Przypuszczalny początek ludzkiej historii i inne pisma historiozoficzne 8385149422, 9788385149422 [PDF]


160 9 1MB

Polish Pages 61 Year 1995

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Table of contents :
OD WYDAWCY......Page 3
Mirosław Żelazny O HISTORIOZOFII KANTA — Z UMIAREM......Page 5
PRZYPISY......Page 16
PRZYPUSZCZALNY POCZĄTEK LUDZKIEJHISTORII......Page 19
POMYSŁY DO UJĘCIAHISTORII POWSZECHNEJW ASPEKCIE ŚWIATOWYM......Page 35
PRZYPISY REDAKCJI I TŁUMACZA......Page 51
CO TO JEST OŚWIECENIE?......Page 52
Papiere empfehlen

Przypuszczalny początek ludzkiej historii i inne pisma historiozoficzne
 8385149422, 9788385149422 [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

Tytuły oryginałów MUJHMAfUCHER

ANFANG DER MENSCHENGESCHICHTE

(1786)

IDEE ZU EINER ALLGEME1NEN GESCHICHTE IN WELTBORGERLICHER ABSICHT BEANTWORTUNG DER FRAGE: WAS 1ST AUFKLARUNG?

(1784)

(1784)

Rada Naukowa Serii JAN GAREWICZ, MAREK J. SIEMEK, MIROSŁAW ŻELAZNY Redakcja

DARIUSZ PAKALSKI, MIROSŁAW ŻELAZNY

Skład i opracowanie ANNA SZCZEPAŃSKA, Studio DTP Wydawnictwa Comer, Ventura Publisher Projekt okładki LECH - TADEUSZ KARCZEWSKI

© Copyright by Mirosław Żelazny - translation © Copyright for Polish edition by Wydawnictwo Comer Jacek Waloch, 1995 Wydane z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy ze środków Republiki Federalnej

Polsko-Niemieckiej

Niemiec

Verlegt mit finanzieller Unterstutzung der Stiftung fur deuisch-polnische Zusammenarbeit aus Mitteln der Bundesrepublik

Deutschland

oraz dzięki pomocy Ministerstwa Kultury i Sztuki

ISBN 83 - 85149 - 42 - 2 Wydanie I, 1995 Wydawnictwo Comer ul. Św. Katarzyny 4, tel./fax 246-07 ul. Kraszewskiego 40, tel./fax 219-13 87-100 Toruń Ark. wyd. 5,1 Ark. druk. 4,0 Printed in Poland Drukarnia Wydawnictw Naukowych S.A. 90-450 Łódź, ul. Żwirki 2

IMMANUEL KANT

PRZYPUSZCZALNY POCZĄTEK LUDZKIEJ HISTORII I INNE PISMA HISTORIOZOFICZNE

Przekład MIROSŁAW ŻELAZNY, IRENA KRONSKA, ADAM LANDMAN

Wstęp MIROSŁAW ŻELAZNY

WYDAWNICTWO COMER Toruń 1995

Ksero tej książki kosztowałoby 3zł. Zaoszczędzone pieniądze możesz wydać na książki.

OD WYDAWCY

Zamieszczone w niniejszej książeczce tłumaczenia tekstów Kanta Idee zu einer allgemeinen Geschichte in Absicht (Pomysły od ujęcia historii powszechnej światowym), oraz Beantwortung der Frage: Was

weltbiirgerlicher w aspekcie istAuflclarung?

(Co to jest Oświecenie?), przedrukowujemy tu w wersjach oryginalnych. Redakcja zdecydowała się załączyć jedynie dwa pominięte przez Irenę Krońską i Adama Landmana oryginalne przypisy Kanta, dotyczące raczej kwestii biograficznych, aniżeli filozoficznych: jest to pierwszy przypis z rozprawki Pomysły do ujęcia..., oraz ostatni z rozprawki Co to jest Oświecenie ? Przypisy te przełożył tłumacz rozprawki Przypuszczalny początek ludzkiej historii — Mirosław Żelazny.

Wydawnictwo wyraża głęboką wdzięczność Pani Louise Beby, córce Państwa Krońskich oraz prof. Leszkowi Kołakowskiemu za pomoc w wydaniu niniejszego tomiku. J.R.

x

Mirosław Żelazny

O HISTORIOZOFII KANTA — Z UMIAREM „Umiar" musi nas obowiązywać co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, Kant nigdy nie napisał zwartego dzieła prezentującego systematyczną historiozofię. Po drugie, nie jest bynajmniej oczywiste, czy w ogóle widział się w roli twórcy takiego dzieła. Mówi o tym wyraźnie i jednoznacznie deklaracja zawarta w rozprawie „Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym": „ ... filozof, nie mogąc założyć w działaniach ludzi i w grze między­ ludzkiej jakiegokolwiek zamiaru własnego, nie ma innego wyjścia, jak spróbować, czy w tym pełnym sprzeczności biegu spraw ludzkich nie uda mu się odkryć pewnego zamiaru przyrody. Gdyby się to udało, wówczas stworzenia postępujące bez jakiegokolwiek własnego planu mogłyby mieć jednak historię realizującą pewien określony plan przy­ rody. — Zobaczmy, czy potrafimy znaleźć nić przewodnią dla takiej historii; resztę zostawmy przyrodzie, ufając, że wyda ona człowieka, który kierując się tą nicią potrafi taką historię napisać. Wszakże wydała ona już Keplera, który w sposób nieoczekiwany poddał określonym prawom ekscentryczne orbity planet, i Newtona, który te prawa wy­ prowadził z ogólnej przyczyny fizykalnej" . Królewiecki filozof pomimo deklaracji, iż nie jest owym Keplerem czy Newtonem historiozofii, w ostatnim okresie swego życia opubliko­ wał cały szereg mniejszych i większych rozpraw, obejmujących swym zakresem jeśli nie całokształt, to przynajmniej większą część proble­ matyki, tradycyjnie wchodzącej w zakres zainteresowań filozofii dziejów i filozofii społeczeństwa. W literaturze światowej kilkakrotnie pojawiały się nawet antologie zawierające wybór tekstów Kanta dobranych w taki sposób, ażeby prezentowana w nich problematyka historiozoficzna mogła być zrekonstruowana w miarę możliwości systematycznie . Z całym naciskiem należy jednak podkreślić, że redaktorzy owych zbior­ ków w żadnym wypadku nie ulegają pokusie odtworzenia drogą kom­ pilacji jakiegoś nie istniejącego, można by powiedzieć „przypadkowo" nie napisanego przez autora „Krytyki czystego rozumu" dzieła z zakresu historiozofii. Byłoby to bezcelowe już chociażby z tego powodu, 1

5

O historiozofii

Kanta - z umiarem

że podstawowe założenia gnozeologiczne odnoszące się do filozofii dziejów nie są szczegółowo wykładane w owych późnych rozprawkach historiozoficznych, lecz należy ich szukać w głównych dziełach Kanta, przede wszystkim w pracach z zakresu filozofii praktycznej oraz w „Krytyce władzy sądzenia". To ostatnie dzieło przynosi odpowiedź na dwa fundamentalne w tym wypadku pytania: po pierwsze, dlaczego historiozofia jako konstytu­ tywna wiedza o tym, jaki musi być i jaki z pewnością będzie przyszły bieg procesu dziejowego nie jest możliwa, po drugie zaś, jaką rolę odgrywają w systemie Kaniowskim dywagacje na temat porządku natury stymulującego porządek dziejów ludzkości, oraz dlaczego te bądź co bądź bezprzedmiotowe dywagacje nie pozostają w ewidentnej sprzeczności z bardzo przecież rygorystyczną filozofią poznania na­ ukowego, zaprezentowaną w „Krytyce czystego rozumu". Wydaje się, że przed przystąpieniem do lektury trzech prezentowanych ta rozprawek tym właśnie kwestiom należałoby poświęcić nieco uwagi. Zgodnie z literą filozofii krytycznej rozwiązanie powyższych dylema­ tów wymagałoby na wstępie roztrzygnięcia: jakiego właściwie rodzaju przedmiotem jest historia ludzkości? Czy można byłoby porównać ją do jakiejś innej historii, przedmiotu nauk systematycznych, na przykład do geologicznej historii Ziemi? Zdaniem Kanta z całą pewnością nie. W czasach gdy królewiecki filozof tworzył swe dzieła przyrodoznawcy i filozofowie mogli sobie jeszcze pozwolić na „komfortowe'' przekonanie, że mechanika Newtona dostarcza nam uniwersalnego modelu praw natury, przy użyciu którego możliwe jest (przynajmniej teoretycznie) wyznaczenie porządku stawa­ nia się dowolnych zjawisk przyrody nieożywionej. W interpretacji Kanta, zwolennika takiego właśnie wizerunku przyrodoznawstwa, hi­ storia Ziemi jako tworu geologicznego przypominałaby więc historię mechanicznego ruchu zegara: zjawiska, które obserwujemy dziś, mu­ siały zaistnieć na mocy innych zjawisk bezpośrednio lub pośrednio je poprzedzających, same zaś determinują zaistnienie wydarzeń, które będą miały miejsce w przyszłości. Wydarzenia tworzące historię ludz­ kiego życia, czy to w skali jednostki, społeczeństwa, czy wreszcie całej ludzkości, nie dają się jednak w sposób wyczerpujący wyjaśnić, a tym bardziej prognozować, wyłącznie na drodze poszukiwania ich mecha­ nicznych uwarunkowań. Zgodnie z rozumowaniem Kanta to, że na

6

O historiozofii

Kanta - z umiarem

przykład martwy przedmiot, jakim jest moje pióro, pisze w tej chwili niniejszy tekst (co stanowi fragment mojej historii), w jakimś zakresie zależy oczywiście od determinujących czynników zewnętrznych. Aby powstał tekst, konieczny jest jednak nie tylko układ zależności mecha­ nicznych warunkujących jego zaistnienie, ale również samorzutna aktywność wolnej istoty, która chce, by tekst powstał. Tego mojego chcenia, podobnie zresztą jak chcenia każdej żywej istoty, nie da się wytłumaczyć jako efektu oddziaływania sil zewnętrznych, analogicznie jak na przykład oddziaływaniem takich sił tłumaczymy ruch jakiegoś mechanicznego urządzenia. Królewiecki filozof uważa, że w tym miejscu należy odróżnić chronologię porządku mechanicznego, której każdy człon musiał zaistnieć pod wpływem warunkujących go przyczyn i która dotyczy zjawisk przyrody nieożywionej, od historii porządku wolności, a więc ciągu zdarzeń, które pojawiają się tylko pod warun­ kiem, że jakaś wolna istota tego chce. W ten sposób oddzielając fakty, które można interpretować jako efekt uwarunkowań wyłącznie mechanicznych, od faktów powodowanych przyczynowością wolności, które zaistniały, bo ktoś tego chciał, stwarza Kant podstawy oddzielenia sfery filozofii spekulatywnej od sfery filozofii praktycznej. W pierwszej z nich zadaniem rozumu spekulatywnego było rekonstruwanie praw, zgodnie z którymi będą musiały dziać się pewne zjawiska. W drugiej rozum praktyczny udziela wolnej ludzkiej istocie rady, w jaki sposób istota ta powinna kształtować swe chcenie tak, ażeby stworzony przez nią świat był najlepszy i najrozumniej ukształ­ towany. W konsekwencji owego oddzielenia historiozofia, jako próba mecha­ nicznego przewidywania przyszłego biegu i ostatecznego celu procesu dziejowego byłaby więc takim samym absurdem, jak na przykład etyka, która, odwołując się do ewidentnej rozumności pewnych praw moral­ nych, usiłowałaby mechanicznie prognozować przyszły bieg jakiegoś konkretnego, ludzkiego życia. Konieczność dotycząca sfery praktycz­ nego rozumu nie jest z punktu widzenia kryteriów naukowych żadną koniecznością. Natrafiamy tu na nieprzekraczalną barierę, której ist­ nienie Wittgenstein skwitował bardzo prostą uwagą: „Pierwsza myśl, jaka nasuwa się przy formułowaniu prawa etycznego postaci „powinieneś...",jest następująca: a co, gdy tego nie zrobię?' .

7

O historiozofii

Kanta — z

umiarem

Uwaga ta zachowuje oczywiście całą swą aktywność również wów­ czas,'gdy,stówo „etycznego" zastąpimy słowem „historiozoficznego", zaś w miejsce domyślnego „ty" (podmiotu moralnego) wprowadzimy jako podmiot wolicjonalny społeczeństwo lub nawet całą ludzkość. „Jak jest zatem możliwa historia jako nauka a priori" - zapytuje Kant? „Odpowiedź: jeśli wróżbita sam tworzy i powoduje fakty, które z góry przepowiada" . Powyższa, bardzo ważna deklaracja zupełnie jednoznacznie wyjaśnia, z jakiego rodzaju prawodawstwem filozoficznym będzie miał miał do czynienia badacz zajmujący się historiozofią. Podstawy przypomnia­ nego przed chwilą rozróżnienia sfery kompetencji spekulatywnego i praktycznego rozumu, zawarte są już w słynnej trzeciej antynomii czystego rozumu, rozważanej w pierwszej z Kantowskich „Krytyk" Antynomia ta brzmi: Teza: „Przyczynowość zgodna z prawami przyrody nie jest jedyną (przyczynowością), z której dadzą się wyprowadzić wszystkie zjawiska w świecie". Antyteza: ,Jfie istnieje wolność, lecz wszystko w świecie dzieje się jedynie wedle praw przyrody" . Zdaniem Kanta antyteza powyższej antynomii jest prawdziwa pod warunkiem, że poprzez „wszystko co dzieje się w świecie" rozumieć będziemy przemiany zachodzące w obrębie przyrody nieożywionej, stanowiącej przedmiot zainteresowania teoretycznego przyrodoznaw­ stwa. W tej interpretacji wszelkie składające się na przyrodę zjawiska empiryczne następowałyby po sobie na mocy „żelaznej konieczności", przypominającej konieczność ruchu poszczególnych trybów zegara. Konieczność tę jesteśmy w stanie w większym lub mniejszym stopniu ujmować w system praw naukowych, które umożliwiają nam przewi­ dywanie, że w pewnym czasie i w pewnych okolicznościach z całą pewnością wystąpią określone zjawiska. W sferze filozofii praktycznej o takim mechanicznym przewidywaniu nie może być oczywiście mowy i dlatego musi ona zaakceptować również prawdziwość tezy antynomii. Przyczyną analizowanych zjawisk jest tu nie tylko mechaniczne oddziaływanie jakichś procesów przyrody nieożywionej, ale również aktywność żywej istoty, która chciała lub nie chciała, by te zjawiska wystąpiły. W odróżnieniu od teoretyka 5

s

O historiozofii

Kanta - z umiarem

przyrodoznawcy, teoretyk filozofii praktycznej nigdy nie może więc być pewny, że przyszłe dzieje ludzkości będą przebiegać według odkrytych przez niego praw. Prawa te może on opracowywać, a następnie drogą apelu czy działalności pedagogiczne]przekonywać bliźnich, by zechcieli zgodnie z nimi organizować swe życie. Ale nie potrafi odkryć układu przyczyn, które mechanicznie zdeterminowałyby podmiot wołicjonalny do tego, ażeby chciał on takiego właśnie a nie innego życia. Historia jako dyscyplina, w której „wróżbita sam tworzy i powoduje fakty, które z góry przepowiada'', jest dyscypliną, gdzie owo „chcenie" czyli wewnętrzna przyczynowość wolności, musi być uznane za czynnik decydujący. To prawda, że przy analizie dziejów ludzkości należy też zwrócić uwagę na zjawiska przynależące do sfery kompetencji spekułatywnego rozumu i że te ostatnie bardzo często mogą być progno­ zowane na drodze odwołania się do modelu przyczynowości mecha­ nicznej. Na pewno można więc a priori przewidywać, że w porze letniej, bez względu na wydarzenia polityczne, rolnicy będą zbierać plony (lub że będą próbowali je zbierać), że późną jesienią zaobser­ wujemy wzmożony popyt na ciepłą odzież itp. Ale już na przykład teza, iż państwo słabsze ekonomicznie, kulturowo i dysponujące mniejszą liczbą żołnierzy musi przegrać zbrojną konfrontację z państwem bo­ gatszym i silniejszym, nie stanowi żadnej prawidłowoości. W tym wypadku czynnikiem decydującym może się okazać chociażby silna wola i talent przywódcy, czyli przyczyny nie dające się wyczerpująco wyjaśnić na drodze analizy spekulatywnego rozumu. W tym miejscu stajemy wobec dylematu: jeśli historia ludzkości jest objektem zainteresowania filozofii praktycznej, gdyż jej zjawiska przy­ należą nie tylko do „królestwa przyrody", której procesy zachodzą pod wpływem przyczynowości mechanicznej, ale również do „królestwa wolności'', to jaknależałoby rozumieć przytaczane w historiozoficznych pracach Kanta stwierdzenia, że przyroda czegoś chce, że dąży do realizacji określonych celów, wreszcie, że dążenia te realizują się za pośrednictwem historii człowieka? Rozwiązanie powyższych wątpliwości wymaga przypomnienia dwóch podstawowych znaczeń, jakie Kant przypisuje pojęciu przyrody. W znaczeniu pierwszym, zaprezentowanym w naszych dotychczaso­ wych wywodach, pojęcie to oznacza systematyczny związek zjawisk fizycznych i psychicznych, ujętych w jednolitym systemie praw i zależa

O htstoriorofii

Kanta - H z umiarem

nniiL Tak pojmowana przyroda byłaby po prostu zbiorem wszystkich możliwych zjawisk, rozpatrywanych jako wzajemne przyczyny i skutki. Przyrodoznawstwo mogłoby więc dostarczyć na przykład systematycz­ ne/wiedzy o tym, jak istnienie gleby stało się przyczyną wyrośnięcia /«•« ncj trawy, trawa zaś przyczną określonych procesów chemicznych w żołądku antylopy: Równocześnie jednak zauważamy, że te same zjawiska można byłoby rozpatrywać z innego punktu widzenia twierdząc, że istnienie gleby było celowe dla pojawienia się trawy, pojawienie się trawy celowe dla egzystencji zwierząt roślinożernych, te zaś ostatnie stanowiły środek do przetrwania drapieżników. I tu natrafiamy na zasadniczą trudność. Jeśli bowiem o jakimś przedmiocie przyrody nieożywionej, na przykład o glebie, można powiedzieć, że celowość jej istnienia sprowadza się do faktu, iż wyrosła na niej trawa, to czy na analogicznej zasadzie całkowicie usatysfakcjonowałoby nas stwierdzenie, że jedynym celem pojawienia się trawy byłoby dostarczenie paszy dla antylopy, zaś celem życia antylopy dostarczenie pożywienia drapieżnikowi? Z całą pew­ nością nie. O glebie, jako o strukturze materii nieożywionej nie można, zdaniem Kanta, orzekać, że jej istnienie jest celowe samo w sobie. Istnienie struktur materii nieożywionej może być bowiem uznane za celowe tylko w stosunku do istnienia innych jestestw, „ ... ale te [drugie] muszą być zawsze istotami uorganizowanymi, tzn. celami naturalnymi, gdyż w przeciwnym razie nie można by pierwszych uważać za środki. Tak np. woda, powietrze i minerały nie mogą być uważane za środek do spiętrzania masywów górskich, te bowiem same w sobie nie zawierają niczego, co wymagałoby przyjęcia podstawy ich możli­ wości podług celów" . Istnienie gleby, wraz z wszystkimi warunkującymi je okolicznościami, można więc uznać za celowe tylko o tyle, o ile gleba stanowi środek do przetrwania istot żywych. Gdy jednak istoty te nie mogą się pojawić, nie sposób byłoby tu mówić o jakiejkolwiek celowości W przypadku celowości istnienia istot żywych sytuacja wygląda inaczej. Ani antylopa, ani nawet trawa (lepszym przykładem byłby tu kaktus, ale trawa też miewa ostre końce) wcale nie „chcą" być pożarte i, w odróżnieniu od martwego przedmiotu jakim jest gleba, cel ich istnienia wyraźnie koncentruje się na samym ich istnieniu.

10

O historiozofii

Kanta - z umiarem

Obserwując żywy organizm zauważamy więc uobecnianie się w jego strukturze pewnej wewnętrznej celowości, która bynajmniej nie polega na tworzeniu faktów wobec organizmu zewnętrznych: „ ... poszczególne części tej żywej istoty wytwarzają również same siebie w ten sposób, że utrzymanie się jednej zależy od utrzymania się drugiej i na odwrót. Pączek liścia jakiegoś drzewa, przeszczepiony na gałąź innego, wytwarza na odmiennego gatunku pniu roślinę własnego rodzaju; i tak samo zraz wszczepiony w jakiś inny pień" . Inaczej aniżeli w przypadku części martwej struktury, organ nie może istnieć w oderwaniu od całości organizmu i dlatego na przykład stwierdzenie, że celem istnienia liści jest przetrwanie drzewa można uznać za prawdziwe tylko przy zastrzeżeniu, że z kolei celem istnienia drzewa są liście, bez których nie przetrwałoby ono, czyli w ostatecznym rozrachunku celem istnienia liści jest istnienie samych liści. 7

W tym punkcie filozofia Kanta staje znów w obliczu antynomii, nazwanej antynomią teleologicznej władzy sądzenia. Gdy bowiem zjawiska przyrody analizowane są zgodnie z zasadami teoretycznego przyrodoznawstwa, poszczególne procesy rozważa się jako przynależne w całości do łańcucha uwarunkowań przyczynowo-skutkowych. Przyrodoznawcę obowiązuje wówczas teza: „ wszelkie wytwarzanie rzeczy materialnych możliwe jest podług li tylko mechanicznych praw" . W ten sposób analizować można zarówno zjawiska przyrody ożywionej jak i nieożywionej, przy czym te ostatnie de facto również traktowane są wówczas jako obiekty martwe, to znaczy jako efekty procesów mechanicznych. Wiemy jednak, że wyjaśnienie mechaniczne, całkowicie zadowalające gdy idzie o materię nieożywioną, w odniesieniu do organizmów żywych okazuje się niewystarczające. Dostrzegamy, że organ żywego organi­ zmu nie może być rozpatrywany wyłącznie jako przyczyna, czyli środek do zaistnienia jakichś innych, przekraczających go i powodowanych przez niego zjawisk Gdybyśmy więc sobie wyobrazili, że naturalna celowość istnienia przyrody ożywionej jest efektem ukrytej działalności jakiegoś doskonałego rozumu przyrody, rozum ten musiałby zaszczepić w żywych organizmach następującą zasadę: fakt życia w każdym twym organie traktuj nie tylko jako środek, ale zawsze zarazem jako cel swego istnienia. Przytoczona powyżej teza: „wszelkie wytwarzanie rzeczy materialnych możliwe jest podług li tylko mechanicznych praw'', S

11

O historiozofii

Kantat

z umiarem

musiałaby natomiast byćluzupełniona antytezą: "niektóre wypadki wytwarzania takich rzeczy nie są możliwe podług li tylko mechanicznych praw" . Należy jednak podkreślić, że, zdaniem Kanta, za bezwzględnie pewny uznać należy jedynie fakt zasadniczej różnicy pomiędzy porządkami „rządzącymi" przyrodą ożywioną i nieożywioną. Istnienie natomiast owego wszechogarniającego rozumu przyrody nie jest dla filozofa niczym innym, aniżeli ideą regulatywną, czyli, w perspektywie filozofii spekulatywnej, heurystyczną hipotezą, umożliwiającą nam, na zasadzie analogii do aktywności naszego własnego rozumu, zobrazowanie sobie nieznanej nam przyczyny celowości naturalnej, zaś w perspektywie filozofii praktycznej, zwłaszcza tam, gdzie ów rozum przyrody utożsa­ miany jest z Opatrznością, nazwą transcendentnego obiektu rozumnej wiary. Stwierdzenie, że przy analizie żywych organizmów poznanie zgodne z zasadą przyczynowości mechanicznej musi być uzupełnione przez wyobrażenie celowości naturalnej, nie oznacza bynajmniej, że odkry­ wamy tu i opisujemy jakieś „dodatkowe" prawidłowości stawania się przyrody, lecz tylko, że interpretacja mechaniczna natknęła się na obecność w przyrodzie zjawisk wobec których jej metody okazały się bezsilne. Ale jak na ironię, o „prawidłowościach" rządzących tymi zjawiskami nie potrafimy nic orzec, gdyż wszystkie nasze próby systematyzacji zjawisk przyrody opierają się właśnie na owym modelu mechanicznym. Gwoli ścisłości warto zaznaczyć, że Kant nie twierdzi nawet, jakoby oddzielenie celowości naturalnej od przyczynowości mechanicznej było w ogóle oddzieleniem absolutnie nieprzekraczalnym. Ogranicza się jedynie do stwierdzenia, że jakkolwiek obowiązkiem badacza winno być poszukiwanie w przyrodzie przyczynowości mechanicznej tak długo, jak długo jest to możliwe, to granicę myślenia w kategoriach owej przyczynowości stanowić będzie zawsze idea naturalnej celowości wewnętrznej dotycząca zjawisk których nie potrafimy wyjaśnić pra­ wami determinującymi. Wszelkie zaś spekulowanie na temat łączenia się obu tych porządków w hipotetycznym rozumie przyrody byłoby o tyle jałowe, że co najwyżej mogłoby ono prowadzić do hipotezy, iż przyroda czy też Opatrzność jest w stanie dokonać tego, co nie udaje się człowiekowi -przyrodoznawcy: usystematyzować absolutnie wszy­

li

O historiozofii

Kanta - z umiarem

stkie zjawiska zachodzące we wszechświecie w taki sposób, ażeby z owego usystematyzowania jednoznacznie wynikał cel istnienia wszech­ świata i wszystkich jego obiektów, a więc ostatecznie zunifikować zasadę przyczynowości z ideą celowości. Kategoria przyrody jako zbioru wzajemnie powiązanych ze sobą zjawisk empirycznych oraz idea przyrody, jako ukrytej „rozumnej istoty", źródła celowości naturalnej, to więc dwa różne, choć oczy­ wiście nakładające się nad siebie pojęcia. I jeśli na kartkach książek Kanta czytamy na przykład, że „przyroda o coś zadbała" lub że "czegoś chce", nie znaczy to nic więcej aniżeli stwierdzenie, że, obserwując jak bardzo pewne procesy zachodzące w otaczającym nas świecie sprzyjają harmonijnemu istnieniu tak zwane; sfery przyrody ożywionej, nie potrafimy sobie owej harmonii wyjaśnić inaczej, aniżeli tylko jako efektu działania jakiegoś ukrytego, potężnego rozumu. Ow idealny „rozum przyrody", zgodnie z przyjętą przez Kanta regulatywną hipotezą, byłby „pierwszym poruszycielem", który ożywił materię nieożywioną, tchnąwszy w nią wzmiankowaną już „zasadę": fakt życia w każdym twoim organie traktuj nie tylko jako środek ale zawsze również jako cel swego istnienia. Dopóki człowiek istniał wyłącznie jako gatunek zwierzęcy, dopóty można było o nim powiedzieć, że realizował ukryty zamiar przyrody w sposób nieświadomy. 1 tak na przykład ludzką skłonność do wojen i agresji uznaje Kant za środek przyrody zmierzającej do tego, by cała powierzchnia Ziemi została zasiedlona. Plemiona cofające się przed agresją osiedlały się w najmniej gościnnych zakątkach . Z kolei, jak czytamy w zamieszczonej tu rozprawce „Przypuszczalny początek lu­ dzkiej historii", śmiertelność każdego pojedynczego osobnika można uznać za środek chroniący przed degeneracją całego gatunku. Kolejnym dziełem mądrości przyrody (w interpretacji religijnej Boga) stało się stworzenie istoty rozumnej, która zasadę celowości naturalnej jest już w stanie pojąć, „dobro - wolnie" zaakceptować i w sposób początkowo bardzo nieudany, potem jednak coraz doskonal­ szy, stosować we wzajemnych stosunkach z innymi istotami Pojawia się człowiek jako istota na poły zwierzęca, realizująca zamiary przyrody w sposób nieświadomy, na poły rozumna, obdarzona wiedzą o dobru i złu, świadomie stosująca rządzącą tymi zamiarami zasadę. Zasada ta, zwana imperatywem kategorycznym, brzmi wówczas:

13

O historiozofii

Kanta - z umiarem

„Postępuj tak, byś człowieczeństwa tak w twej osobie, jako też w osobie każdego innego, używał zawsze zarazem jako celu, nigdy tylko jako środka" . Pojawienie się człowieka jako istoty moralnej, to znaczy takiej, która zasadę celowości naturalnej potrafi stosować w sposób świadomy i rozumny, staje się źródłem powstania społeczeństw obywatelskich, „organizmów", których „organami" są poszczególni obywatele i w których, początkowo w sposób bardzo jeszcze niedoskonały, ale w miarę rozwoju historii ludzkości wciąż coraz lepiej, realizowana jest zasada: każdy obywatel jest nie tylko środkiem, ale zarazem celem istnienia społeczeństwa. Wreszcie na etapie ukonstytuowania się społeczeństwa ogólnoludz­ kiego, obejmującego całą Ziemię, zadaniem ludzkości stanie się reali­ zacja projektu wiecznego pokoju, czylizasady: istnienie każdego narodu jest nie tylko środkiem, lecz również celem istnienia wszystkich innych narodów tworzących ludzkość. W tym miejscu należy jednak zwrócić uwagę na istotny fakt. Otóż zgodnie z rozwijaną w „Przypuszczalnym początku ludzkiej historii" interpretacją początkowych fragmentów „Księgi rodzaju", wygnanie człowieka z Raju, obdarzenie go wolą i rozumem, umożliwiającym rozeznanie dobra i zła, oznaczało, że Opatrzność - natura, używająca dotychczas ludzkiego gatunku jako środka do nieświadomego realizo­ wania przy jego pomocy pewnych celów, oto „scedowała" na ów gatunek część przysługujących jej samej „przywilejów". Taka „eman­ cypacja" czyniła jednak z człowieka istotę dysponującą nie tylko niewspółmiernie dużą w stosunku do bezrozumnych zwierząt możliwo­ ścią realizowania kolejnych celów natury, ale też niewspółmiernie dużą możliwością sprzeniewierzenia się tym celom, aż do działania na szkodę samego siebie i swego gatunku włącznie. Z czysto teoretycznego punktu widzenia nie jest bynajmniej oczywiste, którą z tych możliwości rozum zechce realizować. Prawodawstwo praktyczne mówi nam jedynie, jakie zasady naszego postępowania moralnego i współżycia społecznego są, według praw praktycznego rozumu, najlepsze. Nie może natomiast samo przez się nic orzekać na temat konieczności zaistnienia rządzą­ cego się tymi prawami społeczeństwa. W tej ostatniej kwestii wszelkie rozstrzygnięcia przynależą już do sfery badań historii empirycznej.

14

O historiozofii

Kanta - z umiarem

Kant - empirysta, obserwując dotychczasowy rozwój ludzkości do­ chodzi więc do optymistycznego wniosku, że daje się w nich zaobser­ wować stopniowy i wyraźny postęp, gdy idzie o urzeczywistnianie się prawodawstwa praktycznego rozumu i że najwyższym jak dotychczas stadium owego postępu jest epoka Oświecenia. Obserwacje te pozwa­ lają nam też żywić rozumną wiarę, że tak pojmowany rozwój ludzkiego gatunku będzie trwał, zaś filozofia praktyczna potrafi nawet wskazać, jakie powinny być jego najważniejsze cele, a więc: przekształcenie wszystkich społeczeństw zamieszkujących Ziemię w społeczeństwa oby­ watelskie, stworzenie kosmopolitycznego społeczeństwa całej ludzkości oraz ustanowienie wiecznego pokoju pomiędzy narodami. Ale nawet najgłębsza i najrozumniejsza wiara nie może nam dostarczyć dowodów, że ludzkość z całą pewnością zechce zrealizować owe cele. By uzyskać taki dowód, należałoby wykazać, że istnieją przyczyny, które spowodują, iż człowiek przyszłości będzie „musiał chcieć" realizacji tych oto a nie innych celów, czyli właściwie sprowadzić samorzutną przyczynowość wolności do determinującej przyczynowości mechanicznej. Biegu historii nie da się więc a priori przewidywać na podobnej zasadzie, na jakiej można przewidywać ruchy planet czy przemiany zachodzące w obrębie materii nieożywionej. Przyszły, JJewton historii" mógłby co najwyżej szczegółowo zrekonstruować strukturę praw, któ­ rych realizacja, zgodnie z zasadami praktycznego rozumu, okazałaby się dla ludzkiego rodzaju rozwiązaniem najlepszym i najbardziej ce­ lowym (w aspekcie celowości naturalnej). Byłby więc twórcą dzieła historiozoficznego traktującego o tym, jałd powinien być optymalny rozwój ludzkości. Dzieło to spełniałoby najprawdopodobniej w obrębie historiozofii rolę analogiczną do tej, jaką na gruncie etyki i prawo­ dawstwa spełnia „Metafizyka moralności'', rozprawa odpowiadająca na pytanie, jakimi prawami powinna kierować się ludzka jednostka, która chce, by jej związki z innymi jednostkami tworzącymi społeczeń­ stwo były jak najlepsze i jak najrozumniejsze. Z czysto teoretycznego punktu widzenia jednostka może jednak wcale nie chcieć kierować się owymi najlepszymi prawami moralnymi, spo­ łeczeństwo najlepszymi zasadami współżycia międzyludzkiego, wreszcie cała ludzkość najlepszymi zasadami swego rozwoju. O ile więc nawet kiedyś pojawi się ów „Newton czy Kepler historii", to i tak nie udńeli nam odpowiedzi na pytanie, czy odkryty przez niego aprioryczny system

15

|&'historiozofii

Kanta - z umiarem

^najlepszych praw rozwoju ludzkości zostanie kiedykolwiek zrealizowa­ łby. Cele praktycznego świata ludzkości, osiągane w efekcie chcenia Wttbniechćenia poszczególnych jednostek i tworzonych przez te jednostki ^społeczeństw, nie mogą być rozpatrywane w taki sam sposób, jak zjawiska zaistniałe na mocy mechanicznego oddziaływania sił przyrody nieożywionej. Rozumność i poprawność pewnych praw praktycznego rozumu wcale nie pociąga za sobą konieczności ich realizowania. W pismach Kanta znajdujemy nawet, nieliczne co prawda w stosunku do Optymistycznych prognoz historiozoficznych, zastrzeżenia, że wiara, iż pewnego dnia ludzkość zbuduje doskonały system prawodawstwa i w 'akcie powszechnej woli zechce ów system zrealizować, może być wręcz zastąpiona hipotezą, że do takiej teoretycznie tylko możliwej realizacji nigdy nie dojdzie, gdyż ludzkość okaże się nieudanym gatunkiem, który, mimo przypisanych mu predyspozycji, zawiódł Boga, stworzył na Ziemi „królestwo Antychrysta", wreszcie doprowadził do samozagłady . „Umiarkowanej" historiozofii Kanta w żadnym wypadku nie należy więc odczytywać w taki sposób, jak zwykle odczytujemy późniejsze monumentalne koncepcje historiozoficzne Fichtego, kegla czy Spenglera. W pismach królewieckiego filozofa dywagacje o tym, że „przy­ roda do czegoś dąży'', należy zawsze odczytywać w znaczeniu: nieznane nam źródło celowości naturalnej potrafimy sobie wyobrazić tylko na zasadzie analogii do celowo działającego podmiotu, jakim jest rozumna istota wolicjonalna i dlatego, obserwując uobecnienie się owej celo­ wości w otaczających nas zjawiskach przyrody ożywionej, uciekamy się do rozumnej wiary, że przyczynę owej celowości musi stanowić taka właśnie istota (Bóg, utożsamiany z przyrodą) i że nasza własna działalność w jakimś sensie stanowi przedłużenie jej dzieła. Natomiast traktowanie owej istoty jako transcendentnej siły, która tak czy inaczej a priori mechanicznie zdeterminuje bieg dziejów ludzkości, przy czym zadaniem filozofów staje się tylko zbadanie mechanizmu tej determi­ nacji i wieszczenie przyszłego, nieuchronnego toku historii, byłoby już dla Kanta przekroczeniem kompetencji poznania spekulatywnego (pró­ ba transcendentnego użycia rozumu), o ile zaś wynikałoby stąd zane­ gowanie w jakiejkolwiek perspektywie możliwości wyboru przez czło­ wieka łub ludzkość własnego losu, również praktycznego. 12

Mirosław

Żelazny

O historiozofii

Kanta - z umiarem

PRZYPISY

Immanuel Kant: „Pomysły do ujęcia historii powszechnej światowym", nin. tomik, s. 36.

w aspekcie

2

Por. np: Immanuel Kant: „Schriften zur Geschichtsphilosophie", mit einer Einleitung, hrsg. v. Manfred Riedel, Stuttgart, Serie Reclam 9694 [3J; czy „Immanuel Kant On History", Edited by Lewis White Beck, New York 1963. W niniejszej serii przygotowujemy właśnie do druku przekład opra­ cowanej przez Heinera Klemme znakomitej, krytycznej edycji dwu najważniejszych rozpraw Kanta, traktujących o zasadach stosowania praktycznego rozumu w obrębie prawa i polityki międzynarodowej: „O porzekadle: to może być słuszne w teorii, ale nic nie jest warte w praktyce" oraz „Do wiecznego pokoju" (wyd. niem. Hamburg 1992). Oprócz tej pozycji (ukaże się ona najprawdopodobniej na początku 1995 roku) oraz niniejszego zbiorku, zawierającego rozprawki Kanta poświęcone bezpośrednim dywagacjom nad celem i sensem procesu dziejowego, zamierzamy wydać jeszcze zeszycik z rozprawkami po­ święconymi teriopoznawczym aspektom historiozofii: „Recenzję z I. G. Herdera 'Idei filozofii historii ludzkości''' oraz „O użyciu teleologicznej zasady w filozofii". 3

Ludwig Wittgenstein: „TractatusLogico-Philosophicus", wa 1970, 6. 422. 4

Immanuel Kant: „Der Streit der Fakultalen" Akademie Textausgabe", t.7, s. 80. 5

czystego

6

władzy sądzenia",

Immanuel Kant: „Krytyka 2, s. 185. Immanuel Kant: „Krytyka 414.

rozumu",

w: „Kants

Warsza­

Werke.

Warszawa

1957, t.

Warszawa

1964, s^

Przypisy

O historiozofii Kanta - z umiarem 7

Ibid. s. 329.

8

Ibid. s. 354.

"ibid. 10

ImmanuelKant: „Zum ewigen Frieden", cyt, U 8,s. 364-365.

w: „Kants Werke",

1 1

ImmanuelKant: „ Uzasadnienie metafizyki moralności'', 1953, s. 62. 1 2

18

Immanuel Kant: „Koniec wszystkich rzeczy",

wyd.

Warszawa

Toruń 1992, s. 28.

Immanuel Kant

PRZYPUSZCZALNY POCZĄTEK LUDZKIEJ HISTORII Poszerzenie biegu historii o przypuszczenia mające wypełniać luki w informacjach jest całkowicie dopuszczalne, bo to, co poprzedzające, jako oddalona przyczyna i to, co następuje potem, jako efekt, mogą dostarczyć w miarę niezawodnych wskazówek do odkrycia przyczyn pośrednich, co uczyni zrozumiałym sam ów bieg. Natomiast tworzenie historii wyłącznie na podstawie przypuszczeń nie wydaje się być czymś wiele lepszym, aniżeli sporządzanie konceptu powieści. Nie mogłaby ona wówczas nosić nazwy przypuszczalnej historii, lecz po prostu fantazji. - Tego jednakże, na co nie można się odważyć odnośnie przebiegu historii ludzkich działań, można przecież poszukiwać drogą przypuszczeń odnoszących się do jej pnipoczątku. na tyle, na ile został on spowodowany przez naturę. Owego prapoczątku nie wolno sobie wydumać, ale można wywieść go z doświadczenia, o ile założy się, że wtedy, gdy miał on miejsce, ludzkie działania nie były lepsze lub gorsze aniżeli te, które napotykamy dziś: założenie oparte na zasadzie analogii do natury i całkowicie bezpieczne. Dlatego historia początkowego rozwoju wolności z jej źródłowej predyspozycji w ludzkiej naturze jest czymś zupełnie innym, aniżeli historia wolności w jej postępie. Ta ostatnia może opierać się tylko na informacjach. Jednakże przypuszczenia nie mogą wiązać się ze zbyt wygórowanymi roszczeniami odnośnie ich uznania, nie mogą objawiać się jako po­ ważny przedmiot zainteresowania, ale co najwyżej jako dozwolona aktywność towarzyszącej rozumowi siły wyobraźni, podjęta dla potrzeb odprężenia i zdrowia umysłu. Nie mogą one mierzyć się z historią, która przedstawia te same fakty jako rzeczywiste informacje, która w tej formie jest akceptowana i której weryfikacja opiera się na zupełnie innych podstawach, aniżeli sama tylko filozofia natury. Z tego właśnie powodu, jak również dlatego, że ważę się tu jedynie na przyjemną wycieczkę, mogę chyba liczyć na przywilej, iż wolno mi będzie jako mapy w mej podróży użyć Pisma Świętego, a równocześnie żywić nadzieję, że w tej podróży, którą przedsięwziąłem na skrzydłach

19

Przypuszczalny

początek

ludzkiej historii

wyobraźni, choć nie bez wspartej na doświadczeniu przewodniej nici rozumu, natrafię na tę samą drogę, która w Piśmie zaprezentowana została jako historia. Niech więc czytelnik otworzy Pismo ( 1 . Mojż., II _vi) i krok po kroku sprawdza czy droga, którą obrała filozofia kierując się pojęciami, pokrywa się z tą, którą oferuje historia. Jeśli nie chcemy zagubić się w przypuszczeniach, to za początek musimy przyjąć to, co nie daje się przy użyciu ludzkiego rozumu wywieść z poprzedzających przyczyn naturalnych. A zatem istnienie człowieka: w już ukształtowanej postaci (ausgebildete G r a p ę ) , gdyż musi się on obyć bez matczynej pomocy; w parze, ażeby rozmnażał swój gatunek; w jednej tylko parze - dlatego, by nie wybuchła od razu wojna, skoro ludzie byliby sobie nawzajem bliscy, a przecież jednak obcy oraz dlatego, by nie czynić natury winną za to, że dopuszczając różnice pochodzenia nie zatroszczyła się o najodpowied­ niejsze środki do rozwijania towarzyskości (Geselligkeit), będącej w powołaniu człowieka celem najwyższym. Jedność rodziny, z której pochodzić mieli wszyscy ludzie, była w tym względzie najlepszym porządkiem. Parę tę sytuuję w miejscu zabezpieczonym przed napaścią zwierząt drapieżnych i bogato zaopatrzonym przez naturę we wszelkie środki pożywienia, zatem poniekąd w ogrodzie, leżącym w wiecznie łagodnym klimacie. Co więcej, rozważam ją dopiero od momentu, gdy dokonała już ona postępu jeśli idzie o zręczność w posługiwaniu się własnymi siłami. Nie zaczynam zatem od stanu całkowitej surowości jej natury, bo gdybym chciał wypełnić tę lukę, obejmującą zapewne wielki obszar czasu, czytelnik otrzymałby zbyt wiele przypuszczeń, a zbyt mało prawdopodobieństw. Pierwszy człowiek potrafił więc stać i chodzić; potrafił mówić (1 Ks. Mojż., II, 20) , a także wypowiadać sie, to znaczy mówić przy użyciu powiązanych ze sobą pojęć (II, 23), zatem myśleć. Wszystkie te zdolności musiał sam w sobie wykształcić (gdyby bowiem były wrodzone, to byłyby też dziedziczne, temu zaś Człowiek, który jest jeszcze sam, musi być skłonny pod wpływem pragnienia komunikacji do tego, by obwieścić swe istnienie innym istotom żywym, przede wszystkim takim, które wydają dźwięk. Ów dźwięk można potem naśladować, a następnie użyć go jako nazwy. Podobne oddziaływanie owego pragnienia dostrzegamy też u dzieci i u ludzi niedorozwiniętych umysłowo, którzy swym charczeniem, krzykiem, gwizdaniem, śpiewem i innymi głośnymi zachowaniami zakłócają spokój myślącej części społeczności. Nie widzę bowiem żadnego innego powodu ich zacho­ wania aniżeli ten, że chcą szeroko i daleko zakomunikować swe istnienie.

20

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

przeczy doświadczenie). Tu jednak przyjmuję, iż człowiek jest już w nie zaopatrzony, gdyż chciałbym rozważać jedynie rozwój moralności (Sittlichkeit) w jego czynach i w powstrzymaniu się od nich, co już w sposób konieczny wymaga założenia owych zdolności. Początkowo musiał tym nowicjuszem kierować instynkt, ów głos Boży, któremu są posłuszne wszystkie zwierzęta. Jedne rzeczy pozwalał mu on spożywać, innych zabraniał (III, 2-3). - Nie jest jednakże konieczne, by w tym celu zakładać istnienie jakiegoś szczególnego, dziś utraconego instynktu; mógł to być po prostu zmysł powonienia, spokrewniony z organem smaku, który to organ, jak wiadomo, powią­ zany jest z narządami trawiennymi, a zatem zdolność do wyczuwania przydatności lub nieprzydatności jakiegoś pokarmu do spożycia, ana­ logiczna do tej, którą spostrzegamy i dziś. Nie powinno się nawet zakładać, że u pierwszej pary ów zmysł był ostrzejszy aniżeli obecnie, bo wystarczająco dobrze wiadomo, jaka zachodzi różnica pomiędzy zdolnością postrzegania u tych ludzi, którzy są zajęci tylko zmysłami i u tych, którzy równocześnie zaprzątnięci są myślami, a przez to odwracają uwagę od swych wrażeń. Jak długo niedoświadczony człowiek posłuszny był owemu głosowi natury, tak długo było mu dobrze. Ale wkrótce zaczął się w nim budzić rozum i porównując swe dotychczasowe pożywienie z tym, co jako coś podobnego do owego pożywienia przedstawiał mu jakiś zmysł różny od tego, który powiązany był z instynktem, powiedzmy zmysł wzroku, próbował rozszerzać swą znajomość środków żywnościowych poza granice instynktu (III, 6). Przypadkowo próba ta mogła wypaść zupełnie dobrze, choć instynkt nie doradzał jej, o ile w ogóle nie pozostawał do niej w opozycji. Jest jednakże cechą rozumu, że przy pomocy siły wyobraźni może on sztucznie wywołać żądze nie tylko bez udziału naturalnego popędu, ale nawet wbrew takiemu [popędowi], [Są to żądze], które początkowo otrzymują miano pożądliwości, a w wyniku których stopniowo rozrasta się cała chmara niepotrzebnych lub nawet sprzecznych z naturą skłonności, określanych mianem zbyt­ ku. Powód oderwania się od popędów naturalnych może być całkiem drobny, ale rezultat tej pierwszej próby, a mianowicie uświadomienie sobie, że własny rozum jest władzą zdolną przekraczać granice, w jakich utrzymywane są wszystkie zwierzęta, był niezwykle ważny i rozstrzygający, gdy idzie o sposób życia. I jeśli nawet do podjęcia

Przypuszczalny

początek

ludzkiej historii

takie, pr>.i\v skłaniał tylko jakiś owoc, którego wygląd wskazywał na •podobieństwo.z innymi owocami dotychczas spożywanymi i jeśli do tego doszedł jeszcze powiedzmy przykład jakiegoś zwierzęcia, którego naturze odpowiadałby smak owego [owocu], podczas gdy człowiekowi szkodziłby on tak, że w efekcie budziłby się w nim naturalny, sprze­ ciwiający się temu instynkt: to j u ż to mogłoby dać rozumowi powód do stłumienia głosu natury (III, 1) i do podjęcia, pomimo jej sprzeciwu, pierwszej próby wolnego wyboru, która będąc pierwszą, nie wypadłaby najprawdopodobniej zgodnie z oczekiwaniami. I choć wynikła przy tym szkoda była bardzo niewielka, to przecież człowiekowi otwierały się przez to oczy (III, 7). Odkrył w sobie zdolność, by samemu sobie wybierać swój sposób życia i by nie być jak inne zwierzęta przywią­ zanym tylko do jednego. Po chwilowym zachwycie, jakim mogła go napełnić właśnie zaobserwowana predyspozycja, natychmiast musiał go opanować niepokój i lęk: w jaki sposób on, który żadnej rzeczy nie zna jeszcze, gdy idzie o jej ukryte własności i odległe skutki, może przystąpić do użytkowania swej nowo odkrytej predyspozycji? Stanął więc na skraju przepaści, bo na miejscu pojedynczych przedmiotów jego żądzy, które dotychczas podsuwał m u instynkt, otworzyła się przed nim cała nieskończoność tychże przedmiotów i w wyborze pomiędzy nimi zupełnie nie mógł jeszcze dać sobie rady. Ale powrót z owego raz zakosztowanego stanu wolności znów w stan służebny (pod panowanie instynktu) był j u ż dla niego zupełnie niemożliwy. Obok instynktu odżywiania się, poprzez który natura zachowuje każde indywiduum, najważniejszy jest instynkt płciowy, za pośrednictwem którego troszczy się ona o zachowanie każdego gatunku. Raz rozbu­ dzony rozum nie omieszkał i tutaj okazać swego wpływu. Człowiek wkrótce odkrył, że podniecenie płciowe, u zwierząt wywoływane tylko przejściowym, najczęściej okresowym popędem, u niego może być przedłużane, a nawet potęgowane przez siłę wyobraźni, oddziałującą wprawdzie z większym umiarem, ale równocześnie w sposób tym trwalszy i bardziej równomierny, im bardziej obiekt jest nieobecny dla zmysłów i że właśnie w ten sposób zapobiega się przykremu przesytowi, jaki niesie ze sobą zaspokajanie samej tylko zwierzęcej żądzy. Liść figowy (III, 7) był zatem produktem o wiele szerszego oddziaływania rozumu aniżeli to, które wykazał on na pierwszym etapie jego rozwoju. Bo uczynienie skłonności bardziej uduchowioną

22

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

i bardziej trwałą, poprzez odsuwanie od zmysłów jej obiektu, zdradza już świadomość pewnego panowania zmysłów nad popędami, a nie tylko, tak jak na pierwszym etapie, zdolność służenia im w większym lub mniejszym zakresie. Wzbranianie dało więc początek sztuce wznoszenia się od podniet tylko odczuwalnych do idealnych, od czysto zwierzęcej żądzy do miłości, a wraz z nią, od uczucia samej tylko przyjemności, do smaku piękna - początkowo tylko [w stosunku] do człowieka, potem jednak również do natury. Obyczajność, skłonność, by poprzez przyzwoitość wzbudzić w innych szacunek do nas samych (wyrzekanie się wszystkiego, co mogłoby wzbudzić pogardę), właściwa podstawa wszelkiej prawdziwej towarzyskości, dostarczała ponadto pierwszego impulsu wykształcenia się człowieka jako istoty moralnej. - Ten skromny początek rozpoczynający epokę, w której sposób myślenia obierze całkiem nowy kierunek, jest ważniejszy, aniżeli cały niezliczony szereg następujących po nim osiągnięć kultury. Trzecim krokiem rozumu po jego ingerencji w pierwotne, bezpośred­ nio odczuwalne potrzeby, było rozmyślne oczekiwanie przyszłości. Owa zdolność, by nie tylko rozkoszować się obecną chwilą życia, ale by uobecniać sobie nadchodzący, często bardzo odległy czas, jest najistotniejszą cechą ludzkiej predyspozycji do tego, by zgodnie ze swym powołaniem przygotować się do [osiągnięcia] oddalonych celów - ale jest też równocześnie niezgłębionym źródłem trosk i zmartwień, wzbudzanych przez niepewną przyszłość, które oszczędzone są wszy­ stkim zwierzętom (III, 13-19). Mężczyzna muszący wyżywić siebie i żonę wraz z przyszłymi dziećmi, przewidywał wzrost swego obarczenia pracą. Kobieta dostrzegła trudy, którymi natura obarczyła jej płeć, ponadto zaś te jeszcze, które nakładał na nią silniejszy od niej męż­ czyzna. Wreszcie obydwoje dostrzegali w tle obrazu swego trudnego życia jeszcze i to, co wprawdzie dotyczy również wszystkich zwierząt, co jednak nie przysparza im trosk, a mianowicie śmierć. Wydaje się, ze starali się odżegnywać od używania rozumu, przysparzającego im tylu trosk, a nawet, że użycie to poczytywali za występek. Być może jedynym pocieszeniem dodającym im otuchy była możliwość dalszego życia w swych potomkach, którym może będzie się żyło lepiej albo też nadzieja, że ci przyszli członkowie ich rodziny będą mogli ulżyć ich utrapieniom (III, 16-20).

23

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

Czwartym i ostatnim krokiem, którego dokonał rozum zdecydowanie wynosząc człowieka ponad jego wspólnotę ze zwierzętami było to, że zrozumiał on (choć niejasno), iż tó właśnie on jest celem natury i nic co żyje na Ziemi nie może z nim w tym względzie konkurować. Gdy po raz pierwszy powiedział jagnięciu: skórę, którą nosisz, natura dała ci nie dla ciebie, lecz dla mnie, kiedy zdjął ją i nałożył na siebie (111, 21), uświadomił sobie pierwotną przewagę, jaką dzięki swej naturze posiadł nad wszystkimi zwierzętami. Odtąd nie uznawał ich już za swych towarzyszy wśród stworzenia, lecz za podległe własnej woli środki i narzędzia do osiągnięcia dowolnych zamiarów. Wyob­ rażenie sobie tego łączyło się (choć niejasno) z myślą przeciwstawną; że w taki sposób nie wolno zwracać się do żadnego człowieka, gdyż innego człowieka winno się zawsze uważać za równoprawnego współ­ właściciela darów natury. Jest to bardzo jeszcze dalekie przygotowanie do ograniczeń dotyczących stosunku do bliźniego, które to ograniczenia w przyszłości rozum będzie musiał narzucić woli i które są o wiele bardziej niezbędne do stworzenia społeczeństwa, aniżeli przychylność i miłość. Tak właśnie człowiek wkroczył w stan równości ze wszystkimi innymi rozumnymi istotami niezależnie od ich rangi (III, 22); a mianowicie ze względu na roszczenie, by samemu być celem i by jako taki być również oceniany przez wszystkich innych, przez nikogo zaś nie być używany wyłącznie jako środek do innych celów. Tu, a nie w rozumie, pojmowanym tylko jako narzędzie zaspokajania róż­ norodnych skłonności, tkwi przyczyna tak nieograniczonej równości człowieka nawet z istotami wyższymi, które, gdy idzie o dary natury, mogą go nawet niewspółmiernie przewyższać, ale z których żadna nie ma z tego tytułu prawa, by nim w sposób dowolny rządzić i dyspo­ nować. Dlatego krok ten wiąże się równocześnie z porzuceniem macierzyńskiego łona natury. Będzie to zmiana bardzo zaszczytna, ale zarazem bardzo niebezpieczna, gdyż z niewinnego i bezpiecznego stanu dzieciństwa człowiek zostaje wypędzony jak z ogrodu, zapew­ niającego mu wszystko bez żadnego trudu z jego strony (III, 23) i wepchnięty w świat, w którym czeka go wiele trosk, trudów i niezna­ nego jeszcze zła. W przyszłości trudy życia powodować będą chęć ulegania złudzeniu raju, płodowi jego wyobraźni, gdzie w bezczynności i w stałym spokoju mógłby wieść żywot oddając się marzeniom i

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

marnotrawstwu. Lecz pomiędzy nim i owym wymarzonym miejscem rozkoszy staje niestrudzony rozum, zmuszający go do rozwoju tkwią­ cych w nim predyspozycji i nie dopuszczający do powrotu w stan nieokrzesania i prostoty, z którego właśnie go wyciągnął (HI, 24). Skłania go on do tego, by trudy, których nie znosi, mimo wszystko cierpliwie brał na siebie, by podążał za wzgardzonym blaskiem, wreszcie, by zapomniał nawet o śmierci, przerażającej go z powodu wszystkich tych drobnostek, których utrata napełnia go jeszcze wię­ kszym lękiem.

Uwaga Z niniejszego przedstawienia początków ludzkiej historii wynika, że wyjście człowieka z raju, przedstawianego przez rozum jako pierwsze miejsce pobytu jego gatunku, nie było niczym innym, aniżeli przejściem od nieokrzesania istoty czysto zwierzęcej do człowieczeństwa, od zniewolenia przez instynkt do kierownictwa rozumu, jednym słowem od opieki natury do stanu wolności. To, czy człowiek na owej zamianie zyskał coś, czy stracił, nie może dłużej wzbudzać wątpliwości, jeśli ma się na względzie przeznaczenie jego gatunku, które nie polega na niczym innym, aniżeli na postępie do doskonałości, bez względu na to, jak by nie były chybione pierwsze, choćby i następujące w długich seriach próby dążenia do owego celu. - Jednakże droga ta, będąca dla gatunku postępem od gorszego ku lepszemu, nie będzie dokładnie tym samym dla indywiduum. Zanim rozum nie rozbudził się, nie było jeszcze żadnego nakazu lub zakazu, a zatem i żadnego naruszenia ich. Ale gdy rozpoczął on już swą aktywność i taki jaki był, słaby, wszedł w konflikt ze zwierzęcością oraz z całą jej potęgą, to z tego j u ż musiało wyniknąć zło, a co gorsza, wraz z postępującym kultywowaniem rozumu, także wady całkowicie nieobecne w stanie niewiedzy, czyli niewinności. W aspekcie moralnym pierwszy krok poza ów stan był więc upadkiem; w aspekcie fizycznym skutkiem tego upadku był ogrom nieznanego dotychczas życiowego zła, czyli kara. Historia natury rozpoczyna się zatem od dobra, bo jest ona dziełem Boga; historia wolności od zła, bo jest ona dziełem ludzkim. Dla indywiduum, któremu przy realizacji własnej wolności chodzi po prostu o nie samo, zamiana taka była stratą; dla natury, której cel odnośnie człowieka

Przypuszczalny

początek

ludzkiej historii

koncentrował się na gatunku, zyskiem. Odtąd owo [indywiduum] musi upatrywać przyczyn wszelkiego zła (Ubet), które go dotyczy oraz wszelkiego zła (Bose), które popełnia, w swej własnej winie, równo­ cześnie jednak, jako członek całości (gatunku) powinno podziwiać i pochwalać mądrość i celowość całego zrządzenia (Anordnung). - Tą drogą można też pogodzić w rozumny sposób tak często źle rozumiane, pozornie sprzeczne twierdzenia sławnego J. J. Rousseau. W rozpra­ wach o wpływie nauk oraz o nierówności ludzi podkreśla on zupełnie słusznie nieuchronną sprzeczność między kulturą a naturą ludzkiego rodzaju jako fizycznego gatunku, w ramach którego indywiduum powinno całkowicie osiągnąć swe przeznaczenie. Ale w Emilu, w umowie społecznej i w innych pismach próbuje znów rozwiązać trudny problem: jaki powinien być postęp kultury, ażeby predyspozycje przy­ należne do istoty ludzkości jako moralnego gatunku tak się rozwinęły, by nie pozostawały już więcej w sprzeczności z predyspozycjami ludzkości jako gatunku naturalnego. Ze sprzeczności tej wynika wszel­ kie rzeczywiste zło, które spada na ludzkie życie i wszelkie występki, które je profanują (bo kultura zgodna z prawdziwymi zasadami wy­ chowania człowieka a równocześnie obywatela być może tak naprawdę w ogóle jest jeszcze nie rozpoczęta, tym bardziej więc nie ukończona)*. Dzieje się tak dlatego, że skłonności do owych występków, które w tym wypadku obarcza się winą, choć same w sobie są dobre i celowe jako predyspozycje naturalne, to jednak z powodu, że dostosowane są one do czystego stanu naturalnego, doznają uszczerbku ze strony rozwijającej się kultury, a równocześnie same przynoszą ujmę kulturze dopóty, dopóki naturą nie stanie się najdoskonalsza sztuka. A to stanowi ostateczny cel moralnego przeznaczenia ludzkiego rodzaju. Ażeby podać niektóre tylko przykłady owej sprzeczności pomiędzy dążeniem ludzkości do swego moralnego przeznaczenia z jednej strony, z drugiej zaś niezmien­ nym przestrzeganiem przez nią praw, odnoszących się do surowego i zwierzęcego stanu w jej oaturze, przytoczę co następuje: Wiek pełnoletności, to znaczy taki, w którym pojawia się zarówno popęd do podtrzymania gatunku jak i możliwości ku temu, ustaliła natura dla człowieka na około 16-17 rok życia. W nieucywiiizowanym stanie naturalnym w wieku tym młodzieniec staje się literalnie mężczyzną, bo od tej chwili dysponuje możliwością, by utrzymać samego siebie, mieć dzieci oraz utrzymać swe dzieci i swą kobietę. Prostota potrzeb sprawia, że jest to łatwe. W stanie cywilizowanym natomiast na możliwość tę składają się jeszcze rozliczne środki zarobkowania, zaradność, wreszcie

26

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

Koniec historii Etap ó w rozpoczął się od tego, że człowiek przeszedł z okresu wygody i wolności w okres pracy i waśni, stanowiący preludium do zje­ dnoczenia się w społeczeństwo. Tu musimy przenieść człowieka w warunki, w których jest on posiadaczem oswojonych zwierząt oraz roślin (IV, 2) jako środków swego pożywienia, które sam może pomnażać poprzez siew lub sadzenie. Znów więc musimy dokonać wielkiego skoku, aczkolwiek przejście od życia dzikiego myśliwego w ó w pierwszy stan oraz od zdanego na przypadek zbieractwa korzeni i owoców w drugi mogło się dokonywać odpowiednio powoli. Od tego miejsca pomiędzy żyjącymi dotychczas obok siebie w przyjaźni ludźmi musiał się rozpocząć spór, którego skutkiem był ich podział odpowiednio do sposobu życia oraz rozprzestrzenianie się po Ziemi. sprzyjające okoliczności zewnętrzne tak, iż w aspekcie społecznym ów wiek wypadnie przeciętnie w dziesięć lat później. Tak więc natura, wraz z postępem ogłady społecznej, nie zmieniła czasowego punktu dojrzałości, lecz nieodparcie trwała przy swym prawie, nastawionym na utrzymanie ludzkiego gatunku jako gatunku zwierzęcego. Odtąd obyczajność (Suten) oraz prawa natury nieodzownie popadają w kolizję. Człowiek natury w określonym wieku jest już mężczyzną, podczas gdy człowiek obywatel (który przecież nie zaprzestaje być człowiekiem natury) jest wówczas tylko młodzień­ cem, czy nawet dzieckiem - tak przecież można nazwać kogoś, kto (w stanie obywatelskim) z powodu swego wieku nie może utrzymać samego siebie, a tym bardziej swego potomstwa, choć objawia już popęd i możliwości, czyli powołanie natury, by owo potomstwo spłodzić. Natura na pewno nie po to zawarła instynkt i możliwości w żywej istocie, by ta je tłumiła i zwalczała. Jej predyspozycje nie były więc dostosowane do stanu ucywilizowanego, ale po prostu do utrzymania ludzkiego gatunku jako gatunku zwierzęcego. Stan ucywilizowany popada zatem w nieuchronny konflikt z tym ostatnim, który to konflikt przezwyciężyć może dopiero najdoskonalszy ustrój obywatelski (ostateczny cel kultury), bo dziś przestrzeń owego konfliktu zwykle wypełniona jest występkami i ich skutkiem, różnoraką ludzką niedolą. Innym przykładem dowodzącym prawdziwości tezy, że natura zawarła w nas dwie predyspozycje służące dwu różnym celom, a mianowicie ludzkości jako gatunkowi zwierzęcemu oraz tejże ludzkości jako gatunkowi moralnemu i obyczajowemu (sittlicher Gattung) jest Hipokratesa Ars longa, v'tta brevis . Gdyby pojedynczy ludzki umysł stworzony do nauki i sztuki, dysponując wciąż tą samą młodzieńczą siłą ducha, przeżył czas przypadający w udziale całej generacji uczonych, umysł ten, gdyby przez

1

„Sztuka jest długa, życie jest krótkie", Aforyzm I. 1. (przyp. tłum.)

27

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

Życie pasterskie jest nie tylko spokojne, ale daje ono również p e w n e utrzymanie, ponieważ na szerokich i dalekich niezamieszkanych zie­ miach nie może zabraknąć paszy. W przeciwieństwie do tego rolnictwo czy płantatorstwo jest bardzo żmudne, zależne od pogody, a zatem niepewne. W y m a g a też stałego miejsca zamieszkania, posiadania na własność ziemi i wystarczającej mocy by ją bronić. Pasterz nienawidził tej własności ograniczającej wolność jego pastwisk. Wydawałoby się, że rolnik zazdrości pasterzowi jako bardziej uprzywilejowanemu przez niebo (IV, 4), w rzeczywistości jednak ten ostatni jest dla niego bardzo uciążliwy tak długo, jak długo pozostaje w j e g o sąsiedztwie, b o pasące się bydło niszczy jego uprawy. A skoro dla [pasterza] po wyrządzeniu szkód najwygodniej jest odejść ze swym stadem, uchylając się od wszelkiej odpowiedzialności za straty, bo nie pozostawia on za sobą nic, czego z n ó w równie dobrze nie znajdzie gdzieś indziej, to przeciwko takiej krzywdzie, której nie uznawał on za niedozwoloną, rolnik musiał

długie ćwiczenia i nabytą wiedzę osiągnął rzeczywistą dojrzałość sądów, o wiele bardziej rozwinąłby naukę i sztukę, aniżeli cała owa generacja. Widocznie jednak natura w swej decyzji dotyczącej długości lidzkiego życia kierowała się innymi przesłankami, aniżeli wspieranie nauk. Gdy bowiem uszczęśliwiony umysł staje na progu największego odkrycia, na jakie może mieć nadzieję, biorąc pod uwagę swe zdolności i doświadczenie, nadchodzi starość. Staje się tępy i zadanie dokonania kolejnego kroku w postępie kultury musi pozostawić następnej generacji (która 2nów zaczyna o d A B C i całą raz już przebytą przestrzeń musi przewędrować jeszcze raz). Wydaje się więc, że postęp ludzkiego rodzaju ku realizacji swego przeznaczenia jest nieustannie przerywany i że ustawicznie zagraża tu niebezpieczeństwo popadnięcia w dawne nieokrzesanie. Nie bez powodu skarżył się grecki filozof: szkoda, że musi się umierać właśnie wówczas, gdy zaczęło się dostrzegać, w jaki sposób powinno się żyć. Przykład trzeci dotyczyć może nierówności pomiędzy ludźmi i to nie nierówności w zakresie darów natury czy szczęścia, lecz powszechnego ludzkiego prawa: nie­ równości, nie bez racji piętnowanej przez Rousseau, która nie daje się wyeliminować z kultury tak drogo, jak długo rozwija się ona bezplanowo (co przez długi okres jest ze wszech miar nieuniknione), ale do której natura na pewno nie powołała człowieka, skoro dała mu wolność i rozum, ażeby tej wolności nie determinować niczym innym, aniżeli powszechnym prawodawstwem, zwanym prawem obywatelskim. Człowiek sam winien wydobyć się z nieokrzesania swych predyspozycji naturalnych, gdy zaś się już ponad nie wzniesie, winien uważać, by nie popaść w nie powtórnie. Przyswojenia sobie tej zręczności może on jednak oczekiwać dopiero w późnym wieku i po wielu chybionych próbach. Póki co ludzkość jęczy pod ciężarem zła, które ściągnęła na siebie poprzez swe własne niedoświadczenie.

28

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

używać przemocy. Ponieważ zaś powód do tego nigdy nie mógł całkowicie wygasnąć, to, jeśli ów rolnik nie chciał stracić owoców swego długotrwałego trudu, musiał ostatecznie na tyle, na ile to było możliwe, oddzielić się od tych, którzy wiedli życie pasterskie (IV, 16). Ó w podział rozpoczyna trzecią epokę. Ziemia, od której obrobienia i obsadzenia (najprawdopodobniej drze­ wami) zależało utrzymanie się, wymagała stałego miejsca zamieszka­ nia, zaś obrona jej przeciwko wszelkim zakusom, pewnej ilości ludzi niosących sobie pomoc. Ludzie prowadzący taki tryb życia nie mogli już zatem żyć wyizolowani w rodzinach, lecz musieli trzymać się razem i tworzyć wioski (niewłaściwie nazwane miastami), by bronić swą własność przed dzikimi myśliwymi, czy też hordami wałęsających się pasterzy. Pierwsze potrzeby życiowe, których spełnienia wymagał zróżnicowany tryb życia (IV, 20), mogły być teraz zaspokajane na drodze wymiany. Tu rozpoczyna się kultura, jak również sztuka, i to zarówno czasu wolnego, jak i wykonywana w celach pracy. (IV, 21-22). Co jednak najistotniejsze, powstaje również swego rodzaju zalążek przyszłego społeczeństwa obywatelskiego i sprawied­ liwości, początkowo naturalnie odnoszącej się tylko do największych gwałtów, za które pomsty nie domagała się już jednostka, ale prawo­ dawcza moc spajająca całość, a zatem coś w rodzaju rządu, niezależnie od którego nie mogło mieć miejsca żadne sprawowanie władzy (IV, 23-24). - Z tej pierwszej i surowej jeszcze predyspozycji mogły się stopniowo rozwinąć wszelkie ludzkie sztuki, wśród których najbardziej dobroczynna jest sztuka życia towarzyskiego i obywatelskiego bez­ pieczeństwa. Rodzaj ludzki mógł się rozmnażać i podobnie jak ul pszczeli rozprzestrzeniać, startując z centralnego punktu i rozsyłając wszędzie wykształconych już kolonistów. Wraz z epoką tą powstaje też i zaczyna się potęgować nierówność pomiędzy ludźmi, owo bogate źródło tak wielorakiego zła, a równocześnie wszelkiego dobra. Jak dtugo jednak ludy pasterskie, które za swego pana uznawały tylko Boga, krążyły wokół mieszkańców miast i rolników, którzy panem (zwierzchnikiem) uczynili sobie człowieka (VI, 4) , jak długo Beduini arabscy wciąż jeszcze nazywają się dziećmi niegdyszejszego szejka, założyciela ich plemienia (jak Beni Haled i.t.p.). Ten zaś w żadnym wypadku nie był ich panem i nie mógł zgodnie z własnym mniemaniem używać w stosunku do nich przemocy. Bowiem u plemion pasterskich, gdzie nikt nie ma nieruchomej własności,

Przypuszczalny

początek

ludzkiej historii

jako zawzięci wrogowie wszelkiej własności ziemskiej odnosiły się do nich nieprzyjaźnie i przez nich również były nienawidzone, tak długo trwała pomiędzy nimi wojna, a co najmniej nieustanne niebez­ pieczeństwo wojny, zaś ludy po obu stronach mogły być przynajmniej wewnętrznie zadowolone z bezcennego dobra wolności (albowiem niebezpieczeństwo wojny p o dziś dzień jest jeszcze jedyną rzeczą, która powściąga despotyzm, bo do tego, ażeby państwo mogło być dziś potężne, konieczne jest bogactwo, bez wolności nie może zaś mieć miejsca żadna zapobiegliwość, mogąca owo bogactwo wydać. U biednych narodów musi się natomiast w tym miejscu objawić silny współudział w zachowaniu wspólnoty, co znów nie jest możliwe inaczej, aniżeli pod warunkiem poczucia wolności). Z czasem jednak rodzący się luksus mieszkańców miast, przede wszystkim zaś sztuka podobania się, którą miejskie niewiasty przyćmiewały niechlujne dzie­ wki pustynne, musiała stać się dla owych pasterzy przynętą (VI, 2), by wejść w kontakt z mieszkańcami miast i dać się urobić na miejską biedotę. I oto zespolenie dwu dotychczas nieprzyjaznych grup ludności przyniosło koniec wszelkiemu niebezpieczeństwu wojny, ale równo­ cześnie koniec wszelkiej wolności. Z jednej strony rozwinął się de­ spotyzm potężnych tyranów, który, przy słabo jeszcze rozwiniętej kulturze i bezdusznym rozkwicie najnikczemniejszego niewolnictwa, mieszał się z wszystkimi wadami stanu nieokrzesania, z drugiej zaś, rodzaj ludzki nieodparcie odwracał się od nakreślonego mu przez naturę progresywnego kształtowania swych predyspozycji do dobra. W ten sposób stał się on niegodny swego przeznaczenia (VI, 17), które nie polega na tym, by żyć w zwierzęcej przyjemności czy też niewolniczym przymusie, lecz na tym, by panować nad całą Ziemią.

Uwaga końcowa Gdy myślący człowiek snuje rozważania nad złem, które (jak się wydaje) tak bardzo uciska ludzki rodzaj bez żadnej nadziei na pole­ pszenie, odczuwa swoistą troskę, która zupełnie realnie może spowo­ dować jego zepsucie moralne, a która nieznana jest istocie niemyślącej: którą musiałby pozostawić, każda rodzina, której coś się nie podoba, może bardzo łatwo odłączyć się od plemienia i zasilić jakieś inne.

30

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

a mianowicie niezadowolenie z Opatrzności rządzącej biegiem całego świata. Jest jednakże rzeczą najważniejszej wagi, by być zadowolonym z Opatrzności (nawet jeśli wytyczała nam ona w naszym ziemskim świecie tak mozolną drogę), a to po części dlatego, ażeby mimo uciążliwości wciąż jeszcze zdobywać się na męstwo, po części zaś, abyśmy przypisując winę przeznaczeniu nie tracili z oczu naszej własnej winy, która być może jest jedyną przyczyną całego zła, i nie zanie­ dbywali możliwości zażegnania go, jaka tkwi w samodoskonaleniu. Należy przyznać, że największym nieszczęściem spadającym na ucywilizowane (gesittete) narody jest wojna i to nawet nie tyle wojna aktualna czy miniona, co raczej nigdy nie kończące się, a nawet nieustannie narastające przygotowania przyszłych wojen. W tym celu użytkowane będą wszystkie siły państwa i wszelkie owoce jego kultury, które mogłyby zostać spożytkowane do [wytworzenia] jeszcze większej kultury. Wolność zostanie w wielu punktach pogwałcona, zaś macie­ rzyńska troska państwa o pojedynczych obywateli przemieni się w bezwarunkowe, twarde wymagania, te zaś usprawiedliwione będą obawą przed zewnętrznym niebezpieczeństwem. Ale gdyby ta ustawi­ cznie zagrażająca wojna nie wymuszała nawet na przywódcach państw owego szacunku dla człowieczeństwa, to czy zaistniałaby w ogóle kultura? Czy byłyby ścisłe związki wspólnoty mające na celu przy­ spieszenie wzrostu dobrobytu? A nawet taki stopień rozwoju wolności, że mimo wszystkich bardzo ją ograniczających praw wciąż jeszcze trwa? Spójrzmy choćby na Chiny, które ze względu na swe położenie geograficzne mogły się obawiać co najwyżej małego, nieprzewidzia­ nego ataku, nie zaś jakiegoś potężnego wroga i w których z tego powodu zanikły wszelkie ślady wolności. A zatem na tym stopniu rozwoju kultury, na którym znajduje się jeszcze ludzki rodzaj, wojna jest koniecznym środkiem, by ową kulturę dalej rozprzestrzeniać. Tylko w stanie doskonałej kultury (Bóg wie kiedy) trwały pokój mógłby być dla nas zbawienny i tylko wówczas byłby on możliwy. Co się więc tyczy tego punktu, to sami ponosimy winę za zło, przeciwko któremu wznosimy tak gorzkie skargi. I Pismo Święte ma zupełną rację, gdy zespolenie narodów w społeczeństwo oraz ich całkowite uwolnienie się od zewnętrznych niebezpieczeństw w sytuacji, gdy kultura ledwie się narodziła, przedstawia jako hamowanie dalszego rozwoju kultury i popadniecie w nieuchronne zepsucie.

31

Przypuszczalny

początek

ludzkiej historii

Drugi rodzaj ludzkiego niezadowolenia dotyczy porządku natury, gdy idzie o długość życia. Trzeba jednak bardzo źle oceniać jej wartość, by sobie życzyć, ażeby trwało ono dłużej aniżeli ma to miejsce w rzeczywistości. W takim bowiem wypadku byłoby tylko przedłu­ żeniem gry, polegającej na stałej walce z przytłaczającymi trudnościa­ mi. Dziecięca władza sądzenia może nie pojmować, że ludzie obawiają się śmierci bynajmniej nie kochając życia i dlatego, choć z trudem przychodzi im spędzenie swego codziennego dnia w stanie względnego zadowolenia, nigdy nie jest im dość dni, w których mogliby tę plagę powtarzać. Jeśli jednak pomyślimy, jak wiele trosk kosztuje nas zdobycie środków do podtrzymania tak krótkiego życia i ilu doznajemy niesprawiedliwości odnośnie nadziei na przyszłe, tak przecież krótko trwające przyjemności, wóczas musimy zdobyć się na rozumną wiarę, że gdyby ludzie byli w stanie wejrzeć w długość życia trwającą 800 i więcej lat, to nawet ojciec wobec syna, brat wobec brata, a przyjaciel wobec przyjaciela nie mógłby być zbyt pewny swego życia i że wady tak długo utrzymującego się ludzkiego gatunku musiałyby wzrosnąć do tego stopnia, że nie byłby on j u ż godny żadnego innego losu aniżeli tego, by w powszechnym potopie być zmytym z powierzchni Ziemi (VI, 12-13). Trzecie życzenie, czy może raczej pusta tęsknota (pusta, bo powiązana ze świadomością, że to o czym marzymy nigdy nie przypadnie nam w udziale) jest cieniem owej tak często opiewanej przez poetów złotej epoki, w której winno mieć miejsce: uwolnienie się od wszelkich dających się wyobrazić potrzeb sprowadzających na nas zło, ograni­ czenie się do niezbędnych potrzeb naturalnych, powszechna równość ludzi, ich trwała przyjaźń, jednym słowem czyste rozkoszowanie się beztroskim życiem, spędzonym na bezczynności lub roztrwonionym na dziecięce zabawy. Tęsknota ta, którą opowieści o Robinsonie i podróżach na wyspy mórz południowych uczyniły tak powabną, w ogólności jednak dowodzi, że myślący człowiek odczuwa przesyt cywilizowanym życiem, skoro jego wartości upatruje wyłącznie w przyjemnościach, zaś przeciwwagę dla lenistwa odnajduje, gdy rozum przypomina mu, by życiu nadał wartość przez uczynki. Utopijność takiego marzenia o powrocie do czasów prostoty i niewinności wy­ każemy wystarczająco, jeśli na podstawie powyższego przedstawienia stanu źródłowego uświadomimy sobie: że człowiek nie mógł w owym

Przypuszczalny

początek

ludzkiej

historii

stanie pozostać dlatego, bo mu on nie wystarczał, że więc tym bardziej nie będzie on skłonny, by kiedyś w ów stan powrócić, a zatem, że obecny stan uciążliwości zawdzięcza on jednak samemu sobie i swemu własnemu wyborowi. Dla człowieka takie zatem przedstawienie historii jest użyteczne oraz przydatne w celu nauki i udoskonalania się, które wykazuje: że z powodu uciskającego go zła nie musi on obwiniać Opatrzności, że nie jest uzasadnione, ażeby swe własne występki składał na karb grzechu prarodziców tak, jak gdyby pociąg do tego rodzaju wykroczeń był dziedzicznie przekazywany na potomstwo (bo samowolne postępki nie mogą się łączyć z żadnym dziedziczeniem), że natomiast ma zupełną rację gdy to, co się przez niego stało, uznaje za dokonane przez samego siebie i gdy samemu sobie przypisuje w całości winę za wszelkie zło, które wynikło z nadużycia jego rozumu. Równocześnie powinien on uświadomić sobie, że w podobnych okolicznościach zachowałby się dokładnie tak, jak pierwsi rodzice, to znaczy nadużyłby rozumu w jego pierwszym użyciu, nie zważając nawet na głos natury. Jeśli zaś z powodu zła moralnego naprawione jest właściwe zło fizyczne, to gdy idzie o rachunek zasług i win trudno byłoby rozstrzygnąć, czy nastąpił tu wzrost naszej korzyści. I taka jest ocena najstarszej ludzkiej historii podjęta przez filozofię: zadowolenie z Opatrzności i z biegu wszelkich ludzkich spraw, który to bieg nie zmierza od dobra w stronę zła, lecz z wolna rozwija się od gorszego ku lepszemu. Do tego zaś, by każdy z nas na tyle, na ile pozwalają mu siły brał udział w owym postępie, powołała nas sama natura. przeł. Mirosław

Żelazny

11

Immanuel Kant

POMYSŁY DO UJĘCIA HISTORII POWSZECHNEJ W ASPEKCIE ŚWIATOWYM Jakiekolwiek ma się wyobrażenie o wolności woli pod względem metafizycznym, to w każdym razie jej zjawiska (Erscheinungen), czyny ludzkie, tak samo jak wszystko inne w przyrodzie, są wyznaczone przez ogólne prawa przyrody. Mimo że przyczyny tych zjawisk są może głęboko ukryte, mamy jednak prawo oczekiwać od historii, która zajmuje się ich opisywaniem, że rozważając grę wolności woli ludzkiej całościowo (im Grosseń) potrafi odkryć w ich przebiegu pewną pra­ widłowość; innymi słowy, że w tym, co u poszczególnych jednostek sprawia wrażenie chaosu i przypadkowości, rozpatrując to z uwagi na cały rodzaj ludzki będzie można dojrzeć stale postępujący naprzód, aczkolwiek powolny rozwój pierwotnych zadatków (Anlagen) tkwią­ cych w ludzkości. Tak na przykład małżeństwa, następujące po nich narodziny oraz zgony, wydarzenia, na które tak wielki wpływ ma wola ludzka, wydają się nie podlegać żadnej prawidłowości, która pozwa­ lałaby z góry przewidzieć ich liczbę; a jednak statystyki prowadzone w większych państawch dowodzą, że również i te wydarzenia zachodzą wedle stałych praw przyrodniczych, podobnie jak zmienne stany po­ gody, których wprawdzie w szczegółach nie można z góry przewidzieć, a które jednak w swej całości niezawodnie zapewniają regularny i nieprzerwany proces wegetacji roślin, biegu rzek i innych urządzeń przyrody. Poszczególni ludzie, a nawet całe narody nie zdają sobie sprawy z tego, że dążąc do realizacji własnych celów, każdy we własnym interesie, a często jeden przeciw drugiemu, niepostrzeżenie dla siebie samych kierują się, niby nicią przewodnią, celem przyrody, chociaż jest on im nieznany, i przyczyniają się do jego realizacji Miejsce w krótkim doniesieniu z dwunastej części „Gothaischen Gd. ZeiŁ", z tego roku, które bez wątpienia pochodzi z mojej rozmowy z pewnym przejezdnym uczonym, zmusza mnie do tego wyjaśnienia, bez którego nie miałoby ono żadnego dającego się pojąć sensu (tłum. Mirosław Żelazny).

35

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie światowym

mimo że nawet gdyby go znali, nie zależałoby im na jego urzeczywi­ stnieniu. Ponieważ ludzie w swoich dążeniach nie kierują się tylko instynktem, jak zwierzęta, ale też w całości nie postępują jak rozumni obywatele świata (Weltburger) wedle uzgodnionego planu, przeto wydaje się, że nie jest możliwa planowa historia ludzkości (taka, jaka jest możliwa w odniesieniu do pszczół czy bobrów). Istotnie nie można się oprzeć uczuciu niesmaku, kiedy ogląda się ludzkie poczynania na wielkiej scenie świata: tu i ówdzie przebłyskuje wprawdzie jakaś mądrość w działaniach jednostkowych, ale całość wydaje się w ostatecznym rachunku splotem głupoty, dziecinnej próżności, a często też dziecięcej złośliwości i żądzy niszczenia, tak że w końcu człowiek sam już nie wie, co ma myśleć o rodzie ludzkim, tak chełpiącym się swoją wyższością. W tej sytuacji filozof, nie mogąc założyć w działaniach ludzi i w grze międzyludzkiej jakiegokolwiek rozumnego zamiaru własnego, nie ma innego wyjścia, jak spróbować, czy w tym pełnym sprzeczności biegu spraw ludzkich nie uda mu się odkryć pewnego zamiaru przyrody. Gdyby się to udało, wówczas stworzenia postę­ pujące bez jakiegokolwiek własnego planu mogłyby mieć jednak historię realizującą pewien określony plan przyrody. - Zobaczmy, czy potrafimy znaleźć nić przewodnią dla takiej historii; resztę zostawmy przyrodzie, ufając, że wyda ona człowieka, który kierując się tą nicią potrafi taką historię napisać. Wszakże wydała ona już Keplera, który w sposób nieoczekiwany poddał określonym prawom ekscentryczne orbity planet, i Newtona, który te prawa wyprowadził z ogólnej przyczyny fizykalnej.

Teza pierwsza Wszystkim przyrodzonym zadatkom każdego stworzenia jest przeznaczone, ażeby się kiedyś rozwinęły całkowicie i zgodnie z celem. Potwierdza to dla wszystkich zwierząt obserwacja zarówno zewnętrzna, jak i anatomiczna. Narząd, który nie miałby być używany, urządzenie, które nie osiągnęłoby swego celu, to sprzeczność w teleologicznej nauce o przyrodzie. Jeśli bowiem odchodzimy od tej tezy podstawowej, stajemy wobec przyrody działającej już nie celowo, lecz

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

igrającej bez celu, i zamiast nici przewodniej rozumu mamy rozpacz­ liwą przypadkowość.

Teza druga U człowieka (jako jedynego stworzenia rozumnego na Ziemi) te jego zadatki przyrodzone, które otrzymał w tym celu, by posługiwał się swoim rozumem, mają się rozwinąć całkowicie nie u jednostki, lecz tylko w rodzie ludzkim. - Rozum jest to u stworzenia jego zdolność do wykraczania w prawidłach i celach kierujących korzysta­ niem przez nie ze wszystkich sił, jakimi dysponuje — poza instynkty przyrodzone. W swoich zamysłach rozum nie zna granic. Nie działa on jednak spontanicznie, jak instynkt, lecz potrzebuje prób, ćwiczenia i nauki, ażeby stopniowo postępować od jednego szczebla poznania (Einsicht) do następnego. Toteż każdy poszczególny człowiek musiałby żyć nieskończenie długo, żeby się nauczyć, jak ma w pełni korzystać ze wszystkich swoich zadatków przyrodzonych. Albo też, jeżeli przy­ roda wyznaczyła człowiekowi krótki czas życia (a tak właśnie jest w rzeczywistości), to potrzebuje ona może niezmierzonego szeregu po­ koleń ludzkich, które przekazują sobie kolejno swoje oświecenie (Aufkldrung) i w ten sposób przyczyniają się do tego, by zalążki oświecenia osiągnęły kiedyś w rodzie ludzkim stopień rozwoju w pełni odpowiadający jej zamiarowi. Moment, w którym to nastąpi, musi być celem dążeń ludzkich - przynajmniej w idei człowieka; inaczej bowiem trzeba by uznać niemal wszystkie nasze zadatki przyrodzone za da­ remne i bezcelowe - co oznaczałoby podcięcie wszelkich zasad pra­ ktycznych i kazałoby nam podejrzewać, że przyroda, której mądrość musimy przyjąć za aksjomat przy ocenianiu wszystkich innych jej urządzeń, jedynie w stosunku do człowieka uprawia dziecinne igraszki.

Teza trzecia Było wolą przyrody, ażeby człowiek całkowicie sam z siebie czerpał to wszystko, co wykracza poza mechaniczne urządzenia jego egzystencji zwierzęcej, i ażeby udziałem jego była tylko taka szczęśliwość czy doskonałość, jaką może osiągnąć sam, niezależnie od instynktu, mocą swojego rozumu. - Przyroda nie robi nic zbędnego

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie światowym

i nie jest rozrzutna w używaniu środków do swoich celów. J u ż to, że dała człowiekowi rozum i opierającą się na rozumie wolność woli, jasno wskazywało, jaki jest jej zamiar co do wyposażenia człowieka. Nie chciała mianowicie, ażeby tylko instynktowi i wiedzy wrodzonej zawdzięczał swe bezpieczne istnienie i umiejętności; miał on, prze­ ciwnie, wszystko czerpać z siebie samego. Wynalezienie pożywienia i odzieży, bezpieczeństwo zewnętrzne i obrona (dla której nie dała mu ani rogów byka, ani pazurów lwa, ani kłów psa, lecz tylko ręce), wszelka radość mogąca uprzyjemnić życie, także poznanie i mądrość, a nawet dobra wola - wszystko to miało być całkowicie jego własnym dziełem. Wydaje się nawet, że przyroda, wyposażając człowieka, szczególnie sobie upodobała jak największą oszczędność, że tak skąpo wydzieliła mu jego uposażenie zwierzęce, przymierzając je tylko do najbardziej niezbędnych potrzeb egzystencji początkowej, j a k gdyby chciała, żeby człowiek, skoro uda mu się kiedyś wznieść się od zupełnej prymitywności do znakomitej sprawności i do wewnętrznej doskona­ łości sposobu myślenia, a przez to do szczęśliwości (na ile jest ona możliwa na ziemi), sobie samemu mógł przypisać wyłączną zasługę i tylko sobie samemu zawdzięczał ten postęp. Toteż można by pomy­ śleć, że zależało jej bardziej na jego rozumnym szacunku dla siebie samego (Selbstschatzung) niż na jego szczęściu. Albowiem w całym biegu rzeczy ludzkich oczekuje człowieka bardzo wiele uciążliwości i trudu i wydaje się, że przyrodzie wcale nie zależało na tym, żeby człowiek żył w pomyślności, lecz tylko na tym, żeby sam dopracował się tego, by przez swoje postępowanie uczynić siebie godnym życia i pomyślności. Dziwne jest w tym jedno: wydaje się mianowicie, że pokolenia wcześniejsze trudziły się tylko dla dobra pokoleń młodszych, po to, by stworzyć dla nich stopień, z którego będą one mogły wyżej wznieść mury budowli zamierzonej przez przyrodę i że tylko pokole­ niom najmłodszym przypadnie w udziale szczęście mieszkania w gmachu, nad którego wzniesieniem pracował (co prawda nie zdając sobie z tego sprawy) długi szereg ich przodków, którzy sami nie moglf uczestniczyć w szczęściu przez siebie przygotowanym. Ale choć jest to zagadkowe, jest to również konieczne, jeżeli uznaje się tezę, która głosi: Jeden określony gatunek zwierząt ma posiadać rozum i jako klasa istot rozumnych, z których każda umiera, które jednak jako

38

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

gatunek są nieśmiertelne, ma mimo to osiągnąć pełne rozwinięcie zadatków, które w nim były zawarte.

Teza czwarta Środkiem, jakim posługuje się przyroda w tym celu, ażeby mogły się rozwinąć wszystkie dane przez nią ludzkości zadatki, jest ich antagonizm w społeczeństwie, który staje się w ostatecznej instancji przyczyną prawidłowego porządku społecznego. - Przez antagonizm rozumiem tutaj aspołeczną towarzyskość ludzi (die ungesellige Geselligkeit der Menschen), tzn. cechującą ich skłonność do życia spo­ łecznego, łączącą się jednak z powszechnym oporem, który wciąż grozi rozbiciem społeczeństwa. Jest oczywiste, że zadatki tego leżą w naturze ludzkiej. Człowiek ma skłonność do uspołecznienia, ponieważ tylko w stanie uspołecznionym czuje się bardziej człowiekiem, tj. czuje, jak rozwijają się jego zadatki przyrodzone. Ale ma również wielką skłonność do odosabniania się (izolowania), ponieważ jedno­ cześnie znajduje w sobie aspołeczną chęć urządzenia wszystkiego wedle własnego upodobania, która to chęć napotyka ze wszystkich stron na opór, i ponieważ jest też świadom tego, że sam skłonny jest do analogicznego oporu wobec innych ludzi. Ten to właśnie opór mobilizuje wszystkie siły człowieka, sprawia, że przezwycięża on swoją skłonność do lenistwa i gnany ambicją, żądzą władzy lub bogactwa, dąży do zdobycia sobie pozycji wśród bliźnich, których nie może znieść, ale bez których nie może się też obyć. Dopiero wtedy zostaje dokonany pierwszy prawdziwy krok od barbarzyństwa do cywilizacji, która w istocie polega na społecznej wartości człowieka. Wtedy też zaczynają się stopniowo rozwijać wszelkie talenty, wy­ kształca się smak, a dzięki postępującemu oświeceniu zostają położone podwaliny pod taki sposób myślenia, przy którym prymitywne zadatki przyrodzone rozeznania moralnego będą się mogły z czasem przeob­ rażać w określone zasady praktyczne, dzięki czemu patologiczna , bo wymuszona zgoda na życie w społeczeństwie, będzie się mogła wre­ szcie przekształcić w związek moralny. Bez tych cech aspołecznych (chociaż same w sobie nie są one bynajmniej przyjemne), których wynikiem jest opór, jaki musi napotkać każdy człowiek w swoich egoistycznych uroszczeniach, w jakiejś arkadyjskiej społeczności pa2

39

Pomysły

do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie światowym

sterskiej, w której panowałaby całkowita harmonia, skromność i miłość wzajemna, wszystkie talenty pozostałyby na zawsze ukryte w zarodku; ludzie, łagodni jak wypasane przez nich owieczki, przywiązywaliby do swej egzystencji znaczenie niewiele większe niż do egzystencji swych zwierząt. Tacy ludzie nie mogliby wypełnić pustki stworzenia z uwagi na jego cel, jako przyroda rozumna. Toteż dzięki niechaj będą przyrodzie za niezgodę, za zawistną rywalizację próżności, za nigdy nie zaspokojoną żądzę posiadania, a nawet władzy! Bez tych przywar wszystkie znakomite zadatki wrodzone ludzkości pozostałaby na za­ wsze nierozwinięte. Człowiek chce zgody - ale przyroda wie lepiej, co jest dobre dla jego gatunku: ona chce niezgody. Człowiek chce żyć w dostatku i zadowoleniu — ale przyroda nie pozwala mu na gnuśność i zadowolenie z tego, co już posiada, każe mu się rzucać w wir pracy i mozołu po to, ażeby musiał wysiłkiem swej inteligencji znajdować sposoby wydobycia się z trudności. Wrodzona człowiekowi skłonność do konfliktów, będąca źródłem uczuć aspołecznych i ustawicznego oporu - skłonność, z której wynika tyle zła, ale która jednocześnie, zmuszając do podejmowania wciąż nowych wysiłków, pobudza do rozwijania zadatków przyrodzonych - pozwala się domyślać ustano­ wienia mądrego Stwórcy, a nie ręki jakiegoś złego ducha, który zepsuł lub z zawiści zupełnie zniszczył dzieło przez Stwórcę wspaniale przygotowane. Teza piąta Zadaniem największym, które stoi przed rodem ludzkim i do rozwiązania którego zmusza go przyroda, jest zrealizowanie spo­ łeczeństwa obywatelskiego (einer biirgerlichen Gesellschaft) po­ wszechnie rządzącego się prawem. - Ponieważ tylko w społeczeń­ stwie, i to w takim społeczeństwie, w którym panuje największa wolność, tzn. wolność pociągająca za sobą powszechny antagonizm jego członków przy jednoczesnym najdokładniejszym określeniu i zapewnieniu granic tej wolności, tak aby mogła ona współistnieć z wolnością innych ludzi, ponieważ, powtarzam, tylko w takim społe­ czeństwie przyroda może osiągnąć swój cel najwyższy, mianowicie rozwinięcie wszystkich zadatków, jakie włożyła w rodzaj ludzki przy czym chce ona, ażeby ludzkość sama osiągnęła ten cel, jak i

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

wszystkie w ogóle cele swojego powołania - przeto najwyższym zadaniem, jakie przyroda postawiła przed rodem ludzkim, musi być społeczeństwo, w którym wolność przy poszanowaniu praw zewnę­ trznych (Freiheit unter dusseren Gesetzen) łączy się w stopniu mo­ żliwie najwyższym z nieodpartym przymusem (mit unwiderstehlicher Gewalt), tzn. doskonale sprawiedliwy ustrój obywatelski. Albowiem tylko przez rozwiązanie i zrealizowanie tego zadania przyroda może osiągnąć wszystkie inne swoje zamierzenia wobec rodu ludzkiego. Do zgodzenia się na stan przymusu zmusza człowieka, skądinąd tak rozmiłowanego w nieskrępowanej wolności, niedola, i to najgorsza ze wszystkich, ta mianowicie, w którą ludzie sami wpędzają się nawzajem, ponieważ takie mają skłoności, że długo nie mogą ze sobą współżyć w nieokiełzanej wolności. Jednakże w takim urządzeniu, jakim jest zjednoczenie obywatelskie, te same skłonności oddziałują jak najko­ rzystniej. Podobnie drzewa w lesie, właśnie dlatego, że każde usiłuje odebrać drugiemu powietrze i słońce, muszą szukać powietrza i słońca ponad sobą i wskutek tego rosną wysoko i prosto, podczas gdy te, które są oddalone jedno od drugiego i mogą wedle upodobania wy­ puszczać gałęzie, karleją i rosną pochyło i krzywo. Cała kultura i sztuka, będąca ozdobą ludzkości, najpiękniejszy porządek obywatelski - to owoce tendencji aspołecznych, które same siebie zmuszają do narzucenia sobie dyscypliny i w ten sposób, dzięki umiejętnościom nabywanym pod przymusem, przyczyniają się do pełnego rozwinięcia zalążków danych przez przyrodę.

Teza szósta To zadanie jest również zadaniem najtrudniejszym i najpóźniej zostanie wypełnione przez ród ludzki. Już przy rozważaniu samej tylko idei tego zadania uderza mianowicie trudność następująca: Czło­ wiek jest zwierzęciem, które - żyjąc pośród innych zwierząt swojego gatunku - potrzebuje pana. Będzie bowiem na pewno nadużywał swojej wolności w stosunku do istot do siebie podobnych i chociaż jako stworzenie rozumne życzy sobie prawa, które wyznaczałoby granice wolności każdej jednostki, to jednak jego egoistyczny popęd zwierzęcy skłania go do tego, by dla siebie czynić wyjątek. Toteż potrzebuje pana, który d a m i e w nim jego wolę własną i zmusi go do

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie światowym

posłuszeństwa wobec woli powszechnie obowiązującej, przy której władaniu każdy może być wolny. Gdzie jednak znajdzie takiego pana? Nigdzie indziej, jak pośród rodu ludzkiego. Ale taki pan sam będzie również zwierzęciem, które samo potrzebuje pana. Jakkolwiek by się przeto do tego zabierał, trudno sobie wyobrazić, jak mógłby znaleźć sobie zwierzchnika sprawiedliwości publicznej, który sam byłby spra­ wiedliwy - czy będzie chciał go znaleźć w jednej osobie, czy w większej zbiorowości osób do rządzenia wybranych. Albowiem każda z tych osób będzie również nadużywała swojej wolności, jeżeli nie będzie miała nad sobą kogoś, kto by zgodnie z prawami sprawował nad nią władzę. - Najwyższy zwierzchnik ma być jednak sprawiedliwy sam dla siebie, a jednocześnie ma być człowiekiem. Dlatego zadanie to jest najtrudniejsze ze wszystkich i jego rozwiązanie doskonałe jest niemożliwe: z drzewa tak rosochatego, z jakiego zrobiony jest człowiek, nie można wyciosać czegoś zupełnie prostego. Toteż przyroda nakazała nam tylko zbliżać się do tej idei . To, że nawet owo zbliżanie się będzie zrealizowane bardzo późno, wynika poza tym stąd, że wymaga ono urobienia sobie właściwego pojęcia o naturze ustroju możliwego, wielkiego doświadczenia zdobytego w ciągu bardzo długiego okresu dziejów, a nade wszystko dobrej woli, gotowej przyjąć taki ustrój a takie trzy warunki niełatwo mogą być spełnione jednocześnie, i jeżeli to kiedyś nastąpi, to bardzo późno, po wielu próbach daremnych.

Teza siódma Zadanie stworzenia doskonałego ustroju oby watelskiego jest zwią­ zane z problemem praworządnych stosunków zewnętrznych mię­ dzy państwami i bez rozwiązania tego problemu nie może być zrealizowane. Na cóż się zda pracować nad wprowadzeniem obywa­ telskiej praworządności w stosunkach między poszczególnymi ludźmi, Rola człowieka jest więc bardzo szczególna. Jak to jest z mieszkańcami innych planet, jakie właściwości ma ich natura, tego nie wiemy. Ale jeżeli potrafimy dobrze wypełnić to zobowiązanie nałożone na nas przez przyrodę, to będziemy mogli sobie pochlebiać, że wśród naszych sąsiadów we wszechświecie mamy prawo domagać się rangi dosyć wysokiej. Być może, że u nich każde indywiduum może w swoim życiu w pełni zrealizować swoje powołanie. U nas jest inaczej - tylko gatunek może się tego spodziewać.

42

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

tzn. nad należytym zorganizowaniem wspólnoty (eines gemeinen Wesens), skoro ta sama skłonność aspołeczna, która zmusiła ludzi do takiego uporządkowania stosunków wzajemnych, sprawia z kolei, że każda taka wspólnota w stosunkach zewnętrznych, tzn. jako państwo w stosunku do innych państw, żyje w nieskrępowanej wolności, wskutek czego jedno państwo może oczekiwać od drugiego tylko zła - takiego samego zła jak to, które przedtem przygniatało poszczegól­ nych ludzi, aż zmusiło ich wreszcie do wstąpienia w stan praworządnej organizacji obywatelskiej. Otóż przyroda znowu posługuje się nie­ umiejętnością ludzi, a nawet całych społeczeństw ludzkich i organi­ zmów państwowych, do życia w zgodzie jako środkiem, ażeby poprzez ich nieunikniony antagonizm doprowadzić do stanu spokoju i bezpie­ czeństwa; tzn. ażeby poprzez wojny, stany napięcia i niesłabnące zbrojenia, poprzez wynikającą stąd nędzę, jaką musi odczuwać w życiu wewnętrznym każdy naród nawet w okresie pokoju - doprowadzić do prób początkowo niedoskonałych, wreszcie jednak, po wielu zniszcze­ niach, przewrotach i nawet po okresie powszechnego wyczerpania sił, doprowadzić do tego, co rozum mógłby podszepnąć ludziom także bez tylu smutnych doświadczeń, mianowicie do wyjścia ze stanu barbarzyństwa i do utworzenia związku narodów. W takim związku każde państwo, nawet najmniejsze, mogłoby mieć gwarancję bezpie­ czeństwa i poszanowania swoich praw nie we własnej sile czy własnym osądzie prawnym, lecz w tym wielkim Związku Narodów (Foedus Amphictyonum), zjednoczonej potędze i zjednoczonej woli, rozstrzy­ gającej zgodnie z prawem. Idea taka wydaje się marzycielstwem i jako marzycielstwo była wyśmiewana u księdza de Saint-Pierre czy u Jana Jakuba Rousseau (może dlatego, że obaj oni wierzyli w bliskość jej zrealizowania); niemniej jednak jest to jedyny i nieuchronny sposób wyjścia z nędzy, w jaką ludzie wpędzają się wzajemnie. Nędza zmusi państwa do podjęcia tej samej decyzji (aczkolwiek przyjdzie im ona niełatwo), na jaką musiał się zdobyć, acz niechętnie, człowiek dziki, mianowicie do zrzeczenia się brutalnej wolności i do szukania spokoju i bezpieczeń­ stwa w ustroju opartym na praworządności. - Toteż wszystkie wojny są (wprawdzie nic w zamierzeniach ludzkich, ale w zamierzeniu przyrody) nie czym innym, jak próbami wprowadzenia nowych sto­ sunków między państwami, stworzenia przez zniszczenie lub rozbiór

43

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie światowym

starych ciał politycznych - organizmów nowych, które z kolei nie mogą się utrzymywać albo z przyczyn wewnętrznych, albo z powodu konfliktu z innymi i dlatego muszą przejść znowu przez podobne rewolucje; aż wreszcie, po części dzięki wprowadzeniu w wewnętrznej organizacji państw możliwie najlepszego ustroju obywatelskiego, po części dzięki wspólnemu porozumieniu i wspólnemu ustawodawstwu zostanie osiągnięty w stosunkach zewnętrznych stan, który, podobnie jak wspólnota obywatelska, sam będzie mógł się utrzymać niejako automatycznie. Czy mamy wierzyć, przyjmując epikurejska naukę o zbiegu przyczyn działających, że państwa, podobnie jak małe pyłki materii, wskutek swoich przypadkowych zderzeń próbują rozmaitych ukształtowań (Bildungeń), które z kolei ulegną zniszczeniu w wyniku nowych zderzeń, aż kiedyś wreszcie przypadkowo uda im się stworzyć takie ukształ­ towanie (Bildung), które będzie się mogło w swojej postaci utrzymać (co byłoby trafem szczęścia, jakie niełatwo może się kiedykolwiek wydarzyć)? Czy też należy przyjąć, że przyroda postępuje w przebiegu dziejów ze ścisłą prawidłowością, że chce wyprowadzić człowieka stopniowo od najniższego szczebla zwierzęcości do najwyższego szczebla człowieczeństwa, i to jego własną przemyślnością, aczkolwiek na nim wymuszoną, i że w tej pozornie dzikiej gmatwaninie wydarzeń z całą prawidłowością rozwija jego pierwotne zadatki? Czy też uznamy raczej, że z tych wszystkich ludzkich działań i przeciwdziałań w całości w ogóle nic nie wyniknie, a w każdym razie nic mądrego, że zawsze będzie tak, jak było od początku, i że dlatego jest zupełnie możliwe, iż niezgoda, tak naturalna dla naszego gatunku, wtrąci nas w otchłań cierpienia, i to w momencie, kiedy będziemy się znajdować w stanie wysoko posuniętej moralności, i wywołując barbarzyńskie spustoszenia zniszczy ten stan i wszystkie dotychczasowe zdobycze kultury (a los taki nie jest nieprawdopodobny pod rządami ślepego przypadku, takimi zaś rządami byłoby faktycznie panowanie wolności nie skrępowanej prawem - jeżeli nie widzi się za nią nici przewodniej wiodącej ku mądrości, za pomocą której tajemnie kieruje nią przyroda)? Wszystkie te pytania sprowadzają się ostatecznie do jednego: Czy rozumne jest przypuszczenie, że urządzenie przyrody jest celowe w poszczególnych częściach, a bezcelowe w całości? To, co sprawił pozbawiony celowości stan ludzi dzikich, który przez długi czas

44

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

hamował rozwój zadatków przyrodzonych ludzkości, w końcu jednak przez cierpienia, w jakich ją pogrążył, zmusił ją do wydostania się ze stanu dzikości i do przyjęcia ustroju obywatelskiego, w którym mogą się rozwinąć wszystkie owe zalążki, to samo sprawi również barba­ rzyńska wolność państw obecnie istniejących. Zużywanie wszystkich sił jednego państwa na zbrojenia wymierzone przeciw drugiemu, spustoszenia, jakich dokonują wojny, a przede wszystkim konieczność utrzymywania się w ustawicznej gotowości wojennej, wszystko to hamuje wprawdzie rozwój zadatków przyrodzonych, ale jednocześnie wynikające stąd cierpienia zmuszają ludzkość - poza obroną jednych państw przed drugimi, która sama w sobie jest zjawiskiem zdrowym, przejawem ich wolności - do ustanowienia prawa równowagi i do stworzenia siły zjednoczonej zdolnej to prawo zagwarantować, a więc do wprowadzenia światowego stanu powszechnego bezpieczeństwa wszystkich państw. Taki stan nie będzie pozbawiony wszelkiego niebezpieczeństwa - ażeby siły ludzkości nie zgnuśniały, ale jedno­ cześnie będzie w nim obowiązywać zasada równowagi wzajemnego działania i przeciwdziałania państw - ażeby państwa nie mogły się wzajemnie zniszczyć. Zanim nie zostanie uczyniony ten ostatni krok, tzn. zanim nie powstanie zjednoczenie państw, w naszych czasach, kiedy znajdujemy się mniej więcej w połowie drogi do stworzenia takiej organizacji międzynarodowej, natura ludzka nękana jest najstra­ szniejszymi cierpieniami - pod zwodniczym pozorem zewnętrznego dobrobytu. Toteż Rousseau nie bez słuszności od stanu współczesnego wyżej stawiał stan człowieka dzikiego - oczywiście jeśli nie bierze się pod uwagę tego ostatniego szczebla, na jaki wzniesie się kiedyś ludzkość. Dzięki sztuce i nauce jesteśmy już w wysokim stopniu kulturalni (cultiviert). Jesteśmy aż nazbyt ucywilizowani (civilisiert), jeśli idzie o rozmaite formy uprzejmości towarzyskiej i dobrego wychowania. Ale bardzo dużo brakuje nam jeszcze do tego, żebyśmy mogli uważać się już za umoralnionych (moralisiert). Albowiem idea moralności należy wprawdzie do kultury (Cullur), ale stosowanie tej idei jedynie w sferze etycznopodobnej, wyrażające się w przestrzeganiu zasad honoru i dobrego wychowania, oznacza tylko ucywilizowanie (Cwilisierung). Jak długo państwa będą zużywały wszystkie swoje siły dla realizowania próżnych i brutalnych celów zaborczych i jak długo będą ustawicznie przeszkadzać swym obywatelom w powolnej i trudnej

AZ

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie światowym

pracy nad wewnętrznym wykształceniem sposobu myślenia, odmawia­ jąc im poparcia nawet dla samego tego zamierzenia, nie możemy oczekiwać nadejścia stanu moralności, ponieważ do osiągnięcia takiego stanu jest potrzebna długotrwała obróbka wewnętrznej struktury każ­ dego państwa, tak aby mogło ono wychowywać swoich obywateli. Dobro, jeżeli nie jest ugruntowane w moralnie dobrym przekonaniu i usposobieniu (Gesinnung), jest tylko pozorem i blichtrem, spoza któ­ rego wyziera nędza. W takim stanie ród ludzki trwać będzie tak długo, aż wysiłkiem i pracą, w sposób taki, jak to wyżej powiedziałem, nie wydobędzie się z dotychczasowego chaotycznego układu stosunków między państwami.

Teza ósma Możemy uważać historię ludzkości w aspekcie całościowym (im Grossen) za realizację ukrytego zamiaru przyrody, jakim jest stworzenie ustroju doskonałego wewnętrznie (a dla osiągnięcia tego celu doskonałego także zewnętrznie) j a k o jedynego stanu, w którym może ona w rodzie ludzkim rozwinąć wszystkie dane mu przez siebie zadatki. Teza ta wynika z poprzedniej. Wszakże filozofia ma być może także swój chiliazm, ale taki chiliazm, który dla swego urzeczywistnienia potrzebuje, choć bardzo pośrednio, idei filozoficznej, który nie jest więc ani trochę marzycielski (schwarmeriscK). Chodzi tylko o to, czy doświadczenie pozwala n a m dojrzeć coś, co wskazy­ wałoby, że taki właśnie jest zamiar przyrody. Podkreślam: coś, cokol­ wiek, ponieważ tyle musi jeszcze upłynąć czasu, zanim się zamknie krąg dziejów, że z takiego małego odcinka, jaki ludzkość przebyła dotychczas na drodze ku realizacji tego zamiaru, można określić cały tor i stosunek części do całości tylko w przybliżeniu, podobnie jak na podstawie wszystkich dotychczasowych obserwacji nieba można tylko w przybliżeniu określić drogę Słońca z całym zastępem jego satelitów w ogromnym systemie gwiazd stałych. Jednakże przyjmując syste­ matyczną organizację świata jako ogólną podstawę (Grund) oraz opierając się na tych niewielu obserwacjach dotychczasowych, można z wystarczającą pewnością wnosić o rzeczywistości takiego celowego biegu świata. Przy tym natura ludzka ma to do siebie, że człowiekowi nie jest obojętne nawet to, co ma spotkać jego gatunek w czasach

46

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

najodleglejszych, jeżeli tylko może mieć pewność, że to nastąpi. A już szczególnie odnosi się to do naszych czasów, ponieważ my moglibyśmy, jak się wydaje, wprowadzając w naszej epoce rozumne urządzenia, przybliżyć dla naszych potomków ów czas tak szczęśliwy. Toteż bardzo ważne są dla nas najsłabsze nawet zapowiedzi, że czas ten się zbliża. Stosunki między państwami są obecnie tak skompliko­ wane, że każde państwo musi dbać o kulturę wewnętrzną, jeżeli nie chce stracić prestiżu i wpływów na rzecz innych państw. A więc jeżeli nie postęp w realizowaniu celu przyrody, to w każdym razie utrzymanie obecnego stadium realizacji jest dość dobrze zapewnione nawet przez czysto ambicjonalny interes poszczególnych państw. Następnie, w naszych czasach naruszenie wolności obywatelskiej nie może się nie odbić niekorzystnie na wszystkich gałęziach wytwórczo­ ści, a nade wszystko na handlu, i tym samym musi osłabić między­ narodową pozycję państwa. Toteż wolność ta stopniowo się powiększa. Jeśli bowiem krępuje się swobodę obywatela, nie pozwalając mu szukać sobie źródeł dobrobytu wedle własnej woli (oczywiście w sposób nie kolidujący z wolnością innych ludzi), wówczas osłabia się ogólną żywotność gospodarczą, a tym samym siły całego państwa. Z tych to powodów zmniejszają się ograniczenia swobody jednostki w jej aktywności, zwiększa się powszechna wolność religijna, i w ten sposób, mimo dochodzących tu i ówdzie do głosu szaleństw i dziwactw, stopniowo wykluwa się oświecenie - o w o wielkie dobro, jakie musi wyniknąć dla ludzkości nawet z mocarstwowych ambicji jej władców, jeżeli tylko rozumieją oni swój własny interes. Ale oświecenie, a wraz z nim także emocjonalne zaangażowanie, jakie człowiek oświecony na pewno odczuwa wobec dobra, jeżeli naprawdę j e rozumie, musi się stopniowo rozszerzać, dotrzeć aż do tronów i wywierać wpływ nawet na najbardziej zasadnicze zarządzenia i decyzje polityczne. Tak np., chociaż władcy naszego świata nie mają obecnie pieniędzy na zakłady nauczania publicznego i w ogólności na to wszystko, co dotyczy dobra świata (das Weltbeste), ponieważ wszystkie swoje zasoby mają w pogotowiu dla przyszłej wojny, to jednak zrozumieją, że we własnym interesie powinni przynajmniej nie krępować owych słabych wprawdzie i powolnych wysiłków, jakie w tej dziedzinie podejmuje sam lud. I wreszcie wojna staje się stopniowo przedsię­ wzięciem nie tylko, jak dotąd, skomplikowanym i co do wyniku dla

47

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

obu stron niepewnym, lecz ponadto szczególnie ryzykownym i ucią­ żliwym z uwagi na swoje następstwa, mianowicie na ten wynalazek ostatnich czasów, jakim jest spłacenie długów wojennych, coraz wię­ kszych i nie podlegających umorzeniu. Ponadto na naszym kontynencie, tak silnie powiązanym gospodarczo, każdy wstrząs w jednym państwie ma swoje reperkusje we wszystkich innych państwach, które z tej racji czując się zagrożone, same zgłaszją się na arbitrów chociaż nie mają do tego podstaw prawnych, przygotowując w ten sposób pierwsze zaczątki przyszłego wielkiwgo organizmu międzynarodowego, nie mającego precedensu w historii. Chociaż taki organizm przedstawia się nam dzisiaj tylko w bardzo surowym zarysie, to jednak wszystkie państwa zaczynają już dzisiaj odczuwać jego potrzebę i każdemu z nich zależy na utrzymaniu całości. To zjawisko pozwala żywić nadzieję, że po pewnych rewolucjach i przeobrażeniach kiedyś powstanie wre­ szcie to, co jest najwyższym celem przyrody: stan powszechnego zjednoczenia narodów całego świata, w którym jak we wspólnym łonie rozwiną się wszystkie pierwotne zadatki rodu ludzkiego.

Teza dziewiąta Filozoficzna próbę opracowania historii powszechnej j a k o reali­ zowania się planu przyrody, stawiającego za cel doskonałe oby­ watelskie zjednoczenie całego rodu ludzkiego, należy uznać za możliwą i za potrzebną właśnie dla celów przyrody. Wydaje się wprawdzie, że jest pomysłem dziwacznym i niedorzecznym chcieć napisać historię zgodnie z ideą, jak musiałby wyglądać bieg świata, jeżeliby miał odpowiadać pewnym celom rozumnym, że z takim zamiarem można przystąpić tylko do pisania powieści. Jednakowoż jeżeli mamy prawo przyjąć, że przyroda nawet w grze ludzkiej wolności nie postępuje bez określonego planu i celu, to taka idea mogłaby być bardzo użyteczna i nawet jeżeli nasz wzrok nie sięga dostatecznie daleko, byśmy mogli przejrzeć ukryty mechanizm urządzeń przyrody, to jednak mogłaby ona być dla nas nicią przewodnią, pozwalającą nam przedstawić - przynajmniej w aspekcie całościowym - jako pewien system to, co bez niej stanowi bezplanowy zbiór ludzkich działań. Jeśli zaczniemy od historii greckiej, jako tej, przez którą została nam przekazana lub przynajmniej uwierzytelniona wszelka

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

historia wcześniejsza lub jej współczesna*, i jeżeli będziemy badać wpływ Grecji na powstanie, a następnie na degenerację organizacji państwowej narodu rzymskiego, który połknął Grecję, i dalej będziemy śledzić, aż do naszych czasów, wpływ Rzymu na barbarzyńców, którzy z kolei zniszczyli Rzym - dołączając do tego jako epizody historię polityczną innych narodów, w miarę tego, jak ją poznajemy poprzez kontakty, jakie miały z nimi narody oświecone - wówczas odkryjemy w naszej części świata (która prawdopodobnie kiedyś nada prawa wszystkim innym częściom) prawidłowo postępujące naprzód dosko­ nalenie ustrojów państwowych. I jeżeli następnie będziemy wszędzie zwracać uwagę tylko na ustrój obywatelski państw, ich prawa i politykę międzynarodową, o ile dzięki jakiemuś zawartemu w nich dobru przyczyniały się przez pewien czas do wyniesienia i uświetnienia danych narodów (a jednocześnie sztuki i nauki), a następnie, wskutek immanentnych im błędów, spowodowały ich upadek (ale upadek taki, że mogły się jednak zawsze ostać jakieś zarodki oświecenia, które rozwijając się z każdą rewolucją przygoto­ wywały następny, wyższy stopień oświecenia), to potrafimy, jak sądzę, znaleźć nić przewodnią, która posłuży nam nie tylko do wytłumaczenia chaotycznej gry spraw ludzkich czy do politycznych proroctw na temat przyszłych losów państw (taką naukę wyciągnięto z historii ludzkiej i bez niej, nawet uważając dzieje za niczym nie powiązane skutki wolności nie podlegającej żadnym prawom). Dzięki znalezieniu tej nici przewodniej otworzy się przed nami pocieszająca perspektywa przyszłości (jakiej nie możemy spodziewać się zasadnie, jeżeli nie założymy istnienia pewnego planu przyrody), zobaczymy, jak w od­ ległej przyszłości ludzkość swoim wysiłkiem i pracą osiąga w końcu stan, w którym będą się mogły w pełni rozwinąć wszystkie zalążki, jakie w nią włożyła przyroda, i w którym wypełni ona swoje powołanie

Tylko społeczność wykształcona, która przetrwała nieprzerwanie od swego początku aż do naszych czasów, może uwierzytelnić starożytną historię. Wszystko poza tym to terra incognito, a historia ludów, które żyły poza nią, zaczyna się dopiero od czasu, kiedy znalazły się one w jej zasięgu. Tak było z narodem żydowskim w czasie Ptolemeuszy, dzięki greckiemu przekładowi Biblii; przedtem mieliśmy o nim tylko wiadomości izolowane i mało wiarygodne. Od tego momentu poczynając (przy czym musi on być należycie ustalony) możemy przyjąć jego własne opowiadania. I podobnie w stosunku do innych narodów. Pierwsza karta Tukidydesa - mówi Hume - to jedyny początek prawdziwej historii.

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

tu, na Ziemi. Takie usprawiedliwienie przyrody - albo raczej Opatrz­ ności - jest niebłahym motywem, skłaniającym do przyjęcia takiego punktu widzenia w refleksji nad światem. Na cóż się bowiem przyda wysławiać wspaniałość i mądrość stworzenia w bezrozumnym króle­ stwie przyrody i zalecać ją jako przedmiot badań, jeżeli ta część wielkiej widowni najwyższej mądrości, która przede wszystkim p o ­ winna być terenem realizowania się celu - historia rodu ludzkiego ma być ustawicznie argumentem przemawiającym przeciw tej mądro­ ści, ma być dziedziną, której widok zmusza do odwrócenia oczu z niechęcią, do zwątpienia, że kiedykolwiek dojrzymy w niej jakiś doskonały, rozumny zamiar, i do oczekiwania go tylko na tamtym świecie? Posądzać mnie o to, ż e wprowadzając taką ideę przewodnią historii powszechnej, w której jest pewna nić przewodnia aprioryczna, chciał­ bym wyrugować całą historiografię właściwą, opracowywaną tylko empirycznie - byłoby zupełnym niezrozumieniem moich intencji. Wysuwam tylko myśl, czego mógłby spróbować, zajmując inny punkt widzenia, umysł filozoficzny (który poza tym musiałby mieć bardzo dobrą znajomość historii). Ponadto drobiazgowość, z jaką opracowuje się obecnie historię współczesną, skądinąd godna uznania, musi jednak skłonić każdego człowieka do refleksji, jak nasi dalecy potomkowie zabiorą się do ujęcia całego bagażu historii, który im po stuleciach przekażemy. Nie ulega wątpliwości, że historię najdawniejszą, której dokumenty będą już dla nich niedostępne, będą oceniać tylko z uwagi na to, co będzie ich interesować, mianowicie wedle tego, czego dokonały lub w czym się wyrodziły narody i rządy w aspekcie światowym. Chęć sprawienia, aby o tym pomyśleli zwierzchnicy państw i ich ministrowie, żeby zrozumieli, jaki jest jedyny sposób zapewnienia sobie chwalebnej pamięci aż po najdalsze czasy - mogłaby być jeszcze jednym dodatkowym motywem podjęcia próby napisania takiej historii filozoficznej. Przeł. Irena

50

Krońska

Pomysły do ujęcia historii powszechnej

w aspekcie

światowym

PRZYPISY REDAKCJI I TŁUMACZA

Uwaga redakcji: Miejsce, o którym pisze Kant, znajduje się na 95 stronie Gothaischen Gelehrten Zeitungl784 (12 Stuck 11 Februar). W rozdziale Kurzeń Nachrichten pisze się tu, że „Oberhoffprediger S c h u l z e " zajmuje się tym, ażeby „Krytykę czystego r o z u m u " poprzez tłumaczenie uczynić powszechnie zrozumiałą rozprawą. W drugiej części rozdziału czytamy: „Jest ulubioną ideą Pana Prof. Kanta, że ostatecznym celem ludzkiego rodzaju będzie osiągnięcie najdoskonalszego ustroju państwowego i życzy on sobie, by filozofujący dziejopis podjął wysiłek dostarczenia nam w tym względzie historii ludzkości i ukazania, jak dalece ludzkość w różnych czasach przybliżyła się do tego celu, czy też oddaliła się od niego i co dla jego osiągnięcia można jeszcze uczynić." (opr. Mirosław Żelazny). 2

Terminu „patologiczny" używa Kant nawiązując do znaczenia etymologicznego, w sensie: „uwarunkowany zmysłowo, przez namięt­ ności, podlegający bodźcom i popędom z m y s ł o w y m " . 3

Auzja do traktatu księdza de Saint-Pierre'a Projekt sprawienia pokoju trwałym w Europie (1713-1717) i do pracy J. J. Rousseau Uwagi o wiecznym pokoju (1761), napisanej w związku z projektem Saint-Pierre'a.

51

Immanuel Kant

CO TO JEST OŚWIECENIE? Oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy. Niepełnoletność to niezdolność czło­ wieka do posługiwania się swym własnym rozumem, bez obcego kierownictwa. Zawinioną jest ta niepełnoletność wtedy, kiedy przy­ czyną jej jest nie brak rozumu, lecz decyzji i odwagi posługiwania się nim bez obcego kierownictwa. Sapere aude! Miej odwagę posługiwać się swym własnym rozumem - tak oto brzmi hasło Oświecenia. Lenistwo i tchórzostwo to przyczyny, dla których tak wielka część ludzi, mimo wyzwolenia ich przez naturę z obcego kierownictwa (naturaliter maiorenneś), pozostaje chętnie niepełnoletnimi przez całe swoje życie. Te same przyczyny sprawiają, że inni mogą tak łatwo narzucić się im jako opiekunowie. To bardzo wygodne być niepełno­ letnim. Jeśli posiadam książkę, która zastępuje mi rozum, opiekuna duchownego, który zamiast mnie posiada sumienie, lekarza, który zamiast mnie ustala moją dietę itd., itd. - nie muszę sam o nic się troszczyć. Nie potrzebuję myśleć, jeśli tylko mogę za wszystko zapła­ cić; inni już zamiast mnie zajmą się tą kłopotliwą sprawą. O to, by większa część ludzi (a wśród nich cała płeć piękna) uważała krok ku pełnoletności, już sam dla siebie trudny, także za niebezpieczny - o to troszczą się już ich opiekunowie, którzy łaskawie podjęli się trudów nadzorowania. Kiedy już udało się im ogłupić ten swój inwentarz domowy i zatroszczyli się o to, by te spokojne stworzenia nie odważyły się zrobić ani kroku bez kojca dla niemowląt, do którego sami ich wsadzili, ukazują im niebezpieczeństwa, jakie grożą im w wypadku, gdyby próbowali samodzielnie chodzić. Niebezpieczeństwo to nie jest wprawdzie (jak wiemy) bardzo duże i po kilku upadkach nauczyliby się wreszcie chodzić, ale dość zazwyczaj jednego przykładu takiego upadku, by onieśmielić i odstraszyć od wszelkich dalszych tego rodzaju prób. Toteż każdemu pojedynczemu człowiekowi trudno jest wydobyć się z niepełnoletności, która stała się prawie jego drugą naturą. Polubił ją nawet, tę swoją niepełnoletność, i nie jest rzeczywiście zdolny tak od

CO to jest

Oświecenie?

razu zacząć posługiwać się swym własnym rozumem - nigdy bowiem nie pozwolono mu nawet uczynić próby w tym kierunku. Dogmaty i formułki - owe mechaniczne narzędzia rozumnego używania, a raczej nadużywania swych naturalnych zdolności - to dzwoneczki błazeńskie wiecznie trwającej niepełnoletności. Gdyby człowiek pojedynczy się nawet od nich uwolnił, nie potrafiłby w jakiś pewny sposób przeskoczyć nawet najwęższego rowu - nie przywykł bowiem do tak swobodnego poruszania się. Toteż tylko niewielu ludziom udało się wydobyć z niepełnoletności dzięki własnej pracy swojego ducha i stanąć pewnie na swych własnych nogach. Natomiast taki wypadek, by publiczność oświeciła się sama, jest raczej możliwy; co więcej: nawet nieunikniony, jeśli pozostawić pub­ liczności wolność. Znajdą się bowiem wśród niej zawsze ludzie sa­ modzielnie myślący, i to nawet pośród opiekunów dużego stada, którzy, zrzuciwszy ze siebie jarzmo niepełnoletności, szerzyć będą dokoła siebie ducha rozumnej oceny wartości własnej każdego człowieka i samodzielnego myślenia o jego przeznaczeniu. Szczególne jest przy tym to, że publiczność, której sami przedtem narzucali jarzmo nie­ pełnoletności, zmusza ich - podburzona przez innych opiekunów niezdolnych do wstąpienia na drogę Oświecenia - do dalszego pozo­ stawania w jarzmie; szkodliwą okazuje się więc rzeczą szerzenie przesądów - w ostatecznym rachunku bowiem mszczą się one na tych, którzy sami, względnie przez swoich poprzedników, byli ich twórcami. Dlatego też publiczność może tylko powoli dojrzeć do Oświecenia. Rewolucja może wprawdzie doprowadzić do obalenia despotyzmu jednostek czy ucisku ze strony ludzi żądnych zysków i władzy - nigdy jednak nie doprowadzi do prawdziwej reformy sposobu myślenia; nowe przesądy, tak jak przedtem stare, staną się nicią przewodnią bezmyślnej masy. Do wejścia na drogę Oświecenia nie potrzeba niczego prócz wolności: i to wolności najnieszkodliwszej spośród wszystkiego, co nazwać można wolnością, mianowicie wolności czynienia wszechstronnego, publicznego użytku ze swego rozumu. A jednak ze wszystkich stron słyszę pokrzykiwanie: nie myśleć! Oficer woła: nie myśleć! ćwiczyć! Radca finansowy: nie myśleć! płacić! Ksiądz: nie myśleć! wierzyć! (Jeden jedyny tylko na świecie pan mówi: myślcie, ile chcecie i o czym chcecie; ale bądźcie posłuszni! ) Wszędzie więc mamy do 1

54

Co to jest

Oświecenie?

czynienia z ograniczeniami wolności. Które jednak z nich są przeszkodą dla Oświecenia, a które nie i raczej nawet pomagają Oświeceniu - na to pytanie odpowiadam: publiczny użytek (der óffentliche Gebrauch) ze swego rozumu musi być zawsze wolny i tylko taki użytek może doprowadzić do urzeczywistnienia się Oświecenia wśród ludzi; nato­ miast prywatny użytek (Privatgebraucti) może być często bardzo ograniczony, a mimo to nie stanowić jakiejś szczególnej przeszkody dla postępu Oświecenia. Mówiąc o publicznym użytku ze swego rozumu, mam na myśli taki jego użytek, jaki ktoś jako uczony czyni ze swego rozumu wobec całej publiczności czytającego świata. Użyt­ kiem prywatnym natomiast nazywam taki jego użytek, jaki wolno zeń czynić człowiekowi na powierzonym mu publicznym stanowisku czy urzędzie. Rzecz ma się tak, że w pewnych sprawach zahaczających o interesy społeczności konieczny jest pewien mechanizm, przy którym wystarczy, by niektóre człony tej społeczności zachowywały się choćby tylko pasywnie, aby rząd mógł, przez stworzoną w ten sposób sztuczną jedność, skierować je ku celom publicznym albo przynajmniej po­ wstrzymać od zniszczenia tych celów. W tych sprawach jakieś zasta­ nawianie się jest oczywiście niedozwolone; trzeba słuchać. O ile jednak jakaś część tej maszyity uważa siebie za człon wspólnoty, a nawet za człon wspólnoty światowej, to jednostka taka, o ile w charakterze uczonego zwraca się ra pośrednictwem swoich pism do publiczności w właściwym tego słowa rozumieniu, ma bez wątpienia prawo do rozumowania - oczywiście bez narażania na szwank tych interesów, w których realizowaniu bierze udział jako pasywne ogniwo. Byłoby oczywiście rzeczą bardzo szkodliwą, gdyby oficer, któremu przełożony coś polecił, chciał na służbie głośno zastanawiać się nad pożytecznością czy celowością tego rozkazu; obowiązkiem jego jest słuchać. Nie można mu jednak - i to całkiem słusznie - zabronić, by jako uczony nie pisał o błędach w dziedzinie służby wojskowej i uwagi swe przedkładał publiczności do oceny. Obywatel nie może odmówić płacenia nakładanych nań podatków; złośliwa krytyka podatków - o ile jest się samemu zobowiązanym do ich płacenia - mogłaby nawet jako skandal (mogący wywołać powszechną odmowę płacenia podat­ ków) podlegać karze. Ale ten sam obywatel nie narusza w niczym obowiązków obywatelskich, kiedy jako uczony publicznie wyraża swoje zdanie o niestosowności czy niesprawiedliwości takich podat-

55

Co to jest

Oświecenie?

ków. Podobnie zobowiązany jest duchowny uczyć swoich uczniów katechizmu i wygłaszać wiernym kazania zgodnie z symbolami wiary kościoła, któremu służy; na tych warunkach bowiem został przyjęty. Jako uczony jednak ma on zupełną swobodę, a nawet powołany jest do tego, by wszystkie swoje dokładnie przemyślane i dobrymi chęciami ożywione myśli o błędach w tych symbolach oraz swoje propozycje naprawy instytucji religijnych i kościelnych zakomunikować publicz­ ności. Nie ma w tym nic takiego, co można by uważać za niezgodne z jego sumieniem. To bowiem, o czym naucza z racji swego urzędu jak pełnomocnik kościoła, określa on sam jako rzecz, w stosunku do której nie posiada wolności nauczania wedhig własnego widzimisię, bo na swój urząd przyjęty został po to, by wykładać zgodnie z przepisami i w cudzym imieniu. Będzie on mówił: kościół nasz naucza tak a tak i takie są dowody, którymi się posługuje; następnie ukaże on gminie swej wszystkie praktyczne korzyści, płynące z tez, których sam nie podpisałby może z pełnym przekonaniem, ale do których wyłożenia mógł się jednak zobowiązać, jako że nie jest rzeczą zupełnie niemożliwą, by w tezach tych zawarta była jednak prawda, a w każdym razie nie ma w nich nic takiego, co byłoby sprzeczne z wewnętrznym poczuciem religijnym. Gdyby bowiem sądził, że tezy te sprzeczność taką w sobie zawierają, nie mógłby z czystym sumieniem zajmować swego urzędu; musiałby zeń zrezygnować. Użytek, jaki sprawujący swój urząd duszpasterz czyni wobec wiernych ze swego rozumu, jest użytkiem tylko prywatnym, gmina bowiem jest zawsze zgromadze­ niem domowym, choćby bardzo dużym, i w odniesieniu do takiego zgromadzenia nie posiada on jako kapłan i nie może posiadać wolności nauczania, gdyż w danym wypadku wykonuje tylko obce zlecenie. Jako uczony natomiast, który za pośrednictwem swoich pism przema­ wia do publiczności we właściwym tego słowa znaczeniu, mianowicie do świata, a więc jako duchowny w publicznym używaniu swego rozumu korzysta on z nieograniczonej wolności posługiwania się nim i przemawia w e własnym imieniu. Taki stan rzeczy bowiem, by opiekunowie ludu (w rzeczach duchownych) sami byli niepełnoletni, byłby niedorzecznością, równającą się uwiecznieniu wszystkich nie­ dorzeczności. Ale czy jakieś stowarzyszenie duchownych, np. jakieś zgromadzenie kościelne czy coś w rodzaju jakiejś czcigodnej classis (jak to zgro-

56

Co to jest

Oświecenie?

madzenie samo siebie u Holendrów nazywa), nie miałoby prawa zobowiązać się pod przysięgą do jakiegoś niezmiennego symbolu wiary i tą drogą wykonywać stałe opiekuństwo nad wszystkimi swoimi członkami, a za ich pośrednictwem nad całym ludem i opiekuństwo to uczynić nawet czymś wiecznym? Odpowiadam na to: nie! jest to zupełnie niemożliwe! Tego rodzaju umowa, zawarta w celu powstrzy­ mywania na zawsze rodu ludzkiego od dalszego oświecenia, byłaby bezwzględnie nieważna i nie posiadałaby mocy nawet wtedy, gdyby została zatwierdzona przez najwyższe władze, parlamenty i najbardziej uroczyste traktaty. Żadne pokolenie nie ma prawa stowarzyszyć się czy sprzysiężyć w tym celu, by pokolenie następne postawić w takim położeniu, w którym nie miałoby ono możliwości rozszerzenia swych (szczególnie tych tak bardzo zalecanych) wiadomości, oczyszczania ich z błędów i w ogóle czynienia dalszych postępów w dziedzinie oświecenia. Byłoby to zbrodnią przeciw naturze ludzkiej, której pod­ stawowym powołaniem jest właśnie postęp w dziedzinie oświecenia; dlatego też potomkowie mają pełne prawo uchwały te odrzucić, jako podjęte w sposób występny i bez upoważnienia. Kamieniem probier­ czym praw, jakie można uchwalić i nałożyć na lud, jest pytanie: czy lud sam mógłby nałożyć na siebie tego rodzaju prawo? Wprawdzie można by jakieś prawo - jakby w oczekiwaniu lepszego - nałożyć na jakiś określony krótki czas dla wprowadzenia pewnego porządku, ale musi się przy tym każdemu obywatelowi, a zwłaszcza każdemu du­ chownemu pozostawić wolność, by w charakterze uczonego, publicz­ nie, tzn. w swych pismach, omawiał błędy ówczesnego porządku. Wprowadzony porządek istniałby tymczasem dalej, póki publiczne zrozumienie istoty tych spraw nie osiągnęłoby takiego szczebla i tak dalece się nie utrwaliło, że ludzie ci przez połączenie swych (jeśli już nie wszystkich) głosów mogliby wnieść do tronu propozycję, by wziął pod swoją opiekę te gminy, które zgodnie ze swym pojęciem lepszego zrozumienia tych spraw wprowadziły u siebie nowy porządek religijny, nie przeszkadzając jednak w niczym tym, którzy chcieliby pozostać przy starym. Ale ułożyć się w ten sposób, że zachowany zostanie, choćby na okres życia jednego człowieka, trwały ustrój religijny, którego nikomu nie wolno będzie publicznie kwestionować, i dopro­ wadzić przez to do wymazania niejako całego okresu w dążeniu ludzkości do postępów i uczynić okres ten bezpłodnym, a przez to

Co to jest

Oświecenie?

szkodliwym dla potomności - jest bezwzględnie niedozwolone. Czło­ wiek może wprawdzie, jeśli chodzi o jego własną osobę, odsunąć, i to tylko na jakiś czas, konieczność oświecenia się co do tego, o czym powinien wiedzieć - ale zrezygnować z Oświecenia w ogóle w odniesieniu do własnej osoby, a tym bardziej w odniesieniu do poto­ mności - znaczy gwałcić i deptać nogami najświętsze prawa ludzkości. Tego zaś, czego nawet samemu ludowi nie wolno uchwalać w stosunku do siebie samego, nie może tym bardziej uchwalić monarcha; jego bowiem autorytet ustawodawczy polega właśnie na tym, że jednoczy w swej woli całą wolę ludu; jeśli tylko pilnuje, by wszelkie prawdziwe lub mniemane ulepszenia były zgodne z porządkiem publicznym, może on swoim poddanym pozwolić czynić to, co sami uważają za konieczne dla zbawienia duszy. Cała ta sprawa nie powinna go obchodzić; ma on tylko zapobiegać temu, by jeden nie przeszkadzał przemocą dru­ giemu w ustaleniu tego, co dla zbawienia jest konieczne i w dążeniu ze wszystkich sił do osiągnięcia tego zbawienia. Monarcha sprzenie­ wierza się własnemu majestatowi, jeśli miesza się do tych spraw przez to, że pisma, w których jego poddani chcą wyjaśnić sobie swoje poglądy, zaszczyca swym nadzorem rządowym i naraża się przez to na zarzut, że Caesar non est supra grammaticos, a tym bardziej jeśli zniża swoją władzę nadrzędną do tego, że popiera w swoim państwie despotyzm duchowy kilku tyranów przeciw reszcie swoich poddanych. Jeśli więc teraz kto zapyta: czy żyjemy obecnie w oświeconej epoce? - odpowiedź brzmieć będzie: Nie! ale w epoce Oświecenia. Tak jak się teraz sprawy mają, brak jeszcze wiele do tego, by ludzie, ogólnie biorąc, byli już w stanie albo mogli co najmniej być doprowadzeni do tego, by w sprawach religii kierowali się sami w sposób pewny i słuszny swym rozsądkiem, bez obcego kierownictwa. Istnieją natomiast poważne oznaki, że otwiera się przed nimi pole swobodnej pracy nad sobą i że stopniowo zmniejszają się przeszkody, stojące na drodze ogólnego oświecenia, czyli wyjścia ludzi z zawinionej przez nich samych niepełnoletności. Z tego punktu widzenia jest nasza epoka epoką Oświecenia albo, inaczej mówiąc: stuleciem F r y d e r y k a . Panujący, który nie poczytuje sobie za rzecz niegodną powiedzieć, że uważa, iż jego obowiązkiem jest w sprawach religii niczego ludziom nie narzucać i pozostawić im w tej materii zupełną swobodę, słowem, panujący, który odrzuca od siebie nawet butny przydomek tolerau-

58

Co to jest

Oświecenie?

cyjnego - panujący taki jest sam człowiekiem oświeconym i zasługuje na to, by wdzięczna potomność czciła go jako tego, który pierwszy wyzwolił ród ludzki - przynajmniej od strony rządu - z niepełnoletności i pozostawił każdemu wolność posługiwania się w sprawach sumienia swym własnym rozumem. Pod jego rządami wolno najbardziej godnym szacunku duchownym - bez naruszenia swych obowiązków urzędo­ wych - przedłożyć w charakterze uczonych zupełnie swobodnie i jawnie światu do oceny swe sądy i poglądy różniące się tym czy innym od przyjętego symbolu wiary; tym bardziej może to uczynić każdy inny człowiek, nie krępowany obowiązkami urzędowymi. Pa­ nujący tu duch wolności rozszerza się również na zewnątrz, nawet tam, gdzie walczyć musi z przeszkodami zewnętrznymi, stawianymi przez nie rozumiejący samego siebie rząd. Ma on jednak przed sobą przekonywający przykład, świadczący o tym, że w warunkach wolności nie ma najmniejszego powodu do obaw o spokój publiczny i jedność społeczeństwa. Ludzie wydobywają się sami stopniowo ze swego nieokrzesania, o ile tylko celowo i chytrze nie pracuje się nad tym, aby ich w tym nieokrzesaniu utrzymać. Główny nacisk w swych rozważaniach nad Oświeceniem, nad sprawą wydobycia się ludzi z zawinionej przez nich samych niepełnoletności, położyłem na sprawy religii, co się tyczy bowiem sztuk i nauk, nasi władcy nie są zainteresowani w odgrywaniu tu roli opiekunów nad swoimi poddanymi, a poza tym jest taka niepełnoletność najszkodliwsza i najsromotnicjsza ze wszystkich niepełnoletności. Głowa państwa sprzyjająca Oświeceniu idzie jednak w swym sposobie myślenia jeszcze dalej: dochodzi do wniosku, że nawet w sprawach dotyczących jego własnego ustawodawstwa nie jest rzeczą niebezpieczną pozwolić swym poddanym na robienie publicznego użytku ze swego rozumu i na jawne przedstawienie światu swych poglądów na temat lepszego sformułowania wydawanych ustaw, i to nawet w połączeniu z otwartą krytyką już istniejących. Najświetniejszy przykład tego mamy u nas i dzięki temu żaden monarcha nie cieszy się większym szacunkiem niż ten, którego my czcimy. Ale tylko ten panujący, który, sam oświecony, nie obawia się swego własnego cienia, a jednocześnie dla zapewnienia spokoju publicznego dysponuje liczną, dobrze zdyscyplinowaną armią - tylko ten panujący może stawiać sprawę w taki sposób, na jaki nie może sobie pozwolić

59

C o to jest Oświecenie? republika (ein Freistaai): myślcie, ile chcecie i o czym chcecie, ale bądźcie posłuszni! Stajemy tu wobec dziwnego, niespodziewanego biegu spraw ludzkich, biegu, w którym - jeśli rozpatrywać go z grubsza - prawie wszystko jest zawsze paradoksalne. Wyższy stopień wolności politycznej wydaje się korzystny dla wolności ducha ludu, ale zarazem stawia jej jednak nieprzekraczalne granice: natomiast wolność o stopień niższa daje duchowi ludu tę przestrzeń, która potrzebna mu jest do pełnego rozwoju swych możliwości. Jeśli bowiem przyroda pod tą twardą skorupą rozwinęła kiełek, o który się najbardziej troszczy: skłonność i powołanie do swobodnego myślenia - to kiełek ten ze swej strony oddziałuje stopniowo na sposób myślenia ludu (który staje się dzięki temu stopniowo coraz bardziej zdolny do działania w wolności), a w końcu także na zasady rządu, który uważa teraz za korzystne dla siebie, by człowieka, który okazuje się już czymś więcej niż maszyną, traktować tak, jak tego wymaga godność ludzka . Kónigsberg w Prusacji, 30 IX 1784 r. Przet. Adam

Landman

W Buschinga cotygodniowych wiadomościach z 13 września czytam dziś, 30 września, doniesienia „Berlinischen Monatschrift" z tegoż miesiąca, gdzie Pan Men­ delssohn udziela odpowiedzi na to samo pytanie. Nie dotarta ona jeszcze do mnie, inaczej wstrzymałbym niniejszą publikację, która w tej sytuacji może się tu znaleźć tylko dla sprawdzenia, jak dalece mógłby tu wchodzić w grę przypadek zgodności myśli. (tłum. Mirosław Żelazny)

PRZYPISY TŁUMACZA

Chodzi tu o panującego wówczas króla pruskiego Fryderyka II.

60

SPIS TREŚCI

O historiozofii Kanta - z umiarem — Mirosław Żelazny IMMANUEL KANT Przypuszczalny początek ludzkiej historii przeł. Mirosław Żelazny Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym przeł. Irena Krońska Co to jest Oświecenie? przeł. Adam Landman