Mickiewicz w latach 1853-1855 [PDF]

  • 0 0 0
  • Gefällt Ihnen dieses papier und der download? Sie können Ihre eigene PDF-Datei in wenigen Minuten kostenlos online veröffentlichen! Anmelden
Datei wird geladen, bitte warten...
Zitiervorschau

.

MARCELI HANDELSMAN

MICKIEWICZ W LATACH 1853—1855

W A R S Z A W A — 1933 N A K Ł A D E M K S I Ę G A R N I F. H O E S I C K A

M I C K I E W I C Z W LATACH 1853—1855.

MARCELI

HANDELSMAN

MICKIEWICZ W LATACH 1853—1855

W A R S Z A W A — 1933 n ak ład em

k sięg arn i f

.

h o esick a

C / Ź

r

■'

ir

Biblioteka Narodowa W arszaw a

30001009038873

DRUKARNIA W Ł ŁAZARSKIEGO W WARSZAWIE

SPIS TREŚCI

P rz e d m o w a ....................................................................... Rok 1854.

W „Kole“

..................................................

Rok 1855. W Hotelu L a m b e r t.................................... Dodatki:

I, Misja Ryszarda Bielickiego

II. M aterjały do decyzji angielskiej o legjonie polskim w A z j i ............................. III. O śmierci Adama Mickiewicza

M im o og rom nej litera tu ry , p o ś w ię c o n e j osobie M ic k ie w ic za , k o ń c o ­ w e lata jego życia, a ż do śm ierci na p o ste ru n k u żo łn ie rsk im , d o c z a ­ s ó w ostatnich naogół p o z o s t a ją słabo zb a d a n e . O d Żywota W ł. M ic k ie w ic za posunięto się n ieznacznie. K a lle n b a c h uja w n ił s p r a w o z d a n ie z r o z m o w y u M o ra w sk ie g o z 31.VII. 1855 i list d o ks. A d a m a z 13.XI 1855 (A dam M ickiew icz, 1923, II, 490-1-487-9), nie w p r o w a d z a ją c tego z r e s z tą do sw e g o w y k ła d u . S zp o ta ń s k i fA d a m M ickiew icz 1922, III, 104— 106) ogłosił c ie k a w y r a p o rt L enoira -Z w ie r kow skiego o zm ianach w p o g lą d a c h A . M ic k ie w ic z a w r. 1855, w gru n ­ cie r z e c z y b e z z w ią z k u z całością sw e g o o po w iad an ia . I j e d y n ie K n a p o w s k a (K andydaci do tronu p olsk ieg o w cza sie w ojn y K rym skiej 1927, 26-9) p o d a je nieco s z c z e g ó łó w d o jego roli na w iosnę r. 1854, p r z y p i ­ sując mu u d z ia ł w ko m isji fu n d u sz o w e j, która je d n a k n ig d y — w b r e w tw ie rd ze n io m

autorki — nie

m iała

w yjść z fazy

p r o je k tó w .

To

w s z y s tk o 1).

) W broszurze m niejszej drukuję now e Przyczynki do działalności politycznej poety, nie wyczerpując jeszcze caiego zagadnienia historji ostatnich trzech lat jego życia.

WYKAZ SKRÓTÓW. A. Cz. — Archiwum C zartoryskich, Kraków. A. E. — Archives des Affaires Etirangeres, Paris. A. P. — A rchiw um państw ow e, Poznań. A. R. — B ibljoteka R appersw ilska, W arszaw a. A. W. — Staatsarehiv, W ien. B. Ak. — B ibljoteka A kadem ji Umiejętności, K raków. B. B. — Bibliiotheque royale, Bruxelles. B. Jag. — Biblioteka Jagiellońska, Kraków. B. N. — B ibljoteka N arodowa, W arszaw a. P. R. O. — Public Record Office, London. San. H. — Sandion H all. Archiwum L o rd a H arrow by.

R O K 1854. W

„KOLE".

I.

K om plikacje w schodnie 1853 r. m iały w yw ołać za sad n icze zam ie­ szanie w dotychczasow ym u k ład zie polskich obozów em igracyjnych, p rzy czy n iając się do zupełnie nowego ich przeg ru p o w an ia. M iejsce zw alczający ch się dw u daw nych stronnictw : ary sto k raty czn eg o , p o ­ m aw ianego o w yłączne dyplom atyzow anie, i dem okratycznego, r a ­ dykalnego, szu k ającego op arcia w lu d ach i sojuszu z rew olucją, z a ­ jęły nowe o rjen ta cje. Z chw ilą rozpoczynania się w ojny rosyjskotu reck iej, k tó ra niezadługo p rzek ształcić się m u siała w w ojnę koalicyjn o -ro sy jsk ą, p rz ed o p in ją p olską pow stało zagadnienie: czy zacho­ wać się biernie wobec rozpoczynającego się konfliktu, czy też p o ­ stara ć się wziąć w nim u d ział czynny, a jeżeli tak, to jaki. D la obozu, który, jak H otel Lam bert, rokow ał ze w szelkiem i rz ąd am i F ra n c ji czy A nglji, d la o p arcia na ich p ro tek c ji m ożliw ości w łasnego d ziała n ia na wschodzie, k onflikt ten był tylko upragnioną, zdaw na p rzew id y w an ą sposobnością, z k tó rej n ależało sk o rzy stać corychlej, ażeby zbudow ać jakieś w łasne zastęp y polskie i um ocnić pozycję swego obozu. Inaczej p rzed staw ia się sy tu acja dem okracji. D la niej o tw iera jąca się sp o ­ sobność w nosiła szereg trudności, k tó re m usiały doprow adzić do ro z ­ bicia jej szeregów. N a stę p u je rozłam anie — na p łaszczy źn ie w iększego p rzyw iązania do zasad czy też do m ożliw ości d ziała n ia n aty ch m iasto ­ wego na rzecz Polski, na płaszczyźnie różnicy tem p eram en tó w spiskow o-politycznych, czy też bojow o-czynnych. S ta ra em igracja, zogni­ skow ana w Londynie po zam achu stan u L udw ika B onapartego, zeb ran a wokół daw nych agitatorów i p ro pagatorów dem okracji, conajw yżej działaczów politycznych r. 1848 w ybiera o rje n ta c ję bierności: C e n tra ­ lizacja u siłu jąca z tru d em utrzym ać p rzy sobie m łodsze elem enty z sekcji H alifax czy Tow. zasad gm inow ładczo-społecznych w Lon-



10



dynie o drzuca wszelką możliwość porozum ienia z Napoleonem i p o ­ s tanaw ia nad a l wzywać n aród tylko do pow stania samodzielnego. M łodsza, skazańcy procesu moabickiego, żołnierze w ojny polskopruskiej 1848, u trzy m u jąc y n a d a l stosunki z niedobitkam i poznańskiej dem okracji, oficerowie w ojny węgierskiej 1849 r. z o dłam u r a d y k a l ­ nego, generałow ie — W ysocki i Mierosławski, o rganizują się w P a ­ ry ż u w Koło i s ta ją zdecydow anie na stanowisku działania n a ­ tychmiastowego, choćby w porozumieniu z ,,caryzm em “ francuskim. A le tera z ro d zą się nowe trudności: jak wytłum aczyć emigracji podział, jak ją przeko nać i przeciągnąć na sw oją stronę, a oderwać od Londynu, od Zienkowicza i H eltm ana, który, mówiąc językiem M ie­ rosławskiego, ,,będzie m echanicznie piłow ał s ta rą s ztuk ę“ 1), jak bronić się od zarzu tu odstępstw a od p rog ram u demokracji, którego nie szczę­ dzi im C entralizacja. A le co więcej, w jaki sposób odgrodzić się od Czartoryszczyzny, k tó rą od lat zw alczano bez prz erw y a na której stanowisko przechodziło się jakgdyby z lekkiem sercem p rz y pierw szej okazji, jak odciąć od ,,Targowicy“, a jednocześnie nie utracić adherentów , którzy mogli, musieli naw et popłynąć szeroką ła w ą pod sk rz y d ła ,,L am berta“, jak „zgrupować się koło jednej w spól­ nej chorągwi moralnie i postawić się tak, abyśm y stanowili powagą, żeby do nas się odnoszono w tej k w e słji żywotnej, a nie do ludzi, k tó ­ rzy nas sw oją dyp lom acją tyle ra zy zabijali, a dzisiaj głupotą i niedo ­ łęstw em osłan iają imię Polski i szkodzą jej w y ra ź n ie '12). Sam pośpiech w inicjatywie i p ro je k ty legjonu w Turcji, zbieranie podpisów, p le ­ biscyt na w odza przyszłej fo r m a c j i 3), w yjazd niezwłoczny W ysockie­ go nie w ystarczały, to rozumiano. P otrzeba było jeszcze innych ś ro d ­ ków. R az jeszcze dążenia czynnej części d em okracji m usiały się zbieg­ nąć z podobnem i dążeniam i arystokracji. Bo, jeżeli naw et pozycja zasadnicza Czartoryskiego była silniejsza, jeżeli w ówczesnym, r e a k ­ cyjnym u k ład zie stosunków w Europie, on przedew szystkiem miał do ­ stęp do czynników d ecydujących we F rancji, jeżeli niezadługo on bę-

1) '

M iero sła w sk i do W y so c k ie g o 2 5 .XI. 1854 A. R. 1001, I, N. 67.

2)

B r zo zo w sk i d o M iltelsted ta S ta m b u ł 24.11. 1854 A. R. 1000, 30.

3) D e k la ra cja d e m o k r a ty c z n e j em ig ra cji p o lsk iej 1 gru d n ia 1853, n a którą zb ie r a n o p o d p isy A. R. 998, I.



l

i

­

dzie u znany półurzędow o za jedynego p rz ed staw iciela sp raw y p o l­ skiej w P ary żu , a w łaściw ie i w A n g lji1), to jed n ak nie m iał on sił i środków , by spółzaw odniczyć z dem okracją. B rak ło m u pom ocni­ ków odpow iednio uzdolnionych, b rak ło stosunków w śród m asy em i­ grantów , brakło ruchliw ości, rzutkości, obrotności, k tó ra cechow ała żyw ioły dem okratyczne. I dlatego i on m usiał uciekać się do tycn s a ­ m ych sposobów legalizacji swrego postępow ania, do k tó ry ch m usieli apelow ać dem okraci, ażeby tak, jak oni, d ziała n iu sw em u nad ać c h a ­ ra k te r upraw niony, uchodzący za słuszny, i ażeby ze sw ą a k c ją nie zaw isnąć gdzieś w próżni, w odosobnieniu. Chodzić m usiało o po p arcie społeczeństw a, um ocnienie przez to pozycji osobistej wobec zagranicy, o u znanie w sp o łeczeń ­ stwie w łasnej działalności przez czynniki od siebie niezależne — i co n ajw ażn iejsza, o zw iązki rzeczyw iste z siłam i n a ro d u już zaw czasu, z siłam i, k tórych w spółdziałanie było czem ś nieodzow nem na w y p a ­ dek przen iesien ia akcji, jak wierzono, w bliższej lub nieco dalszej przyszłości, na ziem ię ojczystą. S zukano tern silniejszego o parcia o au to ry te ty niezależne w em igracji i k o n tak tu z krajem , szukać tego m usiano w obu obozach czynu. I tu całkiem n a tu ra ln ie w ysuw a się na p lan p ierw szy postać M ic­ kiewicza. Jego ro la w tych m om entach kry ty czn y ch jest szczególnie ch a rak tery sty c zn a i znam ienna. D la em igracji re p re z e n tu je on w ów ­ czas n ajb ard ziej zdecydow any aktyw izm , p rzek o n an ie o konieczno­ ści d ziałan ia w łasnego, natychm iastow ego tw orzenia w ojska w T urcji, bez w zględu na g w arancje od rządów . „Je d y n y m celem na tw ojem stanow isku, p isał do W ysockiego 2 m aja 1854, jest utw orzenie n a ro ­ dowego pułku, p oczątku pułków . R esztę za pom ocą O patrzności s a ­ m em u trzeb a zd o byw ać'1. A le zarazem w brew tem u, co w gryzło się w mózgi przyw ódców em igracji, co o d ra zu z o strą w ybuchało siłą, był on przeciw nikiem działan ia party jn eg o . ,,I w całem działaniu, czy w K onstantynopolu, czy tu pow inniśm y ciągle sta ra ć się o trząsn ąć z wpływu, pisał, stronniczego; trzy m a jm y rzecz czysto narodow ą, a co jest dobrego we w szystkich stronnictw ach, p ó jd zie nakoniec tam , gdzie zobaczy bezinteresow ność i b ra te rs tw o '1. E łżanow ski z pew nego ro:aju żalem , ale i w yrozum iałością donosił do K o n stantynopola: ,,A że*) H a n d c s m a n

P omi ę d z y Prus ami a Rosj ą 1922, 223 i n.



12



byście lepiej zrozum ieli m yśl p. A d am a dodam , jako objaśnienie, że nie chce w iedzieć o ro z d ziałach m iędzy a ry sto k ra c ją , a dem okracją, ale p o jm u je p o d ział m iędzy działaniem W ysockiego, a Zam oyskiego, bo pierw szy, m ówił p. A d am do mnie, o d ra zu chciał legjonu polskie­ go, złożonego z em igracji, a drugi innych form acyj, a ostatecznie le ­ g jo n u bez em igracji żą d ał. Z resztą p. A dam ko n sp iracji i sek retu nie rozum ie, co też m oże nie być czasem b ardzo w ygodną rz e c z ą 111). A jed n ak w łaśnie M ickiew icz w y rażał w tedy opinję szerokiego ogółu czynnych elem entów em igracji, w k tórych zacierały się różnice p o ­ m iędzy obozami, i co n ajw ażn iejsza, w brew tem u, co n a jsk ra w sz y : M ierosław ski, ujm ow ał n ajd o b itn ie j: ,,poza em igracją dzisiaj żadnej P o lsk i d o ty k aln ej niem a, zaw sze na to w yjdzie, że Czartoryski, albo m y d w a j “, ~) M ickiew icz obok em igracji w idział k raj, i n a stro je czujnej i do d ziałan ia gotow ej części tego k ra ju psychicznie doskonale r e ­ p re zen to w a ł.3) To też zgodnie z takiem sw ojem stanow iskiem , p o d ją ł się późną jesienią r. 1853 niew dzięcznej roli p o śre d n ik a pom iędzy dwom a ludźm i, k tó rzy wówczas szykow ali się do o d ja z d u n ad Bosfor, pom iędzy W y ­ sockim, k tó ry m iał m an d at od dem okratów na form ację legjonow ą w T urcji, a Zam oyskim , k tó ry otrzym ał podobne polecenie od ks. A d am a. W listo p ad zie 4) M ickiew icz „p rzy p ro w ad ził i z a le c a ł11 Z am oyskie­ m u ’) W ysockiego, u siebie zorganizow ał w końcu m iesiąca spotkanie obu obozów. W obecności M ierosław skiego i C hrzanow skiego odbyła !) 23 m aja 1854. A. R. 1001, I, No 38. 2) M ierosław ski do W ysockiego, 15 września 1854.

A. R. 1001, I, Nd, 58.

3) O nastrojach w tym w zględzie m as em igracyjnych, ciekaw y list G ajewskiego do ks. Adama, z 3 grud.

1853, który

mu donosi o rozm ow ie z

Langem, jednym

z oficerów -dem okratów z r. 1848. „Gdyby książę po słow ach odw ołujących się do sw ych siw ych w łosów a żyw ej i dzielnej krwi w żyłach, zapew niający, że sam z s y ­ nam i stanie na polu, gdzie spraw a P olski zaw oła, był wyrzekł: nie m ów ię do was, jako król, ani książę, ale jako P olak patrjota, zaufajcie we m nie i w spółdziałajcie ze m ną, to n ietylk o grzm oty oklask ów , ale cała m asa obecnych rzuciłaby się do nóg księcia1'. A. Cz. 5617, 91. 4) E lżan ow sk i do Gutitrego 29 m aja 1854 (bruljon) A. R. 999, I. °) Zam oyski do ks. Adama 5 lutego, 1854. A. Cz. 5614, 52a. Jenerał Z am oyski, 1930, VI, 26. —J------



13



się pam iętna rozmowa, która m iała zaważyć na dalszych losach przed­ sięwzięcia leg jonowego. K ażda ze stron określiła swój stosunek do sprawy, W ysocki zaznaczył, że ,,ten stanie dopiero wodzem, kogo zaufanie legjonu już zawiązanego obwoła, a Porta, jako z Polską sprzymierzona, zatwierdzi, że gdyby jego podw ójne zaufanie uzbroiło buławą, natenczas za granicam i Polski żadnej innej w ładzy polskiej nie uzna, w granicach zaś Polski tej dopiero się podda, jaką naród wyzwolony i do dem okratycznych zmysłów powrócony postawi*1. Miał ponoć powiedzieć: ,,skoro zaś jedna tylko prow incja przez legjon zajęta będzie, podda się pod rząd taki, jaki ta prow incja obie­ rze** 1). Zamoyski według spraw ozdania M ierosławskiego, ośw iad­ czył, ,,że on tego tylko uzna wodzem, którego nie sejmiki dem ago­ giczne, ale książę jako jedyny narodu naczelnik w granicach czy za­ granicami Polski zamianuje** 2). Próba pojednania zawiodła, W ysocki Zamoyskiemu oświadczył, że od tego dnia na żadne konferencje pod żadnym pretekstem nie zezwoli, — Mickiewicz, ,,jako świadek roz­ mowy, wziął naszą stronę i w ystąpił z całą energją i potęgą poezji i świętością uczuć serdecznego, gorącego Polaka** pisze B rzozow ski3), W Kole umocniło się poczucie, iż „stosunki C zartoryszczyzny zachw ia­ ne złą wiarą i antynarodowem występowaniem ajentów, że połączenie z tą p a rtją niem ożliw e4), Ale co w ażniejsza i co na dobro w łasne­ go obozu zapisano: „próba zgody w rozmowie Wysockiego z Zamoyskim wobec Mickiewicza odbytej, że ta próba p, A dam a stanowczo nam pozyskała , To też z dumą donosił w kilka miesięcy potem Elżanowski W ysockiemu do Stambułu, 24 lutego: „dla mnie szczególniej jest zadaw alniającem całe branie się p, Adam a, który szczerze się chwycił strony jenerała**0). Czy nowa niezręczność- Zamoyskiego, czy stara nieufność do niego Mickiewicza 6) przew ażyły, trudno sądzić. a) W ed łu g listu p r z e s ła n e g o do C en tra liza cji z P a r y ż a w sp r a w o z d a n iu -kom isji w H a lifa x 14 grud. 1853 A.R. 998, I. 2) N a p o d sta w ie sp r a w o z d a n ia M ie r o sła w sk ie g o d o c z ło n k ó w T .D . w A n glji 7 grud. 1853 A.R. 9 9 8 ; p K n a p o w s k a , 27. 3) dio M iittelstedta 24 lu te g o 1854, A.R. 1000, 30. 4) E lżan-ow ski d o G u ttrego 14 m a rca 1854 (b r u ljo n ). A.R. 998, I. а) E lż a n o w s k i d o G u ltrego, (b ru ljon ) W y so c k ie g o A.R. 1001, I, N o 10. б) K a l l e n b a c h ,

II, 4 8 5 .

29 m a ja

1854 A.R. 999, I. 24 lu te g o do



14



Z d aw ało się, że K oło w jednej dziedzinie zyskało sukces stanow czy. P o zo staw ała druga, tru d n ie jsz a i do uchw ycenia i do oddziaływ ania, a z p ierw szą n ajściślej zw iązana: spraw a pozyskania kraju , którego stanow isko po k ry w ało się ze stanow iskiem sam ego M ickiew icza,

II. I tu na p oczątku zd aw ało się, że kraj pozyskano. W k raju , w zabo­ rze pruskim , gdyż tylko o nim m owa w r. 1853, kiedy się m yśli o k r a ­ ju — do K rólestw a bowiem dostęp był p raw ie uniem ożliw iony, G ali­ c ja zaś leża ła jeszcze zupełnie m artw a — w zaborze pruskim istn iały dw a głów ne ośrodki stosunków ,,K o ła“ paryskiego. W P ru sac h dom Jó z e fa P u ttk a m e ra - K leszczyńskiego, a po jego ucieczce w początku 1854 r, dom p. Jeżew sk iej pod B ydgoszczą i A p o lin ary K urow ski, w P o zn an iu głównie, jeżeli nie w yłącznie A l. G u ttry : były to punkty oparcia, tru d n y ch z resztą i często beznadziejnych korespondencyj p u n k ty w yjścia dla stosunków z re sz tą społeczeństw a, sy m p aty zu jąc e­ go z w łasnym kierunkiem politycznym na em igracji. Jeszcze jesienią r. 1853 w ysłano tam Elżanow skiego. M iał on w P oznańskiem sta re zw iązki, nabyte w spólnem więzieniem , w spólnemi w yrokam i sądów pruskich, w spólną w alk ą orężną przeciw Niemcom. E lżanow ski, z d a je się pod nazw iskiem Ślepeckiego 2), baw ił czas ja ­ kiś w K sięstw ie, o bracał się w różnych stronach, w idyw ał głównie z W łodzim ierzem W olniew iczem , z Libeltem , sty k ał przedew szystkiem z G uttrym . 6 grudnia ro z sta ł się z nimi i do P a ry ż a pow rócił 13-go. W y jaśn ia ł im założenia K oła ,,a założenie to czuw ać n ad interesam i i p o trzebam i narodu, d ziałać dla jego dobra w zakresie m ożności n a ­ szej i w porozum ieniu z p a trjo ta m i krajow ym i, a p rzy obecnych w o­ jennych zd arzen iach sta ra ć się o utw orzenie siły narodow ej niezaa) Pisano używ ając bądź klucza, bądź też pism a sym patycznego. Na list np. E lżan ow sk iego do Gut tr eg o, w ysłan y przez okazję Id marca 1854, odpow iedź zo­ stała napisana dopiero w połow ie grudnia, a doszła do P aryża 25 t. m. por. dziennik koresp. koła — w ysyłanej Nr. 7, odebranej No. 98 — A.R. 999, II. 2) List z podpisem nieczytelnym odebrany 20 lub 25 stycznia 1854 — adres (Elżan. v. Slepecki).

leżnej od szacherstw d y p lo m acji11. W r a z z nimi, głównie z G u ttry m omawiał urządzenie kom unikacji z krajem , nie tylko z Poznańskiem , ale i Królestwem, i w tym celu wspólnie z nimi usiłow ał „postaw ić kom itet“. Bardzo być może, że do „K o m itetu11 tego prócz trzech wyżej wymienionych, k tórym łącznie Elżanows.ki n a d a l k om unikuje swe in­ formacje, przystąpili później Bentkowski, W egner, Radoński, Matecki, może i Potworowski, o których w spólnem działaniu słyszeć niedługo się b ę d z i e 1). Z resztą „nie m ają oni (w Poznańskiem ) zw iązku fo rm a l­ nego11 2). W y je ż d ż a ją c do P a ry ż a Elżanow ski zabierał ze sobą oświadczenie Guttrego, że „z nimi z o s ta je 11 i działać będzie w myśl w ysłann ika Koła, a Koła upewnionego staraniem o d tąd być m iało przez ten kanał, u s t a ­ lony napozór, zdobywać „usposobienie op in ji11, a w razie danym stw o ­ rzenie niezawisłej siły narodow ej na wschodzie p rz y jej poparciu.3) Tylko, że cała ta akcja w k ra ju po p rz ed ziła właściw e działania polskie na emigracji i k om plikacje m iędzynarodow e, że potem d o ­ piero miały się zacząć istotne stara n ia o legjon w Turcji, że później jeszcze p rzy szły dalsze pow ikłania: przygotow ania do w o jny e u ro ­ pejskiej, ogłoszenie jej przez A nglję i F rancję, w ahania Prus, zabiegi o zbliżenie P rus i A u s trji i pozorne przy m ierze obu tych państw, sło ­ wem pow stała sy tuacja najzup ełniej odm ienna od tej, w jakiej „Ślepuś opuszczał przyjaciół poznańskich, p e łn a niebezpieczeństw, ale otw ierająca zarazem widoki całkiem nowe. A nadto, k o ­ mitet, czy postawiony o d ra zu czy później rozszerzony miał p rz e k o ­ nanie, iż w yraża opinję powszechną społeczeństwa, a nie jednego obozu, i zgodnie z tern musiał, zw łaszcza w zmienionych w arunkach, dążyć do zespolenia całego społeczeństwa. ) K napowska 207— 8.

R z ą d y p r u s k i e p o r. 1848.

2) E lż a n o w sk i tło p r z y ja c ió ł „to g r o n o , k tó r e w y s ła ło

W ie lk o p o lsk a w p rz e sz ło śc i 1926, ,

w T u rcji 30 lip c a

P o tw o r o w s k ie g o z

1854 A.R.,

.nikim ininym

1001,

I, N r. 52.

ty lk o z d em o k r a ta m i

n iech ce m ieć d o c z y n ie n ia , a i w d em o k r a cji w id zi, że ty lk o m y m a m y r z e c z y w isty takt p o lity czn y i ro zsą d ek , a n a w e t i w p ły w “ . 1854, ta m że N o. 53.

E lż a n o w s k i d o ty ch że, H aw r, 9 sierp .

I O d tw o rzen ie tej m isji n a p o d sta w ie ro z r z u c o n y c h fr a g m e n tó w in fo r m a c y j w li­ sta c h E lża n o w sik ieg o d o G u ttrego z 29 m a ja 1854 A.R. 999, I, 18 c z e r w c a ta m ż e liśc ie K o la d o G u ttrego b ez d aty, m o ż e 18 c z e r w c a ta m że — d o p ise k W ł. K osiń leg o w liśc ie K o n sta n teg o z 7 styciz.: „iż sz c z ę ś liw ie z w ó d w ró ciłeś" A.R. 998, I.

-

16



Z resztą z początkiem r. 1854 w szystko popycha do rozw iązania, k tórego re a liz a c ją z a ją ł się M ickiew icz w listo p ad zie r. ub., k tó re był w ów czas w ysunął. O p in ja tej części społeczeństw a, z k tó rą Koło p o ­ zostaw ało w stosunkach, pod tym w zględem nie m ogła budzić w ą tp li­ wości. K iedy B rzozow ski np. p isał: „nie odtrącim y nikogo, do każdego P o la k a szczerze w yciągnięm y rękę, ale kto będzie szedł przeciw in ­ sty n k to w i narodow em u... przeciw każdem u takiem u w ystąpim y jaw nie. T a k ą stra ż m o raln ą w aszym jest (obowiązkiem ) stw orzyć i skrzepić jednom yślnością. J e ś li skrzepim y się tą jednom yślnością, będziem y silni, nie będziem y się potrzebow ali lękać, aby w razie w yjścia kw estji p olskiej z stro n y m ocarstw zab rak ło pow ażnej rep rez en tacji, k tó rab y m yśl p olską tłu m a czy ła i głos m iała w tej spraw ie dla nas żyw otnej odbudow ania P o lsk i11 x) kiedy em igranci, zw łaszcza stam bulscy, m y­ śląc o jedności, dom agali się po p arcia w yłącznie w łasnego obozu, to tra fia li w próżnię. Stanow isko bowiem k ra ju było w ręcz odm ienne. „A z księstw a m ówią, ra d zib y w spólnego działania... tak m ówiąc nie m y ślą o ukonstytuow aniu na m iejscu tej łączności i p rz elan iu p e łn o ­ m ocnictw a na osoby tu będące, bo tw ierdzą, to od em igracji w ypłynąć pow inno i są tacy, co księcia P a n a u w a żają za płaszczy k P. W ła d y ­ sław a, W ła d y sła w a z n a ją szach raja, jezuitę, a przecież cucą kom bina­ cji z tą p a r tj ą “ 2). D om aganie się jedności od em igracji sta je się coraz b ard ziej natarczyw em , W p o czątk ach m arca 1854 był w P a ry ż u G ustaw Potw orow ski, p rzez O rdęgę Jó ze fa próbow ał w płynąć na Koło d la osiągnięcia tego celu. D ow odził, że w ów czesnych stosunkach E u ro p y nie m ożna liczyć n a triu m f dem okracji, nam aw iał na zbliżenie z C zartoryskim , m ę­ czył „p rzez ca ły swój pobyt ,aby się wziąć do ułożenia pew nej re p re ­ zen tacji, k tó rab y za w iera ła w sobie w szystkie żyw ioły, z jakich się obecnie P o lsk a s k ła d a 11, pch ał do fuzji czynników dem okratycznych z ary sto kratycznem i, „utrzym ując, że tego w ym aga dziś k ra j, że zresztą jest to w dzisiejszych okolicznościach naszym interesem , gdyż dziś w oczach k ra ju dem o k racja jest to L udw ik11, a niem a nikogo bardziej 1) do Miifctelstedta, 24 lutego 1854 A.R. 1000, 30. 2j Januszew icz do W ysockiego 8 marca A.R. 1001

No. 13.

znienawidzonego w k ra ju od M ierosławskiego, i że samo jego imię już odstręcza prowincję od ofiar n). Niezaprzeczenie Potw orow ski był człowiekiem um iarkow anym , ale z hotelem Lam bert nie był związany, był raczej przeciętny m szlachcicem -dem okratą o „niepojętności i poczciwości"2) swej g ru py społecz­ nej i silnej zarazem zależności od opinji swego ogółu. Ten ogół jednak wiernie wyobrażał. Sam siebie uw ażał ,,za w łaściw y ośrodek polskich interesów i polskich nadziei", a w częstych p od różach do P a ry ż a o d g ry ­ wał rolę istotnego łącznika — za co naw et był d en u n c jc w an y p rz ed władzam i pruskiemi drogą przez W ied e ń 3) — łącznika m iędzy em i­ gracją a opinją krajow ą. Tę ostatnią chyba dobrze interpreto w ał. Zresztą i jego w spółzaw odnik w zakresie reprez en to w an ia tej opinji W ład. Bentkowski nie inaczej te rzeczy pojm ował, d a ją c im jeszcze bardziej jask raw y wyraz. ,,J e d n ą rzecz widzę jasno, pisał do W y ­ sockiego 27 kwietnia z B erlina 1854, t. j., że nie n a d e szła widać jeszcze chwila jakiegoś praw dziw ego działania w teraźniejszości, kiedy ciągle jeszcze różnice z przeszłości zaczerpnięte i na w spom nieniu dawnych działań daw nych stronnictw oparte, was tam rozdzielają.". Nie rozumiał on i nie doceniał głębokich różnic i uzn a ją c ,,dzielny ob­ jaw siły żywotnej na teraz w łegjonach tylko", staw iał jako postulat: ,,ku temu celowi wspólne usiłowania różnych stronnictw połączyćby w ypadało i ten, którem u się powiedzie, czy to w skutek dzielności oso­ bistej, czy w skutek stosunków dyplom atycznych, czy w skutek p r z y ­ padkowego zbiegu okoliczności, pierw szy stanow czy krok na tej d r o ­ dze postawić, ten znajdzie posłuch i poklask u w ojennych żywiołów n arod u bez względu, z jakiego daw niejszego wychodzi stronnictw a". Realizacji takiego postulatu p ra g n ął tern mocniej, im silniejsze było ,,rozstrzelenie, zwątpienie, rozbieganie się w n ajp rz eró ż n ie jsze" kie­ runki lub co gorsza, „bezwładność i osłupiałe wyczekiwanie w p ie r­ wiastkach n aród s k ład ają cy " w k ra ju 4). T) 0 m isji P otw orow sk iego E lżan ow sk i do W ysockiego, 17 marca 1854, A.R., 1001, J, No. 14 >i Ordęga do W ysockiego 11 kw ietnia — tam że No. 26. i Do charakterystyki P otw orow sk iego sąd B ranickiego w liście E lżanow ski ego do W ysockiego — 3 lipca tam że No. 47. *) Raport Puttkam m era do H inkeldeva, P oznań, 18 lutego 1854 A. P. IXbc., 8a, III, 163. 4) A.R. 1001, II. No. 49. M ickiew icz 2.

O h.

Pra i.



18



Tym czasem , i z drugiej strony, od swoich ludzi przy ch o d ziły głosy podobne. B ieliński, W ysocki coraz bardziej czuli sw oje osam otnienie, zaw ieszenie w pow ietrzu, w m iarę p rz ed łu żan ia się stan u niepew no­ ści i ukazyw ania się w K o n stantynopolu m ożliwości k orzystnych dla Z am oyskiego p ersp ek ty w . Z jaw ienie się n ad to pom ysłu M iero sław ­ skiego, k tó ry później zn a jd z ie tak że teo rety czn e p o p arcie M ickie­ w icza *) p ro je k t p rzeniesienia części em igracji na B ałtyk, rów no­ legły do p ro je k tu tureckiego, m ógł przyczynić się do tem większego rozbicia ak c ji dem okratycznej. K oniecznością staw ało się „ n a jp ręd sze ustanow ienie w ładzy, do k tó rej inni pow inni odnosić się, k tó rab y d e­ cy d o w ała o użyteczności tego lub owego p ro je k tu i w skazyw ała tak m asie, jak i p ojedynczym członkom em igracji, n a k tó re p u n k ta m ają się p rzenosić i gdzie z n ajw ięk szą korzyścią m ogą służyć k ra jo w i”. W ysocki ta k ą w ładzę p ra g n ąłb y w yprow adzić ze zw iązku, to znaczy z K oła, ale w idzi tak że konieczność pow ołania do niej p a ru osób z k ra ju i m yśli pow ierzyć jej stosunki z k r a je m 2). T a jednak w ładza, o k tó rej m yślał W ysocki, jakże odm ienna b y ła od p ro jek tó w p rz y ch o ­ dzących z P oznańskiego. B roniąc się p rz e d konsekw encjam i żą d an ia krajow ego, ro zsad zan e od w ew n ątrz niezgodą i coraz w iększą arb itra ln o ścią M ierosław skiego, napróżno, b eznadziejnie w yczekujące jak iejś d la siebie p rz y c h y ln ie j­ szej d ecyzji m ocarstw w spraw ie legjonu W ysockiego, Koło ro z p acz­ liw ie szuka w yjścia z sy tuacji, m yśli o przeorganizow aniu em igracji w coś b ard ziej spojonego,2) w oła o pomoc, a p e lu je do p rzy jació ł z k o ­ m itetu poznańskiego, „k raj obow iązany jest pom óc nam stanow czo, bo bez jego pom ocy, zab rak n ie nam tchu i sił i legniem y bez duszy pod ciężarem przeciw ności, k tórych w łasn ą tylko dobrą w olą zw al­ czyć nam n iep o d o b n a”. W zyw a ich tragicznie, bo listam i, które nie x) N uta o położeniu m iasta Rygi. W ł. Mickiewicz zaznacza, że była o n a podana w kw ietniu N apoleonow i. Dzielą, 1880, V, 287, List do Błotnic kiego z 12 maga 1854 świadczy, że pow stała później, w m aju, w każdym razie nie mogła być złożona przez ks. N apoleona, ja k pisze K a l l e n b a c h , II, 457, gdyż 1 m aja książę przybył do K ans tan tynapola. 2) W ysocki do Koła. Stam buł 2 kw ietnia. 1854 A. R., 1000, 40— 7, o potrzeb .* władzy i jedności por. A. M i c h a ł o w s k i Trzyletni pobyt na Wschodzie, 1857, 18 — 19. 3) U chwała Koła w spraw ie organizacji em igracji 12 m arca 1854. A. R. 998, 1.



19



dochodzą lub nie d ad zą się odczytać, by ktoś przybył do P a ry ż a : ,,niech jeden z was dwu (G uttry lub Libelt), lub kto, co by was z a ­ stąpił dobrze, przyjedzie do n a s “ x) prosi o kom unikacje, błaga o fu n­ dusze. I tu tkwi sedno sprawy. G d y C zarto ryski ro z p o rzą d za funduszami, demokraci są ich pozbawieni i nie w iedzą nawet, sk ądb y je uzyskać. Natomiast obecność Mierosławskiego w ich gronie jest czemś, co o d p y ­ cha 2), co jeszcze bardziej u tru dnia uzyskanie pieniędzy. A tym czasem w emigracji jest ktoś, człowiek ciężki i ostry, k tóry umie fundusze zdobywać, niezależny i niezw iązany z ż a d n ą p a r t ją, choć dem okrata, ,,doktór“ czy „ d o k to re k 1, z korespondencji, Sew. G a łę z o w s k iJ). J e s t w niej ktoś, do kogo dla jego a u to ry te tu osobistego p ły n ą same, j e d y ­ ne zresztą w tym czasach nieco większe sumy, a jest nim Mickiewicz 4) . W ten sposób w iązały się razem spraw y i ludzie: żądan ia k ra ju i potrzeby legjonu, kom unikacje i fundusze, o rganizacja i osoby, kwestje pomocy i kierownictwo rzeczy narodow ej!

III. Na ta k ą sytuację ogólną p rz y p a d a dosyć nieoczekiwana, in icjaty ­ wa zewnętrzna, pro po zycja ks. Napoleona, t. zw. Plon P l o n 5). C zę­ stym, a sądząc z jego korespondencji dosyć n atarczy w y m i uprzy1) E lż an o w sk i d o G uttrego, 14 m a rc a 1854, AR, 998, I. 2) O rdęga do W ysockiego, 11 kw . 1854: „ P o m ię d z y n a m i z a ś c ała s z la c h ta w i­ dzi tylko osobę L u d w ik a i p o k ry w a ją c się n ie n a w iśc ią sw ą k u n iem u — o św ia d c za ­ ją bez o gródki, iż na rzeczy, do p ro w a d z e n ia k tó ry c h n a le ży L u d w ik , g ro sz a n ie d a ­ dzą. O św iadczano mii to po trz y k ro ć ". AR. 1001, I, N r. 26 M ierosław ski do W y ­ sockiego, m oże 18(?) k w ie tn ia : „ S zlach ta m a ją c a p ien ią d ze i dać tak o w e m o g ąc a zasiania się m ojem w sp ó łd z iałan ie m i o d m a w ia w szy stk ieg o ". T am że No. 31. °) C h a ra k te ry sty k a G ałęaow skiego w liście E lż an o w sk ieg o do W ysockiego 3 lipca 1854, A. R. 1001, I, No. 47. 4) C hodzi o złożenie przez M itte lsted ta 3500 fr. n a rę c e M ickiew icza, M ierosław ski do W y sockiego 6 luteg o 1854 AR. 1001, I No. 7, 17 lutego, tam że No. 9, 25 lutego, •tamże No. 11, Ż y w o t , 1895, IV, 377 i No. L V III. 5) C h a ra k te ry sty k ę ks. N ap o leo n a i sp ra w ę p a trz K n a p o w s k a, Kandydaci, 23—26, 29.

u tw o rz e n ia

k o m isji

fu n d u sz o w e j



20



krzonym gościem w P alais-R oyal — był Mierosławski. Książę, jak sam mówił, zna jego w a d y 1), ale darzy go zaufaniem, słucha jego pomysłów, p rz y jm u je jego ra d y i m em orjały, uw aża go za łącznik p ółu rzę d o w y w sp raw ach polskich. J a k widać z pap ieró w osobistych W ysockiego ks. N apoleon otacza go opieką i sym patją. Zachow uje mu ją w okresie pobytu w K o nstantynopolu i po jego powrocie do P a ­ ryża. Z innych członków Koła — p rz y jm u je chętnie Ordęgę, k tóry i tu, jak w Kole, jak w śród licznych, wówczas podróżu jący ch P o la ­ ków głównie z Poznańskiego używ a dużej sym patji. P ozatem o ta ­ cza się P olakam i: K saw ery Branicki, Chojecki, Grużewski, później Kamieński, n ależ ą do jego domowników. Osobne m iejsce z a jm u je Mickiewicz. Dzięki księciu Mickiewicz po utracie stanowiska w College zostaje umieszczony w bibljotece A r s e ­ nału, książę go odw iedza i n ad a l troszczy się o jego los, ap e lu ją c do jego au to ry te tu i jego znajomości w sp raw ach polskich, słowiańskich i wschodnich w o g ó le 2). O d d a w n a inicjowany w zabiegi i stara n ia polskie, proszony przez M ierosław skiego o interw encję u cesarza, pom ocy swej nie odmawia, a na jednej z aud jeńcyj p rzez zaufanego Grużewskiego zap oczątko ­ w uje nową akcję. ,,Dn. 5 kwietnia pisał Elżanowski do Wysockiego, 8 kwietnia 1854 n), zaw ezw ał P lo n-P ion L udw ika do siebie, znaleźli się tam razem z nim Ordęga, także i p, A dam . W szystkim oświadczył PP., że dwa żąd an ia nasze co do Legjonu (instrukcja dla am b asadora w T urcji co do popieran ia Wysockiego, wolny p rz e ja z d Polakom, chcącym tam służyć) p rz y ję te przez brata, powtórzył, że nie wątpi, że W ysocki do ­ wodzić będzie, gdyż go poprze w K onstantynopolu i ponowił z a p e w ­ nienie, że X. Branicki da wam ok. 50000 fr. Zażądał, aby mu Ludwik przyniósł listę emigrantów, o których w yjazd przedew szystkiem nam chodziło; lista ta 300 nazwisk obejmować m iała i na d. 8 kwietnia chciał ją mieć u siebie, aby ją p rz ed w y jazdem własnoręcznie oddać mógł P ietrem u (prefektowi policji). 1) E lżanow ski do W y so d u eg o 8 kw ietnia 1854 A.R. 1001, I, No. 28. 2) H. W i ę c k o w s k a N a marginesie nieznanych lis tó w A da m a Mickiewicza_ Pirzegl. H isl. 1932, X, 201 i n. 3) A.R. 101, I, No. 23.



21



W ciągu tej aud jencji u PI. PI. G rużew ski rozm aw iał z O rd ęg ą 0 rzeczach naszych, a m. in. o funduszach. Tegoż samego dnia po o d e j ­ ściu naszych Grużewski poufniej z księciem pomówił, a wieczorem wraz z Gałęzowskim przybiegł do m ieszkania Ordęgi, gdzie i ja p r z y ­ padkow o się znalazłem. Brakowi funduszów ra dził książę, aby z a r a ­ dzić: l-o udaniem się Grużewskiego do Raczyńskiego, 2-o o tw o rze­ niem kilka razy wspom nianej p rzez niego souscription nationale. A le mu Grużewski zarzucił, że R aczyński dla grona mieszczącego w so­ bie Ludwika nic nie da, że zatem chyba w imieniu księcia z a żąd a od niego pieniędzy (na co książę nie zezwolił), że i s k ła d k a n arodow a nie lepsze znajdzie przyjęcie. Książę przeto za p y ta ł Grużewskiego, czy niema sposobu odezw ania się o fundusze n aro dow e dla Legjonów przez osoby s p rz y ja ją ce n am z pominięciem Ludwika. Otóż z a ­ pytanie, o którem zresztą dawno myśleliśmy, przyniósł nam G r u ­ żewski. Dodają, iż on jest stanowczo Ludwikowi przeciw ny i że wciąż powtarza, że książę zna dokładn ie wszystkie w a d y Ludwika. Na posiedzeniu naszem z dn. 6 kwietnia uform ow aliśm y wyżej w zm iankow aną listę 403 nazwisk obejm ującą. To nam kilka godzin zajęło i dlatego tylko pobieżnie osobami fundusze zbierać m ającem i zająć się mogliśmy. P rzy jęliśm y jed nak myśl utw orzenia kom itetu fu n ­ duszowego i okazało się jednozgodnem życzenie, aby do jego sk ład u weszli Mickiewicz, Gałęzowski i jeden z naszych [Poniński, O rdęga lub Januszewicz]. Dnia 7 kwietnia wręczył Ludwik listę PI. P I .; O rdęga mówił z p. Adamem, który się strasznie boi Cayenne, (dla osób na liście w y ­ mienionych), lubo myśl podziela; dla zbad ania jednak gruntu ma dziś o 3-ej być p. A dam wraz z G rużew skim u PI. PI. N areszcie ja widziałem Gałęzowskiego, który m ało znaczące tylko robił objekcje 1 niezawodnie wejdzie do kom itetu funduszowego, jeżeli p. A d a m to uczyni... p ro jek t utworzenia rep rez en tacji narodow ej, na tera z w y ­ daje się, nam ona nie podobną. Z resztą O rdęga mówił o tern z XB, któremu propozycja ta pochlebiła, ale dodał, że zależy od rz ą d u fra n ­ cuskiego, a ten mu na to nie zezwoli...“ 12 kwietnia donosił Elżanowski dalej x) ,,...Grużewski na sobotę (8 b. m.) wyrobił Mickiewiczowi au d jen c ję u P P , w której tenże x) tamże No. 25.



22



naszego poetę tchórzliw ego nam aw iał do w zięcia u d ziału w k o ­ m itecie funduszow ym dla Legjonów. M ickiew icz byłby już z a ­ pew ne czynnie się z a ją ł kom isją tą, gdyby nie p rz ek lęta chęć L udw ika pokazyw ania w szystkim , że w szystko od niego wychodzi. T a niezgrabna i dziecinna am bicja i tu pow iodła go do w y p łatan ia psoty. T rzeba w am w iedzieć, że M ickiew icz mówił G rużew skiem u dn. 5 bm., że w ejd zie do kom isji funduszow ej, jeżeli będzie o to w y­ ra źn ie listem od PI. PI. w ezw any, list ten bowiem zasłoni go p rz ed w ładzam i F ran c ji, jeśliby te atakow ać go o krok ten m iały. G rużew ski za nim w y p ad ł n a m yśl w yrobienia mu a u d je n c ji u PI. PI. O pow iedział nam za pośrednictw em O rdęgi i p ro je k t p. A d am a i je ­ go niew ykonalność. Ludw ik p rz eto nic nie m ówiąc nikom u pobiegł do PI. P l-a i pro sił o list, ale już nie do p. A dam a, tylko do siebie. Ten list m iał zaw ierać w ezw anie do Ludw ika, aby zam ianow ał komisją dla Legjonów. A ni m u d ał PI. PI. listu takiego i c a łą tę rzecz opow iedział p. A dam ow i i G rużew skiem u na au d je n c ji sobotniej. G rużew ski i G ałęzow ski w ściekli na Ludw ika, Pł. Pi. i M ickiewicz m ocno na niego m a ją być skw aszeni. I m y tej farsy obojętnie p rz y ją ć nie m ożem y; d aje ona znow u pow ód, a to zdaniem Janusz,, F ijałk ., M azurk., Ponińsk., i m ojem do stanow czej rozm ow y z Ludwikiem , b yłaby ona m iała m iejsce na posiedzeniu naszem z dn. 10 kw ietnia, ale O rdęga dopiero po posiedzeniu rzecz nam w yjaśnił. Z tern w szystkiem kom itet funduszow y niezbędny i p. A d am i G a ­ łęzow ski już p raw ie gotowi do niego. P olecono O rdędze i m nie do­ b ijać ostatniego targ u ; w tym celu dzisiaj będziem y u obydwu. A n a d ­ to w n ajk ró tszy m czasie m am y nakłonić E ustachego S apiehę do w ejścia do K om itetu, a R ogera R aczyńskiego do dania pieniędzy. G ałęzow ski obiecał nam pieniędzy i dw aj o statn i panow ie tylko przez niego lub u niego w idziani i nam aw iani być mogą, m a p rzeto G a łę ­ zow ski ułatw ić nam w idzenie się z nimi. T a różnorodna kom isja m o­ głaby być nam ostatecznie n iep rzy ch y ln ą i fundusze daw ać na jakiś inny cel, nie na ten, d la którego zaw iązaną była. P roponow aliśm y przeto, aby trz y osoby z naszego grona do niej w stąp iły i ta k też m ię­ dzy nam i rzecz ta postanow ioną została... W yznaczono n aw et J a n u ­ sza, O rdęgę i mnie, a Ludw ik, k tó ry sam ego O rdęgę chciał tam mieć, przeciw ko Januszew iczow i robił zarzut, że za n ad to demagog, co do m nie zaś, żem też zan ad to demagog, a gdy go Poniriski zbił op in ją



23



W . K sięstw a, to zarzucił, że m am re p u ta c ję m łodego człow ieka, n a ­ reszcie, że m oje nazw isko dziw nie brzm i. G rużew skiem u, p. A dam ow i i O rd ęd ze ośw iadczył PI. PI., aby we w szystkich am barasach osobistych i we w szystkich in teresach do w ład z udaw ali się do p. M athieu, jego sek retarz a, a ten zrobi d la nich, co tylko b ęd ą chcieli. Co w ięcej, 9 kw ietnia w y jeż d żał PI. PI.; na dw orzec kolei żelaznej p rz y szła go pożegnać d e p u ta c ja szk o ły p o l­ skiej. Lubo nie podzielam tej o sten tac ji we w dzięczności, p rz y zn ać jed n ak m uszę, że przypadkow o dobre z niego w ynikły skutki. P1P1. albow iem już siedząc w w agonie sp o strzegłszy O rdęgę d ał m u znak zbliżenia i m. in. pow iedział: ,,aby we w szystkich w ażniejszych oko­ licznościach ud aw ał się do jego ojca, k tó ry jest o tern u p rz ed zo n y ... Z daw ało się więc, że sp raw a już załatw iona, że K om isja funduszów utw orzona, a tym czasem , jak słusznie zaznaczał O rdęga, b y ła i m ia­ ła ona pozostać do końca tylko „p ro jek tem n ap o w ietrzn y m 11. W K ole sam em p o w stała bowiem o d razu obaw a p rz e d ew ent. zm ajoryzow aniem łudzi K oła v/ przyszłym kom itecie przez łudzi zew nętrznych i aby z a ­ pobiec tem u niebezpieczeństw u m yśli się w brew p o przedniej decyzji 0 w prow adzeniu doń 3 do 4 osób, ze swego grona. R aczyński cofa się, zasłaniaja.c swem poddaństw em pruskiem . G ałęzow ski mówi o nieufno­ ści do siebie ary sto k racji, ,,to sam o m niej w ięcej u trzy m u je p- A d a m 111). Z resztą i w sam em K ole niem a zgody co do przezn aczen ia p rz y sz łe ­ go kom itetu. M ierosław ski p ra g n ąłb y go oczyw ista ograniczyć jedynie do roli kom itetu pieniężnego, nosi się wów czas z m yślą, sięgnięcia po osobiste w yłączne rep rezen to w an ie Polski- Do M ickiew icza odnosi się zjadliw ie. „P ró bujem y jeszcze zastąp ić ludzi pieniężnych im ionam i 1 w ezw aliśm y do owego kom itetu p. A dam a, ale to fa rsa pour n o tre acquit de conscience, bo tu pieniędzy p o trzeb a nie p o e z ji1’2). Inni, w tej kom isji funduszow ej dla legionów, prag n ęlib y w idzieć zaró d narodow ej rep rezen tacji. T akie też było stanow isko M ickiew icza, k tó ry tw ierdził „że kom itet podobny tera z byłby skutecznym , gdyby w cielił w siebie i zastąpił w szelkie p a rtje , a że C zartoryszczyzna na to p o d d an ie się woli zbiorowej nie przystanie, więc i zaw iązanie kom itetu odłożyć należy

11

O rd ęga do W y so c k ie g o 11 k w ie tn ia A.R. 1001, I. N o 20.

-i M iero sła w sk i do W y so c k ie g o , 12 k w ie tn ia 1851, A.R. 1001, f, N o 27.



24



do chwili, w której W ysocki dowódcą legjonu m ianow any zostanie, bo fakt ten ważnością sw oją mniej ważną zrobi okoliczność, czy Czartoryszczyzna w ejdzie łub nie w ejdzie do kom itetu". Zgadzano się więc powszechnie, że należy z tern poczekać aż do nom inacji W y ­ sockiego. W dalszym jed nak pojm ow aniu tej rzeczy k oncepje się ro z ­ chodziły. Wysocki, Bieliński, Ełżanow ski i in. wyobrażali sobie, że przez p rz yb ranie do koła osób stanow iących powagę dla kraju, bez względu na nazwę, zamieni się ono w n aro d o w ą r e p r e z e n t a c j ę 1). Mickiewicz i Gałęzowski oczywista w sytuacji ówczesnej musieli się w strzym ać od ostatecznego wejścia do kom itetu legjonowego, ,,bo jakaż by była ich rola, gdyby Zam oyski legjon m iał pod swoją k o ­ mendą"*). W takiej pozycji bez zm iany przeszedł kwiecień. O dbyw ały się n a r a d y w Kole, oraz z Mickiewiczem i Gałęzowskim. W ysocki p r z e ­ słał z Stam bułu koncepcję kom itetu mieszanego em igracyjno-krajowego, co uznano za niemożliwe do osiągnięcia. A le i p a ry sk a k o n ­ cepcja jakiejś wspólnej w ładzy em igracyjnej nie w y d a w ała się r e a l ­ na. Bo jakżeż ona mogła pow stać? „przez dowolne zaw iązanie się w kom itet n arodo w y naczelników wszystkich p arty j, ależ to i niem oż­ liwe i szkodliwe nawet, bo czyżby C zartoryski wszedł do takiej w ła ­ dzy, a wszedłszy, czyżby się zrzekł swoich widoków". Drugi sposób — to ogólne wybory, ale na to znowu, jak sądzono, C zartoryski p rz y staćby nie mógł. Słowem okazało się, że to, czego się kraj spodziewał, czego się dom agał: zjednoczenie całej em igra­ cji — dla dem okracji nie było osiągalne. N ależało ograniczyć się do rzeczy skrom niejszej, nie przybierać nazw y „narodow ej", p o w ró ­ cić do koinitetu legjonowego, który mógłby być m ianow any przez Wysockiego, jako posiadającego w ładzę z wyboru ogółu em igracyjne­ go. Do atrybucyj samego kom itetu należyć by m iały wówczas potrzeby legjonu, pieniądze, stosunki z rządam i poza T urcją, ogłoszenia i t. p. P ozostaw ał skład kom itetu: trudności i tu powstały, uznano więc, że W ysocki powinien by go m ianować tylko w składzie trzech osób: Mickiewicza, Gałęzowskiego i Ordęgi, d ając im praw o dalszej kooptacji. Z resztą i to jeszcze 3 m aja było czemś w powietrzu: „póki Ełżanowski do W ysockiego 18 kwietnia 1854, tamże No 29.

2j 22 kwietnia., tamże No. 29.



25



Wysocki nie ma legjonu, tru dno z kim gadać, to zamki na lodzie*' A w gruncie rzeczy ju ż w pierw szych dniach m a ja było rzeczą p rz e s ą ­ dzoną, że W ysocki legjonu wogóle mieć nie będzie — i całe p o w y ż­ sze rozważanie nabierało w tern oświetleniu jedynie cech dyskusji „w imię abstrakcyjnych zasad**. Niezadługo zdano sobie z tego sp raw ę i w P aryżu . M ierosław ski się ucieszył, politycznie zaczął przygotow yw ać nowy program . P o ­ stanawia zerwać z F r a n c ją i iść na porozum ienie z A nglją. Czy na porozumienie jedynie z Anglją, — tru d n o twierdzić. W k aż d y m r a ­ zie wierzył, że zw rot w kierunku A nglji zmusi F ra n c ję do większego liczenia się z Polakami, a łud ząc się ,,praktycznością“ Anglików, m y ­ ślał o jakiejś osobistej w ład z y n a d e m i g r a c j ą 2). C zartoryski, cz u ją c wzmocnienie swego stanowiska, p od ejm ow ał tera z jaw n ą i d y p lo m a ­ tyczną ofensywę przeciw dem okratom. W swej mowie 3 m aja p ó ł ­ słówkami określił przy zn an y mu ch a ra k te r re p re z e n ta n ta Polski i z a ­ atakow ał przeciwników. W nocie 5 m aja do D rouyn de Lhuysa u d e ­ rzył na Wysockiego i tych, którzy p o p ie ra ją w T urcji ludzi bezładu. 7 m aja odwoływał się do pomocy D ud leya S tu a rta na terenie K o n ­ stantynopolitańskim dla obalenia wpływów dem okratycznych, 11 su ­ rowo zgromił Zamoyskiego, za jego próby zbliżenia do Wysockiego i ostrzegał: „W ysocki nie ma wcale tej osobliwej pozycji, k tó rą w nim widzisz, i sam mu swem postępow aniem jakoby chcesz nadać. J a o tern lepiej tu, wśród emigracji sądzić mogę, niż ci, co w S tam bule w małej w porównaniu liczbie u siłu ją go podnosić**.3) W Kole z ro zu ­ miano, że spraw ę przegrano. W ysockiem u radzono, ażeby usun ął się od udziału w formacji Zamoyskiego, która, zdaw ało się, m iała dojść do skutku, ale aby nie zabraniał indyw idualnie do niej wstępować. W razie uznania Czartoryskiego przez rządy, nie widząc stanu faktycznego, zgadzano się na to, aby w prost od rząd ów W ysocki x) E lża n o w sk j