Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej [pierwsze ed.]
 8306027345 [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

R uth B E N E D I C T C hryzantem a i miecz W zory kultury japońskiej

Przełożyła i przedm ow ą opatrzyła Ewa K le k o t

Państwowy Instytut

Wydawniczy

Tytuł oryginału THE CH RYSANTHEM UM A N D THE SW ORD. PATTERNS OF JAPANESE CULTURE Okładkę projektował MACIEJ UR BA N IEC

© Copyright for the Polish translation by Ewa Klekot, W arszawa 1999 PRINTED IN POLAND Państwowy Instytut W ydaw niczy, Warszawa 1999 r. Wydanie pierwsze Skład wykonał: Fotoskład FORMAT, W arszawa, ul. Tamka 4 Druk i oprawa: B iałostockie Zakłady Graficzne Nr zam. 2100/99

ISBN 83-06-02734-5

PR Z ED M O W A

Jest rok 1944, późna wiosna. W Europie wojska alianckie wylądowały właśnie w N orm andii, zm uszając faszystowskie Niem cy do walki na dwóch frontach, a na Pacyfiku am erykańska kontrofensyw a przeciw ­ ko Japonii przynosi jedno zwycięstwo po drugim. Losy drugiej wojny światowej w ydają się przesądzone. W prowadzenie w życie nowego podziału świata, ustalonego przez przyw ódców sprzymierzonych m o­ carstw w Jałcie jest ju ż tylko kw estią czasu. Przyszli zw ycięzcy za­ czynają opracow yw ać strategie postępow ania w obec przyszłych zw y­ ciężonych. Chodzi w nich nie tylko o ukaranie państw-agresorów nałożeniem kontrybucji czy o postaw ienie przyw ódców winnych zbrodni ludobójstw a przed trybunałem; ważne jest, by w obec wszyst­ kich m ieszkańców N iem iec i Japonii przyjąć taką politykę, która um ożliw iłaby resocjalizację całych narodów dotkniętych chorobą śm iercionośnych ideologii. W ładze amerykańskie, planując działania pokojowe w A zji i Europie, zasięgają opinii polityków i wojskowych. Nie ograniczają się jednak do tego: chcąc przew idzieć reakcje m iesz­ kańców krajów pokonanych oraz zachowanie ludności miejscowej wobec am erykańskich żołnierzy, zw racają się do antropologów, zna­ w ców obcych ludów, narodów i kultur. N ajw ięksi ów cześni badacze, w ybitni profesorow ie i specjaliści, zatrudnieni zostają do sporządze­ nia charakterystyk poszczególnych nacji, z którym i przyjdzie zetknąć się amerykańskiej armii. M ają one pom óc w ładzom w przyjęciu naj­ skuteczniejszej strategii, a żołnierzom i urzędnikom ułatw ić kontakt z ludnością miejscow ą. W śród antropologów, którzy się zdecydowali zaangażow ać politycznie w tak szczególny sposób, jest profesor Ruth Fulton Benedict, kierująca w ydziałem antropologii uniw ersytetu Co­ lum bia w N ow ym Jorku.

5

Polityczny użytek z antropologii nie był niczym now ym w dziejach tej dyscypliny. Badania antropologów w przyszłości często służyły w ładzom wielkich im periów kolonialnych w utrw alaniu przekonania o przewadze kultury białego człowieka i wynikającej z niej koniecz­ ności cyw ilizow ania kolorowych „dzikich” . Zanim antropologia stała się nauką akademicką, często jej twórcami byli po prostu kolonialni urzędnicy, którzy jeszcze długo po awansie dyscypliny na uniw er­ syteckie katedry pozostawali głównym i inform atoram i w ykładają­ cych ją profesorów. Nic w ięc dziwnego, że obserwacje antropologów wykorzystywano przy określaniu strategii sprawniejszego zarządzania zam orskim i posiadłościam i korony brytyjskiej czy holenderskiej. Sta­ ny Zjednoczone, które same były niegdyś kolonią, pew nie nieprzypa­ dkowo stały się na przełom ie wieku X IX i X X kolebką nowego sposo­ bu m yślenia o obcych kulturach, zw łaszcza tych określanych po­ w szechnie m ianem prym ityw nych lub pierwotnych. Zgodnie z nim zaczęto twierdzić, że nie ma kultur gorszych i lepszych ani ludów bardziej lub mniej barbarzyńskich, a cywilizacja białego człowieka nie stanowi bynajmniej najwyższego etapu rozw oju społeczeństw ludzkich, ku którem u zm ierzają one w różnym tempie i oczywiście z mniejszym pow odzeniem niż biali c y w i l i z o w a n i Europejczy­ cy. Każda kultura przypom inać m iała organizm, przechodzący indy­ w idualną drogę rozwoju, i ocena jednej kultury za pom ocą norm obowiązujących w innej —w kulturze białego badacza —była tak samo nie do pom yślenia jak ocenianie konia w edług kanonów psiej urody. Niemal na pewno koń okaże się brzydkim psem, tylko czy w ogóle jest sens takiego podejścia do konia? K ażdą kulturę należy zatem opisywać w zgodzie z jej własnym i kategoriam i i badać charakterys­ tyczne dla niej m echanizmy rozwoju. W pierwszej połow ie naszego wieku ten sposób m yślenia stał się w ażnym kierunkiem w naukach społecznych, zyskując nazw ę relatyw izm u antropologicznego. W al­ cząc o „rów noupraw nienie kultur” , relatywizm starał się pokazać, że to, co białemu człowiekow i wydaje się u egzotycznych ludów przera­ żające, szokujące czy dziwaczne, zawsze m a uzasadnienie w skom p­ likowanym system ie ich kultury, który należy zrozum ieć jako całość, zanim zacznie się go jakkolw iek w artościow ać lub oceniać. Ruth Benedict tak właśnie m yślała i pisała o studiow anych przez siebie ludach, poczynając od Indian Zuni, w śród których prowadziła badania w latach dwudziestych, po Japończyków, którzy są bohatera­

6

mi ostatniej napisanej przez n ią książki. Benedict uw ażała poza tym, że każdą kulturę opisać m ożna za pom ocą porządkujących ją wzorów, które determ inują zarów no zachowania ludzi, jak i sposób, w jaki postrzega się ją jako całość. Jedną ze swych najlepszych książek poświęciła w łaśnie tem u zagadnieniu. W ydane po raz pierw szy w roku 1934 Wzory kultury m im o upływ u lat nadal należą do żelaznego repertuaru lektur antropologicznych na całym świecie. Także książka o Japonii pośw ięcona jest opisowi w zorów kultury; takimi wzorami-em blem atam i kultury japońskiej są tytułow e m iecz i chryzantema. 0 ile jednak W zory kultury, w których m owa jest o Indianach Zuni, Kwakiutlach oraz w yspiarskim ludzie Dobu z M elanezji, zostały prze­ tłumaczone na polski przez znanego socjologa, A ntoninę Kłoskowską, 1 wydane w roku 1966, to książka Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej ukazuje się po polsku dopiero w pół w ieku po publikacji oryginału. Stało się tak praw dopodobnie przede w szystkim z powodu niecodziennej historii pow stania tej powszechnie czytywanej pracy, która ciągle stanow i jed n ą z podstaw ow ych lektur wprowadzających zachodniego czytelnika w zagadnienia japońskiej kultury. Chryzante­ ma i m iecz je st bowiem, ow ocem badań, jakie Ruth Benedict podjęła na zlecenie am erykańskich w ładz jako swoje „zadanie Japonia” w czasie drugiej w ojny światow ej. Polityczne uw ikłanie książki zaciążyło na jej odbiorze po wschodniej stronie żelaznej kurtyny. Tym czasem , choć napisana w bardzo konkretnej sytuacji historycznej i na jasno określo­ ne zam ówienie społeczne, praca Benedict niewiele m a wspólnego z am erykańską propagandą im perialistyczną. W yznając zasadę „rów ­ noupraw nienia kultur” , autorka nie jest m isjonarką amerykańskich w artości i nie próbuje udow odnić kulturalnej przew agi Am eryki nad Japonią. W ięcej: w m om encie otwartego konfliktu przekonuje włas­ nych rodaków o tym, że nie należy w roga potępiać, lecz „spróbować spojrzeć na św iat jego oczym a” . A jednak sytuacja polityczna, w jakiej książka Chryzantem a i m iecz pow staw ała, zaciążyła do pewnego stop­ nia na jej zaw artości: choć w ielokrotnie m ow a tu o kapitulacji Japonii, nie m a żadnej w zm ianki o bom bie atomowej. A m erykański atak na H iroshim ę i N agasaki, którego autorka w żaden sposób nie mogła popierać, po prostu nie istnieje w stw orzonym przez n ią obrazie. K siążka stanow i zarazem ciekawy szkic do portretu am erykań­ skiego społeczeństw a, gdyż autorka, tłum acząc Japonię swoim roda­ kom, odwołuje się do w zorów ich własnej kultury. Czytelnik, który

nie jest A m erykaninem , dowiaduje się w ięc z Chryzantem y i miecza nie tylko tego, jak postępuje przeciętny Japończyk i jakie są jego m otywacje, ale także tego, czym kieruje się w działaniu zwykły A m e­ rykanin. O czywiście tak jak „zw ykły człow iek” może oznaczać w szystkich i nikogo zarazem, tak samo Tanaka-san czy M r Smith są jedynie doskonałym w cieleniem pew nego w zoru i dyskutow ać m ożna nad tym, jak m a się on do rzeczywistości. Jednak rozw ażania ńad m etodologią antropologicznego wnioskowania autorka pozostania poza kartam i książki, której adresatem jest! nie tylko profesor z sąsied­ niego uniw ersytetu czy jego doktorant, ale przede w szystkim każdy zainteresow any Japonią czytelnik amerykański, czy szerzej: zachodni. D latego też Chryzantema i miecz, mimo że dotyczy spraw tak bardzo skom plikowanych i niełatwych do wyjaśnienia, ja k m otywacje ludz­ kich zachowań, emocje czy nawyki m yślowe człowieka, napisana jest żywym, zrozum iałym językiem , a interpretacyjne pom ysły autorki zilustrow ane są konkretnym i przykładam i {pochodzącymi z jej badań. Ruth Benedict opisała bow iem w zory kultury japońskiej na podstawie obserwacji i rozm ów z uczestnikam i tej kultury. W zasadzie nic w tym dziwnego, bo taka w łaśnie była w jej czasach, i jest do dzisiaj, proce­ dura badaw cza antropologa. A jednak Chryzantema i m iecz jest książ­ k ą szczególną, jeżeli chodzi o tak zwany m ateriał terenowy. A utorka z powodu wojny nie m ogła bow iem przedsięwziąć ekspedycji do Japonii i przeprow adzić w yw iadów oraz obserw acji zgodnie ze w szy­ stkim i w ym ogam i antropologicznej sztuki.1Jej rozm ów cam i byli wipc japońscy im igranci oraz jeńcy wojenni; m ateriałem do obserwacji —filmy, teksty pisane, od gazet codziennych po literaturę piękną, oraz opisy sporządzone przez innych badaczy Japonii. M usiała w ięc Berjedict dokonać dość karkołom nego zabiegu zrekonstruow ania kultury badanej, której nie dane jej było bezpośrednio doświadczyć, i zinter­ pretow ania tej własnej rekonstrukcji. Ryzyko, że sporządzona w ten sposób charakterystyka japońskiej kultury rozminie się z rzeczyw is­ tością, było napraw dę wielkie. Rezultat okazał się jednak zadziw iają­ co dobry, o czym świadczy nie tylko ciągła obecność książki na rynku, ale także żyw otność interpretacyjnych pom ysłów autorki, do których w sposób mniej lub bardziej otwarty ciągle odw ołują się autorzy w spółcześnie piszący o Japonii. Chryzantema i m iecz jesst z pew nością jed n ą z tych książek, przez których pryzm at Zachód ciągle patrzy na kulturę Japonii i na jej społeczeństwo. Interpretując

japońską kulturę, Ruth Benedict używa bardzo nośnych metafor, łat­ wo zapadających w pam ięć, a równocześnie pobudzających w yobraź­ nię. Co w ażniejsze, m etafory te ciągle ułatw iają człowiekowi z Za­ chodu zrozum ienie przyczyny jego problem ów z japońską kulturą. Świat zorganizow any na zasadzie rozłącznych „kręgów ” , z których każdy stanow i obszar działalności określonego rodzaju, cały czas czy­ telnie tłum aczy sytuacyjną etykę, ciągle obcą ludziom z Zachodu. A utorka jednej z najpoczytniejszych książek o japońskiej kulturze nigdy do Japonii nie pojechała. Zm arła w roku 1948, dwa lata po ukazaniu się pracy. N ie m iała w ięc m ożliw ości skonfrontow ania Japo­ nii, która stanow iła grę jej naukowej wyobraźni, z rzeczyw istą Japo­ nią —w yspiarsldm krajem u wschodnich krańców Azji. Dzisiaj, pół wieku po pierw szym w ydaniu C hiyzantem y i miecza, kiedy książka nadal jest kupow ana i czytana, mimo że kraj, którego dotyczy, doko­ nał cudu gospodarczego, przeszedł rewolucję technologiczną oraz in­ form acyjną i stał się potęgą gospodarczą, m ożna się zastanawiać, co sprawia, że jest ona w ciąż atrakcyjna i w jakiś sposób aktualna. Od czasu kapitulacji po drugiej wojnie światowej Japonia pozostawała pod silnym w pływ em Stanów Zjednoczonych. M ilitarna i ekonom icz­ na obecność na w yspach była bardzo istotnym elementem am erykań­ skiej polityki, zw łaszcza po w ybuchu zimnej wojny. W jej obliczu w zasadzie zaniechano w Japonii jakichkolw iek reform o wydźwięku lewicowym (także dem okratycznym ), co spowolniło rów nież zmiany społeczne, które m ogłyby doprow adzić do rzeczywistej dem okratyza­ cji japońskiego sposobu upraw iania polityki i stylu życia na w zór am erykański. Tym czasem m odernizacja Japonii, której pom ocą słu­ żyć m iał am erykański Starszy Brat, ograniczyła się do rew olucji tech­ nologicznej i, co w ażniejsze z punktu w idzenia kultury, w prowadze­ nia konsum pcji na w zór am erykański. Jednak za fasadą now oczes­ nego społeczeństw a konsum pcyjnego kryły się struktury społeczne oraz naw yki m yślenia, które z am erykańską czy europejską nowo­ czesnością niew iele m iały wspólnego. W spółcześnie stowarzyszeni w am erykańskim K lubie Chryzantemy (nomen om en) specjaliści od m odernizacji Japonii jako żywo przypom inają nie rozum iejących spe­ cyfiki lokalnego sposobu m yślenia ekspertów doradzających detroni­ zację cesarza, o których z ledwo ukryw aną niechęcią mówi Ruth Benedict na kartach swej książki. M imo wielkiej urbanizacji lat sześć­ dziesiątych, kiedy codziennie około stu rodzin opuszczało wsie i osa­

dy, by osiedlić się w Tokio lub w którymś z w ielkich m iast na w y­ brzeżu Pacyfiku, struktury m yślenia i rozum ienia świata opisane przez autorkę Chryzantem y i miecza nie uległy specjalnym zmianom. N o­ woczesność Japonii w yraża się w rzeczach, które jej m ieszkańcy w y­ twarzają i konsumują. Oczywiście to, że oparty na hierarchii sposób myślenia czy sytuacyjna etyka Japończyków nie są nowoczesne, nie świadczy zupełnie o „zacofaniu” , które już dawno przestało być pros­ tą alternatywą „postępow ej” nowoczesności. W ynika ono, jak chce Ruth Benedict, z odm iennych w zorów kultury, które stanow ią jej trw ałą podstawę. Nie ma w ięc znaczenia fakt, że opisano je przed półwieczem. Inni, bardziej w spółcześni badacze, dostrzegają w nie-nowoczesności Japonii wyraźne symptom y tego, co Zachód na własny użytek określił w czasie dwóch ostatnich dziesięcioleci jako ponowoczesność. N iezależnie od nazwy, Benedict opisała zjawiska, które, sięgając korzeniam i Restauracji Meiji, a naw et jeszcze dalej w głąb czasu, są w kulturze japońskiej ciągle żyw e i czytelne. Nowoczesny przełom w dziejach Japonii, zw any Restauracją Meiji, zaow ocow ał między innymi zjawiskiem, które am erykańscy autorzy nazyw ają „sam uraizacją” społeczeństwa. Oznacza to, że w zorce za­ chowań, etyka i sposób myślenia właściwy określonej klasie społecz­ nej —wojow nikom - i dla niej zastrzeżony, przyjęte zostały pow szech­ nie przez inne grupy społeczne i uznane za „tradycyjny sposób po­ stępowania Japończyków ” . Ruth Benedict nie m ów i w prost o tym zjawisku, jednak w iele uwagi poświęca kodeksowi postępow ania i za­ sadom m oralnym w ywodzącym się w prost z sam urajskiego etosu, a obowiązującym w spółczesnych jej Japończyków. Ze w zględu na czas, w którym książka Chryzantema i m iecz pow stała, choć na jej kartach pojawia się termin sarariman, nie znajdziemy jednak szczegó­ łowego opisu i interpretacji postaci, która kojarzy się nieodłącznie z kulturą powojennej Japonii. Sarariman to japońskie słowo pocho­ dzące od angielskiego określenia salary man —najem ny pracow nik zatrudniony za stałą pensję. N azywano w ten sposób jeszcze przed w ojną pracow ników umysłowych dużych firm. Lata sześćdziesiąte i siedem dziesiąte uważa się w Japonii za „złoty w iek ” sararimanów, których nazywano „sam urajam i z teczką” albo „w ojow nikam i kor­ poracji” i uważano za w spółtw órców gospodarczego cudu. K łaniają­ cy się mężczyzna w granatowym garniturze, z teczką w jednej ręce, a w izytówką w drugiej, stał się wówczas stereotypowym w izerunkiem

10

Japończyka. Na w izytówce, stanowiącej nieodłączny rekw izyt sararimana, widniała nazw a firmy, którą reprezentował, jego nazwisko orazstanowisko zajm ow ane w korporacyjnej hierarchii. Sararim anem m ęż­ czyzna zostaw ał po skończeniu studiów, najczęściej w iążąc się z jedną firm ą na całe życie. Paternalistyczne stosunki w japońskiej firmie czy korporacji przypom inały żywo te, które świeżo upieczony absolwent znał trochę z rodzinnej w si czy po prostu z domu, a ich wzorem była hierarchiczna struktura feudalnych rodów. Sararim ana obowiązywała taka lojalność w obec firm y i jej szefa, ja k ą dawniej samuraj winien był swemu panu. Pół w ieku po tym, jak Ruth Benedict opisała system japońskich pow inności i zobowiązań, Akio Koiso, sarariman, który odważył się jako pierwszy opisać nielekką dolę „korporacyjnych w ojo­ w ników ” , powiedział: „K iedy przychodzisz do firmy, w istocie w cho­ dzisz w relację giri—on, tradycyjny rodzaj związku, z którego wynika konieczność przestrzegania pew nych obowiązków. Zarząd firmy świadczy pracow nikom on —korzyść, uprzejm ość —i w ten sposób stwarza giri —obowiązek. Osłabia to poczucie samodzielności pracow ­ ników. Tak działa Japonia.” * Czy wynika z tego, że Japonia zmienia się tak powoli, czy też je st dow odem niezm ienności w zorów kultury? Okazuje się, że to, iż Benedict nie opisała samurajów z teczkami, nie znaczy, że jej książka przestała być aktualna w Japonii, którą oni współtworzą. Lojalność w obec firm y jest najw ażniejszą cnotą sararim ana i po­ winna w yrażać się w pełnym poświęceniu dla dobra jej interesów. Pracownik oszczędza w ięc światło kosztem własnych oczu, pracuje ponad w yznaczony czas za darmo oraz rezygnuje z przysługujących mu wakacji. D zięki dyscyplinie w ewnętrznej jak prawdziwy samuraj znosi bez skargi te oraz inne niedogodności, łącznie z dwugodzinnym dojazdem do pracy, co w Tokio nie jest rzadkością. Przepracowanie dość często skraca życie sararim ana i ju ż w latach siedemdziesiątych japońscy lekarze zaczęli otwarcie m ów ić o karoshi —śm ierci z pow o­ du przeciążenia pracą. W edług statystyk m edycznych co roku jest to przyczyną zgonu ponad dziesięciu tysięcy osób. Dopiero jednak w ro­ ku 1992 po raz pierw szy sąd nakazał firm ie wypłacanie dożywotniej renty w dow ie po zm arłym na karoshi pracow niku, uznając w ten sposób oficjalnie, że sararim an może um rzeć z przepracowania. Czy Cyt. za: P. Smith, Japan. A reinterpretation, N ew York 1997, s. 133.

11

w tym desperackim dążeniu do w ypełnienia giri w obec firm y i lek­ ceważeniu praw fizjologii nie odnajdujem y zjaw isk analizowanych przez Ruth Benedict? Opisanego przez n ią sposobu myślenia o w y­ trzymałości w łasnego ciała oraz przekonania ó m ożliw ości zw ycięże­ nia materii siłą ducha? Sarariman, jak niegdyś samuraj, nade wszystko stawia giri, a wartości, jakie od początku zatrudnienia usiłuje zaszczepić mu korporacja, są dla niego najważniejsze. W japońskim systemie nie m a m iejsca na to, co Zachód określa mianem cnót obywatelskich; j ak wyj aśnia Ruth Benedict, ich funkcję pełni chu —obow iązki w obec cesarza. Giri może okazać się jednak od nich silniejsze i choć w oczach Zachodu zyskuje uznanie japońska um iejętność podporządkow ania jednostki interesom grupy, to właśnie te grupowe partykułaryzm y ciągle stanow ią zagrożenie. Przed Restauracją M eiji było to giri w obec feudalnego pana, obecnie są to zobowiązania wobec firmy czy korporacji. Polityczny kryzys w Japonii, którego j esteśmy świadkami, ma zarówno zewnętrzne—przede wszystkim gospodarcze—podłoże, jaki przyczyny wewnętrzne. Te ostatnie bezpośred­ nio związane są właśnie z przełożeniem na politykę japońskiego systemu zobowiązań (i związanej z nim lojalności, która często trw a przez kilka pokoleń), ukrytego pod fasadą dem okratycznych instytucji władzy. Książka Ruth Benedict, choć w yrosła z rzetelnej ciekaw ości bada­ cza, powstała w określonym celu politycznym : m iała ułatw ić zw ycięz­ com działanie, pom agając zrozum ieć zwyciężonych. Flirt nauki i w ła­ dzy, choć nieunikniony, zaw sze pozostaje dwuznaczny, niezależnie od tego, czy sprzedającym sw oją wiedzę na użytek polityki jest fizyk, biolog, historyk czy badacz społeczny. N ieosiągalnym postulatem nauki jest jej zupełna niezależność od układu sił: akadem icka wieża z kości słoniowej pozostaje jedynie złudzeniem. Ruth Benedict, i nie tylko ona, w ybrała otw artą deklarację: „została w yznaczona do badań nad Japonią” . W ykonała starannie pow ierzone sobie zadanie, tłum a­ cząc rodakom zaw iłe wzory obcej kultury tak obrazowo, że do dzisiaj książkę czyta się z przyjem nością i pożytkiem. Poniew aż jednak Chryzantema i m iecz adresow ana była do narodu, który naprawdę toczył z Japończykam i wojnę, autorce zależało, by zw ycięzcy zrojzum ieli zw yciężonych nie tylko dlatego, iż należało podjąć skuteczne decyzje, ale także dlatego, że rozum ienie wyklucza nienawiść. Ew a Klekoi

Rozdział 1 ZA D A N IE: JA PO N IA

Ze w szystkich w rogów , z którym i Stany Zjednoczone kiedy­ kolw iek toczyły w ojnę totalną, Japończycy byli najbardziej A m erykanom obcy. Żaden pow ażny konflikt zbrojny nie w y­ m agał brania pod uw agę tak odm iennych sposobów działania i m yślenia przeciw nika. Podobnie jak carskiej Rosji w roku 1905, przyszło nam w alczyć z uzbrojonym i w pełni w yszkolo­ nym narodem , który jed n ak nie należał do tradycji kulturowej Zachodu. Zasady prow adzenia w ojny, jakie narodom Zachodu w ydaw ały się w pisane w naturę człowieka, dla Japończyków w yraźnie nie istniały. Z tego pow odu w ojna na Pacyfiku stała się czym ś w ięcej niż spraw ą kolejnych lądow ań na plażach w ysp i przestała być jedynie skom plikow anym zadaniem logis­ tycznym. N ajw iększym problem em stała się natura wroga, któ­ rego zachow anie m usieliśm y zrozum ieć, żeby z nim walczyć. O kazało się to bardzo trudne. W ciągu siedem dziesięciu pięciu lat, które upłynęły od otw arcia się Japonii na świat, Japończycy stali się bohateram i tak fantastycznych historii, że żaden inny naród na św iecie pod tym względem im nie dorów ­ nuje. Kiedy pow ażny badacz określa członków jakiegoś ludu jako nadzw yczaj uprzejm ych, rzadko kiedy dodaje, że są oni „jednak rów nież w yniośli i aroganccy” , chyba że pisze o Ja­ pończykach. Jeśli m ów i, że ludzie pewnej narodow ości bardzo sztyw no przestrzegają norm zachow ania, to nie dorzuca za chwilę, że ci sam i ludzie „z łatw ością przystosow ują się do radykalnych zm ian ” . Nie twierdzi, że ludzi, których uw aża za 13

łatw o podporządkow ujących się innym, trudno jest skłonić do poddania się narzuconej odgórnie kontroli. Gdy m ówi, że są lojalni i w ielkoduszni, nie dodaje, że są „także zdradzieccy i m ściw i” ; stw ierdzenia, że członkow ie jakiegoś ludu odzna­ czają się bezprzykładną odw agą, nie łączy z rozw odzeniem się nad ich nieśm iałością, a po konstatacji, że działają oni nie licząc się z niczyją opinią, nie następują rozw ażania na tem at sum ienia paraliżującego ich strachem. Kiedy uw ażny badacz opisuje dyscyplinę w w ojsku przypom inającym armię robo­ tów, rzadko zaraz potem pisze o tym, ja k żołnierze um ykają z tego w ojska w sposób graniczący z niesubordynacją. Także określając członków jakiegoś narodu jako ludzi oddanych zgłę­ bianiu zachodniej w iedzy, nie uzupełnia tej charakterystyki inform acją o ich zagorzałym konserw atyzm ie. Gdy w końcu pisze książkę o narodzie, w którym kult w artości estetycznych jest tak pow szechnie uznaw any, narodzie, który oddaje naj­ w yższe honory aktorom i artystom , który otacza troską sztukę hodow li chryzantem —to zw ykle książka ta nie w ym aga uzu­ pełnienia w postaci drugiej, której tem atem byłby kult m iecza oraz wysoki prestiż społeczny wojownika. Niem niej w łaśnie te przeciw ieństw a przeplatają się ze sobą w książkach o Japonii na podobieństw o w ątku i osnowy. S ą praw dziw e: zarów no m iecz, ja k i chryzantem a składają się na całość jej w izerunku. Japończycy są w najw yższym stopniu agresyw ni i nieagresyw ni zarazem , kulty wrnją jednocześnie militaryzm i w artości estetyczne, potrafią być i zuchw ali, i uprzej­ mi, sztyw no przestrzegać zasad i łatw o dostosow yw ać się do now ych w arunków . Podporządkow ują się innym , a jednocześ­ nie są urażeni, gdy ktoś nim i próbuje pow odow ać; są lojalni i zdradzieccy, odw ażni i nieśm iali, konserw atyw ni i otw arci na nowości. Przykładają ogrom ną wagę do tego, co ludzie m yślą o ich zachow aniu, a zarazem m ają w ielkie poczucie w iny, choć o tym, że popełnili błąd, inni nie wiedzą. Żołnierze japońscy są absolutnie zdyscyplinow ani i niesubordynow ani jednocześnie. Kiedy zrozum ienie Japonii stało się dla A m eryki tak ważne, 14

nie m ożna było przejść do porządku dziennego nad tymi oraz wielom a innym i, nie m niej rażącym i przeciw ieństw am i. Kry­ zysy nadchodziły jeden po drugim . Co zrobiliby Japończycy? Czy kapitulacja je st m ożliw a bez inw azji na ten kraj? Czy mamy zbom bardow ać pałac cesarski? Czego m ożem y się spo­ dziewać po japońskich jeńcach w ojennych? Co nasza propa­ ganda pow inna m ów ić japońskiem u w ojsku i cywilom, by oszczędzić życie A m erykanów i zm niejszyć japońską deter­ minację w alki do ostatniego człow ieka? Ci, którzy znali Japoń­ czyków najlepiej, m ieli zupełnie rozbieżne opinie. A kiedy nastanie pokój, czy utrzym anie Japończyków w ryzach w ym a­ gać będzie kontynuacji stanu w ojennego? Czy nasza arm ia m a się przygotow ać do w alki z niedobitkam i desperacko broniący­ mi każdego schronu w górach Japonii? Czy zanim nastanie pokój, nie dojdzie w Japonii do rew olucji, na podobieństw o Rewolucji Francuskiej czy Rosyjskiej? Kto stanąłby na jej cze­ le? Czy rozw iązaniem alternatyw nym byłoby w ytępienie Ja­ pończyków? N asze poglądy na te spraw y były bardzo różne. W czerw cu 1944 roku zostałam w yznaczona do przeprow a­ dzenia badań nad Japonią. Poproszono m nie, bym jako an­ tropolog kultury w ykorzystała w szystkie m ożliw e metody i ustaliła, jacy są Japończycy. W tedy, w czesnym latem, nasza wielka ofensyw a przeciw ko Japonii w łaśnie się rozpoczęła, by rozwinąć cały swój im pet. Ludzie w A m eryce w ciąż pow tarza­ li, że w ojna z Japonią potrw a trzy lata, a m oże naw et dziesięć. W Japonii m ów iono, że trw ać będzie sto lat: A m erykanie od­ noszą lokalne zw ycięstw a, ale N ow a Gwinea czy W yspy Salo­ mona są odległe o tysiące m il od ich ojczyzny. O ficjalne kom u­ nikaty z rzadka donosiły o klęskach na m orzu i Japończycy ciągle uw ażali się za zw ycięzców . Jednak w czerw cu sytuacja zaczęła się zm ieniać. W Europie otwarto drugi front i pierw szeństw o, jakie naczelne dow ódz­ two przez dw a i p ó ł roku przyznaw ało europejskiem u teatrowi działań w ojennych, przyniosło owoce. K oniec w ojny z N iem ­ cami był ju ż w zasięgu ręki. N a Pacyfiku natom iast nasze siły 15

w ylądow ały na Saipanie i ta w ielka operacja przepow iadała klęskę Japonii. Od tej chw ili nasi żołnierze m ieli coraz częściej staw iać czoło japońskiej armii. W iedzieliśm y ju ż dobrze po w alkach na Nowej Gwinei, na Guadalcanal i w Birm ie, na A ttu, Taraw a i Biak, że w róg, z którym przyszło nam wałczyć, jest straszny. Zatem w czerw cu 1944 roku stało się bardzo istotne, by znaleźć odpow iedź na rozliczne dotyczące go pytania. N ieza­ leżnie od tego, czy była to spraw a natury dyplom atycznej, czy m ilitarnej, czy stanow iła problem wielkiej polityki, czy cłiodziło o ulotki rozrzucane za lin ią frpntu — liczyła się każjda intuicja. Japońskie zaangażow anie w w ojnę totalną m usieliśm y poznać nie tylko od strony celów i m otyw acji, jakim i kierow a­ ły się w ładze w Tokio, nie tylko od strony historii Japonii, statystyk w ojskow ych i gospodarczych: m usieliśm y się dow ie­ dzieć, na co rząd m oże liczyć ze strony ludzi, spróbow ać zro­ zum ieć japoński sposób m yślenia i em ocje oraz w zory, w edług których były one kształtow ane. Trzeba było poznać sankcje, jakie stały za działaniem i opiniam i Japończyków . N a chwilę m usieliśm y odłożyć na bok przesłanki, na których opieramy nasze działanie jak o A m erykanie, i pow strzym ać się od w ycią­ gania łatw ych w niosków , że oni zrobiliby w konkretnej sytua­ cji to samo, co zrobilibyśm y my. M oje zadanie było. trudne. A m eryka i Japonia prowadziły w ojnę, a w czasie konfliktu łatw o jest w czam buł potępiać w roga — o w iele trudniej spróbow ać spojrzeć na świat jejgo oczym a. Trzeba to było jed nak zrobić. N ależało odpow iedzieć na pytanie, ja k zachow ają się Japończycy, a nie jak my za­ chow alibyśm y się na ich m iejscu. M usiałam spróbow ać po­ traktow ać zachow anie Japończyków w czasie w ojny bardziej jako dane służące ich zrozum ieniu niż rozum ienie to utrud­ niające. Przyglądałam się sposobow i prow adzenia przez nich w ojny, starając się w idzieć w niej problem natury kulturowej, a nie m ilitarnej. Zarów no w czasie pokoju, ja k i podczas wojny postępow anie Japończyków m iało określony styl. Jakie w ska­ 16

zówki dotyczące ich sposobu m yślenia i życia m ożna odnaleźć w m etodzie prow adzenia przez nich działań zbrojnych? Ze sposobu, w jak i dow ódcy podnosili ducha bojow ego, uspokajali zdezorientow anych czy dow odzili żołnierzam i w polu, m ożna było w yw nioskow ać, co Japończycy uw ażali za sw oją siłę i m ocne strony. N ależało w ięc przeanalizow ać szczegóły wojny krok po kroku, obserw ując, ja k sam i odsłaniają swoje sekrety. Jednak fakt, że nasze narody były w stanie wojny, stanow ił przeszkodę nie do pokonania. Chodzi m i o to, że m usiałam zrezygnow ać z najw ażniejszej m etody badaw czej antropologii: z badań terenow ych. N ie m ogłam pojechać do Japonii, m iesz­ kać w dom ach Japończyków i przyglądać się napięciom tow a­ rzyszącym ich codziennem u życiu, by na podstaw ie własnych obserw acji ocenić, które z nich są istotne. N ie dane mi było obserw ow ać Japończyków stojących przed złożonym zada­ niem podjęcia. decyzjL N ie w idziałam , ja k w ychowuje się dzie­ ci. Suye M ura antropologa Johna Em bree, oparte na badaniach terenow ych opracow anie dotyczące japońskiej wioski, było nieocenione, niem niej w ielu pytań, na które m usieliśm y od­ pow iedzieć w roku 1944, nie staw iano sobie w czasach po­ w stania tej pracy. M im o tych pow ażnych trudności m iałam jako antropolog kultury zaufanie do określonych m etod i założeń. Okazało się, że nie m usiałam w cale zrezygnow ać z w ielkiej podpory, jak ą stanow i osobisty kontakt antropologa z członkam i badanej spo­ łeczności. W A m eryce m ieszkało w ielu Japończyków w ycho­ w anych w Japonii; tym ludziom w łaśnie staw iałam pytania dotyczące ich konkretnych dośw iadczeń i tego, jak je oceniają. D zięki ich opisom luki w naszej w iedzy m ogłam wypełnić inform acjam i, które z punktu w idzenia antropologa stanowiły podstaw ę do zrozum ienia każdej kultury. Inni badacze społecz­ ni, którzy podjęli tem at Japonii, pracow ali w bibliotekach, ana­ lizując w ydarzenia z przeszłości lub statystyki czy obserw ując rozwój pisanej i m ów ionej propagandy. Ja natom iast byłam przekonana, że odpow iedzi na w iele staw ianych przez nich 17

pytań tkw ią w zasadach i w artościach rządzących japońską kulturą i że łatw iej je odnajdziem y, badając tę kulturę przez ludzi, którzy do niej należą. Nie znaczy to oczyw iście, że nie czytałam książek i nic nie zaw dzięczam ludziom Zachodu, którzy m ieszkali w Japonii. Dzięki obszernej literaturze dotyczącej tego kraju oraz wielu wybitnym badaczom zachodnim , którzy w nim przebywali, zyskałam szansę, jakiej pozbaw iony jest antropolog udający się do źródeł A m azonki czy w góry Nowej Gwinei, by badać tam tejsze plem iona. Ludy te, jako że nie posługują się pism em , nigdy nie pozostaw iły na papierze inform acji, która m ówiłaby coś o nich sam ych. Ich historii nikt nie zna. U w agi ludzi z Z a­ chodu są skąpe i pow ierzchow ne. Badacz terenow y nie m oże liczyć na żadną pom oc ze strony swoich poprzedników i sam m usi ustalić zasady, na jakich opiera się gospodarka tych lu­ dów, określić, jak a jest ich struktura społeczna, co jest najw aż­ niejsze w ich życiu religijnym . W studiach nad Japonią nato­ m iast byłam spadkobierczynią w ielu badaczy. D robne szcze­ góły życia codziennego zostały opisane przez antykwariuszy. Kobiety i m ężczyźni, z Europy i z A m eryki, pozostaw ili relacje ze swoich dośw iadczeń. Poza tym sam i Japończycy są auto­ ram i tekstów , które m ów ią o nich bardzo wiele. W odróżnieniu od w ielu innych ludów W schodu, Japończycy m ają potrzebę w yrażania się w piśm ie. U w ielbiają pisać o sobie. Pisują za­ rów no o zw ykłych zdarzeniach z życia, ja k i o sw oim pro ­ gram ie św iatow ej ekspansji. S ą w tym zadziw iająco szczerzy. O czyw iście nie przekazują w ten sposób sw ego pełnego w ize­ runku, ale to w ogóle jest niem ożliwe. Japończyk pisząc o Ja­ ponii pom ija rzeczy bardzo istotne, bo są m u one tak bliskie i tak niew idoczne jak pow ietrze, którym oddycha. Podobnie postępują A m erykanie pisząc o A m eryce. Czytałam te książki tak, ja k robił to D arw in —o czym sam w spom ina —opracow ując teorię o pochodzeniu gatunków: no­ tow ałam te rzeczy, do których zrozum ienia brakow ało mi klu­ cza. Co pow innam w iedzieć, żeby nie gubić się w parlam entar­ 18

nym przem ów ieniu? Co kryje się za ostrym potępieniem czy­ nów, które w ydają się grzechem pow szednim , i łatw ą zgodą na te, które zakraw ają na w yjątkow ą niegodziw ość? Czytałam, zadając sobie to sam o, stale pow racające pytanie: Co nie pasu­ je do tego obrazka? Co m uszę w iedzieć, by go zrozumieć? Chodziłam też na film y w yprodukow ane w Japonii na pod­ stawie japońskiego scenariusza: propagandow e, historyczne, filmy o w spółczesnym życiu w Tokio i na wsi. Potem roz­ m aw iałam o nich z Japończykam i, którzy je w idzieli i patrzyli na bohatera, bohaterkę i czarny charakter tak, jak patrzą na nich Japończycy, a nie tak, ja k ja ich w idziałam . Było jasne, że tam gdzie ja gubiłam się w gęstym lesie, oni poruszali się pewnie. Fabuła i m otyw acje bohaterów były inne, niż sądzi­ łam , i m iały sens z punktu w idzenia konstrukcji filmu. Podob­ nie ja k w w ypadku pow ieści, pom iędzy tym, co znaczyły one dla m nie, a tym , co znaczyły dla ludzi w ychow anych w Japo­ nii, w idać było ogrom ną różnicę. N iektórzy z m oich japoń­ skich rozm ów ców natychm iast zaczynali bronić japońskich konw encji, inni z niechęcią odrzucali wszystko, co japońskie. Trudno pow iedzieć, od kogo nauczyłam się więcej. Obie grupy były jed n ak zgodne, jeśli chodzi o szczegółow y obraz reguł porządkujących w Japonii życie jednostki, niezależnie od tego, czy m oi rozm ów cy z dum ą je przyjm ow ali, czy też odrzucali z goryczą. D opóki w ięc antropolog zbiera m ateriały i buduje swoje intuicje w bezpośrednim kontakcie z przedstaw icielam i bada­ nej kultury, postępuje tak ja k najw ybitniejsi badacze zachodni, którzy m ieszkali w Japonii. A le jeżeli byłoby to w szystko, co m a do zaproponow ania, nie m a co liczyć, że do cennych badań przeprow adzonych przez m ieszkających w Japonii obcokra­ jow ców uda m u się coś dodać. Jednak antropolog kultury ze w zględu na sw oje w ykształcenie posiada specyficzną w ie­ dzę i um iejętności; dlatego pow aża się w nieść swój wkład w dziedzinę, której pośw ięciło przed nim czas w ielu uczonych i badaczy. 19

A ntropolodzy znają w iele kultur A zji i w ysp Pacyfiku i od­ najdują w Japonii w iele elem entów porządku społecznego oraz zw yczajów , które m ają bliskie analogie naw et w śród pierwojtnych plem ion zam ieszkujących w yspy O ceanu Spokojnegjo. N iektóre z tych analogii odnajdujem y w M alezji, inne na N o­ wej Gwinei, jeszcze inne w Polinezji. Oczyw iście je st ciekawy, czy stanow ią one dow ód daw nych m igracji lub kontaktów , ale to nie problem ew entualnych zw iązków historycznych stano­ w ił pow ód, dla którego znajom ość tych podobieństw była dla m nie cenna. Chodziło o to, że w iedziałam , jak podobne in­ stytucje społeczne działają w mniej skom plikow anych kultu­ rach i na podstaw ie analogii i różnic m ogłam szukać klucza do zrozum ienia japońskiej rzeczywistośdi. W iedziałam także co nieco na tem at Syjam u, Birm y i Chin, łeżących na kontynencie azjatyckim , a w zw iązku z tym m ogłam porów nać Japonię z innym i krajam i, które m ają udział w w ielkiej spuściźnie kulturalnej A zji. Prace antropologów dotyczące ludów pier­ w otnych w ielokrotnie w ykazyw ały, ja k bardzo cenne m ogą być takie porów nania. Jeśli plem ię w idziew ięćdziesięciu prjocentach przestrzega takich sam ych zw yczajów ja k jego sąsiedzi, m oże uporządkow ać je tak, by pasow ały do sposobu żydia i w artości, których z otaczającym i ludam i w cale nie dzieli. W zw iązku z tym m oże się zdarzyć, że odrzuci ono któryś z podstaw ow ych elem entów porządku społecznego, co, choć proporcjonalnie nie jest dużą zmianą,; skieruje jego rozwój na bardzo specyficzny tor. N ic nie służy antropologow i lepiej niż badanie kontrastów m iędzy ludam i, które m ają w iele w spól­ nych cech. A ntropolodzy m usieli przyzw yczaić się także do w ielkich różnic, jakie zachodzą m iędzy ich w łasną kulturą a obcą i opra­ cow ać m etody w yczulone na ten szczególny problem . Z do­ św iadczenia w iedzą, że sytuacje, w obec których stają ludzie należący do różnych kultur, są bardzo różne oraz że rozm aite plem iona i ludy nadają tym sytuacjom odm ienne znaczenie. W arktycznej osadzie czy w tropiku pustyni stają oni przed 20

plem iennym i system am i pokrew ieństw a lub w ym iany dóbr, których nie podsunęłaby im naw et najbardziej nieokiełznana wyobraźnia. M uszą badać wtedy nie tylko szczegóły pokre­ wieństw a czy w ym iany, ale także skutki, jakie system y te w y­ w ierają na zachow ania plem ienia, oraz sposób, w jaki kolejne pokolenia są w arunkow ane od dzieciństwa, by podtrzym yw ać system odziedziczony po przodkach. To zaw odow e zainteresow anie różnicam i oraz ich uw arun­ kowaniem i konsekw encjam i, jakie z nich w ynikają, m oże być bardzo użyteczne w badaniach nad Japonią. Każdy jest św ia­ dom głęboko zakorzenionych różnic kulturow ych m iędzy tym krajem a Stanam i Zjednoczonym i. N aw et popularne pow iedze­ nie mówi, że Japończycy robią w szystko na odwrót. To przeko­ nanie o dzielących nas różnicach jest niebezpieczne jedynie wtedy, gdy badacz zadow ala się pow tarzaniem , że odm ienno­ ści są przeogrom ne i tych ludzi w żaden sposób zrozum ieć się nie da. D ośw iadczenie antropologa podsuw a m u niezbite do­ wody na to, że zrozum ieć m ożna naw et dziwaczne zachow a­ nie. W swojej pracy antropolog chętniej niż inni badacze spo­ łeczni odw ołuje się do różnicy, traktując ją raczej jak cenną daną niż w idząc w niej utrudnienie. Tym , co najbardziej przy­ kuw a jego uw agę do instytucji czy ludów, jest fakt, że są one niezw ykłe i dziwne. W badaniach nad egzotycznym i plem iona­ mi niczego nie m ógł przyjąć za oczyw iste i dzięki temu nie patrzy ju ż tylko na kilka w ybranych rzeczy, ale przygląda się w szystkiem u. Osoba, która bez przygotow ania w zakresie stu­ diów porów naw czych nad kulturam i bada narody Zachodu, nie zauw aża całych obszarów ludzkiego zachowania. Tak wiele rzeczy jest dla niej oczyw iste, że nie pośw ięca uw agi pospoli­ tym przyzw yczajeniom dnia codziennego ani powszechnie przyjętym opiniom na banalne tem aty. A to w łaśnie one, rzuco­ ne na szerokie tło kraju i narodu, pow iedzą o jego przyszłości więcej niż podpisyw ane przez dyplom atów traktaty. A ntropolog m usiał w ypracow ać m etody um ożliw iające ana­ lizę oczyw istych praw d i kom unałów , poniew aż to, co jest 21

kom unałem dla członków badanego plem ienia, w sposób dia­ m etralny rożni się od tego, co uznawane jest za oczyw istość w kraju badacza. Kiedy starał się zrozum ieć w yjątkow ą złoś­ liw ość pew nego plem ienia czy niepospolitą nieśm iałość inne­ go, gdy próbow ał w yobrazić sobie ich działania i emocje w określonej sytuacji, stw ierdził, że m usi bardzo uw ażnie ob­ serw ow ać szczegóły, o których nieczęsto w spom inają opisy narodów cyw ilizow anych. B ył to poważny pow ód, by sądzić, że szczegóły te są istotne, a antropolog w iedział już, jakie badania m ogły je w ydobyć na światło dzienne. Japonia w arta była podjęcia takiej próby. Bo tylko wtedy, gdy się zauw aży, że na życie każdego ludu składają się tak bardzo ludzkie banalne praw dy i kom unały, docenia się w pełni w agę założenia antropologów , że w każdym pierw otnym ple­ m ieniu i w każdym , najbardziej naw et cyw ilizow anym , naro­ dzie człow iek uczy się sw ojego zachow ania w życiu codzien­ nym. Bez w zględu na to, jak dziw ne są jego czyny czy opinie, sposób, w jaki człow iek m yśli i czuje, zw iązany jest z jego dośw iadczeniam i. Im bardziej byłam zbita z tropu jakim ś za­ chow aniem , tym bardziej skłonna byłam przypuszczać, że gdzieś w japońskiej rzeczyw istości istnieje zw ykłe uw arunko­ w anie takiej dziwności. Jeśli poszukiw ania prow adziły m nie w stronę banalnych szczegółów dnia codziennego —tym lepiej. Ludzie u czą się w codziennym doświadczeniu. Jako antropolog kultury ja także w yszłam z założenia, że najbardziej oderw ane ludzkie zachow ania w iążą się ze sobą w system. Pow ażnie studiow ałam , w jaki sposób setki szczegó­ łów układały się w ogólne wzory. Społeczność ludzka m usi w ytw orzyć jakiś wzór, w edług którego żyje. Uznaje ona pewne sposoby reagow ania na określone sytuacje i pew ne sposoby ich oceny. Członkow ie tej społeczności przyjm ują takie rozw iąza­ nia za podstaw ę sw ego bytu i niezależnie od trudności traktują je jak swoje. Ludzie, którzy zaakceptow ali jakiś system w arto­ ści i postępują w edług niego, nie m ogą bez narażenia się na nieskuteczność działań i chaos m yśleć i zachow yw ać się w e­ 22

dług in n e g o s y s te m u w a rto ś c i, sp rz e c z n e g o z w y z n a w a n y m . P róbuj a j e ja k o ś z e s o b ą p o g o d z ić , u c ie k a ją c się d o p o to c z n y c h u za sa d n ie ń i m o ty w a c ji. N ie z b ę d n a je s t p e w n a sp ó jn o ś ć s y s­ tem u — in a c z e j w s z y s tk o ru n ie w g ru zy .

G ospodarka, układy rodzinne, obrzędy religijne i cele poli­ tyczne są zatem ze sobą sprzężone. Gdy zm iany w jednej dziedzinie zachodzą szybciej, m oże to w yw oływ ać w ielkie na­ pięcie w innych dziedzinach, napięcie, które w ynika z potrzeby spójności system u. W społecznościach nie znających pisma, a dążących do osiągnięcia w ładzy nad innymi, w ola panowania wyraża się w praktykach religijnych tak samo ja k w gospodar­ ce czy stosunkach z innym i plem ionam i. Jeśli chodzi o narody cywilizowane, które dysponują pisanym i św iadectw am i prze­ szłości, K ościół przechow uje piękne słowa daw nych wieków, czego plem iona bez pism a nie robią; zrzeka się on jednak władzy w tych dziedzinach, gdzie m ogłoby dojść do kolizji z cieszącym i się coraz w iększym poparciem społecznym siła­ mi reprezentującym i w ładzę polityczną i ekonom iczną. Słowa pozostają, ale znaczenie się zm ienia. Dogm aty religijne, prak­ tyka gospodarcza i polityka nie przypom inają poprzegradzanych groblam i staw ów w ypełnionych spokojną wodą; podobne są raczej do staw ów , które w ystąpiły z brzegów , a ich wody zm ieszały się ze sobą ponad w ytyczonym i granicam i. A ponie­ waż zasada ta obow iązuje zaw sze, to im bardziej z pozoru rozrzucona w ydaje się tem atyka badań, obejm ująca gospodar­ kę i seks, religię oraz opiekę nad dziećmi, tym lepiej antropo­ log potrafi ogarnąć to, co dzieje się w badanym przez niego społeczeństw ie. M oże on postaw ić hipotezę i zebrać dane na jej poparcie w każdej dziedzinie życia. W w ym aganiach, jakie każde społeczeństw o form ułuje w kategoriach politycznych, ekonom icznych czy m oralnych, uczy się on w idzieć wyraz jego przyzw yczajeń i naw yków m yślowych, których człowiek nabiera poprzez sw oje społeczne doświadczenia. Praca ta nie jest w ięc pośw ięcona w sposób szczególny japońskiej religii, gospodarce, polityce czy rodzinie. D otyczy poglądów Japoń23

czylców na życie. O pisuje ich przekonania tak, jak przejaw iają się one w każdym działaniu. To książka o tym, co sprawia, że Japonia jest krajem Japończyków . Jedno z nieszczęść X X w ieku polega na tym, że ciągle mamy niesprecyzow ane i pełne uprzedzeń poglądy nie tylko na tem at tego, co spraw ia, że Japonia jest krajem Japończyków , ale także tego, co sprawia, że Stany Zjednoczone są krajem Am erykanów , Francja krajem Francuzów , a Rosja Rosjan. Z braku tej wiedzy państw a nie rozum ieją się nawzajem! Lękam y się, że różnice będą nie do przekroczenia, kiedy problem sprow adza się jedynie do w yboru „kijem go czy p ałk ą” ; m ów im y natom iast o w spól­ nych celach, choć jakiś naród z pow odu sw oich dośw iadczeń oraz ze w zględu na w yznaw any system w artości w idzi przebieg działań zgoła odm iennie od nas. N ie próbujem y poznać przy­ zw yczajeń ani wartości, którym i kierują się inne narody. M ogli byśmy wów czas odkryć, że działanie niekoniecznie trzeba uznać za złe tylko dlatego, że odbiega od tego, co znamy. N ie m ożna jed n ak w całości polegać tylko na tym, co naród m ów i o swoich naw ykach m yślenia i działania. Pisarze w szyst­ kich narodów próbow ali o nich opowiadać. N ie jest to jednak łatw e. O kulary, przez które każdy naród patrzy na świat, róż lią się m iędzy sobą. Trudno je st uśw iadom ić sobie, jakim i oczy ma się patrzy. K ażdy kraj przyzw yczajony jest do sw ego spojr zenia, a ustaw ienie ostrości i perspektyw a, którym ludzie zaw dzięczają swój narodow y punkt w idzenia świata, w ydają się jego m ieszkańcom porządkiem danym przez Boga. Co do o cularów, to przecież nigdy nie oczekujem y, że człow iek, który je nosi, będzie um iał zapisać rów nanie ogniskow ej soczewjek; podobnie nie pow inniśm y się spodziew ać, że narody będą s y o je w idzenie św iata poddaw ać analizie. Jeżeli chcem y dowie dzieć się czegoś o okularach, zw racam y się do optyka i ocze cujem y, że będzie potrafił zapisać w zór każdej soczewki, kt 5rą m u przyniesiem y. K iedyś bez w ątpienia przyznam y, że za Ja­ niem badacza społecznego jest stw orzenie takiego w zoru dła narodów w spółczesnego świata. 24

Zadanie to w ym aga zarów no pew nej myślowej krnąbrności, jak i w ielkoduszności. W ym aga „tw ardości m yślenia” , która bywa czasam i potępiana przez ludzi dobrej woli. Ci bohatero­ wie Jednego Św iata w ierzyli święcie, iż ludzi w każdym zakąt­ ku Ziem i m ożna przekonać, że w szystkie różnice między W schodem i Zachodem , białym i i czarnym i, chrześcijanam i i m uzułm anam i są jedynie pow ierzchow ne i że w rzeczyw isto­ ści cała ludzkość m yśli podobnie. Takie podejście nazyw a się czasem braterstw em ludzi. N ie wiem , dlaczego w iara w ludz­ kie braterstw o m usi oznaczać, że nie m ożna twierdzić, iż Ja­ pończycy m ają sw oją w łasną w ersję sposobu na życie, a A m e­ rykanie sw oją. C zasam i w ydaje się, że „m iękko m yślący” dla doktryny dobrej w oli p otrafią znaleźć oparcie jedynie w św ię­ cie, gdzie w szystkie ludy przypom inają odbitki z tego samego negatywu. W ym aganie od narodów , by dały się podciągnąć pod jeden szablon, potraktow ane jako w arunek w zajem nego szacunku, w ydaje się rów nie chore, jak żądanie tego od w łas­ nej żony czy dzieci. „Tw ardo m yślący” są zadowoleni, że różnice istnieją, i szanują je. Chodzi o to, by różnice nie za­ grażały bezpieczeństw u świata; o świat, w którym Stany Zjed­ noczone m ogą być w pełni am erykańskie bez stw arzania groź­ by dla pokoju, gdzie Francja m oże być Francją, a Japonia Japonią pod tym sam ym w arunkiem . Jakakolw iek obca inge­ rencja prow adząca do zaham ow ania rozw oju takich postaw w ydaje się każdem u uczonem u bezsensem , chyba że uw aża on różnice za m iecz D am oklesa nieodw ołalnie w iszący nad św ia­ tem. N ie m a obawy, że opow iedzenie się po ich stronie za­ trzym uje rozw ój św iata na etapie obecnie istniejącego układu. Popieranie kulturalnego zróżnicow ania nie oznacza dążenia do świata statycznego. A nglia nic nie straciła ze swej angielskości z pow odu tego, że po epoce elżbietańskiej przyszedł okres panow ania królow ej A nny, a potem era w iktoriańska. Stało się tak, bo A nglicy tak dalece byli sobą, że kolejne pokolenia m ogły w yrażać różne nastroje narodow e za pom ocą odm ien­ nych w zorców . 25

System atycznie prow adzone studia nad zróżnicow aniem na­ rodow ym w ym agają zarów no pewnej w ielkoduszności, jak i „tw ardego m yślenia” . Badania porów naw cze nad religiam i rozkw itły dopiero wtedy, gdy ludzie na tyle m ocno utw ierdzili się we w łasnych przekonaniach, że m ogli okazać niecodzienną w ielkoduszność. Czy byli to jezuici, czy arabscy uczeni, czy też niew ierzący — nie było w nich fanatyzm u. Także studia porów naw cze nad kulturam i nie rozw iną się, dopóki ludzie będą bronić sw ojego sposobu życia z taką determ inacją, jakby z definicji był on jedynym m ożliw ym rozw iązaniem . Ludzie tacy nigdy nie zaznają um iłow ania własnej kultury, które po­ chodzi ze znajom ości odm iennych sposobów życia. O dcinają się od przyjem nych i w zbogacających dośw iadczeń. A ponie­ w aż tak uparcie obstają przy swoim, nie m ają innej m ożliw o­ ści, jak tylko żądać, by reszta narodów przyjęła ich własne rozwiązania. Jako A m erykanie narzucają uznaw ane przez sie­ bie zasady w szystkim narodom , którym z kolei trudno jest na żądanie przyjąć nasz sposób życia, tak sam o ja k nam nauczyć się liczyć w system ie dw unastkow ym zam iast w dziesiętnym albo odpoczyw ać stojąc na jednej nodze, jak robią to niektórzy krajow cy we W schodniej A fryce. K siążka ta traktuje o przyjętych w Japonii obyczajach oraz o przyzw yczajeniach, które dla Japończyków są oczywistością. M ówi o sytuacjach, w jakich Japończyk m oże się spodziew ać grzeczności od innych, i takich, kiedy na n ią liczyć nie może; o tym, w jakich okolicznościach czuje w styd i zakłopotanie oraz czego sam od siebie w ym aga. Idealnym źródłem infor­ m acji dla każdego stw ierdzenia zaw artego w tej książce byłby przysłow iow y szary człowiek. Ktokolwiek. N ie znaczy to, że ów „ktokolw iek” osobiście brałby udział w każdej z opisanych sytuacji. Chodzi o to, że każdy zgodziłby się co do tego, że w określonych w arunkach w ydarzenia potoczyłyby się w łaśnie tak. Celem pracy jest w ięc opis głęboko ukrytych naw yków m yślenia i zachow ania. N aw et jeśli nie udało się go w pełni osiągnąć —on w łaśnie jej przyśw iecał. 26

w

b a d a n ia c h te g o ro d z a ju s z y b k o d o c h o d z i się d o m o m e n tu , w k tó ry m in fo rm a c je p o c h o d z ą c e o d k o le jn y c h ro z m ó w c ó w nie w n o s z ą ju ż n ic n o w e g o . N a p rz y k ła d z a g a d n ie n ie , k to k o ­ m u i k ie d y się k ła n ia , n ie w y m a g a b a d a ń s ta ty sty c z n y c h p rz e ­ p ro w a d z a n y c h w całej J a p o n ii. O z a s a d a c h k ła n ia n ia się i s y tu ­ acjach, w k tó ry c h je s t to p rz y ję te , p o w ie d z ie ć m o ż e n ie m a l każdy, a p o u z y s k a n iu p o tw ie rd z e n ia o d k ilk u k o le jn y c h o só b nie m a p o w o d u , b y tę s a m ą in fo rm a c ję z d o b y w a ć od m ilio n a Japończyków .

Badacz próbujący odkryć przesłanki, na których opiera się japoński styl życia, m a przed sobą zadanie o w iele trudniejsze niż analiza statystyczna. O czekuje się bow iem od niego, że wyjaśni, jak przyjęty przez Japończyków sposób postępow ania i ich opinie stały się okularam i, przez które patrzą na świat. Musi stw ierdzić, w jak i sposób przyjęte przez nich założenia w pływ ają na obiekt ich spojrzenia oraz na perspektyw ę, z ja ­ kiej w idzą sw oje życie. W szystko to pow inien w ytłum aczyć w sposób zrozum iały dla A m erykanów patrzących na życie przez zupełnie inny pryzm at. Jeżeli chodzi o analizę, to auto­ rytetem nie będzie tu ju ż Tanaka-san, japoński Kowalski. Tanaka-san nigdy nie form ułuje założeń swojego postępow ania i w yjaśnienia na użytek A m erykanów z pew nością wydałyby mu się przesadnie wydum ane. A m erykańskie nauki społeczne nieczęsto badały zasady, na których opierają się kultury ludów cyw ilizowanych. W w ięk­ szości prac przyjm uje się założenie, że zasady te są oczywiste. Socjologowie i psychologow ie zajm ują się rozbieżnościami między opinią a zachow aniem , a m etoda na czasie to statys­ tyka. Poddaje się statystycznej analizie ogrom ne ilości m ateria­ łu z badań, w ielką liczbę ankiet lub w yw iadów , pom iary psy­ chologiczne i tem u podobne, i próbuje określić autonom ię lub wzajem ne pow iązania pew nych czynników. Jeśli chodzi o opi­ nię publiczną, to w Stanach Zjednoczonych bardzo udoskona­ lono badania sondażow e oparte na statystycznie dobranej pró­ bie populacji. M ożna stw ierdzić, ile osób popiera jakiegoś kan­ 27

dydata na urząd publiczny czy ile przeciw staw ia się określclnej polityce. Zw olenników i oponentów m ożna zaklasyfikować^ ja ­ ko pochodzących z m iast lub ze wsi, m ających w ysoki ¡lub niski dochód, jako republikanów lub ¡demokratów. W państjwie 0 pow szechnym praw ie głosu, gdzie praw a są redagow ane 1 ustanaw iane przez przedstaw icieli społeczeństw a, osiągnięcia te m ają istotne znaczenie praktyczne. ; A m erykanie m ogą badać A m erykanów i rozum ieją w yniki badań. Jest to m ożliw e dzięki temu, że spełniony został pod­ staw ow y w arunek, tak bezsporny, że nikt o nim naw et nie w spom ina: znany je st im i zupełnie dla nich oczyw isty sposób życia w Stanach Zjednoczonych. W yniki sondaży m ów ią nam więcej o rzeczach, które ju ż znamy. Jeśli jednak próbujem y zrozum ieć inny kraj, to niezbędne Są system atyczne badania jakościow e przyzw yczajeń jego m ieszkańców i zasad, jakim i się kierują, zanim jakikolw iek sondaż.zacznie m ieć sens. D zię­ ki starannem u doborow i próby sondaż m oże w ykazać, ile ludzi jest za, a ile przeciw ko rządowi. Co jednak m ów ią nam o nich te w yniki, jeżeli nie w iem y, jak rozum ieją oni sam ą instytucję państw a? Tylko jeżeli to w iem y, m ożem y zrozum ieć, o jakich frakcjach dyskutuje się na ulicy i w parlam encie. Przekonania, jakie naród żyw i co do rządu, są o w iele ogólniejszej n atiry , trw ają dłużej i m ają w iększą w agę niż liczbow e dane dotyczące siły partii. W Stanach Zjednoczonych zarów no dla republika­ nów, jak i dla dem okratów rząd jest niem al złem koniecznym , które ogranicza w olność jednostki. Także praca w instytucjach rządow ych, m oże z w yjątkiem okresu w ojny, nie zapew nia pozycji, ja k ą daje zatrudnienie na rów now ażnym stanow isku w firm ie pryw atnej. T aka w izja adm inistracji państw a jest bar­ dzo odległa od w ersji japońskiej, a naw et od w ersji wielu narodów europejskich. Po pierw sze w ięc trzeba dow iedzieć się, jak a jest ona w Japonii. Poglądy na ten tem at zaw arts są w stereotypach, którym i posługują się Japończycy, w ich opo­ w ieściach o ludziach sukcesu, w m itach dotyczących narodo­ wej historii, przem ów ieniach z okazji św iąt narodow ych... M o28

¿ n a je poznać dzięki tym pośrednim przejaw om , niemniej w y­ magają system atycznych badań. Podstaw ow e założenia o świecie, jakie czyni każdy naród, czy rozw iązania, jakie dopuszcza, m ożna badać tak szczegóło­ wo i z taką sam ą uw agą, ja k ą pośw ięcam y ustaleniu proporcji L 1 głosów na „ ta k ” i na „ n ie” w najbliższych wyborach. W arto było dobrze poznać założenia, na jakich opiera się taki kraj jak Japonia. O czyw iście jeśli tam , gdzie m oje założenia rodem z Zachodu nie pasow ały do japońskiego poglądu na świat, miałam jakie takie pojęcie o kategoriach i sym bolach, którym i posługiw ali się Japończycy, w iele rzeczy postrzeganych jako sprzeczne w ich zachow aniu przez ludzi Zachodu przestaw ało nimi być. Zaczęłam rozum ieć, ja k to się działo, że Japończycy uznawali pew ne ostre zw roty w e w łasnym zachow aniu za in ­ tegralną część spójnego system u. Spróbuję to wytłum aczyć. Podczas badań m oi rozm ów cy zaczęli form ułow ać zaskakują­ ce tw ierdzenia i używ ać dziw nych pojęć. Pociągnęło to za sobą poważne konsekw encje oraz długo trw ające emocje. Cnoty i występki, tak ja k rozum ie je Zachód, przeszły m etam orfozę. System okazał się specyficzny —to nie był buddyzm ani kon­ fucjanizm. To był system japoński - siła i słabość Japonii.

Rozdział 2 JA PO Ń C ZY C Y N A W O JN IE

W każdej tradycji kulturow ej istnieją ustalone zasady prow a­ dzenia w ojny i niektóre z nich są wspólne dla wszystkich narodów Zachodu pom im o dzielących je różnic: w ypow iada­ nie wojny totalnej, pew ne gw arancje na w ypadek lokalnej klę­ ski, zasady nakładania kontrybucji na pokonanych i reguły traktow ania jeńców wojennych. W szystkie one w łaśnie dlatego dadzą się przew idzieć, że narody Zachodu m ają w ielką w spól­ ną tradycję kulturow ą, która obejm uje także zachow ania w czasie wojny. To, w jaki sposób postępow anie Japończyków odbiegało od przyjętych na Zachodzie reguł prow adzenia wojny, dostarczało danych na tem at ich św iatopoglądu i rozum ienia kondycji czło­ wieka. D la badań nad kulturą jap o ń sk ą i zachow aniem Japoń­ czyków nie m iało znaczenia, czy odstępstw a od zachodniego kodeksu postępow ania były istotne z m ilitarnego punktu w i­ dzenia czy nie; w szystkie one m ogły być ważne dla poznania charakteru tej kultury, poniew aż stawiały pytania, na które trzeba było znaleźć odpowiedź. Najbardziej w ażkie argum enty, jakim i posługiw ały się Japo­ nia i A m eryka, by uzasadnić prow adzoną przez siebie wojnę, były zupełnie przeciw staw ne. Japońskie spojrzenie na sytuację m iędzynarodow ą bardzo odbiegało od am erykańskiego. A m e­ ryka odpow iedziała w ojną na agresję państw Osi: Japonia, W łochy i N iem cy bezpraw nie naruszyły pokój m iędzynarodo­ wy. N iezależnie od tego, czy w grę w chodziło zajęcie siłą 30

Mandżurii, Etiopii czy Polski, agresyw ne działania państw Osi przeciwko słabszym narodom były złe. N aruszały kodeks m ię­ dzynarodowy, głoszący: „żyj i pozw ól ż y ć ” , oraz zasadę , otwartych d rzw i” dla wolnej przedsiębiorczości. Jednak Japo­ nia zupełnie inaczej patrzyła na problem wojny. D opóki każdy naród cieszy się absolutną niezależnością, na świecie panuje anarchia. N ależy w ięc w prow adzić hierarchię, na której szczy­ cie stanęłaby oczyw iście Japonia, jako że jest ona jedynym krajem o doskonale zhierarchizow anym społeczeństw ie, dzięki czemu najlepiej rozum ie, jak ważne jest um ieć „zająć właściwe m iejsce” . Zgodnie z tym i zasadam i hierarchii Japonia, która po wewnętrznym zjednoczeniu, zaprow adzeniu pokoju i likw ida­ cji przestępczości uporała się z budow ą dróg i elektryfikacją kraju, rozw inęła przem ysł m etalurgiczny i w edług oficjalnych statystyk objęła 99,5 procent dzieci i m łodzieży kształceniem w szkołach publicznych, pow inna z kolei w ychow ać swego chińskiego m łodszego brata, nieco zapóźnionego w rozwoju. A poniew aż Japończycy należą do tej samej rasy co ludy W iel­ kiej A zji W schodniej, pow inni usunąć z tej części św iata Stany Zjednoczone, a następnie W ielką Brytanię i Rosję i zająć należ­ ne im „w łaściw e m iejsce” . Św iat pow inien opierać się na usta­ lonej hierarchii narodów . (N astępny rozdział ukaże, ja k wielkie znaczenie w kulturze japońskiej m a hierarchia.) Japonia była miejscem ja k najbardziej odpow iednim dla narodzin tak fantas­ tycznych pom ysłów . N iestety kraje, które podbiła, miały na ten temat inne zdanie. M im o klęski Japonia nie w yparła się swego ideału W ielkiej A zji W schodniej i naw et najmniej szow ini­ stycznie nastaw ieni w ięźniow ie w ojenni rzadko posuw ali się do atakowania celów polityki japońskiej na kontynencie czy na południow o-w schodnim Pacyfiku. Jeszcze przez bardzo długi czas Japonia z pew nością patrzyć będzie na św iat z perspekty­ wy w rodzonych postaw , których istotną częścią jest wiara w hierarchiczny porządek i zaufanie do niego. Jest to zupełnie obce am erykańskiem u um iłow aniu rów ności, niem niej m usim y zrozumieć, co dla Japonii znaczy hierarchia i jakie m a zalety. 31

Swoje nadzieje na zw ycięstw o Japonia oparła na innylch podstaw ach niż pow szechnie przyjm ow ane w Stanach Zjed­ noczonych. N aw oływ ała do zw ycięstw a ducha nad materią. A m eryka je st w ielka, lepiej uzbrojona, ale jakie to m a znacze­ nie? W szystko zostało przew idziane i w zięte w rachubę, m ów i­ li Japończycy. „Jeżeli obaw ialibyśm y się cyfr —pisał wiellki dziennik «M ainichi Shim bun» —w ojna nigdy by nie wybuchła. W ielkie siły przeciw nika nie zostały utw orzone z powoduj tej w ojny.” N aw et gdy Japonia odnosiła zw ycięstw a, politycy, naczejlne dow ództw o i żołnierze pow tarzali, że w ojna nie jest ryw aliza­ cją arsenałów, ale polega na przeciw staw ieniu am erykańskiej wiary w rzeczy —japońskiej w ierze w ducha. Kiedy w ygryw a­ liśm y, Japończycy pow tarzali na okrągło, że w takiej walce m aterialna siła m usi ostatecznie ponieść klęskę. Bez w ątpienia w iara w tę praw dę dostarczyła dogodnego alibi japońskim klę­ skom na Saipanie i Iw o Jim ie, niem niej dogm at nie pow stał po to, by tłum aczyć porażki. Zagrzew ał on do w alki w czasie, gdy Japonia odnosiła zw ycięstw a - i przyjęto go jako hasło na długo przed Pearl Harbor. W latach trzydziestych X X wieku generał A raki, fanatyczny m ilitarysta i m inister w ojny w je d ­ nym z gabinetów , napisał w broszurze skierowanej „do całej rasy jap o ń sk iej” , że „praw dziw ą m isją” Japonii jest „rojzpow szechniać i głosić chw ałę Im perium po krańce Czterech M órz. N ie pow inniśm y przejm ow ać się nierów nością sił. D la­ czego m ielibyśm y m artw ić się czymś, co je st m aterialnep” O czyw iście, jak każdy naród przygotow ujący się do wpjny, Japończycy jednak się przejm ow ali. W latach trzydziestych procent dochodu narodow ego przeznaczany na zbrój enia w zrósł astronom icznie. W okresie ataku na Pearl H arbor pra­ w ie połow a całego dochodu narodow ego przeznaczana była na potrzeby arm ii i floty, a jedynie 17 procent w ydatków rządo­ w ych szło na opłacenie adm inistracji cywilnej. R óżnicą m ię­ dzy Japonią a krajam i zachodnim i nie polegała na tym, że Japonia nie dbała o spraw y m aterialne. Okręty i arm aty były 32

jednak tylko zew nętrznym przejaw em w iecznie żyw ego ducha japońskiego. Były one takim i sym bolam i, jak m iecz samuraja - sym bolem jeg o cnót. Japonia tak konsekw entnie staw iała na swoje niem aterialne środki, ja k Stany Zjednoczone na sw oją w ielkość. M usiała przeprow adzić kam panię na rzecz produkcji na cele m ilitarne jak Stany Zjednoczone, ale oparła ją na w łasnych założeniach. Duch jest w szystkim i je st w ieczny — tw ierdzili Japończycy, potrzeba oczyw iście rzeczy m aterialnych, ale są one podporzą­ dkowane duchow i i przem iną. „Środki m aterialne są ograni­ czone — krzyczało japońskie radio — to oczywiste, że rzeczy m aterialne nie b ęd ą trw ały tysiąc la t.” N acisk na ducha w prak­ tyce wojennej potraktow any został dosłownie: wojenny kate­ chizm Japończyków opierał się na daw nym haśle, którego nie wym yślono na użytek tej wojny. Brzm iało ono: „N asze w y­ szkolenie przeciw ich liczbie i nasze ciało przeciw ich stali.” W ojenne podręczniki zaczynały się od linijki wydrukowanej tłustą czcionką: „Przeczytaj to —i w ojna jest w ygrana.” Japoń­ scy lotnicy, którzy prow adzili m aleńkie sam oloty do sam obój­ czego zderzenia z naszym i okrętam i, stanow ili nieustanne p o ­ twierdzenie w yższości ducha nad m aterią. N azyw ano ich od­ działam i kam ikaze, poniew aż kam ikaze oznacza boski wiatr, który rozpraszając i zaw racając statki Czyngis-Chana, urato­ wał w X III w ieku Japonię od najazdu. N aw et w stosunku do ludności cywilnej w ładze japońskie traktowały zasadę w yższości ducha nad m aterią literalnie. L u­ dzie byli zm ęczeni dw unastogodzinną pracą w fabrykach i conocnym i nalotam i? „Im cięższe są nasze ciała, tym wyżej na­ sza w ola i nasz duch unosi się nad nim i.” „Im bardziej jesteś­ my zm ęczeni, tym trening jest doskonalszy.” Było ludziom zimno w schronach zim ą? W radiu D ai N ippon Tow arzystw o Kultury Fizycznej zalecało ćw iczenia rozgrzew ające, które miały nie tylko zastąpić ogrzew anie i w ygodne łóżko, ale także wystarczyć za pokarm , niedostępny ju ż w ilości pozwalającej człowiekowi zachow ać siły. „O czyw iście ktoś m oże pow ie­ 33

dzieć, że przy obecnych ograniczeniach racji żyw nościow ych nie m a co m yśleć o ćwiczeniu. Nie! Im w iększe są ogranicze­ nia racji żyw nościow ych, tym bardziej m usim y budow ać naszą siłę fizyczną za pom ocą innych środków .” To znaczy, m usim y ją w zm ocnić, używ ając jej jeszcze intensyw niej. Jeśli chodzi 0 energię ludzkiego ciała, A m erykanin, szacując, ja k ą siłą dys­ ponuje, zaw sze bierze pod uw agę to, czy spał ostatniej nocy pięć czy siedem godzin, czy jad ł norm alnie, czy było m u zim ­ no. Podejście am erykańskie skonfrontow ane zostało z rachun­ kiem , który nie opiera się na grom adzeniu energii. To byłoby m aterialisty czne. Japońskie środki przekazu posunęły się w czasie wojny je sz ­ cze dalej. W czasie bitw y duch przezw yciężał naw et fakt fizy­ cznej śm ierci. Jedna z audycji opisyw ała bohaterskiego pilota 1 cudow ne pokonanie przez niego śmierci. Po zakończeniu walk powietrznych japońskie samoloty wracały do bazy w małych eskadrach po trzy lub cztery. Samolot Kapitana wracał jako jeden z pierwszych. Po opuszczeniu samolotu, Kapitan stanął na ziem i i przez lornet­ kę patrzył w niebo. W miarę jak wracali jego ludzie, liczył ich. B ył blady, ale mocno stał na nogach. Kiedy w rócił ostatni samolot, Kapitan przyjął raport i udał się do D owództwa. W D ow ództw ie złożył raport oficerowi dyżurnemu. Po zdaniu raportu nagle upadł na ziem ię. O ficerowie rzucili się na pomoc, ale Kapitan już nie żył. Po oględzinach okazało się, że ciało było zimne, a w piersi znaleziono śmiertelną ranę od pocisku. Ciało człowieka, który umarł przed chwilą, nie m oże być zupełnie zim ne. A jednak ciało Kapitana było zimne jak lód. M usiał on nie żyć już od dłuższego czasu i to jego duch złożył raport. Ten cudowny fakt zdarzył się dzięki wielkiem u poczuciu obowiązku, jakie cecho­ wało zm arłego Kapitana.

O czyw iście dla A m erykanów są to duby sm alone, jednak w ykształceni Japończycy nie śm ieli się z tej audycji. Byli p e­ wni, że japońscy słuchacze nie uw ażali jej za nonsens. Przede w szystkim podkreślili, że w audycji zgodnie z praw dą nazwano w yczyn K apitana „faktem cudow nym ” . D laczego nie m iałby się on zdarzyć? D ucha m ożna ćwiczyć; w idocznie K apitan był niedoścignionym m istrzem dyscypliny w ew nętrznej. Jeżeli 34

wszyscy w Japonii w iedzą, że „duch w yćw iczony m oże trwać tysiąc la t” , to dlaczego nie m iałby pozostaw ać przez kilka godzin w ciele kapitana lotnictw a, który uczynił z „odpow ie­ dzialności” głów ną zasadę sw ego życia? Japończycy wierzą, że techniki dyscypliny m ogą pom óc człow iekow i w lepszym w yćwiczeniu ducha. K apitan z tego skorzystał. My, A m erykanie, m oglibyśm y potraktow ać te ekscentrycz­ ne poglądy Japończyków jako alibi, które biedny naród próbuje sobie znaleźć, albo dostrzec w nich przejaw zdziecinnienia narodu pozbaw ionego złudzeń. Jeżeli jednak tak postąpimy, będzie nam o w iele trudniej dać sobie z nim i radę zarówno podczas wojny, ja k i w czasie pokoju. Zasady, którym i kierują się Japończycy, zostały im w pojone za pom ocą pew nych tabu i m echanizm ów odrzucenia, w yćw iczone dzięki określonym technikom i dyscyplinie. To nie osobliwe dziwactwa. Tylko wtedy, gdy je poznam y, będziem y m ogli pojąć, co w istocie chcą pow iedzieć Japończycy, kiedy po klęsce przyznają, że duch to nie w szystko i że obrona za pom ocą bam busow ego miecza była m rzonką. Jeszcze w ażniejsze jest, żebyśm y po­ trafili zrozum ieć w agę stw ierdzenia, że to i c h duch okazał się za słaby. D uch, którem u przyszło się zm ierzyć w bitw ie i w fa­ brykach z duchem narodu am erykańskiego. Po klęsce Japoń­ czycy przyznają bow iem , że w czasie wojny „popadli w subie­ ktyw izm ” . Sposób, w ja k i Japończycy w ypow iadali się podczas wojny, nie tylko jeśli chodzi o konieczność istnienia hierarchii czy przewagę ducha nad m aterią, bardzo w iele w yjaśnia specjaliś­ cie w zakresie porów naw czych badań kulturow ych. Bez prze­ rwy m ów ili oni, że bezpieczeństw o oraz m orale społeczeństw a są jedynie kw estią w cześniejszego ostrzeżenia. N iezależnie od tego, o ja k ą katastrofę chodziło: czy o bom bardow ania, na skutek których cierpi cyw ilna ludność, czy o klęskę na Saipanie, czy też o bezskuteczną obronę Filipin, taktyka Japończy­ ków w obec w łasnego narodu polegała na tw ierdzeniu, że w szy­ stko było zaw czasu w iadom e i w zw iązku z tym nie m a powo35

du do obaw. Radio rozw odziło się na ten tem at szeroko, w y­ chodząc z oczyw istego założenia, że Japończycy inform ow ani 0 tym , iż ciągłe żyją w świecie znanym i przew idyw alnym , będą czuli się pew niej. „W w yniku zajęcia K iska przez A m erykanów Japonia znalazła się w zasięgu bom bow ców nieprzyjacielą. Byliśm y jed n ak św iadom i takiej ew entualności i zaczęliśmy odpow iednie przygotow ania.” „N ieprzyjaciel bez w ątpięnia podejm ie łączną ofensyw ę z lądu, m orza i pow ietrza, ale w zięliśm y to pod uw agę w naszych planach.” Jeńcy w ojenni, naw et ci, którzy liczyli na szybką klęskę Japonii w tej bjsznadziejnej w ojnie, byli przekonani, że bom bardow ania nie osłabią kraju w ew nętrznie, „poniew aż w iedziano o nich z wyprzędzeniem ” . K iedy A m erykanie rozpoczęli naloty na japbńskie m iasta, w iceprzew odniczący Stow arzyszenia Producen­ tów Sprzętu Lotniczego pow iedział w radio: „Plany w rcga, w końcu zrealizow ane, dotknęły nas osobiście. Niem niej my, ludzie zaangażow ani w przem yśle lotniczym , zaw sze spodzie­ w aliśm y się tego i poczyniliśm y odpow iednie przygotow ania, by staw ić czoło sytuacji. N ie m a zatem żadnego pow odu do obaw .” Jedynie w ów czas, gdy w szystko zostało przew idziane zaw czasu i w pełni zaplanow ane, Japończycy m ogą stw ierdzić rzecz niesłychanie dla nich istotną, a m ianow icie, że wszystko się dzieje, bo sam i tego chcieli, że nikt im niczego nie narziicił. „N ie pow inniśm y sądzić, że biernie oczekiw aliśm y na atak; to nasze działanie pociągnęło ku nam przeciw nika.” „Przybyw aj, w rogu, jeżeli chcesz. Zamiast: «Zdarzyło się w końcu toj, co stać się m iało», pow iem y: «Nadeszło to, na co czekaliśm y, 1 cieszym y się, że nadeszło»” . M inister m arynarki w sy y m przem ów ieniu w parlam encie przytoczył słow a Takam ori jSaigo, w ielkiego w ojow nika z lat siedem dziesiątych X V III wibku: „ S ą dw a rodzaje sposobności: te, na które liczym y, i te, które sam i stw arzam y. W czasie w ielkich trudności nie w olno stw a­ rzania sobie sposobności zaniedbać.” Kiedy zaś am erykańskie oddziały szły na M anilę, generał Y am ashita, ja k podało japoń­ skie radio, „stw ierdził z szerokim uśm iechem , że «w róg jest 36

| | 4 f





teraz w naszych trzew iach...»” „Szybki upadek M anili, który nastąpił tuż po w ylądow aniu przeciw nika w zatoce Lingayen, był m ożliw y jedynie na skutek taktyki generała Yam ashity i zgodny z jeg o planam i. O becnie działania generała Y am a­ shity postępują bez przerw y.” Innym i słowy, nie m a mowy o żadnej klęsce. Z kolei A m erykanie poszli w drugą stronę rów nie daleko, podjęli w ojnę, p o n i e w a ż zostali do niej zm uszeni. Zaata­ kowano nas, w ięc należało ostrzec wroga. Żaden m ów ca zape­ wniający A m erykanów o bezpieczeństw ie ich życia i m ienia nie pow iedział, że Pearl H arbor czy Bataan „były w pełni wzięte pod uw agę w naszych p lanach” . N asi urzędnicy m ówili za to: „Przeciw nik sam się o to prosił. Teraz pokażem y mu, na co nas stać.” A m erykanie dopasow ują sw oje życie do wyzwań, jakie bezustannie podsuw a im świat, i są gotow i podjąć próbę sił. Japończycy natom iast opierają sw oją pew ność na tym, że życie planuje się i określa z góry; najw iększe zagrożenie zaś płynie ze strony tego, co nieprzew idyw alne. Kolejny tem at pow racający przy okazji zachow ania się Ja­ pończyków na w ojnie także m ów ił w iele o ich życiu. Bez przerwy odw oływ ali się do „zw róconych na nich oczu św iata” . M usieli w pełni zadem onstrow ać japońskiego ducha. Kiedy A m erykanie w ylądow ali na Guadalcanal, w japońskich rozka­ zach skierow anych w ów czas do żołnierzy była m ow a o tym, że „świat patrzy prosto na n ich ” i pow inni pokazać, ile są warci. Kiedy w razie storpedow ania statku w ydany zostanie rozkaz opuszczenia pokładu —ostrzegano japońskich m arynarzy —do szalup ratunkow ych należy w siadać z zachow aniem najw yż­ szej godności, bo inaczej „cały św iat będzie się z was śmiać. Am erykanie b ęd ą kręcić o w as film y, a potem pokazyw ać je w N ow ym Jo rk u ” . Św iadectw o, jakie daw ali o sobie światu, miało dla Japończyków istotne znaczenie. W aga, ja k ą do niego przykładali, w ynikała z podejścia głęboko zakorzenionego w japońskiej kulturze. Najwięcej pytań budziło zachow anie Japończyków wobec 37

Jego Cesarskiej W ysokości. Jaką w ładzę m iał cesarz nad sw oi­ mi poddanym i? N iektórzy z badaczy am erykańskich podkreś­ lali, że przez siedem stuleci japońskiego feudalizm u cesarz pozostaw ał ukrytym w cieniu figurantem . W ierność obow iązy­ w ała w obec bezpośredniego władcy lokalnego, którym był daim yo, pan feudalny, a po nim wobec szoguna, m ilitarnego zw ierzchnika całego kraju. Problem u lojalności w stosunku do cesarza w łaściw ie nie brano pod uwagę. Przebyw ał on w za­ m knięciu, otoczony dworem , którego funkcjonow anie i cere­ m oniał podlegały ścisłym regułom ustalonym przez szoguna. O ddanie hołdu cesarzow i poczytyw ano za zdradę, naw et jeśli chodziło o najw iększych panów feudalnych; dla zwykłych m ieszkańców Japonii cesarz w łaściw ie nie istniał. Japonię zro­ zum ieć m ożna jedynie z perspektyw y jej historii —tw ierdzili z naciskiem badacze. Jak cesarz, którego postać wydobyto z m roku za pam ięci ludzi jeszcze żyjących, m ógł stać się praw ­ dziwym punktem odniesienia dla tak konserw atyw nego narodu jak Japończycy? U pór, z jak im japońscy publicyści pow tarzali, że cesarz m a dozgonną w ładzę nad sw ym i poddanym i, dow o­ dził słabości ich argum entów —m ów ili am erykańscy eksperci. N ie było w ięc powodu, by podczas w ojny A m erykanie m usieli obchodzić się z cesarzem w białych rękaw iczkach. W szystko w skazyw ało raczej na to, że pow inniśm y zaatakow ać z całą m ocą szkodliw ą ideę Fuhrera, która w Japonii była świeżej daty. To ona leżała w centrum now oczesnego, nacjonalistycz­ nego shintoizm u, i jeżeli tylko podw ażylibyśm y i podali w w ąt­ pliw ość św iętość cesarza, cała konstrukcja, na której w spiera się w roga nam Japonia, obróciłaby się w ruinę. W ielu inteligentnych A m erykanów , którzy znali Japonię, oglądali spraw ozdania z frontu oraz korzystali z japońskich źródeł inform acji, było przeciw nego zdania. Ci, którzy m iesz­ kali w Japonii, w iedzieli dobrze, że nic nie m ogło tak dotknąć Japończyków i podnieść ich m orale jak lekcew ażenie cesarza lub atak na jego osobę. N ie w ierzyli, że Japończycy w naszych atakach na cesarza dostrzegą atak na m ilitaryzm . W idzieli 38

przecież, jak im szacunkiem cieszył się cesarz po pierwszej wojnie św iatow ej, kiedy to de-mo-ku-ra~si stało się najw aż­ niejszym hasłem , a zaufanie do m iłitaryzm u spadło do tego stopnia, że w ojskow i przed w yjściem na ulice Tokio przezor­ nie przebierali się w cyw ilne ubrania. Szacunku, jakim Japoń­ czycy darzyli sw ojego cesarskiego przyw ódcę —nalegali - nie można porów nyw ać z czcią w stylu H eil H itlerl, która była w skaźnikiem pow odzenia partii nazistow skiej i w iązała się z całym złem , jak ie niósł program faszystów. Zdecydow anie potw ierdziły to zeznania japońskich jeńców wojennych. W odróżnieniu od żołnierzy arm ii zachodnich, Ja­ pończyków nie szkolono na w ypadek dostania się do niew oli i nie udzielano instrukcji odnośnie do tego, co w olno im było powiedzieć, a o czym pow inni bezw zględnie milczeć. W zw ią­ zku z tym jeńcy niezależnie od tem atu odpow iadali w sposób zaskakująco niezorganizow any. Ten brak w szkoleniu ideolo­ gicznym w ynikał oczyw iście z japońskiej strategii, która nie brała pod uw agę m ożliw ości poddania się. Problem rozw iąza­ no dopiero pod sam koniec w ojny, i to jedynie w określonych jednostkach lub oddziałach. W arto pośw ięcić uw agę zezna­ niom jeńców , bo dostarczają one przekrojow ych danych na temat poglądów w w ojsku japońskim . Jeńcy ci nie należeli do oddziałów o niskim m orale, które poddały się, przez co można by uznać ich postępow anie i poglądy za nietypowe. Niem al wszyscy z pow odu odniesionych ran i utraty przytom ności nie mogli staw iać oporu, kiedy brano ich do niewoli. Ci spośród jeńców , którzy byli rozgoryczeni i przegrani, obwiniali o swój m ilitaryzm cesarza, uw ażając, że „w ykony­ wali jeg o w o lę” , „spełniali jeg o zam ysły” , „um ierali na rozkaz cesarza” ; „cesarz poprow adził lud na w ojnę i posłuszeństw o było m oim obow iązkiem ” . Jednak także ci, którzy potępiali obecną w ojnę i japońskie plany przyszłych podbojów , przypi­ sywali sw oje pokojow e przekonania cesarzowi. Cesarz był wszystkim dla w szystkich. Japończycy zm ęczeni w ojną m ów i­ li o „Jego W ysokości M iłującej P okój” i upierali się, że cesarz 39

„był zaw sze liberalny i przeciw ny w ojnie” , że „został oszuka­ ny przez T o jo ” . „Podczas w ypadków w M andżurii pokazał, żje je st przeciw ko w ojskow ym .” „W ojna zaczęła się bez wiedzjy cesarza i bez jego pozw olenia. W ojna nie jest po m yśli cesarza i nie pozw oliłby on w ciągnąć w n ią ludu. Cesarz nie wie, jak źle traktow ani są jego żołnierze.” W ypow iedzi te nie przypo­ m inają zeznań jeńców niem ieckich, którzy, niezależnie od n a­ rzekań, że naczelne dow ództw o i generałow ie zdradzili H it­ lera, w nim w łaśnie w idzieli głównego: spraw cę wojny i autora przygotow ań do niej. Japoński jeniec w ojenny jasno twierdził, że szacunek dla dom u cesarskiego ńie m iał nic w spólnego z m ilitaryzm em i agresyw ną polityką w ojenną. Niem niej osoba cesarza pozostaw ała dla japońskich jeńców w ojennych nierozerw alnie zw iązana z Japonią. „Japonia bez cesarza nie je st Japonią.” „N ie m ożna sobie w yobrazić Japonii bez cesarza.” „C esarz japoński jest sym bolem ludu jap o ń ­ skiego i sercem jego religii. Jest św iętością religijną.” Nawjet w w ypadku klęski nie jego należało winić. „L udzie uw ażają, że cesarz nie ponosi odpow iedzialności za w ojnę.” „W razie kljęski w inę ponosi rząd i dow ódcy w ojskow i, nie cesarz.” „N aw et jeśli Japonia przegra w ojnę, cesarza będzie nadal szanowkć dziesięciu na dziesięciu Japończyków .” | Jednom yślne staw ianie osoby cesarza poza zasięgiem w szel­ kiej krytyki w ydaw ało się A m erykanom , zw ykłym w szystkich bez w yjątku poddaw ać sceptycznej ocenie i krytycznym są­ dom , fałszyw e. N ie było jed nak w ątpliw ości, że tak brzm i głos Japonii, naw et po klęsce. D latego też najbardziej dośw iadczeni w przesłuchiw aniu japońskich jeńców uznali, że dodaw anie jdo każdego protokołu notatki: „O dm aw ia w szelkich w ypow iedzi skierow anych przeciw ko cesarzow i” , jest niepotrzebne. O d­ m aw iali bow iem w szyscy jeńcy w ojenni, naw et ci, którzy zde­ cydow ali się na w spółpracę z aliantam i i w ystępow ali w n a­ szych środkach przekazu w program ach skierow anych do ja ­ pońskiej armii. Tylko trzech spośród przesłuchiw anych jeńców japońskich m ożna uznać za um iarkow anie anty cesarskich, 40

a tylko jed en posunął się do stw ierdzenia, że „błędem byłoby pozostaw ienie cesarza n a tronie” . limy pow iedział, że cesarz to „osoba o ograniczonym um yśle, która jest jedynie m arionet­ ką” . T rzeci natom iast pozw olił sobie na sugestię, że cesarz mógłby abdykow ać na rzecz swego syna, oraz na przypusz­ czenie, że jeżeli w Japonii doszłoby do obalenia m onarchii, młode kobiety liczyłyby na uzyskanie w olności, której zazdro­ ściły A m erykankom . Kiedy w ięc japońscy dow ódcy rozdaw ali oddziałom papie­ rosy „od cesarza” albo w dniu jego urodzin ustaw iali wojsko tw arzą ku w schodow i i nakazyw ali trzykrotny ukłon z okrzy­ kiem banzai, w ykorzystyw ali w łaśnie tę podzielaną jedno­ m yślnie cześć. O pierali się na niej także w ów czas, gdy „pom i­ mo że jednostka była pod obstrzałem we dnie i w nocy” , wraz z całym w ojskiem rano i w ieczorem intonow ali „św ięte sło­ w a” , które sam cesarz kierow ał do sił zbrojnych w swym Orędziu do żołnierzy i m arynarzy, a „ich dźw ięk rozbrzm iew ał echem w śród la su ” . M ilitaryści na w szystkie m ożliw e sposoby naw oływ ali do lojalności w obec cesarza. Zw racali się do swych żołnierzy, by „spełnili życzenie Jego Cesarskiej W yso­ kości” , „rozw iali niepokój swego cesarza” , „okazali szacunek za jego łaskaw ość” , „ginęli za cesarza” . Posłuszeństw o w obec woli cesarza m ogło m ieć jed n ak dw ojaki skutek. Jak twierdziło wielu jeńców , Japończycy „nie zaw ahają się i będą w alczyć naw et bam busow ym i kijam i, jeżeli cesarz w yda taki rozkaz. N iem niej, także na rozkaz cesarza, natychm iast zaprzestaną w alki.” „Japonia jutro odłoży broń, jeżeli cesarz w yda roz­ kaz.” „N aw et A rm ia K w antuńska w M andżurii —najbardziej zagorzała i szow inistyczna — rzuciłaby b ro ń ” ; „jedynie jego słowo m oże spraw ić, że Japończycy pogodzą się z klęską i zde­ cydują się żyć dla odbudow y kraju ” . B ezw arunkow a i nieograniczona w ierność cesarzow i rzuca­ ła się w oczy zw łaszcza w obec krytyki w szystkich pozostałych osobistości i ugrupow ań. Zarów no japońskie gazety oraz cza­ sopism a, ja k i zeznania jeńców obfitow ały w krytyczne w ypo­ 41

wiedzi dotyczące rządu i dow ódców w ojskowych. Jeńcy w o­ jenni bez oporów ujaw niali sw oich przełożonych, zw łaszcza jeżeli nie dzielili oni z żołnierzam i niebezpieczeństw i niew y­ gód. K rytykow ali przede w szystkim tych, którzy w czasie w al­ ki ew akuow ali się sam olotem , pozostaw iając sw oje oddziały na polu bitwy. Zwykle chwalili jednych oficerów , a innych potępiali i nie w ydaw ało się, by nie potrafili odróżniać zła od dobra w tym, co japońskie. N aw et m iejscow e gazety i czaso­ pism a w ydaw ane w Japonii krytykow ały „rząd ” . D om agały się spraw niejszego kierow ania państw em i lepszej koordynacji działań oraz zauw ażały, że nie otrzym ują od rządu potrzebnych środków. Zarzucano m u naw et ograniczenie w olności słowa. D obrym przykładem m oże być spraw ozdanie z posiedzenia redaktorów , byłych członków parlam entu i kierow nictw a ja ­ pońskiej partii totalitarnej, Stow arzyszenia Pom ocy Rządom Cesarskim , opublikow ane w jednej z tokijskich gazet w lipcu 1944 roku. K tóryś z m ów ców powiedział: Sądzę, że naród japoński można obudzić na w iele sposobów , ale najważniej­ szym z nich jest zapewnienie w olności słowa. W ciągu tych kilku lat ludzie nie m ogli wyrażać otwarcie m yśli. Obawiali się, że jeśli będą m ów ić pewne rze­ czy, zostaną potępieni. Zwątpili w ięc i próbowali łatać pękające pokrycie, co onieśm ielało jeszcze opinię publiczną. W ten sposób nigdy nie uda nam się wykorzystać całego potencjału narodu.

Inny m ów ca rozw inął ten sam temat: Niemal co wieczór organizowałem spotkania w okręgach wyborczych i pytałem ludzi o wiele rzeczy; wszyscy jednak bali się mówić. Odebrano im wolność słowa. Takimi metodami z pewnością nie pobudzi się ich do walki. Tak zwane Specjalne Prawo Karne Stanu Wojny oraz Ustawa o Bezpieczeństwie Narodowym do tego stopnia krępują swobodę, że ludzie stali się bojaźliwi jak za czasów feudałizmu. Stąd potencjał narodu, który można by wykorzystać do walki, pozostaje uśpiony.

Zatem naw et w czasie w ojny Japończycy krytykow ali rząd, dow ództw o sił zbrojnych oraz sw oich bezpośrednich zw ierzch­ ników. Nie przyjm ują w ięc bezw arunkow o całej hierarchii i po­ 42

dają jej zalety w w ątpliw ość. W yjątek stanowi cesarz. Jak mogło do tego dojść, skoro jego panow anie jest tak świeżej daty? Jaki kaprys japońskiej natury um ożliw ił m u osiągnięcie pozycji oso­ by otoczonej najw yższą czcią? Czy m ieli rację japońscy jeńcy twierdząc, że tak ja k na rozkaz cesarza ludzie w alczyliby na śm ierć i życie „bam busow ym i k ijam i” , podobnie pogodziliby się bez w alki z klęską i okupacją, jeśli takie by było jego polecenie? Czy ten nonsens m iał w yw ieść nas w pole, czy też okazać się praw dą? W szystkie podstaw ow e pytania dotyczące zachow ań zw ią­ zanych z w ojną, od antym aterialistycznego nastaw ienia po sto­ sunek do cesarza, odnosiły się zarów no do Japończyków pozo­ stających w kraju, jak i do tych, którzy w alczyli na froncie. Były jed n ak postaw y i zachow ania bezpośrednio łączące się z jap o ń sk ą armią. Jedno z nich m a zw iązek z w ysokim zuży­ ciem sprzętu i ludzi w japońskich siłach zbrojnych. Radio japońskie ukazało ten kontrast zachow ań am erykańskich i ja ­ pońskich żołnierzy podczas pełnej niedow ierzania relacji z od­ znaczenia adm irała Johna S. M cCaina, dowódcy operacji prze­ prow adzonej nieopodal Formozy*. Oficjalnie komandor John S. McCain nie został odznaczony za to, że zmusił Japończyków do ucieczki, choć nie w iadom o, dlaczego zm ieniono wersję podawaną w kom unikacie N im itza” . (...) A w ięc pow odem odznaczenia ad­ mirała M cCaina była skuteczna akcja ratunkowa dwóch uszkodzonych okrę­ tów amerykańskich oraz ich bezpieczne odholowanie do bazy. Informacja ta jest tym ważniejsza, że prawdziwa... N ie chodzi o to, czy admirał McCain naprawdę uratował dwa okręty. Chcemy zw rócić państwa uwagę na niesłycha­ ny fakt, że Stany Zjednoczone przyznają ordery za ratowanie uszkodzonych okrętów.

A m erykanie zw ykli przejm ow ać się każdą akcją ratunkową, śpieszyć z pom ocą w szystkim , którzy są przyparci do muru. Dawna nazwa Tajwanu (przyp. tłum.). Chester W illiam N im itz (1885—1966), admirał amerykański dowodzący flotą na Pacyfiku w czasie drugiej wojny światowej (przyp. tłum.).

43

O dważny czyn jest tym bardziej bohaterski, jeżeli ratuje się „poszkodow anego” . W edług Japończyków odwaga polega na odrzuceniu takiego ratunku. N aw et systemy ratunkowe m on­ towane w naszych B-29 i m yśliwcach określone zostały m ia­ nem tchórzostwa. Prasa i radio bez przerwy wracały do tego tematu. Cnota bohaterstw a w ym aga pogodzenia się z ryzykiem śmierci; zabezpieczenia są godne pogardy. Postaw a ta znalazła także swój w yraz, gdy chodziło o rannych lub chorych na malarię. Żołnierzy takich traktowano jak „sprzęt uszkodzony” i pom oc m edyczna była w najwyższym stopniu niew ystarcza­ jąca, naw et przyjąw szy, że straty ponoszone przez wojsko m ie­ szczą się w granicach rozsądku. W m iarę upływ u czasu w szel­ kie dostaw y były coraz bardziej utrudnione, co jeszcze pogar­ szało sytuację, i tak złą z braku opieki m edycznej. N ie było to jednak w szystko. Swój udział m iała także japońska pogarda m aterializm u. Żołnierzy uczono, że sama śm ierć jest zw ycię­ stw em ducha, i opieka nad chorymi, tak jak my ją rozum iem y, stanow iła przeszkodę na drodze do bohaterstw a —podobnie jak system y ratunkow e w naszych bom bowcach. W życiu cyw il­ nym Japończycy również nie polegają na lekarzach i chirur­ gach w takim stopniu jak Am erykanie. D ziałania dobroczynne na rzecz poszkodow anych są w Am eryce m iarą dobrobytu, naw et w czasach pokoju, na co często zw racają uw agę Euro­ pejczycy odw iedzający Stany Zjednoczone. Jest to jednak zu­ pełnie obce Japończykom . Przez cały czas trw ania wojny w ar­ mii japońskiej nie było jednostek sanitarno-ratow niczych, któ­ re znosiłyby rannych z pola w alki i udzielały pierwszej pom o­ cy. Nie było także punktów opieki m edycznej ani na linii frontu, ani na tyłach; nie było oddalonych od frontu szpitali. Nie dbano o dostawy m ateriałów sanitarnych i m edycznych, a w nagłych wypadkach chorych po prostu zabijano. Zw łaszcza na Nowej Gwinei i Filipinach Japończycy często m usieli w y­ cofyw ać się z pozycji, na których znajdow ały się lazarety. Procedura nie przew idyw ała ew akuacji chorych i rannych, kie­ dy to jeszcze było możliwe. Przystępowano do działania, do­ 44

piero gdy dochodziło do „planow ego odw rotu” batalionu lub nieprzyjacielskiej okupacji. W ów czas dyżurny oficer służby m edycznej często zabijał pacjentów , zanim opuścił szpital, lub zabijali się oni sam i, używ ając ręcznych granatów. Japończycy postępow ali z w łasnym i rodakam i podobnie jak z uszkodzonym sprzętem i na tych sam ych zasadach traktowali am erykańskich jeń có w w ojennych. W edług naszych norm po­ pełniali okrucieństw a na sw oich żołnierzach oraz na jeńcach. Były dow ódca służby m edycznej na Filipinach, pułkow nik H a­ rold W. Glattly, po trzech latach niew oli na Form ozie pow ie­ dział: Jeńcy amerykańscy m ieli lepszą opiekę m edyczną niż japońscy żołnierze. O ficerowie służby medycznej wojsk sprzymierzonych m ogli w obozach je­ nieckich zapew nić żołnierzom opiekę, podczas gdy Japończycy nie m ieli żad­ nych lekarzy. Personel m edyczny, jakim dysponowali na potrzeby własnych żołnierzy, ograniczał się do kaprala, a później sierżanta.

Oficera japońskiej służby m edycznej zdarzało m u się w idzieć raz czy dw a razy w ro k u .’' Strategia niepoddaw ania się za w szelka cenę stanow iła naj­ bardziej krańcow y przejaw japońskiej „teorii zużyw ania się sprzętu i lu d zi” . K ażda arm ia zachodnia, która dała z siebie w szystko, a m im o to znalazła się w sytuacji bez w yjścia, pod­ daje się w rogom . Żołnierze nie uznają tego za utratę honoru, a na m ocy porozum ień m iędzynarodow ych ich nazw iska prze­ kazuje się do kraju pochodzenia i zaw iadam ia rodziny, że są oni przy życiu. Poddanie się nie przynosi im hańby ani jako żołnierzom , ani jako obyw atelom , nie jest też pow odem do w stydu w rodzinie. Japończycy jednak w idzą tę sytuację ina­ czej. H onor jest nierozerw alnie zw iązany z w alką na śmierć i życie. W sytuacji bez w yjścia żołnierz japoński pow inien się zabić, sam używ ając ostatniego granatu, albo ruszyć bez broni na przeciw nika w m asow ym sam obójczym ataku. Poddać mu W edług „W ashingtpn P ost” , 15 października 1945.

się nie wolno. N aw et jeżeli został w zięty do niew oli ranny i nieprzytom ny, „nie m oże ju ż więcej w Japonii podnieść gło­ w y ” ; okrył się hańbą, „u m arł” dla swego poprzedniego życia. O czyw iście w ydaw ano rozkazy tej treści, ale specjalna in­ doktrynacja ze strony oficjalnych czynników w yraźnie nie była na froncie potrzebna. A rm ia do tego stopnia przestrzegała za­ sad, że podczas kam panii w północnej Birm ie było 142 w zię­ tych do niew oli i 17166 zabitych, co daje stosunek 1:120. Niem al w szyscy jeńcy zostali w zięci do niew oli ranni lub nie­ przytom ni; jedynie bardzo nieliczni poddaw ali się pojedynczo lub w grupkach po dw óch-trzech żołnierzy. D la w ojskow ych w krajach Zachodu wydaje się niem al oczyw iste, że arm ia po stracie jednej czwartej do jednej trzeciej sw oich sił przerw ie walkę; stosunek jeńców do zabitych w ynosi około 4:1. Kiedy jednak w Hollandii* po raz pierw szy poddała się znaczna liczba japońskich żołnierzy, proporcje wynosiły 1:5 i był to ogromny postęp w obec 1:120 w północnej Birmie. D la Japończyków w ięc w zięci do niew oli A m erykanie zhań­ bili się ju ż przez sam fakt poddania się. Byli oni „sprzętem zużytym ” , naw et jeżeli odniesione rany, m alaria czy dyzenteria nie w yłączyły ich z kategorii „ludzi kom pletnych” . A m e­ rykanie często opow iadają, jak niebezpieczną rzeczą w jap o ń ­ skiej niew oli okazyw ał się śm iech, który w yjątkow o kłuł straż­ ników w uszy. Japończykom trudno było pogodzić się z fak­ tem, że A m erykanie, którzy w ich oczach okryli się hańbą, nie zdają sobie z tego sprawy. W iele rozkazów w ydaw anych przez japońskich oficerów, którym m usieli się podporządkow ać je ń ­ cy am erykańscy, obow iązyw ało także ich strażników . Forsow ­ ne m arsze i przepraw y na przepełnionych okrętach stanow iły codzienność. A m erykanie opow iadają też, ja k rygorystycznie w artow nicy w ym agali od jeńców , by ukryw ali oni to, że nie przestrzegają zasad; oficjalne om ijanie reguł uchodziło za w ielką zbrodnię. W obozach, gdzie jeńcy pracow ali w ciągu Obecnie Jayapura w indonezyjskim Irianie Zachodnim (przyp. tłum.).

46

dnia przy budow ie dróg czy instalacji, obow iązyw ała zasada, że podczas pow rotu nie w olno im w nosić na teren obozu żad­ nego jedzenia — czasem jednak pozostaw ała ona jedynie na piśmie, pod w arunkiem , że ow oce i w arzyw a były schowane. Jeżeli było je w idać, stanow iły jaw n ą obelgę oznaczającą lek­ cew ażenie w ładzy strażnika. Otwarte sprzeciw ianie się władzy było surow o karane, naw et jeśli chodziło o zw ykłą pyskówkę. Japońskie zasady bardzo surow o traktują aroganckie odpow ia­ danie przełożonym , naw et w cywilu, a przepisy wojskowe ciężko je karzą. O czyw iście, rozróżnienie m iędzy czystym okrucieństw em bez pow odu a czynam i w ynikającym i z kul­ turow ych przyzw yczajeń nie uspraw iedliw ia brutalnego trak­ towania jeń có w w obozach. Poza tym , zw łaszcza w e w cześniejszej fazie konfliktu, w sty­ dowi z pow odu dostania się do niew oli tow arzyszyło rozpo­ w szechnione w śród Japończyków przekonanie, że w róg tor­ turuje i zabija w szystkich jeńców . Pogłoska o czołgach rozjeż­ dżających jeńców w ziętych na G uadalcanal rozeszła się niem al wszędzie. Także nasze w ojsko traktow ało podejrzliw ie Japoń­ czyków, którzy sam i chcieli się poddać, i często dla bezpie­ czeństw a zabijano ich. Podejrzenia te były zresztą uspraw ied­ liwione. Japończyk, który spodziew ać się m ógł ju ż tylko śmierci, był dum ny, jeżeli udało m u się zabrać ze sobą w roga na tam ten świat, a m ógł to zrobić naw et w niewoli. Jeden z żołnierzy pow iedział, że jeśli je st się przeznaczonym , by „spłonąć na ołtarzu zw ycięstw a, byłoby hańbą um rzeć, nie dokonawszy żadnego bohaterskiego czynu” . W zm ogło to czuj­ ność naszej armii, a zarazem zm niejszyło liczbę jeńców . W styd przed dostaniem się do niew oli był głęboko zakorze­ niony w św iadom ości Japończyków . Za rzecz naturalną uzna­ wali oni zachow ania pozostające w sprzeczności z przyjętym i przez nas zasadam i prow adzenia wojny, podczas gdy nasze reguły były dla nich zupełnie obce. Z pełną niedow ierzania' pogardą w yrażali się o am erykańskich jeńcach, którzy p r o ­ s i l i o przekazanie ich nazw isk w ładzom w Stanach, żeby 47

zaw iadom ić rodziny, iż są przy życiu. Japońscy szeregowcy byli zupełnie nieprzygotow ani na to, że am erykańskie oddziały na półw yspie Bataan się poddadzą, i oczekiw ali w alki w japoń­ skim stylu. N ie m ogli zupełnie pogodzić się z faktem , że A m e­ rykanie nie w stydzą się iść do niewoli. Różnica w zachow aniu żołnierzy zachodnich i japońskich znalazła swój najbardziej poruszający w yraz w e w spółpracy tych ostatnich z siłam i aliantów. Zabrakło reguł, które jeńcy japońscy m ogliby zastosow ać do nowej sytuacji: zostali p o ­ zbaw ieni czci i przestali istnieć jako Japończycy. Dopiero w ostatnich m iesiącach w alk trochę w iększa garstka zaczęła m yśleć o pow rocie do ojczyzny bez w zględu na w ynik wojny. N iektórzy prosili, by ich zabić, „ale jeżeli w asze zw yczaje nie pozw alają na to, będę w zorow ym jeń cem ” . I byli jeńcam i bardziej niż w zorow ym i. Starzy w eterani w ojenni i zajadli nacjonaliści w skazyw ali rozm ieszczenie składów amunicji, dokładnie określali pozycje japońskich oddziałów , pisali proam erykańskie teksty propagandow e i w siadali na pokłady na­ szych bom bow ców , by naprow adzać pilotów na cele w ojsko­ we. Tak, jakby zaczęli od nowej stronicy: To, co na niej napisa­ no, było zupełnie sprzeczne z tym , co zostało zapisane stronę w cześniej; oni jednak recytow ali w ersy rów nie sum iennie i wiernie. O czyw iście opis ten nie obejm uje w szystkich jeńców w ojen­ nych. N iektórzy pozostaw ali nieprzejednani. D odatkow o za­ w sze m usiały pojaw ić się pew ne sprzyjające okoliczności, któ­ re um ożliw iały określony sposób postępow ania. Dow ódcy w ojskow i, ze zrozum iałych w zględów nieufni, nie brali jap o ń ­ skiej pom ocy za dobrą m onetę. Były w ięc obozy, w których nie podejm ow ano żadnych prób skorzystania z usług jeńców . Jed­ nak w tych obozach, gdzie je podjęto, A m erykanie pozbyli sięj początkow ej podejrzliw ości i coraz bardziej zaczęli polegać na dobrej w ierze japońskich jeńców . N ie sjiodziew ali się z ich strony całkowitej zm iany frontu. N ie zgadzało się to z naszym i zasadam i. Japończycy jednak 48

zachow yw ali się tak, jakby przegraw szy po przyjęciu jednej linii postępow ania, w sposób zupełnie naturalny obrali inną. Czy m ogliśm y liczyć, że postąpią podobnie po zakończeniu wojny, czy też było to specyficzne zachow anie wziętych do niewoli żołnierzy? Zachow anie to, podobnie jak inne osob­ liwości Japończyków , które w czasie wojny rzucały nam się w oczy, sprow okow ało nas do postaw ienia ogólniejszych pytań o sposób życia, do jakiego Japończycy przyw ykli, o to, jak działają japońskie instytucje oraz jakie naw yki m yślenia i dzia­ łania w yrabia u ludzi japońska kultura.

R ozdział 3 ZA JĄ Ć W ŁA ŚC IW E M IEJSCE

K ażdą próbę zrozum ienia Japończyków zacząć należy od w y­ jaśnienia, co znaczy dla nich „zająć w łaściw e m iejsce” . Zaufa­ nie, jakie pokładają w hierarchii i porządku, oraz nasza w iara w w olność i rów ność to dw a przeciw staw ne bieguny. Trudno nam w ięc oddać spraw iedliw ość hierarchii i uznać ją za poten­ cjalny m echanizm społeczny. Prześw iadczenie o jej w artości jest podstaw ą japońskiego pojm ow ania stosunku człow ieka do drugiego człow ieka oraz człow ieka do państw a i jedynie opisa­ nie niektórych instytucji społecznych: rodziny, państw a, prze­ jaw ów życia religijnego i gospodarczego um ożliw i nam zro­ zum ienie św iatopoglądu Japończyków . Japończycy postrzegają zagadnienia stosunków m iędzyna­ rodow ych z perspektyw y specyficznie rozum ianej hierarchii; w podobnym św ietle w id zą także problem y polityki w ew nętrz­ nej. W ciągu ostatniej dekady zw ykli w yobrażać sobie, że docierają do w ierzchołka piram idy, a obecnie, poniew aż uzna­ ją, że pozycja ta przypadła narodom Zachodu, ich poczucie hierarchii leży u podłoża pogodzenia się z aktualnym stanem rzeczy. D okum enty m iędzynarodow e stale podkreślają wagę, ja k ą Japończycy przyw iązują do hierarchii. Pream buła do Pak­ tu Trzech, który Japonia podpisała w roku 1940, głosi: „R ządy Japonii, N iem iec i W łoch uznają, że w arunkiem , którego speł­ nienie poprzedzać m usi trw ały pokój, jest zapew nienie każ­ dem u narodow i na św iecie w łaściw ego m iejsca...” A nota ce­ sarska z okazji podpisania paktu ponow nie pow tarza to samo: 50

Jest doniosłym nakazem N aszych Cesarskich Przodków, pozostawionym nam w testamencie i dzień i noc obecnym w naszym sercu, by nasza niezmierzona sprawiedliwość obj'ęła całą ziem ię i by cały świat stał się jednym domem. Stoi on obecnie w obec ogrom nego kryzysu i wydaje się, że wojna i konflikt będą się zaostrzać bez końca, a ludzkość cierpieć będzie katastrofy na niewyobrażal­ ną skalę. Żyw im y gorącą nadzieję, że niepokoje przeminą i pokój zostanie odbudowany jak najszybciej (...) Jesteśmy zatem głęboko zadowoleni, że ni­ niejszy pakt został zawarty przez Trzy Potęgi. U m ożliw ienie każdemu narodowi, by odnalazł w łaściw e miejsce, i każdej jednostce, by żyła w bezpieczeństw ie i pokoju, jest zadaniem wspaniałym i wielkim. N ie ma ono odpowiednika w historii. A le cel ten jest jeszcze bardzo odległy...

D okładnie w dniu ataku na Pearl H arbor japońscy w ysłan­ nicy w ręczyli sekretarzow i stanu Cordełlow i H ullow i pismo jasno określające stanow isko w tej sprawie. Jest to niezm ienna polityka rządu japońskiego (...) by um ożliw ić każdemu narodowi znalezienie w łaściw ego m iejsca w św iecie (...) Rząd japoński nie może tolerować dalej obecnej sytuacji, gdyż godzi ona wprost w podstawy japońskiej polityki, zmierzającej do um ożliwienia każdemu narodowi zajęcia właściwej pozycji w św iecie.

Japońskie m em orandum było odpow iedzią na w cześniejsze o kilka dni pism o sekretarza Hulla, w którym pow oływ ał się on na zasady tak podstaw ow e i ogólnie respektow ane w Stanach Zjednoczonych, ja k hierarchia w Japonii. Sekretarz H ull w yli­ czył ich cztery: nienaruszalność suw erenności i całości teryto­ rium; nieingerencja w w ew nętrzne spraw y innych państw; za­ ufanie do m iędzynarodow ej w spółpracy i pojednania; zasada równości. S ą to głów ne założenia, na których opiera się am ery­ kańska w iara w rów ne i nienaruszalne prawa; zasady, o których jesteśm y przekonani, że tak samo pow inny być podstaw ą życia codziennego, ja k stosunków m iędzynarodow ych. Rów ność jest najbardziej w zniosłym fundam entem am erykańskich nadziei na lepszy świat. Znaczy dla nas w olność od tyranii, ingerencji w nasze spraw y i niepożądanych nakazów . O znacza równość 51

w obec praw a oraz praw o do życiow ego awansu. Jest podstaw ą praw człow ieka w św iecie, który znamy. U w ażam y rów ność za cnotę, naw et jeśli j ą łam iem y; ze słusznym oburzeniem zaś zw alczam y hierarchię. B yło tak, odkąd istnieje państw o am erykańskie. Jefferson zapisał rów ność w D eklaracji N iepodległości i na niej też opie­ rają się U praw nienia O byw atelskie” w pisane do Konstytucji. Te form alne zapisy w dokum entach państw ow ych now ego kra­ ju były istotne w łaśnie dlatego, że stanow iły odzw ierciedleni 2 sposobu życia kształtow anego przez codzienną egzystencji? m ężczyzn i kobiet na tym kontynencie, sposobu życia, który Europejczykom w ydaw ał się dziw ny i obcy. Jednym z w ażniej­ szych źródeł dotyczących sytuacji m iędzynarodow ej jest książ­ ka A lexisa de Tocqueville pośw ięcona problem ow i rów nośc i; m łody Francuz napisał j ą po podróży do Stanów Zjednoczo­ nych na początku łat trzydziestych X IX w ieku. Inteligentny i w rażliw y obserw ator, um iał dostrzec w iele dobrego w obcym świecie, jakim była dla niego A m eryka. B ył to rzeczy wiścije obcy świat. M łody de Tocqueville w ychow ał się w e francus­ kich kręgach arystokratycznych, które z a pam ięci ludzi ciągle jeszcze czynnych i w pływ ow ych najpierw przeżyły w strząs i szok R ew olucji Francuskiej, a potem w prow adzenie przeiz N apoleona now ego, radykalnego ustaw odaw stw a. Tocqueviłle b y ł w ielkoduszny w sw ym uznaniu dla dziw nego, now ego po­ rządku rzeczyw istości w A m eryce; patrzył jednak na n ią oczy­ m a francuskiego arystokraty i jego książka była dla Staręgó Św iata opow ieścią o rzeczach, które dopiero m iały nadejść. Sądził, że Stany Zjednoczone były w ysuniętą placów ką po­ stępu, który, choć nieco inaczej, dokona się także w Europie. Szeroko rozpisyw ał się w ięc o tym now ym świecie, w któ­ rym ludzie napraw dę uw ażali się za rów nych. Ich wzajemnje stosunki opierały się na now ych, prostych podstaw ach. R oz­ m aw iali ze sobą ja k człow iek z człow iekiem i nie dbali o drobZ roku 1689 (przyp. tłum.).

52

ne grzeczności etykiety opartej na hierarchii społecznej, nie wym agali ich i nie św iadczyli iniiym. Lubili mówić, że nikom u nie są nic w inni. N ie było tam rodów rozum ianych tak, jak pojm ow ała je stara arystokracja czy Rzym ianie, ani hierarchii obowiązującej w społeczeństw ie Starego Świata. A m erykanie w nic nie w ierzyli tak ja k w równość. N aw et w olność w prak­ tyce często im się w ym ykała, ale żyli w równości. Spojrzenie na naszych przodków oczym a tego cudzoziem ca opisującego am erykański sposób życia ponad w iek temu doda­ je nam otuchy. W iele się w naszym kraju zmieniło, ale pryn­ cypia pozostały te same. Czytając T ocqueville’a, zdajem y so­ bie sprawę, że A m eryka w roku 1830 była ju ż tą A m eryką, którą znam y, B yli i ciągle są zw olennicy bardziej arystokra­ tycznych porządków , jak A lexander H am ilton za czasów Jef­ fersona, ale naw et ci H am iltonow ie przyznają, że sposobu ży­ cia w tym kraju nie m ożna uznać za arystokratyczny. Kiedy w ięc tuż przed atakiem na Pearl H arbor przedstaw ialiś­ my Japończykom m oralne założenia polityki Stanów Zjednoczo­ nych na Pacyfiku, odw oływ aliśm y się do zasad, w które głęboko wierzymy. B yliśm y przekonani, że każdy krok w e wskazanym przez nas kierunku przyczynia się do popraw y ciągle niedosko­ nałego świata. Podobnie Japończycy, kiedy deklarow ali wiarę we „w łaściw e m iejsce” , odw oływ ali się do życiowej zasady, którą zaszczepiło w nich dośw iadczenie społeczne. N ierów ność przez w ieki była regułą organizującą ich życie, zw łaszcza w sy­ tuacjach, w których je st ona najbardziej przew idyw alna i spo­ łecznie aprobowana. Zachow ania w ynikające z podporządkow a­ nia się hierarchii są dla nich naturalne ja k oddychanie./Nie jest to jednak zw ykły zachodni autorytaryzm . Zarówno ci, którzy spra­ w ują kontrolę, ja k ci, którzy jej podlegają, działają w zgodzie z tradycją, zupełnie różną od naszej. Obecnie, gdy Japończycy uznali w ysoką pozycję w ładzy am erykańskiej w sw oim kraju, jeszcze jaśniej pow inniśm y zdać sobie spraw ę z ich poglądów. Jedynie w ów czas będziem y m ogli w yobrazić sobie ich praw do­ podobne zachow anie w aktualnej sytuacji. 53

Przy całej, zupełnie niedaw nej, akceptacji kultury Zachodu, Japonia pozostaje ciągle społeczeństw em arystokratycznym . K ażde pozdrow ienie, każdy kontakt m iędzy ludźm i m usi w skazyw ać na rodzaj i stopień społecznego dystansu, jak i ich dzieli. A by pow iedzieć „jed z” czy „usiądź” , używ a się róż­ nych słów, w zależności od tego, czy zw racam y się do kogoś poufale, czy też rozm aw iam y z osobą stojącą w hierarchii niżej lub wyżej od nas. W każdej z tych sytuacji „ ty ” w yraża się za pom ocą innego wyrazu, a czasow niki m ają inny temat. Japoń­ czycy posługują się w ięc, podobnie ja k w iele ludów Pacyfiku, tak zw anym „językiem szacunku” , którem u tow arzyszą od­ pow iednie ukłony głow ą lub całym ciałem. Zachow anie to określają szczegółow e zasady i reguły. N ie w ystarczy w ie­ dzieć, kom u należy się kłaniać, ale trzeba jeszcze w iedzieć, jak i ile razy. Pokłon, który jest odpow iedni w obec jednego gościa, m oże być uznany za obelgę przez drugiego, zajm ującego nieco inną pozycję w zględem tego, kto się kłania. Różne są rodzaje pokłonów : od klękania z padaniem na tw arz z czołem dotyka­ jącym dłoni płasko leżących na podłodze do zw ykłego pochy­ lenia głow y i ram ion. Człow iek m usi się nauczyć, i to w cześ­ nie, oddaw ania szacunku w sposób odpow iedni do każdej sytuacji. W łaściw e zachow anie uw zględniać pow inno nie tylko róż­ nice klasow e, choć są one ważne. Liczy się także płeć, wiek, pow iązania rodzinne oraz dotychczasow e stosunki. Te same osoby okazują sobie naw zajem różny stopień uszanow ania za­ leżnie od okoliczności: człow iek po cyw ilnem u m oże być w poufałych stosunkach z innym cyw ilem i w ogóle nie w y­ m ieniać z nim pokłonów , jed n ak kiedy włoży on m undur, ubra­ ny po cyw ilnem u przyjaciel m usi m u się ukłonić. Przestrzega­ nie zasad hierarchii je st sztuką w ym agającą zgrania ze sobą niezliczonych elem entów , które w konkretnej sytuacji m ogą się w ykluczać lub potęgow ać. O czyw iście są osoby, które kontaktują się ze sobą z m niejszą dozą cerem onii. W Stanach Zjednoczonych to ci, którzy należą 54

do kręgu najbliższej rodziny. Po pow rocie do dom u w rodzin­ nych pieleszach zrzucam y z siebie w szystkie w ięzy etykiety. W Japonii natom iast to w łaśnie rodzinny dom jest m iejscem , w którym człow iek uczy się zasad szacunku i starannie ich przestrzega. K iedy m atka nosi jeszcze niem ow lę przywiązane na plecach, ręk ą pochyla jeg o głów kę, a dwu-, trzylatek pobie­ ra pierw sze lekcje szacunku, przestrzegając odpowiednich form grzeczności w obec ojca czy starszego brata. Żona kłania się m ężow i, dzieci ojcu, m łodsi bracia starszym , siostra kłania się w szystkim sw oim braciom niezależnie od w ieku. I nie są to puste gesty. O znaczają, że ten, kto się kłania, uznaje prawo drugiej osoby do decydow ania w sprawach, które być może wolałby ustalać sam; ten zaś, kto pokłon odbiera, zgadza się ze swej strony na pew ne obow iązki w ynikające z jego pozycji. Hierarchia oparta na płci, w ieku oraz zasadzie pierw orództw a stanowi część życia rodzinnego. M iłość synow ska je st praw em m oralnym w spólnym dla Ja­ ponii i Chin. Jego chińską w ersję Japonia przyjęła wcześnie, w V I i V II w ieku n.e., razem z buddyzm em , etyką konfucjańską i zdobyczam i chińskiej kultury. Jednak w sposób nieunik­ niony m iłość synow ska m usiała w Japonii zm ienić swój chara­ kter, dopasow ując się do odm iennej struktury rodzinnej. W Chinach do dziś rodzinna lojalność rozciąga się na cały klan. M oże liczyć on dziesiątki tysięcy ludzi. K lan rodzinny ma nad nim i w ładzę, a oni go popierają. Sytuacja zm ienia się w różnych regionach tego ogrom nego kraju, ale na w iększości obszarów Chin m ieszkańcy jednej osady należą do tego sam e­ go klanu. N a 450 000 000 Chińczyków istnieje tylko 470 na­ zwisk, a w szyscy noszący to samo nazw isko uw ażają się do pewnego stopnia za klanow ych w spółbraci. Ludzie zam iesz­ kujący dany obszar należeć m ogą w yłącznie do jednego klanu, a oprócz tego uznaw ać za klanow ych w spółziom ków rodziny m ieszkające w odległych m iastach. N a gęsto zaludnionych te­ renach K uangtungu w szyscy członkow ie klanu utrzym ują wspólnie rodow e sanktuaria, gdzie spotykają się w określone 55

dni, oddając cześć tysiącow i tabliczek z im ionam i zm arłych pochodzących od wspólnego przodka. Każdy klan posiada na w łasność ziem ię, świątynie i dobra materialne; dysponuje też funduszam i, z których łoży na wykształcenie każdego ob iecu ­ jącego syna rodu. Siedzi losy swych żyjących w rozproszeniu członków i w ydaje starannie opracowane genealogie, ak tu ali­ zow ane m niej więcej raz na dziesięć lat, które zaw ierają im io ­ na osób upraw nionych do korzystania z klanow ych przyw ile jów . Klan m a swoje odziedziczone po przodkach prawa, które m ogą naw et zabraniać wydawania państwu przestępców nale ­ żących do rodu, jeżeli pozostaw ał on w konflikcie z w ładzam i. W czasach cesarstw a ogromne, na poły autonom iczne w spół noty klanow e podlegały dość przypadkowym i luźnym rządom spraw ow anym w im ieniu państwa przez m andarynaty, które obsadzano regularnie zm ienianym i urzędnikam i pochodzący ­ m i z odległych prowincji. W Japonii było zupełnie inaczej. Do połowy X IX w ieku nazw iska posiadały jedynie rodziny szlacheckie oraz rycerskie (sam uraj skie). W chińskim systemie klanow ym nazw iska S£t rzeczą podstaw ow ą i bez nich, względnie czegoś, co je zaj stępuje, organizacja klanow a nie mogłaby się rozw inąć. Jed­ nym z odpow iedników nazw isk u niektórych plem ion je st drzeiw o genealogiczne. W Japonii jednak jedynie klasy w yższe znały sw oje rodow ody, a i wówczas, tak jak w w ypadku Córek Rew olucji Am erykańskiej w Stanach Zjednoczonych, drzew o genealogiczne rosło ku górze, a nie rozrastało się na bołdj i obejm ow ało jedynie poprzedników obecnie żyjącego członką rodu, nie uw zględniając wszystkich jego w spółczesnych, któ ­ rzy w yw odzili się od w spólnego przodka. To w ielka różnica. Poza tym Japonia była państw em feudalnym . W ierność i lojal­ ność obow iązyw ała nie w obec wielkiej grupy krew nych, alé w obec pana feudalnego. B ył on w ładcą i panem na włościach, co w yraźnie kontrastuje z chińską biurokracją i zmienianym;, co jakiś czas m andarynam i, którzy w prow incjach, gdzie spra­ w ow ali w ładzę, byli zupełnie obcy. W Japonii w ażne było, że 56

ktoś pochodził z dóbr Satsum a lub z dóbr Hizen. Istotne dla człowieka były w ięzy zależności lennej. Klan jako instytucja w zm acniany jest także przez kult dale­ kich przodków lub bogów klanow ych w sanktuariach lub św ię­ tych m iejscach. Byłoby to m ożliw e naw et dla japońskiego „zwykłego śm iertelnika” bez nazw iska i rodowodu. Jednak w Japonii kult odległych przodków nie istnieję, a m ieszkańcy wsi, którzy spotykają się w jednej świątyni, nie m uszą m ieć wspólnego przodka. N azyw ają się co praw da „dziećm i swego boga” —tego, którego czczą w św iątyni —ale są jego „dzieć­ m i” dlatego, że m ieszkają w jego kraju. O czyw iście wieśniacy ci spokrew nieni są ze sobą tak sam o jak ludzie, którzy od pokoleń zam ieszkują nieprzerw anie w ieś czy osadę gdziekol­ wiek indziej na św iecie; nie tw orzą oni jednak ściśle pow iąza­ nej grupy klanow ej, której członkow ie pochodzą od w spólnego przodka. Przodkom oddaje się honory w nieco innym sanktuarium , które m ieści się w dom u, w paradnym pokoju, i gdzie czci się jedynie sześciu czy siedm iu niedaw no zm arłych członków ro­ dziny. Japończycy ze w szystkich w arstw społecznych składają codziennie pokłon i staw iają pożyw ienie przed tym sanktua­ rium, gdzie m iniaturow e kam ienie nagrobne sym bolizują ich rodziców, dziadków oraz krew nych, których znali. Naw et na cm entarzu nie odnaw ia się ju ż napisów na grobach prapradziadków i trzecie pokolenie przodków szybko odchodzi w niepam ięć. W ięzy rodzinne w Japonii okrojone są niem al do zachodnich proporcji i najbliższym odpow iednikiem byłaby tutaj m oże rodzina francuska. „M iłość synow ska” jest w ięc w Japonii ograniczona do naj­ bliższej rodziny. O znacza to, że w łaściw e m iejsce pod w zglę­ dem przynależności pokoleniow ej, płci i w ieku zajm uje się w grupie, która rzadko kiedy obejm uje kogoś więcej niż ojca i dziadka oraz ich braci z potom stw em . N aw et w rodzinach m ożnow ładców , gdzie grupa ta m oże obejm ow ać więcej osób, dom dzieli się na odgałęzienia i m łodsi synow ie stają się zało­ 57

życielam i bocznych linii rodu. W wąskiej grupie najbliższych krew nych zasady określające „w łaściw e m iejsce” są bardzo szczegółow e. R ygorystycznie przestrzega się podporządkow a­ nia starszym , dopóki form alnie nie zrezygnują oni z pełnienia obow iązków (inkyo). N aw et dzisiaj ojciec dorosłych synów nie przeprow adzi żadnej transakcji bez zgody dziadka, jeżeli ten nie zdecydow ał się form alnie zrezygnow ać z obowiązków. Ro­ dzice aranżują i zryw ają m ałżeństw a naw et trzydziesto- i czter­ dziestoletnich dzieci. Podczas posiłków ojca jako głowę domu obsługuje się w pierwszej kolejności; przed w szystkim i korzy­ sta on też z rodzinnej łaźni, a głębokie ukłony pozostałych członków rodziny przyjm uje skinieniem głowy. Popularną ja ­ pońską zagadkę tak mniej więcej m ożna przetłum aczyć: „D la­ czego syn, który chce udzielać rad rodzicom , jest ja k buddyjski kapłan, który chce m ieć czuprynę na czubku głow y?” (B uddyj­ scy kapłani noszą tonsurę). O dpow iedź brzm i: „B o-choćby bardzo chciał —i tak nie m oże.” W łaściw e m iejsce oznacza nie tylko różnicę pokoleń, ale także różnicę w ieku. Zakłopotani niejasną sytuacją Japończycy zw ykli m ów ić, że „ni to starszy brat, ni m łodszy” , co od­ pow iada naszem u pow iedzeniu „ni pies, ni w ydra” . W edług Japończyków bow iem starszy brat pow inien zachow yw ać się, ja k przystało na starszego brata, podobnie ja k w ydra pow inna m ieszkać w wodzie. N ajstarszy syn jest dziedzicem . Podróż­ nicy m ów ią o tym, że „w Japonii najstarszy syn w cześnie w ygląda bardzo odpow iedzialnie” . W dużym stopniu podziela on upraw nienia ojca. Dawniej m łodsi bracia w sposób nieunik­ niony byliby od niego zależni; obecnie, zw łaszcza w m niej­ szych m iastach i na wsi, to on pozostanie w dom u i będzie żyć po starem u, podczas gdy m łodsi bracia będą parli do przodu, zdobyw ając lepsze w ykształcenie i w yższe dochody. Stare zw yczaje w ynikające z hierarchii społecznej są jednak silne. N aw et dziś w kom entarzach politycznych na tradycyjne upraw nienia starszego brata pow oływ ano się podczas dyskusji o W ielkiej A zji W schodniej. W iosną roku 1942 podpułkow nik 58

Ze sztabu w ojennego tak w ypow iadał się na tem at Sfery W spólnego D obrobytu: „Japonia jest ich starszym bratem, a oni m łodszym i braćm i Japonii. M usi to dotrzeć do m ieszkań­ ców terytoriów okupow anych. Zbytnie liczenie się z m ieszkań­ cami m oże zasiać w ich um ysłach skłonność do nadużyw ania japońsldej uprzejm ości i przynieść zgubne efekty, jeżeli chodzi o japońskie rząd y .” Innym i słowy, starszy brat decyduje o tym, co jest dobre dla m łodszego, a zm uszając go do tego, nie powinien pozw alać sobie na „zbytnie liczenie się z n im ” . N iezależnie od w ieku, pozycja w hierarchii zależy od tego, czy człow iek je st płci m ęskiej, czy żeńskiej. Japońska kobieta ma niższy status. Idzie zaw sze za m ężczyzną; naw et te kobiety, które ubrane po am erykańsku id ą obok m ężczyzny i w chodzą w drzwi pierw sze, zakładając kim ono ponow nie w ycofują się na drugi plan. W japońskiej rodzinie córka m usi radzić sobie najlepiej, ja k potrafi, podczas gdy prezenty, uw aga i pieniądze na kształcenie przypadają jej braciom . Kiedy otwarto średnie szkoły dla dziew cząt, program przeładow any był zajęciam i, na których uczono etykiety i poruszania się z w dziękiem . Jeśli chodzi o przedm ioty rozw ijające um ysł, nie było porów nania ze szkołam i dla chłopców , a przełożony jednej ze szkół dla dziewcząt z w yższej klasy średniej potrzebę w prow adzenia nauki języków europejskich uzasadniał tym, że byłoby pożąda­ ne, by po w ytarciu kurzu nie odstaw iały książek m ęża na półkę do góry nogam i. N iem niej, w porów naniu z w iększością krajów azjatyckich, japońskie kobiety cieszą się dużą sw obodą i nie jest to tylko wpływ kultury zachodniej. Nigdy nie krępow ano im stóp, jak Chinkom z w arstw w yższych; H induski bez przerw y rozpra­ w iają o Japonkach, które nie m uszą się ukryw ać i chodzą do sklepów, a także spacerują po ulicach. Japońskie żony robią zakupy i kontrolują rodzinny budżet. Jeżeli brakuję pieniędzy, to one m uszą w ybrać rzeczy, które trzeba zastaw ić w lom bar­ dzie. K obieta spraw uje nadzór nad służbą, m a w iele do pow ie­ dzenia w spraw ie m ałżeństw dzieci, a kiedy zostaje teściową, 59

zw ykle zaprow adza w dom u twarde rządy, zupełnie jakby przez pół życia nie przypom inała zm ęczonego fiołka. Przyw ileje pokoleniow e, płci i w ieku są w Japonii duże. Jednak ci, którzy z nich korzystają, zachow ują się raczej jak pow iernicy niż sam ow olni autokraci. O jciec lub najstarszy brat jest odpow iedzialny za dom i za w szystkich członków rodziny: żyw ych, zm arłych, a naw et nie narodzonych. M usi podejm o­ w ać pow ażne decyzje i w idzieć, że zostały wykonane. Jednak jeg o w ładza nie jest bezw arunkow a. Oczekuje się, że będzie działał odpow iedzialnie dla honoru domu. Przypom ina swemju synow i oraz m łodszem u bratu o m aterialnym i duchowym dziedzictw ie rodziny, w zyw ając ich, by okazali się go warcii. N aw et jeśli je st zw ykłym chłopem , odw ołuje się do odpow ie­ dzialności w obec przodków rodziny; im w yższa klasa społecz­ na, tym w iększa odpow iedzialność za dom. Praw a rodu stają przed potrzebam i jednostki. W każdej w ażnej spraw ie głow a rodziny, niezależnie od swej pozycji społecznej, zw ołuje rodzinną naradę, na której om aw ia się problem . N a przykład zdarza się, że na naradę w spraw ie zaręczyn członkow ie rodziny przybyw ają z odleg­ łych części Japonii. D ecyzja nie jest do końca przew idyw alną, bo zależy od osobow ości uczestników narady. M łodszy brat lub żona m ogą podw ażyć decyzję. Pan dom u ściąga na sw oją głow ę pow ażne trudności, jeżeli w sw ych działaniach nie bie­ rze pod uw agę opinii grupy. O czyw iście byw a, że decyzjje zapadają w brew w oli osoby, której losu dotyczą. Jednak starsi, którzy sw ego czasu podobnie m usieli podporządkow ać się d