Wprowadzenie do historii budowy miast [PDF]

  • Commentary
  • 1631692
  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

WPROWADZENIE DO HISTORII BUDOWY MIAST LUDZIE I ŚRODOWISKO

OFICYNA W Y D A W N IC Z A PO LITECHN IKI W ARSZAWSKIEJ

W A RSZA W A 1996

S pis treści

Od redakcji........................................................................................................................................................................................................... Słowo w s tę p n e ....................................................................................................................................................................................................

C Z Ę Ś Ć l.

ZAŁOŻENIA

10 11

.....................................................................................................................................................................

13

a. Budow niczowie m ia s t ................................................................................................................................................................................. b. Potrzeba znajom ości h is to rii ................................................................................................................................................................... c. Jaka historia dla budow niczych m iast? ................................................................................................................................................

13 14 16

Przypisy..................................................................................................................................................................................................................

22

ll. MIASTO JA ICO SYSTEM EKOLOGICZNY........................................................................................

25

Wenecja - ludzie I środowisko przyrodnicze....................................................................................................................................

26

CZĘŚĆ I.

C Z Ę Ś Ć III.

LUDZIE

...............................................................................................................................................................................

D Z IE J E B U D O W Y M IA S T J A K O F R A G M E N T A U T O B IO G R A F II S P O Ł E C Z E Ń S T W

35

........................................

35

Złożoność p o w ią z a ń ................................................................................................................................................................................. Zm ienność znaków i trudn ości w ich o d c z y ta n iu ............................................................................................................................. Bodźce ........................................................................................................................................................................................................ Opory i opóźnienia ................................................................................................................................................................................... Rozwarstwienie społeczne a środow isko ż y c ia .................................................................................................................................. Rola t e c h n ik i............................................................................................................................................................................................... Od budynku do zespołu ..........................................................................................................................................................................

35 38 41 45 47 49 52

G O S P O D A R K A W IE L K O P R Z E S T R Z E N N A I M IA S T A ........................................................................................................ 1. Narodziny planowania wielkoprzestrzennego na Starożytnym W schodzie................................................................................... 2. Spontaniczność i planowość w gospodarce przestrzennej G re k ó w ............................................................................................... 3. Rozkwit gospodarki wieikoprzestrzennej w państwie rzym skim ...................................................................................................... 4. Gospodarka wieikoprzestrzenna w średniow ieczu........................................................................................................................... 5. Kazimierz Wielki, planista przestrzenny i budowniczy m ia s t.......................................................................................................... 6. Gospodarka przestrzenna w absolutystycznej Francji .................................................................................................................... 7. Budowa przemysłu w pokongresowym Królestwie Polskim (1815-1830)..................................................................................... 8. Realizacja „Planu Delty” czyli tryumf ekologii ..................................................................................................................................

55 55 59 63 67 72 76 78 83

B U D O W A M I A S T ........................................................................................................................................................................................

84

a. b. c. d. e. f. g.

9. 10. II. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19.

Timgad i Dżemila oraz problemy ich rozbudowy ............................................................................................................................. 84 „Rewolucja miejska” i „Rewolucja urbanistyczna” w średniowieczu............................................................................................ 88 „Równość mieszczańska” w średniowiecznym Bernie .................................................................................................................... 94 Zamość, wielkie choć nie ukończone dzieło polskiej urbanistyki renesansowej .......................................................................... 96 Przebudowa Nancy przez Stanisława Leszczyńskiego - „Króla Dobroczyńcę” ............................................................................ 100 Moskwa i Petersburg, przykłady budowy miast spontanicznej i planowej?...................................................................................105 Pozycja Łodzi w dziejach budowy m ia s t..............................................................................................................................................108 Paryż od Ancien Regime’u do dziś i rola tra d y c ji................................................................................................................................113 Londyn i Paryż, dwie jakże różniące się od siebie stolice ............................................................................................................... 120 Tychy, polskie nowe miasto w symbiozie z p rz y ro d ą .........................................................................................................................125 Milton Keynes, przełom w dziejach budowy m ia s ta ........................................................................................................................... 126

K S Z T A Ł T O W A N E Z E S P O Ł Ó W A R C H I T E K T O N I C Z N Y C H ..................................................................................................130 20. Wielkie osie starożytnego Egiptu, symbole dominacji .......................................................................................................................130 21. Dyscyplina i swoboda w Atenach wieku Peryklesa ........................................................................................................................... 132 22. Blaski i cienie forów antycznego R z y m u ................................................................................................................................. 137 23. II Campo w Sienie, jeden z cudów urbanistyki historycznej ............................................................................................................. 139 24. Plac Katedralny w Erfurcie i uroki odstępstwa od szablonu ............................................................................................................. 141 25. Plac Santissima Annunziata we Florencji i wierność kompozycji architektonicznej........................................................................141 26. Plac na Kapitolu R z ym skim ................................................................................................................................................................... 143 27. Plac św. Piotra w Rzymie i lekcja urbanistyki dana przez Berniniego ............................................................................................. 146 28. Plac del Popolo w Rzymie na skrzyżowaniu ruchu papieskiego ze św ieckim ................................................................................. 151 29. Utopia urbanistyczna le Corbusiera: ku nowemu sposobowi życia w mieście? .............................................................................153 Przypisy.....................................................................................................................................................................................................................160

C Z Ę Ś Ć IV . Ś R O D O W I S K O ...............................................................................................................................................................163 R O Z W Ó J M IA S T A Ś R O D O W IS K O P R Z Y R O D N IC Z E

...........................................................................................................163

a. Dynamiczny charakter ś r o d o w is k a ....................................................................................................................................................... 163 b. Zm iany s a m o is tn e .........................................................................................................................................................................................165 c. Zm iany wprowadzane przez c z ło w ie k a ................................................................................................................................................. 167 d. Zm ienna przydatność środow iska przyrodniczego dla osadnictwa ..............................................................................................169 e.

Zagrożenie ekologiczne

.............................................................................................................................................................................170

W O D Y .................................................................................................................................................................................................................. 174 1. 2. 3. 4.

Porty morskie świata an tyczneg o.......................................................................................................................................................... 174 Stosunek Krakowa do Wisty; miasta średniowieczne pod ostoną rzek ...........................................................................................178 Lubeka, modelowe portowe miasto nadrzeczne pełnego śred niow iecza........................................................................................ 180 Polskie miasta portowe o „grzebieniowym” układzie ulic - Toruń, Elbląg i Gdańsk - oraz wielofunkcyjne

miasto nadrzeczne - Warszawa .......................................................................................................................................................... 181 5. Położenie nad rzeką a ukształtowanie miasta - Genewa i Zurych ...............................................................................................183 6. Praga, dwumiasto na brzegach Wełtawy ......................................................................................................................................... 185 7. 8. 9. 10.

Paryż okrakiem na rz e c e ..................................................................................................................................................................... 186 Miasta holenderskie nad kanałami ....................................................................................................................................................... 192 Port marsylski od Fokijczyków do dziś .................................................................................................................................................193 Londyn zabezpieczony przed zalaniem w XXI w .? ..............................................................................................................................195

M IA S T O A W Z G Ó R Z E ............................................................................................................................................................................... 196 11. Priene, miasto, które uchroniło się przed wodą na w z g ó rz u ...........................................................................................................196 12. Walka bogów olimpijskich z gigantami w Pergamonie .......................................................................................................................197 13. Rzym i jego siedem w z g ó rz ................................................................................................................................................................... 198 14. Model miasta średniowiecznego na w zgórzu....................................................................................................................................... 199 15. Kazimierz, „góry” i Wisła ........................................................................................................................................................................200 16. Salzburg i Melk, od twierdzy do atrakcji krajobrazowej i belwederu ............................................................................................... 203 Z I E L E Ń ................................................................................................................................................................................................................204 17. Wiszące ogrody Babilonu ......................................................................................................................................................................204 18. Pliniusz o drzewach i ogrodach, czyli zieleń prywatna i publiczna w antycznej Grecji ................................................................ 205 19. 20. 21. 22. 23. 24. 25.

8

W miastach średniow iecznych.............................................................................................................................................................. 207 „Warunki najszczęśliwszego życia na ziemi” .......................................................................................................................................209 Wiszące ogrody Genui .......................................................................................................................................................................... 210 Miasto-las pod P a ryże m ..................................................................................................................................................................... 211 Od skwerów Londynu do „urbanistyki krajobrazowej” B a th ............................................................................................................... 212 Wielka miłość Stanisława A u g u s ta ....................................................................................................................................................... 215 Eksplozja zieleni w dwudziestowiecznych nowych dzielnicach m ia s t............................................................................................... 218

26. Warszawa, miasto I aglomeracja a z ie le ń ............................................................................................................................................220 27. Wiszące ogrody ongiś i dziś ................................................................................................................................................................. 223 Przypisy..................................................................................................................................................................................................................... 225

CZĘŚĆ a. b. c. d. e. f. g.

V.

ZADANIANA PRZYSZŁOŚĆ.............................................................................. 227

Chronić cenne d z ie d z ic tw o ....................................................................................................................................................................... 227 Tworzyć nowe w artości kulturow e ..................................................... 232 Uwzględniać harm onijnie różnorodne potrzeby s p o łe c z n e ...............................................................................................................235 Sterować elastycznie rozwojem m ia s ta .................................................................................................................................................. 239 Dążyć do jedności w ró ż n o ro d n o ś c i.......................................................................................................................................................240 Dbać o sym biozę ze środow iskiem przyrodniczym .......................................................................................................................... 243 Starać się o w arunki sprzyjające osiągnięciu c e ló w .......................................................................................................................... 248

Przypisy..................................................................................................................................................................................................................... 253

CZĘŚĆ

V I.

ILUSTRACJE..................................................................................................... 255

Notatka bibliograficzna .........................................................................................................................................................................................5 3 5 Indeks m iejscow ości............................................................................................................................................................................................. 538 Indeks o s ó b ............................................................................................................................................................................................................541 Spis ilustracji ......................................................................................................................................................................................................... 5 4 7

9

Od redakcji

Oddajemy do rąk Czytelników książkę autorstwa prof. dr Wacława Ostrowskiego, który niestety nie doczekał jej opublikowania. Zmarł 16 maja 1990 r., po dokonaniu au­ torskich uzgodnień redakcyjnych w Wydawnictwie Arkady. Tam bowiem miała się niniej­ sza publikacja ukazać, tak jak Urbanistyka współczesna z 1975 r. i Zespoły zabytkowe a urbanistyka z 1980 r. Wacław Ostrowski urodził się 21 sierpnia 1907 r. w Warszawie. Dyplom inżyniera architekta otrzymał w 1929 r. po ukończeniu Politechniki Gdańskiej. Pracę zawodową jako projektant i jako badacz rozwoju przestrzennego miasta i okręgu włókienniczego rozpoczął w Łodzi. Z czasem objął tam stanowisko kierownika miejskiej pracowni urba­ nistycznej. Po wojnie pracował w Biurze Odbudowy Stolicy, w 1949 r. organizował Insty­ tut Urbanistyki i Architektury, a w powołanej Polskiej Akademii Nauk - w 1954 r. — Za­ kład Teorii i Historii Architektury i Urbanistyki. Był aktywnym członkiem i prezesem Towa­ rzystwa Urbanistów Polskich, był członkiem Biura Międzynarodowej Federacji Mieszkalni­ ctwa i Planowania Przestrzennego. Wiele publikował. Doktorat obronił w 1949 r., tytuł profesora nadzwyczajnego otrzymał w 1955 r., a zwyczajnego w 1967 r. Rozliczne zaję­ cia w placówkach naukowych godził z pracą dydaktyczną, trwającą od 1952 r. na Wy­ dziale Architektury Politechniki Warszawskiej; w 1955 r. został kierownikiem Katedry Podstaw Urbanistyki. Profesor cieszył się wielkim szacunkiem i uznaniem współpracowni­ ków oraz studentów, prowadząc nauczanie historii budowy miast oraz projektowania urbanistycznego. Niniejsza książka nie obejmuje całości problematyki historii budowy miast, ale wydo­ bywa wątki szczególnie ważne i powszechnie dotychczas nie doceniane w badaniach historyczno-urbanistycznych, a także w projektowaniu, to znaczy aspekt społeczny oraz ekologiczny. Zachowano układ i podział części dzieła przewidziany przez autora, pozostawiono ulubione, charakterystyczne określenia. Doświadczenie pedagogiczne Profesora zapewnia komunikatywność wywodu i ułatwia odbiór treści. Spodziewamy się, że lektura przyniesie korzyść i przyjemność Czytelnikom. Dziękujemy Pani Profesor dr hab. Teresie Zarębskiej za pomoc w dokończeniu prac redakcyjnych. Ponieważ część materiałów (kilkanaście rysunków i kilkadziesiąt stron maszynopisu) uległa zagubieniu w Arkadach, konieczne było dostarczenie nowych egzemplarzy ry­ sunków i wykorzystanie odszukanych rękopisów Profesora do uzupełnienia dzieła. W większości wypadków stało się to możliwe dzięki nieocenionej współpracy Pani Profesor. Winniśmy Jej ogromną wdzięczność za czas poświęcony nadaniu książce osta­ tecznej formy.

10

Słowo wstępne

Książkę tę napisałem z myślą o współczesnych „budowniczych miast”. Ażeby już pierwszym zdaniem nie zrazić części czytelników, spieszę wyjaśnić, że poję­ ciem tym nie obejmuję jedynie osób zajmujących się zawodowo planowaniem, ale sięgam znacznie szerzej. Wyjaśnieniem użytego terminu oraz odpowiedzią na pytanie, jak powinna być ujęta, moim zdaniem, historia pisana dla tego krę­ gu osób, zajmuję się w pierwszej części książki, w Założeniach. Jak z niego wynika, uważam za szczególnie ważne zadanie możliwie do­ głębne zrozumienie zależności struktury przestrzennej i wyglądu miasta od lu­ dzi, dla których jest budowane - od stosunków politycznych i gospodarczo-społecznych, od potrzeb, upodobań, możliwości realizacyjnych - oraz od śro­ dowiska, w jakim się miasto znajduje - stworzonego zarówno przez przyrodę, jak i ludzi działających w przeszłości. Mówię o środowisku w sensie węższym, a więc o obszarze bezpośrednio zajętym pod inwestycje miejskie, jak i w zna­ czeniu szerszym, obejmującym także tereny, z jakimi miasto wiąże się różno­ rodnymi nićmi. W drugiej części pracy, zatytułowanej Miasto jako system ekolo­ giczny, wyjaśniam, jak rozumiem stosowane terminy. Pierwszym przykładem, którym ilustruję zmienne stosunki między ludźmi a szczególnie trudnym środo­ wiskiem przyrodniczym, jest Wenecja. W konsekwencji takiego stanowiska część trzecia książki zajmuje się Ludź­ mi, a czwarta Środowiskiem. W obydwóch zaczynam od omówienia (oznaczo­ nych literami alfabetu) problemów związanych z tytułem, operując przykładami zaczerpniętymi z różnych okresów historycznych. Po tych rozważaniach prze­ chodzę do (oznaczonych numerami) szkiców. Zajmuję się w nich zwięźle lub nieco obszerniej, wybranymi przykładami, którymi nie chciałem przeciążać czę­ ści problemowej. Pierwszym takim szkicem był zamieszczony uprzednio tekst o Wenecji. Część piąta, zatytułowana Zadania na przyszłość, obejmuje garść wniosków, nasuwających się współczesnemu urbaniście przy analizie przeszłości miast prowadzonej pod kątem kluczowego zagadnienia książki - stosunku ludzi do środowiska. Wnioski dotyczące różnych problemów występują także i w po­ przednich częściach pracy. Gdybym umieścił materiały ilustracyjne przy tekście ujętym w układzie pro­ blemowym, nie następowałyby po sobie w porządku chronologicznym. Dlatego zebrałem je i uporządkowałem w szóstej części, zatytułowanej Ilustracje. Znala­ zły się w czterech rozdziałach: Starożytność, Średniowiecze, Czasy nowożytne, Czasy współczesne. Tytuły rozdziałów mają tylko orientacyjny charakter: często 11

śledzę rozwój miasta w okresie późniejszym, a niekiedy zaczynam zwięźle we wcześniejszym. Ilustracje dotyczą przede wszystkim przykładów omówionych w częściach poprzednich. Uzupełniłem je nieco, aby dać pełniejszy obraz histo­ rycznego procesu budowy miast. Jednakże nie zmierzałem do przeglądu możliwie równomiernego. Mój główny cel - to uwrażliwienie czytelnika na pod­ stawowe problemy, którymi były w przeszłości i są nadal związki struktury prze­ strzennej miast z ewolucją społeczeństw i ze środowiskiem, w jakim miasta się rozwijają. Rozdział ostatni, w którym pokazuję rozwiązania współczesne, daje przegląd najbardziej wyrywkowy, albowiem zajmowałem się jego tematem ob­ szerniej w Urbanistyce współczesnej1). Tu omawiam głównie przykłady now­ sze oraz losy kilku projektów w pierwszej książce pokazanych. Piśmiennictwo dotyczące tematu książki jest tak ogromne, że - z uwagi na jej charakter „wprowadzenia” oraz ściśle określoną objętość - ograniczam się do stosunkowo nielicznych wzmianek bibliograficznych, dotyczących głównie nowszych pozycji, na które chcę zwrócić uwagę czytelnika; uzupełnia je odręb­ na Notatka bibliograficzna. Podaję też dane dotyczące prac, z którymi - czy też z których fragmentami - polemizuję. Fragmenty te cytuję w tekście, zazwyczaj dosłownie. Pragnę, aby książka ożywiła zainteresowanie czytelników nie tylko przeszło­ ścią miast, ale i dziedzictwem, jakie historia pozostawiła, oraz aby zachęciła ich do - wynikających z procesu historycznego - refleksji nad budową miast współczesnych. Aby wywołała w nich chęć dalszych poszukiwań i badań. Na koniec serdecznie dziękuję pierwszym czytelnikom maszynopisu za bar­ dzo dla mnie cenne uwagi. Byli to: Profesor Zygmunt Skibniewski, nestor urba­ nistów polskich, z którym łączą mnie długie lata współdziałania najpierw w Biu­ rze Odbudowy Stolicy, a następnie na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej; Profesor Stanisław Trawkowski, przed wielu laty pracownik kiero­ wanego przeze mnie Zakładu Historii i Teorii Urbanistyki PAN; wreszcie Profe­ sor Teresa Zarębska, z którą współpracowałem blisko w ciągu wielu lat zarówno na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, jak i we wspomnianym Zakładzie PAN.

Wacław Ostrowski

11

12

W. Ostrowski: Urbanistyka współczesna. Arkady, Warszawa 1975.

So M ą ~

Pfyw&T-eft Hoiwfiù

c z ę ś ć i.

ZAŁOŻEMDA

a. Budowniczowie miast Mówiąc o „budowniczych miast” mam na myśli wszystkie osoby biorące udział w procesie kształto­ wania miast. Przy sporządzaniu planów współpra­ cują zazwyczaj architekci-urbaniści oraz specjaliści rozwiązujący zadania z dziedzin inżynierii miejskiej, ekonomiści i demografowie, socjologowie i prawni­ cy, geografowie, znawcy problemów rolnictwa i przemysłu, konserwatorzy zabytków, przyrodnicy i ekologowie, architekci krajobrazu itp.; zależnie od charakteru zadania udział tych czy innych specjali­ stów może być szczególnie ważny. Złożonym pro­ cesem planowania kierują organy administracji państwowej oraz samorządu terytorialnego. Plan urbanistyczny ustala jedynie obowiązujące zasady gospodarowania na danym terenie, wyznacza ramy działalności niezliczonych inwestorów oraz architek­ tów, którzy ostatecznie formują środowisko za­ mieszkałe przez ludzi. Wreszcie - współczesna urbanistyka postuluje włączanie mieszkańców do dyskusji nad problemami związanymi z kształtowa­ niem ich miasta. Wybitne jednostki, które przeszły do historii budowy miast, to nie tylko zawodowi urbaniści. U. Cassan, autor książki o wielkich budowniczych miast francuskich w przeszłości, wymienił wśród nich licznych królów, książąt, wysokich wojskowych i urzędników1'. Większość tych niezawodowych budowniczych nie tylko inicjowała założenie lub też przebudowę miasta, ale interesowała się procesem projektowania i realizacji oraz brała w nim żywy udział. Sigfried Giedion, szwajcarski historyk sztuki, uważał że pierwszym współczesnym urbanistą był papież Sykstus V (1585-1590): „Od samego po­

czątku zdawał sobie sprawę z tego, że miasto two­ rzy złożony organizm i że piękno placów i szerokich ulic musi być podbudowane przydatnością społecz­ ną”2'. W drugiej połowie XIX w. wielkim autorytetem w dziedzinie urbanistyki cieszył się w Europie pre­ fekt Paryża Georges Eugène Haussmann. który z rozmachem przebudowywał i modernizował stoli­ cę Francji3'. Twórca koncepcji pasmowego rozwoju miast wzdłuż szlaków komunikacyjnych, pojawiają­ cej się także w naszych czasach pod różnymi po­ staciami, był dziennikarz hiszpański Arturo Soria (1844-1920); doprowadził on na przełomie XIX i XX w. do realizacji pierwszego odcinka „miasta liniowego” pod Madrytem. Anglik_Ebenezęr Howard (1850-1928), autor książki o miastach-ogrodach przyszłości, która odegrała dużą rolę w rozwoju współczesnej urbanistyki, pracował zawodowo jako stenograf4'. Jednakże królowie, papieże i liczni wybitni „bu­ downiczowie miast”, nie przygotowani zawodowo do tej działalności, korzystali z pomocy architektów, inżynierów, ogrodników i innych specjalistów, którzy rozwiązywali stawiane im zadania. Chociaż Hauss­ mann, Soria i Howard architektami sensu stricto nie byli, zajęli honorowe miejsca w monumentalnej Macmillan Encyclopedia o f Architectss). Bez zainte­ resowania i poparcia przedstawicieli społeczeństwa oraz wiedzy i doświadczenia, umiejętności i inwencji osób o odpowiednim przygotowaniu zawodowym, najsłuszniejsze postulaty pozostałyby w sferze zamierzeń albo byłyby realizowane nieudolnie. Wszystkie osoby, związane swą działalnością ze złożonymi problemami budowy miast, powinny

13

możliwie dobrze rozumieć proces powstawania, funkcjonowania i rozwoju organizmu miejskiego, orientować się w wymaganiach ludności i w różnych możliwościach ich zaspokajania. Do nich wszyst-

kich, ale przede wszystkim do osób zajmujących się zawodowo planowaniem urbanistycznym, zwracam się w tej książce.

b. Potrzeba znajomości historii „Żaden rozumnie temu przeczyć nie może, iż jedną z najpotrzebniejszych w świecie umiejętności jest znajomość historii", pisał przed ponad dwustu laty Adam Stanisław Naruszewicz. Autorzy pierwszych dzieł o budowie miast, wy­ danych w końcu XIX i na początku XX w., sięgali chętnie do przykładów historycznych, aby wyciąg­ nąć z nich wnioski nadal aktualne. Do pogłębienia zainteresowania przeszłością przyczynił się niemało Austriak Camillo Sitte. Zwrócił on uwagę w Budowie miast na podstawach artystycznych na piękno daw­ nych miast: „Musimy uczyć się od przyrody i od budowniczych starych miast”, pisał6). Anglik Ray­ mond Unwin poświęcił historii obszerny rozdział w Planowaniu m iast w praktyce7). „Uświadomienie sobie roli czynników geograficznych i historycznych w życiu miasta jest pierwszym krokiem do zrozu­ mienia teraźniejszości, niezbędnym przy każdej próbie naukowego przewidywania przyszłości” pisał Szkot Patrick Geddes8). W swym Wprowadzeniu do urbanistyki Marcel Poete zapewniał: „Przeszłość jest znakomitą szkołą urbanistyki... Najlepszą lekcję, jaką można mieć w dziedzinie kompozycji miasta, daje historia”9'. Tadeusz Tołwiński, koryfeusz pols­ kiej myśli urbanistycznej, wydał w okresie między­ wojennym dwutomową Urbanistykę-, jej pierwszy obszerny tom, opublikowany w całości w 1934 r., zajmował się Budową miasta w p rze szłości°\ Wznowiona w 1947 r., książka Tołwińskiego zde­ zaktualizowała się z czasem, zwłaszcza wobec ogromnego rozwoju badań nad dziejami budowy miast polskich w okresie powojennym. A jednak odgrywała ona w ciągu bez mała pół wieku, także wiele lat po śmierci autora, dużą rolę nie tylko jako pomoc w kształceniu architektów i urbanistów czy

historyków architektury. Pięknie napisana, świetnie zilustrowana, wprowadzała także osoby nie związa­ ne zawodowo z urbanistyką w problemy budowy miast, budziła zainteresowanie dziedzictwem kultu­ rowym i uświadamiała konieczność jego ochrony przed dewastacją. Studia historyczne pozwalają uzmysłowić sobie zależność rozwoju miast od różnych zmieniających się czynników, pod których wpływem osiedla ludz­ kie powstają, kształtują się i przeobrażają, a zwłasz­ cza od panujących stosunków ekonomicznych, społecznych i politycznych, od wierzeń religijnych i upodobań estetycznych, od poziomu techniki, wre­ szcie - od środowiska przyrodniczego. Nasuwają refleksje dotyczące przyczyn sukcesów i niepowo­ dzeń urbanistyki w przeszłości oraz pozwalają snuć wnioski na przyszłość. Każde miasto powstało w wyniku procesu historycznego, który trzeba po­ znać, żeby zrozumieć aktualną strukturę organizmu miejskiego i jej uwarunkowania oraz móc należycie wpływać na jego dalsze losy. Wiele starych miast i zespołów architektonicz­ nych urzeka nas swym pięknem. Warto zastanowić się nad źródłami tego zjawiska zwłaszcza dziś, kiedy nowa zabudowa jest krytykowana za brak indywidualnego wyrazu i często nie stwarza środo­ wiska życia, odpowiadającego potrzebom i aspira­ cjom ludności. Poznanie przeszłości nie powinno, rzecz jasna, prowadzić do naśladowania rozwiązań, będących wynikiem i odbiciem warunków daleko odbiegających od dzisiejszych. Chodzi o wyciąganie wniosków, które mogą służyć twórczej działalności. Jedno z zadań wymagających szczególnie do­ brej znajomości historii, to ochrona i rewaloryzacja dziedzictwa kulturowego. Troska o nie stanowi

14

f

j i í F P o bé'M t obowiązek nie tylko konserwatorów zabytków, ale i urbanistów sporządzających plany zagospodaro­ wania przestrzennego. Powinna cechować działal­ ność wszystkich osób związanych z rozwojem miasta, a zwłaszcza władz terenowych oraz archi­ tektów projektujących budynki na terenach o cen­ nych reliktach przeszłości i w ich sąsiedztwie. Na ochronę mogą zasługiwać zarówno materialne ele­ menty zespołów zabytkowych - budynki, ulice i pla­ ce oraz fragmenty środowiska przyrodniczego - jak i charakterystyczne cechy krajobrazu miejskiego, które uformowały się w ciągu wieków i stanowią o jego indywidualnym obliczu, a często ulegają dewastacji. Aby prawidłowo ocenić dziedzictwo kulturowe oraz ustalić, co wymaga szczególnej opieki, trzeba przeprowadzić staranne badania historyczne. Wzrostowi szacunku dla cennych zespołów historycznych i troski o nie, jakie obser­ wujemy w ostatnim czasie, musi towarzyszyć pogłę­ bienie znajomości ich dziejów. Urbanistyka współczesna opiera się na zebra­ nych doświadczeniach. To, co powstaje dziś, będzie już jutro należało do historii. Trzeba szcze­ gólnie dobrze poznać rozwój miasta w niedalekiej przeszłości oraz siły, pod wpływem których kształtuje się dziś, ale także sięgnąć do okresów odleglejszych, aby pogłębić wiadomości i wyciągnąć jak najwięcej nauk z długich dziejów budowy miast. Bernard z Chartres, jeden z najwybitniejszych filo­ zofów z przełomu XI i XII w., pisał: „Jesteśmy karła­ mi, którzy wspięli się na ramiona olbrzymów. Widzi­ my od nich więcej i sięgamy spojrzeniem dalej nie dlatego, że wzrok nasz jest ostrzejszy albo wzrost wyższy. To oni dzięki swej gigantycznej wielkości pozwolili nam wznieść się wysoko ponad ziemię”11*. Słowa te można odnieść do postępów w dzie­ dzinie całej kultury, a między innymi urbanistyki. Rozwiązując zadania dotyczące przyszłości miast, trzeba wykorzystywać umiejętności nagromadzone w przeszłości, aby móc lepiej ogarniać wzrokiem coraz to nowe i coraz bardziej złożone problemy. Antyczni autorzy wiązali z osobą JHippodamosa ,_z Miletu, który działał w V w. p.n.e., rozpowszech­ nione w Grecji j>lany miast o siatce prostopadłych względem siebie ulic. Jednakże już znacznie

ó

-

M /t ^

t

v y ¿i

^

wcześniej osadnicy greccy, zakładając nowe mias­ ta, poczęli wytyczać działki przy ulicach do siebie prostopadłych. Jeszcze przed Grekami znały po­ dobne metody narody-Starożytnego, Wschodu. Typ planu, zastosowany czy nawet rzekomo „wynalezio­ ny” przez Hippodamosa, powstał w wyniku długiego procesu ewolucyjnego oraz stanowił owoc wykorzy­ stywania doświadczeń poprzedników, „wspinania się na ich ramiona”. Osiągnięcia Greków wyzyskali następnie zarówno budowniczowie hellenistyczni, jak i Rzymianie. Na osiągnięcia Rzvmjan powoływali się z kolei różni teoretycy architektury i urbanistyki począwszy od Odrodzenia. Również Le Corbusier dał wyraz uznaniu dla antycznych Rzymian. Na zakończenie tych uwag zatrzymam się przez chwilę na refleksjach tego wielkiego pioniera współczesnej urbanistyki i architektury. Jego koncepcje przestrzenne odbiegają daleko od jakichkolwiek wzorców historycznych, a jednak sięgają korzeniami głęboko w przeszłość, która wywoływała oceny pełne zachwytu lub uwagi kryty­ czne, pobudzała wyobraźnię i wpływała na jego twórczość. „Moje rewolucyjne idee - pisał - naro­ dziły się w odległych wiekach, w różnych epokach i krajach”. Szczególnie znamienna jest relacja Le Corbusiera o refleksjach, jakie wywołało w nim zwiedzenie klasztoru kartuzów w Val d’Ema (Galluzzo) koło Florencji w 1907 r. „W melodyjnym krajo­ brazie Toskanii ujrzałem nowoczesne miasto koro­ nujące wzgórze. Najszlachetniejsza sylwetka w pejzażu, nieprzerwana koronka cel zakonników; każda cela ma widok na rozległą dolinę i otwiera się na całkowicie zamknięty ogródek położony poniżej. Pomyślałem, że nigdy nie mogłem natrafić na rów­ nie radosny przykład zespołu mieszkalnego. Wszy­ stkie cele łączą się od tyłu furtą i okienkami z ulicą okrężną. Ulica jest kryta arkadami: to krużganek klasztorny. Służy wspólnym czynnościom i usłu­ gom: modlitwie, wizytom, jedzeniu, pogrzebom. To nowoczesne miasto powstało w XV wieku. Jego promienna wizja pozostała mi na zawsze. Pewnego dnia 1922 r. mówiłem o tym z Piotrem Jeanneretem; na odwrocie karty potraw restauracji naszkico­ waliśmy domy o wiszących willach; idea wykluła się. Po kilku miesiącach szczegółowe projekty takich 15

budynków byty pokazane na naszym stoisku w ra­ mach Salonu Jesiennego: Miasto współczesne dla 3 milionów mieszkańców”. Le Corbusier pisał, że podczas zwiedzania klasztoru kartuzów uświadomił sobie możliwość harmonijnego rozwiązania „dwu­ mianu nie dającego się rozdzielić: jednostka i społe­ czeństwo”. Przekonanie, że jednostce trzeba zape­ wnić zarówno możliwość odseparowania się, jak i korzyści, jakie dać może współżycie w zespole, leżało u podstaw jego różnych poszukiwań urba­ nistycznych. Bodźcem do rozwiązań był klasztor w Val d’Ema. £ Innego rodzaju olśnienie miał Le Corbusier w Wenecji: oto raj dla pieszych! Szkicuje krajobraz wenecki z siecią ulic i mostów przerzuconych nad kanałami - i wprowadza dwupoziomowy system ulic pieszych i dróg kołowych do swych projektów urba­ nistycznych. W opisie „Miasta Promiennego” brzmią echa Wenecji: „Od autostrad rozchodzą się odgałę­ zienia prowadzące do portów samochodowych przed wejściami do budynków”. Cały teren miasta dostępny jest dla pieszych; poniżej jego poziomu biegnie metro, powyżej wznosi się sieć dróg koło­ wych. W Pizie zachwyciło go piękno zespołu kate­ dralnego. Na szkicu, na którym chciał utrwalić swe wrażenie, odnotował słowa ks. Laugiera, osiem­ nastowiecznego teoretyka architektury, o potrzebie „tumultu w całości i jednorodności w detalu”. We

Flandrii odkrył, że domy mieszkalne z XV-XVII w. zasługują na miano „domów ze szkła”, albowiem ciężar spoczywa w nich na ścianach prostopadłych do ulicy, dzięki czemu w elewacjach frontowych jest pełno okien. Zapytany, jak by nauczał architektury, Le Corbu­ sier odrzekł między innymi: „Powiedziałbym moim uczniom, że Akropol ateński wywołuje wrażenia głęboko poruszające, których ogromną doniosłość z czasem zrozumieją”12'. Historia budowy miast powinna być wędrówką po akropolach wspaniałych i skromnych, po miastach pnących się na wzgórza i położonych w dolinie, za­ sługujących z tych czy innych względów na uwagę. Wędrówką, która pozwala poznać i zrozumieć ważną dziedzinę kultury ludzkiej, zastanowić się nad źródła­ mi osiągnięć, ale i niepowodzeń przy zakładaniu, rozbudowie i przebudowie miast. Wędrówką, która zachęca do rozważania, co należy uczynić, aby kolej­ ni wędrowcy przy oglądaniu dzieł naszego pokolenia także doznawali olśnień. Albo przynajmniej, aby odnosili się z uznaniem i szacunkiem do budowy miast naszych czasów. Poznanie historii nie może zastąpić opanowania współczesnego warsztatu urbanistycznego, wyob­ raźni ani talentu, ale powinno pomóc w ich dosko­ naleniu.

c„ Jaka historia dla budowniczych miast? Przeobrażenia kształtu miast w przeszłości sta­ sze książki na ten temat i ukazały się liczne now­ nowią przedmiot badań przedstawicieli wielu dyscy­ sze. Mają oni ogromne zasługi dla poznania kształ­ tu miasta w przeszłości - jednakże prace ich nie plin nauki. Skupiając uwagę na pewnych grupach zaspokajają dziś w pełni potrzeb budowniczych problemów, a pomijając lub traktując marginesowo miast. inne, pisali na ten temat historycy dziejów społecz­ Jednym z pierwszych, którzy zajęli się intere­ no-gospodarczych, architektury i sztuki, geografo­ wie, socjologowie, prawnicy, przyrodnicy i przedsta­ sującym nas tematem, był uczony niemiecki wiciele innych działów wiedzy. Nie mając miejsca ^AiE^BriacJgmann. Po kilku książkach, poświęconych problemom cząstkowym, opublikował w 1920 x na charakterystykę różnych nurtów historii budowy piękną .historię „sztuki budowy miast”; ukazała się miast, ograniczę się do szczególnie ważnego: do dzieł historyków sztuki. Spod ich piór wyszły pierw­ w ramach wydawanego przez Brinckmanna monu­

16

mentalnego wielotomowego Podręcznika wiedzy o sztuce obok tomów o malarstwie, rzeźbie i archi­ tekturze135. Inny znakomity historyk sztuki, Francuz Pierre Lavedan, ogłosił drukiem w 1926 r. pod tytułem Czym je s t urbanistyka wprowadzenie do jej historii; zapoczątkował nim długą serię swych prac z dziedziny budowy miast, którymi zarówno wzbo­ gacił, jak i spopularyzował tę gałąź wiedzy. Lavedan pisał: „Idea, że plan miasta jest dziełem sztuki, które można studiować z tego samego tytułu, co kościół, zamek, dom mieszkalny... inspiruje i uza­ sadnia powstanie nowego rozdziału ogólnej historii sztuki... Jak wszystkie przedmioty należące do tej dziedziny, plan i zagospodarowanie miasta powinny być rozpatrywane z punktu widzenia estetyczne­ go”145. Po czterdziestu latach Lavedan podobnie sformułował swe stanowisko, pisząc razem z Jeanne Hugueney: „Urbanistyka jest wiedzą w miarę tego, jak dotyka geografii i socjologii. Jest także sztuką, albowiem wyraża się poprzez formy, jak architektura”155. Wreszcie w 1977 r. ci sami autorzy stwierdzili, że „rozpatrują formy planu (miasta) sa­ me w sobie, podobnie jak geografowie badają for­ my terenu”, oraz że w ich pracy szczególnie ważne miejsce zajmuje „kreacja miejska” jako najdosko­ nalszy wyraz działalności urbanistycznej165. Wybitny niemiecki historyk architektury nieco młodszego pokolenia, Wolfgang Braunfels, pisał podobnie: „Miasta średniowieczne są dziełami sztuki; trzeba starać się zrozumieć prawa rządzące ich kształto­ waniem, tak samo jak rządzące formowaniem pała­ cu, rzeźby, obrazu”175. Jeśli historia budowy miast ma być wprowadze­ niem do urbanistyki współczesnej, czy też jednym ze środków kształtowania poglądów budowniczych miast na stojące przed nimi zadania, wówczas ograniczenie się do tak zawężonego ujęcia byłoby niewłaściwe. Przede wszystkim rozpatrywanie planu i zagos­ podarowania miasta wyłącznie z punktu widzenia estetycznego jest jednostronne. Analiza formy mia­ sta „samej w sobie” nie pozwala na pełne jej wyjaś­ nienie. Urbanistę interesuje ewolucja kształtu mias­ ta, zarówno w przeszłości, jak i w przyszłości, jako wyraz rozwoju społeczności miejskiej, jej ideologii,

programu budowlanego, który pragnie zrealizować, środków technicznych jakimi dysponuje itp. Zwróce­ nie uwagi na relacje między kształtem poszczegól­ nych budynków i ich usytuowaniem nieraz decydu­ jące o ostatecznej formie, jest jednym z celów mej książki. Marcel Poete pisał: „Nie można oddzielać wyglądu miasta od warunków życia gospodarczego i społecznego, albowiem funkcja czyni organ, a... fizjonomia miasta stanowi wypadkową jego warun­ ków egzystencji; innymi słowy, kształt miasta wyra­ ża jego własną naturę”. Tak pojmuje dziś swe zada­ nie również wielu historyków sztuki piszących o dziejach miast. Nie można też oddzielać wyglądu miasta od środowiska przyrodniczego, w którym wyrosło; środowiska wraz z wszystkim, co do niego wnieśli ludzie - budowlami, wierzeniami, emocjami. Kładzenie nacisku na badanie „kreacji miejskiej”, czy też na owoc świadomego planowania, jako na „najdoskonalszy wyraz działalności urbanistycznej”, przypomina stosowany przez wielu historyków, zwłaszcza w pierwszej połowie naszego wieku, podział miast na „założone planowo” oraz na „roz­ b ija ją c e s ię spontanicznie”, które wywoływały mniej zainteresowania. Podział taki daje się utrzymać co najwyżej z poważnymi zastrzeżeniami. Wiele miast założonych planowo rozwijało się następnie sponta­ nicznie i odwrotnie - rozwój spontaniczny korygo­ wano w sposób planowy. Budowniczowie miast, działający pozornie bez planu, często dostosowy­ wali się bardzo konsekwentnie, świadomie lub pod­ świadomie, co przestrzennego modelu miasta, jaki im przyświecał, czy wręcz w owym czasie panował. Efekt ich działalności był nie mniej spójny, niż gdy­ by posługiwali się sporządzonym zawczasu planem, a powstałe w ten sposób miasta wywołują w nas często silne wrażenie estetyczne. Jest znamienne, że ostatnio odzywają się głosy ceniące wyżej tego rodzaju spontaniczną, czy „or­ ganiczną”, budowę miast, niż tworzenie „sztucznych miast”. Nie podzielam takich poglądów i uznaję konieczność świadomego - ale w niezbędnym stop­ niu elastycznego - sterowania zagospodarowaniem kraju, jego miast i wsi. Jednakże badając prze­ szłość, nie wolno pomijać procesów rozwoju „spon­ tanicznego”. I dziś plany zagospodarowania prze­

17

strzennego nie powinny nadmiernie krępować ini­ cjatyw spontanicznych. Konsekwencje większego zainteresowania mias­ tami zbudowanymi zgodnie ze sporządzonym uprzednio planem, niż rozwijającymi się samorzutnie, zilustruję charakterystycznym przykładem. Carcas­ sonne w południowej Francji (il. 137)Jest miastem o dwóch odrębnych członach. Wschodni, położony wyżej, przekształcił się w średniowieczu „samorzut­ nie” z rzymskiego Carcaso w potężnąjwięrdzę. Oto­ czony dziś, jak przed wiekami, rozległymi winnicami, chroniony dwoma pierścieniami wysokich murów kryjących gęsto stłoczone domy, nad którymi dominu­ ją bryły zamku i katedry - daje świetne pojęcie o wy­ glądzie warownego miasta francuskiego w XIII w. Urzeczony nim Viollet-le-Duc przeprowadził w końcu XIX w. rekonstrukcję zespołu, uzupełniając zachowa­ ną substancję zabytkową, zwłaszcza fortyfikacje, na podstawie swej znajomości architektury historycznej. Człon zachodni, zwany „miastem dolnym”, został rozplanowany regularnie w r. 1247. Omawiając Car­ cassonne, Tadeusz Tołwiński pokazał plan obejmują­ cy obydwa miasta, jednakże znacznie więcej miejsca poświęcił górnemu niż dolnemu18*. Inaczej Pierre Lavedan i Jeanne Hugueney. Interesowało ich głów­ nie miasto dolne jako owoc „kreacji miejskiej”, cho­ ciaż zasady, na jakich się ona opierała, zaczęto stosować w innych miastach francuskich o sto lat wcześniej. Autorzy dzieła o urbanistyce średniowiecz­ nej miasto górne niemal całkowicie pominęli: ograni­ czyli się do zwięzłej charakterystyki jego fortyfikacji. Opis, skreślony pół wieku temu przez Tołwińskiego, bliższy jest zainteresowaniu osób zajmujących się budową miast, niż tekst znakomitych francuskich uczonych, którzy patrzą na historię budowy miast jak na „nowy rozdział ogólnej historii sztuki”. Ale czy ich selektywne spojrzenie odpowiada zadaniom history­ ków architektury i sztuki, którzy odgrywają tak ważną rolę w ochronie wartościowego dziedzictwa kultu­ rowego, jakie przetrwało w miastach historycznych, także rozwijających się samorzutnie? I czy „kreacji” należy dopatrywać się tylko tam, gdzie miasta wznoszono według założonego wcześniej planu? Różnice między spojrzeniem historyków o szerszych zainteresowaniach i tych zajętych tylko 18

„kreacją miejską” można zauważyć, kiedy po przewertowaniu II tomu znakomitej Historii Francji m iej­ skiej, poświęconego średniowieczu19*, przegląda się dotyczące Francji ilustracje książki P. Lavedana i J. Hugueney. Odnosi się bez mała wrażenie, że mowa o różnych krajach. Istotnie, pierwsze dzieło przedstawia obraz miast francuskich charakterysty­ cznych dla omawianego okresu. Drugie zajmuje się tylko kreacjami urbanistycznymi, a raczej miastami założonymi w tym czasie na podstawie planu. Do­ bór przykładów bardzo rzadko się pokrywa. Z kolei, mówiąc o Gdańsku, autorzy francuscy pokazują jedynie plan „Głównego Miasta”, uważając słusznie, że z punktu widzenia walorów architektonicznych ta „kreacja miejska” zasługuje na szczególne uznanie. Będę starał się pokazać dalej, jak ciekawy jest cały historyczny Gdańsk także i z innych punktów wi­ dzenia. To, co historycy pokazują jako plan miasta, jest często tylko rysunkiem siatki ulic, i to niekiedy nie miasta, ale jego części centralnej. Urbanista intere­ suje się całym miastem i jego otoczeniem, sposobem użytkowania terenów zabudowanych i „otwartych”, rozmieszczeniem obiektów służących różnym funkcjom, charakterem i wysokością budyn­ ków itd. Siatka ulic i dróg - której bynajmniej nie lekceważy w swych badaniach - stanowi jedynie dwuwymiarową kanwę, na której powstają trójwy­ miarowe obiekty, składające się, wraz z elementami środowiska przyrodniczego, na skomplikowany organizm miejski, który żyje, rozwija się i zmienia. Ograniczenie analizy do „kreacji miejskiej” prowadzi do badania jej w oderwaniu od bliższego i dalszego niezaplanowanego otoczenia, a także do pomijania związków miasta z siecią osadniczą. Historycy zainteresowani „kreacją miejską”, ba­ dają chętnie projekty zarówno urzeczywistnione, jak i nie. Zastanawiają się niekiedy, „czy prawdziwą historią architektury nie jest historia projektów, które nigdy nie zostały zrealizowane i czy architektura budynków wykonanych nie jest jedynie słabym echem tego, co się dzieje w świecie poszukiwań i projektów”20*. O „architekturze, której nie wybudo­ wano” napisano wiele książek21*. Przypomniały one projekty istotnie wartościowe; można żałować, że

pozostały na papierze. Ale obok nich roi się od dziwolągów, tworów wyobraźni bezkrytycznej. Owo­ ce fantazji najwybitniejszych twórców nie zawsze stanowią wzorce zasługujące na naśladowanie, nie zawsze są najlepszą odpowiedzią na potrzeby epo­ ki, nie zawsze wyprzedzają realizacje współczesne. Gdyby zademonstrowany przez Le Corbusiera w 1925 r. plan przebudowy centrum Paryża został zrealizowany, oznaczałoby to katastrofę: na prawym brzegu Sekwany stary Paryż przestałby istnieć, a nieliczne relikty znalazłyby się w całkowicie zmie­ nionym, wybitnie niekorzystnym dla nich otoczeniu nowej wysokiej zabudowy. Zaznajamianie się z owocami przemyśleń wybit­ nych. ludzi jest niewątpliwie fascynujące - ale świat idei rządzi się innymi prawami, niż świat rzeczywi­ sty, który bynajmniej nie musi być jedynie odbiciem pierwszego, pełnego idei słusznych, ale i czystych fantazji; idei głoszonych po to, by je realizowano, ale i innych, rzuconych przekornie w celu jaskrawe­ go zobrazowania różnych niebezpieczeństw. A oprócz ludzi genialnych autorami projektów nie zrealizowanych są także megalomani i osoby bez talentu, nie mające nic, lub bardzo niewiele, cieka­ wego do powiedzenia. Tak plany urzeczywistnione, jak i nie zrealizo­ wane zasługują na uwagę; jedne i drugie rzucają światło na czasy, w których powstały. Jednakże historyk budowy miast, który pragnie wyciągnąć z przeszłości wnioski dla teraźniejszości i przyszło­ ści, powinien zajmować się przede wszystkim urba­ nistyką realizacji. Nie trzeba uważać jej za coś pośledniejszego od „urbanistyki poszukiwań”. Pierwsza stanowi często konsekwencję rzetelnej oceny realnych potrzeb i możliwości społecznych. Przechodząc do porządku nad ograniczeniami moż­ liwości technicznych i finansowych, można łatwo oddać się oderwanym od życia fantazjom. Współ­ cześni autorzy projektów „wizjonerskich” częstokroć nie interesują się powodami odbiegania od nich w rzeczywistości, trudnościami jakie ich realizacja napotyka. Są to dla urbanisty zagadnienia niezwy­ kle ważne. Kreacja malarska kończy się wraz z ukończeniem obrazu; sporządzenie planu dopiero zaczyna właściwą „kreację urbanistyczną”: miasto

trzeba zbudować. Plan nie jest celem ostatecznym, a jedynie środkiem do celu. Ażeby go osiągnąć, trzeba stworzyć niezbędne warunki organizacyjne i prawne, materialne i moralne. Pragnąc wyciągnąć z przeszłości wnioski dla swej pracy, urbanista powinien znać zarówno źródła sukcesów, jak i przy­ czyny niepowodzeń realizacji projektów swych poprzedników. Interesuje go nie tylko statyczny plan miasta w tym czy innym okresie jego dziejów, ale dynamiczny obraz rozwoju organizmu miejskie­ go, a w szczególności analiza bodźców powodują­ cych zachodzące przemiany, mechanizmów ich działania itp. Historia malarstwa czy architektury przedstawia w kolejnych rozdziałach charakterysty­ czne dla danego okresu dzieła, które pozostają w zasadzie na zawsze w swej pierwotnej postaci. Miasto zmienia się z czasem; każdy nowy okres historyczny przekształca je, nieznacznie albo rady­ kalnie. Doświadczenie podważa wiarę w niezmienność planów urbanistycznych: muszą one być weryfiko­ wane i korygowane, jeśli mają odpowiadać, nie dającym się przewidzieć, zmiennym warunkom. Dlatego nie sam plan, owoc jednorazowej kreacji, ale cały przebieg planowania oraz realizacji pro­ jektów powinien przyciągać naszą uwagę. Dodam jeszcze kilka słów na temat sposobu analizowania dzieł architektonicznych, charaktery­ stycznego dla wielu historyków sztuki piszących dzieje architektury. Bardzo często zajmują się oni poszczególnymi obiektami, pomijając ich związki z otoczeniem. Skupiając uwagę na wybranych bu­ dowlach, na ogół znacznie mniej interesują się zespołami urbanistycznymi, zwłaszcza, gdy nie powstały na podstawie sporządzonego uprzednio projektu. W tym miejscu ograniczę się do jednego przykładu. Ospedale degli Innocenti, dom dla pod­ rzutków zaprojektowany przez Brunelleschiego, oraz Piazza della SS. Annunziata we Florencji, przy której się znajduje (il. 287), z uwagi na swe walory architektoniczne były omawiane przez niezliczonych badaczy historii architektury i urbanistyki. Nikolaus Pevsner22*, uczony światowej sławy, po stwierdze­ niu, że Brunelleschi jest autorem fasady budynku, przeprowadził wnikliwą i przekonującą analizę jej

19

ukształtowania23*. Ale o Piazza della SS. Annunziata, tej perle urbanistyki renesansowej, która uformo­ wała się pod decydującym wpływem dzieła Brunelleschiego (s. 141), nie powiedział Pevsner ani słowa. Napisał we wstępie do swego dzieła, że „historia architektury jest przede wszystkim historią kształtowania przestrzeni przez człowieka i dla historyka ten problem musi być zawsze na pierwszym planie’’24* - lecz czy plac miejski nie jest taką przestrzenią? Innym „przestrzeniom miejskim” najwyżej klasy, jak plac św. Marka w Wenecji, plac na Kapitolu w Rzymie i zespół w Nancy, Pevsner poświęcił zaledwie po kilka zdań. Należy on do tych historyków architektury, którzy interesują się jedynie budynkami, a raczej głównie ich fasadami. Brunelle­ schi zaprojektował Ospedale degli Innocenti, a nie tylko jego fasadę, o której pisał Pevsner; dziedzi­ niec, „wewnętrzna przestrzeń” tej budowli, wywarł wpływ na kształtowanie włoskich pałaców renesan­ sowych, a jego powiązanie kompozycyjne z „przes­ trzenią zewnętrzną”, czyli placem, jest oczywiste (s. 142). Wzajemne relacje między budynkiem i śro­ dowiskiem, w jakim powstał, zależność ukształtowa­ nia budynku od sytuacji oraz, z kolei, jego wpływ na otoczenie, to zagadnienia ogromnie ważne w oczach architekta-urbanisty, jednak przez część autorów historii architektury nie doceniane. Plany sytuacyjne, ułatwiające zorientowanie się w rela­ cjach między budynkiem i jego otoczeniem, pomija­ ne są zazwyczaj w historiach architektury, nawet tam, gdzie mają istotne znaczenie dla oceny dane­ go obiektu. Jest ogromną zasługą pięknie napisane­ go dzieła Pevsnera, tłumaczonego na wiele języków, że zaznajomiło niezliczonych czytelników z dorobkiem wielowiekowej działalności architekto­ nicznej w Europie Zachodniej (wbrew tytułowi, autor zajmuje się tylko częścią naszego kontynentu). Ale trudno oprzeć się refleksji, że jako podręcznik, ma­ jący nie tylko uczyć form i stylów architektonicz­ nych, ale kształtować postawę współczesnego architekta wobec stojących przed nim zadań oraz pozwolić mu wyciągnąć z historii wnioski dla jego działalności, książka ta może mieć efekty negatyw­ ne. A skoro tego rodzaju ujęcie historii architektury przeważa, tym bardziej istotne jest, aby problemy

20

relacji między budynkami a środowiskiem były sze­ rzej omawiane w pracach poświęconych historii budowy miast. Różnic spojrzenia na przeszłość nie należy wiązać ściśle z przynależnością badaczy do takich czy innych dziedzin nauki. Granice są często prze­ kraczane - i dobrze że tak się dzieje. Wielu history­ ków sztuki ujmuje analizowane zagadnienia bardzo szeroko, natomiast niekiedy praktykujący planiści zajmują się jedynie sprawami formy i to w sposób nazbyt powierzchowny. W książce amerykańskiego urbanisty E.N. Bacona25* często cytowanym twórcą jest Paul Klee, malarz istotnie znakomity. Ale gdy Bacon zapewnia, że zestawienie planu akropolu w Pergamonie z rysunkiem Klee’go rzuca nowe światło na budowę twierdzy, albowiem widać w nich to samo przenikanie się linii powyginanych - brzmi to raczej zabawnie. Wygięcie głównej drogi pergameńskiego akropolu było konieczne z uwagi na ostry spadek wzgórza. Podobieństwo planu zespołu urbanistycznego i rysunku, zresztą bardzo niewiel­ kie, nic nie wyjaśnia. Znacznie trafniejsze było stwierdzenie M. Collignona, francuskiego archeolo­ ga, że „Wersal ułatwia zrozumienie Pergamonu”26*, chociaż między ich planami nie ma cienia analogii, a wspólne jest tylko dążenie panujących do monu­ mentalnych efektów. Analiza struktury przestrzennej zespołów architektonicznych, narosłych w ciągu wieków, oraz przyczyn dla których wywołują w nas silne wrażenie, jest dla współczesnego planisty bezspornie niezbędna, jednakże musi uwzględniać ukształtowanie terenu, proces powstawania zespo­ łu, przeznaczenie poszczególnych obiektów, inten­ cje ich twórców, środki jakimi dysponują itp. Wiele tego rodzaju wnikliwych i odkrywczych analiz wy­ szło zarówno spod pióra historyków sztuki, jak i architektów zainteresowanych przeszłością. Także w książce Bacona można znaleźć rozważania ujęte szerzej i udokumentowane przekonująco. Rozdzie­ lając nieco schematycznie nurty poszukiwań, które w rzeczywistości częstokroć zlewają się ze sobą, chciałem zwrócić uwagę na rozległość problematyki badawczej, związanej z historią budowy miast, a także na niewłaściwość ujęć jednostronnych, jeśli mają służyć kształceniu urbanistów.

Dopiero po tym wstępie mogę spróbować odpo­ wiedzieć na pytanie: jaki charakter i zakres powinna mieć historia pisana z myślą o budowniczych miast, aby im najlepiej służyła. Musi ona możliwie szeroko uwzględniać pro­ blematykę i zakres zainteresowań współczesnej urbanistyki. Budowa m iast na podstawach artystycznych Camilla Sittego, która ogromnie pobudziła rozwój badań nad urbanistyką historyczną, dobrze ilustruje wąskość zainteresowań historią, charakterystyczną dla architektów owych lat, nawet tak wybitnych, jak Sitte. W książce tej nie ma w ogóle planów całych miast. Dotyczy ona niemal wyłącznie relacji między budynkiem a jego otoczeniem, a zwłaszcza zajmuje się kształtowaniem placów, problemem ważnym, ale nie wyczerpującym „podstaw artystycznych budowy miast”. Od tego czasu urbanistyka zmieniła swe oblicze i znakomicie pogłębiła problematykę. Doszło do poszerzenia przestrzennego zakresu zainteresowań. Termin, jakim oznaczono na przeło­ mie wieków nową dziedzinę wiedzy - budowa miast, town pianning, urbanisme, Städtebau wiąże się z samym tylko miastem. Niebawem stało się jasne, że rozwój miast musi być rozpatrywany w powiązaniu z ich bliższym i dalszym otoczeniem, z systemem osadnictwa. Dziś wiele spraw, dotyczą­ cych miasta, rozważa się w ramach zagospodaro­ wania przestrzennego regionu, całego kraju, a nawet w kontekście międzynarodowym. W ostatnim czasie wyostrzyła się nasza wrażli­ wość na relacje między osadnictwem a środowis­ kiem przyrodniczym: chodzi o rolę środowiska w ro­ zwoju osiedli ludzkich, ale i o oddziaływanie człowieka na przyrodę. Chodzi o wzrastające za­ grożenie ekologiczne. Dostrzegamy związki miast zarówno z ludźmi, którzy je budują, jak i ze światem przyrody, w jakim powstają. Widzimy miasto jako szczególny system ekologiczny (s. 25). Takie pogłębienie problematyki badawczej i przestrzennego zasięgu zainteresowań powinno cechować historię budowy miast, uwzględniającą potrzeby ich budowniczych. Gospodarka prze­ strzenna, wykraczająca poza granice miasta, wypadała z zakresu pola widzenia większości histo­

ryków urbanistyki, chociaż wybór terenu pod miasto (a w mieście - pod budynki) bywa pierwszym kro­ kiem w dziedzinie „kreacji miejskiej”. Przedmiotem naszych zainteresowań jest dziś wpływ gospodaro­ wania przestrzennego, a zwłaszcza budowy miast i wsi, na przekształcanie całego krajobrazu kulturo­ wego, także w przyszłości. W związku z tym musi­ my doprowadzić badania historyczne do czasów najnowszych. Jeśli się uzna słuszność uwag o rozległości zakresu problemowego, przestrzennego i czasowe­ go historii budowy miast, trzeba stwierdzić, że pew­ ne zagadnienia zostały znakomicie opracowane, natomiast inne były traktowane dotychczas nazbyt pobieżnie lub fragmentarycznie. Zwięzłe wprowa­ dzenie do historii budowy miast, przeznaczone dla szerszego kręgu czytelników, nie może objąć peł­ nych dziejów osadnictwa od powstania miast po nasze czasy w sugerowanym szerokim ujęciu; musi ograniczyć się do spraw najważniejszych i zilustro­ wać je wybranymi przykładami. Jednakże istotne jest, aby książka, pomyślana jako wprowadzenie do współczesnej urbanistyki, uwzględniała wielostron­ ność problemów, którymi ona żyje. Aby poszerzała horyzonty budowniczych miast, zwracała ich uwagę na złożoność spraw, którymi się zajmują, obrazowa­ ła je przykładami historycznymi oraz wyciągała z nich wnioski na przyszłość. Jest więc ważne, aby narzucone ograniczenie jej objętości nie prowadziło do zbytniego zawężenia problematyki. Urbanistyka ma dziś charakter międzydyscyplinarny. Minęły dawno czasy, kiedy plany urbanisty­ czne nazywano „planami upiększenia”, a jeszcze na początku naszego wieku „planami regulacji” miast. Minęły także lata, kiedy w pracowniach zajmujących się przebudową i rozbudową miast, dominującą jeśli nie wyłączną - pozycję zajmowali architekci, korzystający w jedynie niewielkim zakresie z pomo­ cy różnych specjalistów. Ale jest dla mnie bezspor­ ne, że przy budowie miast architekci-urbaniści winni odgrywać rolę bardzo ważną - oczywiście pod wa­ runkiem należytego przygotowania do stojących przed nimi zadań. Zapoznanie się z szeroko ujętą historią budowy miast powinno ułatwić wzajemne porozumienie członków zespołów, mających różne 21

zadania do spełniania. Każdy z nich powinien po­ głębić znajomość przeszłości w zakresie swych problemów. Służy temu literatura szczegółowa, zajmująca się różnymi aspektami rozwoju miast, różnymi okresami historycznymi, regionami kulturo­ wymi, miastami, twórcami itd. Bez badań analitycz­ nych nie może być mowy o postępie w zakresie opracowań syntetycznych. „Miasto to więcej niż miejsce w przestrzeni, to dramat w czasie" napisał kiedyś Patrick Geddes271. Na stronach tej książki będzie mowa nie tylko

o przemianach kształtu miasta, ale też o dramatach ludzi, którzy szukali miejsca pod swe osiedla i wal­ czyli z przeciwnościami środowiska: wznosili kosz­ tem ogromnych wysiłków i wielkich wyrzeczeń miasta tak, aby nie tylko spełniały warunki bezpie­ cznego i wygodnego życia, ale dawały wyraz ich ambicjom i aspiracjom; dążyli do zaspokojenia swych potrzeb materialnych i duchowych, racjonal­ nych i irracjonalnych; wysuwali śmiałe i poruszające wyobraźnię projekty, a następnie przeżywali klęski niepowodzeń lub radości z odniesionych sukcesów.

Przypisy 1

U. Cassan: N euf siècles de bâtisseurs de villes. D’Alphonse de Poitiers à Lyautey. Verly, Paris 1975. Autor publikuje liczne teksty źródłowe, dotychczas nie ogłoszone, oraz inne mało znane wypowiedzi.

2

S. Giedion: Space, Time and Architecture. Harvard Univ. Press, Cambridge, wyd. 3, 1954, s. 100.

3

G.E. Haussmann: M émoires du Baron Haussmann, Paris, vol. I (wyd. Ill) 1890, vol. Il - 1890, vol. Ill (wyd. IV) 1893. Autor był prefektem Paryża w latach 1853-1870. Tytuł „Pamiętniki” może wprowadzić w błąd; książka jest systematycznym opisem wykonanych w ciągu 16 lat prac, imponujących rozległym zakresem.

4

O Sorii i Howardzie pisałem w: Urbanistyka współczesna, op. cit., s. 19 i nn.

5

The Free Press, New York 1982, 4 tomy.

6

C. Sitte: Der Städtebau nach seinen künstlerischen Grundsätzen. Gräser, Wien. Pierwsze wydanie ukazało się w 1889 r., a w 1972 r. opublikowano książkę wraz z facsimile rękopisu autora, nakładem Technische Hochschule Wien. Została przetłu­ maczona na angielski, francuski, hiszpański, rosyjski i włoski.

7

R. Unwin: Town Planning in Practice. Fischer, London 1909.

8

P. Geddes: Civics as applied sociology. Macmillan, London 1905, s. 115.

9

M. Poëte: Introduction à l'urbanism e. L’évolution des villes. Boivin, Paris 1929, s. 95.

10

T. Tołwiński: Urbanistyka. Tom I: Budowa m iasta w przeszłości, wyd. 3. Ministerstwo Odbudowy, Warszawa 1947.

11

Cytuję wg: J. Le Goff: Les intellectuels au Moyen Âge. Seuil, Paris 1957, s. 17.

12

O Le Corbusierze pisałem obszerniej w: Urbanistyka współczesna, op. cit., s. 44 i nn.

13

A.E. Brinckmann: Stadtbaukunst. Handbuch der Kunstwissenschaft. Athenaion Verl., Berlin 1920. - W przedmowie do Platz und Monument, Untersuchungen und Ä sthetik der Stadtbaukunst in neurer Zeit, Wasmuth, Berlin 1908, Brinckmann skarżył się, że historycy sztuki zbyt mało zajmują się dziejami sztuki budowy miast. Dzieło, tłumaczone na różne języki, wywarło duży wpływ na piśmiennictwo w interesującej nas dziedzinie.

22

14

P. Lavedan: Qu’est-ce que l'urbanism e? L'introduction à l'histoire de l'urbanism e. Laurens, Paris 1926, s. 3.

15

J. Hugueney et P. Lavedan: Formes et urbanisme. W: La Vie Urbaine, 1. 1967.

16

P. Lavedan, J. Hugueney: L ’urbanisme au moyen âge. Arts et Métiers Graphiques, Paris 1977, s. I i 59.

17

W. Braunfels: M ittelalterliche Stadtbaukunst in der Toskana. Mann, Berlin 1953, s. 9.

18

T. Tołwiński: op. cit., s. 94 i nn.

19

H istoire de la France urbaine. Sous la dir. de G. Duby. 5 vol. Seuil, Paris 1981-1984. Vol. 2: La ville médiévale. Sous la dir. de J. Le Goff.

20

M. Ragon: Retrospective de la prospective architecturale, cytowany przez G. Collinsa w przedmowie do A. Sky, M. Stone: Unbuilt America, McGraw-Hill, New York 1976.

21

Autorem pierwszego obszernego opracowania historii „architektury której nie wybudowano” jest J. Ponten: A rchitektur die nicht gebaut wurde. Deutsche Verlagsanstalt, Stuttgart 1925, 2 tomy. Spośród nowszych prac tego rodzaju wymieńmy: A. Sky, M. Stone, op, cit.; R. Till: Wiener Projekte und Utopień, Jugend und Volk, Wien 1977; Y. Christ: Paris des utopies. Balland, Paris 1977. Utopiami społecznymi oraz ich odbiciem w projektach miast zajmowali się liczni badacze.

22

N. Pevsner: An Outline o f European Architecture. 1 wyd. 1943. Następnie ukazały się liczne zrewidowane i poszerzone reedycje oraz tłumaczenia na języki obce, m.in. dwa wydania polskie, ostatnie: Histona architektury europejskiej, 2 t. Arkady, Warszawa 1980. Poniżej cytuję wyd. ang.: Penguin, Harmondworth 1973.

23

N. Pevsner, op. cit., s. 172.

24

Ibid., s. 11.

25

E.N. Bacon: Design o f Cities. 1 wyd. Viking Press, New York, 1967. Cytuję wyd. z 1978 r. Thames and Hudson, ss. 63, 253.

26

Cytowany w: R. Martin: L'urbanism e dans la Grèce antique. 1 wyd. Picard, Paris 1956, s. 127.

27

P. Geddes: op. cit., s. 107.

23

c z ę ś ć u.

MIASTO JAKO SYSTEM EKOLOGICZNY

Środowisko, w jakim miasto powstaje i rozwija się, miało zawsze i ma nadal ogromne znaczenie dla budowniczych miast. Od jego zalet i wad z pun­ ktu widzenia osiedlającego się w nim człowieka zależały w dużym stopniu losy miasta, jego osiąg­ nięcia i trudności, zmieniające się z czasem funkcje, struktura przestrzenna, krajobraz i warunki życia ludności. Stąd dogłębna znajomość relacji między społeczeństwem miejskim a środowiskiem ma ogromne znaczenie dla poznania dziejów budowy miast. Terminy, jakich już użyłem i inne, jakimi zamie­ rzam operować w związku z tym tematem, stoso­ wane są często w nieidentycznym sensie. Sądzę więc, że powinienem zacząć od wyjaśnienia, jak je rozumiem. Zgodnie z przyjętym ogólne podziałem mówię o położeniu miasta „geograficznym” i „topograficz­ nym”. Pierwsze z tych pojęć odnosi się do usytuo­ wania w stosunku do całego kraju albo do określa­ nego regionu, do sieci osadniczej, układu dróg wodnych i lądowych, gór i dolin. Ma ono znaczenie głównie dla powstania miasta i jego rozwoju. Na charakter położenia topograficznego składają się przede wszystkim cechy terenu i jego otoczenia klimat, kierunki wiatrów, urzeźbienie, stosunki wod­ ne, gleby, szata roślinna, stan własności, zabudowa itp. Ma ono znaczenie zarówno dla rozwoju miasta, jak i dla jego struktury przestrzennej oraz kra­ jobrazu. Na „środowisko życia w mieście” składają się przyroda żywa i nieożywiona oraz budowle i urzą­ dzenia techniczne, będące dziełem człowieka. Wię­ ksze obszary, na których elementy natury występują niepodzielnie albo przeważają, nazywam „środowis­ kiem przyrodniczym”. Z wyjątkiem coraz bardziej

kurczących się obszarów, które zachowały swój charakter pierwotny, środowisko przyrodnicze jest dziś przekształcone przez człowieka. Wraz z budo­ wlanym, z którym splata się często bardzo ściśle, można by je nazwać - skoro przyrodzie nadał jej aktualną postać człowiek - „środowiskiem kulturo­ wym”. Dla uproszczenia unikam tego terminu i uży­ wam zamiast niego słowa „środowisko”. Przez „strukturę przestrzenną miasta” rozumiem dyspozycję głównych terenów budowlanych o róż­ nym przeznaczeniu wraz z infrastrukturą techniczną i społeczną oraz rozmieszczenie większych kom­ pleksów zielonych. Na „krajobraz miejski” składa się to, co w mieście dostrzegamy z różnych punktów widokowych. W drugiej połowie ubiegłego wieku biolog Ernest Haeckel wprowadził dla określenia nauki o rela­ cjach między zwierzętami a otaczającym je środowi­ skiem, organicznym i nie, termin „ekologia”. W ciągu stu lat rozwinęła się ona ogromnie i wy­ specjalizowała zależnie od szczególnych zaintere­ sowań uprawiających ją badaczy. Powstały takie jej działy, jak ekologia roślin, zwierząt lądowych i orga­ nizmów wodnych. Wprowadzono nowe pojęcia, m.in. „ekologia społeczna”, zajmująca się w mias­ tach i w ich otoczeniu rozmieszczeniem różnych grup społecznych i zależnościami między nimi i ich położeniem. W zbliżonym sensie pisano o „socjotopografii” miasta. Wreszcie pojawiło się pojęcie „miejskiego syste­ mu ekologicznego”, w którym zależnie od zaintere­ sowań badaczy kładziono szczególny nacisk na te lub inne problemy. Jako urbanistę zajmują mnie przede wszystkim wzajemne relacje między dwoma podstawowymi składnikami tego ekosystemu ludźmi i środowiskiem - oraz ich wpływ na strukturę

25

przestrzenną i krajobraz miasta. Chodzi mi zwła­ szcza o sprzężenia zwrotne, które występowały kiedyś i występują dziś między ludźmi i środowis­ kiem, w jakim żyją i jakie ich otacza ulegając stałej ewolucji. Miejski system ekologiczny (czy też, inaczej mówiąc, „ekosystem miejski”) ma charakter szcze­ gólny. Człowiek, który zajmuje w nim pozycję domi­ nującą, może w sposób świadomy przekształcać środowisko bardzo istotnie. Inna też jest rola zaso­ bów przyrody. Zazwyczaj populacje, żyjące w da­ nym ekosystemie, czerpią z niego swe pożywienie i powiązane są ze sobą gospodarką energetyczną. Człowiek może sprowadzać żywność, wodę i ener­ gię z daleka. Na miasto trzeba patrzeć jako na cząstkę wielkiego ekosystemu, którym jest cała biosfera, cała przestrzeń, w jakiej znajdują się orga­ nizmy żywe. Tak silne więzy łączą zazwyczaj miasto z jego otoczeniem, że pojęciem ekosystemu miej­ skiego trzeba objąć także obszary wykraczające

poza obręb zajęty pod inwestycje budowlane, a zwłaszcza podmiejskie tereny użytkowane przez rolnictwo, sadownictwo, leśnictwo. Duże aglomera­ cje miejskie obejmują zazwyczaj również obszary wiejskie. Różne urządzenia służące wypoczynkowi ludności miejskiej, takie jak lasy i parki leśne, tere­ ny kąpieliskowe i sportowe oddalone od zabudowa­ nych, wypada traktować jako elementy szeroko pojętego ekosystemu miejskiego. Jeszcze inna różnica stanowi jego cechę cha­ rakterystyczną: położone w nim zasoby przyrody mogą odgrywać drugorzędną rolę w żywieniu miejs­ cowej ludności, natomiast mają wielkie znaczenie dla jakości warunków jej życia, dla wyglądu miasta, jego klimatu psychicznego. W odczuciu współczes­ nego człowieka zieleń posiada ogromną wartość emocjonalną. Człowiek pielęgnuje więc ją i wzboga­ ca, ale niestety zadaje jej niekiedy rany lub po prostu niszczy. W przypadkach krańcowych dopro­ wadza do klęski ekologicznej.

1. WENECJA - LUDZIE I ŚRODOWISKO PRZYRODNICZE

Wenecja stanowi piękny przykład ekosystemu miejskiego, który - choć położony w szczególnie trudnych warunkach naturalnych - dzięki nieustan­ nej trosce ludzi o właściwe współżycie ze śro­ dowiskiem rozwijał się w ciągu długich wieków korzystnie tak dla swych mieszkańców, jak i dla przyrody (il. 97-112). Niestety, dziś jest śmiertelnie zagrożony. Z wielkiego amfiteatru, otaczającego od północy Adriatyk, spływały liczne rzeki i rzeczki, odkładające w obrębie płytkiej zatoki masy piasku i mułu. Z przeciwnej strony uderzały fale morskie, szcze­ gólnie silnie podczas przypływów. W ten sposób formowała się i zmieniała swój kształt laguna, płytka zatoka odgrodzona od głębokich wód morskich wąskim paskiem lądu, miejscami przerwanego. Z czasem część laguny, która ciągnęła się dalej na południe, uległa zamuleniu i przekształciła w ląd stały. Rawenna, położona pierwotnie nad

26

samym morzem, jest dziś oddalona od niego o kilka kilometrów. Na lądzie otaczającym lagunę i na wysepkach w jej obrębie położonych usadowili się w starożyt­ ności ludzie, którzy żyli z rybołówstwa, wytwarzania soli z wody morskiej i handlu. W czasach rzymskich osadnictwu sprzyjało wybudowanie dróg w pobliżu laguny, a także podjęcie prac melioracyjnych w sil­ nie zamulonej delcie Padu. Między innymi Rzymia­ nie przekopali kanał, zwany Fossa Clodia, do osady tego imienia, dzisiejszej Chioggii, położonej na południowym skraju weneckiej laguny. Szybszy przyrost ludności nastąpił u progu średniowiecza, kiedy sadowili się tu uchodźcy w obawie przed grożącymi, najbardziej na lądzie, najazdami „barba­ rzyńców”. W początku VIII w. zmienia się organizacja poli­ tyczna na lagunie: powstaje instytucja wybieralnych dożów (duces), którzy przenoszą się w r. 810 z Ma-

lamocco, położonego nad samym morzem, a przeto bardziej zagrożonego, na Rivoalto (Wysoki Brzeg), wysepki pośrodku płytkich wód - późniejsze cen­ trum Wenecji. Usytuowana na zachodnim skraju państwa bi­ zantyjskiego, dawna rzymska prowincja Veneto odgrywa coraz większą rolę w handlu między Zachodem i Wschodem. Na pierwsze lata IX w. przypada początek budowy Pałacu Dożów oraz przyległej do niego kaplicy, przyszłej bazyliki św. Marka. Miasto otoczono fortyfikacjami od strony morza. W IX w. Republika Wenecka uniezależnia się od Bizancjum. Jej znaczenie gospodarcze, za­ możność i aspiracje szybko wzrastają. Rivoalto, przyjmując nazwę Wenecja, umacnia się na lagunie, a z czasem i na lądzie. Jej panowanie obejmuje w XV w., w czasach największego rozkwitu, wy­ brzeże dalmatyńskie, Kretę i Cypr, a w Italii sięga po Brescię i Bergamo. Środowisko przyrodnicze, w jakim miasto żyje, przynosi mu nie tylko korzyści, ale i niebezpieczeń­ stwa, z jakimi musi stale walczyć. Wody rzek, nano­ sząc muł, grożą przekształceniem laguny w grzęza­ wisko, siedlisko komarów i malarii. W wyniku takich procesów wyludniła się całkowi­ cie wyspa Torcello (XIII—XIV w.). Zdumiewa dziś na niej architektura sakralna sięgająca VII w., świadec­ two stosunkowo krótkiego okresu świetnej historii miejscowości, która jeszcze w IX w. była siedzibą biskupa. Muł wypełnia kanały żeglowne, a zwłaszcza grozi zamknięciem wjazdu do Wenecji przez „bra­ my" w Lido, Malamocco i Chioggii. Wenecjanie walczyli z tymi niebezpieczeństwami drążąc kanały i usypując z wydobytej ziemi nowe wyspy; jedna z nich, Giudecca, zrośnięta dziś z krajobrazem historycznego miasta, otrzymała swoje obecne rozmiary dopiero w XVII w. Jednakże zabiegi takie nie wystarczały: trzeba było odprowadzić ujście Padu i mniejszych cieków wodnych poza obręb laguny, aby zapobiec jej pochłonięciu przez muł, który niosły rzeki. Można spotkać się z powiedzeniem, że Wene­ cjanie osiedli na stu wyspach laguny. Mówiąc tak pomniejsza się ich osiągnięcia. To oni sami ulepili

większość swych wysp z mułu i piasku; umocnili je drewnianymi palami, na jakich wznosili budynki; powiązali mostami i stworzyli sieć kanałów, którymi można było poruszać się po całej lagunie, kanałów 0 głębokości dostosowanej do wymiarów i zanurze­ nia łodzi oraz statków pływających na różnych tra­ sach; umacniali pas lądu dzielący ich od głębokiego morza. Ogromnym wysiłkiem wykonywali te roboty, a następnie czuwali nad utrzymaniem całego złożo­ nego systemu w należytym stanie. Morze nie tylko pozwoliło Wenecji zająć szcze­ gólną pozycję w handlu międzynarodowym: bez codziennych przypływów i odpływów, podczas któ­ rych fale morskie wdzierają się do laguny, aby się z niej wycofać po przepłukaniu kanałów zanieczysz­ czonych ściekami i odpadkami, życie w Wenecji byłoby nieznośne albo wręcz niemożliwe. Bez zaso­ lenia laguny nie dałoby się zwalczyć malarii. Ale zbawienne wody morskie powodują erozję brzegów wysp oraz podmywają fundamenty budynków, a wy­ soki poziom morza grozi zalaniem miasta. W ciągu blisko piętnastu wieków swego istnienia Wenecja broniła się przed tym, wznosząc coraz potężniejsze falochrony, rozbijane na nowo przez gwałtowne ataki morza. Ludzie zamieszkujący teren, na którym ląd 1spływające zeń rzeki ścierały się z morzem, mieli zadanie bardzo trudne. Powstrzymywali naturalne zmiany, zachodzące w obrębie lagun, które zazwy­ czaj wypełniają się nanoszonym mułem i zanikają, jeśli morze nie przerywa ograniczającego je pasem­ ka lądu i nie kładzie w inny sposób kresu ich istnie­ niu. Wenecjanie walczyli o utrzymanie w środowi­ sku przyrodniczym równowagi, którą uważali za korzystną. Ekosystem miejski, jaki w ten sposób stworzyli, zadziwia nas logiką i funkcjonalnością oraz zachwyca pięknem. Rozłożył się po obu stro­ nach Canal Grandę, naturalnego cieku wodnego, od którego odgałęzia się sieć węższych kanałów. Położenie w obrębie laguny wywarło zasadniczy wpływ na sposób budowy miasta, a zwłaszcza na jego strukturę przestrzenną oraz zasady kompozycji zespołów architektonicznych. W miarę tego, jak rosło bogactwo Republiki I jej aspiracje do odgry­ wania roli rozgałęzionego imperium śródziemno­

27

morskiego, kolejni dożowie wraz ze stojącą u wła­ dzy miejscową arystokracją dążyli do nadania swemu miastu jak największego blasku. Cel ten osiągnęli w pełni. Philippe de Commines, ambasa­ dor Francji, pisał w 1495 r. o Wenecji: „Jest to najbardziej tryumfalne miasto, jakie kiedykolwiek widziałem". A kiedy kreślił te słowa, dopiero się zaczynała wielka przebudowa, której owoce dziś nas zachwycają. W przeciwieństwie do znakomitej większości obwarowanych miast średniowiecznych, do których prowadziły co najmniej dwie bramy o równym lub podobnym znaczeniu, w Wenecji dopływano do jedynej przystani, od południa - jeśli pominąć za­ mknięty dla obcych dojazd do Arsenału. Tu, w ba­ senie św. Marka, patrona Republiki, zbiegały się liczne drogi łączące Wenecję ze światem. Tu moż­ na było wejść do miasta przez Piazzettę na Piazza San Marco. Obok prowadził wjazd do Canal Gran­ dę, z którego rozchodziła się cała sieć kanałów. ^Plac św. Marka był głównym ośrodkiem życia politycznego, społecznego i kulturalnego miasta. Pałac Dożów, który budowano i przebudowywano poczynając od 814 r. w ciągu wielu wieków, miał pierwotnie plan kwadratowej twierdzy z warownymi wieżami, otoczonej fosą. Swój obecny kształt od strony Piazzetty uzyskał Pałac dopiero w końcu XV w. Wielka bryła gmachu, licowana białym i różo­ wym marmurem, wydaje się zadziwiająco lekka, wsparta na dwóch ażurowych kondygnacjach. Ma­ lowidła, pokrywające ściany i sufity wnętrz, opiewały świetność Najjaśniejszej Republiki, la Serenissima. Sam plac powiększono po raz pierwszy w końcu XII w., zasypując kanał Batario, który pierwotnie ograniczał wnętrze, oraz przesunięto zachodnią granicę placu, imponującego swą wielkością w gęs­ to zabudowanej Wenecji (il. 102); miał on teraz 175 m długości. Już w końcu X w. przekształcono dawną kaplicę pałacową w kościół naśladujący wzory bizantyjskie, kryty pięcioma kopułami. Jesz­ cze bardzo długo pracowano nad jego upiększe­ niem, wprowadzając elementy o charakterze goty­ ku. Wzbogacono go zarówno od zewnątrz (m.in. ustawiono na frontowej elewacji wspaniałe cztery konie antyczne, zrabowane w Konstantynopolu), jak

28

i we wnętrzu, wykładając je połyskującą złotem mozaiką. Nieustannie uzupełniano pełen bezcen­ nych dzieł sztuki skarbiec świątyni. W 1539 r. otrzymał stanowisko naczelnego nad­ zorcy architektury weneckiej Jacopo Sansovino znakomity architekt i rzeźbiarz, który działał w We­ necji z niewielkimi przerwami do końca życia (1570). To jego zasługą było pokierowanie przebu­ dową placu św. Marka i Piazzetty oraz wzniesienie przy nich kilku obiektów architektonicznych. Cała akcja została zakończona w połowie XVII w., już po śmierci Sansovina. Przy formowaniu tego wspania­ łego zespołu działało wielu wybitnych architektów. Nawiązywali oni do ukształtowania dzieł swych poprzedników i wyciągali wnioski z położenia bu­ dynków, nad którymi pracowali, w obrębie placu. Taka ich postawa przyczyniła się do charakterysty­ cznej cechy placu: do powiązania różnych jego elementów w zharmonizowaną całość i do skontrastowania kilku dominant architektonicznych z zabu­ dową im podporządkowaną. Stworzyli wielofunkcyj­ ne wnętrze, wprowadzające od strony laguny do miasta, tworzące jego „forum” otoczone głównymi budowlami Republiki, miejsce uroczystości, procesji i zabaw publicznych - a równocześnie obrazujące ambicje Wenecji prezentowania się jako kontynua­ torka wspaniałości antycznego Rzymu. Porównanie placu przedstawionego na obrazie „Procesja św. Krzyża” Gentile Belliniego (1496) oraz w „Widoku placu spod arkad San Geminiano” Antonia Canaletta (ok. 1760) pozwala zdać sobie sprawę z zakresu dokonanej przebudowy. Jeszcze zanim Sansovino rozpoczął realizację swego zada­ nia, istniały przy placu dwukondygnacyjne Stare Prokuracje; nad ich budową pracowało kilku archi­ tektów, między innymi w ostatniej fazie (koniec XV w.) Bartolomeo Bon. Na parterze znajdowały się za portykiem (który miał z czasem otoczyć cały plac) różne pomieszczenia dla ludności, a na pię­ trze mieszkania prokuratorów, najwyższych urzędni­ ków Wenecji (1496). Na obrazie Canaletta Stare Prokuracje, nadbudowane trzecią kondygnacją, dochodzą do Wieży Zegarowej (Mauro Codussi, 1499), pod którą, idąc od strony Rialto, głównego ośrodka handlowego miasta, wkraczało się na plac.

Pokazane przez Belliniego nieporządne budynki, mieszczące przytułek, u Canaletta już nie istnieją. Zastąpiła je długa trzykondygnacyjna bryła Nowych Prokuracji (Vincenzo Scamozzi, 1581-99), przesu­ nięta w stronę nabrzeżną tak, że dzwonnica św. Marka, która mając 98 m wysokości dominowa­ ła nad wszystkimi budowlami Wenecji i stanowiła jeden z głównych symboli potęgi Republiki, wkro­ czyła na plac jako monument wolno stojący. Obrazy, które oglądaliśmy, pokazywały plac św. Marka od zachodu. Nie widać na nich zasadni­ czych przeobrażeń wschodniej części zespołu. Piazzetta została przedłużona w stronę nabrzeżną, a jej zachodnią ścianę utworzyła słynna dwukon­ dygnacyjna Biblioteka, mieszcząca tysiące bezcen­ nych rękopisów i druków, demonstrująca zaintere­ sowanie Republiki kulturą (Sansovino 1536-1554, ukończona przez Scamozziego 1588). U stóp dzwonnicy Sansovino wzniósł Loggettę (1540), z której przedstawiciele władz przemawiali do ze­ branej na placu ludności. Cały zespół został skomponowany jak teatralna scenografia. Położenie na lagunie, z jej rozlicznymi dalekimi perspektywami, wzbogaconymi i ożywiony­ mi, tak jak w żadnym innym mieście, widokami wody i nieba, pobudzało wyobraźnię budowniczych Wenecji. Osoby przypływające laguną w stronę placu św. Marka spostrzegały „front” miasta, długi szereg budynków publicznych, świadczących o potędze, zamożności, ale i o aspiracjach artystycznych Re­ publiki. Od zachodu ku wschodowi stały wielkie spichrze na zboże, mennica i Biblioteka. Dalej dwie granitowe kolumny, ustawione tu w 1172 r. Jedną zdobił św. Teodor z Konstantynopola, pierwszy patron Wenecji. Na drugiej lew trzymał w łapach Ewangelię św. Marka, następnego patrona Republi­ ki. W zespole obiektów „frontowych" pojawił się teraz monumentalny Pałac Dożów, usytuowany nieco głębiej. Długi szereg budynków i rzeźb, pre­ zentujących przy nabrzeżu Republikę, kończył się Mostem Westchnień i więzieniem. Wejdźmy teraz na Piazzettę. Z lewej strony wznosiła się Biblioteka, a dalej dominująca w sylwe­ cie Wenecji dzwonnica, z Loggettą. Bazylika

św. Marka, wysunięta przed lico Pałacu Dożów, oraz Wieża Zegarowa, stojąca jeszcze dalej na zachód, tworzyły jakby kulisy teatralne spotykające odległe spojrzenie znad laguny. Wystarczyło odwró­ cić się przed wieżą, aby ujrzeć jeden z piękniej­ szych widoków, jakie można było podziwiać w We­ necji: panoramę, obejmującą budynki, o których mówiłem, zamkniętą w oddali zespołem klasztoru San Giorgio Maggiore (A. Palladio 1566-1580, jego następcy do początku XVII w.), otoczonego wodami laguny. Tak wyglądała „oś” południe-północ, całkowicie asymetryczna. Pozbawiona symetrii, a jednak bar­ dzo jednorodna, była też „oś” poprzeczna. Gdy ktoś stanął przed portykiem kościoła San Geminiano, odnosił wrażenie, że z głębi widowni, otoczonej Prokuracjami Starymi i Nowymi, ukształtowanymi niby wielopiętrowe loże, spogląda na scenę, udeko­ rowaną szczególnie uroczyście bazyliką św. Marka, dzwonnicą i Pałacem Dożów. Także wejście na dziedziniec Pałacu, obok bazyliki św. Marka, zostało uformowane z myślą o widowisku, jakie tu się odbywało. Wystrojeni dy­ gnitarze wkraczali na usytuowane w głębi dziedziń­ ca, na osi drogi wejściowej, monumentalne schody ozdobione rzeźbami (Scala dei Giganti), przedsta­ wiającymi ogromne postacie Neptuna i Marsa. Spektakl był szczególnie uroczysty, gdy dziedziniec pałacu wypełniał się niby teatr tłumem widzów, a na schodach pojawiał się nowo obrany doża. Wszędzie odczuwało się upodobanie budowni­ czych Wenecji do tworzenia tła dla odbywających się ceremonii i do otwierania fascynujących per­ spektyw, w których współgrały budynki, woda, nie­ bo i ludzie. W dniach uroczystych, między oknami Prokuracji wywieszano barwne dywany, a z okien oglądano widowiska na placu. Balkony oraz otwarta galeria okalająca Pałac Dożów zaspokajały pragnie­ nie pokazania się tłumom lub też oglądania ich. Z Loggetty i Biblioteki można było obserwować życie Piazzetty. Rzecz oczywista, że najrozleglejsze widoki na miasto i na lagunę rozpościerały się z wież - Zega­ rowej, dzwonnicy na placu i w zespole San Giorgio Maggiore; na wieże te, zwłaszcza na dzwonnicę

29

przy Bibliotece, wprowadzano chętnie cenionych gości. W moim odczuciu kanały weneckie i cała laguna wywołują najsilniejsze wrażenie z wieży San Giorgio. W całej okazałości pojawia się szeroki łuk Canale di S. Marco, przechodzący w wijący się w przeciwnym kierunku Wielki Kanał oraz w szeroki Canale della Giudecca. Te dwa kanały opływają wielką ośmioboczną kopułę barokowej świątyni Santa Maria della Salute wzniesionej jako wyraz wdzięczności po wygaśnięciu dżumy w 1630 r. (B. Longhena). A dalej pojawia się Wenecja i lagu­ na ze swymi licznymi wysepkami. Przy pięknej pogodzie można ujrzeć w tle odległe góry. Na zachód od zespołu placu św. Marka zaczyna się Wielki Kanał. Philippe de Commines nazwał go „najpiękniejszą ulicą świata”. Prowadzi tędy główny wjazd do miasta, przegradzany jeszcze w końcu XV w. na noc łańcuchami. Dalej wznoszą się nad kanałem niemal wszystkie okazałe pałace miejsco­ wych arystokratycznych rodów. „Starsze domy są całe malowane, a zbudowane w ciągu ostatnich stu lat licowane białym marmurem i innymi ozdobnymi kamieniami”, pisał de Commines. Pomiędzy pałaca­ mi stoją budynki skromniejsze. Nie oznacza to, że Wenecja nie znała podziału dzielnic mieszkalnych na „lepsze” i „gorsze”, że występowało w niej prze­ mieszanie różnych grup społecznych. Wzdłuż Canal Grandę wyrosła dzielnica „najlepsza”; żyły w niej rodziny usytuowane najwyżej w hierarchii społecz­ nej. Ich pałace wyróżniały się w krajobrazie miasta, korzystały ze słońca i przewiewu czystego powie­ trza. Skromniejsze budynki stojące pomiędzy pała­ cami, podkreślały ich wspaniałość, wprowadzały tak ważny dla zespołów architektonicznych element skali porównawczej (ii. 108). Biedota mieszkała głównie na północnych krańcach miasta, przy cias­ nych kanałach i uliczkach, wreszcie na wyspach laguny. Ostremu podziałowi klasowemu ludności Wenecji odpowiadały jaskrawe różnice w warun­ kach mieszkaniowych. Zespół budynków położonych na Rivoalto po obu stronach kanału, powiązanych mostem drew­ nianym w 1250, a murowanym w 1589 r., leżał pośrodku miasta, w miejscu gdzie Wielki Kanał zakreślając ostry łuk zbliżał się od północy do placu 30

św. Marka. Pomiędzy tymi dwoma ośrodkami po­ wstało na przełomie XI i XII w. główne w owym czasie skupienie zabudowy, dzielnica nosząca nazwę Merceria. Dzięki temu, że składają się na nią poplątane wąskie uliczki i pokręcone kanały, gra i tu charakterystyczne dla Wenecji prawo kontrastu: kiedy idąc od strony Rialto wkracza się mrocznym przejściem pod Wieżą Zegarową na zalany słoń­ cem, otoczony wspaniałymi budynkami rozległy plac, wrażenie jest olśniewające. Na wschodnim krańcu miasta usytuowano nad portem Arsenał, „serce państwa weneckiego”. Phi­ lippe de Commines pisał o nim, że jest „najpiękniej­ szy na całym świecie”. Wytwórców szkieł i mozaik przeniesiono na wyspę Murano, bo wywoływali częste pożary. Niewielka wysepka, oddalona od ośrodków życia świeckiego, Isola S. Piętro, była siedzibą patriarchy, który nie odgrywał nigdy większej roli w życiu Wenecji. Inna wyspa, San Michele, służyła za cmentarz. Ekosystem wenecki dzielił się na subsystemy. Grupy wysepek, połączonych przerzuconymi przez kanały mostami, tworzyły niewielkie, w pewnym stopniu samowystarczalne jednostki. Każda z nich miała s w ó j. placyk, campo, obsłużony kanałem, którym dowożono towary i ludzi, wyposażony w stu­ dnię ze słodką wodą. Każde campo tworzyło ośro­ dek parafii z własnym kościołem i dzwonnicą. Przy samym placu albo w jego pobliżu sytuowano chęt­ nie scuole, siedziby bractw religijnych oraz korpora­ cji rzemieślników i kupców. W roku 1169, kiedy Wenecja liczyła 30 takich quartieri, połączono je w 6 jednostek większych zwanych sestieri, po trzy z jednej i z drugiej strony Canal Grandę. Każda z nich miała określone prawa administracyjne. Tak więc miasto już w średniowieczu wykazywa­ ło strukturę logiczną i racjonalną. Chociaż jego rozwój nie odbywał się stosownie do wybiegającego w daleką przyszłość planu, nie był bynajmniej bez­ ładny czy też całkowicie samorzutny. Stanowił wy­ nik przestrzegania określonych zasad i „modeli” kształtowania przestrzennego, przyświecających jego budowniczym. Powołane do tego osoby nieu­ stannie kontrolowały rozbudowę Wenecji i sterowały

nią, uwzględniając wymagania jakże trudnego śro­ dowiska naturalnego. Zasadom strukturalnym, odnoszącym się do całego organizmu miejskiego, towarzyszyły określo­ ne reguły i upodobania, dotyczące kształtowania jego elementów. Panowała asymetria — w przekro­ jach ulic z kanałami biegnącymi z jednej i drogami dla pieszych z drugiej strony, w planach campi, w bryłach kościołów z dzwonnicami, częstokroć w elewacjach budynków, w sposobie architektonicz­ nego zamykania widoków ulicznych. Powstały trzy główne typy budynków mieszkalnych, odpowiadają­ ce podziałowi społecznemu ludności: domy patrycjatu, przeobrażone w pałace case fondaco - ze składem, a zwykle i przystanią osłoniętą podcienia­ mi, case minori, należące głównie do kupiectwa, i bardzo skromne case popolari. Kształtowanie architektoniczne utrzymywało w ciągu wieków wiele cech tradycyjnych, chociaż ulegało z czasem prze­ obrażeniom. Operowano chętnie kontrastami. Przy Canal Grandę skromniejsze domy składają się wraz z pałacami na obraz ogromnie urozmaicony. Z wąs­ kich mrocznych uliczek wkracza się na osłonecznione placyki, przy których często pojawiają się wybit­ ne dzieła architektury i rzeźby. Wreszcie kontrasty największe uderzają na placu św. Marka. Różni się on wielkimi rozmiarami oraz regularnością dwóch dłuższych ścian od wszystkich campi. Właściwa Piazza kontrastuje z Piazzettą otwartą ku lagunie, poziome bryły budynków z kopułami bazyliki oraz ze smukłą dzwonnicą - i tak dalej. Jednakże kon­ trasty te są wyważone, służą podkreśleniu roli obiektów najważniejszych w zespole. Z kolei, po­ wtarzające się, identyczne lub podobne ukształto­ wanie różnych budynków wprowadzało wrażenie jedności do zespołu, na który składały się różnorod­ ne elementy. Zasadą struktury elewacji Prokuracje Nowe Scamozziego przypominają Stare. Dwie dol­ ne kondygnacje budynku, do którego przenieśli się wszyscy prokuratorzy, mają wystrój przejęty dosłow­ nie z Biblioteki Sansovina. Powiązanie Piazzy z Piazzettą zostało szczęśliwie podkreślone. „Tu­ mult w całości” znakomicie towarzyszy „jednorodno­ ści w detalu”, jak to zalecał ks. Laugier (s. 16). Jak w utworze muzycznym, ten sam motyw, odpowied­

nio przetworzony, przewija się w obydwóch sprzę­ żonych ze sobą wnętrzach. Obecny kształt placu jest wynikiem działalności dziesiątków pokoleń aż po Napoleona I, który kazał rozebrać kościół San Geminiano i stworzyć jednolitą ścianę zachodnią Placu (1810). W ciągu stuleci upodobania architektoniczne zmieniały się bardzo istotnie, co znalazło odbicie w poszczególnych budowlach. Ale właśnie podstawowy urok placu, jak i całej Wenecji, to jedność mimo przeciwieństw, jednolitość wśród różnorodności, znakomite połą­ czenie dyscypliny i swobody, asymetryczne ukształ­ towanie ścian długich, prostych osi widokowych. Dwa współdziałające ze sobą elementy natural­ nego środowiska stanowią źródło szczególnego uroku miasta: niebo i woda. Niebo o różnych bar­ wach - od błękitnej, przez złocistą, po purpurową podczas zachodów słońca - odbija się wraz z nasy­ coną kolorami architekturą w pofalowanej powierzchni kanałów. Tę rozedrganą barwność krajobrazu miasta utrwaliło na płótnie wielu mala­ rzy. Inspirowała zwłaszcza impresjonistów - Ma­ neta, Moneta, Renoira. „Miasto z marmuru? Nie, raczej ze złota, wybrukowane szmaragdami”, pisał John Ruskin w Kamieniach Wenecji. Wenecja stanowi część ekosystemu rozleglejszego, obejmującego tereny położone na lądzie. Zacieśnieni na wyspach zamożni Wenecjanie pra­ gnąc odetchnąć wśród zieleni, upatrzyli sobie uro­ cze doliny rzeczek Brenty i Sille, by stworzyć tam uzupełnienie mieszkania miejskiego. Przepływali chętnie na łodziach holowanych końmi albo wypo­ sażonych w wiosła lub żagle; w ten sposób konty­ nuowali codzienne wędrówki w gondolach kanałami. Zakaz budowania na lądzie siedzib umocnionych przyczynił się do wznoszenia willi otwartych na krajobraz. W samej dolinie Brenty powstało do XVIII w. ponad 300 willi otoczonych ogrodami i po­ lami uprawnymi. Dwie trzecie tych buaowli - przy­ najmniej część ich była perełkami architektury - nie zachowało się albo uległo zniekształceniu. Ogon komety weneckiej, jaki ongiś tworzyły, stracił wiele ze swego dawnego blasku. Wenecjanie twierdzili przed wiekami, że ich miasto jest zagrożone przez morze, rzeki i człowie­

31

ka. Jego działalność w ciągu ostatnich dziesiątków lat przynosiła szkody najpoważniejsze, wpływając brutalnie na jakość środowiska. W czasie pierwszej wojny światowej postanowiono utworzyć na zasypa­ nej w tym celu części laguny, przylegającej do lądu stałego, rozległą strefę przemysłową; lokowane w jej obrębie zakłady mogły budować własne urzą­ dzenia portowe. Jedna z głównych atrakcji dla prze­ mysłu wynikała z taniości terenów uzyskanych przez zasypanie laguny. Obszar zajęty pod strefę został niebawem zapełniony; poczęto przekształcać w ląd stały dalsze partie zalewu. Wenecja lądowa stała się największym ośrodkiem petrochemii we Włoszech, jednym z większych skupień metalurgii w kraju. Jednakże utworzeniu wielkiego kompleksu przemysłu ciężkiego u boku zespołu historycznego towarzyszyły niepokojące zjawiska. Poziom terenu miasta obniżał się w ostatnim pięćdziesięcioleciu szybciej, niż poprzednio. Wysokie wody, zalewające Wenecję, stawały się coraz częstsze. Przyczyniły się do tego zmiany środowiska przyrodniczego, związane z utworzeniem strefy przemysłowej w Margherze. Przekopanie przez lagunę szerokiego kanału głębokości 15 m, umożliwiającego ruch statków o pojemności 80 tys. t, utorowało drogę falom morskim; zasypanie części laguny osłabiło jej rolę jako osłony lądu przed masami napierającej wody; pompowanie dużych ilości wody słodkiej dla przemysłu przyczyniło się do osiadania gruntu i tak dalej. Emitowane do atmosfery gazy i pyły przemysłowe, a także spaliny wydzielane przez motorówki i gospodarstwa domowe, niepokojąco zanieczyszczają powietrze oraz powodują zagładę marmurów, rzeźb i malarstwa. W kanałach pełnych nieczystości, służących za nawóz, rozwijają się bujnie glony czerpiące z wody tlen. Pokrywają po­ wierzchnię laguny, a ich obumarłe, rozkładające się masy powodują zanik tlenu potrzebnego do życia faunie morskiej; ponadto wytwarząją przykry za­ pach. W niższych warstwach wód powstaje pod pokrywą glonów tzw. „efekt szklarniowy”. Gdy nad­ chodzą upały, temperatura wody na głębokości kilku metrów tak się podnosi, że zarówno ryby, jak i róż­ ne skorupiaki wypływają martwe na powierzchnię. Kiedy przypływy i odpływy morza są niedostate­ 32

czne, by odprowadzić te ogromne dodatkowe masy zanieczyszczeń, stają się one pokarmem dla larw owadów, w normalnych warunkach pożeranych przez ryby. Do wielu trudności, z jakimi walczy od wieków Wenecja, doszła nowa klęska. Miastu grozi katastrofa ekologiczna. Długie lata zanieczyszcza­ nia wód laguny przez przemysł, gospodarstwa do­ mowe i rolnictwo, stosujące nawozy chemiczne, po­ kryły jej dno grubym pokładem wysoce szkodliwej masy. Niełatwo teraz odrabiać skutki zaniedbań, zwłaszcza że dochodzą nowe zanieczyszczenia. Kiedy pierwsi przybysze osiedli na lagunie, zna­ leźli się w środowisku przyrodniczym z różnych względów uciążliwym; jedną z plag stanowiły na podmokłych terenach komary i związana z nimi malaria. Dawno sobie z nią poradzono. Nieporów­ nywalnie większe trudności przedstawia dziś walka 0 poprawę fatalnych warunków życia w Wenecji, jakie wywołała działalność ludzka. Jeśli trzy od­ wieczne zagrożenia stwarzały morze, rzeki i czło­ wiek, to on wyrządza dziś miastu szkody najwięk­ sze, gdy dba krótkowzrocznie o swe interesy, nie troszcząc się o ich konsekwencje dla środowiska. Brzmi to może paradoksalnie, ale władze miej­ skie upatrują jednej z dróg zmierzających do zmniejszenia trudności miasta w ograniczeniu na­ pływu turystów. Jest on istotnie ogromny. W 1988 r. było ich w Wenecji 8 milionów. Wielu przybywa tu na kilka godzin, a potem opuszcza miasto. Jedynie czwarta część gości spędza w Wenecji więcej, niż jedną noc. Turystyka, która wzmaga się gwałtownie w sezonie, a następnie opada, zatrudnia tylko ok. 20% zawodowo czynnej ludności, natomiast zanie­ czyszcza miasto i obciąża deficytowe - bo wykorzy­ stywane masowo tylko w sezonie - motoscafi, mo­ torówki kursujące po kanałach. Władze miejskie rozważały wprowadzenie za wjazd do Wenecji opłaty, uprawniającej do zwiedzania muzeów 1wszystkich zabytków dostępnych dla publiczności. Miało to ograniczyć turystykę do osób pragnących istotnie poznać niesłychanie bogate dziedzictwo kulturowe miasta i przyczynić się do zwiększenia środków na jego zabezpieczenie i rewaloryzację. Z degradacją środowiska naturalnego rozpoczę­ to walkę na wielu frontach. Zmuszono przemysł do

zmniejszenia zanieczyszczenia atmosferycznego oraz do budowy oczyszczalni ścieków. Zarówno w przemyśle, jak i w gospodarstwach domowych, zastąpiono w możliwie dużym stopniu oleje paliwo­ we gazem. Ograniczono czerpanie wody ze stu­ dzien miejscowych, co stało się możliwe dzięki doprowadzeniu jej w większych ilościach z ze­ wnątrz. Wykonano szereg drobniejszych prac hy­ drotechnicznych w obrębie laguny, a zwłaszcza powstrzymano dopływ wody z rzeczek grożących jej zamulaniem oraz nanoszących środki chemiczne używane w rolnictwie. Plaga wywołana śnięciem ryb, mnożeniem się glonów i owadów może być skutecznie zwalczana jedynie w powiązaniu z oczy­ szczaniem wód laguny. Trudny problem przedstawia zabezpieczenie Wenecji przed zalewaniem falami morskimi. Naj­ pierw znacznie wzmocniono kamienną przegrodę, oddzielającą lagunę od głębokiego morza. Budowni­ czowie, którzy ukończyli roboty w 1784 r. po 38 la­ tach prac, umieścili ku ich upamiętnieniu tablicę zapewniającą, że „ułożone potężne mola marmuro­ we zabezpieczą na wieki od strony morza święte granice miasta, siedziby wolności”. Ale podczas ostatniej wielkiej powodzi w 1966 r. morze bez trudu pokonało tę przeszkodę. Pozostał problem wód wdzierających się przez trzy otwarte „bramy” wjazdowe, w Chioggii, Malamocco i Lido. Idąc za przykładem najnowszych podobnych realizacji (s. 84 i s. 196), wysunięto propozycję budowy przed tymi wjazdami ruchomych bram, w normalnych warunkach otwartych, a zamykanych mechanicznie w czasie zbliżających się groźnych przypływów morza. Po zrealizowaniu rozległego programu robót środowisko może poprawić się bardzo istotnie, pozostanie jednak problem kapitalny: ludzi. Miesz­ kańcy Wenecji opuszczają miasto rozłożone na wyspach. Pragną żyć w warunkach odpowiadają­ cych współczesnym wymaganiom. Nadzieja, że utworzenie na pobliskim lądzie stałym wielkiego kompleksu przemysłowego da zatrudnienie ludności historycznego miasta, nie spełniła się: pracownicy nowych zakładów lokowali się głównie na lądzie, gdzie - w swoim zrozumieniu - znajdowali lepsze

warunki życia, a zwłaszcza nowoczesne mieszkania i mogli korzystać z samochodów; Wenecja wysp nadal wyludnia się. Tuż po wojnie stała ludność wysp liczyła 200 tys. osób, a w 1985 r. spadła do 80 tys. Ażeby ten proces powstrzymać, trzeba działać w różnych kierunkach. Po pierwsze - podnieść jakość środowiska życia, a między innymi umniej­ szyć zanieczyszczenie atmosfery oraz wód laguny, poprawić warunki mieszkaniowe i uzupełnić podsta­ wowe usługi w zaniedbanych dzielnicach. Po drugie - poszerzyć funkcje miasta w sposób dający się po­ godzić z troską o dziedzictwo kulturowe, a tym samym stworzyć nowe odpowiednio dobrane miejs­ ca pracy. Władze miejskie wysunęły ambitny plan zmian także i w tej dziedzinie. Opracowały - i zaczęły realizować - projekt rewaloryzacji zasobów miesz­ kaniowych i poprawy środowiska życia. Pragną przekształcić swe miasto w międzynarodowy ośro­ dek instytucji służących nauce, kulturze, sztuce, różnym dziedzinom aktywności, także gospodar­ czej. Rozważane są projekty adaptowania do współczesnych potrzeb Arsenału i innych budyn­ ków, wzniesienie pałacu kongresów itd. To dzięki swej atrakcyjności Paryż jest obecnie miastem świata, przyciągającym w ciągu roku największą liczbę międzynarodowych kongresów i konferencji (s. 119). Do Wenecji ściągają przybysze z odległych stron, aby się tym unikalnym skarbcem kultury na­ cieszyć. Jego uratowanie powinno być uznane za cel wysiłków międzynarodowych. Trzeba to sobie jednak powiedzieć: warunki życia i pracy w środowisku weneckim można w du­ żym stopniu poprawić - ale nie da się stworzyć tu wszystkich wygód, jakie zapewniają nowe dzielnice innych miast, wolnych od trudności istniejących w obrębie laguny. Przed laty wysunięto projekt budowy metra pod Canal Grandę; niepokój ogarnia na myśl o konsekwencjach, jakie miałoby dla kru­ chych, starych budynków prowadzenie linii szybkiej komunikacji pod wodą w tym niesłychanie trudnym terenie. Jeśli chce się ratować Wenecję, potrzebny jest nie tylko wysiłek materialny. Konieczna jest gotowość instytucji i osób, osiadających w tym

33

mieście, dostosowania się do wymagań środowiska i rezygnacji z części wygód, jakie można mieć gdzie indziej. Ci, którzy doceniają niezwykły walor miasta, pogodzą się chętnie z takimi wyrzeczeniami. O cudach architektury weneckiej i o fascynują­ cym krajobrazie miasta pisano wielokrotnie. Sądzę, że na miano cudu zasługuje także zwycięska walka, jaką człowiek w ciągu kilkunastu wieków toczył z zagrożeniami, związanymi z charakterem terenu. A może raczej - umiejętność ludzi współżycia z na­ turą. Tym bardziej przeraża grożąca dziś miastu

1)

katastrofa ekologiczna. Jeśli niezwykłe środowisko, będące tworem przyrody i ludzi, którzy wznieśli tu wielkie dzieła sztuki, ma być uratowane, trzeba troszczyć się skutecznie o obydwa czynniki składo­ we tego wspaniałego ekosystemu miejskiego: o środowisko naturalne i żyjącą w nim ludność. Społeczeństwo międzynarodowe nie może ograni­ czać się do podziwiania uroków Wenecji: musi wspólnym wysiłkiem tchnąć w nią życie i pomóc w uratowaniu przed zagładą1).

Piśmiennictwo dotyczące Wenecji jest ogromne. Cytuję tylko dwie pozycje, przedstawiające problemy związane z obecnymi zagrożeniami ekologicznymi miasta: Rapporto su Venezia. UNESCO, Mondadori, Milano 1969; G. Bonal, H. Rondini, L. Girard, C. Loviny: Venise. In: GEO, 122, 1989. Zawiera kilka dobrze ilustrowanych artykułów, poświęconych dziejom Wenecji do czasów najnowszych.

c z ę ś ć iii.

LUDZIE

DZIEJE BUDOWY MIAST JAKO FRAGMENT AUTOBIOGRAFII SPOŁECZEŃSTW

John Ruskin napisał kiedyś (1877): „Wielkie narody spisują swe autobiografie w trzech rękopi­ sach: w księdze swych dokonań, w księdze swych słów i w księdze sztuki. Żadnej z tych ksiąg nie możemy pojąć, jeśli nie zgłębimy dwóch pozosta­ łych”. Niestety - nie zawsze łatwo jest bezbłędnie odczytać te księgi. Język ich, użyty w odległej prze­ szłości, może stać się dla nas niezrozumiały. Wiele

słów zatarło się lub straciło swe dawne znaczenie. Można je na różne sposoby interpretować. Zależność budowy miast od ewolucji stosunków społecznych jest oczywista. Uwagi moje nie mają wykazać istnienia tego rodzaju powiązań, ale zwró­ cić uwagę na działające bodźce i hamulce oraz na ich konsekwencje, na złożoność zachodzących zjawisk i niebezpieczeństwo wyciągania uproszczo­ nych wniosków.

a. Złożoność powiązań Zależnością „budowlanego kształtu miasta od formy panowania” zajmował się Wolfgang Braun­ fels, autor licznych cennych prac z dziedziny historii urbanistyki i architektury. Pisał on: „Z wyglądu mias­ ta wynika, kto i jak nim rządzi. Z sylwety miasta, podobnie jak z każdego planu, można odczytać, jakie znaczenie miały rywalizujące ze sobą albo wzajemnie wspierające się siły: dynastia, Kościół i jego organizacje, patrycjat, szlachta, stan kupiecki, rzemieślnicy i ich cechy, związki służące obronie albo i uciskowi... Poszczególne instytucje zmierzały zawsze do dania wyrazu ideom, jakie je ożywiały, w budowlach”1*. Stwierdzenie to, w zasadzie słuszne, zawiera uproszczenia, którymi warto się zająć szerzej. Odbi­ cie obrazu społeczeństwa w kształcie miasta bynaj­

mniej nie jest tak klarowne, jak odbicie przedmiotów w kryształowym zwierciadle. A więc najpierw: w wyglądzie i planie miasta mogą ujawniać się w podobny sposób różne siły społeczne. Okazałe budowle sakralne, dominujące w sylwecie miasta średniowiecznego, dowodziły niewątpliwie ogromnej roli religii w świadomości społecznej - ale jedynie z widoku, jaki przedstawia­ ły, trudno byłoby wyciągnąć trafny wniosek na temat „rywalizujących ze sobą albo wzajemnie wspierają­ cych się sił” , pod wpływem których powstały. Bryła katedry, przerastająca inne budowle, mogła stano­ wić przejaw podporządkowania ludności władzy biskupa, albo też wyrażać pragnienie mieszczan zademonstrowania swej siły politycznej i ekonomi­ cznej, pokazania świetności ich miasta. W uroczys­

35

tej uchwale z 1284 r. władze miejskie Florencji zapowiedziały budowę nowej katedry „dla czci i sła­ wy Boga oraz Najświętszej Marii Panny, dla chwały komuny i ludu Florencji, dla upiększenia miasta”. Natomiast konsekrowana w 1144 r. bazylika St-Denis koło Paryża, mieszcząca groby królów, stała się - po rozbudowie dokonanej przez opata Sugera najwspanialszym kościołem Francji oraz umacniała prestiż państwa i panujących. Podobną rolę odgry­ wała katedra wawelska, kryjąca grobowce królów polskich, a później i bohaterów narodowych. Ecclesiae burgensium, częstokroć wznoszone i rozbudo­ wywane w ciągu paru wieków kosztem ogromnych wysiłków mieszczan, zawdzięczały powstanie innym siłom i co innego symbolizowały, niż ecctesiae mercatorum, kościoły wznoszone przy szlakach międzynarodowego handlu przez zamiejscowych kupców, którym służyły jako ośrodki kultu oraz życia społecznego, a także jako składy towarów. Niekiedy handel międzynarodowy był tylko sezono­ wy; w takich przypadkach świątynie zamykano w martwym okresie, kiedy pełniły rolę jedynie skła­ du i ozdoby miasta. W średniowieczu ludność współdziałała przy uświetnianiu budownictwa sakralnego. Jednym z motywów takiej postawy była chęć zbawienia duszy przez dobre uczynki. Kościół chętnie udzielał odpustów osobom wspomagającym budowę świą­ tyń. Kupcy i bankierzy, którzy uprawiali potępioną w prawie kanonicznym lichwę, przekazywali na budowle sakralne wielkie sumy. Uczestniczono we wznoszeniu kościołów i innych podobnych obiek­ tów, pragnąc upamiętnić się po wsze czasy. Opat Suger polecił umieścić w bazylice St-Denis swoje wizerunki oraz upamiętnić swe zasługi aż w trzyna­ stu inskrypcjach. Jeśli się nie zna historii poszcze­ gólnych budynków, spoglądając na najeżone wieża­ mi kościelnymi sylwety miast średniowiecznych, nie można rozróżnić klas i instytucji społecznych, które je uformowały. W sylwecie Florencji wybijały się dwa monumen­ talne budynki, pałac Signorii i katedra; obydwa symbolizowały pozycję patrycjatu miejskiego. Nato­ miast w Kolonii mieszczaństwo walczyło z najwyż­ szą hierarchią kościelną w XII—XIII w. o rozszerze­ 36

nie swych praw. Pod koniec tego okresu arcybiskup przeniósł się do pobliskiego Bonn; Kolonia otrzyma­ ła ostatecznie status wolnego miasta Rzeszy. A jednak w sylwecie królowała niepodzielnie bryła budowanej od XIII w. ogromnej gotyckiej katedry. W krajobrazie miejskim rysowały się jeszcze, zna­ cznie od katedry skromniejsze, zespoły budowli opactw, klasztorów i kościołów, natomiast ratusz, wzniesiony w późnym średniowieczu, niemal gubił się wśród nich. Widać to na pięknej weducie Antona Woensama (ok. 1530); (il. 174). Mieszczaństwo mogło walczyć z dostojnikami kościelnymi, ale od­ nosiło się z czcią do Kościoła, stawiało budowle sakralne najwyżej w hierarchii dzieł architektonicz­ nych, stanowiących o świetności i sławie swego miasta. W XII i XIII w. wyrosły w całej Francji wspaniałe katedry gotyckie, które budziły podziw i były naśla­ dowane w innych krajach. W owym czasie miasta francuskie przeżywały rozkwit po długim okresie upadku. Czy potężne bryły świątyń stanowiły dzieło biskupów, przejaw ich panowania nad miastem? A może dawały wyraz pojawieniu się nowej potęgi, mieszczaństwa, które dokumentowało w ten sposób pozycję swych miast? Obydwa tłumaczenia byłyby dalece niepełne. Georges Duby pisał, że jedno z głównych źródeł bogactwa ówczesnych miast stanowiły otaczające je tereny wiejskie. Wielcy panowie feudalni przenosili swoje rezydencje do miast, do których napływały od tej pory płody z ich wiejskich posiadłości. Przedsiębiorczy kupcy han­ dlowali pszenicą, winem, wełną. „Najbliższe otocze­ nie wiejskie staje się dla sztuki miejskiej, sztuki katedr, głównym czynnikiem jej rozwoju; trudowi niezliczonych pionierów, karczowników, pracowni­ ków winnic, kopaczy rowów i budowniczych grobli zawdzięcza ta sztuka swoją pełnię, wyrasta z ol­ brzymich osiągnięć w gospodarce rolnej. Plony nowych pól i młode winnice dźwignęły wzwyż wieże w Laon, wieńczą je wyrzeźbione w kamieniu woły orne; na kapitelach wszystkich katedr kwitną pędy winogradu, na fasadach w Amiens i w Paryżu cykl kolejnych pór roku przedstawiają prace polowe. Hołd to sprawiedliwy: ów żniwiarz ostrzący kosę, winogradnik, który przycina pędy, kopie ziemię czy

robi odkłady, ci ludzie pracą swoją wznieśli te budo­ wle. Jest ona owocem seniorii, czyli ich trudu”2). i takie tłumaczenie nie wyjaśnia wszystkiego. „Sztuka miejska, która w postaci nazywanej goty­ kiem szczyt swój osiągnęła w Paryżu, była sztuką królewską. Główne jej wątki stanowiły pochwałę suwerennej władzy - władzy Chrystusa i Najświęt­ szej Panny” pisał dalej Duby. „Europa katedr głosi potęgę królów, tłumioną dotąd przez feudalizm, wyzwalającą się teraz z niego i biorącą górę”. Ten sam znak może mieć wiele znaczeń. W sylwecie licznych miast europejskich pozycję społeczną mieszczaństwa i jego zamożność uzmy­ sławiała wieża siedziby władz miejskich. Przeobra­ żenia wyglądu miast włoskich świadczą o tym szczególnie wymownie. Już w XII w. słynęły one ze swych wież - ale były to wieże rodów feudalnych: służyły do stałego mieszkania, albo przylegały do właściwych budynków mieszkalnych i, jako trudno dostępne twierdze, stanowiły miejsca schronienia przed niebezpieczeństwem. O Pizie pisano prze­ sadnie, że liczy setki wież. We Florencji stwierdzo­ no istnienie stu siedemdziesięciu wież, wzmianko­ wanych w tekstach i częściowo zachowanych. Jed­ nakże z czasem budowle takie zanikały. Władze miejskie ograniczyły ich wysokość ze względu na niebezpieczeństwo zawalenia się, a także nie chcąc tolerować prywatnych twierdz w obrębie miasta, coraz silniej umacnianego jako całość. Z kolei, pierwszy pałac miejski Florencji, Bargello (koniec XIII w.) otrzymał zwieńczoną blankami wieżę wyso­ kości 57 m; nieco późniejszy Pałac Signorii, w któ­ rego ukształtowaniu elementy architektury obronnej wystąpiły wyraźnie, swą wieżą, sięgającą wysokości 94 m, wyrósł dumnie ponad wszystkie ówczesne budowle miasta; nawet dzwonnica katedry, zbudo­ wana w ćwierć wieku później, była o 12 m niższa. Zarówno dzwon miejski na szczycie, jak i cztery kolumny, które go dźwigają, podkreślały symbolicz­ ną rolę wieży. Tak więc zmiana sylwety Florencji obrazowała istotnie przejęcie władzy przez miesz­ czaństwo. Ale sytuacja polityczna miasta zmieniła się nie­ bawem zasadniczo. Rządy przejął w 1537 r. Medyceusz Cosimo jako książę Cosimo I. Palazzo della

Signoria, nazywany odtąd Palazzo Ducale, stał się jego siedzibą. Uważał on widocznie zamieszkanie w potężnym Pałacu Signorii za znak swego zwycię­ stwa: przekształcił wnętrze budynku oraz wzniósł w sąsiedztwie gmach urzędów, ale wyglądu starego pałacu nie naruszył. Pomimo nowej struktury polity­ cznej sylweta centralnej części Florencji nie uległa więc zmianie. Budynki monumentalne, wznoszone dużym nakładem kosztów, wykazują częstokroć większą trwałość niż siły społeczne, jakie je powoła­ ły do życia. Niekiedy zmiana przeznaczenia miała odmienny charakter: w Prato, położonym niedaleko Florencji, Castello dell Imperatore z czasów Fryde­ ryka II służył następnie za siedzibę władzom miej­ skim. Były to jednak przypadki bardzo rzadkie. Inaczej przedstawiała się sytuacja w miastach polskich, zakładanych i rozbudowywanych w XVI-XVIII w. przez magnatów. To oni byli tam panami, nadawali miastom przywileje, ustalali pra­ wa mieszczan, przydzielali im działki, finansowali lub wspomagali budowę obiektów publicznych itd. W sylwecie Zamościa dominuje smukła wieża ratu­ sza. Miasto tworzyło nie tylko ożywiony ośrodek gospodarczy, ale również stolicę ogromnych latyfundiów, obejmujących inne miasta. Mieszczan obowiązywało składanie Zamoyskiemu przysięgi na wierność. Ich rola w społeczno-politycznym życiu miasta była niewielka. Ratusz, rozbudowany w po­ czątkach XVII w., miał pomieszczenia, które służyły zarówno samorządowi miejskiemu, jak i trybunałowi - sądowi odwoławczemu dla wszystkich miast ordy­ nacji. Od jego orzeczeń przysługiwał jeszcze rekurs do samego ordynata, najwyższej instancji także w sprawach sądowych. Wędrowcy, zbliżający się w XVIII w. do Białego­ stoku, dostrzegali z daleka wieżę ratusza. Był on znacznie skromniejszy od zamojskiego. Władze municypalne dysponowały w nim zaledwie dwiema izbami: sądową i więzienną: resztę „ratusza” tworzy­ ło 26 parterowych sklepów. Miasto stanowiło włas­ ność i dzieło Branickich, którzy mieli tu swą rezy­ dencję; ich pałac był najokazalszą budowlą Białego­ stoku. Starając się odczytać jedynie z sylwety miasta, kto nim rządzi, nietrudno zbłądzić. 37

b. Zmienność znalków i trudności w ich odczytaniu Zacznę od przestrogi: niełatwo odtworzyć - na podstawie analizy zabudowy zachowanej po nasze czasy oraz źródeł pisanych, kartograficznych i iko­ nograficznych - stan i wygląd miasta w odległych latach; znacznie trudniej jest zdać sobie sprawę z umysłowości ludzi, którzy je budowali, z ich spo­ sobu spostrzegania i odczuwania otaczającego świata, a więc i z motywów postępowania. Zmienił się język, jakiego używali nasi poprzednicy, kształ­ tując swe środowisko życia. System znaków ulegał ewolucji. Częstokroć trudno nam go pojąć. Dawna architektura i rzeźba mogą mieć znacze­ nie symboliczne, które nie dochodzi do świadomo­ ści dzisiejszych obserwatorów. Wróćmy na chwilę na plac Signorii we Florencji. Przechodzień widzi w licznych usytuowanych tu rzeźbach ozdobę pla­ cu. Dla mieszkańca szesnastowiecznej Florencji były to przede wszystkim wiele mówiące znaki, symbole przemian, jakie dokonały się w ciągu dwu wieków burzliwej historii jego miasta. W 1319 r., kilka lat po oddaniu do użytku Pałacu Signorii, na będącym dopiero w budowie placu ustawiono rzeź­ by lwów, symbole niezależności komuny miejskiej; z czasem Iwy znalazły się na tarasie przed Pała­ cem oraz w loggii. W 1494 r. Florencją wstrząsnęło powstanie ludowe, które doprowadziło do wygnania Medyceuszów; wtedy to znajdującą się na dziedziń­ cu ich pałacu rzeźbę Donatella, przedstawiającą biblijną Judytę, która zabiła wodza asyryjskiego Flolofernesa, aby uratować swe miasto, umieszczo­ no tryumfalnie przy wejściu do Pałacu Signorii. Kilka lat później trzydziestu przedstawicieli społe­ czeństwa florenckiego obradowało nad wyborem miejsca pod posąg Dawida dłuta Michała Anioła. Zastanawiano się czy ustawić go przy katedrze, w loggii, czy też przy wejściu do Pałacu Signorii. Zwyciężyło ostatnie rozwiązanie. Różni historycy budowy miast zwracali uwagę na trafność tej decy­ zji: wyrażali pogląd, że dzieło Michała Anioła nie było skomponowane z myślą o oglądaniu go ze wszystkich stron i że usytuowanie jasnej marmuro­ wej rzeźby na tle surowego brunatnego muru pała­ 38

cu było najwłaściwsze. Jednakże o wyborze miejs­ ca nie przesądziły wyłącznie względy estetyczne! Zebrani przychylili się do zdania herolda Signorii, że znacznie właściwsze jest, aby zwycięstwo nad tyra­ nami uosabiał posąg mężczyzny, a nie kobiety: Dawid zajął miejsce Judyty przy wejściu do pałacu. We wnętrzu budynku znajdują się jeszcze dwie inne rzeźby przedstawiające pogromcę Goliata. Kiedy rządy we Florencji przejął Cosimo I, na placu pojawiły się nowe postacie, które miały sym­ bolizować potęgę i dobroć panującego, a nie, jak Judyta i Dawid, zwycięstwo nad medyceuszowską tyranią. Pod arkadą loggii stanął Perseusz Celliniego, mitologiczny syn Zeusa, uosobienie zwycięstwa nad anarchią, a przy wejściu do pałacu - Flerkules Bandinellego. Neptun, główna postać fontanny Ammanatiego, przypominał dążenie Medyceusza do przekształcenia swego państwa w potęgę morską. Ewolucję tematyki rzeźb na placu uwieńczyło wzniesienie pomnika konnego Cosima I, dzieła Giovanniego da Bologna. Podobną statuę syna Cosima I, Ferdynanda I, ustawiono w 1606 r. na Piazza della SS. Annunziata. W tym czasie przy ważniejszych ulicach i na placach Florencji umiesz­ czano także inne posągi, kolumny i płaskorzeźby gloryfikujące panującą rodzinę. Wenecjanie podkreślili rolę Placu św. Marka, skupiając tu główne budynki publiczne, nadając wnętrzu odpowiednio wielkie rozmiary, regularny zarys i szczególnie staranną oprawę architektonicz­ ną. Ale to nie wszystko: na wrażenie, jakie odbierali ongiś widzowie, niemały wpływ miały znaki i sym­ bole. Przy wejściu na plac od strony morza usta­ wiono dwie kolumny, zwieńczone posągiem św. Te­ odora i lwem św. Marka. W antycznym Rzymie, a później w Konstantynopolu, ustawiano w ten spo­ sób rzeźby, jakim chciano nadać większe znacze­ nie. Kolumny weneckie, z dala widoczne między Pałacem Dożów i dzwonnicą, symbolizowały prawo i ład panujące w Republice. Do XVI w. wykonywano pomiędzy nimi wyroki śmierci. Kolumny zwieńczone rzeźbami stanowiły antyczne znaki architektoniczne,

przejęte przez średniowiecze; z czasem ich sens symboliczny stał się niezrozumiały. Na placu jest jeszcze wiele innych znaków, jak chociażby trzy maszty przed bazyliką, na które wciągano sztandary podbitych ziem: Cypru, Morei (Peloponezu) i Kandii (Krety). W antycznej Grecji i Rzymie chętnie stoso­ wano zdobycze wojenne przy budowie lub przy­ ozdabianiu obiektów publicznych, które nabierały wówczas szczególnego znaczenia - pomników odniesionych tryumfów. W ciągu kilku wieków eks­ pansji Wenecji, zwłaszcza w XII i XIII w., do miasta napływały niezliczone skarby złupione na Wscho­ dzie: kolumny i kapitele, rzeźby i obrazy, wyroby ze szlachetnych kruszców. Wykorzystano je ostenta­ cyjnie do ozdobienia budynków przy Placu, zwłasz­ cza elewacji i wnętrz bazyliki św. Marka. Przy jej wznoszeniu użyto blisko pięciuset kolumn z obrabo­ wanych świątyń, nad wejściem ustawiono cztery wspaniałe konie przywiezione z Konstantynopola, w licu jednej ze ścian bazyliki umieszczono piękną późnoantyczną rzeźbę przedstawiającą tetrarchów, zarządców czterech części Cesarstwa. Bez odczy­ tania wszystkich znaków (wymieniłem tylko kilka spośród nich) nie można zdać sobie sprawy z in­ tencji budowniczych placu i z wrażenia, jakie ongiś wywierał. Nasza reakcja pozbawiona jest-, w więk­ szym lub mniejszym stopniu, owego „ukrytego wy­ miaru”, stanowiącego sens symboliczny architektury i rzeźby. W dzisiejszym odczuwaniu miasta historycznego zaciera się często także i inny „wymiar” - emocjo­ nalny, związany z wydarzeniami, jakie się rozgrywa­ ły na ulicach i placach oraz w otaczających je budynkach. W jednym z rozdziałów swego Obrazu Paryża Sebastian Mercier wspomina postacie i wy­ darzenia historyczne, jakie kojarzą mu się z wido­ kiem różnych fragmentów stolicy. Dzielnica uniwer­ sytecka przypomina mu Filipa Augusta, który „miłował wiedzę i fundował szkoły”; miasto zaroiło się dzięki niemu od szkolarzy, w związku z czym „parlament (sąd) nie miał chwili wytchnienia...” Pla­ ce des Victoires przywodzi na myśl nazwę „Dzielni­ cy Rzezimieszków”, jaką miały te okolice przed wzniesieniem pomnika Ludwika XIV. Kiedy w pała­ cu St. Paul mieszkał Karol V, zauważa Mercier,

siedziba królewska obwarowana była gołębnikami, w ogrodach hodowano jarzyny, a niepomierny zby­ tek nie drażnił obywateli... Przy ulicy des Prouvaires Alfons V, król Portugalii, mieszkał z wszelkimi zbyt­ kami u kupca korzennego”. I tak dalej3). W oczach Merciera ulice miasta i stojące przy nich budynki wypełniają się ludźmi, jak scena teatru; ułatwia to zrozumienie zarówno sceny, jak i widowisk, które się na niej rozgrywały. Ileż miał przy tym Mercier skojarzeń, ileż emocji niedostępnych dla przechod­ nia, nie znającego dostatecznie dobrze historii Francji i jej stolicy, przechodnia, którego przeżycia ograniczają się do doznań estetycznych. Na miasto patrzymy przez filtr własnej osobowo­ ści ukształtowanej pod wpływem środowiska spo­ łecznego, w którym żyjemy, nacechowanej naszymi zainteresowaniami, naszą hierarchią ważności spraw, z którymi się stykamy. Kiedy humanista Hieronim Munzer znalazł się w 1494 r. w Arles, był olśniony wspaniałymi budo­ wlami antycznymi, jakie tu zobaczył; pisał w związ­ ku z tym, że „Arles jest zapewne większe od Marsy­ lii”. Wniosek błędny, jeśli przyjąć za kryterium wielkości miasta liczbę jego mieszkańców. Ale gdy­ by wielkość mierzyć bogactwem dziedzictwa kultu­ rowego albo siłą emocji, jakie wywołuje, Arles wyprzedziłoby daleko Marsylię. Asyż stał się po śmierci św. Franciszka celem nieustannych pielgrzymek, a klasztor franciszkanów - rzucającym się w oczy każdemu przybyszowi ogromnym kompleksem budynków; kościół przy­ ozdobiły freski pędzla Giotta i jego uczniów, należą­ ce do największych arcydzieł malarstwa włoskiego. A jednak kiedy Goethe znalazł się w mieście, obo­ jętnie przeszedł obok bazyliki grobowej świętego, natomiast udał się na rynek, aby z nabożeństwem podziwiać resztki antycznej świątyni Minerwy. Ob­ raz miasta wywoływać może głębokie emocje, róż­ niące się tak samo, jak ci, którzy nań spoglądają. Z odtwarzaniem sposobu myślenia i odczuwania ludzi z minionych okresów historycznych, a więc także z interpretowaniem ich dzieł, wiąże się nie­ bezpieczeństwo podsuwania im naszej percepcji otaczającego świata. Na zakończenie swej książki o architekturze antycznej Grecji A.W. Lawrance 39

poświęcił nieco miejsca charakterystyce osobowości jej twórców. „Każdy fragment przyrody, zasługujący na uwagę, był miejscem zamieszkania lub cząstką ducha, który miał w sobie coś z bóstwa... Praktyka społeczna, łącznie z konwencjami artystycznymi, nierozerwalnie wiązała się z religią i była rządzona przez tradycję... Państwo mogło zajmować po­ wierzchnię zaledwie kilku mil kwadratowych i mieć ludność nie większą niż angielska wieś czy miaste­ czko, lecz niezależnie od jego wielkości patriotyzm mieszkańców był tak samo żarliwy, niezmienny i irracjonalnie ekskluzywny, jak uczucie chłopca dla jeszcze mniejszej grupy kolegów szkolnych. Współ­ zawodnictwo między państwami stanowiło naj­ powszechniejszy bodziec do podejmowania robót publicznych o wspaniałości częstokroć daleko wy­ kraczającej poza miarę dochodów ludności”. Mówiłem już o tych sprawach i nie wracałbym do nich, gdyby nie to, że przytoczone słowa Lawrance’a miały na celu wyprowadzanie czytelnika w pole. Jak stwierdza autor dalej, „powyższy ustęp stanowił opis mentalności dzisiejszych mieszkań­ ców zachodnio-afrykańskiego buszu, ale - jeśli pominąć stopień nasilenia - mógł odnosić się bez zmian do przeciętnego Greka z V w., kiedy istniała już wyemancypowana, wykształcona mniejszość. W bardziej intensywnej formie mógłby być zasto­ sowany do poprzednich dwóch lub trzech wieków, jakie zadecydowały o kształcie greckiej cywilizacji”4). Należy być bardzo ostrożnym tłumacząc motywy działania naszych dalekich poprzedników. Autor planu klasztoru z St. Gallen narysował na cmenta­ rzu drzewa. Jakie gatunki miał na myśli? Czy może odmiany o koronach „płaczących”, zdających się obejmować położone pod nimi groby? Czy też smukłe drzewa iglaste, wiecznie zielone? Czytelnik zorientował się już zapewne, że z kolei ja chcę sprowadzić go na błędny trop, przetarty naszymi skojarzeniami i konwencjami. Miały to być drzewa owocowe. Czyżby tysiąc lat temu praktyczni mnisi tak dbali o zapewnienie samowystarczalności swe­ mu klasztorowi, że wykorzystywali teren cmentarza jak sad? Nic podobnego! W oczach miłującego Boga zakonnika drzewo owocowe kojarzyło się 40

z biblijnym rajem i było jak najbardziej stosowne w miejscu wiecznego spoczynku. A oto bliższy nam przykład zmiany symboliczne­ go znaczenia budynku i jego roli w świadomości społecznej. Gustaw Eiffel, inżynier znany ze swych śmiałych mostów, wiaduktów stalowych, zapropono­ wał wzniesienie na paryskim Polu Marsowym meta­ lowej wieży wysokości 300 m w ramach Wystawy Światowej 1889 r. Ten najwyższy wówczas budy­ nek świata, symbol pozycji Francji i osiągnięć jej techniki, miał być po 20 latach rozebrany - a jed­ nak wywołał burzę protestów. Wielu znanych fran­ cuskich pisarzy, architektów, malarzy i rzeźbiarzy, jak Maupassant, Gamier i Meissonnier, wystąpiło z gwałtownym sprzeciwem, domagając się „w imie­ niu zagrożonej sztuki i historii francuskiej” zaniecha­ nia rozpoczętej już budowy „monstrualnej wieży”, która „przyniosłaby hańbę Paryżowi”. Wieża była w oczach sygnatariuszy protestu symbolem barba­ rzyństwa grożącego kulturze. Dla architektów stano­ wiła także oznakę zagrożenia ich pozycji społecz­ nej; oto inżynierowie przejmują zadania budowlane, jakie dotychczas były tylko ich domeną. Na szczę­ ście protest odrzucono i Eiffel wystawił swą wieżę w ciągu 3 lat, rekordowo szybko jak na tak wielki i nowatorski obiekt, zatrudniając na placu budo­ wy zadziwiająco małą załogę 200 do 250 osób, które wspinały się coraz wyżej, aby zmontować konstrukcję. Minęło 20 lat, nadszedł czas rozbiórki wieży ale ją pozostawiono. Czyżby przestała kłuć w oczy paryżan, jak wtedy, gdy przystępowano do jej budo­ wy? Być może, ale o jej zachowaniu przesądził zupełnie nowy argument: od początku wieku na wierzchołku budowli zaczęto próby z emisjami radiowymi dla celów wojskowych. Z czasem umie­ szczono tu główną stację nadawczą radia francus­ kiego, a następnie i telewizji. Dzięki masztowi ante­ nowemu wieża wzrosła jeszcze o kilkanaście metrów. Na przełomie 1985 i 1986 r. wieża przeszła kura­ cję odmładzającą. Uszczuplono ją usuwając wiele ton żelaza, które nie miało znaczenia konstrukcyjnego. Zmieniono sposób oświetlenia obiektu tak, że rysuje się jaśniej na tle nocnego nieba. Wybudowano dodat­

kowe restauracje, zwiększono szybkość i zdolność przewozową wind. Coraz więcej osób pragnie wieżę podziwiać i spoglądać z niej na Paryż. Albowiem nie tylko nie przyniosła hańby stolicy Francji, jak zapo­ wiadali sygnatariusze protestu z 1887 r., ale stała się w oczach świata jednym z najpopularniejszych sym­ boli uroków i piękna tego miasta.

Krajobrazowi „obiektywnemu”, dającemu się po­ mierzyć i narysować lub sfotografować, można przeciwstawiać krajobrazy „subiektywne”, zależne od wrażliwości widza. Poszczególne okresy history­ czne różnią się sposobem odczuwania, a co za tym idzie i kształtowania krajobrazu miejskiego i jego elementów.

c. Bodźce

Siły społeczne, pod których wpływem kształtują się miasta, mogą występować z niejednakową inten­ sywnością. Szczególne znaczenie ma w tym wzglę­ dzie stosunek do okazałości budownictwa, którą podziwiano albo też potępiano. Według Plutarcha, Likurg, na wpół legendarny twórca ustroju Sparty, zakazał budowy portyków i innych budynków przy placu, na którym odbywały się zgromadzenia. Uważał, że widok posągów, obrazów i dekoracji nie sprzyja podejmowaniu słu­ sznych decyzji, gdyż wywołuje myśli płoche i nie­ stałe. Natomiast o Ateńczykach Plutarch pisał, że nic ich tak nie cieszyło, nic nie stanowiło takiego przedmiotu dumy, jak wspaniałe, budzące podziw świątynie. Różnice w stosunku mieszkańców Sparty i Aten do budownictwa znalazły odbicie także u Tu­ kidydesa. Wyraził on pogląd, że gdyby Sparta legła w ruinach i zachowały się jedynie świątynie i funda­ menty budynków, po dłuższym czasie wątpiono by czy Lacedemończycy stanowili istotnie potęgę od­ powiadającą ich sławie. Natomiast gdyby los taki spotkał Ateńczyków, to na widok resztek ich miasta można by sądzić, że byli dwukrotnie potężniejsi, niż w rzeczywistości. Zapał do budowania, lub jego brak, zależy od charakteru zainteresowań ludności i wiąże się z ca­ łokształtem jej aktywności kulturalnej. Mieszkańcy antycznej Eginy doszli do wielkich fortun, ale dąże­ nie do zysków z handlu morskiego, w którym loko­ wali majątki, odsuwało na plan dalszy inne zaintere­ sowania. W przeciwieństwie do Aten oraz wielu większych miast greckich, jak chociażby Milet, Egi-

neci w ciągu paru wieków rozkwitu gospodarczego nie wydali znanych filozofów ani pisarzy i mieli mało osiągnięć w sztuce. Ateńczycy, dopatrując się za­ grożenia politycznego i ekonomicznego ze strony konkurującego ośrodka handlowego, doprowadzili do jego upadku. Szczątki miasta z okresu niepodle­ głości świadczą o skromności budowli publicznych; przebudowa świątyni Afai została sprowokowana rozmachem, z jakim współzawodniczące z Eginą Ateny przyozdabiały się monumentalnymi budowla­ mi od czasów Pizystrata. Bodźcem do realizowania ambitnych dzieł archi­ tektonicznych była często chęć uświetnienia swej osoby przez wznoszenie monumentalnych budowli. Podobnymi motywami kierowały się niejednokrotnie dysponujące środkami grupy ludności lub całe spo­ łeczności miejskie, które pragnęły przydać blasku swemu miastu. W Grecji pojawił się tytuł ewergety, dobroczyńcy, nadawany szczególnie w okresie hellenistycznym, głównie cudzoziemskim władcom albo bogatym osobom, które okazywały miastu pomoc finansową przeznaczoną na różne cele, na przykład na pokry­ cie kosztów igrzysk sportowych. Ewergeci chętnie finansowali budowę świątyń oraz innych gmachów publicznych: były to pomniki, jakie sami sobie sta­ wiali. Zwyczaj ten rozwinął się jeszcze w państwie rzymskim. Bogacze pragnący zademonstrować swą fortunę i pozycję społeczną, opłacali igrzyska i ban­ kiety oraz wznosili monumentalne budowle, także w miastach obcych - przyczyniając się do ich uświetnienia. 41

W republikańskim Rzymie wyrażano uznanie dla osób realizujących ważne dzieła budowlane, takie jak drogi, nazywając je imionami twórców. Budowę pierwszej wielkiej arterii, wiodącej z Rzymu na południe, Via Appia, zapoczątkował w 312 r. p.n.e. cenzor Appius Claudius; skierowaną na północny wschód poprzez łańcuch Apenin Via Flaminia prze­ budował w 220 r. p.n.e. inny cenzor, Caius Flaminius, którego imię uwiecznił także zbudowany przez niego w Rzymie Circus Flaminius. Przedmiotem szczególnej dumy Rzymian były wodociągi. „Czy można porównać z nimi świadczące o próżności piramidy albo bezużyteczne choć sławione budowle Greków?” pytał Frontinus, autor dzieła o akweduk­ tach rzymskich. „Na całym świecie nie ma nic, co by bardziej od nich zasługiwało na uznanie”, pisał Pliniusz. Pierwszy wielki wodociąg rzymski, Aqua Appia (312 r. p.n.e.), został nazwany imieniem swego twórcy, budowniczego wspomnianej drogi. Później kilka akweduktów otrzymało imiona cesa­ rzy, którzy je wznieśli. W inskrypcjach, upamiętnia­ jących zasługi Klaudiusza, Wespazjana, Tytusa iTrajana zaznaczono, że prace przy doprowadze­ niu wody do Rzymu wykonali na koszt własny; Trajan musiał wydać niemało na wykup niezbęd­ nych terenów, skoro podkreślono, że opłacił koszty z własnej szkatuły. Historycy techniki wyrażają przekonanie, że antyczni Rzymianie prowadzili kamienne akwedukty nad dolinami, korytami rzek i drogami, aby uniknąć wysokiego ciśnienia w rurach grożącego przecieka­ mi; różnice poziomów pokonywano za pomocą syfonów. W Pergamonie instalację wodną w prze­ wodach metalowych, w których woda została do­ prowadzona przez hellenistycznych władców do samego Akropolu pod ciśnieniem dochodzącym niemal do 20 at, zastąpiono w czasach rzymskich systemem akweduktów o stosunkowo małym spad­ ku; przekroczyły one dolinę na mostach, ale obsłu­ giwały tylko części miasta u stóp wzgórz. Obawa przed nieszczelnością nie była argumentem jedy­ nym. Rzymianie nie kierowali się wyłącznie motywa­ mi racjonalnymi. Budynki użyteczności publicznej dawały wyraz wielkości Imperium i jego wyższości kulturowej nad podbitymi narodami. „Akwedukty 42

pisał Frontinus - to najbardziej wymowne świadec­ two wielkości Państwa Rzymskiego”. Wodociągi, układane przez Greków przy powierzchni ziemi lub przebijane tunelami przez wzgórza, nie były tak rzucającymi się w oczy znakami, jak ciągnące się kilometrami imponujące konstrukcje arkadowe, których szczątki wywołują nasz podziw. W odleg­ łych prowincjach łuki tryumfalne pokryte płaskorzeź­ bami i apologetycznymi tekstami, fora pełne posągów wybitnych postaci, bazyliki, termy, teatry i amfiteatry, stadiony i akwedukty, miały rozsławiać zarówno ich budowniczych, jak i wielkość Imperium, świadczyć o jego bogactwie oraz dominacji politycz­ nej i moralnej nad ówczesnym światem. Miały też dodawać blasku miastom, w których powstawały. Patriotyzm lokalny odgrywał w rozmachu budow­ nictwa niemałą rolę. Miasta prowincjonalne współ­ zawodniczyły ze sobą okazałością budynków monu­ mentalnych. Z zachowanych inskrypcji dowiadujemy się o całej rzeszy fundatorów, którzy przeznaczyli ogromne kwoty na cele publiczne, aby zademon­ strować swą pozycję społeczną oraz zapewnić sobie wdzięczność i pamięć ludności. Tym „dobro­ czyńcom” nadawano bardzo cenione tytuły, takie jak ornator civitatis lub ornator patriae. Z reguły dokonywali oni hojnych darowizn przed objęciem wysokiego urzędu. Jeden z mieszkańców Timgadu ofiarował miastu w IV w. n.e. bibliotekę publiczną, która kosztowała go, jak kazał zaznaczyć, ogromną kwotę 400 tys. sestercji. Inny, P.F. Sercjusz, ufun­ dował rynek nazywany jego imieniem i przyozdobio­ ny posągami zarówno jego, jak i jego żony. Herodes Attyk, nauczyciel Marka Aureliusza, mógł­ by powiedzieć słowami Horacego, że wystawił sobie pomnik, który przetrwa niezliczone lata. Nie były to dzieła pisarskie, ale monumentalne budo­ wle, wzniesione na jego koszt w różnych greckich miastach, a noszące po dziś dzień jego imię, jak stadion i odeon w Atenach (134-174); w pobliżu stadionu Herodes polecił zbudować swój grobo­ wiec. Hadrian pełen podziwu dla greckiej kultury, poszerzył Ateny w kierunku wschodnim, wzniósł różne monumentalne gmachy i zbudował wodociąg, a na łuku prowadzącym do nowej dzielnicy kazał wyryć z jednej strony słowa: „Tu są Ateny Tezeu-

sza, stare miasto”, a z przeciwnej: „Tu jest miasto liczne świątynie, akwedukt oraz zaporę i „zbiornik Hadriana, a nie Tezeusza”. Zestawienie swej osoby Prozerpiny”, który mógł pomieścić 6 milionów metrów z mitycznym bohaterem greckim może służyć za sześciennych wody, największe dzieło tego rodzaju miarę ambicji cesarza. Już nie poszczególne budo­ z czasów rzymskich na terenie Hiszpanii. wle, ale całe nowe miasto miało głosić majestat Rzecz oczywista, że Merida nie zawdzięczała Imperium i Imperatora. tych budowli funkcjom, które pełniła jako kolonia Chęć wyrażenia takiej czy innej idei dziełami ar­ wysłużonych żołnierzy. Tworzyła rodzaj twierdzy chitektonicznymi nie była, rzecz jasna, jedynym bodź­ rzymskiej na dalekich krańcach państwa, a zara­ cem do ich wznoszenia. Mieszkańcy miast rzymskich zem znak jego potęgi i świetności. Była stolicą ad­ rozproszonych na ogromnym obszarze Imperium, ministracyjną i kulturalną Luzytanii, jednej z trzech pragnęli korzystać z licznych budowli i urządzeń prowincji rzymskich. Jednak i to wszystko nie tłu­ przypominających odległą stolicę państwa. Wiązały maczy jeszcze dawnej świetności miasta. Ze wzglę­ się one z trybem życia ludności, która spędzała poza du na swe znaczenie podlegało ono bezpośrednio domem znaczną część doby, zwłaszcza w czasie imperatorowi, którego na miejscu reprezentował licznych dni świątecznych. Christian Goudineau pisał: legat. Do Meridy napływali rzymscy notable; w jej „Zapewne nie istniała nigdzie, w jakimkolwiek czasie . I pobliżu mieli swe rozległe posiadłości rzymscy \ i miejscu, społeczność miejska, która by zaspokajała \ i właściciele ziemscy. Wszyscy pragnęli korzystać , bardziej, niż miasto antyczne, potrzebę zbierania się, V z urządzeń podobnych do tych, jakimi dysponował 1odczuwaną przez swych członków... Pojemność Rzym, i byli gotowi ponosić wraz z państwem zwią­ | budowli, służących widowiskom, przekraczała często zane z tym wydatki. 'szacunkową liczbę ludności miasta. Gdyby w Galii Dzięki wybitnej roli budownictwa publicznego dodać miejsca będące do dyspozycji, przekroczyłoby w zaspokajaniu potrzeb społecznych, dzięki silnemu się znacznie liczbę zaludnienia w określonym czasie powiązaniu go z ideą majestatu Imperium oraz (powiedzmy w II w.)”5). chęcią upamiętnienia się poprzez monumentalne Przyjrzyjmy się nieco uważniej jednemu z pro­ budowle, dzięki patriotyzmowi lokalnemu mieszkań­ wincjonalnych miast, które dzięki sprzyjającym ców, wreszcie dzięki ogromnym środkom czerpa­ okolicznościom, a między innymi dogodnemu poło­ nym z podbitego świata, pozwalającym zaspokoić żeniu, rozwinęło się w ważny ośrodek rzymskiej aspiracje materialne i duchowe ludności - skąpe Hiszpanii. Jak wiele miast zostało ono założone szczątki miast antycznych przenoszą w nasze cza­ (w 25 r. p.n.e.) na polecenie Augusta dla wetera­ sy blask kultury, która pozornie dawno wygasła. nów, którzy dokonali podboju tej części kraju. Augu­ W rzeczywistości wiele jej elementów przetrwało sta Emerita (obecna Merida) stanowiła wysunięty na w naszej kulturze. zachód punkt wypadowy Rzymu, mający mu ułatwić Wraz z upadkiem Rzymu zmienił się stosunek podbój ziem położonych dalej na północy. Kolonia ta Jo budownictwa monumentalnego. Przedmiotem stanowiła przyczółek na cyplu 20-30 m nad :roski ludności, zagrożonej przez barbarzyńców, poziomem północnego brzegu rzeki Anas (Guadiana) stała się budowa obwarowań miejskich. W Rzymie i jej dopływu, w miejscu ułatwiającym obronę. nury Aureliana, wzniesione po 270 r., były najwięk­ Wykorzystując wyspę między ramionami rzeki, Rzy­ szą budowlą owych czasów. Te potężne fortyfikacje mianie przerzucili przez nią wielką drogę wiodącą od jz cegły, najeżone niezliczonymi wieżami, wprowa­ założonego jeszcze przez Fenicjan Kadyksu na połu­ dziły do krajobrazu miejskiego zupełnie nowy archi­ dniu ku podbitemu przez Rzym w 192 r. Toledo tektoniczny element, przypominający o niebezpie­ i Salamance na północy. Zbudowali ogromny wiadukt czeństwie najazdów, jakiego stolica Imperium nie i most, zachowane do dziś. W mieście wznieśli iznała przez ponad cztery wieki. imponujące wielkością i architekturą budynki pub­ Umacnianie się chrześcijaństwa spowodowało liczne, takie jak wspaniały teatr, amfiteatr i cyrk, źmianę hierarchii wartości w świadomości społecznej

oraz wpłynęło na stosunek do budownictwa. Kościół głosił pochwałę ubóstwa i pokory, zachęcał do szuka­ nia szczęścia w religii, zapewniał o możliwości zaz­ nania go po śmierci. Łuki tryumfalne, teatry i amfitea­ try, stadiony i termy oraz inne podobne budowle, a także niezliczone posągi i rzeźby, które zdobiły ongiś miasta rzymskie, straciły rację bytu. W budow­ nictwie publicznym wysunęły się na plan pierwszy, obok fortyfikacji, obiekty związane z kultem religijnym - kościoły, kaplice, klasztory, kolegia, szpitale itp. Często stanowiły one, zwłaszcza w miastach odgry­ wających większą rolę w życiu religijnym, znaczną część zabudowy, o wiele kosztowniejszą od mieszka­ niowej. Budownictwo sakralne wymagało ogromnego wysiłku ludności miast i wsi. Jednakże, nawet w koncepcji budowy świątyń ścierały się w średniowieczu dwie przeciwstawne postawy - zwolenników okazałości i rzeczników skromności. Różnice te wystąpiły szczególnie wy­ raźnie w wypowiedziach dwóch wybitnych przedsta­ wicieli Kościoła, działających we Francji w XII w.: opata Saint-Denis, Sugera, o którym już wspomnia­ łem, oraz św. Bernarda z Clairvaux. Pierwszy głosił, że celebracji Najświętszego Sakramentu powinno służyć wszystko, co najcenniejsze oraz szafował złotem, srebrem i szlachetnymi kamieniami dla ozdobienia swej świątyni. Drugi pisał o szaleństwie i próżności tych, którzy kościoły wykładają złotem, kiedy lud jest nagi i głodny6). W różnych krajach europejskich odzywały się w wiekach średnich gło­ sy piętnujące przepych kościołów, klasztorów, pała­ ców biskupich oraz domów prywatnych, a nawet fortyfikacji miejskich. Reguła zakonu franciszkanów nakazywała przestrzeganie w budownictwie krańco­ wej skromności, będącej przeciwstawieniem przepy­ chu benedyktynów. Po śmierci św. Franciszka uznano jego testament za nieobowiązujący, a as­ cetyczne zasady uległy daleko posuniętemu złago­ dzeniu. Przed murami Asyżu powstał monumental­ ny zespół budowli klasztornych. Spór o charakter architektury kościelnej, przypo­ minający w pewnym stopniu walki zwolenników ma­ larstwa religijnego z obrazoburcami, jakie toczyły się w ciągu paru wieków, zakończyło walne zwycię­ stwo rzeczników świetności kościołów. Papież Mi­ 44

kołaj V, zwracając się na łożu śmierci do otaczają­ cych go kardynałów (1455), wyłożył na początku ery odrodzenia swój pogląd w tej sprawie: trzeba przywiązywać największą wagę do monumentalne­ go charakteru świątyń, których wspaniałość ożywia i umacnia uczucia religijne ludu oraz przywiązuje wiernych do Kościoła. Zalecenia papieża były reali­ zowane przez jego licznych następców. Dzięki temu Wieczne Miasto, w którego obliczu do niedawna dominowały relikty świetnej pogańskiej przeszłości, budziło swym wyglądem coraz większy podziw jako symbol tryumfu chrześcijaństwa. Kontrreformacja była nowym bodźcem do przekształcania Rzymu w tym duchu. Idee kontrreformatorskie dotarły szybko do Pols­ ki, a ich nosicielami byli sprowadzeni w 1565 r. jezuici, których zakon miał na celu walkę z reforma­ cją, a zwłaszcza zapewnienie wpływu Kościoła katolickiego na życie polityczne, naukę i kulturę. Usadowili się we wszystkich ważniejszych miastach polskich. W czasach, kiedy sytuacja gospodarcza i polityczna mieszczaństwa pogarszała się niepoko­ jąco, finansowani głównie przez króla i magnatów jezuici wznosili w najbardziej eksponowanych miejs­ cach miast kompleksy okazałych budowli; przenosili na teren Polski upodobania architektoniczne, które w owym czasie panowały na zachodzie Europy, między innymi skłonność do tworzenia osi widoko­ wych, zamkniętych monumentalnymi budowlami, do wiązania budynków z podporządkowanymi im pla­ cami itd. Ważnym elementem działalności jezuitów było zakładanie szkół średnich i wyższych. Dzięki temu w krajobrazie miast polskich wystąpiły nowego typu obiekty publiczne o skali uprzednio nieznanej: kolegia i akademie. Akademie w Wilnie i we Lwo­ wie przekształciły się z czasem w uniwersytety. W Paryżu doszło do takiego ożywienia aktywności budowlanej różnych zakonów, że w 1626 r. parla­ ment zabronił wznoszenia przez nie na terenie stolicy nowych obiektów. Ale w krajach, w których reformacja zapanowa­ ła, stosunek do budowy obiektów związanych z kul­ tem zmienił się. Wystąpiło to szczególnie czytelnie w Zurychu, twierdzy Zwingliego. Budowa kościołów i klasztorów ustała; wnętrza istniejących świątyń

ogołocono z dzieł sztuki. Piękna sylweta średnio­ wiecznego miasta, najeżona na obydwóch brze­ gach Limmatu smukłymi wieżami kościelnymi (il. 118) zastygła w bezruchu. Nawiązując do słów Tukidydesa o Atenach i Sparcie, można by powie­ dzieć, że gdyby Zurych przetrwał do naszych cza­ sów w stanie, w jakim znajdował się w XVI w., sądzono by zapewne, że wraz z końcem wieków średnich ustała wiara ludności w Boga, albo że zamożne dawniej miasto gwałtownie zubożało. Obydwa wnioski byłyby niesłuszne. Zmieniła się świadomość społeczna i stosunek ludności do bu­ downictwa sakralnego, czy też w ogóle do budowni­ ctwa jako wyznacznika pozycji miasta w świecie, jako wyraziciela ambicji i aspiracji ludności miejskiej oraz idei, jakim ona hołduje.

Wiara i dewocja były w ciągu długich wieków potężnym motorem przekształcania oblicza miast, w pewnych okresach przyspieszającym, to znów zwalniającym swe obroty. We Francji Oświecenie przyniosło osłabienie rozmachu budownictwa sa­ kralnego. Wielka Rewolucja motor zatrzymała, a nawet przestawiła na bieg wsteczny. Zaczęło się burzenie i plądrowanie kościołów. W Paryżu roze­ brano na samej tylko Ile de la Cite cztery kościoły, a dwa pozostawione, katedrę Notre-Dame i Sainte-Chapelle, przekształcono w składy żywności oraz okaleczono niszcząc liczne dzieła sztuki. Bodźce, pod których wpływem kształtuje się i przeobraża oblicze miast, wzmagają się, słabną i znów nasilają albo też ustępują miejsca innym.

cl Opory i opóźnienia Kryzys budownictwa sakralnego po Rewolucji Francuskiej stanowił konsekwencję głębokich prze­ mian ideologicznych: bodźce przestały działać. Jednakże zazwyczaj przekształcanie miasta stoso­ wnie do potrzeb materialnych i ideowych natrafia na rozliczne trudności i opory, które mogą powstrzymać lub opóźnić realizację przemian. Przede wszystkim budynki, które należałoby zastąpić nowymi, przedstawiają często dużą war­ tość; trudno z nich zrezygnować. Znacznie łatwiej jest dostosować je do nowych funkcji. Nawet kiedy istniejąca zabudowa nie tworzy prze­ szkody nie do przezwyciężenia, może się nią okazać własność terenów. W Londynie wielki pożar strawił w 1666 r. City, najstarszą dzielnicę miasta, główny ośrodek życia gospodarczego całego państwa (s. 122). Spłonęło ponad 13 tysięcy domów, gęsto stłoczonych przy ulicach krętych i tak wąskich, że, jak mówiono, objuczone osły nie mogły poruszać się po nich swobodnie. Perspektywa skorygowania struktury City przy jej odbudowie była ogromnie pociągająca. Ale aby miasto przebudować, trzeba by zmienić stan posiadania terenów oraz ograniczyć prawa własności

ich właścicieli. Co najgorsze - tak pomyślana odbu­ dowa trwałaby bardzo długo, a jak najszybsze przy­ wrócenie City jej funkcji było ważne nie tylko dla właścicieli spalonych domów, ale dla całego króle­ stwa. Londyn został odbudowany na starej siatce ulic, zmodyfikowanej stosunkowo skromnie. Trudną do pokonania przeszkodę w rozwoju miasta mogą również tworzyć serwituty ciążące na gruntach miejskich. W książce poświęconej formo­ waniu krajobrazu angielskiego W.G. Hoskins pisał, że w XIX w. zabudowę nowych terenów wielu miast utrudniało prawo nielicznej grupy mieszczan do wy­ pasu bydła na wszystkich wolnych terenach, nieza­ leżnie od stanu posiadania, po zakończeniu zbioru zbóż. Te uprawnienia, pozornie bez większego zna­ czenia, miały zgubne skutki dla rozwoju miast, zwłaszcza w środkowej Anglii. Obok oporów, zwią­ zanych z trwałością tkanki budowlanej, występują więc i inne, zwłaszcza wynikające z prawa własno­ ści lub użytkowania gruntów. Realizację nowych koncepcji może hamować przywiązanie ludności do dawnych znaków i symbo­ li. Kiedy florencka Signoria postanowiła zbudować 45

na placu przed swym pałacem loggię, mającą słu­ żyć oficjalnym ceremoniom, podniosły się głosy, że budynek taki nie odpowiada ideałowi mieszczań­ stwa: dotychczas otwarte hale wznosiła przy swych pałacach i wieżach jedynie arystokracja; zbierali się w nich członkowie rodu i jego zwolenni­ cy. Loggie były oznaką przynależności stanowej. Dopiero w 18 lat po wysunięciu projektu przystąpio­ no do realizacji Loggii delia Signoria, która stała się z czasem symbolem prestiżu władz miejskich i zwy­ cięstwa mieszczaństwa nad „tyranami”. Cosimo I po dojściu do władzy umieścił pod arkadami zaciężnych niemieckich lancknechtów. Budynek stracił swe dotychczasowe funkcje i symboliczne znacze­ nie oraz otrzymał nazwę Loggia dei Lanzi, jaką zachował do naszych czasów. Czas potrzebny na realizację bywa wrogiem śmiałych zamierzeń architektonicznych i urbanisty­ cznych. Ateńczykom zabrakło czasu na ukończenie przebudowy miasta stosownie do ich podsycanych przez Peryklesa aspiracji oraz do środków, jakimi dysponowali, kiedy stali na czele związku morskie­ go delicko-attyckiego. W ojna peloponeska (431-404 r.) położyła kres pozycji politycznej Aten i zahamowała realizację ambitnych zamierzeń archi­ tektonicznych. Już w VI w. p.n.e. odbyło się w Atenach pierw­ sze przedstawienie teatralne. Niebawem dostoso­ wano do takich celów zbocze Akropolu wykuwając w nim skromną widownię. Za Peryklesa, w czasach rozkwitu tragedii greckiej, wyposażono widownię w drewniane siedzenia. Dopiero rozwój państw hellenistycznych spowodował zainteresowanie ich władców Atenami, które uważali za kolebkę swej kultury i przyozdabiali okazałymi budynkami. Teatr Dionizosa, oparty o wzgórze Akropolu, przebudo­ wany w kamieniu, otrzymał widownię mieszczącą 17 tysięcy osób. O upiększenie miasta starali się następnie Rzymianie. Ateny zostały znów ważnym ośrodkiem nauki i sztuki. Można by powiedzieć, że ich pośmiertna sława znalazła odbicie w ukształto­ waniu miasta. Wzniesiono liczne budynki monu­ mentalne. Wielką świątynię Zeusa Olimpijskiego, Olimpieion, zaczął budować jeszcze tyran Pizystrat 46

(w trzeciej ćwierci VI w. p.n.e.), ale było to zadanie nie na siły ówczesnych Aten. Po nieudanych pró­ bach, podejmowanych w ciągu wieków, ukończył budowę dopiero cesarz Hadrian, wielbiciel greckiej kultury (129-132 n.e.). W średniowieczu bywało podobnie. Projekt ogromnej katedry koiońskiej, pod którą kamień wę­ gielny położono w 1248 r., stanowił wyraz ambicji zarówno władz kościelnych, jak i mieszczaństwa. Antagonizmy wewnętrzne oraz trudności gospodar­ cze i polityczne spowodowały, że budowa przeciąg­ nęła się do XIX w. Katedrę w Pradze wznoszono od 1344 r. do początków naszego stulecia. Realizacji śmiałego projektu powiększenia katedry w Sienie, związanego z przekształceniem nawy głównej w po­ przeczną, nie ukończono. O ambitnych zamierze­ niach świadczą dziś zachowane fragmenty wyso­ kich murów (s. 140). Bodźce w zasadzie negatywne mogą mieć w sprzyjających okolicznościach efekt pozytywny. Począwszy od XI w. świetność Wenecji opierała się na wybitnej pozycji republiki w handlu międzyna­ rodowym, związanej z opanowaniem wschodniej części Morza Śródziemnego i szlaków wiodących na wschód. Sytuacja zmieniła się zasadniczo po za­ jęciu Konstantynopola przez Turków (1453), odkry­ ciu Ameryki (1492) i drogi morskiej do Indii (1499). Wenecja straciła swe uprzywilejowane położenie i jej rola w handlu gwałtownie zmalała. Mimo to, właśnie w XVI w. rozpoczął się okres nowego roz­ kwitu architektury miasta. Przy poszerzonym Placu św. Marka stanęły pełne blasku budowle, powstał kamienny most Rialto, wyrosły liczne wspaniałe świątynie i pałace. Miasto czerpało jeszcze dochody z handlu i luksusowego rzemiosła, ale finansowanie wielkich realizacji architektonicznych było możliwe głównie dzięki nagromadzeniu bogactw w poprzed­ nim okresie. Inwestowanie w wyprawach handlo­ wych przestało być źródłem bajecznych fortun. Zyskały na tym inwestycje budowlane (s. 28). Rozwój różnych dziedzin kultury i sztuki nie musi być w pełni synchroniczny. Nowe koncepcje kom­ pozycyjne w budowie miasta pojawiały się niejedno­ krotnie później niż w malarstwie, architekturze czy kształtowaniu zieleni. Pierwszy renesansowy koś­

ciół o planie centralnym, Santa Maria degli Angeli we Florencji, zaprojektowany przez Brunelleschiego, zaczęto budować w 1434 r. W swym traktacie 0 architekturze (1450) Alberti głosił pochwałę „okrą­ głego kształtu świątyni”. Niebawem pojawiły się teoretyczne projekty miast o planie gwiaździstym (Sforzinda Filaretego, ok. 1460 r. i inne). Dopiero w końcu XVI w. przystąpiono do budowy miast odpowiadających takiemu modelowi, jaki zrealizo­ wano w Palmanova. Przemawiał za tym ważny wzgląd na nowe wymagania fortyfikacji..Po zastoso­ waniu na .terenie parku w Wersalu placyków o róż­ norodnych formach, których utworzenie w środowis­ ku zieleni nie nasuwało trudności, pojawiły się w miastach francuskich pierwsze place o rzucie ośmioboku (Place Floche w Wersalu i Vendôme w Paryżu) oraz koła (Place des Victoires w Paryżu 1 Place des Etats w Dijon). Ich twórca, J.FI. Man-

sart, był autorem ram architektonicznych okrągłego „boskietu kolumnady” w wersalskim parku. Zależnie od siły występujących bodźców i cha­ rakteru oporów, na jakie natrafiają, struktura miasta i jego obraz ulegają przeobrażeniom radykalnym lub nieznacznym, zmiany występują szybko lub z opóźnieniem. Aktorzy, pojawiający się na scenie miejskiej, ustawiają skrzętnie nowe dekoracje albo pozostawiają stare bez większych zmian. Proces przemian społecznych jest bardzo złożony. Różne nurty nabrzmiewają i wysychają, łączą się lub ście­ rają ze sobą, pod powierzchnią zachodzą procesy z trudem dostrzegalne. Ale właśnie ogromnej złożo­ ności procesu historycznego, a także różnorodności cech środowiska przyrodniczego, w jakim powstają, zawdzięczają dawne krajobrazy miejskie swą barw­ ność i indywidualne oblicze.

e. Rozwarstwienie społeczne a środowisko życia Mówiłem dotychczas głównie o budowlach publicznych. Wybijają się one z masy zabudowy i wyciskają najbardziej indywidualne piętno na krajo­ brazie miejskim. Jednakże podstawową tkankę miejską tworzą budynki mieszkalne. Różnice w usy­ tuowaniu, charakterze i wyglądzie domów, zajętych przez poszczególne klasy i grupy ludności, stano­ wią odbicie stosunków społecznych, a zwłaszcza ilustrują stopień rozwarstwienia społeczeństwa miejskiego. Domy ludzi zajmujących najwyższe miejsca w hierarchii społecznej, czy też najzamoż­ niejszych, są często odzwierciedleniem wzorców idealnego środowiska życia, charakterystycznych dla danego okresu historycznego. Skąpe szczątki miast starożytnego Egiptu ujaw­ niają przepaść między warunkami mieszkaniowymi osób na szczycie i na dole hierarchii społecznej. W Kahun (El-Lahun) każdy z siedmiu domów wyż­ szych urzędników zajmował powierzchnię dwudziestopięclokrotnie większą niż domek robotnika w za­ chodniej części osady, odgrodzonej murem od

części wschodniej. To planowo założone osiedle odbiegało swym charakterem od typowych miast doliny Nilu, jednakże można sądzić, że ogromna rozpiętość standardów mieszkaniowych była w sta­ rożytnym Egipcie zjawiskiem powszechnym. W po­ łudniowej dzielnicy miasta Achetaton mieszkali wyżsi urzędnicy; w północnej żyła głównie klasa średnia, choć były tu także skupiska biedoty. W mieście odkopano zarówno okazałe wolno stoją­ ce domy o licznych pomieszczeniach mieszkalnych oraz gospodarczych, jak i domostwa bardzo prymi­ tywne. Poza miastem leżało otoczone murem osie­ dle rzemieślników zatrudnionych przy budowie grobowców dla najwyższych warstw społecznych. Osiedle usytuowano w zagłębieniu terenu tak, że z właściwego miasta nie było go widać. Dość skro­ mne domki nie różniły się istotnie między sobą. W jedynym większym budynku, położonym przy placyku, na którym robotnicy zbierali się przed wyjściem do pracy, mieszkał zapewne nadzorca. Obok drogi wiodącej do osiedla umieszczono domki 47

mi odrębną klasę społeczną bogaczami, którzy bądź wartowników, którzy mogli łatwo obserwować mie­ posiadali majątki ziemskie, bądź zawdzięczali swe szkańców ze skał, wznoszących się ponad murami fortuny piastowanym wysokim urzędom, a także otaczającymi zabudowę. Wyniki badań nad budownictwem mieszkanio­ zyskom z handlu, ze spekulacji, z czynszów itp. Na szczycie tej piramidy stali cesarze, bogacze nad wym w Grecji są znacznie bogatsze. Dla miast bogaczami. Pewna surowość obyczajów, jaka ce­ rozbudowanych lub założonych planowo, np. dla chowała czasy Republiki, ustąpiła miejsca dążeniu Priene, charakterystyczny jest podział bloków na do wygodnego życia. Znalazło to odbicie w budow­ działki o identycznych lub zbliżonych rozmiarach. nictwie ludności najzamożniejszej i najlepiej sytuo­ Wprawdzie na równomiernej kanwie powstały wanej, która pragnęła także zaznaczyć w ten z czasem budynki skromniejsze oraz bardziej sposób swoją pozycję społeczną. okazałe, a nawet zdarzało się łączenie sąsiednich Rzym był miastem ogromnym; liczba jego mie­ placów i w znoszenie domów odpowiednio szkańców przekroczyła zapewne w okresie najwięk­ większych, ale różnice były, w zestawieniu z tym, co widzieliśmy w Egipcie, znikome. Plan regular­ szego rozwoju milion, a więc zbliżała się do liczby ludności Londynu na początku ery kolei żelaznych. nie wytyczonego miasta greckiego zakładał jeśli nie Jednak Rzym antyczny nie posiadał nie tylko kolei, identyczność standardu wszystkich domów, to ale nawet sieci dostatecznie szerokich ulic. równość startu wszystkich budujących. W połowie IV w. p.n.e. Demostenes mówił z goryczą, że daw­ W związku z tym budowano gęsto i tandetnie; domy waliły się. Na podstawie edyktu Juliusza Cezara niej Ateńczycy dbali przede wszystkim o ozdobienie miasta budowlami publicznymi, a domy najwybit­ zamykano ulice dla ruchu kołowego na czas od poranku do zmroku; nocą panował w mieście nie­ niejszych mężów stanu nie były okazalsze od domostw ich sąsiadów, natomiast współcześni dzia­ znośny hałas, pogarszający i tak złe warunki życia. Najbardziej rozpowszechnionym typem budynku łacze, ciągnął, wznoszą domy nie tylko bogatsze niż mieszkalnego była kilkukondygnacjowa kamienica to czyni większość mieszkańców Aten, ale wspa­ nialsze od budowli publicznych. Jest bardzo praw­ czynszowa. Według opisu miasta z IV w. n.e. liczy­ dopodobne, że Demostenes idealizował czasy ło ono ponad 46 000 takich budynków (insulae), a tylko 1800 domów indywidualnych (domus). Jed­ minione, ale ze słów jego wynika, że w oczach nakże podział na te dwie kategorie nie oddaje zwolenników demokracji ateńskiej na uznanie zasługiwał wyrównany poziom budownictwa miesz­ w pełni zróżnicowania warunków mieszkaniowych ludności. W czynszówkach znajdowały się mieszka­ kaniowego oraz jego skromność w zestawieniu nia jednoizbowe, ale także apartamenty zajmujące z budownictwem publicznym. Wynika też zapewne, cały parter lub pierwsze piętro, z reguły tylko do że u schyłku niepodległości Aten warunki mieszka­ nich doprowadzano wodę z wodociągów. Z kolei niowe poszczególnych grup społecznych różnico­ wśród „domów” były stosunkowo niewielkie partero­ wały się coraz bardziej. we budynki szeregowe oraz pałace otoczone Proces ten nasilił się jeszcze w dużych miastach rozległymi ogrodami. Doprowadziło to do zróżnicohellenistycznych, a z całą ostrością wystąpił w Rzy­ mie pod koniec Republiki i w czasach Imperium. i wania składu społecznego dzielnic mieszkaniowych. Wzgórze palatyńskie, sąsiadujące z Forum RomaZłożyło się na to przede wszystkim istnienie bardzo num, było w okresie Republiki dzielnicą arystokra­ licznego proletariatu oraz występowanie znacznie tyczną. Z czasem powstawały tu coraz to nowe większych niż w Grecji, czy nawet w świecie helle­ pałace kolejnych cezarów. August pragnął uchodzić nistycznym, różnic majątkowych. W pewnych okre­ za wzór skromności obywatelskiej i nie wzniósł sach trzecia część albo i połowa ludności Rzymu żyła z dobroczynności państwowej. Także wię­ sobie pałacu odpowiadającego jego pozycji w pań­ stwie, lecz budowle następców, zwłaszcza Tyberiukszość pozostałych mieszkańców stolicy miała bardzo skromne dochody w porównaniu z tworzący­ sza, Kaliguli, Nerona i Domicjana, z trudem mieściły 48

się na Palatynie i wykraczały poza jego obręb. Arystokracja rzymska w czasach Imperium miesz­ kała najchętniej na pobliskich wzgórzach lub zajmo­ wała wysoko, ale dalej położone obszary na obydwóch brzegach Tybru, gdzie mogła budować swe wille wśród rozległych ogrodów. Natomiast w dolinach pomiędzy wzgórzami tłoczyła się lud­ ność uboższa. Były to tereny zagrożone wylewami Tybru, pełne ruchu i hałasu, o powietrzu zanie­ czyszczonym fekaliami w związku z brakiem skana­ lizowania domów. Segregacja może mieć miejsce także w obrębie budynku czy działki, zwłaszcza w wielokondygna­ cyjnych domach czynszowych, gdzie część miesz­ kań zasługuje na wyższą ocenę niż inne. W społeczeństwie stanowym zróżnicowanie charakteru budynków mieszkalnych wiązało się zarówno z ich funkcjami użytkowymi, jak i z obo­ wiązkiem - zwyczajowym lub wynikającym z przepi­ sów prawnych - przestrzegania określonej dystynk­ cji społecznej. Wyrażała się ona różnie: w sposobie ubierania się, zajmowanym miejscu w kościele, w rodzaju budownictwa. W swym traktacie o mieś­ cie idealnym, napisanym w 1598 r., Giorgio Vasari młodszy przedstawił projekty pałaców i domów mieszkalnych dla księcia, biskupa, bogatej szlachty, kupców i rzemieślników; różniły się one swą okaza­ łością tak, by ich właściciele żyli „według stanu". Ancien regime ze swymi kanonami chylił się już ku upadkowi w krajach Europy zachodniej, kiedy\ Katarzyna II wydała „Miejskie postanowienie”, dają|c e charakterystyczny obraz wieloszczeblowej struk­ j

tury społecznej Rosji. Ludność podzielono, zależnie od pochodzenia społecznego i majątku, na kilka grup różniących się uprawnieniami. Nawet rodzaj pojazdów, jakimi wolno było poruszać się po mieś­ cie - od wozu zaprzężonego w jednego konia do karety o dwóch parach koni - uzależniony był od przynależności do określonej grupy mieszkańców; strukturze społecznej odpowiadał sposób zabudowy miast. Przepisy policyjno-budowlane przewidywały podział ulic na klasy, różniące się rodzajem budyn­ ków. Wzorcowe projekty domów mieszkalnych uwzględniały stan majątkowy ich właścicieli. W cen­ tralnych częściach miast rosyjskich oraz przy ich głównych ulicach skupiała się ludność zaliczana do grup najwyższych. Tylko ci ludzie mogli pozwolić sobie na wznoszenie wymaganych tu domów muro­ wanych. Na peryferiach mieszkały w skromnych budynkach i nędznych chałupach grupy niższe i najniższe. Zróżnicowanie zabudowy mieszkaniowej, słab­ sze lub silniejsze, zależnie od stosunków społecz­ nych, towarzyszyło historii budowy miast i wyciskało na nich swe piętno. Wprawdzie warunki mieszka­ niowe klas najbardziej upośledzonych poprawiały się w ciągu wieków, zwłaszcza wraz z postępem techniki sanitarnej, ale nie wynika z tego, by kontra­ sty w jakości środowiska życia stopniowo malały. Klasy uprzywilejowane realizowały coraz to dosko­ nalsze modele mieszkania zarówno w mieście, jak i poza nim. Nożyce pozostawały szeroko rozwarte. Nawet w zamożnych krajach istnieje dziś jeszcze problem bezdomności.

f. Rola techniki Mniej więcej 10 tysięcy lat temu dokonała się „rewolucja techniczna” o podstawowym znaczeniu dla przyszłego osadnictwa. Ludzie, którzy nauczyli się uprzednio obrabiać kamień, sporządzać broń oraz budować prymitywne środki transportu, poczęli przy pomocy najprostszych narzędzi uprawiać rolę i hodować zwierzęta oraz wykorzystywać ich siłę

pociągową. Doskonalili technikę pracy. Gdyby nie nastąpiły takie zmiany w owym czasie lub później, odżywialibyśmy się nadal jak ludzie pierwotni, polu- I jąc, łowiąc ryby, zbierając rosnące dziko owoce. | W neolicie zaczął człowiek życie osiadłe, trwające w jednym miejscu przynajmniej tak długo, jak długo można było eksploatować zasoby przyrody. Powo­ 49

dowało to jej przekształcanie - ale na ogół radziła sobie łatwo ze zmianami. Kiedy jej zasoby wyczer­ pywały się i człowiek szukał innych miejsc osiedle­ nia, natura powracała do stanu zbliżonego do poprzedniego. Gdy człowiek pozostawał na miejs­ cu, zwykle wzbogacał florę i faunę oraz zwiększał plony. Zmiany środowiska przyrodniczego nie przy­ jmowały niepokojących rozmiarów. Gordon Childe, znakomity archeolog brytyjski, wprowadził pół wieku temu pojęcie „rewolucji miej­ skiej”, pisząc o pojawieniu się wielkich cywilizacji mniej więcej przed pięcioma tysiącami lat w dolinie Tygrysu-Eufratu, Nilu i nieco później Indusu. Postę­ py w dziedzinie budownictwa wodnego oraz rolnic­ twa i hodowli zwierząt umożliwiły gromadzenie nadwyżek żywności i społeczny podział pracy, a w konsekwencji rozwój nauki i sztuki, wznoszenie monumentalnych budowli publicznych i inne głębo­ kie przemiany. Różni badacze nie bez pewnej racji mieli zastrzeżenia do nazywania „rewolucyjnym” procesu, który miał charakter stopniowych prze­ mian. Z możliwości takich zarzutów zdawał sobie sprawę Childe i wyjaśnił, że mówi o rewolucji miej­ skiej (podobnie jak o „neolitycznej” i „przemysłowej” XVIII w.) z uwagi na przyspieszenie przemian cywi­ lizacyjnych, jakie wtedy nastąpiły7*. Nawiązując do terminu zastosowanego przez Childe’a, można by powiedzieć, że w średniowiecz­ nej Europie doszło także do rewolucji miejskiej. Przejawiła się ona m.in. w powstaniu ogromnej liczby nowych miast na terenach uprzednio nie zurbanizowanych, między innymi w Polsce, oraz w dużym przyroście ludności miast istniejących. Proces ten nasilił się dzięki udoskonaleniom techni­ cznym w wielu dziedzinach działalności ludzkiej. W związku z tym różni historycy pisali nawet o „re­ wolucji przemysłowej”, do jakiej wówczas doszło w krajach Europy Zachodniej, zarówno w rolnictwie, jak i w rzemiośle. Wreszcie rozliczne wynalazki techniczne w An­ glii w końcu XVIII w. i na początku XIX w., zwłasz­ cza zaś zastosowanie pary jako źródła energii, zapoczątkowały nową „rewolucję przemysłową”, która dokonała przewrotu w stosunkach gospodar­ czo-społecznych i osadnictwie. 50

W XV-XVII w. tkaniny wełniane stanowiły głów­ ny przedmiot eksportu angielskiego. Ogromne roz­ szerzenie rynku zbytu i związany z tym wzrost pro­ dukcji doprowadziły do zatrudnienia w systemie chałupniczym mieszkańców wsi, zajmujących się poza rolnictwem - wytwarzaniem przędzy oraz tkanin. Przedsiębiorcy, organizujący produkcję i jej zbyt, żyli w miastach, które były ośrodkami rozleg­ łych okręgów przemysłowych. Na tej zasadzie uło­ żyły się stosunki w przemyśle włókienniczym. Bradford i Leeds stanowiły ośrodki produkcji sukien, a Manchester płócien, głównie bawełnianych. W po­ czątku XVIII w. istniały już na tych terenach manufaktury, duże zakłady skupiające pracowników zajętych często różnymi etapami produkcji. Skupie­ nie ich ułatwiało nadzór oraz korzystanie na miejs­ cu z nielicznych jeszcze urządzeń służących mechanizacji procesów produkcyjnych, jak np. folusze, w których stosowano koła wodne. Aby wykorzystać energię wody, manufaktury sytuowano chętnie nad rzeczkami. Lokalizacja przemysłu była więc w znacznym stopniu zdecentralizowana. Rewolucję przemysłową zapoczątkowały ok. 1760 r. wynalazki w przemyśle włókienniczym, które pozwoliły mechanizować produkcję. Ponieważ woda stanowiła główne źródło energii, nadal mno­ żyły się zakłady sytuowane nad bystrymi potokami:. Także inne gałęzie produkcji, stosujące - jak hutnic­ two - koła wodne, ciągnęły ku źródłom energii. Można by powiedzieć, używając terminu, jaki blisko 100 lat później zastosował Le Corbusier zachwala­ jąc swój model osadnictwa, że w zaraniu rewolucji przemysłowej w dolinach angielskich rzeczek o bys­ trych wodach powstawały samorzutnie „miasta przemysłowe linearne”. W dotychczasowych tendencjach osadniczych doszło do zasadniczych zmian pod wpływem naj­ bardziej rewolucyjnego wynalazku - maszyny paro­ wej. Uniezależniła ona lokalizację przemysłu od sieci rzek i potoków. Duże zakłady wyrastały teraz głównie w aglomeracjach miejskich, które przyciągały prze­ mysł usługami bankowymi, handlowymi, technicznymi i komunikacyjnymi, łatwością kooperowania z po­ krewnymi działami produkcji, znalezienia pracowni­ ków i zbytu wyrobów. Mieszkańcy wsi i miasteczek

ciągnęli do miast przemysłowych, licząc na większe możliwości zarobkowania. Maszyna parowa pozwala­ ła na koncentrację produkcji wszędzie tam, gdzie dzięki kanałom, udoskonalonym drogom lądowym, a z czasem i kolejom, możliwy był stosunkowo tani dowóz paliwa oraz surowców. Kołowrotki i prymityw­ ne warsztaty tkackie, rozsypane jeszcze niedawno po wsiach, powoli milkły. W krajobrazie miast przemysło­ wych i ich przedmieść pojawiały się teraz wielkie bryły fabryk, ponad które wyrastały ziejące dymem kominy. Jedną z ważniejszych zdobyczy rewolucji przemysłowej było zastąpienie w metalurgii drewna dla jego zyskania wycinano masowo lasy - węglem jako paliwem. Z uwagi na jego duże zużycie przy produkcji surówki żelaznej i stall powstawały teraz wielkie aglomeracje przemysłowe w zagłębiach wę­ glowych. Miało to z kolei powodować rosnące zanie­ czyszczanie powietrza tlenkami węgla, siarki i azotu. W 1726 r. Daniel Defoe pisał o Manchesterze, że jest „największym miasteczkiem w całej Anglii”. Dokładnie 100 lat później zwiedził to miasto Fryderyk Schinkel. Widział budynki fabryczne o 7 -8 kondygnacjach. Ponad ulicami przebiegały napowietrzne połączenia oraz bocznice kolejowe na estakadach. Doktryna liberalizmu gospodarczego, jaka rozwi­ jała się w Anglii od XVII w., występowała przeciw ingerencji państwa w sprawy gospodarcze. W ta­ kich warunkach szybki wzrost miast odbywał się bezplanowo. Przemysłowcy wznosili swe fabryki na terenach przez siebie wybranych, zarówno w mias­ tach, jak i w pobliskich miejscowościach. Przedsię­ biorcy budowli w ich sąsiedztwie grupy nędznych, gęsto skupionych domków robotniczych. Fryderyk Engels pisał w Położeniu klasy robotniczej w Anglii (1845) o miastach wznoszonych przez spekulantów z myślą jedynie o natychmiastowych zyskach. Wa­ runki mieszkaniowe ludności zatrudnionej w prze­ myśle przedstawił także, trzy lata przed Engelsem, Edwin Chadwick. Ludność pracująca, która zajmuje piwnice w Liverpool, Manchesterze i Leedsf pisał, żyje w większym brudzie oraz bardziej cierpi fizycz­ nie i moralnie, niż skazańcy w więzieniach. Powsta­ wały całe dzielnice ruder, „slumsów”. Słowo to, użyte po raz pierwszy w 1820 r., a następnie szero­

ko stosowane, oznaczało pierwotnie nisko położone tereny pełne błota i szlamu. Rzuca ono światło na częsty sposób sytuowania domów dla robotników na gruntach najtańszych, nie nadających się pod budownictwo dla warstw lepiej uposażonych. Tragiczne warunki życia angielskiej klasy robot­ niczej doprowadziły do pojawienia się różnych teo­ retycznych projektów nowych miast przemysłowych. O dwóch takich projektach, noszących piękne na­ zwy „Miasto zdrowia - Hygieja” i „Miasto moralności - Etyka”, pisał w 1888 r. Ludwik Krzywicki, wykazu­ jąc ich całkowicie utopijny charakter. Realizacja tego rodzaju koncepcji wykraczała daleko poza możliwości budowy miasta w warunkach gospodar­ czo-społecznych Anglii. Powstawały co najwyżej wznoszone przez prze­ mysłowców obok ich zakładów niewielkie osiedla mieszkaniowe dla części personelu fabrycznego. Działając tak, kierowali się najczęściej chęcią związania z zakładem zatrudnionych w nim praco­ wników - ale niekiedy i innymi względami: prze­ słankami charytatywnymi albo chęcią zapisania się w pamięci społecznej, tak jak ongiś antyczni „ewergeci”. Spośród tego rodzaju osad, nielicznych i na ogół bardzo skromnych, wyróżniała się zdecydowanie osada Saltaire, zwłaszcza bogactwem obiektów usługowych. Tytus Salt zbił w krótkim czasie fortu­ nę, stosując do produkcji delikatnych tkanin zamiast wełny owczej miękką sierść egzotycznej alpaki. Poszedł wtedy za przykładem bohatera powieści Disraelego Sybil (1845), światłego i szlachetnego przemysłowca, który nie tylko wybudował poza miastem fabrykę, uwzględniającą wszelkie wymagania współczesnej techniki oraz wyróżniającą się piękną architekturą, ale wzniósł też dla swych pracowników osiedle, zapewniające im możliwie najlepsze środowisko życia. Poprawa sytuacji robot­ ników, twierdził wyimaginowany przez Disraelego fabrykant, wpłynęła tak korzystnie na ich zachowa­ nie, że okazała się jego najbardziej udaną pod względem finansowym inwestycją. Idąc w ślady bohatera powieści, Salt pragnął także wydobyć załogę swej fabryki w Bradford spod zgubnych wpływów czartystów, którzy, wykorzystując niezado­ 51

oraz wind podniosło pułap zabudowy. Ponad panu­ wolenie proletariatu miejskiego, wysuwali radykalne jące dotychczas w sylwecie miast wieże kościelne jak na owe czasy postulaty polityczne, a zwłaszcza i ratuszowe wyrosły budynki biurowe i mieszkalne. domagali się powszechnego prawa wyborczego. Ale obserwując to zjawisko, nie wolno tracić z oczu Dość, że w 1850 r. przystąpił do budowy pod ograniczeń, wynikających ze stosunków społecz­ Bradford wielkiej nowej fabryki. Budynek miał nych czy też związanych z upodobaniami ludności. 6 kondygnacji, obsłużony był drogą lądową, wodną A. Toynbee przestrzegł przed sądem, że obsłużenie i linią kolejową. W sąsiadujących z nim domkach aglomeracji londyńskiej w końcu XIX w. siecią szyb­ mieściło się około 850 mieszkań, przeważnie kiej komunikacji szynowej, także podziemnej, zwięk­ czteropokojowych z kuchnią. Wzniesiono kilka ka­ szyło radykalnie ruchliwość ludności oraz pozwoliło plic dla różnych sekt religijnych, szkoły, szpital, łaźnię, kantynę, klub, przytułek i jeszcze inne bu­ jej zamieszkać również zdała od miejsc zatrudnie­ nia. Dla ogromnej części ludności nowe środki dynki służące załodze. Osiedle otrzymało park oraz transportu były zbyt kosztowne, aby z nich korzysogródki działkowe. Przegęszczenie zabudowy mieszkaniowej Sal- ' tała dojeżdżając codziennie do pracy. Poprawa warunków mieszkaniowych angielskiej taire charakterystyczne jest dla owych czasów, klasy robotniczej nastąpiła dopiero wtedy, kiedy ale bogactwo i różnorodność urządzeń usługowych robotnicy wywalczyli sobie sami polepszenie sytua­ są niezwykłe, nawet według dzisiejszych kryteriów. Tytus Salt zrealizował krajobraz utopijny, bę­ cji politycznej, a między innymi wprowadzenie mini­ malnego standardu mieszkań, początkowo jeszcze dący przeciwieństwem rzeczywistego. Mógł sobie bardzo skromnego. Kiedy społeczeństwo brytyjskie pozwolić na pofolgowanie fantazji, jak ów wyimagi­ zajęło się stanem higienicznym slumsów, wybucha­ nowany przez Disraelego przemysłowiec, który uważał poprawę warunków życia swych robotników jące w nich epidemie groziły wszystkim. Wpływ za swoje hobby. Gdy powieściopisarz Disraeli zo­ postępu technicznego na budowę miast oraz na warunki życia różnych warstw ludności trzeba roz­ stał premierem Wielkiej Brytanii, nie myślał już patrywać zawsze w powiązaniu z całokształtem o utopiach. stosunków gospodarczo-społecznych. Osiągnięcia techniki na przełomie XIX i XX w. Technika przynosi nie tylko dobrodziejstwa, ale wywarły ogromny wpływ na kształt miast. Udosko­ nalenia komunikacji szynowej umożliwiły rozprze­ też zagrożenia i klęski ekologiczne. Piszę o tym w następnej części książki. strzenienie zabudowy na rozległych obszarach. Zastosowanie konstrukcji stalowych i żelbetowych

g. Od budynku do zespołu W ciągu tysięcy lat typowy sposób budowy miast polegał na wznoszeniu domów mieszkalnych na odrębnych działkach. Powstawały na nich domy dla właścicieli tych niewielkich skrawków terenu oraz ich rodzin albo i służby. Z czasem pojawiły się także domy czynszowe; stanowiły one już większą część zabudowy cesarskiego Rzymu - zawsze były to jednak odrębne obiekty budowlane, z których każdy wznoszono z osobna. 52

Ale już w Egipcie pojawiło się zadanie inne: budowy całego osiedla dla określonych celów. Takie stosunkowo nieźle zachowane osiedle po­ wstało w celu pomieszczenia robotników zatrudnio­ nych przy budowie piramidy i świątyni Senusereta II (około 1900 r. p.n.e.) w Kahun (El-Lahun); wspo­ mniałem już o tym (s. 47). Odkopanie go wywołało niemałą sensację. Oto, jak pisano, udało się po raz pierwszy wydobyć spod piasku miasto egipskie,

założone planowo, dające pojęcie o zasadach urba­ nistyki owych czasów. Ale wniosek taki był nie­ słuszny. W istocie odkopano nie miasto, ale osiedle wzniesione na czas budowy piramidy, które po jej ukończeniu poczęło pustoszeć. Osadę zbudowano na podstawie projektu, obejmującego zarówno całość, jak i poszczególne budynki (północne pała­ ce mają częściowo identyczne rzuty). Nie liczono się z przyszłym rozwojem, typowym dla miast. Wy­ kopaliska w Kahun zasługują jednak na baczną uwagę jako pierwszy przykład osiedla, wzniesione­ go na rozległym terenie, dla różnych grup społecz­ nych. Odnosi się wrażenie, że naczelnym zadaniem jego budowniczych było oddzielenie od siebie tych grup oraz odpowiednie zróżnicowanie warunków mieszkaniowych. Rozwiązanie przestrzenne jest wyłącznie użytkowe. Panująca tu regularność geo­ metryczna i dyscyplina nie ma nic z uroczystego charakteru osiowej kompozycji budynków i założeń, związanych z kultem bogów i faraonów. Przy wyciąganiu wniosków z analizy tego zespo­ łu trzeba zachować ostrożność: osada usytuowana w bezpośrednim sąsiedztwie obszarów kultury rol­ nej została w swej południowej części rozmyta przez wezbrane wody; nie wiemy, jak całe osiedle wyglądało. Jednakże jego odkopana część ilustruje dobitnie zależność kompozycji przestrzennej od sposobu realizacji, a zwłaszcza od wielkości obsza­ ru, na którym działa inwestor. Podobne różnice pojawiają się w budownictwie mieszkaniowym okresu znacznie nam bliższego średniowiecza. Także i wtedy budowano niemal zawsze pojedyncze domy na niewielkich działkach indywidualnych. Ale już wówczas pojawiały się w miastach zaczątki budownictwa zespołowego, prowadzonego przez jednego inwestora na rozleglejszym terenie. Kompozycja przestrzenna przy­ jmowała wtedy formy zbliżone do stosowanych w naszych czasach. Taki charakter miały na przykład zgrupowania domów mieszkalnych wznoszone w Wenecji dla marynarzy-weteranów. Pierwsza wzmianka o tego rodzaju budownictwie pochodzi z 1335 r.; widok Wenecji Jacopo de’Barbariego z 1500 r. pokazuje trzy długie równoległe do siebie domy, mieszczące

zespół zwany marinarezza. Podobny sposób zabudowy wprowadzono w 1521 r. w Fuggerei w Augsburgu, w osiedlu dla niezamożnych miesz­ kańców, ufundowanym przez bogatego kupca, Jakuba Fuggera. W średniowieczu pojawił się też inny model budownictwa osiedlowego, szeroko stosowany i w naszych czasach: dziedzińce otoczone do­ mami mieszkalnymi. Takie rozwiązania stosowa­ no we Flandrii przy budowie wznoszonych głównie ze środków zamożnego mieszczaństwa domków dla beginek, zajmujących się dobroczynnością. Holenderska nazwa tego rodzaju zespołów - hofjes - wskazuje na sytuowanie zabudowy dokoła wspól­ nych dziedzińców. Wreszcie liczne kanonie two­ rzyły zgrupowanie domów przy wspólnych wnę­ trzach. Przejście od budownictwa indywidualnego do kolektywnego, a zwłaszcza służącego celom społecznym, doprowadziło do zmiany sposobu zabudowy. Wielkie realizacje urbanistyczne Henryka IV, dokonane na terenie Paryża w niezwykle krótkim czasie, otworzyły erę nowożytnego formowania stolicy Francji, a nie byłyby możliwe, gdyby król nie przekształcił bardzo istotnie sposobu jej rozbudowy. Najpierw stworzył podstawy prawne nadzoru króle­ wskiego nad zakładaniem i utrzymaniem ulic. Na­ stępnie zastosował nowe zasady planowego rozwo­ ju Paryża: na rozległych terenach wykupionych przez skarb państwa (np. w celu przebicia rue Dauphine) czy też będących w jego posiadaniu (jak przy budowie Place Dauphine i Place Royale, dziś des Vosges), wytyczano ulice i place stosownie do sporządzonego planu, wyznaczano działki pod poszczególne budynki, których elewacje miały być kształtowane w sposób identyczny: przy Place Royale nawet położone naprzeciw siebie budynki króla i królowej, jakie Henryk IV zachował dla sie­ bie, jedynie dyskretnie różniły się od pozostałych miały pięć zamiast czterech osi okiennych i były nieco wyższe. Realizację tych uformowanych jedno­ licie dużych zespołów budowlanych - zjawiska całkowicie nowego w krajobrazie Paryża - król przekazał w ręce wielkich inwestorów, którzy wpła­ cali czynsz do skarbu państwa. Zachęceni ogrom­ 53

nymi zyskami, jakie ciągnęli ze sprzedaży, przepro­ wadzali budowę szybko i sprawnie. Pierre Lavedan napisał, że „Paryż nie może zaoferować nic lepszego od Place des Vosges jako historycznego zespołu architektury miejskiej”. Zape­ wne wiele osób podpisałoby się dziś pod taką oce­ ną - ale innego zdania byli budowniczowie stolicy Francji zaledwie kilka dziesiątków lat po ukończeniu placu, za panowania Ludwika XIV. Zespoły powsta­ łe w Paryżu z inicjatywy Henryka IV składały się z identycznych lub bardzo do siebie podobnych niewielkich cegiełek - domów nieznacznej szeroko­ ści. Przy Place Dauphine miały tylko po trzy osie okienne; na parterach, między arkadami sklepów mieściły się skromne wejścia do sieni. Jules Hardouin Mansart, który wyróżnił się jako architekt przy budowie pałacu i ogrodów w Wersalu oraz innych obiektów monumentalnych, zupełnie inaczej ukształtował Place des Victoires, jaki marszałek de la Feuillade zapragnął utworzyć w hołdzie dla Wiel­ kiego Króla w celu ustawienia na nim pomnika monarchy (1685). Mansart zastosował tu formę okrągłą, przypominającą boskiet kolumnowy parku wersalskiego. Na Place des Vosges domy były przykryte dachami czterospadowymi, podkreślający­ mi, wraz z lukarnami różnej wielkości, odrębność poszczególnych budynków. Tu poziomy dach man­ sardowy, przecięty otworami okiennymi o zbliżo­ nych rozmiarach oraz przechodzące przez dwie kondygnacje pilastry związały szereg budynków w monumentalną całość. Odnosiło się wrażenie, że pomnik króla ma za tło wspaniałe pałace. Tę samą zasadę łączenia kompozycją architekto­ niczną sąsiadujących ze sobą domów zastosował Mansart przy projektowaniu Place Vendôme. I ten plac miał pomieścić posąg Ludwika XIV, ale moty­ wy jego budowy były bardziej przyziemne. Mansart wystąpił już w 1677 r. z inicjatywą nabycia terenów należących do hrabiego Vendôme oraz odsprzeda­ nia ich z zyskiem po parcelacji. Kiedy finansiści, z którymi zawarł umowę, wycofali się, Mansart wy­ jednał u króla zarówno sfinansowanie kupna tere­ nów, jak i pokrycie części kosztów budowy „placu królewskiego” (1686). Plan był bardzo śmiały i roz­ legły; obejmował przeprowadzenie nowych ulic oraz 54

budowę klasztoru kapucynów na zamknięciu głów­ nej osi. Mansart pragnął sprawić wrażenie, że to nie szereg domów mieszczańskich otacza plac, jak to było na Place des Vosges, ale że jego obramo­ waniem są ogromne pałace, jeszcze bardziej monu­ mentalne niż pseudo-pałace przy Place des Victoires. W związku z tym, chciał ozdobić ściany placu rozmieszczonymi rytmicznie frontonami. Ale jak umożliwić powstanie elewacji o formie zróżnico­ wanej, skomponowanej jako całość, nie powtarzają­ cej modułu domu o tej samej liczbie osi okiennych i identycznej fasadzie? Jak przyciągnąć inwestorów, mających różne zamierzenia, bez naruszenia jedno­ litej kompozycji ścian placu? Co począć, skoro król zajęty Wersalem nie chciał ponosić wielkich kosz­ tów tej budowy? Ażeby zrealizować swój ambitny projekt, odbie­ gający zasadą kompozycji od dotychczasowych „placów królewskich”, Mansart musiał zastosować zupełnie inną metodę. Uzyskał zgodę Ludwika na wzniesienie na jego koszt samych fasad, tworzą­ cych tło dla pomnika króla. W ten sposób zbudowa­ no elewacje budynków, które miały w przyszłości powstać. Afisze umieszczone na murach Paryża obwieszczały w imieniu króla, że wszyscy, którzy tego pragną, mogą nabyć tereny przylegające do wielkiego placu wraz z cząstką jego elewacji, pod warunkiem kupna części obejmującej co najmniej dwie arkady. Nabywcami okazali się różni finansi­ ści, którzy następnie odstępowali swe prawa z du­ żym zyskiem. Do fasad poczęto doklejać budynki różniące się wielkością i przeznaczeniem. W podobny sposób został zrealizowany Plac Ludwika XV, obecny Plac Zgody. Patte dał w 1765 r. interesujący opis jego narodzin, a zwłasz­ cza przedstawił projekt Jacques-Ange Gabriela (1755). Omówił szczegółowo przewidywane ukształ­ towanie budynków, nawierzchnię placu, jego dekorację rzeźbami, fontannami itd., natomiast nie wspomniał o sprawie wydawałoby się podstawowej: o przeznaczeniu gmachów, jakie miały powstać przy nim i wybiegającej z placu w kierunku północ­ nym Rue Royale. Była to dla Gabriela sprawa dru­ gorzędna. Zastosował jedyną metodę realizacji wiel­ kiego zespołu budynków, zaprojektowanego aż do

szczegółów, jaka była możliwa wobec braku inwes­ tora, który wziąłby na siebie cały ciężar operacji. W 1757 r. zaczęto wznoszenie frontowych elewacji. Resztą mieli zająć się później nabywcy terenów położonych za fasadami. Roboty postępowały po­ woli. W 1775 r. ogłoszono warunki obowiązujące chętnych. Cena terenów zależała od ich położenia, przy samym placu czy też przy ulicy Królewskiej, oraz od architektonicznego wystroju kupionego odcinka ściany. Władze miejskie, które prowadziły całą operację, zastrzegły, że „galeria w poziomie placu pozostanie dostępna dla przechodniów”, a na pierwszym piętrze będzie mogła być przedzielona jedynie kratami - itd. Można by powiedzieć, że w przeciwieństwie do głoszonego od przełomu XIX i XX w. hasła „forma powinna wynikać z funkcji”, w tym przypadku kon­ cepcja formalna stanowiła punkt wyjścia projektu; sposób zaspokojenia funkcjonalnych potrzeb w róż­ norodnych budynkach, jakie z czasem powstały przy placu i wybiegającej z niego ulicy, dostosowa-

no do narzuconej formy. Była ona uniwersalna i mało krępująca, tak aby dało się następnie bez uszczerbku dla poszczególnych obiektów uwzględ­ nić przewidywane wymagania funkcjonalne. Kolum­ ny, pilastry i tympanony miały służyć wydobyciu pozycji społecznej przyszłych użytkowników, podob­ nie jak się to działo przy skwerach londyńskich i w Bath. Nabywcy fragmentów elewacji chętnie ponosili dodatkowe koszty, aby cel ten osiągnąć. Poza zaspokajaniem potrzeb użytkowników / architektura pełni różne inne funkcje: kształtuje przestrzeń miasta, wywołuje emocje estetyczne, służy wyrażeniu określonych idei itd. W tych dzie- I dżinach metoda realizacji, zastosowana przy budo- i wie placów Vendôme i de la Concorde, znakomicie podniosła pułap możliwości architektów. Wykorzy­ stali oni świetnie rozszerzenie przestrzennego za­ sięgu działania, przejścia od budynku do zespołu budowli wraz z przestrzenią otwartą między nimi oraz wokół nich położoną.

GOSPODARSKA WIELKOP^ZESTDZEMWÂ 1 MIASTA

1. NARODZINY PLANOWANIA WIELKOPRZESTRZENNEGO NA STAROŻYTNYM WSCHODZIE Kiedy i gdzie powstały pierwsze miasta? Trudno o zwięzłą odpowiedź na to pytanie. Jeszcze w poło­ wie naszego wieku nie budziła ona wątpliwości: na podstawie badań archeologicznych uważano, że uro­ dzajne doliny wielkich rzek - Tygrysu, Eufratu, Nilu oraz Indusu - były kolebkami najstarszych kultur miejskich, które narodziły się najpóźniej w IV tysiącle­ ciu p.n.e. na Bliskim, a nieco później na Dalekim Wschodzie. Dopiero w wyniku badań w Jerychu oraz na terenie Anatolii wysunięto tezę, że już ok. VIII ty­ siąclecia p.n.e. pojawiły się tam pierwsze miasta. Jednakże „narodziny” miast stanowią wynik długo­ trwałych procesów społeczno-gospodarczych, które

znalazły odbicie w przemianach struktury osadnictwa. Czy obwarowana osada rolnicza, której resztki odkry­ to na terenie Jerycha, zasługuje na miano miasta? Wydaje się to wątpliwe. To samo dotyczy osad w Anatolii. Jest natomiast pewne, że nad wielkimi rzekami Mezopotamii i Egiptu istniały na- przełomie IV i III tysiąclecia duże skupienia zabudowy, które z uwagi na swe różnorodne funkcje, stratyfikację spo­ łeczną, monumentalne budowle publiczne, pozycję w dziedzinie kultury oraz inne podobne cechy w pełni zasługują na to, by je za miasta uważać (il. 1). W południowej Mezopotamii Eufrat i Tygrys wzbierają gwałtownie i rozlewają się szeroko, gdy 55

w górach topnieją śniegi. Po krótkim czasie wody opadają, a wysuszona ziemia pęka od gorąca. To w wysuniętej najdalej na południe i najwcześniej rozwiniętej Sumerii powstała legenda o potopie, przejęta przez Stary Testament. Trzeba było chro­ nić się przed powodzią, a następnie powstrzymywać odpływającą zbyt szybko wodę, aby wykorzystywać ją do nawadniania przede wszystkim latem i jesienią, ale też zimą i wiosną, w okresach między spo­ radycznymi deszczami. W tej części Międzyrzecza zaczęto zapewne już w IV tysiącleciu budowę za­ pór, zbiorników, upustów i kanałów ujmujących wodę oraz doprowadzających ją do pól i ogrodów, do sadów i plantacji trzciny - materiału budowlane­ go cenionego w tym niemal bezleśnym regionie. Z czasem także Babilonię pokrył starannie zaplano­ wany i troskliwie utrzymywany system zbiorników retencyjnych i kanałów, pozwalający na ciągłą iryga­ cję. Chociaż dalej na północy budowę kanałów utrudniał pofalowany i kamienisty teren, władcy asyryjscy nie zrezygnowali z nich, przymuszając do ciężkiej pracy zarówno ludność kraju, jak i jeńców wojennych. W Egipcie deszcze padały niemal wyłącznie na terenie delty Nilu; znajdujące się tu mokradła osu­ szano rowami. Natomiast w górnym biegu rzeki rol­ nictwo zależało całkowicie od wykorzystania Nilu do nawadniania pól. Pierwotnie tworzono groble nad samą rzeką i czerpano wodę z powstałych w ten sposób zbiorników. Z czasem poszerzano obszar upraw, budując system zapór prostopadłych i rów­ noległych do koryta rzeki; w powstających w ten sposób basenach zatrzymywano wodę na parę tygodni, a po nasyceniu gruntu wilgocią spuszczano nadwyżki do zbiorników położonych niżej. Tego rodzaju zagospodarowanie doliny wymagało prowa­ dzenia prac melioracyjnych w sposób planowy oraz ścisłego nadzorowania wszystkich operacji. Po nawodnieniu gruntów należało wzmacniać zapory, oczyszczać kanały i odtwarzać granice własności. Cała akcja dawała tym lepsze wyniki, im dłuższy odcinek rzeki kontrolowano. Władcy Egiptu starali się rozciągnąć swą dominację możliwie daleko na południe. Granice Starego Państwa sięgały do pierwszej katarakty, w Średnim przesunięto je poza 56

drugą, a Nowe Państwo doszło do czwartej. Na dużą skalę zakrojoną irygację „basenową” prowa­ dzono także, zwłaszcza w czasach Średniego Państwa, w oazie Fajum. Położona 80 m poniżej poziomu morza łączyła się z Nilem kanałem na­ wadniającym. Ochrona przed powodzią i zaopatrzenie w wodę terenów przeznaczonych pod rolnictwo stanowiły naczelne, ale bynajmniej nie jedyne zadanie gospo­ darki przestrzennej. Inne polegało na stworzeniu sieci dróg niezbędnych do poruszania się po kraju i administrowania nim, a między innymi do sprawo­ wania kontroli nad gospodarką wodną, dróg konie­ cznych na użytek wojskowy, do przewożenia ciężkich materiałów; dróg służących międzynarodo­ wemu handlowi itp. W południowej Mezopotamii, gdzie sieć kanałów pokrywała kraj tudzież łączyła się z Eufratem i Ty­ grysem oraz ich dopływami, drogi wodne odgrywały znacznie poważniejszą rolę od lądowych. Główne kanały miały dużą szerokość, ale także i drugorzęd­ ne odpowiadały potrzebom komunikacji. Tworzono porty i przystanie, aby ułatwić magazynowanie i przeładunek towarów. Na północy Międzyrzecza sieć kanałów była rzadsza. Budowano tam więcej dróg lądowych, zwłaszcza na potrzeby wojska; drewniane pojazdy zaprzęgowe pojawiły się już w IV tysiącleciu. W Egipcie głównym szlakiem komunikacyjnym był Nil, jednakże tę wielką arterię wodną uzupełniały drogi lądowe biegnące wzdłuż rzeki oraz prostopa­ dłe do niej, sięgające do oaz, kopalni kruszców i kamieniołomów na pustyni, a także do przystani nad Morzem Czerwonym. Osadnictwo miejskie rozwijało się zupełnie ina­ czej w Egipcie niż w Mezopotamii. Pierwsze osady o cechach miejskich pojawiły się nad Nilem już w okresie „predynastycznym”, ..w IV tysiącleciu p.n.e. W ciągu około czterech tysięcy lat, jakie dzie­ lą tamte czasy od panowania rzymskiego, obraz osadnictwa ulegał licznym przemianom - a jednak można chyba pokusić się o wskazanie jego charak­ terystycznej cechy, występującej z mniejszym lub większym nasileniem w ciągu dziejów kraju. Jest nią duże skupienie ludności w stolicy i kontrastująca

z nią na ogół słabość miast prowincjonalnych. Było to przynajmniej w pewnym stopniu konsekwencją cech środowiska przyrodniczego. Długa i wąska dolina Nilu, otoczona po obu stronach pustyniami, raczej nie sprzyjała międzyna­ rodowemu handlowi, który stanowił podstawę za­ możności i rozwoju różnych miast Starożytnego Wschodu. W zakresie elementarnych potrzeb Egipt był samowystarczalny. Z wyjątkiem nielicznych materiałów, takich jak drewno do budowy statków, pałaców czy świątyń oraz żelazo, dysponował wszystkim, co było konieczne do osiągnięcia wyso­ kiego poziomu cywilizacji. Ale bariery, odgranicza­ jące dolinę od świata, nie były nieprzekraczalne. Deltę przecinało siedem ramion Nilu; wschodnie połączono, być może już w II tysiącleciu p.n.e., kanałem z Morzem Czerwonym. Do Egiptu sprowa­ dzano przedmioty zbytku aż znad Indusu. Królowa Hatszepsut zasadziła na tarasie przed swą świąty­ nią drzewa przywiezione, z korzeniami w bryłach ziemi, z odległego Wschodu. Ograniczenia wymiany towarowej, rozwoju sa­ modzielnego mieszczaństwa i miast wiązały się z cechami społeczności ludzkiej, która w tym środo­ wisku żyła, ze stosunkami politycznymi, wierzeniami religijnymi, wyobrażeniami o świecie, jakie się tu wykształciły. Faraon skupiał w swym ręku ogromne bogactwa i nieograniczoną władzę. Jego pałac i związane z nim świątynie tworzyły siedziby admini­ stracji centralnej i główne miejsca nauki; władze lokalne, skupione w miastach będących ośrodkami około 40 okręgów (nomów), na które dzielił się Egipt, miały bardzo ograniczony zakres działania. Gospodarką kraju w dużym stopniu sterowała admi­ nistracja państwowa; osłabiało to status ludności miejskiej. Handel zagraniczny leżał niemal wyłącz­ nie w ręku faraona. To on dysponował olbrzymimi nadwyżkami produkcji rolnej oraz flotą niezbędną do przewozu towarów; w nieco lepszej sytuacji, niż Górny Egipt, znajdowała się Delta, leżąca na styku dwóch światów i bardziej podatna na wpływy obce, Większa część produkcji rzemiosła artystycznego, służącej potrzebom faraona i klas uprzywilejowa­ nych, nie trafiała do wolnej wymiany, lecz wędrowa­ ła do skarbców świątyń albo wprost do grobowców.

W takich warunkach od licznych skromnych miast odcinały się jaskrawo stolice państwa, zwła­ szcza te, które stanowiły siedzibę władzy w czasie pomyślnego rozwoju Egiptu. Pierwszą z nich było Memfis, położone na styku Dolnego i Górnego Egiptu, Delty i doliny Nilu, zjednoczonych przez Menesa, legendarnego założyciela I dynastii (ok. 3100 r. p.n.e.). Pod koniec III tysiąclecia stolicą zostały położne dalej na południu Teby (ii. 7), które pełniły tę funkcję z niewielkimi przerwami czy ogra­ niczeniami przez półtora tysiąclecia. Na ten okres przypadają czasy największej ekspansji i potęgi państwa, Teby, rozłożone na dwóch brzegach rzeki i ciągnące się wzdłuż niej przez kilkanaście kilome­ trów, pokryły się wspaniałymi dziełami architektury. Wreszcie trzecią wielką stolicą Egiptu stała się u schyłku IV w. p.n.e. Aleksandria, która w okresie Ptolemeuszów zajęła wybitną pozycję zarówno w handlu międzynarodowym, jak w kulturze i nauce ówczesnego świata. Ożywiły się wtedy nieliczne miasta Delty; m.in. dawna stolica państwa z czasów Hyksosów - Tanis. Położona na skraju Delty Alek­ sandria tak dalece odbiegała wielkością, funkcjami i hellenistyczną kulturą od innych miast egipskich, że Rzymianie nazywali j§ Alexandrea ad Aegyptum - położoną przy Egipcie. Mieszkańcy doliny Nilu nadal żyli głównie z rol­ nictwa, a ośrodki nomów nie miały praw miejskich. Herodot pisał wprawdzie w VI w. p.n.e. o dwudzie­ stu tysiącach miast egipskich, ale musiały to być niemal wyłącznie wsie. Z uwagi na niebezpieczeń­ stwo wylewów osadnictwo wiejskie miało charakter skupiony. Osady sytuowano na wzniesieniach i za­ bezpieczano wałami przed powodzią. Kiedy Nil opadał (różnica między poziomem wysokiej i niskiej wody wynosiła w wąskiej dolinie rzeki przeszło 10 m), osady te mogły zasługiwać w oczach Greka VI w. p.n.e. na miano „miast”, czy nawet „akropoli”. Ludność doliny Nilu, zapatrzona w świetną prze­ szłość kraju i przywiązana do wielowiekowych tra­ dycji, trwała w dawnych strukturach. Mezopotamia była znacznie bardziej otwarta, niż wąska i otoczona z dwóch stron pustyniami dolina Nilu. Brak wielu surowców zmuszał do sprowadza­ nia ich z dużych odległości. Wykorzystywanie wody 57

do irygacji żyznych gieb aluwialnych nie wymagało prowadzenia robót w sposób skoordynowany na długości wielu setek kilometrów, tak jak w Egipcie. Aby uzyskiwać wysokie plony, nie było więc konie­ czne utworzenie nad Eufratem i Tygrysem jednego centralnie rządzonego państwa. Już na przełomie IV i III tysiąclecia p.n.e. istniały w południowej Me­ zopotamii i w Asyrii liczne miasta-państwa. Z cza­ sem powiększały one w drodze podbojów swe terytoria, niszczyły się wzajemnie, aby się znów odbudować albo zniknąć ze sceny tak, że nie potra­ fimy dziś wskazać ich położenia. Królowie nie mieli w oczach ludności cech boskich i nie skupiali w swym ręku handlu dalekosiężnego, jak to się działo w przeważającej mierze w Egipcie. Archeolo­ gowie natrafili w Azji Mniejszej, daleko poza grani­ cami Międzyrzecza, na ślady kolonii handlowych założonych przez Asyryjczyków w połowie II tysiąc­ lecia. W Egipcie wznoszono jedynie nieliczne umocnienia, głównie w pobliżu krańców państwa; w związku z ekspansją w kierunku południowym po­ wstawały twierdze w górnym biegu Nilu. Mezopota­ mia była znacznie łatwiej dostępna dla wrogów. Bogactwa doliny prowokowały inwazje; miasta-pań­ stwa zagrażały sobie wzajemnie. W takiej sytuacji miastom nadawano charakter twierdz, otoczonych potężnymi murami oraz kanałami, a w miejscach strategicznych zakładano liczne forty. W Egipcie Nil stanowił niezmienną oś systemu budownictwa wod­ nego. W Mezopotamii przebieg kanałów dostosowy­ wano do położenia miast. Zaopatrywano je w wodę pitną budując akwedukty, które wyprzedziły tego rodzaju budowle rzymskie: do Niniwy doprowadzo­ no w 691 r. p.n.e. wodę górską kanałem długości powyżej 80 km, szerokości miejscami ponad 20 m, przechodzącym wysoko nad doliną na kamiennym moście. Herodotowi przypisywano nazwanie Egiptu da­ rem Nilu. W uszach ludzi, zatrudnionych przy za­ gospodarowywaniu kraju, słowa te brzmiałyby jak gorzka ironia. Rzekomy „dar” musieli okupić ciężką, wyczerpującą pracą. W więzieniach egipskich prze­ bywali zbiegowie, którzy uciekli przed przymuso­ wymi zajęciami. Osiągnięcia ludności, które dzięki planowej gospodarce przestrzennej doprowadziły 58

do „rewolucji” w kulturze, zasługują na wielki po­ dziw. Jak prymitywny był stopień cywilizacji miesz­ kańców Mezopotamii i doliny Nilu, gdy zaczynali przekształcać środowisko! Musieli zgłębiać rządzące nim prawa i uczyć się opanowania żywiołu. Ich walka z nim przyczyniła się do rozwoju nauki i tech­ niki. Na ogromną skalę prowadzone prace wykony­ wali rękoma uzbrojonymi jedynie w najprostsze narzędzia. A co w naszych oczach zasługuje na szczególne uznanie - działalność ta nie prowadziła, jak to się dziś dzieje, do degradacji środowiska przyrodniczego, ale do jego wzbogacenia. Narody, które żyły nad Eufratem i Tygrysem, a także nad Nilem, przekształciły tereny pierwotnie nie sprzyjają­ ce osadnictwu - doliny rzek na przemian zatapiane przez powodzie i spiekane przez żar słońca, niedo­ stępne grzęzawiska albo pozbawione opadów pus­ tynie - w pola uprawne i ogrody, przynoszące plony obfitsze od zbieranych gdziekolwiek na ziemi. To dzięki pracy niezliczonych pokoleń wyobraźnia ludowa umieściła w ich kraju raj. W drugiej połowie VI wieku p.n.e. Mezopotamia i Egipt zostały pochłonięte przez nową potęgę: pań­ stwo perskie. W wyniku stopniowych podbojów opanowało ono ogromny obszar sięgający od In­ dusu na wschodzie po morze Egejskie na zacho­ dzie. Zarządzanie tak rozległym obszarem wymaga­ ło budowy całej sieci dróg; najważniejsza, zwana „królewską”, miała ponad 2 tysiące km długości i łączyła Suzę, główną stolicę państwa położoną w pobliżu zatoki Perskiej, z Sardesem, stolicą naj­ bardziej na zachód wysuniętej satrapii w Azji Mniej­ szej. Szykując się do wojny z Grekami, Kserkses I umocnił tę drogę; odkopane odcinki wykazały, że była, przynajmniej miejscami, brukowana wielkimi kamieniami, podobnie jak później drogi rzymskie. Wzdłuż całego szlaku rozmieszczono w regularnych odstępach posterunki strażnicze, zajazdy oraz sta­ cje poczty konnej. Państwo perskie, eksploatujące bezlitośnie pod­ bite narody, dysponowało ogromnymi masami ludzi, co pozwalało na prowadzenie wielkich robót budo­ wlanych. Przed wyprawami przeciw Grekom Da­ riusz i Kserkses przerzucili mosty przez cieśniny morskie, oddzielające Azję od Europy, aby ułatwić

ściągnięcie ogromnych armii. Herodot przekazał nam szczegółowy opis mostu Kserksesa: spoczy­ wał na blisko siedmiuset zakotwiczonych i powiąza­ nych ze sobą łodziach. Król polecił też przebić kanał przez wschodnie ramię Półwyspu Chalcydyckiego; przy tym trudnym zadaniu pracowali „pod uderzeniami bicza” żołnierze z podbitych narodów. „Droga królewska”, ogromny most przez Propontydę (dzisiejsze morze Marmara) oraz kanał przeci­ nający Półwysep stanowiły elementy planowego zagospodarowania przestrzeni, które miały służyć temu samemu celowi: usytuowaniu drogi agresji armii perskiej. Nie był to jednak cel wyłączny. Herodot pisał, że Kserkses nakazał przekopanie kanału, kierując się pychą, chęcią pokazania Gre­ kom swej potęgi tudzież wystawienia sobie pomni­ ka. W oczach Herodota kanał był zbędny, albowiem „dałoby się bez najmniejszego trudu przetaczać

statki przez wąski półwysep”. Przecięcie go drogą wodną miało stanowić dowód panowania Kserksesa nad ludźmi i przyrodą. Późniejsi autorzy greccy poddawali w wątpliwość ukończenie tego dzieła: uważali je za niewykonalne ze względu na koniecz­ ność przebicia się przez wysoką skałę. Historia architektury zna liczne budowle, którymi władcy pragnęli uświetnić swą osobę. Ta ma charakter szczególny: była raczej niepotrzebna, a niesłychanie trudna przy stosowaniu środków technicznych, jakimi wówczas dysponowano. Lizjasz, urodzony dwadzieścia lat po bitwach pod Termopilami i Salaminą, wyraził w jednej ze swych mów to, co myślało na pewno wielu Greków owych czasów o Kserksesie: że budując drogę lądową przez morze oraz kanał morski przez ląd „zlekcewa­ żył porządek przyrody, dzieła bogów i myśli ludzi”.

2. SPONTANICZNOŚĆ I PLANOWOŚĆ W GOSPODARCE PRZESTRZENNEJ GREKÓW Grecy porównywali Morze Śródziemne do sa­ dzawki, otoczonej ludźmi niby żabami lub mrówka­ mi. Istotnie, już w neolicie zaczęło się stopniowe zasiedlanie obrzeży morza i wysp na nim położo­ nych. Osadnictwo rozwijało się najintensywniej we wschodniej części wielkiego basenu wodnego, na styku z zaawansowanym cywilizacyjnie Wschodem. Szczególne znaczenie dla Europy miało osadnictwo zwane egejskim. Objęło ono kilka kultur skupionych wokół Morza Egejskiego, na lądzie i na licznych wyspach tego regionu. Najwcześniej zabłysła kultu­ ra egejska na Krecie, gdzie od imienia legendarne­ go króla Minosa otrzymała nazwę minojskiej. Jej głównym ośrodkiem był ok. 2000 r. p.n.e. pałac w Knossos (¡1. 15-16). Następnie zaczął się napływ z północy na ląd grecki Achajów; ich najważniejszą twierdzę tworzyły Mykeny (il. 17). Zapewne ok. 1450 r. p.n.e. Mykeńczycy zajęli Kretę. Dwa-trzy wieki później nastąpiła inwazja Dorów na ziemie greckie. Na terenie świata egejskiego rodziła się

antyczna Grecja, powiązana wspólną kulturą i wiarą, między innymi podobieństwem swej architektury i rzeźby, a także wymianą towarów. W przeciwień­ stwie do położonych nad wielkimi rzekami krajów Starożytnego Wschodu, których dobrobyt zależał od prowadzenia na rozległych przestrzeniach skoordy­ nowanej gospodarki wodnej (s. 55), Grecy zajmowali tereny przecięte wzgórzami, co sprzyjało powstawaniu niewielkich miast-państw. W tych czasach żyli nad wschodnimi krańcami Morza Śródziemnego, na wąskim paśmie terenów opartych o góry libańskie, Fenicjanie. I oni nie tworzyli jednolitego trwałego państwa. Żyli w mias­ tach, takich jak Ugarit, Sydon i Tyr. Ich wielkim osiągnięciem w dziedzinie kultury było wynalezienie pisma alfabetycznego, stanowiącego podstawę wszystkich współczesnych pism europejskich (ok. 1000 r. p.n.e.). Zajęte przez Greków i Fenicjan ziemie, na ogół mało urodzajne, nie mogły wyżywić coraz liczniejszej ludności. Ponadto, nęciła ją wę­ 59

drówka ku terenom dostarczającym poszukiwanych materiałów. W ten sposób doszło do zakładania w basenie Morza Śródziemnego miast-kolonii i baz handlowych. Akcja kolonizacyjna Fenicjan i Greków nasiliła się szczególnie w VIll-VI w. p.n.e. Grecy poszukiwali najpierw ziem umożliwiają­ cych produkcję żywności. Stąd ich wczesne zainte­ resowanie Sycylią i południową Italią, której środko­ wa i północna część, zajęte przez Etrusków, były dla kolonizacji greckiej niedostępne. Z czasem osiedlali się także na żyznych obrzeżach Morza Czarnego. Rozproszenie osadnictwa nie sprzyjało utworze­ niu jednego organizmu państwowego. Byłoby jed­ nak błędem dopatrywanie się w cechach środowis­ ka geograficznego przeszkody uniemożliwiającej utworzenie jednolitego państwa. W IV w. p.n.e. pokonali ją Macedończycy; Aleksander Wielki prze­ sunął granice swego imperium aż do Indii, nie ba­ cząc na morza, góry i pustynie. Z kolei „Achaja” stała się prowincją rzymską. Pokryła ją wtedy sieć dróg lądowych, budowanych przez Rzymian na terenie ich całego rozległego państwa. Wobec antagonizmów między państewkami, jednoczącą Greków rolę odgrywała w pewnym stop­ niu świątynia w Delfach. Zawdzięczała swą pozycję istniejącej tu wyroczni, która, jak pisał Strabon, cieszyła się sławą „prawdziwszej od innych” (il. 43, 44). Delfy leżały w samym środku lądu greckiego, w miejscu, w którym, jak głosił mit, spotkały się dwa orły wysłane przez Zeusa z zachodniego i wschod­ niego krańca ziemi. Delfy nazywano jej pępkiem. Wysuwano nawet w IV w. p.n.e. ideę zjednoczenia politycznego Hellady pod opieką Apollina Delfickiego. Kiedy mieszkańcy państewek helleńskich za­ mierzali założyć kolonię i zastanawiali się nad wy­ borem terenu, zasięgali, tak jak w wielu innych sprawach, rady wyroczni. Część badaczy wyraziła zdanie, że kapłani delficcy kierowali dzięki temu akcją kolonizacji. Gdyby teza ta była słuszna, można by mówić o centralnie sterowanym zagospodarowywaniu przestrzennym obrzeży Morza Śródziemnego i Czarnego przez wychodźców greckich. Pogląd taki nie jest jednak 60

dostatecznie uzasadniony. Kapłani delficcy nie chcieli stracić zaufania, jakim ich obdarzano, i dla­ tego formułowali swe zalecenia w sposób pozwala­ jący na różne interpretacje. Temistokles wykorzystał radę wyroczni, aby Grecy schronili się przed Persa­ mi „za drewnianymi murami”, i nakłonił Ateńczyków do budowy floty, ale można było zrozumieć te sło­ wa jako zalecenie bronienia się za drewnianymi palisadami. Często odpowiedzi wyroczni nie odnosi­ ły się do określonego miejsca, rada aby wziąć kro­ wę za przewodnika i założyć miasto tam, gdzie zwierzę upadnie, miała - według Hellanika z Mityleny - doprowadzić do powstania Teb w Beocji. Mo­ że to była informacja zmyślona, ale rzuca światło na charakter przynajmniej części zaleceń wyroczni; znanych jest wiele innych tego rodzaju. Koloniści greccy przybywali do Delf, aby uzys­ kać poparcie Apollina dla swej akcji; po jej szczęśli­ wym ukończeniu wracali, by złożyć bogu dary w dowód wdzięczności. Jest mało prawdopodobne, aby kapłani delficcy udzielali przybyszom wielu rzeczowych rad, opartych na znajomości terenów przydatnych do założenia kolonii. Grecy stanowili naród żeglarzy i mogli ocenić bez pomocy wyroczni walory miejscowości, w których zamierzali osiąść. Zasięgnięcie rady, zazwyczaj mglistej i dwuznacz­ nej, miało przede wszystkim charakter rytuału reli­ gijnego. Wpływu Delf na proces kolonizacji nie należy przeceniać. E. Kirsten, autor licznych prac o osadnictwie miejskim antycznej Grecji pisał, że kolonizacja doprowadziła wprawdzie do powstania sieci _greckich miast-państw (poleis), ale nie była konsekwen­ cją świadomego „zagospodarowywania przestrzeni" (Raumordnung) basenu Morza Śródziemnego8*. Jest to słuszne, jeśli przez Raumordnung rozumie się gospodarkę planową, centralnie sterowaną. Jednakże takie pojmowanie zagospodarowywania przestrzeni powoduje pomijanie lub niedocenianie akcji sam orzutnych, w prow adzających ład przestrzenny; mówiłem o tym w Założeniach. Cho­ ciaż istotnie, zakładanie i rozbudowa miast greckich nie odbywały się zgodnie z planem obejmującym całą akcję, proces kolonizacji przebiegał w sposób zgodny z potrzebami ludności oraz doprowadził do

ukształtowania się systemu osadniczego konsek­ wentnego i spójnego. „Planistami” byii niezliczeni Grecy, którzy łączyli się w grupy i emigrowali, z uwagi na przeludnienie ziemi ojczystej i niedostat­ ki żywności, chcąc ciągnąć zyski z handlu czy ule­ gając pokusie wyprawy w wielki świat. Kierowali się nie tyle radami Apollina Delfickiego, co staranną obserwacją środowiska przyrodniczego. Dostosowy­ wanie się do niego wywarło silny wpływ zarówno na lokalizację osiedli, jak i na sposób ich zabudowy. Osadnictwo greckie ograniczało się do IV w. p.n.e. do obszarów o stosunkach klimatycznych i glebo­ wych charakterystycznych dla ziemi ojczystej kolo­ nistów, a w szczególności sprzyjających uprawie winorośli i oliwki. Z czasem, gdy Grecy nauczyli się przerabiać swe rudy srebra i złota oraz wytwarzać różne poszukiwane przedmioty, takie jak doskonałe sukno, ceramika i wino, handel odgrywał coraz większą rolę. Mimo to, co najmniej do połowy I tysiąclecia p.n.e. jakość terenów z punktu widze­ nia potrzeb rolnictwa miała duże znaczenie przy lokalizacji nowych miast. Zajmowały one z regu­ ły rozległe grunty uprawne, przydzielane osadni­ kom (chora). Grecy na ogół unikali posuwania się w głąb lądu, między innymi dlatego, aby łatwiej utrzymywać połączenie z macierzą. Wędrując wzdłuż brzegu morskiego i opływając liczne wyspy, wypatrywali najbardziej przydatnych terenów. Znaczenie środo­ wiska przyrodniczego dla rolnictwa dobrze oddał Herodot, który tak uzasadniał walory dla osadnictwa doliny Dniepru „ustępującego wśród wszystkich innych rzek, jedynie Nilowi”. Dniepr, pisał, „użycza bydłu najpiękniejszych i najlepiej utrzymanych pas­ twisk oraz zawiera stanowczo najlepsze i najlicz­ niejsze ryby; także woda jest bardzo przyjemna do picia, a płynie on czysty obok zamulonych rzek; dalej na jego brzegach najlepiej udają się zasiewy zboża, a tam gdzie się nie obsiewa ziemi, rośnie najbujniejsza trawa. Przy jego zaś ujściu sama z siebie osadza się sól w niezmiernych ilościach”. Początki osadnictwa greckiego nad limanem Dnie­ pru sięgają VII w. p.n.e.9). W miarę postępów żeglugi zmieniały się kryteria atrakcyjności terenów pod osadnictwo. Dopóki

używano łodzi lekkich, dających się wciągnąć na piaszczysty brzeg, usytuowanie osiedla w jego pobliżu zaspokajało potrzeby żeglarzy. Ale gdy rozpowszechniły się duże triery o trzech rzędach wioseł, wybierano pod porty zatoki chronione przed falami. Miasta założone wcześniej, a dysponujące takim atutem, skrzętnie go wykorzystywały. Według Herodota, Pers Megabazos dowiedziawszy się (ok. 516 r. p.n.e.), że Grecy założyli nad Bosforem najpierw Chalkedon (685 r. p.n.e.), a dopiero póź­ niej, po przeciwległej stronie cieśniny, Bizancjum (668 r. p.n.e.), uznał, że pierwsi osadnicy musieliby być ślepi, skoro nie dostrzegali większych walorów położenia tego miasta. Był to sąd krzywdzący. Chalkedończycy, podobnie jak niewiele później Bizantyjczycy, szukali najlepszych warunków dla rolnictwa i wybór ich był trafny. Założyciele Bizancjum zajęli teren pod tym względem gorszy. Ale w ciągu półto­ ra wieku od narodzin obydwóch miast zaszły głębo­ kie przemiany w gospodarce greckiej. Grecy uświa­ domili sobie, że żegluga i wymiana ze Wschodem mogą stanowić podstawę wielkiego dobrobytu. Milet uzyskał dostęp do zboża Ukrainy, które sprowadza­ no w zamian za oliwę, wino i wytwory rzemiosła. Złoty Róg, port Bizancjum o szczególnie dogodnych warunkach naturalnych, otworzył przed miastem perspektywy rozwojowe, o jakich nie myśleli jego założyciele. Nasuwa się tu jeszcze inna refleksja. W ciągu długich dziejów budowy miast, ich zakładanie poza terenem macierzystym służyło przeważnie ekspan­ sji terytorialnej, dominacji i wyzyskowi. Kartagina, założona zapewne w 814 r. p.n.e. przez fenicki Tyr, stanęła na czele innych kolonii, poczęła pobierać od nich daniny i zmierzała do tego, by stać się głów­ nym mocarstwem zachodniej części Morza Śród­ ziemnego. Rzym budował obozy i miasta, by mieć w nich oparcie dla panowania nad rozległymi podbi­ tymi krajami. Grecy starali się żyć w zgodzie z lud­ nością, wśród której osiadali. Korzystała ona z ich wyższych umiejętności technicznych i osiągnięć kultury. Mieszkańcy różnych miast greckich mieli poczucie łączących je więzi. Dawali temu wyraz między innymi w panhellenistycznych zawodach muzycznych i sportowych oraz uroczystościach 61

religijnych. Nie bez racji uważali, że żyją w oazach wolności i demokracji wśród ludów barbarzyńskich oraz rządzonych przez tyranów. Jest zdumiewające, że maleńka Grecja zdołała stawić opór ponawianym i starannie przygotowywanym najazdom jednego z najbardziej despotycznych państw starożytności, jakim była Persja Achemenidów, utrzymująca stałą armię, dysponująca rzeszą niewolników budujących sieć dróg i kanałów irygacyjnych, ogromne pałace królewskie i świątynie. Różne miasta greckie zakładały na odpowiednio wybranych terenach swe kolonie. Pliniusz może z przesadą pisał o Milecie, że był „matką ponad 90 miast, założonych nad różnymi morzami". Znaczna część tych kolonii powstała wzdłuż wybrzeży Morza Czarnego. Podobnie Massalia (Marsylia), kolonia Fokijczyków z Azji Mniejszej (s. 193) stworzyła sieć niezależnych od niej miast nad północno-zachod­ nim brzegiem śródziemnomorskim. Były to akcje prowadzone planowo, zgodnie z potrzebami „miast-matek”, uzupełniające działalność bardziej sponta­ niczną. Osadnictwo rozwijało się w zgodzie ze śro­ dowiskiem naturalnym, podobnie jak roślinność, która pokryła ziemię'grecką, przyjęła się najlepiej tam, gdzie natura wskazała jej najodpowiedniejsze miejsce. Z biegiem czasu Grecy, którym było ciasno w kraju ojczystym, „otoczyli lądy barbarzyń­ ców pianką greckiej ziemi”, jak to pięknie określił Cyceron. W obrębie swych granic miasta-państwa greckie prowadziły różne prace mające na celu jak najlep­ sze zagospodarowanie podległego im obszaru. Roboty te nie stosowały się do planu, który by prze­ widywał dla całego terytorium kolejną realizację inwestycji w dłuższym czasie, ale uwzględniały pojawiające się stopniowo potrzeby i tworzyły skoor­ dynowaną całość. Przyjrzyjmy się, pod tym wzglę­ dem, największemu i w wielu dziedzinach przodują­ cego miastu Hellady, Atenom (ii. 21-40). W wyniku synojkizmu, przypisywanego przez legendę Tezeuszowi, dwanaście gmin wiejskich Attyki połączyło się w miasto-państwo, co jednak nie spowodowało likwidacji dawnych osiedli. Attyka tworzyła czytelną jednostkę geograficzną, odgrodzo­ ną na północy od Beocji i Megarydy pasmami 62

wzgórz. Od północnych krańców Attyki do przylądka Sunion na południu było niespełna 100 km. Pośrod­ ku tego terenu, dominując nad żyzną doliną rzeki Kefisos, leżały Ateny. Pierwsza troska Ateńczyków dotyczyła zabezpieczenia przed wrogiem. Akropol ateński stał się twierdzą już w okresie mykeńskim (ok. 1600-1100 p.n.e.). Po wojnach perskich Ateny i Pireus oraz łączącą je drogę otoczono murami obronnymi; inny mur objął od wschodu port w Faleronie. Wzdłuż wybrzeża morskiego wzniesio­ no liczne umocnienia oraz usytuowano przysta­ nie statków patrolowych i inne obiekty wojsko­ we. Na przełęczy między Parnasem i Egaleosem, którą prowadziła droga do Eleusis, zbudowano w V w. p.n.e. długi mur ułatwiający obronę w przy­ padku zagrożenia z tej strony. Również wzdłuż południowych zboczy Kiteronu i Parnasu wzniesio­ no umocnienia. Budowa Pireusu była podyktowana głównie względami obronnymi, jednakże po woj­ nach perskich stał się on ważnym ośrodkiem han­ dlowym wyposażonym w porty ze stoczniami, budynkami służącymi do postoju statków, magazy­ nami itp. Drogi lądowe, które odgrywały w Grecji znacznie mniejszą rolę, niż morskie, były i w Attyce na ogół prymitywne. Wyjątkowo starannie urządzono te, które służyły pielgrzymkom i uroczystościom, takie jak droga z Aten do Eleusis; w celu ułatwienia ru­ chu kołowego zniwelowano ją pieczołowicie oraz wykuto koleiny dla wózków. Także do kamienioło­ mów doprowadzono drogi nadające się do ciężkich transportów. Podobnie zatroszczono się o drogę do kopalni rud w okręgu Laurion, wydobywane tu sre­ bro służyło do pokrywania różnych wydatków pań­ stwowych, a między innymi kosztów floty budowa­ nej w obawie przed Persami. Stosunek do przyrody znajdował odbicie w spo­ sobie sytuowania obiektów związanych z kultem religijnym. Grecy zapełniali swe ziemie bóstwami i oddawali im cześć w wyróżniających się miejscach - na wzgórzach lub na ich dobrze widocznych zboczach, na przylądkach wcinających się w morze, nad tryskającymi źródłami. W miejscach kultu usta­ wiali ołtarze albo budowali świątynie, których roz­ mieszczenie wiązało się z krajobrazem naturalnym,

podkreślało jego uwydatniające się partie i wzboga­ cało go środkami architektonicznymi, tak jak rzeźby i polichromie wzbogacały w oczach Greków archi­ tekturę. Skłonność do wznoszenia monumentalnych budynków powyżej pozostałej zabudowy, podykto­ wana tradycją kultową, względami obronnymi oraz chęcią eksponowania szczególnie ważnych obiek­ tów, wywarła wpływ zarówno na wygląd wielu miast greckich, jak i na krajobraz otwarty. Żeglarze, zmie­ rzający Zatoką Sarońską do Aten, już z daleka spostrzegali położoną na skalistym przylądku Sunion świątynię Posejdona, która, usytuowana 60 m nad poziomem morza, wraz z otaczającymi ją murami obronnymi zwiastowała ziemię attycką. Następnie mijali dalsze fortyfikacje, dostrzegali Pireus, a wreszcie ateński Akropol. Wieńczył go wykonany przez Fidiasza posąg Ateny Promachos, Zwycięskiej, odlany z brązów zdobytych pod Mara­ tonem. Bogini była tak ogromna, że, jak wykazał G.P. Stevens, koniec jej włóczni oraz pióropusz hełmu, połyskujące w słońcu, pojawiały się żegla­ rzom zbliżającym się do Aten od strony Sunionu. Pośrodku Zatoki Sarońskiej leżała wyspa Egina (il. 21). Przepływało się koło niej w drodze do Attyki. Egina była w II tysiącleciu p.n.e. głównym ośrodkiem wymiany towarów pochodzących z Krety, Cyklad i lądu greckiego. Jej mieszkańcy podejmo­ wali w połowie VII w. p.n.e. dalekie wyprawy do Hiszpanii, Egiptu i nad Morze Czarne oraz jako pierwsi Grecy bili własne monety. W tym czasie odgrywali oni w handlu śródziemnomorskim rolę wybitną, znacznie większą niż Ateny. Między oby­ dwoma miastami-państwami doszło do ostrej rywali­ zacji. Miasto i porty Eginetów, wojenny i handlowy,

leżały na zachodnim wybrzeżu wyspy. W jej połud­ niowo-wschodniej części, na szczycie wzgórza, usytuowano, niby latarnię morską widoczną z dale­ ka, ołtarz Zeusa. Na północnym wschodzie wznie­ siono skromną świątynię bogini Afaii; Egineci wędrowali do niej raz do roku w czasie uroczystości kultowych. Zastąpiono ją około 500 r. p.n.e., kiedy miasto było u szczytu zamożności, świątynią nową, znacznie większą i okazalszą. Pojawiała się na zboczu wzgórza, uniesiona w górę przez wyso­ kie podmurowanie, żeglarzom zmierzającym Zatoką Sarońską do Aten. Trudno mi oprzeć się wraże­ niu, że Egineci zastąpili niepozorną budowlę z VI w. p.n.e., położoną z dala od zabudowy miej­ skiej, nową, aby zadokumentować pozycję swego miasta, współzawodniczącego z Atenami. A jeśli supozycja ta jest słuszna, można uważać, że wzdłuż drogi do Aten powstały liczne budowle, które utworzyły jej architektoniczną oprawę, że jest to piękny przykład wykorzystania przez Greków krajobrazu naturalnego dla wyeksponowania już nie jednego budynku, ale ich całego zespołu; świetny przykład operowania przy zagospodarowywaniu rozległych przestrzeni architekturą w symbiozie z krajobrazem. Planowa gospodarka przestrzenna nie mogła odgrywać na ziemiach zamieszkałych przez Gre­ ków tak dużej roli, jak w rządzonych centralnie wielkich państwach Starożytnego Wschodu, a na­ stępnie w Rzymie: występowała w granicach, jakie jej zakreślały stosunki polityczne. Swe sukcesy w gospodarowaniu przestrzennym Grecy zawdzię­ czali temu, że - użyję tu słów Lizjasza - w poczy­ naniach zarówno planowych, jak i spontanicznych „szanowali porządek przyrody”.

3. ROZKWIT GOSPODARKI WIELKOPRZESTRZENNEJ W PAŃSTWIE RZYMSKIM

Wraz z podbojami Aleksandra Wielkiego otworzyły się przed zagospodarowywaniem prze­ strzennym rozległych obszarów w basenie Morza Śródziemnego nowe możliwości: minęła era małych

miast-państewek greckich, często ze sobą skłóco­ nych, a pojawiły się wielkie państwa, wymagające planowej działalności w celu zapewnienia bezpie­ czeństwa, zorganizowania administracji i ułatwienia 63

wymiany towarowej. Według antycznych autorów Aleksander miał założyć ponad 70 miast. Nie nale­ ży jednak przeceniać planowego charakteru jego poczynań wielkoprzestrzennych. Aleksander zna­ czył miastami swą tryumfalną drogę od Hellespontu po Indie. Przebieg drogi był wynikiem planów woj­ skowych: opanowania baz perskich wzdłuż Morza Śródziemnego; zdobycia stolic Achemenidów; zaję­ cia Indii. Rzecz jasna, że Aleksander troszczył się 0 zabezpieczenie granic podbitych terytoriów, ale zmarł 11 lat po rozpoczęciu podbojów, jeszcze przed skonsolidowaniem ogromnego państwa. Rozpadło się ono niebawem na mniejsze państew­ ka i dopiero ich władcy mogli, kontynuując poczyna­ nia Aleksandra, na obszarach, jakie utrzymali w swym posiadaniu, doprowadzić do ich racjonalne­ go zagospodarowania, a zwłaszcza do utworzenia sieci miast rozmieszczonych w sposób dostosowa­ ny do potrzeb nowych organizmów państwowych. Wiązało się to z budową i przebudową dróg, portów 1kanałów. Napływ ludności macedońskiej i greckiej, który trwał jeszcze przez II w. p.n.e. ułatwił przepro­ wadzenie tej akcji. Dzieło Aleksandra, dokonane w ciągu zaledwie dziesiątka lat, miało ogromne znaczenie. Dało ono przykład zagospodarowywania podbitego kraju przez wykorzystanie miast. Stały się one ośrodkami kultury hellenistycznej, do której rozprzestrzenienia i umocnienia na obcych ziemiach miały się walnie przyczynić. Swą strukturą polityczną wzorowały się na miastach macedońskich, których autonomia była w zestawieniu z samorządem greckich poleis ogra­ niczona, ale nie zlikwidowana. Aleksandria, założo­ na na skraju delty Nilu, stała się niebawem jednym z największych i najbardziej podziwianych miast świata, jednym z głównych ośrodków nauki, kultury i sztuki. W Aleksandrii i w Pergamonie, stosunkowo niewielkim państwie hellenistycznym, powstały dwie najsłynniejsze biblioteki starożytności. Przykłady hellenistyczne wywarły wpływ na gospodarkę przestrzenną w państwie rzymskim; nabrała ona tam cech na wielką skalę zakrojonej akcji planowej. Dzieje Rzymu, to historia zadziwiającej ekspansji miasta, powstałego zapewne w VI w. p.n.e. w wyniku 64

połączenia skromnych osad, rozłożonych na wzgó­ rzach w pobliżu ujścia Tybru do morza. Pragnąc zabezpieczyć się przed piratami oraz przed sąsiedni­ mi plemionami, Rzymianie przystąpili do zakładania swych kolonii na lądzie italskim. W II w. p.n.e. sięgnę­ li aż do doliny Padu na północy i zagarnęli ziemie skolonizowane uprzednio przez Greków na południu Półwyspu Apenińskiego; niebawem wykroczyli poza jego granice. W następnym stuleciu zaczęła się kolo­ nizacja Galii. Kiedy w II w.n.e. państwo rzymskie stało u szczytu potęgi, zajmowało znaczne połacie Europy, Afryki i Azji (ii. 58). Ażeby utrzymać panowanie nad tak wielkimi ob­ szarami, trzeba było przede wszystkim zapewnić łatwy dostęp do wszystkich terenów, zabezpieczyć granice i stworzyć siatkę miast-ośrodków admini­ stracji. Rzymianie nie tylko zbudowali sieć znakomitych daleko sięgających dróg lądowych (ii. 59-61), ale zorganizowali cały sprawie funkcjonujący system komunikacji. Drogi dzieliły się na publiczne i woj­ skowe oraz lokalne i prywatne; pierwsze przebiega­ ły możliwie prostolinijnie i w miarę potrzeby pokony­ wały przeszkody terenowe w głębokich wykopach, tunelach, na kamiennych mostach skonstruowanych tak starannie, że część ich przetrwała do naszych czasów; z odcinków dróg zbudowanych przez Rzy­ mian w Anglii korzystano aż do rewolucji przemy­ słowej. August zorganizował pocztę państwową, obsługiwaną przez wymieniane w wyznaczonych miejscach zaprzęgi konne. Oprócz stacji poczto­ wych rozmieszczano w regularnych odstępach postoje, w których można było przenocować, oraz posterunki wojskowe, zapewniające bezpieczeństwo podróży. Tę sieć dróg uzupełniały szlaki wodne, rzeki, a miejscami i kanały. Szczególnie ważną rolę odgrywały w komunikacji przewozy morskie, najdo­ godniejsze z uwagi na stosunkowo dużą pojemność statków. Budowano wielkie porty oraz dbano o znajdujące się w nieznacznych odległościach od siebie przystanie, ułatwiające żeglugę kabotażową. Ustawiano latarnie morskie. Za czasów Hadriana zbudowano kanał łączący Nil z Morzem Czerwo­ nym; w skromnej formie istniało takie połączenie za panowania faraonów.

Centuriacja - podział terenów rolnych na kwadratowe jednostki, a tych na długie działki identycznej wielkości - nadawała charakterystyczne piętno krajobrazowi: była przejawem rzymskiego ładu i porządku, który uderzał szczególnie tam, gdzie wzdłuż granic terenów biegły wykładane kamieniami rowy nawadniające lub odwadniające, czy też tam, gdzie sadzone w rzędach oliwki i krzewy winorośli pokrywały regularną siatką znaczne powierzchnie uprawianej ziemi. Rzymianie prowadzili roboty melioracyjne, być może nawiązując do podobnych prac Etrusków. Kiedy podział pól i obszaru miasta opierał się o te same osie współrzędnych, można było odnieść wrażenie ładu doskonałego: miasto wyrastało na kanwie nałożonej na cały teren regularnej siatki (ii. 62). Jedno z ważnych zadań gospodarki przestrzen­ nej stanowiło umocnienie granic państwa. Wznoszono wzdłuż nich, w miejscach najbardziej zagrożonych, mury, wały i kasztele, lokowano obo­ zy wojskowe, obwarowywano położone na ich za­ pleczu miasta. Cesarze starali się oprzeć granice 0 trzy wielkie rzeki - Ren, Dunaj i Eufrat - albo też tworzyć w drodze dalszych podbojów przyczółki po zewnętrznej stronie tych naturalnych barier. Podstawową rolę w zapewnieniu panowania nad ogromnym imperium odgrywała sieć miast (il. 58). „Gdzie tylko Rzymianin zwycięża, tam osiada”. Te słowa Seneki znakomicie charakteryzują politykę Rzymian. Na terenach podbitych przejmowali część ziemi należącej do miejscowej ludności i przekazy­ wali ją osadnikom, którzy osiedlali się na roli 1w miastach. Miasta różniły się funkcjami, statusem prawnym, wielkością i wyglądem, ale miały też wiele cech wspólnych. Czuwanie nad poborem podatków stanowiło jeden z ich ważnych obowiąz­ ków wobec stolicy, która chociażby z uwagi na swe oddalenie, pozostawiała im duże uprawnienia w za­ kresie samorządu. Miasta w prowincjach wschod­ nich, tworzące już w czasach hellenistycznych znane ośrodki rzemiosła i handlu międzynarodowe­ go oraz kultury i nauki, m.in. Aleksandria, Antiochia czy Pergamon, przeżywały teraz okres rozkwitu. Ożywiły się także miasta usytuowane przy szlakach karawan, których bezpieczeństwo zostało po raz

pierwszy w historii zapewnione przez Rzymian: Petra, Dżerasa, Damaszek, Palmira, Dura i inne. Zupełnie inaczej przedstawiał się problem urba­ nizacji w zachodnich prowincjach rzymskich, takich jak Hiszpania i Galia. Trzeba tu było stworzyć sieć miast odpowiadających potrzebom i strukturze poli­ tycznej państwa rzymskiego, a zwłaszcza hierarchii rzymskich podziałów administracyjnych. W Galii akcję taką zapoczątkował w połowie I w. p.n.e. Cezar, a rozwinął na dużą skalę August, który zlecił prowadzenie jej Agryppie, podobnie jak prace związane z zagospodarowaniem przestrzen­ nym Rzymu. Większość miast została założona w miejscach, w których istniały uprzednio osady na ogół bez większego znaczenia. Sieć dróg daleko sięgających uwzględniała położenie ważniejszych miast. Lugdunum (Lyon), stolica prowincji, stał się węzłem dróg prowadzących w stronę Atlantyku, Kanału La Manche, Renu i Marsylii. Uporządkowa­ no i uzupełniono siatkę dróg lokalnych. Prowadzono na dużą skalę zakrojone roboty hydrotechniczne. Koło Arles zachowały się fragmenty ogromnego młyna wodnego, gdzie wodę doprowadzano z pobli­ skich wzgórz specjalnym akweduktem o długości 15 km. Budowla miała ponad 60 m długości; spa­ dek wody, poruszającej koła młyńskie, wynosi aż 20 m. Młyn, wzniesiony ze środków państwowych, obsługiwał ludność regionu oraz armię. Miasta zaludniały się kolonistami rzymskimi, zwłaszcza weteranami, których obdarowywano ziemią po ukończeniu służby wojskowej. Wśród mieszkańców byli także autochtoni. W większości, miasta gallo-rzymskie były nie­ wielkie i rozwijały się powoli. C. Goudineau pisał, że pełniły one skromne funkcje usługowe oraz nie powstały w konsekwencji potrzeb ekonomicznych i administracyjnych; stanowiły „fenomen nie nie­ zbędny” wywołany „zetknięciem się sił ciężkości socjologicznych i pewnego modelu kulturowego”10*. Pogląd ten wydaje się jednak przejaskrawiony. Ga­ lia musiała być wyposażona w liczne miasta, two­ rzące ośrodki choćby tylko lokalnego rynku i admi­ nistracji - ale ich sieć, utworzona przez Rzymian w stosunkowo krótkim czasie, była być może za gęsta, aby wszystkie rozwinęły się na większą skalę. 65

Wybiły się jedynie miasta położone najkorzystniej przy głównych szlakach handlu, przy skrzyżowa­ niach ważnych dróg lądowych i wodnych - oraz pełniące ważne funkcje administracyjne lub inne. Na tle zróżnicowanej i barwnej sieci miast wy­ różniał się Rzym, „niby smukły cyprys wyrastający ponad inne drzewa”. System polityczny, w którym centralna administracja odgrywała wybitną rolę, po­ wodował gwałtowny napływ ludności do stolicy. To tu można było osiągnąć najwyższe szczeble kariery, wzbogacić się albo przynajmniej - mieć panem et circenses. To tu napływały skarby z całego podbite­ go świata. Rzym osiągnął w II w. p.n.e., w czasie największego rozkwitu państwa, zapewne około mi­ liona dwustu tysięcy mieszkańców. Skupienie tak wielkiej liczby ludności pociągało za sobą rozliczne niewygody. Przy ówczesnym stanie techniki poru­ szanie się po ogromnej aglomeracji miejskiej wiąza­ ło się z dużymi trudnościami, zwłaszcza że ulice by­ ły wąskie, a sieć ich pogmatwana. Zagęszczenie zabudowy powodowało, że ludność uboższa miesz­ kała w fatalnych warunkach, jak o tym pisało wielu antycznych autorów. Rzym, pierwsza w historii Eu­ ropy milionowa aglomeracja, był też pierwszym miastem, w którym wystąpiły z całą ostrością skutki nadmiernego skupienia ludności, szczególnie uciąż­ liwe w związku z prymitywnym stanem gospodarki komunalnej. Różni imperatorzy starali się zahamo­ wać wzrost stolicy środkami administracyjnymi, mię­ dzy innymi usuwając z miasta niepożądane grupy społeczne. Tego rodzaju zakazy nie mogły, rzecz jasna, powstrzymać żywiołowego napływu ludności; zawodność środków administracyjnych miała wystą­ pić w przyszłości w różnych wielkich miastach, których wzrost starano się takimi metodami po­ wstrzymać. W antycznym Rzymie nie dostrzegano złożoności tego problemu; nie widziano też możli­ wości przyhamowania nadmiernego wzrostu miasta. Jak pisał Swetoniusz, Cezar „osiemdziesiąt tysięcy obywateli przydzielił do kolonii zamorskich”, ale „chcąc wyczerpanej stolicy zapewnić dopływ ludzi”, wydał też zarządzenia ograniczające dalszy odpływ ludności, jak i zachęcające pewne grupy społeczne do pozostania w mieście. Wydaje się, że przynaj­ mniej część Rzymian, uważając duże zaludnienie 66

stolicy za jeden z przejawów wyjątkowej pozycji w ówczesnym świecie, wiązała je z wizją symbolicz­ nego cyprysu wszystko przerastającego. Niebezpie­ czne są takie skojarzenia. Rzymianie podejmowali na dużą skalę zakrojone prace z dziedziny gospodarki wodnej, budowali kanały, przeprowadzali melioracje podmokłych terenów itp. Swymi drogami przekraczali pasma górskie. Budowali tunele. Plutarch pisał o przygoto­ waniach Cezara do przekopania przesmyku korynckiego (do tego niezwykle trudnego zadania przystą­ pił następnie Neron i szybko je zarzucił). Plutarch wymienił też plan Cezara wykopania głębokiego kanału od Tybru w Rzymie do morza, aby zapewnić wygodny i bezpieczny dojazd do miasta wszystkim statkom handlowym, a także projekt osuszenia błot pontyjskich, co udostępniłoby położone blisko stoli­ cy tereny tysiącom osadników. Cezar zamierzał też przesunąć koryto Tybru w Rzymie, aby umożliwić planową rozbudowę miasta (¡1. 66). Inni pisarze donosili o podobnych realizacjach różnych cezarów i ich wysokich urzędników. Miasta rzymskie zabudowały się z czasem niezli­ czonymi monumentalnymi obiektami, rzucającymi blask na całe Imperium. M. Rostovtzeff pisał: „Nie­ mal wszystkie miasta, zwłaszcza na hellenistycz­ nym Wschodzie, były skanalizowane, miały wodę doprowadzoną nawet do górnych kondygnacji bu­ dynków, zabrukowane ulice, portyki chroniące prze­ chodniów przed słońcem i deszczem, higieniczne przestrzenne rynki (rybne i mięsne z bieżącą wodą), łaźnie, budowle służące sportowi oraz ćwiczeniom fizycznym... Imponujące budynki publiczne: kurie (miejsca posiedzeń lokalnych' senatorów), biura urzędników, pomieszczenia do odbywania oficjal­ nych kolegiów, bazyliki dla sędziów... Teatry, cyrki, stadiony, amfiteatry, biblioteki publiczne, audytoria przeznaczone na deklamacje i publiczne wykłady, wystawy obrazów. Co się tyczy komfortu, piękna i higieny, miasta Imperium Rzymskiego, które god­ nie przejęły spadek po swych hellenistycznych krewnych, nie ustępowały wielu dzisiejszym mias­ tom europejskim”11). Sądzę, że znakomity historyk nie doceniał kom­ fortu i higieny miast dzisiejszych albo przeceniał

warunki życia w miastach rzymskich. Rzym nie jest przykładem typowym dla Imperium, ale dość cha­ rakterystycznym. Mówiłem już o warunkach komuni­ kacji i ich konsekwencjach. Warunki higieniczne również nie były tak dobre, jak można by sądzić ze słów Rostovtzeffa. Urządzenia kanalizacyjne miały zasięg bardzo ograniczony. Cloaca maxima, której budowę zapoczątkowali królowie etruscy kosztem wielkich ofiar ludzkich, pozwalała na odprowadzanie ścieków do Tybru; z czasem powstała cała sieć podziemnych kanałów, przepłukiwanych wodą z akweduktów. Było to duże osiągnięcie, ale ska­ nalizowanie mieszkań, zwłaszcza położonych na wyższych kondygnacjach, stanowiło zadanie nie­ współmiernie trudniejsze, którego upowszechnienie przekraczało zamierzenia Rzymian. Stąd budowa latryn publicznych, a w praktyce wylewanie ścieków domowych na ulice; można sobie wyobrazić, jakie to miało skutki dla czystości miasta i warunków higieny. Rzym należy porównywać raczej z miasta­ mi ówczesnymi, a nie dzisiejszymi. I trzeba przy­ znać Rostovtzeffowi pełną rację, gdy stwierdza, że nigdy przedtem wielka część Europy, Azji i Afryki nie przedstawiała równie cywilizowanego oblicza. Jednakże mówiąc o blaskach miast, nie należy pomijać związanych z nimi mroków. Ażeby właści­ wie ocenić zagospodarowanie kraju, trzeba przede wszystkim uświadomić sobie, w jakim stopniu zaspokaja potrzeby ludności, jakimi prawami się rządzi. Poszukajmy odpowiedzi na te pytania u Rostovtzeffa. „Życie cywilizowane było ograniczo­ ne do miast. Społeczności wiejskie żyły w bardzo prymitywnych warunkach. Nie miały swych szkół ani gimnazjów, ani palestr, ani bibliotek. Wszystko, co posiadały, to jedna czy dwie skromne kaplice bóstw lokalnych, niekiedy łaźnię lub amfiteatr. Pań­

stwo nie troszczyło się o potrzeby osad wiejskich. Wieś mówiła nadal językiem Iberów, Celtów, Ilirów, Traków, Frygów, Lidyjczyków, Syryjczyków, Egip­ cjan, chociaż miasta używały niemal wyłącznie greki i łaciny”. Ale i w miastach rozwarstwienie społeczne było bardzo silne. „Splendor miast był stworzony przez niewielką mniejszość ich miesz­ kańców oraz jej głównie służył; szerokie masy lud­ ności miast albo miały bardzo skromne dochody, albo żyły w skrajnym ubóstwie. Nie powinniśmy przeceniać bogactwa miast: ich wygląd zewnętrzny wprowadza w błąd”. Mówi się dziś wiele o potrzebie budowy „jednej Europy”. Rzymianie ten proces zapoczątkowali, wykraczając nawet poza granice naszego kontynen­ tu. Rozległość prac z dziedziny gospodarki wielkoprzestrzennej ułatwiała osiągnięcie tego celu. Roz­ przestrzenienie zdobyczy cywilizacyjnych, postęp w dziedzinie nauki, techniki i sztuki - wszystko to było możliwe dzięki zakładaniu miast, ognisk i kuźni kultury, na coraz to nowych obszarach. W czasach, w których głównymi przekaźnikami postępu byli sami ludzie - bez kolonizacji miejskiej osiągnięcia kultury europejskiej, mającej wspólne źródła i po­ dobne cechy, nie były możliwe. Różne podbite narody nie tylko przejęły od Rzy­ mian alfabet, ale przyswoiły sobie ich język, który przekształciły na swój sposób i uważają dziś za język ojczysty. Wiele krajów przejęło rzymskie pra­ wo oraz koncepcję polityczną miast, których pełno­ sprawni mieszkańcy są wolnymi obywatelami i tworzą w dużym stopniu niezależne samorządy. Nie bez wpływu tradycji antycznych rozwinęły się w średniowieczu najpełniej republiki i komuny miej­ skie na terenie o najsilniejszym oddziaływaniu kul­ tury rzymskiej - w Italii.

4. GOSPODARKA WIELKOPRZESTRZENNA W ŚREDNIOWIECZU

„Złoty Kapitol tkwi w brudzie... Wszystkie stare świątynie Rzymu zarośnięte są chwastami i pajęczynami... Miasto niegdyś niezmierzone przypomina

rozbite gliniane naczynie...” Począwszy od V w. liczne teksty przedstawiały obraz Rzymu chylącego się ku ruinie, malowany w barwach często aż nad67

miernie ponurych. Dawna stolica imperium przeżyła może najbardziej dramatyczną chwilę swej historii w 546 r., kiedy król Ostrogotów Totila groził zrów­ naniem z ziemią miasta, opuszczonego przez prze­ rażoną ludność. Starając się odwieść go od tego zamiaru, dowódca wojsk rzymskich Belizariusz przekonywał, że wśród wszystkich miast pod słońcem Rzym jest największy i najwspanialszy; że upiększanie miast budowlami wsławia imię mę­ żów rozsądnych i świadomych swych obowiązków, natomiast niszczenie i rabowanie przekazuje potomności bezwstydne .oblicze sprawcy takich czynów. Słowa te nie straciły, niestety, na aktual­ ności. Totila odstąpił od Rzymu nie wyrządziwszy mu większej krzywdy, ale stare budynki, poz­ bawione pierwotnych funkcji, traktowano jak ka­ mieniołomy. Słowa o rozbitym glinianym naczyniu można od­ nieść do większości miast rzymskich, zwłaszcza w dawnych zachodnich prowincjach cesarstwa, które pierwotnie służyły za ośrodki administracji ogromnego państwa. Były miejscem uprawiania rzemiosła i handlu oraz siedzibą wielkich właścicieli ziemskich i wysokich urzędników. Na kamiennej nawierzchni forum w Timgadzie (il. 79) można odczytać wyrytą przez jakiegoś żar­ townisia maksymę, która rzuca światło na upodoba­ nia i pragnienia przynajmniej części mieszkańców prowincji, jakie znalazły odbicie w budowie miast: „Venan, lavan, ludere, ridere, ecce est vivere". Polo­ wać, myć się, bawić, śmiać, oto znaczy żyć. Liczne budynki publiczne, charakterystyczne dla cywilizacji rzymskiej, ułatwiały zaspokajanie takich potrzeb. Ale już w III-IV w. n.e., kiedy zaczęły się najazdy „barba­ rzyńców”, zmniejszała się wymiana handlowa, zawo­ dziła machina organizacyjna, psuła się sieć dróg. Wielcy rzymscy właściciele ziemscy opuszczali za­ grożone tereny. Urzędnicy i zamożni kupcy podążyli za nimi. Część uboższej ludności przenosiła się na wieś, by żyć z uprawy ziemi. Termy pozbawione wody w wyniku uszkodzenia akweduktów oraz inne budowle publiczne, które utraciły pierwotną rolę w ży­ ciu miasta, takie jak teatry i amfiteatry, stadiony i cyrki, a także okazałe świątynie, niszczały. Nastąpił długotrwały okres upadku miast. 68

ecc e

-

Począwszy od VIII w., gdy minęły czasy najwięk­ szego zamętu i ciągłych niepokojów, odżywały mia­ sta i wsie na terenach dawnego Imperium oraz rodziły się pozą granicami nowe. Proces ten przy­ spieszył z czasem postęp w technice rolnictwa, rzemiosła i komunikacji (s. 88), które pociągnęły za sobą szybki przyrost ludności. Według danych sza­ cunkowych ludność naszego kontynentu liczyła ok. 35 milionów w r. 1000, a ok. 80 milionów 300 lat później. Sieć wsi i miast zagęszczała się. Wzrastała liczba ich mieszkańców. Temu procesowi nie towa­ rzyszyło odrodzenie się planowania przestrzennego na miarę stosovyaną ongiś w ogromnym państwie rzymskim. Europa rozsypała się na małe organizmy o zmieniających się granicach. A jednak - w zagos­ podarowywaniu naszego kontynentu . można do­ strzec elementy planowego działania. Było ono wynikiem na ogół nie koordynowanych ze sobą akcji przedsięwzięć różnych sił społecznych: panów świeckich, duchowieństwa, kupców. Stawiali oni sobie zupełnie odmienne cele. Władcy terytorialni dbali przede wszystkim o bezpieczeństwo granic, zakładając przy nich osady wiejskie i otoczone fortyfikacjami miasta lub też tworzyli dogodne punkty wyjścia dla swych ekspansyjnych planów, jak to czynili Niemcy przy granicy ziem słowiańskich. Popierali budowę umoc­ nionych kościołów i otoczonych murami klasztorów, mogących służyć obronie albo agresji. Aby zwiększyć korzyści płynące z handlu mię­ dzynarodowego, starali się poprawić warunki poru­ szania się drogami lądowymi, po upadku Rzymu na ogół bardzo trudne. Między innymi troszczyli się o bezpieczeństwo na drogach, dbali o przeprawy przez rzeki, budowali mosty. Zarówno panujący, jak i posiadacze rozległych terenów, w tym także Kościół, pragnęli zagospoda­ rować swe ziemie jak najlepiej, aby mieć możliwie duże korzyści. Popierali karczowanie lasów w celu uzyskania ziem pod uprawę. Udzielali przywilejów na budowę obsługujących pobliskie wsie miast, których sieć tak się zagęściła, że można było do każdego dotrzeć i powrócić z niego w ciągu dnia. Jednym z instrumentów gospodarki przestrzennej był „przymus drogowy”, narzucający kupcom obo­

wiązek korzystania z wyznaczonych im szlaków. Ułatwiało to pobieranie cła i zapewniało dochody położonym przy drodze miastom. Innym, podobnym instrumentem było nadawanie im „prawa składu”, zobowiązującego obcych kupców do wykładania swych towarów na pewien czas na sprzedaż. Nie­ kiedy książęta uciekali się w swej gospodarce prze­ strzennej do przemocy. Henryk Lew, książę saski i bawarski (1129-1195) zburzył „drogę solną” z Salzburga na odcinku prowadzącym przez tereny biskupie i odbudował ją dalej na południu, aby prze­ chodziła przez należące do niego ziemie. Tej kon­ sekwentnej realizacji „planu gospodarki przestrzen­ nej” zawdzięczało swój rozwój Monachium. Charakter i wielkość miast różnicowały się bar­ dzo silnie zależnie od ich roli w strukturze admini­ stracji świeckiej i kościelnej, od ich położenia w sto­ sunku do sieci głównych szlaków handlowych, a także od znaczenia, do jakiego ich mieszkańcy doszli w bankowości, handlu i rzemiośle, w nauce i kulturze. Obok miasteczek głównie rolniczych po­ wstały ludne miasta, których sława wykraczała daleko poza ich kraj. Z uwagi na swe korzenie sięgające czasów antycznych oraz stosunkowo wczesne ożywienie gospodarcze i kulturalne, Italia północna z Genuą, Mediolanem, Padwą i Wenecją aż po Pizę, Florencję, Sienę i Rawennę, stanowiła najświetniejsze skupienie miast Europy. Władze duchowne czuwały nad rozmieszcze­ niem siedzib biskupów, kościołów, szpitali, szkół i innych podległych im obiektów. Historycy budowy miast, zajmujący się rozwojem w średniowieczu sieci miast jako ośrodków życia gospodarczego i kultury, pomijają zazwyczaj rolę, spełnianą w tej dziedzinie przez sieć opactw i klasztorów zakłada­ nych poza miastami. Dążenie do oderwania się od miast doszło do głosu szczególnie wyraźnie u cystersów. Zakon, założony u schyłku XI w., zaczął się rozwijać na początku następnego wieku dzięki działalności opata z Clairvaux, późniejszego św. Bernarda. Reguła zakonna zastrzegła, że klasztory „nie będą wzno­ szone w miastach, ogrodach ani nawet wsiach, ale z dala od skupień ludzkich”. Kiedy Paryż zapełniał się młodzieżą, pragnącą się tu kształcić, św. Ber­

nard wzywał studentów i wykładowców, by dla uratowania swych dusz opuścili stolicę, „nowy Babilon", i przenieśli się do klasztorów. Do śmier­ ci św. Bernarda w 1153 r. powstało około 349 kla­ sztorów cystersów, a w ciągu całego średniowiecza przeszło dwukrotnie więcej, nie licząc klaszto­ rów żeńskich. Zakładano ich tak wiele, że kapituła generalna Zakonu zakazała fundowania nowych obiektów bez jej zgody, a także sytuowania ich bliżej, niż w odległości 15 000 kroków od istnie­ jących. Cystersi sadowili się najchętniej w bezludnych dolinkach otoczonych lasami, zawsze nad potoka­ mi, które odgrywały istotną rolę w zagospodarowy­ waniu zajmowanych przez nich terenów. Ażeby ograniczyć związki z otaczającym ich światem, starali się być samowystarczalni, zwłaszcza w za­ kresie żywności i odzieży. Karczowali lasy, melioro­ wali grunty podmokłe, udoskonalali metody produk­ cji rolnej, hodowlanej i przemysłowej. W swej pracy wykorzystywali wielostronnie wodę - jako źródło siły motorycznej, do melioracji tere­ nów uprawnych, do odprowadzania nieczystości itp. We wszystkich opactwach instalowali z zapałem koła wodne. Dokonali w tej dziedzinie dużego po­ stępu, który był następnie naśladowany przez mias­ ta. Pochodzący z XIII w. opis opactwa cystersów w Clairvaux daje pojęcie o rozległości wykorzysta­ nia siły wody w klasztorach. Odgałęzienie rzeki, czytamy, wpada najpierw z impetem do młyna, gdzie służy mieleniu ziarna i oddzielaniu otrąb od mąki. Po chwili woda wpływa do następnego budyn­ ku, w którym mieści się browar. Po zajęciu się po­ żywieniem zakonników czas pomyśleć o ich odzie­ ży: w sąsiednim foluszu woda podnosi ciężkie drewniane stępy. Teraz dostaje się do garbarni, a następnie dzieli się na liczne gałązki, aby służyć wszystkim, którzy potrzebują jej usług. Na koniec zbiera nieczystości i powraca do rzeki. Jak z tego tekstu oraz z osiemnastowiecznego planu opactwa wynika, w Clairvaux wzniesiono wzdłuż ujętej w ka­ nały wody rzecznej kompleks obiektów służących różnorodnym celom produkcyjnym; cały teren po­ kryto skomplikowaną siecią kanałów. W angielskim Fountains (il. 167,168) nieregularny układ pomiesz­ 69

czeń tłumaczy się chęcią wykorzystania rzeczki Skell do różnych celów. W niektórych opactwach cystersów procesy produkcyjne, korzystające z siły wody, skupiono w jednym budynku; powstały w ten sposób wielkie, jak na swe czasy, zakłady przemysłowe nie znane w miastach. W burgundzkim Fontenay wzniesiono jeszcze w XII w. „fabrykę” długości 53 m. Zajmowa­ ła cztery pięknie sklepione sale; w jednej z nich znajdowała się kuźnia, w innej młyn zbożowy. W Royaumont, blisko Paryża, w pierwszej połowie XIII w. „fabrykę” wybudowano ponad rzeką, która przechodziła pod jej osią w głębokim tunelu długo­ ści 32 m. Po obu stronach umieszczono urządzenia młyna, garbarni, folusza, kuźni i inne. Do dormitorium klasztoru przylegał duży budynek mieszczący skanalizowane latryny. Otiositas inimica est animae, bezczynność jest wrogiem duszy. Tę benedyktyńską zasadę wyzna­ wali także cystersi. Dzięki pracy zarówno samych zakonników, jak i zamieszkałych w klaszto­ rach braci konwersów, ich opactwa przodowały w rolnictwie, sadownictwie, hodowli, rybo­ łówstwie, leśnictwie, hutnictwie i różnych gałę­ ziach przemysłu. Wiele opactw tworzyło, jak byśmy dziś powiedzieli, duże kombinaty rolniczo-przemy­ słowe, stosujące najbardziej zaawansowane metody pracy. Z czasem produkcja opactw tak wzrosła, że część jej sprzedawano. Angielscy cystersi eksporto­ wali wysokogatunkową wełnę na kontynent; francu­ scy i niemieccy sprzedawali hurtownikom duże ilości cenionego wina. Młyny zbożowe miały zdolność przerobową przekraczającą znacznie po­ trzeby własne opactw, podobnie jak kuźnie, rozbudowywane szczególnie w okręgach obfitują­ cych w rudę. Tak więc w sieci osadniczej średniowiecznej Europy te szczególnego rodzaju osady, jakimi były klasztory różnych zakonów, odgrywały, zwłaszcza w okresie poprzedzającym burzliwy rozwój miast, znaczącą lecz nie zawsze docenianą rolę, jako ogniska nie tylko życia religijnego, ale także nauki i sztuki oraz produkcji przemysłowej i rolnej. Budowa klasztorów przyniosła wielkie dzieła archi­ tektury, malarstwa i rzeźby. W klasztorach kwitła 70

muzyka kościelna; gromadzono tu stare ma­ nuskrypty i szykowano nowe, zdobione pięknym iluminacjami. Międzynarodowy handel korzystał z dróg mors­ kich, lądowych i rzecznych. W handlu morskim wielkimi potęgami były w średniowieczu Wenecja i Genua. Ale z punktu widzenia gospodarki prze­ strzennej, na szczególną uwagę zasługuje Hanza - związek kupców czy też miast. Główną rolę od­ grywała w nim od XIII w. Lubeka (il. 182-184). To tu odbywały się zjazdy hanzeatów, na których uzgadniano wspólne przedsięwzięcia. Ażeby han­ del przebiegał w możliwie najlepszych warunkach, trzeba było stworzyć odpowiednią infrastrukturę. Należały do niej eksterytorialne faktorie w róż­ nych ważnych ośrodkach międzynarodowych; hanzeaci mieli tam swe porty, składy, kościoły, warsz­ taty naprawcze i inne obiekty. Dużym osiągnięciem Hanzy było powiązanie przewozów morskich z rzecznymi i lądowymi. Dlatego najchętniej sytuowała porty nie bezpośred­ nio nad morzem, ale w pobliżu ujść rzek spławnych, w pewnej odległości od morza, co zabez­ pieczało przed falami, ułatwiało zarówno przeładu­ nek ze statków morskich na barki rzeczne, jak i dalszy transport drogami lądowymi. Tak leżała Lubeka i inne ważne porty hanzeatyckie, między innymi Toruń, Gdańsk i Elbląg związane z Wisłą (il. 255-268), która pozwalała zarówno zaopatry­ wać Polskę w poszukiwane towary, jak i sprzeda­ wać produkty polskiego rolnictwa i leśnictwa. Hanza była nastawiona na wyładunek i załadunek towarów w tym samym porcie, co podnosiło wydajność żeglugi. W związku z tym nie używała statków największych, jakie pływały wówczas po morzach, ale mniejszych i lżejszych, o stosunkowo małym zanurzeniu, aby mogły poruszać się wodami rzek. W krańcowych przypadkach stosowała nawet, za pomocą zaprzęgów konnych, przetaczanie lekkich statków lub barek przez krótkie odcinki lądu; zajmowała się tym przyuczona ludność miejscowa. Kupcy z Zachodu Europy, którzy dowozili swe to­ wary morzem do Rosji, docierali rzekami do działu wodnego między Bałtykiem a Morzem Czarnym oraz dokonywali „przewłoki” na odcinkach lądu,

wymoszczonych balami. W ten sposób drogą mor­ ską, rzeczną i lądową docierały towary do wysunię­ tego daleko na północny wschód Nowogrodu, ważnego ośrodka wymiany międzynarodowej. Kan­ tory hanzeatów znajdowały się także w różnych miastach portowych Morza Północnego i Bałtyku. Szlaki handlu hanzeatyckiego, korzystając z dróg lądowych i rzek, sięgały w głąb kontynentu europej­ skiego, do Krakowa. Morze było dla komunikacji atrakcyjne, albowiem pozwalało na przewóz dużych ładunków. Drogi lądowe znajdowały się we wczesnym średniowieczu w bardzo złym stanie; często trzeba było korzystać na nich ze zwierząt jucznych i tragarzy, a ponadto groził na nich rozbój, obowiązywały komory celne itd. Ale już w XI—XII w. poczęto na Zachodzie prze­ wozić towary na wozach dwuosiowych o wysokich kołach, ułatwiających przekraczanie brodów; siłę pociągową zapewniały nie woły, ale często dwie lub trzy pary koni. Już we wczesnym średniowieczu korzysta­ no obok dróg lądowych z dróg morskich i rzek, zarówno w celu dokonania podboju lub grabieży, jak i - wraz z odżywaniem międzynarodowej wymiany - w celach handlowych. W VIII w. pojawi­ li się w różnych krajach Europy Środkowej i Za­ chodniej przybyli ze Skandynawii Wikingowie, którzy na swych lekkich i wąskich łodziach wpływa­ li na wpadające do Bałtyku, a zwłaszcza do Morza Północnego, większe rzeki, aby penetrować obce lądy. Na szlaku z Morza Północnego na Bałtyk żegla­ rze napotykali przeszkodę w postaci Półwyspu Jutlandzkiego. Przedłużał drogę o kilkaset kilome­ trów, a ponadto cieśniny Skagerrak i Kattegat miały złą sławę: były miejscem częstych wypadków. Dla współczesnego planisty przestrzennego jest cieka­ we, jak jego odlegli poprzednicy starali się usunąć tę przeszkodę (il. 169). Żeglarze docenili korzyści, jakie dałaby im możli­ wość przekraczania Półwyspu Jutlandzkiego drogą wodną u samej jego nasady. Założyli więc lub roz­ budowali zapewne już w VIII w. na wschodnim brzegu półwyspu w pobliżu starej drogi, biegnącej z północy na południe i łączącej Jutlandię z masy­

wem europejskiego lądu, osadę Hąithabu (Hedeby), powiązaną z morzem od wschodu rozlewiskiem rzeczki Schlei, a od zachodu drogą wyłożoną bier­ wionami, służącą do przenoszenia, przewożenia towarów lub przetaczania statków do rzeczki Treene, wpadającej do zatoki Morza Północnego (il. 170). Haithabu stało się niebawem terenem walk między różnymi zainteresowanymi tym przejściem ludami. Przechodziło z rąk do rąk - aż w XI w. przestało istnieć. Być może, że przyczyniło się do tego zapiaszczenie jednej z rzeczek, wchodzących w skład szlaku wodno-lądowego łączącego Morze Północne z Bałtykiem. Stosowanie w żegludze zamiast lekkich łodzi coraz to większych statków utrudniało ich przetaczanie. Dość prymitywny skrót drogi morskiej odtąd nie działał. Znacznie później hanzeaci rozwiązali ten pro­ blem niepomiernie doskonalej, budując w latach 1391-1398 Kanał Szteknicki. Powiązał on Lubekę z Łabą, a tym samym Bałtyk z Morzem Północ­ nym, pokonując przy pomocy śluz wzniesienie o wysokości ok. 15 m. Był to pierwszy kanał, który nie tylko łączył różne morza, ale przekraczał wzgórze i przeto wymagał doprowadzenia wody do swej najwyższej części z pobliskiego i jezio­ ra (il. 171). Dopiero po pięciu wiekach od budowy Kanału Szteknickiego została uformowana znakomita droga w poprzek Półwyspu Jutlandzkiego. W 1895 r. oddano do użytku Kanał Kiloński, poszerzony na­ stępnie w latach 1909-1914 (il. 172). Dzieło to było hucznie fetowane: Jutlandia stała się wyspą. Sądzę jednak, że po oddaniu do użytku Kanału Sueskiego w 1869 r. i Korynckiego w 1893 r. - o stworze­ nie tych dwóch połączeń starano się już w starożyt­ ności - Kanał Kiloński może być uważany za budo­ wę niemal banalną. Ileż więcej pomysłowości musieli wykazać o tysiąc lat wcześniej budowniczo­ wie przejścia koło Haithabu oraz, pół tysiąclecia przed przekopaniem Kanału Kilońskiego, twórcy połączenia Morza Północnego z Bałtykiem Kanałem Szteknickim. Średniowieczni samorodni planiści przestrzenni zasłużyli w tym przypadku na nasze pełne uznanie.

71

5. K A Z IM IE R Z W IE L K I, P L A N IS T A P R Z E S T R Z E N N Y I B U D O W N IC Z Y M IA S T

W Kronice katedralnej krakowskiej znajduje się tekst, przypisywany dawniej Jankowi z Czarnkowa, a odnoszący się do osiągnięć Kazimierza Wielkiego w dziedzinie zagospodarowywania Polski i budowy miast. W borach, lasach, zagajnikach i w miejscach porosłych krzewami zostało osadzonych tyle wsi i miast, ile niemal było kiedy indziej w Królestwie Polskim... Król te wszystkie miasta i grody otoczył potężnymi murami, domami i wysokimi wieżami, bardzo głębokimi fosami i innymi urządzeniami obronnymi, ku ozdobie narodu i ochronie oraz osło­ nie Królestwa12). Wzmianka ta wyolbrzymia działalność Kazimie­ rza, ale jest bezsporne, że także w dziedzinie, którą się zajmiemy, zasłużył on sobie w pełni na przydo­ mek Wielkiego. Benedykt Zientara pisał o „Wielkim Planie” Hen­ ryka Brodatego, zmierzającym do gospodarczego rozwoju Śląska, między innymi przez zakładanie miast (il. 210). Także o Kazimierzu można powiedzieć, że miał swój Wielki Plan przestrzennego zagospodarowania kraju, dostosowywany elastycznie do zmieniających się warunków, znacznie bardziej ambitny i śmiały od tego, którym kierował się kiedyś Henryk Brodaty na Śląsku. Plan ten służył przede wszystkim osiąg­ nięciu czterech celów: umocnieniu bezpieczeństwa państwa, przyspieszeniu jego rozwoju gospodarcze­ go, zorganizowaniu administracji i podniesieniu poziomu kulturalnego. Wszystkie te cele wiązały się z osadnictwem wiejskim i miejskim. Zatem najpierw sprawy bezpieczeństwa. Król objął obowiązkiem wojskowym, który obciążał rycer­ stwo, także sołtysów i wójtów z tytułu posiadania własności ziemskiej; musieli przyprowadzać ze sobą na wojnę po paru uzbrojonych ludzi. W przy­ padku wtargnięcia wroga do kraju powoływano pod broń wieśniaków. Na mieszczanach ciążył obowią­ zek wznoszenia i naprawy - przy pomocy material­ nej króla - murów miejskich, gromadzenia uzbroje­ nia oraz obrony swych miast. Osadnictwo miejskie i wiejskie zwiększało więc potencjał obronny kraju. 72

Za panowania Kazimierza został poważnie rozbu­ dowany system fortyfikacyjny Polski; uwzględniał kierunki obcego zagrożenia, a także potrzebę obro­ ny najgęściej zaludnionej centralnej części kraju wraz ze stolicą. Kazimierz rozstawiał miasta w miej­ scach ważnych ze względów strategicznych, jak przewidujący wódz rozmieszcza swe wojska. Król wzniósł na swój koszt ponad pięćdziesiąt zamków, a wiele innych powiększył bądź odnowił. Oprócz tego wspomógł obwarowanie około trzydziestu miast; murami z kamienia lub cegły zastępowano umocnienia ziemne i drewniane. Charakterystycz­ nym przykładem polityki Kazimierza był przywilej dla Płocka z 1352 r.; król ograniczył obowiązujące mieszczan świadczenia pod warunkiem otoczenia miasta murami, których zagłębienie w gruncie, grubość pod i nad ziemią, wysokość oraz sposób wzmocnienia wieżami zostały dokładnie określone w przywileju. W ten sposób powstały miejskie pas­ ma obronne związane z układem granic, z biegiem rzek i trasami ważniejszych dróg. Nawet stosunko­ wo bezpieczna granica z Węgrami została umocnio­ na miastami i zamkami. Prostopadle do głównej drogi na Węgry, prowadzącej przez Nowy Sącz i Stary Sącz, utworzył Kazimierz zaporę z pięciu miast, którym nadał prawo niemieckie. Nowy Targ istniał już uprzednio jako osada o prawach miej­ skich, ale został rozbudowany w widłach Dunajca, w miejscu z natury obronnym. Muszynę ulokowano przy zamku z XIII w. Pozostałe trzy miasta nadgra­ niczne - Krościenko, Piwniczną i Miastko (później­ szy Tylicz) usytuowano na obszarach dziewiczych lub słabo zaludnionych, starannie wybranych. Aże­ by zrealizować swe zamierzenia, król przejął Nowy Targ od cystersów szczyrzyckich, pod Krościenko zajął tereny należące do klarysek starosądeckich, a pod Muszynę i Miastko ziemie biskupa krakow­ skiego (il. 273). Podobne pasma miast i zamków, istniejących uprzednio i nowych, broniły kraju przed państwem krzyżackim i Czechami na północy oraz zachodzie, a przed Litwinami i Tatarami na wschodzie. Wresz­

cie wieniec umocnień otaczał stolicę Polski. Niema­ łą rolę odgrywał w systemie obronnym Krakowa Kazimierz, lokowany już w 1335 r. przy głównym szlaku prowadzonym przez miasto z północy na południe i dalej przez Wieliczkę na Węgry. Położo­ ny podówczas na trudno dostępnej wyspie, otoczo­ nej ramionami Wisły, jak również umocniony murami, tworzył obok zamku wawelskiego i Krako­ wa ważny element trójczłonowego systemu warow­ nego: bronił stolicy przed wrogiem zewnętrznym, ale także umacniał pozycję zamku królewskiego wobec mieszczan krakowskich, którzy w 1 3 1 1 r. wystąpili przeciw Łokietkowi. Nawiązując do kon­ cepcji Centralnego Okręgu Przemysłowego z lat trzydziestych naszego wieku Zdzisław Kaczmarczyk pisał o „trójkącie bezpieczeństwa”, stworzonym przez Kazimierza pośrodku Polski. Po zajęciu części Rusi, Kazimierz przystąpił do zakładania na włączonych do Korony ziemiach licznych wsi i miast. Aby zachęcić ludność do osiedlania się na odległych kresach, król przy­ znawał tu szczególnie wiele lat zwolnień od czyn­ szów. Kilka miast, jak Przemyśl oraz Lwów (il. 245-247), przeniósł na prawo niemieckie i roz­ budował według zasad stosowanych wtedy w Pol­ sce i na Zachodzie. Lwów przedlokacyjny składał się z kilku skromnych osad, położonych przy drew­ nianej warowni; być może, że jedna z tych osad, zamieszkana przez osadników niemieckich, korzys­ tała z niemieckiego prawa. Miasto lokacyjne zostało rozplanowane regularnie na rozległym obszarze, położonym na południe od spalonej stolicy ruskiej, u stóp dawnego grodu, na którego terenie wznie­ siono kamienny zamek. Mury otaczające nowe miasto, wzmocnione licznymi wieżami, stopniowo rozbudowywano. W obrębie obwarowań miejskich powstał drugi zamek, zwany „dolnym” w przeciwień­ stwie do „górnego”. Lwów stał się więc niebawem po założeniu potężną twierdzą. Także i miasta usy­ tuowane dalej na wschód zostały przebudowane. Kamieniec Podolski, nadany przez Kazimierza w lenno litewskim książętom, otrzymał od Jerzego Korietowicza prawo niemieckie i stał się jednym z najdalej na wschód wysuniętych miast średnio­ wiecznych, zorganizowanych i ukształtowanych

według wzoru zachodnio- czy też środkowo-europejskiego (il. 248). Drugim ważnym celem gospodarki przestrzennej było wzmocnienie gospodarczych struktur kraju oraz zwiększenie dochodów skarbu państwa i wiel­ kiej własności ziemskiej, a także wzmocnienie roli miast jako ośrodków produkcji i wymiany. Wiązał się z tym stosunek króla do Krakowa. Kazimierz pragnął przekształcić swą stolicę w węzeł głównych międzynarodowych dróg handlowych prowadzących przez Polskę ku wybrzeżom Morza Czarnego i do Europy Zachodniej, na Węgry i nad Bałtyk. Zajęcie Rusi ułatwiło opanowanie drogi wschodniej. Lwów miał tworzyć wysunięty na wschód duży ośrodek miejski, usprawniający kontrolę nad handlem na szlaku ruskim. Porozumienia z sąsiednimi krajami, m.in. z Węgrami, zapewniły wzajemne uprzywilejo­ wanie kupców, co ułatwiło penetrację odległych rynków. Pierwotna powściągliwość Kazimierza wo­ bec Krakowa, wiążąca się ze wspomnieniem buntu wójta Alberta, ustąpiła z czasem miejsca zdecydo­ wanemu popieraniu miast i ich ludności. W 1354 i 1358 r. przywileje królewskie potwierdziły i znacz­ nie poszerzyły dawne uprawnienia stolicy w zakre­ sie handlu. Kraków ponownie otrzymał odebrane mu przez Łokietka prawo składu. Nadania królew­ skie na rzecz miasta zostały poszerzone. Kazimierz faworyzował mieszczan polskich, a zwłaszcza kra­ kowskich, narzucając kupcom obcym obowiązek korzystania z dróg - nawet dłuższych, ale prowa­ dzących przez liczne miasta, których dochody dzięki temu wzrastały. W myśl statutu z 1344 r. kupcy pruscy, zmierzający na Węgry, musieli korzystać z drogi, która biegła najpierw przez Brześć do Łę­ czycy, ale tu zbaczała na południowy wschód do Sandomierza, a stamtąd na południowy zachód do Krakowa. Kupcom polskim, wędrującym w przeciw­ nym kierunku, wolno było wybierać drogi najkrót­ sze. Po kiiku latach Kazimierz zniósł te ogranicze­ nia i otworzył drogę z Prus na Węgry wprost przez Sandomierz, z ominięciem Krakowa. W czasie spo­ rów o Śląsk, szlak na Ruś został zamknięty dla kupców śląskich. Zamykanie i otwieranie dróg oraz podnoszenie i obniżanie pobieranych na nich ceł, stanowiło oręż króla w jego walkach z sąsiadami, 73

w polityce popierania miast, a także w dążeniach do zasilenia skarbu. Liczne nowe miasta znalazły się w Małopolsce, przez którą przechodziły główne szlaki handlowe. Handel międzynarodowy nęcił perspektywą wiel­ kich zysków - jednakże podniesienie dobrobytu kraju wymagało przede wszystkim ożywienia pro­ dukcji na potrzeby rynku lokalnego oraz usprawnie­ nia wymiany i usług między wsiami i pobliskimi miastami. Wymianie takiej sprzyjało zwalnianie ludności wiejskiej z różnych świadczeń i danin w naturze oraz zastępowanie ich czynszem, towa­ rzyszące nadaniu wsiom prawa niemieckiego. Usprawnienie wymiany wymagało też zagęszczenia sieci miast i miasteczek tak, aby można było udawać się do miasta i powracać zeń w ciągu jed­ nego dnia. Tam, gdzie poruszanie się wózkami na prymity­ wnych drogach, przewożenie towarów zwierzętami jucznymi a zwłaszcza przenoszenie lżejszych ła­ dunków pieszo odbywało się bardzo wolno, zasięg rynku lokalnego nie mógł przekraczać około 15 km. Sieć miast na Śląsku odpowiadała w przybliżeniu takim kryteriom, dzięki polityce osadniczej, zapoczątkowanej przez Henryka I. Na pozostałych ziemiach polskich zagęszczenie miast było na ogół niedostateczne. Kazimierz podjął więc na dużą skalę zakrojoną akcję zakładania wsi i miast na prawie niemieckim. Karczowanie lasów i kolo­ nizowanie rozległych, słabo zagospodarowanych terenów przynosiło dochody skarbowi oraz przy­ spieszało rozwój gospodarczy kraju. Liczba miast, istniejących na terenie państwa Kazimierza, wzro­ sła za jego panowania z około stu do blisko dwu­ stu; połowa nowych została założona przez kró­ la; reszta powstała, za jego zgodą a niekiedy i zachętą, w wyniku akcji Kościoła, możnowładców i szlachty. Przejaw konsekwentnej działalności urbanistycznej Kazimierza widać w przenoszeniu miast istniejących na tereny korzystniejsze dla ich dalszego rozwoju. Taki charakter miała „translacja” Nowego Targu; podobnie działo się w paru innych przypadkach13'. Osadnictwo wiejskie było oparte głównie na ludności polskiej i wiązało się często z miejskim. 74

Biecz, położony przy ważnej drodze na Ruś, otrzy­ mał prawo magdeburskie w 1363 r. W tym czasie (1348-1369) na podstawie dokumentów królew­ skich, wystawionych według identycznego wzorca, powstało lub miało powstać w otoczeniu miasta co najmniej 20 planowo założonych wsi. Z dążeniem do gospodarczego wzmocnienia kraju łączyły się starania o należyte eksploatowanie zasobów górniczych, stanowiących poważne źródło dochodów skarbu. Bochnia i Wieliczka zawdzięcza­ ją Kazimierzowi swój rozkwit. Obydwa miasta zostały rozbudowane, otoczone murami i wyposa­ żone w różnorodne obiekty służące celom publicz­ nym. Fundowany przez króla w 1357 r. przytułek dla górników-inwalidów w Bochni był jedną z naj­ starszych instytucji tego rodzaju w Polsce; w Wie­ liczce wzniesiono dla górników szpital. Górnictwo olkuskie dostarczało srebra i ołowiu; Kazimierz rozbudował miasto, otoczył murami i zapoczątkował okres jego pomyślnego rozwoju. Po opanowaniu Rusi zorganizowano żupy solne w znajdujących się tam, między innymi w rejonie Przemyśla, warzel­ niach soli. Za panowania Kazimierza wykonano w miastach i poza nimi różne prace inżynie­ ryjno -budowlane, służące zagospodarowaniu prze­ strzennemu miast i kraju. Według przekazów Dłu­ gosza, zbudowano kanał z Bochni do Wisły dla usprawnienia handlu solą, uregulowano ujście Widy do Wisły, dbano o uspławnienie Prosny pod Kaliszem, stawiano spichrze dla magazynowania zboża itd. Kazimierz włożył wiele wysiłków w reorganizację i wzmocnienie różnych dziedzin administracji pań­ stwowej: sądowej, skarbowej, policyjno-porządkowej, wojskowej i in. Także po to, ażeby ten cel osiągnąć, trzeba było dysponować siecią miast i zamków, w których zostaliby ulokowani urzędnicy królewscy. Łączyło się z tym zainteresowanie siecią dróg. Król czerpał dochody z ceł pobieranych na licznych komorach, rozmieszczonych nie tylko przy granicach, ale i wewnątrz kraju. Ażeby wpływy te zapewnić, Kazimierz stosował na dużą skalę przy­ mus korzystania z dróg „celnych”, a równocześnie zwalczał bardzo surowo rozbój na drogach, po­ strach kupców. Bezpieczne drogi były potrzebne

miastom do życia, ale i odwrotnie - miasta położo­ ne przy drogach, w niezbyt wielkiej odległości od siebie, zapewniały kupcom schronienie podczas postoju, umożliwiały naprawy wozów i zaopatrzenie w żywność, a także ułatwiały troskę o bezpieczeń­ stwo podróżnych. W wiekach średnich nie powstały w Europie doskonałe technicznie arterie komunika­ cyjne, jakie budowali dysponujący ogromnymi środ­ kami Rzymianie, głównie w celach strategicznych. Zagospodarowanie dróg przejawiało się zarówno w trosce o, bardzo zresztą skromną, poprawę ich stanu, jak i w zainteresowaniu warunkami porusza­ nia się na nich, a zwłaszcza w dążeniu do zwięk­ szenia bezpieczeństwa ruchu. Wreszcie ważnym celem „Wielkiego Planu” Kazimierza było wyposażenie kraju w obiekty służą­ ce kultowi religijnemu, oświacie, nauce i innym podobnym potrzebom społecznym. Szkoły pozosta­ wały w owych czasach niemal wyłącznie w rękach Kościoła. Na najniższym szczeblu znajdowały się szkoły parafialne. Akcja zakładania nowych miast i wsi spowodowała pomnożenie liczby parafii, a tym samym ogromnie poszerzyła bazę „szkolnictwa podstawowego”; król dbał o należyte uposażenie duchowieństwa parafialnego. Na wyższym szczeblu stały szkoły klasztorne, kolegiackie i katedralne. Kazimierz popierał hojnymi dotacjami budowę koś­ ciołów i klasztorów, ułatwiając w ten sposób zaspo­ kojenie różnych potrzeb duchowych ludności; włas­ nym kosztem miał wznieść lub rozpocząć budowę około trzydziestu pięciu takich obiektów. Pragnąc zagęścić sieć szpitali, król popierał zakony zajmują­ ce się opieką nad chorymi. Jako ukoronowanie swej działalności w dziedzi­ nie szkolnictwa i nauki Kazimierz pragnął widzieć założenie w Krakowie uniwersytetu (1364). Miała to być druga tego rodzaju placówka w Europie Środ­ kowej, po praskiej (1348), ale przed wiedeńską (1365) i węgierską (Pecz, 1367). Z faktu, że założe­ nie uniwersytetu w jakimś kraju nastąpiło wcześniej niż gdzie indziej, nie można wyciągnąć wniosku o jego przodującej pozycji w nauce czy kulturze; osiągnięć w tej dziedzinie nie da się oceniać meto­ dami stosowanymi w konkurencjach sportowych. Jednakże wolno uważać za bezsporne, że dzięki

Kazimierzowi Polska znalazła się w czołówce kra­ jów budujących podstawy rozwoju nauki w tej czę­ ści Europy, daleko na wschód od pierwszych uni­ wersytetów naszego kontynentu. Ze wzruszeniem czytamy w akcie założenia uczelni krakowskiej, że król pragnął, by placówka ta przyciągała do Polski młodzież z całego świata. „Do tego to miasta Krakowa niechaj zjeżdżają się swo­ bodnie i bezpiecznie wszyscy mieszkańcy nie tylko królestwa naszego i krajów przyległych, ale i inni z różnych części świata, którzy pragną nabyć tę prze­ świetną perłę wiedzy... Przyjeżdżający do uniwersy­ tetu... żadnego nie mają płacić cła, myta i opłaty... wyznaczamy mieszkania przyzwoite dla doktorów, mistrzów, scholarów I bedelów”...14). Utworzenie uczelni i określenie programu nau­ czania wymagało decyzji papieża. Uniwersytet rozwijał się z trudnościami, które zostały przezwy­ ciężone dopiero za Władysława Jagiełły. Król, hojny mecenas sztuki, przyczynił się także do wspaniałego rozwoju architektury, malarstwa i rzeźby. Dbał usilnie o odpowiednie ukształtowanie stolicy (il. 227-233). Liczne przywileje sprawiły, że zaludnienie miasta szybko zwiększało się. Poza murami wyrastały przedmieścia; przywilejem z 1358 r. Kazimierz podporządkował je jurysdykcji Krakowa. Założone przez króla w obrębie aglome­ racji krakowskiej samodzielne miasto Kazimierz otrzymało uprawnienia skromniejsze niż stary Kra­ ków i skupiało głównie rzemiosło; do nowego orga­ nizmu miejskiego przyłączono parę osad znajdują­ cych się na południe od Wawelu i Stradomia. Pro­ wadzone za panowania ostatniego Piasta i w du­ żym stopniu przez niego finansowane prace budo­ wlane na Wawelu, przy rynku i w Kazimierzu zmie­ niły oblicze Krakowa i otworzyły okres architektoni­ cznego rozkwitu stolicy. Planowe zagospodarowywanie przestrzenne całego kraju, a zwłaszcza kierowanie zakładaniem i rozbudową miast w czasie panowania Kazimierza Wielkiego, stanowi przykład dojrzałej gospodarki przestrzennej późnego średniowiecza. Trudno było­ by znaleźć w ówczesnej Europie przykłady więk­ szych osiągnięć w tej dziedzinie.

75

6. G O S P O D A R K A P R Z E S T R Z E N N A W A B S O L U T Y S T Y C Z N E J F R A N C J I

Już począwszy od końca XII w. Francja prze­ kształcała się w coraz to silniejszą monarchię; przy­ łączała zwłaszcza od południa niezależne ongiś ziemie. Stopniowo krzepła władza absolutna królów; proces ten ułatwił krajowi zajęcie pozycji jednego z głównych mocarstw europejskich. Podobnie jak rzymscy imperatorzy, królowie francuscy co naj­ mniej od Franciszka I Walezjusza (1515-1547) aż po Ludwika XVIII prowadzili przy pomocy swych ministrów konsekwentną gospodarkę przestrzenną, związaną ze zwiększeniem obronności kraju, a zwłaszcza z tworzeniem portów morskich, z urzą­ dzaniem kanałów śródlądowych, budową miast, popieraniem przemysłu itd. (il. 341-343)15). Budowa portów stanowiła zadanie szczególnie ważne i trudne ze względu na długość wybrzeża, zagrożenie ze strony Anglii i Hiszpanii, a także z uwagi na chęć włączenia się do handlu międzyna­ rodowego po wielkich odkryciach geograficznych. Budowie portów poświęcili wiele uwagi zwłaszcza Franciszek I i Ludwik XIV. W 1515 r. powstał pro­ jekt budowy portu, który z czasem przekształcił się w Le Havre, szczególnie korzystnie położony, bo przy ujściu Sekwany. Przy porcie założono miasto, któremu król udzielił wielu przywilejów. Ponieważ nowi mieszkańcy napływali powoli, następni królo­ wie przywileje potwierdzali i poszerzali. Ale trzeba było czekać czasów Ludwika XIV, a raczej jego ministra Colberta, ażeby sprawa budowy portów, a między innymi i Le Havre’u, nabrała wielkiego rozmachu. Colbert sprawował pieczę nad finansami, mary­ narką, budownictwem i innymi działami administracji państwowej. W 1664 r. powołał komisję, która obje­ chała całe wybrzeże morskie w celu wybrania naj­ odpowiedniejszych miejsc na budowę. Pomimo zastrzeżeń komisji zdecydował się na rozbudowę Le Havre’u, oprócz utworzenia całego szeregu proponowanych przez nią portów. Do zakładanych przy największych nakładach finansowych należał port w Rochefort, położony nad rzeką Charente, kilkanaście kilometrów w głąb lądu od brzegów 76

Zatoki Biskajskiej, dzięki czemu był trudniej dostęp­ ny dla nieprzyjaciela. Wyposażono go w arsenał, którego najdłuższym budynkiem była wytwórnia lin konopnych - niezbędnego wyposażenia statków: mierzyła 374 m (1666-1670). W myśl edyktu króle­ wskiego arsenał w Rochefort miał stać się „najwięk­ szym i najpiękniejszym obiektem tego rodzaju na świecie”. Wyobraźnia Colberta sięgała znacznie dalej: pragnął połączyć drogami wodnymi trzy morza opływające Francję: Północne, Atlantyk i Śródziem­ ne. W 1692 r. Kanał Lagnwedocki, bardzo trudny technicznie do wykonania, połączył Garonnę, wpa­ dającą do Zatoki Biskajskiej, z portem w Sete, wy­ budowanym nad Morzem Śródziemnym. Kanał miał 100 śluz; stanowił wielkie, podziwiane osiągnięcie techniczne. W Wieku Ludwika X IV Voltaire wymienił Wersal, Luwr i inne budynki, wzniesione przez Króla-Słońce, ale budowlą zasługującą na najwięk­ szą sławę, pisał, „był dzięki swym walorom użytko­ wym, swej wielkości, swym trudnościom Kanał Langwedocki, który połączył dwa morza” (il. 343). Kanał stanowił najbardziej imponujące dzieło tech­ niki inżynieryjnej na terenie Francji od czasów rzymskich aż po wiek XIX. Realizację tę poprze­ dził Kanał Briary (1604-1642), znacznie skromniej­ szy, ale mający duże znaczenie komunikacyjne: łączył Sekwanę z Loarą i ułatwiał dowóz towarów do Paryża. Podobnie jak ongiś imperium rzymskie, Francja wyróżniała się w Europie siecią doskonałych dróg lądowych. Wybitny ekonomista brytyjski Artur Young, który pod koniec XVIII w. w pełnych goryczy słowach opisywał stan dróg angielskich, zachwycał się francuskimi używając określeń „wspaniała dro­ ga, najpiękniejsza na świecie” itp. Państwo dbało głównie o gościńce pocztowe, ważne dla funkcjono­ wania administracji wyższego stopnia oraz dla ewentualnego przerzutu wojsk. Stan połączeń lokal­ nych był na ogół mierny. Dopiero od czasów Ludwi­ ka XV wydawano poważne kwoty na rozbudowę sieci także pomniejszych połączeń drogowych.

Innym ważnym zadaniem państwowym była, jak w czasach rzymskich, budowa fortyfikacji, głównie przygranicznych, połączona często z zakładaniem miast. Już w średniowieczu nowe miasta miały umocnić obronność kraju - ale był to tylko jeden z celów ich budowy, przeważnie nie najważniejszy: pełniły funkcje ośrodków rzemiosła, handlu oraz administracji, przynosiły dochody swym założycie­ lom i nie zawsze były otaczane murami obronnymi. Za panowania Ludwika XIV nie tylko wzmocniono wcześniej wzniesione fortyfikacje miejskie, ale oto­ czono kraj siecią miast i twierdz. Jak powiedział Napoleon I, zapobiegły one dwukrotnie inwazji Francji. Vauban, słynny inżynier wojskowy, ufortyfi­ kował około stu miast, ale także zaprojektował i wybudował kilka nowych -miast warowni (il. 341). Neuf-Brisach, położone przy południowym odcinku granicy francusko-niemieckiej na terenie dziewi­ czym, całkowicie płaskim (ok. 1700), otoczone ośmiobocznym systemem fortyfikacji bastionowych, 0 planie doskonale regularnym, stanowi znakomitą ilustrację zasad budowy miast-twierdz, stosowanych przez Vaubana (il. 342). Wreszcie rząd francuski zajmował się także rozbudową rodzimego przemysłu. Najbardziej dramatyczny przebieg miało wprowadzenie do Francji produkcji luster. Były w oczach budowni­ czych licznych pałaców, poczynając od Wersa­ lu, przedmiotem pierwszej potrzeby - ale Wenecja strzegła tajemnicy produkcji. Colbertowi udało się przełamać zakaz i sprowadzić kilku rzemieślników weneckich do Francji. Z kolei Wenecjanie zrobili swoje; za karę otruli zdrajców. Spóźnili się ze swym odwetem, bo Francuzi zdążyli posiąść sztukę wytwarzania luster. Produkująca je odtąd manufak­ tura królewska zaspokajała w pełni potrzeby króla 1magnaterii. Robotnicy ściągnięci z Flandrii i Włoch umożliwili we Francji produkcję przemysło­ wą dywanów, jedwabi i koronek; górnictwo i odlew­ nictwo żelaza zmodernizowano dzięki przybyszom zwerbowanym w Szwecji. Francja stanęła w czo­ łówce uprzemysłowionych krajów europejskich. Aby poszerzyć niezbędną bazę siły roboczej edykt królewski z 1662 r. nakazał tworzenie w każdym mieście „szpitali generalnych”, w których miano

zakładać manufaktury zatrudniające zdolnych do pracy biedaków. Wielką zasługą Colberta było zaopiekowanie się lasami królestwa. W 1669 r. wydał zarządzenie „O wodach i lasach”. Spowodował inwentaryzację lasów rządowych i prywatnych, ustalił wytyczne ich prawidłowej eksploatacji. Zajął się zwłaszcza sadze­ niem dębów, aby zaspokoić rosnące potrzeby floty francuskiej, którą się na różne sposoby opiekował, nie tylko budując porty. Kiedy rozpoczął swą działal­ ność jako minister Ludwika XIV, Francja dyspono­ wała 18 okrętami. W chwili śmierci Colberta (1683) liczyła ich 276. Uporządkował gospodarkę na tere­ nach leśnych i zwiększył poważnie ich obszar. Troszcząc się o wody i lasy, Colbert działał zgodnie z postulatami ekologii, zanim pojęcie to powstało. Można by sądzić, że ostatni królowie Francji posunęli się jeszcze dalej w tym kierunku, dbając nie tylko o florę, ale i o faunę: w pobliżu Wersalu i Paryża zabronili pod surowymi karami zabijania zwierzyny, takiej jak lisy, wilki, dziki, cho­ ciaż ludność wsi skarżyła się, że zwierzęta te poże­ rają lub niszczą owoce jej pracy, naruszając podsta­ wy egzystencji. Motywy zakazów były zupełnie inne: wielcy panowie nie chcieli, żeby ktoś ograni­ czał ich przyjemność polowania. Voltaire pisał w Wieku Ludwika XIV: „Król poka­ zał, że monarcha absolutny może doprowadzić bez trudu do realizacji celów, jakie sobie wyznacza. Na jego dworze i w stolicy najszlachetniejsze i najpełniejsze inwencji sztuki dały Francji rozkosze i sławę, o jakich wieki poprzednie nawet nie miały pojęcia”. Stwierdzenie to jest na pewno słuszne - ale działalność władców absolutnych może też dopro­ wadzić do wybuchu rewolucji. Robert Maulrou obli­ czył, że prace w Wersalu pochłonęły w czasie pa­ nowania Ludwika XIV 46 milionów franków, Luwr i Tuileries 10 milionów, a całość pozostałych budyn­ ków paryskich wraz z Pałacem Inwalidów 4 miliony. Wymowne są te wydatki i proporcje między nimi. Obiektami przeznaczonymi dla szerokich rzesz ludności władca absolutny nie zajmował się. „Komi­ sja Artystów”, powołana w 1793 r. do sporządzenia planu zagospodarowania Paryża dała przerażający 77

obraz zaniedbań w gospodarce przestrzennej stoli­ cy oraz okropnych warunków życia mas jej miesz­ kańców. Także inni królowie francuscy niewiele budowali dla zaspokojenia licznych potrzeb społecznych, nawet w Wieku Oświecenia, kiedy niemało o nich

pisano. Na tym tle wyróżnił się korzystnie Stanisław Leszczyński, „Król Dobroczyńca” (s. 100). Ale nie był on królem Francji, lecz teściem jednego z nich. Rodzaj budynków, wznoszonych w różnych okresach historycznych, stanowi ważny zapis w „autobiografii wielkich narodów”.

7. BUDOWA PRZEMYSŁU W POKONGRESOWYM KRÓLESTWIE POLSKIM (1815-1830)

„Gdzie się podziały ludne owe miasta, które niegdyś kwitnęły w Polsce; gdzie przemysł, który ożywiał i wzbogacał kraj cały...”. Smutny obraz ruiny i rozkładu przedstawiał Wawrzyniec Surowiecki w swej książce O upadku przemysłu i miast w Polsce, wydanej w roku 1810. Podobnie pisał rok wcześniej Staszic w Statystyce Polski: „W jakim stanie miasta? Tych jest w kraju mało, gdyż więk­ sza ich część nie różni się od wsi i mieszczanin w nich jest tylko rolnikiem. Rękodzieł, fabryk prawie żadnych nie masz w kraju”. W owym czasie w Anglii milkły już kołowrotki i ręczne warsztaty tkackie, usuwane dzięki coraz to nowym wynalaz­ kom technicznym. W górnictwie i przemyśle praco­ wały straszliwie hałasując pierwsze maszyny parowe. Miasta na Wyspie gwałtownie wzrastały. Wielka Brytania stawała się szybko potęgą wielko­ przemysłową. Rząd Księstwa Warszawskiego starał się za­ szczepić w kraju przemysł, zwłaszcza zaś popierał imigrację rzemieślników i przedsiębiorców z Zacho­ du. Jednakże ciągłe wojny akcję tę paraliżowały, a unia osobista z Saksonią zamieniła Księstwo w rynek zbytu dla wyrobów rozwiniętego wcześniej przemysłu saskiego16). Po kongresie wiedeńskim sytuacja zmieniła się zasadniczo, gdy w roku 1821 prezesem Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu został Książę Ksa­ wery Drucki-Lubecki. Stan skarbu był wtedy roz­ paczliwy. Kasy świeciły pustkami, a nie opłacone wojsko domagało się natarczywie wypłaty zaległo­ ści. Jednakże nowego ministra nie przeraziły trud­ 78

ności. Oceniając trafnie położenie, w jakim się kraj znalazł, wysunął program gospodarczy, który, reali­ zowany z żelazną konsekwencją i twardą nieustępli­ wością, miał niebawem dać świetne rezultaty. Już obecnie, pisał Lubecki jesienią 1823 roku w memoriale o położeniu finansowym kraju, sumy otrzymywane za wywożone ziemiopłody nie mogą pokryć wydatków na sprowadzane z zagranicy produkty przemysłowe. Nieuchronna ruina grozi Królestwu, jeśli nie znajdzie się innych źródeł dla zasilenia gospodarstwa narodowego. Tych nowych możliwości dopatrywał się Lubecki w zacieśnieniu stosunków gospodarczych z Rosją. Widząc zamy­ kanie się zachodnich rynków zbytu przed polskim rolnictwem, pragnął wykorzystać rozległe rynki wschodnie dla polskiego przemysłu. Przekształce­ nie kraju wyłącznie rolniczego w rolniczo-prze­ mysłowy - oto cel, do którego Lubecki konsekwent­ nie zdążał. Dzięki nieustępliwym zabiegom nowego ministra, Rosja, która niedawno odgrodziła się murem taryf celnych od Europy, w roku 1822 obniżyła cła na towary wytwarzane w Królestwie Polskim tak rady­ kalnie, że w praktyce oznaczało to zniesienie grani­ cy celnej między Królestwem a Cesarstwem. Prze­ mysł polski stanął w obliczu nowych, wyjątkowo pomyślnych perspektyw. Obszary imperium stanęły otworem dla jego wyrobów. Rynki zbytu rozszerzyły się gwałtownie, sięgając aż po Chiny. Trzy lata później Lubecki odniósł nowy sukces: zawarta w roku 1825 konwencja z Prusami przewi­ dywała wprawdzie niewygórowane cła przewozowe

od zboża polskiego, ale zamykała kraj przed importem pruskiego sukna, a na inne towary prze­ mysłowe nakładała cło. W ten sposób młody polski przemysł sukienniczy pozbył się całkowicie groźne­ go konkurenta. Lubecki zamierzał zacząć od popierania przemy­ słu wełnianego i lnianego oraz górnictwa i hutnic­ twa. Uważał słusznie, że na dany znak znajdzie się w granicach Królestwa mnóstwo niemieckich robot­ ników, których system prohibicyjny „pozbawia ży­ wiącego ich dotąd zajęcia”. Próby sprowadzania rzemieślników-obcokrajowców, podejmowane w epoce stanisławowskiej, nie dały większych wyników. Od tego czasu sytua­ cja zmieniła się dość poważnie. Rzeczpospolita szlachecka ustąpiła miejsca konstytucyjnemu króle­ stwu. Reformy okresu Księstwa Warszawskiego, zwłaszcza zniesienie poddaństwa i wprowadzenie kodeksu napoleońskiego, zbliżyły ustrój kraju do wzorów zachodnich. W Prusach przemysł włókien­ niczy przeżywał teraz głęboki kryzys; po roku 1815 tania angielska maszynowa przędza i wyroby ba­ wełniane zalały Europę, pogarszając gwałtownie sytuację niemieckich rękodzielników. Gdy w dodat­ ku polskie i rosyjskie rynki zbytu zostały dla nich odcięte granicą celną, a liberalne reformy gospodar­ cze w Prusach pozbawiły rzemieślników cechowych dotychczasowego prawa wyłączności produkcji wówczas całe rzesze zubożałych rękodzielników niemieckich poczęły upatrywać w emigracji do Kró­ lestwa Polskiego jedynego ratunku przed zagładą. Jednakże zarówno Lubecki, jak i jego współpra­ cownicy rozumieli, że polski przemysł musi się oprzeć ostatecznie na fachowcach Polakach. Dlate­ go nie szczędzono wysiłków na kształcenie techni­ ków; zakładano szkoły zawodowe, zobowiązywano cudzoziemskich fabrykantów do zatrudniania ucz­ niów spośród miejscowej ludności i wysyłano mło­ dzież na specjalizację za granicę. Już w r. 1816 otwarto w Kielcach Szkołę Górniczą, a dwa lata później w Warszawie Oddział Budownictwa i Mierni­ ctwa przy Uniwersytecie. Wreszcie dzięki wysiłkom Lubeckiego powstała w r. 1826 w Warszawie Szko­ ła Przygotowawcza do Instytutu Politechnicznego, uczelnia do niedawna zupełnie nieznanego typu,

jedna z pierwszych w Europie. W ciągu kilku lat swego istnienia - została zamknięta w r. 1831 po upadku powstania - wykształciła wielu wybitnych fachowców. Już od początku swej działalności myślał Lu­ becki o stworzeniu Banku Narodowego, który by zajął się finansowaniem inwestycji. Brak kapitałów utrudniał przez czas pewien zrealizowanie tego projektu, aż nareszcie w roku 1828 nowa instytucja rozpoczęła swoją wielostronną działalność. Okazała się szczególnie pożyteczna dla przemysłu. Bank Polski udzielał pożyczek i nawet przejmował we własny zarząd przedsiębiorstwa, których nie mogli utrzymać dotychczasowi właściciele; w ten sposób uratował Istnienie wielu zakładów przemysłowych. Bank zajął się także budową wielkich arterii drogo­ wych - kołowych i wodnych - oraz rozbudową miast. Lubecki myślał między Innymi o uregulowa­ niu Wisły w obrębie stolicy oraz o urządzeniu oka­ załego nadbrzeża przy zamku. Bank przyznał kre­ dyty, zwieziono nawet kamienie - ale po upadku powstania poszły one na budowę cytadeli. Urbanistę, śledzącego wysiłki rządu Królestwa w dziedzinie budowy rodzimego przemysłu, frapuje niezwykła wnikliwość i celowość, z jaką program gospodarczy realizowany był w terenie. Akta do naszych dni zachowane, nieliczne plany osad i pro­ jekty zabudowań, uzupełnione tym wszystkim, co z owych osiedli przetrwało w postaci budynków czy też sieci ulicznej - składają się na barwny obraz szeroko zakrojonej akcji, mającej wiele cech wspól­ nych z naszymi dzisiejszymi usiłowaniami, a ze wspaniałym efektem realizowanej. Pełni podziwu stajemy w obliczu działalności, którą nazwalibyśmy dziś planowaniem przestrzennym zarówno w skali krajowej, jak regionalnej i lokalnej. Trzeba było najpierw uporać się z problemami lokalizacji przemysłu. Umiejscowienie zakładów, związanych z wydobyciem i przeróbką kopalin, wyznaczone było położeniem złóż nadających się do eksploatacji. Niebawem zawrzały prace w róż­ nych miejscowościach rozległego pasa terenów Zagłębia Zachodniego i Wschodniego, ciągnącego się od granicy Śląska po Kielce i Szydłowiec. Po­ wstały tam kopalnie węgla, rudy żelaznej, miedzla79

nej, ołowianej i cynkowej, a w ich pobliżu urucho­ miono huty, walcownie, warsztaty mechaniczne i inne zakłady przetwórcze. W związku z tym regu­ lowano rzeki, budowano kanały, drogi i mieszkania dla robotników. Szukając terenów pod ośrodki włókiennictwa, kierowano się zupełnie innymi przesłankami. Chcąc oprzeć całą akcję na zagranicznych rzemieślnikach i przedsiębiorcach, rząd zwrócił uwagę na te obsza­ ry kraju, które leżały najbliżej ojczyzny przyszłych osadników. Mogli oni rekrutować się głównie ze Śląska, Wielkopolski, Pomorza, Saksonii i Branden­ burgii. Cudzoziemscy przybysze posuwają się nie­ chętnie w głąb kraju o niezrozumiałej mowie, odmiennej wierze, obcych obyczajach. Fala imi­ grantów wsiąka w teren możliwie szybko po prze­ kroczeniu granicy. Zresztą, im dłuższa droga do nowego miejsca zamieszkania, tym trudniejsza i kosztowniejsza jest cała akcja przemieszczenia. Dlatego rząd upatrzył pod osadnictwo włókiennicze przede wszystkim dwa województwa zachodnie kaliskie i mazowieckie. Poza źródłami kredytowymi, przeznaczonymi na popieranie przemysłu, został ustanowiony tzw. żelazny fundusz budowlany, przy­ znany tym województwom „dla przyjścia z pomocą fabrykantom przędzy i tkanin, przenoszącym się do Królestwa wraz z maszynami i warsztatami”. W Warszawie, Łęczycy i Kaliszu postanowiono założyć rządowe składy wełny. Niebawem woje­ wództwa mazowieckie i kaliskie swą produkcją przemysłową pozostawiły daleko w tyle resztę kraju. Dla lokalizacji przemysłu włókienniczego miało więc podstawowe znaczenie ciążenie ku obszarom dostarczającym siły roboczej. Pod budowę przemy­ słu zostały przeznaczone tereny, leżące na pograni­ czu dwóch wielkich połaci Europy o różnych poten­ cjałach gospodarczych: na zachodzie - obszaru dysponującego w owym czasie nadwyżkami praco­ wników przemysłowych, a na wschodzie - masywu terenów przeważnie rolniczych, sięgających aż po krańce kontynentu azjatyckiego. Wybór był słuszny, zastosowane środki skutecz­ ne. Akcja rządu dała niebawem znakomite owoce. Osadnicy, którzy uprzednio niewielkimi grupami przekraczali granicę, pojawiali się teraz tłumnie. 80

Rembieliński, prezes Komisji Mazowieckiej, pisał później o „owych zdarzeniach nadzwyczajnych, kiedy sukiennicy zagraniczni na wyścigi niemal jedni przed drugimi z rodzimej swej ziemi do Króle­ stwa Polskiego gromadnie niejako przenosili się”. Ożywienie gospodarcze nie ogarnęło równomier­ nie całego kraju. Uwagi Lubeckiego na ten temat są z punktu widzenia planowania przestrzennego szczególnie ciekawe. Część województw, pisał w swym obszernym memoriale z 1823 roku, zysku­ je z każdym dniem nowe fabryki, pokrywa się szo­ sami, ciągnie korzyści ze stacjonującego na ich terenie wojska; inne, które nie straciły swego wy­ łącznie rolniczego charakteru, znajdują się w stanie groźnego bezwładu, jak organ ciała, do którego krew nie dopływa. Szczególnie upośledzone jest pod tym względem województwo augustowskie. Minister skarbu rozwija więc program ożywienia gospodarczego tych ziem przez inwestycje pań­ stwowe, mające na celu przede wszystkim zaszcze­ pienie przemysłu przetwarzającego miejscowe surowce. Lubecki, oceniając niezwykle trafnie sytuację, zdawał sobie jasno sprawę z niebezpieczeństwa, jakie groziło życiu gospodarczemu ze strony Prus, które odcięły Polskę od morza i kontrolowały sto­ sunki ekonomiczne kraju z Zachodem. „O Gdańsku, szczęśliwe miasto, jakże tanio cię Prusy kupiły!” pisał z goryczą. Ale pełen inwencji i żelaznego uporu minister nie dał za wygraną: postanowił połą­ czyć Królestwo z Bałtykiem drogą wodną, omijającą Prusy. Wystarczy „dziesięciu tysięcy rąk i kilku milio­ nów”, rozumował, ażeby wyzwolić Królestwo z „pru­ skiego jarzma”. W ten sposób powstał śmiały plan, którego urzeczywistnienie miało w przekonaniu ministra otworzyć nowe perspektywy przed gospo­ darką narodową i umożliwić „wejście w życie tych wszystkich projektów, które dziś jeszcze są tylko świetnymi złudzeniami”. Pomysł był frapujący, lecz realizacja trudna. Połączenie Wisły przez Narew z Niemnem wydawa­ ło się zadaniem łatwym - ale ujścia Niemna strzegli Prusacy. Rozważano więc projekty dalszego połą­ czenia Niemna drogą wodną z Rygą albo Libawą. Wreszcie zapadła decyzja wybudowania wielkiego

portu dla Królestwa i Litwy w Windawie (il. 426). W 1824 roku oddziały wojska polskiego przystąpiły do budowy Kanału Augustowskiego, łączącego Wisłę z Niemnem; po przeciwnej stronie granicy inżynierowie rosyjscy rozpoczęli roboty przy kanale łączącym Niemen z Windawą i morzem. Powstanie przerwało realizację projektu. Prądzyński, który opracował plany Kanału Augustowskiego, pisał następnie w swych pamiętnikach: „Jedna część tylko kanału, ta co Narew z Niemnem połączą, została ukończona i kosztowała do 20 milionów. Roboty zaś około drugiej części, idącej od Niemna do morza, przerwane przez rewolucję, zostały na­ stępnie całkiem zarzucone. Dzieło więc w połowie tylko ukończone do niczego nie służy”. W zmienio­ nych warunkach politycznych straciło ono swój sens, cel jego poszedł w zapomnienie. Wody Kana­ łu Augustowskiego, Czarnej Hańczy i Biebrzy oży­ wiają dziś niemal wyłącznie tratwy flisaków i łodzie turystów. Któż z nich, mijając liczne śluzy kanału, zdaje sobie sprawę z tego, że z wielkim wysiłkiem wybudowana droga, która dziś im tylko służy, miała być groźnym orężem w walce z „pruskim jarzmem”? Koncepcja drogi wodnej, łączącej Wisłę z projek­ towanym nowym portem nad Bałtykiem, zadziwia nas swą śmiałością techniczną. Pomysł wybudowa­ nia portu, który by zastąpił Gdańsk i Elbląg, uderza analogią do koncepcji Gdyni, o sto lat późniejszej. A ponadto cały projekt stanowi świetny przykład planowania przestrzennego, przekraczającego gra­ nice państwowe. Lubecki wysuwał i inne projekty dróg wodnych. Wspomnę jeszcze o jednym, który był bliski realiza­ cji. Położenie Warszawy powyżej miejsca, w którym Bug z Narwią wpadają do Wisły, uniemożliwiało wykorzystanie tych rzek do spławu drzewa z lesis­ tych województw wschodnich do stolicy. Podobnie, trzeba było produkty rolne województwa augustow­ skiego i Podlasia, przeznaczone dla Warszawy, przewozić od Modlina w górę rzeki. Aby usunąć te trudności, wystąpił Lubecki z projektem wybudowa­ nia kanału wodnego łączącego Pragę z Narwią. Przy tej sposobności, tłumaczył minister, można by wyzyskać spadek wody liczący około dziesięciu stóp i uruchomić na prawym brzegu Wisły wielki

zespół młynów, obsługujących całą ludność stolicy, a także szereg innych „nie mniej pożytecznych fabryk”. Lubecki przedstawiając z zapałem dobro­ dziejstwa, jakie przyniosłaby realizacja tego projek­ tu, nie spodziewał się, że jego idea zostanie zreali­ zowana w naszych czasach przez budowę Kanału Żerań-Zegrze i usytuowanie w jego sąsiedztwie wielkiej dzielnicy przemysłowej. Kiedy rząd swą polityką gospodarczą zapewniał przemysłowi warunki pomyślnego rozwoju, akcją w terenie zajmowali się prezesi komisji wojewódz­ kich. W tej dziedzinie światłym umysłem i niespoży­ tą energią wyróżnił się prezes mazowiecki, Rajmund Rembieliński. Już w roku 1820 przedstawił na­ miestnikowi projekt urządzenia osad sukienniczych w swym województwie. I tu decydujące znaczenie miało ciążenie ku terenom dostarczającym pracowników przemysło­ wych. Większość osad sukienniczych województwa, zarówno rządowych jak i prywatnych, powstała w ciągnącym się od Izbicy po Tomaszów długim pasie, którego szerokość nie przekraczała trzydzie­ stu kilometrów. Na tym wąskim skrawku usadowił się nieomal cały przemysł włókienniczy wojewódz­ twa. Pograniczne województwo kaliskie leżało na szlaku emigracji niemieckiej i wchłonęło wielu spo­ śród przybyszów. Mazowieckie miało inne walory. Leżało na drodze kupców rosyjskich, którzy zaspo­ koiwszy tu swe zapotrzebowania nie posuwali się dalej na zachód (il. 427). Dla wyboru miejscowości miały istotne znacze­ nie cieki wodne, które można było wykorzystać na potrzeby produkcji. Proponując Zgierz, Łódź, Dąbie, Przedecz i Gostynin pod przyszłe ośrodki sukiennictwa, Rembieliński pisał, że we wszystkich tych miastach „znajdują się bieżące wody, koniecznie do foluszów i garbarń potrzebne”. Następnym czynnikiem istotnym dla wyboru miejscowości był dostatek lasów w okolicy. Drzewo potrzebne było do budowy domów, fabryk, warszta­ tów i sprzętów, a także do celów opałowych. Gęste, ciemne bory, szumiące od wieków wokół skrom­ nych miasteczek rolniczych, przyczyniły się do usy­ tuowania w nich przemysłu po to, aby w końcu paść jego ofiarą. 81

Ażeby plan kolonizacji przemysłowej wojewódz­ twa był istotnie zrealizowany, zajął się najpierw pre­ zes inwestycjami podstawowymi w skali regionalnej. Szczególną uwagę zwrócił on na uporządkowanie zaniedbanego traktu biegnącego z północy na połu­ dnie, z Włocławka przez Łęczycę, Zgierz, Łódź do Piotrkowa. „Przeprowadzenie publicznego traktu przez tę posępną część obwodu łęczyckiego - pisał Rembieliński w lipcu 1820 roku - było potrzebne nie tylko dla utworzenia komunikacji między Piotrko­ wem a Włocławkiem, która przed tym przedsięwzię­ ciem była bardzo utrudniona, lecz też i dla ożywie­ nia tamtejszej okolicy, w której dla taniości drzewa budowlanego i dla łatwości zakładania foluszów wielu fabrykantów sukiennych osiadło”. Trakt ten stał się ważną arterią komunikacyjną okręgu prze­ mysłowego. Jeszcze większego znaczenia nabrał wybudowany później „trakt fabryczny”, prowadzący z Kalisza przez Łódź, Zgierz, Łowicz do Warszawy. Łączył główne ośrodki włókiennicze kraju. Pierwsze polskie miasteczka sukiennicze wykazy­ wały formy charakterystyczne dla ówczesnego okre­ su osadnictwa przemysłowego. Były to niewielkie osady typu na wpół wiejskiego. Rembieliński zwiedził w roku 1820 takie osady, założone na terenie jego województwa przez właścicieli ziemskich: Ozorków i Aleksandrów. Szczególnie ostatnia spotkała się z gorącym uznaniem prezesa. „Obszerny rynek i kilka ulic szerokich i prostych - pisał w swym raporcie objazdowym - nadaje jej kształt jednego z lepszych w Polsce miasteczek”. Nic w tym dziwnego, że Rem­ bieliński był pod wrażeniem nowej osady. Stanowiła ona zjawisko frapujące i niezwykłe. Spróbujmy od­ tworzyć sobie na podstawie raportów prezesa ówcze­ sny krajobraz tych stron. A więc była to „posępna część obwodu łęczyc­ kiego”, „okolica górzysta i po większej części piasz­ czysta, na pierwszy rzut oka dzikiej jeszcze natury czyniąca wrażenie”. Ażeby ją ożywić, trzeba było, jak już wiemy, trakt publiczny wybudować. Przy jego trasowaniu „w gęstych borach obalano i rudowano wyniosłe drzewa, zarównano parowy” i budo­ wano mosty. I oto w tych zapadłych stronach powstają bez pomocy rządu wzorowe miasteczka, w ciągu kilku lat zabudowują się i zaludniają, roz­ 82

brzmiewają stukotem warsztatów, odwiedzane są przez kupców z dalekich stron, dostarczają sukna armii polskiej oraz wysyłają je do Rosji i Chin. W osadzie, dopiero przed trzema laty przez Rafała Bratoszewskiego założonej, widzi Rembieliński „kościół katolicki - piękną architekturą i gustow­ nie wystawiony, ewangelicki ma być w roku przy­ szłym murowany. Dziedzic nie przepomniał nawet w rogu miasta założyć spacerowy ogród, przy nim wymurował kawiarnię, pomieszkanie dla ogrodni­ ka i oranżerię, a to wszystko nie dla siebie, lecz dla miasta...”. Prezes mazowiecki był pełen zapału i energii. Nowe osady poruszyły jego wyobraźnię i nie dały mu spokoju. Słusznie rozumował, że podobna akcja osadnicza, prowadzona przy poparciu rządowym, powinna dać jeszcze lepsze rezultaty. Dlatego 1 września 1820 r. wystąpił do namiestnika z me­ moriałem „w przedmiocie zaprowadzenia fabryk sukiennych”. Rembieliński proponował przeznacze­ nie na cele osadnictwa przemysłowego pięciu mias­ teczek, które wymieniłem. Prezes mazowiecki domagał się upoważnienia „do przedsięwzięcia regulacji miast rzeczonych i ułożenia planów osadniczych - niemniej do nadania takowych placów konkurentom. Podobnie do urządzenia folu­ szów, usprawnienia cegielników i asygnowania po­ trzebnego drzewa z lasów gminnych i rządowych”, do przeznaczenia na ten cel gruntów rządowych, do nabycia niezbędnych terenów prywatnych - i do podjęcia innych koniecznych kroków. Zachęcony powodzeniem przy tworzeniu osad sukienniczych pisał Rembieliński w swym raporcie trzy lata później, że ma nadzieję „względem fabryk płóciennych cośkolwiek rozpocząć”. Istotnie - ener­ giczny prezes mazowiecki zajął się niebawem po­ pieraniem produkcji tkanin lnianych i bawełnianych. Nowy plan Rembielińskiego miał, jak się później okazało, przełomowe znaczenie dla przyszłości Ło­ dzi. Zajęła ona wyjątkowe miejsce w dziejach urba­ nistyki. Piszę o tym poniżej. Zupełnie inaczej przedstawiała się sytuacja w tzw. Zagłębiu Staropolskim, którego rozwojem zajął się rząd Królestwa Polskiego doby konstytucyj­ nej, a po upadku powstania listopadowego Bank

Polski założony przez ministra Ksawerego Lubeckiego jeszcze w 1828 r. Najstarszy ośrodek polskie­ go hutnictwa leżał na Kielecczyźnie, gdzie korzystał z dających się łatwo eksploatować złóż rudy darnio­ wej, z bogatych zasobów drewna, a z czasem z bystrych rzeczek, dostarczających energii motorycznej. Jedną z nich była Kamienna, która z inicja­ tywy Staszica i Lubecklego miała być uregulowana i uspławniona, aby ułatwić wywóz żelaza Wisłą, do której wpada. Zaprojektowano szereg zapór wod­ nych i zalewów, kanały ze śluzami itp. Po upadku powstania realizacja na wielką skalę zakrojonego projektu była tylko w skromnym zakresie kontynuo­ wana. Jednakże nad rzeczką powstał cały łańcuch zakładów hutniczych i metalurgicznych; w celu wykorzystania spadku wody dla celów motorycznych nie można było skupić ich w jednym ośrodku. W przeciwieństwie do Łodzi, która szybko rozrasta­ ła się w jedno duże miasto, powstało tu - jak byśmy dziś powiedzieli - „miasto przemysłowe linearne” - wydłużony luźny zespół osadniczy o układzie pasmowym. Poszczególne osady liczyły niewielu mieszkańców; zwłaszcza zakłady hutnicze zadowalały się skromną obsadą pracowniczą. Eks­ port ciężkich produktów przemysłu metalurgicznego był utrudniony, do czego przyczyniło się niezrealizo­ wanie drogi wodnej do Wisły. Zagłębie Staropolskie nie miało ani wysokoprocentowych rud, ani węgla, toteż długo nie wykazywało dynamiki innych ośrod­

ków przemysłowych. Do Łodzi napływali, zwłaszcza w początkowym okresie, liczni rzemieślnicy i przed­ siębiorcy z Zachodu; tu dopływ siły roboczej był ograniczony. Dopiero zastąpienie koła wodnego maszyną parową oraz doprowadzenie linii kolejowej do doliny Kamiennej, a także zniesienie pańszczyz­ ny, zasadniczo zmieniło strukturę osadnictwa w tym okręgu. Koncentracja kapitału szła odtąd w parze z przestrzenną koncentracją produkcji. Ich wynikiem było wybicie się Starachowic i Ostrowca z plejady miejscowości, którym Zagłębie Staropolskie zaw­ dzięczało ongiś swą pozycję i sławę. Jeszcze inaczej rozwijało się osadnictwo w tzw. Okręgu Zachodnim, którego ośrodkiem stała się Dąbrowa Górnicza, oraz na położonym poza grani­ cami Królestwa - Śląsku. Kiedy nauczono się sto­ sować w różnych procesach produkcyjnych zamiast drzewa węgiel, w jaki tereny te obfitowały, dość rzadko zaludnione ziemie poczęły przyciągać gwał­ townie przemysł metalurgiczny. Niebawem w pobli­ żu kopalni wyrastały liczne huty i różne inne zakła­ dy. Powstała z czasem ogromna, wieloośrodkowa aglomeracja przemysłowa, która rozlała się szeroko na terenach, kryjących nie doceniane uprzednio złoża węgla. W ten sposób rząd w niezwykle krótkim cżasie położył podwaliny pod budowę polskiego przemy­ słu, nad którego stanem użalali się gorzko Surowiecki i Staszic175. , * ,.

8. REALIZACJA „PLANU DELTY” CZYLI TRYUMF EKOLOGII

Mówiłem już o podziwie, na jaki zasłużyli Holen­ drzy wydzierając morzu rozległe obszary, otaczając je potężnymi tamami zabezpieczającymi przed zala­ niem, przekształcając piaski w znakomite ziemie orne oraz budując wsie, miasteczka i miasta. Nie­ mal połowa ludności Holandii żyje na terenach depresyjnych, w tym mieszkańcy Amsterdamu, Rotterdamu i Hagi (il. 433). I oto 31 stycznia 1953 r. gwałtowny huragan, szalejący podczas przypływu morza, przerwał część

zapór, spowodował zalanie 200 tys. ha ziemi uprawnej i pozbawił życia ponad 1800 o,sób. Holendrzy natychmiast przystąpili do prac nad zabezpieczeniem kraju przed podobnymi katakliz­ mami. Sporządzili płan zagospodarowania prze­ strzennego delty rzek wpadających do. Morza Północnego między Rotterdamem i belgijską Ant­ werpią: Renu, Mozy, Wschodniej i Zachodniej Skaldy. Najpilniejszym zadaniem było podniesienie i wzmocnienie zapór - ale plan wyznaczał jeszcze

inne cele. Rozbudowywał sieć szybkich dróg, łączą­ cych Deltę z innymi regionami Holandii oraz pań­ stwami sąsiednimi. Przewidywał tereny pod nowe zakłady przemysłowe oraz baseny portowe. Chronił ziemie uprawne przed przenikaniem słonej wody morskiej. Nad Morzem Północnym wskazywał miej­ sca, w których powstaną nowe ośrodki kąpielisko­ we. Uwzględniał potrzeby turystyki (il. 434). Pian został zatwierdzony przez parlament holen­ derski w 1958 r. Realizacja całego systemu zapór i śluz miała trwać 20 lat. Prace posuwały się szybko naprzód - aż kilka lat przed ich przewidywanym ukończeniem powstała przeszkoda zupełnie nieo­ czekiwana. Pozostało jeszcze do przegrodzenia kilka kilo­ metrów Wschodniej Skaldy - i wtedy rozpoczęli kampanię przeciw jej odcięciu od morza ekologo­ wie, poparci przez miejscowych hodowców małży i ostryg oraz rybaków. Zamknięcie wlotu do zatoki odcięłoby dopływ słonej wody, w której żyje fauna morska. Na Skaldzie zatrzymywało się dotychczas podczas odpływów ptactwo wędrowne, między innymi wysokonogie, zgrabne szczudłaki, charakte­ rystyczny element krajobrazu nadmorskiego. Sło­ wem - dotychczasowe środowisko naturalne zosta­ łoby mocno naruszone. Plan wrócił do parlamentu - i został w 1976 r. zmieniony. Postanowiono za­ stąpić zaporę stałą ruchomymi tamami, zazwyczaj opuszczonymi tak, by woda morska wpływała swo­ bodnie do Wschodniej Skaldy, ale dającymi się

automatycznie podnosić w przewidywaniu gwałtow­ nej burzy lub zbyt silnego przypływu morza. Wyma­ gało to skomplikowanej ciężkiej konstrukcji: posado­ wiono na pokrytym żelazobetonowym materacem dnie morskim 65 słupów betonowych wysokości 30-40 m, pomiędzy którymi zamocowano ruchome wrota. Przewiduje się, że będą one unoszone w celu całkowitego zamknięcia dopływu wody mor­ skiej nie częściej niż dwa razy do roku. Te dodatko­ we roboty opóźniły o 8 lat realizację planu; ukończono ją dopiero jesienią 1986 r. Dodatkowe koszty, przewidywane w wysokości około 3 miliar­ dów dolarów, zostały przekroczone. Jest oczywiste, że kwota ta przewyższała wielo­ krotnie odszkodowania, jakich mogliby domagać się hodowcy ostryg i małży oraz rybacy. A jednak argumenty ekologów zwyciężyły. Może ludzie nie chcieli zubożyć przyrody, ponieważ rozumieli, że deformując swe środowisko życia zubożyliby sa­ mych siebie? A może pamiętali, że - w myśl Księgi Rodzaju - Bóg najpierw oddzielił wody od ziemi, a następnie zaroił je rozlicznymi istotami żywymi i nie chcieli ich tępić? Tak czy inaczej - inicjatorzy, poplecznicy, pro­ jektanci i realizatorzy „Planu Delty” w jego ostatecz­ nej formie zasłużyli na wielkie brawa. Trzeba sobie życzyć, żeby akcja ta okazała się zapowiedzią zmian w stosunku do środowiska, jakie powszech­ nie nastąpią już w niedalekiej przyszłości.

BUDOWA MIAST

9. TIMGAD I DŻEMILA ORAZ PROBLEMY ICH ROZBUDOWY

Różni badacze uważali regularną siatkę ulic Timgadu za szczególnie charakterystyczną dla rzymskiej urbanistyki. Geograf Griffith Taylor napi­ sał nawet, mając na myśli regularną sieć ulic cen­ tralnej części planu, że „Timgad (położony na pół­ 84

nocnym krańcu Sahary) daje być może znacznie lepsze pojęcie o rzymskim mieście niż Rzym”18). Są to wrażenia bardzo powierzchowne i mylące. Timgad wzniesiono na polecenie Trajana, który w 100 r. n.e. zarządził zbudowanie ze środków

III legionu, w sąsiedztwie jego obozu w Lambesis, miasta dla weteranów. Położenie w rozległej dolinie u stóp pasma gór nie opodal granicy państwa miało ją umocnić. Miasto rozplanowano na terenie kształtem zbliżonym do kwadratu, o powierzchni około 11 ha; jego obszar podzielono z kolei na kwadratowe bloki o bokach liczących około 20 m. Sieć ulic, oparta o charakterystyczny krzyż biegną­ cego z północy na południe cardo oraz prostopa­ dłego do niego decumanus, przypomina teoretycz­ ny projekt obozu... zalecany przez Polibiusza oraz plan zrealizowany w Lambesis; tam cardo pro­ wadzi do pretorium, ośrodka dowództwa wojsko­ wego; w Timgadzie kończy się na otoczonym porty­ kami forum, przy którym skupiały się główne budo­ wle publiczne, zwłaszcza bazylika po stronie wschodniej oraz kuria i mała świątynia po zachod­ niej. Placyk między portykami miał około 40 na 50 m (il. 79, 80). Wielu historyków oceniało Timgad niezbyt ko­ rzystnie. E. Gutkind uważał, że niezwykła sztyw­ ność szachownicowego planu jest konsekwencją paramilitarnego charakteru miasta i świadczy o braku wyobraźni; że monotonii tego standardowe­ go okazu urbanistyki rzymskiej nic nie łagodzi. Plan Timgadu z czasów Trajana nie jest jednak aż tak schematyczny, jak się wydaje, kiedy się spogląda na dwuwymiarową siatkę ulic bez wnika­ nia w jej związek z terenem. Jego nierówności zostały wykorzystane przez autora planu; był nim zapewne mierniczy z pobliskiego obozu w Lambe­ sis. Ukształtował on bardzo zręcznie, zgodnie z upodobaniami swoich czasów, drogę prowadzącą od wejścia do miasta do zamykającego ją osiowo forum. Cardo maximus bierze początek na północy pod monumentalną bramą i podnosi się wraz z tere­ nem. Korzystając ze wzniesienia, występującego na południe od decumanus, założono posadzkę forum o dwa metry powyżej poziomu ulicy; na plac wkra­ cza się po dwunastu stopniach. Usytuowanie forum niejako na podium, podobnie jak to Rzymianie czynili ze świątyniami, podkreśliło znaczenie tego głównego ośrodka życia publicznego miasta. Tuż za forum zbudowano teatr opierając widownię o istniejące tu wzgórze. Ponad teatrem stanęły

portyk i niewielka świątynia. W ten sposób w ośrod­ ku miejskim pomieszczono najważniejsze budowle publiczne miasta wraz z teatrem, który sytuowano zazwyczaj niezależnie od forum. Timgad był pomyślany jako kolonia dla zaledwie 200 do 300 weteranów. W zestawieniu z Lambesis uderza skromność środków architektonicznych, unikanie nadmiernej monumentalności, a nawet wbrew pozorom - poszukiwanie pewnej dozy swo­ body w kompozycji przestrzennej. Portyki, które obramowują cardo - odcinek drogi prowadzący ku forum, chronią przed żarem słońca, ale nie składają się na nieprzerwaną monumentalną ulicę kolumna­ dową, taką jak w Lambesis; umieszczone są tylko przed krótkimi czołami bloków budowlanych. W wi­ doku ulicy dochodzi do głosu podwójny rytm rozsta­ wów między kolumnami i między poprzecznymi ulicami. Budowa ciągłej kolumnady byłaby zresztą trudna z uwagi na podnoszenie się terenu. Na fo­ rum w Timgadzie wkracza się przez bramę między budynkami; w Lambesis przed pretorium ustawiono poczwórny łuk tryumfalny (tetrapilon). Forum ota­ czają różne budynki publiczne, stojące dość swo­ bodnie, bez przestrzegania symetrii; na zamknięciu osi cardo znajduje się zwykły portyk. Pretorium w Lambesis skomponowane jest symetrycznie i ma charakter bardzo uroczysty. Natomiast w oczach współczesnego urbanisty plan Timgadu ma znacznie poważniejsze braki, charakterystyczne dla wielu antycznych miast rzym­ skich. Został zaprojektowany statycznie, jakby to był obóz wojskowy o ściśle określonym programie, nie przeznaczony do dalszego rozwoju, czy też duży zespół architektoniczny, którego rozbudowa nie jest przewidziana. Miasto zazwyczaj rozwija i przekształca się dynamicznie, wytyczając je trzeba uwzględniać pojawienie się nowych potrzeb i możli­ wości oraz ułatwić harmonijne ich zaspokajanie. Zadanie budowniczych miast nie sprowadza się do aktu jednorazowego, polegającego na ich zaprojek­ towaniu i wytyczeniu w terenie; polega też na póź­ niejszym sterowaniu ich racjonalnym rozwojem. Tego w Timgadzie zabrakło. Kiedy miasto wypełniło wyznaczone mu ramy, poczęło rozlewać się poza ich obrębem. Już w II w. n.e. budynki Timgadu 85

wykroczyły poza mury miejskie i zajmowały dość bezładnie nowe tereny, głównie wzdłuż dróg wyloto­ wych. Bramę zachodnią zastąpiono monumental­ nym łukiem tryumfalnym; przed nim powstał nowy ośrodek handlowy, między innymi Rynek Sertiusa. Nieco dalej na południe wzniesiono wielką świątynię bogów kapitolińskich. Przypuszczalnie kapłani pra­ gnęli skierować oś założenia ku miejscu na hory­ zoncie, w którym pojawiło się w czasie budowy wschodzące słońce, i nie uwzględnili kierunku ulic miasta, chociaż tylko niewiele odbiegał od przyjętej przez nich osi. Wyrażono przekonanie, że założy­ ciele Timgadu nie przewidzieli w obrębie murów miejskich miejsca pod świątynię kapitolińską ani pod termy. Trudno osądzić czy tak było istotnie. Timgad miał być skromną kolonią. Świątynię na miarę nie­ wielkiego miasta można było umieścić przy forum, albo na przykład powyżej teatru; Witruwiusz zalecał sytuowanie świątyni, poświęconej Trójcy Kapitolińskiej, właśnie na wzgórzu. Jednak gdy przystą­ piono do budowy Kapitolu pod koniec II w., miasto tworzyło dynamicznie rozwijający się ośrodek eko­ nomiczny regionu o zupełnie innych aspiracjach. Pod Kapitol zajęto teren rozleglejszy od przezna­ czonego uprzednio pod forum wraz ze wszystkimi otaczającymi je budynkami. Podobnie przedstawiała się sprawa term. Archeologowie stwierdzili istnienie w Timgadzie aż czternastu takich obiektów, nie licząc term w domach prywatnych. Termy małe można było pomieścić w obrębie jednego lub dwóch standardowych bloków; wielkie wymagały zupełnie innej sytuacji. W latach swego największego rozwoju Timgad liczył zapewne 10-15 tysięcy mieszkańców i zajmo­ wał teren o powierzchni ok. 50 ha, czterokrotnie większy od pierwotnego. Gdyby nawet spontaniczność rozwoju nowych dzielnic nas nie raziła, gdybyśmy nawet dopatrywali się w niej korzystnego odstępstwa od pierwotnej schematyczności planu - sposób rozbudowy miasta kontrastował uderzająco zarówno z regularnością jego centralnej części, którą Taylor uważał za naj­ pełniejsze wcielenie urbanistyki rzymskiej okresu Imperium, jak i z symetrią i porządkiem wielkich zespołów architektonicznych, będących wyrazem 86

ówczesnych upodobań kompozycyjnych. Świado­ mość zadań urbanistyki była, przynajmniej w zesta­ wieniu z tym, co dziś uważamy za niezbędne, ogra­ niczona. Budowniczowie miasta nie liczyli się z przyszłą rozbudową i nie sporządzili nowego pla­ nu po przekroczeniu przez Timgad założonej pier­ wotnie liczby mieszkańców. Przeciwstawiając się uogólnieniu poglądów na sposób planowania rzymskich miast prowincjonal­ nych, które było rzekomo „celowe, ale nieciekawe”, J.B. Ward-Perkins zalecał „przeniesienie się o za­ ledwie 70 mil z banalnego, statecznego Timgadu i spojrzenie na zapierające dech improwizacje poło­ żonego nad urwiskiem Cuicul (Dżemili), miasta siostrzanego, założonego tylko o trzy lata wcześ­ niej”. Przeciwstawienie to jest bardzo trafne, ale warto zastanowić się nad przyczynami różnic struk­ tury obydwóch miast. Dżemila (il. 81, 82) została założona, podobnie jak Timgad, jako kolonia weteranów w roku 96 lub 97 na polecenie Nerwy. Miasto na obszarze o powierz­ chni około 6 ha, różniło się od swej młodszej „siostry” bardzo istotnie położeniem. Timgad powstał na tere­ nie niemal płaskim; Dżemila na wydłużonym, posze­ rzającym się ku południowi grzbiecie wzgórza, opada­ jącego stromo ku opływającym je dwóm potokom. Od południa obszar miasta ograniczało zagłębienie terenu, z czasem zasypane. Takie usytuowanie zwię­ kszyło obronność kolonii, ale uniemożliwiało zastoso­ wanie w pełni regularnej sieci ulic - oraz znakomicie wzbogaciło efekt plastyczny całości. Miasto sprawia wrażenie ogromnego akropolu. Najdogodniejszy, bo najmniej stromy dojazd prowadził bramą południową, od której aż do bramy północnej biegła załamana pośrodku ulica - cardo maximus - obudowana obu­ stronnie arkadami. Brama południowa leżała około 30 m wyżej, niż północna. Na wschód od głównej ulicy, na skrzyżowaniu dwóch osi ulicznych, usytuo­ wano forum o wymiarach 44 na 48 m, otoczone licznymi budynkami publicznymi; bazyliką od zacho­ du, targowiskiem i świątynią bogów kapitolińskich od północy, kurią od północnego wschodu. Od wschodu i południa biegły kryte portyki. Teatr, którego widow­ nię oparto o grzbiet wzgórza, znalazł się poza obrę­ bem właściwego miasta.

W planie Dżemili, z jej prostokątnym forum, położonym centralnie na przecięciu dwóch osi ulicz­ nych, można odnaleźć zasady urbanistyki rzym­ skiej, które zastosowano nieco później w sposób znacznie bardziej konsekwentny, ale i schematycz­ ny w Timgadzie. Sądzę, że odstąpienie przez budo­ wniczych Dżemili od schematycznej regularności planu wynikało z urzeźbienia terenu. Przełamanie cardo maximus było związane z poszerzeniem wzgórza; miejsce zmiany kierunku drogi podkreślo­ no architektonicznie łukiem tryumfalnym. W planie najstarszej części Dżemili można też odczytać zmiany nie zawsze korzystne, spowodowane dość bezładną przebudową starej kolonii związaną z przyrostem ludności i pojawieniem się nowych po­ trzeb. Załamanie w kilku miejscach oraz przerwanie uliczek biegnących na północ, wschód i południe od forum, mogło być spowodowane wkroczeniem bu­ dynków na teren ulic i utrudniać poruszanie się po mieście. Stopnie świątyni przy forum znalazły się na placu, czy raczej portyku, który zapewne okalał forum od północy. Podobnie zajęto część portyku wschodniego pod kurię. Forum budowano i prze­ kształcano do końca II lub początków III w. Miasto tłoczyło się na wąskim grzbiecie płaskowzgórza i niebawem po wytyczeniu planu trudno było o miejsce w obrębie obwarowań. Tak czy inaczej, rozsadzanie przez budowle publiczne wyznaczo­ nych ram świadczy o tym, że budowniczowie mias­ ta, którzy sprawnie dostosowali plan pierwotny do ówczesnych potrzeb i upodobań, nie radzili sobie równie dobrze ze sterowaniem późniejszym rozwojem. A jednak - w Dżemili rozbudowa miasta miała charakter bardziej uporządkowany niż w Timgadzie. Było to przede wszystkim konsekwencją dostoso­ wania się do ograniczeń narzuconych przez ukształtowanie terenu. Timgad mógł rozwijać się swobodnie dokoła pierwotnego założenia i rzeczy­ wiście - rozpełzł się dość bezładnie. W Dżemili roz­ budowa miasta była najdogodniejsza w kierunku południowym. Już w 183 r. usytuowano tu wielkie termy. Z czasem wyrosła cała nowa dzielnica, z rozległym placem przylegającym do Starego Mia­ sta. Włączenie się Septymiusza Sewera i cesarzy

z jego rodziny do rozbudowy Dżemili (193-235) znacznie przyczyniło się do jej uświetnienia. Przy placu, dużo większym od forum, wniesiono kilka budowli publicznych, wśród których wyróżniała się monumentalnym charakterem świątynia rodu Sewe­ rów (229), nasunięta na lokalne wzniesienie i po­ przedzona długim ciągiem stopni. Jej bryła, wynie­ siona ponad pozostałe budowle, wyraźnie nad nimi dominowała. Odczuwało się to szczególnie, wkra­ czając na plac od zachodu przez łuk tryumfalny Karakalli, jednego z Sewerów. Cały plac o zarysie nieregularnego prostokąta, zbudowany na nierów­ nym terenie, z portykami okalającymi jedynie pół­ nocno-wschodnią część przylegającą do głównej świątyni, plac umożliwiający dalekie spojrzenia na otaczający miasto krajobraz - musiał wywoływać bardzo silne i plastycznie urozmaicone wrażenie. Na południowo-wschodnim krańcu miasta po­ wstało w IV w. przedmieście chrześcijańskie, obe­ jmujące m.in. kilka obiektów związanych z kultem religijnym oraz domy kleru. Zabudowa tłoczy się tu gęsto; nie ma większych placów, jakie powstały w „pogańskiej” Dżemili. Kośćcem sieci ulicznej dzielnicy przylegającej od południa do Placu Sewe­ rów, jest przedłużenie cardo maximus Starego Miasta. Ulice wyginają się tak, by miały możliwie niewielkie pochylenie, budynki wspinają się na wzgórze. Dzięki dostosowaniu do kształtu terenu zabudowa tworzyła harmonijną całość, w której pięknie dominowały bryły dwóch kościołów. Jak wynika z tych uwag, pragnąc wytworzyć sobie pojęcie o działalności budowniczych Timgadu i Dżemili, nie należy poprzestać na analizie plano­ wo założonych historycznych ośrodków, ale trzeba przyjrzeć się też późniejszej rozbudowie. A jeśli tak, trudno zaakceptować tezę, że Timgad daje „lepsze pojęcie o rzymskim mieście niż Rzym”. Rozwijająca się w ciągu wielu wieków samorzutnie stolica wiel­ kiego państwa oraz skromne miasto prowincjonalne są czymś tak różnym, że trudno wyciągnąć wnioski na temat „rzymskiego miasta” z ich zestawienia. A jednak jest ono pouczające. Świadczy o ograni­ czoności - w świetle dzisiejszych wymagań - urba­ nistyki rzymskiej, o której mówiłem: budowniczowie miast potrafili zbudować nowe miasto oraz wznieść 87

monumentalne obiekty i zespoły architektoniczne odpowiadające ówczesnym wymaganiom ładu i po­ rządku, natomiast byli dość nieporadni, gdy zadanie polegało na rozbudowie miasta istniejącego i dosto­ sowaniu istniejącej tkanki miejskiej do nowych wy­ magań. Pod tym względem stolica Imperium była tak samo „rzymska” jak Timgad czy Dżemila. Świadczy też o porządkującej roli, jaką może speł­ nić środowisko przyrodnicze, jeśli, jak w Dżemlli,

budowniczowie miast dostosowują się do niego należycie. O mieście można by powiedzieć, że składa się z trzech części - skromnej kolonii, ambit­ nego ośrodka Sewerów oraz zespołu chrześcijań­ skiego - rozwijających się przejrzyście na paśmie wydłużonego wzgórza. Ale i Timgad zawdzięcza pewne złagodzenie monotonii swego krajobrazu usytuowaniu forum na wzniesieniu terenu i wkuciu weń teatru.

10. „REWOLUCJA MIEJSKA” I „REWOLUCJA URBANISTYCZNA” W ŚREDNIOWIECZU Sądzę, że w podobnym sensie, w jakim użył tego terminu Childe w stosunku do starożytności (s. 50). można mówić o „rewolucji miejskiej” w śred­ niowiecznej Europie. Używam słowa „rewolucja” w sensie przenośnym, dla podkreślenia skoku jako­ ściowego i ilościowego, jaki się dokonał w stosun­ kowo krótkim czasie. Przejawiła się ona m.in. w szybkim wzroście liczby miast i ich ludności oraz w zwiększeniu politycznego, gospodarczego i kultu­ ralnego znaczenia miast i mieszczaństwa. Podob­ nie jak w starożytności, zmiany te stały się możliwe dzięki szybkiemu postępowi w rolnictwie i technice, część historyków mówi dziś o „rewolucji przemysło­ wej średniowiecza”. Stworzyła ona warunki sprzyja­ jące rozwojowi miast i wsi. W czasie od XI do XIII w. dokonano postępu w różnych dziedzinach rzemiosła. Udoskonalono uprząż i zastosowano ciężki pług, co umożliwiło głęboką orkę i ułatwiło karczunek lasów. Przyspie­ szono transport, stosując wozy na czterech kołach, ciągnięte przez konie. Ulepszono płodozmian. Można było teraz wyżywić liczniejszą ludność i dos­ tarczać rzemiosłu niezbędnych surowców. Wykorzy­ stywano w znacznie szerszym zakresie, niż dotych­ czas, młyny do mielenia zboża, do folowania tkanin, do produkcji tarcicy, w papierniach, przy wytwarza­ niu żelaza. „Wiek żelaza zaczął się właściwie dopie­ ro w średniowieczu”, pisał Jean Gimpel19'. Rewolu­ cja przemysłowa wieków średnich, twierdził, 88

wy przedziła rewolucję w technice XVIII-XIX w. i znacznie ułatwiła przeobrażenia, jakie się wtedy dokonały. Spilśnianie tkanin wełnianych w folu­ szach, w których zastosowano koło wodne, było dla Anglii wydarzeniem równie ważnym, jak mechaniza­ cja przędzenia i tkania w XVIII w., twierdził E.M. Carus-Wilson, autor pracy o Rewolucji prze­ mysłowej X III wieku. Także postęp w wielu innych dziedzinach techniki miał duże znaczenie dla roz­ woju miast i sposobu ich zabudowy. Udoskonalenie statków oraz busoli przyczyniło się walnie do oży­ wienia handlu morskiego. Dokonano wielkiego kroku naprzód w opanowaniu zasad geometrii i miernictwa. Pomnożono liczbę kamieniołomów i udoskonalono obróbkę kamienia na potrzeby bu­ downictwa. Pojawiło się wypalanie cegieł, które było szeroko stosowane w Rzymie antycznym. Stopnio­ wo rugowano z budownictwa miejskiego domy drewniane, kryte strzechą albo gontami, będące przyczyną częstych pożarów. Cegły i dachówki poczęto wypalać najpierw we Flandrii, gdzie brako­ wało drewna budowlanego i kamienia. Już w 1212 r. wprowadzono w Londynie obowiązek stosowania dachówek z wypalonej gliny. Pomimo dążenia do zastępowania drewna kamieniem i ce­ głą, postęp w tej dziedzinie nie obejmował całych miast. W Warszawie jeszcze około 1480 r. zabudo­ wa murowana mieszczańska skupiała się niemal wyłącznie przy rynku, gdzie nadal stały nieliczne

domy drewniane. Miasta zaspokajały swe potrzeby energetyczne nie tylko uruchamiając koła wodne, ale też stawiając baterie wiatraków. Byłoby jednak niesłuszne sprowadzanie przy­ czyn „rewolucji miejskiej” w średniowieczu wyłącz­ nie do postępu technicznego. Można nawet uwa­ żać, że przeobrażenia polityczne i społeczne były bodźcem dla rozwoju techniki, z której udoskonaleń ciągnęli korzyści panujący i feudałowie, mieszczanie i chłopi. Przyrost ludności zwiększał zapotrzebowa­ nie na surowce i na wyroby rzemiosła, sprowadza­ ne często z daleka. Wzrost dobrobytu wymagał zwiększenia dostawy energii oraz zastąpienia nią pracy ręcznej. Nawet wydarzenia polityczne poza granicami Europy mogły wpływać ożywiająco na jej gospodarkę i stanowić impuls dla postępu techniki. Podboje islamu w Azji Mniejszej i w Afryce Północ­ nej stworzyły nowe, ogromne rynki zbytu; Bagdad miał uzyskać na początku VIII w. nieprawdopodob­ nie wielką, jak się wydaje, liczbę ludności: 2 miliony mieszkańców. Europa brała żywy udział w zaspoka­ janiu jej potrzeb. Przemiany sytuacji ekonomicznej i postęp techniki szły w parze. Jedne i drugie pod­ budowały „rewolucję miejską”. Na rozległych obszarach dawnego państwa rzymskiego proces upadku i odradzania się miast nie przebiegał identycznie. Część miast starych zanikła, inne skurczyły się i nigdy nie odzyskały dawnej pozycji, ale były też i takie, które dość szyb­ ko wyszły z upadku i znacznie rozwinęły się. Charakterystycznym przykładem tego rodzaju przeobrażeń jest Florencja (il. 85). Założona przez Juliusza Cezara została otoczona murami, które objęły 32 ha powierzchni. Po upadku państwa teren ten okazał się za duży; w jego obrębie wzniesiono obwarowania, których łatwiej mogli bronić nieliczni mieszkańcy. Jednakże Florencja szybko odzyskała siły i odbudowała w XI w. zniszczony ciąg murów antycznych. Już w następnym wieku miasto wznio­ sło obwarowania znacznie rozleglejsze, wykraczają­ ce na przeciwległy brzeg Arno. W XIII w. i ten obszar był za mały. Florencja wykorzystała swe położenie w centrum Italii, przy drodze prowadzącej przez Apeniny z północy ku Morzu Śródziemnemu i dalej, stanęła na czele ligi miast toskańskich, stała

się dużym ośrodkiem bankowości i sukiennictwa. Rozwijały się tu zalążki systemu kapitalistycznego. W latach 1284-1330 miasto, które przeżywało okres monumentalnej przebudowy, prowadzonej w sposób skoordynowany i planowy, otoczyło się potężnymi murami, w których obrębie mieścił się teren o powierzchni 512 ha, obejmujący znaczne obszary nie zabudowane, pomyślane jako rezerwa na przyszłość (il. 91). Florencja stała się w pełnym średniowieczu jednym z najważniejszych włoskich ośrodków bankowości i produkcji przemysłowej, kultury i sztuki. Na terenach Europy, położonych poza granicami rozpadającego się państwa rzymskiego, istniały już w czasach antyku zalążki miast. Również w tej części kontynentu doszło do ich stopniowego roz­ woju, a w pełnym średniowieczu do „rewolucji miej­ skiej” i zmian sposobów ich kształtowania, w ra­ mach naszych zainteresowań szczególnie ważnych, które można by nazwać „rewolucją urbanistyczną”. Używam słowa „rewolucja” w sensie, w jakim mówi­ łem o „rewolucji miejskiej”, aby podkreślić ogromny postęp w budowie miast. Fala przemian „rewolucji urbanistycznej” zaczęła się w Europie Zachodniej w XI w., ale niebawem dotarła do ziem słowiań­ skich. Na przykładzie Polski przyjrzyjmy się aspek­ tom przestrzennym formowania miast średniowiecz­ nych nieco uważniej. Już pod koniec I tysiąclecia postęp produkcji rolnej na ziemiach, jakie później miały wejść w skład państwa polskiego, zapoczątkował podział społeczny oraz eksploatację gospodarczą ludności rolniczej przez starszyznę plemienną, która sadowiła się w umocnionych grodach. W IX w. poczęły tworzyć się większe organizacje polityczne. Jedną z pierwszych było państewko Goplan. Jego stolica leżała zapewne najpierw w Kruszwicy, a w drugiej połowie IX w. w Gnieźnie. Działo się to po przejęciu władzy przez Polan, którzy stopnio­ wo opanowali Wielkopolskę. Państwo Polan przyłą­ czało ziemie sąsiednie i objęło ok. 1000 r. rozległy obszar, sięgający od Bałtyku po Karpaty i od Odry do Bugu. Takie granice miała Polska Mieszka I. Liczba grodów rosła, różnicowały się ich funkcje i wielkość. 89

H i A - d '©

Grody tworzyły ośrodki administracji i miejsca znacznie kodem genetycznym już w stanie embriokoncentracji siły wojskowej. Jako siedziby najlepiej nalnym. Ich rozwój kształtuje się różnorodnie, zależusytuowanej grupy społecznej ściągały część pro- / nie od położenia geograficznego i morfologii terenu oraz od pobudzających albo hamujących stosunków dukcji okolicznej ludności rolniczej oraz skupowały przedmioty zbytku i towary, jakich brakowało w po­ gospodarczo-społecznych i politycznych, a także od działających w danym miejscu ludzi. bliżu, od przywożących je kupców. Przy grodach Władcy terytorialni uświadamiali sobie korzyści wyrastały podgrodzia, zamieszkałe przez osoby, gospodarcze a często i polityczne, jakie daje zakła­ wchodzące w skład załogi grodu, a nie mieszczące się w jego obrębie, przez rzemieślników, karczma­ danie nowych miast i wsi. Ażeby przyciągnąć osad­ ników, zwalniali ich z różnych świadczeń i usług rzy oraz osoby wykonujące różne usługi dla pana w zamian za opłatę czynszu od przydzielanych grodowego. Podgrodzia opasywane, podobnie jak działek oraz terenów podmiejskich. Zmieniała się same grody, umocnieniami drewniano-ziemnymi, też pozycja społeczna osiadającej w miastach lud­ obsługiwały także, głównie w zakresie produkcji ności. Przywileje lokacyjne, udzielane nowym mias­ rzemieślniczej, okoliczną ludność wiejską. Były one drugim elementem składowym tworzącej się aglo­ tom, zapewniały im uprawnienia w zakresie sądow­ nictwa. Uznawały zasadę, że nadawane działki meracji miejskiej. W pobliżu grodu pojawiały się mogą być przez osadników odstępowane, a po ich służebne osady rolnicze. W ten sposób powstawał śmierci przechodzą w ręce spadkobierców. Miesz­ trzeci podstawowy element strukturalny miejskiej czaństwo wywalczyło zasadę, że „powietrze miej­ aglomeracji wczesnośredniowiecznej, różniącej się skie daje wolność”. W przywileju lokacyjnym dla swymi licznymi funkcjami, gęstością i charakterem Krakowa z 1257 r. Bolesław Wstydliwy nadał mie­ zabudowy oraz jej rozległością od osad rolniczych. Wreszcie czwartym składnikiem wczesnośrednio­ szczanom prawo do własnych sądów, oparte na wiecznego miasta był otwarty targ, odbywany za­ wzorze Magdeburga, i zapewne ograniczony samo­ rząd. Zastrzegł, że jeśli Polak mieszczanina kra­ zwyczaj raz w tygodniu. Osady rolnicze wiązały się kowskiego pociągnie przed sąd, to miejscowi wójto­ niekiedy z dworami pomniejszych panów. W końcu XI w. także i osady wiejskie dysponowały coty­ wie rozstrzygną sprawę i wykonają wyrok. Jeżeli godniowymi targami, które uzupełniały funkcje więk­ wyłoni się sprawa, która wymagałaby ściślejszego śledztwa, to książę weźmie w nim udział, albo przy­ szych aglomeracji w dziedzinie wymiany towarowej. Dominującym elementem krajobrazu aglomeracji śle swego przedstawiciela do załatwienia wyłącznie wczesnośredniowiecznych były ufortyfikowane sie­ tej sprawy. Po sześcioletnim okresie wolnizny mie­ szczanie powinni opłacać księciu czynsz. Poza dziby panów grodowych oraz kościoły i kaplice, sytuowane zarówno w obrębie grodów, jak i pod­ działką w mieście, osadnicy otrzymali prawem dzie­ dzicznym wieś, w której mogli uprawiać rolę, i pas­ grodzi, a także w otwartych osadach targowych. twiska. Zapewniono im prawo rybołówstwa, korzys­ Szczególnie okazale przedstawiały się katedry tania z istniejących młynów oraz budowy nowych, wznoszone w miastach będących siedzibą biskupa. pod warunkiem opłaty czynszu od każdego koła. Często wyodrębniano je wraz ze związanymi z nimi Dostali na swój użytek duży las w górnym biegu funkcjonalnie budynkami tak, że tworzyły osobny Wisły. Było to bardzo istotne, bo drewno miało element strukturalny. rozległe zastosowanie w budownictwie i w wielu Istniały też osady targowe lub rzemieślnicze, innych dziedzinach życia. położone w miejscach sprzyjających wymianie; Miasta pełnego średniowiecza, wzniesione lub również i one tworzyły zalążki przyszłych miast, rozbudowane, podobnie jak Kraków, na podstawie w które przekształciły się z czasem - albo i nie. przywileju lokacyjnego wzorowanego na przykła­ Również nie wszystkie grody wyrosły w miasta. W przeciwieństwie do istot żywych, roślin czy zwie­ dach zachodnich, różniły się pod wieloma względa­ mi od miast sprzed „rewolucji urbanistycznej”. rząt, miasta nie mają przyszłości zapisanej jedno90

Przede wszystkim, ośrodkiem krystalizacyjnym miast polskich we wczesnym średniowieczu był gród władcy terytorialnego lub jego przedstawiciela oraz sąsiadujące z nim obwarowane podgrodzie. Osady targowe leżały na peryferiach aglomeracji. Teraz, w związku ze wzrostem roli i uprawnień mieszczaństwa, głównym ośrodkiem miasta był rozległy rynek z różnymi urządzeniami służącymi handlowi - kramami, jatkami, wagą i innymi - a nie­ bawem z ratuszem, miejscem wykonywania przez mieszczan uprawnień samorządowych. Rozszerzały się one z upływem czasu; w krajach zachodnich wyodrębnił się w w. XI—XII, a w Polsce począwszy od w. XIII, stan mieszczański. Ratusze, symbolizu­ jące jego znaczenie, stawały się coraz okazalsze. Z reguły, w bezpośrednim sąsiedztwie głównego rynku sytuowano kościół parafialny, wznoszony przez całe społeczeństwo miejskie. Dokoła rynku budował swe domy patrycjat miejski, który obejmo­ wał usytuowanych najwyżej w hierarchii społecznej i najzamożniejszych mieszczan. Druga, rzucająca się w oczy różnica polegała na obwarowaniu nie tylko grodu z podgrodziem, ale całego miasta. Otaczało się ono fortyfikacjami, które z czasem doskonalono, aż przyjęły w późnym śred­ niowieczu postać potężnych murów miejskich, poje­ dynczych lub podwójnych, z blankami i basztami. Główne bramy wejściowe miały szczególnie obron­ ny charakter. Kształtowano je często bardzo staran­ nie, widząc w nich jeden z symboli niezależności miejskiej. Cały teren obwarowany otaczano wypeł­ nionymi wodą fosami, ułatwiającymi obronę przed nieprzyjacielem. W ten sposób powstała trzecia, bardzo istotna różnica. Miasto wczesne tworzyło zespół na ogół luźno powiązanych ze sobą jednostek struktural­ nych. Oprócz grodu i podgrodzia oraz jednej lub kilku osad, usytuowanych zwykle dość dowolnie względem siebie, do aglomeracji miejskiej należały także wyodrębnione obiekty służące kultowi, wraz z budynkami im towarzyszącymi. Miasta późne ce­ chowało dążenie do centralizacji, podkreślonej wspólnymi obwarowaniami. Dowolność w sytuowa­ niu fragmentów aglomeracji, będąca często wyni­ kiem uwzględnienia morfologii terenu, ustąpiła

dążeniu do łączenia elementów składowych miasta w racjonalną, scaloną strukturę. Wreszcie kapitalna, ostatnia różnica: sieć ulic miasta wczesnego kształtowała się, przynajmniej w dużej mierze, samorzutnie i była nieregularna. Począwszy od pierwszej połowy XIII w., nowe mias­ ta, albo nowe dzielnice miast, otrzymywały w Pol­ sce, podobnie jak to się przeważnie działo na Za­ chodzie od XII w., regularną siatkę ulic, dzielącą powierzchnię miasta lub jego nowej dzielnicy na prostokątne bloki budowlane; w ich obrębie wyty­ czano prostokątne parcele identycznej lub zbliżonej powierzchni. Zasady tej nie stosowano schematycz­ nie. Wprowadzano do niej odchylenia, gdy chciano nadać miastu obwód owalny w celu skrócenia forty­ fikacji, gdy stan istniejący w terenie uniemożliwiał pełną regularność sieci ulic, czy kiedy dla innych względów trzeba było od niej odstąpić. Jednakże dążenie do osiągnięcia regularności, opartej o ulice prostopadłe względem siebie, a nie na przykład promieniście zbiegające się do środka miasta, jest charakterystyczną cechą nowych miast pełnego średniowiecza. Te zmiany struktury przestrzennej można prze­ śledzić w Polsce na wielu przykładach miast wcześ­ niejszych. Spójrzmy na Poznań (il. 217-223). Zape­ wne w VIII lub IX w. powstał na Ostrowiu Tumskim, bronionym przez wody Warty i Cybiny, gród, który w X w. stał się jednym z głównych grodów państwa Polan. Na południe rozrosło się podgrodzie z kate­ drą; pochowano w niej pierwszych władców piasto­ wskich, Mieszka I i Bolesława, co świadczy nie tylko o roli Poznania, ale i o znaczeniu w jego obrę­ bie tej właśnie dzielnicy. Niebawem wyrósł dokoła niej cały zespół osad książęcych i biskupich: Zagó­ rze na samym Ostrowie, Środka na prawym brzegu Warty i osada św. Gotarda na lewym; zbiegały się tu liczne drogi handlowe, prowadzące do Poznania. W nieco większej odległości usadowiły się przy tych drogach inne osady ze swymi kościołami, zamiesz­ kałe głównie przez rzemieślników i kupców. Tak wyglądał Poznań, zanim zmienił zasadniczo swą strukturę w wyniku „rewolucji urbanistycznej”. W iatach 1244-1253 został rozplanowany i otrzy­ mał prawa miejskie Poznań lewobrzeżny. Książę 91

Przemysław I dokonał najpierw komasacji gruntów, co pozwoliło wytyczyć na rozległym obszarze 20 ha miasto o regularnej „szachownicowej” siatce ulic, z położonym centralnie rynkiem o wymiarach ok. 140 na 140 m. Stanęły tu z czasem liczne budynki służące mieszczaństwu, jak ratusz, sukiennice, jatki chlebowe i rzeźnicze, waga i inne. Stan zabudowa­ nia terenu w chwili wytyczania planu spowodował lokalne odstępstwa od pełnej regularności sieci ulic i obwodu miasta. Kościół parafialny św. Marii Mag­ daleny, nieco oddalony od rynku, miał, być może, odgrywać uzupełniającą rolę w obronie miasta, podobnie jak kościoły i klasztory domlnikanek i do­ minikanów, również położone w pobliżu murów miejskich. Do ich zachodniego odcinka przylegał usytuowany na wzniesieniu zamek książęcy, istnie­ jący tu jako jedno z umocnień Poznania jeszcze przed lokacją z połowy XIII w. Budowa miasta przeznaczonego dla stanu mie­ szczańskiego, jaki się pojawił na scenie, zasadniczo zmieniła strukturę przestrzenną Poznania, a zwłasz­ cza spowodowała utratę dawnego znaczenia Ostrowia Tumskiego jako ośrodka miasta. Teraz prze­ kształcił się w siedzibę wyższego duchowieństwa. Znalazł się na peryferiach miasta, któremu dał on­ giś początek. W związku z tym, co pisałem o mieście późnego średniowiecza, nasuwa się parę pytań. Co stanowiło przyczynę szerokiego stosowania, zarówno na Zachodzie, jak i w Polsce, planów o regularnej siatce ulic przecinających się pod ką­ tem prostym oraz o prostokątnym rynku? Jest oczy­ wiste, że rozpowszechnienie się takich planów było możliwe dopiero dzięki przejściu od, w zasadzie, spontanicznego rozwoju miast do ich wytyczania w sposób planowy. Ale ta planowość mogła przy­ jmować różne postacie. Krzysztof Pawłowski zwró­ cił uwagę na liczne miasta południowej Francji, zakładane i rozbudowywane w X-XII w. na planie koła, czy też koncentrycznych kół. Był to, jego zda­ niem, pierwszy model średniowiecznego miasta, który następnie ustąpił miejsca modelowi o planie ortogonalnym20*. Dlaczego tak się stało? Dla formowania się planu mają podstawowe znaczenie zadania stawiane budowniczym miast; 92

do nich dostosowują swe metody miernicy. W peł­ nym średniowieczu zadania te polegały na wytycze­ niu dla wszystkich osadników identycznych, dają­ cych się łatwo zabudować działek, od których mieli opłacać identyczny czynsz. Zajrzyjmy jeszcze raz do przywileju lokacyjnego Krakowa z 1257 r. Czyta­ my w nim, że każdy mieszczanin obowiązany jest płacić (po upływie sześciu lat wolnizny) „pół łuta srebra rocznie z każdego siedliska”. Skoro opłata była identyczna dla każdego osadnika z wyjątkiem wójtów, korzystających ze szczególnych uprawnień, plan „rusztowy”, w którym ulice wyznaczały identy­ cznych rozmiarów prostokątne bloki, te zaś dzielono na identyczne dające się racjonalnie zabudować place - pozwalał najłatwiej spełnić zadanie. Dosto­ sowano się do tej zasady w Krakowie, gdzie bloki otrzymały kształt kwadratowy, a plan nabrał charak­ teru „szachownicowego”. Nie jest on tak regularny jak prawdziwa szachownica, albowiem wytyczając go trzeba było liczyć się ze stanem dróg i zabudo­ wy w terenie; starano się także nadać nowej dziel­ nicy zarys zaokrąglony, aby skrócić otaczające ją mury. Położone pośrodku cztery kwadratowe bloki przeznaczono pod rozległy rynek o powierzchni ok. 200 na 200 m. Kościół Mariacki zajął niewielki te­ ren, na którym wznosił się uprzednio. Dzięki temu odchyleniu od schematu bryła świątyni dominuje pięknie zarówno w obrazie rynku, jak i głównej drogi miasta, prowadzącej ulicami Floriańską i Grodzką w stronę Wawelu i Wisły. Rynek był do­ syć obszerny, by stać się sercem nowego Krakowa, mieszcząc ratusz, sukiennice, dom kuśnierski, licz­ ne kramy, jatki i wagi oraz kościół św. Wojciecha, wzniesiony przed wytyczeniem placu. Znaczenie rynku jako głównego ośrodka życia społecznego i handlu miasta wzrosło po połączeniu nowej dziel­ nicy z zamkiem królewskim wspólnymi murami obronnymi, którymi objęto także starszą część mias­ ta, przylegającą do Wzgórza Wawelskiego. W przywilejach lokacyjnych określano niekiedy dokładne wymiary typowej działki. Filip IV Piękny, król Francji, wyraźnie kierował się chęcią ujednolice­ nia czynszów od działek, położonych w obrębie nowych miast zwanych „bastides”, ustalając zarów­ no wymiary placu (8 brasses21> długości i 4 szero­

A ,v kości), jaki opłaty (1 denar tureński w złocie płat­ ny w święto Bożego Narodzenia). Tekst ten powta­ rza się w dokumentach dla Negrepelisse (1286) i Albias (1287). Gdyby ortogonalna regularność planu powstała pod wpływem zasad stosowanych w urbanistyce dawnego państwa rzymskiego, można by oczeki­ wać w średniowiecznej Szwajcarii najsilniejszych wpływów antycznych „agromensores”. Nie widzę ich np. w miastach założonych przez hrabiów von Zaehringen, takich jak Berno (il. 120) - „perła miast szwajcarskich”. Brak w nim wyraźnej osi cardo, która tworzyć powinna według zaleceń autorów rzymskich główne, szerokie ramię krzyża, stanowią­ cego kościec sieci ulicznej; w Bernie mamy w jego miejscu wąską uliczkę. Brak także prostokątnego rynku nawiązującego do rzymskiego forum. Targ odbywa się na trzech poszerzonych ulicach. Zbliżo­ ny kształtem do prostokąta rynek występuje w mias­ tach szwajcarskich zupełnie wyjątkowo. Występują natomiast szeregi działek o pierwotnie identycznych wymiarach. Różniły się od placów w miastach rzym­ skich bardzo istotnie; miały stosunkowo długie fronty uliczne i były - w intencji budowniczego miasta - przeznaczone do dalszego podziału przez właściciela działki; sprzedaż praw do części nieru­ chomości miała mu ułatwić zagospodarowanie się. Brak analogii do planów rzymskich obserwujemy m.in. we Fryburgu (il. 124), a także w innych mias­ tach założonych planowo przez Zaehringerów. Nie przeczę, że przynajmniej część budowni­ czych miast średniowiecznych mogła znać pisma rzymskich mierniczych. Nie neguję też możliwości wpływu na formowanie się planu miasta średnio­ wiecznego otoczonych arkadami wirydarzy, leżą­ cych pośrodku klasztorów. Mogły one być echem rzymskich forów i z kolei zainspirować twórców prostokątnych rynków średniowiecza, niekiedy ota­ czanych podcieniami. Ale miało to drugorzędne znaczenie. Osady o planie okrągłym można było wytyczać dość łatwo - wbijając w ziemię pal i posił­ kując się sznurem, wykreślić koło. Najprostszy sposób wyznaczania kąta prostego polegał na od­ mierzaniu, ewentualnie także sznurem, trójkąta o bokach mających długości 3, 4 i 5 jednostek miary.

Podstawowym bodźcem do wytyczania planów 0 schemacie „rusztowym” była, moim zdaniem, „rewolucja miejska”, która spowodowała, że wszy­ scy osadnicy ściągani do zakładanego miasta lub nowej dzielnicy, otrzymywali identyczną działkę, od której opłacali identyczny czynsz. Nowy model planu był dziełem ewolucji, która - przynajmniej w Polsce - była tak radykalna, że można nazwać ją „rewolucją". Wytyczanie działek o prostokątnym kształcie było także charakterystyczne w państwie rzymskim przy centuriacji obszarów rolnych, przydzielanych osadnikom na terenach podbitych. Wydłużone pas­ ma ziemi, niekiedy zgodne z kierunkiem parcelacji miejskiej, stanowiły charakterystyczną cechę krajo­ brazu w rejonach zasiedlonych przez osadników rzymskich. Wszędzie tam, gdzie pojawiał się pro­ blem opłat za nadaną działkę ziemi, w miastach 1poza nimi, w czasach antyku i w średniowieczu, wytyczanie prostokątnej siatki ulic było rozwiąza­ niem najkorzystniejszym. „Ruszt” ulic, wyznaczający identyczne bloki i działki, stosowali też Grecy w ko­ loniach, zakładanych według wzorca nazywanego hippodamejskim. Być może wyrażał on równou­ prawnienie wszystkich osadników. Jest też możliwe, że ułatwiał równe rozłożenie na wszystkich koloni­ stów ciężarów, jakie trzeba było ponieść przy zało­ żeniu miasta. Przejawy faworyzowania układów ortogonalnych, jako najprostszych, można dostrzec w cywilizacjach starożytnego Egiptu, Mezopotamii i Indii. Ta sama zasada wytyczania „rusztów” była stosowana w szerokim zakresie przy kolonizacji Ameryki. W związku z uwagami na temat „rewolucji” w urbanistyce średniowiecznej, nasuwa się inne pytanie: jak daleko na wschód sięgnęła fala postę­ powych reform, która posuwała się z południa i za­ chodu Europy? Setki nowych miast budowanych lub przebudowanych według zasad, o jakich mówi­ łem, powstały w Czechach, na Słowacji i w Polsce; podobna akcja objęła Węgry. Prawo niemieckie się­ gnęło dalej na wschód; nadawano je często tylko przybyszom z zachodu. Miasta rozplanowane we­ dług nowych zasad należały na wschód od krajów, które wymieniłem, do wyjątków. Sądzę, że działo się 93

tak głównie z uwagi na niechęć właścicieli ziem­ skich na wschodzie do zwalniania ludności miejsco­ wej z jej powinności w zamian za opłatę czynszu, do przekształcania się mieszczaństwa w odrębny stan, mający swe uprawnienia samorządowe, a w wielu krajach Europy Zachodniej także i polityczne. W swej interesującej historii budowy miast rosyj­ skich A.M. Twierskoj napisał o grupie świątyń, obe­ jmującej „trzynastogłowy” Sobór Sofijski oraz cer­ kwie Iriny i Gieorgija na kijowskim kremlu; „Zespół architektoniczny kijowskiej Sofii należy do najwybit­ niejszych osiągnięć artystycznych średniowiecznej Europy. W połowie XI w. nie stworzono w Europie budowli o równej doskonałości artystycznej”221. Z podobnym uznaniem wyraził się Twierskoj o mos­ kiewskim Kremlu w XVI w. „Zespół architektoniczny moskiewskiego Kremla zajmuje wybitne miejsce w rosyjskiej twórczości architektonicznej, przedsta­ wiając sobą organiczne powiązanie twierdzy, ośrodka władzy państwowej i religijnej, a zarazem ośrodka ogólnomiejskiego. Podobnego zespołu architektonicznego nie znajdziemy w jakimkolwiek innym kraju świata”231. Obydwa kompleksy architek­ toniczne są istotne dużymi osiągnięciami sztuki.

Jest jednak znamienne, że zarówno zespół z XI, jak i z XVI w. stanowią dzieła dwóch tylko potęg, które mogły i we wczesnym średniowieczu i w jego koń­ cowym okresie, stworzyć kreacje tak wybitne: naj­ wyższej władzy świeckiej i religijnej. W XVI w. We­ necja miała na budzącym powszechny zachwyt placu św. Marka swój ośrodek władzy Republiki, ale tuż koło niego zaczynał się Canal Grandę, „najpięk­ niejsza ulica świata”, przy której wznosiły się okaza­ łe pałace mieszczące siedziby patrycjatu i składy zagranicznych kupców; przy przerzuconym jednym przęsłem nad kanałem, pięknym Ponte di Rialto stał cały kompleks budynków służących handlowi. W budownictwie licznych krajów europejskich miasta zawdzięczały wiele wspaniałych osiągnięć architektonicznych trzeciej potędze, jaką było za­ możne i samorządne mieszczaństwo. Nie osiągnęło ono podobnej pozycji na Rusi czy w państwie rosyj­ skim. Idąca z zachodu fala „rewolucji urbanistycz­ nej”, która doprowadziła do lokacji w średniowieczu na ziemiach polskich ponad 500 miast, odpowiada­ jących nowym zasadom, zatrzymała się na wschod­ nich rubieżach państwa. Jedynie nieliczne odpryski sięgnęły dalej.

11. „RÓWNOŚĆ MIESZCZAŃSKA” W ŚREDNIOWIECZNYM BERNIE

Paul Hofer pisząc o Bernie, zacytował wrażenia z wędrówki po nim Goethego. „Jest to najpiękniej­ sze miasto, jakie widzieliśmy. Domy nacechowane równością mieszczańską, jedne zbudowane podob­ nie do innych, z miękkiego piaskowca o szarym odcieniu. Całość sprawia przyjemnie wrażenie, zwłaszcza że nic nie jest tu pustą dekoracją, ani efektem działania despotyzmu”241. Czemu zawdzię­ cza Berno sąd tak pozytywny? (il. 121-123). Było to jedno z 15 miast założonych lub rozbu­ dowanych od połowy XII do pierwszych lat XIII w. przez hrabiów von Zaehringen, którzy wznosząc warowne zamki i miasta pragnęli położyć podwaliny niezależnego państwa pod swym panowaniem. 94

Działalność ta doprowadziła do wykształcenia orygi­ nalnych zasad budowy miast, uwzględniających cele, jakie przyświecały ich założycielom, oraz ce­ chy terenu. Berno zostało założone przez ostatniego z dyna­ stii, Berchtolda V, na wysokim wzniesieniu otoczonym z trzech stron rzeką Aar. Około 1191 r. zajęto pod miasto wschodnią część półwyspu, a na początku XIII w. przedłużono je w kierunku zachodnim. Do połowy XIV w. rozbudowywano je jeszcze dwukrotnie w tę stronę. Dwie pierwsze części miasta stanowiły etapy realizacji jednego planu. Kiedy się patrzy na nie jako na całość, uderza analogia z innymi planami tej szkoły

urbanistycznej. Budowniczowie miasta dostosowali swój wzorzec do szczególnych cech sytuacji: wydłużony półwysep opadał stromo ku rzece w kierunku północnym i południowym. Poprowadzili jego grzbietem ulicę handlową o dużej szerokości (25-27 m z terenem zajętym później obustronnie pod podcienia), równolegle do niej wytyczyli dwie ulice o podobnym przeznaczeniu, ale węższe. Zabudowa miejska sięgała jednakowo daleko na zachód, gdzie ulicę zamykała wysoka Wieża Zegarowa, i na wschód, ku zamkowi przy przeprawie, rozebranemu ok. 1270 r. W pobliżu skrzyżowania, ale nieco na uboczu, wzniesiono kościół parafialny. Goethego musiało zadziwić, że wszystkie domy najstarszej części miasta miały podcienia. Jakiż to niezwykły znak równości mieszczańskiej! Domy były nie tylko licowane piaskowcem z pobliskich kamieniołomów w podobny sposób obrobionym, ale miały tę samą wysokość (trzy piętra nad podcie­ niem), podobnie ukształtowane elewacje oraz dach z wysuniętym okapem, kryty dachówką. Ra­ tusz, który zamykał krótką poprzeczną oś sieci ulicznej, był niewiele wyższy. Piękne, barwne stud­ nie urozmaicały wnętrza ulic i placów. Rzeźby, jakimi je ozdobiono, uzmysławiały cnoty obywatel­ skie, wiązały się z dziejami miasta lub tradycjami ludowymi. Kamienice mieszczańskie różniły się nieznacznie między sobą, choć nosiły piętno upodobań architek­ tonicznych czasu, w jakim powstały i zapis dokona­ nych przekształceń. Pierwsi osadnicy otrzymali działki o identycznych wymiarach: 100 stóp szero­ kości frontu i 60 głębokości. Tak duża szerokość od strony ulicy, stosowana w różnych miastach zakła­ danych przez Zaehringerów, przekraczała potrzeby pierwotnych osadników i stanowiła zachętę do od­ stępowania części działki. Powstawały w ten sposób place budowlane różniące się długością frontu. Na pięknym sztychu Martiniego z 1606 r., przedstawia­ jącym widok Fryburga, wyposażonego przy założe­ niu przez Berchtolda IV (1157) w działki tych sa­ mych co w Bernie wymiarów, przeważają budynki wąskie, wzniesione na parcelowanych wcześniej placach. W Bernie, podobnie jak tam, łuki podcieni

różniły się długością i kształtem. Także dachy 0 okapach, występujących nie jednakowo silnie przed lico muru, urozmaicały obraz berneńskiej ulicy. Do jego wzbogacenia przyczyniło się wygięcie wschodniej części siatki ulic dostosowanych do kształtu terenu. Pierwszy plan miasta nie przewidywał bynaj­ mniej podcieni. Osadnicy mieli jedynie prawo usta­ wiać kramy przed swymi domami. Dopiero w poło­ wie XIV w. wywalczyli mieszkańcy kilku miast zaehringerowskich przywileje, pozwalające im na ustawianie murowanych łuków i nadbudowywanie ich przed swymi placami. Podcienia zwiększają plastykę budynków i znakomicie wzbogacają obraz ulicy. Nad sposobem zabudowy i jej ujednolicenia czuwały władze miejskie. Kiedy w 1405 r. gwałtow­ ny pożar strawił znaczną część miasta, właścicie­ lom odbudowywanych w kamieniu domów zwraca­ no połowę kosztów krycia dachów dachówką. Z czasem, stosowania gontów zabroniono, a od początku XVII w. wolno było wznosić jedynie muro­ wane budynki. Wreszcie, pod koniec wieku następ­ nego ustalono obowiązującą wysokość domów mieszkalnych oraz szczegóły dotyczące kształtowa­ nia elewacji. Tak uporządkowane fasady widział Goethe. Wrażenie „równości mieszczańskiej”, jednolitości 1 harmonii swego krajobrazu, zawdzięcza więc Berno zarówno przywilejowi założyciela oraz nieu­ stannej dbałości władz budowlanych, jak i wysiłkom właścicieli domów oraz rzemieślników, którzy je budowali i ozdabiali. Wrażenie „egalitaryzmu” pogłę­ biła skromność cegiełek, składających się na krajo­ braz miejski. Spośród masy kamieniczek, mających przeważnie po trzy, albo tylko dwie osie okienne, wybijało się jedynie kilka obiektów publicznych służących mieszczaństwu, położonych peryferyjnie w stosunku do zabudowy mieszkaniowej miasta zaehringerowskiego. Berno stanowi piękny owoc połączenia swobody z dyscypliną, równie ważnego dziś, jak w przeszło­ ści. Jest przykładem miasta przekształcającego się w ciągu wieków harmonijnie, na kanwie wytyczo­ nych w średniowieczu ulic. 95

12. ZAMOŚĆ, WIELKIE CHOĆ NIE UKOŃCZONE DZIEŁO POLSKIEJ URBANISTYKI RENESANSOWEJ

Fortyfikacje Zamościa zaledwie były w budowie, kiedy uczony Holender Georg of Jorif van der Does, pisał o kanclerzu Janie Zamoyskim, założy­ cielu miasta: „...nic jednakowoż nie świadczy bar­ dziej o jego miłości ojczyzny, jak to właśnie miasto, które własnym sumptem od fundamentów wybudo­ wał, potężnymi murami i basztami przeciw napa­ dom nieprzyjaciół wzmocnił...” (1598). O urbanistyce renesansowego Zamościa (il. 384-389) powstały obszerne, cenne publikacje wybitnych polskich historyków, historyków budowy miast i architektury; niedawno wzbogaciła literaturę tematu praca Teresy Zarębskiej25*. W moim szkicu zamierzam poprzestać na kilku uwagach, nasuwają­ cych się urbaniście zainteresowanemu przeszłością miast. Ograniczam się w zasadzie do koncepcji pierwszych twórców miasta, Zamoyskiego i Moranda, oraz ich realizacji. W celu wydobycia cech dzie­ ła polskiego, zestawiam je z kilkoma zagranicznymi, jakie omawiam w tej książce. Wielu magnatów świeckich i duchownych pro­ jektowało i realizowało w czasach Odrodzenia oka­ załe rezydencje, związane z miastami nowymi lub istniejącymi, w pewnym stopniu przebudowywany­ mi. W 1595 r. Henryk Schickhardt wykonał dla ks. Wirtembergii dwa plany miasta-twierdzy Freudenstadt. Obydwa przewidywały w obrębie murów miejskich zamek książęcy, także otoczony fortyfikacjami. Był on twierdzą w twierdzy. U stóp zamku - w pierwszym projekcie położonego w na­ rożu miasta, a w drugim w jego środku - miały stanąć szeregi domów mieszkalnych, sytuowane bez jakiegokolwiek wdzięku. W obydwóch planach prymitywna sieć ulic była podporządkowana jedne­ mu naczelnemu zadaniu: ułatwieniu dostępu do bram i fortyfikacji w przypadku oblężenia. Drugi projekt został zrealizowany - jednak z zamku ksią­ żę zrezygnował (il. 373). Wyciągając wnioski z sy­ metrii planu, Schickhardt zaprojektował przy zbiegu prostopadłych do siebie szeregów domów działki w kształcie litery L. Kościół wzniesiony przy rynku 96

miał dwie wzajemnie prostopadłe nawy. Większość działek otrzymała zarysy zbliżone do kwadratu, o głębokości tylko nieznacznie większej od szeroko­ ści ulic; trudno było zabudować je racjonalnie. Projekty Freudenstadtu i Zamościa ilustrowały rozróżnienie Leona Battisty Albertiego, który w swym traktacie De re aedificatoria (wydanym dru­ kiem w 1485 r.) przeciwstawiał miasta rządzone przez tyranów działających wbrew woli poddanych, miastom podległym panującym, którzy troszczą się o potrzeby ludności. Pierwsi powinni wznieść w obrębie fortyfikacji miejskich twierdzę siejącą po­ strach wśród mieszkańców. Freudenstadt odpowia­ dał zaleceniom dla miast pierwszej kategorii. Roman Heiligenthal, jeden z najwybitniejszych niemieckich historyków urbanistyki i planowania przestrzennego, żałował, że pierwszy projekt nie został zrealizowany. Pisał o nim: „Projekt Schickhardta jest wręcz planem miasta niemieckiego Renesansu; przy czterech placach przedbramnych grupowały się regularnie dzielnice mieszkaniowe; ulice prowadziły stąd na rynek ze studnią, stanowią­ cą ładne zamknięcie widokowe. Przy całym spoko­ ju i klarowności był to projekt pełen malowniczego piękna: ponad domami przy rynku wyrastał kościół, ponad ratuszem spojrzenie biegło ku wieżom zamku”26*. Nie trzeba chyba udowadniać, że Zamość był nieporównanie piękniejszy i bardziej malowniczy oraz że odpowiadał zaleceniom Albertiego dla „dobrego księcia”, a nie dla „tyrana”. Miasto ota­ czały zaprojektowane przez Moranda potężne forty­ fikacje bastionowe, ale rezydencja Zamoyskiego była stosunkowo dyskretnie oddzielona od pozosta­ łej zabudowy. Zadanie, jakie mieli przed sobą twórcy pałacu dla kardynała Farnese w Capraroli pod Rzymem (od 1559), różniło się zasadniczo od tego, jakie stanęło przed Morandem w Zamościu: pałac kardy­ nała miał powstać przy miasteczku już istniejącym. Jednakże warto porównać stosunek obu dygnitarzy

do miasta. Pierwszy przerzucił nad miastem śred­ niowiecznym wiadukt, którym do stóp pałacu pobie­ gła droga obustronnie obudowana pałacykami mie­ szczańskimi, izolującymi dojeżdżających do pałacu od starej zabudowy. Zamoyski wzniósł pałac okaza­ ły, ale o architekturze nie przytłaczającej miasta, które - choć sprzężone z rezydencją - tworzyło konsekwentną całość; to na jego terenie skupiły się najświetniejsze budynki publiczne. I jeszcze jeden przykład relacji między pałacem i zakładanym przy nim miastem: Karlsruhe w Ba­ denii (początek XVIII w., il. 375-377). Drogi służące polowaniom w parku z jednej, a ulice miasta z dru­ giej strony zbiegają się promieniście przy wieży zamku, wzniesionej przez margrabiego Karola Wil­ helma. Architekt duński, Steen Eiler Rasmussen użył porównania żartobliwego, ale zapewne nie pozbawionego całkowicie podstaw, pisząc: „Kiedy margrabia wchodził na wieżę, mógł spoglądać na miasto tak, jak naczelnik więzienia patrzy na wszystkie zakątki swego dziedzińca więziennego, a także przeszywać spojrzeniem ulice miasta i drogi leśne”. Zamoyski miał do swego miasta i jego mie­ szkańców stosunek opiekuńczy. Pragnął, żeby znaleźli w nim najlepsze warunki pracy, rozwijania nauki i kultywowania religii. Wysoka wieża pałaco­ wa pełniła zupełnie inne zadania: pozwalała obser­ wować okolicę, spoglądać na rozległe powierzchnie wodne, cieszyć się widokiem miasta. Może najbardziej wymownym przejawem ambicji kanclerza jako budowniczego nowego miasta, a za­ razem jego miłości ojczyzny, o której pisał van der Does, była budowa Akademii Zamoyskiej. Zamysł jej wzniesienia w małym, dopiero powstającym mieście, w którym brakowało wszystkiego, co zakła­ daniu akademii sprzyja - środowiska naukowego, przygotowanej do wyższych studiów i garnącej się do nich młodzieży, biblioteki, budynków nadających się na ten cel - był, wydawałoby się, zupełnie niere­ alny. Zgody na otwarcie akademii udzielał papież. Działo się to niebawem po soborze trydenckim, kiedy Europę ogarniała kontrreformacja. Watykan podejrzliwie patrzył na nowe ośrodki wyższego nauczania. Zamoyski zmierzał do celu krok za krokiem. Najpierw zorganizował, w miejscu, jakie

upatrzył pod Akademię, gimnazjum (1589), a gdy Klemens VIII wyraził zgodę na powstanie w Zamo­ ściu upragnionej przez kanclerza instytucji, Za­ moyski zajął się wzniesieniem biblioteki, bursy dla studentów i innych niezbędnych obiektów. Niewielki Zamość stał się trzecim miastem w Polsce posiada­ jącym akademię - po Krakowie i Wilnie - wyprze­ dzając wiele znacznie poważniejszych ośrodków miejskich. Najbardziej wybijającym się dziś w sylwecie Zamościa budynkiem jest ratusz. Jednakże funkcja­ mi swymi różnił się istotnie od większości tego ro­ dzaju budowli w miastach polskich: nie tylko służył mieszczanom i stanowił wyraz ich pozycji społecz­ nej, niezależności i bogactwa, ale od początku XVII w. mieścił też Trybunał Zamoyski, najwyższą instytucję sądową ordynacji. Ratusz miał liczne pomieszczenia związane z sądownictwem, posiadał odpowiednio dużą bryłę i godną oprawę architekto­ niczną. Reprezentował zarówno mieszczaństwo, jak i ordynata, który był ostatnią instancją apelacyjną. Gdyby nie powołano tu do życia trybunału, odwoła­ nia od orzeczeń sądów miast ordynacji byłyby kie­ rowane do Lwowa. Trybunał ten nie miał rangi trybunałów koronnych w Lublinie i Piotrkowie, które były instytucjami państwowymi - ale podkreślał szczególną pozycję ordynacji, co odpowiadało am­ bicjom Zamoyskiego i jego następców. A po rozbu­ dowie (od 1639 r.) ratusz zamojski ze swą piękną wieżą, poprzedzoną odwachem oraz wkraczającymi w głąb placu monum entalnymi schodami (1767-1770), ze swym ozdobnym wysokim hełmem (1770), zaćmiewał istniejące ratusze, mieszczące trybunały koronne. Miarą aspiracji kanclerza była też budowa w Za­ mościu giełdy, która służyć miała, jak to się działo w różnych wielkich miastach Europy zachodniej, handlowi międzynarodowemu. Ale w tym przypadku zamiar przerósł potrzeby. „Giełda” przekształciła się w zajazd, a w 1637, ustąpiła miejsca kościołowi franciszkańskiemu. Natomiast ambicje Zamoyskiego, połączone z dobrym rozeznaniem, dały nieocenione wyniki, gdy wybierał architekta, któremu zamierzał powie­ rzyć projekt pałacu i miasta. Zaangażował Bernarda 97

Moranda, zatrudnionego uprzednio przy budowie Zamku Królewskiego i budowlach przy kolegiacie św. Jana w Warszawie. W ciągu około 30 lat, do samej śmierci Morando pracował nad projektowa­ niem Zamościa i jego głównych budowli oraz ich realizacją, współdziałając ściśle z kanclerzem. Plan miasta przypomina rozwiązania prezento­ wane przez autorów włoskich traktatów teoretycz­ nych, ale nie jest schematyczny, między innymi dzięki uwzględnieniu cech terenu. Morando usytu­ ował pałac nad zalewem utworzonym przez spię­ trzenie niewielkiej rzeczki. Szeroka tafla wodna otoczyła miasto od zachodu i południa, ułatwiając obronę oraz stwarzając atrakcyjne widoki, ale też spowodowała odstępstwo od geometrycznej regu­ larności, drogiej teoretykom renesansu. W Zamo­ ściu postulat regularności nie został potraktowany dogmatycznie; panujące upodobania estetyczne nie wpłynęły niekorzystnie na potrzeby funkcjonalne. Fortyfikacje bastionowe o przebiegu prostokątnym otoczyły pałac, a o zarysie w zasadzie sześciobocznym, odkształconym w związku z zalewem, miasto; stąd nieregularność obwodu Zamościa. Kościec kompozycji przestrzennej tworzą dwie osie, przecinające się na Wielkim Rynku pod kątem prostym. Są one ukształtowane w pewnym stopniu podobnie, ale też zasadniczo odmiennie. Podobnie bo na obydwie nanizano place, przy któ'rych wznoszą się główne budynki monumentalne; z mroku ulic wkracza się w zalaną słońcem przestrzeń. Odmiennie - bo oś pałacowa, biegnąca z zachodu na wschód, stanowi wraz z ulicami równoległymi zespół wiążący miasto z siedzibą kanclerza i placem przed nią, a tak­ że z trzema bramami miejskimi. Natomiast oś północ-południe ma charakter miejski: łączy trzy rynki. Sol­ ny, przylegający do zaplecza ratusza z jego jatkami, jest głównym miejscem targu. Przy Wielkim, central­ nym placu miasta, wznosi się ratusz; otaczające Rynek z czterech stron domy o starannej architektu­ rze zajmują najbardziej cenieni mieszczanie, a pod podcieniami nadającymi wnętrzu szczególny urok, mieszczą się najlepsze sklepy miasta. Rynek Wodny, najbliższy kolegiaty, miał zapewne w pierwotnych zamierzeniach funkcje silniej związane z potrzebami duchowieństwa. 98

Ratusz jest największą ozdobą architektoniczną Zamościa. Został znakomicie ustawiony: przy głównej ulicy łączącej 3 rynki, w północno-zachodniej części placu, tak że jego bryłę wraz z wysoką wieżą, do­ strzeganą z daleka, uwypuklają padające pod coraz to innym kątem promienie słońca. Pogrążone w mro­ ku arkady, kontrastujące z rozświetlonymi elewacjami budynków, wiążą je w jedną całość. Zachwycające widowisko, zmieniające się w ciągu dnia. Wielki Rynek, to dziś najpiękniejszy, pozostawia­ jący daleko za sobą wszystkie inne, plac Zamościa. Jest jednak prawdopodobne, że nie królowałby tak niepodzielnie, gdyby kanclerz wraz z Morandem zrealizowali swe zamierzenia do końca. Zamoyski zaczął od budowy pałacu. Następnie przystąpił do realizacji drugiego podstawowego zadania - wzniesienia miasta skupionego dokoła Rynku Wielkiego. Niestety, nie zdążył ukończyć zadania trzeciego, narzucającego się w sposób oczywisty - należytego powiązania pałacu z mias­ tem przez ukształtowanie długiej przestrzeni, ciąg­ nącej się od Bramy Lubelskiej na północy do Bramy Szczebrzeskiej na południu. Jest to bezsporne: Morando nie dopuszczał myśli, że wschodnią ścia­ nę placu pomiędzy Akademią i kolegiatą, położoną na wprost pałacu, tworzyć będą boki lub tyły działek mieszczańskich. Być może, że - jak to sugeruje Teresa Zarębska - pomiędzy rozbudowaną w kie­ runku zachodnim Akademią i kolegiatą stanąć miał szereg budynków przeznaczonych dla osób związa­ nych z tymi dwiema budowlami, dominującymi w obrazie wschodniej części placu. Być może, że byłby to szereg domów podcieniowych, przypomi­ nających budynki przy Wielkim Rynku. A wtedy powstałby drugi reprezentacyjny plac Zamościa. Zdobiłyby go: pałac kanclerza; Brama Lubelska przywołująca tradycje rzymskiego łuku tryumfalne­ go, stawianego chętnie nad głównymi wjazdami do miast; rozbudowany gmach Akademii; szereg do­ mów przeznaczonych głównie dla profesorów i ka­ noników; kolegiata wraz ze związanymi z nią obiek­ tami, sięgającymi być może po Rynek Wodny; wreszcie - Brama Szczebrzeska. Rozbudowę Aka­ demii w kierunku zachodnim zalecał testament kanclerza.

Zamoyski i Morando na pewno myśleli o stwo­ rzeniu między pałacem a miastem placu, który swą funkcją w strukturze Zamościa i uroczystym charak­ terem przypominałby analogiczne projekty i realiza­ cje renesansowe. W czasach późniejszych powsta­ ły różne wielkie rezydencje połączone w sposób monumentalny z położonym przed nimi miastem, takie jak Założenie Saskie w Warszawie, poprze­ dzone dzisiejszym placem Zwycięstwa; s i poverum magnifico comparare licet na miarę ambicji Króla Słońca został rozwiązany w Wersalu stosunek pałacu do miasta. Trudno założyć, że Zamoyski i Morando tego problemu nie dostrzegli. A o ile bogatsze wrażenie sprawiałby Zamość, wielkie dzieło polskiej urbanistyki, gdyby koncepcje jego twórców, stopniowo wprowadzane w życie, zostały zrealizowane do końca. Ale papież nie wyraził zgody na powiększenie Akademii w zakresie zamierzonym przez Za­ moyskiego. We wschodniej ścianie placu zamiast zwartego szeregu domów, przewidywanego, jak można sądzić, pierwotnie, powstały trzy budynki wolno stojące, nie przestrzegające wspólnej linii za­ budowy frontowej. Wprawdzie rezydencję ordynatów rozbudowywano do XVIII w. i poprzedzono od strony miasta ozdobną kratą; wprawdzie w podobny sposób ogrodzono kolegiatę, obok której wzniesiono wieżę (1760-1775) - jednakże plac między pałacem i właś­ ciwym miastem nie ma dziś uroczystego charakteru i rangi architektonicznej, jakie chcieli nadać mu Mo­ rando i Zamoyski. Odeszli za wcześnie (1600-1605). Od ich koncepcji z czasem odstępowano. Sądzę, że zgodny z ich ideą drugi wielki plac w którym regularność prostokątnego w zasadzie wnętrza byłaby wzbogacona przez wysunięcie i cof­ nięcia występujących w obrazie brył i przez drugo­ planowe place przybramne, a dyscyplinie architek­ tonicznej towarzyszyłaby pożądana doza swobody - przejawiałby manierystyczne tendencje, charakte­ rystyczne dla twórczości Moranda i mógłby odpo­ wiadać naszym współczesnym upodobaniom nawet bardziej niż znakomity Wielki Rynek. Budując Zamość, Zamoyski i Morando wykazali świetne zrozumienie stojących przed nimi zadań i rozwiązywali je wzorowo zarówno w zakresie pro­

jektowania, jak i realizacji. Projekt ustalał generalne ramy, w które wpisywała się elastycznie zabudowa, nie odstępując od podstawowych wytycznych. Kan­ clerz uzyskał dla mieszczan przywileje królewskie, nadał im prawo magdeburskie, zwolnił na długi okres, bo na lat 25, od opłat, zapewnił niezbędne materiały budowlane, ściągał osadników, na których mu najbardziej zależało, nawet z zagranicy. Roz­ mieszczał ich jak figury i pionki na szachownicy miasta, aby najskuteczniej doprowadzić swą partię do wygranej. Szczególnie starannie dobierał osoby, którym przydzielał działki przy Wielkim Rynku. Przeznaczył pod budowę miasta wielkie kwoty z własnej szkatuły. Morando opracował projekty wzorcowe budynków przyrynkowych. W mieście znaleźli się wyznawcy różnych religii obok katoli­ ków. Wybudowali swe świątynie, które wielkim tu­ kiem rozłożyły się na wschód od osi miasta, biegną­ cej z południa na północ: cerkiew grecką, cerkiew ormiańską, synagogę. Na zachód od tej osi miał się znajdować bastion katolicyzmu: kolegiata i Akade­ mia, w przyszłości połączone, być może, domami kanoników. W miarę rozwoju Zamościa kościoły i klasztory katolickie poczęły wyrastać w całym mieście. Franciszkanie zajęli pod swe budowle zarówno opuszczony teren giełdy, jak i przyległe place mieszczan. Zamość jest nie tylko wielkim osiągnięciem pols­ kiej urbanistyki renesansowej, ale może posłużyć za przykład współczesnym budowniczym miast. Nie mam, rzecz jasna, na myśli naśladowania attyk zdo­ biących budynki. Chodzi mi o przykład dostosowywa­ nia koncepcji układu przestrzennego do warunków terenowych; o bogactwo programu budowli publicz­ nych; o dużą wagę przywiązywaną do kompozycji architektonicznej w skali miasta, zespołów budynków oraz poszczególnych obiektów; o elastyczne sterowa­ nie realizacją projektu i dostosowywanie go do kon­ kretyzujących się z czasem okoliczności bez narusza­ nia podstawowych założeń; o godzenie swobody z dyscypliną. Przy studiowaniu dziejów Zamościa nasuwa się problem i dziś kapitalny: jak sterować rozbudową miast, aby zaspokajać zmieniające się potrzeby nie naruszając tego, co w pierwotnym planie było szczególnie cenne i ważne? 99

Działalność Zamoyskiego i Moranda opisywano w słowach pełnych podziwu. Zakończę moje uwagi stwierdzeniem cytowanego na początku van der Doesa, dotyczącym Jana Zamoyskiego: „Wiemy

wszyscy doskonale, że w ten sposób pozostawił on pamiątkę po sobie, od piramid i pomników trwalszą, nie tylko w Polsce, ale również w całej Europie”.

13. PRZEBUDOWA NANCY PRZEZ STANISŁAWA LESZCZYŃSKIEGO - „KRÓLA DOBROCZYŃCĘ”

Historycy urbanistyki wyrazili o zespole placów w Nancy (il. 334-340) mnóstwo sądów pochwal­ nych lub wręcz entuzjastycznych. A.E. Brinckmann, który zajmował się nim niejednokrotnie, nazwał go w swej ostatniej książce „dziełem najwyższej archi­ tektury”, wraz z Piazza San Piętro w Rzymie jedną z dwóch tylko na świecie „rytmicznych grup pla­ ców”. P. Lavedan zwrócił uwagę na nowatorski charakter działalności Stanisława Leszczyńskiego w Nancy oraz stwierdził, że wywarła ona wpływ na projekty słynnych placów powstałych w drugiej połowie XVIII w., a między innymi placu Ludwika XV (de la Concorde) w Paryżu. Można by przyto­ czyć wiele podobnych ocen. A jednak dzieło Leszczyńskiego nie zostało chyba w pełni docenione ani przez twórców placów, powstałych niebawem po zespole w Nancy, ani przez historyków budowy miast. Omawiano zazwy­ czaj stan obecny zespołu placów, nie wspominając o wyglądzie, jaki przedstawiał, zanim nie został boleśnie okaleczony. Plac Królewski przesłaniał na ogół całokształt realizacji urbanistycznych Lesz­ czyńskiego w Nancy. Zajmując się pełną blasku architekturą zespołu, nie zwracano dostatecznej uwagi na jego funkcje społeczne. Działalności bu­ dowlanej króla nie wiązano z jego pisarstwem, chociaż rzuca ono światło zarówno na motywy, jakim się kierował, jak i na pozycję przebudowy Nancy w dziejach budowy miast. W okresie poprzedzającym działalność Stanisła­ wa, stolica Lotaryngii składała się z dwóch oddziel­ nych organizmów miejskich - dwóch miast, jak wtedy mówiono - powiązanych ze sobą w sposób zupełnie przypadkowy i bardzo niedogodny. Na 100

północy leżało średniowieczne Stare Miasto, posze­ rzone w roku 1552 w kierunku południowo-wschod­ nim przez przyłączenie rozległego placu zwanego La Carrière, który służył za miejsce turniejów i gier. Stare Miasto otoczone było fortyfikacjami bastiono­ wymi z XVI i XVII wieku oraz szeroką fosą, utrud­ niającymi połączenie ze światem. Miasto Nowe, założone w końcu XVI w. przez księcia Karola III, miało w przeciwieństwie do Starego regularną siat­ kę ulic. Stanisław Leszczyński, król Polski zmuszony do abdykacji w 1736 r., otrzymał rok później tytuł księ­ cia Lotaryngii i Baru od swego zięcia Ludwika XV. Po piętnastu latach, w 1752 r., przystąpił do budowy w Nancy placu na część króla Francji. Projekt sporządził według wskazówek króla Stani­ sława Emmanuel Héré. Po zaledwie trzech la­ tach intensywnych prac Plac Królewski uroczyście otwarto. Znalazł się on na przedłużeniu osi „La Carrière”. Jego południową ścianę utworzył ratusz, a dwie boczne - cztery identyczne budynki. Na północy znalazły się dwa dwukondygnacyjne pawilony, po­ między którymi krótka lecz szeroka ulica prowadziła do monumentalnego pawilonu bramnego, ukształto­ wanego jak łuk tryumfalny. Wloty ulic częściowo przesłonięto ozdobnymi kratami; także przy niskich pawilonach ustawiono kraty z fontannami. Zdobią one plac i wiążą ze sobą wolno stojące budynki. Po przekroczeniu jednej z trzech arkad, wchodzi się na niewielki plac, znacznie skromniejszy od Królewskiego. Jego ścianę wschodnią tworzy po­ wstały w 1714 r. według projektu G. Boffranda Hôtel Craon, zachodnią budynek o identycznej

elewacji, wzniesiony przez E. Héré, a południową łuk tryumfalny, poszerzony po obu stronach porty­ kami. Granicę północną placu zaznacza pasmo spacerowe obramowane kratą z rzeźbami. Za pla­ cem nastrój zmienia się. Środek „La Carrière czyli ulicy Nowej” zajmuje zieleń; po obu jej stronach, wzdłuż rzędów skromnych domów mieszkalnych biegną uliczki jezdne. Wreszcie stajemy na ostatnim placu: przed nami budynek Intendentury, który łączy się półkolistymi kolumnadami z domami przy La Carrière. Ale na tym nie kończył się cały zespół w czasach Leszczyńskiego. Parter Intendentury otwierał, z wyjątkiem części narożnych mieszczą­ cych klatki schodowe, przejście do zaprojektowane­ go za pałacem ogrodu, otoczonego dwoma rzędami drzew oraz ścianą treliaży, udostępnionego miesz­ kańcom miasta. Promenada założona na terenie dawnego placu turniejów miała więc jako swe przedłużenie „cztery aleje kolumn, które sprawiają najpiękniejsze wrażenie i prowadzą do ogrodu pub­ licznego”, jak pisał Patte. Przejście pod pałacem zostało po śmierci króla Stanisława zamknięte. W ten sposób boleśnie skrócono i zdeformowano pierwotne założenie. Składały się na nie trzy prze­ strzenie otwarte, niby trzy części symfonii - Plac Królewski, La Carrière i „ogród publiczny” za pała­ cem. Przedzielały je dwie budowle ażurowe - łuk tryumfalny i Intendentura. Teraz przeżycie ograni­ cza się do dwóch pierwszych części. Krótkiego ale ważnego finale, najbardziej nowatorskiego, orkie­ stra nie odgrywa. Zespół placów i łączących je odcinków ulic ma skromne rozmiary: od ratusza do Intendentury jest 450 m, do końca ogrodu pałacowego 600 m odleg­ łości, Plac Królewski, najbardziej okazały, ma wymiary 120 na 100 m, a kolumnada przed Intendenturą posiada zarys zbliżony do elipsy o osiach długości 40 i 90 m. Rozczłonkowanie całego zało­ żenia na stosunkowo drobne, czytelnie wyodręb­ nione wnętrza oraz zróżnicowanie wysokości i cha­ rakteru otaczającej je zabudowy powoduje zarówno wrażenie różnorodności i bogactwa form przestrzennych, jak i ludzkiej skali. Usytuowanie bramy na osi całego zespołu było jego projektan­ tom narzucone przez konieczność zachowania

fortyfikacji. Trzeba jednak stwierdzić, że wybrnęli z tej trudności po mistrzowsku. Pomimo przesłony łuku tryumfalnego wszystkie nanizane na główną oś wnętrza, od placu Królewskiego po plac przed Intendenturą, wiążą się we wrażeniach widza w jed­ ną całość, którą pierwotnie uzupełniał jeszcze ogród za pałacem. Gdy w roku 1768 wojsko uznało utrzy­ manie fortyfikacji Starego Miasta za niepotrzebne, opracowano projekt rozbiórki łuku tryumfalnego oraz niskich budynków flankujących doprowadzają­ cą doń uliczkę; na ich miejscu miały powstać bu­ dynki o wysokości czterech pozostałych pawilonów i ratusza. Jakie szczęście, że tego projektu nie zrealizowano. Zamierzenia Leszczyńskiego wybiegały daleko poza utworzenie ram dla pomnika ku czci króla Francji: doprowadziły do zmiany struktury miasta. Na pograniczu dwóch dotychczas odrębnych „miast”, o własnych ośrodkach życia społecznego, powstał nowy, wspólny ośrodek, scalający dwie uprzednio niejako odwrócone od siebie dzielnice w jeden organizm. Wybiegające z Placu Królew­ skiego na zachód i wschód prostolinijne ulice św. Stanisława i św. Katarzyny, zakończone nowy­ mi bramami miejskimi, utworzyły główną arterię wlotową Nancy, „drogę cudzoziemców przybywają­ cych z Paryża”. Plac Królewski połączono nową, nieco skośną ulicą z katedrą. Przylegające do niego od strony wschodniej wolne tereny zostały zabudo­ wane. Powstał tu w latach 1753-56 skromny, nowy plac, który miał pierwotnie nosić imię św. Stanisła­ wa, a po zawarciu przez Francję unii z Austrią na­ zwany został Place d’Alllance. W roku 1764, przy ulicy Katarzyny rozpoczął Stanisław Leszczyński budowę okazałego gmachu koszar, budzącego podziw współczesnych. Na rozległość działalności urbanistycznej króla Stanisława, a zwłaszcza na staranne powiązanie zespołu Placu Królewskiego z organizmem miej­ skim, wskazywali różni badacze. Wydaje się jednak, że warto zwrócić baczniejszą uwagę na charakter prowadzonych robót oraz na cel, jaki im przyświe­ cał. Leszczyński zrealizował liczne obiekty służące nowym potrzebom społecznym. Wzbogacił miasto nie tylko o świetny zespół architektoniczny, ale 101

o zespół instytucji i urządzeń dla celów publicznych - administracyjnych, sądownictwa, oświatowych, kulturalnych, zdrowotnych i wypoczynkowych jakiego zapewne nie posiadało wówczas żadne inne miasto w Europie, liczące zaledwie około 25 tysięcy mieszkańców. Gdy się spojrzy na plan, uderza wielka ilość obiektów służących celom publicznym. Gmach ratusza, najbardziej okazały, mieścił oprócz lokali przewidzianych dla administracji także „rozległą salę przeznaczoną na koncerty i bale”. Ratusz był za duży jak na potrzeby miasta. W jednym z dwóch budynków tworzących zachodnią ścianę Placu Kró­ lewskiego umieszczono salę teatralną. Na piętrze znalazła się siedziba założonego przez Stanisława Leszczyńskiego Królewskiego Kolegium Lekarzy, którego ulokowanie w Nancy stanowiło pierwszy krok do przeniesienia do stolicy Lotaryngii uniwer­ sytetu z Pont-a-Mousson. Niskie budynki, poprzedzające łuk tryumfalny, pomieściły pierwsze w Nancy kawiarnie oraz re­ stauracje, drukarnie i księgarnie, przyczyniając się do ożywienia placu. Hôtel Craon przy La Carrière wykorzystano na cele sądowe, identyczny pałac usytuowany po przeciwnej stronie przeznaczono na Giełdę (Bourse de Commerce). Na północnym krańcu założenia stanął pałac Intendentury. Wresz­ cie, w zachodnim skrzydle dawnego pałacu książę­ cego znalazły siedzibę dwie ważne instytucje kultu­ ralno-oświatowe założone przez króla Stanisława: Biblioteka Publiczna i Akademia. Nancy otrzymało wtedy także ogród botaniczny, który podlegał Kró­ lewskiemu Kolegium Lekarzy. Dzięki tak dużemu nagromadzeniu w stosunkowo niewielkim mieście budynków i urządzeń służących celom publicznym, zwłaszcza oświacie i kulturze, Nancy zasługuje na szczególne miejsce w dziejach budowy miast, nie­ zależnie od architektonicznych walorów zespołów placu Królewskiego. Rola Leszczyńskiego polega nie tylko na stworzeniu wspaniałego założenia przestrzennego, ale i na wprowadzeniu do nowego ośrodka miejskiego niezwykle bogatego programu społecznego. W zrealizowanej koncepcji przestrzennej, szcze­ gólne miejsce wyznaczono zieleni publicznej. Zajęła 102

ona dawny plac turniejów; ludności udostępniono ogród Intendentury. Dokoła Starego Miasta urzą­ dzono - wykorzystując fortyfikacje ziemne - wysa­ dzaną drzewami aleję spacerową. Dochodziła ona z obu stron do łuku tryumfalnego. Jak pisał historyk Nancy, J.J. Lionnois, można było nawet „wejść na łuk tryumfalny... oraz zejść na stronie przeciwnej po schodach, które rozebrano w 1817 r.”. Tak więc, łuk wiodący do Starego Miasta odgrywał rolę bezkoli­ zyjnego przejścia dla ruchu pieszego nad kołowym, a aleja spacerowa na wałach tworzyła, według dzisiejszej terminologii, „ulicę pieszą” bez skrzyżo­ wań z ruchem kołowym w poziomie jezdni na swym zachodnim, południowym i wschodnim odcinku. W 1765 r. król Stanisław zarządził założenie, na terenach przylegających od wschodu do ogrodu Intendentury, szkółki drzew tak rozplanowanej, że służyła za miejsce spacerów. System różnego ro­ dzaju terenów zielonych, w jaki miasto zostało wyposażone, obejmował także wymieniony ogród botaniczny. P. Lavedan słusznie pisał o wpływie zespołu Placu Królewskiego w Nancy na kształtowanie placów w Europie, ale wpływ ten przejawiał się głównie w urozmaiceniu kompozycji przestrzennej, w wiązaniu jej z otoczeniem, w korekcie sieci ulic prowadzących do placów. Działalność Leszczyń­ skiego miała na względzie nie tylko formę architek­ toniczną, lecz i kryjącą się za nią treść. Jakie były motywy jego działalności? Wolfgang Braunfels pisał: „Cały świat mógł mu donieść o re­ zydencjach w Dreźnie i Warszawie, które wybudo­ wał inny król Polski. Z uczuć zawiści narodziły się plany sześćdziesięcioletniego księcia dotyczące jego nowej rezydencji... Pałace dokoła Placu Stani­ sława cechuje bezużyteczność; budynek rządowy i ratusz dla niewielu urzędników; pałace bez miesz­ kańców. Wersal, a także Poczdam, były stale prze­ pełnione; tu mamy okazałość dla niej samej. Powstał wzór architektury jako kulis do gry o króle­ stwo, jako znak nigdy nie porzuconej myśli o tronie”27). Jest to pogląd od początku do końca błędny. W przeciwieństwie do swych poprzedników Stani­ sław Leszczyński nie rezydował w Nancy, ale w Lu-

neville i w innych pałacach, które w ciągu lat rozbu­ dowywał. Pragnąc popisać się tą dziedziną swej działalności, spowodował wydanie księgi poświęco­ nej upiększonym rezydencjom. To prawda, że ra­ tusz zaprojektowany był na wyrost i pełnił przez pewien czas dodatkowe funkcje, ale budując miasto trzeba liczyć się z jego rozwojem i wzrostem po­ trzeb. Budowle przy Placu Królewskim miały dość skromne rozmiary i mieściły m.in. teatr i lokal Króle­ wskiego Kolegium Lekarzy; jeden z budynków, Hôtel des Fermes, był odpowiednikiem dzisiejszego urzędu podatkowego. W głębi placu znajdowały się różne lokale służące życiu społecznemu i rozryw­ kom, a w budynkach za łukiem tryumfalnym mieści­ ły się sądy oraz instytucje gospodarcze. Nie była to bynajmniej „okazałość dla niej samej”. Twierdzenie, że przebudowa Nancy narodziła się z zawiści do Sasa na polskim tronie, prowadzi na fałszywy trop. Ażeby wyjaśnić bodźce działalności Leszczyń­ skiego w Nancy, trzeba zająć się nieco bliżej osobą „Księcia Lotaryngii i Baru”, a zwłaszcza jego działal­ nością pisarską w przybranej ojczyźnie. Był on księciem raczej tylko tytularnym. Jego kanclerz wykonywał polecenia otrzymywane z Wersalu. Leszczyński mógł nie troszczyć się ani o bezpie­ czeństwo, ani o budżet swego księstwa. Armia francuska strzegła granic, a intendent królewski ściągał podatki. Natomiast Leszczyński zakładał w swej przybranej ojczyźnie instytucje naukowe, oświatowe i opieki społecznej oraz prowadził na szeroką skalę zakrojoną akcję charytatywną. Na dworze w Luneville przebywali czołowi przedstawi­ ciele francuskiego Oświecenia, jak Montesquieu i Voltaire; gospodarz sam chętnie folgował zaintere­ sowaniom sztuką i literaturą. W roku 1752, kiedy położono kamień węgielny pod pierwszy budynek przy placu Królewskim w Nancy, ukazała się książka Stanisława Leszczyń­ skiego zatytułowana Rozmowa Europejczyka z wyspiarzem z królestwa Dumocala"28'1. Była to jedna z licznych utopii, jakie napisano w Europie od czasów Tomasza More’a. Opowiadała o przeżyciach rozbitka, który w drodze do Indii uratował się na nieznanej wyspie. Zapoznał się tam z systemem społecznym, będącym wyrazem poglądów Leszczyń­

skiego, czy raczej - jego poglądów na temat reform, jakie należy przeprowadzić we Francji. Rozbitek poznaje najpierw wieś położoną na tajemniczej wys­ pie. „Dwie szczególnie rzeczy zastanowiły mnie przez swoją użyteczność. Były to dwa gmachy, z których jeden służył za skład zboża na wypadek nieurodzaju, drugi zaś za szpital przeznaczony dla mieszkańców, gdy nie byli oni w stanie zdobyć pracą środków do życia, albo też musieli leczyć się, złożeni chorobą. Uwielbiałem te dwa użyteczne zakłady, które zasła­ niały kraj od głodu i przeszkadzały żebractwu, a następnie rozpuście i próżniactwu”. Wypada zazna­ czyć, że w spisie „zakładów i gmachów przez Stani­ sława Króla Polskiego w Lotaryngii dokonanych” mieści się pozycja „założenie magazynów zbożowych w Lotaryngii i Barze”, a poza tym szereg pozycji przeznaczonych na cele, nasuwające na myśl drugi „użyteczny zakład” znajdujący się na wyspie. Autor Rozmowy Europejczyka z mieszkańcem wyspy Du­ mocala pragnął nie tylko nakreślić obraz doskonałego państwa, ale równocześnie wykazać, że w swym księstwie zrealizował już wiele z „utopijnego” progra­ mu, oczywiście w granicach skromnych uprawnień, jakie mu jego zięć pozostawił. Po miesięcznym pobycie na wsi nasz rozbitek udał się do stolicy. Opis jej rzuca światło na działal­ ność Leszczyńskiego w Nancy. „Miasto to było ogromne, ulice w nim czyste, szerokie, dobrze po­ prowadzone. Powietrze wydawało się równie zdro­ we jak na wsi. Domy prywatne zbudowane wygod­ nie, żaden z nich jednak nie odznaczał się na zewnątrz owym przepychem, na który my się silimy, pyszniąc się bogactwem, a który wzbudza jedynie oburzenie lub zazdrość. Wspaniałość tylko dla gmachów publicznych była zostawiona. Gmachy te, w odmiennym guście od naszej architektury, lecz w prostszym i szlachetniejszym stawiane, wykazy­ wały wielkość geniuszu, który dzieło to podjął. Je­ den z tych gmachów przeznaczony był na Szkołę albo Akademię dla młodzieży krajowej wszelkiego stanu. Byli tu utrzymywani biegli nauczyciele do nauki i kunsztów, a ci z uczniów, którzy nie mogli płacić za siebie, byli wychowywani z równym stara­ niem jak ci, którzy płacili. Ta jednakże opłata tak była niska, że rzadko kto uskutecznić jej nie mógł”. 103

Czy Nancy nie jest w pewnym stopniu ilustracją wywodów króia-filozofa? Czy w jego działalności urbanistycznej nie brzmią echa utopii? Ulice długie i szerokie. Na La Carrière zamiast placu turniejów ogród botaniczny, pozwalający cieszyć się czystym powietrzem i zielenią, jakby to była wieś. Jest to i „promenada” otaczająca Stare Miasto i dalsze ogrody publiczne za pałacem Intendentury oraz na terenie szkółki drzew. Domy prywatne, zarówno przy La Carrière jak i przy placu d’Alliance oraz ulicy Katarzyny „w guście prostym a szlachetnym”, natomiast gmachy publiczne „wspaniałe i okazałe”. Przy placu mieszczą się różne obiekty służące oświacie i kulturze. W dawnym pałacu książęcym znajduje się pierwsza w Lotaryngii Biblioteka Pub­ liczna. Drugie wydanie utopii zostało uzupełnione prze­ drukiem dwóch recenzji z tej książki. Naświetlają one w sposób niedwuznaczny intencje, jakimi kiero­ wał się Leszczyński opisując urojone przygody swego Europejczyka. „Co się tyczy wymiaru spra­ wiedliwości - czytamy w pierwszej z nich - pozna­ jemy tu system, zrealizowany pod oczyma i dzięki hojności autora w kraju, który ma to szczęście, że go posiada... To wszystko urzeczywistnione nie w Dumocala, ale w Lotaryngii z rozkazu i pod kie­ runkiem wielkiego króla”. Do prac urbanistycznych w Nancy przystąpił Leszczyński dopiero po 15 latach swego panowania w Lotaryngii. W okresie poprzednim główny teren jego działalności budowlanej stanowiły liczne rezy­ dencje. Dopiero z czasem, punkt ciężkości zaintere­ sowań króla począł się przesuwać, zapewne w związku z obcowaniem z licznymi wybitnymi przedstawicielami francuskiego Oświecenia, przeby­ wającymi na jego dworze. Na lata poprzedzające prace w Nancy przypada ożywienie działalności poświęconej zakładaniu różnych instytucji nauko­ wych. W roku 1750 reskrypt królewski powołał do życia Bibliotekę Publiczną, do której zadań należało także przyznawanie corocznie nagród za działal­ ność literacką mieszkańcom Lotaryngii i Baru. W następnym roku powstał zaczątek Akademii. Dal­ szym przejawem ożywienia działalności społecznej i filozoficznej króla Stanisława była jego utopia. 104

W roku 1763, u kresu drogi życiowej Leszczyńskie­ go, wyszły z druku 4 tomy Oeuvres du Philosophe Bienfaisant. Zainteresowania „filozofa dobroczynne­ go” znalazły swe odbicie także w pracach urbani­ stycznych w Nancy. Leszczyński był w swych pismach rzecznikiem zresztą ani zbyt radykalnym, ani zbyt oryginalnym ideologii Oświecenia, którą reprezentowało tyle świetnych umysłów we Francji. W tych czasach stopniowo zmieniał się stosunek do francuskiego absolutyzmu i owoców jego działalności budowla­ nej. Głosy krytyki stawały się coraz ostrzejsze. Równocześnie wzrastało zainteresowanie burżuazji francuskiej stanem zagospodarowania miast; pod­ nosił się jego poziom. W swym Wieku Ludwika XIV, którego pierwsze wydanie ukazało się w r. 1751, a więc bezpośrednio przed rozpoczęciem przez Stanisława prac związa­ nych z „upiększeniem” Nancy, wyrażał Voltaire pogląd zapewne nurtujący francuskie społeczeń­ stwo, gdy pisał o „królu-słońcu”; „Gdyby zużył był na upiększenie Paryża, na ukończenie Luwru olbrzymie sumy, pochłonięte przez akwedukty i ro­ boty prowadzone w Maintenon dla doprowadzenia wód do Wersalu, przerwane i bezużyteczne, gdyby wydał w Paryżu piątą część tego, co kosztowało forsowanie przyrody - Paryż byłby na całej swej przestrzeni równie piękny, jak jest od strony Tuile­ ries i Mostu Królewskiego oraz stałby się najwspa­ nialszym miastem całego świata”. Działalność urbanistyczna Leszczyńskiego w Nancy wydaje się odpowiedzią na te słowa. Była odbiciem postępowej ideologii francuskiej owych czasów. Zespół w Nancy zasługuje na to, by go uznać za szczególnie ciekawy przykład urbanistyki Oświecenia. Zdetronizowany król chciał się zapre­ zentować jako ideał monarchy. Zrealizowanie w Nancy bogatszego niż gdzie indziej programu urządzeń użyteczności publicznej było możliwe, albowiem mecenasem projektu był ambitny władca, który niby dobry książę z bajki, oddawał swe dochody ze skarbu francuskiego na potrzeby społeczne. Leszczyński otrzymywał od Ludwika XV początkowo półtora miliona, a później dwa miliony franków rocznie na utrzymanie dworu

i na inne wydatki. Był wolny od trosk materialnych czy to o siebie, czy o swą rodzinę; jedyna córka miała za męża potężnego monarchę. Mógł spokoj­ nie przeznaczać część otrzymywanej od zięcia kwoty na działalność budowlaną i charytatywną. Był nie tyle królem-filozofem, co amatorem-filozofem

o królewskich poborach. Był władcą z niepraw­ dziwego zdarzenia - i dlatego w swym księstwie realizował fragmenty utopii. Zasłużył na miano „Króla Dobroczyńcy”, którym go jego współcześni obdarzyli.

14. MOSKWA I PETERSBURG, PRZYKŁADY BUDOWY MIAST SPONTANICZNEJ I PLANOWEJ?

Wiele miast historycznych posiada logiczną strukturę przestrzenną, chociaż nie powstały jako owoc ustalającego ją od samego początku świado­ mego planowania. Spójrzmy na dwie kolejne stolice Rosji, Moskwę i Petersburg. Pierwsze z tych miast, którego początki sięgają średniowiecza, służy czę­ sto za przykład samorzutnego rozwoju dokoła pier­ wotnego ośrodka, jakim był książęcy gród. Drugie, założone kilka wieków później, na dziewiczym tere­ nie, może sprawiać wrażenie miasta rozwijającego się zgodnie z planem sporządzonym przy jego narodzinach. W rzeczywistości działo się inaczej. Kreml moskiewski mieścił w obrębie umocnień oprócz siedziby księcia, budynków administracji oraz kultu religijnego, także domy ludności związa­ nej z grodem (il. 276-278). Ogrodzenie drewniane zastąpiono w XIV w. murowanym. Po jego wschod­ niej stronie utworzył się w miejscu obecnego Placu Czerwonego wydłużony plac targowy, a dalej na wschód powstała osada targowa zwana „chińskim miastem”. Wzdłuż dróg wybiegających promieniście narastała samorzutnie zabudowa; tworzyła luźno ze sobą powiązane osady, układające się w kształt gwiazdy. Kiedy na przełomie XV i XVI w. zakończył się proces formowania scentralizowanego państwa rosyjskiego, Kreml przebudowano i otoczono nowy­ mi murami. W miarę przybywania ludności, powsta­ wały dokoła niego następne umocnienia, zarysowu­ jące koncentryczne słoje dokoła historycznego ośrodka. W końcu XVI w. objęto murami obronnymi z białego kamienia dalsze dzielnice Moskwy, two­ rząc tzw. „białe miasto”. Jeszcze przed ich ukoń­

czeniem wysunięto daleko wieniec umocnień drew­ nianych, wznoszonych pospiesznie w związku z niebezpieczeństwem najazdu Tatarów. Umocnie­ nia te, długości 14 km, objęły konglomerat osiedli 0 na wpół miejskim charakterze. Rozwój miasta odbywał się więc istotnie aż do XVIII w. w dużym stopniu samorzutnie, ale silna ręka panujących narzucała miastu elementy planowe. Były nimi przede wszystkim kolejne wieńce obwarowań. Bieg­ nące wzdłuż nich ulice oraz drogi wylotowe stwo­ rzyły z czasem czytelny kościec głównych arterii promienistych i obwodowych Moskwy. Stał się on, po korektach i uzupełnieniach, punktem wyjścia współczesnego planu urbanistycznego miasta. Kreml, ośrodek całego systemu, zachował swą dominującą pozycję. Otacza go dziś stale rozbudo­ wywana sieć arterii koncentrycznych i radialnych. W planie Petersburga (il. 415-420) występują czytelne elementy geometrycznie regularne, które mogłyby świadczyć o procesie planowego założenia 1 rozbudowywania miasta. Ale to tylko pozory. Przy­ stępując do wzniesienia na obu brzegach Newy pierwszych zespołów budowli - twierdzy Piotra i Pawła (1703) oraz ufortyfikowanej stoczni wraz z osiedlem dla jej pracowników i siedzibą admirała (1704) - Piotr I zapewne nie myślał o założeniu tu nowej stolicy. Pragnął przede wszystkim stworzyć bazę wojskową ułatwiającą prowadzenie wojny ze Szwedami. Dopiero później, zwłaszcza po rozgro­ mieniu nieprzyjaciela pod Połtawą (1709) oraz wy­ parciu go z Estonii i Łotwy, mógł powziąć śmiałą decyzję o przeniesieniu stolicy na kraniec ogromne­ 105

go państwa. Warunki fizjograficzne utrudniały regu­ larne rozplanowanie miasta. Szerokie odnogi Newy wraz z licznymi drobnymi ciekami wodnymi przeci­ nały podmokły teren, któremu groziły wylewy rzeki. Zabudowa narastała bez planu obejmującego ca­ łość, na prawym brzegu Newy na wprost twierdzy, a na lewym po obu stronach Admiralicji. Budynki były przeważnie drewniane. Miasto zaludniało się dość wolno. Jednakże Piotr z żelazną konsekwencją pokony­ wał trudności. Zmusił arystokrację rosyjską do wznoszenia na terenie stolicy domów, których wiel­ kość miała być zależna od liczby dusz w majątku właściciela. Zmuszał tysiące chłopów pańszczyźnia­ nych, ściąganych przymusowo, do prowadzenia różnych niezbędnych robót. Stwierdziwszy, że wbrew jego intencjom w mieście powstają głównie domy drewniane, zakazał w roku 1714 wnoszenia budynków murowanych w całym kraju, poza stolicą. Dzięki temu, zapewnił dopływ rzemieślników nie­ zbędnych do realizacji jego zamierzeń. Zarządził też zwózkę kamienia do budowy miasta. Pragnąc, aby Petersburg rozwijał się w przyszłości w sposób planowy, polecił w roku .171.6 a więc kiedy budo­ wa stolicy była już w toku - sporządzić plan nowej dzielnicy na wyspie Wasyla. Projekt przewidywał pokrycie terenu na wzór holenderski regularną siecią równoległych do siebie ulic i kanałów odwad­ niających. Nadal brak było planu, który objąłby różne dzielnice miasta, rozwijające się niezależnie od siebie na obu brzegach Newy i na otoczonej jej szerokimi ramionami wyspie. Plan taki sporządził na zlecenie Piotra J.B. Le Blond (1717). Główny ośro­ dek Petersburga z pałacem cara oraz liczne budo­ wle publiczne miały powstać na wyspie Wasyla. Projekt przypominał teoretyczne rozwiązania włos­ kiego renesansu. Pomimo zaakceptowania go przez Piotra nie został zrealizowany. Zgodnie z intencją cara, Le Blond zaprojektował silnie ufortyfikowane miasto na wyspach. Takie położenie utrudniało powiązanie poszczególnych dzielnic ze sobą oraz stolicy z kra­ jem. Plan był bardzo nieelastyczny i krępował nad­ miernie przyszłych budowniczych stolicy; nie tylko ustalał zawczasu szczegóły przyszłej zabudowy, 106

chociaż zmieniających się potrzeb nie można było przewidzieć, ale nie wskazywał dróg dalszego roz­ woju miasta, otoczonego ramionami rzeki i potę­ żnymi fortyfikacjami. Le Blond był architektem-ogrodnikiem i zaprojektował Petersburg tak, jakby to był park realizowany jednym ciągiem, póki nie osiągnie stanu ostatecznego. Nie takim charakte­ rem powinno się odznaczać planowanie stolicy, mającej rozwijać się w przyszłości. Le Blond nie liczył się też z istniejącą zabudową; nie starał się włączyć jej do swego obrazu Petersburga. Plan został - na szczęście! - poniechany. Na wyspie Wasyla budowano niewiele, i to przy schematycznej siatce ulic, wytyczonej na podstawie poprzedniego projektu. Natomiast, wbrew wskazaniom Le Blonda, najintensywniej rozwijała się część miasta na lewym brzegu rzeki, najdogodniej połączona z resztą kraju. Tak więc dopiero po śmierci Piotra (1725) po­ częto porządkować narastającą w dużym stopniu samorzutnie zabudowę i kształtować podstawowe elementy strukturalne obecnego głównego ośrodka miasta na lewym brzegu Newy. Akcję tę ułatwiły wielkie pożary, jakie wybuchły w tej części Peters­ burga w latach 1736 i 1737. W końcu lat trzydzie­ stych XVIII w. sporządzono plan, który objął wszyst­ kie dzielnice i przewidywał rozwój miasta głównie w kierunku południowym. Powstał kościec kompo­ zycyjny tej części Petersburga w postaci trzech arterii zamkniętych wieżą Admiralicji, z czasem przebudowaną. Plany z lat następnych stopniowo porządkowały fragmenty miasta, wiążąc je w całość. W 1763 roku ogłoszono międzynarodowy konkurs na projekt przebudowy miasta. Jego wyniki nie zostały opublikowane i nie wiemy, czy wywarły wpływ na kształt stolicy. Sześć lat później został zatwierdzony nowy plan, ustalający sieć ulic i zasa­ dy ich zabudowy. W końcu XVIII i na początku XIX w. Petersburg stał się terenem realizacji wielkich przedsięwzięć architektonicznych. Dopiero wtedy, ponad sto lat od jego założenia, wykształcił się ostatecznie plan głównej dzielnicy oraz uformowała jej zabudowa. Pierre Lavedan ocenił bardzo krytycznie działal­ ność urbanistyczną Piotra I. Budowę miasta na terenie bagnistym kosztem tysięcy ofiar w ludziach,

pracujących tu pod przymusem, uznał za „przejaw fantazji lub kaprysu... Car był na pewno wielkim politykiem; nie odegrał jakiejkolwiek roli jako urbani­ sta... Jest faktem zadziwiającym, że władca tak absolutny, jak Piotr Wielki, nie mógł spowodować przyjęcia planu Le Blonda, kiedy w Niemczech niejeden skromny książę narzucał bez trudności projekty równie systematyczne... Tak więc Sankt-Petersburg pozostaje dla nas mniej charakterysty­ czny dla epoki, niż taka czy inna mała rezydencja nad Renem, której plan umiała narzucić od począt­ ku wola ludzka i która nigdy nie odeszła od linii wyznaczonej pierwotnie. Jedną tylko wspólną cechę mają wysiłki tylu carów: dążenie do wielkości... Ze swymi ulicami przekraczającymi miarę, bezkresnymi kolumnadami, gigantycznymi placami miasto nie przestaje oddawać uczucia nieskończoności, które leży w głębi duszy rosyjskiej”29*. Trudno zgodzić się z takim sądem, gdy się spo­ gląda na początki Petersburga. Wprawdzie nowa stolica nie rozwinęła się na terenie upatrzonym przez Piotra I pod jej budowę, a także w obecnym planie mało jest elementów, ustalonych za życia cara - ale to on zrobił pierwsze kroki na drodze, którą wskazał swym następcom. To raczej przenie­ sienie stolicy z Paryża do Wersalu było przejawem „fantazji lub kaprysu” Ludwika XIV. Piotr kierował się chęcią zbudowania nad ujściem Newy potężne­ go miasta-twierdzy, które umocniłoby pozycję Rosji nad Zatoką Fińską i ułatwiło dalsze podboje. Nie osiągnąłby zapewne swego celu, gdyby nie prze­ niósł tu stolicy - z dworem carskim, najwyższymi urzędami, siedzibami arystokracji i związaną z ich obsługą ludnością kupiecką, rzemieślniczą i inną. Piotr istotnie nie doprowadził do realizacji planu Le Blonda, ale budowa stolicy wielkiego państwa nie mogła odbywać się tak, jak stosunkowo skromnej rezydencji książęcej: musiała być dziełem wielu pokoleń oraz uwzględniać zmieniające się z czasem potrzeby i intencje. Jest znamienne, że w przeciwieństwie do budo­ wniczych „małych rezydencji nad Renem” nie za­ czął budowy od reprezentacyjnego pałacu dla sie­ bie, ale od twierdzy i od gmachu Admiralicji, która stała się z czasem główną dominantą planu miasta.

Pałace cesarskie, położone na uboczu, choć niena­ gannie okazałe, miały i w przyszłości odgrywać rolę raczej drugorzędną, w zestawieniu z budowlami wzniesionymi dla wojska. Można uważać, że zmie­ rzając do założenia głównej dzielnicy miasta na wyspie Wasyla, gwoli zwiększenia obronności stoli­ cy i jej znaczenia militarnego, Piotr nie doceniał trudności wynikających z takiej lokalizacji dla miasta i jego mieszkańców - jednakże nie trzeba żałować, ani się dziwić, że plan Le Blonda nie został zreali­ zowany. Od czasu budowy pierwszych obiektów w Petersburgu pozycja Rosji w tym rejonie Europy wzrosła i względy wojskowe straciły na znaczeniu. Piotr przeciwstawił się dotychczasowej, na ogół dość chaotycznej, budowie miast w Rosji i starał się pokierować nią wykorzystując osiągnięcia Holandii i Francji, jakie poznał. Nie łatwo było o przełom w tej dziedzinie i nie w pełni cel swój osiągnął w Petersburgu, chociaż sprowadził z zagranicy zna­ nych architektów. Udało mu się jednak stworzyć podwaliny nowej urbanistyki rosyjskiej. Następcy Piotra kontynuowali jego dzieło. Roli Piotra jako urbanisty nie należy oceniać jedynie na podstawie jego udziału w formowaniu planu miasta. Sukcesy budowy miast wymagają nie tylko planowania, ale także stworzenia warunków sprzyjających realizacji i sterowaniu nią, a w tej dziedzinie ważka rola Piotra jest bezsporna. W bar­ dzo trudnych warunkach wygrał bitwę o Petersburg. Osiągnął swój cel środkami despotycznymi, operu­ jąc przymusem i nie licząc się z oporami ludności ale taka była ta epoka w życiu Rosji. Charakteryzo­ wały ją wzrost potęgi imperium rosyjskiego w czasie od rozgromienia Karola XII do zwycięstwa nad Napoleonem I, a także stopniowe przekształcenie Rosji pod wpływem wzorców zachodnich. Adam Mickiewicz, który znalazł się w Petersburgu sto lat po śmierci Piotra, nie dopatrywał się w kształcie miasta - w jego ulicach przekraczających miarę, nie kończących się kolumnadach, gigantycznych pla­ cach, a także w despotycznym przełamywaniu oporów ludności - odbicia „duszy rosyjskiej”, ale pisał: „Kto widział Petersburg, ten powie, że budo­ wały go chyba szatany... Car tu wszechmocność swej woli pokazał”. Dzieje Petersburga dobrze 107

oddają dynamikę procesu sterowania rozwojem słusznie stwierdził miasta. Następujące po sobie plany, dostosowywa- uczynienia stolicy ne do zmieniających się warunków, służyły, jak i panujących.

P. Lavedan, naczelnemu celowi: symbolem wielkości państwa

15. POZYCJA ŁODZI W DZIEJACH BUDOWY MIAST

Narodzinom Łodzi przemysłowej (il. 428-430) poświęcili liczne, cenne prace historycy dziejów gospodarczo-społecznych, geografowie i ekonomi­ ści. Wyjaśnili przekonująco motory zadziwiającego awansu miasta i przedstawili szczegółowo jego losy. Jednakże ta bogata literatura nie dała, moim zdaniem, w pełni trafnej charakterystyki przestrzen­ nego rozwoju miasta. Sądzę, że warto dorzucić do tego, co napisano, nieco uwag z pozycji urbanisty. Jak już o tym mówiłem, prezes Komisji Mazo­ wieckiej, Rajmund Rembieliński wystąpił w 1820 r. o zgodę na realizację projektu rozbudowy pięciu miast jego województwa w celu ulokowania w nich sukienników (por. s. 82) i w 1821 r. uzyskał akcep­ tację. Na tej podstawie powstało na południe od średniowiecznej Łodzi Nowe Miasto, oddzielone od „starego” rzeczką Łódką. Stosownie do upodobań epoki, otrzymało plan o układzie regularnym, z ośmiobocznym rynkiem. Jednakże w oczach historyka urbanistyki to „miasto fabryczne” miało, jak na lata dwudzieste XIX w., cechy anachroniczne. Jego plan dostoso­ wano do potrzeb rękodzielników pracujących samo­ dzielnie lub w systemie nakładczym, zajmujących się w swych domach zarówno przygotowywaniem przędzy, jak i tkaniem, a niekiedy także i farbowa­ niem sukna. Folusz, urządzony na miejscu dawne­ go młyna Grobelnego i oddany najpierw w zarząd zgromadzeniu sukienniczemu, był jedynym obiek­ tem poruszanym siłą wody. Podobne stosunki pa­ nowały w miastach średniowiecznych, w których działali sukiennicy. Kiedy wytyczano „Nowe Miasto”, nie tylko w Europie Zachodniej, ale także na terenie Królestwa działały już manufaktury sukiennicze. Wznosiły się na terenach znacznie większych od typowych placów miejskich, często na uboczu od 108

skupisk zabudowy mieszkaniowej, i zajmowały budynki o paru kondygnacjach. Tworzenie manu­ faktur scentralizowanych stanowiło ważny krok na drodze do wielkiego przemysłu zmechanizowanego, chociaż większość procesów produkcyjnych wyko­ nywano w nich na warsztatach ręcznych. Interesują­ cym przykładem sytuowania takich zakładów jest Tomaszów Mazowiecki, założony przez Antoniego Ostrowskiego. Dla sukienników wytyczono po obu stronach ulicy Kaliskiej, zamkniętej widokowo pała­ cem właściciela miasta, działki budowlane o po­ wierzchni zbliżonej do placów łódzkiego Nowego Miasta, ale pod zakłady przemysłowe zarezerwowa­ no rozległe tereny w dolinie Wolbórki, która mogła poruszać koła wodne i dostarczać wody na różne potrzeby związane z produkcją. W latach 1825-26 wzniesiono tu dwie duże przędzalnie wełny, a na­ stępnie inne zakłady. Inaczej niż w Nowym Mieście przedstawiała się sprawa w położonej na południe od niego osadzie Łódce. Do jej budowy Rembieliński przystąpił w r. 1824. Prezes mazowiecki pragnął teraz zająć się przemysłem lnianym i bawełnianym - ale za­ miast rozmieścić go w rozproszonych osadach, postanowił skoncentrować całą produkcję. Konsek­ wencją tej zmiany zasad lokalizacji było utworzenie największego ze wszystkich zakładanych dotych­ czas w Królestwie skupień przemysłowych. Nawią­ zując do dzisiejszej terminologii, można by nazwać je „kombinatem rolniczo-rzemieślniczo-przemysłowym”. W osadzie miano uprawiać len, produkować przędzę lnianą, a wreszcie wytwarzać i wykańczać tkaniny lniane i bawełniane. Płótno lniane wyrabiano od wieków na wsi w gospodarstwach chłopskich oraz dworskich, upra­ wiających len. Przygotowywaniem przędzy zajmo­

wały się kobiety; inne czynności wykonywali zwykle mężczyźni, głównie poza okresem robót polowych. Płótna bielono na słońcu. Otrzymywano w ten spo­ sób tkaniny „ordynaryjne”. W „Łódce” wyznaczono dla prządników lnu place bardzo duże, bo o po­ wierzchni 3 mórg. Osadnicy zobowiązywali się do obsiania lnem co najmniej pół morgi; na pozostałym terenie mogli gospodarować dowolnie. Sprowadzanie przędzy i tkanin, wełnianych i ba­ wełnianych, obciążało poważnie bilans handlowy Królestwa. Rząd pragnął pobudzić zarówno rozwój hodowli owiec, jak i uprawy lnu. Przeprowadzone badania gleby wypadły pomyślnie dla koncepcji oparcia przemysłu Iniarskiego w Łodzi na miejsco­ wym surowcu. Do miasteczek sukienniczych Rembieliński przy­ ciągał rękodzielników. Do nowej osady pragnął sprowadzić także większych przedsiębiorców. W tym celu wysłał do Prus, Saksonii i Czech „komi­ sarza fabryk" Tykla, który istotnie namówił do prze­ niesienia się do Polski kilku poważnych fabrykan­ tów. Gdy jeden z nich, Kopisch, sprowadził się z rodziną do Łodzi, burmistrzowi łódzkiemu poleco­ no opróżnić całe pierwsze piętro w ratuszu i prze­ nieść się na rok do zwykłego domu rzemieślnicze­ go, albowiem tak poważnego fabrykanta nie można było ulokować nawet na pewien czas w skromnym tkackim mieszkaniu. Na duże zakłady przemysłowe zostały przezna­ czone rozległe „posiadła wodno-fabryczne”, usytuo­ wane nad rzeczką Jasienią, która mogła poruszać koła wodne, dostarczać wody na cele związane z produkcją i odprowadzać ścieki. Była to, jakbyśmy dziś powiedzieli, „strefa przemysłowa” osady. Nie­ bawem okazała się za mała; przyłączono do niej wtedy część przyległych działek rzemieślniczych. Pierwszym dużym obiektem przemysłowym, urządzanym tu od 1824 r. przez rząd, a następnie rozbudowanym przez Kopischa, był rozległy „zakład płócienniczy”. Miał on dla całej osady ogromne zna­ czenie: pozwalał na lepsze niż dotychczas wykań­ czanie wyrobów lnianych i bawełnianych, dzięki urządzeniom, jakimi wcześniej nie dysponowali pracujący w prymitywnych warunkach rękodzielnicy. Kopisch zobowiązał się także do prowadzenia han­

dlu hurtowego przędzą i płótnem, ważnego dla całej osady. Dolina Jasieni utworzyła więc główną oś przemy­ słową nowej osady. Na swym zachodnim odcinku oś ta przecinała trakt wiodący do Piotrkowa, który na północy przechodzi przez Stare i Nowe Miasto.Nic dziwnego, że obrano go za główną oś komunikacyj­ ną, wzdłuż której skupiono rękodzielników mających zajmować się uprawą i przetwórstwem lnu oraz tka­ niem płócien. Trakt ten łączył ich zarówno ze strefą przemysłową, jak i z osadą sukienniczą - oraz z da­ lekim światem. Tędy prowadziła na północ droga do Łęczycy, ośrodka obwodu, oraz do Warszawy, a na południe do Piotrkowa i „miast fabrycznych" woje­ wództwa kaliskiego. Tą drogą napływało wielu osad­ ników. Na południe od Jasieni, mniej więcej równole­ gle do niej, wytyczono od traktu piotrkowskiego w kierunku wschodnim oś komunikacyjną, przy której usadowiono prządników lnu i tkaczy. Trzy rodzaje terenów o uzupełniającym się prze­ znaczeniu - najpierw działki pod uprawę i przędze­ nie lnu, następnie place dla tkaczy przerabiających przędzę lnianą i bawełnianą, wreszcie tereny przemysłowe, na których tkaniny wykańczano i wy­ konywano różne inne czynności, częściowo przy stosowaniu napędu wodnego a później parowego składały się na logicznie pomyślany organizm. Różni badacze zarzucali budowniczym Łodzi nadanie miastu nadmiernej - ktoś użył nawet słowa „monstrualnej” - długości wzdłuż traktu piotrkow­ skiego. Sądzę, że twórcy planu na taki zarzut raczej nie zasłużyli. Duże rozmiary Łódki odpowiadały dążeniu Rembielińskiego do skoncentrowania upra­ wy lnu oraz produkcji tkanin lnianych i bawełnia­ nych w jednej miejscowości. Osada Łódka wybiega­ ła jednym ramieniem aż do Nowego Miasta, ale ponadto otrzymała ramię drugie, które sięgnęło na wschód po wieś Widzew. Niebawem napływ osad­ ników był tak duży, że obydwa ramiona pomimo swego wydłużenia nie mogły ich pomieścić. Rembieliński ubolewał w 1829 r., że brak gruntów uniemożliwia dalsze osiedlanie zgłaszających się prządników. Nowe Miasto składało się z około 200 działek sukienników. Osada Łódka liczyła wraz ze „Śląza­ 109

kami” ponad 500 placów prządników i tkaczy, a po­ nadto rozległe „posiadła fabryczne”. Twierdzenie, że Łódka ma strukturę pasma wyciągniętego i wzdłuż traktu piotrkowskiego, jest nieprecyzyjne. Równie dobrze (to znaczy - równie nieprecyzyjnie) można by powiedzieć, że nowa osada otrzymała strukturę promienistą o trzech promieniach wybiega­ jących z ośrodka, którym był pierwszy i najważniej­ szy dla osadników zakład przemysłowy - bielnik. W rzeczywistości budowniczowie Łódki starali się tak ją ukształtować, by osadnicy mieszkali niezbyt daleko od bielnika i innych zakładów. Jednakże musieli liczyć się z podstawowymi elementami śro­ dowiska, w które wpisali swą osadę, a między inny­ mi z traktem piotrkowskim, przy którym leżało już miasteczko sukiennicze oraz z oddaleniem Jasieni od Łódki. Tylko w stronę północną mogli posunąć się dość daleko, aż w sąsiedztwo Nowego Miasta. W odległości zaledwie jednego kilometra na połu­ dnie od bielnika leżała bariera dla Rembielińskiego nie do przebycia: granica między województwami mazowieckim i kaliskim; stąd krótkość „promienia” południowego. Wschodni natrafiał na przeszkodę łatwiejszą - granicę z wsiami Widzew i Zarzew, została ona nieco później przekroczona. Sądzę, że najsłuszniejszej byłoby uważać układ przestrzenny Łódki za dwupasmowy: pasmo rękodzielnicze ciąg­ nęło się głównie wzdłuż traktu piotrkowskiego, przemysłowo-rękodzielnicze wzdłuż Jasieni. Wytyczenie Łódki na bardzo rozległym i wydłu­ żonym terenie było także konsekwencją zasadniczej różnicy modeli, jakie mieli przed oczami budowni­ czowie Łodzi sukienniczej i płócienniczej. Nowe Miasto zakładano na wzór miasteczek rękodzielni­ czych. Za model osady Łódki służyły w pewnym stopniu osiedla wiejskie i półwiejskie. Wiązało się to z chęcią zorganizowania uprawy i przędzenia lnu na miejscu. Produkcja przędzy lnianej wymagała wielu zabiegów, a przynosiła stosunkowo niewielkie i nie­ pewne dochody. Trzymorgowe działki, wykorzy­ stywane nie tylko pod len, stanowiły dużą atrakcję dla prządników; znalazły szybciej chętnych, niż place dla sukienników i tkaczy. Znaczna powierzch­ nia gruntu przypadającego na osadnika spowodo­ wała rozległość terenów budowlanych osady i przy­ 110

czyniła się do jej wydłużenia, spotęgowanego istnie­ niem nad traktem piotrkowskim miasta średnio­ wiecznego i osady sukienniczej. Rembleliński zdawał sobie sprawę ze skutków przyjętego rozwiązania, skoro pisał w 1826 r. o „rozwlekłych nieco i od miasta odległych osadach prządniczych”. Jednakże pragnął Łodzi „znakomitą nadać rozległość” (cytuję teraz jego słowa z 1837 r.) i widocznie uważał „rozwlekłość” miasta za nieuniknioną konsekwencję powziętych decyzji, z którą trzeba i można się pogodzić. „Rozwlekłość” ta stanowiła między innymi wynik nanizania na nitkę traktu piotrkowskiego trzech miast - rolniczego, rzemieślniczego i przemysłowego. Osada Łódka jest tworem zupełnie nowym i uni­ kalnym w dziejach urbanistyki nie tylko polskiej, ale europejskiej. Stanowi pierwszy przykład planowego rozwiązania nowego zadania - budowy dużego ośrodka przemysłu, uwzględniającego głębokie zmiany technologii i organizacji produkcji oraz sto­ sunków gospodarczo-społecznych, przemiany zwią­ zane z „rewolucją przemysłową”. Nie ma ukształtowanego'planowo ośrodka przemysłowego tej miary, zrealizowanego przed XX w. w krajach Europy zachodniej. Powiem więcej: uważam utworzenie tam podobnego dzieła urbanistyki w owym czasie za niemożliwe. Brzmi to paradoksalnie, ale powstanie nowator­ skiego projektu Łódki stanowiło konsekwencję zaco­ fania gospodarczego Polski, które rząd Królestwa chciał jak najszybciej nadrobić. W czasie „rewolucji przemysłowej” istniały na Zachodzie liczne stare ośrodki włókiennictwa. Kapitał handlowy opanował tam, na długo przed rewolucją, całe okręgi wiejskie. Pracowały one systemem nakładczym dla kupców mających siedzibę w większych miastach, w których zlokalizowana była zazwyczaj część procesu pro­ dukcyjnego, zwłaszcza wykańczania tkanin. Do takich rozwiniętych okręgów włókiennictwa należała Górna Saksonia. Już w 1357 r. w Kamienicy Sas­ kiej mieszczanie zbudowali bielnik i uzyskali mono­ pol na bielenie płócien. Kiedy w końcu XVIII w. doszło do przewrotu w produkcji włókienniczej, istniejące zakłady modernizowano i wznoszono nowe oraz budowano domy dla robotników. Nie

było natomiast potrzeby zakładania nowych miast na surowym korzeniu. Modernizacja i koncentracja produkcji w dużych zakładach podcinała egzysten­ cję rękodzielników, zatrudnionych dotychczas w ra­ mach systemu nakładczego. Aby nie spaść do poziomu robotników fabrycznych, woleli przenieść się do Królestwa Kongresowego, gdzie rząd przy­ znawał im duże działki i różne przywileje. Kiedy wytyczano Łódkę, w zaawansowanych pod względem ekonomicznym krajach europejskich panowały doktryny liberalizmu gospodarczego. System kapitalistyczny był tak umocniony, że nie wymagał opieki państwa, bez której nie powstałby „polski Manchester”. Manchester angielski rozwijał się żywiołowo i chaotycznie. W 1780 r. wzniesiono tam pierwszy komin fabryczny - ponad 50 lat wcześniej, niż w Łodzi. Na przełomie XVIII i XIX w. pracowało już w mieście i jego najbliższych okoli­ cach około 50 dużych zakładów przemysłowych, korzystających przeważnie z napędu parowego. W 1826 r. zwiedzał Manchester Fryderyk Schinkel, najwybitniejszy w owym czasie architekt nie­ miecki. Widział tam budynki fabryczne o 7 -8 kon­ dygnacjach, o „długości zamku królewskiego w Berlinie”. Ponad ulicami, przecinającymi masy bu­ dynków, przebiegały napowietrzne połączenia oraz bocznice kolejowe na estakadach. W tym pofalowa­ nym terenie kanał, łączący miasto z morzem, prze­ chodził to nad, to pod ulicami. „Ogromne bryły budynków, wzniesione z myślą jedynie o zaspokoje­ niu nagiej potrzeby, wszystkie z czerwonej cegły, bez jakiejkolwiek architektury, sprawiają wrażenie niesamowite”, pisał Schinkel. W miarę rozwoju miasta część zakładów opuszczała przegęszczone śródmieście i sadowiła się na peryferiach albo w licznych okolicznych miasteczkach, które z kolei przekształcały się szybko w duże ośrodki przemy­ słowe. W takich warunkach nie było ani potrzeby, ani możliwości planowego wyznaczania terenów pod nowe miasta przemysłowe. W wyjątkowych przypadkach przemysłowcy wznosili koło swych zakładów osiedla pracownicze. Angielskie Saltaire (s. 51), założone równocześnie z fabryką przez Tytusa Salta (1849), stanowi najciekawszy przykład takiej działalności. Cała osada, zamieszkała wyłącz­

nie przez urzędników i robotników jednej fabryki, zajmowała obszar o powierzchni zaledwie kilkudzie­ sięciu hektarów. Saltaire błyszczy w pracach mó­ wiących o budowie miast przemysłowych XIX w. Nie ma w nich mowy o Łodzi. I jeszcze jeden paradoks. Plan budowy Łodzi przemysłowej jest bardziej zbliżony swym charakte­ rem do planów sporządzanych w Polsce obecnie, niż plan urbanistyczny wykonany ponad 100 lat po zejściu Rembielińskiego ze sceny, zatwierdzony w 1935 r. Zgodnie z obowiązującym podówczas ustawodawstwem był to „ogólny plan zabudowania”, który ograniczał się do ustalenia podstawowych wytycznych użytkowania i zabudowania terenów miasta. Wynikało zeń, między innymi, na jakich terenach wolno było wznosić zakłady przemysłowe, ale rodzajem produkcji plan się nie zajmował; roz­ różniał jedynie tereny pod zakłady szkodliwe i nie­ uciążliwe dla otoczenia. Co najważniejsze - ani władze państwowe, ani miejskie nie miały wpływu na realizację zamierzeń, z wyjątkiem bardzo ograni­ czonego wycinka spraw, w których państwo albo miasto występowały w charakterze inwestora. Po­ wstawanie nowych obiektów w strefie przemysłowej zależało od inwestorów prywatnych. To oni decydo­ wali, czy i co budować. Plan zagospodarowania przestrzennego nie był powiązany z planowaniem gospodarczym, bo planowania takiego, przynaj­ mniej w odniesieniu do rozwoju przemysłu łódzkie­ go, nie było, i w ramach gospodarki kapitalistycznej być nie mogło. Plan miał charakter planu życzeń. Dodajmy - życzeń nie spełnionych. Wysokie ceny terenów stanowiły jedną z przeszkód przy realizacji zamierzeń urbanistycznych. W zupełnie innych warunkach odbywała się budowa zrębów Łodzi przemysłowej na początku XIX w. Rząd ustalił swój wielki plan dźwignięcia gospodarki krajowej i realizował go zadziwiająco szybko. Prowadził odpowiednią politykę celną oraz udzielał sprowadzanym rękodzielnikom i przemy­ słowcom rozlicznych przywilejów, pod warunkiem, że zajmą się ściśle określoną działalnością. Po przyjęciu odpowiednich zobowiązań, przybysze otrzymywali teren nisko oczynszowany, pożyczki, pomoc materialną, zwolnienia z ceł przywozowych 111

na określone towary itp. Rząd sam wznosił obiekty przemysłowe tam, gdzie uważał to za konieczne. Zadziwiający rozwój Łódki nie byłby możliwy, gdyby nie sprzyjały mu zachodzące przeobrażenia gospo­ darcze - a szczególnie gdyby losy osady nie wiąza­ ły się z przetwórstwem bawełny. W owym czasie podbijała na rynki zbytu, w Polsce i za granicą, wypierając zwłaszcza wyroby ze lnu, których pro­ dukcja była trudniejsza i droższa. Jednakże rozwój przemysłu bawełnianego w Królestwie został znako­ micie przyspieszony dzięki popieraniu go przez władze rządowe i wojewódzkie, a zwłaszcza przez ministra skarbu Ksawerego Lubeckiego i prezesa Rembielińskiego, dzięki koncentracji zarówno róż­ nych procesów produkcji, jak i wykwalifikowanych pracowników w Łodzi. Na jednym odcinku spotkało Rembielińskiego szczególnie przykre niepowodze­ nie; nie powiodła się próba uruchomienia w Łódce przędzalni lnu. Przyczyna była prosta: w owym czasie maszyny do przędzenia lnu były jeszcze mało sprawne. Wynalazek Girarda znalazł zastoso­ wanie w skromnym zakresie ok. 1814 r. w Anglii, a dopiero później w udoskonalonej formie w Polsce. Jeden z ważnych elementów wielkiego kombinatu produkcyjnego, planowanego przez Rembielińskiego, nie został zrealizowany. Ośrod­ kiem przemysłu lnianego stał się Żyrardów. Piszę o tym, aby podkreślić rozległość, śmiałość i konsek­ wencję koncepcji prezesa mazowieckiego. Jego pian zagospodarowania przestrzennego Łodzi nie był jedynie mglistym „planem życzeń”. Został zinte­ growany z planem gospodarczym, przyjętym przez rząd, i podbudowany środkami finansowymi. Dzięki systemowi bodźców, przyciągających rękodzielni­ ków i przemysłowców, miał zapewnioną szybką realizację. Celem moim było zwrócenie uwagi na osiągnię­ cia budowniczych Łodzi z lat Królestwa doby kon­ stytucyjnej. Trudno mi jednak poprzestać na tym, co powiedziałem: niebawem po omawianym okresie zaczęły się czasy żywiołowych przeobrażeń miasta, które znów mogłoby wejść na karty historii urbani­ styki - jako przykład jej głębokiego upadku. Różne były przyczyny takiej ewolucji. Rembieliński zapoczątkował rozwój wielkoprzemysłowej Ło­ 112

dzi, który postępował bardzo szybko. Na planie miasta z 1827 r. wskazano „las rządowy na dalsze osady fabryczne zaprojektowany”. Istotnie - na jego terenie wytyczono, już po powstaniu, regularną siatkę ulic, która nawiązywała do sieci istniejącej. Ale stosunek władz rosyjskich do akcji planowej budowy miast przemysłowych Królestwa zmienił się zasadniczo. W 1833 r. zniesiono większość ulg przyznawanych dotąd imigrantom. Zmieniła się też doktryna ekonomiczna: planowe sterowanie lokali­ zacją i rozwojem przemysłu miało ustąpić nie skrę­ powanej gospodarce kapitalistycznej. Broniąc polity­ ki prohibicyjno-protekcyjnej, Lubecki pisał w jednym ze swych memoriałów, że przemysł ledwie powsta­ jący wymaga specjalnych przywilejów, a dojrzały żąda tylko opieki prawa i zerwania pęt, które krępo­ wałyby jego swobodny rozwój. Te słowa zapowia­ dały trafnie przyszły rozwój przemysłu polskiego. Ale pozostawało inne ważne zadanie - dostosowa­ nie struktury przestrzennej miast do zmienionych potrzeb. Sieć działek dawnej osady, mających trzyi półtoramorgowe powierzchnie, stała się anachroni­ zmem i wymagała skorygowania. Swego czasu Rembieliński powiększył ich kosztem tereny prze­ znaczone pod przemysł. Teraz nikt nie zajmował się takimi problemami. W 1832 r. Rembieliński został zwolniony dekretem carskim ze służby (do której powrócił po powstaniu), „z tym, że do niej nigdy przyjętym być nie może”. Byłoby niesłuszne tłumaczenie upadku urbanistyki łódzkiej jedynie zmianą panującej doktryny ekonomicznej. Przy innych stosunkach politycznych, przy chęci władz centralnych i lokalnych przeciwstawienia się chaoty­ cznemu rozwojowi miasta i przeznaczeniu na ten cel środków, upadek nie byłby tak głęboki. Na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę na pewne analogie między planem Łódki i awangardo­ wymi koncepcjami urbanistycznymi z końca XIX i pierwszej połowy XX w. Oskar Fiatt pisał o Łodzi w 1853 r.: „Obszerne dzielnice, zalegające po obu stronach fabrycznej osady, przedstawiają jeszcze sielski widok. Mieszkańcy tamecznych okolic do­ świadczają połączonych przyjemności miejskiego i wiejskiego życia: tuż za domami roztaczają się ogrody, a dalej złotym kłosem bogate łany”. Czy

słowa te nie oznaczają „mariażu miasta ze wsią”, który w swej książce o miastach-ogrodach postulo­ wał Ebenezer Howard (s. 245)? Czy „dwupasmowy” układ przestrzenny, charakterystyczny dla Łodzi, nie został zastosowany także przez Tony Garniera w jego projekcie „miasta przemysłowego”, gdzie pasmo zabudowy mieszkaniowej przecina się z przemysłowym (s. 219)? Garnier także przewidywał domki dwukondygnacyjne otoczone zielenią, tak że całe miasto było „jakby wielkim parkiem”. Również Le Corbusier rysował schemat „miasta przemysło­ wego liniowego”, ciągnącego się wzdłuż szlaków komunikacyjnych „od Atlantyku do Uralu”. To raczej o jego mieście, a nie o Łodzi, można by powie­ dzieć, że jest „monstrualnie długie”. Nie chcę pomniejszać walorów rozplanowania łódzkiego Nowego Miasta, które jest pięknym świa­ dectwem działalności pierwszych budowniczych Łodzi przemysłowej; jego rynek z ratuszem i koś­ ciołem pomimo zniekształceń architektonicznych

wzbogaca dziś strukturę miasta. Nie chcę też wyol­ brzymiać walorów osady Łódki; kierowałem się chęcią zwrócenia uwagi na jej nowatorskie cechy, przez historyków urbanistyki nie doceniane. Nie stawiam Rembielińskiego w jednym szeregu z Ho­ wardem, Garnierem i Le Corbusierem, wielkimi współtwórcami współczesnej urbanistyki. Uważam jedynie, ze światły prezes mazowiecki, kierując się względami pragmatycznymi, zrealizował w Łodzi elementy koncepcji, które miały znacznie później pojawić się w teoretycznych projektach urbanistycz­ nej awangardy. Wprowadzając do rozważań posta­ cie, które zajęły z czasem wybitne miejsce w historii architektury i urbanistyki oraz zwracając uwagę na charakter planu Łodzi, zbliżony do współczesnych polskich planów urbanistycznych powiązaniem planowania przestrzennego z gospodarczym chciałem dobitniej uzasadnić moją tezę o unikalnej pozycji Łodzi z lat dwudziestych XIX w., w dziejach budowy miast europejskich nie dostrzeganej.

16. PARYŻ OD ANCIEN RÉGIME’U DO DZIŚ I ROLA TRADYCJI

Na początku XVII w. królowie Francji rozpoczęli akcję przekształcania średniowiecznego Paryża w budzącą podziw nowożytną stolicę wielkiego państwa. Ta działalność budowlana zapewniła im trwałe miejsce w dziejach miasta. Także w naszych czasach obserwujemy uświetnianie stolicy budowla­ mi, które dzielą z klasycznymi dziełami urbanistyki francuskiej XVII-XIX w. jej upodobanie do monu­ mentalnych efektów, wielkich osi, dyscypliny i ładu. Jednym z wielkich budowniczych nowożytnego Paryża był Henryk IV. Miasto zawdzięcza mu mię­ dzy innymi Pont Neuf w obecnym kształcie (il. 317), bez projektowanych na nim pierwotnie dwóch sze­ regów domów, charakterystycznych dla mostów średniowiecznych. Następnie - liczne, przebite przez bezładne zabudowania, prostolinijne ulice o ujednoliconej architekturze, Place Dauphine przy Nowym Moście, a także pierwszy „plac królewski” stolicy, obecny Place des Vosges (il. 320). Wresz­

cie, na polecenie króla powstał w 1610 r. projekt całej dzielnicy w północno-wschodniej części mias­ ta. Jej ośrodkiem miał być półkolisty Place de Fran­ ce, reprezentacyjny plac wjazdowy stolicy, otoczony siedmioma budynkami publicznymi. Przy wybiegają­ cej z niego wiązce promienistych ulic byłaby usytu­ owana zabudowa mieszkaniowa. Rozchodzące się przed nową bramą miejską ulice przypominały swym układem zbieg trzech ulic przed Porta del Popolo w Rzymie, z tą różnicą, że w Paryżu miało być ich aż osiem (il. 319). Każda z nich otrzymała­ by nazwę prowincji francuskiej. Nadawało to zna­ czenie symboliczne całemu założeniu: miało uzmy­ sławiać zjednoczenie kraju pod berłem monarchy, który przyłączył do Francji, zajęte przez Hiszpanów, Burgundię i Pikardię oraz umocnił władzę królew­ ską. Zespół przy Place de France byłby więc nieja­ ko pomnikiem, jakim Henryk IV pragnął upamiętnić swą rolę w dziejach kraju. Wkrótce po rozpoczęciu 113

robót król został zamordowany (1610). Realizacji j>lanu nie ukończono. Na działalność Henryka IV rzuca interesujące światło list, jaki napisał do kardynała de Joyeuse w 1607 r.30). Rozwodził się w nim nad swymi budo­ wlami i ogrodami, nad pięknym widokiem z nowego mostu, manufakturami jakie uruchomił w Paryżu, mówił o dziesiątkach tysięcy drzew zasadzonych w ogrodzie pałacowym w Fontainebleau, wreszcie 0 budowanym kanale między Briarą i Loarą. Pod­ chodził z pasją i zrozumieniem do spraw architektu­ ry i zieleni, urbanistyki i gospodarki przestrzennej. Zatrzymam się nieco dłużej nad realizacją pary­ ską, zaczętą w czasach jednego z następców tego króla: nad placem noszącym pierwotnie imię Ludwi­ ka XV, a dziś znanym jako Place de la Concorde, Plac Zgody (ii. 326, 327). Ograniczę się do zwięzłe­ go naszkicowania dziejów placu oraz zespołu, w skład którego wchodzi, aż po dzień dzisiejszy, aby zakończyć kilkoma uwagami, głównie o rela­ cjach między architekturą a zielenią i wodą w krajo­ brazie miasta, o konieczności dostosowania metod realizacji do nietypowego zadania urbanistycznego, wreszcie o trwaniu pewnych tradycji, wywodzących się z czasów królów i cesarzy, aż po republikań­ skich prezydentów. Kiedy w 1748 r. władze miejskie Paryża zgłosiły chęć stworzenia placu, na którym stanąłby pomnik Ludwika XV, ogłoszono konkurs; zaproszono do niego architektów Akademii; każdy z nich miał sam wybrać miejsce pod budowę. Królowi projekty nie spodobały się, albowiem wymagały zburzenia licz­ nych istniejących budynków. Ludwik postanowił, że plac powstanie na nie zabudowanym terenie między ogrodem Tuileries 1początkiem Pól Elizejskich. Wytyczona w 1709 r. przez Le Nótre’a jako Le Grand Cours - Wielka Aleja - miała stanowić oś trzech symetrycznie roz­ chodzących się dróg; jedną z nich była założona jeszcze przez Marię Medycejską w 1616 r. aleja nad Sekwaną, zwana Cours la Reine, Aleją Królo­ wej, ulubiony teren spacerów, zastrzeżony dla ary­ stokracji. W 1750 r. ogłoszono drugi konkurs na plac na wskazanym przez króla terenie. W owym czasie Pola Elizejskie tworzyły kompleks pięknie 114

zadrzewiony. Wielka Aleja, stanowiąca przedłużenie osi ogrodu Tuileries, sięgała już wówczas do wzgó­ rza Chaillot, które później obniżono o 5 m, aby ułatwić komunikację. Wyniki drugiego konkursu wywołały zasadniczy sprzeciw naczelnego dyrektora budynków królew­ skich, który uznał, że nie należy urządzać placu w wybranym miejscu, albowiem zaszkodziłoby to powiązaniu widokowemu ogrodu Tuileries z Esplanadą Pól Elizejskich. Przeciwnicy wybranej lokalizacji pomnika - na peryferiach terenów zabudowanych twierdzili, że oznaczałaby ona usunięcie Ludwika XV z Paryża. Król obstawał jednak przy miejscu, które wybrał, i zlecił projekt placu Jacques Ange Gabrielo­ wi. Ten nie tylko nie przesłonił spojrzenia z Tuileries na Pola Elizejskie i wzgórze Chaillot, ale dał świetny przykład rozwiązania architektonicznego, ukształto­ wanego w pełnej symbiozie z przyrodą. Usytuował dwa długie budynki na północnym obrzeżu placu, który pozostał przestrzenią otwartą. Jej wygląd wzbo­ gaciły zagłębione na 4 m, pokryte trawą, fosy szero­ kości ok. 23 m, tworzące jakby ogniwa zielonego łańcucha otaczającego plac. Kompozycja placu wiąże się z Polami Elizejskimi przez ustawienie pomnika na skrzyżowaniu osi poprzecznej z osią główną, biegną­ cą z północny na południe; na jej przecięciu z dwie­ ma przewidywanymi, skośnymi alejami stanęły fon­ tanny, jakimi tak hojnie zdobiono ogrody włoskie od czasów renesansu, a później park wersalski. Plac Zgody nie odciął więc Pól od Tuileries, ale jeszcze silniej zespolił je ze sobą. Plac założono na poziomie nieco niższym niż przyległy ogród Tuileries, którego zachodnia krawędź tworzy rodzaj belwederu; rozcią­ ga się stąd daleki widok na plac i Pola aż po wzgórze Chaillot. Gabriel nie chciał wkroczyć wyższą zabudową na plac, dobudował więc do dwóch monumental­ nych budynków, tworzących w myśl jego projektu północną ścianę placu, długie skrzydła prostopadłe biegnące na północ. Była to oprawa ulicy Królew­ skiej - odcinka osi północ-południe, którą miał za­ mknąć kościół św. Magdaleny. Wznoszoną od 1764 r. świątynię chciano zwieńczyć kopułą; Gabriel postulował też przerzucenie przez Sekwanę nowe­ go mostu, usytuowanego na tej samej osi.

W ten sposób powstał zespół przestrzenny, który obejmował dwa kompleksy zieleni - Pola Elizejskie i Tuileries oraz łączący je plac, tylko z jednej strony ograniczony wielkimi budynkami. Z placu miały wybiegać perspektywy, zamknięte na dalszym planie monumentalną architekturą. Plac Gabriela był pełen rozmachu. Nasuwało się jednak niebagatelne pytanie: kto zrealizuje te mo­ numentalne i odpowiednio kosztowne budynki przy placu I ulicy Królewskiej? Patte, który dał ich szcze­ gółowy opis, nie wspomniał tylko o sprawie wyda­ wałoby się podstawowej: o ich przeznaczeniu. Skarb państwa nie miał środków na realizację całego założenia. Gabriel zastosował więc metodę, która już przy budowie placu Vendôme dała znako­ mite wyniki. Także i tam Mansart pragnął sprawić wrażenie, że to nie szereg identycznych domów otacza plac, jak to było na Place des Vosges, ale że jego obramowaniem są dwa ogromne pałace (il. 322). W ciągu ponad stu lat, założenia projektu Ga­ briela były na ogół szczęśliwie uzupełniane, ale zaszły też zmiany niekorzystne. Fosy pokryte trawą, stanowiące oryginalny element ukształtowania pla­ cu, zasypano w czasie Drugiego Cesarstwa; do dziś pozostało z całego łańcucha jedynie 8 budy­ neczków połączonych balustradami. Koncepcja wprowadzenia zieleni w fosach na plac i urozmaice­ nia jego posadzki była widocznie zbyt nowatorska i niezrozumiała. Fosy miały krótki żywot i plac otrzy­ mał nawierzchnię podobną do innych. Zieleń Pól Elizejskich stopniowo uszczuplano budynkami. Wybiegającej z placu na północny zachód alei, zaprojektowanej przez Le Nôtre’a, nie zrealizowa­ no; wymagałaby usunięcia położonych na jej trasie budynków. Miejsce zburzonego w czasie rewolucji pomnika królewskiego zajął strzelisty obelisk przy­ wieziony z Luksoru, szczęśliwie zaznaczający cen­ tralny punkt placu, miejsce przecięcia dwóch głów­ nych osi całego założenia. Przed wejściem na Pola Elizejskie i do ogrodu Tuileries ustawiono rzeźby na wysokich postumentach. Na szczęście plac uniknął śmiertelnego zagroże­ nia, jakie się pojawiło niebawem po jego narodze­ niu. Czy to dlatego, że wydawał się zbyt rozległy

i pusty, czy też z myślą o korzyściach materialnych, wysunięto już w 1789 r. projekt wzniesienia na nim czterech ogromnych budynków (ii. 327). Najbardziej dziś podziwiane założenie przestrzenne Paryża zostałoby zniekształcone. Do uświetnienia zespołu przyczynił się niemało Napoleon I, przede wszystkim sytuując na wzgórzu Chaillot Łuk Tryumfalny, ukończony dopiero po śmierci cesarza (1836), a stanowiący znakomi­ te zamknięcie osi placu, biegnącej w kierunku za­ chodnim. Wzbogacenie tej osi na wschodzie zawdzięcza Paryż komunardom, którzy w 1871 r., podczas walk z armią wersalską, podpalili pałac Tuileries. Ruiny nadawały się do odbudowy, ale jedenaście lat póź­ niej Izba Deputowanych postanowiła byłą siedzibę Napoleona III zburzyć. Można żałować budynku z jego interesującymi wnętrzami - lecz usunięcie go dało Paryżowi otwarcie odległego spojrzenia od zachodu na Luwr, znacznie rozbudowany przez Napoleona I i III. Dzięki usunięciu zabudowy miesz­ kaniowej pomiędzy Luwrem i pałacem Tuileries, dokonanej na samym początku panowania Napole­ ona III, połączenie obu budowli w jeden wielki kom­ pleks pałacowy stało się możliwe. Po rozbiórce spalonych Tuileries dwa dziedzińce Luwru, szerszy i położony za nim węższy, przedłużyły Wielką Oś, która sięgnęła do części budowli, wzniesionej jesz­ cze za Ludwika XIV. Całe założenie, mające 3,5 km długości od Łuku Tryumfalnego do Luwru, tworzy całość harmonijną a urozmaiconą, na którą składają się architektura, rzeźba, zieleń - no i dodająca jej szczególnego uroku Sekwana. W kierunku zachod­ nim i wschodnim spojrzenie zatrzymuje się najpierw na kompleksach zieleni Pól Elizejskich i Tuileries, a następnie biegnie ku zamknięciom architektonicz­ nym na dalszych planach. Na osi poprzecznej poja­ wia się na północy kościół św. Magdaleny, na połu­ dniu Pałac Burbonów, obecna siedziba Parlamentu. Dzieje Placu Zgody wykazały, jak niesłusznie były zarzuty, że usytuowanie placu z pomnikiem Ludwi­ ka XV na peryferiach terenów zabudowanych ozna­ cza usunięcie króla z Paryża. Miasta rozwijają się, ich budowniczowie powinni patrzeć w przyszłość i starać się nową zabudową właściwie sterować. 115

W wyniku działalności kilku pokoleń, nawiązujących do koncepcji Gabriela i rozwijających ją twórczo, Plac Zgody jest dziś jednym z głównych ośrodków stolicy Francji, fragmentem jej najpiękniejszego założenia przestrzennego. To prawda, że król zo­ stał usunięty z Paryża, ale nie na skutek błędnego usytuowania placu. Natomiast prezydenci urzędują od 1873 r. w Pałacu Elizejskim, przez którego teren miała przejść trzecia wielka aleja wybiegająca z pla­ cu według projektu Le Nôtre’a. Główny ośrodek życia politycznego Francji znajduje się dziś w pobli­ żu miejsca, na którym stał pomnik Ludwika XV. Można by sądzić, że w XIX w., kiedy pojawiły się Łuk Tryumfalny i Stary Luwr na dwóch krańcach Wielkiej Osi, nastąpił koniec jej budowy. Nic podob­ nego! W wieku XX zaczęła się druga część epopei. Po ostatniej wojnie kolejni prezydenci Francji znów inicjowali wielkie przedsięwzięcia urbanistyczne w Paryżu. Największe z nich, którego budowę po­ stanowiono w czasie prezydentury generała de Gaulle’a, to nowy ogromny ośrodek biurowy La Défense, położony właśnie przy przedłużeniu osi biegnącej od Luwru przez Tuileries, Plac Zgody i Plac Gwiazdy z Łukiem Tryumfalnym, tak bardzo charakterystycznej dla skłonności francuskiej urba­ nistyki klasycznej do tworzenia monumentalnych perspektyw. W 1958 r. powołano do życia Instytucję Publiczną Zagospodarowania Défense, której poruczono zrealizowanie w ciągu 30 lat gigantycznego zadania: całkowitego przeobrażenia obszaru o po­ wierzchni 760 ha, położonego na terenie 3 gmin. Wyposażono ją w rozliczne uprawnienia. Metoda budowy ogromnej dzielnicy została - podobnie jak w przypadku placu Vendôme i de la Concorde dostosowana do zadania przerastającego wszystkie dotychczasowe. Istniejąca chaotyczna zabudowa miała ustąpić miejsca w pełni nowoczesnemu ośrodkowi, mieszczącemu ok. 800 tys. m2 po­ wierzchni biurowej w budynkach wielokondygnacyj­ nych, oraz niższej - mieszkalnej. Przewidywano ustawienie m.in. 20 wieżowców identycznych wy­ miarów, o wysokości 100 m. Miały powstać na rozległej przestrzeni, otoczonej arterią dojazdową. Drogi szybkie, obsługujące ruch tranzytowy i dale­ kobieżny - autostrada i inne arterie samochodowe, 116

wiążące Défense z krajem, linia szybkiej kolei regio­ nalnej, łącząca nowy ośrodek w ciągu najwyżej kilkunastu minut z węzłowymi punktami stolicy, wreszcie normalna linia kolejowa - utworzyły złożo­ ny system komunikacyjny biegnący głównie pod ziemią. Wielka Oś przeszła na odcinku centralnym dołem, ale nad nią poprowadzono ruch pieszy na powierzchni terenu, całkowicie izolując go od koło­ wego. W celu rozłożenia ogromnych kosztów infra­ struktury na większą liczbę użytkowników uelastycz­ niono z czasem wytyczne, co do kształtowania budynków, oraz kolejno podnoszono dopuszczalną kubaturę. Najwyższy budynek osiągnął teraz 190 m wysokości, ale powstały też obiekty biurowe niższe (il. 453-455). W 1988 r. gigantyczne przedsięwzięcie zostało po 30 latach, precyzyjnie w określonym terminie ukończone w zakresie przekraczającym znacznie pierwotny plan, którego realność wydawała się w 1958 r. wątpliwa. Ten sukces okazał się możliwy dzięki stworzeniu specjalnej organizacji, wyposażo­ nej w rozległe uprawnienia, w celu dostosowania metody realizacji do zadania, nie dającego się doprowadzić skutecznie do końca tradycyjnymi sposobami. La Défense obejmuje dziś około 2 milionów m2 biur, zatrudniających 100 tys. urzędników. Mieści 650 przedsiębiorstw, w tym należące do najpotęż­ niejszych francuskich gigantów przemysłu, banko­ wości i ubezpieczeń, które pokryły niemal w całości koszty budowy. Wzniesiono mieszkania dla 60 tys. osób i jeden z największych paryskich ośrodków sklepowych, urządzono parkingi dla 28 tys. samo­ chodów. Tereny o powierzchni 67 ha zarezerwowa­ no wyłącznie dla pieszych, z czego 35 ha na park, w którym projektowano muzeum współczesnej rzeźby pod gołym niebem. Planuje się inne podob­ ne obiekty. Aby godnie zakończyć oś prowadzącą z Paryża, ogłoszono w 1982 r. międzynarodowy konkurs na ukształtowanie architektoniczne „Głowy Défense”. Spośród 424 nadesłanych prac wybrano projekt duńskiego architekta J.O. Spreckelsena. Zapropo­ nował on ustawienie na zamknięciu osi Défense budynku w kształcie sześcianu, wysokości ok.

100 m, próżnego pośrodku - pozbawionego ściany wschodniej i zachodniej tak, że wzrok sięga dalej, gdy się patrzy wzdłuż osi z Paryża. Po obu bokach budowli, którą nazwano Wielką Arką, architekt usy­ tuował niskie obiekty o swobodniejszych kształtach. W dwóch bocznych ścianach „Arki” oraz w jej coko­ le i płaskim przykryciu znalazły się pomieszczenia użytkowe. Inicjator konkursu na „Głowę”, prezydent Mitterand, pragnął, aby budynek o wyjątkowej sytu­ acji, otwierający z górnego poziomu sześcianu świetne spojrzenie na Wielką Oś po Łuk Tryumfalny - eksponowany podobnie, jak ten Łuk, z którego dachu rozpościera się wspaniały widok na Paryż pomieścił m.in. międzynarodowy ośrodek badań nad współczesnymi środkami komunikacji, zwłasz­ cza audiowizualnej, „służący otwarciu Francji na wydarzenia i kultury całego świata, a zarazem rozpowszechnieniu na świecie tych przesłań, które Francja ma do przekazania”. Paryż stałby się światowym centrum badań nad komunikowaniem się ludzi oraz jego ułatwieniem. Jak ongiś Łuk Try­ umfalny, Wielka Arka miała zyskać znaczenie sym­ boliczne. Zrealizowanie w ciągu 30 lat największego w Europie ośrodka biurowego, połączonego ze sto­ sunkowo bogatym programem usługowym, który zapewne będzie jeszcze zwiększony (wysunięto m.in. propozycję urządzenia muzeum architektury pod nie zabudowaną centralną częścią zespołu) stanowi bezsporny wyczyn budowniczych Paryża, chociaż mogą nasuwać się w stosunku do Défense takie czy inne wątpliwości. Zapewne stanowi to konsekwencję zbytniego przywiązania do zasługującego na podziw zabytko­ wego zespołu, ale wolałem spojrzenie spod Łuku Le Carrousel poprzez ogród Tuileries, Plac Zgody z obeliskiem ku monumentalnemu Łukowi Tryumfalnemu na placu Gwiazdy, w czasach, kiedy na horyzoncie nie rysowały się wieże Défense, nawiązujące do zupełnie odmiennych tradycji ame­ rykańskich. Zespół elementów architektonicznych, rzeźbiarskich i zielonych między Luwrem i usytuo­ wanym na wzgórzu Łukiem, upamiętniającym zwy­ cięstwa Wielkiej Armii, tworzył całość doskonale zgraną, znakomicie zakończoną. Czy postąpiono

słusznie nanizując na tę samą oś, przedłużoną do 8 km, nowy wielki ośrodek biurowy? Ale na decyzji zaciążyło sięgające jeszcze cza­ sów królów i cesarzy francuskich zamiłowanie do wielkich osi architektonicznych i do rozwiązań mo­ numentalnych. Wspaniały zespół od Luwru do Łuku Tryumfalnego ma kompozycję i przekrój podłużny, wznoszący się ku wzgórzu Chaillot, znakomite. Jego długość, nie przesadnie duża, pozwala na objęcie całości spojrzeniem i zachęca do spaceru od początku do końca założenia. Raczej nie można tego powiedzieć o jego - przeszło dwukrotnym przedłużeniu. Ale Francuzom właśnie tak długa oś się podoba. Za Łukiem Tryumfalnym zaczyna się druga częśc widowiska, przemawiająca językiem XX, a nie XVIII wieku. Ostatecznie - sprzed Łuku Carrousel wieże Défense, przesłonięte wzgórzem Chaillot, są ledwie widoczne. Moje pierwsze wraże­ nie nie wydaje mi się dziś słuszne. Od wielu lat urbaniści paryscy mówią o potrze­ bie osłabienia dynamiki rozwoju zachodnich dzielnic miasta, niekorzystnej dla pozostałych, zwłaszcza wschodnich. Budowa Défense dla stu tysięcy praco­ wników umysłowych dotychczasowy brak równowa­ gi jeszcze pogłębiła. „Wielka Arka” pomyślana była jako zakończenie zespołu, ale już rozstrzygnięto konkurs na budynek mieszczący głównie biura, położony w pobliżu „Arki”, na północny-zachód od niej, na terenie otoczonym z dwóch stron liniami kolejowymi i nazywanym w związku z tym Triangle de la Folie, Trójkątem Szaleństwa. W dodatku ma to być najwyższy budynek aglomeracji paryskiej, przerastający wieżę Eiffla o 80 m. Architekt-projektant, Jean Nouvel, nazwał go „wieżą bez końca”. Można widzieć w tym niezwykłym budynku, którego górne kondygnacje będą - z uwagi na klimat Pary­ ża - przeważnie w chmurach, przejaw pomysłowo­ ści twórczej, ale gdyby powstał tu, działoby się tak dlatego, że „Głowa Défense” uczyniła swe sąsiedz­ two szczególnie atrakcyjnym i że może przyciągać jeszcze innych inwestorów. Zachód Paryża - silniej­ szy od wschodu - działałby nadal jak magnes. Codzienny dojazd z odległych dzielnic zabiera czas, męczy i powoduje dodatkowe koszty. Wpraw­ dzie w Bercy, na wschodzie Paryża, planowany jest 117

także lokalny ośrodek miejsc pracy i usług, ale poza Ministerstwem Finansów oraz pięknym Stadio­ nem Wielofunkcyjnym nie udało się dotychczas ulokować tam wiele nowej zabudowy. Obrońcy Défense liczą na to, że urządzenie przy nowym mieście Marne-la-Vallée, położonym na wschodnim krańcu Wielkiego Paryża, „Eurodisneylandu”, ośrod­ ka rozrywkowego, przyciągać będzie masy turystów i da zatrudnienie tysiącom mieszkańców - jednakże będą to zupełnie inne rodzaje pracy, niż stworzone przez przodujące francuskie i międzynarodowe przedsiębiorstwa dla swych urzędników na Défense. Inne będą też tu i tam usługi kulturalne. Ostatnio, projektuje się usytuowanie nad wschodnim odcin­ kiem Sekwany, w pobliżu dworca Austerlitz, Wiel­ kiej Biblioteki Francji, a w związku z tym renowacji terenów o powierzchni ok. 50 ha. Byłby to dalszy krok do zwiększenia wagi dzielnic wschodnich. Prezydenci Francji, poczynając od generała de Gaulle’a, który przeprowadził konstytucję umacnia­ jącą ich pozycję w życiu politycznym (nazywano następnie prezydentów „książętami”), zainicjowali różne wielkie prace urbanistyczne w stolicy. W czasie prezydentury de Gaulle’a stworzono orga­ nizacyjne podstaw y planow ej gospodarki przestrzennej Paryża i jego regionu oraz przystą­ piono do budowy pierwszego obiektu publicznego w rejonie późniejszej „Głowy Défense”, nowego lotniska w Roissy, nowych miast dokoła stolicy, uruchomiono projektowanie sieci szybkiej podziem­ nej kolei regionalnej, przyspieszono prace przy obwodowej trasie samochodowej itd. Prezydentowi Pompidou zawdzięcza Paryż m.in. szeroko dziś znany Centre Beaubourg, ośrodek sztuki nowo­ czesnej. Prezydent Giscard d’Estaing zainicjował przekształcenie nieczynnego dworca kolejowego d’Orsay w Muzeum XIX w., a złych funkcjonalnie nowych rzeźni w La Villette w Muzeum Nauki i Techniki. Szczególnie szeroki program robót uruchomił prezydent Mitterand. Zapoczątkował przekształcenie Luwru tak, by ten dawny pałac królewski odpowia­ dał wymaganiom stawianym współczesnym budo­ wlom muzealnym oraz by mógł eksponować znacz­ nie więcej zbiorów, niż dotychczas. W tym celu 118

usunięto z Luwru Ministerstwo Finansów, przewi­ dziano pod ziemią gigantyczny zespół różnych obiektów, m.in. parkingi samochodów i autokarów wycieczkowych, laboratoria muzealne i liczne inne lokale pomocnicze. Przed zachodnią częścią pałacu ustawiono szklaną piramidę, akcentującą główne wejście do muzeum, odpowiednio ukształtowane na kondygnacji podziemnej. Taka rozbudowa Luwru spowoduje ogromne zwiększenie wydatków eksplo­ atacyjnych. Już dziś subwencje przekraczają o po­ nad 100% wpływy z muzeum. Obliczono, że aby ok. 2000 r. „największe muzeum świata” wraz z obiektami usługowymi mogło w pełni funkcjono­ wać, będzie musiało zatrudniać ponad 2000 praco­ wników zamiast 640, jak w r. 1986. A jednak Francuzi nie cofnęli się przed perspektywą takiego wzrostu personelu - i związanego z tym deficytu. Warto pamiętać, że nakłady państwa na ogromny zespół Defense z jego skomplikowaną infrastrukturą komunikacyjną były znikome: lwią część wydatków ponieśli inwestorzy. Przy placu Bastylii Mitterand wzniósł gmach nowej opery, która miała stać się najnowocześniej­ szym budynkiem o tym przeznaczeniu; w la Villette zwiększył program Muzeum Nauki i Techniki, zaini­ cjował budowę „miasteczka muzyki” , obejmującego m.in. konserwatorium, kilka sal koncertowych itp. Na Defense spowodował wzniesienie „Wielkiej Arki”, a w śródmieściu - Instytutu Świata Arabskie­ go. Zapowiedział budowę nowej „Biblioteki Francji”, znacznie większej i nowocześniej urządzonej od istniejącej; dzięki instalacjom telekomunikacyjnym z jej zbiorów będzie można korzystać znajdując się poza Paryżem. Broniąc swego ogromnego progra­ mu prac budowlanych, prezydent Mitterand powie­ dział ładnie: „Sądzę, że naród jest wielki, kiedy wielka jest jego architektura”. Wznosząc rozliczne budowle, nawiązywał do działalności najaktywniej­ szych w tej dziedzinie monarchów francuskich. Zapewne pragnął też, jak i oni, zająć miejsce w dziejach budowy stolicy Francji. Jej pozycja w świecie stanowi w dużym stopniu konsekwencję działalności budowlanej, także ostat­ nich lat. Paryż wysunął się na czoło wśród miast całego świata, jako miejsce najliczniejszych kongre­

sów, międzynarodowych konferencji i seminariów o różnorodnej tematyce. Głównym magnesem, przyciągającym uczestników takich spotkań, jest urok Paryża, a między innymi jego bogactwo archi­ tektoniczne i niezwykła obfitość zgromadzonych tu dzieł sztuki. Ażeby stolica Francji mogła wyprzedzić inne miasta jako miejsce zebrań ludzi o różnych zainteresowaniach, musiała stworzyć odpowiednią infrastrukturę. Najpierw - znacznie rozbudować bazę hotelową. Następnie urządzić pomieszczenia, w których mogłyby odbywać się spotkania, zarówno ogromne sale kongresowe, jak i niewielkie, dosto­ sowane do tego celu lokale; wyposażono w nie hotele, muzea, placówki naukowe, nawet szpitale. Zadbano też o poprawę komunikacji dalekobieżnej, której służą nowe lotniska oraz pociągi szybkobież­ ne (Trains Grande Vitesse), a także miejscowej, usprawnionej dzięki bulwarowi obwodowemu, licz­ nym tunelom samochodowym i sieci szybkiej kolei regionalnej RER. Paryż zmierza też konsekwentnie do zajęcia pierwszego miejsca wśród miast organizujących międzynarodowe wystawy i „salony”, służące poka­ zom osiągnięć w różnych dziedzinach produkcji. Najstarszy „park wystawowy” przy Bramie Wersal­ skiej został zmodernizowany i powiększony tak, że mieści dziś 22 ha terenów wystawowych w 8 ogromnych halach. Izba Handlu zbudowała w 1976 r. Pałac Kongresów, a 10 lat później oddała do użytku nowoczesny „park ekspozycji” Paryż-Północ, obejmujący 12 ha krytej powierzchni wystaw oraz parkingi dla 8 tysięcy samochodów. Dawne lotnisko Le Bourget zostało przekształcone w „salon lotnictwa”. Oprócz tego powstały liczne mniejsze placówki wystawowe. Paryżowi przeciwstawiano kiedyś „pustynię fran­ cuskiej prowincji”. Poziomem swego wyposażenia w różnorodne obiekty służące kulturze, „pustynia” ta może budzić zazdrość wielu krajów - ale jest bez­ sporne, że struktura osadnicza Francji stoi pod znakiem silnej centralizacji. Było tak już w czasach królów i cesarzy, zwłaszcza od Napoleona I; w okresie Wielkiej Rewolucji Paryż osiągnął 600 tys. mieszkańców, Lyon 150 tys. a Marsylia 110 tys. Tendencja ta utrzymuje się nadal pomimo

polityki decentralizacji, głoszonej przez prezydenta Mitteranda i jego rząd; dziś aglomeracja paryska jest niemal 10 razy liczniejsza od lyońskiej i marsylskiej. A może Francuzi są zadowoleni, że kiedy Francja przestała być „supermocarstwem", jakim była kiedyś, przynajmniej Paryż pozostał jednym z „superośrodków” kultury, nauki i sztuki, mias­ tem dla całego świata szczególnie atrakcyjnym? Ostatnio, także merowie z prowincji starają się wzbogacić swe miasta oraz umocnić swą reputację - architekturą. Nie tylko budownictwo stanowi o dziedzictwie kulturowym, pozostawionym przez dane pokolenie. Zasługą Napoleona III i jego prawej ręki, barona Haussmanna, było m.in. przekształcenie lasków w Boulogne i w Vincennes w ulubione miejsca wypoczynku i rozrywek paryżan oraz stworzenie kilku mniejszych parków miejskich. Trzeba stwier­ dzić z uznaniem, że i w tej dziedzinie wysunięto po wojnie śmiałe plany i przystąpiono do ich realizacji. Nad Sekwaną założono trzy nowe parki m.in. na terenie zajętym uprzednio przez zakłady Citroena (il. 468). Planuje się odpowiednie zagospodarowa­ nie nabrzeży Sekwany na całym jej odcinku pary­ skim. Nad samą Sekwaną urządzono - pomiędzy pasmem bujnej zieleni i rzeką - pełne uroku muze­ um współczesnej rzeźby (il. 469). Zieleni poświęca wiele troski mer Paryża Jacques Chirac. Zaprojek­ towano szeroki wieniec zieleni, otaczający miasto. Prezydent François Mitterand otrzymał za swe inicjatywy i realizacje budowlane wysokie wyróżnie­ nie międzynarodowe: członkostwo honorowe Króle­ wskiego Instytutu B rytyjskich A rchitektów RIBA. Jestem pełen uznania dla jego działalności nawiązującej, jak o tym wspomniałem, do akcji królów i cesarzy francuskich, którzy przeszli do historii architektury i urbanistyki francuskiej. Żałuję natomiast, że wielka akcja przebudowy aglomeracji stołecznej nie objęła szerzej budownictwa mieszka­ niowego o zbyt niskim standardzie i ogranicza się w tym zakresie głównie do zespołów historycznych o dużej wartości zabytkowej, o które troska ostatnio wzrosła. Poprawa standardu mieszkaniowego szer­ szych rzesz ludności stanowi zadanie ogromnie ważne, choć może mało spektakularne. Zrealizowa­ 119

nie go na większą skalę, niż się to dziś dzieje, za­ sługiwałoby na nie mniejsze uznanie, niż liczne nowe budowie monumentalne, które podziwiać będą zwłaszcza turyści przybywający do stolicy Francji. Można mieć nadzieję, że i w tej dziedzinie nastąpi radykalna poprawa. Nasuwa mi się jeszcze jedna analogia między postępowaniem współczesnego „księcia” i autenty­ cznego cesarza. Napoleon I, który - już podczas pobytu na wyspie św. Heleny - wyznał, że pragnął zrobić z Paryża „coś bajecznego, kolosalnego, nie znanego do naszych czasów”, częstokroć sam przesądzał o problemach architektury. Tak było np. z kościołem św. Magdaleny. Cesarz pragnął, aby był to jeszcze jeden pomnik sławiący Wielką Armię. Ogłoszono konkurs architektoniczny - ale Napoleon nie zgodził się z werdyktem sądu i wybrał najbar­ dziej monumentalny plan Yignona: „Domagałem się

świątyni, a nie zwykłego kościoła”, powiedział. Bu­ dowla, wzniesiona stosownie do jego polecenia, nawiązuje do wzorów rzymskich; jest otoczona kolumnadą koryncką wysokości 20 m. Projekty większości „Wielkich Prac Budowlanych” prezyden­ ta Mitteranda powstały w drodze konkursów mię­ dzynarodowych, ale kilkakrotnie rola sądu ograni­ czała się do wskazania paru, spośród setek prac nadesłanych, z których prezydent wybierał przezna­ czone do realizacji. Wprawdzie w tym przypadku nie było, jak przy kościele św. Magdaleny, całkowi­ tej kolizji z orzeczeniem sądu - ale nie uważam za słuszne, by trudne i złożone problemy architektoni­ czne rozstrzygał polityk, choćby nawet w swej właś­ ciwej dziedzinie był rzeczywiście wybitny. Nie wszystkie tradycje zasługują na to, by je w zmienio­ nych warunkach naśladować.

17. LONDYN I PARYŻ, DWIE JAKŻE RÓŻNIĄCE SIĘ OD SIEBIE STOLICE

Dwie największe aglomeracje stołeczne Europy Zachodniej, odległe od siebie zaledwie o 350 km w linii powietrznej, mające zbliżoną liczbę ludności różnią się zasadniczo swą gospodarką przestrzen­ ną. Tradycje w dziedzinie budowy miasta, jakie się w przeszłości wykształciły, są w dużym stopniu nadal żywe. Zanim sięgnę do odleglejszych okresów, porów­ nam nazwy trzech planów tych stolic. Z opisów znanych nam już planów Visschera i tzw. planu Turgota (ii. 316 i 323) wynika bezspornie, że oby­ dwa przedstawiają Paryż, stolicę Francji. A oto opis jednego z najprecyzyjniejszych pla­ nów Londynu, wykonanego w połowie XVIII w. przez Johna Rocque’a (il. 347): „Plan miast Londy­ nu i Westminsteru oraz osady Southwark z przyleg­ łymi zabudowaniami”. Na aglomerację stołeczną Anglii składały się więc w owym czasie dwa miasta i sąsiadująca z Londynem od południa osada Southwark, a także pomniejsze kompleksy zabudo­ wy głównie wiejskiej. 120

Od czasu, gdy Paryż został uznany przez Chlodwiga, władcę frankijskiego, za stolicę zjedno­ czonej Galii (507 r.), przekształcał się w coraz to ważniejszy ośrodek nie tylko administracji świeckiej i duchownej, stała się ogniskiem kultury i nauki; tworzył duże skupienie duchowieństwa, związane z nauczaniem. Usadowienie się królów w Paryżu przyciągnęło do miasta rzesze kupców i rzemieślni­ ków. Visscher napisał w nagłówku swego planu, nawiązując do rzymskich tradycji: Lutetia Parisiorum urbs, toto orbe celebérrima notissimaque, caput regni Franciae - miasto Paryż, na całym świecie najsłynniejsze i najbardziej znane, stolica królestwa Francji. W Anglii sytuacja układała się wręcz przeciwnie. Rzymianie docenili walory położenia miasta przy ujściu Tamizy; zalety te znakomicie zwiększyli bu­ dując splot swych świetnych dróg (il. 61). Stworzyli z Londinium główną bazę swego panowania w Bry­ tanii, zarówno arsenał jak i emporium handlowe. Kiedy po opuszczeniu miasta przez rzymskie legio­

ny w V w., zaczęło ono odradzać się oraz znów przyciągać rzemiosło, handel i żeglugę, król Edward przeniósł tu swą siedzibę z Winchesteru, ale nie ulokował jej w Londynie - który obawiał się ograni­ czenia swych swobód i podziału władzy - lecz na zachód od niego, w Westminsterze. Londyńczycy patrzeli też niechętnie na zamiar usadowienia się w ich mieście najwyższego przedstawiciela innej potęgi - Watykanu. Kiedy papież wysłał do Anglii misjonarzy (597 r.), zamierzał uczynić stolicą chrze­ ścijaństwa w Anglii Londyn, ale wobec nieżyczliwej postawy miejscowych władz nadał tę wysoką rangę innemu miastu, Canterbury. W średniowieczu stosunki monarchów z Londy­ nem zmieniały się. Arystokracja i mieszczaństwo wiernie wspomagały króla, zwłaszcza w czasach zagrożenia Anglii, ale nie rezygnowały z wywalczo­ nych uprzednio uprawnień i skupiały się za murami City of London. Magna Charta, Wielka Karta przy­ wilejów (1215), stanowiąca podstawę brytyjskiej demokracji, zawierała m.in. wyliczenie praw miesz­ kańców Londynu. Królowie angielscy nie byli koro­ nowani w Londynie (chociaż bazylika św. Pawła sięgała swymi początkami VII w.), lecz w Westmin­ sterze. Kupcy londyńscy nie żywili nawet ambicji, by ich miasto miało swój uniwersytet. Owszem, przywiązywali wagę do kształcenia znawców prawa, potrzebnych im zwłaszcza w działalności międzyna­ rodowej. Powstał więc ośrodek, w którym mieszkali i studiowali przyszli prawnicy - Lincoln’s Inns of Court - tuż za murami Londynu. Młodzież, pragną­ ca nabyć wiadomości z innych dziedzin wiedzy, wędrowała do Oxfordu i Cambridge, albo za grani­ cę. Także do Paryża, gdzie na lewym brzegu Sek­ wany roiło się od duchownych zajętych nauczaniem i od studentów. Stolice Francji i Anglii różniły się zasadniczo położeniem topograficznym. ParyŻLpowstał na nie^ ie ik ie jw y s p ie , narastał dokoła niej koncentrycznie ¡ otaczał coraz to nowymi murami; po ich rozbiórce zakładano na zwolnionym terenie ulice i bulwary. Londyn już w czasach rzymskich, a następnie w średniowieczu, rozwijał się wzdłuż lewego brzegu Tamizy, znacznie szerszej od Sekwany. Ponieważ miasto szybko rosło i zagęszczało się wewnątrz

murów obronnych, zabudowa wykroczyła wcześnie poza ich obręb. Odbywało się to w sposób dość bezładny; londyńczycy zajmowali poza swym mias­ tem tereny zarówno na cele budowlane, jak i pod uprawianie sportu czy też na ćwiczenia wojskowe i spacery. Mieszkańcy Londynu, troszczący się o swą nie­ zależność oraz dbający o swe interesy materialne, niechętnie patrzeli na ambitne projekty monarchów, zmierzających do przebudowy stolicy i do jej upięk­ szenia. Pod tym względem różnica z Paryżem jest uderzająca. Tam królowie wznosili okazałe budynki, zakładali imponujące ogrody, wytyczali długie per­ spektywy uliczne, budowali otoczone staranną ar­ chitekturą place, ustawiali na nich pomniki swych poprzedników. Szczytowym dziełem tego rodzaju, powstałym pod Paryżem, ale ściśle z nim związa­ nym, było założenie wersalskie. Mówiłem o tym (s. 77), jak ogromne kwoty przeznaczył Ludwik XIV na zespoły monumentalnych budynków. Wpływ Wersalu i innych reprezentacyjnych obiektów, mają­ cych zarówno rozsławić Francję jak i jej monar­ chów, można odnaleźć w wielu europejskich stoli­ cach. Wzdłuż Sekwany ciągnął się długi szereg okazałych budowli i założeń zielonych, składających się na reprezentacyjną elewację Paryża; Napoleon I pragnął przedłużyć ją wraz z biegiem rzeki, ale swych projektów nie zdążył zrealizować. Różnice odbiły się także na stosunku obydwóch miast do rzeki. Sekwana służyła przewozom, ale królowie Francji, a z czasem i merowie Paryża, widzieli w niej przede wszystkim możliwości upięk­ szenia stolicy. Tamiza, wielki port morski, była źród­ łem nie tyle piękna, co bogactwa Londynu. Sche­ mat użytkowania terenów z ok. 1750 r. (il. 351) wykazuje po obu brzegach rzeki długie pasmo stoczni, składów drewna i innych towarów, przywo­ żonych wodą, oraz domów mieszkalnych robotni­ ków na tym terenie zatrudnionych. Ani City, ośrodek finansów i handlu, ani rezydencja królew­ ska, nie leżą nad rzeką. W Paryżu spacer nad Sek­ waną umożliwia przeżywanie coraz to innych jej widoków, uroczystych to znów intymnych. Wędrówki brzegiem Tamizy niewiele dziś dają satysfakcji, jeśli się pragnie kontaktu z przyrodą. Jego amator zna­ 121

jdzie go znacznie więcej w środowisku zielonym, wędrując od St. Jame's Green do Hyde Parku, a następnie przenosząc się do Regent’s i Primrose Hill Parku. Może w ten sposób zaznać uroków angielskich parków krajobrazowych niemal w cen­ trum stolicy czy też - ściślej mówiąc - na terenie uprzywilejowanego przez rodzinę królewską i ary­ stokrację West Endu. W Londynie powstał jeden tylko bardzo piękny zespół architektoniczny, otwierający się osiowo ku Tamizie: Greenwich Hospital, szpital dla inwalidów. Usytuowany na prawym brzegu, peryferyjnie w sto­ sunku do centrum miasta, został zaprojektowany w końcu XVII w. przez Christophera Wrena, który w 1665 r. był w Paryżu i zachwycał się francuską architekturą. Z wykształcenia matematyk i astronom, Wren wszedł do historii urbanistyki głównie dzięki planowi "odbudowy Londynu po wielkim pożarze, który w 1666 roku przekształcił w pole ruin całe miasto w obrębie średniowiecznych murów (il. 346). Wren pobił trzy rekordy. Po pierwsze - rekord szybkości opracowania wielkiego zadania urbanistycznego. Jeszcze kiedy ogień szalał w Londynie, przedstawił królowi wizję miasta odbudowanego - rozplanowa­ nego nieporównywalnie racjonalniej i piękniej. Po drugie - rekord szybkości, z jaką plan upadł, nie­ wątpliwie pod wpływem władz miejskich, które uznały go za nie nadający się w przedstawionej Karolowi II formie do realizacji. Po trzecie - rysunek Wrena, choć nie zrealizowany, należy do najbar­ dziej znanych projektów urbanistycznych. O odbudowie City po wielkim pożarze pisał S.E. Rasmussen w swej bardzo interesującej książ­ ce o Londynie. Nie wszystkie jego wnioski trafiają mi jednak do przekonania. Jest najzupełniej oczywi­ ste, że - jak stwierdził Rasmussen - plan Wrena opóźniłby realizację chociażby dlatego, że trzeba by przeprowadzić szczegółową inwentaryzację stanu pierwotnego, a następnie na nowo rozparcelować cały teren, wreszcie ustalić wysokość odszkodowań albo i dopłat do nowych działek. A na to władze miejskie nie chciały się zgodzić: nie zależało im na usprawnieniu funkcjonowania ani na upiększeniu Londynu, ale na jak najszybszym powrocie do 122

swych interesów. Jednakże nasuwa się pytanie: czyżby Wren nie zdawał sobie sprawy z takich oporów? Czy wyobrażał sobie, że jego pospiesznie naszkicowana wizja nadaje się do realizacji bez pokonania dużych trudności? Że trzeba skonfronto­ wać ją ze stanem istniejącym i z życzeniami londyńczyków oraz wprowadzić niezbędne poprawki? Czy jego pobieżny rysunek miał charakter „definitywne­ go" planu urbanistycznego, czy raczej zbioru suges­ tii, dotyczących kierunku pożądanych przekształceń istniejącego stanu, wybitnie bezładnego i w oczach Wrena niewłaściwego? Rasmussen pisał: „Powszechnie uważa się dzie­ ło Wrena za dalekowzroczny plan urbanistyczny, który mógł przekształcić Londyn we wspaniałe miasto, jeszcze piękniejsze od Paryża, gdyby jego realizacji nie zapobiegli ciasnogłowi i krótko­ wzroczni politycy. W oczach obserwatora współ­ czesnego, w mniejszym stopniu nastawionego na kryteria estetyczne, sprawy przedstawiają się nieco inaczej. Plan Wrena, wykonany w ciągu kilku dni, jest pięknym przykładem pewnego typu planowania - typu, który obecnie jest zarzucony. Jest to plano­ wanie absolutyzmu... Dla miasta ustala się dziś program rozwoju wyrażony zarówno w słowach, jak i w rysunku... Nie jest dziwne, że idee Wrena są staromodne w oczach współczesnych... Dalsza historia odbudowy Londynu wykazała, że Anglia czasów Karola I posiadała ludzi, którzy pod wielo­ ma względami byli zadziwiająco nowocześni w swo­ jej koncepcji planowania miast. Z naszego punktu widzenia odrzucenie planu Wrena nie było błędem, ale raczej nowym tryumfem tego, co można by nazwać ideą Londynu... Zgodnie z dzisiejszymi poglądami jest niemożliwe ustalenie formy defini­ tywnej miasta... Może brzmieć to paradoksalnie, ale w nieskrępowanym rozwoju Londynu jest więcej prawdziwego planowania urbanistycznego, niż w kontynentalnych miastach owego czasu, które rozwijały się zgodnie z planem”31). Wbrew twierdzeniu Rasmussena plan Wrena bynajmniej nie był „nastawiony na kryteria estetycz­ ne”, chociaż je, słusznie, uwzględniał kierując się, rzecz jasna, upodobaniami wieku XVII, a nie XX. A może był to właśnie „program rozwoju”, którego

domagał się Rasmussen, wyrażony w rysunku tak czytelnie, że mógł obejść się bez opisu słownego? Wren zwrócił uwagę na błędy - czy też braki stanu istniejącego oraz wskazał na rozwiązanie idealne, idące tak daleko, że można by je uznać, gdyby miało być w pełni wprowadzone w życie - za nierealne. Ale Karol II musiał widzieć w „programie” Wrena wiele słusznego, skoro powołał go - wraz z dwoma architektami - do Komisji, która zajęła się odbudową Londynu. Z „programu” Wrena wynikało szereg zaleceń. Miasto miało otrzymać przejrzystą sieć prostolinij­ nych ulic o zróżnicowanej szerokości, dostosowaną do potrzeb. Liczne opisy Londynu przedstawiały trudności ruchu na wąskich i krętych uliczkach, grożących miastu paraliżem; z trudem mijały się powozy i lektyki; nad ciżbą pieszych górowali jeźdź­ cy na koniach. Szczególnie szerokie miało być wyprostowane nabrzeże Tamizy. Przed główną bramą w obwarowaniach City od zachodu (Ludgate) otwierał się widok na nową katedrę św. Pawła, poprzedzoną odpowiednim placem; przed pożarem prowadziła do świątyni dość wąska ulica. Jedna z dwóch arterii, wybiegających sprzed Ludgate, pro­ wadziłaby do drugiego głównego ośrodka - City, skupionego dokoła placu otoczonego budowlami pełniącymi różne funkcje bankowe itp. Trzy lub cztery arterie, biegnące z zachodu na wschód, oraz dwie lub trzy z północy na południe, tworzyłyby podstawowy kościec komunikacyjny miasta, łączący dogodnie wszystkie jego dzielnice z dawnymi bra­ mami City, wprawdzie zburzonymi krótko przed pożarem, ale zaznaczającymi miejsca połączeń z siecią dróg pozamiejskich. Koncentryczny zespół ulic, wybiegających z placu przed Giełdą, łączyłby go m.in. z mostem London Bridge, z kilkoma bra­ mami miejskimi, a ponadto - co w moich oczach zasługuje na szczególne uznanie - z dużym kom­ pleksem terenów zielonych i sportowych, Moor Fields, przylegających od północy do City. Były one odcięte przed pożarem murem miejskim, London Wall. W zachodniej części miasta cały szereg pros­ topadłych do Tamizy ulic prowadzić miał do nabrze­ ża w sposób przypominający inne porty nadrzecz­ ne. W części wschodniej, sieć ulic urozmaicałyby

dwa place o wybiegających z nich koncentrycznie ulicach. Ozdobę i urozmaicenie długich prostych arterii tworzyłyby usytuowane rytmicznie niewielkie kościoły. Przy odbudowie City trzeba dążyć do rozwiązania łączącego potrzeby użytkowe z estety­ cznymi, zdawał się zalecać plan Wrena. Rasmussen słusznie pisał, że gdyby w Anglii panowała monarchia absolutna, można by łatwiej realizować śmiałe plany urbanistyczne. Nie należy jednak sprowadzać wszystkiego do spraw ustrojo­ wych. W XIII w. Florencja uważała się za konty­ nuatorkę demokratycznej Grecji - i wtedy to podjęła zakrojone na wielką skalę prace nad dostosowa­ niem budowy miasta do nowych potrzeb i do jego upiększenia. Pod Signorię i plac z nią związany wyburzono liczne, bynajmniej nie spalone budynki, między innymi dwa kościoły. Wzniesiono nową katedrę, wyznaczono wokół niej plac o ujednolico­ nej częściowo zabudowie. Miasto zawdzięcza w dużym stopniu powstałym w owym czasie budyn­ kom swą sławę. Warstwa rządząca pragnęła wyra­ zić swoją pozycję w Italii i na świecie między innymi architekturą; londyńczykom widocznie nie zależało na tym, skupili wysiłek jedynie na wspaniałej bazyli­ ce św. Pawła. Gdy Cosimo Medici przejął w swe ręce „absolutną” władzę we Florencji jako książę Toskanii, kontynuował prace nad upiększeniem miasta w znacznie skromniejszym zakresie (s. 64). Ażeby miasto rozwijało się racjonalnie i pięknie, musi mieć oparcie w panujących lub w społeczeń­ stwie. W Anglii król miał niewiele do powiedzenia w tej sprawie, a zwierzchnictwo City zajmowało się jedynie swoimi wąsko widzianymi potrzebami. Jest także pewne, że gdyby Anglikom przyszło dziś odbudować strawione przez pożar City, uczyniliby to zupełnie inaczej. Świadczy o tym sposób odbu­ dowy otoczenia św. Pawła po ostatniej wojnie, zresztą ostatnio krytykowany. Natomiast poglądu, że podstawowe idee Wrena są „staromodne” w oczach współczesnych, zupełnie nie podzielam. Co innego idee, dotyczące celów, do których należy zmierzać, a co innego przyjęte rozwiązanie formal­ ne. A jeśli się najstaranniej przyjrzeć odbudowanej City na planie Johna Rocque’a z potowego XVIII w., trudno dostrzec działalność owych ludzi, którzy byli 123

zadziwiająco nowocześni w swej koncepcji plano­ wania miast, jak pisał Rasmussen. Szansa poprawy struktury przestrzennej i upiększenia City po kata­ strofie 1666 r. została niemal całkowicie zmarnowa­ na. To prawda, że zabroniono wznoszenia domów drewnianych - ale byłoby zadziwiające, gdyby po wielkim pożarze takiego zakazu nie wprowadzono. Poszerzono wprawdzie część ulic - ale już narze­ kania na warunki komunikacyjne w Londynie XVIII w. dowodzą, że poprawa sieci komunikacyjnej miasta, znacznie skromniejsza od zaleceń Wrena, była nie wystarczająca. Największym osiągnięciem City, z którego Anglicy są słusznie dumni i dziś, jest - katedra św. Pawła, dzieło Christophera Wrena, któremu zlecono projekt w 1673 r. na wniosek po­ wołanej przez króla komisji (ii. 349). I jeszcze jedna uwaga narzucająca się przy lektu­ rze Rasmussena. Zgadzam się całkowicie, że zgodnie z naszymi współczesnymi poglądami - plany urbanistyczne nie powinny „ustalać formy definitywnej miasta”, ale zachować niezbędną elastyczność. Jed­ nakże zadaniem ich jest narzucenie dyscypliny w za­ kresie, w jakim jest ona konieczna, a pozostawienie swobody kształtowania miasta wszędzie, gdzie to jest możliwe i pożądane. Plan musi liczyć się z potrzebą uwzględniania nie dających się przewidzieć potrzeb oraz unikać nadmiernego krępowania inwencji budo­ wniczych miast. Cel ten można osiągnąć rewidując co pewien czas plan albo precyzując z czasem jego elementy nie przesądzone. Jednakże rezygnacja z niezbędnej koordynacji działalności poszczególnych inwestorów groziłaby anarchią. Park krajobrazowy, wielkie osiągnięcie angielskiej sztuki ogrodniczej, stanowi piękny przykład połączenia swobody z dyscy­ pliną, dzieła człowieka ze środowiskiem przyrodni­ czym, w jakim działa. Można z łatwością wyliczyć nazwiska wielkich ogrodników i teoretyków, którzy się przyczynili do narodzin i rozwoju angielskich parków, podziwianych i naśladowanych na świecie, także w Paryżu. W powstałych ostatnio w Londynie zespołach architektonicznych można wskazać takie, które szczęśliwie nawiązują do dobrych tradycji angielskich, łącząc swobodę i unikanie pompatyczności w kompo­ zycji - z niezbędnym stopniem zgrania ze sobą po­ 124

szczególnych budynków, z narzucającym się mini­ mum dyscypliny całości. Zaliczyłbym do takich reali­ zacji położony nad prawym brzegiem Tamizy zespół budynków służących różnym celom związanym z kul­ turą, zrealizowany w latach 1960-1980. Doceńmy przynajmniej dążenie autorów do nawiązania bezpo­ średniego kontaktu z Tamizą. W końcu lat 80. zamiar wzniesienia w bezpo­ średnim sąsiedztwie katedry nowego kompleksu budynków biurowych wywołał gwałtowny atak księ­ cia Walii na to, co się dzieje w City. Zaproszony w grudniu 1987 r. na uroczyste posiedzenie Króle­ wskiego Instytutu Brytyjskiego Architektów RIBA, związane ze 150-leciem założenia tej szacownej instytucji, książę wysunął ostre zarzuty pod adre­ sem planistów, architektów i ich zleceniodawców, a pośrednio - Lorda Mayora londyńskiej City. Oskarżył ich o zeszpecenie krajobrazu Londynu, a zwłaszcza o dewastację otoczenia katedry św. Pawła, „największego pomnika narodowego, ... duchowego ośrodka stolicy, ... bezsprzecznie jed­ nego z cudów świata”. Zburzona Warszawa, ciągnął książę, została odtworzona z pełnym pietyzmem. W Londynie, powiedział, Luftwaffe zniszczyła wprawdzie starą zabudowę, ale zastąpiła ją masami gruzu, a nie agresywnymi budynkami. „To myśmy je wznieśli”, mówił z wyrzutem książę Karol. „Clausewitz nazwał wojnę kontynuacją polityki inny­ mi środkami. Dokoła św. Pawła planowanie okazało się kontynuacją wojny innymi metodami”32). Można krytykować sposób zabudowy City po wojnie i aktualne projekty, ale skąd tyle goryczy w ustach przyszłego monarchy? Dlaczego posunął się aż do zarzucenia architektom londyńskim i ich zleceniodawcom zbrodni przekraczających hitlerow­ skie? Czy za tymi słowami nie krył się żal księcia, że - na skutek ograniczenia roli jego poprzedników na tronie oraz braku należytego zainteresowania władz miejskich wyglądem Londynu - nie dorównu­ je on kompozycji innych stolic europejskich, takich jak Paryż, Rzym, Wiedeń czy Leningrad? Że - ma­ jąc na myśli urbanistykę i architekturę - nie mówi się dziś o Londynie - biorąc pod uwagę kryteria architektoniczne i urbanistyczne - „urbs toto orbe celeberrima notissimaque”?

18. TYCHY, POLSKIE NOWE MIASTO W SYMBIOZIE Z PRZYRODĄ

W Górnośląskim Okręgu Przemysłowym, zwłasz­ cza w jego centralnej części (tak zwanej strefie A), stosunki ekologiczne są szczególnie niekorzystne. Zanieczyszczenie powietrza przekracza wielokrotnie dopuszczalne normy. Giną lub marnieją drzewa. Występują trudności z zaopatrzeniem ludności w wodę. Zagęszczenie zabudowy na terenie miast, połączone z niedostatkiem zieleni, stwarza bardzo złe środowisko życia i odbija się na zdrowiu ludności. Skutki eksploatacji górniczej przyspiesza­ ją degradację budynków wznoszonych na tym obszarze. Ażeby poprawić warunki na terenie Okręgu, którego dalszą rozbudowę przewidywano, Biuro Planu Regionalnego zaproponowało w końcu lat 40. usytuowanie na obrzeżu niecki węglowej kilku nowych miast, w których powstałyby miejsca zamieszkania dla górników, pracujących i mających pracować po rozbudowie kopalń w GOP. Jedynym takim miastem, dotychczas zrealizowa­ nym, są Tychy (architekci Hanna Adamczewska-Wejchert i Kazimierz Wejchert, il. 490-498). Środowisko, w jakim miasto zostało zlokalizowa­ ne, było wybitnie korzystne. Położone w rejonie sto­ sunkowo mało zanieczyszczonym, otoczone jest od północy, zachodu i południa kompleksem leśnym, w którym leży malownicze Jezioro Paprocańskie. Przez sam teren, przeznaczony pod miasto, prze­ pływały niewielkie cieki wodne. Na północny-zachód Tychy sąsiadują z osadą tej nazwy, z kościołem z XVII wieku. Prace nad projektem rozpoczęto w 1951 r. Auto­ rzy wykorzystali świetnie walory środowiska przy­ rodniczego, a także sąsiedztwo wsi Tychy. Usytuo­ wali przy istniejącym kościele placyk nazywany dziś Starym Rynkiem, obudowany w latach 1952-53, który stał się zalążkiem pierwszego ośrodka dzielni­ cowego nowego miasta. Dalej, w kierunku południo­ wym wytyczyli ulicę włączającą Stare Tychy do No­ wych; została kośćcem komunikacyjnym osiedla „Barbara”, z placem stanowiącym dopełnienie Sta­ rego Rynku. Dzięki temu, już pierwsi mieszkańcy

nowego miasta korzystali z usług różnego rodzaju zarówno na terenie starych Tychów, jak i przy no­ wym placu. Dalszy rozwój szedł ku zaprojektowanej w wykopie linii kolejowej, biegnącej z zachodu na wschód, zapewniającej szybkie połączenie z innymi miejscowościami GOP-u, zwłaszcza zatrudniającymi część miejscowej ludności. Plan przewidywał kilka rodzajów zieleni. Naj­ pierw - zieleń wnętrz osiedlowych, osłoniętą przed ruchem kołowym, dostępną w wielu przypadkach bezpośrednio z dróg wyłącznie pieszych. Następnie - zieleń publiczną, wśród której wyróżnia się pasmo łączące założony, rozległy park na północy z Jezio­ rem i Lasem Paprocańskim na południu. Ponadto, zaprojektowano na terenie miasta liczne mniejsze zieleńce publiczne, wykorzystując dla ich urozmai­ cenia m.in. istniejące powierzchnie wodne. Wresz­ cie, ważnym rodzajem zieleni ogólnie dostępnej jest okalający miasto od zachodu i południa obszar leśny, który dostosowano dyskretnie do potrzeb użytkowników. Mieszkańcy domków jednorodzin­ nych dysponują własnymi ogródkami. W obrębie zieleni publicznej zachowano i miejscami poszerzo­ no istniejące stawy. Projektanci starali się tak ukształtować domy na terenach szczególnie atrakcyjnych - zwłaszcza sąsiadujące z lasem i jeziorem - by zapewnić mieszkańcom możliwie dobre powiązanie ze środo­ wiskiem. Wzniesiono budynki na planie podków otwartych ku jezioru lub lasowi, zastosowano zabu­ dowę tarasową opadającą ku południowi i inne tego rodzaju rozwiązania. Jednym z osiągnięć projektantów było zaplano­ wanie długich ciągów dróg pieszych i rowerowych, biegnących wśród zieleni, mających przecinać ulice kołowe możliwie bezkolizyjnie. Przy ich wytyczaniu uwzględniano naturalne ukształtowanie terenu. Główny ośrodek miejski, położony przy central­ nym dworcu kolejowym, może obsługiwać ludność znacznie liczniejszą od mieszkańców Tychów. Po­ wierzchnia miasta jest ograniczona; powiększenie jej wymagałoby zajęcia terenów przeznaczonych 125

pod uprawę. Ponieważ już w 1972 r. postanowiono podnieść liczbę ludności do 200 tys., rozwiązano to zadanie planując zespół osadniczy, obejmujący dwie pobliskie miejscowości, w których liczba mieszkańców wzrośnie do 25 i 30 tys. Jak o tym pisałem, na miasto trzeba zawsze patrzeć jako na cząstkę otaczającego je regionu. W epoce rewolu­ cyjnych postępów w dziedzinie telekomunikacji, także audio-wizualnej, która znajduje się u nas dopiero w stanie zalążkowym, rozbudowa miast nie powinna odbywać się jedynie przez powiększanie ośrodka krystalizacji, ale także - albo nawet głów­ nie - w jego regionie, w miejscowościach znacznie mniejszych. Rozwiązanie przyjęte w Tychach jest jak najbardziej prawidłowe. Tychy stanowią duże osiągnięcie urbanistyki pols­ kiej. Zawdzięczają swą pozycję zarówno walorom projektowym, jak i temu, że proces planowania i nadzór nad realizacją leżały od pierwszej chwili nie­ przerwanie w ręku tych samych generalnych projek­

tantów i zespołu fachowców przez nich stworzonego. Że obserwowali oni bacznie reakcje ludności, że wyciągali wnioski z doświadczeń, że wykorzystywali walory środowiska naturalnego i wzbogacali je. Pra­ cowali wprawdzie pod stałym naciskiem inwestorów, którzy zaniedbywali realizację budowli usługowych, łącznie z głównym ośrodkiem miejskim, na rzecz nowej kubatury mieszkaniowej. Ulegając nieustają­ cym naleganiom ludności, władze miejskie, wbrew stanowisku projektantów, wyraziły zgodę na prze­ kształcenie pasma zielonego wzdłuż jednego z poto­ ków na terenie miasta w ogródki działkowe; potok stał się niedostępny. Projektanci zostali zmuszeni do rozproszenia na terenach przeznaczonych pod zieleń niewielkich zespołów zabudowy, mieszczącej w par­ terach usługi. Zmiany te nie naruszyły jednak struktu­ ry zieleni, bronionej jako pozycja „opancerzona”. Niewielkie odstępstwa nie doprowadziły do deformacji podstawowych założeń planu, które zostały szczęśli­ wie utrzymane.

19. MILTON KEYNES, PRZEŁOM W DZIEJACH BUDOWY MIASTA

„Nowe miasta”, których liczba przekroczyła w latach osiemdziesiątych trzydzieści, są najpoważ­ niejszym osiągnięciem urbanistyki brytyjskiej naszego wieku. Przyciągnęły już ponad 2 miliony ludności. Oznaczają postęp w sposobie rozbudowy aglomeracji miejskich i przebudowy sieci osadniczej kraju. Kiedy utworzone dotychczas miasta zostaną w pełni zreali­ zowane, zamieszka w nich ok. 5% ludności Zjedno­ czonego Królestwa. Sytuowano je planowo w miejs­ cach, w których były z tych czy innych względów pożądane. Gdyby ich budowy nie podjęto, wzrosłyby ponad miarę - mniej lub więcej bezładnie - przelud­ nione istniejące aglomeracje. Nie wszystkie nowe koncepcje urbanistyczne okazały się słuszne; jeszcze przed ukończeniem budowy wyszły na jaw nie przewidywane trudności i niepowodzenia - ale obserwowanie ich jest równie pouczające, jak poznawanie sukcesów prowadzonej w szerokim zakresie akcji. 126

Nowe miasta można uważać za duży krok na drodze „od budynku do zespołu” (s. 52). W XX w. zrobiono pierwszy taki krok za sprawą Amerykanina C. Perry’ego, który postulował, aby rozbudowując miasta nie ograniczać się do tworzenia zespołów wyposażonych co najwyżej w sklepy i szkoły pod­ stawowe, ale by formować „jednostki sąsiedzkie”, zgrupowane dokoła „ośrodka społecznego” o zasięgu ok. 1/4 mili, wolne od ruchu kołowego przelotowego. Jednostka taka obejmowałaby szkołę podstawową, zespoły sklepów, tereny wypoczynkowe i podobne elementarne urządzenia usługowe. „Nowe miasta” operują tego rodzaju „komórkami” oraz ich zespoła­ mi, ale same tworzą jednostki zaspokajające także liczne, inne potrzeby ludności na swym terenie, jed­ nostki zasługujące na miano samodzielnych organiz­ mów miejskich. Koncepcja rozbudowy istniejących miast przez tworzenie miast nowych wykazuje pewne podobieństwa do metody stosowanej niekiedy

w średniowieczu, np. w Warszawie czy Toruniu, gdzie obok „starego miasta” założono „nowe”. Analo­ gia ta jest ograniczona, świadczy jedynie o dąże­ niu w obydwu przypadkach do tw o rze nia pełnowartościowych organizmów miejskich, słusznie bardziej cenionych od drobnych zespołów zabudowy, powstających często chaotycznie. W średniowieczu „nowe miasta” przylegały do „starych”; teraz zakłada­ no je - przynajmniej w Wielkiej Brytanii - dalej, aby zapobiec nadmiernemu rozrastaniu się istniejącej zabudowy. Pierwszych 8 miast zlokalizowano wokół Londynu, przeciwdziałając naporowi budownictwa na otaczają­ cy stolicę „zielony pas”. Ulokowane w miejscach wybranych, stworzyły znacznie lepsze, od przeważa­ jącego w aglomeracji stołecznej, środowisko życia, nawiązujące do idei miast-ogrodów, proklamowanej na przełomie XIX i XX w. przez Ebenezera Howarda. Wszystkie nowe miasta są terenem różnorodnych poszukiwań urbanistycznych i architektonicznych. Stanowią nieoceniony poligon doświadczalny. Plany 9 miast pokazałem w Urbanistyce Współczesnej. Trzy z nich, różniące się koncepcją przestrzenną, omówię zwięźle w tym miejscu, wspominając o do­ świadczeniach związanych z realizacją. Najszerzej zajmę się jednym z nich, Milton Keynes, szczególnie ciekawym z punktu widzenia naczelnego problemu książki: relacji między ludźmi i środowiskiem. Pierwsze nowe miasta brytyjskie, takie jak Ste­ venage (1947), powstały pod wpływem idei miast-ogrodów, ale w ich budowie można odnaleźć ele­ menty tradycyjne. Główny ośrodek miejski skupia się dokoła placu, otoczonego sklepami i licznymi obiekta­ mi publicznymi. Znaczna część przemysłu gromadzi się w jednej dzielnicy. Dzięki temu zarówno ośrodek, jak i przemysł są dobrze obsłużone komunikacją autobusową. Stevenage, obliczone na 60 tys. miesz­ kańców, powiększone w 1966 r., liczyło w końcu lat 80. ok. 70 tys. osób. Dalszego przyrostu ludności nie przewiduje się, uważając za główne zadanie stworze­ nie nowych miejsc pracy, wobec spadku ich liczby w wyniku mechanizacji produkcji w zakładach prze­ mysłowych istniejących. Następne plany starały się wprowadzić rozwiąza­ nia nowe. Charakterystyczny dla takich poszukiwań

był Runcorn (1967, il. 476-478). Miasto, położone nad rzeką Mersey w pobliżu Liverpoolu, liczyło w chwili powzięcia decyzji o rozbudowaniu go w 90-100-tysięczne nowe miasto - 47 tys. mieszkań­ ców. Założeniem wyróżniającym plan była chęć nada­ nia mu takiej struktury przestrzennej, by środki komu­ nikacji publicznej, szybkie i doprowadzające do wszystkich ważniejszych celów podróży, umożliwiły ograniczenie korzystania z samochodów indywidual­ nych; w takich warunkach wystarczyłaby oszczędniej­ sza siatka ulic. Zaprojektowano układ szybkich linii autobusowych o planie zbliżonym do ósemki. W jego centrum usytuowano ośrodek miejski. Autobusy prze­ cinają drogi samochodowe i piesze na różnych pozio­ mach. Aby uniknąć spalin autobusowych, uruchomio­ no wozy o silnikach elektrycznych, jednakże zrezygnowano z nich po kilku latach, ze względu na konieczność wymiany akumulatorów co 4 godziny: zwiększało to koszty eksploatacji. Powrócono więc do autobusów o silnikach Diesla, poruszających się po całkowicie wydzielonym torowisku z prędkością do 80 km/godz. Aby zwiększyć liczbę jadących autobu­ sami, wprowadzono opłaty za parkowanie samocho­ dów osobowych. Wzrost cen benzyny po 1973 r. zwiększył liczbę użytkowników autobusów, zwłaszcza w godzinach szczytowego nasilenia ruchu, ale nakłonił też sporą część mieszkańców (ok. 35%) do poruszania się pieszo i korzystania z rowerów. W zmienionych wa­ runkach wyszedł na jaw mankament planu: sieć dróg rowerowych i pieszych była niedostatecznie wykształ­ cona, co powodowało wypadki; poczęto ją rozbudo­ wywać i modernizować. Tak przedstawiały się sprawy w połowie lat 80. Dla komunikacji autobusowej nieko­ rzystny okazał się nie przewidziany duży odsetek ludności, pracującej poza miastem. Mimo to, udział tego sposobu poruszania się był wyższy niż w innych nowych miastach brytyjskich, w planach których nie przywiązywano tak istotnej wagi do środków komuni­ kacji publicznej. Pierwszy projekt sporządzono dla terenu przyszłe­ go Milton Keynes w r. 1967 (il. 479, 480). Teren leżał znakomicie w sensie komunikacyjnym: w połowie drogi między Londynem i Birgminghamem, przy ruch­ liwej autostradzie na wschodzie, przy linii kolejowej 127

biegnącej w kierunku poprzecznym. Projekt cechowa­ ło jeszcze silniejsze niż w Runcorn związanie planu z komunikacją publiczną. Służyły jej dwa zawieszone nad ziemią, przecinające się obwody linii jednoszynowej (monorails). Tworzyły one cztery linie szybkiej komunikacji miejskiej; z przystankami związano zgru­ powania osiedlowe, skupione koło własnego ośrodka, i miejsca zatrudnienia. Oprócz zabudowy niskiej przewidziano kilka „wież”. Zgrupowania mieszkanio­ we były obsłużone z jednej strony koleją jednoszynową, z drugiej - szybką drogą samochodową, ulicami rozprowadzającymi, uliczkami do garaży domów mieszkalnych oraz siecią ulic i placów przeznaczo­ nych dla ruchu pieszego, zajmujących dużą po­ wierzchnię. Między „zgrupowaniami” znajdowały się rozległe tereny zielone. Pośrodku miasta leżał główny ośrodek, obsłużony wszystkimi liniami kolei nadwie­ szonej oraz poprzeczną do nich linią kolei daleko­ bieżnej. Skupienia terenów przemysłowych usytuo­ wano na dwóch krańcach miasta. Projekt jest charakterystyczny dla śmiałych poszu­ kiwań nowych rozwiązań. Jego główną wadą była sztywność planu: nasuwał na myśl trochę ekstrawa­ gancki, ale nie pozbawiony zalet garnitur, skrojony na miarę konkretnej osoby. System funkcjonowałby sprawnie przy ściśle określonej wielkości miasta. Jedną z jego zalet było wyeliminowanie spalin auto­ busów oraz całkowite uwolnienie od nich terenu miejskiego, który mógł być szerzej wykorzystany przez pieszych. Z tych czy innych względów z projek­ tu zrezygnowano. Planowanie powierzono nowej ekipie. Drugi projekt (il. 481-489) stanowi pod wieloma względami przeciwstawienie pierwszego. Także i on różni się zasadniczo od wszystkich planów „pierwszej generacji” (jjak Stevenage czy Harlow) oraz „drugiej” (jak Runcorn i Skelmersdale). Zatwierdzono go w 1971 r., w okresie największego po wojnie rozwoju gospodarki brytyjskiej, w którego trwałość wierzono. Miastu nie narzucono więc z góry skromnych granic wzrostu (New Towns Act z 1946 r. mówił o ok. 50 tys. mieszkańców). Licząc się z ewentualnym, dal­ szym rozwojem, przyjęto, że w r. 2000 miasto osiąg­ nie ok. 200 tys. mieszkańców, wliczając w to ok. 40 tys. osób mieszkających w trzech osadach na 128

terenach przeznaczonych pod budowę. Zajęto pod nią ogromny obszar ok. 9 tys. ha. Nie zamierzano ograniczyć wielkości miasta nawet do 200 tys., ale dostosować ją do przyszłych potrzeb aglomera­ cji, mającej pełnić funkcje poważnego ośrodka regio­ nalnego. Duże znaczenie dla ukształtowania planu miało założenie, że w zasadzie każda rodzina będzie dys­ ponowała jednym lub paroma samochodami i że one, a nie środki komunikacji publicznej, stworzą podsta­ wowy sposób poruszania się po mieście. Wytyczono więc „ruszt” w przybliżeniu równoległych i prostopa­ dłych do siebie szerokich ulic, wyznaczających grani­ ce „jednostek” o powierzchniach około kilometra kwadratowego. Dwie takie jednostki - podobnie jak to czyniono w wielu planowo założonych miastach greckich i średniowiecznych - przeznaczono pod główny ośrodek usytuowany naprzeciwko dworca kolejowego, na naturalnym wzniesieniu. Koncepcja „jednostek” w Milton Keynes różni się istotnie od „jednostek sąsiedzkich” Perry’ego. Położone w ich obrębie obiekty publiczne mogą mieć zróżnicowany zasięg obsługi, albowiem drogi piesze i rowerowe przecinają bezkolizyjnie otaczające „jednostki" ulice kołowe i pozwalają dotrzeć bez niebezpieczeństwa do obiektów położonych w sąsiednich „jednostkach”. Zwiększa to swobodę rozmieszczania budynków publicznych na terenie miasta, co jest ważne, zwłasz­ cza z uwagi na zmieniające się z czasem potrzeby. Program „jednostek” jest więc znacznie bogatszy i bardziej różnorodny niż u Perry’ego. Przy arteriach komunikacyjnych utworzono rozległe parkingi; w głównym ośrodku może parkować aż 7 tys. wo­ zów. Tereny pod przemysł i inne miejsca zatrudnie­ nia rozproszono, sytuując je w ok. 20 zespołach przy głównych ulicach komunikacyjnych. Do pracy można dojechać wygodnie samochodem. Przewiduje się powstanie do r. 2000 ok. 130 tys. miejsc pracy w przemyśle i usługach. W związku z korzystnymi prognozami ekonomicz­ nymi, przyjęto bogaty program różnorodnych urzą­ dzeń wypoczynkowych i rozrywkowych, położonych w obrębie miasta. Pod tereny zielone o zróżnicowa­ nym użytkowaniu przeznaczono aż 1160 ha. Przy ich projektowaniu nawiązano do dolin dwóch przepływa­

jących przez teren miasta rzeczek, nie używanego od dawna kanału komunikacyjnego oraz istniejących niewielkich kompleksów leśnych. Jedno z trzech urządzonych jeziorek przeznaczono wyłącznie dla ptactwa. W sieci terenów zielonych wybijają się dłu­ gie pasma parkowe, które przecinają całe miasto. Swym ukształtowaniem nawiązują do naturalnego krajobrazu angielskiego. Niestety - założenia prognostyczne nie sprawdziły się w pełni. Nastąpił wzrost kosztów benzyny, bezro­ bocie osiągnęło wysoki poziom, nie wszyscy miesz­ kańcy miasta mogli korzystać tylko z samochodów. Przyznanie samochodom preferencji oraz nałożenie na teren miasta równomiernej sieci ulicznej, a także rozproszenie miejsc pracy, utrudniło sprawną i eko­ nomiczną obsługę ludności autobusami. Nasilił się ruch rowerowy. Wprowadzono więc istotną zmianę planu, tworząc wszędzie docierającą sieć dróg rowe­ rowych i pieszych, które uprzednio nie były połączo­ ne ze sobą w konsekwentną całość. Milton Keynes dysponuje dziś dwoma ściśle powiązanymi systema­ mi komunikacji: samochodowo-autobusowej i rowerowo-pieszej. W różnych krajach stwierdzono na terenach prze­ ciętych przez autostrady, zderzenia z samochodami przebiegającej z jednej strony na drugą zwierzyny leśnej, kończące się często śmiertelnie dla zwierząt i ludzi. Niebezpieczne odcinki dróg otacza się siatką lub inną gęstą przegrodą oraz tworzy pod jezdnią przejścia dla zwierzyny. Podobne kolizje pieszych z samochodami zdarzają się, jak wiadomo, i w mias­ tach. Cała sieć głównych ulic Milton Keynes, którymi mkną samochody z szybkością 80 km/godz. (na skrzyżowaniach urządzono ronda, świateł regulują­ cych ruch unikano) sprawia wrażenie zespołu auto­ strad, które gwoli bezpieczeństwa przekracza się tylko pod lub nad poziomem jezdni. Obydwa systemy komunikacji, samochodowej i pieszo-rowerowej, zachowują w dużym stopniu bezkolizyjny charakter także w obrębie „jednostek”. Uczyniono więc dalszy, duży krok, zmierzający do rozdzielenia ruchu piesze­ go od kołowego oraz lokalnego od przelotowego. Pierwszych prób w tym kierunku, szeroko naśladowa­ nych, dokonano w 1929 r. w Stanach Zjednoczonych, w Radburn.

Sieć ulic samochodowych nie przebiega prostoli­ nijnie. Le Corbusier przeciwstawiał kręte drogi, „jakimi chodzą osły”, prostym, którymi zmierzają do celu ludzie. Autorzy planu Milton Keynes nie uwzględnili wynikającego z tej uwagi wniosku. Wygięty „ruszt” dróg jest tam wpisany w pofalowany teren i w środowisko naturalne - i nie służy lu­ dziom chodzącym pieszo, ale pędzącym samocho­ dami. Dla kierowców krzywizna tras stanowi ich urozmaicenie. W gorszej sytuacji znaleźli się rowe­ rzyści, których drogi, dostosowane do sieci zbudo­ wanej dla samochodów, muszą miejscami piąć się stromo, zwłaszcza przy wjazdach do wnętrza „jed­ nostek”. Uniknęliby tej uciążliwości, gdyby obydwa systemy komunikacyjne były projektowane równo­ cześnie; mogłyby wtedy, jeden jak i drugi, zostać dostosowane do terenu miejscami dość silnie urzeźbionego. Wzdłuż większości głównych ulic zasadzono skupiny zieleni, szerokości ok. 25 m, izolujące od szybkiego ruchu zabudowę, która otwiera się raczej ku wewnętrznym uliczkom „jednostek”, niż ku głów­ nym ulicom miasta; wyjątek stanowi ulica przed ośrodkiem ogólnomiejskim. Także zakłady przemy­ słowe itp., wymagające łatwego dojazdu, usytuowa­ ne są bezpośrednio przy ulicach. System funkcjonuje sprawnie, ale czy nie pocią­ ga za sobą pewnej dezintegracji miasta, nadmier­ nego rozczłonkowania go na żyjące swym życiem odrębne „jednostki”? Pędząc z dużą szybkością, można przejechać przez całe miasto, nieomal nie dostrzegając jego zabudowy albo mając o niej bar­ dzo wyrywkowe pojęcie - podobnie jak jadący oto­ czoną pasmami parkowymi autostradą nie zdaje sobie sprawy z krajobrazów, jakie mija. W Milton Keynes nie ma też otwartych ogólnomiejsklch pla­ ców publicznych, na których kiedyś zbierali się mieszkańcy miasta, aby być wśród ludzi, znajo­ mych i nie, oglądać wystawy sklepowe, spotykać się w knajpach. Owszem, są takie placyki - w obrę­ bie centralnego ośrodka sklepowego, w kilku ośrod­ kach drugiego stopnia oraz w lokalnych ośrodkach „jednostek”, ale to chyba trochę za mało jak na dużą aglomerację miejską. Czy „miasto ery samo­ chodów” musi rezygnować z wartości, do których 129

przywykliśmy, jak przeżywanie kolejnych spojrzeń na frapującą architekturę, jak wędrówki ulicami i placami, pełnymi życia za dnia a rozświetlonymi wieczorem reklamami i oknami otaczających je budynków? Budowniczowie Milton Keynes przekształcili i wzbogacili środowisko naturalne. Nie tylko urządzi­ li pasma parkowe na terenie dwóch podmokłych dolin rzeczek, ale od pierwszych chwil budowy miasta sadzili na jego terenie niezliczone młode drzewka. Można by powiedzieć, że tworzą one element infrastruktury miasta, na równi z drogami, siecią kanalizacyjno-wodociągową, elektryczną i telefoniczną. Drzewka rosną, pięknieją, zlewają się w kompleksy leśne. W dodatku kompleksy te różnią się doborem odmian drzew i krzewów. W jednym dominują smukłe lipy, w innym dęby o rozłożystych w przyszłości konarach albo klony czy kasztany (¡1. 484). Troska budowniczych o zieleń na terenie miasta zasługuje na wielkie uznanie. W związku z tym wszystkim, Milton Keynes różni się pod wieloma względami od miast, do jakich przywykliśmy, także od nawiązujących do idei Ho­ warda. Można by powiedzieć, że jest owocem ery upowszechnienia samochodu i wzrostu tęsknoty za przyrodą, charakterystycznych dla końca naszego wieku. Ale czy jest owocem w pełni udanym?

Mówiłem już o zubożeniu roli architektury w krajobrazie miejskim oraz o utrudnieniach w korzystaniu z komunikacji publicznej. Na tym nie koniec. Kobiety, nie zatrudnione zawodowo poza domem, uskarżają się na uczucie odcięcia od mias­ ta. Obawiają się wieczornych powrotów pieszo, zwłaszcza przejściami pod ulicami komunikacyjny­ mi. Obfite zazielenienie sprzyja chuliganom. Miesz­ kańcy miasta, a zwłaszcza przybysze, narzekają na łatwość pomylenia dróg, biegnących zielonymi kory­ tarzami o identycznych rondach na skrzyżowaniach. Sądzę, że za wcześnie na ocenę miasta, które jest jeszcze młode i - po ewentualnych korektach - może bardzo zmienić oblicze. Jego bezspornym osiągnię­ ciem jest wykorzystanie i znaczne wzbogacenie środowiska naturalnego. Ale czy powinno to osłabić rolę architektury? Na pewno nie. Byłoby niepokojące, gdyby Milton Keynes odwróciło się od długich dziejów budowy miast, formowanych środkami architektonicz­ nymi; gdyby było oceniane jako zespół uroczych osiedli, luźno ze sobą powiązanych. Jako ośrodek dużego regionu, powinno być miastem demonstrują­ cym licznymi budowlami swą rolę, a zarazem dobrze wpisanym w środowisko przyrodnicze, wzbogacają­ cym je i urozmaicającym. Mieszkańcy miast odczu­ wają potrzebę kontaktu zarówno z przyrodą, jak i z ludźmi.

KSZTAŁTOWANIE ZESPOŁÓW ARCHITEKTONICZNYCH 20. WIELKIE OSIE STAROŻYTNEGO EGIPTU, SYMBOLE DOMINACJI

Karol Marks napisał w Ideologii niemieckiej, że ta klasa, która jest w społeczeństwie panującą siłą materialną, stanowi zarazem jego panującą siłę duchową. Jej wpływ na budowę miast występuje wyraźnie już na Starożytnym Wschodzie. Odtworzenie wyglądu miast egipskich jest niesły­ chanie trudne z uwagi na wielkie luki w spuściźnie budowlanej starożytnego Egiptu. Ze wszystkich budo­ 130

wli, jakie kilku- czy kllkunastomilionowy naród o wy­ sokiej kulturze wzniósł w ciągu swych długich dzie­ jów, stosunkowo najlepiej zachowały się szczątki obiektów związanych z kultem religijnym. Egipcjanie stosowali w budownictwie świeckim głównie cegłę z mułu rzecznego, suszonego na słońcu, oraz trzci­ nę. Był to materiał dostępny i tani. Dolina Nilu miała go wszędzie pod dostatkiem. Jedynie bogatsi używali

także drewna, o które było dość trudno. Natomiast w budownictwie grobowców i świątyń pojawił się wcześnie kamień. Sprowadzano go z „kraju czerwo­ nego”, pustyni, częstokroć z wielkich odległości, wy­ korzystując Nil oraz prowadzące do niego przez pustynię szlaki karawan. Budynki z mułu rzecznego były bardzo nietrwałe. Szczególne niebezpieczeństwo groziło im podczas wylewów rzeki. Wystarczyło za­ niedbać środki ochronne, aby wezbrane wody zamie­ niły zabudowę w bezkształtną masę gliny. Najwięcej resztek monumentalnych zespołów budynków zacho­ wało się na obu brzegach Nilu w Tebach. Na prawym brzegu powstały wielkie obiekty sakralne: kompleks świątyń w Karnaku i świątynia w Luksorze, położona nad górnym biegiem rzeki (il. 7-9). Szczególnie uroczysty przebieg miało w Tebach doroczne święto, podczas którego Amon udawał się do świątyni w Luksorze, aby z niej powrócić dopiero po jedenastu dniach. Ozdobna barka Amona w towa­ rzystwie barek dwojga innych bogów, Mut i Chonsu, oraz barki królewskiej opuszczała wówczas Karnak, udając się do przystani nad Nilem. Na rzece towarzy­ szył statkom długi orszak - kler, wojsko, muzykanci, tancerki. Ludność podążała tymczasem ku Luksorowi lądem. Hymny na cześć bogów mieszały się z dźwię­ kami muzyki. Drogę powrotną odbywano lądem. Te barwne uroczystości znalazły wspaniałą oprawę architektoniczną w okresie Nowego Pań­ stwa, kiedy powstał Luksor. Była ona dziełem farao­ nów XVIII i XIX dynastii, zwłaszcza Amenhotepa III (1411-1375). Egipt stał wtedy u szczytu potęgi, a o jego stolicy mówiono po prostu „miasto”, jak później o stolicy imperium rzymskiego. Za panowa­ nia tego faraona połączono obydwa kompleksy świątyń monumentalną drogą. Teraz między Karnakiem i Luksorem procesja poruszała się na całej, ponad dwukilometrowej, trasie wśród szeregów kamiennych sfinksów. Strzegły one również innych dróg do świątyń w zespole Karnaku. Potężne pylo­ ny prowadziły do rozległych dziedzińców, które tworzyły ramy architektoniczne dla kulminacyjnego momentu procesji: tu ukazywała się wiernym postać boga, tu bóg przyglądał się oddającym mu hołd rozśpiewanym tłumom. Mniej więcej na przedłuże­ niu osi świątyni Amona w Karnaku leżały na lewym

brzegu Nilu świątynie grobowe Mentuhotepa I, królowej Hatszepsut oraz Totmesa III, odkryta przez Polską Misję Archeologiczną. Za nimi majestatycz­ nie rysowały się stromo opadające skały. I tam dojście do świątyni obsadzono sfinksami. Dziedzińce kolumnadowe świątyń, a także po­ szerzenia alei procesji przed wejściem do nich, stanowią jedyne znane nam uformowane architek­ tonicznie place publiczne starożytnego Egiptu. Jest znamienne, że dwa podstawowe elementy budowy miast - ulica i plac zebrań - stały się w Egipcie przedmiotem monumentalnej kompozycji w ramach budownictwa sakralnego. Ale też w kraju faraonów nie było siły społecznej, która by postawiła architek­ tów przed takim zadaniem nie związanym ze świą­ tynią czy z pałacem królewskim. Doniosła rola procesji w obrzędach religijnych wpłynęła na zasady projektowania świątyń. Droga procesji staje się osią kompozycji. Rozbudowa świą­ tyni polega przeważnie na wydłużeniu istniejącego obiektu i na stworzeniu nowych kulminacji wzdłuż drogi kończącej się dla mas ludności w obrębie dziedzińca, a dla orszaku towarzyszącego barce z wizerunkiem boga - w mrocznej głębi budynku. Drogę wędrówki zaznaczają coraz to nowe pylony, dziedzińce, sale kolumnowe. Następujące po sobie pomieszczenia są coraz mniejsze, niższe, bardziej mroczne i tajemnicze. Oś podłużna świątyni, odpo­ wiadająca kierunkowi drogi uroczystego orszaku, przeważa zdecydowanie nad poprzecznymi; nie wy­ chodzą one poza stan embrionalny, chyba że trze­ ba zasygnalizować zmianę kierunku posuwania się. W Nowym Państwie płaskie pylony, zamykające widokowo drogę procesji, odgrodziły świątynie od świata. Głównym przedmiotem kompozycji architek­ tonicznej stało się wnętrze świątyni. W pewnym stopniu podobne przesunięcie zainteresowań z bryły budynku ku jego wnętrzu miało nastąpić później w cesarskim Rzymie. Świątynia w Luksorze jest skierowana w nietypowy sposób wejściem ku północy, ku zespołowi w Karnaku. Przed rozległym dziedzińcem kolumnowym Amenhotep III wzniósł dwa rzędy kolumn ogromnej wysokości dwudziestu metrów. Na północy poprzedzał je pylon; tu zaczy­ nała się świątynia w czasach tego faraona. Mur 131

wzniesiony po obu stronach krótkiego dwuszeregu kolumn ozdobiono scenami przedstawiającymi pro­ cesję między Karnakiem i Luksorem. Monumentalne kolumny miały zapewne tworzyć środkową, podwyż­ szoną część nowej sali kolumnowej, oświetloną oknami umieszczonymi powyżej dachu nad częścia­ mi bocznymi i wskazującą drogę wśród gęstwiny niższych kolumn. Jest także możliwe, że Amenhotep pragnął stworzyć przed wejściem do dziedzińca krótką monumentalną galerię wysokich kolumn, lek­ ko przykrytych, stanowiącą łącznik pomiędzy drogą procesji a świątynią. Tak czy inaczej, koncepcja bu­ dowy tego odcinka kolumnady, wznoszącej się dziś wysoko ponad ruinami świątyni, wynikła z chęci od­ powiedniego zakończenia długiej drogi procesji i uroczystego wprowadzeniem jej do świątyni. Ramzes II (1292-1225) wybudował przed ko­ lumnadą w Luksorze jeszcze jeden dziedziniec, którego kształt zbliżony do rombu wytłumaczono istnieniem na tym terenie wzniesionej uprzednio kaplicy. Może nie był to wzgląd jedyny. Droga z Karnaku prowadziła ku świątyni w Luksorze lekko skośnie do osi tej budowli. Gdyby dziedziniec miał kształt prostokątny, ustawiony przed nim pylon zeszedłby z osi alei procesji. Czy więc chęć usytuo­ wania wejścia do świątyni na zamknięciu widoko­ wym długiej drogi z Karnaku nie przyczyniła się do złamania osi zespołu? Symetria była w Nowym Państwie naczelną zasadą kształtowania budynków monumentalnych. Zmierzając do świątyni, Egipcjanie posuwali się pomiędzy rzędami tajemniczych a groźnych istot, widząc przed sobą stale tylko jedną ścianę pylonu, pokrytą zwykle malowanymi jaskrawo płaskorzeźba­ mi, sławiącymi wielkość faraona wspomaganego przez boga. Na tym tle obeliski połyskiwały w górze

złotem, a majestatyczne posągi ukazywały nieru­ chomą twarz króla, skamieniałego w uroczystej postawie. Kompozycja budynków i prowadzonych do nich dróg przytłaczała widza swą sztywnością, monotonią i monumentalnością form, jakimi opero­ wała. Narzucała mu poczucie obowiązującej go niewzruszonej dyscypliny. Z drugiego wieku n.e., kiedy miasta egipskie leżały już częściowo w ruinach, pochodzi relacja o Tebach, przekazana przez Greka Filostratosa. Takimi oto słowy opisywał wrażenie, jakie wywierały „kolosy Memnona”, będące gigantycznymi posągami Amenhotepa III, ustawionymi w Tebach na lewym brzegu Nilu: „Gdy promienie słońca dotknęły ust posągu, wydał on dźwięk, a jego oczy zabłysły ży­ wiej, jak u osoby rozgrzanej słońcem. Kiedy poja­ wia się Helios, posąg wstaje, podobnie jak ci, którzy stojąc oddają cześć bóstwu”. Opis ten daleki jest od rzeczywistości - ale wprowadza nas znakomicie w świat subiektywnych odczuć ludzi, dla jakich tę scenerię budowano. Świat pełen magii i czarów, w którym między rze­ czywistością a tworami imaginacji nie było czytelnej granicy. Aleja otoczona tajemniczymi sfinksami, zakończona pylonem symbolizującym bramę wiodą­ cą do nieba, zalana promieniami słońca padającymi ponad koronami palm - była znakomitym przykła­ dem oddziaływania na wyobraźnię ludności środka­ mi kompozycji architektonicznej. Sytuowanie budynków monumentalnych na za­ mknięciu długiej osi widokowej miało jeszcze w róż­ nych kręgach kulturowych podkreślać znaczenie eksponowanych w ten sposób obiektów, znaków zrozumiałych dla widza, działających silnie na jego wyobraźnię.

21. DYSCYPLINA I SWOBODA W ATENACH WIEKU PERYKLESA

Kiedy po przejściu przez galerie British Museum, poświęcone sztuce asyryjskiej i egipskiej, wkracza się do sal mieszczących skarby plastyki greckiej, 132

zwłaszcza zaś rzeźby z Partenonu- wrażenie kontrastu między dwoma światami jest uderzające,

Najpierw groźne postacie uskrzydlonych lwów i byków o ludzkich twarzach, strzegące ongiś pała­ ców królów Asyrii, następnie kolosalne posągi fara­ onów zastygłych w bezruchu, spoglądających nie­ zmiennie na wprost siebie, nie wyrażających jakich­ kolwiek ludzkich uczuć. Rzeźby przedstawiające drapieżne zwierzęta i boginię o głowie lwicy; wszystko wykute w połyskującym czarnym, zielo­ nym czy czerwonym granicie albo w bazalcie. I wreszcie - marmurowe płaskorzeźby zdobiące dawniej Partenon. A więc długi fryz, przedstawiają­ cy procesję panatenajską, zakończony sceną wrę­ czenia kapłanowi peplosu utkanego dla Ateny. Na krzesłach siedzą bogowie olimpijscy, niewiele więksi od postaci uczestniczących w procesji, zachowujący się jak ludzie, przedstawieni w pełnych swobody i indywidualnego wyrazu postawach. Jakże inaczej oddano tu obraz procesji, niż w świątyni w Lukso­ rze, gdzie nad barwnym tłumem osób uczestniczą­ cych w pochodzie górują ogromne postacie farao­ nów i bogów. Fryz z Partenonu uzupełniają rzeźby zdobiące metopy, a przedstawiające walkę Lapitów z dzikimi Centaurami, na wpół ludźmi, na wpół końmi. Oto cywilizacja odnosi tryumf nad barba­ rzyństwem. Podobne wrażenie zaskoczenia i zdumienia od­ niósłby mieszkaniec Niniwy czy Teb z czasów roz­ kwitu tych miast, gdyby mógł przenieść się do Aten odbudowanych po wojnach perskich. Ujrzałby place i liczne budowle publiczne o niezrozumiałym dla niego przeznaczeniu; uderzyłby go charakter kom­ pozycji przestrzennej, tak inny tu, w kolebce demo­ kracji helleńskiej, niż w stolicy wielkiego, despotycz­ nie rządzonego państwa, z którego przybył. Podobne zdumienie odczułby, gdyby mógł wziąć udział w procesji panatenajskiej. Brała ona począ­ tek na północno-zachodnim przedmieściu Aten. Następnie wkraczała na agorę, którą przecinała skośnie, kierując się ku Akropolowi (il. 21-30). Trasę procesji na placu osłaniały drzewa. Agorę (il. 35-39) otaczały pierwotnie stosunkowo niewiel­ kie wolno stojące budynki. Najważniejsze obiekty, służące życiu politycznemu i kultowi, stały po stro­ nie zachodniej, u stóp wzgórza. Zabudowę prze­ kształcano i uzupełniano w ciągu wieków, dostoso­

wując ją do pojawiających się potrzeb, środków materialnych i upodobań estetycznych, bez z góry założonego planu. Budynki służyły różnym funk­ cjom, różniły się wielkością i kształtem - a jednak sprawiały, wraz z otoczoną zielenią świątynią Hefaj­ stosa na wzgórzu, wrażenie harmonijnej całości. Do takiego efektu przyczyniło się dostosowanie sytuacji budynków do kształtu wydłużonego wzgórza, u któ­ rego stóp wznoszono je, przy biegnącej tędy starej drodze. Przyczyniła się także jednorodność szaty architektonicznej; w czasach hellenistycznych (w II w. p.n.e.) ustawiono przed sąsiednimi budyn­ kami - z których jeden mieścił pierwotnie buleuterion, siedzibę władz miejskich, a drugi metroon, świątynię matki bogów - porządkującą obraz kolum­ nadę. O zespole można by powiedzieć, że odpo­ wiada postulatowi sformułowanemu w XVIII w. przez Laugiera: cechuje go jednolitość w detalach i tumult w całości. Z inicjatywy - i ze środków władców hellenistycznych wzniesiono po południo­ wej i wschodniej stronie agory długie stoy, przypo­ minające podobne obiekty powstałe w tym czasie w Milecie, Pergamonie i innych miastach. Kształt placu został wyraźniej wydobyty. Uczestnicy proce­ sji oglądali znajdujące się tu budowle pod kątem, co wydobywało plastykę ich brył oraz powodowało zmienność widoków i wrażeń. Po przekroczeniu agory droga wspinała się od południowego zachodu ku Akropolowi. Dawna twierdza była przekształcona po zniesieniu monar­ chii w zespół świątyń, który zniszczony przez Per­ sów, został odbudowany z inicjatywy Peryklesa (po 456). Aby powiększyć powierzchnię terenu przeznaczonego pod zabudowę, nadsypano połu­ dniową i północną część wzgórza i umocniono je murami oporowymi (il. 24). Wzniesiono nowe świet­ ne budowle, zwłaszcza Partenon, Erechtejon, świą­ tynię Nike i Propyleje. Wśród współczesnych badaczy przeważa po­ gląd, że aż do okresu hellenistycznego kształtowa­ nie greckich zespołów architektonicznych nie było równie przemyślane, jak komponowanie poszcze­ gólnych budynków. Wydaje mi się, że tego rodzaju ocena krzywdzi twórców tego zespołu. Partenon zasługuje bezspornie na podziw, jaki od dawna 133

wywołuje, ale cały zespół budynków, towarzyszący na Akropolu drodze procesji, jest znakomitym dzie­ łem kompozycji przestrzennej, pouczającym dla współczesnych budowniczych miast. Mnesikles przystąpił do przebudowy wejścia na Akropol w 437 r. p.n.e., kiedy stał już nowy Partenon. Uprzednio wchodziło się niewielką bramą z VI w., wtopioną w załom muru obronnego (¡I. 27). Mnesikles odchylił oś swego kilkakrotnie szerszego budynku tak, że trafiła pod kątem prostym na mur wysokości ponad 4 m, wywodzący się zapewne z czasów mykeńskich, przed którym stał ogromny posąg Ateny Promachos, Walczącej, słynny brąz Fidiasza. Oś Propylei biegła teraz mniej więcej równolegle do stojącego na uboczu Partenonu. Od strony miasta Propyleje otrzymały równoległe do osi skrzydła. Powstało otwarte ku nadchodzącej proce­ sji wnętrze, przedłużone z prawej strony blokiem muru, na którym Kallikrates zbudował świątynię Nike. Północna ściana bloku biegła równolegle do osi Propylei; do ich poziomu obniżono taras, na którym stanęła świątynia. Uczestnicy procesji spo­ glądali na nią, skręcając na południe zygzakiem drogi wiodącej na Akropol. Nad otwartym ku miastu wnętrzem, utworzonym przez kilka budynków róż­ niących się wielkością i szatą architektoniczną, ale składających się na harmonijną całość, dominowała centralna część Propylei, wyższa, zwieńczona tym­ panonem. Po przejściu przez Propyleje uczestnicy procesji znajdowali się na następnym otwartym dziedzińcu, szczególnie uroczystym. Spostrzegali teraz posąg Ateny Promachos oraz stojące obok niego obiekty wotywne. W oddali ukazywały się - widoczne pod kątem i dzięki temu szczególnie plastyczne - bryły Partenonu i Erechtejonu. Ogrodzenie okręgu świę­ tego Ateny Braurońskiej, poprzedzającego Partenon, przesunięto tak, by dziedziniec miał z tej stro­ ny bardziej regularny zarys. Nieco dalej procesja rozdwajała się. Zwierzęta ofiarne prowadzono drogą świętą wzdłuż północnej ściany Partenonu, a pozo­ stali uczestnicy procesji wkraczali przez propylon na następny dziedziniec i stawali na wprost zachod­ niej elewacji głównej świątyni Akropolu. Był to w od­ czuciu Greków jeden z kulminacyjnych momentów 134

widowiska, w którym uczestniczyli. Kończyło się ono na placyku przed wschodnią elewacją Partenonu. Znajdowali się teraz przed największym po­ mieszczeniem świątyni, zwanym „salą stu stóp”, w którym stał posąg Ateny Parthenos, Dziewicy, ze złota i kości słoniowej, dzieło Fidiasza, jedna z naj­ słynniejszych i najbardziej podziwianych rzeźb świata antycznego. Mur otaczający Akropol był dostatecznie niski, by można było spojrzeć na roz­ łożone u stóp Akropolu miasto. Również opuszcza­ jąc wzgórze przez Propyleje, widziało się Ateny i ziemię attycką, morze i błękitne niebo, a także Ateńczyków, którzy z agory u wzgórza nad nią położonego, z Pnyksu, Areopagu i innych dogodnie położonych miejsc, obserwowali uroczystą procesję. Całej jej trasie towarzyszyły niezliczone obiekty wotywne, rzeźby przedstawiające wydarzenia mito­ logiczne i postacie bogów, inskrypcje. Z czasem cały las pomników komemoratywnych, ustawionych dość bezładnie, wyrósł nawet na stopniach Parte­ nonu. Takie zastawianie drobnymi elementami rzeźbiarskimi monumentalnych schodów prowadzą­ cych do świątyni, trwające przez wieki, tak że utrud­ niało dojście, mogłoby zdziwić dzisiejszego widza. Ale antycznym Grekom ta inwazja przeróżnych obiektów, związanych z kultem bogów i z dziejami ojczystymi, a zwłaszcza ze zwycięstwami nad wro­ giem, wydawała się jak najbardziej naturalna. Akro­ pol był w .ich oczach nie tylko pomnikiem wdzięcz­ ności dla opiekujących się nimi bóstw, ale także symbolem osiągnięć całych pokoleń, których pamięć chcieli zachować. Był symbolem pozycji Aten w ówczesnym świecie. Nie odczuwali też wrażenia nieporządku wśród dość przypadkowo rozmieszczo­ nych, różnych darów wotywnych czy pomników. Być może, że i oni - jak różni nasi współcześni na widok rekonstrukcji Partenonu - myśleli o „lesie” posągów i nagrobków, ale nie dopatrywali się w tym braku ładu czy też niedostatków kompozycji. Czyż las, w którym drzewa rosną podobnie bezładnie, nie był dziełem bogów? Czy nie mógł służyć człowieko­ wi za przykład? Ostatniemu odcinkowi drogi procesji towarzyszył, niby niemy akompaniament, fryz metrowej wysoko­ ści, zdobiący zewnętrzną ścianę celli Partenonu.

Przedstawiał pochód panatenajski; uczestnicy pro­ cesji, którzy dostrzegali fryz pomiędzy kolumnami świątyni, mogli odnosić wrażenie, że dochodzi ich z góry odgłos kopyt jeźdźców i szelest sukien ko­ biet, niosących ofiary i podążających, jak i oni, by oddać cześć Atenie. Rzeźba Fidiasza znakomicie uzupełniała kompozycję przestrzenną drogi procesji. Urok Akropolu nie polegał jedynie na malowniczości całego zespołu, czy też poszczególnych fragmentów, jak to sugerowano. Kolejne wrażenia; układały się w jedną całość, której główne części były przejrzyście wydzielone. Widoki stale się zmie­ niały, napięcie rosło, to znów opadało. Uczestnicy pochodu przeżywali fascynujące widowisko teatral­ ne. Byli jego aktorami, a budynki Akropolu służyły za scenę. Kompozycje zespołu cechowało dążenie do ładu I regularności, a zarazem chęć uwzględnie­ nia zarówno kształtu środowiska jak i wzniesionych w nim uprzednio budynków. Cechowało operowanie wnętrzami i bryłami, architekturą i rzeźbą oraz bar­ wą; w oczach Greków polichromia Partenonu doda­ wała świątyni szczególnego blasku. Oś Propylei nawiązywała do kierunku muru mykeńskiego i do usytuowania Partenonu, dwa skrzydła Propylei miały podobne portyki - ale do tego ograniczała się symetria ukształtowania dziedzińców przed Propylejami i za nimi. Skrzydło północne Propylei było znacznie dłuższe od południowego. Wielki portyk przypominał świątynię dorycką, ale rozstaw kolumn środkowych był większy, aby ułatwić przejście pro­ cesji. Dla wygody uczestników drogę pod górę po­ prowadzono zakosami. W całej kompozycji uniknię­ to sztywnego przestrzegania panujących zasad i kanonów. Godziła ona harmonijnie dyscyplinę ze swobodą. Procesje w starożytnym Egipcie miały umacniać autorytet faraonów, uważanych za bogów kroczą­ cych po ziemi. Uczestnicy uroczystości panatenajskiej widzieli w niej symbol niezależności i jedności ludu - demosu - greckiego, oddającego cześć swej bogini-opiekunce. Różniące się głęboko od siebie społeczności ludzkie, działające w zasadniczo odmiennych środowiskach naturalnych, zade­ monstrowały zupełnie inne zasady kompozycji prze­ strzennej.

W XVIII w. najbardziej żarliwi angielscy wielbi­ ciele ogrodów krajobrazowych domagali się wycina­ nia istniejących alei, albowiem natura, jak mówili, „nie znosi prostych linii” . Równie bezsensowne byłoby dziś zwalczanie w kompozycji przestrzennej założeń osiowych, jako przejawów despotycznej dyscypliny. Jak we wszystkich dziedzinach działal­ ności społecznej, tak i w budowie miast, konieczne jest przestrzeganie niezbędnych rygorów, a wolność trzeba odróżniać od anarchii. Ale niezależnie od tego, jak wysoka wypada obiektywna ocena kompo­ zycji poszczególnych dzieł urbanistycznych, można chyba stwierdzić, że w naszym subiektywnym od­ czuciu najwięcej uroku mają te, których nadmiar dyscypliny nie pozbawił bogactwa i różnorodności, te, które wywołują w nas wrażenie swobody i indy­ widualnego wyrazu. Rzut oka na zmiany, jakie Rzymianie wprowa­ dzili na ateńskiej agorze i w jej sąsiedztwie, a także przed Propylejami Akropolu, są charakterystyczne dla różnic między tendencjami kompozycji prze­ strzennej czasów Peryklesa i pierwszych cesarzy. Rzymianie wznieśli kilka budynków na prze­ kształconej już przez władców hellenistycznych agorze, która w ten sposób straciła charakter jed­ nolitej przestrzeni. Agryppa zbudował w końcu I w. p.n.e. oparty o południową stoę gmach Odeonu z salą mogącą pomieścić 1000 słuchaczy. Zapewne w tym czasie przeniesiono świątynię Aresa oraz otoczono ją kolumnadą. Obok Odeonu usytuowano jeszcze inny obiekt służący kultowi. Na wschód od agory, za dwukondygnacyjną stoą Attalosa II władcy Pergamonu, cesarze rzymscy wznieśli dwa budynki o rzutach zbliżonych do kwadratu, z rozleg­ łymi wewnętrznymi dziedzińcami. Służyły one róż­ nym celom publicznym. W sposobie usytuowania i ukształtowania tych dwóch budowli można dostrzec pewną analogię do cesarskich forów Rzymu. Najpierw powstało tam forum republikańskie, na którego obrzeżu wznoszo­ no coraz to nowe budowle publiczne. Cezar zapo­ czątkował budowę forów cesarskich urządzanych w pobliżu Forum Romanum przez władców Rzymu. Każde z nich tworzyło odrębny zespół budowli, uformowany dokoła rozległych dziedzińców. Agora 135

ateńska była znacznie skromniejsza od Forum Romanum, ale rozwijała się podobnie - dokoła placu. Dwa prostokątne „rynki”, wzniesione obok niej przez władców rzymskich, zostały słabo powią­ zane kompozycyjnie ze sobą i z agorą; wchodziło się z nich na tyły stoy Attalosa. Budowla Hadriana pomieściła bibliotekę, podobnie jak forum Trajana w Rzymie. Twórcy tych obiektów cesarskich w Atenach wyposażyli je we własne place - dzie­ dzińce i nie myśleli o utworzeniu placu miejskiego, otoczonego kształtującą go architekturą i kipią­ cego życiem, jakim były w ciągu wieków ateńska agora oraz Forum Romanum. Tak jak to było w Rzymie, Trajanowi nie zależało na powiązaniu kompozycyjnym jego budowli ze stojącym obok rynkiem, zaczętym przez Augusta: chciał, by forum związane z jego imieniem tworzyło odrębny obiekt. Zmieniło się też dojście do Propylei. Przy zakrę­ cie drogi wiodącej na Akropol, naprzeciwko świątyni Nike, usytuowano w II w. p.n.e. pomnik jakiegoś władcy hellenistycznego, „dobroczyńcy” Aten. Na­ stępnie jego miejsce zajęła statua Agryppy. Sam postument był tak wysoki, że wznosił się powyżej tarasu, na którym stała świątynia Ateny Zwycięskiej. Czy ustawienie ogromnego monumentu jako jej odpowiednika nie świadczyło o braku umiaru i re­ spektu należnego bogini? W I w.n.e. Rzymianie przebudowali zgodnie ze swym upodobaniem wio­ dącą zakosami drogę i zastąpili ją imponującym ciągiem szerokich schodów. Otwarty dziedziniec przed Propylejami miał teraz zupełnie inny charak­ ter niż w czasach Peryklesa. Jak pisał Pauzaniasz w II w. n.e., różni uczeni mężowie, zwani przez Hellenów mędrcami, przyno­ sili w darze Apollonowi Delfickiemu swoje słynne sentencje, które wypisywali w obrębie okręgu świę­ tego. Jedna z takich maksym, przez wielu greckich pisarzy cytowana, brzmiała: „Niczego za wiele”. Stanowiła pochwałę umiaru. Cechował on ukształto­ wanie Akropolu w jego złotym wieku. Szkic ten miał za cel główny opisanie scenerii procesji na Akropol i wydobycie różnicy między nią a ramami architektonicznymi procesji w egipskich Tebach. 136

Jednakże nie mogę pominąć Erechtejonu, usytu­ owanego na uboczu od trasy procesji panatenajskiej (ii. 31, 32). Ten stosunkowo mały budynek uważam, za perłę architektury greckiej, nie mniej zasługującą na uwagę niż Partenon, w pełni uza­ sadniony przedmiot sławy Akropolu. Więcej - są­ dzę, że te dwie budowle, usytuowane na północ­ nym i południowym skraju wzgórza, są ze sobą powiązane kompozycyjnie. I wreszcie - że walory Partenonu są trafnie oceniane, natomiast analiza Erechtejonu wydaje mi się nie zawsze słuszna. Stefan Parnicki-Pudełko, świetny znawca archi­ tektury antycznej Grecji, nazwał Erechtejon „naj­ wyższym osiągnięciem jońskiej architektury w Attyce”, z czym się w pełni zgadzam. Nie wydaje mi się natomiast przekonująca teza, że zamiast wznieść obecny Erechtejon, zamierzano pierwotnie odbudować zburzoną przez Persów dużą, pizystratowską świątynię, położoną nieco dalej na południe, ale „wydarzenia wojenne, a być może również i wysokie koszty budowy uniemożliwiły wykończenie budowli zgodnie z pierwotnymi jej planem. W tym się niewątpliwie kryje jedna z przy­ czyn niesymetrycznego planu budowli”33). Sądzę, że twórca Erechtejonu rozwiązał stojące przed nim zadanie niepomiernie lepiej, niż gdyby zamiast wzniesienia tej nowej budowli odbudował starą świątynię. Liczne przedmioty święte, otoczone czcią, znalazły się w Erechtejonie lub w jego bezpośred­ nim sąsiedztwie. Były to: święta oliwka, dar Ateny dla Attyki, źródło dobrobytu ludności; ślady trójzębu, którym Posejdon uderzył w skałę i wydobył z niej wodę; grób pierwszego króla Aten Kekropsa i jego córki Pandrosos, pradawny ośrodek kultu Ateny; miejsce zabójstwa Erechteusza, który sprowadził do głodujących Aten zboże z Egiptu; miejsce tańców związanych z kultem religijnym - i jeszcze inne. Wszystkie miały uświęcone przez tradycję położe­ nie: należało możliwie najwierniej przestrzegać go. W tej sytuacji najwłaściwszym rozwiązaniem było rozczłonkowanie Erechtejonu, który miał utworzyć ramy dla tych wszystkich świętości. Budynek z oto­ czeniem został ukształtowany na kilku poziomach. Trzy portyki uformowano w sposób różny, zależnie od położenia. Portyk północny, skierowany ku od­

ległym dzielnicom miasta, otrzymał sześć najwyż­ szych kolumn, podbudowanych szeregiem stopni. Ku wnętrzu Akropolu zwracają się delikatne kariaty­ dy, postaci dziewczęce. Portyk wschodni, poprze­ dzający cellę Ateny, został ukształtowany znacznie bardziej uroczyście niż zachodnia ściana budynku, za którą mieścił się przedsionek celli środkowej, poświęconej Erechteuszowi. Budynek ten jest zna­ komitym przykładem dostosowania architektury do środowiska naturalnego wraz z tym, co do niego wnieśli ludzie; uwzględnienia ukształtowaniem każdej elewacji budynku rozległości przestrzeni, którą ma przed sobą. Cały budynek stanowi wielkie osiągnięcie archi­ tektury greckiej. Rozczłonkowanie bryły w konsek­

wencji dostosowania się do skomplikowanego pro­ gramu, który trzeba było rozmieścić na różnych poziomach, dało rozwiązanie doskonałe, niesyme­ tryczne i nowatorskie. Po wzniesieniu Partenonu odbudowana, przyle­ gająca do Erechtejonu „stara świątynia” współza­ wodniczyłaby stosunkowo dużą bryłą z Partenonem. A niewielki, niesymetryczny Erechtejon, o smukłych jońskich kolumnach i delikatnej jońskiej dekoracji, jeszcze podkreślił wielkość i wyjątkową rolę Parte­ nonu. Podobnie, jak czyniła to maleńka, także jońska, świątynia Nike Apteros, górująca nad Propylejami. W szatach kariatyd można się dosłuchać echa szelestu, wydawanego przez będące w ruchu postacie, zdobiące fryz Partenonu.

22. BLASKI I CIENIE FORÓW ANTYCZNEGO RZYMU

Jerome Carcopino rozpoczął swą książkę Życie codzienne w Rzymie w okresie rozkwitu cesarstwa od pełnego podziwu i zachwytu opisu forum Trajana, zespołu który „łatwo współzawodniczyć by mógł z najbardziej ambitnymi dziełami nowoczesnych architektów; nie przestał im też dostarczać, mimo swego zniszczenia, wskazówek i wzorów”34). Trudno zgodzić się z tak entuzjastyczną opinią; zarówno forum Trajana, jak i pozostałe fora cesar­ skie nasuwają dziś krytyczne refleksje, jeśli obok blasków dostrzega się także to, co, przynajmniej w naszych oczach, jest zasadniczym niedostatkiem ich ukształtowania. Forum Romanum (il. 68, 69), położone u stóp najwcześniej zasiedlonych wzgórz rzymskich, słu­ żyło kiedyś za miejsce chowania zmarłych, aby jeszcze przed narodzinami Republiki, w końcu VI w. p.n.e., stać się głównym ośrodkiem życia społecznego miasta. Jego funkcje handlowe ustę­ powały z czasem politycznym, administracyjnym, sądowym, kultowym i intelektualnym. Po obu stro­ nach wydłużonego placu oraz na zboczach przyle­ gającego do forum Wzgórza Kapitolińskiego po­ wstawały coraz to nowe i coraz okazalsze budowle

publiczne, aż do okresu późnego cesarstwa. Także na samym placu wznoszono różne obiekty związa­ ne z jego funkcjami oraz szczególnie uroczystym charakterem. Z czasem tak bardzo namnożyło się ustawianych tu posągów zasłużonych osób, że już w 158 r. p.n.e. cenzorzy zarządzili usunięcie wszys­ tkich, które nie zostały wzniesione na mocy uchwa­ ły senatu. W początkach II w. p.n.e. pojawiły się, pod wpły­ wem przykładów poznanych przez Rzymian na hellenistycznym Wschodzie, pierwsze bazyliki, oto­ czone portykami. W 78 r. p.n.e. wzniesiono na zboczu Kapitolu wielką bryłę Tabularium, mieszczą­ cą archiwa państwowe. Stanowiła, wraz z ustawio­ nymi u stóp wzgórza świątyniami, wielopoziomowe zamknięcie widokowe placu od północnego zacho­ du. Na Forum zbiegało się kilka głównych ulic mias­ ta; jego trzon podłużny tworzyła Via Sacra, prowa­ dząca na Kapitol. Forum Romanum było sercem miasta; tu, jak mówili jego mieszkańcy, znajdował się pępek Rzymu. Wraz z rozwojem stolicy i wzrostem potęgi Impe­ rium plac stawał się za mały. W. jego sąsiedztwie Juliusz Cezar wzniósł forum swojego imienia, za­ 137

częte w 54 r. p.n.e. Za tym przykładem poszli inni cesarze. Ich fora złożyły się na monumentalny zespół placów i budynków, pełniących różnorodne funkcje publiczne; uzupełniały rolę zarówno Forum Romanum, jak i innego ośrodka życia społecznego miasta - Pola Marsowego. Liczne teksty pisarzy antycznych świadczą o po­ dziwie, jaki budziły cesarskie fora (ii. 70, 71). Najwięcej zachwytu wywoływało forum Trajana, najokazalsze ze wszystkich (początek II w. n.e.). Dla Pauzaniasza było ono „swego rodzaju cudem”. Ammianus Marcellinus dał wyraz uznaniu zarówno swojemu, jak i cesarza Konstancjusza, pisząc: „Kiedy (cesarz) wkroczył na forum Trajana (w 356 r. n.e.) - budowla ta nie ma równej sobie na całym świecie I godna jest, moim zdaniem, podziwu samych bogów - osłupiał ze zdumienia, wodząc wzrokiem po gigantycznych budynkach, których nie można opisać słowami i jakich nigdy nie uda się śmiertelnikom stworzyć po raz wtóry”. Sądy te są w świetle dzisiejszych kryteriów urba­ nistycznych przesadne i jednostronne. Aby ocenić dzieło urbanistyki, stawiamy sobie kilka pytań. Jakie funkcje spełnia ono w organizmie miejskim? Czy spełnia je dobrze? Czy jest zintegro­ wane ze środowiskiem, w którym powstało? Czy uwzględnia naturalne ukształtowanie terenu, istnie­ jącą zabudowę, sieć komunikacyjną miasta? Czy przedstawia walory plastyczne? Rzecz to bezsporna, że fora cesarskie zaspoka­ jały różne istotne potrzeby społeczne. Wyróżniało się pod tym względem właśnie-forum. Trajana. Był .to cały zespół budynków i placów, służących życiu politycznemu, sądownictwu, kulturze, kontaktom społecznym i innym podobnym celom. Zespół ten wybijał się wśród pozostałych forów znacznie bar­ dziej złożoną i bogatą kompozycją architektoniczną. Powyżej niego usytuowano oparty o zbocza Wzgó­ rza Kwirynalskiego wielki kompleks targowy, rozwią­ zany na kilku poziomach, obsłużony przez trzy ulice. Być może, że realizację tych „targów Trajana” rozpoczął już Domicjan (81-86 n.e.). Zostały one powiązane kompozycyjnie z położonym poniżej nich forum, ale aby czynności handlowe nie osłabiły jego uroczystego charakteru, odgrodzone murem. 138

Natomiast sprawa zintegrowania forów ze środo­ wiskiem, w jakim je sytuowano, oraz powiązania ich ze sobą, nasuwa różne zastrzeżenia. Dotyczą one szczególnie założenia Trajana. Oś forum Cezara została odchylona od kierunku północnej ściany Forum Romanum, być może z uwagi na przeszkodę, jaką tworzyły zbocza Kapi­ tolu, w które Cezar wkopał jeden kraniec placu. Obydwa fora zostały powiązane ze sobą nowym budynkiem Kurii, miejscem obrad Senatu. Na nowy plac można było wejść od strony prowadzącej od Forum Romanum ulicy Argiletum; na osi wnętrza dostrzegało się wówczas świątynię Wenery. Do tej nowej osi nawiązał układ współrzędnych następ­ nych forów - Augusta, Wespazjana (Forum Pacis) oraz rozpoczętego za Domicjana a ukończonego przez Nerwę forum jego imienia, nazywanego też Forum Transitorium (Przechodnim). Tworzyło ono monumentalną oprawę odcinka Argiletum. Badacze zwrócili uwagę na analogię ukształto­ wania forum Cezara oraz forum w Pompejach. Wymiary obydwóch były do siebie zbliżone; otacza­ ły je portyki; na zamknięciu głównych osi wnętrz ustawiono świątynie. Sądzę, że można również mówić o podobieństwie między strukturą prze­ strzenną czterech pierwszych forów cesarskich Rzymu oraz zespołu skupionych dokoła forum pompejańskiego budowli publicznych, wśród których znajdowały się m.in. świątynie, bazylika, Kuria i po­ mieszczenia handlowe. W Pompejach nad placem dominowała świątynia Jupitera, a w Rzymie nad Forum Transitorium świątynia Minerwy. W obydwu przypadkach powstały więc powiązane ze sobą dość konsekwentnie zespoły. Trajan chciał, by jego forum zaćmiło wszystkie po­ przednie i cel swój osiągnął w pełni. Był to zespół znacznie rozleglejszy od pozostałych. Właściwe fo­ rum tworzył plac otoczony portykami; na jego środku stał posąg konny cesarza. Wielka bazylika stanowiła północno-zachodnią ścianę tego wnętrza. Po prze­ jściu między kolumnami bazyliki wchodziło się na pla­ cyk ze słynną kolumną pokrytą rzeźbami, przedsta­ wiającymi zwycięstwa Trajana w wojnie z Dakami; po obu jej stronach stały biblioteki. Następował teraz element końcowy całej kompozycji, szczególnie uro­

czysty - świątynia poświęcona „boskiemu Trajanowi”, wzniesiona przez Hadriana. Nic dziwnego, że cały zespół, udekorowany licz­ nymi rzeźbami, z piętrzącymi się nad nim kondygna­ cjami „targów”, wzbudzał zachwyt współczesnych. Dzisiejszy urbanista, stosując szersze kryteria oceny, dostrzega obok osiągnięć także istotne braki ukształ­ towania. Kilku historyków pisało z uznaniem, że Trajan, ni­ welując w związku z budową część wzgórza łączące­ go Kwirynał z Kapitolem, połączył dwa ważne ośrodki życia publicznego Rzymu. Istotnie - rozebrał część odgradzającej je od siebie zapory, ale wypełnił prze­ jście swymi budynkami. Apollodoros z Damaszku, autor projektu, nie rozwiązał ważnego zadania urba­ nistycznego, jakim było powiązanie istniejących forów z Polem Marsowym, choćby tak, jak Forum Transitorium łączyło kompleks forów z sąsiadującą z nim od wschodu dzielnicą mieszkaniową Suburą. Podstawo­ wym celem budowy forum Trajana nie było ukształto­ wanie drogi na Pole Marsowe, ale upamiętnienie za­ sług cesarza, jego tryumfów i sławy. Tak ważne dla miasta połączenie dwu głównych ośrodków społecz­ nych stanowiło w jego oczach zadanie drugorzędne. Zakończenie zespołu forum Trajana wyodrębnionym z całości okręgiem świątyni raczej nie nadawało zało­ żeniu przelotowego charakteru. Jako łącznik między Forum Romanum i Polem odgrywał nadal istotną rolę Clivus Argentarius, miejsce pracy złotników. Od południowego wschodu forum zaczynało się rodzajem łuku tryumfalnego; było to główne wejście do zespołu. Dochodziło się do niego przez załamany,

nieregularny placyk, przymknięty apsydą forum Augu­ sta; to zacieśnione wnętrze przykro kontrastowało z monumentalnym charakterem kompleksu budowli Trajana. Ale cesarz myślał o swoim zespole i nie interesował się zgraniem go z otoczeniem. Być mo­ że, że nawiązanie nowym forum do poprzednich, a także stworzenie lepszego połączenia z Polem Mar­ sowym, byłoby ułatwione, gdyby przy kształtowaniu nowego zespołu odstąpiono od ścisłej symetrii. Ale była ona nieodzownym warunkiem monumentalności zarówno w oczach Trajana, jak i będącego pod wpły­ wem architektury Wschodu Apollodora z Damaszku. Fora w Pompejach i Nerwy w Rzymie nie przestrze­ gały tak dogmatycznie postulatu osiowości; ruch przelotowy przechodził wzdłuż jednej ze ścian placu lub skośnie. Mógłby ktoś powiedzieć, że forum Trajana było świetnym osiągnięciem architektonicznym, natomiast miało braki urbanistyczne. Nie sądzę, żeby dzisiejszy budowniczy miast mógł zająć takie stanowisko. Jako­ ści architektury nie można oceniać w oderwaniu od roli, jaką dany obiekt pełni w strukturze większego zespołu, od jego znaczenia dla krajobrazu miejskie­ go. Ocena architektoniczna i urbanistyczna są ze sobą związane nierozerwalnie. Nie należy krytykować dzieł urbanistyki powsta­ łych w odległych czasach, stosując dzisiejsze kryteria oceny. Ale spojrzenie takie może ułatwić zdanie so­ bie sprawy z postępu, jaki się dokonał w świadomoś­ ci urbanistycznej na przestrzeni dziejów. Na pewno nasuną się podobne refleksje pokoleniom, które na­ dejdą po nas, na temat tego, co dziś czynimy.

23. IL CAMPO W SIENIE, JEDEN Z CUDÓW URBANISTYKI HISTORYCZNEJ

Gdybym miał wymienić siedem placów, zasługują­ cych na zaliczenie w poczet siedmiu cudów świata urbanistyki historycznej, nie zabrakłoby wśród nich na pewno placu del Campo w Sienie (il. 92-96). Pi­ sząc o nim, pragnę zwrócić szczególną uwagę na rolę, jaką rzeźba terenu odegrała w jego ukształtowa­ niu. Pozwoliła ona na uzyskanie powiązania komuni­

kacyjnego i widokowego z sąsiednim placem ka­ tedralnym. Siena leży na trzech wydłużonych wzgórzach, pomiędzy którymi przebiegają dolinki, przeważnie nie zabudowane. W miejscu zbiegu wzgórz, w najwyż­ szej części miasta, znajdowała się w czasach rzym­ skich świątynia Minerwy, a począwszy od XII wieku 139

sieneńczycy budowali tu, wieńczącą panoramę mias­ ta, licowaną marmurem, okazałą katedrę. Poniżej, na zakończeniu jednej z dolinek, mieściło się w czasach antyku forum, a w średniowieczu powstał główny plac miejski, II Campo. W końcu XIII wieku przystąpiono do wzniesienia na południowym zamknięciu placu Pałacu Publicznego z czerwonej cegły i trawertynu. Wieża pałacowa, smukła torre deI Mangia, pięła się na wysokość 102 m, jakby chciała osiągnąć poziom dominującej nad miastem katedry. Wzbogacone mieszczaństwo pragnęło zademonstrować w ten sposób swą pozycję w Sienie i Sieny w Italii. Otacza­ jące plac domy mieszkalne swoim półkolistym usta­ wieniem dostosowały się do warstwie, a obniżająca się ku Palazzo Pubblico, niby koncha, powierzchnia placu oddała kształt opadającej łagodnie doliny. Projekt sięgał od korekty sieci ulicznej aż po szczegóły architektoniczne budynków okalających plac. Wiodącą z Rzymu, ważną drogę wjazdową poprowadzono przez miasto wielkim tukiem z połu­ dniowego wschodu na północ oraz ku południowemu zachodowi tak, że biegła na zapleczu projektowanych budynków; ruch tranzytowy nie przecinał placu. Trasa całej drogi, biegnącej bez większych spadków na silnie urzeźbionym terenie, dostosowana została do jego ukształtowania. Na Piazza del Campo zbiega się aż 11 ulic, a mi­ mo to sprawia on wrażenie przestrzeni zamkniętej. Efekt ten osiągnięto nadbudowując kilka ulic wprowa­ dzonych na plac. Władze miejskie zadbały o jedno­ rodność otaczających II Campo budynków, nakazując dostosowanie się do linii zabudowania bez jakichkol­ wiek występów oraz narzucając stosowanie okien wzorowanych na oknach Palazzo Pubblico, z charak­ terystycznymi dwiema kolumienkami. Już po ukoń­ czeniu całości, stwierdzono na jednym z posiedzeń Rady (1357), że „nie można zrobić nic dobrego, nie dbając o porządek - i że - całe miasto powinno przestrzegać porządku i reguły”. Jednakże przy for­ mowaniu Campo chęć osiągnięcia ładu nie doprowa­ dziła do zastosowania budynków identycznych, jakie wznoszono później przy placach renesansowych i klasycystycznych, ani tym bardziej do nadania pla­ cowi zarysu ściśle regularnego, co byłoby zresztą z uwagi na ukształtowanie terenu bardzo sztuczne. 140

Powstał zespół architektoniczny nie składający się z elementów identycznych, ale bardzo jednorodny, między innymi dzięki stosowaniu w Palazzo Pubblico, otaczających go domach mieszkalnych i posadzce placu tych samych materiałów - cegły z niewielką porcją trawertynu. Zespół łączący szczęśliwie porzą­ dek i dyscyplinę ze swobodą. O II Campo pisano, że przypomina wachlarz. Istotnie - przed pałacem miejskim zbiega się dzie­ więć obramowanych jasnym kamieniem trójkątów. Ale porównanie nie oddaje najistotniejszej cechy placu, stanowiącej jedno ze źródeł jego wyjątkowego uroku: wachlarz jest płaski, a posadzka Campo opada w stronę Pałacu, nawiązując do profilu dolinki. Wystę­ puje raczej analogia do obniżającej się koncentrycz­ nie - ku scenie - podłogi półkolistego wnętrza teatru. Jej zamknięciem był gmach Palazzo Pubblico. Mieszczanie sieneńscy myśleli nie tylko o wznie­ sieniu okazałej siedziby władz, ale także o rozbudo­ wie katedry, która z czasem stała się zbyt ciasna oraz o połączeniu ze sobą obydwóch budowli. Liczne projekty zakończyły się decyzją zaskakująco śmiałą: postanowiono dobudować nową ogromną nawę pros­ topadle do istniejącej, którą przekształcono by w krótszy transept. Za takim rozwiązaniem przema­ wiał argument kapitalny: bryłę katedry, usytuowaną blisko II Campo, można by dojrzeć z samego placu albo z Palazzo Pubblico. Obydwa główne place i budynki publiczne miasta zostałyby lepiej powiązane ze sobą. Niestety, budowę wymagającą ogromnych kosztów przerwano. Być może, że zainteresowania przeniosły się z katedry ku zespołowi Palazzo Pubblico w związ­ ku ze zmianami społeczno-politycznymi, jakie w owym czasie zaszły w Sienie oraz innych miastach włoskich. W 1348 r. zaraza morowa zmniejszyła liczbę ludności Sieny o połowę. Realizację projektu przerwano i ograniczono się do znacznie skromniej­ szej przebudowy katedry. Wykonany fragment nowej nawy świątyni budzi podziw dla śmiałości zamierzeń budowniczych miasta, którzy pragnęli stworzyć dwa powiązane ze sobą monumentalne zespoły architek­ toniczne, jeden na najwyższym wzgórzu Sieny, a drugi u stóp tego wzniesienia. Obydwa wykorzystu­ jące znakomicie walory środowiska przyrodniczego.

24. PLAC KATEDRALNY W ERFURCIE I UROKI ODSTĘPSTWA OD SZABLONU

Przenieśmy się teraz na chwilę do Erfurtu w Tu­ ryngii. Powstały tam zespół przy katedrze ustępuje znacznie sieneńskiemu walorami architektonicznymi, ale zasługuje z różnych względów na uwagę. Trudno o lepszy przykład zależności kształtu budynku od jego usytuowania (il. 176-179). Erfurt był siedzibą biskupów od VIII w. Katedrę usytuowano na niewielkim wzniesieniu; w jej są­ siedztwie powstała jedna z osad, z których rozwinę­ ło się z czasem miasto. W IX w. usadowił się na wzgórzu katedralnym także klasztor żeński. Działal­ ność budowlana na tym terenie trwała przez całe średniowiecze. Nową katedrę ukończono pod ko­ niec XV w. Na miejscu dawnego klasztoru wznie­ siono kościół św. Sewera (ok. 1270-1370). Wzgó­ rze katedralne połączono szerokimi schodami z placem, położonym znacznie niżej. Na wprost naj­ wyższego biegu schodów dobudowano do katedry kruchtę, nazywaną potocznie „Trójkątem” z uwagi na zarys jej planu (ok. 1330). Przy ulicy wiodącej od rynku wzniesiono kościół Wszystkich Świętych, którego dzwonnicę zwrócono osią ku wzgórzu ka­ tedralnemu (połowa XIV w.). Zespół ten pod wieloma względami odbiegał od panujących zasad. Na niewielkim wzgórzu ustawio­ no nie jeden kościół, a dwa współzawodniczące ze sobą bryłami. Rzuty katedr gotyckich cechowała zazwyczaj ścisła regularność; tu zrezygnowano

z niej, aby wprowadzić „Trójkąt” skierowany ku placowi. Łączenie osiowe dwóch budynków, usytuo­ wanych naprzeciwko siebie, było nietypowe dla owych czasów. Tu dzwonnicę kościoła Wszystkich Świętych związano osią widokową ze wzgórzem katedralnym. Kościół, usytuowany na nieregularnym placu przy zbiegu dwóch ulic, otrzymał rzut niesy­ metryczny, który można by nazwać dziwacznym; dwie nawy świątyni zostały różnie ukształtowanie (il. 179). A jednak, właśnie dzięki tym licznym odstęp­ stwom od stereotypów, zespół urzeka swą oryginal­ nością i dynamiką. Trójkątna dobudowa do katedry przymyka przestrzeń pomiędzy dwoma kościołami, sprzed której jak poszerzający się potok spływa ciąg stopni ku placowi u stóp wzgórza. Arkady pod kate­ drą podbudowują jej bryłę i dominację w zespole. Dwa wnętrza, górne przed świątyniami i dolne świe­ ckie, zostały powiązane ze sobą i z kościołem Wszystkich świętych oraz drogą do ratusza. Ten niebanalny zespół szczególnie dobrze ilu­ struje podstawową zasadę analizy architektonicznej; nie wolno rozpatrywać architektury poszczególnych budynków, nie zwracając uwagi na ich usytuowanie w środowisku. Bez szerszego spojrzenia nie można by wyjaśnić ani dobudowy „Trójkąta” do katedry, ani kształtu kościoła na niższym poziomie, ani innych elementów całości.

25. PLAC SANTISSIMA ANNUNZIATA WE FLORENCJI I WIERNOŚĆ KOMPOZYCJI ARCHITEKTONICZNEJ

Wielu historyków architektury i budowy miast pisało na temat tego placu, słusznie podkreślając jego wybitne walory kompozycyjne. Ograniczę się do paru refleksji z pozycji urbanisty, wykraczając nieco poza granice samego placu (il. 287-291). W XIII w. Florencja przeżywała ogromny wzrost aktywności gospodarczej i związany z nim szybki

przyrost ludności; w końcu wieku liczyła blisko 90 tys. mieszkańców, należała więc do najwię­ kszych miast Europy. Poza obrębem murów miej­ skich, wzniesionych pod koniec XII w., powstawały dzielnice, które otoczono obwarowaniami na przeło­ mie XIII i XIV w. Ogromna rozległość terenów obję­ tych nowymi fortyfikacjami, a także rozmach, z ja­ 141

kim wznoszono florenckie gmachy publiczne, zwła­ szcza pałac Signorii (1299-1314) i katedrę (1296-1446), świadczyły o zamożności miasta-państwa, o wierze w jego dalszy pomyślny rozwój, 0 chęci udokumentowania pozycji Florencji wśród innych miast włoskich, jak i o pragnieniu władz miejskich zademonstrowania dobrodziejstwa rządów komunalnych. Różne instytucje związane z Kościo­ łem, takie jak zakony żebracze, bardzo wówczas prężne, wzniosły poza obrębem murów miejskich z końca XII w. swe budowle, które miały być waż­ nymi ogniskami życia duchowego ludności, a także działalności charytatywnej. Konfraternia Serwitorów Marii (Servi di Maria) usadowiła się w odległości ponad pół kilometra na północo-wschód od ówczes­ nej katedry. Do budowy kościoła klasztornego pod wezwaniem Najświętszego Zwiastowania przystą­ piono w 1250 r. Przed świątynią pozostała wolna przestrzeń, początkowo nie ukształtowana architek­ tonicznie, na której zbierali się wierni, aby słuchać kazań; przez wiele lat odbywały się tu tygodniowe targi. Powstała w ten sposób Piazza SS. Annun­ ziata pełniła więc funkcję ośrodka nowej dzielnicy. Ten charakter placu został znakomicie podkreś­ lony przez usytuowanie tu w 1419 r. Ospedale degli Innocenti, domu dla podrzutków. Był to gmach ogromny, którego budowa trwała pół wieku. W jego murach mieściły się różne obiekty, wraz z kościo­ łem, klasztorem i licznymi pomieszczeniami służącymi funkcjom budowli. Rozmiary przytułku przekraczały znacznie ówczesne potrzeby Florencji. Wzniesienie tak okazałej budowli przeznaczonej do opieki nad dziećmi „opuszczonymi przez ojców 1matki wbrew prawom natury” było charakterystycz­ ne dla czasów Odrodzenia, kiedy doszło do postę­ pu w dziedzinie szpitalnictwa i do budowy służą­ cych mu wielkich obiektów. Troskę o porzucone dzieci powierzyła Wielka Rada Ludu Florenckiego już w 1294 r. potężnej Arte della Seta, korporacji kupców i producentów tkanin jedwabnych; dopiero w drugim dziesięciole­ ciu XV w. przystąpiono do budowy specjalnego gmachu, którego projekt zlecono niezwykle wów­ czas cenionemu Filippo Brunelleschiemu. Bogaci przedsiębiorcy, zrzeszeni w Arte della Seta, pragnę­ 142

li dać wyraz środkami architektonicznymi swej po­ zycji i roli w życiu miasta. Kościół SS. Annunziata dominował w obrazie placu, dopóki nie powstał znacznie wyższy, monu­ mentalny szpital. Rola kościoła w zespole zmalała wtedy; nie było to po myśli zakonników, którzy uwa­ żali świątynię za najważniejszy budynek przy placu. Gdy kończono prace przy Ospedale degli Innocenti, Michelozzo przystąpił do przebudowy kościoła i wzniósł za jego chórem kaplicę w kształcie wieży, przekrytą kopułą. Następnie przyozdobiono świąty­ nię, podkreślając w 1453 r. główne wejście łukiem wspartym na kolumienkach, nawiązującym do porty­ ku Brunelleschiego. Serwitorzy pragnęli jeszcze ukształtować plac od strony zachodniej. W tym celu odstąpili część terenu należącego do ich klasztoru pod budowę kilku domów mieszkalnych; przy ich wznoszeniu pracowali od 1516 r. Antonio da Sangallo i Baccio d’Agnolo, którzy powtórzyli archi­ tekturę portyku szpitala. Obie przeciwległe ściany placu otrzymały więc analogiczne ukształtowanie. Wreszcie Giovanni Caccini wzniósł podobny portyk przed kościołem SS. Annunziata (1601-1604). Proces kształtowania placu, zapoczątkowany przez budowę klasztoru z kościołem w pierwszej połowie XIII w., zakończył się po czterech wiekach, gdy, nawiązując do istniejących budynków, ustawiono na placu pomnik Medyceusza Ferdynanda I oraz dwie fontanny. Także sposób ukształtowania Ospedale degli Innocenti jest przejawem twórczego nawiązania do wcześniejszych budowli toskańskich, takich jak koś­ ciół San Miniato al Monte i florenckie Battistero. Pomimo to, pomimo wpływów architektury antycz­ nej, Ospedale jest dziełem oryginalnym i zajmuje ważną pozycję w historii architektury: otwiera erę renesansu. Wielu późniejszych twórców nawiązywa­ ło do budowli Brunelleschiego, stosując portyki w elewacjach i w dziedzińcach budynków. Piękny to przykład ciągłości i postępu w dziejach zarówno Piazza SS. Annunziata, jak i architektury włoskiej. W ukształtowaniu „szpitala” uderza znakomite powiązanie placu z wnętrzem arkadowym, znajdują­ cym się pośrodku budynku. Wolno przypuszczać, że tworząc taki dziedziniec, przypominający rzym-

skie atria czy też klasztorne wirydarze, oraz przeno­ sząc motyw arkad otaczających to wnętrze na ele­ wację budynku, Brunelleschi dał wyraz swojej wizji placu, z czasem urzeczywistnionej. .Model placu publicznego otoczonego arkadami był stosowany przez wielu architektów renesansu. Michał Anioł proponował nawet otoczenie florenckiej Piazza della Signoria portykami w rodzaju Loggi dei Lanzi oraz wysunął projekt utworzenia placu arkadowego dokoła bazyliki św. Piotra w Rzymie. Różni badacze zajmowali się placem florenckim w jego granicach, nie wnikając w powiązania ze środowiskiem, w jakim powstał. A przecież Piazza SS. Annunziata stanowi jedynie cząstkę zespołu obejmującego również Via dei Servi i katedrę, oraz tworzy z nimi kompozycyjną całość, która zasługuje na nie mniejszą uwagę niż sam plac. Kontrast mię­ dzy trzema elementami podnosi ich walory i uwy­ datnia różnice funkcji, jakie pełnią. Do kościoła SS. Annunziata dochodzi się długą, stosunkowo wąską ulicą - Via dei Servi - wśród domów o roz­ maitej szerokości i wysokości, o silnie wyładowa­ nych dachach rysujących się na różnych pozio­ mach, ulicą pełniącą już niebawem po utworzeniu ożywione funkcje handlowe. Jej obrazowi, jaki for­ mował się samorzutnie w ciągu długiego czasu, przeciwstawia się widok jednolicie ukształtowanego,

przestronnego placu, którego boczne budynki po­ przedzone są ciągami stopni, jakby chciały odizolo­ wać się od ruchu i zgiełku. Gdy się podąża tą samą ulicą w kierunku przeciwnym, już z daleka widać zarys kopuły katedry, piętrzącej się nad wieńcem kaplic. Bryła świątyni rośnie w miarę zbliżania się, zdaje się wypełniać cały plac, na którym stoi, oraz uświadamia, że to tu bije serce Florencji, bo tu zaczyna się główny ośrodek miasta, a Piazza SS. Annunziata jest tylko jednym z ośrodków dziel­ nicowych. Giorgio Vasari napisał pięknie w swych „Żywo­ tach” o katedrze florenckiej: „Wyrosła tak wysoko, że zda się być równa górom wznoszącym się wokół miasta. I zdaje się, że niebo istotnie jest zazdrosne, bo jego pioruny uderzają tam ciągle”. Piazza SS. Annunziata stanowi piękny przykład zespołu architektonicznego formowanego w ciągu wieków, a jednak bardzo jednorodnego i harmonij­ nego dzięki szacunkowi kolejnych budowniczych dla dzieł ich poprzedników oraz twórczemu rozwijaniu ich koncepcji. Uzmysławia wagę talentu architekto­ nicznego. Geniusz Brunelleschiego, autora jednego tylko budynku przy placu, wpływał jeszcze długo po śmierci mistrza na wyobraźnię jego następców i dziś także budzi nasz podziw.

26. PLAC NA KAPITOLU RZYMSKIM

Przenieśmy się teraz z Piazza SS. Annunziata na inny plac włoski - położony na rzymskim Kapito­ lu. Obydwa wykazują pewne podobieństwa. Mają niewielkie rozmiary. Trzy symetrycznie usytuowane budynki tworzą ich ściany; z czwartej strony otwie­ rają się dalekie widoki. I tu i tam budynki przeciwle­ głe otrzymały identyczne lub podobne elewacje. I tu i tam ustawiono na placu posągi konne. A jednak te dwa zespoły architektoniczne różnią się zasadniczo - przede wszystkim w wyniku innego urzeźbienia terenu, ale także innego dziedzictwa przeszłości, innych funkcji budynków i placów, dzięki zmianie

upodobań architektonicznych w ciągu ponad stu lat od zaprojektowania Ospedale degli Innocenti, no i odmienności temperamentów twórczych Brunel­ leschiego i Buonarottiego. W antycznym Rzymie Wzgórze Kapitolińskie odgrywało rolę bardzo ważną. Na jego północnym wierzchołku znajdowała się twierdza; na wzniesie­ niu południowym, jeszcze przed okresem republi­ kańskim, otrzymał swą świątynię Jupiter Optimus Maximus. W 78 r. p.n.e. usytuowano od strony Forum Romanum gmach Tabularium. Na Kapitol wkraczali zwycięzcy wodzowie w pochodzie tryum­ 143

falnym. W miarę degradacji antycznego Rzymu, kolejni najeźdźcy grabili znajdujące się tu budowle. Z dawnego Kapitolu pozostały nędzne ruiny. Łu­ pieżcy nie mogli zrabować mu tylko jednego: sławy, która rosła, teraz nie krępowana konfrontacją legen­ dy z rzeczywistością. Kapitol dopiero około 1000 roku zyskał ponow­ nie na znaczeniu, jako siedziba władz miejskich. Dzięki swej świetnej przeszłości, opuszczone uprzednio wzgórze stało się znów miejscem history­ cznych wydarzeń nawiązujących do antycznych tradycji. W roku 1143 została restytuowana instytu­ cja senatu, który usadowił się w budynku istnieją­ cym na miejscu antycznego Tabularium. W ciągu kilku wieków zajęcie Kapitolu stanowiło symbol panowania nad Rzymem. W Pałacu Senatorów obwołany został Cola Rienzi dyktatorem i na Kapi­ tolu spotkała go śmierć. Tu otrzymał Petrarka laury poety. W XV wieku, w związku ze wzmocnieniem wła­ dzy papieskiej, Kapitol znów stracił na znaczeniu politycznym. Rola senatu stała się znikoma. Władze miejskie, nie mając środków na odnowienie znisz­ czonego pałacu, obradowały często w sąsiednim kościele S. Maria in Aracoeli. Gdy jednak papieże poczęli porządkować i przebudowywać swoją stoli­ cę, wówczas, jak pisał Vasari, „zapragnął lud rzym­ ski przy poparciu papieża (Pawła III) nadać Kapito­ lowi piękną, celową i wygodną formę, wprowadzić porządki architektoniczne, ukształtować dojścia, rampy i schody oraz upiększyć to miejsce antyczny­ mi statuami, jakie się tu znajdowały. Poproszony 0 radę Michał Anioł przygotował bardzo piękny i bo­ gaty rysunek” (il. 297-301). Jak wyglądał Kapitol przed opracowaniem pro­ jektu? Pozwalają zdać sobie z tego sprawę rysunki z czasu poprzedzającego przebudowę oraz z okre­ su pierwszych prac realizacyjnych. Pałac Senato­ rów, usytuowany w głębi obniżenia terenu pomiędzy dwoma wzniesieniami wzgórza, miał charakter obronnego zamku średniowiecznego. Od strony południowo-zachodniej wznosił się pałac Konserwa­ torów przebudowany w połowie XV wieku. Od pół­ nocy zamykały spojrzenie zabudowania kościoła 1klasztoru S. Maria in Aracoeli, usytuowane powy­ 144

żej poziomu placu. W kierunku północno-zachodnim plac opadał dość stromo. Dojście z tej strony a więc z części miasta w owym czasie zamieszkałej - było bardzo niewygodne. Do kościoła doprowa­ dzono schody w XIV wieku, natomiast na plac Kapitoliński trzeba było piąć się po zboczu wzgórza. Nic dziwnego, że odczuwano potrzebę zmiany tego stanu rzeczy. Na Kapitolu istniały więc trzy budynki różniące się funkcjami i architekturą, wzniesione na dwóch poziomach. Dążąc do uzyskania placu regularnego, Michał Anioł wyłączył z kompozycji zespołu kościół i kon­ sekwentnie przesłonił go budynkiem, mającym tworzyć odpowiednik Pałacu Konserwatorów. Po­ nieważ pałac ten usytuowany był lekko skośnie w stosunku do siedziby senatorów, powstało wnę­ trze poszerzające się w kierunku budynku dominują­ cego. To poszerzenie było więc wynikiem zaadapto­ wania przez Michała Anioła stanu istniejącego. Ale rozwiązanie takie dawało korzystny efekt architekto­ niczny: przymykało plac od strony nie zabudowanej, a poszerzało go przed Pałacem Senatorów, budyn­ kiem najważniejszym i najwyższym w zespole. Na szczególną uwagę zasługuje mistrzowskie wpisanie kompozycji w teren. Ciągi schodów wiążą ze sobą budynki usytuowane na trzech poziomach. W miarę poruszania się, doznawane wrażenia ule­ gają stałym zmianom. Część pierwsza wędrówki zaczyna się na poziomie ulicy poniżej Kapitolu. Początkowo widać tylko rzeźby ustawione na skraju placu oraz boczne elewacje dwóch pałaców. Z chwilą wkroczenia na poziom drugi, samego placu, zaczyna się główna część widowiska. Wido­ czne są wszystkie trzy pałace oraz pomnik Marka Aureliusza. Dwa biegi schodów przed elewacją Pałacu Senatorów kierują spojrzenie ku przecho­ dzącej przez dwie kondygnacje wielkiej sali zebrań, usytuowanej znacznie powyżej placu. Na ukształtowaniu drogi do Pałacu Senatorów i położonego przed nim placu nie kończy się kom­ pozycja przestrzenna zespołu kapitolińskiego. Wnę­ trze rozczłonkowuje się. Wzdłuż bocznych ścian pałacu spojrzenia biegną ku Forum i Wzgórzom Albańskim oraz ku Palatynowi. Na poziomie placu

zaczynają się schody prowadzące do klasztoru franciszkanów, związanego z kościołem S. Maria in Aracoeli, i na prawo ku Skale Tarpejskiej. Na za­ kończeniu tak jednych jak i drugich ustawiono por­ tyki zaprojektowane przez Vignolę. W ten sposób kompozycję przestrzenną placu wzbogaca przedłu­ żenie perspektywy w kierunkach równoległych do głównej osi zespołu oraz wprowadzanie - dość skromnej zresztą i całkowicie podporządkowanej wnętrzu głównemu - osi poprzecznej. Te dwie „kieszenie” placu tym ciekawiej urozmaicają całość, że wznoszą się ku górze, tworząc na trzecim pozio­ mie balkony widokowe, z których otwiera się skoś­ ne spojrzenie na najbardziej plastyczną, środkową część elewacji pałacu. Istotną rolę odgrywa ukształtowanie podłogi. Poziom jej opada od budynków ku środkowi aż do trzech zagłębionych stopni biegnących w kształcie elipsy naokoło placu. Począwszy od niej plac znów wznosi się ku środkowi. Dzięki takiemu zróżnicowa­ niu poziomów oraz rysunkowi posadzki, pomnik zyskuje szerszą podstawę i wiąże się z budynkami; elipsa zostaje wydobyta nie tylko odmiennym mate­ riałem, ale także grą światła i cienia. Sposób usta­ wienia pomnika odbiega zasadniczo od wcześniej­ szych przykładów. Średniowiecze ściśle wiązało rzeźbę z architekturą. Renesansowe posągi włoskie - Gattamelaty w Padwie i Colleoniego w Wenecji oderwały się wprawdzie od bryły budynku, ale za­ chowały dobrze wyczuwalną łączność z nią. Pomnik Marka Aureliusza jest pierwszą od czasów antyku rzeźbą, którą ustawiono na środku placu. Nie wyra­ ża on hołdu dla wybitnej postaci współczesnej, jak dwie poprzednie, ani też nie symbolizuje tryumfu Kościoła, jak statuy apostołów, ustawione nieco później przez Sykstusa V na antycznych kolumnach. P. Lavedan, przeciwstawiając się przesadnie po­ zytywnej, jego zdaniem, ocenie roli zespołu kapitolińskiego w historii kompozycji urbanistycznej, nie bez racji zwraca uwagę na niedostateczne powiązanie placu z siecią ulic miejskich, a zwłaszcza z Corso, prowadzącym od jednej z głównych bram miasta Porta del Popolo - pod samo Wzgórze Kapitolińskie35). Ale czy takie potraktowanie zespołu kapitoliń-

skiego nie było odpowiednikiem jego zmienionej roli w mieście? W czasach Michała Anioła nie plac przed Pałacem Senatorów, ale Watykan stanowił istotny ośrodek Rzymu. Francesco Milizia pisał w XVIII w.: „W swym obecnym stanie ma Kapitol piękną i miłą dla oka architekturę, ale trzeba wyznać, że jest to rzecz mała, zwłaszcza jeśli się pamięta wspaniałość Kapitolu antycznego. Rzym współczesny umieścił swe świetności w Watykanie”36'. Nie ma więc w tym nic dziwnego, że zespół kapitoliński nie otwiera się ku jednej z bram Rzymu, ale ku ówczesnemu miastu i dalekiemu Watykano­ wi. Z sali Senatu, a także z samego placu, spojrze­ nie biegło ku bazylice św. Piotra, która niebawem po rozpoczęciu przebudowy Kapitolu została przesklepiona kopułą zaprojektowaną przez Michała Anioła. Wiodące na wzgórze kapitolińskie schody nie były jedynym wejściem na plac przewidzianym przez Buonarottiego. Na przedstawiającym jego projekt rysunku E. du Peraca widoczne są po obu stronach Pałacu Senatorów zejścia wiodące ku Forum. Z tej strony wkraczano ongiś uroczyście na wzgórze. Rysunek świadczy o podstawowej kon­ cepcji projektu - utworzenia z Kapitolu łącznika między głównym ośrodkiem życia społecznego antycznego Rzymu oraz aktualnym miastem z jego centrum duchowym i politycznym na Watykanie. Ludność miasta, która pragnęła przywrócenia dawnej świetności otoczonemu legendą wzgórzu, miała mało do powiedzenia w papieskim Rzymie. Trzeba było ponad stu lat, aby ten niewielki zespół budynków został w pełni zrealizowany. Papieże nie okazywali mu efektywnej pomocy. Byli zajęci w tym czasie realizacją własnych planów. Dla znalezienia środków na wzniesienie trzeciego budynku, miesz­ czącego obecnie muzeum, a zaprojektowanego jako odpowiednik Pałacu Konserwatorów, trzeba było pomimo burzy protestów zwolnić na czas pewien część pracowników miejskich - albowiem papież Innocenty X nie chciał dopomóc tej fabbrica nuova del popolo Romano. Połączenie placu z ulicą, prowa­ dzącą do Porta del Popolo, wymagałoby znacznie większych nakładów. Nie można zarzucać Michałowi Aniołowi, że ograniczył się do zadania, które mu postawiono. Realizacja trwała bardzo długo, ale 145

zatrudnieni przy niej liczni architekci pozwalali sobie co najwyżej na nieznaczne zmiany pierwotnego pro­ jektu. Było to zapewne konsekwencją szacunku dla Mistrza - ale bez tej wierności dla jego koncepcji nie powstałaby jedna z pereł urbanistyki Rzymu. Zespół Kapitolu jest wybitnym osiągnięciem świec­ kiego nurtu w urbanistyce Rzymu. Wznoszą się tu trzy świeckie budynki publiczne. Marek Aureliusz, który szczęśliwie przetrwał średniowiecze dlatego, że go brano za chrześcijanina Konstantyna, wjechał tryumfalnie na Kapitol dzięki temu, że jego posąg przypominał świetność Rzymu w czasach antyku i był bardzo piękny. Różni papieże kazali wypalać z anty­ cznych rzeźb wapno do budowy kościołów. Wielu z nich, jak Sykstus IV czy Pius V, uważało za niestosowne gromadzenie rzeźb pogańskich w pałacach kurii; byli radzi, że można przenieść je na Kapitol. Natomiast mieszczaństwo rzymskie czasów Odrodzenia widziało w dziełach sztuki antycznej przejaw geniuszu ludzkiego i dopatrywało się w nich dziedzictwa kulturowego po swoich poprzednikach. Marek Aureliusz znalazł się niebawem w otoczeniu całej kolekcji rzeźb antycznych, zdobiących dziś Kapitol i jego muzeum.

W ciągu ostatnich stu lat w otoczeniu placu zaszły zmiany bardzo niekorzystne. Na południo­ wym krańcu Corso, u stóp Wzgórza Kapitolińskiego, ustawiono ogromny i pretensjonalny pomnik Wiktora Emanuela II (1885-1911). Położony przed nim plac, Piazza Venezia, znacznie powiększono. Wyburzono wiele starych budynków. Poszerzono ulice. Na szczęście samego zespołu kapitolińskiego nie naruszono, chociaż w 1911 r. zamierzono połą­ czyć ze sobą pałace kapitolińskie i zamknąć dwa prześwity. Dzieło Buonarottiego zachowało do na­ szych czasów swój urok i świeżość koncepcji. Gdy zmarł Antonio da Sangallo i Paweł III zwró­ cił się do Michała Anioła z propozycją dokończenia budowy kościoła św. Piotra, artysta odmówił tłuma­ cząc, że właściwie nie jest architektem; później przystąpił do pracy wbrew woli, jak pisze Vasari, przymuszony kategorycznym poleceniem papieża. Michał Anioł zdziwiłby się, gdyby go nazwano urba­ nistą, a jednak zajął zaszczytne miejsce w dziejach budowy miast. Zasłużył na nie niewątpliwie, podob­ nie jak na tytuł honorowego obywatela Rzymu, który mu w roku 1546 nadano.

27. PLAC ŚW. PIOTRA W RZYMIE I LEKCJA URBANISTYKI DANA PRZEZ BERNINIEGO

Placowi temu oraz licznym projektom jego ukształtowania, które wykonano przed Berninim i po jego śmierci, poświęcono wiele miejsca w historio­ grafii urbanistycznej i architektonicznej. Pomijając dzieje bazyliki i placu, zajmę się głównie sposobem wpisania go w środowisko miejskie, a zwłaszcza stosunkiem placu do świątyni (il. 302-305). W swym Dzienniku z podróży kawalera Berniniego do Francji odnotował de Chantelou uwagę mistrza, że architekt powinien mieć oko wyczulone na przeciwstawienia (i coniraposti), albowiem wra­ żenie, jakie sprawiają spostrzegane przedmioty, zmienia się zależnie od ich otoczenia. Jakże słusz­ ne są te słowa i jak często architekci popełniają 146

nadal błędy w wyniku niedostatecznego liczenia się z otoczeniem wznoszonego budynku. Zobaczmy, jak Gianlorenzo Bernini wywiązał się z postawione­ go mu w 1656 r. zadania. Dzięki zachowaniu się oryginalnych relacji Berniniego, dotyczących jego projektu, oraz zapisków de Chantelou (1665) z roz­ mów prowadzonych z nim na ten temat, możemy odtworzyć motywy, jakimi się kierował w pracy. Zadanie było trudne i złożone. Pierwsza trudność wynikała z wielkości prze­ strzeni przed bazyliką. „Nie było rzeczą właściwą”, pisał Bernini, „że kościół stał jakby przytłoczony ogromem placu”. Jego nadmierna wielkość miała jeszcze inne niekorzystne konsekwencje. „Duża

wolna przestrzeń wystawiona była stale na żar promieni słonecznych i nie dawała schronienia przed ulewnymi deszczami”. Jednakże plac musiał być rozległy, aby mógł pomieścić zbierające się przed świątynią tłumy. Nadanie mu znacznej głębokości było wskazane także w celu pokazania kopuły, która z bliska kryła się za przedłużeniem świątyni w kierunku wschodnim, dokonanym według projektu Maderny (1607-1615). Trzeba było również liczyć się z obeliskiem, ustawionym przez Domenico Fontanę na polecenie Sykstusa V w dość dużej odległości od kościoła. Następnie - Piazza S. Piętro mogłaby nosić nazwę Piazza Vaticana, albowiem prowadziła zaró­ wno do bazyliki, jak i do pałacu papieskiego. Nale­ żało więc ukształtować plac, na którym zbierali się wierni zmierzający do świątyni i gromadzący się przed siedzibą papieża, a także dojście do niej. Inny problem wiązał się z elewacją Maderny. Miała ona proporcje wydłużone - 45 m wysokości przy 120 m długości. Powszechne było zdanie, że jest nadmiernie przysadzista. Wielokrotnie propono­ wano przebudowanie jej. W roku 1638 Bernini za­ projektował nad obydwoma krańcami portyku Ma­ derny ażurowe dzwonnice. Jedną z nich wykonano, ale zwieńczenie jej nie podobało się i zostało nieba­ wem rozebrane. Gdy ponadto pod wpływem osiadania wieży pokazały się w fasadzie rysy, prze­ ciwnicy Berniniego wpłynęli na Innocentego X, by polecił w roku 1646 wieżę rozebrać. Dopiero kiedy głową Kościoła został wielbiciel Berniniego, Alek­ sander VII, blisko sześćdziesięcioletni architekt otrzymał zlecenie zaprojektowania placu przed bazyliką św. Piotra. Bernini stworzył zespół dwóch placów. Pierwszy Piazza Retta - otrzymał kształt trapezu, którego dłuższa podstawa opiera się o elewację świątyni. Jego głębokość wynosi około 100 m. Boczne ściany, to dwa parterowe budynki; prawy mieści korytarz, prowadzący schodami o skorygowanej perspektywie - Scala Regia - do apartamentów papieskich. Po­ ziom placu wznosi się przed świątynią, do której wchodzi się po monumentalnych stopniach. Budynki boczne podnoszą się wraz z terenem, wskutek czego ich cokoły i gzymsy nie przebiegają poziomo.

Drugi plac - Piazza Obliqua - ma kształt zbliżo­ ny do elipsy. Otaczają go dwie półkoliste kolumna­ dy o wysokości 19 m, zwieńczone belkowaniem z silnie wyładowanym gzymsem, który przechodzi następnie na budynki przy Piazza Retta. Kolumny biegną czterema rzędami. Ich równomierny rytm podkreślają posągi ustawione na ażurowej attyce. Początek, środek oraz koniec obydwóch skrzydeł kolumnady są lekko zryzalitowane oraz odmiennie ukształtowane architektonicznie. Dzięki temu, obok drobnego rytmu rozstawów między kolumnami w obrazie placu występuje także rytm silniejszy długich odcinków kolumnady. Ryzality środkowe wiążą ją z poprzeczną osią założenia. Stoją na niej, otoczone niskimi słupkami, obelisk oraz dwie fon­ tanny. Od strony wschodniej skrzydła kolumnady sięgały do dwóch wąskich ulic prowadzących od mostu św. Anioła, Borgo Vecchio i Borgo Nuovo. Pomiędzy nimi Bernini projektował krótki łącznik kolumnadowy. Podział placu na dwie części, dostosowanie sze­ rokości Piazza Retta do długości portyku Maderny, zawężenie jej w miejscu w którym łączy się z Piaz­ za Obliqua, odsunięcie dynamicznej elipsy od świą­ tyni oraz zakończenie jej projektowanym łącznikiem - wszystko to zapobiegało niebezpieczeństwu gro­ żącemu bazylice ze strony zbyt dużego lub zbyt dynamicznego placu. Wielu autorów tłumaczyło kształt kolumnady upodobaniem Berniniego, czy też w ogóle baroku, do pełnych ekspresji i indywidualnego wyrazu linii krzywych. Takie tłumaczenie jest jednak jednostron­ ne. Wynika to bezspornie ze słów samego Berninie­ go: „Kto nie zna trudności, o których była uprzednio mowa, sądziłby na pewno, że Papież zdecydował się na kształt owalny jedynie z uwagi na jego pięk­ no. Tymczasem cudowny kształt połączył z pięknem to, co stosowne i to, co użyteczne. Piękno znalazło wyraz w formie okrągłej, najdoskonalszej dla oka, tym więcej jeszcze, gdy architrawy układane są po­ ziomo na oddzielnych kolumnach. Stosowność w tym, że kościół św. Piotra, będący jak gdyby macierzą wszystkich innych, powinien mieć kolum­ nadę, która by otwartymi ramionami, jak matka, obejmowała katolików, aby ich umocnić w wierze, 147

heretyków, aby ich znowu przyjąć do Kościoła, oraz niewiernych, aby ich oświecić wiarą prawdziwą. Uniknięcie zaś zła wyżej opisanego stało się świa­ dectwem jej użyteczności”. Dzięki wprowadzeniu poprzecznego owalu, podszedł Bernini kolumnadą pod sam pałac watykański. Pielgrzymi mogli zbliżyć się do niego znacznie bardziej, niżby to było osią­ galne przy innym kształcie placu. Kolumnada wzniesiona na planie prostokątnym „przesłaniałaby ludowi widok pałacu, a także zamknęłaby spojrze­ nie na plac z okien pałacowych. Dawałoby się to odczuć zwłaszcza w przypadkach udzielania przez Papieża z okien pałacu błogosławieństwa pielgrzy­ mom i procesjom napływającym podczas Roku Świętego, gdyż mogłoby ono być udzielone tylko z bardzo dużej odległości”. Jak to wyjaśniał Bernini, kolumnada miała speł­ niać także cel praktyczny, stanowiąc ochronę przed słońcem i deszczem. Rozstaw dwóch środkowych rzędów kolumn był dostatecznie duży, aby mijały się między nimi karety. Różniła się więc zasadniczo od portyków okalających renesansowe place włos­ kie: tworzyła krytą drogę zarówno dla jeźdźców i karet, jak i dla pieszych zmierzających do bazyliki. Kolumnada miała także skorygować wrażenie nadmiernej płaskości budowli Maderny; po niepowo­ dzeniach z nadbudową trzeba było szukać innych sposobów „podniesienia” jej. Dzięki kolumnadzie, której długi gzyms silnie wyładowany i podkreślający poziom prowadzi spojrzenie w stronę kościoła, ele­ menty pionowe elewacji występują silniej, a ponadto oko widza łatwiej docenia istotną wielkość oddalonej świątyni. „Zbyt niska fasada świątyni została bardziej uwydatniona i w pewnym znaczeniu wzniosła się wyżej”. Wybudowanie z obu stron fasady partero­ wych loggi - notował de Chantelou słowa Berniniego - miało spowodować, że elewacja bazyliki św. Piotra wyda się wyższa i błąd jej będzie naprawiony; świąty­ nia górować ma nad kolumnadą, jak głowa nad wy­ ciągniętymi ramionami. Kolumnada odgrywa więc rolę podobną do niskich i wąskich domów mieszczańskich, otaczających śred­ niowieczne kościoły. Elewacje budynków mieszkal­ nych, o detalach utrzymanych w skali człowieka, dawały miarę wielkości świątyń. Analogiczny rezultat 148

osiągnięto tu, rzecz jasna, w sposób odmienny. Ani kolumnada, ani parterowe budynki korytarzowe nie zasłaniają elewacji bazyliki; przeciwnie - budynki flankujące plac przed kościołem kierują wzrok na jego fronton. Poza tym skali nie wyznaczają tu skromne domy mieszczańskie, ale monumentalna budowla 0 kolumnach wysokości trzy- lub czterokondygna­ cyjnej kamienicy. Ich wysokość - a przeto i wielkość świątyni - docenia się w pełni dopiero wtedy, gdy pojawiają się przy nich ludzie. Należało rozwiązać problem wejścia do pałacu papieskiego. Zostało ono umieszczone w ostatnim przęśle kolumnady, dobrze widocznym z Borgo Nuovo dzięki odchyleniu osi tej ulicy od osi kościoła św. Piotra. Wnętrze budynku przy Piazza Retta pro­ wadzi przybysza do Scala Regia, którą Bernini prze­ budował w kilka lat po rozpoczęciu prac przy samym placu, przesuwając oś schodów i nadając im dzisiej­ szą monumentalną oprawę. Dzięki temu, trzy człony dojścia do pałacu - Borgo Nuovo, korytarz w budyn­ ku przy Piazza Retta oraz dolny bieg Scala Regia znalazły się na wspólnej osi. Sposób usytuowania kolumnady uwzględniał więc także chęć pokazania, już w chwili wkroczenia na plac, wejścia do pałacu watykańskiego. Wprowadzenie silnej osi poprzecznej stanowi charakterystyczną cechę kompozycji. Jest ono jesz­ cze jednym przykładem prawa kontrastu, do którego taką wagę przywiązywał Bernini. Główne dojście do placu św. Piotra prowadziło mostem św. Anioła 1dwiema wąskimi uliczkami. Widz, który zgodnie z projektem miał wkraczać na plac między środko­ wym i bocznymi odcinkami kolumnady, ujrzałby nagle w całej okazałości plac owalny, ustawiony prostopa­ dle do jego kierunku patrzenia. Po przekroczeniu wielkiego placu, a następnie placyku o zarysie trape­ zu, wchodziłby po monumentalnych stopniach do kościoła. Pierwsze wnętrze - przedsionek bazyliki ma znów układ prostopadły do głównej osi drogi; spełnia rolę krótkiego motywu wprowadzającego, kontrastują­ cego z potężnym wnętrzem następnym, jakim jest podłużna nawa świątyni. Wnętrze trzecie, przesklepione kopułą, stanowi finał kompozycji, na którą skła­ da się zespół przestrzeni otwartych i zamkniętych, placu i kościoła.

Pozostaje problem powiązania całego zespołu z miastem. Wypowiedzi Berniniego, odnoszące się do projektu placu, nie dają nam wyjaśnień w tej sprawie i musimy sami wytworzyć sobie zdanie o tym, czym się kierował. Charakterystyczny dla kompozycji jest sposób zamknięcia placu od strony wschodniej. Bernini nie przewidywał stworzenia długiej drogi prowa­ dzącej do świątyni, chociaż projekty takie wysuwali uprzednio różni papieże, zwłaszcza Mikołaj V i Syks­ tus V. Wielu historyków urbanistyki skłonnych jest uważać długie osie widokowe za szczególnie charak­ terystyczne dla baroku. Bernini zapewne wolał nie przygotowanego widza, przeciskającego się w ciżbie wąskim i ciemnym Borgo, zaskoczyć widokiem ogromnego, zalanego słońcem placu, na którego za­ mknięciu ukazywał się kościół. Z miejsca, w którym w myśl projektu Berniniego wkraczało się na plac, budowla Maderny nie przesłaniała kopuły Michała Anioła, odległość od świątyni nie była zaś tak duża, żeby groziła nadmiernym zmniejszeniem bazyliki w spostrzeganym obrazie. Zespół św. Piotra stanowił swoistą wersję tematu, który od wieków pobudzał wyobraźnię pisarzy i mala­ rzy. Tym razem środkami, jakimi dysponuje architek­ tura, zobrazował Bernini przeciwstawienie dwóch światów: doczesnego - nędznego, pełnego małych, nieszczęśliwych istot, oraz świata wiekuistego - bu­ dzącego radosny zachwyt, wspaniałego, pięknego, szczęśliwego. Bernini, który miał „oko wyczulone na przeciwstawienia”, zdawał sobie na pewno sprawę z tego, że skromna zabudowa Borgo tak samo potę­ guje wrażenie świetności jego założenia, jak partero­ wa obudowa placu „podnosi” fasadę kościoła. Projektowany łącznik kolumnadowy, zamykający plac od strony wschodniej i odgrywający istotną rolę w kompozycji, nie został zrealizowany. W czasie budowy dwóch dłuższych skrzydeł kolumnady Ber­ nini zapewne przesunął go w swym projekcie na wschód (wskazują na to jego szkice). W ten sposób miał powstać po stronie wschodniej placyk będący odpowiednikiem Piazza Retta. Śmierć Aleksandra VII w roku 1667 spowodowała przerwanie prac budowlanych. Tak więc, projekt Berniniego, utrwalo­ ny na licznych pamiątkowych medalach i sztychach, a nawet przedstawiony jako wykonany na „Planie

Rzymu za Aleksandra VII” sporządzonym przez Baptystę Fałdę (il. 303), nie doczekał się pełnej realizacji. W czasach późniejszych niejednokrotnie wraca­ no do sprawy architektonicznego ukształtowania połączenia zespołu św. Piotra z mostem św. Anioła. Projekty takie przedstawił niebawem po śmierci Berniniego Carlo Fontana. Jeden z nich przewidy­ wał po stronie wschodniej Piazza Obliqua trzeci plac - odpowiednik Piazza Retta, głębszy od placu projektowanego poprzednio przez Berniniego. Pow­ stałby w ten sposób zespół trzech wnętrz, zamknię­ ty łukiem tryumfalnym. Propozycje te nie zostały zrealizowane. Dopiero na polecenie Mussoliniego zabudowa­ nia między Borgo Vecchio i Nuovo wyburzono; szeroka ulica połączyła plac św. Piotra z brzegiem Tybru. W ten sposób mistrzowska sceneria Berni­ niego uległa zniekształceniu. Przebicie szerokiej ulicy do Tybru pozwala dziś oglądać bazylikę a raczej wycinek fasady wraz z kopułą - już z prze­ ciwległego brzegu rzeki. Widziany z tak dużej od­ ległości kościół maleje, natomiast na pierwszym planie wyrastają wyolbrzymione, bo znajdujące się blisko widza, eklektyczne elewacje wielokondygna­ cyjnych budynków. Także efekty zaskoczenia i kon­ trastu zostały przekreślone. Plac św. Piotra budził zachwyt współczesnych. Carlo Fontana pisał (1694): „Piękny plac sprawia wspaniałe wrażenie. Nie doszłoby do tego, gdyby miał zgodnie z projektami kilku architektów kształt prostokątny i tworzył, mówiąc językiem Witruwiusza: perystyl. W obecnym stanie, zatoki portyków tworzą wnęki, którym fontanny służą za ozdoby. Gdy się stoi w jednej z tych wnęk, nieco przed wielką osią, i spo­ gląda w stronę Monte Aureo, wrażenie jest uderzają­ ce. Przed widzem wyrasta obelisk, a obok niego dwie szemrzące fontanny rzucają połyskujące masy wody ku niebu. Ich potężny spadek wywołuje radosny zachwyt, podobnie jak zieleń ogrodów świecąca poprzez kolumnady. W ten sposób powstaje cudow­ ne doznanie ogromnej i przepysznej całości”. Ciekawy jest ten opis. Uderza w nim to, jak wiele różnych wrażeń składa się w psychice sie­ demnastowiecznego widza na przeżycie kompozycji 149

przestrzennej. A więc najpierw architektura kolum­ nad. Dalej fontanny. Bijąca z nich ku niebu woda ma tu charakter fascynującego tworzywa budowla­ nego. Do obrazu wsącza się zieleń ogrodów waty­ kańskich, kontrastująca ze sztywnością i regularno­ ścią kamiennej obudowy placu. Na odczucie widza wpływa zapewne także podziw dla ogromu środ­ ków, jakie tu zastosowano. Z wrażeniami wzroko­ wymi splatają się słuchowe - szum budzących zachwyt kaskad wody. Blask i przepych, wspaniałość i świetność, którymi Kościół wojujący pragnął olśnić przybyszów, miały mobilizować masy pod jego sztandarami. Jedna z dróg do dusz, o które walczył, wiodła przez zmysły. Bardziej krytyczne głosy odezwały się w końcu XIX w. Camillo Sitte pisał: „Zbyt mały plac przeważ­ nie nie pozwala na to, by budynek monumentalny osiągnął swój pełny efekt; plac nadmiernie duży jest jeszcze mniej korzystny, albowiem nawet wielkie budynki wydają się przy nim za małe. Niezliczoną ilość razy stwierdzono to zjawisko na przykładzie placu św. Piotra w Rzymie”37'. Uwaga na temat zależności wrażenia, jakie wywo­ łuje budynek, od wielkości placu, jest słuszna - ale stawianie w związku z tym zarzutu Berniniemu pole­ ga na nieporozumieniu. Sitte uzasadnia swą niechęć do rozległych placów stwierdzeniem, że na małych placach starych miast czujemy się bardzo przytulnie. I ta teza jest słuszna - tylko, że ani Berniniemu, ani Aleksandrowi VII nie zależało na wywoływaniu po­ dobnego efektu. Chodziło im o to, żeby plac był równie monumentalny, jak świątynia. Bazylikę św. Piotra cechują olbrzymie, bez­ względne wymiary zarówno całego budynku, jak i poszczególnych elementów. Na marmurowej po­ sadzce kościoła oznaczono gwiazdkami długości słynnych świątyń chrześcijańskich - św. Pawła w Londynie, katedr we Florencji i Mediolanie oraz innych; bazylika św. Piotra każdą z nich przerosła zdecydowanie. Elewacja Maderny sprawia wrażenie fasady gigantycznego pałacu. Podobnie olbrzymie są wymiary placu Berniniego i elementów architek­ tonicznych, którymi został obudowany. Plac św. Piotra bez ludzi istotnie zieje pustką - ale kiedy się wypełnia gęstym tłumem, gdy papież udziela 150

błogosławieństwa, a zwłaszcza gdy odbywają się uroczystości kościelne, widać barwne szaty liturgi­ czne, bazylika jest iluminowana - wówczas obraz zmienia się zasadniczo. Przypominają się wtedy słowa Berniniego o kolumnadzie obejmującej masy zebranych niby ramiona kościoła. Architektura wy­ znacza ogromną scenę, na której rozgrywa się odświętne widowisko. Dekoracji scenicznych nie da się należycie ocenić, gdy aktorzy znikają i światła gasną. Dzieło Berniniego nie może służyć dziś za wzorzec formalny nadający się do naśladowania, ale wiele zasad kompozycyjnych, leżących u jego podstaw, jest w pełni aktualnych. Bernini nie kiero­ wał się jedynie względami plastycznymi: „pożytek i piękno były dwoma głównymi celami budowy”, pisał. Nawiązał umiejętnie do dzieła swych poprzed­ ników, starając się „podkreślić piękno świątyni, ozdobić ją dodatkowo oraz ukryć jej braki”. Przywią­ zywał wielką wagę do wzajemnych relacji zarówno między poszczególnymi elementami całości, jak i między całym zespołem i środowiskiem, do które­ go został wpisany. Dążył do utworzenia placu wiel­ kiego, na miarę „świątyni św. Piotra, uznanej za cud świata pod względem piękna i rozmiarów”, ale wy­ strzegał się powstania wnętrza nadmiernie rozległe­ go, a zwłaszcza otwarcia zbyt długiej perspektywy na bazylikę. Wreszcie - stworzył dzieło architektoni­ czne oryginalne, przemawiające silnie do współ­ czesnych, mające znaczenie symbolu. Na koniec przypomnę, co pisał o dojściu do bazyliki św. Piotra Józef Ignacy Kraszewski w swych Kartkach z podróży (1858-1864): „Ulica wiodąca do wspaniałego gmachu wcale nie była wspaniała. Rzym zachowuje się tylko złożony z naj­ wspanialszych budowli i najpospolitszych śmiecisk. Pałace graniczą w nim z klitkami, a ciasne prze­ smyki wiodą do najdroższych zabytków. I jest tak dobrze i szczęście, że nie jest inaczej, ileż by tu zniszczyć mogła zapalczywa ręka przyjaciół porząd­ ku, regularności i pobiały! Rzymu immondezza (nieporządek, brud - W.O.) ma swój charakter, widać w nim stolicę następcy tego, który świata znikomością pogardzać rozkazał” . Kraszewski znakomicie oddał zarówno odczucia widzów, jak i intencje Berniniego.

28. PLAC DEL POPOLO W RZYMIE NA SKRZYŻOWANIU RUCHU PAPIESKIEGO ZE ŚWIECKIM Do widowisk, reżyserowanych jak przedstawie­ nia teatralne, należały wjazdy świetnych gości do Rzymu. Papieżom zależało na tym, aby przedstawi­ ciele obcych państw występowali w Rzymie uro­ czyściej i z większym przepychem niż gdziekolwiek (il. 307-309). Jedną z głównych bram wjazdowych Rzymu była Porta del Popolo. Jeszcze w czasach antycznych po­ wstały zalążki położonego przy niej placu. Przylegał on do muru obronnego, którym cesarz Aurelian opasał w końcu III wieku naszej ery miasto w obawie przed najazdami „barbarzyńców”. Dla wprowadzenia wielkiej drogi północnej, Via Flaminia, wzniesiono wtedy bramę, za którą droga się rozwidlała. Jej główne ramię biegło prosto pod samo Wzgórze Kapitolińskie, trasą obecnej Via del Corso. Ramię prawe miało kierunek dzisiejszej Via di Ripetta albo do niego zbliżony. Podjęte w XV wieku prace nad porządkowaniem i przebudową miasta objęły również Piazza del Po­ polo i jej otoczenie. Sykstus IV przebudował kościół S. Maria del Popolo, który otrzymał swą dzisiejszą renesansową elewację (1472-1480). Następnie liczni papieże starali się o upiększenie placu. Z cza­ sów Leona X, z ok. 1525 r. pochodzi uzupełnienie dwóch promienistych ulic. (Corso i Via di Ripetta) trzecią - Via del Babuino. Sykstus V ustawił na placu obelisk w punkcie zbiegu trzech wymienio­ nych arterii, jak to widać na fresku w Bibliotece Watykańskiej (1588-89). Wreszcie, za pontyfikatu Aleksandra VII plac został skorygowany według projektu Carla Rainaldiego (1661), który pomiędzy zbiegającymi się symetrycznie Via di Ripetta od strony Tybru i Via del Babuino u stóp Monte Pincio usytuował dwa bliźniacze kościoły. Jeszcze jeden szlif otrzymała kompozycja ze­ społu w końcu XVII wieku, kiedy to dobudowano do obydwóch kościołów dzwonnice od strony Corso, podkreślając w ten sposób dominującą rolę tej ulicy w całym zespole. Schemat trzech ulic, zbiegających się przed szczególnie ważnym obiektem, został więc rozwi­

nięty środkami architektonicznymi. Przybywający do Rzymu spostrzegali po przekroczeniu bramy igłę obelisku, wpiętą w punkt przecięcia osi trzech ulic, oraz dwa kościoły, flankujące wjazd do miasta. Zwieńczony krzyżem obelisk i bliźniacze świątynie, niby dwie perły osadzone w trójramiennym diade­ mie ulic, symbolizowały sakralny charakter miasta. W kierunku północnym zamykała spojrzenie prze­ budowana przez Berniniego Porta del Popolo. Jednolite uformowanie zaniedbanych dotychczas ścian bocznych było założeniem kompozycyjnym pro­ jektu, sporządzonego w roku 1794 na zlecenie Piu­ sa VI przez Giuseppe Valadiera. Przewidywał wzniesienie po obu stronach placu budynków kosza­ rowych, zakończonych wysuniętymi ryzalitami, które byłyby powiązane długą kolumnadą. Obiekty klasztor­ ne, przylegające do S. Maria del Popolo, miały być zachowane i jedynie przesłonięte kolumnami. Także renesansowa elewacja kościoła zostałaby przekształ­ cona w duchu klasycystycznym. Projekt wzmacniał odcięcie placu od wzgórza i od rzeki (il. 310). W kilka lat po jego sporządzeniu zaszły wypadki, które wstrząsnęły podwalinami państwa papieskie­ go. W wyniku powstania, popartego przez wojska francuskie, proklamowano w roku 1798 republikę rzymską. Piusa VI pozbawiono władzy świeckiej i zmuszono do opuszczenia miasta. Na Forum zasadzono drzewo wolności, wokół którego tańczyły uradowane tłumy. Jednakże republika nie trwała długo. W roku 1809 państwo papieskie zostało przyłączone do Francji. W Rzymie pojawił się pre­ fekt francuski, Camille de Tournon. Oznaczało to głęboki przełom w życiu miasta. Dekret Napoleona z 1811 roku o „upiększeniu Rzymu” ustalił rozległy program robót, który objął między innymi prace wykopaliskowe i konserwatorskie oraz związane z usprawnieniami żeglugi na Tybrze, różnego ro­ dzaju budowle oraz zieleńce publiczne. Brak w Rzymie zieleni dostępnej dla szerokich rzesz ludności uderzał przybyszów z zagranicy. Zwrócił na to uwagę Tournon. Zainteresował się 151

rejonem Piazza del Popolo w całkiem innym celu, niż niedawno jeszcze Pius VI. Nie szło już o konty­ nuowanie zaczętego przed trzema wiekami dzieła i o ujęcie w kamienne ramy placu wjazdowego do miasta. Przeciwnie: zadanie polegało na usunięciu przeszkód, odgradzających plac od wzgórza i od rzeki. Monte Pincio było ulubionym terenem spacero­ wym mieszkańców Rzymu. Otwierał się tu widok panoramiczny na całe miasto. Dostęp do rzeki był natomiast utrudniony z uwagi na podchodzącą blisko wody zabudowę. Rzucone teraz hasło brzmiało: w pełni udostępnić i powiązać z placem wzgórze oraz stworzyć promenadę nad Tybrem. Nad realizacją tego zadania zaczął pracować Włoch Giuseppe Valadier, który niebawem po ogło­ szeniu republiki rzymskiej, kiedy jego poprzedni projekt przestał być aktualny, wysunął propozycję utworzenia rozległych zieleńców publicznych nad Tybrem, na terenach niemal wolnych od zabudowy, przy wjeździe do miasta. W 1812 r. prace nad Piaz­ za del Popolo wraz z otoczeniem przejął Louis-Martin Berthault, architekt-ogrodnik skierowany przez administrację francuską. Wszystkie warianty projektu, zarówno Valadiera, jak też Berthaulta, przewidywały rozległe założenie parkowe, obejmujące ogród willi Medici, wzgórze Pincio wraz z całym jego zboczem, Piazza del Popolo, tereny położone pomiędzy placem i rzeką, wreszcie bulwar wzdłuż uregulowanego Tybru. Plan zatwierdzony w 1811 r. nosił tytuł: „Ogród Wielkiego Cezara”. Realizację znakomicie ułatwiło zniesienie zakonów i skonfiskowanie ich majątku, po włącze­ niu państwa rzymskiego do imperium francuskiego; znaczną część Monte Pincio zajmowały ogrody augustianów. Dekret Napoleona zarządził rozbiórkę zabudowań klasztoru, odgradzającego wzgórze od placu. Z istniejących obiektów architektonicznych pozostały tylko trzy kościoły i obelisk. Projekt prze­ widywał oś poprzeczną, biegnącą od wzgórza aż po rzekę, a podkreśloną na placu dwoma półkolami. Wejście na Monte Pincio prowadziło symetrycznymi rampami, równoległymi do osi Corso. Ogrody na wzgórzu i nad rzeką zaprojektowano regularnie, à la française. 152

W sprawozdaniu z 18 marca 1813 r. Berthault wyłożył zasady, leżące u podstaw projektu. „Umie­ jętność ogrodnika, pisał, nie ogranicza się do spo­ rządzenia rysunku obejmującego tylko tereny, który­ mi ma się zająć. Powinien uwzględnić w miarę możliwości wszystkie ważne obiekty, wszystkie punkty widokowe, jakie obszar ten otaczają i starać się, aby przyczyniły się do wzajemnego upiększe­ nia. Tak więc Ogrody Wielkiego Cezara muszą sprawiać wrażenie rozleglejszych dzięki sąsiedztwu Placu Ludu i wykorzystać go jako ozdobę. Ale ów plac, ten wspaniały wjazd do Rzymu, czyż nie powi­ nien jeszcze zyskać na sąsiedztwie nowego ogro­ du?... Ów plac, który obecnie przedstawia tak pięk­ ny widok, gdy się patrzy w stronę Corso, czyż nie może otwierać równie pięknych spojrzeń we wszys­ tkich kierunkach? Na prawo Tybr, nad którego brzegiem wznoszą się majestatycznie Mauzoleum Hadriana i bazylika św. Piotra, na południowym zachodzie willa Pamphili, na północnym wschodzie wzgórze Mariusza. Plac Ludu powinien z tej strony cieszyć oko widokiem tych malowniczych miejsc i dwóch wspaniałych pomników przeszłości, charak­ terystycznych dla wieków Hadriana i Michała Anioła”. Słowa Berthaulta, dotyczące zasad projek­ towania ogrodów, odnoszą się w pełni do pracy urbanisty, który powinien mieć zawsze otwarte oczy na środowisko, do jakiego wpisuje swe dzieło, a zwłaszcza na cenne elementy krajobrazu natural­ nego i stworzonego przez człowieka (ii. 311). Niestety: po upadku Napoleona, już w 1814 r. pomyślny okres budowy ustał. Rozpoczęte w 1811 r. roboty ukończono w bardzo skromnym zakresie. Nie tylko nie doprowadzono zieleni, która spłynęła z Monte Pincio na plac, aż do Tybru, ale przekształcono sieć uliczną na tym terenie i zabu­ dowano go z czasem - podobnie jak i teren położo­ ny na przeciwległym brzegu rzeki - wielokondygna­ cyjnymi domami czynszowymi. Na losy koncepcji wpłynął zapewne brak entuzjazmu nowych władz dla projektu - ale decydującą rolę odegrała gorącz­ ką złota, które dostrzeżono na zabudowanych rude­ rami terenach, położonych w szczególnie atrakcyj­ nym miejscu, przy przebudowywanym placu, nad Tybrem.

Pomimo niepełnego zrealizowania projektu, uderza śmiałość rozwiązania. Monte Pincio prze­ kształcono w ogród publiczny. Widać z niego „pa­ noramę Rzymu, doliny Tybru i Gór Sabińskich, Lacjum i Etrurii”, jak pisał prefekt Tournon. Zburzo­ no mury odgraniczające barokowy plac od wzgórza i do kamiennego dotąd wnętrza doprowadzono szeroko zieleń. Stworzono wielopoziomowy zespół, zapewniający możność oglądania zarówno całego założenia, jak i poszczególnych budynków z róż­ nych poziomów. Dzięki wprowadzeniu do obrazu placu odmiennie ukształtowanych ścian wschodniej i zachodniej, dzięki zręcznemu dostosowaniu we­ jścia na wzgórze do rzeźby terenu oraz lekko skoś­ nemu usytuowaniu czterech nowych budynków, zapobieżono wrażeniu banalności i sztywności, jakie łatwo mogło powstać przy schemacie trzech zbiegających się ulic. Do ożywienia obrazu placu przyczynia się walnie zieleń; podnosi barwność zespołu, tworząc świetne tło dla ciepłego trawertynu bliźniaczych kościołów i ciemnej czerwieni obelisku. Całe założenie było bardzo różnie oceniane. A.E. Brinckmann pisał, że wnętrze placu rozpada się, że projekt jest rozwiązaniem papierowym38*. Natomiast M. Zocca nazwał ten plac „autentycznym arcydziełem”. Jeśli widzi się w nim jedynie dwuwy­ miarowy plan monumentalnie ukształtowanego zbiegu trzech ulic, można istotnie uważać rozwiąza­ nie za banalne. Jeśli się dostrzega trójwymiarowy zespół architektoniczny narosły w ciągu wieków, który tworzy urozmaiconą a jednorodną całość, pnie

się na Monte Pincio, przeniknięty jest zielenią tak rzadką na placach rzymskich - sąd powinien już wypaść znacznie lepiej. Jednakże, aby należycie ocenić pozycję Piazza del Popolo w historii budowy Wiecznego Miasta, trzeba patrzeć nań jako na odbicie długiego procesu dziejowego. Płynący w ciągu wieków od Porta del Popolo nurt papieski skrzyżował się z nurtem świeckim, który spłynął kaskadą zieleni, niestety powstrzymaną przed Tybrem przez zaporę, jaka przed śmiałymi zamierze­ niami wzniosła, nie po raz pierwszy ani ostatni, prywatna własność gruntów i spekulacja terenowa. I chociaż Piazza del Popolo stanowi przykład - jed­ nej z licznych w dziejach urbanistyki - realizacji nie doprowadzonych do końca zgodnie z projektem, zasługuje na szczególną uwagę wśród zespołów architektonicznych Rzymu. Także na temat autorstwa projektu przebudowy placu zdania są podzielone, „Valadier jedynie reali­ zował projekt Berthaulta”, pisał P. Lavedan. „Napis aktualny, który przypisuje utworzenie tego zespołu Piusowi VII i Valadierowi, zawiera błąd podwójny, albowiem wszystko jest zasługą administracji fran­ cuskiej i Berthaulta”. Autorzy włoscy nie podzielają tego poglądu39*. Nie pomniejszając niczyich zasług, dodajmy, że do przebudowy placu zgodnie z pro­ jektami obydwóch współtwórców nie doszłoby, gdyby nie - Rewolucja Francuska. I że ta część Rzymu przedstawiałaby dziś zupełnie inny wygląd i budziłaby znacznie większy, bezspornie uzasad­ niony podziw, gdyby nie - upadek Napoleona.

29. UTOPIA URBANISTYCZNA LE CORBUSIERA: KU NOWEMU SPOSOBOWI ŻYCIA W MIEŚCIE?

Le Corbusier wywarł silniejszy wpływ na archi­ tekturę niż którykolwiek z jego rówieśników. Podzi­ wiam różne projekty i realizacje tego genialnego twórcy. Zastanawiałem się niejednokrotnie, dlacze­ go jego dzieła urbanistyczne zostały przyjęte kryty­ cznie przez tych, dla których były przeznaczone. Mam na myśli zwłaszcza osiedle w Pessac koło

Bordeaux40*. Tu ograniczę się do problemów „jed­ nostki” marsylskiej i czterech innych, na niej wzoro­ wanych. Po oddaniu do użytku „jednostki” w Marsylii Le Corbusier stwierdził, że jej koncepcja wystąpiła już w jego projekcie „miasta współczesnego” (1922). Przewidywał w nim m.in. imm eubles-villas - wyso­ 153

nek, pomyślany przez Ministerstwo Odbudowy jako kie budynki składające się z usytuowanych ponad eksperymentalny, miał specjalny kredyt - w tej sobą dwukondygnacyjnych „willi z ogródkami”. Le formie nie został wykonany. Projekt realizacyjny Corbusier nazwał je „współczesnymi wiszącymi (1947, il. 525-527) zachował na siódmej i ósmej ogrodami Semiramidy”. Projektowane budynki wy­ kondygnacji część projektowanych tu pierwotnie posażył w liczne urządzenia usługowe, które uwol­ usług, ale z „usług zdrowotnych” pod dachem-ogroniłyby gospodynie domowe od uciążliwych zajęć dem zrezygnował. Także program innych urządzeń (il. 522, 523). tego rodzaju dotkliwie okrojono. Koncepcję wysokiego, wolno stojącego budynku W następnych trzech podobnych jednostkach, mieszkalnego, wyposażonego w liczne usługi („przedłużenia mieszkań”) opracował Le Corbusier w Nantes-Reze (projekt 1953), Briey (1957) i Firminy (1961), z „ulicy usług” trzeba było całkowicie podczas wojny. Jego szkic przedstawia wysoką zrezygnować; innych jednostek, jakie planował we „jednostkę”, usytuowaną na pofalowanym terenie. Francji, nie zrealizowano. W związku z międzynaro­ Napisy głosiły: „przyroda zachowana, u stóp budyn­ ków tereny sportowe, indywidualne ogródki warzyw­ dową wystawą budownictwa w Berlinie Zachodnim (1958), Le Corbusier zaprojektował znów budynek ne”. Najniższą kondygnację przeznaczył na cele z bardzo bogatym programem usług na siódmej aprowizacji. Wyżej umieścił mieszkania po obu stronach korytarzy. Najwyższe piętro poświęcił kul­ i ósmej kondygnacji oraz pod dachem-tarasem i na nim; na poziomie najwyższym przewidział m.in. turze fizycznej i opiece zdrowotnej. Taras na dachu miał służyć helio- i hydroterapii. Rozstawienie bu­ dwie salki teatralne, krytą i pod gołym niebem. Obiekty usługowe w połowie wysokości budynku dynków przekraczało parokrotnie ich wysokość. Na drastycznie okrojono, a położone na dachu całkowi­ horyzoncie rysowały się z jednej strony góry, cie skreślono. Wyposażenie budynków w rozliczne a z drugiej morze (il. 524). usługi okazało się mrzonką. Le Corbusier nie mówił W pierwszym projekcie marsylskim (1946) Le Corbusier pod ziemią ulokował pomieszczenia na już w Marsylii o „budynkach z willami”, ale o „jednostkach mieszkaniowych odpowiedniej wiel­ wózki dziecięce i rowery oraz trzykondygnacyjne kości”. Odpowiedniej, czyli liczącej około dwu tysię­ garaże samochodowe z warsztatami naprawczymi. Nad słupami, na których miał stanąć budynek, zna­ cy osób, tak by obiekty usługowe były należycie lazła się kondygnacja techniczna na różnego rodza­ wykorzystywane, ¿n i nienia—ludności—miejskiej zieleni, było utworzenie L w Londynie Regent’s Parku (ii. 356-361). Inicjatywa tego przedsięwzięcia wyszła od „gene­ ralnego inspektora dochodów Jego Królewskiej Mości, płynących z własności gruntów". Chodziło o zwiększenie dochodów Korony przez przeznacze­ nie pod zabudowę Parku Marylebone, dawnego terenu polowań królewskich, graniczącego od pół­ nocy z najbardziej cenioną dzielnicą londyńskiego „West-Endu”. Plan sporządził John NashJj Pierwszy projekt ,J1[812) przewidywał utworzenie rozległego kompleksu parkowego, otoczonego drogą spacero­ wą. Po jej zewnętrznej stronie, a także w obrębie parku, stanęłyby liczne budynki mieszkalne wielo­ kondygnacyjne. Część tych domów miała otaczać place okrągłe lub półkoliste. Na obszarze parkowym Nash proponował wyodrębnienie 40 do 50 działek o powierzchni od 1,5 do 8 ha, przeznaczonych pod wille najzamożniejszych nabywcovTJWille miały być tak położone, by „z żadnej nie -widziało się innych, a właściciele mogli odnosić wrażenie, że należy do

nich cały park”. Z jego widoku korzystałby też re­ tylko zadrzewioną przestrzenią publiczną, otoczoną gent, który miałby tu swój letni pałacyk, zwany z trzech stron domami. Tak jak go sobie wyobrażał z francuska „Guinguette” czyli domek podmiejski. Nash, miał być czymś zupełnie innym: prywatnym Letnia rezydencja książęca zwiększyłaby atrakcyj­ miastem-ogrodem dla arystokracji, otoczonym wień­ ność gruntów parcelowanych pod zabudowę miesz­ cem budynków mieszkalnych; nad całością domino­ kaniową.j~Nash zaprojektował na północnym obrze­ wałby podwójny szereg domów otaczających kolisty żu terenu parkowego koszary, a w pobliżu jego plac z (przewidywaną przez Nasha) „Walhallą”. Był południowo-wschodniego krańca trzy place targoto wielki projekt; dzisiejszy Regenfs Park jest jedy­ wejDoprowadził do nich odnogę kanału, pomyśla­ nie jego fragmentem”10). nego jako droga wodna śródlądowa, wiodąca do Pogląd ten wydaje mi się jednostronny. Nie pole­ londyńskich doków; działo się to w czasie, kiedy mizowałbym z wywodami znakomitego badacza, w Anglii panowała „mania budowy kanałów”. Na gdyby nie to, że są one charakterystyczne dla tych terenie objętym projektem miały powstać jeszcze historyków architektury, którzy traktują dzieje budo­ inne obiekty publiczne. wy miast jak „rozdział historii sztuki” i zajmują się Część dawnego terenu polowań królewskich za­ głównie zagadnieniami estetycznymi; mówiłem jmowano już uprzednio pod zabudowę, ale^czyniono o tym w Założeniach. Sądzę, że ograniczenie to kawałkami, bez większego ładu. Nash docenił |j powierzchni terenów, przeznaczonych pod zabudo­ potrzebę zagospodarowania terenu według planu wę, było jak najbardziej słuszne; na decyzji tej park obejmującego całość ¡[zaprojektował nową dzielnicę - a raczej cały Londyn - ogromnie zyskał. Wprowa­ z budynkami mieszkalnymi i usługowymi, z siecią dzenie budownictwa mieszkaniowego w szerokim komunikacyjną o zróżnicowanym charakterze. Z do­ zakresie, jak proponował w 1812 r. Nash, zwiększy­ mów wznoszonych uprzednio przy skwerach spo­ łoby dochody Korony, ale ograniczyłoby rolę parku glądało się na niewielkie skupienie zieleni. Tu wieniec jako zieleni publicznej. Taka funkcja parku była dla budynków miał otaczać rozległy kompleks parkowy Nasha sprawą raczej drugorzędną. „Atrakcyjność z drzewami i krzewami, trawnikami i wodą, wśród przestrzeni otwartej oraz scenerii przyrody” miała, których można było poruszać się pieszo, konno jak pisał, zachęcić „bogatą część ludności do osied­ i w pojazdach. To już był rozległy obszar zieleni lenia się w tym miejscu”. Dlatego nie wahał się w obrębie miasta. \ rozparcelować znacznej części terenu, służącego |_W-jj326 r., kiedy pierwsze domy wyrosły z ziemi, ongiś za miejsce polowań dworu. Podobne funkcje projekt parku uległ istotnym zmianom. Już przedtem pełnił swego czasu Hyde Park; przeznaczenie na­ został przekształcony okrągły plac, położony przy wet niewielkiej jego partii pod budownictwo głównym wjeździe od południa: otwarto go ku zieleni mieszkaniowe wywołałoby zapewne gwałtowne parkowej. Teraz komisja rządowa ograniczyła sprzeciwy. Park Marylebone nie miał tak cennego program budowlany. Poprzednia wersja projektu drzewostanu i leżał dalej, ale już w końcu XVIII w. przewidywała 26 willi, a więc mniej niż zamierzał przewidywano, że w jego kierunku pójdzie rozwój pierwotnie dopuścić Nash; teraz zredukowano ich miasta; oczekiwania te potwierdziły się w pełni. liczbę do sześciu. Postanowiono też zrezygnować „Wprowadzenie wsi do miasta” w sposób niemal z przeznaczenia pod zabudowę północnych obrzeży dosłowny, przez budowę kilkudziesięciu willi z ogro­ parku oraz terenu, na którym miał powstać podwójny dami zajmującymi po parę hektarów, w celu utwo­ zespół budynków otaczających kolisty placj, rzenia „prywatnego miasta-ogrodu dla arystokracji”, W swej świetnej monografii, poświęconej Nashooznaczałoby jaskrawe lekceważenie potrzeb mias­ wi, John Summerson wyraził żal, że w ten sposób ta. W czasie, kiedy zmieniano poprzedni plan, okrojono pierwotny projekt. „W pewnym sensie w Anglii rozlegały się liczne głosy krytykujące wa­ szkoda, że tak się stało. Zepsuło to jedność archi­ runki mieszkaniowe szerokich rzesz ludności; zwra­ tektoniczną parku... Tak jak go teraz znamy, jest on cano uwagę na nadmierną gęstość zabudowy. 213

W 1841 r. ukazała się książka E. Chadwicka, dają­ ca przerażający obraz istniejącej sytuacji. Cztery lata później F. Engels pisał o „bezładnych masach walących się ruder, zamieszkałych przez najbied­ niejszych z biednych” w dzielnicach londyńskiego „East-Endu”. Sądzę, że decyzja o ograniczeniu zabudowy mieszkaniowej oraz zwiększeniu po­ wierzchni parku publicznego była podyktowana nie tylko względami krajobrazowymi, ale i świadomo­ ścią sprzeciwu społecznego, jaki mogłoby wywołać zrealizowanie pierwotnych zamierzeń. Utworzorry- w_-terL_.sposób park. publiczny- oraz. prowadząca do niego ulica otrzymały nazwy Re­ gent’s Park i Regent’s Street. Realizacje te związały się z osobą późniejszego króla Jerzego IV tak, jak wielkie dzieła budowlane antycznego Rzymu - fora cesarskie, akwedukty i ważne drogi - z imionami ich budowniczych. John Summerson przytoczył pełną entuzjazmu opinię z połowy XIX w.: zespół ten wraz z prowadzącą doń ulicą da sławę panowa­ niu Regenta, którą w odległej przyszłości będzie się odczuwać silniej, niż chlubne zwycięstwa pod Trafalgarem i Waterloo. Nie mała w tym zasługa Nasha, którego nazwisko weszło słusznie do dziejów budowy miast - ale i jego krytyków, pod których wpływem pierwotne założenia skorygowano. Tym razem wielka inwestycja nie budziła krytyki ze stro­ ny londyńczyków: nie ponosili jej kosztów, a lud­ ność mogła korzystać z nowego parku. Można uważać, że Nash zademonstrował w Re­ gent’s Parku dwa modele „wprowadzenia wsi do miasta” (używam słów Pliniusza) czy też „mariażu miasta ze wsią” (jaki na przełomie XIX i XX w. po­ stulował Ebenezer Howard). W części centralnej za­ łożenia miało powstać „miasto-ogród poziome” dla arystokracji, z działkami o powierzchni od 1,5 do 8 ha; na obrzeżu „miasto-ogród pionowe”, jak pisał później, gdy windy pozwoliły podnieść zabudowę, Le Corbusier o swych projektach. W Londynie zys­ kał największą popularność model trzeci: długie cią­ gi uliczne, obudowane w sposób zwarty domkami indywidualnymi, nadające monotonne oblicze całym dzielnicom. Przedsiębiorcy budowlani nie troszczyli się zbytnio o poziom architektury. W przeciwień­ stwie do twórców skwerów nie wznosili mieszkań

dla uprzywilejowanych warstw ludności. Natomiast domki londyńskie miały z reguły niewielkie ogródki, które podnosiły jakość środowiska życia. Dla wielu zamożnych Brytyjczyków ideałem było „to live in the country”, mieszkać na wsi. Większość londyńczy­ ków mogła jedynie skromnym ogródkiem przy domu „wprowadzać wieś do miasta”. Jeszcze przed utworzeniem Regent’s Parku idea skwerów została znakomicie rozwinięta w Bath. Miejscowość ta słynęła dzięki gorącym źródłem leczniczym już w czasach rzymskich. Największy rozwój Bath przypadł na wiek XVIII, kiedy to skrom­ na mieścina przekształciła się w modne miejsce letniego pobytu arystokracji i wzbogaconego miesz­ czaństwa. „Byle chłystek - pisał T.G. Smollet (1771) - ledwie się dorobiwszy wprzęga się w ryd­ wan mody i zjawia w Bath... ludzie niskiego urodze­ nia, bez żadnego wychowania, spieszą tu, aby bez jakichkolwiek kwalifikacji obcować z książętami i arystokracją”. Zależało Im na jednej choćby kwalifi­ kacji: na mieszkaniu w domach świadczących o „dostatku nieznanym poprzednim epokom”. W interesującym studium poświęconym Bath, Krzysztof Pawłowski pisał o „krajobrazowej urbani­ styce” tego miasta11'. Pierwsze nowe realizacje nie zapowiadały jeszcze przełomu w sposobie kształto­ wania zespołów budynków, do jakiego doszło w drugiej połowie XVIII w. Zaprojektowany przez Johna Wooda - ojca - Queen Square (1728-35) przypominał skwery londyńskie; otaczały go monu­ mentalne elewacje, za którymi kryły się domy mieszkalne o zaledwie 3 osiach okiennych (il. 362, 363). Niebawem Wood zaprojektował drugi plac, okrągły Circus (il. 364, 365). Miał on tworzyć nowy ośrodek miejski, miejsce spotkań ludności; jego powierzchnię zabrukowano. Otaczające go domy zostały ozdobione setkami kolumn w porządkach doryckim, jońskim i korynckim na kolejnych kondyg­ nacjach: oprawa godna „forum” nowego Bath. Dopiero Royal Crescent, do którego realizacji przystąpiono w 1767 r., oznaczał istotną zmianę sposobu zabudowy (il. 366). Jego projektant, John Wood - syn, wyciągając owalną wstęgę domów tylko od północy, otworzył wnętrze placu ku połu­ dniowi. Dzięki temu - zwłaszcza z mieszkań na

214

i?

y

wyższych kondygnacjach - rozpostarł się malowni­ czy widok na położone poniżej miasto i wzniesienia przeciwległego brzegu rzeki. Było to pierwsze dzie­ ło „krajobrazowej urbanistyki” Bath. Położone powy­ żej „Królewskiego Półksiężyca” zespoły Camden Place (1788), Lansdown Crescent i Somerset Place oznaczały dalszy krok zmierzający do powiązania zabudowy z terenem. W Royal Crescent krańce „półksiężyca” były spięte prostą linią ulicy, jak łuk cięciwą. W późniejszych rozwiązaniach także ulice wygięły się wzdłuż terenu wraz z budynkami. Dosto­ sowanie planu do urzeźbienia zbocza jest dzięki temu jeszcze wyraźniejsze. Położone na różnych

poziomach wygięte budynki przypominają rzędy lóż na kolejnych piętrach teatru. Pod wpływem dążenia do otwierania spojrzeń z domów na zieleń, na po­ czątku XIX w. obsadzono drzewami Circus. I ta zmiana stanowiła przejaw „krajobrazowej urbanisty­ ki”. Wkraczając dziś na plac, można by sądzić, że skupienie pięknych drzew o rozrośniętych koronach doprowadziło do otoczenia ich wieńcem zabudowy. Było przeciwnie. Dopiero kilka dziesiątków lat po wzniesieniu budynków usunięto zabrukowaną po­ sadzkę placu i zasadzono drzewa. Oto jak można wzbogacić krajobraz miasta, wprowadzając doń umiejętnie „wieś”.

md

24. WIEŁKA MIŁOŚĆ* STANISŁAWA AUGUSTA

Przy zakładaniu średniowiecznych miast pols­ kich wytyczano w ich sąsiedztwie role - a niekiedy i ogrody - dla wójta i mieszczan. Bractwa kurkowe ćwiczyły na terenach podmiejskich strzelanie'żTukUy organizowane tu zawody przyciągały licznych wi­ dzów. Pod miastem odbywano różne gry sportowe. Ograniczenie powierzchni placów w samych mias­ tach stanowiło konsekwencję dążenia do zmniejsze­ nia kosztów budowy obwarowań; skrócenie ich ułatwiało też obronę przed wrogiem. Ale gdy zabu­ dowa wykraczała poza pierścień murów, wzrastała powierzchnia działek. Miały one w warszawskim Starym Mieście zaledwie 9 m szerokości. Ludność osiedlająca się z czasem na zewnątrz murów nie podlegała takim ograniczeniem.ji W XVI w., kiedy Warszawa zaczęła pełnić funkcje stolicy państwa, zapotrzebowanie na działki gwałtownie wzrosło. Na terenie przedmieść oraz mnożących się w XVII w. jurydyk, prywatnych osad czy też miasteczek wyję­ tych spod jurysdykcji miejskiej, tworzono dla rze­ mieślników place dwu- lub trzykrotnie szersze. Coraz liczniej osiedlająca się teraz w Warszawie magnateria i szlachta wznosiła pałace i dworki otoczone ogrodami. Krajobraz przedmieść, zabudo­ wanych dość bezładnie, różnił się pod wieloma względami, także obfitością zieleni, od staromiej­

skiego. Kiedy się czyta Gościniec Adama Jarzębskiego (1643), można odnieść wrażenie, że na Warszawę składały się, poza Zamkiem Królewskim, niemal same dwory i pałace, poprzetykane z rzadka kościołami, kaplicami i klasztorami. Zabudowa mieszczańska ledwie się w tym opisie pojawia, a zajmowała sporo miejsca, choćby z uwagi na po­ trzebę obsłużenia ągjo me racji stołecznej przez rzemiosło i handel.TNa "planach stolicy z XVIII i początku XIX w. widać liczne pałace, przypomina­ jące paryskie „hótels entre cour et jardin”, o pięk­ nych ogrodach. Powiązane z zielenią rezydencje budowali, czę­ sto z pasją i rozmachem, królowie i królowe, którym na Zamku było za ciasno; wybierali w tym celu tereny szczególnie atrakcyjne. Bona osiadła na Ujazdowie. Na zlecenie Zygmunta III zaczęto budo­ wę murowanego zamku w pobliżu miejsca, na któ­ rym istniał drewniany zamek książąt mazowieckich. Anna Wazówna wybudowała nad skarpą doliny Wisły willę, którą Władysław IV przekształcił w oka­ zały pałac, nazwany Kazimierzowskim. Jan III So­ bieski wybudował na północ od Warszawy pałacyk letni na Marymoncie dla królowej Marysieńki, a na­ stępnie wzniósł swą ulubioną rezydencję, połączoną z pięknym ogrodem, w Wilanowie. Król August II 215

Sas zrealizował ogrom ie założenie pałacowo-parkowe, biegnące od rozbudowanego pałacu Morszty­ nów w kierunku zachodnim i wschodnim, projekto­ wał także przebudowę Zamku Ujazdowskiego ze -zwierzyńcem. jf Działalność Stanisława Augusta zasługuje na szczególną uwagę. Nabył on rozległe grunty Ujazdowa, położone na wysokim i niskim tarasie wiśla­ nym, a obejmujące zarówno Zamek Ujazdowski, jak i obszar dzisiejszych Łazienek. Król zamierzał prze­ budować zamek na swoją prywatną siedzibg.(i Aby należycie ukształtować wjazd od zachodu, wytyczono cały system wysadzonych drzewami alej, nazywany później z uwagi na rysunek ulic „latawcem”. [Na okrągły plac, utworzony przy dawnej Drodze Kalwaryjskiej na wprost zamku, wpadały teraz cztery nowe aleje. Główna droga, biegnąca sprzed zamku w stronę Woli, podkreślała podobnie jak Kanał Piaseczyński, wykopany jeszcze w czasach Augusta II, oś królewskiej rezydencji (¡1. 4 1 g | Ta oś, obecna ulica Nowowiejska, zawdzięcza IWąinazwę umieszczeniu przy niej kilku unowocześnionych gospodarstw, usuniętych z terenu wsi Ujazdów. Prace nad przebudową zamku posuwały się w szybkim tempie od 1766 r. Król wprowadził się do nie ukończonej jeszcze rezydencji w 1769 r. Ale pomimo ogromnych wydatków związanych z dostosowaniem istniejącej budowli do nowych projektów,\j Stanisław August w kilką/lat po rozpo­ częciu robót, może już w 1772 r., zmienił pierwotny zamysł i postanowił urządzić swą letnią siedzibę w Łazienkach; zamek przeznaczono ostatecznie na koszary (1784). ^ Zastanawiając się w swej znakomitej monografii o Łazienkach nad przyczynami porzucenia zamku, Władysław Tatarkiewicz sugerował, że do odstęp­ stwa od pierwotnych zamierzeń mogło dojść w wy­ niku trudności związanych z przebudową starego budynku na osiemnastowieczny pałac, ze złą orga­ nizacją prac, z usposobieniem króla skłonnego do zmian upodobań i planów. Marek Kwiatkowski w bardzo starannie przygotowanej książce o Stani­ sławie Auguście, „królu-architekcie”, położył większy nacisk na modny w tym czasie na Zachodzie oraz wśród warszawskiej arystokracji zwrot ku naturze, 216

który znalazł odbicie w sposobie urządzania rezy­ dencji. Kwiatkowski pisał też o załamaniu się króla po katastrofie pierwszego rozbioru Polski; upoko­ rzony, przestał myśleć o architekturze monumental­ nej, symbolizującej silną władzę monarszą. Trudno dziś zdać sobie sprawę z tego, jakie pobudki najsilniej wpłynęły na wycofanie się Stani­ sława Augusta z zamiaru urządzenia swej prywat­ nej rezydencji na Ujazdowskim Zamku. Być może, że odegrały tu rolę także inne względy. Czy król nie doszedł do wniosku, niezależnie od szoku, jaki wywołał pierwszy rozbiór, że jego zamierzenia przekształcenia Zamku Ujazdowskiego we wspania­ łą prywatną rezydencję były zbyt ambitne i nadmier­ nie kosztowne? Budował wszak równocześnie Za­ mek Królewski, zatrudniał tu i tam tych samych architektów i malarzy; na Ujazdowie przewidywał salę tronową, choć mógłby się tu łatwo bez niej obejść. Regularny zbieg sześciu ulic przed wjaz­ dem do rezydencji ujazdowskiej, a zwłaszcza ogromny barokowy park od strony Wisły, przedsta­ wione na projekcie sporządzonym według Kwiat­ kowskiego w latach 1776-1780, swoim rozmachem pozostawiały w tyle nie tylko warszawską Oś Sas­ ką, ale także różne pałace monarchów europej­ skich. Park barokowy o misternie „haftowanych” parterach i strzyżonych szpalerach wymagał ogrom­ nego nakładu środków nie tylko na jego założę ple, ale i na pielęgnację.¡¡'August II przewidywał poniżej Zamku Ujazdowskiego jedynie zwierzyniec, przecię­ ty kanałami i kilkoma prostymi alejami (ii. 409). A może Stanisław August dopiero po wprowa­ dzeniu się do Zamku Ujazdowskiego docenił urok zaniedbanego terenu Łazienek, a zwłaszcza poło­ żonego nad wodą pawilonu, wzniesionego przez Lubomirskiego? Urok ten wzrastał w miarę zastępo­ wania istniejącej zieleni drzewostanem bardziej dorodnym i urozmaiconym. Już Adama Jarzębskiego zachwycił teren zwierzyńca wraz z Łazienkami, skoro napisał w Gościńcu: „Choćby się malarze zeszli, A wiele krain obeszli, Trudno znaleźć pięk­ niejszego Miejsca i w oczach milszego”. Może więc Stanisław August z czasem zakochał się w swojej wizji przekształconych Łazienek i dla tej miłości poświęcił fortunę, jaką włożył był w przebudowę

ujazdowskiego zamku, oraz zdradził go dla rezy­ dencji łazienkowskiej? Park krajobrazowy, jaki tu założył, ma jeszcze i tę zaletę, że wykorzystuje urok środowiska przyrodniczego i nie wymaga zbyt kosz­ townych zabiegów pielęgnacyjnych; arabeski parte­ rów dywanowych trzeba obsadzać kwiatami paro­ krotnie w ciągu roku. Nie było głównym celem moich uwag ustosunko­ wanie się do motywów porzucenia Zamku Ujazdow­ skiego przez króla. Chodzi mi o parę refleksji, zwią­ zanych z problemem „wsi w mieście", czy też z re­ lacjami między architekturą a środowiskiem przy­ rodniczym. .g— Rezydencje w Zamku Ujazdowskim i w Łazien­ kach stanowią krańcowo przeciwne przykłady kom­ pozycji przestrzennej. W pierwszym przypadku cały program budowlany został skupiony w jednym bu­ dynku, o bryle dominującej nad otoczeniem, usytuo­ wanej na skraju skarpy, powiązanej systemem alej z miastem, z dala widocznej. W Łazienkach^po1wstało kilkanaście, rozproszonych w środowisku przyrodniczym, budynków o dość drobnej skali, wtopionych w teren, niemal izolowanych od głów­ nych dróg miejskich. W otoczeniu zamku przyroda jest mu całkowicie podporządkowana i nosi piętno pewnej siebie ręki ludzkiej, która nakreśliła wymyśl­ ny plan ogrodu od strony wschodniej oraz sieć geometrycznie regularnych alej od zachodu. W Ła­ zienkach na nieliczne prostolinijne drogi nakłada się cała sieć dróżek o przebiegu swobodnym, uwzględ­ niającym rzeźbę terenu; budynki żvia w pełnej symbiozie z otoczeniem (il. 413)1 Przed zamkiem pojawia się woda w postaci długiego kanału; w myśl monumentalnego planu z lat 1768-1770, a więc z wczesnej fazy prac projektowych, od kanału tego miała być odprowadzona odnoga, zamknięta osio­ wo pałacykiem na wyspie, przed którym także ku południowi miał biec prostolinijny kanał. W Ła­ zienkach taflom wód nadano ostatecznie zarys nieregularny. Nawet staw północny, między Agrykolą i pałacem, miał otrzymać kształt swobodny (1786). Król polecił go wyprostować, uważając zapewne, że tafla wody u stóp pałacu powinna być potraktowana bardziej uroczyście niż dwa stawy południowe.

Budowle na terenie Ujazdowa dobrze obrazują zmieniającą się z czasem atrakcyjność terenów, zależną od celu, jakiemu mają służyć; pisałem o tym uprzednio. Kiedy nad skarpą mieli swą siedzi­ bę książęta mazowieccy, walor tego miejsca wiązał /się między innymi z łatwością umocnienia go; teren niższy już wtedy wykorzystano pod zwierzyniec. Zygmunt III wzniósł na wysokim tarasie podmiejską rezydencję, wyróżniającą się pięknym rozległym widokiem, ale i czystością powietrza. August II zamierzał zamek unowocześnić, a zwierzyniec lepiej dostosować do celu, jakiemu miał służyć. Stanisław August poszedł najpierw w ślady Sasa, przerabiając zamek, lecz teren zwierzyńca przezna­ czył pod park. Z czasem przeniósł swe zaintereso­ wania na obszary przylegające od południa, ale swój pałac usytuował nie na poziomie wyższym a „w padole”, jak o Łaźni Lubomirskiego pisał Jarzębski, na terenie podmokłym i niezdrowym. Miejs­ ce to miało w oczach króla walor kapitalny; malowniczości położenia, a zwłaszcza kontaktu z wodą. Usytuowanie Belwederu było pod różnymi względami korzystniejsze. Szymon Bogumił Zug pisał w 1784 r., że zamiast przebudować pawilony położone w dolnej a wilgotnej części parku, byłoby słuszniej wznieść pałac królewski na stokach Bel­ wederu, w miejscu suchym, z którego rozpościera się nieporównany widok. W dodatku, Belweder leżał przy drodze wiodącej z Warszawy, a do Pałacu na Wodzie trzeba było dojeżdżać drogą w tym celu przeprowadzoną przez pułkownika Agrykolę. Król zamierzał przez czas pewien wznieść na terenie Belwederu siedzibę swej siostry, ale z realizacji tej idei zrezygnował. W budynkach gospodarskich urządził fabrykę fajansów. Dopiero po śmierci Stanisława Augusta walory sytuacyjne Belwederu zostały należycie wykorzysta­ ne. W zaprojektowanym przez Kubickiego pałacyku zamieszkali namiestnicy carscy, zwani od 1874 r. generał gubernatorami, a po odzyskaniu niepodle­ głości - prezydenci państwa i Józef Piłsudski. Dziś mieści się tu znów rezydencja Prezydenta Rzeczy­ pospolitej. Porzucony przez króla Zamek Ujazdowski, po­ dobnie pięknie usytuowany, przebudowano najpierw 217

na koszary, a w 1809 r. na szpital wojskowy. Po zburzeniu w czasie ostatniej wojny został starannie odbudowany, by służyć kulturze polskiej, tak jak i różne inne\dawne pałace, wzniesione na wiślanej

skarpie. Można o nich powiedzieć to, co o Zamku Ujazdowskim napisał wrażliwy na piękno przyrody Jarzębski: „Mało co przestąpisz progu... Wisła ze­ wsząd w oczach bieży”.

25. EKSPLOZJA ZIELENI W DWUDZIESTOWIECZNYCH NOWYCH DZIELNICACH MIAST

Dziewiętnastowieczne dzielnice robotnicze miast angielskich przeszły do historii pod smutnym mianam ^um sów ^ Słowo to oznacza właściwie obszary zabagnione, szlamowiska. Na takich terenach przedsiębiorcy, goniący za maksymalnym zyskiem, wznosili tandetne domki robotnicze o maleńkich działkach, na których nie było nawet miejsca na zasadzenie drzewa. Częstokroć przez gąszcz zabu­ dowań prowadzono wiadukty linii kolejowych i bocz­ nic przemysłowych, które przechodziły niemal nad głowami mieszkańców. Z czasem, slumsy ustępo­ wały zabudowie o wyższym standardzie; w sąsiedz­ twie mieszkań pojawiała się zieleń. Catherine Bauer pisała słusznie, mając na uwadze nie tylko Anglię: „Gdyby nie było zorganizowanych żądań politycz­ nych... nie doszłoby do takich osiągnięć... Krytyczny zwrot w historii europejskiego ruchu mieszkaniowe­ go nastąpił w sposób konsekwentny na początku wieku, kiedy inicjatywa w popieraniu budownictwa mieszkaniowego przeszła... w ręce działaczy związ­ kowych i grup konsumentów"12\ W dwudziestym wieku dokonał się przełom s■ w W ssposobie zabudowy terenów mieszkaniowych. Jjl - ^ " “Dotychczas odbywała się ona w dużych miastach, J T zwłaszcza w ich dzielnicach centralnych, w ramach bloków obrzeżnie obudowanych, podzielonych na \ \ place należące do różnych właścicieli. Dążąc do możliwie najwyższych zysków, wznosili oni zazwy­ czaj, oprócz budynków frontowych, także usytuowa­ ne wzdłuż bocznych granic placów jednotraktowe oficyny, a gdy place były dostatecznie głębokie, również i budynki równoległe do frontowych. Po­ wstawały podwórza-studnie, a przy nich mieszkania pozbawione słońca i powietrza. W takich warun­ 218

kach nie było miejsca na rosnącą,swobodnie.zieleń. _ Zastępowano ją co najwyżej umieszczaną w donicz­ kach, ustawianych wewnątrz mieszkań albo na ciasnych balkonach. % sytuacja zaczęła się zmieniać na początku naszego wieku pod wpływem rosnących wymagań społecznychl-Tojawila się spółdzielczość mieszka­ niowa, nie stawiająca sobie za zadanie osiągnięcia maksymalnego zysku, ale wznoszenie mieszkań lepszych, dostępnych dla możliwie szerokich warstw społecznych. Władze państwowe i samorzą­ dowe miały podobne cele. Wprowadzano przepisy ustalające dopuszczalną gęstość zabudowy. Ograni­ czając ją, ułatwiano wprowadzenie zieleni między budynki. W średniowieczu budownictwo społeczne na większych terenach umożliwiało zmianę sposobu zabudowy. Tak samo i teraz poszukiwano nowych, lepszych rozwiązań, korzystając z usunięcia ograni­ czeń wynikających z budowy na małych działkach. W latach dwudziestych naszego wieku poczęto stosować nowy sposób zabudowy mieszkaniowej, zwany w Niemczech „linijkowym” (Zeilenbauweise). Zrywał on z tradycyjnym sytuowaniem domów wzdłuż ulic oraz z obrzeżną obudową bloków. Bu­ dynki, przypominające w planie linijki, ustawiano prostopadle do ulic dostępnych dla ruchu kołowego, co zmniejszało jego uciążliwość dla mieszkańców. t Domy sytuowano główną osią możliwie z północy na południe, aby wszystkim pomieszczeniom zape wnić oświetlenie wschodnie lub zachodnie. Zniknęli zamknięte podwórka, pomiędzy budynki wkroczyła\ zieleń, do wszystkich mieszkań dotarło słońce. Wnętrza bloków były dobrze przewietrzane. Awan-

garda architektoniczna owych lat uznała ten nowy system zabudowy za swoje wielkie osiągnięcie. Także autorów teoretycznych koncepcji urbani­ stycznych cechowała troska o zbliżenie ludności do zieleni. W końcu XIX w. Hiszpan Arturo Soria y Mata rzucił hasło budowy „miast liniowych”. Miały to być długie pasma zabudowy, towarzyszące li­ niom kolejowym lub innym środkom szybkiej komu­ nikacji. „Jedna tylko ulica o obudowie szerokości 500 m i długości, jaka będzie potrzebna - oto mias­ to przyszłości, na którego skrajach mogą znaleźć się Kadyks i Petersburg, Pekin i Bruksela” pisał Soria w 1882 r. Zrealizował on w Madrycie frag­ ment „miasta liniowego”, które miało okrążyć stolicę. Stosownie do jednej z 10 tez na temat budowy miast, jakie głosił, „każda rodzina powinna otrzymać dom z ogrodem i sadem”; tylko paręset metrów dzieliłoby ją od pói i lasów. Dziś pięciokilometrowy, zrealizowany odcinek „miasta”, jakie miało otoczyć Madryt, przedstawia niemal idylliczny obraz zielonej oazy, pochłoniętej przez kamienne miasto, które jak lawa rozlało się znacznie dalej. ■“===) W pierwszych latach naszego wieku opracowaplan „miasta przemysłowego” jeden z pionierów współczesnej urbanistyki, Tony Garnier. Usytuował: na uboczu wielkich zakładów produkcyjnych dzielni!; cę mieszkaniową, składającą się z domków dwukon! dygnacyjnych, ustawionych przy siatce równole-u głych i prostopadłych do siebie ulic. Działki nie byłyr ogrodzone, pomiędzy domami/biegły ścieżki piesze' wśród trawników i wysokicharzew, których korony wyrastały wysoko ponad dachy. „Teren miasta jest ■ jakby wielkim parkiem”, pisał (il. 471, 472). Jednakże największy wpływ na rozwój budowyT miast, zwłaszcza w Anglii, wywarła książeczka! Ębenezera Howarda, która w drugim wydaniu (1902) otrzymała tytuł, pod jakim przeszła do histo-1 rii urbanistyki: Miasta ogrody jutra. Znalazła, niebami wem po ukazaniu się, licznych zwolenników, zafas­ cynowanych ideami autora. Pół wieku później Lewis Mumford pisał z emfazą: „Na początku XX wieku dwa wielkie wynalazki, zwiastujące nową erę, skry­ stalizowały się na naszych oczach. Pierwszy dał człowiekowi skrzydła, a drugi obiecał mu lepsze miejsca zamieszkania, gdy wróci na ziemię”.

Howard .pja g n ą ł „małżeństwa” miasta ze wsia. W edługlego koncepcji Jiczha ludności miasta-ogrodu, otoczonego rozległymi terenami rolnymi, nie przekraczałaby .30 tyą. Ośrodkiem jmjasta miał być „park centralny”, w którym stałyby rozliczne budynki jjzyteczno.ścl- publicznej. Szerokie, koliste pasmo zielone, nazwane „wielką aleją”, przechodziłoby przez teren zabudowy mieszkaniowej. N a je jj)b rz e ­ zu, sąsiadując z terenami rolnymi, znalazłyby się zakłady przemysłowe. Miasta te miały rozrastać się przez zakładanie w ich pobliżu podobnych osiedli, odległych o kilka minut drogi środkiem szybkiej komunikacji. Grupa kilku osiedli skupiałaby się wokół miasta nieco większego (il. 459, 460).___ ^Niebawem po ukazaniu się książki, Howard wraz. ze swymi zwolennikami przystąpił do budowy pierw­ szego miasta-ogrodu, Letchworth, w odległości 35 mil od Londynu - który, wbrew przepowiedniom „wynalazcy” takich miast, bynajmniej nie wyludniał się, aby korzystać z owocu mariażu miasta ze wsią. Drugie miasto-ogród, Welwyn, powstało dopiero w4919 r., i nie w pobliżu pierwszego, jak nakazy­ wała teoria, ale tam, gdzie można było nabyć tani teren pod budowę. Zamiast licznych miast, które miały powstać dokoła Londynu, w chwili wybuchu drugiej wojny istniały jedynie dwa zalążki miast-ogrodów, liczące łącznie 35 tys. mieszkań­ ców. Dwa satelity Londynu, z trudem wprowadzone na swe orbity, nie zahamowały - wbrew przepo­ wiedniom Howarda - dalszego masowego napływu ludności do stolicy. Liczba mieszkańców konurbacji stołecznej wzrosła z około 6 do ponad 8 milionów. Natomiast postulat „mariażu” miasta ze wsią znalazł szerokie odbicie w systemie zabudowy nie speł­ nia jącym wprawdzie całkowicie postulatów Ho­ warda, ale zapewniającym bezpośredni kontakt mieszkań z zielenią. Już w XIX w. pojawiły się na peryferiach miast domki indywidualne z ogródkami. Podniesienie postulatów mieszkaniowych w hierar­ chii wymagań społecznych, a także postęp komuni­ kacji miejskiej, ułatwiającej mieszkanie poza obrębem dzielnic centralnych, wreszcie wzrost znaczenia przypisywanego przez mieszkańców dużych miast nie tylko standardowi samego miesz­ kania, ale też jakości środowiska, w jakim się 219

znajduje - wszystko to spowodowało zaintereso­ wanie budownictwem indywidualnym, powiązanym z zielenią. Howard znalazł gorących zwolenników także w Polsce. Dr Władysław Dobrzyński założył w 1909 r. przy Warszawskim Towarzystwie Higieni­ cznym „Delegację do spraw miast-ogrodów”. Wraz z Howardem był współzałożycielem International Garden Cities and Town Planning Association oraz wchodził do naczelnych władz tej instytucji. Tade­ usz Tołwiński zaprojektował pod Warszawą „osadę-ogród” w Ząbkach (1912) i Podkowie Leśnej (1913). Nie były to miasta, ale stworzyły przykłady lepszego środowiska życia - w otoczeniu zieleni. Po odzyskaniu niepodległości, te miejscowości podmiejskie posłużyły za przykład przy budowie zespołów domków indywidualnych na terenie stolicy. Dopiero po drugiej wojnie światowej przystąpio­ no do zakładania w Wielkiej Brytanii „nowych miast” na zupełnie zmienionych podstawach. Ustawa z 1946 r. upoważniła m inistra planowania przestrzennego do nabywania w drodze wywłasz­

czenia niezbędnych terenów. W ten sposób odpa­ dła podstawowa przeszkoda, która w przeszłości uniemożliwiała różne śmiałe akcje urbanistyczne. Na tworzenie infrastruktury technicznej i realizowa­ nie przewidzianych budynków państwo otwierało niezbędne kredyty. W ciągu dwudziestu lat założo­ no około 30 „nowych miast”, rozbudowywując często miasteczka istniejące, które włączono do tworzonych większych organizmów miejskich. Prze­ widywano w nich nowe miejsca pracy, głównie w przemyśle. Wielką atrakcją, w którą tak wierzył Howard, było stworzenie lepszego środowiska ży­ cia, głównie dzięki szczodremu operowaniu zielenią. Nie tylko podstawowym typem zabudowy był ćfomek z ogródkiem, ale liczne budynki użyteczności, zwłaszcza szkoły, sytuowano w obrębie szerokich pasm parkowych. „Nowe miasta" stanowią duże osiągnięcie urbanistyki brytyjskiej. Stały się wielkim poligonem doświadczalnym, na którym stosowano różne, nowe próby rozwiązań. Jeśli nawet nie wszystkie były w pełni udane, jeśli część oczekiwań zawiodła, zebrane doświadczenia przyczyniły się do postępu budowy miast.

26. WARSZAWA, MIASTO I AGLOMERACJA A ZIELEŃ

Odbudowa Warszawy, a zwłaszcza odtworzenie najcenniejszych zespołów historycznych, budzi po­ wszechne uznanie mimo zastrzeżeń, jakie można by mieć do szczegółów tej wielkiej akcji. Natomiast nie docenia się zazwyczaj faktu, że wielu budyn­ ków, nie bardziej zniszczonych od innych, nie odbu­ dowano w formie pierwotnej, albo nie odbudowano w ogóle. Postąpiono tak, aby zlikwidować zeszpe­ cenie krajobrazu historycznego, do jakiego uprzed­ nio doszło; aby rozluźnić zabudowę albo usunąć budynki niepożądane z innych względów w miejscu, w którym istniały. W ten sposób utworzono na czę­ ści Powiśla, na terenach szczególnie atrakcyjnych z uwagi na bliskość rzeki, zespół parkowy, sięgają­ cy miejscami od Wisły do górnego poziomu Skarpy. Podobnie zrezygnowano z realizacji na Polu Moko­ 220

towskim projektowanej tu uprzednio, w związku z likwidacją lotniska, przeznaczonej pod wysoką za­ budowę, reprezentacyjnej dzielnicy mieszkaniowej im. Marszałka Piłsudskiego. Zamiast niej powstał park im. Marszałka. Plan Biura Odbudowy Stolicy z 1946 r. przewidywał m.in. otoczenie śródmieścia pasmem zieleni publicznej, które łączyło się szeroki­ mi klinami terenów otwartych z otaczającymi miasto rolami, sadami i lasami (il. 464). Rozległa dolina Wisły odgrywała w tych zamierzeniach szczególnie doniosłą rolę. W związku z naporem trudności gos­ podarczych z pełnej realizacji projektowanego sys­ temu terenów otwartych z czasem zrezygnowano, ale zasadę rozczłonkowania pasmami zielonymi, na ogół zwartego przed wojną, skupienia zabudowy oraz jej rozluźnienia przez wprowadzenie zieleni

pomiędzy budynki, utrzymano. Postulat utworzenia „klinów nawietrzających” wysunął już w 1916 r. projekt planu Warszawy, sporządzony pod kierun­ kiem prof. Tadeusza Tołwińskiego - jednakże ze względu na prywatną własność gruntów nie można było realizować go konsekwentnie. Komunalizacja terenów miasta po jego zburzeniu umożliwiła śmiel­ sze poczynania w tym względzie. Zasadę „klinów” utrzymano w późniejszych planach zagospodarowa­ nia przestrzennego Warszawy i województwa stołe­ cznego (il. 465, 466) oraz innych dużych miast polskich. Termin „klin nawietrzający” jest niezbyt precyzyj­ ny. Może sugerować, że miasto „oddycha” dzięki wkraczaniu mas powietrza owymi klinami do za­ gęszczonych dzielnic centralnych. W rzeczywistości kierunek wiatru zmienia się i „kliny” umożliwiają niezbędną wymianę powietrza i odświeżanie go, tak jak inne przerwy w zabudowie, także między po­ szczególnymi budynkami. Jest natomiast oczywiste, że przerwy te można łatwiej poszerzać poza obrę­ bem zabudowy śródmiejskiej i nadawanie im formy klinów jest w pełni uzasadnione. Tereny zielone stanowią miejsce wypoczynku ludności i upragnio­ nego kontaktu z przyrodą; również i z tego względu przekształcanie stosunkowo wąskich pasm zieleni śródmiejskiej w szerokie kliny oraz sięganie nimi ku podmiejskim terenom rolnym czy leśnym, jest jak najbardziej wskazane. Skoro mowa o wietrzeniu miasta, trzeba pamiętać, że odbywa się ono nie tylko dzięki poziomym, ale także i pionowym ru­ chom powietrza. Jego chłodne masy opadają, a na­ grzane przez kumulujące energię słoneczną budynki i nawierzchnie ulic - unoszą się ku górze. Procesy te ułatwiają miastu „oddychanie”, zwłaszcza w cza­ sie ciszy wiatru. Przeznaczenie na cele parkowe niemal w cen­ trum Warszawy znacznej części Pola Mokotowskie­ go, przechodzącego dalej w kompleks ogródków działkowych i w otoczony parkiem cmentarz żołnie­ rzy radzieckich (il. 467), jest dużym osiągnięciem powojennej Warszawy. Część Pola urządzona jako park zajmuje po obu stronach Alei Niepodległości ok. 85 ha powierzchni. Trudno wskazać w innych miastach Europy przykłady zrezygnowania z prze­

widzianego uprzednio zabudowania tak rozległego terenu śródmiejskiego na rzecz zieleni publicznej. Czy aby szansę tę dobrze wykorzystano? Sądzę, że na projekt ukształtowania Pola wpłynęły nieko­ rzystnie wzorce wywodzące się ze znanych i podzi­ wianych parków przy rezydencjach królewskich i wielkopańskich, stosowane chętnie jeszcze w początkach XX w. przy zakładaniu parków miej­ skich. Wprowadzano płaszczyzny wodne jako ele­ ment kompozycji. W Wersalu ogromnym nakładem kosztów doprowadzono wodę z Sekwany, aby jej nigdy nie zabrakło. W wielu parkach miejskich wy­ korzystano istniejące cieki wodne. Natomiast sadza­ wkę Parku Piłsudskiego napełnia się z wodociągów miejskich wiosną, a opróżnia z nastaniem chłodów. Ukazuje się wtedy ogromna betonowa skorupa, tworząca jej dno. Jesienią siada nad brzegiem sa­ dzawki ptactwo wędrowne w poszukiwaniu pożywie­ nia - lecz woda sadzawki jest martwa. Urządzając Pole, nie wykorzystano miejscowej roślinności, która dobrze się tu czuła od lat, i zasadzono krzewy Istotnie bardzo piękne, takie jak różaneczniki (rodo­ dendrony), które nie zabezpieczone przed mrozem, już pierwszej zimy wymarzły. Dziś, poza drzewami, nie pozostało nic z wprowadzonych zgodnie z pro­ jektem licznych roślin. Nie przyjęły się nawet jałow­ ce. Nie doszłoby zapewne do tego, gdyby działały dostatecznie liczne miejskie służby ogrodnicze. Ale pielęgnowanie zieleni o tym charakterze, jaki chcia­ no jej nadać, byłoby bardzo kosztowne - a niedo­ bór służb miejskich jest znany. Projekty muszą liczyć się z rzeczywistością, jeżeli realizacja ich ma się udać. Na terenie Pola Mokotowskiego najlepiej wyglądają skupiny drzew charakterystycznych dla krajobrazu mazowieckiego, zasadzone tu z inicjaty­ wy Biura Urbanistycznego Warszawy, zanim projekt parku został sporządzony. Nasuwa się jeszcze jedno pytanie: czy Pole nie powinno być tak zagospodarowane, by przyciągało ludność nie tylko urokiem zieleni? Parki tego typu można wyposażać na przykład w proste, ale atrak­ cyjne obiekty służące sportowi: ścieżki dla cyklistów nie krzyżujące się w jednym poziomie z drogami kołowymi ani pieszymi; kosze, siatki czy bramki do gier z piłką, ogólnie dostępne; niewielkie usypane 221

pagórki, przystosowane do zjazdu na saneczkach lub nartach; ślizgawki, baseny kąpielowe lub bro­ dziki dla dzieci itp. Projektanci Pola nie pomyśleli o krótkich zjazdach saneczkowych dla dzieci, ale maluchy okazały niezbędną inwencję: zjeżdżają z zazielenionych wzniesień, uszkadzając pokrywają­ cą je roślinność. Na Polu postawiono aż pięć kawia­ renek i barów. Najbardziej atrakcyjny okazał się jeden przy Al. Niepodległości - dzięki wyszynkowi piwa. Większość tych budyneczków nie jest wyko­ rzystywana zgodnie z pierwotnym założeniem. Nie przyciąga na dłuższy pobyt rozarium z fontanną, usytuowane blisko Trasy Łazienkowskiej, pełnej spalin i huku samochodów. Pod tym względem inne parki warszawskie, założone po wojnie, takie jak w Szczęśliwicach i na Moczydle, są bardziej udane. W ostatnich latach powstało w różnych krajach wiele parków, nastawionych wyraźnie na przyciąga­ nie dużej liczby odwiedzających. W końcu lat osiemdziesiątych otrzymał Paryż Parc de la Villette, przylegający do Muzeum Nauk, Technik i Przemysłu. Park zajmuje powierzchnię ponad 30 ha. Jego projekt (arch. B. Tschumi) został nagrodzony na konkursie międzynarodowym. Osoby, przyzwyczajone do roz­ wiązań tradycyjnych, może szokować swą odmienno­ ścią: pokryty jest siatką niewielkich czerwonych pawilonów wystawowych o różnorodnej tematyce, uzupełniających Muzeum. W Związku Radzieckim powstały „Parki Kultury i Wypoczynku”, mieszczące różne obiekty budowlane, usytuowane wśród zieleni. Park Kultury i Wypoczynku w Chorzowie dzieli się na rejony: kulturalno-oświatowy, sportowy, dziecięcy, botaniczny, zoologiczny i inne; frekwencję ma bardzo dużą, większą od przewidywanej, zapewne także dlatego, że tworzy oazę zieleni i lepszego powietrza w Górnośląskim Okręgu Przemysłowym. W najwięk­ szym parku Sztokholmu zbiera się codziennie w określonym miejscu młodzież, by śpiewać pod batutą kierownika chóru. Jest to znakomity sposób umuzykalnienia, uzupełniający skutecznie działalność szkół w tej dziedzinie. Zatrzymałem się nieco dłużej przy Polu Moko­ towskim, które w 1988 r. nazwano Parkiem Mar­ szałka Piłsudskiego. Obserwuję je codziennie od początku jego urządzenia i mimo wszystko - bardzo 222

lubię. Chodziło mi o kilka uwag na temat właściwe­ go urządzania podobnych obiektów. Plan Woje­ wództwa Stołecznego przewiduje liczne, rozległe zalesienia. Parki, zieleńce i lasy podmiejskie będą różniły się między sobą charakterem zależnie od wielkości, funkcji, położenia i warunków natural­ nych. Chodzi o to, by urządzając je, wykorzystać dotychczasowe doświadczenia i uniknąć popełnio­ nych błędów. Gdy się spogląda na plan perspektywiczny War­ szawy oraz województwa stołecznego, uderza za­ sadnicza zmiana głównej osi miasta. Kiedyś tworzył ją ciąg komunikacyjny biegnący przez Stare Miasto średniowieczne, Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat; później doszły ciągi uliczne równoległe do Wisły na lewym, a następnie i na prawym brzegu rzeki. Budowa linii Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej oraz następnych do Wisły prostopadłych spowodo­ wała rozwój osiedli i miast na nie nanizanych. Bu­ dowane obecnie metro ułatwi rozwój wzdłuż rzeki. „Wisłostrada” odcięła dostęp do Wisły na brzegu lewym. Błąd ten można naprawić doprowadzając chętnych pod poziomem drogi do doliny rzeki oraz urządzając w jej obrębie tereny zielone, dostępne dla ludności. Znacznie większym błędem było usytuowanie na północnym kierunku rozwojowym stolicy Huty War­ szawa. W dodatku jest to sąsiad bardzo uciążliwy dla miasta, zwłaszcza dla pobliskich dzielnic. Po­ chodzące stąd zanieczyszczanie powietrza trzeba zredukować do granic tolerancji. Zaporę zupełnie innej natury, nietykalną, tworzy Puszcza Kampinoska, skarb w niewielkiej odległo­ ści od śródmieścia, dar przyrody dla stolicy zupeł­ nie wyjątkowy. Plan województwa przerzuca więc znaczną część nowej zabudowy na brzeg prawy. Jest to słuszne - ale nie wolno zapominać, że Wisła, która już w nieznacznej odległości w górę i w dół od terenów budowlanych stolicy zachwyca swym majestatycznym niemal dziewiczym wyglą­ dem, jest skarbem największym. Wymaga starannej opieki krajobrazowej, a zwłaszcza niedopuszczenia do sytuowania zabudowy w pobliżu jej brzegów. Powinno to być zasadą obowiązującą przy reali­ zacji planu województwa, zwłaszcza tam, gdzie

budynki nie byłyby przesłonięte barierą lasów. Wymaga także szczególnej troski cała Skarpa Warszawska wraz z licznymi przecinającymi ją wąwozami. Po spowodowanych w czasie wojny tragicznych zniszczeniach, Warszawa odrodziła się bogatsza w zieleń niż była uprzednio. Tego osiągnięcia nie

wolno pomniejszyć. Przeciwnie, trzeba je jeszcze powiększyć, a zwłaszcza dbać o wszystkie elemen­ ty zielone krajobrazu miasta i jego otoczenia. Plan Perspektywiczny Warszawy i Województwa Stołecznego wychodzi z takich założeń. Oby był konsekwentnie realizowany.

27. WISZĄCE OGRODY ONGIŚ I DZIS /• Treścią tej książki są przemiany miasta: jego skich, uprawianych niekiedy poza granicami swego funkcji, sposobu powstania i rozwoju, struktury krajyjilbo nawet kontynentu. przestrzennej, architektury, stosunku do środowiska I Jedno pragnienie ludności miejskiej utrzymuje przyrodniczego. Ale obok tego procesu przemian się na przestrzeni dziejów niezmiennie, a ostatnio widzieliśmy też tendencje niezmienDe__7r_czy-też jeszcze się nasiliło: pragnienie mieszkania w bliskim zmieniające się znacznie wolniej.'! W C^ 9 U długich 1 /kontakcie z zielenią. Znacznie trudniej było wprowadziejów miast występowała potrzeba kontaktu ' dzić zieleń w obręb miasta opasanego ciasno muraz przyrodą. Zmieniały się sposoby jej zaspokojenia. mi, niż to jest dzisiaj; w wielkich miastach trudniej­ Zależały od upodobań ludności, od postępów komu­ s z y może być dostęp do zieleni podmiejskiej. nikacji, od środków materialnych, jakimi społeczeń­ Wzrosły wymagania ludności, dotyczące jakości stwo dysponowało. Dochodziły inaczej do głosu 'środowiska. Stąd „eksplozja” zieleni w pobliżu w różnych warstwach społecznych.,|Mówiłem o tym mieszkań. wielokrotnie. Między innymi rozwiązaniami, stanowiącymi jej Pewne rodzaje zadowolenia, jakie dawała przy­ przejaw, są domy tarasowe, jakie można uważać za roda, występowały w jednych okresach szczególnie współczesną odmianę „wiszących ogrodów”. Ich silnie, aby w innych zejść na plan daleki. W śred­ budowie sprzyjały konstrukcje żelazobetonowe. Henri niowieczu możni tego świata uprawiali z pasją polo­ Sauvage wzniósł w Paryżu pierwszy budynek wanie. W Akwizgranie uzupełnienie siedziby Karola mieszkalny, którego górne kondygnacje, cofnięte Wielkiego tworzył „dziki park” o powierzchni znacz­ w stosunku do ściany frontowej parteru, zostały po­ nie większej od miasta (s. 208). W Karlsruhe, dukty przedzone tarasami, zakończonymi od strony ulicy leśne, rozchodzące się promieniście dokoła wieży długą donicą wypełnioną roślinnością (1912 r., zamku myśliwskiego, zbudowanego przez margra­ (il. 508)). Odtąd zaczęły mnożyć się propozycje tego biego Baden-Durlach, stały się punktem wyjścia rodzaju. Inny pionier współczesnej architektury, Adolf planu miasta (il. 375). August II Sas zamierzał Loos, narysował projekt opartego na podobnej wytyczyć w Warszawie, poniżej swej letniej rezy­ zasadzie hotelu, któremu nadał znamienną nazwę: dencji nad skarpą, wiązkę rozchodzących się pro­ Grand-Hotel Babilon (1923 r., (il. 509)). Także mieniście dróg, ułatwiających odstrzał zwierzyny. H. Sauvage powracał parokrotnie, znacznie śmielej Dziś ważniejsze tereny łowieckie leżą daleko od niż uprzednio, do koncepcji mieszkań z tarasami. Le miast, natomiast na ich terenie uprawiane są z za­ Corbusier rysował wielokondygnacyjne budynki pałem sporty wodne, żeglarstwo i inne. Mieszkańcy będące „nadbudowanymi willami” (il. 522). miast zaspokajają swe pragnienia kontaktu z przy­ Do realizacji na szerszą skalę tego rodzaju do­ rodą w turystyce, we wspinaczkach wysokogór­ mów w budownictwie mieszkaniowym doszło w róż­ 223

nych krajach Europy w drugiej połowie naszego wieku. Ograniczę się do pokazania nieco dokładniej dwóch charakterystycznych obiektów. W szwajcarskim mieście Zug wykorzystano pod zabudowę tarasową opadający ku południowemu wschodowi teren, nie nadający się pod budowni­ ctwo „normalne” (ii. 510, 511). Pięć kondygnacji mieszkalnych spoczywa, niby stopnie drabin, na betonowych belkach policzkowych, opartych wyż­ szym krańcem na górnym poziomie terenu, a niż­ szym na masywnej kondygnacji garażowej. Każde mieszkanie o 4 -8 pokojach ma przed sobą taras głębokości równej od trzeciej części do połowy głębokości mieszkania, zakończony szerokim wypełnionym ziemią korytem. Umożliwia ono zasa­ dzenie krzewów, które wraz z trawnikiem oraz roś­ linnością na tarasie sprawiają wrażenie ogródka, a zarazem izolują przed spojrzeniem sąsiadów z wyższego poziomu (arch. F. Stucky i R. Meuli, 1957-1960). Przykład drugi, to zrealizowany fragment osiedla Holmstrup w Arhus, mieście duńskim o znanym uniwersytecie (arch. Knud Blach Petersen, II. 512-517). Projekt wykonany w końcu lat 60. obe­ jmował zespół 3000 mieszkań oraz ośrodek miesz­ czący liczne obiekty usługowe, umieszczone na kolejnych tarasach. Zrealizowana pierwsza jednost­ ka mieści ok. 800 mieszkań różnej wielkości. Ruch kołowy, całkowicie oddzielony od pieszego, został poprowadzony na poziomie niższym, na którym umieszczono parkingi pod dwoma szeregami zwę­ żających się ku górze domków o 3 i 4 kondygna­ cjach. Malejące głębokości budynków pozwoliły na zaprojektowanie mieszkań różnej wielkości - i na wyposażenie każdego z nich w oddzielony od są­ siedniego taras, zakończony wypełnionym ziemią korytem, przeznaczonym pod zieleń. Drzewka w donicach można też ustawiać na całym tarasie; jego część jest chroniona przed deszczem przez nadwieszony taras wyższego piętra. Wzdłuż obu stron centralnej części zespołu usytuowano przy

224

uliczkach pieszych niższe domki, o mieszkaniach także wyposażonych w tarasy. Przewidziano prze­ strzenie wolne, które mieszkańcy będą mogli urzą­ dzić według swego życzenia, na różne ulubione zajęcia lub jako miejsca zebrań. Z wszystkich mieszkań można dojść ścieżkami pieszymi do ośrodka oraz do otwartej przestrzeni parkowej. Kilka lat po ukończeniu, gdy rozrośnie się zieleń tarasów, będzie się odnosiło wrażenie „wiszących ogrodów”, pisał autor projektu. Tak też się stało. „Wiszące ogrody” w Babilonie (s. 204), w Genui (s. 210) i budowane obecnie różnią się bardzo swym kształtem. Łączy je wspólna cecha: umieszczenie ogrodu - lub ogrodów - powyżej poziomu miasta czy jego ulic. Jednakże największe różnice nie wiążą się z ich strukturą przestrzenną, ale z funkcją społeczną, jakiej służyły. W Babilonie stanowiły cząstkę pałacu królewskiego, przy genueńskiej Strada Nuova - rezydencji miejscowej arystokracji. Budowane dziś, służą szerokim warstwom społecznym. W tych trzech przykładach można dostrzec jak najbardziej syntetyczne odbicie postępu społecznego, jaki nastąpił. Postęp społeczny objął także i inne dziedziny budowy miast. Ale patrząc dziś na rzesze bezdom­ nych, istniejące nawet w przodujących zamożnością krajach świata, czy na rzesze młodych małżeństw, czekających długie lata na odpowiednie mieszkanie - można mieć wątpliwości, czy rozpiętości w stop­ niu zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych różnych grup społecznych zmniejszyły się tak bardzo na przestrzeni dziejów. Czy nożyce, obrazujące roz­ warcie zaspokojenia potrzeb społecznych w dzie­ dzinie mieszkaniowej, zwarły się istotnie tak bardzo, jak by się to mogło wydawać? Jednym z czołowych zadań współczesnych urbanistów i architektów jest przyczynienie się do zmniejszenia tego rozwarcia we wszystkich dziedzi­ nach budowy miast. A także do poszukiwania roz­ wiązań nowych, odpowiających najlepiej potrzebom i możliwościom naszych czasów.

PrzypSsy Ratzel wyłożył swe poglądy najpierw w: Antropogeographis. 2 tomy. 1 wyd. Engelhom, Stuttgart 1882 i 1891. Następnie rozwijał je w innych publikacjach, m.in. w: Politische Geographie. 1 wyd. Oldenburg, München 1897. F. Ratzel: Erdenm acht und Völkerschicksal. Kroner, Stuttgart 1940. W przedmowie Haushofer pisał o Ratzlu jako o prekurso­ rze idei Hitlera. Odnotujmy jednak, że Ratzel zwracał uwagę na niebezpieczeństwo „przesadnego wyolbrzymiania idei naro­ dowej" w geografii. F. Ratzel: Die Erde und das Leben. Bibliogr. Institut, Leipzig u. Wien 1902, Il t., s.676. A. Wittfogel: O riental despotism. Yale Univ. Press, New Haven 1957, s. 3, 12. F. Braudel: Morze Śródziemne i św iat śródziem nom orski w epoce Filipa II. Wyd. Morskie, Gdańsk 1976, s. 304. Platon: Kritias, IV. Przekład W. Witwickiego. Jest to jeden z wczesnych przejawów troski o utrzymanie równowagi ekologicz­ nej w przyrodzie. G. Botero: Cause deila grandezza délia città. Torino 1588. L. Febvre: La terre et l'évolution humane. Michel, Paris 1970, s. 367. Pliniusz: Historia naturalna XIX, 4, 19. M.L. Gothein: Geschichte der Gartenkunst. Bd. 1. Diederichs, Jena 1914, s. 55. Autorka twierdzi, że dopiero w Pergamonie natrafiamy na publiczne ogrody, odpowiadające rozwojowi demokracji. Tamże, s. 73. J. Summerson: Georgian London. Pleiades, London 1947, s. 164. K. Pawłowski: Urbanistyka krajobrazowa Bath. „Kwartalnik Urbanistyki i Architektury", IX, 1964, z. 3, s. 189 i nn. C. Bauer: Modern Housing. Houghton Miflin, Boston 1934, s. 122.

część

v. ZADANIA NA PRZYSZŁOŚĆ

Mies van der Rohe, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli awangardy architektonicznej począt­ ków naszego wieku, powiedział w 1924 r.: „Nie można ze spojrzeniem skierowanym za siebie kro­ czyć naprzód i wyrażać wolę swego czasu, jeśli się żyje w przeszłości”. Rzecz jasna, że tworząc nowe, trzeba spoglądać przed siebie - jednakże nie wolno odwracać się od historii, rezygnować z nawiązywa­ nia do tego, co uważamy za pozytywne, z doświad­ czeń i nauk, jakie nam przekazuje. Trzeba kierować wzrok za i dokoła siebie oraz przed siebie. Zafascy­ nowani przyszłością koryfeusze awangardy, a zwła­

szcza ich naśladowcy, popełniali wiele błędów, dlatego że odrzucali całą przeszłość, a zwłaszcza nie liczyli się z uformowanym przez historię środo­ wiskiem, w jakim działali. W ramach zwięzłego wprowadzenia do historii budowy miast nie ma miejsca na szerokie omówie­ nie wniosków, jakie można z niej wyciągnąć. Wnios­ ki takie nasuwały się podczas naszych wędrówek. Dorzucę teraz do nich kilka refleksji uogólniających, odnoszących się do zadań współczesnych budowni­ czych miast.

a. Chronić cenne dziedzictwo

Autorzy antyczni pisali o siedmiu cudach ówcze­ snego świata. Niestety, niewiele z nich przetrwało nawet do końca starożytności. Wędrując po mias­ tach europejskich, a wśród nich po polskich, natra­ fiamy na tysiące miast, zespołów budowlanych i poszczególnych budynków zasługujących na mia­ no cudów. Eugene Viollet-le-Duc (1814-1879), wielki pionier ochrony dziedzictwa kulturowego, stwierdził ze smutkiem, że stare domy mieszkalne, stanowiące o pięknie miast i miasteczek francus­ kich, giną jak liście. Ale zieleń drzew odradza się wiosną, a zburzone budynki giną bezpowrotnie. Co czynić, aby uchronić cenne dziedzictwo kulturowe od takiego losu? Jak mogą przyczynić się do jego zachowania urbaniści? Pisałem na ten temat ob­ szerniej w innym miejscu1); tu zajmę się kilkoma sprawami szczególnie ważnymi. Budowniczowie miast powinni przede wszystkim, korzystając z po­

mocy historyków, ale i na podstawie własnych do­ ciekań, rozpoznać starannie to, co w dziedzictwie kulturowym jest szczególnie cenne. Mogą to być zarówno wielkie pomniki architektury, jak i budynki nie wyróżniające się poziomem artystycznym, ale składające się na krajobraz charakterystyczny dla minionych okresów historycznych, obiekty które odgrywały znaczącą rolę w życiu miasta albo są związane z pamiętnymi wydarzeniami; elementy krajobrazu naturalnego zrośnięte z architekturą czy też stanowiące jej oprawę. Podobnym zadaniem jest ochrona krajobrazu naturalnego poza obrębem miast. Nie można we wszystkich przypadkach sprzeci­ wiać się kategorycznie rozbiórce budynków przed­ stawiających pewne wartości kulturowe, jeśli jest ona konieczna dla realizacji ważnych dla społe­ czeństwa zadań. Różne podziwiane przez nas

227

dzieła architektury i urbanistyki nie powstałyby bez usunięcia zabudowy, którą znamy dziś co najwyżej z opisów. Jednakże, rozwiązanie najwłaściwsze polega na wyborze pod budowę takiego terenu, by powstanie nowych wartości nie pociągnęło za sobą strat w dziedzictwie. A jeśli to niemożliwe, trzeba starać się, aby z dziedzictwa tego uratować jak najwięcej. Oto dwa przykłady różnych rozwiązań architek­ tonicznych podobnego zadania: od IX w., kiedy rozeszła się wieść o cudownym odnalezieniu w północnej Hiszpanii grobu św. Jakuba, świat chrześcijański miał dwa główne cele pielgrzymek w Europie, związane z kultem dwóch wielkich apo­ stołów: bazylikę św. Piotra w Rzymie i kościół, a potem katedrę w Santiago de Compostela. W Rzymie ogromną świątynię przy grobie św. Piotra zbudował w IV w. cesarz Konstantyn. Przetrwała ona do pierwszych lat XVI w., kiedy Bramante za­ początkował po jej rozbiórce wznoszenie bazyliki zupełnie nowej. Katedra w Santiago była zapocząt­ kowana w XI w., stopniowo rozbudowywana i prze­ kształcana zgodnie z upodobaniami epok. W obec­ nym stanie widać piękną południową elewację romańską, gotyckie fragmenty dzwonnicy, liczne partie renesansowe, a wreszcie wspaniałą elewację zachodnią, ukończoną w 1750 r., najlepszy przykład pełnego rzeźbiarskich dekoracji „churrigueryzmu” (odmiany baroku). Z porównania stosunku do tkanki historycznej w obydwóch przypadkach nie zamierzam wyciągnąć krytycznych wniosków na temat postępowania Bramantego i jego zleceniodawcy, papieża Juliusza II. Nie można im brać za złe, że pragnęli - kosztem starych budowli - wznieść w Rzymie świątynię realizującą najpełniej ideały architektoniczne ich czasów. Chcę jedynie zwrócić uwagę na to, że zachowanie - choćby tylko częściowo - starej tkan­ ki jest pożądane nie tylko z uwagi na jej wartość artystyczną czy historyczną, ale także dlatego, że może znakomicie wzbogacić architekturę powstałą w wyniku przebudowy. Utrzymanie warstw dawniej­ szych w katedrze św. Jakuba nadało jej taką głębię historyczną, jakiej bazylika rzymska nie posiada. Giorgio Vasari pisał o Bramantem: „Mówią, że

228

chcąc widzieć ową budowlę postępującą naprzód, zniszczył w dawnym kościele św. Piotra wiele pięk­ nych dzieł, grobowców papieskich, malowideł i mozaik”. Vasari ubolewał, że „wskutek tego prze­ padły znajdujące się tam, jako w najważniejszym kościele chrześcijaństwa, podobizny i pamiątki wielu znakomitych osób”2). O tym, jak wielką stratę oznaczało zniszczenie starochrześcijańskiej archi­ tektury, nie wspomniał zapewne dlatego, że jej wysoko nie cenił. Dwa przykłady, o których mówiłem, uzupełnię trzecim, już dwudziestowiecznym. Podczas wojny została zbombardowana piękna katedra gotycka w Coventry. Nie odbudowano jej, jedynie zakonser­ wowano ruiny, a w sąsiedztwie wzniesiono świąty­ nię nową. Z tym, co powiedziałem, wiążą się podstawowe zadania urbanistów w dziedzinie ochrony dziedzic­ twa. Kiedy ma być rozbudowana istniejąca świąty­ nia, trudno zapobiec naruszeniu tkanki historycznej. Chcąc go uniknąć, w innych przypadkach trzeba odpowiednio sterując rozwojem miasta - przeciw­ działać naciskowi na przebudowę obiektów i zespo­ łów zabytkowych. Osiągnięcie tego celu wymaga wskazania terenów pod nowe inwestycje. Ośrodki historyczne powinny pełnić tylko takie funkcje, jakie nie grożą degradacją środowiska kulturowego. W związku z tym konieczne jest zazwyczaj przesu­ wanie punktu ciężkości zabudowy miejskiej, a w przypadku zachowania go, tworzenie nowych ośrodków administracyjnych, gospodarczych, współżycia społecznego itp. W XVII i XVIII w. Warszawa, jako stolica Polski, rozwijała się głównie na południe i zachód od miasta średniowiecznego z zamkiem królewskim. Takiemu kierunkowi procesów urbanizacji sprzyjało położenie miasta nad skarpą wiślaną, utrudniające ekspansję na wschód. Z czasem w jurydykach magnackich powsta­ wały sławne ośrodki życia miejskiego; założony w końcu XVII w. Marywil skupiał liczne funkcje han­ dlowe, a z biegiem lat także widowiskowe i admini­ stracyjne. Wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia i No­ wego Światu wyrastały do początków XIX w. liczne pałace należące do króla, arystokracji i szlachty, okazałe kamienice zamożnego mieszczaństwa, koś-

cioty i gmachy publiczne. Dynamiczny rozwój War­ szawy w następnych dziesiątkach lat wzmógł nacisk na przebudowę starych domów. Miastu nie brakowało terenów rozwoju, głównie w kierunku południowo-za­ chodnim; obszary przyległe od północy stały się niedostępne wraz z budową cytadeli i jej esplanady, po upadku powstania listopadowego. Rozbudowie w kierunku południowym i zachodnim sprzyjało ot­ warcie linii kolejowej warszawsko-wiedeńskiej oraz Mostu Poniatowskiego. W wyniku powojennej odbudowy Stare i Nowe Miasto tworzą dziś nie tylko cenioną dzielnicę mieszkaniową, ale i atrakcyjny ośrodek kultury, nauki i handlu. W budynkach pomieszczono użytkowników, jacy zapewniają troskę o cenną tkankę historyczną. Główny ośrodek miasta usytuowano z dala od zespo­ łów zabytkowych, a nieliczne cenne budynki na jego terenie starannie odtworzono. Częstokroć miasto, związane mocno korzeniami z terenem, na którym powstało, rozrasta się we wszystkich kierunkach, jak rozłożysta korona drzewa. Wyspa na Sekwanie, zwana dziś Ile de la Cité, na której powstała galijska Lutetia, stanowi nadal cen­ tralną część Paryża. Dokoła tego historycznego rdze­ nia nakładały się w ciągu wieków coraz to nowe, koncentryczne słoje zabudowy, fortyfikacji, bulwarów. Z czasów rzymskich na wyspie pozostały jedynie skąpe ruiny. Z kilkunastu kościołów i kaplic, jakie istniały tu jeszcze w XVIII w. przetrwały tylko dwa: Notre-Dame i Sainte-Chapelle. Dawną zabudowę m ieszkalną w yru g ow ał niem al całkow icie Haussmann. Po drugiej wojnie światowej zaczął się okres po­ nownego, szybkiego rozwoju Paryża, połączony z dążeniem do zastępowania starej tkanki budowlanej nową, pozwalającą na intensywniejsze i lepiej dosto­ sowane do współczesnych potrzeb wykorzystanie terenów. Poczyniono wtedy różne kroki w celu zapo­ bieżenia stopniowemu kaleczeniu krajobrazu stolicy, pełnego ogromnego uroku. Składają się nań nie tylko wielkie dzieła architektury, bezpośrednio nie zagrożo­ ne wyburzeniem, ale także długie ciągi uliczne o charakterystycznej dla Paryża zabudowie dziewiętna­ sto- i osiemnastowiecznej, a miejscami i starszej. Przeprowadzono więc staranną inwentaryzację frag­

mentów miasta, które powinny zachować swe obli­ cze; określono widoki podlegające ochronie. Tam, gdzie uznano to za konieczne, ograniczono drastycz­ nie dopuszczalną wysokość zabudowy; w ten sposób osłabiono tendencję do usuwania istniejących budyn­ ków: odpadła perspektywa intensywniejszego wyko­ rzystania terenów, ponętna dla ich właścicieli. Równocześnie zapoczątkowano realizację nowych ośrodków gospodarki, administracji, nauki, kultury i sztuki. Największy taki nowy ośrodek powstał na za­ chód od śródmieścia, w nawiązaniu do głównej osi miasta historycznego, przechodzącej przez Luwr, Place de la Concorde, Pola Elizejskie i Place de l’Etoile przy Rond Point de la Défense. Dziś wznosi się tam duży zespół budynków o wysokości przekra­ czającej 100 m (il. 453-455). Wielki, nowy gmach Ministerstwa Finansów w Bercy zapoczątkował utwo­ rzenie znacznie skromniejszego ośrodka wschodnie­ go na północnym wschodzie. W la Villette powstaje wielkie centrum Nauki i Techniki. Część nowego budownictwa mieszkaniowego skierowano do „no­ wych miast”, zaprojektowanych w obwodzie aglome­ racji paryskiej; zostały one wyposażone we własne ośrodki administracyjne i kulturalne. Sieć istniejących środków komunikacji publicznej, wzbogacona o szyb­ kie „metro regionalne”, włączyła zarówno La Défense, jak i „nowe miasta”, do organizmu stolicy. Najpierw w dzielnicy Le Marais, a następnie w innych zabytko­ wych częściach miasta, rozpoczęto prace rewaloryza­ cyjne. Jest znamienne, że w miarę postępu robót, na terenie Le Marais „odkrywano” coraz to nowe obiekty zabytkowe. Na początku lat osiemdziesiątych Mini­ sterstwo Kultury wpisało do rejestru zabytków szereg położonych w tej dzielnicy, uprzednio pominiętych obiektów, a wśród nich kilka sklepików o pełnych wdzięku, wyłożonych ceramiką wystawach. Zamierza się je utrzymać, aby zachować nie tylko tkankę budo­ wlaną, ale tam gdzie można, także funkcje, którym służyła. Paryż stara się dostosowywać do nowych potrzeb bez większych szkód dla swego historycznego krajo­ brazu. Jeśli mu się to udaje, jest w tym niemała za­ sługa prawidłowych decyzji urbanistycznych. Poważne zagrożenie starych dzielnic miast z ich siecią wąskich ulic przynoszą nowe potrzeby komu­

229

nikacyjne. W połowie ubiegłego wieku warszawskie­ mu Staremu Miastu groziło przebicie przez jego teren szerokiej drogi, jaka miała połączyć położone na północy koszary Gwardii Koronnej Pieszej z Zamkiem i Krakowskim Przedmieściem; na szczę­ ście projekt upadł. Wzrost miast i pojawienie się potoków samochodów zwiększyły nacisk na przebu­ dowę sieci ulicznej oraz przyniosły dalsze niebez­ pieczeństwa, związane z zanieczyszczeniem powie­ trza i z wstrząsami groźnymi dla starych budowli. W czasach Mussoliniego projektowano w Rzymie liczne nowe arterie, których realizacja spowodowała­ by zmasakrowanie tkanki zabytkowej. Takie szkody przyniosło przebicie przez tereny, na których istniały ongiś fora cesarskie, szerokiej drogi, nazwanej szum­ nie Via dei Fori Imperiali. Miała ona w oczach Mussoliniego i tę wielką zaletę, że pozwalała na oglą­ danie z balkonu jego siedziby, Palazzo Venezia, defi­ lad wojskowych, zmierzających w stronę odsłoniętego teraz Colosseum. Chęć otwarcia dalekiej perspektywy na budynek monumentalny leżała także u podstaw projektu Via della Conciliazione, prowa­ dzącej od Tybru do placu przed bazyliką św. Piotra. I to przebicie zapoczątkowano w czasach Mussolinie­ go. Spowodowało ono wyburzenie licznych starych budynków, a wśród nich kilku pięknych pałaców. Bazylika św. Piotra na nim nie zyskała: usytuowane przy początku drogi pretensjonalne budynki o eklekty­ cznej architekturze, widziane z bliska, urastają do wielkich rozmiarów i osłabiają monumentalny wyraz świątyni. Kontrast między ciasnymi, mrocznymi ulicz­ kami, prowadzącymi przed przebiciem nowej ulicy do św. Piotra, oraz ogromnym zalanym słońcem placem, podobnie jak kontrast między skalą domów mieszkal­ nych oraz wysoką kolumnadą i wielką bryłą świątyni, uwieńczoną majestatyczną kopułą, wrażenie potęgo­ wał. Ale od czasów Mussoliniego stosunek do zabyt­ ków rzymskich zmienił się. Pragnąc uchronić je przed szkodliwym działaniem ruchu samochodowego oraz umożliwić przeżywanie krajobrazu Wiecznego Miasta w spokoju, zamknięto szereg dróg dla ruchu kołowe­ go. Na początku lat 80. powstał śmiały projekt zasad­ niczej zmiany zagospodarowania rozległego obszaru od Palazzo Venezia aż po Colosseum. Droga prze­

230

bita w czasach Mussoliniego ma być zamknięta dla ruchu kołowego, skierowanego do nowej arterii ob­ wodowej. Spod usuniętego asfaltu wyłoniłyby się odrestaurowane fragmenty pięciu forów cesarskich i inne obiekty zabytkowe. Postuluje się otwarcie całej „strefy archeologicznej” dla przechodniów, bez opłat za wstęp na jej teren. Straciłaby ona charakter za­ mkniętego muzeum, zwiedzanego głównie przez turystów, i zostałaby włączona do organizmu współ­ czesnego miasta, jako jego nie wydzielona ogrodze­ niami cząstka. Realizacja planu zostałaby ukończona około roku 2000. Niezależnie od tego, czy będzie on w pełni wprowadzony w życie, wysunięcie tak śmia­ łych zamierzeń i przeznaczenie znacznych kredytów na pierwszy etap robót dowodzi, jaką wagę przywią­ zuje się dziś do ochrony dziedzictwa kulturowego, do jej znaczenia wśród licznych złożonych, a trudnych zadań stojących przed budowniczymi miast. Można by powiedzieć, że taka troska o zabytki związana z wielkimi kosztami, z usuwaniem wyko­ nanych inwestycji oraz z utrudnieniami komunikacji, jest zrozumiała w stosunku do dzieł mających wyjąt­ kową pozycję w dziejach kultury światowej, natomiast w innych przypadkach nie byłaby uzasadniona. Jest to pogląd uproszczony i błędny. Jeśli nawet można różnicować zabytki według obiektywnych kryteriów oceny, nie wolno uzależniać ich ochrony od takiej klasyfikacji, stosowanej w identyczny sposób w róż­ nych krajach i miastach. Doprowadziłoby to do zanie­ dbania obiektów bez większej wartości w skali światowej czy nawet krajowej, ale zasługujących na troskliwą opiekę z uwagi na ich wartość w danym środowisku. W miasteczkach polskich, które po woj­ nie zalała fala szpetoty, najcenniejsze fragmenty krajobrazu miejskiego, a zarazem świadectwa pamię­ ci historycznej, stanowią zachowane szczęśliwie albo odtworzone relikty dziedzictwa kulturowego, nawet jeśli nie mają wysokiej rangi w rejestrze zabytków. Jest jeszcze wiele do zrobienia w tej dziedzinie. Ażeby wygrać trudną walkę o ochronę cennego dziedzictwa kulturowego, trzeba włączyć je do współ­ czesnego organizmu miejskiego; tego oczywistego postulatu nikt nie kwestionuje. Ale aby stara tkanka budowlana mogła odpowiadać zmienionym wymaga­ niom, trzeba niekiedy zrezygnować z zachowania jej

w nietkniętej postaci; chcąc wygrać wojnę, wypada czasem ustąpić w drobnej potyczce. Można uniknąć konfliktów między obrońcami dziedzictwa i rzecznika­ mi nowych potrzeb, jeśli obie strony okażą wzajemne zrozumienie i chęć znalezienia rozwiązania, uwzględ­ niającego w możliwie szerokim zakresie wysuwane zadania. Można wymagać od użytkowników obiektów zabytkowych, aby - z uwagi na szacunek dla nich, jak i na zalety przebywania w środowisku o szczegól­ nych walorach - pogodzili się z narzuconymi im ograniczeniami czy też z nie dającymi się usunąć niewygodami. Troska o dziedzictwo kulturowe jest obowiązkiem państwa, ale jest także sprawą całego społeczeństwa, a zwłaszcza instytucji i osób mają­ cych obiekty zabytkowe w użytkowaniu. I od nich trzeba wymagać zrozumienia i gotowości do niezbęd­ nych wysiłków. W słusznej trosce o autentyczność zabytkowej tkanki, doktryna konserwatorska sprzeciwia się odbudowie obiektów zburzonych. Na szczęście nie przeszkodziło to wzniesieniu ze zgliszcz wielu histo­ rycznych ośrodków miast polskich. Chociaż tkanka budowlana nie ma charakteru w pełni autentycznego, chociaż przy jej rekonstrukcji wprowadzono zmiany związane z usunięciem zeszpeceń stanu pierwotne­ go, a także mające na celu poprawę warunków życia jej mieszkańców - w oczach społeczeństwa warsza­ wska Starówka wraz z Zamkiem Królewskim ma dziś charakter zespołu zabytkowego najwyższej rangi właśnie dlatego, że symbolizuje zwycięstwo nad wrogiem, który burząc stolicę chciał ugodzić w serce narodu. Podobne uczucia wywołuje u nas Stare Miasto gdańskie, chociaż tam przywrócono jedynie główne cechy krajobrazu historycznego: najważniej­ sze dzieła architektury odtworzono bardzo starannie, natomiast z zabudowy mieszkaniowej zrekonstruowa­ no jedynie trakty przyuliczne i to, z konieczności, w sposób nie zawsze ścisły. Odstępstwo od dogmatu konserwatorskiego uza­ sadniono po drugiej wojnie światowej, w Polsce i za granicą, kataklizmem wojennym. Ale i w czasach pokoju cenne dziedzictwo kulturowe ulega zniszcze­ niu z takich czy innych względów. Nasuwa się wtedy pytanie: odbudować dany obiekt, czy nie? A jeśli tak, czy koniecznie w postaci absolutnie identycznej, czy

też wprowadzając zmiany uważane za niezbędne lub wskazane? Oto przykład: Pont des Arts w Paryżu, ukończony w 1804 r., był pierwszym we Francji mos­ tem o konstrukcji żeliwnej i z tego tytułu został słusz­ nie uznany za cenny obiekt zabytkowy. Przeznaczo­ ny tylko dla pieszych, stanowił on też szczególnie atrakcyjne miejsce spacerów, albowiem rozpościerały się stąd wyjątkowo piękne widoki, gdziekolwiek się spoglądało: w górę Sekwany rysowała się barwna sylweta Ile de la Cité z wieżami Notre-Dame i Sainte-Chapelle, Pont Neuf (il. 330) oraz pomnik Henryka IV wśród zieleni; w dół rzeki otwierało się spojrzenie ku placowi i mostowi Zgody oraz pałacowi Burbonów; od północy na osi mostu leży Luwr, a od południa zamyka ją gmach Instytutu. Niestety, most nie był dostosowany do ruchu wielkich barek, jakie obecnie pływają po Sekwanie. Po powtarzających się uszko­ dzeniach konstrukcji, w 1979 r. ruch na moście za­ mknięto. Rozważano wtedy dwa rozwiązania: albo zabytek odrestaurować wymieniając elementy uszko­ dzone, ale groziłoby to ponownymi kolizjami, albo most rozebrać, ale oznaczałoby to zlikwidowanie cennego obiektu zabytkowego, a zarazem atrakcyj­ nego punktu widokowego. Wybrano rozwiązanie trzecie. Zbudowano na miejsce mostu dawnego nowy, o identycznych funkcjach i identycznej roli w krajobrazie miejskim, lecz różniący się od poprzed­ niego dość istotnie. Most nadal służy jedynie pie­ szym, ma jednak tylko 7 przęseł zamiast 8, dzięki czemu duże barki mogą pod nim swobodnie przepły­ wać. Zbudowano go nie z żeliwa, jak poprzedni, ale ze stali. Nie udało się więc utrzymać obiektu, który zajmował ważne miejsce w historii francuskiego budownictwa, ani zachować dawnej techniki budo­ wlanej, ani nawet dawnego kształtu mostu - ale uratowano jego funkcję jako przejścia spacerowego między dwoma brzegami Sekwany oraz pięknego punktu widokowego, a co ważniejsze - odtworzono charakter historycznego krajobrazu Paryża w jednym z jego szczególnie atrakcyjnych miejsc. Troska o dziedzictwo nie może ograniczać się do sprawy zachowania cennej tkanki historycznej, czy też pięknych krajobrazów miejskich. Wymaga także zajęcia się potrzebami ludzi, żyjących w zabytkowym środowisku. Należy dbać o warunki mieszkania i pra­

231

cy, o ich poprawę, jeśli to jest konieczne. W przy­ padkach prac rewaloryzacyjnych, wymagających opróżnienia budynków, trzeba umożliwić mieszkań­ com powrót po ukończeniu robót albo przeniesienie się do innych, odpowiadających im mieszkań. Ochro­ na zabytków musi być wpisana w szeroką akcję dostosowywania miasta do nowych zadań i poprawy warunków życia jego ludności. Stosunek do dziedzictwa kulturowego powinien stanowić jeden z przejawów harmonijnej symbiozy ludności ze środowiskiem, w jakim żyje. Kiedy w 1821 r. wybuchło powstanie Greków przeciw Turkom i Ateny zostały wyzwolone, jeden z przywódców greckich, Joanis Kapodistrias, powie­ dział, że na Akropolu leży kupa kamieni podobnych

do wielu innych, i że tylko fantazja ludzi egzaltowa­ nych może przywiązywać do nich znaczenie. Zadzi­ wiające są te słowa w ustach człowieka o dużej kultu­ rze osobistej, który walczył o wyzwolenie ojczyzny, a w 1827 r. został jej prezydentem. Nie wystarczy kochać swój kraj, aby zająć właściwą postawę wobec jego najcenniejszego dziedzictwa kulturowego. Dziś konieczność jego ochrony przeniknęła do świadomo­ ści społecznej i stała się oczywista. Czy jednak przy­ szłe pokolenia uznają, że czynimy wszystko, co jest naszym obowiązkiem, aby postulat ochrony środowis­ ka kulturowego realizować? Czy nie będą się dziwiły naszej niedostatecznej trosce o przyrodę i o dzieła dawnej architektury, jak my dziwimy się słowom Kapodistriasa?

b. Tworzyć nowe wartości kulturowe

Kiedy wędrując po starych dzielnicach miast po­ dziwiamy ich zabudowę, nasuwa się nam niepokojące pytanie: jak w zestawieniu z wielkimi dziełami urbani­ styki i architektury historycznej przedstawia się wkład naszych czasów do dziejów budowy miast? Jak ocenią dziedzictwo przez nas pozostawione pokole­ nia następne? Jakie warunki muszą być spełnione, aby ocena wypadła pozytywnie? Widzieliśmy niejednokrotnie budowle, które za­ chwycały nas dzięki temu, że ich twórcy myśleli nie tylko o zaspokojeniu potrzeb materialnych, ale pra­ gnęli dać wyraz ideom, jakimi żyli, oraz uwiecznić pamięć o sobie, i że zdobywali się na wielkie wysiłki, aby swój cel osiągnąć. Architektura była w ich oczach znakiem - dobrze widocznym, zrozumiałym dla wszystkich, nie przemijającym. Sebastian Sierakow­ ski napisał na początku XIX w.: „Po wszystkie wieki wspaniałość i wielkość budowli lub ich nikczemność była i jest miarą wspaniałego lub nikczemnego umys­ łu”35. Zapewne podobnie myśleli władcy Francji, którzy wznosząc w Paryżu okazałe budowle, pragnęli uświetnić stolicę oraz pozostawić trwałe świadectwo swej wielkości.

232

Ludwika XIV nazwał Le Corbusier „pierwszym urbanistą Zachodu od czasu Rzymian”. Mecenatowi Ludwika XIV zawdzięcza Francja nie tylko Wersal i budowle mające przekształcić Paryż, według słów Colberta „w królową miast, którą wszyscy cudzoziem­ cy będą podziwiali” , ale także wiele świetnych zało­ żeń urbanistycznych i budowli na prowincji. Rochefort, nowe miasto portowe nad Atlantykiem, otrzymało ogromny arsenał, który zgodnie z życzeniem króla miał być „największym i najpiękniejszym budynkiem tego rodzaju na świecie”. W naszych czasach, podstawowym warunkiem powstawania „wspaniałych i wielkich budowli” jest nadanie przez społeczeństwo wysokiej rangi sprawie kształtowania środowiska miejskiego oraz gotowość do niezbędnych wyrzeczeń w innych dziedzinach życia, aby ów cel osiągnąć. Zależności te ilustruję dwoma nowszymi przykładami - Warszawy i Paryża. Po latach nieustannej walki z hitlerowskim oku­ pantem, zakończonej zburzeniem Warszawy, decyzja jej odbudowy i przywrócenia miastu roli stolicy Polski stanowiła wyraz postawy całego społeczeństwa. Ale ten cel można było osiągnąć środkami skromniejszy­ mi. Pomimo niezmiernie trudnej sytuacji gospodar­

czej kraju, pomimo wielu innych, pilnych zadań cze­ kających na podjęcie, obrano drogę znacznie ambit­ niejszą: postanowiono zbudować miasto odpowiada­ jące współczesnym wymaganiom, zapewniające ludności lepsze warunki życia, piękniejsze od znisz­ czonego przez okupanta, godne roli stolicy Polski. Wzniesiono nowe, okazałe budowle publiczne, roz­ luźniono zabudowę, wprowadzono między budynki zieleń, podniesiono standard mieszkań. Utworzono kompleksy parkowe na terenach uprzednio zabudo­ wanych, takich jak Powiśle, oraz przeznaczonych przed wojną pod zabudowę, tak jak duża część Pola Mokotowskiego. Tę wielką akcję uwieńczyła odbudo­ wa Zamku Królewskiego. Hasło „cały naród odbudo­ wuje stolicę” miało szerokie poparcie społeczne. Jak o tym pisałem, różni władcy francuscy monu­ mentalnymi dziełami urbanistyki i architektury pragnę­ li dać wyraz świetności kraju i swojej osoby. Skończyły się czasy królów i cesarzy, Francja nie jest dziś potęgą wojskową, ale pragnie utrzymać i umoc­ nić rolę jednego z głównych ośrodków kultury i sztuki współczesnego świata. Celowi temu służą liczne, okazałe gmachy oddane już do użytku albo zapocząt­ kowane i konsekwentnie realizowane, pomimo kryzy­ su ekonomicznego i proklamowanej przez rząd „poli­ tyki rygorystycznych oszczędności”. Centre Beaubourg przyciąga od szeregu lat z całego świata tłumy zainteresowanych współczesną sztuką. Luwr, z którego usunięto Ministerstwo Finansów, ma stać się po rozbudowie, głównie pod ziemią, największym muzeum świata. Dawny dworzec kolejowy Gare d’Orsay został przekształcony w miizeum sztuki XIX w. Przy placu Bastylii powstaje gmach opery znacznie większy i nowocześniejszy od istniejącego. W la Villette urządza się ogromny Ośrodek Nauki i Techniki. Kształtuje się zamknięcie widokowe monu­ mentalnego założenia, prowadzącego do nowego ośrodka przy Rond Point de la Defense, na którego terenie budowane jest wielkie Muzeum Komunikacji. Chociaż prowincja skarży się na pomijanie jej w akcjach budowlanych podobnej skali, „wspaniałość i wielkość” nowych stołecznych budowli publicznych nawiązuje do wielowiekowych francuskich tradycji. To nie monarcha absolutny osiąga ten cel, ale społe­ czeństwo, akceptując poprzez wybrane przez siebie

instytucje ambitne plany i przyznając niezbędne środ­ ki materialne na ich realizację. Z pomocy państwa korzysta zresztą także budownictwo mieszkaniowe, usługowe i inne. Nie wolno oceniać dziedzictwa architektonicznego, jakie zostawia po sobie jakiś okres historyczny, bio­ rąc pod uwagę jedynie budowle monumentalne. Cza­ sy saskie i stanisławowskie przyniosły Warszawie wiele budynków i założeń przestrzennych, które przekształciły strukturę oraz oblicze miasta i nadal uświetniają stolicę. Jednakże były to czasy ogrom­ nych kontrastów społecznych i biedy, które znalazły jaskrawe odbicie w ówczesnym krajobrazie miejskim. „Komisja Artystów”, powołana w 1793 r. po upadku „ancien régime” do sporządzenia planu urbanistycz­ nego Paryża, dała przejmujący opis zaniedbania i nędzy, charakterystycznych dla rozległych dzielnic stolicy. Oceniając działalność budowniczych miast, trzeba dziś uwzględniać ich osiągnięcia i niepowodze­ nia, odnoszące się do różnych stojących przed nimi zadań w zakresie jakości środowiska życia, kształto­ wania budowli publicznych i mieszkalnych, budynków i zieleni, miasta i jego otoczenia. Aby pozostawić po sobie dzieła o nieprzemijającej wartości, nie wystarczy przeznaczyć na ten cel nie­ zbędne środki: architektura musi zasługiwać na wysoką ocenę, jeśli ma spotkać się z uznaniem współczesnych i pokoleń następnych. Znajomość przeszłości może przyczynić się znakomicie do pod­ niesienia poziomu twórczości architektonicznej i urba­ nistycznej. Rzecz jasna, że nie chodzi o naśladowa­ nie formy rozwiązań, które podziwiamy - kształtu placów, budynków czy detali architektonicznych. Każdy etap historyczny, który zapisał się sukcesami w dziejach budowy miast, tworzył dzieła będące wyrazem potrzeb, możliwości i upodobań określone­ go kręgu kulturowego w danym okresie. Powinno działać się tak również w naszych czasach. Z historii natomiast można wyciągać wnioski dotyczące zasad kompozycji przestrzennej, które są nadal aktualne. Jednakże przykłady z przeszłości zasługują na uwagę nie tylko dzięki swym walorom estetycznym. Napisano mnóstwo książek, a wśród nich sporo do­ brych, na temat kompozycji ulic i placów historycz­ nych, wyciągając z jej analizy wnioski dla współczes­

233

nej budowy miast. Wniosków nie powinno się zawę­ żać do sprawy formy: chodzi także o funkcje, jakie poza komunikacyjnymi - pełniły kiedyś ulice i place. Były one terenem różnorodnej aktywności mieszkań­ ców miast, miejscem spotkań i kontaktów. Zaspoka­ jały istotną potrzebę społeczną, zwłaszcza w krajach o klimacie sprzyjającym przebywaniu pod gołym niebem. Do tej, zagubionej dziś na ogół, funkcji ulicy na­ wiązali w sposób oryginalny autorzy projektu niewiel­ kiego zespołu mieszkaniowego w szwedzkim miaste­ czku Enslóv (P. Broberg i in., 1977). Pomieścili 126 mieszkań oraz przedszkole i szkołę podstawową w kilkunastu budynkach dwukondygnacyjnych, usytu­ owanych po obu stronach ulicy o długości 375 m, całkowicie zamkniętej dla ruchu kołowego. Aby umo­ żliwić korzystanie z niej jako terenu uzupełniającego mieszkania w ciągu całego roku, ulicę przekryto szklanym dachem oraz zapewniono ogrzewanie jej zimą, wykorzystując ciepło wytwarzane w pobliskiej spalarni śmieci. Stworzono w ten sposób atrakcyjne miejsce pobytu w klimatyzowanym wnętrzu ulicznym, umożliwiające zebrania a nawet amatorskie przedsta­ wienia teatralne. Ponieważ temperatura nie spada poniżej 5 stopni, zasadzono egzotyczne rośliny, zielone i kwitnące także zimą. Nawet jeśli ten ekspe­ ryment nie będzie szerzej naśladowany, stanowi on interesujący przykład nawiązania współczesnymi metodami do zanikających walorów historycznego środowiska miejskiego oraz wzbogacania ich. Chociaż przenoszenie w nasze czasy form cha­ rakterystycznych dla minionych okresów historycz­ nych jest anachronizmem i wielokrotnie kończyło się niepowodzeniami, próby takie podejmowane są na­ dal. W Polsce pojawiły się w latach dwudziestych naszego wieku, kiedy wznoszono dworce kolejowe o architekturze nawiązującej do tradycyjnych dwor­ ków; w ówczesnych planach rozbudowy Warszawy odezwały się echa urbanistyki francuskiej doby klasy­ cyzmu. Odwoływanie się do form narodowego dziedzictwa stało się pod koniec lat czterdziestych doktryną obowiązującą, na szczęście niebawem za­ rzuconą. A jednak poszukiwania takie występowały później tu i ówdzie, także w latach osiemdziesiątych. Ricardo Bofill, architekt kataloński, stworzył w swej

234

ojczyźnie kilka interesujących dzieł architektonicznych o dużej ekspresji plastycznej, dzięki którym nazwano go „duchowym synem Gaudiego”. W 1975 r. przed­ stawił projekt otoczenia zieleńca na terenie dawnych hal paryskich eliptyczną kolumnadą, o której powie­ dziano, że jest najlepszą kopią kolumnady Berninlego z placu św. Piotra w Rzymie. Projektu nie zrealizowa­ no. Gdy kilka lat później Bofillowi zlecono zaprojekto­ wanie osiedla „Antygona” w Montpellier, znowu się­ gnął do arsenału form historycznych (ii. 535-538). Podczas inauguracji tego zespołu w 1984 r., mer miasta wyjaśniał, że „pokazano tu całkowicie nowy przykład budownictwa mieszkaniowego: monumental­ nego i nawiązującego do antyku, ale nowoczesnego w sensie technicznym i społecznym; klasycyzm naro­ dził się w Grecji, która była kolebką demokracji”. W rzeczywistości analogie z budownictwem Grecji czasów Peryklesa są bardzo powierzchowne i wątpli­ we. Dotyczą one jedynie podobieństw formalnych. Ogromne kolumny, zdobiące budynki „Antygony”, mają bazę, trzon żłobkowany i głowicę - przypomina­ jące kształtem kolumny greckie, ale również są nie­ porównanie potężniejsze. W Grecji kolumny pełniły funkcje konstrukcyjne, tu nie dźwigają nic i mają charakter wyłącznie dekoracyjny. W Grecji demokra­ tycznej budownictwo mieszkaniowe uderzało skrom­ nością; kolumny narodziły się w świątyniach i znalazły zastosowanie w budowlach publicznych. Nawet w hellenistycznym Pergamonie monumentalny charak­ ter mają wyłącznie obiekty publiczne, a pałace króle­ wskie są w zestawieniu z nimi nader skromne. Formy architektoniczne i urbanistyczne, jakie pojawiły się w demokratycznej Grecji, a rozwinęły w Rzymie, były następnie szeroko stosowane przez różnych władców absolutnych i despotycznych; Albert Speer zaprojek­ tował na polecenie Hitlera nowy, gigantyczny ośrodek administracyjno-polityczny Berlina, nawiązując do wzorów antycznych, zwłaszcza do forum Trajana w Rzymie. W zrealizowanym w latach siedemdziesiątych zespole mieszkaniowym w pobliżu Gare Montparnas­ se w Paryżu Bofill powtórzył trzykrotnie motyw okrą­ głej kolumnady. Można by dopatrywać się w tym zespole „postępu technicznego”, przynajmniej w sto­ sunku do antyku; neoklacysystyczne kolumny i pilas-

try zostały w wytwórni prefabrykatów, odlane w beto­ nie koloru naturalnego kamienia. Natomiast w sensie społecznym regres jest niewątpliwy: mieszkania ucierpiały w wyniku wtłoczenia w ramy narzucone przez zamierzony efekt plastyczny. Jest oczywiste, że u schyłku XX w. koncepcje awangardy architektonicznej z jego pierwszych dzie­ siątków lat nie mogą być stosowane bez zmiany, zwłaszcza że z czasem wystąpiły wyraźne ich braki. Jest też bezsporne, że eksperymentowanie stanowi warunek postępu - trzeba tylko wyciągać właściwe wnioski z wyników nowych poszukiwań. Gdyby na-

wiązywano do historii tak, jak to czyni Bofill i gdyby odwołująca się do antyku architektura miała zatryum­ fować, oznaczałoby to klęskę wszelkich nadziei, jaki­ mi zaczął się nasz wiek. Wartość przedstawionego dziedzictwa kulturowe­ go zależy od tego, jaką wagę przywiązuje społeczeń­ stwo do realizacji architektonicznych i kształtowania środowiska życia, ale też od talentu, wyobraźni i wiedzy budowniczych miast, z których pomocy korzysta. A między innymi od ich umiejętności wycią­ gania wniosków z przeszłości, z jej sukcesów i niepo­ wodzeń.

c„ Uwzględniać harm onijnie różnorodne potrzeby społeczne

Skoro w strukturze przestrzennej miasta odbija się obraz społeczności, która je buduje, nasuwają się kolejne pytania: co powinno charakteryzować miasta współczesne, budowane przez społeczeń­ stwa demokratyczne? Do jakich tradycji i wniosków powinny nawiązywać, a jakie odrzucać? Znakomitą większość tkanki miejskiej stanowi zabudowa mieszkaniowa. Doszło do jej radykalnych zmian na początku naszego wieku. Na peryferiach miast pojawiły się zespoły budynków wolno stoją­ cych, przerośnięte zielenią, tworzące środowisko życia znacznie lepsze od istniejącego w obrębie przegęszczonych ośrodków historycznych. Zmiany te wiązały się z wywalczeniem przez szerokie rze­ sze ludności poprawy swej sytuacji materialnej, a także prawa do lepszego mieszkania. Na kształt zabudowy mieszkaniowej wywarło istotny wpływ pojawienie się wielkich inwestorów społecznych państwa, gmin miejskich, spółdzielczości mieszka­ niowej i in., kierujących się chęcią najwłaściwszego zaspokojenia potrzeb ludności, a nie dążeniem do zysku inwestorów wznoszących na rozległych tere­ nach całe kompleksy budynków wraz z niezbędny­ mi usługami. Miasta porównywano z palimpsestami, pergami­ nami, z których - chcąc wykorzystać cenny podkład - usuwano dawne zapisy, aby je zastąpić nowymi.

Jednakże miasta są palimpsestami szczególnymi. Nowe pokolenia nie usuwają zazwyczaj starych treści całkowicie, ale pozostawiają te, które przed­ stawiają w ich oczach wartość, przetwarzając je w razie potrzeby. Zastępowano przede wszystkim najmniej cenną zabudowę mieszkaniową - nową. W związku z tym, można dziś nie docenić kontra­ stów między budynkami, wznoszonymi w przeszło­ ści dla różnych warstw społecznych, a zwłaszcza między owymi najskromniejszymi, usuniętymi oraz tymi, które pozostawiono. O takich kontrastach nie daje właściwego pojęcia analiza istniejącego stanu historycznego zespołów ani ikonografii, pochodzą­ cej z czasów późniejszych. Zniesienie segregacji społecznej, o jakiej mówi­ łem uprzednio, oraz wyrównanie poziomu środowis­ ka miejskiego jest jednym z podstawowych zadań współczesnych budowniczych miast. Wobec pod­ niesienia standardu zabudowy w dzielnicach no­ wych, rozpiętość między warunkami życia w róż­ nych częściach miast jest dziś często bardzo duża, pomimo modernizacji technicznej starych zasobów mieszkaniowych. Dążenie do poprawy środowiska życia, między innymi pragnienie wprowadzania doń elementów przyrody, stanowiło jeden z głównych bodźców zmiany wzorców, jakie pragnęli realizować budowniczowie na przestrzeni dziejów.

235

„Wiszące ogrody” Babilonu tworzyły warunki z jakich korzystali jedynie potężni królowie. Pałace przy genueńskiej Strada Nuova, w których można widzieć zespół budynków i ogrodów „zawieszonych” nad gęsto stłoczonym miastem, zamieszkiwała garstka rodzin wysoko usytuowanych w ówczesnej hierarchii społecznej. Dziś powstają różne wersje budynków wielokondygnacyjnych, o mieszkaniach z ogródkami „wiszącymi” na opadających schodowo tarasach albo na obszernych loggiach (il. 508-517). Mieszkanie w domu z własnym ogródkiem przestało być dostępne tylko dla najbardziej uprzywilejowa­ nych. Pojawiły się domki typu atrialnego, o niewiel­ kich ogródkach, nawiązujące do tradycji rzymskiej, a także rozwiązania uprzednio nie stosowane, takie jak zespoły budynków wysokich lub niskich, wypo­ sażone w ogólnie dostępne otwarte tereny zielone. Preferencje ludności bywają różne, Le Corbusier uważał pracę w ogrodzie przy domu za pańszczyz­ nę. Zadaniem budowniczych miast jest zaspokoje­ nie, w możliwie szerokim zakresie i w różnorodnej formie, jednego z podstawowych pragnień miesz­ kańców - codziennego kontaktu z przyrodą. Pragnienie to przejawia się także inaczej: w pre­ ferowaniu mieszkania pod miastem, w miejscach, z których otwierają się rozległe widoki na przyrodę. W Warszawie szczególne walory tego rodzaju ma wysoki brzeg doliny Wisły. Od czasu, kiedy miasto stało się stolicą Polski, powstawały tu liczne pałace wznoszone przez królów i magnatów. W planie miasta, rozwijającego się promieniście, poczęło wyróżniać się pasmo wzdłuż rzeki. Jego atrakcyj­ ność zwiększała ważna arteria wylotowa, biegnąca równolegle do Wisły Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem, a od XVIII w. także Alejami Ujazdowskimi. Mieszkańcy terenów usytuowanych na skraju rozległej doliny rzeki korzystali również z dopływu czystego powietrza. Liczni rysownicy i malarze przedstawiali piękną panoramę Warszawy widzianą z brzegu praskiego, którą zdobiły kościoły i pałace. Po ostatniej wojnie założeniem planu urbanistycznego stolicy było wyciągnięcie miasta wzdłuż Wisły. Jednakże silniejsze wykorzystanie tego kierunku rozwojowego wymagało obsłużenia go szybką komunikacją. Po nieudanych, wstępnych

236

próbach, przystąpiono do budowy pierwszego, równoległego do Wisły, odcinka metra dopiero w latach osiemdziesiątych, natomiast już w połowie XIX w. otwarto na lewym brzegu pierwszą linię kolejową prostopadłą do rzeki. Linia ta obrosła z czasem miastami i osiedlami, z których dojazd do śródmieścia trwał krócej, niż z nie wyposażonych w dogodną komunikację fragmentów pasma nad­ wiślańskiego. Można by uważać, że budowniczowie Warszawy sprzed trzystu czy dwustu lat pełniej wykorzystali atrakcyjne tereny wzdłuż doliny rzeki, niż to zdołali uczynić ich następcy. Ale była też zasadnicza różnica: w owym odległym czasie uro­ kami mieszkania na wysokim brzegu cieszyła się uprzywilejowana klasa społeczna, która osiedlała się w miejscach najbardziej jej odpowiadających, no i korzystała z ówczesnej szybkiej komunikacji miej­ skiej - konnej. Tereny atrakcyjne ze względu na walory krajo­ brazowe czy też zdrowotne muszą być uzyskiwane nie tylko pod budownictwo mieszkaniowe, ale także na inne potrzeby całego społeczeństwa. Częstokroć ich niewłaściwe użytkowanie utrudnia lub uniemożli­ wia swobodny dostęp do rzek, jezior i morza lub powoduje parcelację i ogrodzenie lasów. Plany urbanistyczne powinny przeciwdziałać przywła­ szczaniu sobie najcenniejszych terenów przez uprzywilejowane jednostki lub grupy społeczne, tak jak to się działo w przeszłości, a niekiedy powtarza i dziś. Zapewnienie całej ludności miejskiej możliwie najlepszego środowiska życia jest naczelnym zada­ niem współczesnych budowniczych miast. Nie ogra­ nicza się ono bynajmniej do właściwego sytuowania i kształtowania nowych dzielnic mieszkaniowych. Chodzi także o poprawę warunków bytowania w dzielnicach starych. Nawet jeśli polepszyło się wyposażenie sanitarne znajdujących się tam miesz­ kań, pozostaje nadmierne zagęszczenie zabudowy, niedostateczne nasłonecznianie i przewietrzanie jej, brakuje niezbędnych urządzeń usługowych. Można uważać, że są to współczesne slumsy. Wprawdzie te, które widział Fryderyk Engels w miastach angiel­ skich, zostały zburzone, ale różnice jakościowe między zasobami mieszkaniowymi starymi i nowymi

są niepokojące; rozwarcie „nożyc” nie zmalało. Nawet zespoły budynków mieszkalnych wzniesione po ostatniej wojnie krytykuje się dziś ostro, z uwagi na niedostatek usług i zieleni, monotonię zabudowy i różne inne niedogodności; podejmowano próby podniesienia jakości środowiska w takich osiedlach, przenosząc parkingi i garaże pod ziemię, wprowa­ dzając inne obiekty i urządzenia. Niekiedy usuwano, w związku z tym, budynki w dobrym stanie technicznym. Stosunki społeczne znajdowały zawsze odbicie w charakterze wznoszonych obiektów publicznych. W miarę postępów demokracji miasta greckie po­ krywały się nie znanymi uprzednio miejscami zebrań ludności i budynkami służącymi różnym dziedzinom życia społecznego. Wędrując w II w. wśród ruin jednego z miasteczek Fokidy, Pauzaniasz zastanawiał się, czy zasługiwało ono na mia­ no polis, skoro nie miało budynków służących rzą­ dzeniu ani gimnazjum, teatru ani agory, ani też wody spływającej do fontanny. Rzym cezarów za­ wdzięczał swą świetność noszącym ich imię forom, termom, teatrom, cyrkom, łukom tryumfalnym i in­ nym podobnym budowlom. W sylwecie miast średniowiecznych dominowały oprócz murów obronnych, najeżonych wieżami, kościoły i inne obiekty kultu. Na budowę jednych i drugich kierowa­ no największy wysiłek inwestycyjny. Dopiero gdy mieszczaństwo umocniło swą pozycję polityczną i ekonomiczną, w krajobrazie miejskim pojawiły się okazałe ratusze, sukiennice i inne tego rodzaju budowle. Od Ludwika XIV po Napoleona Paryżowi nadawały blask, obok kościołów, pałace królewskie ze stale rozbudowywanym Luwrem, place z pomni­ kami panujących, gmachy uzmysławiające potęgę i tryumfy armii, ale także i dzieła inżynieryjne, takie jak nabrzeża Sekwany i mosty przez nią przerzuco­ ne.' W czasach Napoleona III najważniejszymi i zarazem najkosztowniejszymi obiektami użytecz­ ności publicznej były nowe, szerokie ulice, budzą­ ce podziw także poza granicami Francji. Podniósł się w owym czasie znakomicie stan urządzeń ko­ munalnych stolicy, natomiast przybyło jej stosunko­ wo niewiele budowli monumentalnych, takich jak opera.

Współczesne miasto powinny charakteryzować bogactwo i różnorodność budowli publicznych, służących rozlicznym potrzebom i aspiracjom społe­ czeństwa demokratycznego, będących czytelnym znakiem, zachodzących już dziś i spodziewanych w przyszłości, głębokich przemian w świadomości społecznej, w stosunku do nauki, kultury, sztuki, techniki, w całym sposobie życia ludności miejskiej. Budynki przemysłowe, jak młyny i folusze, wy­ stępowały już w krajobrazie miasta średniowieczne­ go. Po rewolucji przemysłowej pojawiało się coraz więcej fabryk wielokondygnacyjnych, najpierw włó­ kienniczych. Pierwsze budynki przemysłowe wielo­ piętrowe powstały w Anglii już na początku XVIII w. Były one wzorem dla podobnych obiektów w innych krajach, także w Polsce, gdzie mnożyły się od po­ czątków XIX w. Wynalazek maszyny parowej spra­ wił, że w miastach i okręgach przemysłowych po­ częły wyrastać wysokie kominy fabryczne, ziejące czarnym dymem. Ujawnił się problem uprzednio zaledwie dostrzegalny: zanieczyszczenie powietrza i wód. Przemysł stał się szczególnie uciążliwy dla dzielnic, w których się sadowił, częstokroć przecina­ ły je linie i bocznice kolejowe, prowadzone wśród nędznych domów ludności robotniczej lub ponad nimi. Jeśli nawet do naszych czasów bezładna plątanina fabryk i mieszkań ustąpiła - nie oznacza to, aby współżycie przemysłu ze środowiskiem, w jakim powstaje, poprawiło się. Przeciwnie. Zanie­ czyszczenie powietrza, wód i gleby niepokojąco wzrosło i daje się odczuć w ogromnej odległości od źródła emisji szkodliwych substancji. Doszło zanie­ czyszczenie atmosfery spalinami samochodowymi. Zaniedbania w tej dziedzinie są drastyczniejsze dziś niż w XIX w., bo wówczas nie umiano ograniczać skutków szkodliwych dla otoczenia procesów tech­ nologicznych, a dziś jest to w znakomitej większości przypadków całkowicie możliwe, ale wymaga środ­ ków na inwestycje i eksploatację urządzeń. W wielu krajach osiągnięto znaczną poprawę czystości at­ mosfery. Do rzek, do niedawna wymarłych, wróciło życie. Po ulicach poruszają się samochody w stopniu znikomym zanieczyszczające powietrze. Od czasów najdawniejszych plagą miast był smród, związany z usuwaniem nieczystości domowych na

237

ulice. Dopiero w XIX w. wprowadzenie kanalizacji i zorganizowanie oczyszczania miast zmieniło rady­ kalnie ten stan rzeczy. Dzięki postępom techniki współczesnej można by pójść znacznie dalej w walce o czystość atmosfery. W rzeczywistości obserwujemy, także w Polsce, zagrożenie wielu ekosystemów miejskich, w wyniku rabunkowej gos­ podarki niezbędnymi do życia zasobami naturalny­ mi, do których należą powietrze i woda. Ponoszone straty są nieporównanie większe od kosztów, jakie trzeba ponieść, aby ten stan rzeczy zmienić. Jest to kwestia wysokości i podziału środków przeznaczo­ nych na różne cele związane z budową miast i ich funkcjonowaniem. Problem dotyczy zresztą nie tylko miast, ale całego kraju. Dostosowywanie istniejącej tkanki miejskiej do zmieniających się potrzeb jest zadaniem znacznie trudniejszym od budowy miast nowych. Historycy urbanistyki cytują chętnie założony w 100 r. Timgad jako wzór regularnie rozplanowanego miasta rzym­ skiego. Ale Timgad zasługuje na uwagę jeszcze z innego względu: z uwagi na uderzający kontrast między dyscypliną planu pierwotnego miasta oraz chaosem dzielnic położonych poza obrębem murów miejskich. Odnosi się wrażenie, że potrzeby konse­ kwentnego sterowania dalszym rozwojem miasta nie dostrzeżono, albo że natrafiło ono na nie dające się pokonać trudności. W innych miastach rzym­ skich, np. w Dżemili, regularny pierwotnie ośrodek ulegał stopniowej deformacji. Cała historia budowy miast dostarcza niezliczo­ nych przykładów ilustrujących tego rodzaju proble­ my. Stosunkowo najbardziej harmonijnie rozwijały się te miasta średniowieczne, które cechowała elastyczność nie modelu planu, ale modelu dalsze­ go rozwoju - polegającego na zakładaniu, obok miast istniejących, jednostek nowych. Te „nowe miasta” wyposażano w podstawowe elementy struk­ turalne: rynki, ratusze, kościoły, mury obronne. Tak działo się w Krakowie, Warszawie, Toruniu oraz innych miastach polskich i zagranicznych, np. w Pradze czeskiej. Na przełomie XIX i XX w. Ebenezer Howard wysunął koncepcję budowy „miast ogrodów”, u której podstaw leżał do pewnego stop­ nia podobny model rozwoju; po osiągnięciu pożąda­

238

nej wielkości, ok. 30 tys. mieszkańców, miasta nie rozrastałyby się nadal dokoła swego ośrodka lecz w ich pobliżu zakładano by podobne jednostki. Grupa kilku takich osiedli skupiałaby się dokoła miasta nieco większego, pełniącego funkcje central­ ne. Także w średniowieczu miasta „nowe” zazwy­ czaj różniły się swym charakterem od „starych", którym ustępowały znaczeniem gospodarczym oraz okazałością budynków. Dzieje XIX-wiecznej Łodzi stanowią dramatyczną przestrogę przed konsekwencjami samorzutnego, nie kontrolowanego rozwoju miasta w warunkach odbiegających od tych, jakie istniały w czasie jego założenia. W latach dwudziestych Łódź była mode­ lowym miastem rzemieślniczo-przemysłowym; kilka dziesiątków lat później można było uważać ją za klasyczny przykład bezładnie rozwijającej się aglo­ meracji wielkoprzemysłowej, z rozlicznymi trudno­ ściami zarówno dla ludności, jak i dla przemysłu. Korekta struktury przestrzennej Łodzi natrafia dziś na ogromne trudności, jakich można by uniknąć, gdyby stopniowo dostosowywano rozplanowanie do zmieniających się potrzeb. Urbanista musi starać się uwzględniać i godzić rozliczne potrzeby, często kolidujące ze sobą: m.in. względy budowlane i ochronę środowiska przyrodni­ czego, związane z indywidualnymi życzeniami i upodobaniami mieszkańców a równocześnie ogól­ nospołeczne, materialne i emocjonalne. Musi uwzględniać potrzeby społeczności miejscowej, ale i konieczność określenia miasta w systemie osadni­ czym regionu i kraju, wymagania przemysłu i komu­ nikacji, jednak bez pogarszania warunków życia w mieście. Zaspokoić potrzeby dnia dzisiejszego ale i jutra. Wyważyć interes gospodarki rolnej, nie rezygnując z uzyskania terenów pod zabudowę. Rozumieć tęsknotę mieszkańców miasta za przyro­ dą - ale i konieczność kontaktów z ludźmi. Ocena zaspokajania potrzeb społecznych może zmieniać się z czasem. Weźmy na przykład ulicę miejską. W średniowieczu szczególnie ceniono działki przy rynku i głównych ulicach; sadowili się przy nich chętnie zamożni kupcy i rzemieślnicy. W miarę wzrostu miasta i nasilania się ruchu narze­ kano na jego uciążliwość i starano się jej zapobiec.

Leonardo da Vinci wystąpił w końcu XV w. z kon­ cepcją miasta dwupoziomowego: ulice biegnące w poziomie terenu miały służyć ruchowi kołowemu i prowadzić do gospodarczych części budynków, ulice uniesione ponad terenem wiązały się z głów­ nymi wejściami do części mieszkalnych domów (ii. 281). Te idee wyprzedziły znacznie czas w jakim powstały. Dopiero w XIX w. poczęto wprowadzać pod ziemię środki komunikacji masowej; dziś znacz­ na część ruchu wielkich miast odbywa się pod albo nad poziomem terenu. Różnicuje się ulice komuni­ kacyjne zależnie od nasilenia ruchu. Arterie szcze­ gólnie ruchliwe pozostawia się bez zabudowy. Wprowadza się ulice piesze. Część mieszkańców dużych miast przenosi się chętnie do spokojniej­ szych dzielnic peryferyjnych. Powstały liczne plany miast o dwu- albo i trzypoziomowej sieci ulic. Do najbardziej radykalnych pod tym względem należy opublikowany w 1983 r. projekt Twotown - „Miasta podwójnego” H. Asplunda. Autor przypomniał szkic Leonarda oraz zaproponował bardzo podobną za­ sadę segregacji ruchu. Komunikacji kołowej służą ulice podziemne, a pieszej i rowerowej ulice bieg­ nące nad nimi, w poziomie terenu. Ukształtowanie

budynków jest dostosowane do dwupoziomowego systemu komunikacji. Czy jednak rozwiązanie takie, podobnie jak idee Leonarda sprzed czterech wieków, nie wyprzedza potrzeb swego czasu? Czy pełna segregacja ruchu „obsługiwanego mięśniami” i zmechanizowanego będzie uznana w przyszłości za konieczną i zasłu­ gującą na dodatkowe nakłady, chociaż tyle innych potrzeb społecznych czeka na zaspokojenie? W przypadkach podobnych wątpliwości nie zawsze łatwo o jednoznaczną odpowiedź. Nie musi ona brzmieć identycznie. Jest takie chińskie powiedzenie: rolnik modli się o deszcz, wędrownik o pogodę, a Pan Bóg jeszcze się zastanawia, co uczynić. Dokonywanie wyboru w przypadkach konfliktowych jest jednym z charakte­ rystycznych zadań urbanistów. A jeśli Pan Bóg wszechwiedzący długo rozważa, czy sprowadzić deszcz czy słońce, jakże starannie musi planista przestrzenny koordynować działalność inwestycyjną na terenie kraju i jego regionów, miast i wsi. Powi­ nien w tym celu poznać przyszłość i teraźniejszość oraz starać się przewidzieć trudno uchwytne tenden­ cje, potrzeby i możliwości, jakie kryje przyszłość.

d. Sterować elastycznie rozwojem miasta Skoro przy budowie miast trzeba godzić różne, częstokroć całkowicie sprzeczne potrzeby i upodo­ bania, skoro należy dbać o wymagania dnia dzisiej­ szego i o zarysowujące się znacznie mniej wyraźnie potrzeby i możliwości jutra, to plany urbanistyczne muszą być w niezbędnym stopniu elastyczne i ot­ warte na ewentualne przyszłe zmiany. Nie jest ich zadaniem określenie szczegółowego kształtu mias­ ta w dalszej przyszłości, ale przede wszystkim ustalenie celów strategicznych i zasadniczych wy­ tycznych działania, a dopiero następnie precyzowa­ nie na tej podstawie obszaru miasta, stosownie do potrzeb i warunków realizacji. Zadaniem urbanistów jest sterowanie procesami rozwoju i przeobrażenia­ mi miast. Plany stanowią jedynie ważne instrumen­

ty, pozwalające wraz z instrumentami innymi cel ten osiągnąć. Nie powinny one przesądzać o proble­ mach, jakich rozwiązanie może być odłożone bez szkody na później. Krępowanie inicjatyw oddolnych, nie kolidujących z interesem społecznym, bynaj­ mniej nie byłoby korzystne, podobnie jak i usztyw­ nianie detali, zanim nie wyjaśnią się wszystkie prze­ słanki, na jakich powinny opierać się decyzje. W związku z tym może zachodzić potrzeba koordy­ nowania planów - jednakże bez rezygnacji z celów strategicznych, jeśli ich osiągnięcie uważane jest nadal za ważne. Już w pierwszej połowie naszego wieku poczęto konsekwentnie rozróżniać plany długo- i krótkofalo­ we, o odmiennej problematyce i niejednakowym

239

stopniu szczegółowości. Powstały też plany różnią­ ce się zasięgiem przestrzennym, od lokalnego do ogólnokrajowego. Współczesna metodologia plano­ wania zmierza, w rozmaitych krajach na różne sposoby, do objęcia gospodarki przestrzennej sys­ temem planowania o różnych zakresach terytorial­ nych, czasowych oraz problemowych. Ustala się obowiązujące wytyczne rozwojowe oraz związaną z nimi podstawową infrastrukturę, ale pozostawia się w ich ramach możliwie dużą swobodę, aby po­ zwolić na poszukiwanie nowych rozwiązań i ekspe­ rymentowanie. Zmierza się do godzenia działalności planowej z tendencjami samorzutnymi. Historia zna liczne przykłady łączenia rozwoju planowanego z mniej lub więcej spontanicznym, zarówno w gospodarce przestrzennej, jak i przy budowie miast i wsi. Znaczne połacie centralnej Europy pokryły się w średniowieczu siecią miast,

tworzących ośrodki gospodarcze terenów rolnych. Miasta te leżały w odległości pozwalającej na do­ jazd do nich i powrót do obsługiwanego rejonu w ciągu dnia. Z czasem wystąpiły tendencje do formowania ośrodków kilku stopni. W. Christaller ogłosił w latach trzydziestych teorię „miejscowości centralnych”, opartą na obser­ wacji regularnego występowania ośrodków miej­ skich różnych wielkości w sieci osadniczej Niemiec południowych. Regularność sieci była w dużym stopniu konsekwencją procesów samorzutnych. Wiele miast historycznych posiada logiczną strukturę przestrzenną, chociaż nie powstały jako owoc świadomego planowania, ustalającego ją od samego początku. Wśród przykładów na uwagę zasługują dzieje rozwoju przestrzennego Moskwy i Petersburga, omówione w części III.

e. Dążyć do jedności w różnorodności Mówiłem już w potrzebie łączenia dyscypliny ze swobodą przy sterowaniu rozwojem miast. Dotyczy to szczególnie kształtowania krajobrazu miejskiego. Konstanty Ildefons Gałczyński powiedział pięk­ nie, że w Niobe zastosował „nową metodę poema­ towego budownictwa”: polegała ona „na użyciu różnych materiałów i na próbie zbudowania z tego całości stylistycznie jednolitej”. Podobne zadanie znalezienie jednorodnej formy dla wyrażenia ogromnie skomplikowanej treści przy operowaniu różnorodnymi materiałami - mają przed sobą budo­ wniczowie miast. Nie mogą i nie powinni dążyć do jednolitości stylu w takim sensie, w jakim słowa „styl” używa się w odniesieniu do form architektury. Miasto rozwija się w ciągu wieków, w jego obliczu można zazwyczaj dostrzec odbicie różnych nastę­ pujących po sobie stylów. Ich zmienność bywa źródłem bogactwa i uroku krajobrazu miejskiego, jeżeli kamyki mozaiki składają się na całość harmo­ nijną, jeśli wrażeniu różnorodności towarzyszy od­ czucie ładu. 240

Od odległej przeszłości aż po nasze czasy, niezliczeni autorzy krytykowali miasta zbudowane nadmiernie regularnie i sprawiające, w związku z tym, wrażenie nużącej monotonii. Marc-Antoine Laugier (1713-1769), wybitny teoretyk architektury i urbanista XVIII w. pisał o „mdłej dokładności i zim­ nej jednostajności, które powodują, że żałujemy nieporządku starych miast”. Dając parki za wzór do naśladowania, chwalił te, które „łączą ład z dziwacznością, symetrię z różnorodnością... Im więcej wy­ boru, obfitości, kontrastu, nawet nieporządku w kompozycji, tym więcej miał park piękna”4). Upodobania dotyczące krajobrazu miejskiego zmieniają się, podobnie jak preferencje architektoni­ czne. Zalecenia Laugiera stanowią wyraz zarysowu­ jącej się po śmierci Ludwika XIV (1715) reakcji przeciwko monumentalności wznoszonych budowli oraz regularności założeń parkowych. Sam Laugier krytykował z tego punktu widzenia ogrody wersal­ skie, uważając, że przy urządzaniu ich należało zachować trochę nieładu i różnorodności występują­

cych w naturze. Następcy Króla-Słońce przekształ­ cali zbyt dla nich uroczyste pomieszczenia pałacu wersalskiego, w których mieszkali, i wznosili w jego sąsiedztwie budynki świadczące o zmienionych upodobaniach. Maria Antonina urządziła na terenie Trianon romantyczną wioskę. Także inne okresy historyczne przyniosły zmiany upodobań, wyrażające się w krytycznym stosunku do zastanego krajobrazu miejskiego. Pisarze rene­ sansu piętnowali nieład w zabudowie miast średnio­ wiecznych. Nie tylko dawano regularną oprawę ówczesnym placom, jak to czyniono w Zamościu, ale przebudowywano istniejące. W ten sposób ujednolicono ściany kilku rynków miast czeskich; między innymi tworzono ciągi identycznych podcieni oraz zwieńczano elewacje attykami. Jedną z takich pierzei rynku Nowego Miasta nad Metują ostatnio zrekonstruowano. Wrażenie odbiega daleko od tego, jakie plac musiał sprawiać w średniowieczu. Jest też zasadniczo inne niż to, jakie odczuwamy dziś na placach założonych w wiekach średnich, ale obudowanych domami z różnych okresów histo­ rycznych. Ileż uroku rynki miast polskich zawdzię­ czają w naszych oczach właśnie bogactwu swej architektury, wprawdzie nie ujednoliconej przez odebranie poszczególnym domom cech indywidual­ nych, ale mimo to jednorodnej. Łączenie „symetrii z różnorodnością”, operowanie „kontrastem, nawet nieporządkiem” ma jeszcze i to ogromne znaczenie dla formowania krajobrazu miej­ skiego, że pozwala uwypuklić budynki albo wnętrza szczególnie ważne, których regularność przeciwsta­ wiana jest otaczającemu je „nieładowi”. Drobne bu­ dynki mieszkalne, o oknach i drzwiach utrzymanych w skali ciała ludzkiego, pozwalają ocenić wielkość obiektów dominujących w obrazie ulicy lub placu. Elementem porównawczym może być także powta­ rzająca się szerokość domu. Jakże piękny efekt daje w Gdańsku otoczenie potężnej bryły kościoła Naj­ świętszej Panny Marii stosunkowo niewielkimi doma­ mi mieszczańskimi, o elewacjach zwieńczonych szczytami; podobne szczyty pojawiają się także, przyjmując odpowiednio większe rozmiary, w archi­ tekturze świątyni. Skośność przebiegu ulicy Piwnej w stosunku do osi kościoła powoduje, że jego bryła

pojawia się ponad szeregiem widzianych pod kątem domów mieszkalnych. Gianlorenzo Bernini powiedział kiedyś, że rzeczy wydają się nam nie takimi, jakimi są, ale takimi na jakie wyglądają w swym otoczeniu. Wielki architekt sformułował tymi słowy jedną z naj­ ważniejszych zasad kompozycji przestrzennej. Plac św. Piotra w Rzymie wydawał się zmierzającym do świątyni pielgrzymom jeszcze większy i wspanialszy dzięki temu, że droga prowadziła stosunkowo wąski­ mi ulicami, wśród „nieładu” budynków mieszkalnych. Kolumnada Berniniego, na której tle ludzie wydają się malutcy, ułatwia docenienie ogromu pierwszej świąty­ ni chrześcijaństwa. A oto piękny przykład całego miasta sprawiają­ cego wrażenie jednorodne, pomimo wielkiej różno­ rodności stosowanych materiałów: Wenecja (il. 98-111). Powstała na kilkudziesięciu wysepkach, utworzonych w wyniku nanoszenia piasku przez wpadające do morza rzeki. Od V w. zaludnienie wzrastało w związku z najazdami „barbarzyńców” zagrażających mieszkańcom lądu stałego. Stopniowo wysepki powiększano, łączono przerzucanymi przez kanały mostami, tworząc niewielkie, w pewnym stop­ niu samowystarczalne jednostki. Każda z nich miała swój placyk, campo, obsłużony kanałem, którym dowożono towary i ludzi. Każda tworzyła parafię 0 własnym kościele z dzwonnicą. Przy samym placu albo w jego pobliżu sytuowano różne scuole, siedziby bractw religijnych oraz korporacji rzemieślników 1kupców. W roku 1169, kiedy Wenecja liczyła 30 takich quartieri, połączono je w 6 jednostek większych, zwanych sestieri, po trzy z jednej i z dru­ giej strony Canal Grandę. Każda z nich miała okreś­ lone uprawnienia administracyjne. Główny ośrodek polityczny a zarazem miejsce rozlicznych kontaktów społecznych i uroczystości, tworzył plac św. Marka, wytyczony w IX w. według zasad podobnych do stosowanych przy tworzeniu ośrodków kwartałów; od zachodu opływał go kanał Batario, zasypany w końcu XII w. w związku z poszerzeniem placu. Piazza S. Marco ma szczególne położenie w mieście: przy wjeździe do jego wielkiej arterii komunikacyjnej Canal Grandę, oraz przy zachodnim krańcu główne­ go nabrzeża ładunkowego. Drugi ważny ośrodek, Rialto, łączył przed utworzeniem placu św. Marka

241

swe obecne funkcje centrum życia gospodarczego i politycznego. Leży pośrodku miasta, w miejscu gdzie Wielki Kanał zakreślający ostry łuk zbliża się od północy do placu św. Marka. Pomiędzy tymi dwoma ośrodkami powstało na przełomie XI i XII w. główne w owym czasie skupienie zabudowy. Arsenał, w któ­ rym budowano potężną flotę, „serce państwa wenec­ kiego”, jak go wtedy nazywano, usytuowano wraz z portem wojennym przy wschodnim krańcu miasta. Wytwórców szkieł i mozaik usadowiono na wyspie Murano, bo wywoływali częste pożary. Niewielka wysepka, oddalona od ośrodków życia świeckiego, Isola S. Piętro - była siedzibą patriarchy, który nie odgrywał nigdy większej roli w życiu Wenecji. Tak więc miasto już w średniowieczu miało strukturę logiczną i racjonalną. Chociaż jego rozwój nie odbywał się stosownie do wybiegającego w da­ leką przyszłość planu, nie był bynajmniej bezładny czy też całkowicie samorzutny. Stanowił wynik przestrzegania określonych zasad i „modeli” kształ­ towania przestrzennego, przyświecających jego bu­ downiczym. Powołane do tego instytucje i osoby nieustannie kontrolowały rozbudowę Wenecji i ste­ rowały nią, uwzględniając wymagania jakże trudne­ go środowiska naturalnego. Miasto dzieliło się na jednostki mniejsze i większe, miało swe ośrodki lokalne oraz ogólnomiejskie, strefy o określonym użytkowaniu. Zasadom strukturalnym, odnoszącym się do całego organizmu miejskiego, towarzyszyły określone reguły i upodobania, dotyczące kształto­ wania jego elementów. Panowała asymetria w planach campi, w bryłach kościołów z dzwonnica­ mi, częstokroć w elewacjach budynków, w przekro­ jach ulic z kanałami biegnącymi z jednej i drogami dla pieszych z drugiej strony, w sposobie zamyka­ nia architektonicznego widoków ulicznych. Wy­ kształciły się budynki mieszkalne, odpowiadające podziałowi społecznemu ludności: domy patrycjatu, które przeobraziły się z casa fondaco, domu ze składem, w pałace, w miarę tego, jak ich posiada­ cze wycofywali się z handlu i zostawali właściciela­ mi ziemskimi, a także case m inori oraz popolari. Ich kształtowanie utrzymywało w ciągu wieków wiele cech tradycyjnych, chociaż ulegało z czasem prze­ obrażeniom. 242

Operowano chętnie kontrastami. Przy Canal Gran­ dę skromne domy sąsiadujące z pałacami podkreśla­ ją Ich okazałość oraz składają się wraz z nimi na obraz ogromnie urozmaicony. Z wąskich, mrocznych uliczek wkracza się na zalane słońcem placyki, przy których wznoszą się wielkie dzieła architektury i rzeź­ by. Wreszcie, kontrasty największe uderzają na placu św. Marka, przebudowanym w XVI w. stosownie do planu, który zmienił zarówno zarys, jak i kształt archi­ tektoniczny placu. Wielkie rozmiary oraz regularność dwóch dłuższych ścian dystansują go od wszystkich campi. Jego część zachodnia, otoczona Prokuracjami, tworzy rodzaj teatralnej widowni, kontrastującej ze sceną, na której panują bazylika św. Marka, Pałac Dożów i dzwonnica. Właściwa Piazza kontrastuje z Piazzettą otwartą ku lagunie; poziome bryły budyn­ ków z kopułami bazyliki oraz ze smukłą dzwonnicą. Także plac św. Marka cechuje asymetria. Nie tylko dwie boczne ściany placu, ale i ściany Piazzetty są nierównoległe względem siebie, bazylika św. Mar­ ka wysuwa się przed Pałac Dożów, dzwonnica usytu­ owana jest asymetrycznie w stosunku do innych budowli, Nowe Prokuracje są wyższe od Starych. Obecny kształt placu stanowi wynik działalności dziesiątków pokoleń - od XVI w. do Napoleona I. W tym czasie upodobania architektoniczne zmie­ niały się bardzo istotnie, co znalazło odbicie w po­ szczególnych budowlach. Ale właśnie u podstaw uroku placu, jak i całej Wenecji leży jedność przeci­ wieństw, jednolitość wśród różnorodności, znakomite połączenie dyscypliny i swobody. Na szkicu przedstawiającym zespół katedralny w Pizie Le Corbusier odnotował zalecenie Laugiera: „jednolitość w detalu, tumult w całości”. Istotnie zespół ten, realizowany od XI do XIV w., cechuje duża jednolitość stylistyczna. W Wenecji, budowanej w znacznie dłuższym okresie, widoczne są zmiany upodobań architektonicznych - ale i tu można mówić o jednolitości detalu, bardziej złożonej, bo wielowąt­ kowej. Powtarzają się gotyckie ostrołuki nad cienkimi kolumienkami oraz łuki pełne, przedzielone kolumna­ mi i pilastrami, charakterystyczne dla XVI-XVIIt w., stosowane na różne sposoby, a jednak do siebie podobne. Powtarzają się typowe dla Wenecji obramo­ wania okienne z jasnego kamienia na tle barwnego

tynku budynków skromniejszych; marmury pojawiają się w elewacjach pałaców. Wędrując uliczkami i ka­ nałami Wenecji, przeżywa się krajobraz miasta jak utwór muzyczny, w którym powracają motywy i melo­ die uprzednio słyszane; dźwięki współbrzmią harmo­ nijnie, po partiach wyciszonych następują donośne, całość sprawia wrażenie jednolite a bardzo urozma­ icone, niezapomniane. Pewna doza tumultu, jaka cechuje zarówno całość, jak i jej fragmenty, wzbo­ gaca odczucia widza. Na przełomie XV i XVI w. Francuz Philippe de Commines pisał o Canal Grandę, że jest „najpiękniej­ szą ulicą na całym świecie”. Wenecję nazwał mias­ tem najbardziej tryumfalnym ze wszystkich mu zna­ nych. Przy genueńskiej Strada Nuova powstały w XVI w. dwa szeregi pałaców miejscowej arysto­ kracji, wśród których były budowle, ze względu na swój „tryumfalny” charakter oraz walory architekto­ niczne, nie mające równych sobie wśród pałaców weneckich. A jednak genueńska Strada, stylistycznie jednolita, wydawać się może - używając określenia Laugiera - „mdła i zimna” w porównaniu z Canal Grandę. Zawdzięcza on swój urok przede wszystkim wstędze wody, w której odbijają się usytuowane nad nią szeregi budynków - ale także architekturze, skła­ dającej się na obraz urozmaicony, a przy tym bardzo jednorodny. O wrażeniu krajobrazu miejskiego stano­ wi nie tylko jakość poszczególnych budynków, ale przede wszystkim - sposób ich usytuowania oraz powiązania w całość. Na koniec wróćmy jeszcze do Laugiera: Pisał on: „Trzeba patrzeć na miasto jak na las; ulice miasta są jakby drogami lasu i muszą być podobnie wytycza­ ne”. Z tego zalecenia niewiele wynika: drogi leśne można prowadzić na różne sposoby. Doskonałym przykładem planowania miasta, tak jak lasu jest

Karlsruhe w Badenii, założone w 1715 r. przez margrabiego Karola Wilhelma. Punktem wyjścia założenia była wieża pałacu, z której rozchodziły śię ' promieniste drogi: na północy dzieliły las na 24 iden­ tyczne wycinki, na południu wyznaczały granice wy­ cinków przeznaczonych pod zabudowę miejską. Margrabia, autor koncepcji planu, cieszył się na pew­ no jego doskonalą regularnością i mnogością dróg. Ze swego pałacu widział pięknie zagospodarowany las; okna południowe otwierały spojrzenie na park otoczony budynkami publicznymi, dalej ukazywały się niskie domki jego poddanych. Nie sądzę, by widok ten zachwycił Laugiera z jego upodobaniem do łą­ czenia „porządku z dziwacznością”. W naszych oczach Karlsruhe stanowi piękny przykład rezydencji książęcej doby klasycyzmu, ale bezsprzecznie nie daje wzoru do naśladowania. O tym, jak bardzo zmieniają się zasady kształtowania lasów czy parków leśnych, świadczy chociażby Lasek Buloński w Pary­ żu, który po dojściu do władzy Napoleona III, będące­ go pod silnym urokiem angielskich parków, stracił cechy charakterystyczne dla przeciętych regularnymi drogami lasów podparyskich i otrzymał swój obecny charakter podmiejskiego parku krajobrazowego. A jednak sugestia Laugiera, by kształtując miasto myśleć o lesie, zasługuje jak najbardziej na uwagę jeśli nie szuka się wzorca w sposobie rozplanowania dróg, ale pragnie stworzyć krajobraz miejski przypo­ minający las swym bogactwem połączonym z jedno­ rodnością. Las, z jego rozmaitością szaty roślinnej, sięgającej od niskiego runa poprzez krzewy aż po wysokie piętra koron drzew. Las, tworzący wraz z zamieszkującymi go zwierzętami i elementami przyrody nieożywionej doskonały ekosystem. Las, który wywołuje w nas uczucie podziwu i radości.

i Dbać o symbiozę ze środowiskiem przyrodniczym

Środowisko przyrodnicze powinno mieć w oczach urbanisty znaczenie „determinujące”, jednakże w sen­ sie tego słowa różniącym się istotnie od nadawanego

mu na początku naszego wieku. Determinare ozna­ cza po łacinie: określać granice. Można by nawiązać do tytułu cytowanego wyboru pism Ratzla - Moc

243

ziem i a los narodów i powiedzieć: potęga człowieka jest obecnie tak wielka, że jeśli nawet nie przesądza o losach ziemi, może brutalnie zmienić warunki natu­ ralne i uczynić ziemię niezdatną do życia. Determinu­ jące znaczenie środowiska w planowaniu przestrzen­ nym wynika z istnienia granic, których człowiekowi nie wolno przekroczyć bez krzywdy dla otaczającego go świata i dla samego siebie: granic dopuszczalne­ go przekształcenia środowiska przyrodniczego, gra­ nic eksploatacji zasobów natury, granic zanieczysz­ czenia powietrza, wód i ziemi oraz wielu innych. Pisałem o mieście, jako o ekosystemie, nieustan­ nie zmieniającym się, głównie w związku z działalno­ ścią ludzką. Można też mówić o symbiozie ludności miejskiej ze środowiskiem, w którym się usadowiła. Ażeby symbioza ta nie przekształciła się w stosunek pasożytniczy, człowiek musi oględnie korzystać z dóbr przyrody, chronić je przed degradacją i pielęg­ nować, regenerować i wzbogacać. Zaburzenia rów­ nowagi ekologicznej osiągają dziś rozmiary i zasięg, jakich nie znały minione wieki. Mówi się na ten temat bardzo wiele, ale czyni niewspółmiernie mało, aby szkodom zapobiec. Prowadzi się rabunkową gospo­ darkę dobrami przyrody. Degradacja środowiska pociąga za sobą niepokojące pogorszenie stanu zdrowia ludności. Niszczeją skarby wielowiekowego dziedzictwa kulturowego. Ochrona przyrody powinna być podstawową „determinantą” obowiązującą budow­ niczych miast. Stopień i rodzaj niezbędnych ograniczeń zależy od charakteru środowiska przyrodniczego i jego wrażliwości na działalność ludzką. Syberia gromadzi ogromne bogactwa naturalne, ale równowagę ekolo­ giczną można na jej terenie szczególnie łatwo naru­ szyć. Na dużych obszarach występuje „wieczna marzłoć”: górna warstwa ziemi jest zamarznięta, lecz niewielkie zakłócenie bilansu cieplnego może spowo­ dować topnienie lodu, a wtedy budynki, drogi i ruro­ ciągi zanurzają się w grząskim gruncie. Rzeki i jeziora są bardziej podatne na zanieczyszczenie, albowiem z uwagi na niską temperaturę procesy samooczysz­ czania wód przebiegają bardzo powoli. Także drzewa rozwijają się wolniej niż w cieplejszym klimacie, a zni­ szczona szata roślinna odradza się z wielkim trudem. Plan zagospodarowania przestrzennego Syberii

244

uwzględnia w szerokim zakresie wymagania ekologi­ czne. Trasę Bajkalsko-Amurskiej Magistrali Kolejowej odsunięto od jeziora Bajkał, aby nie naruszać otacza­ jącej je strefy ochronnej, chociaż spowodowało to prowadzenie kolei przez górzyste tereny oraz budo­ wę dodatkowych tuneli. Determinujące znaczenie miały więc nie względy ekonomiczne, związane z to­ pografią, ale postulaty ekologiczne. Po zwycięstwie nad Persami Ateńczycy, pragnąc uświetnić Akropol okazałymi budowlami, zmienili jego kształt: wznieśli od południa i północy potężne mury oporowe oraz nadsypali i poszerzyli teren, na którym miał powstać Partenon i Erechtejon; zachowany fragment muru ma blisko 15 m wysokości. Nie naru­ szyli natomiast części wzgórza na zachód od Erechtejonu: rosło tu święte drzewo oliwkowe zasadzone przez Atenę, która w ten cudowny sposób dała Attyce źródło jej bogactwa. Erechtejon między innymi dlatego otrzymał skomplikowaną bryłę, że trzeba było uszanować rosnące o parę metrów od jego zachod­ niej ściany drzewko. To ono, a nie kształt dominują­ cej nad miastem skały, zostało uznane za nienaru­ szalną „determinantę”. Czy trzeba wiązać z drzewami wierzenia religijne, aby je ratować? Wystarczy świa­ domość znaczenia, jakie ma dla nas przyroda, źródło nie tylko naszych bogactw, ale i radosnych wzruszeń. Determinizm środowiska w sensie przed chwilą zdefiniowanym wyznacza granice, których przekro­ czenie miałoby konsekwencje negatywne; może to powodować konieczność rozlicznych zakazów. Jed­ nakże analiza środowiska powinna prowadzić także do wniosków pozytywnych. Przyroda daje rozliczne atuty, jakie trzeba w pełni wyzyskać, jeśli miasto ma być zbudowane i funkcjonować w sposób ekonomicz­ ny, jeśli ludność ma otrzymać dobre warunki klimaty­ czne, łatwy dostęp do zieleni, także pozamiejskiej. Dotyczy to również wyzyskania terenu dla wzbogace­ nia i urozmaicenia krajobrazu miejskiego. Dla budow­ niczych miast wynikają z tych stwierdzeń nakazy bardzo istotne. Środowisko przyrodnicze powinno „żywić” ich wyobraźnię. Pionierzy współczesnej urbanistyki kreślili od XIX w. różne modele osadnictwa miejskiego, czy też miast przyszłości, bardzo do siebie niepodobne. Cechowało je jedno wspólne dążenie do wyrwania

ludności dużych miast z kamiennych pustyń, w któ­ rych żyła. Wołanie o przywrócenie kontaktu z przyro­ dą łączyło reformatorów budowy miast, działaczy społecznych i literatów, teoretyków i praktyków urba­ nistyki. „Utopijni socjaliści", tacy jak Charles Fourier i Robert Owen, postulowali na początku XIX w. two­ rzenie położonych wśród pól i lasów niewielkich osad, których mieszkańcy pracowaliby w przemyśle i rolnictwie. Artura Soria, przekonany o konieczności ścisłego powiązania kształtu miasta z trasami komu­ nikacji szynowej, wysunął koncepcję „miasta liniowe­ go”, jakie mogłoby wąskim pasem łączyć odległe miasta, nawet na różnych kontynentach. Za wielką zaletę swej idei uważał zbliżenie ludności miejskiej do przyrody: rozległe kompleksy zieleni znajdowałyby się w zasięgu kilkuminutowego spaceru, domy miesz­ kalne leżałyby w niewielkich ogródkach. Soria zreali­ zował w Madrycie na przełomie XIX i XX w. niewielki odcinek tak pomyślanego „miasta liniowego”. Kiedy dziś przelatuje się nad nim, to dzięki zieleni ogrodów, która z czasem pięknie się rozrosła, wyróżnia się ono z bezładnej, otaczającej je gęstej zabudowy. Byłoby zasadniczym błędem uważać, że w oczach Ebenezera Howarda postulowany przez niego „ma­ riaż miasta i wsi” ograniczał się do budowy domków z ogródkami. „Miasta-ogrody” miałyby być wyposażo­ ne także w rozległe tereny zieleni publicznej oraz, co najważniejsze, otoczone rolami i pastwiskami, ogródkami działkowymi i lasami, zajmującymi po­ wierzchnię kilkakrotnie większą od miasta. Tony Garnier, zaprzątnięty myślą o modelu „miasta przemysło­ wego”, przywiązywał wielką wagę do ułatwienia kon­ taktu ludności z zielenią, nasycając nią dzielnice mieszkaniowe. Po rewolucji 1917 r. architekci rosyjscy propono­ wali zastąpienie miast i wsi „liniami osadniczymi”, w których żyłaby ludność pracująca w zawodach tradycyjnie miejskich i wiejskich; rysowali plany prze­ kształcenia Moskwy w „zielone miasto”. W przeciwieństwie do wielu innych pionierów współczesnej urbanistyki, Le Corbusier nie odrzucał wielkiego miasta, ale pragnął je przekształcić. Prze­ ciwstawiał koncepcji Howarda „miasto-ogród piono­ we”, w którym wysokie budynki byłyby przedzielone kompleksami zieleni. Zaprojektował budynki wielo­

kondygnacyjne o mieszkaniach wyposażonych w za­ zielenione tarasy; koncepcję tego rodzaju miast „wi­ szących ogrodów” zademonstrował w 1922 r. „Cud drzew i parków przywraca skalę ludzką” pisał. Po ostatniej wojnie przystąpiono w różnych kra­ jach do budowy miast całkowicie nowych. Można wśród nich wyróżnić te, które wykazują tendencję do najpełniejszego wykorzystania krajobrazowych walo­ rów sytuacji oraz zapewnienia ludności kontaktów z przyrodą. Należą do nich Tychy (H. Adamczewska i K. Wejchert projekt z 1953 r.). Tereny pod miasto wybrano tak, że graniczą od zachodu i południa z dużym kompleksem lasów oraz położonym malow­ niczo jeziorem Paprocany. Przez całe miasto prze­ biega szerokie pasmo zieleni prowadzące ku lasowi z jeziorem na południu oraz ku zaprojektowanemu parkowi, także wzbogaconemu płaszczyzną wodną, na północy. Z tym kośćcem miasta wiąże się tkanka terenów sportowych i zazielenionych, przenikająca dzielnice mieszkaniowe. Także wnętrza osiedli wypeł­ niają ukształtowane w sposób urozmaicony tereny zielone. Prowadzą nimi drogi piesze, z których korzy­ stają mieszkańcy, jeśli chcą uniknąć chodzenia ulica­ mi o ruchu kołowym (il. 491-498). Ograniczam się w tej książce głównie do Europy, ale wspomnę jeszcze o Chandigarh z uwagi na rolę naturalnego krajobrazu w kształtowaniu miasta, a także dlatego, że koncepcję wpisania go w środo­ wisko, a zwłaszcza wyboru miejsca pod „kapitol”, wysunął Maciej Nowicki. Nie wspomniał o tym główny autor zrealizowanego planu, Le Corbusier, chociaż podstawowe elementy obydwóch projektów są do siebie bardzo zbliżone. Po długiej dyskusji na temat usytuowania stolicy indyjskiej części Pendżabu, postanowiono zbudować ją na pięknie położonym, lekko opadającym, dziewi­ czym terenie na przedpolu Himalajów. Zarówno pier­ wszy projekt (Albert Mayer i Maciej Nowicki, 1949-50), jak i drugi, sporządzony po tragicznej śmierci Nowickiego (Le Corbusier, Maxwell Fry, Pierre Jeanneret, Jane Drew, 1951) usytuowały „Ka­ pitol” obejmujący główne budynki administracji i sądo­ wnictwa, na samym krańcu miasta, na niewielkim wzniesieniu poza obrębem zabudowy mieszkaniowej. Lokalizacja na skraju miasta zespołu gmachów, któ­

245

rym Chandigarh zawdzięcza powstanie, mogła budzić zastrzeżenia. Ale jego położenie posiadało w oczach autorów wybitne walory krajobrazowe. W myśl kon­ cepcji Nowickiego, dominujący nad miastem Kapitol byłby objęty dwoma zbiegającymi się przed nim ra­ mionami rzeki. Przy pięknej pogodzie pojawiałyby się na horyzoncie pokryte śniegiem szczyty Himalajów. Majestatyczne góry występują w licznych rysunkach Le Corbusiera, jako dalekie tło zabudowy. Wygranie dla ekspozycji Kapitolu tafli wodnej na pierwszym, a Himalajów na dalekim planie mogło podniecić wyobraźnię. Niestety, przeprowadzone badania hydrotechniczne wykazały, że otaczające Kapitol odnogi rzeki nie byłyby w ciągu całego roku wypełnione wodą - a po jej odpłynięciu obnażałoby się kamieniste koryto. Widok budynków publicznych odbijających się wraz z lazurem nieba w wodzie, okazał się mirażem. Zrezygnowano więc w zrewidowanym projekcie z tego efektu i przesunięto Kapitol w kierunku północ­ no-zachodnim. Między gmachami Kapitolu Le Corbu­ sier zachował rozległą, wolną przestrzeń, co ułatwia spojrzenie na krajobraz. W planach Nowickiego i Le Corbusiera przez całe miasto prowadziło do Kapitolu szerokie pasmo mie­ szczące różne obiekty usługowe. W pierwszym pro­ jekcie sieć ulic nawiązywała do rysunku liścia. W dru­ gim była znacznie bardziej schematyczna; monotonię regularnego układu łagodziła zieleń. W jednym, jak i w drugim projekcie starano się wykorzystać cechy środowiska przyrodniczego dla wyeksponowania najważniejszego kompleksu budynków publicznych i dla urozmaicenia krajobrazu miasta. Postulat awangardy urbanistycznej z początków XX w., by - jak pisał Tony Gamier - teren miast miał charakter wielkiego parku, albo żeby przynajmniej budynki mieszkaniowe powstawały w środowisku zielonym, realizowany był przeważnie bardzo sche­ matycznie. Powstawały całe „blokowiska”, w których domy sytuowano w sposób identyczny, zgodny z wy­ mogami racjonalnego oświetlenia mieszkań i prze­ wietrzania bloków - oraz obniżenia kosztów budowy. Nie dbano natomiast o tworzenie urozmaiconego krajobrazu miejskiego, odcięto się od tradycyjnych wnętrz ulicznych i placów, które w mieście histo­

246

rycznym były terenami ożywionych kontaktów społecznych. W ostatnich latach doszło do ostrej krytyki takich schematycznych i bezdusznych zespołów zabudowy. Wielu budowniczych miast szukało doskonalszych rozwiązań modelu „miasta-parku”; inni postulowali całkowite zarzucenie zasad, jakie głosiła awangarda pierwszej połowy wieku. „Postmoderniści" twierdzili, że idea „miasta zielonego” upadła. Domagali się powrotu do obrzeżnej zabudowy i rehabilitacji trady­ cyjnej ulicy. Tego rodzaju postulaty są niesłuszne. Można wskazać na różne nowe realizacje, które zapewniają ludności kontakt z zielenią i życie w środowisku zindywidualizowanym, z którym może się zidentyfiko­ wać. Spełniają takie warunki na przykład nowe osied­ la w Tychach. Każde z nich ma swoje, urozmaicone oblicze, są poprzecinane siecią dróg, którymi można dojść wśród zieleni do ogólnomiejskich lub podmiej­ skich terenów parkowych i leśnych. Główne drogi piesze otoczone są domami mieszkalnymi z usługami w parterach albo przechodzą koło ośrodków usługo­ wych. Nie zrywają z osiągnięciami urbanistyki awan­ gardowej, ale wzbogacają je oraz oznaczają postęp, a nie regres. Chcąc pokazać, jak należy „reurbanizować” ze­ społy zabudowy rzekomo nadmiernie rozluźnione, jeden z przedstawicieli „postmodernizmu” zaprojekto­ wał szereg nowych budynków na terenie Kapitolu w Chandigarh. Ten pomysł przypomina mi inny, bardzo podobny, sprzed dwóch wieków. Kiedy w Paryżu postanowiono usytuować plac ku czci Ludwika XV na zachód od ogrodów Tuileries, podniosły się głosy, że w ten sposób przesłoni się „najpiękniejszy widok na świecie” oraz że niemożliwe jest „urządzenie w tym miejscu pięknego placu przy zachowaniu wspaniałości zespołu Tuileries i Esplanady Pól Elizejskich". A jednak Jacques-Ange Gabriel zadanie to rozwiązał znakomicie: zaznaczył budynka­ mi tylko północną ścianę placu, natomiast do osi biegnącej od Tuileries Polami Elizejskimi do wznie­ sienia, na którym miał później stanąć Łuk Tryumfalny, dodał oś do niej prostopadłą, zakończoną kościołem św. Magdaleny i pałacem Burbonów. Powstał wieloplanowy zespół przestrzenny, jeden z najpiękniej­

szych w Paryżu. Wszakże krytyka Place de la Con­ corde nie ustała. W 1789 r. przedłożono Ludwikowi XVI projekt usunięcia „defektów” placu przez ustawie­ nie na nim czterech identycznych, ogromnych budyn­ ków. Jeszcze po Wielkiej Rewolucji ponawiano takie pomysły. Jakie szczęście, że Placu Zgody nie „zreurbanizowano”. Odczuwana przez ludność potrzeba kontaktu z przyrodą nie może być zaspokojona na obszarze samego miasta i jego najbliższego sąsiedztwa, na którym tereny zielone przyjmują z konieczności formę daleko odbiegającą od krajobrazu pierwotnego. Zatło­ czenie obiektów służących rekreacji nie pozwala na odprężenie w ciszy i samotności. Na fali demokraty­ zacji życia społecznego dochodzi dziś do ogromnego wzrostu chęci kontaktu z terenami otwartymi. Udo­ skonalenie środków transportu, a zwłaszcza rozpo­ wszechnienie samochodu osobowego, otwiera możli­ wości wypoczynku z dala od miasta oraz daje silny impuls turystyce. Postulat, by miasto było „wielkim parkiem”, w którym wznoszą się zespoły zabudowy mieszkaniowej, przenosi się na cały kraj, a zwłaszcza na jego rejony najbardziej atrakcyjne dla wypoczynku pobytowego i turystyki. Dokoła różnych wielkich aglo­ meracji miejskich - między innymi dokoła Warszawy (il. 465) i Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego zaprojektowano szerokie, sięgające klinami w obręb obszarów budowlanych, pasy terenów zielonych z różnorodnymi ośrodkami turystyki, sportu i wypo­ czynku. W latach osiemdziesiątych wysunięto w Pary­ żu plan odtworzenia dokoła stolicy, w promieniu 20-30 km od katedry Notre-Dame, niemal nieprze­ rwanego „pasa zielonego”, obejmującego lasy, parki, tereny rolne itp. Całość ma mieć powierzchnię 90 tys. ha, czyli 100 razy większą niż Bois de Boulogne, największy park paryski, i służyć wypoczynkowi lud­ ności. Projekt gigantyczny, na miarę popełnionych w przestrzeni błędów i zaniedbań, wszedł już w fazę realizacji. Symbioza ze środowiskiem przejawiała się w przeszłości na różne sposoby. Przy budowie miast stosowano materiały najłatwiej dostępne. Kamień z najbliższych kamieniołomów, cegła, o barwie zależnej od eksploatowanych złóż glinki, czy też drewno, używane do budowy ścian, krycia

dachów, a także do brukowania ulic i grodzenia działek, wpływały na formowanie się charakterysty­ cznych cech krajobrazu miejskiego. Duże znacze­ nie dla ich powstawania miały lokalne tradycje budowlane, przechodzące z pokolenia na pokole­ nie. Także i one stanowiły cechę terenu, w którym zapuściły korzenie, niby miejscowe rośliny, by po­ dobnie jak one ustępować z czasem miejsca nowym. Miasta różniły się nie tylko materiałami stosowanymi przy budowie, ale też tradycyjnym sposobem sytuowania budynków na działkach, konstrukcją dachu oraz niezliczonymi, tradycyjnymi detalami architektonicznymi. Stare miasta i mia­ steczka mają często wiele cech indywidualnych, charakterystycznych dla regionu w jakim powstały. Dziś materiały budowlane mogą być sprowadzane z dużych odległości; beton wyparł kamień, cegłę i drewno. Uznawane wzorce architektoniczne stoso­ wane są powszechnie i zacierają miejscowe trady­ cje. Uprzemysłowienie i standaryzacja budownictwa oraz jego masowy charakter zwiększają niebezpie­ czeństwo monotonii naszego środowiska życia. Stąd trudności zidentyfikowania się z nim, jego obcość i przytłaczający charakter, odczuwane przez ludność współczesnych miast. Trzeba starać się walczyć z tą uniformizacją krajobrazu miejskiego, wykorzystując cechy środowiska oraz nawiązując do tego, co do niego wniosła działalność minionych pokoleń. Postępując w ten sposób, można zarówno znakomicie poprawić wrażenie, jakie sprawia archi­ tektura, ale i odwrotnie - środkami architektoniczny­ mi wzbogacić krajobraz naturalny i zaakcentować jego szczególne cechy. Przyroda jest nie tylko źródłem różnorodnych bogactw, eksploatowanych często ponad miarę przez człowieka, ale może mu także przynieść zagrożenia. W dziejach budowy miast wiązały się one najczęściej z wylewami rzek, z nanoszeniem pokładów mułu i innymi podobnymi zjawiskami. Ażeby zapobiec niebezpieczeństwom, trzeba nie­ kiedy wykonywać wielkie roboty inżynieryjne zarów­ no na terenie samego miasta, jak i tam, gdzie po­ wstają zagrożenia. Należy wtedy starać się, aby budowle takie w możliwie najmniejszym stopniu naruszały walory krajobrazu naturalnego - aby nie 247

przekształcały koryt rzek w wąskie kanały otoczone wysokimi murami, aby nie utrudniały dostępu ludno­ ści do wody itd. Do niedawna nad Londynem ciąży­ ła dramatyczna groźba, związana z powolnymi, ale nie dającymi się powstrzymać, samoistnymi zmiana­ mi środowiska. Aby zapobiec najgroźniejszym, wybudowano w dolnym biegu Tamizy potężną, ruchomą, metalową zaporę, ukończoną w 1984 r. Łączy ona obydwa brzegi, odległe w tym miejscu o 520 m; spoczywa na dnie rzeki, ale w razie po­ trzeby może unieść się, aby zagrodzić drogę wez­ branym falom morskim. Wprawdzie zapobieżenie powolnemu zanurzaniu się lądu przekracza .możli­ wości człowieka, ale potrafił on zaradzić groźnym skutkom zachodzących procesów. Obyło się szczę­ śliwie bez degradacji środowiska. Nie chodzi dziś tylko o to, by krajobraz naturalny cieszył oko, ale by powietrze, wody i gleby nie były zanieczyszczone, a flora i fauna rozwijały się zdro­ wo, by tereny zajęte pod rolnictwo, hodowlę czy lasy odpowiadały zarówno wymaganiom racjonalnej

gospodarki, jak i naszemu zrozumieniu praw biolo­ gicznych, rządzących środowiskiem przyrodniczym. We wspomnieniach o wędrówkach po Paryżu, Guillaume Apollinaire opowiadał o starej uliczce, do której przylegał wielki ogród, pełen bujnej roślinności. Przed świtem, pisał poeta, ulica była najpiękniejsza: dawał tam koncert kos przy akompaniamencie tysię­ cy ptaków. Powinniśmy dbać o to, by miasta roz­ brzmiewały nie tylko odgłosami ruchu samochodów, ale i ptasim śpiewem. Trzeba przenikać zabudowę zielenią dostatecznie bujną, by zadomowiły się w niej ptaki i urządzały swe koncerty. Jeśli miasto ma być ekosystemem harmonijnym, trzeba dbać o jego budynki oraz o przestrzenie wodne, o ludzi, florę i faunę. Człowiek stanowi cząstkę środowiska przyrodni­ czego, w jakim żyje. Przekształca je i sam formuje się pod jego wpływem. Sądzę, że zbyt ostre przeciw­ stawianie środowiska człowiekowi i „mocy ziemi” losowi narodów - leży u podstaw przerysowań i błę­ dów Ratzla.

g. Starać się o warumSci sprzyjające osiągnięciu celów Voltaire nie bez pewnej racji pisał, że władca absolutny może bez trudu osiągnąć ambitne cele w dziedzinie budownictwa. Więcej nawet: może nie liczyć się przy tym z potrzebami i życzeniami ludności. Sam Voltaire zarzucał Królowi-Słońce zaniedbywanie Paryża dla Wersalu. W krajach, którymi nie rządzi władca absolutny, poczynania w dziedzinie urbanistyki i architektury zależą od społeczeństwa. W średniowiecznych miastach o ustroju komunalnym, który rozwinął się szeroko we Włoszech, rady miejskie rozpatrywały wszystkie ważniejsze problemy z dziedziny budownictwa, uchwalały „statuty” dotyczące prowadzenia nowych ulic, często także poza obrębem murów miejskich, stwarzały podstawy walki z samowolą budowlaną itd. Debaty otwarte poprzedzały częstokroć podjęcie decyzji w sprawie wyboru projektów budynków publicznych. Rzesze urzędników miejskich dbały

248

o przestrzeganie uchwał. Społeczeństwo kontrolo­ wało rozwój swego miasta. Pisarze florenccy XIII i XIV w. chwalili demokra­ cję panującą w ich mieście. Uważali, że nawiązuje ono systemem politycznym do antycznych Aten. W rzeczywistości nastąpiła zmiana ustroju na oli­ garchiczny. Nawet w drugiej połowie XIV w., kiedy bierne prawa wyborcze do władz miejskich uzyskali członkowie cechów „niższych”, dostęp do urzędów publicznych miała co najwyżej dziesiąta część lud­ ności. To ta nieliczna klasa społeczna decydowała o sprawach miasta, a między innymi o jego kształ­ cie. W dokumencie z 1294 r., dotyczącym budowy nowej katedry florenckiej, powiedziano pięknie, że miasto nie powinno podejmować śmiałych planów, jeśli ich idea nie odpowiada wielkiej potrzebie serc jego licznych obywateli, zjednoczonych wspólną wolą. Katedra, wznoszona głównie dzięki wysiłkom

najzamożniejszego mieszczaństwa, była dla niego symbolem nie tylko świetności Florencji, ale także pozycji popolo grasso w mieście. Tak czy inaczej, wielkie udane realizacje urbanistyczne i architekto­ niczne miały zawsze poparcie osób albo grup spo­ łecznych sprawujących władzę. Spoczywa ona dziś w rękach całego społeczeń­ stwa. Zjednanie go dla celów urbanistyki stanowi jeden z podstawowych warunków sukcesów budo­ wy miast. Szczególne znaczenie ma poparcie reprezentują­ cych społeczeństwo władz państwowych i miejskich. W Polsce okresu międzywojennego możliwości racjo­ nalnego sterowania zagospodarowywaniem prze­ strzennym kraju i budową miast były ograniczone, ze względu na panujący system gospodarczy oraz skromność środków inwestycyjnych w rękach pań­ stwa i samorządu terytorialnego. A jednak Eugeniusz Kwiatkowski, który w pełni doceniał wagę problematy­ ki urbanistycznej, zdołał - najpierw jako minister przemysłu i handlu, a następnie wicepremier - dopro­ wadzić do realizacji śmiałych koncepcji, o doniosłym znaczeniu dla całego kraju: do budowy Gdyni i zapo­ czątkowania Centralnego Okręgu Przemysłowego. W końcu 1938 r. przedstawił sejmowi do zatwierdze­ nia 15-letni plan zagospodarowania kraju, wyprze­ dzający troską o kierowanie rozwojem przestrzennym większość państw europejskich. Kilka miesięcy póź­ niej wybuchła wojna. Trudne położenie wielkiej części ludności miej­ skiej uniemożliwiało radykalniejszą poprawę sytuacji mieszkaniowej. Niedostateczność środków, jakimi dysponowały miasta, utrudniała szybkie odrobienie ogromnych zaległości gospodarki komunalnej. Mi­ mo to, w ciągu ostatnich pięciu lat przedwojennych doszło w stolicy do ożywionej aktywności w dziedzi­ nie urbanistyki. Była w tym wielka zasługa Stefana Starzyńskiego, prezydenta Warszawy w latach 1934-1939. Doceniał on wagę tych problemów i utworzył przy Zarządzie Miejskim Wydział Plano­ wania, w którym skupił wielu wybitnych urbanistów, zatrudnił między innymi Stanisława Różańskiego i Mariana Spychalskiego. W ciągu zaledwie kilku lat nie tylko sporządzono nowy plan urbanistyczny, ale wiele zrealizowano. Zbudowano kilka nowych arterii

komunikacyjnych, co wymagało uprzedniego naby­ cia terenów i wyburzenia licznych budynków. Zwięk­ szono powierzchnię parków miejskich i wykupiono tereny pod przyszłe takie obiekty. Miasto nabyło kilka kamienic przy Rynku Starego Miasta na cele muzealne. Pod kierunkiem Jana Zachwatowicza przystąpiono do odsłonięcia średniowiecznych mu­ rów obronnych. Wybuch wojny uniemożliwił realiza­ cję wielu zamierzeń, a między innymi planowanej budowy metra. Po zakończeniu działań wojennych, na ziemiach polskich doszło do ogromnego wzrostu zaintereso­ wania planową gospodarką przestrzenną; przyczyni­ ły się do niego zmiany ustrojowe, a także paląca potrzeba odbudowy miast i wsi, które ucierpiały podczas wojny. Wiele zrozumienia i poparcia dla postulatów urbanistyki okazywały najwyższe władze państwowe, a zwłaszcza Bolesław Bierut, najpierw jako prezydent, a następnie premier PRL. Na szczeblu ministerialnym otaczał planowanie prze­ strzenne troskliwą opieką Michał Kaczorowski. W 1952 r. powołano do życia Komitet do Spraw Urbanistyki i Architektury, który działał na najwyższym szczeblu, bo podlegał bezpośrednio premierowi. Był to w czasach powojennych najpo­ myślniejszy okres polskiej urbanistyki. Udoskonalo­ no jej metody, wykazywano dużą troskę o prawidło­ wy rozwój wielkich aglomeracji miejskich oraz miasteczek i wsi. Ale w połowie lat 60. ludzie stoją­ cy wówczas na najwyższych szczeblach aparatu władzy skłonni byli do rezygnacji z postulatów jako­ ściowych, mając nadzieję, że pozwoli to zwiększyć osiągnięcia ilościowe. Komitet zlikwidowano. Rangę urbanistyki i architektury znacznie obniżono. Na­ dzieje na podniesienie produkcji budownictwa nie spełniły się. Efekt dla miast i wsi, dla całej gospo­ darki przestrzennej był żałosny. Budowniczowie miast powinni starać się o po­ pieranie postulatów urbanistyki nie tylko przez od­ powiednie instytucje, ale przez całe społeczeństwo. Ażeby zjednać je sobie, muszą poznać możliwie najlepiej jego potrzeby i życzenia, tłumaczyć mu swe propozycje, starać się przyciągnąć je do współ­ uczestnictwa w sterowaniu rozwojem miast, ale też nie odrzucać niezbędnych kompromisów. 249

Niełatwe to zadanie. Społeczeństwo miejskie jest bardzo złożone. Różne grupy społeczne, różni ludzie mają swoje potrzeby, życzenia i preferencje. Przywiązanie do poglądów tradycyjnych utrudnia akceptację nowych rozwiązań. Ludność wysuwająca postulaty nie zawsze zdaje sobie sprawę z możli­ wości ich uwzględnienia, wobec ograniczonych środków stojących do dyspozycji oraz istnienia innych, ważnych potrzeb społecznych. Nie docenia zazwyczaj ogromnej złożoności problemów związa­ nych z budową miast. Łatwo dziś wskazać na różne decyzje, powzięte przez społeczeństwo i jego organy przedstawiciel­ skie, które okazały się z czasem błędne. Weźmy dla przykładu sprawy komunikacji. W Londynie już pierwszy odcinek kolei podziemnej z napędem parowym otrzymał w 1863 r. rozstaw szyn dostoso­ wany do wagonów kolei naziemnych. Dzięki temu pociągi londyńskiej underground po opuszczeniu tuneli wyjeżdżają dziś daleko poza granice miasta i obsługują aglomerację stołeczną. „Wielki Londyn”, dysponujący sprawnym systemem komunikacji, zajmuje rozległe tereny, stosunkowo luźno zabudo­ wane. Inaczej stało się w Paryżu. Kiedy w końcu XIX w. paryska rada miejska obradowała nad budo­ wą metra, przeważył pogląd, że jego sieć nie po­ winna wykraczać poza administracyjne granice stolicy, aby nie ułatwiać odpływu podatników na tereny podmiejskie. W celu obniżenia kosztów bu­ dowy, zastosowano wagony o mniejszym rozstawie szyn, co uniemożliwiło powiązanie w jedną całość sieci metra i podmiejskich linii kolejowych. Takie rozwiązanie nie zapobiegło rozlaniu się zabudowy poza granice Paryża (w całym Regionie Paryskim mieszka dziś 4 razy więcej osób niż w obrębie gra­ nic administracyjnych miasta), natomiast dojazd z peryferyjnych części aglomeracji do centrum środ­ kami komunikacji publicznej wymaga często prze­ siadania się z kolei podmiejskiej do metra i autobu­ sów. Z czasem kilka linii metra przedłużono poza miasto, ale istotną korektę systemu komunikacji przyniosła dopiero, zapoczątkowana w latach sześćdziesiątych, budowa Szybkiej Kolei Regional­ nej normalnotorowej, której linie przechodzą w centralnej części aglomeracji pod ziemią i mają

250

kilka stacji połączonych ze stacjami metra, nato­ miast na peryferiach łączą się z liniami kolejowymi. Po ostatniej wojnie opracowano projekt metra dla Zurychu. Decyzję o jego budowie poddano referen­ dum ludności, która z uwagi na koszty uznała inwe­ stycję za zbędną. Czy decyzja ta była słuszna? Czy szybka kolej miejska nie okaże się potrzebna? Komunikacja miejska korzysta z sieci ulic przeważ­ nie niedostatecznie szerokich i jest dziś utrudniona, a budowa metra wobec postępującej rozbudowy miasta może być w przyszłości jeszcze kosztow­ niejsza niż w czasie, kiedy pierwszy projekt odrzucono. Jakże łatwo jest w skomplikowanej dziedzinie budowy miast o prognozy, które się nie sprawdziły! Błędy takie popełniali także wybitni urbaniści i architekci. We wszystkich dziedzinach życia błędy i omyłki są nieuniknione, zwłaszcza gdy się szuka dróg nowych, doskonalszych od dotychczasowych. Dia­ log ze społeczeństwem służy między innymi ograni­ czeniu błędów budowniczych miast przy ocenie oczekiwanej postawy ludności. Działalność urbanistyczna zależy w wielkim stopniu od warunków prawnych i organizacyjnych, w jakich się odbywa sporządzanie planów i wprowa­ dzanie ich w życie. Budowniczowie miast muszą walczyć o stworzenie warunków sprzyjających właś­ ciwemu sterowaniu rozwojem miast. Chodzi o podporządkowanie działalności wszystkich inwes­ torów - także tych najmożniejszych, starających się wyłamywać z narzuconych im rygorów - planom urbanistycznym, koordynującym różne inicjatywy partykularne w imię nadrzędnego dobra społeczne­ go. Chodzi o umożliwienie dysponowania terenami, niezbędnymi dla racjonalnego rozwoju miast. Cho­ dzi o takie ustawienie procesu planowania i realiza­ cji, aby dialog między urbanistami i społeczeń­ stwem, o którym mówiłem, mógł mieć wpływ na plany oraz na dysponowanie środkami finansowymi przeznaczonymi na budowę miast. Chodzi o stwo­ rzenie takich relacji między projektantami a inwesto­ rami i wykonawcami planów, aby podstawowe zało­ żenia współczesnej urbanistyki nie były w praktyce wypaczane.

Z czasem zmieniały się bardzo istotnie motywy planowania i charakter planów. Podczas ancien rśgim e’u używano we Francji terminu „plany upięk­ szenia”; panujący interesowali się wyglądem miast, zwłaszcza stolicy. Kiedy po upadku monarchii po­ stanowiono zająć się przebudową Paryża, powołano w celu sporządzenia planu „Komisję Artystów”; nazwa ta nawiązywała do tradycji, chociaż zaintere­ sowania autorów planu wybiegały już daleko poza problemy upiększenia stolicy. W okresie międzywo­ jennym plany urbanistyczne nazywano w Polsce planami zabudowania; dziś stosuje się termin dają­ cy wyraz poszerzeniu problematyki urbanistycznej: plany zagospodarowania przestrzennego. Doszło też do poszerzenia zasięgu przestrzennego; jesz­ cze przed wojną zapoczątkowano w Polsce plano­ wanie regionalne i krajowe. Dziś różne zagadnienia rozwiązuje się przekraczając granice państwowe. Sporządza się plany perspektywiczne i nastawione na etap najbliższy. Wreszcie doszło do ważnej zmiany: w elabora­ tach planów, zwłaszcza długofalowych, dokumenty ilustrujące graficznie kształt przestrzenny miasta, do jakich sporządzania nieomal ograniczało się ongiś planowanie urbanistyczne, stały się tylko jednym z narzędzi niezbędnych do sterowania rozwojem miasta. Elaboraty planów zawierają różnorodne informacje, wytyczne i wskazówki, jakich trzeba przestrzegać dla osiągnięcia celu. Plan stracił cha­ rakter „planu życzeń”, na którego realizację czeka się biernie. Jeśli ma być konsekwentnie urzeczy­ wistniany, trzeba wykorzystać jeszcze inne narzędzia działania, a zwłaszcza stosować bodźce sprzyjające osiągnięciu wyznaczonych celów. W warunkach przedwojennej gospodarki kapitalisty­ cznej w Polsce, bodźce takie polegały m.in. na wykonywaniu przez państwo podstawowej infra­ struktury technicznej, na wznoszeniu kluczowych obiektów, przyciągających inwestycje towarzyszące, na udzielaniu ulg podatkowych i pożyczek osobom budującym w miejscu wskazanym. W ten sposób powstały Gdynia i Centralny Okręg Przemysłowy. W Wielkiej Brytanii zapoczątkowano w latach dwu­ dziestych akcję ograniczania rozwoju przemysłu w miejscowościach, w jakich rozwijał się dynamicz­

nie, połączoną z popieraniem lokowania zakładów nowych w rejonach wysokiego bezrobocia. Dziś prowadzi się ją w poszerzonym zakresie. Powołane w tym celu organizacje urządzają w miejscowo­ ściach wymagających pomocy całe wyposażone w niezbędną infrastrukturę dzielnice przemysłowe, budują typowe pomieszczenia dla przemysłu, które odnajmują lub sprzedają, udzielają bezzwrotnych subsydiów oraz pożyczek zakładom tworzącym nowe miejsca pracy, przydzielają środki na do­ kształcanie pracowników, wspomagają specjalistów przenoszących się do wskazanych miejscowości, wreszcie udzielają zwolnień od podatków na okres kilkuletni. Postępując w ten sposób, nawiązują do metod stosowanych przy zakładaniu nowych miast w średniowieczu, kiedy udostępniano osadnikom działki za niewysokim czynszem, ułatwiano im zao­ patrzenie się w materiały budowlane, wznoszono różne obiekty użyteczności publicznej. Ponieważ, wbrew oczekiwaniom Wenecjan, zbudowane przez nich miasto-twierdza Palmanova nie zaludniało się wystarczająco szybko, ogłosili oni w 1622 r., że przestępcom kryminalnym, którzy się tam osiedlą, nie tylko będzie darowana kara więzienia, ale do­ staną działkę w mieście oraz potrzebny budulec. Budowniczowie miast muszą wykorzystywać arsenał środków niezbędnych do realizacji swych celów, a w razie potrzeby powinni starać się arse­ nał ten uzupełniać. Środki stojące do dyspozycji stanowią o rozwiązaniach jakie daje się realizować; wyznaczają „pułap możliwości” urbanisty. Oskar Wilde powiedział kiedyś, że lekarze grze­ bią w ziemi swe błędy; nie mogą tego czynić archi­ tekci. Stawia to architektów w pozycji uprzywilejo­ wanej: są oni poddani kontroli, ocenie i krytyce, których brak grozi zawsze wypaczeniami i pogłębie­ niem błędów. Chodzi tylko o jedno: żeby krytyka była wszechstronna i bezstronna. Żeby - między innymi - uwzględniała warunki, w jakich projekt powstał, i związane z nimi ograniczenia. Niestety: pogłębione analizy krytyczne działalności w dziedzi­ nie budowy miast, ujmujące szeroko różne jej as­ pekty - społeczne, ekologiczne, ekonomiczne, plastyczne i inne - są zbyt rzadkie. Urbanistów i architektów obarcza się niejednokrotnie winą za

251

niepowodzenia, stanowiące konsekwencję nie ich błędów, ale narzuconych im decyzji. Przyczyniają się oni nieraz do degradacji środowiska - bo na próżno wskazują na skutki zaniedbań w tej dziedzi­ nie i bezskutecznie wołają na alarm. Wiele zespo­ łów zabudowy mieszkaniowej, wzniesionych w Pol­ sce po wojnie, zasługuje na pełne uznanie, a inne są słusznie krytykowane - jednakże przyczyny zła nie leżą jedynie w błędach architektów. Jakże czę­ sto nadmierne zagęszczenie zabudowy wywoły­ wane jest niedostatkiem terenów uzbrojonych chociaż urbaniści i architekci wskazują na niebez­ pieczeństwa związane z opóźnieniami gospodarki komunalnej. Jakże dotkliwe dla mieszkańców no­ wych osiedli jest nienadążanie z budową obiektów usługowych oraz urządzaniem zieleni - chociaż projekty zalegają w szufladach. To prawda, że krajobraz nowych dzielnic często przytłacza mono­ tonią i brakiem indywidualnego charakteru - tylko, że wykonawstwo w imię dążenia do oszczędności, uproszczenia i przyspieszenia procesu budowy nadmiernie ogranicza swobodę projektanta. Efekty ekonomiczne takiego postępowania są częstokroć znikome lub zgoła wątpliwe. Warunki, w jakich działają urbaniści, podnoszą albo i obniżają pułap możliwości sterowania budo­ wą miast i kształtowania właściwego środowiska życia. Dlatego nie powinni ograniczać się do pracy nad planami, ale usiłować zjednywać społeczeń­ stwo dla postulatów, jakie głoszą, a między innymi walczyć o stworzenie warunków umożliwiających osiągnięcie śmiałych celów. Pisząc te słowa, miałem na myśli głównie sytua­ cję w miastach polskich. W krajach od nas zamoż­ niejszych różne nowe zespoły mieszkaniowe spot­ kały się z krytyką znacznie ostrzejszą; doszło nawet do rozbiórki wielokondygnacyjnych budynków. Ale jaka jest w tym wina architektów? C. Jencks napisał wprawdzie, że „ruch modernistyczny w architektu­ rze zmarł 15 lipca 1972 r., kiedy zostały zburzone domy w osiedlu Pruitt-loge w St. Louis, Missouri”, naśladujące wysokie budowle Le Corbusiera, jed­ nakże jest to pogląd uproszczony i tendencyjny. Niepowodzenia takiego czy innego osiedla nie można przypisywać jedynie koncepcjom architekto­

252

nicznym, jakie w nim zastosowano; po 1972 r. powstały różne świetne budowle, sięgające korze­ niami do koncepcji awangardy architektonicznej z pierwszej połowy XX w. Trzy 15-piętrowe budynki, zaprojektowane przez architekta miejskiego w Li­ verpool (1962-1966), wykazujące odległe analogie z corbusierowską „jednostką mieszkaniową” w Mar­ sylii, zostały nazwane przez ludność „tuczarniami trzody chlewnej” (The Piggeries). Zespół ten prze­ znaczony dla rodzin wielodzietnych, usytuowany na skrawku terenu, nie otrzymał niezbędnych urządzeń dla dzieci, nie był należycie utrzymywany. Władze miejskie zamierzały rozebrać budynki, sprawiające im wiele różnych kłopotów, ale ostatecznie sprzeda­ ły je za bezcen. Mieszkania przerobiono i dostoso­ wano do potrzeb osób samotnych lub par bezdziet­ nych. Urządzono starannie teren i zajęto się utrzymaniem go w odpowiednim stanie. Obelżywy przydomek przeszedł do historii. I jeszcze jeden przykład. W Venissieux, peryferyjnej dzielnicy Lyo­ nu, wzniesiono w latach 1964-1974 według projek­ tu E. Beaudouina, architekta o dużym dorobku, osiedle „Minguettes”, obejmujące 45 „wież” miesz­ kalnych (il. 543). Poszczególne budynki były popra­ wne, ale ich duże skupienie, schematyczne usytuo­ wanie oraz mało zróżnicowane ukształtowanie wywoływało przytłaczające wrażenie monotonii. Część domów przeznaczono dla rodzin o niskich dochodach; czynsze były w nich obniżone. Jednak­ że już w latach siedemdziesiątych zaczęły się kło­ poty. Między mieszkańcami wybuchały konflikty mające swe źródło w różnicach pozycji społecznej i antagonizmach rasowych: większą część ludności tworzyli imigranci przybyli z różnych krajów. Kiedy nadszedł kryzys gospodarczy, wzrosło bezrobocie. Coraz częstsze przejawy wandalizmu i chuligań­ stwa prowadziły do degradacji środowiska życia. Lokatorzy, którzy nie mogli opłacać czynszu, opusz­ czali mieszkania. Utrzymywanie budynków przyno­ siło coraz większe straty. W 1983 r. zburzono trzy „wieże” (il. 544). Widok wzniesionych niedawno budynków, rozsypujących się wśród tumanów pyłu i przy straszliwym huku, w czasie, kiedy tyle osób żyje w złych, przegęszczonych mieszkaniach albo nawet tuła się bez domu - jest koszmarny.

Na szczęście widoki takie są niesłychanie rzadkie. W naszych czasach powstało w Polsce i za granicą wiele zespołów mieszkaniowych, które wej-

dą do historii urbanistyki jako przykłady wielkich osiągnięć budowy miast drugiej połowy naszego wieku.

Przypisy 1

2

W. Ostrowski: Zespoły zabytkowe a urbanistyka. Arkady, Warszawa 1980. G. Vasari: Żywoty najsławniejszych malarzy... Bramante. Tłumaczenie K. Estreichera. PWN, Warszawa 1984.

3

S. Sierakowski: Architektura. Kraków 1812, s. 212.

1

Essai sur l ’architecture. Par le P. Laugier. Paris 1755, s. 221; O Laugierze pisał K.K. Pawłowski w: Francuska myśl urbanistyczna epoki oświecenia. PWN, Warszawa 1970, s. 80-92.

c z ę ś ć vi.

ILUSTRACJE

a. STAROŻYTNOŚĆ 1. Pierwsze wielkie kultury miejskie.. Mapa orientacyjna '(ok. 2500-2000 p.n.e.). Por. -tekst s. 55. Kropki oznaczają regiony, w których pojawiły się najstarsze kultury miej­ skie; znaczna część tych terenów znajdowała się nadal w użytkowaniu rolniczym. Naj­ gęstszą sieć miast miała Me­ zopotamia. M - Memfis, T -J a h y , J Jerycho, U -J J l . Uk - Uruk, L - Lagasz, B - .Babilon ,.A - Assad, N - Niniwa, MD - Mohendżo-Daro, H Harappa, Kn - Knossos

MEZOPOTAMIA Assur. Por. tekst s. 205 2_A ssu ł . Plan. Miasto-założone ok. 3000 r. p.n.e. Jedna z kolejnych stolic państwa asyryjskiego. Usytuowana nad Tygiysem na urwistym cyplu wysokości ok. 25 m. W północnej części Assuru, najwyżej położonej, wzniesiono w III i II tysiącleciu główne budynki monumentalne: pałace królewskie, stary i nowy, oraz świątynie z potężnym zikkuratem. Miasto otoczono dwoma murami i rowem obronnym. Źródło: W. Andrae

3. Assur. Północna część miasta. Od lewej nad wodą; nowy pałac, podwójna świątynia, stary pałac, wielki zikkurat; na skraju rysunku fragment głównej świątyni miasta. Bliżej świątynie. Zarysy bloków mają charakter hipotetyczny. Źródło: W. Andrae

T frg g y & S b d l Z Z -r

t e in o

Sf\

" S i - T-

ar-

liii

m

/r;-v /

-rW -: 255

Babilon. Por. tekst s. 204 4t Babilon w czasach Nebokadnezara II (Vil—VI w. p.n.e.). Miasto założone w III tysiącle­ ciu p.n.e. nad Eufratem, w miejscu korzystnym pod względem politycznym i ekonomicz­ nym, z uwagi na zbliżenie obydwóch wielkich rzek Mezopotamii. Jako stolica potężnego

Letni pafac

państwa Babilon przeżył pierwszy okres świetności za Hammurabiego (XVIII w. p.n.e.). Po upadku, odzyskał dawną pozycję za Nebokadnezara II. Do tego okresu odnosi się rekon­ strukcja planu. Miasto usytuowane na lewym brzegu Eufratu, zajęło z czasem i brzeg przeciwny. Otoczono je potężnymi, podwójnymi murami obronnymi o kierunkach panują­ cych wiatrów (na pln.-wsch. i ptn.-zach.)^_RzSka_stanowita-wielką. arterię komunikacyjną. Równolegle do niej biegła główna ulica. Prowadziła z północy obok twierdzy, wykraczającej poza linię obwarowań, oraz pałacu królewskiego z^wisząg/mLogrodaml”, a dalej obok okręgu świętego i jego wieży - zikkuratu wysokości ok. 90 m, słynnej jako „wieża Babel”. Wzdłuż Eufratu rosły pod miastem gaje palmowe. Na wzniesieniu, panującym nad górnym biegiem rzeki, usytuował Nebokadnezar II swój pałac letni. Babilon byt otoczony przedmie­ ściami poza obrębem fortyfikacji miejskich

5. Babilon. Widok z zachodniego brzegu Eufratu (ok. 600 r. p.n.e.). Z lewej strony zikkurat. W pobliżu drogi procesji, przechodzącej przez bramę Isztar, zlokalizowano główny rynek miasta. Rekonstrukcja odbiega w szczegółach od pokazanego planu. Źródło: Oriental Institute, Chicago

Ü i BAGNA W

GAJE RALMOy/E

WT RZEKA 1 KANAŁY

O ¡50 SJl 1000m | ... I —j

6. Babilon. Brama Isztar i „wiszące ogrody". Brama bogini Isztar, główne wejście do miasta, otoczone budowlami wchodzącymi w skład kompleksu twierdzy I pałacu królew­ skiego. W jego obrębie podlewane wodą Eufratu „wiszące ogrody. Źródło: E. Unger

EGIPT Teby. Por. tekst. s. 131

7.

Teby. Monumentalne zespoły sakral­

ne. Plan. Stolica Nowego Państwa leżała na obydwóch brzegach Nilu. Za brzegiem lewym wznosit się wysoki ma­ syw skalny. Świątynie w Kamaku i Luk­ sorze

zostaty

powiązane

przez

Amenhotepa III (XV w. p.n.e.) prostoli­ nijnymi drogami, przy których ustawio­

'•

no rzędy sfinksów. Na przedłużeniu osi

- As»*«-

.» ;■

świątyni Amona w Karnaku leżały, na

I O

zachodnim brzegu Nilu, świątynie gro­ bowe w Deir el-Bahari, oparte o strome zbocze skalne. Liczne Inne świątynie z grobowcami faraonów ustawiono dłu­ gim szeregiem nad Nilem, powyżej te­ renów nawadnianych, będących pod

M .n . T l i

uprawą rolną. W ten sposób powstał na

--.^lufiiapimi HVy

r-oiaizo di ''r - '

^ ^ vtP 3Jl t g o o e o i a ' - g p j u n i .1 Ul K n i u u n e

O '

-V

//' ■

obydwóch brzegach rzeki wielki kom­ pleks budynków monumentalnych po­ wiązanych widokowo I zespolonych drogami procesji. Źródło: zdjęcie lotni­ cze

8.

Świątynia Amona w Karnaku. Pierwszy pylon, przed nim sfinksy o łbach baranów, jakie

towarzyszyły drogom procesji. Ogromną świątynię, podobnie jak i inne wchodzące w skład zespołu znajdującego się na terenie obecnego Karnaku, rozbudowywano od początku II tysiąclecia aż po czasy hellenistyczne, kiedy wzniesiono pierwszy pylon

9.

Świątynie grobowe w Deir el-Bahari. Z lewej strony szkicu rekonstrukcji świątynia

Mentuhotepów III i IV, z prawej ogromna świątynia Hatszepsut. Położone na lewym brzegu Nilu na wprost świątyni Amona w Kamaku, świątynie widoczne są na tle wysokiego masywu skalnego, w który zostały wkute. W tym zespole Polska Misja Archeologiczna odkopała świątynię Totmesa III

257

Kahun (El-Lahun). Por. tekst. s. 53 10. Kahun (El-Lahun). Plan osiedla. Domy przeznaczone dla różnych grup pracowni­ ków I składy. Rozwarstwienie społeczne znalazło wyraz w zróżnicowaniu nie tylko wielkości domów, ale I ich usytuowania. Dom kierownika budowy, w którym zatrzymy­ wał się zapewne faraon pod­ czas kontroli prac nad piramidą I świątynią, został usytuowany w najwyższym miejscu, które Petrie nazwał „ a k r o p o l e m ” . Źródł o: W.M. Flinders Petrie

ELL

EL

AAVARNA K L H N O P 9 R S T U ff

S IC E T C H TW E OM AM D

SITE TW E TWE

E Y T E N T

Cbb itis w U P

TO

M A P OF

S H O W I M G A K .H E T A T E W

E A S T

B A N K .

A P P R O X IM A T E O F

e

EX C A V A T IO N S

g e ł m a m

F E B C U A Ł Y

,

J

1932.

S 3 M ódem.

JH 3 .. Achetaton (Tell el-Amarna). Por. tekst s.47

11. Achetaton (Tell el-Amarna). Schemat planu. Miasto zostało założone w drugiej ćwierci XIV w. p.n.e. przez faraona Echnatona, wyznawcę boga słońca Atona. Już jego następca przywrócił kult Amona I przeniósł się do Teb. Efemeryczna stolica, opuszczona po dwudziestu latach, padła ofiarą piasków pustyni - i dzięki temu jej ruiny przetrwały. Badania archeologiczne są kontynuo­ wane, ale wyniki rekonstrukcji dzielnic wcześniej odko­ panych zachowały swą wartość

258

S UpL NcC, Klin tfi Ex^C-ayYaJ-ccL

Ribórw *•*

TO MAT HUB 9 UAtLŁy.

\ ¡ćcOrm^ór-er. G

7

9

9

/0

IÓ IL O M E T W

12. Achetaton. Fragment dzielnicy centralnej. Przejście nad „drogą królewską” łączy dwie części ogromnego pałacu faraona. Świątynie, pałace kapłanów i wyższych urzędników, składy. Układ przestrzenny jest regularny. Droga stanowi główną z 3 ulic równoległych do Nilu

13. Achetaton. Fragment dzielnicy północnej. Widoczne dwie pozo­ stałe drogi biegnące wzdłuż Nilu (droga wschodnia przecięta usta­ wionym na jej trasie budynkiem). Gmatwanina uliczek lokalnych i zabudowy, chociaż miasto założono na dziewiczym terenie. Tylko droga, zwana „królewską” istniała zapewne od wieków i służy dziś nadal karawanom wielbłądów, wędrującym z Sudanu do Kairu

14. Achetaton. Osiedle rzemieślników, zatrudnionych przy budowie grobowców klasy panującej, usytuowane w zagłębieniu terenu i niewidoczne z miasta. Całość otaczał mur. Na wschód od wejścia większy dom, zajęty przypuszczalnie przez nadzorcę. ^Koszarową regularnością przypomina Kahun. Źródło: J.D.S. Pendlebury i in. ~

ŚWIAT GRECKI Knossos. Por. tekst s. 59

15. Knossos. Plan głównego pałacu. Kreta zasługuje na baczną uwagę nie tylko dlatego, że tu zakwitły pierwsze miasta Europy, ale także ze względu na uderzające różnice ich kształtu, w zestawieniu z miastami Starożytnego Wschodu, wynikające głównie z odmienności położenia geograficznego oraz stosunków gospodarczo-społecznych. Już około 2000 r. p.n.e. Kreta była ważnym ośrodkiem handlu morskiego, stanowiącego wraz z rozwiniętym rzemiosłem główne źródło bogactwa wyspy. Miasto usytuowane na niewielkim wzniesieniu rozwinęło się dookoła pałacu królewskiego, który rozrastał się wokół centralnego dziedzińca o wymiarach ok. 60 m na 30 m. Architektura, malarstwo, rzeźba oraz ceramika osiągnęły na początku II tysiąclecia wysoki poziom i odrębny charakter. Sztuka Krety wywarła wpływ na sztukę wysp Morza Egejskiego i lądu greckiego.

260

16. Knossos. Miasto i port. Drugie, większe skupienie zabudowy powstało nad samym morzem. Używając współczesnej terminologii, można by mówić o ściśle ze sobą powiązanych dwu dzielnicach miasta, pełniących zróżnicowane funkcje, oddalonych od siebie o ok. 4 km

Mykeny. Por. tekst s. 59

17. Mykeny. Plan. Potężny akropol, obwarowany zapewne w XVII w. p.n.e., został usytuowany na wydłużonym wzniesieniu, opadającym ku dolinom dwóch rzeczek. Miał ponad 300 m długości; miesz­ kała tu, oprócz króla, którego pałac leżał w samym środku twierdzy, związana z nim najściślej ludność. Megaron królewski wraz z dziedzińcem zajmowały kulminację wzgórza. Na południe od twierdzy roz­ ciągało się nad rzeczką Chavos tzw. dolne miasto. Akropol służył jego mieszkańcom za miejsce schro­ nienia w czasach niebezpieczeństwa. 1 - Brama Lwów, 2 - krąg kultowy, 3 - pałac władcy

261

T h e ra

18. Thera (obecna nazwa wyspy: Santorin). Plan wyspy. Znana nam wyspa uformowała się w końcu XVI w. p.n.e. w wyniku gwałtownego wybuchu i częściowego zapadnięcia się wulkanu. W końcu XIX w. odkopano na wysokości około 350 m miasto antyczne z okresu archaicz­ nego. W latach 60. naszego wieku zbadano odkryte w pobliżu miejsco­ wości Akrotiri, zasypane popiołem szczątki wcześniejszej osady z ery mykeńskiej (zapewne z XVIII—XVI w. p.n.e.). Zewnętrzny obrys wyspy wiąże się z kształtem wulkanu, którego część środkowa zapadła się

19. Thera. Plan fragmentu osady w okolicy Akrotiri

20. Plan Thery. Charakterystyczny przykład miasta greckiego okresu archaicznego. Wzdłuż grzbietu biegnie główna ulica, która poszerza się w wydłużony plac, agorę. Na południowo-wschodnim krańcu grzbietu, 30 m poniżej agory, znajdował się okręg święty Apollina Karnejskiego. Z planu, wykazującego szczątki zabudowy, trudno odczytać precyzyjnie plan z okresu archaicznego. Różnice między Therą z archaicznego okresu kultury greckiej oraz miastami minojskimi i mykeńskimi są uderzające. Nie ma tu ani pałacu królewskiego, jaki tworzył w Knossos główny ośrodek zabudowy, ani tak silnej twierdzy, jak te, które w okresie mykeńskim służyły za miejsce schronienia okolicznej ludności. Jest natomiast agora, główny ośrodek życia społecznego. Źródło: F. Hiller v. Geartringen

Ateny. Por. tekst s. 62

21. Ateny. Mapa sytuacyjna. Ateny tworzyły wraz z Attyką miasto-państwo, jak na nasze pojęcia, miniatu­ rowe. Zalążek zabudowy powstał na Akropolu i jego zboczach. Z czasem przesuwała się ona w kierunku pół­ nocnym i zachodnim. Za port służyła miastu szeroko otwarta zatoka Falerońska. Dopiero po okresie wojen perskich Ateny wykorzystały w Plreusie trzy naturalne zatoki, urządzone jako porty wojenne I handlowe. Umoc­ nienia nowego miasta połączono z ateńskimi tzw. długimi murami. Tak­ że Faleron objęto takim murem. Linią kropkowaną oznaczono granice Attyki. W głębi Zatoki Sarońskiej Egina (Ze ołtarz Zeusa, Af - świątynia Afai); na przylądku Sunion: Pos - świątynia Posejdona, At - świątynia Ateny

22. Ateny i Pireus po przebudowie. Nowe miasto Pireus związano z trze­ ma portami: Zea, Munichia i Kantharos

263

500 m Thria gate

Acharnoi \aate

Gate o f graves.

Sacred qat®_ Piraeus ' ,9a t e ;

Diochares ... gote/

A G ^A 0' Hangmans ,reop®

ilympieton

Sate lo jf. ■the ✓ sea.'i■«

i toni o

Diomei ? aat¿

23.

Ateny. Plan. Uderza chaotyczna sieć ulic. Stan z czasów tureckich. Rekonstrukcja J. Travlosa

24.

Akropol. Przekrój po przebudowie z czasów Peryklesa

ravIoS>80

25. Akropol. Plan. Stan z cza­ sów Peryklesa. Rekonstrukcja G.Ph. Stevensa

265

30. Partenon. Widok od za­ chodu

266

31. Erechtejon. Plan. Unią przerywaną oznaczona dawna świątynia Ateny

O k

2 0 m.

267

34.

33. Propyleje ok. 50 r. n.e. Plan

Propyleje ok. 50 r. n.e. Widok

ATHENS. THE ARCHAIC AGORA o ¿US Hti

^

r

/N

,\\M' H E L IA IA LA W COUKT6

\ \ F O U N T A IH

100m

35.

268

Agora archaiczna. Wedtug J. Travlosa

6

. CS.

BOUNDARY A G O R A - after H e lle n istic Rem
§

g il i n t a ruaJ

c

■-i Ł. i

V c*

X

Si •i A f! i o;

SJJJTSp

i r 3 !

1

V Via ia-'

1

too too

1

!N V.

4'-"” lu

76. Obóz rzymski. Schemat planu, na podsta­ wie opisu Pollbiusza (II w. p.n.e.) skonfronto­ wanego z wynikami badań archeologicznych. Poszczególne pola były przeznaczone pod określone rodzaje Wojsk, składyltpTOgromny cibóz w Lambesis w Afryce północnej zbudo­ wano wedługTaRich zasad. Źródło: P. Lavedan

r t /n c fi.

p r in c ip a X L s _ L r S u ji_ PrarfW ti tteier.

f t u r f i c l i J o eL a r L r ef a t i r td it r s

E q u ia s

d r tret*.

d r ia d i

i

E tpiit'j

P r d it r a

P r a r t o r iu m 3 i , Q u a e s ta r iu n v

d r le c fi

d e Ir r t l

1 Forum s

£

6

77. Lambesis. Plan północnej części obozu, założonego przez Hadriana. Prostokąt o bo­ kach 500x420 m. Na skrzyżowaniu cardo i decumanus (via praetoria I via principalis) tetrapilon, poczwórny łuk tryumfalny, wprowadzający uroczyście na praetorium, ośrodek dowódcy. Źródło: P. Lavedan

E

Michał Anioł C Caccini Giovanni 142 Caius Flaminius 42 Canal Giovanni Antonio 28, 29, 302 Canaletto -> Bellotto Bernardo Canaletto -» Canal Giovanni Antonio Carcopino Jerome 137 Carus-Wilson E.M. 88 Cassan U. 13 Castillo Gonzales de 490 Cellini Benvenuto 38 Cezar Juliusz 48, 65, 66, 89, 137, 138, 177, 178, 207, 283, 290, 292 Chadwick Edwin 51,214 Chantelou P. de Freart de 146, 148 Chastillon C. 317, 415 Childe Gordon 50, 88 Chirac Jacques 119 Chlodwig 120

542

Christaller W. 240 Clausewitz Karl von 124 Clément G. 496 Codussi Mauro 28 Colbert Jean Baptiste 76, 77, 168, 188, 232 Collignon M. 20 Commines Philippe de 28, 30, 243 Conzen M.P. 328 Corot Jean 304 Cosimo I Medici 37, 38, 46, 190, 292 Cyceron 62, 176 D D’Agnolo Baccio 142 D’Estaing Giscard 118 Defoe Daniel 51 Demostenes 48 Dietmayr (opat) 451 Dietrich Wolf 448 Diodor Sycylijczyk 204 Disraeli Benjamin 51 ,5 2 Dobrzyński Władysław 220 Does Georg of Jorif van der 96, 97, 100 Domicjan 48, 138 Donatello 38 Drew Jane 245 Drucki-Lubecki Ksawery 78-81, 83, 112, 475 Duby Georges 36, 37 E Echnaton 258 Edward 121 Edward I 321, 322, 328 Eiffel Gustaw 40, 195 Engels Fryderyk 51, 214, 236 Evelyn John 168,171 F Fałda Baptysta 149, 405 Febvre Lucien 168, 183, 184 Ferdynand I 38 Feuillade de la (marszałek) 54 Fldiasz 63, 134, 135 Filarete (Antonio Averlino) 47, 395 Filip August 39, 188, 411 Filip IV Piękny 92 Filostratos 132 Flatt Oskar 112 Fontaine Pierre François 189 Fontana Carlo 149, 406 Fontana Domenico 147 Fourier Charles 245 Franciszek I Walezjusz 76, 412

Frontinus Sextus Julius 42 Fry Maxwell 245 Fryderyk I 445 Fryderyk II 37 Fugger Jakub 53, 340

Hoskins W.G. 45 Howard Ebenezer 13, 113, 127, 130, 214, 219, 220, 238, 245, 489 Hugo Kapet 187 Hugueney Jeanne 17,18

G Gabriel Jacques Ange 54, 114-116, 246, 417, 418

I

Gałczyński Konstanty lldefos 240 Garnier C. 485, 497 Garnier Tony 40, 113, 157, 158, 195, 219, 245, 246 Gaulle Charles André de 116,118 Geddes Patrick 14, 23 Geyer Ludwik 476 Gheeraerts M. 327 Giedion Sigfried 13 Gimpel Jean 88 Giotto di Bondone 39 Girard Philippe 112 Goethe Johann Wolfgang von 39, 94, 95 Gothein M.L. 206 Goudineau Christian 43, 65 Górski Karol 385 Gutkind E. 85 Gynnerstedt T. 526 H Hadrian 42, 46, 64, 139, 279, 287 Haeckel Ernest 25 Hammurabi 256 Hansson R. 526 Haushofer Karl 164 Haussmann Eugene 13, 119, 190, 229, 413, 422 Heiligenthal Roman 96 Hellanik z Mityleny 60 Henryk I Brodaty 72, 74, 352-354, 388 H enrykill 422 Henryk IV 53, 54, 113, 114, 188, 411, 413, 415, 428 Henryk Lew 69, 180, 339 Héré Emmanuel 100, 101 Herodes Attyk 42 Herodot 57, 59, 61, 168, 206 Hipokrates 207 Hippodamos z Miletu 15, 181 Hitler Adolf 234 Hofer Paul 94 Hofnagl G. 348 Hogenberg F. 355, 360, 372, 377, 383, 451, 464 Holford W. 480, 481 Homann Jan B. 469 Homer 176 Horacy 42 Horny Franz 174

InnocentyX 145,147 J Jabłonowska Anna z Sapiehów 458 Jan III Sobieski 215, 408 Janko z Czarnkowa 72 Jarzębski Adam 215-218 Jeanneret Pierre 1 5 ,2 4 5 ,4 9 8 ,5 2 2 Jencks Charles 156, 252 Jerzy IV 214 JodryJ.F. 496 Jones Inigo 212, 458 Joyeuse de, kardynał 114 Juliusz Cezar Cezar Juliusz Juliuszll 228

K Kaczorowski Michał 249 Kaligula 48 Kallikrates 134 Kamieńska Anna 164 Kapodistrias Joanis 232 Karol I 122 Karol II 122, 123 K a ro llll 100 Karol IV 185 Karol V 39,407,411 Karol XII 107 Karol, książę Walii 124, 481 Karol Wielki 208, 223, 335 Karol Wilhelm 97, 243 Kasjusz Dion 177 Katarzyna II 49 Katarzyna Medycejska 190, 414 Katon Starszy 207 Kazimierz Wielki 72-75, 171, 180, 201, 208, 371, 373, 388, 456 Kimon 206 Kirsten E. 60 Klaudiusz 42, 177, 178 Klaudiusz Ptolemeusz 360 Klee Paul 20 Klemens VII 407 Klemens VIII 97 Klingeman M. 526 Konstancjusz 138 Konstantyn Wielki 175, 228

543

Kopisch Tytus 109 Kraszewski Ignacy 150 Krzywicki Ludwik 51 Kserkses 59 Kubicki Jakub 217 Kwiatkowski Eugeniusz 249 Kwiatkowski Marek 216 L Laugier Marc-Antoine 16, 31, 133, 198, 240, 242, 243, 420 Lavedan Pierre 17, 18, 54, 100, 102, 106, 108, 145, 153 Lawrance A.W. 39, 40 Le Blond Jean Baptiste 106, 107, 469 Le Corbusier (wfaść. Charles Edouard Jeanneret) 15, 16, 19-50, 113, 129, 153-160, 195, 214, 223, 232, 236, 242, 245, 246, 252, 498, 522-525, 533 Le Nôtre André 114, 116, 190, 191, 417, 420 Leon X 151 Leonardo da Vinci 23 9,29 1,39 5 Le rue A. 202, 370 Leszczyński —> Stanisław Leszczyński Le Vau Louis 420 Liczbiński Andrzej 455 Ling A. 499 Lionnois J.J. 102 Lizjasz 59, 63 Longhena Baldassare 30, 303 Loos Adolf 223, 517 Lorrain Claude 186 Lubecki Drucki-Lubecki Ksawery Lubomirski Stanisław Herakliusz 216, 217 Ludwik IX 166 Ludwik XIII 417,420 Ludwik XIV 54, 76, 77, 107, 121, 188, 190, 210, 211, 232, 237,

Marks Karol 130 Martini M. 95,311 Maupassant Guy de 40 May E. 516 Mayer Albert 245 Mecenas 207 Medici Cosimo 123,190 Megabazos 61 Meissonnier Jean Louis Ernest 40 Menes 57 Mercier Sebastian 39, 211 Merian Mateusz 180, 184, 200, 308, 310, 312-314, 366, 378, 384, 423 Merrill J.O. 481 Meuli R. 224,518 Michał Anioł 38, 143-146, 149, 199, 210, 402, 405 Michał Korybut Wiśniowiecki 454 Michelozzo di Bartolommeo 142 Mieszko I 8 9 ,9 1 ,1 7 9 ,3 5 6 Mikołaj V 44, 149 Milchhoefer 271 Milizia Francesco 145 Mitterand François 117-120, 483, 485 Mnesikles 134 Mniszech J.W. 465 Monet Claude 31, 304 Montesquieu Charles Louis 103 Montferrand August Ricard 471 Morando Bernardo 96-100 Mumford Lewis 156, 157, 219 Münzer Hieronim 39 Murer J. 185,309 Mussolini Benito 230

240, 411, 417, 420, 422 Ludwik XV 54, 76, 104, 114, 115, 188, 190, 411, 418

N

Ludwik XVI 247 Ludwik Święty 318,320

237, 242, 299, 419, 470, 483 Napoleon III 115, 119, 188, 190, 237, 243, 422, 483, 485 Naruszewicz Adam Stanisław 15 Nash John 212-214,435 Nebokadnezar II 204, 205, 256 Neron 48, 66, 175, 271

Ł Ładowski N. 498

M Machajew MJ. 470 Maderna Carlo 147-150 Makarski M. 201 Małachowicz E. 354 Manet Edouard 31 Mansart Jules Hardouin 47, 54, 411, 420 Marcjalis 163 Marek Aureliusz 42 Maria Antonina 241 Maria Medycejska 1 1 4,19 0,21 0,41 7

544

Napoleon I 31, 77, 107, 115, 119-121, 151-153, 188, 189, 191,

Nerwa 86, 138 Nolli Giovanni Battista 407 Nouvel Jean 117 Nowicki Maciej 245, 246

O Obbergen Antoni van 378 Ostrowski Antoni 108 Ostrowski Wacław 10, 12, 196 Ott K. 485 Owen Robert 245

Owidiusz 164 Owings N. A. 481 P Palladio Andrea 29, 209 Parnicki-Pudełko Stefan 136 Patte Pierre 54, 101, 115 Pauzaniasz 136, 138, 237 Paweł ill 144,146 Pawłowski Krzysztof 92, 214 Pei I.M. 483 Pepys Samuel 195 Perac E. du 145, 199 Percier Charles 189 Perret Auguste 157 Perry C. 126,128

Rostovtzeff M. 66, 67 Różański Stanisław 249, 491 Rubens Peter Paul 210 Ruskin John 31 ,35 S Salt Tytus 51, 111, 474 Sangallo Antonio da 142, 146 Sansovino Jacopo 28, 29, 302 Sauvage Henri 15 7,22 3,51 7 Scamozzi Vincenzo 29 Schedel A. 364 Schickhardt Henryk 96, 445 Schinkel Fryderyk 51, 111, 473 Schroeger Efraim 465 Schumacher E.F. 194 Semiramida 204 Seneka 65 Senuseret II 52

Perykles 46, 132, 133, 206, 264, 265 Petersen Knud Blach 224, 519 Petrarka Francesco 144 Petrie W.M.F. 258 Pevsner Nikolaus 19,20 Piotr I 105-107,469 Pius V 146 Pius VI 151,152 Pius VII 153 Pizystrat 46 Platon 167, 207 Pliniusz 42, 62, 165, 198, 205, 207, 214 Plutarch 41, 66, 176

Septymiusz Sewer 87 Sercjusz 42 Shepherd T. H. 434 Siciński Karol 202, 370 Sierakowski Sebastian 232 Sltte Camillo 14, 21, 150 Skibniewski Zygmunt 12 Skidmore Louis 481 SmolletT.G. 214 Sombart W. 168

Poete Marcel 14, 17 Polibiusz 85

Soria Arturo 13, 219, 245, 490 Speer Albert 234

Polikrates 176

Spreskelsen J.O. 116 Spychalski Marian 249

Pompidou Georges 118 Pooley F. 500 Poyet Bernard 418 Prądzyński 81 Prandtauer Jakub 204, 450 Provost A. 496 Przemysław I 91,356 R Radziwiłł Michał 408 Rainaldi Carlo 151 Ramee J.J. 336 Ramzes II 132 Ramzes III 205 Rasmussen Steen Eller 97, 122-124 Ratzel Friedrich 164,243,248 Rembieliński Rajmund 80-82, 109-113 Renoir Auguste 31 Rienzi Cola 144 Rocque John 120, 123, 430-432 Rohe Mies van der 227

Stanisław August Poniatowski 183, 215-217, 461 Stanisław Leszczyński 78, 100-104,423 Starzyński Stefan 249 Staszic Stanisław 78, 83 Stefan Batory 210 Stevens G.P. 63 Strabon 60, 177, 187 Stucky F. 224, 518 Suger (opat Saint-Denis) 36, 44 Summerson John 213,214 Surowiecki Wawrzyniec 78, 83 Swetoniusz 66 Swidde W. 341 Sykstus IV 146, 151 Sykstus V 13, 145, 147, 149, 151, 407 Syrkus S. 491 T Tatarkiewicz Władysław 216 Taylor Griffith 84, 86

Temistokles 60 Tempesta A. 403

Vogel Zygmunt 202, 370, 459 Voltaire (François Marie Arouet) 76, 76, 103, 104, 188, 248

Tim m W . 389 Tirregaile Ricaud de 461, 462 Tołwiński Tadeusz 14, 18, 220, 221 Tomasz More 103 Totila 68 Tournon Camille 151,153

W Waldstein (Wallenstein) Albrecht W. E, 186 Ward-Perklns J.B. 86 Wejchert Kazimierz 12 5,24 5,50 7 Werner F.B. 346

Toynbee A. 52 Trajan 42, 84, 85, 138, 139, 177, 178, 279 Trawkowski Stanisław 12 Trzebiński Wojciech 458 Tschumi B. 222 Tukidydes 41, 45, 175 Turgot Michel E. 120, 191, 415-417 Twierskoj A.M. 94 Tyberiusz 48 Tykiel Benedykt 109 Tylman z Gameren 460 Tytus 42

U Unwin Raymond 14 Utzon J. 521 V Valadier Giuseppe 151-153,409 Vasari Giorgio 143, 144, 146, 228, 293 Vasari Giorgio młodszy 49, 209, 394 Vauban Sebastien Le Prestre de 77, 426, 427 Vermeer van Delf Jan 443 Vignola (Giacomo Barozzi) 145 Vignon Pierre Alexandre 120 ViguierJ.P. 496 Villani Giovanni 190,209 Viollet-le-Duc Eugene 18, 227 Visscher 120, 412-414 Viviani A. 408

Wespazjan 42 Wierzbowski Stefan 454 Wiesiołowski J. 357, 359 Wilde Oskar 251 Wilhelm Zdobywca 330 Witruwiusz 86, 149, 282 Wittfogel K,A. 164 Władysław IV 215 Władysław Jagiełło 75, 201, 385 Władysław Łokietek 363, 367 Woensam Anton 36, 335 Wood John 214, 440 Wood John syn 214, 441 Wouters G. 408 Wren Christopher 122-124, 430-432 Wright Frank Lloyd 170 Y Young Artur 76 Z Zachwatowicz Jan 249 Zaehringen (hrabiowie von) 93, 94, 338 Zamoyski Jan 37,96-100,454 Zarębska Teresa 10, 12, 96, 98, 209, 396 Zieliński Z. 359 Zientara Benedykt 72 Zocca M. 153 Zug Szymon Bogumił 217, 458 Zwingli Ulrich 44 Zygmunt III Waza 215,217

546

Spis ilustracji a. STAROŻYTNOŚĆ 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19.

Pierwsze wielkie kultury miejskie Assur. Plan Jw. Północna część miasta Babilon. Plan Jw. Widok Jw. Brama Isztar i „wiszące ogrody” Teby Świątynia Amona w Karnaku Świątynie grobowe w Deir el-Bahari Kahun Tell el-Amarna. (Achetaton). Schemat planu Jw. Fragment dzielnicy centralnej. Perspektywa Jw. Fragment dzielnicy północnej Jw. Osiedle robotników Knossos. Plan pałacu Jw. Miasto i port Mykeny. Plan Thera. Plan wyspy Jw. Akrotlri

20. 21. 22. 23. 24. 25.

Jw. Plan miasta okresu archaicznego Ateny. Mapa sytuacyjna Ateny I Pireus Ateny. Plan Jw. Akropol. Przekrój Jw. Akropol. Plan

26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38. 39. 40. 41. 42. 43. 44. 45. 46. 47.

Jw. Akropol. Widok Jw. Akropol. Propyleje przed Peryklesem Jw. Akropol. Propyleje ok. 420 r. p.n.e. Jw. Akropol spod Propylei. Widok Jw. Partenon. Widok od zachodu Jw. Erechtejon. Plan Jw. Erechtejon. Widok Jw. Propyleje ok. 50 r. n.e. Plan Jw. Propyleje ok. 50 r. n.e. Widok Jw. Agora archaiczna Jw. Agora ok. 200 r. n.e. Jw. Agora po przekształceniach hellenistycznych Jw. Agora. Zabudowa strony zachodniej. Widok Jw. Agora w II w. n.e. Pireus. Plan Korynt. Plan Jw. Plan współczesny Delfy. Plan Jw. Makieta Milet. Mapa sytuacyjna Jw. Plan Jw. Plan terenów przylegających do portu

48. Jw. Zespół budynków publicznych w II w. p.n.e. 49. Jw. Widok budynków przylegających do portu w czasach rzymskich 50. 51. 52. 53. 54. 55. 56.

Priene. Plan Jw. Fragment agory Jw. Spojrzenie na dolinę Meandra Metapontion. Plan Syrakuzy. Plan Knidos. Plan Pergamon. Plan

57. 58. 59. 60. 61. 62. 63. 64. 65. 66. 67. 68. 69. 70. 71. 72. 73. 74. 75. 76. 77. 78. 79. 80. 81. 82. 83.

Jw. Akropol. Widok części niższej (a) i całości (b) Miasta rzymskie w Europie Drogi rzymskie na terenie Italii Drogi rzymskie na terenie Brytanii Sieć dróg prowadzących do Londynu Centuriacje Merida. Teatr. Plan Jw. Teatr. Widok Rzym. Ukształtowanie terenu Jw. Projektowane przez Juliusza Cezara przesunięcie Tybru Jw. Rozmieszczenie portów Jw. Forum Romanum. Plan Jw. Forum Romanum. Makieta Jw. Fora Cesarskie. Plan Jw. Fora Cesarskie. Makieta Jw. Termy Karakalli. Plan Jw. Termy Karakalli. Makieta wraz z otoczeniem Jw. Domy atrialne Jw. Parki Schemat obozu rzymskiego. Plan Lambesls. Plan Orange (Arauslo). Plan Timgad. Plan Jw. Zdjęcie lotnicze Dżemlla. Schemat planu Jw. Widok Kartagina. Schemat portu w czasach rzymskich

b.

ŚREDNIOWIECZE

84. Mediolan. Plan sytuacyjny 85. Florencja. Mury miejskie. Plan 86. 87. 88. 89. 90. 91. 92.

Jw. Centralna część miasta. Plan Jw. Plac Signoril. Palenie Savonaroli Jw. Widok z dziedzińca Palazzo degli Uffizi Jw. Plac Signorli. Widok z samolotu Jw. Fontanna Neptuna Jw. Miasto w obrębie murów średniowiecznych Siena. Plan

547

93. Jw. Plac del Campo I Plac Katedralny. Plan 94. Jw. Plac del Campo i Pałac Miejski. Widok 95. Jw. Pallo 96. Jw. Plac Katedralny I plac del Campo. Widok 97. Wenecja. Laguna. Stan ok. VIII w. 98. 99. 100. 101. 102. 103.

Jw. Jw. Jw. Jw. Jw. Jw.

Stan ok. 1000 r. Plac św. Marka. Plan. Ok. 1150 r. Plac św. Marka. Plan współczesny Jacopo de’Barbari. Widok miasta. 1500 r. Wycinek „Widoku" obejmujący plac św. Marka Wycinek „Widoku” obejmujący Marlnarezzę

145. Jw. Rynek I kościół 146. Jw. Rekonstrukcja 147. Montpazler. Plan 148. Jw. Rynek i kościół 149. Salnte-Agnes. Widok 150. Pelllon. Widok 151. Bonnieux. Widok 152. Santiago de Compostela. Plan 153. 154. 155. 156. 157.

Jw. Katedra. Plan Jw. Katedra. Najstarsza część Jw. Katedra. Zdjęcie lotnicze Drogi do Santiago de Compostela. Plan Puenta la Relna. Plan

158. 159. 160. 161. 162. 163. 164. 165. 166. 167. 168. 169.

Jw. Widok Brugla. Plan Jw. M. Gheeraerts. Widok centralnej części miasta Jw. Stosunek do morza Conway. Plan Wells. Katedra z otoczeniem. Plan Jw. Vicars' Close. Widok Durham. Plan Jw. Widok Fountains. Plan klasztoru Jw. Widok Jutlandla. Mapa orientacyjna

123. Jw. Główna ulica 124. Fryburg. Schemat planu 125. Jw. Weduta Martiniego

170. 171. 172. 173. 174. 175. 176. 177. 178.

Jw. Haithabu. Plan sytuacyjny Jw. Kanał Szteknicki. Plan Jw. Kanał Kllońskl. Plan Kolonia. Ok. 900 r. Plan Jw. Weduta Woensama Akwizgran. Plan Erfurt. Plan Jw. Plac Katedralny. Weduta J. Rameego (1795) Jw. Wzgórze Katedralne I kościół Wszystkich Świętych.

126. Bazylea. Weduta Meriana. Fragment 127. Jw. Weduta Meriana. Fragment

Plan 179. Jw. Kościół Wszystkich Świętych. Plan

128. 129. 130. 131.

Belllnzona. Widok miasta i otoczenia Jw. Plan (czasy nowożytne) Jw. Widok (XVII w.) Sion. Weduta Meriana

180. 181. 182. 183.

132. 133. 134. 135. 136. 137. 138.

Arles. Plan Jw. Areny Besançon. Plan Saint-Denis. Weduta Chastlllona Château-Thierry. Weduta Chastillona Carcassonne. Plan Jw. Widok górnego miasta

184. Jw. Weduta 185. Augsburg. Fuggerei 186. Sztokholm. Plan sytuacyjny

139. 140. 141. 142. 143. 144.

La Force. Zdjęcie lotnicze Montauban. Plan Jw. Widok Aigues-Mortes. Plan Jw. Zdjęcie lotnicze Beaumont-en-Périgord. Plan

104. Jw. Marinarezza. Plan 105. Jw. Gentile Belllni. Procesja na placu św. Marka 106. Jw. Antonio Canaletto. Plac św. Marka widziany od strony bazyliki 107. Jw. S. Giorglo Maggiore widziany z Piazzetty 108. 109. 110. 111. 112.

Jw. Ca'Pesaro (1652-1700) Jw. Claude Monet. Pałac Dożów Jw. Jean Corot. Canal Grande Jw. Widok z samolotu San Gimignano. Plan

113. 114. 115. 116.

Jw. Widok Olevano. Widok Genewa. Plan XV w. Jw. Ośrodek katedralny

117. 118. 119. 120. 121. 122.

Jw. Weduta Merlana Zurych. Plan. Ok. 1310 r. Jw. Weduta Murera (fragment) Jw. Stan obecny aglomeracji Berno. Weduta Meriana Jw. Plan terenu pierwszej rozbudowy

548

Vlllingen. Plan Jw. Rekonstrukcja. Widok Lubeka. Plan Jw. Ośrodek miejski. Widok

187. Jw. Weduta Swlddego (1693) 188. Praga. Plan w granicach objętych opieką konserwatorską 189. Jw. Weduta prawobrzeżnej Pragi (1606) 190. Jw. Rynek Starego Miasta 191. Jw. Kościół św. Salwatora i Klementinum 192. Jw. Weduta lewobrzeżnej Pragi 193. Jw. Zachodni kraniec Mostu Karola 194. Jw. Kościół św. Mikulasza. Planik orientacyjny 195. Jw. Kościół w widoku z rynku 196. Jw. Kościół w widoku od zachodu

197. Jw. Mała Strona. Widok panoramiczny 198. Czeski Krumlow. Plan 199. Jw. Weduta Wernera 200. 201. 202. 203. 204. 205. 206. 207. 208. 209. 210.

Tabor. Plan Jw. Część fortyfikacji Brno. Plan Jw. Weduta Hofnagla (1617) Lewocza. Plan (1869) Jw. Rynek Dubrownik. Plan Jw. Widok miasta sprzed trzęsienia ziemi Jw. „Płaca” z wieżą franciszkanów Jw. Widok od strony portu Miasta objęte działalnością Henryka Brodatego. orientacyjna

211. 212. 213. 214. 215. 216.

Złotoryja. Plan Lwówek. Plan Trzebnica. Pian Wrocław. Plan Jw. G. Braun i F. Hogenberg. Plan (1587) Jw. Ratusz

Mapa

217. Poznań. Plan miasta wczesnośredniowiecznego 218. Jw. Plan w XVI w. 219. Jw. Lokalizacja kilku grup zawodowych 220. 221. 222. 223. 224. 225. 226.

Jw. Rozmieszczenie domów murowanych ok. 1500 r. Jw. Udział ludności we władzach miasta Jw. Model odbudowy rynku Jw. Weduta miasta G. Brauna i F. Hogenberga (1618) Kalisz. Plan przed lokacją Jw. Plan miasta w końcu XVIII w. Jw. Widok wg obrazu z kościoła reformatów

227. 228. 229. 230. 231. 232. 233. 234. 235. 236. 237. 238. 239. 240. 241. 242. 243. 244. 245. 246. 247. 248.

Kraków. Plan miasta w XI-XII w. Jw. Miasto po lokacji, 1257 r. Jw. Weduta Schedla (1493) Jw. Plan Rynku Jw. Widok Rynku Jw. Baszta Pasamoników Jw. Fragment weduty Meriana-Vischera (1659) Lublin. Plan sytuacyjny Jw. Ukształtowanie terenu Jw. Plan miasta w XIV-XV w. Jw. Widok pożaru miasta Jw. A. Lerue. Ulica Złota Jw. A. Lerue. Rynek z wlotem ul. Grodzkiej Jw. A. Lerue. Brama Krakowska Kazimierz Dolny. Plan Jw. Z. Vogel. Widok spod kościoła reformatów Jw. Rynek w pot. XIX w. A. Lerue Jw. Kościół farny po odbudowie Lwów. Plan Jw. Weduta G. Brauna i F. Hogenberga Jw. Ratusz. Widok Kamieniec Podolski. Plan

249. 250. 251. 252. 253. 254. 255. 256.

Jw. Widok miasta (1691) Warszawa. Plan sytuacyjny Jw. Stare Miasto. Plan Jw. Stare Miasto. Zabudowa ok. 1480 r. Jw. Stare i Nowe Miasto na pocz. XVI w. Jw. Weduta G. Brauna i F. Hogenberga Toruń. Merian. Widok (1652) Jw. Kościół św. Jana

257. 258. 259. 260. 261. 262.

Jw. Ratusz Gdańsk. Plan delty Wisły ok. 1300 r. Jw. Schemat aglomeracji Jw. Główne Miasto ok. 1500 r. Jw. Wielki Młyn Jw. Żuraw

263. 264. 265. 266. 267. 268. 269. 270. 271. 272. 273. 274.

a-d. Jw. Kościół N. M. Panny Jw. Ul. Długa z ratuszem Jw. Długi Targ z ratuszem Jw. Weduta G. Brauna i F. Hogenberga (1573) Elbląg. Plan Jw. Weduta Meriana (1626) Malbork. Plan Nidzica. Plan. Jw. Widok Mapa targów w Polsce w XII w. Lokacje miejskie w Małopolsce do 1370 r. Kijów. Plan

275. 276. 277. 278. 279. 280.

Jw. Widok kremla Moskwa. Plan orientacyjny Jw. Kreml. Plan (koniec XV w.) Jw. Kreml. Centralna część Nowogród Wielki. Plan (XVII w.) Jw. Weduta

c. 281. 282. 283. 284. 285. 286. 287. 288. 289. 290. 291. 292. 293. 294. 295. 296.

CZASY NOWOŻYTNE Leonardo da Vinci. Fragment miasta dwupoziomowego A. Filarete. „Sforzinda” G. Vasari młodszy. Miasto idealne Jw. Projekt kanonii Jw. Projekt domów dla rzemieślników Palmanova. Weduta Florencja. Plac Najświętszego Zwiastowania. Plan sytua­ cyjny Jw. Widok placu Jw. Szpital Niewiniątek Jw. Spojrzenie na katedrę Jw. Katedra. Zdjęcie lotnicze Caprarola. Palazzo Farnese Jw. Droga dojazdowa do pałacu Genua. Strada Nuova. Położenie Jw. Plan ulicy Jw. Widok

549

297. Rzym. Plac na Kapitolu. Stan istniejący 298. Jw. Plac na Kapitolu z otoczeniem. Plan A. Tempesty (1593) 299. Jw. Kapitol. Pomnik Marka Aureliusza 300. Jw. Kapitol. W głębi schody do kościoła Sta Maria in Aracoeli 301. Jw. Kapitol. Zdjęcie lotnicze 302. Jw. Michelangelo Buonarotti. Projekt otoczenia kościoła św. Piotra w Rzymie budynkiem z portykiem 303. Jw. B. Fałda. Plac św. Piotra wg projektu Berniniego 304. Jw. C. Fontana. Projekt powiększenia placu 305. Jw. Plac św. Piotra: zdjęcie lotnicze 306. Jw. Plan Bufaliniego (1551) 307. Jw. Fragment planu Nollego (1748) 308. Jw. Widok Piazza del Popolo od strony bramy wjazdowej 309. Jw. Wjazd do Rzymu Michała Radziwiłła 310. Jw. G. Valadier. Projekt przebudowy Piazza del Popolo (1793) 311. Jw. L.M. Berthault. Jw. (1813) 312. Jw. Spojrzenie na Monte Pincio 313. 314. 315. 316. 317.

Jw. Widok z Monte Pincio Paryż. Miasto w terenie Jw. Fortyfikacje i rozwój przestrzenny Jw. Plan Visschera (1618) Jw. Fragment planu Visschera z wyspą Ile de la Cité

318. Jw. ries 319. Jw. 320. Jw. 321. Jw. 322. Jw. 323. 324. 325. 326. 327. 328. 329. 330. 331. 332.

Fragment planu Visschera z Luwrem I pałacem Tuile­ C. Chastillon. Projekt Placu Francji (1609) Place Royale, obecnie des Vosges Place Louis le Grand, obecnie Vendôme Plac Vendôme z otoczeniem. Na północy klasztor

kapucynów Jw. Plan Turgota od Pont Neuf po Pola Elizejskie Jw. Historyczne centrum dziś Jw. Szkoła Wojskowa (1751-1768) Jw. Place Louis XV, obecnie plac Zgody. Projekt (1755) Jw. Projekt przebudowy placu Zgody Jw. Plac Zgody. Widok Jw. Ile St. Louis Jw. Pont des Arts Wersal. Plan. Fragment „Mapy polowań Ludwika XV” „Miasto-las" pod Wersalem. Fragment „Mapy polowań Lud­

333. 334. 335. 336.

wika XV” Lasek Buloński. Stan pierwotny Nancy. Weduta Meriana (połowa XVII w.) Jw. Plan zrealizowanej przebudowy (1758 r.) Jw. Projekt placu Królewskiego. Widok od Łuku Tryumfal­

337. 338. 339. 340. 341.

nego (1752 r.) Jw. Łuk Tryumfalny przy placu Królewskim Jw. Plac Intendentury. Plan Jw. Plac Intendentury. Widok Jw. Place de la Carrière i Intendentura Twierdze Vaubana

550

342. Neuf-Brisach. Plan 343. Kanał łączący Atlantyk z Morzem Śródziemnym 344. Londyn. Weduta sprzed wielkiego pożaru (rysunek z poło­ wy XVII w.) 345. Jw. Schemat rozwoju miasta do XIX w. 346. Jw. C. Wren. Plan odbudowy Londynu (1666 r.) 347. Jw. Uproszczony plan J. Rocque'a (ok. 1650 r.) 348. Jw. Fragment tego planu obejmujący St. James's Park i Buckingham House (B2) 349. Jw. Fragment tego planu obejmujący katedrę św. Pawła (D2) 350. Jw. Fragment tego planu obejmujący północną część City i Moor Fields (E1) 351. Jw. Schemat użytkowania terenów w XVIII w. 352. Jw. Bloomsbury Square. Widok 353. 354. 355. 356.

Jw. Bedford Square. Plan Jw. Bedford Square. Widok z XVIII w. Jw. Bedford Square. Widok Jw. Regent's Park. Pierwszy projekt 357. Jw. Regent’s Park. Projekt zrealizowany. Plan 358. Jw. Park Crescent 359. Jw. Budynki otaczające Regent’s Park od zachodu 360. Jw. Cumberland Terrace. Schemat ukształtowania 361. Jw. Cumberland Terrace. Widok 362. Bath. Plan miasta 363. Jw. Queen Square 364. Jw. The Circus. Widok pierwotny 365. Jw. The Circus po zadrzewieniu. Zdjęcie lotnicze 366. Jw. The Royal Crescent 367. Alkmaar. Plan 368. Jw. Widok 369. Delft. Vermeer van Delft. Widok 370. 371. 372. 373. 374. 375. 376. 377.

Jw. Plan Amsterdam. Plan po rozbudowie w XVII w. Jw. Widok ulicy z kanałem I mostem Freudenstadt. Drugi projekt Schickhardta Jw. Widok Karlsruhe. Widok perspektywiczny Jw. Pałac od strony ogrodu i placu (po powojennej odbu­ dowie) Jw. Typowa, dawna zabudowa mieszkaniowa Salzburg. Plan Jw. Widok ze wzgórza Mónchsberg Jw. Spojrzenie na Hohensalzburg z pałacu arcybiskupa

378. 379. 380. 381. Melk. Plan 382. Jw. Klasztor w widoku od południa 383. Jw. Klasztor w widoku znad Dunaju 384. Zamość. Weduta G. Brauna i F. Hogenberga 385. Jw. Plan sytuacyjny (1774) 386. Jw. Cztery główne fazy projektu miasta i rezydencji 387. Jw. Stan zabudowy ok. 1605 r. 388. Jw. Ratusz I fragment rynku 389. Jw. Kamienice ormiańskie

390. 391. 392. 393. 394. 395. 396. 397. 398.

Góra Kalwaria. Plan orientacyjny Jw. Schemat planu Jw. Zasada usytuowania i rozplanowania miasta Jarosław. Plan miasta w XVII w. Jw. Rozmieszczenie głównych zespołów architektonicz­ nych Jw. Panorama miasta Kock. Plan miasta (XIX w.) Jw. Przekrój przez rynek z widokiem ratusza Jw. Przekrój przez rynek z widokiem kościoła

399. 400. 401. 402. 403. 404. 405. 406. 407. 408.

Jw. Z. Vogel. Rynek Białystok. Plan (XVIII w.) Jw. Ratusz (1885) Warszawa. Plan Ricaud de Tirregaille’a (1762) Jw. Fragment tego planu Jw. Inny fragment tego planu Jw. B. Bellotto. Widok Warszawy od strony Pragi Jw. Fragment tego widoku Jw. B. Bellotto. Pałac Mniszchów. Widok Jw. B. Bellotto. Dom bankiera Piotra Teppera

409. Jw. Zamek Ujazdowski z projektowanym zwierzyńcem. Plan 410. Jw. Założenie Stanisławowskie. Plan 411. Jw. Łazienki. Pałac przed przebudową 412. 413. 414. 415. 416. 417. 418. 419. 420. 421.

Jw. Łazienki. Pałac po przebudowie Jw. Łazienki. Plan Jw. Belweder Petersburg. Projekt Le Blonda (1717) Jw. Plan Homanna. Fragment (1718) Jw. Plan Machajewa. Fragment Jw. Plan centralnej części miasta (ok. 1840 r.) Jw. Zespół placów przed Admiralicją i Głównym Sztabem Jw. Montferrand. Defilada przed Pałacem Admiralicji (1836) Woskresjeńsk. Plan (1787)

433. Holandia. Tereny wymagające ochrony przed zalaniem 434. Jw. „Plan Delty” Ochrona dziedzictwa architektonicznego 435. Città dl Castello. Rozwój historyczny dzielnicy centralnej objętej murami 436. Jw. Walory architektoniczne i środowiskowe budynków 437. Jw. Wytyczne konserwatorskie 438. Jw. Widok głównego placu miasta 439. Londyn. Katedra św. Pawła w sylwecie miasta 440. Jw. Plan katedry z otoczeniem po odbudowie powojennej 441. Jw. Widok 442. 443. 444. 445.

Jw. Jeden z projektów przebudowy otoczenia katedry (widok) Płock. Fragment średniowiecznego miasta. Plan Jw. Pierzeja ul. Piekarskiej po odbudowie. Widok Jw. Kościół św. Bartłomieja. Widok

Tworzenie nowych, wartościowych dzieł architektury 446. Paryż. Przebudowa muzeum w Luwrze. Plan 447. Jw. Przekrój 448. 449. 450. 451. 452. 453. 454. 455.

Jw. Jw. Jw. Jw. Jw. Jw. Jw. Jw.

Główne wejście do muzeum pod szklaną piramidą Spojrzenie z dolnego poziomu wnętrza wejściowego Podziemne fragmenty zamku Karola V Nowa opera przy placu Bastylii. Makieta Opera. Widok Zespół „La Défense” w widoku od Sekwany Wieże „La Défense” Spojrzenie na Łuk Tryumfalny z osi „La Défense"

Ochrona środowiska przyrodniczego 456. Polska. Parki narodowe i parki krajobrazowe 457. Pieniński Park Narodowy. Przełom Dunajca 458. Obszar chronionego krajobrazu. Jezioro Wściekłe, woje­ wództwo konińskie

422. Jw. Klasztor Nowo-Jerozolimski w widoku z miasta

Tworzenie nowych terenów zielonych w mieście d.

CZASY WSPÓŁCZESNE

Początki przemian w XIX w. Anglia. Sheffield. Miasto z otoczeniem Jw. Manchester. Rysunek K.F. Schinkla Jw. Saltalre. Plan Polska. Plan drogi wodnej do Windawy Jw. Ośrodki włókiennictwa województwa mazowieckiego Jw. Łódź. Plan Jw. Łódź. Nowe Miasto. Rynek z ratuszem i kościołem ewangelickim 430. Jw. Łódź. Osada Łódka. Zakład bielnikowy

459. 460. 461. 462.

E. Howard. Trzy magnesy. Miasto-ogród Jw. Zasada prawidłowego rozwoju miasta G. del Castillo. Model miasta liniowego Warszawa. S. Różański. Szkic aglomeracji stołecznej. Pro­ jekt (1929) „Warszawa funkcjonalna” (1934) Warszawa, Projekt Biura Odbudowy Stolicy (1946) Warszawa. Perspektywiczny plan ogólny (1982) Województwo Stołeczne. Perspektywiczny plan zagospo­ darowania (1978) Warszawa, Zagospodarowanie klina zieleni obejmującego

423. 424. 425. 426. 427. 428. 429.

463. 464. 465. 466.

Planowe gospodarowanie wielkoprzestrzenne

Pole Mokotowskie - Park im. Marszałka J. Piłsudskiego (1975) 468. Paryż. Nowy park nad Sekwaną na terenach dawnej Fa­ bryki Citroena 469. Jw. Wystawa współczesnej rzeźby nad Sekwaną 470. Jw. Zieleń spacerowa wzdłuż Basenu

431. Polska. Istniejące rozmieszczenie przemysłu (1946) 432. Jw. Projektowane rozmieszczenie przemysłu

467.

551

Poszukiwania nowego kształtu miasta 471. 472. 473. 474.

T. Garnier „Miasto przemysłowe”. Plan Jw. Zabudowa mieszkaniowa N. Ładowski. „Miasto rakieta” Le Corbusier i P. Jeanneret „Miasto współczesne” . Plan

475. Jw. Widok 476. Nowe miasto angielskie Runcorn. Schemat planu 477. Jw. Plan zrealizowany 478. Jw. Fragment miasta 479. Milton Keynes. Pierwszy projekt. Schemat planu 480. 481. 482. 483. 484.

Jw. Jw. Jw. Jw. Jw.

487. Jw. Jednostka mieszkaniowa Neat Hill 488. Jw. Sieć dróg tej jednostki 489. Jw. Skrzyżowanie ścieżki pieszo-rowerowej z ulicą 490. Tychy. Stan istniejący przed przystąpieniem do budowy miasta 491. Jw. Schemat planu miasta z 1953 r. 492. Jw. Schemat zieleni 493. Jw. Schemat ciągów pieszych i rowerowych w planie mias­ ta Jw. Jw. Jw. Jw. Jw.

dygnacjach 509. Wiedeń. A. Loos. Hotel „Babilon” z tarasami 510. Zug (Szwajcaria). Dom z wiszącymi ogrodami. Widok 511. Jw. Przekrój 512. Arhus (Dania). Osiedle z wiszącymi ogrodami. Model 513. Jw. Plan osiedla 514. Jw. Przekrój 515. Jw. Droga piesza 516. 517. 518. 519.

Pierwszy projekt. Widok Drugi projekt (zrealizowany). Plan Ośrodek miasta. Projekt Ośrodek lokalny. Widok fragmentu Sześć stref zróżnicowanej zieleni

485. Jw. Sieć zieleni miejskiej 486. Jw. Projekt zazielenienia obrzeży jednej z głównych ulic

494. 495. 496. 497. 498.

steun (nie zrealizowane) 508. H. Sauvage. Dom w Paryżu z tarasami na wyższych kon­

Schemat planu szczegółowego (1980) Park Północny po ukończeniu pierwszych prac (1966) Fragment Parku Północnego nocą Jezioro Paprocańskie i otaczający je las Przedogródek domu szeregowo-galeriowego

Przebudowa miasta w związku ze zmianą stosunku do środowis­ ka przyrodniczego 499. Marsylia. Miasto z otoczeniem. Fragment współczesnej mapy 500. Jw. Miasto w XIX w. 501. Jw. Kolejne porty 502. Jw. Zespół urządzeń wypoczynkowych, którym wkroczono

Jw. Widok budynku Jw. Placyk Helsingór (Dania). Osiedle domków z atriami. Plan Jw. Ogródek - atrium

,

520. Jw. Krajobraz widziany z osiedla 521. Jw. Osiedle w krajobrazie 522. Le Corbusier i P. Jeanneret „Budynek z nadbudowanymi willami" 523. Jw. Plan mieszkania w tym budynku 524. Le Corbusier. Studium wielokondygnacyjnego budynku mieszkalnego 525. Le Corbusier. „Jednostka marsylska” . Plan typowych kon­ dygnacji 526. Jw. Przekroje 527. Jw. Widok 528. Jw. Projektowany zespół takich jednostek w Marsylii-Veyre 529. Sztokholm. Rio. „Mieszkania kolektywne". Widok 530. Jw. Urządzenia wspólne. Plan 531. Upplands Vâsby (Szwecja). „Osiedle kolektywne” . Plan 532. 533. 534. 535. 536. 537. 538.

Jw. Plany domków Jw. Wnętrze jednego z domków Jw. Wnętrze wspólne jednego z domków Montpellier (Francja). Dzielnica Antygona. Plan Jw. Widok części środkowej z otoczeniem. Zdjęcie lotnicze Jw. Budynek biurowy Jw. Fragment osiedla

Poprawa istniejącej tkanki miejskiej 539. Sztokholm. Tomtabacken przed renowacją. Widok 540. Jw. Osiedle po renowacji. Widok 541. Jw. Zasady przebudowy domów

w morze

542. Jw. Osiedle po renowacji. Plan 543. Lyon. Osiedle Vénissieux. Widok 544. Jw. Burzenie jednego z domów

Ochrona przed zagrożeniami ze strony środowiska przyrodniczego 503. Londyn. Plan usytuowania „bariery” przeciwpowodziowej

Wybór 545. Le Corbusier: „Armaty, amunicja? Dziękuję, proszę o mie­

504. Jw. Widok „bariery”

szkania” Poszukiwanie nowych sposobów zabudowy



505. Zurych (Szwajcaria). Osiedle Neubuhl. Plan. Zabudowa „linijkowa” 506. Jw. Widok 507. E. May z zespołem. Frankfurt nad Menem. Osiedle Gold-

552

“1

i

'

W à

ï:l ü

m i •"./■ . k ijr * -> 7 Q -/._ ~ 77 ’ 7 ~

t ■ /: T

m

^

id

lo

,’ v 7 '

r ■- ¿ » i -

«¡ppfg m

" M

W

134. Besançon. Plan. Besançon we wschodniej Francji, rzym­ skie Vesontio, miało wyjątkowo korzystne położenie: w zakolu rzeczki Doubs; na wąskim przesmyku istniało wzgórze, co ułatwiało obronę przed nieprzyjacieiem. Miasto, które od III w. stanowiło siedzibę biskupa a później arcybiskupa, stało się w X w. jednym z głównych ośrodków miejskich Galii. Wprawdzie w tym czasie dawne mury miejskie, nie utrzymywane należycie, straciły swe znaczenie, ale zachowała je w pełni rzeka. Jej bystre wody obracały koła młyńskie. Źródło: C. Fohlen

316

J§ c7'% 1 »«

p

f

Wir

133. Arles. „Areny”. Rysunek pochodzi z XIX w., ale prze­ budowa amfiteatru w miaste­ czko, warowne dzięki murom zewnętrznym trzykondygna­ cyjnej rzymskiej budowli, nastąpiła w średniowieczu, kiedy amfiteatr nazywano castrum arenarum. Na jego terenie powstało ponad 200 domów i kościół

135. Saint-Denis. C. Chastillon. Weduta. Oprócz odradzania się miast z czasów rzymskich obserwujemy zakładanie nowych, zwłaszcza od XII w. Wyrastały z osad pierwotnie przylegających do obiektów religijnych (opactwa, klasztory) lub świeckich (zamki) itp., które wymagały różnorodnych usług, sprzyjały rozwojowi rzemiosła i handlu. Saint-Denis w pobliżu Paryża stanowi przykład miasta powstałego przy opactwie, słynnym jako miejsce złożenia zwłok patrona Paryża; później chowano w Saint-Denis królów Francji. Od IX w. odbywano tu licznie uczęszczane targi; z uwagi na niebezpieczeństwo najazdów Normanów miasto otoczono murem. Źródło: P. Lavedan i J. Hugueney. Słynny kościół dominuje niepodzielnie w sylwecie miasta. Autor rysunku przedstawił go wyższym, niż jest w rzeczywistości, aby podkreślić znaczenie budowli. Źródło: Zbiór C. Chastillona

136. Chateau-Thierry. C. Chastillon. Widok. Piękna panorama miasta, które powstało w oparciu o siedzibę feudalną, wzmiankowaną już w X w. Wydłużone wzgórze, wznoszące się 60 m powyżej doliny Marny, zostało zajęte pod zamek wraz z rozlicznymi obiektami z nim związanymi oraz otoczone murem. U jego stóp, sięgając do rzeki, gęsto stłoczona zabudowa miejska, także opasana murem z basztami. Miasto rozwinęło się w kierunku zachodnim, przekraczając drogę do mostu. Na niewielkim wzniesieniu usytuowano tu wyróżniający się w sylwecie kościół. Chastillon, rysownik wrażli­ wy na krajobraz, świetnie przedstawił wpisane w naturalne środowisko miasto, którego pod­ stawowe elementy strukturalne powiązane są ze sobą w sposób charakterystyczny: na naj­ wyższym wzniesieniu warownia, poniżej wybi­ jający się w sylwecie kościół, na dole masa domów miejskich. Źródło: Zbiór C. Chastillona

317

Carcassonne. Por. tekst s. 18 137.^Carcassonne;, Plan. Uu_rozwija się średniowiecznejniasto w oparciu o zamek,_ale zamek len jeśt począwszy od XII w. warow­ nią królewską, umocnioną potężnie w XIII w. Po oblężeniu, zakoń­ czonym zdobyciem Carcassonne,- Ludwik Święty polecił zburzyć przedmieścia, przylegające do murów miejskich, i przenjosljch mieszkańców do założonego w.1247 r. „miasta dolnego", wytyczo­ nego regularnie na stosunkowo płaskim terenie, na przeciwległym 'brzegu rzeczki Aude. W końcu XIII w., po ukończeniu fortyfikacji „miasta górnego”, żyły obok siebie dwa organizmy miejskie, repre­ zentujące dwa modele miast.średniowiecznych, różniące się funk­ cjami, wyborem terenu pod budowę, siecią uliczną, unągcnierńem. Twierdza, usytuowana na wydłużonym wzgórzu, została otoczona dwoma wieńcami murów wysokości 10 i 14 m, zakończonych krenelażem z prześwitami do obstrzału wroga. O d strony zachodniej przylegał do wewnętrznego muru zamek stanowiący dodatkowy element obrony. Do miasta prowadzą tylko dwie silnie umocnione bramy, zachodnia przy zamku i wschodnia poprzedzona barbaka­ nem. Sieć ulic, rozwijająca się w ciągu długiego czasu, ma układ nieregularny. Mury twierdzy otaczają teren o powierzchni ok. 6 ha. W jej obrębie leży na południe od zamku katedra. Miasto dolne (1247), pięciokrotnie rozleglejsze, zamieszkuje ludność trudniąca się rzemiosłem, handlem i rolnictwem. Założone planowo, ma regularną siatkę ulic, podobnie jak wiele innych miast zbudowanych we Fran­ cji, poczynając od XII czy nawet XI w. Jego ośrodkiem jest prosto.kątny rynek. Miasto także obwarowano (1276), ale tylko od strony rzeki wzniesiono_mury, w obawie przed powodziami; poza tym odcinkiem ograniczono się, z uwagi na mniejsze koszty, do walów ziemnych

138. Carcassonne. Górne miasto od południowego zachodu. Od lewej zamek książęcy i katedra. Dwa pierś­ cienie murów z licznymi wie­ żami. Fot.: J. Roubier

318

139. La Force (Langwedocja). Zdjęcie lotnicze jednego z pierwszych średniowiecznych miasteczek francuskich, założonych planowo (XI w.). Charakterystyczna sieć ulic o kształcie koncentrycznych kół. Źródło: K. Pawłowski

140.

Montauban. Plan. Montauban zajmuje ważną pozycję w dziejach budowy miasl

francuskich. Zapoczątkowuje akcję zakładania nowych miast o prostokątnej siatce ulic, połączonego z nadawaniem przybyszom szerszych uprawnień (1144). Położone przy drodze z Paryża, na wzniesieniu, jakie opływa od zachodu rzeka Tam wraz z dopływem, miało usytuowanie ułatwiające obronę. Do ukształtowania terenu nawiązuje zarys murów, a także sieć ulic i forma placu miejskiego otoczonego podcieniami. Główny szlak komuni­ kacji, wiodący z Paryża do Tuluzy, przebiega na wschód od placu, nie wprowadzając zamieszania do jego życia. Konsekwencją sposobu przejścia drogi przez miasto jest niesymetryczne usytuowanie bram miejskich. Kościół parafialny leży w pobliżu narożnika placu, ale na uboczu od niego. Montauban stanowi piękny przykład wpisania miasta w teren; rozwiązanie przestrzenne odpowiada potrzebom funkcjonalnym, a nadaje całości indywidualny wyraz. Bryla zamku eksponowana w widoku znad rzeki. Rekonstrukcja: Devais

Aigues-Mortes. Por. tekst s. 167

142.

Plan. Aigues-Mortes zostało założone w latach 1240-1248 jako

twierdza przez Ludwika Świętego; chciał zbudować nad Morzem Śród­ ziemnym silnie umocniony port, z którego można by między innymi wyruszyć na wyprawę krzyżową. Naturalną obronę przed nieprzyjacielem miały zapewniać otaczające miasto tereny bagniste, istniejące tu rozlegle stawy i wody laguny, jaka powstała w delcie Rodanu. Pod miasto wybra­ no teren o kształcie zbliżonym do prostokąta. Jeszcze przed przystąpie­ niem do jego obwarowania rozpoczęto budowę w północno-zachodnim narożniku okrągłej, otoczonej wodą Wieży Konstancji o średnicy 22 m, wysokości 70 m; w końcu XIII w. nadbudowano ją wieżyczką 10-metrową, służącą za latarnię morską. Wobec szybkiego napływu ludności, zawarto w 1272 r. kontrakt z włoskim przedsiębiorcą, który zobowiązał się otoczyć całość zachowanym do dziś, potężnym murem, za co miał stać się współwłaścicielem miasta i otrzymać udział w związanych z nim docho­ dach. Przy drodze lądowej, prowadzącej do Aigues-Mortes, wzniesiono w XIII w., 2 km na północ od miasta, jeszcze jedną wieżę. Przed połud­ niowymi murami miejskimi przewidywano port wewnętrzny, połączony szerszym kanałem z portem morskim. Ulice biegną w zasadzie równole­ gle do murów, ale ich układ nie jest w pełni regularny. Niewielki lynek położony niesymetrycznie. W bloku przyrynkowym kościół. I tu ruch przelotowy zmierzający do portu mógł omijać rynek. W końcu XIV w. zamulenie portu wewnętrznego uniemożliwiło użytkowanie go. Aigues-Mortes stopniowo upadło. Źródło: P. Lavedan i J. Hugueney

143. Aigues-Mortes. Zdjęcie lotnicze. W głębi kanał łączący Atlantyk z Morzem Śródziemnym, przeprowadzony w XVII w.

144. Beaumont-en-Perigord. Plan. W XIII w. Anglicy zajmowali część Francji z ośrodkiem w Bordeaux. Król Edward I, który w Anglii założył liczne nowe miasta, czynił to samo we francuskich posiadłościach, pragnąc umocnić swą pozycję oraz zwiększyć dochody. Podobnie postępowali pełnomocnicy królów francuskich na terenach położonych dalej na południe. W ten sposób południowo-zachodnia część Francji uzyskała gęstą sieć miaste­ czek zwanych bastides. Miały one służyć za miejsca oparcia w przypadku konfliktu zbrojnego, ale nie był to jedyny cel ich tworzenia. Znaczna część tych miast otrzymała regularne rozplanowanie. Nie wszystkie ufortyfikowano. Przy wyborze sytuacji kierowano się chęcią wykorzystania naturalnej obronności terenu (wzgórza) albo korzystnym powiązaniem komunikacyjnym; ta druga grupa miast rozwijała się zazwyczaj bardziej dynamicznie. Dla grupy pierwszej jest charakterystyczne Beaumont-en-Perigord, założone przez Edwarda I w 1272 r. Miasto zlokalizowano na wydłużonym wzgórzu. Przebieg ulic dostosowano do ukształtowania terenu, wyginając je lekko na północy. Prowadzą one pod podcieniami domów otaczających rynek. Odchylenie jego ściany północnej i otwarcie placyku od strony kościoła, usytuowanego po przekątnej, ułatwiło wjazd. Na placu ustawiono drewnianą halę, w której kupcy wykładali w dni targowe swe towary, chroniąc je przed deszczem i słońcem. Fortyfikacje ukończono dopiero w XIV w. Pomiędzy pasmem zabudowy miejskiej i murami pozostawiono teren nie zabudowany, po którym w razie potrzeby mogli się poruszać swobodnie obrońcy miasta. Źródło: L. Testut

146. Beaumont-en-Perigord. Rekonstrukcja wyglądu miasta w XIV w. Źródło: L. Testut

147. Montpazler. Plan. Nowe miasto założone przez Edwarda I (1284), wyróżniające się regularnością rozplanowania. Teren, lekko wzniesiony ponad okolicę, był całkowicie płaski. Pod miasto zajęto obszar zbliżony do prostokąta, który pokryto „rusztem” prostopadłych do siebie ulic, wyznaczających 20 bloków budowlanych. Jeden z czterech krótszych bloków przeznaczono pod rynek otoczony podcieniami. Domy w narożnikach rynku stykają się ze sobą. Na rynku drewniana hala służąca celom handlowym. W bloku sąsiadującym z rynkiem, po przekątnej - plac podobnej wielkości przeznaczony pod kościół. Środkiem wszystkich bloków biegną wewnętrzne uliczki szerokości ok. 2 m; ulice właściwe są czterokrotnie szersze; między bocznymi ścianami domów „androny” szerokości stopy służyły odprowadzaniu ścieków; działki budowlane miały identyczne rozmiary (24 na 72 stopy). Miasto otoczono murami, dziś nie istniejącymi

148. Montpazier. Rynek. Stosunkowo dobrze zachowany ryneczek z piękną gotycką kamienicą i drewnianą halą daje pojęcie o wyglądzie miasteczka w średniowieczu. Domy kończące ściany rynku są do siebie przysunięte na pierwszej kondygnacji, ale dzięki skróceniu parteru umożliwiają wjazd na rynek

322

Sainte-Agnes, Peillon i Bonnieux (Prowansja). Por. tekst s. 170 149. Sainte-Agnes. Miasteczko w pobliżu Mentony. Na skalnym wzgórzu ruiny zamku strzegącego granicy. Spośród zabudowy wyłania się dzwonnica kościoła

j j j j

150. Peillon. Miasteczko wspięło się na trudno dostępne zbocze skalne; w takich warunkach obwarowania stały się zbędne. Wieża kościoła wznosi się ponad zabudowę. Dachy dwuspadowe, o identycznym pochyleniu zwiększają jednorodność krajobrazu miejskiego

151. Bonnieux. Miasteczko powstało na stromym wzgórzu, na którego szczycie wzniesiono kościół otoczony smukłymi cyprysami. Ciemno-szary kamień użyty we wszystkich budynkach, pokrywająca je pociemniała dachówka, niewielkie otwory okienne przesłonięte okiennicami, liczne drzewa i krzewy przenikające zabudowę - nadają obrazowi tego południowego miasteczka specyficzny wyraz pełen uroku. O tych trzech miasteczkach można powiedzieć, że wyrosły w symbiozie ze środowiskiem przyrodniczym

323

HISZPANIA Santiago de Compostela. Por. tekst s. 228 152. Santiago de Compostela. Plan. Dokota katedry, przebudowywanej w ciągu wieków, rozrastało się miasto, a zwłaszcza skupiły się liczne klasztory, kolegia, kościoły, szpitale i inne obiekty tego rodzaju. Na niewielkim obszarze powstały budynki, w których ukształtowaniu, podob­ nie jak i katedry, znalazły odbicie przemiany zasad kompozycji architek­ tonicznej od początków naszego tysiąclecia. Na planie oznaczono kratką ważniejsze budowle: szpital, katedrę, główne klasztory I kolegia, pałac rady miejskiej, uniwersytet. Źródło: R. Lopez y Lopez

153. Santiago de Compostela. Katedra. Plan. Zachowana romańska część w południowo-wschodnim narożniku. W partii północno-zachodniej bogato ornamentowana elewacja, stanowiąca znakomity przykład hisz­ pańskiej odmiany baroku (churrigueryzmu, 1738-1759). Źródło: R. Lopez y Lopez

154. Santiago de Compostela. Najstarsza zachowana część katedry z pięknym romańskim portalem (XI w.). Dolny fragment wieży zegarowej z czasów gotyku (1316) nadbudowany w XVIII w. Źródło: R. Lopez y Lopez

155. Santiago de Compostela. Zdjęcie lotnicze. Katedra z klasztorem od strony za­ chodniej. W głębi wieża zega­ rowa. Źródło: R. Lopez y Lopez

156. Drogi do Santiago de Compostela. Pielgrzymki z dalekich krajów wymagały zorganizowania, w odstępach nie przekraczających odległo­ ści dziennej wędrówki, nocle­ gów, wyżywienia i pomocy w przypadku choroby, utrzy­ mywania dróg, zapewnienia przejść przez rzeki itd. W związku z tym, przy szla­ kach wędrówek powstało kilka nowych miast, których główne zadanie stanowiła obsługa pielgrzymów. Między Innymi założono miasteczko Puenta fa Reina (ok. 1100 r.). Źródło: Y. Bottineau

325

157. Puenta la Relna. Plan. Miasteczko położone przy przejściu przez rzeczkę Argę skierowane jest główną osią ku mostowi. Niewielki ryne­ czek pełni skromne funkcje

158.

326

Puenta la Reina. Widok mostu i miasteczka. Źródło: Y. Bottineau

FLANDRIA Brugia. Por. tekst s. 167

159.

Brugia. Plan. Miasto míalo okres świetnego rozwoju w XII-XIV w„ jako jeden

z najważniejszych w Europie Północnej ośrodków międzynarodowego handlu, zwłaszcza wełną angielską i suknem llandryjskim. Ośrodkiem miasta byl najpierw tzw. Stary Gród (gęsta kratka), osada targowa z VIII-IX w. Następnie rozwijają się na wysepkach, otoczo­ nych rozgałęzieniami rzeczki Reve, nowe dzielnice. W sąsiedztwie Starego Grodu

160. Brugia. M. Gheeraerts. Widok centralnej części miasta (1562). Pośrodku sukiennice z wysoką wieżą

powstaje główny plac miejski z sukiennicami, ponad którymi wznosi się ogromna wieża miejska, I innymi budowlami publicznymi (1). Kanały ułatwiają obronę i służą przewozom towarów. Wznoszone są nowe mury miejskie na początku XII i w końcu XIII w. W następ­ nym wieku miasto doprowadza do końca system obwarowań i kanałów, obejmujący rozlegle tereny nie zabudowane

161. Brugia a morze. Wybrzeże morskie w pobliżu Brugii ulegało z czasem istotnym przeobrażeniom; ląd podnosił się i opadał. Około 1000 r. brzeg morski był oddalony od Starego Grodu o ok. 8 km (1). Po 2-3 wiekach zbliżył się znacznie do miasta (2), aby znów się oddalić (3). Brugia korzystała z szerokiego ujścia Zwyn, do którego wpadała rzeczka Reve (4). Począwszy od końca XIV w. proces zamulania Zwyn przyspieszał się i w końcu przeładunek towarów, przewożonych drogą morską, musiał odbywać się daleko od miasta, które zaczęło upadać jako ośrodek handlu międzynarodowego. Nie na wiele przydało się przekopanie kanału do morza (5). Według G. Taylora

327

ANGLIA

162. Conway. Plan. Jedno z miast założonych planowo przez Edwarda I (1284 r.) nad morzem, na pograniczu Walii, przyłączonej w tym czasie do Korony. Na cyplu przy ujściu niewielkiej rzeczki, w miejscu ważnym ze względów wojskowych, usytuowano silnie umocniony zamek. Nad morzem nabrzeże, równolegle I prostopadle do niego ulice, pośrodku największego bloku budowlanego kościół. W jego pobliżu, przy drogach wjazdowych do miasta, wydłużony rynek. Teren podnosi się w kierunku zachodnim. Plan został dostosowany zręcznie do cech środowiska. Trzy rysunki, opracowane przez geografa M.P. Conzena, ilustrują jego metodę analizy. Pokazuje plan starego miasta, urzeźbienie terenu oraz charakteryzuje elementy („jednostki”) planu. 1 - ośrodek sprzed założenia miasta (kościół opactwa), 2 - zamek, 3 - system w przybliżeniu równoległych ulic, 4 - południkowy system ulic, M - rynek, 5 - kolonizacja rynkowa, 6 - port, 7 - późniejsze poszerzenie miasta. Źródło: M.P. Conzen

328

163. Wells. Fragment planu. Ogromna katedra gotycka stanowi ośrodek całej dzielnicy biskupiej. Do budynku, poprzedzonego rozległym terenem zielonym, przylega wirydarz I sala kapituły. W sąsiedztwie katedry pałac biskupa, szkoły katedralne, dziekanat oraz unikalny zespół 21 domków kanoników (tzw. Vicars’ Close, XIV w.), połączony krytym przejściem z katedrą. Tworzą one dwa szeregi dwukondygnacyjnych budynków Identycznie ukształtowanych, poprzedzonych ogródka­ mi. Rozplanowanie przypomina dwudziestowieczne osiedla o zabudowie „linijkowej”. Piękny przykład ulicy mieszkaniowej wolnej od ruchu tranzytowego, w której indywidualne ogródki składają się na nieprzerwany ciąg zieleni.

Ji

164. Wells. Vicars' Close. Na pierwszym planie z lewej strony fragment katedry. W głębi budynek z pomieszczeniami wspólnymi

329

165. Durham. Plan. Piękny przykład miasta, które rozwi­ nęło się z osady położonej w ciasnej pętli rzeki Wear, na stromym wzgórzu. Była to od X w. miejscowość pielgrzymkowa, związana z grobem św. Cutbertha. Wilhelm Zdobywca zabezpieczył dostęp do półwyspu zamkiem. Ulice osady wytyczono wzdłuż warstwie. Skromny kościół pielgrzymkowy przekształcił się w jed­ ną z najpiękniejszych angielskich romańsko-gotyckich katedr. Po wypełnieniu niewielkiego terenu w pętli rzeki miasto rozwijało się poza jej obrębem

330

Fountains. Por. tekst s. 69

Klasztor cystersów. Plan. Charakterystyczne usytuowanie całego całego wielkiego w it e g o zespołu budynków , 167. Fountains IcełnS wykorzystać rzeczkę dla różnych celów (początek XII w.). Zrodlo: B. Fletcher tak, aby jak najpełniej wykorzystać

168.

Fountains. Opactwo. Widok. Źródło: B. Fletcher

JUTLANDIA. Por. tekst s. 71

170. Ok. 800 r. Przejście przez osadę Haithabu (Hedeby), do której dochodzi ze wschodu droga wodna (Schlei); następnie drogą lądową na dziale wodnym można było wśród bagien i moczarów przetaczać łodzie albo przewozić lub przenosić towary na odcinku ok. 15 km do rzeczki Treene, prowadzą­ cej do Morza Północnego. Miasteczko, otoczone wałem, było jednym z ożywionych ośrodków handlu nad Bałty­ kiem do 2. połowy XI w., kiedy przestało istnieć. 1 umocnienie, 2 - droga wodna, 3 - droga do transportu łodzi i towarów. Źródło: Jankuhn

332

169. Mapa orientacyjna. Już we wczesnym średniowieczu Bałtyk i Morze Północne two­ rzyły wielki szlak wodny, z którego korzystały różne ludy w celach związanych z podbojem, łupieżą albo i stale rosnącą wymianą han­ dlową. Pewną przeszkodę na tej drodze stanowił Półwysep Jutlandzki. Trzy następne szkice pokazują, jak tę prze­ szkodę pokonywano. 1 główne szlaki morskie, 2 Haithabu

171. Lata: 1381-1388. Kanał Szteknicki, oznaczający duży postęp w budowie kanałów (pokonuje przy pomocy śluz dział wodny wysokości ok. 20 m). Umożliwia przejście wodą bez przeładunków od Bałtyku przez Lubekę do Hamburga i Morza Północnego. Leży na południe od Haithabu. 1 - kanał. Źródło: A.W. Skempton

0

5

10

20km

172. Lata: 1887-1895. Kanał Kiloński, następnie poszerzony i pogłębiony. Dostępny dla współczesnych statków pełnomorskich. Skraca połączenie Bałtyku z Morzem Północnym o 685 km. Źródło: E. Pilkington

NIEMCY Kolonia. Por. tekst s. 207

173. Kolonia. Plan miasta ok. 1100 r. Kolonia, rzymska Colonia Agrippinensis, należy do miast, które zawdzięczają swój rozwój po upad­ ku Imperium m.in. przetrwaniu jako siedziba biskupa; Kolonia została nią w IV w. Zaczęła zaludniać się na nowo w VIII w. Wykorzystując dogodne położenie geograficzne w pobliżu ujścia Renu do morza, na skrzyżowaniu drogi wodnej z lądowymi, już w połowie X w. stała się ważnym ośrodkiem handlu międzynarodo­ wego. W obrębie dawnych murów rzymskich (grubsza linia kropkowana) ludność skupiała się najpierw w pobliżu rzeki. W sposób charak­ terystyczny dla wczesnego średniowiecza, zarówno na terenie objętym umocnieniami miejskimi ok. 1 10 0 r., jak i poza nimi, powstały liczne opactwa i klasztory. Otoczono je w la­ tach 1180-1210 wieńcem murów miejskich, w których obrębie znalazły się rozległe tereny rolne. Skośne kreski oddają stan zasiedlenia Kolonii w IX-X w. Źródło: K. Junghanns

334

175. Akwizgran. Plan ok. 1100 r. Rzymskie Aquae Grani, miejscowość słynną z ciepłych wód leczniczych, położoną w węźle dróg pochodzących jeszcze z antyku, obrał był sobie Karol Wielki za ulubioną rezydencję. Wzniósł tu pałac królewski; liczne pomieszczenia z nim związane otoczył murem (kreska przerywana). Poza jego obrębem usadowiły się osady targowe i służebne (kreskowanie skośne), a także otoczone zielenią siedziby dworu. Największy kompleks zieleni tworzył położony na połu­ dniowy wschód od siedziby króla wielki „dziki park”, ulubiony teren polowań królewskich. Źródło: K. Junghanns

335

Erfurt. Por. tekst s. 141 176. Erfurt. Plan miasta do 1100 r. Położone przy brodzie (Furt) przez rzeczkę Gerę, przy której zbiegały się ważne drogi lądowe. Pierwsze osiedle, zapewne poniżej wzgórza północnego, na którym znajduje się siedziba Karolingów, następne u stóp wzgórza południo­ wego, na którym powstała katedra (ok. 741) i klasztor żeński. Sku­ pienie ludności, z czasem, w pobliżu brodu, na prawym brzegu Gery (skośne kreskowanie). 1, 2, 3 - rynki, 4 - kościół kupców. Źródło: K. Junghanns

177. Erfurt. J.J. Ramee. Plac Katedralny (1795). Na wzgórzu z lewej strony katedra budowana od XII do XV w.; około 1330 r. dobudowa kruchty na planie trójkątnym, skierowanej ku dojściu z placu. Z prawej strony kościół St. Severi (XII-XV w.) na miejscu klasztoru żeńskiego.

336

178. Erfurt. Plac Katedralny wraz z fragmentem ulicy prowadzącej w stronę brodu I Rynku Rybnego. 1 - katedra, 2 - St. Severi, 3 - kościół Wszystkich Świętych. Źródło: Bau- und Kunstdenkmaler Erfurt

179. Erfurt. Kościół Wszystkich Świętych (XIII—XIV w.). Plan i elewa­ cja południowa. Rozwiązanie architektoniczne przy zbiegu 3 ulic bardzo nietypowe, dostosowane do sytuacji. Wieża chwyta z daleka spojrzenie od strony Placu Katedralnego. Źródło: Bau- und Kunst­ denkmaler Erfurt

180. Villingen. Plan. Villingen jest jednym z miast założonych przez hrabiów von Zaehringen, podobnie jak szwajcarskie Berno (ii. 121-123) i Fryburg (ii. 124, 125). Istniejąca już w końcu X w. osada została od nowa wytyczona przez Berchtolda III (pierwsza połowa XII w.). Plan, nie skrępowany utrudnieniami terenowymi, jest charakterem zbliżony do planów kilku miast Zaehringerów. Jego kościec stanowią przecinające się nieco skośnie dwie szerokie ulice, na których odbywał się handel. Prostokątny rynek jeszcze się nie wykształcił, ale można uważać, że tylko krok dzielił od jego powstania: typowe dla rynków obiekty, jak jatki (6 ), a także spichrz zbożowy (5), mieszczą się przy skrzyżowaniu głów­ nych ulic, a po przekątnej znajduje się placyk z kościołem (1 ) i ratuszem (4). Przy murach miejskich klasztor franciszkanów (2). Źródło: K. Gruber

181. Villingen. Próba odtwo­ rzenia wyglądu miasta. Źró-

Lubeka. Por. tekst s. 180 182. Lubeka. Miasto położone ok. 20 km od Bałtyku, na wydłużonym półwyspie, opadającym ku rzeczce Trave i jej dopływowi Wakenitz. Przy ujściu rzeki znajdowało się słowiańskie emporium handlowe. Po licznych walkach, opanował teren w 1158 r. książę Henryk Lew oraz założył miasto, jako punkt ekspansji Niemców nad Bałtykiem. Lube­ ka, której plan stanowi przykład dojrzałej koncepcji przestrzennej, rozwijała się pomyślnie dzięki rosnącemu udziałowi w handlu Hanzy. Od północy wkracza do miasta jego główna ulica, która rozdwaja się, prowadzi wzdłuż kościoła miejskiego usytuowanego w najwyższym miejscu (1 ) oraz rynku, przy którym powstaje ratusz z sukiennicami i liczne kramy. Ulica wiedzie dalej do mostu na Wakenitz. Południo­ wy kraniec półwyspu zajmuje katedra (5). Port leżał nad rzeczką Trave; od strony rynku i kościoła prowadziło doń 5 prostopadłych do nabrzeża ulic, zamieszkałych przez zamożnych kupców. Już w XIII w. trzeba było przedłużyć port w kierunku północnym; handel solą odbywał się na południe od głównego portu. Jeszcze dalej, przed miejscem, w którym Wakenitz wpada do Trave, Ustawiono przy urządzonym w tym celu kanale baterię młynów. „Grzebieniowy” system ulic, który zapewniał sprawne powiązanie rynku z nabrzeżem portowym, zastosowano następnie także we wschodniej części miasta, zamieszkałej głównie przez rzemieślników

l

183. Lubeka. Ośrodek miejski w końcu średniowiecza. Rekonstrukcja jest nieco uproszczona, ale oddaje zasady zabudowy. Na pierwszym planie port z prostopadłymi do nabrzeża ulicami. W głębi kościół miejski i rynek z ratuszem. Źródło: K. Gruber

339

184. Lubeka. Widok miasta w 1552 r.

185. J & g § !M a i _^Euggemk. Zespół domów mieszkalnych, ..zbudowanych p rzez'BogategcT, .. kupca Jakuba Fuggera; który nabyt rozległy teren na przed­ mieściu średniowiecznego Augsburga, aby zbudować 106 domków przeznaczonych dla ubogicp mieszkańców (1521). Zespół wyróżnia się w krajobrazie miasta. Przy­ wodzi na myśl wenecką Marinarezzę (il. 103, 104), Vicars’ Close w Weils (il. 163, 164) oraz dwudziestowieczne osiedla mieszkaniowe, sto­ sujące chętnie system zabu­ dowy „linijkowej” (por. s. 218)

340

ISELjiziokholm. Plan. Początek XVII w. Miasto założone w 1255 r. na wyspie Stadsholmen. Wśród osadników znajdowali się mieszkańcy Lubeki, z którą Szwedzi utrzymywali ożywione stosunki handlowe do XV w. we władzach miejskich trzecia część miejsc była zastrzeżona dla Niemców. W planie miasta można dopatrywać się pewnych analogii z Lubeką: w centrum wydłużonej wyspy, na wzniesieniu, znajduje się ośrodek miasta z rynkiem; w kierunku zachodnim i wschodnim biegną prostopadlejdojiąbrzężą.ulice, tworząc dwustronny układ „grzebieniowy''. W północno-wschodniej części rniSStafpTżyiifoize łączącej z lądem, zamek, który od początku XVI w. był’ siedzibą króla. Analogie planów nie muszą świadczyć o naśladownictwie. Podobne zadania w zbliżonych warunkach topograficznych mogą prowadzić do podobnych rozwiązań przestrzennych. Wytyczanie ulic prostopadle do nabrzeży cechuje wiele planów miast portowych. Podobnie typowe jest wznoszenie zamków w miejscach najłatwiejszego wjazdu z lądu na wyspę itp. Tereny, sąsiadujące z Stadsholmen od północy i południa, objęto z czasem zabudową miejską

341

CZECHY, MORAWY, SŁOWACJA Praga. Por. tekst s. 185 188. Praga średniowieczna w grani­ cach objętych ścisłą opieką konser­ watorską. Unia przerywana - „droga królewska”, stanowiąca dziś kościec systemu dróg pieszych. Źródło: Państw. Urząd Ochrony Zabytków i Przyrody

M III ¡■ ¡¡¡ii

189. Weduta prawobrzeżnej Pragi (1606). Z prawej strony rynek Starego Miasta z kościołem Tyńskim i ra­ tuszem. Most Karola jeszcze bez rzeźb. Źródło: jw.

342

190. Praga. Rynek Starego Miasta z kościołem Tyńskim za grupą budynków podcieniowych (widok z ratusza). Kościół wzniesiony w końcu XIV w. Za kościołem znajdował się ogrodzony plac, na którym obcy kupcy składowali przywożone towary. Źródło: jw.

191. Praga. Kościół św. Salwatora i Klementinum przy placu Kawalerów Krzyżowych, przed wejściem na most Karola od strony Starego Miasta. Źródło: jw.

192. Weduta lewobrzeżnej Pragi (1606). Zamek, poniżej prostokątny rynek Małej Stro­ ny z kościołem św. Mikulasza, przed jego przebudową. Źró­ dło: jw.

193. Praga. Zachodni kraniec mostu Karola. Wieże Małej Strony i kościół św. Mikulasza, Źródło: jw.

194. Praga. Kościół św. Mikulasza. Planik orientacyjny. Wieża kościoła tworzy widokowe zamknięcie kilku ulic

195. Praga. Kościół św. Mikulasza, widok z rynku Małej Strony (początek XIX w.). Bryła kościoła wyrasta wysoko ponad niskie kamieniczki, które dzięki niewielkiej wysokości kondygnacji oraz drobnemu detalowi architektonicznemu wprowadzają skalę porównaw­ czą, znakomicie podkreślając wielkość świątyni. Źródło: O. Schuerer

196. Praga. Kościół św. Mikulasza od strony zachodniej. Spoglą­ dając na świątynię z rynku Małej Strony, widz może nie zdawać sobie sprawy z podnoszenia się terenu i z usytuowania kościoła powyżej poziomu rynku. Od zachodu elewacja świątyni jest utrzymana na miarę niewielkiego placyku przed wejściem; od strony rzeki bryła św. Mikulasza otrzymała rozmiary odpowiada­ jące rozległej przestrzeni, z jakiej jest oglądana. Źródło: jw. 197. Praga. Mała Strona. Widok panoramiczny. Źródło: K. Plicka

s p i S

l t t i A

, ,



198. Czeski Krumlow. Plan sytuacyjny. W XIII w. powstaje zamek przy zbiegu dróg, na wąskim przesmyku między Wełtawą i jej dopływem. Poniżej podgrodzie Latran. Następnie wykorzystano pod zabudowę miejską teren położony w drugim zakolu Wełtawy. Dokoła prostokątnego rynku z ratuszem wytyczono uliczki o przebiegu w zasadzie regularnym, ale dostosowanym do warstwie. Zamek, wznoszący się kilkadziesiąt metrów powyżej poziomu rynku, otrzymał w XVII w. pnący się pod górę wydłużony ogród. Źródło: A. Liczbiński 199. Czeski Krumlow. F.B. Werner. Widok miasta I zamku w połowie XVIII w.

200. Tabor. Plan. Miasto w południowych Czechach, założone przez husytów w 1420 r. na terenie z natury obronnym. Planu nie cechuje charakterystyczna dla owych czasów regularna sieć ulic. Głosząc poglądy niezgodne z naukami Kościoła oraz z uświęconym porządkiem społecznym, husycl pragnęli zabezpieczyć miasto przed ewentualnym atakiem nieprzyjaciół. Promienisty układ ulic, wybiegających z rynku, ułatwia przerzucanie załogi; ciasne, kręte ulice sprzyjają zwalczaniu wroga, który wdarł się do wnętrza miasta. Miasto zostało silnie umocnione. Źródło: D. Libal

202, Brno. Plan. Stolica Moraw, miasto królewskie od 1243 r. Powstało poniżej usytuowanego na wysokim wzgórzu grodu, który rozrósł się z czasem w potężny zamek. Nieregularność sieci ulic stanowi głównie konsekwencję jej stopniowego rozwoju. Plan pokazuje zamek, miasto otoczone fortyfikacjami oraz przedmieścia. Źródło: D, Libal 203.

!

i

i

. / bkfnn Vu!r,o'Firbui ,liar:;h:oniiiJur. Miirnuw

-■

Brno. G. Hofnagl. Widok miasta (1617)

~: ,

,. ■

S: ! 1: s'

204. Lewocza. Plan (1869). Miasto spiskie, którego regularny układ wytyczono w drugiej połowie XIII w. na północ od Starej Lewoczy. Nowe miasto usytuowano na słabo podnoszącym się tarasie, który można było racjonalnie rozplanować I otoczyć fortyfikacjami z fosami. Siatka ulic została lekko wygięta i dosto­ sowana do kształtu terenu. Ośrodkiem miasta jest wydłużony rynek, na którym stanęły m.ln. ratusz, kościół katolicki, a na początku XIX w. ewangelicki; w północnej ścianie rynku klasztor i kościół minorytów. Przy południowej bramie rozchodzi się wiązka trzech ulic, z których dwie prowadzą wzdłuż obrzeży rynku. Ulica przy jego północnej ścianie wiedzie ku placykowi przed bramą północno-wschodnią; jest to kierunek szczególnie ważny. Dzięki dostosowaniu sieci ulic do terenu oraz potrzeb komunikacyjnych, plan Lewoczy ma mimo regularności założe­ nia nieschematyczny układ i indywidualny wyraz. Źródło: O. Dostał

205. Lewocza. Rynek. Ratusz przebudowany w XIX w. z wieżą. W głębi kościół katolicki, którego wieża dominuje w sylwecie miasta. Źródło: Państw. Urząd Ochrony Zabytków i Przyrody

JUGOSŁAWIA

206.

Dubrownik. Plan. Miasto założone w VII w. w najwyższej części ówczesnej wyspy, opadającej stromo ku morzu i ułatwiającej obronę, którą wspomogły muiy z VIII w., oznaczone kotkami

z kropkami. Następnie rozwinęły się przedmieścia, a gdy i na nich zabrakło miejsca, w X - X I w. zasypano wąski przesmyk morski oddzielający wyspę od lądu stałego, jaki wznosił się stromo ku północy. Cały teren otoczono potężnymi fortyfikacjami, budowanymi od przełomu XI i XII w. Miasto rozwijało się teraz bardzo pomyślnie jako wolna republika - Raguza, pod zwierzchnością Wenecji; w 1272 r. otrzymało swój statut. Wytyczono plan, którego kośćcem była szeroka ulica (Placa), biegnąca pomiędzy dwoma wzniesieniami, wzdłuż zasypanego przesmyku w stronę morza. Po wielkim pożarze w 1296 r. przystąpiono do odbudowy zniszczonych dzielnic. Na północ od Płacy teren należał do miasta, dzięki czemu pnące się pod górę, wyposażone w schody ulice można byto przeprowadzić w pełni regularnie. Przy wschodnim krańcu Płacy zgrupowano różne budowle publiczne, m.in. pałace Rady i Rektora, arsenał otwierający się trzema arkadami ku morzu oraz katedrę. Do portu, bronionego od południowego wschodu wcinającą się w morze twierdzą św. Jana (1346) oraz innymi umocnieniami, prowadziły z miasta tylko dwie bramy we wschodnim odcinku murów. Wysepka przed portem ułatwiała jego obronę i powstrzymywała napór lal. Od zachodu Placa kończyła się bramą silnie ufortyfikowaną. Na terenie miasta powstał przed nią niewielki placyk z ozdobną fontanną. Było to - wraz z klasztorem franciszkanów z wysoką wieżą (XIV w.) oraz klasztorem klarysek po przeciwnej stronie placu - zachodnie zamknięcie architektoniczne długiej Płacy. Miasto otrzymało wcześnie kanały, odprowadzające ścieki, oraz bruki, ważne z uwagi na urzeźbienie terenu. Źródło: L. Beretic

i—

■¡■¡11 207. Dubrownik. Widok miasta sprzed trzęsienia ziemi w 1667 r. W głębi z lewej strony potężna wieża Minceta (1319, przebudowana w XV w.), z prawej port z umocnie­ niami

350

flH M i mmmmi _

208. Dubrownik. „Płaca” z wieżą franciszkanów na pierwszym planie oraz wieżą przy bramie prowadzącej do portu w głębi

209. Dubrownik. Widok miasta od strony portu. Dubrownik stanowi piękny przykład wykorzystania przez budowniczych miasta szczególnych cech terenu oraz przekształcenia go wraz ze zmianą swych potrzeb. Kodeks statutu z 1272 r. składał się z 8 ksiąg; piąta była całkowicie poświęcona sprawom urbanistyki i własności terenów. Ustanawiała surowy nadzór nad zabudową. Dzięki walorom - i urokom - terenu, a także przywiązywaniu dużej wagi do spraw racjonalnego zagospodarowania miasta i jego architektury, Dubrownik jest do dziś jednym z najpiękniejszych miast nad Adriatykiem. Źródło: M. Pavic

:[

; MIASTA POLSKIE

210. Miasta obiete działalnością Henryka Brodatego. Mapa orientacyjna. Henryk Brodaty zajmuje" w historii urbanistyki polskiej szczególne miejsce w związku z racjonalną gospodarką przestrzenną na terenie podległego mu jla s k a , z zapoczątko­ waniem zakładania wsi i miast na charakterystycznych dla pełnego średniowiecza podstawach gospodarczych i prawnych, z torowaniem drogi zasadom planowania, jakie miały się z cza­ sem przyjąć także na innych ziemiach polskich._SMQt£yL§|§ć miast położonych przy głównych-drogach, biegnących z ZaGho-. du przez Śląsk do Krakowa i dalej na Wschód oraz z Gniezna, Poznania i Kalisza przez Wrocław na Czechy, a także stanowią­ cych ośrodki obszarów górniczych i rolnych. Część założył od nowa, część przekształcił z osad wczesnośredniowiecznych. Źródło: H. Miinch

311 Złotoryja. Schemat planu. Ośrodek górniczy, powstały prawdopodobnie już w XII w., otrzymał ,p ra w o jn ą g d e ^ s k ^ w 1211 r. Zapewne w owym czasie został przebudowany. Wydłużony, prostojsątaoynek zakończony terenem kościoła N.P.Marii, przed którym stanęły drobne zabudowania. Na rynku obiekty targowe. Główna droga przelotowa odchylona w związku z terenem kościelnym. M j^jjiejs^^m ^j^za jy^zn fe kształco ne j elipsy. Źródło: H. Munćh

352

2124JKŚffl&l - r = . . y = « V> ' \Q j' Ł Y \\ \

¿^¿R ZYN IE C

■'•

/ doJ

¿1 . Ś w . D u c h a

KAW! 0'R Y; i a «'Bí %\‘ i

i» m g fM M m

I » ......

■ ■ ■

H H ir :-' I h IH **-

306. Rzym. Plan Bufalinlego (1551 r.); daje pojęcie zarówno o Rzymie antycznym, jak I o stanie miasta w połowie XVI w. Wobec przecięcia akweduktów przez Gotów (537), ludność, której liczba gwałtownie zmalała, opuszczała wyżej położone dzielnice i przenosiła się bliżej Tybru, gdzie mogła łatwiej wiercić studnie lub czerpać wodę z rzeki. Na planie widoczne tzw. mury Aurellana oraz liczne monumentalne antyczne budowle, m.in. termy Karakalli (Antoninlanae) w południowej części miasta, które znalazły się na pustkowiu. Trzy ulice, wybiegające z północnej bramy, mają układ niesymetryczny względem środkowej Via Lata, późniejszej Strada del Corso. Prace nad przebudową tego głównego wjazdu do Rzymu, rozpoczęte przez Klemensa VII, zostały przerwane w wyniku zniszczenia miasta przez wojska cesarza Karola V (1527). Plac na południe od bramy nosi nazwę Forum Popull. Źródło: G. Giovannoni

mmmskmma

B

\W

^h .

h

í

.

b b b w m

O VŁ307. Rzym. Fragment planu Nollego (1748). Uwidacznia zmiany, jakie w ciągu dwu wieków zaszły przed Porta del Popolo I na terenie antycznego Pola Marsowego, z inicjatywy papieży, dążących do upiększenia stolicy świata chrześcijańskiego. Na placu, noszącym teraz nazwę Piazza del Popolo, powstała geometrycznie regularna wiązka trzech ulic, która miała posłużyć za model niezliczonych podobnych rozwiązań. W miejscu przecięcia osi trzech dróg, na polecenie Sykstusa V ustawiono na Piazza del Popolo przywieziony ongiś z Egiptu obelisk (1589). W końcu następnego wieku wzniesiono przy wlocie Strada del Corso dwa bliźniacze kościoły. Na zakończeniu Strada Condotti, przebitej skośnie do Corso, urządzono na początku XVIII w. Piazza di Spagna z rokokowymi schodami, prowadzącymi ku kościołowi Trinita dei Monti. Znalazły tu odbicie zasady kompozycyjne, jakie zaczęły się przejawiać już w planach „miast idealnych"

407

308. Rzym. G. Wouters (1692). Widok placu od Porta del Popolo. Źródło: G. Cucci

309.

Rzym. Viviani. Wjazd do Rzymu Michała Radziwiłła jako posła Jana III. Źródło: Muzeum w Wilanowie

310. Rzym. Giuseppe Valadier (1793). Projekt ukształtowania Piazza del Popolo. Po jego obu stronach koszary o czterech kondygnacjach, ozdobione dwoma rzędami przechodzących przez dwie kondygnacje kolumnad. W gtębi brama wjazdowa do Rzymu. Żródto: G. Cucci

311. Rzym. L.M. Berthault. Projekt ukształtowania placu. Plan i przekrój (1813). A ż do Tybru teren zadrzewiony. Wzdłuż rzeki obsadzona drzewami aleja. Na Monte Pincio ogród publiczny, do którego prowadzą monumentalne rampy. Podobny projekt sporządził uprzednio G. Yaladięr. Źródło: G. Cucci

409

312.

Rzym. Spojrzenie na Monte Pincio z tarasem widokowym. Fot.:

B.G. Gianni



W



i

B B B b wmMt.

H H

11

w sgm im m m la llig lK ig j

H M H

M

i l

id W M i

... . 313. Rzym. Spojrzenie z Monte Pincio ku rzece, przed zagęszczeniem zabudowy nad Tybrem. W głębi Watykan. Źródło: S. Giedion

FRANCJA Paryż. Por. tekst s. 113 314. Paryż. Miasto w terenie. Plan zwraca uwagę szczególnie na stosunek ważniejszych historycznych budynków i ich zespołów oraz zieleńców publicznych do dwóch podstawowych elementów krajobrazu: rzeki i rzeźby terenu (stan na początek XX w.). Stosunek ten nacechowany był pierwotnie względami praktycznymi (walory obronne i komunikacyjne Sekwany; rzeka jest terenem rybołówstwa; wzgórza dostarczają wody źródlanej doprowadzanej jeszcze przez Rzymian akweduktem; doliną rzeki dopływa czyste powietrze itd.). Ale już w dobie antyku i we wczesnym średniowieczu dostrzega się także możliwość eksponowania budynków przez usytuowanie ich nad wodą albo na wzgórzu. Następnie rzeka staje się ważnym elementem krajobrazu miasta; wiąże się z tkanką zieloną. Mosty, służące najpierw komunikacji i - obustronnie obudowane - handlowi, są teraz miejscami, z których otwierają się szczególnie piękne widoki na Paryż oraz stanowią jego ozdobę. Henryk IV łączy „Wielką Galerią”, usytuowaną wzdłuż Sekwany, Tuileries z Luwrem (1595-1610). Ludwik XIV kształtuje nową elewację Luwru od strony rzeki (1667-1670) oraz wznosi skierowany osią ku rzece Pałac Inwalidów (1671-1676), zwieńczony kopułą przez Jules Hardouin-Mansarta (1679-1706). Od tego monumentalnego zespołu prowadzi do Sekwany Esplanada Inwalidów (ukończona 1720). Ludwik XV buduje nieco dalej w dół rzeki zespół Szkoły Wojskowej (1752-1772), powiązany z rzeką Polem Marsowym, terenem ćwiczeń wojskowych. Na jego osi staje w 1889 r. Wieża Eiffla (por. s. 40) Starannie kształtuje się nabrzeża (por. s. 191). W 1919 r. ustawiono nad Sekwaną, koło Place de l’Alma, pomnik Adama Mickiewicza, dzieło E.A. Bourdelle’a. W latach ostatnich urządzono nad Sekwaną kilka parków miejskich, wystawę współczesnej rzeźby itp. (s. 119). Ch - Pałac Chaillot, AT - Łuk Tryumfalny, M - Pomnik Mickiewicza, C - Plac Zgody, L - Luwr, Mm - Montmartre, SC - bazylika Sacré-Coeur, BCh - park Buttes Chaumont, BV - Lasek Vincennes, ND - katedra Notre-Dame, P - Panteon, JP - ogród botaniczny, PI - Pałac Inwalidów, EM - Szkoła Wojskowa, TE - Wieża Eiffla, BB - Lasek Buloński, GB - Wielkie Bulwary. Opracowanie autora. [Plan zaginął, nie udało się go odtworzyć ani zastąpić], 315. Paryż. Fortyfikacje i rozwój przestrzenny. Paryż powstał na wyspie, zwanel od wieków,średnichJe_ de la Cité, i rozwijał sig koncentrycznie .dokoła mej. Król Filip August otacza ją ok. 1200 r. silnymi obwarowaniami (1), wspomaganymi przez przylegający do nich od zewnątrz Luwr, który w owym czasie ma charakter warownego zamku. Fortyfikacje te podkreślają jedność miasta; jego prawy i lewy brzeg oraz wyspa różnią się poważnie funkcjami i charakterem zabudowy. Miasto rozwija się szybko także poza murami. W połowie XIV w., za panowania Karola V, teren obwarowany zostaje poszerzony, zwłaszcza na prawym brzegu, głównej siedzibie zamożnego mieszczaństwa, i obejmuje Luwr (2). W 1558 r. zaczyna się budowa pierwszych obwarowań bastionowych, które otoczą na zachodzie pałac i ogród Tuileries (3). Ludwik XIV burzy północny odcinek murów i zakłada na ich miejscu bulwary; na lewym brzegu mury były stopniowo pochłaniane przez zabudowę, w związku z czym bulwary mają zarys półkola. Na krótko przed rewolucją miasto zostaje otoczone murem, w celu ułatwienia poboru opłat od towarów wprowadzanych do Paryża. Wreszcie, po oblężeniu 1815 r. zapada decyzja budowy obwarowań bastionowych, wykonanych w latach 40. XIX w. Łuk „wielkich bulwarów”, założonych w czasach Ludwika XIV, obsadzony po każdej stronie szerokiej drogi dwoma rzędami drzew, stał się od połowy XVIII w., gdy drzewa pięknie się rozrosły, najczęściej, obok Pól Elizejskich, uczęszczanym terenem spacerów konnych i pieszych paryżan. Atrakcyjność tego pasma zieleni była tak duża, że przy samych bulwarach oraz w ich pobliżu sadowiła się chętnie zamożna burżuazja, zwłaszcza w zachodniej części miasta, od dawna preferowanej. Z czasem przy bulwarach powstał ciąg sklepów i, głównie na wschodnim odcinku, różnego rodzaju lokali rozrywkowych. Podobnie jak na Polach Elizejskich, pod drzewami ustawiano krzesła, na których można było wypoczywać oglądając barwne widowisko - spacerujących i jeżdżących konno lub w eleganckich karocach. W miarę wzrostu ruchu kołowego, zwłaszcza samochodowe­ go, bulwary od końca XIX w. traciły charakter spacerowy. Źródło: P. Francastel

© (5) ©

R e m p a rt de Philippe Auguste R em part de Charles V 1358

(3)) (3

M ur de C harles IX

1558

411

316. Paryż. Plan Visschera (1618). Widoczne obwarowania bastionowe i bulwary na prawym brzegu rzeki. Wyraźna oś, poprzeczna do Sekwany, biegnie trasą drogi zbudowanej przez Rzymian (ulica St. Martin - St. Jacques). Równolegle do rzeki, rolę głównej arterii komunikacyjnej pełni poszerzająca się i zawężająca ulica, prowadząca od Bastylii ku bramie St. Honoré. Widoczne pierwsze efekty przekształcania średniowiecznego Paryża w nowożytną stolicę Francji, zapoczątkowanego przez Franciszka I Walezjusza, a prowadzonego na szerszą skalę przez Henryka IV (s. 53). W głębi, poniżej Bastylii, Place Royale (por. ii. 320). Większa liczba barek na Sekwanie przy prawym brzegu rzeki jest przejawem roli tej części miasta w życiu gospodarczym stolicy

317. Paryż. Fragment planu Visschera z wyspą Ile de la Cité. Przed katedrą Notre-Dame niewielki placyk, który zostanie doprowadzony do obecnego stanu dopiero w XIX w. przez Haussmanna. Szczupłość placu przed katedrą jest charakterystyczna dla średniowiecza. Z bliska widziało się tylko fragment dolnej części świątyni, natomiast z różnych miejsc, zwłaszcza z lewego brzegu, dostrzegało się jej ogromną bryłę panującą nad pozostałą zabudową. Z daleka dochodziły dźwięki jej dzwonów. Mosty średniowieczne są obudowane, tak że przechodząc z jednego brzegu rzeki na drugi, można nie zdawać sobie sprawy z jej istnienia. Dopiero oddany do użytku za Henryka IV (1604) Pont Neuf ma zupełnie inny charakter: pozwala spojrzeć na Sekwanę I na przebudowywany od czasów Henryka I (połowa XVI w.) Luwr. Na zachodnim skraju wyspy Place Dauphine (1608) i pomnik konny Henryka IV (1614). Widoczne zaczątki kamiennych nabrzeży

413

-

fi*»Ir Tcrtt \*'uf

*S?L j Pcmpc“ t a .Msrt bjj

_

^TC^UPcrorUT^ zoj K.tSTfaur itfR lió R de h rittria r S.Hotujrz aapR.deRtmull/s 2* u)0 S Jiorujre _ 20SR.de l 'TónneHene itpH Dcjpernan iqo R S. Germam 2i 2'coR ¿Lbcns£ttf