodne, ale zw iększa szansę przeżycia w warunkach pustynnych. W celu dalszego ograniczenia strat wody młody wojownik uczył się wykorzystywać maksymalnie chłód poranka i wieczoru, a robić przerw ę na sjestę w gorące południe. Kiedy grupa wojowników dotarła do zagłębienia z wodą, potrafili oni wchłonąć ogrom ną jej ilość. Pewien naoczny świadek napisał, że taki oddział potrafił wypić prawie całą wodę ze sporego zagłębienia. Woda zawsze jest bardziej użyteczna wewnątrz ciała niż w m anierce. Nigdy nie racjonuj wody, pij tak dużo, jak możesz i kiedy m ożesz, pod warunkiem , że woda nadaje się do picia. Piloci, którzy w czasie drugiej wojny światowej latali nad pustynnymi obszarami, zaopatrywali się przed startem w wodę, wypijając jej tyle, ile byli w stanie zmieścić w swoich brzuchach. Dzięki temu wielu z nich przeżyło, kiedy po zestrzeleniu w ę­ drowali przez pustynię do swoich baz. Często ich podróż trwała kilka dni i musieli ją przetrwać, m ając tylko tę wodę, którą wypili przed startem. Powszechnym problem em , z którym stykają się lekarze tow arzyszący ekspedy­ cjom na obszarach suchych, jest postępujące odwodnienie, wynikające z tego, że członkowie w yprawy piją tylko tyle wody, ile potrzeba, żeby ugasić pragnienie. Jest to zbyt mała ilość, by mogła zapobiec odkładaniu się w organizmie soli. Jeżeli dzieje się tak przez dłuższy czas, m oże to prowadzić do powstania poważnych schorzeń, takich jak kam ica nerkowa. Na szczęście w szyscy jesteśm y w stanie stwierdzić, czy nie pijem y za mało, sprawdzając jakiego koloru jest nasz mocz. Kiedy zaczyna­ my się odwadniać, zm ienia on barwę z jasnej, słomkowożółtej na ciemną. Pamiętaj, że jeżeli chodzi o wodę, to jeśli nadaje się ona do picia, m ożesz j ą pić bez ograni­ czeń. Twój organizm sam pozbędzie się jej nadmiaru. Jeżeli masz mało wody, nie jedz. M ożesz przeżyć w iele dni bez jedzenia, a tylko kilka bez wody. Do traw ienia twój organizm potrzebuje wody, którą czerpie ze swoich zasobów. Sól Jeżeli masz mało wody, to pod żadnym pozorem nie jedz soli. Powstało tu pewne nieporozum ienie z tego powodu, że sól jest bardzo ceniona w krajach o gorącym klimacie. Jeżeli pracujesz w gorącym klim acie i pocisz się obficie, powinieneś do­ dawać do potraw trochę więcej soli, żeby uzupełnić jej ubytek w organizm ie. Lecz jeżeli brakuje Ci wody, jedzenie soli tylko pogorszy sytuację. Jest tak dlatego, że sól w organizm ie jest roztw orem o określonym stężeniu. Jeżeli zjesz więcej soli, Twój 71

organizm stara się j ą rozcieńczyć i, gdy nie m asz czego pić, w ykorzystuje wodę w nim zawartą. W klim acie zim nym problem odw odnienia przedstaw ia się trochę inaczej. Tam nie pijesz, bo nie odczuw asz pragnienia. Rzeczyw iście je st mało prawdopodobne, żebyś w zimnym klimacie umarł z braku wody. Niewielka to jednak pociecha, kiedy bowiem jesteś odwodniony, organizm łatwiej w ychładza się. Przyspiesza to m o­ m ent pojaw ienia się objaw ów hipoterm ii i odm rożeń kończyn. Tradycyjne rem e­ dium na przem arznięcie - kieliszek brandy lub innego alkoholu - poza chwilowym pobudzeniem powoduje dalsze odwodnienie i wychłodzenie organizmu, pogarszając tylko sytuację. Poszukiw anie w ody K ażdy dośw iadczony w ędrow iec powie Ci, że kiedy jesteś na szlaku, tym czego potrzebujesz najbardziej każdego dnia, jest woda. Dlatego właśnie jej bliskość czę­ sto decyduje o w yborze m iejsca na obóz. W iększość uczestników rozmaitych wy­ praw badawczych może Ci opowiedzieć o trudnych chw ilach i podróżach, kiedy brakow ało im w ody lub było jej bardzo mało, chociaż otaczała ich soczysta zieleń roślin. Są to momenty, w których doświadczenie zdobyte w dziczy przydaje się naj­ bardziej. Dzięki posiadanej praktycznej w iedzy jesteś w stanie w ykorzystując j ą odm ienić swoje przykre położenie. W w iększości wypadków um iejętności te po­ zw alają dotrzeć do ukrytej gdzieś wody, chociaż nie zawsze jest to takie proste. Tak jak dobry myśliwy, który zna zwyczaje zwierzyny, na którą poluje, m usisz wiedzieć, ja k zachowuje się woda: 1. W porowate podłoże woda wsiąka, a po litej skale i glinie płynie. Dlatego masz większe szanse znaleźć w odę na obszarach zbudow anych z litych skał, nierozpusz­ czalnych przez wodę, i na gliniastym podłożu. Jeżeli natrafisz na porow aty grunt przesiąknięty wodą, m ożesz ją z niego wydobyć. 2. Woda płynie w dół, w ykorzystując najkrótszą m ożliw ą drogę. Z tego pow odu praw ie zaw sze najlepiej je st'z a c z ą ć poszukiw ania u podnóży strom ych stoków i urw isk oraz na dnie dolin i wąwozów. W ąskie wąw ozy są zw ykle pew nym m iej­ scem , je s t w nich bow iem więcej cienia i w zw iązku z tym m niejsza szansa na w yparow anie wody. 3. Tam, gdzie jest woda, prawie zawsze rozwija się bujnie roślinność. Głównie są to gatunki hydrofilne, takie jak paprocie, mchy, wierzby, olchy, sity, pałki, dzikie bzy i przęstki. Czasami będziesz w stanie wypatrzyć te drzewa i rośliny zielne z pewnej odległości. Wykorzystuj wszelkie wzniesienia do przepatrywania terenu w poszuki­ waniu oznak św iadczących o występow aniu wody. Pow inien to być naw yk nie zw iązany z dostępnością wody w danym mom encie. M usisz ustaw icznie grom a­ dzić inform acje przekazyw ane przez otaczającą Cię przyrodę. 4. Doskonałym wskaźnikiem bliskości wody jest zachowanie zw ierząt żyjących na danym obszarze. Ptaki odżywiające się ziarnem i nasionam i m uszą pić wodę. Woda 72

je st niezbędna do życia żabom i innym płazom. W ydawane przez nie dźw ięki, na przykład rechotanie żab, m ogą Cię doprowadzić do wody. Tropy dużych ssaków zawsze w końcu przyw iodą tropiącego do wodopoju. W yraźna obecność tych zw ie­ rząt jest w skazówką, że zbliżasz się do wody. Powyższe rady w ydają się proste, kiedy są spisane na papierze, w szystko jednak okazuje się o wiele bardziej skom plikow ane, kiedy przechodzim y do praktyki. D o­ tarcie do wody może wym agać przedzierania się na czworakach przez gąszcz krza­ ków o grubych, ciernistych gałęziach. W takich w arunkach m ożna łatwo m inąć niewielki ciek wodny, skryty w bujnym podszycie, którego wygląd wcale nie w ska­ zuje na obecność płynącej tam wody. Kiedy wreszcie znajdziesz wodę, zapewne okaże się, że jej w ygląd nie przypom ina tej życiodajnej cieczy, z którą dotychczas m iałeś do czynienia. Źródła wody Buszmeni z pustyni Kalahari żyją praktycznie pozbawieni wody. Żeby w jakiś sposób uzupełnić swoje skrom ne zasoby, nauczyli się zdobywać pewne jej nam iast­ ki. U zyskująna przykład wodę z korzeni, ucierając je i wyciskając pow stałą papkę. W ypijająteż zawartość żołądka świeżo upolowanych zwierząt. Kiedy spadnie deszcz, zbierają deszczów kę i przechow ują ją w skorupach jaj strusi. Dla buszm ena cenna jest każda kropla wody. Kiedy w yciska w ilgoć zaw artą w korzeniu, w szystkie kro­ ple są ostrożnie, jed n a za drugą wprow adzane po kciuku do ust. Jest mało praw do­ podobne, żebyś kiedyś doznał tak ogrom nego pragnienia, jak ie często odczuw ają buszmeni, lecz jeżeli kiedyś zabraknie Ci wody, możesz skorzystać ze zdobytej przez nich wiedzy. Istnieje wiele różnych źródeł wody, z których m ożesz skorzystać, jeżeli tylko d o b rzeje poznasz. Rosa. Rosa jest chyba najbardziej niezawodnym źródłem wody. Wiele małych stwo­ rzeń, nawet w najsuchszych rejonach Ziem i, korzysta prawie w yłącznie z niego. Rosa zaczyna się skraplać na liściach i skałach zaraz po zachodzie słońca i m ożna j ą zbierać aż do jeg o wschodu. Do tego celu będzie Ci potrzebny dobrze w chłania­ jący wodę materiał. To może być podkoszulka, bandana lub duży kłąb dobrze zmiędlonej kory (nietrującej), takiej jak ta, której używ asz jako hubki. N a ogół twierdzi się, że im w iększy sączek, tym lepszy. Umocowanie go na długim kiju (takim jak kij od szczotki) zaoszczędzi Ci bólów w krzyżu. N ajlepsze tereny do zbierania rosy to nizinne obszary porośnięte traw ą lub podobną do niej roślinnością. Gdy sączek jest ju ż nasiąknięty wodą, wyciśnij ją do pojem nika w celu uzdatnienia. Rosa jest sama w sobie czysta, w trakcie jej zbierania jednak na sączku m ogą pojaw ić się bakterie i pasożyty, koniecznie więc należy przegotow ać j ą przed wypiciem . M ając odpo­ wiedni pojem nik, w sprzyjających warunkach m ożna w ten sposób zebrać bez tru­ du kilkanaście litrów wody. Naw et w mniej korzystnych w arunkach m ożesz zgro­ m adzić taką ilość wody, że zdecydowanie poprawi się Twoje sam opoczucie. Kiedy m asz przy sobie płachtę biw akow ą lub duży foliowy worek, rozłóż je, żeby zebrała 73

się na nich rosa. Jeżeli zarówno płachta, jak i sączek są czyste, m ożesz pić tak zebraną rosę od razu. Deszcz. Deszcz jest na ogół najbezpieczniejszym źródłem wody i deszczówka może być zbierana nawet przez największych higienistów. M ożna ją chwytać bezpośred­ nio do pojem nika, jeżeli tylko zaim prowizujem y jakiś lejek. M oże to być szeroka płaska powierzchnia, po której woda będzie spływała do naczynia. W czasie drugiej w ojny światowej cały G ibraltar był zaopatrywany w wodę pochodzącą z dwóch ogromnych zbiorników na deszczówkę. M ożesz wykorzystać nachyloną płytę skal­ ną, duże szerokie liście lub płachtę namiotową. Oczywiście m ożesz również sam tworzyć zbiorniki na deszcz, pogłębiając istniejące kałuże i budując zapory na ma­ łych strum ykach ( patrz Kałuże). Bez względu na to, w jaki sposób będziesz chw y­ tał deszczówkę, pamiętaj, że będzie ona czysta tylko wtedy, jeżeli czysty jest pojem ­ nik, do którego ją zbierasz i powierzchnia, po której spływa do niego deszcz. Śnieg. Śnieg jest dość szczególną substancją. M oże on leżeć wszędzie wokół C ie­ bie, a wcale nie tak prosto będzie uzyskać z niego satysfakcjonującą Cię ilość wody. K łopot w tym, że zawiera on dziesięć razy więcej pow ietrza niż wody, więc żeby otrzym ać litr płynu, m usisz stopić dziesięć lub więcej litrów śniegu. Bez pojemnika, który można podgrzewać nad ogniem, jest to naprawdę trudne. Biały śnieg jest źródłem czystej wody, której nie trzeba gotować. Jedzenie śniegu nie spowoduje, że oślepniesz czy się odwodnisz, jak tw ierdzą niektórzy, ale zgrom adzenie odpow ied­ niej ilości śniegu, zawierającego przecież m ałą część wody, m oże pochłonąć dużo ciepła w ytw arzanego przez Twój organizm. Nie upychaj śniegu ciasno w pojem ni­ ku, w którym będziesz go podgrzewał nad ogniem. Jest on doskonałym izolatorem i znane są wypadki, że aluminiowe naczynia przepalały się na wylot, zanim śnieg się stopił. Chyba najlepszym sposobem na stopienie śniegu jest skorzystanie z eskim o­ skiej m etody polegającej na podgrzewaniu od spodu nachylonej pod małym kątem płyty, po której wytopiona woda spływa do pojemnika. Inna eskim oska m etoda po­ lega na uzyskiw ania wody ze śniegu zawiniętego w foczą skórę, którą wiesza się w ciepłym pom ieszczeniu. Kiedy śnieg się topi, woda skapuje do stojącego pod skórą naczynia. Korzystałem z tej m etody kilka razy, zastępując skórę podkoszul­ kiem. U zyskaną w ten sposób wodę trzeba było jednak oczyścić! Lód. W przeciw ieństw ie do śniegu, lód nie jest źródłem czystej wody. Proces za­ m arzania nie powoduje, że bakterie i inne m ikroorganizm y giną. Tak więc zawsze gotuj przed konsum pcją wodę pochodzącą ze stopionego lodu. Lód w odróżnieniu od śniegu zaw iera tylko zam arzniętą wodę, ile więc go stopisz, tyle będziesz miał wody. Nie ma rów nież ryzyka przepalenia dna w naczyniu używanym do topienia. Lód zazwyczaj m ożna znaleźć pod postacią sopli zwieszających się z drzew. Unikaj tych, które są brązowe, zaw ierają one bowiem taninę pochodzącą z kory. Jeżeli sople są tylko lekko zabarwione, to jeśli przegotujesz wodę, nic Ci się nie stanie. W arktycznych warunkach lód je st na ogół czystszy, zawsze jednak zbieraj tylko świeży lód. Lód lodowcowy to zupełnie co innego, podobnie jak wody pochodzące z jego topnienia. Kiedy lodowiec porusza się, żłobi i kruszy skały. W lodzie lodow­ 74

cowym znajdują się nie tylko ich duże fragmenty, ale rów nież m aleńkie okruchy skalnego pyłu. Jeżeli chcesz pić wodę pochodzącą z lodu lodowcowego, m usisz ją przefiltrować, żeby usunąć ten osad. Gdy tego nie zrobisz, Twój żołądek i jelita m ogą zostać uszkodzone na skutek ściernego działania małych okruchów skalnych przeciskających się przez układ pokarmowy. Kałuże i woda zbierająca się w naturalnych zagłębieniach. Błotniste kałuże nie m ają wprawdzie zbyt zachęcającego wyglądu, lecz w pewnych sytuacjach mogą zaspokoić Twoje potrzeby. Bardzo często są one jedynym i dostępnymi dla żyjących na danym obszarze dużych ssaków źródłami wody. Jeśli w ysychają, to tylko na krótki okres każdego roku. Pochodząca z nich woda nadaje się do picia tylko po oczyszczeniu. W Brytanii dawni rolnicy zam ieszkujący obniżenia w ystępujące na obszarach zbudow anych ze skał kredowych wynaleźli dla swoich trzód pom ysłowe stawy za­ silane rosą. Były to ogrom ne zagłębienia wydrążone w kredzie, które wykładano słomą, a potem gliną, tak że zbierały one i przechowywały rosę. Niektóre z tych pułapek na rosę funkcjonują do dzisiaj. Woda z obu wyżej wspom nianych źródeł musi być tak długo filtrowana, aż stanie się przejrzysta, a następnie dokładnie prze­ gotowana. Wody stojące zaliczają się rów nież do tej kategorii wód nadających się do picia, które nie m ają dobrego wyglądu. Nawet po dokładnym oczyszczeniu m ogą one nieprzyjem nie pachnieć. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak zatkać nos, zamknąć oczy i pić! Woda deszczow a może również zbierać się w zagłębieniach w skałach, takich jak kociołki skalne. Jeżeli jest ona świeża (pochodząca z deszczu, który niedawno spadł), przejrzysta i chłodna, to najprawdopodobniej nadaje się do picia, chociaż oczywiście lepiej ją uprzednio przegotować. M ożesz napotkać kociołki skalne wy­ pełnione częściowo humusem. Kiedy oczyścisz je, będziesz miał doskonałe zbiorni­ ki na deszczówkę. Jeżeli przemierzasz regularnie jakiś dziki obszar, na którym woda w ystępuje w niewielkiej ilości, lub gdzie zdobycie jej związane jest ze stosunkowo dużym w ysiłkiem , w eź pod uwagę w ykorzystanie i przystosowanie do swoich ce­ lów naturalnych zbiorników, w których gromadzi się woda. Jeżeli tylko poprawisz istniejące zagłębienia nie zostawiając wyraźnych śladów swojej działalności, to m ożesz stworzyć w zdłuż swego szlaku ciąg zagłębień z wodą, które będą Twoim zabezpieczeniem w czasie długiej wędrówki do źródła czy strumienia. Woda m oże rów nież grom adzić się w w ypróchniałych drzewach albo w zagłę­ bieniach gałęzi i korzeni drzew. Do jej wydobycia m ożna wykorzystać rurkę w yko­ naną z łodygi dzikiego bzu, z której usuwa się rdzeń. Bardzo często jednak taka woda jest zbyt zanieczyszczona taniną, żeby nadawała się do picia. To zanieczysz­ czenie objaw ia się ciem nobrązowym zabarwieniem wody. Wody zawierającej tani­ nę nie należy jednak od razu wylew ać, wysterylizow ana w czasie gotow ania może być bowiem wykorzystyw ana jako doskonały środek antyseptyczny. Trochę roz­ cieńczona i pita jak herbata jest również skutecznym lekarstwem na biegunkę. Je­ 75

żeli znajdziesz wodę, która nie jest poważnie zanieczyszczona taniną, oczyść ją przed spożyciem. Uwaga. Korzystaj w yłącznie z wody uwięzionej w drzewach, które nie są trujące. Pospolite trujące gatunki drzew, w których zbiera się woda, to cis i ostrokrzew. Soki roślinne. W czesną w iosną m ożna z niektórych drzew zbierać sok, który gasi pragnienie. Nie m oże on na dłuższą m etę zastąpić wody, ponieważ zaw iera zbyt dużo cukru, ale poprawi Twoje sam opoczucie i pom oże Ci dotrwać do m om entu, w którym znajdziesz praw dziw ą wodę. Fakt, że soki krążą w drzewach, jest do­ brym wskaźnikiem jej obecności na tym terenie, powinieneś więc podwoić wysiłki, żeby ją znaleźć. Spośród drzew, których sok można zbierać i pić, najlepszy jest klon, a w szczegól­ ności klon cukrowy, z którego sok wypływa wartko i długo. Należący do tej samej rodziny jaw or również może stanowić źródło soku, ale z mojego doświadczenia wyni­ ka, że daje go mniej. W sytuacjach awaryjnych możesz zawsze skorzystać z brzozy, niezwykłego drzewa, które jest prawdziwym rogiem obfitości dla leśnego ludu. Po­ dobnie jak z pozostałych drzew, można z niej zbierać sok w czesną w iosną (najlepiej od końca marca do początku kwietnia), szczególnie po opadach ( wiosennych desz­ czach i burzach). Wybieraj do tego celu tylko wyrośnięte drzewa. Żeby zebrać sok, wykonaj w korze, jakieś 80 cm nad ziemią, dwa ukośne nacięcia. M ają one tworzyć kształt litery „V ”. Każde nacięcie powinno mieć długość ok. 10 cm, 2 cm szerokości i być na tyle głębokie, żeby sięgnęło do warstwy sokonośnej (miazgi). Pod nimi wytnij pionowy rowek długości 10 cm, doprowadzający sok do dziesięciocentymetrowej dłu­ gości kołka wbitego w nacięcie pod rowkiem. Powinien on być nachylony pod kątem 45° i mieć wyżłobienie pozwalające, by sok ściekał prosto do ustawionego pod nim pojemnika. Bez tego kołka sok ściekałby bezużytecznie po pniu. Można wykonać dwa takie systemy nacięć na jednym drzewie, lecz, jeśli chcesz tak zrobić, musisz sprawdzić, czy nie uszkodzisz kory na całym obwodzie pnia, bo wtedy drzewo zginie. Prostym sposobem, który pozwoli Ci tego uniknąć, jest wykonanie nacięć po obu stronach pnia na różnej wysokości. Czipewejowie zamieszkujący rejon Wielkich Je­ zior w Ameryce Północnej od'stuleci zbierali sok z klonów i brzóz, który potem wygo­ towywali, żeby uzyskać syrop i cukier. Jeżeli dysponujesz czasem i masz odpowied­ nie naczynie, możesz również spróbować zrobić te przysmaki. Źródła i wysięki. Gdybym dostaw ał funta za każdym razem , kiedy m iałem okazję słuchać w ędrow ców opowiadających, że źródlana woda jest zaw sze czysta, był­ bym już bogatym człowiekiem. Z tego, co mówią, wynikałoby, że woda w ypływają­ ca spod ziemi w naturalny sposób obdarzona jest czystością. Jest to oczywisty non­ sens. Bez w zględu na to, jakie jest pochodzenie wody, zawsze m usisz j ą zbadać i kiedy nie jesteś pewien, czy jest ona czysta, oczyścić ją p rz e d spożyciem. Na ogół ze źródeł wypływ a woda zim na i przejrzysta (ani niska tem peratura wody, ani jej przejrzystość nie gw arantują tego, że jest ona czysta), ale zdarza się, że ze źródła bije woda ciepła lub nawet gorąca. Są to doskonałe warunki do rozwoju bakterii żyjących w wodzie. Taka woda musi być zawsze oczyszczona przed konsum pcją. 76

Nie wszystkie źródła, jakie napotkasz, będą biły ze skały. Często są to po prostu przesiąknięte w odą skrawki gruntu. Nie stanowi to żadnego problemu, wodę można bowiem w prosty sposób wydobyć z podłoża kopiąc „indiańską studnię”. Żeby wyko­ nać taką studnię, wybierz fragment nasyconego w odą lub wilgotnego gruntu i wykop w tym m iejscu kolisty w przekroju dołek o średnicy ok. 60 cm i tak samo głęboki. Jeżeli wykopiesz go w najniższym punkcie obszaru, który wybrałeś, woda będzie mogła łatwiej napłynąć do studni. Po chwili stwierdzisz, że w zagłębieniu znajduje się ciemno zabarwiona ciecz. Zaczekaj, aż wypełni ona studnię prawie po brzegi i wybierz ją (jeżeli jesteś zdesperowany, możesz prze filtrować i oczyścić tę wodę).Ta, która teraz pojawi się w zagłębieniu, nie powinna być już tak ciemna. Tę również wybierz i po­ zwól, żeby studnia napełniła się jeszcze raz. Będzie to po każdym kolejnym jej opróż­ nieniu trwało coraz dłużej, lecz jeżeli zachowasz ostrożność i nie będziesz obsypywał ścian, to po dwóch, trzech takich operacjach w studni powinna pojawić się przejrzysta woda. Na dnie zawsze będzie ona zamulona, lecz, wybierana ostrożnie z wierzchniej warstwy, powinna być prawie tak klarowna jak ta, która wypływa z kranu. Strumienie, rzeki i jeziora. Woda deszczowa spada na ziemię, spływa po niej stru­ mykami, które łącząsię w potoki, te zaś zasilają rzeki, które w ypełniają w odąjeziora lub uchodzą do morza. W czasie swojej długiej drogi jest ona coraz bardziej zanie­ czyszczana. W dobie herbicydów i nawozów sztucznych musimy traktować każde źródło wody, poczynając od rzek, jako potencjalnie skażone i nie korzystać z niego, nawet bowiem gotowanie nie uzdatni wody zanieczyszczonej chemicznie. W niektó­ rych wypadkach m oże ono tylko sprawić, że zwiększy się stężenie chemikaliów. W oda m orska. Zasolona woda nie może zastąpić wody słodkiej. Z powodu dużej zawartości soli, po wypiciu może ona spowodować postępujące odw odnienie orga­ nizmu, tak jak tabletki z solą. W pasie lądu biegnącym wzdłuż m orskiego wybrzeża powinieneś jed n ak znaleźć słodką wodę. Szukaj skalnych sadzawek, zagłębień le­ żących w strefie objętej pływam i, które w czasie odpływu w ypełniają się wodą. Sprawdź, na ile słona jest w nich przypow ierzchniow a w arstw a wody. Ponieważ zasolona woda jest cięższa od wody słodkiej, mniej więcej dziesięciocentym etrow a warstw a przy pow ierzchni m oże być zupełnie pozbawiona soli lub zawierać jej tak znikom ą ilość, że nie m oże Ci to w żaden sposób zaszkodzić. Tam gdzie nie ma skalnych sadzaw ek, na piaszczystych wybrzeżach, szukaj powyżej linii przypływu zbiorników wody lub m iejsc, w których zw ierciadło wód gruntowych znajduje się blisko pow ierzchni ziem i i m ożna wykopać tam indiańską studnię. W tedy zbieraj tylko w odę z przypow ierzchniow ej warstwy i sprawdzaj stopień jej zasolenia, tak jak w w ypadku sadzaw ek skalnych. Zagłębienia z trującą wodą. Na szczęście spotyka się je wyjątkowo rzadko, lecz w pew nych regionach m ożna się na nie natknąć. Obecnie znacznie częściej napo­ tkasz kałuże z w odą skażoną zanieczyszczeniam i przem ysłowym i i rolniczymi. Zwracaj uw agę na ew identne oznaki tego, że woda jest zatruta, takie jak szczątki padłych zw ierząt lub brak w pobliżu zdrowych hydrofilnych roślin. Mniej pew ną wskazówką, ale równie w ażną, m ogą być w takim m iejscu Twoje złe odczucia. 77

Uzdatnianie wody do picia W pradawnej leśnej wiedzy wszystkie umiejętności są ze sobą powiązane. Nie moż­ na opanować jednej techniki bez uciekania się do innej. Tak jest również, kiedy chcemy napić się czystej wody. Jedynym pewnym sposobem uzdatniania wody jest dokładne jej przegotowanie. Żebyś mógł to uczynić, bardziej potrzebny będzie ci ogień niż odpowied­ nie naczynie. Dla kogoś, kto uczył się technik przetrwania i korzystał z nich, nie powinno to stanowić większego problemu, chociaż może zabrać trochę czasu. Natomiast ktoś, kto nie opanował dobrze tych umiejętności, może pożegnać się z przegotowaną wodą i musi podjąć ryzyko picia wody surowej. Niestety, życie w przyrodzie nie jest łatwe. Dbałość o własne zdrowie jest dla nas czymś oczywistym . Mamy do swojej dyspozycji wykwalifikowanych lekarzy i skuteczne, szybko działające tabletki. Ale w buszu, kiedy jesteśm y z dala od tych dobrodziejstw, prosta infekcja może mieć fatalne skutki. Rozważ wszystkie konsekwencje wystąpienia zwykłej biegunki. Powoduje ona gwałtowne i niemiło objawiające się odwodnienie organizmu, pogar­ sza znacznie sam opoczucie, obniża Twoje morale i zazwyczaj sprawia, że trudno Ci jest zachować dbałość o higienę osobistą. Żeby przeciwdziałać jej skutkom, musisz pić dużo czystej wody. Jeżeli nie masz jej pod dostatkiem , zaczynają się kłopoty. W takich w arunkach wybrnięcie z tej sytuacji, a nawet w pewnych wypadkach za­ chow anie życia, może być bardzo trudne. Istnieje wiele różnych rodzajów infekcji przenoszonych drogą wodną. Niektóre z nich m ogą o wiele bardziej osłabić Twój organizm niż biegunka. Są takie, którym nie da się zapobiec stosując chemiczne środki do oczyszczania wody. Z tego pow o­ du, żeby mieć czystą wodę, gotuj ją minimum pięć minut. G eneralną zasadą jest utrzym anie wody w stanie w rzenia przez pięć m inut plus dodatkowo m inuta na każde trzysta metrów nad poziom morza. Istnieją dwa podstawowe typy pojem ni­ ków przydatnych do oczyszczania wody przez gotowanie: 1. Kociołki, które m ożna umieścić bezpośrednio nad ogniem. M ogą one być w yko­ nane z palnych m ateriałów pod warunkiem , że płom ienie nie sięgają ponad lustro wody, która zapobiega ich przepaleniu. 2. Garnce, w których można trzymać gorące płyny, ale które nie nadająsię do goto­ wania nad ogniem . M ożna w nich jednak gotować wodę przy użyciu gorących ka­ mieni. Jest to łatwy i skuteczny sposób gotowania, ale kamienie do tego celu należy wybierać z uwagą. Powinny mieć one odpow iednią wielkość oraz wagę i być zbie­ rane z suchego podłoża (m okre kam ienie lub takie, które leżały w korycie rzeki, zaw ierają wilgoć, która podgrzana może wytworzyć ciśnienie zdolne rozerwać je jak granat. N ależy również unikać skał o szklistej strukturze, takich jak krzem ień i obsydian, pod wpływem gorąca, na skutek powstałych w nich naprężeń, m ogą one bowiem eksplodować). Podgrzewaj kamienie, aż staną się gorące. Zaim prow i­ zow aną szczotką usuń z nich cały popiół (można też spłukać go szybko pozostałą wodą), a następnie przenieś je używ ając sporządzonych na poczekaniu szczypiec do garnca. Popiół m oże sprawić, że woda uzyska zbyt zasadowy odczyn. 78

Do gotow ania z użyciem gorących kamieni możesz również w ykorzystać zagłę­ bienia w pniach drzew lub zrobić cygański kocioł - miskowate zagłębienie wykopa­ ne w gliniastym podłożu, wyłożone liśćmi nietrujących roślin. Ugotowana w nim woda może zawierać pewne zanieczyszczenia i ma obrzydliwy smak, jest to więc m etoda stosow ana tylko w ostateczności. Filtrowanie wody. Jeżeli woda, którą udało Ci się zdobyć, zawiera osad, trzeba ją przefiltrow ać przed gotowaniem . Jest to stosunkowo prosty zabieg. Najprostszy filtr możesz wykonać ze spodni. Włóż jedną nogawkę spodni w drugą, dzięki czemu woda będzie się przesączała przez dwie warstwy m ateriału, i zaw iąż na końcu su­ peł. Zawieś filtr nad naczyniem i zmocz materiał przed jego użyciem. Wlej do spodni brudną wodę, pozwól, żeby pierw sza jej porcja przepłynęła przez nie, zanim za­ czniesz ją zbierać. Jeżeli pomimo kilkukrotnego przepuszczenia przez filtr woda nadal nie jest klarow na, wypełnij spodnie węglem drzewnym (nie popiołem). Jeżeli nie chcesz zdejm ować spodni, m ożesz wykonać filtr z kory brzozowej zwiniętej w stożek i wypełnionej węglem drzewnym i dokładnie rozdrobnionymi frag­ mentami nietrujących roślin. W dolnej części stożka zrób małe otworki. Płcie Kiedy ju ż znajdziesz i oczyścisz wodę, nie pij jej zbyt szybko, jeżeli nie chcesz zachorować. Jest to szczególnie w ażne, kiedy woda jest bardzo zim na i jej wypicie może spowodować wstrząs. Bardzo niebezpiecznie jest pić łapczywie lodow atą wodę, kiedy jest się rozgrzanym po intensywnym wysiłku fizycznym. Pij wtedy małymi łykam i, żeby organizm miał czas przystosować się do niskiej temperatury, ale najlepiej zaparz kubek ciepłej herbaty. * * * W iele razy m usiałem zrezygnow ać z oczyszczania wody i jak do tej pory nie złapałem żadnej infekcji. Zdarzało się jednak, że nie mając właściw ie żadnego po­ wodu, poza być może przeczuciem , upierałem się, żeby to zrobić. Przede w szyst­ kim zaufaj swojem u instynktowi, lecz jeśli masz wątpliwości, czy woda nadaje się do picia, przegotuj ją. W czasie jednej z wypraw, kiedy wędrowałem z dwom a po­ siadającym i duże dośw iadczenie terenowe kolegami, jeden z nich zapadł na lambliozę, chorobę, którą wywołuje wyjątkowo paskudny pierwotniak (odporny na dzia­ łanie środków chem icznych do uzdatniania wody, lecz ginący w czasie jej gotowa­ nia). W szyscy piliśm y w odę z tych samych miejsc i nie gotowaliśmy jej, on miał po prostu pecha. W szyscy również cierpieliśm y idąc za nim z powodu jego infekcji, jednym z objawów tej uciążliwej i często groźnej choroby są bowiem okropne wzdęcia i w ydalanie dużej ilości gazów. Miej jednak zasadę, żeby brać wodę z najczyst­ szych spośród dostępnych Ci źródeł, uzdatniaj ją zawsze do picia i nie daj się zwieść, stwarzającym pozory bezpieczeństwa, krystalicznym i przejrzystym jej wyglądem. 79

ROŚLINY

„Dla Indian kora, korzenie i zioła o właściwościach lecz­ niczych są zwykle podstawowym dom owym w yposaże­ niem. Nawet w czasie wypraw stanow ią część ich nie­ zbędnego bagażu”. Fragm ent w spom nień Johna Dunna H untera, Zapiski z niew oli u Indian Ameryki Północnej uż przy om awianiu sprawności związanych z nieceniem ognia, budowaniem sza­ łasów i zaopatrzeniem w w odę zrozum iałeś chyba, jak bardzo w ażna jest um ie­ jętność rozpoznaw ania roślin. Jeszcze bardziej przyda Ci się ona przy w ykonyw a­ niu pojem ników na żywność, powrozów, narzędzi, zdobywaniu leków, a nawet przy sporządzaniu ubrań. Im więcej roślin będziesz potrafił rozpoznać i wykorzystać, tym lepiej będziesz przygotow any do bytowania w terenie. Rozpoczęcie nauki roz­ poznawania roślin jest jak w kroczenie na nie m ającą końca ścieżkę zdobyw ania wiedzy i rozwoju. Bez względu na to, czy poznajesz rośliny ze w zględów praktycz­ nych, czy dla ich piękna, to przez tę naukę w zbogacasz swój obraz świata przyrody. Kiedy obserw uje się grupę turystów, można w śród nich bez trudu rozpoznać tych, którzy darzą rośliny przyjaźnią, kiedy bowiem inni przechodzą obojętnie obok drzew czy kwiatów, oni zatrzym ują się, żeby pozdrowić swoich przyjaciół. M ożecie pom y­ śleć, że antropomorfizuję zielsko, ale każdej wiosny, kiedy stopnieją śniegi i zazieleni się znow u trawa, cieszę się na spotkanie z roślinami wieloletnim i, które pojaw ią się znowu, kiedy rozpocznie się sezon wegetacyjny, zupełnie tak samo jak na spotkanie z przyjacielem powracającym po wielomiesięcznej podróży. Nie m a w tym nic dziw­ nego: rośliny są w końcu takimi samymi żywymi istotami jak Ty i ja i w tym sensie są naszymi braćm i. Z ainteresow ałem się nimi bliżej, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem . Doskonale pam iętam moje pierwsze spotkanie z dziko rosnącymi jadalnym i roślinami. Po kilku m iesiącach spędzonych na lekturze książek poświęconych jadalnym dzikim rośli­ nom rosnącym w okolicy, w której m ieszkałem , natrafiłem w księgam i na kieszon­ kowy przew odnik terenowy. Zaw ierał on przede wszystkim fotografie i trochę ry­ sunków. Byłem, podobnie jak większość ludzi, wychowany w lęku przed trującymi roślinam i i nie chciałem ryzykować. U zbrojony w odpow iednie książki z opisami

J

80

gatunków i przew odnik fotograficzny wyruszyłem , podekscytow any przygotow a­ niam i, na m oje pierw sze botaniczne łowy. Nie zaszedłem daleko, kiedy natknąłem się na roślinę, która jak sądziłem była jad aln a. M iała przy p o m in ające koronki baldachy białych kw iatków . Był to za­ pew ne barszcz zw yczajny, ale przeczytałem w przew odniku, że lepiej go unikać ze w zględu na d uże podobieństw o do szaleju jad o w iteg o . D zień był ciepły, sło ­ neczny, a dźw ięki i zapachy w iosny w abiły m nie do pełnego słonecznych plam i głębokich cieni lasu. Kiedy ruszyłem obranym szlakiem , starałem się poruszać ostrożnie i po cichu. M iałem bow iem nadzieję, że uda mi się zobaczyć lisa, któ­ ry m iał zw yczaj w ygrzew ać się na słońcu, leżąc na sw oim ulubionym zw alonym drzew ie. N agle zauw ażyłem , że przede m n ą porusza się coś niebieskiego. Była to m łoda sójka, która nie nauczyła się jeszc ze dobrze latać. O bserw ow ałem z uw agą, jak z w ielkim trudem w ystartow ała i chw iejnym lotem poleciała w stro­ nę niskiej gałęzi dębu. Po kilku m inutach i paru ryzykow nych próbach lotu była b ezpieczna w śród w yższych gałęzi. W rócili rów nież jej rodzice, żeby nakarm ić p rzed sięb io rczeg o ptaszka. M ając nadzieję na zn alezienie jak ich ś ciekaw ych tropów , zatrzym ałem się, żeby zbadać m iejsce, w którym przedtem zau w aży ­ łem m łodą sójkę, lecz nie było tam niczego poza jed n y m piórem puchow ym . W tedy u jrzałem T o - m a ł ą kępkę szm aragdow ej zieleni, listki ja k u koniczyny, ciągle je sz c z e p rzy stro jo n e kroplam i rosy. Szybko znalazłem w przew odniku w łaściw ą tablicę: „Oxalis aceto sella (szczaw ik zajęczy); zaw iera kwas szcza­ wiowy, lecz w n iew ielkich ilościach m ożna go je ś ć ” . C ały drżący w ybrałem kilka d elikatnych, m łodych listków i zjadłem je. Byłem m ile zaskoczony, kiedy okazało się, że sm ak u ją ja k skórka jab łk a, i w tym w łaśnie m om encie stałem się pasjonatem w ykorzystyw ania dziko rosnących roślin jak o pokarm u, naw et jeśli nie w szystko m iało sm akow ać tak w ybornie, ja k szczaw ik zajęczy! K iedy w ra­ całem do dom u, byłem ju ż zupełnie innym człow iekiem . Czułem się tak, jakbym został p rzyjęty do jak ieg o ś ekskluzyw nego klubu. N aw et teraz, kiedy o d k ry ­ wam now ą roślin ę, m am w rażenie, że to ona sam a chciała mi się pokazać, a nie, że to ja j ą w ypatrzyłem . Nauka rozpoznaw ania roślin W dzisiejszy ch czasach nauka bardzo uprościła proces identyfikacji g atu n ­ ków roślin. Do o p isyw ania ich kształtów i określania przynależności g atu n k o ­ wej używ a się teraz ujednoliconego nazew nictw a. K ażdy gatunek ma sw oją naukow ą nazw ę i pozycję system atyczną. W czasie nauki rozpoznaw ania ro­ ślin k o n ieczn ą pom ocą je s t odpow iedni przew odnik terenow y. W każdej takiej książce pow inno być w yjaśnione, w jak i sposób należy się posługiw ać w yko­ rzystanym w niej kluczem do oznaczania gatunku. U pew nij się, czy potrafisz praw idłow o z niego korzystać. W czasie poznaw ania roślin używ aj ich nauko­ w ych nazw. 81

W w iększości wypadków są to standardowe nazwy używ ane w odniesieniu do konkretnych gatunków na całym świecie. Nie jest to żaden mój bezsensowny wy­ mysł, ale bardzo użyteczny i ważny element Twojej edukacji. Nazwy zw yczajow e są na ogół bardzo pom ocne przy zapam iętywaniu właściwości roślin lub m iejsc ich występowania, lecz często byw ają mylące. Na przykład „Jack by the hedge” („Ja­ cek przy żyw opłocie”) to zwyczajowa angielska nazwa czosnaczka pospolitego Alliaria petiolata, która wzięła się stąd, że ten jadalny gatunek często rośnie przy żywopłotach i ma zapach czosnku, określany w folklorze jako oddech diabła lub „śm ierdzigęby” (Jack). Inną zw yczajow ą angielską nazw ą „Old m an’s beard” („dziadkowa broda”) określa się zwykle puch nasion wytwarzanych przez powoj­ nik pnący Clematis vitalba, roślinę trującą. Spotkałem się jednak z tym, że nazwy tej używ ano w odniesieniu do wierzbówki kiprzycy Chamaenerion angustifolium (Epilobium angustifolium), jadalnej i użytecznej rośliny lepiej znanej pod nazwami „Firew eed” („ogniste ziele”) lub „Rosebay W illowherb” („wierzbowe ziele znad Zatoki R óż”). Jak więc widzisz, nawet w granicach jednego kraju ta sama nazwa zwyczajowa może określać trującą i jadalną roślinę. Zawsze przy oznaczaniu spraw­ dzaj w szystko dwa razy, używ ając naukowej nazwy. Nauka rozpoznaw ania roślin nie polega jednak na prostym odnajdyw aniu napo­ tkanego gatunku w przewodniku terenowym. Nawet w najlepszych przewodnikach wspaniałe kolorowe fotografie lub rysunki są niestety tylko dwuwymiarowym obra­ zem prawdziwej rośliny. Tekst, choćby nie wiem jak starannie napisany, nie jest w stanie oddać subtelnych, lecz ważnych cech diagnostycznych, takich jak zapach, smak, faktura czy naw et dźwięk, jaki powstaje, kiedy przesuwa się dłonią po li­ ściach. N ajlepszy sposób poznania świata roślin to nauka w terenie pod okiem fa­ chowca. W szkole przetrwania m usisz nauczyć się rozpoznawać rośliny we wszyst­ kich stadiach rozwoju, nie tylko wtedy, kiedy mają kwiaty. Zwracaj szczególną uwagę na drobne szczegóły. Kiedy zaczynam naukę rozpoznawania roślin z uczniami, są wśród nich tacy, którzy od samego początku badają dokładnie każdy poznawany gatunek, i tacy, któ­ rzy ledwie om iatają go wzrokiem. Kiedy po jakim ś czasie om awiam szczegóły po­ zwalające odróżnić trującą roślinę od tej, którą zajmowaliśmy się wcześniej, zawsze widzę przerażenie w oczach tych, którzy nie byli wtedy dość uważni. Na szczęście dla nich zawsze mogę przypomnieć to, co oglądaliśmy wcześniej, lecz kiedy w ybie­ rzesz się w teren ze starym zielarzem lub dendrologiem , raczej rzadko będziesz w tak komfortowej sytuacji jak moi uczniowie. Ćwicz się w zapamiętywaniu wszyst­ kiego, co mówi ekspert, i przyglądaniu się bliżej istotnym szczegółom. Wielokrotnie m iałem szczęście spędzić po kilka godzin w towarzystwie prawdziwych znawców roślin - starych ludzi lasu. Wyrośli oni w otoczeniu leczniczych ziół i zdobyli leśną wiedzę, której korzenie sięgają bardzo odległych czasów. Kiedy w spom inam tamte chwile, dochodzę do wniosku, że wiele z tej wiedzy, którą mogłem od nich przejąć, uleciało z mojej pamięci. Mam ochotę w ym ierzyć sobie solidnego kopniaka, kiedy nie potrafię odtworzyć istotnych szczegółów związanych z przygotowaniem leków, 82

które oni stosowali. Jeżeli będziesz miał okazję wysłuchać nauk doświadczonej starszej osoby, weź ze sobą magnetofon! Rośliny trujące Arnika (Arnica spp.)* (arnika górska jest w Polsce objęta ochroną). Barszcz M antegazziego (Heracleum m antegazzianum )*. Bieluń dziędzierzaw a (Datura stram onium )*. Blekot pospolity (A ethusa cynapium )*. B luszcz (H ederá helix)* (okazy kwitnące znajdują się pod ochroną). Buławinka purpurow a (Claviceps purpurea)*, grzyb pasożytujący na trawach. Ciem iernik (H elleborus spp.)*. Czartawa pospolita (Circaea lutetiana)*. C zerniec (Actaea spp.)*. Gorzknik kanadyjski (Hydrastis canadensis). Jaskier (R anunculus spp.)*. Jem ioła ( Viscum album*, Phoradendron fla vescen s). Kalm ia (K alm ia spp.). K asztanow iec (A esculus spp.)*. Konwalia m ajow a (Convallaria majalis)* (roślina objęta częściow ą ochroną). Kropidło piszczałkow ate (Oenanthe fistulosa)*. Kropidło wodne (Oenanthe aquatica)*. Kruszyna pospolita (Frangida alnus)* (roślina objęta częściow ą ochroną). L antana (Lantana cam ara). Ligustr pospolity (Ligustrum vulgare)*. Lulek czarny (H yoscyam us niger)*. M ydlnica lekarska (Saponaria officialis)*. N aparstnica purpurow a (D igitalis purpurea)* (roślina chroniona). Obrazki (Arum spp.)* (w Polsce rosną obrazki plamiste). Orlik pospolity (Aquilegia vulgaris)* (roślina chroniona). Pokrzyk wilcza jagoda (Atropa belladonna)* (roślina chroniona). Powojnik pnący ( Clematis vitalba)*. Przestęp (B ryonia spp.)*. Psianka (Solanum spp.)*. Rącznik pospolity (Ricinus com m unis)*. Robinia (R obinia pseudoacacia)*. Sadziec (E upatorium rugosum)* (w Polsce występuje sadziec konopiasty). Szachownica kostkowata (Fritillaria meleagris)* (roślina chroniona). Szkarłatka am erykańska (Phytolacca am ericana)*. Szczwół plam isty (Conium m aculatum )*. Szczyr trw ały (M ercurialis perennis)*. Tojad (Aconitum spp.)* (w szystkie gatunki są chronione). 83

Trzmielina zw yczajna (Euonym us europaeus)*. W ilczomlecz (Euphorbia spp.)*. Zawilec (Anemone spp.)* (zawilec narcyzowy i zawilec wielkokwiatowy są w Pol­ sce objęte ochroną). Zim ow it jesienny (Colchicum autumnale)* (roślina chroniona). Życica roczna (Lolium tem ulentum )*. * G w iazdką oznaczono rośliny spotykane w Polsce. R ośliny pokarm ow e W przeciwieństwie do innych form naturalnej żywności rośliny nie mogą Ci uciec. Z tego w zględu są one idealnym, dostępnym w pierwszej kolejności, źródłem po­ karmu dla ludzi walczących o przeżycie. Złota zasada odnosząca się do naturalnej żyw ności, a szczególnie do jadalnych roślin, brzmi: jedz wyłącznie taką naturalną żywność, co do której nie masz żadnych wątpliwości, że jest jadalna. Oznacza to, że m usisz zdobyć w iedzę o roślinach, zanim nadejdzie m om ent, w którym będzie od nich zależało Twoje życie. Pod żadnym pozorem nie polegaj na tak zwanej próbie smakowej uznawanej za skuteczną m etodę służącą określeniu, czy roślina je s t tru­ jąca, czy jadalna. Kiedy uczysz się rozpoznawać rośliny, nie ma bezpiecznej drogi na skróty. Poznając now ą jadalną roślinę staraj się zapam iętać jej smak i zapach, fakturę liści, a nawet dźwięk, jaki powstaje, kiedy się je rozgniata nogą. Zawsze namawiam moich uczniów, żeby starali się przechowywać te wszystkie inform acje w głowie, a nie zapisyw ali je w notesie. Jest to stara, dobra metoda nauki. Kiedy zapisujesz coś, dużą część uwagi skupiasz na samej czynności notowania. Ć w icz się w przy­ swajaniu sobie wszystkich cech rośliny odbieranych przez Twoje liczne zmysły. Jeżeli jest ona jadalna, zjedz ją. Jest to najlepszy sposób na zachowanie tego faktu na zawsze w pam ięci. Kiedy zdobyłeś ju ż rzetelną w iedzę na tem at roślin ja d a l­ nych, a w czasie nauki skoncentrowałeś się na ich poznaniu, w zasadzie nie m usisz ju ż zdobywać wiedzy o gatunkach trujących. Byłoby jednak najlepiej, gdybyś potra­ fił rozpoznać je w terenie. Dlatego umieściłem tu listę najbardziej pospolitych i nie­ bezpiecznych gatunków, które powinieneś poznać. Oczywiście trujących roślin jest o wiele więcej. Jadalne części roślin i ich przyrządzanie Na ogół przygotow anie do spożycia dziko rosnących roślin w ym aga więcej zachodu niż roślin upraw nych, które zw ykle jemy. Jest to m ozolne i czasochłonne zajęcie. W iele dziko rosnących roślin m ożna jeść na surowo, ale są takie, z któ­ rych trzeba usunąć toksyny. R ośliny te poddaje się szczególnym zabiegom lub uzdatnia do spożycia przez gotowanie. Ten rozdział pośw ięcony je st bardziej w ła­ śnie takiej wstępnej obróbce niż przyrządzaniu potraw. Zanim zaczniesz zbierać 84

rośliny jadalne, m usisz najpierw określić swój cel: czy chcesz zdobyć produkty do sporządzenia jed n eg o posiłku, czy też m ają one stanow ić podstaw ę w yżyw ienia przez dłuższy czas. Jeżeli zachodzi ta druga ew entualność, to m usisz skoncentro­ wać sw oje w ysiłki na zdobyciu roślin bogatych w substancje odżyw cze, przede w szystkim ich podziem nych części zaw ierających w ęglow odany i cukier. Staraj się, jeśli to tylko m ożliw e, uzupełniać swoje zapasy żywności rybami i zw ierzyną, którą będziesz w stanic upolować. Pamiętaj o starej m aksym ie: „arm ia m aszeruje na żołądkach” ! Staraj się przyrządzać potraw y o ekscytujących sm akach i za­ opatryw ać sw oją spiżarnię przestrzegając pew nych zasad. Zbierając rośliny za­ wsze pam iętaj, żeby zryw ać ich tylko tyle, ile potrzebujesz. Nigdy nie ogołacaj terenu z rosnących na nim dzikich roślin. Australijscy aborygeni pozostawiają nawet czasem fragm enty jadalnych korzeni, które zebrali, żeby mogły z nich znowu w yrosnąć rośliny. Jeżeli tylko nadarzy się taka okazja, pomagaj nasionom znaleźć się w ziem i, żeby m ogły w ypuścić korzenie. Na moich ulubionych szlakach po­ m agałem w ten sposób rosnącym tam roślinom , przede w szystkim użytkow ym i jadalnym , ale nie zapom inałem o pozostałych. A oto sposoby przygotowywania roślin do spożycia, które powinieneś opanować: Napary. N apary sporządza się zanurzając m aterię roślinną w wodzie, która może być zim na lub gorąca, ale nigdy wrząca (gotowanie niszczy te składniki, które m ają pozostać aktywne). Herbatki ziołowe należy parzyć używ ając wody, która właśnie przestała się gotować. W ywary. Wywary sporządza się gotując rośliny, żeby wydobyć z nich ich aktywne składniki. G otowanie w arzyw. Zawsze, kiedy gotuje się warzywa, ważne jest, żeby nie robić tego w zbyt dużej ilości wody. Powinna ona tylko przykrywać m aterię roślinną. Jeżeli w iejesz jej za dużo, stracisz wiele zawartych w roślinach cennych składni­ ków m ineralnych i witam in. Oczywiście nie dotyczy to sporządzania zup i gula­ szów. W yjątkowo gorzkie rośliny w ym agają kilkakrotnej w ym iany wody, w której są gotowane. W tym wypadku m ożna na w stępie gotować je w większej jej ilości. Duszenie na parze. Duszenie na parze jest najlepszym sposobem przyrządzania roślin, poza sytuacją, kiedy m usimy z nich wygotować gorycz zm ieniając wodę. To, przez jaki czas należy rośliny dusić na parze, zależy od rozmiarów i konsystencji fragm entów roślin, które są poddaw ane temu zabiegowi. Liście w ym agają krótsze­ go duszenia niż korzenie i owoce. Dobrym sposobem w ykorzystania delikatnych liści brzozy i szczawiu polnego jest użycie ich jako wyściółki przy duszeniu na parze ryb i mięsa. Sporządzanie kawy. N am iastka kawy, przyrządzana na przykład z żołędzi, jest zwykle o wiele słabsza od prawdziwej kawy. Dlatego trzeba przy parzeniu sypać jej więcej. Kawę pow inno się parzyć. Gotowanie powiększa jej gorycz, podobnie jak zbyt długie parzenie. Mąki. M ąkę m ożna zrobić z wielu różnych roślin. Najlepsza jest m ąka z pałki szerokolistnej i żołędzi. Produkcja mąki w w arunkach walki o przetrwanie często nie 85

je st łatwa. Najlepiej j ą przechowyw ać w glinianym garnku z pokrywką. Żołędzie lepiej przechowyw ać w całości. Do m ielenia mąki będą Ci potrzebne żarna: m niej­ szy kamień do tarcia i większy z niewielkim zagłębieniem lub moździerz wydrążony w drewnianym klocku. W yciąganie korzeni. Niektóre z wym ienionych poniżej jadalnych korzeni mocno tkw ią w ziemi. Wartość wielu najbardziej użytecznych spośród nich wynika z ich odporności na suszę i mrozy. Żeby przetrwać w takich warunkach, wypuszczają one długie korzenie w głąb ziemi. W celu ułatwienia sobie wydobywania ich na pow ierzchnię pow inieneś sporządzić kopaczkę. Może mieć ona dow olną długość, chociaż moim zdaniem najbardziej poręczna jest kopaczka m etrowa, o średnicy 3 cm. Nadaj jej zakończeniu kształt dłuta i utwardź je w ogniu. Używaj jej do wy­ grzebyw ania ziemi wokół korzenia, a nie do podważania go jak widłami. Oznacza to, że będziesz musiał wykopać większych rozmiarów dół, niż zam ierzałeś na po­ czątku. Kiedy skończysz pracę, zakop dziurę i zasiej kilka nasion rośliny, którą wy­ kopałeś, lub roślin rosnących w pobliżu. Rośliny użytkowe Poniżej przedstawiam listę roślin użytkowych rosnących w strefie klimatu um iar­ kowanego w raz z przepisem , jak je preparować i wykorzystywać. Nie um ieściłem tu szczegółowych opisów poszczególnych gatunków, ale niektóre, ważniejsze z nich, są przedstawione na zdjęciach. Aby móc korzystać z tej listy, będziesz musiał przej­ rzeć ją je sz c z e raz z dobrym przewodnikiem terenowym w ręku (lub kilkom a prze­ wodnikam i) i nauczyć się rozpoznawać om ówione tu rośliny. Będzie jeszcze lepiej, jeżeli odw iedzisz ogród botaniczny, żeby d o b rz eje poznać. Gatunki w ystępujące w Polsce oznaczono gwiazdką. Agawa, Agawa am erykańska (Agave spp.). Liście agawy m ogą być rozbijane w celu uzyskania włókien na powrozy. Jeżeli odetnie się czubek ściętego liścia, m ożna z niego wydobyć wodę. N ajw ażniejsze sąjednak jadalne młode pędy kw ia­ towe tej rośliny, w yrastające z centrum rozety utworzonej przez liście. Trzeba je przed konsum pcją gotować. Tubylcy pozyskują pędy zaraz po ich wyrośnięciu, za­ nim zaczną rozwijać się na nich kwiaty. Kroją je następnie na kawałki odpowiedniej długości i duszą na parze lub pieką w piecu ziemnym, aż zam ienią się w włóknistą masę. Jest ona bardzo pożywna i słodka. Pędy agawy można również ususzyć i prze­ chow ywać potem przez dłuższy czas. Babka zw yczajna, skołojrza (Plantago maior)*. Ta pospolita, rosnąca często przy drogach roślina jest łatwym do zdobycia pokarmem , ponieważ rośnie prawie wszędzie. Umyte, surowe młode liście m ogą być składnikiem sałatki. M ożna je również gotować jak warzywa, choć na mój gust są one zbyt gorzkie. Owoce, tworzące na łodydze walcowaty kłos, przypom inający szczurzy ogon, m ożna ze­ brać i w ykorzystać jako dodatek do zup i gulaszów. Liście babki są doskonałym 86

środkiem antyseptycznym . Przyrządza się z nich napar lub zm iażdżone przykłada do zranionych miejsc jako okład. Bambus. Bambus jest łatwy do rozpoznania. W regionach o um iarkowanym kli­ macie rośnie w zw artych kępach, na porębach, a przede wszystkim nad brzegami potoków. Ta w yjątkow o użyteczna roślina w średnich szerokościach geograficz­ nych nie osiąga takich rozmiarów, jak w tropikach. Do jedzenia nadają się młode pędy, które po obfitych deszczach rozwijają się szybko i w dużej ilości. Zbieraj tylko ich delikatne końce i usuwaj z nich zabezpieczającą je włoskowatą osłonkę. Wszystkie włoski m uszą być dokładnie usunięte, działają bowiem drażniąco na nasz układ po­ karmowy. Przed spożyciem pędy trzeba dobrze ugotować. M ogą one wym agać kilkukrotnego gotow ania, zależy to jednak od gatunku bambusa i warunków, w ja ­ kich roślina rośnie. Bez czarny, dziki bez czarny, bez lekarski (Sambucus nigra)*. Dziki bez jest następną bardzo użyteczną rośliną dla ludzi starających się przetrwać w dziczy. Jako roślina pokarm ow a ma ograniczone zastosowanie: młode liście, łodygi, korze­ nie i niedojrzałe owoce są trujące. Kwiaty jednak i dojrzałe owoce nadają się do jedzenia. Kwiaty zanurza się w cieście i smaży jak racuchy. Ciasto m ożna zrobić z mąki sporządzonej z żołędzi lub kłączy pałki. Owoce zaw ierają w itam iny oraz składniki m ineralne i pom imo niewielkich rozmiarów m ogą być zbierane w dużych ilościach. Kiedy są dojrzałe, m ają obrzydliwy smak i zapach, lecz ugotow ane lub wysuszone tracą te nieprzyjem ne cechy. Szczególnie dobre są suszone, używane jako dodatek do pem ikanu i smażonych leśnych ciastek. Dziki bez jest ceniony jako roślina o wielu walorach użytkowych. Tworzy cza­ sem proste pędy nawet ponaddwumetrowej długości. Stosując odpowiednie zabiegi m ożna sprawić, że w yrosną one idealnie proste. Kiedyś doglądałem tak przez kilka lat jeden pęd, z którego potem zrobiłem dmuchawę. Pędy bzu m ają ścianki ze zw ar­ tego, twardego drew na i miękki, zwięzły rdzeń, który m ożna wypchnąć i uzyskać rurkę do picia (drewno musi być sezonowane). M ożna jej użyć również do rozdm u­ chiwania ognia. Najważniejszym chyba zastosowaniem tej rośliny jest użycie jej do wykonania ręcznego świdra do niecenia ognia. Suchy, sezonowany pęd czarnego bzu jest chyba najlepszym m ateriałem na taki świder. Świeże drewno też jest przy­ datne. Krótki, dostatecznie suchy kawałek innego drewna nadającego się do niece­ nia m ożna wetknąć w rdzeń dobrze dopasowanego pędu bzu. Jest to praktyczne, łatwiej bowiem jest znaleźć krótki kawałek odpowiedniego do niecenia drewna niż długi. Do celów leczniczych wykorzystywane są kwiaty czarnego bzu, z których sporządza się napar w ywołujący poty. B luszczyk kurdybanek (Glechoma hederacea)*. Bluszczyku nie sposób po­ mylić z pełzającym po ziem i bluszczem . Jego owoce rów nież nie przypom inają w żaden sposób ow oców bluszczu. Jest to mała roślina z kw iatam i jak lawenda, z której po w ysuszeniu m ożna parzyć m ocną ziołow ą herbatę. M łode pędy nadają się na sałatkę, a jeszcze lepiej sm akują ugotowane. Są one dobrym dodatkiem do zup i gulaszów. 87

B orówka czarna, czernica ( Vaccinium myrtillus). Nic tak nie sm akuje w upalny dzień na szlaku jak zbierane prosto z krzaka jagody. Jedyną ich w artością jednak jako źródła pokarmu dla ludzi starających się przetrwać w dziczy jest właśnie smak. M ożna z nich ugotować wspaniały, orzeźwiający kompot. Przed wypiciem powinno się go dobrze schłodzić. Wysuszone jagody m ożna dodawać do ciastek i zup. Brzoza (Betula spp.)*. Dla Indian drzewa są ludźmi, którzy zastygli w bezruchu. Każde należy do jakiegoś szczepu, każde ma swój niepowtarzalny charakter, zupeł­ nie jak człowiek. Kiedy przejm iem y ten sposób patrzenia, brzoza wyda nam się najbardziej przyjaznym spośród „stojących w miejscu ludzi”. Obdarowuje nas prze­ cież dającym ogień drewnem , pojem nikam i z kory, klejem , materiałem do budowy schronienia, sokiem, cukrem, jedzeniem, lekami i łubkami usztywniającymi złamane kończyny. Jak ju ż wspom inałem w rozdziale o wodzie, w iosną zbiera się z brzozy sok. M ożna potem zrobić z niego cukier, tak jak z soku klonu cukrowego. Kiedy brakuje innego pokarm u, gromadzi się w ew nętrzną korę brzozy, suszy ją, miele i uzyskuje w ten sposób nam iastkę mąki. Z nam oczonych młodych gałązek robi się napar, który działa łagodząco przy dolegliwościach żołądkowych. W ten sam spo­ sób m ożna rów nież wykorzystać ususzone liście brzozy. Zrolowane kawałki kory są wyśmienitymi łubkami. Buk zwyczajny (Fagus sylvatica)*, buk amerykański, buk wielkolistny (Fagus grandifolia). Młode bukowe liście połyskujące żółtoszm aragdową zielenią każdego roku są dla mnie oznaką nadejścia wiosny. Stanowią one również doskonały dodatek do leśnej sałatki i wyściółkę, w której można dusić na parze ryby. Pyszne są także kanapki z bukowymi liśćmi, ale prawdziwe bukowe żniwa zaczynają się jesienią, kie­ dy zbiera się bukowe orzeszki. Jest to najcenniejszy dar tego drzewa. Orzeszki, boga­ te w tłuszcze i białka, można jeść na surowo i po uprażeniu. Wysuszone miele się, otrzymując mąkę lub namiastkę kawy. Jedyny problem polega na tym, że w porów­ naniu z innymi orzechami wym agają one dwa razy większego nakładu pracy. B urak zw yczajny (Beta vulgaris)*. Jak to sugeruje angielska nazwa - Sea beet (burak m orski), je s t on rośliną typow ą dla wybrzeży morskich. Uważa się, że wła­ śnie od niego pochodzi czerwony (ćwikłow y) burak uprawny. Części podziem ne dzikiego buraka są bezużyteczne, ale liście gotuje się jak warzywa. Chrzan pospolity (Armoracia rusticana)*. Roślina ta na pierw szy rzut oka przy­ pom ina bardzo szczaw tępolistny, ale po lepszym jej poznaniu będziesz potrafił, na­ w et z daleka, od razu ją rozpoznać. Najszybszym sposobem jej identyfikacji jest wyciśnięcie soku z liści i łodygi. Jeśli jest to właśnie ta roślina, nie ma się co do tego w ątpliw ości, czuje się bowiem przem ożny zapach chrzanu. Tylko wielki m iłośnik chrzanu lub sm akosz, który jest zatw ardziałym sam otnikiem , dodaje jego liście do sałatki, ale warto w rzucić jeden liść lub plasterek korzenia do garnka z gulaszem. Uważaj, żeby nie przesadzić z ilością chrzanu, jego moc jest bowiem powszechnie znana. Ususzony, starty na proszek korzeń m ożna rów nież stosować pod postacią okładów jako środek antyseptyczny, ale często przykładany powoduje podrażnienia skóry objaw iające się w ystępowaniem rumienia. 88

C ibora jadalna, migdał ziem ny (Cyperus esculentus). Ten gatunek w ystępuje powszechnie w wielu miejscach świata, od stepów strefy umiarkowanej po tropi­ kalne lasy deszczowe. Bulwki tworzące się na korzeniach są odrobinę większe od dużych żołędzi. Przed konsum pcją należy usunąć z nich skórkę. Jada się je surowe lub, jeśli są wyschnięte, gotuje. M ożna je również ususzyć i zetrzeć na mąkę. Robi się z nich także orzeźwiający napój. Należy je najpierw namoczyć, a potem ugnieść w czystej wodzie. Po wyprażeniu m ożna parzyć je jak kawę (w Polsce próbowano tę roślinę upraw iać - przyp. tłum.). Cis pospolity (Taxus baccata)*. Cis jest rośliną trującą. Szczególnie silną truci­ zną sąjeg o nasiona. Świeżego drewna nie wolno używać do produkcji przyborów kuchennych i jako opału, kiedy pieczemy i gotujemy nad ogniem. Miski i łyżki z cisu nie powinny mieć kontaktu z żywnością i wodą pitną. Jego drewno jest mocne i ela­ styczne. Doskonale nadaje się ono na groty włóczni i harpunów, jest również od dawna wykorzystyw ane do produkcji łuków (roślina chroniona). C onopodium majus* (brak polskiej nazwy). Ta niepozorna roślinka z rodziny baldaszkow atychjest bez w ątpienia m oją ulubioną dziko rosnącą rośliną pokarmową. Pojawia się wczesnym latem na traw iastych łąkach i obrzeżach lasów oraz przy leśnych drogach, w m iejscach, w których prom ienie słoneczne przenikają przez korony drzew. Nas interesuje korzeń tej rośliny. Pomimo niewielkich rozmiarów części nadziem nej, można czasem znaleźć korzeń praw ie tak duży jak piłka golfo­ wa, chociaż najczęściej nie przekracza on rozmiarów laskowego orzecha. W ykopa­ nie korzenia nie jest łatw ą czynnością, prowadzi do niego cienka, słaba nitka bie­ gnąca pod kątem dziew ięćdziesięciu stopni do łodygi. Z wielką ostrożnością należy posuwać się wzdłuż łodygi, żeby nie przerwać jej i nie zgubić drogi do korzenia. Bez problem u rozpoznasz go: jest kulisty i pokryty guzkami. Kiedy się go ściśnie, spod skórki wychodzi krem ow obiałe wnętrze. Smakuje jak skrzyżowanie rzodkwi i la­ skowego orzecha. Jest cennym składnikiem sałatek. Doskonale sm akuje też suro­ wy, jedzony bez żadnych dodatków. M ożna go gotować, ale nie ma to większego sensu. W szystko, co trzeba z nim zrobić, to obrać ze skóry przed spożyciem . Cykoria podróżnik (Cichorium intybus)*. Najpowszechniej w ykorzystyw aną czę­ ścią tej rośliny jest zgrubiały korzeń, który piecze się, aż zbrązowieje, a następnie rozciera i parzy jak o nam iastkę kawy. Taka kawa jest bardzo gorzka. W Europie korzenie cykorii trzym ane są w cieple i bez dostępu światła, w ten sposób hoduje się odbarwione łodygi, które są popularnym dodatkiem do sałatek. M ożesz osiągnąć mniej więcej to samo, zbierając liście ukryte jeszcze pod pow ierzchnią ziemi. M ło­ de, delikatne liście m ożna gotować jak jarzyny. Czerem cha (Padus avium*, P. virginiana, P. serotina). Czerem cha zawiera prunasynę, cyjanow y glikozyd, który koncentruje się głównie w liściach i nasionach (jest on szczególnie silny w lata suche i u czeremchy amerykańskiej). Z tego powo­ du owoce powinny być pozbawiane pestek i lepiej jest gotować je przed spożyciem. Są one zresztą u większości gatunków zbyt gorzkie, żeby można je było jeść na surowo. Zw ykle suszę je i dodaję do pemikanu. 89

C zosnaczek pospolity (Aliiaria petiolata)*. Jest to roślina o zdecydow anym , ostrym smaku. Kilka liści dodanych do leśnej sałatki daje niezły efekt. Zgniecione liście pachną mocno czosnkiem. Sporządzony z nich sok lub w ywar można przykła­ dać do skaleczeń i wolno gojących się ran. C zosnek niedźwiedzi, czosnek (Allium ursinum*, A. spp.). Są to rośliny wy­ dzielające bardzo intensywny zapach. Często on sam doprowadzi nas do tych przed­ stawicieli rodziny czosnkowatych. Młode, delikatne liście można gotować jak jarzy­ ny lub dodawać do sałatek. Pęd kwiatostanowy jest doskonalą nam iastką szczy­ piorku. Cebulki czosnku są dobrym dodatkiem do gulaszów. Dąb (Quercus spp.)*. Poza drewnem , o którego tw ardości krążą legendy, dąb dostarcza nam jedne z najważniejszych leśnych „ow oców” - niepozorne żołędzie. Jedyny związany z nimi problem polega na tym, że z powodu dużej zawartości tani­ ny są one wyjątkow o gorzkie. Istnieje kilka sposobów na pozbycie się tej goryczy: m ożna na przykład zakopać je na zimę lub umieścić w koszu, który przez kilka dni pozostaw im y w wartko płynącym strumieniu. Sposób, który wydaje mi się najbar­ dziej efektywny, polega na wyłuskaniu żołędzi, rozkruszeniu ich (ale na niezbyt drobne kaw ałki) i um ieszczeniu uzyskanej m asy w jakiejś uszytej z naturalnego m ateriału części garderoby (na przykład w bawełnianym T-shircie, który zastępuje m uślino­ wy worek do gotowania). Zaw iązujem y ten „w orek” i gotujem y w raz z zaw arto­ ścią, zmieniając wodę do czasu, aż przestanie się ona zabarwiać na brązowo. Z otrzy­ manej papki m ożna albo od razu ugotować pożywny kleik, albo wysuszyć i zemleć na wysokiej jakości mąkę. Żołędzie m ożna rów nież prażyć i parzyć z nich potem nam iastkę kawy. Dzięgiel leśny (Angelica sylvestris)*. Jest on jednym z przedstaw icieli licznej rodziny baldaszkowatych. Rośliny należące do tej rodziny można rozpoznać po przy­ pom inających kształtem parasol kwiatostanach, łodydze jak u selera i liściach po­ dobnych do liści pietruszki. Do rodziny tej należąjedne z najbardziej trujących roślin (patrz Rośliny trujące). Trzeba bardzo uważnie oznaczać tę roślinę. Rośnie ona w pobliżu wody i na obszarach podm okłych. Jej białe kwiaty zebrane są w duże kuliste kwiatostany. Łodyga jest prążkowana, pokryta białawym i włoskam i. Naj­ w ażniejszą cechą diagnostyczną są silnie rozdęte pochwy u nasady ogonków gór­ nych liści. Gotuj, zmieniając kilka razy wodę, obraną ze skórki łodygę i młode, mięk­ kie korzenie, które stanow ią dobry dodatek do leśnego gulaszu. Fiołek ( Viola spp.)*. Bogate w witaminy różne gatunki fiołków są następną grupą użytecznych, jadalnych roślin. Młode liście m ogąbyćjednym ze składników sałatki albo ugotowane znaleźć się w zupach, gulaszach lub być podane jako jarzyna. Po ususzeniu m ożna rów nież parzyć z nich herbatkę. Z fiołków robi się napary, a ich liście są skutecznym lekiem na owrzodzenia jam y ustnej i stany zapalne gardła. Głóg (Crataegus spp.)*. Głóg jest bardzo użytecznym drzewem. Jego drewno jest zwięzłe i tw arde, ale kruche, więc mało odporne na naprężenia i uderzenia. Jest ono łatwe w obróbce i można robić z niego narzędzia (kiedy nie jest potrzebne drewno tak m ocne, jak jesion). Ma ono również piękny ciem nożółty kolor, który w czasie 90

sezonow ania drewna przem ienia się w pomarańczowy. Głóg wytwarza liczne cier­ nie, które doskonale nadają się do produkcji haczyków na ryby. Gdy roślina rośnie, dolne ciernie obum ierają i stają się kruche. Są one świetnym materiałem na rozpał­ kę. Te kruche, cierniste gałązki były kiedyś nazywane „patyczkami druciarzy”, w ła­ śnie bowiem druciarze, Cyganie i inni wędrowcy używali ich do rozpalania ognisk. Patyczki druciarzy, osłonięte gęstą koroną starego głogu, pozostają suche nawet po największej ulewie. To odporne drzewo, które spotkam y w wielu miejscach, dostarcza rów nież po­ karmu. Najdelikatniejsze, pojawiające się wiosną młode listki dodaje się do sałatek. Owoce po usunięciu z nich przypom inających pestki kom ór nasiennych m ożna do­ dawać do pem ikanu, chociaż w sm aku są raczej mdłe. Głogowe zarośla są dosko­ nałym m iejscem do zakładania pułapek, wiele bowiem drobnych ssaków przebywa pod osłoną ciernistych gałęzi i zam ieszkuje w ykopane tam nory. G rążele (Nuphar spp.)*. Grążele są w sytuacjach aw aryjnych doskonałym źró­ dłem pokarmu. Potężne kłącza m ożna gotować jak ziem niaki. Trzeba jednak przy tym cztery lub pięć razy zm ieniać wodę. Nie jest to moje ulubione danie. Wydaje się, że nie ma sposobu na skuteczne pozbycie się intensywnego zapachu stojącej wody, w której rośliny rosły. N asiona m ożna zbierać, suszyć i przerabiać na mąkę (roślina chroniona). G rzybienie (Nymphaea spp.)*. Grzybienie są również znakom itym źródłem po­ karmu, m oże naw et trochę lepszym niż spokrewnione z nimi grążele. Nasiona m oż­ na wykorzystywać w sposób opisany powyżej. Młode rozwijające się liście i główki kwiatowe m ożna dusić na parze, ale najlepsze są wyrastające z kłączy bulwy, które wyciąga się z mułu i gotuje jak ziemniaki (roślina chroniona). G wiazdnica pospolita (Stellaria media)*. Gwiazdnica może być jednym ze skład­ ników sałatki, nadaje się również do gotowania na jarzynę. Zaw iera jednak saponi­ ny, więc nie powinno się jej jeść w nadm iernych ilościach. Duża zawartość saponin sprawia, że m ożna jej używ ać zam iast m ydła (patrz M ydlnica lekarska). Jabłoń dzika, płonka, (Malus sylvestris)*, amerykańska jabłoń dzika (Malus spp ). Są to m iniaturow i przodkowie współcześnie hodowanych odm ian, ich owoce są jednak zw ykle zbyt kwaśne, żeby m ożna je było jeść surowe. N adają się one nato­ miast do pieczenia lub gotowania z nich musu, który odgrywa potem rolę cukru, dodaw any do innych potraw. Przed gotowaniem należy wykroić w szystkie zepsute i robaczyw e fragmenty. Jeżeli m asz mąkę, m ożesz upiec placki z jabłkam i. U w a­ żam, że doskonale sm akuje duszona dziczyzna faszerow ana jabłkam i. Należy za­ wsze usuwać z jab łek pestki, poniew aż zaw ierają one kwas pruski. Zw ykle nie stanowi to żadnego problem u, ale w sytuacji, kiedy walczysz o przetrw anie, może się zdarzyć, że z powodu braku innego pokarmu zjesz w iększą liczbę jabłek i wtedy m oże to być niebezpieczne. Jałow iec (Juniperus spp.)*. W Brytanii jałow iec uważany był za roślinę m agicz­ ną. W ierzono, że powieszony nad drzwiami, a następnie użyty jako kadzidło, wypę­ dza z domu złe duchy i demony. Pojawienie się jałow ca w snach m iało głębokie 91

znaczenie, którego interpretacja zależała od charakteru sennego marzenia. Jest to pospolity krzew (rzadziej drzewo) rosnący przede wszystkim na glebach suchych. Kiedy walczymy o przetrwanie, jałowiec może nam dostarczyć wielu użytecznych rzeczy: jego drewno nadaje się do niecenia ognia przez pocieranie, kora jest doskonałą hubką, formy drzewiaste zaś są dobrym surowcem na łęczyska łuków. Najwspanial­ sze jałow ce, jakie kiedykolwiek widziałem, porastały spalone słońcem wierzchołki wzgórz w Nowym Meksyku. Nawet teraz, kiedy rozpalam ogień używając świdra ogniowego wykonanego z jałow ca, charakterystyczny, słodkawy zapach dymu spra­ wia, że powracam w myślach do tamtych stron. Na pokarm nadają się jagody i w e­ wnętrzna korajałowca. Wewnętrzna kora jest biała i włóknista; można jąsuszyć i ucierać otrzymując coś w rodzaju mąki. Dojrzałe, niebieskie jagody są tradycyjną przyprawą dodaw aną do dziczyzny. Mogą być one wcierane w mięso przeznaczone na pieczeń lub rozcinane na pół, suszone na słońcu, a następnie mielone i stosowane jako do­ mieszka do różnych rodzajów mąki lub jako przyprawa do zup i gulaszów. Dobrze wysuszone drewno jałow ca użyte do wędzenia mięsa przekazuje mu swój aromat. Jesion (Fraxinus spp.)*. Siuksow ie nazyw ają go „drzew o-broń” lub „pradawne drzew o” . Obie nazwy dobrze oddają jego niezwykłość. Jesion ma drewno o rów­ nych słojach, giętkie i mocne. Jest ono wyjątkowo odporne na uderzenia. Nadaje się na łęczyska łuków, włócznie, maczugi i drewniane miski. Cienkie strużyny drewna są elastyczne i mocne, a pierścienie rocznego przyrostu można od siebie oddzielać m ocząc je i ostukując. Otrzym uje się w ten sposób doskonały m ateriał do w yplata­ nia koszy. Kiedy brakuje innego pokarmu, można jeść nasiona tego drzewa. Liście przykłada się do zainfekow anych ran. Jeżogłów ka (Sparganium euricarpum , Sparganium erectum)*. Roślina ta, któ­ rej trudno nie rozpoznać, rośnie między oczeretami i pałkami wodnym i w strefie przybrzeżnej zbiorników wodnych i na moczarach. Bulwy w ykorzystuje się do ce­ lów kulinarnych w ten sam sposób co kłącza oczeretu. Jeżyna (Rubus spp.)*. Poza tym, że ma jadalne owoce, m ożna z jej ususzonych liści parzyć w yśm ienitą nam iastkę herbaty. Napar z liści stosuje się przy leczeniu dolegliwości żołądkowych i kaszlu. Łodygi jeżyn można rozbijać i rozszczepiać, żeby wydobyć ich zw ięzły rdzeń, z którego mocnych włókien plecie się powrozy. Juka ( Yucca aloifolia). Juka to roślina typowa dla suchych i pustynnych rejonów. Jej liście z ostrym czubkiem przypom inają kształtem klingi sztyletów. Jest to wyjąt­ kowo użyteczna roślina. Świeże liście łamane i rozgniatane w wodzie używane są przez wędrowców zamiast mydła. Z włókien liści plecie się mocne powrozy. Przede wszystkim jednak juka dostarcza pożywienia. W oskowate kwiaty zjada się surowe w sałatkach, soczyste owoce zaś dusi się. N ależy je przedtem przekroić wzdłuż, usunąć włókno i nasiona, a pozostałe części udusić na parze. K asztanow iec zw yczajn y, kasztanow iec krw isty (A esculus spp.)*. Drzewo o twardym, odpornym na próchnienie drewnie, które jest dobrym paliwem oraz ma­ teriałem na piękne miski i pojemniki. Owoce są trujące, ale z wykonanych z drew ­ na przyborów kuchennych m ożna bezpiecznie korzystać. 92

Klon jaw or, jaw or (Acer pseudoplatanus)*. Drewno jaw oru nadaje się do niece­ nia ognia przez pocieranie i w ykonywania narzędzi. Podobnie jak z brzozy i klonu można zbierać z niego sok. Sok ten zawiera m niejszą ilość cukru niż sok wym ienio­ nych drzew, ale na obszarach, na których wody powierzchniowe są silnie zanie­ czyszczone m oże zastąpić wodę do picia i celów kulinarnych. K om osa biała, lebioda (Chenopodium album)*. Komosy są najbardziej w arto­ ściowymi dziko rosnącym i w arzywam i, jakie człow iek starający się przetrwać na łonie przyrody może napotkać. Inne podobne gatunki to kom osa czerwonawa, ko­ mosa strzałkow ata i ło b o d y - rozłożysta i oszczepowata. Nasiona tych roślin mogą być stosow ane jako przypraw y do zup lub gotowane na wodzie na pożyw ne kleiki, a nawet ucierane na mąkę. Podstawowym jednak sposobem w ykorzystania tych dzikich warzyw jest gotowanie, a jeszcze lepiej duszenie ich części zielonych. Jeżeli dysponujesz jakąś mąką, to spróbuj zm ieszać ją z uduszoną, trochę odsączoną i po­ krojoną w kostkę kom osą i upiec na rozgrzanym kam ieniu sm akowite bułeczki. K om osa czerw onaw a (Chenopodium rubrum)*. W ykorzystuje się ją tak samo jak kom osę białą. K om osa strzałkow ata (C henopodium bonus-henricus)*. W ykorzystuje się ją tak samo jak kom osę białą. K rw aw nik pospolity (Achillea m illefolium )*. Jest to roślina lecznicza o bardzo silnym działaniu, tak silnym, że trzeba być człowiekiem pozbawionym rozsądku, żeby w ykorzystyw ać ją ja k o roślinę pokarm ową. Pod żadnym pozorem nie pow in­ ny jej używ ać kobiety ciężarne. Znana na całym świecie od starożytnej Grecji po Am erykę Północną, była tradycyjnie używana do leczenia ran, zarówno jako hemostat, czyli środek przeciwkrwo toczny, jak również jako środek antyseptyczny zapo­ biegający infekcji. Podana pod postacią mocnego naparu wywołuje poty, m oże je d ­ nak spow odow ać w iększą w rażliw ość skóry na działanie prom ieni słonecznych. Kiedy naczytałem się o je j właściw ościach, postanowiłem w ypróbow ać ten cu­ downy lek na sobie. Wybrałem krwawniki, które rosnąc w śród wysokich traw osią­ gnęły w w yścigu do słońca pokaźne rozmiary. Ususzyłem w cieniu łodygi i liście, które następnie roztarłem na proszek. Tak jak to opisałem w pierw szym rozdziale, zostałem zm uszony do użycia krwawnika przy opatrywaniu fatalnej rany, którą od­ niosłem , i stw ierdzam , że zadziałał doskonale. Proszek, którym posypałem skale­ czenie, w chłonął krew i przylgnął ściśle do zranienia tworząc sztuczny strup, pra­ wie natychm iast pow strzym ujący krwawienie. Kiedy tylko powróciłem do obozu i m ogłem skorzystać z apteczki, zerwałem strup, żeby oczyścić ranę. Nie rozpadł się, jak się spodziew ałem , ale w całości odszedł od ciała, tworząc jakby odlew ska­ leczonego miejsca. Rana była czysta i zaczęła się ju ż goić. Przypuszczam, że w prze­ szłości pozostaw iano takie strupy aż do zagojenia. Przemyłem zranienie mocnym naparem z krw aw nika, konsekw entnie zastępując nim konw encjonalne środki de­ zynfekcyjne, co nie przyniosło żadnych ujem nych skutków. Mam pełne zaufanie do w spółczesnych środków opatrunkow ych, ale jestem przekonany, że krwawnikowy strup spełniłby sw oje zadanie. To nie był naukow y eksperym ent i nie sugeruję, że­ 93

byś zam iast nowoczesnych lekarstw stosował wyłącznie zioła, ale jeśli nie będziesz miał innego wyboru, krwawnik wydaje się być skutecznym środkiem zastępczym . Kuklik pospolity, benedykt (Geum urbanum)*. Kuklik jest niepozornie w yglą­ dającą rośliną rosnącą w cieniu przydrożnych drzew. Kiedy byłem dzieckiem, przez długi czas fascynował mnie i nie było dla mnie zaskoczeniem , kiedy dowiedziałem się o jego leczniczych właściwościach. W ludowych opowieściach jest on siedzibą złych duchów, tak jak większość roślin mających podobnie jak on właściwości bak­ teriobójcze. Świeże, kwitnące ziele lub ususzony i sproszkowany korzeń są stoso­ wane pod postacią naparu przy opatrywaniu skaleczeń, owrzodzeń i otarć. Słaby napar (1 łyżeczka na szklankę wody) był kiedyś podawany przy rozstrojach żołądka i biegunkach. Odradzam jednak samodzielne stosowanie ziołowych leków podawa­ nych doustnie bez uprzedniego skonsultowania tego z lekarzem. Korzenie kuklika, kiedy się je zgniecie lub przełamie, wydzielają zapach goździków i m ogą zastąpić tę przyprawę. Kuklik był kiedyś stosowany zamiast chininy. Leszczyna (Corylus avellana spp.)*. Krzew (rzadziej drzewo) leszczyny rośnie szybko, wytwarzając proste pędy rosnące blisko siebie. W miejscu uciętego czysto, tuż przy ziemi, pędu wyrasta od dwóch do kilku nowych. W południowo-zachodniej części Brytanii można znaleźć kępy leszczyny, które m ająponad metr średnicy. Świad­ czy to o wycinaniu od wielu lat pędów i pobudzaniu w ten sposób rośliny do wypusz­ czania nowych. Jest to jeden z bardziej użytecznych krzewów, jakie może napotkać osoba starająca się przetrwać w dziczy. Jej proste pędy w oczywisty sposób nadają się na strzały. Używali ich do tego celu kalifornijscy Indianie. Po rozszczepieniu pędy m ogą być używane do robót wikliniarskich i wykonywania plecionych ogrodzeń. Są świetnym materiałem na rożny i szczypce do przenoszenia gorących kamieni. Można łatwo wyginać je w obręcze, po wyschnięciu bowiem zachowują nadany im kształt. Jesieniąna krzakach leszczyny pojawiają się orzechy, z których można robić zapasy lub zjadać, nim dojrzeją w pełni i opadną na ziemię. Laskowe orzechy miele się rów­ nież na mąkę. Jako lekarstwa używa się liści i kory, z których sporządza się wywar stosowany przy opatrywaniu wolno gojących się ran. Lipa*, lipa am erykańska (Tilia spp.). Zew nętrzna kora tych drzew nadaje się na poszycie dachów, a z ich łyka można pleść doskonałe powrozy. Drewno używane jest do niecenia ognia przez pocieranie z użyciem świdra i piły ogniowej. Z kwiatów sporządza się zim ny napar stosowany do uśm ierzania bólów głowy. Lucerna siewna (M edicago sativa)*. Ta wyjątkowo pożywna roślina jest bardzo bogata w witam iny A, D i K. Umyta może być jednym ze składników leśnej sałatki. Innym rozwiązaniem jest użycie jej po wysuszeniu jako domieszki do herbatek zio­ łowych. Nie jest na tyle sm aczna, żeby parzyć ją samą, więc próbuj m ieszać lucer­ nę z herbatką z owoców dzikiej róży. Łoboda rozłożysta (Atriplex patulum)*, łoboda oszczepowata (Atriple.x hastatum)*. W ykorzystuje się ją tak samo jak kom osę białą. Łopian (Arctium lappa, Arctium minus)*. W warunkach walki o przetrw anie ło­ pian jest w ażną rośliną jadalną. Jego młode delikatne liście zaw ierają wiele witamin 94

i m ożna gotować je jako jarzynę liściową. Lecz najw ażniejszy jest wielki, bogaty w węglow odany korzeń. Ponieważ łopian jest rośliną dwuletnią, tyle czasu potrze­ ba, żeby dopełnił się jeg o cykl życiowy. W pierw szym roku wytwarza on tuż przy ziemi m ałą kępkę liści. U m ożliw iają mu one czerpanie energii z prom ieni słonecz­ nych, która jest przetw arzana przez roślinę na skrobię i cukier grom adzone w ko­ rzeniu. W drugim roku w ykorzystuje ona tę zgrom adzoną energię do w ytworzenia pędu kwiatowego wysokości od 1 do 1,8 m. Bogaty w substancje energetyczne, jednoroczny korzeń jest nie lada gratką dla człow ieka walczącego o przetrwanie. Ponieważ w rasta on głęboko w podłoże, nie jest łatwo w ydobyć go z ziemi. Przed użyciem należy zedrzeć z niego grubą skórkę, a potem długo dusić go na parze lub gotować kilka razy zm ieniając wodę, aż przestanie być twardy i łykowaty. M ożna go też sm ażyć, ale uważam , że najlepiej jest dodać go do zupy lub gulaszu. Ogrom ­ ne, szerokie liście m ogą zastąpić bandaż przytrzym ujący opatrunek. M ożna z nich zrobić nawet czerpak do wody lub kapelusz chroniący przed słońcem . Z fragm en­ tów w ysuszonej łodygi m ożna wykonać ręczny świder ogniowy. M alina w łaściw a {Rubus idaeus)*. Ten najsm aczniejszy leśny owoc nie wym aga dłuższego om ówienia. Warto tylko wspomnieć, że poza owocam i, które m ożna jeść surowe i pod postacią rozm aitych przetworów, do w ykorzystania nadają się rów ­ nież liście, z których po ususzeniu parzy się herbatki. Leśna herbata ze zm iesza­ nych liści jeżyn i m alin jest po prostu wyborna! M archew zw yczajna (Daucus carota)*. Przedstawicielka rodziny baldaszkowatych, do której należy kilka wyjątkow o trujących gatunków. Trzeba z dużą ostroż­ nością oznaczać tę roślinę, chociaż ma ona rzucającą się w oczy cechę, która um oż­ liwia jej szybką identyfikację. W centrum baldachu z białych kwiatów znajduje się jeden purpurowy. Jest to nieom ylny znak, że mamy do czynienia z w łaściw ą rośli­ n ą 1. Jadalny korzeń kremowej barwy jest o wiele mniejszy niż u odm iany uprawnej. Dzikie marchewki najlepiej wkroić do gulaszu. M ącznica lekarska, kinnikinik (Arctostaphylos uva-ursi)*, m ącznica alpej­ ska (A. alpinus). M ącznica lekarska występuje od niżu po wysokie góry, m ącznica alpejska zaś, jak wskazuje jej nazwa, tylko w górach. Jagody tych roślin m ożna przyrządzać na różne sposoby. Surowe są raczej trudne do przełknięcia. Ususzone liście to słynny kinnikinik północnoamerykańskich Indian, uwielbiany przez nich skład­ nik tytoniowych mieszanek. M niszek pospolity (Taraxacum officiate)*. Z m edycznego punktu widzenia nie­ pozorny mniszek pospolity, zwany również mniszkiem lekarskim, jest bardzo warto­ ściow ą rośliną, głównie z powodu jego łagodzącego działania na układ trawienny. Pobudza również łaknienie i z tego względu jest ważnym elementem każdego w ięk­ szego leśnego posiłku. Zaw iera w itam iny A, B i C. W szystkie jego części sąjadalne. Liście jada się surowe lub gotuje, podobnie jak korzeń. Korzeń dorodnego mniszka może osiągnąć rozm iary palca dorosłego człowieka. Roślina ta najczęściej używa1 N ie s te ty , c e c h a ta n ie w y s tę p u je z a w s z e (p rz y p . tiu m .).

95

na jest do sporządzania namiastki kawy. Robi się to prażąc korzeń i ucierając go potem na proszek. M ydlnica lekarska (Saponaria officinalis)*. Jest to roślina trująca, a mimo to bardzo użyteczna, zastępuje bowiem mydło. Liście i łodygi ugniata się w wodzie, uzyskując środek czyszczący o wyjątkowej skuteczności. Żadne ze znanych mi mydeł nie czyni skóry tak czystą i jedw abistąjak ten naturalny środek zastępczy. N aw łoć (Solidado virga-aurea* , S. odora). Po zalaniu gorącą w odą ususzo­ nych liści tej rośliny otrzym uje się herbatkę zbliżoną w smaku do lukrecjow cj. Z kwiatostanów m ożna sporządzić napar stosowany przy leczeniu skaleczeń, otarć oraz oparzeń. Niecierpek (Impatiens capensis. I. pa Uida)*. Sok z tej rośliny jest jednym z tra­ dycyjnych leków stosowanych do leczenia wysypki występującej przy zatruciu or­ ganizm u toksynam i sum aka jadow itego. Jak dotąd nie miałem okazji sprawdzić na własnej skórze, czy lek ten jest skuteczny. Można stosować go również przy popa­ rzeniu liśćmi pokrzywy. Młode pędy gotuje się kilka razy, zm ieniając za każdym razem wodę, którą po użyciu należy wylewać. O bione portulakopodobna (Halimione portulacoides). To jeszcze jedna rośli­ na, która upodobała sobie solniskow e nadm orskie obszary podm okłe. Obione tw o­ rzy krzaczaste kępy. do których zazwyczaj m ożna dotrzeć tylko brodząc w wodzie. W ymocz rośliny dokładnie, a potem gotuj w małej ilości wody. Jeżeli potrawa jest zbyt słona, zmieniaj kilka razy wodę. O czeret (Scirpus spp.)*. Roślina ta, w sławiona epizodem opisanym w Starym Testam encie (nie mylić z Typha spp.). dostarczała ludziom pokarmu na długo, nim została napisana Biblia. Końcówki kłączy są bogate w cukier i skrobię. M ożna je albo suszyć i mleć na mąkę, albo jeść upieczone. Zwykle, żeby nadawały się do jedzenia, trzeba je piec około trzech godzin, ale i tak nie sm akująjak ziemniaki (mają charakterystyczny smak korzeni). Jadalne są również młode pędy i rdzeń dolnej części łodygi. Pomimo że nadają się d o jed zen ia na surowo, ja zawsze wolę goto­ wać je, a jeszcze bardziej dusić. Oczeret wytwarza takie ilości pyłku i nasion, że warto poświęcić czas i siły na ich zbiór. Z pyłku, który jest bardzo pożywny, można gotować kleik lub uszlachetnić nim mąkę. Olsza czarna (Alnus glutinosa)*. Olsza ma jasne, m iękkie drewno, które można łatwo obrabiać, ale jej największą zaletą jest to, że leczy dolegliwości żołądkowe. W tym celu stosuje się napar z jej kory. O puncja (Opuntia spp.). Pomimo broniących dostępu do niej ostrych cierni opuncja jest bogatym źródłem pokarmu. Jajowate owoce, które pojaw iają się na szczy­ tach poduszeczkowatych krótkopędów. można jeść po odcięciu wierzchołka i obra­ niu ich z zew nętrznej, pokrytej cierniam i skórki. Wypełnione nasionam i wnętrze owocu nadaje się w całości dojedzenia, ale można też wydobyć nasiona, ususzyć je i zem leć na mąkę. Poduszeczkowate pędy są rów nież jadalne. Usuń z nich ciernie i obierz je ze skórki, następnie pokrój w cienkie paseczki. Można je jeść surowe, gotowane, ale najlepsze są smażone. 96

Dzika jabłoń. pionka

M arche» zw yczajna

Kuklik pospolity

Palka szcrokolistna

Jeżyny

Rumianek

ł.opian

Czereśnia

Podbiał pospolity

Rdcst ostrokończysty

Jasnota purpurowa

R /c /u ch a łąkowa

G łóg

ś ,a /

I esze/y n a

Conopodium m ąjus

pr ¡t:*

fr*

Opuncia

C. nutju s - bulw iasty korzeń

Jukka

Poziom ka pospolita

Czosnek niedźwiedzi

Ostrożeń

Malina

Fiołek

Ow oce d /ikicj róży

Szczaw ik zajęczy

Krwawnik pospolity

M orszczyn pęchcrzykowaty

U cho bzowe

Polów ryb przy użyciu ościenia nie jest niczym trudnym W ym aga jednak cierpliw ości, szczególnie na początku. Zanim nie opanujesz naprawdę dobrze tej techniki, nieraz zdarzy ci się zlantać oścień. Na rzekach o skalistym dnie używaj trójzębu (u góry na malej fotografii), który, gdy chw ytam y nim rybę. nic powinien dotknąć dna. Na rzekach o mulistym lub piaszczystym dnie używ aj harpuna tu dołu), którym pow inieneś przyszpilić zdobycz, do podłoża.

l.cjkow iec dęty

Poniżej: Różne typy w ykonanych i używ anych przez autora haczyków na ryby.

Żólciak siarkowy Żagiew luskowata

C zem idlak kolpakowaty Purchaw ka chropow ata

Kiedy ju / um iesz sobie radzić, pokonyw anie trudności daje ci dużo zadowolenia. Zw róć uwagę na dobrze skonstruowany szałas wyposażony w w ygodne koje / wysoką ścianką i na rybę piekącą się nad ogniem.

Użycie ręcznego świdra do niecenia ognia. Zwróć uwagę na żarzący się pył zebrany w w ycięciu podstaw y na podkładce / kory. która zabezpiecza zar przed kontaktem / podłożem.

Niecenie ognia przy użyciu krzesiwa, krzem ienia i puchu w ierzbów ki ki przy cy .

( M roźnie umieść dymiący żar w gnieździć z postrzępionej na cienkie włókna hubki

Hubki: (XI dołu. od lew ej - puch pow ojnika, puch pałki N /ero k o listn cj. puch o stu , ko ra p o w o jn ik a , dębow e łyko. kora lałowea. koni suchodrzewu. kora czereśni, ptasie gniazdo, kora brzozy, sucha trawa, ptasie gniazdo.

Ryby. których nie spożytkujesz od razu. ususz i zachowaj na później. Czareezki i pobr/cżki podane na półmisku z wodorostów, C hoćbyś się znalazł nawet setki mil od cyw ilizow anego św iata, nie rezygnuj z estetyki. T o bardzo ważny czynnik, wpływający korzystnie na twoje sam opoczucie.

/.u len zapach unoszący się w obozie nie jest tak wspaniały. I.ik aromat św ieżo upieczonego chleba.

Użycie pługa ogniowego. Delikatnie dm uchając staraj się rozniecić zar: próbuj zwiększyć ilość w ydobyw ającego się / hubki dym u, aż... .zajmie się ona ogniem.

C hleb i pałka szcrokolistna - prosty w iosenny posiłek.

C udow na chw ila, kiedy po raz pierwszy udało ci się rozniecić ogień pocierając o siebie dw a kawałki drewna.

\

Postaraj się wypatrzyć o ko królika B ad/ czujny!

Krzemienne groty strzał, drapacze i pila. kościane szydło i dw ie kościane igły.

T rop królika

K rzemienna siekiera w działaniu.

Szałasy wieloosobowe. A utor pośród puszczańskiej natury.

Jednoosobow y szałas dający osłonę ze w szystkich stron. D obrze zrobione wejście do szałasu.

Powyżej: Skręcanie liny z kory powojnika.

W ydobyw anie gliny z podłoża.

W ysuszona i roz.krusz.ona glina jest mieszana z materiałem schudzającym i wodą.

W ydobyta glina w stanie surowym.

G otow a do użycia glina połączona z materiałem schudzającym

Sproszkow ana glina i materiał schudzający.

M odelowanie kształtu glinianej miski w drewnianej formie

W yprażony i rozkruszony piaskowiec przygotowany do użycia jako m ateria! schudzający.

Lepienie naczynia z wałeczków.

I\) lewej: Wyplatanie kos/a do przenoszenia ciężkich ładunków

W platanie nowych włókien.

Powyżej: Kosze / kory czereśni. Po lewej: W ypalanie drew nianej miski. Żłobienie zagłębienia w drew nianej misce przy użyciu w ygięte­ go noża.

Powyżej: Zeskrobyw anic l/w skóry właściw ej / nic w ypraw io­ nej jeszcze skóry. Po lewej Luk. buty / jeleniej skóry i kołczan. Poniżej: Po w ygarbowaniu skóry rozczynem / m ózgu poddaje się ja procesow i groszkow ania, kfóry nadaje jej miękkość.

Orzech ziem ny (Apios americana). Rosnący pośród gęstej roślinności, przede wszystkim nad potokami i brzegami rzek. orzech ziem ny był jednym z podstaw o­ wych źródeł pokarm u, po które w czasach, kiedy rozpoczynała się historia Stanów Zjednoczonych, sięgali w nagłej potrzebie ludzie lasu. W trakcie słynnego rajdu do St. Francis2, dokonanego podczas wojny kolonii brytyjskich z Francuzami i Indiana­ m i' przez rangersów4 Roberta Rogersa5, właśnie orzechy ziemne i korzenie lilii były owym „nędznym pożyw ieniem ” ofiarowanym tym ludziom przez dziką przyrodę, kiedy stwierdzili, że oddział ratunkowy, który mieli napotkać, wycofał się śpiesznie do bazy, pozostaw iając tylko ślady po ognisku. Bulwy o rozmiarach kasztanów w yrastają na całej długości nitkowatego korzenia. Można je jeść surowe, ale lepsze są gotow ane albo dodane do gulaszu. O strożeń (Cirsium spp.)*. Pomimo groźnych, pokrytych kolcami liści i kolczastej łodygi ostrożeń jest w sytuacjach aw aryjnych ważnym źródłem żywności: młode delikatne pędy m ożna po zdarciu z nich skórki jeść na surowo, m łode liście zaś gotuje się na jarzynę (w trakcie gotowania tracą kolce). Podobnie jak łopian, ostro­ żeń jest rośliną dwuletnią. Korzeń jednorocznej rośliny po zdjęciu z niego skóry można jeść surowy, ale lepiej dodać go do gulaszu. Najbardziej oryginalnym rodza­ jem pokarmu, jaki oferuje nam ostrożeń, jest dno kwiatowe ostrożenia lancetowate­ go (Cirsium vulgare)*. Kiedy otworzymy koszyczek kwiatowy, na jeg o dole znaj­ dziemy kremowobiałe dno koszyczka, które szybko traci tę barwę w kontakcie z po­ w ietrzem . Ten praw dziw y sm akołyk ma pyszny orzechowy smak. Pałka szerokolistna (Typha latifolia)*. Pałka jest jedną z ważniejszych, jeśli nie najw ażniejszą rośliną pom ocną człow iekowi walczącem u o przetrwanie. Dostar-

Prawdziwy człow iek lasu czuje się w puszczy jak w domu.

2 R a jd ra n g e rs ó w d o w o d z o n y c h p rz e z m a jo ra R o b e rta R o g e rsa , p r z e p ro w a d z o n y w 1759 ro k u . k tó re g o e fe k te m b y to p ra w ie d o s z c z ę tn e u n ic e s tw ie n ie w io sk i In d ian P e n o b sc o t (g łó w n e g o sz c z e p u k o n fe d e ra c ji A b e n a k i) w a lc z ą c y c h p o s tro n ic F ra n cu zó w . W io sk a ta z n a jd o w a ła s ię w o s a d z ie m is y j­ nej S a in t F ra n c o is d c S a le s (S a in t F ra n c is) n a ó w c z e sn y m te ry to riu m Q u e b e k u (o b e c n ie w p ó łn o c n e j c z ę ś c i sta n u M a in e ) (p rz y p . tłu m .). J C h o d z i o tzw . w o jn ę z F ra n cu zam i i In d ian am i to c z o n ą p rz e z B ry ty jc z y k ó w w latach 1 7 5 5 -1 7 6 3 . B y ła o n a a m e r y k a ń s k ą fa z ą w o jn y d z ie w ię c io le tn ie j ( 1 7 5 4 -1 7 6 3 ) . ( E u ro p e js k ą fa z ą w o jn y d z ie w ię ­ c io le tn ie j b y ła w o jn a sie d m io le tn ia ( 1 7 5 6 -1 7 6 3 ) . W w o jn ie z F ra n c u z a m i i In d ian am i In d ia n ie w a l­ c z y li r ó w n ie ż p o s tro n ie B ry ty jc z y k ó w . W c z a s ie trw a n ia tej w o jn y p o w s ta ły p ie rw sz e o d d z ia ły ra n g e rsó w (p rz y p . tłu m .).

‘ M ia n em r a n g e rs ó w o k re ś la się w S ta n a c h Z je d n o c z o n y c h sp e c ja ln ie sz k o lo n y c h ż o łn ie rz y , k tó ­ rzy d z ia ia ją c w m a ły c h g r u p a c h m a ją d o k o n y w a ć b ły s k a w ic z n y c h n ie s p o d z ie w a n y c h ra jd ó w na te ry to riu m n ie p r z y ja c ie la . N a z w y ra n g e r u ż y w a s ię r ó w n ie ż w o d n ie s ie n iu d o c z ło n k a o d d z ia łu p o lic ji sta n o w e j s ta n u T e x a s, stra ż n ik a p a rk u n a ro d o w e g o i s tra ż n ik a le śn eg o . R a n g c rin g to m ilita rn a o d m ia n a su rv iv a lu . P ie rw sz e o d d z ia ły ra n g e rsó w z o s ta ły u tw o rz o n e p rz e z B ry ty jc z y k ó w n a p o ­ c z ą tk u w o jn y z F ra n c u z a m i i In d ian am i. S k ła d a ły się o n e z d o św ia d c z o n y c h lu d zi lasu i tro p ic ie li, k tó rz y p rz e m ie rz a li lasy w a k c ja c h z w ia d o w c z y c h , p ro w a d z ili d z ia ła n ia o sło n o w e , z a c z e p n e i d y ­ w e rs y jn e (p rz y p . tłu m .). ! R o b e rt R o g e rs (7 .1 1 .1 7 3 1 -1 8 .5 .1 7 9 5 ) - am ery k ań sk i ż o łn ie rz , tw ó rca i d o w ó d c a o d d z ia łó w zn a ­ n y ch ja k o ran g ersi R o g e rsa, k tó re w sła w iły się w cza sie w o jn y z F ra n cu zam i i In d ian am i (p rzy p . tłu m .).

97

cza hubki, m ateriału na św ider ogniowy, powrozy, do w yplatania koszy, ale przede wszystkim pokarm u i to przez cały rok. Pałka, często m ylnie nazywana sitowiem , w ystępuje pospolicie w przybrzeżnej strefie zbiorników wodnych, strum ieni i na obszarach podm okłych. Rośnie zwykle w rozległych kępach. Ptactwo w odne za­ kłada w nich gniazda, w których m ogą być jaja6. Kłącza pałki, które na ogół m ożna bez trudu wydobyć z mułu, w ykorzystuje się w zim ie do produkcji pożywnej mąki. Oczyść dokładnie kłącza z pijawek i błota. Teraz zdejmij z nich zew nętrzną powłokę tak, żeby ukazał się rdzeń. Rozgniataj i szarp roślinną m asę w naczyniu z wodą, która stanie się ciem na i mętna, kiedy skrobia oddzieli się od włókien. Gdy włókna będą już dokładnie wyprane, wymień je na świeże i pow tórz cały zabieg, aż woda zrobi się intensywnie mlecznobiała. Teraz pozwól skrobi osiąść na dnie; w ten sposób oddzielisz j ą od wody. Następnie zlej ostrożnie w odę i pozwól, by pozostały osad wysechł. Nalej znow u czystą wodę, wym ieszaj zaw iesinę, poczekaj, aż skrobia opadnie na dno i wylej ostrożnie wodę z naczynia. Ten zabieg ma na celu dokładne oczyszczenie skrobi. Powtarzaj go do m om entu, w którym osad stanie się czysto biały. Kiedy to nastąpi i odsączysz z nie­ go tyle wody, ile się da, z powstałej mąki m ożesz zrobić placki owocowe. Zmieszaj m ąkę z w odą tak, by pow stało ciasto o rzadkiej konsystencji i rozlewaj je małymi porcjam i na rozgrzany kamień. Kiedy placki zaczną się piec, posyp je suszonymi owocami. W czesną w iosną pałka w ypuszcza nowe pędy. Obdziera się je ze skórki i dusi na parze lub lekko zagotow uje. W zasadzie m ożna jeść je na surowo, ale ze względu na m ożliwość w ystępow ania w nich pasożytów, lepiej je gotować. Pędy w yrastają szybko na łodygach, które dopóki m ają mniej niż pół m etra w ysokości m ożna zbie­ rać i po zdjęciu z nich skórki jeść. Późną w iosną spom iędzy chroniących je liści zaczynają wyłaniać się zielone kol­ by kwiatowe. M ożna je zbierać, potem gotować lub dusić na parze i jeść tak, jak wyjada się z kolby ziarna kukurydzy. W czasie lata kwiaty w kolbach rozw ijają się i są pełne bogatego w białko pyłku. Pyłek zbiera się pochylając kwiatostan nad koszem i opukując go patykiem . W ten sposób m ożna zebrać dużą jego ilość. W ysuszony nadaje się do przechow yw ania i gotow ania kleików, można go również zm ieszać z m ąką zrobioną z kłączy. Kiedy zam knie się roczny cykl przyrody, pałka u nasady kłącza wypuści długie na palec, ostro zakończone pędy, które zbiera się i gotuje. Kłącze, z którego w yra­ stają, jest również jadalne i m ożna przyrządzać je jak ziemniaki. W sytuacjach awa­ ryjnych je st to bez w ątpienia dobre źródło pokarm u, ale moim zdaniem trzeba się przyzwyczaić do jego specyficznego smaku.

6 Z g o d n ie z ro z p o rz ą d z e n ie m m in is tra o c h r o n y śro d o w is k a , z a s o b ó w n a tu r a ln y c h i le ś n ic tw a z d n ia 6 s ty c z n ia 1995 ro k u w s p r a w ie o c h r o n y g a tu n k o w e j z w ie r z ą t (D z U z 1995 ro k u n r 13, p o z . 61, s. 2 3 4 - 2 3 5 ) § 2.1 w s to s u n k u do g a tu n k ó w c h ro n io n y c h , z z a s trz e ż e n ie m u st. 2, z a b ra n ia się: p u n k t 2 ) u m y śln e g o n is z c z e n ia g n ia z d , lę g o w is k , n o r (...) o ra z j a j, (...), a w sz c z e g ó ln o śc i p isk lą t.

98

Słyszałem również o tym, że pali się dojrzałe pałki, żeby spalając puch wyprepa­ rować nasiona. Uważam jednak, że nie jest to dobry sposób, niszczy się przy tym puch, który jest najbardziej użyteczną częścią rośliny. Jest on nic tylko doskonałą hubką, ale rów nież bardzo chłonnym środkiem opatrunkowym. Nie pom yl kłączy kosaćca z kłączam i pałki. Szczególnie łatwo o taką pomyłkę w wypadku nowicjusza. Jeżeli nie jesteś pewien, skosztuj kawałek kłącza. Kłącze pałki jest praktycznie bez sm aku, a kosaćca ma obrzydliwy smak. Podagrycznik pospolity, kozia stopka {Aegopodium podagraria)*. Jest to ro­ ślina z rodziny baldaszkowatych o charakterystycznym parasolowatym białym kwia­ tostanie. Trudno pom ylić podagrycznik z trującymi przedstawicielam i tej rodziny. Jego liście m ają kształt zbliżony do liści czarnego bzu, dlatego Anglicy nazwali go Ground elder, czyli „czarny bez rosnący przy ziem i” . Rzadko przekracza m etr wy­ sokości. R oślina ta lubi zacienione m iejsca na skraju lasów. M ożna gotować deli­ katne liście i łodygi tej rośliny tak, jak gotuje się szpinak. Jako roślinę leczniczą stosowano go od dawna, szczególnie w średniowieczu, kiedy był hodowany w przy­ klasztornych ogrodach i przez w iejskich zielarzy. W ludowej praktyce medycznej używa się go przede w szystkim pod postacią naparu, którym nasącza się okłady do opatryw ania otw artych ran, skaleczeń i oparzeń. M ożna przykładać nasączone nim kom presy, żeby złagodzić skutki ukąszeń owadów. Podbiał pospolity (Tussilago farfara)*. Podbiał jest rośliną, którą człow iek sta­ rający się przetrw ać w przyrodzie m oże w ykorzystać na wiele różnych sposobów. Jej pąki kwiatowe, kw iaty i liście m ożna dodawać do sałatek. Liście suszy się i robi z nich w ywar o właściwościach bakteriobójczych lub parzy się z nich herbatę. Można je rów nież spalić, żeby uzyskać przypraw ę stanow iącą nam iastkę soli, z moich do­ świadczeń wynika jednak, że smakuje ona raczej jak węgiel drzewny niż sól. W czasie marszu przez odludne, dzikie tereny była to dla wojownika jedna z najważniejszych roślin leczniczych: skaleczenia i rany leczył on okładami z um ytych rozgniecionych liści, które działały bakteriobójczo. Pomim o pogardliwego stosunku, jaki do podob­ nych m etod ma w spółczesna medycyna, m ożna to zrobić, żując liście i wypluwając przeżutą papkę na ranę. Pokrzyw a zw yczajna (Urtica dioica)*. Tę roślinę m ożna znaleźć i rozpoznać na­ wet po ciemku! N a szczęście w czasie gotowania jej liście i łodygi tracą w łaściw o­ ści parzące. Delikatne młode w ierzchołki i liście powinno się kilka razy gotować zm ieniając wodę, po takim zabiegu m ożna je jeść jak szpinak. M ogą one stanowić podstawowy składnik gulaszów i zup. Susząc liście otrzym uje się doskonałą zioło­ w ą herbatę. U suszone łodygi dostarczają jednych z najlepszych włókien do plece­ nia powrozów. Poziom ka pospolita (Fragaria vesca)*. Ma niepozorne owoce, które są jednak sm aczniejsze od dorodnych jagód jej odm iany uprawianej na grządkach. Z ususzo­ nych liści poziom ki m ożna parzyć ziołową herbatę Przytulia czepna (Galium aparine)*. Nazwano tak tę roślinę, kiedy się bowiem obok niej przechodzi, m a ona zwyczaj przyczepiać się do ubrania. Gdy idzie się 99

latem przez obszar, na którym w poszyciu rośnie przytulia, po chwili jest się oblepio­ nym małymi zielonym i nasionkam i, które przyczepiają się jak rzepy. Jest to chyba najprostszy sposób zdobycia kawy, ponieważ nasiona te, uprażone i roztarte, są jed n ą z jej leśnych namiastek. Lepką m łodą łodygę można, zanim pojaw ią się na niej nasiona, gotować jak szpinak, chociaż nie jest najsm aczniejsza. R d est o stro k o ń czy sty (P olygonum cu sp id a tu m )* , (R eyn o u tria ja p o n ic a )* . Ogrodow a odm iana tego gatunku została sprowadzona do Europy w pierwszej po­ łowie XIX wieku. Później w wielu miejscach zdziczała i rozprzestrzeniła się na znacz­ nych obszarach. Znam ogrodnika, który próbował usunąć z części sw ojego ogrodu ten uciążliw y chwast. Udało mu się to dopiero, kiedy sięgnął po piłę łańcuchow ą i m iotacz ognia! Dla człow ieka lasu jest to jednak użyteczna roślina. M łode kiełku­ jące pędy m ożna zbierać i gotować albo dusić na parze jak szparagi. Nie sm akują one jak szparagi, lecz m ają własny, ostry, niepowtarzalny smak. Skórkę i wewnętrzne, zielone ścianki łodygi m ożna zeskrobać z w łóknistych jak u bam busa w ew nętrz­ nych ścian i wykorzystać je jak rabarbar. Kiedy po raz pierw szy próbowałem to zrobić, skorzystałem z przepisu na szarlotkę z rdestu, w którym farsz sporządza się z odartej ze skórki rozbitej tłuczkiem łodygi. Szarlotka była pyszna, ale zupełnie nie nadawała się d o jed zen ia, farsz bowiem był jak z drewna, zupełnie jakbym rozbił dojrzały pęd bam busa. Jak najlepiej przygotuj rdest przed użyciem , oczyść łodygę i rozbij j ą jak najdokładniej. M a ona doskonały smak, który przynosi m iłą odm ianę pojedzeniu „dzikiej”, zwykle o raczej niskich walorach sm akowych, żywności. R dest w ężow nik (Polygonum bistorta)*. Z tej pospolicie występującej na w y­ żynnych podm okłych łąkach rośliny m ożna robić sałatki lub wykorzystywać ją ja k o jeden ze składników gulaszów i zup. Jadalny jest również jej korzeń, lecz trzeba go uprzednio w ym oczyć, a następnie upiec. Jest on jednak znacznie bardziej użytecz­ ny jako lek. U suszony i starty na proszek może być stosowany jako zasypka lub napar do leczenia zranień i zapobiegania krwawieniu. Napary i wywary m ają silne właściw ości ściągające i są skutecznym środkiem pow strzym ującym biegunki. W Europie rdest był pow szechnie stosowany w wypadku ukąszenia przez żmiję, a przez Indian rów nież przy użądleniach i ukąszeniach owadów. Róża dzika, szypszyna (Rosa canina)*. Dzika róża dostarcza pod postacią sw o­ ich ow ocni7 bardzo ważnego pokarmu. Są one wyjątkow o bogate w w itam inę C. Niestety, dużo czasu zabiera ich zbieranie i przygotow yw anie do spożycia. Dzięki jasnopom arańczow ej barwie są z daleka w idoczne na przysypanych śniegiem krza­ kach. Stanow ią wtedy m iły w idok dla każdego, kto w ędruje zim owym szlakiem. Zaparzone liście i owocostany są je d n ą z najlepszych herbat o właściwościach uspo­ kajających. Owocnie m ożna jeść surowe lub przyrządzone w jakiś sposób, ale przed użyciem trzeba usunąć z nich pokryte włoskami niełupki8, ponieważ m ogą one dzia­ łać drażniąco na przew ód pokarmowy. 7 O w o c n ia - m ię s is ta ś c ia n a d o jrz a łe j z a lą ż n i (p rz y p . tłu m .). 8 N ie łu p k a - p o je d y n c z y , n ie p ę k a ją c y , su c h y o w o c (p rz y p . tłu m ).

100

Rukiew wodna (Nasturtium officinale)*. Ta roślina doskonale nadaje się na sa­ łatkę, tylko przed użyciem pow inna być dobrze umyta. Od podobnej do niej rzeżu­ chy gorzkiej m ożna ją odróżnić po pozbawionych ząbków krawędziach liści i po mniej regularnie prążkowanej łodydze. Rum ian szlachetny (Anthem is nobilis)*. Nazwa dobrze znana z opakowań zioło­ wych herbatek stojących na aptecznych półkach. Rum iankowa herbata ma kojące i uspokajające właściw ości, zapewnia dobry sen wędrowcow i, którego po zm aga­ niach przy budowie szałasu bolą mięśnie. Rumian m ożna rów nież stosować pod postacią naparu jako środek bakteriobójczy o um iarkowanym działaniu. Zbieraj ro­ śliny, które kw itną (takie są najlepsze) i susz je w ocienionym miejscu. Rzeżucha łąkow a (Cardamine pratensis)*. Rzeżucha to jeden z moich ulubio­ nych kwiatów. Stanowi ona pewny zwiastun wiosny. Jest również rośliną pokarm o­ wą: zawiera dużo w itam iny C i stanowi doskonały dodatek do biwakowych sałatek, nadając im lekki pieprzow y posm ak, zbliżony trochę do smaku rukwi. Słonecznik bulwiasty, topinam bur (Helianthus tuberosus). Słonecznik bulw ia­ sty, bardzo podobny do słonecznika zw yczajnego, osiąga w ysokość 2 -3 metrów. Jadalne są jeg o bulwy. Zbiera się je od późnej jesieni do wczesnej wiosny. M ają rozm iary przeciętnego ziem niaka, m ożna je jeść surowe lub piec, gotować, smażyć, tak samo jak ziem niaki. Tam, gdzie występują, są dla ludzi w alczących o przetrw a­ nie w ażnym źródłem pokarmu. Soliród zielny (Salicornia europaea)*. Ta sm aczna roślina rośnie na solniskowych mokradłach i w strefie przybrzeżnej lagun. Należy zbierać tylko zdrowe, szma­ ragdowozielone osobniki. Gotuje się je na parze lub w małej ilości wody przez mniej więcej dziesięć minut. Soczyste zielone części roślin w yciąga się zębami z w łókni­ stej łodygi. Nie zapomnij jednak ostrzec swoich kolegów, że roślina ta, zawierająca bardzo dużo sody, m oże w dość szczególny, choć nie niebezpieczny sposób w pły­ wać na funkcjonow anie układu pokarmowego. Sosna (Pinus spp.)*, sosna orzechow a (P. cembroides var. monophylla). Sosny są jednym z najw ażniejszych naturalnych źródeł pokarmu. W wielu różnych czę­ ściach św iata łyko i biel9 ususzone, a potem zm ielone na mąkę, były przez stulecia, w czasach głodu, w ykorzystyw ane jako żywność. Ta m ąka je st bardzo pożyw na, ale zaw ierające j ą potraw y m ają intensywny sosnowy smak, który trzeba starać się stłum ić innymi sm akowym i dodatkami. M łode sosnowe igły m ożna zanurzyć w go­ rącej w odzie i otrzym ać powszechnie znaną herbatkę ziołową, bogatą w witam iny C i A. N igdy nie gotuj igieł na herbatę, zm niejszasz bowiem w ten sposób ilość zawartej w nich witam iny C. Sosna jednoigłow a jest jeszcze bardziej przydatna z powodu jej słynnych orzeszków piniowych. Te orzeszki to w rzeczywistości na­ siona. W szystkie gatunki sosen w ytw arzają nasiona ukryte w szyszkach, ale tylko nieliczne m ają te nasiona na tyle duże, żeby opłacił się trud zbierania ich. Gromadzi 5 B ie l - w sta rs z y c h p n ia c h z e w n ę trz n a c z ę ś ć d re w n a , tzw . d re w n o m ię k k ie . G łó w n ą fu n k c ją b ieli je s t p rz e w o d z e n ie w o d y (p rz y p . tłu m .).

101

się dużą ilość szyszek sosny jednoigłow ej, następnie praży je przy ogniu, żeby ła­ twiej m ożna było wydobyć nasiona, które po tym zabiegu w ypadają same, gdy postuka się w szyszkę. Kiedy ju ż wydobyłeś nasiona, m ożesz albo zjeść je surowe, albo prażyć dalej w łupinkach, a potem zemleć na mąkę. Strzałka (Sagittaria spp.)*. Rośnie w przybrzeżnej strefie zbiorników wodnych. Gatunek ten zawdzięcza swoją nazwę liściom o charakterystycznym kształcie przy­ pominającym grot strzały. Roślina ta jest bardzo ważnym źródłem pokarmu dla kogoś, kto stara się przetrwać w dziczy. Od jesieni do wczesnej wiosny m ożna z grząskiego mułu, w którym rosną strzałki, wyciągać ich bulwy. Indianie robią to stopami, brodząc w wodzie. Nie zawsze, jakby mogło się na pozór wydawać, jest to związane z prze­ marznięciem na wskroś kończyn dolnych. Przybrzeżny muł zawiera dużo substancji organicznej, która rozkładając się wytwarza ciepło. Kiedy woda na powierzchni zbior­ nika jest zamarznięta, lepiej posługiwać się zaimprowizowanymi grabiami. Bulwy są na ogól trochę mniejsze od piłki golfowej. Surowe nie są zbyt smaczne, ale ugotowane w całości, upieczone lub podane jako purée są zupełnie niezłe. Szarłat (Amaranthus spp.). Rośliny tej, pom imo że je st ona niepraw dopodobnie gorzka, Indianie używ ają do robienia sałatek. Żeby pozbyć się tej goryczy, gotuj najbardziej delikatne m łode liście ja k szpinak. W późniejszych porach roku roślina ta dostarcza dużej ilości nasion, które m ożna zbierać i robić z nich m ąkę lub w yko­ rzystyw ać je jak kaszę. N iektóre plem iona z południowego zachodu Stanów Z jed­ noczonych hodują szarłat dla jego nasion. Szczaw (Rumex spp.)* . Ostrzejszy w sm aku niż opisany poniżej szczaw tępolistny, może być w ykorzystyw any w ten sam co on sposób. Szczaw je st również doskona­ łym dodatkiem do rybnych dań. Szczaw tępolistny (Rumex obtusifolius)*. Kiedyś każde dziecko w iedziało, że okład z liści szczawiu tępolistnego łagodzi skutki poparzenia pokrzywą. Cóż, czasy się zmieniły. Szczaw jest pospolitą i użyteczną rośliną. Jego młode, delikatne liście można gotować jak szpinak. Kiedy używamy liści szczawiu, żeby zm niejszyć skutki poparzenia pokrzywą, nie wcierajmy ich zawzięcie w poparzone miejsce, gdyż w ten sposób napraw dę trudno jest wycisnąć z nich m ający kojące działanie sok. Należy pocierać liść m iędzy palcami tak energicznie, żeby pojawił się sok i nim właśnie posm arow ać poparzoną skórę. Gdy przez kilka sezonów będziesz zbierać pokrzy­ wę na powrozy i do celów kulinarnych, prawie zupełnie przestaniesz czuć, że parzy. Szczaw ik zajęczy, zajęcza kapusta, szczawik (Oxalis acetosella*, Oxalis spp.). Ta mała roślina rośnie kępami w ocienionych miejscach leśnego podszytu. Chociaż nie powinno się jeść szczawiku w nadmiarze, to jego smak skórki od jabłka stanowi m iłą odm ianę pojedzeniu, dość ubogiej pod względem walorów sm akowych, natu­ ralnej żywności roślinnej. N ajlepszy jest surowy pod postacią sałatki, chociaż ja używam go z powodzeniem do łagodzenia goryczy zup i herbat sporządzonych z mniej sm akowitych gatunków roślin. Ślaz (M alva spp.)*. Piękne kwiaty ślazu dzikiego są dla mnie jednym z najpiękniej­ szych widoków, jakie można oglądać pod koniec lata. Zielone liście ślazu, a zwłasz­ 102

cza ślazu dzikiego (M alva sylvestris), są dobrym zielonym dodatkiem do zup i gu­ laszów. Nasiona, na wsi nazywane serkami, są również sm acznym kąskiem. Za­ zwyczaj ślaz tw orzy w ielkie krzaczaste kępy, które są środowiskiem zam ieszkiw a­ nym chętnie przez wiele owadów, dlatego zawsze trzeba dokładnie myć przed uży­ ciem jego liście. Śliwa dom ow a (Prunus domestica). To przodek w szystkich współcześnie upra­ w ianych odm ian. M a pyszne, soczyste, lekko cierpkie owoce i jest chyba jednym z najw iększych darów przyrody. Jak zwykle usuwam y z owoców pestki, a potem jem y surowe, gotowane lub suszym y je pozostaw ione z rozchylonym i po wydrylowaniu połówkam i. Śliwki są doskonałą przekąską w czasie wędrówki. M ożna je zapiekać w ciastkach lub wysuszone dodawać do m ieszanek śniadaniowych. Śliwa tarnina, tarnina (.Prunus spinosa)*. Tarnina ma twarde, zw ięzłe, różowaw opom arańczow e drewno. W ykonuje się z niego ju ż od dawna kije do m iotania i pałki. Cierni m ożna używać do wytw arzania haczyków na ryby. W czesną w iosną krzewy tarniny pokrywają się pięknymi białymi kwiatami, które w yglądają z daleka jak obłok m ałych gwiazdek, tak białych, że aż oczy bolą, kiedy się na nie patrzy. Jagody tarniny nadają się dojedzenia. Po usunięciu pestek można je suszyć i doda­ wać do pem ikanu lub m leć na mąkę. Najlepiej jednak gotować je w takiej ilości wody, żeby były nią przykryte. W czasie gotowania tracą one swój cierpki smak i pow staje z nich rodzaj konfitury. M ożna dodawać ją do leśnych placków i innych owocowych mikstur. Topola (Populus spp.)*. Liście i kora topoli m ogą być stosow ane jako środek bakteriobójczy pod postacią naparu do leczenia ran i oparzeń. Trzcina pospolita (Phragmites australis)*. Nasiona trzciny zbiera się i robi z nich mąkę, na m ąkę miele się również ususzone młode łodygi. Zawiera ona bardzo dużo cukru i można podgrzewać j ą przy ogniu, aż zacznie wrzeć i zbrązowieje, przemienia­ jąc się w syrop zbliżony do prawoślazowego. Łodygi można również lekko zgnieść i w tych miejscach roślina zacznie wydzielać słodką, kleistą substancję. Po kilku dniach, a tempo tego procesu zależy od pogody i wilgotności, będzie m ożna z pewnej liczby roślin zebrać jej wystarczająco dużo, żeby j ą wykorzystać w zastępstwie słodyczy. Z trzcinowych łodyg wytwarza się również lekkie i szybkie drzewca do strzał. W ierzba (Salix spp.)*. Św ieże drewno w ierzby jest elastyczne, ale kiedy w y­ schnie, staje się kruche. Elastyczne pędy i gałęzie były tradycyjnie używ ane jako ram iona sprężynujących sideł i do w yplatania koszy. W ierzbowego drew na używa się rów nież do niecenia ognia przez pocieranie. Kora osobników, które m ają od dwóch do trzech lat, zaw iera kwas salicylow y i może być stosowana pod postacią naparu zam iast aspiryny. Chociaż jest on okropnie gorzki, stanowi jeden z najsku­ teczniejszych leśnych leków. W ierzbów ka kiprzyca (Chamaenerion angustifolium)*. Indianie Am eryki P ół­ nocnej nazyw ają j ą ognistym zielem, pojawia się bowiem jako jed n a z pierwszych roślin na pogorzeliskach. Jej charakterystyczne kwiaty widać ju ż z dużej odległości. M łode w iosenne korzenie dodaje się do gulaszów, młode pędy zaś m ożna dusić na 103

parze lub gotować. Starsze pędy pozbawia się skórki, a ich rdzeń suszy i uciera na mąkę. Z m łodych liści zarówno świeżych, jak i ususzonych można sporządzić napar stosowany jako lek na ból głowy. Herbata ta zawiera dużą ilość w itam iny C. W oskownica europejska (M yrica gale)*. Krzew ten, rosnący w m iejscach pod­ m okłych, ma skórzaste, szarozielone, wąskie liście. Jest to ów legendarny środek przeciw kom arom stosowany przez szkockich przewodników. Z moich dośw iad­ czeń wynika, że przed ukąszeniam i małych owadów zabezpiecza on w znikom ym stopniu lub wcale. Cóż, dawniej nie było tak skutecznych repelentów jak dzisiaj. Z ususzonych liści m ożna parzyć delikatną herbatę. Inaczej, niż to jest w wypadku pozostałych ziołowych herbat, nabiera ona wielkiej mocy. Kiedy po raz pierw szy ją zaparzyłem , moje kubeczki sm akowe porażone jej m ocą zupełnie straciły czucie. Nasypałem za dużo liści i za długo je moczyłem. Żywotnik, tuja {Thuja spp.). Żyw otnik je st bardzo użytecznym drzewem . Z jego drewna m ożna robić łuki i konstruować schronienia. Doskonale nadaje się ono do kształtow ania nad parą. Na północno-zachodnim w ybrzeżu Am eryki Północnej In­ dianie form ują nad parą z wielkich desek z żywotnika pudła do gotowania posiłków. K ora m a wiele zastosow ań, służy na przykład do plecenia pow rozów i w yplatania koszy. Drewno nadaje się również do niecenia ognia przez pocieranie. Łyko żyw ot­ nika m ożna w czasach głodu suszyć i mleć na mąkę.

Ulwa sałatow a, sałata m orska {Ulva lactuca)*. C hrzęścica k ędzierzaw a {Chondrus crispus). R odym enia palczasta {Rhodymenia palm ata). M orszczyn p ęcherzykow aty {Fucus vesiculosus)*. Taśm a kiszkow ata {Enteromorpha intestionalis)*. Szkarłatnica {Porphyra umbilicalis)*. M chy i porosty W ym ienione poniżej mchy i porosty są jadalne. Podobnie jak w odorosty m ogą być ususzone, a potem sproszkow ane i użyte przy sporządzaniu zup i gulaszów do ich zagęszczania i doprawiania. C hrobotek reniferowy {Cladonia rangiferina)*. Źródło pokarm u w ykorzysty­ wane w szczególnych sytuacjach przez Lapończyków. M ożna te porosty rozgoto­ wać na galaretkę, którą dodaje się do gulaszów w celu zagęszczenia ich. Przed użyciem należy chrobotka nam oczyć, żeby stracił gorycz (roślina chroniona). K ruszow nica pęcherzykow ata {Um bilicaria pustulata)*. Postępuj tak samo jak z wodorostami, gotuj na wolnym ogniu (roślina chroniona). Płucnica islandzka {Cetraria islandica)*. W ykorzystywana tak samo jak chro­ botek reniferow y (roślina chroniona).

W odorosty Grzyby K iedy zbierasz wodorosty, żeby je zjeść, wybieraj tylko zdrowo wyglądające osobniki, które są chwytnikam i mocno przytwierdzone do skały. Chociaż rzeczywi­ ście m ają nieapetyczny wygląd, wodorosty są w artościowym pokarm em bogatym w substancje m ineralne. W czasie zbierania tych glonów, odcinaj je pół m etra po­ wyżej chwytników. G w arantuje to, że odrosną znowu. W szystkie wodorosty wy­ mienione poniżej m ożna gotować jako składniki zup i gulaszów. Bardziej delikatne gatunki nadają się do jedzenia na surowo. Najlepszym sposobem w ykorzystania w odorostów je st ususzenie ich, a następnie zm ielenie na m ączkę, którą m ożna w y­ korzystać do zagęszczania oraz dopraw iania zup i gulaszów. W szystkie w odorosty pow inny być przed wykorzystaniem dokładnie oczyszczone. Niektóre wodorosty, jak na przykład szkarłatnicę, m ożna gotować, aż się zupełnie rozgotuje lub będzie daw ała się łatw o rozetrzeć na purée lub gęstą zupę. Spośród setek rozm aitych wodorostów tylko szczaw m orski (Desm aresłia aculeata, D. ligulate i D. viridis) przysparza czasem kłopotów, poniew aż zawiera znaczną ilość kw asu siarkow ego i m oże w yw ołać pow ażne skurcze żołądka. Nie je st jednak praw dopodobne, żeby m ożna było zjeść takąjego ilość, która spowodow ałaby śmierć. Poniżej w ym ienio­ ne są niektóre gatunki jadalnych wodorostów: Skrzydlica jadalna, skrzydłow iec jadalny (A lana esculenta). L istow nica palczasta {Laminaria digitata). L istow nica cukrow a {Laminaria saccharina). 104

Grzyby otacza aura tajemniczości. Związanych jest z nimi wiele przesądów. Wyni­ ka to z faktu, że niektóre ich gatunki są śmiertelnie trujące. Doprowadziło to do tego, że w Wielkiej Brytanii są one praktycznie niewykorzystywane jako źródło pokarmu. Ludzie, którzy potrafią rozpoznać jadalne gatunki i docenić ich subtelny smak, uważa­ ni są za ekscentryków. Na kontynencie jednak wysoko ceni się ze względu na ich kulinarne walory wiele dziko rosnących grzybów i sprzedaje razem z przedstawiają­ cymi m niejszą wartość gatunkami hodowlanymi. W sytuacji walki o przetrwanie do­ bra znajomość grzybów otwiera przed Tobą świat smaków, który, jeżeli nie potrafisz rozpoznać gatunków jadalnych, jest dla Ciebie zamknięty. Mówi się wiele o korzy­ ściach, jakie płyną z umiejętności rozpoznawania grzybów podczas walki o przetrwa­ nie. Zachowajmy jednak zdrowy rozsądek. Grzyby są użytecznym źródłem pokarmu, lecz nie m ożna ich pod względem ważności stawiać przed wielom a innymi, om ówio­ nymi wcześniej roślinami, pojawiają się one bowiem tylko w pewnym czasie. Rośliny wyższe są pewniejszym źródłem zaopatrzenia w żywność. G rzyby trujące. Groźba zatrucia grzybami jest bardzo realna. Niektóre z nich zawie­ rają wyjątkowo silne toksyny, na które nie znamy żadnych odtrutek. Na przykład do dwóch dni po zjedzeniu m uchom ora srom otnikowego {Am anitaphalloides)* m ogą nie w ystąpić żadne objaw y zatrucia. Szkody w yrządzone w tym czasie przez truci­ znę są nie do napraw ienia. Po spożyciu tego grzyba śm ierć następuje w od pięć­

dziesięciu do dziew ięćdziesięciu procentach przypadków. Przy zbieraniu grzybów obowiązuje ta sama zasada co przy zdobyw aniu każdej innej naturalnej żywności: jed z w yłącznie taką naturalną żywność, co d o której nie m asz żadnych wątpliwości, że jest jadalna. Powtarzam jeszcze raz: bez względu na inne opinie na ten temat, które m ogłeś słyszeć, w nauce odróżniania jadalnych gatunków roślin od trujących nie istnieje żadna droga na skróty. Zanim rozpoczniesz naukę zbierania grzybów, pow inieneś zapoznać się z listą trujących gatunków zam ieszczoną poniżej. Pośród nich najbardziej niebezpieczni są przedstaw iciele rodzaju m uchom or (Amanita spp.). Gatunki te m ają pewne cha­ rakterystyczne cechy, które należy traktować jak sygnały ostrzegawcze i unikać tych grzybów. N ależy zwracać uwagę, czy trzon nie w yrasta z bulwkowatej nasa­ dy, czy poniżej kapelusza nie znajduje się kołnierzyk lub błona, które czasami mogą być prawie niew idoczne lub w całości odpaść. Należy unikać w szystkich grzybów z białymi blaszkami. G rzyby trujące W szystkie grzyby z rodzaju m uchom or (Amanita spp.)*. W ymienione poniżej są spotykane najczęściej: M uchom or srom otnikow y (Amanita ph alloides)*. M uchom or jadow ity (Amanita virosa)*. M uchom or plam isty (Amanita pantherina)*. M uchom or czerw ony (Amanita m uscarina)*. W obrębie rodziny zasłonakow atych (C ortinariaceae) - w szystkie grzyby z rodzaju strzępiak (lnocybe spp.)* oraz zasłonak szpiczasty (Cortinarius speciossimus) znany jak dotąd tylko z okolic alpejskich i zasłonak rudy (C. orellanus)*. Ten ostatni w naszym kraju bardzo rzadki, został um ieszczony na Czerwonej Liście gatunków w ym ierających, zagrożonych lub bezm yślnie niszczonych. O by­ dwa zasłonaki są często brane za kurki. Piestrzenica infułowata (Gyromitra esculenta)*. Grzyb znajdujący się w Polsce na Czerwonej Liście gatunków wym ierających, zagrożonych lub bezm yślnie nisz­ czonych. W ieruszka zatokow ata (Entoloma sinuatum)*. Grzyb znajdujący się w Polsce na Czerwonej Liście gatunków wym ierających, zagrożonych lub bezm yślnie nisz­ czonych. K rowiak podw inięty, olszów ka (Paxillus involutus)*. Pieczarka żółtaw a (Agaricus xanthoderm a)*. Borowik szatański (Boletus satanas)* . Grzyb znajdujący się w Polsce na C zer­ wonej Liście gatunków w ym ierających, zagrożonych lub bezm yślnie niszczonych. T ęgosk ór p osp olity (Scleroderm a vulgare)*. Po zapoznaniu się z tymi grzybam i m ożesz rozpocząć naukę rozpoznaw ania ga­ tunków jadalnych. Grzyby jadalne wymienione poniżej zostały wybrane ze względu 106

na pow szechność ich w ystępowania i niewielkie prawdopodobieństw o pom ylenia ich z gatunkam i trującymi. Zbieraj tylko te grzyby, które znajdujesz w całości i któ­ rych przynależność gatunkow ą m ożesz wtedy prawidłow o określić. Poza opisem cech fizycznych grzyba w Twoim przewodniku terenowym powinna znajdować się charakterystyka siedliska, w którym dany gatunek występuje. Jeżeli więc masz zamiar oznaczyć grzyba później, zapamiętaj, w jakim miejscu go znalazłeś. G rzyby jadalne

Grzyby, które zwykle rosną na drzewach: B oczniak ostrygow aty (Pleurotus ostreatus)*. O pieńka m iodowa (Armillariella mellea)*. O zorek dębow y (Fistulina hepatica)*. Szm aciak galęzisty (Sparassis crispa)* (gatunek objęty całkow itą ochroną). Ucho bzow e, uszak ju d aszow e ucho (Hirneola auricula-judae)*. Ż agiew lusk ow ata (Polyporus squam osus)*. Ż ółciak siark ow y (Laetiporus sulphureus)*.

Grzyby rosnące na ziemi: G ąsów ka dw ubarw na (Lepista saeva)*. G ąsów ka naga (Lepista nuda)*. Borowikowate. Grzyby należące do tej rodziny (Boletaceae) są powszechnie ce­ nione. Może je bezpiecznie zbierać zarówno początkujący grzybiarz, jak i ktoś, kto stara się przetrwać w dziczy, korzystając z naturalnej żywności. Pomimo że po zje­ dzeniu niektórych gatunków tych grzybów m ogąpojawić się dolegliwości żołądkowe, to zejścia śm iertelne zdarzają się rzadko. Łatwe do rozpoznania po przypominającej gąbkę spodniej powierzchni kapelusza, grzyby wymienione poniżej są pospolite i do­ skonale smakują. Jeżeli m asz jakiekolwiek wątpliwości przy oznaczaniu przedstawi­ cieli tej rodziny, zbieraj tylko te grzyby, które m ają spód kapelusza biały lub jasnobrązowy, a unikaj tych ze spodem o odcieniu pomarańczowym i czerwonym. B orow ik ceglastopory (Boletus erythropus)*. B orow ik przyczepkow y (Boletus appendiculatus)*. B orowik szlachetny, praw dziw ek (Boletus edulis)*. K oźlarz pom arańczow ożółty (Leccinum versipelle)*. M aślak zw yczajny (Boletus luteus, Suillus luteus)*. M aślak żółty (Boletus elegans, Suillus grevillei)*. Pieprznik jad alny (Cantharellus cibarius)* (w Polsce nie zaliczany do borow i­ ków). P od grzybek brunatny (Boletus badius, Xerocom us badius)* (w stanie suro­ wym trujący!). T w ardzioszek przydrożny (Marasmius oreades)* (w Polsce nie zaliczany do borowików). 107

Jadalne grzyby polne. Grzyby te należą do tej samej rodziny co hodow lane pie­ czarki. W iele z nich to sm aczne grzyby jadalne. Trzeba jednak zachować ostroż­ ność, kiedy się je zbiera. W szystkie, które po naciśnięciu podbarw iają się na żółto, należy odrzucać. Poniżej w ym ienione są najlepsze gatunki jadalne: C zernidłak kolpakow aty (Coprinus comatus)*. C zubajka czerw ieniejąca (M acrolepiota rhacodes). C zubajka kania (M acrolepiota procera, Lepiota proce r a j* . K olczak obłączasty (Hydnum repandum)*. L ejk ow iec d ęty (C raterellus corn u copiodes)*. Pieczarka okazała (A garicus augustus)*. Pieczarka polna (A. cam pestris)*. Pieczarka połow a (A. arvensis)*. Pieczarka szlachetna (A. bitorquis)*. Pieczarka zaroślow a {A. sylvicola)*. Sm ardz jadalny (Morchella esculenta)* (gatunek objęty całkow itą ochroną). Sm ardz zw yczajny (M. vulgaris)* (gatunek objęty całkow itą ochroną). Purchawki. Istnieje niebezpieczeństw o zw iązane ze zbieraniem grzybów z tej ro­ dziny. Osobniki m niejszych gatunków można pom ylić ze zbliżonymi wyglądem do piłki golfowej wczesnymi stadiami rozwoju przedstawicieli rodzaju muchomor (Ama­ nita spp.) lub wziąć tęgoskóra pospolitego za purchawkę. Obu tych problem ów m ożna uniknąć rozcinając grzyby na pół. Jeżeli jest to rozw ijający się osobnik z ro­ dzaju m uchom or, zobaczysz kapelusz w początkowej fazie rozwoju. Jeśli jest to tęgoskór, w nętrze będzie brązowe, a u wyjątkow o m łodego grzyba tego gatunku lekko żółtawe. W obu wypadkach w yrzuć grzyby, naw et jadalne odm iany purcha­ wek m ożna bowiem jeść tylko wtedy, kiedy ich wnętrze jest śnieżnobiałe. Gdy pur­ chawki przem ieniają się w woreczki z zarodnikami, nabierają leczniczych wartości. W daw nych czasach były używ ane jako środek przeciwkrwotoczny. Pył z zarodni­ ków był wklepyw any bezpośrednio w ranę, żeby powstrzym ać krwawienie. Poni­ żej wym ienione są niektóre gatunki purchawek: C zasznica oczkow ata ( Calvatia utriformis)*. C zasznica w orkow ata (Calvatia excipuliform is)*. Purchawka chropow ata (Lycoperdon perlatum , Langermania perlatum )*. Purchaw ica olbrzym ia, czasznica olbrzym ia (Calvatia gigantea, Langermania gigantea)* (gatunek objęty całkow itą ochroną). * G w iazdką oznaczono gatunki lub rodzaje spotykane w Polsce. Przygotow anie, w ykorzystanie i przechow yw anie grzybów Powinno się zbierać grzyby świeże i młode. Jest to szczególnie ważne w w ypad­ ku gatunków rozw ijających się na drzewach. Jeżeli grzyb jest robaczyw y lub czę­ ściowo zjedzony, odkrój uszkodzoną część. Grzyby m ożna w ykorzystać od razu 108

albo ususzyć i potem dodaw ać do zup i gulaszów. Do ususzenia najlepiej nawlec je na witki w ierzbow e lub cienkie patyki i powiesić w suchym miejscu w szałasie; m ogą się one nawet lekko uwędzić. Bardziej „m ięsiste” grzyby, takie jak niektóre gatunki rosnące na drzewach lub prawdziwki, lepiej pokroić w 5-milim etrowej gru­ bości plasterki i suszyć rozłożone w nasłonecznionym miejscu. Trzymaj suszone grzyby razem w absolutnie suchym pojemniku. Bez obawy m ożesz m ieszać ze sobą różne gatunki. Suszone lejkowce dęte i prawdziwki są po prostu wyśm ienite jako dodatek do gulaszów i zup. W szystkie grzyby powinny być w warunkach polowych poddaw ane obróbce cieplnej. M ożna je kroić w cienkie plasterki i smażyć lub goto­ wać w w odzie na w olnym ogniu albo dodaw ać do gulaszu. N ajlepszym grzybem jest żółciak siarkowy. Pokrój go cienko i usm aż na tłuszczu lub uduś. Grzyby można w ykorzystyw ać jak o nadzienie do potraw m ięsnych i zapiekać je w polow ym pie­ cu. M ogą się one stać, o czym na pewno się przekonasz, obiektem fascynujących i pochłaniających studiów. Niektóre z nich były kiedyś sprzedawane jako hubki, inne jako osełki do brzytew. Pewna dość w yjątkowa dama, którą miałem okazję poznać, zajm uje się obecnie produkcją skóry z grzybów!

POLOWANIE

„Widział jak, kiedy człowiek nadepnął suchą gałąź, krzyk­ nął lub w inny sposób zdradził swoją obecność, cały las zamierał reagując ciszą na obecność intruza. Widział poru­ szających się bezszelestnie Indian, którzy stawali się cząstką przyrody, zupełnie jak zwierzęta, na które polowali”. Lovât Dickson opisany przez G rey’a O w la1 łaśnie w czasie łowów człowiek lasu ćwiczy swoje praktyczne umiejętności, zdobywa wiedzę i obycie - uczy się, tak jak inni robią to ślęcząc nad opasły­ mi księgami. W puszczy bowiem każdy obraz, zapach i ruch są elementami wielkiej układanki. Każdy m yśliwy i każdy uważny badacz przyrody poświęca wiele lat na zebranie i ułożenie fragmentów tej pełnej tajemnic układanki. Poznaje pewne po­ wtarzające się schem aty i kiedy potem rozpozna jeden elem ent, na przykład kruka kraczącego w pewien określony sposób, wie z absolutną pewnością, że w pobliżu znajduje się drugi pasujący do niego element leśnej układanki - skradający się lis. W ten sposób ludy łowieckie grom adzą wiedzę i dzięki niej m ogą korzystać z w y­ czulonych zm ysłów dzikich zwierząt, pośród których żyją. C złowiek współczesny może z łatw ością wznieść się na ten poziom umiejętności. W szystko, czego potrze­ ba, żeby to osiągnąć, to praktyka. Kiedy ju ż nauczysz się zw racać uwagę na oznaki zaniepokojenia zarówno w Twojej bezpośredniej bliskości, jak i w pewnym oddale­ niu, będące efektem rozm aitych zdarzeń, zdziw isz się, jak szybko potrafisz odkryć obecność różnych stworzeń. Dla przedstaw icieli ludów łowieckich, którzy nie m ają nad zw ierzyną przewagi, jak ą daje now oczesna broń m yśliwska, to czy będą mieli co jeść, czy będą głodo­ wać, często jest kw estią centymetrów. Żeby powrócić z łowów ze zdobyczą, m u­ szą oni zbliżyć się do swojej ofiary na odległość kilku metrów, stawiając cały swój spryt i um iejętność bezszelestnego poruszania się przeciwko w yostrzonym zmy-

W

' G re y O w i - G e o rg c S ta n s fc ld B e la n ey , k a n a d y jsk i p isa rz , tra p e r i leśn ik . U trz y m y w a ł b lisk ie k o n ta k ty z In d ia n a m i. N a d a li m u o ni im ię W a -sh a -q u o n -a sm (S z a ra S o w a ), k tó ry m p o d p isy w a ł sw o je k sią ż k i o ż y ją c y c h w k a n a d y js k ie j p u sz c z y lu d z ia c h i z w ie rz ę ta c h : Ludzie ostatniej granicy , Piel­

grzymi puszczy , Sejdżo i je j bobry (p rz y p . t łu m ) .

110

słom i instynktowi zwierzyny. W czasie tej rywalizacji m yśliwy uczy się szanować zwierzę, na które poluje. Często łowy są obłożone licznymi tabu. Wielu tubylczych myśliwych powie Ci, że tropione zwierzę wie, iż łowca potrzebuje jego mięsa, żeby się najeść, więc poświęca swoje ciało, by on mógł przeżyć. Przez to każda upolo­ wana zdobycz jest święta i nie wolno jej zm arnować, żeby nie obrazić duszy zw ie­ rzęcia. Z tego powodu polowanie służy zdobywaniu żywności i surowców. Ponie­ w aż niczego nie w olno wyrzucić, niejadalne części zdobyczy przerabiane są na narzędzia, powrozy i skóry. Bez względu na to, czy zdecydujesz się przyjąć ten sposób patrzenia na łowy, czy nie. jest to aktualna do dziś postawa pozw alająca pozostawać w zgodzie z prawami przyrody. Tak więc myśliwy, którem u nie pow iodło się na łowach, po prostu przyj­ muje ten fakt i czeka na następną wyprawę, podczas której znowu nie przepuści żadnej okazji do upolow ania zwierzyny. C hociaż nie od razu zdajem y sobie z tego sprawę, łow ieckie um iejętności są chyba najbardziej użytecznym i leśnymi spraw ­ nościami, które przydają się zarówno w światowej m etropolii, jak i na położonej na krańcach świata pustyni. Nauka polowania nie musi koniecznie wiązać się z zabija­ niem każdej napotkanej żywej istoty. W podchodzeniu zw ierzyny m ożna się ćw i­ czyć używ ając aparatu fotograficznego lub kamery, w posługiwaniu się bronią m y­ śliw ską zaś korzystając z zaim prow izowanych na poczekaniu celów. Dla wielu tubylczych dzieci sposobem na zdobycie łowieckich um iejętności jest zabawa. Podkradają się one na przykład do małych zwierząt, starając się je do­ tknąć. Ćwiczenie to rozwija refleks oraz koordynację ręki i oka. Zarówno jedno, jak i drugie decyduje o powodzeniu na łowach. W społecznościach łowieckich na ca­ łym św iecie dzieci uczą się władać bronią m yśliw ską strzelając z łuków tępymi strzałami i rzucając tępymi oszczepami. W idzieć nie będąc widzianym Żeby skutecznie polować, trzeba opanować wiele um iejętności, z których rzad­ ko korzysta się w nowoczesnym świecie. W dziczy w alczysz o pokarm ze stwo­ rzeniami. które m ają o wiele lepiej rozwinięte zmysły. Przede wszystkim musisz być stale czujny i wykorzystywać do maksimum te zmysły, którymi ju ż władasz: wzrok, dotyk, węch, smak i słuch. Na początku powinieneś przystosować się do otoczenia. M yślę o dzikiej przyrodzie, jak o wielkiej płynącej m ajestatycznie z hipnotyzującą jednostajnością rzece. Jeżeli wrzucisz w nurt gałąź, to po krótkiej chwili bezruchu zacznie ona płynąć z prądem , lecz jeśli wpadnie nagle na skałę, na spokojnej dotąd powierzchni pojawi się biała piana. Przyroda jest bardzo różnorodna, góry i lasy są sceną, na której toczy się życie, jego tempo i bieg zm ieniają się w raz z porami roku i pogodą, wpływając na zachowania i wędrówki wszystkich żywych stworzeń. Jeżeli będziesz szedł przez las lub saw annę, tak ja k idziesz po ulicy - ciężkim krokiem , podskakując w górę i w dół i poruszając się gw ałtow nie, to staniesz się w idoczny na tle otoczenia tak jak ta gałąź, która utknęła na skale. Cała sztuka 1 11

polega na tym, byś zachow yw ał się przez jakiś czas spokojnie i cicho, aż przy­ swoisz sobie naturalny rytm, którym pulsuje otoczenie. Będziesz mógł wtedy w śli­ znąć się bezszelestnie w strum ień dzikiej przyrody w ykonując płynne, spokojne ruchy, które pozw olą Ci wtopić się w tło. Na początku będziesz m iał w rażenie, że takie zachow anie je s t sztuczne, lecz z czasem stanie się to zupełnie naturalnym i odbyw ającym się praw ie bez udziału świadom ości działaniem . Spotkałem ludzi, którzy robili dużo szum u w okół swoich um iejętności podkradania się do zw ierzy­ ny i przypisyw ali sobie praw ie nadprzyrodzone zdolności w ykonyw ania finezyj­ nych, niem al baletow ych ruchów. M oim zdaniem było to w ydziw ianie spow odo­ w ane chęcią dostosow ania się do zakodow anego w św iadom ości now icjuszy w yobrażenia o tym , ja k w ygląda i zachow uje się wytrawny tropiciel. W rzeczy­ w istości cały sekret polega na tym, żeby zachow yw ać się na tyle cicho, by zm y­ sły m ogły odbierać niezakłócony obraz otoczenia. By zobaczyć, ja k to w ygląda w praktyce, poobserw ujcie starego leśnika przy pracy. O bchodząc swój rewir porusza się sw obodnie i lekko, bez wyraźnych oznak wyostrzonej czujności. Bada otoczenie używ ając uszu. Nasłuchuje, czy na szczycie drzew a nie odzyw ają się młode pustułki i rejestruje inne wiele mówiące dźwięki. Jego wzrok nie jest utkwio­ ny w ziem i. lecz kieruje się daleko i blisko, przeszukując te m iejsca, w których lubią się kryc jeleń i słonka. Te umiejętności są szczególnie widoczne, kiedy leśni­ czem u tow arzyszy praktykant. Kiedy niedośw iadczony młody człow iek przejdzie przez las i nie zauw aży niczego poza tym, co w idzą wszyscy, leśnik idąc tą sam ą ścieżką, nasłuchując uważnie, kierując wzrok w stronę tych miejsc, z których płyną interesujące dźw ięki, m oże zgrom adzić dużą liczbę inform acji. W ytrawny czło ­ wiek lasu potrafi rów nież cenić m ilczenie, nie odczuw a na szlaku potrzeby roz­ m aw iania, dyskusje najlepiej jest zachow ać na m isterium obozow ego ogniska. Ucz się widzieć uszami i słyszeć oczami. Kiedy tylko masz okazję obserwować zw ierzę, które coś robi, na przykład żeruje lub kopie norę, zapam iętaj jego ruchy i dźwięki, które tej czynności towarzyszą. Jeśli kiedyś znowu usłyszysz ten szcze­ gólny dźwięk, Twoja pam ięć odtw orzy zw iązane z nim obrazy. Jest to bardzo w aż­ ny aspekt możliwości Twojego umysłu, szczególnie istotny, kiedy przyjdzie Ci w ę­ drować w nocy przez gęsty las lub tam, gdzie dzikie zw ierzęta wykształciły najsku­ teczniejsze sposoby m askowania się. We wszystkich tych sytuacjach, w których sam wzrok nie wystarcza, m usisz dla własnego bezpieczeństwa, nie m ówiąc już 0 polowaniu, zwiększyć możliwości swojego słuchu. Koniecznie m usisz nauczyć się korzystać z kilku zm ysłów jednocześnie. Jeżeli odkryjesz słaby dźwięk, zatrzymaj się i słuchaj uważnie, znieruchom iej, żebyś sam nie wydawał żadnych dźwięków. Skorzystaj ze starej szkolnej m etody przyłóż złożone w miseczki dłonie do uszu, żeby skuteczniej wychwycić sygnał dźwiękowy 1 zw iększyć jego moc. Używając nosa sprawdzaj, czy w powietrzu nie unosi się jakaś woń. Jeleń i wiele innych ssaków ma bardzo charakterystyczny zapach, zw y­ kle w yczuwalny dla ludzkiego nosa. Nie istnieje sztywna zasada, która określałaby, jak należy używać w terenie swoich zmysłów, lecz ja najczęściej posługuję się nimi 112

w następujący sposób. Kiedy wędruję szlakiem lub na przełaj, mój nos ma okazję chwytać rozm aite zapachy. Gdy poczuję jakiś zapach i zbadam go, często okazuje się, żejest on świeży. Niejednokrotnie potwierdza to zresztą odpowiedni trop (patrz rozdział Ślady i tropy). Wtedy mam do wyboru albo pójść za tropem, albo, co zdarza cię najczęściej, kiedy nie m uszę polować, zabawić się w kształcące odgadywanie, gdzie znajduje się źródło zapachu. Przepatruję okolicę, wczuwając się w poszuki­ wane zw ierzę i staram się określić jego najbardziej praw dopodobną trasę. Spraw­ dzam od czasu do czasu trop, żeby upewnić się, czy idę w łaściw ą drogą. Prawie zawsze najpierw słyszę zwierzę, a dopiero potem je widzę. Jeżeli tak jest, wtedy ograniczając do minimum ruchy ciała zwracam wzrok w kierunku, z którego do­ chodzi dźwięk, starając się uzyskać jak najszersze pole widzenia. Kiedy zauważę ruch, wtedy koncentruję na nim swoją uwagę. Na tym polega prawdziwa sztuka polowania, umiejętność, która umożliwi Ci zbli­ żenie się do dzikich stworzeń i prowadzenie obserwacji bez niepokojenia ich. To z kolei pozwoli Ci obm yślić sprytne sposoby chw ytania zw ierząt zarówno w pole widzenia obiektyw u kamery, jak i dosłownie, by potem je zjeść. Aby opóźnić mo­ ment, w którym Twoja obecność zostanie odkryta, powinieneś brać pod uwagę kierunek, z którego wieje w iatr (podchodź zw ierzynę zaw sze pod wiatr). Staraj się również ograniczyć swój zapach do minimum. N ajprostszym sposobem jest oka­ dzenie się dym em z ogniska. Jest to najskuteczniejsza metoda zam askowania sw o­ jego zapachu. M ożesz również nosić przy sobie jakieś intensywnie pachnące rośli­ ny, które rosną tam, gdzie polujesz. Zgnieć je trochę, żeby intensywniej pachniały, ale nie przesadzaj z tym. M asz za zadanie ukryć swój zapach, a nie wabić zw ierzy­ nę w onią swoich ziołowych perfum. Żeby się lepiej ukryć przed wzrokiem zwierząt, możesz skorzystać z kamuflażu, chociaż w wypadku większości ssaków, jeżeli masz na sobie ubranie w brązowym kolorze, pow inno ono zatrzeć kontury Twojej sylwetki. Wiele ludów m yśliwskich stosuje fortel polegający na upodobnieniu się z wyglądu do zwierzyny, na którą się poluje. Naśladując potem jej ruchy i głos myśliwy stara się idąc przez otw artą prze­ strzeń zbliżyć jak najbardziej do ofiary. Nigdy nie stosowałem tej m etody w czasie łowów, ale kiedyś wykonałem eksperym ent, żeby sprawdzić, jak blisko uda mi się w ten sposób podejść do stada jeleni. Uczestniczyłem wtedy wraz z kolegami w eks­ pedycji, której celem było tropienie zwierząt. Podążaliśm y właśnie po śladach za stadem jeleni do m iejsca, w którym wypoczywały po żerowaniu. M iejsce to było położone na stoku obniżenia znajdującego się na terenie, z którym sąsiadow ały ob­ szary torfow isk. Zaim prow izow ałem prym itywne przebranie wtykając szybko za przepaskę na głowie dwie gałązki woskownicy imitujące uszy i ruszyłem w stronę stada po bagnistym podłożu, naśladując, jak potrafiłem najlepiej, m ajestatyczne ru­ chy jelenia, głównie dla uciechy kolegów, którzy o mało nie zepsuli całego doświad­ czenia rycząc ze śmiechu! Zdum iał ich jednak, podobnie jak mnie, jego rezultat. W pierwszej chwili stojący na straży jeleń ostrzegł pozostałe o obecności intruza i całe stado zastygło gotowe do ucieczki. Po chwili jednak, w czasie której udawa­ 113

łem, że się pasę, przestały interesować się m oją osobą i zaczęły żerować dalej. Ośm ielony faktem, że moje niezwykłe przebranie tak skutecznie nam ieszało je le ­ niom w głowach, zbliżyłem się do nich jeszcze, mniej więcej na odległość dziew ię­ ciu metrów, i zaryczałem jak jeleń. Pomyślałem, że podszedłem zbyt blisko, zw ie­ rzęta bowiem odeszły kilka kroków w górę stoku, ale chociaż były pełne podejrzeń, zaczęły paść się dalej, podobnie jak ja, co chwilę jednak przerywały jedzenie i zer­ kały w m oją stronę. Pomim o to udało mi się do nich zbliżyć na odległość czterech i pół, trzech i pół metra, nim ostatecznie uznały, że nie jestem pożądanym członkiem stada i oddaliły się zachowując porządek zgodny z hierarchią w obrębie chmary. Kiedy podchodziłem jelenie w środowisku leśnym, potrafiłem się do nich zbliżyć na jeszcze m niejszą odległość. Ale tutaj, używając nawet bardzo lichego przebrania, bez trudu podszedłem do stada tak blisko, że zw ierzęta znalazły się w polu rażenia łuku i miotacza oszczepów (powinienem podkreślić, że miało to miejsce poza sezo­ nem godowym i że normalnie nie niepokoiłbym stada jeleni). W iedząc już, jak m ożna zwiększyć swoje szanse przy podchodzeniu zwierzyny, m usisz zacząć ćw iczyć. Żadna spraw ność nie jest bardziej ceniona na szlaku niż um iejętność zbliżenia się na parę metrów do dzikiego stworzenia lub przynajmniej na tyle blisko, by w ypełniło ono w izjer aparatu fotograficznego zaopatrzonego w średniego zasięgu obiektyw ze zm ienną ogniskow ą. W rzeczyw istości łowy z aparatem są doskonałym praktycznym ćw iczeniem podchodzenia zwierząt. Dają Ci one okazję do studiow ania dzikich stw orzeń i ich ruchów przy m inim alnym nakładzie czasu, chociaż nie ma gw arancji, że zrobi się w tedy rew elacyjne przy­ rodnicze fotografie. Potw ierdzający przypadek w ydarzył się ostatniej wiosny, kiedy to pew nego ranka, bardzo w cześnie, w yruszyłem na bezkrw aw e łowy, których celem było sfotografow anie lisa. Towarzyszył mi zaprzyjaźniony fotograf. Zwykle nie zabie­ ram nikogo na polow anie, ale mój przyjaciel wiedział, jak w ażna je st um iejętność skradania się i zachow ania bezw zględnej ciszy, więc poruszał się tak bezszelest­ nie jak cień. Nie usatysfakcjonow ani obserw acją lisicy obw ąchującej szlak dzie­ więć m etrów przed nam i, zdecydow aliśm y się pow ędrow ać bardziej zarośniętą ścieżką, która w iodła do głogow ego lasu. Pod głogam i leżał dyw an utw orzony z białych płatków kw iatów i m ożna było śledząc m iejsca, w których płatków nie było. bo przykleiły się do stóp leśnych stw orzeń, odczytać, co działo się tutaj m i­ nionej nocy. N agle poczułem , że nie jesteśm y sami i praw ie natychm iast zauw a­ żyłem jak iś ruch. Bez porozum iew ania się (w iedziałem , że nie mógł on um knąć bystrem u wzrokowi m ojego przyjaciela) stanęliśm y jak skam ieniali. Niecały metr przede m ną truchtał sobie ścieżką w stronę rozw idlenia dróg... lis. Był to sam iec. Kiedy dotarł do rozdroża, zatrzym ał się, uniósł pysk, spojrzał kpiarsko na nas, tak jakby m ówił; „to dziw ne, m ógłbym przysiąc, że w cześniej ich tu nie było!” i po­ śpieszył do dom u, pozostaw iając nas z tym obrazem utrwalonym w naszej pam ię­ ci, niestety, nie na filmie. To było jed n o z w ielu nieoczekiw anych spotkań, zbyt bliskich, żeby móc podnieść aparat do oka! 114

Broń m yśliwska Mając w ybór zaw sze wolałbym polować z aparatem fotograficznym niż z bro­ nią, ale trzeba być realistą. Żeby przetrwać w buszu, musimy mieć mięso i tłuszcz. Tylko w bardzo w yjątkowych sytuacjach m ożliwą alternatyw ą jest dieta w egeta­ riańska. Jeżeli ju ż m usimy polować, żeby zdobyć pożywienie, zróbmy wszystko, by mieć odpowiedni sprzęt i umiejętności pozwalające wykonać to zadanie szybko i sku­ tecznie, powodując jak najmniejsze cierpienie. Opisane poniżej myśliwskie techniki i narzędzia były od stuleci stosowane na prawie wszystkich kontynentach przez społeczności łow ieckie do polowania na wszelką zwierzynę. Niektóre są bardzo proste i były prawie na pewno używane przez naszych najbardziej prym itywnych przodków, podczas gdy inne mają złożoną konstrukcję i większy zasięg. Niech pro­ stota konstrukcji broni nie powstrzyma Cię przed jej użyciem i nie skłoni do fawory­ zow ania tej bardziej wyszukanej. Niektóre najprostsze odmiany uzbrojenia są naj­ bardziej zabójcze. Kije i kam ienie. Pierwszą bronią, którą człowiek uczy się władać, jest w więk­ szości wypadków kamień. Wystarczy, że poobserwujesz bawiące się dzieci, by się o tym przekonać. Od najmłodszych lat zbierają one i rzucają kamieniami tam, gdzie nie mogą dosięgnąć. W miarę jak dorastają, kamienie stają się coraz większe, zwięk­ sza się również odległość, na jak ą są rzucane. Użycie kam ienia w celu upolowania małej zw ierzyny bywa bardzo skuteczne. Dużą zaletą tej broni jest to, ż e je s t ona ogólnie dostępna w wielu różnych środowiskach. Technika rzutu jest sprawą indywidualną, podobnie jak wybór wielkości i kształ­ tu pocisku, chociaż szybkie pchnięcie lub przypominający sm agnięcie zamach oraz użycie okrągłego otoczaka wielkości kurzego jaj a daje chyba najlepsze efekty. Sta­ raj się rzucać instynktow nie bez stosowania skom plikow anego system u celowania. Stw ierdziłem , że im bardziej staram się trafić w cel, tym częściej pudłuję. N ato­ miast kiedy biegnę albo idę (na przykład szukając roślin lub m ateriału na szałas), jestem w stanie trafić w cel, zmuszony przez okoliczności do szybkiej reakcji. Oczy­ wiście kam ienie nie m uszą być małe i niekoniecznie trzeba nimi rzucać. Kilka razy zdarzyło mi się zaczaić i zrzucać duże głazy na nie spodziewające się niczego szczury. To bardzo prosta, szybka i skuteczna metoda! Proca. Żeby można było miotać kamienie na większą odległość, wynaleziono procę. Z tym rodzajem broni na pewno zetknąłeś się już kiedyś. Sława broni nadającej się do uśmiercania olbrzymów, jaką zdobyła proca, jest w pełni uzasadniona. Znane są trzy odmiany procy. Wersja mała, używana do polowania, wersja większa tzw. proca drzewcowa, która była w średniowieczu używana do niszczenia siły ludzkiej (miotano przy jej użyciu kamienie wielkości piłki do krykieta i stosowano głównie przeciwko woj­ skom oblegającym twierdze). Trzecia, największa proca była elementem wielkich machin miotających służących do wyrzucania naprawdę ogromnych kamieni. Nas oczywiście interesuje wyłącznie wersja myśliwska, którą można miotać ka­ mienie od wielkości gołębiego jaja po otoczaki o rozmiarach jaja kurzego. Dzisiaj ta 115

prosta broń jest w codziennym użyciu wyłącznie w odległych zakątkach świata, ta­ kich jak Papua-Nowa Gwinea. Zdziwiło mnie, jak bardzo skuteczne jest to urządze­ nie. Zasada działania procy jest prosta: odpowiedniej wielkości, okrągły otoczak umiesz­ czamy w skórzanej patce, do której przymocowane są dwa rzemienie. Jeden z nich ma na końcu pętlę, którą zakłada się na kciuk miotającej ręki, na końcu drugiego zaś zawiązany jest węzeł umożliwiający pewne uchwycenie rzemienia dłonią. Kiedy ka­ mień jest już umieszczony w procy, robi się nią nad głową kilka energicznych obrotów działając na pocisk silą odśrodkową. W odpowiednim momencie wypuszcza się z dło­ ni rzemień z węzłem wyrzucając kamień z ogromną siłą w kierunku celu. W czasie polowania będziesz miał czas wykonać procą jeden, najwyżej dwa obroty przed wy­ puszczeniem pocisku. Twoje ruchy bowiem spłoszą zwierzynę. Oczywiście osiągnię­ cie wprawy w posługiwaniu się procą wymaga ćwiczeń, lecz jeśli będziesz wytrwały, to nauczysz się nią władać tak, że powalisz nawet największych przedstawicieli drob­ nej zwierzyny. Procę najlepiej jest zrobić z dobrze zmiękczonej surowej skóry, ale można ją również upleść z włókien roślinnych. Bolas. Powszechnie używane przez myśliwych w rejonach arktycznych, stosow a­ ne jest głównie do polowania na ptactwo wodne: kaczki, gęsi i mewy. Wykonuje się je przym ocowując od trzech do ośmiu ciężarków do metrowej długości rzemieni, które łączy się ze sobą. Najlepiej połączyć je razem, tak by powstał uchwyt, który potem owija się czym ś tworząc rodzaj giętkiej rączki. Ciężarki m ożna wykonać z drewna, kości lub kamieni zawiniętych w kawałki skóry. Żeby uniknąć poplątania się rzemieni, myśliwy nosił bolas zwisające swobodnie, podwiązane w formie łatwo rozwiązującej się pętli. Kiedy chciał go użyć, wystarczyło, że pociągnął za ciężarki i węzeł znikał, a rzem ienie były proste i niesplątane. Używano bolas m iotając nim w stado ptaków znajdujące się na lądzie lub wodzie, gdzie była największa szansa uderzenia lub om otania nim ptaka. Często zdarza się tym rodzajem broni trafić więcej niż jeden cel naraz. K ije do m iotania. Innym rodzajem broni pow szechnie używ anej na całym św ię­ cie jest kij, którym się rzuca. W Anglii m iotane kije były jed n ą z klasycznych od­ mian broni używ anej przez kłusowników. D ziałające cicho i skutecznie, są łatwe do ukrycia, kiedy nagle pojawi się leśnik. Kształty kijów do m iotania są różne w zależności od ich przeznaczenia. Mogą one w yglądać jak angielski kij przypo­ m inający m aczugę lub tak jak aborygeński bojowy, niepow racający ciężki bum e­ rang. W czasie m oich podróży poznałem aż osiem różnych sposobów użycia m io­ tanych kijów, ale przede w szystkim stosuje się dw ie podstaw ow e metody. Pierw ­ sza z nich wym aga użycia kija, którego jeden koniec jest cięższy i polega na takim sposobie rzucania, by kij przyszpilił ofiarę, uderzając jak pocisk wystrzelony z broni palnej. Sposób drugi opiera się na użyciu kija, który jest rów nom iernie wyważony, a czasem ma jeszcze aerodynam iczny kształt. Takim kijem rzuca się w ten spo­ sób, by obracał się on w okół sw ego środka ciężkości, tak jak śm igło helikoptera. M ożesz w ypracow ać sw oją w łasną technikę opartą na tych dw óch sposobach, ale pam iętaj, że rzut musi być szybki jak błyskaw ica. Przyszpilająca technika le­ 116

piej nadaje się do użycia w gęstym poszyciu. W idziałem kiedyś leśnika, który tra­ fił takim kijem królika ukrytego w sam ym środku kępy jeżyn. Na otw artej prze­ strzeni lepiej zdają egzam in wirujące kije. W łócznie i oszczepy. Opisana do tej pory broń zaspokoi Twoje potrzeby w dzie­ w ięćdziesięciu procentach wypadków. Jednakże w czasie trwającej długo walki 0 przetrw anie w dziczy lub podczas wędrówki przez obszary, na których żyją nie­ bezpieczne zwierzęta, m ożesz potrzebować doskonalszej broni. Najlepiej sporzą­ dzić sobie włócznię. Jej wielką zaletą jest to, że umożliwi Ci ona zabicie większych zwierząt, które m ają duże zapasy tłuszczu podstawowego elem entu diety ludzi, którzy w alczą o przetrwanie. W łócznie m ożna podzielić na dwa rodzaje: w łaściw e w łócznie, którym i włada się z ręki, i oszczepy, które służą głów nie do m iotania. C hociaż od biedy jedne m ogą zastąpić drugie, to m ają one zupełnie inną konstrukcję. Drzewca włóczni są ciężkie i m ocne, a ich długość zależy od rodzaju zwierzyny, na którą m asz zam iar polow ać, i od stosow anej techniki łow ieckiej. O szczepy w ażą m niej, co um ożli­ wia rzucanie nimi. Najprostszą w łócznię można wykonać z odpowiedniej wielkości kawałka drew ­ na zaostrzonego i ew entualnie utwardzonego w ogniu z jednej strony. W porówna­ niu ze współczesną bronią myśliwską jest to toporny i okrutny przyrząd do zabijania, lecz łatwość, z jak ą można go wykonać, czyni z niego użyteczną broń. Nasi dawni przodkowie radzili sobie właśnie w ten sposób. Twarde drewno, nadające się do­ brze do tego celu, ma cis. Żeby zmniejszyć cierpienia ofiary i uczynić włócznię dużo bardziej skuteczną w działaniu, musisz dorobić do niej jakiś ostry grot, najlepiej ma­ jący tnące krawędzie. M ożesz go wykonać z rozmaitych m ateriałów, takich jak drewno, kamień, kość lub poroże (patrz rozdział Wyroby z kam ienia i kości). Kształt grotu jest uzależniony od tego, na jak ą zwierzynę masz zam iar polować 1 od rodzaju włóczni. W łócznie do zadawania ciosów z ręki powinny być wyposażo­ ne w szeroki grot o ostrych, tnących krawędziach. Nawet wtedy, żeby skutecznie ich użyć, trzeba dysponować dużą siłą. Oszczepy należy uzbroić w opływowy grot, który będzie w stanie wniknąć głęboko w ciało ofiary, nawet przy rzucie z bardzo dużej odległości. Najlepszym sposobem użycia włóczni jest oczekiwanie na zdo­ bycz w zasadzce. Jest to niestety bardzo czasochłonne i na ogół nie daje wyników, chyba że potrafisz dobrze się zam askować i wykonać szybki atak. Oszczep może dosięgnąć zw ierzę, nawet jeśli się niespodzianie na nie natkniesz (także w gęstym poszyciu), chociaż prędkość i zasięg tej broni są dość ograniczone. Dla pierw otne­ go człowieka był to problem, z którym oczywiście poradził on sobie i wymyślił bar­ dziej w yrafinow aną broń. U doskonalona broń m yśliwska Za chw ilę poznasz najpowszechniej używane przez pierw otnych łowców urzą­ dzenia będące jakościowym skokiem naprzód po długim okresie, w którym posługi­ 117

wali się oni kijami i kamieniami. Kiedy tylko nauczysz się władać tą bronią i odkry­ jesz jej m ożliwości, to zaraz wzrośnie Twoja pewność siebie i zm niejszy się lęk przed dziką przyrodą. Dzięki tej broni, polowanie przestanie być nie dającym gw a­ rancji na pozytywny rezultat długotrwałym ostrożnym czajeniem się, a stanie się szybkim , skutecznym działaniem . Pozwoli to wykorzystać zaoszczędzony czas na inne czynności. Woomera-' i a t l a t l Woomera i atlatl są miotaczami oszczepów, poprzednikami tuku i strzał. Woomera do dziś używana jest przez australijskich aborygenów, którzy nigdy nie wymyślili luku. W Europie używali go łowcy górnego paleolitu do polowa­ nia na rozm aite zw ierzęta, od mam utów po renifery. Uzasadnioną dumę, jak ą od­ czuwali z powodu posiadania tej broni, wyrazili umieszczając na miotaczach bogate i piękne ryty (z moich obserwacji wynika, że myśliwi zdobią z takim pietyzm em tylko ulubione i najcenniejsze przedmioty). Ze wszystkich rodzajów broni, które opisałem w tej książce, właśnie m iotacz nadaje się najlepiej na broń dla kogoś, kto próbuje przetrwać pośród dzikiej przyrody. M ożna go bez trudu zrobić i szybko na­ uczyć się dobrze nim posługiwać. Jest to na tyle potężna broń, że będziesz nią w stanie powalić nawet największe zwierzę. Moim zdaniem je st to najbardziej nie­ doceniana broń myśliwska. Zasada jej działania jest prosta. M iotacz oszczepów, będąc przedłużeniem Two­ jej ręki, znacznie wydłuża ramię dźwigni, którą działasz na oszczep. Najprostszym sposobem w ykonania m iotacza jest wycięcie prostej gałęzi mniej więcej grubości kciuka, z której odrasta gałązka. Gałązkę przycinamy tak, by pasowała do zagłębie­ nia w podstawie drzew ca oszczepu. Jeżeli dobrze poszukasz, to może znajdziesz odpow iednią gałąź w yrastającą z blizny w pękniętym konarze, która będzie miała kształt doskonale odpowiadający Twoim potrzebom . Jednakże taki m iotacz nie po­ służy Ci długo, poniew aż siła, która powstaje przy miotaniu oszczepem , jest duża i koncentruje się właśnie w tym jednym punkcie - na stopce miotacza. Znacznie lepiej jest wystrugać go z jednego kawałka drewna i przym ocować do niego w yko­ naną z kości lub poroża stopkę lub też wyrzeźbić z poroża cały miotacz. Mój ulubiony miotacz oszczepów jest zrobiony na wzór aborygeńskiej woomery. W ystrugany z głogu, ma stopkę z poroża przym ocow aną oplotem ze ścięgna. Ma ona zagłębienie i taki kształt, żeby siła, która działa na nią w czasie rzutu, utrzym y­ wała ją w stałym położeniu i nie przeciążała wykonanego ze ścięgna wiązania. Wiel­ kość i ciężar m iotacza m ogą być rozmaite i zależą od Twoich preferencji. Aborygeńskie woom ery m ają różne kształty i rozmiary: od długich i wąskich po krótkie i bardzo szerokie. Pradawne m iotacze z obszaru Europy robią wrażenie stosunko­ wo krótkich, podczas gdy atlatle używane w obu Amerykach były długie, a czasem miały nawet przeciwwagę przym ocowaną do ich końca przegubem. Niektóre z tych

ciężarków są wykonane z pięknie rzeźbionych kamieni z wydrążonym otworem, w który wsuwano trzon miotacza. Żeby użyć tej broni, należy podstawę drzewca niezbyt ciężkiego oszczepu (lub harpuna na ryby) oprzeć o stopkę m iotacza i przytrzym ać jednym albo dwom a pal­ cami dłoni, w której trzym asz atlatl. Teraz płynnym zam achem m iotasz oszczep w kierunku celu, zw iększając jego prędkość ruchem nadgarstka, powodującym , że drzewce jest popychane przez miotacz. Gdy zaczniesz naukę, najpierw skoncentruj się na opanow aniu właściwej techniki. Nad zwiększeniem siły rzutu będziesz pra­ cował, gdy osiągniesz ju ż pew ną wprawę. Podobnym i, ale nie identycznymi przyrządam i są m iotacze harpunów używane przez m yśliw ych polujących na Morzu Arktycznym . Są one krótsze od miotacza oszczepów i wym odelow ane w skom plikow any sposób, pozw alający precyzyjnie uchw ycić je palcami. Ponieważ m iota się nimi z kajaka, przy rzucaniu używa się bardziej nadgarstka i palców niż siły ramienia, żeby nie spowodować wywrotki. Może się to wydawać dziwne - przecież ci myśliwi są przede wszystkim mistrzami w pływaniu kajakiem - lecz kiedy używ asz miotacza na lądzie, to angażujesz w tę czynność całe ciało, przede wszystkim wykonując skręt górną jego połową. Techni­ ka rzutu z kajaka jest bardziej linearna. Żeby poprawić celność tej broni, m ożna przymocować z tyłu drzewca oszczepu lotki, co uczyni jego lot bardziej stabilny. M ożesz używać włóczni różnej wielkości, od największych oszczepów po bardzo szybkie, o dużej sile rażenia, lekkie dziryty w ielkości pośredniej między małym oszczepem a strzałą. Moje ulubione są wyko­ nane z prostych pędów czarnego bzu. Przymocowałem do nich krótkie trzpienie z twardego drewna, w których osadzone są odpowiednie kam ienne groty. Atlatl może być również używany do łowienia ryb i do wielu innych celów. Czasami za­ stępuje kopaczkę albo piłę do niecenia ognia. Kiedy w 1986 roku straszna burza spowodowała wiele zniszczeń, w czasie ich usuwania odkryłem niezwykły sposób wykorzystania miotacza. Jednego z pow alo­ nych drzew nikt nie potrafił uprzątnąć, jego konary utknęły bowiem w koronie inne­ go drzewa. Nie wyglądało na to, by wyciąganie go linami albo zrąbanie mogło przy­ nieść skutek. Trzeba więc było uwolnić jego koronę. W chodzenie na drzewo było niem ożliwe ze w zględu na gąszcz splątanych gałęzi, pozostawało więc prusikowanie4 i przytw ierdzenie liny do właściwego konara. Tu znowu plątanina gałęzi zda­ wała się uniemożliwiać wykonanie zadania. Wtedy nagle doznaliśmy olśnienia. Spo­ rządziliśmy prowizoryczny oszczep i miotacz, przywiązaliśm y do oszczepu m ocną linkę, która znalazła się w podręcznej torbie, i przerzuciliśmy oszczep bez problemu przez gąszcz ponad wybranym konarem. Pozostawało już tylko przywiązać linkę do grubej liny, którą przeciągnęliśm y przez gałąź. Kto powiedział, że pradawna m y­ śliwska broń jest już bezużyteczna!

: W o o m era - m io ta c z o sz c z e p ó w u ż y w a n y p rz e z a u s tra lijs k ic h a b o ry g e n ó w (p rz y p tłu m ) ' A tla tl - s ło w o p o c h o d z ą c e z ję z y k a A z te k ó w , k tó re g o u ż y w a się z w y k le na o k re ś le n ie in d ia ń ­ sk ic h m io ta c z y o s z c z e p ó w (p rz y p . tłu m ).

118

4 P ru s ik o w a n ie - te c h n ik a p o d c h o d z e n ia p o lin ie p rz y u ży c iu d w ó c h p ętli z w ę z ła m i z a c is k o w y ­ m i. P ie rw sz y ta k i w ę z e t w y m y śli! a u s tria c k i a lp in is ta K arl P ru sik .

1 19

Luk i strzały. Historia łucznictwa w Anglii jest długa i sięga czasów Robin Hooda. Łucznicy angielscy przesądzili o wyniku bitwy pod Azincourt5. Wiele dobrze zacho­ wanych łuków wydobyto z wraku okrętu „Mary Rose"'’. W czasach rycerzy tak bar­ dzo obawiano się łuczników, że uznano ich za pozbawionych honoru. Jeśli zostali schwytani, bezzwłocznie ścinano ich. Łucznika, który zgodnie z obowiązującym pra­ wem od młodości ćwiczył się w strzelaniu, trudno było nie rozpoznać, ponieważ od razu było widać niezwykłą siłę jego ramion. Kiedy jednak łucznicy zostali wyparci przez piechurów uzbrojonych w muszkiety, łuk stał się bronią sportową, czasami uży­ waną do polowania. Łuki bojowe i myśliwskie o większej sile rażenia były coraz rza­ dziej używane i dzisiaj prawie nikt już nie pamięta, że były takie, z których wystrzelo­ na strzała mogła, przechodząc przez zbroję i siodło, przyszpilić rycerza do konia. Łuki i strzały zacząłem robić jeszcze jako dziecko. Już wtedy urzekły mnie, cho­ ciaż były one bardzo prymitywne. Eksperymentując i czerpiąc wiedzę z książek wykonałem wkrótce, posługując się najprostszymi narzędziami - starą piłą i tępym pilnikiem do m etalu, strzały zdolne latać i wyśm ienite m ocne łuki. Zdarzało mi się wówczas często, że łuki pękały, gdy z nich strzelałem. Było to bardzo niebezpiecz­ ne, ale szczęście nie opuszczało mnie. Łuk jest dla mnie kw intesencją leśnego rze­ miosła, szczególnie długi łuk angielski, który jest tzw. łukiem prostym (wykonanym z jednego kaw ałka drewna). Uzyskuje on sw oją przerażającą moc dzięki sposobo­ wi, w jaki jest kształtowane drewno w trakcie formowania łęczyska7. Kiedy będziesz próbował robić łuki, musisz nauczyć się wsłuchiwać w to, co mówią włókna drewna i podążając za jego słojami pieścić je, aż uzyska ostateczną formę. Musisz wiedzieć, jaki rodzaj drewna ma cechy, które czynią je zdatnym do wykonania z niego łuku, i w jaki sposób selekcjonować to drewno. Przede wszystkim powinieneś zrozu­ mieć działanie doskonałego mechanizmu, jakim dzięki swojej strukturze jest drewno. Tego wszystkiego nie można nauczyć się w ciągu jednej nocy i musisz być przygotowa­ ny na wiele porażek w czasie robienia łuków, zanim odkryjesz wszystkie tajniki tego kunsztu. Kiedy uczę, jak wykonuje się najprostsze łuki, stale opowiadam o zabawnych błędach, jakie sam kiedyś popełniałem. Jest to również sposób przekazywania wiedzy. Łuku nie robi się szybko. Najszybciej udało mi się wykonać myśliwski łuk w cztery godziny pracując na pełnych obrotach, mając do dyspozycji idealne surowce i me­ talowy nóż. N ajlepsze łuki powstają powoli, w czasie kilku tygodni pracy. Proces powstawania najdoskonalszych łuków - tureckich łuków kom pozytowych (skleja­ nych z drewna, ścięgien i rogu) trwał często kilka lat. Dlaczego zatem opisuję tu

5 B itw a p o d A z in c o u r t - je d n a z b ite w to c z o n e j m ię d z y A n g lią i F ra n c ją W o jn y S tu le tn ie j ( 1 3 3 7 -1 4 5 3 ) , ro z e g ra n a 2 4 .1 0 .1 4 1 5 ro k u . D o z w y c ię s tw a d o w o d z o n e j p rz e z H e n ry k a V a rm ii a n g ie l­ sk ie j w a ln ie p rz y c z y n ili się łu c z n ic y (p rz y p . tłu m .). 6 „ M a ry R o s e ” - a n g ie ls k i o k rę t, k tó ry w 1545 ro k u z a to n ą ł w p o rc ie P o rts m o u th . Z je g o w ra k u w y d o b y to c is o w e d łu g ie łu k i, s trz a ły i c ię c iw y (p rz y p . tłu m .).

1 L ę c z y s k o - g łó w n y e le m e n t lu k u , w k tó ry m w y ró ż n ia się d w a ra m io n a , g ó rn e i d o ln e , o ra z u c h w y t z w a n y m a jd a n e m (p rz y p . tłu m .).

120

zasady w ytw arzania łuku i posługiwania się nim, skoro atlatl jest taką doskonałą i łatwą do wykonania bronią? To proste, wykonywanie łuku jest najlepszym znanym mi sposobem poznaw ania zawiłości leśnego rzem iosła i rozwijania ważnej, a zani­ kającej cechy osobow ości, jak ą jest cierpliwość. Dla dzieci wypoczywających na obozach lub spędzających w akacje z ojcem nie ma lepszego wieczornego zajęcia. Kiedy zaś zdarzy Ci się wędrować przez dzikie tereny i Twoja strzelba ulegnie uszkodzeniu, to umiejętność zrobienia i użycia łuku będzie nieoceniona. Istnieje wiele różnych rodzajów tuków, ja jednak zdecydowałem się opisać łuk prosty (ukształtowany z jednego kawałka drewna), powszechnie używany przez plemiona in­ diańskie zamieszkujące równiny Ameryki Północnej. Wybrałem go z dwóch ważnych powodów: ma prostą konstrukcję i jest krótki, zwykle jego długość nie przekracza bo­ wiem 125 cm. Oznacza to, że będzie Ci łatwiej znaleźć odpowiedni prosty kawałek drewna. Jedynym problemem, jaki może się pojawić podczas używania tego łuku. jest możliwość pęknięcia drewna przy strzelaniu z wykorzystaniem pełnej mocy łęczyska. Wykonanie luku. Łuk m ożna zrobić z wielu gatunków drewna: długi łuk angielski wykonywano tradycyjnie z cisu, którego drewno jest jednym z najlepiej nadających się do tego celu surowców. W Ameryce Północnej preferow ano drewno żółtnicy pom arańczow ej (Maclura aurantiaca). Ogólnie rzecz biorąc łuki zrobione z tw ar­ dego drewna są najmocniejsze i najbardziej sprężyste. To nie wyklucza użycia mięk­ kich gatunków drewna, które jednak (poza cisem ) m uszą być obrabiane szeroko i cienkim i warstwam i, żeby uniknąć rozwarstw iania się słojów. Do wykonania swojego pierwszego łuku wybierz drewno dające się łatwo kształ­ tować (najlepszy jest jesion) i m ające wyraźne słoje, których przebiegiem można się kierować w trakcie strugania. Najlepiej, gdy drewno jest suche i sezonowane. Z moich doświadczeń wynika, że najlepsze kije na łuki można znaleźć pośród gałęzi rosnących praw ie poziom o. Drewno stojące pionowo wysycha inaczej na jednym końcu niż na drugim . Nie jest to problem nie do przezwyciężenia, ale jeden z tych, co zakłócają sym etrię w procesie wytwarzania łuku. Jest to utrudnienie, którego najlepiej unikać w czasie pierw szych prób. Jeżeli nie jesteś w stanie znaleźć odpowiedniego drewna, które byłoby suche, masz dwie możliwości: albo ściąć świeżą gałąź i sezonować ją przed obróbką, albo strugać świeże drewno i sezonować gotowy łuk smarując go tłuszczem, żeby spowolnić proces wysychania i zapobiec pękaniu drewna. Zasadniczo sezonowanie przed obróbką jest lepszym rozwiązaniem. Powinieneś szukać gałęzi o średnicy ok. siedmiu i pół centyme­ tra i prostej przynajmniej na odcinku półtora metra. Najlepszy materiał znajduje się za­ wsze w gęstym lesie rosnącym na stoku, gdzie drzewa zmuszone brać udział w wyści­ gu do światła rosną wysokie, smukłe, z równymi, pozbawionymi sęków słojami. Jeżeli znajdziesz już odpowiedni drąg, to nie zdejmuj z niego kory. W trakcie robienia łuku ochroni ona najbardziej delikatne włókna. Powinieneś sezonować drewno tak długo, jak to tylko możliwie, przechowując je w suchych warunkach i ułożone poziomo. Pierwszym krokiem w procesie wytwarzania łuku jest rozszczepienie drąga, by uzyskać jak najlepszy układ słojów. Drewno znajdujące się najbliżej kory nazywane 121

jest łykiem. Ta część drewna jest rozciągliwa i będzie ona stanowić grzbiet łuku (strona łęczyska zw rócona w stronę celu). Włókna centralnych słojów to tzw. rdzeń. Nie są one rozciągliwe, ale dobrze znoszą zgniatanie, więc ta część będzie brzuścem (strona łęczyska zwrócona do łucznika). Jeżeli precyzyjnie podzielisz drąg na ćwiartki, będziesz miał materiał na cztery łuki. chociaż na pewno będzie Ci łatwiej przepołowić go, zanim nabierzesz wprawy w rów­ nym rozszczepianiu drewna. Najlepszym sposobem rozszczepiania drąga nie jest kon­ wencjonalne rozpołowienie go cięciem od jednego końca po drugi, jak uczyniłby wy­ trawny człowiek lasu. Osiągnięcie takiej wprawy wymaga długich ćwiczeń, a dobry materiał na łuk jest zbyt cenny, żeby się na nim tego uczyć. Weź m ałą siekierę albo toporek i uderzając weń drewnianym pobijakiem wbij ostrze jak klin pośrodku drąga; uważaj, żeby weszło i wyszło ono na tej samej linii. Teraz wyjmij je i powtarzaj wyko­ naną czynność posuwając się w obie strony od miejsca, w którym zacząłeś aż do końców drąga. Jeżeli będziesz robił to ostrożnie, powinieneś idealnie równo rozpołowić go. Jeżeli nie chcesz ryzykować dzielenia na ćwiartki, możesz przejść od razu do następnego etapu, lecz jeśli czujesz, że dasz radę, wykonaj całą czynność jeszcze raz z jedną z połówek. Koniecznie wbijaj ostrze od strony pokrytej korą, w przeciwnym razie bowiem będziesz miał problemy z utrzymaniem właściwego kierunku cięcia. Kiedy ju ż podzieliłeś drąg na ćwiartki, m ożesz zacząć zgrubnie kształtować łuk. Pracuj tylko od strony rdzenia i staraj się nadać łukowi kształt przedstawiony na rysunku. Na tym etapie m ożesz ju ż usunąć korę, żeby móc lepiej ocenić grubość łęczyska, ale uważaj, żeby nie uszkodzić warstwy łyka. Strugaj powoli, unikając głębokich cięć. Korzystaj z oczu oceniając proporcje i staraj się jak najlepiej wczuć w ten kaw ałek drewna, który kształtujesz. Nie szukaj uniwersalnej formuły, która powie Ci, jak masz działać. Nie ma dwóch takich sam ych łuków. Staraj się zoba­ czyć kształt łęczyska wewnątrz kawałka drewna, nad którym pracujesz. Kiedy już pojawi się zarys łuku, będziesz gotów, żeby tchnąć w niego m agiczną moc. Ten proces nazywa się orczykow aniem łuku. Podczas niego przyzw yczajasz łęczysko, napinając je równom iernie, do takiego wygięcia ramion, które będzie dawało broni m aksym alną siłę. Będzie Ci do tego potrzebny kawałek mocnego sznurka, tak długi jak Twój z grubsza obrobiony łuk, i listwa do orczykowania, którą może być metrowej długości prosta, rozwidlona na końcu gałąź, na której zrobisz w regularnych odstę­ pach nacięcia. Przywiąż sznurek do obu końców łuku, środek brzuśca broni zaś umieść w rozwidleniu drążka do orczykowania. Teraz napnij lekko łuk i zaczep prowizorycz­ ną cięciwę o pierwsze nacięcie, które powinno się znajdować w odległości ok. 15 cm od rozwidlenia. Podeprzyj całą konstrukcję i spojrzyj na nią z pewnej odległości. Po­ winieneś wtedy dostrzec wszelkie dysproporcje w ugięciu ramion łuku. Trochę czasu zabierze Ci stopniowe, staranne zestrugiwanie nadmiaru drewna. Orczykowanie tw a do momentu, w którym zaczepisz cięciwę o nacięcie znajdujące się na pięćdziesiątym, sześćdziesiątym centymetrze drążka. Kiedy nabierzesz wprawy, będziesz w stanie bardziej napiąć łuk. lecz to jest absolutnie wystarczająca odległość. Ten proces nie może odbywać się szybko, ponieważ mogłoby to spowodować zniszcze­ 122

nie łuku. Kiedy już go zakończysz, zrób nacięcia na cięciwę i wygładź powierzchnię łuku używając piasku i niewyprawionej skóry. Na koniec pokryj łuk ciepłym roztopionym tłuszczem, żeby zabezpieczyć go przed działaniem czynników zewnętrznych. Luk jest już gotowy brakuje mu jeszcze tylko cięciwy. Łuki proste nie mają takiego zasięgu jak te o bardziej złożonej konstrukcji, ale wyrzucają strzały z dużą siłą i celnie. Sztuka myśliw­ ska ludów łowieckich opiera się przede wszystkim na umiejętności podejścia zwierzyny na małą odległość, a nie na zabiciu jej z dużego dystansu. Kiedy ju ż nauczysz się robić dobre łuki proste, nie ma powodu, dla którego nie miałbyś wykonywać bardziej skom plikowanych ich odmian, nie wyłączając reflek­ syjnych łuków kompozytowych (patrz Bibliografia). Cięciwy. Najtrudniejszym do zrobienia elem entem nawet najprostszego łuku jest cięciwa. Musi ona być cienka i wystarczająco mocna, żeby wytrzym ać szarpnię­ cie, kiedy ramiona łuku prostują się. Bardzo nieliczne włókna roślinne są w stanie to wytrzym ać, nawet jeśli zostały odpowiednio spreparowane. Najlepsze są konopie indiańskie (toina konopiowata) - (Apocynum cannabinum), pokrzywa zw yczajna ( Urtica dioica), juka ( Yucca) i rotang (Calamus). Ze względu na szybkość i w y­ godę osobiście decyduję się zwykle na cięciwę ze skóry. M ożna wykonać ją z jelita, które powinno być rozciągnięte i skręcone, ścięgna lub z surowej skóry. N ajlepszą cięciw ę robi się ze ścięgien, ale początkującym będzie łatwiej wykonać ją ze skóry. Są dwa sposoby, z których m ożesz skorzystać wykonując skórzaną cięciw ę albo skręcić ją z dwóch rzemieni, tak jak jest to opisane w części o powrożnictwie, albo zdecydow ać się na cięciwę pojedynczą, którą ja zdecydow anie wolę. Przede wszystkim robi się ją łatwo i szybko, a poza tym nie jest tak powolna jak cięciwa podwójna, chociaż mniej od niej wytrzymała. Żeby wykonać pojedynczą cięciwę, w ybierz fragm ent surowej skóry pochodzący z m iejsca, w którym jest ona mocna. Będzie Ci potrzebny okrągły kawałek o średnicy przynajmniej 20, a najlepiej 30 cm. Wytnij z niego, tnąc po spirali, pasek szerokości 6 mm i o długości dwóch łuków. Jeżeli masz m ało skóry, półtorej długości powinno wystarczyć. Namocz rzemień, przywiąż jeden jego koniec na przykład do gałęzi i skręcaj go, aż będzie m iał na całej długości okrągły przekrój. Teraz napnij cięciwę i pozostaw ją, żeby wyschła. Powinieneś otrzym ać dobrą cięciwę, jeżeli dobrze wybrałeś skórę i równo wyciąłeś rzemień. Zanim założę now ą cięciwę na łuk, wędzę ją i lekko sm aruję tłuszczem , potem moczę jej końce, żeby łatwiej można było zawiązać odpowiednie węzły. Produkcja strzał. Strzały, jeżeli m ają latać prosto i szybko, nie pękać, tylko w ygi­ nać się, kiedy uderzą w cel, jest nawet trudniej zrobić niż łuk. W spółcześnie produ­ kowane drewniane strzały robi się z dużych kloców drewna ciętych na wiele m niej­ szych kawałków o wymiarach brzechwy, którym nadaje się potem odpowiedni kształt. Ten sposób może być wykorzystany do robienia strzał w terenie, ale nie ma takiej potrzeby, jeśli można znaleźć proste gałązki o odpowiedniej średnicy. Poza tym z mo­ ich dośw iadczeń wynika, że cięte strzały m ają skłonność do w ypaczania się. Najlepsze indiańskie strzały są wykonywane z trzciny albo z sezonowanego drew­ na. Wysoko w namiotach większości indiańskich szczepów żyjących na Wielkich 123

Równinach wisiało w wiązkach sto albo i więcej drewnianych prętów, które były materiałem na strzały. Pośród tych doskonale zorganizowanych szczepów byli wy­ specjalizowani wytwórcy luków i specjaliści od robienia strzał. Zgodnie z ówczesny­ mi cenami za dziesięć dobrych strzał można było kupić konia. Sam zwykle wykonuję strzały z leszczynowych prętów. Robię tak nie dlatego, żeby były szczególnie mocne, ale ponieważ są ogólnie dostępne w odpowiednich wymiarach. Drzewami, z których tradycyjnie wykonywano strzały dla angielskich łuczników, były topola i olsza. Na ogół ścinam leszczynowe pędy w lutym, nim ruszą soki, lecz w sytuacji walki o przetrw anie nie będziesz przecież czekał na odpow iednią porę roku! Wybieraj najbardziej proste pędy, jakie m ożesz znaleźć. Oszczędzisz sobie w ten sposób w ie­ lu godzin potrzebnych na ich prostowanie. Szukaj w tych miejscach, gdzie leszczy­ na musi rosnąć prosto w wyścigu do słońca. Ścinaj pędy czystym cięciem jak naj­ bliżej ziem i i pokrywaj m iejsce po cięciu ziemią. Przekonasz się, że w yrosną tam nowe pędy. W ten sposób pow stają całe kępy leszczyny. Jeżeli to m ożliwe, sezonuj pręty w iążąc je w pęczki po dziesięć sztuk. Jeśli nie m ożesz ich sezonować, odcze­ kaj przynajm niej dzień, żeby przeschły. Nie przesadzaj z liczbą prętów. Zetnij ich tylko tyle, ile jesteś w stanie przerobić na strzały. Nawet jeśli używam sezonow ane­ go drewna, m ogę zrobić od czterech do pięciu dobrych strzał w ciągu dnia! Wybieraj pędy mające razem z korą, którą należy usunąć, średnicę ok. 10-12 mm. Pierwszym krokiem w procesie wytwarzania strzał jest wyprostowanie wszystkich widocznych krzywych odcinków. Robi się to podgrzewając delikatnie pręty nad ma­ łym ogniem, żeby zrobiły się elastyczne, i wtedy ostrożnie prostuje się je w dłoniach. Przytrzymaj pręt, dopóki nie ostygnie. Utrwali się wtedy nowy kształt, który mu nadałeś. W ykonuj tę czynność od środka strzały posuwając się najpierw w stronę jednego końca, a potem znowu od środka w kierunku drugiego. Jeżeli drewno przy­ pieka się, oznacza to, że tem peratura jest zbyt wysoka. Niektóre ludy pierw otne wolały używać do prostowania strzał specjalnych drążków z otworami, lecz ja uwa­ żam, że moje palce dużo lepiej nadają się do wykonania tego zadania. Po zakończeniu pierwszej czynności, jaką było prostowanie, możesz zacząć nada­ wać brzechw om pożądaną średnicę. W tym celu używam kam iennego drapacza 0 wklęsłym kształcie do zgrubnej obróbki, który później zastępuję dwom a blokami piaskow ca służącym i do szlifowania. Jest to żmudne, choć raczej przyjem ne zaję­ cie. które można zostawić sobie na słoneczne popołudnie spędzane w obozie. Teraz trzeba przyciąć strzały na odpow iednią długość. Powinny one być o 5 cm dłuższe, niż wynosi odległość od majdanu do cięciwy przy maksym alnie napiętym łuku. W zasadzie najtrudniejszą część procesu powstawania strzały mamy już za sobą, teraz trzeba ją jeszcze tylko uzbroić. Najpierw musisz zrobić rowek na cięciwę. Możesz tego dokonać wypiłowując rowek piłką o grubości średnicy cięciwy, wycinając go albo, 1jest to sposób, którym posłużyłem się robiąc rowki we wszystkich moich strzałach, wywiercając krzemiennym świdrem i wycinając. Ważne jest, żeby rowek miał taki kształt, by strzała nie została rozszczepiona przez spuszczoną cięciwę. Zrób teraz z drugiej stro­ ny brzechwy nacięcie na grot. Powinno ono być ustawione pod kątem dziewięćdziesię­ 124

ciu stopni w stosunku do rowka. To znaczy, że kiedy strzała jest założona na cięciwę, jej grot jest ustawiony poziomo, pod kątem dziewięćdziesięciu stopni do łuku. Robi się tak nie dlatego, przy czym upierają się niektórzy tradycjonaliści, żeby przeszedł łatwiej mię­ dzy ułożonymi poziomo żebrami człowieka, ale by zapobiec rozszczepieniu się strzały, gdyby ta uderzyła w kość. Umieść grot w nacięciu, umocuj go używając sosnowej ży­ wicy lub kleju ze skóry i wzmocnij owijką* z mocnych włókien. Żeby strzała mogła lecieć prosto, musisz przytwierdzić do niej lotki z rozszczepio­ nych liści, a najlepiej z piór. Tradycyjnie lotki do strzał myśliwskich wykonywano naj­ chętniej z sowich piór, ich ząbkowane krawędzie tną bowiem powietrze nie wydając dźwięku. Ty jednak będziesz musiał zadowolić się tym, co znajdziesz. Nie ma potrze­ by, żeby kiedykolwiek jakiś ptak został skrzywdzony dlatego, że ktoś musi zrobić lotki do strzały. Ptaki w czasie pierzenia się gubią mnóstwo piór, które leżą wszędzie na ziemi czekając na łucznika. Najlepiej jeśli pierzysko strzały składa się z trzech lotek. Jeżeli używasz piór ze skrzydeł, pamiętaj, żeby wszystkie pióra na lotki jednej strzały pochodziły z tego samego skrzydła - lewego albo prawego. W innym wypadku będą one skręcone w przeciwne strony, co spowoduje niestabilny lot strzały. Polowanie z lukiem Polowanie nigdy nie jest czymś pięknym, ale może być ekscytujące i to jest po­ wód, dla którego są ludzie, którzy polują bez wyraźnej potrzeby. Łowy z łukiem są z punktu widzenia myśliwego największym wyzwaniem, sprawdzianem jego umie­ jętności podkradania się z bronią o ograniczonym zasięgu. Nie jest powodem do chwały pow alenie zdobyczy dalekim strzałem. Luk ma jednak tę w ielką przewagę nad strzelbą, że jest prawie zupełnie cichy i to pozwoli Ci w większości wypadków, nawet jeśli będziesz znajdow ał się w odległości dwóch, trzech metrów od zw ierzy­ ny. oddać dwa strzały. Nie będę się rozwodził na temat sposobów polowania z łu­ kiem dlatego, że w szystko polega na tym, żeby po prostu podkraść się do zdobyczy jak najbliżej. Dodam tylko, że kiedy rozmawiałem z innymi ludźmi, którzy polowali z konieczności, używając prymitywnej broni, to wszyscy oni byli zgodni, że ekscytu­ jące jest samo podchodzenie zwierzyny, a zabijanie jej. nawet jeżeli jest absolutną koniecznością, pozostaw ia uczucie żalu. Metody, które opisałem tutaj, znalazły się w książce dlatego, żeby była ona kom­ pletna. Gdyby to zależało ode mnie, zawsze wolałbym korzystać z żyw ności, którą mam ze sobą. Żal mi ludzi, którzy znajdują przyjemność w mordowaniu bez potrze­ by swoich czw oronożnych braci. Należy jednak odróżnić bezm yślne zabijanie od konieczności regulowania wielkości populacji dzikich zwierząt i prowadzenia selek­ cyjnego odstrzału. Jest to smutna konieczność spowodowana tym, że w yniszczyli­ śmy wcześniej wiele gatunków zw ierząt drapieżnych. ' O w ijk a - o p lo t z n ici lu b ś c ię g ie n m o c u ją c y e le m e n ty strzały 1d o b rz e c h w y i je d n o c z e ś n ie z a p o ­ b ie g a ją c y je j ro z sz c z e p ie n iu (p rz y p . tłu m .).

125

TROPY I ŚLADY

„[...] mam na myśli tropy pozostaw ione w pyle, biocie lub śniegu. Są to znaki, które każdy myśliwy biały czy czerwonoskóry powinien bezbłędnie odczytyw ać. O dci­ śnięte wyraźnie i pogm atwane, wiodące prosto i kluczą­ ce, pojedyncze i nałożone na siebie z wieloma mylącymi, zmieniającym i się odcinkami. W szystkie je musi rozszy­ frować i podążyć nimi pewnie i szybko, jeżeli chce do­ prowadzić do szczęśliwego końca łowy, które m ają za­ pewnić mu tego dnia posiłek” . Ernest Thom pson Seton, Tropy zw ierząt i znaki m yśliwskie zasem żałuję, że zainteresowałem się kiedyś tropami, ponieważ tropienie w cią­ ga jak narkotyk. Uważaj, bo jeśli kiedyś uda Ci się wytropić jakieś zwierzę, nigdy ju ż nie będziesz mógł przejść obojętnie obok odciśniętego tropu czy złamanej gałązki, podobnie jak nic nie powstrzyma posokowca1, kiedy pójdzie po farbie2. Wcze­ snym rankiem i wieczorem, gdy niskie światło wydobywa wszelkie, nawet najdrob­ niejsze nierówności podłoża, ziemia przemienia się w księgę, w której opisane są naj­ prawdziwsze przygody dzikich zwierząt. Zupełnie jak radiowiec, który potrafi odszy­ frować znaczenie płynących w eterze kropek i kresek alfabetu M orse’a, wytrawny tropiciel czyta z wgłębień i bruzd pozostawionych w podłożu przez nogi zwierząt. W sprzyjających warunkach można na podstawie tropów wytworzyć sobie bardzo szczegółowy obraz życia przyrody na określonym obszarze. M ożna z nich nawet od­ czytać czujne i ostrożne zachowanie się dzikich stworzeń w niebezpiecznych m iej­ scach. Pozwala to, gdy podążasz za swoją zdobyczą, widzieć otoczenie jej oczami i w ostatniej chwili zmienić trasę unikając dzięki temu niebezpieczeństwa. Takie zespole­ nie ze zwierzęciem, na które się poluje, jest najważniejszym celem każdego łowcy i jeżeli osiągniesz ten stan, zawsze uda Ci się wytropić zdobycz. Lecz tej umiejętności nie zdobyw a się od razu, żeby ją posiąść trzeba długo ćwiczyć.

C

' P o s o k o w ic c - p ie s m y śliw s k i p rz e z n a c z o n y d o tro p ie n ia p o strz e lo n e j z w ie rz y n y (p rz y p . tłu m .). • F a rb a - w ję z y k u ło w ie c k im k re w z w ie rz y n y tp rz y p . tłu m ).

126

M ożna by napisać tomy o tropieniu, lecz my zajmiemy się tutaj wyłącznie wyko­ rzystaniem tej sztuki w sytuacji walki o przetrwanie. Wystarczy, byś nauczył się rozpoznaw ać, jak ie zw ierzę i jak daw no temu pozostaw iło trop. W sztuce tropienia trudno jest jednak oddzielić podstaw ow e techniki od bardziej zaawansow anych. M ożesz na przykład badać tropy pozostaw ione przez ssaki na obszarze, na którym od daw na polujesz i nagle natknąć się na ślad, którego nie jesteś w stanie rozpo­ znać. Nie nauczyłeś się bowiem jeszcze, dlaczego w wypadku niektórych tropów zw ierząt w idocznych jest pięć palców, a czasam i tylko cztery. Moim celem jest wprow adzić Cię w temat, a Ty sam będziesz musiał pogłębić sw oją wiedzę, korzy­ stając z innych, bardziej specjalistycznych książek. R ozpoznawanie tropów M inęło wiele lat, nim nauczyłem się dobrze tropić. Kiedy ju ż potrafiłem podążać w iększością tropów, wydawało mi się niem ożliwe, bym mógł osiągnąć coś więcej i doścignąć pod względem kunsztu sławnych tropicieli. Tak było. nim nie spotkałem innych ludzi, którzy umieli tropić. Dzisiaj wiem, że większość opowieści o niezw y­ kłych um iejętnościach tropienia jest mocno przesadzona. Przyczyniło się do tego Hollywood. Filmy petne są nieprawdopodobnych historii o twardzielach posiadają­ cych nadnaturalne zdolności, jakby żywcem wyciętych z komiksu. Tropienie nie jest jak ąś szam ańską um iejętnością, ale wyciąganiem logicznych wniosków z ob­ serwowanych i grom adzonych szczegółów. Każdy więc, kto chce się oddać temu zajęciu, może się nauczyć tropić. Nie trzeba być wykarm ionym przez wilczycę i w ychowanym przez dzikich szarych braci, żeby opanować tę sztukę. Wszyscy wyśm ienici tropiciele, jakich znam, to ludzie cisi i skromni, którzy nie lubią głośno mówić o swoich um iejętnościach. Woleliby być na szlaku, niż rozprawiać o tym, czego dokonali. Tropienie to złożone zajęcie i składa się nań kilka różnych działań: rozpoznanie śladu, jeg o interpretacja i podążanie po nim. Od czego więc rozpocząć naukę? To bardzo trudne pytanie. M oje zainteresow anie tropieniem zaczęło się od nauki od­ różniania pozostawionych na śniegu lisich tropów od całego m nóstwa tropów psów, które kręciły się po okolicy. Po jakim ś czasie rozpoznaw ałem bezbłędnie ścieżki lisów, a kiedy śnieg zniknął i m usiałem tropić na twardym podłożu, moje um iejęt­ ności wzrosły. Kiedy pogoda się zm ieniała, zm ieniały się również ścieżki, którymi w ędrow ały lisy, chociaż ciągle spotykały się one u zbiegu ogrodzeń i przy słup­ kach kilom etrow ych, tak że m ogłem zaw sze w tych m iejscach podjąć nowy trop. Zdobyte inform acje um ożliwiły mi szczegółowy wgląd w psychikę tropionej zw ie­ rzyny. N auczyłem się na przykład tego, że lisy zaw sze starają się w ykorzystyw ać gęstą pokryw ę roślinną, żeby zbliżyć się do czegoś, co zw róciło ich uwagę. C ho­ wały się w niej po to, by ostrożnie w ychynąć znow u znacznie bliżej tego, co je zainteresow ało. M ogłem godzinam i obserw ow ać lisicę, która pilnow ała swoich baraszkujących szczeniąt. Skakały one na siebie w ten szczególny m iękki i jed n o ­ 127

cześnie szybki sposób, typow y dla m yszkującego lisa. Spędziłem w iele nocy sie­ dząc w gąszczu głogów i w słuchując się w odgłosy zabijania, kiedy lis schwyta! nie spodziew ającego się niczego ptaka, królika czy nornicę. Obserw-owałem, jak ukrywał zdobycz, zanim zniknął. Kiedyś ukradłem lisi posiłek i w ten sposób polo­ wanie, którego byłem św iadkiem , stało się moim polow aniem . Kiedy jest się bli­ sko tak pięknego i inteligentnego dzikiego stworzenia, odczuwa się głębokie z nim pokrew ieństw o. W czasie tych w szystkich w ypraw nie m yślałem o tym, że uczę się tropić, chociaż dokładnie właśnie to robiłem. Żałuję, że nic prowadziłem wtedy zapisków i nie robiłem fotografii. Teraz, kiedy mógłbym się tym zająć i dzięki interesującym zdjęciom zw iększyć swoje dochody, rzadko mam okazję, by po­ św ięcić czas na tropienie. N aukę tropienia m ożna rozpocząć w dowolnej porze roku. Jest to długi i po­ wolny proces, który polega na stopniowym poprawianiu swojej zdolności postrze­ gania i dostrojeniu jej do w ychw ytyw ania bardzo subtelnych znaków. Tropienie rzadko kiedy polega na śledzeniu w yraźnie odciśniętego tropu, jak to sobie w y­ obraża wielu ludzi. Każdy potrafi iść po sznureczku tropów. Tropienie to sztuka w ypatryw ania najdrobniejszych śladów, miejsc, gdzie noga zw ierzęcia pozosta­ w iła na ziem i ledwie w idoczną sm ugę, której nie jest w stanie dostrzec nie w y­ ćw iczone oko. Ż elazną zasadą przy nauce tropienia jest, by robić to w terenie. Książka może być tylko pom ocą przy identyfikacji tropu i wskazówką, czego należy szukać. Na początku nie spiesz się i nie pędź, kiedy możesz iść powoli. Wybierz do nauki tropie­ nia obszar o urozmaiconej rzeźbie. Staraj się znaleźć miejsce ze wzniesieniam i, ob­ niżeniami i fragmentami płaskiego terenu i z jak najbardziej zróżnicowaną szatą ro­ ślinną. Nie bądź jednak zbyt ambitny. Lepiej jest wybrać mniej idealne m iejsce, do którego jest Ci łatwiej dotrzeć i gdzie możesz bywać częściej, niż o bardzo urozma­ iconych warunkach, które jest zbyt oddalone. Teraz z um ieszczonego poniżej poradnika wybierz jeden rodzaj śladów i zajmij się nim dokładnie, pom ijając całą resztę. Jeżeli to możliwe, zawęź jeszcze bardziej pole swoich zainteresowań wybierając konkretne zwierzę żyjące na wybranym przez Ciebie obszarze. M ożesz na przykład zdecydować, że szukasz sierści i to konkret­ nie sierści borsuka. Za każdym razem, kiedy będziesz wyruszał na szlak swojego terenu ćwiczeń, wybieraj inny aspekt tropienia i koncentruj się na nim pamiętaj o tym, żeby nie zajm ować się wtedy innymi elementami tej sztuki! Twoim celem jest znaleźć jak najwięcej określonego rodzaju śladów i jak najwięcej się o nich nauczyć. Nie odstępuj od zasady pomijania innych śladów, dopóki nie opanujesz po kolei wszystkich ich rodzajów, omówionych poniżej. Kiedy ju ż wreszcie poznasz je w szystkie dokładnie, w yrusz na szlak w poszukiwaniu jakiegokolw iek śladu. Jeśli go znajdziesz - może to będzie sierść psa - postaraj się odnaleźć inne pasujące do niego ślady. Spróbuj na ich podstawie stworzyć w swoim umyśle obraz zwierzęcia, które tropisz. Teraz m ożesz ju ż rozpocząć tropienie korzystając z um ieszczonych poniżej wskazówek. 128

Ślady Ślad jest to termin używany przez tropicieli na określenie subtelnych w skazó­ wek, których poszukują w terenie. Największa trudność, jak ą napotkasz w czasie nauki tropienia, wiąże się z tym, że będziesz to robił raczej w pobliżu miast i wiosek, a więc w miejscach uczęszczanych przez ludzi. Jeżeli tak, to musisz się liczyć z tym, że ustawicznie będziesz napotykał na ich ślady i najprawdopodobniej większość tropów, którymi podążysz, będzie w wielu miejscach zatarta przez przechodzących ludzi. W czasie tropienia jest to zwyczajna rzecz i nic powinno Cię to zrażać, stano­ wi to zresztą dobre ćwiczenie. Kiedy potem po raz pierwszy ruszysz tropem w dzi­ kiej okolicy, będziesz zdumiony tym, jak szybko posuwasz się naprzód, nic bowiem nie będzie Ci przeszkadzało i rozpraszało Twojej uwagi. Będziesz mógł się skon­ centrować wyłącznie na tropie, który wybrałeś. W yróżniam dwie kategorie śladów: wyraźne i dom niem ane. Podążając trudnym tropem dojdziesz do wniosku, że przez większą część czasu masz do czynienia ze śladami niewyraźnym i, które same nie są w ystarczającą przesłanką do określenia, jakie zw ierzę je pozostawiło. Tylko czasami, przy sprzyjających warunkach, mo­ żesz trafić na wyraźny ślad, który będzie Cię cały czas prowadził. Zawsze jednak podstaw ow ą zasadą powinno być szukanie innych śladów, które stanow ią potw ier­ dzenie tego, który ju ż się znalazło. Tropy. Są to odciski kończyn w podłożu. Często m ylnie uważa się, że słowa trop i ślad oznaczają to samo. W rzeczywistości ślady są o wiele szerszym pojęciem, a tropy to najbardziej oczywiste z nich, nie ma więc co się nad nimi specjalnie roz­ wodzić. Warto tylko powiedzieć, że kiedy się trafi na dobrze odciśnięte i zachowa­ ne tropy, należy je bardzo dokładnie zbadać, bo jest to najlepsza okazja do tego, by dowiedzieć się czegoś więcej o tropionym zwierzęciu. Często nawet blizny i zużyte pazury są w tropie czytelne. W wielu wypadkach na podstawie tropu m ożna ozna­ czyć gatunek zwierzęcia, które go pozostawiło. Tropy cząstkowe. Na podstawie takich tropów można czasami określić bardziej szczegółowe cechy zwierzęcia, ale prawie zawsze um ożliwiają one oznaczenie przy­ należności gatunkowej. Należy tu jednak zachować ostrożność. Cząstkowy trop odmiany borsuka żyjącej na Wyspach Brytyjskich można na przykład łatwo pomylić z tropem kota. Nie wyciągaj więc zbyt pochopnie wniosków. Inne ślady na powierzchni gruntu. Pomimo że tropy i ślady są częścią krajobra­ zu i ich brak wydawałby się czymś niezwykłym, to stanow ią one pewne zaburzenie naturalnego porządku panującego na powierzchni gruntu i w pokrywie roślinnej. W szystkie anom alia w wyglądzie podłoża powinny być dokładnie badane w celu określenia, czy powstały wskutek tego, że przeszło jakieś zwierzę, czy też z innego powodu. Zwracaj uwagę na barwę i strukturę powstałych zmian. Przem ieszczenie podłoża. Każdy kto grał w piłkę nożną lub rugby wie dobrze, że przed szatnią zbiera się błoto, które odpada od piłkarskich butów. W każdej takiej porcji błota można bezbłędnie rozpoznać odciśnięte kolce. Jest to przykład tropu 129

powstałego na skutek przem ieszczenia materiału pochodzącego z podłoża, podob­ nie jak ślady ubłoconych łap pozostawione na podłodze pokoju przez nasze ukocha­ ne zw ierzątko, które przyszło z dworu. Tropy lub ślady powstałe wskutek prze­ m ieszczenia fragm entów podłoża są to więc wszystkie te ślady, które powstają, kiedy materiał jest przenoszony na nogach lub w inny sposób z jednego m iejsca na inne. Do tej kategorii zaliczam również ślady powstałe wskutek usunięcia m ateria­ łu, takie jak na przykład zagłębienia w błocie lub dziury w innym podłożu, a nawet płatki strącone w iosną z kwiatów na ziem ię lub gałęzie drzewa. Czasami ślady takie są zbyt subtelne, by można je było wykryć używając samego wzroku. Typowym przykładem jest tutaj sytuacja, w której tropiony obiekt przeszedł z piaszczystego podłoża na kamień lub skałę. Na początku zobaczysz wyraźny mokry trop cząstkowy i przeniesiony piasek, lecz później trop zacznie zanikać i podążając nim dalej będziesz znajdował coraz mniej piasku. Jeśli będziesz domyślał się, gdzie może być następny trop, poliż wnętrze dłoni i przyciśnij ją w tym miejscu do skały. Wszystkie bardzo drobne ziarenka piasku przykleją się do dłoni zdradzając, że rzeczy­ wiście tu jest kolejny trop z przeniesieniem (w tym wypadku piasku na kamień). Te­ raz używając drugiej dłoni powtórz tę czynność, tym razem w miejscu, gdzie już w ogóle nie widać śladów, ale przypuszczasz, że mogą tam być. Jeżeli trop będzie świeży i piasek nie został na przykład zwiany przez wiatr, pierwsza próba powinna wykazać większą ilość piasku niż druga, co będzie świadczyło o tym, że jesteś na tropie. Zm iana płaszczyzny odbijającej światło. Ten ślad jest widoczny tylko w pew­ nych warunkach oświetleniowych. Powstaje on wskutek zmiany powierzchni grun­ tu lub zwartej pokrywy roślinnej przez przechodzące zwierzę. Powstaje tam jaśniej­ sza lub ciem niejsza w stosunku do otoczenia smuga. Jest to spowodowane tym, że w tych m iejscach inaczej odbijają się promienie słoneczne. Są dwie typowe sytu­ acje, w których taki ślad powstaje. Pierwsza z nich zachodzi wówczas, kiedy zw ie­ rzę przejdzie przez w ysoką trawę i w tym miejscu jest ona nachylona pod innym kątem niż w sąsiedztw ie (więc inaczej odbija światło). W takim wypadku możesz albo podążyć w ydeptaną przez tropione zw ierzę ścieżką, albo z pewnej odległości prześledzić w jednej chwili jej przebieg i ruszyć na skróty. Jest to zdecydowanie szybszy sposób. Drugi tego typu klasyczny ślad powstaje po przejściu zw ierzęcia po gładkiej powierzchni, kiedy pył zostanie uniesiony na jego nogach i powstaje jasna smuga. Nie jest to typowy trop powstały na skutek przem ieszczenia, bo gdyby nie specyficzne ośw ietlenie, nie m ożna by zauważyć, że elem enty podłoża zostały przem ieszczone (patrz również Rosa). Zguby i resztki. Są to przedmioty, które zostały zgubione lub porzucone na szlaku. Typowym przykładem tego rodzaju śladu pozostawianego przez ludzi są niedopałki pa­ pierosów, w świecie drapieżników zaś na przykład pióra i skrzydła pożartych ptaków. Najśmieszniejszym takim śladem, jaki kiedykolwiek spotkałem, była idealna linia rozsy­ panych płatków kukurydzianych prowadząca do skauta, który taszczył bagaż jakby z fil­ mu rysunkowego. Składał się nań ogromny plecak z przytroczonym do niego dyndają­ cym kociołkiem i wetknięta byle jak za paski wielka dziurawa paczka płatków. 130

Odchody. Wierz lub me, ale są one jednym z najbardziej użytecznych dla tropiciela i m yśliw ego śladów. Odchody wielu gatunków zwierząt są bardzo charakterystycz­ ne pod względem kształtu i wymiarów, lecz, co najważniejsze, mogą one również wiele powiedzieć o stanie zdrowia zwierzęcia i o jego diecie. Dla trapera są to bezcenne informacje. Ślady żerowania. Wyjątkowo ważne dla trapera są również ślady żerowania. Można się z nich dowiedzieć, gdzie zwierzyna zwykle żeruje i co przede wszystkim lubi jeść. Do śladów tych zaliczamy zarówno pokarm ukryty na potem, jak i świeże miejsca żerowania. Badając dokładnie resztki pokarmu można często określić gatunek zwie­ rzęcia, które ucztowało. Można tego dokonać na podstawie śladów pozostawionych przez zęby i sposobu, w jaki pożerany był pokarm. Krogulec na przykład zostawia bardzo charakterystyczne ślady w miejscu, w którym zabił i pożarł swoją ofiarę. Są to zwykle resztki małego ptaka, takiego jak rudzik czy wróbel z odciętą głową, której często brakuje. Mięso jest czysto oderwane od kręgosłupa, który drapieżnik pozosta­ wia wraz z przytwierdzonymi do niego skrzydłami i ogonem. Legowiska. Legow isko jest dobrym m iejscem do rozpoczęcia tropienia, można bowiem podążyć jednym z wielu wychodzących z niego tropów i zbadać, gdzie zw ierzę chodzi i co robi - są to bardzo ważne informacje zarówno dla przyrodnika, jak i myśliwego. Legowiska stałe i noclegow iska zw ierząt są miejscami, które nie­ łatwo jest znaleźć, bo ich lokatorzy zachowują dużą ostrożność zarówno kiedy w ra­ cają do nich, jak i kiedy je opuszczają. Doskonale jednak nadają się one do zakłada­ nia pułapek, które powinny przez jakiś czas pozostawać nie uzbrojone, nim zwierzę­ ta nie osw oją się z nimi i nie uznają, że nie stanowią one dla nich zagrożenia. C za­ sem jednak nie ma co czekać, na przykład kiedy znajdzie się króliczą norę. W tedy powinieneś bez problem u schwytać króliki, okręcając kij łodygami jeżyn, wpycha­ jąc go do nory i zakręcając, tak by kolce wczepiły się w ich futro. M ożna je wtedy łatwo w yciągnąć na zewnątrz. Z m iany ponad pow ierzchnią gruntu. Złam ane kwiaty, opadłe płatki, odłamane gałęzie i ciernie, zerwane pajęczyny i śnieg strącony z gałęzi zwieszających się po­ nad linią tropów - to wszystko są ślady, które m ogą okazać się cennym źródłem dodatkowych informacji. Nie można ograniczać się do szukania śladów na powierzch­ ni ziem i, a zapom inać o tym wszystkim , co znajduje się wyżej. Jeżeli rozpatrzym y rozmieszczenie śladów w pionie, traktując jako punkt odniesienia istotę ludzką o wzro­ ście 180 cm, to ok. 65% śladów znajduje się na powierzchni ziemi, 20% pomiędzy gruntem a talią, 5% od pasa do czubka głowy, 10% zaś ponad głową i są to głównie ślady pozostaw ione przez ptaki i inne stworzenia żyjące na drzewach. W rzeczy samej nie m ożna tropiąc ograniczać się do obserwowania powierzchni ziemi. Pa­ miętaj, że jest to poważny błąd i staraj się patrzeć również wyżej. Ślady pozostaw ione na ściółce. W iększość linii tropów biegnie przez miejsca, w których jest mniej lub więcej opadłych liści, gałęzi i konarów, rozkładających się grzybów i innych leżących na ziemi szczątków. W zależności od wagi zwierzęcia i wielkości jego nóg może ono przechodząc spowodować mniejsze lub większe zmiany 131

w ściółce. Naucz się zw racać na nie uwagę i rozpoznawać pojedyncze ślady, takie jak liście przebite pazurami, odróżniając je od otworów wyjedzonych przez gąsieni­ ce i dojrzałe owady. Splątane liście. Na obszarach pokrytych gęstą lub wysoką roślinnością, przede wszystkim zbożami i wysokimi trawami, szukaj splątanych todyg i liści. Kiedy zwie­ rzę przedziera się przez zw artą roślinność, jest ona rozpychana na boki i odgina się energicznie z powrotem po jego przejściu. W ten sposób rozkołysane łodygi i liście splątują się między sobą, tak jak karty wsuwane pomiędzy siebie w czasie ich taso­ wania. W zależności od rodzaju roślinności, silny wiatr może albo uwolnić splątane rośliny, albo jeszcze bardziej je splątać. Rysy. W przeciw ieństw ie do m iejskich szlaków kom unikacyjnych o utwardzonej nawierzchni, puszczańskie i polne drogi oraz ścieżki, które w iją się pośród drzew i obok nich, pełne są górek, wystających korzeni i na wpół zagrzebanych głazów. Kiedy zwierzęta przekraczają te nierówności, nieuchronnie robią na nich rysy i ude­ rzają w nie, szczególnie w korzenie. Mogą wtedy zedrzeć z nich korę lub porastają­ cy je mech. Na pierw szy rzut oka ślady te w ydają się być nieistotne, ale mimo to zawsze poświęć czas, by zbadać je z bliska. Może tam być zdum iewająco dużo istotnych szczegółów. Rosa. Jest to źródło śladów wykorzystywanych przez tropicieli od bardzo zamierz­ chłych czasów. Kiedy zwierzę idzie przez obszar pokryty rosą. ściera i strącają noga­ mi lub innymi częściami ciała, pozostawiając ciemny pas kontrastujący z odbijającym światło otoczeniem. Przy dobrych warunkach często można z łatwością wędrować takim śladem na sporą odległość. Kiedyś podążałem śladem pozostawionym przez mężczyznę, który szedł po „startej rosie” za kluczącą samą. W końcu ślad doprowa­ dził do lasu, gdzie, jak zauważyłem, mężczyzna zgubił trop i skręcił w złą stronę. Nie dostrzegł śladu z „przeniesieniem” - były to kropelki wody pozostawione przez prze­ chodzącą sarnę na liściach rosnącego tam szczyru. Pamiętaj, że rosa przyczepia się do sierści zwierząt i jest bardzo prawdopodobne, że zostanie przez nie pozostawiona jako przeniesiony ślad, kiedy wejdą one na teren pozbawiony rosy.

ich zw yczaje i sposób życia. Upewnij się, czy potrafisz rozpoznać ich tropy, odcho­ dy, sierść, jak rów nież budowane przez nie schronienia. Pierwszy etap nauki rozpoznawania tropów polega na poznaniu różnic pomiędzy tropami przedstawicieli różnych rodzin zwierząt - na przykład kotowatych i psowatych. Kiedy będziesz ju ż miał to za sobą, zacznij naukę rozpoznawania różnic m ię­ dzy tropami poszczególnych gatunków zaliczanych do każdej z rodzin. Często jest to bardzo trudne. Na przykład w pewnych warunkach wręcz niem ożliwe jest od­ różnienie tropu dużego psa od tropu wilka. W takiej sytuacji będziesz musiał, żeby rozwikłać ten problem , skorzystać z pomocniczych śladów innego rodzaju. Poniżej znajdują się podstawowe charakterystyki tropów i śladów najw ażniej­ szych gatunków należących do kilku rodzin. Objętość tej książki nie pozwala na om ówienie wszystkich gatunków zaliczanych do uwzględnionych tu rodzin. Zaw ar­ te w niej zostały informacje pozwalające na odróżnienie tropów, odchodów i innych śladów najw ażniejszych ich przedstawicieli. Przez w nikliw ą obserwację pow inie­ neś nauczyć się łączyć wszystkie te elem enty ze sobą i wyciągać z otrzym anego całościowego obrazu odpowiednie wnioski. Przyjąłem zasadę koncentrowania się na tych zw ierzętach, które mają bezpośredni związek z sytuacją walki o przetrw a­ nie jako źródło pokarmu lub potencjalne zagrożenie. Kiedy napotykam na trop lub inny ślad, porównuję go z wzorcowym tropem, który przechow uję w głowie. Jest on kom pilacją wszystkich głównych cech dia­ gnostycznych. Prawdziwy trop, który będziesz badał, może się znacznie od niego różnić bądź to z powodu indywidualnych cech budowy stopy zwierzęcia, bądź wskutek odm iennych warunków fizycznych podłoża. Pomimo to udaje się zw ykle odczytać przynajmniej dwie cechy diagnostyczne, które w połączeniu z innymi znalezionymi śladami i w iedzą zdobytą na m iejscu pozw alają prawidłowo oznaczyć gatunek. Uwaga. Nigdy nie dotykaj odchodów gołymi rękami. Zawsze używaj patyka, a najlepiej rękaw ic ochronnych. Koniecznie umyj potem ręce.

Sztuka tropienia

Tropy przedstawicieli rodziny psowatych są raczej dłuższe niż szersze i mają owalny kształt. Zwykle, zarówno w tropach przednich, jak i tylnych łap, widoczne są odciśnięte cztery palce ze śladami pazurów. Jako ogólną zasadę można przyjąć, że tropy psów zdziczałych i wiejskich pracujących w polu (na przykład pasterskich) m ają ostre ślady pazurów. Natom iast psy trzym ane w domach, które zw ykle cho­ dzą po utwardzonych nawierzchniach pozostawiają tropy z tępymi odciskami pazu­ rów. Zazwyczaj psy trafiają tylnymi łapami w odbicia łap przednich, ale niedokład­ nie. To znaczy, że stawiają one tylne nogi na tropie pozostawionym przez nogi przed­ nie, lecz nie robią tego na tyle precyzyjnie, by go całkow icie przykryć i uczynić nieczytelnym. Ci przedstawiciele rodziny psowatych, którzy są dobrymi myśliwymi lub psami roboczymi, takimi jak na przykład psy pasterskie, stawiają tylne łapy w tropy przednich bardziej precyzyjnie niż psy trzymane w domach. Klasycznym reprezen­

Jak dotąd poznaliśm y rozm aite rodzaje śladów, z jakim i styka się tropiciel. Są to jed n ak tylko inform acje, z których korzysta on uprawiając sw oją sztukę. Istnie­ ją trzy etapy przysw ajania wiedzy o odkrytym nowym śladzie. Te trzy etapy okre­ ślają rów nież porządek, w jakim potem odbywa się analiza każdego interesujące­ go nas śladu. Etap pierwszy - rozpoznanie tropu W sytuacji walki o przetrwanie możesz mieć do czynienia z tropami nie znanych Ci zwierząt, lecz w każdym innym wypadku powinieneś poznać tropione zwierzęta, 132

Psowate (pies, wilk, lis)

133

tantem om awianej rodziny, który czyni to idealnie, jest lis. Pozostawia on często łańcuszek tropów, w którym widać tylko odciśnięte tylne łapy. Stało się to powo­ dem powstania wielu opowiadanych przez gajowych historyjek o lisach skradają­ cych się na palcach tylnych nóg do kurników. Odchody zw ierząt z tej rodziny mają bardzo zróżnicowane rozmiary, zależne od wielkości przedstawicieli różnych gatunków. Są to chyba najlepiej znane współcze­ snym ludziom zwierzęce odchody. Odznaczają się one cylindrycznym kształtem, są zwykle w jednym kaw'alku i m ają często z jednego końca zw ężenie przypom inają­ ce ogonek. Ich kolor jest bardzo zróżnicowany i zależy od diety. Na przykład od­ chody lisa są często białe wiosną, kiedy korzysta on z obfitości młodych, nieostroż­ nych zwierząt, które dostarczają mu, pod postacią swoich kości, ogrom nych ilości wapnia. Jesienią jednak, kiedy przeważającą część diety lisa stanow ią jagody, jego odchody stają się czarne. Typow-ą cechą lisich odchodów jest to, że często znajduje się je na kopcach i kam ieniach, których używa on do oznaczania swojego rewiru.

Kotowate (kot, żbik, ryś) Dwie cechy charakteryzujące dumne koty - grację ruchów i drapieżność można odczytać z ich tropów. Dla tropiciela nie istnieje żadne inne czw oronożne zwierzę, które potrafiłoby tak dobrze m askować się i skradać. Tropy kotów są owalne i szer­ sze niż dłuższe. Podobnie jak u przedstawicieli rodziny psowatych ich przednie i tyl­ ne nogi pozostaw iają odcisk czterech palców, ale ślady pazurów są widoczne tylko w w yjątkowych w ypadkach, na przykład na bardzo miękkim śniegu. Bardzo typo­ wą cechą kocich tropów jest układ bruzd na opuszce m iędzypalcowej. W przeci­ wieństwie do psów koty zwykle chodzą dokładnie trop w trop. Stawiają z absolutną precyzją tylne nogi w zagłębienia utworzone przez przednie, a poszczególne tropy ustawione są prawie w jednej linii. Obserwując ścieżkę kocich tropów pozostaw io­ nych na śniegu przysiągłbyś, że kot skakał na kiju ze sprężyną, żeby nie zmarzły mu nogi. Napotkałem kiedyś rów ną linię tropów odciśniętą na miękkim śniegu i kiedy badałem je, zauważyłem ślady pazurów. Niezwykłe było to, iż znajdow ały się one z przodu i z tyłu tropu, co wskazywało, że kot przeszedł w jedną stronę, a potem wrócił po własnych tropach stawiając łapy z absolutną precyzją. Odchody kotów są cylindryczne (podobnie jak odchody psowatych), składają się jednak z kilku segmentów i bywają z jednej strony zwężone, ale nie tak często jak psie. Ich kolor zmienia się w zależności od diety. Zawarte w nich nie strawione reszt­ ki często pozwalają na określenie typowej dla drapieżnika kociej diety. W zależności od zwyczajów gatunku, odchody m ogą być całkowicie lub częściowo zakopywane.

Łasicowate (łasice, borsuki, gronostaje, fretki, tchórze) Do rodziny łasicowatych należą gatunki bardzo różniące się pod względem roz­ miarów (na przykład łasica i borsuk). We wszystkich wypadkach trop jest dłuższy 134

niż szerszy, chociaż często, kiedy ma się do czynienia z tropem cząstkowym, w yda­ je się, że jest na odwrót. Cechą wyróżniającą tropy zw ierząt należących do tej rodziny jest obecność pięciu palców z widocznymi pazurami w odciskach przed­ nich i tylnych łap. Przy nie sprzyjających warunkach często m ożna nie zauważyć piątego palca i uznać, że trop pozostawiło zwierzę odciskające tylko cztery palce. Nawet jednak kiedy piąty, zewnętrzny palec jest niewidoczny, powinieneś domyślić się jego istnienia, widząc, że palec wewnętrzny jest daleko odsunięty od sąsiednie­ go, lecz mniej lub bardziej do niego równoległy, co sugeruje, że łapa jest szeroka. Przedstawiciele tej rodziny to prawdziwi twardziele. Często znajdow ałem dobry m ateriał na krzem ienne narzędzia na ogrom nych hałdach krzem ienia usypanych przez m iejscowe borsuki. Natom iast zawsze żwawa łasica to prawdziwa m aszyna do zabijania. Czasami atakuje nawet zw ierzęta większe od siebie. Odchody łasico­ watych są długie i kręte, z charakterystycznym dla drapieżników „ogonkiem ” . Wy­ dzielają one specyficzny, typowy dla tej rodziny zapach. Borsuk, dbający o swoje m ieszkanie gospodarz, wykopuje często latrynę, w której grom adzi odchody. C za­ sem nie m ają one stałej konsystencji, lecz są płynne, ale wciąż m ają charaktery­ styczny zapach.

Zającowate (królik, zając) N ajlepiej je s t uczyć się rozpoznaw ania króliczych tropów tam. gdzie tw orzą one ciągi będące zapisem skoków tych zw ierząt. Takie w łaśnie tropy będziesz najczęściej spotykał. W sytuacji walki o przetrw anie nie one jed n ak są najw aż­ niejsze. O w iele lepiej je s t szukać m iejsc porośniętych gęsto upraw nym i ro śli­ nami i w y n iesionych, pokrytych odchodam i w zgórków strażniczych. K róliki, ścinając w czasie żerow ania rośliny sw oim i ostrym i ja k brzytw y siekaczam i, po zo staw iają teren tak gładko przystrzyżony, ja k pole golfow e. Jeżeli m asz za­ m iar chw ytać króliki w pułapki lub polować na nie. powinieneś koniecznie spraw ­ dzić, jak ie je d z ą rośliny. Są one na przykład odporne na działanie toksyn zaw ar­ tych w pokrzyku w ilczej jag o d zie, jeże li jed n ak zjesz królika, który żerow ał na tej roślinie, m ożesz się zatruć. Łatw o jest rozpoznać odchody królików: są brązo­ we, kulistego kształtu, zaw ierają włókniste szczątki roślinne, są suche, a z czasem ro zp ad ają się na pył. Takie bobki m ożna znaleźć w szędzie tam , gdzie żerują króliki lub zające. Zając poruszający się szybko po głębokim śniegu pozostaw ia czasem bardzo m ylący trop, szczególnie kiedy kluczy. Trzeba stw ierdzić, że na ogół niedośw iadczeni tropiciele nie zdają sobie sprawy, jak w ielkie susy m ogą daw ać niektóre zw ierzęta. Tak je st w łaśnie w wypadku zajęcy, które, używ ając sw oich silnych tylnych nóg. potrafią skakać napraw dę daleko. Na głębokim śniegu w ielkość tro­ pów uciekającego szybko zająca pow iększa się znacznie. Łapy pozostaw iają ogrom ne, szerokie odciski, a pom iędzy każdą czw órką tropów je st duży (czasem kilkum etrow y) odstęp. 135

Jeleniowate Jeleniowate były od stuleci obiektem zainteresowania tropicieli i myśliwych. Zna­ łem niegdyś strażnika leśnego, który opiekował siq stadem jeleni i potrafił wyłącznie na podstawie tropów rozpoznać każdą sztukę. W Wielkiej Brytanii tropy jeleniow a­ tych nazywane są tradycyjnie po prostu „szczelinam i” (ang. slots). Jest to bardzo trafna nazwa, jeleniow ate bowiem to zwierzęta parzystokopytne i na ogół pozosta­ wiają tropy składające się z dwóch mniej lub bardziej równoległych szczelin odpo­ wiadających odciskowi jednej nogi, a tropy tylnych nóg zwykle wchodzą nieznacz­ nie na tropy nóg przednich. Na miękkim podłożu, takim jak brzeg strum ienia, błoto czy śnieg, mogą się również odcisnąć szpile, które znajdują się wyżej na nodze zw ierzęcia. W ielkość i ogólny kształt tropu pozw alają na oznaczenie gatunku, ce­ chy te jednak m ogą być bardzo mylące, szczególnie w wypadku tropów osobników w różnym wieku. Zawsze staraj się znaleźć inne ślady, które mogłyby potwierdzić Twoje domysły. O dchody są bardziej w iarygodną cechą diagnostyczną, pozw alającą oznaczyć gatunki w chodzące w skład om awianej rodziny. Na obszarze, na którym bytują jeleniow ate, znajdziesz zw ykle małe kopczyki odchodów. Poniew aż zw ierzęta te często załatw iają swoje potrzeby fizjologiczne w ruchu, efektem tego są zanika­ jące ścieżki bobków biegnące od takiego kopczyka. Pozwala to określić kierunek, w jakim poruszały się zw ierzęta. Inne oznaki obecności jeleniow atych to ślady ich żerow ania, roślinność zgryziona tak wysoko, jak tylko m ogą one dosięgnąć, oraz kora stłuczona i starta przez sam ce usuw ające scypuł z poroża. Kiedy każ­ dej w iosny zrzucają one swoje wieńce, dostarczają ludziom lasu św ietnego su­ rowca do w yrobu broni i narzędzi; najczęściej dzieje się to w ciągu trzech pierw ­ szych tygodni kwietnia.

Niedźwiedzie Do dziś pam iętam em ocje i przyspieszone bicie serca, kiedy w czasie wakacji spędzanych w Yosemite po raz pierwszy odkryłem trop niedźwiedzia. Był to zarów­ no najbardziej ekscytujący trop, jak i moje największe niespełnienie jako tropiciela, zabrakło bowiem czasu, żeby nim pójść i sprawdzić, dokąd prowadzi. Niewprawne oko może pomylić niedźwiedzi trop, w którym zarówno u tylnej, jak i przedniej łapy widać pięć palców z pazuram i, z odciskiem bosej stopy człowieka. Szczególnie ła­ two o taką pom yłkę, jeśli znalazło się trop przedniej nogi niedźw iedzia czarnego (baribala). Ponieważ jednak niedźwiedzie są czworonogami i do tego wyraźnie stopochodnym i, stawiającym i jak większość ciężkich czw oronożnych zw ierząt palce do środka, trudno jest popełnić taki błąd. Niedźwiedzie m ogą być w dziczy przyczyną sporych kłopotów. Jeśli znajdziesz się na obszarze, na którym one żyją, pamiętaj, że jesteś w ich królestwie i musisz zachować stosow ny respekt dla tych zwierząt o nie najlepszej opinii. Największy 136

problem polega na tym, że ludzie na ogół spodziew ają się po niedźw iedziach ludz­ kiego sposobu m yślenia, z niedźw iedziam i jednak sprawa ma się zupełnie inaczej. Ich najw iększą troską jest zdobycie jedzenia i żadne zwierzę, jakie kiedykolwiek miałem okazję obserwować, nie było tą czynnością bardziej pochłonięte. Niedźwie­ dzie ustawicznie w ykopują korzenie, rozkopują mrowiska, żeby zaspokoić swój ogrom ny apetyt. Gdy jednak zwęszą jakiś sm aczniejszy od innych kęs, na przykład skwierczące na rożnie mięso lub inne biwakow e danie, pogódź się z faktem , że zrobią w szystko, żeby je zdobyć. Nigdy nie spieraj się z niedźwiedziem , któremu cieknie ślinka. Jest to zasada num er jeden. Na obszarze, na którym w ystępują niedźwiedzic, trzymaj żywność podw ieszoną wysoko poza zasięgiem tych zwierząt i dołóż wszelkich starań, by zredukować zapachy, zarówno te powstające w czasie gotowania, jak i związane z higieną osobistą. Kobiety powinny bardzo uważać w czasie m enstruacji, są bo­ wiem dowody, że może to zwabić niedźwiedzie. Jeżeli będziesz miał pecha i dostaniesz się w niedźw iedzie pazury, jedyną radą jest osłonić rękami gardło oraz genitalia i choćby nie wiem co się działo, udawać martwego. Raczej na pewno zostaną po tym blizny, ale Ci, którzy przeżyli atak niedźwiedzia, wypróbowali właśnie ten sposób. Niedźwiedź, nawet grizzly, najczę­ ściej atakuje, kiedy czuje się zagrożony. Jeżeli będziesz się bronić, on zacznie kąsać mocniej, natom iast gdy będziesz udawał martwego, zgodnie z powyższą koncepcją, przestaniesz być zagrożeniem i niedźwiedź przestanie się Tobą interesować. Najle­ piej jednak w ogóle uniknąć pokiereszowania. W niektórych okolicach Stanów Zjed­ noczonych i Kanady nakłania się wędrowców do noszenia przyczepionych do ple­ caków dzwoneczków, których dźwięk ostrzega niedźwiedzie o zbliżaniu się ludzi, dzięki czemu m ają one czas oddalić się. Jeżeli nie masz dzwonka, śpiewaj. Chór zawodzący „Stary niedźw iedź mocno śpi” powinien okazać się skuteczny. Po tych wszystkich opowieściach o atakach niedźwiedzi być może spodziew asz się, że ich odchody pełne są rozdartych na strzępy szczątków nieszczęsnych wędrowców, nic jednak z tych rzeczy. Pomimo straszliwej opinii niedźwiedzie są wszystkożeme i wolą jeść raczej jagody, owady i małe zwierzęta niż ludzi. Ich odchody są duże, o cylin­ drycznym kształcie. Często znajduje się je w stertach. Zaw ierają one resztki roz­ maitych pokarmów. Szukaj również pozostawionych przez niedźw iedzie znaków w yznaczających ich terytorium i śladów pazurów na pniach drzew. Interesujące jest, że na całym świecie pierwotne ludy uważały niedźw iedzia za zwierzę przynoszące szczęście. Szczególnie wśród społeczności Indian północno­ am erykańskich istniała wiara, że jeśli niedźw iedź ukaże się wojownikowi we śnie, to obdarzy go nadnaturalną mocą i silą. Spowodowała ona, że w wielu plem ionach powstał kult niedźwiedzia. Wojownicy należący do stowarzyszenia zakładali stroje i malowali się tak, by jak najbardziej upodobnić się do niedźwiedzia. Wierzono rów­ nież, że to niedźwiedź nauczył ludzi korzystać z leczniczych ziół. Wielu Indian twier­ dziło, że nauczyli się ziołolecznictwa obserwując niedźwiedzie, które leczyły ziołami swoje dolegliwości. 137

Wiewiórkowate i inne drobne gryzonie (szczury, myszy, piżmaki) W iewiórkowatc to rodzina gryzoni, do której podobnie jak to jest w wypadku rodziny łasicow atych należą zw ierzęta różnej wielkości. Cechą diagnostyczną, po­ zw alającą rozpoznać ich tropy, są cztery palce w łapie przedniej i pięć w tylnej. W wypadku obu tropów widoczne są pazury. Do drobnych gryzoni należą szczury, które na ogól trzym ają się wody. Mogą one stanowić poważne zagrożenie dla po­ dróżników, ponieważ przenoszą zarazki choroby zwanej leptospirozą (chorobą We­ ila). Zarazki te dostają się do wody razem z moczem szczurów. Choroba ta, jeżeli nie zostanie odpowiednio wcześnie rozpoznana, może spowodować śmierć. Powo­ dujące ją krętki w nikają do krwiobiegu przez otwarte rany lub śluzówkę oczu, nosa, ust, uszu bądź jelit, jeżeli pije się zakażoną wodę. Dlatego nigdy nie chwytaj i nie zabijaj szczurów na pokarm. Naucz się też rozpoznawać ich ślady, żeby nie korzy­ stać z wody, która znajduje się w pobliżu. Jest raczej mało prawdopodobne, żebyś zaopatrywał się w duże ilości wody pochodzącej z sadzawek, ale m ożesz zbierać jadalne rośliny w pobliżu takich miejsc. W takim wypadku musisz je dokładnie umyć, a najlepiej ugotować. Odchody gryzoni są tak zróżnicowane, jak zw ierzęta, które należą do tej grupy. Na przykład odchody wiewiórki są wielkości i kształtu ziaren grochu, szczura i my­ szy zaś m ają kształt kiełbasek, a ich wielkość zależy od rozmiarów zwierzęcia, któ­ re je pozostawiło. W szystkie jednak składają się z doskonale przeżutej materii, któ­ ra, kiedy są świeże, ma konsystencję plasteliny, a z czasem twardnieje. Etap drugi - interpretacja tropów Tutaj masz szansę stać się Sherlockiem Holmesem, interpretowanie tropów po­ lega bowiem na logicznej dedukcji. Żebyś jednak mógł robić to z dobrym skutkiem, m usisz odrobić sw oją pracę dom ow ą i dowiedzieć się jak najwięcej o zachow a­ niach i sposobie życia zwierząt, które masz zamiar tropić. Twoim zadaniem nie będzie ju ż tylko rozpoznanie śladów, ale próba określenia, co w danym m iejscu za­ szło, a czasem również, co najprawdopodobniej za chwilę zwierzę zrobi. Żebyś mógł to wszystko stwierdzić, m usisz nie tylko mieć oczy szeroko otwarte i widzieć całe m iejsce, w którym rozegrało się coś, czego zapisem są badane przez Ciebie ślady, ale jednocześnie odczytyw ać najdrobniejsze ich szczegóły. Kiedy oglądam trop lub ścieżkę tropów, nie potrafię od razu powiedzieć, co się wydarzyło, potrzebuję dłuż­ szej chwili, żeby w moim umyśle powstał klarowny obraz tego, co zapisane jest w tropach. Tak jak kiedy patrzyło się na ekran starego telewizora, który potrzebo­ wał czasu, żeby się nagrzać, lub na fotografię, kiedy pojawia się na papierze w ku­ wecie z wywoływaczem . Początkow o widzi się tylko najbardziej wyraziste ele­ m enty obrazu, lecz po chwili zaczynają ukazywać się subtelne szczegóły, aż zosta­ nie on w całości przyswojony przez umysł. Dopiero wtedy można rozpocząć anali­ zow anie jego treści. W Twojej głowie powinny pojawić się sceny, których zapisem 138

są badane ślady. Żeby je zobaczyć, użyj swojej wyobraźni. Oczywiście, żeby ten obraz był bliski temu, co wydarzyło się naprawdę, m usisz zdobyć wiedzę o tym. jak się zachow ują i poruszają zwierzęta. Każde zw ierzę ma szczególny, typowy dla niego sposób poruszania się lub stan­ dardowy chód, które w określony sposób zapisują się w tropach. Jeżeli zwierzę przyspieszy reagując na bodźce zewnętrzne, na przykład zapach drapieżnika, to zmieni się również trop. Przypatruj się psu, a jeszcze lepiej kotu, patrz, jak idzie i nagle zaczyna biec. Obserwuj, jak się skrada i bawi. Sprawdzaj, jakie tropy i ślady pozostawił w czasie wykonywania tych czynności. Stwierdzisz, że bieg psa bardzo przypom ina kicanie królika. Poświęcaj jak najwięcej czasu na takie obserwacje, ponieważ pom oże Ci to potem, gdy będziesz wędrował ścieżką tropów, określić, gdzie powinien znajdować się następny trop. Jest to ważna umiejętność, um ożliwia­ jąca postępowanie za zwierzęciem po jego śladach. Żeby móc w pełni wykorzystać inform acje zapisane w tropach, powinieneś również umieć określić, w jakiej porze dnia trop został odciśnięty i na ile jest świeży. Niełatwo jest się tego nauczyć, wy­ maga to długich, sum iennych studiów, lecz kiedy zdobędziesz doświadczenie, bę­ dziesz potrafił w ciągu kilku minut określić, jak dawno pozostaw iono trop. M usisz jednak pam iętać, że każdy rodzaj podłoża zmienia swój wygląd w innym tempie. Najprostszym sposobem określenia, jak dawno został odciśnięty trop, jest zrobienie obok niego dla porównania podobnego znaku i obserwowanie tempa, w jakim bę­ dzie on znikał. Trzeba przy tym brać pod uwagę panujące ostatnio warunki pogodo­ we. Nie zniechęcaj się pierwszymi niepowodzeniam i przy ocenie wieku tropów. Jest to bardzo trudne i błędy zdarzają się nawet najbardziej doświadczonym tropi­ cielom. W miarę jednak jak będziesz gromadził doświadczenia, zwiększy się Twoja zdolność prawidłow ego określania czasu, jaki upłynął od powstania tropu. Etap trzeci - podążanie tropami O statnim etapem czynności zw iązanych z tropieniem jest podążanie tropami za zw ierzyną, która je pozostawiła. Polega to na ustawicznym trzym aniu się tropu, czyli odnajdywaniu wszystkich jego elementów. Można by oczyw iście pom ijać te ślady, które są mało widoczne, ale to nie jest dobre tropienie. Kiedy ju ż rozpoznasz trop, nie zgub go, zwracaj uwagę na w szystkie tow arzyszące mu ślady. Staraj się zawsze, jeśli to m ożliwe i jest taka potrzeba, na przykład, jeśli trop się rozdzielił lub zm ienił się chód zwierzęcia, zinterpretować to, co widzisz. Twoim celem jest wnik­ nąć w umysł tropionej zwierzyny. Pamiętaj o tym, żeby rozglądać się i patrzeć na otoczenie z perspektywy stworzenia, które tropisz. W ęsz i bądź wyczulony na za­ pachy. Błędem często popełnianym przez początkujących jest nieprzywiązyw anie wagi do tych miejsc, w których zw ierzę zatrzym ało się, żeby obwąchać grunt lub roślinność. Dla niego zapachy są istotną częścią informacji o otoczeniu. Informacje te niestety nie są dostępne dla nas. Oczywiście my rów nież m ożemy wyczuć za­ pach, lecz nie jesteśm y w stanie odczytać zawartych w nim treści, które dla zw ie­ 139

rząt są doskonale czytelne. Pomocne przy próbie zrozum ienia zapachowych sygna­ łów jest w yw nioskow anie na podstawie tropów, jak zareagowało na nie zwierzę. Kiedy podążasz tropem, staraj się, by znajdow ał się on zawsze m iędzy Tobą a źródłem światła i uważaj, żeby przez nieuwagę nie zatrzeć śladu, którego jeszcze nie odczytałeś. Podstawową zasadą jest nie posuwać się naprzód, nim nie zlokalizu­ je się dwóch następnych śladów. Nie powinno to być zbyt uciążliwe. Pam iętaj, że w czasie tropienia nieostrożne ruchy są przyczyną większości niepowodzeń. Jeżeli zgubiłeś trop, wróć do ostatniego wyraźnego śladu, jaki znalazłeś, i zbadaj dokładnie jego otoczenie. Jeśli zwierzę wykonało daleki skok do przodu lub w bok, musi to być czytelne w ostatnim tropie, jaki udało Ci się znaleźć. Nie rezygnuj, im trudniejszy jest trop, tym więcej m ożesz się nauczyć! Miałem wielkie szczęście tropić razem z wieloma doskonałymi tropicielami w róż­ nych częściach świata. Każdy z nich m iał swój własny system podążania po śla­ dach, różnili się również psychicznym podejściem do tej czynności. Jednakże to, co przeczytałeś w tym rozdziale, jest kwintesencją tropienia, są to podstawy, na któ­ rych opierają się wszyscy. M ożna by poświęcić tej dziedzinie kilka tomów, lecz będzie lepiej, jeśli zaczniesz ją odkrywać samodzielnie, zdobywając doświadczenie na czarnej lub białej stopie3. Pamiętaj, że możesz osiągnąć więcej, poznając na­ prawdę dobrze sposób poruszania się i zachowania jednego zwierzęcia niż powierz­ chow nie wielu.

TRAPERSTW OI POŁÓW RYB

„Nie mieliśmy bydła, świń, zboża, tylko jagody, korzenie, zwierzynę i ryby. Nigdy nie przyszło nam do głowy, żeby kłopotać się o to wszystko, i powiem wam, że mój lud i ja nie uważamy, żeby było nam źle z tego powodu, że polu­ jemy, łowimy ryby i zbieram y dzikie rośliny. Kiedy tylko zaczyna się sezon polowań czy pora na zbiór jagód, w zno­ szę moje serce dziękując Stwórcy za Jego hojność, za to, że zesłał nam te dary” . Wódz Weninock z plem ienia Yakima. Obrady Towarzystwa H istorycznego w New Jersey, Nowa Seria, Vol. 13, 1928

hw ytanie zw ierząt w pułapki, poza niektórym i dość drastycznym i aspektami tego zajęcia, jest fascynującym poznawaniem dzikiej przyrody i techniki. Nie spotkałem jeszcze w ytrawnego trapera, chw ytającego zw ierzęta, żeby wyżywić rodzinę, który by nie darzył wielką m iłością i szacunkiem swojej zdobyczy. Te uczu­ cia rozw ijają się w czasie wielu godzin spędzonych na obserwowaniu i tropieniu dzikich zwierząt. To zupełnie co innego siedzieć w ciepłym domu i oglądać w tele­ wizji filmy przyrodnicze, a co innego drżeć z zimna na wietrze i deszczu dzieląc ze zwierzęciem , na które patrzysz, odgłosy i zapachy natury. Choćby nie wiem jak twarde serce m iał człow iek, to nie jest w stanie oprzeć się wzruszeniu chłonąc całym sobą piękno dzikiej przyrody. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że to nie traper stanowi zagrożenie dla naturalnego środowiska, ale człow iek, którzy nie nauczył się cenić pełnej życia ziemi, po której stąpa, nasłuchiwać odgłosów zm ie­ niających się pór roku i śpiewu ptaków, kiedy te łączą się w pary, by wydać potom ­ stwo. To, że ktoś jest myśliwym, a ktoś ofiarą, jest naturalnym porządkiem przyro­ dy, nieuchronną częścią odwiecznego cyklu życia, codziennością dla człowieka w alczącego o przetrw anie w dzikim środowisku i dla pierw otnego łowcy. O grom ną zaletą pułapek jest to, że uwalniają one Twoje ręce, które ju ż nie muszą trzym ać łuku czy oszczepu, dzięki czemu m ożesz wykonać nimi wiele pożytecz­ nych czynności. Pułapki pozw alają Ci również polować w nocy, kiedy ludzkie zm y­

C

J S to p a (b ia ła , c z a rn a , sro k a ta , m ię k k a ) - w ję z y k u ło w ie c k im o k re ś le n ie w y g lą d u p o w ie rz c h n i zie m i; sto p a b ia ła - p o k ry w a śn ie ż n a ; sto p a c z a rn a - z ie m ia n ie p o k ry ta śn ie g ie m ; sto p a s ro k a ta g d z ie n ie g d z ie p ła ty śn ie g u ; sto p a m ię k k a - m ię k k ie p o d ło ż e (p rz y p . tłu m .).

141

sły nie funkcjonują tak sprawnie jak w dzień. Nie są one jednak tak proste w uży­ ciu, jak to się zdaje. Nie możesz po prostu zastawić pułapki i żyć nadzieją, że coś się w nią złapie. Prawidłowo zastawiona pułapka musi być bardzo precyzyjnie usytu­ owana, tak by wyeliminować do minimum element przypadku. Dzikie zwierzęta nie są głupie. W szystkie ich zm ysły były doskonalone na drodze naturalnej selekcji, żeby um ożliwić im przetrwanie na najeżonej niebezpieczeństwam i ścieżce życia. Przede wszystkim nauczyły się one wyczuwać zapach i obecność człow ieka, naj­ bardziej niebezpiecznego spośród swoich wrogów. Żeby skutecznie chwytać zw ie­ rzęta w pułapki, m usisz tak jak w czasie polowania patrzeć ich oczami i myśleć jak one. M usisz rów nież osiągnąć wprawę w konstruowaniu różnych typów pułapek. Wierzę w uczciwość moich czytelników i w to, że będą się oni stosować do obowiązujących przepisów prawnych, które regulują kwestie zw iązane ze stoso­ waniem pułapek (patrz przypis nr 2 w rozdziale Polowanie). Użycie opisanych tutaj pułapek jest dopuszczalne w yłącznie w celu zdobycia pożywienia w sytuacji walki 0 przetrw anie w dziczy, kiedy jest to podyktowane absolutną koniecznością. Nawet jednak kiedy jesteś przekonany o tym, że nie będziesz nigdy zm uszony do użycia pułapki, to nie pomijaj tego tematu. Człowiek przebywający w dziczy może zgłębia­ jąc go nauczyć się wielu rzeczy. Żeby mieć pożytek z um iejętności zastawiania pułapek wcale nie trzeba zabijać ani ranić zwierzęcia. M ożna w prosty sposób za­ adaptow ać urządzenie spustowe pułapki do wyzwalania m igawki aparatu foto­ graficznego. Korzystając z tej m etody będziesz mógł bez konieczności zabijania zwierząt przyswoić sobie najdrobniejsze szczegóły traperskiej sztuki i zdobyć w tej dziedzinie doświadczenie. Znajdziesz poniżej ogromną liczbę różnych wzorów puła­ pek, chytrych i pom ysłowych mechanizmów spustowych, które powstawały na dro­ dze prób i błędów w ciągu setek lat i są przystosowane do chw ytania rozmaitych zw ierząt w różnych warunkach. Lecz traperstwo to tylko w dziesięciu procentach um iejętności techniczne. Powodzenie zależy tu przede wszystkim od doskonałej znajom ości sposobu życia i zw yczajów zwierząt. M usisz tak poznać zwierzę, które zam ierzasz schw ytać, żeby zacząć patrzeć na świat jego oczami i m yśleć jak ono. M ie jsc e Wybór w łaściw ego miejsca na pułapkę decyduje o powodzeniu całego przedsię­ wzięcia. Nie przyniesie żadnych efektów zastawienie jej byle gdzie, z nadzieją, że może coś się w nią złapie. Pułapkę należy umieścić albo na ścieżce zwierzyny, albo w miejscu, które m oże zainteresować zw ierzęta nie budząc jednak ich podejrzliw o­ ści. Najprostszym i najskuteczniejszym sposobem będzie ulokowanie jej na uczęsz­ czanej przez zw ierzęta trasie, która jest łatwym do wypatrzenia pasem wydeptanej 1 rozchylonej na boki roślinności. Bardzo często takie ścieżki są w ykorzystywane przez więcej niż jeden gatunek, więc staraj się znaleźć odchodzącą m niejszą ścież­ kę tropów, wykorzystyw aną przez zwierzę, które zamierzasz schwytać. Szukaj sier­ ści, która um ożliwia pew ną identyfikację gatunku. 142

Ścieżki zwierzyny stanowią doskonałe miejsce do zastawiania pułapek, które nie są skom plikow anym i konstrukcjam i. Najlepiej nadają się do tego celu pułapki nie w ym agające stosow ania przynęty, takie jak sidła. Optym alnym miejscem na ich rozm ieszczenie jest koniec ścieżki, gdzie zwierzęta skoncentrowane są na w ypatry­ waniu niebezpieczeństwa, które może czyhać na otwartej przestrzeni, lub na wybo­ rze dalszej trasy. Jest absolutnie podstaw ow ą sprawą, by pułapka była dobrze za­ m askowana, idealnie w topiona w otoczenie, pozbawiona zapachu lub pokryta m a­ skującą substancją zapachową. Wetknij trochę gałązek i małych patyków po obu stronach sideł, tworzących przewężenie zmuszające zwierzę do wejścia prosto w pu­ łapkę. Twoim celem jest zaskoczyć swoją ofiarę, schwytać ją, kiedy będzie się czuła zupełnie bezpieczna. Oznacza to, że m usisz zadać sobie wiele trudu, by nie uszkodzić otaczającej pułapkę roślinności. Każda złamana roślina wydziela zapach, który ostrzega zw ierzynę, podobnie jak każda większa zm iana na samej ścieżce. W ytrawny traper obraca na sw oją korzyść ostrożność i ciekawość dzikich stwo­ rzeń, um ieszczając coś, co odwróci ich uwagę, kiedy znajdą się w bezpośredniej bliskości pułapki. Pewien strażnik leśny pokazał mi kiedyś, jak twierdził, niezawod­ ne sidła na króliki. Składały się one ze zwykłych wnyków założonych na króliczej ścieżce wiodącej na pole i rosnącego m etr przed nimi m łodego drzewka, wygiętego tak, że kiedy królik przechodził obok niego, zapadkowy mechanizm spustowy zwal­ niał napinającą je linkę, w wyniku czego prostowało się ono gwałtownie uderzając w pień. Przestraszony królik rzucał się do ucieczki otw artą ścieżką i wpadał prosto w czyhającą nań pętlę. Pułapki z przynętą należy zastawiać w odmienny sposób. C harakteryzują się one tym, że przyw abiają zwierzę do siebie. Zwykle lepiej jest zakładać je z dala od ścieżek zwierzyny, ale w pobliżu miejsc, w których zw ierzęta żerują i wyznaczają granice swojego terytorium . Przynęta musi być dobrana do gatunku zw ierzęcia, które chcesz schwytać. Kiedy m owa o przynęcie, pojawia się pytanie, czym odżyw ia się zw ierzę, które mamy zam iar schwytać? Chcemy oczywiście um ieścić w pułapce jakiś smakowity kąsek. Lecz przynętą wcale nie musi być coś do jedzenia, często najłatwiej jest przywabić zw ierzę zapachem. Sygnał zapachowy jest bardziej wyrazisty i odbiera­ ny z większej odległości. Przede wszystkim jest on bardziej nęcący i często budzi zainteresow anie zw ierzęcia, nawet wtedy gdy ono je. Przynęta zapachowa jest łatwa do zdobycia i działa skutecznie również w nocy przywabiając wiele zwierząt. Dawni traperzy, łowcy skórek, używali jako takich przynęt gruczołów zapacho­ wych schw ytanych zw ierząt. Istnieje jednak prostsza m etoda sprawdzająca się w w arunkach walki o przetrwanie. Kiedy znajdziesz m iejsce, w którym zwierzę znakuje swoje terytorium (jeżeli odrobisz swoją „pracę dom ową”, znajdziesz je bez trudu), przywiąż w nim lub przymocuj w inny sposób wielki kłąb suchej roślinności (podobny do takiego, jakiego używa się jako rozpałki, lub tamponu do zbierania rosy). Pozostaw go tam przez kilka dni, żeby został oznakowany i wchłonął zapach. Zastaw teraz pułapkę i umieść w niej kłąb jako przynętę. 143

Jeżeli używasz jedzenia jako przynęty, musisz je odpowiednio spreparować, żeby skusiło zwierzę, które chcesz schwytać. Drapieżniki powinien przywabić odpowied­ niej w ielkości kaw ałek mięsa, a jeszcze lepsza może być mała ryba. Najlepiej jest z takiej byle jakiej ryby na przynętę zrobić przyzwoity posiłek. Z roślinożercam i sprawa je st bardziej skom plikow ana, można je zwabić tylko tym, co zwykle jedzą. M usisz dokładnie badać ślady ich żerowania, żeby określić, jaka przynęta będzie właściwa. Na ogół lepiej jest z tego rodzaju przynętą użyć sprężynujących wnyków chw ytających za nogę lub szyję, a to z tego powodu, że zw ierzęta albo zębami czy­ sto odcinają porcje, albo odryw ają je szarpiąc, więc nie można mieć pew ności, czy pułapka z podw ieszoną kłodą zada im szybką śmierć. Naprow adzanie zwierzyny na pułapkę Stosuje się tutaj różne techniki w zależności od tego, czy jest to pułapka z przy­ nętą, czy bez niej. W wypadku pułapek bez przynęty staraj się we wszystkich sta­ diach jej zastawiania unikać pozostaw iania śladów swojej obecności. Wystarczy wetknąć w ziem ię w dobrze dobranych m iejscach kilka kijków, żeby skłonić zdo­ bycz do pójścia ścieżką, która prowadzi prosto do pułapki. Jeśli postawisz zw artą ścianę z patyków, to tylko skłonisz zwierzę do ucieczki. Wyobraź sobie, że wracasz do domu tą sam ą drogą co zw ykle i nagle widzisz przegradzający ją świeży m ur z jednym wąskim przejściem . Czy nie wydałoby Ci się to podejrzane? Zupełnie inaczej ma się sprawa z pułapkami z przynętą. Ponieważ jesteś w sta­ nie mniej więcej przew idzieć ruchy zw ierzęcia, gdy będzie się ono starało dotrzeć do przynęty, m ożesz zbudować bardziej solidną ścianę, która precyzyjnie poprow a­ dzi zwierzę, tak że wpadnie ono w pułapkę. Być może będziesz m usiał zabudować przynętę tak, by nie m ożna się było do niej dostać om ijając pętlę lub m echanizm uruchamiający spadającą kłodę. W tym wypadku możliwe jest zbudowanie widocznej ściany, ponieważ silna pokusa dotarcia do przynęty powoduje, że zwierzę zapomina 0 ostrożności. Nie oznacza to jednak, że m ożna budować dowolnie wielkie kon­ strukcje, nadal ważne jest, by ściany pułapki nie były większe niż to konieczne. W ybór pułapki Wybór pułapki, ja k ą masz zamiar zastawić, powinien być wynikiem rozważnego 1 starannego planowania. Jest on ograniczony dostępnością m ateriałów niezbęd­ nych do wykonania pułapki, która powinna zadziałać szybko i skutecznie. Oznacza to, że m usisz w iedzieć jak najwięcej o swojej przyszłej zdobyczy: ile może ważyć, na jakiej wysokości znajduje się jej głowa, na jakiej barki, jak silne mniej więcej jest to zwierzę. Nigdy nie lekceważ siły i determinacji dzikich stworzeń. Króliki potrafią odgryźć w łasną łapę, żeby uwolnić się z potrzasku. Twoim celem jest zabić zwierzę tak szybko i sprawnie, jak to tylko możliwe, albo schwytać je, tak by nie mogło się uwolnić. Pomimo że jest to dosyć drastyczny 144

Klasyczna odmiana szałasu - w iata oparta o pień zwalonego drzewa. Ma bardzo mocna konstrukcję, jest odporna na kaprysy pogody i nie wymaga użycia sznurka przy budowie. To jedna z kilku typów' wiat. które nie zmuszają do rozniecenia ognia, żeby było w nich ciepło

Ponieważ szałas len tworzy okrąg, w szystkie nośne elem enty szkieletu wspierają się nawzajem i przy ostrożnym staw ianiu tej konstrukcji nie jest potrzebny sznurek. Tego typu szałasy, praw idłow o zbudow ane, są na ogół cieplejsze niż namioty, gdyż zwykle w ich centrum rozpala się ognisko, dzięki czem u mają dobrze ocieplone ściany.

Zaletą tego szałasu na jedną noc jest to, żc można go bardzo szybko zbudować. Będąc schronieniem dla dw óch osób wymaga takiej samej ilości materiału na poszycie co szałas jednoosobow y. Dośw iadczony zespół może go zbudow ać w pół godziny.

Z asada je st prosta. Kiedy jednym kawałkiem drew na piłuje m c p o d kątem dziew ięćdziesięciu stopni drugi, to powstaje żar, który zbiera się w wyżłobieniu w ydrążonym pośrodku podstawy Gdy w ykonam y ju ż pokrycie szałasu, przygotow uje się dwa posłania, pozostaw iając w olną przestrzeń m iędzy długim i żerdziami. W celu ogrzania wnętrza um ieszcza się pośrodku linii łączącej końce zerdzi małe ognisko z ekranem.

W spółczesne oprzyrządow anie do niecenia ognia.

m

^

+

X