138 45 4MB
Polish Pages 361
OD AUTORA Dlaczego Wietnam? Czy ta odległa juŜ w czasie wojna moŜe jeszcze budzić Ŝywsze zainteresowanie? Okazuje się — Ŝe problematyka wietnamska jest nie tylko pasjonująca, lecz równieŜ nie tak egzotyczna, jak mogłoby się wydawać. Ta najdłuŜsza wojna czasów nowoŜytnych była soczewką, w której zogniskowały się najwaŜniejsze zagadnienia współczesności: zmierzch odwagi Zachodu, problemy Trzeciego Świata, rozwój i upadek komunizmu. Czemu niekomunistyczny Wietnam Południowy okazał się słabszy od Północnego? Dlaczego militarna superpotęga poniosła klęskę? Czy Amerykanie byli zbrodniarzami wojennymi? Oto niektóre pytania, na które próbuję odpowiedzieć. KsiąŜka koncentruje się na tzw. II wojnie indochińskiej, jednak nie sposób zrozumieć i ocenić przebieg i wynik konfliktu, zamykając się w przedziale czasowym 1962-1975. Nie sposób teŜ rozdzielić aspekty militarne od politycznych i społecznych, gdyŜ splatały się one w tej wojnie wyjątkowo ściśle. NaleŜało zatem przedstawić wcześniejszą i późniejszą historię Wietnamu, a takŜe nakreślić szersze tło konfliktu zbrojnego. Obszerniej o zagadnieniach politycznych i społecznych traktuje moja praca Wietnam. Wojna bez zwycięzców (Kraków, 1991), której nakład jednak juŜ od wielu lat jest wyczerpany.
4 KsiąŜka oparta jest głównie na źródłach zachodnich. Większość publikacji wietnamskich czy pisanych z pozycji prokomunistycznych jest ewidentnie tendencyjna — pomija podstawowe informacje i fakty. Z kolei prace amerykańskie nadmiernie koncentrują się na sprawach dotyczących samych Stanów Zjednoczonych i nie przywiązują większej wagi do problemów wewnątrzwietnamskich. Autorzy amerykańscy takŜe zresztą nie byli wolni od stronniczości — do niedawna większość ksiąŜek tam się ukazujących miała wyraźne nastawienie antywojenne. Na koniec dwie uwagi, rzec moŜna, techniczne: KaŜde niemal zdanie w tej ksiąŜce mogłoby być zaopatrzone w odsyłacze do źródeł. PoniewaŜ jednak nie pretenduje ona do miana ściśle naukowej, zrezygnowałem z nich, pozostawiając jedynie bibliografię. Uwaga druga: pozwoliłem sobie na pewne odstępstwo od przyjętych reguł ortografii. W ksiąŜce powtarzają się często określenia północno- lub poludniowo-wietnamski. Powinno się je pisać łącznie. Uznałem jednak, Ŝe uŜycie łącznika zwiększy przejrzystość tekstu. KsiąŜka ta nie mogłaby powstać bez Ŝyczliwej pomocy wielu osób. Cenne uwagi pani Teresy Tran-Thi-Lai-Wilkanowicz oraz redaktora Stefana Wilkanowicza pozwoliły mi na uniknięcie licznych nieścisłości. Wiele zawdzięczam teŜ panom Wojciechowi GiełŜyńskiemu i Janowi Prokopowi. Nie zdołałbym dotrzeć do niezbędnej literatury bez pomocy Bogusława Chraboty, Mamerta Glinkowskiego, Wojciecha Pięciaka, Ryszarda Terleckiego i Marzeny Wilkanowicz. Wszystkim pragnę wyrazić moją głęboką wdzięczność. Na koniec chciałbym podziękować Wydawnictwu Bellona za to, Ŝe postanowiło pozytywnie odpowiedzieć na liczne głosy zainteresowanych czytelników, którzy od kilku lat daremnie poszukiwali tej pracy na półkach księgarskich i dostrzegło potrzebę jej wydania.
KORZENIE REWOLUCJI Nie ma nic cenniejszego nad niepodległość i wolność. Ho Chi Minh
Wiosną 1954 roku świat w napięciu śledził przebieg zmagań pod Dien Bień Phu. OblęŜone przez Wietnamczyków doborowe jednostki francuskiego korpusu ekspedycyjnego rozpaczliwie próbowały powstrzymać nieprzyjaciela. Dobiegało końca blisko stuletnie panowanie Francji nad Indochinami. Lecz klęska Francuzów nie oznaczała nadejścia ery wolności i pokoju. Na region ten padł bowiem złowrogi cień ideologii, której widmo od wieku krąŜyło nad Europą i światem. Wietnam był największym z trzech krajów składających się na tak zwane francuskie Indochiny. Jego powierzchnia wynosi 330 tysięcy kilometrów kwadratowych, czyli nieco więcej niŜ obszar Polski. Kraj ten ma niezwykły kształt: rozciąga się na długości 2000 km wygięty na kształt litery S. Jest przy tym niezwykle symetryczny — w środku szeroki zaledwie na 47 km, na północy i na południu rozszerza się odpowiednio do 500 i 300 km. Symetryczne ma teŜ ukształtowanie powierzchni i rozmieszczenie ludności: centrum kraju zajmują góry i wyŜyny, natomiast trzonami części północnej i południowej są rozległe delty dwóch rzek. Na południu jest to delta potęŜnego Mekongu, który toczy
6 swe wody przez 4,5 tysiąca km, aŜ z wyŜyn Tybetu, a na północy Rzeki Czerwonej. W jej delcie, na obszarze stanowiącym 10% Północnego Wietnamu, znajduje się aŜ 75% gruntów uprawnych i mieszka 77% ludności Północy. Powoduje to oczywiście ogromne zagęszczenie ludności — od 500 do 1000 osób na kilometr kwadratowy. Podobnie jest w delcie Mekongu. Historia Wietnamu liczy ponad dwa tysiące lat. Przez większą część swych dziejów kraj ten znajdował się w orbicie wpływów chińskich. JuŜ w roku 111 przed Chr. plemiona wietnamskie znalazły się na ponad dziesięć wieków pod panowaniem Chin. W roku 939, po serii powstań, Wietnamczycy uzyskali niepodległość, ale chińskie wpływy kulturalne były tak silne, Ŝe ukształtowały wietnamską kulturę i wizję świata (chiński był do XIX wieku językiem literackim Wietnamu). W wieku XIII jeden z władców wsławił się odparciem trzech najazdów Mongołów, którzy po podboju Chin chcieli rozszerzyć swe panowanie dalej na południe. Wtedy właśnie po raz pierwszy Wietnamczycy zastosowali partyzanckie formy walki. Systematycznie postępował proces, który miał doprowadzić do ukształtowania dzisiejszego Wietnamu: trwająca pięćset lat ekspansja Wietnamczyków z ich pierwotnej ojczyzny, delty Rzeki Czerwonej, na południe. W XIV w. dotarli do okolic dzisiejszego Da Nang. W XV w. zniszczyli stojące im na drodze państwo Czarnów, o ciekawej, związanej z hinduską kulturze. W XVII i XVIII w. skolonizowali niemal dziewicze, rzadko zaludnione równiny delty Mekongu naleŜące do państwa Khmerów. Równocześnie z kolonizacją południa Wietnamczycy toczyli ciągłe wojny ze swymi sąsiadami: Birmą. Laosem, KambodŜą i Tajami. W XVII wieku przybyli do Wietnamu pierwsi misjonarze katoliccy. Chrzest przyjmowały tysiące ludzi. W niektórych regionach wieŜe kościołów stały się równie zwykłym widokiem, jak dachy buddyjskich pagód. W połowie XIX wieku Wietnamem zainteresowali się Francuzi. Kraj ten nie posiadał jednak zbyt wielu bogactw,
7 toteŜ w ParyŜu długo wahano się przed podjęciem decyzji o podboju. W końcu w 1858 roku pod pretekstem ochrony misji, wykorzystując wewnętrzne waśnie, francuska ekspedycja wojskowa zajęła południową część kraju. Wietnamczycy stawiali jednak twardo opór, na zajętych ziemiach wywoływali powstania. W rezultacie podbój całego Wietnamu, pomimo przewagi technicznej agresorów, trwał aŜ 25 lat. Hue, siedziba cesarzy Wietnamu, skapitulowało dopiero w 1883 r. Podczas rządów francuskich, które trwały niemal dziewięćdziesiąt lat, Wietnamczycy aŜ dziesięć razy wywoływali zbrojne powstania. Najczęściej były to lokalne chłopskie bunty o niewielkim zasięgu, lecz sama ich częstotliwość świadczy o niezadowoleniu społeczeństwa. Choć wieś była bazą powstań, ich kierownictwo obejmowali zwykle feudałowie, mandaryni, inteligenci lub mieszczanie, co dowodzi, Ŝe Francuzi wzbudzali niechęć w niemal wszystkich kręgach społecznych. Jakie były źródła nastrojów opozycyjnych? Francuzi podzielili Wietnam na trzy części: południową nazwali Kochin-chiną, środkową Annamem, a północną Tonkinem. Pragnęli wykorzystać brak silnej tradycji jedności Wietnamu i ułatwić sobie rządzenie krajem. Aby zatrzeć ślady przeszłości, starali się nawet wymazać z pamięci narodu nazwę Wietnam — Wietnamczyków określali mianem „Annamitów”. Sztuczny podział kraju ranił uczucia patriotyczne, utrudniał komunikację i rozwój gospodarczy. Francuzi zachowali częściowo dawną administrację, która opierała się — zgodnie z chińskim pierwowzorem — na mandarynach. Byli to urzędnicy rekrutowani na podstawie oficjalnych cesarskich egzaminów. Pierwszy taki egzamin odbył się w roku 1075, ostatni — w 1919. Po francuskim podboju znaczna część mandarynów odmówiła współpracy z nowymi władzami, wskutek czego Francuzi musieli tworzyć kolonialną administrację od podstaw. Udało się im natomiast utrzymać — pozorną przynajmniej
8 - ciągłość najwyŜszych władz: pod ich kuratelą funkcjonował dwór cesarski Annamu oraz dwory królów Laosu i KambodŜy. W miarę upływu lat Francuzi starali się administrację centralizować i upodabniać do tej, którą znali z metropolii. Powstała wówczas sytuacja, która dla większości Wietnamczyków oznaczała załamanie tradycyjnego systemu społecznego. Skutki miały być — takŜe dla Francuzów — katastrofalne. Pierwszy cywilny gubernator Indochin, de Villers, o zagroŜeniu mówił juŜ w 1885 roku: „Zniszczyliśmy przeszłość, a miejsca jej nic nie zajęło. Stoimy w przededniu rewolucji społecznej, która zaczęła się podczas podboju”. Wietnam nie naleŜy do krajów hojnie obdarzonych przez naturę: w skali światowej liczy się właściwie tylko jako producent ryŜu i kauczuku naturalnego oraz posiadacz złóŜ węgla kamiennego. Francuzi kierowali się w sprawach gospodarczych głównie własnymi interesami, ale przyznać trzeba, Ŝe kolonia niemało przy okazji skorzystała. Inwestycje francuskie w Indochinach do roku 1939 wyniosły łącznie 4,7 miliarda franków. Władze kolonialne dbały o rozbudowę infrastruktury: dróg, kanałów i kolei. Na Północy zaczął tworzyć się przemysł, a Południe stało się znaczącym eksporterem ryŜu i kauczuku. Mimo to społeczeństwo jako całość uboŜało: spoŜycie ryŜu, który był i jest podstawą wyŜywienia Wietnamczyków, systematycznie malało — od 262 kg na głowę w roku 1900 do zaledwie 182 kg w 1937. Korzenie konfliktu tkwiły więc nie tylko w polityce, ale i w gospodarce. A jak było z kulturą? Jak Francuzi potrafili znaleźć się w roli krzewicieli cywilizacji łacińskiej? Mieli przecieŜ pod swymi rządami naród o historii niemal tak starej, jak ich własna, naród pamiętający o tym, Ŝe dwukrotnie pokonał Chiny. Naród dumny ze swych tradycji i przywiązany do własnej kultury. Francuzi nic byliby jednak kolonialistami, gdyby nie mieli przekonania o własnej wyŜszości, więc Wietnamczycy musieli uczyć się z podręcznika, który stwier-
9 dzał, iŜ „Galowie, nasi przodkowie”, byli wysokimi blondynami i mieli niebieskie oczy... Nastroje opozycyjne zaczęły z początkiem XX wieku krystalizować się w nowoczesnych ruchach politycznych. W kraju pojawili się młodzi ludzie, wykształceni w ParyŜu, Tokio lub francuskich szkołach w Wietnamie. Była to grupa dla władz kolonialnych potencjalnie bardzo niebezpieczna: zapoznali się oni z osiągnięciami myśli zachodniej, a jednocześnie pozostali wierni rodzimej tradycji. Ci właśnie ludzie stali się twórcami nowych ruchów politycznych, które miały wpłynąć na historię Wietnamu: nurtu narodowo-niepodległościowego i komunistycznego. Proces powstawania nowoczesnych partii rozpoczął się w Wietnamie po roku 1905. Pokonanie przez Japonię Rosji, państwa postrzeganego w Azji jako europejskie, obudziło w narodach pozbawionych przez Europejczyków samodzielności nadzieję na zrzucenie obcego panowania. Kolejnym bodźcem dla narodowców wietnamskich była oŜywiona działalność Kuomintangu w Chinach w latach dwudziestych. W roku 1927 powstał jego wietnamski odpowiednik Viet-Nam Quoc Dan Dang (VNQDD) — Wietnamska Partia Narodowa. Jej załoŜycielem był nauczyciel Nguyen Thai Hoc, a skupiała przede wszystkim inteligencję, rzemieślników i studentów. Celem stronnictwa było zrzucenie panowania francuskiego i utworzenie niepodległej, nowoczesnej republiki. VNQDD była w latach dwudziestych największą i najaktywniejszą partią wietnamską. W lutym 1930 roku doprowadziła do wybuchu powstania, które objęło całą Północ. Francuzi zdławili powstanie, a okrutne represje sparaliŜowały ruch niepodległościowy. Zginęli czołowi przywódcy partii z Nguyenem Thai Hoc. W sumie w latach 1930-1931 śmierć poniosło kilka tysięcy Wietnamczyków, a 50 tys. znalazło się w więzieniach. Działacze, którzy przeŜyli powstanie i uniknęli aresztowania, wyemigrowali do Chin. Ruch narodowy nigdy juŜ nie odzyskał poprzedniego znaczenia.
10 Jednocześnie wciąŜ pogłębiał się kryzys społeczny, zauwaŜony kilkadziesiąt lat wcześniej przez gubernatora de Villersa. W latach 30. moŜna wręcz mówić o rozpadzie tradycyjnego społeczeństwa wietnamskiego, który dokonywał się pod przykrywką pozornie stabilnych struktur władzy kolonialnej. Podstawową strukturą społeczeństwa wietnamskiego była wówczas wieś, gdzie mieszkało ponad 95% ludności. KaŜda osada była niemal całkowicie samowystarczalną, autonomiczną wspólnotą, rządzącą się według przekazanych przez tradycję praw. Jeśli wioski te porównalibyśmy do cegieł, to moŜna powiedzieć, Ŝe Wietnam przypominał dom zbudowany z tysięcy takich cegiełek. Władza centralna, cesarska czy kolonialna z rzadka tylko dawała o sobie znać przy okazji poboru do wojska, organizowania robót publicznych przy systemie nawadniającym albo zbierając podatki. Spoiwem całej struktury społecznej była tradycja oparta głównie na nauce Konfucjusza. Konfucjanizm od XV wieku był oficjalną ideologią Wietnamu, a jego wpływ na społeczeństwo trudno przecenić. Nauka chińskiego mędrca uformowała obyczaje i kulturę Wietnamu, kształtowała stosunki rodzinne i społeczne. Konfucjusz podkreślał rolę hierarchii i autorytetu w rodzinie i w społeczeństwie, które miały być oparte na posłuszeństwie oraz szacunku dla władzy. Konfucjanizm był przede wszystkim filozofią społeczeństwa i nie przywiązywał większej wagi do odrębności i samodzielności osoby. śycie wietnamskiej wioski było w znacznej mierze odbiciem konfucjańskiej wizji świata, która ustalała sztywny podział ról i obowiązków. Przybycie Francuzów juŜ przez sam fakt zmiany części lokalnej administracji zachwiało tym systemem. A gdy w miarę upływu czasu władze zaczęły coraz bardziej ingerować w jego działanie, to było to uderzenie w same fundamenty społeczeństwa. Budowana przez wieki konstrukcja zaczęła się walić. Jej podstawowy element, wspólnota wiejska, w której istniały rozmaite formy wzajemnej pomocy czy prowadzenia wspólnych przedsięwzięć, wspólnota, w której
11 kaŜdy miał swoje miejsce i która zapewniała kaŜdemu poczucie bezpieczeństwa, rozpadła się. Ubogich pozostawiono własnemu losowi, a samorząd wiejski i zamoŜniejsi chłopi zaczęli przedkładać własne interesy nad obowiązki wobec wspólnoty. W latach trzydziestych rozpad społeczeństwa zwrócił juŜ uwagę władz, które odnotowały niepokojący wzrost liczby bezdomnych, Ŝebraków i prostytutek. VNQDD i inne stronnictwa niepodległościowe nie miały programu reform społecznych. DąŜyły do suwerenności Wietnamu, a problemy wewnętrzne pozostawiały do rozwiązania w przyszłości. Podobnego błędu nie popełnili komuniści: wiedzieli oni, Ŝe jeśli chce się zdobyć władzę, to naleŜy wykorzystać wszystkie moŜliwe do wykorzystania siły społecznego niezadowolenia. W styczniu 1930 roku spotkali się w Hongkongu przedstawiciele kilku grupek marksistowskich. Spotkanie zorganizował przedstawiciel Międzynarodówki Komunistycznej na Wschodnią Azję, a jego celem było utworzenie Komunistycznej Partii Indochin (KPI). Ów przedstawiciel Kominternu był Wietnamczykiem i choć opuścił ojczyznę dwadzieścia lat wcześniej, to on właśnie został przewodniczącym nowej partii. Był juŜ w tym czasie doświadczonym politykiem, ale świat usłyszał o nim dopiero po kilkunastu latach. Jeszcze później jego imię, a właściwie pseudonim, wymawiano jednym tchem obok Lenina i Mao Tse-tunga, a jego otaczana juŜ za Ŝycia legendą postać stała się jednym z symboli lewicy. Ho Chi Minh — „Ten, który wnosi światło” — nazywał się naprawdę Nguyen That Thanh. Urodzony w roku 1890, opuścił Wietnam w wieku 20 lat. Przebywając w Londynie, Nowym Jorku i ParyŜu, imał się róŜnych prac; był m.in. marynarzem i ogrodnikiem. W 1920 roku znalazł się w grupie działaczy, którzy załoŜyli Francuską Partię Komunistyczną. Ho stał się jej ekspertem do spraw kolonialnych. W 1922 r. partia oddelegowała go do centrali Międzynarodówki w Moskwie, gdzie studiował przez trzy lata. Poznał wówczas
12 osobiście Lenina. W roku 1925, juŜ jako agent Kominternu, pojawił się w Chinach. Formalnie był pracownikiem konsulatu sowieckiego w Kantonie, a następnie dyrektorem biura Międzynarodówki Komunistycznej na Azję. Gdy marszałek Petain skapitulował przed Hitlerem, większość administracji kolonialnej opowiedziała się po jego stronie, a faktyczną kontrolę nad Indochinami objęli Japończycy. Propaganda japońska, tym skuteczniejsza, Ŝe poparta sukcesami militarnymi, budziła wśród Wietnamczyków emocje nacjonalistyczne (lansowali np. hasło „Azja dla Azjatów”). Japończycy przymykali teŜ oczy na działalność grup antyfrancuskich. Tymczasem przywódcy komunistyczni budowali w ukryciu siłę polityczną, która miała zmienić bieg historii w tej części świata. W niedostępnych górach na północy kraju Ho z towarzyszami rozpoczął organizowanie partyzantki. Pierwszym krokiem było stworzenie fasadowego „frontu narodowego”. Vietnam Doc-Lap Dong-Minh, w skrócie Viet-Minh. oznacza Ligę Niepodległości Wietnamu. Z pozoru była to organizacja niepodległościowa. Zadaniem Viet-Minhu było przyciągnięcie jak najszerszych warstw społeczeństwa przy pomocy kombinacji dwóch czynników: z jednej strony programu i propagandy, z drugiej — przymusu i zastraszenia. Podstawą sukcesu był program. Mowa w nim była przede wszystkim o niepodległości, demokracji i prawach człowieka. Z postulatów społecznych najwaŜniejsze dotyczyły rolnictwa; Viet-Minh obiecywał np. konfiskatę i podział własności Francuzów i „zdrajców” wietnamskich. Bez trudu moŜna udowodnić, iŜ większość postulatów została wysunięta wyłącznie w celu zyskania popularności: w programie nie ma przecieŜ nawet wzmianki o rzeczywistych zamiarach KPI. np. upaństwowieniu przemysłu czy kolektywizacji rolnictwa. Program spełnił jednak swoje zadanie. Patriotycznie nastawioną młodzieŜ pociągało hasło bezkompromisowej walki o niepodległość. Inteligencja popierała zamiar utworzenia demokratycznego, liberalnego państwa. Ale największe zna-
13 czenie miały postulaty dotyczące wsi, gdyŜ dotyczyły najliczniejszej warstwy narodu. Siły Viet-Minhu rosły nieustannie. W 1941 roku miał 1000 członków. Rok później — trzykrotnie więcej, a w 1943 juŜ 5,5 tysiąca zwolenników. Na początku wojny zdołał utworzyć tylko jedną tzw. wolną strefę w górzystym rejonie Viet Bac przy granicy chińskiej, a w 1945 roku kontrolował juŜ kilka rejonów zamieszkiwanych przez około milion osób. Do roku 1945 większość Viet-Minhowców naleŜała równocześnie do KPI. Wstąpienie do partii oznaczało wyŜszy stopień wtajemniczenia; dowiadywali się wówczas, Ŝe program VietMinhu jest zaledwie prologiem, Ŝe po „rewolucji narodowej z udziałem chłopów i burŜuazji” nastąpią kolejne etapy. Wietnamska odmiana marksizmu-leninizmu, której uczono nowych adeptów w niedostępnej dŜungli Viet Bacu, miała pewne specyficzne cechy. Uderza w niej bezustanne uŜywanie ocen etycznych. W dokumentach partyjnych do znudzenia powtarzają się wciąŜ te same określenia: „słuszność” działań partii, jej „właściwą” postawę etyczną i politykę przeciwstawia się bez przerwy okrucieństwu, niesprawiedliwości i egoizmowi przeciwników (Francuzów, Amerykanów oraz wietnamskich „sługusów” jednych i drugich). Moralizatorskie nastawienie wywodzi się wprost z tradycji konfucjańskiej, w której miały swe źródło takŜe stałe ataki partii na indywidualizm, w którym Ho Chi Minh widział główne zagroŜenie dla partii. Zadziwiająco długa jest lista podobieństw obu doktryn. W obu, jak pisze Frances FitzGerald, ..państwo miało być monolitem. Nie reprezentowało ludu — było ludem w symboliczny sposób”. TakŜe styl organizowania się i sprawowania władzy przez komunistów (hierarchiczny, elitarny, zdyscyplinowany) dawał się łatwo pogodzić z tradycją konfucjańską. W Wietnamie komunizm trafił więc na niezwykle podatny grunt. PrzeŜywającemu głęboki kryzys strukturalny społeczeństwu oferował nowy ład i zastąpienie rozpadających się hierarchii konfucjańskich nowymi.
14 Tymczasem zmagania II wojny światowej zbliŜały się do końca. Zmiana sytuacji w Europie sprawiła, Ŝe Japończycy nie mogli juŜ ufać Francuzom, którzy w kaŜdej chwili gotowi byli przejść na stronę aliantów i 9 marca 1945 r. rozbroili wojska francuskie. Próbowali następnie zorganizować pod swym zwierzchnictwem rząd Wietnamu, ale dni ich panowania takŜe były juŜ policzone. Przed kapitulacją zdąŜyli jednak zachęcić wietnamskiego cesarza Bao Dają do ogłoszenia zniesienia protektoratu Francji nad Wietnamem. Powstał równieŜ rząd oparty na niepodległościowej partii Dai Viet — Wielkiego Wietnamu, która na początku wojny odłamała się od VNQDD. Rząd ten istniał zaledwie kilka miesięcy, bowiem gdy 15 sierpnia skapitulowała Japonia, władzę przejął Viet-Minh wspierany przez... Stany Zjednoczone. Jak doszło do tej zadziwiającej w świetle późniejszych wydarzeń współpracy? Po rozbrojeniu Francuzów komuniści zintensyfikowali przygotowania do przejęcia władzy. W decydującym momencie, w sierpniu 1945 roku, Ho Chi Minh miał pod swymi rozkazami niewielką, lecz liczącą się siłę — pięć tysięcy uzbrojonych ludzi. Uzbrojonych właśnie przez Amerykanów. Pierwsze działania USA w Wietnamie nie miały wiele wspólnego z obrazem, który tak natarczywie przychodzi na myśl, gdy wspominamy obecność Amerykanów w Indochinach. W kwietniu 1945 roku w zakurzonej wiejskiej herbaciarni, w oddalonym od cywilizacji kącie Tonkinu spotkało się dwóch ludzi: Wietnamczyk i Amerykanin. Amerykaninem był major Archimcdes Patti, przerzucony do Wietnamu z zadaniem zorganizowania dywersji na tyłach Japończyków. Wietnamczyk, z którym skontaktowano Pattiego, miał być dowódcą partyzanckim, ale zupełnie na takiego nie wyglądał. Ów zgarbiony, starszy człowiek z rzadką bródką, ubrany w workowate, podtrzymywane sznurkiem spodnie i słomiane sandały, posługiwał się doskonałą angielszczyzną. Powitał amerykańskiego Ŝołnierza słowami: Welcome, my good friencl. Patti wiedział z danych wywiadu, Ŝe Ho Chi Minh, bo o nim
15 oczywiście mowa, był agentem Kominternu i liderem indochińskich komunistów. Nie przeszkodziło to jednak w nawiązaniu ścisłej współpracy, gdyŜ obie strony miały wspólnego przeciwnika1. Zawarto więc umowę, na podstawie której VietMinh dostarczał przewodników i schronienia dla amerykańskich grup wywiadowczych i dywersyjnych. W zamian Stany Zjednoczone uzbroiły partyzantów Ho Chi Minha, przekazując im około 5 tysięcy sztuk broni. Pomoc amerykańska nie tylko umoŜliwiła Viet-Minhowi nasilenie ataków na posterunki japońskie i rozszerzenie kontrolowanych obszarów. Współpraca, a czasem nawet wspólne z Amerykanami akcje zbrojne miały niebagatelny wpływ psychologiczny: znaczna część społeczeństwa wietnamskiego zaczęła uwaŜać, iŜ Viet— Minh cieszy się poparciem aliantów. Patti i Ho spotkali się ostatniego dnia kwietnia 1945 r. Dokładnie w trzydzieści lat później, 30 kwietnia 1975, ostatni amerykańscy Ŝołnierze zostali ewakuowani z dachu ambasady USA w Sajgonie. W międzyczasie 2,8 miliona Ŝołnierzy Stanów Zjednoczonych podąŜyło w ślad za majorem Pattim, 57 tysięcy spośród nich straciło Ŝycie, zginęło około dwa miliony Wietnamczyków. Czy tej tragedii nie moŜna było uniknąć? Co sprawiło, Ŝe ci, którzy w 1945 roku byli sojusznikami, starli się potem w śmiertelnej walce? Źródła późniejszego konfliktu istniały od samego początku. Na ich ślad naprowadza np. krótki fragment wspomnień gen. Giapa, prawej ręki Ho Chi Minha: „...pewien amerykański oficer nazwiskiem Patti z niejasnych dla nas powodów okazywał sympatię dla walki Viet-Minhu z Japończykami”. W ortodoksyjnie marksistowskim sposobie myślenia Giapa 1
Ho Chi Minh zawdzięczał juŜ wcześniej Amerykanom zwolnienie z chińskiego więzienia, gdy został aresztowany przez Kuo Min Tang jako agent Kominternu. Wypuszczono go po ponad roku, na początku 1943 r., wskutek nalegań Amerykanów, których interwencja była z kolei wynikiem starań Mao. Amerykanie utrzymywali wówczas (w tajemnicy przed Czang Kaj-szekiem) kontakty z chińskimi komunistami, wspierając ich przeciw Japończykom.
16 nie mogło się po prostu pomieścić, Ŝe major „imperialistycznej” armii moŜe sprzyjać ruchowi niepodległościowemu. Tymczasem w rzeczywistości stanowisko USA było bardzo bliskie antykolonialnym postulatom Viet-Minhu. JuŜ w Karcie Atlantyckiej ogłoszonej w sierpniu 1941 r. znalazło się dzięki prezydentowi F. D. Rooseveltowi zdanie o prawie wszystkich narodów do suwerenności. śe nie były to dla niego tylko puste słowa, świadczy wiele innych jego wypowiedzi i konkretnych kroków. Roosevelt był wyrazicielem silnej amerykańskiej tradycji antykolonialnej — w końcu to Stany Zjednoczone były pierwszą kolonią w świecie, która zdobyła niepodległość 2. Amerykanie przeciwstawiali się strefom wpływów równieŜ z bardziej przyziemnych powodów: zaleŜało im na wolności handlu i swobodach ekonomicznych, które były nie do pogodzenia z systemem kolonialnym. W liście do brytyjskiego ministra spraw zagranicznych w 1944 r. Roosevelt pisał: „Indochiny nie powinny wrócić do Francji... Francja wyzyskiwała je przez sto lat. Narody Indochin zasługują na lepszy los”. W marcu 1945 r., gdy Francuzi próbowali walczyć z rozbrajającymi ich Japończykami, USA odmówiły udzielenia im wsparcia. Wietnam, który znajdował się dotąd na uboczu wielkiej polityki, stał się miejscem, gdzie starły się interesy Francji, USA, Chin (wówczas jeszcze Czang Kaj-szeka) i Wielkiej Brytanii. WaŜkie decyzje zapadły na konferencji „wielkiej trójki” w Poczdamie, gdzie podzielono Wietnam na dwie strefy. Za część kraju na północ od 16 równoleŜnika miały być odpowiedzialne Chiny, za część południową Anglicy. Tym samym Francję pozbawiono (głównie z powodu stanowiska Roosevelta) kontroli nad jej byłą kolonią. Na przełomie sierpnia i września 1945 r. Północ zajęło dwieście tysięcy Chińczyków Czang Kaj-szeka, którzy mieli 2 Trzeba jednak zauwaŜyć, Ŝe wiadomości FDR o świecie były nieco wyrywkowe. W Jałcie powiedział Stalinowi, Ŝe Indochińczycy to ludzie o wyjątkowo pokojowym usposobieniu...
17 przyjąć kapitulację Japończyków. Na Południe przybyli z tym samym zadaniem Brytyjczycy. Ho Chi Minh proklamował utworzenie tzw. Demokratycznej Republiki Wietnamu. W kraju znajdowało się w dodatku sześćdziesiąt tysięcy Japończyków, którzy znaleźli się w niewoli i tyluŜ właśnie uwolnionych Francuzów. KaŜda strona prowadziła własną politykę. Viet-Minh dąŜył do objęcia suwerennej władzy nad krajem, Francuzi pragnęli przywrócenia stanu poprzedniego, czemu jednak sprzeciwiali się Amerykanie, Anglicy natomiast, których kolonie znajdowały się w podobnych opałach, po cichu sprzyjali Francuzom. Gdy 16 sierpnia Ho na czele tysiąca ludzi wkraczał do Hanoi, a inne oddziały Viet-Minhu zajmowały Hue, Sajgon i pozostałe miasta, komuniści byli stosunkowo słabi. Wówczas przez krótki czas panowała w Wietnamie polityczna próŜnia. Japończycy po kapitulacji znajdowali się w rozsypce. Jeńcy francuscy byli rozbrojeni, a posiłków z metropolii nie dopuszczali Amerykanie. Chińczycy i Anglicy mieli przerzucić swe wojska dopiero po kilku tygodniach. Przez kilkanaście dni po zakończeniu II wojny światowej na Pacyfiku władza leŜała na ulicy. Rząd Dai Vietów działał jeszcze przez kilka dni, lecz nie dysponował realną siłą. Władza cesarza Bao Dają ograniczała się do terenu pałacu w Hue. Wysłał on jednak memoriały do przywódców alianckich, w których powiadamiał o niepodległości kraju. Do premiera Francji, de Gaulle’a pisał: „...naród nie będzie dłuŜej tolerował Ŝadnego obcego panowania... Zrozumielibyście lepiej, co tu się dzieje, gdybyście mogli odczuć wolę niepodległości, która wszystkim leŜy na sercu i której Ŝadna ludzka siła nie jest w stanie usunąć. Nawet gdybyście przywrócili tutaj francuskie rządy, to ...kaŜda wieś stanie się gniazdem oporu, a kaŜdy dawny współpracownik będzie nieprzyjacielem. Zdecydowana akcja Viet -Minhu skłoniła jednak bojaźliwego i chwiejnego cesarza oraz rząd do ustąpienia. Na Ŝądanie
18 utworzonego przez Viet-Minh Wietnamskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (WKWN) Bao Daj abdykował 25 sierpnia. Co więcej, gdy WKWN przekształcono niebawem w Rząd Tymczasowy, ekscesarz zgodził się zostać jego „najwyŜszym doradcą”. Premierem został Ho Chi Minh. Viet-Minh unikał jak ognia wszelkich posunięć, które mogłyby nasunąć podejrzenia co do jego dalszych planów. Na przykład bezwzględnie powstrzymywano próby natychmiastowego dzielenia majątków ziemskich przez chłopów. Jego realna siła miała jednak swe źródło głównie w fakcie, iŜ KPI od samego początku kładła nacisk na zorganizowanie własnej siły zbrojnej. Spośród ruchów niepodległościowych tylko VNQDD posiadał wtedy — bez porównania słabszą od oddziałów Viet-Minhu — milicję. Ho Chi Minh wybrał dzień 2 września na uroczystość ogłoszenia niepodległości Wietnamu. Większość spośród 500 tysięcy ludzi, zebranych na placu Ba Dinh w centrum Hanoi, usłyszała o nowym przywódcy Wietnamu zaledwie kilka dni wcześniej. Przedtem Ho znany był tylko nielicznej grupie swych współpracowników. Przyjechał na plac starym francuskim samochodem, w eskorcie rowerzystów. Stojąc na trybunie honorowej w otoczeniu władz DRW oraz oficerów amerykańskich, rozpoczął odczytywanie napisanej przez siebie Deklaracji Niepodległości Wietnamu. Jej pierwsze słowa, odlane w brązie, moŜna przeczytać w Muzeum Historycznym w Hanoi: „Wszyscy ludzie zostali stworzeni jako równi sobie. Stwórca obdarzył ich niepodwaŜalnymi i niezbywalnymi prawami: prawem do Ŝycia, prawem do wolności oraz prawem do poszukiwania szczęścia”. Te wzniosłe słowa Ho świadomie powtórzył za Deklaracją Niepodległości USA. Amerykanie byli poruszeni, tłum na placu przyjął z entuzjazmem ogłoszenie niepodległości, nad trybuną honorową przeleciały salutując amerykańskie samoloty wojskowe. Następnie odbyła się defilada oddziałów Viet~Minhu. Major Patti i inni przedstawiciele USA odbierali ją, stojąc obok generała
19 Giapa. Z perspektywy czasu wydarzenia 2 września przypominają wyreŜyserowany przez historię groteskowy i zarazem tragiczny spektakl. Sposób myślenia i postępowanie komunistów wietnamskich, którzy zdołali pokonać najpierw Francję, a potem Stany Zjednoczone, zasługuje na głębszą analizę. Faktem jest, Ŝe ich pierwsze pokolenie składało się w większości z ludzi przekonanych o słuszności ideologii, w którą wierzyli, pełnych poświęcenia, odwaŜnych i skromnych. Grupa przywódcza składała się zaś z jednostek pod wieloma względami wyjątkowych. Ho Chi Minh opisał po wielu latach, jak został komunistą. Jeden z francuskich socjalistów dał mu do przeczytania broszurę Tezy w kwestii narodowej i kolonialnej Lenina: „W tezach tych znajdowały się trudne do zrozumienia terminy polityczne. Musiałem więc przeczytać je kilka razy i dopiero byłem w stanie pojąć sedno artykułu. JakieŜ szczęście, entuzjazm, jasność myśli i jakieŜ zaufanie wzbudził on we mnie! Rozpłakałem się z radości. ChociaŜ byłem sam w pokoju, krzyczałem jak do wielkich tłumów: «Drodzy rodacy, męczennicy! Tego potrzebowaliśmy, to jest nasza droga do wyzwolenia!»”. Nie ma powodu nie wierzyć, Ŝe takie właśnie były uczucia skromnego pomocnika fotografa, gdy w wynajętym pokoju w ParyŜu czytał artykuł Lenina. Jednak ten nieco śmieszny w swej naiwności opis nie moŜe zasłonić innej prawdy o wyznawcach tej ideologii, którzy gotowi byli do stosowania wszelkich środków dla zdobycia władzy. TakŜe Ho Chi Minh, choć był ujmujący w bezpośrednich kontaktach, miał niemało na sumieniu. Dla przykładu, pracując w sowieckim konsulacie w Kantonie, zaprosił tam w 1925 r. Phan Boi Chaua, który przez 20 lat przewodził ruchowi narodowemu w Wietnamie i był Ŝywym symbolem oporu antykolonialnego. Ho wydał go Francuzom. Phan Boi Chaua skazano na karę doŜywotnich cięŜkich robót. Zmarł nie odzyskawszy wolności w 1940 r. Wydarzenie to, a takŜe cały
20 szereg bezwzględnych posunięć Ho Chi Minha z okresu, kiedy dzierŜył władzę, zadaje kłam mitowi dobrego „wujka Ho”, tak popularnemu w latach 60. Poza Ho Chi Minhem w kierownictwie KPI znalazł się cały szereg wybitnych osobowości, posiadających znaczny potencjał intelektualny, a przy tym zdyscyplinowanych i zdolnych do poświęceń. Walorom osobistym komunistów przypisuje się olbrzymie znaczenie jako jednej z najwaŜniejszych przyczyn ich późniejszych zwycięstw. Widać to jeszcze lepiej na tle ich przeciwników, którzy byli często skłóceni i Ŝądni osobistych korzyści. Po początkowym łatwym sukcesie wydarzenia nie rozwijały się jednak pomyślnie dla Viet-Minhu. Na początku września Chińczycy zajęli Północ, a Brytyjczycy Południe. Viet-Minh był na razie zbyt słaby, by móc pozwolić sobie na otwartą konfrontację, dlatego Ho Chi Minh starał się prowadzić politykę ustępliwą i elastyczną. ZaleŜało mu głównie na międzynarodowym uznaniu nowych władz, lecz wielokrotnie ponawiane apele do rządów alianckich nie znajdowały oddźwięku. Ho liczył w szczególności na dalsze poparcie USA, lecz Waszyngton odnosił się do rządu Viet-Minhu z coraz większą nieufnością w miarę, jak potwierdzały się podejrzenia co do jego komunistycznego charakteru. Spełzły na niczym równieŜ próby kuszenia Amerykanów moŜliwościami inwestycji w Wietnamie oraz korzystania z bazy morskiej w zatoce Cam Ranh. Sytuacja na południu kraju, w Kochinchinie, takŜe nie sprzyjała rządowi Ho Chi Minha. Wpływy Viet-Minhu były tutaj duŜo słabsze niŜ na Północy. Gdy na Południe przybyły oddziały brytyjskie, zaczęło dochodzić między nimi a władzami DRW do konfliktów. 21 września dowództwo angielskie ogłosiło stan wyjątkowy i uzbroiło Francuzów, którzy zajęli kluczowe punkty Sajgonu. Był to wstęp do walk francusko—wietnamskich, które miały trwać z przerwami 9 lat. Na razie Viet-Minh wycofał się z Sajgonu i większych miast, a jego oddziały skupiły się na tzw. Równinie Trzcin.
21 Jest to obszerna, bezludna kraina bagien, która zaczyna się 50 km na zachód od Sajgonu i sięga do granicy kambodŜańskiej. W porze letniej jest zalewana kilkumetrową warstwą wody. W czasie odwrotu agenci Viet-Minhu zamordowali sześciu przywódców i szereg działaczy partii trockistowskiej. Był to pierwszy z serii kroków, które miały doprowadzić do wyeliminowania niezaleŜnych od komunistów sił politycznych. Do końca 1946 r. zginęło 40 przywódców róŜnych nurtów politycznych, nie licząc setek lokalnych działaczy. Wszystko wskazuje na to, Ŝe KPI prowadziła świadomą politykę dekapitacji — niszczenia kręgów kierowniczych innych ruchów społecznych. Dokonywane z premedytacją morderstwa najaktywniejszych działaczy okazały się taktyką bardzo skuteczną. gdyŜ w Wietnamie mało było ludzi wykształconych; zabitych przywódców nie miał kto zastąpić. Prawdopodobnie w tej akcji naleŜy szukać przyczyn jednej ze słabości pozakomunistycznych partii politycznych - wspomnianego braku wybitnych osobistości. Na Północy administracja DRW krzepła z kaŜdym miesiącem, ulepszając swoje struktury. Nabrzmiewający konflikt z katolicką częścią społeczeństwa Viet-Minh postanowił chwilowo załagodzić; kiedy w Kochinchinie Francuzi zepchnęli DRW do defensywy i planowali powrót na Północ, nie moŜna sobie było pozwalać na rozprawy z wrogami wewnętrznymi. Władze DRW starały się zdobyć jak najszersze poparcie społeczne. Obok elastycznej polityki wobec opozycji podstawowe znaczenie w tym zakresie miało postępowanie wobec wsi. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami konfiskowano ziemię Francuzów oraz współpracujących z nimi Wietnamczyków i dzielono ją między chłopów. Rząd obniŜył teŜ rentę dzierŜawną. Tymczasem po zajęciu Kochinchiny Francuzi pragnęli uzyskać zgodę władz DRW na wpuszczenie swoich wojsk w miejsce mających się wycofać z Północy oddziałów Czang Kaj-szeka. Korpus ekspedycyjny był bowiem na razie zbyt
22 słaby, by ryzykować starcie z głównymi siłami Viet-Minhu. W zamian Francuzi proponowali zastąpienie dotychczasowej zaleŜności kolonialnej przez federację państw indochińskich w ramach Unii Francuskiej. Ho Ŝądał oczywiście pełnej niepodległości, ale sytuacja DRW nie była łatwa i musiał iść na ustępstwa. Kompromisowe porozumienie francusko-wietnamskie podpisano w marcu 1946 r. Rząd Ho Chi Minha w zamian za zgodę na wejście Ŝołnierzy francuskich do Tonkinu uzyskał oficjalne uznanie nowego państwa i ewakuację Chińczyków. Komuniści na Ŝądanie ParyŜa dokonali daleko idących zmian w rządzie — opozycja uzyskała połowę tek ministerialnych. W marcu 1946 r. oddziały Kuo Min Tangu opuściły Tonkin, a ich miejsce zajęło 15 tys. Ŝołnierzy francuskich i 10 tys. VietMinhowców pod wspólnym dowództwem. Obie strony traktowały umowę raczej jak tymczasowe zawieszenie broni. Wietnamczycy niechętnie dopuszczali oddziały korpusu ekspedycyjnego na swe terytorium i wciągali je w zasadzki. Tych właśnie incydentów uŜyto jako pretekstu w rozprawie z opozycją, oskarŜając partie niepodległościowe o ich wywoływanie. W czerwcu 1946 roku milicja Viet-Minhu aresztowała przywódców opozycji. Rozbrojono milicję VNQDD, a prasę opozycyjną zlikwidowano. Część niepodległościowców podjęła walkę, lecz zostali pokonani przez liczące w tym czasie juŜ 60 tys. ludzi siły reŜimowe. Zamknięto ich w obozach koncentracyjnych, gdzie następnie dokonano masowych egzekucji. W miarę przybywania do Indochin kolejnych jednostek korpusu ekspedycyjnego kurs ParyŜa wobec Hanoi zaostrzał się. Jesienią 1946 r. komuniści rozpoczęli przygotowania do walki. Przewaga Francuzów była spora, ale nie miaŜdŜąca. Korpus ekspedycyjny liczył ok. 70 tys. Ŝołnierzy, a Viet-Minh miał pod bronią tyle samo ludzi, wliczając milicję. Wietnamczycy nie posiadali jednak prawie zupełnie broni cięŜkiej i nie byli wyszkoleni, natomiast Francuzi mieli gotową do uŜycia regularną armię.
23 Wojna wybuchła w listopadzie, gdy Wietnamczycy odmówili wycofania się z Hajfongu, a Francuzi postanowili wziąć ten waŜny strategicznie port szturmem. W trakcie walk cięŜka artyleria okrętowa ostrzelała miasto. 28 listopada Hajfong znalazł się w rękach Francuzów, ale starcia rozlały się na cały Tonkin. 19 grudnia w Hanoi wybuchły walki pomiędzy korpusem ekspedycyjnym a oddziałami Wietnamskiej Armii Ludowej (WAL). Wojna, która tliła się od września 1945 r.. gdy Viet-Minh musiał wycofać się z Sajgonu, rozpaliła się w całych Indochinach. Mimo Ŝe od tamtego dnia upłynęło juŜ ponad pół wieku, do dziś w Azji Południowo-Wschodniej nie ma pokoju, a liczbę ofiar kolejnych konfliktów, znaną tylko w przybliŜeniu, szacuje się na 6 milionów.
WOJNA Wojna była od początku niezwykle zacięta. W 1947 r. Francuzi stopniowo opanowali wszystkie waŜniejsze miasta i linie komunikacyjne. Był to jednak sukces oparty na kruchych podstawach, gdyŜ nie udało im się zniszczyć regularnych jednostek armii DRW. Oddziały wietnamskie wycofały się w góry, a cywilni działacze Viet-Minhu zaczęli tworzyć siatkę zaopatrzenia i informacji dla partyzantki. Dowództwo francuskie nie doceniło Wietnamczyków. Uznało, iŜ pobite jednostki ukryte w górach, pozbawione Ŝywności i uzbrojenia, nie stanowią Ŝadnego zagroŜenia, a ich likwidacja jest tylko kwestią czasu. Francuzi nie dostrzegli powszechnego charakteru oporu przeciw nim: robotnicy demontowali maszyny i urządzenia, chłopi niszczyli drogi i mosty, by utrudnić posuwanie się oddziałów korpusu ekspedycyjnego. Atak francuski zjednoczył społeczeństwo wokół Viet-Minhu. Kierownictwo KPI przyjęło jedynie sensowną wobec militarnej przewagi Francuzów strategię długofalowego oporu. Zbudowano misterną i świetnie zakonspirowaną strukturę wykonawczą, wojskową, wywiadowczą i zaopatrzeniową, która miała stać się bazą największej do tamtego czasu wojny partyzanckiej w historii. A potem przewyŜszyć ją miała tylko druga wojna indochińska.
25 Kluczowe znaczenie w działaniach partyzanckich miała postawa wsi. Francuzi ułatwili w tym względzie działalność Viet-Minhu: swą polityką, anulowaniem reform i represjami całkowicie zrazili chłopów. Władze DRW, po krótkim okresie taktycznej współpracy z katolikami, których na Północy mieszkały prawie dwa miliony, zaczęły — jak to oficjalnie określano — „eliminować wpływ kleru na ludność”. Katolicka część społeczeństwa przyjęła wówczas zasadę dwóch wrogów: komunistów i Francuzów. Kilka regionów katolickich zdołało się uniezaleŜnić dzięki stworzeniu własnych sił zbrojnych. Tak w czasie pierwszej, jak i drugiej wojny indochińskiej, partyzanci często uŜywali świątyń dla celów wojskowych, głównie jako stanowisk artylerii przeciwlotniczej. W konsekwencji były one atakowane przez Francuzów i Amerykanów, co pozwalało władzom DRW twierdzić, Ŝe „agresorzy niszczą budynki sakralne”. Własną, niezaleŜną politykę prowadziły równieŜ tzw. sekty. Są to specyficznie wietnamskie organizacje religijno-politycz-ne, które zarządzały autonomicznymi regionami i dysponowały prywatnymi armiami. Dwie największe, Hoa Hao i Kao Dai, liczące po około 2 min wyznawców, powstały tuŜ przed II wojną światową. Viet-Minh działał za pośrednictwem lokalnych komórek, które znajdowały się w większości wiosek i w miastach. Gen. Giap, twórca militarnej potęgi DRW, tak opisał ich funkcjonowanie: „Działały pod ścisłym kierownictwem Partii i z pomocą władz w zakresie szkolenia wojskowego, lecz były całkowicie samowystarczalne w zakresie zaopatrzenia w Ŝywność i sprzęt. W rejonach, gdzie nie toczyły się jeszcze walki, były skutecznym narzędziem dyktatury rewolucyjnej władzy, zapewniały bezpieczeństwo Partii, Państwa i organów (Viet—Minhu), utrzymywały spokój i porządek oraz eliminowały reakcjonistów”. Władze centralne wysyłały z Viet Bac tylko generalne dyrektywy strategiczne, a szczeble lokalne mogły swobodnie podejmować akcje z własnej inicjatywy.
26 Zrozumieć przebieg tej i następnej wojny, wyjaśnić trudności, na jakie natrafili Francuzi i Amerykanie, moŜna tylko wówczas, gdy pozna się specyfikę kraju, w którym ją toczono. Z geograficznego i wojskowego punktu widzenia Wietnam jest unikatowy. Niemal wszystkie czynniki, które charakteryzują teatr działań wojennych — klimat, rzeźba terenu, roślinność, sieć komunikacyjna itd. — wywierały na przebieg walk wpływ równy czynnikom politycznym i militarnym. Często był to wpływ decydujący. Wietnam leŜy w strefie klimatu subtropikalnego, a zatem gorącego i wilgotnego. W zimie średnia temperatura na Północy wynosi +15, w lecie +29°C, a na Południu jest jeszcze wyŜsza. Od maja do października trwa pora deszczowa, co nie znaczy, Ŝe w pozostałych miesiącach nie ma opadów: ich roczna suma wynosi aŜ 2 metry. Klimat taki stwarzał wyjątkowo niekorzystne warunki dla Francuzów i Amerykanów, których metody działania opierały się na sprzęcie technicznym i lotnictwie. Wilgoć i wysokie temperatury powodowały szybką korozję wyposaŜenia. Działania lotnictwa były utrudnione przez gęstą i wysoko rozbudowaną warstwę chmur latem oraz mgły i niebezpieczne prądy powietrzne zimą. Gwałtowne opady w porze deszczowej przekształcają małe zwykle strumyki w potęŜne, rwące, niemoŜliwe do przebycia rzeki. A Wietnam i tak nie jest krajem, po którym moŜna się łatwo poruszać. Góry i wyŜyny zajmują ponad 75% powierzchni kraju. Pasmo Gór Annamskich ciągnie się od Tybetu niemalŜe do przedmieść Sajgonu. Nierówno poszarpane wierzchołki dochodzące do 2800 metrów n.p.m. porasta gęsta dŜungla. Klimat i erozja rzeźbi w skałach bogatą sieć jaskiń i grot. Góry te biegną wzdłuŜ całej granicy Wietnamu z Laosem i dlatego na długości 1650 km znajdują się zaledwie cztery drogi dla pojazdów mechanicznych. Natomiast pieszy partyzant moŜe przekroczyć tę granicę i następną, ponad 900-kilomet-rową z KambodŜą, w dowolnym punkcie. W środkowej części
27 kraju znajdują się rozległe wyŜyny: Dac Lac i PłaskowyŜ centralny. Porastają je busz i lasy, bujne trawy podzwrotnikowe. w których z łatwością moŜe ukryć się człowiek. WyŜyny te mają duŜe znaczenie strategiczne, gdyŜ ich opanowanie daje kontrolę nad całym południowym Wietnamem. Mogłoby się wydawać, iŜ niziny, które zajmują pozostałe 25% powierzchni, bardziej niŜ góry nadają się do prowadzenia klasycznych działań wojskowych. W rzeczywistości, choć z innych powodów, to teren równie cięŜki. Niziny bowiem to — poza wąskim pasem nadbrzeŜnym — dwie wielkie delty. Płaskie pola. a raczej pólka ryŜowe zajmujące większą część ich powierzchni, ustępują tylko czasami miejsca bagnom i dŜungli. Pocięte są gęstą siecią kanałów, strumieni i rzek o grząskich brzegach. Delta Rzeki Czerwonej ma rozbudowywany od wieków system irygacyjny. Tworzą go setki kilometrów kanałów nawadniających, wałów, grobli i zapór. Później skolonizowana delta Mekongu jest dziksza, więcej tu terenów bezludnych i bagnistych, takich jak Równina Trzcin czy półwysep Kamau. Dróg i linii kolejowych było i jest w Wietnamie bardzo mało. W dodatku drogi, zwykle wąskie i o złej nawierzchni, na nizinach biegną często groblami, a w górach dnem dolin. Mogą je więc łatwo przerwać lub zablokować nawet nieliczne grupy partyzanckie. Jest wreszcie wietnamska dŜungla. Roślinność w tym wiecznie zielonym lesie tropikalnym tworzy trzy albo cztery piętra. Gęste i bujne poszycie okazuje się niezwykle trudne do przebycia. Wysokość drzew dochodzi do 30 metrów. To morze zieleni pokrywa większość wyŜyn i gór Wietnamu. Panuje tu mrok, a powietrze jest lepkie od wilgoci i gorące. Lasy zajmują ponad 60% powierzchni Wietnamu, sawanny 15%, a zarośla bambusowe 5%. DŜungla stanowiła znakomite schronienie dla oddziałów partyzanckich. Zbite korony drzew skutecznie zakrywały bazy
28 i składy przed oczami załóg samolotów. TakŜe rozpoznanie naziemne jest utrudnione: poruszający się partyzant moŜe być wykryty dopiero z odległości kilkunastu metrów, a dobrze zamaskowanego Ŝołnierza przeciwnik moŜe nie dostrzec, choćby stał tuŜ obok niego. Dla Francuzów i Amerykanów walka w dŜungli stanowiła teŜ ogromne obciąŜenie psychiczne. Niedostosowani do warunków klimatycznych, obładowani sprzętem, gorzej znający teren, mogli się spodziewać ataku w kaŜdej chwili i z kaŜdej strony. W dŜungli Ŝyją liczne gatunki jadowitych węŜy i pająków, pijawki drzewne, spadające na przechodzących ludzi, i owady. roznoszące malarię i Ŝółtą febrę. Woda zawiera ameby wywołujące u Europejczyków groźną chorobę, na którą Wietnamczycy są uodpornieni. TakŜe klimat sprzyjał szerzeniu się chorób: zdarzało się, iŜ ¼ Francuzów i Amerykanów była niezdolna do walki. Nie ma prawdopodobnie drugiego kraju o tak korzystnych dla partyzantki warunkach. KtóryŜ bowiem miałby r ó w n o c z e ś n i e tak wydłuŜony kształt i trudne do upilnowania granice, Ŝe partyzanci mogą przenikać z łatwością do dowolnego miejsca na jego terytorium: tak znaczną część powierzchni zajętą przez góry i wyŜyny, praktycznie niedostępną dla wojsk regularnych; takie niziny, które nie pozwalają armii regularnej na prowadzenie klasycznych działań; tak rzadką i łatwą do kontrolowania przez partyzantów sieć komunikacyjną; tak duŜy obszar pokryty nieprzebytą dŜunglą, która juŜ sama w sobie stanowi idealne środowisko dla wojny partyzanckiej; i wreszcie taki klimat, który utrudnia działania lotnictwa, niszczy sprzęt i wyklucza z walki co czwartego Ŝołnierza nieprzyjaciela? JednakŜe nawet w tym raju dla partyzantki potrzebny był ktoś, kto potrafi ją zorganizować. Vo Nguyen Giap, człowiek, który pokonał Francję i Stany Zjednoczone, był — zdaniem wielu specjalistów — wybitnym, a nawet genialnym dowódcą. Jego biografia jest typowa dla pierwszej generacji indochiń-
29 skich komunistów. Urodzony w 1912 r.. działalność antykolonialną rozpoczął w wieku 14 lat. Jego Ŝona, skazana za działalność polityczną, zmarła w więzieniu, gdy miał 31 lat. Z pasją oddawał się studiowaniu dziejów Wietnamu i wiedzy wojskowości. Historia Wietnamu budziła w nim dumę, uczucie wyŜszości i wiarę w moŜliwości narodu, a takŜe nienawiść do tych. którzy poniŜali i krzywdzili jego kraj. W czasie II wojny światowej został dowódcą partyzantki Viet-Minhu i prawą ręką Ho Chi Minha. W czasie nieobecności Ho właśnie on kierował państwem. To głównie Giap był odpowiedzialny za akcję niszczenia opozycji. Gdy po wybuchu wojny i krótkotrwałym oporze siły DRW wycofały się w niedostępne rejony kraju, Giap zaczął dostosowywać armię do działań partyzanckich. Część jednostek, podzielonych na samodzielne kompanie, przerzucono na tereny kontrolowane przez Francuzów, by prowadziły działalność propagandową i organizowały sieć Viet-Minhu. Powstały teŜ lokalne pododdziały, druŜyny i plutony, które działały nocą, w pobliŜu własnej wioski: podkładały miny. rozkopywały drogi, niszczyły mosty i budowały pułapki na ścieŜkach. Inaczej były zorganizowane tereny kontrolowane przez VietMinh. tzw. wolne strefy. Tutaj wszystko było podporządkowane walce. Pod hasłami ..Wszystko dla frontu”, „Wszystko dla zwycięstwa” wprowadzono Ŝelazną dyscyplinę. Ludność miała dostarczać partyzantom Ŝywności, schronienia i siły roboczej do kopania podziemnych bunkrów i tuneli oraz do produkcji zbrojeniowej. W tych rejonach, w dŜungli, wykorzystując najbardziej niedostępne góry i bagna, Giap zorganizował rozbudowany aparat militarny: warsztaty produkujące miny, granaty lub amunicję, przerabiające zdobytą broń, szkoły wojskowe i szpitale, wszystko to powiązane siecią leśnych ścieŜek oraz transportem rzecznym. Trudnym przedsięwzięciem było zaopatrzenie w Ŝywność terenów kontrolowanych przez partyzantów. Były to w większości dzikie, rzadko zaludnione rejony, do których ryŜ (ściągany na potrzeby
30 wojska ze wsi połoŜonych w obu deltach) donosiły kolumny pieszych tragarzy. Władza wykonawcza znajdowała się w rękach komitetów VietMinhu. To one organizowały pobór do wojska, zbieranie i transport ryŜu, a takŜe pobierały podatki. Siatka Viet-Minhu, stopniowo rozbudowywana, objęła właściwie cały kraj, chociaŜ na Południu była słabsza niŜ na Północy. Na terenach kontrolowanych przez przeciwnika Viet-Minh działał w konspiracji, co nie przeszkadzało mu na przykład w ściąganiu podatków, nawet w duŜych miastach. Francuzom wydawało się, Ŝe wystarczy pobić wojska regularne przeciwnika, by zapewnić sobie zwycięstwo. Nie rozumieli, iŜ przyjęta przez Viet-Minh strategia długotrwałej wojny partyzanckiej zakładała prowadzenie jej na kilku płaszczyznach równocześnie: militarnej, politycznej, psychologicznej, ekonomicznej i ideologicznej. Stosunek sił w tego rodzaju wojnie naleŜało mierzyć nie tyle przez porównanie liczby Ŝołnierzy, ich technicznego wyposaŜenia i siły ognia. lecz raczej badając stan nastrojów społecznych. Przy zwalczaniu partyzantki, jeśli nie ma się przygniatającej przewagi militarnej, sukces moŜna uzyskać jedynie pozyskując lub neutralizując ludność. Francuzi sądzili natomiast, Ŝe pobitej armii generała Giapa wystarczy zadać coup de grace. Podjęte przez nich pod koniec 1947 r. działania ofensywne nie przyniosły jednak większych rezultatów, choć mieli wówczas 110 tysięcy Ŝołnierzy, a Viet-Minh ponad 60 tysięcy. Musieli opuścić większą część zajętego terytorium, gdyŜ nie byli go w stanie kontrolować. Rok następny takŜe nie przyniósł większych zmian w połoŜeniu obu stron. Francuzi przeprowadzili kilka niewielkich operacji, Viet-Minh natomiast umacniał swą konspiracyjną siatkę, ale z braku broni nie mógł wzmocnić armii. Przełomowy okazał się dopiero 1949 r. Były w nim dwa wydarzenia, które znacząco wpłynęły na bieg wypadków w Wietnamie. Odtąd zaczął się zmieniać najgłębszy sens tego,
31 co działo się w Indochinach. Typowa wojna kolonialna zaczęła przeradzać się w starcie dwóch globalnych systemów. Do 1954r., do kiedy w Wietnamie walczyli Francuzi, kolonialna strona konfliktu była dominująca. Ale zarodki wojny innego typu, obecne zresztą od początku, po 1949 r. rozwijały się błyskawicznie. Te dwa wydarzenia to zwycięstwo komunizmu w Chinach raz utworzenie Państwa Wietnamskiego z Bao Dajem na czele. Gdy Francuzi zorientowali się, iŜ wygranie wojny z Viet— Minhem nie będzie tak łatwe, jak im się z początku wydawało, zaczęli szukać poparcia wśród wyŜszych warstw społeczeństwa wietnamskiego. ParyŜ pragnął teŜ otrzymać pomoc USA, a Amerykanie, którzy krytycznie oceniali kolonialne motywy wojny, Ŝądali przyznania przez Francuzów niepodległości lub przynajmniej samorządu państwom Indochin. Francuzi dalecy byli jednak od myśli o przyznaniu Wietnamowi niepodległości. Chodziło im raczej o stworzenie atrapy pod ich kuratelą. Ostatecznie udało się im nakłonić do współpracy tylko Bao Dają, który od wybuchu wojny bawi) na Riwierze. Ekscesarz bez większego entuzjazmu zgodził się wrócić do Wietnamu i — świadomy sytuacji — zaŜądał od ParyŜa co najmniej takich ustępstw, jakie uzyskał Ho Chi Minh w porozumieniu marcowym w 1946 r. Francuzi ustąpili po wielomiesięcznych negocjacjach, wobec braku postępów w wojnie oraz nacisku USA. W marcu 1949 r. zawarto układ, w którym ParyŜ uznawał niepodległość Państwa Wietnamskiego w ramach Unii Francuskiej. Nowe państwo miało posiadać własną administrację i wojsko Wietnamska Armia Narodowa — WAN), które było jednak podporządkowane operacyjnie dowództwu korpusu ekspedycyjnego. Przy takich ograniczeniach trudno mówić o rzeczywistej niepodległości, toteŜ rząd Bao Dają nie zdobył popularności. Z biegiem czasu skupiły się wokół niego grupy antykomunis-
32 tyczne i narodowe, sekty (Hoa Hao. Kao Dai i Binh Xuyen)’ i katolicy, ale i one nie popierały aktywnie rządu, uwaŜając go raczej za mniejsze zło. Istniał jeszcze jeden odłam społeczeństwa nie popierający VietMinhu — mniejszości narodowe. Wietnamczycy stanowią 85% ludności kraju. Pozostali to: Chińczycy, Tajowie, Khmerowie i plemiona górskie (Montagnards). Wietnamczycy zamieszkują niemal wyłącznie niziny. Mniejszości natomiast, z wyjątkiem Chińczyków i Khmerów, przewaŜnie tereny górskie i wyŜynne, co nadaje im duŜe znaczenie z wojskowego punktu widzenia. Jeszcze w pierwszej połowie XIX w. zdarzały się zbrojne powstania górali przeciw Wietnamczykom. Kolonizatorzy zręcznie podsycali konflikty, a plemionom górskim, których i tak nie byli w stanie sobie podporządkować, przyznali znaczną autonomię. Komuniści próbowali od samego początku pozyskać mniejszości. JuŜ w pierwszym programie Viet-Minhu z 1941 r. umieścili obietnice ich pełnego równouprawnienia. Nie udało im się jednak przełamać ich wrogości wobec Wietnamczyków. Wiele plemion walczyło po stronie korpusu ekspedycyjnego, a następnie Amerykanów, lub tworzyło niezaleŜne oddziały. Powstanie Państwa Wietnamskiego, choć niewątpliwie wpłynęło na przebieg wojny, nie zadecydowało o jej wyniku. Rozstrzygające znaczenie miało natomiast objęcie władzy przez komunistów w Chinach. W grudniu 1949 r. niedobitki 3milionowej armii Czang Kaj-szeka schroniły się na Tajwanie. a Mao Tse-tung proklamował utworzenie Chińskiej Republiki 1
Przykład Binh Xuyen pokazuje, jak dalece do społeczeństwa wietnamskiego nie pasują europejskie
pojęcia. Grupa ta przez część autorów jest określana jako sekta, przez innych jako ugrupowanie skrajnych nacjonalistów. a niektórzy twierdzą, Ŝe był to po prostu gang. kontrolujący w Sajgonic sprzedaŜ opium i prostytucję. Prawdopodobnie wszystkie te określenia zawierały ziarno prawdy. W kaŜdym razie prezydent Diem. obejmując władzę w 1954 r.. musiał stoczyć cięŜką walkę z Binh Xuyen, która kontrolowała wówczas sajgońską policję.
33 Ludowej. Viet-Minh uzyskał nagle potęŜnego sojusznika, z którym raczej łączyło go niŜ dzieliło 800 km granicy. Do roku 1950 Viet-Minh był z konieczności samowystarczalny. Uzbrojenie pochodziło głównie z okresu II wojny światowej (dostawy amerykańskie i broń japońska), a częściowo było zdobywane na Francuzach lub produkowane we własnym zakresie. Wszystko to jednak nie wystarczało i Viet—Minh miał więcej ludzi zdolnych do walki niŜ broni. Powstanie ChRL natychmiast zmieniło sytuację. JuŜ w okresie pierwszych 6 miesięcy nowi sprzymierzeńcy dostarczyli Wietnamczykom 50 tys. karabinów i 200 karabinów maszynowych, a 20 tys. VietMinhowców przeszkolono w chińskich obozach. Na efekty nie trzeba było długo czekać: we wrześniu 1950 r. nastąpiło potęŜne uderzenie wojsk DRW na północną linię obrony korpusu ekspedycyjnego, uderzenie, które stanowiło właściwie początek końca Francuzów. 30 batalionów ok. 15 tys. Ŝołnierzy) uderzyło na pozycje francuskie rozrzucone wzdłuŜ granicy chińskiej, bronione przez 7 batalionów. Viet-Minh po raz pierwszy w tej wojnie uŜył duŜych oddziałów i związków taktycznych — dywizji. Pozycje francuskie padały jedna po drugiej. Była to największa klęska, jaką Francuzi nieśli do tamtej pory we wszystkich wojnach w posiadłościach zamorskich. Armia DRW była zorganizowana według wzoru sowieckiego — całkowicie upolityczniona. Stanowiła „zbrojne ramię partii” która działała za pośrednictwem oficerów politycznych. „Kojarz polityczny — pisał generał Giap — znajdował się w kaŜdym rejonie i na kaŜdym szczeblu — od pułku do plutonu”. Do jego zadań naleŜało m.in. prowadzenie tzw. zebrań samokrytycznych po kaŜdej akcji, w czasie których Ŝołnierze publicznie omawiali własne zachowanie i postawę kolegów oraz oficerów. Była to armia, która potrafiła z równym powodzeniem stosować zarówno partyzanckie, jak i regularne formy metody walki. Jej dywizje składały się z samodzielnych batalionów
34 i kompanii. KaŜdy taki pododdział miał własne zaopatrzenie i transport (głównie rowerowy). Dzięki dobrej organizacji i przystosowaniu Ŝołnierzy do lokalnych warunków jednostki Viet-Minhu miały nad francuskimi przewagę, szczególnie w czasie walk w dŜungli. Dlatego Francuzi starali się prowadzić tam działania tylko w wyjątkowych okolicznościach i przeznaczali do nich swe najlepsze oddziały: Legię Cudzoziemską, bataliony marokańskie szkolone specjalnie do walk nocnych i w lasach, spadochroniarzy i oddziały plemion górskich. Z wyjątkiem tych ostatnich jednak, inni Ŝołnierze — nawet z elitarnych jednostek — tracili w dŜungli pewność siebie, czuli się zagubieni i bezradni. Wietnamczycy zwykle atakowali z bliskiej odległości. Starali się rozstrzygnąć walkę przy uŜyciu pistoletów maszynowych, granatów, a często bagnetów i noŜy. Ta taktyka utrudniała lub wręcz uniemoŜliwiała wykorzystanie artylerii i lotnictwa. Oddziały Viet-Minhu poruszały się w dŜungli trzykrotnie szybciej niŜ przeciwnicy (z prędkością ok. 25 km na dobę). Zasady, którymi kierowała się armia generała Giapa, były oparte m.in. na doświadczeniach chińskich i wskazaniach Mao Tse-tunga. Kładł on szczególny nacisk na konieczność zyskania sympatii ludności wiejskiej. Słynne stały się niektóre jego myśli na ten temat: „Ludność jest dla partyzantki tym, czym woda dla ryby” albo: „W przyjaznym kraju kaŜdy krzak jest sprzymierzeńcem”. Viet-Minh utrzymywał, co prawda, surową dyscyplinę wśród ludności na kontrolowanych terenach i wykorzystywał ją bezwzględnie jako siłę roboczą, ale z drugiej strony wszelkie wykroczenia partyzantów (kradzieŜe, rabunki, gwałty) karane były z całą ostrością. Morale Ŝołnierzy Viet-Minhu miało w tej i następnej wojnie. jak zresztą w kaŜdej wojnie partyzanckiej, ogromne znaczenie. W Indochinach nie było ciągłych i wyraźnie zarysowanych frontów. Działania toczyły się jednocześnie w wielu miejscach. walka rozkładała się na tysiące potyczek i zasadzek, a w takich drobnych starciach decyduje nie sprzęt, artyleria i lotnictwo,
35 ale ludzie, ich poświęcenie i wola walki. Tych i innych Ŝołnierskich cnót — odwagi, uporu, wytrwałości, karności Wietnamczykom nie brakowało. To one stanowiły główną siłę, której wykorzystanie dało komunistom zwycięstwo. O wysokim morale partyzantów świadczy m.in. istnienie jednostek do zadań specjalnych, tzw. ochotników śmierci. Byli to młodzi Ŝołnierze, którzy działali w małych grupach albo pojedynczo. Wykonywali akcje dywersyjne wewnątrz nieprzyjacielskich baz, zamachy na funkcjonariuszy Państwa wietnamskiego i inne niebezpieczne zadania, które często równały się samobójstwu. Zasady działania armii Viet-Minhu ujmował Regulamin walki. Dawał on szczegółowe wytyczne postępowania w ataku, marszu, obronie, obchodzenia się z ludnością cywilną itd. Wart przytoczenia jest fragment, który stosuje się zarówno do taktyki poszczególnych oddziałów, jak i ogólnej strategii generała Giapa: „...jeŜeli nieprzyjaciel naciera — wycofujemy . jeŜeli pozostaje na miejscu — nękamy go, jeŜeli jest zmęczony — atakujemy, jeŜeli cofa się — ścigamy”. Zdaniem teoretyków wojskowości, do zwycięŜenia parantki siłami regularnymi potrzebna jest przewaga liczebna w stosunku ok. 15:1. Tymczasem Francuzi zdołali w najkorzystniejszym dla siebie okresie wojny, w latach 1948-1949, osiągnąć tylko dwukrotną przewagę, a poniewaŜ znaczna część korpusu ekspedycyjnego zawsze była związana działaniach defensywnych, stosunek ten był jeszcze mniej korzystny. Konflikt wietnamski w międzyczasie przestał być ograniczoną wojną lokalną, toczącą się gdzieś na peryferiach wilizowanego świata, lecz uzyskał wymiar międzynarodowy. Zmiana zaczęła się w momencie, gdy Viet-Minh otrzymał pierwsze dostawy z komunistycznych Chin. To zadecydowało 3 wejściu do akcji Stanów Zjednoczonych. Od 2 września 1945 r., gdy mjr Patti obok Giapa i Ho Chi Minha odbierał na trybunie honorowej defiladę oddziałów Viet-Minhu, minęło
36 niewiele ponad 4 lata, lecz dawnych sojuszników rozdzieliła przez ten czas Ŝelazna kurtyna ideologii. Do 1950 r. Waszyngton zachowywał neutralność wobec konfliktu w Indochinach. Była to neutralność profrancuska, jako Ŝe Amerykanie równocześnie wspomagali ekonomicznie Francję w ramach planu Marshalla, bezpośredniej pomocy militarnej nie chcieli jednak udzielić. Niewiele brakowało. by Waszyngton uznał rząd Ho Chi Minha, który w latach 19451946 wielokrotnie o to apelował. W kręgach decydujących o amerykańskiej polityce zagranicznej, w Departamencie Stanu, wywiązała się wówczas dyskusja, której Stany Zjednoczone nie rozstrzygnęły właściwie do dziś. Obracała się ona wokół jednego problemu, pozornie prostego, ale pociągającego za sobą daleko idące implikacje: czy Ho Chi Minh był bardziej komunistą, czy patriotą? Czy jego celem było włączenie Wietnamu do bloku sowieckiego, czy teŜ niepodległość? Zwolennicy tezy o patriotyzmie Ho Chi Minha, którzy dominowali w Wydziale Azji Departamentu Stanu, twierdzili, iŜ jest on „symbolem ruchu niepodległościowego (nationalism) i walki o wolność dla większości Wietnamczyków”, a jego ideologiczne przekonania nie mają większego znaczenia. Dziś juŜ nikt nie ośmieliłby się powiedzieć, Ŝe Ho nie był komunistą. natomiast niektórzy uczestnicy dyskusji, która toczy się nadal. tyle Ŝe raczej wśród historyków niŜ polityków, uwaŜają, Ŝe USA nie rozpoznały w Ho Chi Minhie potencjalnego azjatyckiego Tity, Ŝe odmawiając mu poparcia, pchnęły go w objęcia Moskwy i Pekinu. Ci, którzy zajmowali przeciwne stanowisko, widzieli w Ho Chi Minhie wyłącznie agenta Kominternu, wysłanego do Wietnamu w celu zrealizowania planów Stalina. Dyskusja ta od początku ma pewne luki, które uniemoŜliwiają dojście do sensownych konkluzji. Co w gruncie rzeczy oznacza stwierdzenie, iŜ Ho był „przede wszystkim patriotą wietnamskim”, a poza tym komunistą? Czy te dwie postawy były w ogóle do pogodzenia? PrzecieŜ patriotyzm — z definicji
37 - oznacza przywiązanie do tradycji i kultury własnej ojczyzny, opiera się na hierarchii wartości wypracowanej przez dane społeczeństwo w ciągu dziejów. Komunizm z zasadą walki klas i materializmem historycznym był więc jego oczywistym przeciwieństwem. Posługiwanie się tymi pojęciami w taki sposób, jakby nie były ze sobą sprzeczne lub nawet uzupełniały się, . nie mogło zatem prowadzić do rozsądnych wniosków. Ho Chi Minh był całym sercem marksistą-leninistą i agentem Międzynarodówki. Walczył o wyzwolenie Wietnamu, ale jednocześnie o wprowadzenie w kraju systemu komunistycznego. Kochał swą ojczyznę, ale jeszcze bardziej dogmaty swej ideologii. Kwestia, czy wykonywał polecenia Moskwy, wydaje się zatem drugorzędna, choć z amerykańskiego punktu widzenia sprawa ewentualnej „niezaleŜności” Ho Chi Minha była istotna. ParyŜ od samego początku wojny usilnie nalegał na Waszyngton. by bezpośrednio wsparł wysiłki korpusu ekspedycyjnego. Znając czułe punkty Amerykanów, Francuzi przekonywali ich przede wszystkim, Ŝe Ho jest narzędziem ZSRR i dąŜy do stworzenia reŜimu komunistycznego, a oni bronią przed tą groźbą Wietnamczyków i przelewają krew za sprawę wolności. ParyŜ uŜywał teŜ jako środka nacisku sugestii, Ŝe nie będzie w stanie przyczynić się do obrony europejskiej, jeśli Amerykanie nie zaangaŜują się w Indochinach. A był to przecieŜ okres, gdy zbliŜało się apogeum zimnej wojny, która wkrótce w Korei — miała zmienić się w gorącą. Amerykański sekretarz stanu, Dean Acheson, tak opisywał rozmowy z Pa ryŜem: „Francuzi nas szantaŜowali. Na kaŜdym spotkaniu, kiedy wzywaliśmy ich do większego wysiłku w Europie, wysuwali Indochiny... śądali naszej pomocy dla Indochin, ale odmawiali odpowiedzi na pytania, co mają tam zamiar osiągnąć i w jaki sposób. Prawdopodobnie sami nie wiedzieli. Mieli obsesję, Ŝe jak się coś posiada, to trzeba to utrzymać... Namawialiśmy ich, aby dali większą swobodę politycznej działalności Wietnamczykom — nie przyjmowali naszych rad”.
38 Naciski francuskie długo były bezskuteczne. Dopiero gdy VietMinh zaczął otrzymywać broń z komunistycznych Chin, w Waszyngtonie antykomunizm przewaŜył nad antykolonializmem. Pierwsze dostawy z USA do Indochin nadeszły w maju 1950 r. Niemal równocześnie Korea Północna zaatakowała Południową. Wkrótce do walki włączyły się USA i Chiny. Wojna koreańska stanowiła punkt zwrotny polityki amerykańskiej w Azji. Odtąd głównym celem USA stało się powstrzymywanie (containment) ekspansji komunistycznej, która — jak sądzono w Waszyngtonie — dokonuje się na tym kontynencie przede wszystkim za sprawą Chin. Indochiny znalazły się wśród azjatyckich priorytetów Ameryki zaraz za Koreą. Powstanie Państwa Wietnamskiego z Bao Dajem na czele było m.in. wynikiem nacisków amerykańskich, o których mówił Acheson. Stany Zjednoczone natychmiast uznały rząd cesarski (oraz królewskie rządy Laosu i KambodŜy), a wkrótce. mimo oporu Francuzów, którzy chcieli, by Indochiny pozostały wyłącznie w ich sferze wpływów, zawarły z nimi układy o wzajemnej pomocy i obronie. Amerykanie starali się teŜ przekazywać pomoc bezpośrednio rządom Wietnamu, Laosu i KambodŜy, omijając Francuzów. Wzajemna nieufność nie znikła do końca wojny. W 1952 r. Acheson był tak zdenerwowany faktem, iŜ ParyŜ nie udostępnia informacji o rzeczywistej sytuacji w Indochinach, Ŝe wystosował ostry protest do rządu francuskiego. A działo się to w sytuacji, gdy udział USA w kosztach wojny wynosił 1/3. Tymczasem wojna toczyła się dalej. Francuzi zadowolili się kontrolą nad większymi miastami i szlakami komunikacyjnymi. od czasu do czasu atakując bazy partyzanckie. Schemat takich akcji był podobny: daną miejscowość lub rejon zdobywał desant spadochronowy, niszczono sprzęt i urządzenia Viet—Minhu, po czym się wycofywano. Partyzanci natomiast starali się zadać nieprzyjacielowi jak największe straty, atakując kolumny wojska, organizując zasadzki na mniejsze oddziały
39 albo uderzając na słabsze posterunki. Określali to jako „wojnę moskitów” — tysiące drobnych, nękających przeciwnika ukłuć. Umiędzynarodowienie konfliktu wywarło wpływ na wewnętrzną politykę Viet-Minhu: ukrywanie komunistycznego charakteru ruchu stało się niemoŜliwe. W 1950 r. DRW została oficjalnie uznana przez ZSRR, ChRL i inne kraje obozu. W propagandzie Viet-Minhu zaczęły się pojawiać hasła komunistyczne. Grupy przyciągnięte sloganami niepodległościowymi traciły znaczenie i wpływy. Biuro Polityczne zdecydowało, iŜ nadszedł czas, by partia się ujawniła. Miała się odtąd nazywać Wietnamską Partią Pracujących (WPP, skrót wietnamski: Lao-Dong), aby stworzyć wraŜenie, Ŝe ruchy antyfrancuskie w KambodŜy i Laosie są samodzielne. W rzeczywistości Khmer Issarak i Patet Lao, „fronty narodowe” tych krajów, znajdowały się pod kontrolą wietnamskich komunistów, sprawowaną za pośrednictwem kambodŜańskich i laotańskich towarzyszy. Przewaga DRW nad oboma sąsiednimi krajami była naturalnym rezultatem znacznie większego potencjału ludnościowego (Wietnam miał w 1945 r. 24 min mieszkańców, KambodŜa — 4 min, a Laos — 1,4 min).
KLĘSKA FRANCUZÓW Jeśli silniejszy od ciebie nieprzyjaciel zaatakuje cią gwałtownie, wycofaj sią, aŜeby potem uderzyć w jego słabe miejsce. Na przykład poczekaj, aŜ będzie zdemoralizowany, znuŜony lub zbyt pewny siebie. Z Regulaminu walki Viet-Minhu
Na przełomie 1951 i 1952 r. odbyła się ostatnia francuska ofensywa. Oddziały korpusu uderzyły na miasto Hoa Binh, 40 km na zachód od Hanoi. Jego zajęcie odcinało Viet-Minh od środkowego Wietnamu. Hoa Binh zdobyto stosunkowo łatwo, lecz następnie generał Giap rzucił do walki 3 dywizje i bitwa przekształciła się w trzymiesięczne krwawe zmagania. Po stracie kilku tysięcy ludzi Francuzi się wycofali. Od 1951 r. Francuzi zaczęli tworzyć nowe formacje wojskowe, zwane „oddziałami antypartyzanckimi”. Były to grupy złoŜone przewaŜnie z członków mniejszości etnicznych, które — i to było najciekawsze — prowadziły działania partyzanckie na terenach znajdujących się pod władzą DRW. Oddziałami kierowali dowódcy pochodzący z danego plemienia, Francuzi zostawali zwykle doradcami. Pod koniec wojny w oddziałach antypartyzanckich walczyło juŜ 15 tys. ludzi. Ich znaczenie polegało przede wszystkim na wiązaniu znacznych sił Viet-Minhu.
41 Komuniści szybko zrozumieli, Ŝe oddziały te stanowią dla nich zagroŜenie nie mniejsze niŜ wojska korpusu ekspedycyjnego. W przechwyconym przez Francuzów meldunku batalionu 700 WAL komisarz polityczny pisał: „Francuskim imperialistom udało się pozostawić na naszych tyłach agentów, będących na ich Ŝołdzie, którzy stwarzają nam znaczne trudności. Początkowo była ich garstka, lecz obecnie ruch przeciwko instytucjom DRW się rozszerza. Obecnie według przybliŜonych obliczeń stan ich wynosi ok. 2000. Ten rozwijający się ruch stwarza nam znaczne kłopoty”. Wszelkie przejawy poparcia dla tych oddziałów karano niezwykle surowo: niszczono całe wsie, aresztowano i zabijano chłopów. Partyzanci nie byli w stanie zapewnić ludności ochrony przed represjami władz DRW, toteŜ jej większość starała się pozostać neutralna. Viet-Minh stosował teŜ odpowiedzialność zbiorową — represjonowano rodziny członków oddziałów antykomunistycznych. Partyzantka anty-viet-minhowska, pomimo brutalnych środków uŜytych do jej zwalczania, trwała jeszcze dwa lata po klęsce Francuzów. Według oficjalnych danych z 1956 r., w walkach z WAL po 1954 r. zginęło ok. 200 partyzantów, a ponad 4,5 tys. wzięto do niewoli. W roku 1952 impas trwał, choć siły walczących rosły. Kolejne paryskie rządy niezmiennie deklarowały chęć „zniszczenia zorganizowanych sił komunistycznych”, ale jednocześnie twierdziły, Ŝe nie są w stanie „same kontynuować krucjaty”. Waszyngton nie pozostawał obojętny na wezwania — i płacił. Z kaŜdym rokiem więcej, pod koniec ponad 70% kosztów. Ogółem wojna ta kosztowała Stany Zjednoczone 2 mld dolarów. W świecie, w którym rządziła twarda logika dwóch bloków, oficjalna wykładnia konfliktu indochińskiego musiała być z nią zgodna. Amerykanie mogli najwyŜej za kulisami wytykać Francuzom ich egoizm, ale publicznie oba rządy twierdziły, Ŝe wojna stanowi „integralną część powszechnego
42 oporu wolnych narodów przeciwko próbom komunistycznych podbojów i działalności dywersyjnej”. Wiosną 1953 r. kolejna ofensywa Viet-Minhu i Patet Lao doprowadziła do zajęcia obszarów przy granicy wietnamsko— laotańskiej, w rękach francuskich pozostały jedynie rozrzucone po kraju umocnienia. W tej krytycznej sytuacji dowództwo nad korpusem ekspedycyjnym objął gen. Henri Navarre. Po zapoznaniu się z połoŜeniem przedstawił w lipcu 1953 r. rządowi w ParyŜu memorandum, w którym zaproponował szereg istotnych zmian w prowadzeniu wojny. Przede wszystkim postulował zrewidowanie jej celów. Warunkiem zwycięstwa było według niego zyskanie powszechnego poparcia w społeczeństwach Wietnamu. Laosu i KambodŜy, a to oznaczało przyznanie im niepodległości. Generał postulował teŜ potraktowanie wojny jako walki przeciw międzynarodowemu komunizmowi, co wpłynęłoby na zwiększenie pomocy amerykańskiej. Niewielu Francuzów potrafiło wówczas z równą jasnością dostrzec i ocenić polityczne aspekty konfliktu i postulaty gen. Navarre’a nie zostały wcielone w Ŝycie. A przecieŜ wystarczyło zauwaŜyć, iŜ w 1954 r. armia Bao Dają przewyŜszyła liczebnie korpus ekspedycyjny, by zgodzić się z poglądem, Ŝe klucz do problemu wietnamskiego znajduje się w samym Wietnamie. W końcu października 1953 r. wywiad korpusu ekspedycyjnego uzyskał informacje o wymarszu 316 dywizji piechoty WAL w kierunku granicy laotańskiej. Intencje przeciwnika stały się jasne: Giap zamierzał zająć Laos. Gen. Navarre stanął przed niełatwym wyborem. Mógł oddać Laos bez walki lub zagrodzić nieprzyjacielowi drogę, przyjmując ryzyko bitwy w wyjątkowo niesprzyjających warunkach. Po zapoznaniu się z sytuacją, wbrew dotychczasowym planom, powziął brzemienną w skutki decyzję przyjęcia bitwy obronnej w oparciu o bazę Dien Bień Phu. Gen. Navarre i inni dowódcy uwaŜali. Ŝe Viet-Minh ze względu na odległość od źródeł zaopatrzenia
43 nie będzie w stanie skoncentrować w rejonie Dien Bień Phu wystarczających sił. Liczyli na to, Ŝe w regularnej bitwie Francuzi będą mogli zadać nieprzyjacielowi druzgocące straty, a następnie z pozycji siły przystąpią do negocjacji. Właściwie bitwa została rozstrzygnięta, zanim się rozpoczęła. JuŜ w miesiąc po pierwszym desancie dane uzyskane przez wywiad sprawiły, iŜ gen. Navarre zaczął planować ewakuację twierdzy. Było juŜ jednak za późno. Dien Bień Phu otoczyło kilka dywizji wietnamskich. Garnizon znalazł się w pułapce. Francuzi znów — tym razem po raz ostatni — nie docenili przeciwników. W Dien Biem Phu waŜyły się losy Indochin, lecz ostateczne decyzje zapadały w zaciszu dyplomatycznych gabinetów. W lutym 1954 r. ministrowie spraw zagranicznych USA, ZSRR, Francji i Wielkiej Brytanii ustalili, Ŝe sprawa Indochin zostanie rozpatrzona na konferencji w Genewie. Miała wziąć w niej udział takŜe ChRL, DRW oraz profrancuskie rządy Wietnamu, Laosu i KambodŜy. Waszyngton nie dopuszczał myśli o kompromisie z komunistami. Prezydent Eisenhower uwaŜał wprawdzie, Ŝe nie moŜe być „większej tragedii dla USA. niŜ dać się wciągnąć w wojnę lądową na duŜą skalę w Azji”, lecz z drugiej strony oceniał wysoko geopolityczne znaczenie Indochin. W kwietniu 1954 r. sformułował koncepcję, która miała wytyczyć szlaki polityki amerykańskiej na następne 20 lat. Stwierdził, Ŝe jeśli Viet-Minh zwycięŜy, to równieŜ pozostałe kraje Azji Południowo-Wschodniej dostaną się pod władzę komunistów. Powiedział obrazowo: „Ustawmy pionowo szereg klocków domina. Jeśli potrącimy pierwszy, to z całą pewnością bardzo prędko przewróci się takŜe ostatni”. O sensowność „teorii domina” do dziś spierają się politolodzy amerykańscy. W 1954 r. koncepcja ta o mało nie pchnęła Stanów Zjednoczonych do interwencji. 4 kwietnia rząd francuski zwrócił się z prośbą o amerykański atak lotniczy dla uratowania Dien Bien Phu. Kongres uzaleŜnił jednak swą zgodę od spełnienia wielu warunków. Amerykanie
44 zaŜądali, by Francja zobowiązała się do prowadzenia wojny aŜ do zwycięstwa, przestała dąŜyć do ustępstw w Genewie i by zaakceptowała niepodległość Wietnamu, Laosu i KambodŜy. Poza tym Kongres uzaleŜniał swą zgodę od pozyskania poparcia sojuszników, przede wszystkim Wielkiej Brytanii. Losy amerykańskiej interwencji waŜyły się przez dwa miesiące. śaden z warunków Kongresu nie został jednak spełniony; ParyŜ wycofał swą prośbę w obawie przed reakcjami parlamentu, a Brytyjczycy odmówili jakiegokolwiek poparcia ‘. Gdy rozpoczynała się genewska konferencja, zmagania o Dien Bien Phu dobiegały kresu. Twierdza padła ostatecznie 7 maja. Rokowania w Genewie trwały do końca lipca. Francuzi i Brytyjczycy okazywali gotowość do daleko idących ustępstw wobec Ŝądań Viet-Minhu. Dla USA natomiast jakiekolwiek negocjacje z komunistami były wtedy trudne do wyobraŜenia. Nie zwaŜając na sytuację po Dien Bien Phu ani na fakt kontrolowania przez Viet-Minh 2/3 terytorium Wietnamu, sekretarz stanu John Dulles odmówił uznania traktatu, który oddawałby choćby część Indochin pod władzę komunistów. Układ podpisany ostatecznie 20 lipca 1954 r. postanawiał. Ŝe Wietnam zostanie czasowo podzielony wzdłuŜ rzeki Ben Hai, płynącej niemal równolegle do 17 równoleŜnika. W części północnej władza miała naleŜeć do DRW, w południowej do rządu Bao Dają. Wojska Viet-Minhu miały zostać przegrupowane na Północ, korpusu ekspedycyjnego na Południe. Ludność cywilna, która pragnęła zmienić strefę zamieszkania, mogła to uczynić w ciągu najbliŜszego roku. Królewskie 1
MoŜliwość interwencji zbrojnej w Wietnamie wzbudziła powaŜne obawy w dowództwie
amerykańskim. Szef sztabu armii. gen. Ridgway ostrzegł Eisenhowera, Ŝe wojna w Indochinach byłaby trudna i kosztowna. Samo lotnictwo nie zapewniłoby zwycięstwa, a armia lądowa musiałaby walczyć na wyjątkowo niesprzyjającym terenie. Sztabowcy wskazywali, Ŝe siły konwencjonalne USA są stosunkowo słabe, gdyŜ doktrynę obronną oparto po II wojnie światowej na broniach nuklearnych. RozwaŜano teŜ plany uŜycia bomby atomowej pod Dien Bień Phu lub w delcie tonkińskiej.
46 rządy Laosu i KambodŜy zobowiązały się do neutralności i nieprzystępowania do bloków wojskowych. „Ochotnicy wietnamscy” mieli zostać ewakuowani z obu sąsiednich krajów. Wszystkie rządy w Indochinach miały zapewnić swym obywatelom pełnię swobód politycznych oraz zezwolić opozycji na nieskrępowaną działalność. Państwo Wietnamskie i DRW miały się porozumieć i w ciągu dwóch lat od podpisania układu przeprowadzić w całym kraju wybory. Dla kontrolowania realizacji porozumień utworzono Międzynarodową Komisję Nadzoru i Kontroli (MKNiK). W jej skład weszli przedstawiciele Indii, Kanady i PRL. Stany Zjednoczone porozumienia genewskie przyjęły jedynie do wiadomości. Eisenhower stwierdził stanowczo, Ŝe USA nie mogą być „stroną w traktacie, który uczyniłby kogokolwiek niewolnikiem”. Abstrahując od retoryki, Amerykanie mieli zamiar sami wziąć się za powstrzymywanie komunizmu w Indochinach i nie chcieli wiązać sobie rąk. Układy genewskie nie stały się fundamentem trwałego pokoju w Azji Południowo-Wschodniej. Były raczej ro-zejmem i to opartym na kruchych podstawach. Istniała bowiem w Indochinach siła, której cele wykraczały daleko poza genewskie porozumienia i która miała wystarczającą energię, by dąŜyć przez następne 20 lat do zwycięstwa. Partia Ho Chi Minha, wzmocniona sukcesem po pokonaniu europejskiego mocarstwa, otrzymała teraz solidną bazę — 15-milionowe państwo. Francuzi do ostatniej chwili, do klęski, nie byli w stanie uznać VietMinhu za godnego siebie przeciwnika. Do końca nie zrozumieli równieŜ, Ŝe sami dali komunistom najpotęŜniejszy oręŜ do rąk, pozwalając im wystąpić w roli obrońców niepodległości Wietnamu. Wśród niewielu, którzy wówczas dostrzegali sens wydarzeń dokonujących się w Wietnamie — czy szerzej, w Trzecim Świecie — był Juliusz Mieroszewski. Pisał on w „Kulturze” na marginesie konferencji genewskiej: „...kolonializm i nie-
47 odłączne jego cienie — ucisk i eksploatacja — rozbudziły rewolucyjny nacjonalizm, który politycznie organizują i kształtują komuniści... Komuniści tej autentycznej nacjonalistycznej rewolucji dali swoich przywódców, dali plan, organizację, tykę i środki”. Polski publicysta wykazał genialny wręcz dar rozumienia przewidywania procesów politycznych. W tym samym artykule radził Amerykanom, jak postępować w Azji i w szczególności w Indochinach. Jego zdaniem, dla wielu Azjatów komunizm niósł ze sobą „zapowiedź rewolucji przemysłowej i plan rozwiązania arcyproblemu Azji, którym jest nie demokracja, nie wolność — lecz głód”. Dlatego trzeba „po prostu rewolucji przemysłowej, projektowanej przez komunizm, przeciwstawić plan rewolucji przemysłowej w wydaniu amerykańskim. W obecnej sytuacji nie moŜna tłumaczyć ludom Azji, Ŝe broni się je przed komunizmem i na tej podstawie rządzić w oparciu o wojsko i policję. JeŜeli Stany Zjednoczone ograniczą się tylko do obrony status quo, to ludy Azji osądzą, Ŝe Ameryka broni kolonialnego czy semi-kolonialnego porządku. Na drodze czysto wojskowej komunizm w Azji jest nie do zwalczenia”. Prawdopodobnie ani prezydent Eisenhower, ani Kennedy, ani Johnson czy Nixon nie słyszeli w ogóle o Mieroszewskim. A szkoda, bo moŜe Amerykanie nie przegraliby pierwszej w swej historii wojny, a dzieje Indochin potoczyłyby się inaczej. I nie byłyby — być moŜe — tak tragiczne.
DWA WIETNAMY Pokonamy Francuzów, a jeśli zrobicie ren błąd. Ŝe zostaniecie tutaj — pokonamy i was. Ho Chi Minh do amerykańskiego dziennikarza w 1951 r.
Gdy w Genewie podzielono Wietnam „tymczasową linią demarkacyjną”, nikt nie przypuszczał, Ŝe przekształci się ona w jedno z najbardziej zapalnych miejsc świata, a jej „tymczasowość” tam strefę potrwa 20 lat. Postanowiono utworzyć zdemilitaryzowaną, w której nie miały prawa przebywać oddziały wojskowe, tymczasem paradoksalnie tereny te stały się miejscem długotrwałych, cięŜkich walk. Przypominało to nieco sytuację sprzed paru wieków, kiedy takŜe walczyły ze sobą dwa państwa wietnamskie. Wówczas szło o feudalne waśnie dynastyczne, teraz bratobójcza wojna miała toczyć się w imię ideologii. Między północną i południową częścią kraju właściwie od samego początku istniały duŜe róŜnice. Od początku, czyli od zasiedlenia przez Wietnamczyków delty Mekongu. Pogłębiły się one jeszcze w okresie kolonialnym, który na Południu trwał dłuŜej i wycisnął silniejsze piętno. Specyfika obu części Wietnamu znajduje wyraz w kulturze, dialektach, zwyczajach i w ubiorze, ale przede wszystkim w charakterze mieszkańców Tonkinu i Kochinchiny. Pojęcie „charakteru narodowego” jest
49 trudne do sprecyzowania, ale w przypadku Wietnamu sami Wietnamczycy przychylają się do ocen większości badaczy. Zdaniem amerykańskiego reportera Roberta Shaplena, Wietnamczycy w ogóle mają w swym charakterze „daleko więcej niŜ inne narody anomalii i sprzeczności”. W ciągu całej swej historii musieli walczyć z róŜnymi wrogami i ..zapłacili za to wysoką emocjonalną, psychologiczną i intelektualną cenę. Są rełni ksenofobii, a podejrzliwość i brak zaufania stały się u nich normą”. RóŜnice pomiędzy Wietnamczykami z Północy a „Południowcami”, które powstały podczas trwającego setki lat procesu kolonizacji, miały kilka przyczyn. Po pierwsze, ruszający na Południe uwalniali się — przynajmniej częściowo — od rygorów konfucjańskiej społeczności. Po drugie, graniczący z Chinami Tonkin częściej był naraŜony na najazdy. Po trzecie wreszcie, delta Mekongu posiadała lepsze ziemie i nie była —jak delta tonkińska — przeludniona, zatem Ŝycie na Południu było łatwiejsze i nie straszyło tam widmo głodu. Okoliczności te wpłynęły na ukształtowanie się odmiennych charakterów narodowych. Wietnamczycy z Północy są zdyscyplinowani, oszczędni, pracowici, pełni energii i silnej woli. Społeczeństwo zachowało tam więcej cech patriarchalnych, a uległość wobec władzy stanowi cnotę. Południowcy uwaŜani są natomiast — szczególnie przez rodaków z Tonkinu — za ludzi nieodpowiedzialnych, rozrzutnych, przyzwyczajonych do wygód i łatwego Ŝycia, a przy tym kłótliwych i nie szanujących władzy. Wietnamczycy z Południa nie mają — takiej jak Tonkińczycy — cierpliwości i nieustępliwości, są bardziej otwarci i spontaniczni 1. Dla Wietnamczyków róŜnice te są źródłem dowcipów, ale i powodem konfliktów. Dochodziło do nich nawet
1
Dosyć bliska wydaje się analogia z naszego historycznego sąsiedztwa: Prusacy mogliby stanowić odpowiednik Tonkińczyków, a Austriacy — Południowców. Zresztą uŜył tego porównania jeden z premierów Laosu, który nazwał Wietnamczyków „Prusakami Azji”.
50 w oddziałach partyzanckich. Jak wspominał Ŝołnierz Viet-Minhu, Południowcy spierali się między sobą i często dyskutowali o polityce, natomiast Tonkinczycy słuchali „przywódców, a podczas wieców zawsze (byli) gotowi do skandowania podanych haseł”. Gdy dochodziło do kłótni, Południowcy szydzili ze swych rodaków z Północy, którzy są „słuŜalczymi pochlebcami, zawsze z uległością zgadzają się na wszystko i nigdy nie przyjdzie im do głowy, by walczyć o swe prawa”. Tonkinczycy zaś traktowali Południowców z wyŜszością, gdyŜ uwaŜali, Ŝe „ludzie z Południa umieją tylko się bawić. Brak im etyki rewolucyjnej. Nie mają woli walki”. Pokonanie Francuzów niewątpliwie wpłynęło na wzmocnienie negatywnych cech komunistów z Północy. Specjaliści z innych krajów obozu, którzy pracowali potem w DRW, wielokrotnie skarŜyli się na irytującą pewność siebie i arogancję Wietnamczyków. Komuniści osiągnęli wprawdzie mniej przy stole konferencyjnym w Genewie niŜ na polach bitew, ale i tak było to niemało: Wietnam Północny miał 160 tys. km2 powierzchni i ok. 15 min mieszkańców (Południowy — 170 tys. km: i 13 min). Kraj był wyczerpany wojną, w gospodarce panował chaos, lecz nowe władze dysponowały poparciem większości społeczeństwa. Ho Chi Minh stał się autentycznie popularnym przywódcą. Jego imię utoŜsamiło się ze zwycięską walką o niepodległość. Poparcie większości nie oznaczało jednak poparcia jednomyślnego: w ramach przewidzianej w Genewie wymiany ludności na Południe przeniosło się ok. 900 tys. osób, a wielu, pomimo wątpliwości, nie zdecydowało się na podjęcie trudnej decyzji o emigracji. Większość ewakuowanych z Tonkinu stanowili katolicy. Często całe wsie lub parafie z księdzem na czele opuszczały rodzinne strony. Równocześnie polskie i sowieckie statki przewoziły na Północ komunistyczne kadry i Ŝołnierzy Viet—Minhu, w sumie ok. 100 tys. ludzi. Odbyło się wówczas w Wietnamie głosowanie nogami, którego wyniki są jedno-
51 znaczne. Tym bardziej Ŝe głosowanie to wcale nie było wolne: międzynarodowej komisji kontroli przekazano blisko 100 tys. załatwionych odmownie podań o emigrację z Północy. Po 1954 r. niewiele było wypadków czynnego oporu przeciw komunistom. Jedynie oddziały partyzanckie mniejszości narodowych prowadziły jeszcze przez dwa lata beznadziejną walkę. O bezpieczeństwo rządzących dbała skutecznie milicja. Tu Ve, która — według sympatyzującego z komunistami historyka Jeana Chesnaux — „zapewnia teraz (tzn. po 1954 r. — AD) bezpieczeństwo ustroju, demaskuje jego wrogów, wychowuje politycznie młodzieŜ”. Trudno było po 1954 r. ukryć prawdziwy charakter systemu panującego w DRW. ale próbowano to robić. Na czele rządu nachodzący z arystokratycznej rodziny mandarynów Pham Van Dong — nauczyciel i dziennikarz, współpracownik Ho Chi Minha od 1925 r., lecz kilka mniej znaczących stanowisk otrzymali figuranci z marionetkowych „stronnictw sojusznczych”. Ministrem handlu zagranicznego był Phan Anh z partii demokratycznej, a resort kultury otrzymał przedstawiciel Partii Socjalistycznej. Oczywiście istotne decyzje zapadały nie w rządzie, lecz w biurze politycznym Lao Dong. Po 1954 r. władze przeprowadziły kolejno: reformę rolną, „bitwę o handel” i upaństwowienie przemysłu. Prawie 60% rodzin chłopskich utrzymywało się z dzierŜawy; czynsze dochodziły nawet do 70% zbiorów. Komuniści do i 953 r. nie propagowali podziału majątków ziemskich, nie chcąc zraŜać właścicieli. Kryterium określające wielką własność było zresztą — ze względu na ogromne rozdrobnienie grutów — bardzo niskie: w Wietnamie za „latyfundia” uchodziły juŜ gospodarstwa 50-hektarowe. W grudniu 1953 r. panią rzuciła jednak hasło „Ziemia dla tych, którzy ją uprawiają”. Wytyczne Komitetu Centralnego mówiły o „zmobilizowaniu mas dla obalenia klasy właścicieli ziemskich”, o „polityce oparcia się bez zastrzeŜeń na biednym chłopstwie i robotnikach rolnych, na ścisłym sojuszu ze średniakiem”.
52 Tylko właściciele „nastawieni demokratycznie” mieli prawo do odszkodowania. Kampanię reformy rolnej wykorzystano teŜ do rozprawienia się z resztkami opozycji. Wprowadzały ją w Ŝycie specjalne komitety i „sądy ludowe” złoŜone z działaczy VietMinhu. RóŜne źródła podają bardzo rozbieŜne liczby ofiar tej kampanii. Historycy prokomunistyczni mówią o kilku tysiącach egzekucji, inni o kilkuset. Komuniści wyszli z załoŜenia, Ŝe 5% właścicieli posiada 95% ziemi i czasem stosowano mechanicznie zasadę, iŜ naleŜy wyeliminować 5% (czyli 50 osób na tysiąc). Wydaje się więc, Ŝe liczbę ofiar z największym prawdopodobieństwem moŜna szacować na 30 do 100 tys. Represje na tak wielką skalę musiały uderzyć nie tylko w nielicznych „latyfundystów”, ale równieŜ w chłopów. Dlatego zamiast oczekiwanego przez komunistów wzrostu poparcia dla partii, na wsi podniosła się fala oburzenia i protestów. W dwóch prowincjach doszło nawet w 1956 roku do prób buntu. Sytuacja stała się tak groźna, Ŝe we wrześniu 1956 r. na specjalnie zwołanym plenum KC Lao Dong władze partyjne przeprowadziły ostrą samokrytykę, a szef WPP, Truong Chinh. ustąpił ze stanowiska. Giap powiedział w swym wystąpieniu. Ŝe „zbyt szeroko stosowano terror” i „co gorsza, tortury stały się powszechną praktyką”. Ogłoszona po plenum uchwała stwierdzała, Ŝe „wskutek wypaczenia linii polityki partii” w „niektórych miejscowościach” doszło do naduŜyć, a „pewna liczba robotników rolnych i biedoty chłopskiej stała się przedmiotem ataków. Dotknęło to równieŜ znaczną liczbę średniaków”. Władze przyrzekły naprawę błędów i zakończenie prześladowań. Uchwała głosiła teŜ, Ŝe „zostaną zrehabilitowani ci, którzy zginęli wskutek niesłusznych wyroków”. Socjalistyczna praworządność miała zostać przywrócona; odtąd „osoby zaliczone do właściwej klasy” miały bez przeszkód korzystać „z wszelkich praw politycznych naleŜnych tej klasie”.
53 KC przyznał takŜe, iŜ „w niektórych miejscowościach nie przestrzegano polityki partii w dziedzinie religii, co pociągnęło za sobą naruszenie wolności wyznania”. Tym eufemistycznym sformułowaniem próbowano zatuszować kampanię antyreligijną w latach 1954-1956. Zburzono wówczas na Północy wiele kościołów, pagód i innych świątyń oraz poddano prześladowaniom duchownych i wierzących róŜnych wyznań. Reforma rolna, choć tak krwawa, szybko okazała się tylko wstępem do kolektywizacji. Kolejna kampania, tym razem „socjalistycznego przekształcania rolnictwa”, rozpoczęła się juŜ w 1957 r. W 1966 roku 94% ziemi znalazło się w państwowych gospodarstwach rolnych, a chłopi stali się opłacanymi przez państwo robotnikami rolnymi. Zwycięska bitwa o kolektywizację spowodowała oczywiście klęskę w produkcji rolnej: kartki na Ŝywność obowiązywały Od l954 r. do lat 90. Po reformie rolnej zaatakowano indywidualną przedsiębiorczość. Wprowadzono rujnujące podatki i dyskryminacyjne akty prawne. Do 1963 r. bitwa z inicjatywą prywatną została wygrana: wszelkie zakłady przemysłowe, sklepy i warsztaty rzemieślnicze upaństwowiono l u b uspółdzielczono. Gdy na Północy budowano socjalizm, na Południu władzę obejmował Ngo Dinh Diem. Pod koniec lat 50. prasa amerykańska zbudowanie przezeń państwa nazywała „cudem politycznym”, a rekonstrukcję gospodarki Wietnamu Południowego ..cudem gospodarczym”. W 1957 r. leciał z wizytą do USA na pokładzie amerykańskiego samolotu prezydenckiego, a na lotnisku witał go osobiście prezydent Eisenhower. Burmistrz Nowego Jorku nazwał go „człowiekiem, którego historia być moŜe oceni jako jedną z największych postaci XX wieku”. Gdy sześć lat później Ŝołnierze jego własnej armii zabili go w transporterze opancerzonym w zaułku Sajgonu, te same gazety twierdziły, Ŝe Diem był skorumpowanym despotą, który doprowadził Południowy Wietnam do ruiny. Ngo Dinh Diem, urodzony w 1901 r., pochodził z rodu katolickich mandarynów. Szybko robił karierę polityczną.
54 Gdy w 1932 r. Bao Daj objął tron. powierzył stanowisko ministra spraw wewnętrznych Diemowi. Obaj zdawali sobie doskonale sprawę z niezadowolenia społeczeństwa — świeŜa była pamięć powstania z 1930 r. — oraz z konieczności szybkich i głębokich zmian. Jednak kontrakcja Francuzów, opór konserwatywnych posiadaczy ziemskich i nieudolność polityczna Bao Daja złoŜyły się na niepowodzenie reform. Diem zrezygnował ze stanowiska i wycofał się z czynnego Ŝycia politycznego w przekonaniu, Ŝe zaleŜność od Francji czyni bezsensownymi jakiekolwiek próby działalności. W czasie U wojny światowej nie przyjął stanowiska premiera w tworzonym przez Japończyków rządzie wietnamskim. W 1945 r. został ujęty przez Viet-Minh i doprowadzony przed oblicze samego Ho Chi Minha, który takŜe pragnął mieć go w swym rządzie. Diem odmówił, gdyŜ partyzanci Viet-Minhu zamordowali wcześniej jego brata. W czasie 1 wojny indochińskiej próbował skłonić Francuzów do przyznania Wietnamowi choćby autonomii. Utworzone w 1949 r. państwo Bao Dają uwaŜał za marionetkowe i odmówił udziału w rządzie. Jak wynika z podanych wyŜej faktów, nie moŜna zarzucić mu Ŝądzy władzy lub braku charakteru: czterokrotnie potrafił z władzy zrezygnować. W latach 1950-1954 przebywał w USA, gdzie w katolickich seminariach oddawał się studiom i medytacjom. Przy okazji nawiązał teŜ kontakty polityczne, szukając w Ameryce poparcia dla niepodległości Wietnamu. Zyskał m.in. sympatię kardynała Spellmana i senatora Johna F. Kennedyego, który utworzył w Kongresie prowietnamskie lobby. Znajomości te sprawiły, Ŝe gdy w 1954 r. Amerykanie postanowili, iŜ powstrzymają szerzenie się komunizmu właśnie w Wietnamie, Ngo Dinh Diem stał się naturalnym kandydatem na szefa państwa. Diem — mianowany przez Bao Dają premierem Państwa Wietnamskiego — przybył do Sajgonu, gdy kończyła się konferencja genewska. Francuzi odmówili mu pomocy, znając jego proamerykanskie nastawienie. Południowy Wietnam
55 w wyniku wojny i francuskiej polityki przyznawania autonomii roŜnym grupom antykomunistycznym, stał się — według Frances FitzGerald — „polityczną dŜunglą wodzów, sekt, bandytów, partyzantów i sekretnych stowarzyszeń’”. W tym chaosie działało co najmniej sześć sił zbrojnych róŜnych sekt, nie licząc Viet-Minhu. A Diem był właściwie sam. Mógł oprzeć się tylko na rozlatującej się armii, której oficerowie słuchali raczej Francuzów niŜ jego, oraz na słabych na Południu katolikach. Nic więc dziwnego, Ŝe z początku kontrolował niewiele poza siedzibą premiera. I nawet tam nie był bezpieczny: „sekta” Binh Xuyen, rządząca sajgońską policją, a takŜe hazardem, domami publicznymi i handlem narkotykami, ostrzelała z moździerzy jego pałac po wydaniu dekretu zakazującego prostytucji. Wywiad amerykański w sierpniu 1954 r. oceniał szansę utworzenia stabilnego rządu w Południowym Wietnamie, nawet z silnym poparciem USA, jako „nikłe”, jednak Eisenhower, kierując się teorią domina, był zdecydowany nie dopuścić do podporządkowania go komunistom. W październiku wystosował do Diema list. w którym po raz pierwszy pojawiła się idea ..dwóch Wietnamów”. Prezydent przyrzekł, Ŝe Stany Zjednoczone będą towarzyszyć Południowemu Wietnamowi „w godzinie próby”. Początki amerykańskiego zaangaŜowania w Indochinach charakteryzowała atmosfera krucjaty. Upadek rządów kolonialnych przyjęto w USA z radością i nadzieją, Ŝe Stany Zjednoczone potrafią zająć miejsce opuszczone przez Francuzów, by zbudować silną, niekomunistyczną alternatywę dla DRW. Do tego kosztownego i niebezpiecznego eksperymentu „budowania państwa” (nation-building) pchnął Amerykanów właściwy im idealizm polityczny i chęć powstrzymania komunizmu. USA nie miały Ŝadnych bezpośrednich związków gospodarczych, politycznych czy militarnych z Półwyspem Indochińskim. Jego znaczenie strategiczne było dyskusyjne.
56 W wypadku opanowania całych Indochin przez komunistów, mogłyby one słuŜyć najwyŜej do kontroli czy ewentualnego przecięcia szlaków komunikacyjnych na Pacyfiku. Budowane przy amerykańskiej pomocy państwo miało stać się — według określenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA — „kamieniem węgielnym wolnego świata w Azji Południowo—Wschodniej”. Pod koniec 1954 r. wszystko świadczyło o tym, Ŝe droga do tego celu jest daleka. Diem, próbując podporządkować róŜne autonomiczne siły, napotkał rosnący opór — przede wszystkim sekt. Powoli zaczął jednak zdobywać popularność. Pomogło mu w tym niewątpliwie amerykańskie wsparcie ekonomiczne i wojskowe. W ciągu pierwszego roku rządów Diema Stany Zjednoczone przyznały Wietnamowi ok. 400 min dolarów. Inni pretendenci do władzy mieli skrępowane ręce, gdyŜ Amerykanie wyraźnie dawali do zrozumienia, Ŝe w razie zmiany rządu pomoc zostanie wstrzymana. Popularność Diema wynikała teŜ z szerzącego się przekonania, iŜ potrafi on obronić niepodległość Wietnamu Południowego, zapewnić rozwój ekonomiczny oraz ocalić kraj przed komunizmem. Najsilniej popierała go ludność katolicka, której Diem najbardziej ufał. Właśnie katolikom i ludziom, którzy mieli za sobą studia w USA, powierzył wiele kluczowych stanowisk. Szczególne znaczenie przypadło emigrantom z Północy. Sprawne zorganizowanie asymilacji blisko miliona uchodźców podniosło prestiŜ Diema w oczach Amerykanów, a z przesiedleńców uczyniło oddanych mu zwolenników. Ich poparcie pozwoliło mu utrzymać się przy władzy, lecz na dłuŜszą metę faworyzowanie katolików, którzy stanowili tylko ok. 10% społeczeństwa, okazało się jednym z jego najpowaŜniejszych błędów. Do Wietnamu przybyło teŜ kilkuset doradców wojskowych z USA oraz grupa pracowników CIA. Kierował nią płk Edward Lansdale, który po II wojnie światowej prowadził akcje antypartyzanckie na Filipinach i przyczynił się do ustabilizowania tamtejszego rządu. Jego działalność obe-
57 jmowała głównie propagandę antykomunistyczną i szkolenie dywersyjnych grup, które dokonywały sabotaŜy militarnych i przemysłowych na Północy. Na początku 1955 r. losy Diema wciąŜ jeszcze się waŜyły. W czasie jednej z prób obalenia jego rządu Lansdale odwiedził go w pałacu. StraŜnicy i współpracownicy Diema zniknęli, premier był sam w pustym budynku, spokojnie pracował swoim gabinecie. Rozstrzygnięcie nastąpiło w marcu, gdy połączone siły Hoa Hao, Kao Dai i Binh Xuyen zaatakowały stolicę. Ku zaskoczeniu wszystkich armia stanęła po stronie rządu i po kilkudniowych walkach sekty zostały pokonane. Jesienią 1955 r. Diem przeprowadził referendum na temat ustroju państwa. Głosujący mieli zdecydować, czy wolą monarchię z Bao Dajem na czele, czy teŜ republikę. Choć większość obserwatorów była zdania, Ŝe zwycięstwo Diema jest pewne, referendum nie zostało przeprowadzone uczciwie. Za republiką, czyli Diemem, opowiedziało się 98% głosujących, za Bao Dajem 1,1%, ale w Sajgonie np. oddano 605 tysięcy głosów na 405 tysięcy uprawnionych... Przypuszcza się, Ŝe sfałszowanie plebiscytu było pierwszym przejawem działalności brata Diema, Ngo Dinh Nhu. który stał się później jego złym duchem i wywarł głęboko destrukcyjny wpływ na historię Południowego Wietnamu. Na podstawie wyników referendum Diem ogłosił utworzenie Republiki Wietnamu (RW) i został jej pierwszym prezydentem. Z ustaleń genewskich wynikało, Ŝe do lipca 1956 r. mają się odbyć wybory w obu częściach kraju. Diem odrzucił jednak złoŜoną przez Pham Van Donga propozycję wspólnych wyborów, oświadczając, Ŝe RW weźmie w nich udział tylko wtedy, kiedy Północ zagwarantuje swym obywatelom pluralizm i wolność polityczną. Uzyskał w ten sposób wygodne tłumaczenie, a istniały uzasadnione obawy, Ŝe w wyborach zwycięŜyłby Ho Chi Minh, zarówno z uwagi na osobistą popularność, jak i bezwzględne metody stosowane przez
58 komunistów. W obawie przed propagandą i dywersją z Hanoi Diem zakazał jakiejkolwiek komunikacji z Północą i tak „tymczasowa linia demarkacyjna” stała się jedną z najsilniej dzielących granic na świecie. Izolacja od DRW nie uchroniła jednak Republiki Wietnamu od powaŜnych problemów wewnętrznych. Na podstawie porozumień genewskich na Północ przewieziono prawie 100 tys. Ŝołnierzy VietMinhu, ale na miejscu pozostała zakonspirowana jego struktura polityczna — jądro dawnego ruchu oporu. Nie wiadomo ilu agentów miała partia na Południu. Liczbę uzbrojonych Ŝołnierzy Viet-Minhu ocenia się na 10 tys. Zapasy broni i amunicji spoczywały zakopane i ukryte w bunkrach2. Do 1956 r. kadry te ograniczały się do działań na małą skalę, głównie propagandowych. Gdy stało się jasne, Ŝe oczekiwane wybory nie odbędą się. komuniści byli gotowi do ponownego podjęcia walki. A polityka Diema zapewniła im wielu nowych zwolenników. Długa jest lista błędów popełnionych przez Ngo Dinh Diema i jego rząd. Musiało zresztą być ich wiele, skoro doprowadziły do największej w historii wojny partyzanckiej. Potencjalnie niebezpieczne były niektóre cechy charakteru Diema. Był z natury człowiekiem nieśmiałym, stroniącym od ludzi, lecz jakby na zasadzie kompensacji — głęboko przywiązanym do rodziny. Znalazło to wyraz w nepotyzmie: klan braci Ngo obsadził najwaŜniejsze stanowiska w państwie. Na czoło wysunął się wspomniany juŜ Ngo Dinh Nhu. który został głównym doradcą prezydenta oraz szefem policji. Jego wpływ na Diema rósł z upływem lat. Nhu był — w przeciwieństwie do brata — brutalny, zawzięty i podstępny. Posługiwał się bez skrupułów korupcją, a spiski i zakulisowe rozgrywki naleŜały do jego stałych metod politycznych. Człowiek z takimi skłonnościami byłby groźny w kaŜdym
2
Oczywiście pozostawienie części sił komunistycznych na Południu było pogwałceniem porozumień genewskich. Wykaz innych — łamanych przez obie strony — punktów porozumień zająłby wiele miejsca.
59 społeczeństwie, cóŜ dopiero w młodym i kruchym państwie południowo-wietnamskim. Zorganizowana przez Nhu tajna policja polityczna represjonowała opozycję, przyczyniając się do wzrostu niezadowolenia społecznego. Stosowanie zasady ..dziel i rządź”, doszukiwanie się wszędzie spisków rozbijało administrację i armię. Przykładem paranoidalnej podejrzliwości Ngo Dinh Nhu moŜe być utworzenie przezeń kilku konkurujących ze sobą agencji wywiadowczych. Wynikiem był y wiście chaos i brak sprawnej sieci informacyjnej, a jedyną korzyścią to, Ŝe komuniści, którzy prawdopodobnie infiltrowali wszystkie te agencje, byli tak samo wprowadzani w błąd jak władze sajgońskie. Kolejny brat Diema otrzymał funkcję szefa prowincji, a czwarty z rodzeństwa, Ngo Dinh Thuc, został arcybiskupem Hue — najwaŜniejszym dostojnikiem kościelnym Wietnamu. Wietnamczycy Ŝartowali wówczas, Ŝe przed braćmi Ngo nie o ucieczki, mieli rząd, armię, policję i nawet droga do nieba znajdowała się pod ich kontrolą. Spory udział w sprawowaniu władzy miała teŜ piękna i energiczna Ŝona Ngo Dinh Nhu, a wielu krewnych prezydenta pełniło wysokie funkcje państwowe. Jedną z przyczyn nepotyzmu Diema było jego wykorzenienie. Prezydent pochodził nie z Południa, lecz ze środkowej części kraju, Annamu i wiele lat przebywał na emigracji. Bliska dewocji religijność Diema, która skłoniła go do Ŝycia w celibacie, i ambicja świecenia moralnym przykładem dla narodu nie przeszkodziły mu w osłanianiu okrutnych metod brata Nhu. Był człowiekiem zasad, ale brakowało mu tak przydatnej politykowi elastyczności. Skłaniał się ku decyzjom typu „wszystko albo nic”, które rzadko dawały dobre rezultaty przy rozwiązywaniu głęboko zakorzenionych konfliktów. JuŜ w 1954 r. dyplomaci amerykańscy w Sajgonie przestrzegali Waszyngton przed wadami Diema. Niepokój budziła jego niechęć do dzielenia się władzą; pracował po kilkanaście godzin na dobę, próbując przekopać się przez stosy papierów,
60 aby móc decydować nawet o detalach administracyjnych. Gdy wybuchła wojna, chciał sam kierować oddziałami wojskowymi pomijając sztaby i dowództwa. Brało się to takŜe z rosnącej z latami podejrzliwości Diema i strachu przed agentami Hanoi. (Nie były to obawy całkowicie bezpodstawne, po 1975 r. okazało się, Ŝe komuniści zdołali przeniknąć nawet do najwyŜszych kręgów kierowniczych Południowego Wietnamu). Republika Wietnamu przejęła biurokrację po państwie Bao Dają, które z kolei rekrutowało urzędników z jednej klasy społecznej. MoŜna by ją nazwać klasą „inteligencji kolonialnej”. Byli to ludzie, którzy odebrali wykształcenie w szkołach francuskich, pozbawieni kontaktu z tradycją narodową, niemal wyłącznie mieszkańcy miast. Gdy dodamy do tego katolików z Północy i rodzinę Ngo, to otrzymamy pełny przekrój społeczny administracji Diema. Taki stan rzeczy musiał przynieść izolację władz w Sajgonie. System polityczny w Wietnamie Południowym moŜna określić jako autorytarny. Działały partie polityczne, lecz ich członkowie naraŜeni byli na represje. Istniała niezaleŜna prasa, ale była kontrolowana przez — dosyć zresztą łagodną cenzurę. Funkcjonowały demokratyczne procedury, np. wybory parlamentarne, lecz o ich wynikach decydowały naciski władz. (Popularność Diema i słabość podzielonej opozycji dałyby mu prawdopodobnie i tak zwycięstwo w wy borach do Zgromadzenia Konstytucyjnego w 1956 r. i do parlamentu w 1959 r.; rząd wolał jednak ponownie uciec się do manipulacji i sfałszowania wyników). Niektórzy autorzy twierdzą, Ŝe brak demokracji bardziej przeszkadzał Amerykanom niŜ samym Wietnamczykom. Frances FitzGerald w jednej z prac udowodniła tezę, iŜ Wietnamczycy nie rozumieją i nie lubią demokracji i dlatego od-powiadają im rządy komunistyczne. Źródłem takiego nastawienia ma być tradycja konfucjańska, podkreślająca rolę autorytetu i gloryfikująca jednomyślność. W tej tradycji tkwił takŜe Diem. Wzorem było dlań społeczeństwo zuniformizo-
61 wane, kroczące jedną, słuszną drogą, którą według Konfucjusza wyznacza wola Niebios, a na Ziemi oświeceni władcy. W takiej wizji świata nie było miejsca dla pluralizmu, a wszelkie przejawy opozycji jawiły się jako godne ukarania, a nie dyskusji. Podobnie myśleli takŜe przeciwnicy Diema. Wszystkie właściwie partie cechował brak zrozumienia idei kompromisu. Nie umiały się porozumieć nawet w obliczu bezpośredniego zagroŜenia. Szukając przyczyn niepowodzenia Diema, nie sposób teŜ pominąć kryzysu społeczeństwa konfucjańskiego. NadweręŜoną przez kolonializm tradycyjną hierarchię wsi do reszty zburzył Viet-Minh. niszcząc warstwę posiadaczy. W paternalistycznym społeczeństwie konfucjańskim zapanował chaos. Komuniści potrafili go okiełznać, wprowadzając Ŝelazną dyscyplinę. Ale czy naprawdę ich metody tak odpowiadały Wietnamczykom, jak twierdzi F. FitzGerald? Na sukces Viet-Minhu złoŜyło się wszak wiele czynników, a pewne wspólne punkty łączące konfucjanizm z komunizmem nie miały pierwszorzędnego znaczenia. Zresztą i komuniści napotkali problemy wynikające z rozkładu mentalności konfucjańskiej. Z przemówień Ho Chi Minha wynika, Ŝe juŜ w 1945 r. we władzach Viet-Minhu nierzadka była korupcja, łamanie prawa i biurokratyzacja. Diem nie potrafił zapełnić luki po upadku konfucjanizmu. próbował stworzyć alternatywną filozofię nazwaną „personalizmem". Nie miała ona wiele wspólnego z poglądami Emanuela Mounier, na którego Diem i Nhu często się powoływali. Sednem dosyć niejasnej doktryny braci Ngo były twierdzenia o konieczności sprawowania władzy przez ludzi nadających autorytet moralny, o zjednoczeniu narodu wokół rządu oraz o wartości cnót pokory i poświęcenia. Idee personalizmu nie porwały społeczeństwa. W utworzonym przez Diema Narodowym Ruchu Rewolucyjnym i w Rewoluej Personalistycznej Partii Pracy znajdowało się wprawdzie 5 min członków, ale większość wstąpiła tam z pobudek
62 oportunistycznych, gdyŜ ruchy te pokrywały się w duŜej mierze z aparatem władzy. Pomimo błędów i trudności bilans kilku pierwszych lat rządów Diema moŜna uznać za pozytywny. Startował przecieŜ z pozycji nie do pozazdroszczenia: w kraju zniszczonym przez wojnę, z milionem uchodźców. Cały przemysł znajdował się na Północy, a ponad 80% ludności Ŝyło na trudnej do kontrolowania wsi. Opozycja była silna, a w podziemiu dobrze zorganizowani komuniści czekali na potknięcia rządu. A jednak dzięki pomocy USA. pracowitości Wietnamczyków i zdolnościom organizacyjnym Diema Republika Wietnamu stanęła na nogach, a nawet uzyskała lepsze od DRW wyniki gospodarcze. Amerykański ekspert oceniał sytuację następująco: ..Większość ludności Południowego Wietnamu nie przywiązuje większej wagi do autorytaryzmu władz. Nigdy prawdopodobnie nie cieszyli się większą wolnością ani nie powodziło im się lepiej". A francuski dziennikarz pisał w „Le Monde"3 w 1957 r.: „Nie doceniliśmy szans Południa... Nie wierzyliśmy w Diema, lecz w ciągu dwóch lat pracy rozproszył on nasz pesymizm... Pomimo wszystkich zastrzeŜeń musimy uznać rzeczywistość: Republika Wietnamu zaistniała jako państwo”. Przez kilka lat na Południu panował względny spokój. Północ była zbyt osłabiona, by „nieść płomień rewolucji" za 17 równoleŜnik. Lecz gdy Ho skonsolidował reŜim w Hanoi, dla Republiki Wietnamu nadszedł czas próby.
3
Francuzi byli nieprzychylnie nastawieni do proamerykańskiego Diema. Rząd francuski po Genewie
zmienił dotychczasowy kurs o 180" i zaczął zabiegać o stosunki ekonomiczne i kulturalne z Hanoi. które jednak bardzo ozięble potraktowało te próby i rezultaty nowej polityki były niewielkie — przemysł naleŜący do Francuzów upaństwowiono razem z wietnamskim.
MIĘDZY CHAOSEM A TERROREM Tak osiągniemy Niepodległość państwa Wolność obywateli i Szczęście narodu. Ho Chi Minh w apelu o patriotyczne współzawodnictwo pracy
Opozycja przeciwko Diemowi narastała stopniowo. Zaczęło od antagonizmu z sektami. Potem Diem spróbował rozprawić się z Viet-Minhem. Nie spodziewał się chyba, Ŝe rozpęta tą akcją II wojnę indochińską. Komuniści na Południu byli pewni, Ŝe przewidziane w Genewie wybory przyniosą im zwycięstwo. Niektórzy nawet nie ukrywali się. lecz domagali się posłuszeństwa od lokalnych władz. Wyborów nie przeprowadzono, natomiast Diem rozpoczął akcję To Cong. Zamiarem prezydenta było unieszkodliwienie partii komunistycznej, ale wydarzenia wymknęły się spod kontroli. Aparat RW, w którym znajdowało się wielu członków dawnej administracji kolonialnej, zaatakował cały Viet-Minh, który choć kontrolowany przez partię, w większości nie był przecieŜ komunistyczny. Winą stało się samo uczestnictwo w wojnie z Francuzami. Diem, który obawiał się popularności Viet-Minhu, patrzył przez palce na te naduŜycia.
64 Ale akcja To Cong nie ograniczyła się do Viet-Minhu. Lokalni urzędnicy i policja wykorzystali nadzwyczajne uprawnienia do rozprawy z przeciwnikami politycznymi i do załatwienia porachunków osobistych. Wydarzenia te miały miejsce przede wszystkim na wsi, gdzie sytuacja i tak była zapalna. Co prawda, Diem rozpoczął w 1956 r. reformę rolną, ale posuwała się ona opieszale i nie zadowalała chłopów. Wywłaszczeniu podlegało 740 tys. ha, czyli 30% ziemi uprawnej w Południowym Wietnamie. Do 1965 r. rozparcelowano jednak zaledwie 250 tys. ha, a na wykup stać było nielicznych. Na dodatek władze odebrały chłopom ziemie, które zdąŜył nadać VietMinh. Właśnie najbiedniejsi wieśniacy mieli stanowić bazę odradzającej się partyzantki. W porównaniu z Północą problem głodu ziemi był jednak na Południu mniej palący, a niezadowolenie wsi wynikało takŜe z innych źródeł. Władza Diema, oparta na ludziach z miast, była odbierana jako obca, narzucona. RównieŜ powszechne w administracji korupcja i nepotyzm przyczyniały się do wzrostu nieprzychylnych dla władz nastrojów. Kolejnym czynnikiem była znaczna podwyŜka podatków, którymi Diem pokrywał koszty rozbudowy armii i policji, chłopi musieli płacić więcej niŜ za czasów francuskich. Diem chciał opanować sytuację na wsi, zastępując wybieranych naczelników wiosek — mianowanymi. Był to ogromny błąd. Znosząc wybory, Diem uderzał w trwającą od zarania historii kraju tradycję, zgodnie z którą wieś w sprawach wewnętrznych rządziła się sama. W dodatku często jedyną rekomendacją nowych naczelników wiosek była lojalność wobec Diema. Czasem byli to wręcz ludzie obcy, np. uchodźcy z Północy, którzy napotykali na wsi mur wrogości. W 1957 r. dawne kadry Viet-Minhu ponownie zaczęły się organizować. Prawdopodobnie były to działania spontaniczne, nie kierowane z Hanoi. Komuniści podjęli je w obronie własnej, gdy wiadomo juŜ było, Ŝe nie dojdzie do pokojowego
65
zjednoczenia kraju, a represje coraz bardziej uszczuplały szeregi partii. Z początku koncentrowano się na propagandzie w celu podgrzania nastrojów i zdobycia nowych zwolenników. Chłopi okazali się bardzo podatni; wystarczyło odkopać ukrytą w 1954 r. broń i moŜna było zaczynać walkę. Rozpoczęła się kolejna kampania dekapitacji. Tym razem jej celem byli lokalni przedstawiciele władz RW, głównie świeŜo mianowani naczelnicy wiosek. JeŜeli nie dali się zastraszyć i nie nawiązywali współpracy — zabijano ich. Cel był oczywisty. Chodziło o osłabienie kontroli Sajgonu nad wsią, by mogła stać się bazą dla partyzantki. Skala powstania szybko rosła: w 1958 r. zamachy na funkcjonariuszy, w 1959 pierwsze oddziały partyzanckie, a na początku 1960 siły komunistyczne były juŜ w stanie zaatakować i zdobyć sztab dywizji w mieście Tay Ninh. Powstanie na Południu szybko zyskało wsparcie z Północy. Gdy wybory się nie odbyły, a błędy Diema stworzyły w RW klasyczną sytuację rewolucyjną, Hanoi postanowiło nie zwlekać iziałaniem. Ostatnią próbą zjednoczenia kraju środkami politycznymi był list Pham Van Donga z marca 1958 r. Premier DR W proponował Diemowi obustronne zredukowanie armii i wznowienie stosunków handlowych. Ngo Dinh Diem odpowiedział, iŜ nie podejmie Ŝadnych negocjacji, dopóki na Północy nie zostaną wprowadzone swobody demokratyczne. Wkrótce potem 15 plenum KC WPP podjęło tajną decyzję o poparciu powstania na Południu. Zaczęto przygotowywać tzw. szlak Ho Chi Minha, który miał słuŜyć do infiltracji ludzi sprzętu do RW. Kadry Viet-Minhu, które ewakuowano do DRW, zaczęto przerzucać z powrotem. Pierwsze 5 tys. Ŝołnierzy i działaczy Lao Dong znalazło się na Południu juŜ w 1959 r. W maju tego roku Ho Chi Minh otwarcie zaapelował o „wyzwolenie" Południa i zjednoczenie kraju. Komuniści uznali sytuację w DRW za wystarczająco ustabilizowaną, po zaburzeniach związanych z reformą rolną, by pokusić się o interwencję. Ponadto obie części kraju uzupełniały się 5 -Wietnam 1962-1975
66 gospodarczo: z delty Mekongu, spichlerza Wietnamu, dowoŜono ryŜ na Północ. Walka o „wyzwolenie" Południa pozwalała więc odwrócić uwagę społeczeństwa od duŜo gorszej niŜ pod rządami Diema sytuacji gospodarczej, a braki Ŝywności, spowodowane kolektywizacją, pomagały zmobilizować naród, któremu tłumaczono, iŜ dopiero zjednoczenie kraju usunie źródło trudności. Diem nazwał powstańców Viet Cong — „Wietnamscy Komuniści". Sądził, Ŝe pozbawi ich to popularności, lecz późniejsze sukcesy partyzantów i sympatia dla nich części zachodnich mass mediów prawie zupełnie wymazały ów zamierzony pejoratywny wydźwięk. Władze RW próbowały zdusić Viet Cong w zarodku: wzmoŜono represje, zamknięto w obozach i więzieniach tysiące ludzi, torturowano ich. Prześladowania nie ograniczały się do komunistów i sterowanych przez nich grup, objęły całą opozycję. W więzieniach znaleźli się liderzy sekt, działacze partii narodowych, zbyt dociekliwi dziennikarze, aktywiści związków zawodowych itd. W ten sposób Diem wymyślił nie tylko nazwę Viet Congu, ale wspólnie z Nhu stał się jego współzałoŜycielem, bowiem do zorganizowanego przez komunistów Narodowego Frontu Wyzwolenia pchnął wiele grup, które inaczej nigdy by się tam nie znalazły. W 1960 r. Ho Chi Minh wezwał na forum III zjazdu Lao Dong do utworzenia „szerokiego frontu narodowego skierowanego przeciw klice diemowsko-amerykańskiej". Wkrótce potem w dŜungli, w delcie Mekongu, odbył się Kongres ZałoŜycielski Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego (NFW). Oprócz komunistów byli na nim obecni równieŜ członkowie sekt i partii politycznych, buddyści, inteligenci, robotnicy. Nie zapomniano o młodzieŜy i kobietach. Lao Dong znów stosowała wypróbowaną taktykę „frontu narodowego", wyselekcjonowani delegaci mieli stwarzać pozory reprezentowania przez NFW całego społeczeństwa Południa. Być moŜe nie wszyscy zdawali sobie sprawę z faktu,
67 iŜ są manipulowani, pragnęli walczyć z reŜimem Diema, a komuniści proponowali im zjednoczenie róŜnych sił dąŜących do jego obalenia. Dla przyciągnięcia róŜnych środowisk Viet Cong musiał dysponować odpowiednio pojemnym programem. Znalazły się w nim postulaty utworzenia demokratycznego rządu, oprowadzenia reformy rolnej, rozwoju gospodarki, podlenia poziomu Ŝycia, rozwoju kultury i oświaty itd. Wietnam Południowy miał być państwem neutralnym, i w przyszłości, za obopólną zgodą, miało nastąpić zjednoczenie. NFW skonstruowano podobnie do Viet-Minhu. Formalnie rodzajem federacji aŜ 30 organizacji, w praktyce tylko idą, ściśle kontrolowaną przez partię komunistyczną, która na tę okazję nazwała się Ludową Partią Rewolucyjną Wietnamu Południowego. Innymi organizacjami Frontu kierowali w pełni dyspozycyjni prokomuniści albo wręcz członkowie Lao Dong „pełniący obowiązki" związkowców, przywódców młodzieŜowych itd. Wszyscy mieszkający na terenach kontrolowanych przez Viet Cong musieli naleŜeć do przynajmniej jednego „stowarzyszenia wyzwoleńczego" — do zrzeszenia rolników, związku kobiecego, młodzieŜowego, zawodowego, partii itd. TakŜe rodziny łączono po kilka w tzw. grupy sąsiedzkie. Ludność mogła być dzięki temu łatwo inwigilowana. Struktura Frontu zgodna była z regułami „centralizmu demokratycznego". Od szczebla najniŜszego — kilkuosobowi komórek — do samego szczytu hierarchii — Biura Politycznego w Hanoi — ciągnął się łańcuch zaleŜności. Oczywiście władze Lao Dong nigdy oficjalnie nie przyznały, Ŝe kierują Viet Congiem, lecz kamuflaŜ z biegiem lat był coraz słabszy, a natychmiast po „wyzwoleniu" w 1975 r. niepotrzebne juŜ atrapy zniknęły ze sceny. Ludowa Partia Rewolucyjna (LPR) teoretycznie była jedną z wielu grup Frontu, ale w rzeczywistości sterowała
68 całością. Potwierdzał to nawet język oficjalnych dokumentów. w których bywała nazywana „awangardą" NFW lub „siłą kierowniczą". Jak sama LPR rozumiała udział innych grup w NFW? Oto fragmenty instrukcji regionalnego komitetu partii przejętej przez oddziały Diema w 1961 r.: „W bieŜącej sytuacji Wietnamu Południowego Komitet Centralny Partii popiera włączanie tych elementów do Frontu, nie dlatego, Ŝe Partia zdradza politykę walki klasowej i rewolucji, nie dlatego, Ŝe ma zamiar zaufać tym klasom..., lecz tylko po to, by spoŜytkować ich zdolności i prestiŜ dla celów rewolucji i aby dodać prestiŜu NFW. Ta linia jest tylko tymczasową polityką Partii. Gdy rewolucja zwycięŜy, polityka ta zostanie zrewidowana". Viet Congowi zaleŜało na utoŜsamieniu aktualnego konfliktu z poprzednim, aby móc wykorzystać — jak wtedy — uczucia patriotyczne. Jak jednak wynika z dokumentów NFW, nie było to proste i trzeba było sporego wysiłku, by przedstawić Amerykanów jako kolonialistów. Spośród innych argumentów propagandowych moŜna wymienić obietnice rozdawania ziemi. obniŜania czynszów, skończenia z korupcją i represjami władz. Wiarygodność tych haseł osłabiały wiadomości o kolektywizacji i brakach Ŝywności, dochodzące z Północy. Często jednak nie dawano im wiary, uwaŜając je za przesadzone lub za propagandę drugiej strony. Ideologia Frontu — jak i w ogóle komunizmu w wydaniu wietnamskim — nie była skomplikowana. Dla przykładu chłopom tłumaczono — według relacji jednego z nich — Ŝe „naleŜą do najbiedniejszej klasy i dlatego powinni powstać i prowadzić klasową walkę proletariatu przeciw rządzącej klasie kapitalistów, którymi są Amerykanie i ich lokaje". Organizowano specjalne sesje oskarŜycielskie. przypominające seanse nienawiści. Skłaniano na nich chłopów do ujawniania wrogości do „feudałów", „amerykańskich imperialistów i ich słuŜalców", „sajgońskich marionetek" i innych „reakcjonistów".
69 W roku 1959 Viet Cong rozpoczął ofensywę przeciw lokalnej administracji. W ciągu kilkunastu miesięcy zamordowano ponad 6 tys. przedstawicieli władz, nauczycieli, dekarzy, techników, księŜy i chłopów, którzy nie chcieli współdziałać z partyzantami. Drugie tyle uprowadzono. Liczbę straszonych. którzy zgodzili się pozostać na stanowiskach i słuŜyć komunistom, ocenia się na 80 tys. Miejsce zamordowanych i tych. którzy uciekli, natychmiast zajmowały kadry komunistyczne. Niekiedy zmiana przyjmowana była przez mieszkańców z aprobatą, np. gdy miejsce skorumpowanego, mianowanego przez Sajgon urzędnika czy policjanta obejmował ktoś miejscowy. Plagi gnębiące administrację RW (korupcja, naduŜywanie władzy itd.) występowały przecieŜ duŜo rzadziej wśród komunistów — przynajmniej z początku. Gdy władze dowiadywały się, Ŝe w jakiejś wiosce działa Viet Cong, następowały represje. Zwykle uderzały one nie w dobrze zakonspirowane kadry NFW. lecz w chłopów. Prześladowania rodziły chęć odwetu i liczba zaangaŜowanych w działalność Viet Congu rosła. Władze wydawały wówczas armii rozkaz spacyfikowania danej wioski. MoŜna było być pewnym, Ŝe po tej akcji juŜ cała ludność obróci się przeciwko administracji RW, gdyŜ wojsko działało brutalnie i bez znajomości lokalnej sytuacji. Dlaczego jednak ta spirala gwałtu słuŜyła NFW, a nie władzom? PrzecieŜ moŜna sobie wyobrazić inny schemat, w którym represje Sajgonu skłaniają chłopów do odmowy pomocy dla Viet Congu, wówczas komuniści muszą uciec się do terroru i tym samym zraŜają do siebie ludność. Wydaje się, Ŝe nastąpił wtedy swego rodzaju „wyścig terroru", w którym zwycięŜył terror skuteczniejszy. Jeśli porównamy Ŝycie wsi pod władzą Republiki Wietnamu i NFW, to okaŜe się, Ŝe przy całej nieudolności, korupcji i obciąŜeniach podatkowych administracja Diema była mniej uciąŜliwa. śyjąc pod kontrolą Viet Congu, chłopi takŜe płacili wysokie podatki, musieli pracować
70
przy budowie tuneli, umocnień i zasadzek, dostarczać partyzantom Ŝywności i schronienia. Struktura polityczna Frontu pełniła funkcje administracji, na przykład Wyzwoleńcze Zrzeszenie Rolników zajmowało się rozdzielaniem kontrybucji na poszczególne rodziny w wiosce. Ale to nie same piękne hasła propagandowe skłaniały chłopów do oddawania części zbiorów dla Viet Congu, tylko wisząca w powietrzu groźba uŜycia Sekcji Bezpieczeństwa. Terror Viet Congu był skuteczniejszy od terroru rządu sajgońskiego, choć liczba jego ofiar była mniejsza. Dla komunistów bowiem terror był ostatnią instancją, gdy zawiodły inne metody: perswazja i szantaŜ. KaŜde morderstwo było wynikiem decyzji wyŜszych szczebli Frontu, które starannie kalkulowały jego efekty, w szczególności wpływ na ludność. Terror był metodyczny i selektywny. Najczęściej atakowano niepopularnych urzędników i policjantów. Ich śmierć nie powodowała chęci odwetu, a działała odstraszająco. Natomiast represje aparatu Diema przypominały ciosy na oślep, uderzały tak w kadry Lao Dong (zwykle nie najwaŜniejsze), jak i w sympatyków i osoby przypadkowe. W ten sposób nie ograniczały wpływów Viet Congu, lecz budowały opozycję. Były za słabe, by zdusić sprzeciwy, a wystarczająco dotkliwe, by wzbudzić wrogość. Powstanie w Wietnamie Południowym rozwijało się zgodnie ze wskazaniem Mao Tse-tunga: „Najpierw góry, potem wieś, a na końcu miasto". Pierwszy krok, „góry", oznaczał zorganizowanie lokalnych komórek ruchu i niewielkich oddziałków partyzanckich. W kroku drugim Mao przewidywał zbudowanie struktur regionalnych oraz rozpoczęcie walk partyzanckich na większą skalę. I wreszcie trzecim krokiem miało być utworzenie sił regularnych. W roku 1960 oddziały Frontu liczyły juŜ 9 tys. ludzi i po raz pierwszy weszły do walki w sile batalionu. Rozrost militarny Viet Congu dokonywał się metodą „pączkowania", wyćwiczone i doświadczone oddziały dzieliły się na trzy, które przyjmowały i szkoliły
71
nowych rekrutów. W połowie 1961 r. walczyło juŜ 15 tys. partyzantów, a w 1962 — 30 tys. oraz 12 tys. Ŝołnierzy przerzuconych z Północy. Szybko okazało się, Ŝe armia nie moŜe sobie poradzić z Viet Congiem. Postanowiono więc wykorzystać doświadczenia Brytyjczyków z okresu tłumienia powstania komunistycznego na Malajach. Anglicy uznali słuszność cytowanego wcześniej powiedzenia Mao i pozbawili „ryby", tj. partyzantów, „wody", czyli środowiska, w którym działali. Przesiedlili ludność do specjalnych, ufortyfikowanych wiosek, aby ułatwić jej obronę przed partyzantami i podciąć podstawy ich zaopatrzenia, werbunku i wywiadu. W Wietnamie program „wiosek strategicznych" był prowadzony przy udziale brytyjskich i amerykańskich ekspertów wojskowych. Dzięki pomocy materialnej USA moŜliwe stały się działania na duŜą skalę. W 1962 r. powstały juŜ 4 z 11 tys. planowanych wiosek, a znalazło się w nich 40% ludności. Niektóre „strategiczne wsie" budowano od nowa, inne tworzono przez przebudowę dawnych. Otaczano je bambusowymi palisadami i ogrodzeniami z drutu kolczastego, a z ludności organizowano uzbrojone oddziały samoobrony. Program przewidywał, iŜ prócz ochrony przed terrorem Viet Congu „strategiczne wioski" umoŜliwią reformy społeczne i gospodarcze - przywrócenie wyborów władz lokalnych, reformę rolną, rozwój szkolnictwa i opieki społecznej. JuŜ wkrótce Viet Cong zdołał przeniknąć do większości ufortyfikowanych wiosek, przekształcając je czasem we własne twierdze. Struktura Frontu okazała się zbyt głęboko zakorzeniona1. Poza tym przesiedlanie, porzucanie domostw i pól, które szybko wchłaniała dŜungla, było dla chłopów niezwykle bolesne i budziło odruchowy sprzeciw. 1
Sukces Brytyjczyków ułatwił fakt. iŜ większość powstańców była narodowości chińskiej. Dlatego
stosunkowo prosto moŜna było ich odizolować od ludności malajskiej.
72
Amerykanie w coraz większym stopniu brali na siebie odpowiedzialność za losy Południowego Wietnamu. Największy nacisk kładli na budowę Armii Republiki Wietnamu (ARW). Francuzi zostawili 250 tys. słabo wyszkolonych i wyposaŜonych Ŝołnierzy, których trudno byłoby jednak nazwać armią, gdyŜ dowództwo i kadry oficerskie były skłócone. Amerykańscy doradcy wojskowi, których liczbę porozumienia genewskie ograniczały do 342, zabrali się energicznie do dzieła. Zmniejszyli armię do 150 tys. ludzi i rozpoczęli ambitny program szkoleniowy. W samym tylko 1960 r. 1600 Wietnamczyków przebywało w szkołach wojskowych w USA i na Zachodzie. Stany Zjednoczone pokrywały wszelkie koszty rozbudowy ARW (w latach 19551961 800 min doi.). Nacisk na sprawy militarne, w połączeniu z zaniedbywaniem kwestii politycznych i ekonomicznych, miał stać się jednym z najpowaŜniejszych błędów USA. Błędne okazały się takŜe metody szkolenia i sposób organizacji armii południowo-wietnamskiej. Amerykanie po doświadczeniach koreańskich zakładali, Ŝe największym zagroŜeniem będzie inwazja armii DRW. Ofiarą reorganizacji ARW padły więc między innymi tzw. groupes mobiles, lekkie, ruchliwe jednostki, które jako jedyne przeznaczone były do działań niekonwencjonalnych. Stworzono natomiast regularne dywizje przystosowane do poruszania się po drogach, które do zwalczania partyzantki okazały się nieprzydatne. Programy szkoleniowe przestawiono z konwencjonalnych na przeciwpartyzanckie dopiero w 1960 r.. kiedy wojna objęła większość prowincji2. Zgodnie z zasadami Mao Tse-tunga Viet Cong starał się zbudować bazę na wsi. Wachlarz stosowanych środków był 2
Obrazowo, choć z przesadą ujął to jeden z amerykańskich ekspertów: „Oddział sił porządkowych
uzbrojony w gwizdki, pałki i rewolwery kal. 38 mm (Q. - Raczej 0,38 cala). Raczej nie był w stanie aresztować oddziału partyzanckiego uzbrojonego w pistolety maszynowe, karabiny, granaty i moździerze”.
73
zróŜnicowany i obejmował takŜe represje ekonomiczne. Dla przykładu, jeśli nikt z danej rodziny nie chciał słuŜyć w Viet Congu, to odbierano jej ziemię i nakładano karne kontrybucje. Sytuacje takie nie zdarzały się jednak często. Pytani, czemu chętniej słuchają partyzantów niŜ urzędników RW. Chłopi dawali zaskakująco prostą odpowiedź: „Bo kadry są dla nas bardziej uprzejme i przyjacielskie. Nie traktują nas tak źle, jak Ŝołnierze i urzędnicy Diema". Postępowanie przedstawicieli władz wiązało się z ich obcowaniem i z załamaniem etyki konfucjańskiej, ale sedno problemu tkwiło jeszcze gdzie indziej; partyzanci po prostu musieli dobrze Ŝyć z mieszkańcami wsi, gdyŜ byli od nich zaleŜni. Bez ich pomocy staliby się szybko bandą wygłodniałych maruderów, których bez kłopotów wyłapaliby Ŝołnierze. Taka bezpośrednia i oczywista zaleŜność nie występowała w kontaktach administracji z chłopami, władza łatwo zapomina z czyich podatków się utrzymuje... A na dodatek armia południowowietnamska była finansowana przez Amerykanów, czyli nawet tej więzi z ludnością nie było. Z 12 Punktów Dyscypliny obowiązujących partyzantów aŜ 8 dotyczyło poprawnego zachowania wobec cywilów: „Bądź dla ludzi solidny i uczciwy... Nie zabieraj nigdy nawet igły... Gdy kwaterujesz w jakimś domu, dbaj o niego tak, jak o swój własny... Kochaj i szanuj lud". RóŜne socjotechniki stosowane przez komunistów dla zyskania sympatii ludności syntetycznie ujmowało hasło: „śyj wspólnie, jedz wspólnie i pracuj wspólnie". Z upływem lat administracja Diema stawała się coraz bardziej skorumpowana i niepopularna. Do końca lat 50. poparcie dla Diema prawdopodobnie przewaŜało jednak nad niechęcią. Na przykład w wyborach do Zgromadzenia Narodowego w 1959 r. opozycja uzyskała tylko nieco ponad 20% głosów, co dało jej ok. 40 miejsc w 123-osobowym parlamencie. O względnej swobodzie działania politycznego w Republice Wietnamu moŜe świadczyć fakt, iŜ kandydowało wówczas
74 441 członków róŜnych partii. Znaczenie Zgromadzenia Narodowego było jednakŜe ograniczone, gdyŜ Diem rządził za pomocą dekretów prezydenckich. Wybory te pokazały teŜ, iŜ najsilniejsze poparcie rząd posiadał w regionach zagroŜonych przez Viet Cong, natomiast opozycja koncentrowała się w bezpiecznych miastach. Silna opozycja miejska była bezpośrednią przyczyną upadku Diema i rozwijała się spontanicznie w miarę, jak Diem zraŜał do siebie kolejne środowiska. Komuniści starali się oczywiście do niej przenikać, ale nie zdołali jej zdominować. W opozycji znaleźli się przywódcy buddystów, liderzy sekt, liberalna inteligencja, grupy narodowców, politycy i dowódcy wojskowi o niespełnionych ambicjach, młodzieŜ i studenci. We wszystkich tych organizacjach działali zakonspirowani działacze Lao Dong, których celem było zaognienie sytuacji. Diem nie potrafił i nie chciał zlikwidować źródeł antagonizmów. W jego wizji państwa nie było miejsca na kompromisy. Represje nie przyczyniały się jednak do uspokojenia nastrojów. W roku 1960 dwa wydarzenia powinny ostrzec reŜim Diema. W kwietniu grupa znanych osobistości południowo-wietnamskich (wśród nich dawni bliscy współpracownicy Diema) ogłosiła manifest protestujący przeciw prześladowaniom opozycji i domagający się daleko idących reform. W listopadzie wyszło na jaw, iŜ rząd nie moŜe liczyć nawet na armię; trzy bataliony spadochroniarzy, naleŜące od oddziałów uwaŜanych za najwierniejsze Diemowi, podjęły próbę przewrotu, która o mało nie zakończyła się sukcesem. Akcje te nie skłoniły władz sajgońskich do zmiany polityki, ale dostrzegł je Waszyngton. Do końca lat 50. Wietnam pozostawał na marginesie politycznych zainteresowań USA. 1,2 mld dolarów pomocy nie było sumą na tyle duŜą, by wzbudzić w Kongresie dyskusje. Rząd sajgonski znajdował się dopiero na piątym miejscu wśród krajów wspomaganych przez USA. DuŜo
75 większą wagę przywiązywano do walk w Laosie, gdzie siły Patet Lao zagraŜały władzom w Vientiane. Amerykanie długo nie zdawali sobie sprawy z załamywania się reŜimu Diema. Kryzys rozwijał się stopniowo, a uwagę USA zajmowały teŜ inne problemy, zdobycie władzy na Kubie przez Fidela Castro, napięcie wokół Berlina czy dekolonizacja Afryki. Do roku 0 oceniano sytuację w Wietnamie dosyć optymistycznie. Pozory wskazywały przecieŜ na sukces Diema: w Sajgonie sklepy i domy towarowe były świetnie zaopatrzone, na ulicach widać było wiele drogich samochodów i modnych skuterów, a w nowych dzielnicach wznoszono budynki nie odbiegające od standardu amerykańskiego. USA miały zaufanie do Diema. Wydawało się, Ŝe Stany Zjednoczone znalazły w nim przywódcę, który — co prawda nie w stuprocentowo demokratyczny sposób (ale czego się moŜna spodziewać po azjatyckim w końcu kraju?) — potrafi postawić tamę komunizmowi. Potem złudzenia zaczęły pryskać. Poziom Ŝycia okazał się sztucznie zawyŜony przez pomoc amerykańską, która trafiała głównie do nielicznej warstwy zamoŜnych Wietnamczyków. Wygląd Sajgonu i paru większych miast nie mógł przysłonić nędzy wsi. Autorytet Diema okazał się chwiejny, a administracja skorumpowana (m.in. w efekcie amerykańskiej pomocy). W roku 1960 ujawniły się wśród Amerykanów dwie postawy wobec kryzysu w Wietnamie, których konflikt miał trwać do końca wojny. W październiku ambasador USA w Sajgonie zaczął wywierać naciski na Diema, by poszerzył skład rządu, ograniczył kontrolę prasy i przywrócił lokalne wybory na wsi. Prezydent RW stwierdził, Ŝe całkowicie zgadza się z propozycjami amerykańskimi, ale póki toczą się walki, ma związane ręce. W kilka tygodni później aresztowano polityków, którzy podpisali wspomniany manifest. Ambasador przestrzegł wówczas Waszyngton, Ŝe Wietnam znajduje się na krawędzi katastrofy i zaproponował, aby w zamian za dodatkową pomoc zaŜądać od Diema reform.
76 Wówczas ujawniało się drugie stanowisko: misja wojskowa USA w Sajgonie zaprotestowała przeciw planom ambasady. Wojskowi uwaŜali, Ŝe demokratyzacja rządu RW odwróciłaby uwagę od walki z Viet Coneiem i osłabiła i tak zagroŜone władze. Dylematu tego Amerykanie nie rozwiązali do 1975 r. WciąŜ toczyły się dyskusje, czy najpierw naleŜy pokonać nieprzyjaciela militarnie, czy teŜ wytrącić mu polityczny oręŜ z ręki. demokratyzując RW. 20 stycznia 1961 r. urząd prezydenta USA objął John Fitzgerald Kennedy. W słynnej mowie inauguracyjnej powie dział m.in.:.....zapłacimy kaŜdą cenę, uniesiemy kaŜdy cięŜar, podejmiemy kaŜdy trud, wesprzemy kaŜdego przyjaciela, sprzeciwimy się kaŜdemu wrogowi, aŜeby zapewnić przetrwanie i zwycięstwo wolności". Wietnam miał stać się dla młodego prezydenta jednym z miejsc, w których chciał wcielić te słowa w czyn. W maju rozpoczęła się w Genewie kolejna konferencja, tym razem w sprawie Laosu. Po 13 miesiącach wynegocjowano porozumienie, na mocy którego sąsiad Wietnamu miał stać się neutralny i uzyskać zjednoczony rząd. W praktyce znaczenie tego układu sprowadziło się do formalnego zakazania USA działań na terytorium Laosu, choć pozostało tam 40 tys. Ŝołnierzy północnowietnamskich. Czas decyzji w sprawie Wietnamu nadszedł dla Johna Kennedy'ego na przełomie 1961 i 62,roku. Powrócił wówczas ze specjalnej misji w Sajgonie gen. Maxwell Taylor. Stwierdził on, iŜ otoczenie Diema jest nieudolne i kieruje się wyłącznie własnymi interesami, ARW jest osłabiona rozgrywkami politycznymi, prześladowanie opozycji wzmacnia niechęć do władz, a postępowanie rządu wobec wsi nie pozwala na skuteczną walkę z Viet Congiem. Prezydent i jego doradcy mieli powaŜne wątpliwości, czy słaby i podzielony Wietnam Południowy nadaje się do postawienia na jego terenie tamy komunizmowi, czy nie będzie to grunt zbyt grząski i niepewny. Po wahaniu, Kennedy postanowił jednak wspomóc RW.
77 W grudniu 1961 r. Departament Stanu opublikował Białą Księgą, zawierającą opis łamania przez Wietnam Północny porozumień genewskich z 1954 r. i oskarŜającą Hanoi o agresję. Równocześnie w liście do Diema prezydent zapewnił, iŜ USA będą wspierać Republikę Wietnamu, dopóki będzie trwała ingerencja zewnętrzna, ale dodał, Ŝe Wietnamczycy muszą podjąć nie tylko wysiłek militarny, lecz takŜe polityczny. Kennedy wskazał na konieczność zreformowania ARW, systemu społecznego, rolnictwa i poszerzenia zakresu wolności. Reakcja Diema świadczyła o postępującym oderwaniu od rzeczywistości: zainspirował serię antyamerykańskich artykułów w prasie sajgońskiej. Nie zraŜony tym Waszyngton przystąpił do realizowania strategii przeciwpowstańczej (counterinsurgency), by wspomóc dwustutysięczną armię południowo-wietnamską, która nie mogła dać sobie rady z 17 tys. partyzantów. Kennedy postanowił wysłać do Wietnamu tzw. Siły Specjalne (Special Forces). W 1961 r. liczba amerykańskich doradców wojskowych w RW została podwojona do 685. Tym samym Stany Zjednoczone przekroczyły dozwoloną w Genewie liczbę, gdyŜ wobec jawnego gwałcenia układu genewskiego przez stronę komunistyczną, czuły się zwolnione z jego przestrzegania. Kennedy przejął po Eisenhowerze doktrynę odstraszania nuklearnego, opierającą się na groźbie atomowego odwetu w razie zagroŜenia bezpieczeństwa USA. Poleganie wyłącznie na broni jądrowej spowodowało, iŜ światowe supermocarstwo było bezsilne w obliczu niewielkich konfliktów lokalnych. Kennedy osłupiał, gdy po wprowadzeniu się do Białego Domu dowiedział się, Ŝe gdyby wysłał 10 tys. Ŝołnierzy do Wietnamu, to kraj zostałby ogołocony z rezerw strategicznych. Prezydent zaczął więc formułować nową doktrynę. Polegała ona na „elastycznym reagowaniu" (flexible response) na wszelkie zagroŜenia, od wojen partyzanckich po nuklearną. Doktryna ta miała stanowić odpowiedź na sowieckie wyzwanie, rzucone przez Nikitę Chruszczowa w styczniu 1961 r. Oświadczył on
78 wówczas (w ośmiogodzinnym przemówieniu), iŜ Związek Radziecki będzie zdecydowanie popierał „wojny narodowowyzwoleńcze". W Waszyngtonie odebrano wezwanie szefa KPZR jako rozszerzenie przez Kreml areny konfrontacji z Zachodem na obszar całego globu. Wojny te miały stać się wojnami nowego typu, w których do znanej od wieków partyzantki miały dojść czynniki polityczne, ideologiczne i społeczne. Amerykanie musieli więc znaleźć taki sposób walki ze sterowanymi z Moskwy ruchami „narodowowyzwoleńczymi", by móc bronić sojusznicze rządy, nie powodując jednocześnie bezpośredniego starcia z ZSRR. Odpowiedzią Ameryki miały być Siły Specjalne, zwane teŜ Zielonymi Beretami. Była to elitarna grupa Ŝołnierzy zawodowych, wyspecjalizowanych w szkoleniu i organizowaniu sił lokalnych. Ich działalność przypominała więc tworzenie przez Francuzów oddziałów antypartyzanckich na tyłach Viet-Minhu. Program szkolenia Sił Specjalnych był jednak duŜo szerszy. Miały one uczestniczyć w realizacji zadań cywilnych (pomoc ludności, organizacja słuŜby zdrowia itp.). John Kennedy, z charakterystyczną dla niego młodzieńczą energią i idealizmem, osobiście zaangaŜował się w tworzenie Sił Specjalnych. Polecił m.in. zastąpienie cięŜkich i hałaśliwych wojskowych butów — lekkimi, sportowymi, a gdy ich podeszwy okazały się zbyt wraŜliwe na bambusowe szpikulce umieszczane przez Viet Cong na ścieŜkach, wzmocniono je elastycznymi stalowymi wkładkami. Prezydent rozkazał teŜ dostarczyć Zielonym Beretom więcej helikopterów i — z myślą o szkolonych przez nich Wietnamczykach — krótsze i lŜejsze karabiny. Kennedy dawał do zrozumienia, Ŝe czytał prace Mao i Che Guevary na temat działań partyzanckich, a na jego biurku zawsze leŜał zielony beret — świadectwo więzi z Siłami Specjalnymi, które miały bronić wolności w Trzecim Świecie. Beret ten znajduje się na cmentarzu Arlington, w grobie prezydenta.
79 Pierwsze pododdziały Zielonych Beretów znalazły się w Wietnamie w 1962 r. Miały — według gen. Taylora, wojskowego doradcy prezydenta — udowodnić Moskwie, iŜ wojny narodowowyzwoleńcze nie są „tanie, bezpieczne i prowadzące do zwycięstwa, (lecz) kosztowne, niepewne i skazane na poraŜkę". Zgodnie z planem Waszyngtonu RW miała dać Ŝołnierzy i wolę walki, a Stany Zjednoczone wyszkolenie, transport, broń i wyposaŜenie. śołnierzy Sił Specjalnych przerzucano na tereny objęte działalnością NFW, gdzie werbowali, uzbrajali i ćwiczyli partyzantów oraz kierowali akcjami dywersyjnymi. Zielone Berety pomagały teŜ realizować programy cywilne: odbudowę zniszczeń, szkolenie medyczne, szczepienia ochronne itp. Choć było ich niewielu, uzyskali niemałe sukcesy, przede wszystkim wśród plemion górskich. JuŜ w kwietniu 1962 roku działali w 28 wsiach i uzbroili 1000 chłopów. Tworzone przez nich oddziały były niezaleŜne równieŜ od Sajgonu. Amerykanie wykorzystali stary antagonizm dzielący górali i Wietnamczyków. Zorganizowane przez nich siły lokalne były skłonne walczyć tak z komunistami, jak i z władzami Diema, gdyby zechciały ingerować w ich sprawy. Nie podobało się to, rzecz jasna, rządowi sajgońskiemu, choć powaŜnie utrudniało działalność NFW i to na strategicznie waŜnych terenach PłaskowyŜu Centralnego i gór. W 1962 r. wydawało się, Ŝe wojna przybiera korzystniejszy dla władz obrót. Na podstawie decyzji Kennedy'ego ARW otrzymała duŜe dostawy nowoczesnego sprzętu, w tym helikoptery, amfibie i transportery opancerzone. Znacznie wzrosła liczba doradców amerykańskich — z 3 tys. w grudniu 1961 r. do 9 tys. w rok później. Pełni optymizmu, tak charakterystycznego dla Ameryki ery Kennedy'ego, i wiary, Ŝe obronią Południowy Wietnam przed komunizmem, ze spokojem znosili wyczerpujący klimat i dyzenterię, którą nazywali „zemstą Ho Chi Minha". PrzewaŜali wśród nich piloci śmigłowców, którzy transportowali oddziały armii sajgońskiej do pola bitwy i ewakuowali je po walce.
80 Wydawało się teŜ, Ŝe rząd Diema odnosi sukcesy na innych polach. „Wioski strategiczne" nieco polepszyły sytuację na wsi, a wybory prezydenckie przyniosły Diemowi bezapelacyjne zwycięstwo nad dwoma kontrkandydatami. Otrzymał on 88% głosów (ale — co znamienne — w samym Sajgonie tylko 64%). W połowie 1962 r. sytuacja tak radykalnie zmieniła się na korzyść władz RW, Ŝe komuniści myśleli nawet o wycofaniu się z delty Mekongu. Przewaga reŜimu Diema okazała się krótkotrwała. Na większe zaangaŜowanie Amerykanów Hanoi odpowiedziało wzmoŜoną infiltracją ludzi i sprzętu. Sukcesy AR W oparte na wprowadzeniu do walki helikopterów skończyły się, gdy tylko partyzanci Frontu przekonali się, Ŝe „nie taki diabeł straszny". Z początku śmigłowce budziły w nich takie przeraŜenie, Ŝe gdy zbliŜały się, rycząc tuŜ nad wierzchołkami drzew, opuszczali swe schrony i uciekali — przez co stawali się łatwym celem. Szybko jednak poznali ich słabe strony. Poza tym dŜungla była dla Viet Congu tak doskonałym schronieniem, Ŝe nawet z helikopterów niezmiernie trudno było zlokalizować partyzantów. „Jeśli nie wylądujemy im wprost na głowie — znikają" — stwierdził sfrustrowany amerykański doradca. Armia sajgońska na krótko tylko zdołała uchwycić inicjatywę. Amerykanie zorientowali się, Ŝe część informacji z dowództwa ARW jest fikcyjna, np. niektóre operacje kierowano celowo w puste i bezpieczne okolice, aby nie ponieść poraŜki. Awanse oficerskie zaleŜały od lojalności wobec rządu albo od łapówek, a nie od zdolności. Program „wiosek strategicznych" załamał się. Reformy spotkały się z ostrym przeciwdziałaniem NFW: nowe szkoły, szpitale i stacje agrotechniczne niszczono. Nauczyciele i lekarze ginęli. Współpracownik Johna Kennedy'ego, Robert McNamara, stwierdził, iŜ „nie sposób przeprowadzać reform na wsi, jeŜeli chłopscy przywódcy są systematycznie mordowani". Bombardowanie i ostrzeliwanie wiosek, w których ukrywali się partyzanci, uŜywanie napalmu — powodowały wiele ofiar
81 wśród ludności cywilnej, dając komunistom do ręki potęŜną broń propagandową. W stosunkach amerykańsko-wietnamskich wytworzyła się dziwna sytuacja: władze sajgońskie — nie określane przez komunistów inaczej niŜ „marionetki" i „słuŜalcy imperialistów" — faktycznie prowadziły politykę przeciwną postulatom Amerykanów, choć były przez nich utrzymywane. Kennedy"emu trudno było się zorientować w rzeczywistym stanie rzeczy. Część dziennikarzy amerykańskich akredytowanych w Sajgonie zaczęła pod koniec 1962 r. bić na alarm i ostrzegać, iŜ Wietnam znajduje się u progu katastrofy, ale ambasada USA i wojskowi przesyłali uspokajające raporty, które wskazywały na kolosalny postęp w porównaniu z rokiem 1960. Prezydent wahał się pomiędzy opuszczeniem Wietnamu (co sugerowała część jego doradców) a wydaniem otwartej wojny komunistom (jak proponowali wojskowi). Wybrał w końcu taktykę „środka drogi" (middle of the road). Nie chciał nadawać wojnie duŜej rangi (np. odmówił poświęcenia kwestii wietnamskiej osobnego wystąpienia telewizyjnego, a w czasie konferencji prasowych unikał tego tematu), lecz z drugiej strony sądził, Ŝe Amerykanie nie mogą zostawić sojusznika samego i muszą pozostać choćby po to, by zwiększyć zaufanie RW we własne siły. Wiedział, Ŝe wojna antypartyzancka moŜe być długa, trudna i moŜe wystawić cierpliwość Ameryki na cięŜką próbę, ale jego ostateczna decyzja brzmiała: „I think we should stay" (Myślę, Ŝe powinniśmy zostać). Prezydent Kennedy zezwolił na szkolenie przez CIA i Zielone Berety oddziałów południowo-wietnamskich. przeznaczonych do wykonywania tajnych operacji na Północy. Przerzucano je drogą morską, a ich zadania obejmowały dywersję i wywiad. W akcji tej brało udział, w sumie, kilkuset Ŝołnierzy. Z Północy na Południe infiltrowały natomiast tysiące, a potem dziesiątki tysięcy ludzi. W tym czasie nie zdawano sobie jeszcze w USA sprawy z rozmiarów zaangaŜowania DRW w wojnę — raporty Centralnej Agencji Wywiadowczej uznawano za przesadzone. 6 — Wietnam 1962-1975
82 Jedni amerykańscy politycy i dziennikarze uwaŜali, Ŝe wojna jest rezultatem komunistycznej agresji z Północy, drudzy zaś, Ŝe Viet Cong to rodzimy, południowo-wietnamski ruch, który powstał w wyniku błędów reŜimu Diema i rozwinął się bez poparcia z zewnątrz. Właściwie oba stanowiska są słuszne: powstanie było w swych korzeniach autentyczne i wybuchło, prawdopodobnie, bez inspiracji z Hanoi, ale natychmiast zostało podporządkowane Lao Dong. Partyzanci nie byliby jednak w stanie długo walczyć bez (z początku rzeczywiście niewielkich) dostaw z DRW. W roku 1966 amerykański dziennikarz Sol Saunders leciał samolotem rozpoznawczym T-28 nad szlakiem Ho Chi Minha. Z wysokości 300 metrów nad dŜunglą widział „czerwoną glinę i biały wapień tam, gdzie droga została niedawno zbombardowana... z wyraźnie zaznaczonymi głębokimi odciskami opon samochodowych". Saundersa zdziwiło, Ŝe choć widoczność była doskonała i „nie było wątpliwości, Ŝe lecimy nad ruchliwą drogą", to nie zobaczył Ŝadnego śladu Ŝycia. Prace nad szlakiem Ho Chi Minha rozpoczęły się w 1959 r. Wcześniej, w czasie I wojny indochińskiej, Viet-Minh oczywiście posiadał juŜ trasy komunikacyjne z Viet Bacu na Południe, ale gdy zaczęła się kolejna wojna, Hanoi postanowiło powaŜnie je rozbudować. Szlak wiódł przez terytoria Laosu i KambodŜy, równolegle do granicy Wietnamu Południowego. Był to cały system komunikacyjny złoŜony z wielu dróg dla pojazdów i ścieŜek dla pieszych. Biegły one równolegle, przecinały się, wspinały na stoki górskie i przełęcze, by ponownie zanurzyć się w dŜungli. Rozbudowa i naprawy szlaku wymagały oczywiście zmobilizowania specjalnych oddziałów roboczych. Inne oddziały zajmowały się organizacją samego transportu. Amerykańscy eksperci chwalili się, Ŝe mają w komputerach zaprogramowane całe 5600 km szlaku. Tymczasem północno-wietnamski historyk wojskowy stwierdził po zakończeniu wojny, iŜ system liczył ponad 13 tys. km, bez dróg zapasowych.
83 W 1963 r. z 80 tys. partyzantów NFW ponad 20 tys. stanowili ludzie przerzuceni z Północy. Do roku 1964 Viet Cong zasilali byli Viet-Minhowcy, pochodzący z Kochinchiny, ewakuowani po porozumieniach genewskich. Byli to w 2/3 członkowie Lao Dong, w większości oficerowie oraz kadry panyjne. Z początku, gdy szlak Ho Chi Minha nie był tak udoskonalony, jak przy końcu wojny, jego przebycie oznaczało morderczy wysiłek. Przejście tysiąca kilometrów niebezpiecznymi górskimi ścieŜkami w trakcie kilkumiesięcznej podróŜy dla ok. 10% wysyłanych ludzi kończyło się śmiercią na skutek chorób i wypadków. Później doszły bombardowania, po których dŜungla wyglądała jak po trzęsieniu ziemi połączonym z potwornym tajfunem, wyrwane z korzeniami, zwalone i splątane konarami drzewa tworzyły gąszcz nie do przebycia. A jednak ten szlak, zaczynający się tuŜ powyŜej strefy zdemilitaryzowanej i dochodzący pod sam Sajgon, przebyło — tylko do 1967 r. — ponad 200 tys. osób. Jeśli sporządzilibyśmy mapę obrazującą aktywność Viet Congu, to okaŜe się, Ŝe nie pokrywa się z mapą, która wskazuje natęŜenie potencjalnych przyczyn partyzantki (np. nierówności społecznych na wsi). Wojna była najbardziej krwawa w północnych prowincjach RW, tymczasem napięcia społeczne występowały raczej w delcie Mekongu. Zatem większe znaczenie od wybuchowej sytuacji politycznej miała dobra komunikacja z DRW, północne prowincje leŜały przecieŜ najbliŜej strefy zdemilitaryzowanej. Oprócz północnej części RW, najcięŜsze walki toczyły się w prowincji Tay Ninh, która leŜy w miejscu, gdzie szlak Ho Chi Minha przecina granicę kambodŜańsko-wietnamską i kieruje się na Sajgon. Hanoi wspierało powstanie na Południu, choć na Północy nie brakowało problemów. W 1962 r. wystąpił powaŜny kryzys Ŝywnościowy. Organ WPP „Nhan Dan" stwierdził wówczas, iŜ Wietnam Północny nie jest i nie będzie w stanie wyŜywić rosnącej liczby ludności. A przyrost naturalny był
84 niezwykle wysoki — 30 promili. Ludność DRW liczącej w 1963 r. 17 milionów zwiększała się o pół miliona rocznie. Jak w tej sytuacji Hanoi stać było na prowadzenie kosztownej wojny? Po pierwsze, władze mogły egzekwować od społeczeństwa wszelkie wyrzeczenia, nawet doprowadzające do głodowego minimum egzystencji. Drugim filarem moŜliwości militarnych DRW było wsparcie udzielane przez świat komunistyczny. Przywódcom Lao Dong udało się dokonać nie lada sztuki: w okresie pogłębiającego, się rozłamu pomiędzy Związkiem Sowieckim a Chinami potrafili zyskać pomoc obu mocarstw. Co więcej, potrafili wygrywać ich rywalizację z korzyścią dla siebie. Były w historii stosunków DRW z Moskwą i Pekinem okresy zbliŜenia to do jednej, to do drugiej strony, ale zasadniczo Hanoi starało się balansować pomiędzy ZSRR a ChRL. Przejawiało się to m.in. w formach charakterystycznych dla komunistycznej obrzędowości: jeśli w wietnamskiej gazecie ukazał się artykuł wychwalający osiągnięcia radzieckiej techniki, to moŜna było mieć pewność, Ŝe obok znajduje się inny, podobny rozmiarami, w którym opisywano zalety Wielkiego Skoku. Corocznie obchodzono teŜ miesiąc przyjaźni chińsko-radzieckowietnamskiej. Z początku pomoc bloku komunistycznego była zbliŜona wielkością do amerykańskiej. Na przykład w latach 1955-1957 DRW otrzymała 200 min dolarów od Chin i 100 min od Moskwy i satelitów. Polityka równowagi pomiędzy Pekinem a Moskwą wymagała od Wietnamczyków tak szybkiego manewrowania, Ŝe przypominała chwilami slalom narciarski. W 1958 r., gdy Sowieci krytykowali Wielki Skok i tworzenie komun w Chinach, Biuro Polityczne WPP wyraziło uznanie dla „rezultatów słusznego kierunku KP Chin opartego na twórczym zastosowaniu niewzruszonych zasad marksizmu-leninizmu do warunków chińskich". Natomiast podczas 21 zjazdu KPZR, kiedy Czou Enlaj opuścił Moskwę, protestując przeciw usunięciu ciała Stalina z mauzoleum, Ho Chi Minh nie poszedł w jego ślady, a po obradach odwiedził wiele miast
85 w ZSRR. Z kolei w 1963 r. Hanoi znów zbliŜyło się do Pekinu (m.in. zaatakowało Jugosławię zgodnie z linią chińską), a Związek Sowiecki wycofał swych specjalistów z Wietnamu w lutym następnego roku. Stosunki przywrócono dopiero, gdy Le Duan pokajał się w Moskwie w lutym następnego roku. W Stanach Zjednoczonych zaliczano DRW raczej do sojuszników Pekinu, zapominając, iŜ stosunek Wietnamczyków do wielkiego sąsiada z północy był złoŜony. Były w nim elementy niechęci, a nawet wrogości; to przeciw Chińczykom wybuchały powstania w III, VI, X i XV wieku, a wspomnienia rabunków Kuo Min Tangu w 1945 r. były jeszcze świeŜe. Amerykańska opinia o bliskim związku Hanoi z Pekinem nie wynikała jednak z przesłanek historycznych, lecz z obserwacji aktualnych tendencji w ruchu komunistycznym. Wszak jednym z głównych powodów konfliktu chińsko-sowieckiego był stosunek do kwestii tzw. pokojowego współistnienia. Pekin odrzucał politykę odpręŜenia, natomiast Moskwie na niej zaleŜało i zarzucała Chińczykom „lewackie sekciarstwo". W tym kontekście wojownicza polityka DRW stawiała ją w oczach Amerykanów automatycznie po stronie ChRL. Kierownictwo Lao Dong było przedmiotem stałego zainteresowania amerykańskich politologów, którzy próbowali doszukiwać się w nim wewnętrznych tarć i podziałów frakcyjnych. W rzeczywistości jednak, choć niektórzy przywódcy wydawali się bardziej skłaniać ku linii Mao Tse-tunga, a inni ku polityce Kremla, Politbiuro WPP działało nadzwyczaj zgodnie. Jego członkowie byli przecieŜ ze sobą ściśle związani od początku lat 30. lub jeszcze wcześniej. Czołowe postacie wietnamskiego kierownictwa to: Ho Chi Minh — prezydent DRW i przewodniczący partii, Le Duan — I sekretarz, Truong Chinh — były gensek, Vo Nguyen Giap — minister obrony, premier Pham Van Dong i Le Duc Tho oraz Pham Hung — członkowie Politbiura. Skłócony Wietnam Południowy, z niestabilnym rządem, stanowił dokładne przeciwieństwo monolitycznej i rządzonej
86 Ŝelazną ręką DRW. W 1963 r. RW znalazła się na krawędzi katastrofy. Diem, który w latach 50. miał jeszcze kontakt ze społeczeństwem, wiele podróŜował po kraju, później coraz bardziej izolował się od narodu. Otoczył się wyłącznie rodziną, duchownymi i policją. Ngo Dinh Nhu manipulacją i przekupstwem starał się wzmacniać władzę swoją i brata. Szydercze i obraźliwe wobec przeciwników wypowiedzi Madame Nhu. która stała się rzecznikiem administracji, jątrzyły społeczeństwo. Polityka rodziny Ngo, oparta na zasadzie „dziel i rządź", osłabiała administrację i armię; posuwano się nawet do sabotowania operacji wojskowych, by mieć pretekst do usunięcia niewygodnych oficerów. W RW niewiele było autentycznych, zorganizowanych sił społecznych: katolicy, sekty i VNQDD. Kościół katolicki miał ok. 1,5 miliona wyznawców. Jego znaczenie było o wiele większe, niŜ moŜna wnosić z tej liczby. Katolicy byli bowiem dobrze zorganizowani, wielu spośród nich naleŜało do elity intelektualnej i politycznej. Kościół posiadał 15 diecezji, 1771 parafii, prowadził szpitale, sierocińce i inne instytucje charytatywne. Wpływ polityczny katolików ograniczony był brakiem wspólnego programu i dystansem dzielącym ich od reszty społeczeństwa. Sekty bardzo straciły na znaczeniu. Hoa Hao byli podzieleni na 4 zwalczające się odłamy, podobnie Kao Dai. Narodowcy takŜe byli rozbici — VNQDD na 3 frakcje. W 1963 r. pojawiła się natomiast na arenie publicznej Wietnamu nowa siła. Choć buddyści stanowili większość ludności, byli raczej słabo widoczni w Ŝyciu politycznym. Ich nagłe wystąpienie zaskoczyło większość obserwatorów. Do roku 1963 kilkuset bonzów w sajgońskich pagodach wydawało się nie mieć Ŝadnego wpływu na sprawy społeczne. Głoszący daremność, a nawet nierealność działań doczesnych, pogrąŜeni w medytacjach, uchodzili za oderwanych od świata. W dodatku buddyści byli podzieleni na wiele kierunków i odłamów; w gruncie
87 rzeczy nie moŜna nawet mówić o jednolitej religii buddyjskiej w Wietnamie. Większość wyznawców jedynie nominalnie była buddystami — aktywnych było, podobnie jak katolików, ok. 2 min. Buddyzm na wsi był przeniknięty taoizmem, animizmem i oczywiście konfucjanizmem, tworzył raczej zespół luźnych wierzeń niŜ doktrynę religijną. A jednak stanowił potęgę — do 1963 r. utajoną. 8 maja przypadała 25 rocznica konsekracji biskupiej Ngo Dinh Thuca, brata Diema, arcybiskupa Hue. Na uroczystościach miał być obecny delegat papieski. W tym samym czasie obchodzono 2523 rocznicę urodzin Buddy. Hue okryło się Ŝółtymi chorągwiami buddyjskimi, tłumy wiernych wyległy na ulice. Abp Thuc, uraŜony tym, Ŝe buddyjski przywódca Thich Tri Quang3 nie przysłał mu gratulacji i chcąc wywrzeć jak najlepsze wraŜenie na delegacie, wystarał się u swego brata-prezydenta o zakaz publicznych obchodów buddyjskiego święta. To była kropla, która przepełniła czarę. Cierpliwość buddystów wyczerpała się. I tak często byli traktowani przez rządzących katolików jak obywatele drugiej kategorii. Doszło do zamieszek. Policja uŜyła broni, zabiła 9 osób. To spowodowało falę demonstracji i strajki głodowe buddyjskich mnichów. A 11 czerwca oczy całego świata zwróciły się na Wietnam: na środku ruchliwego skrzyŜowania w Saj-gonie oblał się benzyną i podpalił Thich Quang Duc. Przywódcy buddystów zawiadomili wcześniej o samospaleniu reporterów. Nazajutrz zdjęcie mnicha siedzącego w pozycji lotosu w aureoli płomieni, pojawiło się w gazetach całego świata. Przy kilku następnych samospaleniach były juŜ ekipy telewizyjne. Nawet dziennikarzy popierających buddystów raziło propagandowe wykorzystywanie samospaleń, niemniej wywołały one wstrząsające wraŜenie. Wzburzenie ogarnęło Sajgon, Hue i inne miasta. Masowe modlitwy i demonstracje następowały jedne po drugich. Do buddystów przyłączyły 1
Thich to tytuł duchownych buddyjskich. MoŜna go przetłumaczyć jako „wielebny".
88 się inne grupy niezadowolone z rządów Diema. Sprawa buddyjska okazała się zapalnikiem rosnącego od lat sprzeciwu. Reakcja władz dolała oliwy do ognia. Diem nie zrobił nic, a Madame Nhu porównała akty samospalenia do „pieczenia szaszłyków" i z nieukrywanym rozbawieniem wyraziła gotowość dostarczenia benzyny i zapałek dla następnych ochotników. Amerykańskim dziennikarzom krytykującym reŜim sugerowała pójście w ślady mnichów. Południowy Wietnam wrzał. Wszystko wskazywało na to, Ŝe dni Diema są policzone. Prezydenta ratowało juŜ tylko poparcie Waszyngtonu, który nie widział nikogo, kto mógłby Diema zastąpić. Kennedy jeszcze przed wybuchem kryzysu buddyjskiego niepokoił się sytuacją w RW. Trudno mu było podjąć właściwą decyzję, gdyŜ w administracji USA istniały duŜe rozbieŜności w opiniach na temat Wietnamu. W 1963 r. wysłał tam gen. Krulaka i przedstawiciela Departamentu Stanu, Menden-halla. Po powrocie zdawali relację na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Doradca Kennedy'ego, Arthur Schlesinger, tak opisał to posiedzenie: „Krulak powiedział, Ŝe w Wietnamie wszystko jest w porządku. Diem jest popularny, morale wysokie i jedyne, co pozostaje do zrobienia Amerykanom, to poprzeć go stanowczo i wygra wojnę. Potem relacjonował Mendenhall i powiedział, Ŝe Diem jest całkowicie niepopularny, reŜim znajduje się w stanie kryzysu, buddyści są niechętnie nastawieni, liberalni demokraci równieŜ i nie sposób na tym rządzie opierać jakiejkolwiek polityki amerykańskiej, jeśli chce się myśleć o powodzeniu. Prezydent Kennedy słuchał bardzo uwaŜnie i w końcu zapytał: Czy obaj panowie byli w tym samym kraju?". Z upływem czasu Kennedy miał jednak coraz mniej wątpliwości. Sajgon wciąŜ odrzucał nalegania Białego Domu na demokratyzację. Nhu w maju 1963 r., publicznie zakwestionował politykę Waszyngtonu i sprzeciwił się zwiększaniu
89 liczby doradców wojskowych. Doszło do tego, Ŝe Diem zaczął szukać kontaktów z komunistami, uwaŜając ich za mniejsze zagroŜenie dla swojej władzy. Proponował Hanoi wycofanie amerykańskich doradców w zamian za uznanie przez DRW jego rządu. W czasie kryzysu buddyjskiego USA próbowały pogodzić zwaśnione strony. Demonstracje i samospalenia trwały jednak nadal (samobójstwo popełniło w sumie siedmiu mnichów). 21 sierpnia policja Nhu splądrowała pagody i aresztowała setki zakonników. Kilka dni'wcześniej Diem zapewnił w osobistej rozmowie ambasadora USA, Ŝe nie zostaną juŜ podjęte Ŝadne akcje represyjne. Amerykanie odebrali więc to wydarzenie jako świadomy afront. Następnego dnia Nhu polecił odciąć telefony ambasady USA, a winą za obławę obarczył dowództwo ARW. Był to krok niemalŜe samobójczy, gdyŜ zraził do reŜimu ostatnich wiernych mu oficerów. Ale nie był to koniec szaleństw Nhu, który w czasie tych dramatycznych, ostatnich miesięcy rządów zepchnął Diema w cień; oskarŜając prezydenta o słabość, zarządził aresztowanie kilku tysięcy studentów sajgońskich. A były to przecieŜ dzieci establishmentu, więc ostatnia grupa lojalna wobec władz obróciła się przeciw rządowi. Nhu zdradzał oznaki postępującej aberracji: atakował publicznie USA, oskarŜał CIA o organizowanie zamachu na jego Ŝycie i przyznał otwarcie, Ŝe rozpoczął negocjacje z Hanoi. Cierpliwość Waszyngtonu się wyczerpała. Gdy kilka dni po 21 sierpnia grupa oficerów ARW nawiązała kontakt z ambasadą, by zbadać, jaka byłaby reakcja Ameryki na obalenie Diema, dano im do zrozumienia, Ŝe jest to wariant brany pod uwagę. Amerykanie obawiali się jednak, Ŝe przewrót moŜe zdestabilizować państwo i sprowokować komunistów do uderzenia. Zerwanie dziewięcioletnich więzów z Diemem nie było łatwe i co gorsza nie było widać Ŝadnej sensownej alternatywy. Kennedy wiedział, Ŝe kaŜde wyjście będzie złe. Cały czas pojawiały się w Białym Domu wątpliwości co do samej
90 potrzeby zaangaŜowania w Indochinach (wyraŜał je np. Robert Kennedy). Prezydent wierzył jednak w teorię domina. Mówił, Ŝe: „jeśli Wietnam Południowy upadnie, ...to powstanie wraŜenie, Ŝe przyszłość Azji Południowo-Wschodniej (naleŜy do) Chin i komunizmu". We wrześniu John Kennedy zaczął publicznie krytykować reŜim sajgoński. W wywiadzie telewizyjnym powiedział: „Nie sądzę, by wojna mogła zostać wygrana bez poparcia ludności, a myślę, Ŝe w ciągu ostatnich dwóch miesięcy rząd stracił kontakt ze społeczeństwem". Występując w ONZ, oskarŜył Sajgon o łamanie praw człowieka, a gdy Nhu stwierdził, Ŝe w Wietnamie jest za duŜo Ŝołnierzy amerykańskich, prezydent wyraził gotowość ich natychmiastowego wycofania. Spiskujący generałowie wahali się do końca października, lecz postępujący rozkład morale ARW — spowodowany prześladowaniem buddystów — skłonił ich w końcu do działania, 1 listopada o godz. 13.30 ich oddziały zajęły kluczowe punkty Sajgonu. Diema i Nhu otoczyły w pałacu prezydenckim siły pancerne. Wojsko przez kilka godzin nie decydowało się na atak, choć braci broniła tylko ochrona osobista. W tym czasie Diem telefonował do dowódców wojskowych na prowincji, członków administracji i przywódców politycznych, lecz nie uzyskał pomocy. Ambasador amerykański powiedział mu, Ŝe nie jest zorientowany w sytuacji i nie otrzymał Ŝadnych wytycznych z Waszyngtonu, moŜe najwyŜej postarać się o zorganizowanie bezpiecznego wyjazdu Diema z kraju. Prezydent odparł, Ŝe nie chce opuszczać Wietnamu, lecz „przywrócić porządek" i odłoŜył słuchawkę. Wkrótce potem wymknęli się z pałacu razem z Nhu podziemnym przejściem i schronili w kościele w chińskiej dzielnicy. Szybko zostali jednak wykryci i zastrzeleni przez Ŝołnierzy w transporterze opancerzonym. Na uzyskanych później przez CIA zdjęciach widać ciała obu braci z rękami skrępowanymi na plecach. Obalenie reŜimu wzbudziło wśród Wietnamczyków radość i nadzieję. Tłumy ludzi wiwatowały pod ambasadą USA,
91 tańczono na ulicach. Nadzieja trwała jednak równie krótko, jak rządy wojskowej junty. Po trzech miesiącach, w wyniku kolejnego zamachu stanu, władzę objęli inni generałowie. W ciągu 20 miesięcy dokonano 10 przewrotów, w rezultacie których wszyscy wyŜsi dowódcy wojskowi choćby chwilowo znajdowali się u władzy. W Wietnamie było 48 generałów i Ŝaden nie uwaŜał się za gorszego od pozostałych. Wszystkie junty łączył brak doświadczenia politycznego, programu i szerszego poparcia społecznego. John Kennedy przeŜył Diema zaledwie o trzy tygodnie. Jego współpracownicy twierdzą do dziś, Ŝe gdyby nie strzały w Dallas, prezydent nie pozwoliłby na dalsze zaangaŜowanie Stanów Zjednoczonych w Wietnamie. Fakty wskazują jednak na coś innego: to Kennedy wprowadził USA na drogę zbrojnego powstrzymywania komunizmu w Indochinach. Drogę, która okazała się równią pochyłą. Viet Cong — zgodnie z przewidywaniami Amerykanów — w pełni wykorzystał zamęt po obaleniu Diema. Generałowie. którzy przejęli władzę, przeprowadzili czystkę na duŜą skalę, co osłabiło zdolności państwa do obrony. Jeden z przywódców NFW powiedział o zamachach stanu w Sajgonie: „Były dla nas prawdziwym darem niebios. Militarna, polityczna i administracyjna pozycja przeciwnika uległa powaŜnemu osłabieniu... śołnierze, oficerowie i funkcjonariusze administracyjni są całkowicie zdezorientowani". W czasie kampanii po śmierci Diema partyzanci poprzecinali wiele dróg, zlikwidowali ponad 1600 „wiosek strategicznych", zabili 6 tys. Ŝołnierzy ARW i rozbili setki posterunków. Następca Kennedy'ego, Lyndon B. Johnson, po dwóch latach chaosu w Południowym Wietnamie nie miał juŜ wyboru: mógł pozwolić na upadek RW lub wysłać do walki armię USA.
REWOLUCJA CZY AGRESJA Walka toczy sią na kilku frontach: rząd przeciw generałom, buddyści przeciw rządowi. Generałowie przeciw ambasadorowi i — mam nadzieją — generałowie przeciw Viet Congowi. Gen. Maxwell Taylor do korespondentów amerykańskich w Sajgonie w 1965 roku
Dziewięć lat rządów Diema pozostawiło Wietnam w krytycznym stanie. „Robotnicy strajkują, studenci demonstrują, prasa prowadzi stałą kampanię przeciwko rządowi" — pisał gen. Westmoreland. śycie społeczne ogarnęła anarchia, w niektórych prowincjach pojawiły się tendencje odśrodkowe, partie polityczne buntowały się przeciw rządom wojskowym, częste stały się demonstracje antyamerykańskie i pokojowe. PowaŜne konflikty ideologiczne i religijne krzyŜowały się z ambicjonalnymi grami politycznymi, a znakomita większość podziałów partyjnych wynikała wyłącznie z animozji personalnych. Na ulicach Sajgonu walczyły ze sobą pochody buddystów i katolików, wybuchały bomby, dokonywano zamachów terrorystycznych — z nie zawsze jasnych powodów. Dzikie demonstracje kierowane przez gangi młodzieŜowe podpalały budynki, niszczyły samochody, rabowały i biły kaŜdego, kto stanął na ich drodze. Nie ulega wątpliwości, Ŝe komuniści
93 starali się rozkręcać spiralę bezładu, ale było to zjawisko nie dające się kontrolować przez nikogo. W sierpniu 1964 r. gen. Nguyen Khanh próbował zapanować nad sytuacją: ogłosił dyktaturę i ograniczył prawa obywatelskie. Miasta ogarnęła fala protestów. Niedoszłego dyktatora złapali demonstrujący studenci i — przy biernej lub wręcz przychylnej postawie policji i wojska — obwozili go na czołgu po Sajgonie i zmuszali do wykrzykiwania: „Precz z władzą wojska! Precz z dyktaturą! Precz z armią!". W tym samym czasie ujęto na Południu pierwszych poborowych z Północy. Oznaczało to, Ŝe do walki weszły regularne jednostki armii DRW. Na wiadomość o tym gen. Khanh rzucił hasło „Marszu na Północ". Szybko jednak został uciszony przez Amerykanów, którzy odrzucali wszelką myśl o zaatakowaniu DRW, sądząc, Ŝe —jak w Korei — spowodowałoby to natychmiastową ripostę Chin. USA zapewniały zresztą wielokrotnie kanałami dyplomatycznymi i DRW, i Pekin — nawet juŜ po rozpoczęciu bombardowań Północy — Ŝe nie mają zamiaru wkraczać na terytorium komunistyczne, pragną jedynie obronić Wietnam Południowy. Pociągnęło to za sobą daleko idące następstwa, szczególnie na polu propagandy politycznej. Hasło zjednoczenia kraju stało się wyłączną własnością DRW. Południowi Wietnamczycy nie mogli go uŜywać i w konsekwencji zostali postawieni wobec konieczności prowadzenia walki, której celem było utrzymanie podziału kraju. W 1964 r. w szeregach Viet Congu walczyło 100 tys. ludzi, a w 1965 juŜ 130 tys. (35 tys. Ŝołnierzy w oddziałach regularnych oraz 95 tys. partyzantów). Mieli przeciwko sobie armię sajgońską liczącą ponad 200 tys. ludzi i drugie tyle w terytorialnych siłach samoobrony. Gdy dodamy do tego 20 tys. doradców amerykańskich, to okaŜe się, Ŝe stosunek sił wynosił 3,5:1, a zatem (zwaŜywszy na specyfikę wojny partyzanckiej) nie moŜna było mieć Ŝadnych nadziei na rychłe pokonanie Frontu. Tym bardziej Ŝe armia znajdowała się w stanie katastrofalnym. Kadra oficerska była niekompetentna,
94 często tchórzliwa, przeŜarta prywatą. Południowy Wietnam odziedziczył po Francuzach politykę rekrutowania oficerów z wyŜszych warstw społecznych — przede wszystkim z miejskiej inteligencji. Wskutek klasowego zamknięcia struktur RW jedyna droga awansu dla synów chłopskich wiodła przez kadry Viet Gongu. Zwykle Ŝołnierze południowo-wietnamscy walczyli dzielnie, jeśli mieli dobrego dowódcę. Jednak większość oficerów ARW nie przejmowała się zbytnio wojną, mieli np. wolne weekendy. Dyscyplina równieŜ nie była najmocniejszą stroną armii sajgońskiej. Dezerterów było tak wielu, Ŝe działalność sądów wojskowych stała się zwykłą formalnością; niskie kary za dezercję nikogo nie odstraszały. Z uciekinierów tworzono więc oddziały tyłowe — naturalnie jeśli udało się ich znaleźć, gdyŜ łatwo znajdowali schronienie w środowiskach opozycyjnych, np. u buddystów. W DRW za dezercję groziły kary znacznie wyŜsze, do kary śmierci włącznie, i Ŝaden sąd Wietnamskiej Armii Ludowej nie zawahałby się przed ich wymierzeniem. Ale — co istotniejsze — z komunistycznej armii nie było gdzie uciekać. Zarówno w DRW, jak i w strefach kontrolowanych przez Viet Cong ludność była całkowicie zaleŜna od władz. Dezerter nie miałby się gdzie ukryć, nawet w rodzinnej wiosce zostałby wydany Sekcji Bezpieczeństwa (na Południu) lub milicji Tu Ve (w DRW). Przejście na stronę Sajgonu równieŜ było niełatwą decyzją, pod rządami komunistów pozostawała przecieŜ rodzina. Biorąc to wszystko pod uwagę, za wielki sukces RW moŜna uznać wyniki tzw. programu Chieu Hoi, czyłi Otwartych Ramion. Polegał on na umoŜliwieniu uciekinierom z Viet Congu powrotu do normalnego Ŝycia. Władze sajgońskie zrezygnowały — pod naciskiem Amerykanów — z represjonowania byłych partyzantów, udzielając dezerterom nie tylko całkowitej amnestii, lecz takŜe pomocy materialnej. Z programu Chieu Hoi skorzystało w latach 1963-1968 blisko 30 tys. członków Viet Congu. MoŜe się wydawać, Ŝe to
95 niewiele, zwłaszcza Ŝe w program ten włoŜono wiele energii: nad terenami zajmowanymi przez NFW zrzucono z samolotów i wystrzelono w pociskach artyleryjskich miliony ulotek (tzw. przepustek do wolności), nadawano audycje ze śmigłowców i apele przez głośniki w czasie starć. Ale biorąc pod uwagę stalową dyscyplinę panującą w Viet Congu, przejście tylu tysięcy partyzantów na stronę Sajgonu świadczy o tym, jak znaczny procent ludności w rzeczywistości ich nie popierał. Z drugiej strony coraz więcej przedstawicieli administracji RW pracowało skrycie dla Frontu; zastraszenie było o wiele lepszym sposobem działania od dekapitacji. Posłuszny urzędnik był bardziej uŜyteczny — znał przecieŜ zamierzenia władz. Natomiast akcje mające na celu — jak mówili Amerykanie — „zdobycie serc i umysłów" chłopów rozbijały się o dwie przeszkody. Pierwszą stanowiło wyobcowanie rządu południowo-wietnamskiego: pracujący dlań ludzie nie umieli nawiązać kontaktu z ludnością, byli nawet inaczej ubrani — nie nosili tradycyjnych czarnych „piŜam" (Q.!), jak partyzanci. Drugą było przeciwdziałanie Viet Congu. Ambasador USA mówił: „Jak moŜna szerzyć oświatę, jeśli przychodzi Viet Cong, wysadza szkoły... i morduje nauczycieli? Jak moŜna dostarczać ulepszone odmiany ryŜu, jeśli przychodzi Viet Cong i kradnie plony? Jak moŜna oŜywiać gospodarkę i podnosić poziom Ŝycia, jeśli Viet Cong wysadza drogi i mosty". W rok po zamachu na Diema NFW kontrolował juŜ ok. połowy obszaru Wietnamu Południowego i ponad 30% ludności. Na tzw. terenach wyzwolonych działały nawet szkoły i kluby sportowe. Materialną podstawą Viet Congu były podatki ściągane na zajętych obszarach, a takŜe od ludności, nad którą nominalne zwierzchnictwo sprawowały władze sajgońskie. Właściciele sklepów, barów itp. lokali nie płacili ich bynajmniej z czystej sympatii dla Frontu, lecz w obawie o swe mienie i bezpieczeństwo. Wieś stanowiła źródło Ŝywności i rekrutów. Ocenia się, Ŝe ok. 70% środków Frontu pochodziło z terenu Wietnamu
96 Południowego — reszta z Północy. Znaczna część broni była zdobywana w walce albo kradziona w portach wprost ze statków z zaopatrzeniem dla ARW. W portach działały zorganizowane gangi, które zajmowały się kradzieŜą dostaw amerykańskich na wielką skalę; broń wędrowała do partyzantów, natomiast towary konsumpcyjne na czarny rynek. Wojna w Wietnamie przybierała na sile. Czas podjęcia przełomowych decyzji w Waszyngtonie zbliŜał się nieuchronnie — jeśli Amerykanie .nie chcieli ujrzeć Hagi Viet Congu (czerwononiebieskiej z Ŝółtą gwiazdą) na ulicach Sajgonu. Lyndon B. Johnson rozpoczął swą prezydenturę pod hasłem „Let us continue" (Kontynuujmy). Mówiąc to, nie miał bynajmniej na myśli kontynuowania zaangaŜowania USA w Wietnamie. Myślał raczej o doprowadzeniu do końca zamierzonych przez Johna Kennedy'ego przekształceń wewnętrznych w Stanach Zjednoczonych. Johnson, syn ubogiego teksaskiego farmera, pragnął rozwiązać szereg problemów społecznych Ameryki i stworzyć Great Society (Wielkie Społeczeństwo). Chciał doprowadzić do równouprawnienia czarnej mniejszości; zlikwidować ubóstwo; stworzyć narodowy system opieki zdrowotnej i podnieść poziom szkolnictwa. Udało mu się przeprowadzić wiele daleko idących reform, ale jego kariera zakończyła się szybko — właśnie z powodu Wietnamu. To Wietnam sprawił, Ŝe Johnson musiał zrezygnować z powtórnego kandydowania do prezydentury. To Wietnam sprawił, Ŝe jako pierwszy prezydent w historii USA mógł występować publicznie bez obawy wywołania demonstracji tylko na terenie baz wojskowych... Johnson nie chciał tej wojny — obawiał się, Ŝe stanie się przeszkodą na drodze do Great Society. Mimo to, gdy składał przysięgę prezydencką w dniu śmierci Johna Kennedy'ego, w Wietnamie było tylko 16 tys. amerykańskich doradców wojskowych, a gdy odchodził — ponad 500 tys. Ŝołnierzy. Wiosną 1964 r. Johnson miał do wyboru cztery opcje w kwestii wietnamskiej. Pierwsza — wycofanie doradców i pozostawienie rządu sajgońskiego własnemu losowi, miała
97 w Waszyngtonie licznych zwolenników; „gołębie" — jak ich nazywano — uwaŜali, iŜ Ŝadne istotne interesy USA nie wymagają angaŜowania się w powstrzymywanie komunizmu w Indochinach. Kwestionowali ..teorię domina", twierdzili, Ŝe w Wietnamie trwa wojna domowa, do której Ameryka nie ma prawa się wtrącać. Inni uwaŜali, Ŝe popierając autorytarny reŜim, USA zdradzają swe zasady, a opuszczając Wietnam, Ameryka wcale nie straci wiarygodności wśród sojuszników, co stanowiło waŜny argument „jastrzębi". Johnson odrzucił tę opcję bez namysłu. Jako Teksańczyk z krwi i kości przestrzegał kodeksu honorowego: odwrót, złamanie danego słowa i tchórzostwo były dlań nie do pomyślenia. JuŜ w kilka dni po objęciu urzędu powiedział: „Nie mam zamiaru stracić Wietnamu. Nie będę tym prezydentem, który będzie się przyglądał, jak Azja Południowo--Wschodnia kroczy drogą, którą poszły Chiny". L. B. Johnson uwaŜał, iŜ nie moŜna dopuścić do upadku Republiki Wietnamu, gdyŜ pojawiłby się wówczas „następny McCarthy". Prezydent obawiał się podobnej reakcji, jak po zwycięstwie Mao Tse-tunga w Chinach, kiedy senator Joseph McCarthy oskarŜył rząd o to, Ŝe przyczynił się do klęski Czang Kaj-szeka. Drugą opcją była neutralizacja Wietnamu Południowego. Za „neutralizacją" opowiadało się równieŜ Hanoi, uzupełniając ją postulatem utworzenia w Sajgonie rządu z udziałem Viet Congu. Zdaniem Johnsona, opcja ta niewiele róŜniła się od pierwszej, bowiem: „Dopóki komunistyczny reŜim w Wietnamie Północnym trwa w swej agresywnej polityce, dopóty neutralizacja Południowego równałaby się przejęciu władzy przez komunistów". Opcję trzecią stanowiła eskalacja wojny, to jest wprowadzenie do walki oddziałów amerykańskich lub nawet zaatakowanie DRW, czego domagała się grupa jastrzębi". Przewodził jej republikański kontrkandydat Johnsona w wyborach prezydenckich w 1964 r. — senator Barry Goldwater. Tę strategię prezydent na razie odrzucił jako awanturniczą. Wybrał opcję
98 czwartą, middle of the road, kontynuując — takŜe w kwestii wietnamskiej — politykę Johna Kennedy'ego. Wykluczał dąŜenie do opanowania DRW, jak i pozostawienie Południa bez pomocy. RW, broniona przy wsparciu Amerykanów, miała wzmocnić się na tyle, by była w stanie sama stawić czoło komunistom. W kręgach rządowych Stanów Zjednoczonych od początku istniały więc zasadnicze rozbieŜności co do przyczyn, konieczności i moŜliwości zaangaŜowania USA na Półwyspie Indo-chińskim. RóŜnice te miały się pogłębiać w miarę eskalacji wojny, rozszerzyć na całe społeczeństwo i doprowadzić do jednego z najgroźniejszych kryzysów w historii Ameryki. Stany Zjednoczone były wciągane w swą najdłuŜszą wojnę niepostrzeŜenie. W marcu 1964 r. prezydent zgodził się na zwiększenie dostaw broni dla ARW, rozszerzenie zakresu tajnych operacji w Północnym Wietnamie i rozpoczęcie planowania uderzeń powietrznych na DRW. Ostatni punkt stał się potem podstawą oskarŜania Johnsona o manipulowanie amerykańską opinią publiczną, zatajanie rzeczywistych celów Białego Domu, a nawet o umyślne prowokowanie wojny według stworzonego rzekomo wtedy „scenariusza". Czy rzeczywiście wprowadzał w błąd opinię publiczną? Najlepiej świadczą o zamiarach Johnsona fakty. W połowie 1964 r., a zatem przed pierwszymi bombardowaniami, Stany Zjednoczone próbowały pertraktować z Hanoi. Pośrednikiem był Blair Seaborn — szef delegacji Kanady w MKKiN. Przekazał on Pham Van Dongowi stanowisko USA, które brzmiało następująco: Stany Zjednoczone „nie chcą baz wojskowych w tym regionie i nie pragną obalenia władzy komunistycznej w Hanoi"; jeśli tylko DRW nie będzie dąŜyć do ekspansji, to moŜe uzyskać podobne korzyści gospodarze i polityczne, jak np. Jugosławia. Jedynym Ŝądaniem Waszyngtonu było zakończenie pomocy DRW dla Viet Congu. W przeciwnym razie — ostrzegały USA — Wietnam Północny mogą dotknąć znaczne zniszczenia.
99 Kierownictwo Lao Dong zinterpretowało amerykańską próbę nawiązania dialogu jako sygnał, iŜ Stany Zjednoczone — po doświadczeniach koreańskich — nie są zdolne do uczestniczenia w następnej wojnie w Azji, toteŜ nie wykazało zainteresowania ofertą. Pham Van Dong zarzucił Amerykanom, Ŝe to oni są agresorami, zaŜądał ich bezwarunkowego wycofania i stwierdził, Ŝe problemy Południa powinny zostać rozwiązane „przez samych Południowych Wietnamczyków". Na zakończenie stwierdził, Ŝe Viet Cong i ci, którzy go wspierają, są gotowi do poświęceń, a jeŜeli Ameryka narzuci wojnę DRW, to — konkludował z charakterystyczną dla Hanoi pewnością siebie — „ZwycięŜymy!" Rozmowy nie zmieniły więc niczego; wkrótce na Południu znalazły się pierwsze jednostki WAL. Odpowiedzią Amerykanów było rozszerzenie tzw. tajnej wojny. Były to operacje na Północy prowadzone przez południowo-wietnamskie Zielone Berety przy wsparciu amerykańskim. Obejmowały loty zwiadowcze samolotów U-2, zrzuty grup sabotaŜowych na spadochronach, wypady komandosów na wybrzeŜa DRW oraz ostrzeliwanie baz morskich przez południowo-wietnamskie kutry torpedowe. Akcje te unaoczniły, jak silna była kontrola społeczeństwa na Północy. Z przerzuconych tam dziesięciu ośmioosobowych dywersyjnych druŜyn Zielonych Beretów wrócić udało się jedynie czterem Ŝołnierzom. W czasie jednej z operacji doszło do incydentu, który miał mieć dalekosięŜne skutki. Amerykański niszczyciel USS Maddox, prowadząc wywiad elektroniczny 30 mil morskich od wybrzeŜy DRW, czyli na wodach międzynarodowych, napotkał 3 północnowietnamskie łodzie torpedowe. Nieco wcześniej kutry RW ostrzelały garnizon WAL połoŜony 100 mil dalej. Maddox, został zaatakowany przez łodzie DRW i odpowiedział ogniem, zmuszając je do ucieczki. Waszyngton został natychmiast zaalarmowany, lecz nie podjęto Ŝadnych kroków odwetowych. Do Maddoxa dołączył jedynie inny niszczyciel. Dwa dni później, w nocy 4 sierpnia, gdy oba
100 okręty operowały na otwartym morzu — ponad 50 mil od brzegu, nadały meldunki radiowe, Ŝe ponownie zostały zaatakowane. Tym razem Johnson zarządził w odwecie uderzenie lotnicze na bazę morską w Vinh. Do dziś amerykańscy historycy toczą dyskusję na temat przebiegu wydarzeń w czasie decydujących kilku godzin w nocy z 4 na 5 sierpnia. W czasie drugiego incydentu w Zatoce Tonkińskiej panowała sztormowa pogoda i powstały wątpliwości, czy oba niszczyciele rzeczywiście zostały zaatakowane. Dowódcy okrętów amerykańskich oparli swe meldunki na świadectwach marynarzy, którzy widzieli ślady torped oraz na wskazaniach radaru i sonaru. Ze względu na trudne warunki nie mieli jednak całkowitej pewności. Problemu nie byłoby, gdyby Wietnamczycy trafili — jak za pierwszym razem — któryś z niszczycieli. Tak się jednak nie stało i niektórzy historycy twierdzą, iŜ Johnson wykorzystał niejasny w gruncie rzeczy incydent do eskalacji wojny, i wprowadził Kongres w błąd. Prezydent bowiem zwrócił się zaraz po incydencie do Kongresu USA o uchwalenie rezolucji, która dawałaby mu prawo „do powzięcia wszelkich niezbędnych kroków, z uŜyciem sił zbrojnych włącznie" w celu odparcia dalszych ataków na siły USA lub dla obrony Wietnamu Południowego. Senat przyznał Ŝądane uprawnienia stosunkiem głosów 88:2, a Izba Reprezentantów jednogłośnie (416:0). Sześć lat później, w 1970 r., Kongres odwołał rezolucję. Lyndonowi Johnsonowi zarzucono, iŜ nie przedstawił wszystkich okoliczności incydentów, (przede wszystkim tego, Ŝe rozegrały się w pobliŜu miejsc, gdzie kutry południowo-wietnamskie prowadziły operacje przeciw DRW i dlatego ataków na okręty amerykańskie nie moŜna uznać za niesprowokowane). Prezydent nie wykorzystał Rezolucji Tonkińskiej ani szerokiego poparcia społecznego, które ujawniały badania opinii, do eskalacji wojny. Przeciwnie — wielokrotnie powtarzał, Ŝe nie pragnie dalszych działań militarnych. Miał nadzieję, Ŝe wobec jednomyślnego i twardego stanowiska zajętego przez Amerykę
101 Hanoi zmieni kurs na bardziej ustępliwy. Niestety, strumień Ŝołnierzy i sprzętu płynący na Południe wciąŜ rósł. Istnieją świadectwa, iŜ Lao Dong zdecydowała się na rozstrzygnięcie militarne juŜ przy końcu 1963 r. 1 Komuniści wiedzieli przecieŜ, Ŝe nie mogą przegrać tej wojny. USA zapewniały wielokrotnie, Ŝe ich celem jest jedynie obrona RW. A do wygrania mieli wiele — jak pokazał czas — nie tylko Wietnam Południowy... ToteŜ w Hanoi nie deliberowano długo nad dalszymi decyzjami, nie zagłębiano się — jak w Waszyngtonie — w najdrobniejsze niuanse, nie pytano wciąŜ ó to, jakie są właściwie cele wojny. W Ameryce natomiast kaŜde postanowienie poprzedzały nie kończące się debaty wewnątrz administracji i w środkach masowego przekazu. W Białym Domu dyskutowano nad setkami stron róŜnych raportów i memoriałów płodzonych przez wszystkie agendy rządowe. Mimo to — a moŜe właśnie dlatego — amerykańscy przywódcy nigdy nie mieli pewności, nawet w podstawowych sprawach. George Herring napisał, iŜ „często nie byli pewni, co właściwie powstrzymują: czasem mówili o Chinach, innym razem o komunizmie", a niekiedy o „ruchach wywrotowych". Polityk William Sullivan powiedział: „Nie byliśmy pewni... ani naszych celów, ani metod, ani sojuszników". Profesor Hugh Arnold, który analizował oficjalne dokumenty Waszyngtonu, naliczył aŜ 22 róŜne rządowe usprawiedliwienia obecności USA w Wietnamie. Przywódcy Lao Dong wiedzieli natomiast dobrze, czego chcą. Po ostrzegawczym ataku amerykańskim zaczęli szykować kraj do wojny. Ewakuowano z miast część ludności i zakłady przemysłowe. Na ulicach wykopano tysiące schronów i rowów przeciwlotniczych.
1
Pierwsze oddziały WAL wyruszyły na Południe w połowie 1964 r. Amerykańskie bombardowania (nie
licząc nalotu po incydentach tonkińskich) rozpoczęły się w 1965 r. Wtedy teŜ weszły do walki pierwsze oddziały armii USA. Mimo to, niektórzy historycy twierdzą, Ŝe to interwencja USA pchnęła DRW do wysłania swych Ŝołnierzy na Południe.
102 Po drugiej stronie oceanu prezydent i jego rząd uzgodnili, iŜ wobec nieustępliwej postawy Hanoi konieczne jest uderzenie powietrzne na Północny Wietnam. Pentagon zaczął opracowywać plan bombardowań DRW. Operacja otrzymała kryptonim Rolling Thimder („Dudniący Grzmot"). Ataki lotnicze miały wywrzeć presję na Hanoi, by przestało popierać powstanie na Południu; zredukować infiltrację i podnieść jej koszty; skłonić komunistów do negocjacji i do porozumienia; złamać wolę walki na Północy i podnieść morale Południa; osłabić nieprzyjaciela przez uderzenie w bazę materialną; oszczędzić Ŝycie Ŝołnierzy amerykańskich. JuŜ sama długość tej listy rodzi podejrzenia co do realizmu waszyngtońskich strategów. Od początku nie brakowało teŜ w USA krytyków koncepcji bombardowań jako sposobu rozwiązania złoŜonego problemu wietnamskiego. Inne były zresztą powody krytyki ze strony pacyfistycznych „gołębi", a inne Centralnej Agencji Wywiadowczej. Nie było jednak Ŝadnej innej alternatywy, inwazję lądową z góry przecieŜ odrzucono. W otoczeniu prezydenta Johnsona przewaŜał pogląd, iŜ DRW tak zaleŜy na zbudowanym po 1954 r. przemyśle, Ŝe wystarczy sama groźba jego zniszczenia, by Hanoi się ugięło. Jeden z doradców prezydenta, Walt Rostów, sądził, Ŝe „Ho Chi Minh juŜ nie jest partyzantem, który nie ma nic do stracenia", lecz „musi bronić kompleksu przemysłowego" w DRW. Przyszłość pokazała, iŜ hierarchia wartości twórcy Lao Dong była inna. Na początku 1965 r. Viet Cong w dalszym ciągu zdobywał nowe tereny, rząd w Sajgonie jak zwykle się chwiał, a plan operacji Rolling Thunder był opracowany. Przywódcy DRW musieli wiedzieć, co robią, gdy zezwalali oddziałom partyzanckim na zaatakowanie Ŝołnierzy amerykańskich. 6 lutego Viet Cong uderzył na amerykańską bazę helikopterową w Pleiku. Zginęło dziewięciu Amerykanów, 76 było rannych. Prezydent powiedział jednemu z senatorów, który oponował przeciw odwetowi: „Nie mogę kazać amerykańskim Ŝołnierzom, aby walczyli tam nadal zjedna ręką za plecami".
103 Kilka godzin później z lotniskowców 7 Floty USA wystartowało 49 bombowców typu Skyhawk i Crusader, by zaatakować koszary WAL w Dong Hoi. 10 lutego w czasie uderzenia partyzantów na bazę w Qui Nhon poległo 22 Amerykanów. Po serii uderzeń odwetowych 2 marca prezydent polecił rozpocząć operację Rolling Thunder. Tak zaczęły się bombardowania Wietnamu Północnego. W roku 1965 samoloty amerykańskie wykonały 25 tys. lotów, w 1966 — 79 tys., a w 1967 — 108 tys. W 1965 r. operacja Rolling Thunder objęła bazy i magazyny wojskowe oraz drogi w pobliŜu strefy zdemilitaryzowanej. W 1966 r. bombardowania zaczęły przesuwać się bardziej na północ i dotknęły równieŜ przemysł oraz komunikację. W 1967 Johnson zezwolił na dokonanie uderzeń na niektóre zakazane dotąd cele w pobliŜu Hanoi i granicy chińskiej. Bombardowania nie były skierowane przeciw ludności cywilnej, lecz ocenia się, Ŝe w okresach najcięŜszych ataków liczba zabitych cywilów mogła dochodzić do 1000 osób tygodniowo. JuŜ po pierwszych miesiącach bombardowań wszystkie oceny wskazywały, iŜ Rolling Thunder nie przynosi niemal Ŝadnych rezultatów. CIA i specjaliści Pentagonu twierdzili, Ŝe wojna powietrzna nie osłabiła zdolności DRW do walki i pomocy dla Viet Congu. Panuje zgodność co do przyczyn niepowodzenia: zawiniła strategia zastosowana w wojnie powietrznej, strategia stopniowego wzmagania nacisku. Stany Zjednoczone, zaczynając interwencję w Wietnamie, pokładały w swym lotnictwie pełne zaufanie. Piloci amerykańscy bohatersko walczyli w II wojnie światowej. Siły powietrzne byty podstawą doktryny odstraszania nuklearnego. Lotnictwo uratowało Berlin w czasie blokady w 1948 r., a w Korei piloci USA szczycili się w pojedynkach z MiG-ami stosunkiem strąceń 10:1. Ale w Wietnamie Amerykanie zlekcewaŜyli podstawowe zasady walki. Stare jak sama wojna: zaskoczenie i konieczność uderzenia całą siłą. Strategię powolnej eskalacji narzucili wojskowym politycy cywilni, a konkretnie Biały Dom. Komitet Szefów Sztabów domagał się przeprowadzenia
104 na samym początku nokautującego ataku na najwaŜniejsze cele militarne i gospodarcze DRW. Prezydent jednak obawiał się reakcji Chin i ZSRR. Strategia eskalacji miała równieŜ — według kalkulacji Waszyngtonu — wpłynąć na otrzeźwienie Hanoi i skłonić komunistów do rokowań. Johnson liczył na to, Ŝe strach przed potęgą USA ostudzi ich gotowość do walki. Amerykanie nie docenili jednak (podobnie jak Francuzi) wojowniczości i gotowości do poświęceń Wietnamczyków, które komuniści potrafili znakomicie wykorzystać. Jeden z doradców Johnsona powiedział: „Chcieliśmy, aby Ho i jego doradcy mieli czas na spokojne zastanowienie się nad myślą o zniszczeniu ojczyzny". W Białym Domu najwidoczniej zakładano, Ŝe twórca Komunistycznej Partii Indochin myśli tak, jak politycy w państwach demokratycznych. Na ile zasadne było zaniepokojenie Waszyngtonu postawą Pekinu i Moskwy? Oba państwa niejednokrotnie posuwały się do otwartych gróźb wobec Ameryki w związku z wojną wietnamską, lecz z drugiej strony nie brakowało sygnałów, iŜ nie zamierzają — przy całym swym zaangaŜowaniu w konflikt — posłać do walki własnych oddziałów. Dziś juŜ wiadomo, jak błędne były przekonania USA, iŜ Hanoi trzyma z Chinami, które otwarcie odrzucały „pokojowe współistnienie", a Związek Sowiecki stara się mitygować Wietnamczyków. Z obu źródeł płynęła do DRW równie duŜa pomoc militarna i ekonomiczna. W dodatku między Pekinem i Moskwą doszło do swoistej rywalizacji o to, kto da Wietnamczykom więcej. Chińczyków dopingowała troska o wiarygodność głoszonego hasła „rewolucji światowej". Natomiast Sowieci starali się odparować zarzuty Pekinu, iŜ mówiąc o koegzystencji, idą na ugodę z imperializmem. Sygnały dochodzące z Pekinu i Moskwy były jednak często sprzeczne i niejednoznaczne. Przewodniczący Mao oświadczył wyraźnie w styczniu 1965 r„ iŜ: „Wojska chińskie nie wyjdą poza nasze granice". W Waszyngtonie wiedziano teŜ o słabości gospodarki ChRL, która praktycznie uniemoŜliwiała prowa-
105 dzenie jakiejkolwiek większej wojny. Z drugiej strony Amerykanie musieli jednak brać pod uwagę hałaśliwe wezwania Pekinu do „zgniecenia" Stanów Zjednoczonych i zachęcanie Hanoi do „wyparcia ich z Azji Południowo-Wschodniej". W USA panowało teŜ przekonanie, iŜ Chiny są tak Ŝywotnie zainteresowane Półwyspem Indochińskim, Ŝe mogą mimo wszystko dokonać bezpośredniej interwencji. Od ZSRR Wietnamczycy otrzymywali 70% broni, w tym rakiety i artylerię przeciwlotniczą, samoloty i sprzęt pancerny. Wartość pomocy bloku sowieckiego (większość pochodziła z ZSRR) wynosiła przeciętnie 800 min dolarów rocznie. Kreml jeszcze za prezydentury Kennedy'ego oświadczył, iŜ nie widzi moŜliwości powrotu do porozumień genewskich, które przewidywały neutralność obu części Wietnamu, gdyŜ DRW jest nieodwracalnie częścią „obozu socjalistycznego". Na początku 1966 r. gen. Aleksy Jepiszew stwierdził, Ŝe „tysiące ludzi radzieckich, całe jednostki wojskowe gotowe są ochotniczo walczyć w Wietnamie". Podobne stanowisko zajął Układ Warszawski w lipcu 1966 r. A Władysław Gomułka powiedział: „Będziemy nadal udzielać DRW i narodowi wietnamskiemu poparcia materialno-obronnego... Razem ze wszystkimi krajami socjalistycznymi jesteśmy zdecydowani — jeśli rząd DRW zwróci się do nas o to — umoŜliwić zaciąg naszych ochotników do niesienia zbrojnej pomocy narodowi wietnamskiemu... Nawiasem mówiąc, mamy juŜ masę zgłoszeń ludzi, którzy chcą jako ochotnicy jechać do Wietnamu". Prezydent Johnson starał się rozpocząć Rolling Tluinder tak, aby nie draŜnić ChRL i ZSRR. Dlatego kilka dni przed pierwszymi nalotami poinformowano Pekin i Moskwę, Ŝe mają one za cel wyłącznie obronę Wietnamu Południowego. Waszyngton ogłosił równieŜ, Ŝe ich zadaniem jest zmuszenie Hanoi do rokowań. Prezydent oświadczył, Ŝe jeśli tylko NFW zgodzi się na pokojowe zakończenie konfliktu, to USA ofiarują miliard dolarów na rozwój gospodarczy kraju. Następnie Stany Zjednoczone wstrzymały bombardowania od 13 do 18
106 maja, próbując nawiązać rozmowy z rządem DRW. Hanoi nazwało pauzę „ogranym, oszukańczym chwytem" i odmówiło zarówno negocjacji, jak i zaprzestania pomocy dla Viet Congu. Zarzuciło Johnsonowi, Ŝe chce przy pomocy przerwy w bombardowaniach... pogłębić wojnę. Co faktycznie nastąpiło. Amerykanie zareagowali na tę arogancką odpowiedź nasileniem ataków. Dylematy stojące w tym czasie przed Waszyngtonem najlepiej ujął szef CIA, John McCone. Okazał się jednym z bardziej dalekowzrocznych ludzi w kierownictwie amerykańskim, gdy pisał: „Z upływem kaŜdego dnia i tygodnia moŜemy oczekiwać rosnącego nacisku na wstrzymanie bombardowań. Będą go wywierać róŜne części społeczeństwa USA, prasy, ONZ i opinia światowa. Dlatego czas będzie pracował przeciw nam... i —jak sądzę — Północni Wietnamczycy liczą na to". Przewidywał teŜ zwiększenie infiltracji, co spowoduje, Ŝe „zostaniemy wciągnięci w walkę w dŜungli, w wojnę, której nie będziemy mogli wygrać i z której niezmiernie trudno będzie się nam wycofać". Wkrótce po rozpoczęciu Rolling Thunder amerykański głównodowodzący w Wietnamie, gen. William Westmoreland, zaŜądał od Waszyngtonu Ŝołnierzy do obrony lotnisk przed spodziewanymi atakami Viet Congu. Wśród doradców prezydenta znów wybuchła dyskusja: „gołębie" radzili wycofanie się — póki jeszcze moŜna — „z twarzą". Inni uwaŜali posyłanie oddziałów USA za zbyt ryzykowne; gen. Taylor, którego opinia okazała się podobnie prorocza, jak McCone'a, ostrzegał, Ŝe amerykańscy Ŝołnierze „nie potrafią odróŜnić w Wietnamie przyjaciół od wrogów; Marines nie są odpowiednio wyszkoleni ani wyposaŜeni do walk w dŜungli", a ich przybycie zachęci ARW do bierności i zdania się na Amerykanów. Oddziały amerykańskie znalazły się jednak w 1965 r. w Wietnamie. Powodem było rozpaczliwe połoŜenie władz sajgońskich. Oto fragment ich barwnej historii. 16 sierpnia 1964 r. gen. Khanh zastąpił prezydenta, gen. Duonga Van Minha,
107 zwanego z uwagi na potęŜną — zwłaszcza jak na Wietnamczyka — posturę „Wielkim" Minhem. (KrąŜyły pogłoski, iŜ gen. Minh miał rodzinne koneksje na wysokim szczeblu w Hanoi. Był on zamieszany w zabójstwo Diema i Nhu, i był jedynym południowo-wietnamskim generałem, który po 1975 r. dobrowolnie pozostał w kraju). W 11 dni później Minh był znów głową państwa, a Khanh — premierem. Po 10 dniach Khanh musiał zrezygnować wskutek bezkrwawego przewrotu, ale nazajutrz dokonał kontrprzewrotu i wrócił do władzy. W Wietnamie Południowym działało ok. 40 partii politycznych — około, gdyŜ ciągłe rozpady, podziały i fuzje czyniły ich liczbę niestałą. Większość z nich stanowiły grupki inteligencji pozbawione szerszych wpływów. Działały teŜ róŜne grupy i ruchy prokomunistyczne. Partia kładła nacisk na działania legalne, na tworzenie jawnych organizacji fasadowych. Spore wpływy posiadali komuniści w tzw. Trzeciej Sile, która próbowała grać rolę rozjemcy pomiędzy władzami i NFW. Skupione w niej organizacje opowiadały się za pokojem (przez co rozumiały wycofanie Amerykanów i utworzenie „rządu zgody narodowej" z udziałem Viet Congu) i za neutralizacją RW. Rezultatem chaosu panującego w Sajgonie była utrata kontroli nad większą częścią terytorium kraju. Władze panowały juŜ właściwie tylko nad kilkoma większymi miastami, gdy 8 marca 1965 r. do Wietnamu przybyła amerykańska piechota morska. O 9 rano do plaŜy koło Da Nang przybiła flotylla łodzi desantowych. Marines w pełnym oporządzeniu, z karabinami M-J4, skakali do płytkiej wody. Na brzegu witali ich przedstawiciele władz, grała orkiestra, a piękne dziewczęta w barwnych tunikach ao dai z uśmiechem wkładały im na szyje wieńce z tropikalnych kwiatów. Jeśli dodać zielone palmy pochylające się nad Ŝółtym piaskiem plaŜy, to otrzymamy scenę przypominającą raczej powitanie turystów na Hawajach niŜ początek jednej z najkrwawszych wojen XX wieku. I zrozumiemy szok młodych Ŝołnierzy, którzy po takich sielankowych przywitaniach wpadali wprost w piekło walki
108 w dŜungli, gdzie niewidoczny nieprzyjaciel mógł się kryć za kaŜdym zakrętem ścieŜki. Ich następcy przylatywali samolotami, w których równie piękne i równie uśmiechnięte stewardessy Ŝyczyły im „przyjemnej wojny", a potem w ciągu jednej nocy helikoptery przerzucały ich z luksusowych baz w głąb dŜungli. W maju 1965 r. oddziały NFW rozpoczęły ofensywę i zadały cięŜkie straty armii południowo-wietnamskiej. Skała tego uderzenia przekonała wahających się jeszcze doradców Johnsona, iŜ dla ocalenia RW przed upadkiem konieczne jest wejście do walki Ŝołnierzy amerykańskich. Inną opcję, bombardowanie DRW bez ograniczeń, prezydent konsekwentnie odrzucał ze względu na Chiny. Na przytoczenie zasługują przestrogi jednego z najwytrwalszych oponentów polityki zaangaŜowania USA w Wietnamie George'a Balia, podsek-retarza stanu. Świadczą one o tym, Ŝe Amerykanie od początku wiedzieli o niebezpieczeństwach, które niosła ze sobą wojna. Bali w liście do prezydenta wyraził wątpliwości, czy USA będą w stanie pokonać Viet Cong, niezaleŜnie od tego, „ile setek tysięcy białych, obcych Ŝołnierzy uŜyjemy. Nikt nie udowodnił, Ŝe białe siły lądowe... mogą zwycięŜyć w wojnie partyzanckiej (która jest jednocześnie wojną domową pomiędzy Azjatami), w dŜungli, wśród ludności... dającej ogromną przewagę wywiadowi drugiej strony... Nasze oddziały zaczną ponosić cięŜkie straty w wojnie, do której są źle wyposaŜone". To — ostrzegał Bali — spowoduje, Ŝe „nasze zaangaŜowanie stanie się tak wielkie, Ŝe nie będziemy mogli — bez upokorzenia narodowego — zatrzymać się... upokorzenie jest bardziej prawdopodobne, niŜ osiągnięcie naszych celów, nawet po zapłaceniu straszliwej ceny". W lipcu 1965 r. Johnson oznajmił jednak zwiększenie liczby Ŝołnierzy amerykańskich w Wietnamie do 125 tys. W przemówieniu telewizyjnym powiedział, Ŝe Amerykanie powinni być przygotowani do wojny, która moŜe potrwać 7 lub 8 lat. Ostatni Ŝołnierze USA opuścili Wietnam 8 lat później.
109 Decyzje lipcowe Johnsona, choć nie wydawały się wówczas przełomowe, z perspektywy czasu moŜna ocenić jako jeden z najwaŜniejszych momentów II wojny indochińskiej. Stały się bowiem początkiem bezpośredniej interwencji sił lądowych USA. Amerykańscy historycy uwaŜają je właściwie za początek wojny, a takŜe za coś w rodzaju jej formalnego wypowiedzenia. NajdłuŜsza wojna Stanów Zjednoczonych pozostała jednak formalnie do końca wojną niewypowiedzianą. Dlaczego tak się stało? Czemu prezydent nie zwrócił się z tym do Kongresu? Dlaczego nie chciał skorzystać z poparcia społeczeństwa? Badania opinii społecznej jednoznacznie wskazywały, Ŝe Amerykanie opowiadają się za szybkim zwycięstwem. Takie było zdanie ponad 70% społeczeństwa, natomiast wycofania pragnęło tylko 7%. Co więcej, 30% popierało uŜycie broni atomowej, jeśli zakończyłoby to wojnę. Podobnie rozkładały się wówczas głosy młodzieŜy i studentów. Minister obrony, Robert McNamara, proponował prezydentowi zwrócenie się do Kongresu o podniesienie podatków na cele wojskowe oraz wprowadzenie w USA stanu wyjątkowego, a zatem postawienie państwa na stopie wojennej bez formalnego wypowiedzenia wojny. Komitet Szefów Sztabów doradzał mobilizację rezerw, aby stało się jasne, Ŝe — jak to ujął gen. Wheeler — Ameryka nie zaczyna Jakiejś militarnej awantury za trzy grosze". Prezydent nie zwrócił się jednak do Kongresu. Jego wystąpienia na temat Wietnamu były zawsze spokojne, a krytyki ruchu antywojennego łagodne. Taktyka prezydenta miała za cel — jak sformułował to jego doradca — „unikać nadmiernego zainteresowania i zaniepokojenia Kongresu i opinii publicznej kraju". Johnson obawiał się bowiem, iŜ oŜywienie nastrojów w Ameryce popsułoby strategię Białego Domu, strategię wojny ograniczonej. Trudno byłoby ją nazwać „wojną za trzy grosze" — kosztowała w końcu miliardy dolarów. A jednak w określeniu gen. Wheelera kryło się ziarno prawdy...
110 Ówczesny sekretarz stanu USA, Dean Rusk, napisał: „Nie podjęliśmy Ŝadnych kroków, Ŝeby podgrzać uczucia Amerykanów związane z wojną. Na przykład nie organizowaliśmy defilad wojskowych w miastach: nie posyłaliśmy gwiazd filmowych do fabryk, Ŝeby sprzedawały obligacje — nic z tych rzeczy, które robiono w czasie II wojny światowej. UwaŜaliśmy, iŜ w erze atomowej uleganie emocjom jest zbyt niebezpieczne... próbowaliśmy z zimną krwią robić to, czego nasi ludzie na polu bitwy nie mogli robić z zimną krwią". Prezydent Johnson sądził, Ŝe jest to jedyna droga. Pragnął uniknąć Scylli opuszczenia Wietnamu i Charybdy wojny na duŜą skalę. Potem miano mu zarzucić, Ŝe aby to osiągnąć, dezinformował naród i oszukiwał Kongres. śe świadomie naśladował F. D. Roosevelta. który wprowadził Amerykę do II wojny światowej okręŜną drogą, stosując róŜne manipulacje. Podobnie — zdaniem krytyków — postępował Johnson, gdy zwodził opinię publiczną co do faktycznych motywów swych posunięć, gdy nie dzielił się ze społeczeństwem swymi wątpliwościami. OskarŜono Johnsona m.in. o próby negocjacji z Hanoi dla zamydlenia oczu i uciszenia przeciwników interwencji, podczas gdy sam prezydent rzekomo nigdy nie traktował ich powaŜnie, choć to przecieŜ władze DRW uporczywie odmawiały podjęcia rozmów. Inne oskarŜenia dotyczyły zatajania prawdy o sytuacji militarnej. Biały Dom wiedział juŜ w 1965 r., Ŝe ograniczone wykorzystanie lotnictwa nie przynosi efektów, lecz mimo to podtrzymywał wiarę w sukces tej strategii. Oficjalny optymizm głoszony przez Waszyngton do 1968 r., ciągłe zapowiadanie ostatecznego zwycięstwa spowodowały szok, gdy strategia wojny ograniczonej przyniosła fiasko. Politykę Johnsona atakowali nie tylko „gołębie"., Jastrzębie" kwestionowali ograniczenia nałoŜone na siły zbrojne — jeśli walka z DRW jest usprawiedliwiona, to dlaczego nie wypowiedzieć wojny oficjalnie i nie uderzyć wszelkimi siłami? A jeŜeli za Wietnamem Północnym stoją Chiny i Rosja, to dlaczego by nie rzucić równieŜ im wyzwania?
111 Johnson nie mógł skutecznie bronić swej strategii, poniewaŜ była pełna sprzeczności. Tym bardziej nie mógł wyjaśnić, dlaczego nie mówił całej prawdy narodowi. U podstaw jego obawy przed reakcjami społeczeństwa kryła się bowiem — typowa dla liberalnych polityków amerykańskich — nie ufność wobec klas średnich, które uwaŜali za ignoranckie i ślepo antykomunistyczne. Właśnie lęk przed tym prącym do wojny „tłumem zwolenników Goldwatera" (Goldwater crowd), którzy byli „liczniejsi, potęŜniejsi i bardziej niebezpieczni od profesorków", powstrzymywał prezydenta przed zwróceniem się do narodu o poparcie polityki wietnamskiej. Po decyzjach lipcowych rozpoczęło się zwiększanie kontyngentu amerykańskiego. Najpierw przybyła 1 Dywizja Kawalerii Powietrznej z 400 helikopterami, które miały odebrać partyzanckiej taktyce Viet Congu jej atuty. Niemal natychmiast po wylądowaniu dywizję rzucono do walki przeciw jednostkom NFW, których koncentracja na PłaskowyŜu Centralnym groziła rozcięciem RW na dwie części. W bitwie w dolinie La Drang Amerykanie zmusili do odwrotu przeciwnika, który schronił się do baz na terytorium KambodŜy. W Ameryce od początku zdawano sobie sprawę, Ŝe — jak pisał gen. Lewis Walt — „będzie to wojna bardzo trudna i kosztowna. Wystawi na próbę cierpliwość narodów wolnego świata, zwłaszcza USA". „Newsweek" twierdził juŜ w grudniu 1965 r„ Ŝe celem Viet Congu jest erozja woli walki Amerykanów. Prezydent Johnson w orędziu po rozpoczęciu Rolling Thunder powiedział: „Nie damy się zwycięŜyć, nie ogarnie nas zmęczenie. Nie wycofamy się ani otwarcie, ani pod pozorem nic nie znaczącego układu". Niestety, niemal wszystkie ewentualności, które wówczas wykluczył, miały stać się rzeczywistością.
W ŚWIECIE BAMBUSOWYCH CHAT
Zepchniemy Amerykanów do morza. Pham Van Dong w 1964 r.
W 1965 r. stało się więc to, przed czym przestrzegali od czasu wojny koreańskiej amerykańscy politycy i wojskowi. Stany Zjednoczone zaangaŜowały się w wojnę lądową na kontynencie azjatyckim. Tym samym — według obrazowego określenia F. FitzGerald — globalna strategia supermocarstwa została przeniesiona w świat bambusowych chat i wiosek rozrzuconych wśród ryŜowych pólek, a „powstrzymywanie komunizmu" i „bezpieczeństwo Wolnego Świata" zostało uzaleŜnione od państwa, w którym „rządy powstają lub upadają w wyniku kłótni między Ŝonami dwóch pułkowników". USA właściwie nie wypracowały spójnej strategii politycznej dla prowadzenia wojny w Wietnamie. W Waszyngtonie przypuszczano, Ŝe wystarczy po prostu wykorzystać odpowiednią część gigantycznego potencjału militarnego, by przeraŜone Politbiuro z Hanoi poprosiło o pokój. Gdy nacisk okazał się niewystarczający, zaczęto go stopniowo wzmagać. I tak Amerykanie zainicjowali polityczną reakcję łańcuchową: im bardziej się angaŜowali, tym więcej było powodów do dalszego zaangaŜowania i tym trudniejsze stawało się wycofanie,
113 bowiem w grę wchodziły w coraz wyŜszym stopniu prestiŜ i wiarygodność. Podobnie było ze strategią militarną, którą Biały Dom wtłoczył w ciasne ramy ograniczeń. Wojskowi lekcewaŜyli doświadczenia Francuzów, gdyŜ — jak to ujął amerykański generał — „Francuzi nie wygrali wojny od czasów Napoleona; czego więc moŜemy się od nich nauczyć?". Z pierwszej wojny indochińskiej mimo wszystko moŜna było wyciągnąć waŜne wnioski, jednak zarówno klęska Francuzów, jak i antyamerykańskie stanowisko prezydenta de Gaulle'a sprawiły, iŜ Pentagon wolał się oprzeć na doświadczeniach wojny koreańskiej. Stąd m.in. wiara w lotnictwo i sprzęt, stąd objuczanie Ŝołnierzy cięŜkim ekwipunkiem i rozbudowana intendentura. Amerykanie gorzej od Francuzów znali teren i warunki Wietnamu, lecz byli pewni, Ŝe nadrobią to z nawiązką przewagą techniczną. PrzecieŜ w 1954 r. było w Indochinach 56 helikopterów, a Stany Zjednoczone miały ich tysiące. Przed gen. Westmorelandem stanęło arcytrudne zadanie znalezienia odpowiedniej strategii i taktyki. Musiał znaleźć sposób na pokonanie nieprzyjaciela, który bez przeszkód przenikał przez granicę długości 1,5 tys. km, który miał zapewniony stały dopływ ludzi i sprzętu, a w razie niebezpieczeństwa mógł wycofać się do baz połoŜonych tuŜ za granicą — w KambodŜy i w Laosie. Taki był efekt restrykcji nałoŜonych przez Johnsona, który nie chciał naruszać „neutralności" Laosu i KambodŜy. W Laosie toczyła się wojna domowa z udziałem DRW, która po prostu zajęła tereny potrzebne jej do komunikacji z Południem. Natomiast rządzący w Phnom Penh ksiąŜę Sihanouk odrzucał, pod pozorem neutralności, prośby o zgodę na zaatakowanie szlaku Ho Chi Minha i obozów Viet Congu, udając, Ŝe nie dostrzega obecności kilku dywizji wietnamskich w swym kraju. Wietnam Południowy przypominał oblęŜoną twierdzę, do której nieprzyjaciel mógł wchodzić, kiedy tylko chciał, a obrońcom nie wolno było go ścigać, gdy się wycofywał. Z czysto
114 militarnego punktu widzenia najskuteczniejszą taktyką byłoby dokonanie inwazji na DRW, ale ten wariant odpadł ze względów politycznych. Westmorelandowi nie pozostawało zatem nic innego, jak tylko dorobić teorię do wojny obronnej, którą mu kazano prowadzić. Stworzył więc „strategię wyczerpania" (strategy of attrition), która miała polegać na zadaniu Viet Congowi strat przewyŜszających moŜliwości regeneracji. „Strategia wyczerpania" opierała się na załoŜeniu, Ŝe straty te będą dla Hanoi „nie do przyjęcia" i zmuszą przeciwnika do kapitulacji. Po przyjęciu takiej strategii Westmoreland miał do wyboru trzy taktyki. Pierwsza polegała na obsadzeniu miast i utworzeniu pasa obrony wzdłuŜ wybrzeŜa, na bardziej sprzyjających amerykańskiemu stylowi walki nizinach. Generał odrzucił ją jako zbyt defensywną. Druga koncepcja — rzucenie przeciw Viet Congowi specjalnie wyszkolonych, lekkich oddziałów kontrpartyzanckich — takŜe nie zyskała akceptacji tradycjonalistycznie myślącego amerykańskiego dowództwa. Szermowano przy tym argumentem, iŜ konsekwencją jej przyjęcia byłyby wysokie straty w ludziach. Nie jest to jednak argumentacja do końca przekonująca, gdyŜ taktyka, na którą się ostatecznie zdecydowano, takŜe prowadziła do znacznych strat. Chodziło raczej o obawę przyzwyczajonych do konwencjonalnych sposobów walki sztabowców przed nowym, odmiennym sposobem walki, którego przyjęcie pociągnęłoby za sobą równieŜ nieuchronne zmiany personalne na szczytach amerykańskiego dowództwa. Westmoreland przyjął koncepcję tzw. Search and Destroy (Odszukać i Zniszczyć). Była ona zbliŜona w załoŜeniach do taktyki Meatgrinder (Maszynki do mięsa) stosowanej w wojnie koreańskiej, która polegała na wciąganiu Chińczyków i Północnych Koreańczyków do walki, a następnie dziesiątkowaniu ich połączonymi uderzeniami piechoty, artylerii i lotnictwa. W relacji reportera magazynu „Time" ze stycznia 1966 r. taktyka stosowana w Wietnamie nie dawała partyzantom Ŝadnych szans: „(Lotniskowce) wysyłały swe bombowce do walki, a okręty
115 wojenne sześciocalowymi działami sięgały zgrupowań Viet Congu na 15 mil w głąb lądu. Olbrzymie samoloty B-52... zaczęły ze swej bazy na wyspie Guam druzgotać leśne fortece partyzantów... W palącym upale i zgniłej wilgoci kontynentu azjatyckiego Amerykanie stosowali swoją zrewidowaną wersję zasad wojny partyzanckiej... WyposaŜone w oszałamiającą siłę ognia, ruchliwe w stopniu, o którym jeszcze przed dziesięcioma laty nie moŜna było marzyć, amerykańskie siły uderzeniowe wdzierały się do twierdz Viet Congu długo uwaŜanych za niedosięgłe. Przypominające chmury olbrzymich os śmigłowce dźwigały Ŝołnierzy i sprzęt z baz na pole bitwy, zapewniając im przewagę zaskoczenia i elastyczności. ...Uderzenia lotnictwa spychały partyzantów z zarosłych dŜunglą grzbietów górskich, grzebały ich w podobnych do labiryntu tunelach, nie dawały im wytchnąć". Gdyby w rzeczywistości było tak, jak w podkoloryzowanej dziennikarskiej relacji, to Westmoreland odniósłby pełen sukces. Zwykle było bardziej prozaicznie —jak w sprawozdaniu „New York Timesa" z 9 sierpnia 1965 r.: „Spadochroniarze palącymi się papierosami zrzucali opite krwią pijawki i deptali butami jadowite azjatyckie stonogi. Znaleźli jaskinie i porzucone zapasy ryŜu, parę razy' nieomal nastąpili na pięty cofających się Ŝołnierzy Viet Congu, ale nigdy się z nimi nie starli". W taktyce Search and Destroy zawiodły oba człony: partyzantów było równie trudno odszukać, jak zniszczyć. Szukać miało przede wszystkim lotnictwo i wywiad — amerykański oraz południowo-wietnamski. Obserwacja z powietrza nie na wiele jednak się przydawała; partyzantów skrywała gęstwina dŜungli, a Viet Cong doprowadził maskowanie do perfekcji. Natomiast w konkurencji wywiadów NFW zazwyczaj wygrywał pojedynki z przeciwnikami. Agenci Frontu znajdowali się wszędzie. Dla Viet Congu mógł pracować równie dobrze urzędnik sajgońskiej instytucji, jak sprzątaczka w amerykańskiej bazie, dziewczyna z baru odwiedzanego przez Marines czy oficer południowo-wietnamski. Według niektórych — zapewne przesadzonych — danych 10% Ŝołnierzy ARW przekazywało
116 informacje partyzantom! (Nic dziwnego, Ŝe Amerykanie woleli sami planować operacje wojskowe i nierzadko wręcz unikali współdziałania z armią sajgońską.) Amerykanie często uderzali w próŜnię. Po dojściu lub przerzuceniu helikopterami w rejon spodziewanego kontaktu z nieprzyjacielem znajdowali juŜ tylko jego ślady albo wpadali w zasadzkę. Nawet gdy Viet Cong nie był uprzedzony o ataku, partyzanci potrafili — dzięki ruchliwości i swobodzie manewru — uniknąć starcia. Oddziały Frontu zdumiewały zdolnością do „rozpływania się" na bagnach lub w tunelach, albo „wsiąkania" w wioski. Amerykańskie uderzenia często przypominały więc, jak to obrazowo określali wojskowi, ciosy „młota kowalskiego w pływający korek". Drugi człon taktyki Westmorelanda takŜe się nie sprawdzał, nawet gdy partyzantów udało się zmusić do walki. Nie na darmo nazwano Viet Cong „najlepszą partyzantką świata": był znakomicie zorganizowany, posługiwał się taktyką w pełni dostosowaną do terenu, klimatu i moŜliwości nieprzyjaciela, posiadał nowoczesne uzbrojenie. Sprzyjający Frontowi autorzy z upodobaniem opisują prymitywne środki walki partyzantów, aby udowodnić ludowy i spontaniczny charakter powstania. To prawda, Ŝe na amerykańskich Ŝołnierzy czekały na ścieŜkach w dŜungli wilcze doły i pułapki z ostrymi bambusowymi szpikulcami. To prawda, Ŝe uŜywano kusz z zatrutymi strzałami, a nawet rojów dzikich pszczół, które spadały na przechodzących Amerykanów. Ale jednocześnie dla Viet Congu pracował system wczesnego ostrzegania przed nalotami zainstalowany na sowieckich statkach u wybrzeŜy Wietnamu, a siła ognia jednostek Frontu nie ustępowała sile ognia Amerykanów. Jednym z najgroźniejszych elementów taktyki Viet Congu były zaskakujące nawały artyleryjskie na lotniska i bazy amerykańskie. Nie byłyby one moŜliwe bez odpowiedniego uzbrojenia: moździerzy 120 mm, wyrzutni rakiet ziemia-ziemia czy dział bezodrzutowych 75 mm, pochodzących z ZSRR, Chin, Czechosłowacji i innych krajów obozu.
117 Między legendy moŜna zatem włoŜyć wyobraŜenie o niemal bezbronnych partyzantach, których jedynym puklerzem miało być przekonanie o słuszności sprawy i wysokie morale. W rzeczywistości — choć wydaje się to niewiarygodne — oddziały Viet Congu posiadały w niektórych dziedzinach przewagę nad Amerykanami. I to nie tylko w tak oczywistych, jak znajomość terenu czy umiejętność walki w dŜungli. TakŜe w zakresie podstawowego uzbrojenia: do 1968 r., kiedy w całej armii USA wprowadzono do uŜytku karabinek M-I6, Wietnamczycy z automatami Kałasznikowa AK-47 górowali nad Ŝołnierzami amerykańskimi wyposaŜonymi w przestarzałe M-14. W Search and Destroy rozstrzygające znaczenie naleŜało do sił powietrznych, bombardowania miały zadać partyzantom maksymalnie duŜe straty, helikoptery zaś zapewnić oddziałom USA niezbędną ruchliwość. Z początku Viet Cong był bezradny wobec silnych ataków z powietrza. Partyzanci okopywali się na wzniesieniach i z tej — pozornie dającej przewagę — pozycji rozpoczynali walkę, którą przegrywali, gdy do akcji wkraczały bombowce. Ich sztaby, magazyny i schrony nie wytrzymywały potęŜnych bomb „latających superfortec" B-52. Śmigłowce Huey transportujące Ŝołnierzy w eskorcie szturmowych „Kobr" budziły w nich paniczne przeraŜenie. Szybko jednak nauczyli się walczyć z amerykańskim lotnictwem. Tak jak w czasie wojny z Francuzami — starali się atakować z jak najbliŜszej odległości. Przeszli na działania nocne. Otrzymali teŜ odpowiednie uzbrojenie. W czasie oblęŜenia obozu w A Shau w 1966 r. Viet Cong uŜył po raz pierwszy metody, którą stosował odtąd stale. Partyzanci okrąŜyli obóz pierścieniem z działek i karabinów przeciwlotniczych — ich zmasowany ogień nie pozwalał na udzielanie oblęŜonym pomocy. Pod A Shau okazało się takŜe, iŜ helikoptery obok niewątpliwych zalet mają powaŜne wady: są powolne i wraŜliwe na ogień. Jeśli lądują w dolinie, to mogą zostać unieszkodliwione z otaczających wzgórz nawet za pomocą zwykłych karabinów.
118 Dlatego szturmy powietrzne z uŜyciem śmigłowców nie przynosiły Amerykanom oczekiwanych rezultatów, a gdy obrona przeciwlotnicza przeciwnika nie została wcześniej obezwładniona, zamieniały się wręcz w klęski. Stany Zjednoczone straciły w Wietnamie 5 tys. śmigłowców, co postawiło powaŜny znak zapytania nad sposobami ich zastosowania w przyszłych wojnach. Deszcze i mgły zmuszały do osłabienia działań lotnictwa w porze monsunu. tj. od maja do listopada. DŜungla natomiast łagodziła skutki bombardowań; bomby rozrywały się na najwyŜszych piętrach lasu, a napalm często spalał się w koronach drzew. Bombowce strategiczne B-52 początkowo nie zdawały egzaminu, gdyŜ brakowało sprawnego systemu naprowadzania ich nad niewielkie i ruchome cele. Dopiero po wielu miesiącach, gdy udoskonalono rozpoznanie i łączność, gdy włączono do systemu komputery, stało się to moŜliwe. Lotnictwo USA — przygotowane do walki z armią sowiecką — długo nie zauwaŜało absurdów tej wojny, choćby tego, Ŝe nowoczesne odrzutowce wartości kilku milionów dolarów ryzykowano dla atakowania zwykłych cięŜarówek, a gigantyczne bombowce strategiczne, przeznaczone do przenoszenia broni jądrowej, miały niszczyć błotniste dróŜki w dŜungli. Najlepiej sprawdziły się w Wietnamie stare, uŜywane jeszcze w II wojnie światowej, śmigłowe samoloty transportowe C-47. Zaopatrzono je w trzy karabiny maszynowe, które mogły wystrzelić 6 tys. pocisków na minutę oraz w wyrzutnię flar, oświetlających obszar o promieniu 2 km. Okazały się niezwykle skuteczne w nocnych atakach na szlaki transportowe Viet Congu. Zmasowane uŜycie lotnictwa musiało spowodować w Wietnamie Południowym olbrzymie zniszczenia. To tam, a nie na Północy, operowały „latające superfortece". B-52 startowały z wyspy Guam odległej o 4 tys. km od Indochin. by po sześciu godzinach lotu zrzucić w 30 sekund swój śmiercionośny
119 ładunek stu 370-kilogramowych bomb1. Pas zniszczenia 37 ton bomb miał 1,6 km długości i 300 m szerokości. RównieŜ na Południu a nie na Północy stosowano tzw. defolianty, czyli chemikalia niszczące liście. Miały one pozbawić partyzantów ukrycia, ale tysiące ton środków chemicznych musiały spowodować znaczne szkody takŜe w rolnictwie Południa. (Wbrew często powtarzanym twierdzeniom, defolianty uŜywane zgodnie z przeznaczeniem były w zasadzie nieszkodliwe dla zdrowia. Przypadki zatruć zdarzały się wyjątkowo, u osób, które zetknęły się z nimi w stanie stęŜonym.) Od czasu światowej kampanii przeciw bombardowaniom DRW panuje pow.szechne, acz nieuzasadnione przekonanie, Ŝe najbardziej ucierpiała północna część Wietnamu. W rzeczywistości większe zniszczenia dotknęły Południe: zrzucono tam prawie pięć razy więcej bomb. Liczba określająca ich tonaŜ jest astronomiczna: 4,8 min ton. Na RW, niewielki kraj o powierzchni równej połowie Polski, spadło ponad dwukrotnie więcej bomb niŜ na wszystkich frontach II wojny światowej... Południe musiało zacząć importować ryŜ, poniewaŜ zniszczeniu uległa znaczna część terenów uprawnych. Chłopi bali się uprawiać pola, gdyŜ groziło im wzięcie przez pilotów za partyzantów — zwłaszcza Ŝe często uciekali na widok samolotów. Obszary przygraniczne oraz tereny kontrolowane przez Viet Cong zamieniono w tzw. strefy wolnego ostrzału. Wysiedlono z nich ludność, aby mogły być w kaŜdej chwili ostrzeliwane. Mieszkańcy opuszczali teŜ wsie chroniąc się przed walkami i terrorem Viet Congu do juŜ przeludnionych miast. Uchodźcy stanowili aŜ 1/4 społeczeństwa. Ameryka przeznaczała dla tych 4 milionów bezdomnych pomoc wartości 30 min dolarów rocznie. Zniszczenia wojenne na Południu dotknęły miasta w niewielkim stopniu w porównaniu ze wsią. Wielu mieszkańców miast było jednak oburzonych rujnowaniem kraju przez działania 1
Przy końcu 1966 r. wybudowano takŜe w Tajlandii pas stanowy długości wystarczającej dla B-52.
120 wojenne i zasilało szeregi neutralistycznej „Trzeciej Siły" lub Viet Congu, aby skończyć z walkami obojętnie w jaki sposób. Przy ocenie rezultatów taktyki Search and Destroy naleŜy wziąć pod uwagę, iŜ oddziały amerykańskie z reguły walczyły dzielnie i — jeśli udawało im się nawiązać kontakt z przeciwnikiem — zwykle go pokonywały. Problem polegał jednak na tym, Ŝe zazwyczaj to Viet Cong decydował o miejscu i czasie bitwy. W 1965 r. w Wietnamie było 180 tys. Ŝołnierzy z USA, a pod koniec 1967 blisko pół miliona. W tym samym czasie siły komunistyczne na Południu wzrosły z ok. 15 tys. do 300 tys. ludzi. Co miesiąc Viet Cong powoływał pod broń ponad 10 tys. ludzi, a z Północy przybywało ok. 5 tys. Ŝołnierzy WAL. W Wietnamie Południowym nie było ciągłych frontów — z jednym wyjątkiem: wzdłuŜ „strefy zdemilitaryzowanej" tkwili okopani, jak w I wojnie światowej, Marines, a po drugiej stronie oddziały północno-wietnamskie. Poza tym waJki toczyły się w całym kraju, a szczególnie cięŜkie były na terenach, które komuniści kontrolowali jeszcze od czasów wojny z Francuzami: w tzw. strefach C i D na północ od Sajgonu i w połoŜonym między nimi „śelaznym Trójkącie". Generał Westmoreland zaplanował system baz artyleryjskich na wierzchołkach gór, zaopatrywanych przez śmigłowce. Mogły one wspierać się wzajemnie w wypadku ataku. Ich zadanie polegało na skoordynowanym ostrzale zgrupowań Viet Congu i jego szlaków komunikacyjnych. Gdy oddziałom amerykańskim udało się nawiązać kontakt z nieprzyjacielem, natychmiast wzywały przez radio bombowce i artylerię. Dopiero kiedy lawina ognia i stali, która miała zniszczyć przeciwnika, kończyła się — ruszali do walki Ŝołnierze. Wiara we własną przewagę, na której opierała się taktyka Search and Destroy, skłaniała Westmorelanda do postawy ofensywnej, do atakowania Viet Congu w jego twierdzach. Stąd pomysły wielkich operacji, które miały „oczyścić" róŜne tereny. Przykładem moŜe być kampania Cedar Falls z początku
121 1967 r. skierowana przeciwko „śelaznemu Trójkątowi". Był to rejon o powierzchni 200 km2, rozciągający się 30 km na północ od Sajgonu. Od 20 lat znajdował się w rękach komunistów — wojsko południowo-wietnamskie nie odwaŜało się nawet tam zapuszczać. Viet Cong stworzył na tym podmokłym, porośniętym dŜunglą i pociętym licznymi rzekami obszarze potęŜny system umocnień, godny miana prawdziwej partyzanckiej fortecy. Całymi latami rozbudowywano tam olbrzymie kompleksy tuneli, składów i schronów, aŜ powstał rodzaj podziemnego miasta dla kilkunastu tysięcy Ŝołnierzy, do którego dostępu broniły pola minowe i liczne pułapki. Niektóre tunele biegły na głębokości 30 metrów, co czyniło je niewraŜliwymi nawet na najcięŜsze bomby. Operację Cedar Falls rozpoczęło dywanowe bombardowanie „śelaznego Trójkąta" przez superfortece B-52 oraz nawała artyleryjska. Plan kampanii przygotowywany był wyłącznie przez oficerów amerykańskich, aby zaskoczyć nieprzyjaciela. Przewidywał on okrąŜenie strefy działań, zbieŜne uderzenia rozcinające siły przeciwnika i niszczenie ich częściami. Po zakończeniu wstępnego bombardowania ponad 30 tys. Ŝołnierzy amerykańskich przerzucono w ciągu kilku godzin desantami helikopterowymi i spadochronowymi w przewidziane rejony. Niektóre oddziały trafiały zaraz po wylądowaniu w zasadzki, inne napotykały silny ogień artylerii Viet Congu i przedzierały się przez pola minowe pod ostrzałem doskonale ukrytych snajperów. Na ścieŜkach czekały zamaskowane wilcze doły z zaostrzonymi bambusami na dnie i niewielkie miny przeciwpiechotne, które groziły trwałym kalectwem: urywały stopy, kaleczyły nogi i genitalia. Gdy nacierający natrafiali na większe ugrupowania Viet Congu, wzywali myśliwce bombardujące, aby napalmem złamać opór obrońców. Zazwyczaj jednak oddziały NFW unikały bezpośrednich starć. Organizowały zasadzki po czym błyskawicznie wycofywały się — według partyzanckiej zasady „uderzenia i odskoku".
122 Po rozbiciu głównych baz Amerykanie przystąpili do przeczesywania dŜungli, wysadzania bunkrów i umocnień oraz do poszukiwania zamaskowanych wejść do tuneli. Podziemne korytarze były odpowiednie dla zgiętego w pół Wietnamczyka, więc przeciętny Amerykanin nie mógł się w nich poruszać. Tworzono więc z niskich i szczupłych Ŝołnierzy specjalne grupy do penetrowania tuneli, zwane w gwarze Ŝołnierskiej Rats („Szczurami"). Dla zmuszenia partyzantów do opuszczenia podziemi stosowano gazy łzawiące. Pompowano do tuneli acetylen, który następnie detonowano. Po zakończeniu operacji Amerykanie wycofali się z .śelaznego Trójkąta", pozostawiając w miejscu dŜungli księŜycowy krajobraz zryty kraterami bomb, z drzewami powyrywanymi przez specjalne buldoŜery. A jednak operację Cedar Falls —jak inne podobne — część Ŝołnierzy Viet Congu przetrwała, a następni wkrótce do nich dołączyli. Przetrwali przede wszystkim w tunelach, były zbyt rozbudowane i skomplikowane, aby je w całości zniszczyć. Składały się z wielu oddzielnych komór, korytarzy o licznych rozgałęzieniach. Były wyposaŜone w szyby wentylacyjne oraz klapy, które pozwalały izolować zagroŜone odcinki. Amerykanie byli w stanie wysadzić jedynie krótkie fragmenty tuneli, a ich penetrowanie przez Rats łączyło się z duŜym ryzykiem. Taktyka gen. Westmorelanda przynosiła więc tylko częściowe sukcesy. Amerykanie zwycięŜali we wszystkich większych bitwach, zadawali duŜe straty przeciwnikowi, niszczyli jego bazy i sieć zaopatrzenia. Jednak podstawowa przesłanka „strategii wyczerpania" — zadanie nieprzyjacielowi strat „nie do przyjęcia" — okazała się nierealna. Pomimo ciągłego zwiększania kontyngentu amerykańskiego, pomimo katastrofalnych spustoszeń w Wietnamie Południowym, pomimo eskalacji bombardowań Północy nie było najmniejszych oznak załamywania się moŜliwości NFW i DRW. Nie mogło być inaczej z dość oczywistej przyczyny: Viet Cong mógł łatwo kontrolować własne straty, po prostu rezygnując z ataków albo wycofując się do KambodŜy i Laosu. Inicjatywa naleŜała przecieŜ (i to od
123 początku do końca wojny) do komunistów. Według obliczeń sztabowców Pentagonu 3/4 starć odbywało się w wybranym przez przeciwnika czasie, miejscu i okolicznościach. Na 2 miliony amerykańskich operacji przy uŜyciu niewielkich oddziałów w latach 1966-1968 tylko 1% zaowocował kontaktem z nieprzyjacielem. Jeśli zatem kierownictwo w Hanoi było zaniepokojone wysokością strat, to wystarczyło zmniejszyć intensywność ataków. Do 1968 r. taka konieczność jednak nie zaszła. Dowództwo amerykańskie musiało znaleźć wskaźnik, który w tej wojnie na „wyczerpanie" ukazywałby sytuację. Zwykle miarą postępów jest zdobyte terytorium. W Wietnamie wskaźnikiem była natomiast liczba zabitych nieprzyjaciół. Do Waszyngtonu posyłano więc przez szereg ogniw dowódczych po kaŜdej bitwie cyfry, tzw. body count. Politycy domagali się zresztą wielu innych danych i ta „mentalność księgowych" sprawiła, Ŝe z Wietnamu płynęły tony najróŜniejszych raportów, którymi karmiono komputery. KaŜda potyczka, kaŜda zrzucona bomba, kaŜdy niemal wystrzelony pocisk były rejestrowane i przetwarzane, ale to morze cyfr bynajmniej nie ułatwiało podejmowania decyzji. Nie chodziło nawet o to, Ŝe raporty były często przesadzone (ocenia się, Ŝe liczbę zabitych Ŝołnierzy Viet Congu zawyŜano o 30%), lecz o to, Ŝe sedno problemu nie tkwiło w arytmetycznych obliczeniach stosunku sił czy strat ani np. w przeciętnym tonaŜu bomb potrzebnych do zniszczenia bambusowego mostu. Chodziło raczej o coś, czego nawet najnowsze komputery IBM 1430 nie mogły ująć w programach: o odwagę, wytrwałość, przekonanie i zdecydowanie. W „strategii wyczerpania" pierwsza musiała ulec ta strona, której zabrakło tych cech, a nie ludzi czy broni. Według danych Pentagonu do końca 1967 r. straty nieprzyjaciela wyniosły w sumie 220 tys. Ŝołnierzy, a mimo to komuniści mieli na Południu pod bronią ok. 300 tys. ludzi i byli dwa razy silniejsi niŜ na początku interwencji amerykańskiej. „Nie moŜemy znaleźć rozsądnego wytłumaczenia stałego wzrostu sił Viet Congu... Zdolność Viet Congu do ciągłej
124 odbudowy oddziałów i uzupełniania strat jest jedną z tajemnic tej wojny... Ich jednostki nie tylko odradzają się jak feniks z popiołów, ale mają teŜ zadziwiającą zdolność do utrzymywania morale" — pisał w sprawozdaniu dla Waszyngtonu w listopadzie 1964 r. gen. Taylor, ambasador USA w Sajgonie. Istotnie, jeśli się głębiej nad tym zastanowić, jeśliby próbować znaleźć ukryte źródła siły Viet Congu, dotrzeć do motywów, które pchnęły setki tysięcy ludzi do tytanicznych zmagań, to dojdziemy w końcu do pytań, na które niełatwo znaleźć odpowiedź: o siłę przekonań, wolę walki, strach, miękkość i twardość — i to nie tylko poszczególnych ludzi, ale całych społeczeństw. Trudno na nie odpowiedzieć nawet przy wykorzystaniu wyrafinowanych metod badań socjologicznych. (Amerykanie prowadzili takie badania, których — skądinąd bardzo interesujące — wyniki są jednak na tyle niejednoznaczne, Ŝe mogą słuŜyć za podstawę róŜnych hipotez). Panuje jednomyślność opinii — niezaleŜnie od postawy autorów — o wyjątkowo wysokim morale oddziałów Frontu. śołnierze Viet Congu pomimo wieloletniego oderwania od rodzin, pomimo głodu, niewygód związanych z Ŝyciem w dŜungli, pomimo miaŜdŜących ataków lotnictwa walczyli odwaŜnie, czasami wręcz brawurowo, byli niesłychanie wytrwali, cierpliwi, a dyscypliną przewyŜszali wiele armii regularnych. Czym wytłumaczyć tę uporczywą waleczność? William Sullivan, ambasador USA w Laosie w latach sześćdziesiątych, twierdzi, iŜ ,,kluczowym elementem arsenału" wietnamskich komunistów było terroryzowanie ludności cywilnej i brutalne prowadzenie wojny. Podobne jest stanowisko politologa Douglasa Pike'a, autora monografii Tlie Viet Cong Strategy of Terror, w której uzasadnia tezę, iŜ „terror był integralną częścią taktyki i programów" NFW i Lao Dong. Zdaniem Pikę'a, skuteczność „strategii terroru", którą komuniści przeciwstawili „strategii wyczerpania", opierała się jednakŜe nie na samym zastraszaniu, lecz w równej mierze na znakomitych technikach organizacyjnych.
125
Właściwie nikt nie ośmiela się otwarcie przeczyć temu, Ŝe metodyczny terror był jednym z filarów Viet Congu. Większość źródeł komunistycznych pomijała ten temat milczeniem, a nieliczne, które o nim wspominały, usprawiedliwiały go. Mówiło się więc o „rewolucyjnej sprawiedliwości", „sądach ludowych", „egzekucjach słuŜalców krwawego marionetkowego reŜimu" itp. Trudno zresztą było przeczyć oczywistym, udokumentowanym faktom. W 1968 r„ w czasie ofensywy Tet, aby przytoczyć tylko jeden z przykładów, doszło do masowej zbrodni w Hue, gdzie zamordowano kilka tysięcy osób. Wiadomo takŜe, Ŝe niektóre posunięcia Viet Congu (np. zajęcie miast na kilka godzin i wycofanie się bez walki) miały na celu przede wszystkim znalezienie i „zlikwidowanie" osób uznanych za „wrogów ludu". Jednak zastraszenie, choć tłumaczy wiele, nie wyjaśnia wszystkiego. MoŜna nim wytłumaczyć dyscyplinę i cierpliwe znoszenie cięŜkich warunków, ale czy terrorem moŜna wywołać odwagę i wolę walki? Czy strachem moŜna uzasadniać np. decyzje tych młodych Wietnamczyków, którzy rezygnowali z wygodnego Ŝycia w Sajgonie i szli do partyzantki? Diagnoza Pikę'a nie wyczerpuje złoŜoności zagadnienia. Formuła „terror plus organizacja" domaga się uzupełnienia o trzeci czynnik. Najtrudniejszy do określenia, a jednak równie waŜny, stanowiący konieczne dopełnienie dwóch pierwszych. To brakujące ogniwo, spajające w monolityczny blok system polityczny, militarny i społeczny NFW, nadające walce Frontu niesłychany dynamizm i uporczywość, to wiara znacznej części Wietnamczyków w ideały, o które walczyli. Nie sposób inaczej wytłumaczyć specyfiki Wietnamu. Tylko wiara moŜe wyjaśnić niezwykłą waleczność, wytrwałe męstwo i wyjątkową gotowość do poświęceń — z oddaniem własnego Ŝycia włącznie. I tylko przejęcie się ideami mogło doprowadzić do sytuacji, gdy biedny, nieduŜy naród dzięki kolosalnej pracowitości, uporowi i odwadze potrafił walczyć przez cale dziesięciolecia z wszystkimi, których ci, którzy nim kierowali, wskazali jako przeciwników. To prawda, Ŝe Wietnamczycy
126 otrzymywali olbrzymie dostawy broni od sojuszników. To prawda, Ŝe ich walce sprzyjały najróŜniejsze czynniki — od unikatowej geografii kraju począwszy, na strachu USA przed Chinami skończywszy. Lecz prawdą jest takŜe, iŜ z broni moŜna robić rozmaity uŜytek (taki sam sprzęt dostawali przecieŜ Arabowie, których mały Izrael bił na głowę). NaleŜy oczywiście dokonać rozróŜnienia na tych, którzy znali i przyjęli całą ideologię marksistowsko-leninowską, oraz tych, których przyciągnęły umiarkowane, liberalno-niepodległosciowe hasła Lao Dong i NFW. Inne były motywacje i zamiary manipulujących, a inne manipulowanych. Hanoi oficjalnie podkreślało wprawdzie „jedność całego ludu pracującego w walce z imperializmem", jednak w rzeczywistości ideowi komuniści stanowili mniejszość społeczeństwa, choć nie była to grupa zupełnie się nie licząca. Pokrywała się zapewne z kadrą Viet Congu oraz DR W. W 1967 r. kadry NFW liczyły ok. 100 tys. ludzi (na ponad 380 tys. członków Viet Congu i 17 milionów ludności Południa). Poglądy reszty społeczeństwa południowo-wietnamskiego moŜna określić jako niechętne wobec Amerykanów, ale równie nieprzyjazne dla Lao Dong. Tak więc, choć zdolność komunistów do stałej odbudowy sił, którą gen. Taylor nazwał „jedną z największych tajemnic tej wojny", pozostaje zagadnieniem nie poddającym się upraszczającym analizom, to nie jest jednak zupełnie niewytłumaczalna. Tajemnica tkwiła w wyjątkowo skutecznym splocie trzech róŜnych, lecz doskonale się uzupełniających czynników: wiary, organizacji i terroru. Z tej triady pozostały do omówienia techniki organizacyjne. Polityczna działalność Frontu koncentrowała się w komitetach rejonowych. Sterowały one organizacjami masowymi, prowadziły propagandę i — mniej lub bardziej dobrowolną — rekrutację nowych członków NFW. Komitety decydowały teŜ o uŜyciu Sekcji Bezpieczeństwa. Komitety rejonowe działały w 1967 r. w czterech spośród jedenastu tysięcy wsi Wietnamu Południowego (rząd kontrolował 4,5 tys., pozostałe 2,5 tys. było
127 spornych), a zatem Front posiadał niemałą bazę dla uzupełniania strat i zdobywania środków materialnych. Zresztą środki płynęły z wielu źródeł: NFW miał przedstawicielstwa w stolicach kilkudziesięciu krajów, m.in. w Moskwie, Pekinie. Warszawie i innych krajach bloku sowieckiego, a takŜe w Trzecim Świecie. Siły zbrojne Viet Congu dzieliły się na trzy rodzaje. Oddziały regularne liczyły w 1967 r. ponad 100 tys. Ŝołnierzy. W jednostkach regionalnych walczyło 90 tys. ludzi nieco gorzej wyszkolonych i uzbrojonych. I wreszcie ponad 100 tys. chłopów w lokalnych siłach samoobrony prowadziło w dzień normalny tryb Ŝycia, a nocami urządzało zasadzki i dostarczało zaopatrzenie oddziałom partyzanckim. Viet Cong, który do 1964 roku składał się niemal wyłącznie z Południowców, w miarę upływu czasu zmieniał charakter. Kadry napływające z Północy stopniowo przejmowały kierownictwo, a oddziały WAL zaczęły odgrywać coraz większą rolę w działaniach militarnych. W samym 1967 roku na Południe przybyło 100 tys. Ŝołnierzy północno-wietnamskich. Spośród kilku dróg infiltracji szlak Ho Chi Minha jest najbardziej znany — chyba dlatego, Ŝe był tak spektakularnym przedsięwzięciem logistycznym. O wiele mniej mówiono o transporcie drogą morską, którą docierało na Południe prawdopodobnie tyle samo materiału, co lądem. Do 1965 r. większość dostaw transportowano dŜonkami i statkami. Potem Amerykanie próbowali wspólnie z flotą południowo-wietnamską zablokować wybrzeŜe, ale było to niewykonalne: linia brzegowa Wietnamu Południowego ma 1600 km, jest bardzo urozmaicona, a liczbę łodzi rybackich i dŜonek ocenia się na 50 tysięcy. Sprzęt dla NFW napływał w nieduŜych łodziach do Ŝeglugi przybrzeŜnej, a takŜe pełnomorskimi statkami, które rozładowywano w kambodŜańskim porcie Kompong Som. Z Kompong Som do delty Mekongu było tylko 100 km, a w samej delcie liczne kanały i dopływy Mekongu nadawały się doskonale do komunikacji. KsiąŜę Sihanouk udawał, Ŝe nie zauwaŜa czynienia z jego kraju zaplecza dla działań
128 komunistycznych w Wietnamie i uparcie odmawiał Amerykanom prawa do zaatakowania dróg transportowych Viet Congu. Szlak Ho Chi Minha został po blokadzie wybrzeŜa w 1965 roku niebywale rozbudowany. WzdłuŜ trasy powstały bazy remontowe i wypoczynkowe, szpitale polowe. Łączność telefoniczna zapewniała stałą informację o stanie dróg i ewentualnych zagroŜeniach. Szlak obsługiwało blisko 300 tys. ludzi, którzy rozbudowywali go i naprawiali uszkodzenia. Znaczną część stanowiły „MłodzieŜowe Brygady Szturmowe dla Ocalenia Narodowego” składające się głównie z kilkunastoletnich dziewcząt (młodzi męŜczyźni byli od 18 roku Ŝycia powoływani do wojska), które — według twierdzeń Hanoi — ochotniczo zgłaszały się na trzy lata do pracy. Szlak miał mocną obronę: w samym Laosie znajdowało się ponad tysiąc stanowisk artylerii przeciwlotniczej oraz 25 tys. Ŝołnierzy. Na początku wojny Amerykanie próbowali utrudniać infiltrację, prowadząc w tajemnicy niewielkie bombardowania w Laosie za pomocą wynajmowanych za pośrednictwem CIA samolotów. Potem, gdy szlakiem wędrowały dziesiątki tysięcy Ŝołnierzy i tysiące ton zaopatrzenia rocznie, nie mogli dłuŜej uniknąć działań, o których musiała wiedzieć opinia publiczna. Natomiast Hanoi do końca wojny konsekwentnie wypierało się prowadzenia jakichkolwiek działań na neutralnych terytoriach Laosu i KambodŜy. Od 1965 roku US Air Force coraz silniej bombardowały odcinek szlaku Ho Chi Minha w południowym Laosie. W czasie nalotów, które trwały do 1973 roku, na ten niewielki obszar spadło dwa razy więcej bomb niŜ na cały Północny Wietnam (1,9 miliona ton). Ambasador amerykański w Laosie, William Sullivan, zatroskany o stabilność rządu w Vientiane, sprzeciwiał się bombardowaniom szlaku przez samoloty B-52, a takŜe Ŝądał dokładnego rekonesansu przed uŜyciem lotnictwa taktycznego, aby mieć pewność, Ŝe atakowane są wyłącznie tereny nie zamieszkane przez ludność cywilną. Zniecierpliwieni tym wojskowi nazwali szlak „Autostradą Sullivana". Jeden ze
129 zwiadowców amerykańskich Sił Specjalnych, który dobrze poznał szlak Ho Chi Minha, powiedział, Ŝe był on „czasami tak zatłoczony, jak autostrada na Long Island w godzinie szczytu". Efekty bombardowań były niewielkie: trzy czwarte zaopatrzenia wysyłanego z DRW docierało na Południe. Dziennie siły komunistyczne otrzymywały ok. 90 ton, czyli ładunek trzydziestu cięŜarówek. Bombardowania zniszczyły na szlaku w ciągu całej wojny ponad 10 tysięcy samochodów cięŜarowych, ale pomoc chińska i bloku sowieckiego wyrównywała straty z nadwyŜką. Amerykanie obliczyli, iŜ w wyniku bombardowań ginął co setny Ŝołnierz posyłany na Południe. Oznaczało to, iŜ na jednego zabitego przypadało przeciętnie 100 ton bomb o wartości 140 tysięcy dolarów. Amerykańska strategia czyniła wojnę w Wietnamie bardzo kosztowną. Wybudowano bazy morskie w Cam Ranh i Da Nang za 300 milionów dolarów. Przyholowano do nich prefabrykowane mola aŜ z Południowej Karoliny. W An Khe powstało największe na świecie lądowisko dla śmigłowców. W Pleiku — ośrodek łączności wyposaŜony w najnowsze urządzenia do komunikacji satelitarnej. Koszty bombardowań były horrendalne. Wartość pięciuset strąconych nad szlakiem Ho Chi Minha samolotów przekraczała kilkudziesięciokrotnie wartość wszystkich zniszczonych cięŜarówek. Podobnie kosztowne było utrzymanie oddziałów amerykańskich, zwłaszcza w porównaniu z Viet Congiem. Statystyczny partyzant potrzebował około 2,5 kg zaopatrzenia dziennie (1 kg Ŝywności, głównie ryŜu, 1 kg amunicji i pół kilograma wyposaŜenia osobistego). Natomiast Amerykaninowi trzeba było dostarczyć osiem razy więcej: 5 kg Ŝywności, 2,5 kg płynów, prawie 10 kg amunicji oraz 3 kg wyposaŜenia. Jeśli doliczymy do tego materiały pędne, to stosunek zmieni się z 8:1 na 13:1. W siłach USA sześciu na dziesięciu Ŝołnierzy przeznaczonych było do obsługi kwatermistrzowskiej (kucharze, kierowcy, pisarze, magazynierzy). Nato9 _ Wietnam 1962-1975
130 miast po stronie północno-wietnamskiej jedynie 20% Ŝołnierzy znajdowało się w słuŜbach pomocniczych. DuŜe, zmechanizowane oddziały amerykańskie potrzebowały sieci baz i szlaków transportowych, które z kolei wymagały stałej obrony. Natomiast Viet Cong musiał opierać swój system zaopatrzenia na tragarzach i rowerach, co powodowało wydłuŜenie czasu przygotowania operacji. Nie oznacza to jednak, iŜ transport stanowił słabą stronę sił gen. Giapa. Przygotowania do większej bitwy lub ofensywy były zwykle bardzo staranne. CięŜarówki dojeŜdŜały szlakiem Ho Chi Minha tak daleko w głąb Południowego Wietnamu, jak tylko się dało. Dalej transportowano materiał na rowerach lub wykorzystywano chłopów. Zapasy gromadzono w niewielkich, rozrzuconych w róŜnych punktach, podziemnych składach. Zawierały one przede wszystkim ryŜ, amunicję i solone ryby, ale na Południe posyłano teŜ np. maszyny drukarskie, aparaturę medyczną, antybiotyki i urządzenia do produkcji uzbrojenia, przerabiania zdobytego sprzętu czy wyrabiania min z niewypałów. „Najlepsi partyzanci świata" zyskali ten tytuł m.in. dzięki wręcz spartańskiej odporności i rezygnacji z wygód. Ich ekwipunek składał się głównie z broni i amunicji. WyposaŜenie osobiste obejmowało niewiele ponad nylonowy hamak do spania i koc, małą lampkę naftową, moskitierę i filtr do wody. Był to i tak postęp w porównaniu z Viet Minhem, którego Ŝołnierze nie mieli np. moskitier, a dzienna porcja ryŜu była trzy razy mniejsza niŜ w Viet Congu. Prócz ryŜu partyzanci jedli przede wszystkim mięso upolowanych zwierząt i ryby łowione za pomocą granatów wrzucanych do strumieni. I ostatnie juŜ porównanie. śołd Ŝołnierza USA wynosił przeciętnie 300 dolarów miesięcznie, a Viet Congu — równowartość 50 centów. Zgodnie z zasadami stosowanymi jeszcze w czasie I wojny indochińskiej partyzanci uderzali zwykle tylko wówczas, gdy mieli przewagę. Często urządzali zasadzki. Pozorowali uderzenie na mały garnizon, by potem atakować oddziały spieszące mu na pomoc. Akcje Viet Congu oparte były na sprawnej
131 bazie logistycznej; oddziały sił regularnych po przybyciu w rejon operacji ściśle współdziałały z lokalnymi siłami samoobrony, które zapewniały zakwaterowanie, dostarczały przewodników, tragarzy, przejmowały opiekę nad rannymi, udostępniały dane wywiadowcze. „Byli twardymi Ŝołnierzami — stwierdził później gen. Westmoreland — i byli bardzo wytrwali. To charakteryzowało wszystkich, od Politbiura w Hanoi do najniŜszych szczebli. Ich dowódcy byli zdyscyp linowani i dobrze wyszkoleni. Byli teŜ bezwzględni w egzek wowaniu ścisłego posłuszeństwa". Obok dŜungli partyzanci dysponowali innym znakomitym schronieniem — wśród kontrolowanej przez NFW ludności wsi. Francuski historyk, Paul Mus, pisał: „Na równinach ryŜowisk brakuje naturalnego ukrycia — nie ma lasów, bagien ani wrzosowisk. Jeśli ktoś chce się schować i zniknąć, moŜe to zrobić tylko za innymi ludźmi... (Masy) ludzkie są znakomitą osłoną przed kaŜdym przeciwnikiem o innym języku, a jeszcze lepszym — gdy ma on inną skórę". Amerykanie zupełnie nie znali Wietnamu, jego kultury, zwyczajów i trybu Ŝycia ludności. Co rozumieli Ŝołnierze zza oceanu, lądując w środku wietnamskiej wioski? Widzieli tylko starych ludzi i dzieci, gdyŜ młodzi uciekli w obawie przed posądzeniem o współpracę z Frontem. Widzieli drewniane narzędzia o nieznanym przeznaczeniu, ołtarzyki z figurkami w chińskim stylu i bambusowe chaty, które mogły kryć wejścia do tuneli. Skąd mogli wiedzieć, czy znajdujące się w wiosce zapasy ryŜu są przeznaczone dla jej mieszkańców czy dla partyzantów? Niszcząc zapasy Viet Congu lub to, co za nie uwaŜali, pozbawiali często chłopów niezbędnej do przeŜycia Ŝywności. Obcość kraju, strach przed wszechobecnymi partyzantami, którzy mogli kryć się w kaŜdej chacie i wynurzyć z tunelu w środku wioski, których ogień mógł spaść znienacka na amerykański patrol z kaŜdej kępy drzew, rosnąca frustracja — wszystko to powodowało, Ŝe Ŝołnierze z USA zaczynali się zachowywać brutalnie. KaŜdy „Ŝółtek" (gook) stawał
132 się dla nich wrogiem, a Wietnam zaczynali postrzegać jako Dziki Zachód, na którym trzeba zrobić porządek z „Indianami". Nie oznacza to, iŜ Amerykanie popełnili w czasie wojny wiele zbrodni wojennych; Ŝołnierze znajdowali się pod ściślejszą kontrolą czynników rządowych i środków masowego przekazu niŜ w jakiejkolwiek innej wojnie, i nawet przeciwnicy nie potrafili znaleźć Ŝadnych przykładów przestępstw poza kilkoma odosobnionymi wypadkami, z których najbardziej znany to My Lai. Zdarzało się natomiast — jak w kaŜdej innej wojnie — wiele sytuacji niejasnych. Często na przykład do patrolującego oddziału amerykańskiego oddawano z pobliskiej wioski kilka strzałów. Dowódca mógł rozkazać swym ludziom, by przeszukali ją, albo wezwać lotnictwo lub artylerię, aby zaatakowały wioskę. Obie metody niosły ze sobą ryzyko błędów, których kosztem było ludzkie Ŝycie. W pierwszym przypadku mogło się okazać, Ŝe w wiosce znajdują się siły nieprzyjaciela i dowódca straciłby wielu Ŝołnierzy. Bombardowanie zaś mogłoby być niepotrzebne, gdyŜ mogło chodzić o paru partyzantów, którzy uciekli po sprowokowaniu Amerykanów. Dowódca musiał wybierać między Ŝyciem swoich ludzi i Ŝyciem wietnamskich chłopów. W ramach prób „zdobywania serc i umysłów" Amerykanie m.in. rozdawali upominki: narzędzia, zegarki, lekarstwa itp. A w maju 1966 r. na okrąŜone koło Sajgonu zgrupowanie Viet Congu lotnictwo RW i USA zrzuciło duŜe ilości... aspiryny i „przepustek do wolności". Rezultaty manifestacji dobrej woli były mizerne. Obejmujący nocą kontrolę nad wsią komuniści odbierali chłopom rzekomo złe lekarstwa (które sami wykorzystywali), a dla przekonania wieśniaków truli jakiegoś psa, przedawkowując leki. Czy Amerykanie mogli wybrać inny sposób działania? Czy istniała alternatywa dla Search and Destroy! W Waszyngtonie i Sajgonie rozumiano przecieŜ złoŜoność sytuacji, w której konwencjonalne działania militarne krzyŜowały się z wojną
133 domową. A jednak USA postawiły niemal wyłącznie na rozstrzygnięcie wojskowe — prawie 80% pomocy dla Sajgonu przeznaczano na rozwój ARW. Uporczywe spychanie na drugi plan problemów politycznych miało kilka przyczyn. Armia USA przez samą swą obecność w Wietnamie musiała zawaŜyć na decyzjach Waszyngtonu. Choć po 1965 roku w dalszym ciągu mówi się wiele o „zdobywaniu serc i umysłów", o konieczności rozwiązań politycznych, rozwoju gospodarczego i o reformie rolnej, to faktycznie Wietnam zaczyna być traktowany jak zwykła operacja militarna. Punkt cięŜkości przesuwa się w stronę dowództwa, a ambasada USA w Sajgonie, CIA i w ogóle cywile schodzą na dalszy plan. Według gen. Lansdale'a (który jako pułkownik walnie przyczynił się do początkowego sukcesu Diema) — amerykańscy wojskowi popełnili powaŜny błąd, sztywno oddzielając kategorie militarne od politycznych. Swe zadanie rozumieli przede wszystkim jako pobicie nieprzyjacielskiej armii, a nie „zdobywanie serc i umysłów". A przecieŜ jedną z głównych zasad sztuki wojennej jest zrozumienie istoty wojny oraz podporządkowanie środków militarnych celom politycznym. Zle się teŜ stało, twierdzi dalej Lansdale, Ŝe punkt widzenia wojskowych przejęli politycy cywilni (Johnson, McNamara, potem Nixon i Laird), których obowiązkiem było go skorygować. Jak jednak Biały Dom mógł właściwie reagować na sytuację, skoro opierano się tam na nie przystających do rzeczywistości schematach? Wojnę widziano wyłącznie w kontekście globalnej strategii „powstrzymywania" komunizmu, co przyczyniało się do pomniejszania rodzimych, wietnamskich korzeni konfliktu; Ho Chi Minha uwaŜano jedynie za narzędzie w rękach Pekinu lub Moskwy, a NFW za wytwór Hanoi. Pułkownik Robert Rheault z Zielonych Beretów uwaŜa, Ŝe „Stany Zjednoczone duŜo lepiej poradziłyby sobie w Wietnamie, gdyby posłały tam kilka bombowców mniej..., a za to kilku specjalistów od walk nieregularnych więcej".
134 Po śmierci Kennedy'ego Zielone Berety, w których pokładał tak wielkie nadzieje, zostały zepchnięte na boczny tor przez przywiązane do schematów kręgi wojskowe. W niewielkim tylko stopniu powiększono ich liczebność; w Wietnamie działało w szczytowym okresie wojny trzy tysiące Ŝołnierzy Sił Specjalnych. Była to kropla w półmilionowym morzu wojsk amerykańskich. Gdy zginął Kennedy, który zamierzał wprowadzić w armii Stanów Zjednoczonych wiele reform (szkolenie kontrpartyzanckie dla wszystkich rodzajów broni, przystosowanie lotnictwa do walk w dŜungli, piechoty morskiej do działań nieregularnych itp.), powrócono do tradycyjnej taktyki. Wiązało się to z przegraną zwolenników przyjęcia niekonwencjonalnych, antypartyzanckich sposobów prowadzenia wojny, którym w dowództwie armii amerykańskiej przewodził bliski współpracownik Kenedy'ego, gen. Gavin, z wojskowymi biurokratami, reprezentowanymi przez Westmorelanda. A przecieŜ wystarczyło spojrzeć na osiągnięcia Zielonych Beretów, by dostrzec ich znaczenie. Licząca zaledwie trzy tysiące ludzi grupa oficerów i podoficerów potrafiła zorganizować 60-tysięczną armię, złoŜoną z nieregularnych oddziałów lokalnych. Prócz tego stworzono setki tzw. Cywilnych Nieregularnych Grup Obrony (CNGO), o których płk Rheault powiedział: „Program CNGO... to historia uczenia Wietnamczyków, jak strzelać, budować, uprawiać ziemię, leczyć, prowadzić operacje wywiadowcze. Była to praca z religijnymi i etnicznymi mniejszościami: góralami, Khmerami, Hoa Hao i Kao Dai". Południowo-wietnamskie siły terytorialne — organizowane przez Zielone Berety i rząd RW — utrudniały w powaŜnym stopniu działalność partyzantów. Potrafiły bronić chłopów przed opodatkowaniem, przeciwdziałać propagandzie i odcinać zaopatrzenie dla sił komunistycznych. Zadały one — i poniosły — większe straty niŜ regularne oddziały ARW. Szukając odpowiedzi na pytanie o alternatywną taktykę walki, moŜna się oprzeć właśnie na efektach działań Zielonych Beretów i lokalnych, południowo-wietnamskich sił samoobro-
135 ny. Wydaje się, iŜ droga, która mogła doprowadzić RW i USA do zwycięstwa, wiodła w kierunku działań nieregularnych. Podobnie sądzi obecnie wielu zachodnich specjalistów wojskowych (np. autorzy cytowanej wielokrotnie pracy The Lessons of Vietnam). NaleŜało z niemal wyłącznie konwencjonalnego sposobu walki przejść na mieszany, dowartościować Siły Specjalne, a takŜe zwrócić większą uwagę na polityczny charakter wojny. NaleŜało posłać do Wietnamu więcej Zielonych Beretów, aby zwiększyć liczbę oddziałów lokalnych. Taktyka przeciwpartyzancka byłaby prawdopodobnie nie tylko tańsza i skuteczniejsza, lecz równieŜ pozwoliłaby zmniejszyć liczbę ofiar wśród ludności cywilnej. Stało się jednak inaczej. Taktyka Search and Destroy zdominowała sposób myślenia amerykańskich sztabowców, a Siły Specjalne wycofano z Wietnamu jako jedne z pierwszych oddziałów juŜ w 1970 roku. Powodem tej sprzecznej z logiką decyzji (odsyłano niewielką grupę zawodowych, świetnie wyszkolonych Ŝołnierzy, pozostawiając pół miliona poborowych o bardzo juŜ wówczas niskim morale) były — wywodzące się jeszcze z okresu Kennedy'ego — animozje w stosunku do Zielonych Beretów. Te same, które spowodowały, iŜ Siły Specjalne nie zostały w Wietnamie wykorzystane na większą skalę. W charakterze ciekawostki moŜna dodać, Ŝe w formacji tej wielu oficerów mówiło m.in. po polsku i rosyjsku. 1 to nie tylko dlatego, Ŝe Siły Specjalne miały być uŜyte w Europie Wschodniej. Zaczęto je tworzyć w 1947 roku w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Niemczech, gdzie zaciągnęło się do nich wielu przesiedlonych ze Wschodu dipisów, którzy nie chcieli wracać pod panowanie komunistyczne. Wietnam był krajem biednym, roczny dochód narodowy RW na jednego mieszkańca wynosił w 1967 roku dwieście dolarów. Pojawienie się tam armii USA z jej olbrzymią intendenturą i setkami tysięcy Ŝołnierzy musiało powaŜnie wpłynąć na tamtejsze Ŝycie społeczne.
136 Amerykańskie bazy szybko otoczyły całe miasta baraków skleconych z puszek i opakowań, które wyrzucali Amerykanie. Tam, w krętych uliczkach, gdzie ściany zdawały się być pokryte niekończącymi się reklamami coca-coli i róŜnych gatunków piwa, Ŝołnierze zza oceanu mogli kupić narkotyki, seks i rozrywki. Rozkwitł czarny rynek, głównym przedmiotem handlu były dobra Made in USA, które amerykańscy Ŝołnierze kupowali w kantynach, a następnie płacili nimi Wietnamczykom — i Wietnamkom. Korupcja doszła do niewiarygodnych rozmiarów. Załatwienie praktycznie kaŜdej sprawy urzędowej było niemoŜliwe bez łapówek. Uzyskanie paszportu lub prawa jazdy, zapewnienie cichej zgody policji na czarnorynkowy handel — wszystko miało swoją cenę. Było to m.in. konsekwencją tak licznej obecności Amerykanów. Premier RW, Nguyen Cao Ky, powiedział po wojnie: „Potrzebowaliśmy amerykańskich Ŝołnierzy, ale nie ich stylu Ŝycia... Przywieźli ze sobą warunki Ŝycia tak komfortowe, o tyle lepsze od wietnamskich, Ŝe to na róŜne sposoby korumpowało". Powstała nienormalna sytuacja: pułkownik ARW otrzymywał miesięcznie Ŝołd o wartości równej 70 dolarom, a tłumacz czy sprzątaczka, pracujący w amerykańskiej bazie, czterokrotnie więcej. Robotnik zarabiał 5 tysięcy dongów, nauczyciel — 10 tysięcy, a kelnerka w barze dla Amerykanów — 50 tysięcy. Za uniknięcie przydziału do walki w dŜungli płacono 100 tysięcy dongów. Nguyen Cao Ky został w 1965 r. premierem, ogłosił program walki z korupcją i przywrócenia dyscypliny społecznej. Szczególnie niebezpieczni przestępcy oraz sprzedajni funkcjonariusze państwowi mieli być sądzeni w trybie przyspieszonym i surowo karani — z rozstrzelaniem włącznie. Program Ky spotkał się z poparciem prasy i wielu grup politycznych, lecz kiedy generał rzeczywiście polecił dokonać pierwszej egzekucji, oburzenie nie miało granic i ambitne projekty walki z korupcją nie doczekały się realizacji. Korupcja była zresztą zbyt głęboko zakorzeniona, by środki proponowane przez Ky mogły ją zwalczyć.
137 Amerykanie nie naciskali w tej sprawie na kolejne rządy. Bardziej interesowały ich wyniki walk z Viet Congiem; korupcję uwaŜali za rzecz normalną w kraju azjatyckim. Obawiali się — jak za czasów Diema — iŜ radykalna akcja moŜe spowodować załamanie się rządu. Wbrew oczekiwaniom Waszyngtonu, interwencja Stanów Zjednoczonych nie przyczyniła się zbytnio do podniesienia morale ARW. Wprawdzie bombardowania DRW i pomoc USA dodały pewności siebie Ŝołnierzom i dowództwu armii sajgońskiej, lecz z drugiej strony Wietnamczycy byli przez Amerykanów spychani na drugi plan i pozbawiani inicjatywy. Stawali się siłami policyjnymi i posiłkowymi, które miały strzec zaplecza i chronić amerykańskie bazy oraz zajmować się mniej waŜnymi operacjami. Ten stan rzeczy rodził w Ŝołnierzach ARW poczucie niŜszości i nieprzydatności; w efekcie zdawali się we wszystkim na Amerykanów. Wytworzył się niezdrowy układ, przypominający nieco czasy kolonialne. Dochodziło nawet do całkowitego rozkładu jednostek południowo-wietnamskich, których Ŝołnierze rezygnowali z roli sojuszników na rzecz bardziej intratnych zadań. Reporter „Newsweeka" pisał w październiku 1967 roku: „W Dac To cały pułk południowo-wietnamski wyłączył się z działań bojowych, poprzestając na dostarczaniu dla 173 Brygady PowietrznoDesantowej USA piwa, prostytutek i czystej bielizny... W Bień Hoa, w sąsiedztwie amerykańskiej bazy lotniczej, inny przedsiębiorczy oddział południowo--wietnamskich komandosów zbudował osiedle z czerwonymi latarniami... Miejsce na polach bitew zostawiają oni «braciom Amerykanom»... Krótko mówiąc, ARW jest chora... Niszczy ją prywata, nepotyzm, korupcja, nieudolność, bezwład i tchórzostwo". Oficerowie ARW byli zwykle zajęci bardziej staraniami o awans niŜ walką. W 1966 roku z setek kadetów, kończących Akademię Wojskową w Sajgonie, zaledwie kilku chciało otrzymać przydziały poza stolicą. Faktyczne stany oddziałów
138 AR W wynosiły 70-80% podawanych przez dowódców, gdyŜ zatajali oni straty, aby ukryć własne błędy i pobierać Ŝołd za fikcyjnych podwładnych. Wśród Ŝołnierzy szerzyła się dezercja. Czasem przyczyną była obawa o rodziny, Ŝyjące na terenach kontrolowanych przez komunistów. Zdarzało się, Ŝe Ŝołnierzy oblęŜonego posterunku namawiali do poddania się, przez megafony, ich krewni, sprowadzeni przez Viet Cong. Łatwo sobie wyobrazić, jaki wpływ wywierały takie audycje na morale oblęŜonych, którzy wiedzieli przecieŜ, iŜ odmowa moŜe sprowadzić na najbliŜszych represje. Inną metodą wojny psychologicznej było sianie nieufności pomiędzy Amerykanami i ARW. O powody nie było trudno, Ŝołnierze z USA na kaŜdym kroku dawali odczuć swoją wyŜszość, mieli własne, lepiej zaopatrzone kantyny, więcej pieniędzy, pierwszeństwo w ewakuacji i w pomocy medycznej. Wszystko to uraŜało dumę narodową Wietnamczyków. Viet Cong podsycał wzajemną nieufność w bardzo prosty sposób: atakował głównie Amerykanów. Na przykład uderzając na bazy lub lotniska starano się oszczędzać Ŝołnierzy południowo-wietnamskich, a patrole ARW atakowano — według danych amerykańskich — dziesięć razy rzadziej niŜ patrole US Army. Wzmagało to niechęć Amerykanów do Południowych Wietnamczyków. Zarzucali oni sojusznikom (uŜywając zresztą tego słowa z przekąsem), źe za ich lenistwo i tchórzostwo płacą Ŝyciem Amerykanie. Wskutek malejącego zaufania do ARW była ona coraz bardziej usuwana na drugi plan, co pogłębiało jej wewnętrzny rozkład. I tak koło się zamykało. śołnierze z USA traktowali swoich wietnamskich towarzyszy broni z nieukrywanym lekcewaŜeniem. Na przykład taktykę stosowaną przez oddziały ARW nazywano Search and Avoid (Znajdź i Wymiń); a ulubiony sposób atakowania Południowych Wietnamczyków miał — zdaniem Amerykanów — prezentować pomnik na Cmentarzu Wojskowym w Sajgonie. Statua przedstawiała siedzącego Ŝołnierza...
139
Czy tak krytyczne opinie o armii sajgońskiej były do końca słuszne? Będzie jeszcze mowa o niektórych bitwach, w których jej oddziały walczyły bohatersko. Nigdy w ciągu całej wojny nie zdarzył się wypadek przejścia oddziału ARW na stronę nieprzyjaciela. TakŜe wyliczony przez amerykańskich specjalistów wskaźnik strat poniesionych w walce nie świadczy o pasywności czy tchórzostwie Południowych Wietnamczyków. ARW traciła bowiem rocznie 2,5% swych sił (tzn. 12,5 tysiąca poległych na 500 tysięcy Ŝołnierzy), natomiast Amerykanie tylko 1,8%. Najdobitniej o stanie wojsk sajgońskich świadczyła jednak inna, bardziej przemawiająca do wyobraźni liczba: w połowie lat sześćdziesiątych kaŜdego roku dezerterowała 1/5 Ŝołnierzy! Niechęć społeczeństwa do dyscypliny utrudniała wprowadzenie mobilizacji i surowszych kar dla uciekinierów. Dopiero w sierpniu 1966 roku władze zdecydowały się na wydanie dekretu, który przewidywał pięć lat obozu pracy za dezercję zwykłą i dopuszczał moŜliwość skazania na doŜywotnie więzienie lub na śmierć za dezercję z pola walki z bronią. MoŜna od razu powiedzieć, iŜ zarządzenia te nie na wiele się przydały; sprawy zaszły zbyt daleko. Stosunek Południowych Wietnamczyków do Amerykanów był ambiwalentny. W Sajgonie mówiono wówczas: „Nienawidzimy Amerykanów, ale boimy się. Ŝe się wycofają". Jeden z komitetów studenckich wydał w 1966 roku manifest wzywający USA do zwiększenia pomocy militarnej i gospodarczej dla RW oraz równocześnie do... nieingerowania w wewnętrzne sprawy kraju. Wszystkie grupy polityczne oskarŜały Amerykanów o popieranie swych przeciwników. USA stały się dla Południowców kozłem ofiarnym. To one miały być wyłączną przyczyną korupcji, nieudolności rządu sajgońskiego itd. Studenci w jednym z oświadczeń oskarŜyli nawet ambasadę USA o wyłączanie elektryczności w róŜnych dzielnicach Sajgonu! Frances FitzGerald tłumaczy postawę Wietnamczyków wywodzącymi się jeszcze z czasów kolonialnych
140 cechami: mieli być przyzwyczajeni do niesamodzielności i do braku odpowiedzialności. Kompleks zaleŜności od Francuzów został przeniesiony na Amerykanów. Nienawidzono ich, lecz równocześnie chciano ich opieki i uwaŜano za niemal wszechmocnych. Wietnamczycy byliby zatem skazani — przez zbieg okoliczności historycznych — na tragiczne miotanie się pomiędzy skrajnościami, pomiędzy wrogością do Amerykanów, pragnieniem ich obecności, pomiędzy strachem przed komunizmem i wiarą w jego obietnice. Tak pisał o tym młody Wietnamczyk w 1966 roku: „Nie mogę stanąć ani po stronie Amerykanów, ani komunistów. Ale nie mam innych moŜliwości do wyboru, a po którejś ze stron muszę się opowiedzieć. Z Amerykanami będę oskarŜony o słuŜenie imperializmowi, czystemu kolonializmowi. Będę po stronie obcych, którzy zabijają moich rodaków, którzy bombardują mój kraj". Inny Południowiec tak wyjaśniał powody, dla których nie ufa Viet Congowi: „Znam dobrze komunistów — uczyniliby nas szarym narodem... Hanoi to szare miasto. Ale oni przyrzekają niepodległość i rozwój... Oto dlaczego rosną*'. W 1965 roku zaczęło się wydawać, iŜ jedna z przyczyn słabości RW zostanie usunięta: powstał w miarę stabilny rząd. Nguyen Khanh ustąpił ostatecznie z areny politycznej w lutym 1965 r., po czym doszło do serii przewrotów i kontrprzewrotów. Ostatecznie w maju 1965 r. uformował się rząd, który przetrwał duŜo dłuŜej niŜ którykolwiek z poprzednich, a jeden z jego członków — Nguyen Van Thieu — miał kierować państwem do samego niemal końca. Premierem został generał lotnictwa Nguyen Cao Ky, a jego prawą ręką był generał Thieu. Obaj byli młodzi, mniej więcej czterdziestoletni. Dowództwo amerykańskie uwaŜało ich za zdolnych i odwaŜnych oficerów. Ky był świetnym pilotem i komendantem największej na Południu bazy lotniczej w Tan Son Nhut pod Sajgonem, a Thieu głównodowodzącym sił zbrojnych RW. Thieu wstąpił w 1945 roku do Viet-Minhu;
141 opuścił go po niespełna roku, gdy zorientował się, Ŝe kierują nim komuniści. Ukończył następnie akademię wojskową i walczył w armii Bao Dają przeciwko Viet-Minhowi. W warunkach wietnamskich istotne teŜ było, iŜ Thieu, pochodzący z mieszczańskiej rodziny buddyjskiej, po zawarciu małŜeństwa przeszedł na katolicyzm. Wysokie kwalifikacje wojskowe obu generałów nie gwarantowały zdolności politycznych, które —jak się wydaje — posiadał raczej Thieu. Generał Ky miał opinię megalomana, intryganta i lekkoducha. Nie rozumiał mentalności europejskiej i amerykańskiej; w jednym z wywiadów pochwalił Hitlera za to, Ŝe „potrafił skupić wokół siebie... rozbity naród niemiecki" i był przekonanym antykomunistą. Słowa generała Ky stanowiły wymarzony wręcz argument dla potwierdzenia tez o „faszystowskim" i „ludobójczym" charakterze reŜimu sajgońskiego. Gdy tandem Ky-Thieu przetrwał u władzy kilka miesięcy i zdawał się obiecywać pewną stabilizację, Amerykanie przystąpili do realizacji kolejnego programu, aby „zdobyć serca i umysły" chłopów. Szkolone przez ekspertów z USA zespoły wykształconych Wietnamczyków ruszały na wieś, by Ŝyć wśród chłopów, pomagać im, uczyć i leczyć. Sposób działania miał być wzorowany na Viet Congu. Rozpoczęty w 1966 roku Program Rozwoju Wiejskiego napotkał jednak te same przeszkody, co poprzednie programy — od „Strategicznych Wiosek" poczynając. Były to działania na niewielką skalę w porównaniu ze zmaganiami wojskowymi. Przybywające z Sajgonu zespoły lokalne władze traktowały jako zagroŜenie dla swych interesów i opartych na korupcji miejscowych układów. Wieśniacy, którzy widzieli juŜ niejeden program kończący się na niczym po kilku miesiącach, witali najnowszy z apatią i ostroŜnością. Zespoły były terroryzowane przez Viet Cong. Wielu ich członków uciekało do miast, a ci, którzy zostawali, ryzykowali Ŝyciem. Tylko w ciągu siedmiu miesięcy 1966 roku zamordowano i uprowadzono ich ponad 3 tysiące.
142 Niemniej notowano powolny, lecz stały wzrost terenów „bezpiecznych", czyli kontrolowanych przez rząd. W 1964 roku władze sajgońskie kontrolowały 42% ludności, a w 1967 juŜ 67%. Po niespełna roku rządów generała Ky doszło do kolejnego kryzysu wywołanego przez buddystów. Właściwie nie wiadomo nawet dokładnie, co było jego początkiem. Niektórzy dziennikarze podawali, iŜ buddyści zaczęli protestować przeciwko usunięciu dowódcy I Okręgu Wojskowego, obejmującego północne prowincje RW. Sami przywódcy buddyjscy natomiast twierdzili, Ŝe chodzi im o przeprowadzenie wyborów i usunięcie rządu wojskowego. W kaŜdym razie w połowie marca 1966 r. zaczęła się fala gwałtownych zamieszek w wielu miastach Wietnamu Południowego. Zdarzyło się osiem samo-spaleń — więcej niŜ w czasie kryzysu za rządów Diema. Władza centralna praktycznie przestała istnieć. Przedstawiciele administracji (zwłaszcza w Hue i Da Nang) przechodzili na stronę demonstrantów, zachęcając do tego samego Ŝołnierzy i policjantów. Trwające przez kilka miesięcy demonstracje były przede wszystkim wyładowaniem negatywnych nastrojów społecznych — w szczególności resentymentów antyamerykańskich. śądano bowiem wyborów, lecz gdy władze zgodziły się na nie, demonstracje przybrały na sile. Nie słuchano nawet apeli przywódców buddyjskich, którzy po oświadczeniu rządu wezwali do zaniechania protestów. 14 maja tysiąc wietnamskich Marines dokonało z rozkazu gen. Ky desantu na Da Nang, waŜne miasto portowe. Komendant Da Nang uciekł amerykańskim śmigłowcem do Hue, gdzie schronił się w sztabie zbuntowanej 1 Dywizji ARW, a burmistrz — równieŜ stojący po stronie demonstrantów — ukrył się. Waszyngton był zaniepokojony akcją Ky — dokonaną bez wiedzy USA — i obawiał się wzrostu napięcia. Rzeczywiście, w odwecie za desant demonstranci w Hue spalili amerykańską bibliotekę i konsulat. Były to jednak ostatnie akordy kryzysu. 8 czerwca
143 siły rządowe zajęły Hue. Bez oporu, jeśli nie liczyć wystawianych na ulice domowych ołtarzyków i demonstrantów, którzy kładli się na skrzyŜowaniach. Jedyną stroną, która skorzystała na kryzysie 1966 roku, byli znów komuniści. Represje ominęły bowiem głównych przywódców buntu (rząd wolał nie ryzykować aresztowania bonzów buddyjskich, a wojskowi i cywilni oficjele mieli w Sajgonie wielu przyjaciół; skończyło się na aresztach domowych i wysyłaniu na placówki dyplomatyczne). Uwięziono natomiast szereg uczestników protestów, a wielu, lękając się represji, wstąpiło do Viet Congu. Obiecane wybory odbyły się we wrześniu 1966 r. Wzięło w nich udział 4,3 miliona ludzi, co stanowiło 80% uprawnionych do głosowania. W myśl przepisów praw wyborczych pozbawieni byli m.in. przestępcy kryminalni, osoby chore umysłowo oraz komuniści i prokomunistyczni neutraliści. Wybory — według zgodnej opinii obserwatorów — odbywały się w atmosferze swobody i — poza nielicznymi wypadkami — uczciwie. O 117 miejsc w Zgromadzeniu Konstytucyjnym ubiegało się 532 kandydatów. Wśród wybranych znalazło się 35 katolików, 34 buddystów, 10 członków sekty Hoa Hao i 5 Kao Dai — co dawało dosyć wierny obraz rzeczywistego układu sił. Ruch narodowy reprezentowało 12 członków VNQDD i 9 Dai Viet, z 58 kandydujących oficerów tylko 20 uzyskało mandaty. Niestety, Zgromadzenie jedynie w niewielkim stopniu spełniło pokładane w nim nadzieje. Jego członkowie byli podzieleni na szereg skłóconych grupek i frakcji, które nie były w stanie stworzyć większości. Posłowie napisali i uchwalili co prawda piękną, liberalną konstytucję (wyjątek w jej tolerancyjnych zasadach stanowił punkt IV: „Republika Wietnamu walczy z komunizmem we wszelkich jego postaciach"), lecz zachowywali się tak, jakby byli całkowicie oderwani od rzeczywistości. W kraju toczyła się wojna, a kaŜdy z członków Zgromadzenia poczytywał sobie za punkt honoru wygłaszanie
144 długich, patetycznych przemówień, do których w praktyce sprowadzała się aktywność parlamentu. Kolejnym waŜnym krokiem na drodze do ustabilizowania sytuacji były wybory prezydenckie we wrześniu 1967 roku. Poprzedziła je dramatyczna rozgrywka pomiędzy generałami Ky i Thieu, którzy stanęli do walki o fotel prezydencki. Obaj dysponowali jednakowo silnym poparciem w armii, lecz skuteczniejszym politykiem okazał się Thieu. Ky ustąpił i zgodził się kandydować jako wiceprezydent. Wybory przyciągnęły uwagę światowej opinii publicznej — z samych Stanów Zjednoczonych przybyło 574 dziennikarzy. Gdy parlament sajgoński pozbawił praw do kandydowania dwóch polityków, zarzucając im dąŜenie do zneutralizowania RW. wywołało to protest Kongresu USA. Kilka dni przed wyborami jeden z przywódców opozycji zwołał w Sajgonie konferencję prasową, na której ostrzegał przed sposobami fałszowania wyników. Jego uwagi były szeroko omawiane w prasie RW. Thieu i Ky otrzymali 35% głosów. Najgroźniejszymi ich przeciwnikami okazała się — dosyć niespodziewanie — para Truong Dinh Dzu-Chieu, która reprezentowała opowiadających się za pokojem buddystów (17%). Trzecie miejsce, z 11%, zdobyli narodowcy Suu i Dan. Pomimo prowadzonej przez Viet Cong akcji przeciw wyborom (w czasie kampanii wyborczej dokonywano blisko pięciuset zamachów tygodniowo, a w dniu głosowania zginęły z rąk partyzantów 62 osoby) wzięło w nich udział 4,9 miliona z 5,8 miliona uprawnionych. Londyński „Economist" przewidywał przed wyborami, iŜ jeśli „Thieu i Ky otrzymają znaczną większość głosów, zostaną oskarŜeni o sfałszowanie wyborów. Jeśli zwycięŜą z niewielką przewagą, oskarŜy się ich o brak poparcia narodu". ZwycięŜyli w sposób umiarkowany, ale część dziennikarzy oskarŜyła ich zarówno o fałszerstwa, jak i o brak poparcia. Natomiast bardziej obiektywni komentatorzy określali wybory jako w miarę uczciwe, choć nie pozbawione
145 skaz, a ich przeprowadzenie w czasie trwającej wojny uznano za sukces władz. Wybory połoŜyły kres kilkuletniej serii zamachów stanu. Spokój, który zapanował po nich w sajgońskiej polityce — po raz pierwszy od czasów Diema, zdawał się dobrze rokować na przyszłość, choć do pełnej stabilizacji było jeszcze daleko. Wybory, które w pewnym stopniu uprawomocniły władzę RW, ukazały jednocześnie rozbicie i słabość Ŝycia politycznego Republiki. JakiŜ kontrast w porównaniu z sytuacją na Południu — zmienną, chaotyczną, ale przecieŜ jednocześnie barwną i pełną Ŝycia — tworzyła martwota i cmentarna cisza w DRW. Wszystko było tam całkowicie podporządkowane wojnie: gospodarka, kultura, prasa, sztuka — nawet Ŝycie rodzinne musiało ustąpić przed koniecznościami militarnymi. Wojna, którą Amerykanie chcieli prowadzić bez zaangaŜowania emocjonalnego, dla Hanoi była od początku wojną totalną, kwestią Ŝycia i śmierci. Gdy Amerykanie przybywali do Wietnamu na 12 miesięcy, a Południowi Wietnamczycy niezbyt powaŜnie traktowali słuŜbę wojskową, to młodzi Wietnamczycy z Północy wysyłani na Południe wiedzieli, Ŝe wrócą dopiero po zwycięstwie — jeśli wcześniej nie zginą. (Faktycznie, niewielu spośród infiltrujących w pierwszych latach wojny, doŜyło jej końca w 1975). Gdy Ŝołnierze z USA spędzali urlopy w Tajlandii czy Hongkongu, a Południowi Wietnamczycy słuŜący w ARW mogli bez kłopotów kontaktować się z najbliŜszymi, to pozostawione w DRW rodziny Ŝołnierzy do 1975 r. nie wiedziały nic o losie synów, braci czy męŜów. Sieć transportowa, była, zdaniem władz w Hanoi, zbyt przeciąŜona, by Ŝołnierze mogli sobie pozwalać na luksus wysyłania listów z frontu. Gdy na Południu sprzeciwianie się rządowi uwaŜane było nie tylko za rzecz normalną, ale w niektórych środowiskach naleŜało wręcz do dobrego tonu, to na Północy większość społeczeństwa ślepo ufała władzy, a wreszcie jakiekolwiek myśli o oporze nawet nie przychodziły do głowy. 10 — Wietnam 1962-1975
146 Według danych Centralnej Agencji Wywiadowczej naloty, które miały złamać wolę walki DRW, wywołały skutek dokładnie odwrotny: pomogły zmobilizować społeczeństwo, rozbudzić uczucia patriotyczne i nacjonalistyczne, i skierować je przeciw Stanom Zjednoczonym. Amerykanie próbowali temu przeciwdziałać. W latach 1965-1967 zrzucili nad Wietnamem Północnym około miliard ulotek, aby przekonać ludność, Ŝe winę za jej cierpienia i zrujnowanie kraju ponosi Lao Dong. Kampania nie przyniosła jednak Ŝadnych dostrzegalnych skutków, propaganda Hanoi okazała się nie gorsza. W DRW nie było telewizji, lecz w kaŜdej wsi znajdował się głośnik lub odbiornik radiowy, a mieszkańcy zobowiązani byli do słuchania niektórych audycji i uczestniczenia w „prasówkach". Amerykanie mogli zrzucać paczki z podarkami „od rodaków z Południa" lub pisać w ulotkach: „Komunistyczny rząd Wietnamu Północnego odbiera ryŜ ludności i kupuje zań broń w Chinach, by popierać agresję na Południu... śądajcie od rządu powiększenia racji Ŝywnościowych i przerwania agresji". W jaki sposób jednak mogli protestować mieszkańcy DRW? Amerykanie mogli teŜ ostrzegać ludność rejonów, które zamierzali atakować, mogli tłumaczyć, Ŝe bombardowania to odpowiedź na zarządzone przez Biuro Polityczne napady na rodaków z Południa, lecz cóŜ z tego? Zbędne dla celów wojskowych czy produkcyjnych osoby ewakuowano juŜ na początku wojny, a pozostali nie mogli bez zgody władz opuścić wyznaczonych miejsc. MoŜna było w ulotkach opisywać skorumpowanych działaczy Lao Dong, oskarŜać partię o tragedię milionów ludzi, lecz obywatele nie mieli najmniejszego wpływu na władze i ich decyzje. Zresztą gigantyczny wysiłek, na jaki zdobyła się ludność DRW, świadczy o tym, Ŝe wierzyła w słuszność polityki władz. Oblicza się np., iŜ Wietnamczycy wykopali ponad 40 tysięcy kilometrów tuneli. WzdłuŜ strefy zdemilitaryzowanej, gdzie naloty były najcięŜsze, całe miasteczka
147 i wsie zeszły — dosłownie — pod ziemię. Na przykład w kompleksie tuneli długości kilkuset kilometrów w okolicach Vinh Linh Ŝyło 70 tys. ludzi. Nocami wychodzili, by uprawiać ziemię i naprawiać drogi, w dzień chowali się na głębokości 10 metrów. KaŜda rodzina miała wykopaną własnoręcznie izbę z brezentową podłogą. Oświetlenie i ogrzewanie zapewniały chińskie lampy naftowe. Dzieci urodzone pod ziemią wystawiano codziennie na kilka minut na słońce. Pod powierzchnią znajdowały się szkoły, działała słuŜba zdrowia. Jednym z celów nalotów było zniszczenie sieci komunikacyjnej na Północy. Amerykańskim bombowcom komuniści przeciwstawili jednak z powodzeniem niezwykłą pracowitość Wietnamczyków. Nie tylko utrzymywano przejezdność istniejących tras, ale zbudowano w czasie wojny nową sieć dróg w DRW i w Laosie (szlak Ho). Długość wszystkich dróg na Północy zwiększyła się w ciągu czterech lat bombardowań z 19 tysięcy kilometrów do 40 tysięcy! W pracy tej brały udział ok. dwa miliony ludzi, w większości kobiety. Prawie kaŜdy musiał wziąć udział w likwidacji skutków bombardowań. Na wszystkich nałoŜono obowiązek gromadzenia materiałów budowlanych przy drogach, by MłodzieŜowe Brygady Szturmowe, złoŜone z dziewcząt, a nawet z dzieci, mogły natychmiast usuwać zniszczenia. Newralgicznymi punktami sieci komunikacyjnej były mosty. Niszczone zastępowano promami lub mostami bambusowymi, zatapianymi w dzień. Niekiedy stosowano mosty pontonowe, które równieŜ w dzień demontowano i maskowano. Rankiem, dla zmylenia pilotów, ustawiano w pobliŜu przepraw atrapy. Maskowanie Wietnamczycy opanowali po mistrzowsku — i to od czasu I wojny indochińskiej. Maskowano dosłownie wszystko, co miało jakąś wartość z wojskowego punktu widzenia, a więc np. mosty, magazyny i środki transportu. Gdy wiadomo juŜ było, Ŝe nastąpią bombardowania, partia rzuciła hasło: „KaŜdy musi mieć cztery bezpieczne miejsca: schron blisko łóŜka, domu, ulicy i blisko miejsca pracy".
148 W rezultacie ogólnonarodowej akcji wybudowano tak duŜą sieć schronów, Ŝe mogła się w niej ukryć cała ludność DRW. Wtedy teŜ rozśrodkowano wszystkie większe zakłady produkcyjne. Było ich niezbyt wiele — po Francuzach zostały tylko drobne fabryczki, a po 1954 roku władze, licząc się z moŜliwością wojny, budowały niewielkie, rozrzucone w terenie zakłady. Zanim rozpoczęły się naloty, maszyny przeniesiono do wiejskich chat, do jaskiń w górach, zamaskowano w dŜungli. W miastach pozostały puste hale i atrapy. Prostych, lecz skutecznych posunięć dokonano w celu ochrony transportu. Przede wszystkim przestawiono komunikację na porę nocną. Poza tym nastąpiło rozdrobnienie transportu; w razie potrzeby 3-tonowa cięŜarówka mogła być zastąpiona piętnastoma rowerami lub odpowiednią liczbą tragarzy. Dla amerykańskiego lotnictwa znikały więc klasyczne cele — konwoje samochodowe, pociągi czy statki. Pojawił się problem pogoni za dziesiątkami tysięcy drobnych obiektów, poruszających się po rzekach, drogach, ścieŜkach i na wodach przybrzeŜnych. Wszystko to wymagało oczywiście ogromnego poświęcenia i trudu zwykłych obywateli Północnego Wietnamu. To oni, a nie członkowie Politbiura, musieli pracować i naraŜać Ŝycie. Gdy na przykład Amerykanie zaczęli stosować bomby z opóźnionym zapłonem, Lao Dong rzuciła hasło: „Oni bombardują — my jedziemy". Po prostu zasypywano bomby, a samochody jechały w takich odstępach, by wybuch zniszczył najwyŜej jeden pojazd... Kadry partyjne i administracyjne korzystały m.in. z wyŜszych przydziałów Ŝywnościowych. Racje kartkowe wynosiły — w zaleŜności od kategorii, do której dana osoba została zaliczona — od 13 do 24 kg ryŜu miesięcznie, pół kg cukru i 300 g mięsa. Ekonomia Północnego Wietnamu miała poza tym niezawodne oparcie na zewnątrz. Wartość strat na Północy w 1967 roku oblicza się na 130 milionów dolarów. Natomiast pomoc RWPG wyniosła ponad 700 milionów dolarów, a chińska — drugie tyle. (Dla porównania — wojna powietrzna kosztowała USA 1 miliard dolarów rocznie). Wietnam otrzymywał
149 od sojuszników przede wszystkim broń, surowce i pojazdy. Pomoc ChRL była dostarczana głównie liniami kolejowymi (których USA nie bombardowały), a z RWPG — od 1966 roku, gdy nastąpiło ostateczne zerwanie pomiędzy Pekinem i Moskwą — drogą morską, do portu w Hajfongu. Uderzająca jest dysproporcja pomiędzy nakładami finansowymi Stanów Zjednoczonych i rezultatami bombardowań. To prawda, Ŝe Waszyngton wybrał najbardziej kosztowny sposób prowadzenia wojny, ale sedno problemu leŜy gdzie indziej. Komputery Pentagonu wskazywały, iŜ zniszczono tysiące mostów, cięŜarówek, dŜonek i odcinków dróg. Transport DRW powinien więc być sparaliŜowany, powinien przestać istnieć. Tymczasem działał w najlepsze. Dlaczego? Dlaczego takŜe inne części machiny wojennej Hanoi działały bez powaŜniejszych zakłóceń? O niektórych przyczynach (pracowitości i pomysłowości Wietnamczyków, o pomocy państw komunistycznych) juŜ mówiliśmy. Pozostały ograniczenia nałoŜone na siły powietrzne przez Biały Dom oraz polityka „eskalacji" wojny. Wywiad USA oceniał, iŜ zakazy prezydenta pozostawiły 3/4 urządzeń przemysłu zbrojeniowego i instalacji militarnych DRW poza zasięgiem ataków! Bez zgody Johnsona lotnictwo nie mogło bombardować Hanoi i celów znajdujących się w promieniu 10 mil morskich od stolicy, Hajfongu i terenów wokół miasta, strefy wzdłuŜ granicy chińskiej oraz linii kolejowych łączących DRW z ChRL. Tym samym wyłączono z nalotów kluczowe obiekty wojskowe (np. lotniska wokół Hanoi), gospodarcze i komunikacyjne. W 1965 roku, gdy amerykańskie dowództwo zaŜądało pozwolenia na zbombardowanie budowanych wokół Hanoi wyrzutni rakiet przeciwlotniczych, rząd USA nie udzielił zgody, gdyŜ zaatakowanie wyrzutni, przy których konstrukcji zatrudnieni byli specjaliści radzieccy, mogłoby — według Waszyngtonu — doprowadzić do konfrontacji z ZSRR. Podobnie było w 1966 roku, kiedy Komitet Szefów Sztabów sił zbrojnych USA domagał się od stycznia zezwolenia na
150 bombardowanie składów materiałów pędnych i smarów na Północy, co miało zahamować infiltrację. Prezydent dopiero po sześciu miesiącach, w czasie których wciąŜ miał nadzieję na nawiązanie rozmów, wyraził zgodę na atak. Gdy amerykańskie uderzenie zniszczyło niemal wszystkie większe zbiorniki paliw w DRW, okazało się, iŜ infiltracja nie ustała. Armii generała Giapa wystarczały zapasy rozproszone po całym kraju w nieduŜych magazynach oraz dostawy z importu. Eskalacja nalotów dała władzom DRW czas na przygotowanie kraju do wojny, na zbudowanie systemu obrony przeciwlotniczej, na ukrycie i rozśrodkowanie najwaŜniejszych celów oraz na zorganizowanie alternatywnych środków transportu. „Stopniowanie" bombardowań nie zachęciło Hanoi do negocjacji (w Białym Domu przy rozpoczynaniu kolejnych faz wojny powietrznej wciąŜ łudzono się, Ŝe tym razem Politbiuro się ugnie i oszczędzi krajowi zniszczeń). Przeciwnie — skłoniło Lao Dong do trwania. Proporcjonalnie bowiem do eskalacji rosło niezadowolenie w USA, co komuniści odbierali — zupełnie słusznie — jako sygnał słabnięcia woli walki Ameryki. Wietnam Północny, wbrew rozpowszechnionym przez przeciwników wojny sloganom, wcale nie był bezbronnym Dawidem, nad którym pastwił się imperialistyczny Goliat. Kraj ten posiadał jeden z największych i najskuteczniejszych systemów obrony przeciwlotniczej na świecie, niektórzy twierdzą nawet, Ŝe nie miał sobie równych. Piloci amerykańscy, którzy latali nad DRW, a poprzednio walczyli w II wojnie światowej, zgodnie oceniali, iŜ obrona Londynu, Berlina czy niemieckich rafinerii naftowych nie wytrzymywała porównania z siłą ognia Wietnamczyków. Szef sztabu wojsk lotniczych USA gen. John McConwall uznał obronę przeciwlotniczą DRW za największą koncentrację broni tego typu w historii wojen. System ten rozbudowywano stopniowo, przede wszystkim dzięki pomocy sowieckiej. Z ZSRR pochodziła większość sprzętu: kierowane rakiety przeciwlotnicze, działa plot, stacje
151 radiolokacyjne i myśliwce. Tam szkolono wietnamskie kadry. Sowieccy specjaliści przebywali stale w DR W, gdzie kierowali konstrukcją systemu, uczyli Ŝołnierzy WAL obsługiwać sprzęt, a prawdopodobnie nie stronili teŜ przed udzielaniem im bezpośredniej pomocy w czasie walki. Potęga Północnego Wietnamu rosła równolegle z eskalacją wojny. W 1965 roku było tam 5 tys. dział plot, w 1966 juŜ 7 tysięcy, a w 1967 — 10 tys. Jeszcze szybciej rozwijały się oddziały rakiet przeciwlotniczych. Pierwszy samolot F-4 Phantom został przez nie zestrzelony w lipcu 1965 roku i choć Amerykanie zaczęli odtąd atakować wyrzutnie, to w 1965 WAL miała 6 baterii rakiet plot, w 1966 dziesięć razy więcej (!) — 65 baterii, a w 1967 — 100 baterii. Wiosną 1966 roku Wietnam otrzymał najnowocześniejsze turboodrzutowe myśliwce MiG-21, które nie ustępowały samolotom amerykańskim. WAL miał takŜe dosyć dobrze wyszkolonych pilotów — lotnicy US Air Force osiągnęli stosunek straceń 3 do 1 na swoją korzyść. W latach 1965-1968 strącono nad DR W 950 samolotów USA (o wartości 6 miliardów dolarów). Sowieckie rakiety niszczyły je na większych wysokościach, niŜej szalał morderczy ogień dział plot. W 1965 roku 700 amerykańskich lotników wycofano na własną prośbę z Wietnamu, gdyŜ nie wytrzymywali strachu przed akcjami nad DRW. Amerykanie, by zmniejszyć straty, musieli wydzielić znaczną liczbę samolotów (do 40%) do osłony grup uderzeniowych. Musieli dokonywać lotów na bardzo małej wysokości z duŜą prędkością oraz zmniejszyć ładunki bomb, aby podnieść manewrowość maszyn. Musieli teŜ skrócić czas działania nad celami. Wszystko to oczywiście obniŜyło celność i efektywność bombardowań. Stosowali teŜ — z róŜnym powodzeniem — wiele środków technicznych do zwalczania obrony przeciwlotniczej: zakłócenia radioelektroniczne systemu radiolokacji i łączności WAL, stawianie w powietrzu zasłon przeciw radarom z pasków folii aluminiowej. Do zniszczenia stacji radiolokacyjnych
152 uŜywano specjalnych rakiet samonaprowadzającyeh się na cel typu Shrike, wystrzeliwanych z samolotów F-105. Wietnamczycy zwykle szybko znajdowali sposoby radzenia sobie z amerykańską techniką. Na przykład przed pociskami Shrike bronili się w bardzo prosty sposób: radar, w którego stronę zmierzała rakieta, przestawał na chwilę pracować, aby pocisk — pozbawiony sterującej wiązki promieni — gubił kierunek. Bombardowania DRW nie przyniosły zatem Stanom Zjednoczonym spełnienia Ŝadnego z zamierzonych celów. Nie przerwały ani nawet powaŜnie nie utrudniły infiltracji ludzi i materiałów na Południe. Nie obniŜyły zdolności produkcyjnych i militarnych Północy. Nie zmusiły starców z Politbiura do zajęcia miejsc przy stole konferencyjnym. Wszystkie raporty wywiadowcze jednomyślnie potwierdzały tezę, iŜ —jak pisali specjaliści Pentagonu w 1967 roku — „bombardowanie Północnego Wietnamu nie miało Ŝadnego odczuwalnego wpływu na moŜliwości Hanoi rozwinięcia i utrzymania na obecnym poziomie operacji wojskowych na Południu". Amerykańskie bombowce nad DRW były natomiast dla komunistów dogodnym argumentem, zarówno w oczach opinii światowej, jak i własnego społeczeństwa. Przeciągające się niszczenie nieduŜego, biednego kraju przez najsilniejsze i najbogatsze państwo świata było skutecznym atutem propagandowym. Piloci amerykańscy strąceni nad DRW i wzięci do niewoli dawali władzom północnowietnamskim moŜliwość wywierania presji na Waszyngton. Hanoi nigdy nie podało danych dotyczących ogólnej liczby cywilnych ofiar bombardowań. Według CIA w latach 1965-1966 na Północy zginęło (poza 7 tysiącami Ŝołnierzy) 29 tysięcy osób. Nie jest to mało, ale zwaŜywszy na skalę bombardowań wydaje się, iŜ liczba ta podwaŜa oskarŜenia, jakoby Amerykanie prowadzili barbarzyńskie naloty na gęsto zaludnione rejony. W rzeczywistości USA prowadziły wojnę powietrzną tak, by sprowadzić do minimum straty wśród ludności cywilnej. Oto fragmenty rozkazu dowództwa amerykan-
153
skiego z 22 czerwca 1966 roku: „Stosować następujące zasady: maksymalnie wykorzystywać najbardziej doświadczony personel..., udzielać pilotom szczegółowego instruktaŜu z naciskiem na konieczność unikania ofiar cywilnych, działać tylko, gdy pogoda pozwala na wzrokową identyfikację celów..., wybierać optymalne kierunki ataku, aby pomijać obszary zamieszkane". Lotnictwo USA starało się uderzać „z chirurgiczną precyzją" — jak sformułował to jeden z generałów. Spośród trzydziestu głównych miast DRW powaŜnym zniszczeniom uległo dwanaście, a na 5788 gmin tylko 300 — w sąsiedztwie „strefy zdemilitaryzowanej" i tras infiltracji — doznało cięŜkich bombardowań. Oczywiste wydaje się zatem, Ŝe celem Stanów Zjednoczonych nie było wyniszczenie ludności DRW — co zarzucały im władze w Hanoi oraz uczestnicy ruchów antywojennych. Niektórzy autorzy sądzą, iŜ USA mogły zmusić Lao Dong do rezygnacji z prowadzenia wojny na Południu, jedynie zadając Północnemu Wietnamowi bardzo duŜe straty w ludziach — przez masowe naloty bez Ŝadnych ograniczeń lub przez zbombardowanie tam na Rzece Czerwonej, co spowodowałoby zalanie gęsto zamieszkanej delty. Propozycje te Waszyngton odrzucił jednak stanowczo. Mniejszą troskę o Ŝycie obywateli przejawiały władze w Hanoi. KaŜdego roku dwieście tysięcy młodych Wietnamczyków osiągało wiek poborowy. Wielu z nich posyłano na Południe, a szlak Ho Chi Minha stawał się ich drogą śmierci. Gen. George Keegan powiedział, Ŝe „Północny Wietnam nie był niczym więcej niŜ tylko pasem transmisyjnym dla sowieckiego i chińskiego sprzętu wojskowego, do którego Północni Wietnamczycy dodawali mięso armatnie". Wysoki przyrost naturalny odbierał sens „strategii wyczerpania" generała Westmorelanda. Jak to ujął jeden z amerykańskich polityków: „Właściwie prowadzimy beznadziejną walkę z przyrostem naturalnym Wietnamczyków".
154 Kierownictwo Lao Dong nie czuło się zmuszone nawet do negocjowania z Waszyngtonem, nie mówiąc juŜ o ustępstwach. JuŜ w 1964 roku, tuŜ po incydencie w Zatoce Tonkińskiej, Pham Van Dong, uznawany przez „Wujka Ho" za „najbliŜszego kuzyna", powiedział, Ŝe „nasz naród będzie musiał dokonać wielu poświęceń" i zagroził, Ŝe jeśli wojna „ogarnie Północny Wietnam, ogarnie teŜ całą Azję Południowo-Wschodnią". Pewność siebie Politbiura brała się z kilku przesłanek. Po pierwsze, komuniści mieli inicjatywę militarną. Wiedzieli, Ŝe mogą w dogodnej chwili przejść od walk do rozmów. Po drugie, głęboko wierzyli w swą przewagę nad rządem sajgońskim, którego reformy z łatwością torpedowali. I po trzecie, od początku byli przekonani, iŜ jeśli wojna będzie się przeciągać, to USA prędzej czy później się z niej wycofają. Ponawiane wysiłki pokojowe Waszyngtonu utwierdzały jedynie kierownictwo tao Lao Dong w tym przeświadczeniu. Próby nawiązania negocjacji z Hanoi historyk Allan Goodman określił jako ,jeden z najbardziej bezowocnych rozdziałów w dziejach dyplomacji USA". W ciągu 432 z 800 dni wojny powietrznej działania lotnictwa Stanów Zjednoczonych były ograniczane lub wstrzymywane w nadziei na rozpoczęcie rozmów z DR W. Pierwszą, wspomnianą juŜ, przerwę w bombardowaniach prezydent Johnson ogłosił w maju 1965 roku z okazji święta urodzin Buddy. Tajne rokowania, które podjęto równocześnie w ParyŜu, zostały jednak po kilku spotkaniach zerwane przez Wietnamczyków. Jednocześnie Hanoi oskarŜyło USA, Ŝe wstrzymując naloty, pragną usprawiedliwić dalszą eskalację wojny. Była to dla Waszyngtonu pierwsza próbka taktyki, którą DRW stale stosowała: stwarzanie trudności w poufnych negocjacjach połączone z głośnym, publicznym obwinianiem strony amerykańskiej o blokowanie porozumienia. Odtąd Johnson stał się bardziej podejrzliwy i niechętnie zgadzał się na następne przerwy, choć w ciągu trzech następnych lat osobiście zaangaŜował się w 72 inicjatywy pokojowe.
155 W swych wspomnieniach napisał, Ŝe „być moŜe zbyt otwarcie okazywaliśmy nasze szczere dąŜenie do pokoju... Te liczne wezwania przez tak wiele kanałów prawdopodobnie przekonały Północnych Wietnamczyków, Ŝe chcemy pokoju za wszelka cenę". Warunki ewentualnego zakończenia wojny sformułował premier DRW Pham Van Dong w kwietniu 1965 roku w czterech punktach. Pierwszy mówił o prawie narodu wietnamskiego do „pokoju, niepodległości, suwerenności, jedności i integralności terytorialnej". Stany Zjednoczone, pisał Dong, muszą całkowicie wycofać się z Południa, zaprzestać pomocy dla RW oraz ataków na DRW. Punkt drugi stwierdzał, Ŝe po odejściu Amerykanów obie części kraju nie mogą naleŜeć do sojuszów wojskowych ani posiadać na swym terenie obcych baz i oddziałów. W punkcie trzecim Pham Van Dong domagał się, by problemy Wietnamu Południowego były rozwiązywane przez samych Południowych Wietnamczyków, zgodnie z programem NFW, bez ingerencji zewnętrznej. Ostatni punkt dotyczył zjednoczenia kraju, które miało zostać dokonane w sposób pokojowy, takŜe „przez samych Wietnamczyków". Na kolejną pauzę w bombardowaniach, tym razem ponad miesięczną, Johnson zdecydował się na przełomie 1965 i 1966 roku. Korzystając z niej. Północny Wietnam wysłał na Południe całe konwoje cięŜarówek. Naprawiono i wzmocniono drogi i mosty na szlaku Ho Chi Minha, a premier DRW nazwał amerykańskie oświadczenia o pragnieniu pokojowego zakończenia konfliktu „kampanią kłamstw". Następnym waŜnym, choć jednocześnie nieco tajemniczym epizodem w historii stosunków USA z Hanoi, był plan o kryptonimie „Nagietek" (Morigold). Był to tzw. polski epizod, gdyŜ kluczową rolę odegrał w nim PRL-owski dyplomata, Janusz Lewandowski, szef polskiej delegacji w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli. Przedstawiciele PRL w MKNiK reprezentowali oczywiście interesy bloku komunistycznego. Działalność Komisji była od
156 początku fikcją, gdyŜ porozumienia genewskie przewidywały, iŜ ma wydawać deklaracje tylko pod warunkiem jednomyślności wszystkich członków. Do dokonania inspekcji w terenie wymagana była zgoda władz RW lub DRW, co równieŜ skutecznie blokowało wszelkie poczynania MKNiK. Obok przedstawicieli PRL, takŜe Indie nie były skłonne do ujawniania prawdziwego stanu rzeczy — wolały nie naraŜać swych stosunków z państwami komunistycznymi. Tylko jeden raz, gdy w 1962 r. wybuchł graniczny zatarg chińsko-indyjski, zgodzili się wydać z Kanadą wspólny raport o łamaniu przez DRW układu genewskiego, o infiltracji broni i ludzi na Południe. W Komisji w latach 1954-1973 pracowało około 1400 Polaków. Rotacja następowała przeciętnie co 8 miesięcy. Większość stanowili oficerowie LWP. Przygotowaniami wyjeŜdŜających zajmowała się specjalnie powołana przez MON jednostka wojskowa 2000. „Polski epizod" zaczął się w czerwcu 1966 roku, kiedy Janusz Lewandowski nawiązał kontakt z przedstawicielami rządu USA. Powołując się na rozmowę z Ho Chi Minhem, twierdził, iŜ prezydent DRW zgodził się na negocjacje z Waszyngtonem pod warunkiem wstrzymania bombardowań, czyli zrezygnował z Ŝądań wstępnego uznania przez USA „czterech punktów". Rokowania za pośrednictwem Lewandowskiego trwały 6 miesięcy. Przekazywał on Amerykanom kolejne, coraz dalej idące postulaty Hanoi (m.in. zastąpienie rządu RW koalicyjnym, z udziałem Viet Congu). „Nagietek" zakończył się w dosyć dramatyczny sposób. 3 grudnia 1966 roku Lewandowski zaproponował, by reprezentanci Waszyngtonu spotkali się w Warszawie z przedstawicielami rządu PRL. Amerykanie zareagowali błyskawicznie — juŜ w kilka godzin później wyznaczono spotkanie na 6 grudnia. Jednak 6 grudnia minister spraw zagranicznych Rapacki poinformował Waszyngton, iŜ PRL nie moŜe juŜ pełnić „dobrych usług". Powodem zerwania rozmów były bombardowania w pobliŜu Hanoi dokonane na początku
157 grudnia. Johnson zezwolił na nie, gdyŜ pragnął wywrzeć na władzy DRW nacisk, by przyspieszyć negocjacje. Warszawie przekazano jeszcze, Ŝe prezydent moŜe całkowicie zakazać nalotów w promieniu 10 mil od Hanoi, o ile Viet Cong wstrzyma ataki rakietowe i artyleryjskie na Sajgon. Dalszych kontaktów Hanoi — Waszyngton za pośrednictwem PRL juŜ nie było. „Polski epizod" obfituje w znaki zapytania. Do dziś nie wiadomo, jaki zasięg miały w rzeczywistości kontakty Lewandowskiego po stronie wietnamskiej. Niektórzy historycy sądzą nawet, Ŝe działał na własną rękę lub Ŝe „Nagietek" był inicjatywą warszawskiego MSZ — co jednak, zwaŜywszy ścisłe uzaleŜnienie Warszawy od moskiewskiej centrali, nie wydaje się moŜliwe. W kaŜdym razie władze DRW uzyskały kolejne potwierdzenie faktu, iŜ Amerykanom niezmiernie zaleŜy na nawiązaniu rozmów; nawet najsłabszy i najbardziej dwuznaczny sygnał wywoływał w Waszyngtonie duŜe napięcie. Kierownictwo Lao Dong przekonało się teŜ, jak wielką rolę mogą odegrać amerykańskie środki przekazu. Wiadomości o misji Lewandowskiego przeciekły do prasy juŜ po miesiącu i — co stanowiło szczególnie istotny sygnał — winą za niepowodzenie całej akcji dziennikarze obciąŜyli rząd USA, a nie nieustępliwe stanowisko Hanoi. Parokrotnie jeszcze po „polskim epizodzie" prezydent Johnson zawieszał naloty na Północny Wietnam — pomimo protestów dowódców wojskowych, którzy wskazywali, Ŝe DRW wykorzystuje kaŜdą przerwę do wzmoŜonych dostaw na Południe. Za kaŜdym razem władze Lao Dong odrzucały oferty Waszyngtonu, nazywając je propagandowymi trikami i oszustwami. Tymczasem w USA istniejące od samego początku wątpliwości co do sensu interweniowania i szans na skłonienie komunistów do kapitulacji ogarniały stopniowo róŜne kręgi administracji i społeczeństwa. Praktycznych i niecierpliwych Amerykanów zniechęcał brak widocznych postępów w wojnie. Nguyen Cao Ky wspominał po 1975 roku: „Mówiłem
158 Johnsonowi wiele razy: jeśli rozpoczynacie wojnę — działajcie szybko... Nie moŜecie wygrać dłuŜszej wojny... Westmoreland i McNamara powiedzieli narodowi amerykańskiemu, Ŝe na następne BoŜe Narodzenie chłopcy wrócą do domu. I naród czekał jedno, drugie... piąte BoŜe Narodzenie... I w końcu stracił cierpliwość". Johnson prowadził wojnę w sposób rygorystycznie ograniczony, a jednocześnie podtrzymywał nieograniczone nadzieje na szybkie zwycięstwo. Taka polityka mogła przynieść rezultaty tylko na krótką metę. Marginalna początkowo grupka zwolenników wycofania się z Wietnamu rosła powoli, lecz nieustannie. Magazyn „Time" oceniał we wrześniu 1966 roku. iŜ 1/5 Izby Reprezentantów i 1/3 Senatu zajmuje stanowisko antywojenne. Do najaktywniejszych przeciwników zaangaŜowania USA naleŜeli senatorowie George McGovern, Frank Church i Mikę Mansfield. Natomiast w rządzie czołowym „gołębiem" był minister obrony McNamara. człowiek o łagodnym i wraŜliwym charakterze, który nie mógł pogodzić się z cierpieniami powodowanymi przez wojnę. Większość dziennikarzy — wraz z całym społeczeństwem — poparła początkowo z entuzjazmem decyzję prezydenta. W 1965 roku gen. Westmoreland został „Człowiekiem Roku" „Time'a". Ale juŜ w roku następnym komentatorzy zmienili stanowisko na niechętne wobec wojny, a jeszcze później — na zdecydowanie przeciwne. Środki przekazu coraz ostrzej krytykowały stosunki panujące w RW, kwestionowały sensowność amerykańskiej pomocy, zwracały uwagę na koszty ludzkie i materialne wojny. Nestor amerykańskich dziennikarzy, Walter Lippman, juŜ w maju 1966 roku stwierdził na łamach „Newsweeka": „Prezydent wciągnął nas w azjatycką wojnę dla nieosiągalnego celu". Amerykańska opinia publiczna źle przyjmowała wiadomości o kolejnych operacjach Search and Destroy. Sam Westmoreland przyznał później, Ŝe termin ów sugerował, iŜ głównym celem Amerykanów w Wietnamie jest „niszczenie".
159 Generał uwaŜał teŜ, iŜ massmedia przedstawiały działania sił zbrojnych nieobiektywnie: „Kilka zdjęć w gazetach i migawek telewizyjnych pokazujących Ŝołnierzy amerykańskich podpalających kryte trzciną chaty wystarczyły, by przekonać wielu, Ŝe operacje Znajdź i Zniszcz pustoszyły kraj". Tymczasem w rzeczywistości „były one skierowane przede wszystkim przeciwko urządzeniom militarnym: bunkrom, tunelom, składom ryŜu i amunicji oraz obozom szkoleniowym". W lutym 1966 roku w Honolulu odbyła się wietnamsko-amerykańska konferencja na szczycie. Johnson, a z drugiej strony Ky i Thieu podpisali tam wspólną deklarację, mającą stanowić podstawę współpracy obu krajów. Przywódcy południowowietnamscy oświadczali, iŜ są „zdecydowani wykorzenić niesprawiedliwość społeczną" oraz „zbudować prawdziwie demokratyczne państwo i społeczeństwo". Deklarowali gotowość walki z agresją kierowaną z Hanoi, która — pod pozorem „tak zwanej wojny narodowowyzwoleńczej" —jest „częścią komunistycznego planu podboju całej Azji Południowo-Wschodniej". Stany Zjednoczone przyrzekły pomoc w dokonywaniu „rewolucyjnych przemian" oraz w obronie kraju. Johnson powiedział w Honolulu, Ŝe nie chce „wzniosłych słów", lecz konkretnych działań. Niestety, omawiany juŜ Program Rozwoju Wiejskiego oraz inne próby reform, będące rezultatami spotkania, napotkały te same, co wcześniej, przeszkody. Ich efekty dalekie były od zapowiadanej „autentycznej rewolucji społecznej". Kolejna międzynarodowa konferencja w sprawie Wietnamu odbyła się w październiku 1966 roku w Manili, na Filipinach. Wzięło w niej udział poza RW i USA pięć państw, których siły zbrojne walczyły w Wietnamie w charakterze sojuszników Sajgonu: Korea Południowa, Australia, Tajlandia, Filipiny i Nowa Zelandia. Najsilniej zaangaŜowani byli Koreańczycy. Seul wysłał do Wietnamu kilka dywizji — ponad 50 tysięcy Ŝołnierzy. Większość autorów nie zajmuje się działaniami innych aliantów, koncentrując się na Ameryce i RW, lecz
160 moŜna znaleźć informacje, iŜ Południowi Koreańczycy bili się dzielnie, a na terenach przez nich chronionych Viet Cong miał powaŜne problemy2. Pozostałe państwa przysłały raczej symboliczne kontyngenty i to pod naciskiem Waszyngtonu, nie chciały bowiem mieszać się do konfliktu i obawiały się reakcji własnych społeczeństw. śołnierzy australijskich było ponad 7 tysięcy, z Tajlandii — 6 tysięcy, z Filipin — 2 tysiące, a z Nowej Zelandii kilkuset. Sprzymierzeni wydali w Manili deklarację, której kluczowa teza brzmiała: „Naszym jedynym Ŝądaniem wobec przywódców Wietnamu Północnego jest porzucenie przez nich agresji". Obiecywali równieŜ, Ŝe w razie wycofania oddziałów WAL z Południa i zaprzestania infiltracji — ich siły opuszczą RW. Nie wywołało to oczywiście Ŝadnego rezonansu w Hanoi. W ciągu roku 1967 poparcie społeczeństwa amerykańskiego dla interwencji wciąŜ malało. Olbrzymie nakłady finansowe na wojnę (2 miliardy dolarów miesięcznie) rozkręcały inflację i utrudniały prezydentowi realizację planów „Wielkiego Społeczeństwa". Pogłębiały się rozbieŜności pomiędzy Jastrzębiami" i „gołębiami". Generał Westmoreland stanowczo domagał się zgody na zaatakowanie baz Viet Congu w KambodŜy i szlaku Ho Chi Minha w Laosie. Natomiast McNamara, przeŜywający wewnętrzne rozterki, równie stanowczo sprzeciwiał się zwiększaniu wysiłku wojennego. W jednym z memorandów dla Johnsona pisał: „Nasze zobowiązania polegają jedynie na umoŜliwieniu ludności Południowego Wietnamu określenia swej własnej przyszłości... Kończą się z chwilą, kiedy naród ten nie walczy sam o swoje prawa". Wskazywał, Ŝe choć corocznie ginie 60 tysięcy Ŝołnierzy Viet Congu, a „szlaki infiltracji przypominają jednokierunkowe drogi wiodące Północnych Wietnamczyków ku śmierci" — nie widać oznak załamywania morale ani słabnięcia przeciwnika. 2
W Wietnamie zginęło blisko 4,5 tysiąca Południowych Koreańczyków i około tysiąca Ŝołnierzy z
pozostałych krajów.
161 Prezydent — jak wcześniej — wybrał politykę „środka drogi". Odrzucił propozycje Westmorelanda jako prowadzące do zwiększenia strat amerykańskich, a rady ministra obrony — wstrzymanie bombardowań i ustępstwa wobec Hanoi —jako godzące w prestiŜ Ameryki. McNamara, choć od dawna był jednym z najbliŜszych współpracowników Johnsona, musiał odejść z rządu pod koniec 1967 roku, gdy prezydent uznał róŜnicę poglądów za niemoŜliwą do przezwycięŜenia. Z nazwiskiem McNamary wiąŜe się jedno z największych amerykańskich przedsięwzięć technicznych w czasie wojny: elektroniczny system mający zahamować infiltrację. „Linia McNamary" miała biec wzdłuŜ północnej granicy RW i przecinać szlak Ho Chi Minha. Jej koszt miał wynieść ponad miliard dolarów. W załoŜeniach miała być kombinacją elektronicznych czujników informujących o ruchach nieprzyjaciela oraz pól minowych i zapór z drutu kolczastego. Jej konstrukcję rozpoczęto w 1961 roku od zrzucenia z samolotów kilkudziesięciu tysięcy czujników. Detektory akustyczne zawisły w gałęziach drzew i transmitowały wszelkie dźwięki do centrów nasłuchu. Wbite w ziemię czujniki sejsmiczne, obudową imitujące małe krzaczki i drzewka, przekazywały wojskowym komputerom drgania powierzchni ziemi wywołane przez pojazdy i maszerujące oddziały. Dane transmitowane przez czujniki były natychmiast przetwarzane przez elektroniczne maszyny obliczeniowe i w postaci współrzędnych określających połoŜenie nieprzyjaciela dostarczane siłom uderzeniowym. Same czujniki były jednak bezbronne i łatwe do unieszkodliwienia, a Giap szybko zorientował się, jakie zagroŜenie linia mogłaby stanowić. Gdy więc Amerykanie rozpoczęli jej rozbudowę, nastąpiły gwałtowne ataki oddziałów komunistycznych, którym gen. Westmoreland nie był w stanie przeciwstawić odpowiednich sił. Konstrukcję zapór wstrzymano i Amerykanie mogli bezsilnie przyglądać się — lub raczej nasłuchiwać — jak Wietnamczycy stopniowo likwidują sieć 11 — Wietnam 1962-1975
162 czujników. Słyszeli, jak wyśmiewają się z tych urządzeń, a czasem do ich uszu dochodziły odgłosy zupełnego lekcewaŜenia wyrafinowanej amerykańskiej techniki: Wietnamczycy oddawali mocz na czujniki. BezuŜyteczne okazywały się takŜe inne elektroniczne wynalazki, posyłane gen. Westmorelandowi zamiast Ŝołnierzy, o których wciąŜ bezskutecznie dopominał się w Waszyngtonie. Na przykład detektory zapachowe do wykrywania amoniaku zawartego w pocie. Podwieszane pod helikopterami miały umoŜliwiać znajdywanie partyzantów w dŜungli. Ich wadą było nieodróŜnianie zwierząt od ludzi, a Viet Cong szybko nauczył się wprowadzać je w błąd: na terenach, gdzie nie prowadził Ŝadnych działań, wieszano kosze z odchodami bawołów, których silna woń myliła detektory. Udało się natomiast siłom zbrojnym USA stworzyć sprawny system naprowadzania lotnictwa na cele znany pod kryptonimem Igloo White. Najprostszym sposobem sprowadzenia bombowców było wezwanie ich drogą radiową przez patrol, który napotkał nieprzyjaciela. Tak samo mógł postąpić samolot obserwacyjny. Inaczej przebiegało naprowadzanie w czasie większych operacji wojskowych. Na polu walki zrzucano czujniki, a w powietrzu krąŜył samolot retransmitujący ich sygnały do centrum komputerowego. Stamtąd bombowce otrzymywały współrzędne celów. System ten umoŜliwiał przybycie lotnictwa do dowolnego punktu w Południowym Wietnamie w ciągu najwyŜej 15 minut od chwili wezwania. Sytuacja ARW i aliantów nie przedstawiała się w 1967 roku duŜo lepiej niŜ w 1965. Rzecz jasna, po przybyciu pół miliona Ŝołnierzy amerykańskich siły komunistyczne musiały zrezygnować z operowania duŜymi oddziałami i przejść na partyzancki styl walki, a władze w Sajgonie kontrolowały coraz większe terytorium. Do przełomu było jednak daleko. ARW wraz ze sprzymierzonymi wojskami posiadała wprawdzie nad oddziałami Viet Congu i WAL przewagę liczebną 3 do 1, ale o rzeczywistym stosunku sił decydują bataliony pierwszego
163 rzutu, a tutaj przewaga wynosiła jedynie 1,6 do 1, głównie ze względu na rozbudowane słuŜby tyłowe armii USA. Pierwsze oddziały amerykańskich Ŝołnierzy, w latach 1964, 65 i 66, były pełne ducha bojowego i optymizmu, z dyscypliną takŜe nie było problemów. Wielu młodych Amerykanów zgłaszało się nawet do Wietnamu na ochotnika (na 1,5 miliona Ŝołnierzy, którzy przewinęli się do końca 1967 roku przez ten kraj, było ich 176 tysięcy). Płk Ha Van Lau ze sztabu generalnego WAL tak oceniał Ŝołnierza armii Stanów Zjednoczonych: „Był bardzo dobrze wyekwipowany i wyszkolony. Jednak właśnie dlatego, Ŝe był Ŝołnierzem tak nowocześnie wyposaŜonym, trudno się przystosowywał. ObciąŜony sprzętem poruszał się z trudnością i stanowił łatwy cel dla partyzantów... (Poza tym) nie potrafił długo wytrzymywać trudów i wyrzeczeń wojennych". Podobnie jak Francuzi, Amerykanie nie byli przystosowani do zabójczego klimatu Wietnamu, stąd duŜo zgonów nie spowodowanych walką. Liczba chorych w szpitalach przewyŜszała liczbę rannych. Wojna była niezwykle wyczerpująca psychicznie. Niewidzialny nieprzyjaciel uderzał nagle i szybko znikał z powrotem w swych kryjówkach. Nieustanne zagroŜenie wpływało destrukcyjnie na psychikę przewaŜnie bardzo młodych Ŝołnierzy. Przeciętny wiek Ŝołnierza armii amerykańskiej w czasie II wojny światowej wynosił 26 lat, w Wietnamie większość nie miała więcej niŜ 19-20 lat. Ci wychowywani w komforcie chłopcy, których zajmowały przedtem tylko najnowsze modele samochodów, dziewczyny i dyskoteki, znaleźli się nagle w piekle okrutnej wojny. „Nie byłem przygotowany do Ŝycia w tak prymitywnych warunkach — wspominał jeden z nich. — Zjadłem trzy ciepłe posiłki przez dziewięć miesięcy. Nosiłem plecak, a w nim pelerynę, szczoteczkę do zębów, coś do pisania listów — i to było wszystko. Wszystko, co nosiłem przez dziewięć miesięcy... Nie kąpałem się dosłownie miesiącami — najwyŜej opłukałem w strumieniu czy źródle. Jedliśmy
164 wciąŜ suche racje. I kaŜdy w moim oddziale chorował na robaki, dyzenterię albo malarię. A niektórzy na wszystko na raz". Przepaść między klimatyzowanymi kasynami, niczym nie odbiegającymi od tych w USA, a nieludzkimi warunkami pól bitewnych była tak głęboka, Ŝe u wielu powodowała załamania psychiczne. Amerykanie próbowali zresztą niekiedy przenosić do dŜungli styl Ŝycia, do którego byli przyzwyczajeni. (Stąd np. dowoŜenie śmigłowcami napojów chłodzących i ciepłych posiłków na pole walki.) Od szoku rozpoczynał się z reguły sam pobyt w Wietnamie. We wspomnieniach Ŝołnierzy powtarza się motyw pierwszego wraŜenia: gdy wysiadali z samolotu, w którym dopiero co skończyli oglądać najnowszy film, i wychodzili na płytę lotniska w Tan Son Nhut czy Pleiku, zauwaŜali natychmiast, Ŝe z innej strony do samolotu ładowane są ciała ich poległych poprzedników. Większość Ŝołnierzy nie wiedziała nic o konflikcie wietnamskim, o kraju, za który mieli umierać. Nie znali jego kultury ani historii, nie rozumieli aktualnego połoŜenia. Armia amerykańska jest z załoŜenia armią obywatelską, złoŜoną ze świadomych obywateli. ZałoŜenie to okazywało się jednak często odległe od realiów. śołnierze nie rozumieli celów ani taktyki dowództwa, które w tej wojnie bez linii frontu, bez zdobyczy terytorialnych — nie były wcale oczywiste. Nieświadomość rodziła cynizm i obojętność. Jedynym celem stawało się przetrwanie rocznego pobytu w Wietnamie. „Miałem wtedy dwadzieścia lat, umiałem juŜ walczyć, ale nie znałem powodu, dla którego miałem walczyć lub nie" — powiedział jeden z amerykańskich szeregowców, wyraŜając doświadczenie własne i wielu kolegów. Generał Westmoreland uwaŜał, Ŝe krótka, roczna tura będzie łatwiejsza do zaakceptowania przez społeczeństwo. Wszak ulubionym hasłem wszelkich ruchów pokojowych było zawsze: Bring our boys home (Niech chłopcy wracają do domu). Pobyt oficerów był jeszcze krótszy, sześciomiesięczny.
165 W tak krótkim czasie Ŝołnierze nie byli w stanie poznać kraju ani sposobów walki nieprzyjaciela. Pociągało to za sobą słabość dowodzenia i podwyŜszało straty. Jak zauwaŜył jeden z amerykańskich generałów: „Amerykanie nie byli w Wietnamie przez 10 lat. Byli tam rok — dziesięć razy". Podobnie było z personelem cywilnym: przeciętny okres pobytu w Wietnamie ludzi zajmujących się sprawami wymagającymi wyjątkowo długofalowego działania — reformami społecznymi i politycznymi — wynosił półtora roku. Do roku 1968 strategia i taktyka armii USA pozostawały niezmienione. Patrole szukały nieprzyjaciela, oddziały uderzeniowe starały się go zniszczyć przy wsparciu lotnictwa i artylerii. Noc naleŜała do Viet Congu. Amerykanie wycofywali się do baz. Za brak większych postępów Ŝołnierze winili polityków, którzy nakładając niezrozumiałe ograniczenia, pozbawiali ich szans zwycięstwa, oraz ARW, którą gardzili za jej nieskuteczność. Wietnamczycy z kolei twierdzili, iŜ ARW została „przeamerykanizowana" — obciąŜona zbyt duŜą ilością sprzętu technicznego, Ŝe doradcy z USA nie znają lokalnych warunków, nie rozumieją taktyki partyzanckiej i sugerują fałszywe decyzje. Stosunek Ŝołnierzy Stanów Zjednoczonych do ludności cywilnej pozostawiał wiele do Ŝyczenia. PowaŜne przestępstwa, gwałty czy morderstwa, nie zdarzały się często. Ale Amerykanie mieli przecieŜ odbierać Viet Congowi serca i umysły Wietnamczyków, tymczasem przysparzali raczej zwolenników komunistom. Niewiele pomagały starania dowództwa —jeden z pierwszych rozkazów Westmorelanda zobowiązywał podległych mu Ŝołnierzy do znajomości i stałego posiadania przy sobie regulaminu postępowania z ludnością cywilną. Jednak sfrustrowani i bezustannie zagroŜeni Ŝołnierze szybko uznawali wszystkich „Ŝółtków" za wrogów. Brutalne traktowanie chłopów, wymuszanie zeznań czy niszczenie wiosek podejrzanych o udzielanie pomocy partyzantom nie naleŜały do rzadkości.
166 Wojna brutalizuje i deprawuje wszystkie walczące strony — Amerykanie nie obronili się przed jej destrukcyjnym wpływem. Wielu chłopców posyłanych, by zdobywać serca i umysły Wietnamczyków dla sprawy wolności i demokracji — traciło własne. Jeden z popularnych w armii USA dowcipów mówił, co naleŜy zrobić, aby zakończyć wojnę. OtóŜ naleŜało — według Ŝołnierzy — załadować wszystkich „południowo-wietnamskich przyjaciół" na statki, wywieźć ich na pełne morze, dokładnie zbombardować Wietnam, a następnie zatopić statki... Marines natomiast wyrazili swą opinię na temat idei zdobywania serc i umysłów w powiedzeniu: Get them by the balls and their hearts and minds will follow. W ciągu ostatnich tygodni 1967 roku w USA moŜna było często usłyszeć, Ŝe zwycięstwo jest właściwie w zasięgu ręki. Prezydent — zaniepokojony malejącym poparciem dla prowadzenia wojny — postanowił dodać narodowi wiary w przyszłość. Wielu jego najbliŜszych współpracowników w publicznych wypowiedziach ukazywało postępy, jakich dokonano od 1965 roku, prezentowało statystyki świadczące o krzepnięciu rządu sajgońskiego. Wezwany do Waszyngtonu Westmoreland w przemówieniu do Kongresu zapewniał, iŜ nieprzyjaciel — choć na razie nie został pokonany — jest juŜ u kresu sił. 17 stycznia 1969 roku Johnson mówił w orędziu do narodu: „Wróg przegrywa bitwę po bitwie, liczba Wietnamczyków Ŝyjących na obszarach kontrolowanych przez rząd zwiększyła się od stycznia 1967 roku o ponad 1 milion osób". Prezydent wybrał dla swej kampanii dodawania otuchy najgorszy moment, jaki moŜna sobie wyobrazić.
ŚWIĘTO TET
Zabijcie dziesięciu naszych ludzi, a my zabijemy jednego z waszych. To wy pierwsi będziecie mieli dosyć. Ho Chi Minh w 1946 r.
31 stycznia 1968 roku o godz. 2.45 nad ranem 19-osobowy pluton „Ochotników Śmierci" Viet Congu zaatakował ambasadę USA w Sajgonie. Strzegący bramy wjazdowej Marines zdołali powstrzymać napastników, którzy próbowali staranować bramę taksówką, lecz inna grupa wysadziła w tym czasie fragment muru otaczającego ambasadę i wdarła się na dziedziniec. Uzbrojeni w naramienne wyrzutnie rakiet i broń maszynową Ŝołnierze Viet Congu nie zdołali jednak sforsować okutych drzwi wejściowych do budynku. Pod osłoną betonowych kwietników przez sześć godzin odpierali szturmy amerykańskiej piechoty morskiej. Gdy walka dobiegła końca, około godz. 9 rano, 19 ciał Ŝołnierzy-samobójców leŜało w kałuŜach krwi. Zginęło teŜ siedmiu Marines. Nagłówki gazet w Stanach Zjednoczonych mylnie obwieszczały, iŜ siły komunistyczne zdobyły ambasadę. Tymczasem cały Wietnam Południowy znalazł się w ogniu potęŜnej ofensywy. W centrum Sajgonu 4 tysiące partyzantów,
168 którzy m.in. opanowali rozgłośnię radiową, toczyło cięŜkie walki z nacierającymi oddziałami ARW i armii USA. Viet Cong zaatakował 32 z 44 większych miast Południa. W uderzeniu wzięło udział 80 tysięcy partyzantów i Ŝołnierzy północno-wietnamskich. Bazy, lotniska i koszary amerykańskie i południowo-wietnamskie znalazły się pod ostrzałem rakietowym i artyleryjskim, do niektórych wdarły się plutony komandosów-samobójców. Ameryka była zaszokowana i zdumiona. Reakcję społeczeństwa najlepiej wyraził znany komentator telewizyjny, Walter Cronkite, gdy z niedowierzaniem powiedział: „Co tam się właściwie dzieje? Myślałem, Ŝe wygrywamy tę wojnę". Święto Tet, księŜycowy Nowy Rok, jest najbardziej uroczystym świętem wietnamskim. Jego obchody trwają kilka dni (w 1968 roku od 28 stycznia do 3 lutego). Wybór środka karnawału na uderzenie był niewątpliwie sprytnym posunięciem komunistycznego dowództwa — w czasie poprzednich świąt obie strony przestrzegały zawieszenia broni. Atak spadł jak grom z jasnego nieba. W armii sajgońskiej panował odświętny nastrój. Prezydent Thieu w przekonaniu, Ŝe panuje nad sytuacją, polecił udzielić 1/3 Ŝołnierzy urlopów. Viet Congowi udało się uśpić czujność przeciwników. W ciągu dwóch miesięcy poprzedzających Tet oddziały komunistyczne znacznie obniŜyły intensywność ataków, a nawet wycofały się z niektórych terenów. To, co było przygotowaniami do ofensywy, Amerykanie wzięli za sygnał słabnięcia partyzantki. Zmylił ich teŜ inny czynnik, związany ze specyfiką wietnamskiego klimatu. Okresy deszczów monsunowych powodowały rokrocznie zmiany natęŜenia walk. Okresy względnego spokoju przeplatały się z okresami aktywności Viet Congu. Ta cykliczność była trudna do zauwaŜenia dla Amerykanów, z których większość nie słuŜyła w Wietnamie dłuŜej niŜ kilkanaście miesięcy. Partyzanci nie mogli — z powodu zahamowania dostaw przez ulewne deszcze w Laosie — przeprowadzać
169 większych akcji pod koniec roku. Tymczasem właśnie wtedy sporządzano roczne raporty i sprawozdania, które siłą rzeczy sugerowały słabnięcie nieprzyjaciela. Stąd — między innymi — brały się fale optymizmu, budzące nadzieję amerykańskiej opinii publicznej. NajwaŜniejszym pociągnięciem generała Giapa, które miało odwrócić uwagę od planowanej ofensywy, było jednak natarcie na amerykańską bazę w Khe Sanh. Bitwa o Khe Sanh była jedną z największych bitew tej wojny. Baza leŜała w pobliŜu miejsca, w którym linia „zdemilitaryzowana" stykała się z granicą Laosu. Pozwalała ona w pewnym stopniu kontrolować główne drogi szlaku Ho Chi Minha. Na początku stycznia czujniki akustyczne i sejsmiczne zaczęły informować, Ŝe Khe Sanh stopniowo otaczają znaczne siły nieprzyjaciela. Wywiad zidentyfikował nadciągające szlakiem Ho dwie doborowe dywizje północno-wietnamskie — 304 i 325 DP. Dywizja 304 prowadziła natarcie na Dien Bień Phu czternaście lat wcześniej, a Khe Sanh mogło być zaopatrywane wyłącznie drogą lotniczą. Gdy więc bitwa się zaczęła, Ŝądni sensacji reporterzy od razu ochrzcili Khe Sanh „amerykańskim Dien Bień Phu", nie bacząc na powaŜne róŜnice. Obóz amerykański znajdował się na górującym nad okolicą plateau. W Khe San było dwa razy więcej cięŜkich dział, niŜ mieli Francuzi. Siły powietrzne trudno nawet porównywać. Inne teŜ było samopoczucie załogi. Marines wiedzieli, Ŝe mają posłuŜyć za przynętę, by ściągnąć oddziały WAL, które następnie miały zostać zdziesiątkowane — zgodnie ze strategią wyczerpania. Otoczeni, cieszyli się, Ŝe wreszcie zmierzą się z nieuchwytnym dotąd wrogiem. „OK, tym razem ci dranie się nam nie wymkną" — mówili reporterom. Khe Sanh broniło 3,5 tysiąca Ŝołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej oraz 2,1 tysiąca Ŝołnierzy ARW. Siły oblegających oceniano na 20 tysięcy ludzi. Oddziały Giapa
170 zaatakowały o świcie 21 stycznia. Artyleria dalekiego zasięgu rozpoczęła ostrzał, trafiając na początku w główny magazyn amunicji, ale dalsze losy bitwy potoczyły się zupełnie inaczej niŜ pod Dien Bień Phu. Dzięki czujnikom oraz samolotom rozpoznawczym, wyposaŜonym w najnowocześniejsze kamery, które za pomocą promieni podczerwonych mogły wykryć nieprzyjaciela w dŜungli, wywiad amerykański był w stanie namierzyć kaŜdy pododdział przeciwnika. Naprowadzane przez system komputerowy odrzutowce mogły atakować nawet przy zerowej widoczności. Dziennie dokonywano 300 uderzeń powietrznych, a oblegający zdołali strącić tylko dwa samoloty. Większe zgrupowania nieprzyjaciela niszczyły z wysokości 10 kilometrów niewidoczne i niesłyszalne B-52. Ale oddziały północno-wietnamskie juŜ niejeden raz pokazały, Ŝe potrafią walczyć nawet w najcięŜszych warunkach. Bitwa trwała dwa miesiące. Wietnamczycy uporczywie podkopywali się ku liniom obrońców — zygzaki okopów zbliŜały się do nich na odległość 300 m. Amerykanie mogli słyszeć przeciwników —jak Francuzi pod Dien Bień Phu — lecz pod Khe Sanh myśliwce bombardujące codziennie powstrzymywały nieprzyjaciela setkami ton napalmu. W pojedynku artyleryjskim oddziały WAL dotrzymywały kroku Marines i Południowym Wietnamczykom. Działa przeciwnika były ukryte równie dobrze, jak pod Dien Bień Phu. Na Khe Sanh spadało kaŜdego dnia 150 pocisków. Było to oczywiście kłopotliwe dla zaopatrującego bazę lotnictwa. Samoloty transportowe nie zatrzymywały się po wylądowaniu, tylko zmniejszały prędkość, przez luki wyrzucano dostarczane materiały i natychmiast wzbijały się z powrotem w powietrze. Siły komunistyczne zostały zmuszone na początku kwietnia do odwrotu. Bitwa odegrała jednak wyznaczoną jej rolę: zaabsorbowała uwagę aliantów i odciągnęła część oddziałów amerykańskich z miast przed ofensywą Tet.
171 Według oficjalnych źródeł komunistycznych ofensywa miała za zadanie wywołanie powstania w Południowym Wietnamie. Tym razem Hanoi dało się jednak ponieść optymizmowi: do Ŝadnego powstania nie doszło — co do dziś stanowi zresztą jeden z zarzutów wobec społeczeństwa Południa. Innym celem ofensywy było prawdopodobnie wywarcie wpływu na opinię publiczną USA — stąd zgranie jej w czasie z początkiem kampanii wyborczej w Ameryce. Kolejnym motywem była postępująca stabilizacja polityczna w RW i powolne słabnięcie Viet Congu. Komuniści pragnęli odwrócić te tendencje. Z militarnego punktu widzenia ofensywa zakończyła się całkowitą klęską Viet Congu. Południowi Wietnamczycy i Amerykanie szybko otrząsnęli się z zaskoczenia i przeszli do kontrataku. Tysiące partyzantów, którzy korzystając z przedświątecznego ruchu przeszmuglowali do miast broń i uderzyli na nie od wewnątrz, po cięŜkich, lecz krótkotrwałych walkach musiały się wycofać, ponosząc olbrzymie straty. Regularne jednostki Viet Congu, na których spoczywał główny cięŜar ofensywy, zostały wręcz zdziesiątkowane. Ocenia się, Ŝe po stronie komunistycznej poległo 40 tysięcy ludzi. Straty południowo-wietnamskie wyniosły 2,5 tysiąca zabitych, amerykańskie — 1200. Terenem walk były przede wszystkim miasta, więc amerykański sposób prowadzenia wojny okazał się w czasie Tet szczególnie destrukcyjny. DuŜy rozgłos zyskała wypowiedź amerykańskiego oficera artylerii, który po wyzwoleniu miasteczka Ben Tre w delcie Mekongu, gdzie w wyniku walk połowa domów uległa zburzeniu, powiedział: „Musieliśmy zniszczyć tę miejscowość, Ŝeby ją uratować". Dla wielu w tym zdaniu odzwierciedlał się cały bezsens wojny. Krytycy Ameryki zdawali się jednak nie zauwaŜać, Ŝe to Viet Cong wybrał na teren konfrontacji miasta. Jego oddziały, powielając metodę stosowaną juŜ przez Viet-Minh, przede wszystkim urządzały pozycje obronne w kościołach i świątyniach. Łatwo było potem oskarŜać przeciwników o brak szacunku dla tradycji narodu wietnamskiego.
172 Na całym Południu juŜ po kilku dniach oddziały Viet Congu zostały pokonane, a niedobitki atakujących szukały schronienia na prowincji. Jedynym wyjątkiem było Hue. Wyzwolenie pełnej skarbów architektury starej stolicy Wietnamu zabrało trzy tygodnie i wymagało cięŜkich bombardowań lotniczych i artyleryjskich. Hue zostało zajęte nie przez jednostki partyzanckie, lecz przez 12 tysięcy Ŝołnierzy północnowietnamskich. Ale poza krwawymi walkami wydarzył się tam dramat, który wydaje się wyrastać z tych samych korzeni, co późniejsza o kilka lat tragedia KambodŜy pod rządami Czerwonych Khmerów, Polakowi nasuwa zaś nieodparte skojarzenie ze zbrodnią katyńską. W czasie ponad dwudziestu dni, kiedy miasto — stanowiące centrum religijne i kulturalne Południa — znajdowało się w rękach komunistów, miejscowi członkowie Lao Dong kierowali aresztowaniami ludzi, których przechwycony potem dokument Viet Congu określał jako „tyranów". Uwięziono ponad 4 tysiące działaczy politycznych, przywódców wspólnot religijnych, urzędników i oficerów. Wycofując się z Hue, oddziały WAL wyprowadziły tych ludzi ze sobą (twierdzono, Ŝe przejdą reedukację polityczną) i odtąd wszelki ślad po nich zaginął. Dopiero po roku chłopcy pasący bawoły w lasach nieopodal miasta odkryli przypadkiem masowe groby; przysypane cienką warstwą ziemi spoczywały w nich ciała zaginionych, z rękami skrępowanymi z tyłu. Wykrycie zbrodni nie wywołało większego oddźwięku w zachodnich mass mediach — był rok 1969 i znaczna większość dziennikarzy nie nazywała wojny inaczej niŜ „brudną", co najwyŜej przyznając, iŜ „obie strony" stosują terror. Sympatyzujący z Viet Congiem historycy do dziś starają się pomijać ten niewygodny temat. Zbrodnia w Hue była częścią szerszej strategii zastraszania. Ofensywa Tet udowodniła, Ŝe nikt w Południowym Wietnamie nie moŜe czuć się bezpieczny — nawet w wielkich miastach. Ta demonstracja siły i moŜliwości organizacyjno-militarnych komu-
173
ni stów miała powiększyć dystans dzielący społeczeństwo od rządu sajgońskiego i ukazać jego niezdolność do obrony własnych zwolenników. Viet Cong równocześnie z ofensywą w miastach podjął oŜywioną działalność na wsi. Wykorzystując odwołanie wielu oddziałów AR W i USA do miast, partyzanci zaatakowali obszary wiejskie chronione tylko przez słabe siły lokalne. W szczytowym momencie ofensywy udało im się uchwycić kontrolę nad 1300 gminami z 1600 składających się na RW. Sukces Viet Congu na wsi okazał się jednak krótkotrwały. Rząd odzyskał stracone tereny do końca 1968 roku i nadal poszerzał kontrolowany przez siebie obszar. Było to tym łatwiejsze, Ŝe w czasie kampanii zginęło wielu doświadczonych i zakorzenionych w terenie działaczy NFW. Następne kilka lat stanowiło najlepszy okres w historii Republiki Wietnamu — i to pomimo faktu, iŜ rozpoczęło się wycofywanie oddziałów USA. Skutkiem ofensywy Tet, zapewne nieoczekiwanym dla Hanoi, był „efekt Pearl Harbour". Tak gen. Westmoreland określił wzrost poparcia dla władz i nasilenie się woli obrony wśród ludności Południa. „Tet zrobiło z Wietnamczyków antykomunistów" — powiedział jeden z cywilnych przedstawicieli USA w Sajgonie. Przed ofensywą nastroje były zupełnie inne. Sajgon był wesołym, pełnym ruchu miastem, jakby nie przyjmował do wiadomości faktu, Ŝe jest stolicą oblęŜonego kraju. Jeden z sajgońskich dzienników pisał 4 stycznia: „Większość naszej młodzieŜy obawia się powołania do wojska bardziej niŜ czegokolwiek innego... To prawdziwa ironia historii, Ŝe słuŜba w armii, której celem jest złamanie pochodu komunistycznego w Wietnamie Południowym, zupełnie zatraciła swój zaszczytny charakter... Interesujące byłoby ustalenie, kto ponosi odpowiedzialność za ogólny brak woli stawiania oporu komunizmowi w naszym kraju". Ofensywa, cierpienia i straty ludności cywilnej (kilkaset tysięcy nowych uchodźców, ponad 12 tysięcy zabitych
174 i egzekucje w Hue) przekonały społeczeństwo Południa, Ŝe wojna nie jest wyłącznie sprawą rządu i Amerykanów. Zmiana społecznej atmosfery wyraziła się m.in. dobrowolnym zgłaszaniem się młodzieŜy do wojska — rzecz przed Tet nie do pomyślenia. Sama ARW zresztą po pierwszym uderzeniu Viet Congu szybko przeszła do kontrofensywy i biła się tak dzielnie, Ŝe zdumiewało to przyzwyczajonych do jej bierności Amerykanów. Atmosfera ta umoŜliwiła rządowi RW przeprowadzenie powszechnej mobilizacji — po dziewięciu latach wojny! Tak późne przeprowadzenie mobilizacji stanowiło oczywiście powaŜny błąd, gdyŜ ludność Południa, nie czując cięŜaru wojny, skłonna była do lekcewaŜenia zagroŜenia. Rząd Thieu wydał dekret o powszechnej mobilizacji w czerwcu 1968 roku. Na jego mocy do wojska mogli zostać powołani męŜczyźni w wieku od 18 do 38 lat. Dzięki temu ARW, do której naleŜało dotąd 320 tysięcy ludzi w oddziałach regularnych i 280 w pomocniczych, miała wzrosnąć do ośmiuset tysięcy. Głębokie przemiany zaszły po ofensywie Tet na wsi południowo-wietnamskiej. Władze rozpoczęły — przy amerykańskim wsparciu — kolejny, zakrojony na szerszą niŜ poprzednie skalę, program reform. Amerykanie zrozumieli wreszcie, Ŝe Wietnam jest nie tyle problemem wojskowym, ile politycznym. A klucz do niego znajduje się nie w miastach, które dzięki częstym zamieszkom zajmowały uwagę dziennikarzy i Białego Domu, lecz na wsi, gdzie biło źródło siły partyzantów. Zaczęto tzw. Program Przyspieszonej Pacyfikacji, na który składały się: reformy polityczne, wzmacnianie sił terytorialnych oraz podniesienie poziomu Ŝycia wsi. Rzecz jasna, było to zamierzenie długofalowe, lecz juŜ cztery lata, do 1972 roku, kiedy nastąpił znów dramatyczny przełom w sytuacji, wystarczyły, aby program ten przyniósł — niespodziewanie nawet dla inicjatorów — sukces. W 1971 roku wiele wsi było bronionych przed Viet Congiem przez...
175
byłych partyzantów, a na terenach, gdzie dawniej odwaŜały się zapuszczać tylko większe oddziały wojskowe, samotny Amerykanin mógł bez obawy jeździć w nocy jeepem. Program był nieporównywalnie mniej kosztowny niŜ działania militarne. W szczytowym 1970 roku USA wydały na Program Przyspieszonej Pacyfikacji 730 milionów dolarów. Zmiany na wsi umoŜliwiła równoczesna walka z siatką Viet Congu. Była ona wprawdzie rozbita w wyniku Tet (niektóre źródła oceniają, Ŝe komuniści stracili aŜ 40% kadr na Południu), lecz nadal posiadała fenomenalną zdolność do regeneracji. Przeciw infrastrukturze Viet Congu wymierzona była akcja „Feniks". Wywiad południowo-wietnamski z pomocą CIA rozpracowywał siatkę komunistyczną, a specjalne grupy pościgowe zajmowały się chwytaniem podejrzanych. Akcję nazwano „Feniks" w nadziei, Ŝe pomoŜe władzom odrodzić się z popiołów — co dotychczas było domeną Viet Congu. W jej wyniku śmierć poniosło 20 tysięcy ludzi, schwytano ponad 30 tysięcy i poddało się 18 tysięcy. Byłyby to straty powaŜne, gdyŜ „Feniks" z załoŜenia skierowany był tylko przeciwko kadrom przywódczym aparatu komunistycznego. Autorzy przeciwni wojnie stawiają jednak akcji wiele zarzutów. Ich zdaniem, zabijano i prześladowano niewinnych ludzi oraz torturowano podejrzanych. Przeczą temu natomiast oświadczenia CIA, według których „Feniks" przebiegał pod ścisłym nadzorem amerykańskim, co wykluczało naduŜycia ze strony Południowych Wietnamczyków. Wydaje się, Ŝe przy tak duŜej liczbie objętych akcją osób niemoŜliwe było uniknięcie pomyłek i ofiar wśród szeregowych zwolenników Viet Congu. Nie wydaje się teŜ moŜliwe, by Amerykanie byli w stanie — nawet, jeśli załoŜyć, Ŝe tego pragnęli — całkowicie powstrzymać wymuszanie zeznań od schwytanych działaczy komunistycznych. Bicie i tortury ujętych przeciwników były raczej regułą niŜ wyjątkiem tak u Północnych, jak i Południowych Wietnamczyków. Natomiast
176 faktem jest, iŜ akcja ta nie pozwoliła komunistom odzyskać gruntu pod nogami na Południu po ofensywie Tet. O słabnięciu Viet Congu świadczy równieŜ program Otwartych Ramion — Chieu Hoi, który kontynuowano z sukcesami. Wystarczy powiedzieć, Ŝe do Tet przeszło na stronę rządu 27 tysięcy osób; po niej uczyniło to ponad 170 tysięcy członków FWN. I to pomimo wydarzeń w Hue oraz zdarzających się egzekucji „zdrajców", które miały zapobiec dezercjom. Największe znaczenie dla uspokojenia sytuacji na wsi miały prawdopodobnie reformy polityczne. Thieu przywrócił w 1969 r. wybory do samorządu wiejskiego. Co więcej, wiejskie oddziały samoobrony otrzymały znaczne ilości uzbrojenia, w tym karabiny M-16, których dotychczas im nie dawano z obawy przed ich „przeciekaniem" do partyzantów. Tym samym stały się zdolne do samodzielnej obrony przed mniejszymi oddziałami Viet Congu, co miało podstawowe znaczenie dla poczucia bezpieczeństwa wsi. Kolejnym, waŜnym i śmiałym posunięciem Thieu była reforma rolna. W przeciwieństwie do reformy Diema — połowicznej i tylko częściowo wprowadzonej w Ŝycie — reforma rozpoczęta w 1970 roku była — według „New York Times'a" — „chyba najbardziej postępową i dalekowzroczną niekomunistyczną reformą rolną XX wieku". Do redystrybucji przeznaczono milion hektarów, z rozdziału ziemi skorzystała niemal połowa ludności rolniczej, a powierzchnia dzierŜaw spadła z 60 do 10% upraw. Dla porównania: w czasie reformy rolnej przeprowadzonej w latach 1954-1956 przez komunistów między chłopów rozdzielono 810 tysięcy hektarów. Zatem chłopi otrzymali samorząd, broń i ziemię — czego im przez wiele lat odmawiano. Zaufanie okazane wsi opłaciło się władzom sowicie: w 1971 roku partyzanci kontrolowali tylko niespełna 20 procent mieszkańców Południa. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych RW przedstawiała zgoła odmienny obraz niŜ 2 lata wcześniej. Drogi były bezpieczne, aktywność komunistów niewielka,
177 miasta pełne amerykańskich towarów, a rodziny chłopskie bogaciły się dzięki reformie rolnej, otrzymywały nowe odmiany ryŜu i uczyły się wydajniejszych metod uprawy. Jeden z przedstawicieli USA w Sajgonie tak opisał ówczesną sytuację: ..To było niezwykłe. Nagle odkryliśmy, Ŝe Wietnamczycy byli zdolni obronić się i ustabilizować rząd. Z łatwością wypełniali pustkę, którą — jak się obawialiśmy — stworzy wycofanie tak wielu Ŝołnierzy amerykańskich. Po raz pierwszy od dziesięciu lat pokój zapanował w większości wsi". Niebezpieczeństwo istniało jednak nadal. Partyzantka była osłabiona, lecz na Południu znajdowało się coraz więcej regularnych Ŝołnierzy północno-wietnamskich. Poza tym siły komunistyczne świadomie przeszły do defensywy: Lao Dong liczyła na stopniowe odbudowanie infrastruktury politycznej i wojskowej. Nie znikły teŜ dawne źródła słabości RW. Korupcja nie zmniejszyła się, a chwilowa solidarność opozycji z rządem w czasie odpierania ofensywy Tet szybko ustąpiła miejsca rywalizacji i walkom frakcyjnym. Wycofanie armii USA, które z jednej strony skłoniło Thieu do przeprowadzenia daleko idących i potrzebnych od dawna reform, z drugiej — wzmogło nastroje neutralistyczne, a rosnąca Trzecia Siła coraz energiczniej domagała się od rządu porozumienia z komunistami, nawet za cenę dopuszczenia ich do współrządzenia. Dziennik „Sajgon Daily News" w lipcu 1968 roku pisał: „Jest rzeczą jasną, Ŝe w Wietnamie Południowym nie ma obecnie ukształtowanego antykomunistycznego systemu politycznego, który mógłby zmierzyć się ze spręŜystą organizacją komunistyczną. Nasze rozliczne partie i grupy polityczne są beznadziejnie skłócone i targane wewnętrznymi sprzecznościami". Z inicjatywy Thieu w połowie 1968 roku powstał wprawdzie Socjalistyczny Rewolucyjny Związek Ludowy, który miał skupić róŜne nurty polityczne. TakŜe opozycja (m.in. VNQDD i Hoa Hao) próbowała zjednoczyć się, tworząc 12 — Wietnam 1962-1975
178 Związek Sił Ludowych Wietnamu. Zadawnione animozje polityczne i personalne nie pozwoliły jednak tym organizacjom na odegranie znaczniejszej roli, gdyŜ — zdaniem wspomnianej gazety — „stan wewnętrznych niesnasek, wzajemnej podejrzliwości i rywalizacji, który od lat gnębił niekomunistyczne organizacje naszego kraju, nie moŜe być zlikwidowany w ciągu paru miesięcy". Rząd sajgoński — przy całej brutalności, z jaką traktował komunistów i ich sprzymierzeńców — trudno jednak określić jako „bezwzględną i krwawą dyktaturę" (a podobnych epitetów uŜywali zarówno komuniści, jak i amerykańskie ruchy antywojenne). Oto opis najcięŜszego więzienia politycznego Południowego Wietnamu, Con Dao, znajdującego się na wyspie połoŜonej 100 km od wybrzeŜy kraju. Więźniowie byli tam stłoczeni w niewielkich celach, a część trzymano w tzw. tygrysich klatkach — zamiast sufitu miały one stalowe pręty, po których mogli chodzić straŜnicy. Rocznie w Con Dao umierało około 130 osób — na 12 tysięcy przetrzymywanych tam ludzi, prawdopodobnie południowo-wietnamskie więzienia nie odbiegały zatem od trzecioświatowego standardu. Sajgońskie gazety wielokrotnie krytykowały warunki, w jakich trzymani byli więźniowie: przepełnienie cel, zły stan sanitarny budynków itd. „Saigon Daily News" z 20 lipca 1968 roku pisał o „nieludzkich warunkach Ŝycia" w jednym z aresztów, gdzie „ponad 2500 ludzi stłoczono w budynku, który kiedyś zbudowali Francuzi dla najwyŜej 600 więźniów". Prasa opozycyjna była bardzo krytyczna wobec polityki rządu; gazety „Tin Sang" i „Cong Luang" jawnie opowiadały się za porozumieniem z komunistami, neutralizacją kraju i za wycofaniem Amerykanów, a nawet publikowały oficjalne oświadczenia rządu w Hanoi. Prawo prasowe z 1969 roku ograniczyło moŜliwość cenzury prewencyjnej, która wcześniej powodowała ukazywanie się gazet z białymi plamami. Teraz jedynym środkiem, jakim dysponowały władze, było konfiskowanie juŜ wydrukowanych nakładów. Dziennik „Tin Sang"
179 w roku 1970 był ponad 100 razy karany konfiskatą lub grzywnami. Rządy Thieu trwały niemal tyle samo, co rządy Diema — od 1967 do 1975 roku. Była to dyktatura „miękka" i liberalna. Funkcjonowały przecieŜ procedury demokratyczne: wybory prezydenckie i parlamentarne, które (przy wszystkich zastrzeŜeniach) umoŜliwiały udział we władzy róŜnym siłom politycznym. Istniały i działały partie opozycyjne, które dysponowały własnym aparatem propagandowym, prasą itp. Parlament często sprzeciwiał się prezydentowi, więc Thieu musiał brać to pod uwagę i modyfikować swą politykę. Jeśli więc moŜna mówić o dyktaturze, to raczej w tym sensie, iŜ skłócenie i rozbicie opozycji praktycznie wykluczało moŜ liwość utraty władzy przez Thieu. Amerykański politolog, Robert Scalapino, napisał w 1982 r.: „Krytycy oskarŜający «rządy dyktatorskie» nigdy nie rozumieli — a przynajmniej nigdy nie przyznali — Ŝe tkwiąc w środku brutalnej wojny, rząd sajgoński był duŜo bardziej tolerancyjny wobec opozycji — prócz działającej wspólnie z komunistami — niŜ moŜna było oczekiwać. Przed 1975 rokiem nigdy nie było trudno znaleźć głośnych krytyków, którzy gotowi byli wyraŜać swe poglądy całkowicie otwarcie". Jawnie działał np. ruch antywojenny, który organizował wiece, „siedzące" manifestacje przed gmachami publicznymi, pochody i strajki okupacyjne na uczelniach. Trzecia Siła, w której często zacierała się róŜnica pomiędzy lojalną wobec państwa opozycją i działaniami otwarcie prokomunistycznymi, takŜe funkcjonowała legalnie. Była ruchem niejednorodnym. Prócz agentów Lao Dong znalazło się w nim wielu wietnamskich patriotów dalekich od komunizmu. Rozczarowani polityką władz, zatrwoŜeni ofiarami powodowanymi przez wojnę — sądzili, Ŝe rządy komunistów nie będą duŜo gorsze. Wśród ludzi tych, stanowiących liczącą się część społeczeństwa, dominowało poczucie rozŜalenia i krzywdy. Dlatego podciągali Francuzów i Amerykanów pod wspólny mianownik: ani jedni,
180 ani drudzy nie pomogli — ich zdaniem — krajowi w uzyskaniu wolności i w awansie cywilizacyjnym. Francuzi — gdyŜ kaŜde ustępstwo trzeba było im wydzierać w krwawej walce, Amerykanie — bo nie umieli zrealizować aspiracji Południowych Wietnamczyków i liczyli tylko na rozstrzygnięcie militarne. Stosunki między Amerykanami a Południowcami — juŜ wcześniej niełatwe — uległy po Tet zaostrzeniu. Władze RW były niezadowolone z wywieranej przez Waszyngton presji na przystąpienie do negocjacji z Hanoi, poniewaŜ pragnęły najpierw wzmocnić kraj wewnętrznie. A wydawało się to całkiem realistyczne, gdyŜ ofensywa Tet stanowiła dla Viet Congu najcięŜszą klęskę w czasie całej wojny — klęskę, po której nigdy się juŜ nie podniósł. Oblicza się, Ŝe od Tet do 1971 roku strona komunistyczna straciła ponad pół miliona ludzi (zabitych, dezerterów, którzy przeszli na stronę RW, aresztowanych). Po takim odpływie sił Viet Cong musiał rozpaczliwie chwytać się wszelkich dostępnych środków. Do partyzantki rekrutowano piętnastoletnich chłopców, a na czele komitetów wioskowych lub rejonowych niejednokrotnie stawiano szesnastolatków. Lecz nawet te metody, czyniące z Frontu parodię organizacji, którą niegdyś był, niewiele pomagały; oddziały partyzanckie po 1968 roku opierały się głównie na ludziach z Północy, a infrastruktura NFW — w coraz bardziej jawny sposób kierowana przez Hanoi — traciła dotychczasowe znaczenie. Inicjatywa militarna znalazła się w rękach RW/USA. Co prawda, regularne oddziały WAL znajdowały się w czasie ofensywy Tet na drugim planie i zachowały zdolność bojową, lecz niewiele mogły zdziałać pozbawione wsparcia lokalnych partyzantów. Hanoi potrzebowało czasu, by przystosować się do nowych warunków, by zorganizować własne oddziały partyzanckie i przestawić sieć transportu. Komuniści nie mogli dłuŜej kierować się maksymą Mao Tse-tunga „Niech
181 wieś otacza miasta". Musieli przyjąć bardziej konwencjonalny sposób walki, ale trzeba pamiętać, Ŝe nawet regularne oddziały armii północno-wietnamskiej zawsze stosowały wiele elementów działań nieregularnych. Choć Narodowy Front Wyzwolenia stał się po 1968 roku marionetką Hanoi, to z formalnego punktu widzenia — było wręcz przeciwnie. Kierownictwo Lao Dong postanowiło nadać mu status równy państwowemu. W czerwcu 1969 roku odbył się w „wyzwolonej strefie" na Południu „Kongres Przedstawicieli Ludowych", który utworzył nowe państwo — „Republikę Wietnamu Południowego" i powołał jego władzę — Tymczasowy Rząd Rewolucyjny (TRR). Sztuczne wywindowanie rangi NFW miało cel dosyć oczywisty. Wszak jeden z czterech punktów Pham Van Donga mówił o rządzie zjednoczenia narodowego. Chodziło zatem o uzyskanie dla Frontu równorzędnego z rządem RW statusu i odpowiedniej liczby miejsc w ewentualnym przyszłym gabinecie. Premierem nowego „rządu" został Huynh Tan Phat, formalnie sekretarz Partii Demokratycznej, wchodzącej w skład NFW, faktycznie — członek Lao Dong. JednakŜe rzeczywista władza naleŜała do Pham Hunga, członka Biura Politycznego kompanii, którego oddelegowano na Południe z zadaniem kierowania Centralnym Wydziałem do spraw Wietnamu Południowego, czyli delegaturą KC Lao Dong. Siedziby komunistycznych władz znajdowały się na obszarze wielkiej plantacji kauczuku Mimot na terytorium KambodŜy, u nasady tzw. Kaczego Dziobu, który wcinał się w obszar RW. Program TRR powielał znane postulaty Frontu: Wietnam Południowy miał być demokratycznym i neutralnym państwem. Program gwarantował swobody obywatelskie, jak równieŜ prawo do prywatnej przedsiębiorczości, a takŜe powszechną opiekę lekarską, bezpłatne szkolnictwo itd. Tymczasem w praktyce nawet dawna, ograniczona autonomia NFW wobec Hanoi zanikała: po 1968 roku ludzie
182 z Północy objęli większość kierowniczych stanowisk. Na posiedzeniach TRR nadal występowali zamaskowani członkowie Frontu, którzy działali w legalnych organizacjach RW, lecz ich obecność stanowiła zaledwie ślad po dawnej fasadzie, szczelnie okrywającej prawdziwe mechanizmy władzy w Viet Congu. Hanoi z początkiem lat siedemdziesiątych zainicjowało kurs na eliminację z Frontu „klasowo obcych elementów". Południowcy, którzy nie chcieli bez reszty podporządkować się dyrektywom Lao Dong, byli spychani na drugorzędne stanowiska. Akcji tej towarzyszyły zmiany sztafaŜu ideologicznego NFW. Południowcy musieli teraz przechodzić obowiązkowy kurs materializmu dialektycznego, który zastąpił wykłady z „historii rewolucji". Właściwie tylko jeden element komunistycznej taktyki nie uległ zmianie po Tet. Terror. Z tą róŜnica, iŜ nie był on juŜ teraz tak celny i skuteczny. Od roku 1964 do 1974 Sekcje Bezpieczeństwa zamordowały na Południu blisko 40 tysięcy osób cywilnych. Najczęściej na podstawie wyroków „sądów ludowych", z oskarŜenia o „reakcyjność, kontrrewolucję i szpiegostwo". DRW oficjalnie uznawała odrębność „Republiki Wietnamu Południowego" i twierdziła, Ŝe zjednoczenie nastąpi dopiero w przyszłości za obopólną zgodą, przy czym dopuszczalne będą róŜnice pomiędzy obiema częściami kraju, wynikające z odmienności rozwoju historycznego. „Socjalizm na Północy — Demokracja na Południu" — brzmiało propagandowe hasło. We wrześniu 1969 roku zmarł Ho Chi Minh. Śmierć prezydenta nie spowodowała Ŝadnych perturbacji w kierownictwie państwa. Ho juŜ wcześniej odsunął się od podejmowania decyzji, rezerwując dla siebie rolę głównego autorytetu kraju. Znaczna część Wietnamczyków (na Północy prawdopodobnie większość) oraz światowej opinii publicznej zaakceptowała świadomie przezeń wykreowany wizerunek dobrotliwego, opiekuńczego i kochającego dzieci „Wujka
183 Ho". Ale pamiętać trzeba, Ŝe ten bezwzględny polityk nie wahał się posłać na śmierć setek tysięcy swoich „wnuków" dla zrealizowania ideologicznej utopii, która w młodości owładnęła jego umysłem. W Biurze Politycznym nie było po śmierci Ho sporów o sukcesję ani konfliktów, co potwierdza tezę, iŜ wietnamski komunizm opierał się na wyjątkowo silnej moralno-ideo-logicznej motywacji. Świadczy teŜ o tym testament Ho Chi Minha. Ukazuje on specyficzne cechy jego osobowości oraz klimat panujący w państwie, którego był twórcą. „Demokratyczna Republika Wietnamu. Niepodległość — Wolność — Szczęście ...zostawiam tych kilka słów na wypadek, gdyby przyszło mi odejść na spotkanie z Karolem Marksem, Włodzimierzem I. Leninem i innymi dawnymi rewolucjonistami... We wzajemnych stosunkach trzeba rozwijać uczucie partyjności i miłości. Nasza partia jest partią rządzącą. KaŜdy członek partii i kadrowiec powinien być przepojony rewolucyjną moralnością, powinien być rzeczywiście pracowity, oszczędny, uczciwy, sprawiedliwy, bezinteresowny... Nasze góry będą zawsze, nasze rzeki będą zawsze, nasz naród będzie zawsze. Gdy pokonamy amerykańskich agresorów, odbudujemy nasz kraj dziesięć razy piękniejszy niŜ dziś... Jeśli chodzi o międzynarodowy ruch komunistyczny. Ja, który całe Ŝycie poświęciłem sprawie rewolucji, im bardziej dumny jestem z rozwoju międzynarodowego ruchu komunistycznego, tym bardziej cierpię z powodu rozbieŜności między bratnimi partiami... Jeśli chodzi o mnie osobiście, to całe swe Ŝycie duszą i ciałem słuŜyłem ojczyźnie, słuŜyłem rewolucji, słuŜyłem
184 narodowi. Gdybym musiał teraz opuścić ten świat, niczego bym nie Ŝałował. śałuję tylko, Ŝe nie mogę dalej słuŜyć rewolucji... I wreszcie przekazuję swą bezgraniczną miłość całemu narodowi, całej partii, całej armii, wszystkim moim wnukom — chłopcom i dziewczętom oraz pionierom. Przekazuję takŜe serdeczne pozdrowienia towarzyszom, przyjaciołom, chłopcom, dziewczętom i dzieciom całego świata. Ostatnie moje Ŝyczenie jest następujące. Niech cała partia, cały naród, ściśle zespolone, walczą o utworzenie pokojowego, zjednoczonego i kwitnącego Wietnamu...". (W Wietnamie bardzo popularna jest poezja. TakŜe Ho pisał wiersze. Stąd niektóre fragmenty testamentu mają niemal poetycką formę). Te słowa przekonują. Ho Chi Minh naprawdę pragnął lepszej przyszłości dla swego narodu. Na nieszczęście dla milionów Wietnamczyków stworzony przez niego splot patriotyzmu z komunizmem stanowił całość niezwykle skuteczną w działaniu, ale trudną do rozplatania i ciąŜącą do dziś nad tym dramatycznie doświadczonym krajem. DRW nadal balansowała pomiędzy Pekinem i Moskwą. Hanoi dysponowało przy tym znaczną niezaleŜnością — nie reagowało np. na sowieckie rady, by przystąpić do rozmów z USA. Wietnamscy komuniści dobrze zapamiętali nauczkę z Genewy, gdzie — ustąpiwszy pod naciskiem ChRL i ZSRR — uzyskali mniej przy stole konferencyjnym niŜ na polach bitew. Po koniec lat sześćdziesiątych stroną doradzającą Hanoi nieustępliwość były Chiny. Jak to ujął gen. Maxwell Taylor, Chińczycy byli zdecydowani „walczyć ze Stanami Zjednoczonymi do ostatniego Wietnamczyka". Luty i marzec 1968 roku były przełomowymi miesiącami II wojny indochińskiej. Decyzje, które zapadły w Waszyngtonie w wyniku ofensywy Tet, sprawiły, Ŝe klęska komunistów stała
185 się ich strategicznym zwycięstwem. Zawinił tutaj sam Johnson i jego rząd, gdyŜ ich nadmierny optymizm przyczynił się do pogłębienia szoku wywołanego przez Tet. Jednak nie tylko prezydent wprowadził w błąd amerykańską opinię publiczną. Historycy zgadzają się obecnie co do tego, Ŝe — jak pisze George Herring: „Media przekazywały informacje w sposób niechętny dla rządu i często wypaczały fakty". Pierwsze sprawozdania z kampanii Tet opisywały ją jako druzgocące zwycięstwo sił komunistycznych i — co waŜniejsze — poraŜka partyzantów nie znalazła odbicia w środkach masowego przekazu. Reporterzy kładli nacisk na początkowe sukcesy Viet Congu, na chaos i zniszczenia spowodowane przez walki, a nie na rozmiary faktycznego zwycięstwa RW/USA. Na darmo generał Westmoreland i członkowie administracji próbowali przedstawiać prawdziwy obraz sytuacji, na darmo porównywali Tet do desperackiej kontrofensywy Niemców w Ardenach w grudniu 1944 r., na darmo mówili o „ofensywie rozpaczy" — dziennikarze wiedzieli lepiej, wiedzieli, Ŝe Stany Zjednoczone przegrywają wojnę. Pewną rolę w wypaczaniu rzeczywistości odegrała teŜ chyba charakterystyczna dla mass mediów pogoń za ciekawszym newsem: w końcu kogo moŜe zainteresować informacja, Ŝe Goliat pokonał Dawida? Hanoi zdawało sobie sprawę z faktu, iŜ piętą Achillesową Ameryki jest właśnie niecierpliwa i ulegająca zmiennym nastrojom opinia publiczna. Niektórzy autorzy sądzą nawet, Ŝe głównym celem Tet było nie wywołanie powstania w RW, lecz zadanie psychologicznego ciosu społeczeństwu USA (czego jednak nie potwierdzają znane źródła komunistyczne). Tak ocenia strategię Hanoi generał Westmoreland: „Byli wystarczająco sprytni, by wiedzieć, Ŝe nie mogą nas pokonać na polu bitwy. Wiedzieli teŜ, Ŝe naszym słabym punktem jest strona polityczna, bo w ten sposób pokonali Francuzów. Byli przy tym wystarczająco pewni siebie, by wierzyć, Ŝe mogą
186 nas pobić w ten sam sposób — i rzeczywiście, udało im się". Komuniści znaleźli wiec remedium na amerykańską strategię wyczerpania militarnego. Postanowili wyczerpać USA psychicznie. Wyniki badań opinii publicznej pozwalają prześledzić systematyczny spadek poparcia dla polityki Johnsona. W 1964 roku decyzje prezydenta aprobowało 70% Amerykanów, w 1965 — 60%, w 1966 — juŜ tylko połowa, a pod koniec 1967 — zaledwie 40% badanych. Punkt zwrotny stanowiła ofensywa Tet, po której sprzeciwiających się polityce rządu było juŜ więcej niŜ popierających Johnsona. Dezaprobata niekoniecznie oznaczała negatywny stosunek do zaangaŜowania USA w Wietnamie. Spora część głosów krytycznych pochodziła od rozczarowanych polityką półśrodków „jastrzębi", którzy pragnęli bardziej zdecydowanego prowadzenia wojny. Stosunek do wojny i planowane sposoby zakończenia konfliktu stały się zasadniczymi kwestiami róŜniącymi kandydatów na prezydenta. Okazało się, Ŝe Johnson będzie musiał rywalizować nie tylko z kandydatami republikańskimi, ale równieŜ z członkami własnej partii: Eugenem McCarthy'm (którego nie naleŜy mylić ze słynnym w latach pięćdziesiątych senatorem Josephem McCarthy'm) oraz Robertem Kennedym. Obaj wysunęli program „pokojowy" — opowiedzieli się za zaprzestaniem bombardowań, wycofaniem wojsk USA z Wietnamu oraz rokowaniami z Hanoi. Wystąpienie brata Johna F. Kennedy'ego było szczególnie bolesne dla Johnsona, który po raz pierwszy został przecieŜ prezydentem w wyniku zamachu w Dallas. 15 lutego dowództwo lotnictwa USA zakomunikowało o stracie nad Wietnamem Północnym osiemsetnego samolotu. 20 lutego Komisja Spraw Zagranicznych Senatu rozpoczęła publiczne przesłuchania członków administracji, podczas których podawano w wątpliwość potrzebę dalszego prowadzenia wojny. 22 lutego sztab Westmorelanda oznajmił, Ŝe
187 w poprzednim tygodniu Amerykanie ponieśli najwyŜsze od początku konfliktu straty w ludziach — 543 zabitych. 26 lutego Westmoreland wystąpił do prezydenta o wysłanie do Wietnamu dodatkowych 206 tysięcy Ŝołnierzy. Fakt ten szybko przeciekł do prasy — „New York Times" doniósł o tym juŜ 10 marca — i wywołał prawdziwą burzę w środkach masowego przekazu oraz falę demonstracji. 13 marca Johnson wyraził zgodę na stopniowe wysłanie nie dwustu, lecz trzydziestu tysięcy ludzi. „New York Times" wiedział o tym juŜ 17 marca. W komentarzach na temat prośby Westmorelanda pisano, iŜ jest ona przejawem desperacji oraz dowodem załamania się dotychczasowej strategii. Tymczasem Westmoreland chciał wykorzystać pomyślną sytuację militarną, jaka wytworzyła się po ofensywie Tet, i pójść za ciosem — zaatakować bazy WAL/VC' w KambodŜy i Laosie. Z czysto wojskowego punktu widzenia miał rację. Nie zdawał sobie jednak sprawy z nastrojów społecznych w USA. Inaczej nie wysunąłby w tak krytycznym momencie postulatu, który oznaczał największy w ciągu całego konfliktu wzrost sił USA w Wietnamie — skok o 40%. Dopiero znacznie później Westmoreland miał przyznać, Ŝe 750 tysięcy Amerykanów w Wietnamie to było więcej, niŜ mógł wytrzymać system polityczny USA. O konfuzji panującej w tym czasie w Białym Domu, o niezdolności rządu do przerwania błędnego koła połowicznych decyzji, świadczy rozmowa, którą przeprowadził z Komitetem Szefów Sztabów nowy sekretarz obrony, mianowany na miejsce McNamary, Clark Clifford. Oto jego relacja: „Mieliśmy juŜ w Wietnamie 525 tysięcy ludzi... Czy wystarczy, jeśli poślemy jeszcze 206 tysięcy? — spytałem. Nie wiedzieli... 1
Po roku 1968 właściwie nie moŜna juŜ dłuŜej mówić o Viet Congu jako w pewnym stopniu
odrębnej sile. Niedobitki oddziałów zbrojnych Frontu zeszły do roli sił pomocniczych WAL. Stąd skrót, który lepiej oddaje stan faktyczny, niŜ określenie „Viet Cong".
188 — Czy jest zatem moŜliwe, Ŝe będziecie potrzebowali więcej? — To moŜliwe. — Czy bombardowanie Północy rzuci ich na kolana? — Nie. — A czy w ogóle zmniejsza się wola walki Północy? — Nic nam o tym nie wiadomo. I w końcu: Jaki plan posiadają Stany Zjednoczone dla osiągnięcia zwycięstwa w Południowym Wietnamie? Nie było takiego planu. Powiedziałem: Nie ma takiego planu? — Nie. Nasz plan przewiduje tylko utrzymanie presji na nieprzyjaciela i mamy nadzieję, Ŝe to go w końcu zmusi do kapitulacji". O dalszych losach wojny — i prezydenta — zadecydował ostatni tydzień marca. Johnson odrzucił wtedy oficjalnie propozycję Westmorelanda i odwołał go z Wietnamu. 27 marca prezydent zaprosił do Białego Domu specjalną grupę doradców, tzw. Mędrców. W jej skład wchodzili wybitni politycy, dowódcy wojskowi oraz przedstawiciele kół gospodarczych, między innymi: Dean Acheson, George Bali, Cyrus Vance, gen. Matthew Ridgway, gen. Maxwell Taylor i Henry C. Lodge. Po długiej dyskusji większość Mędrców opowiedziała się przeciw dalszemu zwiększaniu liczby Ŝołnierzy amerykańskich w Wietnamie i za deeskalacją konfliktu. Reprezentanci establishmentu, jakimi niewątpliwie byli Mędrcy, kierowali się przede wszystkim troską o wewnętrzną sytuację USA. Zwracali uwagę na coraz ostrzejszą polaryzację społeczeństwa w związku z wojną, na gigantyczne koszty konfliktu, które obciąŜały gospodarkę, utrudniały desegregację rasową i rozbudowę systemu opieki społecznej oraz powodowały inflację. Stanowisko Mędrców zaskoczyło prezydenta — nie spodziewał się, Ŝe establishment stanie po tej samej stronie, co buntujące się uniwersytety. Tym głębiej wziął sobie ich
189 zdanie do serca. Był człowiekiem wysoko ceniącym consensus społeczny, tymczasem widział, jak na jego oczach Ameryka pogrąŜa się w groźnym konflikcie wewnętrznym. W swych wspomnieniach napisał: „Moim największym problemem nie był sam Wietnam, lecz podziały i pesymizm w kraju... dobrze wiedziałem, Ŝe załamanie na froncie wewnętrznym było właśnie tym, na co liczyło Hanoi". Dlatego wygłosił 31 marca swe najbardziej pamiętne przemówienie do narodu. Rozpoczął je od słów: „Dziś wieczór chcę do Was mówić o pokoju w Wietnamie... Nie ma sprawy, która bardziej zajmowałaby nasz naród". W pierwotnej wersji początek brzmiał inaczej — „chcę do Was mówić o wojnie w Wietnamie". Następnie prezydent oznajmił o wielu przełomowych decyzjach: o zakończeniu bombardowań DRW (z wyjątkiem terenów przylegających bezpośrednio do „strefy zdemilitaryzowanej"), zamroŜeniu liczebności oddziałów amerykańskich w Wietnamie i o pełnej gotowości USA do podjęcia natychmiastowych rozmów pokojowych. A potem prezydent powiedział coś, czego się nikt nie spodziewał: „Gdy synowie Ameryki są w polu daleko stąd, gdy wewnątrz kraju decyduje się przyszłość Ameryki; gdy waŜą się nadzieje na pokój — nasze i całego świata — sądzę, Ŝe nie powinienem poświęcać ani jednej godziny, ani dnia mojego czasu na Ŝadne sprawy osobiste lub partyjne... Dlatego nie będę się starał i nie przyjmę nominacji mojej partii na następną kadencję na urząd prezydenta". Kilka dni później Hanoi nazwało przemówienie „perfidną sztuczką... dla uspokojenia opinii publicznej", lecz zgodziło się rozpocząć rokowania. Przemówienie z 31 marca oznaczało poraŜkę polityki wojny ograniczonej. Oznaczało teŜ upokorzenie Ameryki, której prezydent nie mógł opanować łez przed kamerami telewizyjnymi. Oznaczało psychologiczne zwycięstwo komunistów, którzy zmusili USA do porzucenia dotychczasowych zamiarów, a Johnsona — do zakończenia kariery politycznej. Oznaczało po prostu przyznanie się do klęski.
190 Była to klęska osobliwa — przecieŜ to nieprzyjaciel znajdował się w defensywie, tracił grunt pod nogami, przegrał walkę o miasta i słabł na wsi. Wojna w Wietnamie pełna była od początku do końca paradoksów. Stany Zjednoczone przegrały wojnę, w której wróg nie wygrał ani jednej bitwy. Komuniści okazali się zdolni do poniesienia znacznie większych ofiar, nieporównanie bardziej wytrzymali i — przede wszystkim — przekonani o własnej słuszności niŜ Amerykanie. Lao Dong górowała takŜe nad przeciwnikiem bezwzględnością, wolą walki i brakiem skrupułów. Zapewne Ŝaden z wymienionych czynników z osobna nie był decydujący, ale wzięte razem sprawiły, Ŝe amerykańskie zwycięstwa obróciły się ostatecznie w poraŜkę. Na razie jednak niewielu ludzi w USA potrafiło dostrzec w przemówieniu Johnsona pierwszy krok na drodze do kapitulacji. Amerykanie brali zgodę Hanoi na negocjacje za dobrą monetę. Nie wiedzieli (nie chcieli wiedzieć?), Ŝe dla komunistów są one czymś zupełnie innym niŜ dla nich. Notatki ze szkolenia politycznego Viet Congu — przechwycone przez jeden z oddziałów USA w 1967 roku — mówiły wprost: „Rokowania, jeśli będziemy musieli rokować, posłuŜą nam przede wszystkim do zapewnienia bazy, która umoŜliwi rozpoczęcie generalnej ofensywy. Innym celem jest... pokazanie, Ŝe nasza sprawa jest słuszna, a nieprzyjaciela — niesłuszna". Podobnie otwarcie brzmiał fragment przemówienia szefa sztabu WAL, gen. Nguyena Van Vinha, z 1966 roku: „Równoległe prowadzenie walki i negocjacji ma na celu utworzenie następnego frontu w celu powiększenia dezintegracji marionetkowej armii, budzenia i rozwijania sprzeczności wewnętrznych w obozie wroga, izolowanie go i pozbawianie broni propagandowej". Komuniści uwaŜali rozmowy za sposób walki, nie zaś za proces osiągania kompromisu. Świadczy o tym przebieg trwających pięć lat paryskich negocjacji, które zresztą zostały podjęte przez DRW z motywów bynajmniej nie pokojowych.
191 Po prostu Hanoi, skazane po kampanii Tet na prowadzenie wojny bardziej konwencjonalnej, potrzebowało wstrzymania bombardowań. Ten rodzaj wojny wymaga bowiem długich i bezpiecznych lin ii zaopatrzeniowych oraz spokojnego zaplecza. Rokowania rozpoczęły się na początku maja 1968 roku. Na czele delegacji amerykańskiej stanął doświadczony dyplomata Averell Harriman. W 1945 r. był jednym z członków tzw. Komisji Trzech, która zadecydowała w Moskwie o składzie Polskiego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej ze Stanisławem Mikołajczykiem jako wicepremierem. Rozmowy od samego początku były niezwykle cięŜkie. Najpierw Hanoi przez pół roku w ogóle odmawiało dyskutowania, Ŝądając całkowitego zaprzestania nalotów na Północ, takŜe ograniczonych do obszaru pomiędzy 17 i 20 równoleŜnikiem. Bombardowania były właściwie jedyną formą presji Waszyngtonu na DRW, więc Amerykanie Ŝądali za ich wstrzymanie analogicznego zobowiązania Hanoi, tj. powstrzymania ataków na Południu. W końcu jednak — pod wpływem coraz bardziej zmęczonej wojną amerykańskiej opinii publicznej — Johnson nakazał całkowite zawieszenie nalotów na Północ. Następnie negocjacje utknęły w martwym punkcie na ponad dwa miesiące. Tym razem chodziło o kwestię pozornie błahą. Nieprzychylni wobec RW dziennikarze twierdzili, Ŝe Sajgon prowadził absurdalny spór o kształt stołu konferencyjnego. W rzeczywistości szło o całkiem powaŜny problem: Nguyen Cao Ky, przewodniczący delegacji RW, odmawiał uznania NFW za odrębną, niezaleŜną od Hanoi, stronę w rokowaniach. Nie chciał więc zasiąść przy kwadratowym stole, gdyŜ oznaczałoby to uznanie równego statusu wszystkich czterech delegacji (USA, DRW, RW i NFW), a tym samym dwuwładzy w Południowym Wietnamie. Waszyngton i Sajgon wysunęły propozycję kompromisową, aby traktować rozmowy jako dwustronne — z jednej strony USA i Wietnam Południowy,
192
z drugiej — Hanoi i Front, lecz komuniści ją odrzucili. W końcu Sajgon się ugiął i Ky zasiadł za stołem okrągłym, czyli dającym równy status wszystkim delegacjom, ale stało się tak po burzliwych protestach w Ameryce i naciskach Waszyngtonu zniecierpliwionego uporem sojuszników. Przebieg tego sporu nie wróŜył dobrze władzom RW, które mass media i niektórzy amerykańscy politycy obciąŜyli winą za bezsensowną w ich opinii zwłokę. Podobnych oskarŜeń nikt nie wysuwał pod adresem komunistów, którzy odrzucili przecieŜ konstruktywną propozycję USA/RW. Konflikt ten stanowił właściwie antycypację całego późniejszego przebiegu rozmów; nieustępliwe stanowisko Hanoi powodowało brak postępów, więc opinia publiczna w USA Ŝądała od własnego rządu i od Sajgonu elastyczności, czyli zgody na warunki komunistów. Rozpoczęcie negocjacji i zakończenie nalotów na DRW stanowiły punkt zwrotny w II wojnie indochińskiej. Odtąd zaangaŜowanie amerykańskie w Wietnamie miało systematycznie maleć. Bezpośrednią przyczyną przełomu była ofensywa Tet. Trudno znaleźć w historii przykład całkowitej klęski militarnej, która okazała się tak wielkim zwycięstwem politycznym i psychologicznym. Hanoi próbowało wywołać powstanie w Wietnamie Południowym — i przegrało. Lecz młodzi Ŝołnierze-samobójcy, którzy ginęli na dziedzińcu ambasady USA w Sajgonie, nie umarli na darmo, bowiem bitwy Tet toczyły się nie tylko o miasta RW, ale i o serca i umysły narodu amerykańskiego. Zamiast poderwać do walki przeciw rządowi Południowych Wietnamczyków, poderwała do walki Amerykanów.
DRUGI FRONT ...Chromołić i demonstrantów — odparł (szeregowy) Robinson. — Jeden z tych pieprzonych drani podszedł do mnie na lotnisku we Frisco. Czekam na samolot do Teksasu. śeby zobaczyć sią z moim umierającym ojcem, nie? Nikomu nie przeszkadzam. A ten pątak zatrzymuje mnie i pyta: «Pan był w Wietnamie ?» «Aha» — powiadam. «I wraca pan?» «Tak». I wtedy ten kutas patrzy na mnie i mówi: «Mam nadzieją, ie pana ukatrupią* ". ...nigdy nie chodziłem do collegeyu i nie nabrałem przekonania, Ŝe nasz kraj jest zasrany'9. (Kapral Chambers) Steven Ph. Smith ,.Amerykańscy chłopcy"
Magazyn „Time" stwierdził w dziesiątą rocznicę upadku Sajgonu, w kwietniu 1985 roku, iŜ okres wojny wietnamskiej naleŜałoby opisywać, posługując się nie kategoriami historycznymi, lecz psychiatrycznymi. KaŜdego, kto choćby tylko powierzchownie zapoznał się z problematyką wietnamską, uderzać musi prawdziwość tego spostrzeŜenia. Istotnie, poziom społecznych emocji w USA sięgnął wtedy granic histerii, a w wielu wypadkach je przekroczył. Przy tym reakcje opinii publicznej miały często niewielki związek z rzeczywistością; 13 _ Wieinam 1962-1975
194 niekiedy drobne zdawałoby się zdarzenia wywoływały trudno wytłumaczalne w racjonalnych kategoriach reakcje. Dotyczy to szczególnie tak zwanych ruchów antywojennych. Tak zwanych, gdyŜ nazwa ta — niewątpliwie bardzo korzystna z propagandowego punktu widzenia — nie w pełni odpowiadała rzeczywistości. To prawda, Ŝe ruchy te Ŝądały natychmiastowego zakończenia walk i wycofania Amerykanów z Wietnamu, lecz zwykle obawiały się przyznać, Ŝe godzą się takŜe na nieuniknione konsekwencje tego kroku — na oddanie całego kraju pod panowanie komunistów. Z drugiej strony określanie stanowiska przeciwnego mianem „prowojennego" mija się z prawdą. W rzeczywistości liczących się politycznie zwolenników wojny jako takiej w USA właściwie nie było. Byli zwolennicy zaangaŜowania amerykańskich sił zbrojnych, które miały dopomóc Republice Wietnamu w obronie przed wewnętrznym i zewnętrznym zagroŜeniem komunistycznym. Ale nawet najbardziej zagorzałe „jastrzębie" nie pragnęły wojny i nie dąŜyły do niej, widząc wszelkie związane z nią niebezpieczeństwa. Decyzje o udziale USA w wojnie były podejmowane z braku innych alternatyw, jako mniejsze zło. Prezydent Johnson powiedział, Ŝe naród amerykański w roku 1968 był tak podzielony, jak nigdy od czasów wojny secesyjnej. A przecieŜ gdy USA stawiały w Wietnamie pierwsze kroki, nic nie wskazywało na moŜliwość tak powaŜnych kontrowersji. Wyniki sondaŜy mówiły, Ŝe znaczna większość społeczeństwa (60-70%) opowiada się za bombardowaniem DRW do skutku, to znaczy do podjęcia rozmów przez Hanoi, oraz za zwiększeniem liczby amerykańskich Ŝołnierzy w Wietnamie nawet do pół miliona. Tradycyjna, naturalna reakcja wsparcia dla „chłopców w polu" i wiara w mądrość prezydenta spychały protestujących na margines Ŝycia społecznego. Jednak juŜ wtedy, na przełomie 1964 i 1965 roku, pojawiły się pierwsze symptomy nadciągającego kryzysu. Zaczęła się, trwająca do początku lat siedemdziesiątych, tak zwana rebelia campusów. Najpierw były teach-ins, czyli
195 kilkudniowe sesje składające się z wieców i wykładów. Amerykański historyk tak opisuje ich atmosferę: „Przemówieniami, które otrzymywały najgłośniejszy aplauz, były zwykle te, które mówca rozpoczynał od stwierdzenia, Ŝe niewiele wie o wojnie poza tym, Ŝe jest ona złem", a następnie przechodził do filozoficznych dywagacji w języku egzystencjalizmu o kondycji człowieka we Wszechświecie. Departament Stanu posyłał na teach-ins swych przedstawicieli, którzy bronili stanowiska rządu, lecz ich wysiłki spotykały się z obojętnością — jeśli nie z lekcewaŜeniem i wrogością — studentów. JuŜ wówczas moŜna było zauwaŜyć niepokojące cechy ruchu pokojowego: nieprzyjmowanie do wiadomości argumentów drugiej strony i niewiedzę, połączoną z przekonaniem o własnej racji. Choć do roku 1968 poza środowiskiem uniwersyteckim trudno było znaleźć jakiekolwiek przejawy opozycji wobec zaangaŜowania USA w Wietnamie, to jednak nie moŜna było tych protestów zlekcewaŜyć. W latach tych bowiem raptownie zwiększyła się liczba studentów w Stanach Zjednoczonych — dorastały dzieci wyŜu demograficznego z lat po II wojnie światowej, tzw. baby boom generation. W róŜnych uczelniach studiowało aŜ pięć milionów osób. Była to zatem licząca się siła społeczna. Pokolenie to bywa teŜ nazywane „generacją Spocka" od nazwiska autora słynnej ksiąŜki o wychowaniu dzieci. Jej pierwsze wydanie ukazało się w 1946 roku. Krytycy ruchu antywojennego twierdzili, iŜ nadmiernie permisywny sposób wychowywania dzieci, który doradzał dr Spock, spowodował ukształtowanie się pokolenia, które cechowała skłonność do anarchii i destrukcji, odrzucanie tradycji i autorytetów oraz lekcewaŜenie obywatelskich powinności. Dr Spock uznał zresztą za stosowne przyłączyć się do ,jego" generacji i stał się jednym z czołowych działaczy pokojowych. Do roku 1968 nastroje pacyfistyczne zdominowały uniwersyteckie campusy oraz środowiska liberalno-lewicowe, które zdobyły wówczas wyraźną przewagę w amerykańskim Ŝyciu
196 intelektualnym nad nurtem prawicowo-konserwatywnym. W rękach przeciwników wojny znalazły się najwaŜniejsze narzędzia kształtowania opinii publicznej: szkoły wyŜsze i środki przekazu. Urabianie opinii społeczeństwa USA trwało i tak dość długo, a ostateczne przewaŜenie się szali nastrojów było tyleŜ wynikiem propagandy antywojennej, co nie przynoszącej efektów polityki wietnamskiej Johnsona. Szersze kręgi narodu zaakceptowały tezy głoszone przez środowiska uniwersytecko-intelektualne dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych. Następnie zmiana poglądów społeczeństwa znalazła odzwierciedlenie w składzie ciał przedstawicielskich i z początkiem lat siedemdziesiątych przeciw zaangaŜowaniu w Indochinach opowiedziała się większość członków Kongresu. Dlaczego ruch antywojenny rozwinął się właśnie w szkołach wyŜszych i części mediów? Odpowiedzi naleŜy chyba szukać w kontekście historycznym tamtych czasów. Druga połowa lat sześćdziesiątych to dla młodego pokolenia Zachodu kryzys toŜsamości, kultury oraz kryzys zaufania do struktur politycznych. Z wątpliwości, rozczarowań i frustracji rodzi się „kontrkultura", która postrzega istniejący stan rzeczy jako z gruntu i pod kaŜdym względem zły i stawia sobie za cel jego radykalne przekształcenie. Ów kryzys świadomości najsilniej dotknął właśnie omawiane środowiska opiniotwórcze i studiującą młodzieŜ. Zwolennicy kontrkultury określali się jako „ruch", budując niekiedy na ogólnikowości tego określenia zawiłe teorie filozoficzne. Z perspektywy czasu natomiast nazwa ta zdaje się ujawniać fundamentalny brak „ruchu": nieobecność racjonalnego i spójnego programu działania. Na wadę tę cierpią do dziś amerykańscy lewicowi liberałowie, którzy — jak celnie zauwaŜa Władimir Bukowski — nigdy nie wiedzą, czego chcą, choć chcą tego okropnie. Historyk Frederick Siegel napisał: „Jeśli moŜna mówić o ideologii «ruchu», to głosiła ona, Ŝe pod cienką warstewką formalnej demokracji Ameryka jest w istocie społeczeństwem,
197 które na całym świecie zwalcza prawdziwych demokratów, takich jak np. Fidel Castro". Działacze antywojenni oraz aktywiści tzw. Nowej Lewicy, która stanowiła ekspozyturę kontrkultury w Ŝyciu politycznym, nagminnie porównywali Stany Zjednoczone do III Rzeszy, a prezydentów — zwłaszcza Johnsona — do Adolfa Hitlera. Znany pisarz, Norman Mailer, powiedział, Ŝe Amerykanie kierują się w sprawie Wietnamu identycznymi motywami, jak Hitler. Amerykański historyk napisał o Ameryce: „Jest to najbardziej totalna dyktatura, jaka kiedykolwiek istniała. Hitler nie posiadał więcej władzy niŜ John F. Kennedy — a właściwie miał jej mniej". Jeden z przywódców ruchu pokojowego, któremu zarzucono, Ŝe przesadza porównując Lyndona B. Johnsona z wodzem III Rzeszy, odpowiedział: „Nie, nie, oczywiście, Ŝe nie moŜna porównywać Hitlera z Johnsonem — Hitler nie mordował tak łatwo". Niezrozumiała aberracja, która kazała aktywistom „ruchu" dopatrywać się we własnym kraju źródła wszelkiego zła, pozwoliła im teŜ łatwo zaakceptować postępowanie wietnamskich komunistów. Wobec „imperialistycznej" polityki USA, popierającej „krwawy, represywny i totalitarny" reŜim sajgoński, kaŜdy czyn Viet Congu był moralnie usprawiedliwiony. Jeśli w ogóle potrzebował takiego usprawiedliwienia — bowiem rzadko który z działaczy antywojennych przyjmował do wiadomości zbrodnie popełniane przez komunistów. Nowa Lewica stworzyła na temat wojny wietnamskiej szeroko rozbudowaną mitologię, która w rozcieńczonej formie przesiąkła do mentalności liberalnej oraz do mass mediów. Budowało tę mitologię wielu intelektualistów, historyków i dziennikarzy, których wysiłki zaowocowały powstaniem nowego obrazu historii i współczesności Wietnamu. Poświęcano grube ksiąŜki udowadnianiu tak absurdalnych — zdawałoby się — tez, jak ta, Ŝe cała właściwie historia i kultura wietnamska sprawiły, iŜ komunizm jest dla tego narodu jedynym i upragnionym rozwiązaniem wszystkich problemów
198 (Frances FitzGerald). Krytykowano autorytaryzm rządu RW, twierdząc jednocześnie, Ŝe myślący po konfucjańsku Wietnamczycy wysoko cenią autorytet i jedność społeczeństwa, natomiast nie rozumieją i nie chcą demokracji oraz pluralizmu. Jedni autorzy oskarŜali więc USA o narzucanie temu narodowi obcych mu koncepcji demokratycznych, inni o popieranie „totalitarnego" reŜimu. Szczególnym zafałszowaniom uległa historia konfliktu. Zdaniem lewicowych intelektualistów, między Północą a Południem nie było istotniejszych róŜnic, podział, który nastąpił po 1954 roku, był sztuczny, a jego trwałość była rezultatem tyranii Diema i neokolonialnej agresji USA. To RW i Ameryka, a nie Lao Dong, pogwałciły porozumienia genewskie i narzuciły ludności nieakceptowany system rządów. Komuniści wietnamscy w gruncie rzeczy byli raczej patriotami niŜ komunistami i — zaatakowani przez Diema — podjęli walkę, gdyŜ cierpieli z powodu podziału kraju oraz popadnięcia Południa w niewolę imperializmu. Wojna na Południu była wyłącznie wojną domową, amerykańska interwencja była bezprawna, natomiast obecność armii DRW w pełni usprawiedliwiona — przecieŜ byli to takŜe Wietnamczycy. Autorzy związani z tym nurtem dostrzegali pełną ciągłość pomiędzy pierwszą i drugą wojną indochińską. Ich zdaniem, niewiele się zmieniło poza tym, Ŝe Francuzów zastąpili Amerykanie kierowani tajemniczą siłą, zwaną imperializmem. Tajemniczą, poniewaŜ określenie to pełniło funkcje magiczne, nie wymagało Ŝadnego dalszego uzasadniania. Z zarzutem imperializmu nie moŜna było dyskutować, stanowił on artykuł wiary, kamień węgielny nowolewicowej filozofii politycznej. To właśnie imperializm miał skłaniać kilku kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych do posyłania miliardowej pomocy i amerykańskich Ŝołnierzy do odległego, biednego kraju, w którym USA nie miały Ŝadnych interesów gospodarczych, handlowych czy wojskowych.
199 Znamienne, iŜ krytyki raczej szczędzono Johnowi Kennedy'emu, choć to właśnie on rozpoczął eskalację amerykańskiego zaangaŜowania militarnego w Wietnamie. Jego legenda była jednak w społeczeństwie zbyt Ŝywa. Za to Johnson, a po nim Nixon, stali się dla liberalnej lewicy celem zajadłych ataków. To Lyndon Johnson — zdaniem pacyfistów — manipulując, kłamiąc i oszukując, wciągnął Amerykę do wojny; sprowokował i naduŜył incydentu tonkińskiego do uzyskania zgody Kongresu na interwencję. To on wreszcie, juŜ na kilka miesięcy przed początkiem bombardowań, polecił opracować ich plan. Zarzut ostatni funkcjonuje często jako koronny dowód zbrodniczych zamiarów prezydenta (jakby nie było jego obowiązkiem przygotowywanie róŜnych opcji działań). Długo jeszcze moŜna cytować przykłady wypaczania dziejów konfliktu, ale po co, skoro zainteresowany Czytelnik moŜe z łatwością zapoznać się ze stanowiskiem pacyfistów. Wystarczy sięgnąć po wydane w Polsce ksiąŜki — poglądy „ruchu" niemal nie róŜniły się od poglądów takich autorów, jak Wojciech śukrowski czy Monika Warneńska. Co więcej, wydaje się, Ŝe polska wersja była bardziej wywaŜona i łagodniejsza — prawdopodobnie piszący zdawali sobie sprawę, iŜ w naszym kraju np. porównanie USA do hitlerowskich Niemiec co najwyŜej zdyskwalifikuje autora. Fakty, które — wydawałoby się — powinny zadać kłam twierdzeniom ruchu pokojowego, nie przekonywały nikogo. Przyczyna była prosta: docierały przez filtr nie zawsze obiektywnych mediów i to po odbiciu w krzywym zwierciadle uprzedzeń i przyjętych z góry załoŜeń. Fakty przeczące teorii po prostu odrzucano. Amerykańska lewica nigdy nie uwierzyła w zbrodnie Viet Congu ani w wielokrotnie zgłaszane pokojowe oferty Waszyngtonu. Propozycję Lyndona Johnsona, który ofiarował miliard dolarów i pomoc przy rozbudowie Wietnamu w zamian za zakończenie wojny (odrzuconą przez Hanoi), pacyfiści nazwali „imperializmem państwa dobrobytu".
200 Odporność ruchu pokojowego na racjonalne argumenty moŜna zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę, Ŝe większość jego uczestników nie kierowała się myśleniem pragmatycznym, lecz motywami etycznymi. Mówiąc o wojnie, uŜywano takich terminów, jak zła, zbrodnicza, brudna i niesprawiedliwa. Moralistyczne podejście do konfliktu uniemoŜliwiało rzeczową dyskusję i wywoływało niezwykłe namiętności. Jeśli własnego prezydenta nazywa się „mordercą dzieci", to oznacza, Ŝe górę nad myśleniem biorą emocje — a tak często określano Lyndona B. Johnsona (baby-killer). Sztandarowy slogan całej kontrkultury brzmiał, jak wiadomo: Make love not war. Wyjęte z kontekstu historycznego hasło to brzmi niewątpliwie sympatycznie. Inny wydźwięk posiadało jednak w Ameryce drugiej połowy lat sześćdziesiątych, która prowadziła wojnę, pomagając Republice Wietnamu odeprzeć agresję. W tej sytuacji stawało się po prostu demagogicznym frazesem. Hasła i programy ruchu pokojowego były zresztą do głębi przesiąknięte demagogią. Jego aktywiści niemal nigdy nie przyznawali, Ŝe są w gruncie rzeczy po stronie komunistów. Twierdzili, Ŝe popierają walkę „narodu wietnamskiego" przeciw „amerykańskiej agresji" — jakby nie zauwaŜając, Ŝe naród ten był podzielony. Teza powyŜsza była sprzeczna ze wspomnianą koncepcją konfliktu jako „wojny domowej" — ale nie pierwszy to i nie ostatni przykład sprzeczności w ideologii pacyfistycznej. Większość szeregowych zwolenników ruchu nie miała niemal w ogóle pojęcia o konflikcie wietnamskim. Zupełnie nie znali jego historii ani aktualnego stanu, nie rozumieli jego skomplikowanej natury. Dobrze wyraŜa to fragment musicalu Hair. „Biali posyłają Czarnych, aby walczyli z śółtymi w obronie kraju, który odebrali kiedyś Czerwonym". Niewiedza połączona z myśleniem Ŝyczeniowym powodowały powstawanie najfantastyczniejszych hipotez; w 1966 roku np. rozeszły się pogłoski, iŜ USA będą mogły skłonić
201 Hanoi do pokoju dzięki... pomocy Związku Radzieckiego. Teorii tej nie rozpowszechniał bynajmniej oderwany od realiów jajogłowy intelektualista, lecz jeden z najbardziej znanych polityków — senator Mikę Mansfield, a wierzyła w nią spora część Kongresu. Jeśli taki absurd mógł zostać uznany za sensowną hipotezę przez reprezentantów narodu amerykańskiego, to trudno dziwić się naiwności ruchu pokojowego. Jego uczestnicy wierzyli, Ŝe jeśli tylko Amerykanie „przestaną zabijać", to w Południowym Wietnamie zapanuje pokój, w Sajgonie powstanie rząd pojednania narodowego, z którego wyłączeni będą jedynie „zatwardziali reakcjoniści", a kraj pod władzą Viet Congu otrzyma autonomię i odrębny od Północy system. Tylko aktywiści Nowej Lewicy wyjątkowo przyznawali, Ŝe godzą się na opanowanie Południa przez komunistów. Dla przykładu, jeden z radykalnych przywódców, przemawiając w 1965 roku do demonstracji w Waszyngtonie, powiedział: „Musimy zaakceptować, Ŝe konsekwencją wzywania do zakończenia wojny jest zgoda na to, Ŝe Wietnam będzie... komunistycznym Wietnamem... Wolałbym, aby Wietnam był komunistyczny, niŜ by amerykańska dominacja miała doprowadzić go do ruiny". Niektórzy historycy wysuwają tezę, iŜ u podstaw ruchu antywojennego legły idealizm i patriotyzm, lecz jego uczestnicy rozumieli je inaczej niŜ establishment. W świadomości zwolenników „ruchu" rzeczywiście poczesne miejsce zajmowały młodzieńcze ideały — wizja świata bez wojen i nienawiści. Czy moŜe być jednak mowa o patriotycznych pobudkach, kiedy — jak wyznał niedawno jeden z byłych przywódców Nowej Lewicy — z trudnością przychodziło mu nazwanie Ameryki „moim krajem", gdyŜ przyimek „mój" „stawał mu w gardle"? Inny aktywista mówił zaś: „Nie wiadomo było, po której stronie była wolność i demokracja". Tezę o idealizmie jako motorze napędowym „ruchu" podwaŜają teŜ inne fakty. Dlaczego liberalnych liderów, których tak oburzały rzekome kłamstwa Lyndona Johnsona, nie
202
poruszały oczywiste kłamstwa Hanoi, np. przeczenie istnieniu szlaku Ho Chi Minha? Dlaczego w 1970 roku erupcję w campusach wywołało wejście oddziałów USA na przygraniczne tereny KambodŜy w celu zlikwidowania baz WAL, a ustawiczne gwałcenie neutralności tego kraju przez Północnych Wietnamczyków, trwające od lat pięćdziesiątych, nigdy nie spowodowało najmniejszych protestów? Dlaczego krytykowano represje administracji RW, a nie wzruszano się losem tysięcy ofiar Viet Congu? Wśród pacyfistów wcale nierzadkie było uczucie nienawiści. Nienawidzono Johnsona, wojska, własnego kraju i „systemu" (jedno ze słów-kluczy ideologii Nowej Lewicy), nienawidzono inaczej myślących, na przykład tych, którzy popierali zaangaŜowanie w Wietnamie, nienawidzono władz południowo-wietnamskich i kapitalizmu. Osobne miejsce zajmowała amerykańska klasa średnia, czyli — jak mówiono w „ruchu" — „świnie" (pigs). OskarŜono ją o popieranie „zbrodniczej" polityki rządu. Była dla kontrkultury uosobieniem i filarem „systemu". Przykładem sposobu myślenia Nowej Lewicy mogą być słowa pisarki Susan Sontag, która po wizycie w DRW i odwiedzeniu zbombardowanych terenów nazwała Amerykę „rakowatym społeczeństwem" i zaatakowała symbole mieszczańskiej middle class: „Jest oczywiste samo przez się, Ŝe «Readers Digest» ... i hotele Hiltona są organicznie związane z Siłami Specjalnymi palącymi napalmem wsie". Ale najsilniej podwaŜa hipotezę o idealistycznej motywacji ruchu pokojowego kwestia poboru do wojska. Nawet liberalni historycy przyznają, Ŝe początek, koniec i fluktuacje natęŜenia ruchu są zbyt dokładnie skorelowane z poborem, by mogło to być przypadkowe. Przymusowy pobór do wojska zawsze wywołuje w Ameryce kontrowersje. W przypadku Wietnamu było ich tym więcej, Ŝe pobór był selektywny. Najłatwiejszą drogą uzyskania odroczenia było wstąpienie do college'u. Wielu młodych Amerykanów po prostu wyjeŜdŜało, najczęściej do Kanady,
203
Meksyku i Szwecji, która udzielała im azylu politycznego. W Kanadzie przebywało stale około 50 tysięcy chroniących się przed słuŜbą wojskową, czyli — krótko mówiąc — uciekinierów, bo trudno ich wszystkich uznać za conscious objectors — odmawiających z powodu przekonań. Niektórzy, aby uniknąć poboru, młodo się Ŝenili. Inni zaciągali się do Gwardii Narodowej lub zgłaszali do marynarki (Viet Cong nie dysponował okrętami wojennymi). W sumie uniknęło poboru 15 milionów Amerykanów. Do wojska szli przewaŜnie chłopcy z rodzin, których nie stać było na studia, w których nie było tradycji inteligenckich albo tacy, którzy nie mogli — lub nie chcieli — „załatwić" sobie zwolnienia w inny sposób. Statystyki potwierdzają, iŜ w Wietnamie walczyli Ŝołnierze z klas niŜszych i średnich. Powodowało to zrozumiałą frustrację wśród pozostających pod wpływem kontrkultury studentów; wbrew głoszonym ideałom sprawiedliwości i równości pozwalali, by naraŜali za nich Ŝycie ich biedniejsi rówieśnicy. Na dodatek działo się tak dzięki przywilejom, które zapewniał im znienawidzony „system". W tej frustracji tkwiło prawdopodobnie jedno z waŜniejszych źródeł antywojennej „rebelii campusów". Studenci pragnęli udowodnić — sobie i społeczeństwu — Ŝe unikanie słuŜby jest usprawiedliwione i słuszne, gdyŜ wojna jest „zbrodnicza" i „bezsensowna". Wśród milionów unikających poboru znalazło się 3250 takich, którzy zdecydowali się jawnie odmówić słuŜby w armii jako conscious objectors, płacąc za swój czyn wysoką cenę — do trzech lat więzienia. Najbardziej znany był bokserski mistrz świata Cassius Clay, czyli Muhammad Ali. Palenie kart powołania stało się nieodłącznym elementem scenografii demonstracji antywojennych. Potępienie unikania słuŜby przez społeczeństwo nie było tak ostre i powszechne, jak w czasie poprzednich wojen — zapewne dlatego, Ŝe rząd pragnął, by wojna była toczona bez emocji i nie starał się przekonać do niej narodu. Społeczeństwo było więc skon-
204
fudowane i jak pisał „Newsweek" w 1965 roku: „Po raz pierwszy w historii USA uchylanie się od słuŜby wojskowej, kiedy amerykańscy Ŝołnierze znajdują się na polu walki... stało się zjawiskiem społecznie moŜliwym do przyjęcia". Liberalna mitologia opierała się na jednym micie naczelnym, z niego czerpała swój niebywały dynamizm. Był to mit rewolucji, tkwiący w kulturze zachodniej od dawna, traktujący ją jako metodę ostatecznego rozwiązania wszystkich problemów społeczeństwa i człowieka. Mit ten kazał lewicy szukać nadziei w kolejnych rewolucjach, które uwaŜano za czyste i sprawiedliwe, choć wciąŜ, po pewnym czasie, okazywało się, Ŝe tym razem znów nie wyszło. Tak było z rewolucją bolszewicką, potem z chińską i kubańską. Pod koniec lat sześćdziesiątych rola szlachetnych rewolucjonistów przypadła Wietnamczykom. W Ameryce pełnili ją niepodzielnie, w ParyŜu rywalizowali o palmę pierwszeństwa z Mao Tse-tungiem i z wciąŜ atrakcyjnym, mimo upływu 50 lat, Związkiem Sowieckim. Trzeba przyznać, Ŝe z ich dyscypliną, poświeceniem i wiarą w słuszność sprawy wietnamscy komuniści doskonale pasowali do stereotypu rewolucjonistów. Choć lewica często zachwycała się siłą i sprawnością militarną Viet Congu, to zwykle eksponowano organizowane przez Front szkoły, produkcję lekarstw, gazety i ksiąŜki, pracę partyzanckiej słuŜby zdrowia. Mniej miejsca w sprawozdaniach sympatyków Viet Congu zajmowało jego uzbrojenie i taktyka, działalności Sekcji Bezpieczeństwa w ogóle nie zauwaŜano. Protesty przeciw wojnie wietnamskiej były nierozłącznie splecione z całym kompleksem zjawisk, których kulminacją i symbolem stał się paryski maj 1968 roku. W Ameryce właśnie Wietnam stał się problemem, który skoncentrował jak w soczewce róŜne zagadnienia nurtujące młode pokolenie. Bez kryzysu mentalności i kultury, bez kontrkultury, wojna prawdopodobnie nie wywołałaby większych perturbacji (podobnie jak wojna koreańska). Stało się jednak inaczej i ulice amerykańskich miast zapełniły się tłumami młodzieŜy, która
205
demonstrowała nie tylko pod hasłami w rodzaju: Hey, hey, LBJ, how many kids did you kill today! (Lyndonie Johnsonie, ile dzieci dziś zabiłeś). Młodzi Amerykanie nieśli teŜ portrety Ho Chi Minha, wymachiwali flagami Viet Congu i skandowali: Ho, Ho, Ho Chi Minh, The NLF is gonna win! (NFW zwycięŜy). Palili flagi swego kraju, a demonstrowali pod sztandarami komunistycznego Frontu, którego Ŝołnierze zabijali amerykańskich Ŝołnierzy. Skąd brało się aŜ takie zaślepienie? Piorunująca mieszanka idealizmu i ignorancji? O ile szeregowych uczestników protestu częściowo rozgrzesza głęboka niewiedza, o tyle nie sposób tak usprawiedliwiać liderów „ruchu", polityków i dziennikarzy. Wpływ środków przekazu na społeczeństwo USA i na politykę rządu stał się właśnie w okresie wojny wietnamskiej olbrzymi, niektórzy autorzy twierdzą nawet, Ŝe zadecydował o przebiegu konfliktu. Była to pierwsza wojna toczona w erze telewizji. Codziennie wieczorem 60 milionów Amerykanów oglądało dzienniki, stając się bezpośrednimi świadkami bitew. Patrzyli na rannych i zabitych Ŝołnierzy, oglądali krwawe Ŝniwo zasadzek Viet Congu, czasem w wykrzywionych cierpieniem twarzach rozpoznawali rysy najbliŜszych. Wojna toczyła się codziennie nie tylko w indochińskiej dŜungli, ale takŜe w amerykańskich living-roomach. Ta sytuacja nie mogła być obojętna dla psychiki narodu. Sekretarz stanu, Dean Rusk, powiedział potem: „Co stałoby się w czasie II wojny światowej, gdyby Guadalcanal albo plaŜe Anzio... pokazywano w telewizji, a druga strona by tego nie robiła?... Czy zwykli ludzie, którzy wolą pokój niŜ wojnę, poparliby wysiłek wojenny, gdyby codziennie byli atakowani takimi informacjami — moŜna wątpić". Amerykańskie dowództwo w Sajgonie prosiło wprawdzie dziennikarzy o „dobrowolną cenzurę", lecz trudno o przykłady wzięcia sobie tej prośby do serca. Obiektywizm części dziennikarzy budzi wątpliwości szczególnie od ofensywy Tet, kiedy mass media zajęły stanowisko zdecydowanie anty-
206 wojenne. Generał Westmoreland jest zdania, Ŝe sposób relacjonowania konfliktu przez media działał psychologicznie na korzyść nieprzyjaciela. Podobnie sądzi Richard Nixon, który w opublikowanej w 1985 roku ksiąŜce No More Vietnams („Nigdy więcej Wietnamów") ostro oskarŜa aktywistów antywojennych, intelektualistów, liberałów i — w szczególności — prasę o hipokryzję, stronnicze uprzedzenia i o ukryte sprzyjanie wietnamskim komunistom. Były prezydent stwierdza stanowczo: „Wojna była relacjonowana fałszywie". Z jego opinią zgadza się ostatnimi laty coraz więcej historyków. W warunkach wolności i konkurencji podawanie jawnie nieprawdziwych informacji natychmiast zdyskwalifikowałoby oczywiście ich źródło. ToteŜ stronniczość amerykańskich mediów wyraŜała się w rozłoŜeniu akcentów, pomijaniu jednych informacji i podnoszeniu wrzawy wokół innych, w operowaniu sugestywnymi komentarzami. Rzadko i wykrętnie mówiono np. o terrorze komunistycznym (niekiedy w ogóle zaprzeczano jego istnieniu), natomiast wiadomości o represjach władz sajgońskich były rozdmuchiwane. Dziennikarze i intelektualiści „zwrócili się w kwestii Wietnamu przeciwko mnie — napisał w swych wspomnieniach Johnson — bo leŜało to w ich własnym interesie, bo wiedzieli, Ŝe nikt nie dostaje dziś nagrody Pulitzera, popierając prezydenta i rząd. Wygrywa się, wyszukując wiadomości niekorzystne... Prawda teraz się nie liczy, waŜniejsze jest znalezienie duŜej sensacji". Inna waŜna przyczyna tendencyjnego relacjonowania wojny była dosyć oczywista, ale rzadko dostrzegana. Po prostu korespondenci — z małymi wyjątkami — nie mieli dostępu do terenów kontrolowanych przez komunistów (dotyczyło to zarówno DRW, jak i obszarów na Południu). Siłą rzeczy więc koncentrowali się na pisaniu o problemach Południowego Wietnamu oraz o postępowaniu Ŝołnierzy amerykańskich. Podczas gdy w Sajgonie akredytowanych było 700 reporterów z USA i drugie tyle z Zachodu, Hanoi zezwoliło na odwiedzenie Północy tylko nielicznym dziennikarzom prokomu-
207 nistycznym. Natomiast wstęp na tereny zajmowane przez WAL/VC na Południu uzyskało zaledwie kilku pewnych i sprawdzonych korespondentów zagranicznych. Najbardziej znany był Australijczyk, Wilfried Burchett; była tam równieŜ autorka kilkunastu bezwartościowych ksiąŜek o Wietnamie, Monika Warneńska. Potencjalnym źródłem informacji mogła być Międzynarodowa Komisja Kontroli, lecz Hanoi — pod pretekstem niemoŜności zapewnienia bezpieczeństwa — zlikwidowało działalność Komisji w DRW, pozostawiając jedynie przedstawicielstwo w Hanoi. W dodatku delegaci kanadyjscy byli ściśle izolowani — dostępu do ich siedziby strzegli uzbrojeni wartownicy. Brak wiadomości z Północy sprawił, Ŝe nawet temat tak interesujący opinię publiczną w USA, jak los amerykańskich jeńców, rzadko trafiał na łamy prasy. Hanoi nie dopuściło przedstawicieli Międzynarodowego Czerwonego KrzyŜa do miejsc, w których przetrzymywano jeńców. Jeden z polskich autorów usprawiedliwiał postępowanie władz DRW, pisząc, iŜ trzeba „wziąć pod uwagę, Ŝe obyczaje azjatyckie róŜnią się nieco od europejskiej tradycji traktowania jeńców wojennych". Wypuszczeni w 1973 roku z niewoli Amerykanie przekazali wiele relacji o warunkach, w jakich ich przetrzymywano, i o torturach. Świadectwa te nie były jednak wówczas szerzej rozpowszechniane z racji panującego „odpręŜenia". Działalność ruchu antywojennego rozpoczęła się od teach-ins i sit-ins, ale szybko wyszła z campusów. Pierwsza demonstracja uliczna odbyła się juŜ w sierpniu 1964 roku w Waszyngtonie, gdzie 25 tysięcy osób zebrało się, aby wyrazić poparcie dla dwóch senatorów, którzy głosowali przeciw Rezolucji Tonkińskiej. Najsłynniejszą do 1968 roku manifestacją był tzw. Marsz na Pentagon w październiku 1967 roku, w którym wzięło udział 50 tysięcy uczestników, w większości studenci. Sława, a nawet legenda tej demonstracji miała swe źródło głównie
208
w powielonym przez środki przekazu ujęciu młodego demonstranta, który wkładał kwiaty do luf wymierzonych w niego karabinów. Gest ów miał być świadectwem pokojowego nastawienia protestujących, co było jednak tylko częściowo prawdą. Kierujący tłumem lewicowi i lewaccy radykałowie (którzy sami nazywali się „rewolucjonistami" i nie ukrywali, Ŝe ich celem jest obalenie „systemu") podjęli próbę zaatakowania siedziby Ministerstwa Obrony, co skończyło się starciem z wojskiem i aresztowaniem tysiąca osób. W czasie demonstracji przedstawiciele kontrkultury próbowali oderwać od ziemi budynek Pentagonu siłą medytacji i hinduskich mantr. Niektórzy twierdzili nawet, Ŝe gmach rzeczywiście przez chwilę lewitował... Elementy happeningu — jakkolwiek by nie były oryginalne i zabawne — nie były w stanie przysłonić politycznych intencji organizatorów manifestacji. Wyraził je w swym przemówieniu dr Spock, który powiedział: „Naszym wrogiem jest Lyndon Johnson". Znany pediatra — i zebrana pod Pentagonem młodzieŜ — nie uwaŜali komunizmu za niebezpieczeństwo i nie pragnęli z nim walczyć. Bardziej celowa wydawała im się walka z własnym rządem. Sekretarz stanu, Dean Rusk, wytknął protestującym: „Jeśli zobaczylibyśmy 50 tysięcy ludzi demonstrujących wokół kwatery głównej w Hanoi, wzywających do pokoju, to moŜna by mieć nadzieję na szybki koniec wojny". Ale było inaczej — to komuniści „widzieli 50 tysięcy ludzi demonstrujących wokół Pentagonu", co przekonało ich, Ŝe „jeśli wytrwają, wówczas wygrają politycznie to, czego nie mogli zdobyć militarnie". Z punktu widzenia organizatorów Marsz na Pentagon spełnił jednak swoje zadanie. Jeden z najbardziej znanych radykałów, Jerry Rubin, nazwał go „punktem zwrotnym w całej akcji antywojennej", bowiem dwudniowe zamieszki wraz z towarzyszącymi im elementami niewinnego hapenningu „zawładnęły wyobraźnią młodzieŜy". Rubin i inni działacze pokojowi
209
zrozumieli wtedy, iŜ jedyną drogą do skończenia wojny, jest rozpętanie wojny na ulicach". W ciągu roku 1967 takŜe coraz więcej osobistości z establishmentu zmieniało stanowisko i opowiadało się przeciw zaangaŜowaniu USA. Nawet w Partii Demokratycznej pojawił się nurt pod hasłem Dump Johnson! („Wyrzucić Johnsona") — a w Ameryce niezmiernie rzadko członkowie partii zwracają się przeciwko naleŜącemu do niej, urzędującemu prezydentowi. Po ofensywie Tet poparcie dla polityki Lyndona Johnsona wycofało teŜ wielu polityków, członków Kongresu i przedstawicieli świata biznesu. Choć zabrzmi to paradoksalnie, to nie tyle studenckie demonstracje, lecz raczej stanowisko osławionego „kompleksu militarno-przemysłowego" zawaŜyło na decyzji prezydenta o wstrzymaniu nalotów. To obawiająca się inflacji, zachwiania równowagi budŜetowej i zaburzeń społecznych Wall Street, której przedstawiciele znajdowali się wśród Mędrców, skłoniła Johnsona do rewizji dotychczasowej polityki wietnamskiej. Stosunek do wojny wytyczył ostro linie podziału w narodzie amerykańskim. Amerykanie zwrócili się przeciw sobie w zaŜartym sporze o to, co jedni nazywali zbrodniczym ludobójstwem, a inni — obroną wolności. Do znanych zwolenników zaangaŜowania w Wietnamie naleŜeli m.in. pisarz John Steinbeck i aktor John Wayne. Obaj przebywali wśród walczących Ŝołnierzy. Po powrocie Wayne skłonił producentów do nakręcenia filmu Zielone Berety (1968). Wystąpił w nim w roli pułkownika sił antypartyzanckich, który stara się przekonać do wysiłku wojennego sceptycznego, pacyfistycznie nastawionego dziennikarza. Zielone Berety cieszyły się duŜą popularnością wśród publiczności, lecz krytyka potępiła film, zarzucając mu przenoszenie na wietnamską rzeczywistość uproszczonych schematów westernowych. „New York Times" napisał, iŜ jest to film „marny" i „głupi". Większość ludzi kultury, wśród nich: Norman Mailer, Noam Chomsky, Saul Bellów, Erich Fromm, Bob Dylan, Joan 14 — Wietnam 1962-1975
210
Baez i najbardziej chyba głośna — Jane Fonda, opowiedziała się jednak po stronie ruchu pokojowego. Spośród znanych polityków zdecydowanie antywojenne stanowisko reprezentował Robert F. Kennedy, młodszy brat zamordowanego prezydenta. JuŜ w 1966 roku wezwał do dopuszczenia komunistów do rządu RW. W swych wystąpieniach, zgodnie z ogólną tendencją ruchu pokojowego, apelował raczej do emocji niŜ do rozsądku. W 1968 roku wygłosił przemówienie, w którym wołał: „CzyŜbyśmy podobni byli Bogu ze Starego Testamentu, abyśmy mogli decydować, które miasta, które miasteczka i wsie trzeba ukarać zniszczeniem?" Nie unikał teŜ typowych dla „ruchu", demagogicznych porównań z III Rzeszą. Gdy krytykował studentów z katolickiego uniwersytetu, którzy w głosowaniu opowiedzieli się za większym zaangaŜowaniem sił amerykańskich w Wietnamie, powiedział między innymi: „Czy nie rozumiecie, Ŝe to, co robimy Wietnamczykom, nie róŜni się wiele od tego, co Hitler zrobił śydom?". Znanymi „gołębiami" byli teŜ senator William Fulbright, wspomniany Eugene McCarthy oraz Martin Luter King. Antywojenne nastawienie polityków wypływało zwykle z innych pobudek niŜ u szeregowych pacyfistów. Nie brało się z naiwności, egzaltacji czy fałszywego idealizmu. Wynikało raczej z trzeźwej kalkulacji. Wskazywali oni na nikłe znaczenie Wietnamu dla Stanów Zjednoczonych, na słabość rządu sajgońskiego i siłę nieprzyjaciela, na niebezpieczną polaryzację społeczeństwa amerykańskiego. Inni podwaŜali teorię domina albo twierdzili, Ŝe USA dają się ponosić „arogancji potęgi" i próbują narzucić niespokojnemu światu własną wolę, co grozi wyczerpaniem sił kraju w niepotrzebnych konfliktach. Jeszcze inni, np. Martin L. King, obawiali się, Ŝe koszty wojny nie pozwolą na wprowadzenie w Ŝycie programu reform społecznych i równouprawnienia Murzynów. Do końca lat sześćdziesiątych „gołębie" byli w Kongresie i administracji mniejszością. Do ,jastrzębi" zaliczała się
211 większość Republikanów i niemało Demokratów. Łączyło ich przekonanie, iŜ Wietnam jest waŜnym fragmentem globalnego starcia z komunizmem. Jeśli USA okaŜą w tej walce słabość, wówczas ich wiarygodność ulegnie zachwianiu, sojusznicy poczują się zmuszeni do szukania porozumienia z Sowietami, a przeciwnicy będą kontynuować agresywną politykę. Takie stanowisko prezentował np. Richard Nixon. Podczas kampanii wyborczej w 1968 roku mówił: „Senator Robert Kennedy prawdopodobnie szybko zakończyłby wojnę — ale, jeśli mamy wierzyć jego namiętnej retoryce, zrobiłby to przegrywając pokój. Cisza klęski, która zaległaby nad polami bitewnymi w Wietnamie, wkrótce zostałaby zakłócona hukiem dział gdzie indziej. Nie tylko twardogłowi w Pekinie, ale równieŜ frakcja twardogłowych doktrynerów na Kremlu, która ostatnio odzyskała prestiŜ i wpływy, zostaliby powaŜnie zachęceni do popierania zuchwalszych i bardziej niebezpiecznych przedsięwzięć". Podobnego zdania był ówczesny gubernator Kalifornii, Ronald Reagan. UwaŜał, Ŝe Ameryka nie powinna przedłuŜać konfliktu, lecz „wygrać tę wojnę tak szybko, jak tylko jest to moŜliwe". W 1968 roku grupy zwolenników i przeciwników zaangaŜowania w Wietnamie były w społeczeństwie amerykańskim mniej więcej jednakowe. Jedna z ankiet, przeprowadzona w lutym, w szczytowym okresie ofensywy Tet, wykazała nawet, iŜ za nasileniem amerykańskich działań militarnych opowiada się 53% obywateli, a za deeskalacją tylko 24%. Ruch antywojenny stanowił właściwie niewielki, kilkuprocentowy margines społeczeństwa, choć aktywność i kadra niemal zawodowych działaczy pozwalały mu na przeprowadzenie głośnych i spektakularnych protestów. Amerykańska middle--class pozostawała obojętna lub nieprzychylna wobec akcji radykałów. Poglądy przeciętnego Amerykanina wyraŜał raczej blues piosenkarza country, Merle Haggarda, niŜ namiętne protestsongi Joan Baez. Merle Haggard śpiewał o zwykłym amerykańskim miasteczku:
212 My w Muskogee nie kurzymy marihuany. Nie odurzamy się LSD, Nie palimy kart powołania na głównej ulicy. Lubimy śycie uczciwe i otwarte. Jednak i średnie warstwy społeczeństwa zaczęły od 1968 roku tracić przekonanie o słuszności wojny. Niemały w tym udział miały środki przekazu. Była to wszak pierwsza „wojna telewizyjna"; w której jedno ujęcie kamery waŜyło więcej niŜ raporty sztabów, a jedna fotografia mogła okazać się bardziej brzemienna w skutki niŜ zwycięska ofensywa. Bez wątpienia najczęściej powtarzanym ujęciem z wojny wietnamskiej, ujęciem, którego wpływ na społeczeństwo USA trudno wręcz przecenić, był kilkudziesięciosekundowy obraz sfilmowany przez ekipę sieci telewizyjnej NBC w czasie Tet w Sajgonie. Pokazywał on egzekucję oficera Viet Congu, którego zastrzelił na środku ulicy — przykładając pistolet do skroni — szef południowo-wietnamskiej policji, gen. Loan. Obraz wijącego się w konwulsjach, krwawiącego ciała był wstrząsający. Gen. Loan zabił komunistycznego oficera przed obiektywem kamery, by udowodnić Amerykanom, Ŝe mają w RW twardych i gotowych na wszystko sojuszników. Okazał jednak całkowite niezrozumienie zachodniej mentalności. Egzekucję uznano za koronny dowód brutalności i okrucieństwa władz sajgońskich. Szok był tym silniejszy, Ŝe film ów obejrzały juŜ pierwszego dnia dziesiątki milionów ludzi, a następnego ranka zdjęcia egzekucji pojawiły się na tytułowych stronach prawdopodobnie wszystkich gazet w USA. Kilka innych scen równieŜ przyczyniło się do ewolucji opinii publicznej Ameryki, choć Ŝadna nie dorównała tej siłą wyrazu. Cytowane juŜ zdanie amerykańskiego oficera: „Musieliśmy zniszczyć to miasteczko, aby je uratować". Fotografie ciał ofiar masakry w My Lai. A z drugiej strony ujęcia z „frontu wewnętrznego", z ulic amerykańskich miast. Symbol Flower Power, sympatyczny blondyn wkładający kwiaty do luf w czasie Marszu na Pentagon. Policja bijąca demonstrantów
213
podczas zamieszek w Chicago w 1968 r. Gwardia Narodowa strzelająca do studentów w Kent w roku 1970. I jeszcze jedno ujęcie, które nie mogło juŜ wywrzeć Ŝadnego wpływu na losy wojny: tłum Wietnamczyków, którzy desperacko próbują dostać się do helikopterów odlatujących z dachu ambasady USA tuŜ przed kapitulacją Sajgonu w 1975 roku. Amerykański dyplomata Ellsworth Bunker powiedział: „Jest wątpliwe, czy demokracja moŜe prowadzić wojnę i zwycięŜyć bez cenzury". Doświadczenia Stanów Zjednoczonych zdają się potwierdzać jego tezę. Kwestia wietnamska podzieliła całą społeczność światową. Stanowisko antyamerykańskie, prokomunistyczne zajmowała zwykle lewica — od komunistów po centrowych socjaldemokratów. Prawica z reguły nie popierała otwarcie polityki USA, a czasami i w niej dochodziły do głosu antyamerykańskie fobie (np. u de Gaulle'a). USA nie otrzymały prawie Ŝadnego poparcia, nawet od swoich sojuszników. Stosunek międzynarodowej opinii publicznej wahał się od gwałtownego potępienia, przez dezaprobatę, do obojętności. Przejawy solidarności naleŜały do rzadkości. Jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników USA był filozof i matematyk Bertrand Russel. Zorganizował w Sztokholmie wespół z J. P. Sartrem tzw. Międzynarodowy Trybunał Badania Zbrodni Wojennych. Russel miał wtedy 94 lata. Ten skądinąd wybitny logik wychodził z załoŜenia, iŜ wszystkie „zarzewia wojny i wszystkie cierpienia, gdziekolwiek by występowały, wiąŜą się z amerykańskim imperializmem". ToteŜ z góry postanowiono, Ŝe sztokholmski trybunał będzie badał wyłącznie zbrodnie Amerykanów (bo „nie moŜna postawić znaku równania między uciskiem stosowanym przez agresora a oporem stawianym przez ofiarę"). Zdaniem Russela, „władza w Stanach Zjednoczonych znalazła się w rękach przestępców wojennych", którzy są „gorsi od
214 Hitlera". „Szatański system" imperializmu amerykańskiego stosował w Wietnamie, według angielskiego filozofa, „wszelkie gatunki okrucieństwa": „środki chemiczne i gazy, broń bakteriologiczną i fosfor, napalm i bomby rozpryskowe, rozpruwanie brzuchów i obcinanie głów, wymyślne tortury". Oczywiście „zeznania" przed trybunałem składali jedynie przeciwnicy polityki USA. Polemikę z histerycznymi oskarŜeniami Russela podjął „New York Times". W odpowiedzi na list filozofa, będący właściwie ciągiem pomówień i inwektyw pod adresem Ameryki i jej rządu, gazeta pisała: „Nazywanie Stanów Zjednoczonych agresorem i przemilczanie komunistycznego dąŜenia do osiągnięcia supremacji wbrew woli mieszkańców Wietnamu jest parodiowaniem sprawiedliwości i robieniem kpin z historii". Polemika ta odbyła się w roku 1963. MoŜna przypuszczać, Ŝe pięć lat później redakcja nie zdobyłaby się na podobną próbę obrony swego kraju. Inną sławną postacią, której punkt widzenia na kwestię wietnamską moŜe w pierwszej chwili zaskakiwać, był Charles de Gaulle. Ostry antyamerykanizm prezydenta Francji i uraŜona ambicja (USA próbowały przecieŜ powstrzymać komunizm tam, gdzie Francuzi ponieśli upokarzającą klęskę) sprawiły jednak, iŜ zajął on ekstremalne stanowisko. De Gaulle od samego początku konfliktu sprzeciwiał się amerykańskiej pomocy dla RW, miał bowiem za złe Diemowi, Ŝe „wykazując nieŜyczliwy stosunek do Francji, stał się satelitą Waszyngtonu". Twierdził, Ŝe USA łamią porozumienia genewskie, Ŝe powinny się wycofać z Południowego Wietnamu niezaleŜnie od konsekwencji — nawet gdyby równało się to przejęciu władzy przez komunistów, jak powiedział Robertowi Kennedy'emu w 1967 r. W starym sporze o rzeczywisty charakter Viet-Minhu i Viet Congu prezydent nie miał wątpliwości, Ŝe „patriotyzm, a nie komunizm jest spręŜyną oporu przeciw interwentom". Jego enuncjacje nie róŜniły się często od najbardziej jednostronnych i zacietrzewionych
215 wypowiedzi aktywistów „ruchu". Na przykład w orędziu noworocznym na rok 1967 mówił, Ŝe wojna, „która szaleje w Azji Południowo-Wschodniej, jest wojną niesprawiedliwą", gdyŜ „wynikła z interwencji zbrojnej USA... Jest to wojna obrzydliwa (detestable), poniewaŜ wielkie mocarstwo pustoszy mały kraj". De Gaulle'owi dorównywała w europejskim establishmencie chyba tylko szwedzka socjaldemokracja, z Olofem Palmę na czele. Szwecja otwarcie pomagała DRW finansowo. Udzieliła teŜ azylu politycznego kilkuset dezerterom z armii USA. Postępowanie Palmego wywoływało czasem protesty w samej Szwecji. Tak było na przykład w lutym 1968 roku, kiedy wziął udział w marszu antywojennym, idąc ramię w ramię z ambasadorem DRW, a w przemówieniu potępił „agresję" amerykańską w Wietnamie i stwierdził, Ŝe demokrację „reprezentuje w znacznie wyŜszym stopniu Narodowy Front Wyzwolenia niŜ Stany Zjednoczone i sprzymierzone z nimi junty". Niektórzy młodzi Europejczycy, naleŜący do skrajnej lewicy, doszli do wniosku, Ŝe odpowiedzią na „terror" USA w Wietnamie powinien być terror słuŜący sprawie rewolucji. W ten sposób narodziła się np. Frakcja Czerwonej Armii. NaleŜąca do grona załoŜycieli tej grupy Gudrun Ensslin oświadczyła na procesie: „Robiliśmy to wszystko z protestu przeciwko wojnie w Wietnamie". Ten sam motyw skłonił Andreasa Baadera i jego towarzyszy do przeprowadzenia w 1967 roku serii podpaleń domów towarowych. Późniejsi terroryści wzorowali się na akcji belgijskiego ruchu pokojowego, którego działacze zorganizowali w Brukseli wielki „happening". Polegał on na podpaleniu domu towarowego, w którym trwała wystawa towarów amerykańskich. Śmierć w płomieniach poniosło 251 osób. Zachodnioniemieccy sojusznicy belgijskich działaczy antywojennych napisali w oświadczeniu: „Płonący dom towarowy z palącymi się ludźmi pozwolił po raz pierwszy w wielkim mieście
216 europejskim przeŜyć Wietnam (uczestniczyć w tym i współpłonąć)". Ogół społeczeństw europejskich myślał raczej trzeźwo. 68% ankietowanych w RFN w 1968 r. uznawało zbrodnie Viet Congu za fakt i sądziło, Ŝe komuniści walczą gorszymi metodami niŜ przeciwnicy. Jednocześnie 42% Niemców wierzyło jednak w to, Ŝe Amerykanie popełniają w Wietnamie przestępstwa wojenne. 24% badanych uwaŜało, Ŝe USA powinny natychmiast wycofać się z konfliktu. 13% opowiadało się za zwiększeniem amerykańskiego zaangaŜowania. Wielu ankietowanych wyraŜało przy tym przekonanie, iŜ opanowanie Wietnamu przez komunistów nie przysporzy Amerykanom tyle niechęci w świecie, ile dalsze prowadzenie wojny. (Opinię tę potwierdził rok 1975: rzeczywiście, mało kto przejął się losem pokonanego Południa.) Mogłoby się wydawać, Ŝe w świecie religii znajdzie się więcej rozsądku. Gorączkowa, niezdrowa atmosfera końca lat sześćdziesiątych dotarła jednak i tu. Światowa Rada Kościołów uznała za słuszne zbieranie funduszy dla dezerterów z armii USA. A jeden z jej prezydentów, pastor Martin Niemuller, mówiąc o traktowaniu amerykańskich jeńców przez komunistów, stwierdził: „Amerykanie, którzy dostają się do rąk Wietnamu Północnego, nie są Ŝadnymi jeńcami wojennymi, lecz zwyczajnymi zbrodniarzami, którzy mogą i powinni być karani przez obowiązujące tam prawo". Duchowny nawołujący do represjonowania trzymanych w niewoli Ŝołnierzy, i to w sytuacji, gdy jeńcy ci byli i tak pozbawieni naleŜnych im praw, bici i torturowani... Wypowiedzi papieŜa Pawła VI o konflikcie w Wietnamie byty dwuznaczne. PapieŜ wielokrotnie krytykował wojnę i wzywał do pokoju, ale nigdy nie nazwał po imieniu agresora. Potępiał wojnę jako taką, stawiając tym samym znak równości pomiędzy uprawnioną obroną Południa, a agresją komunistów. Kościół w Wietnamie Południowym był natomiast zdecydowanie antykomunistyczny. Szczególnie silną wolą obrony
217
wyróŜniali się ci katolicy, którzy przybyli na Południe po porozumieniach genewskich. Spotykało się wprawdzie księŜy współpracujących z Viet Congiem, a część hierarchii grawitowała w stronę Trzeciej Siły, lecz w niewielkim stopniu zmieniało to obraz całości. Natomiast Kościół w USA przechodził podobną ewolucję, jak całe społeczeństwo. W orędziu BoŜonarodzeniowym w 1965 roku kardynał Spellman wezwał Ŝołnierzy do walki z komunizmem jako nieprzyjacielem Boga i ludzi. W 1971 roku biskupi amerykańscy potępili natomiast zbrojne zaangaŜowanie USA w Indochinach. Co więcej, niektórzy księŜa przystąpili do „ruchu" i stali się znanymi radykałami. Tak było np. z braćmi Berriganami. W październiku 1967 roku czterech działaczy ruchu antywojennego weszło do pomieszczeń komisji poborowej w Baltimore. Oblali oni kartoteki komisji mieszaniną własnej i zwierzęcej krwi. Po zatrzymaniu przez policję okazało się, iŜ dwaj z nich byli duchownymi. Jeden protestanckim, drugi — Philip Berrigan — katolickim. „Czwórka z Baltimore" skazana została (za zniszczenie mienia rządowego i utrudnianie poboru) na kary od trzech do sześciu lat więzienia. Zanim zapadł wyrok, ks. Berrigan wraz z ośmioma innymi osobami dokonał kolejnej akcji w Catonsville. „Dziewiątka z Catonsville" wykradła i spaliła kilkaset kartotek poborowych. W grupie tej znalazł się teŜ brat ks. Philipa, ks. Daniel Berrigan, a prócz niego jeszcze jeden duchowny katolicki, dwóch eksksięŜy i małŜonka jednego z nich (ekssiostra zakonna). Podczas procesu „Dziewiątka z Castonsville" broniła się, argumentując, Ŝe sama wojna wietnamska jest bezprawna i niemoralna. Sąd wydał jednak wyroki skazujące (od półtora roku do trzech lat więzienia). Ks. Daniel Berrigan ukrywał się przez kilka miesięcy po procesie — udzielając licznych wywiadów prasowych i spotykając się z grupami antywojennymi — lecz został ujęty przez FBI. Odsiedział połowę trzyletniego wyroku.
218 Tymczasem jego starszy brat ponownie trafił na łamy prasy. Tym razem jako jeden z „Siódemki z Harrisburga". Ks. Philip, siedząc w więzieniu, próbował bowiem zorganizować porwanie doradcy prezydenta, Henry Kissingera oraz sabotaŜe w stolicy. Główną współoskarŜoną, która wymieniała grypsy z ks. Berriganem, była siostra zakonna. Działalność braci Berriganów zainspirowała „Czternastkę z Milwaukee" do przeprowadzenia podobnej akcji niszczenia kartotek. Połowę „Czternastki" stanowili duchowni katoliccy. Kościół polski ani środowiska laickie prawie nie zabierały głosu w sprawie konfliktu. Do nielicznych wyjątków naleŜał artykuł Andrzeja Wielowieyskiego Dwa ogniska zapalne polityki światowej opublikowany w „Więzi" z maja 1968 roku. Wielowieyski nawoływał w nim do „umocnienia opinii światowej" przeciwko Amerykanom, których uwaŜał za „neokolonialnych interwentów". WyraŜał teŜ opinię, iŜ „potrzebna jest dalsza pomoc dla Wietnamu Północnego ze strony krajów socjalistycznych". Walczących w Wietnamie Ŝołnierzy USA nazwał „Ŝandarmerią" amerykańskiego porządku międzynarodowego. Opinie Wielowieyskiego kształtowały się prawdopodobnie pod wpływem kontaktów z zachodnimi, „postępowymi" katolikami, którzy z reguły współorganizowali ruch pokojowy lub sympatyzowali z nim. Wspomnieć trzeba jeszcze o jednej formie aktywności amerykańskich pacyfistów — o wizytach w Hanoi, które z racji ich specyficznego stosunku do gospodarzy moŜna określić jako „pielgrzymki". DRW odwiedzili niemal wszyscy z wymienianych poprzednio aktywistów. Dziś niektórzy z nich przyznają, Ŝe relacje, które publikowali po powrocie, mijały się z prawdą. Pisali bowiem tylko o zniszczeniach spowodowanych przez bombardowania oraz o patriotyzmie Wietnamczyków, który miał stanowić ich najwaŜniejszy oręŜ. Nie zauwaŜali natomiast represywnego i totalitarnego charakteru DRW ani zniewolenia społeczeństwa przez iście stalinowski system. (Portrety J. W. Stalina zdobiły wówczas pomieszczenia
219 urzędowe DRW na równi z podobiznami Marksa, Engelsa, Lenina i Ho Chi Minha.) Ściślej rzecz biorąc, widzieli drugą stronę medalu, lecz — świadomie ją ukrywali. Nie wypada wszak pielgrzymowi źle mówić o odwiedzanym sanktuarium... Działacze pokojowi namawiali ujętych amerykańskich Ŝołnierzy, by przyznali się do popełnionych rzekomo przestępstw wojennych. Gdy jeńcy odmawiali, zdarzało się nawet, iŜ sugerowali straŜnikom, Ŝe naleŜy „przekonać" opornych o niewłaściwości ich poglądów (np. Jane Fonda). W 1967 roku odbyła się w Bratysławie konferencja, w której wzięło udział 41 działaczy Nowej Lewicy oraz 35 przedstawicieli Hanoi i NFW, w większości wysocy funkcjonariusze Lao Dong. Wietnamczycy przez sześć dni zapoznawali swych amerykańskich sprzymierzeńców z „prawdą" o wojnie. Jeden z przywódców ruchu pokojowego, Tom Hayden, wzniósł podczas obrad okrzyk: „Wszyscy jesteśmy w Viet Congu!". Inny uczestnik konferencji, rabin Steven Schwarzschild, choć opowiadał się w dalszym ciągu za bezwarunkowym wycofaniem wojsk USA, wyciągnął ze spotkania wniosek, iŜ spowoduje to nieuchronne zapanowanie komunizmu na Południu. Wniosek niezbyt odkrywczy, lecz w sytuacji intelektualnej późnych lat sześćdziesiątych był on dowodem przenikliwości i uczciwości. Tym bardziej iŜ Schwarzschild podzielił się swymi wraŜeniami z reporterem „Newsweeka". Powiedział: „Jasno widać, Ŝe nowy program NFW jest środkiem, za pomocą którego Front pragnie zdobyć poparcie społeczeństwa południowo-wietnamskiego... To jest rozwaŜna i świadoma swych celów organizacja komunistyczna, a nowa platforma jest jedynie przejściowa. Amerykanie — radykałowie, liberałowie i pacyfiści — byliby kompletnymi głupcami, gdyby dali się na to nabrać i nie zrozumieli, jakie społeczeństwo Front ma zamiar skonstruować". W 1968 roku Nowa Lewica podjęła próbę przeniesienia wojny na ulice miast Ameryki. Pierwszą bitwą „drugiego frontu" miała stać się „bitwa o Chicago".
220 W końcu sierpnia odbywała się w Chicago konwencja Partii Demokratycznej, podczas której delegaci mieli wybrać kandydata na nadchodzące wybory prezydenckie. Ugrupowania antywojenne postanowiły wykorzystać fakt, iŜ uwaga całego kraju będzie w tym czasie zwrócona na Chicago. Pacyfiści chcieli nie tylko zaprotestować przeciwko zaangaŜowaniu USA w Wietnamie, ale równieŜ wywrzeć wpływ na konwencję, poprzeć kandydaturę „gołębia" E. McCarthy'ego i nie dopuścić do wystawienia kandydatury Huberta Humphreya, ówczesnego wiceprezydenta. Nieco inne cele chciała osiągnąć grupka radykalnych „rewolucjonistów" z Rubinem, Abbie Hoffmanem i Tomem Haydenem na czele. Pragnęli oni przekształcić pokojowe demonstracje w gwałtowne rozruchy, zmusić władze do konfrontacji i wykorzystać obecność telewizji oraz dziennikarzy, by przed całym narodem „zdemaskować represyjność", ukrytą — ich zdaniem — pod pozorami liberalnej wolności i tolerancji. By podgrzać atmosferę — i tak gorącą po niedawnych zamieszkach wywołanych zabójstwem Martina L. Kinga — radykałowie jeszcze przed konwencją otwarcie grozili, Ŝe rozpoczną w Chicago powstanie. Do miasta, wbrew oczekiwaniom działaczy antywojennych, przybyło zaledwie kilka tysięcy osób. Nie wszyscy byli zwolennikami „rewolucji". Większość stanowili zwykli sympatycy ruchu antywojennego i pokojowo nastawieni hippisi. Znalazło się jednak w tłumie kilkuset — według określenia „Newsweeka", którego nie sposób podejrzewać o sprzyjanie policji — „prowokatorów i ekstremistów" z całych Stanów Zjednoczonych. Burmistrz Chicago, Richard Daley, postawił w stan pogotowia policję, sprowadził posiłki wojskowe oraz wydał zakaz spania w parkach miejskich, gdzie koczowali demonstranci. Zamieszki rozpoczęły się w nocy z 27 na 28 sierpnia, kiedy zgromadzeni w Parku Granta zwolennicy „ruchu", niezadowoleni z odrzucenia przez konwencję platformy antywojennej,
221 chcieli opuścić znajdującą się tam flagę do połowy masztu. Policja poleciła im rozejść się, ale napotkała opór. Z tłumu poleciały na policjantów kamienie i butelki, a nawet odchody i puszki z moczem. Demonstranci skandowali obelŜywe okrzyki, wśród których Disarm the Pigs! (Rozbroić świnie) naleŜał do najłagodniejszych. Policja odpowiedziała w sobie właściwy sposób, rozpraszając demonstrantów pałkami. Tak rozpoczęła się bitwa o Chicago, czyli kilkudniowe zamieszki, w czasie których obraŜeń doznało kilkuset uczestników demonstracji oraz ponad 80 policjantów. Schemat starć był za kaŜdym razem taki sam: protestujący zbierali się na skrzyŜowaniach, blokowali ruch uliczny i powodowali gigantyczne korki. Na wezwania policji większość się rozchodziła. Pozostawała radykalna grupa, która ubliŜała policjantom i starała się ich sprowokować. Radykałowie nie śpiewali We Shall Overcome ani nie stosowali biernego oporu. Obrzucali siły porządkowe kamieniami i skandowali fiick You, LBJ, Sieg Heil! itp. Najostrzejsze rozruchy miały miejsce wokół gmachu, gdzie obradowała konwencja demokratów, kiedy policja zatrzymała pochód, który próbował się dostać do środka. Jeszcze bardziej interesujące od samych zamieszek były reakcje w prasie i w społeczeństwie. Środki przekazu juŜ przed konwencją poświęcały garstce radykałów nieproporcjonalnie duŜo uwagi, zaś sposób relacjonowania wypadków nie przyczyniał się do uspokojenia sytuacji. Bardziej obiektywni dziennikarze zgadzali się nawet z zarzutami władz, iŜ media ponoszą częściową odpowiedzialność za rozruchy. ..Newsweek" napisał, Ŝe „w transmisjach telewizyjnych nie było widać", Ŝe policjanci „nie byli złośliwi i nie atakowali bez powodu, nie było teŜ widać, Ŝe demonstranci byli kierowani przez sprawnych organizatorów, którzy świadomie chcieli stworzyć wraŜenie męczeństwa". Nie na darmo tłum często skandował The whole world watching! (Cały świat patrzy!).
222
Rzeczywiście, cały świat oglądał chicagowskich policjantów bijących młodych, bezbronnych ludzi, a łamy gazet zapełniły się zdjęciami zakrwawionych twarzy i szarŜujących sił porządkowych. Okazało się jednak, Ŝe transmisje telewizyjne z zamieszek wzbudziły powszechne poparcie... dla burmistrza Daleya i policji. Jeszcze raz potwierdziło się, iŜ middle America bynajmniej nie sprzeciwia się zaangaŜowaniu w Wietnamie, lecz raczej demonstrantom i ich taktyce. Dziennikarze natomiast obciąŜyli winą za rozruchy policję i władze, które miały zareagować zbyt gwałtownie na prowokację. „Chicago Sun-Times" napisał: „Kiedy ma się do czynienia z inteligencją przeciętnego policjanta, trzeba być niezwykle ostroŜnym. Burmistrz Daley nie był". A „Newsweek", informując, Ŝe trzech na czterech Amerykanów wyraŜa aprobatę dla działań policji, określił ten fakt, jako „zatrwaŜający". Niechęć mediów do sił porządkowych wzięła się takŜe stąd, Ŝe w trakcie „bitwy" policjanci nie oszczędzali fotografujących i filmujących dziennikarzy — po części dlatego, Ŝe uwaŜali ich za sprzyjających demonstrantom. Ale była teŜ inna przyczyna olbrzymiego rozgłosu, jaki środki przekazu nadały zajściom w Chicago. Amerykański historyk Frederick Siegel jest zadania, Ŝe oburzenie warstw opiniotwórczych wynikało stąd, iŜ bici przez „gliny z niŜszej klasy średniej" demonstranci pochodzili z wyŜszej klasy średniej, byli dziećmi i kolegami dziennikarzy i intelektualistów. Wyraził to zresztą jasno „New York Times", gdy napisał: „To były nasze dzieci na ulicach Chicago". Niektóre reakcje na rozruchy zdradzały rozhisteryzowany, charakterystyczny dla końca lat sześćdziesiątych ton. Dziennikarz „Chicago's American" stwierdził stanowczo: „To nie są początki państwa policyjnego, to JEST państwo policyjne". Rozwodzono się nad brutalnością policji, jakby nie dostrzegając, Ŝe w trakcie gwałtownych, kilkudniowych starć nikt nie zginął ani nie odniósł powaŜniejszych obraŜeń. Tymczasem brytyjski „Daily Express" napisał, iŜ chicagowscy policjanci
223
naleŜą do „tego samego rodzaju ludzi, co ci, którzy likwidowali śydów w hitlerowskich Niemczech, albo ci, na których opierał się stalinowski terror w Związku Sowieckim". (Warto zwrócić uwagę na rzadko spotykane w tamtych latach wymienienie jednym tchem nazizmu i komunizmu.) Częste było równieŜ porównywanie zajść w Chicago do inwazji Układu Warszawskiego na Czechosłowację — porównanie niejako „na czasie". Senator Eugene McCarthy stwierdził nawet, iŜ: „To jest gorsze niŜ Praga", gdy policja wtargnęła do jego sztabu na 15 piętrze Hotelu Hiltona i pobiła kilku współpracowników, którzy rzucali na policjantów puszki po piwie napełnione moczem. Epilogiem zamieszek był proces „Ósemki z Chicago" — grupy radykalnych działaczy oskarŜonych o zawiązanie spisku w celu wywołania rozruchów. OskarŜeni zamienili proces w farsę, wyśmiewając sędziego, propagując własne poglądy. Jeden z nich nazwał sędziego „faszystowską świnią". W lutym 1971 roku zapadł wyrok skazujący ich na kary do pięciu lat więzienia, lecz zostali zwolnieni za kaucją, a wyrok został potem uchylony przez sąd apelacyjny, którzy orzekł, Ŝe sędzia wykazywał „niechętny" stosunek do oskarŜonych. Rok 1969 stanowił dla „ruchu" okres kulminacji działalności. 15 października i 15 listopada ogłoszono Dniami Moratorium. Aktywiści antywojenni zorganizowali wówczas w całych Stanach Zjednoczonych demonstracje, marsze i inne akcje protestacyjne, w których wzięły udział setki tysięcy ludzi. Miały one w większości przebieg pokojowy, jednak na kilku uniwersytetach, między innymi na Harvardzie i w Berkeley, studenci pod sztandarami Viet Congu zaatakowali budynki studiów wojskowych i laboratoria pracujące na potrzeby armii. SondaŜe wskazywały wówczas, Ŝe 3/4 studentów opowiada się za natychmiastowym zakończeniem wojny. JednakŜe juŜ wtedy rozpoczął się rozpad ruchu, któremu wiatr z Ŝagli odebrał prezydent Nixon, gdy ogłosił decyzję o stopniowym wycofywaniu oddziałów z Wietnamu. Jeszcze
224
tylko w maju 1970 roku doszło do erupcji w campusach po zaatakowaniu przez siły USA baz WAL/VC w KambodŜy, a później ruch antywojenny stosunkowo szybko zniknął z amerykańskiego Ŝycia politycznego. Protesty ustały całkowicie w roku 1973, kiedy Amerykanie ostatecznie opuścili Wietnam i zakończył się pobór do wojska. Wojna trwała wprawdzie nadal, ale amerykańscy działacze pokojowi stracili dla niej zainteresowanie. „Ruch" rozpadł się na skłócone między sobą frakcje. Garstka radykałów przeszła na pozycje terroryzmu, inni wycofali się z polityki do kontrkultury albo przystąpili do tworzenia wspólnot, które miały realizować ich ideały. Część zaczęła brać udział w oficjalnym Ŝyciu społecznym i politycznym, wchodząc do establishmentu pod hasłem zmiany „systemu" od środka. Ruch antywojenny od początku był niejednolity, jego sympatykami powodowały rozmaite intencje. Opierał się na morzu niewiedzy, naiwności i uprzedzeń. Natomiast w przypadku przywódców w grę wchodziło świadome zatajanie prawdy, chorobliwa nienawiść do własnego kraju oraz — nierzadko — po prostu wiara w komunizm (w wersji leninowskiej, maoistowskiej lub trockistowskiej). Inaczej więc trzeba mierzyć odpowiedzialność zagubionych, mających jak najlepsze intencje szeregowych przeciwników wojny, a zupełnie inaczej tych, którzy nimi kierowali i manipulowali — lewicowych intelektualistów, zawodowych „gołębi", „wiedzących lepiej" dziennikarzy i anarchistycznych rewolucjonistów. Nie da się do ruchu pokojowego podejść w sposób racjonalny, gdyŜ opierał się on na irracjonalnych przesłankach, takich jak nadzieje czy fobie. Na jego uczestników oddziaływały raczej hasła i emocje niŜ racje i argumenty. Całość ich myślenia politycznego sprowadzała się do paru nieskomplikowanych haseł w rodzaju: Make Love Not War, Peace Now!, Stop the killing! Trzeba wszakŜe zwrócić uwagę na fakt, iŜ przeraŜająca ignorancja i łatwowierność młodych pacyfistów zajmują
225 poczesne miejsce w łańcuchu czynników, które sprawiły, Ŝe historia Indochin potoczyła się tak tragicznie. Efektem działalności „ruchu" nie było bowiem skrócenie wojny, lecz jej wydłuŜenie. „Drugi front" podtrzymywał przecieŜ wiarę Hanoi w zwycięstwo i tym samym zachęcał do kontynuowania agresji. A ostateczny triumf komunizmu w Południowym Wietnamie, Laosie i KambodŜy nie byłby moŜliwy bez wcześniejszego wycofania się USA z Indochin, do czego walnie przyczynił się ruch pokojowy. Na jego uczestników spada więc jakaś część odpowiedzialności za bezmiar cierpień, który pociągnęły za sobą te wydarzenia. Mentalność pokolenia lat sześćdziesiątych, pokolenia „dziecikwiatów", najlepiej chyba wyraził musical Hair. Trafnie oddaje on konfuzję i bezradność tej młodzieŜy wobec świata, który wydawał się jej niezrozumiały i okrutny, poplątany i brudny. Dlatego jedni próbowali go zmieniać za pomocą prostych sloganów, a drudzy uciekali odeń w krąg narkotycznych wizji. Stan ducha zarówno jednych, jak i drugich, nadzieję, próbującą przezwycięŜyć rozpacz, i pustkę, natrętnie wyzierającą spod rozmaitych wiar, wyraŜa refren jednej z piosenek: Peace, flower, freedom, happiness, powtarzany — niczym nieskuteczne zaklęcie — kilkanaście razy, coraz szybciej, coraz bardziej płaczliwie, z rosnącą rozpaczą...
15 — Wietnam 1962-1975
HONOR CZY POKÓJ? Partyzantka zwycięŜa, gdy nie przegrywa. Armia konwencjonalna przegrywa, gdy nie zwycięŜa. Henry Kissinger
Po burzliwej konwencji w Chicago Partia Demokratyczna straciła wszelkie szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Zgodnie z przewidywaniami w styczniu 1969 r. do Białego Domu wprowadził się więc republikanin Richard Nixon. Doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta, a od 1973 r. sekretarzem stanu w jego rządzie został profesor Harvardu Henry Kissinger. Duet Nixon-Kissinger miał plany na skalę globalną; kwestia wietnamska zajmowała w nich miejsce waŜne, lecz nie najwaŜniejsze. Obaj sądzili, iŜ nadszedł czas, by skończyć z nie przynoszącą rezultatów wrogością do świata komunistycznego, by wyczerpujące obie strony współzawodnictwo zmienić w zawieszenie broni lub współpracę. UwaŜali, Ŝe Chinom i Związkowi Radzieckiemu tak bardzo zaleŜy na nawiązaniu ściślejszych stosunków — przede wszystkim gospodarczych — ze Stanami Zjednoczonymi, Ŝe gotowe są w zamian zrezygnować z agresywnej polityki międzynarodowej, a być moŜe równieŜ zrewidować stosunek do własnych
227
obywateli. Jednym słowem, Nixon i Kissinger pragnęli rozpocząć nowy etap w dziejach stosunków między Wschodem i Zachodem, etap nazwany później detente (odpręŜenie). Kiedy w Białym Domu przyjęto nową optykę, wojna wietnamska stała się dla administracji Nixona jedną z najpowaŜniejszych przeszkód na drodze do odpręŜenia. Wietnam pochłaniał bowiem siły Ameryki w takim stopniu, Ŝe trudno było prowadzić aktywną politykę na skalę globalną. W szczytowym dla USA okresie konfliktu, w roku 1968, na indochińskim teatrze działań wojennych znajdowało się 40% amerykańskich wojsk lądowych (7 dywizji z 18), 70% Marines, połowa lotnictwa i 35% marynarki. „Wyjście z Wietnamu" stało się więc jednym z najwaŜniejszych celów Waszyngtonu. Wkrótce po objęciu stanowiska Nixon stwierdził: „Nie mam zamiaru skończyć tak, jak LBJ — zamknięty w Białym Domu i bojący się wyjść na ulicę. Chcę zakończyć tę wojnę. Szybko". Prezydent był jednak przekonany, Ŝe wojna musi zakończyć się „honorowym pokojem", to znaczy Wietnam Południowy nie moŜe dostać się w ręce komunistów. Gdyby to nastąpiło, Ameryka zostałaby upokorzona, straciłaby powaŜanie w świecie i wiarę we własne siły. Nixon pragnął wyjść z Wietnamu tak, aby pokazać zdecydowanie, zyskać zaufanie przyjaciół i respekt wrogów. „PrestiŜ — mówił — nie jest pustym słowem. Wielki kraj nie moŜe złamać danego słowa", nie tracąc jednocześnie pozycji. Prezydent stwierdzał teŜ wielokrotnie, Ŝe nie zamierza być „pierwszym prezydentem, pod którego rządami Ameryka została pokonana". Stanowisko Henry Kissingera w sprawie Wietnamu nieco róŜniło się od twardej — przynajmniej w słowach — linii prezydenta. Mniej przejmował się pryncypiami, stawiając na pierwszym planie wydobycie USA z wietnamskiej „pułapki". Gotów był zadowolić się rozwiązaniem, które dawałoby zaledwie „przyzwoitą przerwę" (decent interval) pomiędzy porozumieniem pokojowym a ostatecznym rozstrzygnięciem konfliktu „przez samych Wietnamczyków". Dla Kissingera
228 Wietnam nie był kostką globalnego domina, lecz raczej klockiem w jego dyplomatycznej układance. W polityce wietnamskiej Nixon miał bardzo ograniczoną swobodę manewru. Wkrótce po objęciu urzędu, chcąc zapobiec pogłębianiu się podziału w narodzie amerykańskim, ogłosił decyzję o rozpoczęciu wycofywania oddziałów USA. Ich liczebność osiągnęła na przełomie lat 1968/69 maksimum — 542 tysiące (Ŝołnierzy alianckich było wówczas 60 tys.), lecz juŜ w pierwszym roku prezydentury Nixona została zmniejszona o 65 tys. Uratować Republikę Wietnamu miała polityka nazwana przez Nixona „wietnamizacją" — rozbudowa i modernizacja ARW tak, aby mogła poradzić sobie z nieprzyjacielem bez pomocy amerykańskiej. Przekonanie o sensowności takiej strategii pojawiło się po nadspodziewanie szybkim odzyskaniu sił przez wojska sajgońskie w czasie Tet. Poza tym nie było Ŝadnych alternatywnych rozwiązań. W Wietnamie z miesiąca na miesiąc ubywało zatem Amerykanów, a równocześnie napływały kolejne transporty nowoczesnego uzbrojenia. Sajgon otrzymał w ramach „wietnamizacji" 1 milion karabinków M-16, 12 tysięcy karabinów maszynowych M-60, 40 tysięcy ręcznych granatników M-79 i 2 tysiące cięŜkich haubic i moździerzy, nie mówiąc o helikopterach, samolotach i czołgach. Aby podnieść poziom morale, zreformowano system awansów, zwiększono Ŝołd i polepszono warunki bytowe Ŝołnierzy ARW. Mobilizacja pozwoliła Thieu znacznie zwiększyć liczebność sił zbrojnych — pod koniec wojny pod bronią znajdowało się (w wojsku, policji, oddziałach terytorialnych itd.) prawie 1,5 miliona męŜczyzn. Rzecz jasna, ta pospieszna rozbudowa nie mogła usunąć strukturalnych źródeł słabości ARW, które wiązały się z niedoskonałościami systemu politycznego kraju. Liczba dezercji utrzymywała się na stałym poziomie, a jeden Ŝołnierz na trzydziestu współpracował — zdaniem CIA — z przeciwnikiem. TakŜe liczebność sił zbrojnych nie była tak im-
229 ponująca, poniewaŜ oficerowie zawyŜali stany swych oddziałów. Wartość bojowa ARW była niŜsza niŜ WAL. Stacjonowani w stronach rodzinnych Ŝołnierze zdawali egzamin w akcjach lokalnych, lecz przy manewrach strategicznych często troska o bezpieczeństwo najbliŜszych górowała nad dyscypliną. Nixon nie zamierzał całkowicie rezygnować z uŜycia potęgi wojskowej USA. Zdecydował się nawet podjąć kroki, których obawiał się jego poprzednik. To za kadencji Nixona Ŝołnierze amerykańscy weszli do KambodŜy, a lotnictwo zadało najcięŜsze w czasie całej wojny ciosy Północnemu Wietnamowi. Jego decyzje zaskakiwały zarówno Hanoi, jak i społeczeństwo amerykańskie. Było to elementem świadomej gry prezydenta. Liczył, Ŝe w ten sposób złamie „starców z Hanoi" wcześniej, nim jego administracja ugnie się pod naciskiem rosnących w siłę „gołębi". „Chcę — mówił do swych najbliŜszych współpracowników — Ŝeby Północni Wietnamczycy myśleli, Ŝe osiągnąłem stan, w którym mogę zrobić dosłownie wszystko dla skończenia wojny". Amerykańscy negocjatorzy mieli dać Hanoi do zrozumienia, Ŝe Nixon ma obsesję na punkcie komunizmu, Ŝe nikt nie moŜe go powstrzymać, kiedy jest wściekły, a trzyma przecieŜ palec na nuklearnym guziku — „...i Ho Chi Minh osobiście w ciągu dwóch dni zjawi się w ParyŜu, błagając o pokój". Koncepcja ta — znana jako „teoria wariata" (madman theory) — przyniosła pewne rezultaty, choć jej skuteczność była ograniczona, gdyŜ Kongres coraz bardziej ograniczał moŜliwości prezydenta. Stosowanie „teorii wariata" niosło ryzyko wmieszania się któregoś z wielkich opiekunów DRW, Waszyngton musiał więc kontrolować ich reakcje. Z pomocą przyszła detente. Nixon załoŜył, jak się okazało całkiem słusznie, Ŝe Pekin i Moskwa nie naraŜą odpręŜenia dla solidarności z Hanoi. W maju 1969 r. odbyła się krwawa bitwa o Hamburger Hill, jak Ŝołnierze nazwali wzgórze 937 w dolinie A Shau. Określenie to powstało, prawdopodobnie, przez skojarzenie
230 z prawdziwymi jatkami, jakie tam się zdarzyły. W ciągu 10 dni Marines, fala za falą, atakowali ufortyfikowane przez oddziały WAL/VC wzgórze, na które spadło w czasie bitwy ponad 500 ton bomb i 80 ton napalmu. Kiedy jedenastego dnia Amerykanie zdobyli Hamburger Hill, okazało się, Ŝe ich straty wynoszą 476 zabitych i rannych. Znaleziono teŜ ciała ponad 500 Ŝołnierzy nieprzyjacielskich. Na wieść o bitwie w USA po raz kolejny wybuchła burza. Kongres i dziennikarze prześcigali się w krytykowaniu „absolutnie bezsensownej" ofensywy i Ŝądaniach rezygnacji z wszelkich działań pociągających za sobą powaŜniejsze straty w ludziach. Nixon osobiście udał się do Sajgonu i upomniał gen. Creightona Abramsa, który zastąpił West-morelanda. Podziemna gazetka Ŝołnierska „GI Says" wyznaczyła 10 tys. dolarów nagrody za głowę płk. Weldona Honeycutta, który dowodził atakiem. Pomimo kilku zamachów, udało mu się przeŜyć. Mniej szczęścia miało kilkudziesięciu innych oficerów i podoficerów. W roku 1969 dyscyplina w armii USA uległa drastycznemu załamaniu. Do roku 1971 dokonano w Wietnamie ok. 700 zamachów, głównie na oficerów, z czego 10% śmiertelnych. „GI Says" nie była jedynym nielegalnym pismem Ŝołnierskim — wychodziło ich ok. 200. Część wydawana była dzięki pomocy ruchu antywojennego. Jednak długo sukcesy „ruchu" w rozkładaniu armii amerykańskiej były niewielkie, o czym świadczy np. liczba dezercji (niŜsza niŜ w czasie II wojny światowej czy wojny koreańskiej). Raptowne załamanie morale nastąpiło w 1969 r. Znaleźli się wówczas w wojsku młodzi ludzie, którzy byli świadkami i uczestnikami gwałtownych protestów antywojennych, którzy odetchnęli rozgorączkowaną atmosferą roku 1968. W dodatku w lipcu 1969 r. rozpoczęło się wycofywanie oddziałów amerykańskich. Stało się jasne, iŜ zrezygnowanie USA z obrony RW jest tylko kwestią czasu. Popularność wśród Ŝołnierzy
231 zdobyło wówczas powiedzenie: „Nie bądź ostatnim, który da się zabić". Spadkowi dyscypliny sprzyjał teŜ wyjątkowo stresogenny charakter wojny i błędy popełnione przez Pentagon, choćby ten, Ŝe Ŝołnierze po szkoleniu w USA byli wysyłani do Wietnamu osobno, a nie całymi oddziałami. Po znalezieniu się w obcym środowisku byli duŜo bardziej podatni na urazy psychiczne. Paradoksem jest, iŜ do osłabienia morale armii przyczynił się teŜ bardzo wysoki poziom wojskowych słuŜb medycznych. Rannych błyskawicznie ewakuowały z pola walki śmigłowce. Natychmiast trafiali do szpitali polowych wyposaŜonych w najnowocześniejszą aparaturę i leki. W Wietnamie zdołano uratować 82% cięŜko rannych — dla porównania w II wojnie światowej i w Korei 70%. JednakŜe uchronieni od śmierci często zostawali niepełnosprawnymi albo inwalidami. Lekarze wojskowi musieli dokonać ponad 10 tys. amputacji kończyn (głównie z powodu min i pułapek stosowanych masowo przez nieprzyjaciela). NajwyŜszy w historii wojen procent ocalonych rannych nie przyczynił się jednak do podniesienia ducha wśród Amerykanów. Młodych Ŝołnierzy przeraŜała perspektywa przykucia na zawsze do wózka inwalidzkiego. A łatwo sobie wyobrazić, jakie odczucia musiał budzić widok okaleczonych weteranów na ulicach ich rodzinnych miast. Powrót weteranów do ojczyzny i przyjęcie ich przez społeczeństwo budzi w Ameryce do dziś Ŝywe emocje. Panuje powszechna opinia, iŜ naród i władze zachowały się wobec tych chłopców-weteranów niegodnie. Po powrocie z piekła wietnamskiej dŜungli potrzebowali przecieŜ psychicznej rekonwalescencji, zapomnienia i pomocy w zaleczeniu urazów. Tymczasem ich powrót wyglądał zupełnie inaczej; nie witały ich —jak weteranów poprzednich wojen — wiwatujące tłumy na ulicach, nie było uroczystych przemówień, defilad i parad. Nie czekały na nich w rodzinnych miejscowościach komitety powitalne i nie sypało się konfetti. Powracali w ciszy, nawet najbliŜsi jakby się ich wstydzili. Nikt im nie dziękował, czuli się z bagaŜem swych przeŜyć
232 wyobcowani, nierozumieni i odrzuceni przez kraj, dla którego przelewali krew: „Pojechałem tam myśląc, Ŝe robię coś dobrego — powiedział reporterowi magazynu «Time» Larry Langowski — ...a wróciłem w mundurze pokrytym medalami i zostałem opluty przez jakąś hippiskę". Zamiast honorowego przyjęcia, musieli się przebierać w lotniskowych ubikacjach w cywilne ubrania, gdyŜ był to jedyny sposób uniknięcia zniewag i wyzwisk w rodzaju babykiller albo pogardliwych spojrzeń czy choćby odruchowego odsuwania się sąsiadów w metrze... Niektórzy rozgoryczeni i zawiedzeni palili publicznie mundury i zostawali aktywistami antywojennymi, jak bohater filmu Urodzony 4 Lipca. Zachęcali poborowych do unikania słuŜby, a Ŝołnierzy do dezercji. Nieliczni tylko w pełni rozumieli sens wojny i przyjmowali poświęcenia, których ona wymagała, jako warte słusznej sprawy. David Rioux, który po wybuchu miny stracił wzrok oraz władzę w lewej ręce i nodze, powiedział dziennikarzowi: „(Mój brat) i ja rozumieliśmy wyraźnie wiele rzeczy, których inni nie rozumieli. Obaj wiedzieliśmy, dlaczego jesteśmy w Wietnamie, a większość ludzi wokół nas nie, albo rozumiała to tylko niejasno. My jednak... byliśmy dumni Ŝe bronimy ludzi niewolonych przez marksistowski komunizm. To co robiliśmy, było szlachetne w oczach Boga, naszego kraju i naszych rodzin". Od 1969 r. miejsce woli walki i wiary w łatwe pokonanie „Ŝółtków" zajął cynizm. Jedynym celem Ŝołnierzy stało się przetrwanie okresu słuŜby, a dyscyplina w US Army — nie słynącej nigdy ze specjalnej surowości — bliska była anarchii. śołnierze sprzyjający ruchowi antywojennemu (ich oznaką była czarna opaska na ramieniu) nie kryli się ze swymi poglądami. Wyśmiewanie i obrzucanie wyzwiskami oficerów było na porządku dziennym. Zdarzały się odmowy wykonania rozkazu, a nawet bunty całych pododdziałów — sądy wojskowe rozpatrywały w 1968 r. 82 takie sprawy, w 1969
233
— 117, a w 1970 — 131 i to pomimo zmniejszenia się liczby Ŝołnierzy. Dezercje osiągnęły poziom nie notowany od po czątku istnienia amerykańskich sił zbrojnych — 73 przypadki na 1000 Ŝołnierzy rocznie. W roku 1971 blisko 5 tysięcy Ŝołnierzy znalazło się w szpitalach w wyniku ran poniesionych w walce, lecz hospitalizowanych z powodu naduŜycia narkotyków było cztery razy więcej... (Dawka heroiny, którą moŜna było nabyć na ulicy w Sajgonie za dolara, kosztowała w Nowym Jorku 50 dolarów.) 25% Ŝołnierzy cierpiało na choroby weneryczne. Upadek dyscypliny nie znalazł na szczęście odbicia w stosunku US Army do ludności cywilnej. śołnierze znajdowali się pod permanentną kontrolą dziennikarzy i rządu. Masakra w My Lai była jednym z niewielu wydarzeń w czasie całej wojny, które jednoznacznie zasłuŜyło na miano zbrodni wojennej. 16 marca 1968 r. kompania C {Chanie) I batalionu Dywizji Americal otrzymała do wykonania typowe zadanie Search and Destroy: miała znaleźć i zniszczyć oddział partyzancki operujący w rejonie wioski My Lai w prowincji Quang Ngai. Rejon My Lai cieszył się wśród Ŝołnierzy złą opinią — oddziały amerykańskie wpadały tu często w zasadzki i ponosiły cięŜkie straty. Na dzień akcji wybrano wtorek, bo według raportów wywiadu we wtorki kobiety wychodziły z dziećmi o 7 rano na targ do sąsiedniej miejscowości. Dowództwo, aby uniknąć ofiar wśród ludności cywilnej, wyznaczyło godzinę rozpoczęcia operacji na 8 rano. Przetransportowana helikopterami kompania Chanie znalazła się na miejscu punktualnie. Do dziś nie wiadomo dokładnie, co zdarzyło się później — nikt nie panował nad całością sytuacji, punkt dowodzenia znajdował się na pokładzie krąŜącego w powietrzu samolotu. śołnierze rozbiegli się po wsi, nie napotykając — wbrew oczekiwaniom — Ŝadnego powaŜniejszego oporu. Do tragedii doszło w przysiółku My Lai-4, w którym operował jeden
234
z plutonów dowodzony przez por. Williama Calleya. Zachęceni przezeń Ŝołnierze dokonali rzezi, wrzucając granaty do chat i strzelając do mieszkańców. Zabijali wszystkich, którzy znaleźli się w zasięgu ich broni. Gdy jeden z nadzorujących akcję oficerów zobaczył, co się dzieje, polecił pilotowi helikoptera wylądować w wiosce i przerwał masakrę. Musiał zresztą zagrozić uŜyciem broni, by uspokoić rozszalałych Ŝołnierzy Calleya. Nikt nie mógł jednak przywrócić Ŝycia ok. 300 ofiarom tragedii. Dowództwo operacji próbowało ukryć prawdę, lecz jeden z Ŝołnierzy z innej jednostki, do którego dotarły pogłoski o zbrodni, dopóty pisał alarmujące listy do kongresmenów i do prasy, dopóki nie zostało wszczęte oficjalne dochodzenie. Calleya postawiono w stan oskarŜenia i skazano na doŜywocie. Po 4 latach prezydent Nixon skorzystał z prawa łaski i darował mu resztę kary. Aczkolwiek wina za masakrę obciąŜa przede wszystkim samego Calleya, który był osobowością prymitywną, a nawet psychopatyczną, to jednak My Lai nasuwa refleksje bardziej generalnej natury. Oto dwudziestu kilku przeciętnych amerykańskich chłopców, którzy w normalnych warunkach uwaŜaliby się za agresywnych akurat na tyle, by wziąć udział w dyskotekowej bijatyce, okazało się zdolnych do popełnienia zbrodni... W lipcu 1969 r. z Przylądka Kennedy'ego na Florydzie wystartował statek kosmiczny Apollo 11 i pierwszy człowiek postawił stopę na KsięŜycu. Wkrótce potem na łamach prasy pojawiły się pierwsze doniesienia o masakrze w małej wietnamskiej wiosce. Pokazały ciemną stronę natury człowieka, który posługując się najwymyślniejszymi zdobyczami techniki, ulega wojennej deprawacji tak samo, jak przed wiekami. Pomimo rozpoczęcia „wietnamizacji" i zrezygnowania — przynajmniej w teorii — z taktyki Search and Destroy oddziały amerykańskie nadal próbowały pokonać nieprzyjaciela głównie siłą ognia. Świadczy o tym rozkład wydatków
235
na pokrycie kosztów wojny. W roku 1969 wojna pochłonęła 21,5 mld dolarów, z czego 80% przeznaczone było dla sił amerykańskich, a reszta dla południowo-wietnamskich. Wśród kosztów amerykańskich największą część, 9 mld dolarów, wydano na operacje powietrzne, dwukrotnie mniej na lądowe, a na działania sił terytorialnych i lokalne akcje przeciwpartyzanckie i pacyfikacyjne obie strony przeznaczyły zaledwie 6% funduszy. Waszyngton pragnął dać RW jak najwięcej czasu na stabilizację i ograniczyć — zmniejszoną, lecz wciąŜ groźną — presję oddziałów WALA/C. Lotnictwo USA atakowało więc bezustannie linie zaopatrzeniowe i rejony działań przeciwnika. Nixon zdecydował się teŜ podjąć kroki, na które nie zdobył się jego poprzednik: postanowił zaatakować szlak Ho Chi Minha i bazy sił komunistycznych na terenie KambodŜy. W marcu 1969 r. rozpoczęły się naloty na rejony KambodŜy graniczące z prowincją Tay Ninh, gdzie wywiad amerykański juŜ dawno zlokalizował centrum dowodzenia WAL/VC. W trakcie tej operacji B-52 wykonały 3640 lotów i zrzuciły 110 tys. ton bomb. Prezydent w obawie przed reakcjami opinii publicznej pragnął utrzymać te naloty w sekrecie, choć juŜ wkrótce afera z Aktami Pentagonu miała pokazać, iŜ w Ameryce tajemnica wojskowa i państwowa jest pojęciem iluzorycznym. Przecieki o bombardowaniach szybko przedostały się na łamy prasy, lecz nie przywiązywano wówczas do nich większego znaczenia. Sami Północni Wietnamczycy woleli nie skarŜyć się na naloty, gdyŜ oznaczałoby to przyznanie się przez nich do gwałcenia neutralności KambodŜy. Dopiero w 1973 r. w związku z aferą Watergate odkryto w USA ponownie całą sprawę i nadano jej rangę jednego z koronnych dowodów przeciw prezydentowi. Była juŜ mowa o szczególnego rodzaju „neutralistycznej" polityce księcia Norodoma Sihanouka, który — sam zbyt słaby, by przeciwstawić się wietnamskim komunistom
236 — sprzeciwiał się jednak jakimkolwiek działaniom amerykańskim na terytorium KambodŜy. W marcu 1970 r. obalił go wojskowy zamach stanu; oficerowie mieli dosyć jego „niezaangaŜowania", które pozwalało mu tolerować obecność kilku dywizji północno-wietnamskich w granicach kraju. Zaskoczony Waszyngton początkowo wahał się, czy poprzeć stojącego na czele spisku, nieznanego bliŜej gen. Lon Nola, czy teŜ udzielić pomocy próbującemu odzyskać władzę Sihanoukowi. Gdy jednak Lon Nol rozpoczął energiczną rozbudowę słabiutkiej, liczącej kilkadziesiąt tysięcy źle uzbrojonych ludzi armii kambodŜańskiej, aby móc przeciwstawić się siłom północno-wietnamskim, Amerykanie uznali go za sprzymierzeńca. Tymczasem Północni Wietnamczycy, którzy do tej pory czuli się we wschodniej KambodŜy jak na własnym podwórku, rozdraŜnieni działaniami Lon Nola, przeszli w kwietniu 1970 r. do ofensywy. Armia kambodŜańska nie miała w konfrontacji z nimi Ŝadnych szans. Stolice prowincji padały jedna za drugą, a na początku maja Phnom Penh znalazło się w okrąŜeniu. U boku sił wietnamskich nacierały teŜ nieliczne oddziałki tzw. Frontu Jedności Narodowej KambodŜy, z księciem Sihanoukiem na czele. Front skupiał kilka niewielkich ugrupowań, które łączyło dąŜenie do obalenia Lon Nola, i był dla Hanoi wygodnym kamuflaŜem. Nazwę jednego z ugrupowań Frontu, Czerwonych Khmerów, znali wówczas tylko specjaliści od spraw indochińskich... Na razie świat nie interesował się tym, co się dzieje wokół Phnom Penh. W mass mediach panował niepodzielnie Wietnam, KambodŜę wspominano właściwie tylko przy okazji i na marginesie tego konfliktu. Na czołówkach gazet znalazła się nieoczekiwanie 30 kwietnia 1970 r. Tego dnia rankiem amerykańskie samoloty transportowe C-130 zrzuciły gigantyczne siedmiotonowe bomby (największe, jakich kiedykolwiek uŜyto w Indochinach) w przygranicznym rejonie KambodŜy, gdzie miało znajdować się północno-wietnamskie dowództwo. Na oczyszczonym przez wybuchy terenie z 400 śmigłowców
237 desantowało się 12 tysięcy Ŝołnierzy, głównie z 1 Dywizji Kawalerii Powietrznej. W tym samym czasie prezydent Nixon wygłaszał przemówienie do narodu. Pragnął przekonać Amerykanów o słuszności tego kroku. Tłumaczył, iŜ nie jest jego celem rozszerzanie wojny na kolejne państwo, lecz zapewnienie bezpieczeństwa wycofującym się wojskom USA. Określił operację jako „wtargnięcie" (incursion), a nie inwazję na KambodŜę, gdyŜ rejon akcji jest w rękach północno-wietnamskich. Aby uciszyć spodziewane protesty, oznajmił o rozpoczęciu wycofywania kolejnych 150 tys. ludzi z Wietnamu. Przyrzekł teŜ, Ŝe oddziały amerykańskie pozostaną w KambodŜy najwyŜej 60 dni. Celem akcji było ujęcie sztabu WAL/VC oraz likwidacja zapasów i baz tuŜ przed porą deszczową, kiedy uzupełnianie strat było praktycznie niemoŜliwe. Miało to dać Sajgonowi kilka miesięcy wytchnienia, ułatwić „wietnamizację" i wycofywanie US Army. Operacja miała teŜ rozluźnić obręcz oddziałów komunistycznych zaciskającą się wokół Phnom Penh. W amerykańskich Ŝołnierzy, biorących udział w akcji, wstąpił nowy duch — cieszyli się, Ŝe wreszcie będą mogli zmierzyć się z przeciwnikiem, który od lat nękał ich, pewny swej bezkarności zza pobliskiej granicy (80 km od Sajgonu). W rezultacie dwumiesięcznych działań zginęło ponad 14 tys. Wietnamczyków (głównie wskutek uderzeń lotnictwa), a 1430 wzięto do niewoli. Po stronie aliantów śmierć poniosło 866 Południowych Wietnamczyków oraz 338 Amerykanów. Znaleziono i zniszczono całe osiedla o jednoznacznie militarnym charakterze, tysiące bunkrów i składów z bronią, amunicją, minami itd. A jednak operacja kambodŜańska zakończyła się tylko połowicznym sukcesem. Nie udało się schwytać dowództwa sił komunistycznych na Południu. Kwatera główna WAL/VC na plantacji Mimot była pusta.
238 Wiele lat później uciekinierzy z komunistycznego Wietnamu wyjawili, iŜ ewakuacja centrum dowodzenia rozpoczęła się natychmiast po przewrocie Lon Nola i pierwszych amerykańskich bombardowaniach, czyli w marcu. Gdy siły sprzymierzonych uderzyły na tereny przygraniczne, sztab WAL/VC juŜ od półtora miesiąca znajdował się w prowincji Kratie, dalej na północ. Wietnamczycy bezbłędnie przewidzieli, iŜ w zmienionych warunkach politycznych, po obaleniu Sihanouka, Waszyngton zdecyduje się na wkroczenie do KambodŜy. Operacja kambodŜańska utrudniła na kilka miesięcy zaopatrzenie i działania sił komunistycznych, zmniejszyła ich nacisk na Sajgon oraz na Lon Nola, dzięki czemu mógł on przeciąć jedną z linii zaopatrzenia WAL/VC — zakazał uŜywania przez Hanoi portu Kompong Som. Lecz wkrótce po wycofaniu się Amerykanów i Południowych Wietnamczyków z KambodŜy, tereny przygraniczne ponownie się zaludniły. Powróciły ewakuowane pułki, sztaby, szpitale, zbudowano nowe osied-lakoszary, a składy wypełniły się sprzętem napływającym szlakiem Ho Chi Minha. Jeszcze w tym samym 1970 r. oddziały WAL/VC zaczęły z tego rejonu ponownie atakować Wietnam Południowy. Wysuwany jest czasem (np. w filmie Killing Fields) zarzut, jakoby działania amerykańskie w KambodŜy zdestabilizowały to państwo i stanowiły pierwsze ogniwo łańcucha wydarzeń, który doprowadził do przejęcia władzy przez Czerwonych Khmerów. Jest to rozumowanie szczególnie przewrotne, jako Ŝe zrzuca na Amerykę część winy za ludobójstwo dokonane przez jej przysięgłych wrogów. Zęby udowodnić bezsens tego twierdzenia, wystarczy zauwaŜyć, Ŝe nic innego, jak właśnie wtargnięcie sił USA i RW do KambodŜy uchroniło ten kraj od przejęcia władzy przez koalicję, w której główne skrzypce grali Czerwoni Khmerzy, juŜ w roku 1970 zamiast w 1975. Rząd Lon Nola gonił przecieŜ na początku maja ostatkiem sił. Operacja kambodŜańska zaabsorbowała jego przeciwników na tyle, Ŝe zdołał się podźwignąć i odwlec nadejście „roku zero" o 5 lat.
239 Po szczytowym roku 1968 ruch antywojenny stracił rozpęd. „Wietnamizacja" i rokowania w ParyŜu, których przebieg pokazywał, Ŝe strona komunistyczna jest bardziej nieprzejednana i wojownicza, pozbawiły pacyfistów jakichkolwiek racjonalnych argumentów. Dwa tygodnie przed akcją w KambodŜy waszyngtoński komitet antywojenny oświadczył, Ŝe zamyka biuro i rozwiązuje się z powodu braku zainteresowania jego działalnością. Operacja kambodŜańska przebudziła uśpiony ruch pokojowy. W ciągu paru godzin po przemówieniu prezydenta campusy w całych Stanach Zjednoczonych zapełniły się tłumami demonstrantów. Budynki studiów wojskowych na 30 uniwersytetach zostały zaatakowane i podpalone lub zdewastowane. KrąŜące po campusach pochody wybijały okna, niszczyły sprzęty, rozbijały latarnie. Interweniującą policję obrzucano kamieniami i butelkami, zdarzały się wypadki strzelania do policjantów. Na jednym z uniwersytetów lider demonstracji krzyczał: „Urządzimy tu, w Madison w stanie Wisconsin, drugi front. Czy jesteście gotowi poświęcić Ŝycie?!". Następnie protestujący ruszyli demolować Instytut Matematyki, w którym wykonywano zlecenia dla armii. W Madison obyło się bez ofiar śmiertelnych, natomiast na Uniwersytecie w Kent w stanie Ohio były wydarzenia, które poruszyły Amerykę. „Pierwszy raz od czasów wojny secesyjnej Amerykanie strzelali do siebie z powodów politycznych" — pisała ówczesna prasa. Zamieszki w Kent trwały kilka dni. W ich trakcie m.in. spalono budynek studium wojskowego, a tłum demonstrantów przeciągnął nocą przez pobliskie miasteczko Akron, wybijając szyby i demolując sklepy. PoniewaŜ w liczącym 30 tysięcy mieszkańców Akron było tylko 20 policjantów, gubernator stanu powołał pod broń Gwardię Narodową. Większość studentów nie brała udziału w zamieszkach. W Kent studiowało 19 tysięcy osób, a demonstracje nie zgromadziły nigdy więcej niŜ 1000 uczestników.
240
Do tragedii doszło 4 maja, kiedy po wprowadzeniu przez gubernatora stanu wyjątkowego i zakazu zgromadzeń oddział Gwardii Narodowej próbował rozproszyć gromadzących się między budynkami uniwersytetu studentów. Nie posłuchali oni powtarzanego kilkakrotnie wezwania do rozejścia się. Obrzucali Ŝołnierzy wyzwiskami i kamieniami. Gwardziści uŜyli najpierw pocisków z gazem łzawiącym, lecz tłum rozbił się tylko na mniejsze grupki; po kilkakrotnych groźbach uŜycia broni, Ŝołnierze oddali salwę ostrą amunicją. Część gwardzistów nie mierzyła w powietrze, lecz sprowokowana agresywnością wymachujących flagami Viet Congu pacyfistów zdecydowała się strzelać do swych rówieśników (a moŜe nawet kolegów — w Gwardii słuŜyli równieŜ studenci). Śmierć na miejscu poniosło czworo studentów, dziewięcioro było rannych. Większość ofiar stanowili widzowie i przechodnie, którzy nie brali czynnego udziału w zamieszkach. Członkowie Gwardii Narodowej twierdzili potem, Ŝe usłyszeli strzały z tłumu, ale specjalna komisja powołana do zbadania okoliczności tragedii przez prezydenta uznała uŜycie broni za niepotrzebne i nieusprawiedliwione. Jednocześnie komisja oświadczyła, iŜ „zachowania wielu studentów i niestudentów biorących udział w demonstracji... niewątpliwie nie dało się tolerować". Członkowie komisji przestrzegali teŜ studentów, Ŝe muszą brać pod uwagę to, Ŝe wulgarne wyzwiska mogą wywołać „gwałtowne reakcje sił porządkowych". Ankiety wskazywały, iŜ większość opinii publicznej opowiedziała się po stronie gwardzistów i krytycznie oceniła postępowanie demonstrantów. Owa „milcząca większość", do której apelował w przemówieniu Nixon, bardzo rzadko dawała jednak znać o swym istnieniu. Brakowało jej dynamizmu i organizacji, które stanowiły tak potęŜną broń „ruchu". Nielicznym wystąpieniom „milczącej większości" brakowało teŜ polotu i swoistego wdzięku, tak charakterystycznego dla demonstracji antywojennych. Nie mogło być inaczej, gdyŜ brali w nich udział nie pełni świeŜych pomysłów młodzi
241 intelektualiści, skorzy do zabawnych happeningów studenci czy „dzieci-kwiaty", lecz zwykli, cięŜko pracujący i stateczni ludzie, „niebieskie kołnierzyki"', słowem owa pogardzana przez kontrkulturę middle class. Największa demonstracja popierająca zaangaŜowanie USA w obronę Wietnamu Południowego odbyła się w maju 1970 r., kiedy stutysięczny pochód, złoŜony głównie z robotników, przemaszerował ulicami Nowego Jorku. Znacznie większy rozgłos środki przekazu nadały jednak innemu wydarzeniu. TakŜe w maju kilkuset robotników budowlanych skrzyknęło się w czasie przerwy na lunch i zaatakowało demonstrację studencką na Wall Street. Robotnicy rozproszyli demonstrację, pobili kilkudziesięciu uczestników, a następnie udali się pod siedzibę władz Nowego Jorku skandując AU the way USA! i zaŜądali podniesienia flagi, opuszczonej do połowy masztu na znak Ŝałoby po wypadkach w Kent. Media uczyniły z tego symbol prawicowego prymitywizmu i brutalności, które miały cechować wszystkich opowiadających się za obecnością amerykańską w Indochinach. Byłoby niesprawiedliwym uproszczeniem zarzucanie jednostronności całej prasie. Nawet w nie ukrywających sympatii dla ruchu pokojowego pismach moŜna znaleźć głosy wobec niego krytyczne. Na przykład po fali zamieszek, która ogarnęła uniwersytety w maju 1970 r., komentator „Newsweeka" Stewart Alsop pisał: „Umysły wielu spośród tych zdolnych młodych ludzi wyglądają na całkowicie zamknięte. Nie podejmują racjonalnej dyskusji, wystarczają im bezmyślne slogany: «Uwolnić Czarne Pantery», «Skończyć zabijanie» itp. Konsekwencje takich sloganów (Ŝe czarny rewolucjonista nie moŜe być sądzony, nawet gdy istnieją dowody przeciw niemu; Ŝe komuniści w Azji mają jednostronne prawo do zabijania) nie są w ogóle dyskutowane". Alsop przestrzegał przed niebezpieczeństwem „intelektualnego zamknięcia się" większości amerykańskich uniwersytetów, czyli „najgorszą rzeczą, jaka moŜe się przytrafić uniwersytetowi".
242
Podobnego zdania był George Bali, były podsekretarz stanu, który w 1966 r. zrezygnował ze stanowiska, nie zgadzając się z eskalacją wojny. Pisał on (takŜe w „Newsweeku"), Ŝe młodzi działacze są „przeraŜająco naiwni" i choć trzeba uznać prawo młodych do krytyki, to jednak „ruch" uŜywa wyłącznie „sloganów i inwektyw — jazgotu w slangu zbyt dziecinnym, by mógł wyraŜać myśli. Z bólem trzeba powiedzieć, Ŝe młodzi, z nielicznymi wyjątkami, nie argumentują racjonalnie. Raczej, jak król Lear, wykrzykują swe niezadowolenie w niebiosa — tyle Ŝe w czteroliterowych przekleństwach dalekich od języka Szekspira". Podobne głosy naleŜały jednak w tym czasie do rzadkości. Postawa antywojenna zdobyła —jak twierdzi Stephen Morris — „status uświęconego dogmatu wśród intelektualistów amerykańskich". Kto był przeciwnego zdania — zyskiwał opinię moralnie zdeprawowanego. „Od wczesnych lat 70. lewicowo-liberalna subkultura, która opanowała uniwersytety i środki masowego przekazu, znała tylko jedną odpowiedź na politykę USA w Wietnamie — wściekłość. Ci, którzy mogli myśleć inaczej, milczeli zastraszeni". Podobna atmosfera panowała właściwie na całym świecie. Po wejściu Amerykanów do KambodŜy w prawie wszystkich wielkich miastach — od Sztokholmu do Rio de Janeiro i od ParyŜa po Tokio — palono flagi i demolowano ambasady USA. Nixona nie określano na transparentach inaczej niŜ „morderca", „kat", „kanalia". DuŜy dziennik kopenhaski (a Dania była wszak sojusznikiem Stanów Zjednoczonych jako członek NATO) stwierdził, iŜ „nadszedł czas, by zdać sobie sprawę, Ŝe największym zagroŜeniem dla wolności... jest Ameryka Richarda Nixona". Sprzymierzeńcy USA milczeli lub dyplomatycznie „wyraŜali zaniepokojenie" operacją kambodŜańską. Jedynie Australia i Tajwan otwarcie ją poparły. W samej Ameryce najpowaŜniejsze konsekwencje miały nie krótkotrwałe z natury rzeczy zamieszki, lecz ewolucja postaw Kongresu, który zaczął odtąd z rosnącą siłą sprzeciwiać
243 się polityce wietnamskiej prezydenta i ograniczać jego moŜliwości prowadzenia wojny. Kongres — uraŜony tym, iŜ Nixon nie poinformował go wcześniej o planowanym wtargnięciu do KambodŜy — odwołał Rezolucję Tonkińską z 1964 r., aby wyrazić symboliczne votum nieufności prezydentowi. Senator Edward Kennedy nazwał decyzję Nixona „obłędną", a sen. Fulbright „szaleńczą". 30 czerwca Senat przyjął tzw. poprawkę Coopera-Churcha, która zakazywała udzielania jakiejkolwiek pomocy militarnej KambodŜy i przeprowadzania operacji wojskowych przez siły zbrojne USA na terytorium tego kraju. Poprawka ta, odrzucona zresztą przez Izbę Reprezentantów, stanowiła pierwszą próbę ograniczenia konstytucyjnych kompetencji prezydenta jako głównodowodzącego amerykańskich sił zbrojnych. Richard Nixon pragnął swym kambodŜańskim przemówieniem ośmielić „milczącą większość". Stwierdził, Ŝe operacja będzie testem siły woli i odwagi Ameryki. Rzucił nawet na szalę własną przyszłość polityczną, kiedy oświadczył: „Raczej będę prezydentem jednej kadencji, niŜ zgodzę się na to, by Ameryka stała się drugorzędnym mocarstwem i by zaakceptowała pierwszą poraŜkę w swej dumnej, 190-letniej historii". Mobilizacja „milczącej większości" jednak się nie powiodła. Wielu spośród 60% Amerykanów, którzy odnieśli się pozytywnie do akcji w KambodŜy, postąpiło tak dlatego, Ŝe sądzili, iŜ ułatwi ona wycofywanie oddziałów USA z Wietnamu. Na jakie atuty mógł jeszcze liczyć Nixon w rozgrywce z Politbiurem w Hanoi? Demonstrowana przezeń wola obrony Wietnamu Południowego i sporadyczne ciosy w ramach „strategii wariata" nie mogły wystarczyć. Komuniści wiedzieli przecieŜ, co się dzieje w Kongresie, a przede wszystkim widzieli Ŝołnierzy USA opuszczających Wietnam. W 1969 r. Stany Zjednoczone wycofały z RW 65 tys. ludzi, w 1970 — 50 tys., a rok później aŜ 250 tys. Nie znaczy to, Ŝe Hanoi nie miało problemów. Kraj był wyczerpany wojną. Niemal wszyscy zdolni do noszenia broni
244 męŜczyźni słuŜyli w wojsku. Obowiązek uprawy roli i pracy w fabrykach spadł na barki kobiet. Społeczeństwo było zmęczone, głodowało, lecz wytrwale znosiło wyrzeczenia, wierząc, iŜ po zjednoczeniu — wraz z „wyzwolonymi braćmi z Południa" — będzie moŜna odbudować Wietnam „dziesięć razy piękniejszy". A moŜe atutem Waszyngtonu była detente? Wszak przyjęta na Zachodzie formuła głosiła, iŜ mocarstwa komunistyczne w zamian za korzyści ekonomiczne i technologie pójdą na ustępstwa polityczne. MoŜna zatem wyobrazić sobie sytuację, w której Biały Dom wywiera presję na Mao i BreŜniewa, by przerwali dostawy dla DRW, stawiając to jako jeden z warunków detente. Fakt, iŜ nieśmiałe sugestie Waszyngtonu w tej sprawie były stanowczo odrzucane i przez Moskwę, i przez Pekin, zdaje się świadczyć o zasadniczym błędzie, który tkwił u podstaw strategii odpręŜenia. Kreml miał bardzo prostą odpowiedź na nalegania Nixona. Rosjanie twierdzili, Ŝe nie mają Ŝadnego wpływu na upartych Wietnamczyków, a zredukować pomocy nie mogą, gdyŜ zaszkodziłoby to ich opinii wśród sprzymierzeńców. ZSRR, w sprzeczności z koncepcjami Kissingera i innych teoretyków detente, nie zaprzestał w latach 70. popierania „wojen narodowowyzwoleńczych" i nie zarzucił ani w teorii, ani w praktyce myśli o zaniesieniu rewolucji wszędzie tam, gdzie to było moŜliwe. Kreml zalecał wprawdzie Hanoi negocjowanie, ale nie nalegał na ustępstwa. Sowieci byli pewni, iŜ proces wycofywania się USA z Indochin jest nieodwracalny, a Północni Wietnamczycy powinni jedynie zapewnić Amerykanom moŜliwość „uratowania twarzy". Chińczycy takŜe „wyłączali" konflikt wietnamski z całości odpręŜenia. Na pierwsze lata „ing-pongowej dyplomacji", 19711972, przypadła teŜ szczytowa pomoc Pekinu dla DRW. TakŜe ton oficjalnych enuncjacji ChRL nie zmienił się ani na jotę w porównaniu z okresem sprzed detente. W grudniu 1970 r. Pekin stwierdził, Ŝe „wszelkie awantury wojenne i wojenny
245 szantaŜ imperializmu amerykańskiego przeciwko narodowi wietnamskiemu są równieŜ prowokacją przeciwko narodowi chińskiemu". A Czou En-lai oświadczył w marcu 1971 r. w Hanoi: „700-milionowy naród chiński jest mocnym oparciem dla narodu wietnamskiego, a olbrzymie terytorium Chin — jego niezawodnym zapleczem". TenŜe Czu En-lai tłumaczył swym dyplomatycznym partnerom z USA, iŜ: „Nie powinno się tracić z oczu całego świata dla Południowego Wietnamu". Hanoi wiedziało zatem juŜ na początku lat 70., Ŝe sojusznicy — pomimo głoszonego odpręŜenia — nie mają zamiaru zaprzestać walki o Indochiny. Podobnej pewności nie miał rząd RW. Utrzymywał on stosunki dyplomatyczne z 48 państwami (gdy tzw. Tymczasowy Rząd Rewolucyjny był uznawany przez 42 kraje, w tym wszystkie tzw. socjalistyczne), lecz dyplomatyczne uznanie nie było w większości przypadków równoznaczne z udzielaniem choćby werbalnego wsparcia. A czy RW mogła mieć pewność, Ŝe nie zostanie porzucona takŜe przez kilku dotychczasowych aliantów, jeśli prezydent Thieu był witany w tych krajach przez tłumy demonstrantów, obrzucających go inwektywami w rodzaju „morderca" i „faszysta", a nagłówki w prasie krzyczały: „Najkrwawszy reŜim współczesności"? Sytuacja wewnętrzna w Południowym Wietnamie, choć zmierzała w kierunku stabilizacji, wciąŜ była od niej daleka. Po wykrwawieniu się w ofensywie Tet i uspokojeniu nastrojów na wsi w 1969 r. partyzantka Viet Congu zanikła niemal całkowicie w delcie Mekongu, czyli w najwaŜniejszym regionie RW. Aktywność WAL/VC ograniczała się do słabo zaludnionego PłaskowyŜu Centralnego i górzystych obszarów wzdłuŜ granicy z Laosem. W rezultacie komuniści stracili kontrolę nad znaczną większością ludności Południa — administracja RW obejmowała pod koniec 1971 r. 95% mieszkańców. Armia południowo-wietnamska z powodzeniem przejmowała od Amerykanów cięŜar obrony kraju. Oddziały ARW
246 walczyły dzielnie w KambodŜy w 1970 r. i w podobnej operacji w Laosie w 1971, pomimo iŜ Wietnamczycy wiedzieli, Ŝe w akcjach tych chodzi o ubezpieczenie wycofujących się sił USA. TakŜe opanowanie sytuacji na wsi w Południowym Wietnamie wynikało z większej skuteczności działań ARW. śołnierze sajgońscy okazali się w zwalczaniu partyzantki lepsi niŜ Amerykanie. Jak dawniej, w Wietnamie Południowym istniała rozległa opozycja przeciwko rządowi, która — gdyby zdołała się zjednoczyć — byłaby prawdopodobnie w stanie zagrozić władzy Thieu. Prezydent potrafił jednak wygrywać głębokie podziały pomiędzy przeciwnikami i w rezultacie utrzymywał się u steru rządów bez większych trudności. Zdarzały się, od czasu do czasu, demonstracje lub zamieszki, lecz ich zasięg był nieporównanie mniejszy niŜ w latach 1963 i 1966. Na przykład w maju 1970 r. kilkuset mnichów przeciwnych rządowi zajęło na znak protestu jedną z sajgońskich pagód. W odpowiedzi władze zmobilizowały innych mnichów, popierających Thieu, którzy z pomocą policji zaatakowali okupowaną świątynię i po walce, w czasie której nie obyło się bez ofiar śmiertelnych, odebrali ją. PowaŜną próbę sił stanowiły wybory prezydenckie we wrześniu 1971 r. Najgroźniejszym konkurentem Thieu był „Wielki" Minh związany z „Trzecią Siłą". Prezydent wyeliminował go jednak, wydając dekret, który wymagał m.in., by kandydat na to stanowisko przebywał w RW co najmniej od 10 lat. Tymczasem Minh znalazł się w wyniku rozgrywek o władzę w połowie lat 60. na emigracji w Tajlandii. Innego rodzaju próba sił rozpoczęła się 8 lutego 1971 r., kiedy wojska południowo-wietnamskie weszły na terytorium Laosu z zamiarem przecięcia szlaku Ho Chi Minha. Wydarzenia w tym kraju przybierały podobny obrót jak w KambodŜy. Siły rządowe, składające się z ponad 60-tysięcznej armii oraz z 10 tys. partyzantów operujących na terenach zajętych przez komunistów, zmagały się z przewaŜa-
247 jącymi liczebnie oddziałami komunistycznymi (ok. 50 tys. Północnych Wietnamczyków i drugie tyle Patet Lao). Zaledwie 1/3 terytorium kraju znajdowała się pod kontrolą rządu. Celem ofensywy ARW była baza WAL w miasteczku Tchepone — 40 km od granicy RW. Oddziały południowo-wietnamskie posuwały się wolno wąskimi dolinami, budując na szczytach wzgórz łańcuch umocnień. Amerykańskie wojska lądowe nie brały udziału w operacji, jedynie lotnictwo udzielało wsparcia. Po kilku tygodniach względnie łatwych walk, gdy Południowi Wietnamczycy dotarli do Tchepone, nastąpiło gwałtowne przeciwuderzenie WAL. Na dwie dywizje ARW uderzyły cztery dywizje północno-wietnamskie wsparte przez czołgi, cięŜkie rakiety i artylerię. W gęstej dŜungli Laosu rozgorzała jedna z najcięŜszych bitew tej wojny. Południowi Wietnamczycy wytrzymali pierwsze uderzenie WAL, co pozwoliło lotnictwu zadać atakującym ogromne straty obliczane nawet na 10 tysięcy zabitych. Ale przewaga nieprzyjaciela, walczącego na dodatek na doskonale sobie znanym, zajmowanym od lat terenie, była zbyt wielka i oddziały ARW zaczęły się cofać. Odwrót trwał ok. jednego miesiąca. Południowi Wietnamczycy walczyli męŜnie i choć w końcu ulegli, to jednak wcześniej częściowo zrealizowali załoŜone cele. W czasie długotrwałego odwrotu nie ulegli panice, lecz prowadzili uporządkowane działania opóźniające. Warto to podkreślić. poniewaŜ znaczna część amerykańskich mass mediów przedstawiła operację jako całkowicie nieudaną, a odwrót jako desperacką i chaotyczną ucieczkę. Podstawowym dowodem było znowu jedno ujęcie filmowe: obraz Ŝołnierzy ARW, którzy ewakuowali się uczepieni płóz helikopterów. To przypadkowe i nie świadczące o rzeczywistym przebiegu walk ujęcie zostało przez środki przekazu wykorzystane jako podsumowanie dwumiesięcznych zmagań i urosło do rangi symbolu rzekomego tchórzostwa ARW, która — choć gnębiły
248
ją nadal te same co dawniej bolączki — w tej akurat bitwie walczyła ze znacznie silniejszym przeciwnikiem jak równy z równym. W rezultacie operacji laotańskiej poniosło śmierć około dwóch tysięcy Ŝołnierzy sajgońskich i 15 tysięcy Ŝołnierzy WAL (dysproporcja była skutkiem panowania sprzymierzonych w powietrzu). Zginęło teŜ 176 amerykańskich pilotów. Oddziały ARW zniszczyły wiele ton zapasów WAL oraz szereg urządzeń szlaku Ho Chi Minha, co prawdopodobnie spowodowało odłoŜenie generalnej ofensywy północno-wietnamskiej o rok. PowaŜni skądinąd autorzy (np. George Herring), przytaczając powyŜsze dane, utrzymują równocześnie, Ŝe była to klęska, która postawiła znak zapytania nad całą strategią „wietnamizacji". Sprzeczność pomiędzy taką oceną a faktami przypisać moŜna chyba tylko sugestii środków masowego przekazu. Operacja laotańska była od początku skazana na przegraną. Gdy generał Westmoreland planował analogiczną akcję, mówiło się przecieŜ o konieczności uŜycia co najmniej 60 tysięcy ludzi. W jaki sposób mogło ją wykonać 17 tysięcy Ŝołnierzy ARW? Giap prawdopodobnie postanowił wykorzystać ten błąd do zadania silnego ciosu procesowi „wietnamizacji" i do osłabienia morale armii sajgońskiej. Wciągnął więc nieprzyjaciela w zasadzkę — w gęsto zalesionych górach, co znacznie utrudniło działania lotnictwa taktycznego, a jednocześnie w samym centrum siatki zamaskowanych dróg, które składały się na szlak Ho Chi Minha. Dawało to oddziałom komunistycznym rzadką w warunkach wietnamskich moŜliwość swobodnego manewru. Rzecz jasna, w tej sytuacji taktyka partyzancka była bezuŜyteczna, toteŜ Giap rozegrał bitwę w sposób konwencjonalny. Wolne tempo posuwania się nieprzyjaciela naprzód dało mu sposobność do ściągnięcia w rejon Tchepone sił potrzebnych do uderzenia: 36 tysięcy ludzi, oddziałów pancernych i cięŜkiego sprzętu. Komuniści byli zaniepokojeni — co wyraźnie ukazują wewnętrzne dokumenty Lao Dong — stopniowym uzdrawia-
249 niem stosunków na Południu, lecz z drugiej strony zdawali sobie sprawę z faktu, Ŝe rząd sajgoński jest w dalszym ciągu wraŜliwy na ciosy. Wiedzieli, Ŝe choć ich wpływy na Południu zmalały, choć popierające ich odłamy społeczeństwa zaprzestały pomocy lub nawet zwróciły się przeciwko nim, to nie równało się to wcale przejściu na stronę Thieu. Znaczna część ludności skłonna była traktować rząd sajgoński raczej jak mniejsze zło. Jak to ujął jeden ze specjalistów Białego Domu, Douglas Blaufarb: „Pomimo korzyści gospodarczych i rozwoju, który był skutkiem programów reform, rządowi nie udało się wytworzyć wśród chłopów silnej, pozytywnej motywacji do zaangaŜowania się po stronie oficjalnej. To był wciąŜ — w oczach chłopów — «ich» rząd, daleki, arbitralny i często naduŜywający władzy". Jaki był w rzeczywistości stan Republiki Wietnamu, okazało się na wiosnę 1972 r., gdy wybiła dla niej godzina próby — i to próby najtrudniejszej z dotychczasowych. Kierownictwo Lao Dong postanowiło wstrzymać niekorzystny z jego punktu widzenia rozwój wydarzeń i zachwiać podstawami stabilizu jącego się kraju. 30 marca 1972 r. Wietnamska Armia Ludowa podjęła generalną ofensywę. Giap wysłał do boju 12 dywizji piechoty, zostawiając w odwodzie tylko jedną. Do walki ruszyło 120 tysięcy Ŝołnierzy, nie licząc oddziałów partyzanckich. Inwazja przypominała początek wojny w Korei w 1950 r. Uderzenie miało nieomal całkowicie konwencjonalny charakter. Obok piechoty brały w nim udział jednostki pancerne — wyposaŜone w czołgi T-54 i pływające PT-76. Jeden z amerykańskich pilotów powiedział reporterowi magazynu „Time" po powrocie z lotu rekonesansowego: „Nie wierzyłem własnym oczom... Nigdy przedtem nie widziałem czegoś podobnego: kolumny czołgów, kolumny cięŜarówek, nawet ludzie maszerujący otwarcie drogami". Obok czołgów siły komunistyczne uŜyły w czasie ofensywy wszystkich rodzajów sprzętu i uzbrojenia: cięŜkiej artylerii — z działami 130 mm włącznie, transporterów
250 opancerzonych, rakiet na wyrzutniach samobieŜnych, a dla obrony przeciwlotniczej najnowszych przenośnych radzieckich rakiet typu Strzała, samonaprowadzających się na cel. Kampania, zgodnie ze zwyczajem gen. Giapa, była od dawna starannie przygotowywana. W Laosie i KambodŜy zgromadzono po atakach przeciwników olbrzymie zapasy. Do „strefy zdemilitaryzowanej"" doprowadzono nawet rurociąg paliwowy. Skończyła się juŜ epoka kolumn pieszych tragarzy. Dywizje zmechanizowane trudno było zaopatrywać w paliwo za pomocą butelek przewoŜonych na rowerach, jak celnie zauwaŜył sir Robert Thompson. Ofensywa oznaczała przejście do nowego etapu wojny. Hanoi stawiało na klasyczne działania regularnych oddziałów, wyposaŜonych w nowoczesny i cięŜki sprzęt. Skończył się — rozpoczęty z chwilą wejścia do walki Amerykanów w 1965 r. — okres partyzantki, rozproszenia sił i nękania nieprzyjaciela. Od roku 1972 operacje nieregularne schodzą na drugi plan i pełnią jedynie funkcje wspomagające (wywiad, dywersja itp.). O takiej właśnie zmianie taktyki marzono w Pentagonie od chwili, kiedy amerykański patrol po raz pierwszy wpadł w zasadzkę w wietnamskiej dŜungli. Teraz armia USA mogłaby wreszcie udowodnić swą wyŜszość nad nieuchwytnymi „Ŝółtkami". Mogłaby — gdyby jeszcze znajdowała się w Wietnamie: w momencie ataku było tam juŜ jednak tylko 95 tys. Ŝołnierzy zza oceanu, w tym zaledwie 6 tys. w oddziałach pierwszej l i n i i 1 . Politbiuro Lao Dong doskonale zdawało sobie z tego sprawę — inaczej prawdopodobnie nie zmieniłoby taktyki. Znając stan opinii publicznej w USA, komuniści załoŜyli, Ŝe nie muszą się obawiać ewentualnego powrotu Amerykanów. Tym bardziej Ŝe rok 1972 był rokiem wyborów prezydenckich (swoją drogą zbieŜność ofensyw północno-wietnamskich z kampaniami przedwyborczymi
1
W RW znajdowała się teŜ jeszcze cześć sił alianckich, przede wszystkim dwie dywizje południowokoreańskie.
252 w USA nie wydaje się przypadkowa) i ubiegający się o reelekcję Nixon nie mógł pozostawić nawet cienia wątpliwości, Ŝe nie zamierza ponownie wciągać Ameryki do wojny. ZałoŜenia Hanoi okazały się słuszne. Pod koniec roku w Wietnamie pozostało tylko 24 tys. amerykańskich doradców, nie biorących bezpośredniego udziału w walkach. Przewodnicząca delegacji Viet Congu w rokowaniach paryskich, Nguyen Thi Binh, stwierdziła na początku ofensywy: „Naszym celem jest wyzwolenie całego Południowego Wietnamu i stworzenie rządu pojednania narodowego w Sajgonie". CzyŜby komuniści rzeczywiście sądzili, iŜ uda im się za jednym zamachem rozbić RW? Być moŜe tym razem pewność siebie przytłumiła realizm generała Giapa i jego towarzyszy. Ale bardziej prawdopodobne wydaje się, Ŝe ich cele były skromniejsze. Chcieli zahamować i w miarę moŜliwości cofnąć proces konsolidowania się Południa. Po drugie, pragnęli zdyskredytować „wietnamizację", ukazać słabość AR W i pozbawić społeczeństwo RW nadziei. Po trzecie, planowali zajęcie jak największego terytorium, by pozyskać dodatkowe atuty w rozmowach paryskich. Atak był tak niespodziewany i potęŜny, Ŝe siły inwazyjne parły szybko naprzód, łamiąc słabą obronę wojsk sajgoń-skich. Najsilniejsze uderzenie nastąpiło na północy, gdzie kilka dywizji WAL przedarło się przez umocnienia „strefy zdemilitaryzowanej", a kilka innych zaatakowało RW z Laosu. Ich celem były miasta Quang Tri, Hue i Da Nang — stolice trzech północnych prowincji kraju. Na drugim kierunku natarcia leŜało miasto Kontum — panujące nad PłaskowyŜem Centralnym. Trzecie uderzenie skierowane było na Sajgon, a jego punktem wyjścia były przygraniczne tereny KambodŜy — te same, które Amerykanie „oczyścili" dwa lata wcześniej. Liczebność oddziałów pierwszoliniowych obu stron była równa, a na niektórych odcinkach siły komunistyczne nawet przewaŜały. W dodatku przez kilka pierwszych dni niebo
253 pokrywała gęsta powłoka monsunowych chmur, więc lotnictwo było bezuŜyteczne. Na północy 3 Dywizja ARW cofała się bezładnie pod naporem 304 i 308 Dywizji WAL. Po dwóch tygodniach obrony padła stolica prowincji Quang Tri i praktycznie cała prowincja, przylegająca do linii demarkacyjnej, znalazła się w rękach nieprzyjaciela. Na PłaskowyŜu Centralnym Północni Wietnamczycy zdobyli waŜną bazę wojskową Dac To. niemal okrąŜyli Pleiku i zbliŜali się do Kontum. Uderzenie 5, 7 i 9 Dywizji WAL oraz jednej dywizji Viet Congu w kierunku na Sajgon zostało zatrzymane jedynie przez rozpaczliwą obronę 5 Dywizji południowo-wietnamskiej, otoczonej w miasteczku An Loc. Na tym sukcesy wojsk komunistycznych się zakończyły. Ku zaskoczeniu wszystkich armia sajgońska ochłonęła po pierwszym ciosie i powstrzymała ofensywę. W prowincji Quang Tri przegrupowane i wzmocnione świeŜymi posiłkami oddziały ARW zastopowały marsz przeciwnika 30 km za stolicą prowincji. Hue i Da Nang obroniły się. Na środkowym odcinku frontu Północnym Wietnamczykom nie udało się zdobyć ani Kontum, ani Pleiku. Natomiast o An Loc rozgorzała zacięta bitwa, w czasie której Ŝołnierze ARW walczyli z heroizmem, niespotykanym do tej pory po stronie sajgońskiej. Być moŜe ich męstwo brało się z chęci odwetu za masakrę, której dokonały oddziały komunistyczne. Ostrzelały one szosę, którą uchodziły z miasta tłumy kobiet i dzieci. Liczbę ofiar śmiertelnych oceniano na 7 tysięcy. W kaŜdym razie obrona okrąŜonego An Loc, zaopatrywanego wyłącznie drogą powietrzną i znajdującego się pod intensywnym ostrzałem rakiet i cięŜkiej artylerii. trwała niemal trzy miesiące i zakończyła się sukcesem ARW. Po trzech miesiącach wojska południowo-wietnamskie przeszły do kontrofensywy, wypierając nieprzyjaciela na pozycje wyjściowe. Quang Tri odzyskały trzy dywizje ARW, choć
254 miasta broniło aŜ sześć dywizji północno-wietnamskich. Siły komunistyczne były zdziesiątkowane cięŜkimi walkami, a przede wszystkim nieustannymi atakami lotnictwa amerykańskiego i sajgońskiego. W czasie całej kampanii poległo 30 tysięcy Ŝołnierzy ARW i co najmniej 100 tysięcy Ŝołnierzy WAL/VC. W odparciu ofensywy, która zyskała miano „wielkanocnej", rolę decydującą — obok ARW — odegrało lotnictwo. Prezydent Nixon, który polecił kontynuować redukcję amerykańskich sił lądowych (w ciągu samego kwietnia liczba Ŝołnierzy USA zmniejszyła się z 95 do 69 tysięcy), rozkazał jednocześnie nasilić operacje powietrzne. Na wody Zatoki Tonkińskiej skierowano trzy dodatkowe lotniskowce. Rozpoczęły się znów naloty na DRW. Na Południu myśliwce bombardujące niszczyły bazy i linie zaopatrzeniowe nieprzyjaciela oraz atakowały nacierające oddziały. Nixon odrzucił zasadę „gradualizmu". JuŜ pierwsze uderzenia były skierowane w samo serce machiny wojennej DRW — w składy paliwa i magazyny wojskowe wokół Hanoi i Hajfongu. Prezydent zezwolił teŜ wówczas na uŜycie do nalotów na Północ — po raz pierwszy od początku wojny — „latających superfortec" B-52. UŜycie lotnictwa dało o wiele lepsze rezultaty niŜ poprzednio równieŜ z dwóch innych powodów. Jednym był konwencjonalny charakter ataku WAL. Drugim zaś wyposaŜenie amerykańskich sił powietrznych w nowe, umoŜliwiające ataki z niespotykaną dotąd precyzją bomby kierowane. Dysponujące nimi samoloty miały na pokładach zainstalowane komputery oraz kamery telewizyjne lub urządzenia laserowe, które sterowały lotem bomby. Te półtoratonowe smart bombs były zdolne do raŜenia celów z dokładnością do kilku metrów. Pozwoliły one na atakowanie obiektów połoŜonych nawet w gęsto zamieszkanych rejonach. Przykładem ich skuteczności było zniszczenie waŜnego strategicznie mostu w Thanh Hoa. Amerykańskie lotnictwo dokonało nań w latach 1965-1968 kilkuset nalotów, straciło
255
z powodu zmasowanej obrony przeciwlotniczej 90 maszyn i nie trafiła go ani jedna bomba. Tymczasem w maju 1972 r. wystarczył jeden nalot czterech samolotów F-4 Phantom z bombami kierowanymi laserowo, by most przestał istnieć. Lotnictwo pomogło wyhamować pierwszy impet ofensywy, lecz sytuacja była nadal groźna, co skłoniło Nixona do pójścia o krok dalej. Wiadomo było od dawna, iŜ skutecznym sposobem ugodzenia DRW byłoby odcięcie dostaw z ChRL i bloku sowieckiego. Dotąd — jak wiadomo — Waszyngton nie decydował się na to, z obawy przed zadraŜnieniem stosunków z Pekinem i Moskwą. Teraz Nixon postanowił zagrać va banque. 9 maja siły powietrzne USA zbombardowały linie kolejowe łączące Wietnam z Chinami. Zaminowane zostały porty północno-wietnamskie. US Navy rozpoczęła blokadę morską DRW. Statki, które znajdowały się wówczas w portach Północnego Wietnamu (większość spośród nich pod banderą radziecką, wśród pozostałych były takŜe trzy jednostki polskie) czekały z wyjściem w morze do podpisania porozumienia pokojowego. „Gołębie" w Kongresie byli — według słów senatora George'a Aikena — „zaszokowani" i „przygnębieni". Tym razem jednak obyło się bez demonstracji na ulicach — ruch pokojowy znajdował się w stanie rozkładu. A główny nurt amerykańskiej opinii publicznej daleki był od potępiania decyzji Nixona. Społeczeństwo było mniej zaniepokojone samą wojną: „amerykańskich chłopców" pozostało juŜ przecieŜ w Wietnamie niewielu. SondaŜe opinii wskazywały, Ŝe popularność prezydenta znacznie wzrosła. „Pokojowe" rezolucje zyskały w Kongresie niewielkie poparcie. TakŜe obawy o reakcje Kremla i Pekinu okazały się bezzasadne. Po lutowej wizycie Richarda Nixona w Chinach, po uściśnięciu przezeń dłoni Mao Tse-tungowi, słowem — po szokującym dla świata zwrocie w polityce USA prezydent słusznie załoŜył, Ŝe Pekin nie zaryzykuje zerwania stosunków
256 z Waszyngtonem. Tak teŜ się stało. Chińczycy ograniczyli się do złoŜenia kilku gromkich protestów. Dokładnie w dwa tygodnie po wprowadzeniu blokady DRW miał się odbyć szczyt amerykańsko-sowiecki w Moskwie i waszyngtońscy komentatorzy wyraŜali obawy, iŜ Rosjanie mogą go odwołać. Nixonowska „dyplomacja poprzez siłę" takŜe i w tym przypadku okazała się jednak skuteczna. Związek Radziecki, zaniepokojony zbliŜeniem amerykańsko-chińskim i spragniony taniej pszenicy z USA, nie podjął w odpowiedzi na zaminowanie portów Ŝadnych konkretnych kroków. Wprawdzie w czasie szczytu BreŜniew kilkakrotnie wyraŜał oburzenie z powodu „barbarzyńskich" i „przypominających hitlerowskie" metod Amerykanów, ale rozmowy z Nixonem były rzeczowe i zaowocowały szeregiem umów. Wszystkie trzy mocarstwa kroczyły więc ku odpręŜeniu, starając się w miarę moŜliwości „nie zauwaŜać" wojny w Indochinach. Niektórzy historycy wysuwają przypuszczenia. iŜ wojownicza polityka Hanoi była w tym okresie nie na rękę obu wielkim sojusznikom DRW, którym — z róŜnych powodów — zaleŜało na odpręŜeniu. Jeśli jednak Moskwa i Pekin rzeczywiście wywierały jakieś naciski na Północnych Wietnamczyków, to nie czyniły tego zbyt energicznie. Dysponowały przecieŜ niezawodnym środkiem, mogącym skłonić Hanoi do umiarkowania — wystarczyło wstrzymać olbrzymią pomoc militarną i gospodarczą. Tymczasem nie istnieją Ŝadne wiarygodne dowody, by ZSRR lub ChRL kiedykolwiek uŜyły w czasie wojny choćby groźby zaprzestania dostaw, nie mówiąc o faktycznym ich wstrzymaniu. Zakończona niepowodzeniem kampania musiała osłabić WAL/VC. Szczególnie dawały się we znaki braki kadrowe. Nierzadko batalion, który powinien liczyć ponad 300 Ŝołnierzy, miał ich nie więcej niŜ 80. Ofensywa wielkanocna musiała obejść się bez zasłony dymnej w postaci oddziałów partyzanckich Viet Congu. Jednostki VC, które wzięły w niej udział, miały znaczenie tak drugorzędne, iŜ nie mogły spełnić roli
257 listka figowego, osłaniającego wstydliwą prawdę o północ -nowietnamskiej inwazji. Jednym z jej najwaŜniejszych celów było jednak zahamowanie upadku NFW i cel ten udało się w znacznej mierze zrealizować. Ofensywa związała bowiem całość sił ARW. Thieu musiał posłać do walki takŜe rezerwy, które dotychczas kontrolowały sytuację na wsi. Kiedy armia sajgońska zaabsorbowana była odpieraniem uderzenia WAL, nastąpił znaczny wzrost infiltracji na tereny tracone od 1968 r., zwłaszcza do delty Mekongu i w pobliŜe stolicy. Od kampanii 1972 roku rozpoczyna się okres odbudowy infrastruktury NFW. Viet Cong nie odzyskał juŜ jednak nigdy znaczenia, jakie miał przed ofensywą Tet, w której wykrwawili się partyzanci w czarnych „piŜamach". śołnierze z Południa stanowili po 1972 r. najwyŜej 20% w siłach WAL/VC. Nawet w jednostkach, które nosiły tradycyjne nazwy jednostek Viet Congu, słuŜyli w rzeczywistości poborowi z Wietnamu Północnego. Jerzy Chociłowski tak opisywał atmosferę w Sajgonie po wielkanocnym uderzeniu: „Ceny Ŝywności nie poszły w górę, czarnorynkowy kurs dolara nawet się obniŜył... Sklepy chińskich jubilerów zawalone złotem... Na czarnym rynku — co dusza zapragnie — od radiokaset i wykwintnej armatury łazienkowej po hamaki i spadochrony. W kioskach najświeŜsze numery «Playboya» i «Paris Match». Na trawniku koło katedry jak co wieczór gwiaździste zloty zakochanych par, gruchających obok swych skuterów... Na meczu tenisowym z Japonią o puchar Davisa komplet widzów". Niefrasobliwi Południowcy nadal nie brali wojny na serio. Tymczasem wysiłek wojenny, bombardowania i szybki wzrost liczby ludności przyspieszyły trwający od początku lat sześćdziesiątych spadek produkcji ryŜu w DRW. W 1961 roku na kaŜdego mieszkańca przypadały 282 kg ryŜu, w 1968 — juŜ tylko 206 kg, a w 1973 — zaledwie 186, czyli tyle, co w najgorszym okresie rządów kolonialnych. 17 — Wietnam 1962-1975
258 Od stycznia 1969 r. do stycznia 1973 r., kiedy podpisano porozumienie pokojowe, odbyły się w ParyŜu 174 sesje negocjacyjne. Ich znaczenie było nikłe, jeśli nie wręcz Ŝadne. Hanoi wykorzystywało je wyłącznie dla celów propagandowych, dla oskarŜania Amerykanów i windowania rangi Tymczasowego Rządu Rewolucyjnego. Wszystko rozstrzygało się w czasie tajnych rozmów Henry Kissingera z Le Duc Tho, naleŜącym do ścisłego kierownictwa Lao Dong. Właśnie w czasie tych tajnych spotkań Kissinger zgłaszał kolejne ustępstwa Waszyngtonu. Kiedy negocjacje się zaczynały, USA Ŝądały od Hanoi zawieszenia broni, wycofania oddziałów WAL z Południa i wymiany jeńców. W zamian proponowały wycofanie z Wietnamu własnych wojsk. W kwestiach politycznych Waszyngton optował za utrzymaniem w RW status quo oraz za przeprowadzeniem — po wygaśnięciu walk — plebiscytu, który zadecydowałby o przyszłości kraju. Komuniści domagali się: wyjścia Amerykanów z Wietnamu, wstrzymania pomocy dla rządu sajgońskiego oraz zwolnienia wszystkich jeńców i więźniów politycznych, przetrzymywanych w RW. śądali teŜ odsunięcia Thieu od władzy i utworzenia na Południu rządu koalicyjnego z udziałem Narodowego Frontu Wyzwolenia. Jedynym, co oferowali w zamian, było wstrzymanie działań zbrojnych, lecz bez powrotu oddziałów WAL na Północ. Dla Hanoi celem negocjacji nie było poszukiwanie satysfakcjonującego obie strony, pokojowego rozwiązania konfliktu. Był to raczej inny sposób prowadzenia wojny. Allan Goodman, autor źródłowej pracy o rokowaniach paryskich tak podsumował taktykę DRW: „KaŜde ustępstwo oferowane Hanoi wbijało kolejny klin między Waszyngton a Sajgon. Wszystkie ustępstwa, do których gotowość sugerowało Hanoi publicznie, były następnie w tajnych rozmowach wycofywane — a to poszerzało lukę między amerykańskim rządem i opinią publiczną".
259 Jednym z najwaŜniejszych celów strony komunistycznej było osłabienie sojuszu USA z RW. Sukces osiągnięty przez Hanoi na tym polu był w głównej mierze zasługą Henry Kissingera. Pragnął on przede wszystkim wyprowadzić Amerykę z Indochin z „twarzą". Losy Południowego Wietnamu w ogóle, a prezydenta Thieu w szczególności, interesowały go znacznie mniej. Uparte obstawanie Sajgonu przy Ŝądaniu wycofania armii DRW z Południa uwaŜał za nierealną i przeszkadzającą w rokowaniach mrzonkę. Kissingera denerwowała sztywna nieustępliwość komunistów, ale przyjmował ją jako przykrą, acz nieuchronną konieczność. Wiedział natomiast, iŜ Południowych Wietnamczyków będzie mógł stosunkowo łatwo zmusić do ustępstw, toteŜ od samego początku nie liczył się z ich zdaniem. CóŜ zresztą mogło być wyraźniejszą oznaką lekcewaŜenia, niŜ tajne rozmowy prowadzone z DRW za plecami rządu RW? Kissinger potwierdzał w ten sposób starą tezę propagandy przeciwników — ustawiał Sajgon w roli marionetki, a USA w pozycji agresora, który wtrąca się w wewnętrzne sprawy Wietnamu. MoŜna było z łatwością przewidzieć, iŜ zwiększy to autorytet Lao Dong, doda wiarygodności Viet Congowi, a z drugiej strony — podwaŜy pozycję Thieu. Komunistyczne podziemie zostało przecieŜ uznane za równoprawnego partnera negocjacji, a legalny rząd spadł do roli kłopotliwego sojusznika. Przyrównanie Kissingera do Metternicha, Bismarcka lub Talleyranda stało się juŜ wytartym dziennikarskim chwytem. Być moŜe jego sukcesy w zbudowaniu odpręŜenia z Chinami oraz Sowietami usprawiedliwiają aŜ tak wysoką ocenę jego polityki. Gdy jednak spojrzeć na rezultaty taktyki Kissingera w ParyŜu, to porównanie z mistrzami dyplomacji wydaje się nieporozumieniem. Rozmowy wlokły się przez cztery długie lata, w ciągu których zginęło w Wietnamie niemal tyle samo Amerykanów, co w całym poprzednim okresie wojny.
260 Kissinger nie potrafił znaleźć Ŝadnego skutecznego lekarstwa na Ŝelazny upór i absolutne przekonanie wietnamskich komunistów o ostatecznym zwycięstwie. Jego bezradność — i atmosferę negocjacji w ogóle — znakomicie ilustruje przebieg rozmów 2 maja 1972 r., a więc w czasie ofensywy wielkanocnej. Jeden z delegatów Hanoi odczytał stronie amerykańskiej oficjalne, publikowane w prasie oświadczenie rządu DRW. Rozgoryczony Kissinger powiedział później: „Sześć miesięcy zabrało nam doprowadzenie do tego spotkania, a kiedy je zaczęliśmy, usłyszeliśmy to, co mogłoby zostać wycięte z gazety i przesłane nam pocztą". Potem odbył się następujący dialog: Kissinger: „Co ze zmniejszeniem skali walk i z zawieszeniem broni?". Le Duc Tho: „Wojen nie prowadzi się dla zawieszenia broni. Wojny prowadzi się dla zwycięstwa". Kissinger: „A co z samym tylko zmniejszeniem skali walk?". Le Duc Tho: „Nie walczymy po to, Ŝeby walczyć mniej". Jedynym argumentem uznawanym przez Lao Dong była siła. W kilka dni później USA wprowadziły blokadę DRW i wznowiły naloty. Uderzenie WAL się załamało. Wkrótce Hanoi zmiękło i poszło w ParyŜu na ustępstwa, które umoŜliwiły podpisanie układów rozejmowych. Strategia wietnamska Waszyngtonu była skomplikowana. Składały się na nią m.in. „wietnamizacja", „teoria wariata" i przeplatanie rokowań uŜyciem siły. Wpływ wywierała polityka globalna. Tajne ustępstwa w ParyŜu często miały utorować drogę dla normalizacji stosunków z Chinami i ZSRR. Choć strategia Nixona i Kissingera była tak wymyślna, jej ostateczny wynik był bardzo prosty: im więcej amerykańskich Ŝołnierzy opuszczało Wietnam, im silniejsi byli przeciwnicy wojny w USA — tym mniej skłonna do porozumienia okazywała się DRW. Nie było więc wyłączną winą Kissin-gerowskiej dyplomacji, Ŝe paryskie rozmowy co rusz utykały w ślepym zaułku. Rezygnując z bombardowań Północy,
261 a następnie wycofując wojska z Południa, Waszyngton pozbywał się przecieŜ dwóch najwaŜniejszych kart atutowych — nie uzyskując nic w zamian. Politbiuro w Hanoi wiedziało, Ŝe — tak jak za Johnsona nie mogło przegrać wojny — tak teraz nie mogło przegrać negocjacji. Wystarczyło cierpliwie czekać. Czy Kissinger był zręcznym i obrotnym negocjatorem, który nawet nie posiadając dobrych kart potrafi rozegrać partię zwycięsko? „Pragnął porozumienia i cały czas wierzył, Ŝe jest w zasięgu ręki, Ŝe podpiszemy je w ciągu sześciu miesięcy — wspominał jeden z jego współpracowników. — Za kaŜdym razem, gdy Hanoi zgadzało się spotkać z nami potajemnie. Henry mówił «To moŜe być to». Za kaŜdym razem był rozczarowany. Naszym największym problemem było przekonanie Henry'ego, Ŝe Północni Wiet namczycy nie mają zamiaru zrezygnować z tego, o co im chodziło w ciągu większej części dekady tylko dlatego, Ŝe rozmawia z nimi Henry". Gdyby tok rokowań paryskich przedstawić na wykresie, to miałby on charakter „skokowy": długie okresy, w czasie których rozmowy tkwiły w martwym punkcie, byłyby na nim przedzielone kilkoma przełomowymi ustępstwami Amerykanów i na końcu jedynym istotniejszym ustępstwem Hanoi. Pierwszy przełom był we wrześniu 1970 r. Waszyngton wyraził wówczas zgodę na pozostanie wojsk północnowietnamskich na Południu po podpisaniu porozumienia. Wycofanie sił amerykańskich miało nastąpić po wymianie jeńców. Hanoi odrzuciło początkowo tę ofertę, Ŝądając kategorycznie ustąpienia Thieu i utworzenia rządu koalicyjnego. Takie właśnie rozwiązanie, zwane „zawieszeniem broni na miejscu" (cease-firein-place) stało się ostatecznie podstawą układów paryskich z 1973 r. Nixon zgodził się na nie, choć obawiał się, iŜ pozostanie WAL na Południu uniemoŜliwi egzystencję rządu sajgoń-skiego. Zmienił zdanie po operacji kambodŜańskiej, w czasie
262 której ARW pokazała się z jak najlepszej strony. Poza tym musiał wziąć pod uwagę opinię Kissingera, który twierdził, Ŝe Hanoi nie podpisze za Ŝadną cenę innego porozumienia. Ze zrozumiałych względów „zawieszenie broni na miejscu" było odrzucane przez rząd sajgoński. „Takie porozumienie nie wymaga Ŝadnych ustępstw ze strony Północnych Wietnamczyków — uznaje jedynie ich agresję — powiedział prezydent Thieu. — Mogą zostać w Południowym Wietnamie i robić, co tylko zechcą na swym terenie. Nie dadzą ludziom demokratycznych wolności, ale od nas zaŜądają zwolnienia agentów komunistycznych z więzień i pozwolenia VC na swobodne poruszanie się w miastach. Gdy jednak nasi przedstawiciele będą chcieli pracować na ich terenie — zostaną zabici". A inny przedstawiciel władz RW po ogłoszeniu amerykańskiej zgody na „zawieszenie broni na miejscu" stwierdził: „Teraz Północni Wietnamczycy będą się starali zagarnąć tyle terytorium, ile zdołają, a kiedy ich stan posiadania osiągnie maksimum, zgodzą się na zawieszenie broni. Potem Amerykanie się wycofają. A potem wojna zacznie się od nowa". Ta przepowiednia miała się spełnić co do joty. Na razie jednak Hanoi obstawało przy warunku odsunięcia Thieu i odrzuciło propozycję Waszyngtonu. Na wiosnę 1971 r. Kissinger przedstawił więc dalsze ustępstwa: USA miały się wycofać z Wietnamu najdalej w ciągu sześciu miesięcy po podpisaniu porozumienia, a prezydent Thieu miał zrezygnować ze stanowiska na trzydzieści dni przed wyborami, które rozstrzygnęłyby o przyszłości RW. Le Duc Tho w odpowiedzi ponownie stwierdził, iŜ jeszcze przed zawieszeniem broni w Sajgonie musi powstać „nowy rząd, opowiadający się za pokojem, niepodległością, neutralnością i demokracją". Przełom w negocjacjach był dopiero wynikiem ofensywy wielkanocnej. Po zaminowaniu portów i wprowadzeniu blokady DRW, przebywający w Moskwie Kissinger przekazał Andriejowi Gromyko informację, Ŝe USA gotowe są zgodzić
263 się na pewne zmiany polityczne w RW. Zaproponował powołanie komisji, która miałaby przygotować wybory i kontrolować przestrzeganie porozumienia. Składałaby się ona z przedstawicieli rządu sajgońskiego, Tymczasowego Rządu Rewolucyjnego oraz „Trzeciej Siły". Kissinger miał nadzieję, iŜ będzie to rozwiązanie wystarczająco dwuznaczne, aby uniknąć oskarŜeń o zdradę RW. Dlaczego jednak Waszyngton poszedł na ustępstwa akurat w chwili, kiedy moŜliwości prowadzenia wojny przez DRW zostały drastycznie ograniczone? W listopadzie miały się odbyć w Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie. CóŜ mogło wydatniej zwiększyć szansę Nixona na reelekcję niŜ podpisanie traktatu pokojowego? Nie oznacza to, Ŝe sam prezydent nalegał na ustępstwa. Przeciwnie, Nixon wierzył w wyborczy sukces i zarzucał Kissingerowi niepotrzebne dąŜenie do pokoju za wszelką cenę. Taktyka Kissingera budziła wiele sprzeciwów. Niepokoił się oczywiście Thieu, choć Kissinger zwodził go nader skutecznie do ostatniej chwili, wiedząc, Ŝe postawiony wobec faktów dokonanych będzie musiał je zaakceptować. Przeciwko szkodliwemu pośpiechowi, w którym toczyła się ostatnia faza negocjacji, protestowali teŜ współpracownicy Kissingera w ParyŜu. Kiedy jednak próbowali go powstrzymać, wskazując na luki i dwuznaczności w uzgadnianym tekście, sekretarz stanu wpadł w gniew i zaczął krzyczeć na własny sztab: „Nic nie rozumiecie. Ja chcę spełnić ich warunki; chcę uzyskać to porozumienie: chcę skończyć wojnę przed wyborami". Le Duc Tho przekazał zgodę na utworzenie trójstronnej Narodowej Rady Porozumienia i Pojednania we wrześniu, kiedy juŜ było jasne, Ŝe ofensywa wielkanocna upadła, WAL była wyczerpana (niektóre źródła mówią o stracie aŜ 70% potencjału militarnego), a blokada DRW uniemoŜliwiła komunistom kontynuowanie wojny na dotychczasową skalę. Hanoi potrzebowało pilnie kolejnej „pieriedyszki" i rozminowania portów. Dlatego po czterech latach upartego
264 obstawania przy warunku: „obojętnie kto, prócz Thieu" zrezygnowało zeń, przewidując, Ŝe po wyjściu Amerykanów przejęcie przez komunistów władzy w Sajgonie będzie tyłko kwestią czasu. Być moŜe decyzja ta była równieŜ związana z sytuacją wewnętrzną w USA. Hanoi prawdopodobnie liczyło wcześniej na moŜliwość zwycięstwa w wyborach George'a McGoverna, znanego ze swych „gołębich" przekonań kandydata Partii Demokratycznej. We wrześniu wyniki wszelkich sondaŜy nie zostawiały juŜ jednak miejsca na domysły — wygrana Nixona była pewna. Prezydent Thieu dowiedział się o szczegółach uzgodnionego juŜ układu pod koniec października. Na jego gwałtowne sprzeciwy Kissinger zareagował zawoalowaną groźbą wstrzymania pomocy amerykańskiej, lecz musiał skorygować swe stanowisko, gdy po stronie Sajgonu opowiedział się Nixon, którego wciąŜ nie opuszczała nadzieja na „honorowy pokój". Kissinger powrócił więc do ParyŜa, gdzie przez cały listopad próbował uzyskać od Północnych Wietnamczyków koncesje, których domagał się prezydent USA. Jedynym rezultatem było usztywnienie ich stanowiska — znowu zaczęli Ŝądać ustąpienia Thieu. Po miesiącu jałowych sporów Nixon przychylił się do opinii Kissingera, iŜ w październiku osiągnięto wszystko, co moŜna było osiągnąć. Wsparł więc wysiłki swego doradcy, który chciał zmusić rząd RW do przyjęcia wynegocjowanych przez Amerykanów warunków. Obawy RW o dotrzymywanie przez Lao Dong postanowień przyszłego traktatu opierały się na historii całego konfliktu i na przechwytywanych coraz częściej przez wywiad sajgoński, instrukcjach Viet Congu, w jaki sposób obchodzić lub wręcz łamać zawieszenie broni. Kissinger zbywał wszelkie obiekcje Południowych Wietnamczyków stwierdzeniem, Ŝe posiadają milionową armię, więc nie mają powodów do niepokoju. Thieu odpowiadał, iŜ biedny kraj, mający tylko 18 milionów
265 mieszkańców, nie moŜe sobie pozwolić na utrzymywanie tak licznego wojska, Ŝe RW będzie całkowicie uzaleŜniona od pomocy USA. Kissinger mógł go jedynie zapewnić, Ŝe zrobi co w jego mocy, by pozyskać Kongres... Decydujące znaczenie w przełamaniu oporów Sajgonu miały jednak posunięcia Nixona. Jego osobisty wysłannik, gen. Alexander Haig, doręczył w grudniu Nguyenowi Van Thieu list, w którym prezydent pisał: „Ponawiam wobec Pana me osobiste poręczenie, iŜ Stany Zjednoczone zareagują w sposób silny i natychmiastowy na kaŜde pogwałcenie porozumień. Ale aby móc uczynić to skutecznie, niezbędne jest dla mnie posiadanie społecznego poparcia oraz konieczne jest, by Pański rząd nie był uwaŜany za przeszkodę na drodze do pokoju, którego pragnie teraz cała amerykańska opinia publiczna". Thieu ujawnił treść tego listu w dwa i pół roku później, kiedy pierwsze oddziały WAL wkraczały na przedmieścia Sajgonu. Richard Nixon nie był juŜ wówczas prezydentem, a wszystko, co wiązało się z jego nazwiskiem, miało posmak niesławy. Ani Kongres, ani prezydent Gerald Ford nie uwaŜał, Ŝe dziedziczy po nim jakiekolwiek moralne zobowiązania. Nixon nie poprzestał jedynie na złoŜeniu obietnicy. Przeprowadził teŜ tzw. operację Wzmocnienie. Polegała ona na dostarczeniu Południowemu Wietnamowi w ciągu kilku tygodni, które pozostały do podpisania porozumienia, olbrzymich ilości sprzętu wojskowego. W ramach operacji ARW otrzymała m.in. taką liczbę samolotów, która uczyniła z niej czwartą siłę powietrzną świata. Całkowita wartość dostaw wyniosła około 1,5 miliarda dolarów. Było to znacznie więcej, niŜ Wietnam Południowy był w stanie efektywnie wykorzystać, lecz zamiary Pentagonu i prezydenta były bardziej dalekosięŜne. Chodziło o zapewnienie RW niezaleŜności od chwiejnego poparcia Kongresu. Osłabiło to sprzeciwy Sajgonu, lecz podpisanie porozumienia się odwlekało. Strona komunistyczna przez cały listopad
266 i początek grudnia wynajdywała coraz to nowe preteksty dla opóźnienia ostatecznej decyzji. Ale Amerykanom się spieszyło. Nixon i Kissinger wielokrotnie ostrzegali w tym okresie Hanoi, Ŝe dalsza zwłoka moŜe spowodować wznowienie bombardowań Północy, a będą to bombardowania, jakich DRW dotąd nie zaznała. W połowie grudnia rokowania ugrzęzły w martwym punkcie. 14 grudnia Nixon wysłał do Hanoi ultimatum, w którym groził powaŜnymi konsekwencjami, jeśli w ciągu 72 godzin strona komunistyczna nie zmieni swego podejścia do rozmów. 15 grudnia podczas spotkania obu delegacji w ParyŜu przed stawiciele DRW zaŜądali zmiany jednego z uzgodnionych dwa miesiące wcześniej punktów traktatu. 17 grudnia upłynął termin prezydenckiego ultimatum. 18 grudnia Richard Nixon wydał polecenie rozpoczęcia operacji Linebacker-2, czyli najcięŜszych w historii całej wojny bombardowań Północnego Wietnamu. Nad Hanoi pojawiły się po raz pierwszy potęŜne B-52. Naloty wymierzone były w obiekty wojskowe i przemysłowe, takŜe jeśli znajdowały się w pobliŜu lub w obrębie duŜych miast. DRW nie była oczywiście bezbronna — do wypróbowanego w latach 1965-1968 systemu obrony przeciwlotniczej doszło teraz jeszcze 1200 najnowocześniejszych radzieckich rakiet klasy ziemia-powietrze, a północno-wietnamskie MiG-i operowały juŜ nawet nad Laosem. Straty amerykańskie musiały więc być znaczne. W ciągu jedenastu dni „bombardowań gwiazdkowych" Północni Wietnamczycy zestrzelili 30 samolotów, w tym 15 „latających superfortec" o wartości 8 milionów dolarów kaŜda. Utrata tak duŜej liczby B-52 zrodziła nawet w Waszyngtonie obawy o moŜliwość osłabienia strategicznej siły uderzeniowej USA. Twierdzenia Hanoi o „powietrznym Dien Bień Phu" są jednak wyraźnie przesadzone. Z militarnego punktu widzenia była to jedna z najbardziej udanych operacji w czasie wojny.
267
Amerykańskie lotnictwo nareszcie uzyskało to, czego domagało się od początku konfliktu: zgodę na atak bez krępujących ograniczeń. W rezultacie naloty całkowicie sparaliŜowały transport kolejowy. Zniszczeniu uległo wiele obiektów wojskowych, magazynów, dróg, mostów itd. Niemal wszystkie z 1200 rakiet plot zostały wystrzelone. Dawniej szkody usuwano szybko i sprawnie. Tym razem pojawiły się oznaki załamywania się machiny gospodarczo-militarnej DRW. Wobec zaminowania portów odtworzenie utraconych zapasów musiało zabrać miesiące, jeśli nie lata. Nic nie świadczy zresztą wymowniej o stratach niŜ fakt, Ŝe rozmowy paryskie ruszyły z martwego punktu i juŜ po trzech tygodniach podpisano traktat. „Gwiazdkowe" naloty spowodowały nową falę oburzenia na świecie. ONZ potępiła bombardowania. PapieŜ Paweł VI wezwał do ich zakończenia. Lewicowa prasa zachłystywała się atakami na „ludobójczą" i „barbarzyńską" decyzję Nixona. OskarŜano Amerykanów o „dywanowe bombardowanie miast" i uŜywano porównań z nalotami na Drezno i Tokio w 1945 r. W rzeczywistości operacja Linebacker-2 skierowana była przeciw celom wojskowym i przemysłowym, a nie przeciwko ludności cywilnej. W czasie dywanowego bombardowania Drezna zginęło 35 tysięcy osób, w Tokio — 80 tysięcy, natomiast w Północnym Wietnamie w ciągu 11 dni nalotów poniosło śmierć —jak podało Hanoi — 1,5 tysiąca ludzi. Nie jest to oczywiście liczba, nad którą moŜna przejść do porządku dziennego, lecz nie uprawnia do nazywania Richarda Nixona winnym „zbrodni przeciwko ludzkości" i spowodowania „najstraszliwszych zniszczeń w historii rodzaju ludzkiego", jak napisał „New York Times". 23 stycznia 1973 r. Henry Kissinger i Le Duc Tho złoŜyli podpisy pod tekstami porozumień paryskich „w sprawie zakończenia wojny i przywrócenia pokoju w Wietnamie". (Obaj główni negocjatorzy otrzymali za swe wysiłki pokojową Nagrodę Nobla. Le Duc Tho odmówił jej przyjęcia, poniewaŜ
268
— jak oświadczył — w Wietnamie nie było pokoju w rezultacie agresywnej polityki Sajgonu.) Traktat przewidywał, Ŝe „zawieszenie broni na miejscu" rozpocznie się 27 stycznia 1973 r. o godzinie 24.00 czasu Greenwich. Stany Zjednoczone stwierdzały, Ŝe „nie będą kontynuować swego militarnego zaangaŜowania i nie będą ingerować w wewnętrzne sprawy Wietnamu Południowego". Wszystkie pozostałe jeszcze siły amerykańskie miały opuścić RW w ciągu 60 dni. Obie strony południowo-wietnamskie miały dąŜyć do pojednania i zgody, a ludności kraju miały zapewnić swobody demokratyczne. Zjednoczenie Wietnamu miało być „przeprowadzane stopniowo środkami pokojowymi, drogą dyskusji i porozumień... bez nacisku lub aneksji z którejkolwiek strony". Obie strony zobowiązały się do „ścisłego przestrzegania" zasady neutralności Laosu oraz KambodŜy. Wietnamscy komuniści nie chcieli się jednak nawet teraz przyznać do wykorzystywania terytoriów tych państw. Odpowiedni paragraf stwierdzał tylko niejasno, iŜ „obce kraje połoŜą kres działalności wojskowej w KambodŜy i Laosie". Nad wypełnianiem porozumień miała czuwać Międzynarodowa Komisja Nadzoru i Kontroli, złoŜona z przedstawicieli Polski, Węgier, Kanady i Indonezji. Świat przyjął układ z radością i nadzieją. Porozumienia paryskie nie były jednak szansą dla pokoju, o której śpiewał w popularnym przeboju John Lennon. Były raczej szansą dla wietnamskich komunistów. Ten „honorowy pokój" sankcjonował pozostanie w granicach Wietnamu Południowego 150 tysięcy Ŝołnierzy DRW. Co więcej, dokładnie w chwili podpisywania porozumienia z obozów szkoleniowych na Północy wyruszały szlakiem Ho Chi Minha nowe oddziały. Sam układ był dyplomatycznym zwycięstwem komunistów. Niemal nie odbiegał od „czterech punktów" Pham Van Donga
269 z roku 1965. RóŜnił się od nich tylko w jednym: Thieu pozostawał u władzy, a zamiast rządu koalicyjnego powstawała trójstronna Rada Porozumienia i Pojednania. Jedyną stroną układu, której nie przyniósł on Ŝadnych korzyści, był rząd RW. Amerykanie zyskali upragnioną moŜliwość wycofania się „z twarzą". Traktat zaakceptował kontrolę Lao Dong nad znaczną częścią Wietnamu Południowego; uznał TRR za legalną władzę, partnerską wobec rządu w Sajgonie; umoŜliwił jawną działalność Viet Congu w RW. Punktualnie o godzinie, w której wchodził w Ŝycie rozejm, na całym Południu odezwały się dzwony w kościołach i zagrzmiały gongi w pagodach. Zawyły syreny, zamarł ruch na ulicach — cały naród uczcił minutą milczenia pamięć poległych. Ale Południowi Wietnamczycy nie wierzyli, Ŝe nastanie pokój. Gen. Thieu wyraŜał przekonanie większości, kiedy powiedział: „Stany Zjednoczone porzucają Wietnam Południowy, lecz Rosja i Chiny nie porzucą Wietnamu Północnego". Komuniści nie ukrywali, Ŝe uwaŜają porozumienie za sukces. Rozgłośnia radiowa Viet Congu nazajutrz po podpisaniu układu stwierdziła, Ŝe jest to „zwycięstwo ludu wietnamskiego" oraz „zwycięstwo wszystkich miłujących wolność i niepodległość narodów, a takŜe całej postępowej ludzkości, z miłującymi pokój i sprawiedliwość Amerykanami włącznie". Rozgłośnia dawała równocześnie do zrozumienia, Ŝe nie czas, by spocząć na laurach: „Nasz naród musi jednak pokonać wiele jeszcze przeszkód i trudności. Reakcyjne, militarystyczne, faszystowskie i agenturalne siły wciąŜ pełne są wrogich zamiarów sabotowania pokoju i przeciwstawiania się niepodległości, demokracji oraz narodowemu pojednaniu". Władze w Hanoi, choć deklarowały wolę przestrzegania porozumień, nie miały zamiaru rezygnować ze swych celów. Kissinger nigdy tego do końca nie rozumiał. Sądził, Ŝe stosunki USA z DRW znormalizują się, a mocarstwa
270 komunistyczne — w duchu odpręŜenia — będą mitygować zachowanie się Hanoi. JuŜ w dwa tygodnie po podpisaniu porozumień udał się do DRW z zamiarem zainicjowania procesu normalizacji. Tam dowiedział się, w jaki sposób komuniści interpretują układy. Pham Van Dong powiedział mu, Ŝe w oczach Hanoi są one tylko środkiem, dzięki któremu Amerykanie mogą opuścić Wietnam, zachowując twarz. Premier DRW poinformował go, iŜ zawieszenie broni dotyczy właściwie tylko walk z oddziałami USA. Z ARW nie moŜe trwać zbyt długo, gdyŜ przekształciłoby się w następny podział kraju, do czego Hanoi nie ma zamiaru dopuszczać. Wreszcie zaskoczony sekretarz stanu usłyszał, Ŝe komuniści nie mają zamiaru uznawać rządu Thieu, a trójstronną Radę Porozumienia i Pojednania uwaŜają za instytucję o charakterze przejściowym. Wśród niewielu wypełnionych w miarę rzetelnie przez obie strony punktów układów paryskich znalazła się wymiana jeńców. Komuniści wypuścili 588 trzymanych w niewoli Amerykanów oraz 5 tysięcy Ŝołnierzy ARW, natomiast RW i USA przekazały przeciwnikom 26 500 jeńców. 29 marca 1973 r. Hanoi zwolniło ostatniego Amerykanina. Tego samego dnia z Sajgonu odlecieli ostatni Ŝołnierze USA, a w siedzibie naczelnego dowództwa sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych w Wietnamie Południowym uroczyście opuszczono z masztu gwiaździsty sztandar. W Ameryce dominowała głęboka ulga; skończyło się wreszcie zaangaŜowanie w wojnę toczoną w dalekim i obcym kraju, za które zapłaciło Ŝyciem 57 tysięcy „amerykańskich chłopców" — tylu, ilu w I wojnie światowej. Niewielu ludzi w USA uświadamiało sobie wtedy w pełni, Ŝe Ameryka przegrała swą najdłuŜszą wojnę. Dopiero w dwa lata później prawda ta kłuła w oczy z ekranów telewizyjnych widokiem czołgów WAL na ulicach Sajgonu. Wojna „zdemoralizowała Stany Zjednoczone — powiedział gen. George Keegan. — Przerwała nasze programy obronne...
271
Zniszczyła niemal doszczętnie rządowe programy badawcze i rozwojowe dla celów wojskowych, nad którymi pracowały instytucje naukowe naszego kraju. A badania te były fundamentem naszej techniki wojskowej od niepamiętnych czasów". Rosnąca niechęć społeczeństwa do wojny znalazła wyraz w zmniejszeniu wydatków na cele obronne. Liczebność sił zbrojnych USA spadła z 3.5 miliona ludzi w roku 1968 do 2,1 miliona w 1974. W tym samym czasie szeregi Armii Radzieckiej wzrosły do czterech milionów. Wydarzenia z roku 1975, kiedy Waszyngton przypatrywał się obojętnie, jak Wietnam Południowy ulega podbojowi, stanowiły jeszcze bardziej dotkliwy cios dla prestiŜu Ameryki. Prezydent Nixon przestrzegał juŜ w 1970 r., Ŝe jeśli USA przegrają w Indochinach, to staną się w oczach świata „Ŝałosnym, bezradnym gigantem", a „siły totalitaryzmu i anarchii przypuszczą atak na wolne narody i wolne instytucje na całym świecie". Druga połowa lat siedemdziesiątych, z ekspansją komunistyczną w Afryce i Ameryce Łacińskiej, z rozwojem międzynarodowego terroryzmu — miała w pełni potwierdzić jego prognozę. Wojna kosztowała ogółem 140 miliardów dolarów. W efekcie powstał olbrzymi deficyt budŜetu państwa. Spowodowana nim inflacja — razem z kryzysem naftowym — zdestabilizowała gospodarkę amerykańską i światową. Czy jednak zaangaŜowanie USA w Wietnamie miało tylko negatywne konsekwencje? PrzecieŜ Amerykanie zdołali powstrzymać szerzenie się komunizmu w Indochinach i opóźnili jego zwycięstwo o dwadzieścia lat. Nie wiadomo, jak wyglądałaby dziś Azja Południowo-Wschodnia, gdyby w 1954 r. w Waszyngtonie nie zapadła decyzja o udzieleniu pomocy Diemowi. Być moŜe podniesione na duchu pokonaniem Francji zastępy gen. Giapa spełniłyby swą wyzwoleńczą misję wobec Tajlandii, Malezji i Singapuru? MoŜe więc młodzi Amerykanie, którzy ginęli w obcym kraju, często nie wiedząc w imię czego, nie oddali Ŝycia na darmo?
272
Ciekawe jest porównanie I i II wojny indochińskiej. Zarówno siły Francji, jak i USA górowały nad nieprzyjacielem pod względem uzbrojenia, natomiast przewaga liczebna nie była przytłaczająca. W obu wojnach komunistom udało się zdobyć poparcie ludności, co pozwoliło im na stosowanie taktyki partyzanckiej na zmianę z konwencjonalną. Zarówno Francja, jak i Stany Zjednoczone postawiły przede wszystkim na rozwiązanie militarne. Francja, poniewaŜ powodowana egoistycznymi, kolonialnymi motywami nie miała innego wyjścia. USA, poniewaŜ błędnie rozpoznały naturę konfliktu, dostrzegając tylko jego źródła zewnętrzne. Skutki były w obu przypadkach identyczne: brak wpływu na decydującą o przebiegu wojny sytuację wewnętrzną oraz zlekcewaŜenie rodzimych, wietnamskich sił, które gotowe były przeciwstawić się Lao Dong. Oba kraje walczyły w Indochinach przez około osiem lat, jednak dalekie były od zaangaŜowania tam całości sił zbrojnych. Oba zostały zmuszone do ograniczenia wysiłku militarnego z powodu trudności wewnętrznych, gdyŜ poparcie społeczne dla wojny z biegiem czasu malało. Obie armie miały podobne problemy z terenem, klimatem i nieuchwytnym, upartym przeciwnikiem. I wreszcie oba konflikty zakończyły się porozumieniami pokojowymi, które pozostały na papierze. Istniały teŜ oczywiście róŜnice. Przede wszystkim — róŜnica skali. Wysiłek wojskowy USA, a takŜe wysiłek strony przeciwnej, był około dziesięciu razy większy niŜ zaangaŜowanie Francji. Francuskie helikoptery moŜna było policzyć na palcach — Amerykanie mieli ich tysiące. Koszty wojny dla Stanów Zjednoczonych były ośmiokrotnie większe. Odpowiednio większe musiały być straty. Lotnictwo USA utraciło np. prawie 10 tys. maszyn (1000 samolotów strąconych nad DRW, 3750 nad Wietnamem Południowym, Laosem i KambodŜą oraz 5 tys. helikopterów). Richard Nixon pragnął „honorowego pokoju". Ameryka nie zdołała jednak wyjść z wietnamskiej próby z honorem. Pokoju porozumienia paryskie równieŜ nie przyniosły.
273
Waszyngton chciał zakończyć etap konfrontacji dwóch systemów, przebić za pomocą dobrej woli i wymiany handlowej Ŝelazną kurtynę. Porozumienia były potrzebne takŜe i po to, by w kilka miesięcy później Leonid BreŜniew mógł przyjechać do USA (witany nagłówkami prasowymi głoszącymi np. „Koniec zimnej wojny") i zwrócić się do Nixona z toastem: „Towarzyszu, Wasze zdrowie!" Wietnam Południowy był jedną z pierwszych ofiar złoŜonych przez USA na ołtarzu polityki odpręŜenia. Prezydent nie był w stanie uzyskać honorowego pokoju, bo zbyt wielu jego rodaków chciało pokoju za wszelką cenę. MoŜna tylko Ŝałować, Ŝe nie przemyśleli oni głębiej jego'słów z 1969 roku: „Północny Wietnam nie moŜe pokonać ani upokorzyć Stanów Zjednoczonych. Tylko Amerykanie mogą to zrobić".
18 — Wietnam 1962-1975
OPERACJA „HO CHI MINH"
Po milionach słów o lekcjach Wietnamu nie rozumiemy najwaŜniejszej z nich, Ŝe konflikty polityczne nie mogą być rozstrzygane przy utyciu broni. Senator Hubert Humphrey
Kiedy w paryskim hotelu „Majestic" Kissinger i Le Duc Tho z uśmiechami na twarzach wymieniali podpisane dokumenty, na Półwyspie Indochińskim trwały gorączkowe przygotowania do finałowej rozgrywki. Zawieszenie broni właściwie nie weszło w Ŝycie. NatęŜenie walk po kilku tygodniach wróciło do normy. Kontrola międzynarodowa praktycznie nie funkcjonowała — strona komunistyczna nie dopuszczała inspekcji na swe tereny, zdarzały się zabójstwa członków MKNiK. Dziesięciu członków komisji zginęło w zestrzelonym nad dŜunglą helikopterze. Narodowa Rada Porozumienia i Pojednania w ogóle nie została powołana do Ŝycia, przewidzianego plebiscytu nie przeprowadzono. Obie strony zarzucały sobie wzajemnie niewywiązanie się ze zwolnienia więźniów politycznych. Wymieniono wprawdzie jeńców, lecz USA bezskutecznie domagały się wyjaśnienia losów 1333 zaginionych Amerykanów.
275
Sajgon zwiększył swój terytorialny stan posiadania w ciągu 1973 r. o 15%. Nie było to wszakŜe oznaką załamania się VAL/VC, lecz rezultatem świadomie wybranej, defensywnej taktyki. Wydarzenia w Waszyngtonie nie pozostawiały cienia wątpliwości, iŜ Ameryka wycofuje się z Indochin. Wystarczyło więc cierpliwie czekać, odbudowywać nadwątlone w 1972 r. siły i nie prowokować przedwcześnie USA. Taki właśnie scenariusz przyjęło 21 plenum KC Lao Dong w październiku 1973 r. Zgodnie z jego decyzjami zwiększono liczebność WAL, zreorganizowano dowodzenie, kontynuowano rozbudowę infrastruktury wojskowej (dróg, rurociągów, magazynów itp.) i unowocześnianie uzbrojenia. W wyniku tych działań, wspartych pomocą materiałową sojuszników, siły Hanoi na Południu uległy do końca 1974 r. podwojeniu. Wędrówkę szlakiem Ho Chi Minha odbyło 170 tysięcy nowych Ŝołnierzy, 400 czołgów, nie wspominając o artylerii, sprzęcie plot i zapasach amunicji. Ze zwolnionych przez władze RW jeńców sformowano kilka nowych dywizji. DRW czerpała takŜe ze swej defensywnej taktyki korzyści propagandowe. Z pozoru, jeśli się nie wiedziało o forsownej rozbudowie WAL/VC, mogła uchodzić za stronę próbującą dochować wierności podpisanemu zawieszeniu broni. „Jeśli będziemy atakować naszych wrogów, wówczas stracimy politycznie... — głosiła w tym czasie jedna z dyrektyw Lao Dong. — Jeśli pozwolimy im zająć nasze tereny, a później podejmiemy kontratak, nasz polityczny wizerunek pozostanie nietknięty". Rząd RW nie miał jednak innego wyjścia. Thieu wiedział, Ŝe jego pozycja będzie słabnąć. Ostatni okres jego rządów to dramatyczny wyścig z czasem. Pomoc amerykańska malała z miesiąca na miesiąc. Usiłował więc powstrzymać bieg wydarzeń — nacierając, póki jeszcze był w stanie. W roku 1973 wojska sajgońskie zajęły wiele obszarów spornych. Starały się zwłaszcza likwidować komunistyczne „wysepki". Mapa Wietnamu Południowego przypominała
276 bowiem lamparcią skórę — kraj był „pocętkowany" enklawami, nad którymi władzę sprawował Tymczasowy Rząd Rewolucyjny. Jedne wioski i gminy znajdowały się pod administracją RW, a sąsiadujące o miedzę naleŜały do komunistów. W tej trwającej blisko dwa lata walce o wsie nie było spektakularnych operacji militarnych, lecz zacięte wydzieranie sobie ziemi, kawałek po kawałku, a krwi po obu stronach — teraz tylko wietnamskiej — lało się niewiele mniej niŜ przed zawieszeniem broni. KaŜdego miesiąca ginęło co najmniej tysiąc Ŝołnierzy ARW. Oddziały WAL/VC z reguły zabijały jeńców — oprócz oficerów, którzy mogli udzielić uŜytecznych informacji. Wojska sajgońskie postępowały nierzadko tak samo. Rząd RW oskarŜył przeciwników o złamanie w 1973 r. porozumień paryskich 35 673 razy. TRR nie pozostawał Sajgonowi dłuŜny: zarzucił administracji Thieu pogwałcenie układów 301 tysięcy razy (sic!). Choć ostatni amerykański Ŝołnierz opuścił Wietnam pod koniec marca 1973 r., lotnictwo USA kontynuowało bombardowania na terytorium KambodŜy, aby utrudnić rozbudowę sił komunistycznych i zahamować ofensywę Czerwonych Khmerów (wspieranych przez WAL). Prezydent Nixon starał się teŜ utrzymywać pomoc wojskową dla Sajgonu. Układy zezwalały obu stronom na wymianę zniszczonego lub zuŜytego sprzętu i uzbrojenia według zasady „sztuka za sztukę". (Hanoi oskarŜyło Waszyngton o łamanie porozumień, gdyŜ Amerykanie dostarczyli ARW zmodernizowane myśliwce F5-E w miejsce starszych F5-A). Nixon był jednak w miarę upływu czasu coraz silniej ograniczany przez Kongres. Afera Watergate tak drastycznie osłabiła pozycję prezydenta, Ŝe jego apele o pomoc dla RW mogły wywołać odwrotny skutek. Tak było w lecie 1973 r., kiedy musiał stoczyć z Kongresem batalię w obronie prawa do nalotów w KambodŜy. Przegrał — w sierpniu weszła w Ŝycie uchwała, całkowicie zakazująca uŜywania w Indo-chinach sił zbrojnych USA. Jako oręŜa przeciw Nixonowi
277 uŜyto rozdętej na fali Watergate sprawy „tajnych bombardowań" sprzed trzech lat. Obie sprawy — Wietnam i Watergate — splatały się ze sobą od samego początku. Grupa tzw. hydraulików, którzy na polecenie Białego Domu włamali się do lokalu Partii Demokratycznej w hotelu „Watergate", powstała wcześniej, w związku ze sprawą Akt Pentagonu — tajnych dokumentów rządowych dotyczących wojny. Zaczął je publikować „New York Times" w 1971 r. Były to wyjątki z opracowania przygotowanego w 1968 r. w Pentagonie na zlecenie McNamary. Głęboko juŜ wówczas rozczarowany przebiegiem wojny minister polecił zbadać genezę i motywy amerykańskiego zaangaŜowania. 36 historyków i pracowników Ministerstwa Obrony zebrało 4 tysiące stron dokumentów i uzupełniło je 3 tysiącami stron komentarza. Jeden z nich, Daniel Ellsberg, stał się później działaczem antywojennym i przekazał kserokopię Akt Pentagonu prasie. (Nixon juŜ wcześniej, od czasu ujawnienia „tajnych bombardowań" KambodŜy, był uczulony na przecieki informacji z rządu. „Hydraulicy" mieli ustalić ich źródła.) Dzieło, liczące ponad 7 tysięcy stron, moŜna streszczać w rozmaity sposób. W Aktach Pentagonu, w wersji podanej przez nowojorski dziennik, wyeksponowano wątpliwości, jakie budziła kwestia wietnamska w rządzie Stanów Zjednoczonych, konflikty pomiędzy prezydentem i jego współpracownikami, obawy, których Biały Dom nie ujawniał publicznie. Nie pominięto teŜ niczego, co stawiałoby w złym świetle władze RW. Prezydenta Nixona Akta Pentagonu osobiście nie dotykały — kończyły się na roku 1968. Uznał jednak ich publikację za zagroŜenie dla bezpieczeństwa narodowego i uzyskał w Ministerstwie Sprawiedliwości zakaz ich rozpowszechniania. Wbrew zakazowi z dnia na dzień wzrastała liczba gazet drukujących Akta, a niebawem Sąd NajwyŜszy stanął po stronie mass mediów i zezwolił na publikowanie.
278 Sprawa ta świadczy o stanie amerykańskich elit na początku lat 70. Oto w trakcie wojny publikuje się tajne raporty wojskowe, stenogramy z narad w Białym Domu itp., przy czym ostatnie pochodzą zaledwie sprzed trzech lat. Redakcja „New York Timesa" twierdziła, iŜ gdyby z powodu opublikowania Akt miał zginąć choćby jeden amerykański Ŝołnierz, to nie zdecydowałaby się na to, lecz przecieŜ w roku 1971 i 1972 miały zginąć jeszcze setki Ŝołnierzy amerykańskich, nie mówiąc juŜ o Południowych Wietnamczykach. Z pewnością części tych ofiar uniknięto by, gdyby nie opublikowanie Akt Pentagonu. Nie moŜna np. wykluczyć, Ŝe decyzja o ofensywie wielkanocnej w 1972 r. zapadła między innymi pod wpływem zachwiania pozycji Waszyngtonu po publikacji Akt. Dokumenty dotyczyły przecieŜ tak istotnych i delikatnych kwestii, jak sposób podejmowania decyzji w Białym Domu i Pentagonie oraz strategii dyplomatycznej i wojskowej. Dla przeciwników Ameryki był to bezcenny wprost materiał — odsłaniał słabe punkty Waszyngtonu. Znamiennie brzmią ostatnie słowa ksiąŜkowego wydania Akt Pentagonu. Wypowiedział je jeden z sędziów Sądu NajwyŜszego, który poparł stanowisko prezydenta Nixona, lecz został przegłosowany (stosunkiem głosów 6:3). Powiedział, iŜ skutkiem rozpowszechniania dokumentów moŜe być: „...śmierć Ŝołnierzy, zerwanie przymierzy, ogromne utrudnienia w rokowaniach z nieprzyjaciółmi i pozbawienie naszych dyplomatów moŜliwości prowadzenia negocjacji". Finałem afery był proces Daniela Ellsberga. OskarŜony o kradzieŜ tajnych dokumentów i zdradę tajemnicy państwowej stanął przed sądem w maju 1973 r., lecz został zwolniony od odpowiedzialności, gdy wyszło na jaw, Ŝe przez pewien czas jego telefon był podsłuchiwany, a „hydraulicy" włamali się do psychiatry, u którego się leczył, by zdyskredytować go, ujawniając sekrety jego Ŝycia seksualnego. Proces Ellsberga stanowił jeden z kulminacyjnych punktów afery Watergate. W drugiej połowie 1973 roku prezydent stał
279 się obiektem prawdziwej nagonki, w której brały udział środki przekazu i Kongres. Pod koniec roku walczył juŜ tylko rozpaczliwie o utrzymanie się na powierzchni Ŝycia politycznego. Korzystając z niepopularności Nixona, amerykański parlament zawęził uprawnienia prezydenta USA jako naczelnego wodza. Uchwalony w listopadzie 1973 r. War Powers Act zobowiązywał prezydenta do poinformowania Kongresu o uŜyciu sił zbrojnych USA poza granicami kraju w ciągu 48 godzin i wycofania ich, jeśli parlament nie poprze jego akcji. Niemal pozbawiony władzy Nixon nie mógł juŜ nic zrobić dla Sajgonu. Kiedy na wiosnę 1973 r. Thieu próbował uzyskać obietnicę stałej pomocy, musiał się zadowolić oficjalnym stwierdzeniem, Ŝe jest zamiarem prezydenta „dąŜyć do uzyskania zgody Kongresu na wystarczający dla właściwej stabilności ekonomicznej i odbudowy poziom pomocy w roku następnym". Thieu wrócił ze spotkania przekonany, Ŝe Ameryka pozostawia RW własnemu losowi. Okres tuŜ po porozumieniach paryskich nie dawał jednak powodów do niepokoju. Sytuacja wewnętrzna była spokojna, opozycja polityczna nieporównywalnie słabsza niŜ w latach 60. Thieu mógł pozwolić sobie na pewną liberalizację. Partie i organizacje opozycyjne działały w miarę swobodnie, bez przeszkód odbywały się demonstracje uliczne. W 1974 r. uaktywnili się, po ośmiu latach, buddyści, którzy rozpoczęli agitację za pokojem i pojednaniem z komunistami. Katolicy natomiast, najpewniejsza dotąd podpora rządu, zorganizowali kampanię przeciwko korupcji, oskarŜając o spekulację takŜe prezydenta i jego rodzinę. Pod presją opinii publicznej Thieu udzielił dymisji najbardziej skompromitowanym współpracownikom. Do połowy 1974 r. przedstawiciele Tymczasowego Rządu Rewolucyjnego mieli na terytorium RW immunitet dyplomatyczny. (W swym przedstawicielstwie w Sajgonie urządzali cotygodniowe konferencje prasowe, na których wzywali do obalenia rządu Thieu.) Później władze RW zlikwidowały te
280
przywileje, gdyŜ komuniści odmawiali przyznania podobnych praw przedstawicielom Sąjgonu. Od ofensywy wielkanocnej Południowy Wietnam znów zaczęła toczyć śmiertelnie niebezpieczna choroba — rozwój podziemia Viet Congu. Skala tego zjawiska była jednak znacznie mniejsza niŜ wcześniej. Wsie, w których Front nie zdołał zapuścić korzeni, na przykład większość katolickich, były do WAL/VC usposobione wrogo. Gdy ludność dowiadywała się o zbliŜaniu się oddziału komunistycznego, kryła się w dŜungli. Jeśli było juŜ za późno — rzecz dawniej nie do pomyślenia — chłopi chwytali za karabiny. W wioskach katolickich przesiedleńców z Północy do walki stawali wszyscy, nie wyłączając kobiet i starców. O zmienionym nastawieniu społeczeństwa świadczy teŜ przytaczana przez Allana Goodmana rezolucja jednego z prowincjonalnych komitetów Lao Dong. Działacze partii narzekają w niej, Ŝe „ludność nie chce współpracować i boi się Rewolucji", a nawet „nie wykonuje poleceń kadr". Wśród komunistów z Południa pojawiło się w związku z nową sytuacją „odchylenie prawicowe". Jego zwolennicy uwaŜali, Ŝe nadszedł czas, by porzucić drogę walki zbrojnej i wynegocjować pokój. Poglądy te, jako osłabiające wolę walki, były zdecydowanie tępione przez kierownictwo partii. Nie chciało ono słuchać utrzymanych w tym samym duchu rad towarzyszy polskich i węgierskich, członków Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli. UwaŜali oni, Ŝe Hanoi postąpiłoby najrozsądniej, rezygnując z prób rozwiązania militarnego. Kierownictwo Lao Dong lepiej znało rzeczywisty układ sił. Wiedziało, Ŝe choć z politycznego punktu widzenia komuniści stoją na gorszych pozycjach niŜ kilka lat wcześniej, to dysponują siłą, której wtedy nie mieli. Tą siłą było siedemnaście regularnych dywizji. Jednym z przykładów nastawienia światowej opinii publicznej moŜe być Trzecia Międzynarodowa Konferencja Solidarności Katolików z Narodami Wietnamu, Laosu i KambodŜy,
281 która odbyła się w Turynie w listopadzie 1973 r. Jej uczestnicy jednogłośnie przyjęli apel, w którym potępili „politykę sabotowania porozumień paryskich" przez USA i reŜim Nguyena Van Thieu, oskarŜając go ponadto o zamienienie kraju w olbrzymie więzienie. O warunkach, w jakich Ŝyła ludność pod władzą komunistów, konferencja się nie wypowiadała. Kończąc swój apel — nie róŜniący się od tysięcy podobnych, uchwalanych w tamtych latach — „postępowi katolicy" z Turynu wezwali Thieu do uwolnienia 200 tysięcy (sic!) więźniów politycznych. (Rząd RW twierdził, Ŝe przetrzymuje jedynie pięć tysięcy komunistów.) Pozorna stabilność, jaką rząd sajgoński zdawał się uzyskiwać w roku 1973, nie mogła trwać długo. Thieu nie wykorzenił przecieŜ większości fundamentalnych wad systemu połu-dniowowietnamskiego. Choć głosił konieczność wręcz rewolucyjnych przemian ekonomicznych i społecznych, w rzeczywistości nie potrafił — czy nie chciał — ich dokonać. Rząd opierał się więc do samego końca na tych samych egoistycznych i skłóconych elitach politycznych. Łączyła je przede wszystkim niechęć do wszelkich zmian, które mogłyby naruszyć ich status. Wprawdzie przeprowadzono reformę rolną, co nie pozostało bez wpływu na stosunek wsi do komunistów, lecz chłopami słuŜącymi w armii wciąŜ dowodzili nieudolni, pochodzący z miast oficerowie, którzy nominacje zawdzięczali głównie łapówkom. JednakŜe RW egzystowała ze wszystkimi swoimi wadami od lat dwudziestu. CzemuŜ więc niespodziewanie rozpadła się jak domek z kart? Klucza do odpowiedzi naleŜy szukać nie w Sajgonie, lecz na waszyngtońskim Kapitolu. „Zawieszenie broni na miejscu" pociągnęło za sobą konieczność utrzymywania przez RW milionowej armii. Państwo znalazło się w stanie permanentnego oblęŜenia. Stanowiło to cięŜar nie do udźwignięcia dla ubogiego kraju i skazywało na stałą zaleŜność od pomocy USA.
282 W 1973 r. Wietnam Południowy otrzymał pomoc militarną w wysokości 2,2 mld dolarów, w roku następnym tylko ponad 1 miliard. Kissinger rozumiał, Ŝe zmniejszenie pomocy spycha RW na krawędź klęski. Nalegał więc w Kongresie na podniesienie jej do 1,5 miliarda dolarów. Powoływał się na moralne zobowiązania Ameryki i ostrzegał, Ŝe upadek Wietnamu będzie miał dalekosięŜne negatywne konsekwencje dla interesów USA takŜe poza Indochinami. Kongres nie dał się przekonać. W sierpniu 1974 r. Richard Nixon zrezygnował z urzędu prezydenta. We wrześniu Kongres obciął wysokość pomocy militarnej dla Wietnamu Południowego na rok następny do 700 milionów dolarów, z czego 400 milionów stanowiły koszty transportu. W dodatku dolar w roku 1975 był — ze względu na inflację — wart znacznie mniej niŜ 3 lata wcześniej. DR W otrzymywała w tym czasie od swych sojuszników pomoc wojskową o wartości około 900 milionów dolarów. Chwiejne poparcie Stanów Zjednoczonych spowodowało pogłębianie się nastrojów desperacji i pesymizmu w Republice Wietnamu. W atmosferze defetyzmu propaganda TRR znajdowała coraz szerszy rezonans. Na domiar złego, redukcja amerykańskiej pomocy militarnej i ekonomicznej spowodowała w roku 1974 ostry kryzys gospodarczy. Nastąpił ogromny wzrost cen. Dla miliona Południowych Wietnamczyków nie było pracy. Wietnam Północny równieŜ borykał się z kłopotami, ale innego rodzaju. Gospodarka, wspomagana stale przez przyjaciół z RWPG i Chiny, funkcjonowała znośnie. Niektóre dziedziny, np. przemysł zbrojeniowy, nawet się rozwijały, a flota handlowa zwiększyła tonaŜ od roku 1954 do 1973 aŜ 17 razy. Kiedy amerykańscy kongresmeni pozbawiali RW wsparcia, pomoc sprzymierzeńców Hanoi systematycznie rosła, by w ostatnim roku wojny przekroczyć amerykańską niemal
283 dwukrotnie. W czasie wizyty Le Duana i Pham Van Donga w Moskwie w 1973 r. Kreml postanowił „uznać kredyty udzielone na rozwój gospodarki DRW za pomoc bezzwrotną". Jak twierdzą radzieccy historycy: „W ślad za ZSRR analogiczne decyzje podjęły inne państwa wspólnoty socjalistycznej". PowaŜnym problemem był dla Hanoi brak młodych, zdolnych do noszenia broni męŜczyzn. Co prawda, utrzymywał się wysoki przyrost naturalny, który sprawił, Ŝe pomimo wojny liczba ludności Północy wynosiła w 1974 r. 24 miliony (Południa 20,6 miliona), o 10 milionów więcej niŜ w roku 1954 — lecz Ŝołnierzy wciąŜ brakowało. KaŜdego roku na Południu ginęły przecieŜ dziesiątki tysięcy młodych ludzi. W rezultacie w czasie finałowej ofensywy w szeregach WAL moŜna było znaleźć nawet czternastolatków. Pod koniec roku 1974 oddziały WAL/VC liczyły 400 tysięcy ludzi, miały do dyspozycji 500 czołgów i 4 tysiące dział róŜnych kalibrów. Republika Wietnamu miała milion Ŝołnierzy, tyleŜ samo czołgów, 3 razy słabszą artylerię, ale bez porównania większe lotnictwo. Ponad połowa armii sajgońskiej znajdowała się jednakŜe na statycznych pozycjach obronnych, z czego większość w północnych prowincjach kraju, w pobliŜu „strefy zdemilitaryzowanej". Giap przeznaczał do działań defensywnych jedynie 10% swych sił. Porównywanie stanów liczebnych obu stron ma jednak ograniczony sens. Cały cięŜki sprzęt i lotnictwo, na których polegała dotąd ARW, stały się bowiem wskutek amerykańskich cięć budŜetowych raczej obciąŜeniem niŜ źródłem siły. Zaczęło brakować paliwa, amunicji i części zamiennych. Mobilność oddziałów południowo-wietnamskich spadła o połowę, wsparcie ogniowe o 60%, a połowa samolotów — unieruchomionych brakiem benzyny i części zapasowych — musiała pozostać w hangarach. Armię sajgońską, przyzwyczajaną przez Amerykanów do wsparcia lotniczego i duŜych ilości sprzętu, Thieu musiał teraz wezwać do prowadzenia „biednej wojny".
284 Morale ARW uległo załamaniu. W 1974 r. liczba dezercji osiągnęła szczyt — 240 tysięcy. Hanoi uznało, Ŝe czas zmienić taktykę. Do połowy 1974 r. generał Giap utrzymywał aktywność WAL/VC na poziomie, który wystarczał, aby zmusić przeciwnika do rozproszenia sił w obronie. Potem Północni Wietnamczycy zaczęli stopniowo przechodzić do ofensywy. Oddziały ARW, które próbowały spacyfikować śelazny Trójkąt, zostały zdziesiątkowane. Siły komunistyczne odzyskały większość utraconych w 1973 r. terenów i zajęły 11 okręgów kontrolowanych dotąd przez Sajgon. Giap, nazwany w 1975 r. przez „Newsweek" „militarnym geniuszem", był z całą pewnością mistrzem logistyki. Ostatnie uderzenie przygotował pod tym względem niezwykle starannie. Na Południu zgromadzono tak wielkie zapasy amunicji, paliw i sprzętu, Ŝe pozwalały na prowadzenie przez rok natarcia o skali ofensywy wielkanocnej. Zatem powtórne zaminowanie portów — gdyby jakimś cudem Ameryka się na to zdecydowała — nie mogło tym razem powstrzymać WAL/VC. System dróg w Laosie, KambodŜy i RW doprowadzono do takiej perfekcji, Ŝe przegrupowanie sił dla zaatakowania w dowolnym punkcie Wietnamu Południowego było kwestią godzin. Szlak Ho Chi Minha był w roku 1975 utwardzoną, dwupasmową drogą, która przez cały rok mogła być uŜywana zarówno przez cięŜarówki, jak i czołgi. Ciągnęła się ona na długości tysiąca kilometrów z rejonu „strefy zdemilitaryzowanej" do okolic Sajgonu. Z DRW na południe biegło teŜ kilka nitek rurociągu łącznej długości 5 tysięcy kilometrów — północno-wietnamskim czołgom nie mogło więc zabraknąć paliwa. W grudniu 1974 r. w Hanoi zebrało się Biuro Polityczne Lao Dong. Jego członkowie czekali na to spotkanie od dwudziestu lat. Tematem było ostateczne zjednoczenie Wietnamu.
285 Pomiędzy obecnymi na spotkaniu nie było większych róŜnic zdań. Zgodzono się, Ŝe w 1975 r. naleŜy przeprowadzić kilka silnych uderzeń, aby zdobyć bazę do finałowej ofensywy w roku 1976. Wahania członków Politbiura budziła jedynie kwestia ewentualnej reakcji USA. Większość sądziła, iŜ „sprzeczności wewnętrzne" tak osłabiły Stany Zjednoczone, Ŝe nie będą w stanie przyjść z pomocą Sajgonowi. W dyskusji wymieniano aferę Watergate, rezygnację Nixona, kryzys naftowy i inflację. Przemawiając za obcięciem pomocy wojskowej dla RW, senator Hubert Humphrey powiedział do członków Kongresu: „Po milionach słów o lekcjach Wietnamu nie rozumiemy najwaŜniejszej z tych lekcji, Ŝe konflikty polityczne nie mogą być rozstrzygane przy uŜyciu broni". Hanoi najwyraźniej było odmiennego zdania. Zaraz po posiedzeniu Politbiura oddziały WAL/VC zaatakowały prowincję Phuoc Long połoŜoną na północ od Sajgonu. Po trzech tygodniach walk skapitulowała stolica prowincji, miasto Phuoc Binh. ARW straciła trzy tysiące ludzi — zabitych lub wziętych do niewoli. W ręce nieprzyjaciela dostała się cała prowincja, co oznaczało dla Sajgonu m.in. przecięcie najkrótszego połączenia z Centralnym PłaskowyŜem. Inwazja na Phuoc Long była dla Hanoi testem, który pozwolił ocenić prawdopodobieństwo amerykańskiej reakcji na planowaną ofensywę. Test wypadł zgodnie z przewidywaniami. Waszyngton ograniczył się do nieśmiałego protestu dyplomatycznego. Dopiero po naleganiach Sajgonu prezydent Gerald Ford polecił wznowić loty zwiadowcze nad DRW. Nie była to riposta mogąca skłonić Hanoi do zmiany planów. W połowie lutego wyjechał z Hanoi zastępca Giapa, gen. Van Tien Dung, który miał dowodzić generalną ofensywą. Towarzyszył mu z ramienia Politbiura Le Duc Tho. Na początku marca dywizje północno-wietnamskie zaczęły zajmować rejony wyjściowe do natarcia. Ich ruchy było duŜo łatwiej zachować w sekrecie niŜ w 1972 r. — dŜungla wzdłuŜ
286 szlaku Ho Chi Minha po dwóch latach od uŜycia ostatnich defoliantów okryła się juŜ gęstwiną liści. 10 marca 1975 r. o godzinie 2.00 na garnizon ARW w Ban Me Thuot runęła lawina ognia artylerii i rakiet. Trzy dywizje WAL okrąŜyły miasto, w którym znajdował się jeden pułk sajgoński. Pomimo zaskoczenia i przygniatającej, ośmiokrotnej przewagi liczebnej napastników, Ban Me Thuot skapitulowało dopiero po dwóch dniach walki. Wystarczy rzut oka na mapę, by zorientować się, jakie znaczenie miała utrata tego miasta. Wietnam Południowy został niemalŜe rozcięty na dwie części, generał Dung mógł uderzać z Ban Me Thuot w dowolnym kierunku, w jego rękach znajdował się klucz do strategicznego serca kraju — PłaskowyŜu Centralnego. Nad większością oddziałów ARW, skoncentrowanych na północy, zawisła groźba oskrzydlenia od południa i przecięcia połączenia ze stolicą. Giap i Dung zasadnicze uderzenie skierowali w środkową część RW, bo wiedzieli, Ŝe po doświadczeniach ofensywy wielkanocnej główne siły ARW zgrupowane są w pobliŜu „strefy zdemilitaryzowanej". Poza tym tylko na PłaskowyŜu Centralnym jednostki pancerne WAL mogły w pełni wykorzystać swe moŜliwości. Dung pragnął zająć pozostałą część PłaskowyŜu przed nadejściem pory deszczowej, rozkazał więc swym oddziałom posuwać się na północ, w kierunku Pleiku. Tymczasem prezydent Thieu apelował do Waszyngtonu o zwiększenie pomocy militarnej. W odpowiedzi ambasador USA poinformował go, Ŝe powinien się raczej liczyć z moŜliwością całkowitego wstrzymania dostaw w następnym roku finansowym. W tej sytuacji, sądząc, Ŝe komuniści mają zamiar uderzyć wszystkimi posiadanymi siłami, Thieu podjął jedną z najbardziej opłakanych w skutkach decyzji, jakie zna historia wojen. 15 marca polecił swym wojskom opuścić PłaskowyŜ Centralny. Równało się to oddaniu nieprzyjacielowi wszystkich prowincji połoŜonych na północ od PłaskowyŜu, w tym miast
287 Hue i Da Nang. Jednym rozkazem prezydent oddawał komunistom połowę kraju. Zamysł Thieu był prosty: wiedząc, Ŝe armia nie będzie w stanie utrzymać całego, tak niefortunnie z wojskowego punktu widzenia ukształtowanego terytorium RW, chciał skrócić linie obronne i skupić siły w najwaŜniejszej części kraju — w delcie Mekongu. W stworzonym tam bastionie będzie moŜna — jak sądził — odpierać ataki komunistów nawet bez amerykańskiej pomocy. Niestety, tylko z pozoru była to rozsądna kalkulacja. Strategiczny odwrót na tak wielką skalę powinien być szczegółowo zaplanowany, tymczasem ARW w ogóle nie była na taką ewentualność przygotowana. Dowódcy i sztaby mieli zaledwie kilka godzin na zorganizowanie ewakuacji, co w połączeniu z brakiem dyscypliny i trudnościami transportowymi przesądziło o wyniku operacji. Nieliczne drogi były zatłoczone setkami tysięcy cywilnych uchodźców, którzy pragnęli uniknąć zbliŜającego się „wyzwolenia". Ludzie ci nieśli i ciągnęli na wózkach wszystko, co zdołali zabrać. Pojazdy wojskowe grzęzły na zablokowanych drogach, Ŝołnierze porzucali więc sprzęt i szli dalej zmieszani z tłumem. Artyleria WAL ostrzeliwała trasy ewakuacji. Ludzie deptali po ciałach zabitych i rannych, a dzieci, które zgubiły rodziców, umierały z głodu. Dziennikarze pisali o „Drodze Łez". Strategiczny manewr przekształcił się w paniczną ucieczkę, która spowodowała śmierć tysięcy ludzi i utratę sześciu dywizji ARW. Hanoi natychmiast zrozumiało, iŜ pojawiła się szansa na całkowite pokonanie przeciwnika. Jeszcze w 1975 r. generał Dung otrzymał polecenie zapobieŜenia ewakuacji około połowy armii południowo-wietnamskiej, która znajdowała się na północy kraju. śołnierze ci mieli być przetransportowani na południe drogą morską. Na rozkaz Dunga II Korpus Armijny WAL zaatakował Hue i Da Nang — jedyną drogę ewakuacji armii sajgońskiej.
288 21 marca Hue znalazło się w okrąŜeniu. Trzy dni trwało artyleryjskie bombardowanie wypełnionego tłumami uchodźców zabytkowego miasta, zanim jego obrońcy zdecydowali się skapitulować. 25 marca nad cesarską cytadelą zawisła czerwona flaga z Ŝółtą gwiazdą. Taka sama, jak ta, która powiewała nad Hue przez 28 dni w czasie ofensywy Tet. Międzynarodowa opinia publiczna, która w 1968 r. poświęcała tak wiele uwagi zniszczeniom i ofiarom wśród ludności cywilnej, w roku 1975 okazała się znacznie mniej wraŜliwa. Jeśli nawet mass media rejestrowały — trudne do ukrycia — ofiary, to komentatorzy byli zwykle bardziej powściągliwi w posługiwaniu się takimi określeniami, jak „barbarzyństwo" czy „ludobójstwo", które siedem lat wcześniej były na porządku dziennym. (Mowa tu oczywiście o środkach masowego przekazu „wolnego świata". Opierając się na źródłach komunistycznych, moŜna by w ogóle sądzić, Ŝe „wyzwoleńcza ofensywa" przypominała sielankę, a ludność radośnie witała wkraczających zwycięzców.) Po zajęciu Hue Dung rzucił swe oddziały na Da Nang. W mieście znajdowały się 3 miliony osób, z czego połowę stanowili uciekinierzy. Amerykanie próbowali zorganizować most powietrzny, lecz okazało się to niemoŜliwe. Oszalałe ze strachu tłumy okupowały lotniska. Ludzie czepiali się kół odlatujących maszyn. Podobne sceny rozgrywały się w porcie. Jakakolwiek skuteczna obrona stała się w tych warunkach niemoŜliwa. Po dwóch dniach walk 100 tysięcy Ŝołnierzy ARW poddało się o połowę mniej licznym oddziałom komunistycznym. Da Nang skapitulowało 30 marca 1975 r. — niemal dokładnie w 10 lat po tym, jak pierwsi Marines wylądowali na pięknej plaŜy koło tego miasta witani kwiatami przez wietnamskie dziewczęta. W roku 1975 nikt w Ameryce nie chciał umierać za Sajgon. Prezydent Ford nawet nie wspomniał o moŜliwości uŜycia marynarki wojennej lub lotnictwa — co wolno mu było zrobić bez zgody Kongresu. W dniu, w którym upadło Ban Me
289 Thuot, Kongres odrzucił wniosek prezydenta o dodatkową symboliczną pomoc dla RW w wysokości 300 min dolarów. A po kapitulacji Da Nang Senat jednomyślnie uchwalił rezolucję, domagającą się „nowego przywództwa" dla Południowego Wietnamu. Na początku kwietnia w rękach komunistów znalazła się połowa Republiki Wietnamu, a połowa oddziałów ARW została wyeliminowana z walki. Hanoi miało juŜ pewność, Ŝe to rok 1975 będzie rokiem wielkiego zwycięstwa. Van Tien Dung otrzymał rozkaz przeprowadzenia operacji „Ho Chi Minh" — ataku na Sajgon. Wszystkie siły WAL/VC ruszyły forsownym marszem w kierunku stolicy. II Korpus Armijny pokonał 900 km w 18 dni. Tempo marszu było tak szybkie, Ŝe — jak wspomina generał Dung — sztaby nie nadąŜały z rysowaniem map. Komunistyczny blitzkrieg został zatrzymany dopiero na sześćdziesiątym kilometrze przed Sajgonem: w małym miasteczku Xuan Loc 18 Dywizja ARW odparła atak czterokrotnie silniejszych oddziałów WAL. O Xuan Loc, które blokowało drogę do Sajgonu, rozgorzały zaciekłe i krwawe walki. Miasto było najwaŜniejszą pozycją linii obrony delty Mekongu, którą zaplanował Thieu, wydając nieszczęsny rozkaz opuszczenia PłaskowyŜu Centralnego. Dla utrzymania tej linii rządowi RW pozostało około 10 dywizji. Nieprzyjaciel miał ich osiemnaście. Obroną Xuan Loc dowodził gen. Le Minh Dao, który — co nie zdarzało się w ARW często — awansował od stopnia porucznika wyłącznie dzięki własnym zdolnościom, a nie koneksjom osobistym czy politycznym. Jego oddziały walczyły znakomicie, budząc podziw przeciwników. Zawzięte ataki górującego liczebnością i siłą ognia nieprzyjaciela, ciągły intensywny ostrzał artyleryjski i rakietowy nie nadweręŜyły męstwa i wytrwałości obrońców Xuan Loc. OdwaŜnie kontratakując — rozbili niemal 3 dywizje WAL. Kiedy pod Xuan Loc waŜyły się losy tego, co pozostało z Republiki Wietnamu, Gerald Ford zwrócił się do połączonych 19 — Wietnam 1962-1975
290 izb Kongresu z apelem o przyznanie, w trybie alarmowym, pomocy wojskowej dla Sajgonu o wartości 700 min dolarów. Prezydent powiedział między innymi: „Stany Zjednoczone, rozdarte emocjami dziesięcioletniej wojny, okazały się niezdolne od udzielenia właściwej odpowiedzi... Zachęcony tym rozwojem wydarzeń Wietnam Północny zaczął... wysyłać na Południe nawet dywizje rezerwowe. Osiemnaście dywizji, czyli praktycznie cała armia Wietnamu Północnego, znajduje się obecnie w Wietnamie Południowym". Ford stwierdził, iŜ jeśli USA opuszczą RW „w godzinie próby", to ucierpi na tym wiarygodność Ameryki. Kongresmeni nie dali się przekonać, wniosek prezydenta upadł. Amerykański parlament przyznał jedynie 300 min dolarów na ewakuację obywateli USA z Wietnamu i zezwolił na uŜycie w tym celu Ŝołnierzy. Kongres podjął tę decyzję 19 kwietnia. Dwa dni później po heroicznej, niemal dwutygodniowej obronie padło Xuan Loc. Droga na Sajgon stała przed Van Tien Dungiem i jego oddziałami otworem. Historyk Stephen Morris napisał, iŜ walka 18. Dywizji AR W dowodzi, Ŝe „to niezorganizowany odwrót, a nie brak «woli walki» — oszczerczy frazes, słuŜący Amerykanom za alibi ich zdrady — był bezpośrednią przyczyną załamania się południowowietnamskiej armii. Naturalnie, prezydent Thieu i niektórzy jego generałowie ponoszą odpowiedzialność za druzgocącą klęskę, lecz pamiętać trzeba, Ŝe nie zdali egzaminu podczas kryzysu stworzonego przez przeniewierstwo Kongresu Stanów Zjednoczonych". W dniu, w którym Dung zajął Xuan Loc, prezydent Thieu podał się do dymisji. Hanoi ogłosiło wcześniej, iŜ jest gotowe rozmawiać z rządem sajgońskim, jeśli Nguyen Van Thieu ustąpi. W rzeczywistości komunistom chodziło raczej o dodatkowe skłócenie grupy rządzącej RW. Rzeczywiście, nawet najbliŜsi współpracownicy Thieu, w złudnej nadziei na ocalenie jakiejś szczątkowej formy autonomii RW, nakłaniali prezyden-
291 ta do rezygnacji. Thieu opierał się, lecz po decyzji Kongresu o pozostawieniu Wietnamu Południowego bez pomocy, rozgoryczony i zawiedziony przekazał władzę jednemu z członków swojego gabinetu. Ustępując, wygłosił namiętne anty amerykańskie przemówienie telewizyjne. Zarzucił Ameryce, Ŝe „zaprzedała Wietnam komunizmowi", Ŝe opuściła i zdradziła sojusznika, a on sam został okłamany przez rząd USA. Prezydent Ford nie zaprzeczył oskarŜeniom Thieu. Unikał wprawdzie stanowczych wypowiedzi na temat Wietnamu, ale niejednokrotnie dawał do zrozumienia, Ŝe winę ponosi przede wszystkim Kongres. W jednym z przemówień stwierdził: „Niestety, Kongres w sierpniu 1973 r.... odebrał prezydentowi pełnomocnictwa, upowaŜniające go do posunięć wojskowych celem wprowadzenia w Ŝycie układów podpisanych w ParyŜu... Dlatego mogę zrozumieć rozczarowanie prezydenta Thieu w tych dramatycznych chwilach". Koniec zbliŜał się szybkimi krokami — 25 kwietnia rozpoczęły się walki na przedpolach Sajgonu. Do miasta napływał niekończący się strumień uchodźców cywilnych i Ŝołnierzy z rozbitych oddziałów. Amerykanie rozpoczęli ewakuację swych obywateli i Wietnamczyków, którym groziło niebezpieczeństwo — pracowników ambasady USA i członków władz RW. Operacja została przeprowadzona z iście amerykańskim rozmachem. Na Morzu Południowo-Chińskim znajdowała się flota złoŜona z 40 okrętów w tym z trzech lotniskowców. 60 gigantycznych śmigłowców Sea Knight, nie licząc małych Hueyów, lądowało w kilku punktach w Sajgonie i powracało na okręty z ewakuowanymi. Samoloty pasaŜerskie i transportowe zabierały uciekinierów z lotniska Tan Son Nhut. Ta droga ewakuacji została jednakŜe odcięta 28 kwietnia, kiedy po raz pierwszy weszło na Południu do akcji lotnictwo WAL, MiG-i zbombardowały pasy startowe. Tego samego dnia władzę w Sajgonie objął generał Duong Van Minh, a generał Van Tien Dung, którego wojska dotarły
292
juŜ do granic miasta, zaŜądał od obrońców złoŜenia broni w ciągu 24 godzin. „Wielki" Minh został prezydentem, gdyŜ Hanoi — wbrew swym uprzednim obietnicom — odmawiało podjęcia rozmów z kimkolwiek innym. Znany jako zwolennik ugody z komunistami, nowy prezydent w pierwszym wystąpieniu nakazał opuszczenie kraju wszystkim Amerykanom w ciągu jednej doby. Jego Ŝądanie miało tylko symboliczne znaczenie, jako Ŝe prawie wszyscy zdąŜyli juŜ odlecieć. Następnego dnia helikoptery wywiozły pozostałych — jako ostatni opuścił Sajgon ambasador Graham Martin — i rozpoczął się końcowy epizod historycznego dramatu, jakim był upadek Wietnamu Południowego. Ten epizod utrwalony w dziesiątkach relacji, fotografii i ujęć filmowych do dziś drąŜy sumienie Ameryki. Wokół ambasady USA, z której dachu odlatywały helikoptery, zgromadziły się tysiące, a moŜe dziesiątki tysięcy osób. Jedni błagali Amerykanów, inni próbowali ich przekupywać. Choć śmigłowce lądowały co parę minut, wiadomo było, Ŝe niewielu spośród szturmujących ogrodzenie będzie mogło się ewakuować. Zrozpaczeni rodzice podawali strzegącym wejść Ŝołnierzom piechoty morskiej dzieci, aby przynajmniej one zdołały się wydostać. Rozdzielone rodziny, chaos, panika, obrazy Marines spychających kolbami zdesperowanych Wietnamczyków — takie wraŜenie pozostawiły ostatnie godzin istnienia RW. Symboliczne poŜegnanie Amerykanów z Wietnamem wyglądało jeszcze gorzej. Kilku Marines ochraniających ewakuację musiało utorować sobie drogę do ostatniego helikoptera granatami z gazem łzawiącym. Rozgoryczeni Ŝołnierze ARW strzelali do ostatnich odlatujących amerykańskich śmigłowców — co moŜe posłuŜyć za tragiczne podsumowanie nieudanego dla obu stron przymierza. Amerykanie zdołali ewakuować z Sajgonu w sumie 50 tysięcy osób. 150 tysięcy Wietnamczyków wydostało się
293 z kraju przed rozpoczęciem walk o Sajgon, gdy działały jeszcze normalnie połączenia pasaŜerskie. Na okrętach amerykańskich, zakotwiczonych u wybrzeŜy Wietnamu, lądowały w ostatnich dniach wojny dziesiątki południowo-wietnamskich helikopterów z uchodźcami. Zabrakło dla nich miejsca na pokładach lotniskowców i maszyny o wartości ćwierć miliona dolarów trzeba było spychać do morza. W zamieszaniu pierwszych dni po klęsce zdołało się jeszcze wydostać łodziami 70 tysięcy ludzi. Wkrótce VII Flota odpłynęła jednak z Morza Południowo-Chińskiego. Musiało upłynąć duŜo czasu, nim uciekinierzy z Wietnamu wrócili na pierwsze strony gazet, a świat ze zgrozą dowiedział się o tragedii boat-people. Stany Zjednoczone w 1975 r. udzieliły azylu 190 tysiącom uchodźców, a więc znacznej większości. Pozostali znaleźli schronienie w innych krajach zachodnich. Część prasy w USA komentowała z niechęcią przyjmowanie uciekinierów. Wtedy właśnie Thieu opublikował listy Richarda Nixona, który przyrzekał podjęcie natychmiastowej i skutecznej akcji w razie agresji DRW na Wietnam Południowy. Thieu miał nadzieję, Ŝe poruszy sumienia Amerykanów. Generał Minh wezwał wszystkie walczące jeszcze oddziały ARW do złoŜenia broni. 30 kwietnia, nie napotykając Ŝadnego oporu, kolumny czołgów, transporterów opancerzonych, cięŜarówek i pieszych Ŝołnierzy Wietnamskiej Armii Ludowej wkroczyły do Sajgonu. Po panice ostatnich dni ulice miasta wydawały się jeszcze bardziej ciche i opustoszałe. Wszędzie walały się dziesiątki tysięcy porzuconych butów i mundurów Ŝołnierzy ARW. O godzinie 11 pojedynczy czołg wyłamał bramę pałacu prezydenckiego. Generał Duong Van Minh, ostatni prezydent Republiki Wietnamu, po ogłoszeniu bezwarunkowej kapitulacji został aresztowany. śołnierze wywiesili na pałacu flagę Viet Congu, lecz zachodnie ekipy telewizyjne nie uchwyciły tego momentu. Na prośbę reporterów Ŝołnierze odegrali więc tę scenę raz jeszcze, przed kamerami. Jak celnie zauwaŜył
294 Michael Maclear, to była „telewizyjna wojna" — do samego końca... Kiedy była stolica byłej Republiki Wietnamu została w całości zajęta przez siły komunistyczne, na dachu pustej ambasady USA kilkudziesięciu Wietnamczyków nadal cierpliwie czekało na amerykańskie helikoptery... Nguyen Van Thieu przestrzegał Amerykanów jeszcze w roku 1970 — w wywiadzie dla „Newsweeka", Ŝe jeśli dopuszczą do upadku Wietnamu Południowego, to zachęcą komunistów do ekspansji „na całym świecie — w Afryce, w Ameryce Południowej, wszędzie". W 1975 roku Stany Zjednoczone postąpiły jak „Ŝałosny, bezsilny gigant" i na konsekwencje tego faktu nie trzeba było długo czekać. Henry Kissinger próbował jeszcze powstrzymać nieunikniony bieg wypadków. Oświadczył, Ŝe: „wrogowie naszych przyjaciół nie powinni wyciągać Ŝadnych lekcji z naszych wietnamskich doświadczeń", lecz ci, których miał na myśli, byli zgoła innego zdania. Leonid BreŜniew z pewnością nie był wyrafinowanym profesorem Harvardu, ale to on lepiej uchwycił sens wydarzeń. Nazajutrz po upadku Sajgonu powiedział w tajnym przemówieniu, Ŝe nadchodzi ostateczny triumf ofensywy przeciwko „imperializmowi". Wprawdzie jego nadzieje okazały się przedwczesne, lecz rok 1975 upowaŜniał go do wysuwania tak optymistycznych prognoz. Kiedy wojska generała Dunga stały u wrót Sajgonu, do nieodległego Phnom Penh wkraczali Czerwoni Khmerzy. Tłumy rozradowanej ludności witały „wyzwolicieli", ciesząc się z nadejścia upragnionego pokoju. Następnego dnia dla KambodŜy wybiła godzina zero. Rozpoczął się holocaust. Wydarzenia w KambodŜy pozostawały wówczas w cieniu klęski RW. Podobnie niemal niezauwaŜone przeszło objęcie przez komunistów władzy nad Laosem. W tym samym 1975 roku do „budowania socjalizmu" przystąpiły Etiopia, Angola i Mozambik.
295 Kissinger, zapytany na konferencji prasowej, dlaczego USA nadal wierzą w odpręŜenie, nie potrafił odpowiedzieć. Zresztą gwiazda Kissingera, uwaŜana niegdyś za jedną z najjaśniejszych na politycznym firmamencie, wyraźnie przygasała. Klęska RW przypieczętowała zmierzch sekretarza stanu, który — według magazynu „Tirne" — „długo uwaŜany za niezastąpione bogactwo narodowe, sprowadzany jest obecnie do roli zwykłego śmiertelnika". Kissinger próbował się tłumaczyć. Twierdził, iŜ nigdy by nie podpisał porozumień paryskich, gdyby wiedział, co zrobi Kongres, ale wielu komentatorów sugerowało, Ŝe najlepiej by zrobił, gdyby wrócił na uniwersytet. Południowi Wietnamczycy przyjęli zmianę władzy z mieszanymi uczuciami. Radości z zakończenia bratobójczej wojny towarzyszyła obawa, Ŝe komuniści dokonają masakry, mszcząc się na wszystkich, którzy związani byli z dawnym reŜimem, Ŝe do tragicznego Ŝniwa wojny dodadzą następne ofiary. A siedemnastoletnie zmagania kosztowały przecieŜ naród niemało. Poległo prawie 300 tysięcy Ŝołnierzy południowo-wietnamskich. Liczbę ofiar ludności cywilnej RW szacuje się na około pół miliona. Uchodźców było — jeszcze przed ostatnią ofensywą — około 8 milionów. Straty po stronie DRW były przypuszczalnie większe, ale rozkładały się inaczej. Hanoi nie ogłosiło do dziś danych, dotyczących liczby ofiar. Ocenia się jednak, Ŝe zginęło ponad milion Ŝołnierzy i partyzantów WAL/VC, a bombardowania Północy spowodowały śmierć kilkudziesięciu tysięcy osób. Znaczną dysproporcję liczby zabitych Ŝołnierzy tłumaczą dwa czynniki. Po pierwsze, strona RW/USA dysponowała przewagą w sile ognia oraz w lotnictwie. Po drugie, wiadomo Ŝe większe straty ponoszą z reguły atakujący — a przecieŜ strona komunistyczna znajdowała się prawie stale w ofensywie. RóŜnica w liczbie ofiar cywilnych wynika natomiast z faktu, Ŝe wojna toczyła się na terytorium Wietnamu Południowego. Nad polami bitewnymi Indochin zapadła głucha cisza, zamilkły działa, zaczęły stygnąć silniki czołgów. Rozpoczął
296 się nowy rozdział w historii umęczonego wojną Wietnamu, rozdział, który Wietnamczykom niestety nie przyniósł wolności i dobrobytu. Cisza, która zastąpiła szczęk oręŜa, nie zwiastowała lepszej przyszłości. Była to martwa cisza państwa policyjnego.
BAMBUSOWY GUŁAG Gdy pokonamy amerykańskich agresorów, odbudujemy nasz kraj dziesięć razy piąkniejszy niŜ dziś. Testament Ho Chi Minha
Kiedy zdobywcy wkraczali do Sajgonu, Południe wstrzymało oddech. Spodziewano się najgorszego. Sądzono, Ŝe — tak jak w Hue w czasie ofensywy Tet — komuniści rozpoczną od „zlikwidowania wrogów ludu". Pierwsze dni zdawały się przeczyć tym obawom. Do Ŝadnej masakry na wielką skalę nie doszło. Sajgończycy opowiadali sobie z rozbawieniem — jak pisze współczesny pisarz wietnamski Nguyen Khai — Ŝe oszołomieni bogactwem Południa Ŝołnierze WAL często sprawiali wraŜenie przybywających z innej epoki, Ŝe „zakwaterowani w eleganckiej willi wykopali sobie ziemiankę w ogrodzie; Ŝe włączali klimatyzację, ale jednocześnie otwierali drzwi, Ŝeby uniknąć zaczadzenia, ... Ŝe patrząc na kobietę, myślą zaraz, Ŝe spała z Amerykanami; Ŝe otwierając podręcznik szkolny, nie mogą się nadziwić, iŜ dzieci uczyły się o bohaterach narodowych, bo sądzili, Ŝe wkuwały tylko Ŝyciorys Nixona". Zdumieni przystawali przed eleganckimi witrynami sklepów, oglądali dyskoteki i wabiące
298 kolorowymi neonami bary. Dziwili się widząc zatłoczone samochodami ulice i japońskie zegarki elektroniczne na ulicznych straganach. śołnierze wrócili wkrótce na Północ, gdzie pełne niepokoju rodziny oczekiwały synów, męŜów i braci. Większość domów okryła się jednak Ŝałobą; spośród tych, którzy wyruszyli szlakiem Ho Chi Minha w latach sześćdziesiątych, nie przeŜył prawie nikt. Tych, którzy wracali szczęśliwie, spotykało niejednokrotnie rozczarowanie — podobne nieco do tego, którego doświadczyli amerykańscy weterani. Ich powrót uszczęśliwił oczywiście najbliŜszych, lecz dla wszechwładnej biurokracji byli kłopotliwymi intruzami, dla których trzeba było znaleźć miejsce w społeczeństwie, pracę, załatwić formalności itp. Kiedy Ŝołnierze „armii wyzwoleńczej'' wracali w swe ojczyste strony, w przeciwnym kierunku podąŜała inna „armia" — działaczy partyjnych i biurokratów, którzy mieli kierować „socjalistycznymi przekształceniami" na Południu. Wietnam niemal natychmiast zniknął z gazetowych szpalt i ekranów telewizyjnych. W parę miesięcy po upadku Sajgonu w mieście przebywał tylko jeden zachodni korespondent — z Agencji France Presse. To, co się działo od maja 1975 r., proces stopniowego komunizowania Wietnamu Południowego pozostaje więc do dziś właściwie nieznany dla świata, który przedtem dowiadywał się ze szczegółami o kaŜdej utarczce z partyzantami. Proces ten był z pewnością trudniejszy do opisywania niŜ zmagania militarne, nie miał ich dramatyzmu. Z drugiej jednak strony, kaŜda próba zrozumienia wojen wietnamskich nie uwzględniająca wydarzeń po roku 1975 jest zamierzeniem chybionym. Dopiero wówczas mogły bowiem zostać rozstrzygnięte i zweryfikowane fundamentalne dla zrozumienia Wietnamu pytania. W 1954 r., gdy Wietnam Południowy pojawił się na mapie świata, nie miał rządu, sił zbrojnych, a ludzie z wyŜszym wykształceniem naleŜeli do rzadkości — w kraju był tylko jeden uniwersytet.
299 Do roku 1975 zbudowano rodzimą administrację i armię. Poziom Ŝycia był nieporównywalnie wyŜszy niŜ 20 lat wcześniej. Na dwunastu uniwersytetach studiowało 150 tysięcy młodych ludzi. Praktycznie wszystkie dzieci uczęszczały do szkoły — RW chlubiła się jednym z najniŜszych w Azji odsetkiem analfabetów (10% wśród dorosłej ludności). Wydawano 27 dzienników, działały 3 stacje telewizyjne i ponad 20 rozgłośni radiowych. Taki kraj objęło w posiadanie Hanoi w 1975 r. Zdobyto teŜ wtedy ogromne dobra materialne: majątek przemysłowy o wartości 12 miliardów dolarów oraz sprzęt wojskowy wart ponad 5 miliardów dolarów (m.in. 1,5 tysiąca samolotów i śmigłowców, 550 czołgów i nowoczesne komputery). Środki te mogły posłuŜyć do odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych. A było co odbudowywać. Same wojska amerykańskie zuŜyły w czasie wojny 11 milionów ton amunicji, w tym 6 milionów ton bomb — czyli trzykrotnie więcej, niŜ lotnictwo USA zrzuciło w czasie II wojny światowej. Niemal cała amunicja i większość bomb została uŜyta na terenie Wietnamu Południowego, na Północ spadło relatywnie mało, bo tylko ponad 1 milion ton. Stopień zniszczenia obu części kraju był jednak porównywalny, poniewaŜ na Południu walki toczyły się raczej w dŜungli i na obszarach wiejskich, natomiast bombardowania DRW dotknęły głównie obiekty przemysłowe i komunikacyjne. Teoretycznie władzę w Sajgonie — przemianowanym wkrótce na miasto Ho Chi Minha — powinien był objąć Tymczasowy Rząd Rewolucyjny Republiki Wietnamu Południowego, którego niezaleŜność i odrębność Hanoi zawsze solennie deklarowało. TRR został jednak odstawiony na boczny tor, władzę nad miastem przejął Wojskowy Komitet Zarządzający z północno-wietnamskim generałem na czele. Wkrótce analogiczne komitety powstały w całym Wietnamie Południowym. Niektórzy działacze Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego mieli nadzieję na utrzymanie odrębności
300
Południa. Pragnęli na przykład, aby TRR wysłał własne przedstawicielstwo do ONZ. Hanoi szybko wybiło im jednak z głowy podobne iluzje, oświadczając oficjalnie, Ŝe kierowało od samego początku walką na Południu. Partyjny historyk Nguyen Khac Vien stwierdził, Ŝe TRR „nie był nigdy niczym więcej niŜ emanacją DRW", a stan ten ukrywano, gdyŜ „dopóki trwała wojna, nie musieliśmy odkrywać kart". Generałowie Giap i Van Tien Dung w obszernych opisach finałowej ofensywy prawie w ogóle nie wspominają o siłach NFW. A jeden z ministrów TRR, Truong Nhu Tang, który uznawszy politykę komunistów wobec Południa za zdradziecką, zbiegł w 1980 r. z kraju, tak wspomina uroczyste obchody zwycięstwa, które odbyły się w rocznicę urodzin Ho Chi Minha, 15 maja 1975 r., w Sajgonie: „Widziałem z trybuny honorowej jak w cywilnym pochodzie niesiono dwie flagi: Demokratycznej Republiki Wietnamu (Północy) i TRR (Południa), lecz defilada wojskowa odbywała się tylko pod jedną, północno-wietnamską flagą, czerwoną z Ŝółtą gwiazdą. Spytałem generała Van Tien Dunga: «Gdzie są słynne 1, 5, 7 i 9 Dywizje Narodowego Frontu Wyzwolenia?» Odparł zimno: «Armia została juŜ scalona»". Na pełną unifikację obu części kraju nie trzeba było długo czekać. Miały do niej prowadzić negocjacje, które odbyły się w listopadzie 1975 r. w Sajgonie. Słowo „negocjacje" nie oddaje właściwie istoty rozmów, w czasie których Północ reprezentował Truong Chinch, a Południe — Pham Hung. Obaj główni „negocjatorzy" reprezentowali bowiem w rzeczywistości jedną i tę samą instytucję: byli członkami Biura Politycznego KC Lao Dong. Wynik rokowań nie mógł być dla nikogo zaskoczeniem. Obie „strony" zdecydowały, iŜ ma powstać zjednoczony, „całkowicie niepodległy i socjalistyczny Wietnam". Drogą do tego celu miały być ogólnokrajowe wybory do Zgromadzenia Narodowego.
301 Odbyły się one szybko, bo juŜ w kwietniu 1976 r. Frekwencja była bardzo wysoka — tym, którzy nie brali udziału w głosowaniu, groziła utrata kartek Ŝywnościowych. Wybrane wówczas Zgromadzenie Narodowe reprezentowało z pozoru całe społeczeństwo. Znaleźli się w nim robotnicy i chłopi, „demokratyczni intelektualiści" i przodownicy pracy, wzorowi Ŝołnierze i kadrowcy partyjni, rzemieślnicy i kobiety. Nie zabrakło nawet duchownych. Wszyscy oni, choć na pozór tak róŜni, mieli jedną cechę wspólną: w mniej lub bardziej bezpośredni sposób reprezentowali Lao Dong. Oprócz jawnych członków partii byli wśród nich takŜe tajni, którzy działali w innych organizacjach. Reszta, nie naleŜąc do Lao Dong, popierała jej linię. Byli to np. zwolennicy dawnej „Trzeciej Siły" oraz „postępowi" księŜa lub mnisi buddyjscy. Zgromadzenie uchwaliło jednogłośnie zjednoczenie kraju. Otrzymał on nazwę Socjalistyczna Republika Wietnamu (SRW). Określenie „Demokratyczna" władze uznały za niepotrzebne na nowym etapie. Akcja zwijania zbędnych parawanów ruszyła zresztą pełną parą. Wszystkie organizacje, na których opierał się Viet Cong i które miały świadczyć o jego samodzielności i niezaleŜności od Północy, były rozwiązywane lub scalane ze swymi odpowiednikami z DRW. Ludowa Partia Rewolucyjna okazała się częścią Lao Dong. Podobnie było z organizacjami młodzieŜowymi, kobiecymi i związkami zawodowymi. Wreszcie sam Narodowy Front Wyzwolenia, boŜyszcze zachodniej lewicy, którego .sztandarami amerykańscy pacyfiści tak chętnie draŜnili policję, sam osławiony Viet Cong został uznany za nieprzydatny relikt minionego etapu. NFW spotkał koniec dosyć Ŝałosny i dla tak — jakkolwiek by na nią nie patrzeć — bohaterskiej organizacji raczej upokarzający: Front został wcielony do Wietnamskiego Frontu Patriotycznego (odpowiednik FJN). Akcja likwidowania starych fasad objęła nie tylko pseudoniezaleŜne organizacje Południa. Powszechna zmiana nazw
302
miała świadczyć o przebyciu etapu „demokratycznego" i osiągnięciu dialektycznie wyŜszego szczebla „socjalistycznego". I tak, na przykład wietnamska Partia Pracujących stała się Komunistyczną Partią Wietnamu, a Związek MłodzieŜy Pracującej im. Ho Chi Minha przekształcił się w Związek MłodzieŜy Komunistycznej (patron pozostał ten sam). Komuniści nie planowali wcześniej tak błyskawicznego scalenia obu części kraju. Zdawali sobie sprawę z dzielących je głębokich róŜnic. Prominentny przedstawiciel TRR mówił pod koniec 1975 r.: „Do społeczeństwa południowego naleŜy mówić innym językiem... Istnieje coś w rodzaju alergii na takie słowa, jak socjalizm, walka klasowa, dyktatura proletariatu. Stąd taktyka omijania czy teŜ nienaduŜywania terminów z leksykonu marksistowsko-leninowskiego, do których po prostu jeszcze się nie przyzwyczajono. Nowe wino podaje się w starych butelkach". Jakie więc były powody raptownego przyspieszenia procesu spajania kraju? Kierownictwo Lao Dong spostrzegło, iŜ popełniło powaŜny błąd. Starcy z Hanoi sami uwierzyli w głoszone przez dziesięciolecia twierdzenia, iŜ Południe jęczy pod jarzmem imperializmu i marionetkowego reŜimu. Nie docenili atrakcyjności, jaką mogą mieć swobody kulturalne i społeczne — nawet tak ograniczone, jak w RW. Tymczasem po 1975 roku społeczeństwo DRW zaczęło dosyć szybko uzyskiwać informacje o rzeczywistym stanie rzeczy na Południu. Na Północ wróciło kilkaset tysięcy Ŝołnierzy, rodziny zaczęły odwiedzać krewnych, od których były oddzielone przez dwadzieścia lat linią 17 równoleŜnika, zaczęły funkcjonować połączenia komunikacyjne i pocztowe. W pierwszej chwili reakcja musiała być podobna, jak w wypadku Ŝołnierzy zajmujących Sajgon — oszołomienie nieporównanie wyŜszym poziomem Ŝycia na Południu. Potem zaczęły przenikać inne wiadomości, które musiały ludziom na Północy dawać wiele do myślenia: o istnieniu opozycyjnych partii politycznych; o prasie, która nie była tubą
303
propagandową jednej partii; o prywatnej przedsiębiorczości, która sprawiała, iŜ pomimo wyczerpującej wojny poziom cywilizacyjny Południa systematycznie się podnosił; o braku totalnej kontroli polityczno-policyjnej nad obywatelami. Wszystko to przeczyło wyobraŜeniom, które społeczeństwu Północy tak skutecznie wpoiła propaganda Lao Dong. Władze juŜ wkrótce zorientowały się, jak niebezpieczne konsekwencje moŜe mieć tolerowanie takiej sytuacji. Postanowiły zniwelować róŜnice pomiędzy obiema częściami kraju. Południowcy poszli w 1976 r. w odstawkę. Otrzymali niektóre eksponowane stanowiska — władze chciały uniknąć zarzutu, Ŝe ofensywa z 1975 r. oznaczała po prostu podbój Południa. Przewodniczący NFW, Nguyen Huu Tho, został wiceprezydentem SRW, a były premier TRR, Huynh Tan Phat — wicepremierem. Wszystkie kluczowe pozycje zajęli jednak ludzie z Północy. TakŜe na Południu, gdzie napłynęły tysiące aparatczyków Ŝądnych stanowisk i dóbr materialnych. Nawet sprzyjająca komunistom zachodnia lewica nie ukrywała obaw o ich postępowanie po zdobyciu władzy. Kiedy więc nie nastąpiła spodziewana rzeź przeciwników, ogłoszono triumfalnie, Ŝe zwycięzcy okazali się daleko bardziej humanitarni i wyrozumiali niŜ „krwawa marionetkowa dyktatura" Thieu. Sytuacja była jednak bardziej skomplikowana. Na początku w samej stolicy rzeczywiście nie nastąpiły powaŜniejsze represje, jeśli nie liczyć aresztowań nielicznych przedstawicieli władz RW, którzy nie zdołali się ewakuować. Na prowincji było inaczej. W niektórych wsiach i miasteczkach mordowano pracowników administracji sajgońskiej, oficerów ARW, policjantów oraz działaczy politycznych i religijnych. Działały tzw. sądy ludowe, które ferowały wyroki śmierci za „długi krwi", jakie oskarŜeni winni byli „ludowi". Egzekucje skazanych „lokajów amerykańskiego imperializmu" wykonywano często publicznie, w barbarzyński i okrutny sposób. Celem takiego postępowania
304
było prawdopodobnie zastraszenie społeczeństwa i zniszczenie wszelkich myśli o oporze. Nie wydaje się jednak, by była to jakaś zarządzona odgórnie akcja — choć i tego nie moŜna wykluczyć. To raczej członkowie Viet Congu, gdy dostawali w swe ręce ludzi, z którymi mieli własne porachunki, wykorzystywali okazję do zemsty. Zasadnicza linia postępowania Lao Dong wobec Południa polegała jednak nie na fizycznym likwidowaniu przeciwników, lecz na tzw. reedukacji społeczeństwa. Temu właśnie słuŜyć miał system obozów koncentracyjnych, nazwany przez wietnamskiego badacza Nguyena Van Canh (obecnie w USA) „bambusowym Gułagiem". „Reedukację" zorganizowano bez rozgłosu, ale w sposób systematyczny i precyzyjnie zaplanowany. JuŜ w kilka dni po zdobyciu Sajgonu rozkazano zarejestrować się byłym oficerom i Ŝołnierzom ARW, policjantom, urzędnikom państwowym i nauczycielom. Wkrótce odbyli kilkudniowe szkolenie polityczne, które w oczach zachodnich korespondentów było kolejnym dowodem łagodności komunistów, a dla władz stanowiło wstępne rozpoznanie środowiska. Po kilku tygodniach kazano im stawić się w celu dalszej „reedukacji". Tym razem polecono wezwanym zabrać Ŝywność na 30 dni, więc sądzili, iŜ kurs będzie nieco dłuŜszy. Okazało się jednak, Ŝe pierwsze przeszkolenie miało za zadanie równieŜ uśpienie ich czujności. Po miesiącu z zagubionych w dŜungli obozów nie powrócił nikt. Uwięziono podstępnie trzysta tysięcy osób i poddano tzw. cai tao — reformie myśli, jak brzmi wietnamskie określenie reedukacji. Jerzy Chociłowski, któremu umoŜliwiono zwiedzenie obozów reedukacyjnych, pisze, Ŝe władze przedstawiały swe stanowisko następująco: „Celem obecnej rewolucji jest nie rozjątrzanie, lecz zabliźnianie ran. Nie chodzi o łatwy odwet, o stawianie winowajców przed plutonem egzekucyjnym. Śmierć nie załatwia niczego. Jeden nieŜywy to dziesięciu wrogów".
305
W odpowiedzi na memoriał Amnesty Intemational z 1980 r. Hanoi stwierdziło, iŜ „reedukacja bez wyroku sądowego jest nadzwyczaj humanitarna,\ W 1975 r. władze stanęły przed trudnym zadaniem unieszkodliwienia milionowej nieprzyjacielskiej armii. Wybrały drogę „porozumienia", a nie zemsty. „Reedukacja" nie stanowiła właściwie kary, lecz szansę powrotu do społeczeństwa. Zdaniem rządu SRW, „humanitaryzm" reedukacji „w porównaniu ze zwykłym systemem procesu sądowego" polegał m.in. na tym, Ŝe unikało się wyroku sądu, który mógłby „niepomyślnie wpłynąć na całe Ŝycie skazanego i jego dzieci"... Jak ów „humanitarny system" funkcjonował? Zatrzymani przechodzili w obozach intensywny kurs indoktrynacji politycznej. Polegał on na słuchaniu wykładów i obowiązkowej lekturze pism partyjnych. Więźniowie musieli zapoznać się z marksistowską nauką o społeczeństwie i przyswoić sobie „właściwe" poglądy na najnowszą historię Wietnamu. Oto niektóre tematy zajęć: Amerykański imperializm — wróg ludu; Zbrodnie popełnione przeciwko naszemu narodowi przez amerykański imperializm; Traktaty, które przyniosły zwycięstwo ludowi Wietnamu (od porozumienia genewskiego z 1954 r. do porozumienia paryskiego z 1973 r.). Więźniowie musieli szczegółowo opisywać swe „zbrodnie przeciwko ludowi", prosić Rewolucję o łaskę i składać przyrzeczenia lojalności wobec władz. „Przestępstwa" wyznawano w obecności innych więźniów, którzy mogli denuncjować składającego samokrytykę, wskazując na przemilczenia i dodając nowe oskarŜenia. Zatrzymani musieli takŜe przedstawiać swe „błędy" na piśmie. Kolejne wersje samokrytyki, liczącej nieraz 20 i więcej stron, były następnie skrupulatnie porównywane i w razie wykrycia najmniejszych niespójności więźnia oskarŜano o zatajanie prawdy. W takim przypadku kierownictwo obozu mogło sięgnąć do szerokiego arsenału metod terroru fizycznego. Bicie i tortury były na porządku dziennym. Więźniów zmuszano do niewolniczej pracy. Za 20 — Wietnam 1962-1975
306 niewykonanie normy lub „brak entuzjazmu do pracy" mogli zostać rozstrzelani. A nawet bez tych wszystkich szykan przeŜycie pobytu w obozie, połoŜonym zwykle w bagnistej, malarycznej dŜungli, nie naleŜało do łatwych. Pracujący ponad siły więźniowie otrzymywali zaledwie 500 gramów Ŝywności dziennie, a spali na ziemi lub w błocie. Część spośród trzystu tysięcy „współpracowników marionetkowego reŜimu" uwięzionych w czerwcu 1975 r. zaczęto po kilku miesiącach zwalniać. Wszyscy zwalniani musieli przedtem udowodnić swą prawomyślność, okazać obrzydzenie w stosunku do popełnionych „win" i wyznać, Ŝe byli jedynie „bezmyślnymi narzędziami w rękach Amerykanów". Jako pierwszych wypuszczono nauczycieli, potem lekarzy i inŜynierów oraz urzędników niŜszej rangi. Po roku od chwili zatrzymania rząd oświadczył rodzinom pozostałych, Ŝe na proces reedukacji potrzeba jeszcze dwóch lat. Tymczasem w 1981 r., czyli cztery lata później, w około stu obozach, rozsianych po całym kraju, przebywało jeszcze — według niektórych ocen — trzysta tysięcy osób, czyli tyle samo, co w 1975 r. Nie byli to jednak w duŜej części ci sami więźniowie. Miejsca wypuszczonych zajmowali inni. Ci, dla których nie starczyło miejsca w pierwszej obozowej fali — członkowie administracji prowincjonalnej, ludzie kultury, intelektualiści, działacze organizacji społecznych i politycznych, takŜe tych, które pozostawały w opozycji wobec reŜimu sajgońskiego. Wkrótce na „reedukację" zaczęli trafiać ludzie, którzy nie mieli nic wspólnego z dawnym rządem ani w ogóle z polityką. Kupcy, rzemieślnicy, drobni przedsiębiorcy i ci, którym nie powiodła się próba ucieczki za granicę. Wszelkie szacunki liczbowe były i są niezwykle utrudnione ze względu na izolację Wietnamu od reszty świata. Dane oficjalne nie przedstawiają większej wartości — na przykład w 1981 r. władze przyznawały się do przetrzymywania
307
20 tysięcy więźniów politycznych, a najniŜsze oceny niezaleŜne były sześć razy wyŜsze. Szacuje się, Ŝe do roku 1981 „reformie myśli" poddano co najmniej półtora miliona osób. NajcięŜsze, wieloletnie kary dotykały, jak wynika z oświadczeń Hanoi, trzech grup. Do pierwszej naleŜeli ci, którzy „popełnili zbrodnie przeciwko ludowi" i mieli „długi krwi wobec rodaków". Tymi określeniami opatrywano wyŜszych oficerów ARW, policji oraz funkcjonariuszy najwyŜszych władz RW. Drugą grupę stanowiły osoby, które „znajdowały się w szeregach ruchu oporu i zdradziły kraj". Chodzi o członków Viet Congu, którzy skorzystali z programu „Otwartych ramion" — czyli ujawnili się. Było ich 250 tysięcy. Do trzeciej kategorii „szczególnie niebezpiecznych" więźniów politycznych zaliczano tych, którzy działali przeciwko „władzy rewolucyjnej" po 30 kwietnia 1975 r. W stosunku do wymienionych grup Lao Dong nie poprzestawała na samej tylko „reedukacji". Ludzie ci byli najczęściej stawiani przed sądem i otrzymywali długoletnie wyroki więzienia lub obozu pracy. Oto najbardziej znane ofiary „bambusowego Gułagu". Ksiądz Hoang Quynh był przed rokiem 1954 dowódcą antykomunistycznych oddziałów katolickich w diecezji Phat Diem w delcie Rzeki Czerwonej. Został aresztowany w pobliŜu Sajgonu w 1975 r. i zamęczony na śmierć. Zmarł prawdopodobnie na początku 1977 r. Tran Van Tuyen — znany adwokat sajgoński, lider jednej z grup opozycyjnych Ŝądających ustąpienia Thieu. Popełnił samobójstwo w obozie w październiku 1976 r. Hoang Xuan Tuu był senatorem RW i członkiem partii Dai Viet. Zmarł w obozie Nam Ha we wrześniu 1980 r., według wersji oficjalnej — z powodu choroby. Więcej uwagi warto poświęcić postaci wielebnego Tien Minh. W czasie wojny był jednym z czołowych przywódców buddystów, sprzeciwiał się bombardowaniom RW, domagał się pojednania z NFW, wskutek czego władze uznawały go za
308
agenta komunistycznego i represjonowały. Aresztowano go w kwietniu 1978 r. za protesty przeciw traktowaniu więźniów politycznych i prześladowaniu religii. Zmarł w wyniku tortur sześć miesięcy później. Władze podały —jak zwykle w podobnych przypadkach — Ŝe przyczyną śmierci był „wylew krwi do mózgu". Z upływem czasu wiadomości o wietnamskim Gułagu zaczęły przedostawać się na zewnątrz. Władze dopuściły wówczas do wybranych, pokazowych obozów inspekcje międzynarodowe i dziennikarzy. To, co przygotowano dla zagranicznych gości, nie miało — rzecz jasna — wiele wspólnego z rzeczywistością obozową: „Uśmiechnięci narkomani śpiewali — klaszcząc do rytmu — pieśni rewolucyjne, byli policjanci grali w siatkówkę i podlewali z konewek pataty w swych miniogródkach, prostytutki zaś i właścicielki domów publicznych opowiadały szczegółowo o swojej nagannej przeszłości..." — takie sielankowe wraŜenie wyłania się z opisu peerelowskiego reportera. Dla tych, którym udało się przeŜyć obóz i zakończyć „reedukację", wyjście na wolność nie oznaczało końca cierpień. Byli naznaczeni piętnem „wrogów ludu", szykanowani, inwigilowani, pozbawieni pracy. Często zsyłano ich w odległe od miast, nie zagospodarowane rejony. TakŜe ich rodziny prześladowano, więc niektórzy kazali swym Ŝonom odchodzić — wiedzieli, Ŝe w przeciwnym wypadku dzieci nie będą mogły zdobyć wykształcenia i pozostaną na zawsze pariasami. A społeczeństwo, do którego powracali w miarę upływu czasu, coraz mniej przypominało to, które znali sprzed 1975 r. O tych, którzy opuszczali obozy w roku 1976 czy 1977, trudno juŜ było powiedzieć, Ŝe wychodzą „na wolność". Wkrótce po upadku Sajgonu wprowadzono szereg zarządzeń, czyniących z Południa poglądowy niemal przykład państwa policyjnego. Ogłoszono godzinę policyjną. Obowiązywała w mieście Ho Chi Minha jeszcze w 1981 r. — w sześć lat po zakończeniu wojny — od godziny 24 do 5 rano.
309 Zakazano mieszkańcom Południa podróŜowania — na kaŜdy wyjazd musieli uzyskać specjalną zgodę lokalnych władz i słuŜby bezpieczeństwa. Nie trzeba chyba dodawać, Ŝe wprowadzono surową cenzurę, rozwiązano partie polityczne i niezaleŜne organizacje, zakazano zgromadzeń etc. O skali permanentnego stanu wyjątkowego na Południu moŜe świadczyć fakt, iŜ ostatni zakaz dotyczył równieŜ uroczystości rodzinnych; krewnych i znajomych moŜna było zapraszać do domu dopiero po otrzymaniu pozwolenia administracji i policji. W miarę rozrostu władz kontrola nad społeczeństwem stawała się coraz dokładniejsza. Szczególną rolę odgrywał niebywale rozbudowany aparat bezpieczeństwa. Nguyen Van Canh twierdzi nawet, iŜ kaŜde trzy rodziny w większych miastach posiadały swego „opiekuna" z ramienia słuŜby bezpieczeństwa. Ogromna administracja utworzyła hierarchiczną strukturę, która począwszy od „komitetów blokowych", poprzez osiedlowe, dzielnicowe itd. pozwalała na utrzymywanie stałej kontroli nad obywatelami w miejscu zamieszkania. Na tych samych szczeblach zorganizowano komórki resortu spraw wewnętrznych. Zwykle na ich czele stawali ludzie przybyli z Północy. Kontrola Lao Dong rozciągnęła się takŜe na miejsce pracy czy nauki. Według wzoru znanego z DRW — kaŜdy na Południu musiał zostać członkiem co najmniej jednej „organizacji masowej". Dzieci w wieku szkolnym zostawały pionierami. MłodzieŜ, jeŜeli chciała się kształcić, musiała naleŜeć do Związku MłodzieŜy Komunistycznej im. Ho Chi Minha itd. Na szczycie tej drabiny społecznej oraz — ujmując rzecz obrazowo — w węzłach struktury znajdowała się partia komunistyczna. Do Lao Dong nie było się łatwo dostać — trzeba było mieć staŜ w organizacji innego typu, np. młodzieŜowej i świadectwo nieposzlakowanej lojalności wobec władz. A warto było, bowiem do wietnamskiej specyfiki naleŜało istnienie oficjalnie uznanych przywilejów dla aparatu partyjnego (np. większych przydziałów kartkowych).
310
Przy przekształcaniu społeczeństwa podbitej RW Lao Dong napotkała jednak w końcu opór. Istniały struktury, których nie moŜna było zlikwidować jednym pociągnięciem pióra, bowiem opierały się nie na doraźnych interesach czy na przemijających ideach politycznych, lecz na czymś znacznie głębiej zakotwiczonym w ludzkiej naturze. Mowa, oczywiście, o religiach. Przed reŜimem stanęło niełatwe zadanie sprowadzenia Południa i w tej dziedzinie do poziomu Północy. W DRW po kampanii antyreligijnej, przebiegającej jednocześnie z reformą rolną, represje skierowane przeciw katolikom nie ustały, lecz zmienił się ich charakter. Stały się mniej ostre, za to bardziej rozciągnięte w czasie i dokuczliwe. Zamiarem Lao Dong było doprowadzenie do powolnego obumierania Kościoła. Powiodło się to tylko częściowo. W 1975 r. na około 1 milion północno-wietnamskich katolików przypadało jeszcze 400 księŜy, lecz byli to w większości kapłani w podeszłym wieku. Władze drastycznie ograniczyły bowiem moŜliwości ich kształcenia. KaŜda z diecezji miała prawo posłać do seminarium jednego kleryka na pięć lat! KsięŜa byli inwigilowani i szykanowani. Nie mogli przekraczać bez zezwolenia granic swych parafii. Świeckich zaangaŜowanych w Ŝycie Kościoła usuwano z pracy i represjonowano. W 1955 r. wietnamscy księŜa-patrioci zorganizowali na polecenie władz Komitet Patriotycznych i Miłujących Pokój Katolików. Komitet zajmował się atakowaniem „reakcyjnych elementów" w łonie Kościoła i nawoływaniem wiernych do popierania władz. Po pokonaniu RW komuniści stanęli jednak w obliczu przeciwnika bez porównania silniejszego niŜ Kościół północno- wietnamski. Na Południu Ŝyło wówczas dwa miliony katolików tak znakomicie zorganizowanych, Ŝe stanowili jedną z najwaŜniejszych — jeśli nie najwaŜniejszą — z sił społecznych w RW. Kościół prowadził tysiące szkół, z uniwersytetami włącznie,
311 wieństwo było liczne — 4 tysiące księŜy i zakonników oraz 6 tysięcy sióstr zakonnych, religijność wierzących Ŝywa, a ich poczucie utoŜsamienia z Kościołem niezwykle mocne. Nie moŜna im było przy tym zarzucić bezkrytycznego popierania reŜimu sajgońskiego. Katolicy stanowili zawsze — obok buddystów — jądro domagającej się reform opozycji. Partia miała jednak wewnątrz Kościoła swoje przyczółki. Była to grupa prokomunistycznych katolików, która za czasów Thieu wydawała antyrządowe pismo „Doi Dien" oraz Ruch Katolickiej MłodzieŜy Robotniczej, współpracujący z Viet Congiem. Agentury te wkrótce udowodniły swą uŜyteczność. 3 czerwca 1975 r. „spontaniczna" manifestacja „patriotycznych katolików" wtargnęła do siedziby delegata apostolskiego w Sajgonie, biskupa Le Maitre, Ŝądając usunięcia go z kraju. Do katolików z pobliskich parafii, którzy — zwołani biciem dzwonów — pospieszyli biskupowi z odsieczą, otworzyła ogień milicja. Spełniając „wolę ludu", komuniści zmusili do opuszczenia Wietnamu delegata apostolskiego, a wkrótce potem wszystkich zagranicznych misjonarzy. W miarę upływu czasu zwiększał się zakres represji wobec Kościoła na Południu. Odebrano mu większość szkół, szpitali i innych instytucji. Skonfiskowano teŜ mienie kościelne, oprócz budynków i przedmiotów słuŜących do celów ściśle kultowych. Władze zajęły np. studio telewizyjne prowadzone przez jezuitów. Zaczęły się aresztowania księŜy i najbardziej aktywnych katolików świeckich. Na posłusznych czekały natomiast nagrody — mogli wydawać pisma, a niektórzy, szczególnie zasłuŜeni zrobili nawet kariery: ks. Huynh Cong Minh, jeden z twórców Ruchu Katolickiej MłodzieŜy Robotniczej został w 1976 r. członkiem Zgromadzenia Narodowego. Artykuł 68 Konstytucji SR W gwarantował obywatelom „wolność wyznania oraz praktykowania lub niepraktykowania religii". W praktyce wszystkie wyznania poddano drastycznym ograniczeniom. Oficjalnym wytłumaczeniem tej sprzeczności
312 zajął się ideologiczny organ partii, „Przegląd Komunistyczny", który przed nasileniem kampanii antyreligijnej w 1977 r. pisał, iŜ władze muszą rozprawić się z „imperialistami i reakcjonistami, kryjącymi się za plecami religii". Wprawdzie w zamiarach partii nie leŜy „stosowanie polityki terroru wobec religii", jednak zdarzały się przypadki, Ŝe „ukryci pod płaszczykiem religii reakcjoniści prowadzili niebezpieczne działania wywrotowe przeciwko Rewolucji i nasze państwo zostało zmuszone do wprowadzenia zarządzeń, które pozwoliłyby się z nimi rozprawić". Najbardziej znana z tych zarządzeń była uchwała Rady Ministrów SRW z 11 listopada 1977 r. Wprowadzała obowiązek uzyskiwania pozwolenia władz na organizowanie uroczystości religijnych, na katechezę i rekolekcje. Na duchownych nałoŜono obowiązek „mobilizowania wiernych do wykonywania obywatelskich obowiązków i przestrzegania prawa". Religii mogli nauczać tylko kapłani, którzy byli „dobrymi obywatelami oraz posiadali ducha patriotyzmu i miłości do socjalizmu". Równolegle z nakładaniem na Kościół restrykcji, w środkach masowego przekazu i szkołach prowadzono kampanię antykatolicką. Rozpowszechniano ksiąŜki i filmy, które przedstawiały księŜy jako agentów CIA, notorycznych gwałcicieli i uwodzicieli oraz wrogów ludu. Hierarchia kościelna podzieliła się na dwa skrzydła. Ugodowe liczyło na to, Ŝe dzięki ustępstwom i współpracy z władzami moŜna będzie stępić ostrze represji. Takie stanowisko zajął arcybiskup Sajgonu Binh, który zgodził się na przekazanie władzom kościelnych instytucji społecznych, wychowawczych i medycznych. Przedstawicielem bardziej nieustępliwego skrzydła episkopatu był abp Hue, Nguyen Kim Dien. Krytykował on otwarcie ograniczanie wolności religijnej i dyskryminację wierzących. Nie poprzestawał na obronie katolików, ujmował się teŜ za wyznawcami innych religii.
313 Buddystów, których protesty przeciwko Diemowi i Thieu tak bardzo ułatwiały zadanie Viet Congowi, komuniści nie zamierzali teraz wcale traktować łagodniej. Wkrótce po zainstalowaniu na Południu nowej władzy utworzyli Komitet Buddystów-Patriotów. Nastąpiły aresztowania zakonników, zmuszanie ich do świeckiego Ŝycia, „reedukacja" buddyjskich intelektualistów, konfiskaty pagód i ograniczenie praktyk religijnych. Buddyści, którzy obalili niejeden rząd RW, postanowili sięgnąć do metod z dawnego arsenału i przygotowali na początku kwietnia 1977 r. manifestację protestacyjną. Nowy reŜim okazał się jednak znacznie mniej tolerancyjny; siły bezpieczeństwa zdusiły manifestację w zarodku, a jej organizatorów aresztowano. Był wśród nich Thich Tri Quang, słynny przywódca protestów, które obaliły Diema. Wówczas wietnamscy buddyści znajdowali się na pierwszych stronach gazet całego świata, a jedyną karą, jaka spotkała Thich Tri Quanga, był kilkutygodniowy areszt domowy. W roku 1977 nie było juŜ w Ho Chi Minh setek zachodnich dziennikarzy. Inna była teŜ skala represji, które dotknęły Thich Tri Quanga i jego towarzyszy. Niektórzy umarli w więzieniach, innych zesłano na róŜne wyspy „bambusowego Gułagu". Sam Thich Tri Quang został osadzony w jednym z sajgońskich więzień, gdzie był przetrzymywany w wilgotnym lochu, tak niskim, Ŝe nie mógł nawet siedzieć. Wypuszczony po szesnastu miesiącach, wskutek zaniku mięśni został do końca Ŝycia przykuty do fotela inwalidzkiego. Z sektami Hoa Hao i Kao Dai komuniści rozprawili się w podobny sposób. Aresztowania przywódców, „reedukacja" wiernych, zamykanie świątyń i konfiskaty mienia zredukowały ich znaczenie. Proces totalizacji Wietnamu Południowego spowodował powstanie podziemnego ruchu oporu. Wiadomo o nim bardzo niewiele — praktycznie jedyne dostępne informacje pochodzą z publikowanych przez władzę doniesień o pokazowych
314 procesach politycznych oraz z wiadomości przekazywanych przez wietnamskich uchodźców. Zorganizowany opór był zjawiskiem raczej marginesowym. Przed 30 kwietnia 1975 r. zdąŜyła opuścić kraj znaczna część potencjalnych twórców podziemia: wyŜszych oficerów, przywódców politycznych i antykomunistycznych intelektualistów. Inną przyczyną było powszechne zmęczenie długoletnią, wykrwawiającą wojną. Zwycięstwo komunistów zrodziło fatalizm i poczucie beznadziejności; skoro nawet Ameryka przegrała... Niemniej opór istniał od samego początku. W ciągu pierwszego roku panowania „władzy ludowej" zginęło w samym Sajgonie 300 działaczy Lao Dong. O zamachy takie, o rozpowszechnianie fałszywych wiadomości oraz o przygotowania do obalenia ustroju siłą oskarŜono 20 osób w czasie procesu, który odbył się w Ho Chi Minh w 1979 r. OskarŜeni. w większości byli oficerowie ARW i urzędnicy RW, mieli utworzyć Front Ocalenia Narodowego. Dwie osoby skazano na karę śmierci, pozostałe na kary więzienia od 2 do 20 lat. Nie wiadomo, na ile prawdziwe były zarzuty wysuwane przez prokuratora — proces miał charakter wyraźnie pokazowy. Władze nadały teŜ duŜy rozgłos wydarzeniom, które odbyły się 13 lutego 1976 r. w kościele św. Wincentego a Paulo w Sajgonie. Według wersji oficjalnej siły bezpieczeństwa napotkały opór przy próbie wkroczenia do kościoła. Dopiero po 13-godzinnej strzelaninie zdołały pokonać obrońców, wśród których był jeden z wikarych i ekspułkownik ARW. W kościele miano znaleźć zapasy broni, powielacze, nadajniki radiowe i urządzenia do fałszowania pieniędzy. Obrońcy mieli być związani z Frontem Ocalenia Narodowego. TakŜe i w tym przypadku nie moŜna mieć pewności, czy była to autentyczna organizacja podziemna, czy prowokacja władz w ramach przygotowań do mającej się wkrótce rozpocząć kampanii antyreligijnej. Docierały teŜ informacje o działalności oddziałów partyzanckich, o wałkach z niedobitkami ARW, siłami zbrojnymi
315
sekt oraz góralami. Brak szczegółowych wiadomości o tych przejawach zbrojnego oporu, jedno tylko wydaje się pewne: nie były to w Ŝadnym przypadku walki na większą skalę. Doktryna Lao Dong, przyjęta juŜ w 1963 r., głosiła konieczność tzw. trzech rewolucji: — rewolucji „stosunków produkcji" („zniesienie wyzysku człowieka przez człowieka"); — rewolucji ideologicznej i kulturalnej („wychowanie Nowego Człowieka") — rewolucji naukowej i technicznej. Przekształcenia „stosunków produkcji" na Południu miały przebiegać według dobrze znanego z innych krajów schematu. Na pierwszy ogień poszedł przemysł cięŜki, banki, handel zagraniczny i hurtowy oraz transport — upaństwowiono je juŜ w pierwszym półroczu rządów Lao Dong. Ale był to zaledwie wstęp do „socjalistycznych przekształceń". Pozostała jeszcze masa drobnych przedsiębiorstw, rzemiosło i prywatny handel. To na nich opierała się gospodarka kraju. Na 500 rodzin w Sajgonie ponad 300 zajmowało się usługami, drobną produkcją i handlem. Sekretarz generalny partii, Le Duan, zapowiedział wkrótce po zwycięstwie, Ŝe władze „podejmą odpowiednie środki i kroki", aby jak najszybciej „wyeliminować burŜuazję". Ostrzegł teŜ, Ŝe: „Mieszkańcy Południa osiągnęli zbyt wysoki standard Ŝycia jak na warunki ekonomiczne kraju". W marcu 1978 r. KPW przystąpiła do „bitwy o handel". Najpierw stutysięczna armia działaczy partyjnych i „przedstawicieli rewolucyjnych mas" dokonała tzw. „spisu prywatnej inicjatywy". Polegał on na przeprowadzeniu szczegółowych rewizji w prywatnych sklepach, zakładach produkcyjnych i mieszkaniach „burŜuazji" — przeszukania obejmowały teŜ zrywanie podłóg i kucie ścian w poszukiwaniu kosztowności. „Spisane" w ten sposób miejsca opieczętowano, a kilka dni później dekret rządu SRW zakazał prywatnego handlu. Byłych właścicieli dekret zobowiązywał do zajęcia się „produktywną
316 pracą" i zapowiadał, iŜ część spośród nich zostanie wysiedlona z miast. Następnie doszły rujnujące podatki i uciąŜliwe szykany administracyjne. Wszystko to spowodowało, iŜ juŜ pod koniec lat siedemdziesiątych gospodarka Południa chyliła się ku ruinie. Inaczej przedstawiała się sytuacja w rolnictwie. Reforma rolna przeprowadzona przez Thieu rozwiązała większość problemów południowo-wietnamskiej wsi. W 1975 r. nie było głodu ziemi. Tym samym komuniści zostali pozbawieni moŜliwości zastosowania swojej tradycyjnej taktyki, polegającej na rozdaniu chłopom ziemi, a potem odebraniu jej w ramach kolektywizacji. Rolnictwo w RW rozwijało się pomimo wojny — produkcja ryŜu wzrosła z 3,5 min ton w roku 1957 do 7 min w 1975. Zniszczeniu uległo 240 tysięcy hektarów upraw, łączna powierzchnia samych lejów po bombach wynosiła blisko 150 tysięcy ha. Dodatkowo zniszczono (buldoŜerami do wyrywania drzew i defoliantami) ponad 300 tysięcy hektarów lasów. (Jeszcze wiele lat po wojnie, lecąc nad Wietnamem, widziało się — głównie w okolicach Sajgonu i strefy zdemilitaryzowanej — na przestrzeni dziesiątków kilometrów usiane tysiącami lejów lasy). Okazało się jednak, Ŝe nowe władze potrafiły spowodować szkody większe niŜ wojna; w roku 1978 zbory ryŜu zmniejszyły się o 15% w porównaniu z latami poprzednimi, a w 1979 Wietnam znalazł się na krawędzi głodu. Powodem była próba kolektywizacji Południa. W Wietnamie Południowym biedni chłopi, posiadający mniej niŜ 0,6 ha, stanowili tylko 24% ludności. Dominowali średniorolni, którzy posiadali do 2 ha ziemi — było ich 64%. Tłumaczenie konieczności kolektywizacji dąŜeniem do „zniesienia wyzysku" było więc oczywistym nonsensem i rezultatem ślepego dogmatyzmu. Kolektywizację wsi na Południu przeprowadzono innymi metodami niŜ w DRW po roku 1954. Komuniści pamiętali, Ŝe doszło wówczas nieomal do wybuchu powstania. A teraz
317
mieli przecieŜ do czynienia z chłopami, których część popierała Viet Cong lub w nim walczyła. Z pewnością ostatnią rzeczą, jakiej nowe władze sobie Ŝyczyły, był powrót do dŜungli „najlepszych partyzantów świata". Na dodatek ludność Południa była świadoma zamiarów Lao Dong — znała przecieŜ przebieg kolektywizacji dokonanej w DRW kilkanaście lat wcześniej. Komuniści poprzestali więc na nacisku ekonomicznym i administracyjnym. Chłopi, którzy nie chcieli wstąpić do spółdzielni, musieli płacić wysokie podatki. Władze wprowadziły teŜ obowiązkowy skup produktów rolnych po zaniŜonych cenach wyznaczonych przez państwo. Pierwotnie celem partii było całkowite skolektywizowanie rolnictwa Południa do 1980 r. Naciski okazały się jednak niewystarczające — w spółdzielniach była w tym czasie tylko 1/3 chłopów. Polityka szantaŜu ekonomicznego wobec wsi spowodowała natomiast katastrofę Ŝywnościową — rolnikom nie opłacało się po prostu produkować Ŝywności. Nie mogły uratować sytuacji tzw. Nowe Strefy Gospodarcze — kolejny, po reedukacji, oryginalny element systemu zbudowanego przez KPW. Były to słabo zaludnione lub w ogóle nie zamieszkane tereny, które władze postanowiły zagospodarować. W ciągu kilku lat po upadku RW przesiedlono do NSG, głównie na pogranicze z KambodŜą oraz na PłaskowyŜ Tay Nguyenh, około 1,5 miliona osób. Dzięki strefom łatwiej moŜna było oczyścić miasta z „elementów reakcyjnych" i rozproszyć potencjalną opozycję. Z gospodarczego punktu widzenia większość Nowych Stref Gospodarczych okazała się niewypałami; tereny, na których je tworzono, były nieurodzajne, brakowało infrastruktury — dróg i sieci irygacyjnej, a nieudolna organizacja powodowała, Ŝe przesiedleńcom nie dostarczano często nawet najprostszych narzędzi. Kierownictwo Lao Dong wyznawało skrajnie doktrynerską odmianę komunizmu, pośrednią między stalinizmem a maoiz-
318 mem. Dla starców z Politbiura kultura nie była niczym więcej niŜ „częścią nadbudowy" i jako taka podlegała prostej ocenie w świetle rewolucyjnej dialektyki: mogła być tylko reakcyjna albo postępowa. Po zdobyciu Sajgonu przystąpiono więc do energicznej akcji „oczyszczania" kultury kraju z zatruwających ją „reakcyjnych miazmatów". Zakazano rozpowszechniania ksiąŜek wielu autorów południowo-wietnamskich i obcych (m.in. Pasternaka, Koestlera i SołŜenicyna — co raczej zrozumiałe; ale czym naraziła się Francoise Sagan?). Dochodziło nawet do palenia na ulicach przez „rewolucyjną młodzieŜ" ksiąŜek uznanych za dekadenckie i pornograficzne. Zeszły z afisza obce politycznie westerny, kryminały i melodramaty. Ich miejsce zajęły radzieckie filmy wojenne i dzieła kinematografii ChRL. Wroga okazała się teŜ zachodnia muzyka rockowa i dyskotekowa. Do walki z nią rzucono milicjantów, którzy konfiskowali w barach i kawiarniach „dekadenckie" nagrania. Południowo-wietnamskiej prasie nałoŜono wędzidła cenzury, a wkrótce zaczęto upaństwawiać drukarnie oraz likwidować kolejne tytuły. Większość dziennikarzy musiała przejść „reformę myśli". Po kilku latach pozostało juŜ niewiele prywatnych gazet sprzed 1975 r. — tylko te, które były partii potrzebne jako dodatkowe tuby propagandowe, pozornie niezaleŜne od władz. Pozostał tylko jeden program telewizyjny i dwie rozgłośnie radiowe. Szybko upaństwowiono teŜ szkolnictwo. Zakazano uŜywania dawnych podręczników; nowe wykładały historię zgodnie z dogmatem o walce klas, koncentrując się na dziejach Komunistycznej Partii Wietnamu jako przywódczej siły narodu w walce z kolonializmem i imperializmem. Pomimo energicznych przeciwdziałań władz niektóre „dekadenckie i antynarodowe" zjawiska nie dały się jednak wykorzenić, a nawet zaczęły przenikać na Północ. Szczególnie podatna na destrukcyjne wpływy okazała się młodzieŜ; dziew-
319 częta wolały ubierać się kolorowo, niŜ chodzić w jednakowych dla obu płci mundurkach. Zaczęły uŜywać kosmetyków. Wśród chłopców szczytem mody stały się dŜinsy, długie włosy i bawełniane koszulki z amerykańskimi napisami. Stara, purytańska gwardia rewolucyjna z początku nie mogła tego tolerować — milicja zatrzymywała długowłosych młodzieńców i próbowała skłaniać „niewłaściwie" ubrane dziewczęta do zmiany odzieŜy. Presja mody okazała się jednak silniejsza od partyjnych zakazów i władze wkrótce się poddały. Prawo obywatelstwa zdobyła sobie teŜ muzyka rozrywkowa. Jak wyglądał Wietnam w roku 1978, po trzech latach „socjalistycznych przeobraŜeń", w przededniu kolejnego przyspieszenia biegu historii? Pisarz Nguyen Manh Tuan tak opisuje ówczesny Sajgon (którego mieszkańcy nadal uŜywają tradycyjnej nazwy miasta): „Miasto wygląda biedniej, a ludzie borykają się z trudnościami i kłopotami. Brakuje ryŜu — chociaŜ opodal rozciąga się spichlerz Wietnamu, Ŝyzna delta Mekongu. Brakuje ryb — chociaŜ Sajgon jest wielkim portem morskim, a wybrzeŜe Wietnamu liczy trzy i pół tysiąca kilometrów długości. A Południe było wtedy i tak w dalszym ciągu bogatsze. Na Północy ludzie Ŝyli jeszcze gorzej. W Hanoi większość rodzin mieszkała wraz z dziećmi w jednym pomieszczeniu. W całym kraju Ŝywność moŜna było kupić tylko na kartki. Na zakończenie jeszcze jeden przykład ukazujący stan klęski gospodarczej SRW. Klęski tym trudniejszej do zrozumienia, Ŝe nastąpiła po skończeniu wojny i po zdobyciu zamoŜnego i urodzajnego Południa. OtóŜ w 1975 r. w RW było 70 tysięcy samochodów osobowych. Teraz ulice Sajgonu i innych miast Południa przedstawiały dosyć osobliwy widok: sznury samochodów, unieruchomionych wskutek braku benzyny i części zapasowych, rdzewiały stojąc całymi latami wzdłuŜ krawęŜników. Sytuacja gospodarcza była zatem alarmująca. A co zrobiły w tym momencie władze głoszące od czterdziestu z górą lat,
320 Ŝe ich najwaŜniejszym celem jest „zbudowanie kraju dziesięć razy piękniejszego"? U Ho Chi Minha i jego duchowych spadkobierców w konflikcie pomiędzy dogmatami ideologii a dobrem kraju zawsze górę brała ideologia. Tutaj kryły się równieŜ źródła wydarzeń, o których będzie teraz mowa — z tym Ŝe w wypadkach roku 1978 i 1979 oprócz marksizmu-leninizmu odegrały rolę takŜe czynniki tkwiące w wietnamskiej tradycji i charakterze narodowym. Spór wietnamsko-chiński wybuchł tak nagle i niespodziewanie, Ŝe zaskoczył większość obserwatorów. W czasie całej wojny Chiny były przecieŜ dla Hanoi pewnym oparciem, całkowitą wartość pomocy ChRL oblicza się na co najmniej 14 miliardów dolarów. Nie było takŜe Ŝadnych problemów z chińską mniejszością w Wietnamie, tak zwanymi Hoa. Było ich ponad 200 tysięcy na Północy i milion na Południu. Znani byli ze swej pracowitości i przedsiębiorczości. Konflikt zaczął się wiosną 1978 r. i doprowadził w ciągu dwóch miesięcy do niemal całkowitego zerwania stosunków pomiędzy oboma krajami. U jego podstaw legły zasadniczo dwie przyczyny. Rozpoczęta w marcu „bitwa o handel" i walka z prywatną przedsiębiorczością na Południu dotknęła przede wszystkim Hoa, jako Ŝe w ich rękach skupiała się większość sklepów i drobnych zakładów produkcyjnych. Wykorzystał to Pekin, który rozpoczął kampanię propagandową w obronie dyskryminowanych „rodaków" — kampanię tym dziwniejszą, Ŝe do tej pory ChRL nie okazywała Ŝadnego zainteresowania ich losem. Przywódcy chińscy postanowili sięgnąć po kartę Hoa z powodu ekspansjonistycznej polityki SRW. Partia załoŜona przez Ho Chi Minha nosiła początkowo nazwę Komunistycznej Partii Indochin. Później zmieniła nazwę, lecz w dalszym ciągu starała się kontrolować sytuację w Laosie i KambodŜy. W dokumentach partyjnych często
321
powtarzało się hasło „federacji po zwycięstwie". Laos faktycznie stał się od 1975 r. wietnamskim protektoratem, w którym stacjonowało kilkadziesiąt tysięcy Ŝołnierzy WAL. Natomiast Czerwoni Khmerzy doszli do władzy dzięki pomocy Hanoi, lecz wcale nie pragnęli dalszej „opieki". Swą ludobójczą politykę chcieli realizować suwerennie. Pol Pot wolał związać się z Chinami. Politbiuro KPW nie zamierzało jednak rezygnować z idei federacji indochińskiej. Zaczęło dąŜyć do obalenia reŜimu Pol Pota. Gdy w dodatku Czerwoni Khmerzy wysunęli pod adresem Wietnamu roszczenia terytorialne i zaczęli prowokować utarczki w strefie przygranicznej, konflikt przybrał na początku 1978 r. formę niemal otwartej wojny. KambodŜa była w niej oczywiście skazana na poraŜkę — a temu Pekin nie zamierzał się przyglądać z załoŜonymi rękami. W razie zjednoczenia Indochin pod władzą Hanoi Chinom groziło bowiem oskrzydlenie od południa przez stosunkowo silnego sprzymierzeńca Moskwy — tak bowiem postrzegano juŜ wówczas SRW w Pekinie. PoniewaŜ KPW okazała się nieczuła na dyplomatyczne naciski Chińczyków, zaczęli oni poszukiwać innego sposobu wywarcia presji na Wietnam. Wymarzonej okazji dostarczyła im sprawa Hoa. „Bitwa o handel" oraz zadraŜnione stosunki z Pekinem spowodowały, Ŝe władze SRW zaczęły szykanować Chińczyków i grozić im zesłaniem do Nowych Stref Gospodarczych. Hoa próbowali protestować: w maju zorganizowali w chińskiej dzielnicy Sajgonu, Cholonie, demonstrację, którą brutalnie stłumiła milicja. Obawiając się o przyszłość, Hoa zaczęli masowo uciekać z Wietnamu. Pekin róŜnymi sposobami zachęcał ich do emigracji: nadawano audycje radiowe, rozpuszczano pogłoski o bliskim wybuchu wojny z Chinami i o dalszych prześladowaniach tych, którzy zostaną. Na szczeblu oficjalnym rozpoczęła się eskalacja gróźb i wzajemnych oskarŜeń o hegemonizm (najstraszniejsze słowo „imperializm" rezerwowano 21 — Wietnam 1962-1975
322 nadal dla krajów obcych ideologicznie) oraz o odstępstwo od zasad marksizmu-leninizmu. W maju Pekin częściowo przerwał pomoc gospodarczą dla SRW i rozpoczął odwoływanie pracujących tam specjalistów. 3 czerwca ogłosił całkowite wstrzymanie pomocy, potem zamknięto granicę między oboma krajami i przerwano komunikację kolejową. Obie strony zaczęły teŜ koncentrować na granicy wojska. Hanoi nie stawiało Ŝadnych przeszkód emigracji Hoa. Dziwiło to zachodnich obserwatorów, którzy zdawali sobie sprawę z olbrzymiej roli, jaką Chińczycy odgrywali w gospodarce Wietnamu. I to nie tylko w sektorze prywatnym na Południu. Na Północy Hoa stanowili znaczną część inŜynierów, techników i wykwalifikowanych robotników. Trudno sobie było bez nich wyobrazić funkcjonowanie portu w Hajfongu czy kopalń węgla. Władzom SRW emigracja Hoa, których Pekin zawsze mógł wykorzystać do wywierania nacisku, była jednak na rękę. TakŜe tym razem interes władz okazał się waŜniejszy od interesów Wietnamu. W 1978 i 1979 r. Wietnam opuściło — legalnie i nielegalnie — około pół miliona osób narodowości chińskiej; niemal wszyscy Hoa z Północy oraz 300 tysięcy z Południa. Zgodnie z przewidywaniami exodus ten spowodował powaŜne perturbacje gospodarcze i spadek produkcji przemysłowej. Taktyka „balansowania" między Pekinem a Moskwą nie była juŜ dłuŜej moŜliwa, SRW wstąpiła więc do RWPG i podpisała układ o „przyjaźni i współpracy" ze Związkiem Radzieckim. Brak wspólnej granicy jeszcze bardziej skłaniał Hanoi ku opcji sowieckiej (z Chinami istniał spór o przebieg granicy oraz o Wyspy Paracelskie na Morzu Południowo-chińskim). Zaopatrzeni w sowieckie gwarancje Wietnamczycy mogli przystąpić do rozprawienia się z Pol Potem. W samo BoŜe Narodzenie, 25 grudnia 1978 r., 13 dywizji WAL uderzyło na KambodŜę. W niespełna dwa tygodnie później Wietnamczycy byli juŜ w Phnom Penh, gdzie utworzyli rząd, na którego czele
323
stanął Heng Samrin — były działacz Czerwonych Khmerów. Rząd ogłosił powstanie Ludowej Republiki Kampuczy, a miesiąc później zawarł z Wietnamem 25-letni układ o przyjaźni. Wcześniej podobny układ połączył SRW z Laosem, zatem dzieło podporządkowania Indochin moŜna było uznać za zakończone. Pekinowi tolerowanie wybryków niesfornego byłego sojusznika groziło utratą twarzy. Przywódcy chińscy wielokrotnie ostrzegali, Ŝe mają zamiar dać SRW „nauczkę". 17 lutego 1979 r. wybuchła krótkotrwała, lecz zacięta wojna chińsko-wietnamska — pierwsza w historii wojna na tak duŜą skalę pomiędzy dwoma państwami komunistycznymi. 20 dywizji chińskich wdarło się na głębokość 20 do 30 km na terytorium Wietnamu. Nazwy miast znane z czasów I wojny indochińskiej, znów — po niemal 30 latach — pojawiły się w czołówkach doniesień agencyjnych. NajcięŜsze zmagania miały miejsce na tzw. Drodze Przyjaźnie!), prowadzącej do Lang Son. W wojnie tej Chińczycy dysponowali przewagą liczebną, lecz przewaga techniczna naleŜała do Wietnamczyków. Obie strony posługiwały się bowiem sprzętem sowieckim lub wzorowanym na nim, ale modele chińskie były przestarzałe (np. czołgi T-34 znane z II wojny światowej). WAL posiadała poza tym spore ilości najnowocześniejszego wyposaŜenia amerykańskiego (znakomite haubice 130 i 177 mm, myśliwce F-5), a jej oddziały były zmechanizowane — Chińczycy opierali się głównie na piechocie. Celem ataku, oprócz „dania nauczki", było odciągnięcie sił wietnamskich z KambodŜy, gdzie resztki Czerwonych Khmerów przeszły do partyzantki i walczyły o przetrwanie. Hanoi ogłosiło jednak mobilizację, powołano pod broń kilkadziesiąt tysięcy Ŝołnierzy i zdołano powstrzymać uderzenie bez konieczności ściągania posiłków z Południa. Chińczycy wycofali się po kilku tygodniach, lecz straty, jakie zadali SRW, były znaczne. W pasie przygranicznym,
324 gdzie nie groziły amerykańskie bombardowania, Wietnamczycy wybudowali w czasie wojny szereg zakładów przemysłowych i innych obiektów. Chińska „nauczka" polegała na zniszczeniu wszystkiego, co znajdowało się na zajętych terenach. Niemal zrównano z ziemią kilka miast oraz elektrownię, linię kolejową i zakłady produkujące nawozy sztuczne — jedyne w całym Wietnamie. Straty w ludziach obu stron były w przybliŜeniu takie same: 20 tysięcy zabitych. Awanturnicza polityka musiała prowadzić do wzrostu zaleŜności Hanoi od Moskwy. Wkrótce po wojnie chińsko-wietnamskiej władze SRW zgodziły się na przejęcie przez ZSRR wielkiej bazy morskiej zbudowanej przez Amerykanów w Cam Ranh. W niektórych bazach lotniczych zaczęły stacjonować sowieckie samoloty. Obok kwestii KambodŜy i wojny z Chinami istniał jeszcze jeden powód, dla którego oczy całego świata zwróciły się ponownie na Indochiny: tragedia setek tysięcy uchodźców z Wietnamu, Laosu i KambodŜy. Dramatyczna odyseja ku wolności rozpoczęła się zaraz po przejęciu przez Lao Dong władzy nad RW. Jedni uciekali łodziami w kierunku odległych o 1,5 tysiąca kilometrów Filipin. licząc na napotkanie jakiegoś statku na ruchliwym Morzu Południowo-Chińskim. Inni próbowali płynąć przez Zatokę Syjamską do Tajlandii lub Malezji. Niektórzy wybierali drogę lądową — przez Laos, a od 1979 r. takŜe przez KambodŜę. Na kaŜdej z tych tras uciekający spotykali inne niebezpieczeństwa. Na morzu czyhali malajscy i filipińscy piraci, dla których nieuzbrojeni, a przy tym wywoŜący zwykle ze sobą dobytek całego Ŝycia uchodźcy stanowili kuszący łup. Wkrótce świat zaczęły obiegać pierwsze informacje o cierpieniach tych — jak ich ochrzciła prasa — boat people. Uciekinierzy, którzy mieli nieszczęście natknąć się na piratów, padali ofiarą morderstw, gwałtów i rabunków. Ci, których ten los ominął, często tonęli w czasie tropikalnych sztormów lub umierali z wycieńczenia błądząc po morzu.
325
Oficjalne dane Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców są następujące: — w roku 1977 zarejestrowano 47 tysięcy uchodźców zSRW; — w roku 1978 — 150 tysięcy; — w roku 1979 — 270 tysięcy; Do roku 1990 wyemigrowało z Wietnamu ponad 1,5 miliona ludzi. Liczba tych, którzy utonęli, zostali zamordowani lub zmarli w drodze, nigdy nie będzie znana. Najazd na KambodŜę i wojna z Chinami przyspieszyły proces gospodarczego rozkładu Wietnamu. Hanoi musiało odtąd utrzymywać armię 1,2 miliona Ŝołnierzy, co pochłaniało od 1/3 do połowy budŜetu państwa. Samo stacjonowanie w KambodŜy kontyngentu 160 tysięcy Ŝołnierzy kosztowało kilkadziesiąt milionów dolarów rocznie. Pomoc gospodarczą oprócz Chin zawiesiły takŜe m. in. Szwecja, Japonia i Francja. Ekonomia Wietnamu musiała to odczuć: wartość darów i długoterminowych poŜyczek z tych krajów przekraczała 200 milionów dolarów rocznie. Jednocześnie malał dochód narodowy osiągając w 1979 r. poziom 130 dolarów na głowę rocznie, gdy w sąsiedniej Tajlandii wynosił wówczas 1,5 tysiąca dolarów i stale rósł. Zbiory ryŜu spadały, a ludność zwiększała się w tempie 2,5% rocznie, więc w 1979 r. musiano znów ograniczyć racje kartkowe. Nie jest to pełny obraz klęski, jaką przyniosło Wietnamowi zwycięstwo komunistów. Do ruiny gospodarki i totalnego zniewolenia społeczeństwa doszły takŜe zjawiska, które Lao Dong przyrzekała zlikwidować: korupcja i zewnętrzne uzaleŜnienie kraju. W ciągu czterech lat od upadku Sajgonu komuniści nie marnowali czasu. Zamknęli ćwierć miliona ludzi w „Bambusowym Gułagu"; stworzyli gigantyczny problem uchodźców; z Nowych Stref Gospodarczych utworzyli obozy pracy przymusowej; swą ekspansywną polityką wtrącili kraj w izolację międzynarodową i zrazili nawet tych, którzy zawsze byli im
326
gotowi pomagać, i wreszcie spowodowali niszczycielski atak Chin. W 1980 r. Politbiuro KPW uznało, iŜ nadszedł właściwy moment, by Wietnam wkroczył oficjalnie w fazę „rozwiniętego socjalizmu". Zgromadzenie Narodowe uchwaliło nową konstytucję. Artykuł 4 głosił: „Komunistyczna Partia Wietnamu jest jedyną przewodnią siłą państwa i społeczeństwa oraz główną siłą sprawczą wszystkich sukcesów Rewolucji Wietnamskiej"...
EPILOG I — AMERYKAŃSKI. „NO MORE VIETNAMS?" ...W Wietnamie walczyliśmy o shtsgnąspnawę i przegraliśmy. Nigdy więcej Wietnamów moŜe znać. Ŝe nie będziemy następnym razem próbować. A powinno znaczyć, Ŝe następnym razem nie przegramy. Richard Nixon w 1985 roku
W USA nie było po 30 kwietnia 1975 r. ogólnonarodowej dyskusji, nie było poszukiwania winnych przegranej, nie pojawił się — jak po upadku Czang Kaj-szeka — następny McCarthy, czego tak obawiali się John Kennedy i Lyndon Johnson. Owszem, Amerykanie świadomi byli, iŜ Wietnam Południowy został zdradzony — wątek ten często przewijał się w artykułach i komentarzach. Równocześnie jednak ta sama prasa, która w czasie wojny tak łatwo wpadała w histerię i podgrzewała atmosferę, teraz za wszelką cenę starała się tłumić wyrzuty sumienia, nawoływała do spokoju i rozwagi. W ten sam ton uderzali politycy. Henry Kissinger powiedział, kiedy Sajgon jeszcze się bronił: „Sadzę, Ŝe tym, czego nam... potrzeba, jest pozostawienie Wietnamu za sobą i zastanowienie się nad problemami przyszłości". W kampanii prezydenckiej roku 1976 temat Wietnamu w ogóle się nie pojawił.
328
Przez kilka następnych lat trwała w USA pełna konfuzji cisza, która pokrywała plątaninę gniewu, rozczarowania, wyrzutów sumienia. Tylko od czasu do czasu padało zadawane przez rozgoryczonych jastrzębi" pytanie — ile warte jest słowo Ameryki? W rzadkich wypowiedziach prasowych lub ksiąŜkach dominowało stanowisko obowiązujące od późnych lat sześćdziesiątych: zaangaŜowanie USA atakowano jako niepotrzebne i niemoralne. „I co z następnymi kostkami domina?" — pytał niemal triumfująco amerykański dziennikarz kilka miesięcy po upadku RW — tak jakby Ŝołnierze Giapa mieli natychmiast po zdobyciu Sajgonu maszerować na Singapur. Z perspektywy lat widać, jak głęboko destrukcyjny wpływ na politykę amerykańską miał tzw. syndrom wietnamski, wyraŜający się w haśle „Nigdy więcej Wietnamów!". Nadał on polityce Ameryki drugiej połowy lat siedemdziesiątych wybitnie izolacjonistyczny charakter. Obowiązywał wówczas pogląd, Ŝe Stany Zjednoczone nie powinny się angaŜować w Trzecim Świecie, poniewaŜ nie mają ku temu ani siły, ani prawa, ani cierpliwości. Leonid BreŜniew tak scharakteryzował „syndrom wietnamski": „Obecnie niełatwo zdecydować się imperialistom na bezpośrednią ingerencję zbrojną w sprawy państw, które uzyskały niepodległość. Ostatnia wielka akcja tego rodzaju — wojna USA przeciwko narodowi wietnamskiemu — zakończyła się zbyt miaŜdŜącą i haniebną klęską, by mieli ochotę do powtarzania takich awantur". W ślad za przekonaniem Kremla, iŜ Ameryka stała się kolosem na glinianych nogach, poszły czyny. Tysiące kubańskich „doradców" lądowały w Angoli, Etiopii i Mozambiku, a w 1979 do Afganistanu wysłano „ograniczony kontyngent" Ŝołnierzy radzieckich. Kiedy następowały kolejne interwencje ZSRR w Trzecim Świecie (pośrednie lub bezpośrednie), w USA pojawiały się niekiedy nieśmiałe głosy na rzecz pomocy dla tych, którzy
329 chcieli walczyć z komunistami. Były one jednak natychmiast zagłuszane przez chór okrzyków No morę Vietnams! Jak dawniej, w chórze tym emocje brały górę nad logiką. Popularny komentator radiowy Paul Harvey sprzeciwiał się pomocy dla sił opozycyjnych w Angoli, twierdząc, Ŝe Amerykanie powinni pozwolić, by Angola stała się „rosyjskim Wietnamem,\ Harvey i inni zapominali, Ŝe Wietnam tylko dlatego stał się dla Ameryki tym, czym się stał, Ŝe Rosjanie i Chińczycy obficie zaopatrywali komunistów. Prezydent Carter wznowił na początku swej kadencji, w maju 1977 r., rozmowy z Hanoi w sprawie pomocy w odbudowie kraju ze zniszczeń i zezwolił na pomoc prywatnych organizacji amerykańskich dla Wietnamu. Wysłał teŜ do Hanoi delegację w sprawie poszukiwań zaginionych Amerykanów, a gdy Wietnamczycy obiecali współpracę w tej kwestii, wycofał veto wobec przyjęcia SRW do ONZ. Hanoi odebrało jednak te pojednawcze gesty jako oznakę słabości Ameryki i próbowało wykorzystać sprawę zaginionych Amerykanów do wywierania nacisku na Waszyngton, by udzielił oczekiwanej pomocy. Kongres nie aprobował jednak zamiarów prezydenta, a gdy rozpoczął się exodus boat people i gdy SRW wstąpiła do RWPG, kwestia pomocy USA stała się bezprzedmiotowa. W miarę jak społeczeństwo USA dowiadywało się o postępowaniu komunistów z podbitym Południem, gdy świat poruszyła epopeja wietnamskich uchodźców, lewicowa wykładnia historii konfliktu indochińskiego zaczęła się chwiać. KambodŜański blitzkrieg ostatecznie zdyskredytował mit „miłujących pokój patriotów" z Hanoi i potwierdził tezy „jastrzębi". Ukazała się wówczas cała seria ksiąŜek, które burzyły legendy pracowicie konstruowane w ciągu dwudziestu lat. Ich autorzy, zwykle konserwatywni, zwani „rewizjonistami", choć krytykują wiele aspektów wietnamskiej polityki Waszyngtonu,
330
zgadzają się co do jednego — iŜ zaangaŜowanie USA w Indochinach było moralnie usprawiedliwione i politycznie celowe. Jedną z najbardziej znanych prac tego nurtu była wydana w 1982 r. ksiąŜka Normana Podhoretza Why We Were in Wietnam?. Na tytułowe pytanie — „dlaczego byliśmy w Wietnamie?" — autor odpowiada po prostu: „...gdyŜ próbowaliśmy uratować południową połowę kraju przed złem komunizmu". Celem Podhoretza było złagodzenie amerykańskiego poczucia winy, przekonanie czytelnika, Ŝe jedyne, czego naleŜy się wstydzić, to przegranie wojny. ZaangaŜowanie USA w Wietnamie było prawe, ale nieostroŜne; polityka amerykańska była w wielu przypadkach błędna, ale nigdy zbrodnicza — konkluduje autor. Zadanie „rewizjonistów" było ogromnie trudne. Jedno nieprawdziwe zdanie wymaga zwykle dziesięciu zdań sprostowań i wyjaśnień — a kłamstwami na temat Wietnamu dałoby się wypełnić sporą bibliotekę. Chcąc obalić oskarŜenie, Ŝe Ameryka prowadziła politykę w sposób okrutny i ludobójczy, Günter Lewy, autor pierwszej z „rewizjonistycznych" ksiąŜek (America in Vietnam, New York 1978), musiał znaczną część pracy poświęcić na drobiazgowe analizy danych statystycznych — ONZ-owskich, amerykańskich i wietnamskich. Okazało się, Ŝe w Wietnamie zginęło o 1/4 mniej ludności cywilnej w proporcji do wszystkich ofiar niŜ w II wojnie światowej oraz przeszło dwa razy mniej niŜ w wojnie koreańskiej. Winą za klęskę „rewizjoniści" obciąŜają stronniczych dziennikarzy, zbyt pilnie wsłuchanych w głos ulicy kongresmenów, ignoranckich i zaślepionych nienawiścią do własnej ojczyzny „pacyfistów" oraz niezdecydowane i zbyt łatwo ulegające presji kolejne ekipy w Białym Domu. USA i RW mogły pokonać przeciwnika — twierdzą „rewizjoniści". Niektórzy posuwają się nawet tak daleko, jak Herman Kann, który powiedział, Ŝe było wiele dróg prowadzących do zwycięstwa
331 w Wietnamie, a tylko jedna wiodąca do przegranej — i ją właśnie wybrał Waszyngton. Starają się oni analizować skomplikowany splot najrozmaitszych uwarunkowań, które uczyniły tę wojnę niemoŜliwą do wygrania dla USA. Oczywiście, niemoŜliwą do wygrania w sensie politycznym, a nie z czysto militarnego punktu widzenia. Amerykański pułkownik, Harry Summers, który znalazł się w 1975 r. z misją wojskową w Hanoi, powiedział z nieukrywanym Ŝalem do północno-wietnamskiego pułkownika: „Nigdy nie pokonaliście nas na polu bitwy". „MoŜe i tak — odparł oficer WAL — ale to nie ma przecieŜ większego znaczenia". Wojskowym po prostu „nie pozwolono wygrać" — podsumował poglądy „rewizjonistów" prezydent Ronald Reagan. Do ksiąŜek rewidujących poglądy na historię konfliktu naleŜy teŜ No More Vietnams Richarda Nixona z 1985 r. Były prezydent obwinia w niej przede wszystkim Kongres USA, który przez zmniejszenie, a potem odmowę pomocy dla RW „przegrał pokój" po 1973 r. „Ostatecznie Wietnam został przegrany na froncie politycznym w USA, a nie na polach bitewnych Azji Południowo-Wschodniej" — twierdzi Nixon. Przemiany w świadomości Amerykanów musiały znaleźć swój wyraz w najbardziej masowej ze sztuk — w filmie. Po Zielonych Beretach z Johnem Wayne Hollywood przez 10 lat omijało temat wietnamski. Dopiero w 1978 r. powstały dwa filmy, które często niesłusznie się porównuje. O ile bowiem Powrót do domu Hala Ashby'ego z Jane Fondą w roli głównej jest w całości zbudowany z antywojennych przesądów i klisz, o tyle Łowca jeleni Michaela Cimino daleki jest od propagandowych uproszczeń — ukazuje destrukcyjny wpływ wojny na psychikę ludzi, niezaleŜnie od strony, po której przyszło im walczyć. Cimino pokazał jednak Ŝołnierzy komunistycznych znęcających się nad Amerykanami, a to wywołało protesty byłych „gołębi", z Fondą na czele, oraz nagonkę o niemal globalnej skali na ten film.
332 Lata osiemdziesiąte otworzył Czas Apokalipsy Francisa Coppoli, który przedstawia wojnę w Wietnamie jako szaleńczy koszmar bez Ŝadnego racjonalnego sensu. W połowie lat osiemdziesiątych w Hollywood rozpoczyna się wręcz moda na tematykę wietnamską, a krytycy zaczynają wyróŜniać podgatunek filmów „Ŝołnierskich". W 1987 r. znalazły się na ekranach między innymi takie obrazy, jak: Pluton, Fuli Metal Jacket i Hamburger Hill. Ich twórcy unikali z reguły szerszego spojrzenia na konflikt, nie zastanawiali się nad politycznymi ani ideologicznymi odniesieniami. Jeszcze większy rozgłos — i widownię — zyskały „wietnamskie" filmy klasy B. Rambo SyWestra Stallone przejdzie zapewne do historii kina jako jedna z niewielu postaci, które zdołały dorównać popularnością Kaczorowi Donaldowi. Do hollywoodzkiego Wietnamu wracali teŜ Chuck Norris — poszukujący MIA — i Arnold Schwarzenegger. Wracali pokonywać na ekranie przeciwnika, z którym Amerykanie przegrali w rzeczywistości. Te fantazje o rewanŜu świadczyły o zasadniczej zmianie spojrzenia na amerykańskich weteranów wojny. W filmach drugiej połowy lat siedemdziesiątych byli oni przedstawiani jako psychopatyczni mordercy {Taksówkarz), znarkotyzowane ofiary wojny, ludzie zagubieni, ze złamanymi charakterami {Łowca jeleni), krwawi szaleńcy i sadyści {Czas Apokalipsy). W filmach i serialach telewizyjnych z połowy lat osiemdziesiątych weterani zmienili się w muskularnych, śmiałych i samodzielnych bohaterów, którzy równie łatwo radzą sobie z amerykańską policją, co z Wietnamczykami. W latach osiemdziesiątych dokonała się publiczna akceptacja tych, którzy walczyli w Wietnamie. Byli ludźmi 30-40-ietnimi, wielu zajmowało odpowiedzialne stanowiska — z gubernatorskimi i senatorskimi włącznie. Nie moŜna juŜ więc było powtarzać frazesów o „pokoleniu, które zniszczyła wojna". Pismo „U.S. News and World Report" opublikowało w 1988 r. wyniki badań 15 tysięcy Ŝołnierzy, którzy słuŜyli w Wietnamie.
333 Okazało się, Ŝe pomiędzy weteranami a ich rówieśnikami, którzy nie byli w Wietnamie, nie ma istotniejszych róŜnic ani w stopniu znerwicowania, ani w liczbie rozwodów, ani w liczbie alkoholików czy w przestępczości. Przykład ten pokazuje, jak głęboko sięgnęły przekłamania dotyczące konfliktu wietnamskiego. Na tuziny moŜna bowiem liczyć wyniki przeprowadzonych wcześniej ankiet, które dawały zupełnie inne wyniki. W roku 1982 stanął w Waszyngtonie — po długich debatach — pomnik ku czci poległych w Wietnamie: dwie długie ściany z czarnego bazaltu, z wyrytymi nazwiskami ponad 57 tysięcy Amerykanów, którzy zginęli lub zmarli w wyniku wojny. Monument powstał z funduszy prywatnych. Jeden z warunków konkursu na projekt pomnika brzmiał: „Pomnik nie będzie miał Ŝadnego wydźwięku politycznego dotyczącego wojny i jej prowadzenia". W pierwotnej wersji nie miało na nim nawet być słowa „Wietnam". Projekt budził początkowo opory wśród weteranów. UwaŜali oni, Ŝe powinien wyraŜać nie tylko Ŝałobę, Ŝe powinien być biały — podobnie jak białe są groby bohaterów poprzednich wojen na cmentarzu Arlington. Ostatecznie monument zyskał jednak powszechną akceptację. Stał się najczęściej odwiedzanym miejscem w Waszyngtonie. Nowe spojrzenie na wojnę wiązało się z przemianami w atmosferze politycznej USA, które odbyły się z końcem lat siedemdziesiątych. Uosabiał je Ronald Reagan. Stwierdził on w czasie kampanii przedwyborczej, iŜ amerykańskie zaangaŜowanie w Wietnamie było „szlachetną sprawą" — co juŜ wystarczyło, by wzburzyć byłych „gołębi". Później, jako prezydent, poszedł jeszcze dalej. Zgadzał się z konserwatystami, Ŝe opuszczenie Wietnamu Południowego było zdradą ideałów amerykańskich i świadczyło o niebezpiecznym upadku narodowego ducha. Pragnął więc wyleczyć Stany Zjednoczone z „wietnamskiego syndromu", przywrócić im nadwątlone przez wojnę zaufanie i wiarę w siebie.
334
Taka była geneza „doktryny Reagana". USA zerwały z izolacjonizmem lat siedemdziesiątych, zaczęły skuteczniej bronić swych interesów w świecie — nawet z uŜyciem siły, a przede wszystkim zaczęły na nowo aktywnie powstrzymywać i wypierać komunizm z Trzeciego Świata. Nie byłoby oczywiście przebudzenia Ameryki i doktryny Reagana, gdyby nie sowiecka ekspansja drugiej połowy lat siedemdziesiątych. To głównie Afganistan spowodował otrzeźwienie USA po odpręŜeniowym zamroczeniu. Ronald Reagan nie dokonał przemiany w duchowej i politycznej atmosferze USA sam — stąpał po gruncie przygotowanym przez „rewizjonistów" i konserwatystów. JuŜ przed jego wyborem coraz głośniej rozbrzmiewały głosy publicystów i polityków, którzy z obawą obserwowali niebezpieczną pasywność Ameryki. Na przykład George Will wzywał na łamach „Newsweeka" w marcu 1979 r., by „otrząsnąć się z paraliŜującego, zabijającego myślenie sloganu No more Vietnoms, Jego artykuł nosił tytuł No morę „No more Vietnams". Nie znaczy to, Ŝe w Ameryce zmieniło się wszystko i wszyscy. Choć Reagan był prezydentem, to równocześnie kongres zdominowany był przez liberałów. A niestety, tylko część amerykańskiej lewicy wyciągnęła wnioski z tego, co się działo w Indochinach i w świecie w latach siedemdziesiątych. Działacze dawnego ruchu antywojennego, kontrkultury i Nowej Lewicy podzielili się na trzy grupy. Do pierwszej, najliczniejszej, naleŜą ci, którzy wycofali się z Ŝycia politycznego i zajęli robieniem interesów, kariery w „systemie" lub poszukiwaniem sensu Ŝycia — najczęściej w religiach Wschodu. Inni z uporem godnym lepszej sprawy nie przyjmują do wiadomości niczego, co mogłoby zmusić do rewizji poglądów. Najmniej liczni są ci, którzy wstrząśnięci okrucieństwami komunistów w Indochinach po 1975 r. — w ciągu trzech lat komunistycznego pokoju zginęło tam więcej ludzi niŜ w czasie kilkunastu lat „amerykańskiej" wojny — zrozumieli, Ŝe stanęli
335 po złej stronie i przyczynili się do jej zwycięstwa ', NaleŜy do nich m. in. Joan Baez. Słynna piosenkarka wraz z innymi dawnymi sympatykami Viet Congu zaapelowała w 1977 r. do Hanoi o zaprzestanie represji i wprowadzenie swobód demokratycznych, a swych kolegów z Nowej Lewicy wezwała do zajęcia wyraźnego stanowiska w sprawie sytuacji w Wietnamie. Odpowiedź podpisana przez wielu czołowych radykałów potwierdzała ich solidarność z wietnamskimi komunistami. Oświadczyli oni m. in.: „Obecny rząd w Wietnamie powinien zostać pochwalony za swoje umiarkowanie i nadzwyczajny wysiłek w doprowadzeniu do zgody narodowej". Znani aktywiści antywojenni, jak Jane Fonda, jej były mąŜ Tom Hayden, Abbie Hoffman czy Noam Chomsky, trwają do dziś w swych przekonaniach sprzed lat. Sądzą, Ŝe Ameryka „nie miała prawa" wspierać RW, a komuniści wyraŜali najgłębsze pragnienia narodu. Dlatego nie uwaŜają tego, co sami robili, za błędne lub niemoralne, a w sprawie gwałcenia praw człowieka w SRW w ogóle się nie wypowiadają, rezerwując swe oburzenie dla dyktatur prawicowych. Lewicowa mitologia musiała oczywiście ulec zmodyfikowaniu. Nie moŜna juŜ bez naraŜenia się na śmieszność twierdzić, Ŝe celem komunistów wietnamskich była sprawiedliwość i szczęście kraju. Dzisiaj więc dawni pacyfiści (jeśli w ogóle dostrzegają ogrom nieszczęść w Indochinach po 1975 r.) oskarŜają o ich spowodowanie USA, poniewaŜ to Amerykanie zniszczyli rzekomo „umiarkowany" NFW, a w KambodŜy mieli umoŜliwić dojście do władzy Czerwonych Khmerów. 1
Podobny podział nastąpił wśród byłych działaczy pokojowych poza Ameryką. Dla przykładu, znany
dziennikarz francuski Jean Lacoutoure po inwazji na KambodŜę potępił siebie i współtowarzyszy za to. Ŝe stali się „narzędziami i pośrednikami kłamliwej i zbrodniczej propagandy". Lacoutoure wyznał, Ŝe wstydzi się swej publicystyki, która „przypominała bardziej działalność militarną niŜ dziennikarstwo. Ukrywałem — stwierdził w 1979 r. — mankamenty rządów (północno) wietnamskich w czasie wojny ze Stanami Zjednoczonymi... Sądziłem, Ŝe ujawnienie stalinowskiego charakteru reŜimu (północno) wietnamskiego nie byłoby stosowne".
336
Odporne na nowe świadectwa i dowody okazują się teŜ tezy o przygniatającej przewadze liczebnej USA/RW, o prymitywizmie uzbrojenia oddziałów komunistycznych czy o podstępnym „wciągnięciu" Ameryki do wojny przez Lyndona Johnsona. Nie uwolniły się całkowicie od dawnych stereotypów środki masowego przekazu — choć wpływ nowego, „rewizjonistycznego" sposobu myślenia jest w nich widoczny. W 1984 r. generał Westmoreland pozwał do sądu sieć telewizyjną CBS, gdyŜ został w jednym z programów oskarŜony o rozmyślne wprowadzenie w błąd prezydenta co do prawdziwych rezultatów ofensywy Tet. Generał wygrał proces. Władimir Bukowski napisał o działaczach amerykańskiej lewicy, Ŝe „ich uporczywie mylne osądy" wcale nie umniejszyły ich dobrego samopoczucia. „Bez względu na to, co się dzieje, pozostają nietknięci, wolni od moralnej odpowiedzialności, świetlany przykład dla nas wszystkich. Czy nie zapewniali nas w przeszłości, Ŝe Viet Cong nie ma nic wspólnego z komunistami — Ŝe to po prostu «patrioci», walczący o niepodległość swej ojczyzny?". TakŜe i dziś ta część amerykańskiej lewicy patrzy w identyczny jak w latach siedemdziesiątych sposób na politykę USA, zarzucając jej imperializm szczególnie wobec Ameryki Łacińskiej. Często straszak „następnego Wietnamu" wyciągali np. przeciwnicy amerykańskiej pomocy dla nikaraguańskich contras, choć i w tym przypadku jakiekolwiek analogie były nikłe, natomiast róŜnice uderzające. Doktryna Reagana była świadomą próbą przezwycięŜenia kompleksu wietnamskiego. Konkluzja Guntera Lewy'ego z jego przełomowej pracy America in Vietnam mogłaby słuŜyć za jej motto. Lewy napisał, Ŝe Ameryka „nie moŜe i nie powinna być policjantem świata", jednak posiada „moralny obowiązek popierania narodów w ich wysiłkach dla obrony niepodległości, kiedy my i tylko my dysponujemy środkami, aby je wspomóc". Reaganowi nie dane było jednak zaleczyć wietnamskich ran Ameryki. Zgodnie z jego doktryną Waszyngton popierał
337
antykomunistyczną partyzantkę wszędzie, gdzie istniała {contras, afgańscy mudŜahedini, UNITA w Angoli to najbardziej znane przykłady), ale za jego kadencji USA odniosły tylko raz jednoznaczne zwycięstwo, i to w niezbyt duŜej skali — na Grenadzie. Stany Zjednoczone przezwycięŜyły syndrom wietnamski dopiero — jak się wydaje — w wyniku oszałamiającego sukcesu w wojnie nad Zatoką Perską. W czasie tego konfliktu słowo „Wietnam" było znów na ustach wszystkich: prasy i generałów, prezydenta i pacyfistów. George Bush i dowództwo amerykańskie zapewniali wielokrotnie, Ŝe Irak nie będzie „drugim Wietnamem". Byli w stanie dotrzymać słowa przede wszystkim dzięki temu, Ŝe wyciągnęli właściwe wnioski z historii. Generał Schwarzkopf znalazł się w bez porównania lepszej sytuacji niŜ swego czasu Westmoreland. Polityczne restrykcje nałoŜone na siły zbrojne były znacznie lŜejsze i nie zmuszały go do np. „stopniowania" ataków czy teŜ do powstrzymania się od uderzeń na waŜne strategicznie cele. Musiały upłynąć niemal dwa dziesięciolecia, by w USA minął szok po przegraniu najdłuŜszej i najkosztowniejszej wojny. Dziś większość Amerykanów rozumie, Ŝe ich ojczyzna znajdowała się w tym konflikcie po słusznej stronie, Ŝe choć stawili nieprzyjacielowi czoło na wyjątkowo trudnym terenie, choć walczyli w obronie społeczeństwa, które nie bardzo rozumiało zagroŜenie i nie bardzo potrafiło i chciało się bronić, to jednak zdołali powstrzymać pochód komunizmu w Azji i dali narodom tego kontynentu czas na rozwój i nabranie sił. A klęska, którą w końcu ponieśli, była takŜe klęską ludów Indochin — Khmerów, Laotańczyków oraz pozornie zwycięskich Wietnamczyków.
22 — Wietnam 1962-1975
EPILOG II — WIETNAMSKI. KLĘSKA ZWYCIĘZCÓW
Nie posiadamy wolności prasy, słowa, wolności gromadzenia sią ani stowarzyszania. Nie mamy prawa emigrować ani podróŜować za granicą jako turyści... Tysiące Wietnamczyków doprowadzono do powolnej śmierci, a tysiące innych zmasakrowano dla obcych im interesów. Ho Chi Minh na zjeździe Francuskiej Partii Socjalistycznej w grudniu 1920 r.
W połowie lat 80. Wietnam miał 60 milionów mieszkańców, a kaŜdego roku przybywały następne 2 miliony. Tymczasem partia nie tylko nie była w stanie właściwie pokierować rozwojem gospodarczym, lecz sama przedstawiała poŜałowania godny obraz rozprzęŜenia. Do KPW naleŜało 1,7 miliona osób. Robotnicy stanowili w niej zaledwie 10%. Członkowie aparatu KPW, zwani „kadrowcami", tworzyli uprzywilejowaną warstwę społeczeństwa. Zwykły obywatel mógł kupić na kartki 9 kg Ŝywności na miesiąc, a funkcjonariusz partii 15 kg. Aparatczycy mieli równieŜ moŜliwość zakupu niedostępnych na państwowym rynku towarów: puszki mleka skondensowanego, dwóch Ŝyletek, szczoteczki do zębów i jednej tubki pasty — co trzy miesiące.
339 Inną specyficzną cechą Wietnamu był (i jest) stopień skorumpowania aparatu partyjnego i państwowego, który juŜ pod koniec lat siedemdziesiątych dorównał temu, co działo się w RW. Skąd jednak wzięło się nagłe przekształcenie kadrowców, których wysokie morale zawsze budziło zachwyty aktywistów antywojennych, w cynicznych łapówkarzy i nepotystów? Korupcja była nieodłączną cechą aparatu Lao Dong od samego początku i to pomimo surowej, wojennej dyscypliny. Jej zasięg musiał być znaczny, skoro Ho Chi Minh juŜ w 1945 r. narzekał na łapownictwo i naduŜywanie władzy przez kadrowców. Póki trwała wojna, korupcja nie przybrała rozmiarów masowych, jednakŜe natychmiast po 1975 r. opanowała kadry KPW niczym epidemia. Jej źródłem był — podobnie jak w RW — kryzys mentalności konfucjańskiej. Nieprzypadkowo w dokumentach partyjnych wskazywano na indywidualizm jako na główną przyczynę korupcji. Odchodzącego konfucjanizmu nie była w stanie zastąpić „etyka rewolucyjna". Gdy po zdobyciu zamoŜnego Południa aparat otrzymał praktycznie nieograniczoną władzę i gdy zanikły rygory wojennej dyscypliny, moralna zgnilizna partii ukazała się w całej okazałości. Innym powodem było załamanie wiary w ideologię znacznej części aparatu. Kadry posyłane na Południe szybko przekonywały się, Ŝe propaganda łgała. Zamiast wyzyskiwanej przez Amerykanów i „marionetkowy reŜim" ludności znajdowali wyŜszy niŜ w DRW poziom Ŝycia, odkrywali ślady swobód, których na Północy nawet sobie nie wyobraŜali. Ideologiczne zauroczenie pryskało jak bańka mydlana i aparatczycy zaczynali pogoń za dobrami materialnymi. Dochód narodowy spadł poniŜej 100 dolarów na głowę rocznie, a inflacja w 1987 r. osiągnęła 800%. Południe, pomimo zuboŜenia, pozostało bogatsze od Północy. Wolnego i czarnego rynku oraz prywatnej przedsiębiorczości nigdy nie udało się władzom zdusić do końca. Reporterzy, dosyć licznie
340
odwiedzający Wietnam w dziesiątą rocznicę zakończenia wojny, zgodnie stwierdzali, iŜ — jak to ujął Robert Shaplen z „New Yorkera" — Sajgon jest miastem „podupadłym, szarym i zakurzonym", w którym z trudnością moŜna odnaleźć resztki dawnej świetności, a fascynująca atmosfera „azjatyckiego ParyŜa" przepadła chyba bezpowrotnie. WAL stała się w latach 80. czwartą co do liczebności armią świata. Utrzymywanie niemal półtoramilionowej armii było oczywiście niezwykle kosztowne, ale konieczne dla realizacji mocarstwowych aspiracji KPW. Wietnamscy komuniści nadal bowiem zacieśniali „stosunki specjalne", łączące Wietnam z Laosem i KambodŜą. W obu krajach masowo osiedlali się chłopi wietnamscy, a namiestnicze rządy posłusznie wykonywały polecenia Hanoi. Ekspansywna polityka KPW przyczyniła się do całkowitego zaniku sympatii do Wietnamu. Nawet Szwecja oświadczyła w 1987 r., Ŝe będzie pomagać SRW jeszcze tylko przez dwa lata ze względu na okupację KambodŜy. A Zgromadzenie Ogólne ONZ w Ŝadnej niemal kwestii nie głosowało w połowie lat osiemdziesiątych tak zgodnie, jak przy potępianiu Hanoi z tego samego powodu. W roku 1985 Wietnam był zadłuŜony wobec zagranicy na 6 miliardów dolarów, z czego ponad 4 miliardy przypadały na długi wobec bloku sowieckiego, a najwięcej wobec samego ZSRR. Pomoc radziecka wynosiła 2 miliardy dolarów rocznie — 20% globalnego dochodu narodowego kraju. Wiele było zatem słuszności w metaforze, której uŜył Teng Siao-ping, nazywając Wietnamczyków „Kubań-czykami Wschodu". Podobnie jak Ŝołnierze Fidela Castro walczyli w Afryce, tak i „ochotnicy" wietnamscy bili się w KambodŜy i oskrzydlali Chiny, a ich rząd inkasował miliardy rubli. Wietnam spłacał swój dług wobec ZSRR na róŜne sposoby. Udostępnił bazy wojskom sowieckim. Wysyłał robotników do pracy, głównie na Syberii i w krajach RWPG (co roku
341 50 tysięcy osób). Nawet pomoc sowiecka nie była jednak w stanie uratować rozsypującej się gospodarki Wietnamu. Hanoi próbowało ratować gospodarkę uciekając się m.in. do handlu bronią pozostawioną przez Amerykanów. Wietnam sprzedał w 1985 r. Iranowi, prowadzącemu wojnę z Irakiem, sprzęt bojowy wartości 400 milionów dolarów (czołgi M-48, samoloty F-5, helikoptery Cobra i in.). Rzecz jasna, te rozpaczliwe półśrodki mogły oddalić widmo katastrofy tylko na krótko. Przywódcy SRW nie zdecydowali się natomiast na sięgnięcie do innego źródła dewiz, które — jak wskazywał przykład Tajlandii czy Birmy — mogło dawać spore dochody: do turystyki. W roku 1983 Wietnam odwiedziło 252 turystów (!). Dla władców z Hanoi hermetyczna izolacja swych obywateli okazała się najwaŜniejsza. Po szczytowym 1979 r., kiedy to w ciągu 1 miesiąca do krajów sąsiednich przybywało ponad 50 tysięcy uchodźców, strumień uciekinierów zmniejszył się, lecz był to nadal powaŜny problem. Mobilizacja opinii publicznej całego świata i pomoc rządów zachodnich sprawiły, iŜ ci emigranci z końca lat siedemdziesiątych, którym udało się przeŜyć ucieczkę, znaleźli stałe miejsca osiedlenia. Z około miliona uchodźców (do 1985 r.) 700 tysięcy przyjęły USA, a pozostałych głównie kraje Europy Zachodniej. W 1979 r. zorganizowano we Francji akcję „Statek dla Wietnamu" (kilka lat wcześniej francuska lewica teŜ wysłała „Statek dla Wietnamu", tyle Ŝe z pomocą dla Viet Congu). Akcji udzieliło poparcia wiele znanych postaci, a wspólna konferencja prasowa dwóch słynnych „starców" — Raymonda Arona i Jean-Paul Sartre'a — urosła do rangi symbolu pojednania lewicy z prawicą w imię humanitarnych ideałów. Zebrane fundusze wystarczyły do wysłania statku, który w czasie kilkumiesięcznego rejsu po Morzu Południowochińskim wyłowił 884 uciekinierów. Społeczny entuzjazm dla akcji był jednak bez porównania mniejszy niŜ energia dawnych
342
ruchów antywojennych. Następny „Statek dla Wietnamu" mógł wypłynąć dopiero trzy lata później. Trzon Politbiura w połowie lat 80. tworzyła wciąŜ ta sama grupa, co w latach czterdziestych. Wszyscy wyznawali marksizm w skrajnie dogmatycznej, stalinowskiej wersji — wszak zostali komunistami w latach trzydziestych, jako uczniowie agenta Kominternu. Historia z pozoru przyznała im rację — czyŜ nie pokonali Francji i Ameryki? Upojeni zwycięstwami nie zamierzali ani na jotę odstępować od pryncypiów ideologii. W dodatku byli słabo lub w ogóle nie wykształceni — spędzili całe Ŝycie w konspiracji i w dŜungli, znali się najwyŜej na prowadzeniu wojny; ich wiadomości na temat gospodarki ograniczały się do podręczników marksistowskiej „ekonomii politycznej". Po powstaniu Solidarności sekretarz generalny partii Le Duan powiedział: „WyraŜamy nasze poparcie dla PZPR, komunistów i narodu polskiego w ich walce, mającej na celu udaremnienie kontrrewolucyjnych planów reakcyjnych sił". Natomiast gen. Giap, wydelegowany na nadzwyczajny zjazd PZPR w 1981 r. oświadczył, iŜ „w trudnej i skomplikowanej walce komuniści i naród polski mogą polegać na szczerym poparciu i bojowej solidarności KPW". KPW stała się partią zupełnie nie przypominającą Lao Dong z jej heroicznego okresu. Była to partia niezdyscyplinowana, nieudolna, niezbyt spójna i głęboko skorumpowana. Przed taką właśnie partią stanęło w 1985 r. zadanie, od którego rozwiązania zaleŜała przyszłość kraju: wyprowadzenie Wietnamu z lawinowo narastającego kryzysu. Na zjeździe partii w 1986 r. doszło do burzliwej debaty. W jej wyniku ustąpiło trzech najwaŜniejszych członków Politbiura: Truong Chinh, Pham Van Dong i Le Duc Tho. Nowym sekretarzem generalnym został Nguyen Van Linh (71 lat), Południowiec, uwaŜany za zwolennika zmian. Zjazd opowiedział się za reformami ekonomicznymi, uznał konieczność istnienia indywidualnego rolnictwa, prywatnej inicjatywy •
343
oraz likwidacji centralnego systemu nakazowo-rozdzielczego. Skala zmian nie budzi zdziwienia, jeśli weźmie się pod uwagę okoliczności: rozmiary kryzysu oraz fakt, Ŝe rok 1987 był okresem zaawansowanej „pierestrojki" w ZSRR i innych krajach bloku. Odejście starej gwardii, zawsze tak pewnej siebie i ufającej niezłomnie w słuszność swej linii, stanowiło drastyczny wyraz przyznania się do poraŜki. Ci, którzy pokonali Francuzów, Amerykanów i Południowych Wietnamczyków, sami zostali w końcu pokonani — z powodu ślepej wiary w ideologię. Nie tylko nie potrafili na jej podstawie zbudować kraju „dziesięć razy piękniejszego", nie tylko sprowadzili na swój naród bezmiar cierpień, lecz nawet nie zdołali zapewnić Wietnamowi suwerenności, popadając w ścisłą zaleŜność od Moskwy. „Nie ma nic cenniejszego nad niepodległość i wolność" — mawiał Ho Chi Minh. A jednak ani on, ani jego spadkobiercy nie dali Wietnamczykom ani jednego, ani drugiego. Zbiorowa dymisja moŜe świadczyć o tym, iŜ twórcy KPI zaczęli rozumieć swoją Ŝyciową pomyłkę. Wkrótce po zjeździe stara gwardia oddała resztę jeszcze zajmowanych pozycji m.in. Pham Van Dong zrezygnował z piastowanego od ponad 30 lat urzędu premiera. Po zjeździe prawie całkowicie zreprywatyzowano handel detaliczny, przybyło zakładów usługowych oraz nieduŜych warsztatów i spółek produkcyjnych. Koniec lat 80. był okresem dalszych postępów wietnamskiej „pierestrojki", choć emigracyjne źródła wietnamskie podawały przykłady licznych represji. Największe zmiany nastąpiły w gospodarce. Od roku 1988, kiedy ponownie w niektórych regionach zapanował głód, zaczęła następować systematyczna poprawa, lecz Wietnam nie stał się nigdy azjatyckim tygrysem gospodarczym. Do dziś jest jednym z najuboŜszych krajów na świecie. Na przełomie lat 80. i 90. w polityce zagranicznej Wietnamu nastąpiła zmiana sojuszy. Hanoi starało się znaleźć wyjście
344 z międzynarodowej izolacji i miejsce w nowym światowym układzie sił. We wrześniu 1989 r. Wietnam ogłosił wycofanie wojsk z KambodŜy. KPW potępiła demokratyczne przemiany w Europie Środkowej i b. ZSRR. Naturalne stało się natomiast zbliŜenie z Pekinem, gdzie po masakrze na placu Tien An Men partia przyjęła podobna, linię: reformy gospodarcze bez zmian politycznych. Chiny zaoferowały 2 miliardy dolarów, by zastąpić zredukowaną pomoc Moskwy. Lata 90. to w Wietnamie proces postępującej liberalizacji w sferze gospodarki bez znaczących zmian politycznych. Wietnam stara się o przyciągnięcie inwestycji zagranicznych, oferując tanią siłę roboczą i stara się kroczyć w analogicznym kierunku, jak Chiny. Następuje stopniowa normalizacja sytuacji międzynarodowej w Indochinach. W 1995 r. Stany Zjednoczone ponownie nawiązały stosunki dyplomatyczne z Hanoi, a w roku 2000 odbyła się wizyta prezydenta Billa Clintona w SRW. Wietnamczycy zdają sobie dziś powszechnie sprawę z tego, Ŝe komuniści ich okłamali. Pokonanie Francuzów i zjednoczenie kraju, które kosztowały naród morze krwi i dziesiątki lat wyrzeczeń, nie przyniosły obiecywanego przez Lao Dong dobrobytu i wolności. Gdy rozmawia się szczerze z Wietnamczykami, to mówią zwykle: „pomyliliśmy się" albo „byliśmy jak zahipnotyzowani". Niechętny stosunek społeczeństwa do reŜimu uwidocznił się w czasie wojny z Chinami. WAL, słynąca zawsze z dyscypliny i męstwa, tym razem biła się miernie, zdarzały się przypadki dezercji. Wietnamczycy zaczynają rozumieć, Ŝe — jeśli moŜna mówić o zwycięzcy obu wojen indochińskich — to był nim nie naród, lecz partia komunistyczna. A i ona została w końcu pokonana — przez samo Ŝycie, które nie dało się zamknąć w dogmatach ideologii.
345 Właśnie — ideologia. Wydaje się, iŜ wojny indochińskie przyniosły zwycięstwo wyłącznie jej. Przegrali Francuzi, musieli się wycofać Amerykanie, Południowi Wietnamczycy zostali pokonani, a w końcu poraŜkę ponieśli równieŜ komuniści. Jedyną stroną — jeśli moŜna uŜyć takiego określenia — której indochińska hekatomba przyniosła korzyści, była marksistowsko-leninowska ideologia — jej panowanie rozciągnęło się przecieŜ na następną połać globu, zagarniając 80 milionów ludzi. Aleksander SołŜenicyn napisał w Archipelagu GUŁag: „Wyobraźnia i siła wewnętrzna zbrodniarzy Szekspira zatrzymywały się na tuzinie trupów. PoniewaŜ nie mieli ideologii. Ideologia! Ona to właśnie przynosi poszukiwane usprawiedliwienie zbrodni, tak potrzebne zbrodniarzowi... Właśnie IDEOLOGIA spowodowała, Ŝe wiek XX doświadczył zbrodni na milionową skalę". I pomyśleć, Ŝe losy Indochin mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby pewien skromny pomocnik paryskiego'fotografa nie wzruszył się osiemdziesiąt lat temu do łez, czytając leninowskie Tezy w kwestii nowelowej i kolonialnej...
WYBÓR BIBLIOGRAFII A r p i n a c k i Andrzej, Indochiny 1982-1987, w: „Krytyka" nr 27/1988. B r a t k o w s k i Stefan, Oddalający się kontynent, Warszawa 1980. B u r c h e t t Wilfred G., Wietnam. Historia wojny partyzanckiej od wewnątrz, Warszawa 1966. C h a f e William H., The Unjinished Journey. America Since World War 11, New York 1986. C h e s n a u x Jean, Wietnam, Warszawa 1957. C h o c i ł o w s k i Jerzy, Okruchy Azji, Warszawa 1986. C h o c i ł o w s k i Jerzy, Wietnam bez 17 równoleŜnika, w: Wietnam w walce o niepodległość i socjalizm. Warszawa 1980. C o 11 i e r Peter, H o r o w i t z David, Kolejna podia, nieuczciwa dekada lewicy, w: Oto Ameryka. Polityka i społeczeństwo, New York 1987. Communist Plan to Conąuer South Vietnam, Bangkok 1962. F i t z G e r a 1 d Frances. Fire in the Like, New York 1973. G a r f i n k 1 e Adam, That Lousy War: Explaining Vietnam w: „First Things", 12/2000. G i 11 i n Todd, The Sixties. Years of Hope, Days of Ragę, New York 1987. G o l d m a n Peter, F u l l e r Tony, Chanie Company, New York 1983. G o o d m a n Allan E., 77^ Lost Peace. American Search for a Negotiated Settlement of the Vietnam War, Stanford 1978. G ó r a l s k i Władysław, Zarys stosunków polsko-wietnamskich w latach 1950-1983. w: Kraje Socjalistyczne, t. I, 1985. H e r r i n g George C., Americał Longest War. The United States and Wietnam 1950-1975, New York 1965.
347 Historia dyplomacji od 1945, cz. II, Warszawa 1986 Historia polityczna Dalekiego Wschodu 1945-1976, Warszawa 1986 Ho Chi M i n h. Selected Writings 1920-1969, Hanoi 1973 H o n e y P. J., Comnumism in North Vietnam, hs Role in the Sino-Soviet Dispute, Cambridge, Massachussets, 1963 H u y e n N. Khac. Yision accomplished? The Enigma of Ho Chi Minh, New York 1971. J e f f r e y s - J o n e s Rhodri, Peace Now! American Society and the Ending of the Wietnam War, Yale 2000. J o h n s o n Paul. A History of the Modern World, London 1984. K e a r n s Doris, Lyndon Johnson and the American Dream. New York 1976. L o g e v a ll Fredrik, Choosing War. The Lost Chance for Peace and the Escalation of the Vietnam War, Berkeley 2000. M a c k i e w i c z Józef, Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy, Londyn 1975. M a c 1 e a r Michael, The Ten Thousand Day War, London 1985. M c N a m a r a Robert S. i in., Argument Without End: In Search of Answers to the Wietnam Tragedy, New York 2000. M o r r i s Stephen, Rozmyślania o wojnie w Wietnamie, w: Miedzy sierpem a młotem — ZSRR i świat. Warszawa 1987. N g u y e n Khai, Noworoczne spotkanie, w: „Literatura na świecie", nr 6/1986. N g u y e n Manh Tuan, W obliczu morza, cyt. za: „Literatura na świecie"... N g u y e n Van Canh, Vietnam Under Communism, 1975-1982, Stanford 1985. N g u y e n Van Canh, Vietnam Under Communism, 1975-1982, Stanford 1985. N o w a k o w s k i Jerzy, Kronika terroru. Ruchy anarchistycznew REN 1968-1980, Warszawa 1981. P a n i k kar Kawalam M., Azja a dominacja Zachodu 1498-1945, Warszawa 1972, s. 201. P a s s e n t Daniel, Co dzień wojna, Warszawa 1968. P a t e r s o n Thomas G., Historical Memory and Illusive Victories: Vietnam and Central America, w: „Diplomatic History", vol. 12, nr 1, 1988. Quy, Na Morzu Chińskim, w: „Karta", nr 2/1984. R u s s e 1 Bertrand, Zbrodnie wojenne w Wietnamie, Warszawa 1967.
348 S c a 1 a p i n o Robert A., Przedmowa w: N g u y e n Vanh Canh, Vietnam Under Communism. S h a p 1 e n Robert. A Reporter at Large. Return to Vietnam, w: ..The New Yorker", 22.04.1985. S i e g e 1 Frederick F., Troubled Journey. From Pearl Harbor to Ronald Regan. S i e n k i e w i c z Marian, Wojna wyzwoleńcza narodów Indochin 1945-1975. Aspekty wojskowe, Warszawa 1979. S o r e n s e n Theodore C, Kennedy, New York 1965. Summers Harry G. Jr.. On Strategy. A Critical Analysis of the Yietnam War, New York 1982. Ś l i w k a - S z c z e r b i c Władysław, Podwójne Ŝycie Sajgonu, Warszawa 1969. Świat w przekroju, Warszawa 1969. The Lessons of Wietnam, pod red. Thompson Scott W., Frizzel Donaldson D., New York 1977. The Pentagon Papers as Published by „The New York Times", New York 1971. The Truth About Vietnam-China Relations Over the Last 30 Years, Hanoi 1979. T o u r n o u x Jean-Raymond, Po raz pierwszy ujawnione. Warszawa 1978. T rag er Frank, Why Viet-Nam?, New York 1966. T r u o n g Nhu Tang, Memoires d'un Vietcong, Paris 1986 (Korzystałem ze streszczenia tej ksiąŜki udostępnionego przez pana Wojciecha GiełŜyńskiego). Vo N g u y e n G i a p , Wojna wyzwoleńcza narodu wietnamskiego, Warszawa 1964. W e r f e I Roman, Wietnam bez ostatniego rozdziału, Warszawa 1967. W i l k o s z Stefan. Wietnam. Anatomia zwyciąstwa i klaski, Warszawa 1977. W i l k o s z Stefan, Wietnam. Anatomia zwyciąstwa i klaski, Warszawa 1977. Z a p o 1 s k i Stanisław, Wojna partyzancka w Wietnamie, Warszawa 1976. Zeszyty dokumentacyjne PAP. Wietnam Południowy — poraŜka strategii imperializmu. Warszawa 1976. Z i e g 1 e r David W., War, Peace and Intemational Politics, Boston 1981.