137 60 2MB
Polish Pages 182 p.., map ; 20 cm [194] Year 2004
HISTORYCZNE
BITWY
PIOTR DERDEJ
KORONOWO 1410
Dom Wydawniczy Bellona Warszawa
Dom
Wydawniczy
książek za
Bellona
zaliczeniem
prowadzi
pocztowym
sprzedaż wysyłkową swoich z
20-procentowym
rabatem
od ceny detalicznej. Nasz adres: Dom Wydawniczy Bellona ul. Grzybowska 77 00-844 W a r s z a w a Dział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01 fax (22) 620 42 71 Internet: www.bellona.pl www.ksiegarnia.bellona.pl e-mail: biuro @bellona.pl
Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz Ilustracja na okładce: Paweł Głodek Redaktor: Kazimierz Cap Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska Korektor: Agnieszka Galas
© Copyright by Piotr Derdej, W a r s z a w a 2004 © Copyright by Dom W y d a w n i c z y Bellona, Warszawa 2004 Druk i o p r a w a : W D G ul. Ś w . tel.
(58)
Piotra
D r u k a r n i a w G d y n i Sp. z o.o.
12, 8 1 - 3 4 7 G d y n i a
6 6 0 - 7 3 - 1 0, tel./fax
ISBN 83-11-09951-0
(58)
621 -68-51
WSTĘP
Na temat tzw. wielkiej wojny Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego z Krzyżakami (1409-1411 r.), napisano już w naszej historiografii bardzo wiele 1 . Wszyscy badacze (z nielicznymi wyjątkami — jak np. Stefan M. Kuczyński, Gerard Labuda, Marian Biskup lub publicysta historyczny Paweł Jasienica)" koncentrowali się głównie na pierwszej fazie tej wojny (sierpień 1409—lipiec 1410 r.), zakończonej wielkim zwycięstwem zjednoczonych sił polsko-litewskich wraz ze sprzymierzeńcami nad wielką armią krzyżacką na polach Grunwaldu, co miało miejsce 15 lipca 1410 roku. W naszych opracowaniach historycznych (zarówno tych, które powstały przed drugą wojną światową, jak i tych, które napisano w czasach powojennych) na ogół pisze '
Pełny wykaz źródeł i opracowań, z których korzystałem przy pisaniu
tejże monografii, podaję w przypisach oraz w bibliografii na końcu niniejszej książki. 2
Na ten temat patrz między innymi: Stefan M. K u c z y ń s k i , Wielka
wojna
z
Marian w
Zakonem Biskup
Prusach.
Krzyżackim i
Gerard
Gospodarka
—
w
latach
1409-1411,
Labuda,
Dzieje
społeczeństwo
—
Warszawa Zakonu
państwo
1966;
Krzyżackiego —
ideologia.
Gdańsk 1988; Historia Pomorza. t. I, Do roku 1466. praca zbiorowa pod red.
Gerarda
Jagiellonów.
Labudy,
Warszawa
Poznań 1990.
1969
oraz Paweł
Jasienica,
Polska
się bardzo obszernie o genezie konfliktu polsko-litewskiego z państwem zakonnym w Prusach (od niefortunnego dla Polski sprowadzenia Krzyżaków do Prus w roku 1226 przez księcia mazowieckiego Konrada począwszy). Następnie przechodzi się do bezpośrednich przyczyn wybuchu tzw. wielkiej wojny Polski i Litwy z państwem krzyżackim w roku 1409 i opisuje przebieg kampaniijesiennej 1409 roku oraz kampanii letniej 1410 roku aż do polsko-litewskiego zwycięstwa pod Grunwaldem. Potem z reguły mowa jest o tryumfalnym pochodzie zjednoczonych wojsk króla polskiego Władysława Jagiełły i wielkiego księcia litewskiego Witolda przez ziemie pruskie, pod mury stolicy państwa krzyżackiego — Malborka, w czasie którego wojska polsko-litewskie opanowały niemal bez walki prawie całe terytorium państwa krzyżackiego w Prusach (z wyjątkiem samego Malborka, Świecia i Człuchowa, w których zdołały się utrzymać załogi krzyżackie). Później już tylko pobieżnie wspomina się o niefortunnym dla Polaków i Litwinów oblężeniu Malborka (lipiec-wrzesień 1410 r.), a następnie o odwrocie wielkiej armii polsko-litewskiej z granic państwa zakonnego (wrzesień 1410 r.) i zaraz — najczęściej w sposób równie pobieżny — przechodzi się do postanowień pierwszego pokoju toruńskiego (zawartego w lutym 1411 r.). Zasadniczo w polskich opracowaniach historycznych pomija się zupełnym lub prawie zupełnym milczeniem wydarzenia, które miały miejsce pomiędzy bitwą pod Grunwaldem a pierwszym pokojem toruńskim. Do takich właśnie, prawie zupełnie zapomnianych wydarzeń tej wojny, należy niewątpliwie druga co do wielkości i znaczenia bitwa pod Koronowem (a dokładniej na polach pod pobliską wsią Łącko lub raczej Łąsko) 3 , stoczona 10 października 1410 3 Wieś, na polach której odbyła się ta bitwa, nosi obecnie nazwę Łąsko Wielkie lub Wilcze (co do tego, gdzie dokładnie doszło do samej bitwy, nie ma dziś zgodności wśród historyków). Jakkolwiek by nie było, pole b i t w y j e s t oddalone od obecnych granic miasta Koronowa o ok. 11 km na północny zachód i leży gdzieś pomiędzy wyżej wymienionymi wsiami).
roku. Rycerstwo wielkopolskie i — być może — posiłkujące je oddziały tatarskie (?)4 rozgromili w niej zaciężną armię krzyżacką, dowodzoną przez wójta Nowej Marchii, Michała Kiichmeistra. Bitwa ta doczekała się zaledwie niewielkich wzmianek: np. w pomnikowym dziele prof. S. M. Kuczyńskiego pt. Wielka wojna z Zakonem Krzyżackim w latach 1409-1411 opis bitwy pod Koronowem, wzięty w całości z Długosza 5 , zajmuje zaledwie cztery i pół strony. Jest to i tak bardzo dużo w porównamiu z zaledwie kilkuzdaniowymi wzmiankami w Dziejach Zakonu Krzyżackiego w Prusach... autorstwa Mariana Biskupa i Gerarda Labudy 6 oraz w Historii Pomorza, 1.1, Do roku 1466 — pracy zbiorowej pod redakcją naukową Gerarda Labudy 7 , z których dowiadujemy się tylko tyle, że bitwa rycerstwa wielkopolskiego z Krzyżakami pod Koronowem miała miejsce 10 października 1410 roku oraz że rycerstwo polskie odniosło w niej wielkie zwycięstwo nad armią zakonną i wzięło do niewoli wielu znacznych jeńców spośród rycerstwa niemieckiego z samym wodzem na czele. 4
Na temat możliwości udziału jakiejś, niemożliwej
dziś do ziden-
tyfikowania z powodu szczupłości i niejasności informacji na ten temat, jednostki jazdy tatarskiej w bitwie pod Koronowem patrz szerzej: S. M. Kuczyński,
Wielka wojna z Zakonem...,
op.
cit.,
Spiera lski,
Bitwa
pod
Koronowem
X
1410,
X
1410.
Materiały
w Bydgoszczy w
550 rocznicą
bitwy,
polemika S. M.
Kuczyńskiego z poglądami Z. Spieralskiego na temat
Koronowem
bitwy
10
pod Koronowem
Pogranicze
i
kujawsko-pomorskie
10 z
1961,
udziału w
Wielkiej
450; [w:]
naukowej
Bydgoszcz
ewentualnego w
sesji
s.
Wojnie
pod
zorganizowanej s.
niej z
Zdzisław Bitwa
57-58 Tatarów
Zakonem,
oraz pt. [w:]
„Zapiski Historyczne poświęcone historii Pomorza", t. XXIX, rok 1964, zeszyt 1, Toruń
1964, s. 74-78. Temat ten poruszę j e s z c z e obszerniej
w j e d n y m z następnych rozdziałów tej książki, opisując sam przebieg bitwy pod Koronowem. 5
Patrz: Polska Jana Długosza, oprać, pod red. Henryka Samsonowicza, tłum. z j ę z . łacińskiego Julia Mruk, Warszawa 1984, s. 262-267. 6
Patrz: M. B i s k u p i G. w Prusach..., op. cit., s. 367-368. 7
Labuda,
Dzieje Zakonu
Historia Pomorza, t. I, Do roku 1466, op. cit., s. 696.
Krzyżackiego
Bitwa pod Koronowem nie doczekała się również tak wspaniałych opisów literackich j a k bitwa pod Grunwaldem. Istnieje t y l k o j e d e n opis literacki tej batalii, zawarty w Nowelach Henryka Sienkiewicza 8 , również w całości wzięty z Długosza, lecz nieco przerobiony i ubarwiony literacko mistrzowskim piórem autora Krzyżaków. Bitwy tej nie opiewano w pieśniach ani poematach i żaden — j a k dotychczas — reżyser filmowy nie zdecydował się przenieść j e j na ekrany kin. Nie istnieje też, o ile piszącemu te słowa wiadomo, żaden obraz przedstawiaj ą c y bitwę pod Koronowem ani jakikolwiek j e j plan. Z tego wszystkiego wynika niezbicie, iż wiktoria grunwaldzka z 15 lipca 1410 roku zaćmiła niemal zupełnie, w umysłach następnych pokoleń Polaków aż po dzień dzisiejszy, późniejszą od niej zaledwie o 3 miesiące, lecz równie świetną wiktorię koronowską z 10 października 1410 roku. Powstrzymała ona przecież groźną kontrofensywę krzyżacką w głąb Wielkopolski i Kujaw. Odwet, gdyby nie został w porę zatrzymany i udaremniony pod Koronowem, mógłby zniweczyć — dla strony polskolitewskiej — militarne i polityczne owoce zwycięstwa grunwaldzkiego 9 . W tym miejscu należy zaznaczyć, że współcześni opisywanym tutaj wydarzeniom, od których czerpał swoje informacje Jan Długosz, zgodnie uważali, że „[...] chociaż wspomniane zwycięstwo pod Koronowem było w istocie mniejsze niż pod Grunwaldem, to jednak, jeśli się weźmie pod uwagę niebezpieczeństwo, zapał i wytrwałość w walce, zwycięstwo walczących tutaj należy 8
Patrz:
Henryk S i e n k i e w i c z ,
Ongi
i dziś.
Bitwa pod Koronowem,
[w:] tegoż autora: Nowele, t. III, Warszawa 1978, s. 54-59. 9
cit.,
Na ten temat patrz: s.
35-52 oraz S.
Z. M.
S p i e r a l s k i , Bitwa pod Koronowem...,
op.
K u c z y ń s k i , Pogranicze kujawsko-pomorskie
w Wielkiej Wojnie z Zakonem, op.
cit., s. 72. Piszący te słowa również
poruszy ten temat znacznie obszerniej w j e d n y m z następnych rozdziałów niniejszej książki.
stawiać wyżej od grunwaldzkiego" 10 . Bitwa pod Koronowem jest interesująca także dlatego, iż była jedną z ostatnich, stoczonych ściśle według średniowiecznych reguł wojennych, gdzie rycerz potykał się z rycerzem, a obie strony przestrzegały w najdrobniejszych szczegółach zasad honorowego kodeksu rycerskiego, czego już po Koronowie na polach bitewnych całej Europy nigdy nie oglądano. Działo się tak, gdyż — j a k o tym pisze Długosz: „Rzadko za naszych czasów pamiętano tak sławną bitwę nawet między chrześcijanami i barbarzyńcami, w której by z taką dzielnością i taką wytrwałością walczący po obydwu stronach zabiegali o zwycięstwo" 1 1 . Dziś w małym i sennym, lecz jakże uroczo położonym wśród malowniczych morenowych, polodowcowych wzgórz i jezior Pojezierza Krajeńskiego, nad wodami rzeki Brdy i Zalewu Koronowskiego, miasteczku Koronowo o wielkiej historii sprzed niemal 600 lat (w roku 2010 minie akurat okrągła, sześćsetna rocznica bitwy) przypominają tylko dwa pomniki. Pierwszy w centrum miasta, w miejscu, z którego — zgodnie z miejscową tradycją — owego pamiętnego poranka wyruszyło rycerstwo polskie na bój z najezdniczą, krzyżacką armią Ktichmeistra (wzniesiony w 550 rocznicę bitwy w roku 1961 )12. Drugi, nazywany przez miejscową ludność „grunwaldzkim" (wzniesiony w roku 1986)13, który stoi w widocznym miejscu, opodal miasta, przy ruchliwej szosie Bydgoszcz-Koszalin (Koronowo leży ok. 30 km na północ od Bydgoszczy). Nie tylko informuje on przejezdnych turystów, zdążających tamtędy nad Bałtyk lub w Bory Tucholskie, o miejscu wielkiego 10 Patrz: Polska Jana Długosza, op. cit., s. 265. O tym również szerzej w j e d n y m z następnych rozdziałów tej książki. u r 1 amze. 12 Janusz U m i ń s k i , 7 dni w Koronowie i nad Jeziorem Koronowskim. Przewodnik turystyczny. Warszawa 1989, s. 21. 13
r
1 amze.
zwycięstwa oręża polskiego, ale i zaprasza do odwiedzenia miasta. W samym mieście znajduje się jeszcze jeden, niemy świadek bitwy: jest to stary, pocysterski klasztor z końca XIII w., na terenie którego, zgodnie z opisem Długosza, obozowało rycerstwo polskie przed bitwą i na terenie którego — jak chce tego Jan Długosz oraz miejscowa tradycja — pochowano później część poległych w tej bitwie 14 . Bitwa pod Koronowem wymaga zatem — zdaniem piszącego te słowa — odkurzenia, przypomnienia i przywrócenia godnego j e j miejsca w naszej historiografii oraz, co równie ważne, w świadomości historycznej współczesnych Polaków, bo zaiste wiktorią koronowską warto się szczycić na równi z j e j grunwaldzką poprzedniczką. Jestem to winien również przemiłym członkom Towarzystwa Miłośników Ziemi Koronowskiej, którzy podczas ostatniego mego pobytu w Koronowie zainspirowali mnie do wydobycia wiktorii koronowskiej z mroków zapomnienia i do napisania tejże monografii. Na ile podołałem temu zadaniu, niechaj ocenią Czytelnicy. Autor Warszawa, 22 lutego 2002 roku
14
Polska Jana Długosza, op. cit., s. 263 i 266. Patrz także: J. U m i ń s k i , 7 dni w Koronowie..., op. cit., s. 21-23 oraz praca zbiorowa pt. Koronowo. Zarys dziejów miasta, Poznań 1968.
PO GRUNWALDZIE
W pamiętnym dniu 15 lipca 1410 roku na polach pomiędzy wsiami Grunwald, Stębark i Łodwigowo rozegrała się jedna z największych bitew średniowiecznej Europy, w której koalicja wojsk polskich, litewskich, ruskich, czeskich, mołdawskich, wołoskich i tatarskich, dowodzona przez króla polskiego Władysława Jagiełłę oraz wielkiego księcia litewskiego Aleksandra-Witolda, zadała druzgocącą klęskę armii Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (zwanego potocznie Krzyżakami lub zakonem niemieckim) i krzyżackim najemnikom z całej Europy Środkowej i Zachodniej (wśród których byli również licznie reprezentowani Ślązacy i Pomorzanie), dowodzonym osobiście przez wielkiego mistrza zakonu Ulryka von Jungingena 1 . W bitwie grunwaldzkiej polegli niemal wszyscy dostojnicy zakonni z wielkim mistrzem na 1
Opisywanie przyczyn i pierwszej fazy tzw. wielkiej wojny z Krzyżakami w latach 1409-1410 oraz samego przebiegu bitwy pod Grunwaldem świadomie w tej monografii pomijam, gdyż zagadnienia te zostały j u ż wielokrotnie, bardzo obszernie opisane w różnych opracowaniach historycznych, że wymienię tu tylko pomnikowe dzieło S. M. K u c z y ń s k i e g o pt. Wielka wojna z Zakonem..., Warszawa 1966, op. cit., a także j e d n o z najnowszych opracowań na ten temat autorstwa Andrzeja N a d o l s k i e g o pt. Grunwald 1410, Warszawa 1999.
czele, a reszta dostała się do polskiej lub litewskiej niewoli. Pod Grunwaldem w ciągu zaledwie kilku godzin przestała istnieć nie tylko militarna potęga zakonu niemieckiego (dotychczas bezkarnie terroryzująca wszystkich sąsiadów Prus z Polską i Wielkim Księstwem Litewskim na czele), ale i de facto prawie cały aparat administracyjny państwa zakonnego w Prusach. Państwo krzyżackie, pozbawione głowy w postaci wielkiego mistrza oraz mózgu w postaci większości starszyzny i urzędników zakonnych, leżało, sparaliżowane tak wielką i niespodziewaną klęską, u stóp zwycięskich wodzów polsko-litewskiej koalicji — Jagiełły i Witolda 2 . Droga na stolicę państwa zakonnego w Prusach, Malbork, główny cel strategiczny połączonych armii Jagiełły i Witolda w całej kampanii letniej 1410 roku 3 , stała dla zwycięskich wojsk koalicji polsko-litewskiej otworem. Należało jednakże działać szybko, gdyż nie wszyscy dostojnicy zakonni zostali zabici lub wzięci do niewoli pod Grunwaldem. W bitwie tej nie uczestniczył komtur Świecia, Henryk von Plauen, który ze swoimi oddziałami pozostał, z rozkazu wielkiego mistrza, na Pomorzu Gdańskim (dla zabezpieczenia tych terenów przed spodziewanym przez dowództwo krzyżackie atakiem polskim z okolic Bydgoszczy) 4 . Nie brał w niej też udziału wójt Nowej Marchii (części państwa krzyżackiego na ziemiach między Pomo2
Na temat rozmiaru strat krzyżackich,
poniesionych w bitwie pod
Grunwaldem, patrz: S. M. K u c z y ń s k i . Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 408 A 109 oraz A. N a d o 1 s k i, Grunwald 1410, op. cit., s. 130-133. 3
Na temat polsko-litewskiego planu wojny z Krzyżakami patrz: S. M.
Kuczyński,
Wielka wojna z Zakonem...,
op.
cit., s. 2 8 5 - 2 9 9 oraz A.
N a d o l s k i , Grunwald 1410, op. cit., s. 37-39. 4
Na
ten
pomorskie w
temat Wielkiej
patrz
szerzej:
M.
Biskup,
Pogranicze
Wojnie z Zakonem Krzyżackim w latach
[w:] Bitwa pod Koronowem..., Wielka wojna z Zakonem...,
op. op.
cit., cit.,
Grunwald 1410, op. cit., s. 84 i 89.
s. s.
28-29; 330-331
S.
M.
kujawsko1409-1411,
Kuczyński,
oraz A.
Nado lski,
rzem Zachodnim a Wielkopolską), Michał Kiichmeister von Sternberg. Na dwa dni przed bitwą pod Grunwaldem (13 lipca) rozbił on wydzielone oddziały wielkopolskie, które, pod dowództwem wojewody kaliskiego i zarazem starosty nakielskiego Macieja z Wąsoszy, na przełomie czerwca i lipca, nagłym wypadem z okolic Nakla i ziemi krajeńskiej zaatakowały i mocno spustoszyły pograniczne tereny Nowej Marchii, a także zachodnią część krzyżackiego Pomorza 5 . Po odniesieniu tego lokalnego zwycięstwa nad polską grupą dywersyjną, również na rozkaz wielkiego mistrza, nie połączył się z nim, ale bez zwłoki wycofał się do Nowej Marchii, ażeby tam zorganizować nowe oddziały zakonne z najemników niemieckich. Miały one w planowanej przez główny sztab zakonny późniejszej fazie wojny przyjść z odsieczą armii Ulryka von Jungingena, najeżdżając od północnego zachodu Wielkopolskę i Kujawy 6 . Prócz potencjalnego zagrożenia ze strony wciąż jeszcze nie rozbitych i nie zdemoralizowanych oddziałów krzyżackich Henryka von Plauena z Pomorza Gdańskiego oraz Michała KUchmeistra z Nowej Marchii, Jagiełło z Witoldem musieli brać pod uwagę także świeże siły krzyżackie w Inflantach, dowodzone przez marszałka inflanckiego Berna von Hevelmanna. Dotychczas nie brały one udziału w wojnie, ale w każdej chwili mogły przyjść z odsieczą swoim konfratrom w Prusach, chociażby przez nagły najazd na chwilowo prawie bezbronne Litwę i Żmudź 7 , ażeby odciągnąć litewską 5
Na ten temat patrz:
Biskup,
Pogranicze
Polska Jana Długosza,
kujawsko-pomorskie
w
Wielkiej
op.
cit.,
Wojnie
s.
218;
M.
z Zakonem...,
op. cit., s. 29; S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 333-334, 3 4 0 - 3 4 1 i 4 2 9 - 4 3 0 oraz A. Na do 1 s k i, Grunwald 1410, op. cit., s. 90. 6
Por. M. B i s k u p, Pogranicze kujawsko-pomorskie w Wielkiej Wojnie
z Zakonem...,
op.
z Zakonem...,
op.
cit., cit.,
s. s.
27-29;
S.
M.
Kuczyński,
Wielka
wojna
2 9 9 - 3 1 0 oraz A. N a d o l s k i , Grunwald 1410,
op. cit., s. 88-90. Por. S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 332.
armię Witolda z pruskiego teatru wojny 8 . Wszystkie powyżej wymienione przesłanki musiały skłaniać króla i wielkiego księcia do podjęcia jedynej, możliwej w tych warunkach, decyzji: czym prędzej iść na chwilowo pozbawiony obrony Malbork, ażeby w pełni wykorzystać porażający efekt wiktorii grunwaldzkiej i zająć krzyżacką stolicę, zanim zdołają oni otrząsnąć się po tak wielkiej klęsce. Jeśli którakolwiek z wyżej wymienionych jednostek krzyżackich, a zwłaszcza zlokalizowana najbliżej stolicy grupa pomorska von Plauena, zdołałaby dotrzeć do opustoszałego Malborka, opanować panikę i zorganizować skuteczną obronę warownej stolicy zakonu niemieckiego, zdobycie miasta byłoby o wiele trudniejsze, jeśli wręcz nie niemożliwe. Tak bez wątpienia postąpiłby na miejscu Jagiełły i Witolda każdy wódz, w pełni świadom strategicznego oraz politycznego celu prowadzonej przez siebie wojny. Opatrzność czy też — j a k wolą niewierzący — szczęście zdawały się sprzyjać koalicji jagiellońskiej. Oto w państwie krzyżackim na wieść o klęsce zakonu pod Grunwaldem, która rozniosła się lotem błyskawicy, uaktywniła się wewnętrzna opozycja, z n a n a j a k o Towarzystwo Jaszczurcze, składająca się z wybitnych przedstawicieli pruskiego duchowieństwa, rycerstwa oraz mieszczaństwa (czyli stanów pruskich). Do żywego dopiekło im 200-letnie panowanie zakonu niemieckiego w Prusach i na Pomorzu Gdańskim, a coraz bardziej realna była wizja poprawy sytuacji. Krzyżacy nie byli bynajmniej łaskawymi panami dla swoich, nawet niemieckich, poddanych. Pruska i pomorska ludność miała już serdecznie dość krzyżackiej polityki gospodarczej, a zwłaszcza fiskalnej, przejawiającej się głównie w nadmiernym obciążaniu poddanych wielkiego mistrza podatkami na cele wojen, jakie zakon niemiecki niemal ustawicznie toczył z sąsiadami 9 . Toteż trudno się dziwić, iż stany pruskie, 8
Na ten temat patrz: S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem...,
op. cit., s. 299-310 i 326-328.
udręczone twardymi rządami krzyżackimi, z nadzieją spoglądały ku Polsce i Litwie, widząc w przyłączeniu ziem państwa zakonnego do państw jagiellońskich ratunek dla siebie oraz szansę na poprawę bytu. Po Grunwaldzie w całym państwie zakonnym wybuchło żywiołowe powstanie pruskiej szlachty i mieszczan przeciwko krzyżackiemu panowaniu. Powstańcy spod znaku Towarzystwa Jaszczurczego w ciągu zaledwie kilku tygodni opanowali prawie wszystkie miasta i zamki pruskie, wypędzając z nich nieliczne załogi krzyżackie, śmiertelnie do tego przerażone takim, zupełnie dla nich niespodziewanym, rozwojem wypadków po śmierci wielkiego mistrza i prawie całej starszyzny zakonnej w bitwie pod Grunwaldem. Krzyżacy zdołali z najwyższym trudem utrzymać się jedynie w samym Malborku, Człuchowie, Świeciu, Radzyniu Chełmińskim, Gdańsku, Brandenburgu, Ragnecie, Bałdze i Kłajpedzie. Reszta zamków i miast pruskich, które zostały w ciągu lipca i sierpnia opanowane przez powstańców z Towarzystwa Jaszczurczego, na wyścigi poddawała się zwierzchnictwu zwycięskiego króla polskiego 10 . 9
w
Obszerne informacje na temat stosunku ludności państwa krzyżackiego
Prusach (stanów
pruskich)
do
panów pruskich,
czyli
Krzyżaków,
a także na temat dziejów Towarzystwa Jaszczurczego i doniosłej roli, jaką odegrało ono w pogrunwaldzkiej fazie wielkiej wojny (od połowy lipca 1410 r. Zakon
począwszy) można znaleźć w następujących opracowaniach:
Krzyżacki a społeczeństwo państwa
w
Prusach,
redakcją Zenona Huberta N o w a k a , Toruń A.
Czacharowski,
Grunwaldu,
[w:]
Opozycja
[/' krągu
Północnej w XIV-XVIII w., Toruń Towarzystwo i
Jaszczurcze
następne;
M.
w
Biskup
rycerstwa
stanowych
studiów
ziemi
chełmińskiej
pod
103-110; w
kulturowych przeobrażeń
dobie Europy
1988, s. 77-96; M. B ar t k o w i a k.
latach i
i
zbiór
1995, s. 9 - 8 1 oraz
G.
1397-1437,
Toruń
1948,
s.
22
L a b u d a , Dzieje Zakonu Krzyżackiego
w Prusach..., op. cit., s. 3 1 6 - 3 4 1 oraz 367-368. 10
Z więcej niż szczupłych materiałów źródłowych na ten temat patrz:
Polska
Jana
Władysława
Długosza, króla
z łacińskiego
op.
polskiego
rękopisu
cit., z
s.
246-252
Krzyżakami
Biblioteki
w
Kórnickiej,
oraz roku
Kronika
konfliktu
Pańskim
wydanego
w
1410,
Poznaniu
Znakomity badacz wielkiej wojny z Krzyżakami (1409-1411) i autor najpełniejszego, jak do tej pory, opracowania na ten temat, prof. Stefan M. Kuczyński, ocenia, że: „[...] chociaż wszystko odbyło się po myśli króla, powstała sytuacja, której nie przewidywała żadna ze stron walczących: oto w bitwie na polach Łodwigowa, Stębarku i Grunwaldu armia krzyżacka została nie tylko rozbita, ale i zniesiona prawie doszczętnie, przy czym poległ w. mistrz i cała niemal starszyzna Zakonu, dzięki czemu, formalnie biorąc, strona polsko-litewska nie miała z kim pertraktować o pokój! Nie było legalnej władzy, która byłaby upoważniona do reprezentowania państwa zakonnego. [...] W takim stanie rzeczy król i jego doradcy, decydując się na dalszy marsz w stronę Malborka, musieli brać pod uwagę już dwie możliwości: pierwszą [...] tzn. zawarcie pokoju z jakimiś czynnikami, które będą uprawnione do reprezentowania państwa krzyżackiego — na co, jak się wydaje, mniej liczono, oraz drugą, o której przed bitwą zapewne nie myślano, ale która, niewątpliwie, w danej sytuacji wysuwała się na plan pierwszy: opanowanie całości lub przynajmniej znacznej części ziem pomorsko-pruskich i przyłączenie ich do Polski i Litwy. [...] W otoczeniu Jagiełły musiano sobie dobrze zdawać sprawę z nastrojów wśród poddanych Zakonu i król wiedział, co czyni, zwalniając szlachtę chełmińską, pruską, czy mieszczan miast krzyżackich. Krzyżacy stanowili znienawidzoną warstwę rządzącą, obcą pochodzeniem, pasożytniczą, utrzymującą się przy władzy jedynie drogą ucisku, nie związaną z lud-
w roku 1911 przez Zygmunta Celichowskiego, na j ę z y k polski przełożyli Jolanta Danka i Andrzej Nadolski, Olsztyn 1987, s. 15-16. Natomiast z bardzo licznych opracowań na ten temat patrz szerzej: S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 43 5-436 oraz 452-457; A. N a d o l s k i , Grunwald 1410, op. cit., s. 135-136; P. J a s i e n i c a , Polska Jagiellonów, op. cit., s. 119-120 i Feliks K o n e c z n y , Dzieje Polski za Jagiellonów, Komorów 1997, s. 79-80.
nością ani wspólnym interesem, ani wspólną ideologią, ani narodowością, ani kulturą. Nagły brak warstwy uciskającej i ośrodka dyspozycyjnego, po wstrząsie pierwszej chwili, mógł wywołać — i, jak się okazało, wywołał — dążenia wolnościowe wśród poddanych krzyżackich. Zajęcie w takich okolicznościach stolicy i zlikwidowanie resztek oporu musiało doprowadzić do chętnego włączenia się stanów pruskich, tj. szlachty, miast i, niewątpliwie, duchowieństwa, w skład państwa jagiellońskiego. [...] Należało więc nie tylko powziąć decyzję, ale i jak najszybciej ją zrealizować. Trzeba było zająć Malbork" 1 1 . Tyle S. M. Kuczyński. Ów znakomity badacz dziejów wielkiej wojny z Krzyżakami w latach 1409-1411 uważa zatem, podobnie jak piszący te słowa, iż wielkie zwycięstwo, jakim niewątpliwie był Grunwald, zostałoby pozbawione wszelkiego, militarnego oraz, co ważniejsze, politycznego sensu, gdyby koalicja jagiellońska nie dążyła do możliwie jak najszybszego opanowania stolicy rozgromionego przeciwnika — Malborka. Dlaczegóż jednak, nieomal nazajutrz po grunwaldzkim zwycięstwie, zaczynają się w obozie polsko-litewsko-ruskim dziać dziwne rzeczy, których polscy — i nie tylko polscy — historycy, od Jana Długosza poczynając, a na dziejopisach nam współczesnych kończąc, pomimo wielu mniej lub bardziej prawdopodobnych hipotez, po dziś dzień nijak nie potrafią logicznie wyjaśnić? Oto bowiem uskrzydlone świeżym zwycięstwem wojska Jagiełły i Witolda, które przed Grunwaldem posuwały się naprzód średnio 40-50 km dziennie i których — co warto tu jeszcze raz z całą mocą przypomnieć — celem głównym całej kampanii był właśnie Malbork, teraz, tj. po 15 lipca, zaczęły się raptem posuwać do przodu z iście „zawrotną" szybkością — według wiarygodnych "
S. M. K u c z y ń s k i, Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 423-424.
obliczeń prof. Kuczyńskiego — najwyżej 15 km dziennie (!)12. Na dodatek koalicyjna armia Jagiełły i Witolda w sposób niewytłumaczalny mitrężyła czas, zatrzymując się po drodze — bez żadnej, wyraźnej potrzeby — pod każdym niemal zamkiem lub miastem krzyżackim, które były podówczas już prawie wszystkie opanowane przez powstańców z Towarzystwa Jaszczurczego. Wszystkie one witały wojska koalicji jagiellońskiej jako wyzwolicieli spod tyranii panów zakonnych, składając hołd wiernopoddańczy Jagielle jako swojemu prawowitemu monarsze. Nie trzeba było zatem zbytnio marnotrawić cennego czasu dla odbierania hołdów poszczególnych ziem, zamków i miast pruskich, które i tak uznały już Jagiełłę za swego króla, lecz należało maszerować na stolicę nieprzyjaciela, jak najszybciej się da, ażeby niedobitki krzyżackie nie zyskały czasu potrzebnego do opanowania paniki, skupienia rozproszonych sił i zorganizowania oporu. Jagiełło, który — od początku kampanii letniej 1410 roku aż do bitwy pod Grunwaldem włącznie — dał się poznać jako znakomity strateg i taktyk, potrafił przecież zgrać działania ogromnej (jak na przełom wieków XIV i XV), wielonarodowej armii koalicyjnej, zaskoczyć silnego w polu i mocno ufortyfikowanego przeciwnika błyskawicznym — jak na tamte czasy — wtargnięciem w głąb jego terytorium, a następnie zadać mu druzgocącą klęskę w polu (wykorzystując wschodnie — tj. tatarskoruskie zasady taktyczne). Raptem zaś — po rozbiciu trzonu sił krzyżackich — dopuścił się tak skandalicznego, z punktu widzenia celu strategicznego całej kampanii, spowolnienia marszu na Malbork. Jest w tym postępowaniu króla Jagiełły coś niewytłumaczalnego, coś, co z jednej strony zdaje się niemal całkowicie stawiać pod znakiem zapytania jego uznany geniusz polityczny i wojskowy, z drugiej zaś zdaje się sugerować, że król Polski, Władysław Jagiełło, oraz jego
stryjeczny brat, wielki książę litewski, Aleksander-Witold, po Grunwaldzie — z niewiadomych przyczyn — zaczęli umyślnie spowalniać marsz na Malbork, ażeby dać Krzyżakom czas niezbędny na zebranie sil. Tylko dlaczego?! Inny badacz opisywanego przez nas okresu dziejów Polski i Litwy, znakomity publicysta historyczny Paweł Jasienica (właściwe nazwisko: Lech Beynar), poświęcił temu zagadnieniu sporo uwagi w swojej Polsce Jagiellonów i w rozważaniach na ten temat doszedł do następujących wniosków: „16 lipca odnaleziono na pobojowisku zwłoki Ulryka von Jungingen. Jagiełło zachował się wobec nich w sposób kulturalny. Kazał je obmyć, okryć purpurą, włożyć na czterokonny wóz i wraz z ciałami innych dostojników, a więc arcykomtura i wielkiego marszałka, odesłać do Malborka. Uprzedził je biskup Jan Kropidło, który przebywał pod Tczewem. Otrzymał wiadomość o wyniku starcia i natychmiast popędził do Malborka. Stanął tam 17 lipca i niezwłocznie pchnął do króla gońca z zawiadomieniem o strasznej panice w stolicy Zakonu, gdzie nikt nie myślał o obronie. Ale 18 lipca nadciągnął z wojskiem komtur ze Świecia, Henryk von Plauen, ten sam, który w roku poprzednim wpadł na krótko w ręce polskie pod Bydgoszczą, a pod Grunwaldem nie był. Nazajutrz — 19 lipca — powitał w zamku zwłoki Ulryka von Jungingen i kazał je pogrzebać w kaplicy Św. Anny. Karawan wielkiego mistrza Krzyżaków wygrał wyścig z historią Polski. Konna armia królewska zjawiła się pod Malborkiem w sześć dni po nim, 25 lipca. Henryk von Plauen zdążył tymczasem wziąć wszystko w żelazną garść, zebrał żywność, powiększył załogę, ściągnął z Gdańska marynarzy, spalił miasto i zrobiwszy wszystko, co leżało w jego mocy, czekał oblężenia. 2 — Koronowo 1410
Z Grunwaldu do Malborka jest około stu kilometrów. Po bitwie część rady wojennej żądała śpiesznego pochodu lub przynajmniej wydzielenia pewnej liczby chorągwi i rzucenia ich naprzód. Argumentowano, że skoro król «główny zamek opanuje, w chwili gdy świeży przestrach i zgroza włada umysłami Krzyżaków, wnet i inne poddadzą się zamki i wojna skończy się spokojnie, bez walki». Przeważyło zdanie króla i większości rady, postanowiono biwakować opodal pobojowiska przez trzy dni. Ale decyzję o tym postoju podano wojsku do wiadomości już w nocy z 15 na 16 lipca, czyli zaraz po bitwie, i — j a k się zdaje wynikać z opisu Długosza — przed zebraniem rady wojennej. Uczynił to «z rozkazu króla woźny królewski Boguta», a wspomnianą uchwałę większości rady powzięto «potem». Jagiełło nie dotrzymał jednak zapowiedzianego terminu, ruszył w pochód 17 lipca i szedł pod Malbork dni... dziewięć. A więc w przeciągu doby wojsko przebywało mniej więcej tyleż drogi, co 15 lipca rano, kiedy ciągnęło pod Grunwald. Na początku tegorocznej kampanii ta sama armia dokonywała trzydziesto- i czterdziestokilometrowych przemarszów. Poprzedniej jesieni król potrzebował sześciu etapów, by dotrzeć z okolic Łęczycy pod Bydgoszcz (sto pięćdziesiąt kilometrów w linii powietrznej). Było to w ostatnich dniach września. Nienaruszone wojsko krzyżackie czyhało w pobliżu, zmuszaj ą c do ostrożności, która siłą rzeczy opóźnia pochód. Tym razem maszerowało się w lipcu, po rozgromieniu wroga. A przecież do pośpiechu winna była skłaniać nie sama tylko sprawa wojny z Krzyżakami. Jagiełło wiedział, że od południa lada chwila może Polsce grozić uderzenie Zygmunta Luksemburczyka. Stało się absolutnie wszystko, czego było potrzeba, by dać Zakonowi ochłonąć i choć jako tako pozbierać się do kupy [...]. Wojsko królewskie na pewno było zdolne poruszać się z szybkością karawanu. Gdyby przybyło pod Malbork razem z nim, a więc nazajutrz po Henryku von Plauen,
sytuacja wyglądałaby znacznie lepiej. Komtur ze Świecia odznaczał się szatańską zawziętością i miewał przebłyski geniuszu, ale cudów robić nie umiał. [...] Na przezwyciężenie paniki i zorganizowanie obrony potrzebował czasu. Otrzymał cały tydzień'" 3 . Przepraszam Czytelników za ten, nieco przydługi cytat z Polski Jagiellonów P. Jasienicy, ale jest on w tym miejscu naszych rozważań niezbędny dla pełnego zrozumienia całej, nie bójmy się tych określeń, niezrozumiałości oraz niedorzeczności działań Jagiełły i Witolda zaraz po odniesieniu wielkiego zwycięstwa pod Grunwaldem. Mamy zatem następującą sytuację: przodem jedzie karawan ze zwłokami wielkiego mistrza oraz innych, najwyższych dostojników zakonnych, poległych w bitwie pod Grunwaldem. Wozy wyruszyły z pobojowiska najprawdopodobniej późnym popołudniem, lub może nawet wieczorem, 16 lipca. Odnalezienie i rozpoznanie zwłok starszyzny krzyżackiej, wydanie przez króla odpowiednich dyspozycji, co do odesłania ich Krzyżakom do Malborka, a następnie przygotowanie do transportu, załadowanie zwłok na karawany i ostateczne wyruszenie w drogę konduktu pogrzebowego najwyższych dostojników zakonu i państwa krzyżackiego musiało z pewnością zająć większą część dnia. Kondukt pogrzebowy, rzecz jasna, nie pędzi co koń wyskoczy (tym bardziej że ciężkie, czterokonne wozy nie mogły poruszać się szybko, zwłaszcza gdy wiozły trumny ze zwłokami ludzkimi), lecz posuwa się naprzód powoli, jak na majestat śmierci przystało. Wiemy zresztą z wiarygodnych przekazów w kronice Długosza oraz w kronikach krzyżackich, iż ów kondukt pogrzebowy zatrzymywał się kilkakrotnie w różnych kościołach i zamkach krzyżackich (najprawdopodobniej na nocne modły i czuwania przy 13
P. J a s i e n i c a, Polska Jagiellonów, op. cit., s.
111-t 15.
zwłokach dostojników zakonu, gdyż trudno sobie wyobrazić, ażeby kondukt pogrzebowy podróżował w tamtych czasach nocą). Po trzech dniach podróży (19 lipca) dotarł do Malborka. Za tym konduktem pogrzebowym posuwa się, także w kierunku Malborka, armia polsko-litewska dowodzona przez Jagiełłę i Witolda. Ciągnie, z niewiadomych po dziś dzień powodów, w iście ślimaczym tempie, gdyż staje pod murami krzyżackiej stolicy dopiero 25 lipca, a zatem w 6 dni po kondukcie pogrzebowym (!). Co było przyczyną tak powolnego marszu wojsk koalicji jagiellońskiej? Prof. S. M. Kuczyński, który jest zdania, iż wojska polsko-litewskie nie były w stanie zająć Malborka „przez zaskoczenie rajdem kawaleryjskim zaraz po bitwie" 14 i daje po temu liczne powody 1 5 , również — na zakończenie swoich rozważań na ten temat — stwierdza, co następuje: „Wszystko wyżej powiedziane usprawiedliwia dowództwo polsko-litewskie przed zarzutem nieroztropności czy niedbalstwa, o ile chodzi o rzekomą możliwość zdobycia Malborka przez zaskoczenie rajdem kawaleryjskim zaraz po bitwie. Nie wyjaśnia natomiast, dlaczego armia królewska stanęła pod murami stolicy krzyżackiej dopiero 25 lipca, tzn. dlaczego do przebycia odległości ponad 120 km potrzebowała aż 8 dni, co daje przeciętną szybkość marszu około 15 km dziennie. Wobec zdobywania się przed Grunwaldem na marsze dzienne wynoszące 42 km oraz wobec konieczności pośpiechu w dojściu do Malborka — tempo posuwania się armii polsko-litewskiej wymaga, istotnie, komentarza. Otóż nie ulega wątpliwości, że z obozu pod Grunwaldem wojska królewskie wyszły wcześniej, niżby tego sobie życzyły i niż początkowo było zapowiedziane, gdyż w j e d e n dzień po bitwie. Stąd odpoczywano, leczono się, do14
Patrz: S. M. K u c z y ń s k i ,
430. " Tamże,
s. 424-431.
Wielka wojna z Zakonem..., op.
cit., s.
prowadzano do porządku dopiero w marszu. To był, niewątpliwie, jeden powód wolnego posuwania się armii. Drugim musiało być zajmowanie zamków krzyżackich po drodze i pustoszenie kraju, co utrudniało również szybszy pochód i wprowadzało rozluźnienie porządku, tym bardziej że wojsko nie obawiało się już zniesionej armii w. mistrza. Wszelako powolny marsz głównego trzonu armii i taborów nie usprawiedliwia, naszym zdaniem, dowództwa polsko-litewskiego, że nie wysłało chociażby części jazdy, która szybciej stanęłaby pod Malborkiem od reszty wojska i w dużej mierze utrudniłaby Henrykowi von Plauen ściągnięcie dodatkowych sił i zapasów żywności do stolicy. Długosz wspomina, iż projekt taki istniał, ale że «mógł się wydawać mniej przezorny», tzn. że obawiano się dzielić armię, wciąż widocznie obawiając się możliwości istnienia nowych sił krzyżackich. Było to przezorne, ale ta przezorność spowodowała, iż obrońcy Malborka mieli czas na wzmożenie swych szeregów i zapasów, a tym samym przyczyniła się do późniejszego niepowodzenia. Dlatego musimy uznać ją za poważny błąd. Musimy wytłumaczyć genezę tego błędu zajęciem się przez króla i radę przede wszystkim nawałem spraw politycznych [...] co odbiło się ujemnie na sprawach wojskowych, lecz tłumaczenie to nie jest usprawiedliwieniem" 1 6 . Tyle prof. S. M. Kuczyński. Zwróćmy uwagę, iż jego bez wątpienia krytyczna ocena zbytniej powolności marszu wojsk koalicji jagiellońskiej na Malbork po grunwaldzkiej wiktorii w zasadzie pokrywa się z o wiele bardziej emocjonalnym i bezkompromisowym zdaniem na ten temat Pawła Jasienicy. Obaj badacze nie mają najmniejszych wątpliwości co do tego, że to właśnie zbytnie marudzenie w marszu na Malbork odebrało Jagielle i Witoldowi realną
szansę starcia pruskiej gałęzi Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie raz na zawsze z powierzchni ziemi, a tym samym definitywnego pozbycia się groźnego wroga na północnych rubieżach Polski i Litwy. Kuczyński jest jednakowoż nieco bardziej niż Jasienica umiarkowany w formułowaniu jakichkolwiek sądów na temat jakości dowodzenia króla Jagiełły i wielkiego księcia Witolda po zwycięstwie pod Grunwaldem i dlatego stara się znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie tej paradoksalnej sytuacji. Usiłuje mianowicie usprawiedliwić powolny marsz wojsk polsko-litewskich na stolicę państwa krzyżackiego rzekomym krańcowym wyczerpaniem rycerstwa oraz żołnierzy po niezwykle ciężkiej bitwie pod Grunwaldem. To tłumaczenie nie wytrzymuje jednakże celnej i zarazem rzeczowej krytyki zawartej na kartach Polski Jagiellonów Pawła Jasienicy, który tak oto komentuje przytoczoną powyżej wypowiedź prof. Kuczyńskiego: „Bardzo dziwne, że nasza historiografia częstokroć zbywa ogólnikami to, co się działo bezpośrednio po Grunwaldzie. Czyta się, że Polacy zmarnowali owoce zwycięstwa, nie potrafili go wyzyskać, okazali się niezdolni i tak dalej [...]. Pewien wpływ na charakter ocen wywarło może to, iż większość piszących o Grunwaldzie i Malborku historyków sama nigdy w żadnym wojsku nie służyła. W przeciwnym razie autorzy musieliby zwrócić uwagę na wzorową karność, panującą w wojsku królewskim, które w niczym nie przypominało późniejszego pospolitego ruszenia. Rozkazy były ściśle wykonywane. Natychmiast po zdobyciu obozu krzyżackiego Jagiełło kazał porozbijać znajdujące się tam beczki i «płynęło wino strumieniami na trupy poległych», a żołnierzom do upajania się pozostało samo zwycięstwo. Jeńców potraktował Władysław [Jagiełło — przyp. aut.] wspaniałomyślnie, zwolnił ich na słowo. Rycerstwo podporządkowało się tej decyzji, która nie mogła mu być miła.
[...] A sama zmiana postanowienia o trzydniowym postoju? Rada wojenna uchwaliła obozować do 19 lipca, król kazał ruszyć 17 i usłuchano go. Po stwierdzeniu faktu wielkiej karności przychodzi kolej na inną kwestię. Jeśli armia zachowuje się w określony sposób, maszeruje wolno, nie wysyłając wprzód oddziałów wydzielonych, to należy zadać oczywiste dla każdego wojskowego pytanie: czego chce dowódca tejże armii, jakie s ą j e g o zamiary? Zmęczenie żołnierzy, jako argument mający wyjaśnić spóźnienie się pod Malbork, nie nadaje się do poważnego traktowania. Liczyć by się mogło tylko zmęczenie lub brak koni. Zresztą po zakończeniu bitwy były jeszcze po stronie polskiej świeże odwody" 17 . Trudno w tym miejscu nie zgodzić się z oceną Pawła Jasienicy. To prawda, że zwycięstwo grunwaldzkie zostało wywalczone przez wojska polsko-litewskie ciężko i krwawo. Ale z wysokością strat w ludziach po stronie koalicji jagiellońskiej oraz z rzekomym zmęczeniem wojska po bitwie grunwaldzkiej zbytnio nie przesadzajmy. Oto, co pisze na ten temat inny badacz tych czasów, Andrzej Nadolski, w swej znakomitej monografii pt. Grunwald 1410: „Każde zwycięstwo opłaca się własnymi stratami. Niektórzy kronikarze zachodni, sprzyjający Krzyżakom, wypisywali niesłychane fantazje na temat nieprzeliczonych kroci «Saracenów» poległych w walce z rzekomymi obrońcami chrześcijaństwa. Dobrze poinformowany Długosz stwierdza natomiast, nie bez zdziwienia, że na Polach Grunwaldu padło po polskiej stronie zaledwie dwunastu znaczniejszych rycerzy, nie licząc oczywiście odpowiednio liczniejszych, ale w sumie też nie nazbyt licznych wojowników skromniejszego pochodzenia. 17
P. J a s i e n i c a, Polska Jagiellonów, op. cit., s. 114.
Wiadomościom tym można by nie dowierzać, gdyby nie potwierdzały ich inne, bardzo pewne źródła informacji. Oto w listach królewskich rozesłanych wprost z pobojowiska mówi się wyraźnie, że zwycięstwo odniesiono «przy znikomych stratach własnych», że z Polaków polegli w bitwie «bardzo nieliczni spośród ludu pospolitego, a nikt spośród osób dostojniejszych» l s . Faktem jest, że ze zmagań grunwaldzkich wyszli bez szwanku wszyscy, bez wyjątku, wybitniejsi polscy dowódcy i rycerze, znani przecież imiennie dzięki relacjom Długosza. Ograniczony rozmiar strat w polskich szeregach znajduje też uzasadnienie w samym przebiegu bitwy. Przez dłuższy czas toczyła się ona w postaci typowych zmagań kawaleryjskich, 0 szybko zmieniającym się przebiegu, często dramatycznych, ale nie przynoszących wielkiego rozlewu krwi. Sytuacja uległa zmianie dopiero po załamaniu [się] wyczerpanych wojsk Zakonu, w czasie szturmu obozu i na długiej trasie pościgu, ale wtedy skrwawili się nie zwycięscy Polacy, lecz Krzyżacy, zgodnie ze znaną i sprawdzoną zasadą według której najcięższe straty ponosi armia ulegająca panice i zmuszona do ucieczki. Z tego właśnie powodu należy się liczyć z poważnym uszczerbkiem w szeregach litewskich. Trudno ocenić, czy słusznie twierdzi się, że w kampanii 1410 [roku] Witold utracił aż połowę swego kontyngentu. Może wlicza się tu również straty poniesione pod murami Malborka, gdzie sprzymierzonych zdziesiątkowały zwykłe w tym czasie 1 w takich okolicznościach epidemiczne choroby. Jakkolwiek było, wolno sądzić, że przekonanie o wysokiej ofierze krwi złożonej na Polach Grunwaldu głęboko wrosło w świadomość Litwinów i stało się z jednej strony źródłem żalów do polskich sprzymierzeńców i do samego króla (Litwina!) za rzekomo niedostateczne rozmiary udzielonej w potrzebie pomocy, z drugiej zaś źródłem bolesnego kompleksu, 18 Patrz: Monumentu s. 866 i 868.
Poloniae
Historica,
t.
2,
Kraków
1913-1946,
żywego aż do naszych czasów i usilnie kompensowanego przez podkreślanie zasług, jakie w zmaganiach z potęgą krzyżacką ponieśli lub mieli ponieść wojownicy z ziem Wielkiego Księstwa z Witoldem na czele" 19 . Jak wielkie były w rzeczywistości straty oraz wyczerpanie wojsk polsko-litewskich po grunwaldzkim zwycięstwie, ustalić dziś dokładnie niepodobna. Według Długosza i Nadolskiego 20 nie były one jednak aż tak wielkie, ażeby uniemożliwiało to szybki marsz, przynajmniej wydzielonej grupy rycerstwa i knechtów, na krzyżacką stolicę. Wielkie zwycięstwo o przełomowym znaczeniu z reguły uskrzydla zwycięzcę i dodaje mu sił do szybkiego zakończenia wojny, zmęczenie wojska nie może być więc dostatecznym wytłumaczeniem dla dziwnej opieszałości i wręcz beztroski króla w marszu na stolicę wroga. Wojna z Krzyżakami wciąż przecież jeszcze trwała. Wróg był, co prawda, ciężko pobity, lecz ciągle jeszcze nie ostatecznie i przez to wciąż potencjalnie groźny. Droga połączonych armii koalicji jagiellońskiej z pól grunwaldzkich na Malbork wiodła przez Olsztynek, Olsztyn, Morąg, Pasłęk i Dzierzgoń. Ten powolny marsz w euforii świeżego zwycięstwa miał się wkrótce okazać pierwszym krokiem do zaprzepaszczenia owoców grunwaldzkiej wiktorii przez stronę polsko-litewską, a w szczególności przez samego króla Jagiełłę. Dopiero 25 lipca 1410 roku, a zatem w dziewięć dni po wyruszeniu z grunwaldzkiego pobojowiska (!), połączone oddziały wojsk jagiellońskich dotarły pod mury krzyżackiej stolicy — Malborka. Zawsze dobrze poinformowany Jan Długosz opisuje to w sposób następujący: 19 20
A. N a d o l s k i , Grunwald 1410, op. cit., s. 134-135.
Na ten temat patrz: Polska Jana Długosza, op. cit., s. 2 4 2 - 2 4 3 oraz A. N a d o l s k i , Grunwald 1410, op. cit., s. 134-135. Na ten temat patrz również: S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 408 A 109 i 430.
„W piątek 25 lipca, w dzień św. Jakuba Apostoła, król polski Władysław [Jagiełło] wysławszy przodem kilka chorągwi i rycerzy, by zajęli dogodne miejsca i odparli wszelkie zasadzki i niebezpieczeństwa, najpierw rozbija obóz nadjeziorem Dąbrówka, a następnie przybywa szczęśliwie do Malborka i natychmiast ze wszystkich stron oblega zamek. Po umieszczeniu wojska polskiego od wyższej części zamku ku wschodowi i południowi, wojsko litewskie ustawił od dolnej części, a ponadto swoje wojska z Podola i Rusi postawił w specjalnie [wybranym] miejscu od południa. Przez cały ten dzień zdarzały się drobne potyczki między rycerzami królewskimi a nieprzyjacielskimi o spalone już miasto Malbork, którego wrogowie z trudem bronili przed wtargnięciem do niego rycerzy polskich. Nie było bowiem rzeczą trudną szybko zdobyć miasto, które nie miało naturalnego zabezpieczenia, a wskutek rozproszenia się jego mieszkańców było całkowicie opustoszałe" 21 . 25 lipca 1410 roku rozpoczęło się zatem polsko-litewskie oblężenie Malborka. Te dziewięć dni, dzielące wymarsz wojsk Jagiełły i Witolda z pobojowiska pod Grunwaldem do przybycia pod Malbork i rozpoczęcia oblężenia, dały jednakże Krzyżakom bezcenny czas, niezbędny na opanowanie pogrunwaldzkiego szoku oraz na przynajmniej pobieżne przygotowanie fortecy nad Nogatem do obrony. Nie wiadomo, jakie przesłanki kierowały postępowaniem króla Jagiełły i wielkiego księcia Witolda po zwycięstwie 15 lipca. Wiadomo jednak ponad wszelką wątpliwość, iż zbyt powolny — jak na ówczesne możliwości połączonych armii polskiej i litewskoruskiej — marsz na Malbork wytrącił stronie jagiellońskiej z ręki zupełnie realną, w połowie lipca 1410 roku, szansę zdobycia stolicy najgroźniejszego z wrogów Polski i Litwy. Zaskoczenie było istotnym czynnikiem, a posiadanie tegoż
atutu dawało możliwość pozbycia się krzyżackiego zagrożenia z północy raz na zawsze. Jagiełło i Witold, walczący od wielu lat, ze zmiennym szczęściem, z Tatarami na południowym wschodzie, Moskwą na północnym wschodzie oraz borykający się ze stałym zagrożeniem ze strony wojowniczego i nieobliczalnego w swoich działaniach króla Węgier i wikariusza Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego w jednej osobie, Zygmunta Luksemburskiego, nie mogli nie brać pod uwagę takiej szansy zakończenia wojny z Krzyżakami i — na zdrowy rozum — powinni byli z niej skorzystać. Tym bardziej że definitywna likwidacja państwa zakonnego w Prusach dawałaby Polsce oraz Litwie wielorakie korzyści polityczne i gospodarcze z szerokim dostępem do Morza Bałtyckiego i umocnieniem unii obu państw na czele. Czyżby Jagiełło i Witold, oszołomieni grunwaldzkim zwycięstwem, przedwcześnie uznali, że dobicie Krzyżaków w ich własnym gnieździe to już tylko czysta formalność i dlatego woleli powoli zajmować kraj i odbierać hołdy mieszkańców Prus, miast co prędzej maszerować pod mury Malborka?! Bardzo wiele poszlak, które możemy wydedukować z nader szczupłych i lakonicznych wzmianek w zakończeniu Kroniki konfliktu... oraz ze znacznie obszerniejszych, choć o wiele późniejszych, sugestii u Długosza, zdaje się tę teorię potwierdzać. Wiele razy w historii ludzkości bywało bowiem tak, że niezbyt rozważny wódz i polityk, któremu udało się odnieść decydujące zwycięstwo nad wrogiem, jak gdyby tracił z oczu główny cel wojny, jakim jest zawsze trwałe zniszczenie przeciwnika. To zawsze doprowadzało w końcu do sytuacji, że pobity, lecz nie dobity wróg, powoli odzyskiwał siły i prędzej czy później przechodził do kontrofensywy, krok po kroku odzyskując utracone terytoria i ostatecznie to on zadawał ostateczną klęskę swojemu niedawnemu pogromcy 22 . Niewykorzystanie 22
Przypomnijmy sobie w tym miejscu chociażby karygodną nierozwagę
Hannibala po d e c y d u j ą c y m pogromie Rzymian w bitwie pod Kannami (w
dogodnej okazji na wojnie oraz w polityce zawsze się bowiem mści na tym, kto j e j mądrze i w porę nie wykorzysta. Niezbyt dobrze, niestety, to wszystko świadczy o jagiellońskiej koncepcji prowadzenia wojny z Krzyżakami po grunwaldzkim tryumfie militarnym. A główna odpowiedzialność za te, aż nazbyt jaskrawe zaniedbania i błędy militarne spada — w naszej ocenie — bez wątpienia na samego naczelnego wodza — króla Jagiełłę. Ogromny sukces militarny na Polach Grunwaldu najprawdopodobniej zbytnio mu uderzył do głowy, skutecznie uniemożliwiając trzeźwą ocenę sytuacji militarnej i politycznej w następnej, tj. pogrunwaldzkiej, fazie tej wojny z teutońskim zakonem rycerskim w Prusach. 25 lipca 1410 roku jednakże nic jeszcze nie było przesądzone na niekorzyść strony polsko-litewskiej. Kraj wroga prawie w całości leżał u stóp zwycięzców spod Grunwaldu. Krzyżacki zamek w Malborku był ówcześnie, co prawda, jedną.z najpotężniejszych twierdz Europy, ale broniła go zaledwie garstka naprędce zebranej przez komtura świeckiego Henryka von Plauena załogi. Zapewne nikt z niej, z samym wodzem na czele, nie był podówczas przekonany o realnych szansach utrzymania się w opustoszałej i pozbawionej zapasów warowni dłużej niż kilka dni — no, może tygodni. Krzyżacy bowiem nigdy dotychczas, w najgorszych przypuszczeniach, nie byli w stanie sobie wyobrazić, że jakikolwiek przeciwnik zdoła kiedykolwiek zagrozić ich stolicy i dlatego dotychczas nie przygo216 r. p.n.e.), kiedy to ten wybitny wódz kartagiński nieoczekiwanie (i również
z
niewiadomych
dla
dziejopisów
po
dziś
dzień
powodów)
zrezygnował z szybkiego marszu na zszokowany tak druzgocącą klęską i zupełnie pozbawiony jakiejkolwiek obrony Rzym, woląc zamiast tego zajmować
kolonie
greckie
na południu
Italii.
Rzymianie
tymczasem
zdołali powoli opanować poklęskowy defetyzm, zebrać nowe siły i przejść do
powolnego,
pozycji.
lecz
skutecznego
Tak wielką nierozwagę
odzyskiwania Hannibal
utraconych
wcześniej
przypłacił sromotną klęską,
z ręki tak niedawno j e s z c z e rozgromionego przezeń Rzymu, która miała miejsce w bitwie pod Zamą, j u ż na ziemi kartagińskiej.
towywali go do żadnej długotrwałej obrony, bo po prostu nie widzieli w tym sensu 23 . Wszystko zatem zależało, jak mogło się wówczas wydawać, już tylko od skuteczności prac oblężniczych i kilku lub najwyżej kilkunastu szturmów ze strony oblegających zamek w Malborku, przeważających nad krzyżackimi obrońcami pod każdym względem, oddziałów polsko-litewskich, dowodzonych przez dwu geniuszy wojny — Jagiełłę i Witolda. — Historia wielkiej wojny polsko-krzyżackiej w pamiętnym roku 1410 miała się jednakowoż, już wkrótce, potoczyć zupełnie inaczej...
23
Więcej szczegółowych informacji na temat stanu przygotowania zamku malborskiego do obrony przed ewentualnym polsko-litewskim zagrożeniem latem 1410 roku znajdą Czytelnicy w następnym rozdziale tej książki.
POD MURAMI M A L B O R K A
Jak podaje Długosz: „Zwycięstwo króla polskiego Władysława [Jagiełły — p r z y p . aut.] w pierwszej chwili wydawało się [w Malborku — przyp. aut.] rzeczą do tego stopnia nieprawdopodobną, że pierwszego doniesienia o klęsce krzyżackiej wysłuchano nie jako próżnej, ale niemal nierozsądnej plotki. Kiedy potem przychodzili jeden za drugim [krzyżaccy niedobitkowie spod Grunwaldu — p r z y p . aut.] i wszyscy twierdzili to samo, w końcu uwierzono. Wszyscy [Krzyżacy — przyp. aut.] popadli w smutek i przygnębienie i wszelkie swe zamysły i plany skierowali na opuszczenie zamku Malborka i podjęcie ucieczki, dokąd komu los zdarzy. I gdyby król polski Władysław po odniesionym zwycięstwie [pod Grunwaldem — przyp. aut.] szybko przybył do Malborka, jak mu to niektórzy rozsądnie i bardzo szczerze doradzali, bez żadnych strat i niebezpieczeństw dla siebie i swoich [wojsk — przyp. aut.] byłby zajął zamek w pierwszym dniu po przybyciu albo przez poddanie się zamku, albo przez jego zdobycie. Krzyżacy bowiem, duchowni, świeccy i inni, którzy strzegli zamku Malborka, rozbiegli się jak obłąkani po domach, salach i izbach i wiele dni i nocy spędzili na lamentach,
smutkach i skargach. Ponieważ wszyscy drżeli ze strachu i myśleli o ucieczce, zamek byłby się poddał, gdyby ktoś usiłował wziąć go z rąk wystraszonych obrońców'". Tak mniej więcej przedstawiała się sytuacja w Malborku w pierwszych dniach po otrzymaniu wiadomości o straszliwym pogromie wojsk krzyżackich pod Grunwaldem oraz o śmierci wielkiego mistrza Ulryka von Jungingena i prawie całej starszyzny zakonu w tej batalii. Długosz ma zatem zupełną słuszność, gdy twierdzi, że gdyby Jagiełło i Witold nie zwlekali tak bardzo z marszem na krzyżacką stolicę, Malbork niechybnie sam poddałby się. Hiobowa wieść o zagładzie większości sił zakonnych w bitwie pod Grunwaldem musiała podziałać na morale szczuplutkiej załogi krzyżackiej, pozostawionej przez wielkiego mistrza kilka tygodni wcześniej na straży stołecznego zamku i miasta, paraliżując j e j zdolność do jakichkolwiek przygotowań obronnych. W tym miejscu zresztą należy zadać sobie jedno, zasadnicze dla naszych dalszych rozważań, pytanie: czy Krzyżacy w ogóle przewidywali, przed porażką pod Grunwaldem, że kiedykolwiek będą zmuszeni do obrony Malborka? Odpowiedź na tak postawione pytanie może być tylko jedna — oczywiście NIE. Działo się tak między innymi dlatego, iż państwo zakonne w Prusach miało dotychczas (tj. mniej więcej od końca XIII w.) niekwestionowaną pozycję pierwszego mocarstwa w północno- wschodni ej części Europy. Potężna i wzorowo zorganizowana armia krzyżacka (wspierana wydatnie przez liczne rzesze krzyżowców-ochotników z Europy Zachodniej) nie poniosła dotąd żadnej, poważniejszej klęski na własnym terytorium. Ponadto granic państwa zakonnego w Prusach strzegł, jak dotychczas bardzo skutecznie, podwójny pas potężnych zamków nadgranicznych oraz doskonale ufortyfikowanych miast obsadzonych silnymi załogami. Które
zatem z mocarstw, stojąc u szczytu potęgi, przewiduje swą własną klęskę, na własnym terytorium, na tyle wielką, żeby jego stolica była zagrożona przez wroga w ciągu zaledwie kilku dni lub nawet tygodni od momentu rozpoczęcia działań wojennych? Żadne. Malbork, położony nad jednym z kilku ramion delty wiślanej — Nogatem, był w początkach XV wieku jedną z najpotężniejszych twierdz w Europie. System forteczny Malborka składał się z tzw. Zamku Wysokiego, Zamku Średniego, Zamku Niskiego (czyli przedzamcza) oraz miasta z jego murami obronnymi, połączonych ze sobą w jeden silny węzeł obronny 2 . Jednakże nie oznacza to bynajmniej, że była to warownia niemożliwa do zdobycia. Kiedy Jagiełło z Witoldem planowali w początkach grudnia 1409 roku, w Brześciu nad Bugiem, wspólną, generalną operację zaczepną przeciwko państwu zakonnemu w Prusach latem następnego roku, zgodnie uznali, że głównym celem tej kampanii musi być zniszczenie głównych sił krzyżackich, a następnie szybkie opanowanie stolicy wroga — Malborka, co bez wątpienia dałoby możliwość pozbycia się krzyżaków z Prus 3 . Nie może zatem ulegać najmniejszej wątpliwości, że w czerwcu roku 1410 połączone wojska koalicji jagiellońskiej przekroczyły granicę państwa krzyżackiego i bynajmniej nie po to, ażeby stoczyć i wygrać jedną czy drugą bitwę, ale przede wszystkim po to, aby iść prosto na gniazdo wroga — Malbork, a jego ziemie przyłączyć do Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Z powyższego niedwuznacznie wynika, iż Jagiełło i Witold — planując kampanię letnią 1410 roku i decydując się na działania zaczepne przeciwko Prusom — musieli zakładać koniecz2 Na temat historii oraz systemu fortyfikacyjnego zamku i miasta Malborka dużo więcej informacji znajdą Czytelnicy w opracowaniu Bohdana G u e rq u i n a, Zamek w Malborku, Warszawa 1974. 3 Na ten temat patrz szerzej: Polska Jana Długosza, op. cit., s. 198-199 oraz S . M . K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 276-288.
ność zdobycia Malborka, bez czego cały plan działań wojennych przeciwko zakonowi byłby po prostu bez sensu. Armia polsko-litewska, która w lipcu 1410 roku maszerowała na Malbork, a następnie obiegła krzyżacką stolicę, musiała być zatem doskonale przygotowana do oblegania i zdobywania tego rodzaju twierdz. Jagiełło z Witoldem nigdy nie zdecydowaliby się na podjęcie ryzyka tak wielkiej wyprawy przeciwko państwu krzyżackiemu w Prusach, gdyby nie byli pewni, iż wzięcie warowni tak potężnej jak Malbork, jest możliwe dla ich wojsk. Prof. S. M. Kuczyński pisze o tym w sposób następujący: „Definicje strategii i j e j celów, niezależnie od tego, czy wypowiedziane zostały w stuleciu XIX czy XX, są podobne. Wszystkie kładą nacisk na dwa najbardziej zasadnicze momenty: na kierunek uderzenia oraz na planowe przygotowanie tego uderzenia w sposób zapewniający największą skuteczność 4 . Nie ulega wątpliwości, że ani jeden z uczestników narady w Brześciu [nad Bugiem] nie znał teorii sztuki wojennej, wszelako praktyczna wiedza wojskowa i wybitny talent wojenny Jagiełły i jego współpracowników sprawiły, że plan strategiczny kampanii 1410 roku wytrzymuje krytykę nawet wiedzy nowoczesnej. Ustalono bowiem w Brześciu, że kierunkiem uderzenia, który umożliwi uzyskanie jak najpomyślniej szych wyników — ma być kierunek na Malbork, stolicę Zakonu. Wybrano więc nie odbieranie takich czy innych terytoriów, lecz marsz zjednoczonych wojsk w serce kraju nieprzyjacielskiego, co było właśnie wyjątkowym zjawiskiem w dziejach sztuki wojennej w Europie zachodniej, a jednocześnie dawało stronie polsko-litewskiej przewagę i możliwości licznych korzyści wojennych. Uderzenie to, po pierwsze, oddawało 4 Na ten temat patrz chociażby: cz. I, Paryż 1842, s. 40-41.
3 — Koronowo 1410
J.
W y s o c k i , Kurs sztuki wojennej,
inicjatywę w ręce Jagiełły, a Krzyżaków w obronie stolicy zmuszało, czego można było się spodziewać niemal ze stuprocentową pewnością, do podporządkowania się tej inicjatywie. Po drugie — wprowadzało element zaskoczenia. Krzyżacy aż do chwili wejścia armii polsko-rusko-litewskiej do Prus takiej decyzji dowództwa polskiego nie oczekiwali 5 . Po trzecie — akcja bojowa przenosiła się na teren nieprzyjacielski, co ochraniało kraje własne (przede wszystkim Wielkopolskę, Litwę i Mazowsze) od spustoszeń krzyżackich, których rozmiary znano dobrze w Polsce od czasów wojen za Łokietka, a na Litwie pamiętano co najmniej od Gedymina, jeśli nie od Mendoga. Po czwarte — zmuszało to nieprzyjaciela, aby skupił swe siły do obrony stolicy w bitwie przed Malborkiem. Takiej bitwy pragnął właśnie Jagiełło u f a j ą c przewadze zjednoczonej armii i swym talentom wojennym. Trudne do pomyślenia było, aby Krzyżacy dopuścili do oblężenia stolicy nie spróbowawszy zmierzyć się z nieprzyjacielem. Trafnie bowiem zauważono, że «przy wybitnie centralistycznym ustroju krzyżackiego państwa zamknięcie w stolicy armii zakonnej i jej odcięcie przez oblegającego oznaczało wywołanie zupełnego rozprzężenia wszelkich więzów w reszcie kraju i wydanie go w ręce zwycięzcy» 6 . Po piąte — skupienie niemal wszystkich krzyżackich sił w obronie Malborka uniemożliwiało Zakonowi zorganizowanie jakiejś poważniejszej akcji wojennej przeciw Litwie i Polsce" 7 . Skoro zatem, jak wynika z powyżej przytoczonej analizy prof. Kuczyńskiego, to właśnie Malbork — gniazdo krzyżackie — miał być głównym celem wielkiej ofensywy połączonych sił polsko-litewsko-ruskich na Prusy latem 5 6
Patrz: Polska Jana Długosza, op.
Cyt. za O. L a s k o w s k i , Warszawa 1935, s. 73. 7
cit., s. 205-206. Odrębność staropolskiej sztuki
wojennej,
S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 287-288.
1410 roku, oznacza to, po pierwsze: że armia jagiellońska, maszerująca po bitwie pod Grunwaldem na Malbork, była w pełni przygotowana do oblegania i zdobywania wszystkich zamków krzyżackich (ze stołecznym Malborkiem na czele); a po drugie: że Malbork nie był wcale, w roku 1410, twierdzą nie do zdobycia 8 . Malbork (choć był niewątpliwie silnie ufortyfikowany) w roku 1410 nie posiadał jeszcze większości potężnych fortyfikacji, które możemy oglądać dzisiaj, gdyż ogromna ich większość została zbudowana przez Krzyżaków dopiero w latach 1413-1420, a zatem już po tzw. wielkiej wojnie z Polską i Wielkim Księstwem Litewskim w latach 1409-1411, którą tu opisujemy 9 . Trudno zatem nie przyznać racji Janowi Długoszowi, który w przytoczonym na początku tegoż rozdziału fragmencie swojej kroniki szczerze ubolewa, że przez zbytnią i niezrozumiałą opieszałość Jagiełło i Witold utracili niepowtarzalną okazję wzięcia Malborka z marszu, na fali pogrunwaldzkiego szoku i paniki wśród resztek zakonu krzyżackiego w Prusach, bo taka okazja w połowie lipca 1410 roku rzeczywiście istniała. Istotnie, gdyby wojsko polsko-litewskie dotarło pod mury Malborka w trzy lub cztery, albo nawet pięć dni po bitwie pod Grunwaldem, co — jak wykazaliśmy w poprzednim rozdziale — było możliwe, stolica krzyżackich Prus niechybnie wpadłaby w ręce króla Jagiełły bez walki lub, co 8
Z
informacji
zawartych
Zamek w Malborku, op.
cit.,
w s.
opracowaniu
Bohdana
Guerąuina,
14-16, wynika, iż potężne umocnienia
Zamku Średniego, Zamku Niskiego (przedzamcza) oraz miasta Malborka, które
zachowały
się
do
dnia
współcześni historycy oceniają, -litewskich w roku
dzisiejszego
(i
na
podstawie
których
że Malbork był — dla wojsk polsko-
1410 — fortecą nie do zdobycia), zostały wzniesione
w większości dopiero po roku
1413
(!),
a zatem j u ż po oblężeniu
Malborka przez połączone armie Jagiełły i Witolda w roku 1410, gdy dla Krzyżaków stało się jasne, że ich stolica, dotychczas bezpieczna, może być poważnie zagrożona przez Polaków i Litwinów w razie wojny. 9
Tamże, s.
16.
najwyżej, po krótkim oblężeniu, co oznaczałoby bez wątpienia koniec państwa krzyżackiego w Prusach. Niestety, pierwszy zdołał dotrzeć do Malborka komtur ze Świecia Henryk von Plauen ze swoimi ludźmi. Stanął on w Malborku 18 lipca (a zatem już w trzy dni po bitwie pod Grunwaldem!) i od razu intensywnie przystąpił do przygotowywania zamku do obrony. Jak to się jednakże stało, iż komtur z dalekiego, pomorskiego Świecia, które jest oddalone od Malborka o ponad 100 km, zdołał przybyć do krzyżackiej stolicy, razem ze swoimi oddziałami, już trzeciego dnia po grunwaldzkim pogromie? Prof. S. M. Kuczyński poświęcił temu zagadnieniu obszerną analizę i doszedł do następujących wniosków: „W tym miejscu jednak wyłania się jedna jeszcze wątpliwość, związana z akcją komtura świeckiego. Odległość z Malborka do Świecia, którego komtur miał strzec z polecenia w. mistrza Ulryka, wynosi w linii prostej ponad 80 km, drogami zaś około 115 km lewym brzegiem, a około 100 km prawym brzegiem Wisły. Dlaczego zatem zdążył do Malborka von Plauen? Kuj ot przypuszcza, że Henryk von Plauen przebył drogę «z pośpiechem... prawdopodobnie od zamku do zamku biorąc świeże konie» 10 . Otóż wykluczone to nie jest. Wiadomość o porażce armii krzyżackiej i śmierci w. mistrza dotarła, niewątpliwie, do zamku w Świeciu już 16 lipca, skoro dnia tego zdołała dotrzeć i do Subkowa pod Tczewem [gdzie przebywał podówczas biskup włocławski Jan Kropidło — ten sam, który jako pierwszy, na wieść o klęsce wojsk krzyżackich pod Grunwaldem, dotarł do Malborka. Następnie natychmiast powiadomił króla Jagiełłę, że stolica krzyżacka jest chwilowo pozbawiona obrony — przyp. aut.11], a więc znacznie dalej. Henryk von Plauen 10
Patrz: S. K uj o t, Rok 1410 Wojna, „Roczniki Towarzystwa Nauko-
wego w Toruniu" XVII, Toruń 1910, s. 201.
mógł j e j od razu uwierzyć, mógł powziąć decyzję jazdy do Malborka i jeszcze na noc wyruszyć — zwłaszcza gdyby jechał sam, bez wojska. Tylko że jechałby nie konno, lecz drogą wodną — Wisłą 12 . Wszystko to jest możliwe, nie stojące w sprzeczności z logiką albo z prawami fizycznymi, tylko — mało prawdopodobne. Jeżeli bowiem nie uwierzono pierwszemu zwiastunowi klęski w Malborku, to dlaczego od razu miał uwierzyć nie bezpośrednim świadkom Henryk von Plauen? Malbork uzyskał potwierdzenie od dalszych, przybywających z pola bitwy, więc długo wątpić nie mógł, do Świecia natomiast w dniu 16 lipca zbiegowie nie przybywali, ponieważ mieli po drodze wiele innych zamków, w których mogli się schronić, a przede wszystkim uciekali głównie na północ, nie na zachód. O ile wszakże przyjęlibyśmy nawet, że późniejszy obrońca Malborka uzyskał niezbite potwierdzenie o pogromie wojsk Zakonu, to przecież pierwszego dnia nikt jeszcze nie wiedział, że poległa cała starszyzna krzyżacka, że Malbork pozostał bez wojska, że należy, wbrew zleceniu Ulryka von Jungingen, pozostawić pogranicze pomorskie bez opieki i udać się do stolicy. Każdy rozsądny komtur — a trudno odmówić von Plauenowi rozsądku — wysłałby natychmiast gońca do Malborka i czekał na jego powrót. Musiałby wszak brać pod uwagę możliwość ataku polskiego na zamki pomorskie i obowiązek czuwania nad powierzoną sobie twierdzą przynajmniej do odebrania dokładniejszych wiadomości lub instrukcyj. Tymczasem, o ile byśmy ślepo trzymali się dawniejszej interpretacji źródeł, musielibyśmy przyjąć, że rozsądny, energiczny, trzeźwy Henryk von Plauen (a cechy te wykazał wyraźnie w roku 1410 i latach dalszych), pod " 12
Patrz: P. J a s i e n i c a , Polska Jagiellonów, op. cit., s.
111.
Prof. S. M. Kuczyński, j e s t zdania, że była to j e d n a z najszybszych dróg, jaką komtur von Plauen mógł dotrzeć ze Świecia do Malborka — por. S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., przypis nr 5 na s. 426.
wpływem pierwszych, nie sprawdzonych wiadomości, porzucił powierzoną sobie placówkę, że jakimś cudem przeczuł śmierć wszystkich, którzy mogli objąć dowództwo w stolicy i że w półtorej doby, wraz ze swym wojskiem, przebył około 100 km, co w czasach armii rycerskich było rzeczą w ogóle nie do pomyślenia. Sądzimy, że trudno jest uwierzyć w to wszystko. Natomiast wydaje się nam o wiele prawdopodobniej sze, że już w chwili, gdy toczyła się bitwa pod Grunwaldem, Henryk von Plauen z wszystkimi lub większą częścią swych dość znacznych sił znajdował się na prawym brzegu Wisły i, stosownie do otrzymanych poleceń w. mistrza Ulryka, zdążał do połączenia się z główną armią Zakonu, względnie przebywał kędyś pomiędzy Sztumem a Morągiem, aby stanowić rezerwę obronną Malborka od strony południowo-wschodniej. Obecność komtura świeckiego na terytorium pruskim bez zgody w. mistrza jest wykluczona, ponieważ równałaby się porzuceniu powierzonej placówki pomorskiej i złamaniu dyscypliny zakonnej. Tym bardziej, że w. mistrz, który starał się być ostrożny w poczynaniach wobec armii polsko-litewskiej, mógł a) bądź zdecydować się na wzmożenie swych sił przed oczekiwaną bitwą i polecić von Plauenowi połączyć się z armią główną, licząc, że połączenie to nastąpi jeszcze przed walką z królem, b) bądź użyć von Plauena jako rezerwy i osłony na wypadek przegrania bitwy i cofania się wojsk w. mistrza w stronę Malborka. Nie posiadamy bezpośredniego potwierdzenia naszych domysłów, ale dwa fakty zdają się pośrednio przemawiać za ich słusznością. Pierwszy — to niewytłumaczalne inaczej przybycie już 18 lipca do Malborka oddziałów von Plauena, co przestałoby być czymś nadzwyczajnym, gdyby się przyjęło, że już 16 lipca stały one jakie 60-70 km od stolicy na prawym brzegu Wisły i poczęły się cofać natychmiast po stwierdzeniu klęski armii Zakonu; drugi — to zachowanie Jagiełły po bitwie, w nocy z 15
na 16 lipca. Sześćdziesięcioletni król był zbyt doświadczonym wodzem, aby nie zdawał sobie sprawy, że po całkowitym rozbiciu armii w. mistrza, po śmierci Ulryka von Jungingen, po zdobyciu obozu krzyżackiego i po wielogodzinnej ucieczce niedobitki wojsk zakonnych nie mogą tej nocy zagrażać nikomu, a zwłaszcza silnej armii królewskiej, przed którą musiały czuć zrozumiały lęk. Ajednak Długosz, dobrze co do wydarzeń tych godzin informowany przez Oleśnickiego, pisze wyraźnie: «Regi iłla nocte excubias in observationibus agenti— królowi nocy tej czuwającemu na straży» 13 , co nie może oznaczać jedynie bezsennego spędzania godzin nocnych. Wyżej wspomnieliśmy, że król mógł potrzebować samotności dla odpoczynku i rozmyślań, ale do tego nie potrzebował pełnić straży. Wydaje nam się, że król mający doskonałe, zazwyczaj, informacje wiedział o jakichś samodzielnych oddziałach krzyżackich, nie połączonych z woj skami w. mistrza, a znajdujących się niezbyt daleko. Oddziały te mogły zbliżyć się w ciągu dnia i nocą zaatakować zwycięską, lecz znużoną i zdezorganizowaną przez bitwę i pościg armię królewską. Aczkolwiek prawdopodobieństwo takiego ataku było więcej niż małe, jednak tłumaczyło w pewnej mierze czuwanie Jagiełły. Przyjmujemy więc, że Henryk von Plauen znalazł się w Malborku tak szybko dlatego, że w chwili klęski Zakonu przebywał nie w Świeciu, lecz w okolicach górnej Drwęcy, co było tym prawdopodobniej sze, że 13 lipca Maciej z Wąsoszy, wojewoda kaliski i starosta nakielski, który zbrój no wtargnął na Pomorze krzyżackie, poniósł klęskę w spotkaniu z Michałem Kiichmeistrem, wójtem Nowej Marchii, i «sam pierwszy z pola umknął, wojsko pozostałe bez wodza poszło w rozsypkę» 14 . Porażka Polaków odciążała w pewnej mierze siły krzyżackie, czuwające na pograniczu polsko-pomorskim i umożliwiała na pewien 13
Patrz: Polska Jana Długosza, op.
14
Patrz: tamte, s. 218.
cit., s. 240.
czas przerzut części wojsk zakonnych z pogranicza na teren głównej walki, nad Drwęcą. Ponadto zwraca uwagę, że bronił Pomorza wójt Nowej Marchii, a nie komturzy człuchowski, tucholski i świecki, którzy przede wszystkim mieli zleconą opiekę nad terenami pomorskimi. Komtur człuchowski, Arnold von Baden, oraz «Pfleger» tucholski, Henryk von Schwelborn — na czele swych chorągwi brali udział w bitwie pod Grunwaldem 1 5 . Mamy więc dowód, że w. mistrz zdecydował się ściągnąć osłonowe siły z Pomorza. Dlatego sądzimy, że najpóźniej po rozbiciu Macieja z Wąsoszy wezwany został i komtur Świecia, który w bitwie nie wziął udziału, ale zdążał już ku połączeniu się z w. mistrzem" 16 . Komtur świecki, Henryk von Plauen, zaraz po przybyciu do Malborka, przede wszystkim w mig zorientował się, iż zakon niemiecki w Prusach pozostaje, po grunwaldzkim pogromie, bez rządu i naczelnego dowództwa, a jego stolica — bez obrony. Na dodatek okazało się, że jedynymi siłami, zdolnymi bronić Malborka, są oddziały, które przyprowadził ze sobą (gdyż reszta albo leżała trupem na grunwaldzkim pobojowisku, albo jęczała w polsko-litewskiej niewoli, albo uległa rozproszeniu i totalnej demoralizacji). Jedyny, ocalały niemal cudem z grunwaldzkiego pogromu, wyższy urzędnik zakonny, wielki szpitalnik Werner von Tettingen, załamał się nerwowo i uciekł aż do Elbląga, więc o tym, iż przywróci on dyscyplinę w pozostałych jeszcze tu i ówdzie w Prusach oddziałach krzyżackich, marzyć co nie było. Komtur von Plauen był zatem zdany jedynie na własne, nie tak wielkie znowu, siły i własną zaradność, gdyż od nikogo — przynajmniej w najbliższych miesiącach — nie mógł spodziewać się żadnej pomocy. A czasu na opanowanie pogrunwaldzkiej paniki oraz na należyte przygotowanie 15
Patrz: tamże, s. 225-226.
16
S . M . K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 426-430.
Malborka do długotrwałej obrony też nie miał zbyt wiele. Jagiełło i Witold mogli zjawić się u bram Malborka z całą swą potęgą lada dzień. Wozy z ciałami wielkiego mistrza i innych dostojników krzyżackich, poległych pod Grunwaldem, dotarły do pruskiej stolicy już 19 lipca. Henryk von Plauen powitał je uroczyście u bram Malborka, a następnie pogrzebałje z rycerskimi honorami w zamkowej kaplicy Św. Anny. Bez wątpienia doskonale zdawał sobie sprawę, że wojsko królewskie i wielkoksiążęce, złożone w dużym stopniu z konnicy, jest w stanie posuwać się naprzód znacznie szybciej niż karawan z zakonną starszyzną. Jeśliby na przykład Jagiełło z Witoldem rzucili naprzód lekkie hufce litewskie, smoleńskie i tatarskie, zdolne do długich marszów, nieprzyjaciel mógłby stanąć u bram krzyżackiej metropolii nawet już tego samego dnia (tj. 19 lipca) lub najwyżej dzień później. Oddziały te mogłyby prowizorycznie zablokować miasto i zamek, uniemożliwiając lub przynajmniej znacznie utrudniając krzyżackiej załodze właściwe przygotowanie malborskiej fortecy do długotrwałej i uporczywej obrony. Ściągnięcie z zewnątrz — tj. z głębi Prus — zapasów żywności, więcej ludzi zbrojnych, zdatnych do obrony itp. również nie byłoby możliwe. Tymczasem w najbliższych dniach niechybnie nadciągnęłyby główne siły koalicji jagiellońskiej, a wtedy rozpoczęłoby się prawdziwe oblężenie. Wobec druzgocącej przewagi nieprzyjaciela nawet tak potężna warownia jak Malbork nie mogłaby się utrzymać dłużej niż kilka dni lub — co najwyżej — kilka tygodni. Potem krzyżacka załoga — chcąc tego, czy też nie chcąc — musiałaby skapitulować przed Jagiełłą i Witoldem. A to nieodwołalnie oznaczać by musiało definitywny koniec panowania Krzyżaków w Prusach i na Pomorzu Gdańskim. Komtur świecki, Henryk von Plauen, był jednakże, na nieszczęście dla Jagiełły i Witolda, człowiekiem energicznym, a nawet — co można bez przesady powiedzheć — ryzykantem. Postanowił, wbrew
wszystkiemu i wszystkim, ratować — na ile to tylko byłoby w tamtych warunkach możliwe — sam Malbork oraz panowanie krzyżackie w Prusach przed polsko-litewską inwazją. Pierwsze, co bez wątpienia należało uczynić w tych warunkach, w jakich znalazło się państwo krzyżackie w Prusach po bitwie pod Grunwaldem, było przywrócenie dyscypliny w zakonie przez powołanie nowych jego władz — chociażby o charakterze tymczasowym. Henryk von Plauen doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w bitwie grunwaldzkiej polegli praktycznie wszyscy wysocy dostojnicy, którzy mogliby albo sami objąć przywództwo nad państwem krzyżackim, albo dokonać zgodnego z zakonnym prawem wyboru nowego wielkiego mistrza na miejsce poległego pod Grunwaldem Ulryka von Jungingena. Pośpiesznie zwołał więc wszystkich, przebywających ówcześnie w Malborku, rycerzy zakonnych i nakazał im, ażeby go wybrali tymczasowym namiestnikiem zakonu w Prusach, aż do momentu zakończenia wojny i wybrania nowego wielkiego mistrza Krzyżaków 1 7 . Komtur von Plauen postąpił w ten sposób, gdyż konstytucje zakonu krzyżackiego nie przewidywały dotychczas takiej sytuacji, jaka powstała po klęsce grunwaldzkiej — nie było komu dokonać legalnego wyboru wielkiego mistrza po nagłej śmierci jego poprzednika 18 . Uznanie von Plauena przez konfratrów tymczasowym namiestnikiem zakonu w Prusach dało mu poczucie legalności wszelkich jego działań, m a j ą c y c h na celu dobro zakonu, a poza tym pozwoliło — przynajmniej prowizorycznie — przywrócić dyscyplinę w zakonie — j e ś l i nie w całych Prusach, to przynajmniej w samym Malborku i najbliższych okolicach. Krzyżacy tym samym zdołali otrząsnąć się z pierwszego, paraliżuj ą c e g o szoku. Mieli nowego, choć tymczasowego, wodza 17 18
Por.: S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 438. ^ 1 amze.
i energicznie zaczęli sposobić się do obrony Malborka. Tymczasem nieprzyjaciel (tj. Jagiełło), nie wiadomo dlaczego, nie nadciągał pod krzyżacką stolicę, lecz marudził po drodze. Henryk von Plauen zdołał tym samym wygrać (politycznie) pierwsze starcie z koalicjąjagiellońską, gdyż udało mu się żelazną ręką opanować strach oraz przywrócić upadłą po bitwie pod Grunwaldem dyscyplinę w stolicy państwa zakonnego w Prusach. Drugim, co do ważności, krokiem komtura von Plauena było w tych dniach pośpieszne przygotowanie malborskiej warowni do czekającego ją niechybnie, w najbliższym czasie wielkiego polsko-litewskiego oblężenia. W tym celu tymczasowy namiestnik krzyżacki w Prusach natychmiast rozpoczął wielką akcję błyskawicznego, jak na tamte czasy, ściągania do Malborka ludzi zbrojnych, którzy tu i ówdzie jeszcze nie przeszli pod sztandary Jagiełły i Witolda oraz Związku Jaszczurczego i wciąż jeszcze, mimo powszechnego w społeczeństwie pruskim odchodzenia spod kurateli zakonu, dochowywali w dalszym ciągu wierności panom zakonnym. Prof. Kuczyński tak o tym pisze: „Polecił [Henryk von Plauen — przyp. aut.] zebrać wszystką żywność i napoje do spichlerzy państwowych i, skąd się dało, także bydło i nagromadzone zapasy nabiału z miasta i okolicy, i dostarczyć na zamek. Postarał się też ściągnąć, ile się tylko dało, ludzi do obrony. Według księgi wydatków Zakonu, przybyło do Malborka, przed nadejściem armii polsko-litewskiej, 1350 kopijników i 77 strzelców, którzy — zdaniem dotychczasowych badaczy — byli resztką zaciężników krzyżackich spod Grunwaldu. Prócz nich posiadał ludzi, których przyprowadził z sobą, tzn. zaciąg swego stryjecznego brata, także Henryka von Plauen, nadto uzyskał wśród, bezrobotnych zapewne, marynarzy gdańskich paruset
ludzi «ze swoimi pancerzami i toporami wojennymi, które się bardzo przydaly» 19 . Ogółem zamek miał, według kronikarza [krzyżackiego — przyp. aut.], co najmniej «4000 ludzi dobrze uzbrojonej załogi» 20 . Jeżeli kronikarz krzyżacki był przy tym obliczeniu nieścisły, to mylił się bardzo nieznacznie, gdyż wymienione przez inne źródła dane pozwalają określić liczebność załogi Malborka na 2000 do 2500 zbrojnych, nie licząc pachołków i obsługi rzemieślniczej. Większej ilości, nawet gdyby być mogła, zamykać za murami nie należało ze względu na trudności wyżywienia. Była to zresztą siła bardzo znaczna i równająca się dwu lub trzykrotnie większej liczbie zbrojnych w polu otwartym. Żywności było mniej niż zazwyczaj, ale na parę tygodni mogło wystarczyć z pewnością. Sytuacja Krzyżaków nie była więc wcale beznadziejna. Istniały wszak jeszcze siły Zakonu w Inflantach, musiały przyjść z pomocą balleje zachodnie i Deutschmeister [tj. samodzielne okręgi zakonu krzyżackiego w Niderlandach, Francji, Szwajcarii i północnej Italii oraz krajowy mistrz niemiecki — p r z y p . aut.]. Wszystko zależało od umiejętności przeciwników [tj. polsko-litewskich wojsk Jagiełły i Witolda — przyp. aut], czy potrafią odciąć Malbork od pomocy z zewnątrz i czy znajdą dość sił i umiejętności, by dostatecznie szybko złamać jego opór" 21 . Wszystko to prawda. Jednakże Polacy i Litwini pod wodzą króla Jagiełły i wielkiego księcia Witolda po pierwsze mieli przygniatającą wręcz przewagę liczebną nad krzyżacką załogą Malborka, a po drugie nieraz już, podczas tej wojny, dowiedli, że potrafią skutecznie oblegać i brać szturmem krzyżackie fortece. Jesienią 1409 roku 19 Johann von P o s s i 1 g e, (Fortsetzung), wyd. E. Strehlke, Scriptores Rerum Prussicarum, Bd 3, Leipzig 1866, s. 320. 20 21
Tamże. S. M. K u c z y ń s k i, Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 438 A -39.
oddziały polskie odbiły z rąk krzyżackich Bydgoszcz 22 , a na krótko przed bitwą pod Grunwaldem woj ska polsko-litewskie w ciągu krótkiego czasu zdobyły szturmem silnie umocnione i zaciekle bronione przez Krzyżaków Dąbrówno 2 3 . Celem letniej wyprawy na Prusy w roku 1410 był niewątpliwie Malbork, a zatem wojska koalicji jagiellońskiej z pewnością były bardzo dobrze przygotowane do jego blokady. Siły krzyżackie w Inflantach, co prawda, istniały i teoretycznie mogłyby przyjść na pomoc swoim zakonnym konfratrom, oblężonym przez Polaków, Litwinów i Rusinów w Malborku, tak samo jak stawiającym jeszcze tu i ówdzie słaby opór załogom krzyżackim niektórych zamków pruskich i pomorskich, lecz praktycznie było to mało prawdopodobne. Państwo krzyżackie w Inflantach było bowiem podówczas również zagrożone przez rezerwowe wojska litewskie i ruskie. Wprawdzie głównym ich zadaniem było strzeżenie północnej granicy Wielkiego Księstwa Litewskiego przed ewentualnością dywersyjnego najazdu ze strony inflanckiej gałęzi zakonu, jednakże zawsze, gdyby zaszła taka potrzeba, mogły wkroczyć zbrojnie do Inflant, uniemożliwiając tym samym tamtejszym Krzyżakom udzielenie jakiejkolwiek pomocy ich pruskim kompanom. To samo można było podówczas sądzić 0 oddziałach krzyżackich w Nowej Marchii. Tym bardziej że skuteczne przyjście z pomocą Malborkowi, Pomorzu i Prusom wymagałoby uprzedniego przebicia się wojsk zakonnych przez Litwę i Żmudź (z Inflant) lub przez Wielkopolskę 1 Kujawy (z Nowej Marchii). A wiadomo było, że Polacy i Litwini broniliby tych terenów z największą zaciętością i na pewno nie przepuściliby odsieczy krzyżackiej do Prus bez doszczętnego wytracenia j e j po drodze w rozlicznych zasadz22 Na ten temat patrz szerzej: S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna Z Zakonem..., op. cit., s. 135-147 oraz A. N a d o l s k i , Grunwald 1410, op. cit., s. 23-24. 23 Patrz szerzej: S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 3 6 0 - 3 6 1 oraz A. N a d o l s k i , Grunwald 1410, op. cit., s. 83-96.
kach, bitwach i potyczkach. Droga do Prus przez Pomorze Zachodnie również nie była, dla Krzyżaków z Nowej Marchii, otwarta ani bezpieczna, ponieważ ówczesny książę słupski, Bogusław VIII, był sojusznikiem Jagiełły. I chociaż formalnie cały czas był w tej wojnie neutralny, wiadomo było, że nie przepuści przez terytorium swojego księstwa wojsk krzyżackich bez walki 24 . Droga morska z Inflant lub ze Szczecina do Gdańska, Królewca lub Kłajpedy też nie mogła być brana poważnie pod uwagę przez Krzyżaków, gdyż była dla nich zbyt niebezpieczna, ponieważ wymienione miasta albo już uznały zwierzchnictwo Jagiełły i Witolda, albo też mniej lub bardziej otwarcie im sprzyjały. Poza tym ówczesnymi okrętami nie dało się przerzucać dużych ilości ludzi, koni oraz zaopatrzenia, a to tylko mogłoby stanowić 0 powodzeniu jakiejkolwiek operacji desantowej na większą skalę —• nie mówiąc już o burzach morskich, katastrofach 1 tym podobnych zagrożeniach dla ówczesnej floty. Z kolei krzyżacki mistrz krajowy w Niemczech (Deutschmeister) oraz krzyżackie balleje w Europie Zachodniej nie były w stanie skutecznie pomóc Krzyżakom w Prusach z następujących powodów: — Krzyżacy w Niemczech oraz w Europie Zachodniej byli zbyt oddaleni od Prus, ażeby mogli przyjść swym konfratrom z Malborka ze skuteczną pomocą w możliwie niedługim czasie. — W Europie Zachodniej minęła już wówczas moda na wyprawy krzyżowe. Rycerstwo zachodnioeuropejskie, nawet niemieckie, nie ma już — w większości przypadków — najmniejszej ochoty walczyć i ginąć gdzieś na antypodach świata chrześcijańskiego (tj. 24 Na temat postawy poszczególnych książąt zachodniopomorskich wobec konfliktu unii jagiellońskiej z Krzyżakami w latach 1409-1411 dużo więcej szczegółowych informacji znajdzie Czytelnik w opracowaniu zbiorowym pt. Historia Pomorza, t. I, Do roku 1466, pod red. Gerarda Labudy, Poznań 1969.
w Prusach) w obronie anachronicznego i w gruncie rzeczy śmiesznego w swej przestarzałej ideologii bractwa niemieckich mnichów-rycerzy, a tym bardziej ratować ich hybrydalne państewko, rodem z zamierzchłej epoki wypraw krzyżowych, podczas gdy tu — w Europie Zachodniej — toczy się właśnie od kilkudziesięciu lat wielka wojna między Francją a Anglią o prawo do korony francuskiej (nazwana później przez historyków wojną stuletnią, trwającą od 1346 do 1429 roku). A zaangażowani są w nią przecież — bezpośrednio lub pośrednio — prawie wszyscy władcy europejscy z cesarzem rzymskim narodu niemieckiego na czele 25 . A zatem każdy rycerz francuski, angielski czy nawet niemiecki woli raczej służyć własnemu królowi na polach bitew we Francji. Oczywiste jest, iż tam dużo łatwiej było o łupy i o rycerską sławę. Perspektywa awanturowania się jako „krzyżowiec" gdzieś na odległym terenie, gdzie i o bogate łupy dużo trudniej, i nagła śmierć o wiele bardziej pewna niż rycerska sława nie pociągała zachodniego rycerza 26 . Oczywiste zatem było, że w tej sytuacji politycznej Europa Zachodnia, prawie na pewno, pozostanie głucha na krzyżackie błagania o ratunek. Szczupła załoga krzyżacka pod dowództwem Henryka von Plauena, zamknięta w malborskiej warowni bez wystarczającej na długie oblężenie ilości żywności i medykamentów, była praktycznie pozbawiona zaplecza oraz 25
Na temat wojny stuletniej i j e j reperkusji międzynarodowych w skali ogólnoeuropejskiej patrz szerzej: Edward P o l k o w s k i , Crecy-Orlean 1346-1429, Warszawa 1986. 26 Na temat raczej negatywnego stosunku większości rycerstwa europejskiego do idei wypraw krzyżowych oraz do Krzyżaków i ich kolonialnego państwa nad Bałtykiem na początku XV wieku patrz szerzej: A. N a d o l s k i , Grunwald 1410, op. cit., s. 41-44.
jakiejkolwiek nadziei na rychłą pomoc z zewnątrz. Jej sytuacja nie przedstawiała się zatem w połowie lipca 1410 roku wcale aż tak różowo, jakby się to mogło wydawać prof. Kuczyńskiemu. Tymczasowy, a właściwie samozwańczy namiestnik zakonu Henryk von Plauen i jego najbliższe otoczenie musieli sobie doskonale zdawać sprawę z niezaprzeczalnego faktu, że Malbork stał się dla niedobitków Krzyżaków ostatnim punktem oporu. Wiedzieli także, iż przyjdzie im bronić go do upadłego i że jest to pułapka, z której — w razie konieczności kapitulacji (a ta wydawała się prędzej lub później raczej nieuchronna) — nie będzie już wyjścia. Wydaje się zatem, iż komtur ze Świecia zrobił w tych lipcowych dniach 1410 roku absolutnie wszystko, co było w jego mocy, ażeby możliwie jak najlepiej przygotować krzyżacką stolicę do obrony przed polsko-litewską nawałą. Najprawdopodobniej jednak sam w realną możliwość dłuższego utrzymania się za murami warowni nad Nogatem, wobec całkowitej niemal zagłady panowania zakonnego w Prusach, nie bardzo wierzył. Chodziło mu zapewne już tylko o to, żeby niedobitki krzyżackie spod Grunwaldu, które schroniły się za murami Malborka, nie sprzedały swej skóry zbyt tanio Jagielle i Witoldowi. Jawili się oni jako przyszli, zdaje się nieuchronni, panowie pokrzyżackich Prus. Krzyżakom w Malborku pozostawało już tylko biernie czekać oblężenia, a następnie bronić się do upadłego i... oczekiwać cudu, który by odmienił ich beznadziejne położenie, jednakże bez realnych przesłanek, że takowy kiedykolwiek nastąpi. Tymczasem do Malborka zbliżały się oddziały koalicji jagiellońskiej. Szły naprzód bardzo powoli, często zatrzymując się i obozując po drodze. Król Jagiełło zachowywał się tak, jakby już faktycznie całą wojnę z Krzyżakami wygrał. Po drodze przyjmował hołdy wiernopoddańcze ludności państwa krzyżackiego, witającej Polaków, Litwinów i Rusinów jako swoich wybawców, ich naczelnego wodza zaś — króla
Jagiełłę — j a k o swego króla. Jagiełło i Witold wyraźnie nie śpieszyli się pod mury krzyżackiej stolicy. Najprawdopodobniej traktowali zdobycie Malborka li tylko jako czystą formalność, licząc zapewne na to, że stolica sama się podda na widok nadciągających oddziałów polsko-litewskich. Przypadki takie zachodziły w wielu innych mijanych po drodze miastach i zamkach pruskich, które poddawały się obu władcom bez walki, a następnie dobrowolnie uznawały królewskie zwierzchnictwo. Nie przypuszczali, że niezbyt liczna i nienajlepiej zaopatrzona z żywność krzyżacka załoga Malborka będzie zdolna do jakiejkolwiek, a zwłaszcza tak zaciekłej, jak się to okaże, obrony. Szok, jakim był dla panów zakonnych świeży pogrom pod Grunwaldem — zdaniem obu wodzów armii polsko-litewskiej — kompletnie przeraził i sparaliżował przeciwnika. Niestety Jagiełło i Witold srodze pomylili się w swoich, nazbyt optymistycznych ocenach sytuacji, ale o tym mieli się boleśnie przekonać dopiero pod murami miasta. Fortuna i historia mają to do siebie, że nigdy nie wybaczają błędów popełnianych przez ludzi wybitnych w momentach przełomowych, a takim była bez wątpienia bitwa pod Grunwaldem. Oto Jagiełło w śmiertelnych zapasach powalił na ziemię najgroźniejszego z przeciwników Polski i Litwy. Odniósł wspaniałe, zda się rozstrzygające, zwycięstwo i... natychmiast po nim jakby spoczął na laurach, nie umiejąc dobić wroga, czyli błyskawicznie zająć jego stolicę. Upojony ponad wszelką miarę świetną grunwaldzką wiktorią wielkodusznie albo raczej lekkomyślnie dał swoim przeciwnikom aż 9 bezcennych dni na ochłonięcie i pozbieranie się po klęsce. Komtur Henryk von Plauen wykorzystał ten strategiczny arcybłąd królewski po mistrzowsku — dla przywrócenia żelazną ręką karności w zakonie i możliwie jak najlepszego przygotowania Malborka do obrony. Nie zmarnował bezcennego czasu, który ofiarował mu, nazbyt dufny w swą potęgę militarną po Grunwaldzie, Jagiełło. 4 — Koronowo 1410
I dlatego to właśnie nie Jagiełło z Witoldem, a Henryk von Plauen miał wygrać prawdziwie decydującą bitwę tej wojny — bitwę o Malbork. „We czwartek 24 lipca, w wigilię św. Jakuba Apostoła — pisze Długosz — król polski Władysław [Jagiełło — PrzyP- aut.], wyjechawszy z zamku Dzierzgonia po przekazaniu pełnej władzy nad nim marszałkowi Zbigniewowi z Brzezia, rozbił obóz w środku drogi między Malborkiem a Dzierzgoniem, w okolicy wsi i jeziora Stary Targ. Dwu zaś rycerzom, którzy tu przybyli z zamku Malborka, i wysłannikom Henryka von Plauen, którzy zamierzali w większej liczbie przybyć do króla z prośbą 0 zapewnienie bezpieczeństwa, król odpowiedział, że jeżeli Bóg pozwoli, przybędzie do Malborka jutro i że wszelkim posłom zapewni bezpieczeństwo. Tego dnia na rozkaz komtura Henryka von Plauen spalono miasto Malbork, by w razie zdobycia nie stało się osłoną i twierdzą dla króla polskiego i jego ludzi, i by przypadkiem z niego nie oblegano natarczywie (zamku) Malborka. W piątek 25 lipca, w dzień św. Jakuba Apostoła, król polski Władysław wysławszy przodem kilka chorągwi rycerzy, by zajęli dogodne miejsca i odparli wszelkie zasadzki 1 niebezpieczeństwa, najpierw rozbija obóz nad jeziorem Dąbrówka, a następnie przybywa szczęśliwie do Malborka i natychmiast ze wszystkich stron oblega zamek. Po umieszczeniu wojska polskiego od wyższej części zamku [Długoszowi chodzi tu najprawdopodobniej o tzw. Zamek Wysoki — przyp. aut.] ku wschodowi i południowi, wojsko litewskie ustawił od dolnej części [tj., według wszelkiego prawdopodobieństwa, od strony tzw. Zamku Średniego i Niskiego — przyp. aut.], a ponadto swoje wojska z Podola i Rusi postawił w specjalnie (wybranym) miejscu od południa [tj. najpewniej od strony Nogatu — p r z y p . aut.]. Przez cały ten dzień zdarzały się drobne potyczki między rycerzami królew-
skimi a nieprzyjacielskimi o spalone już miasto Malbork, którego wrogowie z trudem bronili przed wtargnięciem do niego rycerzy polskich. Nie było bowiem rzeczą trudną szybko zdobyć miasto, które nie miało naturalnego zabezpieczenia, a wskutek rozproszenia się jego mieszkańców było całkiem opustoszałe. W sobotę, nazajutrz po Św. Jakubie Apostole, 26 lipca, kiedy z kolei pełniły straż wojska królewskie, w dwu chorągwiach, mianowicie chorągwi większej i chorągwi z Oleśnicy, w godzinach wieczornych doszło do walki, ponieważ wojsko królewskie usiłowało wedrzeć się do miasta Malborka, a wrogowie z wielką odwagą nie dopuszczali do ich wtargnięcia. Ponieważ wobec ogromnej przewagi liczebnej Polaków padła w niej znaczna liczba wrogów, (ci ostatni) musieli schronić się do zamku i ustąpić z miasta Malborka, które było w ich posiadaniu. Pierwszy wtargnął do miasta rycerz Jakub Kobylański herbu Grzymała, drugi Dobiesław z Oleśnicy herbu Dębno, a za nimi poszli inni. Wspomniani dwaj rycerze Jakub i Dobiesław nie uznali za właściwe zaprzestać walki, ale natychmiast po zdobyciu miasta z wyciągniętymi kopiami, z potężnym krzykiem popędzili aż do kościoła w pobliże murów, zamierzając zdobyć zamek. Gdyby im były przyszły z pomocą z równą odwagą wojska królewskie, można by było w tym momencie zdobyć zamek Malbork, stał bowiem otworem dostęp do niego przez wielki, jeszcze nie zakryty wyłom, przez który żołnierze mogli się wedrzeć. Kiedy wszyscy wrogowie, którzy strzegli zamku, ze strachu i nadmiernego smutku poddając się przygnębieniu tak, jakby już zamek został zdobyty, rozbiegli się po warowniejszych i bezpieczniejszych miejscach. Polacy zmarnowali wówczas drugą sposobność rozsądnego pokierowania sprawą i zdobycia zamku Malborka, gdy los Krzyżaków tak się układał. Pod wieczór wrogowie palą własny most na rzece Wiśle z n a j d u j ą c y się od strony Tczewa w obawie, by
rycerze polscy nie urządzili z niego ataku na zamek. To przyniosło wojsku króla wielką korzyść. Zaopatrujący bowiem w paszę ludzie z obozu króla po przepłynięciu rzeki Wisły udali się bezpiecznie na cały dzień na Żuławy. Wspomniany wielki wyłom, który stwarzał wyraźne niebezpieczeństwo dostania się do zamku, wrogowie przez całą następną noc zabezpieczają dokładnie i zamykają ogromnymi belkami dębowymi. Ale i król polski Władysław, nakazawszy tej samej nocy wciągnąć ciężkie bombardy do kościoła miejskiego, bez przerwy bije z nich w zamek. Umieszczono inne bombardy w wojsku litewskim, jedne obok przedmurza, drugie u przyczółka spalonego mostu po drugiej stronie Wisły i z nich wszystkich bito z całych sił w zamek z czterech stron. Namiot królewski z kaplicą i jadalnią umieszczono na wyniosłym wzgórzu nad Wisłą. Król mógł z niego oglądać całe wojsko i zamek. A król polski Władysław prowadził to oblężenie bez przerwy przez całe dwa miesiące" 2 7 . Tak rozpoczęło się — według opisu polskiego kronikarza Jana Długosza — dwumiesięczne, wielkie oblężenie Malborka. Zauważmy w tym miejscu, jak wiele razy w opisie Długoszowym (zarówno tym, który cytowaliśmy obszernie w kilku miejscach powyżej, jak i w tych jego fragmentach, które będą jeszcze cytowane w dalszych partiach tej monografii) powtarza się niekłamany, wielki żal naszego dziejopisa, iż król Jagiełło, którego niejednokrotnie na kartach swego dzieła sławi i podziwia jako wielkiego monarchę — wodza i polityka, przez swą niezrozumiałą nieporadność, beztroskę i opieszałość po grunwaldzkim zwycięstwie stracił jedyną i niepowtarzalną w dotychczasowych dziejach zmagań polsko-krzyżackich szansę zdobycia Malborka łatwo i bez wielkich strat
w ludziach. To właśnie zdbycie tej twierdzy przez połączone wojska polsko-litewskie latem 1410 roku — zdaniem Długosza — zamknęłoby zapewne raz na zawsze historię rozbójniczego zakonu niemieckiego nad Bałtykiem. Przywróciłoby także Polsce i Litwie swobodny i szeroki dostęp do tegoż morza oraz jeszcze bardziej scementowało unię jagiellońską. Samemu zaś Jagielle zapewniłoby to zwycięstwo wielki, międzynarodowy, polityczny prestiż już za życia, a także wiekopomną, pośmiertną sławę j e d n e g o z największych władców na tronach krakowskim i wileńskim, który przywrócił Polsce Pomorze z Gdańskiem i Elblągiem, a Litwie ofiarował resztę Prus z Królewcem i Kłajpedą (po niemiecku zwaną Memel). Ileż to razy w swej kronice kanonik krakowski biada, że kto lekkomyślnie odrzuca szansę ostatecznego pokonania wroga, którą łaskawie zsyła mu sama opatrzność, płaci za to ostateczną plajtą swych wielkich zamierzeń i faktyczną klęską. Tak właśnie ksiądz Jan Długosz ocenia postępowanie króla Jagiełły po Grunwaldzie i podczas oblężenia zamku malborskiego latem i wczesną jesienią 1410 roku. Naszym zdaniem Długosz zasługuje w tym miejscu na pełną wiarę współczesnego badacza, gdyż jego opinie są poparte własną obserwacją i refleksją, ile trudu musiały jeszcze potem kosztować Polaków i Litwinów kolejne, ciężkie wojny z pruskimi Krzyżakami. Świadczą o tym wojny toczone jeszcze za panowania Władysława Jagiełły, a następnie jego syna i następcy — Kazimierza Jagiellończyka. Długosz, pisząc cytowane powyżej przez nas słowa o zmarnowaniu przez króla Jagiełłę historycznej szansy zdobycia Malborka w roku 1410, doskonale bowiem pamiętał, ile wysiłku i strat ludzkich kosztowała Polskę i Wielkie Księstwo Litewskie wojna trzynastoletnia z państwem zakonnym w Prusach. Toczono ją ze zmiennym szczęściem w latach 1454-1466, w wyniku której Pomorze z Gdańskiem i Toruniem,
Malbork i Elbląg oraz ziemie biskupstwa warmińskiego z Olsztynem i Lidzbarkiem Warmińskim zostały ostatecznie przyłączone do Królestwa Polskiego. Wojnę tę nasz wybitny dziejopis obserwował już na własne oczy. Wielkiej wojny z zakonem w latach 1409-1411 ksiądz kanonik krakowski osobiście nie pamiętał (urodził się bowiem dopiero w roku 1415), lecz jego informacje są ze wszech miar wiarygodne, pochodzą bowiem od jego ojca i stryja oraz od kardynała Zbigniewa Oleśnickiego — bezpośrednich uczestników bitwy pod Grunwaldem oraz oblężenia Malborka w roku 1410. Jeżeli zatem Długosz pisze, że latem roku 1410, zaraz po bitwie pod Grunwaldem, nasze wojska mogły z łatwością zająć Malbork, to bez wątpienia należy mu wierzyć. Tylko niezrozumiałe zachowanie króla po grunwaldzkim zwycięstwie oraz już pod murami stolicy państwa zakonnego w Prusach bezpowrotnie tę wielką, historyczną szansę zmarnowały i utraciły. Zupełne zwycięstwo nad Krzyżakami było latem roku 1410 niemalże przesądzone. Zabrakło tylko po stronie polsko-litewskiej zdecydowania i determinacji, ażeby zdobyciem gniazda śmiertelnego wroga przypieczętować to wielkie dzieło, tak świetnie rozpoczęte w Brześciu nad Bugiem, potem pod Czerwińskiem nad Wisłą, a następnie na polach Grunwaldu. Zdanie Długosza, na temat realnych możliwości zdobycia Malborka latem 1410 roku, podziela również Paweł Jasienica, który na kartach swej Polski Jagiellonów pisze, co następuje: „Karawan wielkiego mistrza Krzyżaków wygrał wyścig z historią Polski. Konna armia królewska zjawiła się pod Malborkiem w sześć dni po nim, 25 lipca. Henryk von Plauen zdążył tymczasem wziąć wszystko w żelazną garść, zebrał żywność, powiększył załogę, ściągnął z Gdańska marynarzy, spalił miasto i zrobiwszy wszystko, co leżało w jego mocy, czekał oblężenia. [...]
25 lipca, zaraz po przybyciu pod Malbork, dwaj rycerze polscy, Jakub z Kobylan i Dobiesław z Oleśnicy, uderzyli ze swymi pocztami do szturmu i wdarli się w wyłom od strony Nogatu. Nie padł rozkaz wsparcia ich, okazja zdobycia podzamcza została zmarnowana. Całe oblężenie prowadzone było w sposób zadziwiająco miękki, jakże odległy od zaciętości pokazanej w roku poprzednim pod Bydgoszczą. Wtedy błyskawicznie przeprowadzono poważne roboty ziemne — teraz nie nakazano ani jednego porządnego szturmu, pozostawiono Plauenowi możność znoszenia się ze światem zewnętrznym, nawet przesyłania pieniędzy na najem zaciężnych. Armia gnuśniała, opływając w żywność i inne dostatki, prawdziwe działania bojowe prowadziły czasem tylko chorągwie polskie i ruskie. [...] Wojsko królewskie na pewno było zdolne poruszać się z szybkością karawanu. Gdyby przybyło pod Malbork razem z nim, a więc nazajutrz po Henryku von Plauen, sytuacja wyglądałaby znacznie lepiej. Komtur ze Świecia odznaczał się szatańską zawziętością i miewał przebłyski geniuszu, ale cudów robić nie umiał. Nie zdążył na przykład załatać wspomnianego wyłomu w murze podzamcza, a miasto Malbork spalił w ostatniej chwili. Na przezwyciężenie paniki i zorganizowanie obrony potrzebował czasu. Otrzymał cały tydzień" 28 . Zupełnie inaczej ocenia oblężenie krzyżackiej stolicy w roku 1410 prof. S. M. Kuczyński, który — wbrew opiniom Długosza oraz idących tropem jego myśli współczesnych historyków (takichjak np. cytowany powyżej Paweł Jasienica) — jest zdania, iż zdobycie malborskiej warowni latem 1410 roku było ówcześnie zadaniem ponad siły dla wielkiej armii polsko-litewsko-ruskiej. A na potwierdzenie swojej tezy profesor Kuczyński przytacza takie oto argumenty: 28
P. J a s i e n i c a, Polska Jagiellonów, op. cit., s.
113-115.
„Zamek malborski był twierdzą potężną, składającą się z trzech części: z przedzamcza, zamku środkowego i zamku wysokiego. Budowany był podobnie do innych twierdz krzyżackich, na wzór twierdz Bliskiego Wschodu, lecz różnił się wielkością i dużo potężniejszymi murami. W zwykłych zamkach zakonu pierwszy mur z basztami opasywał [...] podzamcze, gdzie umieszczano spichrze, stajnie, pracownie rzemieślnicze. Drugi mur z dalszymi basztami, wyższymi zazwyczaj od poprzedniego, tworzył zamek [...]. To był właściwy rycerski «klasztor» — konwent. W gmachu zamku bracia mieli swe mieszkania: wspólną jadalnię, wspólną sypialnię, pokój komtura, pokój komtura zamkowego, kaplicę, kapitularz, skarbiec, spiżarnię i inne. W Malborku właściwy zamek, zwany tu [...] — Wysoki Zamek, oddzielono od dziedzińca przedzamcza głęboką fosą, a za czasów Winrycha von Kniprode (t 1382), pomiędzy Wysokim Zamkiem i podzamczem wybudowano Środkowy Zamek [...], rezydencję wielkich mistrzów, otoczony również murem z fosą. Całość stanowiła twierdzę, której niepodobna było zdobyć środkami techniki wojennej początku XV wieku, dopóki obrońcy mieli wolę i silę sprzeciwu, tzn. dopóki nie załamali się psychicznie lub fizycznie przez upadek wiary w celowość obrony, głód lub wybuch zarazy, względnie dopóki nie uzyskano sukcesu drogą przekupstwa i zdrady. Armia polsko-litewska nie posiadała szans do zdobycia twierdzy malborskiej szturmem. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, jak już wspominaliśmy, pierwotny plan Jagiełły brał pod uwagę dotarcie do Malborka i zawarcie pokoju, a nie zdobywanie stolicy. Wojska królewskie, składające się przeważnie z pospolitego ruszenia, nie były zdolne ani do wytrwałych szturmów, ani do wielomiesięcznego stania i zmuszenia oblężonych głodem do kapitulacji. Na to potrzeba było mieć wojska zaciężne, a tych król miał zbyt mało. Co gorsza, nie posiadał także większych sum
potrzebnych na zaciąg nowych chorągwi. Zgubny przywilej koszycki Ludwika Węgierskiego wytrącił już pierwszym jego następcom na tronie polskim oręż z ręki. Wszak w roku 1403 na wykup Ziemi Dobrzyńskiej Jagiełło był zmuszony prosić szlachtę o podatek. W tej chwili było to samo. Stojąc u progu całkowitego zwycięstwa król musiał się liczyć z niemożnością przeciągania wojny. Być może dlatego wywierał taki nacisk na poszczególne miasta i zamki pruskie, by mu się dobrowolnie poddawały, że zdawał sobie sprawę ze swej bezsilności na wypadek oporu, którego pokonanie wymagało nie tylko siły, lecz i czasu. Malbork można było zdobyć raczej załamaniem psychicznym oblężonych niż innymi sposobami, chociaż nie należało zapominać o żadnym z nich. O ile wolno sądzić, dowództwo polsko-litewskie nie zaniedbało też anijednego, z wyjątkiem przekupstwa załogi, co zresztą również brano pod rozwagę. Miasto Malbork z rozkazu Plauena zostało całe spalone, z wyjątkiem ratusza i kościoła św. Wawrzyńca. Pozostało jednak obszerne podzamcze i obydwa zamki, i one to powinny były ulec, o ile sukces króla miał być zupełny. Chorągwie polskie i litewsko-ruskie od razu uderzyły na oddziały krzyżackie, przebywające jeszcze koło spalonego miasta. Początkowo były to «lekkie harce», które Krzyżacy odpierali, chociaż z trudnością, następnego jednak dnia, 26 lipca, wojska Zakonu zostały zmuszone do odwrotu i schronienia się za mury zamkowe. Przy tej okazji rycerze wielkiej chorągwi królewskiej i chorągwi Oleśnickich, pod wodzą Jakuba z Kobylan i Dobka z Oleśnicy, przebiegłszy przez spalone miasto, «podniósłszy kopije, z wielkim krzykiem uderzyli na zamek i aż do kościoła i murów zamkowych dotarli». Według Długosza, przy energiczniejszym poparciu innych chorągwi można było zdobyć i sam zamek, ponieważ w tym dniu «otwierał wstęp szturmującym szeroki, a jeszcze nie zakryty wyłom» w murze, przez który «wedrzeć się mogli». A nadto, jakoby «wszyscy
rycerze przeznaczeni do obrony zamku pouciekali byli w miejsce warowniejsze i bezpieczniejsze». Oczywiste, że nasz dziejopis myli tu mury podzamcza z murami zamku, do którego właśnie schronili się spłoszeni atakiem obrońcy. Trudno wszakże zaprzeczyć, że opanowanie podzamcza ułatwiłoby w dużej mierze dalsze szturmy, chociaż nie przesądziłoby sprawy zdobycia obu zamków. Artyleria krzyżacka i strzelcy mogliby wymieść śmiałków z dziedzińca pomiędzy murami, o ile ci ostatni nie potrafiliby skorzystać z osłony zabudowań gospodarczych podzamcza. Również trudno przypuścić, aby ów wyłom w murze był wielki oraz istotnie łatwy do przebycia, ponieważ w takim razie zainteresowaliby się nim nie tylko poszczególni rycerze ale i dowództwo. W każdym razie incydent z murem dowodzi, że w Malborku nie wszystko było gotowe i, być może, liczono, że król da się pertraktacjami zatrzymać po drodze. Świadczyłoby o takich przypuszczeniach i spalenie mostu przez Nogat dopiero wieczorem 26 lipca w obawie, «aby po nim Polacy na zamek nie uderzyli». Spalenie to, zdaniem Długosza, szkody wojskom Jagiełły nie przyniosło, przeciwnie, «wielce było pożądane, spyżownicy bowiem królewscy mogli codziennie przeprawiać się za Wisłę i na Żuławy bezpiecznie wybiegać po żywność». Noc z 26 na 27 lipca przyniosła, oprócz spalenia mostu przez Krzyżaków, także pierwsze działania oblężnicze ze strony polskiej. Krzyżacy, obawiając się wspomnianego wyżej wyłomu, «przez całą noc pracując usiłowali go potężnymi kłodami zawalić i obwarować». Aby im to utrudnić, Jagiełło «tej nocy kazał był działa większe wprowadzić do kościoła miejskiego» i polecił strzelać z nich do murów i zamku. Informacja ta jest szczególnie cenna dla dwu powodów. Przede wszystkim świadczy o sprawności taborów królewskich, skoro już pierwszej nocy ciężka artyleria mogła zająć stanowiska i zacząć ostrzeliwać twierdzę malborską. Po drugie,
Długosz, zapomniawszy raz o przyjętym przez siebie schemacie «świątobliwego» króla, bez oburzenia podaje, że artyleria królewska strzelała z kościoła, co chyba nie było szczególną oznaką pobożności, lecz zupełnie racjonalistycznym wykorzystaniem murów świątyni jako osłony. Armaty oblegających umieszczone zostały ze wszystkich stron. «Były inne działa porozstawiane między wojskiem litewskim, inne poprzed murami, inne na wstępie spalonego mostu po drugiej stronie...» I tak «z czterech stron bito i szturmowano z całej siły». Armia polsko-litewska sporo dział wiozła z sobą, sporo musiała zdobyć pod Grunwaldem. Jednak cięższą artylerię otrzymał król z miast krzyżackich. Kronika Posilgego informuje — mając, rzecz prosta, całe oblężenie, a nie pierwszy jego dzień na myśli — że «miasta Elbląg i Toruń dowiozły armii króla wszelkich potrzebnych rzeczy, żywności, napojów, broni i prochu, dział i czego tylko potrzebował; także i inne miasta». Toruniowi i Elblągowi najłatwiej było przesłać ciężkie działa, gdyż mogły dokonać tego drogą wodną. Armaty te wyrządziły pewne szkody w budynkach zamku, ale nie rozstrzygnęły o losach twierdzy. Przeciw murom, może pomogłaby wielka kolubryna krzyżacka z roku 1409, o j e j losach wszakże w roku 1410 źródła milczą, ani jedna więc ze stron nie miała jej, pewnie, w użyciu" 29 . Trudno w tym miejscu zgodzić się z wywodami profesora Kuczyńskiego na temat rzekomej niemożności zdobycia Malborka przez wojska Jagiełły. W przewodniku po zamku w Malborku pióra Bohdana Guerąuina znajdujemy bowiem informacje o tym, że potężne umocnienia w fortecy nad Nogatem powstały w większej części dopiero po roku 1417, a zatem wtedy, kiedy niebezpieczeństwo polsko-litewskie dla stolicy państwa zakonnego w Prusach stało się aż nadto 29
S. M. K u c z y ń s k i , Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 445-449.
wyraźne. Nie ma żadnych dowodów, jakoby umocnienia podobne do znanych nam dzisiaj istniały już w roku 1410. Najlepszym dowodem, że tak nie było, jest informacja zawarta zarówno u Długosza, jak i w kronikach krzyżackich, o spaleniu w ostatniej chwili przed nadejściem wroga miasta Malborka. Gdyby miasto nadawało się do obrony, to by go przecież nie spalono. Drugim dowodem na to, że rację mają w tym wypadku raczej Jan Długosz i Paweł Jasienica, jest fakt, że Krzyżacy już po pierwszych utarczkach z wojskiem królewskim umknęli z miasta i podzamcza do lepiej ufortyfikowanego Zamku Średniego i Wysokiego. Wszystko to dowodzi słabości załogi krzyżackiej Malborka i j e j słabego przygotowania do obrony. Jeżeli dwóch rycerzy z pocztami zdołało wywołać panikę wśród obrońców podzamcza, to cóż dopiero mogłoby się wydarzyć, gdyby sztab królewski w porę przysłał im posiłki i zdołał opanować przynajmniej Zamek Niski. Trzecim dowodem na nielogiczność wywodów Kuczyńskiego jest natychmiastowe ściągnięcie pod mury Malborka ciężkich dział oblężniczych, których Jagiełło i Witold przyprowadzili ze sobą co najmniej kilka. Armia, która nie zamierza zdobywać twierdz przeciwnika, na ogół nie zabiera ze sobą ciężkiej artylerii. Wszystko wskazuje na to, że stolica krzyżackich Prus była możliwa do zdobycia i że zamierzano ją zdobyć. Kolejnym dowodem na prawdziwość naszych przypuszczeń zdaje się być znamienne wydarzenie, które miało miejsce pod murami Malborka w czasie jego oblężenia: „Król polski Władysław — pisze Długosz — przyj ąwszy poddające się zamki i miasta pruskie, rozdziela zarząd nad nimi między swoich rycerzy. Zamek Brodnicę powierza wojewodzie sandomierskiemu Mikołajowi z Michałowa. Kiedy ten, po przyjęciu go w posiadanie, znalazł w zamku wiele rzeczy ze złota i srebra, wspaniałe książki, (a wśród nich) przede wszystkim 5 części «Zwierciadła» Wincentego, również piękne obrazy w złotych i srebrnych ramach,
ornaty, krzyże i ozdoby oraz wiele innych klejnotów, przekazał wszystko wiernie królowi. Król część tych klejnotów i skarbów, (a) przede wszystkim «Zwierciadło» Wincentego dał katedrze krakowskiej, znaczniejsze jednak skarby i klejnoty przydzielił katedrze wileńskiej i kościołom parafialnym na Litwie. Zamek Koprzywno, inaczej Engelsberg, powierza Dobiesławowi z Oleśnicy, a zamek i miasto Tczew Piotrowi Wąglowi. Zamek Grabin Wojciechowi Malskiemu, a miasto Gdańsk kasztelanowi kaliskiemu Januszowi z Tuliszowa. Zamek i miasto Gniew kasztelanowi kamieńskiemu Pawłowi z Wszeradowa, miasto Toruń kasztelanowi nakielskiemu Wincentemu z Granowa, a kiedy ten zmarł — j a k wielu twierdziło — otruty, na jego miejsce (postawił) marszałka Królestwa Polskiego Zbigniewa z Brzezia. Zamek Unisław, Chełmno, gdzie przechowywano głowę św. Barbary, której król polski Władysław mimo różnego rodzaju nacisków nie pozwolił stąd zabrać, oraz miasto i zamek Grudziądz dał kasztelanowi poznańskiemu Mościszy ze Stęszewa. Zamek Golub Niemście ze Szczytnik, zamki Ostródę i Nidzicę nadał księciu mazowieckiemu Januszowi, a zamki Działdowo i Szczytno księciu mazowieckiemu Siemowitowi. Zamki Kurzętnik i Bratjan Janowi Kretkowskiemu, a zamek Kowale podkanclerzemu Królestwa Polskiego Mikołajowi. Miasto Świecie samo — zamek był bowiem w rękach wrogów — Dobiesławowi Puchale, a zamki i miasta Bytów i Czarne księciu słupskiemu Bogusławowi, który przybywszy w czasie oblężenia zamku Malborka do Jego Królewskiej Mości w oficjalnym dokumencie oświadczył, że będzie zawsze służył królowi i Koronie Polskiej i będzie im spieszył z pomocą ze swymi rycerzami, mieszczanami i wszelkimi poddanymi. Na jego prośby i za jego poręczeniem król polski Władysław pozwolił uwolnić wziętego do niewoli jego rodzonego wnuka, księcia szczecińskiego Kazimierza. Zamek i miasto Lidzbark powierza Piotrowi Chełmskiemu i jego braciom,
a zamki Królewiec i Pasłęk z miastami wielkiemu księciu litewskiemu Aleksandrowi. Staw rybny za Elblągiem z mnóstwem ryb Janowi Tumigrale, a zamek Rogoźno Czechowi Hińczy. Zamek i miasto Tucholę Januszowi Brzozogłowemu, a zamek Sztum Andrzejowi Brochockiemu. Wszystkie miasta i zamki ziemi pruskiej, pomorskiej, michałowskiej i chełmińskiej poddały się władzy króla Władysława prócz zamków: Malborka, Radzynia, Gdańska, Świecia, Człuchowa, Brandenburga, Bałgi, Ragnety i Kłajpedy, czyli Memla. Wojska królewkie zaś oblegały zamek Radzyń. Zamek gdański król zdobył. Miasto uwolniło się od oblężenia dzięki zawartemu z królem układowi, w którym zastrzeżono, że po zdobyciu zamku Malborka należy (Gdańsk) natychmiast poddać królowi" 30 . Zaiste, tak nie zachowuje się ktoś, kto zamierza tylko zawrzeć korzystny dla siebie pokój pod murami stolicy wroga, lecz ten, kto czuje się już faktycznym władcą podbitych przez siebie terytoriów. Jagiełło miał pełne prawo czuć się już faktycznym królem Prus, ponieważ, jak pisze Długosz: „Kiedy zamek w Malborku został oblężony, szlachta i rycerze ziemi pruskiej, chełmińskiej i pomorskiej oraz wszyscy mieszczanie wszystkich niemal miast znajdujących się we wspomnianych ziemiach, a zwłaszcza znaczniejszych, a mianowicie: Gdańska, Elbląga, Torunia, Chełmna, s
Królewca, Świecia, Gniewu, Tczewa, Nowego, Brodnicy i Brandenburga, oraz czterej biskupi: warmiński Jan, chełmiński Arnold, pomezański Henryk i sambijski Jan przybyli osobiście do króla polskiego Władysława i poddali mu siebie i całe swoje (mienie), mianowicie zamki i miasta, złożywszy osobiście przysięgi na wierność i pełne hołdu posłuszeństwo. Szlachta jednak i mieszczanie tak wspoV
mnianych ziem, jak miast, którzy w czasie bitwy dostali się do niewoli króla, przed złożeniem przysięgi na wierność uzyskali prośbami uwolnienie ich z niewoli, w przekonaniu, że im nie wolno składać hołdowniczej przysięgi, dopóki są uważani za jeńców. A król polski Władysław na prośby rycerzy i mieszczan zatwierdził dawne prawa i wolności i do starych dodał nowe. A wśród wszystkich obywateli pruskich wierność mieszczan elbąskich i ich oddanie wobec króla były szczególnie widoczne. Oni to, kiedy komtur elbląski Werner Tettingen uciekł z pola bitwy, wyrzuciwszy go z zamku elbląskiego, w którym się schronił, oddali królowi polskiemu Władysławowi wraz z miastem zamek elbląski nie ograbiony z żadnego mienia ani żywności. Król Władysław nadał go w dzierżawę wojewodzie krakowskiemu Janowi z Tarnowa. Wspomniany wojewoda przyjąwszy go w posiadanie, kiedy znalazł tam wiele cennych rzeczy, odesłał z niego 100 złotych i srebrnych naczyń królowi polskiemu Władysławowi" 3 1 . Jak ciężkie musiało być położenie załogi krzyżackiej, zamkniętej za murami zamku malborskiego, świadczy ponadto fakt, iż Henryk -von Plauen, wyraźnie wątpiąc w realną możliwość długiego utrzymania się, zaproponował Jagielle i Witoldowi, niedługo po rozpoczęciu oblężenia, oddanie Polsce i Litwie wszystkich ziem, miast i zamków pruskich oraz pomorskich, które zrzuciły krzyżackie jarzmo i poddały się królowi polskiemu. Jedynym warunkiem, jaki stawiał dowództwu polsko-litewskiemu w tych wstępnych rokowaniach pokojowych samozwańczy, tymczasowy namiestnik zakonu krzyżackiego w Prusach, komtur ze Świecia, miało być natychmiastowe odstąpienie króla i wielkiego księcia od oblegania stolicy zakonu — Malborka. Długosz opisuje te rozmowy następująco:
„Po upływie całego miesiąca lipca, w czasie którego król polski zajęty był tylko obleganiem zamku Malborka, tenże król i jego wojsko, ciesząc się na każdym miejscu we wszelkich poczynaniach pełnym, niezmiennym i słusznym powodzeniem, obiecywał sobie z każdym dniem jeszcze pomyślniej sze osiągnięcia. A na początku sierpnia komtur Henryk von Plauen, przez posłów wysłanych w tym celu z prośbą, uzyskał zezwolenie na udanie się z zamku Malborka do króla polskiego Władysława na rozmowę. Henryk von Plauen w towarzystwie rodzonego brata, człowieka świeckiego, kilku Czechów i Ślązaków przybył osobiście na spotkanie króla i jego książąt, i panów, które odbyło się koło murów. Gdy mu kazano powiedzieć, z czym przychodzi i czego żąda, przemawia w następujący sposób: «Najpotężniejszy i Najjaśniejszy Królu! Przychodzimy — powiada — poskromieni, ponieważ w krwawej bitwie i najdotkliwszej klęsce pokonałeś i rozbiłeś niedawno naszą armię i wojska nasze i naszego Zakonu. Poskromieni również niepowodzeniem, na które —j ak wiadomo — skutkiem naszych rozbojów pozwoliły moce niebieskie i podziemne, kiedy mistrz pruski Ulryk i jego komturowie w szaleńczej decyzji odrzucili ofiarowany przez Ciebie na słusznych warunkach pokój i straszyli Cię wyniosłymi słowami i mieczami bez pochew. Przychodzimy w przekonaniu, że jesteś łagodnym i pragnącym pokoju zwycięzcą, z gorącą prośbą, by od Twej łaskawości uzyskać nadzieję, pomoc i zmiłowanie. Ja zatem, bo jest to mój szczególniejszy obowiązek, jako że zastępuję mistrza, Twój w żadnych warunkach niezwyciężony Majestat błagam i zaklinam [...]. Niech Twój Najjaśniejszy Majestat złagodziwszy swój chmurny gniew raczy [...] odwrócić od nas i naszego Zakonu bicz zemsty i nie dąży do zniszczenia na zawsze naszego Zakonu, skoro wystarczająco poskromiłeś naszą wyniosłość i pychę. Jesteśmy teraz i będziemy w przyszłości zadowoleni, jeżeli Twoja łaskawość dopuści nasze prośby
do łaski wysłuchania. Złożymy oświadczenie, że my i nasz Zakon otrzymaliśmy od Twego Majestatu wieczyste dobrodziejstwo, jeżeli Twój Najjaśniejszy Majestat po przyjęciu ziemi pomorskiej, chełmińskiej i michałowskiej oraz ich zamków i miast, które prawnie należą do Ciała Twego Królestwa Polskiego, stanowiąjego własność, a z powodu których często wszczynano wojnę między Królestwem a Zakonem, pozostawi Zakonowi ziemie pruskie napadane przez barbarzyńców, co kosztowało wiele krwi i wasz polski naród, i inne narody katolickie, ażeby Zakon Krzyżacki stworzony do walki w obronie chrześcijan przed poganami, nie został całkowicie usunięty z ziem pruskich». Kiedy to poselstwo i prośbę Henryka von Plauen przedstawiono większemu gronu doradców, różne były opinie książąt i panów, ponieważ istniało przekonanie, że poselstwo wysuwa więcej budzących nieufności propozycji niż aktów uległości. Wobec pomyślnego stanu rzeczy doradcy odmawiali dobrej rady, nie biorąc pod uwagę, że powodzenie trwa krótko, że koleje losów są zmienne i że los po prostu nigdy nikomu nie pobłaża. Propozycja posłów podobała się doradcom mniej niż królowi. Doradcy bowiem byli przekonani, że zamek Malbork nie zniesie długiego oblężenia, a Zakon Krzyżacki, jeżeli mu się zostawi ziemię pruską, przy nadarzającej się sposobności, rzuci się kiedyś, by zdobyć ziemie, których się zrzeka. Polakami kierowała przekora i wrodzona ludzkiemu charakterowi chęć posiadania więcej od tego, co im ofiarowano. Także król Władysław przekonany, że będzie go spotykało jedno za drugim powodzenie, ogarnięty nadzieją większych zysków, stracił nawet to, co mu zaproponowano. Bo wielkie powodzenie oślepia umysły ludzkie. Król Władysław dając się unieść nieopanowanej pysze zwycięzcy, pysze, której źródłem było tak wielkie powodzenie i zwycięstwo odniesione pod Grunwaldem, wyraził zgodę na danie dumniej szej odpowiedzi, niż przystało zwycięskiemu królowi. 5 — Koronowo 1410
Postanowiono zatem dać następującą odpowiedź Henrykowi von Plauen. Odpowiedź tę na rozkaz króla ogłasza marszałek Królestwa Polskiego Zbigniew z Brzezia: «Komturze Henryku, gdybyś był w dobrej wierze przybył z prośbą o pokój, nie wyznaczyłbyś naszemu królowi tego, co prawem boskim i ludzkim stanowiło zawsze własność jego i jego Królestwa i co — jak wiadomo — było nią zawsze i ty dałeś mu to tytułem zgodnego z prawem poddania się. Byłoby zapewne rzeczą właściwą, żebyś mu zaproponował poddanie się innych zamków, które odmawiają uległości, a przede wszystkim zamku Malborka, ponieważ — jak wiesz — i te zamki, które się poddały, i te, które nie chcą się poddać, są nagrodą zwycięzcy. Król nie ma zatem za co ci dziękować. Ale jeżeli ustąpisz z zamku malborskiego, król ci podziękuje za jego odstąpienie, a nadto po poddaniu się zamku malborskiego nie odmówi dania Zakonowi Krzyżackiemu odpowiedniego zaopatrzenia, podobnego do tego, jakie ma na ziemiach niemieckich)). Na to komtur Henryk: «Czy to jest zatem ostateczna wola króla i czy nie mamy spodziewać się jakiejś większej życzliwości?)) Kiedy zaś marszałek Zbigniew powiedział, że decyzja, którą ogłasza, jest ostateczna i że jeśli chce pokoju, to winien przedstawić korzystniejsze warunki, komtur dodał: «Ufałem — powiada — że król dobrowolnie przyjmie bardzo słuszną propozycję zawartą w mej prośbie i że się zmiłuje nad dotkniętym klęską. Ale ja wierząc głęboko, że poselstwem, ukorzeniem się i obecną propozycją odpokutowałem wszelki gniew niebieski, który się wobec nas srożył z powodu zerwania przymierza, pod żadnym warunkiem nie opuszczę zamku malborskiego, ale ufny w pomoc wszechmogącego Boga i opiekę NMPanny będę usiłował w miarę sił go bronić i gdyby nawet przyszło znieść najgorsze, nie pozwolę, by nasz Zakon tak łatwo został zniszczony». Po zakończeniu
spotkania król udał się do namiotu, a Henryk do zamku Malborka" 3 2 . Wszystko, co powyżej opisuje Długosz, zdaniem autora niniejszego opracowania, jak najdobitniej świadczy o tym, iż krzyżackie niedobitki, zamknięte za murami zamku malborskiego, wcale nie czuły się tak pewnie i nie były w stanie wytrzymać długiego oblężenia. Sprawa krzyżacka w Prusach na pewno nie stała aż tak dobrze, jakby tego chciał prof. S. M. Kuczyński, skoro już mniej więcej w tydzień po rozpoczęciu oblężenia komtur Henryk von Plauen zdecydował się na podjęcie bezpośrednich rozmów z królem Jagiełłą. Ktoś, kto czułby się bezpiecznie za murami swojej stolicy, z pewnością nie proponowałby przeciwnikowi oddania połowy terytorium swego państwa w zamian za natychmiastowy pokój i zachowanie panowania krzyżackiego przynajmniej w północno-wschodniej części Prus. Ktoś tak przebiegły i jednocześnie tak pyszny jak Henryk von Plauen na pewno nie poniżyłby się tak bardzo, ażeby osobiście i przy tak wielu świadkach uniżenie prosić króla polskiego o pokój i łaskę ocalenia resztek władztwa zakonnego nad Nogatem, Łyną, Pregołą i dolnym Niemnem. Nawet gdyby założyć, że samozwańczy namiestnik zakonu krzyżackiego w Prusach chciał tylko przez udawane rokowania z królem Jagiełłą zyskać na czasie, ażeby doczekać się odsieczy z Inflant lub z Nowej Marchii, to raczej targowałby się zaciekle z Polakami i Litwinami o każdy zamek i miasto w Prusach i na Pomorzu, a nie od razu oddawał Polsce całe Pomorze Gdańskie. Tym bardziej iż na początku sierpnia 1410 roku Krzyżacy oblężeni w zamku malborskim nie mieli najmniejszego kontaktu ze światem zewnętrznym i żadną miarą nie mogli przewidzieć, czy jakakolwiek odsiecz dla
nich w ogóle nadejdzie i — co n a j w a ż n i e j s z e — kiedy. Zdaniem piszącego te słowa, spotkanie von Plauena z Jagiełłą pod murami zamku malborskiego było raczej próbą wynegocjowania w miarę ówczesnych możliwości korzystnego dla Krzyżaków pokoju, który dawałby rycerzom niemieckim możliwość dalszej egzystencji w ramach okrojonej państwowości pruskiej. Henryk von Plauen oddawał Polakom i Litwinom to, co było terytorium spornym i przyczyną tej wojny (Pomorze, ziemie chełmińską i michałowską w przypadku Polski oraz Żmudź w przypadku Litwy), a w zamian za to uniżenie prosił króla Jagiełłę o pozostawienie zakonowi reszty ziem pruskich z Malborkiem. Było to niewątpliwie najbardziej dogodne dla pruskiej gałęzi Zakonu Szpitala N a j ś w i ę t s z e j Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, w zaistniałej po klęsce grunwaldzkiej sytuacji, rozwiązanie. Krzyżacy bowiem oddawali Polsce i Litwie tylko ziemie sporne, których i tak nie zdołaliby utrzymać, z a c h o w u j ą c j e d n o c z e ś n i e władzę w pozostałej, północnej i wschodniej części Prus ze stołecznym Malborkiem oraz Elblągiem i Królewcem. Dawało to panom zakonnym j e d y n ą , w ówczesnych warunkach, realną możliwość przetrwania w okrojonej, co prawda, bardzo znacznie części państwa zakonnego w Prusach, szybkiego zawarcia pokoju z Polską i Litwą, co dawałoby im czas niezbędny do odbudowy własnej państwowości, administracji, a przede wszystkim sił zbrojnych, ażeby kiedyś — w dalszej przyszłości i przy bardziej s p r z y j a j ą c e j zakonowi koniunkturze międzynarodowej — odzyskać siłą to, co dziś się zwycięskiemu nieprzyjacielowi z konieczności oddaje w zamian za łaskę ocalenia spod karzącego, królewskiego i wielkoksiążęcego miecza. Komtur von Plauen postępował przy tym bardzo przebiegle, ponieważ, już na samym wstępie rokowań z Polakami i Litwinami, głośno i publicznie u d e r z a j ą c w ton rzekomej pokory
i skruchy przed zwycięskim królem Jagiełłą oraz j e g o otoczeniem oraz p r o p o n u j ą c przeciwnikom korzystne dla nich warunki pokoju, zyskiwał sobie uznanie zarówno w szeregach nieprzyjaciół, jak i wśród niezależnych obserwatorów z Europy Zachodniej, p r z e b y w a j ą c y c h podówczas w polsko-litewskim obozie, j a k o ten spośród panów pruskich, który zrozumiawszy wszystkie błędy w dotychczasowej awanturniczej i zaborczej polityce państwa krzyżackiego wobec sąsiadów, korzy się, przeprasza i uniżenie prosi króla polskiego i wielkiego księcia litewskiego oraz wszystkich ich lenników i sojuszników, którzy biorą udział w tej wojnie, o natychmiastowy pokój w zamian za poniechanie oblężenia Malborka i pozostawienie Krzyżakom pruskiej części ich nadbałtyckiego państwa. Pozostaje pytanie, czy von Plauen, p o d e j m u j ą c owe rokowania pokojowe z Jagiełłą i Witoldem na początku sierpnia 1410 roku, istotnie chciał pokoju? Prof. S. M. Kuczyński twierdzi, że nie. Jego zdaniem: „Gdyby von Plauen okazał skłonność do odstąpienia czegoś więcej poza Żmudzią i ziemią dobrzyńską, wolno sądzić, że doszłoby do porozumienia i pokój zostałby zawarty. Widocznie jednak komtur świecki liczył na pomoc z zachodu i miał pewność, że Malbork kilka tygodni j e s z c z e wytrzyma, gdyż nie tylko nie zgodził się na żądania polskie, ale nawet przerwał rokowania. Na bezwarunkową kapitulację, j a k i e j miano, według Długosza, wymagać od von Plauena, miał czas zawsze. Dlatego też nie sądzimy, aby strona polskolitewska, której chodziło o zawarcie pokoju, po to godziła się na rozmowę z namiestnikiem, by stawiać go w sytuacji bez wyjścia. Propozycja oddania Malborka za ogólnie wspomnianą «wdzięczność królewską» i «opatrzenie» Zakonu na podobieństwo opatrzenia w N i e m c z e c h — nie mogła być dla von Plauena zachętą, bo niczego nie tracił, jeżeli tej propozycji nie przyjmował. Ze względu
na opinię międzynarodową i papiestwo król nie mógł «nie opatrzyć» Zakonu na wypadek całkowitego zwycięstwa" 3 3 . Jagiełło nie skorzystał z „pokojowej" oferty tymczasowego namiestnika zakonu i nie odstąpił od oblężenia, ale również nie uczynił praktycznie nic, ażeby szybko zdobyć krzyżacką stolicę. W efekcie tego braku zdecydowania królewskiego, oblężenie Malborka, zamiast zakończyć się szybkim i spektakularnym zwycięstwem, zaczęło się przeciągać w nieskończoność. Oblężenie Malborka nie było oblężeniem sensu stricto. Przypominało ono raczej blokadę, i to niezbyt szczelną, obliczona bardziej na dobrowolne poddanie się nieprzyjaciela, aniżeli wzięcie fortecy szturmem lub głodem. Henryk von Plauen zachował mimo teoretycznej polsko-litewskiej blokady możliwość kontaktowania się ze światem, a nawet organizowania pomocy dla oblężonego Malborka 34 . Tymczasem w sierpniu od strony Królewca i Kłajpedy nadeszły słabe siły Krzyżaków inflanckich dowodzone przez marszałka Berna von Hevelmanna, liczące według Długosza zaledwie około 500 ludzi. Ksiądz kanonik krakowski opisuje i komentuje te wydarzenia w sposób następujący: 33
S. M. K u c z y ń s ki, Wielka wojna z Zakonem..., op. cit., s. 450.
34
Por. Polska Jana Długosza,
również znacznie szerzej: op.
cit.,
s.
op.
cit.,
s.
S.M.Kuczyński,
468-469. Prof.
255.
Na ten temat patrz
Wielka wojna z Zakonem...,
Kuczyński nie szczędzi przy tym bardzo
krytycznych uwag pod adresem dowództwa polsko-litewskiego, które nie dopilnowało,
ażeby
oblężony
zamek
w
Malborku
został
całkowicie
odcięty od wszelkich kontaktów ze światem zewnętrznym. Między innymi to właśnie niepojęte zaniedbanie spowodowało, iż von Plauen, który p o c z ą t k o w o skłaniał się do pokoju z Jagiełłą, wobec nieudolności i braku zdecydowania przeciwnika,
a także pod wpływem krzepiących wieści
z Inflant,
i Rzeszy,
Nowej
Marchii
przestał myśleć o jakiejkolwiek
ugodzie z koalicjąjagiellońską. Wina za taki stan rzeczy spada — zdaniem prof. Kuczyńskiego — przede wszystkim na samego króla Władysława Jagiełłę j a k o naczelnego wodza wojsk antykrzyżackiej koalicji.
„Mistrz inflancki Herman z Windkinszeng 35 chcąc potajemnie przyjść z pomocą zamkowi Malborkowi, o którym wiedział, że znajduje się w nader trudnej sytuacji, przybywa do ziem pruskich z 500 zbrojnymi i pragnąc się ukryć, rozbił obóz daleko, w pobliżu miasta Królewca. Król Władysław, dowiedziawszy się od zwiadowców o jego wkroczeniu, wysyła wielkiego księcia litewskiego Aleksandra z 12 chorągwiami rycerzy polskich, by podjął z nim walkę. Ten spotkawszy go w okolicy rzeki Pasłęki, za Pasłękiem, zamierzał go zaatakować następnego dnia. Ale mistrz inflancki Herman (uznawszy) zgodnie z uprzednio powziętym zamiarem, że sprawę Zakonu należy załatwić raczej podstępnymi zabiegami niż orężem, domaga się rozmowy z księciem Aleksandrem. Uzyskawszy ją przybywa osobiście do jego obozu i rozmawia z nim I>