155 11 17MB
Polish Pages 106 Year 2011
Miasto postindustrialne Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
The postindustrial city Social problems, prospects for development
Miasto postindustrialne Problemy społeczne, perspektywy rozwoju Zapis konferencji z dnia 14 marca 2011 roku
Redakcja: Szymon Szewrański
Ośrodek Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a Wrocław 2011
Projekt okładki / Cover design AGNIESZKA JAKÓBIAK
Opracowanie redakcyjne i techniczne / Design and editing RYSZARD CHYTROWSKI
ISBN 978-83-930596-4-5
Broszura wydana dzięki wsparciu finansowemu Fundacji im. Róży Luksemburg This brochure has been published owing to the financial support from the Rosa Luxemburg Foundation
© Ośrodek Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a www.lassalle.org.pl e-mail: [email protected]
Wstęp „Żyjemy w wieku miasta” – napisał Onookome Okome 1 w artykule poświęconym nigeryjskiemu Lagos. Trudno nie przyznać racji afrykańskiemu autorowi. Szacuje się, że w 2030 roku dwie trzecie ludności naszego globu będzie żyło na obszarach zurbanizowanych. W 1950 roku było 86 ponadmilionowych miast. W roku 2015 będzie ich już około 550. Wzrostowi liczby ludności miejskiej towarzyszą przemiany współczesnego kapitalizmu. W erze postindustrialnej coraz więcej ludzi przestaje pracować w sektorze przemysłowym i przechodzi do sektora usług, zwłaszcza usług rynkowych. Dwadzieścia lat temu w Berlinie 384 tys. jego mieszkańców pracowało w przemyśle, natomiast w roku 1997 pozostało ich już tylko 167 tys. Podobne zjawisko występuje w Paryżu, gdzie liczba zatrudnionych w przemyśle spadła z ponad 0,5 mln do 134 tysięcy, a więc blisko o 80%. Procesy dezindustrializacji zachodzą też w Polsce. W Warszawie połowa zatrudnionych pracuje już w sektorze usług rynkowych. W Poznaniu jest to 43%, we Wrocławiu niemalże 42%. Ta zmiana struktury zatrudnienia wpływa oczywiście na kształt miasta, na jego rozwój i jakość życia, ponieważ sektor usług charakteryzuje się w dobie neoliberalnej globalizacji elastycznymi warunkami zatrudnienia i naciskiem na mobilność pracowników. Komercjalizacja przestrzeni publicznej, gettoizacja biedy, gentryfikacja, ekspansja korporacji, zanieczyszczenie środowiska naturalnego, zadłużenie, deficyty lokalnej demokracji i obywatelskiej partycypacji – to współczesne problemy miast. W reakcji na nie powstają oddolne ruchy społeczne, które próbują przeciwstawiać się niekorzystnym zmianom oraz próbują formułować własne, alternatywne postulaty dotyczące rozwoju metropolii. To w miastach toczy się dziś gra o kształt gospodarki, społeczeństwa i demokracji. Dlatego Ośrodek Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a podejmuje starania na rzecz ożywienia publicznej debaty o roli i kształcie metropolii we współczesnym świecie. W sierpniu 2010 roku zorganizowaliśmy we współpracy z Fundacją im. R. Luksemburg konferencję „Inny Wrocław jest możliwy? Zielono-lewicowe koncepcje polityki miejskiej”, podczas której zostały zaprezentowane nie tylko krytyczne analizy obecnej sytuacji, ale także możliwe kierunki progresywnej polityki komunalnej. Z dorobkiem tej inicjatywy można zapoznać się za pośrednictwem witryny internetowej www.innywroclaw.pl. W listopadzie ubiegłego roku, w ramach cyklu spotkań dyskusyjnych „Obywatelska przestrzeń w europejskim Wrocławiu. Ćwiczenia z przyszłości miasta” organizowanego przez portal Hipermiasto.pl, wykład pt. „Zintegrowane
1 Cyt. za: Mike Davis, Planeta slumsów, Warszawa, 2009, s. 11.
5
zarządzanie środowiskiem miejskim” wygłosił dr hab. Szymon Szewrański, wicedyrektor OMS im. F. Lassalle’a. Konferencję „Miasto postindustrialne – problemy społeczne i perspektywy rozwoju”, która odbyła się w stolicy Dolnego Śląska 14 marca 2011 r., należy więc traktować jako kontynuację i rozwinięcie dotychczasowej pracy analityczno-programowej prowadzonej przez Ośrodek. Niniejsze wydawnictwo zawiera pełny zapis dyskusji, w której uczestniczyli przedstawiciele świata nauki oraz reprezentanci obywatelskich ruchów miejskich. Naszą intencją było połączenie teoretycznej refleksji i globalnej perspektywy w patrzeniu na problem współczesnych miast z diagnozą aktualnej sytuacji polskich metropolii. Mam nadzieję, że publikacja ta okaże się dla Państwa źródłem cennych informacji oraz inspiracją do refleksji na temat kierunków rozwoju współczesnego świata.
Michał Syska Dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a
Joanna Erbel – fotografka, socjolożka, publicystka. Członkini zespołu „Krytyki Politycznej”, współzałożycielka Stowarzyszenia Duopolis. Bada przemiany w przestrzeni miast postsocjalistycznych. Edwin Bendyk – dziennikarz, publicysta, członek redakcji tygodnika „Polityka”. Dyrektor Ośrodka Badań nad Przyszłością w Collegium Civitas w Warszawie. Wydał m.in. Zatruta studnia. Rzecz o władzy i wolności (2002), Miłość, wojna, rewolucja. Szkice na czas kryzysu (2009). Dr Krzysztof Nawratek – architekt, urbanista, publicysta. Doktor nauk technicznych. Wykłada w School of Architecture and Design w Plymouth (Wielka Brytania). Autor alternatywnego planu zagospodarowania przestrzennego Rygi. Wydał m.in. Miasto jako idea polityczna (2008). Lech Mergler – inżynier elektronik, publicysta, działacz społeczny. Współpracownik magazynu literackiego „Książki”. W latach 2007-2008 dyrektor Biura Demokracji Uczestniczącej w Poznaniu. Wiceprezes Stowarzyszenia MyPoznaniacy. Autor raportu Poznań konfliktów (2008). Przemysław Filar – współzałożyciel i prezes Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia, administrator Forum Polskich Wieżowców. Organizator i uczestnik debat o planowaniu przestrzennym, transporcie, aglomeracji. Magdalena Błędowska – polonistka, redaktorka, dziennikarka polityczna, publicystka. Członkini zespołu „Krytyki Politycznej”. Współautorka książki Szwecja. Przewodnik nieturystyczny. Zajmuje się m.in. problematyką feministyczną, kwestiami społecznymi oraz analizą debaty publicznej w Polsce. Michał Syska – prawnik, publicysta, działacz społeczny. Dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle'a. Członek zespołu „Krytyki Politycznej”.
7
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
MICHAŁ SYSKA: Chciałem bardzo serdecznie przywitać państwa na spotkaniu dyskusyjnym pt. „Miasto Postindustrialne – Problemy Społeczne, Perspektywy Rozwoju”. Dzisiejsza konferencja zorganizowana została przez Ośrodek Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a przy wsparciu i współpracy Fundacji Róży Luksemburg. To już druga konferencja naszego wspólnego projektu poświęconemu rozwojowi miast. W sierpniu ubiegłego roku odbyliśmy we Wrocławiu spotkanie na temat zielonych koncepcji polityki miejskiej. Dzisiejsza konferencja jest niejako kontynuacją czy też rozwinięciem podjętych wtedy wątków. Chciałbym bardzo serdecznie przywitać prelegentów, dziękując im za to, że zgodzili się przyjechać do Wrocławia i wziąć udział w naszym spotkaniu. Witam panią Joannę Erbel, członkini zespołu „Krytyki Polityczej”, socjolożkę, badaczkę miast post-socjalistycznych, osobę, która w swojej działalności publicystycznej i społecznej odnosi się do kwestii miast i kultury. Jesteśmy bardzo ciekawi perspektyw, które będzie pani miała możliwość przedstawić podczas dzisiejszego spotkania. Jest nam niezmiernie miło, że chęć udziału w naszej konferencji wyraził pan Krzysztof Nawratek. Tym, którzy interesują się kwestiami miejskimi, jest to osoba zapewne doskonale znana – architekt, urbanista, autor wielu publikacji, między innymi książki Miasto jako idea polityczna. Można powiedzieć, że pan Nawratek zabiera głos we wszystkich najważniejszych, odbywających się w Polsce debatach na temat rozwoju miast. Tym bardziej jesteśmy wdzięczni, że, choć wykłada pan na co dzień w Wielkiej Brytanii, zdecydował się pan przyjechać do Wrocławia by spotkać się z nami i podzielić się swoimi opiniami. Witam także pana Lecha Merglera, który reprezentuje Stowarzyszenie My-Poznaniacy. My-Poznaniacy stanowi jeden ze społecznych fenomenów ostatnich lat w Polsce. Jest to bodajże jedna z nielicznych autentycznie obywatelskich i oddolnych inicjatyw na poziomie miasta. Warto odnotować, że komitet wyborczy My-Poznaniacy uzyskał w ostatnich wyborach samorządowych prawie 10% poparcia, będąc komitetem całkowicie oddolnym, utworzonym przez działaczy różnych oddolnych inicjatyw miejskich. Niestety, ze względu na mało demokratyczną ordynację wyborczą, My-Poznaniacy nie są reprezentowani w radzie miejskiej Poznania, w samym mieście należą jednak do najaktywniejszych grup oceniających na bieżąco politykę władz Poznania, prezentując przy tym własne postulaty. Wreszcie chciałbym przywitać przedstawiciela środowiska wrocławskiego, Przemka Filara z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia. Wszyscy ci z państwa, którzy śledzicie dyskusję toczącą się w mediach na temat rozwoju Wrocławia, na pewno znacie Przemysława, gdyż zarówno on, jak i jego organizacja, są niezwykle aktywni na polu wrocławskim odnośnie budowy
8
Wrocław, 14.03.2011
pewnej wizji rozwoju Wrocławia, a także bieżących ocen. Miał być z nami redaktor Edwin Bendyk z tygodnika „Polityka”. Niestety, dwa dni temu okazało się, że Edwin Bendyk musi wyjechać za granicę w sprawach służbowych i niestety nie może być dzisiaj z nami osobiście. Pomimo tego, postaraliśmy się, przy wykorzystaniu nowoczesnej techniki, zadbać o to, aby jego głos był dzisiaj obecny. Wczoraj przygotowaliśmy zarejestrowaną filmowo rozmowę z Edwinem Bendykiem. Większość z państwa otrzymała jej zapis. Edwin Bendyk przemówi więc dziś do państwa i zaprezentuje swoje opinie. Przewidujemy następujący przebieg naszego spotkania: najpierw zapoznamy się z opiniami prelegentów, potem będziemy szczęśliwi jeśli państwo również poczujecie się pełnoprawnymi uczestnikami spotkania i będziecie skłonni zaprezentować własne perspektywy i opinie. Kwestia miejska w Polsce w ostatnich miesiącach staje się kwestią coraz bardziej istotną, kwestią, która angażuje coraz więcej środowisk. Mam wrażenie, że chwilowo najbardziej aktywne są właśnie oddolne inicjatywy obywatelskie. Nowe miejskie ruchy społeczne próbują formułować wizje rozwoju alternatywne do tych, które prezentowane są przez władze polskich miast. Tak jak mówiłem, tytuł naszego spotkania to „Miasto Postindustrialne”. Transformacja współczesnych miast – która dokonuje się nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach – jest punktem wyjścia do naszego spotkania. Chcielibyśmy spróbować zanalizować przebieg zmian współczesnego miasta i odkryć jakie problemy społeczne towarzyszą tym przemianom. W dalszej części dyskusji będziemy starali się nawiązać do tego, co dzieje się w Polsce, do sytuacji w polskich miastach. Dlatego jako pierwszemu chciałem oddać głos Krzysztofowi Nawrotkowi, z prośbą o próbę nakreślenia tego, czym jest miasto postindustrialne, jak ono w tej chwili wygląda i jakie problemy towarzyszą transformacji współczesnych miast. Czy one faktycznie są już postindustrialne czy może jeszcze nie? KRZYSZTOF NAWRATEK: Dobry wieczór państwu. Bardzo miło po raz kolejny być we Wrocławiu. Mam nadzieję, że tak naprawdę nie jest tak, że biorę udział we wszystkich dyskusjach na temat miasta w Polsce. Na sali jest przynajmniej dwóch przedstawicieli Stowarzyszenia My-Poznaniacy. Ponieważ dwa tygodnie temu sam zostałem przyjęty w poczet My-Poznaniacy, można powiedzieć, że jestem poznaniakiem typu plug-in. Co do kwestii pytania, które zostało zadane, zacząłbym od tego, czym jest miasto przemysłowe. Bardzo przepraszam za straszną skrótowość i zbanalizowanie problemu. Okres przemysłowy to był w zasadzie najmocniejszy moment w historii miast, złoty wiek miast, gdy miasto rzeczywiście się rozwijało. Oczywiście koszty społeczne
9
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
tego rozwoju były olbrzymie, wszyscy pamiętamy to mniej więcej z historii. Był to też moment w którym przemysł kierował rozwojem, nadawał sens miastu. Co jest istotne, przemysł był lokalny. Miasta przemysłowe były miastami opartymi o pewien lokalny kapitał – zarówno kapitał wiedzy, kapitał finansowy czy kapitał ludzki. To była cecha konstytuująca to miasto. Można powiedzieć, że fabryki czy szerzej rozumiany przemysł był zasobem, na którym rozwijało się miasto. Miasto poprzemysłowe temu zaprzecza. Przede wszystkim miasto poprzemysłowe traci lokalny „silnik” rozwoju. To oczywiście powoduje olbrzymie zmiany, dezintegrację społeczną i przestrzenną. Nagle pojawiają się olbrzymie fragmenty miast, z którymi nie wiadomo co zrobić. Miasto przemysłowe, ze względu na określony typ produkcji, miało określoną formę. Były potrzebne drogi, kolej, olbrzymie tereny składowe itd. Pojawiały się osiedla robotnicze. Nagle przy upadku miasta przemysłowego powstaje miasto poprzemysłowe, które określmy jako rodzaj miasta w kryzysie. Tak jak wspomniałem, jest to miasto, w którym pojawiają się fragmenty, z którymi nie wiadomo co zrobić. Pojawiają się ludzie, którzy stracili swoją pracę, środki do życia. Miasto przestaje być bytem zorientowanym i konstytuowanym lokalnie. Nie ma już w zasadzie niczego, co konstytuowałoby to miasto od wewnątrz. Tak jak przemysł był zasobem dla miasta przemysłowego, w tym następnym etapie miasto jako takie staje się zasobem dla – nie chcę powiedzieć „globalnych korporacji”, bo to straszne uproszczenie – globalnych rynków. Pojawiają się przedsiębiorstwa, firmy, które korzystają z zasobów miasta spekulując, korzystając z ludzi, którzy tu mieszkają, i wykonując pracę. Wszystko, co się dzieje jest zorientowane raczej na zewnątrz niż do wewnątrz. Szczególnie dobrze widać to w przypadku Polski. Spójrzmy na przykład Łodzi. Łódź to miasto, które powstało na zasadzie lokalnej akumulacji kapitału. Miasta poprzemysłowe po 1989 roku w Polsce nie akumulowały kapitału. To miasta, o których ciężko do końca mówić, że są kapitalistyczne, ponieważ nie mają podstawowego atrybutu miasta kapitalistycznego – nie akumulują kapitału. To był kapitał, który przychodził z zewnątrz i który bardzo często jest transferowany na zewnątrz. To oczywiście prowadzi do kryzysu finansowego, o którym prawdopodobnie będziemy dzisiaj jeszcze mówić, i o którym mówi Edwin Bendyk. Kryzys łączy się między innymi z Euro2012, które go wzmocni. Pytanie: skoro miasto poprzemysłowe jest miastem w kryzysie, to co nastąpi po nim? To, o czym w tej chwili dyskutujemy, było analizowane i poddawane próbom w miastach zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych. Co nastąpi po mieście poprzemysłowym? To jest o tyle interesujące, że za trzy tygodnie
10
Wrocław, 14.03.2011
biorę udział w konferencji na temat końca miasta kreatywnego w Polsce. Dopiero niedawno została przetłumaczona na polski książka Richarda Floridy. Nawet prezydent Dutkiewicz napisał w „Rzeczpospolitej” artykuł na temat recepcji idei klasy kreatywnej. Od paru lat istnieje przekonanie, że idea klasy kreatywnej wyznacza kierunek, w którym będą rozwijały się miasta, co wzmocni i nada napęd miastu poprzemysłowemu. Próbuje się więc mówić o mieście kreatywnym, o klasie kreatywnej. Nie mówię tu tylko o Floridzie. Klasa kreatywna i miasta kreatywne to nie do końca to samo. Mówi się o turystyce, o wielkich inwestycjach w kulturę, o muzeach. Przywołuje się bardzo często efekt Bilbao, mówi się o usługach. To są alternatywy które buduje się po mieście poprzemysłowym. Jak państwo zapewne zdają sobie sprawę, te alternatywy również zakładają miasto w roli zasobu. To jest miasto, które nie ma podmiotowości, do którego przyjeżdżają przedstawiciele klasy kreatywnej albo turyści. Zależność globalna takiego miasta jest fundamentalna, istnieje ono jako część sieci. Problem z tymi drogami czy alternatywami rozwoju polega na tym, że one po prostu nie działają. To wszystko, o czym od pewnego czasu mówi się w Polsce, zostało przetestowane w Europie i w Stanach z marnym skutkiem. W Stanach Zjednoczonych mówi się o ponad stu miastach, które są bankrutami. W Europie jest ich mniej, ale są wśród nich miasta sztandarowe: Berlin, Florencja, Barcelona – miasta piękne, bogate, interesujące, które znajdują się na krawędzi bankructwa. To pokazuje, że ten model, który usiłuje się w Polsce przedstawiać jako szansę na rozwój, po prostu nie działa. Nie wiem czy warto powtarzać błędy, które przyniosły klęskę innym. Nie jest natomiast tak, że nie ma wobec tego modelu alternatyw. Pytanie na ile mogą one być zastosowane w Polsce. Przykładem do pewnego stopnia pozytywnym jest Londyn. Bardzo mocny węzeł sieci globalnej i finansowej wymiany powoduje, że Londyn istnieje, liczy się, że jest miastem bardzo silnym. Jest częścią globalnej sieci, ale jego „węzłowość” jest tutaj istotna. Prawdopodobnie trudno sobie wyobrazić, żeby Wrocław czy Warszawa zastąpiły Londyn czy zaczęły z nim konkurować. Możemy też mówić o rozwiązaniach w miejscach, gdzie silny jest region. Mamy przykład Monachium czy Bawarii, gdzie miasto jest silne dlatego, że silny jest region. Związek między miastem a regionem jest bardzo wyraźny. Możemy mówić o Singapurze, który jest przykładem zupełnie innym, bo to miasto-państwo. Podmiotowość, o której wspomniałem wcześniej, jest jakby zagwarantowana z samej definicji. Możemy w końcu mówić o miastach chińskich, do których czasami wracam, i o których mówię z pewnym zainteresowaniem. Co ważne,
11
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
nie mam na myśli tego, że powinniśmy je naśladować – istnieje przeciwko temu milion różnych przyczyn. Zdecydowanie jednak warto obserwować to, co się tam dzieje. Miasta chińskie są o tyle specyficzne, że są zarówno miastami feudalnymi – bo są oparte na nieprawdopodobnym wyzysku – ale też miastami przemysłowymi. 17% globalnej produkcji jest wytwarzane w Chinach. Przemysł nadaje chińskim miastom siłę. Są to również miasta kreatywne czy innowacyjne, oparte na wiedzy. Jeszcze dziesięć czy piętnaście lat temu wielu ludzi na Zachodzie miało nadzieję, że wyeksportujemy brudny przemysł i w koszulach z białymi kołnierzykami zawiadywać będziemy niedouczonymi Chińczykami czy Hindusami. Okazało się to bzdurą. W tej chwili koleje dużych prędkości są rozwijane przede wszystkim w Chinach i w Japonii. Administracja Obamy wysyła ludzi do Chin, żeby się uczyli lub ewentualnie kupowali tę technologię. Przepływ wiedzy i innowacji nie wychodzi od cywilizowanego Zachodu do krajów nierozwiniętych czy rozwijających się. Zaczyna się to odwracać. Eksportując przemysł wyeksportowaliśmy również mechanizmy tworzące wiedzę. Powyższe przykłady to alternatywne drogi czy modele miast, które usiłują wyjść z europejskiej pułapki zachodniego miasta poprzemysłowego. Co z tego wynika dla nas, dla miast polskich, które zaczynają przerabiać problem kryzysu fiskalnego? W Wielkiej Brytanii pod koniec lat 70. a na początku lat 80., odpowiedzią rządzącej prawicy było sprzedawanie mieszkań socjalnych, transportu publicznego, gruntów itd. Dokładnie ten sam mechanizm funkcjonuje w Polsce. Kiedy byłem młody, pod koniec lat 80., zdążyłem załapać się na antykomunistyczne, nielegalne organizacje. Zawsze opowiadaliśmy, ze prawica to ta, która buduje, a lewica to ta, która rozdaje to, co zbudowała prawica. Przykład Wielkiej Brytanii falsyfikuje ten pogląd, bo Torysi sprzedają to, co zostało zbudowane przez partie labourzystowską. Musimy zadać sobie pytanie – jak wyjść z tej pułapki, jak wyjść z problemu, gdzie nie ma pieniędzy, nie ma pomysłu na miasto ani na jego rozwój? Prawdopodobnie musielibyśmy wrócić do pytań fundamentalnych, do pytania o to, czym jest miasto jako takie. Co miasto robi? Nie czym ono jest, tylko co ono robi, co wytwarza? Czy może jeszcze oprzeć się na przemyśle? Może da się wrócić, próbować reindustrializować nasze miasta? Taka dyskusja toczy się już od paru lat w Wielkiej Brytanii, z bardzo mizernymi skutkami, bo to, co zostało wyeksportowane, ciężko odzyskać. W Polsce być może ma to sens. Usiłowałem znaleźć dane na temat tego, jaki dochód do budżetu Wrocławia pochodzi z bardzo szeroko rozumianego przemysłu, ludzi którzy pracują w przemyśle i płacą podatki. Nie udało mi się tego znaleźć, więc nie wiem. Mogę jedynie podejrzewać, że tego nadal jest bardzo dużo. Udało mi się znaleźć tego
12
Wrocław, 14.03.2011
typu dane dla Gdańska – 67%. Olbrzymia suma. Nagle okazuje się, że Gdańsk praktycznie rzecz biorąc jest miastem przemysłowym. Podejrzewam, że podobny procent byłby również we Wrocławiu. To jest tak, jak zostało powiedziane na samym początku – być może teraz jest bardzo dogodny moment na dyskusję o mieście poprzemysłowym. Być może nie jesteśmy jeszcze w momencie miast poprzemysłowych, może to jeszcze jest miasto przemysłowe i jeszcze jest szansa, żeby wymyślić taką drogę, która ominie pułapki, w które wpadły miasta na Zachodzie Europy. MICHAŁ SYSKA: Dziękuję. Był wspomniany artykuł Rafała Dutkiewicza, który ukazał się na łamach dziennika „Rzeczpospolita”. Rafał Dutkiewicz powoływał się na koncepcje Richarda Floridy. Chciałem zapytać Joannę Erbel o kwestię miasta postindustrialnego, czy miasta w Polsce, w stosunku do kwestii kultury. Na dzisiejszym spotkaniu jest także pan profesor Adam Chmielewski, który reprezentuje instytucję kultury „Wrocław Europejska Stolica Kultury 2016”. Wrocław jest miejscem, które szczyci się goszczeniem wielu imprez kulturalnych. Na ile kultura jest tu rozwiązaniem, czy panaceum na problemy miasta postindustrialnego – a tak przedstawiane jest to przez władze wielu polskich miast – a na ile jest to po prostu pewne narzędzie promocyjne, które nijak ma się do, na przykład, poprawy jakości życia mieszkańców? Czy te wszystkie inicjatywy kulturalne mają jakiś potencjał sprzyjający, na przykład, spójności społecznej czy poprawie jakości życia mieszkańców, czy tylko są to gadżety dla wyższej klasy średniej tych miast? JOANNA ERBEL: Na pewno nie będę głosić tezy, że kultura jest bardzo szkodliwa, i że inwestycja w kulturę to zły pomysł. Nie tylko dlatego, że, jak podejrzewam, połowa osób na sali pracuje w kulturze, ani dlatego, że jesteśmy odbiorcami kultury. Uważam, że kultura jest ważna i potrzebna. Jednak, niedobrze się dzieje, kiedy polityka miejska koncentruje się tylko na kulturze. Ostatnio, dziesięć lat po angielskiej edycji, wyszło polskie tłumaczenie książki Richarda Floridy (Narodziny klasy kreatywnej) i jest to jedna z niewielu pozycji, których wejście w intelektualny obieg się obawiałam. Niedługo po publikacji okazało się, że pojęcie klasy kreatywnej, niczym wirus weszło do dyskursu o miastach i zdominowało dyskusję, spychając na dalszy plan inne pojęcia. Dobrym skutkiem wydania tłumaczenia Floridy, jest to, że pojawiła się książka, która powoływała się na to, o co walczyliśmy przez ostatnie parę lat, pragnąc pokazać, że kultura to nie jest coś, co powoduje jedynie straty, lecz coś, co generuje dla miasta realny zysk. To były starania związane z Kongresem Kultury, którego jednym z celów było pokazanie, że kultura nie tylko liczy się
13
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
w kontekście ekonomicznym ale też tworzy coś w rodzaju „ducha” miast i stymuluje rozwój. Nieszczęśliwie stało się, że pojęcie kreatywności zostało wprowadzone akurat przez Floridę a nie w kontekście jakiejś innej filozofii społecznej, na przykład Josepha Beuysa, który jest dużo bardziej społeczny i dużo mniej indywidualistyczny. Problem z Floridą jest bowiem taki, że on mówi o kreatywnej jednostce, która, jak każdy self-made man, może rozwijać swoją kreatywność naprzeciw wszystkiemu; pojawia się w jakimś środowisku i przetwarza to środowisko. Zupełnie nie ma tu miejsca na to, o co pytał Michał, czyli społeczną spójność. Kreatywna jednostka pojawia się w danej dzielnicy, gentryfikuje i ma się z tym doskonale. To że warzywniak zostaje zastąpiony „fajną knajpą” z „fajną caffe latte”, nie ma znaczenia, bo i tak stać na nią kreatywną jednostkę. Jeśli jej nie stać, to ta kreatywna jednostka, jako fryzjer czy biedniejszy przedstawiciele sektora usługowego, o którym również pisze Florida, albo się wynoszą albo awansują, stając się stylistami, i nie przeszkadza im już wzrost cen. Mówienie o kulturze jest o tyle problematyczne, że to bardzo trudne dla osób, które zajmują się miastem i są odpowiedzialne za przemianę w myśleniu o mieście, która zaszła przez ostatnie kilka lat. Trzy lata temu nagle – nie wiadomo skąd – pojawia się moda na zajmowanie się miastem. Osoby które wcześniej były w różnych innych ruchach społecznych nagle zaczęły spotykać się przy wspólnym mianowniku jakim stała się jakość przestrzeni publicznej i tkanki miejskiej. Miasto stało się wygodnym sloganem. Jednak jest to poruszenie dość elitarne, bowiem gdyby przyjrzeć się wszystkim tym, którzy animują ruch miejski to jest to przede wszystkim młoda klasa średnia, z czego bardzo dużo tych osób wyjechało dzięki różnym wymianom za granicę. Tu duży ukłon dla bardzo złego programu stypendialnego Erasmus-Sokrates, którego głównym sukcesem jest pewna wartość kulturowa, której do tej pory nie doceniałam, a którą teraz powoli zaczynam doceniać, bo oto nagle okazało się, że część nas spędza semestr lub dwa podróżując czy poznając osoby z innych krajów. Dzięki temu nauczyliśmy się jeździć po mieście na rowerze lub przekonaliśmy się, że jedzenie ekologiczne smakuje inaczej, i że może dobrze byłoby mieć takie ekologiczne jedzenie pod naszym domem. Problem polega na tym, że nie do końca wiemy co zrobić, żebyśmy nie zostali z naszymi pomysłami sami. Propozycja inwestycji w kulturę w sytuacji, w której coraz więcej samów jest przekształcanych w centra kultury albo w alternatywne księgarnie, albo jest oddawane NGO-som, nie do końca zabiega temu, że, na przykład, likwiduje się lokalne warzywniaki. W centrum Warszawy, usuwa się budki z kapustą i kalafiorem, bo są brzydkie, a lokalny sklep zamienia się na Carrefour Express. Nie mamy narzędzi, które pozwalałyby walczyć o
14
Wrocław, 14.03.2011
kulturę rozumianą dużo szerzej. Mam nadzieję, że to się zmieni. Powstaje coraz więcej takich inicjatyw. W Krakowie powstaje projekt „Sól”, który realizuje projekt miejski z siecią partnerów, i ma na celu otoczenie specjalną ochroną drobnych przedsiębiorców i małe sklepiki, które istnieją w Krakowie od czasów transformacji. Nagle dzieje się coś, czego Florida się nie spodziewał. Klasa kreatywna zaczyna się budzić i zauważa że istnieją działania które są twórcze, niekoniecznie kreatywne, a bardzo ważne. Takie działania mogą być na przykład związane z rzemiosłem albo ze zwykłą sprzedażą przedmiotów. To nie do końca jest tak, że tylko to wszystko, co możemy załatwić w sektorze kreatywnym, tworzy tkankę miejską. Jest bardzo dużo rzeczy które wymykają się kulturze. Trzeba jakoś wyjść z tego impasu. Nie wiem jak to jest we Wrocławiu, ale w Warszawie panuje obecnie wielki środowiskowy szał. Źródłem zachwytu jest to, że powstają kooperatywy spożywcze, weekendowe targi ze zdrową żywnością, albo to, że można na stronie internetowej zamówić sobie u rolnika kosz, który zostanie dowieziony do domu. Jednakże każdy taki kosz dowieziony do domu sprawia, że zagrożony jest jakiś mały sklep. Ten kolejny ruch, który powinien nastąpić i który powinien towarzyszyć wszystkim światłym inicjatywom kulturalnym jest formą samo-opodatkowania się. Jeżeli chcemy mieć pod domem małe sklepy nie powinniśmy jeździć do Tesco, bo tam jest taniej. Jeżeli pod domem jest fajna kawiarnia, to tam chodzimy, nawet jeśli nie jest tak estetyczna jak na przykład inna, do której lubimy chodzić. Czas na rozejrzenie się i poszukanie kultury życia codziennego, która nie do końca jest związana z tworzeniem nowej estetyki, czyli tworzeniem modnych obiektów, do czego dąży Florida i do czego pchają nas wszystkie konkursy, takie jak „Europejska Stolica Kultury”, które nastawione są na to, aby tworzyć tożsamość, która się sprzeda, a nie taką, która jest wygodna do życia. MICHAŁ SYSKA: Bardzo dziękuję. Nawiążę do kwestii koncepcji Floridy i władz Wrocławia. Na zeszłorocznej sierpniowej konferencji, o której wspomniałem na rozpoczęciu naszego spotkania, podjęliśmy temat polityki edukacyjnej we Wrocławiu. Na przykładzie dokumentów władz Wrocławia dotyczących systemu edukacji najlepiej widać, że koncepcje Floridy są we Wrocławiu bardzo popularne. Kładzie się tam bardzo duży nacisk na szlifowanie talentów, jedno z trzech „t” na które powołuje się Dutkiewicz za Floridą. Widać tam najlepiej elitarną politykę edukacyjną. Edukacja nie ma służyć wyrównywaniu szans czy niwelowaniu różnic społecznych, a raczej na selekcji i segregacji uczniów według talentu. Tych z państwa, którzy nie byli na konferencji, a chcieliby zapoznać się z tekstem Agnieszki Dziemianowicz-Bąk,
15
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
która przeanalizowała pod tym kątem dokumenty władz Wrocławia, odsyłam na stronę www innywroclaw.pl, gdzie można go znaleźć. JOANNA ERBEL: Chciałam dodać, że to nie jest tylko kwestia Wrocławia, ale też bardzo wielu małych miejscowości. Przez ostatnie lata realizowany był projekt służący zmianie profilu domów kultury. Od wielu badaczy którzy zajmowali się domami kultury słyszałam, że największy problem z domami kultury polega na tym, że mają one aspiracje żeby być małymi domami wielkiej kultury; żeby kształcić nie wszystkie dzieci, tylko, tak jak mówi Michał, dwie, trzy jednostki. Nie jest to tylko fenomen wielkomiejski, związany z pojęciem klasy kreatywnej i miastem talentu, ale też niezdrowy wyścig szczurów, który teraz dzieje się też, niestety, pod płaszczykiem kultury. MICHAŁ SYSKA: Bardzo dziękuję. Oddamy teraz głos Edwinowi Bendykowi. Wydaje mi się, że to, co za chwilę powie, pobudzi nas do gorącej dyskusji. [PROJEKCJA ZAPISU WIDEO] MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Czy według pana władze polskich miast mają jakąś wizję rozwoju, czy jest to jedynie domena zarządzania czy wręcz administrowania? EDWIN BENDYK: Problem polskich miast, jak zresztą całego kraju, polega na tym, że nie mają one czegoś, co nazywam zdolnością strategiczną. Pojawia się już tzw. orientacja strategiczna, czyli świadomość konieczności myślenia w dłuższej perspektywie czasowej, planowania rozwoju w dłuższych horyzontach niż tylko najbliższy budżet, co jednak nie oznacza zdolności strategicznej czyli samodzielnego wyznaczania celów, które byłyby optymalne dla lokalnej czy ogólnokrajowej społeczności, i ich realizowanie. Dla mnie najlepszym przykładem takiej niezdolności jest całe napięcie wokół Euro 2012. Kiedy wsłuchamy się w argumenty za zaangażowaniem Polski w to przedsięwzięcie, kiedy posłuchamy przedstawicieli rządu, Ministra Infrastruktury czy Ministra Sportu, to okaże się, że główny argument za polega na tym, że dzięki Euro 2012 szybciej zaczęliśmy realizować inwestycje, które i tak powinniśmy byli zrobić. Wynika więc z tego, że bez takiego impulsu jak Euro 2012 nie wybudowalibyśmy np. pewnych odcinków autostrad. Stąd pytanie: jak spowodować, by w Polsce powstały drogi, które powinny połączyć miasta nie uczestniczące w Euro 2012? Podobnie jest na poziomie samych miast –
16
Wrocław, 14.03.2011
argumentacja jest zbliżona. Rozmawiając z prezydentami miast zaangażowanych w rozgrywki spotkałem się z argumentacją, że budują stadiony bo zaspokajają w ten sposób naturalne pragnienie mieszkańców, realizują potrzebę nadganiania, pogoni za pewnym ideałem, który widzieliśmy w czasach kiedy jeździliśmy dorabiać się za granicę. Zobaczyliśmy jak wygląda miasto zachodnie, miasto dobrobytu. Takie miasto ma parki, puby czy stadion – i my chcemy tego samego u nas. Nie zastanawiamy się dlaczego akurat w Bawarii są stadiony – może dlatego, że jest tam piłka nożna. Są tam stadiony, więc chcemy je mieć. Z jednej strony pokazuje to stosunkowo niewielką sprawczość systemu zarządzania w Polsce, z drugiej zaś imitacyjność modeli rozwoju, co razem powoduje, że przyszłość naszych miast – jeżeli ta sytuacja się nie zmieni – nie wygląda według mnie najlepiej. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Dlaczego według pana inwestycje i miraże zysków i atrakcji związane z całą infrastrukturą budowaną na Euro 2012 są chybione? EDWIN BENDYK: Wielokrotnie uczestniczyłem już w dyskusjach na temat Euro 2012, między innymi we Wrocławiu, i kończyły się one zawsze w ten sposób. Ja sam, jak również inni uczestnicy sceptyczni wobec tej idei, przytaczaliśmy wszystkie chyba możliwe argumenty racjonalne wynikające choćby z doświadczeń podobnych imprez z ostatnich trzydziestu lat, z olimpiad, mistrzostw Euro i mundiali, które pokazują, że nikt nigdy na tym nie zarobił – może „nigdy” to za duże słowo, ale nigdy nie było tak, żeby była to bez wątpienia słuszna, dobra inwestycja – i że generalnie wnioski z tzw. ekonomiki sportu pokazują, że nie powinno się angażować pieniędzy publicznych w tego typu infrastrukturę, gdyż nie przynosi ona bezpośrednich efektów, a jednocześnie powoduje tzw. opportunity costs, a więc koszty utraconych możliwości – te pieniądze, które poszły na stadion można byłoby wydać na coś innego, bardziej prorozwojowego. Ponieważ tak się nie dzieje – tracą wszyscy. W momencie kiedy pojawiły się już wszystkie te argumenty, padała odpowiedź czysta i emocjonalna – sport to nie rozwój. Sport i polityka to sfera emocji – lud tego chce, dlatego to robimy. Lecz takie założenie potwierdza jedynie wcześniejszy argument odnośnie kwestii przyszłości polskich miast. Jeżeli przyznajemy, że polityka i sport, czy raczej polityka dyktowana poprzez emocje związane ze sportem, mają determinować przyszłość miast i kraju, to przyszłość tę widzę czarno.
17
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Jeśli patrzymy na budżety miast w 2011 roku to, co jest planowane, to jakie tam są założenia? Czy w ogóle je widać? Czy można z nich wysnuć jakiś wniosek? W co samorządy inwestują, a w co nie? EDWIN BENDYK: Nasze miasta mają świadomość tego, że dochodzą już do progu możliwości finansowych – tak przynajmniej myślę, bo pod względem zarządzania finansami są one dość, a nawet bardzo, racjonalne. Niektóre miasta już ten próg osiągnęły. Budżet Wrocławia z 2011 roku jest budżetem oszczędności związanych z tym, że możliwości zadłużania miasta doszły do granicy i nie można dalej iść w tym kierunku. Inne miasta są blisko tej świadomości lub nabierają świadomości związanej z tym, że po pierwszej Perspektywie Finansowej Unii Europejskiej skończy się napływ dużych pieniędzy europejskich i – jako że patrzyłem na wieloletnie plany finansowe naszych miast – widać, że w 2013-14 roku strumień pieniędzy na inwestycje gwałtownie zmaleje. Trudno to sobie w tej chwili wyobrazić – widzimy nasze miasta rozkopane, gdzie nagle z miliarda złotych na inwestycje rocznie w dużym mieście poziom ten spadnie do stu milionów, co de facto oznacza remont ulic i wymianę żarówek, niewiele więcej. To jest problem z którym na pewno już trzeba się zmierzyć. Natomiast inną kwestią jest to, jak to będzie rozwiązywane. Obawiam się, że będziemy stosować naszą zwyczajną metodę: gdy pojawią się inne potrzeby, zasoby komunalne będą prywatyzowane. To jest najprostszy sposób na uzyskiwanie dodatkowych środków. Oczywiście będą też gorączkowe próby uruchamiania czegoś co nazywa się partnerstwem prywatno-publicznym, czyli de facto półprywatyzację przestrzeni publicznej. Jednakże doświadczenia międzynarodowe pokazują, że to nie działa najlepiej w interesie publicznym. Zazwyczaj kończy się albo faktyczną prywatyzacją, gdzie miasto nie traci kontroli nad zasobami lecz skutek społeczny jest taki, jak gdyby tę przestrzeń sprywatyzowano – jest ona de facto skomercjalizowana. Znowu – tak czy inaczej miasta tracą zdolność strategiczną, bo muszą na bieżąco zarządzać kryzysem, który je czeka. Pogarszają się również perspektywy wpływów, chociażby finansowych, między innymi ze względów demograficznych, zarówno czysto biologicznych, czyli tendencji związanych z rozrodczością, jak i tendencji urbanizacyjnych, tzn. migracji ludności do przedmieść, które powodują że maleje miejska baza podatkowa. Razem tworzy to dosyć groźną wizję, która rzeczywiście wymaga rozwiązań strategicznych albo zarządzania bieżącego, które z kolei rodzi niebezpieczne konsekwencje, bo kiedy zarządza się w
18
Wrocław, 14.03.2011
warunkach kryzysowych to podejmuje się decyzje, które podjąć najłatwiej, czyli np. ogranicza się nakłady na kulturę i wszystkie inne miękkie czynniki, które akurat mają największe znaczenie strategiczne. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: W co w takim układzie powinny według pana inwestować metropolie? Czym powinna być i jakie funkcje powinna spełniać współczesna metropolia, żeby być miastem wszystkich mieszkańców? Czy istnieje na to jeden wzór, czy też każde miasto w każdym regionie powinno opracować swoje własne wzory działania? Rafał Dutkiewicz napisał dla „Rzeczpospolitej” artykuł, w którym powołuje się na koncepcje Richarda Floridy. Czy ten kierunek w myśleniu jest według pana kierunkiem słusznym? EDWIN BENDYK: Szukając odpowiedzi na pomysł na miasto trzeba zadać najpierw pytanie: czym jest miasto? W przeszłości miasto nowoczesne związane było z przemysłem, z tym, że źródłem jego siły była zdolność produkcyjna, wytwarzania towarów, których dostarczały fabryki w samym mieście albo w jego otoczeniu. Samo miasto było maszyną do życia, której zadaniem była reprodukcja społeczeństwa do tego, by mogło spełniać funkcje ekonomiczne. Ten model miasta odszedł w przeszłość. Dzisiaj mamy do czynienia z miastem poprzemysłowym, postindustrialnym, którego specyfika polega na tym, że ono całe jest fabryką - . jednostką produkcyjną. Zadanie polega na uświadomieniu sobie, w którym miejscu w globalnym systemie wytwarzania wartości znajduje się ta fabryka, gdzie polskie miasta – każde z osobna, gdyż nie ma tu jednej matrycy – znajdują się w światowym łańcuchu kreowania wartości: bliżej czy dalej centrum. Niestety, wszystko wskazuje na to, że znajdują się one zdecydowanie dalej od centrum, procesy zaś, które centrum kreuje, związane z modelami wytwarzania wartości, stylów życia itd. są nam narzucane w większym stopniu niż my sami chcielibyśmy je kreować. Nasza zdolność kreacji stylu życia jest niewielka, naszą pasją jest naśladowanie, odzyskiwanie tego, co udało się na Zachodzie, a nie wymyślanie własnych wzorów. To powoduje, że w efekcie netto stajemy się odbiorcami. Przy braku zdolności strategicznej powoduje to, że przestrzeń miejska jest dzisiaj rekonfigurowana tak, żeby optymalnie służyć produkcyjnej zdolności całego miasta jako elementu globalnego systemu gospodarczego. Przytoczę kilka konkretnych przykładów. Kiedy patrzymy na to, jak dzisiaj funkcjonują instytucje kultury czy instytucje sportu – które były i powinny być instytucjami publicznymi, należącymi do sfery publicznej – to okaże się, że służą one akumulacji kapitału ludzkiego. Nie mówimy dzisiaj o rozwoju osobowym czy jednostkowym, tylko o rozwoju kapitału ludzkiego.
19
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
Rzeczywiście tak się dzieje. Jeżeli pójdziemy do dowolnego domu kultury, okaże się, że większość dostępnych tam zajęć jest płatna. Infrastruktura jest publiczna, natomiast zajęcia są płatne, bo taka jest logika inwestycji. To się opłaca, mieszkańcy to przyjmują, bo zgadza się to z logiką inwestycji w siebie. Dzisiaj środkiem produkcji jest ciało i umysł, w związku z czym wszyscy podskórnie, nierefleksyjnie to akceptują. Podobnie jest z infrastrukturą sportową. Znakomicie poprawiła się jakość infrastruktury sportowej w miastach, chociażby dlatego, bo przy szkołach powstały za unijne pieniądze nowe obiekty. Są one jednakże znacznie trudniej dostępne niż stare brudne hale czy sale gimnastyczne. Ze względu na koszt utrzymania tej infrastruktury są one najczęściej udostępniane za pieniądze, albo służą na zajęcia realizowane w reżimie dyscyplinarnym (np. sport wyczynowy). W polskim mieście coraz mniej jest takich przestrzeni, w których można by spotkać się bezproduktywnie, dla samego spotkania, bez udziału pieniądza. Dzieci nie mają takiego miejsca. Mogą iść do domu kultury by się czegoś uczyć, czyli inwestować w kapitał ludzki. Mogą iść do klubu sportowego, ale po to, żeby być najlepszymi sportowcami na świecie, nie po to, żeby pograć w piłkę. Natomiast boiska do gry w piłkę dla samej gry w piłkę już nie ma. Zamiast tego jest parking, a sala gimnastyczna w szkole jest niedostępna bo wynajmuje się ją za pieniądze dla tych, którzy poprawiają swoją formę itd. Nagle miasto stało się machiną do generowania kapitału ludzkiego, natomiast przestrzeni do czasu wolnego, czy czasu bezproduktywnego, do spotkania dla spotkania, jest coraz mniej. Zresztą mam tu pewne osobiste doświadczenie. Jako ojciec dzieci w wieku od gimnazjalnego do licealnego spotkałem się z tym, że dzieciaki w gimnazjum w dużej dzielnicy warszawskiej nie mają gdzie się spotykać. Jest mnóstwo miejsc do tego, żeby spotykać się we wspomnianym już reżimie produktywistycznym. Oferta dotycząca akumulacji kapitału jest duża – można uczęszczać na płatne zajęcia z angielskiego, grać za pieniądze w tenisa lub grać za pieniądze na gitarze. Natomiast jeśli dzieci chcą się spotkać dla siebie, to okazuje się, że jedynym w miarę bezpiecznym miejscem publicznym jest znajdujący się na osiedlu cmentarz. Tam się spotykają, to jest jedyne miejsce gdzie nie ma regulaminu, nie ma zadań do wykonania. Pokazuje to do jakiego doszliśmy absurdu. Na inny aspekt tego absurdu wskazują nieopublikowane jeszcze badania, przygotowane przez jedną z dużych korporacji, które miały zbadać „stan” Polaków – to, o czym marzą i jakie jest ich myślenie o stylach życia. O ile więc w przestrzeni miejskiej panuje kult produktywizmu, a miasto stało się machiną ekonomiczną od samego początku, od samej fasady, gdzie pierwszą
20
Wrocław, 14.03.2011
ideą o mieście jest idea marki, a cały rozkład aktywności miasta jest zorganizowany wokół działań produktywnych, służących rozwojowi różnych kapitałów to ukryte marzenia mieszkańców są zupełnie inne. Polacy marzą o jednym – wyspać się, mieć czas dla siebie, przestać wreszcie ganiać od jednego zajęcia do drugiego, gdzie poprawia się swoją formę, swoje intelektualne i fizyczne parametry. Po prostu być sobą, zmarnować trochę czasu. To jest to ukryte marzenie. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Czy istnieją przełamywania tej produktywistycznej logiki?
na
świecie
przykłady
EDWIN BENDYK: Można powiedzieć, że jest to obiektywna prawidłowość historii – miasta przemysłowe poszły w kierunku miast poprzemysłowych i teraz możemy znaleźć odpowiednie teorie które te zmiany tłumaczą. Możemy np. sięgnąć po niedawno wydaną po polsku książkę Richarda Floridy The rise of the creative class. Florida stał się nagle guru zarówno wśród władców miast polskich, jak i na poziomie rządowym. W Polsce 2030 znajdujemy odwołanie do jego książki. Jego teoria jest już dosyć stara, bo dziesięcioletnia, i krytykowana z wielu stron. Coś zdecydowanie zmieniło się po 2008 roku, po wielkim kryzysie – sam Florida napisał bardzo ciekawą książkę Great reset. Pojawiła się krytyka koncepcji miasta jako korporacji, jako fabryki, koncepcji która w jakimś sensie obiektywna opisuje obiektywną tendencję, bo miasto rzeczywiście jest dzisiaj fabryką, ze względu na postindustrialną zmianę charakteru gospodarki. Ale pojawiła się też krytyka pewnego sposobu zarządzania, zdeterminowanego przez rynek. Istnieją różne projekty. Dla przykładu projekt „Glasgow 2020”. Brytyjski Demos postanowił zbadać mieszkańców Glasgow – odpowiednika polskiej Gdyni czy Gdańska – miasta poprzemysłowego, którego władze szukały nowego pomysłu i stwierdziły, że oprą się na koncepcjach Richarda Floridy. W miejscu zanikającego przemysłu miał powstać sektor przemysłów kreatywnych, miasto miało stać się atrakcyjne dla tzw. klasy kreatywnej. Podobna strategia powstała w swoim czasie w Łodzi. Demos wpadł na pomysł, żeby zapytać samych mieszkańców o to, jakie są ich potrzeby, czego chcą. Okazało się, że myślą o czymś zupełnie innym. W ogóle nie widzą swojej przyszłości w przemysłach kreatywnych, bo większość mieszkańców to zredukowani, bezrobotni czy zdegradowani pracownicy dawnych fabryk. Nie mają oni żadnego związku z ewentualnymi przemysłami kreatywnymi. Myślą o zupełnie innych rzeczach. Chcieliby żeby miasto wyglądało inaczej.
21
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
Ciekawym przykładem są miasta latynoamerykańskie. W ogóle w Ameryce Południowej trwa wielka rewolucja społeczna. Jej elementem jest próba odzyskania przestrzeni miejskiej, zainspirowana pytaniem o to, czyje jest miasto. Czy miasto jest terytorium, którym rządzić powinna aktywna politycznie tzn. posiadająca wysoki kapitał kulturowy i przez to zdolna do gromadzenia zasobów klasa średnia, która wtedy tak zarządza przestrzenią miejską, że spełnia ona jej oczekiwania? Czy też miasto powinno służyć wszystkim obywatelom, aktywnie pełniąc np. funkcje redystrybucyjne, które polegałyby na włączaniu ludzi z obszarów wykluczonych? Przykłady Kurytyby, Porto Allegro czy Medelin pokazują, że możliwa jest ta druga odpowiedź, że można tak przekonfigurować politykę, że nie będzie ona tylko wynikiem bezpośredniej gry interesów, w której wygrywają ci, którzy są bardziej kompetentnymi graczami politycznymi i mają większy kapitał kulturowy. Co ciekawsze, na takiej polityce mogą zyskać wszyscy. Nie byłoby tak, że bogatsi byliby stratni. Można tak zmienić racjonalność zarządzania, aby polityka włączania biednych i likwidacja regionów wykluczenia sprzyjała całej korporacji jaką jest miasto. Przykłady Bogoty, Medelin czy Kurytyby pokazują, że to możliwe. W Polsce jeszcze do tego nie dojrzeliśmy, ciągle jest tak, że władze uważają, że skoro mają legitymację demokratyczną w wyniku tego, że już po raz trzeci wielu prezydentów wygrało i to w pierwszej turze, to oznacza to, że powinny spełniać oczekiwania swojego elektoratu. Jeżeli jednak spojrzymy na strukturę tego elektoratu, na to kto zapewnił to zwycięstwo, kto jest aktywny, to okaże się, że realizuje się takie inwestycje, które rzeczywiście podtrzymują i reprodukują ten elektorat, a nie całą tkankę miejską. Rozwija się więc miasta w koncepcji Richarda Floridy, która jest koncepcją bardzo klasową i związaną tylko z fragmentem rzeczywistości społecznej. Sam Florida nigdy nie ukrywał, że skutkiem jego koncepcji jest z jednej strony rozwój pewnych warstw społecznych, a z drugiej degradacja innych sfer miasta, ponieważ koncepcja klasy kreatywnej oznacza, że klasa kreatywna, żeby funkcjonować, musi mieć wokół siebie bardzo zdegradowane otoczenie, pełne tanich usług różnego typu. Widzimy to w polskich miastach – ludzi, którzy żyją w warunkach śmieciowych pensji i obsługi – np. niań, które obsługują pracowników klas średniej itd. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Dlaczego tej funkcji angażującej, integrującej ludzi nie mogą spełniać wielkie projekty jakie np. przeprowadza we Wrocławiu Dutkiewicz, czyli Europejski Kongres Kultury czy festiwale kulturalne i filmowe? Wrocław rzeczywiście w to inwestuje i są to chyba jedyne
22
Wrocław, 14.03.2011
wydatki, których Dutkiewicz nie chce redukować w przyszłorocznym budżecie. W swoim artykule wrzuca pan te przedsięwzięcia do kategorii promocji miasta. Dlaczego tego rodzaju wielkie inwestycje i przedsięwzięcia kulturalne nie mogą pełnić funkcji integrującej, angażującej mieszkańców z różnych warstw społecznych? EDWIN BENDYK: Patrzymy na te miasta i one się rozwijają – pokazują to obiektywne wskaźniki, chociażby wzrost miejskiego PKB. Wrocław jest klasycznym przykładem dynamicznie rozwijającego się gospodarczo miasta. Skąd więc te pretensje? Trudno zaprzeczyć, że mnóstwo dzieje się w przestrzeni kultury. Gutek przywiózł swoje filmy, jest festiwal teatralny, mnóstwo imprez. Wrocław Global Forum, teraz Europejski Kongres Kultury. Kwestia dotyczy jednakże celowości tych działań. Czy one służą do tego żeby wzmacniać funkcje metropolitarne, czyli takie, które powodują, że to miasto, jako korporacja, ze swoją marką, funkcjonuje w pewnym obiegu światowym? A jeśli tak, to po co? Jeżeli celem polityki ma być wyrównywanie szans, likwidacja wykluczenia itd., to można realizować te same cele, organizować Europejski Kongres, inwestować w tego typu przedsięwzięcia, tylko trzeba mieć świadomość końcowego celu – jak przełożyć ten wynik, efekt wzmocnienia marki miasta, na to, by zmniejszyć sferę wykluczenia. W sytuacji odwrotnej wszystko to służy tylko integracji z jednej strony wizerunku miasta, z drugiej strony obozu władzy, elektoratu. Zaspokaja się tylko potrzeby kulturalne elektoratu, bowiem festiwale teatralne służą wizerunkowi ale ich odbiorcą jest tylko niewielki fragment, na ogół bezpośrednio związany z elektoratem. Podobne działania mogą prowadzić do różnych celów. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Jeśli chodzi o rozwój metropolii, o pewną wizję tego, jak mają wyglądać polskie miasta i w jaką stronę mają się rozwijać, to jak opisałby pan relację między władzą centralną a samorządami? Ostatnio pojawił się spór wokół rozporządzenia ministra Rostowskiego. Ministerstwo chce ograniczyć możliwości zaciągania kredytów i pożyczek przez samorządy. Państwo też ma jakąś wizję rozwoju tych miast. Na ile ono pomaga czy współpracuje z samorządami, a na ile są to wizje rozbieżne? Może też władze miast zwyczajnie robią to, co chcą czy też to, co wydaje im się dobrym rozwiązaniem? EDWIN BENDYK: Metropolie zawsze były dziwnym tworem. Miasta, które stają się metropoliami, które zaczynają funkcjonować we własnym obiegu, są po prostu samodzielnymi bytami, przedmiotem zainteresowania sił, nie tylko
23
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
politycznych, lokalnych czy krajowych, ale również globalnego kapitału. Nagle władze miasta zaczynają być silnymi aktorami i to z punktu widzenia logiki władzy państwowej zaczyna być niebezpieczne. Państwo zaczyna więc zachowywać się ambiwalentnie. Z jednej strony państwo odpowiedzialne za rozwój całości wie, że biegunami rozwoju kraju są miasta. W Polsce świadomość tę ujawnia doktryna rozwoju polaryzacyjno-dyfuzyjnego opisana w „Polsce 2030”. Z drugiej jednak strony widać nieufność centrali i realne działania polegające na tym, by miasta pilnować, by nie dać im podskoczyć, w obawie, że lokalni politycy mogą stać się nagle zbyt silnym źródłem władzy. Klasycznym przykładem był konflikt związany z prezydentem Wrocławia, który ujawnił w pewnym momencie ambicje gry na scenie krajowej. Został on dość szybko zdyscyplinowany. Tak będzie zawsze, nie ma tu nic nienaturalnego. Być może, paradoksalnie, szczęściem polskich miast jest to, że ze względu na niedorozwój infrastruktury która umożliwiłaby ściślejszy związek z Warszawą – bo po prostu fizycznie nie sposób się do stolicy dostać – muszą one szukać innych strategii, myśleć w kategoriach funkcjonowania jako autonomiczne podmioty. Dla mnie dobrym przykładem tej ucieczki do przodu, ponad te bariery infrastrukturalne i lokalne, jest Rzeszów, który nie wpadł w różne pułapki typu Euro 2012, bo był za mały, a z kolei jego kompetencja lokalna, pewne umiejętności, tradycyjne walory, energia lokalnych elit były na tyle duże, że umożliwiły mu przeskok ponad Warszawą do światowego obiegu gospodarczego, co stało się podstawą lokalnej polityki rozwojowej. To ciekawy projekt, gdyż próbuje zawrzeć pewien aktywny element polityki społecznej – często w konflikcie z neoliberalną filozofią, która panuje obecnie w Unii Europejskiej, bo chociażby jeden z pierwszych konfliktów w Rzeszowie, o ile dobrze pamiętam, dotyczył bezpłatnej infrastruktury dostępu do Internetu. Władze miasta jako jedne z pierwszych – jeżeli nie pierwsze w Polsce – zbudowały bezpłatną sieć dostępową do Internetu, co, jak się okazało, było niezgodne z wytycznymi unijnymi. Stanowi to przykład tego, że faktyczna odległość od Warszawy może pomóc, bo służy mobilizacji wewnętrznej. Tak czy inaczej wszystko wskazuje na to, że miasta będą podmiotami w rozwoju jako megakorporacje. Pytanie tylko jak będą zarządzane – czy będą korporacjami nastawionymi na zysk, czy raczej spółdzielniami wszystkich mieszkańców służącymi do tego, żeby optymalnie organizować swoją przestrzeń. [KONIEC PROJEKCJI]
24
Wrocław, 14.03.2011
MICHAŁ SYSKA: Chciałem oddać głos Lechowi Merglerowi, przedstawicielowi Stowarzyszenia My-Poznaniacy. Edwin Bendyk mówił o tym, że w kilku miastach Ameryki Łacińskiej udaje się odzyskiwać miasto. Chciałem zapytać Lecha Merglera na jakim etapie odzyskiwania Poznania znajduje się ruch My-Poznaniacy. LECH MERGLER: Dobry wieczór. Dziękuję za zaproszenie. Na początek pozwolę sobie na pewne osobiste zeznanie. Mianowicie, w pewnym sensie Stowarzyszenie My-Poznaniacy ma korzenie we Wrocławiu. Mam spory wkład w jego powstanie, a sam jestem w dużym stopniu „made in Wrocław”, ponieważ moja formacja umysłowa, duchowa, intelektualna odbywała się w tym mieście. Jestem absolwentem Politechniki Wrocławskiej. Miałem zaszczyt przez dziesięć lat kooperować z wrocławską Mandragorą – siedzą tu dziś zresztą przyjaciele i pół redakcji Mandragory. Współpracowałem z ACK Pałacyk, z Akademickim Studium Kultury Współczesnej.. Zanim przejdę do kwestii, o której powiedział Michał, chciałem dodać parę uzupełnień. Bardzo podobało mi się to, co Edwin Bendyk powiedział na zakończenie rozmowy. Wspomniał o mieście jako korporacji czy spółdzielni mieszkańców. To dla mnie dobry punkt wyjścia. Rzeczywiście odnoszę wrażenie, że ten Florida nieźle namiesza. Miałem okazję uczestniczyć w debacie na temat książki Floridy. Podczas tej debaty, starając się ochłodzić cały zamęt wokół klasy kreatywnej i miasta kreatywnego, jeden z prelegentów pokazał książkę wydaną przez poznańskich anarchistów na temat pracy chińskich robotnic. Dwieście milionów robotnic pracuje po czternaście godzin dziennie, dzięki czemu klasa kreatywna ma czas, żeby stworzyć Facebooka, my zaś poprzez samo korzystanie z tego portalu pracujemy, w istocie nie pracując, na zyski właściciela tego portalu. Myślę sobie, idąc tropem chińskim, że jeżeli Chiny faktycznie pójdą w stronę rozwoju, który nie będzie polegał na minimalizacji kosztów pracy, to ten problem będzie się rozwiązywał – mówię tu również o problemie polskich miast i industrializacji itd. Po prostu nie da się całej produkcji materialnej zwalić na tanią siłę roboczą w Chinach, żeby zająć się czystą kreacją. Mam pewność, że mamy w Polsce do czynienia zarówno z procesami wskazującymi na cywilizację postindustrialną, jak również z reindustrializacją i dezindustrializacją. Dotyczy to dużych miast, również Wrocławia, Poznania, Łodzi i Krakowa – Warszawa to świat sam w sobie. Istnieje świetny tekst naszego kolegi, Kacpra Pobłockiego, pt. Złe polskie miasta w trzech odsłonach. Jest tam informacja, że Kraków, który jest symbolem kreatywnego miasta kultury, ma większą produkcję przemysłową, większe zatrudnienie w przemyśle, niż
25
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
Łódź, która stereotypowo jest „złym” polskim miastem przemysłowym. Przeprowadzając badania między innymi w Polarze, Pobłocki odkrył, że Wrocław to w tej chwili europejskie zagłębie AGD. Proces reindustrializacji Wrocławia bardzo się zaawansował. Natomiast przykładem dezindustrializacji w Poznaniu, są losy dużych zakładów, takich jak Cegielski, który jest swego rodzaju Stocznią Gdańską Poznania – za komuny źródłem buntów itd. Zakład ten skurczył się kilkukrotnie. Jeśli chodzi o reindustrializację, przykładem w Poznaniu są zakłady Volkswagena. Nie jest tu niewinna polityka, która jedne rzeczy wzmacnia, inne zaś osłabia. Joanna powiedziała, że zainteresowanie miastem to przypadłość młodych inteligenckich NGO-sów. Być może tak jest. Ze Stowarzyszeniem My-Poznaniacy jest nieco inaczej. Faktycznie mamy problem z NGO-sami, bo jesteśmy nieco z innych bajek. Stowarzyszenie My-Poznaniacy to opozycja inteligencko-drobnomieszczańska. Kiedyś napisałem w Gazecie Wyborczej tekst pt. Stateczni mieszczanie mają dość. „Mieszczanie” to prowokacja, bo chętnie używałbym słowa „mieszczanie” rozumiejąc przez to mieszkańców, a nie „zgniłą” burżuazję. My wzięliśmy się z protestu w ramach obrony podstawowych wartości egzystencjalnych przed złą polityką miejską, czyli przede wszystkim miejsca zamieszkania, osiedla, nieruchomości, jakości życia na osiedlach, zieleni – często zbudowanych przez ludzi własnoręcznie. Tam gdzie miasto nie mogło zapewnić infrastruktury, mieszkańcy stworzyli ją sami, a teraz pod ich oknami ma powstać autostrada. To jest nasza geneza. Podczas przygotowywania się do dzisiejszej debaty miałem problem z opanowaniem ogromu dostępnego materiału. Moje wystąpienie ma być krótkie, a tego faktycznie nazbierało się dużo. Więc co tu jest najważniejsze? Myślę sobie, że najważniejsza jest kwestia dotycząca tego, czyje ma być miasto, i kto jest tym podmiotem, którego potrzeby, wartości i interesy są centralne. Nasza odpowiedź jest jasna – takim podmiotem są mieszkańcy. Idea miasta jako spółdzielni a nie korporacji, jest mi bliższa. Ze spółdzielnią jest tak, że wszyscy w nią inwestujemy, a potem dzielimy się zyskami. Ale gdyby wszyscy mieszkańcy przyjęli taką optykę – która w sumie nie jest zła – ustawilibyśmy się w pozycji klientów. To jest to, co dzieje się w polskich miastach – przynajmniej w Poznaniu – gdzie istnieje półoficjalna doktryna, że nie jesteśmy obywatelami, członkami wspólnoty samorządowej miejskiej. Zamiast tego urząd miasta chętnie widziałby nas jako klientów spółek miejskich, gdzie wszystko co tylko się da należy sprywatyzować, dzięki czemu będziemy kupować usługi. Michał pytał o to, co najważniejsze, o najważniejszy proces zachodzący w polskich miastach. Wydaje mi się, że takim procesem jest dążenie w kierunku pełnej komercjalizacji. Rozpoczęło się to po roku 1990 i nie
26
Wrocław, 14.03.2011
odbiega od generalnego myślenia o kraju, gospodarce, cywilizacji i polityce, które nazywam „cielęcym”, od cielęcego zachwytu wokół pewnych zmitologizowanych kategorii typu „rynek”, „inwestor”, „własność”. Te i inne magiczne słowa budują naszą rzeczywistość. Myślę, że obecnie nie do końca jeszcze wiemy co wydarzyło się w Polsce po 1990 roku. Istnieje odnośnie tych wydarzeń nieprawdopodobna rozpiętość ocen, od zachwycenia III Rzeczpospolitą do totalnego jej zanegowania przez próby bardziej racjonalne, między prof. Kowalikiem a Balcerowiczem jest przecież przepaść w ocenach Staramy się współpracować z podobnymi organizacjami w innych miastach. One właściwie dopiero powstają. To nie jest nurt NGO-sowy, o którym mówiła Joanna, tylko grupy mieszkańców organizujące się w obronie swoich bardzo realnych interesów, które są bardzo mocno związane z problemami przestrzennymi, czyli tym, co jest w mieście najważniejsze. Miasto to, bardzo upraszczając, wielu ludzi na małej przestrzeni. Przestrzeń w zasadzie odwzorowuje prawie wszystko, co dzieje się w mieście. Jedną z grup, o których mówię, jest grupa „Portal Wrzeszczański”. Ostatnia głośna ogólnopolska awantura dotyczyła Quattro Towers, czterech wieżowców pośród niskiej zabudowy niezniszczonego w czasie wojny starego Gdańska-Wrzeszcza. Na Portal Wrzeszczański złożono skargę do prokuratury, że opublikował materiał krytyczny o złych stronach tej inwestycji. Sama grupa działa coraz lepiej. Innym przykładem z Warszawy jest Stowarzyszenie Sąsiedzkie Włochy. Szefową stowarzyszenia jest Jolanta Piecuch. Włochy to dzielnica Warszawy zbudowana według koncepcji miasta-ogrodu z lat 20. Stowarzyszenie walczy od kilku lat, ale mimo to rok po roku, kawałek po kawałku, miasto-ogród przekształca się w „deweloperkę” pomieszaną z hotelami i biurowcami. Tu pojawia się motyw, który wydaje mi się centralny w odpowiedzi na pytanie o to, czyje jest miasto. To poniekąd wpisuje się w zjawisko związane z kryzysem finansowym, czyli kryzysem na rynku nieruchomości w skali globalnej, wygenerowanym przez wielki kapitał. Często wielki, rzadziej średni, ale nie rodzimy i nie mały, kapitał dyktuje miastom w Polsce swoje warunki. My występujemy w imieniu lokalnego kapitału, czyli małych firm, które mają swoje małe lokale. W imieniu małych właścicieli nieruchomości, mieszkań, domków, pojedynczych kamienic. Polityka miasta sprawia, że centrum ginie, kapitał, ludzie i biznes idą na peryferie i te małe kapitały na tym tracą. Generalnie ma miejsce w miastach konflikt duży-mały kapitał, duża własność – mała własność, itp. To dotyczy przede wszystkim obszaru budownictwa deweloperskiego. Ostatnio uświadomiłem sobie, że całość budownictwa komunalnego i
27
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
socjalnego to 1% tego, co zbudowali w Poznaniu deweloperzy. Potwierdza się teza prof. Davida Harvey’a, jednego z ideologów ruchu „Prawo do miasta” z Uniwersytetu Miejskiego w Nowym Jorku, że to samo miasto jest maszynką kapitalistycznego wyzysku. To my jesteśmy wyzyskiwani, ponieważ jeżeli spłacamy przez 30 lat mieszkanie, którego koszt wynosił 100 tys. PLN, a które kupiliśmy za 300 tys. PLN, to w sumie spłacamy milion. Ten interes znakomicie się kręci, stąd mieszkań deweloperskich zbudowano kilkadziesiąt tysięcy. Zapłacili za nie mieszkańcy, którzy nie mieli alternatywy, bo nie było budownictwa komunalnego, spółdzielczego, społecznego. Idąc tropem handlu i usług docieramy do wielkiego sieciowego biznesu związanego z galeriami handlowymi i przede wszystkim supermarketami. W Poznaniu ktoś niedawno nieprzytomnie przypomniał, że w strategii rozwoju miasta znajduje się zapis, że należy zlikwidować targowiska miejskie. Zrobiła się straszna awantura. Kupcy z targowisk się wściekli, nabrali siły, założyli Stowarzyszenie Kupców Poznańskich, z którym zresztą kooperujemy. Przy takiej komercyjnej inspirowanej pszenno-buraczaną interpretacją liberalizmu polityce miejskiej, powstaje sieć społeczna, która organizuje się, żeby się bronić. Powstaje ruch obrony mieszkańców i ich interesów. Faktycznie nie przypominam sobie, żeby w latach 90. czy na początku lat 2000., temat „miasto” wyraźnie występował w dyskursie publicznym jako problem czy jako polityczne, społeczne, intelektualne zagadnienie. Jednocześnie, odnośnie apelu prezydentów Dutkiewicza, Grobelnego i Szczurka, to czy nie zastanawia nas dlaczego ci panowie, tworzący Związek Miast Polskich, przez tyle lat nie wystąpili z inicjatywą ustawodawczą czy z apelem do posłów o inicjatywę ustawodawczą, żeby zaprowadzić pewne regulacje prawne dotyczące polityki miejskiej? W Polsce nie ma polityki miejskiej. Niekiedy bywa polityka gnębienia miast, i to faktycznie przez władze centralne, z czym trudno walczyć (podatki). Ale miała być ustawa metropolitalna – sprawa dramatyczna, jeśli chodzi choćby o komunikację dużych miast w ramach aglomeracji. To właściwie jest wolna amerykanka. Ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym to horror. Ona jest wyrazem tych interesów, których efektem jest potworny chaos przestrzenny i degradacja przestrzeni miast. Nie ma planowania przestrzennego, tylko wydawanie tzw. decyzji o warunkach zabudowy w oparciu o zasady dobrego sąsiedztwa. Jak ktoś chce, to może zbudować wszystko właściwie wszędzie. Nieco wcześniej pojawiło się powszechne w Polsce, cielęce przekonanie, że własność jest święta, że na swojej ziemi mogę wybudować co tylko chcę. To jest bzdura, wobec której władze nie protestują, a którą biznes wykorzystuje. W
28
Wrocław, 14.03.2011
ten sposób koło domu starców można wybudować stolarnię. To nie jest wolność, tylko ograniczenie wolności. Wolność jest wtedy, kiedy wiem co mogę budować na jakim terenie, kiedy działa planowanie przestrzennie. Chcę budować apartamentowiec to stawiam go tam, gdzie są inne apartamentowce, a nie koło autostrady albo cuchnącej i hałasującej fabryki. Istnieje szereg innych aktów prawnych, które są potrzebne. Przykładem jest ustawa o rewitalizacji. Na ekranie widzą państwo slajd przedstawiający tzw. park jednego drzewa na Śródce, w Poznaniu. Śródka to małe, stare osiedle, które miało najlepszy w Polsce program rewitalizacji, dogadany z ekspertami, ze społecznością lokalną, miastem, biznesem – ze „wszystkimi świętymi”. Okazało się jednak, że kiedy zaczęto go realizować, z powodu braku ustawy rewitalizacyjnej połowa ludzi musiała się stamtąd wynieść, ponieważ samo ogłoszenie programu rewitalizacji spowodowało wzrost wartości gruntów, nieruchomości i czynszów. Mieszkańcy musieli się wynieść i nikt tego nie rusza od lat, bo nie ma w tym interesu. Zbulwersował mnie apel Dutkiewicza i Grobelnego w sprawie zwiększenia możliwości zadłużania się miast. Uważam, że Grobelnemu nie można dać złotówki, skoro jeszcze bardziej chce zadłużać miasto. Zadłużenie Poznania wzrosło w ciągu ostatnich trzech lat czterokrotnie. Na koniec tego roku dojdzie do dwóch miliardów, przy dochodach własnych miasta na poziomie 2,200 mld PLN – to właściwie wartości równoważne. Bendyk mówi o spadku wydatków majątkowych, czyli inwestycyjnych do 10-20% maksymalnych. U nas wynosi to maksymalne 2 miliardy PLN. Nie możemy się doliczyć na co to poszło. Wyszło, że na igrzyska sportowe, czyli stadion i Termy Maltańskie – to jest mniej więcej połowa. Dochodzą też otaczające je ulice – deweloperzy korzystając z okazji stawiają osiedla, więc bardziej to pod te osiedla niż pod stadion. Powiedzmy, że to wyniesie 200-300 milionów PLN. Ale gdzie jest pozostałe 700 mln? W mieście tego nie widać. We Wrocławiu widzę nową przeprawę przez Odrę, trasy szybkiego ruchu itd. W Poznaniu przez dwadzieścia lat nie wybudowano ze środków miejskich nic poza jedną linią tramwajową o długości czterech kilometrów i jedną nową ulicą. Nie ma żadnego piętrowego skrzyżowania, ani niczego podobnego – nie wiadomo na co poszły długi. Dodam jednakże, że nie pomogło to kampanii wyborczej. Grobelnego wybrała jedna szósta uprawnionych, więc jego odwieczny sukces został wyduszony siłą. Jako stowarzyszenie zorganizowaliśmy seminarium budżetowe i analizy wydatków. Uzupełniając słowa Bendyka, nie chodzi tylko o wydatki inwestycyjne – te siądą na szereg lat w polskich miastach poniżej progu odtworzenia i utrzymania majątku trwałego. Okazuje się, że siądą też wydatki
29
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
bieżące, czyli utrzymanie miasta, szkół, autobusów, trzeba bowiem spłacać to zadłużenie. Grobelny zakłada w swojej prognozie finansowej, że wzrosną dochody własne gminy. My wykryliśmy, że dochody własne gminy są wprost proporcjonalne do liczby pracujących mieszkańców. Przez ostatnich kilkanaście lat w Poznaniu potwierdza się ta reguła. Nie ma żadnych przesłanek, żeby liczba ludności Poznania przestała maleć. Nikt nie zajmuje się w Poznaniu – sądzę, że w innych większych miastach też nie – rynkiem pracy jako źródłem potencjalnych dochodów. A dochody miast to przede wszystkim dochody z PIT-u, i z podatków od nieruchomości. Jeżeli mamy serio rozmawiać o rozwoju miast polskich w ciągu najbliższych 10-15 lat, to jest to perspektywa poważnego kryzysu finansowego. Szczerze mówiąc trudno w Poznaniu rozpocząć na ten temat poważną dyskusję. Rozesłaliśmy nasze dane do mediów. Przyszło dwóch kamerzystów – nagrali jednominutowe migawki i poszli. Wysłaliśmy dane do radnych i do prezydenta. Prezydent się z nami spotkał i obiecał, że ujawni to, co ma w rękawie, ale jeszcze się na to nie zdobył. W innych miastach jest może o tyle lepiej, że te pieniądze nie zostały tak zmarnowane. Na ekranie widzą państwo obraz Tadeusza Makowskiego „Skąpcy”. Chciałem przedstawić to jako stereotyp poznańskości. Kiedy zacząłem studiować na Politechnice Wrocławskiej jako jedyny na roku poznaniak, obrzucano mnie dowcipami o drucie aluminiowym, który powstaje kiedy między dwóch poznaniaków wrzuci się złotówkę. Ten obraz to z mojej strony gorzki dowcip. To, co stało się z finansami Poznania to marnotrawstwo, rozrzutność, czy niekompetencja – pomijając nawet prywatę . To jest obecna perspektywa naszych miast: nie będzie pieniędzy. Już widzimy przejawy rosnących napięć. MICHAŁ SYSKA: Bardzo dziękuję. Oddaję głos Przemkowi Filarowi, który jest reprezentantem środowiska wrocławskiego, i uzupełni tę perspektywę o punkt widzenia wrocławianina. PRZEMYSŁAW FILAR: Wydaje mi się, że we Wrocławiu wcale nie jest tak źle. Zacznę od odniesienia się do tego, co mówił Krzysztof o Londynie. Londyn w czasie niedawnego boomu przyciągał 25% wszystkich inwestycji w Unii Europejskiej. Robił to przede wszystkim dlatego, że całkowicie ograniczono wpływ rządu na inwestycje banków, oczywiście w tej chwili odbija się to całej Wielkiej Brytanii czkawką. Londyn wygrał w takim neoliberalnym wyścigu dzięki temu, że był najbardziej atrakcyjnym miejscem, a Wrocław w pewnej mierze powiela ten wzór, rozwijając się w tempie kilkunastu
30
Wrocław, 14.03.2011
procent rocznie, tak jak Chiny. Budżet Wrocławia w ostatnich latach dwukrotnie się zwiększył, pensje wzrosły o 50%, jest coraz więcej pracy dla klasy kreatywnej. Z drugiej strony jest tak, że większość decydentów w mieście mieszka poza miastem, bo wciąż wygodniej jest mieszkać poza Wrocławiem. Ale nie jest aż tak źle. Ci ludzie też muszą jakoś spędzić swój wolny czas. Tak naprawdę nie jest złą rzeczą inwestycja w kulturę poprzez wydawanie pieniędzy na Forum Muzyki i inne tego typu budowle, w sytuacji kiedy część pieniędzy możemy sobie wziąć z budżetu państwa. Bo jak nie my, to kto? W tej chwili w okolicach Wrocławia skala inwestycji to w sumie 10 miliardów złotych, a aglomeracja przez wiele lat była niedoinwestowana. Gdybyśmy nie wydali tych pieniędzy u nas, prawdopodobnie poszłyby one na górników, hutników czy inne grupy, które potrafią wyrywać środki budżetowe. Specjalnie przesadzam, ale chcę pokazać, że musimy walczyć o inwestycje dla naszego miasta. Drugi temat: Skąd tak aktywny dyskurs miejski? Wydaje mi się, że powtarzamy zwyczajnie to, co miało miejsce sto lat temu, kiedy we Wrocławiu powstawały podobne organizacje społeczne, takie stowarzyszenia istniały na ziemiach niemieckich i były bardzo popularne. Nasze stowarzyszenie przejęło nazwę po Stadtverschonerungsgesellschaft Breslau. Takie stowarzyszenia istniały też w Zielonej Górze, Kołobrzegu i wielu innych miastach. Wtedy również toczono dyskusje, czy na ulicach powinno się sprzedawać owoce i warzywa ze stoisk, czy jednak budować hale targowe. Na szczęście, w odróżnieniu od Poznania, gdzie likwidowane mają być targowiska, we Wrocławiu wrzawa po likwidacji targowiska na placu Grunwaldzkim doprowadziła do zebrania się kupców w Stowarzyszenia Kupców 1410 – dzięki czemu doprowadzili do tego, że obecnie na Nadodrzu powstaje nowa Hala Targowa. Z drugiej strony, już od kilku ładnych lat przedstawia się nam wizje tego, jak niedługo będzie wspaniale, Wrocław w materiałach promocyjnych urzędu miasta był porównywany nawet do Szampanii. Jak mówił de Tocqueville, rewolucja zbliża się wtedy, kiedy miraże nie nadążają za rzeczywistością. Obawiam się, że w roku 2013, po Euro, obudzimy się i okaże się, że, tak jak po wielkich inwestycjach lat '70, wcale nie jest idealnie, a przede wszystkim trzeba będzie spłacać długi. Z tego co wiem, istnieją miasta– organizatorzy Euro 2012 w Polsce, których władze nie mają zamiaru brać udziału w kolejnych wyborach, bo są pewne, że dziura budżetowa spowoduje zbyt duże problemy. Podsumowując, musimy działać i dobrze, że dyskutujemy,jak wykorzystać pieniądze unijne, aby coś skapnęło dla każdego, także tych najbiedniejszych mieszkańców. We Wrocławiu nie ma na razie większych
31
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
problemów społecznych. Można wiele krytykować, ale patrząc z perspektywy innych polskich miast, gdzie większość młodych ludzi zmuszona jest do wyjechania za granicę do pracy, we Wrocławiu nie jest tak źle, choć oczywiście też jest spora grupa „wyeksportowanych” bezrobotnych. Zobaczymy, czy otwarcie rynku pracy w Niemczech 1 maja nie będzie kolejnym impulsem do takiego wyjazdu. Moja wypowiedź może zostać odebrana jako nieco kontrowersyjna, ale chciałem nieco podgrzać dyskusję. MICHAŁ SYSKA: Sam chętnie rozpocząłbym już z tobą polemikę, ale z chęcią oddam głos państwu. Długo państwo słuchaliście. Najpierw jednak chciałem się zapytać, czy Joanna bądź Krzysztof chcą odnieść się do tego, co mówił Edwin, Lech bądź Przemek. KRZYSZTOF NAWRATEK: To wyjdzie na dyskusji. Co do tego, co powiedział Przemek, to mam nadzieję, że do pewnego stopnia zwyczajnie nas prowokował. Może to, że usiadł przy stole całkiem po prawicy go usprawiedliwia. Ale poczekajmy, najwyżej przejdziemy potem do bitki. TOMASZ STEFANICKI: Chciałem zapytać o coś panią Joannę. Zabrakło mi pewnego wątku. W imię czego mamy bronić małych sklepików, które przeżywają obecnie problemy? Z jednej strony rozumiem, że przeżywają one te problemy ze względu na to, że są droższe niż hipermarkety. Nie chodzi więc na pewno o to, żeby umożliwić osobom ubogim dotarcie do taniego produktu. Z drugiej strony wypierane są przez coś co jest ładniejsze. Jest pewna tendencja do tworzenia lepszych jakościowo przestrzeni. Zarówno od strony tych osób, które szukają czegoś lepszego jakościowo, jak i tych osób, które szukają czegoś tańszego, takie sklepy tracą rację bytu. Moje drugie pytanie jest szersze i skierowane do wszystkich państwa, a dotyczy zafiksowania na talentach, które funkcjonuje w moim mieście, niekoniecznie tylko w odniesieniu do Floridy. Wydaje mi się, że to zafiksowanie na talentach i na rozwoju wybitnych jednostek wynika z tego, że nasza edukacja jest zupełnie niewydolna. Mówię między innymi na podstawie swoich doświadczeń. Po skończeniu pełnego cyklu nauki, czyli osiągnięciu stopnia magistra z całkiem niezłymi wynikami, człowiek wchodzi na rynek pracy i okazuje się, że niewiele się nauczył, a stracił strasznie dużo czasu. Jest to kwestia tego, żeby ludzie rozwijali coś, w czym później będą dobrzy i co będzie im przydatne w dalszym funkcjonowaniu. Czy po prostu to zafiksowanie na talenty nie jest odpowiedzią na to, że nie wiadomo do końca czemu w tej chwili służy nasz system edukacji?
32
Wrocław, 14.03.2011
JOANNA ERBEL: Nie powiedziałam, że budki które znikają są zastępowane przez coś ładniejszego. One po prostu znikają. Nikt nie wpadł na to, żeby dołożyć trochę pieniędzy i na miejscu brzydkiego blaszaka zbudować coś, odwołując się do projektów przedwojennych albo międzywojennych. W każdym większym mieście istnieje bardzo dużo projektów targowisk, które są piękne. Te sklepy są usuwane zupełnie bezmyślnie. W imię czego należy ich bronić? Na przykład w imię obrony miejsc pracy – bardzo często miejsc pracy naszych sąsiadów. We wszystkich lokalnych sklepach w Warszawie na Mokotowie – gdzie mieszkam – pracują moje bliższe lub dalsze sąsiadki. Można też bronić tych sklepów w imię przestrzeni, która nie jest anonimowa. Zupełnie inna jest relacja z kasjerką w Biedronce czy w Carrefourze, a zupełnie inna z panią z warzywniaka. Często w małym sklepie może pan zostawić klucze od domu i nie ma z tym żadnego problemu. Zdarzało mi się zostawiać różne rzeczy w sklepie z produkcją lamp czy w jakimś innym śmiesznym sklepie rzemieślniczym pod swoim domem. Nigdy nie było żadnego problemu. Wiem, że z wielu powodów nie mogłabym tego zrobić w dużym supermarkecie, choćby dlatego, że każda taka dodatkowa prośba, która jest ponad sprzedawanie czy obsługiwanie kasy, byłaby dla takiej kasjerki dodatkowym obciążeniem. Wiemy jaki jest rygor pracy w supermarketach, polegający na tym, żeby skupić się na kasie i nie robić nic innego, a już na pewno nie rozmawiać z mieszkańcami. Małe sklepiki nie mają tego problemu. W Poznaniu pomieszkuję na Rybakach, ulicy położonej blisko Starego Browaru, która mimo to jest ulicą o złej reputacji, taką „czarną dziurą”. W lokalnych sklepach zdarza mi się porozmawiać z moimi sąsiadami. Co równie ważne, codzienna praktyką jest dawanie niektórym sąsiadkom na krechę. To jest coś, czego nie można zrobić w supermarkecie. Można więc bronić małych sklepów w imię społecznej sprawiedliwości. Kilka słów odnośnie edukacji wyższej i miasta talentów. Ostatnio jestem bardzo skłonna sprzeciwiać się przymusowi wyższego wykształcenia. Bardzo dużo osób, z którymi miałam do czynienia – na przykład moich studentów na dziennych studiach magisterskich w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego – nie powinno studiować. Oni nie mają ochoty studiować, co innego ich interesuje. Już od dawna część z nich pracuje w firmach. Są potwornie wkurzeni, że tracą czas, żeby zdobyć dyplom, dlatego, że wymaga od nich tego szef. W takiej sytuacji nauka nie ma nic wspólnego z rozwijaniem talentów, tylko jest mechanicznym zdawaniem egzaminów, które nie przyczynia się ani do ich rozwoju ani do prestiżu uczelni – do niczego dobrego.
33
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
KRZYSZTOF NAWRATEK: Odpowiadając na pierwsze pytanie, warto bronić małych sklepów przede wszystkim w imię lokalnej akumulacji kapitału. To jest, moim zdaniem, fundamentalny problem. Nawiązałbym do tego o czym mówił Edwin, ale podmiotowość miasta to szerszy problem. Cokolwiek będziemy mówić, czy to, że miasto to korporacja, czy spółdzielnia, to musi ono być pewnym podmiotem, który prowadzi aktywną politykę. Nawet jeżeli przyjmiemy, że miasto jest rodzajem korporacji, to istnieje takie pojęcie w ekonomii – nie jestem ekonomistą, niech ktoś poprawi, jak wie lepiej – jak „koszty transakcyjne”. Nie wszystko w przedsiębiorstwie jest organizowane logiką zysku, ponieważ generowałoby to zbyt duże koszty. Istnieją inne logiki, które funkcjonują wewnątrz przedsiębiorstwa po to, by było ono na zewnątrz konkurencyjne. Interesującym tropem jest myśleć o mieście nie jako o miejscu, gdzie wszystko jest na każdym kroku podporządkowane tej samej logice zysku. Jeśli przyjmiemy logikę, którą zaproponował Edwin, według której jesteśmy na wojnie gospodarczej i istnieje globalny kapitalizm, którego nie jesteśmy w stanie przezwyciężyć, to musimy sobie jakoś radzić. W związku z tym akumulujmy wewnętrzny kapitał, nie tylko finansowy ale też społeczny i inny. Chrońmy się do wewnątrz po to, by na zewnątrz być w stanie sobie radzić. Co do jakości polskiej edukacji, podam anegdotyczny przykład. Ukończyłem całą edukację w Polsce. W Wielkiej Brytanii musiałem ukończyć szkołę podyplomową na temat uczenia studentów – to już zrobiłem w Wielkiej Brytanii. Post-doc miałem w Irlandii. Ale do doktoratu uczyłem się w Polsce. Różnica między Polską a Wielka Brytanią jest taka, że nie mając ani wujka ani ciotki ani tatusia na Uniwersytecie w Plymouth, złożyłem tam aplikację i zostałem wybrany z grona kandydatów, mimo iż przyjechałem z Polski, a nie skończyłem uczelni brytyjskiej. Nie narzekałbym na poziom polskiej edukacji. Podam drugi przykład, jeszcze bardziej anegdotyczny. Jestem architektem. Istnieje ogromna ilość polskich architektów, którzy pojechali do Wielkiej Brytanii i Irlandii i tam pracowali, z wielkim sukcesem, bez żadnych problemów wycinając brytyjskie czy irlandzkie konkurencje. Prawie zawsze okazywali się o wiele lepsi. Nie dziwię się temu, gdyż moi studenci, ludzie którzy kończą brytyjskie szkoły i przychodzą do mnie, są nieprawdopodobnie niedouczeni. Raport PISA umieszcza Polskę na wyższym miejscu niż Wielką Brytanię. Problem nie polega tylko na edukacji. Owszem, to jest koszmarny problem i Polska musi sobie z tym poradzić. Natomiast prawdziwy problem polega, moim zdaniem, na infrastrukturze, a więc na tym, że człowiek kończy studia i nie jest w stanie wejść w istniejącą w Polsce infrastrukturę przemysłową. Nie ma dla niego takiej możliwości. To jest też problem
34
Wrocław, 14.03.2011
biotechnologii, gdzie mamy ludzi, którzy są bardzo dobrze wykształceni, natomiast w Polsce takiego przemysłu nie ma w wystarczającym stopniu żeby byli w stanie tu pracować. Problem jest taki, że ludzie dobrze wykształceni wyjeżdżają za granicę, gdzie istnieją przedsiębiorstwa, które ich wchłaniają. PRZEMYSŁAW FILAR: W odpowiedzi Tomkowi na temat małych sklepików przywołam kilka liczb. Budżet Wrocławia w około 40% składa się z wpływów z PIT-u. Skoro tak, to im więcej mamy sklepikarzy, tym lepiej dla budżetu miasta. Ciekawostką jest dzisiejsza informacja, że brytyjskie Tesco ściąga pracowników ze Słowacji, bo Anglicy nie chcą pracować za tak niskie stawki, w związku z tym przetoczyła się w Wielkiej Brytanii dyskusja, co wielkie sklepy dają miastom. Oświadczają, że pojawiają się dzięki nim miejsca pracy, ale tych miejsc jest tak naprawdę proporcjonalnie mniej, niż w zwykłych sklepach. Dodatkowo, każdy taki sklep to obciążenie infrastruktury w okolicy. Przykład Pasażu Grunwaldzkiego czy Arkad Wrocławskich pokazuje, że są inwestorzy, którzy dokładają do przebudowy okolicznego układu drogowego, ale to Wrocław musi płacić za rozbudowę ulicy Karkonoskiej ze względu na to, że poza granicami miasta stoi kilka gigantycznych sklepów wielkopowierzchniowych, to czysta strata dla nas. Z drugiej strony mamy przykład pl. Powstańców Wielkopolskich na Nadodrzu, który po remoncie wygląda pięknie, okazuje się jednak, że zlikwidowano tam budki, w których rano można było kupić coś do jedzenia czekając na tramwaj, pozostała chyba jedynie kwiaciarnia. Ta infrastruktura nas tylko kosztuje, a kiedyś było tak, że ludzie, którzy tam pracowali przynosili miastu wpływy z podatków. Ostatnia rzecz to kapitał społeczny tego miejsca. Ludzie pracując tam i nawiązując kontakty z mieszkańcami zwiększali kapitał społeczny, a Robert Putnam wyraźnie udowodnił, że najdroższe dzielnice, to dzielnice o wysokim kapitale społecznym. Dlatego we Wrocławiu np. Wielka Wyspa jest atrakcyjnym miejscem do życia, w przeciwieństwie do anonimowych blokowisk. To temat na dłuższą dyskusję, ale rozwój kapitału społecznego na Nadodrzu, który praktycznie w tej chwili tam nie istnieje, jest najważniejszą potrzebą przy rewitalizację tej dzielnicy. MARIA NAWROT: Dzień dobry. Jestem dziennikarką Telewizji Dolnośląskiej i wiceprzewodniczącą osiedla Huby. Tworzę programy o miastach i o gminach, w związku z czym mam dosyć dobry ogląd na to, jak to wygląda u nas, a jak to wygląda gdzie indziej. W pięciotysięcznych miasteczkach znajduje się dom kultury, są też najróżniejsze miejsca społeczne. Na osiedlu Huby mamy 25 tys. mieszkańców i ani jednego domu kultury. Nie mamy
35
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
miejsc publicznych. Żadne z ogólnodostępnych miejsc nie jest oprogramowane, tzn. nie ma tam dostępu do prądu. Przy organizowaniu festynów musimy sami załatwiać różne rzeczy, które są z tym związane. Jestem inspektorem nadzoru budowlanego, z uprawnieniami. Mam całą masę umiejętności, które sprawiają, że siedzę w radzie osiedla i cały czas wymyślam jak tym ludziom pomóc. Postindustrializacja nie polega tylko na tym, że nie mamy już zakładów. To jest również to, że ci ludzie myślą wciąż tak samo, jak myśleli kiedy pracowali w dużych firmach. To jest ogromny problem, bo dość trudno dyskutować z nimi o rozwoju miasta. Oni nie chcą zmian. Kiedy deweloper proponuje, że postawi w danym miejscu budynek, ale jednocześnie zagospodaruje dwa czy trzy podwórka, aby mieszkańcy obok nie patrzyli na brud, to oni mówią, że tego nie chcą. Trzeba ich edukować, delikatnie, po kolei. Mówią, że to należy do nich – zapomnieli, że to jest miejskie, społeczne. Z drugiej strony, kiedy my mówimy miastu co jest nasze, że chcemy kawałek miejsca gdzie będziemy mogli robić festyny, czy park żeby się spotykać, to mówią nam: „niekoniecznie”. Sama doskonale wiem, że Wrocław ma tendencje do megalomanii Mamy akwapark. Mamy wspaniałe, wielkie kryte lodowiska, tyle, że to kosztuje. Mieliśmy zwykły basen za 8 zł, teraz mamy piękny akwapark za 25 zł. Mamy Browar Piastowski, ale nie mamy zwykłego klubu gdzie moglibyśmy się spotkać. Kiedy robimy jakikolwiek festyn staramy się brać wykonawców, czyli panią z baru, żeby robiła catering, panią z kiosku żeby robiła watę na patyku. Staramy się wspierać, prowadzimy gazetę, ale to jest naprawdę ciężkie. Proszę mi wierzyć, miasto zrzuca cały obowiązek na NGO-sów. Mówi: „drodzy państwo, wy się dogadajcie z jakimś NGO-sami, oni wam pomogą, wyedukują”. Prawdę powiedziawszy, przez te dwa lata byłam na jednym szkoleniu zorganizowanym w ramach Unii Europejskiej. Wciąż chce mi się szkolić. Było to szkolenie dla radnych. Ale miasto traktuje radnych per noga, zwłaszcza osiedlowych, i mówi: „jesteście na miejscu, to sami się dogadajcie”. Bardzo brakuje nam badań socjologicznych. Nie możemy chodzić z kartką i pytać mieszkańców o to, czego chcą na osiedlu. I tak wiemy, że z badań wynika, że oni chcą świętego spokoju, żeby było bezpiecznie, żeby były kamery. Nie możemy tego zrobić, bo nie od tego jesteśmy. Jesteśmy łącznikiem. Mówi się dużo o tym, że we Wrocławiu nie będzie już rad osiedli. Ciekaw jestem co wtedy będzie. Kto będzie rozmawiał z tymi ludźmi? Może się jakoś dogadają. Dziękuję bardzo. RAFAŁ BAKALARCZYK: Mam dość ogólne, teoretyczne pytanie. Na ile powinniśmy traktować docelowo miasto jako pewną całościową strukturę, co
36
Wrocław, 14.03.2011
do której chcemy żeby była podmiotowa? W państwa wypowiedziach odniosłem wrażenie, że pojawiła się wola myślenia o mieście jako o pewnej spójnej społecznie strukturze, która ma swój wewnętrzny kapitał ludzki, społeczny. W ramach takiej struktury próbujemy sprawić, by było to bardziej sprawiedliwe i by realizowano określone cele. Tej perspektywie można przeciwstawić inne podejście, które też wydaje mi się uzasadnione. Można spojrzeć na miasto nie jako na pewną wspólnotę, tylko jako pewną przestrzeń, na której stykają się różne grupy i różne interesy. Wówczas pomysł na politykę miejską zmierzałby bardziej ku stworzeniu modelu relacji między tymi grupami, by były one bardziej sprawiedliwe, ale niekoniecznie tworzyły pewną całościową tożsamość. Chciałbym zapytać państwa o zdanie odnośnie tej kwestii. Druga sprawa to praktyczny motyw obrony małych sklepików, które tak ściśle są wrośnięte w tkankę miejską. Bardzo podobała mi się argumentacja pani Joanny Erbel. Natomiast dostrzegam też pewne mankamenty obrony takich komórek życia gospodarczego i społecznego. Pierwsza moja wątpliwość wynika z tego podziału. Mówimy o kapitale społecznym jako o szerszej kategorii, natomiast de facto w naukach społecznych wyróżniamy kapitał wewnątrzgrupowy, wiążący, i kapitał pomostowy, międzygrupowy. Obawiam się, że ta linia obrony małych punktów sprzedaży pozwala na akumulację kapitału wiążącego. Moje pytanie jest następujące: czy mamy jakieś pomysły na tworzenie w przestrzeni miejskiej instrumentów, które pozwalałyby na akumulację kapitału pomostowego, międzygrupowego? Wydaje mi się, że z punktu widzenia emancypacyjnego jest on nawet bardziej wskazany. Zajmuję się mechanizmami dialogu i partycypacji w stosunkach pracy. Na poziomie makrosystemowym widać, że w małych przedsiębiorstwach, w małych i średnich firmach, często znacznie trudniej jest zachować pewne reguły, które są korzystne dla pracownika. Są nawet formalne bariery związane na przykład z zakładaniem związków, tworzeniem rad pracowników, ale też z pewnymi zdarzeniami związane z życiem osobistym pracownika. W małym przedsiębiorstwie, gdzie trudno zastąpić pracownika innym, od razu doprowadza to do ostrego konfliktu funkcjonalnego. Rozumiem tę logikę, że bronimy mniejszych i słabszych, ale jeśli przejdziemy na poziom interesów pracownika, to nie zawsze musi to tak wyglądać. MATEUSZ KOKOSZKIEWICZ: Nazywam się Mateusz Kokoszkiewicz i podobnie jak pan Przemek Filar reprezentuję Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia. Chciałem powiedzieć o pewnej słomianej kukle, o neoliberalizmie. Chciałem to zrobić z punktu widzenia Rafała Dutkiewicza. Lubię wczuwać się
37
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
w jego punkt widzenia, bo możemy mówić, że lewica kawiorowa sobie gada, a Dutkiewicz i tak decyduje, a choć słucha lewicy kawiorowej to nie wie za bardzo co ma zrobić z tym, co ta lewica mówi. Chciałem powiedzieć o trzech rzeczach, o których mówił w swoim wystąpieniu Edwin Bendyk. Mówił on, że obecnie miasta zajmują się tworzeniem swojej własnej marki. Pytam się z ramienia magistratu: w jaki sposób mamy dać pracę wszystkim ludziom z klasy kreatywnej, klasy średniej, jeśli nie poprzez przyciąganie kapitału? Drugie pytanie: jak mamy przyciągnąć kapitał za pomocą środków innych niż pieniądze? Pieniądze możemy wydać, a tworzenie marki – czegoś, co w dyskursie lewicowym ładnie nazywa się „kapitałem kulturowym”, a już źle nazywa się „marką” w dyskursie neoliberalnym – to najtańszy sposób pozyskiwania. Druga sprawa dotyczy odpłatności wszystkich kulturowych i sportowych instytucji. Jeżeli mielibyśmy te instytucje za darmo, to mniej osób mogłoby korzystać z danej instytucji. Osoby, które płacą, dają tym instytucjom więcej pieniędzy, dzięki czemu sport i kultura mają szanse istnieć dla większej ilości osób. Może nie jest to rozwiązanie egalitarne, bo wykluczeni zostają biedni. Ale jego egalitarność polega na tym, że z danej instytucji może korzystać cała klasa średnia. Chciałem też powiedzieć parę słów o stadionie. Łączenie stadionu z jakimkolwiek liberalizmem czy neoliberalizmem jest jak dla mnie totalną aberracją. Stadion osobiście kojarzy mi się z socjalizmem populistycznym i raczej z koloseum i z rozdawnictwem, a nie z neoliberalizmem. Stadion jest w 100% finansowany przez państwo, będzie dofinansowany przez państwo i ma poparcie większości. Nie widzę tu żadnego neoliberalizmu – to czysta demokracja i czysty socjalizm. Jeśli finansujemy stadion, czyli kulturę niską, to to się nam nie podoba. A jeżeli finansujemy Forum Muzyki czy Muzeum Sztuki Współczesnej, to jest to kultura wysoka i to zaczyna się nam podobać. Dlaczego jeden rodzaj kultury jest przez nas lubiany, a drugi nie? To nie jest koniecznie mój osobisty zarzut – staram się wczuć w to, co można powiedzieć o takich dyskusjach z zupełnie innego punktu widzenia. Mam nadzieję, że nie było to zbyt agresywne podejście. Dziękuję. PIOTR ROGALA: Mam pytanie odnośnie finansowania tego typu inwestycji w mieście. Wiemy, że w Polsce obowiązuje ustawa o partnerstwie publicznoprywatnym. We Wrocławiu przy wielu inwestycjach pojawia się pomysł, żeby finansować właśnie w ten sposób. Moje pytanie jest następujące: jak bardzo nieopłacalną inwestycją musi być stadion, skoro nigdy nie słyszeliśmy o tym, żeby miasto próbowało dogadać się z inwestorem, żeby zbudować go
38
Wrocław, 14.03.2011
wspólnie, a z drugiej strony, jak paradoksalnym przedsięwzięciem musi być budowa w partnerstwie publiczno-prywatnym bardzo potrzebnego we Wrocławiu Mostu Wschodniego? Czy rzeczywiście ten stadion jest tak nieopłacalny, żeby żadna prywatna firma nie chciała go sfinansować choćby w połowie? LECH MERGLER: Odpowiem na pierwsze pytanie dotyczące podmiotowości miasta. Nie wiem skąd pan tu widzi sprzeczność. Jestem po odsłuchaniu wykładu dr. Andreasa Billerta, specjalisty, który zrewitalizował kilka miast w Niemczech. Niedawno miał wykład na temat miasta postindustrialnego. Opowiadał o mieście postindustrialnym jako o mieście, w którym stykają się różne style życia. Zaprowadził nawet dwie osie współrzędnych jeśli chodzi o charakteryzowanie mieszkańców Jesteśmy chowani na socjologicznej strukturze dochodów, ale druga, ortogonalna oś to oś stylów życia. Może być tak, że ludzie mają ten sam styl życia i są zamożni albo biedni i na odwrót. Oczywiście nie każdego stać na wszystko. Billert ilustrował dalej przykłady zmian w mieście, gdzie mieszkańcy miasta z różnych jego obszarów dogadują się między sobą. Powstają negocjacje transgrupowe. Kiedy jedni mieszkańcy chcą się bawić, a inni chcą spać, to trzeba to rozwiązać. Dogadują się więc między sobą i kontaktują z władzą publiczną. Nie wyobrażam sobie żebyśmy mogli myśleć o takich sprawach inaczej. W Polsce mamy do czynienia z czymś w rodzaju demokracji paternalistycznej. Wielokrotnie zetknąłem się z tym w praktyce polityki miejskiej, że władza mówi, że nie może dalej dyskutować, że wie, co jest dobre i podejmie decyzję. Władza, jak dobry ojciec, matka czy policjant, mówi nam co jest dobre i jak mamy żyć. Odnośnie wspomnianej kwestii pracowników – faktycznie jest to problem, który często pojawia się jako zarzut ze strony radykalnej lewicy wobec naszej drobnomieszczańskiej opozycji. W małych firmach wyzysk i niesprawiedliwość są większe. W przypadku Poznania należy zdać sobie sprawę z tego, o czym mówiła pani Nawrot – nie ma badań socjologicznych. Na dobrą sprawę nie wiemy jaka jest struktura społeczno-ekonomiczna naszego miasta. W Poznaniu utrzymuje się standard miasta, które ma niskie zarobki z pracy, ale wysokie dochody, dzięki dochodom z własności. Są dwa takie miasta jak Poznań i Kraków, które przetrwały zawieruchę wojenną w strukturze nieruchomości. W Poznaniu ponad 90% nieruchomości znajduje się w prywatnych rękach. Kiedy ktoś działający w biznesie przyjeżdża i szuka wykonawcy, we Wrocławiu znajduje trzy wielkie firmy, a w Poznaniu pięćdziesiąt małych. To jest paradoksalne. Miałem do czynienia z człowiekiem
39
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
który jest szefem radykalnego anarchistycznego związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Jest mistrzem zmianowym w resztkach zakładów Cybulskiego, ale jednocześnie prowadzi sklep monopolowy i nadmorski ośrodek wypoczynkowy. Taki jest Poznań – to specyfika tego miasta, gdzie każdy coś kombinuje, może mało zarabia na etacie ale star się o inne dochody . Czy wszędzie w dużych firmach prawa pracownicze są przestrzegane? Mam w tej kwestii zasadnicze wątpliwości. JOANNA ERBEL: Odniosę się do kwestii tożsamości miasta. Kiedy mówię o spójności miasta nie chodzi mi o to, by miasto miało spójną tożsamość – którą można jeszcze w dodatku sprzedać turystom – bo to fantazja związana z inwestycją w turystykę. Chodzi raczej o podejście. Henri Lefebvre krytykował urbanistów, którzy patrzą tylko z jednej perspektywy. Należy patrzeć na miasto holistycznie, jak na przestrzeń, w której – tak jak wspominał Lech Mergler – dzieje się bardzo wiele rzeczy, które tworzą pewną jakość. Chodzi tu więc raczej o holistyczne podejście, niż homogeniczną wizję miasta, która jest nierealna, gdyż w każdym mieście jest kilka miast. Nie chodzi o to, że każda dzielnica ma swoją specyfikę. Istnieją różne grupy społeczne, które używają tego miasta w różny sposób. Co do małych sklepów i kapitału wewnątrzgrupowego i pomostowego, to wydaje mi się, że sklepy osiedlowe pełnią obydwie funkcje. Jestem osobą z zewnątrz Poznania, znam to miasto bardzo słabo. Do niedawna nawet nie lubiłam Poznania, denerwowało mnie bowiem, że bardzo duża ilość osób chce, żeby było tam strasznie czysto. W sklepie osiedlowym poznawałam swoich tymczasowych sąsiadów, mimo że mieszkam w dzielnicy określanej mianem „czarnej dziury”. Mimo iż zdarzało mi się zostawać sama, nie boję się, bo wiem, że lokalni dresiarze to ludzie, których spotykam wychodząc po jabłko czy po jogurt. Taki sklep spełnia więc obydwie funkcje. Krzysztof mówił o tym jako o pewnego rodzaju interfejsie, w który mieszkańcy wczepiają się na swoich zasadach. Ja również się tam wczepiłam, bo obowiązują bardzo proste zasady obsługi, a jednocześnie nie ma anonimowości, która panuje w supermarketach. To jest ten kapitał pomostowy. Nie wiem w jakiej innej sytuacji mogłabym porozmawiać z panią rencistką, która mieszka ze swoim jamnikiem na piątym piętrze kamienicy czynszowej w Poznaniu. Chyba w żadnym, bo przecież nie na takim spotkaniu. KRZYSZTOF NAWRATEK: Ja również zacznę od kwestii podmiotowości – to bardzo istotny, ciekawy spór. Zdecydowanie nie zgodzę się tu z Joanną. Nie zaliczam się do postmodernistycznej lewicy, zaopatrzoną w Lefebvre'a, bo
40
Wrocław, 14.03.2011
uważam, że postmodernistyczna lewica rozmontowała miasto. Na tym polega dramatyczny problem miast zachodnich, które sobie nie radzą. Joanna ma absolutną rację, że zbudowanie jednolitej tożsamości to fantazja i bzdura, najczęściej stosowana po to, żeby to sprzedać zewnętrznemu kapitałowi albo turystom. Natomiast mówię o pewnej otwartej, wielowarstwowej czy hybrydowej podmiotowości. Podmiotowość jest, moim zdaniem, istotna z tego powodu, o którym mówiłem na początku. Jeśli nie jesteśmy w stanie przeprowadzić w tej chwili globalnej rewolucji, która zniesie na całym świecie system kapitalistyczny, to musimy grać na warunkach podyktowanych przez przeciwników. Jako rozmontowane, bezpodmiotowe miasto, po prostu przegramy, bo zostaniemy rozmontowani i pożarci przez poszczególnych, silnych graczy zewnętrznych. Moim zdaniem jedyną alternatywą jest budowanie otwartej podmiotowości nowego typu. Mam też kilka uwag i pytań co do ciekawego wystąpienia pana Kokoszkiewicza. Jeśli chodzi o sport, to wprawdzie to, co pan mówił, jest bardzo interesujące, ale absolutnie nieprawdziwe. Jeśli chodzi o udział w sporcie masowym między okresem PRL a dniem dzisiejszym, generalizując, to nastąpił spadek o 70%. W związku z tym, mówienie, że wszystkie kluby zwiększają szanse jest kłamstwem. To tak nie działa. Tak samo jest z mówieniem, że kapitał kulturowy jest używany przez lewicę jako tożsamy marce. Nie wiem gdzie pan to znalazł. Kapitał kulturowy to pojęcie opisowe, zupełnie niezwiązane z marką, opisowe a nie wartościujące. W pewnym momencie powiedział pan, że stadion to demokracja i pełny socjalizm. To bardzo interesująca teza. Czyli rozumiem, że należy zlikwidować socjalizm i demokrację. Co do kultury jako takiej i rozróżnienia na kulturę wysoką i niską, pewnie poróżnię się tu znów z Joanną, przynajmniej na powierzchni, bo pewnie głębiej się zgodzimy. Nie pracuję w kulturze, ale uważam, że kultura nie powinna być komercjalizowana. Nie powinna być w ogóle rozpatrywana w takich warunkach. Jej funkcją jest budowanie pewnych powiązań społecznych. Nie osiągają tego ani inwestycje w elitarne festiwale, ani inwestycje w stadiony, które akurat w polskich warunkach są potem zasiedlane przez pseudokibiców. Z mojego prywatnego punktu widzenia wszystkie kluby sportowe można by zlikwidować. Jeśli chodzi o festiwale artystyczne, festiwale wysokiej kultury, to również nie odczuwam potrzeby ich organizowania. LECH MERGLER: Uciekło nam tutaj słowo „wspólnota”. Może odniósłbyś się do słowa „wspólnota” w ramach kwestii podmiotowości. To jest chyba jądro sprawy. Ma być wspólnota miejska, czy ma jej nie być? Czy jest dopuszczane aby jej nie było, czy nie? I co to w ogóle znaczy „wspólnota”?
41
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
KRZYSZTOF NAWRATEK: To jest bardzo ryzykowne słowo, ponieważ używając go bardzo łatwo możemy popaść w faszyzujące klimaty – wszyscy pod jednym sztandarem będziemy budowali wielki Wrocław czy Poznań. Natomiast jeśli zredefiniujemy wspólnotę w jakiś inny sposób, na zasadzie bardziej otwartej, bardziej hybrydowej czy heterodoksyjnej, to byłbym zdecydowanie zwolennikiem budowania wspólnoty. Musielibyśmy tylko wpierw podyskutować na temat tego, co to znaczy. JOANNA ERBEL: Poza klasą kreatywną jest jeszcze jedno inne słowo wirus, które toczy różne debaty: partycypacja obywatelska. Jest to kategoria, która natychmiast wyrzuca poza obręb negocjacji osoby, które nie są obywatelami – imigrantów albo osoby przebywające w mieście tymczasowo. Taka kategoria wspólnoty miejskiej, czyli czegoś, co się zawiązuje poprzez codzienne praktyki w pewnym konkretnym otoczeniu i jest nastawione na wzajemną troskę, jest teoretycznym rozwiązaniem, które pozwala uniknąć pułapki kategorii ekskluzywnej z definicji. Wspólnota zawsze jest ekskluzywna, ale wspólnota miejska może być o wiele bardziej inkluzywna niż każda inna z tych kategorii. KRZYSZTOF NAWRATEK: Wspominałem o obywatelach plug-in. Zgodnie z tym, o czym mówiła Joanna, żeby odejść od bardzo ekskluzywistycznego podejścia do miasta, wstąpiłem do Stowarzyszenia My-Poznaniacy mimo iż nie mieszkam w Poznaniu, ale ze względu na sympatię i poczucie, że mogę w jakimś stopniu komuś pomóc. PRZEMYSŁAW FILAR: Odniosę się do kwestii kultury fizycznej. Już Wittgenstein mówił, że nie można odróżnić kultury wysokiej od niskiej, bo kultura fizyczna to też kultura. Nasz stadion nie będzie wcale kosztował 800 milionów zł, bo nie będzie to sam budynek, tak jak Stadion Olimpijski, czy Hala Stulecia, która też została wybudowana za miejskie pieniądze – można powiedzieć, że to były inwestycje socjalistyczne. Tyle, że przy stadionie za pieniądze klubu Śląsk Wrocław zostanie wybudowana galeria handlowa, kosztująca 600 milionów złotych. Ten kredyt będzie spłacał klub sportowy, później zaś właścicielem klubu, czyli de facto również galerii, zostanie jeden z najbogatszych Polaków. Na razie jest współwłaścicielem. Wspominam o tym dlatego, aby pokazać że nie mamy do czynienia z socjalizmem, kapitalizmem czy neoliberalizmem, trudno nazwać system, który działa w Polsce. Szwajcaria to kraj kapitalistyczny, lecz Zurycha nie było stać na taką gigantyczną inwestycję, ich stadion na Euro kosztował 300 mln złotych.
42
Wrocław, 14.03.2011
MICHAŁ SYSKA: Wracam do kwestii stadionu. Dwa tygodnie temu uczestniczyłem we Wrocławiu w dyskusji „Wielkie imprezy sportowe – zysk czy strata?”. Odbyłem tam dynamiczną dyskusję z jednym z dziennikarzy sportowych. Jestem kibicem piłkarskim i uczęszczam na mecze wrocławskiego Śląska. Natomiast mój stosunek do Euro 2012 i stadionu jest bardzo sceptyczny. Nie zgodzę się, że to inwestycja socjalistyczna. Wydaje mi się, że istniejący w Polsce model gospodarczy, którego Przemek nie chciał zdefiniować, to coś, co nazwałbym prywatyzacją zysków i uspołecznianiem strat. Na tym to polega. Stadion we Wrocławiu nie będzie przestrzenią publiczną. Za pieniądze publiczne buduje się kolejną galerię handlową, kolejny multipleks. Wysokie ceny biletów spowodują klasową selekcję piłkarskiej publiczności. Bardzo symptomatyczne jest to, co mówił Edwin Bendyk i pan Kokoszkiewicz – Wrocław staje się miastem kreowanym przez wyższą klasę średnią dla wyższej klasy średniej. Chciałem poprzeć własnym doświadczeniem dane, które przywołał Krzysztof, na przykład na temat sporu masowego. Być może w przeciwieństwie do kolegi, który mówił o socjalizmie, jeszcze na początku lat 90. trenowałem w wielu klubach sportowych kilka dyscyplin sportu. Kluby te funkcjonowały jeszcze siłą rozpędu socjalistycznego. Pół roku temu przeszedłem się po wszystkich obiektach sportowych, na których trenowałem pływanie i piłkę nożną – tych obiektów już nie ma. Kompleks basenowy na Racławickiej to ruina, a był to jedyny, odkryty pełnowymiarowy basen pływacki, gdzie co roku tysiące wrocławian za symboliczną złotówkę spędzało wakacje. Większość wrocławian nie wyjeżdża bowiem na urlopy, dlatego baseny kąpielowe były oblegane przez tysiące ludzi. To samo było na ulicy Ślężnej. Tego basenu również już nie ma – jest akwapark, którego oferta jest skierowana do klasy średniej, nie dla dzieci i młodzieży z blokowisk. Akwapark jest dla nich czymś niedostępnym. Cena biletu wstępu jest tam kilkakrotnie wyższa. Piotr Rogala mówił już o partnerstwie publiczno-prywatnym. Za publiczne pieniądze wybudowaliśmy instytucję, która jest dostępna tylko dla części społeczeństwa. Mało tego – prywatna firma czerpie z tego zyski. To jest też problem Śląska Wrocław. Co również bardzo istotne dla osób nieinteresujących się piłką nożną, bardzo mnie dziwi to, że obywatele Wrocławia totalnie obojętnie przeszli wobec kwestii, że stopień finansowania Spółki Akcyjnej Śląsk Wrocław należy zarówno do Zygmunta Solorza jak i do miasta. Wszystkie wydatki we Wrocławiu na 2011 rok zostały obcięte, natomiast 5 milionów złotych przeznaczono na funkcjonowanie tej spółki, która nie ma nic wspólnego ze sportem, ponieważ na poziomie ekstraklasy klub
43
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
piłkarski jest przedsiębiorstwem, a nie miejscem, gdzie ćwiczy się tężyznę fizyczną. W takim klubie trener zarabia około 50 tys złotych, a zawodnicy powyżej 20 tys złotych. Dlaczego miasto zdecydowało się przeznaczyć na to taką sumę? Panuje bowiem panika – nie wiadomo co się stanie po 2012 roku. Ktoś musi przychodzić na mecze na nowym stadionie, a wiadomo, że obecnie frekwencja na meczach Śląska waha się między 6 a 8 tysiącami. Pojemność nowego stadionu będzie liczyła 44 tys. Zresztą już w zeszłym roku Najwyższa Izba Kontroli w swym raporcie uznała, że finansowanie przez miasto tej komercyjnej spółki nie ma nic z realizacją zadań gminy. KATARZYNA WIĄCEK: Chciałam bardzo podziękować państwu za wszystkie uwagi. Szczególnie dziękuję pani Erbel, bo bardzo bałam się tego, co usłyszę przychodząc na tę dyskusję. Chciałam zapytać pana Filara, żeby wytłumaczył dlaczego we Wrocławiu jest tak dobrze. Moim zdaniem jest tragicznie i coraz gorzej. Wspomniał pan, że ma powstać nowa Hala Targowa. Nie wiadomo kiedy powstanie i jak będzie wyglądać, lecz zaręczam, że raczej nie będzie ładna. Mówię to jako krytyczka architektury i historyczka sztuki. Mamy więc budowę jedna Hali Targowej na całe miasto i rewitalizację Nadodrza. Państwo spoza Wrocławia pewnie nie słyszeli o tym, że chodzi o rewitalizację dzielnicy bardzo specyficznej, biednej, z bardzo skomplikowanymi problemami społecznymi i bardzo zróżnicowaną społecznością. Nadodrze ma być dzielnicą artystyczną. Do tej pory tak naprawdę nie wiadomo na czym to ma polegać, a nikt nie pytał się mieszkańców, czy rzeczywiście chcą takiej dzielnicy. Wspominam o tym odnośnie partycypacji społecznej i braku konsultacji społecznych. Mieszkam obok placu Grunwaldzkiego, więc widziałam agonię rolników i małych przedsiębiorców, którzy mieli naprawdę cudowne stoiska. Oczywiście były one brzydkie – zgadzam się – wstrętne, plastikowe, ohydne. Sprzedawano tam brudne jabłka i warzywa, ale podobno takie są najbardziej ekologiczne. Tego nie ma – nie ma tych ludzi, nie ma targowiska. Nie wiem czy ono wróci. Nie wierzę w zapewnienia miasta. Chciałam czepić się tej prowokacji i – jak sądzę – podpuchy, którą pan Filar zastosował na samym początku. Chciałam wyraźnie podkreślić, że wcale nie jest dobrze. JERZY KRAŚNIEWSKI (Prezes domu handlowego Feniks) Z oczywistych powodów nie będę się wypowiadał o handlu. Zamiast tego odniosę się do zupełnie innej kwestii – kwestii mieszkań. Przerzucono na mieszkańców Wrocławia fundamentalny problem. Miasto bardzo chętnie, za symboliczną
44
Wrocław, 14.03.2011
złotówkę, pozbyło się mieszkań komunalnych, byle pozbyć się kłopotu. Wrocław posiada największy oprócz Szczecina wskaźnik mienia komunalnego – 2000 kamienic. Miasto pozbywało się ich chętnie, bo to w większości kamienice wybudowane około 1900 roku. Nie miejsce mówić mi tutaj o historii Wrocławia, ale są to budynki, których stan techniczny wymaga gruntownego remontu. Funduje się programy liftingu zewnętrznego, otynkowania, żeby to wszystko ładnie wyglądało. Nikt nie mówi natomiast o wymianie drewnianych stropów, instalacji itd. Można by to ciągnąć godzinami. Dlaczego? Bo władza doskonale wie, że za kilka lat pół Wrocławia zacznie się rozsypywać. Trzeba będzie ewakuować mieszkańców i budować mieszkania komunalne dla tych, których nie stać na budowy stropów i kapitalne remonty tych budynków. Oczywiście gdyby nie wyprzedano tych mieszkań trzeba by było ich przekwaterowywać, a tak, wszystko jest w rękach mieszkańców. PRZEMYSŁAW FILAR: Moje słowa rzeczywiście były prowokacją, podobnie jak Mateusza, gdybyśmy nie prowokowali to być może ta dyskusja nie byłaby tak ciekawa. À propos rewitalizacji, nie do końca zgodzę się z tym, że to bardzo zły projekt, w Polsce większość programów rewitalizacyjnych jest nieporównywalnie gorsza. Niedawno byłem na spotkaniu z mieszkańcami pewnego kwartału, gdzie urzędnicy poza godzinami swojej pracy przyprowadzili projektantów remontu ich podwórka i przeprowadzili dyskusję na temat założeń przebudowy. Nie były to oczywiście idealne warsztaty przygotowująca projekt – wszyscy dopiero się uczymy. Jednak najlepszym, wzorcowym dla mnie hasłem urzędników przeciwnych partycypacji, jest to, że mieszkańcy muszą się jej nauczyć, a mówią tak bo sami nie wiedzą, co zrobić – sami jeszcze się nie nauczyli. Ale ja widzę we Wrocławiu wielu urzędników, których pochwalę, bo próbują uczyć się partycypacji, spotykają się z mieszkańcami, pomimo tego, że są krytykowani. Są sytuacje, gdzie urzędnicy są atakowani za to, że próbują coś zrobić, a przecież można nie robić nic i nie mieć problemów. Dobrze, że pan Jerzy Kraśniewski poruszył temat mieszkań. Już w latach 70. kamienice na placu Staszica zbliżały się do stanu śmierci technicznej, nie zrobiono wymiany chociażby instalacji cieplnej, co kilka lat temu było pierwszym pomysłem na remonty, elektrociepłownia miała wraz z miastem remontować kamienice. Wzorcową, pierwszą, miała być kamienica na rogu ul. Henryka Pobożnego i Jedności Narodowej, niestety nic z tego nie wyszło. Wrocław ma spory zapas energii cieplnej, którą najlepiej byłoby wykorzystać właśnie do ogrzewania kamienic. Istniał pomysł, aby wyremontowane budynki były sprzedawane przez miasto, jednak magistrat zrezygnował z takiego
45
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
wariantu i sprzedawane są głównie pojedyncze mieszkania dotychczasowym lokatorom, co zazwyczaj jest pozytywne: znam przykład blokowiska, gdzie ludzie wykupili mieszkania, zaczęli dbać o okolicę, założyli wspólnotę i razem wzięli się do działania, co radykalnie zmieniło obraz osiedla, z drugiej strony zgadzam się, że Wrocław nie ma pomysłu na to, co robić z mieszkaniami komunalnymi, prawie się ich nie buduje. Założony przez Zarząd Zasobu Komunalnego plan mówi o sprzedaży 2 tysięcy mieszkań co roku, sęk w tym, że nie ma już na nie wielu chętnych, bo te, które były w dobrym stanie, zostały wykupione. To nie tylko problem kamienic, za jakiś czas to samo będzie z innymi dzielnicami, jak Sępolno. Problem mieszkań komunalnych w mieście to temat na dużą dyskusję, szczególnie, że Wrocław ma gigantyczne zasoby terenów, które można by przeznaczyć pod budownictwo, nawet w formule partnerstwa prywatno-publicznego. Podobnie rozwiązano to w Holandii, gdzie w każdej inwestycji bodajże 10% mieszkań w prywatnych inwestycjach przeznacza się na mieszkania komunalne. Trudno jednak sobie wyobrazić, by 10% mieszkań w apartamentowcu Sky Tower było komunalnych. LECH MERGLER: Sytuacja Wrocławia w szczegółach może być specyficzna, ale czy ktoś słyszał o czymś takim jak rządowy program mieszkaniowy? Były jakieś kredyty, ale generalnie coś musi regulować rynek w poszczególnych miastach. Czy we Wrocławiu jest w ogóle program mieszkaniowy lub strategia tego, jak zaspokajać potrzeby mieszkańców? W Poznaniu tego nie ma, mieszkania komunalne to 1% tego co wybudowali deweloperzy. Tyko że u nas te kamienice od dawna są prywatne i tylko niektóre z nich się sypią. PRZEMYSŁAW FILAR: We Wrocławiu program mieszkaniowy przedstawiają Założenia polityki społeczno-gospodarczej miasta na lata 2011-2015 przygotowane przez prof. Łosia. Co ciekawe, najpierw są tam przedstawione trzy rodzaje programów mieszkaniowych stosowanych w Polsce. Pierwszy to program aktywny, program miasta, które buduje mieszkania komunalne. Drugi to wsparcie rynku poprzez m.in. inwestycje infrastrukturalne. Trzeci pozostawia wolną rękę rynkowi. Pomimo wyraźnego zaznaczenia, że mamy najwyższe po Warszawie ceny mieszkań, uznano jednak, że miasto zaangażuje się tylko w przypadku mało realnej nadwyżki budżetowej. MICHAŁ SYSKA: Nie wiem czy śledziliście państwo uważnie kampanię samorządową. Urzędujący prezydent na początku nie miał w swoim programie nic o budownictwie komunalnym. Jego zastępca powiedział, że Wrocław na
46
Wrocław, 14.03.2011
razie organizuje Euro i nie ma pieniędzy na tego typu inwestycje. Jednakże gdy okazało się, że pozostali kandydaci zawarli to w swoim programie, nagle urzędujący prezydent również wpisał do swojego programu budownictwo komunalne. Widzimy znów Euro 2012 jako koszt utraconych możliwości, o których wspominał Edwin Bendyk. MATEUSZ KOKOSZKIEWICZ: Chciałem powiedzieć Krzysztofowi Nawratkowi, że niekoniecznie wypowiadałem się w swoim imieniu, raczej w imieniu dyskursu dominującego, który, czy tego chcemy czy nie, obowiązuje, i którego nie możemy nie zauważać. Ten dyskurs ma swoją wewnętrzną logikę, która okazuje się bardzo sensowna, gdy przyjmie się pewne założenia. Jeśli chodzi o porównanie marki z kapitałem kulturowym, to neoliberałowie tworzą markę na kulturze. Widać to w każdym mieście. W „Europejskiej Stolicy Kultury” jest to oczywiste. Druga rzecz, jeśli chodzi o to, czy chcę zlikwidować socjalizm i demokrację. Należałoby wtedy założyć, że chcę likwidacji stadionu, a z punktu widzenia, z którego się wypowiadam stadion ma zostać, a nasz urząd miasta się nim chwali. W Polsce mamy niepartycypacyjny model demokracji polegający na tym, że wybieramy sobie rządzących, którzy mają za nas coś zrobić. To się ludziom podoba. Nieważne czy ludzie w tym uczestniczą, czy istnieją kluby sportowe. Ludziom podoba się, że mamy Euro i stadion. Nawet w naszym towarzystwie, które można by nazwać krytycznym, stadion też się podoba. Może nie chodzi o likwidację demokracji, raczej o to, że nie jest ona taka, jaką byśmy chcieli. TOMASZ STEFANICKI: Chciałem odpowiedzieć pani, która pytała o to, czy we Wrocławiu istotnie jest dobrze i w jakim sensie. Jest coś, co może udowodnić tę tezę. Strasznie duża część wrocławian jest dumna, że jest mieszkańcami właśnie tego miasta, dumna ze swoich władz i jednocześnie przekonana, że miasto jest dobrze zarządzane. Nie będę wnikał w to, czy to jest przekonanie słuszne, czy nie. Pytani o to mieszkańcy miasta po prostu tak twierdzą. Rozmawiałem niedawno z człowiekiem, który zajmuje się sprowadzaniem inwestorów do Wrocławia. Ci ludzie się z tego cieszą, bo kiedy mają sprowadzić inwestora do Katowic, muszą płacić co najmniej o 20% więcej, żeby wysoko wykwalifikowani pracownicy chcieli tam mieszkać, mimo że obiektywnie wskaźniki jakości życia są tam wyższe niż we Wrocławiu. Do Wrocławia przyjeżdżają wszyscy uważając, że jest tam super. Nie zmienia to faktu, że często irytuję się kiedy biorę do ręki gazety lokalne. Przemek czuje się chyba podobnie, gdyż często wypowiada się w tych gazetach w takim
47
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
kontekście, choć dużo bardziej neutralnie. Wspomina, że istnieją nawet dobre plany, takie jak strategia Wrocław w perspektywie 2020 Plus, wcześniejsza polityka transportowa i wiele innych. One są sensowne, tylko kiedy przychodzi co do czego to plany zagospodarowania przestrzennego są robione pod inwestora. Właściwie wszystkie decyzje są podejmowane z perspektywy tego, kto akurat ma pieniądze i chce je zainwestować. Wszystko jest wtedy przerabiane na to, jakie są bieżące zapotrzebowania, a cała wypracowana polityka znika. Moje pytanie – dlaczego nikt tej polityki nie broni? Jeśli istnieją nowe inwestycje, czemu nikt nie przypomina, że w zapisie polityki transportowej jest zaznaczone, że pierwszeństwo ma pieszy, a potem rowerzysta, potem transport zbiorowy a dopiero potem samochód? Tych elementów jest mnóstwo. To jest problem naszej partycypacji obywatelskiej. Obywatel jest bardziej funkcjonalny niż prawny. Każdy może być obywatelem. Nikt nie patrzy na wspólnotę, na to czym ona powinna dysponować. GŁOS Z SALI: Skoro we Wrocławiu żyje się tak dobrze i wrocławianie są tacy zadowoleni, to dlaczego większość wrocławian, w tym nasz prezydent, woli mieszkać poza miastem? Dlaczego ludzie przeprowadzają się do Siechnic, albo wyjeżdżają na osiedla peryferyjne zamiast faktycznie mieszkać w mieście? MICHAŁ SYSKA: Dziękuję za wszystkie głosy. Powiem kilka słów na temat tego, czy ludzie są zadowoleni z życia w mieście i czy fenomeny reelekcji prezydentów poszczególnych miast wiążą się z zadowoleniem z życia. Śmiem wątpić, i opieram się tutaj na badaniach jednego z socjologów Uniwersytetu Warszawskiego. Trochę o tym pisałem na łamach wrocławskiej „Gazety Wyborczej” pod koniec ubiegłego roku, na temat mitu apolitycznych prezydentów. W badaniach przeprowadzonych przez zespół prof. Raciborskiego jeden z badaczy zbadał fenomen reelekcji prezydentów miast i jednocześnie przeanalizował twarde wyniki ekonomiczne i społeczne rozwoju tych miast. Nie ma żadnej korelacji pomiędzy skalą poparcia dla prezydentów miast, którzy wygrywają kolejne kadencje, a jakością życia w mieście. Tu decydują zupełnie inne rzeczy. Tomek o tym wspominał – to jest słabość społeczeństwa obywatelskiego. Ludzie dają się omamić pewnemu mitowi, jest bardzo słaba demokracja lokalna, praktycznie nie istnieje spór polityczny na poziomie lokalnym. Dlatego bardzo chcieliśmy, żeby Stowarzyszenie MyPoznaniacy uczestniczyło w dzisiejszym spotkaniu. Wydaje mi się, że takie ruchy wypełniają pewną lukę, której nie zapełniają partie polityczne na szczeblu lokalnym. W Europie Zachodniej partie polityczne w większym stopniu są
48
Wrocław, 14.03.2011
aktywnymi aktorami życia lokalnego i mają swoją wizję polityki lokalnej. To moja refleksja na koniec. Chciałbym poprosić wszystkich prelegentów o podsumowanie i ewentualnie odniesienie się do ostatnich wątków, a jednocześnie o próbę końcowej refleksji. Jak wyobrażacie sobie państwo najbliższą przyszłość? Co można zrobić? Co nam grozi? PRZEMYSŁAW FILAR: Zacznę odpowiadając dlaczego tak dobrze jest we Wrocławiu, a jednocześnie wszyscy wyprowadzają się za miasto. Otóż jest to bardzo proste – reklamy wmawiają, że Smolec znajduje się pięć minut od rynku, więc ludzie kupują mieszkania, bez dobrego dojazdu. Niestety, nawet urzędnicy odpowiedzialni za infrastrukturę drogową, mieszkają poza miastem, dzięki czemu światła na drodze do centrum Wrocławia są ustawione tak, żeby im jechało się wygodniej, a mieszkańcy miasta czekają na czerwonym świetle. Tomkowi odpowiem, że krytykujemy pewne rozwiązania choćby związane z polityką transportową. Jako pierwsi wystosowaliśmy list w sprawie przebudowy torowiska na ul. Legnickiej, gdzie w pierwszy dzień remontu szybciej było iść na piechotę, niż tkwić w zastępczych autobusach. Kiedyś Napoleon przebudował Paryż po to, żeby burżuazji żyło się lepiej. To był pierwszy etap przekształcania miasta w miasto modernistyczne, założono lepsze dzielnice, a centrum miało mieć określone funkcje, zamiast miksu mieszkań, handlu, usług. Socjalizm to podchwycił, mamiąc dodatkowo ludzi, że w kolejnym etapie powstaną szkoły i sklepy. Dziś też słyszymy, że dzięki Euro powstanie w końcu szybki tramwaj na Kozanów, a tak naprawdę to jest ten sam PR dla mieszkańców; czy był to socjalizm, czy kapitalizm. W tej chwili jednym z ważniejszych projektów urbanistycznych we Wrocławiu jest likwidacja trasy WZ, czyli alei przecinającej centrum miasta, w miejscu przedwojennych kamieniczek. Okazuje się, że znów atrakcyjne są niegdyś krytykowane starówki, tylko inaczej nazwane, tak jak sprzedawane są inwestycje na przedmieściach bez żadnej zieleni, jako inwestycje „w parku 5 minut od centrum”. Wydaje mi się, że nie powinniśmy wierzyć ani jednym, ani drugim, musimy zorganizować się sami, nauczyć się na czym polega miasto, jak je zorganizować i jak wymusić na władzach, żeby czynili miasto lepszym dla mieszkańców. LECH MERGLER: Mam wrażenie, że po 1990 roku ukształtowała się nam pewna liryczna wizja demokracji. Wierzymy, że jak coś jest dobre, słuszne i prawdziwe, to niejako samo z siebie będzie górą, bo tak się dzieje w demokracji. Jest odwrotnie – demokracja to pokojowa gra, gdzie o wartości
49
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
trzeba walczyć. Chciałbym mieć nadzieję, że jest szansa, że społeczeństwo obywatelskie się wzmocni i będzie wymuszać coś na władzach w realnej polityce, gdzie w grę wchodzą realne interesy. Duża część naszych członków jest w zarządach rad osiedlowych. Jesteśmy więc bardzo mocno zakorzenieni w lokalnych społecznościach, stąd znajomość konfliktów społeczności lokalnych z władzami. Napisałem książeczkę Poznań konfliktów, gdzie znajduje się przegląd kilkudziesięciu konfliktów o przestrzeń w mieście. Czuję, że polskie miasta stoją przed bardzo poważnym wyzwaniem związanym z kwestią finansową, częściowo przez Euro 2012, ale też ze względu na wyczerpanie się pewnej polityki cielęcego zapatrzenia się polityków na proste wzory i gotowe odpowiedzi. W Poznaniu obawiam się dużych napięć na tle kryzysu finansowego, braku podstawowych środków na podstawowe funkcje miasta. Stanowi to wyzwanie dla społeczności lokalnej. Ostatnio pojawiły się próby ożywienia ruchów radykalnie nacjonalistycznych w Poznaniu. To jest niebezpieczne. Jeżeli zapanuje bieda to taki ruch może przyciągać sfrustrowaną młodzież. JOANNA ERBEL: Mogę mieć jedynie nadzieję, że będzie coraz więcej działań lokalnych i inicjatyw takich jak My-Poznaniacy, które zawiązują się wokół sporów o materialność miasta. Mam też nadzieję, że lokalny kapitał utrzyma się i w obliczu kryzysu nie będzie tak łatwo odpływał. Zaraz będzie drogo i wszystkie ulubione supermarkety albo obniżą płace do minimum albo się wyniosą. KRZYSZTOF NAWRATEK: Bardzo dziękuję za tę debatę. Było interesująco. Zazwyczaj takie dyskusje są dosyć nudne i nic z nich nie wynika. Spędziłem trzy tygodnie temu pięć dni w Poznaniu, biorąc udział w warsztatach, wykładach, spotkaniach, różnych tego typu wydarzeniach. O tyle było to zabawne, że zanim pojechałem do Poznania miałem debatę z prezydentkami Warszawy i Łodzi. To było bardzo śmieszne, bo ich przekaz, polegał na tym, że w gruncie rzeczy nie wiedziały co robić z miastem, więc należy prywatyzować je na ile się da, niech inni się tym martwią. Odpowiedź jest taka, że, skoro nie wiedzą co robić, to może powinny oddać władzę komu innemu. W Poznaniu nadawałby się taki Lech, razem z hordą związanych z nim ludzi. Mówiąc trochę poważniej, zdecydowanie jestem zwolennikiem budowania wspólnoty miejskiej opartej o materialne budowanie miasta, o struktury, o interfejsy, którymi reagujemy z miastem. Nie mam osobiście specjalnie nic przeciwko łysym chłopakom czy chłopakom w kapturach, bo
50
Wrocław, 14.03.2011
podejrzewam, że oni w większości są po prostu manipulowani. Mogę wyjawić, że mam dosyć prawicową przeszłość i z kilkoma takimi ludźmi nawet się kolegowałem. Mniej więcej wiem jak to działa i o czym oni myślą. Michał mówił, że za chwilę nie będą mogli chodzić na mecze bo będzie to dla nich za drogie. Może ten sztuczny do pewnego stopnia kulturowy podział zostanie zakwestionowany podziałem klasowym na tych, którzy mają i na tych, którzy nie mają, na wyzyskiwanych i wyzyskujących. Myślę, że jeśli chodzi o najbliższą przyszłość, to kryzys przyjdzie. Nawet jeśli mówimy, że mamy słabe społeczeństwo demokratyczne to wprawdzie nie chcę używać argumentów czysto demagogicznych, ale w Libii ogóle nie było społeczeństwa demokratycznego czy obywatelskiego. Kryzys powoduje, że ludzie zaczynają coś robić. Wrócę do Poznania. Tam w gruncie rzeczy po każdym spotkaniu czy na każdym spotkaniu pojawia się cały czas to samo pytanie: co robić? Przed paroma laty tego typu spotkania to było w gruncie rzeczy bicie piany i akademickie mamrotanie. W tej chwili jest lepiej, również dzięki Lechowi i Stowarzyszeniu My-Poznaniacy, które dokonało rzeczy naprawdę wyjątkowej, bo przeszło od logiki fragmentu, od „nie na moim podwórku”, do logiki miasta jako całości, logiki negocjacji fragmentów. To jest przykład niezwykle interesujący i mam nadzieję, że będzie on inspiracją dla wielu ruchów miejskich w Polsce. Kryzys przyjdzie i zmusi nas do tego, żeby zacząć eksperymentować z miastami i z życiem w tych miastach. Coraz chętniej powołujemy się na przykłady z Ameryki Południowej, ale nie kopiując, tylko raczej pokazując, że w momencie gdy jest już naprawdę źle, nie ma wyjścia, trzeba zacząć rozwiązywać problemy. Lubię powoływać się na przykład Hawany, który w Polsce jest przykładem, który wywołuje śmiech. Gdy upadł związek Radziecki Hawana nagle musiała zacząć żywić swoich mieszkańców. W tej chwili 30% żywności jest produkowana w mieście. Nagle okazuje się, że urban farming może działać. To samo działo się w Londynie podczas drugiej wojny światowej. Nie chodzi o to, żeby powtarzać pewne rozwiązania. Skądinąd tego się nie da zrobić. Chodzi o otwarcie na eksperyment, na rozwiązanie problemu z mieszkaniem, z pracą. Mówiliśmy dziś, że miasta żyją ze swoich mieszkańców. Jeśli oni mają pracę, mają gdzie mieszkać, płacą podatki, to miasto funkcjonuje. Jeśli nie, to miasta mają problem. To generalne wyzwanie. Ale istnieje też pewna nadzieja. Zauważyłem w Poznaniu – do pewnego stopnia wyczuwałem też podobne nastroje tutaj – że jesteśmy na krawędzi przełomu, gdzie skończymy gadać i zaczniemy coś robić.
51
Miasto postindustrialne. Problemy społeczne, perspektywy rozwoju
MICHAŁ SYSKA: Bardzo dziękuję. Podsumowania okazały się bardzo optymistyczne. Dwa tygodnie temu we Wrocławiu odbyła się premiera sztuki teatralnej Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki. Ta sztuka jest bardzo istotna, gdyż dotyka kwestii miejskiej, także kwestii Euro2012 i kwestii demokracji lokalnej. Występują w niej też postaci, które przewijały się podczas dzisiejszej debaty. Proroctwo w samej sztuce jest dużo bardziej czarne niż w naszych dywagacjach, jej przesłanie jest bowiem takie, że roku 2013 nie będzie. Oczywiście Demirski i Strzępka prezentują formę teatru, która bazuje na przejaskrawianiu, grotesce. Polecam państwu tę sztukę, gdyż stanowi doskonałe uzupełnienie naszej debaty.
Optymistyczne jest to, że tak licznie stawiliście się państwo na dzisiejszej dyskusji, za co serdecznie dziękuję. Dziękuję za aktywny udział w debacie i za to, że wytrzymaliście na niej ponad trzy godziny. Wydaje mi się, że to bardzo pozytywne, że kwestia miejska nie porusza jedynie rzeszy działaczy, którzy skądinąd są już zaangażowani w jakąś działalność społeczną. W każdym dużym mieście grono osób zaangażowanych społecznie zna się nawzajem. Tymczasem wrocławskie debaty, w których uczestniczył Przemek, i na których ja również staram się od czasu do czasu bywać, pokazują, że pojawia się coraz więcej no-
52
Wrocław, 14.03.2011
wych ludzi zainteresowanych rozwojem miasta. To może nastrajać optymistycznie. Zmiany, o których mówił na końcu Krzysztof, których być może chwilowo nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, są możliwe. Inne miasto jest możliwe. Tym akcentem chciałem serdecznie podziękować panelistom i państwu. Jeżeli jesteście państwo zainteresowani kolejnymi spotkaniami organizowanymi przez Ośrodek Myśli Społecznej, zachęcam do odwiedzin naszej strony internetowej. Wkrótce znajdziecie państwo w sieci relację filmową z dzisiejszego spotkania, a także jego zapis. Zapraszam na kolejne spotkania.
53
Ośrodek Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a został założony w 2005 roku we Wrocławiu jako niezależne stowarzyszenie, którego celem jest upowszechnianie idei sprawiedliwości społecznej, pokoju, praw człowieka i zrównoważonego rozwoju. Patronem stowarzyszenia jest Ferdynand Lassalle (1825-1864), twórca pierwszej partii robotniczej w Niemczech, który urodził się we Wrocławiu i w tym mieście został pochowany. Działania Ośrodka służą formułowaniu krytycznych refleksji o współczesnym świecie i jego rozwoju oraz budowaniu ideowej alternatywy dla postulatów konserwatywno-liberalnych i nacjonalistycznych, które dominują w dzisiejszym dyskursie politycznym w Polsce. Ośrodek realizuje swoje cele poprzez organizację konferencji, seminariów, szkoleń i warsztatów, działalność badawczą, wydawniczą i publicystyczną oraz kampanie społeczne. Dzięki współpracy z lewicowymi fundacjami i instytucjami z innych krajów OMS im. F. Lassalle'a bierze także aktywny udział w europejskiej debacie politycznej i międzynarodowych projektach badawczych.
Broszura i zapis filmowy z konferencji dostępne również na: www.miastopostindustrialne.pl
The postindustrial city Social problems, prospects for development Written record of conference held on March 14, 2011
Edited by: Szymon Szewrański Translated by: Ryszard Chytrowski
The Ferdinand Lassalle Centre for Social Thought Wrocław 2011
Introduction In an article dedicated to the Nigerian city of Lagos, Onookome Okome wrote that “we live in the age of the city 1”. It is hard to disagree with the African author. It is estimated that in the year 2030 two thirds of human kind will be living in urbanised areas. In 1950, there were 86 cities with more than a million inhabitants. In 2015 there will be about 550 such cities. The increase in urban population is accompanied by transformations in contemporary capitalism. In the postindustrial era, an increasing number of citizens is moving from working in the industrial sector to working in the service sector, especially in market services. Twenty years ago in Berlin, 384000 of its citizens worked in industry. As of 1997 this group includes only 167000 people. A similar thing is happening in Paris, with the number of people employed in industry decreasing from 0.5 million to 134000, which is almost 80%. Deindustrialisation can also be seen in Poland. In Warsaw, half of employed citizens already work in the market services sector. In Poznań it is 43%, in Wrocław almost 42%. This change in the employment structure has its obvious impact on the city itself, on its development and the quality of life, since the services sector, in the age of neoliberal globalisation, utilises flexible work conditions and focuses on the mobility of employees. The contemporary problems in cities include: the commercialisation of public space, the ghettoisation of poverty, gentrification, corporate expansion, pollution, debt, and deficiencies in local democracy and civic participation. Grassroots social movements are being created as a reaction to these issues, trying to oppose the unfavourable changes and formulate their own, alternative postulates regarding the development of metropolises. The cities today are the arena of struggle for the shape of the economy, society and democracy. That is why the Ferdinand Lassalle Centre for Social Thought attempts at promoting public debate on the purpose and shape of the metropolis in the contemporary world. In August of 2010, together with the Rosa Luxemburg Foundation, we have organised a conference entitled “A different Wrocław is possible? The green-left concepts of urban policy”, during which we presented not only critical analyses of the current situation, but also possible directions for a progressive community policy. The outcomes of the initiative can be found at www.wroclaw.pl. In November of 2010, Dr Szymon Szewrański, PhD, vice-director of the Lassalle Centre, held a lecture entitled “The integrated management of the urban environment”, as part of a series of discussion meetings organised by the
1 Mike Davis, Planet of slums, Warsaw, 2009, p. 11.
61
Hipermiasto.pl website under the title “Civic space in the European Wrocław. Exercises for the future of a city”. “The postindustrial city. Social problems and prospects for development”, a conference held on the 14th of May 2011 in the capital of the Lower Silesia region, is to be treated as a continuation and elaboration of the analytical and programme work conducted by the Centre. This booklet contains a full written record of the discussion between representatives of the world of science and social movement activists. Our intention was to present a theoretical reflection and global perspective on the problem of contemporary cities, along with a diagnosis of the situation of Polish metropolises. I hope that this publication will provide you with valuable information and inspire your own reflections on the subject of the directions for development of the contemporary city. Michał Syska Dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a
Joanna Erbel – photographer, sociologist, publicist. Member of the Krytyka Polityczna editorial team, co-founder of the Duopolis Association. In her research she focuses on the changes in post-socialist city space. Edwin Bendyk – journalist, publicist, member of the “Polityka” editorial board. Director of the Center for Futures Studies at the Collegium Civitas in Warsaw. Author of The poisoned well. On power and freedom (2002), Love, War and Revolution. Sketches for the times of crisis (2009). Dr Krzysztof Nawratek – architect, urbanist, publicist. Doctor in technical sciences. Lecturer at the School of Architecture and Design in Plymouth (United Kingdom). Author of the alternative plan for the spatial development of Riga, as well as City as a political idea (2008). Lech Mergler – electronics engineer, publicist, social activist. Associate of the “Książka” literary magazine. In 2007-2008 director of the Office of Participatory Democracy in Poznań. Vice-director of the My-Poznaniacy Association. Author of the Poznań conflict-wise report (2008). Przemysław Filar – co-founder and director of the Society of Beautifying the City of Wrocław, administrator of the Polish Skyscrapers Forum. Organises and participates in debates on the subject of spatial planning, transport and agglomerations. Magdalena Błędowska – Polish studies graduate, editor, political journalist, publicist. Member of the Krytyka Polityczna editorial team. Coauthress of Sweden. A non-tourist guide. Her field of interest includes feminist and social issues, as well as analyses of public debate in Poland. Michał Syska – lawyer, publicist, social activist. Director of the Ferdinand Lassalle Centre for Social Thought. Member of the Krytyka Polityczna editorial team.
63
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
MICHAŁ SYSKA: I would like to welcome everyone to the “Postindustrial city – social problems, prospects for development” discussion meeting. Today's conference was organised by the Ferdinand Lassalle Centre for Social Thought with support from the Rosa Luxemburg Foundation. This is the second conference held as part of a project dedicated to the development of cities. Last August, we organised a meeting concerning green concepts in urban policy. Today we would like to continue and elaborate on the themes we already covered during that meeting. I would like to welcome our guests. Thank you for deciding to come to Wrocław and join us. I would like to welcome Joanna Erbel, member of the Krytyka Polityczna editorial team, sociologist, researcher of post-socialist cities. Issue of the city and culture are prominent in her publications and social activity. We are anxious to hear your contribution to today's debate. We are also very glad to have with us today Krzysztof Nawratek. He is surely familiar to those interested in urban issues. He is an architect, urbanist and author of numerous publications, including the book City as a political idea. It would probably be justified to say that Mr Nawratek is an active participant at every important debate taking place in Poland dedicated to the development of cities. We are glad that despite working as a lecturer in Great Britain, you have decided to dedicate your time to come to Wrocław and share with us your opinions. I would also like to welcome Lech Mergler, who represents the MyPoznaniacy Association, which stands as an example of the social phenomenon which started a few years ago in Poland. It is perhaps one of the few genuinely civic and grassroots initiatives on the city level. It is worth mentioning that the My-Poznaniacy electoral committee, fully grassroots and created by activists of various grassroots urban initiatives, received almost 10% of support in the last local elections. Unfortunately, due to the hardly democratic electoral law, MyPoznaniacy does not have their representatives in the city council of Poznań. Still, they are one of the most active groups in the city, keeping up-to-date with the policies of the city council, evaluating them and introducing their own postulates. Finally, I would like to welcome a representative from Wrocław: Przemek Filar from the Society of Beautifying the City of Wrocław. All of those who follow the media debate on the subject of the development of Wrocław surely know Przemysław and his organisation as active participants, creating a new vision of development and conducting regular evaluations. We were also expecting Edwin Bendyk, editor for the Polityka weekly, to join us today, but unfortunately, two days ago we have been informed that
64
Wrocław, 14.02.2011
he needed to travel abroad in business matters. That is why he cannot be with us in person. However, due to state of the art technology, we were able to provide him with a chance to express his views. Yesterday we have prepared a video interview with Edwin Bendyk. Most of you already received a copy of the written record of that interview. We expect the meeting to be conducted in the following order. First, we will listen to the opinions of our guests. Next, we will be glad if you also decide to actively contribute to the discussion, presenting your own perspectives and views. During the last few months, the issue of cities in Poland has become increasingly important, with a growing number of circles being pulled into the debate. I believe that grassroots civic initiatives are currently the most active regarding the urban issue. New social movements attempt at formulating visions of development different from those represented by the city authorities themselves. As I have said, this conference is about the postindustrial city. The transformation of contemporary cities—not only in Poland but also abroad—is our starting point. We would like to try and analyse the way in which contemporary cities change, and identify the social problems which accompany these changes. Further into the discussion we will try and focus on what is happening in Poland and in Polish cities. That is why I would first like to turn to Krzysztof Nawratek, asking him to try and provide us with a definition of the postindustrial city, tell us about what it looks like today, and what problems accompany the transformation of contemporary cities. Have they indeed become postindustrial or is it something we will have to face in the future? KRZYSZTOF NAWRATEK: Good evening. It is good to be in Wrocław again. I hope that it is not true that I participate in every discussion on the subject of the city in Poland. There are at least two representatives of the MyPoznaniacy Association present in this room. Two weeks ago, I have been accepted as a member of the association, hence one might say that in a way I am a “plug-in” citizen of Poznań. As for the question asked by Michał, I would like to start with defining the industrial city. I am sorry that this will have to be a very brief and simplified approach to the problem. The industrial period was in a way the strongest point in the history of cities, their golden period, when they were indeed undergoing development. The social costs of that were obviously extremely high; we all more or less remember this from history. It was also a point in time when the industry was the driving force of the city's development, providing it with meaning. What is important, the industry I am referring to was local. Industrial cities were built upon a certain local capital:
65
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
the capital of knowledge, the financial capital and the human capital. It was the constituent of the city. One might say that factories, or generally industry, were the resource which allowed for the city to grow. The postindustrial city is the complete opposite of that situation. First of all, the postindustrial city lost its local driving force. This obviously changes almost everything, introducing social and spatial disintegration. Suddenly there are huge fragments of cities and we do not know what to do with them. Due to its specific type of production, the industrial city had a specified form. It required roads, railways, large areas for storage etc. Housing estates for workers were common. But suddenly the industrial city fell and what we have now is the postindustrial city, a sort of city in crisis. As I have already said, it is a city with fragments we do not know what to do with. There are suddenly people who lost their jobs and are deprived of means of support. The city lost its local orientation and constituency. There is nothing within the city to serve as its constituent. Just like the industry was a resource for the industrial city, in this next stage the city becomes a resource itself. I do not wish to say that it is a resource for so-called global corporations, since that would be a major simplification, but it is a resource on global markets. There are industries and companies which use the city's resources through speculation, making use of local citizens and labour. Every type of activity is oriented outwards rather than inwards. This is especially visible in Poland. Let us take a look at the example of Łódź, a city which thrived on the local accumulation of capital. Postindustrial cities after 1989 in Poland did not accumulate capital. It is hard to call them capitalist cities, since they lack the basic attribute of the capitalist city: they do not accumulate capital. Their capital came from the outside and was very often transferred outside as well. This obviously leads to the financial crisis which was already mentioned by Edwin Bendyk and which we will probably talk about more today. The crisis is related, among other things, to the Euro 2012 Championships which will only give it fuel. The question is: if the postindustrial city is a city in crisis, what will happen to it next? What we are currently talking about has been analysed and experimented with in West-European cities or in the U.S. What will follow after cities which are postindustrial? In three weeks, I am going to attend a conference on the subject of the end of the creative city in Poland. Only recently have we received the Polish translation of Richard Florida's The rise of the creative class. Even Dutkiewicz, the incumbent mayor of Wrocław, wrote an article in Rzeczpospolita on the reception of the idea of the creative class in Poland. During the last few years, there has been this tendency to think that the idea of the creative class provides the required direction for the future
66
Wrocław, 14.02.2011
development of cities, that it will reinforce and empower the development of the postindustrial city. That is why we often hear of the creative city and the creative class. I am not referring here to Florida alone. The creative class and the creative city is not exactly the same thing. There is talk of tourists, of great cultural investments, museums etc. The Bilbao effect is often referenced. There is talk of services. These are the chosen alternatives for what is to happen after the postindustrial city. As you probably realise, these alternatives also assume that the city is a resource. It does not have its own subjectivity – it is a visiting place for members of the creative class or tourists. The fundamental aspect of such a city is its global dependence. It exists as part of a network. The problem with these alternatives is that they simply do not work. All of the things we hear lately in Poland have already been tested in Europe and in the U.S. with negative outcomes. In the U.S. people talk of more than hundred bankrupt cities. There is less of them in Europe, but some key cities like Berlin, Florence, Barcelona are included in this group. They are beautiful, rich and interesting cities, but they are on the verge of bankruptcy. This shows that this model, presented in Poland as a chance for development, simply does not work. I do not know whether we should repeat the same mistakes which caused others to fail. There are alternatives to this model. The question is: to what extent might the alternatives be implemented in Poland? To a certain degree, London is a positive example. London exists due to its position in a very strong network of global and financial exchange which makes it an important and strong city. It is part of the global network, but its bond with the network is very important. It is probably hard to imagine Wrocław or Warsaw replace London or start competing with it. But certain solutions might apply in areas with a strong region. Munich or Bavaria are examples where the city is strong because the region is strong. The city and the region are bound together. We can also mention Singapore, which is a totally different example since it is a city-state. The subjectivity which I mentioned earlier is guaranteed there by definition. Finally we might look at the example of cities in China. I often refer to them and treat them with great interest. It is important to understand that I am not implying that we should follow the Chinese example. There is a million different reasons not to. But it is worth taking a look at what is happening there. Chinese cities are specific. They might be considered feudal cities because they operate through unbelievable exploitation. But they are also industrial cities. 17% of global production belongs to China. The strength of Chinese cities comes from the industry. They are also creative or innovative,
67
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
knowledge-based. Ten or fifteen years ago a lot of people in the West hoped that we will manage to export the messy industry, don white collars and direct the “uneducated” Chinese or Indians. This turned out to be a ridiculous idea. Right now high-speed rail lines are established mostly in China and Japan. Obama's administration sends people to China so that they can learn or purchase Chinese technology. The flow of knowledge and innovation does not start in the civilised West and end in the undeveloped or developing countries. The situation is being reversed. By exporting the industry we also exported certain mechanisms responsible for the production of knowledge. The above examples show the alternative paths or models of cities which try to escape the European trap of the western postindustrial city. What does this mean for Polish cities where the financial crisis is slowly raising its ugly head? In Great Britain, after the '70s and in the beginning of the '80s, the right-wing government reacted to the crisis by selling social housing, public transport, land etc. The same mechanism applies in Poland. In the late '80s, when I was young, I managed to participate in illegal anticommunist organisations. We would always say that the Right is the one which builds, whereas the Left is distributing the things built by the Right. The example of Great Britain shows this is not true, since it is the Tories who sell what was built by the Labour Party. We have to ask ourselves: how to escape the snare, the problem of not having any money or any idea regarding the city and its development? We would probably have to go back to some fundamental questions about the definition of the city. What does a city do? Not what is it but what does it do? What is it producing? Can it still be dependant on industry? Perhaps we could try and reindustrialise our cities? For the last few years there has been a discussion regarding this issue in Great Britain. So far it yielded practically no result. It is hard to get back the things that have been exported. Perhaps this would be a good idea in Poland. I tried to find data regarding the amount of income in the Wrocław budget from the industry, or rather from people who work in industry and pay taxes. I could not find it, and I can only suspect that it is still a fairly large amount. I managed to find such data for the city of Gdańsk: 67%. That is a huge part of income. It suddenly turns out that Gdańsk is practically an industrial city. I believe that this would also be the case in Wrocław. It is as it was said in the beginning of today's meeting: perhaps this is the perfect time to talk about the postindustrial city. Perhaps we have not yet entered the era of postindustrial cities, perhaps they are still industrial and it is possible to look for a solution which will avoid the trap which brought the downfall of many cities in Western Europe.
68
Wrocław, 14.02.2011
MICHAŁ SYSKA: Thank you. You have mentioned Rafał Dutkiewicz's article in the “Rzeczpospolita”. Dutkiewicz made references to the concepts of Richard Florida. I would like to ask Joanna Erbel about the issue of the postindustrial city, or Polish cities, when it comes to culture. Prof. Adam Chmielewski, a representative of the cultural institution “Wrocław – European Capital of Culture 2016” is present at today's meeting. Wrocław is a place which is proudly associated with numerous cultural events. Is culture a solution or a panacea for the problems of the postindustrial city? This is what one hears in the official statements of many city authorities in Polish cities. Or perhaps it is only a marketing ploy which has nothing to do with improving the life conditions of the citizens? Do all these cultural initiatives have a certain potential for fostering social integrity or improving the living conditions of the inhabitants of a city, or are they only gadgets for the upper middle-class? JOANNA ERBEL: I will certainly not say that culture is harmful or that it is a bad idea to invest in culture. This is not only because, as I suspect, half of the people present in this room work in culture, or because we are the recipients of culture. I believe that culture is important and necessary. Still, things are going the wrong way when city policy is established around culture alone. Only lately, ten years after its publication, Richard Florida's Rise of the creative class has been translated into Polish. It is one of the few books I feared would be read in intellectual circles. Not long after the publication it turned out that the notion of the creative class crept into the urban discourse like a virus and dominated it, replacing any other ideas. One good thing about Florida's book being published in Polish is that there finally appeared a work which referred to ideas we have been fighting for during the last few years, trying to show that culture is not something which brings only damage, but also generates actual revenue for the city. This is where the Culture Congress came from: one of its goals was to show that culture does not only exist in the economic context, but that it also creates a sort of “spirit” for the city and that it stimulates development. It is unfortunate, that the idea of creativity arrived in Poland through Florida and not in the context of some other social philosophy, like Joseph Beuys', which is far more social and far less individualistic. The problem with Florida is that he talks of the creative human beings who, as any self-made man, develop their creativity against all odds. They appear in a certain environment and transform it. There is absolutely no place for the things Michał asked about, like social integrity. The creative being shows up in a given district, gentrifies it and sees no harm in doing so. The fact that a greengrocers' is replaced with a “classy” joint with a “classy” latte is of no relevance, since the creative being
69
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
can afford this. If they come from the much poorer service sector, also described by Florida, and cannot afford life under the new conditions, they either leave or receive an upgrade. Thus, a barber becomes hair stylist and suddenly the rising prices no longer pose any threat. Talking about culture is problematic, since it is hard to deal with culture when you are actively involved in the development of cities and responsible for the change in thinking about the city which occurred a few years ago. Three years ago, there appears this sudden interest in dealing with cities; nobody knows why. People who have been active in other kinds of social movements suddenly gather round the common theme of public space and urban tissue. The city became a convenient slogan. This commotion, however, has to do with the elites. If we look at the people who are the driving force behind urban movements we will see that most of them are young representatives of the middle class. A lot of these people were able to go abroad through various student exchanges. A lot of credit has to go to the poorly organised Erasmus-Socrates stipend programme: its main success is that it provides a certain cultural value I have previously underestimated and which I am only now beginning to understand, for suddenly it turned out that some of us spent a semester or two travelling to other countries and meeting foreign people, learning to move around the city on a bicycle or discovering that ecological food tastes different and perhaps it would be a good idea to have such food available near where we live. The problem is that we do not entirely know what to do to share all these ideas. In a situation where more and more grocery stores are being replaced with culture centres or alternative bookshops, or are handed over to NGOs, investing in culture will not prevent the eradication of local vegetable stores. Food stalls with vegetables are being removed from the centre of Warsaw because they are ugly, while the local grocery store is replaced with a Carrefour Express. We lack the tools to fight for culture in a broader sense. I hope that this will change. There is an increasing number of initiatives in different cities. There is the Sól project in Kraków. Its organisers, in cooperation with a partnership network, try to promote a city project which would protect small industries and the small stores which have been operative in Warsaw since the transformation. Suddenly, things happen which Florida did not expect. The creative class is opening its eyes and sees that there are certain activities which are creative despite having nothing to do with the creative class, and that such activities are very important. This involves craftsmanship or the sale of simple items. It is not that the urban tissue consists of all the things we can do in the creative sector. People forget that
70
Wrocław, 14.02.2011
many things remain which are not related to culture. This is a deadlock we have to break. I am not sure about Wrocław, but in Warsaw there currently is a wild environmental mania, with people being enchanted by food cooperatives and weekend healthy food markets. You can go to a website and buy a basket from a farmer. The basket is delivered to your doorstep. However, each such basket puts a small store in danger. The natural consequence of all cultural initiatives should involve a form of self-taxation. If we want to have small stores around our house we should avoid going to Tesco just because we would spend less money there. If there is a nice café nearby, we should go there even if it is not as aesthetic as a different one we like. It is time to look around and search for every day culture not necessarily related to the new aesthetics of fashionable buildings, which is what you will find in Florida along with all the cultural competitions like the European Capital of Culture, aimed at creating an identity which is easy to sell, not one which provides quality living conditions. MICHAŁ SYSKA: Thank you. I would like to comment on the relation between Florida's concepts and the authorities in Wrocław. During last year's August conference, which I have already mentioned in the beginning of our meeting, we talked about the education policy in Wrocław. The documents regarding the education system used by the authorities clearly show the popularity of Florida's concepts in Wrocław. What you will find there is the promotion of talents, one of Florida's three Ts, mentioned by Dutkiewicz. This has to do with the elitist nature of the educational policy. Education should not serve the promotion of equal chances or the elimination of social inequities. Instead, it should select and segregate students according to talent. Those who did not have the chance to attend the conference and would like to read the paper by Agnieszka Dziemianowicz-Bąk who analysed the documents in question, may find it at www.innywroclaw.pl. JOANNA ERBEL: I would like to add, that this issue is not only apparent in Wrocław but also in many small towns as well. During the last few years there has been a project aiming at changing the profile of community houses. I have heard many researchers say that the biggest problem with community houses is that they have aspirations for being small specialised institutions of culture, educating only a small number of children. This is not only the problem of huge cities and the policy of the creative class and the city of talent. This also has to do with the unhealthy rat race, currently run under the veil of culture.
71
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
MICHAŁ SYSKA: Thank you. Now I would like us to listen to the interview with Edwin Bendyk. I strongly believe that the things we will hear will inspire us to participate in the discussion. [VIDEO RECORDING PROJECTION] MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Do you think that the authorities in Polish cities have a certain vision for development or are they interested only in directly managing or administrating their cities? EDWIN BENDYK: The problem with Polish cities—and the whole country —is that they do not have what I refer to as “strategic ability”. We already hear about “strategic orientation”, that is the need to think in a longer time perspective, to plan development beyond the boundaries of the budget at hand. This however does not equal strategic ability, which is an independent way of establishing the optimum aims for a local or national community, and achieving them. I personally consider the tension around the Euro 2012 Championships to be the best example of the inability to develop such a mindset. When we listen to the arguments for the participation of Poland in this event, or when we listen to officials in the government, such as the Minister of Infrastructure or the Minister of Sport, we see that the key argument is that Euro 2012 enables us to speed up the realisation of certain initiatives which already needed to be done. This means that without the incentive of the Euro 2012 we would be unable to build certain fragments of the highway etc. This brings us to the following question: what do we have to do in order to build roads which connect cities that do not participate in the Euro 2012? The arguments for development on the city level are very similar. When I talked with the mayors of cities organising the event they would often tell me that they are building stadiums in order to satisfy a natural craving of the citizens, the need to catch-up, follow a certain ideal which they have encountered in the past when they travelled abroad in order to earn some extra money. It was then that we first saw the Western city of welfare, with parks, pubs and stadiums. We want the same thing where we live. We never think about the reason behind there being stadiums in Bavaria. Perhaps it is because they have soccer there. There are stadiums there so we want stadiums as well. On the one hand, this shows the relatively low efficiency of the management system in Poland, while on the other hand it is also an example of the tendency to imitate development models which, when combined, makes the future of our cities—if the situation does not change—look pretty dire.
72
Wrocław, 14.02.2011
MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Why do you find the investments and the mirages of revenue and attraction related to the Euro 2012 infrastructure to be the result of poor decision making? EDWIN BENDYK: I have participated in discussions regarding Euro 2012 many times, in Wrocław as well, and they tend to end in the same manner. Along with other participants who were sceptical towards the idea, we have presented probably all possible rational arguments based on past experiences with such events—the last thirty years of Olympic games, Euro Championships and World Cups—which indicate that no one ever earned anything this way. Perhaps “never” is not the right word here, but it never happened that such an event was undoubtedly a good investment. Usually the conclusions from the so-called sports economy show that you should not involve public money in this sort of infrastructure since this does not bring immediate results, at the same time introducing opportunity costs. The money which was used to build the stadium could have been spent for something else, something that would foster development. Since that is not the case, everyone loses. As soon as we presented the arguments, we received the answer, emotional and straightforward: sport is not development. Sport and politics is a sphere of emotions. The people want it, so we do it. But this kind of approach only supports the argument regarding the future of Polish cities. If we decide that politics and sport, or rather politics dictated through emotions related to sport, are to decide about the future of cities and the state, then the future seems to me very black. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: If we look at the 2011 budgets in cities, the things which are being planned, what does it tell us? Are there any guidelines? Is it possible to draw any conclusions? What do the authorities invest in and what do they ignore? EDWIN BENDYK: The authorities in Polish cities already seem to know that they are getting close to reaching their financial limits; at least that is what I think, since when it comes to governing, their policies are quite rational. Some cities have already reached this limit. The 2011 budget in Wrocław was established around the idea of saving money since there is no way to further put the city in debt. Other cities are close to discovering this fact, just as they are about to learn that after the first EU Financial Perspective the inflow of major European funds will be cut off and—as I have had a chance to see the
73
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
financial plans of our cities for the coming years—around 2013-2014 the stream of money for investments will dramatically drop. It is hard to imagine right now for we see that there are construction works all over our cities, but soon one billion złoty for investments a year will drop in some cities to 100 billion złoty, which will basically be enough to cover the renovation of roads and buying new light bulbs. This is a problem we have to deal with now. The other question is how it will be done. I am afraid that we will be using the usual method: when new needs arrive we will privatise public resources. This is the easiest way to get new funds. There will also be panic-driven attempts at introducing private-public partnerships, which is a way to half-privatise public space. International experience shows that this is not a good solution from the point of view of public interest. This leads to complete privatisation, where the city does not lose its control over the resources but the social result is the same as if the space was privatised – it is commercialised. Again, the cities lose their strategic ability regardless of the decision, since they have to find quick measures to manage the crisis which awaits them. The perspectives for financial revenue are also getting worse, mostly due to demographic reasons, purely biological ones, related to tendencies regarding reproduction, as well as urban related tendencies: people migrating to suburbs which leads to the diminishing of the city's tax base. These factors combined create a menacing vision which requires strategic measures or immediate management, which leads to dangerous consequences, since when you manage during crisis you make decisions which are the easiest to make, thus limiting funds for education and all other elements which have the greatest strategic importance. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: What is it then that metropolises should invest in? What functions should they fulfil in order to serve all the citizens? Is there one model for this or should each city in each region establish its own strategy? Rafał Dutkiewicz wrote an article for the “Rzeczpospolita” in which he referred to concepts introduced by Richard Florida. Is this the proper direction when it comes to thinking about the future of cities? EDWIN BENDYK: Before one starts looking for a vision of the city one should first ask: what is a city? In the past, the modern city operated through industry. The ability to produce, to create commodities in factories within the city itself or in its surroundings was the source of its strength. The city itself was a machine designed as a place to live in. Its main goal was to reproduce
74
Wrocław, 14.02.2011
society so that it could serve economic functions. That city model is now a thing of the past. Today we have the postindustrial city, which is a factory in itself, a production unit. What we need to do is to identify the role of the cityfactory in the global system of value production. We have to do this with all Polish cities since there is no single matrix. We have to decide the location of cities with regard to the centre, whether they are closer or further away from it. Unfortunately, everything seems to be indicating that they are definitely far from the centre. The processes created by the centre, related to the models of value production, lifestyles etc. are being forced upon us far more than we would like to create them ourselves. Our ability of creating lifestyle is very weak, we are eager to follow the examples which worked in the West, instead of creating our own models. This means that we become the recipients in the netto effect. This, along with our lack of strategic ability, results in the urban space being reconfigured to best serve the production ability of the whole city as an element of the global economic system. I would like to provide some examples. When we look at the way cultural or sport institutions—which are supposed to be public institutions— work nowadays, we see that they serve the accumulation of human capital. It is no longer called personal or individual development. Now we call it developing human capital. And that is exactly what is happening. If we go to any community house we will see that one needs to pay for most of the classes available there. That is the logic of investment. It pays off, the people accept it since its compatible with the logic of self-investment. Today, the body and the mind are means of production, hence everyone accepts it without realising it. It is the same with sport infrastructure. The quality of sport infrastructure in cities improved significantly, among other things thanks to the fact that new facilities appeared in school campuses through EU funding. However, they are far less accessible than the old dirty halls or gyms. Due to the maintenance cost of the infrastructure one usually has to pay to use them or they are used for disciplinary classes (professional sport is one example). Polish cities suffer from the increasing lack of space which one could use for non-productive meetings, meeting just for the sake of meeting, without the use of money. Children lack such places. They can go to a community house to learn something, that is invest in the human capital. They can go to a sports club, but not in order to play a game of football, but in order to become the best sportsmen in the world. You will not find a football pitch which serves the purpose of simply playing the game. They have been replaced by parking lots, while the school gym is inaccessible since it is rented for money to people trying to stay fit etc. Suddenly the city is a machine for generating human
75
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
capital, with fewer and fewer places when you can spend your time nonproductively. I do have some personal experience regarding this issue. I am the father of two children, a junior high school pupil and a high school pupil. I have seen that children in junior high schools in a large district of Warsaw do not have their own meeting place. There are numerous places you can go to within the productivist regime I have mentioned. There are many ways in which you can accumulate capital: you can attend paid English classes, pay to train tennis or pay to learn the guitar. But if the children want to meet just for the sake of meeting it turns out that the only relatively safe public place for that is the local cemetery. That is where they meet, the only place without any rules or tasks. This shows how ridiculous the situation really is. Other aspects of this issue have been analysed through currently unpublished research conducted by some huge corporation with the intention of analysing the “status” of the Poles: their dreams and their thoughts about lifestyles. The city is a place where you worship productivism. It has, in its entirety, become an economic machine. The key idea regarding the city is related to brand creation with the entire activity of the city revolving around production, attempts at developing different types of capital. The things the citizens themselves are longing for are completely different. People in Poland want only one thing: get some sleep, have some time for themselves, stop running around from one task to another in order to improve their physical and intellectual parameters. They just want to be themselves, waste some time. That is their secret longing. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Are there any examples of moving away from this productivist logic around the world? EDWIN BENDYK: One might say that it is an objective fact of history that industrial cities turned into postindustrial cities. Now we can look for the right theories to explain these changes. We could refer to a book by Richard Florida, The rise of the creative class, which has lately been translated to Polish. Florida suddenly became a guru among the authorities of Polish cities and within the government. In the Polska 2030 report we find a reference to the book. His theory is quite old now, ten years old, and criticised by various circles. After 2008 there definitely was a huge change. The great crisis followed. Florida himself wrote a very interesting book: Great reset. The concept of the city as a corporation, a factory, has been criticised even though in a way the it is in
76
Wrocław, 14.02.2011
objective in its description of a genuine tendency: the city today is indeed a factory due to the postindustrial shift in the nature of economy. But a certain way of management determined by the market has also been criticised. There are many projects. An example of such project would be the Glasgow 2020 project. The British Demos decided to conduct a poll among the citizens of Glasgow, which is the equivalent of Gdynia or Gdańsk in Poland, a postindustrial city whose authorities looked for a new idea and decided that they will follow the concepts of Richard Florida. The dying industry was supposed to be replaced with a creative industries sector. The city was to become attractive for the so-called creative class. A similar strategy was carried out in Łódź. Demos got the idea to ask the citizens themselves about their needs and the things they want. It turned out that their perspective is completely different. They do not see their future in creative industries, since most citizens are reduced, unemployed or degraded workers of the former factories. They have nothing to do with creative industries. They have completely different things on their minds. They have a completely different vision regarding their city. Another interesting example can be found in the Latin-American cities. There is a huge social revolution in South America. One of its aspects has to do with retrieving urban space. This was inspired by the question about the ownership of the city. Is the city a territory which should be ruled by the middle class, which is politically active in that it has a large cultural capital and is therefore able to gather resources, but governs urban space so that it serves the expectations of the middle class alone? Or should the city serve all of its citizens by, e.g. actively serving the function of redistribution, which would involve the inclusion of people from excluded areas? The examples of Curitiba, Porto Allegre or Medelin show, that the second option is possible, that one can reconfigure politics in a way which will not only be the result of a direct game of interests won by those who are more competent political players and whose cultural capital is larger. What is even more interesting, such a policy would be beneficial to everyone. It would not be that the wealthier citizens would lose anything. One can change the rationality behind governance so that the policy of including the poor and eliminating regions of exclusion would be a benefit to the entire corporation of the city. The examples of Bogota, Medelin or Curitiba show that this is possible. We are not yet ready for this in Poland. The authorities still believe that since they have the democratic legitimacy and a lot of mayors have won for the third time in a row in the first round, this means they should serve the expectations of their electorate. But if we look at the structure of that
77
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
electorate, if we look at those who allowed for that victory to happen, who is active, we will see that the investments undertaken by the authorities support and reproduce this electorate and not the entire urban tissue. Thus, cities are being developed according to the concepts of Richard Florida, concepts which are very class-based and related only to a fragment of social reality. Even Florida himself never tried to conceal the fact that his ideology results in the development of some social areas on the one hand, and the degradation of other spheres of the city on the other, since the creative class concept means that in order to function, the creative class has to be surrounded by a substantially degraded surrounding, full of cheap services of different kinds. We can see this in Polish cities: people who live under the conditions of trash salaries and services, e.g. child nannies which work for middle-class employees etc. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: Why can’t this integrating function be fulfilled through the grand projects conducted e.g. in Wrocław by Dutkiewicz: the European Congress of Culture or cultural festivals and film festivals? That is definitely the direction taken by Wrocław when it comes to investment, and these are probably the only expenditures that Dutkiewicz does not want to reduce in next year’s budget. In your article you include these huge ventures under the category of city promotion. Why cannot these huge investments and cultural undertakings serve the integrating function, bringing in citizens from different social layers? EDWIN BENDYK: We look at these cities and it seems they are growing: this is seen through objective indicators, such as the city GNP. Wrocław is a classic example of a city of dynamic economic growth. So where does all this focus on culture come from? It is hard to deny that there is a lot going on in the sphere of culture. Gutek brought us his films, there is the theatrical festival, and other such events: the Wrocław Global Forum and now the European Congress of Culture. We have to identify the goal of such activities. Do they foster the strengthening of metropolitan functions, that is those which help the city function as a corporation in a certain global circulation along with its brand? And if they do, do we need that? If the elimination of inequities and exclusion is the goal of politics, than we can organise the European Congress and invest in this kind of events but we have to know what is the final goal. We need to know how to use the results of strengthening the city’s brand in order to decrease exclusion. In a different scenario, all this serves no other purpose than that of supporting the image of the city and the ruling camp, the
78
Wrocław, 14.02.2011
electorate. It is only the cultural needs of the electorate which are catered to, since the theatrical festivals serve the image but their recipients belong only to a single fragment of society, usually connected with the electorate. Similar actions can lead towards the realisation of different goals. MAGDALENA BŁĘDOWSKA: How would you describe the relation between the government and local authorities when it comes to creating a vision of development for Polish cities and the Polish metropolises? Minister Rostowski's regulation has lately become a source of conflict. The Ministry intends to limit the authorities' ability to obtain more credit. The state also has a certain vision for the development of the cities. To what extent does this involve helping local authorities or cooperating with them. Do these visions have anything in common? Perhaps the authorities simply act according to their own interest or the solutions they consider good? EDWIN BENDYK: Metropolises have always been strange creations. Cities which become metropolises, which start operating within their own framework, are simply autonomous creations, and as such attract the attention of various forces, not only political, local or national but also having to do with the global capital. Suddenly local authorities become important actors which is starting to be dangerous from the perspective of the logic of the government. The state is starting to behave in an ambivalent way. On the one side the state, which is responsible for general growth, knows that cities are development poles. In Poland, this awareness is revealed through the polarization-diffusion development doctrine described in Polska 2030. On the other hand the government is cautious and undertakes actions focused on watching the cities so that things do not get out of hand, in fear that local politicians might suddenly become too strong of a source of power. The classic example of this was the conflict involving the mayor of Wrocław, who at a certain point expressed ambitions to become a political player on the national scale. He was quickly disciplined. This is very natural, it will always be like that. Perhaps, paradoxically, Polish cities are lucky in that there is no developed infrastructure which would allow closer relations with Warsaw. It is physically impossible to reach the capital so they have to look for other strategies, thinking in the categories of functioning as autonomous subjects. For me, a good example of this forward retreat, beyond the infrastructural and local barriers, is the city of Rzeszów, which did not fall into the various traps, like Euro 2012, since it was too small. At the same time, the competence of its local authorities, certain abilities, traditional values and the energy of the local
79
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
elites were strong enough to allow it to ignore Warsaw on its way to the international economic cycle, which became the basis for its local development policy. This is an interesting project, since it attempts at including a certain active element of social policy, often in conflict with the neoliberal philosophy which is currently dominant in the European Union. One of the first conflicts in Rzeszów, if I remember correctly, was related to the free infrastructure of Internet access. The local authorities of Rzeszów were among the first—if not the first in Poland—to build a free access network to the Internet, which, as it turned out, was against EU guidelines. This is an example of the fact that the physical distance from Warsaw might be helpful, since it fosters internal mobilisation. Regardless, everything seems to show that cities will become the subject in the development process, serving the role of megacorporations. What remains unknown is how they will be managed. Will they be corporations focused on profit or rather cooperatives of all citizens, aiming at the best possible way of organising space. [END OF PROJECTION] MICHAŁ SYSKA: Now, I would like to turn to Lech Mergler, a representative of the My-Poznaniacy Association. Edwin Bendyk mentioned that the citizens in Latin America successfully regained control of their cities. I would like to ask Lech Mergler, where exactly, when it comes to regaining control of Poznań, is currently the My-Poznaniacy movement? LECH MERGLER: Good evening. Thank you for inviting me here. First of all I would like to make a personal statement. In a sense, the My-Poznaniacy Association has its roots in Wrocław. I have contributed much to its creation, and I myself am to a large degree “made in Wrocław”, since my mental, spiritual and intellectual development took place in this city. I am a graduate of the Wrocław University of Technology. I had the honour to cooperate with the Wrocław Mandragora for ten years. A number of associates as well as half of the editorial team of Mandragora are sitting in this room. I have also worked in cooperation with the Pałacyk Academic Cultural Centre and the Academic Modern Culture Study. Before I answer Michał, I would like to add to the issues mentioned before. I very much liked what Edwin Bendyk said near the end of the interview. He mentioned the city being a corporation or a cooperative of citizens. I consider this to be a good starting point. Indeed I am under the
80
Wrocław, 14.02.2011
impression that Florida will be a source of great chaos. I had the chance to participate in a debate regarding Florida's book. During the debate, one of the guests wanted to calm the chaos surrounding the creative class and the creative city, by showing a book published by Poznań anarchists on the subject of female Chinese labourers. 200 million female labourers work 14 hours a day so that the creative class has the time to create Facebook, whereas we, by simply using the portal, work, without any actual labour, for the profits of its owner. I think that if China indeed chooses development which is not based on the minimalisation of labour costs, the problem is gradually going to be solved. I am also referring here to the problem of Polish cities and industrialisation. It is impossible to dump all material production on the cheap labour force in China to focus on pure creativity. I am certain that in Poland we are dealing with processes that are typical of the postindustrial civilisation, as well as with reindustrialisation and deindustralisation. This involves large cities, including Wrocław, Poznań, Łódź and Kraków. Warsaw is a world in itself. There is a great article written by a colleague of ours, Kacper Pobłocki, entitled Złe miasta w trzech odsłonach (Three wicked cities). One section describes the fact that the level of industrial production in Kraków—which is a city considered to be the symbol of the creative city of culture—is greater in Łódź, just like the amount of people working in industry. Łódź is the stereotype of the “bad” Polish industrial city. By conducting research in a number of companies, including Polar, Pobłocki discovered that Wrocław is currently a vital European source of home appliances. The process of reindustrialisation in Wrocław has lately advanced. There are also examples of deindustrialisation in Poznań. Just look at what happened to large facilities such as the Cegielski factories, a sort of Gdańsk Shipyard in Poznań, which was a source of revolt in communist times etc. The factories are now much smaller. As for reindustrialisation in Poznań, the Volkswagen factories are a good example. The town's policy, which supports certain things and works against other things, is largely responsible for that. Joanna said that young intelligentsia-based NGOs are the ones to be interested in cities. Perhaps that is true, but the My-Poznaniacy Association is a bit different. Indeed, we consider the NGOs a problem, since there are some significant differences between us. The My-Poznaniacy Association is an opposition of the intelligentsia and the petite bourgeoisie. Once I wrote an article for the “Gazeta Wyborcza” entitled Stateczni mieszczanie mają dość (The sedate bourgeoisie has had enough). The word “mieszczanie” is a provocation, since I would like to use it with its less popular connotation of “citizens” in mind, rather than referring to the “rotten” bourgeoisie. We founded our creation as
81
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
part of a protest, defending the basic existential values from bad urban policy. These values include: place of residence, housing estates, real estate, the quality of life in housing estates, green spaces. Often, where the city officials failed to create an infrastructure, the citizens created it themselves, and now the authorities want to place a highway next to their windows. That is our genesis. When I was preparing for today's debate I had problems with managing the overwhelming amount of available materials. I should not speak for too long, yet there is a lot of things to cover. I think that what is most important is the issue regarding the ownership of a city: who is the subject whose needs, values and interests should be central? Our answer is very simple: the citizens. I find the idea of the city as a cooperative rather than a corporation far more appealing. In the case of a cooperative, everybody invests in it and afterwards share the profits. But if all citizens accept this approach— which is not bad in itself—we would become customers. This is the thing happening in Polish cities—at least in Poznań—where there is a half-official doctrine that we are not citizens, members of the local urban community. The City Council would rather see us as customers of urban companies, where everything in sight should be privatised so that we can purchase services. Michał asked about what is most important, the most important process happening in Polish cities. I think that this would be the push towards full commercialisation. It started in 1990 and does not stray from the general thinking about the state, the economy, the civilisation and politics, which has to do with being dumbfounded with certain mythological categories such as the market, the investor and property. These and lots of other magic words create our reality. I believe that we are currently not aware of what happened in Poland after 1990. The events of the period are being evaluated in hundreds of completely different ways, from admiration towards the III Republic of Poland to its total negation through more rational attempts. There is a huge difference in evaluation between Prof. Kowalik and Balcerowicz. We try to cooperate with similar organisations in other cities. Those are practically being formed as we speak. I am not referring to the NGO stream mentioned by Joanna, but rather to groups of citizens who gather in order to defend their very real interests, strongly related to problems with space, the most important aspect of any city. To put it in a very simple way, a city is a gathering of a large number of people in very limited space. Everything that takes place in a city is basically reflected in its space. One of the groups I am talking about is the Wrzeszczański Portal group. The most recent national uproar had to do with the Quattro Towers, that is four skyscrapers located in the low architecture of the old Gdańsk district of Wrzeszcz, which survived the
82
Wrocław, 14.02.2011
war. A complaint was filed to the prosecutor's office about publishing critical material on the bad sides of the investment. The group itself became more active. Another example is the Włochy Neighbourhood Association in Warsaw, led by Jolanta Piecuch. Włochy is a district in Warsaw built according to the concept of the city-garden from the '20s. The association has been struggling for a couple of years, but despite that the city-garden year by year, piece by piece is turning into an area dominated with developer buildings, hotels and office buildings. Here we come across an idea which I consider key when trying to answer the question about the ownership of the city. This is also related to the financial crisis, the real estate market crisis on the global scale, generated by the huge capital. It is often the large capital, rarely the medium capital, but definitely not the local or small capital, which is in control of Polish cities. We act on behalf of the local capital, the capital of small companies. This also includes the owners of small real estate, houses, or single tenements. The city policy is responsible for the fall of the centre, with the capital, the people and the business being shoved onto the margins, resulting in great losses to the small capital. There is a general conflict between large and small capital, large property and small property etc. This mostly involves the area of developer buildings. I have recently become aware that all public and social buildings are only 1% of what was built in Poznań by developers. This proves the thesis of Prof. David Harvey, an advocate of the movement The Right To The City at the City University of New York, according to which the city itself is a mechanism for capitalist exploitation. We are the ones to be exploited, since if we pay for thirty years for a house which costed 100 000 zł, but which we bought for 300 000 zł, then we actually pay a million złoty. This is profitable business, that is why a couple of thousands of developer houses have been built. The citizens pay for them since they have no other option, since there is no public, cooperative or social housing. Following the notions of trade and services we approach the massive network business related to shopping malls and supermarkets. In Poznań, someone lately reminded us that the development strategy for the city contains the statement that city markets should be eliminated. There was a huge uproar. The merchants got furious and formed the Poznań Merchant Association, which we cooperate with. This commercial urban policy, inspired by a typical Polish interpretation of liberalism, is the reason behind the creation of a social network, focused on defending the rights and interests of the citizens.
83
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
It is true that I do not recall the subject of the city to be so prominent in public discourse as a political, social and intellectual issue in the '90s or at the beginning of the 2000s. At the same time, when it comes to the appeal of mayors Dutkiewicz, Grobelny and Szczurek, than are you not wondering why these gentlemen, who together form the Association of Polish Cities, throughout all these years, have not come forth with the legislative initiative or an appeal to deputies to conduct certain legal regulations regarding urban policies? There is no urban policy in Poland. Sometimes there is the policy of harassing cities by the government, which cannot really be helped with (taxation). But there was supposed to be the Metropolitan Act: a solution to a very dramatic situation when it comes to communication in large cities as part of an agglomeration. This is what happens when things are out of control. The spatial planning and development act is a complete mess. It is the expression of the interests which result in a terrible spatial mess and the degradation of urban space. There is no spatial planning, it is all about the authorities publishing decisions regarding the conditions for construction in accordance with the principles of the good neighbour policy. You can build practically anything you want anywhere you want. Some time in the past there appeared this groundless conviction that property is sacred and that one can build anything they want on their land. This idea is very common in Poland. It is rubbish and the authorities never protest and business entrepreneurs make use of it. Thus, a carpenter’s workshop can be built right next to a house for the elderly. This is not freedom but the restriction of freedom. Freedom is when I know what I am allowed to build in what area thanks to the spatial planning policy. If I want to build a condominium, I have to built it next to other condominiums and not next to a highway or a smelly and noisy factory. There is a number of other legal documents which are lacking. The revitalisation act is one of them. On the screen you can see a picture taken at the “single tree park” in the Śródka district in Poznań. Śródka is a small old estate which used to have the finest revitalisation programme in Poland, negotiated with specialists, the local community, the city authorities, the business representatives, everyone. But it turned out that when they started to put it into life the lack of a revitalisation act forced half the people living there to move out, since announcing the realisation of the revitalisation programme itself caused the increase in the value of the land, real estate and the rents. The inhabitants had to move out and nobody ever did anything about that, since it is in nobody’s interest. I was appalled by Dutkiewicz and Grobelny’s appeal to increase the loan ability of cities. I believe Grobelny cannot be given a single złoty since he
84
Wrocław, 14.02.2011
wants to put the city in an even greater debt. The debt in Poznań increased during the last three years four times. At the end of this year it will have reached two billions, with the city’s income equalling 2200 billions. These amounts basically even out. Bendyk talked about the decrease of investment costs to the 10-20% maximum. In Poznań it is the maximum two billions. We have no idea what happened with all that money. It turned out that it was used for the championships: the stadium and the Malta Thermae. That explains half of it. Then there are the surrounding streets, as the developers use the opportunity to build housing estates. This is more about the estates than the stadium itself. Let us say that equals 200-300 millions. But where is the remaining 700 millions? There is no sign of it in the city. I see there is a new bridge on the Oder and fast traffic roads etc. in Wrocław. In Poznań nothing has been built out of the city’s funding for 20 years apart from a single tram line 4 km long and one new street. There are no elevated crossroads or such things. Nobody knows where all this debt money went to. This however did not really help the outcome of the electoral campaign. Grobelny was chosen by a one-sixth of those allowed to vote, so his historical success was simply achieved by force. Our association has organised budget seminars and expenditure analyses. To add to what has been said by Bendyk, this is not only about investment costs. These will decrease for a number of coming years in Polish cities below the borderline of reproducing and maintaining fixed assets. It turns out that direct expenditures for maintaining the city, schools, buses etc. will also flop, since the debt will have to be paid sooner or later. In his financial prognosis Grobelny assumes that the income of the municipality will increase. We have discovered that the municipality income is directly proportional to the number of employed citizens. This applied during the last few years in Poznań. There is no reason to assume that the population in Poznań will stop dwindling. Nobody is interested in the labour market as the source of potential income. I guess the situation is similar in other large cities. City incomes usually consist of the PIT income and the real estate tax income. If we are to seriously talk about the development of Polish cities in the coming 10-15 years, it will certainly be a time of a serious financial crisis. It is hard to start a proper discussion about this in Poznań. We have sent our data to the media. Two cameramen showed up, recorded a one minute spot and were gone. We sent our data to the city council members and the mayor. The mayor met with us and promised that he will reveal his aces, but he has not yet had the courage to do so. In other cities it is perhaps better, since the money has not been wasted that much.
85
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
On the screen you will see a painting by Tadeusz Makowski entitled “The Misers”. I wanted to show this as the stereotype of the Poznań citizen. When I started studying at the Wrocław University of Technology I was the only student from Poznań in my year. I was flooded with jokes about the aluminium wire you get when you throw a 1zł coin in front of two people from Poznań. This picture here is intended as a dire joke. What happened with the money in Poznań is not only waste, thriftlessness or incompetence, let alone privatisation. These are the current prospects for our city: there will not be any money. We can already see the symptoms of the growing tension. MICHAŁ SYSKA: Thank you. I now ask Przemek Filar, a representative of the Wrocław circles, to add a Wrocław point of view to the analysis. PRZEMYSŁAW FILAR: : I believe that things in Wrocław are not as bad as it may seem. Allow me to start with adding a few things to what Krzysztof mentioned about London. During the recent boom, London attracted 25% of all investments in the European Union. This was mostly due to the fact that the government’s influence on bank investments was completely limited. The U.K. will not have to face the consequences of that. London won the neoliberal race because it was the most attractive place available. Wrocław, to a certain degree, seems to be copying the same solutions, growing at the speed of around 15% a year, just like China. The budget for Wrocław has also doubled during the last few years. Salaries increased by 50%. There are also new job opportunities for the creative class. On the other hand, those who are in charge of the city live outside of it, since it is still easier to live outside of Wrocław. But things are not that bad. Those people have to spend their free time somehow. Investing in culture by spending money for the Musical Forum and other such venues is not a bad thing if we can partially pay for it from the state budget. If we do not it, then who will? Currently the investment scale in the area around Wrocław equals 10 billion złoty, while the agglomeration itself has been under-invested for many years. Had we not spent the money here, they would probably be used for miners, steelworkers or other groups which know quite well how to get their share of the budget. I am intentionally exaggerating here but I only wish to show that we have to fight for investments in our city. The other issue is: where did all the sudden activity in the urban discourse come from? I believe that we are simply repeating things which already happened a hundred years ago when there were similar social organisations founded in Wrocław. Such associations existed in German areas and where very popular. Our association took its name from the
86
Wrocław, 14.02.2011
Stadtverschonerungsgesellschaft Breslau. Such organisations also operated in Zielona Góra, Kołobrzeg and many other cities. At that time, people would also hold discussions on whether we should allow the selling of fruits and vegetables in stalls in the streets or build market halls instead. Luckily, unlike the situation in Poznań where there are plans for removing the markets, in Wrocław, the uproar after the closing down of the market near the Grunwaldzki Square mobilised the merchants from the 1410 Merchant Association which eventually lead to the building of a new market hall in the Nadodrze district. On the other hand, for the last few years we have been fed with visions of how great Wrocław is going to become. In the city council’s promotional materials it was even compared to Champagne. De Tocqueville once said that a revolution is close at hand when mirages cannot catch up with reality. I am afraid that in 2013, after the Euro, we will wake up and it will suddenly become clear that just like after the great investments of the '70s, things are not ideal and there will be a lot of debts to pay. As far as I know, there are cities organising the Euro 2012 in Poland whose authorities do not intend to run in the next elections for they are convinced that the hole in the budget will be the source of too many problems. To sum up, we have to act. It is a good thing that we are discussing the ways in which we would like to use funds from the European Union, so that everybody gets their share, including the extremely poor. Currently there is not a lot of social problems in Wrocław. One might criticise a lot, but if we look at other cities, where most young people are forced to go abroad to look for employment, Wrocław is not that bad a place to live in, even though we also have a large group of “exported” unemployed citizens. Let us see what happens after the opening of the job market in Germany on the 1 st of May, whether it will be another impulse to leave abroad or not. What I have said so far might be considered as a bit controversial, but I wanted our discussion to heat up a bit. MICHAŁ SYSKA: Even now I would like to challenge some of the things you have said but first I wish for us to hear the opinion of the audience. You have been listening to what was being said for quite some time now. Before we start the discussion perhaps Joanna or Krzysztof would like to comment on what was being said by Edwin, Lech or Przemek. KRZYSZTOF NAWRATEK: The things said will be addressed during the discussion. As for Przemek, I hope that he was simply being provocative, at
87
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
least to a certain degree. Perhaps him sitting so far on the right side of the table somehow accounts for it. But let us wait and see, there will be time for confrontations later. TOMASZ STEFANICKI: I have a question for Joanna. I find something to be missing from your argumentation. In the name of what should we defend the small stores which are currently facing all those problems? I understand that they are having problems because their prices are higher than in megastores. So this is not about allowing the poor access to cheap products. On the other hand, these stores are being replaced by much prettier buildings. There is a tendency to create quality spaces. Such stores have nothing to offer neither to those who look for better quality nor those in search of lower prices, and thus they are obsolete. My second question is a bit broader and directed to all of today’s guests. It has to do with the talent craze taking over the city I live in. This does not have to do with Florida alone. I believe that the craze for talent and the development of outstanding individuals is the result of our education being absolutely inefficient. I am saying this on the basis of my own experience. After completing the entire cycle of studying, graduating with an MA degree and quite good results, a person enters the job market and it turns out that they have not learnt a lot at all, despite wasting a lot of time. People should develop skills which will make them good at things and useful for their further functioning. Is the talent craze simply a reaction to the fact that we do not really know what is the purpose of our education system? JOANNA ERBEL: I did not say that the stalls disappear and are replaced with buildings that are prettier. They just disappear. Nobody came up with the idea to spend some more money and replace an ugly sheet metal stall with something from pre-war or inter-war blueprints. Each larger city has a whole set of plans for markets which are beautiful. But the stores are removed thoughtlessly. In the name of what should we defend them? One example would have to do with job opportunities, often for our neighbours. There are my neighbours working in every local store in Warsaw in the Mokotów district where I live. One can also defend the stores in the name of space which is not anonymous. Interacting with the lady working at the cash register in Biedronka or in Carrefour is completely different than interacting with the lady running a local vegetable store. You can leave the keys to your house in the small stores if you need to without causing any trouble. I would often leave various things in a lamp store or some petty craftsmanship store near where I live. It never
88
Wrocław, 14.02.2011
caused any problems. I know that for many reasons I would not be able to do that in a supermarket. For one thing, each such additional request outside of the usual duties related to treating customers would be a new burden for a person working in a supermarket. We know the work regimen employed in supermarkets, forcing the employees to focus on their work and nothing else, definitely not talking with the customers. Small stores do not have this problem. In Poznań I sometimes live in the Rybaki district, on a street which despite being located near the Old Brewery has a bad reputation and is deemed by the locals as a “black hole”. I often talk with my neighbours in local stores. What is equally important, it is common practice for the owners of those stores to sell things on credit. That does not happen in supermarkets. Thus, one might defend these stores in the name of social justice. Now a few words about higher education and the city of talents. I am lately very eager to oppose obligatory higher education. A lot of people I worked with, including my students on their daily MA studies at the Sociology Institute of the University of Warsaw, should never had become students. They do not want to study for they are interested in other things. Some of them have been working in some company for a long time now. They are terribly upset because they are wasting their time to get a diploma required by their boss. Here, education has nothing to do with developing talent. It is only a mechanical process of passing exams, which serves neither the development of the students nor the university’s prestige. It serves no real purpose. KRZYSZTOF NAWRATEK: In answer to the first question, we should defend small stores in the name of the local accumulation of capital. In my opinion that is a fundamental problem. I could simply refer to what was said by Edwin, but the subjectivity of a city is a broader issue. Whatever one might say, be it that the city is a corporation or a cooperative, it has to be a certain subject with an active policy. Even if we assume that the city is a sort of corporation, we have to take into account a notion from economics—economics is not my speciality so please correct me if I am wrong—referred to as “transaction costs”. Not every aspect of a company is organised according to the logic of profit, since this would generate huge costs. There are other logics which function in a company so that it can be competitive on the outside. It is interesting to think of the city not as a place where everything is subjected to the same logic of profit. If we assume a logic suggested by Edwin, according to which we are fighting in an economic war and global capitalism is the enemy we cannot overcome, then somehow we have to manage. That is why we
89
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
should accumulate local capital, not only financial capital but also social capital etc. Let us fortify on the inside so that we can somehow cope on the outside. As for the quality of Polish education, allow me to provide an anecdotal example. I have completed my education in Poland. In the U.K. I only had to finish a postgraduate school on the subject of teaching students. I had my post-doc in Ireland. But up till my doctorate I was studying in Poland. The difference between Poland and the U.K. is that I did not have an uncle or aunt or daddy on the University of Plymouth, but I applied there and was chosen from a large group of candidates, even though I came from Poland and did not graduate from a British university. So I would not complain about the education level in Poland. The second example is even more anecdotal. I am an architect. There is a great amount of Polish architects who went to the U.K. and Ireland and worked there, with great success, easily defeating any British or Irish competition. They almost always proved to be better at what they did. This did not surprise me, since my students, people who finish British schools and come to me, have huge lacks in their knowledge. The PISA report placed Poland higher in their ranks than the U.K. The problem is not only related to education. This is a grave problem indeed and Poland has to deal with it. But the real problem, in my opinion, has to do with infrastructure. A person who finishes their higher education is not allowed to enter the industrial infrastructure of Poland. It is impossible for them to do so. This is also a problem related to the study of biotechnology. We have people who have great knowledge in the field but such industry in Poland is underdeveloped in a way which prevents those people from working here. The problem is that welleducated people go abroad and are absorbed by foreign companies. PRZEMYSŁAW FILAR: I would like to answer Tomek regarding small stores. I have some data. 40% of the budget for Wrocław comes from the Personal Income Tax. Thus, the more store owners we have, the better it is for the city’s budget. It is interesting that the British Tesco is looking for employees in Slovakia, because the British do not want to work for low wages. This resulted in a heated debate in the U.K. on the influence of megastores on cities. The stores themselves claim that they provide jobs, but the amount of those jobs is proportionally lower than in typical stores. Additionally, each such megastore is a huge burden on the local infrastructure. The example of the Pasaż Grunwaldzki or the Arkady Wrocławskie shows that there are investors who contribute to the reconstruction of nearby traffic systems, but the city itself has to pay for the development of Karkonoska Street just because it leads
90
Wrocław, 14.02.2011
to a number of gigantic large-format megastores. This leads to great losses for the city. Then again we have the example of the Powstańców Wielkopolskich Square in the Nadodrze district, which looks beautiful after being renovated, but it turns out that all the stalls where you could buy something to eat while waiting for the tram were removed. I think the only remaining small store there is a florist’s. This infrastructure is the source of nothing else but costs, whereas once people who worked there were a source of city tax income. There is also the social capital of a given place. By working in small stores and being in touch with the citizens, the owners worked for the social capital. Robert Putnam proved that the most expensive districts are those of high social capital. That is why the Wielka Wyspa in Wrocław is an attractive place to live, as opposed to anonymous block estates. This would be a good subject for a longer debate, but the development of the social capital in the Nadodrze district, which currently is non-existent there, is the most important need when it comes to the revitalisation of the district. MARIA NAWROT: Good morning. I am a reporter for the Telewizja Dolnośląska and the vice-director of the Huby housing estate. I create programmes on the subject of cities and municipalities, which is why I am familiar with what things are like where we live and elsewhere. In each city with 5000 inhabitants there is a community house and other public venues. We have 25 000 people living in the Huby estate and yet there is not a single community house. There is a lack of public places. None of the places with public access have electricity. When organising festivals we have to take care of many things ourselves. I am a licensed building control inspector. I have a whole set of abilities which allow me to sit all day in the city council and try to think of ways to help the people from our estate. Postindustrialisation does not only involve lack of factories. It is also about people having the same mindset as when they worked in large industrial companies. This is a huge problem since it is hard to talk with them about the development of the city. They do not want any changes. Whenever a developer comes forward with the proposition of putting a building in a given spot, at the same time taking care of two or three neighbourhoods, they refuse. They need to be educated, gradually and carefully. They say that they own their estate. They have forgotten that it is an urban, public area. On the other hand, when we turn to the authorities saying that something belongs to us, that we want a spot where we could organise festivals, or a park where we could meet, they say that “it is not necessarily so”. I know myself perfectly that Wrocław is capable of delusions of grandeur. We have the waterpark. We have wonderful indoor skating rinks, but
91
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
all of this costs a lot. We had a typical pool with an 8zł entry fee and now we have a beautiful waterpark where you have to pay 25zł to get in. There is the Piast Brewery, but we lack a normal club where we could meet. Each time we organise a festival, we try to hire people from our estate to take care of certain things: a local barkeep to provide catering services, the lady from a local newsagent’s to make cotton candy etc. We try to support such initiatives. We run the newspaper. But all of this is very hard to accomplish. Please believe me, the city is shoving off all the responsibility on NGOs. “They will help you and educate you,” they say. To be honest, during the last two years I have attended one course organised by the European Union. I am still eager to educate myself. This course was for estate council members. But the authorities treat council members like children, especially estate council members. They keep saying that we are on the spot so we should come to an agreement on our own. We lack sociological research. We cannot just walk with a piece of paper in hand and ask all the neighbours about what they want in their estate. We already know from research that they just want some peace and quiet, they want to feel safe and they want to have cameras everywhere. We cannot help them with that since that is not what we are for. We are just intermediaries. People say that soon there will not be any estate councils in Wrocław. I wonder what would happen then. Who would be talking with these people? Perhaps they will find some other way. Thank you. RAFAŁ BAKALARCZYK: I have a general, theoretical question. To what extent should we treat the city as a complete structure which we would like to see become subjective? While listening to what was being said today I noticed the tendency to think about the city as a socially integrated structure which has its internal human and social capital. Within this structure we try to make life more fair and ensure the realisation of certain goals. This perspective could be juxtaposed with a different one, which I also consider justified. One can look at the city not as a certain community, but as a certain space where different groups with different interests meet other such groups. In this case, the motivation in establishing an urban policy would be to create a model of relations between these groups, so that they could be more fair, but not necessarily so that they would create a general identity. I would like to know what you think of this. The other issue has to do with the practical motivation behind defending small stores which are deeply rooted in the urban tissue. I liked what was said by Joanna Erbel. But I also notice certain deficiencies when it comes to defending such economic and social life cells. First of all, I think the division
92
Wrocław, 14.02.2011
itself is problematic. We talk of social capital as the broader category, whereas actually in social sciences we differentiate between the bonding capital, within a given group, and the bridging capital between groups. I am afraid that by defending small stores we are defending the accumulation of the bonding capital. My question is: do we have any ideas when it comes to creating instruments in urban space which would allow for the accumulation of the bridging capital? I think that from the perspective of emancipation it is more important. My field of study is concerned with the mechanisms of dialogue and participation in work relations. On the macrosystem level one might see that it is often hard to use certain regulations which are beneficial to the employee in small or medium companies. There are even formal barriers related to e.g. founding unions, creating labour councils, but also matters concerned with the personal life of the employee. In a small company, where it is hard to replace one employee with another, this is a source of a serious functional conflict. I understand the logic behind defending the weak and small but if we look at the interests of the employee, it sometimes looks completely different. MATEUSZ KOKOSZKIEWICZ: My name is Mateusz Kokoszkiewicz and just like Przemek Filar I represent the Society of Beautifying the City of Wrocław. I would like to talk about neoliberalism. I would like to assume the perspective of Rafał Dutkiewicz. I like to step into his shoes. The caviar Left is all talk and it is Dutkiewicz who makes all decisions and although he is listening to what the Left is saying, he is not entirely sure what to do with what he hears. I wished to talk about three things already mentioned by Edwin Bendyk in the interview. He said that city authorities are currently occupied with creating their own brand. My question, on behalf of the magistrate, is: how else can we provide jobs for all the people from the creative class, the medium class, if not through attracting capital? The second question: how can we attract capital through means other than money? We can spend money, but creating a brand is the cheapest way to attract capital. This is referred to as “cultural capital” in the left-wing discourse, but when the neoliberals call it a “brand” it suddenly becomes a bad thing. The second issue has to do with paying for using all cultural or sports institutions. Were these institutions free, less people would have the chance to use them. People who pay provide money to the institutions so that sport and culture can exist for a larger number of citizens. Perhaps this is not an egalitarian solution, since the poor are excluded. But the egalitarian character of
93
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
this idea comes from the fact that the whole middle class can use the given institution. I also wanted to say a few things about the stadium. Saying that the stadium has anything to do with any form of liberalism or neoliberalism is to me a complete misconception. I personally think that the stadium has more to do with populist socialism and reminds me of the colosseum, with giving things away, not with neoliberalism. The stadium is funded by the state in 100%, it will be maintained by the state and it has the support of the majority of citizens. I do not see any neoliberalism here: this is pure democracy and pure socialism. If we finance the stadium, that is low culture, then we do not like that. But if we pay for the Musical Forum or the Museum of Modern Art, we like the idea because it is high art. Why is it that we like one type of culture and not the other? This is not a personal accusation. I am only trying to look at what might be said about all these issues from a completely different point of view. I hope I did not sound too aggressive. Thank you. PIOTR ROGALA: I have a question regarding the financing of such investments in the city. We know that the in Poland we have the public-private partnership act. The idea of financing things this way is being brought up more and more often during the planning phases for numerous investments in Wrocław. My question is the following: how financially inefficient must it be to invest in the stadium if we never heard the city authorities to try and negotiate with the investor to co-finance it? At the same time how paradoxical it must be to build the very much needed West Bridge in Wrocław through public-private partnership? Is the stadium such an ill-thought investment that no private company wants to finance at least half of it? LECH MERGLER: I will try to answer the first question regarding the subjectivity of the city. I do not understand where you see the contradiction. I have been at a lecture by Dr Andreas Billert, a specialist who revitalised a number of German cities. He talked about the postindustrial city. He defined it as a city where different lifestyles come together. He presented two axes with coordinates regarding the citizens. We are raised in the sociological structure of income, but the other, orthogonal axis is the lifestyle axis. It is possible for someone to have the same lifestyle and be well off or poor and the other way around. Of course not everyone can afford everything. Billert illustrated examples of changes in the city, where the citizens of different city districts get on well with each other. There are transgroup negotiations. A situation where some citizens wish to have a party and others want to sleep has to be solved.
94
Wrocław, 14.02.2011
So they reach an agreement and contact the local authorities. I cannot think of a possible alternative to these situations. In Poland we have a paternalistic democracy. I have many times personally witnessed the authorities say that they cannot talk any more, that they know what is good regarding urban policy and that they will make the right decision. The authorities, like a good father, mother or policeman, tell us what is right and how we should live. As for the issue of workers, this is indeed a problem which is used against our petty bourgeoisie opposition by the radical Left. In small companies the exploitation and injustice is greater. In the case of Poznań one has to understand what Ms Nawrot said: there is no sociological research. We do not really know what is the socioeconomic structure of our city. Poznań is a city with low labour income and high property income. There are two cities, Poznań and Kraków, which survived the chaos of the war in a real estate structure. In Poznań more than 90% of real estate is in private hands. When a businessperson arrives in Wrocław looking for a contractor, they find three large companies. In Poznań they find fifty small companies. This is a paradox. I know a person who is the leader of the radical anarchist labour union Workers’ Initiative. He is the shift supervisor in the remnants of the Cybulski factories, but at the same time he runs a liquor store and a seaside resort. That is how things work in Poznań, where everyone is scheming. Perhaps you do not earn a lot full-time, but you are constantly looking for other means of income. Are the rights of workers upheld in all large companies? I have serious doubts in this matter. JOANNA ERBEL: I would like to address the issue of the identity of a city. When I am talking about the integrity of a city I do not mean that the city should have a unified identity—let alone one which could be sold to tourists— since this is a fantasy related to investing in tourism. The approach is what is important here. Henri Lefebvre criticised urbanists who assume only one point of view. One should view the city in a holistic way as space in which—as already mentioned by Lech Mergler—different things happen and a certain quality is created. Thus, this is more about a holistic approach rather than a homogeneous vision of the city which is unrealistic since each city consists of a number of cities. This is not only because of the different character of each district. There are various social groups which use the city in different ways. As for small stores and the bonding capital and the bridging capital, I think that local shops serve both purposes. I am an outsider in Poznań, I do not know the city well. Not long ago I did not like Poznań at all since I was irritated by all the people who want it to be so clean. In the local store I got to
95
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
know some of my temporary neighbours, even though I lived in a “black hole” district. Although I was often home alone I was not afraid since I know the local hooligans from the store I buy apples or yoghurt in. The local store serves both of the purposes mentioned. Krzysztof talked about an interface with citizens plugging in on their own terms. I have also plugged into the Poznań interface, since the rules which apply are quite simple and there is none of the anonymity which dominates the supermarkets. That is where the bridging capital is. I do not know whether I would have any other opportunity to talk to a retired lady living with her dachshund on the fifth floor of a rent apartment in Poznań. This would never happen at a meeting like this. KRZYSZTOF NAWRATEK: I will also start with the issue of subjectivity. It is an interesting and important subject. I am not a representative of the postmodern Left of the Lefebvre kind, since I believe that the postmodern Left disassembled the city. This is the dramatic problem of Western cities which are having problems. Joanna is absolutely right in saying that creating a unified identity is a fantasy and a lie, usually used to sell out to exterior capital or tourists. But I am talking about a certain open, multi-layered or hybrid subjectivity. I consider subjectivity important because of what I have said in the beginning of our meeting. We are not capable of starting a global revolution which would bring down the capitalist system in the entire world. That is why we have to play according to the rules set by our opponents. We will lose as a city which is dismantled and lacking subjectivity. We will be torn apart and devoured by each strong exterior player. I think that the only alternative is to create an open subjectivity of a new sort. I also have a number of comments and questions regarding the interesting things said by Mr Kokoszkiewicz. When it comes to sport, what you said was quite interesting but it was completely untrue. Participation in mass sports between the times of the People's Republic and today decreased by more or less 70%. Thus, saying that all the clubs increase the opportunity to participate in sport is untrue. This does not work that way. The same with saying that cultural capital is used as the left-wing equivalent of brand. I do not know where you found that idea. Cultural capital is a descriptive term, not an evaluative one, and is completely unrelated to brand. At one point you said that the stadium represents democracy and full socialism. This is interesting. If I understand right, we should therefore get rid of socialism and democracy? As for culture and differentiating between high and low culture, I probably have different views than Joanna on this matter, at least on the surface, since we probably agree on a more basic level. I do not
96
Wrocław, 14.02.2011
work in culture but I do not think culture should be commercialised. It should not be perceived in such categories at all. Its function is to build certain social connections. Investments in elitist festivals or stadiums does not help achieve this goal. Stadiums in Poland are later occupied by hooligans. If you ask me, all sports club should be eliminated. As for art festivals and festivals of high culture, I also do not see why they should be organised at all. LECH MERGLER: We have missed the meaning of the word “community”. Perhaps you could put the word community in the context of subjectivity. I guess this is the heart of the matter. Should there be an urban community or not? Is it acceptable not to have it or not? What does “community” mean anyway? KRZYSZTOF NAWRATEK: This is a very risky term since it can often be used in a fascist context: united, we will all build the great city of Wrocław or Poznań. But if we redefine the word “community” as a more open, hybrid or heterodox notion, than I would definitely be an advocate for establishing such community. But first we would have to talk about the meaning of the term. JOANNA ERBEL: There is another virus word apart from the “creative class” which is infecting various debates: civic participation, a category which immediately excludes people who are not citizens—that is immigrants or people staying in the city temporarily—from all negotiations. A category of a city community which is created through everyday practices in a certain specific surrounding and aims at mutual care is a theoretical solution which allows to avoid being trapped in an exclusive category. A community is exclusive by definition but a city community can be far more inclusive than any other category. KRZYSZTOF NAWRATEK: I mentioned plug-in citizens. According to what Joanna said, in order to move away from a very exclusivist approach to the city I joined the My-Poznaniacy Association despite not living in Poznań, simply because I feel a certain sympathy towards the association and I have the feeling of being able to help someone out. PRZEMYSŁAW FILAR: I would like to comment on the issue of physical culture. Wittgenstein said that you cannot differentiate between high and low culture, since physical culture is a type of culture as well. Our stadium will not cost us 800 million złoty since it will not be a single building, like the Olympic
97
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
Stadium or the Milennial Hall, which were also built using public funds and one might say were examples of socialist investments. But the stadium, paid for by the Śląsk Wrocław club, will be accompanied by a 600 million złoty shopping mall. The credit will also be covered by the sports club. Soon, one of the richest people in Poland will become the owner of the club, which will make him the owner of the shopping mall as well. I am mentioning this to show that we are not dealing here with socialism, capitalism or neoliberalism. It is hard to find a name for the system operating in Poland. Switzerland is a capitalist country but Zurich was unable to afford a gigantic investment, so their stadium for the Euro costed 300 million złoty. MICHAŁ SYSKA: Allow me to return to the issue of the stadium. Two weeks ago I have participated in a discussion entitled “Grand sports events. Benefit or loss?”. I got involved in a heated debate there with a certain sports journalist. I am a football fan and I attend matches played by the Śląsk Wrocław club. Despite of that I am sceptical towards the Euro 2012 Championships and the stadium. I do not agree that it is a socialist investment. I think that the current economic model operating in Poland, which Przemek refused to identify, is something which I would personally refer to as the privatisation of income and the socialisation of losses. The stadium in Wrocław will not be public space. A new shopping mall is being built with public funding. High ticket prices will result in the class division among football audiences. As mentioned by Edwin Bendyk and Mr Kokoszkiewicz, Wrocław is becoming a city formed by the upper middle class and for the upper middle class. I wanted to add a personal account to the data provided by Krzysztof on the subject of mass sport. Perhaps unlike the colleague who talked about socialism, in the beginning of the '90s I trained in many sports disciplines in various sports clubs. The clubs were still functioning by force of the socialist momentum. Half year ago I visited all the sport facilities I used to train swimming and football in. They were gone. The pool complex on Racławicka Street is in ruin. It was the only exterior full-size swimming pool, with thousand Wrocław citizens spending their holidays there for a symbolic entry fee. Most people in Wrocław would not travel for their holidays so the pools were full of citizens. It is the same on Ślężna Street. The pool there is also gone, now we have the waterpark intended for the middle class, not for the children and teenagers from block housing estates to whom it is inaccessible. Piotr Rogala talked about public-private partnership. We have built an institution, with public money, which is accessible only to a fragment of society. What is more, a private company is the recipient of all the revenue.
98
Wrocław, 14.02.2011
This problem applies to the Śląsk Wrocław club just as much. What is also very important for those not interested in football, I am surprised that the citizens of Wrocław completely ignored the fact that the Spółka Akcyjna Śląsk Wrocław joint-stock company is financed by Zygmunt Solorz as well as the city. All the expenses in Wrocław for 2011 were cut, but 5 million złoty was spent on the functioning of the company which has nothing to do with sport, since on the Ekstraklasa level a football club is an enterprise, not a place where you work out to become a football player. In the club the coach earns about 50 000 złoty, and the players more than 20 000 złoty. Why did the city decide to pay so much money for that? That is because we are scared, we do not know what is going to happen after 2012. Someone has to come to see the games in the new stadium, and, as you probably know, the current attendance at Śląsk matches is around six or eight thousand people. The capacity of the new stadium will be 44 thousand people. Even last year the Supreme Audit Office stated in its report that financing the Śląsk commercial company by the city has nothing to do with the realisation of the goals of the municipality. KATARZYNA WIĄCEK: I wanted to thank all of our guests for their opinions. I would especially like to thank Ms Erbel since I was afraid of what I was about to here coming to this debate. I would like to ask Mr Filar to explain why does he think things are good in Wrocław. I think things are terrible and it is getting worse. You mentioned the building of a new Market Hall. It is not certain when it will be built an what it is going to look like. I can assure you that it will not be a pretty building. I am an architecture critic and art historian. The building of a new Market Hall and the revitalisation of the Nadodrze are the only things happening in the city. Those from outside Wrocław probably have heard that the area which is supposed to undergo revitalisation is a very specific and poor district, with many complex social problems and a very diverse society. Nadodrze is to become an art district. We still do not know what that is supposed to mean, and nobody asked the inhabitants themselves whether that is what they want. I am mentioning this in respect to civic participation and the lack of social consults. I live next to the Grunwaldzki Square so I have seen the agony of farmers and small entrepreneurs with their stalls. The stalls were ugly, plastic, quite repulsive. The apples and vegetables sold there were dirty, but perhaps that made them more ecological. All of this is gone, no more people, no more market. I do not know whether we will see it again. I do not trust the assertions of the city authorities.
99
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
I wanted to react to the provocation and what I believe to be a hoax used by Mr Filar in the beginning of the meeting. I wanted to stress that things are not good at all. JERZY KRAŚNIEWSKI (President of the Feniks Department Store) For obvious reasons I will not address issues of trade. Instead, I would like to comment on a completely different issue: housing. A fundamental problem has been forced upon the citizens of Wrocław. The city got rid of public housing developments as one disposes of a troublesome burden, and did that for symbolic money. Wrocław has the highest public property rate apart from Szczecin: 2000 tenement buildings. The city was eager to get rid of them since most of them have been built around the year 1900. This is not the place to talk of the history of Wrocław, but when it comes to the condition of the these buildings, they require complete renovation. The authorities finance exterior lifting processes, plasterwork, so that it looks decent. But there is no mention of replacing the old wooden ceilings and the installations etc. I could talk about this for hours. Why is this issue ignored? Because the authorities know very well that in a few years half of Wrocław will start falling apart. The citizens will have to be evacuated and new public houses will have to be built for those who cannot afford to build new ceilings and completely renovate the buildings. Obviously, if these buildings were not sold the citizens would have to be moved elsewhere, but right now everything is left in the hands of the citizens. PRZEMYSŁAW FILAR: It is true that I wanted to provoke all of us, just as Mateusz. Perhaps without this extra motivation the discussion would not be as interesting. Speaking of revitalisation in Wrocław, I do not entirely agree that the project is really that bad. Most revitalisation programmes in Poland are far worse. I have lately been to a meeting with the inhabitants of a certain quarter where after work, the officials invited the people responsible for the renovation of their neighbourhood and there was a discussion between the two sides regarding the reconstruction plans. It was not a workshop aiming at preparing the project, but then again we are all still learning. The officials who oppose participation say that the citizens have to learn how to participate. They say that because they do not know what to do themselves. But there are many officials in Wrocław who are doing a good job, trying to learn how to participate, and meeting with the citizens despite being criticised. There are times when the officials are under attack simply because they are trying to do anything when they could just do nothing and avoid problems.
100
Wrocław, 14.02.2011
I am glad that Mr Kraśniewski mentioned the problem with housing. Even as early as in the '70s the tenements on Staszic Square were close to falling apart. The heating installation was not replaced even though a few years back this was the first idea regarding their renovation. The heating plant was to renovate the tenements in cooperation with city officials. The tenement on the corner of Henryk Pobożny Street and Jedności Narodowej Street was supposed to be the first of many renovated this way, but it never happened. Wrocław has a large supply of thermal power which could best be used to heat the tenements. There was the idea to sell renovated buildings but the magistrate rejected this as an option and now only single apartments are being sold to the people already living there, which is usually a positive thing. I know a block estate where the people bought the apartments, started taking care of their surroundings, organised as a community and acted together which radically changed the neighbourhood. On the other hand I agree that Wrocław does not have any idea regarding public housing. They have practically stopped building public developments. The plan prepared by the Public Amenities Board involves the selling of 2000 tenements each year, but the problem is that there are not many people interested in buying them any more, since the ones which were in good condition have already been sold. This problem does not only have to do with tenements, soon this will be the case of whole districts, like the Sępolno district. The problem with public housing in the city is a subject for a long discussion, especially since there is a great supply of areas in Wrocław which could be used for the purpose of construction, even using the method of private-public partnership. A similar solution was used in the Netherlands, where around 10% of houses in private investments is used for public housing. However, it would be hard to imagine 10% of apartments in the Sky Tower building to be public. LECH MERGLER: The situation of Wrocław might be specific in detail, but has anyone ever heard about any government housing programme? There were credits, but there has to be a policy regulating the market in each city. Is there any housing programme in Wrocław or a strategy for providing for the needs of the citizens? Poznań does not have any such things. Public housing is only 1% of all the things built by developers. But in our city the tenements have been in private hands for a long time and only some of them are falling apart. PRZEMYSŁAW FILAR: The housing programme in Wrocław is outlined in the Socioeconomic policy guidelines for the city 2011-2015 established by Prof. Łoś. The document first describes three types of housing programmes used in
101
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
Poland. The first one is the active programme with the city building public housing developments. The second one supports the market mostly through infrastructure investments. The third leaves everything to the market. Although it is clearly stated in the document that the prices of apartments in Wrocław are the highest after those in Warsaw, the final conclusion is that the city will only be involved in the event of an unrealistic budget surplus. MICHAŁ SYSKA: I do not know whether you paid attention to the local electoral campaign. The incumbent president at first did not mention anything about public housing in his programme. His deputy said that Wrocław was currently involved in organising Euro 2012 and cannot afford such investments. It was only after it turned out that other candidates covered the subject, Dutkiewicz also put it in his programme. Here, again, we see the Euro 2012 and the opportunity costs mentioned by Edwin Bendyk. MATEUSZ KOKOSZKIEWICZ: I wanted to ensure Krzysztof Nawratek that the opinions I have presented are not necessarily personal, but rather represent the existing dominant discourse, whether we like it or not, which we cannot afford to ignore. Such discourse has a certain interior logic to it, which turns out to be quite sensible after one assumes a certain perspective. When it comes to comparing brand with cultural capital, the neoliberals are using culture to create a brand. One can see it happening in every city. It is even more obvious in the case of the “European Capital of Culture”. The other thing when it comes to whether I would like to eliminate socialism and democracy as such: one would have to assume that I wish to tear down the stadium, but from the point of view which I tried to imitate the stadium has got to stay. Our city council is proud of the stadium. The democracy in Poland is not participatory. It is based on the voters choosing their representatives so that the representatives can act. People like it this way. It is of no import whether the people themselves are part of the process or whether there are sport clubs and such. People like having the Euro Championships and the stadium. Even in our association, which might be considered critical, there are people who like the stadium. So perhaps this is not about eliminating democracy but rather changing it when it does not function the way we would want it to. TOMASZ STEFANICKI: I would like to address the lady who asked whether things in Wrocław are doing well and why. There is something which could support this thesis. A large number of Wrocław citizens is proud to live
102
Wrocław, 14.02.2011
in their city, proud of their authorities and convinced that the city is well governed. I do not wish to analyse whether this conviction is justifiable or not. This is simply what people say when they are asked about their city. I have recently talked with a person who is responsible for bringing investors to Wrocław. People like that want them to come to Wrocław for if they are to send them to Katowice, they have to pay at least 20% more in order for qualified employees to want to live there, even though the objective indicators of the quality of life in Katowice are higher than in Wrocław. Everybody is coming to Wrocław thinking it to be a great city. This does not change the fact that I am often irritated when I read the local papers. I believe Przemek feels the same thing, since he often voices his opinions in a similar context in those newspapers, although he is far more neutral. Once, Przemek mentioned that there exist certain good projects, such as the Wrocław in the perspective 2020 plus, the former transport policy and other such documents. They make sense but when it comes to real decisions it is the investor to whom the development plans have to be adjusted to. All decisions are made with those who have money and want to invest them in mind. Everything is adjusted to direct needs and all the meticulously prepared plans are abandoned. My question is: why does no one keep reminding us that the transport policy clearly states that it is the pedestrian who has priority, with bikes after that, and then public transportation vehicles and only after that the automobile? There are hundreds of examples of such situations. This has to do with the lack of participation of the citizens. The citizen is more of a functional entity then a legal entity. Anyone can be a citizen. Nobody cares about community or its potential. VOICE: If life in Wrocław is so wonderful and the citizens here are so satisfied than why is it that most of them, including our president, prefer to live on the outskirts? Why do people move to Siechnice or peripheral housing estates instead of living in the city proper? MICHAŁ SYSKA: Thank you for your opinions. I would like to say a few words about whether people are glad to live in the city and whether the phenomenon of the reelections of the mayors of a number of major Polish cities is the result of genuine satisfaction with living there. I doubt that this is the case. I will support my opinions with a series of research conducted by a sociologist from the University of Warsaw. I have already written about the myth of non-political presidents in the „Gazeta Wyborcza” near the end of last year. During the research conducted by a team led by Prof. Raciborski, one scientist analysed the phenomenon of the reelection of mayors in Polish cities,
103
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
juxtaposing it with hard economic and social data regarding the development of those cities. There is no correlation between the support for the mayors, who win term after term, and the quality of life in their cities. Other factors are at work here. Tomek mentioned that this has to do with our civic society being weak. People fall victim to a certain myth, local democracy is very weak, and there is practically no political discourse on the local level. That is why we wanted so much for the My-Poznaniacy Association to participate in today’s meeting. I believe that such movements fill the gap which is ignored by political parties on the local level. The political parties of Western Europe are far more active locally and have certain visions regarding local politics. This is my reflection to conclude the debate. Now I would like to ask all of our guests to sum up the meeting or perhaps address certain issues mentioned near the end. We would very much welcome your personal reflections. What do you think will happen in the nearest future? What can be done? What dangers are there? PRZEMYSŁAW FILAR: I will start by answering why it is good to live in Wrocław despite people moving out of the city. The answer is simple: advertisements keep telling us that Smolec is just five minutes away from the Wrocław market square, so people buy apartments there even though the connection with the city is bad. Unfortunately, even officials responsible for the road infrastructure live outside of the city, which results in the traffic lights on the way to the city centre being arranged in a way which makes it easier for them to get there, while the citizens have to wait. To Tomek I would like to say that we are indeed critical towards certain solutions related to the transport policy. We were the first to write a letter on the subject of the rebuilding of the tram tracks on Legnicka Street where during the first day of the reconstruction it was faster to walk on foot instead of being stuck in a substitute bus. In the past, Napoleon rebuilt Paris so that the bourgeoisie could live more comfortably. This was the first stage of turning the city into a modernist city, with new, better districts and a city centre with specific functions instead of just being a mixture of housing, trading or service developments. Socialism caught up with the idea, fooling people into believing that the next stage would be about building schools and stores. Today we also hear that thanks to the Euro Championships we will finally have a fast tram line to Kozanów, but this is the same PR aimed at the citizens, now, in times of capitalism, just as it was during socialism. Right now, one of the most important urban projects in Wrocław has to do with the elimination of the WZ route, that is an alley
104
Wrocław, 14.02.2011
leading through the city centre, in an area of pre-war tenements. It turns out that the old town districts, once heavily criticised, are becoming fashionable again, even though they are called differently, just as suburban investments with no green spaces are sold as “park investments five minutes from the centre”. I think that we should know better than to trust both of these ideas. We have to organise ourselves and force the authorities to make the city a better place to live for its citizens. LECH MERGLER: I am under the impression that after the year 1990 we have developed a lyrical vision of democracy. We believe that if something is good, just and true, it will somehow prevail, because that is what happens in democracy. But what the opposite is true: democracy is a peacetime game where you have to fight for values. I would like to believe that there is a chance for civic society to become stronger and force certain things on the authorities in real politics, where real interests are at stake. A large number of our association's members are part of community council boards. We are thus deeply rooted in the local community, that is why we are familiar with the conflicts of such communities with the authorities. I have written a book entitled Poznań konfliktów (Poznań conflict-wise), which includes a review of a number of space-related conflicts in the city. I feel that Polish cities are about to face a serious financial challenge, in part due to the Euro 2012 but also because the policies based on blind amazement with simple models and solutions are slowly proving to be inefficient. I am afraid that Poznań will soon become an arena for great tensions related to the financial crisis and the lack of basic funds for maintaining the essential functions of the city. This is a challenge for the local community. Lately there have been attempts at reviving radical nationalist movements in Poznań, which is very dangerous. In a time of poverty such movements can attract the frustrated youth. JOANNA ERBEL: I can only hope that there will be more local associations and initiatives like My-Poznaniacy, which gather round confrontations regarding the physical character of the city. I also hope that the local capital will remain stable and will not diminish due to the crisis. Soon prices will soar and all our favourite supermarkets will either lower their wages to the minimum or simply disappear. KRZYSZTOF NAWRATEK: I would like to thank everyone for today's debate; it was interesting. Usually such discussions are quite boring and they lead to nothing. Three weeks ago I have spent five days in Poznań,
105
The postindustrial city. Social problems, prospects for development
participating in workshops, lectures, meetings and such. What is quite funny, is that before going to Poznań I have participated in a debate with the mayors of Warsaw and Łódź. It was a humorous situation, since their message was basically that they do not know what to do with the city, so everything should be privatised, and others should worry about the consequences. My answer is, that if they do not know what to do, then perhaps they should let someone else manage their cities. Lech would be a good choice in Poznań, along with all of his associates. But to be a bit more serious, I am definitely an advocate of the idea of building an urban community based on the physical creation of the city: structures and interfaces we could use to interact with it. Personally, I have nothing against bald, hooded hooligans since I believe that most of them are simply victims of manipulation. I admit that in the past I was involved with right-wing ideology and was actually friends with such people. I think I know a bit about how it works and what is going on in their heads. Michał said that soon they will be unable to attend football matches since they will not be able to afford it. Perhaps this somewhat artificial cultural division will be undermined by the class division between those who possess and those who are dispossessed, those exploitative and the ones exploited. I think that when it comes to the near future, we will have to face the crisis. Even if we keep saying that our democratic society is weak—and I really do not wish to use purely demagogic arguments—one has to remember that there was no democratic or civic society in Libya. The crisis forces people to act. Returning to Poznań, the question: „What should we do?” appeared during every single meeting. A few years ago such meetings where basically places when you could babble meaninglessly and mutter in an academic manner. Currently things have improved, in part thanks to Lech and the My-Poznaniacy Association, which achieved something significant, since it moved from the logic of the fragment, from a nimby approach, to the logic of the city as a whole, the logic of negotiations between fragments. This is a very interesting example and I hope that it will inspire many such urban movements in Poland. The crisis is on its way and when it arrives, it will force us to start experimenting with cities and with life in those cities. We are increasingly eager to use examples from South America, not in order to copy them but rather to show that when things are really bad, there is no exit, we have to start solving problems. I like to use the example of Havana, which often makes people in Poland laugh. After the fall of the Soviet Union, Havana suddenly had to start feeding its citizens. Right now 30% of food is produced within city limits. We learn that urban farming can work. The same
106
Wrocław, 14.02.2011
thing happened to London during the Second World War. We should not repeat the same patterns. In a way it is impossible to do so. But we have to be open to experimentation as a way to solve problems with homelessness or unemployment. It was said today that citizens are the source of life of cities. If the citizens have jobs, places to live, if they pay taxes, the city is able to function. If not, the cities are in trouble. This is the general challenge. But there is also hope. In Poznań I have noticed something, traces of which I have also sensed in here: we are on the brink of a breakthrough, where we stop talking and start doing something. MICHAŁ SYSKA: Thank you. Your summaries have turned out to be very optimistic. Two weeks ago in Wrocław there was the premiere of a theatrical play by Paweł Demirski and Monika Strzępka. The play is very important since it touches upon urban issues, including the issue of Euro 2012 and local democracy. There are also certain characters in the play which were mentioned in today’s debate. The prophecy presented in the play is far darker than the predictions voiced today, since the play assumes that the year 2013 will never take place at all. But Demirski and Strzępka’s theatre is based upon exaggeration and grotesque. I recommend that you see the play, as it might serve as a perfect supplement of today’s debate. It is quite optimistic that so many people have attended today’s meeting. I would like to sincerely thank you for coming, actively participating in the debate and enduring more than three hours. I believe that it is a positive thing that the urban issue is not only of interest to people who are already involved in some sort of social activism. In every large city, people from social movements are familiar with each other, but the debates held in Wrocław, attended by Przemek or myself, show that increasingly more new people are becoming interested with the issue of city development. As I said, this is a very optimistic fact. The changes mentioned by Krzysztof, which perhaps we cannot yet imagine, are possible. A different city is possible. With that I would like to thank all our guests. If you are interested in any future events organised by the Ferdinand Lassalle Centre for Social Thought, I encourage you to visit our website. Soon you will also find a video recording of today’s meeting as well as its written record. See you at future meetings.
107
The Ferdinand Lassalle Centre for Social Thought was founded in 2005 in Wrocław as an independent association aiming at promoting ideas of social justice, peace, human rights and sustainable development. The association's patron is Ferdinand Lassalle (1825-1864), the founder of the first labour party in Germany. He was born in Wrocław, the city in which he was later buried. The Centre's efforts are focused on formulating critical reflections concerning the contemporary world and its development, as well as creating an ideological alternative for conservative-liberal and nationalist postulates which are currently dominating the political discourse in Poland. The Centre is realising its goals through organising conferences, seminars, courses and workshops, as well as performing research, publishing and organising social campaigns. Thanks to the cooperation of leftist foundations and institutes in other countries the Ferdinand Lassalle Centre for Social Thought is also actively participating in the European political debate and international research projects.
Booklet and video recording from the conference also available at: www.miastopostindustrialne.pl