Koniec feminizmu. Czym kobieta różni się od człowiek [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

Aleksander

Nikonow

Koniec feminizmu czym kobieta różni się od człowieka tłumaczenie Paweł Powolny

Wydawnictwo TRIO Warszawa 2011

Spis treści To jedna z najniezwyklejszych książek napisanych w ostatnich dziesięcioleciach. Traktuje ona nie tylko o feminizmie. Mówi, jak większo ć książek Aleksandra Nikonowa, o naszej cywilizacji. Książka ta, zanim jeszcze pojawiła się w druku, wywołała zaciekłe spory i w ciekłe ataki na autora. Jednak liczni czytelnicy (i czytelniczki!) przyznają, że pomogła im zweryfikować poglądy na życie w ogóle, a na istotę feminizmu w szczególno ci. Autor przedstawia swój punkt widzenia na te zagadnienia, jak zwykle logicznie i w sposób uargumentowany analizując fakty i przeprowadzając sugestywne paralele historyczne.

© Aleksander Nikonow, 2008 © ZAO Wydawnictwo NC ENAS, 2008

© for Polish edition by Wydawnictwo Trio, Warszawa 2011 © for the Polish translation by the translator Redakcja Alina wie ciak

ISBN 978-83-7436-280-1 Wydawnictwo TRIO, 00-958 Warszawa, ul. Miedziana 11 http://www.wydawnictwotrio.pl, e-mail: [email protected] Wydanie pierwsze, Warszawa 2011 Skład i łamanieŚ Anter - Poligrafia, www.anter.waw.pl Druk i oprawa: Edit, ul. Poezji 19, Warszawa

Przedmowa do wydania rosyjskiego ................................................... Od autora ............................................................................................

7 9

Czę ć IŚ Wielka rewolucja kulturalna ................................................. Dziki Zachód ............................................................................ Moje odkrycie Ameryki ............................................................... Wróg publiczny ......................................................................... Fridman o o wiacie w USA ......................................................... Senator jak maska gazowa ........................................................... Zmierzch Europy ........................................................................ Dobór nienaturalny .................................................................. Wróg publiczny - 2 ................................................................. Piana na horyzoncie ..................................................................... Fridman o mentalno ci Amerykanów ...................................... Fridman o Generalnej Linii Partii ............................................. Przypadki podwójnej moralno ci.................................................

11 14 22 27 30 32 35 51 59 71 77 81 91

Czę ć II: Odmieńcy w stanikach ......................................................... Spaceruj i rozglądaj się ............................................................... Fridman o feminizmie ................................................................ Baskina o feminizmie .................................................................. Teoria spiskowa ........................................................................... Furo nasza, pędź do przodu! ....................................................... Pod różowym sztandarem .......................................................... Pod czerwonym sztandarem......................................................... Pod sztandarem czynu ................................................................ Samookaleczenie ........................................................................ Wolno ć, równo ć, braterstwo, czyli ideowa inteligencja dochodzi do władzy .............................................................. Będziemy rżnąć, co robić ............................................................. Powtórka z rozrywki, czyli lepiej umrzeć, stojąc, niż oddawać mocz na siedząco .................................................................. Destrukcja .................................................................................. Rozrzedzenie .............................................................................. Destrukcja - 2 ............................................................................ Podkopywanie fundamentu ........................................................

95 100 103 107 113 120 123 124 126 128 136 145 163 166 174 178 183

Spis treści

Przedmowa do wydania rosyjskiego

Mosty, telegraf, telefon..., czyli jak się odbywa oddawanie pozycji ................................................................................... Odmieńcy .....................................................................................

191 193

Część III: Do podstaw! A potem? ....................................................... Nowomowa ............................................................................. Pięciominutówki nienawiści .................................................... Dziecięce buciki ........................................................................... Ruszymy z posad bryłę świata ..................................................... ołnierz Jane ........................................................................... Wróg u bram ................................................................................ Gwałt z włamaniem...................................................................... Jak im się to udało? ................................................................... Wysysające z palca....................................................................... Przejrzały! ................................................................................ Publiczny dom nietolerancji ......................................................... Kto kogo bije? ........................................................................... Po mordzie Warrena Farrella........................................................ Skandynawia. Wściekłe przy władzy .......................................... Teraz tak e w Rosji! .................................................................... Wilki z pięściami ...................................................................... Matka-mać ................................................................................... Mę czy ni nie płaczą .................................................................. Bóg wziął.....................................................................................

195 198 202 207 210 217 220 224 230 237 243 246 255 263 268 273 277 280 284 289

Część IV: Biologia - wyrok losu ...................................................... Ministerstwo miłości ................................................................ Mozart-Rze nik .......................................................................... Zrobili to mę czy ni! ................................................................... Krzywy pryzmat feminizmu .................................................... Suma sprzeczności ....................................................................... Graj, hormonie! ............................................................................ Wściekłość macicy....................................................................... Hormonalne marionetki ............................................................... Koniec feminizmu ..........................................................

291 295 303 310 315 321 327 337 342 346

Epilog

355

To jedna z najniezwyklejszych ksią ek napisanych w ostatnich dziesięcioleciach. Traktuje ona nie tylko o feminizmie. Mówi, jak większość ksią ek Aleksandra Nikonowa, o naszej cywilizacji. Poruszający obraz degradacji zachodniego systemu oświaty, obni enie ogólnego poziomu intelektualnego i doprowadzonej do marazmu poprawności politycznej, nakreślony w pierwszej części ksią ki, pomaga zrozumieć, na jakiej glebie wyrastaj ą i burzliwie rozkwitają społeczno-psychologiczne anomalie. Potem następują nie mniej wstrząsające, a nawet chwilami przera ające ilustracje ideologii i praktyki najró niejszych nurtów feminizmu, w szczególności realnych „osiągnięć" tego ruchu: najbardziej prześladowaną i bezbronną istotą jest dziś w USA zdrowy i zrównowa ony psychicznie heteroseksualny biały mę czyzna. Autor przedstawia swój punkt widzenia na te kwestie, jak zwykle logicznie i w sposób uargumentowany analizując fakty i przeprowadzając sugestywne paralele historyczne. Przypomnijmy, e ju w jego ksią ce Upgrade małpy. Wielka historia maleńkiej pójedynczości pojawił się niewielki rozdział zatytułowany Wyszczerzone kły feminizmu. Trzeba się przysłuchiwać przestrogom dotyczącym powa nych zagro eń, jakie niesie naszemu społeczeństwu feminizm. W Rosji na razie widać jedynie „strzępy piany na horyzoncie". Ale jest to piana, którą niesie fala tsunami. Ksią ka ta, zanim jeszcze pojawiła się w druku, wywołała zaciekłe spory i wściekłe ataki na autora. Jednak liczni czytelnicy (i czytelniczki!) przyznają, e pomogła im ona zweryfikować poglądy na ycie w ogóle, a na istotę feminizmu w szczególności. Jedną z głównych zalet ksią ki Aleksandra Nikonowa jest to, e pomaga ona czytelnikowi dostrzec całościowy obraz procesów historycznych i społeczno-politycznych, wznieść się na wy sze piętro uogólnienia, zaprowadzić porządek w szarych komórkach. Ksią ki Aleksandra Nikonowa to „witaminy dla umysłu".

Od autora Feminizm jest główną przyczyną najbardziej palących problemów, jakie stoją przed społeczeństwami Zachodu. Karl Glasson Wiodącym w boje partie i klasy, Liderom nigdy nie przyszło do głowy, e ka da idea, którą rzucą masom, Jest niczym dziwka oddana klubowi... Igor Guberman Nie umieliście utrzymać swoich on w posłuchu we własnym domu, więc teraz dr ycie przed ich tłumem. Strze cie się, jest gdzieś taka wyspa, nazwy jej ju nie pomnę, gdzie kobiety ostatecznie zlikwidowały rodzaj męski. Katon Starszy

Jestem wrogiem ludu. Nie całego, co prawda, ale mniej więcej połowy. A dokładnie -pięćdziesięciu trzech procent. Tyle jest w tym ludzie kobiet. O tym, e jestem wrogiem rasy kobiecej, dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, natknąwszy się w Internecie na artykuł pewnej oburzonej feministki. Owa dama (doktor nauk filologicznych, nawiasem mówiąc) napisała ogromny traktat o straszliwej werbalnej przemocy, jaką stosujemy my, mę czy ni, nękając subtelne i delikatne babska. Stosujemy przemoc, poza wszystkimi innymi metodami, za „pośrednictwem środków masowej komunikacji". Artykuł nosił tytuł Język nienawiści. Jego autorka przeprowadziła monitoring rosyjskiej prasy, przeanalizowała, jakich słów u ywają piszący o kobietach niecni ciemięzcy, i przeraziła się, dostrzegając wszędzie wokół przejawy potwornego seksizmu. W owym stosunkowo niewielkim artykuliku słowo „Nikonow" (oczywiście w negatywnym sensie) pojawiło się siedem razy. Jestem największym wrogiem! Nikonow rozmawia z kobietami językiem nienawiści. Roznieca... Jest typowym przykładem... Wymyśla... Wyśmiewa... Demonizuje kobiety... Oskar a feminizm o to, e „dokonuje zamachu na podświadomy prototypiczny system wartości"... Jestem więc a taki straszny! Przera ający wróg wszechświatowego feminizmu! Zresztą wyró nił się nie tylko Nikonow. Cała nasza prasa jest w tym sensie niczego sobie. Zamiast z całą postępową ludzkością siedmiomilowymi krokami zbli ać się do przepaści, nasi dziennikarze piszą o ruchach kobiecych najró niejsze wrogie świństwa! „Kobiety prezentowane są w gazetach albo jako niezwykle okrutne przestępczynie, albo jako osoby chore psychicznie... albo jako obiekty «zabawnych» zdarzeń, albo te jako skrajne dewiantki" -z przekonaniem pisze autorka tego materiału. I przytacza na dowód kilka tytułów z prasy bulwarowej: „Mę czyzna stracił genitalia przez Pugaczową", „Słu by specjalne unieszkodliwiły 69-letnią terrorystkę", „Szczur przegonił kobietę z muszli klozetowej", „Babcia nie zaśnie, jak nie poje niedopałków".

Od autora

Ale to jeszcze nie najstraszniejsze z tego wszystkiego, co wyprawiają dziennikarze z kobietami. „Istnieją też inne szeroko rozpowszechnione formy języka nienawiści" - otwiera czytelnikowi oczy autorka feministycznego studium. Objawiają się one wtedy, gdy ktoś zwraca się do kobiet w sposób następujący: „Nasze miłe i kochane panie", „Drogie panie". Na dodatek, co szczególnie oburza feministkę, to ostatnie wyrażenie („Drogie panie") używane jest „nawet na kobiecych konferencjach"! No, tego to już naprawdę za wiele! Język nienawiści! Jeśli wydaje się wam, że feministki to niegroźne, śmieszne wariatki, zwróćcie uwagę na pierwsze motto tej książki. To tłumaczenie z angielskiego. A na Zachodzie trzeba niezwykłej odwagi, żeby powiedzieć czy napisać coś takiego. To mniej więcej tak samo jak gdyby w czasach ZSRR palnąć coś przeciwko władzy radzieckiej. I jeśli dysydenci w krajach zwycięskiego kapitalizmu podnoszą głowy, to znaczy, że uczciwi ludzie nie mają już prawa milczeć. Stoimy nad przepaścią! U nas jest trochę prościej. Przechodziliśmy już choroby tego rodzaju. Teraz moglibyśmy się obawiać jedynie drugiej fali społecznej grypy, która nadciąga do nas z Zachodu. I póki jeszcze nie nadciągnęła, mamy szansę ratunku. Możemy się uodpornić. Ta książka to rodzaj tabletki. Przełknijcie ją, żeby się potem nie rozchorować. A kiedy będziecie łykać, wyjaśnię, dlaczego wybrałem dla swojego „lekarstwa" tak prowokacyjną nazwę. Formułując tytuł tej książki, bynajmniej nie chciałem powiedzieć, jakoby kobieta nie należała do gatunku homo sapiens. Byłoby to sprzeczne z podstawowymi tezami nauk biologicznych, a naukę należy szanować nie mniej niż kodeks karny. Chcę po prostu zwrócić waszą światłą uwagę na to, że praktycznie we wszystkich językach słowo „mężczyzna" znaczy tyle samo co „człowiek". A „kobieta" to nie „człowiek", l nie jest to sprawa przypadku...

Część I

Wielka rewolucja kulturalna

Trzeba jeszcze sumienniej uzbrajać się w idee Mao Tse-tunga, staranniej oswajać i opanowywać... teorię, linię, kurs i polityczne nakazy - aby doprowadzić do końca Wielką Rewolucję Kulturalną. Naszą Wielką Rewolucję Kulturalną wdra amy po raz pierwszy. W przyszłości nale y ją koniecznie przeprowadzać wielokrotnie. aden z członków naszej partii i narodu nie ma prawa myśleć, e po jednej czy dwóch, a mo e trzech czy czterech wielkich rewolucjach kulturalnych wszystko będzie ju jak nale y. W adnym przypadku nie wolno stracić czujności klasowej. „Wielki historyczny dokument" Artykuł redakcyjny w czasopiśmie „Hun-tsi" i gazecie „Zhe -miń zhibao", 18 maja 1967 r.

Niedawno premier Norwegii Kjell Magne Bondevik poddał surowej krytyce szwedzkich towarzyszy, którzy z ogromnym sukcesem rozwijają gigantyczne przedsiębiorstwo IKEA. W swoim przemówien i u przewodniczący Kjell Magne powiedział m.in.: „Niezwykle wa ne jest zmierzanie do osiągnięcia równości płci nie tylko w krajach islamu!" I zwrócił uwagę obecnych na to, e w instrukcjach monta u mebli sprzedawanych w IKEA narysowane są jedynie sylwetki męskie, a absolutnie zignorowano tam kobiety. „Nic nie usprawiedliwia tego faktu!" - dodał szanowny Kjell Magne. Szwedzcy towarzysze dziarsko zareagowali na krytykę przeprowadzoną przez lidera sąsiedniego państwa. Przyznali się do powa nego politycznego błędu i w imieniu korporacji zapewnili, e wizerunek kobiety-montera natychmiast zajmie nale ne mu miejsce w instrukcjach monta u ikeowskich mebli - w liczbach porównywalnych do wizerunków męskich osobników... To nie art. To codzienność Skandynawii - krajów zwycięskiego feminizmu. Aby się zorientować, jak to się dzieje, e w czasach globalnego ocieplenia w cywilizowanym świecie rozwija się i utrwala tego rodzaju marazm, wybierzmy się na niewielką, lecz niezwykle interesującą wycieczkę po mentalnej przestrzeni Zachodu.

Dziki Zachód

Dziki Zachód

Najwięcej dowiadujemy się, porównując. Dlatego najlepiej ycie tam znają ci, którzy mieli okazję poznać dwa ró ne światy. Na przykład byli emigranci, którzy wyjechali niegdyś za Ocean, a potem wrócili do kraju. Tak, zdarzają się tacy. „Winę" za ich repatriację ponosi amerykańska rzeczywistość, której w aden sposób nie umieli zaakceptować. Aleksander Gordon - ponury, nieogolony prezenter telewizyjny w okrągłych okularkach - bardzo lubi opowiadać o przera ającej Ameryce. Emigrował wiele lat temu. Jak to się mówi, na powa nie i na długo. I to nie eby tak po prostu sobie tam mieszkał. Studiował ten kraj, starał się w nim zaadaptować. Jednak zrozumiał, e mu się to nie uda: Ameryka okazała się zbyt odmienna od tego, co byłby w stanie zaakceptować. Zainteresowało mnie, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Na początek opowiedziałem żorodonowi o sytuacji, jaka spotkała w Ameryce jednego z moich znajomych. Nikołaj, z zawodu biolog, przyjechał z rodziną do niewielkiego amerykańskiego miasteczka i wynajął tam dom. eby od razu nawiązać dobre kontakty, zaprosił sąsiadów na grilla. Poznali się, uśmiechali się, kłaniali, spotykając się na ulicy. A pewnego pięknego dnia Nikołaj odbiera pozew do sądu. Okazuje się, e pozwał go jeden z sąsiadów. Za to, e Nikołaj nie kosi trawnika przed domem, co doprowadza sąsiada do moralnych cierpień spowodowanych nieprzyjemnym widokiem. Warto zauwayć, e Nikołaj nie kosił SWOJEżO trawnika. Niemniej amerykański sąd ukarał go grzywną. Wieczorem po rozprawie sąsiad przywitał Nikołaja tym samym połyskującym bielą zębów uśmiechem i dystyngowanym ukłonem: „Hello!". Od tego momentu Nikołaj stracił wszelką sympatię dla Ameryki, chocia mieszkał tam dopiero od miesiąca... 14

- Nabrałem niechęci do Ameryki, bo przebywałem tam za długo - żordon wyciąga papierosa za papierosem. - Emigrowałem w roku 1989, a mieszkałem w Stanach siedem i pół roku. Dłu ej nie byłem w stanie wytrzymać. - A co cię dobiło? - Wszystko razem! Nie podobają mi się w Ameryce ani ludzie, ani panujące między nimi stosunki. Nie podoba mi się konieczność nieustannej, nieprzerwanej, niemal maniakalnej troski o jutro. Zrobili z tego religię. Jeśli dzisiaj nie zatroszczysz się o dzień jutrzejszy, to ten jutrzejszy dzień jutro cię za to ukarze... Pełno tam najró niejszych konwencjonalnych obyczajów, które wymyśliła sobie klasa średnia. Obowiązkowa zmiana samochodu przy zmianie pracy. Chcesz czy nie chcesz, w piątek musisz się ubrać jakoś bardziej fikuśnie, bardziej lekkomyślnie ni w ciągu tygodnia. Musisz się uśmiechać niezale nie od sytuacji, choćbyś był w najbardziej pieskim nastroju. Jest tego tyle i dotyczy takich głupot... - ale kiedy składa się to w obowiązujący system, to ycie staje się strasznie trudne. Odwiedził mnie ojciec i poszliśmy na ryby, coś tam złowiliśmy. Postanowiliśmy przygotować sobie suszoną rybkę. Posoliliśmy, zawinęliśmy w gazę, eby muchy nie lazły, i powiesiliśmy na balkonie - niech się suszy. Wybraliśmy się do Kanady. A kiedy po tygodniu wróciliśmy, mieszkanie było opieczętowane i na drzwiach wisiało ogromne wezwanie. Wzywano mnie do lokalnej stacji sanitarno-epidemiologicznej, oskar ając o to, e spowodowałem zagro enie dla ycia i zdrowia mieszkańców tego maleńkiego miasteczka. Wchodzę do mieszkania - myślałem, e mo e wywaliło kanalizację. Wszystko jakby w porządku. Nagle telefon. Dzwoni właściciel mieszkania i pyta: „Co to się tam u ciebie dzieje?" - „Coś się dzieje? O co w ogóle chodzi?". - „Sąsiadka mi powiedziała, e na balkonie wisi martwa ryba! Podaje nas do sądu". Nie zastanawiając się wiele, idę do superintendenta domu (coś w rodzaju naszego administratora) i mówię: „Daj mi namiary na swojego adwokata i niech ta jędza podaje swojego. Pozywam was do sądu!" - „Za co?" - „Za naruszenie pierwszego artykułu Konstytucji 15

Część I. Wielka rewolucja kulturalna

USA". A pierwszy artykuł głosi, e ka dy człowiek ma prawo wyznawać do wolną religię, ma prawo do wolności zgromadzeń i tak dalej... „Naruszyliście moje prawo do wolności religijnej - mówię. - My, Rosjanie, mamy taki obyczaj: w czerwcu wieszamy na balkonie suszoną rybę. Ryba jest symbolem chrześcijaństwa, powinieneś to wiedzieć... A wy zmusiliście mnie, ebym tę rybę zdjął. Moje uczucia religijne zostały ura one. Teraz ju tylko sąd". No i wystraszyli się i wycofali pozew. Druga historia. To było ju w następnym mieszkaniu. Postawiłem na balkonie trzy kartonowe pudła. Nie wyrzuciłem, bo chciałem coś zapakować i wywie ć. Podchodzi do mnie superintendent i mówi, ebym natychmiast sprzątnął kartony z balkonu, bo to narusza regulamin, zgodnie z którym w tym domu nie wolno na balkonie trzymać niczego oprócz mebli. Wziąłem pisak i na większym kartonie napisałem „stół", a na dwóch małych „krzesło". Więcej ju do mnie w tej sprawie nie przychodził! Poniewa kartony uzyskały status mebli... Tak w ogóle to wszystkie te historie mo na potraktować jako przejaw denerwujących ró nic kulturowych, odmienności obyczajów. Cudza tradycja zawsze wydaje się głupsza albo śmieszniejsza od własnej. żordona na przykład zdenerwował przypadek z rybą na balkonie. Te dzikusy nie suszą i nie wędzą ryb!... A co by się stało, gdyby w Moskwie na sąsiednim balkonie obok żordona gastarbeiter z Chin powiesił zdechłego psa? Myślę, e żordon poczułby się mniej więcej tak samo jak jego amerykańska sąsiadka. Oto prawdziwa historia - wielu mieszkańców Moskwy było oburzonych, kiedy przybysze z Kaukazu, którzy kupili w ich domu mieszkanie, zaczęli podczas jakiegoś muzułmańskiego święta zarzynać i oprawiać na podwórzu barana. Wyobra acie sobie - przed blokiem, na osiedlu wrzeszczy zarzynany baran, kału e krwi, kiszki, sine ścięgna. Nietrudno zrozumieć mieszkańców Moskwy: dzikusy, ilu ich tu najechało! A dla nich to normalka. Amerykanów dra ni japoński zwyczaj mówienia aluzjami, dwu-znacznikami. Stuknięty Wschód!... Japończyków dra ni amerykań-

16

Dziki Zachód

ski obyczaj brania od razu byka za rogi i mówienia wprost o tym, co jest do załatwienia - taką bezpośredniość uwa ają za objaw infantylizmu. Bezwzględny Zachód!... A tak w ogóle to wszystko jest sprawą taktu - mo na wieszać na balkonie zdechłe zwierzęta, ale mo na te tego nie robić. Nie będziemy się nad tym rozwodzić. Poza tym zdarzają się sytuacje o wiele bardziej oczywiste. Na przykład tępota. Legendarna amerykańska tępota. Otwieram ksią kę dwóch tamtejszych psychoterapeutów - Herberta Fensterheima i Jeana Baera Nie mów „ tak", jeśli chcesz powiedzieć „nie". Popularna ksią ka dwóch uczonych poświęcona treningowi w zakresie asertywności, czyli umiejętności stawiania na swoim. Ale te umiejętności porozumiewania się z lud mi i, oczywiście, zdobywania przyjaciół. Autorzy opisują liczne przypadki ze swojej bogatej praktyki terapeutycznej. Opisują Amerykanów. I to, jak im pomagają - sami będąc przecie Amerykanami. Oto jeden z tych przypadków: „Pewnego razu przyszła do mnie na wizytę Betty Madeleine, pięknie wyglądająca trzydziestotrzylet-nia kobieta. «Czuję, e jestem zerem. Jestem nieszczęśliwa. Ukończyłam tylko średnią szkołę, a mój mą jest wykształcony. Wszyscy jego przyjaciele te pokończyli studia. Nie umiem z nimi rozmawiać. Czuję się gorsza od nich» - oświadczyła pacjentka". Trudny przypadek, nie ma co kryć. Ale nasz psycholog nie traci kontenansu. Wystarczyło kilka seansów, by go olśniło: „Podczas naszych spotkań zrozumiałem, e problemy Betty wynikają z jej braku wykształcenia". Po prostu objawienie!... Terapia zaproponowana przez specjalistę wyglądała następująco: „ eby stać się pełnowartościową osobą, Betty powinna: a) czytać i b) rozwijać swoje zainteresowania". W tym celu „Betty zapisała się na kurs języka angielskiego [czyli ojczystego - A.N.]. Kurs taki słu y przede wszystkim wzbogaceniu zasobu leksykalnego. Jej niechęć da czytania bierze się głównie 17

C/ęść I. Wielka rewolucja kulturalna

z niezrozumienia kluczowych słów w tekście. Na zakończenie naszej terapii postawiłem przed Betty dwa zadania: 1) Codziennie czytać dwie kolumny artykułu z gazety, wypisy wać niezrozumiałe słowa i znajdować w słownikach ich definicje. 2) Nagrać własne streszczenie tego, co zostało napisane w ka dym z czytanych tekstów. Następnie powtórzyć to, dodając «zgadzam się» albo «nie zgadzam się z tym», i wyjaśnić dlaczego. Potem Bet ty powinna przesłuchać nagranie swojego streszczenia i zwrócić uwa gę na to, jak i co powiedziała". Ale to jeszcze nie cały program kulturalno-wychowawczy. Niezale nie od opisanych tu niemal nieprawdopodobnych osiągnięć intelektualnych Betty powinna w czasie sprzątania „słuchać muzyki klasycznej: jedna płyta w ciągu pięciu dni". Najwa niejsze, eby nie przedawkować. No i wszystko skończyło się pomyślnie... „Nasza terapia okazała się skuteczna - pisze autor. - Betty zaczęła regularnie czytać «Ti-mesa» i «Newsweeka». Wzięła się te za ksią ki. Kiedy ksią ka wydawała się jej bezsensowna, odkładała jąjako «na razie zbyt trudną» i brała się za kolejną. Po pół roku samokształcenia Betty... zaczęła brać udział w rozmowach [z przyjaciółmi mę a - A.N.]". Wyobra am sobie ich zdumienie. TO się odzywa! Jedno jest dla mnie w tej historii niezrozumiałe - dlaczego absolwent wy szej uczelni o enił się z kołkiem? A mo e wszyscy oni tam są z drewna? Mo liwe, e to właśnie z takich zmodernizowanych przez psychologów kobiet wyrastają fanatyczne feministki. Có w tym trudnego: zapisać w czystym mózgu najprostszy program - dwie, trzy broszurki o patriarchacie i ucisku kobiet i tyle, basta, dalej mo e pomóc ju tylko pełne formatowanie dysku... - Rosjanom jest za Oceanem trudno, bo Amerykanie są straszliwie niewykształceni - kontynuował swoją opowieść żordon. - Rosjanie muszą utrzymywać kontakty wyłącznie ze swoimi rodakami, bo z tymi miejscowymi mowglimi nie da się pogadać. W amerykańskim systemie oświaty dominuje zestaw testów wyboru, gdzie na ka -

18

Dziki Zachód

de pytanie dostaje się trzy odpowiedzi i nale y wybrać właściwą. Ten system całkowicie wyklucza mo liwość zdobycia jakiejkolwiek wie-d/y! Człowiek nie odwołuje się ju do tego, co wie, bo to niczemu nic słu y - najzwyczajniej domyśla się, co nale y zaznaczyć. Albo coś gdzieś usłyszał, więc odhacza którąś z odpowiedzi. U nas teraz te zamiast normalnych egzaminów zaczynają wprowadzać podobny system testów. Widziałem na przykład takie pytania adresowane do naszych uczniów: „Wodór to: a) gaz; b) ciało stałe; c) ciecz". Horror!... Ja pamiętam do dzisiaj, jaką wodór miał wartościowość i dlaczego jest pierwszym pierwiastkiem w tablicy Mcndelejewa. A co będą wiedzieć i pamiętać nasze dzieci, które zaczną rozwiązywać takie testy, zamiast „zgadywać" normalne egzaminy?... Mo e ta wartościowość jest mi w yciu do niczego niepotrzebna. Ale wiedza systemowa kształtuje umiejętność myślenia, daje wyobra enie o tym, e nie jesteś pierwszym człowiekiem na świecie, e przed tobą yły, męczyły się, myślały i umierały pokolenia, po których dziedziczysz całą tę wiedzę. Człowiek jest mimo wszystko zwie-r/ęciem społecznym. Ka dy z nas dziedziczy nie tylko doświadczenie rodziców, ale cały dorobek ludzkości. A Amerykanie to mowgli. Wziąłem test dla uczniów klasy piątej z roku 1886 i pokazałem go nauczycielom amerykańskich szkół w roku 1996. aden z nich nie odpowiedział nawet na połowę pytań. O czym to świadczy? O tym, /c system średniego wykształcenia w USAjest absolutnie zrujnowany ! Przeprowadziłem ankietę - ci sami nauczyciele nie mają pojęcia, ile planet jest w Systemie Słonecznym, przy jakiej temperaturze zamarza i wrze woda. - No mo e to odwołanie do wrzenia wody nie jest najlepsze, bo w skali Celsjusza mamy okrągłe liczby - 0 i 100, a według Żahrenheita to w ogóle nie da się nic zapamiętać: 32 i 212. - No dobrze, ale liczba planet w Systemie Słonecznym nie zalety od adnej skali! A tego te nie wiedzą! A przede wszystkim nie chcą wiedzieć! Jedyny człowiek, który po tej ankiecie zainteresował się, ile w końcu tych planet kręci się wokół nas, tak mnie zaskoczył, e

19

Dziki Zachód Część I. Wielka rewolucja kulturalna

zapytałem, skąd on się taki ciekawski wziął. Okazało się, e to Niemiec z Berlina. W gazecie „New York Times" opublikowano informację o tym, jak Amerykanom zadano elementarne zadanie matematyczne: bilet na pociąg z punktu A do punktu B kosztuje 10 dolarów. Z punktu B do punktu C bilet kosztuje 5 dolarów. A z punktu A do punktu C - 13 dolarów. Ile mo na zaoszczędzić, jadąc z Ado C, nie zaje d ając do B? 40% ankietowanych nie potrafiło rozwiązać tego zadania!... W Ameryce mo na kupić kalendarzyki, w których na odwrocie wydrukowano tabelę pozwalającą określić, jaką kwotę stanowi 20% napiwku od dowolnego rachunku. Nie potrafią sami wyliczyć głupich 20%!... - Poziom edukacji w państwowych szkołach w Ameryce najle piej widać w hollywoodzkich filmach - odwa ny ołnierz piechoty morskiej, instruktor walki wręcz, nie wystraszył się i poszedł uczyć do średniej szkoły. Do szkoły, w której cię ko kapujące krowy po kil ku porodach i brodate zakute pały z pistoletami w kieszeniach, marsz cząc czoła, uczą się tego, co u nas przerabia się w trzeciej klasie pod stawówki. - Czasami mówi się, e za to Amerykanie dobrze znają swoją hi storię. Zadałem sobie trud i sam to sprawdziłem. Wziąłem test egza minacyjny dla tych, którzy starają się o obywatelstwo USA, i zaczą łem zadawać rodowitym Amerykanom pytania z niego. Nie wiedzą! George Washington - tak, Kolumb - tak, ale cała reszta to czarna dziu ra. To okropne. A na dodatek wpojono im jakieś podświadome prze konanie, e to oni są najwa niejsi na świecie. e tylko oni wiodą je dyne prawdziwe, niepodrabiane ycie. Nie ma w nich cienia wątpli wości ani refleksji. To okropne, bo jeśli człowiek od czasu do czasu nie rozejrzy się wokół siebie, to nie zrozumie, gdzie się znajduje. I na dodatek są święcie przekonani, e jeśli ktoś gdzieś tam yje inaczej ni oni, nale y zrobić wszystko, eby to naprawić. Pamiętam, jak po rozmowie z żordonem wróciłem do domu. Od razu zadałem wtedy swojemu synowi zadanko o tych biletach między punktami A, B i C. Syn miał wtedy siedem lat. Rozwiązał je od razu. Tyle e odpowiedział niezbyt pewnie: nie mógł uwierzyć, e roz-

20

wiązanie jest takie proste. Następujący potem dialog jest wart szczególnej uwagi. - Widzisz, synku, a wielu dorosłych wujków w Ameryce me urn ło rozwiązać tego zadania. W oczach potomka pojawiło się niedowierzanie: - A skąd wiesz? Rzeczywiście, trudno w coś takiego uwierzyć. - Napisano o tym w pewnej amerykańskiej gazecie, synu. W „New York Timesie". Mój pierwszoklasista zamyślił się na czas jakiś, a potem zadał: toryczne pytanie: - To jakie oni mają szkoły? O szkołach opowiem za chwilę. A na razie...

Moje odkrycie Ameryki

Moje odkrycie Ameryki W odró nieniu od żordona nie mieszkałem w Ameryce przez siedem i pół roku. Nie byłem nawet w „najwa niejszych" stanach. Po prostu kiedyś tam niełatwy dziennikarski los rzucił mnie na Alaskę. Tylko na tydzień (ale i tego wystarczyło, eby zostać honorowym obywatelem polarnego miasta Nome). Oto jakie wra enia i spostrze enia zrodziły się we mnie pod wpływem tej podró y. Maleńki obrazek z amerykańskiej rzeczywistości. Taka schizofreniczna mieszanka umiłowania prawa z polityczną poprawnością. W barze siedzi towarzystwo zło one z kilku Rosjan i jednego Amerykanina. Jedna z Rosjanek mimo swoich dwudziestu sześciu lat wygląda bardzo młodo. Alkohol według amerykańskiego prawa mo na podawać osobom, które ukończyły dwadzieścia jeden lat. Barman nie ma prawa sprzedać komuś młodszemu nawet piwa. żrozi mu grzywna, utrata licencji na sprzeda alkoholu, a w szczególnych przypadkach nawet więzienie. Dlatego te , eby ustalić wiek dziewczyny, prosi ją o jakiś dokument, który mógłby potwierdzić jej „alkoholową pełnoletniość". Zwyczajna sytuacja. Jak dotąd wszystko dzieje się zupełnie normalnie. Ale dalej to ju amerykański teatr absurdu. eby nie wprawiać w zakłopotanie dziewczyny specjalnym zainteresowaniem jej osobą, barman prosi o dokumenty całe towarzystwo. Nawet siwego Amerykanina, który skończył dwadzieścia j eden lat najpewniej jeszcze przed II wojną światową. I to te normalna praktyka - barmani sprawdzają dokumenty całemu towarzystwu, jeśli znajduje się w nim chocia jeden człowiek, którego pełnoletniość mo e budzić wątpliwości. eby go nie wprawić w zakłopotanie. e niby nie tylko ty wyglądasz tak młodo. Ale im dalej, tym lepiej. Rosjanie pokazują paszporty - wszyscy, zgodnie z moskiewsko-policyjnymi przyzwyczajeniami, mają je przy sobie. Ale siwy Amerykanin nie ma przy sobie adnego dowodu to samości. W rezultacie podają piwo wszystkim Rosjanom, a staruszkowi z Ameryki, którego nawet do moskiew-

22

skiego metra bez adnego dokumentu wpuszczono by za darmo, piwa nie podają. Poniewa gdyby mu podano, to od razu jak gdyby stanie się jasne, e poproszono wszystkich o okazanie paszportów jedynie dla formalności. To jest i tak dla wszystkich oczywiste, ale nie wolno tego okazać. No i zwycię a absurd - stary Amerykanin zostaje bez piwa. I na dodatek wszyscy obecni udają, e wszystko jest w jak najlepszym porządku... Amerykanie uwa ają, e to przejaw uprzejmości. Amerykanie uwa ają, e to tryumf praworządności. Ale jeśli to tryumf praworządności, to co jest idiotyzmem? Jeśli to jest poprawność polityczna, to co jest drwiną ze zdrowego rozsądku i wołającą o pomstę do nieba obłudą? W Ameryce wszyscy niezwykle szczycą się swoim legalizmem. Chodzą po ulicach i uśmiechają się do siebie. Je d ą powoli, przestrzegają ograniczeń. Pięknie! Ale jak to osiągnęli? Bardzo prosto. I dwieście lat demokratycznych tradycji nie ma tu nic do rzeczy. To w Europie mo e coś dzieje się pod wpływem tradycji. A w USA... Policjanci nie mają tu prawa strzelać w powietrze, nie ma nic takiego jak strzał ostrzegawczy. Jeśli ju wyjąłeś pistolet z kabury, musisz strzelać do celu. Na Alasce jest kilka ró nych formacji policyjnych - miejska, federalna, drogowa, taka, która zajmuje się wyłącznie ochroną białych nied wiedzi, inna od łosi... Krótko mówiąc, do wyboru, do koloru. Ka da policja ma inne naszywki na rękawach. To taki skrawek kolorowego materiału, absolutnie bez wartości. Ale jeśli zwykły obywatel przyczepi sobie do rękawa dla zabawy, dla szpanu, policyjną naszywkę, trafia na rok do więzienia. To wtedy, kiedy uda, e jest z ochrony łosi. A gdyby przyczepił sobie naszywkę federalnego - odsiadka byłaby większa. Jazda w pijanym widzie - rok więzienia. Zastrzeliłeś łosia w okresie ochronnym (kłusownictwo) - pięć lat więzienia. Zabiłeś łosia w okresie polowań, ale nie tego co trzeba... Przecie nawet w sezonie nie mo na zabić łosia, jakiego się zechce. „Prawi-

23

Część I. Wiclka rewolucja kulturalna

dłowy" łoś musi mieć z przodu na rogach jakieś tam trzy odrostki. Z trzema odrostkami można zabijać. Z dwoma - zakaz. Nie przyjrzałeś się. dość uważnie przez optyczny celownik, pomyliłeś się w wyliczeniach - rok więzienia. Bez gadania. W maleńkim miasteczku Nome (4 tysiące mieszkańców) są dwa więzienia. Dla dorosłych i nieletnich. - Kogo i za co zamykają w tej małolatce? - pytam towarzyszą cego mi człowieka, z dawnych naszych. - No, kiedy dzieci się nie słuchają rodziców albo nauczycieli, kie dy się całkiem rozpuszczą. Rodzice nie mogą karać własnych dzie ci: dzieci mają swoje prawa, mogą podać rodziców do sądu. Dlate go starzy dzwonią na policję i skarżą się na niesfornego potomka. Jednym słowem, pasem nie przyłożysz. Ale za to ich zamykają. Nasza emigrantka poszła z córką do sklepu. Tam jej pięcioletnie dziecię dostrzegło jakąś zabawkę i zażądało, żeby mu ją mama kupiła. Matka odmówiła. Córeczka, zgodnie z rosyjskim obyczajem, urządziła matce regularną histerię, wydarła się na całego. Nerwowa mama, zgodnie z tą samą rosyjską trądy ej ą, klepnęła córeczkę po siedzeniu. Wieczorem do matki zameldowali się jacyś ludzie z ochrony praw dziecka i oświadczyli, że jeśli jeszcze raz uderzy swoją latorośl, to może zostać pozbawiona praw rodzicielskich. Pewnie sprzedawczyni ze sklepu zakablowała... W Milwaukee pewnego obywatela posadzono na 21 lat. Zgadnijcie, za co? Zabił kota. Kot to takie zwierzę na czterech łapach, pełno ich wszędzie. Nie, oczywiście, nie tylko za kota! Logika sędziego była o wiele głębsza: przestępca nie tylko zabił kota, ale w ogóle jest człowiekiem nieprzyjemnym. Gromadząc informacje o nieszczęśniku, sędzia odkrył, że w 1973 roku ten obywatel pobił się z kimś, a w roku 1982 walnął jakiegoś faceta butelką. Całe jego życie dowodzi, że to chuligan! A teraz na dodatek stuknął kotka swojej żony. Nieszczęsne stworzenie schowało się przed oprawcą pod łóżkiem, ale to nie powstrzymało tego sadysty. Kula z pistoletu kaliber 22 zakończyła życie domowego ulubieńca. Pytanie brzmi, czy w naszym wolnym kraju potrzebni są tacy degeneraci? Jasna rzecz - niepotrzebni... I dla-

24

Moje odkrycie Ameryki

tego „więzienny wagonik po szynach stuk-stuk...". Gdyby w Rosji skazali kogokolwiek na 21 lat za kota, cały kraj by się ruszył. Przywykliśmy uważać, że nasze prawo jest bardzo surowe. A u nas nawet za Stalina nie było czegoś takiego. W Ameryce przed człowiekiem, który wyszedł z pudła, zamykają się wszystkie drzwi, nie ma szansy na żadną karierę. Wszystko odbywa się absolutnie nieoficjalnie. Ale za to całkiem faktycznie. A w Ameryce trafić za kratki to jak splunąć... Nie dziwi nas, że w Rosji siedzi ponad milion ludzi, przyzwyczailiśmy się, że mamy chyba największą na świecie liczbę osadzonych na sto tysięcy mieszkańców. Pamiętajmy na dodatek o naszej dzikiej duszy. Ale w cywilizowanych krajach... Ameryka to przecież kraj cywilizowany. A siedzi tam więcej ludzi niż w dzikiej Rosji. I w sensie absolutnym, i w proporcjach do liczby mieszkańców. Nawiasem mówiąc, Rosjan (spośród tych moich kolegów, którym opowiadałem o przedziwnych meandrach amerykańskiego prawodawstwa) najbardziej zaskoczyła nie historia z kotem i jego zabójcą, ale coś całkiem innego. W stanie Utah dają rok odsiadki za zdradę małżeńską i pół roku za seks przed ślubem. A stanie Maryland - dziw się, dziw, seksualnie rozbuchana Rosjo! - pewien obywatel, nazywał się Steven Shohet, dostał pięć lat za... oralny seks, który jest w tym stanie zabroniony. I nie tylko w tym! Jeszcze w 23 stanach za niezaakceptowany przez władze seks można dostać od 30 dni do dożywocia. Kafka! Orwell! „Jeśli jesteś na wolności, to nie twoja zasługa, tylko nasze przeoczenie"! - Dziki kraj! - nie umawiając się, wykrzyknęli trzej moi znajomi, kiedy usłyszeli o tym wszystkim. Mają rację: podobnego ograniczania praw człowieka nie ma, jak mi się zdaje, w żadnym cywilizowanym kraju. Kiedyś wpadły mi w ręce dziwne dane. Okazuje się, że wyrażona w procentach liczba maniaków seksualnych w Ameryce jest o rząd wielkości większa niż w innych krajach. Nie da się tego wyjaśnić przypadkowymi fluktuacjami. Teraz już wiem, jak wyjaśnić ten fenomen. Ameryka to kraj purytański. A jak wiadomo, wszystko, co jest tłam-

25

luqa kulluralna

szone, wcześniej czy później wyrwie się na zewnątrz i to na dodatek w najbardziej paskudnej i zdeformowanej postaci. Amerykańskie filmy są pełne przemocy. Odpadają głowy, krew tryska, biegają rozkładające się trupy. I to dopuszczalne. Nikt nie zabrania oglądać tego dzieciom. Ale gołego siusiaka w telewizorze nie uświadczysz - prędzej śmierć niż miłość. Ich minister oświaty, która publicznie palnęła coś tam o pożytkach z masrurbacji, pod presją świętoszków musiała się podać do dymisji. W tym świętoszkowatym kraju od dzieciństwa pakują do podświadomości, że seks jest gorszy od przemocy, że przemoc jest bardziej dopuszczalna niż seks. No to jak się dziwić tej obfitości maniaków, którzy rozładowują swoje seksualne kompleksy bardziej „dopuszczalnymi" metodami. Zresztą w Ameryce prawa człowieka łamane są nie tylko w dziedzinie seksu. Ogranicza się też prawo do zarządzania własnym majątkiem. W Oregonie czy New Jersey właścicielom samochodów zabrania się... samodzielnie tankować swoje auta. To znaczy, że wolno ci podjechać do dystrybutora, ale musisz czekać, aż paliwa naleje ci pracownik stacji. Pozostało tylko zakazać obywatelom samodzielnego mycia się i sprzątania mieszkań. I zamykać do pudła, kiedy złapie się kogoś z odkurzaczem.

Wróg publiczny

Samolot Moskwa-Nowy Jork wylądował zgodnie z rozkładem. Ludzie, jak to zwykle bywa, rzucili się po bagaż, potem do kontroli celnej i wizowej. Amerykańskie władze nie miały do żadnego z pasażerów żadnych pretensji. Przepuszczono spokojnie wszystkich, w tym także obywateli Rosji. Problemy miał tylko jeden człowiek. Był obywatelem amerykańskim, nie wyglądał podejrzanie, ale właśnie jego przetrzymano w urzędzie celnym dwie godziny. Czego i jak można szukać w walizce pasażera przez dwie godziny? O, jeśli podejść do tego poważnie, to można pewnie i dłużej! Każda rzecz została wyjęta i jak najstaranniej obmacana. Książki prze-kartkowano strona po stronie. Kiedy już walizka była zupełnie pusta, celnik w poszukiwaniu kontrabandy zaczął odrywać podszewkę. - Czego pan szuka? Proszę powiedzieć, dam to panu od razu, je żeli tylko będę miał! - zaproponował pasażer, który zaczynał już po woli tracić cierpliwość. Odpowiedziało mu milczenie. Obok innych rzeczy w walizce znaleziono zewnętrzny twardy dysk. Urzędnik wziął go i poszedł szukać komputera, na którym można by przejrzeć dane - a nuż zawarte są tam jakieś buntownicze treści! Komputera, do którego można by podłączyć dysk, ostatecznie nie znaleziono, urządzenie zostało więc zatrzymane, a pasażera zwolniono. - Dlaczego napadli akurat na ciebie? - zapytałem. - Dlatego że kontrola graniczna przeczytała w paszporcie moje nazwisko. A mają tam u siebie odnotowane... Pozwólcie, że wam przedstawię: Yictor Freedman, oficjalny wróg rządu amerykańskiego. Kiedyś tam rodzice wywieźli z Moskwy ucznia starszych klas Witię Fridmana do Ameryki - na zawsze. Wi-ti w Ameryce się nie spodobało. Więc kiedy dorósł, wrócił do Rosji. Teraz Yictor Freedman jest obywatelem dwóch krajów - Rosji i USA.

27

( .-..-M l \\ I I - I K . I i,-uolm-|;i kulluralna

Gdyby wyjechał ze Stanów po cichu, nikt by oczywiście nie uznał go za wroga Ameryki. Po prostu by tego nie zauwa ono. Ale Wiktor wpadł na pomysł, eby jeszcze za ycia zostać legendą rosyjskiej emigracji w Ameryce. „Walcząc z re imem", zało ył głośną stronę inter-netową, na której zamieszczał nieprzyjemne wiadomości o Ameryce, napisał parę ksią ek przedstawiających Stany w niemiłym świetle ( adna z nich oczywiście nie została wydana). I w ogóle stał się znanym w kręgach ŻBI antyamerykanistą. I stąd te wszystkie problemy. Przed tym ostatnim przeszukaniem na nowojorskim lotnisku Wiktor co roku latał do Ameryki, gdzie zostawił wielu przyjaciół. Przylatywał, wygłaszał buntownicze mowy, nadawał na Amerykę i chwalił Rosję. No i się doigrał. Teraz droga do tego pięknego kraju została dla niego zamknięta. I wszystko to zorganizowano niezwykle elegancko - nikt nie mo e przecie zgodnie z prawem zakazać obywatelowi Stanów Zjednoczonych powrotu do USA. Nale y więc zrobić to tak, eby tego rodzaju materiał wybuchowy sam nie miał ochoty się tu pojawiać. Pamiętacie ten zewnętrzny twardy dysk Żridmana? Pozostał ju na zawsze w łapskach amerykańskich słu b specjalnych... Po powrocie do Moskwy Wiktor zadzwonił do USA i zapytał, kiedy wreszcie odzyska swoją własność. - Wie pan - odpowiedziano mu - przeciwko panu zostało wszczęte postępowanie karne. Na dysku znale liśmy linki do portali zawierających pornografię dziecięcą. Musi pan przylecieć do Ameryki w celu przeprowadzenia dalszego dochodzenia. - Jakie to portale? - zapytał natychmiast Wiktor, siadając przy komputerze i wpisując podyktowany adres w wyszukiwarce. - Nie ma takiej strony. Rozmówca po drugiej stronie linii telefonicznej zawahał się. Ale natychmiast odzyskał panowanie nad sobą: - Oczywiście, e nie ma. Ju go zlikwidowaliśmy! Nie będziemy tolerować dziecięcej pornografii! A w ogóle, jeśli chce pan odzyskać swój dysk, proszę stawić się u nas osobiście.

28

Wróg publiczny

- eby ju na lotnisku zakuli mnie w kajdanki? - Wiktor uśmiech nął się smutno do słuchawki. W Ameryce grozi kara więzienia za przechowywanie we własnym komputerze nie tylko dziecięcej pornografii, ale nawet linków tego rodzaju. Chyba nie muszę mówić, e na zarekwirowanym dysku, kiedy trafił w ręce amerykańskich słu b, nie było niczego podobnego? - Cholera ich wie, co oni tam na ten dysk wgrali! Droga do Sta nów jest ju teraz dla mnie zamknięta. Tak pracuje amerykańskie NKWD. Mo na ich zrozumieć: po co im w Ameryce człowiek, który prowadzi działalność antyamerykań-ską, czyli pisze nieprzyjemną prawdę?... Jako e czytelnik pozbawiony jest przyjemności niespiesznego kartkowania ksią ki Żridmana Stany Socjalistyczne Ameryki, pozwolę sobie na dość obfite cytaty z tego nieopublikowanego rękopisu. Oto one.

Fridman o oświacie w USA

„To smutna prawda: w USA poziom oświaty, szczególnie w szkołach średnich, od kilku dziesięcioleci nieustannie się obniża. W ostatnich latach pozory stosowania najróżniejszych środków zaradczych osiągnęły apogeum, a amerykańscy uczniowie wciąż z roku na rok są coraz gorzej wykształceni. W budżecie kraju planuje się coraz większe środki na edukację, a wóz stoi w miejscu. Liczni absolwenci średnich szkół nie potrafią poprawnie napisać własnego adresu, a żeby ustalić, ile jest cztery razy dwa, używają kalkulatora. Pełny kryzys oświaty w całym kraju jest oczywisty. Coraz większa liczba rodziców ma tego świadomość, pozostawiają więc swoje dzieci w domu i uczą je sami. Używają starych podręczników, ponieważ szkoły państwowe nie dostarczają niezbędnej wiedzy, a prywatne kosztują kolosalne pieniądze. Amerykańska Asocjacja Nauczycieli Fizyki w ciągu dwóch i pół roku prowadziła analizę podręczników, z których uczy się 90 procent uczniów w średnich szkołach USA. Podsumowując te badania, profesor fizyki John Hubitz powiedział, że «podręczniki te zawierają niewiarygodną liczbę błędów, fotografii, które nie mają nic wspólnego z przedmiotem lekcji, zbył skomplikowanych ilustracji, doświadczeń, których nie da się przeprowadzić, wykresów i rysunków przedstawiających sytuacje, które nie mogą zaistnieć». Według badaczy trzeba było aż ponad pięciuset stron druku, żeby wyliczyć wszystkie błędy dostrzeżone w tych podręcznikach. Komu przyszłoby do głowy, że równik przechodzi przez miasta Tucson (w stanie Arizona) i Tallahassee (w stanie Floryda), zaś Statua Wolności jest mańkutem!... Wygląda na to, że autorzy podręczników bardziej dbają dzisiaj o poprawność polityczną ilustracji niż o treści merytoryczne. Jeżeli w książce pojawia się jakiś rysunek, to obowiązkowo muszą się na nim znaleźć jacyś przedstawiciele mniejszości i nieuchronnie ktoś na wózku inwalidzkim (niestety, obyczaj ten rozpowszechnił się już we

30

Fridman o oświacie w USA

wszystkich książkach dla dzieci wydanych po roku 1990). Liczne oskarżenia o «etniczną nieobojętność» prac kontrolnych spowodowały, że testy i egzaminy zostały starannie przeredagowane w taki sposób, żeby zadania nie mogły wzbudzać najmniejszych wątpliwości. Na dodatek uznaje się, że jeżeli dziecko nie jest w stanie poradzić sobie z jakimś zadaniem, to taka sytuacja powoduje uraz psychiczny, co w przypadku nieukształtowanej jeszcze psychiki jest niedopuszczalne! Aby uniknąć problemów tego rodzaju, wszystkie zadania zaczęto opracowywać w taki sposób, żeby był je w stanie rozwiązać nawet absolutny debil. Uwagi osobiste. Niedawno mój brat, statystujący w jednym z miejscowych studiów filmowych, poznał Amerykankę. Wyglądała na jakieś 40-45 lat. Wszystko, co robił, wywoływało jej zdumienie: «To w Rosji robicie takie kanapki jak twoje? A w Rosji czytają książki? A umiesz pisać po rosyjsku?». Po tym, jak opowiedział jej, że kiedyś grał w filmach produkowanych w wytwórni im. Gorkiego, został zaskoczony pełnym szczerego zdumienia pytaniem: «Jak to, w Rosji są studia filmowe???». Na tym rozmowa się zakończyła. Innym razem pewna Amerykanka w wieku około 30 lat z niemym zachwytem opowiadała na uczelni mojej żonie, że jedzie na studia do Europy! Po chwili milczenia zarzuciła moją żonę pytaniami: «A Europa - gdzie to w ogóle jest? To kraj czy co? Słyszałam, że jest tam jakaś Francja, a ta Europa to we Francji?». Przysięgam, nie wymyśliłem tego..."

Senator jak maska gazowa

Senator jak maska gazowa

Oderwijmy się na chwilę od niezwykle zajmującej książki Wiktora Fridmana i ruszmy do słonecznej Kalifornii. Jest to miejsce, gdzie kilka lat temu doszło do tak zwanych wojen kalifornijskich. Nauczyciele w stanie Kalifornia odkryli nagle, że absolwenci ich szkół są zbyt słabo przygotowani, żeby dostać się na uniwersytet. Dlatego w uniwersyteckich salach wykładowych zasiadają niemal wyłącznie Chińczycy. Chińczycy, Japończycy i Rosjanie dystansują dzieci białych aborygenów w matematyce, fizyce, chemii. Ale za to Amerykanie zwyciężają w „naukach towarzyszących" - w robótkach ręcznych, gotowaniu, ceramice (Amerykanie mają w szkołach takie „przydatne w życiu" przedmioty). Widząc w salach wykładowych niemal wyłącznie żółte twarze, uniwersyteccy bonzowie postanowili wejść na przetartą drogę idiotyzmu - wprowadzić parytety dla białych Amerykanów. Jednak chińska diaspora zareagowała na to niezwykłym oburzeniem i wykorzystała przeciwko projektowi argument dyskryminacji. To był mądry ruch. Parytety dla białych nie zostały wprowadzone. (Uwierzcie mi, gdybyśmy mieli do czynienia z sytuacją odwrotną, czyli gdyby Amerykanie byli mądrzejsi od Chińczyków i zajmowali 95 procent miejsc na wydziałach nauk ścisłych i przyrodniczych, parytety dla mniejszości narodowych zostałyby wprowadzone natychmiast! Zresztą o absurdach poprawności politycznej jeszcze porozmawiamy.) Tak więc nie udało się wprowadzić parytetów dla debili. Wówczas yankee powołali federalną komisję do spraw oświaty, której zadaniem było określenie, jaki poziom trudności mogą mieć zadania, które musi umieć rozwiązać absolwent średniej szkoły, starający się o przyjęcie na uniwersytet. Zespołowi zajmującemu się w tej komisji matematyką przewodniczył laureat nagrody Nobla Glenn Seaborg. Osobiście opracował za-

.

dania i sformułował wymagania stawiane abiturientom. Noblowski umysł został powołany, by podnieść poziom amerykańskich dzieci... Przyjrzyjmy się więc jednemu z głównych zadań, które - według poglądu Seaborga - powinien umieć rozwiązać absolwent amerykańskiej szkoły: bez kalkulatora podzielić 111 przez 3. Na razie amerykańscy maturzyści nie umieją tego uczynić. Ale czego tu oczekiwać, jeżeli 80 procent amerykańskich nauczycieli (!) nie umie dodać jednej drugiej do jednej trzeciej, ponieważ pedagodzy owi nie mają najmniejszego pojęcia o ułamkach. Amerykański Federalny Program Nauczania w zakresie fizyki wymaga, żeby uczniowie znali dwa stany skupienia wody - ciekły i stały. Glenn Seaborg upierał się, żeby do programu nauczania wprowadzić także trzeci stan skupienia tej substancji - parę. Czyż to nie nazbyt wygórowane wymaganie?! No i co się dzieje dalej? Dalej zdarzyło się coś, dzięki czemu cała ta historia została nazwana „wojnami kalifornijskimi" - senatorowie i kongresmani wyrazili burzliwy protest przeciwko takiemu skomplikowaniu szkolnych programów! Jeden z senatorów oświadczył z trybuny parlamentu: - Otrzymałem w moim stanie 41,3 procent głosów, co oznacza, że wyborcy mają do mnie zaufanie. I ja, jako przedstawiciel wyborców, będę walczył tylko o takie sprawy w systemie oświaty, które sam jestem w stanie zrozumieć. A jeśli czegoś nie zrozumiem, to znaczy, że i dzieci nie ma po co tego uczyć. Inni senatorowie usiłowali nawet dopatrzyć się w działaniach Ka-lifornijczyków przesłanek politycznych - zarzucili im brak tolerancji rasowej oraz poważne błędy polityczne. Jeden z mówców oświadczył na przykład, że żądanie wprowadzenia do programu fizyki wiedzy o parze wodnej to... rasizm, no bo przecież „żaden Murzyn nigdy nie zrozumie, co to takiego ta para wodna, bo przecież nie ma ona ani koloru, ani zapachu, ani smaku". Pięknie, co? Nawiasem mówiąc, ów „antyrasista" niemal dosłownie powtórzył słowa ojca-założyciela Ameryki, twórcy Deklaracji Niepodległości, prezydenta Thomasa Jeffersona (którego wizerunek widnieje na rzad-

!• l Wn-lka ivwolucja kulturalna

ko spotykanym dwudolarowym banknocie). JefFerson powiedział pewnego razu: „Żaden Murzyn nigdy nie zrozumie ani geometrii Euklidesa, ani żadnego z jej współczesnych interpretatorów". I wiedział, co mówi: sam Jefferson miał dzieci z Murzynką, która była jego kochanką. Może to właśnie dlatego programy nauczania w USA są tak ogłupiające? Może chodzi o walkę z rasizmem?... Krótko mówiąc, ta kalifornijska wojna trwała dwa lata. Na szczęście zwyciężył w niej stan Kalifornia - ale to wyłącznie dzięki chy-trości adwokata, który znalazł w historii Stanów Zjednoczonych precedens sądowy uznający za priorytetowe prawo stanu, mimo że wchodziło ono w konflikt z prawem federalnym. Teraz więc program nauczania w Kalifornii jest lepszy niż federalny. Dzieci w tym stanie wiedzą, co to jest para wodna. Pewien nasz matematyk zapytał swojego amerykańskiego kolegę, jak udało mu się przy tak fatalnym stanie szkolnictwa średniego w Stanach zostać matematykiem. Usłyszał, że Amerykanin od dzieciństwa uczył się sam, z książek. I na dodatek przyswoił sobie podwójne myślenie - miał w głowie „dwie matematyki": jedną prawdziwą i drugą dla nauczyciela. Pytany w szkole, odpowiadał tak, jak uczyła partia, a w zakamarkach mózgu ukrywał prawidłową odpowiedź. Bez podwójnej moralności w Stanach nie da się przetrwać. Nie przypadkiem przecież Ameryka importuje takie tabuny uczonych - zdarza się nawet, że rosyjscy specjaliści (biolodzy, fizycy, matematycy) wyjeżdżają tam całymi grupami prosto po studiach: nie za bardzo udaje się w Stanach wykształcić własnych naukowców.

Zmierzch Europy

- Jednak przerażający poziom amerykańskiej edukacji to fakt znany od dawna. To nie jakaś tam pruska szkoła! - powie obyty czytelnik znający ze słyszenia systemy oświaty w różnych krajach. - Europa to co innego! No cóż, mój miły obyty czytelniku, przenieśmy się do Europy. Dla ciebie wszystko!... Legenda rosyjskiej i światowej nauki, żywy klasyk matematyki, członek Akademii Nauk Władimir Arnold zauważył pewnego razu, że problemy współczesnego systemu oświaty są najważniejszą kwestią, na której powinna skoncentrować się nasza cywilizacja. Zobaczmy, jak ludzkość rozwiązuje swoje najważniejsze problemy... Ale dlaczego zwracam waszą szanowną uwagę właśnie na poglądy tego matematyka? Z trzech powodów. 1. „Matematyka to królowa nauk". Ta sentencja na pewno wisia ła na ścianie w waszej pracowni matematycznej. Albo w laboratorium fizycznym. Ale raczej nie w klasie biologicznej. Albowiem matema tyka to podstawa, baza, szkielet, dzięki któremu każda dziedzina wie dzy staje się prawdziwą nauką. A nauką stoi cała nasza cywilizacja. Spróbujcie wytrącić spod nóg Ludzkości ten taboret nauki, a jej zsi niały, odrażający trup zacznie się kołysać na wietrze, wprawiając w przerażenie przypadkowo zbłąkanych przybyszów z innych planet. 2. Matematyka, jako dyscyplina dokładna i od początku do koń ca formalna, podporządkowująca się surowym prawom logiki, w okre ślony sposób kształtuje sposób myślenia człowieka. Dyscyplinuje go od dzieciństwa. Uczy precyzji w myśleniu. 3. Wśród feministek (i, nawiasem mówiąc, także Murzynów), praktycznie rzecz biorąc, nie ma matematyków. Określenie znacze nia i wyjaśnienie tego fenomenu nastąpi za chwilę.

35

. l Wk'lk;i rewolucja kulturalna

Zmierzch Europy

A na razie przyjrzyjmy się, có to się dzieje z kształceniem w zakresie po ytecznych nauk w źuropie. Sytuacja matematyki jest zatrwaająca. A we Żrancji po prostu katastroficzna. Mówił o tym w jednym ze swoich wystąpień francuski minister nauki, oświaty i technologii. Przeprowadził on następujący eksperyment: zapytał ucznia, ile jest dwa plus trzy. Dziecko nie udzieliło adnej odpowiedzi. - We Żrancji katastrofa wydarzyła się nieco wcześniej. Inne kra je mają to jeszcze przed sobą- bez ogródek oświadcza akademik Ar nold. - Szczególnie niebezpieczna jest tendencja prowadząca do wy eliminowania ze szkolnych programów umiejętności przeprowadza nia dowodów - zauwa ył Arnold w jednym ze swoich wywiadów. Rola dowodu w matematyce podobna jest do roli ortografii, a nawet kaligrafii w poezji. Ten, kto w szkole nie nauczył się sztuki przepro wadzania dowodu, nie jest w stanie odró nić stwierdzenia słusznego od fałszywego. Takimi lud mi łatwo manipulować, co jest wykorzy stywane przez nieodpowiedzialnych polityków. W rezultacie mo na doprowadzić do masowych psychoz i rozruchów społecznych. No i ma rację! Ma rację, e tępymi lud mi łatwiej jest zarządzać. I e we Żrancji katastrofa w oświacie stała się faktem. Oto proszę niefałszowa-ne świadectwo profesora nauk matematyczno-fizycznych Wiktora Do-cenki. Wykłada on matematykę na uniwersytecie w Pary u, czyli dobrze wie, o czym mówi, nie powtarza zasłyszanych gdzieś plotek. Z góry proszę czytelników o wybaczenie zbyt długiego cytatu, ale nie mógłbym sobie darować, gdybym nie przytoczył tej opowieści w całości. Wstrząsnęła mną ona niezwykle. Tak więc proszę, oddaję głos Wiktorowi Docence (cytuję z czasopisma „Nauka i yzń" 2004, nr 12): „Historycy do dzisiaj nie potrafią zgodzić się co do kwestii, jak to się mogło stać, e tacy mądrzy i wykształceni ludzie jak staro ytni źgipcjanie tak szybko utracili umiejętność budowania swoich wspaniałych piramid. Zagubili ją w ciągu dosłownie kilku pokoleń (od przełomu IV i V dynastii, w okolicach XXVI wieku p.n.e.). I rzeczywiście doszło wówczas do szokującej historycznej katastrofy: przez

wieki się uczyli i uczyli, krok po kroku doskonalili sztukę budowlaną, przekazywali to wszystko z pokolenia na pokolenie, gromadzili wiedzę i doświadczenie, a potem postawili te swoje trzy Wielkie Piramidy (Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa) i nagle w jednej chwili wszystko zapomnieli; stracili nawyki, wiedzę i umiejętności, przestali rozumieć elementarne kwestie. A co najdziwniejsze - stało się to jak gdyby samo przez się, bez adnych wojen i najazdów barbarzyńców. Wszystko, co wybudowano pó niej, wyglądało tylko jak ałosne naśladownictwo Wielkich Piramid i dzisiaj jest co najwy ej zwałowiskiem gruzów. Ja ju wiem, jak to się mogło stać: otó chodzi o to, e od pięciu lat wykładam fizykę i matematykę na uniwersytecie w Pary u (Uniwersytet im. Pierre'a i Marie Curie, znany tak e jako Paris VI albo Jussieu). Muszę przypomnieć, e Pary - z punktu widzenia standardów edukacji - nie jest najgorszym miejscem na naszej planecie, zaś mój uniwersytet nie nale y do najgorszych w Pary u. Rosja od zawsze nieco nie nadą a za Zachodem, więc sądząc po tym, jakie reformy usiłuje wprowadzić nasze Ministerstwo Oświaty, teraz w Pary u mogę zaobserwować, co nas czeka w najbli szej przyszłości. Powiem od razu: nie pretenduję do roli «proroka z przyszło-ści» i dlatego będę się starał unikać uogólnień. Nie mam przecie kompetencji, eby porównywać średni poziom francuskiego wykształcenia (o którym mam dość mętne pojęcie) ze średnim poziomem edukacji w Rosji (o której tym bardziej nic nie wiem). I jeśli mówić uczciwie, w ogóle nie rozumiem, co to takiego «średni poziom wy-kształcenia». Opowiem więc tylko o swoim osobistym doświadczeniu -jak powiadają, «wiem, co mówię». Najpierw krótka informacja wstępna. We Żrancji dawno ju wprowadzono Jednolity źgzamin Państwowy, który nazywa się tutaj BAK (od słowa baccalaureat, posiadacz świadectwa dojrzałości, «baka-łarz»), ale to nie zmienia istoty rzeczy. Uzasadnienie wprowadzenia francuskiego BAK-u było mniej więcej takie jak w naszym kraju: chodziło o to, eby dać wszystkim uczniom jednakowe szansę, eby zlikwidować pokusy korupcyjne w systemie oświaty, eby ujednolicić

36 37

l \\irlkn n'\u>liicj;i kulturalna

wymagania stawiane maturzystom i tak dalej. Krótko mówiąc, eby ws/ystko było uczciwie i sprawiedliwie. Jest te jedna ró nica: BAK ma kilka specjalizacji. Mo na zdawać egzamin, jak tu się to nazywa, z «nauki», gdzie priorytetowe są egzaminy z matematyki i fizyki; z przedmiotów humanistycznych, gdzie najwa niejsze są języki i filozofia; ekonomiczny itd. Absolwent, który zdał BAK, ma prawo bez adnych egzaminów wstępnych zapisać się na dowolny uniwersytet na kierunki odpowiadające zdawanemu przez niego profilowi (co prawda tylko według rejonizacji odpowiadającej miejscu zamieszkania - obowiązek meldunkowy u Żrancuzów ma się całkiem dobrze) i uczyć się tam zupełnie bezpłatnie (jeśli nie uwzględniać czegoś w rodzaju wpisowego w wysokości trzystu euro na początku ka dego roku akademickiego). A jeśli student dowiedzie na podstawie dokumentów, e dochody w jego rodzinie są ni sze od określonego poziomu, to mo e uzyskać stypendium zupełnie niezale ne od wyników studiów. Uczeń, który zda BAK z oceną wy szą ni 15 punktów na 20 mo liwych, ma prawo zapisać się na kursy przygotowawcze w którejś z tak zwanych żrandę źcole (najbardziej znana spośród nich to źcole Normale Superieure). To coś w rodzaju elitarnych uniwersytetów. eby się tam dostać, trzeba poza kursami przygotowawczymi zdać jeszcze egzamin wstępny. A potem, zarówno w żrandę źcole, jak i w zwykłych uniwersytetach, w sesji zimowej i letniej odsiewana jest część studentów. Jeśli student nie uzyskuje określonej liczby punktów ze wszystkich egzaminów, jest wydalany z uniwersytetu (albo, w określonych sytuacjach, kierowany na powtarzanie roku). Odsiew jest spory: w moim uniwersytecie podczas pierwszej sesji odpada około 40 procent studentów, podczas drugiej - 30 itd. W rezultacie pod koniec drugiego roku pozostaje jakaś czwarta część tych, którzy rozpoczęli naukę (w istocie są to - rozciągnięte na dwa lata -egzaminy wstępne). Niektórzy z nich odpadną jeszcze pó niej, ale ju niewielu. I w końcu całą tę naukę wieńczą trzy lata tak zwanego DźA, które w pewnym sensie odpowiadają naszym studiom doktoranckim i które, tak jak u nas, kończą się (a dokładnie: powinny się skończyć) napisaniem rozprawy i uzyskaniem stopnia naukowego. Oczywiście, 38

Zmierzch Europy

ten poziom osiągają tylko najlepsi... No i eby zakończyć ten dość nudny wstęp, powiem jeszcze kilka słów o sobie: jestem profesorem, doktorem habilitowanym nauk matematyczno-fizycznych, zajmuję się fizyką teoretyczną; w uniwersytecie Paris VI wykładam matematykę i fizykę na pierwszym roku studiów... i prowadzę seminaria dla doktorantów na ostatnim roku źcole Normale Superieure (czyli właśnie dla tych, którzy nie dość, e są najlepsi, to jeszcze są «super» i «eks-tra»). Jak widzicie, system edukacji wymyślony jest jak gdyby całkiem sensownie, wszystko jest urządzone zupełnie racjonalnie i nawet znalazły się na wszystko pieniądze (to prawda, e Żrancuzi cały czas mówią, e pieniędzy na edukację jest katastrofalnie mało, e na nic nie starcza. Ale to po prostu dlatego, e nie mają pojęcia, co tak naprawdę znaczy «nie starcza»). Niemniej mogę zakomunikować wszystkim, którzy jeszcze tego nie wiedzą, e «chcieli dobrze, a wyszło jak zwy-kle» - coś takiego, jak widać, zdarza się nie tylko w Rosji. Francuska edukacja (i podejrzewam, e bynajmniej nie tylko francuska) jest tego znakomitym przykładem. W związku ze specyfiką mojej działalności muszę się w swojej opowieści odwoływać do ekspertów w dziedzinie wy szej matematyki. Mam na myśli tych, którzy znają wszystkie cztery działania arytmetyczne oraz umieją dodawać ułamki i w najogólniejszych zarysach orientują się w tabliczce mno enia. Te fragmenty tekstu, których odbiór zakłada tę specjalistyczną wiedzę, wyró niam kursywą. Tak oto w bie ącym roku akademickim odkryłem, e wśród pięćdziesięciu moich studentów pierwszego roku (prowadzę zajęcia w dwóch grupach) osiem osób uwa a, e trzy szóste (3/6) równa się jednej trzeciej (1/3). Podkreślę: to młodzi ludzie, którzy dopiero co zdali BAK w zakresie «nauki», czyli taki egzamin, w którym dominującymi elementami są matematyka i fizyka. Wszyscy eksperci, którym to opowiadałem i którzy nie maj ą za sobą doświadczenia nauczania na paryskich uniwersytetach, od razu popadali w stupor. Usiłując zrozumieć, jak to mo liwe, popełniają oni typowy błąd charakterystyczny dla wszystkich ekspertów: usiłują znale ć w tym jakąś logi39

' I. Wielka rewolucja kulturalna

Zmierzch Europy

kę, szukają (błędnie) matematycznego wywodu, który mógłby doprowadzić do podobnego rezultatu. A tak naprawdę wszystko jest o wiele prostsze: powiedziano im to w szkole, a oni, jak przystało na pilnych uczniów (a na uniwersytet trafiają tylko pilni uczniowie!), zapamiętali. I tyle. Musiałem ich nauczyć na nowo: na kolejnych zajęciach (których tematem była funkcja zależna) zrobiłem niewielką dygresję i zakomunikowałem, e 3/6 równa się 1/2, a nie 1/3, jak uwa aj ą niektórzy z obecnych. Reakcja była następująca: «Tak? Dobrze...». żdybym im zakomunikował, e równa się to 1/10, reakcja byłaby dokładnie taka sama. W ciągu poprzednich dwóch lat jakieś dziesięć-piętnaście procent moich studentów dochodziło do innej, nie mniej «niestandardowej» wiedzy w zakresie matematyki: uwa ali oni mianowicie, e dowolna liczba podniesiona do potęgi -1 równa się zeru. Nie była to przypadkowa fantazja, lecz starannie przyswojona wiedza, poniewa pogląd taki pojawiał się wielokrotnie (nawet po moich w tej sprawie protestach). Działało to w obie strony: jeśli natykasz się na coś podniesionego do potęgi -1, to to coś od razu sprowadzone jest do zera, i na odwrót -jeśli trzeba było cokolwiek sprowadzić do zera, podnoszono to do potęgi -1. Konkluzja jest taka sama: tak ich nauczyli. Ale jest coś, czego francuskich dzieci nie da się nauczyć w aden sposób. To działania na ułamkach. W ogóle ułamki - ich dodawanie, mno enie, a szczególnie dzielenie - to przyczyna stałego bólu głowy moich studentów. Opierając się na swoim pięcioletnim doświadczeniu wykładowcy, mogę powiedzieć, e mniej więcej pewnie radziła sobie z ułamkami nie więcej ni dziesiąta część moich studentów pierwszego roku. Trzeba dodać, e arytmetyczne działanie dzielenia to bodaj najtrudniejszy problem współczesnego francuskiego szkolnictwa średniego. Wyobra cie sobie sami, jak wyjaśnić dziecku, co to jest dzielenie: mo e trzeba by zacząć rozdzielać po równo sześć jabłuszek trzem chłopczykom? A jak e! eby wyjaśnić, jak się uczy dzielenia we francuskiej szkole, muszę się znów odwołać do wiedzy ekspertów. Mo e nie wszyscy, ale niektórzy z was pamiętają pewnie regułę dzielenia w słupku. Tak więc we francuskiej szkole umiejęt-

40

ność dzielenia wprowadzana jest w postaci formalnego algorytmu dzielenia w słupku, który pozwala z dwóch liczb (dzielnej i dzielnika) na drodze dokładnie określonych matematycznych manipulacji uzyskać trzecią liczbę (wynik dzielenia). Zrozumiałe, e opanowanie tego horroru mo liwe jest tylko na drodze ogromnej liczby ćwiczeń. A ćwiczenia te polegają na tym, e nieszczęsnym uczniom ka e się rozwikływać szarady w postaci wykonanego ju dzielenia w słupku, w którym pewne cyfry są opuszczone - muszą oni znale ć te brakujące cyfry. Oczywiste, e po czymś takim zgodzisz się na cokolwiek, co by ci powiedziano o trzech szóstych. Poza opisaną powy ej, e tak powiem, «systematyczną wiedzą niestandardową)) (która została przyswojona w szkole) pokutuje tu jeszcze wiele najzwyklejszych indywidualnych, przypadkowych fantazji. Niektóre z nich są bardzo śmieszne. Na przykład pewien młodzieniec zaproponował kiedyś, by przenieść liczbę z mianownika do licznika z zamianą znaku. Inna studentka, kiedy wyszło jej, e cosinus kąta między dwoma wektorami równa się 8, doszła do wniosku, że sam kąt równa się 360 stopni pomnożonym przez osiem, i tak dalej. Mam całą kolekcję podobnych przykładów, ale nie o to chodzi. Koniec końców fakt, e młodych ludzi stać jeszcze na odrobinę fantazji, nawet napawa otuchą. Szkoła oduczyła ich myśleć (a z tymi, którzy się tam się jeszcze uchowali, poradzi sobie uniwersytet, to pewne), więc niech chocia tak przejawiają się porywy ich umysłu, dopóki mają jeszcze jakieś zasoby umysłu i jakieś porywy. Dość długo nie byłem w stanie pojąć, jak z takim poziomem wiedzy wszyscy ci młodzi ludzie zdali BAK. Zadania, które się tam pojawiają, są zazwyczaj na całkiem przyzwoitym poziomie - da sieje rozwiązać (jak mi się wydawało), dopiero posiadając w miarę przyzwoitą wiedzę. Teraz znam odpowied na to pytanie. Chodzi o to, e w praktyce wszystkie zadania składające się na BAK mo na rozwiązać, u ywając w miarę przyzwoitego kalkulatora. Te współczesne kalkulatory to ju całkiem niegłupie maszyny: wykonają ka de przekształcenie algebraiczne, znajdą funkcje pochodne i wyrysują ich wykresy. A przecie korzystanie z kalkulatora jest na egzaminie BAK 41

• I. Wielkn rewolucja kulturalna

oficjalnie dozwolone. A czego jak czego, ale naciskania na guziczki z odpowiednią szybkością i w prawidłowym porządku młodzi ludzie uczą się dzisiaj nad wyraz sprawnie. Jeden kłopot -jak się zdarzy coś pomylić, w pośpiechu naciśnie człowiek nie na ten guziczek, no to już konfuzja. Zresztą «konfuzją» jest to z mojego staromodnego punktu widzenia, a dla nich to zwykły błąd - co robić, zdarza się. Jeden z moich studentów coś tam na przykład nie tak nacisnął i wyszło mu, że promień planety Ziemia wynosi l O milimetrów. A na nieszczęście w szkole go nie nauczyli (albo po prostu nie zapamiętał), jaki rozmiar ma nasza planeta, więc ten wynik, l O milimetrów, w ogóle nie zwrócił jego uwagi. I zaczął szukać błędu dopiero wtedy, kiedy powiedziałem, że odpowiedź jest nieprawidłowa. Dokładnie mówiąc, po prostu znowu wystartował z naciskaniem na guziki, ale teraz czynił to już nieco uważniej i za drugim razem uzyskał prawidłową odpowiedź. To pilny student, ale było mu absolutnie wszystko jedno, jaki promień ma Ziemia: 10 milimetrów czy 6400 kilometrów - ile powiedzą, tyle będzie. Nie myślcie tylko, że ten problem można rozwikłać, zakazując używania kalkulatorów: w takim przypadku nikt nie zdałby BAK-u – i dzieci po szkole musiałyby zamiast nauki na uniwersytecie szukać pracy. Równocześnie cała armia nauczycieli akademickich pozostałaby bez pracy – jednym słowem, doszłoby do poważnego kryzysu społecznego. Nie należy więc raczej ruszać tych kalkulatorów, tym bardziej że w większości przypadków studenci prawidłowo naciskają na guziki. Teraz pomówmy o tym, jak właściwie uczy się matematyki i fizyki na uniwersytecie. Jeśli chodzi o matematykę, to pod tą nazwą w semestrze jesiennym wykłada się trzy dziedziny: trygonometria (sinusy, cosinusy Ud.), funkcje pochodne i kilka całek od funkcji standardowych - czyli wszystko to, co i tak trzeba umieć, żeby zdać BAK. Ale na uniwersytecie, jak to się często zdarza, uczy się wszystkiego od początku, żeby w końcu nauczyć «naprawdę». Jeśli chodzi o trygonometrię, to jej studiowanie sprowadza się do wykucia tablicy wartości sinusa, cosinusa i tangensa dla standardowych kątów O, 30, 45, 60 i 90 stopni, a także kilku standardowych re-

42

Zmierzch Europy

lacji między tymi funkcjami. Pilni studenci, których w rzeczywistości wcale nie jest tak mało, i tak już to wszystko umieją. Ale jest jeden problem: co roku z uporem zadaję swoim studentom jedno i to samo pytanie - kto może mi wyjaśnić, dlaczego sinus 30 stopni równa się 1/2? Wykładam już od pięciu lat i co roku mam mniej więcej pięćdziesięciu studentów - tak więc spośród dwustu pięćdziesięciu słuchaczy przez cały ten czas na moje pytanie nie odpowiedział ani jeden człowiek. Co więcej, z ich perspektywy samo to pytanie jest pozbawione sensu: to, czemu równe są te sinusy i cosinusy (tak samo zresztą jak cała pozostała wiedza, którą ich naszpikowali w szkole, a teraz nadal szpikują na uniwersytecie), to po prostu pewien stan rzeczy, który należy zapamiętać. I oto co roku jak ostatni nudziarz usiłuję zmienić to ich przekonanie, usiłuję im wytłumaczyć co z czego wynika, co to wszystko mówi o świecie, w którym żyjemy. Staram się ze wszystkich sił, aby opowiedzieć to tak, żeby było ciekawie, a oni patrzą na mnie jak na głupka i cierpliwie czekają, kiedy w końcu się uspokoję i wreszcie powiem im, czego właściwie mają się nauczyć na pamięć. Za swój wielki sukces uważam, jeśli na koniec semestru jeden czy drugi student z grupy zada mi pytanie «dlaczego?». Ale nie każdego roku udaje mi się coś takiego osiągnąć... Teraz funkcja pochodna. Kochani eksperci, nie bójcie się: nie będzie żadnego twierdzenia Koshiego, żadnego ^przyjmijmy, że epsilon jest większe od zera...». Kiedy zacząłem pracować na uniwersytecie, przez jakiś czas chodziłem na zajęcia prowadzone przez moich kolegów, innych wykładowców, żeby zrozumieć co i jak. Odkryłem wtedy, że wszystko jest o wiele prostsze, niż kiedyś nas uczono. Spieszę podzielić się moim odkryciem: pochodna funkcji to dinks, który stawia się z prawej strony u góry przy oznaczeniu funkcji. Nie żartuję -tak tego uczą. Nie, oczywiście, że to nie wszystko: wymagają wykucia zestawu reguł opisujących, co się stanie, jeśli dinks zostanie postawiony przy podstawie funkcji itp.; wymagają wykucia tablicy, w której opisane jest, co ten dinks zrobi ze standardowymi elementarnymi funkcjami, oraz zapamiętania, że jeśli wynik tych magicznych operacji okaże się pozytywny, to funkcja rośnie, a jeśli negatywny -

43

- l Wielka rewolucja kulturalna

maleje. I to wszystko. Z całkowaniem historia się powtarza: całka -to taka pozioma f alka, którą stawia się przed funkcją, a potem podaje się zasady obchodzenia się z tąfalką i konkretny komunikat: rezultat całkowania to płaszczyzna pod falką (i po kiego potrzebna im ta płaszczy zna?...). Z wykładaniem fizyki sprawy mają się podobnie, tylko opowiadanie o tym jest jeszcze nudniejsze - nie ma tam aż tyle zabawnych przypadków. Dlatego tylko parę słów (po prostu dla pełnego obrazu): kurs fizyki w pierwszym semestrze w Uniwersytecie Pierre'a i Marie Curie zaczyna się nie wiadomo dlaczego od optyki liniowej (a równolegle na zajęciach laboratoryjnych studenci nie wiadomo po co uczą się budowy oscylografu). Potem dwa zajęcia pod rząd kują na pamięć ogromną tabelę z wielkościami fizycznymi (czyli to, jak wyraża się w kilogramach, sekundach i metrach, powiedzmy, stała grawitacji; nadmienię przy okazji, że nie mają przy tym żadnego pojęcia, co to takiego ta stała grawitacji). Następnie mechanika (zderzenia kulek, równowaga sił itp.). I wreszcie semestr jesienny wieńczy z jakiegoś powodu hydrodynamika. Dlaczego wybrano takie zagadnienia, nie mam pojęcia. Możliwe, że to wszystko, co umie główny koordynator (i wykładowca) naszej sekcji. Dlaczego właśnie w takim porządku? Z drugiej strony, właściwie jaka to różnica, w jakiej kolejności kuć to na pamięć?... Biedni Maria i Pierre Curie... Przewracają się chyba ze wstydu w grobie. Spróbujmy wyobrazić sobie, jak wyglądałaby analogiczna, równie absurdalna sytuacja w przypadku humanistyki. Wyobraźcie sobie, że program uniwersyteckiego kursu pod nazwą «Literatura rosyjska» składa się z następujących rozdziałów: l. Twórczość A.P. Czechowa; 2. Lingwistyczna analiza utworów pisarzy rosyjskich XIX i XX wieku; 3. «Słowo o wyprawie Igora»; 4. Twórczość A. Płatonowa. I wystarczy... Jeśli chodzi o doktorantów Ecole Normale Superieure (czyli tych, którzy sąjuż naj-, naj-, super i ekstra), to tu sytuacja jest zupełnie inna. Ci młodzi ludzie przeszli taką ostrą selekcję, że ani swobodnych 44

Zmierzch Europy

fantastów, ani tym bardziej hulaków się tu nie spotka. Co więcej, z ułamkami jest u nich wszystko w porządku i algebrę znają znakomicie, a na dodatek jeszcze różne inne różności, które wypada w tych okolicznościach znać. Są bardzo silnie motywowani, pracowici i skuteczni. I ich rozprawy na stopień naukowy będą porządne, jestem przekonany. Jest tylko jeden problem - absolutnie nie umieją myśleć. Wykonać wyznaczone przez nauczyciela, dokładnie określone manipulacje - proszę bardzo. Wykuć coś na pamięć - ile pan sobie życzy. Ale myśleć - w żadnym razie. Ta funkcja organizmu jest w ich przypadku w pełnej atrofii. A na dodatek oczywiście teoretycznej fizyki nie znają ni w ząb. To znaczy, wiedzą rzecz jasna całe mnóstwo najróżniejszych rzeczy, ale jest to jakaś taka pstrokata, absolutnie chaotyczna mozaika złożona z masy drobnych informacji, które potrafią nawet skutecznie wykorzystywać, ale tylko wtedy, jeśli przygotowane pytania odpowiadają wcześniej omówionym regułom odnoszącym się do tej mozaiki. Jeśli takiemu doktorantowi zada się na przykład jakieś pytanie, to odpowiedzią na nie powinna być albo «wiedza A», albo «wiedza 5», albo «wiedza C». Jeśli to nie A, nie B i nie C, to taki biedaczek wpadnie w stupor, który nazywa się «to niemożliwe». Oczywiście, i u doktorantów Ecole Normale Superieure zdarzają się śmieszne luki w wiedzy. Ale nie oni są temu winni. Tacy sami byli ich nauczyciele. Na przykład co roku na nowo odkrywam, że żaden z moich studentów (doktorantów ostatniego roku Ecole Normale Superieure!) nie jest w stanie zrozumieć całki Gaussa - w ogóle nie mają pojęcia, co to takiego. Wygląda to tak, jak gdyby ktoś pisał rozprawę, powiedzmy, o roli przyrody w późnej poezji Puszkina i nie miał żadnego wyobrażenia o tym, co to są synonimy. Ci doktoranci stają się potem świetnymi wykonawcami, podobnymi do robotów z filmu «Moskwa-Kasjopea»... Dlatego tak naprawdę wolę uczyć na pierwszym roku. Tam mam jeszcze chociaż niewielką nadzieję, że kogoś czegoś nauczę... Tak mi szkoda tych dzieciaków! Wyobraźcie sobie tylko: z roku na rok, od wczesnego dzieciństwa wkuwać, wkuwać i jeszcze raz wku45

wać te głupoty... Ale przecież wydaje się dość oczywiste, że nie da się wykuć wszystkiego. Nawet najpilniejsi uczniowie z czymś tam będą musieli mieć problemy. W praktyce wygląda to czasami dziwnie (w każdym razie dla mnie). Wyobraźcie sobie: pilny student, umie określić pochodne, umie całkować (to znaczy, wykuł wszystkie reguły dotyczące dinksa i poziomej falki), a dodawać ułamków nie potrafi. Albo, powiedzmy, ułamki umie dodawać, a odejmować - ni w ząb. No, nie wykuł w swoim czasie! Może znać całą tabliczkę mnożenia, ale ile jest sześć razy siedem, nie wie (akurat chorował tego dnia, kiedy nauczyciel mówił o tym w klasie). Teraz, mam nadzieję, zrozumieliście, że w istocie 3/6 może się równać 1/3 albo w ogóle czemukolwiek. Można to nazwać, jeśli wola, «piątym działaniem arytmetyki»: ile każą, tyle będzie. Nie wiem, od jak dawna trwa ta edukacyjna «apokalipsa», może jakieś dziesięć lat, a może trochę krócej, ale pewne jest, że do szkoły trafili już nauczyciele «nowego pokolenia», absolwenci takich właśnie uniwersytetów. Widzę to po moich studentach. Jeśli natomiast chodzi o moich kolegów, o dzisiejszą uniwersytecką profesurę... Nie, z arytmetyką u nich wszystko w porządku. W jakimś sensie to niegłupi ludzie - starzejące się, wymierające pokolenie. Ale z drugiej strony, kiedy wszędzie w oświacie jest taki totalny burdel, głupieją wszyscy - nie tylko uczniowie, ale i wykładowcy. To najwyraźniej jakieś nieznane dotąd prawo przyrody. Demoralizacja demoralizuje... W tym roku akademickim w kolokwium zaliczeniowym znalazło się następujące zadanie (myślę, że nasi siedmio- czy ośmioklasiści, umieliby je docenić): «Balon leci w jednym kierunku z szybkością 20 km/h w ciągu 1 godziny i 45 minut. Następnie kierunek lotu się zmienia o 60 stopni i balon leci jeszcze 1 godzinę i 45 minut z tą samą prędkością. Proszę określić odległość od punktu startu do punktu lądowania». Przed tym kolokwium przez dwa tygodnie wśród wykładowców trwała burzliwa dyskusja, czy to zadanie nie jest dla naszych studentów zbyt skomplikowane. Ostatecznie postanowiono zaryzykować i pozostawić je w zestawie, pod warunkiem jednak, że ci, którzy po-

46

trafią je rozwiązać, dostaną dodatkowo ileś tam punktów premii. Następnie, żeby pomóc wykładowcom, którzy będą sprawdzać prace studentów, autor tego zadania dostarczył rozwiązanie. Rozwiązanie to zajmowało pół strony i było nieprawidłowe. Kiedy to zauważyłem i podniosłem raban, koledzy uspokoili mnie dość prostym argumentem: «Co się denerwujesz? I tak nikt tego nie rozwiąże...». l okazało się, że mieli rację. Z półtorej setki studentów, którzy pisali to kolokwium, rozwiązały je tylko dwie osoby (i byli to Chińczycy). Spośród moich pięćdziesięciu słuchaczy mniej więcej połowa nawet nie podjęła takiej próby, a ci, którzy zaryzykowali, podali rozwiązania 0 rozpiętości od 104 metrów do 108 500 kilometrów. Oddając popra wioną pracę studentce, która wpadła na to ostatnie fenomenalne roz wiązanie, próbowałem odwołać się do jej zdrowego rozsądku: prze cież to odległość dwa razy większa od równika! Odpowiedziała mi z godnością: «Przecież wiem, że to nieprawidłowe rozwiązanie». Ta kie to sprawy... Czytelnik pewnie od dawna czuje się wyczerpany oczekiwaniem na odpowiedź na coraz wyraźniej narzucające się pytanie: «Jak to jest w ogóle możliwe?!». Przecież Francja to wysoko rozwinięty, kulturalny kraj, w którym pełno jest mądrych, wykształconych ludzi. To jeden ze światowych liderów w fizyce teoretycznej, w matematyce 1 nowoczesnych technologiach. To kraj, w którym, według oczywi stych dla Rosjan wyobrażeń, «wszystko jest w porządku». I w koń cu, gdzie się mogły podziać takie osiągnięcia jak francuska matema tyczna szkoła «Bourbaki»? A tak w ogóle - co tu ma do rzeczy ten Jednolity Egzamin Państwowy? Nietrudno jest odpowiedzieć na pytanie o «Bourbaki». Ta szkoła nigdzie nie zginęła, funkcjonuje nadal, ale równocześnie upodobniła się do «czarnej dziury»: nadal «wsysa» ludzi (i to utalentowanych!), ale co się tam w środku dzieje, na zewnątrz nie wiadomo. Stała się ona czymś w rodzaju «gry szklanych paciorków», jak u Hermana Hessego. Mimo wszystko potężna matematyczna tradycja «Bourbaki» nie zaginęła w społeczeństwie francuskim. Właśnie dlatego męczą te nieszczęsne dzieciaki szaradami z dzieleniem w słupkach. Al-

47

' l Wiclku rcwolucjii kulturalna Zmierzch Europy

bo na przykład kiedy trzeba było rozwiązać równanie 5x + 3 = O, jeden z moich studentów zabazgrał całą stronicę wywodami o strukturze i wyliczalności całego mnóstwa rozwiązań, ale samego równania rozwiązać nie dał rady. Dobrze wiadomo, co się dzieje, kiedy z teorii, nauki i wiary ulatuje duch, a pozostaje tylko formalny rytuał: tak rodzi się marazm. Natomiast jeśli chodzi o owo «Jak to jest w ogóle możliwe?!», to jak sami widzicie -jest możliwe, nawet bardzo możliwe! Podejrzewam jednak, że tylko do czasu. Po pierwsze trzeba mieć na uwadze, że cała ta edukacyjna katastrofa rozpoczęła się wcale nie tak dawno i kiedy mówi się o mądrych i wykształconych ludziach, dotyczy to w rzeczywistości znikomej części społeczeństwa (na której to wszystko w ogóle się trzyma), składającej się ze starych i coraz bardziej starzejących się (i wymierających) «dinozaurów». I warstwa ta nie jest w żaden sposób zasilana (albo dokładniej, jest zasilana przez Chińczyków i jakichś tam Rosjan). Po drugie, istnieje przecież także zupełnie inny punkt widzenia na to, co się dzieje. To skrajnie cyniczny pogląd na współczesne społeczeństwo, który wyklarował mi jeden z moich uniwersyteckich kolegów (wielki francuski patriota, z pochodzenia Polak, który kilka lat studiował w Moskwie, doskonale mówi po rosyjsku i jest znawcą literatury rosyjskiej). To bardzo mądry człowiek, też przecież wykłada na uniwersytecie i doskonale widzi, co się dzieje. Równocześnie jednak uważa, że nie ma mowy o żadnej katastrofie. Całkiem na odwrót, wszystko jest tak, jak być powinno, wszystko rozwija się, jak należy. Chodzi o to, że współczesne rozwinięte społeczeństwo potrzebuje wyłącznie dobrych wykonawców. Twórczy, myślący ludzie też niby są potrzebni, ale dosłownie - pojedynczy. Dlatego też cały system oświaty powinien być zorientowany na wyselekcjonowanie, ukształtowanie i tresurę właśnie dobrych wykonawców. Zupełnie nie ma więc po co uczyć młodych ludzi myślenia: w dzisiejszym społeczeństwie może to jedynie przeszkodzić w ich przyszłej działalności zawodowej, cokolwiek by w życiu robili. Jeśli zaś chodzi o jednostki twórcze, to nie ma co się o nie martwić: ten, kto naprawdę ma talent, tak czy inaczej w końcu sam się prze-

48

bije. W tym sensie, generalnie rzecz biorąc, w ogóle nie ma znaczenia, czego my ich tu na uniwersytecie uczymy (przynajmniej na pierwszych latach). Zamiast fizyki i matematyki można by ich z jednakowym skutkiem zmusić do wkuwania łaciny (tylko skąd znaleźć dzisiaj od tego specjalistów). W przyszłej działalności zawodowej i tak rozumienie fizyki i matematyki do niczego się im nie przyda. Na poziomie edukacji szkolnej i uniwersyteckiej należy jedynie przeprowadzać selekcję i tresurę najbardziej posłusznych, najbardziej pracowitych i naj sumienniej szych osobników - i tyle. A dla tych, którzy wypadają z tego układu, którzy stanowią «odrzut» z systemu oświaty, istnieją przecież miotły do zamiatania ulic, kasy w supermarketach, taśmy produkcyjne w fabrykach itd. Wy tam, w tym swoim Związku Radzieckim, naprodukowaliście miliony wykształconych, «myślących» inżynierów - i co z tego macie? W zakresie swoich podstawowych obowiązków zawodowych nie umieli oni zazwyczaj zupełnie nic. Woleli zastanawiać się nad losami świata, rozmyślać o sensie życia, o Dostojewskim... I na dodatek, sami ci «myślący i wykształceni inżynierowie)) jak jeden mąż uważali się za nieszczęśliwych ludzi: niezrealizowane marzenia o wielkich osiągnięciach, zagubione talenty, wszechświatowa chandra i inne takie. A tutaj wszystkie te życiowe aspiracje i potrzeby, zarówno osobiste, jak i zawodowe, zostały dokładnie zalgorytmizowane i wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni... Sądzę, że moja główna myśl jest już oczywista i mogę się powstrzymać od dalszych wywodów. O tym wszystkim tyle już zresztą napisano w niezliczonych utopiach i antyutopiach. Dla mnie osobiście podobny pogląd na współczesne społeczeństwo jest skrajnie niesympatyczny, co bynajmniej nie znaczy, że jest on błędny. Wydaje mi się, że w podobnym systemie żadne talenty nie mają najmniejszej szansy na przebicie się (po prostu dlatego, że nie będzie miał kto ich wykształcić). I wtedy ludzie, owe «roboty-wykonawcy», bardzo szybko zapomną, jak się buduje Wielkie Piramidy. Chciałbym się mylić... Mam nadzieję, że teraz jest już całkiem jasne, co ma do tego Jednolity Egzamin Państwowy. Kiedy ludzie, zamiast myśleć i uczyć myśleć swoje dzieci, usiłują wszystko sprowadzić do algorytmów i idio-

49

. l Wielka rewolucja kulturalna

lyc/nych testów, następuje powszechne otępienie. Zresztą sam nie wiem, co tu jest pierwotne, a co wtórne: bardzo możliwe, że wszystkie te BAK-i i inne wystandaryzowane egzaminy nie są niczym innym, jak tylko konsekwencją (bynajmniej - nie przyczyną) powszechnego, nazwijmy to, «radykalnego uproszczenia myślenia» w rozwiniętym społeczeństwie. W czasach mojej młodości egzaminy w stylu ogólnokrajowej matury przeprowadzano tylko w studium wojskowym, co akurat było absolutnie uzasadnione i zrozumiałe: «Rozkaz dowódcy jest prawem dla podwładnego» - i tyle. I myślenie jest przy tym niewskazane. A teraz wygląda na to, że podobny sposób kształcenia coraz bardziej się upowszechnia. Wolałbym nawet korupcję niż kryształowo uczciwe społeczeństwo posłusznych robotów-idiotów..."

Dobór nienaturalny

Do Rosji, chwała Bogu, kulturalna rewolucja jeszcze z Zachodu nie dotarła. Mogę to stwierdzić na własnym przykładzie. Nie bacząc na to, że szkołę skończyłem prawie ćwierć wieku temu, na rozwiązanie zadania o balonie wystarczyło mi jakiś dziesięć minut. W odróżnieniu od wychwalanych francuskich bakałarzy. Nawiasem mówiąc, nie to jest najbardziej interesujące, co mogę wam zameldować na swój temat! Dziesięć lat temu zdarzył mi się przedziwny wypadek. Siedziałem sobie późnym wieczorem zmęczony w kuchni, gdy nagle przypomniała mi się pewna anegdota. Oto ona: „Pierwszy stopień degradacji inżyniera po zakończeniu studiów -inżynier zapomina całkowania... Drugi stopień - zapomina tabliczki mnożenia... Trzeci - inżynier wpina sobie w klapę znaczek w kształcie rombu informujący, że jego właściciel ukończył studia". Nie wiem, czy dzisiaj jeszcze absolwentom uczelni wyższych dajątakie znaczki... Przypomniało mi się to, bo nagle pomyślałem, że od czasu ukończenia studiów minęło już - a niech to! - ponad dziesięć lat. Zacząłem się zastanawiać, w jakim stadium degradacji sam się teraz znajduję. Znaczka jeszcze nie noszę. Ale to może być rezultat tego, że w ogóle nie noszę marynarek, nie ma go więc gdzie przyczepić. Tabliczkę mnożenia chyba jeszcze całkiem dobrze pamiętam, chociaż w niektórych miejscach zdarza mi się zawahać. Ale, na przykład, pole koła... I nagle - o zgrozo! - uzmysłowiłem sobie, że nie pamiętam wzoru na pole koła: albo to było „pi er kwadrat", albo „dwa pi er". Zaciąłem się. To się zdarza każdemu - nagle zapomina się jakiegoś oczywistego słowa: patrzysz na przedmiot i nie umiesz sobie przypomnieć, jak się to coś nazywa. Albo z jakimś nazwiskiem - wypadnie z głowy i koniec. Wydaje ci się, że jeszcze chwilę temu pamiętałeś, a tu nagle stop - wyleciało i nie ma. I im bardziej starasz się sobie przy-

51

I. Wielka rewolucja kulturalna

pomnieć, tym większy klincz. W takich sytuacjach trzeba się po prostu uspokoić i pomyśleć o czymś innym. Po paru minutach zacięcie w programie się jakoś wchłonie i potrzebne słowo samo do człowieka wróci. Wiem to i zawsze wiedziałem. Ale tym razem naprawdę się przestraszyłem: czyżbym stał się już naprawdę durniem, zapomniałem wzoru na pole koła? Czy mam zacząć szukać gdzieś po szufladach tego znaczka w kształcie rombu ze skrzyżowanymi młotkami? Nerwowo chwyciłem długopis i kawałek papieru i postanowiłem po prostu wyprowadzić sobie ten wzór, skoro go już tak haniebnie zapomniałem. Narysowałem okrąg, w nim podstawowy trójkąt o wysokości promienia i podstawą w „delta iks". Jeszcze parę operacji i wyszło - „pi er kwadrat". Bez żadnej dwójki z przodu. Zaraz przypomniało mi się, że dwójka jest we wzorze na obwód koła. Byłem z siebie niezwykle dumny. Napiłem się herbaty z cytryną... A przecież nie kończyłem żadnych uniwersytetów, tylko najzwyklejszy Instytut Stali i Stopów. Kiedyś to umieli kształcić specjalistów! Ale żarty na bok. Kiedy przeczytałem opowieść matematyka Docenki o francuskiej oświacie, zacząłem się poważnie zastanawiać nad losami naszej cywilizacji. Przecież to, co się teraz dzieje, to rzeczywiście katastrofa. Jeszcze ze dwa pokolenia takich uczonych i pełny zmierzch cywilizacji. Witaj, barbario! Z ocenami Docenki w pełni zgadza się akademik Arnold, który, nawiasem mówiąc, pracował nie tylko w Paryżu, ale też na uniwersytetach w Nowym Jorku, Oxfordzie i Cambridge, Pizie i Bolonii, Bonn i Berkeley, w Stanford i w Bostonie, Hongkongu i Kioto, Madrycie i Toronto, Marsylii i Strasburgu, Utrechcie i Rio de Janeiro, Konakri i Sztokholmie. Jest więc w stanie porównać. Wszędzie taki sam koszmar. - We Francji wygłaszam studentom takie same wykłady jak w Moskwie. Egzaminuję. I oto podczas egzaminu pisemnego paryski student pyta: „Panie profesorze, mam taki kłopot: proszę mi powiedzieć, czy cztery siódme to więcej czy mniej niż jeden?" I to student czwartego roku matematyki! Przeprowadził skomplikowane wy-

52

Dobór nienaturalny

liczenia, rozwiązał równanie różniczkowe i otrzymał prosty wynik -cztery siódme. Ale dalej jego postępowanie było uzależnione od tego, czy wynik jest większy, czy mniejszy od jeden. Zrozumiał wszystko, czego go uczyłem - a są to równania różniczkowe, całki i tak dalej, ale nie uczyłem go ułamków, więc ułamków nie umie... Nasz niestrudzony akademik postawił przedstawicielom zachodnich elit pytanie, dlaczego tak się dzieje. I uzyskał następującą odpowiedź: „Amerykańscy koledzy wyjaśnili mi, że niski poziom kultury i edukacji szkolnej w ich kraju jest świadomym osiągnięciem zmierzającym do realizacji celów ekonomicznych. Chodzi o to, że kiedy wykształcony człowiek naczyta się książek, staje się gorszym klientem. Kupuje mniej pralek, samochodów, zaczyna bardziej niż nimi interesować się Mozartem, van Goghiem albo jakimiś teoriami. Cierpi wówczas gospodarka społeczeństwa konsumpcyjnego i przede wszystkim dochody tych, którzy rządzą tym życiem. Dlatego też zamierzają oni nie dopuścić do rozwoju poziomu kulturalnego i edukacyjnego (które na dokładkę utrudniają im manipulowanie ludnością jak pozbawionym intelektu stadem)". Możliwe, że w sprawie Mozarta i teorii nasz uczony trochę przesadził, ale co do tego, że sposób postrzegania świata przez bydło i przez rozumnego człowieka znacznie się różni, że wykształcenie wpływa na poczucie wartości - nie można mieć wątpliwości. Profesora Arnolda nieźle wystraszyło to, że - na skutek przeprowadzanych u nas reform oświaty, wprowadzenia jednolitych egzaminów i dalszego (otępiającego) upraszczania programów nauczania - analogiczna sytuacja zagraża też Rosji. - Jak tak dalej pójdzie, to nie tylko będą u nas tonąć okręty atomowe - przestrzega, mając na uwadze smutny przypadek z łodzią podwodną „Kursk". A ja powiem więcej: kit z nimi, z tymi atomowymi okrętami, kiedy zagrożona jest cała cywilizacja - a przyczyna zagrożenia tkwi w tym, że przygotowanie, jakie daje szkoła średnia, absolutnie nie przystaje do poziomu intelektualnego niezbędnego do obsługi najnowszych technologii. Rozziew się powiększa. I oznacza to, że intelek-

53

('/(,'śi1 I. Wiclk;i i ewolucja kulturalna

Dobór nienaturalny

lualna warstwa społeczeństwa jest coraz słabsza i nie znajduje wsparcia w wiedzy wyniesionej ze szkoły średniej. Proces ten jest już nieodwracalny, utrwala się zwrotna relacja rządząca się zasadą „im gorzej, tym więcej": selekcja dokonywana jest na podstawie stopnia ograniczenia umysłowego, do nauki trafiają coraz gorsi adepci, bo już drugie pokolenie tępych profesorów uczy studentów i zajmuje się naborem pracowników naukowych. A wybierają przecież takich samych jak oni. Oto jak w jednej ze swoich książek opisuje proces tej selekcji profesor Arnold, który napatrzył się już na różne różności: „Ryzykując, że zrozumieją mnie tylko matematycy, przytoczę... przykłady odpowiedzi najlepszych kandydatów na stanowisko profesora matematyki na uniwersytecie w Paryżu wiosną 2002 roku (o każde takie miejsce pracy zabiegało dwustu chętnych). Pewien kandydat od kilku już lat wykładał algebrę liniową na różnych uniwersytetach. Obronił doktorat i opublikował kilkanaście artykułów w najlepszych francuskich czasopismach matematycznych. Jednym z elementów procedury konkursowej była rozmowa, podczas której zadawano zawsze elementarne, ale ważne pytania (na poziomie «Jak się nazywa stolica Szwecji?», gdyby przedmiotem zainteresowania była geografia). Zapytałem więc: (Jaka jest sygnatura kwadratowej formy xy?». Kandydat zażądał należnych mu piętnastu minut na zastanowienie, a potem powiedział: «W moim komputerze w Tuluzie mam taki program, który w ciągu godziny, najwyżej dwóch byłby w stanie ustalić, ile będzie plusów i ile minusów w normalnej formie. Różnica tych dwóch liczb będzie właśnie sygnaturą. Ale przecież mam tylko 15 minut i nie mam dostępu do komputera. Nie mogę więc udzielić odpowiedzi na to pytanie. Jest zbyt skomplikowane». Wyjaśnię tym, którzy nie mają za wiele wspólnego z matematyką: gdyby była mowa o zoologii, to ta odpowiedź byłaby analogiczna go następującej - «Linneusz wymienił wszystkie zwierzęta, ale na pytanie, czy brzoza jest ssakiem, nie mogę odpowiedzieć bez podręcznika».

Następny kandydat okazał się specjalistą od ((systemów eliptycznych równań szczególnych funkcji pochodnych» (piętnaście lat po doktoracie i jakieś dwadzieścia publikacji). Tego zapytałem: «Czemu się równa laplasjan funkcji l/r w trójwymiarowej przestrzeni euklidesowej?». Odpowiedź (po standardowych 15 minutach) była dla mnie wstrząsająca: «Gdyby r było w liczniku, a nie w mianowniku, i pochodna pierwszego nie drugiego stopnia, to w ciągu pół godziny byłbym w stanie ją wyliczyć, a tak - pytanie jest za trudne». Wyjaśnię, że pytanie to dotyczyło teorii równań eliptycznych i jego stopień trudności był taki, jak gdyby studenta na egzaminie z literatury angielskiej zapytać o nazwisko autora «Hamleta». Usiłując mu pomóc, podsunąłem kilka pytań naprowadzających (analogicznych do pytania o Ofelię i Otella): «Wie pan, na czym polega prawo powszechnej grawitacji? Prawo Coulomba? Z jakim laplasjanem jest ono związane? Jakie jest podstawowe rozwiązanie równania Laplace'a?». Ale nic nie pomogło: gdyby mowa była o literaturze, ani Makbet, ani Król Lear nie byliby znani kandydatowi. Wreszcie przewodniczący komisji konkursowej wyjaśnił mi, o co chodzi: «Przecież kandydat zajmował się nie jakimś konkretnym równaniem eliptycznym, lecz ich systemami, a pan go pyta o równanie Laplace'a, które przecież jest tylko jedno - to jasne, że nigdy się na nie nie natknął». W analogii do literatury owo «usprawiedliwienie» odpowiadałoby takiemu stwierdzeniu: «Kandydat studiował angielskich poetów, skąd więc ma znać Szekspira, przecież on jest dramaturgiem!». Trzeci kandydat (a rozmawialiśmy z dziesiątkami!) zajmował się «holomorficznymi formami różniczkowymi» i zapytałem go: «Jaka jest riemannowska powierzchnia tangensa?» (o arktangens zapytać się bałem). Odpowiedź: ((Riemannowska metryką nazywa się kwadratową formę koordynat różniczkowych, ale jaka forma związana jest z funkcją 'tangens', nie jest dla mnie do końca jasne».

54 55

y.i;sc

Wiclkn rewolucja kulturalna Dobór nienaturalny

Wyjaśnię, znów stosując analogię - tym razem zastąpię matematykę historią. Pytanie byłoby takie: «Kim jest Juliusz Cezar?», a odpowiedź: «Cezarami nazywano władców Biznacjum, ale nie pamiętam, by był wśród nich Juliusz». Wreszcie pojawił się kandydat będący specjalistą od rachunku prawdopodobieństwa, który ciekawie opowiadał o swojej rozprawie doktorskiej. Dowiódł w niej, że twierdzenie «prawdziwe są równocześnie A i B» jest fałszywe (same formuły A i B pomijam, bo były wyrażone długimi ciągami słów). Pytanie: «A mimo wszystko, jak się ma sprawa z samym twierdzeniem A, bez B: jest ono prawdziwe czy fałszywe?». Odpowiedź: «Przecież powiedziałem, że twierdzenie A i B jest fałszywe. To znaczy, że A też jest fałszywe». To miałoby znaczyć: «Skoro nieprawdą jest, że Piotr i Michał zachorowali na cholerę, to Piotr na cholerę nie zachorował)). W tym przypadku moje zdumienie znów rozwiał przewodniczący komisji: wyjaśnił mi, że kandydat nie jest specem od rachunku prawdopodobieństwa, jak sądziłem, lecz zajmuje się statystyką (w biografii, którą nazywa się tu CV, stoi czarno na białym nie «proba», lecz «stat»). «Ci od prawdopodobieństwa - wyjaśnił mi nasz doświadczony przewodniczący - posługują się normalną logiką, taką jak matematycy, arystotelesowską. A statystycy mają całkiem inną logikę: nie na darmo mówi się 'Jest kłamstwo, jest wierutne kłamstwo i jest staty-styka'». Nie da się dowieść żadnego ich twierdzenia, wszystkie ich wnioski są fałszywe. Ale za to właśnie te ich wnioski zawsze są bardzo potrzebne i pożyteczne. Tego statystyka musimy koniecznie przyjąć! Specjalista od form holomorficznych też został przyjęty. Argument był jeszcze prostszy: «Kiedy ja studiowałem, kurs funkcji holomorficznych prowadził u nas (w elitarnej Wyższej Szkole Normalnej) znakomity profesor Henri Cartan - i o żadnych powierzchniach Riemanna nie było mowy!» - powiedział przewodniczący. I dodał: «A nauczyłem się tego dopiero po jakichś dwudziestu latach, kiedy było mi to

56

potrzebne do konkretnych zadań (w matematyce finansowej). Tak więc brak wiedzy na ten temat nie jest bynajmniej wadą kandydata!)). W uniwersytecie moskiewskim taki profan nie byłby w stanie dojść dalej niż na trzeci rok wydziału mechaniczno-matematycznego... Dodam jeszcze tylko, że te nieuki otrzymały od wszystkich oprócz mnie najwyższe oceny. Na dodatek był jeszcze jeden prawie jednomyślnie odrzucony kandydat, który jako jedyny według mnie zasługiwał na przyj ecie. Odkrył on (za pomocą baz Gröbnera i algebry komputerowej) kilkadziesiąt nowych, dających się w pełni scałkować systemów równań Hamiltona w matematycznej fizyce (dowodząc równocześnie, ale nie włączając ich w spis nowych odkryć, słynnych równań Kortewegi-de Yriesa, Saint-Gordona i innych). Jako swój projekt na przyszłość kandydat zaproponował także nową komputerową metodę modelowania leczenia cukrzycy. Na moje pytanie o ocenę jego metody przez lekarzy odpowiedział zupełnie sensownie: «Metoda jest teraz na etapie prób klinicznych i za pół roku będę znał wyniki tych badań w porównaniu z innymi metodami i grupami kontrolnymi. Jak na razie ekspertyza ta nie została jeszcze zakończona. Mam jak dotąd jedynie wstępne oceny - dość pozytywne)). Odrzucono go z następującym uzasadnieniem: «Na każdej stronie jego rozprawy wspominane są albo grupy Lie, albo algebry Lie, a u nas nikt nie wie, o co tam chodzi, nie pasuje więc do naszego ko-lektywu». Na tej podstawie można by odrzucić także na przykład mnie i wszystkich moich uczniów, jednak niektórzy koledzy podejrzewają, że przyczyna negatywnej decyzji była inna: w odróżnieniu od wszystkich pozostałych kandydatów ten nie był Francuzem. Opisana tutaj sytuacja prowadzi do bardzo smutnych refleksji na temat przyszłości francuskiej nauki, a w szczególności matematyki..." Smutne refleksje naszego członka Akademii Nauk są zupełnie uzasadnione. Spójrzmy tylko, jak zarządza nauką nowe pokolenie uczonych kujonów i na jakie badania przyznają oni fundusze (źródło to samo): „Narodowy Komitet ds. Nauki we Francji skłania się ku temu, żeby nie finansować nowych badań naukowych, lecz wydać przezna57

( '/ość l. Wielka rewolucja kulturalna

czone przez Parlament na naukę środki na zakup gotowych amerykańskich recept. Gwałtownie wystąpiłem przeciwko takiej samobójczej polityce i doprowadziłem do niewielkiego choćby subsydiowania nowych inicjatyw badawczych. Trudności zaczęły się przy podziale pieniędzy. Za niezasługujące na finansowanie były kolejno uznane na drodze głosowania (podczas pięciogodzinnego posiedzenia) takie dziedziny, jak medycyna, energetyka atomowa, chemia polimerów, wirusologia, genetyka, ekologia, ochrona środowiska, przechowywanie odpadów radioaktywnych i wiele innych. Ostatecznie zostały wybrane trzy «nauki» zasługujące jakoby na finansowanie: 1) AIDS, 2) psychoanaliza, 3) skomplikowana dziedzina chemii farmaceutycznej, której nazwy nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ale która zajmuje się opracowaniem preparatów psychotropowych podobnych do gazu łzawiącego, które przekształcają zbuntowany tłum w posłuszne stado. Tak więc Francja została uratowana!" Dostajecie już pewnie kręćka od tej nieszczęsnej Francji i niezrozumiałych matematycznych wywodów. Współczuję: Wróćmy więc może do Ameryki, tam jest znacznie weselej...

Wróg publiczny - 2

Kilka lat temu los zetknął mnie z pewnym ciekawym facetem. Specjaliści w dziedzinie patologii psychicznych na pewno zainteresowaliby się tym człowiekiem z kilku powodów: nadmierna gadatliwość (po prostu niepohamowany strumień świadomości), mętny sposób myślenia, obsesyjne dążenie do prawdy, śmiertelna nuda... Nie będziemy jednak stawiać diagnoz. Postarajmy się przyjrzeć historii życia i walki tego poszukiwacza prawdy. Tak więc - Jurij Mi-łosławski przeciwko Stanom Zjednoczonym Ameryki... Jurij Miłosławski ukończył swego czasu uniwersytet w Saratowie, gdzie nieźle nauczył się fizyki. Jego specjalnością była aparatura dźwiękowa i odtwarzanie dźwięków. W tej dziedzinie Miłosławski osiągnął naprawdę wiele. Bywa, że dźwięk archaicznej aparatury lampowej odbierany jest jako bardziej czysty i posiadający wyższąjakość niż dźwięk uzyskiwany dzięki aparaturze bardziej nowoczesnej, opartej na tranzystorach. Dlatego też niektóre firmy (nie ma ich za dużo) produkujące sprzęt najwyższej klasy konstruują go na lampach. (Nawiasem mówiąc, lampy te kupują w Rosji. Są one odzyskiwane z wycofywanych MIG-ów 25. A rosyjska szkoła lamp radiowych zasłużenie uważana jest za najlepszą na świecie.) Tak więc fenomen dźwięku z tranzystorów znany jest od dawna, ale jak dotąd nikomu nie udało się teoretycznie uzasadnić tego stanu rzeczy. Istnieją co prawda najróżniejsze hipotezy, żadna z nich nie uzyskała jednak na razie statusu dowiedzionej teorii. Autorem najbardziej prawdopodobnej spośród nich jest nasz znajomy z Saratowa. Dość szybko zyskał on światowy rozgłos, artykuły naukowe młodego (wtedy jeszcze) radzieckiego specjalisty chętnie publikowały specjalistyczne czasopisma, co nieskończenie satysfakcjonowało autora i napawało jego serce optymizmem. Po jakimś czasie Miłosławski wyjechał na Zachód już nie tylko symbolicznie, ale też fizycznie,

59

I. Wielka rewolucja kulturalna

albowiem Saratow końca lat osiemdziesiątych wydawał mu się. miastem skazanym - ponurym, szarym, pełnym fabryk zbrojeniowych. W USA młody uczony z dawnym zapałem zajął się nauką. A ponieważ z natury był demaskatorem, to cały swój zapał skierował przeciwko pewnej pokrętnej idei, która błąkała się w naukowych kręgach Ameryki. Miłosławskiego niezwykle bulwersowała teoria przechodnich intermodularnych zakłóceń, które powstają jakoby z powodu sprzężenia zwrotnego we wzmacniaczu: - Przecież to śmieszne! Idiotyczna teoria! Postanowiłem j ą „wyrugować". Idiotyczne teorie należy od czasu do czasu „rugować". Coś takiego właśnie zamierzałem zrobić... Amerykańska nauka, nawiasem mówiąc, jest przeładowana mitami. Jest tam mnóstwo szarlatanów, którzy pasą się tym, że wciskają kit sponsorom. To szczególnie częste w dziedzinach mających zastosowania praktyczne. Chociaż w naukach podstawowych też zdarzają się różne cuda. Wystarczy wspomnieć skandaliczną historię z „cold fusion" - zimną syntezą jądrową. Amerykanie jakoby ją odkryli i roztrąbili o tym na cały świat. A potem bańka mydlana pękła. Hańba... Albo przypomnijmy, jak amerykańscy uczeni bezczelnie przypisali sobie odkrycie wirusa AIDS, który jako pierwsi wyodrębnili Francuzi i wysłali go do USA, aby tam zweryfikowano ich odkrycie. Skandal był na cały świat, aż Reagan musiał się wtrącić... Osobiście znam pewną panią profesor, która całkiem serio głosiła pogląd, że cyfrowy zapis dźwięku, który zastąpił zapis analogowy, ma szkodliwy wpływ na mózg... Wierutne bzdury! A na dodatek jeszcze Amerykanie są strasznymi snobami. Powiedziałbym nawet, że szowinistami. Po przyjeździe do Stanów zapisałem się do Towarzystwa Inżynierii Akustycznej, stowarzyszenia naukowego zrzeszającego badaczy zajmujących się elektroakustyką. I dość szybko natknąłem się na zakaz odwoływania się w artykułach przygotowywanych do czasopisma wydawanego przez to Towarzystwo do prac innych niż amerykańskie! Powiedziano mi otwarcie: „Mieszkasz teraz tutaj i powinieneś się odwoływać tylko do amerykańskich autorów". 60

Wróg publiczny - 2

- Najwyraźniej nastał teraz u nich czas walki z kosmopolityzmem. I z uwielbieniem Wschodu... - Szczególnie wyraźnie widać tę tendencję w sprawach związa nych z patentami. W Ameryce poznałem pewnego prawnika specja lizującego się w sprawach patentów, który był ostatnim doktorantem Einsteina. W jego firmie do dziś pracuje wielu Rosjan. Przychodzi więc na przykład do jego kancelarii jakiś Amerykanin i z charakte rystyczną dla tej nacji naiwnością prosi o wydanie mu patentu - na jakiś tam wynalazek w dziedzinie energetyki, związany z elektrocie płowniami. Zadają mu pytanie, czy przeprowadził badania w zakre sie czystości patentu, czyli tzw. poszukiwanie patentowe. Tak jest, od powiada, przeprowadziłem. Po angielsku i nawet po japońsku. „A po rosyjsku?" - „A po co po rosyjsku? Skąd by oni tam?..." Ameryka nie w ogóle mają w stosunku do Rosjan takie plebejskie poczucie wyż szości. I wtedy Rosjanie pracujący w biurze patentowym zaczynają za tego Amerykanina przeszukiwać patenty zastrzeżone w języku rosyjskim. I okazuje się, że w Rosji pisano już o tym w latach trzydziestych!... No i klient nie doczekał się swojego patentu. Ale to wyjątek, bo najczęściej amerykańskie biura patentowe nie przeprowadzaj ą poszukiwań patentowych w języku rosyjskim. I gdyby teraz znalazła się w Rosji silna ekipa, która przeczesałaby wszystkie amerykańskie patenty, to okazałoby się, że ich ogromna część po prostu musiałby zostać unieważniona! Nawiasem mówiąc, można by na tym nieźle zarobić... Sam znam na przykład pewnego profesora z „Bell Systems", który opatentował w Ameryce gniazdowe sprzężenie zwrotne. A u nas można sobie o tym od dawna przeczytać w podręczniku Sytina! Albo taki przykład amerykańskiego prowincjonalizmu. W Columbia University odbywa się niewielkie sympozjum. Jakiś tam Amerykanin opowiada, że odkrył w matematyce jakieś tam interesujące rzeczy. Wstaje pewien rosyjski matematyk i mówi: „Proszę wybaczyć, ale coś takiego dawno już zrobił Gilfant - słynny matematyk rosyjski! I, co więcej, na dużo wyższym poziomie!...". Zacofanie Amerykanów jest po prostu niewiarygodne!... 61

. l. Wiclkii rewolucja kulturalna

Zacząłem więc coraz bardziej wchodzić w konflikty z Amerykanami i ich upartymi naukowymi przekonaniami. I wtedy spuścili na mnie wszystkie mo liwe psy... Przecie nauka w Ameryce to biznes. A jak wchodzi się w konflikt z wielkim biznesem, to zaraz włącza się ŻBI. No bo wielki biznes to wielkie podatki, z których yje rząd i samo ŻBI... A wtrącanie się w USA w biznes to nic innego jak hodowanie własnych hemoroidów. Na przykład lekarze, którzy mają prawo wykonywania zawodu, ale nie ordynują lekarstw produkowanych przez amerykańskie korporacje farmaceutyczne, tracą licencję i są pakowani do więzienia. Pełno jest takich przypadków. Oto jeden z nich. Niejaki Charles Piksley dowiedział się o istnieniu substancji „714X" - to homeopatyczna kamfora, która podobno poprawia stan zdrowia chorych na raka. W USA substancja ta nie jest sprzedawana, ale za to mo na ją kupić w Kanadzie. Charles i jego ona zaczęli przyjmować i propagować stosowanie „714X". W 1995 roku wiadomość o tym dotarła do ŻDA (to Żederalny Zarząd Kontroli Produktów ywnościowych i Leków). Piksley dostał 19 lat więzienia. Albo przypadek Stanisława Burzyńskiego, lekarza polskiego pochodzenia. Przyjechał on do tego „wolnego kraju" z dwudziestoma dolarami w kieszeni. Szybko zrobił karierę, został jednym z zarządców pewnej uczelni medycznej w Houston. Burzyński wypracował własną metodę leczenia. W ciągu osiemnastu lat wyleczył 2800 chorych. A w 1985 roku ktoś napisał na niego donos. Agenci ŻDA skonfiskowali lekarzowi całą dokumentację medyczną, a samemu Burzyń-skiemu wkrótce przedstawiono zarzut oszustwa z siedemdziesięciu pięciu (!) ró nych artykułów. Setki pacjentów pikietowały budynek sądu z plakatami „Wolność dla doktora!" i „Umieramy bez niego!". Inny lekarz - Bruce Halsted - został pozbawiony prawa wykonywania zawodu na podstawie oskar enia z dwudziestu ośmiu artykułów i skazany na karę więzienia. Za co? Przepisywał chorym na raka naturalnie środki zamiast chemicznych tabletek produkowanych przez firmy farmaceutyczne. A na dodatek Halsted to nie zwykły lekarz, lecz znany uczony, autor wielu ksią ek i setek artykułów z dziedziny nauk medycznych. Po tej przygodzie Halsted napisał: „Jestem

62

Wróg publiczny - 2

głęboko przekonany, e amerykański system ochrony zdrowia znajduje się na najlepszej drodze do katastrofy - zarówno ekonomicznej, jak i terapeutycznej... W naszym kraju ukształtował się niebezpieczny system poglądów na terapię, zgodnie z którym lepiej jest, eby pacjent umarł w zgodzie z ortodoksyjnymi wyobra eniami o akceptowanych metodach leczenia, ni eby prze ył dzięki nieortodoksyjnym działaniom lekarzy". We wszystkich tych historiach chodzi o to, e lekarze ci nadepnęli na odcisk farmaceutycznej mafii. Jak wiadomo, lekarstwa w Ameryce są drogie, tysiące razy dro sze ni koszty ich produkcji. To bardzo sensowne z perspektywy korporacji farmaceutycznych i rządu, bo im wy sza cena, tym wy sze podatki. Dlatego skoro tylko ktoś zacznie leczyć jakimiś tam ziołami, od razu włącza się państwowy system represyjny, przychodzą agenci i aresztują profesorów... - Niedawno czytałem wywiad z Olegiem Diewitiarowem, leka rzem z Odessy, który pracuje teraz w Ameryce. Bardzo chwalił ame rykańską medycynę, niezwykle narzekał na nędzę Sowietów, ale wstrząsnęło mną jedno jego zdanie: „Jeśli chory w Ameryce przynie sie do szpitala swoje lekarstwa, to go po prostu aresztują". - A oto absolutnie wstrząsająca historia Mrs. Dicks. Postawiono jej diagnozę - „nieuleczalny rak jamy brzusznej". Przeprowadzono dziewięć kuracji chemioterapii i dziewięćdziesiąt seansów radiotera pii. Nic nie pomogło. Lekarze nie dawali jej więcej ni miesiąc y cia. Nie była w stanie samodzielnie wstać z łó ka. Mą szykował się ju do pogrzebu, kiedy dowiedział się o jakiejś mieszance japońskich /iół, z których parzono leczniczą herbatę. Mieszanka ta pomogła wie lu chorym na raka. Dicks zaczęła pić tę herbatę. Po dziewięciu dniach wstała, po jeszcze kilku poszła sama do sklepu, zaczęła sprzątać miesz kanie. Krótko mówiąc, jej stan wyra nie się poprawił. I jakieś licho podkusiło mę a, e opowiedział przyjaciołom o tych fantastycznych /iołach! Natychmiast ktoś doniósł, e Mrs. Dicks zajmuje się samoIcc/eniem, a jej mą ma czelność opowiadać wszystkim wokół o ja kichś cudownych ziołach. Prokurator generalny okręgu Los Angeles iiiilychmiast podpisał nakaz przeszukania i z domu Dicksów zabra-

63

( '/esc1 l. Wiclkii rewolucja kulturalna

no cały zapas ziół. Mąż błagał policjantów, żeby nie zabierali wszystkiego, bo bez ziół żona umrze. Ale zabrali co do listka. Kilka dni po rozprawie sądowej przeciwko mężowi Mrs. Dicks umarła. Nie tak dawno w amerykańskim więzieniu siedział za własny wynalazek pewien Czech - Piotr Taborski. Któryś z uniwersytetów prowadził badania związane z oczyszczaniem wody. Nie przynosiły oczekiwanych rezultatów i zostały przerwane. A Taborski pracował w tym uniwersytecie jako zwykły laborant po osiem dolarów na godzinę. Nie bacząc na to, że oficjalnie zakończono badania, rozpracowywał ten problem dalej, tyle że samodzielnie. I rozwiązał go! Jego odkrycie mogło przynieść milionowe zyski. Taborski zapytał kierownictwo laboratorium, jaki będzie jego udział w dochodach. Powiedziano mu, że żaden, ponieważ odkrycie jest własnością uniwersytetu, gdyż zostało dokonane przez Taborskiego w godzinach pracy. Wówczas pan Piotr zabrał swoje zeszyty z notatkami i zrezygnował z pracy. Kierownictwo doniosło na policję, oskarżając Taborskiego o kradzież... jego własnych zeszytów. Ostatecznie Czech dostał wyrok - kilka lat więzienia, a po odsiadce nadzór policji na piętnaście lat! Nawiasem mówiąc, w więzieniu trzymano go w kajdankach - bardzo niebezpieczny wynalazca! - Jak udało się panu ocaleć w tej strasznej Ameryce z pana bez kompromisowym charakterem? - Przyjechałem do Ameryki jak ten Czech - z czystą duszą. Ma rzyłem o wcieleniu w życie swoich pomysłów w dziedzinie zoptyma lizowanych wzmacniaczy i przedwzmacniaczy dźwięku. Dlatego pod jąłem walkę z pseudonaukowymi teoriami, które królowały w ame rykańskim towarzystwie akustycznym. Chodzi o to, że zachodni fachowcy, w odróżnieniu od naszych, są bardzo wąsko wyspecjali zowani. Na tym polega ich słabość. Nie znają fundamentalnych opra cowań, w tym z dziedziny psychoakustyki. Dlatego dla Rosjan to po prostu raj, nasi uczeni są bardzo dobrze wykształceni. Ale!... Ale jeśli ktoś zacznie obnażać fałsz i wtórność amerykańskich patentów albo ich kolejnych amatorskich teorii, to od razu przyczepią mu metkę troublemakem (kogoś, kto sprawia kłopoty) i zaczną go traktować jak osobę szkodliwą. Przestają człowieka publikować i po

64

Wróg publiczny - 2

prostu wyrzucają ze stowarzyszenia zawodowego. Bo dążenie do prawdy utrudnia im życie. Taki człowiek to tylko kłopot! A wszyscy tam aż się trzęsą ze strachu o swoje miejsca pracy. Bo dobrze wiedzą, że się do tej roboty nie nadają... Pewien mój znajomy, rosyjski profesor- nie będę wymieniał nazwiska, bo w Rosji zajmował się technologiami obronnymi, badał rozprzestrzenianie się dźwięku pod wodą - uciekł do Ameryki w roku 1980 wprost ze statku podczas jakiejś ekspedycji, w Rosji wydano nawet na niego wyrok... Tak więc nawet on, entuzjasta Ameryki, mówi, że absolwent rosyjskiego uniwersytetu bije na głowę amerykańskiego profesora. Dlaczego? System edukacji jest do niczego. Na wydziałach fizyki w Rosji najtrudniejszym przedmiotem wśród kursów obowiązkowych jest fizyka matematyczna. Kiedy ja studiowałem, wszyscy na roku (a było nas 350 osób) chodzili na zajęcia z tego przedmiotu, uczyli się, zdawali egzaminy, męczyli się. Ale wkuwali... W Ameryce na fizykę matematyczną zapisało się tylko trzech studentów: Amerykanin, Chińczyk i Rosjanin, mój syn. Amerykanina po pierwszych zajęciach jakby wiatr wywiał i do egzaminu dotrwali tylko Chińczyk i Rosjanin. - Co to znaczy „zapisało się"? - Obecność na zajęciach nie jest tam obowiązkowa, cała masa przedmiotów jest po prostu do wyboru. To jakiś obłęd. Jak można po zwolić, żeby student sam wybierał przedmioty, jeśli nie jest przecież jeszcze specjalistą i nie ma pojęcia, co będzie mu potrzebne, a co nie. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Niedawno córka moich przyja ciół fizyków poszła na studia. Wybrała sobie dwa główne przedmio ty - taniec afrykański i afrykański haft. A czesne na tym uniwersy tecie wynosi czterdzieści tysięcy dolarów rocznie. Rodzice przeraże ni. Za co mają płacić takie pieniądze? Więc kiedy natykam się w pracach Amerykanów na horrendalne Mędy, wcale się nie dziwię. Całki nieokreślone wyliczali metodą liczbową! Sinus zera równa się u nich jedności!... Mówiłem o tym wszystkim na pewnym międzynarodowym kongresie. Podchodzi potem do 111 n ic skrytykowany przeze mnie profesor i dziwi się: „Przecież ty nie

65

('/1,-śi'1 I. Wielka rewolucja kulturalna

jesteś matematykiem, tylko fizykiem, jak ty sobie umiałeś poradzić z całkami?" A ja na to: „Jakoś mi się. udało". A w ogóle po tym, jak publicznie „wysadziłem w powietrze" dwie szarlatańskie teorie, z których niezłe dochody mieli profesorowie z Towarzystwa Elektroakustycznego, wypowiedziano mi w Ameryce wojnę... Zaczęło się od tego, że wysłałem do czasopisma kolejny druzgocący artykuł. Zgodnie ze statutem powinni go opublikować. Ale nie opublikowali. Musiałem ich zdemaskować, drukując to gdzie indziej. I wtedy ci „profesorowie" zakablowali do FBI, że chcę pozbawić Amerykę światowego przywództwa w dziedzinie elektroakustyki. Chcieli z tego zrobić sprawę polityczną. I poszło jak po równi pochyłej. Idę sobie kiedyś na otwartą konferencję, która miała się odbyć na szóstym piętrze pewnego budynku... A organizatorzy wynajęli emerytowanego policjanta - dwumetrowe chłopisko, który w holu na parter/e rzucił się na mnie i zaczął szarpać za klapy. Najwyraźniej chciał mnie sprowokować do bójki. Oczywiście, zachowałem spokój, zawsze umiałem panować nad sobą. Skończyło się na tym, że wezwali policję i zostałem zatrzymany na trzy godziny w areszcie. - To nie areszt, przyjacielu, tylko małpi gaj! - Możliwe. Trzymali mnie w celi z jakimiś narkomanami... Przed stawiono mi zarzut o wkroczenie na teren prywatny i wręczono we zwanie do sądu. Zupełny absurd, bo działo się to wszystko, jak już mówiłem, w holu budynku publicznego. Trzeba dodać, że wtedy wie rzyłem jeszcze w tę całą deklarowaną amerykańską wolność i tak zwa ną sprawiedliwość. Oczy otwierały mi się powoli. Wyprzedzając bieg wypadków, powiem, że w Ameryce wszczynanie postępowania karnego przeciwko niewygodnym ludziom to chwyt dość standardowy. Fabrykują sprawę od początku do końca. Potem ludzie usiłują się z tego wyplątać, wynajmują adwokatów, płacą im po 200-500 dolarów za godzinę, często wygrywają, ale... zostają bez pieniędzy. A czasami nawet bez domu i bez samochodu -z gołą prawdą w kieszeni. Dorobek całego życia idzie na adwokatów.

Wróg publiczny - 2

Ja też wynająłem adwokata po 200 dolarów za godzinę. Przychodzimy do sądu - nie ma dokumentów. „Idziemy poszukać - mówi adwokat. - Na pewno trafiły przypadkiem do innego biura". I idzie statecznie, nie spieszy się. A zegar tyka. 15 minut - 50 dolarów. Przyszliśmy, szukamy - nie ma dokumentów. Wracamy. „Pewnie niedokładnie szukaliśmy - mówi adwokat. - Idziemy jeszcze raz". Znowu idziemy, powoli, statecznie. Przecież mu nie powiem: „Ruszaj się, ruszaj się prędzej, dziadu!...". Przychodzimy, on z kimś tam o czymś szepcze... Zauważyłem dziwną wymianę spojrzeń między nim a prawnikiem przeciwnej strony, ale nie zwróciłem wtedy na to uwagi... W końcu dokumenty się znalazły. Idziemy do sądu. Patrzę, a tu podbiega jakiś urzędniczyna i mój adwokat do niego coś szepcze. Potem siedzimy i długo nikt nas nie wzywa. Już później dowiedziałem się, że często zdarza się taki układ między urzędnikami sądowymi a adwokatami: obrońca płaci jakieś niewielkie pieniądze urzędasowi, a ten obiecuje, że wezwie jego klienta na końcu. Dla prawnika to czysty zysk: przesiedział sobie osiem godzin i ma 1600 dolarów w kieszeni. Czasami prawnicy przeciągają proces tak długo, aż klientowi skończą się pieniądze. A potem po prostu go zostawiają. Adwokaci płacą sędziom, urzędnikom, dogadują się z prawnikami przeciwników procesowych i ciągną sprawę, ciągną, ciągną... W Ameryce opowiada się taką anegdotę: Młody prawnik chwali się staremu - „Właśnie wygrałem taką a taką sprawę! - Ależ dureń z ciebie! Z takiej sprawy mógłbyś się utrzymać przez całe życie!". Jednym słowem, po trzech przesunięciach terminu, po tym, jak od lałem adwokatowi kilka tysięcy dolarów, zrozumiałem, że trzeba / tym skończyć, basta. I zrobiłem coś, czego nigdy nie zrobiłby żaden Amerykanin, co jest zresztą rezultatem ich absolutnego infanty-li/mu: zwolniłem prawnika, wziąłem kodeksy i zacząłem czytać. Postanowiłem, że będę sprawę prowadził sam. I wygrałem: sędzia uznała, że wszystko, co się ze mną stało, było niezgodne z prawem. Ale równocześnie nie napisała mi żadnego papierka, nic do ręki nie dostałem, a wszystkie papiery związane z tą

67

Część I. Widk;i rewolucja kulturalna

sprawą poszły do akt i więcej ich nie widziałem. To był jakiś teatr absurdu. Zgodnie z prawem powinni człowiekowi wydać wszystkie dokumenty. Ale widocznie w ciągu całego tego procesu w mojej sprawie nagromadziło się tyle krętactwa, kłamstw i sprzeczności, e nie chcieli tego ujawnić i do dzisiaj nie wydano mi tych dokumentów. Ale wtedy byłem ju na tyle rozzłoszczony, e postanowiłem domagać się sprawiedliwości. W bibliotece sądu federalnego na Manhattanie znalazłem ksią kę pewnego profesora „Jak samodzielnie złoyć powództwo do sądu federalnego". Przestudiowałem ją... Uprzedzając wydarzenia, powiem, e teraz ta ksią ka jest w prohibitach -nikomu jej nie wypo yczają. - Jak to? -Ano tak. Próbowałem j ą potem wypo yczyć jeszcze raz, ale nie było jej ju w katalogu, wycofali. Pytałem znajomą bibliotekarkę, o co chodzi. Potwierdziła, e ksią ka została wycofana z wolnego dostępu. Chodzi o to, e amerykańskie sądy bardzo nie lubią spraw „pro ce", czyli takich, w których obywatele składają pozew bez pomocy adwokata. A to dlatego, e cały system sądowniczy Ameryki jest zbudowany na tym, eby dać zarobić adwokatom. Za pośrednictwem prawników łapówki idą dalej - do sędziów, urzędników i ni ej. Sędziowie strasznie nie lubią, kiedy człowiek sam prowadzi swoją sprawę. Mimo e w Ameryce takich spraw jest znikoma liczba... Sędziowie nie lubią tego rodzaju procesów z jeszcze jednej przyczyny: człowiek, który sam prowadzi swoją sprawę, nie poddaje się manipulacjom - na przykład ze strony kolegiów adwokackich. Kiedy w sprawie federalnej, związanej z bezpieczeństwem państwa, prokuratorzy nie mogą sobie poradzić z adwokatem, po prostu odsuwają go od sprawy za pośrednictwem kolegium adwokackiego za jakieś tam mitologiczne „nieetyczne zachowanie". Jednym słowem, piszę do sądu federalnego - pozywam stan Nowy Jork i Towarzystwo Elektroakustyczne za naruszenie moich praw obywatelskich, fabrykowanie oskar eń, bezprawne zatrzymanie. W efekcie po długich perturbacjach przysyłają mi formalną odpowied , e powództwo nie zostanie rozpatrzone. Miałem poczucie, e

Wróg publiczny - 2

nikt nawet nie przeczytał moich papierów... Ach tak? - myślę sobie. - Zobaczymy! Piszę do prokuratora generalnego skargę na sędziego. Według tutejszych standardów to bezczelność! aden prawnik, chocia przepisy tego nie zabraniają, nigdy nie wystąpi przeciwko sędziemu. Jak zacznie pisać skargi na sędziego, nie dadzą mu więcej wygrać adnej sprawy. Nale y te przy okazji zauwa yć, e amerykańscy prawnicy bardzo niechętnie biorą się za sprawy polityczne, takie, w które zamieszane jest FBI, tajne słu by... Kiedy szukałem pełnomocnika i chodziłem po ró nych prawnikach, jeden z nich powiedział mi uczciwie: gdybyś z czyjejś winy złamał sobie palec, byłbym w stanie z dokładnością do kilkuset dolarów powiedzieć ci, ile za to dostaniesz, a tutaj po prostu nie pozwolą ci wygrać... Jakaś tam praworządność jest oczywiście w Ameryce mo liwa-kiedy się sprawę nagłośni, pokazuje w mediach. Ale w codziennej praktyce sędziowie są chamscy, spó niają się na posiedzenia, kradną dokumenty z akt. Dokonywane przez sędziów kradzie e dokumentów to w ogóle standard w amerykańskich sądach. Idzie o to, e kiedy zaginie dokument, nie masz adnej szansy uzyskać sprawiedliwego wyroku przez dziesięciolecia. Trafiły mi kiedyś w ręce słowa piosenkarki Aidy Wiediszczewej, zapisałem je sobie: „Kiedy rozwodziłam się ze swoim amerykańskim mę em, prawda była po mojej stronie. Miałam dwudziestu pięciu adwokatów, którzy puścili mnie z torbami. Przegrałam. Nie walczyłam o pieniądze. Chciałam się tylko dowiedzieć, jaką siłę ma w USA prawda i czy naprawdę o wszystkim decydują tu pieniądze. I po tym, jak wprost na sali sądowej zaginęły moje dokumenty, wiele zrozumiałam". Mnóstwo procesów ciągnie się w Ameryce przez dziesięciolecia. Na przykład proces o autorstwo systemu całkowego ciągnął się czterdzieści lat i zakończył się dopiero niedawno. Pokolenia prawników /yły z tego przez dziesięciolecia!... Sprawa krewnych zamordowanego Martina Luthera Kinga przeciwko rządowi trwa od czasu, kiedy L;O zabito, a miało to miejsce w latach sześćdziesiątych. Rodzinie wypłacą odszkodowanie mo e za jakieś kolejne czterdzieści lat...

69

l U n-lk.i rewolucja kulturalna

Jak rozumiecie, takie procesy wszczynać mogą tylko milionerzy. Sprawy sądowe kosztują tu dziesiątki milionów dolarów. Normalni ludzie wolą raczej machnąć ręką i nie domagać się sprawiedliwości. Na którą po prostu ich nie stać. W Rosji cały system sądowniczy jest o niebo lepszy. Nawet w totalitarnym ZSRR wygrałem ponad dziesięć pozwów przeciwko Ministerstwu Łączności, chociaż do sędzi, jak mówiła, przychodzili „chłopcy" z KGB. Mnie samemu grozili domem wariatów, wszystko jak należy. Ale procesy wygrywałem, bo miałem rację! I „chłopcy" nic nie mogli na to poradzić... No dobrze, ale wróćmy do sprawy. Wysłałem pozew do Sądu Najwyższego USA. Trzeba jednak wiedzieć, że nie jest to takie proste. Widzi pan, o, tu - mam taką solidną broszurę. To mój pozew do Sądu Najwyższego. Składa się go w czterdziestu egzemplarzach i wszystko musi być przygotowane według dokładnie określonych wymogów - szerokość marginesów, wielkość interlinii i tak dalej. Jak zrobisz nie taki margines, pozew uważa się za nieważny. Cena takiej książeczki, gdybym ją przygotowywał przy pomocy adwokata, wynosiłaby pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Kiedyś sobie to policzyłem - cała moja wieloletnia sądowa korespondencja kosztowałaby zwykłego Amerykanina, gdyby wynajął adwokatów, jakieś sześć milionów dolarów. A najprawdopodobniej byłoby jeszcze drożej, bo amerykańscy prawnicy zazwyczaj specjalnie mącą w każdej sprawie, a za stronę pozwu liczą sobie i po pięćset dolarów. Amerykańskie sądy wprowadziły nawet jakieś ograniczenia objętości składanych dokumentów (nie mogą przekraczać iluś tam stron), bo sędziowie po prostu toną w tym prawniczym galimatiasie. A przecież adwokaci zmierzają do wyprodukowania jak największej objętości takiego pozwu, żeby wyciągnąć z klienta ile się da... Tak więc moja wojna z Ameryką nie jest jeszcze zakończona. I nie mam zamiaru się poddać. Oto jaki jest ten Miłosławski - obraził się na nich. Albo szaleniec, albo święty...

Piana na horyzoncie

Pisałem już wcześniej, że na szczęście tsunami powszechnej de-bilizacji nie dotarło jeszcze do Rosji. Ale piana na szczytach fal jest już widoczna na horyzoncie. Wystarczyło jakieś dziesięć minut ser-fowania po forach internetowych najlepszych moskiewskich uczelni, żeby znaleźć zatrważające wpisy uczestników. Pierwszy wpis: „Na egzaminie z fizyki atomowej (wydział fizyki, III rok) nie wszyscy są w stanie powiedzieć, z czego składa się atom wodoru. I niektórym «książętom» na tym forum to pytanie najwyraźniej wydaje się przejawem wyraźnie zawyżonych wymagań...» Drugi wpis: „Kilka słów tytułem wprowadzenia. U nas w Instytucie im. Bau-inana jest taki obyczaj, który nazywa się «kontrolą graniczną». W połowie semestru studenci zdają u prowadzących zajęcia laboratoryjne, taki miniegzamin z materiału, który został przerobiony do tego czasu na wykładach i seminariach... Przeprowadziłem rodzaj ankiety w sporej liczbie grup. Postawiłem następujące pytanie: «Ile elektronów, protonów i neutronów znajduje się w cząstkach alfa, beta i gamma w atomie wodoru i helu?». Niestety, gdzieś mi się zapodziała kartka ze statystycznymi wynikami tej ankiety i nie pamiętam dokładnych liczb, ale... jeśli wierzyć studentom Moskiewskiego Państwowego l 'iiiwersytetu Technicznego, to neutron występuje w atomie wodoru w 80-90 procentach przypadków. A rekord liczby e+p+n należy do cząstki gamma - jest tam tego wszystkiego po 6!!! Można też natknąć się na pogląd, że tylko 4. Atom helu zawiera według nich dwa protony (i nic więcej)... I tak dalej. A wy mówicie coś o poziomie..." Dobrze, że niezbyt długo przeglądałem strony internetowe, bo całkiem bym się przejął. Ale jak tu się nie przejmować, jeśli w naszym kraju planuje się reformę oświaty - i to według wzorów zachodnich. 71

. I. Widk;i rewolucja kulturalna

eby było, jak w krajach cywilizowanych". Testowy system egzaminowania (czyli zamiast sedna zagadnienia pytania o rzeczy drugorzędne i formalne). Uproszczenie programu... Powiem wam, co to za „uproszczenie". Kilka lat temu Ministerstwo Oświaty wydało dwutomowy projekt standardów wykształcenia ogólnego. Widać, e ludzie się nad tym napracowali. Najbardziej zajmujący jest w tej dwutomowej edycji spis tematów, których znajomość nie będzie ju przedmiotem wymagań stawianych uczniom. eby nie cytować za wiele - bo to, co piszę, i tak jest przeładowane cytatami - krótko wyliczę rzeczy, o których nie będą mieć adnego pojęcia pokolenia naszych dzieci i wnuków. W dziedzinie „Wiedza o społeczeństwie i historia" nie będą podejmowane w edukacji następujące zagadnienia: inflacja, zysk, waluta, papiery wartościowe, wielopartyjność, gwarancje praw i wolności, organy praworządności, pieniądze i inne papiery wartościowe, formy państwowo-terytorialnej organizacji Federacji Rosyjskiej, Jermak i przyłączenie Syberii, polityka zagraniczna Rosji (XVII, XVIII, XIX i XX w.), Konfucjusz i Budda, Cyceron i Cezar, Joanna d'Arc i Robin Hood, osoby fizyczne i prawne, prawny status człowieka w demokratycznym państwie prawa, podział władzy, system sądowniczy, samodzier awie, prawosławie i ludowość (teoria Uwarowa), narody Rosji, świat chrześcijański i islam,

72

Piana na horyzoncie

Ludwik XIV, Luter, Bismarck, Duma Państwowa, bezrobocie, suwerenność, rynki finansowe (giełda), dochody państwa. W zakresie fizyki, biologii, chemii i geografii przedmiotem nauczania nie będą następujące kwestie: budowa atomu, pojęcie oddziaływania na odległość, budowa oka człowieka, relacje nieokreśloności mechaniki kwantowej, oddziaływania fundamentalne, systemy gwiezdne, Słońce jako jedna z gwiazd, komórkowa budowa organizmów, odruchy, genetyka, pochodzenie ycia na Ziemi, ewolucja ycia na Ziemi, teorie Kopernika, Galileusza i Giordana Bruno, teorie Mendelejewa, Łomonosowa, Butlerowa, zasługi Pasteura i Kocha, sód, wapń, tlen i azot (ich rola w przemianie materii), ropa, polimery, W zakresie matematyki cenzura oświatowa proponuje usunąć: pojęcie konieczności i wystarczania, sinusy kątów 30, 45 i 60 stopni, wyznaczanie dwusiecznej kąta,

73

eść I. Wiclkn rewolucja kulturalna

podział odcinka na równe części, pole figur, najprostsze nierówności trygonometryczne, równość wielomianów i ich pierwiastki, przekształcenia ułamków zwykłych na dziesiętne (witaj, Ameryko!). Jak to miło mieć świadomość, że Rosja nie wypada z nurtu ogólnocywilizacyjnych tendencji rozwojowych. Jakaż nastanie powszechna szczęśliwość, kiedy nasze dzieci będą uczyć się tabliczki mnożenia aż do piątej klasy, jak w Kanadzie. Geometrię nasze wspaniałe Ministerstwo w ogóle chciało zlikwidować. Całą. Ale za to samo owo wspaniałe Ministerstwo planuje wprowadzenie religii (witajcie, wieki średnie!). Motywując kastrację przedmiotów i zakresów materiału, minister oświaty Rosji powiedział, że on sam nie ma pojęcia o systemie krwionośnym lancetnika (zoologia), a doszedł aż do stanowiska ministra -czyli że i uczniom taka wiedza się do niczego nie przyda. Nie przypomina to wam tego stukniętego amerykańskiego senatora?... Ogólnie rzecz biorąc, wszystko to woła o pomstę do nieba. Pozostaje już chyba tylko sobie poironizować. Tak jak to uczynił Micha-ił Zadomów w jednej z moskiewskich gazet. Zadomów jest blisko związany z państwami nadbałtyckimi, dlatego też ma możliwość porównania systemu oświaty u nas (ciągle jeszcze sowieckiego) i tam (już postsowieckiego): „Po rozpadzie Związku Radzieckiego stało się oczywiste, że sowiecki system oświaty w wielu aspektach był lepszy od zachodniego. I jeśli ustępował mu w zakresie przygotowania zawodowego absolwentów, to z punktu widzenia wykształcenia ogólnego był znacznie szerzej zakrojony... Ja sam miałem przez całe życie kompleksy z tego powodu, że uważałem się za niedouczonego, a teraz ludzie, którzy zostali wykształceni w systemie zachodnim, traktuj ą mnie niemal jak chodzącą encyklopedię!... Najwyraźniej proces masowej debilizacji widoczny jest w Łotwie, na Litwie i w Estonii - wcześniej niż w Rosji przyjęto tam zachod-

74

Piana na horyzoncie

nie formy kształcenia. Wchodzę kiedyś do księgami w Jurmale i słyszę, jak klient pyta o książkę «Trzech panów w łódce, nie licząc psa». A młody sprzedawca, patrząc na niego cielęcym spojrzeniem, odpowiada, że nie mają niczego o hodowli psów... A skąd się wzięło to testowanie zamiast normalnych egzaminów? Wyobraźcie sobie, że teraz w szkołach zdają egzaminy z literatury na komputerze!... Przeprowadzaj ą testy z pytaniami w rodzaju «Jak nazywała się końcowa stacja pociągu, pod który rzuciła się Anna Karenina?». Zapytaliby jeszcze o numer wagonu!... Mój znajomy komputerowiec, który pracuje w Denver, opowiedział mi pewną historię. Postanowił podpuścić znajomego profesora i zapytał go, ile będzie dwa plus dwa pomnożone przez dwa. Ten odpowiedział, że osiem, chociaż tak naprawdę jest sześć, bo przecież już z podręcznika ze szkoły podstawowej wiadomo, że najpierw przeprowadza się mnożenie. Rozpoczęło to długi spór i w końcu Amerykanin nie wytrzymał i zaproponował, żeby to sprawdzić na kalkulatorze! Wyszło mu osiem. A nasz pyta: a co jest dla pana bardziej wiarygodne - kalkulator czy komputer? Ten odpowiada: oczywiście, że komputer! Amerykanie mają tylko dwie świętości - komputer i psychoanalizę. Profesorowi w tej sytuacji przydałoby się i to, i to... Wprowadzili dane do komputera i wyszło im sześć. Amerykanin miał wrażenie, że w niebiosach zmieniono tabliczkę mnożenia, a jego o tym nikt nie poinformował... Pewnego razu w Rydze, gdzie oświata degeneruje się w tempie iście wariackim, gdzie trwa walka z językiem rosyjskim, zorganizowałem coś w rodzaju prowokacji: w miejscowej gazecie umieściłem ogłoszenie, że wszystkim wyrostkom, którzy przeczytają «Fregatę ' Pallada'» Gonczarowa zapłacę po dziesięć dolarów... Dogadałem się z tamtejszą nauczycielką, że razem sprawdzimy, czy zgłaszający się rzeczywiście przeczytali tę książkę. Jej też obiecałem wynagrodzenie. I oto po dwóch tygodniach (taki był termin zapisany w ogłoszeniu, bo inaczej nie starczyłoby mi na wszystko kasy) zebraliśmy się w redakcji i nauczycielka, młoda dziewczyna, zaczęła zadawać pylenia według przyjętego w Łotwie zachodniego systemu testowania

75

('/esc l. Wielka rewolucja kulturalna

[kursywa - A.N.]. Były to pytania w rodzaju «Jakiej długości był pokład fregary?» albo «Jak się nazywał bosman?». Widzę, że odpowiadają ledwie, ledwie, nie pamiętają! Pytam trzynastolatkę, gdzie chciałaby pojechać. Ajej się oczy od razu zaświeciły: do Kapsztadu! Mówię jej: a ja tam byłem! A ona jeszcze bardziej się zapaliła: oj, a widział pan Górę Stołową? Wszyscy od razu włączyli się do rozmowy, i okazało się bez żadnych testów, że czytali Gonczarowa..." Źopóki jeszcze żyją profesorowie starej szkoły, cywilizacja jakoś się trzyma. Ale w tej nędznej Francji i w idiotycznej Ameryce jest ich coraz mniej. Wymierają mastodonty. Skarżył mi się niedawno członek akademii Wielichow, który jest liderem programu termojądrowego i reprezentuje Rosję w międzynarodowym projekcie International Thermonuclear źxperimental Reactor. To strategiczny program całej ludzkości. To nasza przyszłość, praktycznie niedające się wyczerpać ródło energii na wiele tysiącleci. Tym bardziej ważne w warunkach permanentnego kryzysu energetycznego i wojen o ropę i gaz, które są dzisiaj głównymi ródłami energii na całym świecie. ródłami, o które toczą się wojny zmieniające świat i karmiące arabskich terrorystów... - Najważniejszy jest teraz czas - musimy zdążyć - powiedział na pożegnanie po długiej rozmowie Wielichow, ściskając mi rękę, kiedy rozstawaliśmy się przy drzwiach. - Bo teraz w nauce zostali już tylko tacy starcy jak ja. Za nami nie ma nikogo...

Fridman o mentalności Amerykanów

Jeśli modernizacja oświaty w Rosji zostanie przeprowadzona według zachodnich wzorów, w naszym kraju ukształtuje się nowy psychospołeczny model człowieka. Podobny do homo americanus. Jakie życie wiodą ludzie, którzy przeszli przez wyżymaczkę amerykańskiego systemu szkolnictwa średniego? Jaki jest ich pogląd na świat? Opowie nam o tym odważny bojownik zwalczający amerykańską debilokrację, Wiktor Fridman. „Jedną z najważniejszych zasad rządzących Konstytucją USA jest odpowiedzialność. Konstytucja zakłada, że człowiek powinien odpowiadać za konsekwencje swoich czynów, sam naprawiać swoje błędy, sam płacić za swoje niedociągnięcia i osiągać sukces wyłącznie własnymi siłami. Tylko w takich warunkach społeczeństwo może zagwarantować ludziom wolność. Niestety, w dzisiejszej Ameryce ludzie wolą unikać jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje czyny i oddają tę prerogatywę innym lub po prostu państwu. Ono zaś przerzuca to zadanie na podatników, czyli tak naprawdę na innych ludzi. Wychodzi na to, że całe społeczeństwo ponosi konsekwencje błędów poszczególnych ludzi. Źowodem na to są najróżniejsze przepisy prawa i absurdalne procesy sądowe. Jeśli natomiast chodzi o procesy, to sytuacja jest jeszcze bardziej dramatyczna. Można sobie drwić z informacji umieszczanych na różnego rodzaju towarach. Zwykła składana drabinka ma niemal na każdym szczebelku ostrzeżenia ilustrowane odpowiednimi rysunkami że nie wolno na niej skakać ani tańczyć. Paczka mrożonych ravioli opatrzona jest wielkim czerwonym napisem, że «po ugotowaniu ravioli są gorące». Nadmuchiwana gumowa piłka dla dzieci ma napis w ośmiu (?) językach - ogłaszający, czego nie wolno z tą piłką robić. Paczuszka orzeszków arachidowych, które podają pasażerom w samolotach, posiada instrukcję użytkowania: «Otwórz opakowa77

'/eść I. Wielka rewolucja kulturalna

nie, jedz orzeszki». Ten wykaz można by kontynuować bez końca. Jednak owe absurdalne ostrzeżenia są wypisywane nie tyle dlatego, że Amerykanie są tacy tępi, ile po to, by uniknąć ewentualnego pozwu do sądu. Na przykład, rodzice zostawili dziecko bawiące się. gumową piłką samo w basenie, a dziecko utonęło. Na pytanie, «kto jest temu winny?», odpowiedź może być tylko jedna: nieodpowiedzialni ro-dzice\ Jednak w Ameryce można znaleźć winnych do wyboru, do koloru: producent piłki -- ponieważ nie uprzedził o możliwości nieszczęśliwego wypadku; właściciel basenu - bo jego basen okazał się za głęboki, przyjaciele rodziców - ponieważ w niestosownym czasie odwrócili uwagę rodziców; i w ogóle ktokolwiek, byle tylko nie sami rodzice! Jeśli ktoś otworzy opakowanie z orzeszkami i zacznie wpychać je sobie do uszu, co doprowadzi do infekcji, to winna może okazać się linia lotnicza albo producent orzeszków - bo nie uprzedzili! To wszystko byłoby może śmieszne, gdyby nie było smutne. Tego rodzaju roszczenia w większości przypadków są zaspokajane bardzo szybko, szczególnie wtedy, kiedy sprawa dotyczy dużej firmy. Przecież łatwiej jest zapłacić błahą z perspektywy biznesmena sumę kilkudziesięciu tysięcy dolarów, żeby się maruda odczepił, niż wikłać się w cały proces, szarpać nerwy i tracić czas, wydając równocześnie co najmniej takie same pieniądze na adwokatów. Zysk dla wszystkich zamieszanych w taki proces jest oczywisty - dorabiają się na tym i «poszkodowani», i adwokaci, i sędziowie. A oto jeszcze kilka wyrazistych i charakterystycznych przykładów. Właściciel niewielkiej firmy w Kalifornii, świętując pomyślne zakończenie roku finansowego, zorganizował u siebie w domu przyjęcie dla pracowników. Szampan, jak należy, lał się strumieniami, ze wszystkich okien donosiła się muzyka i ludzie dobrze i głośno się bawili. Szczególnie wesoło było pewnej parce, która, osiągnąwszy wielki sukces w dziedzinie konsumpcji szampana, skryła się w jednym z pokoi, gdzie oddała się miłosnym uciechom. W wyniku tego wszystkiego kobieta zaszła w ciążę, a winą za to został obarczony nie kto inny, jak tylko właściciel domu - ponieważ podawał alkohol, z powodu którego nasze gołąbeczki jakoby nie były w stanie zapanować nad sobą.

78

Fridman o mentalności Amerykanów

Seksualni aktywiści pozwali go do sądu i sprawa zakończyła się ich sukcesem: nieszczęsny gospodarz domu płaci alimenty na dziecko, z którego poczęciem nie miał absolutnie nic wspólnego. Najwyraźniej nie od rzeczy byłoby tu podać w wątpliwość zdolności umysłowe przysięgłych, którzy wydali taki wyrok. Pewna trzydziestosiedmioletnia kobieta ze stanu Kentucky nie zadania sobie trudu, by przeczytać instrukcję załączoną do antykoncepcyjnego żelu. Kiedy zaszła w ciążę, uznała, że środek nie zadziałał, i winą za to obarczyła producenta preparatu. Co więcej, każdorazowe użycie tego środka wywoływało u niej rozstrój żołądka. Jednak ta sprawa nie trafiła nawet na biurko sędziego, ponieważ podczas postępowania przygotowawczego okazało się, że kobieta smarowała żelem chleb i po prostu zjadała go niczym galaretkę owocową (po angielsku słowa gel i jelly brzmią niemal identycznie, jednak gel oznacza żel, zaś jelly - galaretkę). Państwo na wszelkie możliwe sposoby sprzyja takim przejawom nieodpowiedzialności, niedwuznacznie dając do zrozumienia swoim obywatelom, że są zbyt łatwowierni i głupi, by samodzielnie zorganizować własne życie. Chcecie mieć dziecko - proszę bardzo, i nie ma co się zastanawiać nad tym, że was na to nie stać: programy rządowe pokryją koszty, sięgając do kieszeni innych obywateli. Dlatego też nie ma się co dziwić, kiedy w Kongresie rozpatrywane są takie projekty ustaw, jak zapłata dla niepracujących matek za to, że wychowują dziecko i prowadzą gospodarstwo domowe. Albo na przykład /obowiązanie firm, by organizowały za własne pieniądze wolny czas i utrzymywały odpowiednie pomieszczenia, w których matki mogłyby karmić niemowlęta w czasie pracy. Do pierwszego z tych projek-lów chciałoby się dodać, że nieźle byłoby w takim razie płacić wszystkim, którzy prowadzą dom - nikt nie musiałby wtedy pracować. Drugi oznacza, że zatrudnienie kobiety okaże się dla firmy droższe niż zautrudnienie mężczyzny, co w konsekwencji może mieć wpływ albo na obniżenie zarobków kobiet, albo - co bardziej prawdopodobne - na preferencje dla zatrudniania mężczyzn. Problem polega na tym, że wszystkie te projekty ustaw wyglądają pięknie i humanitarnie na pa79

I. Wiclkn rewolucja kulturalna

pierze, ale wystarczy tylko nieco nad nimi pomyśleć i rozważyć możliwe konsekwencje, aby od razu stał się jasny cały absurd tych propozycji. A jako że w Ameryce nikomu nie przychodzi dziś do głowy, by zastanawiać się nad konsekwencjami, to każdy krok nierozumnych obywateli powinien być kontrolowany, żeby czegoś nie zmajstrowali. Jak wiadomo, władza to takie monstrum, któremu jak się da palec, to połknie człowieka w całości. Dlatego też władza dała sobie na przykład prawo wtrącania się do wychowania i kształcenia dzieci. Nowe programy państwowe coraz głębiej ingerują w domenę osobistej wolności obywateli. Oczywiste jest, że wszystkie te programy finansowane są ze środków podatników. Cała ironia polega na tym, że faktycznie obywatele placą państwu za to, żeby jeszcze bardziej ograniczało ich wolność!'"

Fridman o Generalnej Linii Partii

„Poprawność polityczna to pojęcie, które zrodziło się w latach osiemdziesiątych. Zgodnie z tą ideą określone wyrażenia i zachowania, które w tamtych czasach były absolutnie legalne, miały albo zostać zakazane przez prawo, albo być napiętnowane przez opinię publiczną. Ludzie publicznie oskarżeni o niepoprawność polityczną stawali się obiektem prześladowania przez masy lub przez władze. Racjonalnie uzasadniano poprawność polityczną potrzebą zapobiegania czynnej obrazie. W tym celu chciano zabronić takich zachowań i wyrażeń, które mogłyby być obraźliwe dla określonych grup społecznych: homoseksualistów, kobiet, niebiałoskórych, inwalidów, i'.l upców, ludzi grubych i strasznych. W ten sposób nazywanie niektórych rzeczy ich właściwymi imionami stawało się nieprzyzwoite. Wolność słowa została znów ograniczona - tym razem przez absurdalne pseudonormy i takie ruchy społeczne, jak afirmatyści, feministki, ruch wiclokulturowy itd. Nadwrażliwe i łatwo obrażające się mniejszości /raczęły dyktować swoje warunki innym. Całą koncepcję poprawności politycznej można sprowadzić do pojęcia, że biały człowiek płci męskiej jest winny wszystkich nieszczęść na naszej planecie. I nie tylko jest on źródłem wszelkiego zła, ale jeszcze powinien nieustannie przeżywać poczucie winy, wstydząc się swojego pochodzenia i płci. Zasada afirmatywności (Affirmative Action, dosłownie - akceptujące działanie) została wprowadzona w latach sześćdziesiątych po to, by dać mniejszościom i kobietom większe szansę na podjęcie studiów i pracy. W istocie stała się ona jednak przyczyną ewidentnej dyskryminacji białego mężczyzny, ponieważ wszyscy oprócz niego otrzymali dodatkowe ulgi czy uprawnienia. Co więcej, mniejszości, które zyskały dzięki działaniu tej zasady, a także wszyscy, którzy im sprzyjali, nie chcieli przyznać, że tak naprawdę program ten jest poniżający dla tych, których powinien wspierać. Sugerował on bowiem, 81

C/eść I. Wielka rewolucja kulturalna

że jego beneficjenci są zbyt głupi, żeby samodzielnie osiągnąć cokolwiek w życiu. W roku 1996 przytłaczającą większością głosów zostało przyjęte postanowienie numer 209, odrzucające zasadę afirma-cji. I natychmiast zewsząd rozległy się głosy: «Rasizm!», «Dyskry-minacja!». Obłuda, brak logiki i absurd zachowania liberałów i ich popleczników dały o sobie znać jeszcze wyraźniej, kiedy próbowali oni wprowadzić zamiast równych szans - zasadę równych rezultatów, czyli najzwyklejszej urawnilowki. Chciano przekonać wszystkich, że ulgowe traktowanie pewnych grup społecznych nie jest rasizmem, lecz że rasizmem jest zgodne z Konstytucją przestrzeganie reguły jednakowych praw dla wszystkich! Wielokulturowość (multiculturalism) to jeszcze jeden związany z poprawnością polityczną ruch, którego przedstawiciele utrzymują, że różne kultury mogą funkcjonować w pokojowej koegzystencji jak jedna wielka rodzina, byle tylko pozbyć się rasistów, faszystów, seksistów, szowinistów i wszystkich innych «istów». Absurdalność tej koncepcji historia ujawniła już nie raz: różne kultury nie są w stanie współżyć pokojowo! W jednej kulturze karzą śmiercią za cudzołóstwo, w innej nie; w jednej kulturze szanują starszych, w innej nie. Nie można jednocześnie i karać, i nie karać, szanować i nie szanować. Wynika z tego, że jakiekolwiek rozwiązanie zostałoby przyjęte w konkretnym przypadku, jedna z kultur zostanie spostponowana. Dzieje się tak w każdej dziedzinie, gdzie poglądy w tej samej kwestii, wynikające z przynależności do różnych kultur, skrajnie się różnią. Multikulturalizm to mit, który stanowi jeszcze jeden z powodów pełnego uwiądu zdrowego rozsądku w Ameryce. Profesor socjologii Richard Zeller przepracował w Uniwersytecie Bowling Green (w stanie Ohio) ponad 25 lat. Studenci coraz częściej zwracali się do niego ze skargami na poprawność polityczną wymuszaną na nich przez wykładowców: jeżeli pogląd studenta nie odpowiadał poprawnemu politycznie poglądowi wykładowcy, to student nie miał szans na pozytywną ocenę. Zeller postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i przygotować cykl wykładów o politycznej poprawności, a dokładniej: o politycznej niepoprawności, w którym za-

82

Fridman o Generalnej Linii Partii

mierzał zdemaskować ten system i w popularnej formie wyjaśnić całą wadliwość tego rodzaju polityki. Siedmiokrotnie składał podanie, prosząc o uwzględnienie takiego przedmiotu na różnych wydziałach uniwersytetu, i siedmiokrotnie spotkał się z odmową. Dziekan Wydziału Studiów Kobiecych (Woman's Studies) Kathleen Dickson absolutnie fenomenalnie sformułowała przyczynę odmowy: „«Zakazujemy jakichkolwiek wykładów ograniczających wolność słowa». Koniecznie trzeba poddać refleksji sens tego unikalnego zdania! Szef Wydziału Nauk Etnicznych, komentując odmowę, oświadczył, że poglądy, jakie wspiera profesor Zeller, doprowadzają do stanu, w którym studenci «zaczynają podzielać pomysły, iż dobra jest taka władza, która twierdzi, iż genocyd to coś słusznego, rasizm -jeszcze lepszego, zaś eksploatacja kobiet i biednych warstw społeczeństwa to jedyna słuszna droga». Jednak rzecz nie ograniczyła się do przyczepiania profesorowi tego rodzaju etykietek. Teraz każdy, kto podzielałby jego poglądy, po prostu okazywałby mu życzliwość albo utrzymywał z nim kontakty - wszystko jedno, czy byłby to profesor, wykładowca, czy student -automatycznie popadał w niełaskę administracji uniwersytetu. Profesorowi otwarcie grożono, a na chusteczkach higienicznych pozostawionych na ganku jego domu znalazł napis: «Zeller, umrzesz!». Profesor zwolnił się z pracy, wyprowadził się i zatrudnił na innym uniwersytecie. To tylko jeden przykład zjawiska, które w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych przyjęło rozmiary epidemii - szczególnie w instytucjach edukacyjnych, gdzie praktycznie wszędzie sytuacja wygląda tak samo. Studentów zmusza się, by pisali to, co jest zupełnie sprzeczne z ich sumieniem, a oni się na to godzą, żeby dostać pozytywną ocenę. Jakakolwiek próba zamanifestowania niezgody na takie pojęcia, jak afirmacja czy multikulturowość, zapisanie słowa «on», któremu nie towarzyszy «ona», automatycznie wpływa na obniżenie oceny. W roku 2001 jednym z kandydatów na stanowisko burmistrza Los Angeles był Antonio Viarragosa, z pochodzenia Meksykanin, który

83

n

i kiilliirćilrui

pozostawał w dość bliskich relacjach z prezydentem Meksyku. Brał on udzial w «ugrobieniu» popieranej przez większość wyborców Kalifornii propozycji numer 187, dotyczącej pozbawienia nielegalnych emigrantów ulg socjalnych. Propozycja ta została co się zowie ugro-biona, nie zaś skierowana do sądu, dokąd zazwyczaj trafiają tego rodzaju wątpliwe przedsięwzięcia. Stało się tak wyłącznie dlatego, że sąd z całą pewnością uznałby tę propozycję za konstytucyjną, ponieważ nielegalni emigranci łamią prawo przez sam fakt, że znajdują się na terytorium USA - jakie więc jeszcze mogą się im należeć ulgi? Amerykańska patriotyczna organizacja «Amerykański Patrol» przeprowadziła kampanię propagującą całą prawdę o kandydacie, który walczy bynajmniej nie o interesy Kalifornii, lecz pewnego państwa graniczącego z nią od południa. W gazecie «Los Angeles Daily News» zostało zarezerwowane i opłacone miejsce, zaś numer zawierający tego rodzaju materiał był już przygotowywany do druku. Jednak ostatecznie anons się nie ukazał. Zamiast tego redakcja «LA Daily News» przysłała do «Amerykańskiego Patrolu» faks informujący, że gazeta nie może zamieścić tego materiału. Jako przyczynę tej decyzji podano jakieś absolutnie wydumane naruszenie praw autorskich gazety «LA Daily News». Faks zawierał także prośbę, żeby zmieniono tekst przygotowany do druku, natomiast nikt nie określił, co konkretnie miałoby ulec zmianie. Ostatecznie pod naciskiem «Amerykańskie-go Patrolu» gazeta przyznała się, że w żadnym przypadku nie mogłaby opublikować anonsu w taki sposób naruszającego zasady poprawności politycznej i musiała go wyciąć. Mamy tu do czynienia z ewidentną cenzurą zastosowaną przez redakcję «niezależnej» gazety. Do tej samej kategorii należy jeszcze jedno absurdalne pojęcie hate crime, czyli zbrodnia nienawiści. Czyżby było to coś przeciwnego przestępstwu z miłości? Tak czy inaczej termin ten ma oznaczać przestępstwo, którego ofiarą jest osoba należąca do innej grupy społecznej i którego przyczyną jest sama przynależność ofiary do danej grupy: przedstawiciel jednej rasy występuje przeciwko przedstawicielowi drugiej, reprezen84

Fridman o Generalnej Linii Partii

tant jednej orientacji seksualnej przeciw drugiej, jednej religii przeciw drugiej, i tak dalej. Wyszło na to, że jeśli biały zabije białego albo Murzyn Murzyna, będzie to, jak wolno sądzić, przestępstwo z miłości, ale kiedy biały zabiłby Murzyna, to stałoby się to zbrodnią nienawiści. Prawdziwy podtekst tego pojęcia stał się absolutnie oczywisty, kiedy okazało się, że działa ono w zasadzie w jednym kierunku: biały przeciwko Murzynowi, heteroseksualny przeciwko homoseksualiście, mężczyzna przeciwko kobiecie. Wielu Amerykanów zna Matthew Sheparda, młodego homoseksualistę, który został zabity przez dwóch pijanych mężczyzn w stanie Wyoming. Historia ta bardzo długo nie schodziła z pierwszych stron gazet i stanowiła jedną z głównych informacji w dziennikach telewizyjnych. Ale czy mówi cokolwiek Amerykanom nazwisko Jes-se Dirkhisinga? Tak właśnie nazywał się chłopiec ze stanu Arkansas, który został zgwałcony i zabity przez dwóch homoseksualistów. Historia ta została niemal zupełnie zignorowana przez amerykańską prasę. Sam fakt, że homoseksualiści okazali się przestępcami, a nie ofiarami, sprawił, że sprawa ta była absolutnie nieinteresująca i nieużyteczna dla przestrzegających poprawności politycznej mediów. To samo dotyczy przestępstw międzyrasowych. Kiedy dwóch białych mężczyzn przyczepiło Murzyna do samochodu i wlekło go, dopóki nie umarł, historia ta przez długi czas była głównym tematem wszystkich gazet i dzienników telewizyjnych. A oto jeszcze jedna podobna historia: 15 grudnia 2000 roku w mieście Wichita w stanie Kansas dwaj mężczyźni wtargnęli do domu, sterroryzowali pięciu mieszkańców, ograbili ich, zgwałcili kobiety, a potem zastrzelili wszystkich strzałem w plecy. Tylko jedna z kobiet cudem przeżyła i zupełnie naga przeszła niemal milę na mrozie z kulą w plecach, żeby wezwać pomoc i opowiedzieć, co się stało. Poza granicami miasta nikt nigdy o tym wydarzeniu oczywiście nie słyszał. Chodzi o to, że cały ten horror nie został spowodowany przez białych skinów ani przez członków Ku Klux Klanu, ani nawet przez neonazistów. Nie został w ogóle spowodowany przez białych ludzi. Białe były akurat ofiary. Zabójcami 85

I. Wielka rewolucja kulturalna

zaś okazali się dwaj czarnoskórzy bracia - Reginald i Jonathan Carr. Ta okrutna rozprawa nie została zakwalifikowana jako zbrodnia nienawiści i nawet nie zasłu yła sobie na uwagę mediów. Polityka podwójnych standardów zaiste osiągnęła ju apogeum. Rozwijający się czarny i kolorowy rasizm jest przedmiotem powszechnego i dość skutecznego przemilczania, natomiast biały rasizm dostrzega się nawet tam, gdzie nikomu rozsądnemu nie przyszłoby to do głowy! Oto jeszcze kilka przykładów. Okryty smutną sławą proces czarnoskórego futbolisty OJ. Simpsona, który zabił onę i jej kochanka. Sprawa o podwójne zabójstwo skończyła się tak a nie inaczej z powodu histerycznych krzyków na temat rasizmu - została tak naprawdę przekształcona w kampanię broniącą nieszczęsnego Murzyna, którego próbuje się skazać na podstawie podrzuconych na miejsce zdarzenia fałszywych dowodów. Zamiast wysłuchać zeznań policjanta Marka Żurmana, które dotyczyły bezpośrednio sprawy, obrona Simpsona zaczęła grzebać w przeszłości funkcjonariusza, aby dowieść, e niezbyt yczliwie wypowiadał się on o czarnoskórych, a więc był rasistą i niewątpliwie miał powód, by podrzucić dowody, a więc jego zeznania w tym kontekście w adnej mierze nie mogą być wiarygodne. Momentami absurd sięgał takich rozmiarów, e w ogóle nie było wiadomo, kto jest sprawcą, a kto oskar ycielem! Niemal ka de zeznanie obcią ające Simpsona wywoływało okrzyki «Rasizm!» i było oddalane, jeśli tylko udało się w jakikolwiek sposób znaleźć w nim motywy dające się potraktować jako rasistowskie. Wyszło na to, e cały biały świat zmówił się, by zabić onę Simpsona i jej kochanka i wysłać biednego, nieszczęśliwego, absolutnie niewinnego Murzyna na krzesło elektryczne! Zupełna uległość sędziego i ławy przysięgłych, składającej się przede wszystkim z przedstawicieli mniejszości, jedynie ułatwiały wydanie werdyktu «niewinny», mimo niepodwa alnych dowodów winy Simpsona. Niestety, proces ten miał o wiele szersze reperkusje ni tylko uniewinnienie człowieka, który zabił z zimną krwią. Pokazał bowiem tak e całą bezpodstawność i wadliwość amerykańskiego systemu «praworządności», który o wiele sensowniej byłoby nazwać leworządnością.

86

Fridman o Generalnej Linii Partii

Pewien urzędnik administracji Los Angeles, latynoamerykanin Mike Hernandez został schwytany z kokainą we własnym biurze, które wykorzystywał między innymi do przechowywania kolekcji filmów pornograficznych. Nale ało go co najmniej zwolnić z pracy, a zgodnie z prawem - wsadzić za kratki. Ale magiczne słowo «rasizm» znów pozwoliło odwrócić wszystko do góry nogami. Ktokolwiek spojrzał na Hernandeza krytycznie, natychmiast był «rasistą», niezale nie od tego, na czym polegała wina urzędnika. A zatem Hernandez nadal pracuje na swoim stanowisku. Na egzaminach w akademii policyjnej przedstawicielom mniejszości przyznawano dodatkowe punkty i dochodziło do tego, e białym jednoznacznie dawano do zrozumienia, e nie otrzymają dopuszczającej oceny tylko z powodu nieodpowiedniego koloru skóry. Pamiętam dobrze, e tak samo w czasach sowieckich traktowano ydów, którzy usiłowali składać dokumenty do presti owych uczelni. W mieście Palm Beach (stan Żloryda) został zwolniony z pracy elektryk cierpiący na daltonizm. Stanowisko, które zajmował, związane było między innymi z montowaniem świateł drogowych. Elektryk nie odró niał światła zielonego od czerwonego i istniało ryzyko, e moe pomylić przewody. Jak to się stało, e go przyjęto do tej pracy, pozostanie zagadką, ale dość oczywiste jest, e wkrótce go z niej zwolniono. Historia milczy natomiast, czy zdążył do tego czasu namieszać coś w przewodach, czy te ktoś po prostu zajrzał do jego karty zdrowia. Daltonista zdecydował się jednak podać do sądu swojego byłego pracodawcę, oskar ając go o dyskryminację ze względu na inwalidztwo! Có ciekawego wnosi ten przypadek? żdyby tego nieszczęsnego elektryka pozostawiono w pracy, a on pomyliłby przewody i został solidnie pora ony prądem, to winny temu wszystkiemu byłby... tak, tak - właśnie pracodawca. Jego wina polegałaby na tym, e zatrudnił do takiej pracy daltonistę! U ywając języka szachowego, mo na by powiedzieć, e prywatni przedsiębiorcy znajdują się dzisiaj w zugzwangu, kiedy to ka dy ruch jedynie pogarsza sytuację. Interesujące, e dzięki poprawności politycznej powiedzonko «Poczuć się jak biały człowiek» w Ameryce nie tyle traci sens, ile przy-

87

i I. Widkii rewolucja kulturalna

bicra wręcz przeciwstawne znaczenie! Dzisiaj istotą posiadającą w USA najmniej praw jest właśnie biały człowiek. A dokładniej: biały mę czyzna o orientacji heteroseksualnej, normalnej budowy ciała, z intelektem wy szym ni zerowy i niebędący inwalidą. Czyli większość męskiej populacji USA... Wtorek 11 września 2001 roku na zawsze wejdzie do historii USA jako czarny dzień... Zniszczenie World Trade Center Amerykanie porównuj ą do Pearl Harbor... Mo na zrozumieć szok Amerykanów, którzy nie prze yli okropieństw wojny i nie mają pojęcia o tym, czym są prowadzone na własnym terytorium działania wojenne. W tym kontekście mo na nawet zrozumieć, e stra aków-ratowników awansowano w tym kraju do rangi bohaterów narodowych. Zdjęcie wykonane przez fotografika Thomasa Franklina 12 września dla gazety «The Bergen Record» [stra acy zatykający na ruinach WTC amerykańską flagę - A.N.] w jednej chwili stało się symbolem stabilności i zdecydowania Amerykanów w walce o przetrwanie. Została te podjęta zupełnie logiczna i słuszna decyzja uwiecznienia trzech stra aków - Dana McWilliamsa, George'a Johnsona i Billy'ego Eisengreina - i postawienia im sześciometrowego pomnika z brązu. Pojawił się jednak drobny problem. Jak wyra nie widać na fotografii, flagę zatknęli na ruinach WTC bynajmniej nie przedstawiciele «mniejszości». Ci stra acy nie byli ani Meksykanami, ani Murzynami. Byli przedstawicielami szatańskiego klanu i wszelkiego zła we wszechświecie - białymi mę czyznami! Dlatego nowojorscy urzędnicy uznali, e nie mo na tego zdjęcia wykorzystać jako wzorca pomnika, który ma upamiętnić fakt historyczny. Zamiast niego postanowiono wznieść pomnik absolutnie fałszujący rzeczywistość, ale za to ukazujący politycznie poprawną ró norodność narodowości w mieście będącym obiektem zamachu. Zdecydowano, e jeden z tych mę czyzn będzie Murzynem, drugi - Meksykaninem, a trzeci, o dziwo!, zostanie jednak biały. Motywacja tej decyzji polegała na tym, e zdarzają się stra acy najró niejszych narodowości i ras i byłoby nieuczciwe w stosunku do mniejszości, gdyby uwiecznieni zostali jedynie biali mę czy ni, nawet jeśli jest to zgodne z prawdą historyczną. Taki pro-

88

Fridman o Generalnej Linii Partii

sty fakt, e stra po arna Nowego Jorku w ponad 90 procentach składa się z przedstawicieli rasy białej, został, naturalnie, zignorowany. Jak to się mówi, jeśli fakty nie odpowiadają teorii, trzeba zmienić fakty. Ale proszę o wybaczenie, a co z Azjatami? Przecie oni te mogą się obrazić! A jak mo na było zapomnieć o kobietach! I nic się nie dostało mniejszościom seksualnym! Dla pełnego obrazu na miejsce białego mę czyzny a się prosiła kobieta azjatyckiego pochodzenia. Najlepiej - lesbijka. A jeszcze lepiej na wózku inwalidzkim. Z wyra nymi objawami zespołu Downa. O wadze nie mniejszej ni trzysta kilogramów. I koniecznie z pieskiem na rękach... arty artami, ale jesteśmy świadkami ewidentnego przepisywania historii. I to nie po cichu, nie kropka po kropce, jak dawniej, ale otwarcie, nachalnie, zamaszystym ruchem pióra, bez adnego skrępowania, na oczach szanownej publiczności. A najsmutniejsze w tej historii jest to, e «prototypy», których twarze zostaną nadane postaciom przedstawionym na pomniku zamiast prawdziwych bohaterów, będą opowiadać swoim dzieciom i wnukom bajki o tym, jak ratowali Amerykę przed terrorystami. Zapytacie pewnie, co myślą o tym sami bohaterowie zdjęcia. Trzej stra acy na początku odmówili jakiegokolwiek komentarza, ale ostatecznie wyrazili swoje niezadowolenie. W rezultacie cały projekt został odło ony na lepsze czasy. Zresztą teraz nie jest ju wykluczone, e cały projekt, początkowo prezentujący się bardzo sensownie, po wszystkich perturbacjach, choć to przecie bardzo smutne, w ogóle zostanie zaniechany". Kończąc ten wątek, powiem jedynie o rozdwojeniu ja ni (podwójnej moralności?) amerykańskich poprawnych politycznie liberałów - czyli praktycznie całego amerykańskiego establishmentu. żdyby ich zapytać, czy przypadkiem nie dlatego tak wielu Murzynów osiąga sukcesy w boksie i koszykówce, e mają wrodzoną i genetycznie określoną przewagę nad białymi w zakresie sprawności ruchowej, to poprawni politycznie liberałowie radośnie zaczną kiwać głowami: tak, mo liwe, na pewno, przewaga, Murzyni, tak, tak...

89

(V.ew I. Wielka rewolucja kulturalna

Ale jeśli zupełnie logicznie i konsekwentnie zapytać: czy nie wydaje się wam, że mała liczba Murzynów na wydziałach nauk ścisłych w amerykańskich uniwersytetach jest świadectwem genetycznej przewagi białych, czyli wrodzonego upośledzenia czarnych w tych dziedzinach aktywności... O-o-o! Od razu nazwą kogoś takiego rasistą. A tzw. dobre towarzystwo zamknie się przed nim na zawsze. Jeśli kolorowi (albo kobiety) posiadają wrodzone zalety, to znaczy, że mają wrodzone zalety - i koniec, kropka. A jeśli kolorowi (albo kobiety) mają wrodzone wady, to jesteś - fucking rasistą...

Przypadki podwójnej moralności

Czasami to, że nie można głośno powiedzieć prawdy (bo to politycznie niepoprawne), doprowadza ludzi Zachodu do konfuzji. Oto przykład. W roku 2000 w Ameryce wśród „najlepszych przyjaciół białego człowieka" rozpoczęła się krwawa przepychanka. Afroamerykanie z Zimbabwe rozpoczęli pogromy białych i ekspropriacje posiadłości ziemskich należących do białych. Ich przykład zainspirował „weteranów ruchu wyzwoleńczego" w Kenii. Oni też zaczęli gonić „wyzyskiwaczy" z ich własnej ziemi. Nie oszczędzali nawet deputowanych do parlamentu. Rugi realizowane były według zasady: „Biały? Paszoł won!" Jednym słowem, na czarnym kontynencie zaczęło się kolejne czarne przekształcanie świata. Zachodni politycy znaleźli się w dość niewygodnej sytuacji. Gdyby biali nękali czarnych - o-o! - to zachodni inteligenci zamachnęliby się na całego! Ale tym razem krzywdzono białych... Trudna sytuacja. Oskarżyć czarnych o rasizm - to bardzo niepoprawne politycznie. Dlatego też Zachód nie zachował się w sposób zdecydowany. A to tylko rozwiązało ręce czarnoskórym rasistom - nie napotkali żadnego sprzeciwu społeczności światowej. A oto inna historia. Mniej krwawa, ale nie mniej idiotyczna. Rosyjscy twórcy filmów animowanych zrealizowali obraz „Dziadek do orzechów albo Mysi król". Wydali na to kupę pieniędzy, więc film nie mógł być całkiem do niczego. Planowano jego rozpowszechnianie na Zachodzie. I wtedy okazało się, że żeby dostosować go do wymogów politycznej poprawności, trzeba wydać jeszcze więcej pieniędzy. Amerykanie mieli dwa zastrzeżenia: 1. Dlaczego w filmie służącym jest Murzynek? Niepoprawne politycznie!

91

Przypadki podwójnej moralności l. Wielka rewolucja kulturalna

2. Dlaczego wojsko złożone z myszek jest ostrzeliwane widelcami? To okrutne! Koniecznie należy zastąpić widelec zabawką z przyssawką, bo inaczej oburzą się. organizacje broniące praw zwierząt! Zwracam uwagę na poziom idiotyzmu: oburzą się nie „organizacje broniące praw narysowanych zwierząt", tylko „organizacje broniące praw zwierząt". Amerykanie najwyraźniej nie odróżniają żywych myszy od narysowanych... Animowanego Konika-Garbuska amerykański tłumacz bajki Jer-szowa przekształcił w „czarodziejskiego pony" - najwyraźniej dlatego, żeby nie poczuły się urażone wszystkie garbate konie. Z klasycznych utworów, które przerabia się w szkole, amerykańska cenzura usuwa jakiekolwiek informacje o alkoholu, przynależności rasowej i religijnej, najdrobniejsze wzmianki o obnażonym ciele... Siedmiomilowymi krokami zasuwa poprawność polityczna i zajadła miłość do człowieka po naszej planecie! W Nowej Zelandii na przykład towarzystwo obrońców praw człowieka kilka lat temu napadło na pewne studio filmowe. Chodziło o to, że w czasie zdjęć realizowanych na ulicy filmowcy wygonili z planu narkomanów, bezdomnych i prostytutki - po prostu, żeby nie znaleźli się w kadrze. „To naruszenie praw człowieka!" - oburzyli się aktywiści. I zażądali od producenta materialnej rekompensaty na rzecz bezdomnych i narkomanów. Najwyraźniej na kolejną działkę. Wspomniana przez Fridmana polityka multikulturalizmu (niech się święcą setki kolorów!) wyprysła jak wągier na twarzy amerykańskiej oświaty. Amerykańskie mniejszości bynajmniej nie pałaj ą żądzą studiowania europejskiej kultury. Nikt też tego od nich nie wymaga; powszechnie uważa się, że narzucanie tego rodzaju wiedzy jest przejawem rasizmu. Za to od białych studentów niejednokrotnie wymaga się, żeby studiowali „uciskane" kultury Ameryki. Przy tym przypisuje się tym kulturom niewyobrażalne mitologiczne zalety. W Uniwersytecie Stanforda Murzyni zażądali wycofania z programu kursów związanych z Szekspirem, Dantem... Ponieważ z ich punktu widzenia sens zachodniej kultury i tych programów w szczególności sprowadza się do zawołania: „Brudasie, spadaj do domu!".

W efekcie poziom amerykańskiej edukacji obniża się w zastraszającym tempie. Dla porównania: w 1914 roku amerykańscy studenci mieli zajęcia przez 204 dni w roku, a w 1993 - tylko przez 156. Poproszono pewnego amerykańskiego prawnika, by nagrał na taśmę niewielki kurs nauk prawnych. - Po co na taśmę? - zdziwił się prawnik. - Mogę napisać prze wodnik metodyczny. - Nie potrzebujemy przewodnika. Studenci nie chcą nic czytać. Jeśli chce się ich zmusić do czytania, po prostu cierpią. Nie zauwa żył pan, że podręczniki są coraz cieńsze i prymitywniejsze? - A gdyby ich zmusić? - Kłopot w tym, że po każdym semestrze studenci oceniają pro wadzone kursy. Więc jak wykładowca się im nie spodoba, bo na przy kład jest wymagający, ocenią go nisko i zostanie zwolniony. Nawet sobie nie zdajecie sprawy, jak bardzo dzisiejsi wykładowcy są uza leżnieni od opinii studentów! Przecież student płaci za naukę. A kto płaci, ten zamawia muzykę. A oni za swoje pieniądze „chcą mieć peł ny luz"...

Część II

Odmieńcy w stanikach

Przewodniczący Mao Tse-tung naucza: Przedstawiciele burżu-azji, którzy podstępnie przeniknęli w nasze szeregi do partii, rządu, wojska i najróżniejszych instytucji kultury, stanowią grupę kontrrewolucyjnych rewizjonistów. Jako wierne psy burżuazji i imperializmu wraz z nią bronią oni ideologii tolerującej ucisk i eksploatację... Są najzwyklejszym skupiskiem an-tynarodowych kontrrewolucyjnych elementów. Walczą z nami na śmierć i życie, i w żadnym przypadku nie może być w tej sprawie mowy o jakiejkolwiek równości. Dlatego też nasza walka z nimi może być tylko wojną na śmierć i życie. W relacjach z nimi nie może być mowy o jakiejkolwiek równości, nie ma szansy na pokojowe współistnienie między eksploatatorami i wyzyskiwanymi, na relacje oparte na umiłowaniu człowieka itp. Komunikat KC Komunistycznej Partii Chin, 16 maja 1969 r.

Czyżbyście negowali rolę inteligencji w ruchu rewolucyjnym?... Czy adwokaci będący przywódcami Wielkiej Rewolucji Francuskiej działali w zgodzie ze starym porządkiem, czyż nie wprowadzili nowej, rewolucyjnej praworządności? Josif Stalin

No i dotarliśmy w końcu do feminizmu. Cała ta preambuła, którą przeczytaliście powyżej, to nic innego, jak tylko opis intelektualnej przestrzeni, scena, sprzyjające środowisko, w którym łatwo rozmnażają się i rozgrywają swoje feeryczne spektakle feminobakterie. Osłabiony idiotycznym wykształceniem organizm zachodniego społeczeństwa łatwo ulega wirusom najróżniejszych idei, w tym też feministycznych. Wirusy te docierają także do nas. Ale jak dotąd w Rosji kończyło się to jedynie lekkim katarem. Rosyjskie społeczeństwo majak na razie zdrowe reakcje. Weźmy taki przykład: korespondentka jednej ze stołecznych gazet wybiera się na „okrągły stół" feministek. Zaproszenie anonsowało, że dowie się tam o straszliwych przykładach dyskryminacji ze względu na płeć w Rosji (ten okrągły stół zorganizowało stowarzyszenie „Wschód-Zachód: kobiece projekty innowacyjne"). Korespondentka przychodzi, uważnie słucha, po czym z niemałą dozą ironii pisze reportaż -jak to one, rosyjskie kobiety, są straszliwie w tę i we w tę gnębione. Na dodatek w celu uzyskania efektu ironicznego dziennikarka nie musi nawet stosować żadnych specjalnych chwytów stylistycznych wylicza po prostu przykłady tego pognębiania, przytoczone przez same feministki. To śmieszne samo przez się. Wyliczmy i my owe wołające o pomstę do nieba przestępstwa rosyjskich samców przeciwko samicom: - w paszporcie każdej Rosjanki jest napisane, że to paszport oby watela. Anie obywatelki. Dyskryminacja!; - Minister Kultury Michaił Szwydkoj nazwał jeden ze swoich pro gramów „Arcydzieło może stworzyć tylko mężczyzna"; - dziennikarz Nikonow z czasopisma „Ogoniok" w ogóle przegiął - napisał coś takiego: „[...] skryta pod warstwą popiołu gleba ko biecego mózgu". Taką metaforę sobie wymyślił!;

97

11. (klmieńcy w stanikach

- w mieście Nowosybirsk z 250-300 rubli zarobionych w ciągu godziny przez pracownicę seksu (prostytutkę) trafia do niej tylko jedna trzecia, reszta idzie na „opiekunki"; - we wsi Tasuta (republika Dagestan) kobiety chodzą po wodę aż trzy kilometry. I noszą tę wodę w dzbanach. A dzbany stawiają na ra mionach; - w republice Buriatia ciężarnym kobietom-inwalidkom z pora żeniem narządów ruchu lekarze, okazuje się, radzą przerwanie cią ży, gdyż trudno im będzie wychować dziecko. Poza tym dziennikar ka cytuje feministki: „Wszystkie kobiety mające problemy z jelita mi muszą sobie radzić same". To ostatnie to rzeczywiście wołający o pomstę do nieba przykład eksploatacji kobiet przez mężczyzn; - w obwodzie kurskim odnotowano dwa przypadki seksualnego wymuszenia ze strony kierownictwa przedsiębiorstw i urzędów; - a co się dzieje w rodzinach! 14 procent mężów mówi swoim żo nom, że nie ma z nich żadnego pożytku w pracy i że „chodzą one do pracy tylko po to, by pić herbatę". Trzecia część kobiet musi regular nie prosić mężów o pieniądze, zaś siódma część musi jeszcze potem rozliczać się z tego, na co te pieniądze wydała; - co drugą kobietę w Rosji mąż bił albo „potrząsał". Oto jakie przestępstwa jednej płci wobec drugiej wykopały feministki w naszej umęczonej ojczyźnie. Ludobójstwo, nie da się tego nazwać inaczej. Jedyne, z czym można by tu polemizować, to ten „obywatel" w paszporcie. W tym względzie istnieją dwa poglądy - i to skrajnie przeciwstawne. Niektóre feministki uważają, że sformułowanie „obywatel" zamiast „obywatelka" poniża kobiety. Inne z kolei sądzą, że samo istnienie form językowych odróżniających płcie stanowi rodzaj immanentnego poniżenia. Powiedzmy, taki znany feminista i komunista jak autor powieści fantastycznych Iwan Jefremow w jednym ze swoich utworów napisał wprost, że zdrabniający i spieszczający sufiks „k" i żeńska końcówka „a" w słowie „obywatelka" jest dla kobiet poniżający. (Należy przypuszczać, że skoro sufiks jest zdrabniająco-spieszczający, to nie tylko poniża on kobietę, ale też ją pieści. Co,

98

Część II. Odmieńcy w stanikach

bezwarunkowo, samo przez się stanowi ogromne dodatkowe poniżenie - jak sądzą przedstawicielki jednego z nurtów radykalnego feminizmu.) Jeśli chodzi o pozostałe sprawy, to trudno jest mi polemizować z naszymi ojczystymi feministkami. Walą prawdę prosto w oczy, klipki! Tak, rzeczywiście kobiety noszą czasami wodę do domu w specjalnych naczyniach. Nie wszędzie jeszcze są u nas wodociągi i kanalizacja...

Spaceruj i rozglądaj się

Spaceruj i rozglądaj się

Na jakimś forum internetowym przeczytałem kiedyś następującą historię... Do pewnego rosyjskiego uniwersytetu przyjechali w ramach wymiany amerykańscy studenci. Ludzie jak ludzie, weseli, co dosyć typowe dla tego wieku. Nasi przywitali ich dobrze, postanowili zorganizować jakiś „program kulturalny" i zabrali ich do knajpy. Jeden kufelek, drugi, trzeci, potem do toalety siusiu, potem jeszcze kufelek. Wyluzowali się pijaniuteńcy Amerykanie - posypały się z nich takie słowa jak „seks" i „dziewczynki". Słysząc znajome dźwięki, nasi chłopcy postanowili sprawić cudzoziemcom przyjemność -zatelefonowali i zaprosili do piwiarni znajome studentki. Te przypędziły superekspresem dosłownie w ciągu pięciu minut. I oto nagle stało się coś nieoczekiwanego. Amerykanie od razu wytrzeźwieli, jakby im pokazano spacerującego nieboszczyka. Spięli się jak drewniane bałwany. Dziewczyny do nich, a oni odskakują! Dziewczyny do nich, a oni odskakują! Boją się... Można się wystraszyć. U nas też kiedyś na ścianach wisiały plakaty: „Nie gadaj! Wróg podsłuchuje!" - w Ameryce teraz na przystankach autobusowych przyklejają plakaty ostrzegawcze. Przedstawiona jest na nich parka - dziewczyna i chłopak. Ale komunikat jest adresowany tylko do mężczyzn, umieszczony tam napis głosi: „Przed zbliżeniem z kobietą upewnij się kilkakrotnie, czy ona rzeczywiście tego chce". Inaczej konsekwencje mogą być opłakane. Dziewczynom ten plakat ostrożności nie zaleca. Dlatego że w społeczeństwie zwycięskiego - de facto - feminizmu przestępca (gwałciciel) to z definicji mężczyzna. I on za wszystko odpowiada... O tym de facto wspomniałem nie przez przypadek. W Ameryce feminizm rządzi właśnie de facto. A w niektórych krajach europejskich już nawet de iure, ale o tym później. A na razie jeszcze jeden przypadek

100

z amerykańskiego życia codziennego. Opowiedział o nim Adzie Baskinej, socjologowi, chłopak o imieniu Misza. Ada Baskina długo mieszkała w Ameryce, a i teraz od czasu do czasu jeździ tam z wykładami o sytuacji kobiet w krajach postsowiec-kich. Mieszkający w Ameryce jej znajomy Misza (były nasz, jak sami rozumiecie) poskarżył się pani socjolog, że on, człowiek, który nigdy nie miał w ojczyźnie problemu, żeby poznać się z dziewczyną, w Ameryce w żaden sposób nie może sobie z tym poradzić. Trzeba przyznać, że jest to problem charakterystyczny dla wszystkich byłych naszych. Dlatego też zazwyczaj żenią się z dziewczynami z rosyjskiej diaspory... I oto taki przypadek... Na stację benzynową, gdzie Misza akurat tankował, podjechała dokładnie taka sama bryka jak jego. Wysiadła z niej niczego sobie Amerykaneczka. - Cześć! - mówi do niej Misza. - Cześć! - zgadza się Amerykaneczka. - Co słychać? - Fine! Mamy takie same samochody. Może spróbujemy znaleźć jeszcze coś wspólnego? - Co pan ma na myśli? - speszyła się głuptaska. - Wpadniemy gdzieś na kawę, pogadamy... - Teraz nie mogę, spieszę się. - To spotkajmy się wieczorem. Uśmiech od razu spełzł z twarzy sikorki, gęba się wyciągnęła, pożegnała się sucho, siadła za kierownicę i odjechała... Misza pomyślał, że po prostu się jej nie spodobał. Zdarza się. A miesiąc później spotkali się przypadkiem na party u przyjaciela. Rozgadali się. I co się okazało: Misza spodobał się tej Amerykaneczce jeszcze tam, na stacji benzynowej. Ale go odpaliła, bo pomyślała, że cała ta rozmowa to nic innego, jak tylko sexual harassment, czyli molestowanie seksualne. Na skutek zalewającej Amerykę psychicznej epidemii tryumfującego feminizmu w ciągu ostatnich 20 lat w USA zwiększył się procent homoseksualistów i obniżyła się liczba kontaktów heteroseksu-alnych. Przeprowadzone w Chicago w roku 1994 badanie wykazało,

101

( Vx,'.ść II. Odmicńcy w stanikach

że przeciętny amerykański mężczyzna w ciągu życia ma sześciu partnerów płciowych, zaś kobieta dwóch. Coś tu nie gra. Wroga publicznego Wiktora Fridmana wszystko to nie na żarty niepokoi. .

Fridman o feminizmie

„Feminizm jako jeden z ruchów poprawności politycznej jest rezultatem podstawowego założenia, że mężczyźni są w społeczeństwie siłą dominującą, zaś nieszczęśliwe kobiety ulegają nieustannej dyskryminacji, poddawane są uciskowi ze strony zdradzieckich mężczyzn i w ogóle społecznie są usytuowane znacznie niżej. Jednak fakty nie w pełni to potwierdzają: - kobiety kontrolują 65 procent majątku w USA, - kobiety wydają czterokrotnie więcej pieniędzy niż mężczyźni, - w szkołach wyższych w USA jest 20 procent więcej kobiet niż mężczyzn, - liczba kobiet w społeczeństwie przewyższa liczbę mężczyzn (52 do 48 procent), - w 94 procentach wypadków śmiertelnych w pracy ofiarami są mężczyźni, - kobiety żyją dłużej niż mężczyźni (średnio o 10 procent), - w uczelniach w USA kobiety otrzymują większą pomoc mate rialną niż mężczyźni, - 85 procent przestępców w tym kraju wychowywało się w ro dzinach, w których rządziły kobiety, - w 85 procentach bezdomnymi są mężczyźni. Amerykańskie Towarzystwo do Walki z Rakiem (American Cancer Society) opublikowało następującą informację: - liczba zachorowań na raka prostaty u mężczyzn wynosi 317 ty sięcy rocznie, -liczba zmarłych z powodu raka prostaty wynosi 41 tysięcy rocznie, - środki przeznaczone na badanie raka prostaty wynoszą 376 mi lionów dolarów, - liczba zachorowań na raka piersi wynosi 184 tysiące rocznie,

103

., .. II < i i i ...... \ w s l i m i k u c h

Fridman o feminizmie

- liczba śmiertelnych przypadków raka piersi wynosi 44 tysiące rocznie, - środki przeznaczone na badanie raka piersi wynoszą 1,8 miliarda dolarów. Bardzo często używa się argumentu, że na każdy zarobiony przez mężczyznę dolar kobiety zarabiają 70 centów - czyż to nie ewidentny dowód dyskryminacji kobiet? Rzeczywiście istniej ą takie dane. Ale to ten przypadek, w którym zadanie rozwiązuje się, mając z góry daną odpowiedź. Jeśli wziąć średnią arytmetyczną wszystkich pensji pracujących kobiet i porównać z takimi samymi danymi dotyczącymi mężczyzn, to rzeczywiście otrzymamy relację 0,7:1. Jeśli jednak porównać zarobki kobiet i mężczyzn o tych samych kwalifikacjach i zajmujących te same stanowiska, to obraz będzie zupełnie inny i różnica w uposażeniach zginie! Taki niemający żadnego znaczenia fakt, jak to, że kwalifikacje kobiet generalnie rzecz biorąc odpowiadaj ą gorzej opłacanym stanowiskom pracy, nie jest oczywiście w tych wyliczeniach brany pod uwagę. Przecież nie jest dla nikogo tajemnicą, że w dziedzinach technicznych w większości pracują mężczyźni, podczas gdy w dziedzinach humanistycznych większość stanowią kobiety. Jest więc zupełnie oczywiste, że programista czy elektronik zarabia więcej niż historyk czy sekretarka. Nie jest też tajemnicą fakt, że w bardziej niebezpiecznych, a więc też lepiej opłacanych zawodach zatrudniani są głównie mężczyźni. Honorowe miejsce w systemie feministycznym, ale też w myśleniu o poprawności politycznej, zajmuje molestowanie seksualne, zwane sexual harassment. To, co pierwotnie było pomyślane jako pomysł rozumny i logiczny, dziś sięgnęło już granic absurdu. W intencji chodziło o to, że zakazuje się człowiekowi znajdującemu się wyżej w hierarchii społecznej (na przykład przełożonemu lub nauczycielowi) wykorzystywania tej pozycji dla zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych. I do tego należało się ograniczyć. Jednak od dawna podejmowane są próby rozszerzenia znaczenia tego pojęcia do rozmiarów nie tylko przekraczających granice zdrowego rozsądku, ale świadczących o tym, że zagrożona została wol-

104

ność słowa. Jedna z zaproponowanych definicji obejmuje „wypowiedzi o charakterze seksualnym, które mają na celu stworzenie poczucia zagrożenia, zastraszenia lub dyskomfortu". Rzeczywiście, dość trudno jest wymyślić określenie bardziej amorficzne i niejasne. Mieści się tu właściwie wszystko: od zwykłego komplementu i taksującego spojrzenia do konkretnych „łóżkowych" propozycji. Niewinne objęcia i obdarowywanie prezentami też można potraktować jako molestowanie, jako że mężczyzna przynoszący prezenty, zdaniem feministek, czyni to bezwzględnie w celu uzyskania w zamian seksualnego wynagrodzenia. Oto bynajmniej niepełny wykaz działań (nawiasem mówiąc, nie tylko w USA), które albo mogą na nowo określić, czym jest „poczucie dyskomfortu", albo miały już precedensowe rozstrzygnięcia sądowe: - oblizywanie ust i zębów i prowokacyjne spożywanie pokarmu (University fo Maryland AT College Park uważa takie zachowania za obraźliwe), - obecność na spektaklu „Romeo i Julia" (według Jane Hartman-Brown, wykładowczyni w jednej z londyńskich szkół, jest to spek takl nadmiernie heteroseksualny), - długotrwałe spojrzenie (University of Toronto oskarżył profe sora o nieskromne i zbyt uporczywe spojrzenie na studentkę), - niewystarczająco długotrwałe spojrzenie (Bamard College New York ma obawę, że studentka może poczuć dyskomfort, jeśli spojrze nie wykładowcy nie zatrzyma się na niej dostatecznie długo, bo ozna cza to, że nie udzielono jej jako kobiecie wystarczającego zaintere sowania), - zapominanie imienia kobiety (University of Pensylvania oce nia to jako dyskryminację), - publiczne wyrażenie zachwytu człowiekiem przeciwnej płci (Ministerstwo Oświaty Minnesoty twierdzi, że podobne działania mo gą urazić innych i w ogóle są heteroseksistowskie), - autodeprecjonujące żarty (według Robina Morgana, byłego wy dawcy czasopisma „Miss", jeżeli autodeprecjonujące żarty ze strony mężczyzny doprowadziły do kontaktu seksualnego, nawet zainicjo-

105

II. Otliiiicńcy w stanikach

wanego przez kobietę, to mę czyzna ów w skrajnej feministycznej interpretacji winny jest molestowania)". Mógłbym ju przejść do szczegółowego preparowania feministycznych idei, ale zanim rozpocznę tę uzdrawiającą wiwisekcję, muszę wręczyć na chwilkę farby i pędzel wspominanej ju pani socjolog Baskinej: kilka jej malowniczych szkiców zarysowujących istotę zagadnienia czytelnikowi nie zaszkodzi. Na odwrót, rozbawią go. A mo e nawet - kto wie! - sprowokują do poszukiwań i lektury ksią ki Baskinej „ ycie codzienne amerykańskiej rodziny".

Baskina o feminizmie

„Żeminizm... ogarnął dzisiaj cały świat. Ale w adnym innym kraju, które zdarzało mi się odwiedzić, nie zauwa yłam, eby ten ruch odgrywał w yciu społeczeństwa tak ogromną rolę. A ju na pewno nigdzie nie przesadza się tak bardzo jak w Ameryce. Moja francuska przyjaciółka Andree-Michelle dość ostro sformułowała swój stosunek do tego ruchu: «Amerykanki po prostu dostały kręćka na tle tego swojego feminizmu. Nawet nie zauwa ają, e przekształciły go w karykaturę, w groteskę». Konferencja w Nowym Jorku była poświęcona nauczaniu «wiedzy o Rosji». Będąc jej uczestnikiem, wyszłam na katedrę z referatem «Rodzina w Rosji». Nie zdą yłam jeszcze skończyć, kiedy zerwała się solidnie nabita okularnica w trzecim rzędzie i zapytała podenerwowana: - Niech pani lepiej powie, czemu to pani moskiewskie przyjaciół ki tak się lubią stroić? Dopiero co wróciłam z Rosji i wiem, co mó wię. Kiedy oszołomiona absurdalnością pytania, z trudem usiłowałam znale ć odpowied , tryumfalnie podpowiedziała mi ją sama: - Dlatego e chcą się podobać mę czyznom. Nieprawda ? W jej głosie usłyszałam nutę zjadliwości. Nie rozumiem jej przyczyny, odpowiadam więc beztrosko: - Tak, a dlaczego nie mogłyby mieć na to ochoty? Bo e, co za gafa! Moja rozmówczyni chwyta się za głowę i kołysze na boki, nie będąc w stanie powiedzieć ani słowa - słychać tylko pełne oburzenia wykrzykniki. Wreszcie mówi coś artykułowanego, czego sens jest mniej więcej następujący: potwierdziłam jej najgorsze przypuszczenia, rosyjskie kobiety nie mają nawet wyobra enia o tym, czym jest równość. 107

C/i;śi; I I . Odmicńcy w stanikach

Nie jest to jedyna feministka obecna na sali. Jej koleżanki Amerykanki, słabo znające rosyjski, rzucają się na mnie z innymi pytania-mi-zarzutami: - W waszej Konstytucji jest napisane: «Każdy obywatel ma pra wo... jest chroniony przez prawo...». Nie zauważa w tym pani prze jawu politycznej niepoprawności? Boże, oświeć mnie: a co tu jest nie tak? I słyszę wyjaśnienie: - To wasze prawo chroni tylko mężczyzn? Ach, tak, wszystkich! To dlaczego «on», a nie «on/ona»? Atak trwa. -A jak się u was nazywa kobietę biznesmena? Tak właśnie mówicie? Nie rozumie pani, że w ten sposób poniżacie bussines woman? A jak będzie po rosyjsku kobieta profesor? Znowu w rodzaju męskim? - Proszę pozwolić - dochodzę w końcu do siebie. - Ale przecież po angielsku też jest profesor - jedno słowo dla rodzaju męskiego i żeńskiego. - W języku angielskim nie ma rodzaju gramatycznego - popra wiają mnie. -A w rosyjskim jest. Gdybyście się zastanowili nad rów nością płci, dawno znaleźlibyście odrębne słowo, na przykład «profesorka». - Jest takie słowo, ale używa się go u nas na określenie nauczy cielki w szkole średniej. - No to wymyślcie jakieś inne. Któryś z moich oponentów (boję się już nazywać je oponentami, należałoby raczej powiedzieć: oponentek) stuka paluchem w podręcznik języka rosyjskiego dla cudzoziemców. - Proszę zobaczyć, tekst czytanki. Jim Smith przychodzi z wizy tą do swojego przyjaciela inżyniera Łopatina, a ten mówi: «Poznajcie się. To moja żona Lena. Teraz nie pracuje, zajmuje się domem, dziećmi». Jak się pani podoba ten model życia rodzinnego: mąż pra cuje jako inżynier, a żona siedzi w domu. To standard? Wzór do naśladowania? Wieczorem w pewnym nowojorskim domu, gdzie zebrali się goście, emigranci, opowiadam o tej bijatyce. W odpowiedzi słyszę zgod108

Baskina o feminizmie

ny śmiech: każdy ma za sobą taką historię - wyglądającą na żart, ale absolutnie prawdziwą. Syn jednego z obecnych dostrzegł za sobą w kolejce do autobusu dziewczynę z ciężką walizką. Zaproponował jej, żeby przeszła pierwsza i podniósł walizkę na stopień autobusu. Spojrzała na niego nieprzyjaźnie: «Chciał pan zademonstrować, że jest pan silniejszy ode mnie, ale to nie tak. Proszę zobaczyć, jakie mam mięśnie». Inna obecna na spotkaniu starsza dama poskarżyła się: w żaden sposób nie umie się przyzwyczaić do tego, że mężczyźni w Ameryce nie przepuszczają jej pierwszej w drzwiach, nie ustępują miejsca, nie podają płaszcza. Ja też przypomniałam sobie zresztą, jak w pewnym domu starszy już gospodarz, podając mi futro, zapytał z wyraźnym poczuciem winy: «Przepraszam, nie uraziłem pani?». Student opowiada, jak zaprosił swoją koleżankę z roku do restauracji. Kiedy podano rachunek, wyciągnęła portmonetkę, żeby zapłacić za siebie. On oczywiście zaprotestował, i wtedy się obraziła: «Czyżbyśmy nie byli równi?». Ten sam biedaczysko popełnił jeszcze jedną gafę. Pewna amerykańska przyjaciółka zaprosiła go na urodziny. Będąc na swoje nieszczęście młodzieńcem dobrze wychowanym, przyniósł dwa bukiety - jubilatce i jej mamie. Ale przy tym - aż strach powiedzieć! - pocałował mamę w rękę. Ta odskoczyła jak oparzona z okrzykiem «Co pan robi?». Mama miała trochę ponad czterdziestkę, ale sześćdziesięcioletnia babcia doceniła elegancję młodego człowieka: «Kochana, to oznaka szacunku i uwagi. W mojej młodości było to powszechnie przyjęte». Jednak jego przyjaciółce ten gest się nie spodobał i zauważyła mo-ralizatorsko: «To nie oznaka uwagi - tylko zniewagi». Andree-Michelle potrafi opowiadać o ((groteskowym feminizmie)) Amerykanów godzinami. Pewnego razu jej kolega, profesor Sorbony, został zaproszony na jeden semestr do bardzo znanego amerykańskiego uniwersytetu z cyklem wykładów o literaturze francuskiej. Nagle został wezwany do administracji. Oświadczono mu, że musi natychmiast opuścić uniwer-

109

C/.gść II. Odmieńcy w stanikach

sytet, chociaż minęły dopiero trzy tygodnie od podjęcia zajęć. Co się stało? Jak już mówiłam, amerykańscy studenci mają obyczaj rozkładania się wszędzie po prostu na podłodze. Ktoś czyta, ktoś pije kawę z kartonowego kubka, a jeszcze ktoś inny śpi. Na taką właśnie śpiącą dziewczynę profesor natknął się pod samymi drzwiami sali wykładowej, gdzie za dwie minuty miał zacząć zajęcia. Usiłował ją obudzić, mówiąc coś do niej, ale go nie usłyszała. Wtedy pochylił się i poklepał japo plecach, jako że leżała na boku. Studentka twierdzi, że mógł także poklepać ją po starannie obciągniętym dżinsami tyłeczku. Dziewczyna się obudziła, przeprosiła, wstała i odeszła. Więcej już jej nie widział. A szkoda. Bo może dowiedziałby się, że zaraz po wykładzie napisała doniesienie do dziekanatu, że dnia takiego i takiego, o takiej i takiej godzinie stała się obiektem sexual harassment ze strony wykładowcy. Jej oskarżenie było na tyle poważne, że dziekan, obawiając się rozruchów wśród studentek feministek, uznał za zasadne odesłanie zaproszonego profesora do Francji, gdzie podobne psoty nie są traktowane jak grzech. Jeszcze jedną historię usłyszałam od Władimira Szlapientocha, znanego moskiewskiego socjologa. W połowie lat siedemdziesiątych emigrował do Ameryki. O pracę było trudno. Mimo że jego nazwisko było znane w kręgach naukowych, przez kilka lat angażowano go tylko na kontraktach na czas określony. I nagle mu się poszczęściło. Uniwersytet stanowy w Michigan zaproponował mu stałą posadę wykładowcy. Można sobie wyobrazić, z jakim zapałem przystąpił do pracy - i naukowej, i dydaktycznej. Jego zapał został doceniony i po paru latach zaproponowano mu tenure, zmianę trybu zatrudnienia na mianowanie, co gwarantowało mu pracę do emerytury. Co za szczęście! Nie umiał w nie uwierzyć. I słusznie, jak się okazało. Teraz wróćmy do poprzedniego wątku. Kiedy Szlapientoch pracował jeszcze na pół etatu, polecono mu opiekę nad kilkoma doktorantami. Starał się jak najsolidniej przygotować ich do obrony dysertacji, nie żałował czasu ani sił. Jedna z tych doktorantek (dawno już

110

Baskina o feminizmie

zapomniał, jak się nazywała) po obronie rzuciła się do niego z podziękowaniami. I wtedy pocałował ją w rękę. Po dwóch latach, kiedy na posiedzeniu katedry omawiano jego kandydaturę na nowe stanowisko, nagle wstał prodziekan i powiedział, że zatwierdzenie tego mianowania nie wchodzi w grę, w dziekanacie leży bowiem doniesienie tej właśnie «wdzięcznej» doktorantki, która domaga się administracyjnego ukarania profesora Szlapientocha. Dopuścił się bowiem politycznie niepoprawnego zachowania, dał jej do zrozumienia, że jest co najwyżej kobietą, co naraziło na szwank jej ludzką godność. Arlene Daniels, lat 70, kobieta wyraźna, ruchliwa, pełna temperamentu -jedna z klasycznych postaci amerykańskiego feminizmu, l Energicznie walczyła o równe prawa dla kobiet - pisała artykuły, książki, wygłaszała wykłady. Była działaczką najróżniejszych feministycznych organizacji, które sama zakładała. Wciela swoje idee w życie niezwykle konsekwentnie i bezkompromisowo... - Nasze społeczeństwo jest podzielone na dwa przeciwstawne obozy - mężczyzn i kobiety - uczy mnie rozumu. - Właśnie według cech płci przebiega zasadniczy podział ludzkości. I w istniejącym od setek lat porządku cała władza znajduje się w rękach mężczyzn. Mę skie wpływy w społeczeństwie są ogromne. To niczym nie zamasko wana eksploatacja jednej płci przez drugą. - Co pani nazywa eksploatacją? - usiłuję ją przystopować. - Prze cież to pojęcie klasowe. - No właśnie, mamy do czynienia z dwiema klasami. Współcze sne życie społeczne jest tak skonstruowane, że stwarza sprzyjające wa runki jednej klasie i niesprzyjające drugiej. Mężczyźni dostają mak symalne możliwości samorealizacji, rozwijania własnego potencjału, słowem - rozwoju osobowości. Kobietom natomiast utrudnia się ży cie, mnożąc najróżniejsze przeszkody - od dzieci i gospodarstwa do mowego, które tradycyjnie spadają na ich barki, do takich dziedzin ak tywności, w których udział kobiet jest na wszystkie możliwe sposo by utrudniany. Na przykład w lotnictwie. Kobiety i mężczyzn nawet leczy się inaczej. Widziała pani wczorajszy program Ophry Winfrey? 111

CAJ Ć I I .

Odmieńcy w stanikach

Tak, akurat poprzedniego dnia bardzo uwa nie obejrzałam ten talk-show, który miał prowokacyjny tytuł «Hearts different also?» «Serca te mamy ró ne?». Mowa w nim była o tym, e kardiolodzy leczą chorych na serce - kobiety i mę czyzn - inaczej. Stosują inne metody i inne lekarstwa. «Jak to?! - oburza się publiczno ć w studiu. Przecie to czysta dyskryminacja!». Starszy lekarz, kardiolog z wieloletnim sta em, przez kilka minut nie jest w stanie nawet się odezwać. Tak silna jest manifestacja kobiecych namiętno ci. W końcu Oprali uspokaja uczestniczki programu i nastaje cisza. Ale nie na długo. Dowiadczony lekarz wyja niaŚ «Mę czy ni i kobiety ró nią się nie tylko pod względem anatomicznym, mają te inny typ systemu nerwowego. Na działanie serca ma wyra ny wpływ cykl miesięczny i stany klimakteryjne. Dlatego te zawał serca u mę czyzny przebiega inaczej ni u kobiety - tote trzeba je inaczej leczyć». Bo e mój, co się wtedy zaczęło! Przez hałas, zgiełk i przekleństwa wyra nie przebijają się straszliwe oskar eniaŚ «Przecie to sek-sizm!». Absurdalno ć tej reakcji jest dla mnie oczywista, dla Arlenc - nie. Ona tak e jest oburzona tym, co mówi lekarz, który okazał się seksistąŚ - Ględzenie o ró nicach płci to tylko pseudonaukowy pretekst, by podtrzymywać nierówno ć płci. - Proszę posłuchać, Arlene, przecie nie mo e pani negować te go, e natura zró nicowała kobiety i mę czyzn pod względem psychofizjologicznym. - Pod względem fizjologicznym - tak, oczywi cie - niechętnie uznaje oczywisto ć. -Ale ró nice psychologiczne istnieją tylko o ty le, o ile determinuje je społeczna presja. I to dlatego, e chłopcy i dziewczynki są wychowywane inaczej. Co przynosi się w prezen cie dziecku płci eńskiej? Lalki. A męskiej? Samochodziki. Dziew czynki są przyuczane do prowadzenia domu, a chłopcy do techniki. Kiedy dziewczynki ła ą po drzewach, zarzuca się im, e zachowujś) się jak chłopcy. A z chłopców się miejąŚ płaczesz jak dziewczynka. I tak przez całe ycie. Oto są ródła tych waszych «ró nic psychofizjologicznych». Natura ich nie zaplanowała. Stworzyła je historia".

Teoria spiskowa Za ka dym razem, kiedy autor jakiej ksią ki zaczyna opisywać interesujące go zjawisko, rozpoczynając od jego najgłębszych historycznych korzeni, czytelnika ogarnia nuda. A jednym z zadań pisarza jest przecie dostarczyć rozrywki odbiorcy. Dlatego te , nie bacząc na solidne wykształcenie, błyskotliwy intelekt i ogromną ochotę, by powiększyć objęto ć tego, co piszę, nie będę wam zawracał głowy historycznymi ekskursami przypominającymi historię femini-/mu i ruchu sufra ystek. To wszystko schowamy do spi arni. Zaczniemy od rodka - od rodka minionego wieku. To wła nie wtedy nieszkodliwy dotąd feminizm, który po wstał jako ruch nawołujący do równouprawnienia, zaczął pałać nienawi cią do rodzaju ludzkiego. W roku 1949 ukazała się legendarna ksią ka jednej z teo-retyczek feminizmu Simone de Beauvoir „Druga płeć". A za nią jakby je kto spu cił z łańcucha! - zaczęły wypluwać swoje traktaty inne teoretyczki socjalfeminizmu, wyskakujące niczym diabeł z tabakierki: Anna Julia Cooper, Cynthia Rich, Margaret Cruickshank, Barbara McDonald, Arlene Daniels, Mary Dały i wiele, wiele innych... W tym tak e niesławnej pamięci idiotka Andrea Dworkin. W ich „dziełach" dominowała ciągle ta sama ideaŚ upodrzędnio-na rola kobiet w społeczeństwie nie jest rezultatem ró nic biologicznych między samcem a samicą, lecz skutkiem wszech wiatowego męskiego spisku. W największym skrócie istota tej teorii wygląda mniej więcej takŚ dawno, dawno temu wszyscy mę czy ni zebrali się w pewnym sekretnym miejscu i dogadali się, e na wieki wieków będą okrutnie i niesprawiedliwie ciemię yć kobiety. Aby zrealizować ten zdradziecki zamysł, przeprowadzili potę ną robotę ideologiczną, a konkretnieŚ po powrocie z tego sekretnego miejsca wyja nili kobietom, e są one z natury słabsze od mę czyzn... e od teraz tylko kobiety powinny rodzić

113

Część II. Odmieńcy w stanikach

dzieci i, co oczywiste, wychowywać je... e nie będą musiały ju chodzić na polowania, bo mę czy ni i tak przyniosą, co trzeba... Kobiety słuchały tego kitu z otwartymi ustami. I uwierzyły tym zdradliwym oszustom. „A tak naprawdę wszystko jest na odwrót! - otwierają kobietom oczy socjalfeministki. - Naprawdę podział ze względu na płeć jest sztuczny! Naprawdę nie ma adnych płci! To wszystko łgarstwa cie-mię ycieli. Nie ma płci. Jest gender". Gender... Kiedy tylko w wypowiedzi pojawia się nowe uczone słowo pochodzące z greki albo łaciny, wszyscy maj ą wra enie strasznej naukowości. I wówczas podstawy baśniowej teorii feministycznej uzasadnia najpotę niejszy (oprócz Boga) autorytet wymyślony przez człowieka - nauka. A có to takiego ten gender? To „płeć społeczna". Czyli to, czym mę czy ni i kobiety naprawdę zajmują się w yciu. Ich role społeczne. I samookreślenie. Pozycjonowanie w przestrzeni działania... Niezrozumiałe? To nic strasznego - po to zostało wymyślone, eby zaciemnić, zawoalować, zamącić problem. Oszustwo realizowane za pomocą dwóch chwytów. Tempo raz: zamieniamy jedno słowo (płeć) na drugie (gender). Tempo dwa: rozmywamy pojęcia - dotychczas mieliśmy dwie płcie biologiczne, teraz będzie ich, powiedzmy, pięć - eńska, męska, heteroseksualna, homoseksualna i transseksualna. A społecznych - be/ liku. Rezultat: pięć płci plus nieograniczona liczba genderów, co w rezultacie absolutnie zaciemnia istotę problemu, skrywa go za zasłoną dymną pustych frazesów. Zręczność rąk i adnego oszustwa! Okręcili wokół palca! Jednym słowem - Wydział Nauk Kobiecych. Pierwszy rok: jak nale y prawidłowo grać w naparstki. Piąty - dyplomowana feministka. Praktycznie ka dy uniwersytet w USA pora ony jest dzisiaj grzybem feminizmu - istnieją tam albo rewolucyjne kółka feministek przeprowadzające regularne „pięciominutówki nienawiści", albo oficjal-

114

Teoria spiskowa

ne wydziały nauk kobiecych, gdzie prowadzone są tak zwane „badania genderowe", czyli permanentne poszukiwanie „wrogów ludu". Żaszyści, nawiasem mówiąc, te mieli instytut Das Anenerbe („Dziedzictwo przodków"), w którym prowadzili „badania" dowodzące niepeł-nowartościowości Murzynów, Słowian i ydów. Wyobra cie sobie -setki „uczonych" dysertacji i opublikowane prace naukowe, ksią ki / setkami przypisów. Eksperymenty. Stanowiska archeologiczne. Ekspedycje, mierzenie czaszek... Spróbuj tylko wygrać spór z nauką! Nie trzeba być specjalnie odklejonym od rzeczywistości, eby zrozumieć, /e wartość tych wszystkich feminofaszystowskich badań jest mniejsza ni zero. A właściwie, e przedstawiają one wartość negatywną, gdy przeczą postępowi i humanizmowi. Najwa niejsze, czego uczą na tych wydziałach nauk kobiecych, co wciskaj ą do głowy ka dej feministce, to globalny spisek. Spisek Stanu Rzeczy. Czyli tak: wszystko w tym wymyślonym przez mę czyzn świecie zostało wykombinowane specjalnie po to, eby wykorzystywać eńskie pogłowie. Wyjaśnię to szczegółowo. „Ludzie nie rodzą się jako mę czyzna czy kobieta, lecz stają się nimi, i w procesie tym wa ną rolę odgrywają czynniki społeczne i kulturowe" - pisze pewien wujaszek, znany uczony-feminista (zresztą pedzio). Zrozumieliście tę myśl? Pierwotne cechy płciowe noworodka to pusta formalność. Człowiek rodzi się bez płci... A to, co widnieje u nowo narodzonego chłopczyka między nogami, to gender. Oj, nie, nie gender, tylko... na to w ogóle nie nale y zwracać uwagi. Bo to jakieś głupstwo, narzędzie wyzysku... A po narodzeniu takiego bezpłciowego człowieka zmaskulinizo-wane społeczeństwo rękami mę czyzn i oszukanych, ogłupionych przez tysiącletnią propagandę kobiet podsuwa chłopcom wywrotki, u dziewczynkom laleczki. I na dodatek dziewczynkom zabraniaj ą łazić po płotach, a chłopcom płakać. I mamy ewidentną reprodukcję wy-/ysku. Amerykański kulturolog Max Lerner nie przypadkiem nazywa feministki „najbardziej niestrudzonymi rewolucjonistkami". Takie rze-

115

Czę ć II. Odmieńcy w stanikach

czywi cie są. Są fanatyczne i jak wszyscy fanatycy bezgranicznie głupie i okrutne w swej tępocie. Jak mawiają w takich sytuacjach specjali ci od ludzkiej psychiki, ich wiadomo ć jest zawężona. Owe osobniki nie widzą wokół nic innego, jak tylko molestowanie seksualne i powszechne uciemiężenie. Albowiem mają klapki na oczach i imię tym klapkom „feminizm" (albo, jak powiedziałby Chruszczow, feminizm). Każda teoria rewolucyjna, choćby najbardziej tego nie chciała, podporządkowuje się prawu ewolucji. Czyli w młodo ci burzliwie puszcza pędy i produkuje odrosty. W Wielkiej Feministycznej Religii pojawiają się różne nurty, prądy, oportuni ci, sekty, ruchy frakcyjne (które po doj ciu do władzy trzeba będzie oczywi cie poprzycinać, nie ma bowiem większego wroga niż były sprzymierzeniec). Uczeni parazytolodzy, badający pod lupą socjalfeminizm, wyróżniają w nim kilka nurtów ideologicznych. Mówią o feminizmie radykalnym, kulturowym, liberalnym, o ruchu lesbijskim... Są to różne formy tej samej choroby, i nie ma sensu pytanie, co jest lepsze - biała gorączka czy zwykła grypa, guz twardy czy miękki... Wszystko jest do bani. Bolszewizm jest zły, komunizm zły, stalinizm zły. Ale troc-kizm to też niezłe paskudztwo, nie bacząc nawet na to, że jego założyciela walnęli przez łeb czekanem dawni przyjaciele - czerwoni. Nic będziemy wynosić męczennika na ołtarze, „niech się oni tam wszyscy nawzajem wyduszą"... Kluczowym słowem radykałek jest „patriarchat". Patriarchat to globalny system podporządkowania wiata mężczyznom, obejmujący wszystkie sfery życia społecznego. Istota teorii radykalnej zawiera się w stwierdzeniu, że wszyscy mężczyźni z natury zmierzają do uciemiężenia kobiet. Kropka. Feminizm kulturowy to pryszcz innego rodzaju. Jest on jednym z odgałęzień feminizmu radykalnego. „Kulturystki" uważają, że kobiety są lepsze od mężczyzn. Posiadają pewne specjalne „kobiece" cechy - „nastawienie na wzajemno ć", „cielesno ć", brak dążenia do konstruowania hierarchii i umiejętno ć tworzenia więzi horyzontalnych, immanentna zdolno ć do współprzeżywania i odczuwania po-

116

Teoria spiskowa

trzeb innego człowieka. Czyli, jak to zwykł mawiać pewien znany bohater filmowyŚ „Baba to czuje brzuchem!". A faceci z ich punktu widzenia to żywe wcielenie dążenia do przemocy, ucisku, dominacji (czyli do budowania hierarchii - więzi pionowych), konkurencji, racjonalno ci... Jednym słowemŚ kanalie. I całe ich społeczeństwo to jedno wielkie draństwo. I ich nauka to zwykła kpina, bo opiera się na ratio, w odróżnieniu od nauk kobiecych, które oparte są na zmysłowo ci, „cielesnym odczuwaniu" (jak na razie jednak feministkom nie udało się wymy lić na przykład kobiecej fizykiŚ najwyraźniej prąd elektryczny za bardzo je popie cił i owo „cielesne odczuwanie" nie było najprzyjemniejsze). Mówiąc szczerze, jest sporo racji w tezach „kulturystek" na temat różnic między kobietami a mężczyznami. Jednak różne odłamy kulturowego feminizmu interpretuj ą tę odmienno ć na różne sposoby. Jedne ciotki teoretyczki, takie jak Carol Gilligan, Nel Noddings, Sara Ruddick i inne, uważają, że dzięki specyficznym cechom kobiet powstała odrębna kobieca kultura, za dzięki cechom męskim - takie męskie elementy kultury, jak polityka, ekonomika i nauka. Wychodzi na to, że praktycznie całą zewnętrznie postrzeganą kulturę, stanowiącą szkielet cywilizacji, stworzyli mężczyźni, wcielając w życie zasady konkurencyjno ci, agresji i dominacji. Kobieca kultura natomiast to pewna wewnątrzrodzinna etyka troski (ethics ofcare), ale też zagadkowa „specyficzna perspektywa postrzegania istoty relacji mię-d/yludzkich". Je li kto zrozumiał, co oznacza to ostatnie sformułowanie, proszę do mnie napisać, będę bardzo zobowiązany. Trzeba dodać, że teoretyczne dzieła feministek pełne są podobnych bezsensownych sformułowań... wiat kobiet objawia się tylko w nieformalnych więziach z bliskimi ludźmi. A wiat mężczyzn oparty jest na abstrakcyjnych pojęciach sprawiedliwo ci, czyli sytuuje się w domenie prawa. I w formalnej dziedzinie nauki. Mężczyźni, będąc uzurpatorami, cały wiat podporządkowali sobie. Podstawa, fundament cywilizacji - nauka -/ostała ukształtowana według szablonu zdominowanego przez pierwiastek męskiŚ cała jest taka jaka logiczna, racjonalna, jedno wiel-

117

Część II. Odmieńcy w stanikach Teoria spiskowa

kie okropieństwo! Całki jeszcze jakieś powymyślali, bydlęta, jak to pojąć, hak ich w smak... Trzeba by przyjrzeć się bliżej podstawom tych ich wszystkich nauk... Istnieje jednak także inne odgałęzienie feminizmu kulturowego. Takie jego teoretyczki, jak Mary Dały, Sarah Lucia Hoagland, ale też smutnej sławy idiotka Andrea Dworkin uważają, że cała ta wychwalana kobieca kultura - etyka różowych smarków i słodkiego szczebiotania -jest rezultatem tysiącletniego uciemiężenia. Coś w rodzaju: jeśli was cały czas biją po łbie, to ten łeb prędzej czy później w końcu się przekrzywi. No i się przekrzywił. A w rzeczywistości kobiety są super! Bojowe, przebojowe, odważne, agresywne. Łykałyby mięso razem z kośćmi, gdyby ich oczywiście mężczyźni nie ciemiężyli... nie ciemięrżnęli... nie... w ogóle, nie niewolili przez tysiące lat, gdyby nie zdeformowali im psychiki. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, jako że nie ma płci, a jest tylko gender (rola), że baba jest w swojej istocie facetem: Są kobiety w ruskich wioskach, ludzie mówią „baby" na nie -Słonie w biegu zatrzymują, urywają trąby draniom!

Oto jakie byłyby dzisiaj wszystkie baby, ale, niestety, kompensująca reakcja na permanentny ucisk uczyniła z nich w znakomitej większości istoty miękkie i uległe. Tak, tak, tylko dlatego kobiety są miękkie i troskliwe, że mężczyźni im tak kazali, bo to pozostaje wyłącznie w interesie mężczyzn. A gdyby nie ten przeklęty ucisk, który zrodził miękkość kobiet, to one także swoje dzieciątka bez trudu rwałyby zębami na kawałki, tak samo jak to się dzieje w dzikiej przyrodzie. Jak wszyscy rewolucjoniści, owe „kulturystki" snują oczywiście marzenia o pięknej, sprawiedliwej przyszłości, w której wszyscy ludzie, w tym także kobiety, będą- wydaje się wam - agresywni, muskularni? Nie. Na odwrót, mężczyźni w ich świetlistych marzeniach będą mieli cechy kobiece. To dość dziwne. Rozumiejąc, że właśnie aktywne podejście mężczyzn do natury (inaczej zwane agresywno-

118

ścią) w istocie stworzyło cywilizację (a wraz z nią, nawiasem mówiąc, także feminizm), i uważając, że ich własna kobieca pasywność to jedynie poboczny rezultat męskiej dominacji, czyli konsekwencja uciemiężenia, feministki chcą, nie wiedzieć czemu, właśnie ów poboczny rezultat - westchnienie cywilizacji - uczynić podstawą organizacji ludzkiego świata. Snują marzenia o świetlanej przyszłości, w której wszyscy ludzie będą przejawiać wzruszającą troskę o siebie nawzajem, płakać sobie do woli, cieszyć się oraz na najróżniejsze sposoby swobodnie manifestować swoje uczucia. Będą przy tym spokojni i nie-agresywni, uprzejmi i skłonni do rozstrzygania konfliktów na drodze negocjacji... Jednym słowem, marzy im się zakonserwowanie cywilizacji i powstrzymanie postępu. Ale nawet feministki rozumieją, że cała nasza cywilizacja trzyma się dzięki cechom męskim. A mimo to zamierzaj ą wytrącić jej spod nóg ów fundament. Nie powstrzymując ruchu, chcą zastąpić parowóz parokonną furą.

Furo nasza, pęd do przodu!

Furo nasza, pędź do przodu!

Przy okazji powiem, e pomysł zastąpienia całej nauki, przestawienia jej z marszu na absolutnie nowe, feministyczne tory, to bynajmniej nie art. Tylko cel. Jedna z „klasyków" socjalfeminizmu, niezapomniana Luce Irigaray, w swoich opusach „źtyka seksualnego ró nicowania" i „Rozmyślanie o innej kobiecie" wyra nie sformułowała sąd, e istnieją nauki męskie i kobiece. Koszerne i niekoszerne. Są nauki marksistowskie i sprzeda ne dziewki imperializmu. Ta zajadła teoretyczna ciotka nie uznaje „męskich aporii poznania", dopuszcza tylko „myślenie czującego ciała". Pewnie lesbijka... Na pytanie, co to takiego „kobieca matematyka", i czy w ogóle jest ona mo liwa, apologeci nauk kobiecych odpowiadają tak: a mo e matematyka w ogóle nie jest potrzebna, jako e reprezentuje ona typowo męski pogląd na świat. Doszło ju do tego, e na jednym z uniwersytetów w USA zin-doktrynowana przez feministki studentka, która uzyskała słabą ocenę / pracy rocznej, napisała donos, poskar yła się, e przy ocenie jej pracy wykładowca stosował maskulinistyczne (męskie, czyli naukowe) kryteria - logikę, analizę, abstrahowanie od osobowości autora. ądam, by ocena została zweryfikowana zgodnie z koncepcją „czującego ciała"!... Albowiem wszystko, czego ródłem jest mę czyzna - analiza, bezstronność w badaniach, myślenie abstrakcyjne, jasność myśli... wszystko to w istocie rzeczy jest jedynie instrumentem klasowym, zmierzającym do uciskania kobiecego tułowia. Socjalfeministki wyznają podstawową zasadę: „Ka dy mę czyzna to wróg, wnoszący tylko chaos i destrukcję. Ka da kobieta to naturalny twórca porządku i harmonii, przynoszący ukojenie". Pytania o to, w jaki sposób „nosiciele chaosu i destrukcji" byli w stanie zbudować ogromną budowlę planetarnej Cywilizacji, nikt tu nie zadaje. A tymczasem filozoficzna dialektyka jest w stanie udzie-

120

lic na nie odpowiedzi: właśnie agresywny napór i przekształcanie otaczającego środowiska w taki sposób, by podporządkować je własnym potrzebom, paradoksalnie stanowi przesłankę ukierunkowanego działania zmierzającego do zbudowania struktury. „Część tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro..." To nie wiersze, dziewczyny, tylko dialektyka... A wychwalane kobiece ukojenie i ycie w „harmonii z przyrodą" to śmierć. Zupełne oddanie pola entropii. Ale i tak „feminoteoretyczki" chcą przestawić światową gospodarkę i działalność korporacji, by działały one według zasad ich ładu. No bo jeśli istnieje męski styl zarządzania - skierowany na konkurencję, to istnieje i eński - nastawiony na solidarność, wzajemną pomoc, szloch i łzy... yjmy w przyja ni! Wszyscy razem, całym zespołem naszej korporacji pomó my konkurentom, przecie oni te mają dzieci, które muszą wy ywić. Pomó my te inwalidom, pokrakom, etiopskim Murzynom, Afroamerykanom z Harlemu, pingwinom i pe-derastom: im przecie te jest cię ko! „Teoretyczki" zwracają te uwagę, e wszystkie te współczesne korporacje są niewra liwe na gender! Zakładają, e pracownik będzie zasuwał z maksymalną wydajnością. Tak nie mo na! To niezgodne z feminopoprawnością, bo przecie niektóre feminki maj ą dzieci, pieluchy... Trzeba im stworzyć warunki, eby sobie popracowały, popracowały ze cztery godzinki, a potem poszły do domku... A najlepiej by było, gdyby płacić kobiecie wychowującej dziecko pensję bez obowiązku chodzenia do pracy (są i takie propozycje). Jest jednak zupełnie niejasne, jak te wszystkie paternalistyczne i socjalistyczne ulgowe taryfy dla pracowników pogodzić z ądaniem pomocy dla wszystkich osieroconych i ubogich. Niemniej teoretycz-ka feminizmu Kate Żergusson wcią z uporem maniaka twierdzi, e dzisiejsze firmy „są wrogie wobec wartości, które niesie kobiecy sposób bycia", i nale y je zreformować w taki sposób, aby korporacje działały z uwzględnieniem „kobiecych wartości" i „kobiecego sposobu zarządzania".

121

Część II. Odmieńcy w stanikach

Wszystkie te samicze fanaberie traktowane są przez zachodnie społeczeństwa tak samo poważnie, jak w hitlerowskich Niemczech uczeni i generałowie odbierali majaczenia nazistowskich teorii o kosmicznym lodzie. Z taką samą powagą, z jaką w Północnej Korei traktuje się idee czuczche. Z taką samą powagą, z jaką za Stalina traktowano komunizm i teorie Łysenki. W dzisiejszej Ameryce feminizm zaczął już na tyle głęboko ingerować w politykę i praktykę życia społecznego, że marazm tego społeczeństwa osiągnął niewyobrażalne rozmiary. Powstał, okrzepł i teraz nikomu nawet taki termin jak „pozytywna dyskryminacja" nie wydaje się absurdalny. Pozytywna dyskryminacja - to dyskryminacja białego heteroseksualnego mężczyzny. Jeśli amerykański uniwersytet ma dylemat, kogo przyjąć do pracy: czarnego czy białego, przyjmie czarnego. Po prostu za kolor skóry. Poprawność polityczna!... Jeśli trzeba dokonać wyboru między kobietą a mężczyzną, wybiera się kobietę - nie za konkretne zalety, a po prostu za cycuszki. Feminizm! Wychodzi na to, że białego nie przyjmująza kolor skóry. A mężczyzny za to, że źle trafił z płcią. To niczym nie maskowana dyskryminacja. I wszyscy to rozumieją. Po prostu zmieniają znak na przeciwny. „Pozytywna dyskryminacja" to coś takiego jak „dobre przestępstwo", „słuszny gwałt", „pożyteczne zabójstwo", „szlachetna grabież"... To już Orwell. Kafka. Antyutopia trafiła pod strzechy. Pozostał już tylko jeden krok na drodze rozwoju tego zjawiska feministyczny terroryzm. W rodzaju tego, który realizują chrześcijańscy obrońcy życia - przeciwnicy aborcji. Organizuj ą pogromy w klinikach i zabijają ginekologów. Czekamy cierpliwie...

Pod różowym sztandarem

Oj, jak można było zapomnieć o lesbijstwie -jednym z najbardziej skrajnych, fizjologicznych nurtów radykalnego feminizmu. Musimy naprawić ten błąd. Czytelnik powinien poznać całą prawdę, bez żadnego upiększania. A więc, lesbijstwo. Jego podstawowe hasła: „Mężczyźni to wrogowie. Heteroseksualne kobiety to poplecznice wrogów!". Jakikolwiek seksualny kontakt między mężczyzną a kobietą to gwałt, nawet jeśli kontakt ten jest dobrowolny. Prawdziwa kobieca wolność możliwa jest tylko w świecie bez gwałcicieli. A rozmnażać się będziemy na drodze partenogenezy. Lesbijstwo to najprawdziwszy separatyzm. Tylko nie lokalno-te-rytorialny, lecz globalno-płciowy: ech, co by to było, gdyby cała planeta należała do kobiet, a wszystkich mężczyzn wysłałoby się do komór gazowych, albo przynajmniej jakoś tam pomalutku ich powykań-czało. A jeszcze lepiej za te wszystkie tysiącletnie szyderstwa byłoby zrobić z nich służących... A na drodze do świetlanej przyszłości należałoby zawadzić o jeszcze jeden przystanek - ostatecznie zlikwidować pornografię, bo seksualny akt z mężczyzną, tak samo jak jego wizerunek, poniża kobietę!... Taką pełną miłości do ludzi koncepcję wy wodzą Catherine Mac-Kinnon i Charlotte Bunch. A także smutnej sławy idiotka Andrea Dworkin.

Pod czerwonym sztandarem

Pod czerwonym sztandarem

Pisałem już, że marne amerykańskie wykształcenie trawi na dodatek grzybek rewolucyjno-płciowej zarazy. Uniwersyteckie kręgi feministyczne albo okre lają, albo też realnie kształtują politykę uniwersytetów i całe życie studenckie. Niejednokrotnie radykalny feminizm utożsamia się ze skrajnymi ruchami lewackimi - socjalistycznym albo anarchistycznym radykalizmem. Interesujący opis tego fenomenu upostaciowanego w osobie znanej feministki Yalerie Sperling z Boston College daje znana nam już Ada BaskinŚ „Sperling... reprezentuje nowe pokolenie feministek. Jej zainteresowania są szersze niż tylko równouprawnienie kobiet. Uważa się za socjalistkę i reprezentuje do ć radykalne poglądy rewolucyjne. Nie akceptuje bynajmniej istniejącego systemu kapitalistycznego, jest zwolenniczką klasycznego socjalizmu". Oto co my li rewolucjonistka Sperling na temat rejestracji małżeństwŚ „A gdzie się odbywa ta rejestracja? W merostwie, czyli w urzędzie państwowym? Ale my nie akceptujemy tego państwa. To najzwyklejszy aparat przymusu. W ko ciele? Ale religia tylko pomaga państwu w utrwalaniu niesprawiedliwego porządku rzeczy - w eksploatacji człowieka przez człowieka". A oto co my li feministka Sperling na temat mężczyznŚ „ wiat mężczyzn nie jest w stanie zrezygnować ze spojrzenia na kobietę jako na obiekt seksualnego pożądania. Mężczyźni przypisują nam przy tym takie normy estetyczne, które odpowiadają im samym. Nie licząc się ze zdrowiem kobiet". Aby ostatecznie zdeprecjonować męski seksizm, Yalerie pokazuje metkę sukienki dopiero co wystawionej w modnym magazynie. Jej rozmiar okre lony jest jako „O". Chodzi o to, że amerykańska dam-

124

ska odzież dotychczas nosiła numery zaczynające się od 2. Rozmiar zerowy to nowo ć sezonu. A oto co my li feministka Sperling na temat modyŚ „Wyobraźcie sobie, na jakie wyrzeczenia - diety, obciążenie fizyczne - musi się zdobyć kobieta, żeby doprowadzić się do takiego stopnia wychudzenia. To nie jest po prostu szczupło ć, tylko wycieńczenie całego organizmu. Bezpo rednie zagrożenie zdrowia. - Ale czy kto je do tego zmusza? Niech sobie nosi swoją dziesiątkę czy dwunastkę. -Ale to przecież niemodne! A kto wymy lił modę? Znowu ci mężczyźni". A oto poglądy Sperling na temat lesbijstwaŚ „Jaki jest mój stosunek do miło ci lesbijskiej?... Lesbijstwo to ważny element feminizmu. Pokazuje ono, do jakiej granicy może doj ć walka o równouprawnienie. Do pełnej, stuprocentowej niezależno ci kobiet od mężczyzn". Nawiasem mówiąc, niezwykle charakterystyczne jest to, że radykalne feministki znaj duj ą poparci e zarówno lewackich, socjalistycznych, jak i skrajnie prawicowych, reakcyjnych kręgów. Feminizm jest tym klejem, który skleja lewych i prawych, doprowadzając ich do /jednoczenia się w sprzecznej z naturą ekstazie. Jakaż ogromna jest siła tego zboczenia!...

Pod sztandarem czynu

To jeszcze nie terror. Ale już burda, już pogromy, manify, demonstracje... Odnie my się znów do źródeł, aby wyrobić sobie wyobrażenie o tym, jak działają nawet nie najbardziej radykalne, ale wręc/ całkiem szanowane uniwersyteckie feminoradykałki. Badaczka, która opisuje ich walkę, sama nie tylko jest kobietą, ale też nie skrywa, że sympatyzuje z obiektem swojego opisuŚ „Owa studencka feministyczna organizacja w państwowym uniwersytecie w Michigan nazywa się «Women's Council». Jej przewodnicząca Chantal Johnes krótko i jasno przedstawia cele działaniaŚ - Występujemy przeciwko wszystkiemu, co prowadzi do poniżenia kobiecej godno ci. Przeciwko podporządkowanej pozycji żony w domu. Przeciwko seksualnym wymuszeniom. Przeciwko okrucieństwu mężów wobec żon - fizycznemu i werbalnemu. I w końcu przeciwko kultowi kobiecej seksualno ci. Rada Kobiet często zaprasza lektorów z prelekcjami na interesujące je tematy. Pewnego razu pojawiła się u nich doktorantka z Kalifornii z wystąpieniem «Pornografia i feminizm». Referując wyniki swoich badań, lektorka dowodziła, że chociaż pornografia jest dziedziną o wątpliwych warto ciach moralnych, niemniej odgrywa też rolę pozytywnąŚ uwalnia kobietę od kompleksów seksualnych. Takiego wybuchu namiętno ci na posiedzeniach Rady jeszcze nic było. Burzliwa debata nie doprowadziła jednak do żadnych konstruktywnych wniosków. I wówczas postanowiono zaprosić autorytatywnego eksperta, pisarkę i socjolożkę Andreę Dworkin". Tak, niesławnej pamięci idiotkę Andreę Dworkin. Pornografia nie przynosi naszej płci nic poza poniżeniem ro/-poczęła z werwą Andrea. - Rozpala ona zainteresowanie kobietą wyłącznie jako obiektem seksualnego pożądania. A priori pozostawia poza polem oglądu osobowo ć kobiety -jej duchowe podstawy, jej we-

126

Pod sztandarem czynu

wnętrzne potrzeby. wiadomie czy przypadkowo, pornografia utrwala jednak wielowiekową tradycję nierówno ci płci. Wszystko mogło się skończyć frenetycznymi oklaskami, które wybuchłyby po wykładzie, ale Andrea pod koniec swojego wystąpienia opowiedziała o pewnym gło nym zdarzeniu, które miało miejsce w 1973 roku w San Francisco. Kobiety, protestując przeciwko nadciągającej fali pornografii, wyszły na ulice i doprowadziły do tego, że wszystkie kioski, w których sprzedawano pornograficzne kartki i czasopisma, zostały zamknięte... Zainspirowane tą opowie cią weteranki walki płciowej, studentki miejscowej uczelni, strasznie się podnieciły i postanowiły urządzić co podobnego u siebie. W najbliższy weekend wybrały się do stolicy stanu Michigan w poszukiwaniu jakiej ofiary. Ofiara została znaleziona przy pomocy miejscowych towarzyszek - był to klub ze striptizem „Deja vu". Niewiele my ląc, występujące go cinnie damy udały się tam i urządziły regularny pogrom - wrzeszczały, wybijały s/yby... Pierwsza rozróba nie doprowadziła do żadnych rezultatów. Pogromy zaczęły się więc powtarzać. Policja była bezsilna (powtórzę, władza należy de facto do popleczników socjalfeminizmu). Szacowna i działająca zgodnie z prawem firma zmuszona była na skutek nacisków działających bezprawnie bojowniczek przenie ć się w inne miejsce. W różnych wywiadach przywódcy tej bandyckiej formacji nie przestają powtarzać, że „choć są feministkami, to jednak umiarkowanymi, nie - radykalnymi". Można sobie wyobrazić, do czego byłyby /dolne radykalne!... Nawiasem mówiąc, to jeszcze nie wszystkie bohaterskie czyny „umiarkowanych". Jaki czas później ta sama przestępcza formacja ur/ądziła burdę w budynku Teatru Dramatycznego podczas przeprowadzanego tam konkursu piękno ci... A wszystko zaczęło się od wizyty starej lesbijki teoretyczki Dworkin. Od jej teoretycznych wywodów. Czy to tak trudno podpu cić niedorozwinięte fanatyczki do kretyńskich działań?...

Samookaleczenie

Samookaleczenie

To była głośna historia. Pisano o niej na całym świecie. Amerykanka meksykańskiego pochodzenia Lorena Bobbitt była tak wykończona seksualnymi uciechami ze swoim białym mężem, że kiedy ten zasnął, wzięła i ucięła mu członek kuchennym nożem. Pamiętacie na pewno to wydarzenie. Pamiętacie, jak się ta historia zakończyła... Ameryka zamarła. Inteligencja biła brawo Meksykance, głośno popierając odważną kobietę, która w tak oryginalny sposób wystąpiła przeciwko uciskowi, gwałtowi, przymusowi, eksploatacji i sracji... W ogóle przeciwko wszelkiemu szatańskiemu złu, jakie niosą ze sobą ci zasrani biali mężczyźni. Doszło do rozprawy. Jak należy, z ławą przysięgłych. Adwokat tryskał błyskotliwością. Pod oknami snuły się demonstracje feministek. Ława przysięgłych uniewinniła przestępczynię. Ten dzień na wieki stał się świętem dla wszystkich amerykańskich feministek. No bo teraz już można. W Ameryce rządzi przecież prawo precedensów... Nie było żadnej możliwości skazania Meksykanki: taka już atmosfera panuje w amerykańskim społeczeństwie. Uważam za swój obowiązek wtrącić tu pewną dygresję - muszę przenieść się wraz z wami do innego kraju i w inne czasy. Po prostu korzystając z uprawnień autora, przeprowadzę pewną historyczną pa-ralelę. Jeśli komuś nie podoba się słowo „paralela", proszę potraktować tę dygresję po prostu jako ilustrację w rodzaju „zdarzają się takie analogie!...". 13 lipca 1877 roku gubernator miasta Petersburga generał-adiutant Fiodor Triepow nakazał wychłostać jednego z zatrzymanych, który naruszał porządek w areszcie. Wychłostali. Minęło lato. Minęła jesień. Zaczęła się zima. I oto 24 lutego, czyli ponad pół roku po wspomnianym nieprzyjemnym wydarzeniu, do gabinetu generała weszła zapisana wcześniej na audiencję dziewczy-

128

na średniego wzrostu z fryzurą „na nauczycielkę" - z gładko ściągniętymi do tyłu włosami. W rejestrze petentów dziewczyna wpisana była jako „Kozłowa". Zwyczajna „szara myszka". Ubrana w coś w rodzaju szarej opończy z festonami (zabijcie mnie, nie wiem, co to takiego, ale tak tę dziewczynę opisują ówcześni kronikarze), z szarymi oczami i blado-szarą nieładną twarzą. Myszka weszła więc do gabinetu, wyciągnęła rewolwer i trachnęła w Triepowa. Jej prawdziwe nazwisko, jak już się pewnie niektórzy z was zorientowali, brzmi Wiera Zasulicz. Rzeczywiście z wykształcenia była nauczycielką. W chwili popełnienia przestępstwa stuknęło jej 27 lat i nigdy nie była zamężna. Na tamte czasy - stara panna. Nawet bardzo stara. Była już recydywistką - zdążyła swoje odsiedzieć i nawet zacumowała na jakiś czas na zesłaniu: dziewczyna walczyła o rewolucyjne idee. Zwróćcie zresztą uwagę nie tylko na jej staropanieństwo, ale też na partyjne przydomki Zasulicz - Starsza Siostra, Ciotka... A w co tym razem celowała? Kula trafiła Triepowa „w okolice miednicy". Tak sobie myszka biegała, ogonkiem machnęła i jajko gubernatora omal się nie rozbiło... Wychłostanego z rozkazu Triepowa aresztanta Zasulicz nie znała osobiście i od chwili tego zdarzenia, jak już opowiadałem, minęło ponad pół roku, czyli w żaden sposób nie da się strzelaniny w gabinecie wyjaśnić afektem czy oburzeniem. Niemniej miejscowa inteligencja przyklasnęła terrorystce. Na procesie adwokat Aleksandrów popisywał się elokwencją: - Panowie przysięgli! Nie po raz pierwszy na ławie, na której zasiadają oskarżeni i ludzie przeżywający straszliwe duchowe cierpienia, pojawia się przed obliczem sądu społecznego sumienia kobieta oskarżona o krwawe przestępstwo. Widzieliśmy tu kobiety, które karały śmiercią uwodzicieli; były kobiety, których ręce zbrukane były krwią zdradliwych ukochanych albo szczęśliwszych od nich rywalek. Te kobiety nie wychodziły stąd uniewinnione. Były to sądy sprawiedliwe. Te kobiety, dokonując krwawej rozprawy, walczyły i mściły się

129

Część II. Odmieńcy w stanikach

za swoje krzywdy. A teraz po raz pierwszy pojawia się tu kobieta, która w swoim przestępstwie nie powodowała się własnym interesem, osobistą zemstą, kobieta, która popełniła przestępstwo, walcząc o ideę... Jakkolwiek nieżyczliwie spojrzelibyśmy na ten czyn, to w jego motywacji nie da się nie dostrzec uczciwego i szlachetnego porywu. Tak, może ona wyjść stąd skazana za ten czyn, ale nigdy nie wyjdzie zhańbiona, i wypada tylko życzyć sobie, żeby nie powtarzały się przyczyny, które doprowadzają do podobnych przestępstw i rodzą podobnych przestępców... Przysięgli uniewinnili Zasulicz ze wszystkich zarzutów. „Nie można było skazać" - pisał jeden z ówczesnych komentatorów: taka była społeczna atmosfera. W wielkim świecie panienki przekazywały sobie wtedy nie wierszyki o amorach, lecz pisane ręcznie proklamacje: Wystrzał niczym mściciel huknął, Opadł skory Boży bicz, Gubernator na ziem łupnął, Jak ubita wiosną dzicz!

Decyzję sądu okręgowego oklaskiwali kupcy, szlachta, bankierzy, pisarze, dziennikarze, studenci, wykładowcy, fabrykanci... Nawel przyjaciel Puszkina z liceum, stareńki książę Gorczakow cieszył sit; z wyroku sądu jak dziecko. „To wyraźny zwiastun rewolucji" - pisał Lew Tołstoj, nasze zwierciadło... Cała „umysłowa warstwa" narodu była w tym czasie porażona wirusem rewolucyjności. Tak oto charakteryzował tę grupę społeczni) Minister Spraw Wewnętrznych Wiaczesław Plehwe: „Rosyjska inteligencja posiada jedną... cechę: bez zastrzeżeń i na dodatek z zachwytem wchłania ona każdą ideę, każdy fakt, nawet mętne słuchy, które sprzyjają zdyskredytowaniu... władzy". Nieco oddalając się od toku wywodu, powiem, że amerykańsku inteligencja, na skutek swojej wąskiej i specjalistycznej edukacji i wynikającej z tego naiwności jest niezwykle podatna na wpływy wszelkich mętnych idei - czy to feminizmu, powszechnej walki z cholc-

130

Samookaleczenie

sterolem, czy incestu. Kraj pada jak podczas epidemii grypy! Puścili artykuł w jakimś tam „New York Timesie", ludziom spodobała się myśl, podchwycili ją w telewizji i nagle cały kraj z czymś tam zajadle walczy. Jak Chińczycy z wróblami. Amerykanie też mają swojego Goworuchina. Jest nim Michael Moore - pisarz i dokumentalista. Biała inteligencja uwielbia tego białego wojownika z białym rasizmem i równocześnie rzecznika moralności i wysokiej etyki. Zaczytują się nim, jak nasza inteligencja zaczytywała się tekstami demaskatorów w tygodniku „Ogoniok" za czasów Koroticza. Książki tłuściocha sprzedają się w milionowych nakładach, a jego film demaskujący Busha dostaje Oskara. To ci dopiero! Ameryka prowadzi wojnę w Iraku, Moore robi film demaskujący prezydenta swojego walczącego kraju. Inteligencja huczy: „Bush - ko-zioł! Bush - ko-zioł!...". U nas też zdarzyło się coś takiego - w roku 1905 rosyjska inteligencja wysyłała telegramy do cesarza Japonii, gratulując mu zwycięstwa nad carską Rosją. Powszechne pomieszanie umysłów... 1899 rok. Rektor uniwersytetu w Sankt Petersburgu wydaje zarządzenie: podczas wakacji studenckich nie wolno się upijać i urządzać burd, jak to się zdarzało w poprzednim roku! Ale w imperium cała inteligencja jest nastawiona przeciwko władzy, więc zarządzenie rektora wywołuje autentyczne oburzenie studentów: co to znaczy „nie urządzać burd"? Czy ktoś tu w ogóle rozumie powiew współczesności?!... W powietrzu przecież pachnie rewolucją! A wy nam tu „Nie urządzać burd". Satrapa! Ciemięzca wolności! Oburzeni studenci wychodzą na ulicę i zaczynają, się demonstracje. Rozruchy ogarniają też inne szkoły - wraz z uniwersytetem w Petersburgu przez dwa miesiące strajkują wszystkie szkoły wyższe w kraju. Na nic zdrowy rozsądek, kiedy działa czad idei. Każdego, kto nie manifestował nienawiści do rządu, nienawidziły miłujące wolność elity. Pisarza Leskowa, który ośmielił się myśleć nie tak jak większość, poddano skrajnemu ostracyzmowi. A kiedy zna-

131

Część II. Odmieńcy w stanikach

ny wydawca Sytin zaprosił do pracy w gazecie „Russkoje Słowo" filozofa i publicystę Rozanowa, cała liberalna redakcja pisma zbuntowała się i zagroziła zablokowaniem numeru, jeśli Sytin nie zrezygnuje z tego pomysłu. -Ale przecie on jest geniuszem! - Sytin próbował odwoływać się do profesjonalizmu zbuntowanych. - No i będzie publikował pod pseudonimem. - A my mamy gdzieś, czy on jest geniuszem, czy nie, i czy ma pseudonim - gorąco zaprotestowali miłujący wolność rosyjscy liberałowie. - Jest reakcjonistą, więc niech się wynosi. Inteligencja... Gówno narodu. Nie ja to powiedziałem. Uwa nie przyglądajcie się temu kogucikowi na wietrze. Jeśli inteligencja myśli po faszystowsku, niebezpiecznie jest myśleć inaczej. Inteligencja ze re ka dego, kto myśli inaczej ni ona -jest przecie/ taka postępowa i wychwytuje najnowsze trendy. Tak jak kiedyś pełni pięknych idei rosyjscy narodowolcy szli w lud, zupełnie nie znając jego potrzeb, tak samo dzisiaj sfeminizowana amerykańska inteligencja uparcie usiłuje przyswoić świadomości zwykłych kobiet nowinę mówiącą o tym, jakie powinny być i jak mają się zachowywać w świecie nowych idei. I nie daj Bo e, eby jakiś urzędas w Ameryce ruszył pod prąd politycznym modom, kierując się zdrowym rozsądkiem - ze rą, usuną, zagonią, zwolnią z wilczym biletem. Tak więc Wiera Iwanowna Zasulicz, ur. 1849, recydywistka, została przez sąd przysięgłych uniewinniona od wszelkich zarzutów. Od tego czasu można odstrzeliwać jaja gubernatorom. I koło zamachowe zaczęło się powoli rozkręcać. W ciągu kolejnego ćwierćwiecza zabito 24 naczelników więzienia, 26 naczelników policji, 26 agentów tajnej policji, 15 pułkowników, 7 generałów, 16 burmistrzów, 33 gubernatorów i wicegubernatorów, dwóch ministrów spraw wewnętrznych, jednego ministra oświaty i jednego wielkiego księcia. No i niezliczone tabuny stójkowych, oficerów, ołnierzy, przypadkowych przechodniów - kto by ich tam zliczył? Do tego trzeba

132

Samookaleczenie

by jeszcze doliczyć pewną liczbę zabitych przez pomyłkę, głównie generałów... Na samym początku wieku XX w Penzie zamiast generała andarmerii przypadkiem stuknęli generała Lisowskiego. W Pe-terhofie zamiast pewnego generała zabili innego - Kozłowa. W Kijowie zamiast andarma Nowickiego pchnęli no em przypadkowego generała piechoty. Ale i tak dobrze - zawsze to generał... Kraj wtoczył się w nowy wiek na kole zamachowym terroru. I nie zamierzał się zatrzymywać. 1906 rok. Duma Państwowa zupełnie powa nie dyskutuje nad prawem o amnestii za dowolne zabójstwa, grabie e i inne przestępstwa, kiedy tylko u podstaw przestępstwa znajduje się motyw ideowy. A tymczasem do chwili dyskusji nad tą ustawą w Dumie w ciągu sześciu miesięcy jednego tylko roku 1906 rewolucjoniści w rezultacie ró nych akcji w całym kraju zabili ju z pół tysiąca ludzi pochodzących z ni szych warstw społecznych. Nie ma nic straszniejszego od ludzi ideowych, szczerze wierzących. Ideowość pomno ona przez brak wykształcenia to nitrogliceryna historii. I nie mogę tu nie powtórzyć za żubermanem: Wiodącym w boje partie i klasy Liderom nigdy nie przyszło do głowy, e ka da idea, którą rzucą w masy Jest niczym dziwka oddana klubowi...

Najbardziej wyszukana teoria, kiedy rozprzestrzeni się wśród miałkich umysłów, zawsze zostaje zredukowana do jednego prymitywnego hasła. Zostaje sprofanowana. Konkretnie mówiąc, redukcja jej sensu stanowi zapłatę za rozległość działania. Teoria zostaje w pełni wykastrowana, ulega atrofii, ale za to miliony stronników gotowe są pójść w bój, by jej bronić. I zaczyna się rozlew krwi, i leją się łzy... Idee francuskich mędrców okresu oświecenia najpierw przekształciły się w piękne hasło „Wolność, równość, braterstwo", a zaraz potem w krwawą ła nię.

133

Część II. Odmieńcy w stanikach

Samookaleczenie

-------------------------------------------------------------

Solidne studium z dziedziny ekonomii, dotyczące wartości dodatkowej, najpierw przekształca się w „żrab, co ci zagrabiono!", a potem zgodnie z regułą przekształca się w terror i obozy koncentracyjne. Niesprzeciwianie się złu siłą, ądanie, aby kochać swoich wrogów i nadstawiać drugi policzek (wydawałoby się, e bardziej pacy-fistycznie się ju nie da!), zamienia się w całej źuropie w ogień inkwizycji. Dą enie do tego, by przekazać współobywatelom piękną prawdę - dla ich własnego po ytku! - zawsze kończy się jednakowo smutno dla tych, którzy są jej adresatami. Hasło feminizmu dotyczące równouprawnienia te jest zbyt piękne i słuszne, eby nie doprowadziło do przelewu krwi. Albo eby nie sparali owało społeczeństwa... Jest tylko jedna idea, która nie doprowadzała do rozlewu krwi: „Chcę yć bogato i szczęśliwie, zgadzam się na to pracować, nie jestem gotowy do heroicznych czynów, a na całą resztę, jeśli mówić szczerze, to pluję z wysoka...". Właśnie to zewnętrznie niesympatyczne hasło pozwala wyregulować maszynę normalnego kapitalizmu, pod rządami którego większość ludzi nale ących do klasy średniej yje zupełnie przyzwoicie, dostatnio, czysto i akuratnie. Jeśli oczywiście nie ulegniemy kolejnej idei sprawiedliwości społecznej, z tym wyjątkowo po ytecznym hasłem mo emy wszystko porządnie zorganizować. Najwyra niej ze względu na deklarowaną w nim obojętność wobec wszystkich, co pozwala zrezygnować z uszczęśliwiania ludzi na siłę. Wcale nie twierdzę, e Ameryce nieuchronnie grozi feministyczna rewolucja, e do władzy dojdą amazonki i e zaczną na prawo i lewo ścinać głowy - facetom, zdrajczyniom siostrzanej sprawy, frakcjonistom, nieprawidłowo rozumiejącym idee Prawdziwego Feminizmu... Nie. Historia nigdy nie powtarza się „dosłownie". Ale, jak wiadomo, zdarza się dwa razy - po raz pierwszy w postaci tragedii, po raz drugi - tak jak teraz w Ameryce. Dlatego niczego nie przepowiadam, tylko po prostu przeprowadzam porównanie w przestrzeni sensu. A zatem staram się rozerwać mojego czytelnika, jak potrafię. 134

Ale oto jeszcze jeden obrazek - obrazek tragedii. Po prostu dla •ównowagi, nie będę was przecie ciągle śmieszył farsami. ywe obrazy zawsze ukazują sytuację lepiej ni abstrakcyjne scholastyczne wywody. Jednak jeśli bolą was ju oczy od tych kolorowych obrazków, mo ecie ten akurat pominąć, nie obra ę się. Ale wasza strata...

Wolność, równość i braterstwo, czyli ideowa inteligencja dochodzi do władzy

Wolność, równość, braterstwo, czyli ideowa inteligencja dochodzi do władzy

Wszystkie rewolucje są do siebie podobne. Czasami wręcz jak bliźniaki, które różnią się tylko imionami. I najważniejsze, jak to wszystko szybko się toczy! Nie minęły nawet dwa lata od niesławnego końca Konstytuanty, niecały rok od ogłoszenia hasła „Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie!", a kraj przestał już być podobny do samego siebie. Najpierw zabójstwo cara, potem nowy kalendarz, fanatyczna młoda dziewczyna dokonuje zamachu na jednego z głównych przywódców rewolucji... Mam na myśli nie Kapłan i Lenina, ale Charlottę Corday, która zabiła byłego dziennikarza i ważnego rewolucjonistę Marata. Kraj otoczony wojskami -Anglicy, Austriacy, Prusacy z północy i Hiszpania z południa przyciskają wygłodzonych, bosych i oberwanych żołnierzy republiki. Angielski korpus ekspedycyjny wspierany przez białych (rojaliści występowali pod białym sztandarem) wylądował w Tulenie. Na terenie Francji wybuchają powstania chłopskie - Wandea w ogniu, głodujący Lyon też stracił już zainteresowanie dla „wolności, równości, braterstwa". Po wsiach grasują oddziały komisarzy rekwirujących żywność. W takiej sytuacji rewolucja podejmuje decyzję o podjęciu obrony. Bronić się - to takie proste... Najpierw parlament rewolucyjny -konwent - pozbywa się ze swych szeregów oportunistów. Metoda „oczyszczania" była wówczas dość radykalna - umiarkowana część parlamentu została po prostu zgilotynowana. Na szafocie deputowani żyrondyści śpiewali „Marsyliankę". Zresztą ich śpiew stawał się coraz cichszy i cichszy, w miarę jak kolejne głowy trafiały do kosza. Władzę w parlamencie przejmująjakobini i ich wódz adwokat Robespierre, były dziennikarz Hebert oraz były adwokat Danton. Robe-

spierre staje na czele wybranego w trybie nadzwyczajnym i wyposażonego w specjalne pełnomocnictwa Komitetu Ocalenia Publicznego. Danton tworzy trybunały rewolucyjne. Zostaje przyjęty słynny „Dekret o podejrzanych". „Za podejrzanych uważa się wszystkich, którzy swoimi działaniami, kontaktami, mowami, dziełami i czymkolwiek jeszcze skierowali na siebie podejrzenie". Podejrzani podlegali natychmiastowemu aresztowaniu i sądowi trybunału rewolucyjnego. Rozlegają się wezwania do czujnych obywateli, by rozpoznawali podejrzanych na ulicach. W tym czasie we Francji zrodziło się powiedzenie: „Jeśli nie budzisz żadnych podejrzeń, to w każdej chwili możesz być podejrzany o podejrzliwość". Zachowało się wiele dokumentów tej epoki. Jednak najciekawsze są listy, dzienniki i wspomnienia naocznych świadków wydarzeń. Takie są na przykład notatki jednego z adwokatów broniących oskarżonych przed trybunałem rewolucyjnym. „Trybunał rewolucyjny zezwalał oskarżonym na wzywanie obrońców, ale ich funkcja nie miała realnego znaczenia w tych przypadkach, kiedy ofiarą była osoba wskazana przez któryś z komitetów konwentu albo klub jakobinów czy też któryś ze związków narodowych lub pełnomocnych deputowanych. Obrońcy byli uprawomocniani tylko wtedy, kiedy posiadali zaświadczenie o ich obywatelskiej prawomyśl-ności. Wszystkich, którym odmówiono takiego zaświadczenia, przesławne prawo uznawało za podejrzanych. Ja nie posiadałem zaświadczenia, niemniej występowałem jako obrońca. Często nawet sam trybunał wyznaczał mnie do tej roli. Muszę jednak przyznać - i każdy bez trudu mi uwierzy - że ani razu nie pojawiałem się w sądzie bez wewnętrznego dygotu. Często, obudzony o piątej rano dzwonkiem do drzwi, myślałem, że wybiła moja ostatnia godzina. Ale dzwonił strażnik sądowy, przynosząc mi akty oskarżenia, a o dziesiątej musiałem występować jako obrońca, nie spotykając się wcześniej z oskarżonym. Strach mój był całkowicie uzasadniony: aresztowania w sąsiedztwie coraz bardziej się nasilały i często budziłem się o świcie, słysząc hałas kołatek stukających w drzwi sąsiadów.

136 137

Czę ć II. Odmieńcy w stanikach

Akty oskar enia trybunału rewolucyjnego zazwyczaj były formułowane w sposób następującyŚ „Ujawniony został spisek przeciwko narodowi francuskiemu, zmierzający do obalenia rewolucyjnego rządu i restauracji monarchii. Wymieniona ni ej osoba jest inspiratorem lub współuczestnikiem tej konspiracyjnej działalno ci". Za pomocą tej prostej i zabójczej formuły dosłownie ka demu, nawet najbardziej niewinnemu postępkowi mo na było przypisać przestępcze cele. Jednym z licznych zarzutów w przypadku oskar eń o spisek było skonstatowanie zamiaru morzenia narodu francuskiego głodem, aby pobudzić go do powstania przeciwko konwentowi. Za winnego tego przestępstwa uwa ano ka dego, kto przechowywał u siebie w domu lub w innym miejscu przedmioty pierwszej potrzeby lub ywno ć w ilo ci większej ni potrzebna na jeden dzień. Pewien bogaty farmer, ojciec dziesięciorga dzieci, został skazany na karę mierci za to, e jeden z jego słu ących, przesiewając yto na wialni, wysypał trochę otrąb na ziemię. Podobne oskar enie postawiono pewnemu pary aninowi za to, e jego kucharka zgromadziła w głębi bufetu kupkę skórek od chleba, co zostało odkryte podczas rewizji. Był to taki rodzaj przeszukania, jakie komitety rewolucyjne i komisarze przeprowadzali u osób podejrzanych o brak uczuć obywatelskich. Działo się to zazwyczaj pod pretekstem poszukiwania ukrytej broni, amunicji, produktów ywno ciowych przechowywanych w ilo ciach większych ni potrzebne na jeden dzień, i wreszcie w poszukiwaniu dowodów wielkiego spisku przeciwko narodowi francuskiemu. Rzadko przeszukujący wychodzili z pustymi rękami. Kiedy jednak nie mogli znaleźć niczego, co uznawane było według instrukcji za podejrzane, ka dy z nich zabierał w sekrecie, albo te czynili to razem i całkiem jawnie, precjoza, zegary, złote i srebrne naczynia i nawet złote i srebrne pieniądze. Kiedy się dowiedziałem, e jeden z moich sąsiadów został włanie aresztowany przez komitet rewolucyjny, poniewa znaleziono u niego dwa bochenki chleba, i e chleb ten został mu zarekwirowany, wyobraziłem sobie, e sam jestem winny nielegalnemu gromadzeniu zapasów, jako e miałem w domu pewną ilo ć tytoniu. Natych-

138

Wolno ć, równo ć i braterstwo, czyli ideowa inteligencja dochodzi do władzy

miast poszedłem do trybunału rewolucyjnego i zgłosiłem to, proponując, e oddam czę ć mojego zapasu rewolucyjnemu ludowi. Oto dialog, który miał miejsce w tej sprawie między Simonem a mnąŚ «Obywatelu, czy twój tytoń jest dobrej marki?» - «Obywatelu przewodniczący, przyniosłem go, by mo na było spróbować» - «O, jest doskonały! Ile tego masz?» - „Jakie sto funtów» - «żratuluję ci i radzę schować go dla siebieŚ po normalnych cenach takiego się dzisiaj nie kupi». Miło ć i pragnienie ycia - główne uczucia rządzące postępowaniem ka dej ywej istoty - absolutnie osłabły podczas terroru. ycie stało się wówczas czym ucią liwym -jako dowód mo na potraktować obojętno ć i nawet co w rodzaju zadowolenia, z jakimi skazani szli na gilotynę... ż. Duparc, były konsjer pałacu de Tuileries, został uznany za agenta partii na «Nowym Mo cie» i osadzony w kordegardzie. Oskarono go o to, e rozdawał bilety wstępu arystokratom, którzy «zabi-jali lud». Wysłuchano tylko jednego wiadka - donosiciela. Kiedy zameldował on o rozdawaniu biletów, za ądałem jako obrońca, eby opisał, jak wyglądały. Odpowiedział, e były okrągłe. Oskar ony zarzucił mu kłamstwo, mówiąc, e wszystkie bilety, jakie były wydawane przy wej ciu do pałacu od czasów pobytu króla w Pary u, były czterokąt-ne. wiadek się speszył, szmer oburzenia przeszedł po Sali, ale mój klient mimo wszystko został skazany na mierć. Zawsze miałem w więzieniu kilka osób, które musiałem uspokajać i pocieszać. Niemal mieszkałem w Conciergerie. Widziałem tam skazanych, którzy spędzali swoje ostatnie minuty z bliskimi. Widziałem czuło ć, jaką bliscy otaczali tych, którzy mieli jeszcze szansę ratunku. To miejsce było pełne najsubtelniejszych uczuć i ludzie rozstawali się tylko po to, by szukać pomocy Boskiej albo ukryć łzy, które mogły jedynie powiększyć cię ar smutku. Rzadko udawało mi się wykazać w sądzie, e czyn oskar onego nie ma znamion przestępstwa. Czę ciej imałem się innego sposobuŚ przekonywałem, niemal zmuszałem Żouquier-Tinville'a [oskar yciel publiczny - A.N.], aby zgodził się na odroczenie sprawy pod pretek-

139

Czę ć II. Odmieńcy w stanikach

stem, że oczekuję na dokumenty, które dowiodą niewinno ci mojego klienta, jakich za wiadczeń od nowych władz, komitetów rewolucyjnych albo rad narodowych. Ciągle miałem nadzieję, że ten straszny reżim wykończy sam siebie własnym zezwierzęceniem albo że obali go nowa rewolucja. Ten mój system, czyli zwykłe granie na zwłokę, nie podobał się większo ci moich klientów! Pisali skargi do prokuratora, oskarżając mnie o niedbalstwo, żądali szybkich decyzji. To wszystko było zrozumiałeŚ aresztowani do końca wierzyli w praworządno ć, ufali swojej niewinno ci, przekonywali sami siebie, że ci, którzy ginęli codziennie na ich oczach, zostali zdemaskowani, że brali udział w jakim spisku... Fouquier-Tinville odkładał sprawę na bok. Od tej chwili o oskarżonym po prostu zapominano. mierciono na działalno ć trybunału była tak rozległa, że sędziowie nie mieli wła ciwie czasu nawet na wszczynanie nowych spraw, których mnogo ć przekraczała możliwo ci sądu. Oskarżeni na rozkaz pełnomocników przybywali tłumnie ze wszystkich departamentów..." Republikańska wiara mimo to była jeszcze w stolicy bardzo silna. Jednak z każdym dniem lud, który na początku cieszył się z aresztowań, patrzył na nieskończone szeregi wozów z aresztantami córa/ smutniej i smutniej. Ale paryżanie jeszcze nie wiedzieli, co się dzieje na prowincji... A z Paryża na wszystkie strony wysyłano komisarzy - żeby tłumili powstania przeciwko nowej władzy. Były pisarz i dramaturg Ronsen, stojący na czele sze ciotysięcznego oddziału karnego, wyprawił się na południe. Zabrał ze sobą przewoźne gilotyny, a obsługujący je kaci nie znali odpoczynku. To samo czyni w Bordeaux były paryski redaktor, a teraz komisarz Konwentu Tallien. Nie mniej skutecznie trudzi się w Lyonie były aktor Collot d'Herbois. Rynsztoki Lyonu spływają krwią, która cieknie teraz zewsząd jak woda. Rzeka Rodan codziennie niesie dziesiątki trupów bez głów nie ma czasu ich pochować. Zbuntowany Tulon oblegany jest przez generała Cartoux, byłego artystę.

140

Wolno ć, równo ć i braterstwo, czyli ideowa inteligencja dochodzi do władzy

Zaiste, nie ma nic straszniejszego niż wierzący w idee. humanista! A Wielką Rewolucję Francuską można by zasadnie nazwać rewolucją dziennikarzy i adwokatów... Karny oddział imienia Marata „pracuje" w Nantes, cinając bez wytchnienia głowy starców, dzieci, kobiet z niemowlętami przy piersi. Mężczyzn już prawie nie ma. Przewoźne gilotyny nie wystarczają. Kaci nie nadążają ze szlifowaniem stępionych o kręgi szyjne ostrzy. Co robić? Jak uratować rewolucję? Jest wyj cie! Ojczyznę uratują masowe rozstrzelania!... Rozstrzeliwuje się codziennie od 120 do 500 osób. Zdarza się przy tym, że zarówno rozstrzeliwani, jak strzelający piewają równocze nie „Marsyliankę". Po kilku dniach tych nieustających salw, niecichnących krzyków kobiet i starców na wpół głusi żołnierze zaczynają się buntowaćŚ są zmęczeni. Rewolucja znowu jest w niebezpieczeństwie!... Na szczę cie komisarze znajdują wyjcieŚ 90 mnichów wsadzają na barkę, wywożą na rodek rzeki i za-lapiają wraz z barką... Nie trzeba marnować naboi i żołnierze nie mus/ą się męczyć. Ale z drugiej strony, co za niegospodarno ć topić należące do ludu barki! Prosimy o wybaczenie, to jako tak w po piechu... Potem już topią bez barek. Wiążą parami mężczyznę i kobietę i wyrzucają za burtę - nazywa się to „republikańskim weselem". Kiedy mężczyzn brakuje, wiążą kobiety z dziećmi. Dziesiątkami wyrzucają je za burtę i szamocący się tłum ostrzeliwują gradem kul z muszkietów. Inaczej nigdy nie udałoby się wywalczyć ani wolno ci, ani równo ci, ani braterstwa. W Arras deputowany Lebon (też inteligent) macza szpadę we krwi cieknącej strumieniem spod gilotyny i wykrzykujeŚ „Ależ mi się to podoba!". Zmusza matki do przyglądania się gilotynowaniu ich dzieci. Obok gilotyny Lebon ustawia orkiestrę, która po cięciu każdej głowy zaczyna grać pierwsze takty brawurowej melodii. Pod Lyonem pewnego dnia zamiast zgodnej ze spisem liczby 208 osób przypadkiem rozstrzelano 210. Skąd się wziął ten nadmiar? Kto sobie przypomniałŚ dwóch ludzi rozpaczliwie krzyczało, że nie są skazani, że są policjantami, ale w ferworze nikt nie zwrócił uwagi na ich

141

Część II. Odmieńcy w stanikach

wrzaski, i padli na kupę. Naprawdę ju się takie śmieszne rzeczy zdarzają z tymi wrogami ludu!... W wiosce Bour-Bedouin ktoś wyrąbał nocą miejscową rewolucyjną relikwię - dr/ewo Wolności. Dowiedziawszy się o tym, oddział karny deputowanego Magniera spalił całą wioskę, zabił ws/ystkich mieszkańców i wyciął w pień wszystkie zwierzęta domowe, nie wyłączając psów. Niech yje rewolucja! Doprawdy od czasów biblijnych historia nie znała podobnego okrucieństwa. Jedynie naród wybrany przez Boga, prowadzony przez swego okrutnego Jahwe, pozwalał sobie na coś takiego - eby do imentu wyr nąć wszystkich razem z bydlętami (nawiasem mówiąc, te byli ideowi). Zbuntowane Lyon i Tulon na rozkaz komisarzy miały zostać wyburzone do ostatniego domu. Ale wtedy okazało się, e nie wszystkie rewolucyjne rozkazy dadzą się wykonać - nie starczyło prochu na materiały wybuchowe ani nie było dość umięśnionych rąk, eby zburzyć w tych miastach wszystkie budowle. Murarze padają z nóg podczas rozbiórki. No, niech tam, potem, po wojnie... Rewolucja w ogóle dokonuje mnóstwa nowych odkryć. Okazuje się, e dzwony z wie kościelnych najłatwiej jest strącać wystrzałem z armaty. I nie trzeba wcale tak wysoko włazić! Okazuje się te , e do rangi wa nego symbolu mo na podnieść gotowanie dzieci wrogów rewolucji w kotłach z odchodami. Tylko ten zapach... W całej Żrancji jak grzyby po deszczu wyrastają więzienia. Znowu okazuje się, e najbardziej nadają się do tego dawne pałace - są tam du e pomieszczenia, wysokie sufity. Więzieniem stają się Pałac Luksemburski, Pałac Chantilly... We Żrancji są ju 44 tysiące więzień. I ciągle ich brakuje. Zamknięci wrogowie rewolucji rą padlinę i śpią na zmianę na słomie. W Pary u jest dwanaście zapchanych po sufity więzień. Szkoda, e zburzono Bastylię! W fabryce w Medon z włosów zgilotynowanych kobiet produkuje się peruki, a fabryka przemysłu skórzanego w tym samym mieście specjalizuje się w produkcji spodni z ludzkiej skóry. Spodnie wyglądają jak zamszowe. Najwy ej ceniona jest skóra ze zgilotynowanych

142

Wolność, równość i braterstwo, czyli ideowa inteligencja dochodzi do władzy

mę czyzn, jako mocniejsza. eńska ma mniejszą wartość. Okazało się, e jest miękka, podobna do giemzy, spodnie z takiej skóry szybko się wycierają. Te babska szkodzą rewolucji nawet po śmierci! Brakuje prochu - i na froncie, i do rozstrzeliwania skazanych. Proch to saletra. Z powodu międzynarodowej blokady dostawy saletry do Żrancji są wstrzymane. Co robić? Paryscy uczeni pozostający na słu bie Konwentu doszli do następującej konkluzji: cząsteczki saletry znajdują się przecie w ka dej paryskiej piwnicy! I oto pary anie - kobiety i mę czy ni - przesiewają ziemię ze swoich piwnic w poszukiwaniu ziarenek saletry. Wszystko dla frontu, wszystko dla zwycięstwa! I nareszcie w strasznym crescendo narasta przedostatni akord krwawej sztuki - rewolucja zaczyna po erać swoich katów. Najpierw stracono deputowanego Heberta - za to, e był zbyt radykalny. Potem deputowanego Dantona - za to, e nie okazał wystarczającego radykalizmu. Interesujący fakt: po straceniu Heberta Robespierre objął publicznie w Konwencie Dantona, wykrzykując: „Czy jest w naszym kraju lepszy obywatel?". Nieco pó niej okazało się, e jest -podczas tego obejmowania w kieszeni Robespierre'a le ał ju nakaz aresztowania Dantona. Przed egzekucją Danton wykrzyknął: „To ja zaproponowałem utworzenie trybunału rewolucyjnego. Teraz proszę ludzi i Boga o wybaczenie mi tego. Oni wszyscy są braćmi Kaina. Robespierre chce mojej śmierci. Ale Robespierre podą y za mną". źgzekucje są coraz częstsze, a spisków przeciwko republice jakoś nie ubywa, najwyra niej się mno ą. Rewolucja w niebezpieczeństwie! Dlatego te towarzysz Robespierra'a Couthon proponuje uproszczenie i tak ju nieskomplikowanych formalności sądowo-pro-ccsowych - chce, by zrezygnowano w postępowaniu z adwokatów broniących oskar onych. Propozycja spotyka się z entuzjastycznym pr/yjęciem Konwentu. W trybie pilnym powiększane są pomieszczenia sądów, eby mo na było oskar ać po 150 osób jednocześnie. W pośpiechu doskonalona jest konstrukcja gilotyny. Na którą trafia w końcu tak e główny inspirator terroru - Robespierre.

143

Część II. Odmieńcy w stanikach

A potem nastaje już ostatni akt rewolucji - dyktatura. Nadeszła z najmniej oczekiwanej strony: stąd, skąd przychodzi zawsze - z wnętrza samej rewolucji. Wraz z byłym artystą Carteaux zajęty przez in-terwentów i rojalistów Toulon okupuje 24-letni, nieznany wtedy nikomu, szczupły i niezbyt wysoki, ale budzący spore nadzieje lejtnant Napoleon...

Będziemy rżnąć, co robić...

Jeśli mówić uczciwie, kobieta to na wpół martwa, niereagująca na nic masa, niewadząca nikomu plamka. Utknęła w połowie drogi między człowiekiem a małpą, ale jest znacznie gorsza od małpy, ponieważ, w odróżnieniu od niej, jest w stanie przeżywać jedynie negatywne uczucia - nienawiść, zazdrość, hańbę. Każda kobieta w głębi duszy wie, że jest marnym kawałkiem kupy. Kobiety należy likwidować. Jeśli mówić uczciwie, Murzyni to na wpół martwa, niereagująca na nic masa, niewadząca nikomu plamka. Utknęli oni w połowie drogi w ponurej strefie między człowiekiem a małpą, ale są gorsi od małp, ho w odróżnieniu od nich są w stanie przeżywać jedynie negatywne uczucia - nienawiść, zazdrość, hańbę. Każdy Murzyn w głębi duszy wie, że jest marnym kawałkiem kupy. Murzynów należy likwidować. Gdyby takie wypowiedzi zostały opublikowane na Zachodzie, ileż by było wrzasku! Ile procesów sądowych i protestacyjnych demon-slracji przeciwko ich autorom - seksistom i rasistom! Przeciwko gazecie, która by to opublikowała. Przeciwko drukarni... A teraz zamiast słów „kobieta" i „Murzyn" wstawcie słowo „mężczyzna". Wzbudziłoby to pełne oburzenia reakcje społeczne? Reakcja była, ale bynajmniej nie pełna oburzenia. Postępowa inteligencja z kręgów bohemy z zachwytem zaczytywała się programowym manifestem lesbijki feministki Valerie Solanas, która proponowała zapędzenie wszystkich mężczyzn do komór gazowych: „Och, co za wspaniały performance!". Szacowne feministki mogą się odżegnywać od tego manifestu, ile icą. Ale jest on faktem. I publiczność z zachwytem zaczytuje się dziełem Solanas. Ponieważ traktować tak mężczyzn - można! Nawiasem mówiąc, autorka manifestu i tak zrealizowała założenia swojego propagandowego wystąpienia - osobiście zastrzeliła

145

Część II. Odmieńcy w stanikach

dwóch mężczyzn. Dokładniej - strzelała do trzech - dwaj zostali ciężko ranni, oszołomionemu trzeciemu przystawiła lufę do głowy, ale pistolet nie wypalił. Po czym, opromieniona sławą, uroczyście poszła do więzienia jak swego czasu Hitler. Ale nie na długo. Adolf, zresztą też niegardzący literackim trudem, nasmarował w celi swój wspaniały performance „Mein kampf', który potem przekształcił się w... no, wiemy wszyscy, w co. Nie będę cytował całego manifestu dziewczynki Valerie: jest zbył obszerny. Poznacie więc tylko kawałeczki tego zajmującego dokumentu. Czytajcie, to legalne. „Main kampf jest zakazany, a czegoś takiego nikt nie odważy się tknąć... Feministycznej Norymbergi jeszcze nie było. Napawajcie się. Zakosztujcie jeszcze jednej wycieczki. Byliśmy już w odległej przeszłości, a teraz trochę futurologii... „Jako że życie w tym społeczeństwie jest naznaczone absolutnym smutkiem i żadna sfera tego społeczeństwa nie sprzyja kobietom, to im, świadomym obywatelkom, odpowiedzialnym, spragnionym przygód kobietom, pozostaje tylko obalić rządy, zburzyć system pieniężny, wprowadzić pełną automatyzację i zniszczyć męski ród. Teraz jest już możliwe reprodukowanie podobnych sobie istot be/ pomocy mężczyzn i sprowadzanie na ten świat wyłącznie kobiet. Powinnyśmy niezwłocznie do tego przystąpić. Mężczyźni nie są niezbędni nawet w reprodukcji. Mężczyzna to rezultat biologicznego przypadku: (męski) gen Y to niedorobiony (żeński) gen X, gdyż niesie on w sobie niepełny zestaw chromosomów. Innymi słowy, osobnik męski jest niedokończonym osobnikiem żeńskim, chodzącym wyskrobkiem, niedojrzałym genowo, niedonoszonym płodem. Być mężczyzną znaczy być kimś wadliwym, emocjonalnie ograniczonym; przynależność do płci męskiej równa się bytowi zdefektowanemu, zaś mężczyźni są emocjonalnymi inwalidami. Mężczyzna jest absolutnym egocentrykiem, zamkniętym w sobie niezdolnym do współczucia ani utożsamienia się z innymi, do miłości, przyjaźni, wzruszenia czy czułości... Jego reakcje są skierowane

146

Będziemy rżnąć, co robić..

do wewnątrz, nie dotyczą one procesów myślowych; jego rozum to zwykły instrument służący do obsługiwania własnych namiętności i potrzeb; nie jest zdolny do wzlotu myśli, do wymiany idei; nie zestawia siebie z niczym poza własnymi fizycznymi odczuciami. Jest na wpół martwą, niereagującą na nic masą... absolutnie nudnym zjawiskiem, obojętną plamą. Zastygł w połowie drogi w ponurej przestrzeni pomiędzy człowiekiem a małpą, ale jest gorszy od małpy, ponieważ, w odróżnieniu od niej, jest zdolny odczuwać mnóstwo negatywnych emocji - nienawiść, zazdrość, hańbę, odrazę, winę, wstyd, wątpliwości. Fizyczne wrażenia, które samu dostępne, to najzwyklejsza bzdura, zaś nazwanie mężczyzny zwierzęciem może mu jedynie schlebiać; jest on co najwyżej maszyną, chodzącą imitacją fallusa". „Będąc niepełnowartościową kobietą, mężczyzna traci całe życie; próbuje osiągnąć pełną wartość, usiłując stać się kobietą. W tych usiłowaniach nieustannie szuka kobiety, starając się z nią zaprzyjaźnić, żyć z nią, zespolić się z nią i posiąść kobiece cechy - siłę uczuć i niezależność, dynamizm, zdecydowanie, niewzruszoność, upór, śmiałość, zwartość, witalność, energiczność, głębię natury, siłę itp. Równocześnie usiłuje skazić kobietę wszystkimi męskimi cechami - próżnością, powierzchownością, banalnością, słabością itp. Wystarczy jednak powiedzieć, że mężczyźni w jednej sferze wyraźnie przewyższają kobiety - jest to autoreklama (osiągnęli w tym niezwykłe sukcesy, przekonali miliony kobiet, że mężczyźni to kobiety, a kobiety to mężczyźni). Twierdzenie mężczyzn, że kobiety znajdują satysfakcję u macierzyństwie i seksualności, oznacza, że mężczyźni chcieliby zostać- kobietami". „Z powodu dążenia do zrekompensowania swojej niekobiecości i niezdolności do współczucia i komunikacji, ród męski przekształcił się w kupę gnoju... Każdy mężczyzna w głębi duszy wie, że jest bezużyteczną kupą gnoju. Opanowany przez zwierzęce uczucia i głęboko nimi zażenowany, stara się w żaden sposób nie ujawnić tego, ukryć przed otoczeniem swoją fizjologiczność, absolutny egoizm, nienawiść i pogardę,

147

Część II. Odmieńcy w stanikach

jakie -jak mu się zdaje - żywią do niego inni mężczyźni. Posiadając prymitywną strukturę nerwową, która łatwo załamuje się pod presją najmniejszego nawet objawu uczuć i emocji, mężczyzna dąży do utrwalenia kodów społecznych, które gwarantuj ą mu czystą uprzejmość, niezmąconą nawet śladami uczuć czy też nieakceptowanych poglądów". „Nie ma uzasadnienia dla istnienia pieniędzy. Nic nie uzasadnia też tego, żeby ktokolwiek pracował więcej niż dwie, trzy godziny w tygodniu. Wszystkie nietwórcze rodzaje pracy (praktycznie wszystkie rodzaje pracy są już znane) mogłyby dawno zostać zautomatyzowane, zaś w społeczeństwie bez pracy każda kobieta mogłaby mieć wszystko, co najlepsze, w nieograniczonych ilościach. Jednak istnieją anty ludzkie, męskie przyczyny zachowania systemu pieniądz-pra-ca: jest nią wagina. Mężczyzna, gardząc swoją miałkością, ogarnięty strachem i najgłębszą samotnością w towarzystwie swojego pustego «ja», usiłując doczepić się do jakiejkolwiek żeńskiej istoty w niejasnym pragnieniu samorealizacji i mistycznie wierząc w to, że dotknąwszy złota, przekształci się w złoto, pragnie stałej obecności kobiety. Towarzystwo kobiety, nawet najmniej godnej uwagi, jest dla niego ważniejsze niż własna obecność czy wsparcie mężczyzn, którzy jedynie przypominają mu o własnej obrzydliwości. Jednak musi kobiety -jeżeli nie są zbyt młode lub chore, by zniosłyjego obecność -w jakiś sposób przekupić". „Wolny czas przeraża mężczyznę, który nie ma wtedy nic innego do roboty, jak tylko zastanawianie się nad własną nonsensownością. Niezdolny ani do zrozumienia, ani do miłości, mężczyzna musi pracować. Kobiety tęsknią do wszechogarniającej, emocjonalnie satysfakcjonującej, ważnej działalności, jednak, nie mając takiej możliwości albo okazji, wolą bezczynność i tracą czas w dowolnie wybrany sposób - śpią, chodzą na zakupy, grają w kręgle i bilard, w karty i inne gry, rozmnażają się, czytają, spacerują, marzą, jedzą, masturbują się, łykają tabletki, chodzą do kina, do psychoanalityka, podróżują, hodują koty i psy, wylegują się na plaży, pływają, oglądają

148

Będziemy rżnąć, co robić...

telewizję, słuchają muzyki, urządzają mieszkanie, krzątają się w ogródku, szyją, chodzą do klubów, tańczą, składają wizyty, «rozwijają myślenie» (uczęszczają na najróżniejsze kursy) i uczestniczą w kulturze (wykłady, spektakle, koncerty, «elitarne» filmy). Tak więc wiele kobiet, nawet w sytuacji pełnej ekonomicznej równości płci, woli żyć z mężczyznami albo handlować swoim tyłkiem na ulicy... niż tracić kilka godzin dziennie na wykonywanie nudnej, poniżającej, nietwórczej pracy upodabniającej je do maszyn. Wynika z tego, że wyzwolić kobiety spod władzy mężczyzn może jedynie likwidacja systemu pieniądz-praca, nie zaś osiągnięcie ekonomicznej równości w ramach tego systemu». „Wpływ ojców, najogólniej biorąc, polega na tym, że całe społeczeństwo jest przeżarte rdzą męskości. To, co męskie, posiada negatywną umiejętność Midasa - wszystko, czego się tknie, przekształca w gnój". „Osobnik męski to jedynie suma odruchów warunkowych, niezdolna do wolnej myśli... Sprowadzanie kobiet do poziomu zwierząt w najbardziej zacofanych kręgach społecznych - czyli w uprzywilejowanej i wy kształconej» klasie średniej, owym odstojniku ludzkości - tam, gdzie Tatuś jest najważniejszy, poszło już tak daleko, że uznaje się za coś zwyczajnego cierpienia porodowe. Kobiety w najbardziej rozwiniętym kraju świata leżą rzędami z ciamkającymi dziećmi przy piersi. Nie służy to bynajmniej dzieciom - «eksperci» pouczają Mamę, że powinna zostać w domu i zapuścić się jak zwierzę leży to w interesie Tatusiów. Cycuszki są po to, żeby Tatuś mógł sobie je potrzymać, bóle porodowe, żeby to Tatusiowi było przyjemnie, a nie Mamusi..." „Mężczyzna nie posiada żadnej indywidualności... Kobieca indywidualność, której istnienia jest on głęboko świadomy, ale której nie jest w stanie ani zrozumieć, ani odczuć emocjonalnie, przeraża go, niepokoi, napełnia uczuciem zawiści. Dlatego też usiłuje on przekonać sam siebie i kobiety, że funkcją kobiety jest noszenie i wychowywanie dzieci... W istocie natomiast funkcja kobiety polega na obcowaniu z samą sobą, na kochaniu siebie, napawaniu się sobą i byciu so-

149

Część II. Odmieńcy w stanikach

ba. I nic nie jest w stanie tego zastąpić. Funkcją mężczyzn jest produkowanie spermy". „Mężczyzna potrzebuje zewnętrznego kierownictwa i kontroli. Stwarza w tym celu autorytety - duchownych, ekspertów, bossów, liderów oraz rządy... Nie ma żadnych sensownych przyczyn, dla których społeczeństwo składające się z rozumnych istot zdolnych do wzajemnego współczucia, harmonijnych i nieskłonnych do konkurencji, potrzebowałoby władzy, prawa, liderów [przywódców w hierarchiach -A.N.]". „Ogarnięty nieprzepartym pożądaniem kobiecego uwielbienia, ale nieposiadający żadnej wewnętrznej wartości, rodzaj męski tworzy skrajnie sztuczne społeczeństwo, które pozwala mu określać wartość za pomocą pieniędzy, prestiżu, «wysokiego» statusu społecznego, stopni, pozycji zawodowej i wiedzy..." „Męski osobnik, skrajnie fizjologiczny, niezdolny do aktywności umysłowej, chociaż zdolny do zrozumienia i wykorzystania wiedzy i idei, nie jest jednak w stanie skomunikować się z nimi, dotrzeć do nich emocjonalnie; nie ceni on wiedzy i idei w ich istocie (są one dla niego tyko środkiem do osiągnięcia celu) i wobec tego nie potrzebuje intelektualnych partnerów. Na odwrót. Osobnik męski skrycie zainteresowany jest niewiedzą innych. Taka sytuacja daje przewagę niewielu - tym, którzy osiągnęli wiedzę - nad wieloma (nieoświeconymi). Poza tym mężczyzna wie, że powstanie oświeconego, rozumiejącego społeczeństwa kobiecego oznacza jego koniec. Zdrowa, samowystarczalna kobieta szuka obcowania z równymi sobie, godnymi szacunku, takimi, z którymi kontakt będzie dla niej satysfakcjonujący. Mężczyzna i chora, niepewna siebie, podobna mężczyznom kobieta szukają co najwyżej towarzystwa robactwa". „Jest on na tyle pochłonięty sobą, na tyle niezwiązany z zewnętrznym światem, że «rozmowa» z mężczyzną, jeśli nie dotyczy ona jego samego, przekształca się w monotonne pojękiwanie, pozbawione jakiegokolwiek ludzkiego sensu. Męska «intelektualna rozmowa» to pełna napięcia próba zrobienia wrażenia na samicy".

150

Będziemy rżnąć, co robić...

„Miłość nie jest zależnością ani seksem, lecz przyjaźnią- i z tego wynika, że miłość między dwoma mężczyznami jest niemożliwa, tak samo jak niemożliwa jest miłość mężczyzny i kobiety, lub też dwóch kobiet, jeżeli jedna z nich lub obie mają pustkę w głowie, są bezradnymi, służalczymi, podobnymi do mężczyzn stworzeniami. Tak samo jak rozmowa, miłość może się zrodzić tylko między dwiema samodzielnymi, uwolnionymi, dynamicznymi kobiecymi kobietami, albowiem przyjaźń zbudowana jest na szacunku, a nie na pogardzie". „Miłość nie może kwitnąć w społeczeństwie opartym na pieniądzu i bezmyślnej pracy. Wymaga ona pełnej ekonomicznej i osobistej wolności, czasu na rozrywkę i szansy na intensywną, wszechogarniającą, emocjonalnie satysfakcjonującą działalność. Jeśli dzieli się tz osobą, którą się szanuje, to prowadzi ona do prawdziwej przyjaźni, Nasze «społeczeństwo» praktycznie nie daje możliwości takiego spędzania czasu". „Mężczyzna-artysta to terminologiczna sprzeczność. Degenera-są w stanie tworzyć jedynie zdegenerowaną «sztukę». Prawdziwy ysta to każda samowystarczalna, zdrowa kobieta. W kobiecym społeczeństwie jedyną Sztuką i jedyną Kulturą będą pewne siebie... pełne seksapilu kobiety, ogarnięte zachwytem nad sobą nawzajem i nad całym wszechświatem". „Najbardziej ukrytym, najgłębszym i najbardziej odrażającym lękiem mężczyzn jest obawa, że zostaną schwytani na tym, iż nie są kobietami, lecz osobnikami płci męskiej, nieludźmi, zwierzętami... Wiele biologicznych i psychologicznych informacji na ich temat ulega zatajeniu, ponieważ dowodzą one niepełnowartościowości mężczyzny w porównaniu z kobietą". „Niezdolny do współczucia, miłości i oddania, myślący jedynie o sobie mężczyzna nie ma żadnego wyobrażenia o czystej grze... jako że jest pusty, nie zna ani honoru, ani wewnętrznej harmonii - nie rozumie znaczenia tych słów. Krótko mówiąc, męski osobnik to kłamca i zdrajca. Jedynymi akceptowanymi reakcjami w męskim «towarzystwie» są cynizm i podejrzliwość".

151

Część II. Odmieńcy w stanikach

„Będąc tworem skrajnie seksualnym, niezdolnym do reakcji myślowych lub estetycznych, absolutnie materialistycznym i chciwym, mężczyzna, mimo że narzucił światu «Wielką Sztukę», ozdobił swoje pozbawione pejzaży miasta odrażającymi (wewnątrz i z zewnątrz) budowlami, szpetnym designem, reklamowymi banerami, samochodami, śmieciarkami i - najszpetniejszym z tego wszystkiego - sobą". „Wszystkie choroby można leczyć, zaś proces starzenia się i śmierć są rezultatami chorób. Można by więc nigdy się nie starzeć i żyć wiecznie. Problem starzenia się i śmierci mógłby w istocie zostać rozwiązany za jakiś czas, gdyby zająć się nim poważnie, uruchamiając wszelkie siły nauki. Nie dojdzie jednak do tego pod męską dominacją, ponieważ liczni uczeni płci męskiej unikają tego rodzaju badań biologicznych, bojąc się odkrycia, że mężczyźni są kobietami. Uprawia się propagandę - rozpowszechnianą przez niepewnych siebie profesjonalistów płci męskiej, którzy zazdrośnie ochraniają swoje pozycje - mówiącą o tym, że tylko garstka wybranych jest w stanie przyswoić sobie abstrakcyjne koncepcje naukowe". „Istnieje już dzisiaj ogromna liczba danych, które - gdyby je przeanalizować i skorelować - pomogłyby znaleźć terapię na raka i wiele innych chorób, a nawet klucz do samego życia. Jednak jest tych informacji tak wiele, że niezbędne są komputery o niezwykłej szybkości, aby można było je przeanalizować. Rozwój komputeryzacji będzie stopniowo hamowany, ponieważ mężczyźni boją się, że zostaną zastąpieni przez maszyny". „Ród męski lubi śmierć - pobudza go ona seksualnie. Mimo że mężczyźni są już martwi, tym bardziej pragną śmierci". „Mężczyzna w samej swojej istocie jest pijawką, emocjonalnym pasożytem, i z tego wynika, że nie ma moralnego prawa żyć, gdyż nikt nie powinien żyć kosztem innych... Tak samo jak ludzie mają większe prawo do życia niż psy, ponieważ znajdują się na wyższym stopniu rozwoju i posiadają wyższą świadomość, tak też kobiety mają większe prawo do życia niż mężczyźni. Unicestwianie mężczyzn jest więc działaniem słusznym, pożytecznym dla kobiet, równym aktowi miłosierdzia".

152

Będziemy rżnąć, co robić...

„Gdyby mężczyźni byli mądrzy, staraliby się zostać prawdziwymi kobietami, realizowaliby poważne badania naukowe, które pozwoliłyby im przeprowadzić takie operacje mózgu i systemu nerwowego oraz dokonać takich zmian psychiki i ciała, że przekształciliby się w kobiety. Problem, czy nadal wykorzystywać kobiety do reprodukcji, czy też dokonywać tego w laboratoriach, niedługo stanie się zagadnieniem akademickim: kobiety w ogóle nie lubią być kobyłami rozpłodowymi, chociaż wiele z nich, kobiet robotów-zombi, tak twierdzi. Kiedy społeczeństwo będzie się składać z absolutnie świadomych siebie osób, nie będzie tego chciała żadna z nich. Czyż trzeba pozostawić określony procent kobiet, aby pełniły one rolę kobył rozpłodowych w celu utrzymania gatunku? Oczywiście, że takie rozwiązanie nie jest możliwe. Rozwiązaniem alternatywnym jest laboratoryjna produkcja dzieci. Jeśli zaś chodzi o to, czy należy kontynuować reprodukcję osobników męskich, to trzeba mieć świadomość, że dotychczasowa permanentna obecność mężczyzn wśród nas (niczym zarazy) nie oznacza bynajmniej konieczności trwania przy tym błędzie. Kiedy będzie możliwa kontrola genetyczna, a stanie się to wkrótce, nie ma potrzeby mówić o tym, że na świecie powinny się pojawiać jedynie harmonijne, doskonałe istoty, nie zaś osobniki z defektami fizjologicznymi i dewiacjami emocjonalnymi w rodzaju natur męskich. Tak samo jak amoralne byłoby świadome reprodukowanie ślepców, tak też amoral-ne wydaje się reprodukowanie kalek emocjonalnych". „Stopniowy i naturalny rozwój zdarzeń, ewolucja społeczna doprowadzi do pełnej władzy kobiet na świecie i w rezultacie - do przerwania reprodukcji rodzaju męskiego. Jednak Towarzystwo Wyniszczenia Mężczyzn (TWM) jest niecierpliwe. TWM nie potrafi pogodzić się z myślą, że prawdziwy postęp będzie dany dopiero przyszłym pokoleniom, ono samo chce także żyć pełnią życia. Gdyby znakomita większość kobiet wstąpiła do TWM, mogłyby one przejąć władzę w tym kraju w ciągu kilku tygodni, odmawiając po prostu pełnienia roli siły roboczej i paraliżując w ten sposób funk-

153

Część II. Odmieńcy w stanikach

cjonowanie całego państwa. Dodatkowym sposobem walki, wystarczającym do absolutnego zniszczenia gospodarki i wszystkiego wokół, byłoby oświadczenie kobiet o rezygnacji z relacji rynkowych, odmowa zakupów, grabież i odmowa podporządkowania się jakimkolwiek przepisom prawa, które ich nie satysfakcjonują. Policja, Gwardia Narodowa, Wojsko, Flota Wojenna i Handlowa - wszystkie te instytucje razem wzięte nie byłyby w stanie zdusić powstania wszczętego przez ponad połowę ludności. Szczególnie kiedy zostałoby ono zainicjowane przez ludzi, wobec których siły te są bezradne. Gdyby kobiety po prostu zostawiły mężczyzn, odmówiły w ogóle jakichkolwiek relacji z nimi - na zawsze, ze wszystkimi - to rząd i gospodarka narodowa upadłyby z kretesem. Nawet nie porzucając mężczyzn, te kobiety, które mają świadomość swojej wyższości i władzy nad nimi, mogłyby w ciągu kilku tygodni przejąć pełną kontrolę nad wszystkim, w pełni podporządkować mężczyzn kobietom. Mężczyźni są podatni na wpływy i nietrudni do sterowania, łatwo ulegają władzy kobiety, która zechce ich sobie podporządkować. Osobnik męski w istocie rzeczy pragnie być kierowany przez kobietę..." „Jednak dzisiejszy konflikt nie polega na walce między płcią żeńską i męską, lecz między TWM - dominującymi, spokojnymi, pewnymi siebie, bezwzględnymi, agresywnymi, egoistycznymi, niezależnymi, dumnymi, poszukującymi mocnych wrażeń, niepodporządko-wującymi się, wyniosłymi kobietami, uważającymi się za zdolne do rządzenia wszechświatem, który dotarł do granic możliwości tego „społeczeństwa" i gotowymi sięgnąć daleko poza jego granice - a układnymi, pasywnymi, posłusznymi, „ukulturnionymi", uprzejmymi, dystyngowanymi, podporządkowanymi, zależnymi, zahukanymi, bezmózgimi, niepewnymi siebie, szukającymi akceptacji Córeczkami Tatusiów... Czyli tymi, które chcą pozostać w społeczeństwie małp..., tymi, które gotowe są dzielić swój los ze świniami, które przyuczyły się do zwierzęcych radości, które czują się z tym komfortowo i nie znają innego sposobu życia, które zniżyły swoje myśli, ideo i olśnienia do poziomu mężczyzn...

154

Będziemy rżnąć, co robić...

TWM jest zbyt niecierpliwe, aby czekać i liczyć na olśnienie w mózgach milionów tyłków. Po co mieszać kulturę gwałtownych i ospałych? Dlaczego w kwestiach rozwoju społecznego aktywne i pomysłowe mają się podporządkować pasywnym i tępym?... Wiele kobiet wstępuje w szeregi TWM, ale jest też wiele takich, które od dawna już liczą jedynie na litość wroga, które na tyle przyzwyczaiły się do swojego zwierzęcego życia, do wszystkiego tego, co męskie, że podobają się im ograniczenia i zakazy; które nie wiedzą, co począć z wolnością, i które akceptują swoją rolę ścierek i lizusów, podobnych do chłopów stojących po kolana w wodzie na polach ryżowych niezależnie od tego, jak zmieniają się reżimy. Niektóre, te najbardziej niestałe emocjonalnie, będą marudzić i się obrażać, będą rzucać na podłogę swoje zabawki i tłuc naczynia, jednak TWM bezlitośnie zmiażdży je swym walcem drogowym". „Nawet niewielka garstka członków TWM jest w stanie zdobyć władzę w kraju w ciągu jednego roku, przeprowadzając wybiórcze akty niszczenia własności i dokonując zabójstw. TWM stanie się elementem składowym klasy niepracującej... Jego członkinie zajmą różne miejsca pracy i nie będą pracować. Na przykład TWM-sprzedawczynie nie będą pobierać pieniędzy za zakupy... Pracownice biur i fabryk będą w sekrecie niszczyć urządzenia... będą sabotować obowiązek pracy, aż zostaną zwolnione, potem będą szukać nowej pracy i znów nie będą jej wykonywać. TWM siłą przejmie autobusy i taksówki, wygna kierowców i sprzedawców biletów, zajmie ich miejsce i będzie wozić ludzi bezpłatnie, rozdając bilety za darmo. TWM zniszczy wszystkie niepotrzebne i szkodliwe przedmioty - samochody, witryny sklepów, «Wielką Sztukę» itp. Stopniowo TWM przejmie przestrzeń w eterze, podporządkuje sobie wszystkie sieci radiowe i telewizyjne, siłą wyrzucając z miejsc pracy pracowników mediów, którzy staną na ich drodze w stacjach radiowych i telewizyjnych. TWM rozbije rodzinne pary, wtrąci się do mieszanych (mężczyzna-kobieta) związków wszędzie tam, gdzie można będzie doprowadzić do ich zerwania.

155

Część II. Odmieńcy w stanikach

TWM zabije wszystkich mężczyzn, którzy nie wstąpią do Grupy Męskiego Wsparcia (GMW) TWM. Mężczyźni z GMW to ci, którzy podejmą aktywną pracę na rzecz własnego wyniszczenia, mężczyźni, którzy niezależnie od przesłanek swojej działalności będą czynić dobro, którzy zagrają w jednej drużynie z TWM. Oto pewne przykłady mężczyzn z GMW: - mężczyźni zabijający mężczyzn; - naukowcy biolodzy, realizujący konstruktywne projekty, nie zaś badania na rzecz wojen biologicznych; - dziennikarze, pisarze, redaktorzy, wydawcy i producenci roz powszechniający i działający na rzecz postępowych idei, prowadzą cych do osiągnięcia celów TWM; - pędzie, którzy swoim jaskrawym, zachęcającym przykładem za inspirują innych mężczyzn, aby się odmężczyźnili i w taki sposób sta li się nieszkodliwi; - mężczyźni, którzy bezpłatnie rozdawać będą wszystko, co ma ją- pieniądze, przedmioty, usługi; - mężczyźni nazywający rzeczy po imieniu (jak na razie, żaden jeszcze tego nie zrobił), mówiący kobietom, że ich najważniejszy cel powinien polegać na rozdeptywaniu rodu męskiego (aby upowszech nić realizację tego celu, TWM będzie przeprowadzać Gówniane Zlo ty, na których każdy z obecnych męskich osobników będzie wygła szał mowę zaczynającą się od słów: „Jestem gównem, marnym, god nym pogardy gównem". Następnie każdy z nich wymieni przyczyny zadeklarowanego stanu rzeczy. Nagrodą za to będzie, po zakończe niu zebrania, możliwość przyjacielskiego obcowania przez całą go dzinę z obecnymi tam przedstawicielkami TWM. Przyzwoite, czy ściutkie męskie kobiety będą zapraszane na te zloty, aby mogły roz wiać swoje wątpliwości i poznać rolę mężczyzn); - sprzedawcy narkotyków i adwokaci, którzy przyspieszają wy mieranie mężczyzn. Członkostwo w TWM jest koniecznym, choć niewystarczającym warunkiem tego, by trafić na listę ratunkową GMW. Nie wystarczy

156

Będziemy rżnąć, co robić...

ić rzeczy pożytecznych: aby uratować swoje marne tyłki, męż-ni muszę unikać czynienia zła. Oto niektóre przykłady typów mężczyzn szczególnie złośliwych i przesiąkniętych nienawiścią: - gwałciciele, politycy i wszyscy, którzy im służą (organizatorzy kampanii, członkowie partii politycznych itp.); - nieudatni piosenkarze i muzycy; -prezesi zarządów, właściciele domów, właściciele jadłodajni i restauracji, w których gra się «muzyczkę»; - «Wielcy Artyści»; - cieniarze i tchórze; - gliniarze; - magnaci; - uczeni pracujący nad programami śmierci i destrukcji lub na rzecz prywatnych firm (praktycznie wszyscy uczeni); - kłamcy i samochwały; - discjockeye; - mężczyźni zaczepiający (nawet niezbyt nachalnie) obce kobiety; - posiadacze nieruchomości; - maklerzy giełdowi; - mężczyźni mówiący cokolwiek, kiedy nie mają nic do powiedzenia; - mężczyźni plotkujący na ulicach i psujący widok swoją obec nością; - handlarze; - bezużyteczni artyści; - śmieci i odrzuty; - plagiatorzy; - mężczyźni przynoszący choćby najmniejszą szkodę kobietom; - wszyscy mężczyźni z branży reklamowej; - psychiatrzy i kliniczni psychologowie; - nieuczciwi pisarze, dziennikarze, redaktorzy, wydawcy itp.; cenzorzy w sferze publicznej i prywatnej;

157

Część II. Odmieńcy w stanikach

- wszyscy związani z wojskiem, włączając werbowników, a w szczególności lotnicy. [A także wszyscy podejrzani i podejrzewani o podejrzliwość, dodałbym od siebie - A.N.] Jeśli mężczyzna czyni zarówno dobro, jak i zło, zostanie przeprowadzona ogólna subiektywna ocena jego zachowania, mająca na celu określenie relacji dobra i zła w jego postępowaniu. Istnieje ogromna pokusa, by wykluczyć (z życia), wraz z wszystkimi mężczyznami,«Wielkich Artystów», kłamców i plotkarzy rodzaju żeńskiego. Byłoby to jednak przedsięwzięcie niesłuszne, gdyż większość ludzi nie wiedziałaby, że zlikwidowane kobiety były w istocie mężczyznami. Każda kobieta w mniejszym lub większym stopniu zawiera w sobie element sprzedajności. Jest to jednak rezultat zbyt długiego współistnienia z mężczyznami. Kiedy zlikwiduje się mężczyzn, kobiety staną się inne. Kobiety są w stanie się rozwijać, mężczyźni -nie..." „Grabiąc, niszcząc i rozbijając pary, burząc i zabijając, TWM prowadzić będzie równocześnie werbunek. TWM będzie więc składać się z werbowniczek, elitarnych formacji... i najbardziej elitarnych -zabójczyń. TWM, by osiągnąć swoje cele, nie będzie organizować pikiet, marszów, demonstracji czy strajków. Te sposoby walki przystojąje-dynie przyzwoitym, dobrze wychowanym damom, które starają się podejmować tylko takie akcje, które z góry skazane są na niepowodzenie... TWM jest opanowane i egoistyczne, nie pozwala potraktować się pałką policyjną. To los porządnych, «uprzywilejowanych», wykształconych, zabezpieczonych finansowo damulek, wzruszająco wierzących w pierwotną dobroć Tatulka i policjantów. Jeśli TWM podejmie marsz, to będzie to jedynie przechadzka po tępej, budzącej odrazę gębie Prezydenta; jeśli TWM urządzi demonstrację, to będzie to demonstracja ostrej sześciocalowej brzytwy w ciemnym zaułku. TWM zawsze będzie działać na kryminalnych podstawach, nie zaś opierając się na obywatelskim niepodporządkowaniu. Nie będzie jawnie łamać prawa, żeby trafić do więzienia i tym samym zwrócić uwa-

158

Będziemy rżnąć, co robić...

l na niesprawiedliwość... TWM występuje po to, by zniszczyć system, a nie uzyskać prawa w ramach jego struktur. TWM - nieodmiennie egoistyczne i zachowujące zimną krew - będzie zawsze dążyć do tego, by uniknąć kary. TWM będzie zawsze złodziejskie, podłe, zakulisowe (chociaż zabójstwa w imieniu TWM będą ujawniane jako jego czyny). Zarówno akty burzycielskie, jak i zabójstwa będą manifestacyjne i rozpoznawalne. TWM jest przeciwny na wpół szalonym, bezsensownym buntom, pozbawionym idei i celu, kończącym się aresztowaniami. Z zimną krwią i świadomie TWM będzie śledzić swoje ofiary i docierać do nich, by je zabić... TWM będzie niszczyć, grabić, psuć i zabijać dopóty, dopóki nie zostanie zlikwidowany system pieniężny i nie zostanie wprowadzona pełna automatyzacja. Albo też kiedy wystarczająca liczba kobiet zacznie współpracować z TWM i przemoc stanie się niepotrzebna do osiągnięcia tych celów, czyli wtedy, kiedy wystarczająca liczba kobiet będzie symulować pracę lub ją porzuci, zacznie grabić, porzucać mężczyzn i odmawiać podporządkowywania się jakimkolwiek prawom nieodpowiadającym potrzebom prawdziwie cywilizowanego społeczeństwa". „W pełni zautomatyzowane społeczeństwo może zostać zbudowane bardzo prosto i szybko, kiedy tylko samo tego zażąda. Istnieją już niezbędne projekty i jego konstruowanie zajmie najwyżej kilka lygodni, jeśli zajmą się tym miliony ludzi. Każdy będzie rad, że mo-/c się włączyć do budowania społeczeństwa zautomatyzowanego, jeśli nawet nie będzie w nim pieniędzy. Od tej chwili zacznie się fantastyczna nowa era i atmosfera święta będzie towarzyszyć całej tej pracy. Zlikwidowanie pieniądza i zakończenie wprowadzania automatyzacji stanowią podstawę wszystkich kolejnych reform TWM... W warunkach pełnej automatyzacji każda kobieta będzie mogła głosować w każdej sprawie bezpośrednio, wykorzystując elektroniczne urządzenia zamontowane w każdym domu. Jednak jako że państwo niemal wyłącznie zajęte jest regulowaniem wszystkiego..., likwida-

159

Część II. Odmieńcy w stanikach

cja pieniędzy, której towarzyszyć będzie likwidacja mężczyzn, zmierzających do nadania rangi prawa „moralności", będzie oznaczać absolutny brak tematów do głosowania. Kobiety będą zajęte rozwiązywaniem nielicznych problemów, które będą jeszcze stały na drodze do realizacji planu wieczności i Utopii: zupełne przekształcenie programów edukacyjnych, aby miliony kobiet mogły w ciągu kilku miesięcy opanować pracę wymagającą dużego wkładu intelektualnego, która dzisiaj wymaga wieloletniej nauki (łatwo to osiągnąć, poniewa/ naszym celem edukacyjnym będzie nauczanie, nie zaś tworzenie i utrzymywanie elit akademickich i intelektualnych). Poza tym musimy rozwiązać problemy chorób, starości i śmierci oraz pełnej rekonstrukcji miast i mieszkań. Wiele kobiet przez jakiś czas będzie jeszcze myśleć, że podobają się im mężczyźni, jednak przywykając z czasem do kobiecego towarzystwa, powoli zapalając się do własnych projektów, w rezultacie zrozumiej ą absolutną bezużyteczność i banalność rodzaju męskiego". „Nieliczni pozostali przy życiu mężczyźni mogą wieść swój nędzny żywot, pogrążając się w narkotykach, spacerując w kobiecych sukniach lub biernie obserwując wszechwładzę kobiet w działaniu i realizując się w roli widzów jako surogaty kobiet. Mogą ewentualnie udać się do gościnnego centrum samobójstw, gdzie cicho, szybko i bezboleśnie zostaną uśpieni gazem". „Do czasu wprowadzenia pełnej automatyzacji, póki mężczyźni nie zostaną zastąpieni maszynami, osobniki męskie mogą być wykorzystywane przez kobiety. Będą im służyć, odgadywać ich najdrobniejsze pragnienia, podporządkowywać się każdemu poleceniu, staną się ich absolutnymi niewolnikami; będą istnieć w zupełnym podporządkowaniu się ich woli. W odróżnieniu od dzisiejszej odrażającej i zdegenerowanej sytuacji, kiedy mężczyźni ciągle jeszcze istnieją, zagracając świat swój ą niegodną obecnością... Rozumni mężczyźni pragną, by ich poniżano, deptano... Mądrzy mężczyźni nie będą się sprzeciwiać ani walczyć, podnosić larum, lecz po prostu wyluzują się i będą siedzieć w kąciku, napawając się historycznym widowiskiem i płynąc z prądem ku swojemu końcowi".

160

Będziemy rżnąć, co robić...

Cóż tu jeszcze dodać?... Miasto słońca. Kropotkin w spódnicy. Plus tak samo odziany Hitler. I jeszcze ziarenko Limonowa dla odprężenia. I wszystko to w jednym flakoniku... Ktoś mógłby zaprotestować: przecież ta baba jest psychiczna! Rzeczywiście, Yalerie przez jakiś czas była na leczeniu w psychiatryku. Trafiła tam dopiero po tej historii ze strzelbą. Przedtem nikt nie podejrzewał, że ta kochająca ludzi istota nie ma wszystkich w domu. Wielkie mi halo! Proponuje połowę planety zapędzić do komór gazowych! Każdemu się może zdarzyć. No i na dodatek... Od „Mein kampf" też na kilometr zalatywało paranoją, aie jak zadziałałol Nawiasem mówiąc, w Sądzie Najwyższym pełnomocniczką Solanas była znana radykalna feministka (i równocześnie adwokatka) Florence Kennedy, nazywająca swój ą chorą umysłowo klientkę Jedną z najwybitniejszych przedstawicielek ruchu feministycznego". A obecna na tym posiedzeniu Grace Atkinson, przewodnicząca nowojorskiego oddziału Narodowej Organizacji Kobiet, oświadczyła, że Solanas to „pierwsza wybitna zwyciężczyni w walce o prawa kobiet". Jeszcze chwila... Kiedy wybitna bojowniczka spacerowała sobie na wolności, wydawcy jeden przez drugiego proponowali jej, by napisała powieść opartą na jej modnym manifeście. Yalerie obiecała, ale nie napisała. Powieścidło nie było dla niej: walka, polityka, aktywny czyn - to tak. Główny argument, którego używaj ą umiarkowane feministki, kiedy się im przypomni o Yalerie Solanas, jest następujący: „Na litość Boga! Przecież to było tak dawno! Ponad trzydzieści lat temu! Wtedy były takie czasy, wszyscy bredzili o rewolucji. Teraz to jest niemożliwe. Teraz nie da się poważnie rozmawiać o tym, co zrobiła Solanas". Ble-ble-ble... „Mein kampf był jeszcze „dawniej". Może też zapomnimy? Najważniejsze jednak, że ta pomieszana miała naśladowców. Którzy nie siedzieli w domu wariatów ani przez chwilę. A tacy sami wściekli jak ich ideowa przewodniczka.

161

Część II. Odmieńcy w stanikach

Andrea Dworkin: „Chciałabym widzieć mę czyznę pobitego na krwawą miazgę, z obcasem wbitym w usta, jak jabłko w świński ryj". Sally żerhard: „Liczebność mę czyzn powinna zostać zredukowana i nie mo e przekraczać 10 procent populacji". Mary Daly: „Je eli chce się zachować ycie na tej planecie, to nale y koniecznie przeprowadzić dezaktywację ziemi. Myślę, e będzie to zgodne z celami ewolucji - radykalne zmniejszenie liczebności mę czyzn". I tak dalej... Po napisaniu tego rozdziału zadzwoniłem do sympatyzującej z feminizmem Ady Baskinej i nie wspominając o manifestach dzikich dziewczynek, zapytałem, czy nie uwa a, e feminizm jest odmianą faszyzmu. Baskina akurat wróciła z kolejnej podró y do Ameryki i jej wra enia były całkiem świe e. - żeneralnie rzecz biorąc, tak. Istnieje wielkie podobieństwo -westchnęła.

Powtórka z rozrywki, czyli lepiej umrzeć, stojąc, niż oddawać mocz na siedząco

Jakieś dziesięć lat temu wpadłem do moskiewskiego biura niemieckiej stacji telewizyjnej RTL-plus. Załatwiłem, co trzeba, i postanowiłem przed drogą skorzystać z toalety - wysiusiać się... A trzeba wiedzieć, e wtedy (nie wiem, jak teraz) biuro tej firmy mieściło się w zwykłym mieszkaniu zwykłego wielopiętrowego domu mieszkalnego w okolicach Dworca Białoruskiego. Jak to w takich warunkach, toaleta była jedna, wspólna dla mę czyzn i kobiet. I kiedy wszedłem, od razu natknąłem się wzrokiem na ogłoszenie wiszące nad muszlą klozetową. „Szanowni mę czy ni, proszę siusiać na siedząco". Po rosyjsku. Czyli adresowane do nieczęstych rosyjskich gości redakcji. Swoich, Niemców, nie ma co uprzedzać, sami wiedzą, jak mę czy ni powinni w cywilizowanym kraju oddawać mocz... Niemieckim kobietom najwyra niej wydawało się, e nie wystarczy poprosić mę czyzn, eby podnosili deskę klozetową, by jej nie popryskać moczem. Chciały koniecznie, eby mę czy ni sikali jak kobiety. Po całym Zachodzie koczuje teraz kampania, której celem jest „uwra liwienie" mę czyzn. eby biedacy, wychowani w Patriarchacie i w niepotrzebnym okrucieństwie, mogli swobodnie wyra ać swoje uczucia: wpadać w histerię i płakać jak kobiety - z byle powodu. „Nie duś tego w sobie! Wyrzuć emocje!..." Podniesiona deska klozetowa to częsty art w amerykańskich filmach. Nasze kobiety cierpią, e mę czy ni zapominając tym i po bałaganiarsku sikają na sedes -jak potem na to usiąść. Amerykanki mają inny problem - w aden sposób nie są w stanie nauczyć swoich mę czyzn, by opuszczali klapę. Poniewa Amerykanie dawno ju na-

163

Część II. Odmieńcy w stanikach

uczyli się podnosić ją, zanim zaczną sikać. Ale zapominają potem z powrotem j ą opuścić i muszą to robić kobiety! Kobiety nie chcą po nich poprawiać i stąd ciągłe kłótnie: „Znowu nie zamknąłeś sedesu!". Mę czy ni czują się winni i zaczynają się usprawiedliwiać. Ogólna zasada: „Komu to potrzebne, ten niech sobie robi" - tutaj nie działa. Kobiety potrzebują, eby deska była opuszczona, ale same nie chcą jej zamykać, chcą, eby słu yli im mę czy ni. Dlatego trzeba po prostu zmusić facetów, eby sikali na siedząco. I problem „podnieść - opuścić" zostanie rozwiązany raz na zawsze... W takich drobiazgach wyra a się stopień sfeminizowania społeczeństwa. Nienawidząc w mę czyznach wszystkiego, co męskie, brutalne, feministki mimo to, jak się zdaje, podświadomie im zazdroszczą. No bo jak inaczej wytłumaczyć pojawienie się w sprzeda y p-mate'a. Kosztuje niewiele, niecałe dziesięć dolarów. A jest to coś takiego, czego brakuje ciemię onej, eby mogła wydawać się sobie ciemię ycie-lem. Chytre urządzonko z plastiku, hybryda rynienki i lejka, umo liwiające kobiecie sikanie na stojąco. Wsuwa się to przez rozporek, układa według instrukcji i naprzód marsz z pieśnią na ustach! Wysikała się na stojąco, otrzepała i schowała p-mate'a z powrotem do torebki. Producenci i doświadczone u ytkowniczki tego przyboru dzielą się na forach internetowych z początkującymi feministkami doświadczeniami w zakresie prawidłowego sikania na stojąco. - U mnie, nie wiem dlaczego, strumień moczu cieknie, gdzie chce, tylko nie tam, gdzie celuję... - To normalne. Potrzebujesz więcej praktyki, eby zacząć trafiać wprost do celu. Wiecie, wielu mę czyzn przez całe ycie to ćwiczy, a i tak nie zawsze udaje się im trafić! Doradzałbym potrenować w wannie albo pod prysznicem. -A ja nie mam problemów z celowaniem, ale ostatnie krople... No, wiecie, „resztka wilgotności" - nie jest to zbyt komfortowe. - Postaraj się szybko zaczynać i gwałtownie kończyć, wykorzystując pracę mięśni pęcherza moczowego. Czując, e strumień słabnie, postaraj się jak najdłu ej „wypychać" go mięśniami pęcherza.

164

Powtórka z rozrywki, czyli lepiej umrzeć stojąc, ni oddawać mocz na iedząco

A kiedy pęcherz będzie ju w jakichś 95 procentach pusty, gwałtownie przerwij strumień energicznym naprę eniem odpowiednich mięśni. Warto te nosić workowate szorty, bo pozwalają wygodniej ułoyć urządzenie. I potem cały zestaw fizjologicznych porad dotyczących dokładności przystosowania i dopasowania urządzenia do genitaliów... Wszystkim naszym krajowym feministkom usilnie polecam wizytę na stronie http://www.travelmateinfo.com/page002.html i oczywiście nabycie owego tak niezbędnego w podró y urządzenia. eby komary nie pogryzły pupy... Jak sądzicie, starczy tych idiotyzmów, eby doprowadzić do katastrofy, czy jeszcze mało? Powtórzę: nie twierdzę, e rewolucja feministyczna w umysłach musi się skończyć przelewem krwi na ulicach. Wydaje się to jak na razie śmieszne i niemo liwe. Tak samo jak swego czasu Jezusowi ('hrystusowi, jego stronnikom i prześladowcom wydałyby się niemo -liwe ideologiczne procesy w imię Chrystusa, egzekucje w imię Chry-slusa, wojny w imię Chrystusa... Mamy ju w końcu za sobą doświadczenie inkwizycji, Wielkiej Rewolucji Żrancuskiej i Wielkiej Rewolucji Pa dziernikowej, ideologicznych praktyk faszyzmu, Poi Po ta, maccartyzmu, Korei Północnej, afgańskich Talibów... Ró ne kraje - dzikie i cywilizowane - dawały ludzkości sugestywne lekcje narodowych szaleństw. Powtarzanie to najlepsza metoda nauki. Mo emy uznać, e chocia za setnym razem lekcja została opanowana? Sądząc na podstawie tego, co się teraz dzieje w USA i w niektórych krajach źuropy, nie bardzo potrafię w to uwierzyć...

Destrukcja

Destrukcja Amerykańscy demokraci tradycyjnie wspieraj ą feministki. Przy słuchują się im. Czasami dochodzi na tym tle do pewnych kontuzji. 21 marca 1995 roku prezydent Clinton zło ył publicznie następujące oświadczenie: według danych ŻBI w Ameryce co dwanaście sekund dochodzi do pobicia kobiety, a co roku 700 tysięcy (!) kobiet jest gwałconych. Nale y z tym natychmiast coś zrobić. Po kilku godzinach sekretarz prasowy Białego Domu Mikc McCurry musiał wystąpić ze sprostowaniem. Okazało się, e ŻBI nigdy nie zajmowało się zbieraniem jakichkolwiek danych o gwałtach śródmał eńskich (i rzeczywiście byłoby to dość dziwne), e nikt nic gwałci w Ameryce 700 000 kobiet, i w ogóle prezydent dał ciała, poniewa wykorzystał „niewiarygodnie dane statystyczne". Kto podsunął Clintonowi tę oczywistą lipę? Żeministyczne aktywistki, którymi głupi Billy się otoczył. Dlaczego prezydent nie wykorzystał oficjalnych danych Biura Statystyki Kryminalnej? Ano dlatego, e w administracji demokratów feministyczne lobby jest bardzo silne. Żeministki nieustannie szeptały prezydentowi swoje. Wydawałoby się, e tego rodzaju przywileje powinny sprawić, i/ demokraci z Clintonem na czele mogliby liczyć w trudnych sytuacjach na wsparcie feministek. Ale nie, jakkolwiek by demokraci z nimi flirtowali, w najtrudniejszych momentach natykali się na mur - zaws/e potwierdzało się, e feministki to dziewczyny pryncypialne, niezbyt sterowalne i właściwie niezdolne do adnych kompromisów... Tak naprawdę tylko raz udało się im zni yć do czegoś w rodzaju politycznego kompromisu - feministki zacisnęły zęby i zamilkły w czasie skandalu „Clinton-Johns". Przypomnę, e pewna głuptaska z zaułka, Pola Johns, podała wtedy do sądu aktualnego prezydenta, oskar ając go o molestowanie seksualne. e niby kiedy jeszcze był gubernatorem, zdjął przed nią spodnie i usiłował coś tam wsadzić tej

166

dumnej kobiecie do ust. Pola, według jej własnych słów, nie przystała na tę ponętną propozycję. Natomiast ochroniarz Clintona Fergus-son twierdził, e wychodząc od gubernatora, Johns szczebiotała słodko, e zawsze jest na jego usługi. Kto mówił prawdę, trudno dociec, l)o wszystko to działo się w pokoju hotelowym, gdzie Clinton i Johns przebywali oczywiście bez świadków. Pola twierdzi, e zapamiętała pewne anatomiczne szczegóły or-i',anu płciowego Clintona, czyli e mo e w detalach opisać to urządzenie, a sąd niech potem zmusi prezydenta do zdjęcia spodni i przysięgli będą mogli sprawdzić, czy dziewczyna prawidłowo opisała prezydencki organ kierowniczy. W tej sytuacji feministkom udało się więc zachować neutralność. Nie na długo. Poniewa w sprawie Moniki Lewinsky ju nie były w stanie się powstrzymać. Podczas tego głośnego skandalu, kiedy Biały Dom rozpaczliwie potrzebował czyjegokolwiek publicznego wsparcia, feministki zdradziły demokratę Clintona. Nie wszystkie, oczywiście. Najbardziej politycznie zaawansowana i „dopuszczona do ciała" ich część niespecjalnie się buntowała, ale najbardziej aktywne /a ądały dla „gwałciciela" najsurowszej kary. Mimo i było wiadomo, e Monika nie jest niewinną ofiarą tyrana-uwodziciela, wręcz przeciwnie, sama wło yła masę wysiłku w to, eby się znale ć pod biurkiem prezydenta w „oralnym" gabinecie. Niemniej z punktu widzenia feministek Clinton jest facetem i szefem - więc przestępcą. A Monika - babą, podwładną, a więc - ofiarą. Feministki są głupie jak piranie. żotowe rozszarpać nie tylko mięso, ale i tego, kto im to mięso do akwarium wrzuca. Jakie zagro enie niesie tak opresywna społeczna siła? Obiektywne społeczne zagro enie wynikające z działalności feministek polega na: - powodowaniu rozd więków między płciami, - destrukcji mechanizmów społecznych. Rozpatrzmy te zagro enia po kolei. Ciekawy pogląd w tej sprawie formułuje badacz zagadnienia Carl żlasson. Żragment z jego pism posłu ył mi zresztą jako motto niniej-

167

Część II. Odmieńcy w stanikach

szej ksią ki. Odpowiadając na pytanie, dlaczego mę czy ni zachowują się tak strasznie, jak o tym piszą gazety, formułuje on następujące hipotezy: „Żeminizm bardzo głęboko przeniknął do zachodnich rządów, zachodnich praw, zachodniego zabezpieczenia społecznego, zachodnich uniwersytetów, zachodnich uczelni, zachodnich szkół, zachodnich środków przekazu, zachodnich rodzin, zachodnich sypialni i zachodnich umysłów. I stało się to w ciągu ostatnich trzech dziesięcioleci w czasie o dziesięć lat krótszym, ni miał do dyspozycji Hitler, by wywołać masową nienawiść do ydów... Żeministki uczyniły wszystko, co mogły, podejmując najró niejsze formy działalności, by upokorzyć mę czyzn. I poprawność polityczna posłu yła im jako niezwykle przydatne narzędzie. adna grupa społeczna nie uczyniła więcej, jeśli chodzi o narzucanie poprawności politycznej zachodnim społeczeństwom, ni feministki... W ciągu trzech dziesięcioleci feministki i zwolennicy poprawności politycznej uczestniczyli w masowych aktach agresji wobec białych heteroseksualnych mę czyzn... Heteroseksualni mę czy ni byli nieustannie przedstawiani jako gwałciciele i ciemięzcy kobiet... Wszyscy mę czy ni byli stałym obiektem napaści najró niejszych kobiecych i dziecięcych zgromadzeń, pracowników, lekarzy i analityków, którzy zmierzali do tego, eby za wszelką cenę narzucić społeczeństwu wyobra enie o mę czyznach jako o gwałcicielach własnych dzieci. Wszechobecne, zastraszone przez feministki środki masowego przekazu konsekwentnie zmierzały... do zdeprecjonowania całego rodu męskiego, a zatem wszechmocne zachodnie rządy wraz z ciałami prawodawczymi pozbawiły mę czyzn niemal wszystkich praw w rodzinie, w domu i w jakichkolwiek relacjach z kobietami, wychodząc z zało enia, e kobietom i dzieciom często jest lepiej bez nich. Czy nale y się wobec tego dziwić, e mę czy ni zachowują się tak «strasznie»? Jeśli A będzie nieustannie mówić B, e jest on marnym robakiem i oskar ać go o czyny, których ten nigdy nie popełnił, oraz nieustan-

168

Destrukcja

nie podrywać jego autorytet w rodzinie, a tak e ciągle przedstawiać go jako ciemię yciela i oprawcę, to trudno się dziwić, e B pewnego razu odwróci się do A plecami. Rzeczywiście, kto się zdziwi, kiedy B postanowi w końcu przyło yć A jak się patrzy?... źskalujące wśród feministek demonizowanie mę czyzn i rzucanie na nich kalumnii na całym Zachodzie zakończyło się ukształtowaniem u wielu z nich poczucia bezu yteczności. W rezultacie sami oni teraz odrzucają wartości społeczeństwa, w którym yją (skłaniając się ku zachowaniom antyspołecznym, przestępstwom, narkotykom). Poza tym szkalujące mę czyzn opowieści, nieustannie rozpowszechniane przez środki masowego przekazu, stwarzają w nich poczucie, e maj ą prawo postępować zgodnie z cenzurkami, jakie są im wystawiane! Widziałem na przykład kiedyś tytuł w gazecie, lansujący znane hasło: «Mę czy ni nic nie robią w domu». eby podbechtać moją partnerkę, wyciąłem go z gazety i powiesiłem na tablicy ogłoszeń w kuchni. A ni ej dopisałem coś takiego: «Dobrze, jeśli mę czy ni nic nie robią w domu, to ja te nie będę!». Chodzi o to, e jeśli mę czyzna nieustannie uwa any jest za biernego, to w końcu nie znajdzie powodu, eby zachowywać się inaczej. Zachodni system oświaty w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci został tak radykalnie nastawiony przeciwko chłopcom, e zaczęli się mii uczyć coraz gorzej. Nie dość, e nauczyciele wykorzystywali skandalicznie nieskuteczne metody dydaktyczne (na przykład w nauczaniu czytania), to jeszcze materiał nauczania był tak sfeminizowany i tak politycznie upoprawniony, e chłopcy stracili zainteresowanie nauką. Sytuacja ta, podobnie jak słabe standardy dyscypliny, skutkowaln obcią eniem naszego społeczeństwa milionami niewykształconych i niezdyscyplinowanych mę czyzn... Dzięki przepisom prawa mówiącym o «rozwodach bez uszczerbku» mę czy ni nie mają ju adnej motywacji, eby poświęcać swo-

I

169

Część II. Odmieńcy w stanikach

je życie, miłość, pieniądze itp. rodzinom. Dlaczego mieliby to robić, jeśli można im to zabrać, gdy tylko partnerce przyjdzie do głowy taki kaprys? Poza tym fatalne «prawa relacji wzajemnych» - w rodzaju tych, które dotyczą przemocy w rodzinie i przemocy w stosunku do dzieci - odbierają mężczyznom poczucie bezpieczeństwa także w ramach tych relacji. Dodajcie do tego wszystkiego codzienny strumień nienawiści wylewany przez feministki w mass mediach i nawoływania kierowane do kobiet i dzieci, by donosiły na swoich partnerów w związku z najróżniejszymi formami przemocy. Z perspektywy mężczyzn istnieją tylko dwa sposoby uzyskania poczucia bezpieczeństwa. Pierwszy: po prostu nie dbać o te relacje, aby nie ponieść straty, kiedy się zakończą. Drugi: w ogóle unikać jakichkolwiek trwałych związków. I rzeczywiście, jak wykazuj ą badania, tak właśnie postępują mężczyźni na Zachodzie... Rodzina i krach małżeństwa to główna przyczyna «niegodnego» zachowania się i «słabej» socjalizacji mężczyzn. A dzieci - te, które wyrosły bez ojców - najprawdopodobniej będą: ...żyć w biedzie i wyrzekać się wszystkiego, ...mieć problemy w szkole, ...mieć problemy ze zdrowiem, ...doświadczać fizycznej, emocjonalnej i seksualnej przemocy, ...uciekać z domu, ...mieć zaburzenia seksualne, ...mieć dzieci w bardzo młodym wieku, ...łamać prawo, ...palić, pić i zażywać narkotyków, ...wagarować, ...wyrzucane ze szkoły lub ...rzucać szkołę w wieku 16 lat, ...uzyskiwać marne kwalifikacje, ...mieć kłopoty ze znalezieniem pracy,

170

Destrukcja

...mieć niskie dochody, ...żyć na zasiłku, ...bezdomni, ...siedzieć w więzieniu, ...mieć chroniczne problemy emocjonalne i psychiczne, ...wchodzić w okazjonalne związki, ...posiadać dzieci pozamałżeńskie... Jednak feministki zawsze starały się zniszczyć tradycyjne rodziny i wypędzać z nich ojców, ponieważ uważają one, że kobieta w tradycyjnej rodzinie jest wyzyskiwana. Ogromny katalog społecznych nieszczęść, jakie pojawiły się w rezultacie ich agresywnych zachowań wobec rodziny, został w ostatnich dziesięcioleciach poszerzony przez dominujące, zorientowane femi-nistycznie środki masowego przekazu. I jeśli feministki nadal będą realizowały swoje cele, nie zwracając uwagi na wyobcowanie milionów mężczyzn, to ośmielę się postawić hipotezę, że w niezbyt odległej przyszłości na własnej skórze odczują i one, i ich poplecznicy bardzo nieprzyjemne skutki tych działań. W końcu skoro feministki tak bezwzględnie realizują swoje zamierzenia, nie licząc się z godnością mężczyzn, dojdzie do tego, że mężczyźni zaczną postępować tak samo. Dlaczego mężczyźni nie mająbyć agresywni wobec kobiet, jeśli kobiety w naszych czasach są tak agresywne wobec nich?..." W tym, co zostało zacytowane wyżej, widać już wyraźnie destrukcję mechanizmów społecznych. I nie chodzi tylko o rozpad rodziny, o czym pisze Glasson. Wszelkie zmiany społeczne wprowadzane są w nasze życie przez fanatyków. Normalny, zakorzeniony, czyli konserwatywny człowiek nie będzie niszczył fundamentów swojego życia, poświęcając siebie czy innych: i tak jest mu dobrze. Ale fanatycy - niewykształceni albo słabo wykształceni ludzie marginesu z ograniczoną świadomością często gotowi są złożyć w ofierze własne i cudze życie, wdrażając

171

Czę ć II. Odmieńcy w stanikach

nowe idee w rodowisku zachowawczych obywateli. To wła nie fanatykom zawdzięczamy wszystkie społecznie znaczące zmiany. Dziękujemy wam, zajadli towarzysze! Gdyby nie wasze rewolucyjne przegięcia!... Każda rewolucja doprowadza (przy użyciu różnych mechanizmów - demokratycznych, ekonomicznych) do powstania nowych warstw społecznych. Niekoniecznie najlepszych. Wypycha na społeczną scenę dawnych outsiderów. Dlatego społeczeństwo najpierw „fermentuje" - dopóki nie przetrawi kolejnego układu sił. Stało się tak, że druga połowa XX wieku wyprowadziła na arenę historii „ostatnią rezerwę ciemiężonych" - kobiety - proponując im równe prawa wyborcze i inne przywileje. I owe prostoduszne kucharki z zadowoleniem zaczęły rządzić państwami. Tak samo jak wczorajsi rosyjscy robotnicy i chłopi, powołani przez rewolucję na dowódcze stanowiska, wszędzie widzieli kontrrewolucję, tak dzisiejsze feministki we wszystkim widzą seksizm i eksploatację. A kiedy się usilnie szuka, zawsze się znajdzie. Powiedzmy, że Azja przeżyła klęskę tsunami. To straszna katastrofa. Ale proszę zwrócić uwagę, że w pewnych miejscach zginęło cztery razy więcej kobiet niż mężczyzn! Cóż to innego, do cholery, jak nie seksizm?!... A co to takiego ten seksizm? Przez analogię do faszyzmu można uznać, że jest to nienawi ć rządząca się kryterium płci. A priori zakłada się, że to nienawi ć mężczyzn do kobiet. Co za bzdura! Mężczyźni nigdy nie stroili się w białe kaptury i nie domagali się wieszania kobiet. Nigdy nie nawoływali do stosowania wobec kobiet nawet znacznie łagodniejszych restrykcji w rodzaju apartheidu. Na odwrót: mężczyźni z natury kochają kobiety! Co to za nowy rodzaj nienawi ci? Nienawi ć rządząca się kryterium płci jest seksizmem w czystej postaci i występuje ona, jak mieli my się już okazję przekonać, tylko w jednej grupie społecznej - w ród amerykańskich „podczerwienionych" radykalnych feministek. Czasami ich nienawi ć do mężczyzn dochodzi wręcz do rozmiarów neurastenii tryskają liną. Oto kto jest seksistą! Wygląda na to, że to im należy zabronić prowadzenia takiej działalno ci. Jako organizacjom naruszającym prawa czło-

172

Destrukcja

wieka. Ale jak na razie to wła nie seksistki są wodzirejami na amerykańskich i północnoeuropejskich balach. W północnej Europie feministki doszły do władzy de iure - poprzez ustanowienie parytetów w parlamencie, partiach i rządzie. O parytetach będę jeszcze mówił bardziej szczegółowo, na razie zauważę tylko, że w ciągu ostatnich 200 lat ruchy rewolucyjne i społeczne, zrodzone przez postęp techniczny, uzyskały taki rozmach i pojawiały się tak często, że destrukcja dawnych elit na skutek działania demokratycznych (ochlokratycznych) sił przekroczyła granice krytyczne. Granice nieodwracalno ci. wieża krew działa oczywi cie korzystnie, ale w tym przypadku rozrzedzenie sterowalno ci społeczeństwa przez ową „ wieżą krew" może doprowadzić do zupełnego rozpuszczenia szkieletu stanowiącego o racjonalno ci organizacji społecznej. I owo amorficzne ciało zachodniej cywilizacji zostanie pożarte przez inne organizmy - choćby nawet bardziej prymitywne, ale i to z silniejszą (nierozrzedzoną przez feminizm) muskulaturą.

Rozrzedzenie

Rozrzedzenie

Demokracja to dobra rzecz. Ale jak ze wszystkim - nie należy z nią przesadzać. Państwa zachodnie wprowadzały system demokratyczny powoli, żeby się nie zachłysnąć (chociaż trzeba powiedzieć, że nie obyło się bez rewolucyjnych przegięć). W XVIII wieku Anglia stała się najbardziej rozwiniętym krajem świata tylko dlatego, że działał tam najbardziej rozwinięty model organizacji społeczeństwa - liberalizm. A dokładniej: indywidualne prawa osoby i własności zostały tam zagwarantowane prawnie... Rolę gwaranta tych wolności pełnił niezależny od państwa sąd. I jeszcze działał stanowiący prawa parlament, który ograniczał władzę króla. Ale czy w Anglii panowała wówczas demokracja? Nie! Prawa wyborcze posiadało dwa procent dorosłej ludności i dopiero pod koniec XIX wieku liczba głosujących sięgnęła dwunastu procent!... Tak oto powoli, warstwa za warstwą, demokracja wciągała te grupy społeczeństwa, które rozumiały, jaką mogą mieć z niej korzyść -najpierw zamożną szlachtę, pragnącą ograniczenia władzy królewskiej; potem mieszczan, niezadowolonych z rządów arystokracji; potem rzemieślników, warstwę średnią i kupców, zmierzających do uzyskania gwarancji prywatnej własności, i na samym końcu - przedstawicieli klasy pracującej. Tak samo powoli jak w Anglii liberalizm tworzył przesłanki dla władzy ludu w innych krajach Europy. Czyli najpierw wolność, potem demokracja. A jeśli dzieje się to w odwrotnej kolejności, to dochodzi do anarchii. Analogicznie do krajów Zachodu zachowują się te państwa, które Zachód doganiają. Proszę zwrócić uwagę: w ciągu ostatnich 50 lat wszystkie „cuda ekonomiczne" były realizowane w krajach o autorytarnej władzy politycznej - weźmy Tajwan, Koreę Pomocną, Singapur, Chile, Chiny... Demokracją tam nawet nie pachniało. A gdyby nawet zapachniało, nie byłoby ekonomicznego zrywu. Tak napraw-

174

de to te kraje przeszły w trybie przyspieszonym tę samą drogę, po której Europa kroczyła przez dwa, trzy wieki: najpierw dyktatura, potem autorytaryzm, ograniczony przez prawo, utworzenie warunków dla biznesu, ekonomiczny zryw i dopiero potem - demokracja. Demokracja nie jest przecież wartością samą dla siebie. To jedno z narzędzi kreowania takich warunków (prawa), które pozwoliłyby możliwie największej liczbie ludzi na zarabianie pieniędzy. Jeśli nie ma możliwości zarabiania, demokracja jest pustym słowem. Dzisiaj chaos, jutro - dyktatura... Całkiem niedawno w Rosji ukazała się książka amerykańskiego myśliciela Farida Zacharia „Przyszłość wolności". Jej autor dokładnie definiuje sytuacje, w których demokracja nie tylko nie jest pożyteczna, ale wręcz staje się szkodliwa. Wyobraźcie sobie społeczeństwo podzielone na dwie nierówne części. Składa się na nie naród A i naród B. Jednak przedstawicieli narodu B jest znacznie mniej. W jakichkolwiek wyborach powszechnych zawsze będzie w związku z tym wygrywać przedstawiciel narodu A. I w takim przypadku demokracja doprowadza wyłącznie do podporządkowania przez etniczną większość etnicznej mniejszości. Bo przecież demokracja to władza większości. Demokracja nie działa także dobrze w społeczeństwach ubogich, ponieważ jest „instrumentem nie na miarę": biedni wyborcy nie mogą żądać niczego poza nieustannymi datkami ze strony państwa. Demokratyczna władza nadmiernie przysłuchuje się żałosnym utyskiwaniom ludu, więc nie przeprowadza niezbędnych reform. A na przykład w Chile dyktator Pinochet po prostu zlikwidował emerytury. W ogóle! Państwa nie stać na emerytury, marsz do pracy!... I poszli. Bo za plecami Pinocheta znajdowały się stadiony zamęczonych i pochowanych w tajemnicy ludzi. „Lepiej do pracy niż do ziemi" - myślał sobie naród. W demokratycznej Rosji ten dylemat rozstrzygany jest inaczej: „Lepiej na manifestację niż do pracy". I władza nie może nic zrobić, bo nikt potem na nianie zagłosuje. To szokujące, ale taka jest prawda - nadmiar demokracji bywa szkodliwy nawet dla tak ekonomicznie rozwiniętych państw jak USA. Oto przykład: w latach sześćdziesiątych 88 razy przeprowadzano tu

175

Część II. Odmieńcy w stanikach

referenda, a w dziewięćdziesiątych - aż 378. Największe sukcesy w tej „demokratyzacji" odniosła Kalifornia. Jej władze tak starannie przysłuchiwały się bezpośrednio wyrażanym poglądom swoich obywateli, że 85 procent budżetu stanu przeznaczano na finansowanie programów zaakceptowanych w powszechnych referendach, A zatem na potrzeby wyborców. Rezultaty są naprawdę żałosne: głęboki kryzys finansowy, wyłączenia energii elektrycznej, odwołanie gubernatora Graya Davisa w październiku 2003 roku, wybór na jego miejsce hollywoodzkiego „terminatora" Schwartzenegera. Idzie o to, że świadomość publiczna jest schizofreniczna: ludzie są w stanie zagłosować na dwa wzajemnie wykluczające się rozwiązania - na przykład na obniżenie podatków i zwiększenie pomocy socjalnej. Każdy człowiek z osobna jest mądralą, zaś naród w swojej masie myśli jak jego najgłupszy przedstawiciel. A jeśli na dodatek ten naród kieruje się kobiecą logiką, emocjonalnością i zasadą współczucia... Och, poleje się krew - żadnemu Chrystusowi nic takiego się nawet nie śniło. Oto świetny przykład infantylnego myślenia niedorozwiniętego elektoratu. Przykład, na który zwrócił moją uwagę profesor nauk ekonomicznych Władysław Inoziemcew. W USA w rezultacie kontrowersyjnych wyborów prezydenckich w roku 2000 ,jastrząb" Bush młodszy zwyciężył „umiarkowanego" Gore'a. Bush doprowadził potem do wojny w Afganistanie, Iraku i -jak wszyscy wiemy - nienawidzi go dzisiaj cały arabski świat. Jednak badania socjologiczne wykazały, że ponad 80 procent amerykańskich Arabów głosowało właśnie na twardego konserwatystę Busha, nie zaś na spolegliwego demokratę Gore'a, który nigdy nie dopuściłby do wojny z Arabami! Dlaczego? Ano dlatego, że wraz z Gore'em na stanowisko wiceprezydenta trafiłby Liberman, który jest narodowości żydowskiej. Oto macie przykład sposobu myślenia wyborców, poziomu zrozumienia przez nich procesów politycznych. Skala manipulacji, jakim można poddawać takich obywateli, jest po prostu gigantyczna. Niezbyt wielu ludzi w dzisiejszym skomplikowanym świecie jest w stanie przeanalizować głębokie związki przyczynowo-skutkowe, jakie zachodzą pomiędzy poszczę-

176

Rozrzedzenie

gólnymi zjawiskami, zwracają więc uwagę jedynie na zewnętrzny wygląd spraw. Na narodowość, orientację seksualną, kolor krawata... A oto drugi przykład wzięty od tegoż Inoziemcewa. Singapur. To absolutnie wolne, a równocześnie zupełnie niedemokratyczne państwo. Od chwili pojawienia się niezależnego Singapuru nie przeprowadzono tam wyborów. Władza należy w tym kraju do rady krajowej, która wybiera spośród siebie premiera. Jest tam coś w rodzaju parlamentu, ale deputowani są faktycznie wyznaczani przez premiera. Zero demokracji!... Zero władzy ludu!... Ale równocześnie żaden / zachodnich obrońców demokracji nie usiłuje wprowadzić tam tego ustroju, bo nie ma potrzeby: i tak wszystko działa jak w zegarku przestrzegane są prawa człowieka, stworzono znakomite warunki do rozwoju biznesu, surowo zakazane są działania mogące powodować waśnie etniczne, wypracowano znakomite prawo proekologiczne... Demokracja nie jest potrzebna tam, gdzie wszystko funkcjonuje bez zarzutu. A masowy - i na dodatek regulowany zasadą parytetu - napływ do władzy kucharek to demokracja w najbardziej obrzydliwym rozumieniu tego słowa...

Destrukcja-2

Destrukcja - 2 Sytuacja jest alarmująca. A jeśli uwzględnić jeszcze „demokratyzację" oświaty na Zachodzie, to wszystko zaczyna wyglądać jeszcze bardziej ponuro. Przecie edukacja stanowi fundament, bazę, ródło kadr. Mało kto wie, e we współczesnej gospodarce zachodzi pewne nieprzyjemne zjawisko - rośnie rozziew pomiędzy krajami bogatymi a biednymi, w Ameryce coraz większa jest ró nica między dochodami najbardziej potrzebujących i najlepiej sytuowanych. Dystans ten osiągnął dziś praktycznie taką wielkość jak w Rosji. eby trafić do grupy najbogatszych Amerykanów, którzy stanowią j eden procent społeczeństwa, trzeba zarabiać rocznie kilkaset tysięcy dolarów i więcej. A znakomita większość tych szczęściarzy -jakieś 80 procent - to nie są posiadacze fabryk-gazet-statków, lecz wynalazcy i programiści, prawnicy i finansiści, lekarze i profesorowie, sportsmeni i artyści. Oni po prostu pracują i za swoją pracę dostają miliony dolarów rocznie. Nie są adnymi geniuszami, chocia pewnie mo na by uznać, e stanowią zjawisko wyjątkowe. Są bowiem tymi, którzy przekroczyli barierę powszechnej, bardzo, bardzo średniej oświaty. To ludzie, którzy ukształtowali sami siebie raczej wbrew ni dzięki powszechnemu systemowi oświaty. Kiedy system pomaga, wyskakuje się na fali sukcesu razem ze wszystkimi, w szeregu z wieloma innymi lud mi, dzieląc z nimi swój sukces - z tymi, którzy szturmowali świat razem z tobą i razem z tobą dobiegli. A jeśli system oświaty wykosił kolejne szeregi jeszcze daleko przed finiszem, oczywiste jest, e do końca dobiegną tylko bohaterowie. Jedynie szczęściarze. Jednostki. Ostatecznie powstaje ogromne zró nicowanie społeczne. W USA jest ono teraz większe ni/ w całym XX wieku.

178

Ów rozziew, ta ogromna ró nica finansowego potencjału grozi ogromnymi problemami społecznymi. W źuropie, aby uniknąć grzmotów i błyskawic, organizuje się „socjalizm z ludzką twarzą": przeprowadza się urawniłowkę, wykorzystując manipulacje w systemie podatkowym. Ale tego rodzaju zrównywanie dochodów nie podtrzymuje bynajmniej ochoty na zarabianie pieniędzy, czyli ostatecznie hamuje rozwój gospodarczy. USA idzie inną drogą - drogą bohaterów i geniuszy, z których część po prostu się importuje. Bo geniusze bardzo chętnie wyje d ają z socjalistycznej źuropy. I mają rację: jeśli średni dochód szefa jednej z pięciuset największych amerykańskich firm osiąga 11 milionów dolarów rocznie, to w źuropie człowiek na analogicznym stanowisku zarabia najwy ej 1,6 miliona dolarów. Po co więc ma siedzieć w swojej ojczy nie, skoro zapraszają go za Ocean? żeniusze to towar detaliczny - dobrze znają swoją cenę. Ale nawet kilku genialnych generałów nie jest w stanie wygrać tej ekonomicznej bitwy. Potrzebni sąjeszcze oficerowie, chorą owie, podoficerowie. Potrzebne jest ogniwo średniego szczebla. Nie tylko milcząca ołnierska masa, której są zresztą całe hałdy - Trzeci świat i większa część samych Stanów. Atu jeszcze ten feminizm ze swoimi pomysłami „poprawiania" systemu edukacji i ądaniami przebudowania wszystkich naukowych i ekonomicznych fundamentów... Dotknąłem ju problemu rewolucji feministycznej i teorii poznania. Nie pamiętałem o tym wtedy, ale teraz przytoczę znakomity cytat z teoretycznej pracy pewnej naszej feminofilozofki. Akurat na ten temat. Cioteczka pisze, e świadomość społeczna w Rosji zwraca się ju , dzięki Bogu, w stronę feminizmu, ale, niestety, środowisko naukowe... jak na razie za słabo reaguje na nowe tendencje myślowe. Nie wszyscy jeszcze towarzysze uczeni są w stanie przyjąć zało enia genderowej metodologii: „Jeśli natomiast chodzi o kręgi naukowe, to tu sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. W środowisku naukowym badania «tematów kobiecych» napotykaj ą na sprzeciw tym większy, im bardziej

179

Część II. Odmieńcy w stanikach

związane są one z kategorią gender... Natykamy się na mniej lub bardziej jawnie wyrażony, ale trwały opór ze strony naukowców. Podejście genderowe stanowi bezspornie nowy i szczególny paradygmat teoretyczny... Należy przy tym dodać, że pojawienie się takich paradygmatów zazwyczaj przyjmowane jest w środowisku naukowym życzliwe, gdyż najczęściej prowadzi do nowych rezultatów poznawczych. Nie dotyczy to jednak feminizmu, który nadal uważany jest za coś w rodzaju pojedynczego naukowego przypadku, mimo że jego prawdziwych możliwości badawczych jak dotąd nie udało się poważnie przeanalizować. W efekcie feministki nie maj ą wystarczająco ważkich podstaw do współpracy z przedstawicielami nowych paradygmatów naukowych, [...] feministyczna krytyka nauki natyka się na niepokonywalny mur niezrozumienia. Chodzi o to, że... feministki podały w wątpliwość właśnie ten rodzaj rozumienia obiektywizmu, który stosowany jest w wyznawanych dzisiaj teoriach poznania. Po przeprowadzeniu analizy z perspektywy feministycznej stało się zrozumiałe, że różnica ukryta jest w samych zasadach, na których opiera się wyobrażenie o obiektywizmie. Jak wiemy, feminizm rozwikłał tajemnicę tradycyjnej kultury, w ramach której uważa się za naturalne to, że właśnie mężczyźnie przypadła rola pełnienia reprezentacyjnych funkcji w całej ludzkości. Właśnie mężczyzna występuje w imieniu człowieka jako gatunku. Dlatego też to on jest wyznaczony do realizacji funkcji ogólnocywi-lizacyjnych... Ato z kolei związane jest z wykonywaniem podstawowych i najważniejszych w danej cywilizacji zadań. W warunkach kultury zachodniej zadanie to sprowadza się przede wszystkim do podtrzymania orientacji na poznawczy model stosunku do otaczającego świata, do wyrażania «obiektywnych», «ponadczasowych» prawidłowości. Rezultatem tego jest pewne niezwykle specyficzne zjawisko -współczesny model nauki uznawany jest za jedyny możliwy. W istocie rzeczy jest to natomiast niezwykle abstrakcyjny i technicystycznie zorientowany model poznania. Szczególnie istotny wydaje się ta180

Destrukcja - 2

ki jego wariant, który zakłada, że obiektywny świat to świat zmatematyzowany". Ależ miałem racją, kładąc w opowiadaniu o kryzysie systemu oświaty na Zachodzie wyraźny akcent na matematykę! Ale czytajmy dalej... „Taki stan rzeczy kształtował się stopniowo w rezultacie tysiącletniego dominowania tego typu kultury jako żywe wcielenie charakterystycznego dla niego skrzywienia. W istocie rzeczy stawianie znaku równości pomiędzy zmatematyzowanym podejściem i stanem rzeczy w strukturach tak zwanej «samej rzeczywistości)) to bardzo silne i zarazem niezwykle wątpliwe założenie... Jednak nawet nie to wpływa na ogólny charakter ideologicznego ukierunkowania współczesnej nauki. Nauka tego typu nie chce zrozumieć, że prawa operujących aparatem matematycznym nauk przyrodniczych nie są prawami obiektywnymi samymi w sobie, lecz tylko jednym ze sposobów wyrażenia obiektywnego stanu rzeczy. Dlaczego więc metody poznania uznajemy za to, co podlega poznaniu? Najwyraźniej dlatego, że kultura znalazła sposób na to, by - że tak powiem - «wszczepić» nam pod skórę te wyobrażenia jako szczególny model postrzegania świata. Od początku epoki nowoczesnej kultura Zachodu jako taka staje się coraz bardziej technogenna. Ten sposób poznania powoli staje się normą postrzegania świata i kształtuje stosunek do życia. Właśnie w tym sensie mówię o tym, że został on «wszczepiony» nam pod skórę. Powtarzam, ten abstrakcyjny wariant nauki wydaje się nam jedynym możliwym, chociaż bynajmniej nie jest to cała prawda. Co więcej, takie rozumienie nauki doprowadziło nas teraz do poważnego światowego kryzysu cywilizacyjnego... To abstrakcyjnie technicystyczny typ kultury..." Zwróćcie uwagę na ostatni fragment: męski typ poznania, który w istocie ukształtował Cywilizację na tej planecie (co przyznają same feministki), doprowadził „do poważnego światowego kryzysu cy181

Część II. Odmieńcy w stanikach

wilizacyjnego"... Wyobraźcie sobie - architekt wybudował dom. Potem jeszcze jeden. Potem fabrykę. Cyrk. Stadion. Tysiące domów i budowli. Zabudował całą planetę. I nagle przychodzi do niego ktoś, kto w ogóle ni cholery nie wybudował, i mówi: gówno to całe twoje budowanie, i w ogóle, panie architekcie, cały kryzys współczesnej architektury to rezultat pana roboty. No dobrze, niech teraz buduj ą dyletanci. Na bazie feministycznej teorii wytrzymałości materiałów. Właściwie już się nawet podkopują pod fundamenty.

Podkopywanie fundamentu

Ewolucję, w tym także społeczną, napędza konkurencja. Wystarczy zdusić konkurencję, doprowadzić do urawniłowki - i można zamawiać trumnę... Konkurencja to fundament gospodarki. Radykalne feministki całkiem poważnie zakładają, że mężczyźni i kobiety w chwili urodzenia są psychicznie absolutnie jednakowi. Wbrew sobie zgodziłyby się najwyżej na różnice fizjologiczne. A i to... „Spójrzcie na moje mięśnie! Proszę oddać moją walizkę! Nie potrzebuj ę pomocy!" Ale mimo wszystko nawet najbardziej skrajne muszą zaakceptować oczywistość - że, na przykład, mężczyźni są silniejsi od kobiet. Widać to chociażby w sporcie - są dyscypliny żeńskie i męskie. I nikt nie zamierza ich ujednolicać nawet w epoce feminizmu: wyszłoby chyba niezbyt fair. I, co ciekawe, nawet w szachach i warcabach, gdzie przecież nie trzeba taszczyć ciężarów, istnieje podział na dyscypliny męskie i żeńskie. Bo mężczyźni myślą sprawniej. A dokładniej: łatwiej rozwiązuj ą zadania logiczne, jeśli takie sformułowanie jest dla was, dziewczyny, przyjemniejsze... Istnieją oczywiście takie superciotki, zazwyczaj z wyglądu przypominające facetów (do tych anatomicznych detali wrócimy jeszcze w czwartej części tej książki), które uważają, że kobiety są słabsze i głupsze od mężczyzn tylko dlatego, że zostały tak wychowane - że niby normy w sporcie już w szkole sadła dziewczyn niższe, więc się nie starają. No i wyrastaj ą takie słabiutkie i głupiutkie. Tak samo głupiutkie jak te, które tak uważają... Błogosławieni, którzy wierzą. Ale przecież wiele kobiet szachistek przesuwa figury od wczesnego dzieciństwa i nikt im w tym nie przeszkadza - trudno tu mówić o jakichś zaniżonych normach. To samo w innych dyscyplinach sportu - nikt nie zabrania kobietom skakać wyżej od mężczyzn. Skacz! Tylko się trener ucieszy. Utalentowa-

183

Część II. Odmieńcy w stanikach

ne dziewczynki są tresowane od wczesnego dzieciństwa i nikt nie obniża im poprzeczki. Na odwrót, im wyżej skoczysz, szybciej pobiegniesz, podniesiesz większy ciężar, tym lepiej. Ale nie wiadomo dlaczego - to jednak nie działa... Zresztą kiedyś szachy nie miały podziału na kategorie płciowe, ale kiedy dostrzeżono, że mężczyźni praktycznie zawsze wygrywają z kobietami - i to bardzo wysoko - żeby im nie było przykro, wydzielono szachy kobiece jako odrębną dyscyplinę sportu. Niech tam sobie już szarżują między swymi. Trzeba by im jeszcze osobny parlament! Jak zabawkę... Minęło już niemal sto lat, od kiedy problem równości płci został w rozwiniętych społeczeństwach rozwiązany. ZSRR był jednym z pierwszych państw na świecie, gdzie ostatecznie i na zawsze problem kobiecy został zamknięty: kobieta i mężczyzna mają absolutnie równe prawa. I kropka. No, może nie całkiem. Bo tak naprawdę kobiety miały tam pewne prawne przywileje. Nie wiadomo dlaczego puszczano je, i nadal tak jest, pięć lat wcześniej na emeryturę (chociaż mężczyźni żyją krócej!). Nie dotyczy ich zasada czasowego niewolnictwa - kobiety nie są wcielane do wojska i wysyłane do wojennych rzeźni. Co więcej, w ZSRR, ze względu na jego socjalistyczny system ustrojowy, dokonywano naboru kobiet według ustalonych norm nawet do Rady Najwyższej - tak jak robotników, członków partii, kołchoźników, pracowników inżynieryjno-technicznych... Dla każdej kategorii obywateli zrównujący system socjalizmu miał przewidziany określony procent miejsc w organach przedstawicielskich. Kobiety były nagradzane. Sadzano je na traktory. Wpuszczano na trybuny: „Oto stoję przed wami, prosta ruska baba!...". Kobiety wystrzeliwano w kosmos. Nie dlatego, że na orbicie nikt inny nie był w stanie urządzać histerii, tylko wyłącznie ze względu na równouprawnienie, żeby utrzeć nosa tym z Zachodu: to my pierwsi wypuściliśmy w kosmos kobietę! Zresztą pierwszego psa też! I pierwszy sputnik! I pierwszego człowieka!

184

Podkopywanie fundamentu

Postępowa społeczność całego świata aż pochlipywała z zachwytu: ach, jakie równouprawnienie, aż zazdrość bierze! Kobiety, psy... No ale minęło prawie sto lat. Pokolenia kobiet wyrosły w warunkach równouprawnienia. I u nas, i u nich. I mimo to w strukturach władzy kobiet jest wyraźnie mniej niż mężczyzn. Jakiś znikomy procent. O co chodzi? Czyżby istniały jakieś ukryte, tajemny formy prześladowania? A może należy poszukać jakichś naturalnych przyczyn?... Psychologowie badający dzieci dawno już dostrzegli taki fakt: w grupie maleńkich dziewczynek szybko kształtują się ukryte hierarchie, kiedy jednak pojawiają się w grupie chłopcy, dziewczynki rezygnują z walki o przywództwo. Tego rodzaju relacje zawiązują się nie tylko wśród samiczek naszego gatunku, dotyczy to wszystkich naczelnych. Więcej, taki podział ról według płci jest powszechny wśród zwierząt stadnych. Samce kopytnych podczas napaści watahy wilków ustawiają się w krąg. W centrum ukrywają się samice z małymi, a na zewnątrz sterczą rogi samców. Następna rzecz: jeżeli w grupie są samce, samice nie pretendują do objęcia władzy. Nieszczęście feministek polega na tym, że nie znają one etologii - nauki o zachowaniach zwierząt. Przecież byliśmy zwierzętami przez miliony lat, ludźmi jesteśmy dopiero kilkadziesiąt tysięcy. I zwierzęce programy są w nas oczywiście silniejsze, bardziej utrwalone, a przede wszystkim bardziej nawykowe, czyli pewniejsze niż te nowe, „wymyślone". A przecież społeczeństwo to jedynie odzwierciedlenie zwierzęcego aspektu naszej natury. A nie jakiegoś mitycznego spisku. Feminoseksistki nie chcą w to uwierzyć. Naukowe wyjaśnienia ich nie satysfakcjonują. Wolą bajki. Jeden z ich spisków zakończył się, jak należy uznać, zwycięsko - osiągnęły równouprawnienie w sensie prawnym. Ale nagle objawił się kolejny -jeszcze straszniejszy! Tamten był tajny, a ten supertajny (por. feministyczną teorię „szklanego sufitu").

185

Czę ć II. Odmieńcy w stanikach

Zadumawszy się ciężko nad powszechną niesprawiedliwo cią losu, feminoteoretyczki wycisnęły z siebie jeszcze kilka pomysłówŚ należy podjąć „głębszą analizę społeczeństwa patriarchalnego, ponieważ osiągnięcia liberalnych feministek w dziedzinie prawodawstwa i praw formalnych utrudniaj ą rozpoznanie faktu ucisku kobiet". Wyja niamŚ niezależnie od tego, że nastało równouprawnienie (przyznajemy to!), musimy nadal szukać przejawów patriarchatu -jak wrogów ludu - w każdej szczelinie. Nie bacząc na całe pokolenia kobiet, które przeżyły życie w równouprawnieniu z mężczyznami, feminofaszystki nadal dmuchaj ą w tę samą trąbęŚ ucisk, eksploatacja, upodrzędnienie, ukryci wrogowie, dyskryminacja... Chociaż dyskryminacja już od dawna działa w przeciwnym kierunku -jej obiektem są mężczyźni. I mimo że kobiety maj ą takie fory, trudno im cigać się z mężczyznami w sportach politycznych i społecznych. „No więc po prostu ich złamiemy!" - postanawiają uparte jak słonie feministki. I nie mając siły, by wygrać w uczciwej walce, owe słonice-baby wymy lają nową teorię. Teorię równo ci rezultatów. Teoria ta została już wcielona w życie w krajach Zachodu. Funkcjonuje ona w praktyce i polega na następującym wyobrażeniuŚ skoro w warunkach czystej konkurencji i jednakowych możliwo ci kobiety nie są w stanie niczego ugrać, należy postawić akcent nie na porównywanie możliwo ci (równy start), lecz na analogiczno ć... skutków. Czyli znowu urawniłowka. To co takiego, jak gdyby kobiety „wyrównywano" w szachach z mężczyznami, zabierając na początku facetom hetmana! To tak, jak gdyby kobiety skakały o tyczce na wysoko ć mniejszą niż mężczyźni, ale doliczałoby się im dodatkowy metr. No bo im przecież przykro... Skoro same kobiety w uczciwej walce wyborczej nie są w stanic trafić do parlamentu - wyborcy nie chcą na nie głosować! - to trzeba dopakować do sejmu trochę odpadów - byle tylko były rodzaju żeńskiego.

186

Podkopywanie fundamentu

Cudownie! Ustalono nowe kryterium wyboru do władz ustawodawczych - za cycki! mieszne? Nie miejcie się, kryterium cyckowe już od dawna działa w krajach skandynawskich, analogiczne przepisy są przygotowywane u nas. Rosja goni cywilizowany wiat! W parlamencie socjalistycznej Finlandii zasiada solidna grupa osób wybranych „za cycki" - okre lony procent parlamentarzystów musi posiadać gruczoły mleczne. I zresztą parytety mają tam nie tylko ze względu na cycki!... Jako że w socjalistycznej Finlandii mieszka 6 procent Szwedów, to tamtejsi mędrkowie zdecydowali, że sprawiedliwo ć wymaga, żeby oddać Szwedom 6 procent miejsc w parlamencie. Sami Szwedzi to przygłupy, w uczciwej walce nigdy nie wygrają, a Finowie, jak jeden, to urodzeni rasi ci i nigdy by na Szwedów nie zagłosowali. No więc trzeba skonstruować sprawiedliwy sztuczny parlament, skoro już trafił się taki naród do kituŚ zgromadzimy posłów nie według przydatno ci, tylko według cech drugorzędnych - za cycki, za szwedzko ć. A jak kto ma jednego cycuszka? A jak jest transseksualny i ma penisa, a w duszy jest babą, to jak go liczyć? Jako faceta czy jako babę? A jak ma mamę Finkę, a ojca Szweda? Czy można co takiego wpu cić do parlamentu w charakterze Szweda? A dlaczego mieliby my się ograniczyć do kryterium cycko-szwedzkiego? Tyle jest jeszcze różnic między ludźmi! Jaki procent pasywnych pederastów zasiada w parlamencie? A aktywnych? A łysych? A trędowatych? A ateistów? A kierowców autobusów marki volvo?... Masa, jest cała masa różnych cech, według których można by wprowadzać sprawiedliwo ć społeczną. A debile? Zapomnieli cie o debilach! Oj, nieszczę cie, co powiedzą na to obrońcy praw człowieka?... A co, debile waszym zdaniem nie mają prawa do szczę cia? Albo ich prawa nie zasługują na obronę? I jeszcze - syfilitycy do parlamentu! I jednoocy! I winie! wiń w ogóle nikt nie broni! Atak między nami, to ciągle je zabijająna fermach! A są przecież całkiem żywe!...

187

Część II. Odmieńcy w stanikach

Oto pytanie: do czego prowadzi podwyższenie udziału kobicl w parlamencie? Najkrótsza odpowiedź: do zakonserwowania społeczeństwa, do stagnacji (a stagnacja w zmieniającym się świecie równa się śmierci). Odpowiedź rozbudowana: zaczyna się rozkręcać pozytywne sprzężenie zwrotne - prokobiece nastroje w społeczeństwie (czyli prymitywne, infantylne rozumienie sprawiedliwości jako urawniłowki) doprowadzaj ą do parlamentu kobiety w liczbie proporcjonalnej do icli pogłowia. Kobiety są urodzonymi socjalistkami. Dlatego im więcej kobiet w parlamencie, tym więcej przyjmuje on praw chroniących cycki. Zwiększa się obciążenie socjalne w budżecie i wzrastaj ą podatki. Podatki rosną, ponieważ wzrastają wydatki budżetu. Gospodarka podlega wyhamowaniu i dochodzi do stagnacji ekonomicznej. Out. Im więcej litości i marzeń o sprawiedliwości, tym gorzej dla gospodarki i - ostatecznie - tym mniej sprawiedliwości. Ciągle ta sama dialektyka. Wymknęło mi się tu zdanie o wrodzonej skłonności kobiet do socjalizmu. Jeśli ktoś nie wierzy w immanentną socjalistyczność kobiel, rozwinę tę myśl. Pewien badacz - podpisujący się G. Powell - przeprowadził w latach dziewięćdziesiątych ogromną liczbę eksperymentów w zakresie psychologii płci i pokazał, w jak odmienny sposób menedżerowie mężczyźni i kobiety reagują na złych pracowników w swoich korporacjach. Mężczyźni podejmują decyzje następujące: skoro ktoś źle pracuje, to znaczy, że albo się nie stara, albo się nie nadaje. Czyli że powinien mniej zarabiać, no bo czemu niby słabemu pracownikowi płacić tyle co dobremu? Tego rodzaju sposób myślenia stanowi „normc. sprawiedliwości" mężczyzn. Bez współczucia, ale logicznie i konkretnie. Kobiety zarządzające firmami myślą inaczej: słaby pracownik nic jest przecież temu winny, że jest taki niezdolny! Czyli że trzeba s ii; nad nim ulitować, wesprzeć go. Przecież się stara, i na dodatek ma dzieci, które też chcąjeść. Dzieci nie są przecież niczemu winne. Czyli że zarobki wszyscy powinni mieć mniej więcej jednakowe. Oto

188

Podkopywanie fundamentu

„norma sprawiedliwości" kobiet. Ze współczuciem, ale wbrew regułom rynku, równająco i niekonkretnie. Po socjalistycznemu... Z filozoficznego punktu widzenia różnica potencjałów stanowi nie tylko źródło postępu, ale w ogóle jakiegokolwiek ruchu materii. Jednakowy poziom energii to chaos, stagnacja, śmierć cieplna. Natomiast w konkretnej praktyce społecznej różnica dochodów stymuluje pracownika, powoduje, że chce „żyć nie gorzej od sąsiada". A socjalistyczna urawniłowka hamuje gospodarkę. Po kiego tam mam się za-r/ynać, kiedy Wasia, tępy leń, dostaje 120 rubli, tak jak ja, chociaż /usuwam jak istny geniusz. Pojadę lepiej do Ameryki - tam mnie docenią... Superkonkurencyjna Ameryka żyje sobie całkiem godziwie, mimo tej swojej debilnej oświaty, tylko dlatego, że importuje talenty i powiększa przepaść między talentami (bogatymi) a szarą masą (biednymi). Związek Socjalistycznych Republik, ekonomicznie wykoślawiony, tylko dlatego wytrzymywał konkurencję w światowym wyścigu, że miał doskonały system hodowania talentów - system szkolnictwa średniego, olimpiad itd. I zamknięte granice. Europa sytuuje się gdzieś pośrodku. Jej socjalistyczność (mniejsza niż w ZSRR) kompensowana jest względnie przyzwoitym systemem oświaty (jak na razie ciągle jeszcze lepszym niż w USA). Ale może to przeklęte patriarchalne społeczeństwo wychowuje dziewczynki w taki sposób, że osiągając dorosłość, stają się prymitywnymi socjalistkami? Psychologia ma odpowiedź i na to pytanie, Uri Gnizi (Uniwersytet w Chciago) i Aldo Rustichini (Uniwersytet w Minnesocie) przeprowadzili eksperyment z dziećmi, których przeklęty patriarchat nie zdążył jeszcze zdeprawować. Badano, jak dziewczynki i chłopcy zachowują się w warunkach konkurencji. Zaobserwowano u dzieci nieświadome, czysto zwierzęce reakcje, /organizowano bieganie na czas. W eksperymencie brało udział 140 d/.iesięcioletnich dzieci - grupa całkowicie reprezentatywna. Najpierw il/ieci przebiegały dystans pojedynczo, a badacze mierzyli czas. Potem zestawiano je w pary, stymulując konkurencję. I oto okazało się,

189

Część II. Odmieńcy w stanikach

że w warunkach konkurencji, czyli w bieganiu parami, chłopcy osiągali wyraźnie lepsze rezultaty (w porównaniu z bieganiem indywidualnym). Owo bieganie parami nie miało natomiast żadnego wpływu na szybkość dziewczynek. Wniosek: chłopcy z natury są stworzeni do konkurowania, dziewczynki - nie. Drugie badanie uczeni przeprowadzili w grupie studentów politechniki. Sześcioosobowe grupy szukały wyjścia z komputerowego labiryntu. Sukces był nagradzany pieniędzmi. W jednych grupach płacono po równo - 50 centów dla każdego w grupie, kiedy udało im się znaleźć wyjście. W innych całą sumę dostawał lider, któremu udało się rozwikłać większość zagadek. Rezultaty: w warunkach urawniłowki wszyscy studenci zachowywali się jednakowo. W warunkach konkurencji, kiedy całą sumę dostawał lider, średni poziom rozwiązywania zadań przez chłopców wzrósł o 50 procent, przez dziewczyny - pozostał na tym samym poziomie. Wnioski są takie same: mężczyźni są stworzeni do konkurencji. Kobiety - nie. Na dodatek owa pasywność siedzi w kobietach tak biologicznie głęboko, że nawet wychowanie w warunkach nastawionego na konkurencję społeczeństwa kapitalistycznego nie czyni z nich istot bardziej skłonnych do rywalizacji. I małe dziewczynki, i dorosłe kobiety są jednakowo pasywne. Z tego wniosek, że im większy jest procent kobiet w gospodarce, tym mniejsza jest jej konkurencyjność i efektywność. Urawniłowka ugrobiła już niejedno socjalistyczne imperium...

Mosty, telegraf, telefon..., czyli jak się odbywa oddawanie pozycji Dość już mam tego pisania... Przytoczę więc obserwacje naocznego świadka, Ady Baskinej - dotyczące tego, jak odbywa się przejmowanie władzy w Ameryce. „Joyce Leidenson jest czarująca: niezbyt donośny, melodyjny głos, miękki uśmiech... Jej konikiem w badaniach gender studies jest sytuacja kobiet w nauce i zarządzaniu. Zwraca mi uwagę na to, że w izbie reprezentantów Kongresu USA na 210 kongresmenów przypada tylko 25 kobiet. Jeszcze większy kontrast jest w Senacie - tylko trzy kobiety na stu senatorów. Szczególnie uważnie bada ona sytuację kobiet w swoim macierzystym uniwersytecie. I sytuacja ta jej nie zadowala. - Dlaczego? - dziwię się. - Przecież na pierwszy rzut oka widać, że wśród wykładowców jest więcej kobiet niż mężczyzn. Co ci się nie podoba? - Przyjrzyj się ich karierom - protestuje Joyce. - Podczas gdy ko biety stanowią 65 procent składu kadry, to na stanowiskach profeso rów zwyczajnych pracuje ich tylko 10 procent. A gdybyśmy wzięli pod uwagę stanowiska kierownicze - wiceprezydenta, dziekana, kierow nika katedry, będzie to tylko 4 procent. - Chwileczkę - protestuję. - Przecież chyba nie każdy może kie rować katedrą. Tak samo jak zostać profesorem. Do tego potrzebne są określone predyspozycje. -No właśnie, dlaczego mężczyźni mają tych predyspozycji więcej niż kobiety?" Rzeczywiście, dlaczego? To niesprawiedliwe. Trzeba to zmienić. Nie da się babom dołożyć predyspozycji, ale facetów ze stanowisk można pogonić bez trudu... „W najbliższą niedzielę Joyce organizuje mityng kobiet wykładających na jej uniwersytecie. Na głównym placu, w samym centrum

191

Część II. Odmieńcy w stanikach

uniwersyteckiego kampusu zbierają się studentki, doktorantki, lektorki, instruktorki (najniższe stanowiska w zestawie wykładowców), asystentki profesorów (następne ogniwo) i profesorowie zatrudnieni na kontraktach. Będą tam zresztą też szczęściary, które wchodzą w skład uprzywilejowanych dziesięciu procent. Przyszły z poczucia solidarności. Mityng przebiegał spokojnie. Uczestnicy nieśli plakaty: «Równe możliwości dla kobiet!»; «Dwie trzecie stanowisk kierowniczych dla kobiet!». Sens wystąpień był podobny: jeśli kobiety stanowią większość składu kadry dydaktycznej, to ich udział w zarządzaniu powinien być proporcjonalny. Tak się złożyło, że następnego dnia byłam w gabinecie jednego z wiceprezydentów uniwersytetu. Przepraszał, że nie ma dość czasu na rozmowę ze mną: jest umówiony z grupą doradców. Na polecenie prezydenta (rektora) mają oni wytypować kandydatów na wolne stanowiska -jednego dziekana i trzech kierowników katedr. «Rektor wyraźnie określił swoje preferencje: w miarę możliwości na wszystkie te miejsca należy przyjąć kobiety» - powiedział wiceprezydent. I westchnął ciężko".

Odmieńcy

Natura przeznaczyła samicę homo sapiens do siedzenia w legowisku z dziećmi i oczekiwania na powrót samca z polowania. Ale sapiens-owość naszego gatunku już dawno prześcignęła jego homo-ść. l samice nie chcą już siedzieć w domu. Pragną skakać wyżej głowy - wziąć udział w polowaniu na równi z mężczyznami. A gdyby się lo polowanie nie za bardzo udało, to niech dzicz ucieka trochę wolniej! Trzeba jednak powiedzieć prawdę: nie wszystkie samice naszego gatunku są tak agresywnie nieposłuszne. Dotyczy to jedynie niewielkiego odsetka „umężczyźnionych". Hormonalna specyfika tej fe-mino-męskości zostanie zaprezentowana w ostatniej części książki. Na razie powiem tylko, że właśnie ten niewielki procent odmieńców (mężczyzn w spódnicach) stanowi uderzeniowy oddział feminizmu na Ziemi. Medycyna na razie nie potrafi poradzić sobie z tą dewiacją.

Część III

Do podstaw! A potem?

Mroczne, krwawe chmury czarnej reakcji zaczynają się rozchodzić. Zastępująje obłoki ludowego gniewu i oburzenia. Czarne tło naszego ycia przecinają błyskawice, zbli a się burza, która zmiecie z oblicza ziemi wiekową przemoc i ucisk... Proklamacja bolszewików Tyflisu, 1911 r.

Aby obalić tę czy inną władzę, nale y przede wszystkim przygotować opinię publiczną, przeprowadzić ideologiczne działania przygotowawcze. Tak postępuj ą klasy rewolucyjne... Przewodniczący Mao Tse-tung

adnej kobiecie nie wolno pozwolić, by pozostawała w domu i wychowywała dzieci. Kobiety nie powinny mieć takiej mo liwości, poniewa kiedy taka mo liwość się pojawia, to ją wybierają. Feministka Simone de Beauvoii

Feministyczna transformacja społeczeństwa na Zachodzie posuwa się siedmiomilowymi krokami. Nawet do Rosji dolatuje jej brudna piana. Nie tak dawno, jadąc samochodem, usłyszałem w radiu nowe poglądy naszych rodzimych feministek, wyra one przez Maszę Arbatową, na temat natury piękna. Przez piękno rozumie się oczywiście kobiety. Męskie poglądy na temat kobiecej urody znane są wszystkim. A oto, czym jest piękna kobieta według feministek: - Niedawno - zachłystuje się z zachwytu Arbatową - widziałam piękną fotografię nagiej kobiety! Le ała na zdjęciu taka dumna... Nie była to kształtna młodziutka modelka, jak się ju domyślacie. Nago sfotografowała się gruba, stara ciotka, która urodziła ju piątkę dzieci. Jeśli jeszcze was nie zemdliło, czytajcie dalej. To zamach nie tylko na urodę... „[...] nasza kultura, nie wyłączając tego, czego uczy się w szkołach i uniwersytetach, na tyle jest przesiąknięta patriarchalnym myśleniem, e powinna zostać wyrwana z korzeniami i spalona, aby mo-j||y się dokonać prawdziwe zmiany. Wszystko powinno zostać usunięte, nawet takie uniwersalne dyscypliny, jak logika, matematyka, intelektualne wartości obiektywizmu, klarowności, i wręcz takie wartości, które określiły całą przeszłość" - bredzą skrajni teoretycy feminizmu. O tym, e zamierzają uprawiać jedynie „nauki kobiece", ju pisałem. Nauka powinna zostać usunięta z ogrodu cywilizacji, poniewa „nauka to męski sposób znęcania się nad naturą kobiety" (cytuje, klasyków). Ale przecie język to te męski wymysł. Pewnie został wykombinowany specjalnie po to, by uciemię yć lepszą połowę ludzkości. A zatem nie da się uniknąć reformy języka.

Nowomowa

Nowomowa

„Mę czyzna" (człowiek) to po angielsku man. „Kobieta" woman. Ale w relacji między tymi nazwami widać ewidentny seksizm. Dlatego feministki piszą słowo „kobieta" jako womyn albo wimin. Tylko dlatego, eby uniknąć w ortografii owego znienawidzonego man. Ale język jest tak zorganizowany, e drobną kastracją wszystkiego się nie załatwi. Trzeba tu solidnej roboty, trzeba ostrym proletar... przepraszam, macicznym niuchem wyczuć kontrrewolucję seksizmu. We my na przykład słowo sportsman. Znowu ten mań, szlag by go trafił! A przecie sportsmenem mo e być nie tylko mań, ale i kobieta. Czyli znowu trzeba zamienić to słowo na jakie inne, bardziej neutralne - na przykład nazywać sportowców słowem sportperson. W dzisiejszych czasach angielszczyzna prze ywa prawdziwą feministyczną rewolucję. Angielskie słowa kończące się na „ciemięzcę" zmieniają się zgodnie z zasadami politycznej poprawno ciŚ policeman przekształca się w police-officer, chairman (przewodniczący) - w chair-person, spokesman (delegat) - spokeperson, cameraman (kamerzysta) - camera operator, foreman (naczelnik) - supervisor (nadzorca), fireman (stra ak) -firefighter (niszczyciel ognia) postman (listonosz) - mail carrier (kurier pocztowy), businessman - executive (dyrektor wykonawczy), stewardess (stewardessa) -flight attendant (obsługa lotu). Zamiast zwrotów „miss" i „missis" (Miss i Mrś), odró niających damę zamę ną od niezamę nej, u ywa się teraz tylko Ms. eby nie było wiadomo, czy jest zamę na, czy nie. Poniewa okre lenie stanu cywilnego to jawny i niezamaskowany seksizm, sami rozumiecie... Przy okazji sfeminizowana polityczna poprawno ć zmienia z rozpędu inne słowa i wyra enia, niedotyczące wprost kobiet. Co to na

198

przykład znaczy „ lepy"? Przecie to dla niego nieprzyjemne, kiedy kto mówi, e on jest lepy! Nazwijmy go „niewidzący". „Słabo słyszący" zamiast „głuchego". Tak naprawdę wszystko jedno, ale poprawno ć zachowana. Buzię ciągniemy w ciup, otrzemy usteczka inteligentnie serweteczką i rzucimy się w odmęty słowotwórstwa... eby nikomu nie było przykro. Analogicznym przemianom poddane zostałyŚ invalid (inwalida) -physically challenged (człowiek z fizycznymi trudno ciami), retarded children (dzieci umysłowo niedorozwinięte) - children with learning difficulties (dzieci mające trudno ci z uczeniem się), old agę pensioners (starzy emeryci) - senior citizens (starsi obywatele), poor (biedny) - economically disadvantaged (ekonomicznie upoledzony), verypoor (nędzarz) – excluded from the normal circles of economic activity (wyłączony z normalnego obiegu ekonomicznej aktywno ci), unemployed (bezrobotny) - unwaged (pozbawiony zarobku), slums (slumsy) - substandard housing (niestandardowe miejsce zamieszkania), garbage man ( mieciarz) - refuse collectors (zbieracz rzeczy niepotrzebnych), natives (tubylcy) - indigenious population (rdzenna ludno ć), short people (karły) - vertically challenged people (ludzie z trudno ciami w proporcjach pionowych), fat people (grubasy) - horizontally challenged people (ludzie o trudno ciach w zakresie proporcji poziomych), third world countńes (kraje Trzeciego wiata) - emerging nations ojawiające się narody), killing the enemy (zabicie wroga) - servicing the target (zniszczenie celu), homely (brzydki) - different visaged (o niestandardowym wyglądzie, u nas powiedzieliby my „ładny inaczej"),

199

Część III. Do podstaw! A potem?

good-looking (ładny, przystojny) - not at all unpleasant to look at (niezbyt przykry z wyglądu). Ostatnie słowo - „ładny" - też jest niepoprawne politycznie, ponieważ może wywołać podejrzenie, że są też ludzie nieładni... Nie ogranicza się to wszystko do wymyślania nowych słów, zmienia się też cała gramatyka! Powiedzmy, że w angielszczyźnie użycie rodzaju męskiego wymagane jest wówczas, gdy niejasna jest płeć obiektu. W wyrażeniu Doctor and his patients (lekarz i jego pacjenci) występuje zaimek his. A to już dyskryminacja! Przecież doktorem może być też kobieta!... Proponuje się więc owo nieszczęsne his w ogóle wyrzucić z tego sformułowania. Albo wykorzystać nowomowę - bezosobowy zaimek thon1. Lub też jego nowomowne analogi - ve albo heshe. Jest jeszcze trzecia rewolucyjna propozycja - zamiast his stosować zaimek w liczbie mnogiej: their. Jest też czwarta - zamiast his używać one. I nawet piąta - zamiast kretyńskiego, seksistowskiego „on" w konstrukcjach tego rodzaju używać zwrotu „on lub ona" - hę or she. To wszystko jedno wielkie kretyństwo. Ale zdarza się jeszcze kre-tyństwo do kwadratu! Na przykład swoje feministyczne spędy psychociotki nazywają ovulars (od owulacja) - ponieważ tradycyjne seminarium przypomina swoim brzmieniem słowo semen (sperma). Nawiasem mówiąc, pierwszy tezę o tym, że język odzwierciedla nierówność płciową, sformułował mężczyzna, Francois Fourier - francuski myśliciel przełomu XVIII i XIX wieku. Zwrócił on uwagę mi fakt, że etymologia wielu słów, na przykład nazwy zawodów albo warstw społecznych, jest trwale związana z mężczyznami. Po prostu dlatego, że trudno wyobrazić sobie, na przykład, kobietę kowala. I w tym tkwi, jak uważał Fourier, wyznacznik nierówności płci. ProW istocie zaimek thon tworzy rzeczowniki oznaczające działania i procesy wymagające długiego czasu i napięcia (został on wyekscerpowany z rzeczownika maraton), na przykład telethon - wielogodzinne wysiadywanie przed telewizorem albo bardzo długie rozmowy przez telefon. 1

200

Nowomowa

ponował zatem stworzenie, jak powiedziałyby dzisiejsze feministki, „genderowo neutralnego" języka, w którym byłaby taka sama liczba słów „męskich" i „żeńskich". A zatem nawet współczesna idea językowego równouprawnienia, tak lansowana przez feministki, została stworzona przez mężczyznę! I nie tylko ona... Mężczyzna Tommaso Campanella (XVI wiek) w swoim utopijnym „Mieście słońca" nakreślił obraz idealnego społeczeństwa, w którym osiągnięte zostało pełne równouprawnienie. Nie różni się tam ani odzież mężczyzn i kobiet, ani system wykształcenia i wychowania chłopców i dziewczynek (zupełne genderowe zniwelowanie wykształcenia, mające na celu „udziewczęcenie" chłopców - to jeden z realizowanych w Ameryce programów, o czym dokładniej będzie mowa w czwartej części książki). Kobiety w Mieście Słońca są kształcone nawet w sztuce wojennej (to marzenie amerykańskich feministek, z których każda to po prostu idealna „żołnierka Jane"!). Mężczyzna Jean Jacques Rousseau (XVIII wiek) pierwszy zwrócił uwagę na różnice społecznych standardów w zachowaniach mężczyzn i kobiet (potem zostanie to nazwane stereotypami genderowymi). Mężczyzna Thomas Moore (przełom XV i XVI wieku) jeszcze wcześniej niż Campanella opisał idealne państwo, w którym kobiety na równi z mężczyznami służą w wojsku, uprawiaj ą naukę, pełnią rolę kapłanów, rządzą państwem... Wszystkie idee równouprawnienia, które doprowadziły potem do pojawienia się feminizmu i feministek, zostały wymyślone setki lat wcześniej przez mężczyzn. Diabelski patriarchat! Te agresywne samce wszystko zdominowały, ruszyć się bez nich nie można!

Pięciominutówki nienawiści

Pięciominutówki nienawiści

Ludzi, którzy trafiają na spędy amerykańskich feministek, szokuje panująca tam atmosfera histerii. Wszyscy obecni - i mówcy, i słuchaczki - sprawiają wra enie ludzi czymś powa nie rozdra nionych lub podenerwowanych. Wchodzą na te spotkania jako zupełnie normalni ludzie, ale w trakcie manify ich wściekłość powoli narasta. Oczy zaczynaj ą błyszczeć, krzyki stają się coraz głośniejsze, dziewczyny się czerwienią... Wściekłość szlachetna, bulgocąca... Jakiego by tu u yć porównania?... No, oczywiście -jak fala!... Narastająca falami wściekłość to obowiązkowy warunek członkostwa w ich histerycznym zakonie. Albo sekcie, nie wiem, jak będzie bardziej adekwatnie. Przecie feminizm to religia. Albo wierzysz w spisek, i wtedy musisz zaanga ować wszystkie siły w walkę z „ciemięzcami", albo nic wierzysz. To po prostu stan duszy. Ale jeśli wierzysz, czy mo esz nie wybuchnąć gniewem, kiedy setki, tysiące, miliony twoich uciemię onych sióstr w tej samej chwili jest rozrywanych na kawałki, gwałconych, torturowanych, uciskanych przez krwawych katów terroru (patriarchalnego)? Jeśli wierzys/ i nie wybuchasz gniewem, to nie jesteś nic warta. Po prostu nie jesteś człowiekiem. Tylko bezdusznym bydlęciem. A najpewniej przystałaś do ruchu w jakichś swoich egoistycznych celach. Albo po prostu jesteś zdraj czynią. I wtedy rozmowa z tobą będzie krótka. Nienawiść dotyczy wszystkiego, co „męskie". W tym rodziny. Przecie wszyscy postępowo myślący ludzie od dawna wiedzą, e rodzinę wymyślili mę czy ni, aby uzale nić kobietę (proszę wziąć pod uwagę, e w tym ostatnim zdaniu nie ma ani krzty ironii - to jedna z podstawowych tez radykalnego feminizmu). W związku z tym jedna z aktywniejszych feministek, Marta Nasbom, pisze wprost: „(...)

202

właśnie w rodzinach dochodzi do najokrutniejszej dyskryminacji kobiet... Szczególnie niepokojące jest to, e kobieta mo e cierpieć w rodzinie z powodu altruizmu", nie rozumiejąc, e sama w istocie nie jest lak szczęśliwa, jak się jej być mo e wydaje. A tak naprawdę cierpi. (idy jest ciemię ona. Trzeba jej to po prostu wyjaśnić. Doprowadzić takiej głupiej do świadomości. Zastąpić w jej duszy pozytywny znak przy emocjach na negatywny. eby się nie cieszyła, tylko odbierała świat „prawidłowo", czyli cierpiała. Jest jeszcze jedna przyczyna immanentnej nienawiści feministek - i, o dziwo, składają się na nią ich sukcesy. Nie ma tu adnego paradoksu: daj wilkowi palec, chwyci całą rękę. Infantylna świadomość traktuje ustępstwa jako przejaw słabości. I po wyszarpaniu ka dego kolejnego kąska chce jeszcze więcej. I ciągle wydaje się jej, e ma mało, mało! Lata siedemdziesiąte, osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte były okresem kobiecego wzlotu. żwałtownie wzrosły dochody kobiet, zwiększyła się ich liczba w polityce, gospodarce, nauce. Je eli w roku 1987 w USA było 23 procent kobiet zarabiających więcej od swoich mę ów, to w 2000 -ju 29 procent. A wśród kobiet ze stopniem MBA ten procent w tym okresie skoczył jeszcze wyra niej - z 45 do 59. Po części wzrost ten był sztuczny i wynikał z dyskryminacji mę czyzn. Ale był. Jednak feministki i tak są niezadowolone. I oto kolejna teoretyczka pisze ksią kę: „Negatywna reakcja: niewypowiedziana wojna przeciwko kobietom". Rozwija tam następującą myśl: lata osiemdziesiąte zabrały kobiecie wszystko, co osiągnęła w poprzednim dziesięcioleciu, przy czym kontratak Patriarchatu jest tym bardziej zdradliwy, e jest zupełnie... niezauwa alny. Dlatego te , drogie przyjaciółki, szukajcie przejawów eksploatacji z jak największą starannością - gdzie się tylko da! Nie wytrzymały tego nawet niektóre feministki i nazwały to dzieło paranoidalnym. Niemniej maniakalna ksią ka została uhonorowana najró niejszymi nagrodami i yczliwymi komentarzami w amerykańskiej prasie. Tak zareagowała mierzwa narodu ukształtowana na amerykańskich uniwersytetach.

203

Część III. Do podstaw! A potem?

Oto co na temat ogólnej atmosfery panującej na amerykańskich uczelniach pisze znany prawnik Robert Bork: „Feministki weryfikują i radykalizują podręczniki i programy nauczania na wydziałach nauk humanistycznych i społecznych. Związane z polityczną poprawnością kodowanie mowy i trening czujności radykalnie ograniczają to, co można głośno powiedzieć na kampusie. Feministki nie tylko ograniczaj ą intelektualne funkcje uniwersytetów i szkół, ale także ekstremalnie spolaryzowały uniwersyteckie korporacje, doprowadziły do wrogich zachowań - szczególnie wobec białych mężczyzn, którzy poddawani są prześladowaniom i wobec których stawia się kategoryczne żądania, by podzielali feministyczną kulturę i akceptowali ich linię polityczną". Bork jest oczywiście reakcjonistą, przeciwnikiem aborcji i w ogóle... Ale tylko reakcjonistom pozwala się w Stanach mówić podobne rzeczy - im wolno. Bork może napisać coś takiego: „(...) programy i przedmioty wydziałów nauk kobiecych to bagno irracjonalnych dogmatów i nienawiści. Feministyczne sale do zajęć dydaktycznych są w większym stopniu areną emocji niż intelektualnej analizy. Zgoda na tezy ideologiczne jest tutaj obowiązkowa". Liberałowie nie mogą powiedzieć nic takiego. A co ma zrobić człowiek o liberalnych poglądach, którego mdli od miazmatów feminizmu i politycznej poprawności? I który nie chce zostać zaliczony do zgrai radykałów tak przecież nielubianych przez inteligencję? Nie ma manewru. Musi się podporządkować. A ci, którzy się nie podporządkują (zbłąkani), zostaną wysłani na wspominane przez Borka treningi czujności. Trening czujności to psychologiczny pressing, którego celem jest rozmężczyźnianie mężczyzn, sczernianie białych i upedziowianie he-teryków. Na takie treningi wysyłani są wykładowcy i studenci pierwszego roku - w ogóle wszyscy, którzy nie spełniaj ą standardów politycznej poprawności. Na uniwersytecie Cincinnati na taki trening trafiła pewna biała kobieta. Grupa hunwejbinów, którzy ją otoczyli, zmusiła kobietę, by wstała, i poddali ją surowej „krytyce". Zaczęli nieszczę-

204

Pięciominutówki nienawiści

sną wyśmiewać jako przedstawicielkę „uprzywilejowanej białej elity". Oskarżano ją o to, że jest biała, niebieskooka i na dodatek blondynka. Prowadzący trening oświadczył, że wszystkie trzy dyplomy, które skazana uzyskała na trzech prestiżowych uniwersytetach, są gówno warte, ponieważ dostała je za darmo: „w spadku, genetycznie". Pod koniec egzekucji nieszczęsna nie była już w stanie stać, siedziała i płakała. Oj, zapomniałem, że mój ą książkę mogą czytać całkiem młodzi ludzie, niewiedzący, co to takiego hunwejbini. W czasach Wielkiej Rewolucji Kulturalnej w Chinach, przeprowadzonej pod kierunkiem mądrego wodza Mao Tse-tunga, wyhodowano całe pokolenie młodych fanatyków, którzy odważnie krytykowali wszystkich nierozumiejących idei Wielkiego Sternika. Chiński dziennikarz Liu Sum-ej tak opisuje te piękne czasy: „W roku 1966 miałem 14 lat i byłem «czerwonym maleńkim żołnierzem» - hunsiaobinem. Mieszkałem wtedy na południu Chin w ludowej komunie Da-pin, niedaleko miasta Nan-pin w prowincji Fuc-ziań. Hasła Mao o zniszczeniu «wszelkiego robactwa» i «elementów burżuazyjnych» dotarły i do naszej wioski. Aby wcielić w życie postanowienia Wielkiego Sternika, sekretarz partii w naszej komunie i jej administracyjne kierownictwo zostali poddani «publicznej krytyce»: hunwejbini prowadzili ich po wsi w wielkich stożkowatych czapach i z tabliczkami na szyjach... We wsi mieszkało wtedy kilkaset osób, ale pojawiła się odrębna organizacja hunwejbinów - «oddział bojowy» ze swoim dowódcą. Zginęły przez nich co najmniej dwie osoby. Byłego właściciela ziemskiego hunwejbini zabili pasami, a były starosta powiesił się, nie wytrzymując prześladowań. Ja i wszyscy moi rówieśnicy bardzo zazdrościliśmy hunwejbinom..." Ale wróćmy do naszych baranów. A dokładniej, baranin. Albo baranek? Czyli do feministek i społecznych praktyk północnej Ameryki. Oto drugi przykład treningu czujności - czujności wobec problemów mniejszości seksualnych. W uniwersytecie Cornell wszystkich wykładowców spędzono na pedalskie szkolenie polityczne i zmuszono do oglądania filmów pornograficznych o tym, jak się ci pięknisie

205

Czę ć III. Do podstaw! A potem?

posuwają. Na dodatek tych, którzy marszczyli się, oglądając to wszystko, fotografowano, eby wy ledzić podejrzanych i potem solidnie nad nimi popracować, albo w ogóle zwolnić z roboty, gdyby się okazało, e na ich obliczach w efekcie kolejnych treningów podczas oglądania gejowskich pornosów nie pojawi się u miech. W uniwersytecie stanowym w Pensylwanii rozgorzała dyskusja o problemie niewolnictwa. Czarni studenci strasznie się wydzierali. eby ich uspokoić, profesor powiedział, e nie tylko czarni są byłymi niewolnikami - biali równie (por. np. powstanie Spartakusa). To był błąd! Po kilku dniach tłum Murzynów zaczął oblegać profesora, domagając się przeprosin. Przeprosił ich, ale to wydało się im niewystarczające. Po trzech miesiącach Liga Czarnych Studentów za ądała zwolnienia tego rasisty z uniwersytetu. Władze uczelni na dwa miesiące zawiesiły profesora i wyprawiły go na pranie mózgu - nakazano mu uczestniczenie w treningach wra liwo ci. Tym razem rasowej. Na ka dego wykładowcę, który podczas zajęć nie wykazuje „niezbędnej wra liwo ci", pisane są donosy i nieszczę nik musi się poddawać praniu mózgu. Wystarczy, e profesor podczas wykładu zostanie przyłapany na u ywaniu „niewra liwego języka". Administracja natychmiast na sygnał studentek wzywa takiego „niewra liwego" na dywanik i ąda udziału w treningach. Odmowa poddania się takim aktom szyderstwa równa się zwolnieniu z pracy. I na dodatek z wilczym biletem, jako e po czym takim nigdzie w Stanach człowiek ju pracy na uczelni nie dostanieŚ „niewra liwych" do takiej pracy się nie przyjmuje. Nie pozwolą na to organizacje feministyczne, które ledzą losy odszczepieńców staranniej ni słu by specjalne. Analogiczne treningi organizuje się w celu kastrowania mę czyzn. Tam w ciągu kilku godzin w przystępnej formie wyja nia się im, kim tak naprawdę są - leniwymi, chutliwymi samcami, pod wiadomie zmierzającymi do stosowania przemocy wobec kobiet i własnych dzieci. Z licznymi przykładami. Potem są zadawane pytania kontrolne, sprawdzające poziom przyswojenia materiału. Zrozumiałe , e jeste bydlęciem i zwierzęciem? No jak, zrozumiałe ?... Powtórz!...

Dziecięce buciki - Stary, czym się teraz zajmujesz? Słyszałem, e odszedłe z gazety - zapytał mnie mę czyzna, samiec, ciemię yciel, eksploatator Jurij Niefiedkin, mój przyjaciel z czasów studenckich. Spotkali my się przy wyj ciu z sieciowego marketu zorganizowanego na wzór kapitalistyczny, gdzie zakupiłem wła nie trochę wina wytrawnego czerwonego i mięsa wieprzowego smakowitego - specjalnie, eby nakarmić i napoić przyjaciela swego dawnego, z czasów sowieckich, niełatwych. Umówili my się wła nie przy wyj ciu ze sklepu. CelŚ wsadzę dawnego swego przyjaciela w automatyczny pojazd produkcji koreańskiej i zawiozę go do swego domu, gdzie dokonam wraz z nim konsumpcji wy ej wymienionych napojów, po czym oddam mu buciki. Całkowicie nowe dziecięce buciki, rozmiar 35. Mój syn nawet nie zdą ył sobie w nich pochodzić - wyrósł. A Ben (tak na niego mówili my w studenckich czasach) ma syna młodszego, powinny mu akurat pasować. A jak będą za małe, to Ben wie, komu się przydadząŚ - Mamy sąsiadkę, matkę trójki dzieci. Zupełny drobiazg... Zawsze oddaję jej rzeczy - całe naręcza, po moich dzieciakach. Strasznie się cieszy, bo nie stać jej na nowe. Sama jest, bez faceta. piewa w chórze cerkiewnym. - To ju przesadziła. Pan Bóg jej bucików z nieba nie rzuci. Przecie nie jest „ciemię cą". Chocia Patriarcha... - Jednym słowem, nie zmarnują się twoje buciki - powiedział Ben. -Ale mów, czym się teraz zajmujesz. Odszedłe przecie z tego tygodnika. - Odszedłem. Pismo się zmieniło - otworzyło się na odbiorcę, a ja nie mam ochoty pisać o tym, jak prawidłowo wybrać buciki dla dziecka. Lepiej ju oddam je tobie... No i siedzę teraz i piszę ksią kę. Zgadnij o czym.

207

Część III. Do podstaw! A potem?

-No? - O feminizmie. - U-uu... To straszna sprawa. Mój... nie wiem, kim on tam dla mnie jest... No, mą siostry mojej ony... Jak to się nazywa? - A kret go wie, te się nigdy nie umiałem połapać w tych wsiockich nazwach - „szwagier-kuzyn-swat-kum"... No i co on? - Nazywa się G-row, tylko nie pisz nazwiska, błagam cię. Jest zna nym w Ameryce uczonym, biologiem, zajmuje się problemami lecze nia raka. - To ten, którego sąsiedzi podali do sądu, bo zapomniał wykosić trawnik przed domem? - Ten, ten... Ale to było jakiś czas temu. A niedawno, jako e nie umie się wyzbyć europejskich zwyczajów, skomplementował jedną ze swoich kole anek - powiedział, e jest piękna. A ta suka okazała się feministką i podała ż-rowa do sądu. Rozumiesz, obraziła się... - To suka! - Nie to słowo! Biedny G-row przepraszał ją na wszystkie spo soby, opowiadał cuda na patyku, e nie to miał na myśli, e wcale nie jest piękna, tylko na odwrót - okropna... Nic nie pomogło - dostał grzywnę i jeszcze wydał pieniądze na adwokatów. Potem siedzieliśmy w kuchni, arliśmy mięso jak wszystkie dzikie samce, popijając je winem o agresywnym czerwonym kolorze, i wiedliśmy seksistowskie rozmowy. - Jak sądzisz - spytał Ben - czemu te feministki są takie oszalałe? - Mają problemy z hormonami i intelektem. Tyle e do problemów hormonalnych przejdę w czwartej części ksią ki, a teraz jesteśmy dopiero w trzeciej. Ale walcz dalej, nalewaj... Dwaj rozjuszeni kobiecą krwią gwałciciele-ciemię cy siedzieli sobie w kuchni, popijali winko, a po niebie nad nimi latały tupolewy i iljuszyny; z sufitu oświetlał ich żarzącą, się nitką edison; na elektrycznej kuchni podgrzewał jedzenie faraday, obok na ścianie, czekając na wezwanie, wisiał beli, pod oknem czekał na swojego właściciela ford z dieslem, gdzieś za ścianą ledwie dosłyszalnie grał mozarta wielo-akresowy marconi; w szafie pośród wszystkich innych rzeczy wisia-

208

Dziecięce buciki

ła stara sukienka ony a la versace, ostebnowana na singerze; w zamra arce linda czekała na swoją godzinę butelka mendelejewa; na taborecie obok le ał jeden z pierwszych drukarzy fiodorow; za oknem cieszył się. z ocieplenia Celsjusz... Cały świat, gdziekolwiek spojrzeć, pełny był gwałtu i ucisku. I wszystko, wszystko, co ponawymyślali ci gnębiciele, zostało stworzone po to, by doprowadzić do uciemięenia kobiet. Nawet pralki i zmywarki. Nawet profeministyczne prawo uchwalone przez patriarchalnych ciemię ycieli w ciągu ostatnich dziesięcioleci - ono te zostało przyjęte w całości po to, by skrycie ciemię yć kobiety. Ile jeszcze męki w tej cię kiej niewoli?!... egnając się ju , z dziecięcymi bucikami w ręce, i wychodząc na klatkę schodową, ciemięzca, potwór, napęczniała od kobiecej krwi su-perpluskwa, sadysta i gwałciciel Ben pokazał palcem na poręcze schodów. - O, moje profile! Idzie o to, e Ben jest jednym z osiemnastu najbardziej znanych w Rosji specjalistów od kalibrowania wałków w urządzeniach do walcowania na gorąco. Wszędzie, gdziekolwiek spojrzycie, mo ecie dostrzec rezultaty jego pracy - według wzorców, które on wylicza, produkowana jest stal zbrojeniowa, kątowniki, ceowniki, teowniki, po których poruszają się windy w waszych domach... - O, tu - Ben pogładził palcem cienkie pręty o przekroju kwadra tu, prowadzące wzdłu schodów. - Czuję, e kalibry na wałkach ju się trochę wyrobiły - promień zaokrąglenia szaleje. - Jak ty odró niasz swój kwadrat od wywalcowanego w innej hucie? - Takie kwadraty walcują jeszcze na przykład w Magnitogorsku. Ale tam robią kwadraty z ostrymi kątami - to ich znak firmowy. A ja postanowiłem dać zaokrąglenie, poniewa profil z zaokrągleniem łatwiej się potem daje przyspawać... To na przykład te jest mój profil - Ben miłośnie pogłaskał grubszy pręt idący prostopadle do stopnic i uśmiechnął się. - Te z zaokrągleniem. Jak długo jeszcze, pytam?!...

Ruszymy z posad bryłę świata

Jedźmy dalej... Nie tylko nauka i język, ale także cała współczesna sztuka powinna zostać gruntownie zrewidowana, albowiem i ona, będąc wytworem Patriarchatu, okazuje się jedynie sublimatem, czyli wyraża „zatykający oddech, żądny krwi gniew gwałciciela, niezdolnego do zrealizowania swojego zamiaru". W jednym z amerykańskich uniwersytetów kobietę wykładającą język angielski z powodu braku miejsca w głównym budynku przeniesiono do sąsiedniego - gdzie mieścił się wydział sztuki. W nowej sali wykładowej pośród innych reprodukcji wisiała słynna „Maja naga" Goyi. Nauczycielka była osobą młodą, świeżo upieczoną anglistką. A Goya wisiał tam już od 40 lat. Widząc taką nieprzyzwoitość, młoda dama zażądała, aby natychmiast usunąć „seksistowski" obraz. Trzeba oddać szefostwu wydziału sprawiedliwość: przez jakiś czas się sprzeciwiali, proponowali feministce kompromis - że na przykład powieszą obok jakiegoś gołego faceta. Ale ta zwróciła się do „komitetu rewolucyjnego" - Komitetu Obrony Kobiet - i przewodnicząca wydała werdykt, które administracja szkoły potraktowała jako ideologiczny nakaz: „Te i im podobne stare obrazy, kiedy jeszcze nie było „Playboya", służyły jako pornografia. I nie sądzę, aby nasze społeczeństwo mogło zaakceptować konterfekty tego rodzaju". I amerykańskie społeczeństwo, praktycznie już doszczętnie sfeminizowane, oczywiście się podporządkowało. Obraz został zdjęty. Ideologia zwyciężyła w sporze z „niesłuszną" sztuką. I nie tylko ze sztuką... Ponieważ według socjalfeministek rodzina także jest zjawiskiem reakcyjnym, sztucznym i wymyślonym przez mężczyzn, instytucja małżeństwa również powinna zostać zlikwidowana. Albo przynajmniej nie powinno być w niej miejsca dla mężczyzn. Stąd bierze się skrajnie agresywna propaganda miłości lesbijskiej, żądanie zalegalizowania małżeństw lesbijskich (nie mam osobiście nic przeciw nim)

210

Ruszymy z posad bryłę świata

i nadanie tym małżeństwom prawa do adopcji dzieci z domów dziecka (jako liberał też z tym nie polemizuję). Polemizuję z czym innym: w żadnym wypadku nie wolno pozwolić skrajnym feministkom, by wychowywały dzieci. Bo transmisja nienawiści będzie tak wielka, że za jakieś dwadzieścia lat sytuacja zupełnie wymknie się spod kontroli. Tysiące takich valerie solanas wyjdą na świat z różowych feministycznych rodzin. Może wystarczy, że na każdym uniwersytecie są już wydziały gen-der studies, kółka feministek, ogromne stosy niebezpiecznej literatury, Narodowe Stowarzyszenia Studiów Kobiecych... A przy okazji kilka słów o Narodowym Stowarzyszeniu Studiów Kobiecych. Od dawna domaga się ono wprowadzenia do programów nauczania kursów poświęconych lesbijkom i homoseksualistom. I takie przedmioty są wprowadzane. W uniwersytecie w Waszyngtonie pewna wykładowczyni, rozkraczywszy się na krześle, uczyła młode, dopiero co zwerbowane feministki, jak się mająmasturbować, wieszcząc, że masturbacja to oczywiście sprawa dla zwycięstwa feminizmu niemal niezbędna i szlachetna. I że dla pełnego usatysfakcjonowania łechtaczki najbardziej jednak wskazany jest, język kobiecy, właśnie kobiecy". W rezultacie amerykańskie uniwersytety przekształciły się w... 0 tym, w co się przekształciły, pisze przeklęty reakcjonista Bork: „Młody człowiek, którego znam osobiście, chciał się dostać do ame rykańskiej asocjacji szkół prawniczych w Waszyngtonie - to trady cyjnie najlepsze miejsce dla tych, którzy chcą się nauczyć prawdziwej prawniczej roboty. Wszedł do hallu i ruszył w kierunku pomieszcze nia opisanego jako «Salon kobiecy». Przez otwarte drzwi dostrzegł pijące kawę i przyjaźnie gawędzące kobiety. Następne pomieszcze nie nazywało się «Salon mniejszości))... Obszedł wszystko wokół I stwierdził, że nie było tam pomieszczenia, do którego mógłby wejść. Wraz z innymi białymi mężczyznami stał w hallu, dopóki nie rozpoczęto rozmów z kandydatami. Inny z moich znajomych, posiadają cy mnóstwo niezwykle przychylnych opinii z jednego z harvardzkich koledżów i Szkoły Prawa tego uniwersytetu, konkurował o miejsce pracy z lesbijką pochodzenia meksykańskiego, która ukończyła szko-

211

Czę ć III. Do podstaw! A potem?

łę prawa uznawaną za mniej niż rednią. I to wła nie ona ostatecznie dostała tę pracą". Lesbomeksykanka dostała tę pracę tylko dlatego, że poparły ją równocze nie stowarzyszenia lesbijskie, meksykańskie i jeszcze jakie inne barachło. Każda prawowierna i poprawnie ukształtowana feministka zobowiązana jest widzieć we wszystkich postępkach mężczyzn agresję i zamach na jej cze ć dziewiczą. Ajako że jednym z najważniejszych zawołań współczesnego feminizmu jest hasło „Słowo to też gwałt" (teza postawiona przez feministkę Katherin McKinnon), należy bardzo uważnie ledzić wszystkie słowa i działania samców. Uniwersytet w Pensylwanii. Młoda feministka wkłada króciutką spódniczkę, taką, że wyżej jest już tylko pępek, i idzie sobie prze/ kampus. Mężczyźni zezująna nią, ale się powstrzymują. Wygląda mi to, że polowanie się nie udało. W zasadzie zezowanie na nogi to też przestępstwo, ale naszej suczki nie usatysfakcjonują drobiazgi, szuka prawdziwej zdobyczy. I ~ wreszcie! - pewien potencjalny gwałciciel, przechodząc obok, mówi komplement. O tym, że ma pani, młoda damo, piękne nogi. Wpadł! Zachwycony idiota od razu został oskarżony o... „minigwałt". W uniwersytecie w Maryland na „pięciominutówkach nienawici" młodym feministkom wyja niano, że każdy mężczyzna jest biologicznie potencjalnym gwałcicielem. I je li jakikolwiek facet spaceruje sobie na wolno ci, to dzieje się tak tylko dlatego, że organy cigania pracująu nas jeszcze nie najlepiej (jest tam pełno facetów, a kruk krukowi...) albo dlatego, że nie zdążył jeszcze nikogo zgwałcić. Ale prędzej czy później na pewno podejmie taką próbę. Studentki pod wrażeniem tego klajstru dla mózgu postanowiły walczyć z przemocą. Rzuciły los i wybrały kilkadziesiąt nazwisk mężczyzn z wydziału. Umie ciły je na plakacie z hasłem „Potencjalni gwałciciele". Niech się zbrodniarze wstydzą! Na początek. Potem siy ich posadzi. Tym bardziej że to takie proste. No, na przykład tak... Amerykańska studentka przyjeżdża do kolegi z grupy z rzeczami i szczoteczką do zębów. Rano jedzą razem w jak najlepszej zgo-

212

Ruszymy z posad bryłę wiata

dzie niadanie. Potem chłopak wychodzi, a w ciekła suczka, kapiąc jadowitą liną na jezdnię, pędzi na posterunek z donosem w zębach. W nocy została zgwałcona! Chłopaka zamykają. Jeszcze jeden unieszkodliwiony!... Podobnych historii można odnotować w USA tysiące. Doszło do tego, że obok treningów z wrażliwo ci amerykańskie uniwersytety zostały pod wpływem feministek zmuszone do wprowadzenia jeszcze jednego ideologicznego przedmiotu - sympozjów „w sprawie zapobiegania gwałtom i seksualnym prze ladowaniom". A co wykłada się studentkom na wydziałach nienawi ci poza samą nienawi cią? Tak wła ciwie to nic. W swoich biuletynach organizatorzy tego kramu wypisują co takiegoŚ „Pomożemy waszej córce ustalić, do jakiego stopnia współuczestniczyła ona w patriarchacie. Pomożemy jej w odtworzeniu samej siebie poprzez dialog z nami. Może się stać osobą pełną gniewu i wiecznie obrażoną. Bardzo prawdopodobne, że zrezygnuje z zasad moralnych i religijnych, w których została ukształtowana. Będzie umiała zupełnie zdystansować się wobec rodziny i przyjaciół. Może zmienić wygląd i nawet orientację seksualną... Po zakończeniu jej psychicznego i moralnego odrodzenia możecie stracić tysiące dolarów i - co bardzo możliwe - waszą córkę". Inaczej mówiąc, na tych wydziałach wypieka się profesjonalne rewolucjonistki. Co roku amerykańskie społeczeństwo ku własnemu utrapieniu wypuszcza tysiące profesjonalistek. I żeby to jeszcze prostytutki, ale nie - płomienne rewolucjonistki, które nie umieją robić nic innego, jak tylko obalać patriarchalny reżim. Oto historia pewnej absolwentki takiego wydziału. Dziewczyna kształciła się na uniwersytecie w zakresie ekofeminizmu (hybryda feminizmu z ekologią- dom wariatów!). Dostała dyplom z wyróżnieniem. I ruszyła do Waszyngtonu z pełnym przekonaniem, że w tym inkubatorze liberalnego feminizmu bez trudu znajdzie odpowiednią pracę... wietnie wszyscy rozumiemy, że specjali ci w zakresie ekofeminizmu nie są nikomu do niczego potrzebni. Dla tej kretynki nie

213

Część 01. Do podstaw! A potem?

było to jednak tak oczywiste. Rzecz jasna, żadnej pracy nie znalazła, powiększyła jedynie armię bezrobotnych. Pytanie jest następujące: kto jest winien temu, że dyplomowana „specjalistka" nie znalazła pracy? Jeszcze się nie domyślacie? Oczywiście, patriarchat!... Wszystko, czego jej uczono na wydziale nienawiści, okazało się najprawdziwszą prawdą! Oto proszę, dyskryminacja w najczystszej postaci! Posiadając dwa dyplomy, nie znalazłam pracy! Ponieważ jestem kobietą! Pozostaje tylko jedna droga-walczyć. Walczyć i szukać, walczyć i nigdy się nie poddawać!... Profesjonalni wichrzyciele - straszna sprawa. Był kiedyś taki wódz powstania chłopskiego w Wandei Georges Cadoudal. Wielkie chłopisko o niespotykanej sile i charyzmie. Cadoudal wzniecił powstanie przeciwko Wielkiej Rewolucji Francuskiej. On i jego oddziały nie dali się pokonać mimo straszliwego naporu wojsk rewolucyjnych. Potem, kiedy Napoleon zdusił rewolucję, Cadoudal walczył dalej - teraz z Napoleonem. Walka wymaga pieniędzy. Skąd je wziąć? Od wrogów państwa. Na przykład od Anglików. I oto Cadoudal płynie do Anglii wraz z rojalistą de Neville'em. Płyną długo. Nie ma co robić. Cadoudal się zamyślił. A potem nagle mówi do swojego kompana: „Słuchaj, po zwycięstwie król Ludwik - tak na logikę - nas aresztuje. Bo przecież już nigdy nie będziemy umieli przestać walczyć z władzą". Trudno jest wrócić do sochy, kiedy przez dłuższy czas prowadziło się takie ciekawe życie... Przed rewolucją rosyjską w naszym imperium było pełno profesjonalnych rewolucjonistów. Ludzi bez fachu, których misją było burzenie systemu, terror, konspiracyjna działalność wywrotowa. I jak myślicie, co będą oni robić po rewolucji? Zapewne to samo, bo nic innego robić nie umieją. Po części właśnie dlatego Stalin uruchomił w kraju te swoje czystki. Musiał wyciąć starych bolszewików, profesjonalnych buntowników. Maur zrobił swoje i stał się niebezpieczny dla państwa. I gdyby Stalin ich nie sprzątnął, oni sprzątnęliby jego... Nawiasem mówiąc, Dżugaszwili nie był zbyt sprawny w działaniach zmierzających do likwidacji caratu. Pałętał się gdzieś w drugim

214

Ruszymy z posad bryłę świata

szeregu, w żaden sposób nie konkurując z płomiennymi trybunami rewolucji, zwiastunami burzy i publicystami teoretykami. „Cudowny Gruzin" wykonywał swój ą niezauważalną gospodarską i organizacyjną robotę. Orator był z niego żaden, bajerować na mityngach jak Lowa Trocki i Kola Bałabołkin (żartobliwe partyjne przezwisko Bucha-rina) nie umiał. A rewolucja potrzebuje rozpalających tłumy trybunów, ulicznych i wiecowych demokratów. Aż do chwili przewrotu... A potem potrzebni są specjaliści od czego innego. Zwiastunów burzy - ten społeczny materiał ścierny - trzeba wymienić. I czasami trzeba to zrobić dość radykalnie, bo zreformować się ich nie da. Dlatego w okresie porewolucyjnym wybór jest niezbyt bogaty: albo kartacze reakcji, albo nieskończony chaos rewolucji i rzeki krwi. Jak powiedział któryś z wielkich niemieckich humanistów: „Lepsza niesprawiedliwość niż chaos". Płomienny Trocki z tą jego „permanentną rewolucją" w żaden sposób nie potrafił usiedzieć na miejscu. Ciągle jak by go szydłem w tyłek kłuto - musiał rozdąć światowy pożar. I Tuchaczewskiego, fan-tastę, też ciągle korciło... I niemieckiego rewolucjonistę Eduarda Bernsteina -jednego z liderów II Międzynarodówki, który wymyślił słynne hasło „Cel jest niczym, ruch - wszystkim"... Są ludzie, którzy w żaden sposób nie pasują do idei pokojowego budownictwa. W Chinach z takim pietyzmem wyhodowani przez Wodza hun-wejbini też szybko wymknęli się spod kontroli. Nie mieli ochoty wracać do ław szkolnych, stawać przy warsztatach, ciągnęło ich, by nadal „krytykować" wodzów narodu. Liu Fa-luń opowiada: „Kiedy powstały oddziały buntowników, ludzie poczuli, że sytuacja się zmieniła... Gdy fala tego ruchu osiągnęła apogeum, nie słuchano już słów Mao Tse-tunga - wszędzie było pełno zwalczających się nawzajem ugrupowań. W naszym rejonie rozpoczęła się okrutna walka zbrojna. Do tego czasu wszyscy wrogowie byli już rozgromieni i tak naprawdę nastała anarchia. Organizacje buntowników walczyły ze sobą nawzajem, wykorzystując broń palną, własnoręcznie zmajstrowane czołgi. Zginęło wielu ludzi. Obok wsi przechodziła linia kolejowa, któ-

215

Część III. Do podstaw! A potem?

rą całe pociągi buntowników wędrowały do kolejnych miast, aby tam podjąć walkę". Permanentna walka to los i sens życia wszystkich rewolucjonistów i rewolucyjne feministki nie stanowią tu żadnego wyjątku. A tym bardziej dyplomowane. I co z nimi zrobić? Zapędzić całą watahą na urwisko i zepchnąć kartaczami do oceanu? Ach, Ameryka... Czysto jest nie tam, gdzie się zamiata. Tylko tam, gdzie nikt nie śmieci...

Żołnierz Jane

Jako że kobiety w większości z trudem przegryzają się przez matematykę i fizykę, trzeba nieustannie obniżać wymogi edukacyjne, żeby nie było dyskryminacji: według teorii równości rezultatów wszyscy powinni osiągać mniej więcej jednakowe wyniki - i dobrzy studenci, i feministki. W tym samym celu - żeby nie dopuszczać do dyskryminacji - armia USA została rozrzedzona przez kobiety. Ponieważ dla kobiet było obraźliwe dyndanie na drążku, kiedy wszyscy faceci się starannie na nich podciągali, dowództwo było zmuszone do obniżenia standardów osiągów fizycznych. „Podczas sprawdzianów sprawności fizycznej bardzo niewiele kobiet było w stanie choćby raz podciągnąć się na drążku - analizuje tę sytuację Bork. - Tak więc Wojskowa Akademia Lotnicza wydzieliła nawet dodatkowy czas dla kobiet, żeby mogły sobie chociaż powisieć na drążku. Kobiety kadeci średnio czterokrotnie częściej zwracały się po pomoc medyczną w porównaniu z kadetami mężczyznami. Kobiety kadeci w West Point [elitarna szkoła kształcąca dowódców wyższego szczebla w USA - A.N.] ulegały urazom cztery razy częściej w porównaniu z mężczyznami i 61 procent kobiet nie było w stanie wykonać wymaganych ćwiczeń fizycznych (dla porównania - wśród mężczyzn odsetek ten wynosił 5 procent). Podczas operacji «Pustynna Burza» zdarzały się komunikaty, że okręty wojenne były odwoływane z misji z powodu ciąży kobiet marynarzy... Na lotniskowcu «Dwight Eisenhower»... odnotowano trzydzieści osiem przypadków ciąży od momentu zaokrętowania się załogi". Ten sam Bork przytacza wstrząsające przypadki z życia (i śmierci) kobiet w wojsku. Kara Hultgreen, porucznik lotnictwa, zginęła w październiku 1994 roku. Popełniła błąd przy lądowaniu na lotniskowcu. Aby uciąć kontrrewolucyjne plotki, liberalna feministyczna

217

Część III. Do podstaw! A potem?

prasa oświadczyła, e przyczyną katastrofy była awaria silnika, a nie błąd kobiety pilota przy lądowaniu. Jednak rzeczywistość była nieco inna... Wewnętrzne śledztwo wykazało, co następuje: przed katastrofą obserwowano „wielokrotne przypadki błędów pilota". I dalej: „Kilka nietrafionych lądowań Hultgreen, nadmierna liczba poprawek przy tym manewrze i nieumiejętność przestrzegania nale ytych procedur w sytuacjach nadzwyczajnych doprowadziły do tego, e jej maszyna runęła do oceanu". Kilka miesięcy przed katastrofą, w kwietniu, latająca ciotka chybiła, usiłując wylądować na lotniskowcu. Nie odsunięto jej od lotów, mimo e na jej osobistej liście awarii kwietniowy wypadek był ju siódmy z kolei. Nie odsunięto jej z przyczyn politycznych: dowództwo obawiało się nacisków feministycznych lobbystek. Wielu oficerów znało prawdę o przyczynach katastrofy, ale zachowali milczenie, biorąc pod uwagę polityczny wyd więk sprawy. Chodzi o to, e wcześniej politrucy z Komitetu do Spraw Kobiet (na jego czele stoi pełny admirał!) wydali zalecenie: odsunąć i bez litości zwalniać ze słu by oficerów, którzy utrudniaj ą realizację polityki fe-minizacji wojska. To, do czego prowadzi niezgoda z „linią partii", świetnie ilustruje przykład podpułkownika Kenneta Carchuffa. 26 lipca 1994 roku został on rekomendowany przez dowództwo do awansu. W jego aktach personalnych mo na było przeczytać następujące opinie: „nieprzeciętny szef departamentu", „znakomity i odpowiedzialny urzędnik", „nieograniczony potencjał". Sześć tygodni pó niej Kenneta z hukiem wyrzucono z wojska. Na podstawie zarzutów politycznych. W prywatnej rozmowie ze swoim dowódcą Kennet rzucił zdanie, e jego wiara (jest chrześcijaninem) ka e mu wątpić w to, czy kobiety powinny brać udział w działaniach wojennych. Dowódca Kenneta uznał, e nie mo na tego „ględzenia" pozostawić bez konsekwencji, i doniósł, gdzie trzeba (a mo e nawet dowódca pomyślał, e Kennet jest prowokatorem i sprawdza jego prawomyślność, więc doniósł do Komitetu pierwszy? Bóg jeden wie...).

218

ołnierz Jane

Jednym słowem, napisał dyskredytującą opinię o „niezdolności do obiektywnej oceny kobiet - członków naszego pododdziału śmigłowców bojowych", i chłopaka kopnięto kolanem w zadek. Wraz z jego chrześcijańskimi poglądami. Podczas jednej z wojen w Zatoce Perskiej, które USA prowadzą tam z godną podziwu regularnością, złamano karierę tak e trzem innym mę czyznom - bojowym lotnikom. Ich wina polegała na tym, e śpiewali satyryczne kuplety dotyczące prezydenta Busha, wiceprezydenta Danfortha Quayle'a i pani kongresmen Patricii Shroeder. Prezydenta i wiceprezydenta lotnikom wybaczono. Ale za kpiny z Pat Schroeder zostali surowo ukarani. Poniewa Pat jest radykalną feministką. A szaleńcy nigdy nie wybaczają.

Wróg u bram

Wróg u bram

Jak powinien się zachowywać i co ma robić władca kraju, kiedy spada przestępczo ć? My lę, że jak już poskacze sobie trochę z radoci, winien wygłosić o wiadczenie dla prasy o tym, że pod mądrym kierownictwem jego rządu zostały osiągnięte niezwykłe sukcesy... ble-ble-ble. Tak pewnie postąpiłby Tony Blair, gdyby w Wielkiej Brytanii zaobserwowano spadek w zakresie jakiegokolwiek rodzaju przestępstw... poza tym jednym. Spadł procent zabójstw? wietnie!... Coraz mniej ludzi siedzi za rabunki na ulicach? Dołożyli my wszelkich starań!... Mniej ludzi trafia za kratki za gwałt niż dziesięć lat temu? No, to ju/, niedobrze. To nawet bardzo źle, ponieważ gwałt we współczesnym zachodnim wiecie to nie sprawa kryminalna, lecz polityczna. Albowiem, zgodne z tezą feministki teoretyczki Marilyn French, mężczyzna nic może nie gwałcić, ponieważ w ramach patriarchatu gwałt to standardowe narzędzie utrzymania władzy mężczyzn nad kobietami. A kiedy drapieżnikowi stanie się na ogon i zapędzi do kąta, musi się odgryzać i sprzeciwiać ze szczególną w ciekło cią (wujaszek Joe miał podobną teorię dotyczącą nasilania się walki klasowej wraz z postępami w budowaniu nowego, sprawiedliwego społeczeństwa). Czyli że walka musi się zaostrzać... Atu nagle w realnej rzeczywisto ci dzieje się co takiego, co w żaden sposób nie zgadza się z teorią. Tym gorzej dla rzeczywisto ci!... Mało gwałcicieli? Trzeba lepiej szukać! Wsadzać ich więcej! Wróg jest wszędzie! No i co miał zrobić biedny Blair w takiej sytuacji? Nie mógł przecież wezwać angielskich mężczyzn, żeby się trochę bardziej postarali i przeprowadzili kampanię masowych gwałtów - po to, by wykonać plan aresztowań. Ale mógł obiecać feministkom, że przepro-

220

wadzi takie zmiany w prawie, które będą rozszerzały pojęcie „gwałtu" (na przykład za gwałt można by uznawać jakikolwiek akt seksualny z „ofiarą", je li wypiła ona poprzednio z „przestępcą" choćby trochę alkoholu). Mógł, więc obiecał. Ale feministki żądały ponadto, żeby - zanim zostanie wszczęte postępowanie wyja niające albo ledztwo - zaraz po złożeniu przez kobietę o wiadczenia o gwałcie oskarżany przez nią mężczyzna podlegał aresztowaniu. Tak jak to się dzieje w demokratycznej, wolnej Ameryce... Po tym, jak teza Marilyn French dotarła do wiadomo ci zachodnich społeczeństw, prawodawstwo amerykańskie zwróciło się frontem do kobiet. A do mężczyzn - sami rozumiecie... W roku 1997 została przyjęta ustawa „O zapobieganiu przemocy wobec kobiet". Zniosła ona w przypadku tego rodzaju przestępstw (gwałtu) i w stosunku do tego rodzaju sprawców (mężczyźni) zasadę presumpcji niewinno ci. Nie stało się to od razu, lecz było rezultatem długotrwałego przygotowania ideologicznego, w efekcie którego feministki zakodowały w podatnej społecznej wiadomo ci my l, że „kobieta nie może kłamać, kiedy sprawa dotyczy gwałtu". Co automatycznie zdjęło z kobiet odpowiedzialno ć za nieuzasadnione oskarżenie. Gwoli sprawiedliwo ci należy odnotować, że nie każdy donos złożony przez żonę kończył się dla męża wyrokiem więzienia. Ale ta sama sprawiedliwo ć wymaga, by powiedzieć, że wielu siedzi wyłącznie na podstawie oskarżenia słownego. Jeżeli doniesienie o gwałcie pisze kobieta, oskarżając swojego znajomego, to jej nazwisko jest utrzymywane w tajemnicy - działa tu żelazne prawo anonimowo ci ofiary. Które nie dotyczy oczywi cie „przestępcy" -jego nazwiskiem prasa może sobie wycierać gębę od chwili wskazania go jako gwałciciela aż do procesu sądowego. Je li podczas rozprawy okaże się, że doniesienie było nieuzasadnione, to znaczy, że mu się udało. Winna oszczerstwa nie ponosi za swoje pomówienie żadnej odpowiedzialno ciŚ po prostu się pomyliła, co po221

Część III. Do podstaw! A potem?

kręciła. Tym bardziej że nietrudno się pomylić: przecież pamiętamy, że „słowo to też gwałt"... Jako że nie działa presumpcja niewinności, od razu po sygnale do organów ścigania mężczyzna pozbawiany jest prawa do mieszkania we własnym domu i nie może się zbliżać do żony bliżej niż na określoną w metrach odległość. Tak naprawdę wyrzucają człowieka na ulicę, gdzie powinien przebywać przez kilka miesięcy, do czasu rozpoznania jego sprawy. I na dodatek w związku z niestosowaniem zasady domniemania niewinności to właśnie na niego spada obowiązek dowiedzenia w sądzie, że nikogo nie gwałcił. Fakt, człowiek ma proste wyjście - przyznać się do winy. Wtedy automatycznie dostaje zezwolenie na mieszkanie z własną rodziną, może wrócić do domu, ale jako że „winny" musi zostać ukarany, zmusza się go do odbycia „kursów wychowawczych" - takich samych jak uniwersyteckie treningi wrażliwości, tylko trwających kilka tygodni. Po takim kursie przez rok pozostaje pod specjalnym nadzorem policji. Tyle że podczas tego „okresu próbnego" wystarczy jeden telefon żony na policję, żeby facet automatycznie trafił do więzienia. Taka praktyka stosowana jest w kilku stanach USA, w Kanadzie, Australii i w Nowej Zelandii. Czy trzeba dodawać, że w takich warunkach telefon stał się jednym z narzędzi dyktatury żon? Jeden telefon i trafiasz na ulicę albo do pierdla: w niektórych stanach, na przykład w Kalifornii, aresztowanie męża jest automatyczną konsekwencją takiego telefonu, przy czym prawo (przyjęte pod presją feministek) zostało skonstruowane tak, że po zgłoszeniu gwałtu nie można zatrzymać postępowania, nawet gdyby kobieta chciała cofnąć oskarżenie. Pociąg odjechał: oskarżenie podtrzymują wówczas „kompetentne organy". Feministki doradzaj ą kobietom, aby po aktach gwałtu się rozwodziły. Po rozwodzie dom i dzieci przekazywane są kobietom. Mężczyźnie pozostaje tylko prawo do płacenia alimentów i spłacania kredytu za dom. I będzie płacił - choćby małżonkowie nie mieli dzieci - żonie do końca życia: żeby rozwód nie spowodował pogorszenia jej warunków bytowych.

222

Wróg u bram

Czy należy się dziwić, że pod działaniem takiego systemu małżeństwo staje się dla mężczyzny instytucją opresywną? I czy powinno dziwić, że niektórzy szczególnie reakcyjnie nastawieni „ciemięzcy" ośmielają się sądzić, że feminizm niszczy rodzinę, ponieważ zmusza wielu mężczyzn do rezygnacji z powtórnego (albo nawet pierwszego, jeśli mężczyzna potrafi się uczyć na cudzych błędach) małżeństwa?

Gwałt z włamaniem

Gwałt z włamaniem

Tucker Carlson, szef niewielkiej kablowej stacji telewizyjnej, „zawsze był przekonany, podobnie jak wszyscy dziennikarze, że w każdym skandalu seksualnym jest jakieś, choćby minimalne, ziarnko prawdy. Możliwe, że nie popełniono tego, co jest przedmiotem oskarżenia, ale coś tam na pewno się wydarzyło". Jednak życie zmusiło prawowiernego Anglosasa, z życzliwości!) odnoszącego się do feminizmu, aby zrewidował swoje poglądy. W roku 2001 pewna kobieta, której nigdy w życiu nie widział, oskarżyła go o gwałt, który miał miejsce w mieście, w którym nigdy w życiu nie był. Tucker stracił na adwokatów 14 tysięcy dolarów i dowiódł, że jest niewinny. Okazało się, że kobieta jest niespełna rozumu. Ameryka to taki wolny, demokratyczny kraj, w którym każdy psychol może podać cię do sądu i oskarżyć o gwałt. Jeśli tylko psychol jest kobietą, a ty mężczyzną. Znany dziennikarz John Fond został aresztowany na podstawie oskarżenia o gwałt wewnątrzmałżeński. Była to bardzo głośna sprawa. Złamała temu człowiekowi życie. Wcześniej Fond pisywał artykuły do prestiżowego „Wall Street Journal", ale wyrzucono go stamtąd natychmiast, jak został postawiony w stan oskarżenia: w przyzwoitym piśmie nie mogą przecież publikować wrogowie ludu. Teraz Fond pracuje w niewielkim pisemku, gdzie nie ma nawet etatu... Czy muszę mówić, że proces wygrał? W jego przypadku oskarżycielka te/ była nienormalna. Każdy może w Ameryce trafić na taką psychiczną albo szaloną. I życie będzie miał złamane bezpowrotnie. Zresztą feministki nie boją się łamania życia mężczyznom. Ponieważ mężczyzna jest immanentnie winny. Jak zauważyła feministka Catherine Comins: „Mężczyźni niesłusznie oskarżeni o gwałt mimo wszystko dostaj ą zasłużoną lekcję".

224

William Hetherington trafił do więzienia stanu Michigan za zgwałcenie byłej żony. To prosta historia: William się rozwiódł, wyjechał, po jakimś czasie wrócił. Pogodzili się z żoną i świetnie im było w łóżku. A potem żona, jak to się często zdarza w Ameryce, pyknęła donosik i mąż został aresztowany. Trafił do więzienia, bo nie umiał w sądzie dowieść, że żona zgodziła się na wszystko, co się stało. W czasie śledztwa nie znaleziono żadnych śladów przemocy seksualnej. Ale najwyraźniej dlatego, że „heteroseksualne relacje zawsze stanowią przemoc wobec kobiety" (MacKinnon), William ogląda niebo w kratkę. W tym samym Michigan pewien student uniwersytetu na jednym z forów internetowych pozwolił sobie na wypowiedź, że „oskarżenie o gwałt podczas randki może być nieuzasadnione". Nie wiem, czy podpisał się własnym nazwiskiem, zamiast użyć nicku, czy go namierzyli, ale dziekanat skierował do niego surowe ostrzeżenie - za wypowiedź stanowiącą „dyskryminujące prześladowanie kobiet" grozi kara. Musicie się zgodzić - wolność słowa to wspaniałe osiągnięcie!... Ale co my tu ciągle o Ameryce i o Ameryce. Wybierzmy się gdzie indziej! Kanada. Kanadyjski Sąd Najwyższy w swoich postępowych poszukiwaniach nie ustępuje amerykańskiemu. Przewentylowano tam przepisy związane z nieprzyzwoitością - wykonując głęboki ukłon w stronę feminizmu. Teraz wszystko, co feministkom wydaje się nieodpowiednie w porównaniu z ich pełnymi nienawiści do ludzi ideami, można uznać za nieprzyzwoite. Kanadyjski Sąd Najwyższy tak oto definiuje nieprzyzwoitość: dowolny materiał, który „podporządkowuje, degraduje i dehumanizuje". Trochę to nieprecyzyjne, ale każda tego rodzaju nieścisłość zawsze może zostać wyjaśniona przez odpowiedniego feministycznego eksperta. Po ogłoszeniu tego wyroku, nawet nie zwracając się już do sądu, kanadyjskie feministki zakazały przeprowadzania konkursu „Miss Canada". Komisarze w spódnicach zdejmują z anteny „seksistowskie"

225

Część III. Do podstaw! A potem?

materiały filmowe, szukają wrogów w biurach. Jak pisze umiarkowana feministka Bebbit Żrancis: „Ka dy art mo e być niebezpieczny. Jeśli mę czyzna opowiada w biurze anegdotę i którejś z kobiet to się nie spodoba, to mo e on mieć kłopoty. Ale jeśli, starając się uniknąć takich problemów, opowiada to samo koledze na ucho, to problemy będzie miał na pewno! Poniewa jego działania prowadzą do stworzenia «wrogiego otoczenia w pracy»... Byłoby najlepiej, gdyby w ogóle unikał przychodzenia do biura i został w domu, zajmując się dziećmi". Australia. Melbourne. Podczas tańca ze swój ą kole anką dyrektor miejscowej szkoły wy szej przypadkiem dotknął piersi partnerki. No i się doigrał... Sąd. Skandal. Bulwarowe gazety obrabiają go na wszystkie mo liwe sposoby. Pokazują tego „menta" we wszystkich kanałach telewizji. Po jakimś czasie wygrywa sprawę w sądzie. Przecie , kurczę, nie przypadkiem!... Ale ycie to dzban, z powrotem skleić się go nie da. Teraz nie jest ju dyrektorem, pracuje na niepełnym etacie (kto zna zachodnie realia, ten zrozumie, co to znaczy), i to na dodatek w dziedzinie w aden sposób niezwiązanej z jego dawną profesją. Nawet stara feministka Helen żarner, opisująca ten przypadek w swojej ksią ce, nie powstrzymała się od oceny współczesnego hunwejbinowskiego feminizmu: „pedantyczny, obłudny, bezlitosny". W rozmowie z Garaer jej młodsza kole anka i współtowarzyszka walki w taki oto sposób skomentowała ten przypadek: - No tak, facet nie zasłu ył na to, co się z nim stało. Jest niewinny, ale płaci za innych mę czyzn, którym udało się uniknąć kary. Zabawne, czasami człowiek niewinny lub nie do końca winny płaci za to, co zrobił ktoś inny. Znów Melbourne. Maj 1996 roku. Urzędniczka w banku (wściekła, a mo e po prostu karierowiczka) pisze donos o nikczemnych prześladowaniach ze strony swojego przeło onego. e niby głośno rzucał pod jej adresem seksualne uwagi.

226

Gwałt z włamaniem

Pierwsze posiedzenie sądu. Sądzi kobieta (ta to ju na sto procent wściekła). Zeznaje pierwszy świadek. Nie potwierdza, jakoby w biurze prowadzono podobne rozmowy. Wchodzi drugi. Równie nie potwierdza. Wchodzi trzeci. Nie potwierdza. Czwarty. Nie potwierdza. Piąty. Nie potwierdza. Szósty. Nie potwierdza. Siódmy. Nie potwierdza. Sądzia wydaje wyrok: winny! Nie na darmo mówi się o prawie kaduka... Luty 1997 roku. Kolejna rozprawa w sądzie wy szej instancji. Wszystko serio, nie jakieś tam dziecinne gierki: dwanaście posiedzeń, na których tym razem wysłuchuje się osiemnastu świadków. Ani jeden z nich nie potwierdził, e w biurze prowadzono tego rodzaju rozmowy. Staruszek sędzia, pamiętający jeszcze, co to jest praworządność, wydaje wyrok: no, nie jest winny, kurna, nic nie mogę zrobić!... Happy end? Tak, jeśli nie liczyć straconych na adwokatów 50 tysięcy dolarów, których facetowi nikt oczywiście nie odda. A tak w ogóle to rzeczywiście mu się udało. Poniewa australijski sędzia - Pat O'Shein - takiego bezsensownego wyroku nigdy by nie wydał. Poniewa jest feministą, i tego nie ukrywa. Pat prowadził podobną sprawę. Wtedy pięć bojowniczek miejscowej organizacji feministycznej dokonało aktu wandalizmu - zniszczyły tablicę reklamową, zupełnie zamalowując j ą farbą. Myślicie, e na tym billboardzie były jakieś gołe baby? Nawet gdyby tak, to jeszcze nie powód, eby „kruszyć kopie"... Ale chodzi o to, e na billboardzie znalazło się wyobra enie znanego tricku iluzjonistycznego - przepiłowywanie kobiety w skrzyni. „Jak mo na tak postępować z kobietą?!" - oburzyły się fanatyczki. Sędzia uwolnił je od wszelkich zarzutów, nazywając przestępcami... agencję reklamową- za to, e powiesiła plakat szkodliwy politycznie. Ale i tak Australia, chocia bardzo się stara, nie jest w stanie dogonić Ameryki. USA to bezsporny prawodawca feministycznej mo227

Część III. Do podstaw! A potem?

dy. W roku 2002 Sąd Najwyższy Kalifornii podjął uchwałę, że za gwałt można uznać nawet taki akt płciowy, na który kobieta wyraziła jasną i niedwuznaczną zgodę., jeżeli tylko w trakcie spółkowania kobieta nagle „zmieni zdanie". Oto historia Romea i Julii, opowiedziana na amerykańską modłę. John i Laura są rówieśnikami, mają po 17 lat. Jak przystało na dzieciaki w ich wieku, zajęli się seksem. I to na zasadach ukształtowanych pod presją feministycznej poprawności politycznej. To znaczy, że orni wyraźnie i niedwuznacznie, zgodnie z amerykańskim prawem, powiedziała „tak". Ale w trakcie Laura rzuciła takie zdanie: „Powinnam już iść do domu". Jak ujawniono podczas śledztwa, po tym komunikacie akt płciowy trwał jeszcze przez 90 sekund (ciekawe, jak udało się to wszystko ustalić?). Tak więc chłopak ma 17 lat. Burza hormonów. Jest w trakcie. Ona rzuca zagadkowe zdanie, że powinna iść do domu. Czy on może się zatrzymać? Albo choćby zrozumieć, co ona powiedziała - jeśli lo „coś" zostało rzucone tak niespodziewanie i brzmi niemal jak głos z innego świata? „Powinnam już iść do domu". Kiedy? Komu jest co winna? Po co? Właściwie to on nie ma nic przeciwko temu. Idź! Zaraz skończymy... Minuta czy dwie i tak nic nie zmienią. Po co się zresztą spieszyć? Co tam w tym domu, mleko ci ucieknie? Jak rozumiecie, chłopaka wsadzili... No dobrze, a gdyby powiedziała, że musi pomalować sufit? Bzykają się. Ona: „Muszę pomalować sufit". Co ma biedny zrobić w takiej sytuacji, żeby go nie zapuszkowali? Lecieć po farbę? A jeśli ona tuż przed samym jego orgazmem nagle oznajmia wyraźnie i niedwuznacznie: „Nie"? Ile facet ma jeszcze sekund, żeby sit; zatrzymać? Pięć? Trzy? Jedną? Trach!... Kiedy o komentarz w tej sprawie poproszono znaną dziennikarkę Kathleen Parker, napisała ona: „[...] kastracja amerykańskiego mężczyzny bliska jest finału, orzeczenie (Sądu Najwyższego Kalifornii)

228

Gwałt z włamaniem

jest absolutnie oczywiste: cokolwiek by mężczyźni robili, zawsze będą winni. Ducha naszych czasów trafnie wyraził 15-letni przyjaciel mojego syna: «Kobiety są dobre, mężczyźni - źli». John nie był winny gwałtu: jego wina polegała na tym, że jest mężczyzną. Gdybym była chłopcem, poszukałabym dla siebie innego kraju".

Jak im się to udało'?

Jak im się to udało?

Rzeczywiście, jak tym szalonym babom udało się podporządkować sobie cały świat? Jak rozpowszechniaj ą one to swoje szaleństwo? Jak grypę - drogą kropelkową? A może wytryskują ją z kropelkami śliny? Nie, towarzysze. Tak samo jak idee Lenina - za pomocą prasy. Liberalnej, demokratycznej prasy. Amerykańska inteligencja, która okopała się w mediach, z zachwytem przyjmuje wszelkie idee prowadzące do zniszczenia dawnych, przestarzałych, patriarchalnych, reakcyjnych sposobów życia. Jedna z podstawowych feministycznych tez rozkolportowanych przez prasę w amerykańskich mózgach brzmi: „Rodzina jest dla kobiety najniebezpieczniejszym miejscem". Aby rozpropagować ten ideologiczny slogan feministyczne sekciarki: - prowadzą wyspecjalizowaną propagandę; - wykorzystują zarówno wymyśloną przez nie same statystykę (patrz następny rozdział „Wysysające z palca"), jak i statystykę sztucznie zorganizowaną. Rozpatrzmy to po kolei. Wyspecjalizowana propaganda Jak można dowieść istnienia czegoś, czego nie ma? Zapytajcie Goebbelsa. Gdyby żył minister reichspropagandy, pokazałby to bez trudu na palcach. Ale ponieważ doktor Josef już dawno porzucił ten najlepszy ze światów, zwróćmy się po odpowiedź na to pytanie do doświadczonych amerykańskich wściekłych rodzaju żeńskiego. (Nie obruszajcie się, proszę, na to słowo, ilekroć go użyję. Nie należy myśleć, że nazywając radykalne uczestniczki płciowych walk „wściekłymi", zamierzam je obrazić. Nie, „wściekli" to bynajmniej nie wyzwisko, lecz ter-

230

min polityczny wzięty / historii Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Tak nazywano bardzo, bardzo oddanych swoim ideom bojowników rewolucji. Ale sami rozumiecie...) Jak więc uzmysłowić narodowi, że zalała go fala przemocy w rodzinie, czyli - tłumaczę dla jasności - przemocy mężczyzn nad kobietami? Najzwyczajniej: trzeba często i jednostronnie opowiadać o tym w gazetach. Zawsze o przemocy mężów nad żonami, nigdy na odwrót. Gdyby w gazetach pisano tylko o spadkach temperatury, absolutnie ignorując sytuacje odwrotne, po paru latach ludność byłaby przekonana, że globalne ocieplenie to mit i że nadciąga nowy okres lodowcowy. Ale powtarzalność opowieści i ich jednostronność nie wystarczy. Aby prawidłowo przygotować danie o nazwie „propaganda", trzeba bardzo sumiennie przestrzegać receptury. A konkretnie: w żadnym przypadku nie dodawać przyprawy o nazwie „uszczegółowienie". Za to koniecznie dodać nieco intensyflkatorów smaku o nazwie „uogólnienie". A zatem w żadnym przypadku nie wolno pisać, że w 96 procentach przypadków na śmierć biją swoje żony ludzie z dołów społecznych - alkoholicy, Murzyni, Latynosi, chorzy psychicznie, nielegalni imigranci, bezrobotni. Po pierwsze, to politycznie niepoprawne w stosunku do ubogich i potrzebujących pomocy, a po drugie, nie odpowiada postawionym celom. Dlatego należy pisać nie „bezrobotny Afroamerykanin", lecz „mężczyzna". W żadnym przypadku nie należy wspominać o kolorze skóry tego mężczyzny. I wtedy to, co wyprawiają kolorowi z marginesu, dotyczyć będzie wszystkich mężczyzn, w tym też grupy celowej - białych Amerykanów, którym udało się odnieść sukces życiowy - czego należało dowieść. Idźmy dalej. Jeśli opisywane jest jakieś przestępstwo, to zamiast słowa „przestępca" należy napisać „osoba narodowości kauka...", ups..., przepraszam, to chyba z innej bajki..., należy napisać „mężczyzna". Zapamiętaliście? Nie „przestępca", lecz „mężczyzna". I wtedy słowo „przestępca" będzie się czytelnikowi kojarzyć ze słowem „mężczyzna". Przestępca to mężczyzna. Nie kobieta.

231

Część III. Do podstaw! A potem?

Id my jeszcze dalej. Jak zauwa aj ą obiektywni badacze, zgodnie z regułami feministycznej propagandy w jednej publikacji (artykule, wywiadzie) nie nale y mieszać tematów - a głównie tematu przemocy w rodzinie i mał eństw lesbijskich. Dlatego e w heteroseksualnych parach pobicia zdarzają się pięciokrotnie rzadziej ni w lesbijskich. żdyby coś takiego wypłynęło, to propaganda całego ideologicznego nurtu feminizmu zostałaby skompromitowana. Swoim szkodzić nie wolno, jesteśmy jednością i mamy wspólnego wroga... I dalej. Jeśli w artykule pojawia się ogólny opis sytuacji, na przykład w materiale analitycznym dotyczącym przemocy w rodzinie, to opisując ofiarę, do słowa „kobiety" nale y dodać „i dzieci". Mimochodem. Silniej działa. Tematu dzieci nie nale y jednak w adnym razie podkreślać, poniewa wiadomo, e matki biją dzieci trzy razy częściej ni ojcowie. Znana feministka Robin Morgan - Goebbels w spódnicy - tak wyjaśniła genezę feministycznej propagandy: „Myślę, e demonizowanie i oczernianie mę czyzn w środkach masowej komunikacji to godny i stymulujący akt polityczny, poniewa uciemię ona klasa ma prawo do nienawiści wobec swojego ciemięzcy". To oczywiste, e tego rodzaju zmasowana propaganda nie mo e pozostać niezauwa ona. Sukces propagandy określa się na podstawie ewolucji poglądów w społeczeństwie. Oto przykład takiej reakcji: kilka lat temu ustawodawcy stanu Yirginia postanowili, e w aktach małeństwa wydawanych przez tamtejsze Urzędy Stanu Cywilnego nale y zamieszczać napis uprzedzający -jak na papierosach komunikat o szkodliwości palenia - młodych mę czyzn o niedopuszczalności przemocy nad dopiero co poślubioną oną. Poniewa najniebezpieczniejszym miejscem dla kobiety nie jest Harlem nocą, lecz własny dom. A głównym tyranem jest mą . Specjalna statystyka To chyba Mark Twain napisał, e są trzy rodzaje kłamstwa: zwykłe kłamstwo, nachalne kłamstwo i statystyka. ył dość dawno, bo ina-

232

Jak im się to udało?

czej na pewno dopisałby do tego wykazu jeszcze czwarty rodzaj - feministyczną statystykę. Jak się ją przygotowuje? Po pierwsze, u podstaw wymienianych przez feministki liczb mających potwierdzać przera ającą przemoc w rodzinie le ą samooskar- ycielskie zeznania mę czyzn. Przyznanie się do winy, jak pamiętamy, to królowa dowodów - pamiętamy, prawda?... Jako wariant: za akty przemocy feministki uznają_telefony jako akty komunikujące przemoc - wszystkie telefoniczne zgłoszenia na policję z informacją o przemocy. Chocia niemal 90 procent tego rodzaju zgłoszeń to bynajmniej nie informacje o gwałtach czy pobiciach, lecz komunikaty o kłótniach bez u ycia przemocy fizycznej, albo całkiem niezły sposób na to, eby dowalić mę owi. Po drugie, anonimowe ankiety. Tu się mo na rozhasać - da się przecie wykreślić jako nieprzydatne informacje o poszkodowanych podczas aktów przemocy mę czyznach (jest ich praktycznie tyle samo, ile poszkodowanych kobiet) i zostawić tylko dane o poszkodowanych kobietach. A jeszcze łatwiej w ogóle nie wpisywać do ankiet tego rodzaju „politycznie niesłusznych" pytań - dotyczących przemocy kobiet nad mę czyznami. Mo emy przecie zapytać mę czyzn w ankiecie, jak często biją swoje ony, a kobiety -jak często są bite przez mę ów. Po trzecie: informacje z „baboschronów". Ameryka ma taką instytucję publiczną - schroniska dla kobiet stanowiących obiekt przemocy w rodzinie. Baboschrony robią na pobitych kobietach pieniądze, więc im więcej kobiet uzna się za pobite, tym lepiej dla baboschronów. Jako e baboschrony są przeznaczone jedynie dla kobiet będących ofiarami mężczyzn, to dość oczywiste, jaką mo na z nich wyciągnąć statystykę. I jakich wyników na pewno tu nie otrzymamy... Oto zadziwiający przykład tego, kto trafia do statystyk ofiar. Wyobra cie sobie następującą sytuację: ona w obecności mę a opowiada obcym ludziom, jak zrobiła z niego rogacza. eby tego nie słuchać, mą ... nie, nie strzela jej w garnek, tylko po prostu wychodzi z pokoju. Rezultat jest taki, e ona trafia do feministycznych statystyk

233

Część III. Do podstaw! A potem?

jako ofiara przemocy, bo mąż ją „zignorował". To zdarzenie z Ameryki. A oto jak prowadzą swoje wyliczenia w Australii... Jakieś trzy czy cztery lata temu podgrzany tematem przemocy w rodzinie rząd Australii przeprowadził specjalne badania. Jego rezultaty były niezwykle zajmujące: za akt przemocy uznano nie tylko pobicie i groźby przy użyciu broni, ale też „pozostawienie broni palnej w dostępnym miejscu". A pojęcie „broni" obejmuje też „pistolety startowe i pistolety-zabawki". W innym tego rodzaju australijskim badaniu autorzy doszli do następującego wniosku: pojęcie „przemocy nad kobietą" powinno obejmować także przypadki, kiedy mężczyzna nie pozwala kobiecie na użycie samochodu albo każe jej jechać w określone miejsce. Za przemoc uważa się także, kiedy mężczyzna się oburza, gdy kobieta zbył długo gada przez telefon i w rezultacie przychodzą kosmiczne rachunki. Myślę, że nie trzeba już pytać, skąd w australijskich statystykach wzięły się dane o tym, jakoby co trzecia kobieta była ofiarą „przemocy w domu". W amerykańskich też... Radykalne feministki zalecają, żeby za przemoc uznać nie tylko obrazę słowną (a już tym bardziej klepnięcia, kuksańce i podszczypywanie), ale też ogólne dominowanie mężczyzny w rodzinie. W tym intelektualne. Ponieważ intelekt to cech;i samca, a samiec jest gwałcicielem. Jeśli więc pani, moja droga kobieto, przyszła ochota pokaprysić albo zamanifestować jakieś emocje czy zaproponować jakąś przyjemną głupotę, a on w odpowied/i chlasnął panią po szarych komórkach żelazną logiką, której nie umiała pani odeprzeć, to proszę śmiało dzwonić na policję: dopiero mu sii; dostanie! Ale czemu się tu dziwić, jeśli dyrektor Instytutu Przemocy Domowej w USA Lenore WalkeTpisze, że za pobitą uważa się każdą kobietę, „która ma poczucie, że została psychologicznie lub fizycznie pobita przez swojego mężczyznę". Oto prawdziwa historia. Kobieta rzuciła w męża szklanką. Trafiła go w głowę. Potem uderzyła go krzesłem. On nawet jej nie tknął.

Jak im się to udało?

Lenore Walker uważa, że w tej konkretnej sprawie kobieta jest bezpośrednią „ofiarą przemocy domowej", ponieważ jej agresja została sprowokowana przez męża: „Ignorował ją i pracował do późna, żeby awansować w pracy". I oto jeszcze jedna zdumiewająca opowieść. Kobieta Peggy Size postanowiła zabić męża. Po południu poszła na strzelnicę, żeby potrenować strzelanie. Wieczorem zastrzeliła męża, a w nocy udała się na dyskotekę. Dyrektor Instytutu Przemocy Domowej, która w sądzie była obrońcą Peggy Saze, twierdzi, że Peggy powinna zostać potraktowana jako ofiara przemocy domowej. Ponieważ jeśli mąż bije żonę, to jest winny, zaś jeśli kobieta zabija męża, to - winny jest on. Przewodnicząca Izby Adwokackiej stanu Massachusetts Aline Epstein skomentowała prawną sytuację mężczyzn: „Zupełnie niemożliwe jest już dzisiaj skuteczne reprezentowanie interesów mężczyzny, przeciwko któremu złożono gołosłowne oskarżenie o przemoc domową". I jeszcze jeden modny w USA temat - kazirodztwo. Ponieważ z teorii feminizmu wynika, że wszyscy mężczyźni są gwałcicielami, to immanentnie charakteryzująca ich skłonność do gwałtu powinna dotyczyć także dzieci. W zestawieniu z patologiczną miłością Amerykanów do freudyzmu teoria ta doprowadziła do skrajnego idiotyzmu. Stąd też zresztą biorą się te straszliwe przepisy karne i kampanie skierowane przeciwko dziecięcej pornografii. - Bez tego u nich teraz ani rusz - opowiadała mi amerykańska obywatelka rosyjskiej produkcji Maria Rieszetnikowa. - To obowiązkowy punkt programu. Jeśli jakiejś damie coś nie wychodzi w życiu, to znaczy, że ojczym w dzieciństwie gdzieś tam ją dotknął znienacka paluszkiem. Dziecięcy uraz psychiczny... Powstał cały przemysł psychoterapeutów-egzorcystów, którzy za niemałe pieniądze seans za seansem cofają swoich klientów w przeszłość, niemal do okresu niemowlęcego, pomagając przypomnieć sobie to, co nie miało miejsca, a co choćby w niewielkim stopniu przypominałoby kazirodztwo - seksualne zakusy rodzica w stosunku do

235

234

Część III. Do podstaw! A potem?

swojego dziecka. Przypomniałaś sobie? Seans był skuteczny! Oto skąd się wzięły wszystkie twoje problemy! Nie przypomniałaś? Jeszcze popracujemy, trzeba będzie się szarpnąć na kilka dodatkowych seansów... Tak naprawdę, statystycznie rzecz biorąc, problem kazirodztwa jest jeszcze mniej wiarygodny niż problem przemocy domowej. Odsetek relacji kazirodczych w społeczeństwie niewiele przewyższa odsetek kanibalizmu. Ale zastraszeni przez propagandę Amerykanie o tym nie wiedzą. Wydaje się im, że kazirodztwo otacza ich ze wszystkich stron. I zaczęli to wykorzystywać... Kiedy kobieta, usiłując rozwiązać problemy w swojej rodzinie, dzwoni na policję z powodu przemocy w domu, ma dwa warianty łgarstwa: może powiedzieć, że gwałcą (biją) ją albo dzieci. Jeśli o przyzwoitym obywatelu zaczyna się nagle mówić, że gwałci własne dzieci, to może sobie od razu strzelić w łeb. Ponieważ wokół oczernionego w taki sposób człowieka od razu tworzy się straszna pustka. Po prostu nie ma dokąd pójść. Wielu Amerykanów, nie czekając na uniewinniający ich proces sądowy, po prostu nie wytrzymuje presji społecznej i kończy życie samobójstwem. Nawiasem mówiąc, liczba mężczyzn popełniających samobójstwo po tego rodzaju oskarżeniu znacznie przewyższa liczbę kobiet popełniających samobójstwo na skutek realnego gwałtu. Nie zdziwiłbym się, gdyby wkrótce na murach pojawiły się napisy: „Spotkałeś feministkę - zabij ją!". Kartagina musi zostać zniszczona.

Wysysające z palca

Zresztą wściekłe nie muszą wcale specjalnie przygotowywać swoich naciąganych statystyk. Można po prostu wymyślać liczby. Działa tak samo. Jeśli przyjrzeć się uważnie amerykańskiej prasie, widać, że po kolejnych publikacjach i po kolejnych programach wędrują te same liczby-straszydła. Nigdy nie wiadomo, skąd się wzięły. Feministyczna propaganda wykorzystuje je setki razy, realizując zasadę „repetitio est mater studiorum" (powtarzanie jest matką nauki). To samo kłamstwo, powtórzone wielokrotnie i utrwalone w świadomości mas, staje się prawdą. „W telewizji mówili!..." Cała historia radykalnego feminizmu zajmuje nie więcej niż okres życia jednego pokolenia. Młoda dziewczyna, która w końcu lat sześćdziesiątych staje się adeptką nowej wiary, po trzydziestu latach, już jako dojrzała damulka, obejrzy się za siebie i widzi całą historię tego ruchu. Na niektóre z nich owo oglądanie się za siebie zadziałało zresztą otrzeźwiająco. Jak kiedyś Danton - nagle dostrzegły prawdę. A wokół już tylko gilotyny, gilotyny... Oto na przykład Christine Sommers. Kiedy już minął jej hunwejbiński amok, opowiada ciekawe historie. Sommers: „[...] współczesny feminizm to odmiana totalitaryzmu. U wielu młodych kobiet z feministycznych klik pojawia się zlepek dwóch czynników - upór łączy się z fałszywymi informacjami. W swoich sektach przyswajają one sobie katechizm uciemiężenia. Uczą je, że co czwarta kobieta jest ofiarą gwałtu, że kobieta zarabia tylko 59 centów na dolara zarobionego przez mężczyznę, że kobiety są maltretowane przez mężczyzn w dniu finałowych rozgrywek superbaseballa w niedzielę... To wszystko jeden wielki mit...".

237

Część III. Do podstaw! A potem?

Jeśli chodzi o finał baseballa, to bardzo trafna uwaga. To jedna z najgłośniejszych legend zrodzonych w Ahnenerbe feminizmu: jakoby podniecone kibicowaniem meczom transmitowanym przez telewizją krwawe samce zaczynają łupić swoje żony za byle co - na te zwierzęta jakiekolwiek widowisko zawierające element agresji działa jak czerwona płachta na byka!... Skąd się wzięła ta mrzonka? Mówi Christine Sommers: „Kilka lat temu feministyczne aktywistki rozpowszechniały wieści, jakoby w dniu finału superligi przemoc wobec kobiet wzrastała o 40 procent. W rezultacie NBC wyemitowała adresowany do mężczyzn spot apelujący, by zachowali spokój... „New York Times" zaczął nazywać ten dzień „dniem zgrozy". Jednak reporter Ken Ringle z „Washington Post" zrobił coś, co absolutnie nie pasuje do współczesnego medialnego biznesu skłonnego do szukania we wszystkim sensacji przeprowadził niezależne śledztwo i ustalił, że nigdzie nie prowadzono tego rodzaju badań, więc statystyki są wyssane z palca. Stuprocentowy wzrost przemocy w dniu finału superligi to mit". Mit wymyślony przez wściekłe. I takich mitów wściekłe mają mnóstwo w swoich dziewczęcych torebkach. Do tego samego fantazmatycznego zestawu należy liczba 150 tysięcy kobiet umierających rocznie na anoreksję. Feministki ciągle nią szermują. Wyobraźcie sobie tylko: co roku w USA umiera z głodu 150 tysięcy młodych dziewczyn! Morzą się głodem, żeby stać się atrakcyjniejszymi dla mężczyzn, bidulki! Nie ma przebaczenia dla tych potworów! 150 tysięcy ludzi rocznie... 4ll osób dziennie... 17 na godzinę horror. Jakiś pomór czy co? Co trzy i pół minuty umiera dziewczyna, która doprowadziła się do stanu szkieletu z Buchenwaldu, powodowana jedynie chęcią podobania się mężczyznom. Gdzie są te wszystkie dziewczyny? Przecież miesiąc, dwa przed śmiercią były jeszcze w stanie, choćby słaniając się na nogach, pokazywać się na ulicy. Dlaczego jednak ciągle widzimy tylko tłumy grubych, otłuszczonych na hamburgerowej diecie dziewuch? Gdzież są te przyszłe

238

Wysysające z palca

nieboszczki - zgrabne i klekocące kośćmi?... Niech ucieszą tubylczą ludność choćby kilkoma spacerami w miejscu publicznym!... Niestety! 150 tysięcy dystroficzek umiera cicho i niezauważalnie. Na strychach wysychają czy jak? Porównajmy: w straszliwie zagraconych przez samochody Stanach ginie w wypadkach samochodowych niecałe 50 tysięcy ludzi rocznie (na 250 milionów obywateli). W Rosji - 30 tysięcy (na 143 miliony ludności). Atu nagle 150 tysięcy - z głodu... Chyba wystarczy tylko trochę zdrowego rozsądku, żeby zrozumieć absurdalność tej tezy. Ale zdrowego rozsądku Amerykanie akurat nie mają za wiele. Ich relacje z liczbami są dość napięte, jankesi nie bardzo orientują się w elementarnej matematyce. Prawdziwa liczba ofiar tej choroby psychicznej - anoreksji - to 50-100 osób rocznie. Skąd się jednak wzięło te 150 tysięcy? Liczbę tę przytacza w głośnej książce „Wewnętrzna rewolucja" feministka Gloria Steinem. Przepisała ją z książki Naomi Wolf „Piękny mit". A Naomi z kolei „ściągnęła dane" od pewnej Joan Bromberg. Naród trójkowiczów... No dobrze, ale skąd ta liczba się w ogóle wzięła? I kto to jest ta Bromberg? Ciocia Bromberg to profesjonalna feministka z Uniwersytetu Cornell. Ciocia znikąd tego nie ściągnęła, ciocia jest uczoną, sama wymyśliła. Policzyła na palcach... No nie, po tym liczeniu na palcach Bromberg, jak przystało na solidną uczoną, zrobiła przypis - do Amerykańskiego Towarzystwa Anoreksji i Bulimii. Ale kiedy tam zadzwoniono i wprost o to zapytano, przewodnicząca Stowarzyszenia Diana McLean wzruszyła tylko ramionami: nie mamy takich danych - i w ogóle są one nierealne, sami pomyślcie - sto pięćdziesiąt tysięcy! Skąd?... Niemniej takie liczby hulają po świecie. Tłuste pożeraczki hamburgerów pragną wierzyć w coś dobrego... Powiedziałem, że są tłuste? O, przepraszam. Chciałem powiedzieć, że mają „problemy w utrzymaniu wymiaru poziomego" - czy coś takiego...

239

Część III. Do podstaw! A potem?

Feministki w ogóle lubują się w niewyobrażalnych rozmiarach najróżniejszych tragedii. Pamiętacie, Clintonowi jego feministyczne przyj aciółeczki podsunęły papier z liczbą 700 tysięcy gwałconych rocznie kobiet. Co godzina 80 sztuk! Tak naprawdę w połowie lat dziewięćdziesiątych za gwałt skazano około 10 tysięcy osób (dla porównania: w Rosji około jedną czwartą mniej). Na dodatek, co najzabawniejsze, zgłoszeń gwałtów było mniej więcej 90 tysięcy. To znaczy, że 8/9 owych „skierowań do odsiadki" stanowiły doniesienia fałszywe!... Czyli prawdopodobieństwo, że znajdziesz siew USA w sytuacji pomówienia o gwałt, jest półtora rażą większe niż to, że wpadniesz pod samochód. Ale mimo wszystko za cenę kilkudziesięciu tysięcy dolarów (wydanych na adwokatów) ośmiu na dziewięciu „gwałcicielom" udaje się uniknąć więziennych prycz. Może dlatego feministki agitują, by rozszerzyć pojęcie „gwałtu". Ich teorie za gwałt uznająjakikolwiek akt płciowy między kobietą a mężczyzną, nawet przy wyraźnej akceptacji partnerki, jeśli kobieta przedtem piła alkohol lub zażywała narkotyki; albo też jeżeli mężczyzna skłonił j ą do seksu za pomocą namowy lub obietnic. Kierując się tymi definicjami, feministki w ostatnich latach podwyższyły roczne normy gwałconych kobiet do liczby przewyższającej milion. To kolejna oczywista bańka mydlana. Ale feministki nadmuchują je za pieniądze podatników. „Nauki" genderowe, a w szczególności rozległe badania na temat molestowania seksualnego, były za czasów Clintona szczodrze finansowane ze środków Departamentu Edukacji. W samym tylko roku 1995 milion dolarów z budżetu został przeznaczony na kobiece sympozja na temat „szacunku do samej siebie", treningi w zakresie „równości płciowej" i rozpoznawania molestowania seksualnego. Interesujące, że z tej puli 90 929 dolarów stracono na badanie molestowania seksualnego w szkołach (kierowała projektem Nancy Stein), a 139 126 dolarów wydano na projekt zaproponowany przez niejaką Meryl Frosch. Ta „uczona" zamierzała przeprowadzić „badania przypadków molestowania seksualnego w przedszkolach".

240

Wysysające z palca

Zresztą wspomniana tu Stein od wielu lat specjalizuje się w poszukiwaniach wrogów ludu w instytucjach szkolnych i jest autorką terminu „genderowy terroryzm". Genderowi terroryści to uczniowie płci męskiej. W języku starego reżimu „boys". A oto jeszcze jedna historia z liczbami... W listopadzie 1992 roku na stronie Narodowej Asocjacji Badań Kobiecych pojawiła się sensacyjna informacja o tym, że według ostatniego raportu organizacji „Kobiecy Marsz" główną przyczyną wszystkich urazów porodowych jest bicie przez mężów i konkubentów brzemiennych kobiet. Christine Sommers przeczytała tę wiadomość i postanowiła przebadać to zagadnienie. Na początek zapytała znajomego pediatrę, czy pobicia ciężarnych kobiet mogą mieć wpływ na powstanie urazów porodowych u noworodka. Odpowiedział, że mogą być przyczyną poronień. Ale żeby urazów porodowych... Nigdy o czymś takim nie słyszał. Sommers dzwoni do „Kobiecego Marszu" i prosi o kopię badań. Dyrektorka Moren Corrie odpowiada, że o podobnych badaniach nigdy nie słyszała. A dziennikarze już na całego cytują nowy mit o zezwierzęceniu białych mężczyzn. Liberalna inteligencja, składająca się głównie z tych właśnie mężczyzn, z zachwytem przyklaskuje kolejnemu aktowi zdemaskowania ich samych (rewolucyjnemu terrorowi zazwyczaj bij ą brawo tylko ci, którzy na razie nie trafili na gilotynę, a w tym przypadku - ci, którzy na razie nie zostali oskarżeni o molestowanie seksualne lub gwałt). Poszukiwania źródła tej informacji doprowadziły donikąd: została wyssana z palca. I wszyscy pytani wskazują palcem na kogoś innego. Znowu bańka mydlana... Jako przykład dyskryminacji płciowej feministki lubią podawać takt, że kobiety zarabiaj ą niemal o połowę mniej od mężczyzn. Nie mam statystyk dotyczących XXI wieku, ale w końcu wieku XX amerykańskie kobiety w sytuacji, kiedy mężczyzna zarabiał dolara, dostawały 80 centów. Czyli bynajmniej nie dwa razy mniej.

241

Część III. Do podstaw! A potem?

„Ale 20 centów to też jest poważna różnica! - powiedzą feministki. - Dyskryminacja!" Nie, nie ma tu żadnej dyskryminacji. Kobiety zarabiaj ą mniej, bo mniej pracują. Kobiety mają po prostu krótszy tydzień pracy i w tym tkwi cała „nierówność". Proporcja l :0,8 wynika z podliczenia rocznych dochodów mężczyzn i kobiet wykonujących tę samą pracę i posiadających analogiczne kwalifikacje. Jeśli natomiast porównać w takiej samej sytuacji płace za godzinę pracy, to cała „dyskryminacja" od razu ginie. Arytmetyka jest prosta: mniej godzin pracy, mniej pieniędzy. Ale za to jest powód do jęków o dyskryminacji... A dlaczego mężczyźni zajmują znaczącą większość stanowisk kierowniczych? Ano dlatego, że kto więcej pracuje, kto nie zważa na wolne dni i wieczory, ten prędzej awansuje. Kobiety nie bardzo się do tego garną. Ale dzięki temu mają powód do jęków o dyskryminacji... Poza tym kobiety rodzą i potem karmią piersią, co prowadzi do większych przerw w pracy. Co skutkuje z kolei utratą kwalifikacji. Kobiety wolą stracić kwalifikacje niż dziecko. Ale za to dają feministkom powód do jęków o mitycznej teorii szklanego sufitu...

Przejrzały! Mówiąc o tych, które przejrzały, jak na razie wspomniałem tylko o Christinie Sommers. A przecież nie tylko jej zbiera się na wymioty na widok feministycznego młodniaka. Takich jak ona jest mnóstwo. Nie mogę nie udzielić im głosu - tym, które mają za sobą bojowe szlaki wojny płciowej, pokryte kurzem wycieńczających wypraw na tereny, gdzie diabeł mówi dobranoc, które wystrzępiły sobie rozdwojone języki w niekończących się dyskusjach... Im, ale też ich współwyznawcom - dziennikarzom. W tym przypadku nie ma znaczenia, kogo cytujemy, ważne jest natomiast, że wszyscy cytowani żyją w tym kraju, czyli znajdują się wewnątrz tego świata i dzięki temu są kompetentnymi obserwatorami. Melanie Phillips: „Mężczyźni na uniwersyteckich kampusach żyją stale zagrożeni genderową inkwizycją, kiedy na przykład wychodzą z dziewczyną na kolację... Można odnieść wrażenie, że oto ogłoszono otwarcie polowań na mężczyzn. Jedno z drugim nie miało oczywiście nic wspólnego, ale następnego dnia po ogłoszeniu przez rząd, że mężczyźni są okrutnymi bestiami, poinformowano o wprowadzeniu jeszcze bardziej surowych restrykcji wobec nieodpowiedzialnych byłych mężów - zreformowano prawo dotyczące alimentów, które traktuje wszystkich niemieszkających w domu ojców jak osoby nieodpowiedzialne, niezależnie od tego, że niektórzy z nich mogą być ofiarami destrukcyjnych zachowań kobiet". Francis Babbit: „W dzisiejszych czasach w krajach anglojęzycznych feministyczna teoria prawa zdąża do wykastrowania podstaw całego systemu prawnego i bezstronności sądów... Feministyczna prawniczka Catharine MacKinnon manifestacyjnie odrzuca ogólną zasadę prawa, którą traktuje ona jako «konceptualną nieadekwatność teorii prawnych wobec społecznej rzeczywistości męskiego seksualnego nastawienia do kobieto. Prawo cywilne mogłoby rozpatrywać seksual-

243

Część III. Do podstaw! A potem?

na przemoc jako osobistą obrazę, nie zaś jako systemowe prześladowanie kobiet jako płci. Ale MacKinnon i jej feministyczne kohorty żądają, żeby określenie sexual harassment oznaczało akt dyskryminacji płciowej. Rodzi to problem, jak traktować molestowanie seksualne. Amerykańska feministyczna Narodowa Organizacja Kobiet określa je tak: «Jakiekolwiek powtarzające się lub niepożądane seksualne zachowanie, poniżające seksualnie wypowiedzi, seksualnie dyskryminujące uwagi, które stwarzają sytuację dyskomfortu lub poniżenia». Przy tak szerokiej definicji nie może dziwić oświadczenie feministek, że 85 procent kobiet w jakimś momencie swojego życia poddawanych było molestowaniu seksualnemu w miejscu pracy. Można to porównać do zastąpienia ograniczenia prędkości przepisem, zgodnie z którym można zostać ukaranym mandatem za dowolną prędkość podczas jazdy na terenie zabudowanym, jeśli tylko powoduje ona jakikolwiek dyskomfort mieszkańców. Znany jest charakterystyczny przypadek w Australii, kiedy pracownica złożyła oświadczenie o dyskryminacji płciowej, ponieważ nie powołano jej na stanowisko kontrolera lotów. Nie zdała egzaminu wymaganego do pełnienia takiej funkcji. Egzaminy wykazały, że jej praca mogłaby doprowadzić do kolizji samolotów w powietrzu. Mimo to oświadczyła, że niekorzystny dla niej wynik egzaminu jest rezultatem dyskryminacji płciowej i «wrogim nastawieniem w pracy». Łatwo dostrzec w stanowisku feministek brak logiki. Z jednej strony twierdzą one, że nie ma żadnych różnic między płciami i że jakakolwiek nierówność jest płodem dyskryminacji. Z drugiej - utrzymują, że żarty w miejscu pracy są różnie odbierane przez mężczyzn i przez kobiety. Oświadczając, że kobiety i mężczyźni są tacy sami, feministki równocześnie głoszą, że kobiety różnią się od mężczyzn, ponieważ są lepsze, i gdyby kobiety doszły do władzy, to żylibyśmy w świecie, w którym bardziej dbano by o człowieka i lepiej rozumiano jego potrzeby... Takim samym przestępstwem ze strony mężczyzny jest powiedzieć o kobiecie, że jest «słodka», «maleńka», jak nazwać ją «suką»,

244

Przejrzały!

Za użycie każdego z tych słów mężczyzna może być ukarany, jeżeli się one kobiecie nie spodobają z przyczyn subiektywnych: kryterium stanowi nie to, co mężczyzna powiedział, lecz to, co kobieta poczuła". Eva Soddi: „Mężczyźni bywaj ą często aresztowani w miejscu pracy lub po pracy na progu własnego domu, kiedy nadaremnie usiłują otworzyć drzwi wejściowe, w których został zmieniony zamek. Nakłada się im kajdanki na oczach współpracowników albo sąsiadów, wystraszonych dzieci i uśmiechniętych żonek, i odwozi bez żadnego wyjaśnienia do więzienia... Mogą zostać uwolnieni, jeśli obiecają, że nie będą się kontaktować z żoną i dziećmi ani zbliżać się na określoną odległość do domu lub tych miejsc, w których żona i dzieci mogą się pojawić. Jeśli taki ojciec przypadkiem zobaczy dzieci na ulicy, musi przejść na drugą stronę... Równocześnie... jak dawniej są odpowiedzialni finansowo za utrzymanie domu, do którego nawet nie wolno im się zbliżać... Po rozwodzie, jeśli im się uda, przyznają im czwartą część dochodów, ale może się też zdarzyć tak, że suma zobowiązań na podstawie różnorodnych rozporządzeń, wydawanych niezależnie przez różne organy państwa, przekroczy cały [kursywa - A.N] ich dochód. W zeszłym roku w Ottawie w Kanadzie kobieta rozzłościła się na męża i zadzwoniła na numer 911. Policja przyjechała błyskawicznie, mąż został odstawiony do aresztu i otrzymał wszystkie stosowane w takich przypadkach zakazy. Był bez grosza, więc nocował w kotłowni jakiegoś domu. Jednak jego żona miała problem: jedno z dzieci powinno zostać poddane operacji, dlatego potrzebowała pomocy. Nie ma problemu! Mężowi zezwolono na przychodzenie do domu i sprawowanie opieki nad dziećmi, kiedy żony nie było w domu, a po jej powrocie musiał wracać do tej swojej kotłowni... Dziesięć miesięcy później mąż został uwolniony od zarzutów i mógł wrócić do domu i ponownie tam zamieszkać. Możliwe, że dopóty, dopóki żona znów zdecyduje się zatelefonować".

Publiczny dom nietolerancji

Publiczny dom nietolerancji

Jako e cała Ameryka jest zastraszona męską przemocą, to wszę-dzie rozrzuca się ulotki, na których tłustym drukiem podaje się do wiadomości numer telefonu do najbli szego baboschronu. Te strzępy papieru w alarmującym ółtym kolorze mo na znale ć na ulicy, w kinie, w sklepie, w autobusie... Ulotka nie zawiera adresu. A to dlatego, e baboschrony to organizacje tajne - w pełnym tego słowa znaczeniu. Ich adresy nie są ujawniane. - Byłam w jednym takim schronisku - opowiadała mi Ada Baskina. -Ale ile mnie kosztowało, eby tam dotrzeć! Adres jest absolutnie tajny, osoba postronna nie ma prawa ich odnale ć. Procedura, jaką trzeba pokonać, eby się tam dostać, jest następująca. Kobieta najpierw dzwoni. Ktoś czeka na nią w samochodzie w umówionym miejscu i odwozi ją do tajnej siedziby. Całkiem jak ochrona świadka koronnego w procesie przeciwko mafii. Tylko rolę mafii w tym przypadku pełnią mę czy ni. W Ameryce działa potę ny przemysł pomocy społecznej. W adnym szpitalu cię nie zoperują, jeśli ąiejnasz ubezpieczenia. Ale obrona przed „męską przemocą" - na to zawsze mo esz liczyć. Poniewa lekarzowi płaci sam pacjent albo firma, w której jest ubezpieczony, a najró niejszym obrońcom - bud et samorządów, sponsorujące te działania korporacje, drobni ofiarodawcy. Występowanie w czyjejś obronie jest bardzo korzystne! Oto wstrząsająca historia o tym, jak „obroniono" pewną kobietę... Cała sprawa zaczęła się od tego, e mą bohaterki kiedyś po przyjściu do domu, będąc na gazie, nawrzeszczał na onę. Nie bił. Po prostu wydarł mordę, bo nie spodobało mu się coś, co ta wygadywała. Wszystko działo się na ganku, niemal na ulicy. Przypadkowy przechodzień zadzwonił pod numer 911 z informacją, e pod takim a takim adresem ma miejsce przemoc.

246

Policja sprawdziła w bazie danych ten adres i stwierdziła, e mieszkające tam mał eństwo ma dzieci, więc po wizycie w tym domu zawiadomiono DSS (Departmnet of Social Sendces - Departament Słu by Społecznej), chocia dzieci ta przypadkowa kłótnia małonków w aden sposób nie dotknęła. 16-letniego syna nie było w domu (był na jakimś wyje dzie), a 7-letnia córka podczas incydentu spała na piętrze i nic nie słyszała. Niemniej sygnał został wysłany. I po jakimś czasie na progu domu pojawiła się pracownica Departamentu. Poradziła „pobitej kobiecie" treningi psychologiczne w organizacji społecznej „Dom Niezale ności" - w miejscowym baboschronie. Bohaterka w przystępnych słowach wyjaśniła pracownicy Departamentu, e nie jest adną pobitą kobietą, e mą bynajmniej nie rządzi jej yciem, e nie rządzi tak e jej pieniędzmi, e stary konflikt ju dawno został zapomniany i e jeśli będzie potrzebowała pomocy, świetnie wie, jak się wybiera numer 911. Usłyszawszy to wszystko, pracownica Departamentu, dokładnie według poradnika metodycznego do pracy z pobitymi kobietami, odnotowała w swoim notatniku - „kobieta w stadium negacji". Następnie przez kilka miesięcy przychodziła do naszej bohaterki i namawiała ją do odbycia treningów w „Domu Niezale ności". Kobieta odmawiała. I za ka dym razem po takiej wizycie opiekunka społeczna z DSS uzupełniała jej dossier. Teczka puchła coraz bardziej. Pewnego razu podczas kolejnej wizyty opiekunki nasza bohaterka powiedziała, e poza tym jednym incydentem, kiedy to mą na nią nakrzyczał, zawsze odnosił się do niej bardzo dobrze, e się kochają i nie mają zamiaru się rozwodzić. Pracownica DSS wysłuchała tego wszystkiego i zapisała w dossier: „Broni krzywdziciela, wymaga leczenia". A następnie zaczęła skar yć się na swojego byłego mę a, mówiąc, e te „u ywał przemocy". Bohaterka wysłuchała wyznań opiekunki społecznej i powiedziała, e jej sytuacja jest, dzięki Bogu, całkiem inna. e jej relacje z mę em są świetne, e on bynajmniej nie stosuje przemocy. W odpowiedzi ta wsunęła do ręki naszej bohaterki „service-plan" - wezwanie do

247

Część III. Do podstaw! A potem?

odbycia specjalnych treningów psychoterapeutycznych w „Domu Niezale ności", które pomogą „obni yć poziom negacji" i „podnieść poczucie własnej godności". Kobieta westchnęła i jeszcze raz cierpliwie wyjaśniła, e nie chce brać udziału w praniu mózgów. Opiekunka społeczna wzięła długopis i napisała w swoich notatkach: „Mą ją kontroluje i izoluje". Wszystko to osiągnęło ju wymiary paranoi. Następnie urzędniczka porozmawiała z dziećmi. Dzieci powiedziały jej, e ich rodzina jest fajna, e rodzice nie stosują wobec nich przemocy. I e nie boją się ojca. Po tym wszystkim w notatkach znalazł się zapis: „Cała rodzina yje w strachu przed mę em i ojcem i odrzuca go". Podczas kolejnej wizyty pracownicy socjalnej, odpowiadając po raz tysięczny na te same pytanie, nasz bohaterka spróbowała zajść ją od innej strony - zwróciła jej uwagę, e w miasteczku wszyscy zna ją i szanują jej rodzinę. I e dom znajduje się przy głównej ulicy mia steczka, e tu obok są posterunek policji, sąd, stra po arna. Nie by łoby więc jak ukryć krzyków, awantur i innych znaków przemocy. Niech więc lepiej pani opiekunka społeczna nie zajmuje się przele waniem z pustego w pró ne, tylko znajdzie sobie jakiś prawdziwy pro blem. Boleśnie zaciskając usta, opiekunka napisała w swoich notat kach: „Przemoc domowa trwa nadal”. Nie, ta idiotka z DSS bynajmniej nie była złośliwa ani nie miała złych zamiarów. Po prostu starannie przestudiowała poradnik instruujący, jak pracować z pobitymi onami. A te porady są przygotowane w taki sposób, e nie dają ofierze adnej szansy na wyrwanie się z zaklętego kręgu: kiedy kobieta twierdzi, e ją biją, to znaczy, e nale y natychmiast odizolować ją od mę a i umieścić w baboschornie i/lub wystawić mę owi zakaz zbli ania się (czyli wyrzucić go na ulicę). Jeśli zaś kobieta twierdzi, e mą jej nie bije, to znaczy, e ma „syndrom negowania zarzutów", czyli e jest zastraszona przez mę a i w związku z tym nale y postąpić podobnie - wywie ć ją do baboschornu na pranie mózgu, eby „obni yć próg negacji".

Publiczny dom nietolerancji

A tymczasem prześladowanie naszej Bogu ducha winnej bohaterki nasilało się. Kolejne damy z DSS dzwoniły do niej, przyje d ały do domu i namawiały na spotkanie na neutralnym terenie, eby mo na było „spokojnie porozmawiać". Potem zaczęły się bezpośrednie gro by... Pewnego razu zadzwonił pracownik Departamentu Opieki Społecznej i powiedział, eby kobieta natychmiast zgłosiła się do sądu i odebrała wystawiony na mę a zakaz zbli ania się. Cierpliwość bohaterki nie wytrzymała tej próby, uprzejmie posłała urzędników do określonej mąci i powiedziała, e jej ycie rodzinne to jej prywatna sprawa i eby się od niej odczepili. Jak e strasznie się myliła! ycie rodzinne w Ameryce od dawna nie stanowi niczyjej prywatnej sprawy. Do tego samego zresztą nawołuje w Rosji Masza Arbatowa. Jedna z jej ulubionych tez ukradzionych kole ankom zza Oceanu brzmi: „Trzeba doprowadzić do tego, by to, co osobiste, stało się publiczne, jak w cywilizowanych krajach"... Ledwie nasza bohaterka odło yła słuchawkę, kiedy telefon zadzwonił powtórnie. Ten sam głos uprzedził, e jeśli nie we mie z sądu zakazu i nie wyprowadzi mę a z domu, to odpowiednie słu by zabiorą jej dzieci. Co było robić? Poszła. W sądzie stawiła się wraz z mę em. Sędzia się zdziwił i powiedział, e po raz pierwszy widzi coś takiego - eby mał onkowie przychodzili razem po tego rodzaju dokument. Bohaterka wyjaśniła mu, e jest prześladowana przez DSS. Sędzia zmarszczył się i przyznał, e sam nie jest zachwycony dyktaturą tej instytucji dotyczącą te jego własnego sądu. Je eli jednak nie wyda nakazu, to naszą bohaterkę zamęczą. I wydał zakaz na rok. Odebranie zakazu bynajmniej nie uratowało bohaterki od kidna-pingu. Na odwrót, ze strony DSS był to tylko chytry manewr! Potem, kiedy ju , nie bacząc na nic, pracownicy DSS ukradli naszej bohaterce córkę i zamknęli ją w przytułku, wymachiwali tym nakazem w sądzie jak atutową kartą: widzicie, sama prosiła sąd, eby wysiedlić gbura z domu! W domu panowała niezdrowa atmosfera!... Ale nie uprzedzajmy wypadków.

249

248

Część III. Do podstaw! A potem?

Po kilku miesiącach (!), kiedy nasza bohaterka zapomniała ju o całej tej historii, do jej domu weszły dwie surowe damy z Departamentu SS. Zachowując absolutnie nieprzystępny wyraz twarzy, oświadczyły, e właśnie będą ratować kobietę - powinna ona jedynie wziąć węzełek ze swoimi rzeczami, zabrać dzieci i natychmiast udadzą się, jak wyraziły się esesmanki, „w pewne tajemnicze miejsce". Proszę się nie bać, powiedziały, nie pozwolimy się pani kontaktować z nikim z dawnego otoczenia. Nikt pani tam nie znajdzie! -A jeśli pani się nie podporządkuje, nasz wydział prawny rozpocznie procedurę zmierzającą do odebrania pani dzieci. Rozmowie tej przysłuchiwał się 16-letni syn bohaterki. Powiedział esesmankom, e jeśli zabiorą 7-letnią dziewczynkę, ona przypłaci to silnym urazem psychicznym, poniewa jest bardzo przywiązana do rodziców. W tym akurat momencie córeczka wróciła ze szkoły. Widząc obce ciotki, schowała się za mamę. Była tak wystraszona, e nawet nie chciała następnego ranka iść do szkoły. Mama uspokoiła ją 1 powiedziała, e tata i mama bardzo ją kochają i nikomu, ale to nikomu jej nie oddadzą. Dziewczynka została porwana ze szkoły. Aresztowano ją w klasie w czasie lekcji i zamknięto w izbie dziecka. - Teraz, kochanieńka, będzie pani chodzić do „Domu Niezale ności", bo inaczej nie zobaczy pani swojego dziecka! - cieszyły się pracownice SS. Bohaterka musiała się ukorzyć. Od tej chwili właściwie podlegała stałemu nadzorowi. Co tydzień musiała zgłaszać się do organizacji społecznej zwanej „Domem Niezale ności". Ka da bumelka dokładałaby jej punktów karnych i zmniejszała szansę na spotkanie z córką. W jej aktach odnotowano zresztą, e zwróciła się do praczek mózgu z własnej inicjatywy. Kobiety przychodzące na zebrania „pobitych kobiet" w „Domu Niezale ności" były według bohaterki „przede wszystkim owładnięte psychozą, neurotyczne i mściwe". Większość z nich rozwiodła się 7-8 lat wcześniej, ale nadal regularnie przychodziły do baboschronu. „Były na tyle fanatyczne i owładnięte manią prześladowczą, e po pro-

250

Publiczny dom nietolerancji

stu się ich bałam - opowiadała bohaterka. - Niektóre kiwały się, siedząc na podłodze, i lekko jęczały, inne, zwinięte w pozycji embrionalnej, głośno krzyczały w czasie całego zebrania". Tak naprawdę doprowadzenie kobiet do stanu otępienia było właściwym celem sekty pod nazwą „Dom Niezale ności". Zamiast zmniejszać stres związany ze stanem porozwodowym, miejscowi psychologowie przedłu ali ten stan - czasami na długie lata. Bo dla sekty najwa niejsze jest - nie stracić klienteli. A jeśli trzeba w tym celu zrobić z człowieka wyjącego idiotę, to niby dlaczego nie? Co ciekawe, wiele z tych kobiet przyznawało się naszej bohaterce, e mę owie nigdy nie robili im adnej krzywdy! Po prostu nie zgadzali się z onami w tej czy innej sprawie. Było to traktowane przez kobiety jako przemoc i doprowadzało je ostatecznie do komórki baboschronu. A jeszcze ciekawsze, e niektóre z nich „nawet nie wiedziały, e ktoś je le traktuje, dopóki im tego nie objaśniono w «Domu Niezale ności))". Trzeba podziękować dobrym ludziom - podnieśli z rynsztoka, ogrzali... „Czułam się tak, jakbym była w akwarium z piraniami podczas karmienia - opowiada bohaterka. - Zdarzały się wieczory, kiedy cała grupa była w stanie depresji i wszystkie chórem zanosiły się szlochem. Od czasu do czasu wydawało mi się, e sama te zacznę ryczeć. eby się ratować przed tym szaleństwem, chciałam po prostu przygotować sobie listę zakupów na kawałku papieru. Ale opiekunka powiedziała mi, e nie wolno nic notować... Poniewa trzymali moje dziecko jako zakładnika, gotowa byłam zrobić wszystko, co mi kazano". Co tydzień do naszej bohaterki dzwonił Larry Wadeboncker -jej osobisty nadzorca w DSS - i strofował jąza to, e nie poddaje się psychicznej obróbce. Powtarzał zawsze, e jeśli nie będzie robiła postępów, nie zwrócą jej dziecka. Kobieta próbowała kiedyś opowiedzieć nadzorcy, co za koszmar dzieje się w baboschronie, ale przerwał jej ostro słowami: „Nie! To nie to, co tak naprawdę odbywa się w «Domu Niezale ności))!".

251

Część III. Do podstaw! A potem?

Nawiasem mówiąc, w baboschronie starannie wpajano naszej bohaterce, że nic z tego, co się tam dzieje podczas treningów psychologicznych, nie może wyjść poza ściany pokoju, w którym kobiety się spotykają. To coś w rodzaju tajemnicy lekarskiej - rozluźnijcie, się, bądźcie otwarte... Jednak wkrótce kobieta zauważyła, że wszystko, co mówi na tych spotkaniach, dociera do pracowników DSS. Kiedy urzędnicy zarzucali bohaterce, że nie robi postępów w terapii, niemal dosłownie powtarzali jej słowa wypowiadane na treningach w baboschronie. Dwie rozmowy na ten temat z dyrektorką baboschornu Na-thalie Dupresse nic nie dały: dyrektorka „szła w zaparte" absolutnie wykluczała możliwość jakichkolwiek przecieków, najmniejszej niedyskrecji. Wówczas nasza bohaterka postanowiła zastosować stary chwyt szpiegowski - puściła „fałszywkę". Na treningach opowiadała o sobie jakieś wierutne głupstwa, a potem czekała na reakcję. I te bzdury wracały do niej. W kontaktach z urzędnikami Departamentu, oczywiście. Koniec końców, widząc takąniepodatność i nachalność „pacjentki", baboschron się poddał i wreszcie jej odpuścili. Szefowie sekty po prostu się wystraszyli, że zacznie opowiadać klientkom, że to, co mówią, trafia nie tylko do ucha psychologa, ale też dociera wprost do służb. I potem może być wykorzystywane przeciwko nim. Czytelnik może zadać pytanie: jaka jest przyczyna takiej podejrzanej miłości Departamentu S S do konkretnej organizacji społecznej. To bardzo proste - kasa. „Dom Niezależności" jest finansowany w następujący sposób: dwie trzecie wszystkich dotacji przychodzi tam za pośrednictwem Departamentu Służby Zdrowia z DSS. Jedna trzecia to dotacje sponsorów. W ciągu roku Departament SS przekazał „bojowniczkom przeciw przemocy" 13 milionów dolarów. O takie sumy idzie tu walka! Oto gdzie tkwi przyczyna miłości do przemocy! Przemoc karmi walczących z przemocą. Właśnie dlatego ci bojownicy doszukują się przemocy wszędzie, również tam, gdzie jej nie ma, zakładając szantaże na sądy i organy władzy i łamiąc ludzkie losy.

252

Publiczny dom nietolerancji

A co, myśleliście, że w baboschronie pracują fanatyczne gołodupce? Możliwe, że wszystko zaczęło się od fanatyczek. Ale teraz fanatyczne profesjonalne bojowniczki walczące z męską tyranią jeżdżą leksusami i tłuką kasę, odpalając dolę Departamentowi SS, który dostarcza im klientek. Im więcej klientek - tym wyższe finansowanie. Stąd się biorą wszystkie te notatki, sztuczne nadmuchiwane statystyki ofiar... Znakomity, wzorcowo symbiotyczny interes - DSS plus „Dom Niezależności"! Naszej bohaterce i tak się udało. Zazwyczaj kiedy kobieta zaczyna się stawiać, DSS pozbawia ją na drodze sądowej praw rodzicielskich. Pracownicy wykazują w sądzie konieczność takiej decyzji, używając następujących argumentów: - kobieta przychodziła do baboschornu, czyli że sytuacja w jej ro dzinie odbiega od normy (a przecież to sam Departament wymusił na niej te wizyty, grożąc odebraniem dzieci), - mężowi kobiety zakazano na drodze sądowej kontaktów z ro dziną (sam Departament postarał się o to, stosując ten sam rodzaj szan tażu). Czasami kobieta może się wykpić niewielkim kosztem: nie pozbawiająjej kontaktów z dziećmi pod jednym warunkiem - że się rozwiedzie. Oto jak pisze o tym nasza bohaterka, która napatrzyła się w DSS na różne cuda: „Kobiecie każą porzucić męża także wtedy, kiedy nie ma w ogóle mowy o żadnej przemocy w domu ani nawet o jakichkolwiek konfliktach z mężem. Przymusza sieją, żeby zabroniła mężowi spotykać się z dziećmi - w przeciwnym razie DSS sformułuje oskarżenie o złym traktowaniu dzieci. Zmusza się kobietę, by odeszła z domu i zerwała wszelkie kontakty z przyjaciółmi". Ten ostatni manewr jest im potrzebny po to, żeby ostatecznie wyrwać kobietę z jej dawnego świata i przekształcić ją w posłusznego manekina. Pozostając w pustce, kobieta dostrzega, że nie może już liczyć na nikogo innego, jak tylko na swoich katów z DSS. I żeby mieć jakiś dach nad głową, talony na żywność, jakąkolwiek gotówkę, musi twierdzić, że jest ofiarą przemocy. W przeciwnym razie znajdzie się na ulicy (jeśli nie jesteś ofiarą przemocy, to nie ma dla ciebie miej-

253

Czę ć III. Do podstaw! A potem?

sca w schronisku). I oczywiste jest wtedy, że dzieci - ze względów humanitarnych - zostaną jej odebrane (przecież dzieci nie pójdą z nią na ulicę!). Bóg jeden wie, ile matek w całej Ameryce nie może się dzisiaj kontaktować z własnymi dziećmi i ile płaczących dzieci trafiło do sierocińców tylko po to, żeby pracownicy baboschronów stworzonych przez feministki mogli sobie jeździć swoimi leksusami... Kartagina musi zostać zniszczona.

Kto kogo bije?

Bez względu jednak na to, jak horrendalnie się go rozdmuchuje, temat przemocy w rodzinie jest jednym z najważniejszych systemowych dowodów w sprawie konieczno ci istnienia seksizmu (radykalnego feminizmu). Szczególnie w Rosji, gdzie praktycznie inne dowody nie istnieją. Pamiętam, że kiedy w którym programie telewizyjnym kłóciłem się z Maszą Arbatową o te nieszczęsne parytety w wyborach do parlamentu, to ona główny akcent kładła wła nie na przemoc w rodzinie. Logika przywódczyni naszych rodzimych feministek była takaŚ skoro kobiety są bite w rodzinie, to znaczy, że trzeba, aby w parlamencie było ich co najmniej 30 procent. Widzicie jaki związek między tymi kwestiami? Ja też nie. Ale taka już jest kobieca logika. wietnie zażartowała na ten temat gazeta „Krasnaja Burda" w Jekatierinburgu: „Logika to męska nauka o zasadach my lenia. Zdaniem kobiet logika jest pseudonauką, ponieważŚ 1) nie pamiętam dlaczego, 2) no i co w tym takiego wielkiego? 3) w ogóle mnie nie kochasz! 4) y-y-y-y (płacze)". Może zakłada się, że jeżeli w parlamencie będzie 30 procent deputowanych z kobiecymi cechami płciowymi, to wszyscy alkoholicy, lumpy z marginesu i inni mieszkańcy społecznego dna, łupiący starannie swoje kobitki, nagle się zawstydzą, rzucą picie, znajdą dobrze płatną pracę, kupią sobie krawaty i zaczną handlować akcjami na giełdzie... A może Arbartowa i jej przyboczne my lą, że kiedy kobiety trafią do parlamentu, to od razu przeprowadzą bardzo surowe ustawy zakazujące na wieki wieków mężom i konkubentom tłuczenia swoich

255

Część III. Do podstaw! A potem?

bab. I wtedy wszyscy alkoholicy, lumpy z marginesu i inni mieszkańcy społecznego dna znajdą sobie jakieś inne zajęcie, rzucą picie, podejmą dobrze płatną pracę, kupią sobie krawaty i zaczną handlować akcjami na giełdzie... Proszę sobie wybrać dowolny wariant. Chocia oba są pierwsza klasa. A przede wszystkim łatwe do wprowadzenia w ycie. Ale wróćmy do tej zasmarkanej Ameryki, skąd nadciągaj ą mętne fale teoryjek pełnych nienawiści do ludzi. yli sobie dziad i baba („starsi obywatele" w nowomowie). Dwoje amerykańskich niemłodych ludzi, mał eństwo. Zajmowali się ró nymi głupotami, działalnością charytatywną, sympatyzowali z feminizmem. A potem nagle napisali i rozesłali gdzie się tylko dało następujący tekst: „Wysyłamy ten komunikat do środków masowego przekazu, do ludzi i instytucji zajmujących się ochroną rodziny oraz do tych osób i instytucji, które mają do czynienia z przemocą. Piszemy to z nadzieją, e uda się nam doprowadzić do uzdrowienia sposobów rozwiązywania tego bardzo wa nego problemu, obcią onego jak dotąd powa nymi nieporozumieniami. Pracowaliśmy nad problemem przemocy w rodzinie przez wiele lat. Jedno z nas jest zało ycielem lokalnego schroniska dla kobiet będących ofiarami przemocy. Sponsorowaliśmy powa ne kampanie naszego schroniska, eby zwrócić uwagę mediów na ten problem. Ale od czasu, kiedy zaczęliśmy publikować rezultaty badań naukowycli dotyczących przemocy w rodzinie, inne ośrodki tego rodzaju zaczęły oddawać przekazywane im przez nas dotacje i zainicjowały kampanię przeciwko nam..." Z jakiego to powodu baboschrony stały się nagle tak agresywne wobec dwójki dobroczyńców wydających za swoje pieniądze sprawozdania naukowe? A dlatego, e staruszkowie zaczęli publikować dane oficjalnej statystyki i badania naukowe (pamiętamy przecie , e dane przytaczane przez feministki nie mają nic wspólnego z rzetelną statystyką; wiemy, e jest nauka i są „nauki kobiece").

256

Kto kogo bije?

Staruszkowie-prawdziwki niezale nie do działalności charytatywnej zajmowali się konsultingiem w zakresie rodziny i mał eństwa. I ona nagle zwróciła uwagę, e wbrew generalnej linii partii w sytuacjach konfliktowych w rodzinie o wiele częściej winna jest ona ni mą . „Niemo liwe - odpowiedział Sam - w gazetach przecie wyra nie piszą, e zawsze winny jest mę czyzna. Na pewno, moja kochana, coś ci się pomyliło. Jesteś przemęczona. Odpocznij". Ale zamiast odpoczywać cioteczka poszła do swojego archiwum, przeryła notatki z ostatnich lat i dostrzegła dziwne zjawisko: większość konfliktów inicjują kobiety. „To niemo liwe - powiedział mą . - To niezgodne z nauką. Nie mo na wyciągać tak daleko idących wniosków na podstawie tak małej próby". Ten historyczny dialog miał miejsce w zamierzchłych czasach, kiedy komputer 486 o częstotliwości 66 megahertzów kosztował w Ameryce cztery tysiące dolarów. Boję się nawet snuć domysły na temat fantastycznej pojemności jego twardego dysku!... Ale staruszkowie mieli pieniądze - Sam niedawno sprzedał swoją całkiem wypasioną łódkę. No więc ostatecznie staruszkowie kupili komputer i zaczęli surfować po Internecie - strasznie ich zainteresował odkryty przez babcię nienaukowy fenomen. Umieścili na jednym z portali ankietę dotyczącą przemocy w rodzinie i czekali na rezultaty. Nie spodziewali się jednak takiej reakcji... Na mał onków wylała się lawina agresji, która ich po prostu zaszokowała! Prawowierni oskar ali ich o pedofilię, przemoc i nawet seryjne zabójstwa. A wszystko dlatego, e w swojej ankiecie nasi badacze pytali nie tylko o przemoc mę czyzn wobec kobiet, ale aby spełnić wymóg naukowej obiektywności, zadawali równie odwrotne pytania - dotyczące przemocy kobiet wobec mę czyzn. Od tej chwili kolejne lata ycia ofiarnych staruszków były poświęcone zbieraniu materiałów dotyczących przemocy mał eńskiej. W ciągu wielu lat zgromadzili niezwykle interesujące dane. Okazało się, e uczeni od dawna prowadzą odpowiadające wymogom naukowości

257

Kto kogo bije?

Część III. Do podstaw! A potem?

studia nad tym problemem - staruszkowie dotarli do rezultatów ponad stu projektów badawczych! Ale poza wąskim kręgiem specjalistów-naukowców nie były one nikomu znane. A przecież w mediach nadal panoszyły się ogłuszające, nie wiadomo skąd wzięte liczby, które przedstawiały mężczyzn jako krwawe monstra. Małżonkowie uporządkowali te wszystkie dane i zrozumieli, dlaczego naukowa statystyka nie była udostępniana szerokim kręgom społecznym. Ponieważ wynikał z niej zupełnie inny obraz niż ten, który odpowiadał feministkom. Przede wszystkim chodziło o to, że kobiety napadaj ą na mężczyzn znacznie częściej niż mężczyźni na kobiety. Częściej stosuj ą przemoc i używająbroni. Wreszcie wydało się, że w ciągu ostatniego ćwierćwiecza przemoc mężczyzn wobec kobiet spadła o połowę, zaś kobiet wobec mężczyzn pozostała na tym samym poziomie. Przemoc w małżeństwach w przeliczeniu na 1000 par Rok 1975 1985 1992 1974 1985 1992

Przemoc ze strony męża Lekka przemoc 98 82 92 Ostra przemoc 38 30 19

Przemoc ze strony żony 98 75 94 47 43 44

Dane według: Murray A. Straus, Glenda Kaufman Kantor: Zmiany w poziomic przemocy małżeńskiej w latach 1975-1992: porównanie wyników trzech badań pr/o prowadzonych na terenie USA.

Podobne wyniki są charakterystyczne również dla innych krajów, Oto dane z Kanady uzyskane przez dr Reenę Sommer, realizującą te badania dla Centrum Zdrowia w Manitobie:

258

Rodzaje przemocy

Ze strony mężczyzn, % Lekka przemoc

Ze strony kobiet, %

Rzucanie przedmiotami (nie w partnera) Groźba rzucenia przedmiotem Zrzucanie przedmiotów

15,8 7,3 4,6

23,6 14,9 — 16,2

Szturchnięcia i popychania

17,2

19,8

7,3

15,8

7,3 14,8

15,8 9,9

Ostra przemoc Uderzenia pięściami i nogami Użycie broni Przemoc w obronie własnej

Co ciekawe, kobiety w kłótniach rodzinnych częściej używają broni (noży, pistoletów, patelni, młotków) i urazy, jakich doznają mężczyźni, są cięższe niż urazy kobiet. A to dlatego, że mężczyźni wolą operować pięścią i nie przychodzi im do głowy, żeby chwycić gorącą patelnię i huknąć swoją połowicę po fizjonomii. A babom - przychodzi. Gromadząc te dane, nasi bohaterowie rozmawiali z setkami ludzi. Także z tymi, którzy pracują w aparacie ścigania i sądownictwie. Jeden z sędziów w krótkiej notatce wyłożył swój punkt widzenia w tej sprawie - pod warunkiem że nie ujawnią jego nazwiska. W swoim apelu „urbi et orbi" małżonkowie przytaczają pełny tekst tego listu. A ja wyjmuję z niego najbardziej charakterystyczny fragmencik: „Dziękuję za interesującą informację. Jestem sędzią w NN, jednym z tych, do których trafiają wnioski o wystawienie nakazów w obronie małżonków. Problem przemocy w rodzinie jest silnie upolityczniony. My, sędziowie, zobowiązani jesteśmy do udziału w seminariach «podwyższonej świadomości», gdzie urabiają nas feministyczni «eksperci». Sędziom nadzorującym poświęcano tam szczególnie dużo uwagi (była to presja ze strony feministek), zostali oni przerobieni na ich modłę".

259

Część III. Do podstaw! A potem?

Poza tym... Nietendencyjna statystyka pokazuje, że absolutna większość obywateli uczy się przemocy od kobiet: 82 procent obywateli USA po raz pierwszy zetknęło się ze skierowaną przeciwko nim przemocą ze strony matki, a nie ojca. To jeszcze nie wszystko! Okazało się, że kobiety w ogóle nie są w stanie odpowiednio wychowywać dzieci - bez udziału mężczyzn po prostu kształtują swoich potomków na przestępców. Wśród dzieci z niepełnych rodzin (wychowywanych tylko przez matkę) prawdopodobieństwo trafienia do więzienia w wieku dorosłym jest osiem razy większe niż wśród wychowywanych w pełnych rodzinach! Osiemdziesiąt procent przestępców w USA to dzisiaj ci, którzy byli chowani bez ojców. Na dodatek w latach, kiedy ci przestępcy byli dziećmi, w USA niepełne rodziny stanowiły tylko 25 procent wszystkich rodzin. Czyli czwarta część rodzin dostarczyła 80 procent wszystkich kryminalistów w kraju. Teraz liczba niepełnych rodzin rośnie lawinowo, a sądy praktycznie zawsze zostawiają potomstwo matce -nie ojcu. Jaka fala przestępców runie na kraj za 10-15 lat - tego można się tylko domyślać. Wniosek: babskie wychowanie i rozpad rodzin, do czego nieustannie feministki i pracownicy baboschronów wzywają „pobite" kobiety, doprowadzaj ą nie do opanowania sytuacji, lecz na odwrót, do eskalacji przemocy w społeczeństwie - w przyszłości. Oto cała prawda: w czasach skrajnego i jawnego patriarchatu, w końcu XIX wieku, w USA ginęło z ręki zabójców 200 osób rocznie. Teraz - ponad 15 tysięcy! Przy czym największy wzrost tego rodzaju przestępstw miał miejsce w ciągu ostatnich 30-40 lat - akurat w okresie szybującego ku świetlanej przyszłości feminizmu. Porównajmy: w Japonii, która także jest krajem postindustrialnym, ale przy tym z ducha patriarchalnym, poziom zabójstw (w przeliczeniu na sto tysięcy mieszkańców) jest 15 razy mniejszy niż w USA. Jak to się mówi, poczujcie różnicę. Wniosek: feminizm zabija. A na marginesie trzeba powiedzieć, że dzieciobójstwo, jak się okazuje, znacznie częściej mają na sumieniu kobiety - 55 procent w porównaniu z 45 procentami mężczyzn.

260

Kto kogo bije?

Zdarza się, że niezafałszowane dane oficjalnej statystyki przebijają się na łamy amerykańskiej prasy. Wywołuje to taką wściekłość wśród wściekłych, że... Zresztą zobaczcie sami. Po tym, jak socjolog Susan Steinman wydała monografię „Syndrom pobitego męża", w której przytacza „niepoprawną politycznie" statystykę, zaczęto dzwonić do jej domu z groźbami. Wściekłe nie tylko groziły fizyczną rozprawą z nią samą, ale też straszono, że zostaną zabite jej dzieci. Analogiczna historia dotknęła także profesora R. Mcneely z uniwersytetu w Wisconsin. Wraz z koleżanką Glorią Simpson wydał on broszurę zawierającą zestawienie statystyczne „Prawda o przemocy domowej: sztucznie wykreowany problem". Natychmiast otrzymał od jednego z ugrupować feministycznych list, w którym wściekłe ostrzegały profesora, że jeśli się nie uspokoi, to one wykorzystają swoje wpływy w Waszyngtonie i doprowadzą do tego, żeby uniwersytet został pozbawiony dotacji. Zazwyczaj kiedy feministki przyciśnie się do muru tymi liczbami, odpowiadają, że nawet w tych przypadkach, kiedy inicjatorem przemocy była kobieta, to i tak właśnie ona jest ofiarą, albowiem działała... w obronie własnej. Aż śmiech bierze. Szczególnie kiedy się człowiek dowie, z jakich błahych powodów kobiety biorą się do rękoczynów. Jest taka praca: S. Claxton-Oldfield i J. Arseanault „Inicjowanie przez studentki agresji fizycznej wobec partnerów" (1999). Przebadano za pomocą ankiet 168 studentek pierwszego roku jednego z kanadyjskich uniwersytetów. 26 procent spośród nich podało, że często przejawiają fizyczną agresję wobec swoich partnerów. Zgadnijcie, przed czym stosowały „obronę własną", łupiąc swoich chłopaków. Najczęstszą przyczyną takiego zachowania było to, że partner ich „nie słuchał". Jest oczywiste, że tego rodzaju sytuacja nie może być nadal tolerowana. Ani przez mężczyzn, ani przez społeczeństwo. Feministki niszczą instytucję rodziny, kryminalizują społeczeństwo, doprowadzając do gwałtownego wzrostu liczby przestępców (konsekwencje wychowania bez ojca). Oczywiste jest więc, jakiej odpowiedzi w takiej sytuacji winien udzielić system społeczny.

261

Cząść III. Do podstaw! A potem?

I udzielił... W ostatnich latach gwałtownie wzrosła liczba kobiet aresztowanych za przemoc domową. W różnych stanach i krajach stanowi ona od 25 do 35 procent osób aresztowanych w tego rodzaju sprawach. Krzepkie babska! Odważni amerykańscy (nowozelandzcy, kanadyjscy) mężczyźni doszli do tego, jak sobie poradzić, i zaczęli pierwsi wyrywać się do telefonu. No bo przecież tam jest tak - kto pierwszy doniósł, ten ma rację. A kto nie zdążył - idzie na dziesięć miesięcy nocować do kotłowni... I nie ma co oskarżać mężczyzn o takie niemęskie postępowanie: na wojnie jak na wojnie - albo ty wroga, albo on ciebie.

Po mordzie Warrena Farrella

To, że kobiety częściej niż mężczyźni prowokują domowe kłótnie i częściej niż oni odwołują się do mordobicia, wcale nie dziwi i daje się łatwo wyjaśnić: są bardziej emocjonalne i impulsywne. Ciekawa przygoda spotkała kiedyś Warrena Farrella... Ale najpierw dwa słowa o tym nadzwyczajnym człowieku. Kiedyś Warren był zajadłym feministą. Szczerze wierzył, że upodrzędnienie kobiety w społeczeństwie nie jest rezultatem naturalnego wyboru, związanego z biologią, lecz przymusowym uciskiem, wynikającym z Wielkiego Spisku. Nawet w roku 1974 napisał o tym książkę - „Wolny mężczyzna", taki miała tytuł... Za te zasługi trzykrotnie wybierano go do zarządu nowojorskiej filii Narodowej Organizacji Kobiecej (anglojęzyczny skrót - NOW). Tę firmę można bez wahania nazwać zakonem mieczowym (żeńskim). No, wiecie, Amazonki... NOW to tak naprawdę partia kobieca. Najważniejsza babska organizacja Ameryki. Jednak stopniowo, przyglądając się temu, co się dzieje w kraju po zwycięstwie pełzającej feministycznej rewolucji, Warren powoli przejrzał na oczy. Jako człowiek pracujący w zarządzie NOW, niczym Stirlitz w głównym zarządzie służby bezpieczeństwa, miał dostęp do całej prawdy, bez żadnych upiększeń. Stykając się każdego dnia twarzą w twarz z feminizmem, rozumiał coraz więcej: to nie żadna twarz, tylko pysk zwierza chuchającego chamskim smrodem na każdego, na kogo tylko otworzy mordę. Otrzeźwienie byłego feministy zaczęło się od tego, że w połowie lat siedemdziesiątych NOW wystąpiła z propozycją, aby zabronić oddawania dzieci po rozwodzie ojcom. Na tyle mijało się to z ideą równouprawnienia, które deklarowały feministki, że na Warrena podziałało to jak zimny prysznic.

263

Część III. Do podstaw! A potem?

Rezultatem otrze wienia byłego działacza było kilka ksią ek o niezwykle charakterystycznych tytułach: „Dlaczego mę czy ni są tacy, jacy są", „Siedem najwa niejszych mitów o mę czyznach". Warren właściwie nie miał zamiaru zostać antyfeministycznym pisarzem, usiłował jedynie wpłynąć na kole anki łagodnymi rozmowami: wyjaśniał im, e problem przemocy w rodzinie nie jest wart skórki od chleba, poniewa tak naprawdę ostra przemoc dotyczy jedynie 5-7 procent rodzin z marginesu... Mówił, dlaczego kobiety zarabiaj ą mniej od mę czyzn i rzadziej osiągają wysokie stanowiska... Ale wszystkie te rozmowy doprowadzały kole anki aktywistki jedynie do niekontrolowanych wybuchów wściekłości. Warren próbował przekonać wściekłe, e ich ądanie, by kobiety brano do wojska, nie jest przejawem adnej walki z dyskryminacją, lecz najzwyklejszą walką o dyskryminację. - Słu ba w wojsku to nie przywilej - klarował. - Wyobra cie sobie taką logikę: skoro miliony mę czyzn zginęły na najró niejszych wojnach, to powinien zostać przyjęty plan takich działań, które doprowadziłyby do tego, eby na kolejnych wojnach zginęła nie mniejsza liczba kobiet. A to przecie niesprawiedliwe. Bo trzeba by było teraz brać do wojska i wysyłać w bój tylko kobiety... Nie sądzę, eby niefeministki zagłosowały za takim „przywilejem". A dlaczego, prawdę mówiąc, tylko mę czyzn dotyczy obowiązek słu by wojskowej? Przecie to dyskryminacja... Naziści palili ydów w krematoriach tylko dlatego, e byli ydami, a my uznajemy to za ludobójstwo. Miliony mę czyzn zginęły na frontach tylko dlatego, e byli mę czyznami. To te jakiś rodzaj ludobójstwa! A przecie te wszystkie przywileje, które mę czy ni mieli być mo e w przeszłości, stanowiły jedynie formę zrekompensowania ofiar, jakie musieli ponieść z racji swojej roli społecznej... Jednak im więcej Warren mówił, tym bardziej postępowe amerykańskie społeczeństwo odwracało się od niego. Po ukazaniu się jego ksią ki „Mit o władzy mę czyzn" wściekłe oskar yły autora o to, e spowodował on tą publikacją cofnięcie feminizmu o 20 lat, e propaguje gwałcenie kobiet i kazirodztwo (!), a następnie zupełne za-

264

Po mordzie Warrena Farrella

mknęły mu drogę do wszystkich stacji telewizyjnych i wpływowych gazet. Dopóki Warren był feministą, zapraszano go do programu Phila Donahue siedmiokrotnie. Po wydaniu ksią ki - ani razu. Dopóki Warren był feministą, „New York Times" ciągle publikował jego artykuły. Po „zdradzie" - ani razu. Czasopismo „Modern Maturity" przygotowało ju do druku artykuł zdrajcy i zapłaciło autorowi honorarium, ale wściekłe dowiedziały się o przygotowywanym materiale, nacisnęły, gdzie trzeba i artykuł spadł z kolumny. Dziesięć wydawnictw pod rząd odmówiło publikacji ksią ki Żarrella „Kobiety nie mogą słyszeć tego, czego mę czy ni nie mówią". Trzeba było wydać ksią kę za granicą (nawiasem mówiąc, kolega Farrela w walce z babizmem, Jack Cammer, w ciągu wielu lat nie był w stanie w ogóle wydać swojej ksią ki „Je eli mę czy ni posiadają całą władzę, to jak kobietom udaje się ustanawiać swoje reguły"). Jeszcze jedna maleńka uwaga o metodach stosowanych w feministycznej propagandzie. Wiecie, dlaczego wściekłe oskar yły Warrena o to, e propaguje on w swoich ksią kach kazirodztwo? Dlatego e Żarrell, wypowiadając się w swojej ksią ce przeciwko romansom w pracy, porównał seks w miejscu pracy z kazirodztwem. Mając na myśli to, e korporacja buduje rodzaj więzi podobny do rodziny. A przecie członkowie jednej rodziny nie powinni wchodzić w tego rodzaju relacje. Jak wściekłe dopatrzyły się w tym propagandy kazirodztwa, to ju naprawdę nie wiem. Wściekłość to straszna sprawa... Żarrellowi zdarzył się kiedyś taki przypadek. Miał romans z pewną psycholo ką. I ta dama wystraszona przez społeczną psychozę -bo mucha przemocy w rodzinie zdą yła ju urosnąć do rozmiaru słonia - powiedziała Warrenowi coś takiego: - Warren, kurna, wiem, e nie jesteś człowiekiem agresywnym, ale sam rozumiesz, jak niebezpieczne jest podejmowanie przez kobietę relacji z mę czyzną: to brutalny samiec, urodzony gwałciciel, w istocie krwawy kat - i w ka dej chwili mo e chlasnąć damę po subtelnej fizis. Więc cię uprzedzam, tak samo jak uprzedzałam dotąd

265

Część III. Do podstaw! A potem'.'

wszystkich moich facetów: jak mnie chociaż raz uderzysz swoim paskudnym łapskiem, wszystko między nami skończone. Kapujesz, dzidzia?... - Jesteś taka pewna, że to właśnie ja zamierzam dołożyć tobie? - zapytał inteligentny Warren. – A może to ty chcesz walnąć mnie?... Poza tym chcesz mi powiedzieć, że jesteś gotowa ugrobić trzydziestoletnie małżeństwo i pozbawić dzieci ojca za jednego kuksańca? - Przecież mówię- nie złapała ironii kobieta-psycholog. -Ale cię uprzedzam, że koniec z nami, jak mnie uderzysz. Zostałeś uprzedzony - więc tego nie rób! I wtedy mądry Warren postanowił zrobić psycholożce szkolenie. - Mogę się z tobą, moja kochanieńka, umówić tak, że w ciągu najbliższych 48 godzin to ty uderzysz mnie. Zostałaś o tym uprzedzona - spróbuj tylko tego nie zrobić! Psycholożka nie uwierzyła. Więc się założyli. Uwzględniając to, że kobieta była profesjonalnym psychologiem i została uprzedzona, zadanie Warrena nie należało do łatwych. Niemniej dał sobie radę znakomicie. Dama trzymała się przez 46 godzin. Warren stosował najróżniejsze chwyty - nie słuchał jej, kiedy do niego mówiła, nie zgadzał się z nią, przedrzeźniał ją, chytrze przekręcał wszystko, co głosiła. W czterdziestej siódmej godzinie dama strzeliła go w pysk. - Przegrałaś! - skonstatował Warren. - Drań! - zapiszczała i strzeliła go jeszcze raz. Baba to urządzenie impulsywne... Jednak ponieważ przyjaciółka Warrena mimo wszystko była psychologiem, to, co się stało, było dla niej niezłą lekcją. Jej światopogląd przewrócił się do góry nogami. Zdarzenie to pomogło jej potem w psychoterapeutycznej praktyce. Po jakimś czasie psycholożka przyznała się Warrenowi, że lekcja, której jej udzielił, była dla niej największym podarunkiem, jaki kiedykolwiek od niego dostała. Szkoda tylko, że nie wszystkie wściekłe są psycholożkami i nic każda trafiła na tak doświadczonego specjalistę od kobiecej histerii, jakim okazał się Warren Farrell. Właśnie dlatego (cytuję Farrella) „fe-

266

Po mordzie Warrena Farrella

ministki oświadczają: niezależnie od przyczyny agresji ukarany zawsze powinien być mężczyzna, ponieważ żyjemy pod władzą patriarchatu i męskiej dominacji, i wszystko, co mężczyzna czyni, wynika z jego siły, a wszystko, co czyni kobieta, wynika z jej bezsilności". Zauważę przy okazji: kiedy dla wściekłych jest to wygodne, chętnie uznają kobiety za bezsilne, a kiedy nie za bardzo - uparcie bredzą, że kobiety są tak samo silne jak mężczyźni i nie ma między nimi żadnych różnic. Taka jest podwójna moralność wściekłości. Logiczne sprzeczności ich bynajmniej nie niepokoją: logika to przecież męska fikcja, wymyślona w celu ciemiężenia kobiet, jak pamiętamy. Dlatego przewodnicząca Komitetu Kobiet Amerykańskiego Stowarzyszenia Filozoficznego Alison Jagger w swojej pracy filozoficznej zatytułowanej „Teoretyczne spojrzenie na różnice płciowe" pisze, że feministki nie powinny zwracać uwagi na sprzeczności tkwiące w ich teoriach: „[...] feministki winny wykorzystywać obie skrajności rzeczywistości... Wykorzystywać retorykę równości, kiedy jest to potrzebne... A czasami na równość... należy reagować płciową ślepotą". W zależności od celów politycznych.

Skandynawia. Wściekłe u władzy

Skandynawia. Wściekłe przy władzy

Nie mam pojęcia, jak one się tam dorwały do oficjalnej władzy. Mimo wszystko Europa to Europa - doświadczona przez dziesiątki rewolucji, mniej ekspresywna i mądrzejsza niż Stany... Ale przy tym bardziej babska z charakteru. W Europie nie ma południowych konserwatywnych stanów, gdzie mieszkają przyjaźnie nastawieni biali ludzie z coltami w otwartych kaburach. Są za to Włochy i jest Hiszpania, gdzie na widok pięknej kobiety do dzisiaj faceci cmokają i gwiżdżą. I tam, w odróżnieniu od Stanów, nie uważa się tego za straszliwą obrazę. Przeciwnie - to wspaniały komplement. W Europie jeszcze tu i ówdzie ktoś pocałuje damęw rękę (fakt, że raczej na Wschodzie niż na Zachodzie). Z drugiej strony, staruszka Europa jest bardziej trącona wirusem socjalizmu niż USA. Ale tak naprawdę cholera wie, czy Europa jest bardziej, czy mniej narażona na feminizm... Na Północy feminizm zwyciężył. Na Południu na razie wszystko w normie. W centrum - chłopaki się jeszcze trzymają. Tylko Północ padła... Kiedyś flegmatyczni mężczyźni z Północy, nie zastanawiając się za bardzo, wyrazili zgodę na parytety, czyli przymusowe rozrzedzenie najwyższych organów władzy przez ludzi, na których wyborcy nigdy by nie zagłosowali. Ci ludzie mieli za to konieczne cechy polityczno-anatomiczne. Ministerstwa i parlamenty Skandymi-wii są solidnie naszpikowane elementem waginalnym, co bez wątpienia wpłynęło nie najlepiej na intelektualny poziom systemu zarządzania społecznego. I to zrozumiałe: jeśli sprzedaje się coś z gratisem, to w charakterze gratisu zawsze doczepiają jakieś byle co. Odpady. Dlatego na szczyty władzy trafiaj ą najbardziej nachalne, agresywne, bezczelne i szalone ciotki. Którym gdzie indziej jak na razie nic siq nie udało - ani na froncie rodzinnym, ani w biznesie. A, pójdę w politykę - odbiję sobie na innych...

Męska ludność Skandynawii jest zupełnie zdemoralizowana i zbabiała, a wszystko przez feministyczną propagandę. Sfeminizowani skandynawscy faceci to istoty emocjonalne, wystraszone, ustępliwe i niezdecydowane. Skandynawskie kobiety to istoty silne i ponure -bo ciągle muszą o coś walczyć. Ludzie mieszkający na stałe na przykład w Danii, ale niebędący Duńczykami, dzielą się ciekawymi spostrzeżeniami (nie ma co pytać o to rodowitych Duńczyków - ze środka widać mniej). Obserwatorzy odnotowują pewien fenomen. Oto mamy sfeminizowaną Dunkę -ponurą, surową, pełną rezerwy, strapioną i nieszczęśliwą. Ale za to b-a-ardzo samodzielną, pracowitą, robiącą karierę... I jaką straszliwą widać różnicę między nią a inną Dunką, której w młodości udało się wyjść za Włocha albo Hiszpana i która mieszka sobie wraz z mężem na słonecznym patriarchalnym Południu pod drzewami oliwnymi, wychowuje dzieci i nie pracuje! „Południowe" Dunki nawet nie są do Dunek podobne -uśmiechają się! Nie gumowym uśmiechem, jaki wykrzywia twarze ekspedientek w Danii, ale -jak to na Południu szczerze, a przede wszystkim radośnie! Od ucha do ucha. Oczywiście sprawa nie polega na nadmiernej feminizacji skandynawskiego społeczeństwa, bo to, że Skandynawowie są bladzi, flegmatyczni i sztywni, niekoniecznie jest rezultatem feminizmu. To także wpływ słońca - na Południu jest dużo więcej słonecznych dni i dlatego obywatele są tam weselsi: ludzie to przecież gatunek południowy! Naczelne bez słońca nie czują się najlepiej. Nie przypadkiem w Skandynawii jest tak duży procent samobójstw. Słoneczka im brakuje. Ciepła. W tym też duchowego, kobiecego. A w Skandynawii mało już zostało kobiet - same feministki. Nie będę opisywał całego uwiądu skandynawskich państw. Zatrzymam się tylko na jednym przykładzie feministycznego zboczenia, które naocznie demonstruje równocześnie tępotę i nienawiść do człowieka, tak charakterystyczną dla północnoeuropejskiego feminizmu. Prostytucja. W sensownie zorganizowanych krajach prostytucję usiłuje się legalizować - uwzględnia się przy tym zwyczajną logikę i przesłanki

269

268

Część III. Do podstaw! A potem?

praktyczne. Ale przecież feministki nie są takie! Ich relacje z logiką, jak wiemy, są bardzo szczególne. No to precz z logiką! Postanowiły walczyć z podporządkowaniem kobiet i wykorzenić ich sprzedajność. I to w bardzo oryginalny sposób. Jako że z założenia mężczyzna (nawet tak sfeminizowany picuś glancuś jak szwedzki mężczyzna) zawsze jest gwałcicielem i krwiopijcą, zaś kobieta (nawet tak agresywne paskudztwo jak ideowa feministka) - ofiarą, to staje się oczywiste, w jaki sposób mógł powstać przepis „O zakazie zakupywania usług seksualnych". Został on przyjęty w Szwecji w 1998 roku i wdrożony l stycznia następnego roku. Już sama nazwa tej ustawy dowodzi, że posiada ona otwarcie antymaskulinistyczny charakter. I rzeczywiście, przepis ten nakłada grzywnę albo karę więzienia za zakup, lub usiłowanie zakupu (!), usług seksualnych. Anie za samą prostytucję. Czyli że prostytutki mogą sprzedawać swoje tułowie. Nawet jeśli taka osoba zostanie schwytana, nic jej nie grozi, zostaniem wypuszczona, by dalej „pracować". Ponieważ jest kobietą, czyli aprioryczną ofiarą patriarchatu. A jego na pryczę. W czasach Sowietów hołysze, które dorwały się do władzy, zsyłały kułaków na Syberię. Naiwni biedacy wierzyli, że winę za ich biedę ponoszą bogaci. Teraz naiwne szwedzkie kobiety, które doszły do władzy, też szczerze ufają, że za ich sprzedajność winę ponoszą mężczyźni. Kucharki i dozorcy przy władzy... To, co się teraz dzieje w Skandynawii, jest przejawem obiektywnego i globalnego procesu. Europa choruje na te same choroby, które trapiły w XX wieku Rosję - tylko u nas choroby te miały ostry przebieg, a tutaj chroniczny. Ciekawe, że jednym z lobbystów szwedzkiej seksistowskiej ustawy był znany profesor Sven Aksel Monson - który dał się poznać jako ideolog szwedzkiego radykalnego feminizmu. Interesujące są wywody profesora feministy, który już od wielu lat nie schodzi z łamów szwedzkich tabloidów i nie opuszcza studiów radiowych i telewizyjnych.

Skandynawia. Wściekłe u władzy

- Tak, to jest prawo feministyczne - otwarcie przyznaje Monson. - Broni ono kobiety przed przemocą. Poza tym zmusza mężczyzn do tego, by przyznali, że płeć żeńska i kobiece ciało nie są własnością mężczyzn. A jest to myśl, z którą wielu mężczyzn nie umie się nadal pogodzić. Tak ściemnia. Ciekawe, dlaczego ten półgłówek uważa za przemoc płacenie za usługę... A skoro mężczyzna uważa kobiece ciało za swoją własność, to niby dlaczego za nie płaci? Od kiedy to człowiek płaci za to, co jest jego własnością? Opłata za używanie czegokolwiek to najlepszy dowód na to, że to coś do ciebie nie należy... Monson nawet nie zauważa luk we własnej logice. A to dlatego, że operuje logiką feministyczną, z rozdwojonym języczkiem. Rozumie się samo przez się, że jak każde idiotyczne przedsięwzięcie, nieuwzględniające realiów i wyprowadzone z pustej idei, szwedzkie prawo jest skrajnie niedorobione. Podczas pierwszych lat jego działania wszczęto tylko 249 tego rodzaju spraw, z których jedynie 33 trafiły do sądu i 29 najbardziej legalistycznych Szwedów, dobrowolnie przyznając się do winy, zapłaciło grzywnę. Zarówno społeczeństwo, jak i sam Monson przyznają, że prawo nie zadziałało. Prostytucja, zamiast zniknąć, po prostu przeniosła się z ulic do zamkniętych pomieszczeń - mieszkań, hoteli, burdeli, salonów masażu. Nieświadome prostytutki, nieprzyjmujące się feministycznymi ideami, nie spieszą z donoszeniem na klientów, bojąc się najwyraźniej utracić zarobki. Mężczyźni też nie biegają na policję z oświadczeniami winy. Przeciwnie, większość schwytanych przez policję na gorącym uczynku facetów twardo zaprzeczało, że uprawiali seks za pieniądze, zapewne tłumacząc wszystko miłością od pierwszego wejrzenia... Krótko mówiąc, prawo nie okazało się skuteczne. Zgadnijcie teraz, kogo oskarżyli o to szwedzcy radykałowie? Oczywiście, mężczyzn! No bo przecież w policji i organach sądowniczych pracuj ą niemal sami mężczyźni, więc prawo nie jest stosowane jak należy -szwedzcy faceci spacerują sobie nadal na wolności! To oburzające!...

271

Część III. Do podstaw! A potem?

żorączka feministycznego szaleństwa jest w Szwecji tak wielka, e za seksualną eksploatację kobiet uwa a się tam nawet seks przez telefon (!) i tańce na stole (!), zaś szwedzcy mę czy ni są na tyle ogłupiali, e nie potrafią nawet słowa powiedzieć w swojej obronie. A jeśli ju cokolwiek mrukną, to wyłącznie na poparcie generalnej linii partii. Mówicie, e nas, ydów, nale y zapędzać do obozów koncentracyjnych? Słusznie, słusznie -jesteśmy takimi pokrakami, e komora gazowa a płacze z tęsknoty za nami... Kartagina powinna zostać zniszczona...

Teraz także w Rosji! Trafiłem kiedyś na zajmujący referacik zatytułowany „Monitoring sytuacji związanych z dyskryminacją kobiet w Rosji". Feministki przygotowały go całkiem niedawno - dosłownie parę lat temu. Z zainteresowaniem przeczytałem owe pseudoanalizy. Co by wam o nich powiedzieć... Nasze wściekłe jeszcze nie całkiem się wściekły. Jak wilczęta, bawiąc się i baraszkując, póki mają siłę, uczą się, jak w przyszłości gry ć i rwać zębami czyjeś ciało, tak niedoświadczone feministki uczą się dostrzegać we wszystkim dyskryminację. Rozwijają w sobie maciczną czujność na męską kontrrewolucję. Referat został przygotowany według reguł wypracowanych na Zachodzie... Trzeba przyznać, e wszystko, o czym mówią nasze rodzime feministki, nie wyłączając Maszy Arbatowej, wszystkie tezy, które stawiają w odniesieniu do rzeczywistości Rosji, to nic innego jak ogryzki zachodnich idei. Znajdziemy tu i przesadzone liczby dotyczące przemocy domowej, i kłamstwa na temat mniejszych zarobków kobiet, i zupełnie bolszewickie idee, by prywatne relacje w rodzinie wystawić na osąd publiczny... Mieliśmy ju coś takiego za socjalizmu, kiedy komitety partyjne albo organizacje związkowe publicznie prały brudy jakiegoś faceta na skutek donosu ony. W ZSRR nie było ani prywatnej własności, ani prywatnego ycia. Ka da organizacja partyjna mogła wle ć do łó ka albo do kuchni mał onków, eby kolektywnie rozwiązywać cudze problemy. Żeministki proponują, by do tego wrócić. My wróćmy jednak do tego referatu. Żeministki są bardzo niezadowolone, e średnie zarobki kobiet stanowią w Rosji 63,3 procent zarobków mę czyzn. Nie jest dla nich tajemnicą, z czego to wynika: mę czy ni średnio o wiele częściej ni kobiety podejmują cię ką i niebezpieczną pracę - d wigają cegły na budowach, stoją przy piecach martenowskich, wiercą sztolnie, gaszą po ary. A kobiety wolą siedzieć w biurach, przyjmować pacjentów w przychodniach, spędzać czas na krzesełkach w muzeach i prosić zwiedzających, by nie dotykali eks-

273

Część III. Do podstaw! A potem?

ponatów. I nie wiadomo dlaczego niezbyt się palą, by połamać sobie pomalowane pazurki o cegły, by prowadzić lokomotywy i wypłukiwać złoto, stojąc po kolana w lodowatej wodzie... Ale wiedząc to wszystko, feministki i tak mają czelność, by mówić o „dyskryminacji" i „ukrytym łamaniu praw kobiet". Bóg je osądzi. Wszyscy rozumiemy jednak, że nie może tu być mowy o żadnej dyskryminacji. Tramwaje prowadzą u nas tak samo mężczyźni, jak kobiety. Wysokość zarobków motorniczego jest proporcjonalna do liczby wykonanych kursów. I nie ma to nic wspólnego z jego cechami płciowymi. Pełna równość! Absolutna!... No a jeśli opiekunka w żłobku zarabia mniej od maszynisty albo kierowcy tira... Nikt by jej stamtąd nawet za uszy nie wyciągnął, sama wybrała. A jeśli komuś nie podoba się wysokość pensji - można się zwolnić i zająć własnym biznesem. Albo PR-em^tam też jest niezła kasa. Każdy sam odpowiada za swoje wybory. I dostaje odpowiednie do tych wyborów pieniądze. Wymagać, żeby ci płacili za głupią robotę tak samo jak za mądrą, a za lekką jak za ciężką, to czystej wody infantylizm, czyli głupota. Albo feminizm, czyli podłość. Jeszcze bardziej zabawnie traktują nasze feministki preferencje pracodawców przy przyjmowaniu kobiet do pracy. Jeśli pojawia się jakieś wolne miejsce i zabiega o nie kilka kobiet, pracodawcy zamiast gąsek w wieku 20-25 lat wolą przyjąć kobietę zamężną w wieku 30-35 lat, która ma dzieci starsze niż pięcioletnie. Feministki nazywają to dyskryminacją. A mnie to wygląda na dyskryminację kobiet w interesie... innych kobiet. Feministki znalazły także w Rosji przejawy dyskryminującego seksizmu. Pewien właściciel firmy - proszę sobie tylko wyobrazić! - po chamsku oświadczył, że woli przyjmować do pracy piękne kobiety: „Jestem właścicielem firmy, i to stanowi o wszystkim. Jak to się mówi, kto płaci, ten zamawia muzykę. Kobiety są kwiatem naszego życia, dlatego pragnę, żeby za moje pieniądze pracowały u mnie jedynie sympatyczne dziewczyny". Co za chamstwo, prawda? Nie żeby z charytatywnych pobudek nabrać samych straszydeł! Jeszcze sobie taki rżnie estetę! Jedno słowo - seksista!

274

Teraz także w Rosji!

Schizofreniczne rozdwojenie przejawia się u feministek na różne sposoby. Z jednej strony są niezadowolone, że w źle opłacanych dziedzinach gospodarki zgadzają się pracować jedynie kobiety. Mężczyźni nie chcą podejmować takich prac, bo - wyobraźcie sobie! -„muszą wyżywić rodzinę" (zresztą - kobietę i dzieci). Pomyśleć tylko! Kobieta, jak zechce, sama się wyżywi! Tylko zapłaćcie jej za wymagającą byle jakich kwalifikacji pracę jak facetowi za skomplikowaną - to sobie bez trudu da radę! A że faceci nie chcą się zgodzić na małe pieniądze, to przecież prawdziwa dyskryminacja kobiet, ot co!... Z drugiej strony, jeśli facet nagle zgodzi się na pracę nauczyciela i chętnie go tam przyjmą, feministki od razu dostrzegają w tym przejaw dyskryminacji: „Woleli przyjąć faceta, motywując to tym, że w szkołach i tak królują baby! Dyskryminacja-a-a!...". A przecież słusznie robią, że wolą jednego z niewielu mężczyzn chętnych do pracy w szkole: wiemy przecież, do czego prowadzi czysto babskie wychowanie - do fali przestępczości i przemocy. Najbardziej jednak nasze feministki wkurza trzeźwa postawa pracodawców (i to bez różnicy - kobiet czy mężczyzn), którzy nie chcą przyjmować do pracy ciężarnych. Wyobrażacie sobie, jakie bydlaki! Zamiast zajmować się działalnością charytatywną - płacić babie za roczny urlop - chcą mieć pracownika, który będzie chodził do pracy. A przecież bywa i tak, że o pracę stara się samotna matka - i nie zostaje przyjęta, bo na pewno będzie ciągle na zwolnieniach przez chorujące dzieciaki. Dyskryminacja-a-a!... Dążenie bab do tego, żeby wleźć facetom na łeb i rozsiąść się, mąjtając nóżkami, czasami mnie po prostu wzrusza. Najwyraźniej w ten sposób rozwijają w sobie feministyczną samodzielność. Jestem kobietą samodzielną i wszystko mogę osiągnąć sama, tylko niech mi płacą za to, że nie będę chodzić do pracy... Jestem biznesmenem. Potrzebuję pracownika. Przychodzi ciężarna baba. Przecież pracować nie będzie. Chce dostawać kasę. No bo ma dziecko. Dziecko nie jest moje. Dlaczego ja powinienem je utrzymywać?...

275

Część III. Do podstaw! A potem?

Ale przecież państwu zależy na tym, żeby rodziły się, dzieci, przyszli żołnierze. No to idźcie, dziewczyny, do państwa. Ja nie jestem państwem, ja jestem biznesmenem. Mam w domu swoją babę, którą też muszę utrzymać. I nie trzeba wydzierać się o dyskryminacji tam, gdzie działa zwykła ekonomiczna celowość. Dyskryminacja ze względu na płeć to ograniczanie praw w związku z cechami płciowymi. A jeśli baba chce człowiekowi wyciągnąć pieniądze z kieszeni, a on się sprzeciwia, nie ma to nic wspólnego z dyskryminacją, tylko stanowi naturalną reakcję na usiłowanie rabunku. Niektórzy przedsiębiorcy, najzwykłejsze chamy, postępują jeszcze sprytniej: w ankiecie wypełnianej przy przyjęciu do pracy wstawiają rubrykę, w której trzeba zaznaczyć, czy kobieta jest zamężna, niezamężna, czy rozwiedziona. Wiecie, o co chodzi? Kadrowiec odpowiedział feministkom na to pytanie w taki sposób: kobieta rozwiedziona już się dość nacierpiała, więc nie zechce tak szybko jak niezamężna wyjść za mąż. Dlatego będzie więcej czasu poświęcać pracy niż rodzinie. A jeśli dziewczyna jest od niedawna zamężna, a nie ma jeszcze dzieci, to jest ryzyko, że szybko zajdzie w ciążę... Cóż powiedzieć, profesjonalna praca z kadrami! Jednak zdaniem feministek to znów najzwyklejsza dyskryminacja. Uściślę: dyskryminowanie jednych kobiet (tym kadrowcem też była kobieta) przez inne na rzecz jeszcze innych. Baby, zajmujcie się same tym, kto tam kogo u was dręczy... A jeszcze feministki bardzo się smucą, że ta ich nierozsądna kobieca społeczność nie rozumie wszystkich wartości niesionych przez sam feminizm - dążenia do kariery, sukcesu... Oto co powiedziała podczas badania opinii publicznej jedna z respondentek: „Mam przyjaciółkę, świetnie zarabia, ale nie ma rodziny, realizuje się tylko w pracy". I nie wiadomo, czy powiedziała to z zazdrością, czy ze współczuciem. Nie rozumie, głupiutka, że to jest właśnie prawdziwe kobiece szczęście - przeżyć życie w samotności. Z mopsem zamiast dzieciaka. I z dogiem zamiast męża.

Wilki z pięściami

I ząbki też połyskują. Połyskują. Rosyjska wataha feministek porykuje. Chociaż to dopiero szczeniak. Oto pewna L. Zawadska pisze, jakby rąbała siekierą: „Genderowa równość jest osiągalna jedynie na drodze aktywnej walki o nią, a nie przez mitologizowanie osiągniętej jakoby równości...". Korci ją, nudzi się w ciszy gabinetu. Niech huczą burze przemian społecznych! Zdaniem rosyjskiej feministki wokół „króluje patriarchat i dyskryminacja ze względu na płeć". Walczyć i szukać, znaleźć i nie ustąpić! Ale co najbardziej niepokoi tę ciotkę feministkę? Proszę bardzo: „Podczas gdy równe prawa są zagwarantowane przez Konstytucję Rosji i inne akty prawodawcze, to równe możliwości... pozostają przedmiotem deklaracji". Mało im już równouprawnienia. Teraz chciałyby praw korzystniejszych niż te, które przysługuj ą mężczyznom. Liczą, że w ten sposób uzyskaj ą porównywalne rezultaty, czego bez preferencji i dyskryminacji mężczyzn nigdy by nie osiągnęły - po prostu z powodu swojej naturalnej niekonkurencyjności. Nie mówię tu o wszystkich, jedynie o przeważającej większości kobiet. Wszędzie przecież istnieją wyjątki. Owa wyjątkowość feministek i karierowiczek, to ich podobieństwo do mężczyzn, nie jest niczym innym, jak tylko zwyczajnym psychologicznym szkaradzieństwem, i wynika ze szczególnych warunków, w jakich kształtował się płód w łonie matki, specyfiki wychowania itp. Tak więc owe silne chłopo-baby, mające poczucie swojego potencjału w konkurencji, uważają, że wszystkie kobiety są takie. Uważają tak, ponieważ ludzie zawsze sądzą po sobie. A jakże miałoby być inaczej - człowiek tak naprawdę zna i rozumie jedynie siebie samego. Jest dla siebie punktem odniesienia, początkiem współrzędnych całego świata.

277

Część III. Do podstaw! A potem?

Zamiast poszukać problemu w sobie - odpowiedzieć na pytanie, dlaczego a tak bardzo przerastają agresją normalne kobiety - feministki szukają istoty tego problemu poza sobą. I znajdują. To takie naturalne - obwiniać innych zamiast siebie. I wtedy okazuje się, e kobiety pełnią rolę stra niczek domowego ogniska nie dlatego, e bezpośrednia troska o potomstwo w legowisku odpowiada zwierzęcej naturze samic, lecz w rezultacie globalnego męskiego spisku. A mę czy ni, jak się okazuje, polują, walczą i giną nie dlatego, e to odpowiada zwierzęcej naturze samców, lecz dlatego, e tak im się podoba. Wychodząc od swoich mitologicznych teorii („nauki kobiece"!), rosyjskie pokraki te domagają się parytetów - w partiach politycznych, w parlamencie: „Nale y w trybie przymusowym uzupełnić prawodawcze organy władzy o kobiecy element!". Przy tym ich mó/gi na miarę kucharek zupełnie nie kumają, e ądanie parytetów to nie tylko publiczne poni anie kobiet (oficjalne przyznanie tego, e bez forów baby same nie są w stanie niczego osiągnąć), ale te rzeczywiste naruszanie praw wyborców. W tym tak e kobiet, bo przecie , większość wyborców stanowią kobiety! Żeministki w imię swoich idei chcą ograniczyć wolność kobiet - wolność wyboru. Wiedząc, e kobiety wyborcy nie głosują na kobiety polityków, po prostu chcą pozbawić wyborców samej mo liwości uczynienia „niesłusznego wyboru". Kobiety jako wyborcy nie chcą bab w parlamencie? No więc nie będziemy ich o to pytać! Dla ich własnego dobra. Pogonimy te głupie suczki elazną pięścią feminizmu ku szczęściu. Feministki tylko w deklaracjach chcą dać kobietom prawa, w istocie zaś, jak widzimy, same te prawa ograniczają... Oskar ają społeczeństwo o seksizm. Ale właśnie mitologiczność samych podstaw socjalfeminizmu jest najzwyklejszym przejawem seksizmu! Wyjaśniam: mówiąc, e kobiety potrzebują parytetów w wyborach do parlamentu po to, by bronić „interesów kobiet", feministki zakładają tym samym istnienie interesów wspólnych dla wszystkich kobiet\ Dokładnie tak samo jak antysemici wierzą, e wszyscy ydzi są zrobieni według jednego szablonu i zawsze szkodzą gojom. Wiara w grupowe interesy ( ydów, kobiet, aryjczyków itp.) to

278

Wilki /,

podstawowa cecha nazizmu. Feministki nie traktują kobiet jako indywidualnych osób, które mogą mieć ró ne poglądy na ró ne kwestie. Feministyczna religijno-klasowa wiara polega na tym, e obecność eńskich cech płciowych automatycznie skupia je w jeden zwarty tłum o identycznych preferencjach - oczywiście to samych z preferencjami feministek. I właśnie feministki wzięły na siebie obowiązek obrony owych mitycznych „kobiecych interesów". Obrony przed samymi bronionymi. Wściekłe zasłaniają się masami kobiet, nie pytając ich o nic. A w istocie bronią jedynie swoich własnych iluzji. I jeśli jakaś kobieta w społeczeństwie zwycięskiego feminizmu uzna, e ma ochotę zupełnie nie na to, na co ma ochotę partia będąca przewodnią siłą narodu, obróci się to przeciwko niej. Zdrajcy zawsze mają gorzej ni wrogowie. Feministki kochają walkę. Uwielbiają wyszukiwać szkodników, knuć. Analizując rosyjską rzeczywistość, nasze podrastające i budzące wielkie nadzieje wściekłe wszędzie znajdują dyskryminację i genderową nierówność. Nawet w tym, e nazwiska kobiet w języku rosyjskim kończą się na ,,-owa" albo ,,-ewa". Oto cytat z feministycznego traktatu, „dowodzący" szkodliwości tego zjawiska: „Końcówka nazwiska pretendenta [w wykazie kandydatów - A.N.] wskazuje na płciową przynale ność kandydata. W ten sposób system list alfabetycznych jest z perspektywy genderowej asymetryczny, poniewa jeśli osoby ró nej płci noszą to samo nazwisko, to w spisie na pierwszym miejscu znajdzie się nazwisko mę czyzny, zaś wybór prowadzony jest według kolejności na listach". Có za błyskotliwa gra umysłu! Wychodzi na to, e wszyscy, którzy nie noszą nazwiska zaczynającego się na literę „A", i dlatego trafiaj ą na listach na dalsze miej sca, są dyskryminowani. Proponuję w celu likwidacji dyskryminacji dać wszystkim to samo nazwisko i to samo imię. I eby te imiona i nazwiska składały się wyłącznie z litery „a" - wtedy nikt nie poczuje się obra ony.

Matka-mać

Matka-mać

Byłem mocno zdziwiony, kiedy się dowiedziałem, e wielu rosyjskich obywateli i obywatelek (nie feministek, one są do tego zmuszone niejako etatowo) do dzisiaj wierzy w matriarchat. Zupełnie powa nie uwa ają, e był taki okres w historii ludzkości, kiedy kobiety były przy władzy, a mę czy ni im słu yli - tak zazwyczaj wyobra ają sobie matriarchat zwykli ludzie. e niby funkcjonariusze publiczni i klasa wy sza to kobiety, a mę czy ni krzątają się przy gospodarstwie. I eby tylko! Parę lat temu w pewnej gazecie (nie będziemy robić idiotom reklamy) napisano, e onanizm... jest szkodliwy dla zdrowia. To naprawdę szokujące, jak ywotne są najró niejsze antynaukowe bajki. O onanizmie, od którego mo na oślepnąć. O telegonii. O tym, e uczeni określili, ile wa y dusza. O matriarchacie... Słowo honoru, w XXI wieku chyba nie bardzo godzi się pisać, e Ziemia jest okrągła, i nawet nie bardzo ma człowiek ochotę na czytanie takich rzeczy. Ale skoro podobny analfabetyzm ciągle jeszcze istnieje i skoro poszczególne nieprzesadnie wyedukowane feministki wymachują sztandarami matriarchatu, krzycząc: „Przecie było coś takiego, było - to znaczy, e mo na zbudować cywilizację opartą na innych zasadach!..." - muszę temu zagadnieniu poświęcić nieco uwagi. „Matriarchat to hipotetyczna forma ustroju społecznego, w którym rodzinna i polityczna władza nale y do kobiet" - tak definiują to pojęcie słowniki. Jako pierwszy o matriarchacie zaczął ględzić pewien Szwajcar o nazwisku Bachofen w XIX wieku. Podstawą dla tak wymyślnego konceptu była analiza... antycznych mitów. Jako e pomył ten był co się zowie rewolucyjny, a całe XIX stulecie było wiekiem rewolucji, podchwycono go od razu: nowa teoria wyjątkowo udatnie podwa ała podstawy ówczesnego społeczeństwa. Wszystko, co podwa ało podstawy, było bardzo na czasie.

280

Engels natychmiast przepisał tę nowinkę w pracy „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa". A potem zaczęła ju ona koczować jako uznana teoria. Czas płynął, uwagę badaczy przyciągały wówczas społeczeństwa prymitywne. Antropolodzy i etnolodzy badali dzikie plemiona na całym świecie, starając się ze wszystkich sił znale ć gdzieś jakiś matriarchat. Matrylinearność znale li, ale władzy kobiet - nie. Matrylinearność to system dziedziczenia po linii eńskiej i ustalanie pokrewieństwa „po kądzieli". Taki system rzeczywiście był powszechny w staro ytności. Dlaczego tak było, wydaje się dość oczywiste: skąd wziąć pewność, kto jest ojcem dziecka - wszyscy się przecie przyło yli. A jeśli chodzi o matkę - trudno o pomyłkę. Nawiasem mówiąc, niektóre istniejące do dziś dzikie plemiona aborygeńskie nie wierzą, e seks ma cokolwiek wspólnego z kontynuacją rodu. Nie ma u nich ojców w naszym rozumieniu tego słowa! Dziewięciomiesięczny okres pomiędzy seksem a narodzinami dziecka wydaje się przedstawicielom tych plemion na tyle ogromny, e nie widzą tu adnej więzi przyczynowo-skutkowej. Antropolodzy, którzy otwierali dzikusom oczy na związek między seksem a rodzeniem dzieci, zostali przez nich wyśmiani. Ta hipoteza wielkich białych braci wydała się dzikusom dzika, zaś przywoływana w odpowiedzi argumentacja była elazna: gdyby seks był związany z rodzeniem dzieci, rodziłyby tylko piękne kobiety, a u nas rodzą nawet takie straszydła, których nie zechce aden normalny mę czyzna!... Spróbujcie obalić taki argument! Prędzej ju człowiek zwątpi w związek rodzenia z seksem. Od koncepcji „bezojcostwa", jak sami rozumiecie, został ju tylko krok do matrylinearności. Ale eby baby rządziły facetami... żłupio jest nawet pomyśleć sobie o czymś takim. Przecie w naszym gatunku, tak samo zresztąjak wśród niemal wszystkich naczelnych, samiec jest dominujący, bo jest większy i silniejszy. Dzięki temu struktura społeczna w sposób zupełnie naturalny kopiuje grupowanie się stada naczelnych - z jego hierarchiczną strukturą i przywództwem samca.

281

Część III. Do podstaw! A potem?

Podobną do równouprawnienia (ale przecie nie dominującą) sytuację kobiet spotykamy w pewnych staro ytnych państwach. Kobiety zasiadały przecie wielokrotnie na tronie. Była Hatszepsut w Egipcie, była Katarzyna w Rosji. W ró nych państwach Europy królowały kobiety... Ale samice na tronie to jeszcze nie matriarchat - zgodzicie się sami. Poniewa cały system społeczny, niezale nie od tego, kto zasiadał na tronie, pozostawał systemem dominacji męskiej. Legenda o matriarchacie utrzymała się przez prawie sto lat, ale ostatecznie nauka zrezygnowała z niej w latach 1950-1970. Do powszechnej świadomości jednak ten fakt jakoś nie dotarł. Do radzieckiego społeczeństwa nie dotarł ze względów zrozumiałych: na terytorium Jednej szóstej" Marks i Engels niemal do samego końca stulecia pozostawali w powszechnym poszanowaniu i obalanie ich poglądów nie było przesadnie zalecane. Natomiast zachodnie społeczeństwo zostało tak sparali owane falą feminizmu, e kto by tam zwracał uwagę na jakąś naukę. Pech nieszczęsnego Bachofena, który wymyślił matriarchat, polegał na tym, e przyjął on opowieści staro ytnych żreków wraz z ocenami ich narratorów. W staro ytnej żrecji kobiety były bardzo silnie podporządkowane mę czyznom, dlatego te greccy rapsodowie mówią o społeczeństwach, w których prawa mę czyzn i kobiet były mniej więcej równe, z nutą zdziwienia: ale rozpuścili te baby, ju ludziom wła ą na głowę! Ostatnim dowodem stronniczek matriarchatu są pewne dzikie plemiona w Mokronezji i Melanezji. e niby skoro tam rządzą kobiety, to czemu my byśmy nie mogły?... Nawet gdyby tak było, to mimo wszystko pierwotna dzikość tych społeczeństw mówi sama za siebie. Przyjrzyjmy się jednak nieco uwa niej, có to za plemiona. Owi tubylcy yją w takich warunkach geograficzno-przyrodniczych, e podstawowym środkiem zdobywania po ywienia jest dla nich uprawa roli za pomocą motyki. A machanie motyką to babska praca. Dlatego kobiety, wyginając grzbiet, wytwarzaj ą lwią część „dochodu narodowego". I stąd się bierze ich silna pozycja w społeczności oraz ranga ich słowa. A faceci „le ą na kanapie", trochę sobie popolują, pójdą

282

Matka-mać

na ryby... Dziećmi się nie zajmują. Czasami nawet nie mieszkają razem ze swoją „rodziną" i przychodzą do kobiet tylko po to, by się. parzyć. Podobne do matriarchatu? Zazwyczaj nie podaje, w swoich ksią kach adnych informacji bibliograficznych, biorąc pod uwagę lenistwo czytelników, ale tym razem zrobię wyjątek. żdyby ktoś chciał bardziej szczegółowo zapoznać się z problemami matriarchatu, odsyłam na przykład do periodyku „Wiestnik Rosijskoj Akadiemii Nauk", tom 70, nr 7 (2000), s. 621-627. Przepraszam za uczoność, więcej nie będę...

Mę czy ni nie płaczą

Mężczyźni nie płaczą

Natalia Radułowajest utalentowaną dziennikarką. Ale patentowaną feministką. Całe ycie pisze tylko o relacjach damsko-męskich. - Posłuchaj, czy ty w ogóle masz jakieś pojęcie o tych feministycznych teoriach? - zapytałem ją kiedyś przy okazji. - No, na przykład znasz taką Simone de Beauvoir? - No wiesz! Uwa a się, e jej ksią ka „Druga płeć" stała się kamieniem milowym feminizmu, rozpoczęła nowy etap... - Czytałaś to? - Pewnie, e nie. eby zostać feministką, nie ma takiej konieczności. Wystarczy znać Deklarację Praw Człowieka. Jestem pewien, e Deklaracji te nie czytała... Takie one są, te nasze domorosłe feministki - coś tam gdzieś słyszały, czegoś się same domyślają, nałapały odgłosów z Zachodu, nachapały cytatów. Jedno słowo - zdechlaczki. Na Zachodzie zaczęła się zawierucha feministki protestują przeciwko wykorzystywaniu wizerunków kobiet w reklamie. I nasze od razu te ruszyły! Postanowiły powalczyć z reklamą. Pod koniec roku 2004 jakieś prowincjonalne feministki - czy to z Saratowa, czy z Samary - wysmarowały do Komitetu Antymonopolowego skargę na reklamę proszku „Lenor". W tym spocie, jeśli ktoś go widział, siedzi sobie ciotka w pracy i rozmyśla, e w domu pełno prania i trzeba by kupić proszku „Lenor". Slogan brzmi: „O czym myśli kobieta w pracy?". „Więc to tak! - unoszą gniewnie palec feministki. - Więc to tak nas, kobiety, sobie wyobra acie? Przecie to dyskryminacja - mówić, e kobieta w pracy mo e myśleć o domu i rodzinie! Po kiego jej ta rodzina! Pracodawca, który obejrzy taką reklamę, od razu skuma, e nie warto zatrudniać kobiet, poniewa w pracy nie zajmują się pracą". Wcale nie przesadzam! Dokładnie taki pogląd został wyra ony przez feministki w jednym z programów telewizyjnych (mówiąca to

bojowniczka siedziała trzy metry ode mnie): e niby pracodawcy, kiedy napatrzą się na taką reklamę, będą zatrudniać mniej kobiet, bo sobie pomyślą, e w pracy myślą one o proszku do prania. Jeśli to nie jest skrajny idiotyzm, to nie wiem, co jest skrajnym idiotyzmem. Niezale nie jednak od idiotycznych wypowiedzi feministki zgłaszają te istotne uwagi. Na przykład: - eby zrozumieć, e to spot seksistowski, podstawcie zamiast słowa „kobieta" na przykład „Murzyna" albo „ yda" - i wszystko zrozumiecie! „O czym myśli w pracy Murzyn? O koszykówce... O czym myśli w pracy yd?..." Na Zachodzie za coś takiego mo na po prostu trafić do sądu. Za rasizm, za antysemityzm... Za to, e się przedstawia wszystkich Murzynów albo wszystkich ydów w niekorzystnym świetle. Hm. Rzeczywiście, wygląda to na rasizm. Ale jeśli się głębiej zastanowić... Czy rzeczywiście sam przez się slogan „O czym myśli w pracy Murzyn? O koszykówce..." jest rasistowski? Nie, oczywiście, e nie. Ale to, e tego rodzaju zupełnie niewinne konstrukcje słowne są odbierane jako rasistowskie, mówi jedynie o poziomie kompleksów wszystkich tych „uciemię onych". O stopniu ich infantylności. O czym myśli w pracy mę czyzna? O babach, o hokeju, o piwie... Bo e mój! O ró nych cudach! I nie ma w tym nic obra liwego. Przecie gdyby człowiek w pracy myślał tylko o pracy, to mógłby ześwirować! To po prostu niemo liwe. Pomyślisz sobie i o koszykówce, i o herbatce, i o tym, e dobrze by skoczyć do toalety... Dlaczego mę czy ni nie obra ają się na śmieszną reklamę piwa, która przedstawia ich w zabawnym świetle? Dlaczego mę czy ni nie chodzą po ulicach i nie ądają zakazania reklamy, która ich ośmiesza? Albo z ądaniem zakazu u ywania w reklamie wizerunków męskiego ciała? Odpowied jest prosta. Dlatego e kiedy ktoś jest silny i mądry, nigdy nie obra a się z powodu artów. A zakompleksiony, głupi i słaby - ciągle. Im głupszy i prymitywniejszy jest człowiek, tym łatwiej go obrazić. Człowiek ograniczony i niepewny siebie, traktujący siebie z zało enia jako ko-

285 284

Część III. Do podstaw! A potem?

goś gorszego od innych, zawsze znajdzie powód, by się obrazić. Bo ciągle spodziewa się po innych napaści, obra liwych aluzji, podświadomie zakładając, e tylko tego mo e się spodziewać ze strony świata. A biały mę czyzna jest białym mę czyzną. Cywilizatorem. Jednak wystarczy podstawić na miejsce słowa „mę czyzna" słowo „kobieta" albo „czarny mę czyzna" (Murzyn), a od razu gnój popłynie ze wszystkich szpar. I zaczyna się pisk!... Po-ni- y-li! O-bra-zi-li! Rasizm! Dyskryminacja! Kiedy Churchilla zapytano, dlaczego w Anglii nie ma antysemityzmu, odpowiedział: „Poniewa Anglicy nie uwa ają ydów za mądrzejszych od siebie". Tak więc mę czyznom nie przychodzi do głowy obra anie się na reklamy czy seksizm, poniewa : - mę czy ni nie uwa ają się za głupszych ani gorszych od kobiet (kobiety myślą, e są głupsze i gorsze, z tego biorą się ciągłe obrazy i ądanie parytetów); - mę czy ni nie uwa ają, e ich obraz w reklamach ma z nimi co kolwiek wspólnego (bo i po co tak sądzić?). Radykalne feministki działaj ą dokładnie na odwrót: „Ta reklama poni a wszystkie kobiety, poniewa przedstawia nasz obraz nie tak, jak naszym zdaniem powinien on wyglądać!" - oto kwintesencja feministycznych lamentów. Podstawowy nonsens polega tu na tym, e wszystkich kobiet ta reklama nie poni a - tylko feministki, a pozostałe nawet się nie domyślają, e powinny odczuwać jakieś negatywne emocje z powodu zwykłego sporu reklamowego. Do tego potrzebna jest specjalna struktura umysłu. Trzeba być wściekłą. Drugi nonsens: właściwie dlaczego obraz kobiet w reklamie powinien odpowiadać wyłącznie takiemu wyobra eniu, jakie istnieje w głowach feministycznych radykałek? Przecie są inne mo liwości: obraz kobiety matki, kobiety gospodyni domowej i wreszcie rozpustnej dziewki. Wybór sposobu ycia to osobista sprawa ka dej z nich. A wybór wizerunku to niezale ne prawo reklamodawcy - ukierunkowanego na określoną klientelę. Tak więc nie trzeba, drogie feministki, narzucać wszystkim jednego obrazu znanej traktorzystki...

Mę czy ni nie płaczą

Ale feministki narzucają. I na dodatek starają się doprowadzić do świadomości ka dej kobiety, która niesłusznie uwa a się za szczęśliwą, e „tak naprawdę" jest ona nieszczęśliwa albo „uciemię ona". Tak właśnie wyjaśniła mi to Radułowa: - Powinnam doprowadzić do świadomości wszystkich kobiet, e zostały poni one. To się nazywa wciskać komuś kit. Własne kompleksy pakować do cudzej duszy. Tryskają wokół jadowitą śliną, zara ają, zara aj ą, zara ają... Usiłuj ą przekształcić cały kraj w „Dom Niezale ności", eby wcisnąć kobietom, e „w istocie" wszyscy „ le je traktują". Ale co ma zrobić nieszczęsne państwo, kiedy jakiejś grupie społecznej jakaś reklama wyda się obra liwa? No có , nale y się kierować prostą psychologiczną zasadą: człowiek sam dokonuje wyboru - ma się obrazić czy nie. A jeśli feministka dokonuje wyboru na tak, to kto jest temu winny oprócz niej samej? Dlaczego reklamodawca powinien odpowiadać za cudze kaprysy? Na szczęście rosyjskie prawo jest skonstruowane bardziej rozumnie ni amerykańskie - zgodnie z naszymi przepisami, jeśli ktoś nie zamierza cię świadomie obrazić, a ty się czujesz obra ony, to jest twój problem. W przeciwnym przypadku mo e dojść do absurdu: wszyscy obra aliby się i wszczynali sprawy sądowe z ka dego powodu. Na przykład nie spodobała mi się (uraziła mnie, oburzyła, rozdra niła) pewna reklama (ksią ka, obraz, film) - zakazać jej! Żeministki obra ają moje poczucie rozsądku - zakazać im działalności! Oburza mnie jakość samochodu iguli - zabronić produkcji! Nie podoba mi się kasza manna - zakazać kaszy! W Rosji, eby kogoś obrazić „zgodnie z prawem", trzeba, po pierwsze, zwrócić się bezpośrednio do obra anego, po drugie - uczynić to w nieparlamentarnej lub nieprzyzwoitej formie albo rozpowszechniać o człowieku zniesławiające go informacje. Na przykład publiczne oświadczenie, e konkretny Iwan Pietrowicz Kozłów jest idiotą (wariant: złodziejem i pijusem), jest obra liwe. Ale jeśli Iwan Pietrowicz sam rozpoznał siebie w jakiejś reklamie i poczuł się uraony, to jego prywatny kłopot. Właśnie dlatego feministki nie wsz-

287 286

Część III. Do podstaw! A potem?

czynają spraw sądowych, lecz działają przy użyciu manewrów okrężnych - prowadząc pozasądowe polowania na czarownice z wykorzystaniem komisji uznającej reklamę za nieetyczną. Uwierzcie mi, wkrótce rosyjskie wilczyce zaczną szukać wiedźm w innych reklamach. Na przykład oskarżą reklamy bielizny kobiecej o seksizm, ponieważ wykorzystuje się w nich kobiece ciało. „Eksploatacja kobiecego ciała w reklamie" to już na Zachodzie zwykła sztampa. Doszło do tego, że jednaj europejskich firm produkujących kobiecą odzież wystroiła w damskie pantofle, stanik i inne babskie akcesoria owłosionego facet i umieściła to na billboardzie z napisem: „W tej reklamie nie zostało wykorzystane kobiece ciało". Jednak nie to jest najśmieszniejsze. Zgodnie z prawem niektóre towary, na przykład piwo, nie mogą być reklamowane z wykorzystaniem obrazu zwierząt. Feministki żądają ograniczenia wykorzystywania obrazu kobiet w reklamie. Tym samym zrównują się ze zwierzętami. Kobietom i psom wstęp wzbroniony...

Bóg wziął...

Kiedy pisałem tę książkę, w wieku 58 lat zmarła legenda amerykańskiego feminizmu - agresywna feministka Andrea Dworkin. O martwych albo dobrze, albo nic. Spróbuję. Andrea Dwornik była kultową figurą dla wszystkich amerykańskich feministek. Ta solidna, tłusta baba z nieco debilowatym wyrazem twarzy (jak nie wierzycie, spróbujcie znaleźć w sieci jej fotografie) nienawidziła mężczyzn każdą tkanką swój ej zdefektowanej duszy. Seks z mężczyzną wydawał się jej przedsięwzięciem obrzydliwym. Stąd też wzięła się jej idea zakazania pornografii tak jawnie przedstawiającej akty heteroseksualne. Całe swoje życie owa lesbijska teoretyczka poświęciła propagowaniu jednej jedynej, dość prymitywnej myśli - że pornografia poniża kobietę. Nazwiska tej poniżanej nasza kultowa lesbijka nigdy nie wymieniła, ale dobrze rozumiemy, że jest ono tożsame z tym, które zostało zapisane na nagrobku Andrei. Swoje osobiste uczucia nieboszczka usiłowała wmówić wszystkim pozostałym kobietom. Ufała, że jeśli jakiejś kobiety pornografia nie poniża, to znaczy, że nie przeżywa ona świata prawidłowo. Ajak powinna go odczuwać, umiała wyjaśnić jedynie Dworkin. Była przekonana, że pornografia musi poniżać wszystkie kobiety. Dlatego że ona, Dworkin, tak uważa. Wydawałoby się, że w wolnym liberalnym społeczeństwie podobne problemy są rozwiązywane dość prosto: jeśli cię pornografia poniża, nie graj w filmach pornograficznych. Nie fotografuj ani nie kręć pornografii. I jej nie kupuj!... Ale jako że za wolne i liberalne można uznać amerykańskie społeczeństwo tylko w wielkim przybliżeniu, te proste argumenty nigdy nie przychodzą teoretykom do głowy. Chcą, żeby wszyscy myśleli tak jak oni: jeśli ja nie lubię kaszy manny, to niech jej zakażą! Zakażą wszystkim - i tym, którzy ją lubią, i tym, któ-

289

Część III. Do podstaw! A potem?

rzy jej nie lubią. Bo JA tak chcę. I nawet wymyślili w tym celu poważne teoretyczne wyjaśnienie: w tej kaszy są takie wstrętne grudki. Ci „zakazywacze" zawsze znaj duj ą niezwykle szlachetne wyjaśnienia -jak choćby te wstrętne grudki; troska o dzieci; walka z rozpustą albo jeszcze inna trudna do formalnego zdefiniowania głupota. W istocie wszystkie te „wyjaśnienia" stanowią to, co psycholodzy nazywaj ą racjonalizacją albo obiektywizacją. Mówiąc po ludzku, chodzi o ubieranie w pseudoracjonalne konstrukcje słowne własnych lęków i kompleksów. Zazwyczaj swoje zwierzęce dążenie do zakazywania czegokolwiek „zakazywacze" przekształcają w kolorowy papierek moralności, opakowanie troski o bliźniego albo, jak w przypadku Dworkin, w wyrafinowany papierek „poniżania kobiet". Nieboszczka była zajadłą, pełną kompleksów babą o niewielkim rozumku. I to wszystko, co mogę o niej powiedzieć dobrego. Cała reszta jest znacznie gorsza...

Część IV

Biologia - wyrok losu

Pamiętam, jak we wczesnej młodości naczytałam się Mam Arbatowej i uznałam, e być feministką to coś szpanerskiego. e niby wokół tłumy bezczelnych facetów, którzy wcią usiłują ograniczyć moje prawa kobiety i człowieka, więc trzeba bronić się przed nimi łomem. Ale potem doświadczenie yciowe dowiodło mi, e wszystkie te nietykalne prawa kobiet to cos w rodzaju legend)) o nieuchwytnym Joe, który jest nieuchwytny bo nikt nie próbuje go schwytać. aden z facetów nawet i zamierza ograniczać naszych praw. A my wymachujemy tym łomem i wymachujemy... Nieznana dziewczyna z feministycznego forum

Niepotrzebnie pisze pan o feminizmie - powiedziała mi Ada Baskina, kiedy siedzieliśmy u niej w kuchni i obgadywali najbardziej palące problemy, przed którymi stoi ludzkość. - Ryzykuje pan, e zostanie znaczącą figurą dla amerykańskich feministek. Obawiam się, e wizy do USA po tej ksią ce ju pan nie dostanie. -I dobrze. Bo te feministki mogłyby się jeszcze poubierać w białe kaptury i spalić mnie przed hotelem. - Nawet by kapturów nie nakładały. Bo pan jest przestępcą, a one ofiarami pana nienawiści. Zakablująna policję, i tyle... Przecie tam niebezpiecznie jest cokolwiek powiedzieć przeciwko feministkom. Ryzykowne jest nawet publikowanie prac naukowych, które im nie odpowiadają. Nie tak dawno miała miejsce głośna historia. Pewien profesor - nie pamiętam jego nazwiska - opublikował artykuł o tym, e z powodu ró nic w morfologii mózgu mę czyzn i kobiet kobiety gorzej sobie radzą z naukami ścisłymi... Wielkie mi odkrycie!... Kto tego jeszcze nie wiedział?... Niemniej okazało się, e wielu po prostu nie chce tego wiedzieć. Podniósł się taki huragan protestów zainicjowanych przez feministki, e profesora po prostu zwolniono z uniwersytetu. Nie wszystkie nauki sąjednakowo po yteczne... W USA nie jest łatwo zajmować się niektórymi dziedzinami nauki. Pewne badania są w Stanach niemal zabronione. Jak tylko feministki się dowiedzą, e gdzieś ktoś zamierza podjąć badania związane z psychofizjologicznymi reakcjami mę czyzn i kobiet, od razu mogą zacząć protesty. Na wszelki wypadek: a nu rezultaty będą miały „seksistowski" wyd więk - po co lać wodę na młyn seksizmu? Czemu słu ą badania, które dzielą ludzi? Trzeba łączyć się, być razem, yć w przyja ni i wzajemnym szacunku. I nikogo nie szykanować. Jeeli oczywiście ten „ktoś" nie będzie heteroseksualnym mę czyzną. Niemniej jeszcze przed wprowadzeniem feministycznej cenzury psychologia gromadziła dane naukowe dowodzące ró nic w odbio-

293

Czę ć IV. Biologia - wyrok losu

rze wiata i predyspozycjach kobiet i mężczyzn, dziewczynek i chłopców. I dane tego rodzaju, kiedy je ogłaszano, zawsze wywoływały surową krytykę. Oburzona feministyczna społeczno ć żądała zakazu przeprowadzania tych eksperymentów - bez żadnej weryfikacji ogłaszano, że są błędne, albo po prostu zmieniano stosowane normy, to znaczy dane przerabiano, wprowadzając dla dziewczynek jakie współczynniki, które zrównywały wyniki „seksistowskich" badań. Tymczasem projekty badawcze dotyczące natury różnic między kobietami a mężczyznami w latach 1950-1980 były prowadzone w do ć szerokim zakresie - zrealizowano ni mniej, ni więcej, tylko trzydzie ci tysięcy projektów!... O owej „zakazanej" nauce będzie mowa w tej czę ci mojej książki. Ale najpierw kilka słów o innych dowiadczeniach - feministycznych.

Ministerstwo miłości

Tego dnia feministki były szczególnie w ciekłe. W przeddzień IV wiatowej Konferencji ONZ w Sprawie Kobiet (zorganizowanej w Pekinie w 1995 roku) po prostu kipiały z w ciekło ci. A zatem były w stanie typowym dla siebie. Amerykańskie feministki zebrały się w przeddzień konferencji w skromnej sali w Nowym Jorku, żeby wypracować, a potem ogłosić w Pekinie okre loną polityczną platformę. Miał to być plan dla wszystkich kobiet wiata, dzięki któremu, zadzierając spódnice, ruszą one w podskokach siedmiomilowymi krokami w różową przyszło ć. Babska Międzynarodówka Komunistyczna... I wyobraźcie sobie, który z ukrytych wrogów, przeklętych oportunistów, podłożył feministkom winięŚ zaproponował w projekcie dokumentu użyć zamiast słowa „gender" słowo „płeć". Pamiętliwy czytelnik nie zapomniał oczywi cie, z jakiej przyczyny wprowadzono czarodziejskie słowo „gender"Ś aby raz na zawsze wykre lić z języka słowo „płeć". Albowiem nie istnieje żadna biologiczna płeć, istnieje jedynie społeczny „gender" - i on nas interesuje. W żadnym razie nie analizujemy i nie podkre lamy biologicznych różnic - dostrzegamy jedynie odmienno ć społeczną. Tylko tak możemy osiągnąć Prawdziwe Równouprawnienie! Dlatego też tyle ekspresji było w przemówieniu ważnej feministki Belli Abzug. Ostro skrytykowała ona prawicowe odchylenie: - Podjęta przez przedstawicieli kilku krajów próba wycofania słowa „gender" z Platformy Działań i zastąpienia go słowem „płeć" jest obraźliwa i poniżająca. Deprecjonuje ona dotychczasowe osiągnięcia kobiet, zmierza do zastraszenia nas i zahamowania dalszego postępu! Nie cofniemy się do koncepcji „biologii jako wyroku losu"!

295

Część IV. Biologia - wyrok losu

Jeśli fanatyk nie chce wierzyć w to, e rano wzejdzie słońce, zawią e sobie oczy. Tak właśnie postępują feministki. „Uniewa niając" ró nice między mę czyznami a kobietami, zamierzaj ą podjęć walkę z naturą. A jeśli natura nie ma zamiaru się poddać, złamiemy ją! Rok 1998. Seminarium amerykańskich nauczycieli, którym przewodzą feministki. Cel - „przeciwdziałanie programowaniu genderowemu". Czyli protest przeciwko całemu staremu patriarchalnemu systemowi wychowawczemu, który według feministek czyni z chłopców chłopców, a z dziewczynek dziewczynki (z biologicznych chłopców chłopców genderowych, a z biologicznych dziewczynek dziewczynki genderowe, jeśli wam to coś wyjaśnia). Innymi słowy, celem seminarium jest udzielenie pomocy nauczycielom w wychowaniu nowego człowieka. W procesie kształtowania nowego człowieka uwzględnianie płci biologicznej nie jest absolutnie obowiązkowe. Wręcz przeciwnie, jest ono nawet szkodliwe, reakcyjne, albowiem feminizm uznaje tylko płeć społeczną, czyli „ukształtowaną". Dzieci nale y więc wychowywać tak samo, nie czyniąc ró nicy ze względu na płeć. Pomyśleliście, e one zamierzały wychowywać dziewczynki jak chłopców? Albo wszystkie dzieci według jakichś uśrednionych szablonów? Jeszcze czego! Żeministki zaproponowały amerykańskim nauczycielom podczas tego seminarium strojenie chłopców w spódnice i damskie pantofelki. - To zupełnie naturalne, e maleńki chłopiec chce przymierzyć spódnicę! - filozofuje instruktorka feministka. Capnąć by taką za uszy i kolanem w mordę. To takie naturalne... Amerykanie bardzo lubią przynosić innym narodom swój ą wizję postępu i sprawiedliwości - w rodzaju demokracji i genderowego równouprawnienia. Mają to we krwi. Nawet jeśli Amerykanin z jakichś przyczyn wyjechał na stałe do innego kraju (na przykład z przyczyn ideologicznych, do których nale y socjalistyczne ydostwo), w głębi swojej duszyczki pozostaje stuprocentowym jankesem. Izrael. Pustynia Negew. Uczniowie biorą udział w eksperymencie związanym z badaniem poziomu czujności. źksperyment prowa-

296

Ministerstwo miłości

dzą socjalistyczni ydzi z kibucu - dawni obywatele amerykańscy. Istota eksperymentu polega na tym, eby obudzić w tych maluczkich niezbędną wra liwość, dać im mo liwość wsłuchania się w siebie. Metodyka eksperymentu: dzieciom rozdają ołówki, papier, zapałki, świeczki - i puszczają ich na pustynię, gdzie powinni się rozejść i pozostać w zupełnej samotności. A potem w ciemnościach mają zapalić świeczki i zapisać subtelne wra enia swojej duszy, ukształtowane pod wpływem natury i samotności, znale ć swoje prawdziwe „ja", ble, ble, ble... Trening wra liwości. Dziewczynki poradziły sobie z tym zadaniem fenomenalnie. Rozeszły się, zasmuciły, popłakały, zapisały. Chłopcy, ku rozczarowaniu konsultantów, zamanifestowali najgorsze cechy „agresywnej maskulinistyczności" w postaci „prymitywnej przemocy". Te wyrodki, kiedy ju rozbiegły się po pustyni, szybko się tym zajęciem znudziły. Zebrali się więc do kupy, rzucili na ziemię ołówki i kartki papieru, zapalili ognisko i zaczęli się bawić. To jeszcze nie koniec ich przestępstw! Kiedy wieczorem dziewczynki w upojeniu czytały swoje pustynne dzienniki, chłopcy ledwie powstrzymywali się od śmiechu, słuchając tych dziewczęcych niedorzeczności. Konsultanci byli przera eni, eksperyment znakomicie potwierdził ich najgorsze obawy: patriarchat od najwcześniejszego dzieciństwa kształtuje w chłopcach skłonność do przemocy, zniszczenia, współpracy... Oj, nie, to ostatnie trzeba wykreślić: to cecha pozytywna. A cokolwiek w chłopcach pojawia się dobrego, to od dziewczynek. Dziewczynki zawsze są skłonne do współpracy. Nie w tym eksperymencie, to prawda. Ale w innych przypadkach naprawdę przejawiają takie skłonności... Trzeba powiedzieć, e izraelskie kibuce przez wiele lat prowadziły eksperymenty związane z „genderowym wymieszaniem", czyli wychowywaniem chłopców jak dziewczynek. No i jak wam się wydaje - co z tego wyszło? Nie udało się socjalistycznym ydom wytępić z tych małych samców ich samcowatości. Chłopcy, niech ich pokręci, nijak nie chcieli zachowywać się jak dziewczynki! Niech to diabli, człowiek gotów wpaść w antysocjalistyczną herezję i zacząć

297

Część IV. Biologia - wyrok losu

się zastanawiać nad biologicznymi podstawami zachowań. A kysz, socjalistyczni ydzi, a kysz!... Oto co piszą o tych eksperymentach w swojej ksią ce „Język relacji wzajemnych" Alan i Barbara Piz: „W izraelskim modelu komórki społecznej, znanej pod nazwą «kibuc», przez wiele lat usiłowano wykorzenić genderowe stereotypy. Dziecięce ubranka, fryzury, sposób ycia były reglamentowane w taki sposób, eby ka de dziecko wyglądało jak istota bezpłciowa. Wspierane były takie zajęcia chłopców, jak zabawa lalkami, szycie, robienie na drutach, pranie i sprzątanie. Dziewczynki grały w piłkę, wspinały się na drzewa, grały w rzutki. W samej istocie przyjętej koncepcji kibuc był neutralną w sensie płciowym jednostką społeczeństwa, w której nie ma rozdziału płci i ka dy ma jednakowe mo liwości... Seksistowski język i zdania typu «chłopaki nie płaczą» albo «dziewczynkom nie wypada taplać się w błocie» zostały wycofane z obiegu. Kibuce głosiły pełne wzajemne zastępowanie się płci. I jakie były tego rezultaty? Po dziewięćdziesięciu latach istnienia kibuców badania wykazały, e chłopcy manifestowali tam wyra ne zachowania agresywne i nieposłuszeństwo, e zbierali się w grupy, wewnątrz których trwała walka o dominację. Dziewczynki tymczasem współpracowały, unikały sytuacji konfliktowych, manifestowały przywiązanie, zaprzyja niały się i dzieliły się swoimi sekretami. Przy wyborze specjalizacji w szkole ka de z dzieci skłaniało się do zajęć, które odpowiadały orientacji kobiecego albo męskiego umysłu: chłopcy uczyli się fizyki, nauk in ynieryjnych, zajmowali się sportem, a dziewczynki zostawały nauczycielkami, doradcami, pielęgniarkami i specjalistami do spraw kadr. Biologia kierowała ka de z nich na drogę odpowiadającą specyfice kobiecego lub męskiego umysłu. Badanie dzieci, które wychowywano w takich neutralnych z punktu widzenia płci warunkach, wykazało, e nawet likwidacja więzi matka-dziecko nie obnia zró nicowania preferencji..." Jakie wra enie robi na was likwidacja więzi matka-dziecko w tych eksperymentalnych społeczeństwach przyszłości?...

298

Ministerstwo miłości

Z nie mniejszym rozmachem i nie mniejszym fanatyzmem prowadzono badania dotyczące behawioralnej inwalidyzacji chłopców w USA. Amerykańskie szkoły i uniwersytety wło yły niemało wysiłku w tego rodzaju aktywność. eby wycisnąć z chłopców, jad agresji", organizowano ich wychowanie w sposób maksymalnie zbli ony do wychowania dziewczynek. W eksperymentalnych klasach, gdzie Amerykanie prowadzili doświadczenia na ludziach, chłopcom nie pozwalano grać w dodgeball (gra podobna do rugby), zabraniano im bawić się w policjantów i złodziei, nie dawano im do czytania ksią ek o historycznych bitwach i jakiejkolwiek przemocy. W Pomocnej Karolinie jeden z wydziałów Departamentu Rozwoju Dziecka ustami swojej dyrektorki zabronił Dziecięcemu Centrum Rehabilitacyjnemu zezwalać chłopcom na zabawy ołnierzykami. Dyrektorka motywowała to tak: ołnierzyki to „potencjalnie niebezpieczne zabawki, poniewa dzieci wykorzystują je, eby realizować scenariusze zabaw związane z przemocą". Przez ponad dziesięć lat Ameryka w imię socjalistycznego eksperymentu kaleczyła swoje dzieci. Dochodząc równocześnie do wniosku, e doświadczenie związane z wychowaniem nowego człowieka bierze w łeb. Udało się zdeformować psychikę chłopców, ale pozbawić ich cech swoistych - nie. Chocia się starali, Bóg świadkiem, na całego! Oto fanatyczny feminista w jednej ze szkół w Baltimore usiłuje namówić dziewięcioletnich chłopców, eby się bawili lalkami. A potem z oburzeniem wznosi oczy ku górze: „Ich reakcja okazała się na tyle wroga, e z trudem udało mi się utrzymać spokój w klasie". Kto by się spodziewał!... Oto badacze Lokhid i Harris konstatują: w ciągu całego roku wdrażania genderowego równouprawnienia w klasie nauczyciele i tak nie dali rady wytrzebić z dzieci poczucia segregacji płciowej. Wiadomo, e w klasie chłopcy wolą siedzieć z chłopcami, a dziewczynki z dziewczynkami. „Wyrównując gender", nauczyciele pod przymusem sadzali chłopców obok dziewczynek i zmuszali dzieci, by na przerwach spacerowali parami - chłopiec z dziewczynką, i na dodatek,

299

Część IV. Biologia - wyrok losu

trzymając się za ręce. Chodziło im o to, żeby panowała pełna równość płciowa, idylla i niemy zachwyt. Nie dziwi, że badacze przeprowadzający potem w szkołach ankiety odnotowali, iż właśnie tacy nauczyciele są najbardziej przez dzieci znienawidzeni. Zresztą tak samo przez chłopców, jak przez dziewczynki. Feministki godziwie popracowały też nad tak zwanymi „uniwersyteckimi bractwami"... Zaobserwowano, że podrostki i młodzi mężczyźni lubią organizować się w grupy. To charakterystyczne dla naczelnych - tworzenie się podstad samców. U naczelnych podgrupa, która „odpączkowała" od głównego stada, może stanowić „wojsko" i odejść, odłączyć się, by podbijać nowe tereny. W społeczeństwach koczowniczych takie stada samców podbijały nieraz Europę. A dzisiaj odpowiadają im młodzieżowe bandy (jeśli mówimy o Murzynach czy Latynosach w amerykańskich gettach) albo ziomkostwa (jeśli mowa o rosyjskim wojsku), albo tak zwane „bractwa" (jeśli mowa o kulturalnym środowisku uniwersyteckim). Z tych samczych zgrupowań wyrósł niegdyś kwiat przyjaźni. Przyjaźń nie jest wartością samą w sobie, przyjaźń to nic innego, jak tylko narzędzie walki. I im trudniejsze są warunki zewnętrzne, które musi pokonać męskie stado, tym silniejsza jest w nim więź między poszczególnymi osobnikami, czyli przyjaźń. Przez prawdziwą bojową przyjaźń rozumie się gotowość do ofiary, dzielenie się ostatnim kęsem strawy i nabojami. Zyskuje ona najgłębszą akceptację ideologiczną: „błogosławiony ten, kto oddał życie za przyjacioły swoje". Istniej ą pionowe zworniki takiego „wojska" - hierarchiczna struktura dowódcza; zasadą hierarchii jest przymus. Ale istniej ą też zworniki poziome - przyjaźń, u podstaw której leży miłość bliźniego. Miłość odmienna od miłości płciowej, gdyż stado składa się wyłącznie z samców... Zdarzały się zresztą w historii przypadki, kiedy miłość płciową dodawano do dania o nazwie „przyjaźń bojowa". W wojskach antycznych Greków i Rzymian częste były seksualne relacje między żołnierzami. Dodatkowy wzmacniacz przywiązania nigdy nie zaszkodzi. Dopiero potem ascetyczne chrześcijaństwo uznało to za naganne...

300

Ministerstwo miłości

Prawdę mówiąc, niepotrzebnie obok słowa „przyjaźń" napisałem „bojowa". To tak jakbym przed słowem „czołg" napisał „bojowy". Niepotrzebnie. W miarę rozwoju społeczeństw i osłabiania zewnętrznych nacisków na stado więzi przyjaźni też stały się słabsze. Dlatego cywilna męska przyjaźń, w odróżnieniu od przyjaźni bojowej albo kryminalnej, to zawsze przyjaźń „light". A jako że przyjaźń posiada genezę bojową, a kobiety nie walczą, pojawiło się powiedzonko: „Z baby przyjaciel to jak z gówna kula"... Samce mają zwyczaj grupować się w stada, samice - nie. Nie ma kobiecych band, kobiecych ziomkostw ani kobiecych uniwersyteckich bractw. Coś jest więc nie tak. Jacy z nas, bab, prawdziwi ludzie, jeśli nie mamy band? Feministki usiłowały tworzyć kobiece kolektywy w rodzaju takich, jakie tworzą mężczyźni, żeby się przyjaźnić, rozrabiać, pić piwo. Ale te sztuczne konstrukty jakoś się nie utrzymały, jak każdy sztucznie powołany do życia byt. Były te babskie twory jakieś takie flakowate -jak sowiecki komsomoł. No więc skoro się nie udało, to znaczy, że męskie bractwa też trzeba „rozpędzić"! Uzasadnienie: męskie stada są przejawem niepotrzebnej agresji. Trudno w to uwierzyć, ale w wielu amerykańskich uczelniach i uniwersytetach zabraniano mężczyznom się przyjaźnić. Pod karą relegowania z uczelni. Nazywało się to walką z uniwersyteckimi bractwami... Zamaszyście kroczy feminizm! W dobrą stronę idziecie, towarzyszki! Wróćmy teraz do tej nieszczęsnej konferencji, od której zaczął się ten rozdział. Feministki, obawiające się przed Konferencją Pekińską wyrugowania słowa „gender", ostatecznie zwyciężyły. W roku 2000 w Sztokholmie, stolicy kraju zwycięskiego feminomarazmu, zorganizowano kongres psychologów. Wielki to był kongres, znamienny. Zjechało się sześć tysięcy ludzi! Sami wielcy uczeni. Przytaczam tytuły niektórych referatów: „Gender, psychologia społeczna i kultura narodowa"; „Gender: procesy kognitywne"; „Gender i seksualność";

301

Czę ć IV. Biologia - wyrok losu

„Czas, przestrzeń, gender i tożsamo ć"ś „Genderowanie samego siebie i samogenderowanie"ś Kiedy czyta się co takiego, dusza sama piewa. Kognitywne samogenderowanie samo ci przestrzeni i czasu... Ahnenerbe żyła, Ahnenerbe żyje, Ahnenerbe jeszcze wam pokaże!

Mozart-Rzeźnik

- Przekonałam się na własnej skórze, jak bardzo jednak chłopcy różnią się od dziewczynek - powiedziała moja żona. To wielkie wydarzenie miało miejsce kilka lat temu, podczas urlopu nad jeziorem Seliger, kiedy nasze potomstwo było jeszcze tak małe, że nie chodziło do szkoły, ale na tyle duże, że już na całego wyrysowywało pisakami i ołówkami otaczającą nas i wyfantazjowaną rzeczywisto ć (czyż w ogóle jest między nimi jakakolwiek różnica?). - Miał wtedy całe tomy, pełne albumy z rysunkami - wspomina Galka. - Poznałam więc Tiomę z pewną dziewczynką w jego wieku, żeby się bawili razem. I pamiętam, siedli kiedy na ławce, wyciągnęli oboje albumy i zaczęli się chwalić rysunkami. Dziewczynka kartkuje szkicownik i opowiadaŚ „To moja mama -jest księżniczką, to mój tata jako książę, to ja...". Na rysunkach chmurki, ptaszki, tata i mama w złotych koronach, wszyscy oczy mają okrągłe jak spodeczki. Wokół rosną kwiatki... A potem Tioma wyciąga swój albumŚ „To robot-zabójca, to straszydło-transformer, a to bitwa gigantów...". Na rysunkach jakie odstraszające kanciaste potwory, strzelanina, wybuchy, zamiast oczu cienkie szpareczki. Jakie kindżały... Dobrze pamiętam ten okres - chodziłam wtedy do „ wiata Dziecka" i kupowałam mu żołnierzyki albo figurki transformerów i specjalnie prosiłam ekspedientkę, żeby dała mi najstraszniejsze monstraŚ Tioma bardzo lubił ta kie rzeczy. Wyobrażam sobie, w jakim stresie byłoby moje dziecko, gdyby obciągnięta w ludzką skórę nadzorczyni amerykańskiego SS w czapce polowej ze skrzyżowanymi kwiatkami na długiej łodyżce zmuszała go do rysowania lalek, owieczek i kwiatków!... Wspominałem już o „nawróconej" Christine Sommers, byłej feministce. Jestem przekonany, że jej dochodzeniu do prawdy bardzo sprzyjał fakt, iż urodziła syna. Przyglądając się temu, jak mu łamią

303

Część IV. Biologia - wyrok losu

psychikę, Sommers solidnie się nad rym wszystkim zastanowiła i osiągnąwszy już całkiem poważny wiek, zaczęła pisać takie na przykład rzeczy: „Naturalne różnice między mężczyznami i kobietami nigdy nie pozwolą nam na równość we wszystkich dziedzinach - o wiele więcej mężczyzn niż kobiet wybierze zawód mechanika, inżyniera czy żołnierza. A elementarna edukacja, medycyna rodzinna i praca socjalna pozostaną w przeważającej mierze domeną kobiet. Chłopcy zawsze będą woleli ognisko od pisania pamiętników i nauczyciel, który żąda od chłopców, by coś narysowali, powinien być tolerancyjny wobec wizerunków monstrów, niebezpiecznych zwierząt i broni. Męska dążność do rywalizacji, ryzyka i dużo mniejsza uczuciowość... wyjaśniają, dlaczego mężczyźni osiągają większe sukcesy i ponoszą większe klęski niż kobiety - większy procent mężczyzn trafia do zarządów korporacji i większy - do więzień". Inna „zdrajczyni" to feministka dysydentka Camille Paglia. Nie wiem, jaką drogę przeszła ta kobieta, czy życie obeszło się z nią surowo, czy łagodnie. Ale to, co pisze ona o feminizmie, w Ameryce może pisać jedynie reakcjonista albo... kobieta. Tylko Murzyn może głośno nazwać czarnego „nigger". Czarny może czarnego wyzywać, białemu - nie wolno. Punkt widzenia Kamili jest interesujący, dlatego że jest to spojrzenie ze środka feministycznego ruchu. Tak więc „niezwykle osobna feministka" Camille Paglia pisze o feminizmie: „Z feminizmem dzieje się coś niedobrego... Z czasem każda rewolucja zaczyna domagać się nowej rewolucji [tak w ogóle nazywa się to kontrrewolucją-A.N.]. Właśnie to usiłuj ę uczynić. Nie próbuję pozbyć się feminizmu. Chcę go zreformować, uratować, wprowadzić w XXI wiek jako taki ruch, który pozwoli płciom współpracować, a nie dąsać się na siebie nawzajem. Feminizm zdradził kobiety, stworzył barierę obcości między płciami, zastąpił dialog polityczną poprawnością". Camille Paglia o próbach „resocjalizacji" mężczyzn:

304

Mozart-Rzeźnik

„Całkowicie odrzucam feministyczne pragnienie przekształcenia mężczyzn w taki sposób, by byli nieśmiali i wrażliwi - czyli w istocie by stali się nową odmianą kobiet czy nowoczesnymi eunuchami. Dla kobiet może byłoby to wygodne. Ale nie sądzę, by odpowiadało to interesom gatunku ludzkiego. Seks, tak jak ulice miast, może być absolutnie bezpieczny tylko pod panowaniem reżimu totalitarnego". Camille Paglia o różowych radykałach: „Kiedy kobiety odchodzą od mężczyzn, co było masowym zjawiskiem w przypadku lesbijskiego feminizmu, dochodzi do ogromnej kulturowej katastrofy. MacKinnon jest wyposażona w świadomość totalitarną [przypomnę - Catharine MacKinnon to teoretyczka, która postawiła tezę, że słowo to też gwałt i która jest wielką przeciwniczką pornografii -A.N.]. Chce żyć w bezpiecznym świecie, który w całości byłby kontrolowany przez państwo... Literatura, sztuka, muzyka, kino, telewizja - żadna z tych dziedzin nie może dla niej istnieć, jeśli nie zostanie najpierw przepuszczona przez feministyczną cenzurę... Jest sta-linistką, uważającą, że sztuka powinna służyć celom politycznym. A wszyscy, którzy się z nią nie zgadzają, to wrogowie ludzkości - trzeba im zatkać usta... Alians tego nurtu feminizmu ze skrajną prawicą na froncie walki z pornografią nie jest bynajmniej przypadkowy". Camille Paglia o tym, co najważniejsze: „Kobieta-Mozart nie istnieje dlatego, że nie istnieje też kobieta-Kuba Rozpruwacz". Na to ostatnie spostrzeżenie Paglii proszę zwrócić szczególną uwagę. To kwintesencja biologicznych różnic między mężczyzną a kobietą. Najkrótsze streszczenie tej części mojej książki. Za chwilę opowiem o tym szerzej. Natura stworzyła dwupłciowe rozmnażanie, „wypracowała" noszenie płodu w łonie matki, „wymyśliła" niegenetyczne dziedziczenie nawyków (uczenie się), dokonując w ten sposób następnego logicznego kroku, który był podyktowany przez teorię zarządzania - rozdzieliła płcie według funkcji społecznych.

305

Jeśli gatunek się rozmnaża, beztrosko rozrzucając ikrę w wodzie, rozpylając w powietrzu nasiona, składając jaja w piasku i zapominając o potomstwie, to jedno. Jeśli natomiast samica wyżej zorganizowanych ssaków długo nosi płód, co wyraźnie ogranicza możliwości jej poruszania się, to całkiem co innego. Potem przecież musi wykarmić ślepego potomka mlekiem, co jeszcze bardziej ogranicza jej możliwości poruszania się (kocięta rysia na przykład muszą ssać mleko matki przez osiem godzin na dobę)... A potem nastaje okres owego „niegenetycz-nego dziedziczenia nawyków" - nauka fruwania, polowania, łowienia ryb, zdobywania orientacji w terenie. Szczyt ewolucji - gatunki stadne, ciepłokrwiste, ze złożonymi relacjami wzajemnymi w stadzie. Jak postępować z samicą? Kiedy jest brzemienna, stanowi łatwy łup. Kiedy poluje i opuszcza legowisko, jej potomstwo stanowi łatwy łup. Warto było się starać, nosić w łonie, karmić, uczyć, jeśli wszystko to w każdej chwili może pójść na marne z powodu jakiejś głupoty? A zatem niezbędny jest jeszcze jeden stopień skomplikowania tego systemu, jeszcze jeden element nadbudowany nad noszeniem płodu w łonie, pozałonowym karmieniem i „programem edukacyjnym". Cała ta konstrukcja domaga się dachu. Opieki. Jako że mamy dwie płcie i jedna z nich zajęta jest bez reszty produkowaniem i wychowywaniem potomstwa, a druga jest wolna („naszą sprawą nie jest rodzić..."), trzeba zadysponować funkcjonalny podział obowiązków. Podrzucimy pewne zadania tej drugiej... Jedno zwierzę odpowiada teraz za potomstwo (krąg wewnętrzny), a drugie musi zadbać o zewnętrzny krąg obrony, strzeże legowiska. Wewnętrzny krąg to oczywiście samica, i na niej spoczywa strategiczna odpowiedzialność za przetrwanie gatunku. A odpowiedzialność samca obejmuje to, co pozostało: taktyczne zadanie doraźnego przetrwania -obrona przed wrogiem bezpośrednim i energetyczne zabezpieczenie całego tego systemu. Teraz wszystko się zgadza. System działa. Konstrukcja jest stabilna. Kiedy jednak wyjmie się z niej jeden element -jakikolwiek! - naukę, ochronę, karmienie, noszeni płodu, zagwarantowanie dostawy energii - to wszystko zaczyna się sypać.

Jedźmy dalej. Aby gatunek przetrwał, musi nie tylko zagwarantować sobie reprodukcję, ale też orientować na zmianę- by był w stanie adaptować się do zmieniającego się świata. Prymitywne rozmnażanie się na drodze podziału czy pączkowania polega na prostym kopiowaniu wzorca. A nam nie wystarczy proste kopiowanie, potrzebne jest modyfikowanie cech. Rozmnażanie płciowe gwarantuje tasowanie się cech dzięki przemieszaniu genów ojca i matki. I dochodzą jeszcze przypadkowe mutacje, które również stymulują zmianę. To dość chytrze zorganizowany system permanentnej zmienności. Jest w nim jednak także niezbędna równowaga funkcjonalna: ktoś przecież musi odpowiadać za przechowanie zgromadzonego pozytywnego doświadczenia - biologicznego i społecznego. A kto inny przyjmuje rolę eksperymentatora. Logiczne jest obciążyć zadaniem gromadzenia i przekazywania pozytywnych cech jądro systemu, którym jest samica: to ona pracuje na rzecz przyszłości. A samiec i tak musi na co dzień kontaktować się z otaczającym środowiskiem i śledzić jego zmiany, niech on więc stanie się materiałem doświadczalnym. Samica to stabilność, utrwalanie rezultatów, introwertyczność. Samiec to agresja, ekstrawertyczność, materiał próbny. Gdyby pokazać wam dwie krzywe normalnej dystrybucji cech - dla samców i samic (kobiet i mężczyzn), zobaczycie, że gaussiana samic jest węższa i wyższa, zaś mężczyzn - szersza i niższa. Czyli rozrzut cech (dowolnych) u samic jest mniejszy niż u samców. A u samców widać więcej odchyleń od średniej. Więcej geniuszy i więcej idiotów. Na dodatek krzywa samic jest przesunięta w porównaniu do krzywej samców - ich medianty nie nakładają się na siebie. A zatem średni wzrost samic jest mniejszy niż średni wzrost samców. Ale za to kobiety żyją średnio dłużej od mężczyzn (znów rozziew, tyle że tym razem w drugą stronę). Jednak praktycznie wszystkie rekordy długowieczności biją mężczyźni! Po prostu dlatego, że brzegi męskiej krzywej są szersze: rozrzut cech u mężczyzn jest większy niż u kobiet. Natura eksperymentuje na samcach. Rzuca ich w bój z otaczającym środowiskiem. Który przeżył, przekazuje dobre cechy dalej na drodze dziedziczenia. Może to być najdłuższy albo najkrótszy, naj307

306

silniejszy albo najsłabszy, posiadający najdłuższe ręce albo najkrótsze, najmądrzejszy albo najgłupszy - naturze jest wszystko jedno, pracuje na oślep, jej metoda polega na nadmiarze. Rzuca w wir walki garściami, przegrani i tak odpadną. Patrząc na krzywe normalnej dystrybucji cech samców i samic, łatwo dostrzec prawidłowości: po drabinie ewolucji samiec idzie o krok przed samicą. Pierwszy nabiera nowych nawyków niezbędnych do przeżycia w zmieniających się warunkach. Potem idą samice. Samiec zawsze jest o pół korku, o krok z przodu, zwraca się twarzą do niebezpieczeństwa. Samica kryje się za jego plecami. Jej sytuacja jest bardziej komfortowa, zagrożenie - mniejsze. Jednak płaci za to opóźnieniem - o te pół kroku, o krok. Nie ma w tym, dziewczyny, nic osobistego. Tylko fakty. Niektórzy sądzą, że teorię, iż kobieta stanowi element konserwatywny, a mężczyzna - doświadczalno-eksperymentamy, wymyślił rosyjski biolog o nazwisku Geodakian. To śmieszne. Nie trzeba być żadnym Geodakianem, żeby - patrząc na krzywe redystrybucji cech i posiadając systematyczne podejście do zagadnienia - zrozumieć, jak działa maszyna cybernetyczna pod nazwą „gatunek stadnych ciepłokrwistych ssaków". Nie wszystkie gatunki pracująjednak według wymogów opisanego tu systemu. Tak samo jak nie wszystkie gatunki rozmnażają się płciowo. Ale mówimy teraz o gatunkach wyżej zorganizowanych. Najbardziej charakterystyczne jest to dla drapieżników. Ale też dla tych, którzy z woli losu musieli się stać drapieżnikami, jak na przykład przodkowie jednego z najbardziej interesujących gatunków na naszej planecie, zmuszeni do wyjścia na sawanny - homo sapiens. Nawiasem mówiąc, jeszcze jednym argumentem na rzecz tego, co tu powiedziałem, jest fakt, że gdy pogarszają się warunki życia, rodzi się więcej chłopców, a gdy się poprawiają- więcej dziewczynek. Zastanówcie się sami... Gdy rodzice są alkoholikami, częściej rodzą się chłopcy. Na równinach, gdzie warunki życia były bardziej sprzyjające niż w górach, rodzi się więcej dziewczynek. A w górach, gdzie warunki

308

różnią się od naturalnych dla naszego gatunku, gdzie życie jest trudniejsze, rodzi się więcej chłopców (może też nadmiar męskich hormonów w populacji powoduje, że narody górskie są bardziej agresywne od równinnych?). Emigranci, którzy dopiero co przyjechali do nowego kraju, częściej rodzą chłopców. Emigranci, którzy już się zadomowili i osiągnęli sukces, rodzą już tyle samo chłopców co dziewczynek. Kobiety młode i zdrowe (20-25 lat) częściej rodzą dziewczynki. A kobiety starsze, ale też bardzo młode, „niedojrzałe", rodzą częściej chłopców. Czujecie to? Każde pogorszenie natura odbiera jako zagrożenie dla gatunku. I zaczyna produkować chłopców - niezbędnych do walki z wrogami, z klimatem, z niedożywieniem. Natura rzuca do boju swoje główne rezerwy. Niech samce walczą, dokonują odkryć, wynalazków... Bo trzeba się ratować. Bo robi się coraz zimniej.

Zrobili to mężczyźni!... Nasi na wpół zwierzęcy, na wpół rozumni przodkowie dziesiątki tysięcy lat yli w stadach, w plemionach. To czas wystarczający na to, eby dokonał się biologiczny dobór i utrwalenie nawyków. Kobieta musi w ograniczonej przestrzeni pieczary przez długi czas współistnieć z innymi kobietami, unikając sytuacji konfrontacyjnych. Wa na tu jest owa bezkonfliktowość, umiejętność odczucia nastroju drugiej osoby - sąsiedniej samicy, swojego dziecka. Nie da się yć bez konieczności nawiązywania więzi horyzontalnych. Wra liwość, zdolność empatii w relacjach międzyludzkich to charakterystyczna cecha samic człowieka. Pieczara jest domem, zagospodarowanym ju kawałkiem przyrody. To ognisko, w którym nale y tylko podtrzymywać ogień. Nie wymaga to specjalnego heroizmu. Ale poza pieczarą, po to, by pokonać otaczającą ją przestrzeń, potrzebne są ju zupełnie inne cechy - agresywność, zdolność do podejmowania ryzyka... Dlatego samce są silne w budowaniu hierarchii: jedynie niedemokratyczna struktura jest gotowa do podjęcia efektywnego działania w ekstremalnych warunkach polowania i wojny. Nadmierna czułostkowość jest tu zbędna. Jeśli kobieta zawsze potrafi na podstawie drobnych drgnień w mimice powiedzieć, co czuje człowiek, w tym te niemowlak, to mę czyzna jest pozbawiony tej umiejętności. Para badaczy, Alan i Barbara Piz, przeprowadziła kiedyś taki eksperyment: w izbie porodowej pokazywali kobietom dziesięciosekundowe spoty przedstawiające płaczące noworodki i prosili, eby młodziutkie mamy określiły, dlaczego te dzieci płaczą. Spoty pokazywano bez d więku. Czyli e tylko ulotne niuanse maleńkiej mordki miały podpowiedzieć kobietom, jaka jest przyczyna niezadowolenia noworodka, W większości przypadków mamusie się nie myliły. Bez trudu odró niały głód od bólu, lekki dyskomfort od zmęczenia... Kiedy

ten sam test przeprowadzono na młodych ojcach, rezultat był opłakany - niecałe 10 procent spośród nich było w stanie właściwie wskazać, i to tylko dwie emocje. Z wiekiem ten nawyk u kobiet pogarsza się w niewielkim stopniu, u mę czyzn zaś znacznie. Stareńkie babcie w siedemdziesięciu procentach tak samo sprawnie jak młode matki określały przyczynę płaczu niemowlęcia. A dziadkowie... Wielu z nich nawet nie poznawało własnych wnuków! I wcale mnie to nie dziwi, bo przecie wszystkie noworodki, jak Japończycy, wyglądają tak samo. Zrozumiałe jest więc, skąd się wzięła podobna ró nica w reagowaniu na świat między kobietami i mę czyznami. Jeśli twój partner podczas polowania z nagonką znajduje się od ciebie w odległości setek metrów, albo w ogóle go nie widzisz, to jaki sens ma przyglądanie się jego twarzy? Zresztą po co to robić? Zadanie zostało postawione wcześniej i powinno zostać wykonane niezale nie od tego, co on tam sobie czuje i myśli. Kobiety umieją pracować z dziećmi, a mę czy ni nie za bardzo je rozumieją, dlatego te nie jest to ich specjalność: w ogóle rzadko bywają w domu. A kiedy ju są, to albo śpią, albo jedzą, albo przygotowuj ą broń (trzeba powiedzieć, e wykonanie kamiennego topora to dość pracochłonne zajęcie). Ciekawostka: kobietom w połowie XIX wieku w USA zezwolono na podejmowanie pracy nauczycielek. I nie bacząc na panujący wszędzie wokół zajadły patriarchat, do końca tego stulecia kobiety stanowiły dwie trzecie nauczycieli w amerykańskich szkołach. Po prostu wypchnęły mę czyzn z tej niszy! aden patriarchat nie przeszkodził kobietom w zajęciu dominującej pozycji w tym rodzaju działalności, do której skłaniały się one ze swej natury. Mo na było napisać „immanentnie skłaniały się". Albo, co znaczy tyle samo, „biologicznie skłaniały się". Ostatni wariant z jakiejś przyczyny wywołuje u feministek i ich sympatyków niekontrolowaną wściekłość. No więc dalej będę go raczej u ywał... Ale ju 99 procent pilotów samolotów pasa erskich stanowią mę czy ni. I adna feminizacja współczesnego zachodniego społeczeń-

311 310

Czę ć IV. Biologia - wyrok losu

stwa, adne „działania uprzedzające", adna „pozytywna dyskryminacja" nie pozwalają babom na wywalczenie choćby pięciu procent stanowisk tego rodzaju. I, co ciekawe, szefowie linii lotniczych jako dziwnie nie lubią ludzi prowadzących badania genderowe. Bo ci ciągle wytykają im te procenty. Stan rzeczy dotyczący pilotów samolotów pasa erskich jest wietnie amerykańskim feministkom znany. Są oburzone! To dyskryminacja! To jawny tryumf patriarchalizmu! Szefowie linii lotniczych czują się w takiej sytuacji niezręcznie, są rozdarci między dwoma przymusami. Z jednej strony podlegają presji waginalnie zorientowanej opcji politycznej. Z drugiej - gdyby samoloty zaczęły nagle spadać z nieba, firma zbankrutuje. A pewnie i niejednego posadzą... A kto ma ochotę na odsiadkę? A więc uciekają przed aktywistkami. Je li abstrahować od socjalistycznych mitów o równo ci i popytać praktyków (na przykład wykładowców na wy szych uczelniach), powiedzą to, co ka dy sam dobrze wie na podstawie do wiadczenia yciowegoŚ są specjalno ci męskie i są kobiece. I e kobiety maj ą niewielką zdolno ć do my lenia abstrakcyjnego, niewielką skłonno ć do pisania rozpraw naukowych, l e dziewczyny uczą się lepiej, są staranniejsze, ale nie bardzo umieją wykorzystać tę wiedzę w praktyce (to zrozumiałe w kontek cie poprzedniego podrozdziałuŚ kobiety są składnicą wszelkiego dobraŚ są ywym wcieleniem strategii konserwacjiś mę czy ni - dokładnie na odwrót). - Ej, ty, feministka! - podpuszczam czasami moją kole ankę Radułową. - Jak my lisz, dlaczego jak się zagląda do bibliografii z hi storii nauki i techniki, to nietrudno odkryć, e kobiety stanowią tam jakie sze ć procent. Dlaczego w ród milionów patentów wydanych wynalazcom do kobiet nale y mniej ni jeden procent? - A dlatego, e kiedy wy zabawiali cie się w swoich laboratoriach, kobiety stały przy garach i prały pieluchy!... Zawsze tak mówią. I nic więcej nie potrafią wymy lić. Poniewa dalej trzeba by ju odpowiadać na logicznie postawione pytanieŚ po jaką jasną niespodziewaną kobiety sterczały przy garach, kiedy ludzie na całego odkrywali kolejne Ameryki? Jak to się stało, e baby prze-

Zrobili to mę czy ni!...

gapiły całą Historię? Dlaczego wła nie one starczały przy tych garach? A mo e trafiły tam akurat te, które powinny były trafić? Koniec końców bezmy lna natura kicha na te wszystkie wymy lone przez feministki teorie spiskowe, jest racjonalna. Ka dy jej ołnierz, dzięki doborowi naturalnemu, postawiony został w miejscu najbardziej dla niego odpowiednim. Dopiero w ciągu ostatnich 100-150 lat kobiety zaczęły odchodzić od garnków i wkraczać w wielkie ycie. Poniewa zawsze się spó niają, bo idą o krok z tyłu, za plecami mę czyzn. Zaakceptowanie tego wszystkiego sprawia kobietom przykro ć. I tak po ludzku to je rozumiem. Stawiam sam siebie na miejscu kobietyŚ oto ja, sama siebie odczuwająca jako rozumnego człowieka, baba. A mówią mi tu, e w ogóle nie jestem Człowiekiem (je eli przez słowo Człowiek przez wielkie „C" rozumieć tego typa, który stworzył Cywilizację przez wielkie „C"). To przykre, zgadzam się. Nie jest pewnie przyjemnie osobnikowi cierpiącemu na dziecięcy parali mózgowy, e jest inny ni wszyscy. żorzko lepemu, e o lepł... Ale to jeszcze nie powód, eby tworzyć ruch polityczny lepych stawiający sobie zadanie wykłucia oczu wszystkim innym - eby uzyskać równouprawnienie. Nie jest to nawet powód do tego, eby w imię „równych mo liwo ci" posadzić lepych za stery samolotów pasa erskich. lepi to rozumieją. Żeministki - nie. Tysięczny raz zaczynaj ą mamrotać co o teorii wszech wiatowego spisku. O tym, e silniejsi i bardziej drapie ni mę czy ni zmusili kobiety do siedzenia z dziećmi i wymyślili taki system wychowania, na skutek którego dziewczynki stają się kobiece, a chłopcy - męscy. eby sami mogli tymczasem zabawiać się na polowaniach. Wyobra acie sobie? Ci krzywonodzy, owłosieni, podobni do małp, wymachujący prymitywnymi wyciosanymi z krzemienia ostrzami, ględzący w swoim niedorozwiniętym języku, zawszeni, brudni - zebrali się i wymy lili system zniewolenia działający przez tysiące latŚ postawimy se baby przy garach, jak ju te gary zostaną wymy lone, a sami pójdziemy do laboratorium i zaczniemy odkrywać te ró ne

313

312

Część IV. Biologia - wyrok losu

ameryki, kiedy zostaną ju wymyślone te ró ne probówki i sekstansy i nastanie era wielkich odkryć geograficznych... Żeministki z uporem maniaka powtarzaj ą bajki o tym, e „tak naprawdę" zdolności mę czyzn i kobiet są takie same, ale e niby ycie zło yło się tak, i przyszło im gotować, a faceci pływają sobie na karawelach. (Nawiasem mówiąc, kobieta na statku to zły omen, dlatego kukami na karawelach te byli mę czy ni - świetnie sobie przy garach radzili. I odkrywali te swoje ameryki. Jakoś dziwnie im kuchnia nie przeszkadzała. Jak marnej baletnicy - sami wiecie co...) Uczeni, dowódcy, eglarze, wynalazcy, wielcy szachiści i wreszcie słynni kucharze - wszyscy oni byli mę czyznami. Taka jest rzeczywistość. Żeministki mogą sobie, jak chcą, zawile wyjaśniać rzeczywistość, ale nie majączego tej rzeczywistości przeciwstawić. Ich protesty podobne są do mamrotania dwójkowego ucznia o tym, dlaczego nie odrobił lekcji. Zawsze znajdzie całą masę niezwykle wa nych przyczyn. Ale fakt pozostaje faktem: to on nie odrobił lekcji. A inni odrobili. I nawet niech ten ktoś będzie zły. Niech będzie niepoprawny. Ciemięzca. żwałciciel. Eksploatator kobiecego organizmu. Gdyby on ich nie eksploatował, to kobiety oczywiście pokazałyby wszystkim na świecie, jak nale y odkrywać te ameryki i jupitery! One nie takie rzeczy by poodkrywały! Potrafiłyby nie gorzej! Takie cuda by stworzyły, gdyby im nie przeszkadzali ci budowniczowie Cywilizacji! Ale nie stworzyły. Wszystkie ich usiłowania pozostały w trybie warunkowym. I nawet klapa w toalecie, z powodu której nierozumne baby urządzaj ą te swoje histerie, nie jest niczym innym jak podarunkiem mę czyzn. Camille Paglia, chocia feministka, świetnie to rozumie. I oddaje co się nale y tym, komu trzeba: „Kiedy idę przez którykolwiek spośród największych mostów Ameryki, myślę: zbudowali go mę czy ni! Budownictwo to wielka męska poezja". Nie tylko mosty, Kamilo...

Krzywy pryzmat feminizmu

W roku 1997 w Anglii podczas przechodzenia przez ulicę zginęło albo zostało rannych 4132 dzieci. Wśród nich było 2460 chłopców i 1672 dziewczynki. Chłopców o 788 więcej. Dlatego e chłopcy i mę czy ni są bardziej skłonni do podejmowania ryzyka, częściej liczą na łut szczęścia. Poza tym są bardziej niecierpliwi. W odró nieniu od kobiet, które są bardziej ostro ne. Takie proste wyjaśnienie na pewno nie zadowoli feministek. Zaczną śpiewać swoje - o genderowych stereotypach. Dla wszystkich oprócz wściekłych jest pewnie zrozumiałe, e kiedy piszę „kobieta", nie mam na myśli „wszystkich kobiet". Tak samo jak twórcy spotu reklamowego „Lenor", kiedy napisali zdanie: „O czym myśli kobieta w pracy?", bynajmniej nie mieli na myśli tego, „o czym myślą wszystkie kobiety". I je eli feministki rozumieją słowo „kobieta" nie jako „zwykłe kobiety", lecz wyłącznie jako „wszystkie kobiety, w tej liczbie tak e feministki" - to ich problem. yjemy w dającym się opisać w kategoriach statystyki, kwantowym w swej istocie świecie. W którym zawsze zdarzają się wyjątki. Dlatego te w ka dej populacji zawsze będzie pewien procent kobiet posiadających męskie reakcje behawioralne. To właśnie one składają się na te 6-10 procent kobiet uczonych, ministrów, poetek... To nic innego, jak zwykłe odchylenie od normy, dewiacja, potworki. Identycznie jak wrodzony homoseksualizm. Najczęściej takie właśnie potworki znajdują się w szeregach feministek. Nie dostrzegaj ą swój ego zwyrodnienia, oceniaj ą wszystkie kobiety na podstawie własnych reakcji na świat i dlatego brak wyra nego przedstawicielstwa „kobiecej klasy" w organach władzy postrzegają jako uciemię enie. A w istocie cały problem tkwi w ich głowach, nie poza nimi...

315

Część IV. Biologia - wyrok losu

Kiedy mówię, że nie ma kobiet matematyków, nie znaczy to, że nie ma ich w ogóle, bo nie ma nic absolutnego na tym świecie. Znaczy to jedynie, że procent kobiet matematyków jest znikomy. Zapamiętajcie: nigdy nie uogólniam, zawsze mówię tylko o średnich wartościach krzywych normalnej redystrybucji. Statystycznie kobiety gorzej sobie radzą z matematyką. Statystycznie mężczyźni są mniej emocjonalni od kobiet. Statystycznie kobiety gorzej czytają mapę i nie radzą sobie z wzorami. Statystycznie kobiety są bardziej łatwowierne i bardziej skłonne do halucynacji. Jedna przeciętna, ale za to niezwykle pewna siebie dama opowiedziała mi następującą historyjkę. Zaczęła trenować zapasy. I najwyraźniej była w tym kierunku dość uzdolniona, bo wszystko jej świetnie wychodziło - podcięcia, uderzenia, rzuty. W grupie kobiecej... A potem dali jej jako sparring partnera mężczyznę. Nie jakiegoś giganta - zwykłego, średniego faceta. I nie można nawet powiedzieć, żeby się specjalnie bronił. Właściwie wcale się nie bronił. Po prostu stał. A ona usiłowała podciąć mu nogi. - Wtedy zrozumiałam całą absurdalność adresowanych do kobiet wezwań, żeby uczyły się samoobrony - opowiada mi. - Uczysz się czy nie -jeden kit, kto będzie chciał, i tak cię zgwałci. Weźmy mnie: uczyłam się. Nieźle wychodziły mi podcięcia, kiedy walczyłam z koleżankami. A jak doszło do faceta... Jego włochata kończyna w ogóle nie chciała się dać podciąć. Jego ciało nie chciało się przewracać, kiedy usiłowałam wykonać rzut albo go biłam. Szturchałam i popychałam jego ciało jak szafę z książkami. A facet był niewiele solidniejszy ode mnie - tylko trochę wyższy i trochę tęższy... Nie starał się nawet. I nagle pomyślałam, że gdyby, wykorzystując tylko połowę posiadanej siły, strzelił mnie pięścią w pysk, to będą pełzać po macie i zbierać zęby. Rzeczywiście nie ma specjalnego sensu uczenie kobiet zapasów dla obrony przed napastnikami: statystyczny mężczyzna bez trudu poradzi sobie ze statystyczną kobietą. Praktyka dowodzi, że nawet nie-

316

Krzywy pryzmat feminizmu

przygotowany statystyczny facet poradzi sobie ze średnio wyszkoloną sportsmenką. I lepiej go nie drażnić, bo będzie jeszcze gorzej. Aby oszczędzić miejsca i czasu, będę opuszczał słowo „statystyczny". Używanie przeze mnie słowa „kobiety" należy rozumieć jako „90 procent kobiet"... Pseudouczone ciotki piszące pseudonaukowe książki o genderowej psychologii (w rodzaju „Genderowa psychologia" T.W. Bendas) starają się wyprowadzić dyskryminację ze wszystkiego nawet z własnego palca - metodą wysysania. Ciekawe, jak wam się spodoba na przykład taki cytat: „W okresie odrodzenia zmienił się stosunek do pracy: uzyskała ona wartość religijno-etyczną, lenistwo zaczęło być uważane za wadę, a profesjonalne kompetencje za zaletę. Zaczęto także podkreślać wagę i wartość życia rodzinnego i wychowywania dzieci. Tak oto kształtował się prestiż pracy i poszczególnych rodzajów zajęć, co później doprowadziło do dyskryminacji płciowej: jedne zajęcia zaczęto uważać za męskie, inne - za kobiece...". Przeczytajcie ten cytat dwa razy. Albo trzy. Zrozumieliście, skąd i dlaczego pojawiło się tu słowo „dyskryminacja"? Ja też. Dlaczego, gdy wzrasta wartość życia rodzinnego (kobieca sfera działalności), praca na rzecz rodziny nagle ogłaszana jest jako przejaw dyskryminacji? Dlaczego w ogóle autorka nazywa podział pracy - na kobiecą i męską- dyskryminacją? Może uczonej cioteczce po prostu pomyliły się słowa - „dyskryminacja" ze „specjalizacją"? Przecież podział pracy akurat przyjęło się nazywać specjalizacją. Tokarz toczy. Frezer frezuje. Co ma tu do rzeczy jakaś dyskryminacja? Ale autorka feministka woli podmienić te pojęcia. To dla niej politycznie wygodne: jest feministką. Albo, co też możliwe, autorzyca ma na względzie to, że chociaż wzrosła ranga pracy w rodzinie, to nadal była ona mniej prestiżowa niż wysiłek dowódcy wygrywającego bitwy? I to znowu coś w rodzaju dyskryminacji... Ale przecież czysto męskie zawody także odróżniają się od siebie pod względem prestiżu! Męska profesja króla jest o wiele bardziej prestiżowa od zajęcia faceta, który czyści wychodki. To też dyskryminacja?... Kogo i na jakiej podstawie?

317

Część IV. Biologia - wyrok losu

Albo jeszcze jeden ciekawy wniosek tej samej autorzycy. Odwołuje się ona do badań jakichś Cuja i Guteka, którzy badali skuteczność menedżerów płci obojga i odkryli, że ,jeśli brać pod uwagę obiektywne charakterystyki, mężczyźni mają przewagę nad kobietami". Kobiety natomiast wykazały się przewagą,, jeśli brać pod uwagę subiektywne charakterystyki". Chodzi konkretnie o osobistą satysfakcję ze swoich osiągnięć: kobiety znacznie wyżej oceniły same siebie i z tego powodu ciepło im się robiło na duszy. Zgadnijcie, jaki wniosek wyprowadza z tego badania feministka Bendas. Następujący: „W działalności menedżerskiej kobiety nie ustępują mężczyznom". A znaczy to tyle: nie ma żadnego znaczenia, czy pracujesz skutecznie, czy tylko tak ci się wydaje. Jeden kit... Jeszcze jeden atut feministek, dowodzący represyjności patriarchatu, stanowi wykształcenie. Oto co pisze na ten temat owa „uczona": „W XVI wieku we wsiach na terenie Europy wszystkie kobiety były analfabetkami, a wśród mężczyzn było aż 3 procent piśmiennych... W XVII wieku w całej Francji czytać i pisać umiała połowa mężczyzn i jedna czwarta kobiet...". Szczerze mówiąc, nawet nie podejrzewałem, że wśród francuskich kobiet był wtedy tak duży odsetek piśmiennych. I w jaki sposób może to być świadectwem dyskryminacji, zabijcie mnie - nie wiem. Chodzi o to, że nawet taki procent wyedukowanych kobiet nie był do niczego potrzebny! Przecież umiejętność czytania i pisania to nie jakiś tam szkolny medalik, który należy się każdemu, kto był grzeczny. To narzędzie! A jeśli narzędzie nie jest potrzebne, to nie należy go używać -jeszcze uszkodzi... Po co kobiecie miecz? Po co mężczyźnie patelnia? Po co ślusarzowi złoty klucz nasadkowy? Jeśli niepiśmienna kobieta daje sobie radę w kuchni nie gorzej niż piśmienna, to po co ją kształcić? Jeśli garncarz pięknie wykręca garnki, nie posiadając umiejętności czytania i pisania, to po co mu ona? Ówczesne społeczeństwo nie mogło sobie po prostu pozwolić na taki luksus. To świadectwo nędzy, a nie dyskryminacji! Znowu uczona ciotka pomyliła pojęcia. Ale najśmieszniej jest wtedy, kiedy uczone feministki odkrywają dyskryminację kobiet tam, gdzie ich sytuacja jest lepsza niż męż-

318

Krzywy pryzmat feminizmu

czyzn! Na przykład badając żywieniowe nawyki mężczyzn i kobiet, uczeni zwrócili uwagę, że mężczyźni preferuj ą potrawy tłuste i pożywne. Dlatego częściej chorują, maj ą problemy z sercem i układem krwionośnym... Wyjaśnienie tego zjawiska jest proste i oczywiste już na podstawie wiedzy ogólnej: kto dużo biega, potrzebuje więcej kalorii - i tyle. Jednak feministki wywiodły z tych danych całkiem inną tezę: „Społeczeństwo ingeruje i kreuje genderowe stereotypy kształtujące zachowania nawet w takiej kwestii związanej z fizjologią, jak żywienie". - Przecież teraz mężczyźni nie ganiają za mamutami, tylko wylegują się na kanapie, kiedy żona zasuwa w kuchni! A i tak żrą tłusto. To stereotyp! - tak może zaoponować jakaś zatwardziała feministka w rodzaju żurnalistki Radułowej. A co ma do tego kanapa, słodziutka? Czołg można postawić na postumencie jako pomnik, ale jego wewnętrzna istota się na skutek tego nie zmieni. Jak był pojazdem bojowym, tak też nim pozostał -tyle że trochę zardzewiał na deszczu. Ewolucja społeczna jest o kilka wielkości szybsza od biologicznej. Dopóki ludzie wymachiwali kamiennymi nieobrobionymi narzędziami w pieczarach, dopóty dobór naturalny nie nadążał za ich rozwojem społecznym. Właśnie wtedy zostaliśmy ostatecznie biologicznie ukształtowani jako gatunek. Od tego czasu oblicze społeczeństwa solidnie się zmieniło - pojawiła się kanapa. Ale maszyna biologiczna została taka sama. Z tego powodu, że leży ona na kanapie, nie przestała być maszyną bojową. Nieszczęście „badaczy" spod znaku gender polega na tym, że ciągle mylą oni przyczynę ze skutkiem. Oto, powiedzmy, niejaka Ch. Bern (nie wiem, chłop czy baba, ale sądząc po braku logiki, raczej baba) - autor(ka) książki o genderowej psychologii, pisze o takiej strasznej odmianie seksizmu jak face-ism. Straszliwy ów face-izm wyraża się w tym, że kobiety i mężczyźni są inaczej pokazywani w telewizji: u mężczyzn częściej prezentuje się twarz i głowę, u kobiet -figurę. Właśnie dlatego, jak uważa autor(ka), mężczyźni są odbierani jako stwory intelektualne (co chwila w kadrze pojawia się głowa), zaś kobiety - seksualne (tułów).

319

Część IV. Biologia - wyrok losu

Mam wam wyjaśniać, dlaczego człowiek, który wyciąga takie wnioski, jest tępakiem? Jeśli trzeba, odpowiem (chociaż będę nieco rozczarowany sprawnością umysłową mojego czytelnika). Oto prawidłowa odpowiedź: kobiety nie dlatego są odbierane jako obiekty seksualne, że częściej pokazuje się w telewizji ich pełną sylwetkę. Jest dokładnie na odwrót - pokazuje się ich pełną sylwetkę, dlatego że kobiety są seksualne. I nie ma na to rady: są seksualne, choćbyś pękł! Właśnie kobiety są seksualne. Nie taborety. Nie hipopotamy. Nie kolejne dni tygodnia... Analogicznie, nie dlatego mężczyźni odbierani są jako twory intelektualne, że pokazuje się ich głowy, ale właśnie dlatego demonstruje się ich głowy, że faktycznie są stworzeniami intelektualnymi. Wyjaśniając jakikolwiek fenomen, badacz zawsze powinien brać pod uwagę pierwsze przychodzące do głowy rozwiązanie - najprostsze, a więc naturalne. Jeśli oczywiście badacz ten nie jest feministą. Dlatego że feministki starają się i życie, i eksperyment podporządkować swoim teoriom. Zakładają, że kobieta absolutnie nie różni się od mężczyzn swoimi psychologicznymi i behawioralnymi reakcjami. I wszystko, co temu zaprzecza, odrzucają bez zastanowienia. Stawiają świat na głowie. Wiadomo na przykład, że kobiety częściej korzystają z pomocy lekarzy. Albo dlatego, że mają słabsze zdrowie, albo dlatego, że są bardziej nieufne i podejrzliwe. A oto jak ten fakt wyjaśniają feministki: „Jest to związane z rozpowszechnionym stereotypem, że kobiety bardziej lubią korzystać z pomocy lekarza - może dlatego, że bardziej ulegają sugestii lub są bardziej przywiązane do norm społecznych". A zatem nie dlatego ukształtował się ten stereotyp, że kobiety częściej chodzą do lekarza, tylko - przeciwnie -jak twierdzą feministki, kobiety częściej chodzą do lekarza, ponieważ istnieje taki stereotyp!... I skąd też się ten przeklęty stereotyp wziął? Oto świetne przykłady tego, co w języku prostego ludu nazywa się babską logiką. Wszystko u nich od d... strony - przepraszam, przez pryzmat feminizmu.

Suma sprzeczności Słynny rosyjski prawnik Anatolij Koni w 1913 roku pr/cprnwn dził badanie, czym się różnią zeznania świadków w zależności tul lego, czy są oni mężczyznami, czy kobietami. Mężczyźni zwracają większą uwagę na wszystko, co jest nieożywione - na marki samochodów, szczegóły techniczne. Kobiety natomiast dokładniej opisują ludzi, na przykład, ubiór przestępców. Pewien badacz o nazwisku Ananjew w roku 1968 wykazał, że mężczyźni mają szybsze reakcje motoryczne niż kobiety. Pewien badacz o nazwisku Iljin w 2002 roku odkrył, że chłopcy mają przewagę w aktywności ruchowej, a u dziewczynek prędzej dojrzewa drobna motoryka rąk. Pewien badacz o nazwisku Jarmolenko, zajmujący się dziećmi i nastolatkami, pisze, że chłopcy zazwyczaj chodzą i biegają szybciej od dziewczynek. Pewien badacz o nazwisku Tamurdi potwierdza, że chłopcy przewyższają dziewczynki, jeśli chodzi o szybkość chodzenia, i konstatuje, że dziewczynki wyprzedzają chłopców w szybkości ruchów palców. Jeśli uwzględnić fakt, że „chłopcy" ćwiczyli się w bieganiu na polowaniach i wojnach, a „dziewczynki" w pieczarach szyły futra igłami zrobionymi z kości, nie powinno to dziwić. Pewien badacz o nazwisku Arkin pisze, że dziewczynki w wieku 4-5 lat mniej się męczą i są bardziej wytrzymałe od chłopców. Pewna badaczka o nazwisku Sheldon, studiująca wzorce mowy u dzieci, odnotowuje, że w mowie dziewczynek jest więcej miękkich i pytających intonacji. Ich mowa jest z zasady niekonfliktowa. Chłopcy, na odwrót, używają więcej trybu rozkazującego, wywierają presję, używają tonu nieznoszącego sprzeciwu i częściej stosują słowa formułujące zakazy. Charakterystyczne jest, że dziewczynki, które, jak wiadomo, dojrzewają fizycznie wcześniej niż chłopcy i nawet na

321

Część IV. Biologia - wyrok losu

początku rosną szybciej, do dziesiątego roku życia nie ustępują rówieśnikom chłopcom pod względem siły. Czyli potrafią przeciwstawić się chłopcom fizycznie. Ale praktycznie rzecz biorąc, nigdy tego nie czynią, wolą ustępować. Ponieważ w BIOSIE samiczek zapisane jest od urodzenia, że samiec jest ważniejszy. Badanie przeprowadzone przez profesora MacKobee wśród dzieci w wieku od 3 tygodni do kilku lat wykazało różnicę w zakresie przyczyn lęku. Chłopcy częściej zaczynają się niepokoić, kiedy w ich polu widzenia pojawia się coś nowego, nieznanego, a dziewczynki - kiedy zostaj ą pozbawione możliwości komunikacji, na przykład kiedy zostają same albo podczas kłótni z innymi dziećmi. Czyli lęk chłopców jest „badawczy", a dziewczynek - „komunikacyjny" (według terminologii Bendas). No i oczywiście badanie to wykazało, że dziewczynki są bardziej nieśmiałe i bojaźliwe od chłopców. Pewien badacz o nazwisku Giles badał w grupie absolwentów Harvardu kryteria sukcesu. Okazało się, że kobiety wyraźnie odróżniają się od mężczyzn w ocenie sukcesu zawodowego. Jeśli dla mężczyzn najważniejsze było awansowanie w hierarchii zawodowej, to dla kobiet - „status miejsca pracy, prestiż instytucji, wygląd miejsca pracy [! - A.N.]". Czyli sprawy zupełnie powierzchowne. Tak jak kobiety. Zapytaj faceta: - Pójdziesz zgarniać gówno? - Gówno-o... Fuj, nigdy!... A ile płacą? Ile? Ile??? Hm... Praca jak praca, nie gorsza od innych. Kiedy mam zacząć? Samotna bezdzietna kobieta nie pójdzie zgarniać gówna za żadne pieniądze: nie usatysfakcjonuje jej wygląd miejsca pracy. I jakiś taki dziwny zapach... Uczony o nazwisku Irbenik badał zdeterminowane płciowo różnice pomiędzy koszykarzami, „związane z orientacją przestrzenną i sterowaniem ruchem w trakcie wyskoku". Kobiety osiągały w tym względzie jednoznacznie gorsze rezultaty. „Najwyraźniej te rezultaty należy wyjaśnić trudnością z określeniem przestrzennego położenia ciała w sytuacji braku oparcia" - pisze inny badacz, Farfel, który natknął się na ten sam efekt.

322

Suma sprzeczności

„Zadziwiające - zdumiewa się opisująca doświadczenia Irbenika i Farfela rosyjska feministka z uniwersytetu w Orenburgu że kobiety o znacznie wyższych sportowych kwalifikacjach ustępowały... młodszym i słabiej wyszkolonym młodzieńcom. To znaczy... czynnik płci okazał się o wiele bardziej znaczący niż inne czynniki, a w szczególności poziom wyszkolenia". Ciekawe, co ją tak dziwi. Może nie słyszała o podziale dyscyplin sportowych na męskie i kobiece? Albo może nie wie, że siła nóg u kobiet osiąga jedynie 70 procent siły nóg mężczyzn..., że mięśnie tułowia u mężczyzn są półtora rażą silniejsze niż u kobiet..., że siła męskiego bicepsa dwukrotnie przewyższa siłę bicepsa u kobiet?... Nie, ona to wszystko wie. A dziwi się, ponieważ jej zdaniem dokładność rzutu nie powinna być zależna od siły mięśni... Ale szkopuł tkwi właśnie w tym, że kobiety mają problemy nie tylko z siłą, ale i z głową. Pewien badacz o nazwisku MacKobee odnotowuje, że kobiety mają gorzej rozwiniętą orientację wzrokowo-przestrzenną. Zresztą na tę cechę, nie umawiając się, zwracają uwagę niemal wszyscy znawcy zagadnienia. A to dlatego, że odmienność w orientacji przestrzennej to bodaj jedna z największych różnic między K i M. Obróbka danych doświadczalnych metodami statystyki matematycznej, przeprowadzona przez naukowców o nazwiskach Linn i Peterson, a potem Eagly i Steffen, wykazuje, że różnica w orientacji przestrzennej między mężczyznami a kobietami jest półtora rażą większa od różnicy ich agresywności. I to jest naprawdę zaskakujące! A pani profesor Camilla Benbow z uniwersytetu stanowego w Iowa uzyskała wynik jeszcze bardziej sugestywny. Przeprowadziła badanie aktywności mózgu chłopców w porównaniu z dziewczynkami. Wszystkie pomiary związane były z badaniem problemu orientacji przestrzennej - określaniem kształtu przedmiotów, zestawianiem obiektów trójwymiarowych z ich planami, obracaniem w myślach obiektów dwu- i trójwymiarowych, uprzedzającym śledzenie celów ruchomych...

323

Czę ć IV. Biologia - wyrok losu

Oto rezultat tych eksperymentówŚ już w czwartym roku życia różnica między chłopcami a dziewczynkami wynosiła 4Ś1 na korzy ć... wiadomo kogo. Na dodatek rezultaty najzdolniejszych dziewczynek były gorsze niż rezultaty najsłabszych chłopców. Eksperyment Benbow, związany z badaniem uzdolnień matematycznych, wykazał, że liczba chłopców uzdolnionych matematycznie przewyższała liczbę dziewczynek w relacji 13Ś1. W uniwersytecie Yale postawiono mężczyznom i kobietom zadanie przeprowadzenia montażu trójwymiarowego modelu i zaprogramowania na podstawie instrukcji nieznanego im odtwarzacza wideo. Jedynie 20 procent kobiet było w stanie złożyć trójwymiarową konstrukcję, a 16 procent umiało za pierwszym razem zaprogramować urządzenie. Z tą samą konstrukcją poradzili sobie wszyscy mężczyźni, za zaprogramowanie odtwarzacza udało się 68 procentom z nich. Najbardziej imponujące wyniki osiągnęli jednak mężczyźni w testach z labiryntamiŚ 92 procent pozytywnych wyników u mężczyzn i... 8 procent u kobiet. - A co cie się czepili tych labiryntów - zaprotestuje jaka strasznie mądra dziewczyna. - Często zdarza się wam w życiu zabłądzić w labiryncie albo rozwiązywać takie zadania? No cóż, wróćmy więc do życia. I popatrzmy, jak wpływa na nie nieumiejętno ć rozwiązywania zadań przestrzennych. Weźmy równoległe parkowanie! Przeprowadzone w Wielkiej Brytanii eksperymenty dowiodły, że za pierwszym razem zaparkowanie samochodu blisko krawężnika udaje się 58 procentom mężczyzn i... 5 procentom kobiet. To samo cudowne do wiadczenie powtórzone w Singapurze dało podobne rezultatyŚ za pierwszym razem prawidłowo zaparkowało 45 procent mężczyzn i 2,3 procent kobiet. Gorszy wynik uzyskany zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety w Azji da się obja nić faktem mniejszej obecno ci hormonów męskich u przedstawicieli rasy mongoloidalnej. Sami zresztą pewnie zauważyli cie, jakie azjatyccy mężczyźni mają rzadkie bródki. Tak samo jak wszystkim znana jest chińska cierpliwo ć - wyraźnie babska cecha (o zasadniczej roli mę-

324

Suma sprzeczno ci

skich hormonów w kwestii orientacji przestrzennej i agresywno ci napiszę w kolejnym podrozdziale). Chłopcy i mężczyźni interesują się rzeczami, dziewczynki ludźmi. Dziewczynki i kobiety rozmawiają między sobą o relacjach. Chłopcy i mężczyźni - o charakterystykach technicznych i algorytmach. Jeste my różni. I wła nie na odmienno ci uzdolnień płci wybudowane zostało „społeczne ustrukturowanie stada" - nasze społeczeństwo. Mężczyźni i kobiety zawsze byli sobie nawzajem potrzebni, tak samo jak nakrętka potrzebuje ruby, a ruba nakrętki. Każdy ma swoje zadania, swoje funkcje... Było to słuszne dopóty, dopóki rodzina stanowiła gospodarczą jednostkę społeczeństwa. Jednak paradoks czasów najnowszych polega na tym, że ostatnie dwa czy trzy pokolenia ziemian żyją w warunkach zupełnie odmiennych od tych, w jakich żyły setki pokoleń przed nimi. Poziom rozwoju technologicznego jest dzi tak wysoki, że rodzina przestała być jednostką gospodarczą. Stąd też te wszystkie feminizmy... Rosyjski artysta Iwanów namalował obraz „ mierć przesiedleńca". Bardzo się on nie spodobał rządowi carskiemu, ponieważ z obrazu aż wieje niesamowitym poczuciem beznadziei. Obraz przedstawia wóz. Koło niego leży martwy przesiedlany chłop w łapciach. Wychodzi na to, że nie dojechał. Obok niego na ziemi leży baba i lamentuje, wyje. Jest też dziecko, także niezbyt wesołe, ponieważ ich sytuacja jest dosyć rozpaczliwa. Potencjalna feministka lamentuje po mierci „ciemięzcy", ponieważ z jego miercią wszystko kończy się także dla niej. Zostaje tylko położyć się obok z dziećmi i zdychać. Nie da rady przecież sklecić chałupy ani wykarmić siebie i dzieci... Zostaje tylko i ć z wyciągniętą ręką i prosić o łaskę. Do zimy. A potem... Samotnemu mężczyźnie bez baby też nie jest łatwo - cały dzień od witu do nocy jest w polu. Kto mu przygotuje żarcie, kto wypierze koszulę, kto utka lnianego płótna na tę koszulę, kto będzie siedział z dziećmi, kiedy on orze? Skąd zresztą wziąć te dzieci? Kawaler umrze wcze niej niż zwykły chłopina i nawet nie zostawi potomstwa.

325

Część IV. Biologia - wyrok losu

To się właśnie nazywa „gospodarcza jednostka społeczeństwa". Pó niej oczywiście ycie stało się łatwiejsze. We współczesnym mieście samotna pracująca kobieta jest ju w stanie wychować dziecko. Nie jest jej oczywiście łatwo, kiedy musi iść do pracy i nie ma go z kim zostawić, a pieniędzy na opiekunkę nie starcza. Ale jednak inaczej ni na obrazie Iwanowa. Kiedy rodzina przestała być gospodarczą jednostką społeczeństwa (w ni szych warstwach społecznych), kiedy przestała pełnić funkcje kapitałowo-akumulacyjną (warstwy średnie) i dynastyczną, zaczęła się gwałtownie rozpadać. I feminizm jedynie popycha ją w tym kierunku. yjemy w ciekawych czasach, kiedy biologicznie, dla przedłuenia gatunku, rodzina jest jeszcze potrzebna, a dla podtrzymania technologicznej struktury społeczeństwa-ju nie. Ten antagonizm musi się rozstrzygnąć w ciągu ycia najbli szych dwóch czy trzech pokoleń, licząc nasze. Co będzie dalej, to temat na osobną ksią kę. Najwa niejsze jest dla nas, eby do tego rozstrzygnięcia jakoś dotrwać. I dotrwamy, jeśli tylko przy sterach nie będzie siedziała feministka. Trochę się oddaliłem od sedna sprawy. Pardon. Wróćmy do orientacji przestrzennej. Ośmielę się oświadczyć: odmienność orientacji przestrzennej to najwa niejsza ró nica między mę czyzną a kobietą. I na nią nale y zwrócić szczególną uwagę. Poniewa jest to ró nica cywilizacyjna...

Graj, hormonie!

Przypadek nr 1. Dzwonek. Podnoszę komórkę do ucha. ona. Dzwoni z prośbą o radę: - Dojechałam teraz z Prospektu Riazańskiego przez Okską na Wołgogradskiego. żdzie mam skręcić, eby trafić do centrum - w pra wo czy w lewo? - Kit, Galu! Dwa prospekty idą równolegle do centrum. Jecha łaś w stronę centrum Riazanką, skręciłaś w lewo i dojechałaś do Wołgogradki. Co w tym trudnego? Nie rozumiem, jak w ogóle mo e się zrodzić takie pytanie - „w prawo czy w lewo"?!... Oczywiście, e w prawo! - Oj, a ja ju skręciłam w lewo... Przypadek nr 2. Jedziemy z oną za miasto. - W którą w lewo mamy skręcić? — pytam. Mój nawigator sięga do schowka, wyciąga mapę, znajduje odpowiednią stronę. Milczenie trwa i trwa. - No i co? - Zaraz, poczekaj... Odwraca mapę do góry nogami. Wiedziałem! - Wygodniej ci czytać nazwy miejscowości do góry nogami? Po co odwróciłaś? Odpowiedzi mo na nawet nie słuchać. W takiej sytuacji ka da kobieta wygłasza następujący komunikat: - Po to, eby uzgodnić kierunek jazdy z mapą. Cecha szczególna: jeśli kobita odwraca mapę, to znaczy, e jedziecie na południe. Na mapie południe jest, oczywiście, na dole. Samochód jedzie do przodu, a według mapy wychodzi, e trzeba jechać w przeciwnym kierunku, czyli na dół. Czyli e skręt w lewo, którego szukamy, na ma-

327

Część IV. Biologia - wyrok losu

pie musi być z prawej strony... Z takim poziomem skomplikowania damski mózg nie jest w stanie sobie poradzić. Fakt: kobieta nie potrafi sobie w myśli odwrócić mapy. Przyczyna: kobiety zazwyczaj cierpiana to, co w języku potocznym uzyskało nazwę topograficznego kretynizmu. Pamiętam, jak się męczyły nasze dziewczyny z grupy na studiach na zajęciach z geometrii wykreślnej. Mało który kobiecy mózg jest w stanie zorientować się w nagromadzeniu tych wszystkich kresek. A faceci się dziwią: co w tym trudnego? Cecha charakterystyczna: jeśli jakiś człowiek w obcym mieście obraca mapę na wszystkie strony, nie umiejąc znaleźć drogi, to ten człowiek jest kobietą. Siedem czy osiem lat temu obrotni angielscy producenci wypuścili na rynek nowy towar - komplet map Anglii - z których połowa była normalna, z północą u góry, a druga, dublująca poprzednie mapy, z południem na górze. Towar został rozreklamowany w mediach. Spłynęło dużo zamówień: prawie 15 tysięcy od kobiet i jakieś pięć od mężczyzn. Potem się okazało, że mężczyźni potraktowali tę reklamę jako żart: no bo komu są potrzebne mapy „do góry nogami"? Jednak kobietom pomysł się spodobał. I to na tyle, że pewna firma motoryzacyjna dołączyła do GPS-a pokładowego komputera swoich samochodów specjalną funkcję pozwalającą odwrócić mapę do góry nogami. Dla dam wszystko! Feministyczna propaganda zmusza kobiety do „łamania stereotypów" i podejmowania kształcenia na męskich specjalnościach. I co z tego wychodzi? Według danych Brytyjskiego Związku Architektów na specjalność „architektura" trafia tyle samo dziewczyn co chłopców, jednak w zawodzie pozostają niemal sami mężczyźni. Wśród czynnych architektów jest jedynie 9 procent kobiet. Ten sam znany nam już odsetek kobiet stanowiących wyjątki. Podczas nauki na studiach kobiety stopniowo tracą zainteresowanie wybraną specjalnością: ludzie niechętnie robią to, co im słabo wychodzi. Czytanie rysunków

328

Graj, hormonie!

technicznych, przekładanie dwuwymiarowych planów na trójwymiarowe konstrukcje to nie babska sprawa. Jeśli dać dziewczynce zestaw konstruktorski albo klocki i poprosić, żeby zbudowała domek, to istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że ta nieszczęsna istota wybuduje płaski, niziutki budyneczek podobny do baraku. A chłopiec będzie ciągnął budowlę do góry. I na dodatek, drań jeden, postara się, żeby była wyższa niż u konkurenta -chłopca budującego tuż obok. Wniosek: dziewczynki są stworzeniami przyziemnymi, a chłopcy zmierzają ku niebu. Jeśli te przykłady dotyczące katastrofalnej mentalnej różnicy między mężczyznami a kobietami kogoś nie przekonają, to znaczy, że owemu „komuś" należy postawić precyzyjnie określoną diagnozę: „wrodzony feminizm". Wrodzony... Jest coś już w samym tym słowie. Poszukajmy na tej półeczce... Czym biologicznie uzasadniona jest tak wielka różnica pomiędzy M i K? Dlaczego, jak pisze jeden z badaczy zagadnienia, „kobiety, nawet wytrenowane sportsmenki, maj ą problemy z określeniem położenia swojego ciała w przestrzeni"? Ano dlatego, że organizmy mężczyzn i kobiet funkcjonują inaczej. Mają inną biochemię ciała. I odmienną topografię mózgu. Jeśli zaś chodzi o różnice w budowie mózgu... Pewna uczona o nazwisku Willson, która badała fragmenty mózgu odpowiadające za emocjonalność, ustaliła, że u mężczyzn jest ona zlokalizowana w prawej półkuli. U kobiet nie da się precyzyjnie określić tej lokalizacji -posiadają one wiele centrów mózgowych związanych z emocjami. Dlatego mężczyzna, rozwiązując jakiś problem, może zupełnie nie zaangażować fragmentów mózgu odpowiadających za emocje (logika i tak „usytuowana jest" w lewej półkuli, więc w żaden sposób te sfery nie nakładają się na siebie). U kobiet to jest niemożliwe ze względu na znaczne nakładanie się tych funkcji. Jakiekolwiek zadanie rozwiązują, nie są w stanie pominąć emocji.

329

Część IV. Biologia - wyrok losu

Mężczyźni mają w mózgu określone sfery specjalizujące się w rozwiązywaniu zadań przestrzenno-koordynacyjnych. Kobiety ich nie posiadają, w ich przypadku decyzje koordynacyjne podejmowane są przez niewyspecjalizowane fragmenty mózgu - mówi się o tym, że są realizowane „według zasady pozostałości". Czyli gorzej. Dlatego kobiety tak paskudnie parkują na wstecznym biegu i nie radzą sobie z mapami. Mają za to wyspecjalizowane obszary mózgu odpowiadające za mowę. Dlatego kobiety chętniej wybierają zawody związane z komunikacją. I dlatego są niestrudzonymi plotkarami. Kobietę można tak zręcznie walnąć pałką w głowę, że odbierze się jej zdolność mówienia - na skutek urazu odpowiedniego obszaru mózgu. Mężczyzny w takim celu nie warto bić po głowie: w jego przypadku za zdolność mówienia odpowiadają różne fragmenty mózgu. Chyba żeby obstukać cały łeb... Mamy tu, jak widać, sytuację dokładnie odwrotną niż w przypadku orientacji przestrzennej. Apropos kobiecej gadatliwości... Wiadomo, że informacja dociera do rozmówcy nie tylko za pomocą słów, ale też za pośrednictwem intonacji, gestów. Kobieta używa w ciągu doby do 8 tysięcy słów (dane dotyczą języka angielskiego). Do tego należy dodać parę tysięcy wykrzykników i do 10 tysięcy gestów i sygnałów mimicznych (to dotyczy całej populacji). Razem otrzymujemy około 20 tysięcy sygnałów. Z mężczyzny wylatuje w ciągu doby od dwóch do czterech tysięcy słów i jakieś półtora tysiąca wykrzykników. W skąpym męskim arsenale znajdziemy jeszcze ze trzy tysiące gestów i sygnałów mimicznych. W sumie od sześciu do ośmiu jednostek wymiany informacji. Dziewczynki, oglądając filmy, częściej od chłopców wydają najróżniejsze okrzyki - nie tylko dlatego, że są bardziej emocjonalne, em-patyczne i subtelniej odczuwaj ą cudze przeżycia, ale jeszcze dlatego, że potrzebują werbalnie wyrazić swoje odczucia, podzielić się nimi z otoczeniem. Mężczyźni są bardziej milczący - żeby nie spłoszyć zwierzyny. Albo nie palnąć przypadkiem czegoś niepotrzebnego... Męska niechęć do pustej gadaniny często wyprowadza kobiety z równowagi. Ona

330

(Graj, hormonie!

chce się z nim podzielić interesującą opowieścią o wyprawie do sklepu, a on tylko mruczy i coś tam sobie żuje. Za ruchy rąk i ust u kobiet odpowiadaj ą przednie płaty lewej półkuli - te, które znajdują się obok motorycznego obszaru mózgu odpowiadającego za ruch. U mężczyzn za te same funkcje odpowiada tylna część mózgu - ta, która leży bliżej ośrodka wzroku. Dlatego kobiety mają przewagę w precyzyjnej motoryce rąk (i dobrze sobie radzą na przykład z szyciem), a mężczyźni z powodu bliskości strefy motoryki rąk i wzroku mają wyraźną przewagę w czynnościach związanych z nakierowywaniem. W ciągu każdej sekundy przez ludzkie oko (płeć nie ma tu znaczenia) do mózgu trafia około sto megabajtów informacji wzrokowej. Mózg nie jest w stanie obrobić takiej liczby bodźców. Potrzebna jest selekcja. Trzeba wybrać to, co najbardziej aktualne. Mózg mężczyzny, w sposób naturalny przystosowany do polowania, gwarantuje selekcję i analizę informacji niezbędnej do pracy „na odległość". Dlatego mężczyźni mają wąskie pole widzenia. Mają wzrok myśliwego. Kobiety, jak konie, mają wzrok uwarunkowany potrzebą ostrożności - szerokokątny. (Podkreślam, nie mam tu na uwadze różnic w charakterystyce samego widzenia, czyli budowy oka, lecz właśnie różnicę w aparaturze - w obróbce informacji, czyli tak naprawdę różnicę w sposobie myślenia. Oczy mamy jednakowe, mózgi - różne.) Właśnie z powodu wąskiego pola widzenia mężczyzna nie potrafi znaleźć w lodówce masła, a w szafie własnych majtek. - Co to znaczy: „leży na wierzchu"? - denerwuje się facet. - Tu taj tego nie ma! Podchodzi żona i jednym spojrzeniem obrzucając przestrzeń lodówki czy szafy, od razu wyjmuje to, o co chodzi: - Leży pod samym nosem! Wytłumaczenie jest następujące: mężczyzna, myśliwy, zatrzymując się przed półkami szafy, zaczyna bezradnie skanować swoim ukierunkowanym wzrokiem jej wnętrze, usiłując zlokalizować majtki. Kobiece spojrzenie nie skanuje, lecz ogarnia przestrzeń w całości. Ile razy się na tym wyłożyłem!

331

Część IV. Biologia - wyrok losu

- Halu, gdzie moje skarpetki?... Gdzie schowałaś ser, który był w lodówce?... Gdzie mój długopis? Co to znaczy: „Na stole"? A na dodatek kobiety są od „duszy", a mężczyźni od „przedmiotów". Dziewczyny i kobiety bardziej są zainteresowane relacjami, a chłopcy przedmiotami. Właśnie dlatego, wchodząc do nieznanego, pełnego ludzi pomieszczenia, kobieta ogarniającym wszystko spojrzeniem odnotowuje, kto jest tam obecny, kto znajduje się w jakich relacjach z kim innym, kto jest skrępowany, a kto wesoły. Mężczyzna, wchodząc do tego pomieszczenia, podświadomie przeprowadza analizę przedmiotową: odnotowuje wejścia i wyjścia, możliwe drogi odwrotu. Właśnie dlatego mężczyźni nie lubiąw restauracji siadać tyłem do sali albo do wyjścia. Mężczyzna musi mieć całą salę w polu widzenia. Kobiety i mężczyźni nawet śpią inaczej. Mężczyzna śpi jak drapieżnik - elektryczna aktywność jego mózgu spada o 70 procent. Kobieta śpi jak ofiara -jej aktywność mózgowa zmniejsza się tylko o 10 procent. Zawsze czuwa (dane pochodzą z pracy neuropsychologa R. Gura z uniwersytetu w Pensylwanii). Wszechwiedząca statystyka mówi, że w pokojach hotelowych mężczyźni częściej zajmują to łóżko, które jest bliżej wyjścia, bliżej świata zewnętrznego - działa tu charakterystyczna dla samców potrzeba obrony legowiska przed napaścią z zewnątrz. Często zdarza się, że jeśli mężczyzna z jakiegoś powodu nie nocuje w domu, żona nieświadomie kładzie dziecko spać na swoim miejscu, a sama zajmuje miejsce męża - z brzegu łóżka albo bliżej drzwi: chroni potomstwo, zastępując nieobecnego samca. Działają tu takie odwieczne mechanizmy, że aż chce się płakać... Mężczyźni i kobiety inaczej też reagują na dźwięki. Mężczyzna bez trudu potrafi przespać płacz niemowlęcia - dźwięk, który od razu obudzi kobietę. Za to mężczyzna od razu trzeźwieje, jeśli pod oknem trzaśnie gałązka: mężczyźni lepiej słyszą dźwięki, których charakterystyka częstotliwościowa i amplituda podobne są do szelestu albo chrzęstu. I nienawidzą wysokich dźwięków - kobiecy krzyk i płacz dziecka wyprowadzaj ą mężczyzn z równowagi, a mówiąc dokładniej,

332

Graj, hormonie!

doprowadzają ich do stanu agresji albo paniki. To normalna reakcja obronna: wysoki dźwięk jest sygnałem zagrożenia. Pisk wiąże się z najwyższym alarmem. Jeśli ktoś piszczy, to znaczy, że sprawy mają się źle. Trzeba ratować! Zabić kogoś albo przegonić, albo uciekać. Adrenalina do krwi! Pałka do ręki! A jeśli nie da się nic zrobić albo źródło zagrożenia jest niemożliwe do zidentyfikowania - strach, dezorientacja. A teraz wyobraźcie sobie, że raban podnosi w ciepłym komfortowym mieszkaniu kobieta, która nie dostała nowej sukienki. Nie znalazła się w żadnym realnym niebezpieczeństwie, ale zastrzyk adrenaliny ruszył już z magazynu. Kocioł wrze! Nie zdziwię się nic a nic, jeśli cała przygotowana przeciwko wrogowi agresja zostanie skierowana na tę kobietę. Bo przecież na kogo, jeśli w okolicy nie ma ani wilków, ani obcoplemieńców? Według wszelkich reguł zachowania energii agresja musi się gdzieś wyładować... Faszyści zrzucali czasami z samolotów na nasze pozycje razem z bombami puste żelazne beczki. Taka beczka, spadając, hałasowała tak, że naszym żołnierzom dusza uciekała w pięty - wyła straszniej niż stabilizator bomby lotniczej. O-o, to straszne dźwięki - wycie kobiety, świst wypuszczonej z łuku strzały ze specjalnym gwizdkiem, mrożący krew w żyłach wizg tatarskiej konnicy... Ogromną rolę w kształtowaniu odmienności w oglądzie świata charakterystycznym dla kobiet i mężczyzn odgrywają hormony. Pamiętacie historię, jak wściekłe wygwizdały podczas show Ophry Win-frey lekarza, który powiedział, że ze względu na różnice biochemiczne inaczej należy leczyć kobiety i mężczyzn. O mało co nie zlinczowały faceta!... Ale to on miał rację. Nawet analgetyki działają inaczej na mężczyzn i na kobiety. Naukowcy o nazwiskach Mowdgill, Gribberger i Helstrem potwierdzili eksperymentalnie wpływ estrogenu (kobiecy hormon płciowy) na wrażliwość na ból. Pewne lekarstwa z grupy opiatów są nieskuteczne jako środki przeciwbólowe dla mężczyzn, podczas gdy znakomicie działają na kobiety. Na dodatek ich skuteczność dokładnie odpowiada fazom cyklu menstruacyjnego, czyli poziomowi estrogenu we krwi. To zrozumiałe: w zależności od zesta-

333

Część IV. Biologia - wyrok losu

wu reagentów w „probówce" organizmu następuj ą reakcje z wrzuconymi do owej „probówki" substancjami - lekarstwami. A w męskiej „probówce" jest zupełnie inna koncentracja reagentów - samego testosteronu jest w męskim organizmie dwadzieścia razy więcej ni w eńskim. Hormony nie tylko kształtuj ą wra liwość na ból, ale tak e wpływają na zachowanie. Jeśli do organizmu samic szczura wprowadzić męskie hormony, to zaczną one się zachowywać tak samo jak samce - agresywnie: będą się rwać do walki, walczyć o przywództwo. Zresztą „topograficzny kretynizm" te leczy się hormonalnie! Samice szczura na przykład, naszpikowane testosteronem, lepiej rozwiązują zadania przestrzenne w labiryntach. Te kobiety, które z natury mają podwy szoną zawartość męskich hormonów płciowych, całkiem nie le sobie radzą z mapą. Chcecie mieć podczas podró y sensownego szypra? Wstrzyknijcie onie trochę testosteronu. Zacznie sobie wtedy lepiej radzić z mapą, w końcu da radę wstawić auto tyłem do gara u, jej głos nabierze basowej barwy, pod nosem wyrosną wąsy... Kochanie, daj mapę. Lepiej ju sam zobaczę. Uwa aj na siebie... Agresywna maskulinistyczność feministek i lesbijek związana jest z kształtowaniem się płodu w łonie matki. Jeśli podczas rozwoju embriona dziewczynki w organizmie matki podwy szony jest poziom męskich hormonów płciowych (choćby nawet przez jakiś czas), powstaje dziewczynka z męskim albo częściowo męskim charakterem - w zale ności od poziomu testosteronu. Naruszenie równowagi hormonalnej mo e się wyrazić albo w charakterze dziewczynki, albo tak e w jej wyglądzie zewnętrznym, co jest ju całkiem smutne. W przyszłości taka „nabuzowana" kobieta mo e się stać Marią Skłodowską-Curie, znakomitą szachistką albo terrorystką, premierem rządu, aktywną lesbijką albo wręcz zacząć trenować boks (widzieliście te „bokserki"? Wystarczy spojrzeć i wszystko jasne). Dą enie do konkurencji (agresywność) tych kobiet znaczenie przewy sza średnie wartości. Owłosienie zresztą te - w ka dym razie muszą się golić znacznie częściej.

334

Graj, hormonie!

Analogicznie - nadmiar poziomu estrogenu w organizmie cię arnej prowadzi do pojawienia się na świecie chłopców o kobiecych cechach. To straszne!... Autorka podręcznika akademickiego Nina Daniłowa zauwa a, e tego rodzaju deformujący wpływ hormonalny na płód jest nieodwracalny i tego rodzaju osobnika nie poddaje się pó niej adnemu leczeniu. źstrogen czyni człowieka istotą bardziej pokojowo nastawioną do wszystkiego, niekonfliktową. Tego samego nie sposób powiedzieć o wpływie męskich androgenów. Przejawia się to nie tylko w naszym gatunku. Podobnie jest u wszystkich stworzeń ciepłokrwistych. Samiczki chomików zazwyczaj są agresywne i odpędzają od siebie samców dość energicznie. eby w ogóle mogło między chomikami dojść do spółkowania, trzeba tę agresję jakość opanować. Natura osiąga to w okresie owulacji - we krwi samiczek gwałtownie wzrasta wtedy ilość estrogenu i stają się one łagodne i strachliwe. No i mo na je wziąć... Zresztą kastrowane szczury behawioralnie przekształcają się w prawdziwe samice - z powodu braku androgenów. I stają się nie tylko nieśmiałe i potulne jak samice, ale te gwałtownie spada ich zdolność rozwiązywania zadań przestrzennych. Zabawny moment: jak wiadomo, w zale ności od fazy cyklu menstruacyjnego poziom estrogenów w organizmie kobiet się zmienia -raz rośnie, raz spada. Tak więc w okresie wzrostu koncentracji estrogenów jeszcze bardziej spada u kobiet zdolność rozwiązywania zadań przestrzennych. I matematycznych. Na początku lat siedemdziesiątych, przebadawszy 309 tysięcy (!) osób w wieku od 5 miesięcy do 21 lat, uczeni o nazwiskach E. Makobi i K. Jacąueline potwierdzili to, co wszyscy wiedzieli ju bez ich podpowiedzi: kobiety mają słabiej ni mę czy ni rozwinięte predyspozycje do matematyki. Na dodatek mę czy ni mają wy sze IQ. Od dwunastego roku ycia coraz bardzie widoczna staje się przewaga chłopców nad dziewczynkami w rozwiązywaniu wszelkich zadań związanych z liczeniem, przeprowadzaniu wywodów logicznych, jednym słowem, w matematyce...

335

Część IV. Biologia - wyrok losu

Nawet w tych krajach, w których kobiety skazywane są przymusowo na równouprawnienie, jak na przykład w Nowej Zelandii, Australii, Wielkiej Brytanii, z obecnością kobiet w naukach ścisłych jest fatalnie! Dochodzi do groteskowych absurdów: wciskaj ą równouprawnienie drzwiami, a ono ucieka przez okno. We wskazanych krajach usiłuje się. sztucznie utrzymywać równowagę wśród nauczycieli (żeby było tyle samo M co K). To się nawet udaje: z pomocą nacisków administracyjnych równowaga jest zachowana - kobiet w zawodzie nauczycielskim praktycznie jest tyle samo co mężczyzn, ale... Ale fizyki uczy 82 procent mężczyzn i jedynie 18 procent kobiet. Podobne rezultaty dotyczą innych nauk ścisłych - przeważają tu mężczyźni. A kobiety dominują jako nauczycielki przedmiotów językowych, muzyki, plastyki itp. Ale w prawdziwej nauce panuje twardy seksizm: w fizyce jądrowej 98,3 procent specjalistów to mężczyźni; 91 procent statystyków i 99 procent inżynierów to też mężczyźni. Nie lezą baby do fizyki i matematyki, choćbyś spuchł! Nie mają danych.

Wściekłość macicy Kobiety mogłyby się pocieszać tym, że mają lepiej rozwinięte funkcje mowy, ale feministki nie chcą takiego pocieszenia: jak już odnotowywałem, zgodnie z regułami poprawności politycznej, jeśli przedstawiciele mniejszości narodowych lub kobiety mają w czymkolwiek przewagę nad budowniczym Cywilizacji, białym mężczyzną wychowanym w chrześcijańskim społeczeństwie, to jest to zjawisko naturalne i nie ma się o co kłócić. Jeśli natomiast okaże się, że biały mężczyzna jest w czymkolwiek lepszy od nich, to dostanie za swoje! Niepoddające się falsyfikacji rezultaty badań Makobi i Jacqueline (spróbujcie obalić wyniki badań przeprowadzonych na populacji 309 tysięcy osób!) do dzisiaj są „podważane" przez feministki. Od momentu opublikowania wyników tego ogromnego eksperymentu nie ma w psychologii różnic płciowych kwestii bardziej bolesnej niż słabe zdolności matematyczne kobiet. Niejednokrotnie rozlegały się wezwania, by zakazać prowadzenia tego rodzaju badań jako „dyskryminujących umysłowy rozwój kobiet". Dokładnie tak samo w 1996 roku skopano Murraya i Herrnsteina, którzy wykonali gigantyczną robotę, przeprowadzając tysiące testów wśród białych i czarnych przedstawicieli klasy średniej - aby wykluczyć wpływ niekorzystnych warunków bytowych na rozwój intelektu - i otrzymali wynik poświadczający, że w jednakowych warunkach współczynnik intelektu jest u czarnych niższy niż u białych. Jakżeż po opublikowaniu tych danych zawyło zatrute polityczną poprawnością amerykańskie społeczeństwo! Co to był za wrzask!... Wiecie, dlaczego to wszystko wywołuje u feministek takie napady szału? Mam na myśli biologiczne predyspozycje mężczyzn do matematyki, logiki, dobrą orientację przestrzenną, określanie kątów i relacji prędkości... Ano dlatego, że wściekłe świetnie rozumieją: cała nasza technokratyczna cywilizacja właśnie na tym się opiera. A do-

337

Część IV. Biologia - wyrok losu

kładniej, nawet nie tyle się opiera, co... Nasza technokratyczna cywilizacja w praktyce jest permanentnym procesem rozwiązywania zadań w zakresie orientacji przestrzennej, relacji kątów i prędkości. I motorem, instrumentem tego permanentnego procesu jest matematyka. Czyli że matematykę - podstawę nauk - w szkołach i na studiach należy niszczyć jak wroga. Bo wtedy, kto wie, może kobiety mogłyby się zrównać z mężczyznami. Feministki strasznie chcą być takie jak mężczyźni. I fakt, że jest to niemożliwe biologicznie, doprowadza je do szalonej wściekłości. Znajdują się w stanie permanentnej zawiści, która nie dotyczy bynajmniej nieobecności penisa, jak myślał wujaszek Freud. Jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, ich zazdrość bierze się z cywilizacyjnej niemożności, czyli z braku cech, które mogłyby z nich uczynić Operatora przy Pulpicie Cywilizacji. Zauważono, że w przedszkolach dziewczynki często zgadzają się grać w dziecięcych spektaklach role chłopców. Chłopcy zdecydowanie odmawiają grania ról dziewczynek (poza przyszłymi gejami, którym od dzieciństwa podoba się przebieranie w kobiece szmatki). Kobieca rola w wyobraźni stającego ciągle do walki samca, przywykłego do funkcjonowania w systemie dominacji, to haniebny krok wstecz w jego rozwoju. Ów protest maleńkiego chłopca przeciwko próbie uczynienia z niego dziewczynki bierze się z takich ukształtowanych przez miliony lat głębin, że złamać go można jedynie razem z psychiką. Zwracam waszą uwagę: dziewczynki łatwo zgadzają się na rolę chłopca. Ponieważ kiedy w legowisku nie ma samca, jego rolę przejmuje samica. To normalne. To cecha gatunkowa. Feministki chcą uzyskać w domu Cywilizacji rolę starszego. Nie posiadając do tego żadnych podstaw - poza własnym wściekłym pragnieniem. Podświadomie rozumieją, że póki samiec jest w „domu", nie mają szansy. I stąd bierze się zacietrzewienie takich jak Valerie Solanas, ich dążenie do tego, by zlikwidować konkurujących z nimi samców.

338

Wściekłość macicy

Charakterystycznym i symptomatycznym potwierdzeniem ślepej wściekłości feministek jest ich reakcja na prace naukowe wykazujące odmienność mężczyzn i kobiet w zachowaniach płciowych. Te różnice są na tyle oczywiste, na tyle rzucają się w oczy każdemu, kto trochę przeżył na tej planecie, że eksperymentalne ich potwierdzanie to tylko marnotrawienie pieniędzy podatników. Ale Amerykanie mają kasy jak lodu, a jakby co, to jeszcze dodrukują. No więc wydają je na takie głupoty. A skoro pieniądze i tak są zmarnowane, to wykorzystamy uzyskane z ich pomocą głupoty. MacKobee i Collins na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych odkryli coś „nieoczekiwanego": mimo iż przez świat przewaliła się rewolucja seksualna, seksualne zachowania kobiet i mężczyzn bynajmniej się całkowicie nie zrównały. Prawdę mówiąc, aby to potwierdzić, wystarczy wejść do Internetu na jakąkolwiek stronę randkową albo kupić gazetę z ogłoszeniami typu „zawrę znajomość". Czego chcą mężczyźni? Szybkiego seksu bez zobowiązań. Praktycznie rzecz biorąc, z dowolną kobietą. Na miliony tego rodzaju ogłoszeń manifestujących męskie marzenia mogą się ewentualnie znaleźć ze dwa czy trzy analogiczne zapisy kobiet. Ale raczej nie. Bardziej prawdopodobne, że to faceci się podszywają... A czego chcą kobiety? Związków. Stabilności. Trwałego kamiennego muru. Jeżeli natomiast wejść na wyspecjalizowaną podstronę służącą do zawierania znajomości, zatytułowaną „kobiety szukają intymności", to znajdziemy tam tylko i wyłącznie ogłoszenia prostytutek. Ale to już inna bajka - finansowo-ekonomiczna... Wydawałoby się, że w czasach środków antykoncepcyjnych i prezerwatyw kobiety mogłyby już zacząć przejawiać zachowania seksualne analogiczne do męskich. Ale nie! Biologia im nie pozwala: na samicy spoczywa strategiczna odpowiedzialność za potomstwo. Ona nie jest samcem, którego zadanie polega na zapłodnieniu maksymalnej liczby samic. Samica jest ograniczona czasowo: w ciągu całego życia może urodzić określoną liczbę potomków. W odróżnieniu od samca, który może spółkować niemal codziennie. Dlatego też samica jest o wiele bardziej wybredna w dobieraniu partnerów seksualnych.

339

Część IV. Biologia - wyrok losu

Zakaz spółkowania z kim popadnie podświadomie określa jej zachowanie. Jest to program na tyle głęboko utrwalony, e niewielu kobietom udaje się go przełamać. Ale feministki chcą iść na przekór naturze, zrównując liczby. Ró nica między kobietami a mę czyznami w zakresie zdolności matematycznych jest wyra na. Jeszcze wyra niejsza jest ró nica w orientacji przestrzennej. Jednak najbardziej ró ni obie płcie specyfika zachowań seksualnych. Nawet masturbacją mę czy ni zajmują się znacznie częściej ni kobiety! Analiza Olivera i Hyde'a, dotycząca częstotliwości masturbacji u kobiet i mę czyzn, ujawniła jedną z najbardziej istotnych odmienności w psychologii ró nic płciowych. Ale feministki i tak jej nie zaakceptowały! Oskar yły autorów o seksizm (jak to mają w zwyczaju) i... zarzuciły niewystarczającą liczbę materiału badawczego. To ostatnie jest po prostu śmieszne: analiza Olivera i Hyde'a objęła 177 niezale nych badań. Zazwyczaj tych prób jest kilkakrotnie mniej. Chłopaki się zabezpieczyli. Ale nie pomogło... Feministki nie zaufały tym badaniom, poniewa ich rezultat był dla nich strasznie obra liwy! Ale to jawny seksizm! e niby co, nawet nie umiemy się onanizować? Wszystkie te wasze dane statystyczne i badania to bezczelne patriarchalne kłamstwa! Żeministki umieją się masturbować! Nie gorzej od was!... Właśnie dlatego na tych swoich uniwersyteckich studiach, gdzie kształci się dyplomowane feministki, specjalnie przygotowani wykładowcy uczą dziewczęcy narybek masturbacji. „Chocia nie wierzymy, e kobiety masturbują się rzadziej od mę czyzn, nauczymy je tego, eby zlikwidować tę ró nicę - niech się masturbują tak samo często jak faceci, o!" Kobieca logika. Wszelkie próby feministek zmierzających do zmiany płciowych zachowań kobiet - czyli doprowadzenie do tego, by kobiety traktowały seks tak samo lekko jak mę czy ni - nie doprowadziły do niczego. Nie udało się nawet zmusić kobiet do tego, by polubiły pornografię. Niektóre kobiece czasopisma starały się upodobnić do męskich, usiłowały publikować za rozkładówkach obna onych mę czyzn

340

Wściekłość macicy

w najró niejszych pozach. Ale te próby szybko ustały: jeśli nawet rosła nieco liczba prenumeratorów, to wyłącznie dzięki... homoseksualistom. Niepowodzeniem zakończyły się wszelkie usiłowania, by zmusić kobiety do zaakceptowania pornografii i upodobnić je w ten sposób do mę czyzn. Zaczął się więc wielki feministyczny atak na pornografię - eby zabrać mę czyznom to, co kobietom jest niedostępne. Feministki strasznie chcą we wszystkim upodobnić się do mę czyzn. Ale świadomość tego, e mimo wszystko nie są mę czyznami, zgubnie działa na teorię feministyczną, przydając jej cech schizofrenicznej dwoistości, agresywności i wewnętrznej sprzeczności. Z jednej strony feministki deklarują, e kobiety nie są w niczym gorsze od mę czyzn. Nawet nam tu nie mówcie o jakichś ró nicach!... Jesteśmy tak samo odwa ne! Tak samo matematyczne! Tak samo wielkie z nas masturbatorki! A jakie jesteśmy agresywne, jakie aktywne w konkurencji! Tak samo skuteczne w działaniu! Te chcemy organizować swoje bandy! Będziemy te sikać na stojąco - z u yciem plastikowych wspomagaczy!... Z drugiej strony, facetów trzeba zapędzić do komór gazowych albo choćby do więzień, poniewa są we wszystkim znacznie gorsi od kobiet! Są bezczelni, agresywni, niewra liwi, maskulinistyczni! Będziemy ich wychowywać jak dziewczynki! Zabronimy im łączyć się w bractwa! Trzeba ich zmusić, eby sikali na siedząco!... Cała ta nerwowa histeria opiera się na głębokim zrozumieniu niemo ności przeskoczenia poprzeczki, którą ustawiła natura. I na niezgodzie na zastaną sytuację. I na bezsilności oraz niemocy. Czyli ostatecznie na wściekłości.

Hormonalne marionetki

Hormonalne marionetki

eby ju skończyć z uwarunkowanymi hormonalnie zachowaniami i predyspozycjami, zagrajmy chwilę na klawiszach hormonów wywołujących w nas te czy inne „d więki". Kobiece hormony płciowe źstrogen. To substancja uspokajająca. W niektórych krajach wstrzykuje się go nawet niektórym szalejącym wię niom, eby nie rozrabiali. Równocześnie estrogen poprawia pamięć. Mo e właśnie dlatego kobiety nie chodzą na zakupy z karteczkami jak mę czy ni?... źstrogen jest wprost związany z płodnością i jest przeciwieństwem testosteronu. Du o estrogenu - samica jest płodna! Ale głupia, poniewa posiada mało „hormonu umysłu" - testosteronu. Estrogen jeszcze rozjaśnia włosy. Więc pogląd o głupocie blondynek posiada w jakimś sensie naukowe wytłumaczenie. Progesteron. Hormon instynktu macierzyńskiego. Zmusza kobietę, by niańczyła niemowlę, rodzi nastrój skłaniający do niuniania się z dzieckiem. Ciekawe, e hormon ten wydziela się w odpowiedzi na bodziec wzrokowy - kiedy tylko w polu widzenia kobiety pojawia się przedmiot przypominający niemowlę, do jej krwi automatycznie zaczyna się wydzielać progesteron. Co to znaczy „przedmiot przypominający niemowlę"? Najzwyczajniej: du a głowa w porównaniu z tułowiem; tłuściutkie i krótkie kończyny; oczy zajmujące na twarzy stosunkowo du o miejsca... Właśnie dlatego kobiety tak lubią pluszowe zabawki: zazwyczaj są one produkowane z zachowaniem proporcji niemowlęcia. Poniewa układ hormonalny u kobiet szaleje w zale ności od fazy cyklu menstruacyjnego, zmieniają się te ich nastroje, zdolności, uwaga... U kobiet z syndromem napięcia przedmiesiączkowego pięciokrotnie wzrasta prawdopodobieństwo spowodowania wypadku drogowego. Chcielibyście polecieć na urlop z kobietą pilotem, której

342

wszystko leci z rąk (jak u chirurga Czukczy z anegdoty: „Snowu mi się nić nie wychodzi!")? Testosteron - najważniejszy męski hormon płciowy To właśnie ta substancja odpowiada za agresywność, owłosienie ciała, wczesne łysienie, niski głos, pewność siebie, logiczne myślenie i rozwiązywanie zadań przestrzenno-szybkościowych. Wojenne tańce dzikusów przed wyprawą na polowanie, krzyki i podskakiwanie boksera przed walką na ringu - to prosty sposób na podniesienie zawartości testosteronu we krwi. Dokładnie mówiąc, nazywanie testosteronu hormonem agresji jest pewnym uproszczeniem. Najlepiej byłoby go nazwać hormonem aktywności. Aktywność mo e się przekształcić w agresję, mo e jednak te skanalizować się w zapale naukowo-badawczym i eksploratorsko-pionierskim, w fascynacji matematyką albo działalności na niwie państwowej. Wszystko zale y od sposobu skanalizowania kipiącej energii. W okresie hiperseksualności młodzi ludzie są bardzo agresywni. Mogą się organizować w bandy, szarpać się z innymi, wzniecać bójki w miejscach publicznych. Jednak gdyby ich energię „przebiegunować", kierując jąna przykład na sport, to przyjmie ona formy społecznie akceptowalne. Walcząc z testosteronem, feministki myślą, e walczą z agresją. A w istocie potykają się tylko zjedna z form manifestującej się aktywności. Ugrobiają wraz z agresją samczą aktywność, hamując w ten sposób rozwój cywilizacji. Wspominałem ju , e noszący rzadkie bródki i operujący piskliwym głosem Azjaci z natury mają mniejsze stę enie testosteronu. Mo e w tym tkwi przyczyna cywilizacyjnego zapó nienia Wschodu? Wielkie Podniebne Imperium, które kiedyś prześcignęło dziką, zalesioną źuropę, w którym wynaleziono proch i kompas, zastygło w swej średniowiecznej wielkości. Nie domyślili się tam, e proch nale y wykorzystać do skonstruowania narzędzi śmierci, armat, ani e kompasu mo na u yć w wyprawach morskich, mających na celu podporządkowanie sobie opó nionych w rozwoju narodów ogniem i mieczem. W Podniebnym Imperium było coś kobiecego. Zakonserwowało się ono w swoim średniowieczu, rozdęło

343

Część IV. Biologia - wyrok losu

się od własnej dumy i nie zauważyło, że wyprzedzili je technologicznie i kulturowo bardziej zręczni i dziarscy brodaci „barbarzyńcy". Wschodowi nie starczyło paliwa. Wiemy teraz, jak się to paliwo nazywa... - Pojedziemy sobie postrzelać w niedzielę - to agresywne zajęcie zaproponował mi pewnego razu mój znajomy agresywny samiec B. - Za miastem jest wykop, gdzie urządzony został poligon do strzelania do rzutków. - Jedziemy! Agresywny samiec B. to były dziennikarz gazety „Wiedomosti". Kiedy sobie strzelaliśmy, opowiedział mi pewien epizodzik z historii gazety. Na miejsce naczelnego redaktora trafiła kobieta i zatrudniła w redakcji znajome dziennikarki. - Zastanawiałem się, czym się skończy dla gazety ten babski eksperyment - mówił B., ładując broń - i zrozumiałem: gazeta przestanie się rozwijać. Zastygnie w tym punkcie swojej ewolucji, do jakiego doszła pod przywództwem byłego redaktora naczelnego. Przecież kobiety stanowią czynnik konserwatywny. Mężczyźni agresywnie atakują. Okazało się, że miał rację. Kobieta to zapadka. Blokada, która nie pozwala naszemu gatunkowi oderwać się od osiągniętej granicy. Mężczyzna jest młotem udarowym. Ale reguły ewolucji są takie, że jeżeli raz osiągnie się cokolwiek, to nie można się zatrzymać i spocząć na laurach: inni cię przegonią. Albo konkurencja cię zniszczy, albo, jeśli nie będzie już na naszej pięknej planecie konkurentów, z przyhamowanymi rozprawi się sama natura, zmieniając warunki życia w taki sposób, że istnienie po dawnemu nie będzie już możliwe (na przykład wypali się słońce albo skończą się zapasy ropy naftowej). Nowych technologii gwarantujących przetrwanie również nie będzie, albowiem czynnik aktywności zostanie utracony (pamiętacie marzenia Solanas -zautomatyzować wszystko i spocząć na laurach?). Profesor Dabbs z uniwersytetu w Georgii przeprowadził ciekawy eksperyment. Pobrał próbki śliny różnych mężczyzn: biznesmenów,

344

Hormonalne marionetki

polityków, kapłanów... Okazało się, że im wyższa była społeczna pozycja samca, tym większe było stężenie testosteronu w jego ślinie. Najniższy poziom testosteronu mieli duchowni - ludzie, którzy zrezygnowali ze społecznej konkurencji i seksu. I z jednego, i z drugiego umieli zrezygnować łatwiej od innych - właśnie z powodu braku testosteronu. Duchowni często tyją w sposób charakterystyczny dla kobiet. Sygnalizuje to podwyższony poziom żeńskich hormonów płciowych. Dlatego też w tym środowisku tak często spotyka się homoseksualistów. Biologia, jak widzicie, to nie tylko los. Czasami też zawód.

Koniec feminizmu

Koniec feminizmu

„Kobiety wciąż jeszcze są w wielkim biznesie i polityce w mniejszości, jednak nie dlatego, że są ciemiężone przez mężczyzn, lecz z powodu braku zainteresowania tymi dziedzinami..." - przypadkiem zacytowałem Paglię. Czepiła się jak rzep psiego ogona... Jej dobrze, jej czas już minął. Inni autorzy majągorzej. Wspomniany już przeze mnie Alan Piz, który napisał książkę o biologicznych różnicach między kobietami a mężczyznami, niemal na każdej stronie musi się kłaniać, przepraszać, czynić reweranse w stronę feminizmu. Oto tylko cztery charakterystyczne cytaty z jego książki: „W Księdze Rekordów Guinnessa wszyscy rekordowo wielcy i rekordowo wysocy ludzie to mężczyźni. Najwyższym człowiekiem na świecie był Robert Pershing. Miał 2 metry i 79 centymetrów, a najwyższym człowiekiem roku 1995 był Allan Channa, który miał 2 metry i 31 centymetrów. Książki historyczne pełne są określeń w rodzaju «Wielki John» i «Maleńka Suzy». Nie jestem seksistą. Jedynie przytaczam fakty. Nie akceptujemy nachalnego i wulgarnego przyglądania się kobietom, czym grzeszą niektórzy mężczyźni; wyjaśniamy tylko: jeśli mężczyzna wgapia się w obcą kobietę, nie ma to nic wspólnego z jego stałą miłością. Nie potrafi inaczej - tak skonstruowała go natura. Opinie niektórych autorytetów, od szefów wielkich korporacji do profesorów uniwersytetów, udało się nam uzyskać jedynie anonimowo - przyciemnione światło, zamknięte drzwi - po wielokrotnych zapewnieniach, że dajemy pełną gwarancję anonimowości, po obietnicach, że nie wymienimy ich nazwisk ani nazw korporacji. Wielu z nich głosiło dwa rodzaje poglądów: «politycznie poprawne» i własne -z komentarzem: «Proszę tego nie cytować». Ankietowaliśmy ponad dziesięć tysięcy uczestników seminariów w sześciu krajach, w których problem poprawności politycznej jest

346

postawiony bardzo radykalnie. Okazało się, że 98 procent mężczyzn i 94 procent kobiet ma poczucie, że koncepcja poprawności politycznej zaczęła im ciążyć, ograniczać swobodę mówienia tego, co myślą, bez oglądania się na cenzurę". Co dzieje się na Zachodzie teraz i co się działo przez cały XX wiek? Jaki proces charakteryzuje to stulecie? Proces, który trwa przez ponad sto ostatnich lat i prowadzi do rewolucji i wstrząsów społecznych. Odpowiadam: dawni społeczni outsiderzy podnoszą głowy - Murzyni, kobiety, mniejszości. Najpierw powstały teorie socjalistyczne, które głosiły, że bogaci są źli, a biedni - dobrzy. Od czasu kiedy pojawiły się i zostały upowszechnione owe poglądy, niewinne słowo „eksploatacja" (zwyczajny synonim słowa „wykorzystanie") przybrało negatywny odcień emocjonalny. Wszyscy wykorzystujemy (eksploatujemy) urządzenia techniczne, dobrą pogodę, przyjaciół... Ja korzystam z usług dentysty -jako dentysty i w żadnym innym sensie. Dentysta wykorzystuje ekspedientkę w sklepie, ale tylko jako ekspedientkę, i ma w nosie jej skomplikowany świat wewnętrzny. Pasażer korzysta z wagonu jako wagonu i usług maszynisty lokomotywy wyłącznie jako maszynisty. Na dodatek nawet nigdy go nie widzi na własne oczy. Kapitalista wykorzystuje robotnika jako robotnika, pobierając z całego bogactwa jego wyposażenia wyłącznie siłę roboczą, czyli pożyteczne nawyki i umiejętności. Robotnik eksploatuje kapitalistę wyłącznie jako pracodawcę, i ma w nosie wszystko, co dzieje się w subtelnej duszy eksploatowanego. Kochający człowiek wykorzystuje obiekt swojej miłości jako obiekt swojej miłości (a nie według kryterium profesjonalnych umiejętności ukochanej) - i w tym przypadku akurat stosowne jest zainteresowanie wewnętrznym światem eksploatowanego. Proces wykorzystywania (eksploatacji) jednych przez drugich w najróżniejszych aspektach jest na tyle naturalny i oczywisty, że nawet się go nie dostrzega. Jednak teorie socjalistyczne zrodzone w XIX wieku zabarwiły to zupełnie neutralne słowo jaskrawym odcieniem emocjonalnej negatywności. Jeśli człowiek wykorzystuje/eksploatu-

347

Część IV. Biologia - wyrok losu

je odkurzacz, to jest normalne. Jeśli człowiek się zakocha i wykorzystuje/eksploatuje s woj ą ukochaną narzeczoną jako ukochaną narzeczoną, a niejako ekspedientkę w supermarkecie, gdzie ona pracuje w czasie wolnym od miłości, to dobrze - i nawet zasługuje na pochwałę... Ale jak tylko słówko „eksploatacja" pojawi się w kontekście, powiedzmy, pracodawcy i najemnego pracownika, białego i Murzyna, mężczyzny i feministki, wszyscy kumają od razu: mowa o czymś niedopuszczalnym! Niemal kryminalnym. To przecież eksploatacja!... Ci, w stosunku do których słówko „eksploatacja" stosowane jest z negatywną konotacją, czują się źle. Uważają się za niezasłużenie obrażanych. W swoich teoriach „eksploatowani" wydają się sobie lepsi, moralniejsi, czyściejsi od „eksploatujących". Biedni są lepsi od bogatych. Murzyni są lepsi od białych. Kobiety są lepsze od mężczyzn. „Skrzywdzeni" zawsze wydają się sobie i nawet innym lepsi od „obrażających". No bo ich trochę żal. A jak jest naprawdę? A naprawdę biedni są gorsi od bogatych. Fareed Zakaria w swojej książce „Przyszłość wolności" przytacza zadziwiający przykład. Kiedy zatonął „Titanic", wśród uratowanych pasażerów pierwszej klasy było praktycznie niemal sto procent kobiet i dzieci. Wśród pasażerów drugiej klasy procent kobiet i dzieci sięgał osiemdziesięciu. A wśród zbieraniny z trzeciej klasy przeżyli wyłącznie mężczyźni, czyli osobniki najsilniejsze. Odpychając kobiety i dzieci, zajęli szalupy ratunkowe. A co nam pokazują w filmie Camerona? Wszystko na odwrót! W filmie właśnie bogaci pasażerowie odpychają kobiety i dzieci po drodze do szalup ratunkowych. Dlaczego Cameron powiedział nieprawdę? Może jest socjalistą? Nie. Po prostu, gdyby Cameron sfilmował wszystko, jak było w rzeczywistości, widzowie by mu nie uwierzyli: za bardzo już przeżarła ich mózg formuła „biedni są biedniutcy i kochani, a bogaci to złe i pazerne drapieżniki". A tymczasem etologowie - specjaliści badający instynktowne zachowania zwierząt - odnotowują, że prawdziwe męty, czyli mieszkańcy dna (społeczne odrzuty stada czy plemienia, osobniki poniżej standardów, znajdujące się na najniższych szczeblach społecznej hierar-

348

Koniec feminizmu

chii w aspekcie wartości osobniczych) są nąjpodlejsi, najbardziej zdegenerowani. Są najgorsi. I jeśli zoologom uda się na drodze najróżniejszych podstępów przekształcić wczorajszego degenerata w osobnika dominującego, w przywódcę, to całe stado spływa krwią. Trudno sobie wyobrazić okrutniejszego przywódcę niż dawny męt. Trudno to sobie wyobrazić w świecie zwierząt, a co dopiero w świecie ludzi. Wyrzutki społeczeństwa niosą w sobie najgorsze cechy - zawiść, brak szlachetności, złośliwość, okrucieństwo. Tak więc mister Górki pomylił się, kreśląc portrety szlachetnych mieszkańców podziemia w swojej sztuce „Na dnie"... Tak naprawdę Murzyni charakteryzują się słabszym intelektem niż biali. Tak naprawdę kobiety gorzej niż mężczyźni radzą sobie z naukami ścisłymi, na których ufundowana jest cywilizacja. Tylko szlachetność tych ostatnich - bogatych białych mężczyzn - pozwoliła wczorajszym outsiderom podnieść głowę. Jednak jeśli złemu, niewdzięcznemu zwierzęciu dasz palec, to odgryzie ci całą rękę, każde ustępstwo uzna za oznakę słabości - to cecha niedorozwiniętego umysłu. Właśnie dlatego opętane feministki usiłuj ą zapędzić białych mężczyzn do komór gazowych, a Murzyni wykombinowali, by żądać od rządu Stanów Zjednoczonych materialnej rekompensaty w wysokości miliardów dolarów za epokę niewolnictwa. A zatem za to, że dwieście lat temu jakiś czarny był niewolnikiem jakiegoś białego (a obaj dawno już umarli), jakiś dzisiejszy biały powinien płacić dzisiejszemu Murzynowi - tylko na takiej formalnej podstawie, że jeden z nich ma białą skórę, a drugi czarną. Dzisiejszym Murzynom, żądającym rekompensaty za dawne niewolnictwo, nawet do głowy nie przychodzi, że gdyby do Ameryki nie przywożono niewolników z Afryki, to ich - dzisiejszych czarnych hucpiarzy - po prostu nie byłoby na świecie. To w najgorszym razie. A w lepszym przypadku, gdyby udało im się jednak urodzić, biegaliby dzisiaj po Afryce z oszczepem w ręce - zamiast oglądania telewizji (wymyślonej przez białych), gry w koszykówkę (wymyślonej przez białych) i żądania za pośred-

349

Część IV. Biologia - wyrok losu

nictwem prasy (wymyślonej przez białych) rekompensaty w wysokości miliardów dolarów (wymyślonych przez białych). Wszystkim tym społecznym outsiderom nie przyjdzie nawet do głowy, że właśnie dlatego zostali outsiderami, że według najróżniejszych parametrów nie wytrzymują konkurencji ze społeczną awangardą. Nie Murzyni stworzyli cywilizację. Nie kobiety. I nie lumpy. To fakt. Czasami wydaje mi się, że feminizm to objaw samopożerania się zachodniego społeczeństwa. Kiedy społeczeństwo nie ma się czym zająć, zaczyna się brać za głupoty. Kiedy żywy system nie jest trenowany, powoli ulega atrofii. Mięśnie bez obciążenia słabną, a w stanie nieważkości kości zaczynają się powoli degenerować (wypłukuje się z nich wapń). Jeśli system odpornościowy człowieka pozbawić wszystkich wrogów, zaczyna walczyć z własnym organizmem - tworzy reakcje alergiczne na substancje zupełnie nieszkodliwe. Takie eksperymenty przeprowadzano w zeszłym stuleciu z kosmonautami. Trzymano ich w sterylnych warunkach i obserwowano wzrost reakcji alergicznych. Organizm społeczny nie różni się zasadniczo od biologicznego. Też potrzebuje walki. Jeśli nie ma zewnętrznego wroga, organizm narodowy może się zorientować na walkę wewnętrzną. Dostrzegliście, jak zmieniły się hollywoodzkie filmy po zwycięstwie Zachodu w zimnej wojnie? Film jest odzwierciedleniem zbiorowej nieświadomości. Kiedy tylko zabrakło zewnętrznego wroga, od razu miejscowi Rambo, bohaterowie samotnicy, tak hołubieni przez Hollywood, podjęli walkę przeciwko własnemu wrednemu, knującemu zakulisowe machinacje rządowi. Albo przeciwko tym paskudnym korporacjom niszczącym naturalne środowisko. Albo przeciwko przybyszom z kosmosu. Albo terrorystom. Organizm potrzebuje działania. Bez tego ulega atrofii albo zaczyna pożerać sam siebie. A zatem społeczeństwu potrzebny jest wróg albo globalna idea. Coś takiego jak podbój Marsa - żeby mogło być godnym zadaniem zmuszającym do koncentracji wszystkich sił. Ale

350

Koniec feminizmu

póki taka idea nie opanuje masowej świadomości, energia mas marnowana jest na walkę z wrogiem pozornym - białym heteroseksualnym mężczyzną. Wróg był potrzebny, więc się pojawił. Organizm zachodniego społeczeństwa zaczął pożerać sam siebie. Wypłukiwać swoje białe kości. Nie za wcześnie? Przecież czeka nas jeszcze powrót na Ziemię... Jeden taki „powrót na ziemię" miał miejsce 11 września, kiedy to dwa Boeingi staranowały wieże World Trade Center. A w odbiorze zwykłego Amerykanina zniszczenie tych dwóch budynków stało się faktem wojennej „agresji na Amerykę". Naród zdębiał, l właśnie wtedy obrzydliwa hydra feminizmu lekko drgnęła. Jak gdyby się nieco zjeżyła. Ledwie, ledwie... Ale zauważalnie. Ponieważ na pierwszej linii - w walce z ogniem na ruinach centrum handlowego nie pojawili się ci wszyscy „uciemiężeni" - ani kobiety, ani Murzyni, ani choćby Chińczycy dla urozmaicenia. Akcję ratowniczą na ruinach budynku podjęli tylko ci, którzy go budowali... Biali-Mężczyźni-Katolicy. Amerykańska dziennikarka Ann Coulter napisała później: „Feministki nienawidzą broni, ponieważ broń przypomina im o mężczyznach. Gotując się wręcz, jedna z feministek"... wyjaśnia: „Tak samo jak seks - to absolutne narzędzie patriarchatu, wykorzystywane do tego, aby penetrować i opanowywać kobietę, jedyny cel użycia tej broni to uczynienie krzywdy ofierze. Kontrola nad bronią jest więc środkiem do tego, by nałożyć wędzidło wielowiekowemu patriarchatowi". Jeśli nie zrozumieliście, jakim absurdem jest rozbrajanie mężczyzn, to nieoczekiwana napaść na USA 11 września stanowi świetne w tej sprawie memento. Widzimy mężczyzn porządkujących ruiny World Trade Center, mężczyzn, którzy lecą bombardować Afganistan, i mężczyzn na ziemi, szykujących się do pojmania Osamy bin Ladena... Kiedy Ameryce zagraża coś z zewnątrz, mężczyźni powstają w jej obronie. Oczywiście feministki są rozdrażnione takim obrotem spraw. Ale teraz, kiedy jest to prawdziwa wojna, a nie hollywoodzki block-

351

Część IV. Biologia - wyrok losu

buster «ż.I. Jane».... siły zbrojne potrzebują kobiet tak samo jak rybie potrzebny jest rower. żładzenie o patriarchacie i fallicznej broni brzmi dzisiaj tak samo głupio jak rozwa ania o tym, e gdyby ruhrer zatrzymał się na Czechosłowacji... Powinniśmy natychmiast paść na kolana przed Bogiem za to, e dla mę czyzn jest oczywiste, i mają walczyć. Bronić i umierać..." W głowie rozjaśniło się nie tylko Ann Coulter. Oto co pisze Rachel Newmann w „Newsweeku": „Kiedy skończyłam 19 lat, na poziomie politycznym byłam kobietą, lesbijką i ydówką. Na uczelni studiowałam ekonomię i teorię gender. Razem z kole anką bardzo denerwowałyśmy się panującą w Ameryce nierównością. Do tego stopnia, e rozwa ałyśmy, czy stąd nie emigrować [na pewno do Emiratów Arabskich - A.N.]. 11 września wszystko się zmieniło. Zrozumiałam, e traktowałam wolność jako coś oczywistego. Teraz noszę w torebce amerykańską flagę, uśmiecham się na widok myśliwców przelatujących mi nad głową i uwa am się za patriotkę". Pieczony kogucik. Jak ja lubię tę ptaszynę!... Nie, wściekłej feministycznej zajadłości wcale nie zrobiło się mniej, jedynie nieco przycichła: po pierwsze, przy władzy jest teraz republikanin Bush, a nie demokrata Clinton ze swoimi przyjaciółeczkami. Po drugie, mimo wszystko 11 września to nie wojna, lecz lokalna katastrofa. Wojna sprowadziłaby oczywiście feministki pod podłogę. A tak - tylko lekko się wystraszyły... W ostatnich latach „badania kobiece" w amerykańskich uniwersytetach zostały przemianowane na „gender studies". Przyczyna oficjalna: eby nie dyskryminować mę czyzn, zastąpmy słowo „kobiece" czymś bardziej neutralnym - „gender". Trudno powiedzieć, czy to rodzaj ustępstwa wywołanego przez otrze wienie społeczeństwa po etapie szaleństwa, czy na odwrót - zwycięstwo wściekłych: pamiętamy przecie walkę feministek o słowo „gender". Amerykańskie społeczeństwo, pora one gangreną feminizmu, w ciągu ostatnich 10 lat zaczęło powoli wypracowywać przeciwcia-

352

ła na tę zarazę- to tu, to tam pojawiły się ró nego rodzaju „ruchy męskie". Nie będę o nich opowiadał, eby nie zapeszyć. eby nie zdmuchnąć rozemocjonowanym oddechem nadziei słabego na razie płomienia Oporu. Stawka jest za wysoka. Cywilizacja wisi na włosku. Albo rozum wbije ostatni gwó d , do trumny socjalfeminizmu, albo socjalfeminizm zniszczy Cywilizację. - razem z sobą samym, jak pozbawione mózgu mikroby, które zabijają swojego nosiciela i zdychają same. Trzeciego wyjścia nie ma. Tymczasem przerzuty feminizmu pojawiają się w innych krajach. Na przykład w Rosji. Kartagina musi zostać zniszczona.

Epilog Przyjaźniliśmy się z Walerą Czumakowem i jego rodziną. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że wsiedliśmy kiedyś rankiem z żonami do samochodu i ruszyliśmy do pięknego miasta Orła. Teściowa Czumakowa ma tam dom i Walerą z małżonką zaprosili nas na majowe święta na szaszłyki. Pogoda nam niespecjalnie sprzyjała: co prawda zdążyliśmy te szaszłyki upiec w ogrodzie, ale zjeść trzeba je było już pod dachem - deszczyk nas przegonił. Zerwał się porywisty wiatr. Weszliśmy do domu. Przy stole jakoś tak zeszło na temat facetów (jacy to są nieuważni) i nieszczęsnego losu kobiet. Rozwodziły się, co oczywiste, moja Galka z jego Julka. A my z Walerą zajmowaliśmy się poważnymi sprawami - szarpnęliśmy po szaszłyczku, godziwie go zapijając. Jako że babskie gadanie zawsze rządzi się zasadą asocjacji, a nie konsekwencją przedmiotową, jakoś tak niezauważalnie zeszło na miejscową lekarkę. Jula opowiedziała, jaka to z niej dobra kobieta i specjalistka. - Niezwykle utalentowana! Nie ma jeszcze czterdziestki, a już jest ordynatorem na endokrynologii. Pracuje naukowo. Nawet w dni wolne od pracy chodzi, odwiedza te swoje pacjentki, babuleńki nieszczęsne... I wtedy, skrajem ucha chwytając wszystkie te wynurzenia, przestałem wytrząsać z butelki resztki gruzińskiego sosu do szaszłyków i postawiłem diagnozę: - Jest samotna. - No tak - kiwnęła głową żona Czumakowa. - Samotna. Statystycznie rzecz biorąc, dla większości mężczyzn w życiu najważniejsza jest praca, a dla większości kobiet - rodzina. I przecież nie z powodu słodkiego życia stosunkowo młoda lekarka w niedzielę odwiedza swoje staruszki-pacjentki. To tragedia - i tyle. Aż strach pomyśleć, jaka przerażająca pustka wygania tę kobietę z domu. Mężczyzna, pędzący w wolny dzień do pracy, jest szczęśliwy. Kobieta w takiej samej sytuacji... najgorszemu wrogowi nikt nie życzy takiego losu.

355

Epilog

Moja replika okazała się bod cem, który skierował rozmowę na temat samorealizacji kobiet. - Na przykład ja z trzema dyplomami z wyró nieniem siedzę w domu - skar yła się Julka. - Nic tylko dom, dziecko, kuchnia... - Mnie te długo męczył problem samorealizacji - podchwyciła Galka. - e z tymi moimi dyplomami ugrzęzłam w domu. e świat się nie dowie, jaka jestem utalentowana i wykształcona. A potem się uspokoiłam. Poniewa sama dbam o moje dziecko i nie oddaję go pod opiekę obcych. Czy jakakolwiek robota mo e być wa niejsza od mojego dziecka?! Przecie to absurd. Dziecko jest wa niejsze tysiąc razy. To ono jest moją główną pracą. Mogę i powinnam je nauczyć wszystkiego, co umiem - taka utalentowana i wykształcona. Bo inaczej wyrośnie jakieś takie... I nie będzie nawet na kogo zwalić winy. Znowu odwróciłem do góry dnem butelkę z resztką gruzińskiego sosu i potrząsnąłem nią nad talerzem w płonnej nadziei, e jakaś resztka kapnie na kawałek szaszłyka. Wytrawne czerwone wino ju po raz trzeci zostało rozlane do kieliszków. Na du ym półmisku kusiły zielona cebulka i pietruszka. Z sąsiedniego pokoju dochodziły głosy dzieci - szczebiotali tam o czymś nasi potomkowie. Za oknem szumiał w liściach chłodny, zupełnie niemajowy wiatr. Pomarańczowy aba ur oświetlał pokój. W kącie ledwie dosłyszalnie mruczał telewizor. Szczęście jest wtedy, gdy nie ma nieszczęścia...

Ml

l